Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2022, 09:03   #11
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację

Godziny uciekały, a ci, którzy zostali do późna, widzieli, jak gospodarz zamyka drzwi za ostatnim gościem na trzy zasuwy i klucz. Z pewnością nie robił tak ze względu na złodziei, których się obawia, a raczej na coś bardziej niebezpiecznego. Być może nocami po Carrion Hill pałętało się jakieś licho, przed którym należało zachować szczególne środki ostrożności? Było to całkiem prawdopodobne. Zmorzeni zmęczeniem, ostatni z was udali się na górę, do wynajętych pokoi. Niedługo później cała gospoda pogrążyła się we śnie.


Poranek powitał was deszczem chłoszczącym szyby waszych pokojów, a szybki rzut oka na zewnątrz dał do zrozumienia, że pogoda nie zamierza się poprawić. W różnych odstępach czasu zeszliście na dół, gdzie zjedliście w spokoju śniadanie - główna sala wyglądała teraz na większą, gdyż była niemal całkowicie opustoszała, zaledwie przy dwóch stolikach zasiadali inni goście. Początkowo dziwiliście się nieco, że przy śniadaniu jesteście tylko we trójkę i że Rita nie zeszła jeszcze na dół, ale Mathijs wyjaśnił wam, że siostra bitewna opuściła gospodę jeszcze przed świtem.

- Chciała, żebym wam przekazał, żebyście jej nie szukali, gdyż wybiera się w swoją stronę i nie zamierza udać się z wami do burmistrza. Ani wracać tutaj - powiedział karczmarz.

Tak już się na tym świecie losy układały, że wczorajsze towarzystwo nie musiało być dzisiejszym a Rita z pewnością nie była osobą, która wiązała się z grupkami podobnymi jak wasza na dłuższy czas. Należało przejść nad tym do porządku dziennego. Przy okazji zasięgnęliście języka u gospodarza na temat Rezydencji Koronnej; należało iść na północ od karczmy i cały czas prosto, by na rozstajach dróg skręcić w prawo i iść do końca ulicy, przy której znajdowała się rzeczona posiadłość.

Po śniadaniu zebraliście się więc do drogi, wychodząc na zimną, deszczową pogodę. Lodowaty wiatr wciskał się pod ubrania, powodując dyskomfort, a zimne igiełki deszczu raniły twarz i oczy. Pękate grafitowe chmury wisiały nisko i wyglądały, jakby za chwilę miały runąć na całe miasto.

Ruszyliście na północ, w stronę centrum, nie mijając po drodze żadnego przechodnia. Wszystkie ulice pozbawione były życia, a już najbardziej zdumiewał was brak kotów, psów i żebraków. Z pewnym też zdumieniem i niepokojem zauważyliście, że nawet w rozmieszczonych tu i ówdzie sklepach wszystkie okna były szczelnie zamknięte. Ukradkowość i tajemniczość władały tym milczącym miastem, a jednocześnie przez cały czas nie mogliście pozbyć się uczucia, że przebiegłe, czujne oczy śledzą was zewsząd i czyhają gdzieś w mroku uliczek.


Masa krętych alejek, ślepych zaułków i pozbawionych światła przesmyków służyły jako arterie i żyły dzielnicy Splątanej. Wokół tych wąskich, brukowanych ścieżek (które często miały mniej niż dwie stopy szerokości) wznosiły się klaustrofobiczne domy z drewna i kamienia. Rozglądając się, zdaliście sobie sprawę, że każdy, kto zapuściłby się w niezliczone zaułki, nie znając ich ani nie posiadając przewodnika, miał ogromne szanse, by się zgubić. Iście idealna nazwa dla tej dzielnicy.

Nietrudno było dostrzec, kiedy Splątana przechodziła w położoną na wzgórzu Koronną, gdyż zmiany w najbliższej okolicy były aż nadto widoczne. Brukowane chodniki poszerzały się tutaj, a ponure, przytulone do siebie domy i sklepy zamieniły się w solidne, porządnie wykonane budynki z jakościowego drewna i kamienia. Wszystko wyglądało tutaj zdecydowanie lepiej, a mijani, dobrze ubrani mieszkańcy zdradzali wyższe pochodzenie.


Gdy dotarliście w końcu na miejsce, byliście już całkowicie przemoczeni. Wejścia do Rezydencji Koronnej, olbrzymiej, choć nieco mrocznej posiadłości, broniło dwóch dziwnie ubranych strażników z pistoletami i mieczami przy pasach. Mieli na sobie czarne mundury, a ich hełmy stylizowano na łby kruków, podczas gdy poszarpane płaszcze imitowały pióra tych ptaków. Wyjawiliście powód przybycia i przez jednego z Kruków zostaliście wprowadzeni w głąb rezydencji.

Przeszliście urządzonym z przepychem hallem na piętro, mijając kilku innych żołnierzy ubranych w krucze mundury i dotarliście do dwuskrzydłowych, ciężkich dębowych drzwi.
- Poczekajcie tutaj, niedługo ktoś po was wyjdzie - powiedział kruczy strażnik i oddalił się.

Dopiero teraz w oczy rzuciła wam się stojąca nieopodal jednego z okien, oparta o ścianę postać. Kobieta, co można było rozpoznać po szczupłej, zgrabnej sylwetce oplecionej przylegającym do jej ciała czarnym, kamuflującym kostiumem, zerknęła na was badawczo wydającymi się błyskać szkarłatem oczyma. Twarz skrytą miała równie czarną chustą, choć w pełnym świetle korytarza łatwo było dostrzec popielato zielonkawą cerę nieznajomej a spod naciągniętego na głowę kaptura wypływały gęste pasma jasnoblond włosów. Wyglądało na to, że również przybyła tu na wezwanie burmistrza, by nająć się do zadania.

Nie trzeba było czekać długo, gdy podwójne drzwi otworzyły się i ze środka wyszedł szczupły, dobrze ubrany mężczyzna w sile wieku o dość utrapionym wyrazie twarzy. Przeskoczył wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych i wskazał dłonią wnętrze za swoimi plecami.
- Burmistrz państwa oczekuje, proszę za mną.





Noc spędziłaś w “Ślepym Psie”, jednej z gorszych karczm w dzielnicy Splątanej, bo na nic lepszego nie było cię obecnie stać. Ponoć było to miejsce, gdzie można się było bawić bez opamiętania i tak zdecydowanie było, choć nie przeszkadzało ci to zbytnio gdy pogrążyłaś się w katatonicznym stanie w małym, obskurnym pokoju. Z głównej sali cały czas dochodziły wrzaski i odgłosy bijatyk i dopiero grubo po północy wszystko się uspokoiło.

Wcześniej, w porze kolacji, w środku pojawił się posłaniec burmistrza, szukający ludzi do specjalnego zadania polegającego na odnalezieniu potwora, który niszczy budynki i zabija ludzi w Carrion Hill. Biedny chudzina musiał uciekać z gospody, gdyż lokalni obrzucili go jedzeniem a i latające kufle były w użyciu. Chociaż większość w sali stanowili ludzie, nikt nie był na tyle odważny (lub szukający “szczęścia”), by cię zaczepiać, choć zdecydowanie wyróżniałaś się wyglądem i byłaś jedną z zaledwie kilku kobiet zasiadających przy stołach.

Ale to już była przeszłość. Z rana wypytałaś karczmarza, gdzie leży rezydencja burmistrza i udałaś się w stronę znajdującej się na wzgórzu miasteczka dzielnicy Koronnej. Ruszyłaś na północ, w stronę centrum, nie mijając po drodze żadnego przechodnia. Wszystkie ulice pozbawione były życia, a już najbardziej zdumiewał cię brak kotów, psów czy żebraków. Jakby nagle ci mieszkający na ulicy wyczuwali, że dzieje się coś bardzo złego.

Z pewnym zdumieniem i niepokojem zauważyłaś, że nawet w rozmieszczonych tu i ówdzie sklepach wszystkie okna były szczelnie zamknięte. Ukradkowość i tajemniczość władały tym milczącym miastem, a jednocześnie przez cały czas nie mogłaś pozbyć się uczucia, że ktoś cię obserwuje. Zimny deszcz chłostał wszystko jak okiem sięgnąć.

Nietrudno było dostrzec, kiedy Splątana przechodziła w położoną na wzgórzu Koronną, gdyż zmiany w najbliższej okolicy były aż nadto widoczne. Brukowane chodniki poszerzały się tutaj, a ponure, przytulone do siebie domy i sklepy zamieniły się w solidne, porządnie wykonane budynki z jakościowego drewna i kamienia. Wszystko wyglądało tutaj zdecydowanie lepiej, a mijani, dobrze ubrani mieszkańcy zdradzali wyższe pochodzenie.


Gdy dotarłaś w końcu na miejsce, byłaś już całkowicie przemoczona. Wejścia do Rezydencji Koronnej, olbrzymiej, choć nieco mrocznej posiadłości, broniło dwóch dziwnie ubranych strażników z pistoletami i mieczami przy pasach. Mieli na sobie czarne mundury, a ich hełmy stylizowano na łby kruków, podczas gdy poszarpane płaszcze imitowały pióra tych ptaków. Wyjawiłaś powód przybycia i przez jednego z Kruków zostałaś wprowadzona w głąb rezydencji.

Przeszłaś urządzonym z przepychem hallem na piętro i dotarłaś do dwuskrzydłowych, ciężkich dębowych drzwi.
- Poczekaj tutaj, jak będzie pora, to ktoś po ciebie wyjdzie - powiedział kruczy strażnik i oddalił się.

Czekałaś tak dłuższy czas, gdy w korytarzu pojawiły się kolejne trzy postaci. Wysoka, pewna krokiem ciemnowłosa kobieta z czymś, co na pierwszy rzut oka zdawało się obwiązanym skórą kosturem, choć ona sama na czarodziejkę nie wyglądała. Za nią białowłosy młodzieniec o przystojnym obliczu i wysokich jakością szatach. Dwójce towarzyszyła szczupła, odziana w cieszącą oko czerń blondynka o dość pospolitej urodzie, choć spojrzenie jej oczu zdradzało ciekawość i inteligencję. Wyglądało na to, że również chcą nająć się u burmistrza.

Nie trzeba było czekać długo, gdy podwójne drzwi otworzyły się i ze środka wyszedł szczupły, dobrze ubrany mężczyzna w sile wieku o dość utrapionym wyrazie twarzy. Przeskoczył wzrokiem po twarzach wszystkich zebranych i wskazał dłonią wnętrze za swoimi plecami.
- Burmistrz państwa oczekuje, proszę za mną.




Zostaliście wprowadzeni do środka. Wnętrze okazałego salonu przytłaczało przepychem - ściany zdobiły piękne obrazy, na podłodze leżał dywan w dziwne wzory, przywieziony z pewnością z dalekich krajów, a ścianę po lewej zdobiły półki z książkami. Na wprost drzwi, przy wielkim, dębowym biurku, siedział dobrze ubrany, zatroskany mężczyzna. Mógł mieć nie więcej, jak pięćdziesiąt lat, a w oczy rzucała się zwłaszcza zadbana fryzura i zarost. Widząc was, poderwał się ze swojego fotela i uśmiechnął z sympatią, jakby właśnie zobaczył dawno nie widzianego przyjaciela. Po obu stronach biurka stało dwóch strażników w kruczych uniformach, zapewniających ochronę burmistrza.

- Witajcie, witajcie, moi drodzy. Ciężko dzisiaj o odważnych ludzi, więc cieszę się, że chociaż jedna grupa postanowiła przybyć na moje wezwanie. - Wskazał dłonią na fotele przy biurku. - Nazywan się Vanton Heggry i jestem burmistrzem Carrion Hill. Dziękuję za przybycie, to wiele dla mnie znaczy. No, ale przejdźmy do sedna sprawy. - Odchrząknął i wyprostował się w fotelu. - Carrion Hill ma długą historię wojen i bitew, jakie zostały tutaj stoczone, ale zwykle musieliśmy odpierać wroga znajdującego się ZA murami naszego miasta. Jesteśmy odpowiednio ufortyfikowani do obrony przeciwko takim atakom, ale teraz stajemy wobec zupełnie innego zagrożenia. Nasz wróg już tu jest, w środku naszego miasta. - Burmistrz puknął kilka razy palcem wskazującym w blat biurka, jakby chciał dodać dramatyzmu temu stwierdzeniu. - Mieszka w tunelach pod miastem i wynurza się co jakiś czas, by uderzyć bez ostrzeżenia.

Westchnął ciężko i kontynuował.
- Pierwszy atak miał miejsce ponad tydzień temu, rankiem, gdy coś dużego wypełzło spod jednego z budynku w obrębie sklepu Antona Vanzira. Stwór częściowo zniszczył budynek i zabił pół tuzina mieszkańców, głównie kupców otwierających swoje interesy w najbliższej okolicy, a potem wycofał pod ziemię. Moja straż - Kruki - chciała przeszukać tunel, którym uciekł stwór, ale został zawalony i odgruzowanie go zajęłoby kilka dobrych dni. - Heggry zmarszczył brwi. - Gdy się nad tym zastanawialiśmy, to "coś" wynurzyło się jeszcze trzy razy, w różnych częściach miasta, niszcząc kolejne budynki i zabijając wszystkich, którzy tylko byli w zasięgu. Ostatni atak nastąpił trzy dni temu przy rynku miejskim i moi żołnierze ruszyli na miejsce od razu, gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy, prowadzeni przez naszego dzielnego kapitana Garusa. Stawili czoło bestii, jednak bez powodzenia. Przeżyło tylko dwóch strażników, ale są w ogromnym szoku i ciężko z nimi rozmawiać.

Burmistrz zmarszczył brwi.
- Po mieście krążą pogłoski o wojnie, albo inwazji, ale ja w to nie wierzę. Myślę, że to jeden potwór. I jeśli udałoby nam się dowiedzieć, co to konkretnie jest, może udałoby nam się to zabić. I to właśnie zadanie dla was - chciałbym, żebyście przeszukali okolicę rynku miejskiego, czyli ostatniego ataku... może natraficie na jakiś ślad, coś, co powie nam, z czym mamy do czynienia. Zapłacę wam pięćset złotych monet za wiarygodną informację i dwa razy tyle, jeśli odnajdziecie i zgładzicie potwora. - Heggry utkwił w was spojrzenie. Twarz miał ściągniętą troską. - Życie mieszkańców jest zagrożone - na tę chwilę wydaje się, że obywatele uważają, że ukrywanie się w domach zapewni im bezpieczeństwo. Gdyby rozeszła się wieść, że każdy dom w mieście może być celem potencjalnego ataku, Carrion Hill ogarnęłaby panika, którą bardzo trudno byłoby opanować. Nie mogę do tego dopuścić. Jeśli macie jakieś pytania, nie wahajcie się. I mam nadzieję, że mimo zawiłości tej sprawy, zgodzicie się pomóc mnie i miastu.
 

Ostatnio edytowane przez Vertis : 12-11-2022 o 15:14.
Vertis jest offline  
Stary 13-11-2022, 13:22   #12
 
Arsinoe's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłość
Pierwsza od prawie dwóch tygodni noc w ciepłym, wygodnym łóżku minęła Nicolecie jak z bicza strzelił. Rankiem zwlekała jak tylko mogła moment opuszczenia wygodnego posłania, aż w końcu wygrzebała się z pieleszy, bo przecież nie będzie leżeć tutaj cały dzień. Nie żeby nie chciała, ale mieli z towarzyszami sprawy do załatwienia na mieście. Obmyła twarz lodowatą wodą, co momentalnie ją rozbudziło i orzeźwiło a następnie odziała się w zestaw świeżych ciuchów, w których prezentowała się naprawdę zjawiskowo. Skoro mieli dzisiaj odwiedzić burmistrza Carrion Hill to czarodziejka chciała na tym spotkaniu prezentować się godnie.

Gdy zeszła na dół, zaskoczył ją brak Rity przy stoliku zajmowanym przez Karoline i Juliana.
- Dzień dobry, przyjaciele. A gdzież podziewa się nasza konserwatywna towarzyszka? Czyżby wyruszyła na spotkanie burmistrzowi bez nas?
Wtedy wojowniczka przekazała jej wieści zasłyszane od karczmarza.
- No cóż, mimo wszystko trochę ją rozumiem. Poza tym, z czym się pewnie ze mną zgodzicie, to nie była osoba, która by szczególnie potrzebowała towarzystwa kogokolwiek. - Nicoleta wzruszyła ramionami.

Po śniadaniu zajrzała jeszcze do stajni, gdzie zastała Vlada w dobrej formie, najedzonego i napojonego. Rozmówiła się chwilę z Zivko i będąc pewną, że chłopak zajmuje się osiołkiem należycie, wróciła do swego pokoju. Odziała się w swój długi do kostek płaszcz z obszernym kapturem, doskonale zdając sobie sprawę, że gdy dotrze do rezydencji włodarza miasta będzie już zmokłą kurą. Zarzuciła na bark torbę, w której miała najważniejsze rzeczy i zeszła do Karoline i Juliana.

Wraz z towarzyszami wyszła prosto w szalejącą ulewę.


Pomimo paskudnej pogody, Nicoleta czuła się w środku dziwnie spokojna i zrelaksowana. Zapewne miała na to wpływ noc spędzona w łóżku, a nie na szlaku. Podróżowała po Ustalavie od bardzo długiego czasu, ale chyba nigdy nie przyzwyczai się do nocowania w lasach, czy na polanach, na co wpływ musiał mieć fakt, że nigdy nie sypiała za dzieciaka w dziwnych miejscach. No, jeśli za dziwne miejsce można uznać bibliotekę rodziców, to wtedy owszem.

Drogę do burmistrza pokonywali mijając całkowicie opustoszałe uliczki. Nie dziwiło to czarodziejki, bo skoro w mieście grasowało coś, co wynurzało się spod powierzchni, mieszkańcy z pewnością uważali, że najbezpieczniejsi będą wśród swoich czterech ścian. Jedynie dziwne uczucie, że jest obserwowana nieco ją rozpraszało, ale rozglądając się po okolicy nie dostrzegła niczego niezwykłego czy podejrzanego. Najpewniej przytłaczająca aura tego miejsca oddziaływała w osobliwy sposób na ludzkie zmysły; tak sobie to przynajmniej tłumaczyła.

Widok Rezydencji Koronnej zafascynował Nicoletę - było w tym budynku coś z minionego piękna epoki, ale i coś ponurego, tajemniczego. Karoline wyjaśniła, z jakiego powodu się tutaj znaleźli i mogli wejść do środka. Prowadzona przez strażników, kobieta rozglądała się po wykonanym ze smakiem wnętrzu, podziwiając jego splendor. Jeszcze bardziej zaciekawiła ją odziana na czarno, zamaskowana kobieta również czekająca na rozmowę z burmistrzem. Jako, że czarodziejka nigdy nie miała problemów z przełamywaniem lodów, podeszła do jasnowłosej i przedstawiła siebie oraz towarzyszy.

- Nazywam się Nicoleta, to Karoline i Julian - powiedziała. - Jak rozumiem, również zamierzasz nająć się u burmistrza? Jeśli tak, to wygląda na to, że będziemy pracować w jednej grupie. Przeto dobrze by było się choć odrobinę poznać.

W końcu zostali przyjęci u burmistrza Heggry’ego, który zrobił na Nicolecie dobre pierwsze wrażenie. W pierwszej chwili kobieta większą uwagę zwróciła na regały z książkami, zastanawiając się, jakąż to wiedzę mogą skrywać, jednak szybko powróciła myślami do rzeczywistości. Obecnie były ważniejsze sprawy, niż książki. Na to przyjdzie czas, gdy znajdą i pozbędą się stwora terroryzującego miasteczko. Uważnie wysłuchała wyjaśnień burmistrza i - jak to ona - wyrwała się ze swoimi pytaniami przed szereg.

- Czy pańscy strażnicy próbowali tropić stwora? Co może nam pan powiedzieć o tych tunelach pod miastem?. I czy ktoś może podać faktyczny rysopis bestii? Czy jest możliwe przesłuchanie tych dwóch ocalałych żołnierzy? I czy można zobaczyć ciała martwych strażników? No i czy ataki w tych wszystkich miejscach mogły być jakoś ze sobą powiązane?

Miała jeszcze parę pytań w zanadrzu, ale na razie wolała oddać głos pozostałym, żeby nie wyjść na jakąś niewychowaną, czy przesadnie wścibską.
 
Arsinoe jest offline  
Stary 13-11-2022, 20:19   #13
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację


Było jeszcze długo przed świtem, gdy siostra Rita usłyszała pukanie do drzwi. Z orężem w dłoni odsłoniła kawałek wejścia, lecz nie zastała tam wroga. Przed nią stał młody armiger o nieco zmęczonym obliczu w niemożliwym do pomylenia, czarnym jak noc pancerzu. Zasalutował jej, na co odpowiedziała tym samym. Potem przekazał zalakowany list, zasalutował raz jeszcze i odszedł. Zdziwiło to odrobinę bitewną zakonnicę. Oczywiście otrzymywała posłańców, ponieważ miała obowiązek raportować listownie swoje postępy. Jednak nigdy nie przybywał do niej z listem nikt z jej organizacji. Zwłaszcza o takiej porze. Kobieta zamknęła drzwi, zasiadła przy stoliku i przy zapalonej świecy przełamała pieczęć z symbolem oka, przechodząc do czytania. Treść listu była niezwykle sucha i formalna, ale prawie zmroziła jej krew. Przeorysza Zakonu Oka pisała w nim, że balor Khorramzadeh, zwany Królem Burz, zebrał demoniczne legiony i dokonał szturmu na Kenabres. W jego trakcie zdołał dokonać największych postępów od zarania konfliktu na tamtych ziemiach. Przełamał bowiem granicę Rany Świata i uszkodził jeden z Kamieni Strażniczych podarowanych przez samą boginię Iomedae. Odparcie demonicznej nawały się powiodło, jednak znacznym kosztem. Poza tym istniało ogromne ryzyko, że się istoty chaosu wkrótce się przegrupują i następnym atakiem dokończą dzieła, powodując tym samym koniec świata. Dlatego też zwołano Czwartą Krucjatę Mendeviańską. Jej sukcesy jak dotąd były nieznaczne, a niebezpieczeństwo wzrastało z każdym dniem. Do tego siły rycerzy piekieł w jej trakcie zostały bardzo poważnie uszczuplone. Dlatego też mobilizowano odwody. W praktyce oznaczało to dla Rity natychmiastowy rozkaz wymarszu i dołączenia do krucjaty. W obliczu takiej stawki i bezpośredniego polecenia głowy zakonu jej święta misja w Ustalavie niestety musiała poczekać.

Marvella zawsze była gotowa na wszystko, dlatego też zebranie się do drogi zabrało jej zdumiewająco mało czasu. Zanim jednak opuściła „Pod Wisielcem”, przekazała suchą i lakoniczną wiadomość dla swoich przejściowych kompanów. Potem zaś ruszyła w podróż do sąsiedniego kraju.





„Nie jest umarłym ten, który spoczywa wiekami, nawet śmierć może umrzeć wraz z dziwnymi eonami”. - Howard Phillips Lovecraft

Śmierć. Marzenie dla boleśnie konającego. Ułuda dla młodego. Ponura konieczność dla starego. Pragnienie dla wielce strapionego. Narzędzie wojującego. Inspiracja artystycznie usposobionego. Postrach praktycznie każdego żyjącego.

Od kiedy istnieje życie, niezłączenie za nim podąża śmierć, nie odstępując choćby na krok. Przybiera różne postacie i miana. Nie dba o stan, wygląd, płeć, majętność, uczynki, wiek, rasę, gatunek, wyznanie, miejsce zamieszkania. Zdaje się zawsze obecna, choć niesłychanie cierpliwa. Niczym skrupulatny poborca zawsze odbiera swoją należność.

Powiada się, że niezmienne prawa chronią każdy stan, prawa mądre jak Natura i tak ustalone, jak Los. Nienaruszalne zasady ustanowione u samego Początku. Pilnowane pieczołowicie przez Eonów.

A jeśli to nie całkiem prawda? Co, jeśli wszelkie zasady stanowią jedynie oazy porządku pośród nieskończonego morza chaosu? Od każdej reguły może istnieć wyjątek. Pośród niekończącego się strumienia zdarzeń nawet kosmiczna entropia sporadycznie ulegnie odwróceniu.

Co, jeśli raz jeden śmierć nie ustanowi końca? Nie naznaczy kresu istnienia? A stanie się jego nowym… początkiem?


„Były dwie siostry: Noc i Śmierć,
Śmierć większa, a Noc mniejsza,
Noc była piękna jak sen a Śmierć,
Śmierć była jeszcze piękniejsza...”



Dokonał się dzień. Zmierzch rozlał atrament, a smoliste kłęby chmur zakryły brylanty gwiazd. Niebo rzewnie zapłakało, zalewając potokiem łez strzeliste iglice, dwuspadowe dachy i brukowane arterie grzesznego miasta. Spowalniał sercowy puls metropolii. Cienie tkały gęstą pajęczynę pomiędzy uliczkami. Ostatnie światła w okiennicach dogasały. Noc obejmowała panowanie.

„Teraz kroczę w cieniach pomiędzy światami… i to tam wreszcie dostrzegłam, co naprawdę czyha w mrocznych zakątkach Golarionu…”

Zdawało się, że miasto zasnęło, mimo to para smukłych mężczyzn kroczyła pośród skąpanych w mroku, gęstych uliczek. Obszerne płaszcze chroniły ich przed straszliwą ulewą a zdolność infrawizji pozwalała orientować się w ciemności. Mijali kolejne zakręty, stąpaniem mącąc zalegające wszędzie kałuże. Wyglądało na to, że doskonale orientowali się w zawiłej architekturze tego miejsca. Nie czynili bowiem postojów, a krok ich był sprężysty. W końcu dotarli na tyły jakiejś zapuszczonej kamienicy. Tam zapukali w stare odrzwia prowadzące do sutereny, używając dobrze zapamiętanej kombinacji. Gdy drewniana zasuwa wizjera odsunęła się, ukazując pochyłe oczy, jeden z przybyszy wyszeptał gardłowo „I'a ry'gzengrho!”. Odźwierny obadał jeszcze ich oblicza dwoma rzutami oczu, po czym sięgnął do zasuwy. Po chwili uchylił drzwi, jednak gdy tylko jego głowa wychynęła zza szpary między nimi a framugą, nagle runął w tył z łoskotem. Jeden z zaniepokojonych przybyszy postanowił sprawdzić, co się stało, lecz gdy tylko to zrobił, na jego oblicze momentalnie wlała się czysta, nieskrępowana groza, po czym sam zwalił się z hukiem na ziemię, padając na twarz przez próg. Dopiero jego towarzysz spostrzegł, że tamten leży martwy, tak samo, jak kolega. Po jednej strzale sterczało z każdego z ciał. Odźwierny miał przeszyte oko zaś jego kompan podstawę czaszki. Zdjęty strachem mężczyzna sięgnął instynktownie po miecz, lecz wtedy poczuł silne ukłucie bólu w dłoni i podbrzuszu, które mimowolnie wyrwało z jego gardła wrzask. Jak się okazało, obca strzała przybiła mu dłoń do ciała, uniemożliwiając dobycie oręża. Ciskając przekleństwa, mężczyzna rozejrzał się panicznie po ciemnościach wokół. Jednak niczego nie mógł dostrzec. Mimo że jako elf dobrze widział w niej całe otoczenie. Tak jakby napastnik był całkiem niewidzialny.
— Nie wiem, kim jesteś, ale podpisałeś na siebie wyrok, podnosząc rękę na Zakon Gwieździstego Blasku! — wycedził.
Ból dawał się we znaki, cierpienie przywołało na jego czoło perliste krople potu. Zalegające ciała zaś utrudniały mu ucieczkę do wnętrza domu. Sytuacja zaatakowanego prezentowała się nieciekawie.
— Myśleliście, że ciemność jest waszym sojusznikiem? — cienie odpowiedziały melodyjnym, acz monotonnym żeńskim głosem z wyraźnym kyonińskim akcentem. — Jedynie do niej przywykliście. Ja się w niej narodziłam. Ona mnie ukształtowała. Cienie was zdradziły, ponieważ należą do mnie.
Poza tym tajemniczym głosem mężczyzna nic nie widział ani nie słyszał. Tak jakby rozmawiał z samą nocą.
— Jestem waszym najgorszym koszmarem — głos przemówił ponownie. — Przybyłam, by przerwać wasz błogi sen. Macie prawo się mnie lękać, albowiem jestem waszą śmiercią.
Zaraz potem dwie strzały przeszyły ciało przybysza, nie zabijając go jednak od razu. Padł jednak ziemię, czując zbliżający się kres.
— Kto cię przysłał? Służysz Staremu Wrogowi? — zapytał jeszcze, gwałtownie opadając z sił.
— Zapomnij o Starym Wrogu. Ponieważ teraz macie nowego.
Te niepokojące słowa mężczyzna zabrał ze sobą do grobu, razem z niewyraźnym widokiem pary oczu, świecących szkarłatem pośród czystej materii ciemności.

„Teraz dowiedzą się, dlaczego powinni lękać się ciemności. Teraz pojmą, dlaczego powinni lękać się nocy...”


Może i „Ślepy Pies” nie należał do najlepszych karczm w Carrion Hill, ale w pełni odpowiadał potrzebom łowczyni. W takim miejscu nikt nie zadawał zbędnych pytań i każdy pilnował swojego interesu. No i donoszenie było bardzo źle postrzegane. Dlatego mimo swojej inności mogła się tam czuć w miarę swobodnie. Co prawda klientela była awanturna i hałaśliwa, ale niezbyt jej przeszkadzała, bo raczej odstraszała ona zaczepnych typów i zupełnie obce było jej pojęcie znużenia. Z podobnych powodów kiepska jakość jadła i napitku również nie stanowiła dla niej problemu, tak samo jak nieprzyjemne aromaty obecne w okolicy budynku i wydobywające się ze stłoczonych ciał zgromadzonych jego w głównej izbie.

Kiedy wieczorem siedziała nieniepokojona w zacienionym rogu sali, nasłuchując lokalnych plotek, z których większość była nieprzyzwoita lub niezwykle brutalna, do karczmy wkroczył posłaniec burmistrza. Nieszczęśnik ledwie zdołał przekazać swą wiadomość, a został ordynarnie przegnany, co kobieta przyjęła z chłodną obojętnością. Bardziej interesowało ją to, co przedtem powiedział. A dokładnie informacja o potworze, o którym zdążyła już co niego usłyszeć od tutejszych od bywalców. Wyglądało na to, że mogła znowu wyruszyć na łowy.


Rano ruszyła do rezydencji burmistrza, kierując się wskazówkami uzyskanymi od karczmarza ze „Ślepego Psa”. Puste ulice, które przyszło jej przemierzać pośród strug deszczu, zdawały jej się miarą zagrożenia, lub tchórzostwa mieszkańców. Bądź obu. Najbardziej osobliwe w tym wszystkim było, że pochowały się również wszystkie bezdomne zwierzęta. A to już niemalże potwierdzało jej poważne podejrzenia co do tego, że może mogła mieć do czynienia z jej znienawidzonym wrogiem. Wiedziała, że zwłaszcza koty były wyczulone na jego obecność.

Nawet kramy i składy handlowe były w Carrion Hill szczelnie pozamykane. Tak jakby mieszkańcy chcieli przeczekać zagrożenie. Co kobieta uznała za jawną głupotę. Dostrzegała jednak wyraźne zalety tej sytuacji. Im mniej osób na ulicach, tym mniejsza była szansa na zatarcie przez nie ewentualnych śladów. Spadało również ryzyko, że ktoś zaplącze się pod nogi w trakcie polowania. Jedyną prawdziwie nurtującą ją rzeczą w trakcie podróży stanowiło niezbywalne wrażenie bycia obserwowaną. Zwłaszcza że jej bystre oczy nie mogły uchwycić jego źródła.

Pokonawszy labirynt Splątanej, łowczyni ruszyła Koronną, by ostatecznie trafić do rezydencji burmistrza. Do tego czasu była już całkiem przemoknięta, ale niewiele sobie z tego robiła. Chłód i wilgotne odzienie pewnie bardziej by jej przeszkadzały, gdyby nadal czuła w swych żyłach krążenie. Wyjawiwszy parze uzbrojonych w alkenstarskie wynalazki ustylizowanych na kruki strażników powód swego przybycia, kobieta wkrótce została wprowadzona przez jednego z nich do środka. Krótka podróż na górę przez bogato urządzoną rezydencję doprowadziła ją do dębowych drzwi, w pobliżu których polecono jej zaczekać aż ktoś z wewnątrz ją zaprosi. Polecenie nie stanowiło dlań większego problemu. Potrafiła całymi dniami czaić się w bezruchu na swą zwierzynę. Mogła więc bez problemu zaczekać, nawet dłuższy czas.

W międczyczasie przybyła trójka jakichś awanturników. Wystarczyło jej zaledwie jedno spojrzenie, by to stwierdzić. Tak samo jak to, że nie pochodzili z Carrion Hill. Nie ulegało również wątpliwości, że ich powód przybycia był identyczny jak jej samej. Jedna z tamtych, ciekawska blondyna, od razu zbliżyła się do niej, najwyraźniej chcąc się zapoznać. Co też ujawniła swymi słowy.
— Datura — odparła jej sucho elfka, nie kłopocząc się obszerniejszym przedstawieniem.
Wkrótce potem z pokoju wyszedł kamerdyner i zaprosił wszystkich do środka.


Wysłuchawszy uważnie tego co miał do powiedzenia burmistrz, łowczyni powiedziała, że podejmuje się jego zlecenia a następnie pozwoliła awanturnikom, by zadali swoje pytania. Po tym co dotychczas usłyszała, sama nie miała właściwie żadnych.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 20-05-2023 o 09:35.
Alex Tyler jest offline  
Stary 15-11-2022, 21:44   #14
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Karoline wstała o świcie. Choć pochmurne niebo praktycznie nie pozwalało dostrzec tej chwili. Karoline wstała potykając się o rozrzucone ubrania. Wiele lat w różnych szlacheckich domach spowodowało, że nawet nie przyszlo jej do głowy przekleństwo jaki wyrwałoby się każdemu na jej miejscu. Gdy w drodze do swoich ubrań potknęła się jeszcze raz, to starała się ułożyć w głowie całą tę historię o kreatywnych umysłach i kwitnącej w bałaganie inteligencji. Karoline zapamiętała tę teorię. Miała ogólnie dobrą pamięć do takich rzeczy. Tym lepszą im bardziej coś różniło się od jej własnych poglądów. Bo przyznać trzeba było, że Karoline jeszcze więcej czasu niż na dworach spędzała w obozowiskach różnych jednostek. Zarówno wojskowych jak i tych najemniczych. I gdy pomyślała, że w obozie miałby być taki bałagan w czasie alarmu, to ktoś przy tym z pewnością straciłby życie.
Ledwie ta myśl przeszyła jej umysł, gdy szlachcianka runęła jak długa potykając się o pozostawiony bezładnie but. Karoline rozmasowała łokieć.

***

Śniadanie przebiegło szybko. Lady Stonebloom tym razem jadła szybko. Niemal kończyła gdy magiczka do nich dotarła.
- Rita odeszła. To wielka strata, bo byłaby dla nas wielkim wsparciem w walce z potworem. Tym niemniej musimy sobie radzić bez niej. Z drugiej strony myślę, że takie zlecenie ściągnie wielu dzielnych i prawych poszukiwaczy przygód. Nie będziemy sami. Być może nawet nie będzie nam dane dopchać się do zleceniodawcy.

***


Na miejscu spotkała istotę przypominającą elfa. Jednak w aparycji kobiety było coś co przywodziło na myśl Jaethal. Elfkę z Kyonin, która poświęciła się wierze w Urgathoę.
Karoline zamknęła oczy gdy Nicoletta rozpoczęła powitanie. Nie tylko dlatego, że zachowanie czarodziejki odbiegało od etykiety, ale też żeby odrzucić wizję przeklętej Sędzi z Kyoninu jaką pamiętała z opowieści niańki.

- Lady Karoline Stonebloom, herbu Feniks - przedstawiła się i wykonała ukłon, który inny szlachcic mógł rozpoznać jako typowy ukłon wobec osoby o równym statusie. Dla zwykłych zjadaczy chleba zaś wyglądał jak zwykle skinienie głową.

***


Gdy burmistrz Carion Hill wyłuszczył całe zlecenie Karoline słuchała z uwagą. Miała tę niezwykłą cechę, że dostrzegała zalety innych. Niczym wprawny polityk. Nie jak typowy szlachcic. Więcej słuchała, niż sama mówiła. Jednak gdy słuchała, to robiła to z uwagą. Braki w wiedzy i doświadczeniu nadrabiała faktem otaczania się ludźmi z wiedzą i doświadczeniem.

- Będziemy potrzebować map kanałów. Najlepiej w tej samej skali, co mapy miasta. Podejżewam, że bestia korzysta z kanałów i być może starych tuneli. Chcielibyśmy też obejrzeć ciała poległych i porozmawiać z tymi, którzy przeżyli.

Karoline powiedziała krótko i zdecydowanie. A towarzysze z którymi wczoraj odwiedzała sklep Antona mogli całkiem słusznie zauważyć, że wygłoszone przez nią prośby były niczym innym jak ich pomysłami z poprzedniego wieczoru. Ich i Rity.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-11-2022, 03:30   #15
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Pobudka zanim słońce na dobre wzeszlo zza horyzontu była jedną ze stałych w życiu Juliana. Świątynne wychowanie w pharasmickim kościele robiło swoje, dawno nabyta rutyna dnia poddała się adaptacji przez lata, lecz nie została całkowicie wyparta. Wczesne poranki i ablucje im towarzyszące, posiłki o regularnych porach i wieczorna medytacja - nawet na szlaku czy w dzikich stronach te stałe zawsze figurowały w planie dnia młodego Zamfira. Julian lubił tą szczątkową rutynę, która zdążyła się już dawno wpisać w jego tożsamość, pozostając czymś tylko i wyłącznie jego. Nie przybieraną maską, którą stawał się z każdym kolejnym rokiem i która wypierała prawdziwego Zamfira.

Poranna kąpiel była chłodna, bynajmniej z racji słabego standardu zajazdu czy niezadbania Mathijsa. Julian zwyczajnie preferował taką temperaturę. Nie tylko w balii. Dalekie strony, które znał tylko z opowieści - spieczoną słońcem Qadirę czy parne lasy równikowe Mwangi chociażby - jawiły mu się jako strony z piekła rodem, idealne tylko pod męczarnię. Ustalavska aura - zbyt ponura dla przyjezdnych - była dlań idealna, nawet w pełni lata.

Proste śniadanie przeżuł równie metodycznie, co kolację poprzedniego wieczora, jakby odejście Rity spłynęło po nim bez śladu. Po prawdzie tak było; choć z zakonnicą dzielił wspólne wartości, nie istniała pomiędzy nimi jakakolwiek nić zażyłości. Takowej nici próżno było szukać w życiu Juliana.

Śledczy pożegnał więc siostrę Marvellę w takiż sam sposób, jak innych współpracowników przez lata - milczeniem.


Milczeniem powitał również tajemniczą kobietę w ratuszu, z którą miało im przyjść współpracować przy zleceniu. No, prawie milczeniem. Przedstawił się jej tylko jak kultura nakazywała i skinął głową, ale przy bardziej wylewnych powitaniach, jakimi uraczyły ją towarzyszki Juliana, równie dobrze mógł milczeć. Choć myśli chłopaka były zajęte rychłą rozmową z burmistrzem, to mimo tego nie omieszkał ukradkiem otaksować Datury ukradkowym, analizującym spojrzeniem. Takim samym, jakim obdarzył zarówno Nicoletę i Karoline jeszcze w stolicy, przy pierwszej okazji.

Obecność Datury była jedynym zaskoczeniem w ratuszu, sama rozmowa przebiegła mniej lub bardziej tak, jak Julian przewidywał. Nie miał za wiele do dodania po pytaniach towarzyszek, zarówno czarodziejka, jak i szlachcianka zdecydowanie wyczerpały temat. Poza jedną kwestią, którą Zamfir zaraz zwokalizował, okręcając sygnet na palcu.

- Oraz pozwolenie na bliższą inspekcję sklepu Antona. Jak i raport straży z oględzin rzeczonego budynku, jeśli takowy istnieje.
 
Aro jest offline  
Stary 17-11-2022, 09:55   #16
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
Burmistrz wysłuchał, co macie do powiedzenia i zaczął odpowiadać na pytania.
- Kruki próbowały tropić bestię, ale na niewiele się to zdało. Nie dość, że stwór jest wielki, to bardzo szybki i wygląda, jakby był idealnie dostosowany do warunków, w jakich występuje. Carrion Hill to miasto, które zbudowane zostało na szczątkach innych miast, zniszczonych podczas wojny z Szepczącym Tyranem. Pod nim znajduje się sieć tuneli, naturalnie powstałych przejść i katakumb. Są to jednak miejsca mroczne i niebezpieczne i ludzie nie zapuszczają się tam, obawiając o życie oraz własne dusze. Nie posiadamy pełnych planów tych tuneli, gdyż jest ich tyle, że niemożliwym byłoby stworzenie takiej mapy. Mapę kanalizacji i miasta naturalnie udostępnię.

- Co do przesłuchania żołnierzy, którzy przeżyli atak, nie wyrażam takiej zgody. Są w naprawdę złym stanie umysłowym, pod opieką lokalnych medyków i nie chcę narażać ich na kolejną traumę. Nie jest już możliwe obejrzenie ciał poległych, gdyż zostały przygotowane do mającego się odbyć dzisiaj wieczorem pogrzebu i są z czuwającymi rodzinami. Nie zamierzam pozwolić, by ktoś przeszkadzał im w tych ciężkich chwilach, mogę tylko powiedzieć, że kapitan Garus i jego ludzie posiadali szereg ran szarpanych, dwóm strażnikom to coś oderwało ręce i głowy, inni zostali uduszeni, a oprócz tego trzech nosiło znamiona na ramionach, jakby coś przyssało się do nich. Ten widok będzie mnie prześladował do końca życia.
- Heggry pokręcił głową i pobladł, jakby momentalnie przywołał w myślach widok swoich martwych ludzi.

- Z tego, co wynika ze śledztwa, cele ataków nie są ze sobą powiązane. Ten stwór, cokolwiek to jest, wynurza się po prostu spod ziemi i niszczy przypadkowe budynki, zabijając mieszkańców. W każdym przypadku, oprócz sklepu Antona, gdzie wyrwy nie zbadaliśmy ze względu na gruz, powstała w ziemi dziura nie miała wyraźnego wejścia do tuneli znajdujących się poniżej kanalizacji, ale ruiny były pokryte cuchnącą, galaretowatą mazią. Smród był oszałamiający - tak nie śmierdzi nawet trup w fazie rozkładu, wierzcie mi. Niestety, nie wiemy, jak dokładnie wygląda bestia, jednak biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, musi być ogromna.

Vanton strzelił palcami a jego kamerdyner podszedł do jednego z kredensów pod ścianą, skąd wyciągnął dwa zwinięte kawałki pergaminu. Jednym z nich okazała się mapa Carrion Hill, drugą plan kanalizacji rozciągającej się pod miastem. Wyglądała jak rozległa pajęczyna żył oplatająca całą powierzchnię aglomeracji a mnogość mniejszych i większych korytarzy przyprawić mogła o zawrót głowy. Dokładne sprawdzenie każdego rozgałęzienia mogło zająć długie tygodnie.

- Zapłacę wam teraz sto sztuk złota w ramach zaliczki, byle byście ruszyli na rynek miejski natychmiast i spróbowali rozwikłać ten palący miasto problem. Mogę udostępnić wam w miarę możliwości jakiś sprzęt, który posiadają moi strażnicy, jeśli to w czymś wam pomoże. Oprócz tego dwóch moich ludzi zaprowadzi was na miejsce ostatniego ataku. Macie jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, proszę, byście nie zwlekali z podjęciem się tego zadania. - Burmistrz splótł ze sobą palce obu dłoni, opierając łokciami o blat biurka. Zauważyliście, że zaczyna być nieco zniecierpliwiony przeciągającym się spotkaniem.
 
Vertis jest offline  
Stary 17-11-2022, 17:47   #17
 
Arsinoe's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłośćArsinoe ma wspaniałą przyszłość
Słuchając burmistrza odnosiła wrażenie, że uczestniczy w jakiejś dywergencji. Z jednej strony Heggry chciał wynająć ich do sprawdzenia, co dzieje się w mieście i unieszkodliwienia tego, co niszczy budynki i zabija ludzi, jeśli nadarzy się ku temu sposobna okazja. Z drugiej - nie zamierzał im niczego ułatwiać. Nie żeby nie rozumiała jego podejścia do swoich ludzi i poległych strażników, ale na Pharasmę, tutaj na świeczniku było coś więcej, niż kilku zmarłych ludzi lub tych, którzy mogli postradać zmysły po doświadczeniu czegoś, czego ich umysły nie mogły przetrawić - chodziło o całe miasto!

Najwyraźniej jednak burmistrz tak tego nie widział. Chciał, by jak najszybciej zajęli się tą sprawą, najlepiej zrobili wszystko za jego straż a tak naprawdę pewnie przejmował się jedynie tym, by w mieście nie ucierpiała jego pozycja. Ojciec Nicolety zadawał się z różnymi przedstawicielami władzy, tej niższej i wyższej, wielokrotnie zwracając uwagę na to, że gdyby nie polityka i wysokie pochodzenie, to ci ludzie nie nadawaliby się nawet do obierania ziemniaków w gospodzie. W znakomitej większości dbali tylko o własne dobro, a gdy grunt palił im się pod nogami robili różne dziwne rzeczy. Nieważne. Dobrze chociaż, że wraz z kompanami otrzymali mapy, których potrzebowali. Nicoleta szybko przyjrzała się obu, zapamiętując zwłaszcza naniesione na nich ważniejsze miejsca.

- Skoro nie możemy porozmawiać ze strażnikami i zobaczyć ciał poległych, to czy chociaż mogę zerknąć na tę cuchnącą galaretkę, którą znaleźliście na miejscu ataków? Bo - jak mniemam - zabezpieczyliście ją? - Zapytała, wpatrując się w burmistrza. Wcześniej miała całkiem dobry nastrój, jednak teraz starała się trzymać rozdrażnienie na uwięzi. - Posiadam pewne umiejętności, które mogą przynajmniej podpowiedzieć nam , z czym mamy do czynienia.

Spodziewała się odmowy i pewnie będą musieli ruszyć wraz z przewodnikami na miejsce ostatniego ataku, ale nie zaszkodziło spytać. Prywatnymi spostrzeżeniami zamierzała podzielić się z towarzyszami później, gdy zostaną już sam na sam. Choć zerkając na Daturę, przez myśl przeszło jej, że to może być jakaś wtyczka burmistrza, mająca za zadanie nadzorować wykonanie zadania przez ich grupę. Będzie musiała mieć ją na oku, przynajmniej dopóki nie upewni się, że ta nie działa na zlecenie ratusza.

Nie ulegało wątpliwości, że skoro ciała strażników zostały tak zmasakrowane, to mieli do czynienia z czymś bardzo dużym, może nawet gigantycznym, bo w śledztwie nie można było zawężać pola widzenia. Na pewno czymś, z czym ciężko będzie sobie poradzić. Heggry pracy im ułatwić nie zamierzał, więc ona też z przekory miała chęć postawić poprzeczkę wyżej i nie być tylko pieskiem na posyłki.

- Trzysta sztuk złota zaliczki. To my ryzykujemy i nie wiemy, z czym tam się spotkamy. Jednocześnie możesz być pewny, burmistrzu, że jeśli znajdziemy to coś, postaramy się zrzucić ten problem z twojej głowy. Prawda, Karoline? - Spojrzała na wojowniczkę, którą z racji charyzmy uważała za nieformalną szefową ich małej grupy.

Tak naprawdę miała gdzieś, ile wyniesie zaliczka, bo i tak zajęłaby się tą sprawą ze zwykłej ciekawości i chęci poszerzenia wiedzy, ale skoro burmistrz nie był skory współpracować, to dlaczego mieli iść na dyktowane przez niego, zapewne najniższe warunki płacowe względem niebezpieczeństwa i powagi tego zadania?
 
Arsinoe jest offline  
Stary 17-11-2022, 21:18   #18
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Datura przez zdecydowaną większość czasu wydawała się kompletnie obojętna na wszystko to, co działo się wewnątrz pomieszczenia. Tak jakby była całkiem nieobecna. Wrażenie to potęgował fakt, że stała oparta o ścianę w zacienionej części pokoju, co czyniło ją praktycznie niewidzialną. Jedynie jej błyszczące szkarłatem niemrugające oczy, niczym dwa błędne ogniki, zdawały się przebijać się przez oblekającą ją ciemną toń i zwodniczym blaskiem potwierdzać fakt jej obecności. Ręce miała skrzyżowane na piersiach, a spojrzenie wbite w jeden punkt gdzieś na ścianie. Miejsce kompletnie pozbawione znaczenia. Szpiczaste elfie uszy kobiety tkwiły w bezruchu pod ciemnym kapturem. Do pewnego stopnia były to pozory, bo kobieta łowiła nimi każdy dźwięk. Nawet najlżejszy szmer. Również każdy mięsień jej ciała był w pełni przygotowany do wymuszonego ewentualnymi okolicznościami nagłego działania. Potrzebowała zaledwie sekundy, by dobyć łuku i oddać zabójczy strzał.

Swoją aprobatę dla podjęcia się łowów wyraziła aż nadto, wpierw zjawiając się na miejscu i później potwierdzając swą gotowość oszczędnym skinieniem głowy. Niczego więcej nie czuła potrzeby deklarować ani wyrażać. Pieniądze ją w ogóle nie interesowały. Niewielki miała z nich użytek. Zresztą, polowania podejmowała się we własnym interesie. Zdawanie pytań burmistrzowi zgodnie z jej przypuszczeniami okazało się mało owocne, dlatego właśnie zostawiła je obcym awanturnikom. Właściwie to czekała jedynie, aż skończą swe targi oraz pytania i będzie wreszcie mogła udać się na rynek, by podjąć trop zwierzyny. Nic więcej w danym momencie nie miało dla niej znaczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 17-11-2022 o 21:21.
Alex Tyler jest offline  
Stary 21-11-2022, 09:23   #19
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Karoline słuchała z uwagą i wyciągała wnioski. Byli potrzebni. Mieli się pokazać. Mieli uspokoić tłum. Stanowili “kapitał polityczny”, jak to zwykł mawiać jej starszy brat. Oto lokalny władyka działa w kierunku rozwiązania problemu. Najmuje kogoś. Nie szafuje życiem lokalnej straży. W tym momencie zapobieżenie panice miło priorytet pond bezpieczeństwo. Nie powiedziała tego głośno. Nie chciała w Nioleccie podkopywać jej szlachetnych ideałów. Niestety na władcach ciążył obowiązek dbania o wszystkich poddanych. A to mogło oznaczać, że dla bezpieczeństwa setek trzeba poświęcać jednostki. Teraz wszyscy mieli zobaczyć ich drużynę dzielnie maszerującą do centrum i rozwiązującą problem.
- Burmistrzu rozumiem przed jak wielkim problemem stanęliście. Jak da się wyczytać między wierszami to wiecie już, że bestia nie pożera ludzi. Odzyskaliście wszak wszelkie zwłoki. Nie jest to więc potwór jakich wiele, tylko coś, co przybyło tu w innym celu. Być może mamy do czynienia z owocem złej magii. Solennie obiecuję, że wyśledzimy istotę i spróbujemy ją zgładzić. Mamy między innymi do dyspozycji właśnie Lady Nicolettę, adptkę magii i czarostwa.
Karoline położyła dłoń na ramieniu czarodziejki. Było w tym coś z gestu handlarza prezentującego swoje największe skarby.
- Musicie również przyznać, że ze względu na kształt niebezpieczeństwa z jakim będziemy się mierzyć i większe ryzyko jakie ponosimy również to zaliczka nie jest złym pomysłem. Jednak ja nie mam nikogo na utrzymaniu, komu musiałabym wysłać pieniądze, ani też nie potrzebuję niczego dokupić, tedy jeśli się zgodzisz na wypłacenie nam zaliczki, to czwartą jej część przeznacz na zapomogi dla wdów po strażnikach i ofiarach, oraz na leczenie rannych.

Karoline lubiła Smocze Szachy. Grę, w której rozstawiało się figury i wykorzystywało każdą ich mocną stronę, jednocześnie staraja się ukryć słabości. Burmistrz już przyznał, że są dla niego kapitałem politycznym. Inwestycją. Czy coś go skłoniło do wydania zaliczki? Nie. Ale gdyby teraz mógł przeznaczyć dodatkowe środki na pomoc ofiarom? Czyż nie rosłoby jego poparcie? Czyż nie uspokoi to gawiedzi? W dodatku mógł zaksięgować to na poczet “poszukiwaczy przygód”. Wszystko odwracało sytuację zaliczki-nagrody. W dodatku cały czas to Burmistrz był osobą decyzyjną. W smoczych szachach zagranie tego typu nazywało się gambitem. Karolina wystawiła ofiarę, jaką była czwarta część zaliczki. To burmistrz musiał wiedzieć, czy sięgnie po nią i wypłaci kwotę, czy też odmówi tracąc bezpowrotnie możliwość sfinansowania pomocy swoim ludziom.

Było jeszcze coś w gambicie Karoliny. Miała ocenić na ile burmistrz wierzy w ich szanse. Wszak jeżeli mają tylko kupić mu spokój, to żadnej zaliczki nie otrzymają. W końcu może myśleć, że stwór ich zabije, a pieniądze pójdą w błoto. W takim wypadku nie będzie szans na cokolwiek nawet na…

- Czy mogę ze sobą zabrać te mapy? - zapytał zwijając obydwa woluminy.

***


W drodze do kwatermistrza powiedziała tylko do towarzyszy:
- Bestia bez wątpienia jest magiczna. Macie jakieś doświadczenie w tym temacie?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 21-11-2022, 10:14   #20
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Gdy kamerdyner burmistrza rozwinął mapy na blacie biurka, Julian zbliżył się do kartograficznych dzieł i pochylił nad papierami. Smukłe palce ujęły krawędzie sakralnie ostrożnym gestem, wyrównały oba prostokąty tak, by brzegi idealnie były ze sobą wyrównane, niczym pod linijkę. Złote spojrzenie uważnie prześledziło wyrysowane nań linie, przedstawiające zawiłą sieć ulic miejskich i rozległych kanałów pod ziemią. Dłonie, oparte już o krawędź biurka, nie obracały rodowego sygnetu w geście zadumy, ale to wcale nie znaczyło, że młody Zamfir zaprzestał rozmyślań.

Analizujące spojrzenie nałożyło na siebie obie wersje Carrion Hill, które przedstawione były na mapach, jedna na drugą. Zastygły w miejscu Julian wysłuchał słów swoich towarzyszek, targowanie o zaliczkę przyjmując z dezaprobatą, by nie powiedzieć zniesmaczeniem. Pieniądz kręcił światem, to prawda, ale dla niego był w tej chwili najmniej ważny. Zamfir polował i plewił wszelkie plugastwa nie z chęci zarobku, a z powołania. I choć bestia może nie było anatemą dla pharasmickiej moralności, w niczym nie umniejszało to jego oddania sprawie. Odchrząknął w końcu, gdy zapadła cisza.

- Jeśli mają państwo możliwość dokładnego naniesienia miejsca ataków na jedną i drugą mapę, bez uszkadzania bądź skalania tychże przedmiotów, mogłoby to nam ułatwić wytropienie bestii - zwrócił się do burmistrza. - Jest to metoda, którą w absalomskich kręgach nazywa się bodajże triangulacją. Ma na celu zawężenie obszaru poszukiwań. Jeśli bestia atakuje miejsca na określonym obszarze, możliwym jest że cele tychże ataków leżały nad jej terytorium. Takim sposobem moglibyśmy określić jego granice i, potencjalnie, lokalizację jej leża.

Julian wyprostował się, ze spojrzeniem dalej utkwionym w mapach.


Wizyta u kwatermistrza była Zamfirowi zbędna, wszystko co niezbędne miał już dawno przy sobie, ale zdawał sobie sprawę że nie każda z jego towarzyszek wykazywała się profesjonalizmem. Wszak mało kto za cel swojego żywota obierał polowanie na potwory i pozostawał zawsze nań gotowym. Na słowa Karoline obdarzył ją całym ciężarem swojego spojrzenia, z cieniem zwątpienia za złotymi tarczami.

- Nie byłbym pewien pańskiej hipotezy, lady Stonebloom - oznajmił uprzejmie. - Być może bestia ewoluowała wskutek magii bądź jest produktem magicznego eksperymentu, ale nie posiadamy wystarczająco wiele faktów, by to stwierdzić. Monstrum może być równie dobrze magiczną bestią, jak i aberracją bądź planarnym przybyszem, wedle przyjętej w kręgach naukowych klasyfikacji. Może również wymykać się tradycyjnym kategoriom. Wiemy zaledwie, że jej ataki nie są motywowane głodem, potrafi w jakimś stopniu zmieniać rozmiar i posiada mackowate kończyny.

Julian przeniósł spojrzenie przed siebie.

- Z czymś takim jeszcze nie miałem do czynienia - odpowiedział w końcu na zadane przez szlachciankę pytanie.
 
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172