Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2022, 14:47   #111
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Doktor Sidonius z umiarkowanym zaciekawieniem przyglądał się tunelowi, bo czegoś takiego możnaby się tutaj spodziewać, gorzej jak wejdą przez przypadek do brzucha gigantycznego robaka… lub jego drugiej strony. Koniec końców weszli… Karczmy?
- Coś mówiliście o straszliwym czarcie. Tu jest drugi. - Zapytał Doktor cicho towarzyszy.
Na zewnątrz stwierdził.
- To dziwny pomysł przekopywać się przez karczmę.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 28-09-2022 o 14:50.
Slan jest offline  
Stary 30-09-2022, 08:50   #112
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Spotkanie z Calmontem okazało się być strzałem w dziesiątkę. Niziołek, choć niezbyt zdrowy na umyśle, pozwolił im połączyć ze sobą brakujące elementy. Voz musiała być tą nekromantką - to byłoby zbyt duże zrządzenie losu, by w okolicy przebywała inna białowłosa czarodziejka o elfiej krwi, poszukująca Wrót Alsety. Do tego jej zniknięcie, poprzednie ciemne sprawki i wyznawanie boga morderstw… Norgorber może i nie był tak oczywistym patronem dla kogoś parającego się tą ohydną sztuką jak chociażby Urgathoa, ale ani trochę nie zmieniało to obrazu sytuacji.
Gdy opuszczali więzienie, paladyn odłączył się na chwilę od drużyny, by przekazać Gardianie, że dobrowolne zeznania Calmonta mogą pomóc w rozwiązaniu sprawy i chciałby, by zostało to wzięte pod uwagę w jego procesie.

***

Joresk uśmiechnął się, widząc uwijające się w twierdzy gobliny. Zielonoskórzy nie marnowali czasu i już zabrali się do przystosowywania twierdzy dla siebie - była to dobra wiadomość dla Rozgórza. Miał pewność, że plemię Cierniowego Kamienia nie zapomni udzielonego wsparcia, a ich współpraca z miasteczkiem mogła przynieść wymierne korzyści dla obu stron.
Na widok koboldów siedzących na prowizorycznym tronie z trudem powstrzymał prychnięcie śmiechem. Cóż, ambitne plany Wuga musiały chyba poczekać, albo ork będzie musiał negocjować ze Smoczą Lożą - wyglądało na to, że charau-ka udało się odmienić swój los niewolnika na coś znacznie bezpieczniejszego.

Marsz tunelem był dla paladyna wyjątkowo uciążliwym zadaniem. Co jakiś czas stukał pancerzem o ściany, a gizarmę musiał nieść przed sobą, bo nawet by tam nie wszedł. Sarkając cicho, przyglądał się ciemnej posadzce i zastanawiał się, kto stworzył to przejście. Podejrzewał, że była to awaryjna droga ewakuacji z twierdzy, ale z drugiej strony Rycerze Piekieł nie należeli do takich, którzy by się wycofywali… Gdy dotarli w końcu do jaskini, w której dało się wyprostować (w duchu paladyn zaczynał zazdrościć krasnoludom), zobaczyli dość świeże gruzowisko w jednym z jej rozwidleń.
- To chyba źródło tego łoskotu, który wczoraj słyszeliśmy - skonstatował.

***

Okazało się, że ocalała odnoga tunelu doprowadziła ich do …karczmy. Joresk był zadziwiony tym obrotem zdarzeń. I wydawało się, że karczmarka w „Marynowanym Uchu” podzielała to jego uczucie, okraszone jedynie obfitą dozą wściekłości. Nie chcąc wdawać się w niepotrzebną awanturę, wraz z towarzyszami dał się pogonić, w duchu będąc nawet pod wrażeniem zaskoczonych gospodarzy. Trzeba nie lada odwagi (albo głupoty), żeby w obronie dobytku niemal z pianą na ustach rzucać się na uzbrojonych nieznajomych. Paladyn uśmiechnął się tylko pod nosem i już miał zaproponować drużynie niezwłoczne udanie się do Ścieżki Strażnika, gdy Wug rzucił inną propozycję.
 
Sindarin jest offline  
Stary 30-09-2022, 19:48   #113
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Kiedy Lavena dotarła w pobliże cytadeli Altaerein i ujrzała krzątające się po jej terenie gobliny, pomyślała z przekąsem „Jakież to typowe, poślednie istoty jedynie starają się wspinać po grzbietach potężniejszych”.

Półelfka odnotowała nieśmiało, że przedzieranie się przez ożywioną goblińską krzątaniną twierdzę było dlań nieco odmiennym doświadczeniem od wcześniejszych, gdy miejsce to zapełniały jedynie czyhające w ciemnych zakamarkach wraże potwory i nieustępliwi nieumarli. Dopiero od niedawna zaczynała przyzwyczajać się do myśli, że miejsce to stało się zupełnie bezpieczne i może czuć się w nim bardziej komfortowo.

Kiedy Da'naei ujrzała Piba i Zarfa mimowolnie przeszło jej przez myśl sardoniczne „Jacy władcy, taki tron”. Zagadką dlań pozostawało, jak te niedorzeczne istoty zdołały tak długo przetrwać w tym miejscu. Ostatecznie wzruszyła ramionami i skończyła na: „Powiada się, że bogowie wielbią głupców. Muszą zatem często i czule o nich myśleć”.


Podróż odchodzącym z grobowca rycerzy piekieł tunelem nie była dla Laveny szczególnie pasjonująca, czy komfortowa. Dopiero rozwidlenie z zawalonym przejściem zaintrygowało ją w najmniejszym stopniu.
— Nie źródło, a skutek — poprawiła paladyna. — Pozostaje jedynie dumać czy to zabieg celowy, czy zbieg okoliczności. Ale to właśnie ta ścieżka może w tym miejscu stanowić jedyne miejsce warte uwagi. A właściwie mogła, bo nie ma mowy przejściu, o ile nie wynajmiemy paru tępych osiłków do oczyszczenia drogi.
Zbliżając się do końca tunelu, czarownica zaczęła powoli pojmować, jak się sprawy mają. Wielokrotnie korzystała z ukrytych przejść, czy to w celach przemytniczych, czy innych, także nielegalno-zarobkowych. Niniejsze biorąc pod uwagę miejsce docelowe, stanowiło przydatny skrót do samego serca cytadeli. Pozostawało jedynie odgadnąć kto i dlaczego je wykonał. A by pomóc sobie w uzyskaniu tej odpowiedzi, trzeba było odkryć, gdzie się zaczynało. Dlatego czaromiotka nieco pospieszała swoich kompanów na końcowym odcinku drogi.


To gdzie się zjawili jakoś szczególnie nie zdziwiło szmaragdowookiej. Oczywiście spodziewała się jakiegoś ciemnego magazynu na obrzeżach miasta albo sutereny zrujnowanego domostwa. Ale piwniczka tawerny też była jak znalazł. Więcej czasu na rozważania nie otrzymała, bowiem na dół wpadła jakaś otyła, uzbrojona kobieta, która przy akompaniamencie rugań zaczęła wszystkich wypychać na zewnątrz.
— Gdzie z tymi łapami ty niedomagająca umysłowo orangutanico?! — obruszyła się na fizyczną napaść ze strony plebejuszki. Nie mogła jednak dać rady silnej karczmarce. — Dotykaj kogo innego, ty brudna świnio! Jeszcze się czymś zarażę!
Kiedy znalazła się na zewnątrz, otrzepała się teatralnie, zadarła nos i fuknęła ceremonialnie.
— Ty stara ropucho! Za tę zniewagę powinnam spalić do gołej ziemi tę cuchnącą norę!
 
Alex Tyler jest offline  
Stary 30-09-2022, 21:34   #114
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak nie kij, to marchewka... a jak nie, to inna metoda, byle tylko dało się wyciągnąć z delikwenta jakieś przydatne informacje. No i udało się, chociaż informacje do bardzo optymistycznych nie należały. No ale ich weryfikacja musiała poczekać.

* * *

Jak poprzednio wyglądała sytuacja w twierdzy Altaerein, tego Khair nie wiedział. Obecnie wszystko sprawiało całkiem niezłe wrażenie... przynajmniej jeśli wzięło się pod uwagę fakt, iż porządki w cytadeli robiły gobliny. No a trudno było gobliny uznać za najlepszych gospodarzy pod słońcem.
W każdym razie Khair życzył im powodzenia. Nie miał nic przeciwko tej rasie, no chyba ze jacyś jej przedstawiciele występowali przeciwko niemu, co w tym przypadku nie mialo miejsca.

* * *

Tunel, niski i niezbyt okazały, mógł służyć różnym celom, ale trudno było sądzić, iż pierwsi mieszkańcy cytadeli korzystali z niego by wybrać się na wino czy piwo.
A jeśli tak, to zapewne byli cieplej witani przez właścicieli gospody. Z drugiej strony... od tamtego czasu gospodarze karczmy zmienili sie wielokrotnie, a pamięć o przejściu się ulotniła. Tylko to mogło tłumaczyć zachowanie pani gospodyni, tudzież potraktowanie ich jak pijaczków, którzy w piwniczce odsypiali wcześniejszą popijawę.
W tym ostatnim rozumowaniu tkwiła pewna luka, ale Khair nie miał zamiaru jej roztrząsać.

W każdym razie uważał, że piwo nie jest na tyle dobre, by warto było pozostawać dłużej w tym miejscu. Lepiej było ruszyć dalej.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2022, 13:31   #115
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Sidonius o Golinoboldach
Doktora Sidoniusa zawsze fascynowało, jak to zawsze wychodziło, że gobliny i koboldy osiedlały się w tym samym miejscu. Czy to była kwestia czynników środowiskowych w rodzaju podobnej niszy ekologicznej, czy może zbliżonych wymagań środowiskowych. Jednak z tej dwójki zawsze uważał, że koboldy mają przewagę. Czy to ze względu na lepszą i rozsądniejszą organizację, czy też pokrewieństwo ze smokami. Zgodnie z prawidłami ewolucji, gobliny były skazane ma wymarcie. Tak zawsze działo się, gdy dwa gatunki rywalizowały o to samo terytorium. Może już teraz warto by pomyśleć, o utworzeniu rezerwatów, gdzie ostatni przedstawiciele rasy gobliniej przetrwają. To co widział w twierdzy potwierdzało jego teorię. Tak bywa…
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline  
Stary 01-10-2022, 18:26   #116
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Wug zaczął sobie kalkulować. Plemię goblinów nic nie wspominało o nekromantce. Widziały ją jednak koboldy. W katakumbach były ślady wizyty osobników z zewnątrz, choćby w postaci trupa rozbójnika. Ktoś poza nimi musiał korzystać z tego tunelu. Karczmarka nie mogła o nim nie wiedzieć, taka ślepota mieściła się poza pojmowaniem orka. Rozwiązaniem było zatem wypytanie bywalców. Jeśli widzieli tu pół-elfkę o bardzo charakterystycznej urodzie można było przycisnąć karczmarkę.
- Nie chcemy kłopotów wejdziemy jeszcze zjemy coś i się napijemy piwka. Nie wchodźmy teraz w długie dyskusje. Pogadamy przy czymś w środku - po czym spojrzał po towarzyszach - dobrze?
— Mów za siebie! Nie spędzę w tej śmierdzącej dziurze ani chwili! - prychnęła zirytowana Lavena.
— Jak coś, to będę czekała przy wyjściu z miasta. Wyjaśniła, po czym wzniosła podbródek i sobie poszła, krocząc dumnie niczym paw.

Karczmarka, która udała się z powrotem do środka szynku, zniknęła z oczu podróżników. Został tylko stary, zasuszony mężczyzna, który był chyba jej mężem.

– Możecie zostać, jak nie będziecie rozrabiać - podrapał się po głowie, chyba nie do końca pewny swojej decyzji.
- Nie będziemy się rozsiadać, ale łyk piwa nie zaszkodzi - zgodził się paladyn - Często macie takie sytuacje jak teraz? - zapytał z uśmiechem starca, głową wskazując na klapę do piwnicy.
– Eee, często, panie? - zapytał szynkarz. – Co drugi dzień, raczej. Byście widzieli, jak ostatnio sobie mordy kuli. Jeden taki na krokiew pod sklepieniem wskoczył i bombardował wszystkich kuflami. Albo kiedy innym razem, bitka była tak sroga, że zabarykadowali się w spiżarce i bronili przystępu całą noc tym, co spyży kosztować chcieli. Straż ledwo sobie poradziła. Spiżarkę odymiali, żeby tamci się rozpierzchli!

Wściekła, gruba karczmarka gdzieś zniknęła. Starzec rozlał piwo do garnków i zgarnął po dwa miedziaki za jeden. Piwo było całkiem smaczne, acz nieco wodniste, a jego zapach miał dziwne, niepokojące akcenty, które zalatywały na siarkę.

Wug i Sidonius zauważyli, że ton głosu karczmarza wydawał się lekko drżeć, kiedy mówił o wydarzeniach ostatnich dni. Bombastyczne opowieści o walkach w karczmie zdawały się być prawdziwe, jednak… Było chyba coś jeszcze, poza tym, co mówił.

Wug zwrócił się do towarzyszy gdy zostali sami.

- Jest tak. Tym tunelem ktoś łaził to wiemy. Ja bym bym podejrzewał tę Voz. To mogła być jej tajna droga do twierdzy. Karczmarz już cały się trzęsie. Jak zagadamy z miejscowymi ochlejmordami to łatwo dowiemy się kto tu nietypowy bywa. Voz ma specyficzny wygląd nie da się jej nie zauważyć. Może właziły tędy tylko orkowe zbóje ale oni też są specyficzni i zauważalni. Jak mam racje w jednym z dwóch możemy przycisnąć karczmarzy. Powiedzą co tu jest za układ. No tylko pozostaje najważniejsze pytanie… Chcemy mieć to przejście do wyłącznej dyspozycji jako nasz atut i nikomu ani słowa? Czy chcemy się go pozbyć i nasłać na karczmarkę straż. Dla mnie to się nam może kiedyś przydać. Ciężko przewidzieć jak się sprawy potoczą. A robi się coraz dziwniej i dziwniej. - Ork wyłożył jak się z jego strony sprawy mają.
- Mamy czas na przepytywania i rozpracowywanie tej sytuacji? - zapytał paladyn - Po drugiej stronie tunelu są twoi pobratymcy, więc nie ma ryzyka, że ktoś nim dostanie się do Rozgórza lub z niego ucieknie. Możemy poinformować straż, by mieli oko na karczmę, ale prawdziwe zagrożenie jest najpewniej na Ścieżce Strażnika. Zgaduję, że to tam prowadziła ta zawalona odnoga.
- Zostawmy chwilowo sprawę tunelu i osób, które mogłyby tamtędy przechodzić - powiedział Khair. - Ścieżka Strażnika jest najważniejsza - dodał - i tym powinniśmy się zająć. Doktor Sidonius się namyślił.
- Może zostawimy, ale jednak pogadałbym z karczmarzem,bo może to się wydostać spod kontroli, jeśli obie strony zaczną sobie łazić. Wug wzruszył ramionami. Skoro ludziny uznały, że przepytywać nie warto nie zamierzał się spierać
 
Icarius jest offline  
Stary 04-10-2022, 00:19   #117
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
- Quelle surprise - westchnęła Katerina.

Rozmowę z Calmontem, która za bardzo nie wniosła nic konkretnego do ich quasi-śledztwa na temat Kręgu Alsety, muszkieterka spędziła w dużej mierze oparta o ścianę, więcej uwagi poświęcając własnym paznokciom, aczkolwiek cień uśmiechu zaczął kwitnąć na jej ustach. Uśmiech pełen samozadowolenia, inaczej być nie mogło gdy jej podejrzenia co do tożsamości tajemniczej nekromantki zdawały się być strzałem w dziesiątkę. Ale temu uczuciu dała dopiero upust, gdy opuścili duszne i smutne kazamaty Rozgórza, zostawiając niziołka wchodzącego w intymny związek z obłędem daleko w tyle.

- A nie mówiłam - Katerina wyrzuciła z siebie jeden ze swoich ulubionych zwrotów, zadzierając nosa i szczerząc zęby.
Powrót do cytadeli Altaerein był już o wiele przyjemniejszy. Oczyszczona z nieproszonych lokatorów i pozbawiona niebezpieczeństw rysowała się nawet-nawet jako niezły zabytek lokalnej historii. Brakowało tylko kustosza i armii konserwatorów, ale i tą lukę na jakiś sposób wypełniło plemię Cierniowego Kamienia które okazało się nie próżnować i nie mitrężyć czasu. Widząc zielonoskórych na powrót obejmujących ruiny za swoją siedzibę, Katerina nie mogła powstrzymać się od gwizdnięcia z aprobatą. Ale tylko tam, gdzie szło o prędkość działania. Nie, żeby spodziewała się komitetu powitalnego pełną gębą, ale gobliny mogły się zdobyć na przynajmniej parę słów podzięki. Rażący brak kultury osobistej muszkieterka skwitowała, jak to miała w zwyczaju, sarknięciem.

- Nie ma za co!
Przyjemności skończyły się w podziemiach. Podróż wydrążonym magicznie tunelem byłaby mało komfortowa w dobry dzień, a co dopiero dzień po popijawie. Kac-morderca nie popuścił i nie trzymał Kateriny w już tak żelaznym uścisku, ale mimo wszystko półgodzinną podróż spędziła na psioczeniu i narzekaniu pod nosem. Po części z racji tego, że oto na powrót brudziła świeżo wypraną kreację, po części by zagłuszyć kiełkującą w trzewiach klaustrofobię, podsuwającą wizję bycia pogrzebaną żywcem. Nie tak chciała skończyć swój żywot, o nie. Jej koniec, jak całe życie, miał być dramatyczny, wystrzałowy i wiekopomny, nie było innej opcji. Katerina Bonheur nie miała prawa sczeznąć pod gruzowiskiem.

Szczęśliwie nie musiała. Wędrówka zakończyła się względnie prędko (acz na gust muszkieterki i tak trwała za długo) i stanęli w końcu w... spiżarni? Kat spodziewała się prędzej jakiegoś dawno zapomnianego magazynu czy piwnicy pustostanu, więc nawet nie kryła się ze zdziwieniem wyrysowanym na twarzy. Cuda-dziwy, aż mrugnęła parę razy, by upewnić się czy aby wzrok nie płatał jej figli, ale spiżarnia jak stała, tak stała. Bonheur otrzepała się demonstracyjnie z kurzu i, w ramach rekompensaty za tłuczenie się tunelem, chwyciła za jabłko, które zaczęła jak gdyby nigdy nic pałaszować w drodze na parter.

I tutaj zabrakło komitetu powitalnego, ba!, Katerina chyba już o wiele bardziej wolała goblińską obojętność na ich obecność, niż krzyki herod-baby i cerbera w jednym. Nie widząc zbytniego sensu w przepychaniu się z gospodynią będącą na bakier z podstawami gościnności, muszkieterka dała się wypchnąć wraz z towarzyszami na zewnątrz, gdzie usadowiła się na murku i na spokojnie skończyła konsumpcję jabłka, ogryzek bezceremonialnie ciskając w pobliskie krzaki. Klasnęła w dłonie, gotowa wydać swój wyrok na gdybania konfratrów.

- Gospoda i baba nie uciekną - oznajmiła mądrze - a nekromantka może. I tak ma nad nami przewagę czasową, więc nie bawmy się teraz w pogawędki. Decyzję możemy spokojnie odroczyć. Allons-y, panowie!

Nie dodała, że miała własne plany w tym zakresie, widząc okazję do dodatkowego zarobku. To jednak odłożyła na później.
 
Aro jest offline  
Stary 04-10-2022, 05:24   #118
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Ścieżka Strażnika

Po wyjściu z więzienia, udali się do stajni, gdzie wypożyczyli konie na ten dzień, uiszczając jedną sztukę srebra i zobowiązując się do zapłacenia ośmiu sztuk złota w przypadku przedwczesnej śmierci wierzchowca. Pozostało udać się do nakreślonej na mapie Voz miejsca znanego jako Ścieżka Strażnika.

Droga do Ścieżki Strażnika zaczynała się od małej, niemal niewidocznej polnej ścieżyny na północ od Czarciego Wzgórza. Kiedyś był tutaj drogowskaz, ale teraz został po nim tylko pal. Zaniedbana droga urywała się w wysokich trawach i krzakach wrotyczu, aby ponownie wyłonić się opodal, kiedy tylko te skończyły się po parudziesięciu krokach dalej.

Podróżowali około godziny, jadąc kłusa. Bardziej orientowali się w terenie niż podążali za ścieżką, która znikała i pojawiała się.

Krajobraz podgórza Gór Pięciu Królów leniwie przewijał się przed nimi.

Płaskie i łagodne wzgórza czasem przechodziły w kamienne pola, podobne do tego obok starej cytadeli. Niekiedy zza małych wzniesień wychynął zagajnik albo wrzosowisko, które dawno już nie widziały ludzi, jasne było bowiem, że szlak ten omijał trakty kupieckie. Z rzadka, doliny zawierały w sobie małe bajorka i rosnące wokół nich drzewa osadzone między omszałymi głazami, jeszcze spowitymi poranną mgłą.

Pogoda dopisywała - wkrótce poranny chłód miał zostać zastąpiony skwarem południa, jednak chłodny wiatr z górskich szczytów wyrównywał spiekotę na nizinach.

~


Zanim doszli do miejsca, łąki skończyły się. Gęsty las zastąpił ich miejsce, a ścieżka - po raz ostatni - stała się wyraźna, nawet zaznaczając się resztkami bruku, który tonął w glinie i zaroślach. Miły kontrast od ciągłego widoku słońca, widoku gór i wiatru, las był pogrążony w ciszy, przerywaną tylko szelestem liści i dalekim śpiewem ptaków.

Kiedy ścieżka skończyła się definitywnie, stanęli przed polaną, gdzie trzy wysokie strażnice górowały nad drzewami. Czwarta, niższa budowla chyba była kiedyś jakimś rodzajem pomieszczenia, gdzie przechowywano zapasy i gdzie nocowali strażnicy, kiedy nie byli na warcie. Posiadała wąskie, niemal niezauważalne z odległości okna.

Za budowlami rozciągała się skalna ściana dawnego osuwiska, wysoka na pięćdziesiąt stóp. Nad urwiskiem, daleko, na samym szczycie, znajdowała się jakaś drewniana, na pierwszy rzut oka stara struktura, która pewnie kiedyś była częścią kompleksu obronnego. Na skalnej ścianie osuwiska rosły małe krzaki, wokół których pięła się winorośl.

Strażnica w centrum była sprytnie wbudowana w trzy wielkie drzewa, przez które była podtrzymywana. Dwie sznurowe drabiny zwisały z haków pierwszej platformy wieży, która znajdowała się dwadzieścia stóp nad ziemią, zaś kolejna drabinka zapewniała dostęp do drugiej kondygnacji, wyższej o dziesięć stóp. Gałęzie wisiały nisko, a listowie było gęste, zasłaniając obie platformy.

Khair zauważył ruch między gałęziami. Choć listowie było gęste, kapłan spostrzegł parę sylwetek, które czasem pojawiały się i znikały między listowiem. Te sylwetki wyglądały na półorków, może orków - uzbrojone w łuki postaci wydawały się poglądać na trakt niedaleko. Kapłan musiał wskazać swoim towarzyszom ukryte postacie - kamuflaż, który zapewniały korony drzew wokół platform strażniczych, dawał im świetną osłonę.

Było jasne, że postacie musiały zauważyć ich już wcześniej - zapewne wydał ich stukot kopyt lub wejście główną drogą na polanę. Uzbrojeni wojownicy, póki co, spoglądali na nich z uwagą, jednak nie atakowali.

Strzały wyjęte z kołczanów i napięte cięciwy sugerowały, że mało brakowało do tego.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 04-10-2022 o 05:35.
Santorine jest teraz online  
Stary 08-10-2022, 08:54   #119
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Khair zauważył ruch między gałęziami. Choć listowie było gęste, kapłan spostrzegł parę sylwetek, które czasem pojawiały się i znikały między listowiem. Te sylwetki wyglądały na półorków, może orków - uzbrojone w łuki postaci wydawały się poglądać na trakt niedaleko. Kapłan musiał wskazać swoim towarzyszom ukryte postacie - kamuflaż, który zapewniały korony drzew wokół platform strażniczych, dawał im świetną osłonę.

Było jasne, że postacie musiały zauważyć ich już wcześniej - zapewne wydał ich stukot kopyt lub wejście główną drogą na polanę. Uzbrojeni wojownicy, póki co, spoglądali na nich z uwagą, jednak nie atakowali.

Strzały wyjęte z kołczanów i napięte cięciwy sugerowały, że mało brakowało do tego.

Doktor Sidonius był raczej typem mieszczucha, który raczej niechętnie opuszczał miasta i osady, ale ta dzicz wyglądała całkiem spokojnie. Aż do pojawienia się cieni…
- Zieleń, drzewa, drewniane platformy - Katerina odezwała się, niby nonszalancko gładząc grzywę konia, acz oczu nie spuszczała z pochowanych w koronie kształtów. Zaryzykowała tylko krótkie zerknięcie w stronę Laveny. - Istny raj dla piromanów, moja droga, nie sądzisz?
Czaromiotka wyszczerzyła się zuchwale.
— Zaiste, trochę ognia powinno wnieść tu nieco ożywienia!
Doktor tylko westchnął, ale gotował się do walki.
Paladyn oparł drzewce gizarmy na ramieniu - nie było w tym geście agresji, jedynie gotowość. Rozejrzał się dookoła.
- Ugaszenie takiego pożaru nie pójdzie równie łatwo jak ostatnio. Dawno nie padało, wszystko zajmie się błyskawicznie - rzucił, wtórując kobietom.
— Czytasz mi w myślach… — półelfka uśmiechnęła się złowieszczo.
- Zapewnić ci dywersję, moja droga? - Zaproponowała Katerina.
— Zazwyczaj sama stanowię swoją dywersję, kochana… — wyjaśniła wiśniowowłosa, dodała jednak po chwili: — Ale skoro jesteś taka uprzejma, to w drodze wyjątku, zgadzam się.
- Chcesz walczyć, zamiast spróbować się dogadać? - spytał Khair. - Nie wyglądają, jakby palili się do walki.
— Przypuszczam, że to Krwawe Ostrza — stwierdziła czarownica. — Pięć sztuk złota za głowę to wystarczająca suma, by odwieść mnie od pogawędki.
Rudowłosa półelfka wykrzyknęła słowa mocy, żywymi gestami nakreślając w powietrzu magiczne wzory. Po krótkiej chwili, z jej dłoni wystrzeliły trzy ogniste pociski, które uderzyły w platformę, na której stali najemnicy.

Efekt był zadowalający, acz daleki od ideału: deski zaczęły się tlić i skwierczeć, jednak żadna z nich nie buchnęła płomieniem.

Śledczy, Doktor Sidonius, przesadził parę susów na polanie i ukrył się za drzewem.

Nagle, dotychczas ukrywający się za plątaniną gałęzi i kupą brudnych szmat zlokalizowanych na strażnicy, wypadł kolejny najemnik. Zamiast jednak atakować, w podskokach zniknął za środkowym drzewem na strażnicy. Po krótkiej chwili, z tamtego miejsca zaczął dobiegać donośny, irytujący dźwięk uderzania w gong.
– Stawać! - grzmiał tubalny głos z koron drzew. – Stawać do walki, leniwe kutasy! Albo spuszczę wam ten pierdolony gong na łby!!!
– Strzelać w rudą babę! - odwarknął mu jakiś inny.
– Dmiriii…! - wrzeszczał jakiś inny. – Dmiri, alaaarm!
Kapłan Sarenrae rozkręcił swoją procę i miotnął kamiennym pociskiem w stronę platformy, jednak - niestety! Kamień zahaczył o gałęzie i odbił się gdzieś w bok.

Wreszcie, orkowie odpowiedzieli własną salwą. Powietrze przeciął dźwięk napinanych cięciw, strzał wyjmowanych z kołczanów i puszczanych strzał. Salwa dziewięciu strzał zawibrowała w powietrzu, świszcząc złowrogo. Większość ze strzał upadła na ziemię lub pomknęła między drzewa, jednak parę znalazło swój cel. Jedna ze strzał uderzyła barbarzyńcę w ramię, a to chlusnęło krwią.

Lavena poczuła dwa bolesne pchnięcia w okolicy brzucha i piersi, kiedy strzały wbiły się w jej ciało. Wykwintny strój, z którym nie rozstawała się nigdy, znowuż zabarwił się krwią. Na szczęście, impet uderzenia zamortyzowała tarcza Joreska - modlitwa paladyna rozbrzmiała po raz kolejny, częściowo mitygując uderzenie jednej ze strzał, która zaledwie ją drasnęła.
- Nie ma co ich szturmować - zawyrokowała Katerina, z uśmiechem wpatrując się w tlącą platformę. - Niech oni przyjdą do nas.
Po czym ruszyła biegiem przed siebie, znikając najemnym zbirom na wysokościach z oczu, czy to dzięki platformie, czy konarowi drzewa.

Wug przebiegł dystans i po paru chwilach znalazł się pod platformą centralnej strażnicy. Ork, znalazłszy dobrą osłonę przed strzałami, oparł się o pień drzewa. W międzyczasie, Katerina także ukryła się przed strzelcami.

Kolejna salwa łuczników ze strażnic przecięła powietrze - jęknęły cięciwy, strzały zasyczały, lecąc przez przestrzeń. Sidonius, ukrywając się za drzewem, szczęśliwie uniknął swojej części grotowego szrapnelu, który został wystrzelony przez strażników.

Jedna ze strzał, lecąca nieomylnie w stronę półelfki, już miała ją przeszyć, kiedy… Karawasze Laveny nagle rozbłysły niebieskim światłem, formując tarczę wokół elfki! W ostatniej chwili, grot strzały odbił się od niej.

Kolejne strzały z południowej strażnicy przecieły powietrze, tym razem w Khaira. Na szczęście, żadna z nich nie dosięgnęła kapłana, który był odsłonięty dla najemników z południa.

Joresk, idąc śladami Kateriny i Wuga, także pobiegł pod platformę i wreszcie zatrzymał się obok drabiny.

Półelfka podbiegła bliżej platformy i rzuciła kolejne zaklęcie: tym razem, na platformie rozpaliła się wielka, ognista kula. Wirujące płomienie natychmiast podpaliły już tlące się i nagrzane deski pod nimi, inicjując pożogę. Buchnął dym, płomienie uderzyły wysoko. Centralna strażnica stanęła w płomieniach.

Doktor Sidonius, widząc fatalny stan Laveny, opuścił bezpieczną osłonę drzew i podbiegł do niej. Zręczne dłonie śledczego w paru sekundach oporządziły strzały w ciele półelfki, doktor wylał na nie dziwną ciecz. Lavena poczuła się lepiej.

Jeden z najemników, ten, który wcześniej uderzał w gong, wybiegł z powrotem w zasięg i wypuścił dwie strzały. Czy to przez zdenerwowanie albo czy przez buchający ogień opodal - strzały minęły Lavenę.

Kapłan Sarenrae wymamrotał parę dziwnych słów i zakreślił gesty. Powietrze zafalowało i zmętniało, niewidoczna siła pomknęła w stronę orczego łucznika, który jęknął z bólu i złapał się za głowę. Z jego uszu pociekła krew…

Z północnej strażnicy wyleciała kolejna salwa strzał, tym razem w stronę Joreska, który stał przy sznurowej drabinie, gotowy do ataku. Było to jednak całkowicie nieefektywne: kolejne strzały odbijały się od zbroi paladyna, nie czyniąc wojownikowi krzywdy.

Jeden z orczych łuczników wziął Lavenę za cel: ork błyskawicznie wyciągał strzały z kołczana z zastraszającą szybkością. Salwa czterech grotów zafurczała złowrogo nad głowami Sidoniusa i Laveną. Choć trzy strzały utkwiły w gruncie, który powoli zaczynał wyglądać jak grzbiet jeża, jedna przeszyła boleśnie Lavenę. W ostatnim momencie jednak nad Laveną rozbłysła tarcza Joreska, który po raz kolejny uchronił czaromiotkę przed niechybną śmiercią. Pomimo tego, dziewczyna była poważnie zraniona: zaiste, Lavena broczyła krwią i ledwo trzymała się na nogach.

Jeden z najemników, stojący na południowej strażnicy, przepasał łuk za ramię i w paru szybkich ruchach zszedł sznurową drabinką na dół, po czym dobył miecza. Mina draba była zacięta, gotował się do walki.

Wug z uśmiechem przyjął, że jeden z przeciwników w końcu zszedł na ziemię. Wydał z siebie ogłuszający ryk wpadając w bitewny szał i rzucił się do szaleńczego biegu.

Muszkieterka przyczaiła się pod centralną platformą strażnicy: niewiele było do zrobienia, jako że pożar dopiero zaczął buchać płomieniami, a orczy zbójnicy nie kłopotali się z zejściem na dół jeszcze.

Wug wyszarżował spod osłony platformy i zaatakował swojego orczego pobratymca. Młot bojowy, który jarzył się zimnym płomieniem wziął tamtego w pierś, całkowicie pozbawiając go tchu. Jeden solidny cios barbarzyńcy sprawił, że tamten ledwo słaniał się na nogach.

Tymczasem bój o strażnice trwał. Lavena została zasypana kolejnym gradem strzał - choć dziewczyna gracko unikała świszczących jej nad głową grotów, wreszcie, jeden z nich przeszył ją. Nagle, dziewczyna, zakrwawiona i bezwładna, upadła na trawę, która zabarwiła się jej krwią. Ork, który dokonał czynu, ryknął triumfalnie, rzucił łuk i zaczął opuszczać się po linowej drabinie.

Szarża Wuga nie została niezauważona przez tamtych: dwóch z nich wzięło barbarzyńcę za cel. Parę ze strzał ześlizgnęło się po pancerzu barbarzyńcy, jednak jedna weszła całkiem głęboko w bark orka.
– Dalej! - nagle usłyszeli syczący, nieprzyjemny głos z wnętrza budynku, który brzmiał… Jak głos kobiety? – Przegrupować się, tępe draby, albo sama was oskóruję żywcem!
W tym samym czasie, kolejny z najemników - ten z północnej wieży - rzucił łuk i zszedł w paru chwilach na dół, aby wydobyć miecz i wreszcie zniknąć za budynkiem na wschodzie.

Joresk doskoczył do wykrwawiającej się Laveny, w biegu dźgając schodzącego po drabinie orka, po czym uleczył półelfkę mocą Ragathiela. Złota energia promieniowała z rąk paladyna, kiedy ten wymówił pospiesznie modlitwę. Lavena - choć nadal zakrwawiona i leżąca na trawie - otworzyła oczy, po raz kolejny uszedłszy śmierci.

Wyglądało na to, że ork, który wcześniej położył Lavenę, nie tak wyobrażał sobie schodzenie po drabinie. Gizarma paladyna złapała go pod żebro, potężny cios sprawił, że niemal wypuścił drabinę z rąk. Chyba zamierzał wracać… Jednak ścieżkę na górę już zasłonił ogień. Joresk patrzył, jak nadpalone już wcześniej przez zaklęcie deski także zajmują się, a ogień rozlał się dalej na południe.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 11-10-2022, 15:18   #120
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Joresk zajął się Laveną, więc kapłan nie widział tam już dla siebie pola do popisu. Uznał, że lepiej będzie pozbyć się jednego z przeciwników - tego, który stanowił bezpośrednie zagrożenie dla kompanów. Khair zrobił krok do przodu, po czym ponownie rzucił na prymitywnego rębajłę zaklęcie, które - przy odrobinie szczęścia - mogło ponownie zadać mu obrażenia.
Śledczy podbiegł parę metrów pod centralną platformę, schował narzędzia lecznicze i dobył rapier. Wyglądało na to, że przygotowywał się do ataku.

Jeden z najemników wypuścił salwę w Joreska. Paladyn, ochraniany przez zbroję, wydawał się całkowicie niewrażliwy na żałosne ataki łucznika, jednak w pewnym momencie poczuł ból gdzieś przy szyi. Strzała rozerwała przeszywanicę i drasnęła okolice powyżej barku, a na zbroi zdobnej w symbole Ragathiela popłynęła jucha.

Kapłan Sarenrae ponowił swój atak na dyndającego na drabinie najemnika, który chyba właśnie żegnał się z życiem. Ponownie, Khair wykreślił magiczne gesty i wypowiedział słowa mocy… I nic. Całkowicie, dokumentnie nic. Kaprys bogów? Błąd w sztuce? Twardogłowość draba? Któż mógł wiedzieć.

Najemnik na północnej strażnicy rzucił łuk, podbiegł do krawędzi strażnicy i wreszcie, kiedy znalazł się na ziemi, dobył miecza.

Na centralnej strażnicy wrzało. Awanturnicy słyszeli wrzaski i wydawane rozkazy:
– Pierdol to, uciekaj drzewem!
– Zabiję blaszaka!
– Uciekajmy!
Jeden z orków na górze, pomimo tego wszystkiego, przebył parę kroków i wysłał salwę strzał w stronę Wuga. Na szczęście, barbarzyńca został tylko draśnięty jedną ze strzał.

Najemnik, którego Wug wcześniej uderzył młotem bojowym, już słaniał się na nogach. W ostatniej chwili jednak, niczym zwierzę zamknięte w klatce i które wiedziało, że wkrótce czeka je śmierć, ork zaatakował wściekle Wuga: razy miecza rozdarły klatę barbarzyńcy, trawa pod wojownikami zabarwiła się krwią. Wug poczuł, jak pomimo oczywistej przewagi, upływa z niego część sił. Zapewne zabije tego tutaj… Ale czy wytrzyma ostrzał i miecze następnych?

Wug pamiętał, że jeńcy byli więcej warci żywi niż martwi. Przeciwnika przed sobą miał już na wykończeniu. Posłał mu uderzenie płaską częścią licząc na wyeliminowanie go z walki. Towarzyszył temu krwawy uśmiech bowiem barbarzyńca przyjął na siebie wiele strzał i krwawił z rozlicznych ran.
- No nareszcie! - Katerina sarknęła pod nosem widząc, jak najemnicy zaczynają opuszczać te swoje przeklęte platformy. Zawinąwszy rapierem, skoczyła przed siebie, gotowa skokiem-susem uwiesić się drabiny i dźgać w ramach powitania.
Katerina podbiegła do drabinki, gdzie jeden z najemników próbował wspiąć się. Okazało się, że był to jego ostatni wyczyn: muszkieterka pchnęła go w brzuch. Ork wrzeszczał, puścił szczebel i runął w dół, po czym znieruchomiał. Zaraz potem, Kat odskoczyła z powrotem za drzewo.

Wug uderzył styliskiem młota bojowego w skroń orka, a ten zatoczył się i wreszcie padł na trawę. Zaraz potem, barbarzyńca pobiegł pod centralną platformę, obok Khaira.

W międzyczasie, rwetes na centralnej platformie nie ustawał. Wyglądało na to, że do najemników doszło, że na platformie zostać nie mogą. Jeden z nich opuścił się po drabince i skoczył w ogień, aby wydostać się z niego osmalony. W paru krokach pokonał dystans na platformie i skoczył na drzewo, aby zacząć się po nim zniżać.

Lavena podtrzymała zaklęcie: kula ognia pomknęła nieco na północ i wybuchła raz jeszcze z morderczym skutkiem: najemnik, który dostał się w zasięg wybuchu, został boleśnie poparzony. Zaraz potem, półelfka miotnęła kulą ognia w jego stronę, ale tym razem chybiła: leżenie na ziemi nie było żadną pozycją do magii.

Tymczasem obok budynku na wschodzie, trwało przegrupowanie. Jeden z najemników wybiegł zza niego. Wyglądało na to, że tamci mieli wkrótce sformować jakąś kolumnę, która miała natrzeć na nich.

Zaraz potem, kolejny najemnik przeskoczył przez ogień i zaczął gotować się, jak jego kompan, do zejścia po drzewie na południu.

Sidonius, wystawiony na ostrzał ostatniego z orczych łuczników, odebrał salwę strzał. Na szczęście, niechybną. Jedna strzała otarła się o ramię śledczego. Zaledwie draśnięcie.

Joresk warknął i rzucił parę ostrych słów na najemnika na strażnicy. Słowa paladyna sprawiły, że bandycki ork zmarniał dosłownie w przeciągu paru sekund. Znacznie gorzej poszło rzucenie oszczepu: paladyn miotnął nim w orka, ten jednak z łatwością się uchylił.

Śledczy przez parę chwil przemyślał trajektorię przeciwko najemnikowi opodal, wreszcie, przebiegł dystans, chlasnął rapierem i… Nic. Chybił. Pomylił się w ocenie orka, który umknął jego strategicznemu uderzeniu.

Najemnik, który został przypalony ogniem czaromiotki gracko wskoczył na drzewo, opuścił się na gałęziach i po paru chwilach stał już na ziemi.

Khair wymamrotał dziwne modlitwy do swojego bóstwa i zakreślił znaki w powietrzu. Po paru chwilach, barbarzyńca poczuł, jak czuje się znacznie lepiej: broczące krwią rany orka zasklepiły się natychmiast, a strzały tkwiące w jego ciele odpadły, jakby nie było ich tam wcześniej.
– Pfach! Głupcy! Dlaczego muszę wszystko robić sama!?
Nagle, zza budynku wyłoniła się sylwetka kobiety - ubrana w szary płaszcz, dzierżąca sztylet i rapier, hobgoblinka wyrzuciła z siebie wyjątkowo kolorową, ohydną wiązankę przekleństw, której nie powstydziłaby się nawet Katerina. Hobgoblinka wyprowadziła parę uderzeń w śledczego, na szczęście, niecelnych.



– Nazywam się… Dmiri Yoltosha! Gińcie, kundle z Rozgórza!
Zaraz potem, do nagłej zasadzki na śledczego dołączył się kolejny z najemników. Ork przebiegł dystans i zamachnął się na niego, jednak szczęśliwie, Sidonius uchylił się od ciosu mieczem.

Oprych, który był ciągle na centralnej platformie, postanowił jeszcze nie opuszczać swojego posterunku, mimo postępującej pożogi od zachodu. Na swój cel wziął Sidoniusa. Napiął cięciwę, wypuścił strzałę… Niestety, celnie. Śledczy poczuł ból, kiedy strzała przeszyła jego

Wug po potężnym zaklęciu leczenia skinął głową kapłanowi. Po czym gwałtownie ryknął w stronę hobgoblinki.
-Dmiri dziś jest twój ostatni dzień. Mówię to ja Wug "Łamacz Kości". - po czym zaszarżował na przywódczynię wrogiej bandy.

Katerina parsknęła, słysząc jak hobgoblinka i ork zaczynają przerzucać się imionami, tytułami czy groźbami, niby postaci wyjęte spod pióra trubadurów.
- Na bogów, skąd wyście brali te kwestie? - Sarknęła głośno w ich stronę. - Z jarmarcznego przedstawienia?
Bonheur czmychnęła zza swojej drzewnej osłony, widząc jak kolejny najemnik zeskakuje na ziemię. Inspirowana krzykami Dmiri i Wuga, sięgnęła po lekką parafrazę cytatu z ukochanego i kultowego galtańskiego klasyka, opowiadającego o narzeczonej dla księcia.
- Nazywam się Katerina Bonheur! - Warknęła kpiarsko, przesadnie afektując słowa i kreśląc kształty czubkiem rapiera. - Zabiłeś mego ojca. Gotuj się na śmierć!
I nagle, bez ostrzeżenia, jednym susem pokonała resztę odległości.

Muszkieterka pchnęła rapierem najemnika, który już był poważnie ranny z powodu wybuchu kuli ognia Laveny. Rapier wszedł w gardło, niczym w masło, a ork padł bez życia na ziemię.

Wug uderzył mieczem i młotem bojowym, jednak tylko miecz nieznacznie drasnął hobgoblinkę. Wyglądało na to, że tak łatwo się nie podda.

Wspinający się po drzewie zbójca wreszcie zeskoczył na dół i podbiegł obok Wuga, wyciągając miecz.

Ruda wiedźma powstała na nogi - strzały nadal w niej sterczały, jednak chyba mogła chodzić i rzucać zaklęcia. Podbiegła nieco bliżej i skupiła na rejonie za plecami Dmiri i jednego z jej najemników. Kula ognia pomknęła tam nieomylnie i eksplodowała. Niestety…! Zarówno najemnik, jak i hobgoblinka odskoczyli w czas. Wybuch ominął ich, jakimś cudem.

Jeden z najemników przecisnął się obok drugiego, flankując barbarzyńcę z Dmiri. Chlasnął parę razy mieczem, rozrywając bark orka.
– Ty - wrzasnęła Dmiri. – Zabij wiedźmę!
Najemnik, który wcześniej był na platformie, w paru szybkich ruchach zniżył się naprędce. Wreszcie, podbiegł do Laveny i już miał wyciągnąć miecz.

Najemnik, który został na południowej platformie bezlitośnie zasypywał barbarzyńcę gradem strzał. Tym razem jednak pancerz orka odbił je wszystkie.

Doktor uśmiechnął się do uśmiechniętego ukazując zbyt duże kły i siekł go dwa razy.

Paladyn przebiegł dystans i pchnął swoją gizarmą z morderczym skutkiem: najemnik zacharczał, zagulgotał i upadł w kałuży krwi przy Lavenie. Zaraz potem przesunął się nieco na wschód, obok walczących Wuga, najemnika i Dmiri.

W międzyczasie, ogień rozlewał się coraz dalej i dalej. Linowe drabinki, które prowadziły na dolną platformę zdążyły już spaść na ziemię, a zwęglone resztki drewnianych desek upadały na suchą jak pieprz trawę, z której zaczynały się rozpalać pierwsze zarzewia pożaru lasu. Drewniana struktura trzeszczała złowrogo, jak gdyby miała wkrótce runąć na głowy śmiałkom…

Sidonius uderzał swoim rapierem, jednak z mizernym skutkiem: jedyne, co zdziałał, to jedno draśnięcie w policzek orka, który niezbyt zwrócił na to uwagę.

Khair przebiegł krótki dystans i wymamrotał zaklęcie. Podobnie jak poprzednio, niewidoczna energia sprawiła, że powietrze zmętniało, jakby nagle na ścieżce niewidocznego pocisku pozostał dym. Skutek był… Daleki od ideału. Choć ork wrzasnął z bólu, to nie wyglądał, żeby stało mu się cokolwiek poważnego.

Dmiri, przywódczyni Krwawych Ostrzy, zakręciła swoim rapierem. Razem ze swoimi kompanami bezlitośnie walczyła z Wugiem. Strzały i miecze orków nie dosięgały barbarzyńcy, jednak Dmiri - Dmiri walczyła z werwą i wprawą, która chyba reprezentowała jakiś zupełnie inny poziom. Rapier błyskał wściekle, a każde z uderzeń było akcentowane kolejną raną barbarzyńcy, który zupełnie chyba się nie spodziewał takiej furii z rąk hobgoblinki. Wug był ranny… Poważnie ranny.

Nagle, paladyn, który wyszeptał słowa modlitwy do Ragathiela osłonił orka przed jednym z cięć, samemu wyprowadzając pchnięcie gizarmą. Celnie! Grot gizarmy przebił ramię Dmiri. Hobgoblinka jednak była daleka od tego, aby poddać walkę.

Wug skoncentrował się na atakowaniu Hobgoblinki. Mimo coraz gorszej dla niego sytuacji w około.

- Ten jest cały twój, Strabo! - Oznajmiła Katerina, czubkiem rapiera wskazując rezuna, oblegającego Wuga z kolegami i szefową. Sprawy dla drużynowego orka zaczynały nie wyglądać najlepiej, ale muszkieterka postanowiła ruszyć w sukurs Sidoniusowi w pierwszej kolejności. Susami dopadła draba, w biegu szykując się do prędkiej finty i jeszcze prędszego cięcia.

Katerina oflankowała jednego z najemników z Sidoniusem. Cios muszkieterki był celny, acz daleko było jeszcze do tego, aby tamten dał sobie spokój.

Wug ryczał i prychał, uderzając na przemian młotem bojowym i krótkim mieczem, tworząc przed sobą chmurę mroźnych płomieni. Hobgoblinka jednak zręcznie wymykała się ciosom barbarzyńcy, który nie był w stanie ją trafić ani razu.

Jeden z najemników zamachnął się dwa razy mieczem, trafiając Wuga w bark i żebra. Uderzenia orka były celne - barbarzyńca słaniał się na nogach i już miał mroczki przed oczami, niewiele zostało, aby stracił przytomność.

Rudowłosa czarownica, przemieściwszy się obok Khaira, miotała kolejne zaklęcia. Kula ognia eksplodowała po raz kolejny, jednak kolejny z najemników uchylił się raz jeszcze. Co było nie tak z tym zaklęciem?
– Strzelać w wiedźmę, zanim spali nas wszystkich! - zakomenderowała Dmiri.
Jeden z orczych najemników pchnął Wuga między żebro. Ork jęknął, mroźny płomień jego broni przygasł, a on sam runął na trawę bez przytomności. Uzbrojony w miecz ork fuknął z nienawiścią na widok padającego barbarzyńcy i podbiegł do Khaira i Laveny.

Ruch Laveny nie pozostał niezauważony przez łucznika na południowej strażnicy. Ork odsunął się nieco, wymierzył w Lavenę i wystrzelił dwie strzały, z których jedna trafiła celu. Lavena - tak, jak nieco wcześniej Wug - ponownie poczuła, że niewiele brakowało, aby paść po raz kolejny.

Doktor ponownie schował rapier i wyjął torbę aby leczyć Wuga.

Paladyn oflankował jednego z najemników, który już się sposobił na uderzenie w śledczego. Marsowa mina i groźne gesty, które pokazał w stronę herszta bandytów, spotkały się jedynie z kpiącym śmiechem samej Dmiri.
– Zostaw sobie te frymarczne pokazówki dla twoich dziewek, chłoptysiu!
Zaraz potem dźgnął gizarmą, jednak niecelnie.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172