Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - DnD Wybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2023, 20:43   #1
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
[D&D 5ed] Festiwal Urodzaju


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Aw91zD_CB8I[/MEDIA]


Gdzieś, wśród wzgórz i pagórków księstwa Vales, na pewnej mało uczęszczanej drodze, cicho roznosił się dźwięki odbijających się od miękkiej ziemi kopyt. Towarzyszyły im melodie wygrywane przez skryte gdzieś pośród wysokiej trawy świerszcze oraz subtelny pogwizd wiatru. Kojący i odprężający klimat potęgował widok zmierzającego ku horyzontowi słońca.

Taką właśnie naturalną scenerię przemierzała piątka podróżnych, bohaterów tej historii. Pochodzili oni z zupełnie różnych zakątków świata, co można było zauważyć gołym okiem. Ale o tym zaraz. Bowiem najważniejsze jest to, że ich drogi, choć zawiłe, w końcu się spotkały. I to w miejscu, gdzie rzadko jakiekolwiek drogi się łączą - na ciągnących się niemal bez końca Wschodnich Krainach. Ziemiach oddalonym od wielkich imperiów czy królestw. Różnorodnych. Pełnych małych księstw i hrabstw. Gór i bagien. Lasów i równin. Domu wielu najróżniejszych ras, tworzących bardziej lub mniej skromne enklawy. A przede wszystkim, krainy ukochanej przez podróżników i poszukiwaczy przygód.

Poznawszy już kontekst, w którym się znaleźli, powróćmy jednak do rzeczy i do samych bohaterów. Kimże byli? Była to całkiem niezwykła gromada, pełna kontrastów i kolorytu.

Na czele, na swym wierzchowcu, jechała rudowłosa, młoda kobieta. Spiczaste uszy zdradzały, że była to Elfka. Sprawne oko mogłoby dostrzec, że spośród wszystkich, ona zdawała się najlepiej panować nad swym wierzchowcem. Z gracją i swobodą kierowała nim, z pewnym kunsztem, którego nie zyskuje się w stadninach dla koni, a podczas długich i żmudnych wypraw.

Zaraz za nią, jechała równie barwna postać. Kolor jej skóry, swą ognistą barwą przebijał czerwono rude włosy poprzedniczki. Genasi. Choć krążyło o nich wiele legend i historii, to niewielu faktycznie mogło zobaczyć jedną z nich.

Środek grupy zajmowała kolejna dziewoja. Toć, całkiem kobieca była to ekipa. Ta posiadała lekko fiołkowe włosy i również jak poprzedniczki, całkiem była urokliwa. A z ową przyjazną aparycją, kontrastowała niespotykana w tych stronach broń, w której była posiadaniu – rusznica.

Przedostatni jechał rodzynek całej wyprawy. Młody mężczyzna, zdawać by się mogło, że jeszcze do niedawna dziecko. Lekko zawadiacki uśmiech na jego pogodnej twarzy zdradzał naturalny młodzieńczy wigor.

Ostatnia jechała zaś kobieta, której jakimś cudem, udało się wyróżnić spośród tej i tak już różnorodnej gromady. Zielonkawy odcień skóry zdradzał, że była ona półorkinią. Była niezwykle wysoka, a jej długie czarne włosy nieco tonowały tę, jakże kolorową, grupę.

Znali się nie od dziś, choć, będąc szczerym, również nie od dawna. Natrafili na siebie na szlaku przypadkiem, a że niebezpiecznym była podróż po tych krainach samemu, to postanowili jechać razem. Przynajmniej do czasu, aż ścieżki kogoś z nich, miałyby skierować się w innym kierunku. Jednak do tego czasu, mogli cieszyć się swym, jakże barwnym, towarzystwem.

Minionego dnia udało im się w końcu przekroczyć granicę jakiejś cywilizacji. Była to miła odmiana po kilku dniach podróżny bezdrożami, przez ziemie niczyje. Choć oczywiście, nie było to żadne wielkie królestwo, to tu i ówdzie mogli dostrzec jakieś oznaki cywilizacji. Nieco lepsza droga, oznakowana w dodatku, a tu i ówdzie na horyzoncie widniała jakaś wieżyczka strażnicza. Raz nawet naprzeciwko im wyszedł zbrojny patrol. Na całe szczęście, bez problemu zostali przepuszczeni dalej. W dodatku poinformowano ich, że w odległości kilku godzin podróży, znajduje się niewielka wioska, w której będą mogli przenocować.

Ucieszyli się, gdy kilka mil dalej dostrzegli znak informujący, że znajdują się trzydzieści minut drogi od miejscowości zwanej Sundown. Po wielu dniach podróży, spania na dziko, odpędzania się od różnorakich bestii czy bandytów, nocleg w ciepłej karczmie brzmiał jak spełnienie najskrytszych marzeń.

Ruszyli więc zgodnie w tamtą stronę.

A ich pierwsza, wspólna przygoda, miała się już wkrótce rozpocząć.
 
Hazard jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-12-2023, 10:34   #2
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Olga Stormwind była prostą dziewczyną. Do niedawna służyła w armii. Jedno z południowych księstw zostało najechane przez swojego sąsiada. Wojna trwała cztery lata, a młoda dziewczyna bardzo szybko polubiła armię. Proste łańcuchy dowodzenia. Dzień polegał na wykonywaniu rozkazów. Było w tym coś stabilizującego. Coś… czego jej ostatnio brakowało. Teraz, po zakończeniu kontraktu sama była sobie sterem, żeglarzem, okrętem. I była nieco zagubiona.

W zasadzie podróżowała z miasta do miasta łapiąc się różnych zajęć, aż w końcu jej droga skrzyżowała się z Thomasem. Młodemu chłopakowi najwyraźniej przypasowało towarzystwo wysokiej półorczycy.

Sama Olga nie lubiła określenia półorczyca, choć zetknęła się też z półorczynia, czy półorka. Zawiłości językowe bawiły ją bardzo, choć często rozmowy z innymi były półorką na ugorze.

Olga była bardzo atrakcyjna. Jej ciało było szczupłe, wysportowane i kształtne. Odziedziczyła swoją urodę bez wątpienia po ludzkich przodkach. Jednak była na tym idealnym wizerunku pewna rysa. Olga miała sześć i pół stopy wzrostu. Gdy tylko stanęła obok jakiegoś mężczyzny, to jej atrakcyjność trafiała pod znakiem zapytania. Nawet wysoki mężczyzna zakuty w zbroję wyglądał przy niej na niskiego. Trudno więc było ją wpisać w archetypową postać delikatnej damy, za jaką uchodziłą na pierwszy rzut oka. Dodatkowo wzrostu dodawała jej bujna fryzura, która praktycznie zawsze była idealna. Gdy wstawała rano w obozie rozbitym na polanie to wystarczyły jej dwa machnięcia ręką i włosy wyglądały tak, jakby sztab służących układał je i rozczesywały przez dwa dzwony czasu.

Olga przy bliższym poznaniu była miłą dziewczyną. Nawet gdy zatrzymali ich strażnicy, żeby zapytać kim są i dokąd zmierzają to pozwoliła sobie na niezobowiązujący flirt z jednym z nich. Bardzo bawiło ją zakłopotanie w jakie wpadli przy niej mężczyźni. Zwłaszcza, gdy stawała blisko nich i rzucała klasyczne: “ekhem, ekhem, oczy mam wyżej”. Praktycznie zawsze zmuszało to rozmówcę do wyciągania szyi, żeby móc owe oczy dostrzec.

Jej spodnie mocno podkreślały biodra, a przeszywanica i noszona na niej kolczuga odznaczały wcięcie w talii. Ale żaden element zbroi nie odsłaniał gołej skóry. Nawet w ciepłe dni nosiła rękawice. Ponoć, żeby nie mieć odcisków na dłoniach. I tu faktycznie trzeba było przyznać, że dłonie miała niezwykle zadbane. Zupełnie nie jakby była żołnierzem.

No i miała jeszcze jedną cechę, którą jej towarzyszki i Thomas mogli odebrać jako objaw choroby psychicznej. Olga rozmawiała ze swoim toporem. Nosiła ze sobą wielki dwuręczny topór, który tytułowała imieniem Nestea. Nestea siadała z nimi przy ognisku, Nestea leżała przy niej w śpiworze. Nestea słuchała o tym czy jedzenie przy ognisku jest smaczne. Gdy pewnego wieczoru Lucretia zapytana o dziwne przedmioty jakie ze sobą nosi wyznała, że to broń, to Olga szturchnęła swój topór łokciem i powiedziała:
- Nestea, widziałaś ty kiedyś taką broń?

Tak… wiele wskazywało na to, że dziewczyna była oderwana od rzeczywistości. Być może w czasie służby w wojsku zbyt często oberwała w głowę? Albo po jakiejś tragedii w swoim życiu postanowiła stworzyć sobie zupełnie inną rzeczywistość?

Thomas kiedyś próbował dotknąć Nestei, ale Olga zupełnie spokojnym tonem oświadczyła, że jeżeli to zrobi, to ona osobiście odrąbie mu palce.

Teraz jechała na koniu zamykając pochód. Całkiem dobrej jakości koń wyglądał pod nią jak trochę większy kucyk. Wyznała, że nie lubi jeździć konno. W wojsku szkolili ją do jazdy rydwanem, lub zaprzęgiem. Jazdę w siodle zostawiali kawalerii. Całkowicie normalny rozmiar konia też nie pomagał dziewczynie.

- Cóż, miło będzie przespać się pod dachem. Myślicie, że mają tu pszeniczne piwo? Rzygam już winem - powiedziała gdy minęli drogowskaz.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15-12-2023, 20:27   #3
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację

Lucretia z bólem opuszczała swoje ukochane Piltover, kierując się ku południowemu wschodowi. Nie dawała sobie szansy na powrót, dopóki nie opracuje lub nie odkryje jakiegoś wspaniałego wynalazku, który pozwoliłby jej odzyskać nadszarpniętą reputację oraz spojrzeć bez wstydu w oczy rodzicom. W jej mniemaniu najlepszą szansę dlań stanowiły Góry Popielate. Ongiś przepastne krasnoludzkie królestwo Ghorezm-Zul ociągnęło się przez większość tego okazałego łańcucha górskiego. Liczne twierdze zostały przez ostatnie milenia utracone i dawno zapomniane nawet przez tak pamiętliwy lud. W tym swoją szansę upatrywała młoda inżynierka. Albowiem taka zapomniana twierdza mogła zawierać zaginione osiągnięcia myśli inżynieryjnej z archaicznych czasów świetności królestwa. A jeśli nawet nie gotowe dzieła, to przynajmniej ich pełne schematy, lub chociaż obiecujące projekty. Bezwartościowe dla większości grabieżców, którzy przez wieki niewątpliwie poważali się plądrować dawne krasnoludzkie włości. Właściwie Góry Popielate należały obecnie do mało zasobnych (z racji wyeksploatowania złóż) i bardzo niebezpiecznych, a przez to najbardziej ubogich w osiedla stanowiącego cień dawnej chwały brodatego ludu, jednak stanowiły dobry punkt wyjścia dla jej poszukiwań. Zwłaszcza że były położone najbliżej Piltover, ledwie 170 kilometrów dalej, przy krańcu księstwa Vales. W razie konieczności dziewczyna była gotowa przenieść swe poszukiwania w Góry Węglowe, Góry Krawędzi Świata, a nawet Góry Centralne (jedna z rozpadających się ksiąg wspominała z nazw dwie z należących do Bregg-Zul twierdz, dokładnie Azarag-Aigh i Azarag-Skyrgg). Przedsięwzięte zadanie wydawało się niezwykle ambitne, choć bez wątpienia zapału i odwagi Immenvale nie brakowało. Pozostawało jedynie mieć nadzieję, by mimo wszelkich przeciwności ten stan się utrzymał.


„Nie ma takiego problemu, którego nie potrafiłaby rozwiązać odpowiednia ilość czarnego prochu”
– Lucretia Rosalie Immenvale.

Z biegiem dni żwawe nogi, a później rączy koń, zaprowadziły inżynierkę głębiej w trzewia księstwa Vales. Niestety dotychczas nie udało jej się zbyt wiele dowiedzieć, mimo że sumiennie rozpytywała każdego napotkanego po drodze wędrowca i krasnoluda. Jednak niezwykle fortunnie (trzeba przyznać, że już od urodzenia doznawała szczególnych łask od losu), mogło to się niebawem odmienić. A to z racji tego, iż podczas podróży niczym z nieba spadła jej zupełnie przypadkowa i niecodzienna sposobność współpracy z wyjątkową grupką poszukiwaczy przygód. Stanowili oni wspaniałą szansę dla młódki, która już wkrótce chciała zabrać się za poważne przeczesywanie niebezpiecznych gór. Jak się okazało i ona sama zdawała się stanowić świetne uzupełnienie dziarskiej drużyny śmiałków. Rosalie nie należała do osób, które miały problemy z przełamywaniem pierwszych lodów, dlatego szybko się ze wszystkimi zapoznała i zaprzyjaźniła, zdobywając w ten sposób sympatię dobrze rokującej i potencjalnie nieocenionej w jej poszukiwaniach grupy bohaterów.

Co prawda gminne wieści przestrzegały przed zagrożeniami wszelakimi nawiedzającymi górskie tereny. Lucretia jednak zdawała sobie sprawę, że większość z nich była przesadzona, dlatego nie dawała im wiary. Zresztą, do trwożliwych osób nie należała, jako że przez swój obiekt zainteresowań nieustannie balansowała na granicy śmierci. Przede wszystkim jednak największą i uzasadnioną wiarę pokładała w potędze rozumu, stawiając racjonalizm i empiryzm ponad dowody anegdotyczne i przesądy.

Ci kompani, którzy poświęcili nieco czasu, by się jej uważniej przyjrzeć, zauważyli, że Lucretia była dziewiętnastoletnią dziewczyną o sylwetce klepsydry. Wzrost i wagę miała w zasadzie przeciętne jak na przedstawicielkę swej rasy oraz płci. Ze zdolnej głowy spływały jej sięgające połowy szyi niesforne jasnoblond włosy przeplatane fiołkowo-różanymi pasemkami. Fiołkową barwę miały również tęczówki jej bystrych oczu. Odziana była w odsłaniającą nagie ramiona białą koszulę z rękawami do łokci, beżowe przylegające spodnie z wytrzymałego materiału i sięgające za kolana miękkie buty. Wąską talię podkreślała brązowym gorsetem ze skóry, a dłonie i przedramiona osłaniała solidnymi rzemieślniczymi rękawicami. Kiedy robiło się zimniej, okrywała się ocieplaną opończą.


Dodatkowo jej ciało oplatały liczne pasy i bandoliery wypełnione narzędziami wszelakimi, różnorakimi częściami zapasowymi oraz fiolkami i woreczkami z niezbyt stabilnymi i mało znanymi w krainach substancjami w różnym stanie skupienia. Nosiła też ze sobą sporo gadżetów własnej konstrukcji, głównie bomby, miny, petardy i granaty. Lecz były też pośród nich okazałe gogle z wymiennymi soczewkami, osobliwy przykład sztućca okrzyknięty przez nią „łyżkowidelcem”, para „flar”, jak zwała dwie tubki z mieszaniną prochu i alchemikaliów odgrywające podobną rolę do zwykłej pochodni, sztylet z chowającym się i wysuwającym na życzenie ostrzem, a także pióro z podłączonym dozownikiem tuszu, do tego jedno z jej ramion pokrywało napędzane pneumatyką skomplikowane oprzyrządowanie służące do operowania ran i iniekcji kojącego ból roztworu z ziół, lecz na tym nie był koniec jej ustrojstw, bo miała przy sobie jeszcze ręczną armatkę wodną przerobioną do ciskania silnie stężonym ługiem sodowym, siatkowany metalowy „parasol” wytwarzający silne (jak to zwała) „pole magnetyczne”, jeszcze dziwniejszy „samoprzylepny generator skondensowanego pola przekierowującego”, czy malutkiego i uroczego metalowego pajączka napędzanego energią parującej wody.

Pośród jej „zabawek” znajdował się też nader wyjątkowy okaz broni. Była to wzbogacona o bagnet wielolufowa rusznica z zamkiem skałkowym.




Znawcy tematu zamek ten znamionowałby dobitnie, że dziewczyna nie była pierwszą lepszą użytkowniczką broni czarnoprochowej a obeznaną w rusznikarskim rzemiośle inżynierką. Nawet w Piltover powszechnie dostępne sztuki broni palnej wyposażane były w mniej zaawansowane zamki kołowe, natomiast poza miastem wynalazków spotykano co najwyżej, i to bardzo sporadycznie, prymitywne samopały o zamkach lontowych.

Do znaków szczególnych Immenvale należały przede wszystkim pamiątki po jej wybuchowych eksperymentach, jak chociażby brak małego palca u lewej dłoni, czy rozsiane po całym ciele mniejsze lub większe ślady po oparzeniach od spontanicznych zapłonów, gwałtownych eksplozji i groźnych chemikaliów.

Inżynierka-wynalazczyni dała się poznać towarzyszom jako osoba o niewyczerpanym zasobie siły witalnej, a także bystrym, twórczym i wnikliwym umyśle. Do tego całkiem przyjemna kompanka podróży. Otwarta, koleżeńska i kipiąca entuzjazmem oraz pogodą ducha. Żywo zainteresowana ludźmi i światem dookoła. Jednocześnie trudno było przeoczyć jej skłonność do ryzyka, brak rozwagi, niezorganizowanie, chaotyczność podejmowanych przezeń działań i niespokojnego ducha. Poza tym z każdym z drużyny koniecznie musiała być w dobrych relacjach. Tak jakby poważny problem dla niej stanowiło to, że mogłaby się z kimś nie dogadywać. Inna rzecz, pomimo swego ekstrawertyzmu wydawała się nie wykazywać najmniejszego zainteresowania relacjami romantycznymi, raczej bujając w obłokach myśli techniczno-inżynieryjnych, a na wszelkie sugestie odnośnie reagując wyraźnym zakłopotaniem. Trudno też było przeoczyć jak dbała o swój wygląd i higienę. Zawsze starała się prezentować korzystnie, trzymając na podorędziu szczotkę do włosów, mydło, lusterko, perfumy i zestaw kosmetyków. Robiła to jednak dla własnego dobrego samopoczucia, a nie by zaimponować komukolwiek.


Pewnego dnia jeszcze przed śniadaniem Immenvale siedziała nad swoim notatnikiem, najwyraźniej zerwawszy się skoro świt z powodu natchnięcia jakimś spontanicznym pomysłem inżynierskim. W istocie dumała nad naszkicowanym schematem granatu odłamkowego wypełnionego gwoździami.


Drapiąc się co chwila po głowie i ssając gorączkowo końcówkę atramentowego pióra dokładnie rachowała wymaganą ilość prochu i wypełnienia, a także grubość ścianek metalowego naczynia, by zoptymalizować jego efekty. Kiedy w końcu doszła do satysfakcjonujących wniosków, nakreśliła na pergaminie wyniki i podkreśliwszy je dwukrotnie, uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją. Potem uniosła wzrok znad notatek i przypadkowo zerknęła na budzącą się Olgę, która jakimś cudem nie musiała wcale korzystać ze szczotki, ni grzebienia.
— Zazdroszczę Ci tych włosów, kochana — jęknęła z nutką przyjacielskiej zazdrości. — Zastanawiam się, czy odpowiada za to domieszka orkowej krwi, czy też kwestia w ludzkim przodku o unikatowym morfotypie...
Tym samym zamyśliła się na dłużej.


Rosalie oderwała wzrok od przydrożnego znaku.
— Cokolwiek by nie mieli, będzie stanowiło miłą odmianę od wody i sucharów — stwierdziła z lekkim uśmiechem, po komentarzu półorczycy.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 18-12-2023 o 11:34.
Alex Tyler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-12-2023, 20:32   #4
 
Graygoo's Avatar
 
Reputacja: 1 Graygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputację
[D&D 5ed] Festiwal Urodzaju

Thomas Windrivver był już dorosły. Przynajmniej teoretycznie. Niski, szczupły, o nieproporcjonalnie długich nogach. Poruszał się zadziwiająco szybko. Jego ruchy, choć zwinne, zdradzały młodzieńczą niepewność. Usta, choć zaciśnięte, miały zawsze uniesione kąciki. Śmiał się często. Był łatwy do rozśmieszenia. Ubrany w proste podróżne ubranie. Zadbane, z śladami cerowania. Nosił również skórznie. Wyglądała na taką, która miała lada chwila się rozpaść, lecz oprócz swojej podstawowej funkcji funkcjonalności, była również skrytką. Dodatkowe kieszonki i szwy pozwalały na przechowywanie najróżniejszych precjozów. Dopełnieniem obrazu był sztylet za pasem, krótki miecz i krótki łuk przytroczone do siodła. Juki były wypchane wszelakimi szpargałami przydatnymi w podróży.

Młodzian pytany kim jest, uśmiechał się tajemniczo i odpowiadał krótko - wędrownym szewcem. I rzeczywiście. W podróży często zdarzało mu się sięgać po igłę i nić. Nie tylko w swoich ubraniach. Panie lubiące wygodę chętnie korzystały z jego usług.

Thomas miał konia. Nie pamiętał, jak go pozyskał. Jedno, co było pewne - nie zapłacił za niego ani miedziaka. Koń nosił imię jego ojca - Syriusz. Młody często prowadził monolog z koniem. I zawsze kończył pytaniem retorycznym.
- Coś taki poważny, Syriuszu?! - po czym śmiał się do rozpuku, wspominając psikusy, które wraz z rodzeństwem sprawiał ojcu. Pytany o rodzinę unikał bezpośrednich odpowiedzi i uciekał wzrokiem. Gdy pytanie padało na postoju, odchodził od grupy i zamyślony patrzył w dal.

Olgę traktował jak starszą siostrę. I ochroniarza. Poza tym mówiła w orczym, a to było coś! Rynsztokowe słownictwo nie było już jedynymi orczymi zwrotami których używał. Jednak było coś, czego Thomas się w niej obawiał. Jej topór. Po nieskutecznej próbie dotknięcia go poznał jego historię. I to go przerażało. Najchętniej zostawiłby go daleko za sobą, ale to oznaczało rozstanie z Olgą.

Dylematy zaprzątały jego głowę, aż do momentu zobaczenia znaku zwiastującego ludzką osadę. Droga była prosta, z pojedynczymi drzewami. Nastrój od razu mu się poprawił.
- Ścigamy się! Stawiam piwo tym przede mną! A kto ostatni przy następnym drzewie ten ugrukh nothokari! - zakrzyknął, podrywając konia do galopu. Stanął w strzemionach i ściągnął mocno uzdę.
- I-haaaa! Ha ha ha! - śmiał się do rozpuku, wymijając zaskoczone towarzyszki. Pędził na spotkanie przygody!
 
Graygoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-12-2023, 18:00   #5
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację


Brahma yr Jyhaina el Sawaya yi Valta ("Ludziom imponują długie imiona" ~Brahma), jak zwykła przedstawiać się za pierwszym razem, jest dość niebywałym okazem płci pięknej.
Mosiężna skóra wydająca się skrzyć niczym brokat, włosy w kolorze płynnego złota, białe oczy przypominające rozgrzane węgle, wszystko to zawdzięcza krwi swego ojca, ifryta z planu ognia.
Razem z tymi walorami estetycznymi odziedziczyła też magiczną odporność na ogień jak i możliwość magicznej manipulacji ognia… oraz niechęć do głębokiej wody.
To ostatnie nie jest dobrą cechą do posiadania, kiedy rodzinny interes kręci się wokół żeglugi.

Mimo wszystko młoda Genasi starała się jak najbardziej pomagać na Valcie, statku swojej matki Jyhainy oraz flagowym okręcie floty Sawaya. Już w młodym wieku dziewczyna odkryła w sobie talent do śpiewu i tańca, wymyślając różne szanty ku uciesze załogi. Wraz z wiekiem, kiedy jej ciało wytworzyło odpowiednie krągłości, a Brahma nauczyła się tańca brzucha typowego dla południowych krajów jej repertuar zmienił się.
Dorosłość sprzyjała Genasi, jej ciało przybrało bardzo pochlebne krągłości, których nie wstydziła się pokazywać. Jej zwykłe odzienie stanowił dość skąpy top i spódnica z rozcięciami na poziomie ud. Chociaż do walki zakładała skórzaną zbroję, aby zasłonić to co najcenniejsze. Jej styl walki był jednak dość intrygujący, bardziej przypominający taniec niż jakakolwiek forma czy pozycja, którą znali co do bardziej zaznajomieni z fechtunkiem członkowie drużyny. O ile jej broń zawsze była skierowana w stronę przeciwnika, jej nogi i korpus ruszyały się w rytm jakieś własnej melodii, wijąc się niczym wąż, niemalże uwodząc oponentów z dala od zagrożenia ostrza.

Prywatnie Brahma jest pogodną i zabawową osobą, często flirtując z kim popadnie, niezależnie od płci czy rasy. Uwielbiała plotki i małe gierki w przedrzeźnianie czy rywalizacji. Nie ma jednak złośliwości w jej zachowaniu, a jedynie poszukiwanie rozrywki w nudnych momentach.

Obecnie jechała jako druga w ich niewielkim pochodzie. Nie była najlepszym jeźdźcem, więc nie starała się za bardzo szaleć. Ucieszyła się na wieść o zbliżającym się mieście.
- No nareszcie! Wybaczcie, ale potrzebuję większej widowni niż to co się zmieści do szalupy. - zawołała do towarzyszy, nagły wyskok Thomasa wybił ją z toku myślowego, ale nie mogła odmówić wyzwania i pognała konia z młodzianem. Żałując kiedy po raz pierwszy odbiła się od siodła.
- Auć! Zwycięzca dostaje całusa od przegranych! - zawołała za chłopakiem, mając nadzieję, że hormony spowolnią jego szarżę.

 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-12-2023, 20:11   #6
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Elfka, zwąca się Emilia Pine Gooseberry, była piękną młodą kobietą o wspaniałych sięgających daleko za łopatki, wręcz nieomal do pasa, czerwonych włosach. Wysoka i szczupła jak na elfke przystało, o przenikliwych szarych oczach.
Ubrana była w elegancką i delikatną śnieżnobiałą koszulę z koronkowymi wykończeniami na końcach rękawów. Na nią miała nałożony skórzany kubraczek, co na oko nie stanowiło żadnego ochronnego pancerza. Niżej zaś nosiła brązowe spodnie z cienkiego materiału z paroma kieszeniami i wysokie skórzane buty. Stroju dopełniały skórzane rękawice jeździeckie.
Przy boku miała niedużą skórzaną jasnobrązową torbę o dość sztywnej budowie, noszoną na przewieszonym na ukos przez korpus mocnym skórzanym pasku. Oczywiście, miała też przy sobie łuk i kołczan ze strzałami, noszonymi na plecach, zaś przy solidnym skórzanym pasie widać było jej elfią szablę, w zdobionym skórzanym pokrowcu.
Z biżuterii zaś mogła się pochwalić srebrną broszką, z małą wygrawerowaną kopertą na tle liścia dębu, będąca oficjalną odznaką listonosza - jej profesji.

Kobieta doskonale czuła się w siodle i było to po niej widać. Miała własną klacz o imieniu "Fira" i ewidentnie sporo podróżowała. Z tego co opowiadała, mimo młodego wieku dosiadała już nie tylko koni. Wspominała o jeździe na łosiu, strusiu, wielbłądzie, słoniu, czy tauntaunie. Leciała też na miotle, ale z tego co mówiła to było już co innego - dla niej, nie ma to jak żywy wierzchowiec.
Podczas ich krótkiej, kilkudniowej wyprawy, Emilia pokazała też że zna się trochę na magii. Gdy przychodziło mi rozbić obóz na noc, bez trudu potrafiła wyczarować niemałe ognisko, co znacznie oszczędzało wszystkim czasu. Przyjemnie przygrywała też na fletni pewną elfią melodię, a raz poszła do strumienia po wodę i okazało się że pozostawiona w centrum obozu fletnia sama gra dalej - mimo nieobecności właścicielki.

Uśmiechnięta i skora do rozmów, z łatwością dogadywała się z każdym w ich ekipie. Co prawda nie zdradzała Thomasowi gdy pytał "o czym tak chichocą", a nie raz im się to zdarzało, ze szczerym uśmiechem tłumaczyła mu krótko że jest to ich kobieca tajemnica. Ale dogadywali się bez problemów.
Z Brahamą próbowała figur i kroków tanecznych, gdzie wykazała się bardzo dobrym wygimnastykowaniem. Od Olgi zaś uczyła się jednego manewru bitewnego polegającego na natarciu bronią z góry, co elfce przypominało natarcie bociana. Broń Olgi była imponująca, ale elfka zdecydowanie wolała swoją szablę, a liczyła się ogólna zasada ataku. Topór może był do tego lepiej przystosowany niż proste ostrze, ale Emilia zapewne miałaby problem z uniesieniem tak ciężkiej broni, a co dopiero z jej używaniem.
Podobnie ta "broń palna", którą dysponowała Lucretia. Ciekawa, fajna. Ale jakie to pieruńsko głośne! No ale zabawa przy tym jest.
Jeśli zaś chodziło o zabawy, Emilia była pierwsza. Gdy tylko padło hasło do ścigania się, od razu z uśmiechem popędziła Firę na przód.
 
Mekow jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-12-2023, 17:08   #7
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Wyścig

Energia i młodzieńczy entuzjazm zawrzały w żyłach bohaterów. Żywym zrywem Thomas pobudził swojego wierzchowca, który wysunął się na przód. Czy akt ten wyniknął z braku cierpliwości młodzieńca, czy z jego naturalnej zawadiackości, czy to może z chęci zwrócenia na siebie uwagi? Nie sposób odgadnąć. Wiadomym za to był początkowy efekt jego działań. Kilka uderzeń kopyt później, reszta bohaterów również ruszyła galopem. Za to końcowy efekt... Nie uprzedzajmy.

Wszyscy


Kilka minut po rozpoczęciu wyścigu, droga powoli zaczynała opadać w dół, prowadząc do niewielkiej doliny. W jej dole bohaterowi dostrzec mogli długo wyczekiwany widok cywilizacji. Oczywiście, zabudowania w liczbie co najwyżej 40 nie powinny wywoływać dla obytych w społeczeństwie osób wielkiego wrażenia, jednak po wielu dniach podróży, widok ten powodował przyjemną ekscytacje. Większość domostw stanowiły najpewniej zwykłe gospodarstwa, jednak jeden większy, z komina którego najżywiej wydobywał się dym, jeszcze bardziej pobudził bohaterów. Musiała to być gospoda.

Ich uwagę zwróciły także jakieś dziwne, okrągłe ruiny na obrzeżach wioski, znajdujące się po przeciwnej stronie do tej, z której przybywali. Jednak zachodzące słońce oraz prędkość z jaką się poruszali uniemożliwiał dostrzeżenie szczegółów.

Wioska z trzech stron graniczyła ze świeżo zbronowanym polami uprawnymi, które gotowe były do siewów. Natomiast od północy wioska graniczyła z gęstym lasem liściastym, który wraz z nadchodzącą wiosną zaczął przybierać na nowo zielonego kolorytu.

Ostatnią rzeczą, która szczególnie przykuła uwagę bohaterów znajdowała się nie w obrębie wioski, a na oddalonym o kilka kilometrów dalej stromym zboczu wzgórza. Tam, wśród trawy, wyryty został ogromny biały symbol. Zdawał się przedstawiać on zachodzące słońce. Symbol ten wpasowywał się w krajobraz wioski Sundown, jakby spoglądało na nią wszystko widzące oko giganta.


Tego typu symbole w wielu zakątkach świata nie były czymś całkowicie obcym, choć z pewnością nie stanowiły żadnej normy, zwłaszcza w regionie Wschodnich Krain.

Dość intrygujący widok zdawał się jednak, przynajmniej nie od razu, zmniejszyć entuzjazmu bohaterów, którzy ścigali się drogą w dół zbocza, w kierunku wioski...

Brahma

To było to! Wioska, karczma, ciepły obiad i zimne piwo, a może i nawet jakiś grajek by się znalazł, który mógłby dać podkład do tańca. Wystarczyła niewielka iskra, by spowodować wybuch energii i entuzjazmu u młodej Genasi. I tą iskrą okazał się Thomas i jego spontaniczny pomysł wyścigu.

Brahma śmiało, lecz z pewną nutą obawy, popędziła konia w galop. Nie była zbytnio doświadczonym jeźdźcem, lecz nijak miało ją to powstrzymać. W końcu nawet sama zaoferowała nagrodę dla zwycięzcy wyścigu.

Gnała więc konia co sił. Szeroki uśmiech naturalnie pojawił się na jej twarzy, gdy minęła pędzącego przed nią Thomasa. Jeszcze większą radość, a także pewnie odrobina zdziwienia, musiały pojawić się w jej głowie, kiedy udało się jej wyprzedzić nawet Emilię, która już na początku objęła prowadzenie. W końcu w porównaniu do niej, Brahma nie była wybornym jeźdźcem. Czyżby w tak krótki czasie udało się opanować delikatną sztukę jeździectwa aż do tego stopnia, że była w stanie konkurować z zawodową listonoszką? Czyżby doprawdy była aż tak naturalnie zdolna? Nietęga mina Emilii, kiedy ją mijała, z pewnością mogły przywieść jej takie myśli. Gdyby tylko przyszedł jej do głowy potencjalnie inny powód, dla którego elfka niespodziewanie oddała jej prowadzenie...

Nagle, gdy krajobraz wioski stał się wyraźny na tyle, by mogła się mu dokładnie przyjrzeć, koń zarżał głośno. Brahma instynktownie mocnie schwyciła się cugla i przyległa do grzbietu wierzchowca. W samą porę, bo zaraz jej wierzchowiec stanął dęba. Młoda Genasi miała szczęście, że jej chwyt w tym momencie był pewny, w przeciwnym wypadku z pewnością by spadła.

Gdy koń opadł ponownie na cztery kopyta, Brahma próbowała go opanować, co przyniosło nawet pewne skutki. Nim jednak zdążyła się zorientować co się w ogóle stało, za jej plecami usłyszała krzyk. Głos był znajomy.

Emilia

Ktoś wyzywał JĄ na wyścig? Emilię Gooseberry? Która spędziła pewnie więcej czasu w siodle, niż na nogach? Elfka ponownie musiała przypomnieć wszystkim, że jeżeli chodzi o jeździectwo, to nie ma sobie równych.

Wystarczyło jedynie kilka uderzeń kopyt Firy, by Emilia już wysunęła się na prowadzenie, pozostawiając Thomasa za sobą. Wiatr przyjemnie uderzył ją w twarz, a jej rude włosy rozwiewały się pod wpływem prędkości niczym flaga na wietrze. Z uśmiechem i swobodą rozglądała się po okolicy i rosnącą przed nią wioskę. Nie musiała się przecież aż tak starać w tym wyścigu. Przecież wiedziała, że pozostali nie mają z nią szans.

Nagle jednak, jej uwagę zwróciła Fira. Emilia spędziła ze swym koniem wiele czasu, dlatego najmniejsza zmiana zachowania wierzchowca, była dla niej wyczuwalna. Elfka zwolniła nieco, wyczuwając jakiś kłopot, próbując równocześnie opanować zaniepokojonego czymś zwierzaka. Nawet nie zauważyła kiedy obok mignęła Brahma i popędziła przodem. Fira nieco wzdrygnęła się wówczas, a Emilia musiała poświęcić jeszcze nieco energii by doprowadzić ją do porządku.

Kiedy usłyszała rżenie konia przed sobą i walczącą ze swym wierzchowcem Brahme, wiedziała, że instynkt ją nie zawiódł. Była już pewna, że powinna jak najszybciej ostrzec pozostałych.

I wtedy za jej plecami rozległ się krzyk.

Thomas


Plan był dobry. Szkoda tylko, że zaraz wyprzedziła go Emilia. Mógł się tego spodziewać, w końcu wiedział, że Elfa jeździć potrafi zdecydowanie lepiej niż on. Ale że nawet Brahma!? Z pewnością tego Thomas przewidział. Ale przecież nie chodziło o wygraną, tylko o dobrą zabawę, prawda? Gdyby chciał przecież wygrać, to powinien przecież zaproponował bieg o własnych nogach do wioski. W tej kategorii przecież nie miał sobie równych.

Pędząc tak przyglądał się równocześnie krajobrazowi wioski oraz temu dziwnemu symbolowi na wzgórzu w oddali, jak i pędzącym przed nim dziewczynom. Dostrzegł jak Emilia nieco zwalnia, a Brahma ją wyprzedza. Później zaś, wszystko stało się nagle.

Jego koń zarżał i...

Lucretia


Ten wyścig był z pewnością spektakularny. I to z wielu powodów. Niespodziewany nagły zryw Thomasa, Emilii i Brahmy sprawił, że Lucretia znalazła się na końcu stawki. Za nią znalazła się jedynie Olga, którą chyba w podobny sposób zaskoczył przebieg wydarzeń.

Jednak bardziej spektakularne okazały się późniejsze wydarzenia. Najpierw widok wioski. Gospody. Dziwnych ruin. No i tego symbolu na dalekim wzgórzu. To z pewnością przykuło uwagę wynalazczyni. Jednak Thomas... Thomas to dopiero zwrócił na siebie swoją uwagę.

Jego wierzchowiec nagle stanął dęba. Z punktu widzenia kobiety, widać było mozolne starania jeźdźca, który próbował łapać się cugli, grzbietu, czegokolwiek. Starania te jednak prędko okazały się daremne. Chłopak mimowolnie krzyknął, gdy koń zrzucił go z siodła, a ten runął na ziemię. Szczęście w nieszczęściu, chłopak wylądował nie na twardej drodze, tylko na nieco mniej twardej trawie na poboczu. Natomiast jego koń pognał w górę trawiastego zbocza, prostopadle do kierunku ich podróży, zabierając przy tym cały ekwipunek łotrzyka.

Nim była w stanie jakkolwiek zareagować, Lucretia sama poczuła niepokój swojego wierzchowca. Wynalazczyni postarała się i nim ten zareagował tak samo, jak koń Thomasa, pociągnęła cugle i zatrzymała go, być może unikając podobnego losu. To jednak nie był koniec... Tuż za nią rozległ się ciężki dźwięk stali...

Olga


No cóż, najwyraźniej zamiast się zastanawiać, Thomas sam czym prędzej chciał sprawdzić, czy w Sundown mają pszenne piwo. Półorkinia powinna przywyknąć już do nagłych i nieprzewidywalnych zachowań swojego męskiego towarzysza, jednak jak tu przywyknąć do czegoś, czego nie da się przewidzieć?

Może za to powinna nauczyć się szybciej reagować na jego zachowania. Gdy jej towarzysze ruszyli, Olga pozostała na samym tyle. Musiała jednak nieco usprawiedliwić swojego konia, który nie dość że musiał przez cały dzień wozić wysoką kobietę, to jeszcze cały jej nielekki rynsztunek. Zresztą, zawsze mogła zwalić to na falstart Thomasa.

Jednak gnała swego wierzchowca z równą zawziętością co pozostali. Może udałoby się jej wyprzedzić chociaż Lucretię nim dotrą do widniejącej przed nimi wioski? Całkiem interesująco wyglądającej wioski.

Jednak nim Olga zdążyła się jej przyjrzeć, doszło do incydentu przed nią. Najpierw Brahma niemalże nie spadła z konia. Później Thomas spadł. Wszystko wydarzyło się niemal równocześnie. Gdyby tylko o sekundę wcześniej Olga połączyła ze sobą wszystkie informacje i zareagowała...

Było jednak za późno. Gdy ciągnęła za cugle, jej koń również zarżał głośno przestraszony czymś. Nagła próba zatrzymania go, spotkała się z dość nieprzyjemną reakcją zwierzęcia. Tylnie nogi konia podskoczyły w nagłym wybryku, a ułamek chwili później Olga była już w powietrzu. Niczym wielki, majestatyczny ptak przez kilka chwil szybowała... Szkoda tylko, że była na kursie kolizyjnym z ziemią. Kątem oka dostrzegła jeszcze, jak jej oprawca, pędzi w górę zbocza zaraz za koniem Thomasa. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać. Wiedziała, że nieubłagalnie zbliżający się upadek nie będzie przyjemny...

Wszyscy


Z pewnością, dla wszystkich był to niezapomniany wyścig. Wyścig w którym nie było zwycięzców. Tylko więksi i mniejsi przegrani.

Emilii, Brahmie i Lucretti udało się opanować swoje wierzchowce i spokojnie z nich zeskoczyć. Natomiast Thomas i Olga jeszcze przez chwilę leżeli na ziemi łapiąc oddech.

 
Hazard jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-12-2023, 09:34   #8
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Była żołnierzem. Umiała wykorzystywać konia do przemieszczania się. Wiedziała jak upakować juki, żeby nic nie wypadło i jednocześnie zajmowało możliwie mało miejsca. Bez problemu ruszała z punktu A do punktu B. Ale nigdy nie planowała się ścigać. Z drugiej strony to nie mogło być trudne. Pognała konia, którego imienia nawet nie zapamiętała.

Było trudne. Było bardzo trudne. Olga miała tylko nadzieję, że dla jej konia było to nieco łatwiejsze. Ale i tu nie było łatwo. Zgrabna dziewczyna przez swoje rozmiary ważyła ponad 200 funtów, do tego dochodziła zbroja, która choć wedle wojskowych standardów była zaklasyfikowana jako średni pancerz, to w grupie była najcięższa. Nestea przytroczona do juków też swoje ważyła.

Ten szalony wyścig nie był dla niej walką z innymi, tylko stał się walką o utrzymanie w siodle, a później, gdy już zaczęła nabierać pewności siebie, to wspólnie z koniem walczyli o utrzymanie się na szlaku.

A gdy i tę część opanowała to mogła się już całkowicie skupić na złorzeczeniu Thomasowi za jego głupie pomysły. Nie przebierała przy tym w słowach, a dwujęzyczne konstrukcje gramatyczne bardzo obrazowo przedstawiały cóż o tym myśli, oraz co sądzi o przodkach Thomasa. Wtedy na moment rozejrzała się po okolicy. Było dość ładnie. Do tego jakieś ruiny, jakieś malowidła… może nie trzeba było tak galopować?

Rozglądania się pożałowała natychmiast. Nie opanowała konia i ostre hamowanie wysadziło ją z siodła. Krzyknęła we wspólnym: “Ja latam” a potem huk zbroi uderzającej o trakt oświadczył wszem i wobec, że bogom nie są w smak latające półorczyce. Uderzenie bolało, ale nie bardziej niż przyjęcie na tarczę szarży przeciwnika. Jednak powietrze wyleciało z płuc, a cienie zatańczyły przed oczami dziewczyny. Zakaszlała głośno, a potem mimowolnie uruchomiła się pamięć mięśniowa wyrobiona treningami.

Leżąc na polu bitwy, równie dobrze możesz być już martwym. Natychmiast wstajesz. Wyleżysz się po walce. Dawać!” w głowie brzmiało wspomnienie morderczych szkoleń.
“Nie, do cholery, nie podpieracie się na łokciach. Przyszliście się pieprzyć, czy walczyć? Co chcecie się przyjrzeć kto was morduje?” Na życiowe komentarz podoficera mogli zawsze liczyć. Ale szkolenie jak chamskie by nie było, to przynosiło efekty. Olga przetoczyła się na brzuch, przyciągnęła do siebie kolana i szybkim wybiciem z rąk i nóg znowu znalazła się w pozycji stojącej. Wszystko praktycznie bez użycia woli, siłą wypracowanych w wojsku odruchów. Później również odruchowo pochyliła się i sięgnęła przez prawe ramię po swój topór szykując się do walki. Bo jej ciało myślało, że leżała mniej niż sekundę. W praktyce była tak zmroczona upadkiem, że inne dziewczyny zdążyły spokojnie się zatrzymać i zawrócić. I ten nagły zryw mógł wydawać im się co najmniej dziwny. Tym bardziej, że nie było z czym walczyć.

Dłoń Olgi rozgarniała powietrze nad ramieniem. Ukochana broń radośnie wyruszyła w podróż z koniem ku nowej przyszłości.

- Koniu, wracaj! - Nigdy dotąd tak jak teraz nie żałowała, że nie dała mu imienia.
- Koniu!


Półorczyca rzuciła się biegiem w stronę spłoszonego zwierzęcia i ukochanej broni.
- Kal! Chodź tu! - wysiłek fizyczny rozbudzał jej pomysłowość. Stwierdziła, że nazwie konia Kal, co w języku orków znaczyło: “Koń”.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-12-2023, 20:05   #9
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Lucretia bardzo entuzjastycznie podeszła do spontanicznego pomysłu wyścigu. Z szerokim uśmiechem wymalowanym na pogodnej twarzy ruszyła w pościg za resztą, nie chcąc zmitrężyć ani chwili więcej. Zjeżdżając na dół miała okazję obejrzeć panoramę wioski Sundown. Lecz niedługo nacieszyła oczy tym widokiem, gdyż wkrótce koń prowodyra zawodów stanął dęba, zrzucając go z grzbietu. Dziewczyna o włosach w odcieniu fiołkowowego szampana z trudem uspokoiła swego wierzchowca, następnie zeskoczyła z gracją na ziemię i ignorując całkowicie źródło całego poruszenia wśród zwierząt podeszła szybko do Thomasa.
— Ten upadek wyglądał naprawdę poważnie, nic ci nie jest, przyjacielu? — zapytała z troską, podając mu pomocną rękę.
 
Alex Tyler jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-12-2023, 10:04   #10
 
Graygoo's Avatar
 
Reputacja: 1 Graygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputacjęGraygoo ma wspaniałą reputację
Stanął dęba. Koń, nie Thomas. Młodzian spadł na miękką trawę, jęknąwszy cicho z bólu. Na szczęście obrażenia nie były poważne. Co najwyżej siniak na szlachetnej części pleców. Łotrzyk nie myślał o swych obrażeniach. Skok adrenaliny pobudził go do działania.
- To tylko drobne obicie, nic mi nie jest. Bardzo Ci dziękuję - rzekł wstając przy pomocy Lucretii.
Rozejrzawszy się, nie zauważył nic, co mogłoby spowodować gwałtowną reakcję koni. Nie skupiając się dłużej na powodzie kraksy, zabrał się za łapanie uciekinierów.
- Teraz najważniejsze są konie, a właściwie koń Olgi! Na moim nie ma nic cennego - wyjaśnil i ruszył łukiem w stronę oddalających się wierzchowców.
- Koniu, koniu, wracaj! - wołał w kierunku konia orczycy.
- Syriuszu! Mam marchew! - blefował, mając nadzieję, że jego rumak się zatrzyma, choć na chwilę.
 
Graygoo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172