Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-02-2023, 15:32   #1
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
W szponach mrozu [D&D 5ed. FR]



W szponach mrozu

Rozdział I: początek

Wieczór był mroźny i wietrzny a niebo skrywało się pod pierzyną ponurych chmur w kolorze stali. Targos było niegościnną mieściną - jednym z trybów tak zwanego Sojuszu Dziesięciu Miast. Jeśli ktoś tutaj przybywał to nie po to by odpocząć. Zakup ziemi pod uprawę też raczej nie wchodził w grę, choć ta w okolicach była bardzo tanią inwestycją to jednak skuta większą część roku lodem i śniegiem nie dawała obfitych plonów. Miasto trzech dzielnic leżące nad jeziorem Maer Dualdon trudniło się rybołóstwem, garbarstwem (wcześniej upolowanych zwierząt) oraz handlem z osiedlami położonymi na południe od Kopca Celvina.
W każdej z trzech dzielnic Targos ulokowany był szynk. Dzielnica portowa, wewnętrzna oraz górna nie różniły się od tych które można było zwiedzić w pozostałych dziewięciu miastach sojuszu, no może za wyjątkiem ich wielkości. Patrole straży miejskiej raczej nie miały zbyt wiele do roboty jesienną porą, ze względu na małą ilość ludzi wystawiających nosy po za zagrzane izby, biesiadną salę gospody, warsztat, czy sklep. Ci których nie było stać lub zwyczajnie skąpili miedziaków na nocleg, nie schodzili z pokładów cumujących w porcie rybackich kutrów czy handlowych galer, które przybywały tu z południa rzeką Shaengarne.

Ta sama rzeka stanowiła największą przeszkodę na drodze do bliźniaczego miasta Bremen zaledwie kilka mil na północny zachód od Targos. Nic nie zapowiadało przerwania mroźnej stagnacji do chwili gdy na ulicy nie poniósł się echem krzyk jednego z strażników miejskich.
-Ogień! Płomienie w Bremen!- krzyczał, a po chwili jego głos przytłumił donośny dzwon na wieży niewielkiego ratusza.
Sojusz Dziesięciu Miast stanowił układ handlowo-militarny i każde miasto obowiązane było wspomóc sąsiadów w razie problemów wyszczególnionych w podpisanych pakcie. Płomień na szczycie kamiennej wieżycy pojawiał się głównie gdy w okolicach krążyły grupy orków, lub ktoś ze szczytu palisady wypatrzył łodzie barbarzyńców. Płomień na strażnicy Bremen oznaczał jednocześnie wezwanie do pomocy oraz ostrzeżenie. ostrzeżenie widoczne na wiele mil i ostrzeżenie, które to najpoważniej musieli traktować mieszkańcy Targos, ze względu na niewielką odległość do sąsiedniego miasteczka.

W tym samym czasie do karczmy wchodził mężczyzna, otulony w płaszcz który najlepsze lata miał już za sobą. Nieznajomy płynnym ruchem ściągnął kaptur, ukazując swoje oblicze. Jego wiek można by było określić na 28 lat, lecz jego zielone oczy wskazywały na to iż widział w swoim życiu za dużo. Ogorzała twarz zdradzała oznaki trudów przez które ów mężczyzna musiał przebrnąć. Z wyglądu był niski ale grubej budowy. Jego twarz zdobił sumiasty wąs. W chwili gdy otwierał drzwi usłyszał w oddali krzyk oznajmujący iż w sąsiednim mieście dostrzeżono jakieś zagrożenie.
- Słyszę karczmarzu że u was w mieście nie ma chwili spokoju. Czy tego ponurego i mroźnego wieczoru znajdzie się strawa i pokój dla znużonego wędrowca?
- Ai, ai wędrowcze - odparł postawny jegomość o wydatnym brzuszysku. Blask naftowej lampy stojącej na blacie szynkwasu odbijał się od jego łysiejącej czaszki.
-Racz się uwalić - dodał wskazując gestem ręki jeden z kilku wolnych stolików - Zaraz ktoś do ciebie podejdzie - w biesiadnej izbie unosił się intensywny zapach zupy rybnej, czosnku i dymu wydobywającego się z kominka. Można tu było naliczyć kilkunastu gości porozsiadanych przy różnych stołach, a mimo to nie było tak gwarno jakby się można było spodziewać. Być może to dzwony znad miejskiego ratusza, wzywające straże na pomoc Bremen uciszyły towarzystwo.

- Ostały nam się tylko dwa pokoje z czterema łóżkami, każdy kosztuje srebrnik za noc. Gospodarz nie ma nic przeciwko spaniu w stajni, jeśli to za drogo. O ile nie będzie straszyć koni i nie wda się w bójki z innymi którzy tam będą spać…- służka w szarym fartuchu miała tłuste włosy opadające ciężko na jej czoło i policzki. Nie należała do urodziwych i nie należałaby nawet po kilku głębszych.
- Do jedzenia możemy podać zupę rybną, rybę smażoną albo rybę wędzoną. Do wszystkiego pajda chleba, kawał sera, pół cebuli i zapiekany kartofel w skórce. Każde z dań kosztuje pięć miedziaków. Wino też mamy choć nie jest to Czerwone z zasobów dawnych miast Cormanthoru. Piwo również, warzone tutaj, nie w podziemiach żadnej krasnoludzkiej twierdzy - oznajmiła na jednym wdechu jakby powtarzała te słowa od lat.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 13-03-2023 o 10:28.
Nefarius jest offline  
Stary 14-02-2023, 17:31   #2
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Mężczyzna skinął lekko głową karczmarzowi po czym rozglądnął się po sali. Znalazł wolny stolik usytuowany w rogu karczmy niedaleko paleniska, po czym ruszył w jego stronę. Zdjął swój płaszcz podróżny oraz mały tobołek, po czym rozsiadł się wygodnie. Chwilę później podeszła do niego służka przedstawiając dzisiejszą ofertę. Skrzywił się lekko słysząc że tylko ryba znajduję się w dzisiejszej ofercie ale gdy pomyślał o racjach żywnościowych to natychmiast pojawił mu się na nią apetyt. Zastanowił się szybko po czym odrzekł:
- W takim razie wezmę pokój, a na kolację smażoną rybę oraz duży kufel piwa –po czym potarł ręce na myśl o ciepłym posiłku oraz łóżku które będzie miłą odskocznią od twardej, zimnej ziemi.
Smażona ryba dość szybko trafiła na stół a jej intensywny zapach miło łechtał nozdrza strudzonego wędrowca. Piwo - tak jak też służka lojalnie ostrzegała - nie było warzone przez mistrza browarnictwa ale, kto by tu czegoś takiego w ogóle wymagał.

Na zewnątrz zapanował względny spokój. Dzwony Bremen ucichły, podobnie jak kroki rozbieganych strażników, grupujących się w oddziały w porcie by następnie przebyć rzekę łodziami. Wąsaty mąż kończył obgryzać delikatne mięso z jednej połowy ryby i już miał się zabierać za przewrócenie jej kiedy zupełnie przypadkiem dostrzegł niepokojące zachowanie kilkorga gości, zasiadających przy stoliku najbliżej szynkwasu, tuż pod oknem.
Jeden z mężczyzn o szerokich barach, odziany w szary płaszcz, zakrywający sfatygowaną kolczugę, rozejrzał się uważnie po gościach przybytku. Kiedy już zakończył lustrowanie zebranych wokół, podniósł palcem zakurzoną zasłonę i wyjrzał na zewnątrz aż w końcu odezwał się do swych pięciu kamratów i wszyscy wstali, zakryli swe oblicza pod kapturami i opuścili gospodę. Słońce zdążyło już zajść za horyzontem zamieniając pomarańczowo różowe niebo w kolor złowieszczo szary. Itkovian czuł w kościach, że coś wisi w powietrzu a przeczucie nierzadko go nie myliło…
Czując że coś się szykuje Itkovian spojrzał na rybę i na drzwi, przez które wyszli podejrzani mężczyźni. Ciepły posiłek po podróży smakował wyśmienicie ale przeczucie, które ratowało go wiele razy mówiło że musi podążyć za jegomościem. Dopił więc jednych haustem kufel piwa, szybkim ruchem zarzucił torbę na plecy, w drugą ręką zawinął z talerza rybę. I krzyknął do karczmarza:
- Przyszykujcie mi pokój niedługo wracam! - po czym rzucił monetę na szynkwas i wybiegł przez drzwi w mrok.

Lodowaty powiew wiatru od razu uderzył go w twarz szarpiąc ostro sumiastymi wąsiskami. Targos mogło poszczycić się kilkoma rzeczami ale na pewno nie był to system oświetlenia uliczek. Zarządcy rybackiego miasteczka najwyraźniej uznali, że inwestycją w latarnie to strata pieniędzy skoro po zmroku mało kto wychylał nos po za futryny karczmy czy też swego domostwa. Faktycznie na ogół przestępczość objawiała się tu w postaci handlu nielegalnymi towarami, zabronionymi formami hazardu czy przemytem.
Dostrzegł ich w ostatniej chwili. Poruszali się bardzo szybko i kiedy Itkovian spostrzegł charakterystyczny płaszcz jednego z nich, akurat znikali za rogiem jednego z portowych magazynów, gdzie ciemność zdawała się być jeszcze głębsza niż tu gdzie stał.
Itkovian czując lodowaty podmuch który uderzył go tuż po opuszczeniu karczmy, wzdrygnął się po czym otulił się szczelniej płaszczem. Przystanął w celu rozglądnięcia się jednocześnie biorąc ostatni kęs ryby. Kątem oka dostrzegł ruch w uliczce po swojej lewej. Gdy się odwrócił w tamtą stronę spostrzegł jedynie oddalający się fragment płaszcza ostatniego z mężczyzn. Widząc w którą stronę się udali westchnął bezradnie, rzucił resztki posiłku za siebie po czym podążył ostrożnym krokiem za nimi.
 
Halwill jest offline  
Stary 14-02-2023, 21:09   #3
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Trop urywał się za rogiem drewnianego budynku. Wąsaty wojak szybko pokonał dystans który go dzielił do miejsca, gdzie chwilę temu widział skrawek płaszcza jednego z podejrzanych osobników. W dzielnicy portowej roiło się od magazynów przeróżnych rozmiarów. Mężczyzna czuł jak serce tłucze mu się w piersi, wytężając słuch za "poszukiwanymi". Po dłuższej chwili miał już zrezygnować z dalszych poszukiwań i wrócić do karczmy, kiedy usłyszał ruch za ścianą mniejszego magazynu po swojej prawej stronie. Sekundę później zza tej samej ściany dobiegł go ściszony męski ton.
-...ajcie że… bimy to ci… i szybko. Nie wiemy… kogo… cej tu nie… - szeptał na co odpowiadał mu pomruk kogoś innego, oraz delikatny szmer poruszania się towarzyszący całej sytuacji.
Itkovian przysunął się do ściany magazynu szukając szpary przez którą mógłby zaglądnąć do środka, i spróbować wyłapać coś więcej niż urywki słów.
Na szczęście nie musiał długo szukać. Jedna z desek przybrała kształt zbliżony do banana, dzięki czemu wojak mógł przykładając ucho usłyszeć znacznie więcej i co najważniejsze wyraźniej.

-Pamiętajcie, żadnego plądrowania czy gwałtów!- instruował zachrypnięty głos -Nasze zadanie jest dużo ważniejsze niż chwilowe przyjemności czy drobne błyskotki.!-
-Tak, tak jest…
-Koniec tego pierdolenia… robota czeka. Każdy wie co ma robić, odpalajcie pochodnie i zaczynamy - rzekł a za ścianą zapanował większy ruch.
Widząc nagłe poruszenie Itkovian odsunął się od ściany magazynu, po czym zaczął się rozglądać za miejscem które umożliwi mu dyskretne obserwowanie drzwi.
Wojownik odsunął się i skrył za rogiem magazynu. Z między desek obserwowanej budowli dało się dostrzec słaby blask skrzącego się ognia. Szerokie, przesuwane po żeliwnej prowadnicy wrota lekko się uchyliły i na zewnątrz wyłonił się jeden z członków grupki obserwowanej przez wojaka. Ku zdziwieniu wąsacza okazało się że osobnik był kompletnie nagi, w ręku trzymał tylko rozpaloną pochodnię.

Mężczyzna udał się marszobiegiem w kierunku północnego muru, oddzielającego dzielnicę portową od handlowej. Chwilę później z magazynu wyłonił się kolejny i jeszcze jeden. Każdy bez ubrania. Każdy choć szedł na północ kierował kroki w nieco innym kierunku jakby mieli kilka różnych celów. Kiedy piąty i ostatni jegomość opuścił kryjówkę, w magazynie zapanował totalny mrok i cisza a Itkovian wciąż nie mogąc wyjść z szoku musiał błyskawicznie podjąć decyzję którego z mężczyzn chce śledzić.
Nie zastanawiając się długo ruszył w pościg za ostatnim z mężczyzn. Podążał za blaskiem pochodni przemykając przez ciemne uliczki, zastanawiając się dokąd zmierza śledzony i czemu ma służyć to jest nagi.
Wojak minął po drodze kilku przypadkowych mieszczan, którzy zdawali się być równie zdziwieni jak i sam Itkovian. Co gorsza nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać żadnego strażnika miejskiego, a więc najprawdopodobniej wszyscy lub przynajmniej większość udała się na pomoc do sąsiedniego miasteczka.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 16-02-2023, 19:39   #4
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Wąsaty mąż biegł ukryty w mroku uliczek i przestrzeni między magazynami. Już po kilku chwilach dotarł na skraj dzielnicy portowej, gdzie pod murem oddzielającym tę część Targos od części handlowej znajdowało się kilka drewnianych chat. Nagi osobnik podbiegł do jednej z chat, zdecydowanym ruchem ręki wyrwał okiennicę I cisnął do środka płonącą pochodnię. Płomienie momentalnie zajęły wnętrze chaty, czemu towarzyszyły krzyki mieszkańców. Człowiek nie czekając na rozwój wydarzeń, wskoczył na drewniana beczkę w której ktoś trzymał deszczówkę, a następnie wspiął się na dach podpalonego domostwa. Przez chwilę Itkovian myślał że to jakieś szaleństwo. Nagle gdzieś nieopodal rozległ się krzyk kobiety, a po chwili krzyki dało się słyszeć jeszcze w kilku innych miejscach dzielnicy portowej. Tym czasem nagi osobnik wspiął się z dachu chaty na mur oddzielający dzielnicę portową od handlowej…

Wąsaty jegomość wyobraził sobie skalę zniszczeń które będą następstwem tych pożarów.
-To jakieś szaleństwo - wydukał z siebie Itkovian widząc szybko rozprzestrzeniający się ogień. Oderwał wzrok od płomieni i spojrzał w stronę człowieka który to zrobił.
Ten nawet się nie zatrzymał, pędził po murze na złamanie karku. Pokonał kilkanaście metrów po czym raptownie skręcił w lewo. Itkovian widział już tylko jak osobnik runął w mrok, znikając po drugiej stronie muru, zaczął więc szybko rozważać możliwości. Wiedział że nie zdoła wspiąć się tak szybko i sprawnie jak podpalacz. Ocenił odległość od najbliższej bramy oraz drogę dzielącą ją od miejsca gdzie zniknął mu z oczu jegomość, po czym ruszył biegiem wzdłuż muru. Po krótkiej chwili wystrzeli zza bramy po drugiej stronie murów i nie zatrzymując się zaczął się rozglądać się za podpalaczami.

Płomienie powoli zaczynały przeskakiwać na kolejne budynki a czarny jak smoła dym unosił się ku niebu oznajmiając mieszkańcom Targos, że coś złego dzieje się w obrębie dzielnicy portowej. Itkovian biegł ile sił w nogach żeby nadrobić znacznie dłuższy dystans który trzeba było pokonać droga przez bramy. Dzwony z wieży w ratuszu znów zabrzmiały ostrzegając miejscowych o niebezpieczeństwie.
-Pożaaar!- krzyknął ktoś w uliczce, czemu zaczęły wtórować krzyki w innych kilku miejscach. Itkovian dostrzegł nagiego osobnika na końcu ulicy, choć nie był to ten, którego ścigał wcześniej. Mężczyzna nie zwalniając kroków nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki przeobraził swoje ciało w potworną hybrydę człowieka i wilka.
-Likantropy…- syknął Itkovian mimowolnie uświadamiając sobie w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazł. Wyjaśniło się też czemu mężczyźni porozbierali się do naga.

Zaczął się powoli wycofywać, licząc na to że hybryda go nie zauważy. Dotarł na róg najbliższego budynku, przyparł do ściany i zaczął uspokajać oddech. Wziął kilka głębszych wdechów, po czym wychylił się zza krawędzi sprawdzając czy stwór nie zmierza w jego stronę. Gdy już upewnił się że ma wolną drogę ruszył pędem w stronę garnizonu. Biegł tak przez kręte uliczki cały czas oglądając się za likantropami, gdy nagle za jego plecami rozległo się wycie. Nie odwrócił się już tylko podkręcił tempo. Wystrzelił zza rogu budynku, a jego oczom ukazał się znajomy budynek. Wparował do środka garnizonu po czym zatrzasnął za sobą drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Halwill : 16-02-2023 o 21:00.
Halwill jest offline  
Stary 18-02-2023, 07:42   #5
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Wąsaty mąż biegł ukryty w mroku uliczek i przestrzeni między magazynami. Już po kilku chwilach dotarł na skraj dzielnicy portowej, gdzie pod murem oddzielającym tę część Targos od części handlowej znajdowało się kilka drewnianych chat. Nagi osobnik podbiegł do jednej z chat, zdecydowanym ruchem ręki wyrwał okiennicę I cisnął do środka płonącą pochodnię. Płomienie momentalnie zajęły wnętrze chaty, czemu towarzyszyły krzyki mieszkańców. Człowiek nie czekając na rozwój wydarzeń, wskoczył na drewniana beczkę w której ktoś trzymał deszczówkę, a następnie wspiął się na dach podpalonego domostwa.
Przez chwilę Itkovian myślał że to jakieś szaleństwo. Nagle gdzieś nieopodal rozległ się krzyk kobiety, a po chwili krzyki dało się słyszeć jeszcze w kilku innych miejscach dzielnicy portowej. Tym czasem nagi osobnik wspiął się z dachu chaty na mur oddzielający dzielnicę portową od handlowej…
Wąsaty jegomość wyobraził sobie skalę zniszczeń które będą następstwem tych pożarów.

-To jakieś szaleństwo - wydukał z siebie Itkovian widząc szybko rozprzestrzeniający się ogień. Oderwał wzrok od płomieni i spojrzał w stronę człowieka który to zrobił.
Ten nawet się nie zatrzymał, pędził po murze na złamanie karku. Pokonał kilkanaście metrów po czym raptownie skręcił w lewo.
Itkovian widział już tylko jak osobnik runął w mrok, znikając po drugiej stronie muru, zaczął szybko rozważać możliwości. Wiedział że nie zdoła wspiąć się tak szybko i sprawnie jak podpalacz. Ocenił odległość od najbliższej bramy oraz drogę dzielącą ją od miejsca gdzie zniknął mu z oczu jegomość, po czym ruszył biegiem wzdłuż muru. Po krótkiej chwili wystrzeli zza bramy po drugiej stronie murów i nie zatrzymując się zaczął się rozglądać się za podpalaczami.
Płomienie powoli zaczynały przeskakiwać na kolejne budynki a czarny jak smoła dym unosił się ku niebu oznajmiając mieszkańcom Targos, że coś złego dzieje się w obrębie dzielnicy portowej. Itkovian biegł ile sił w nogach żeby nadrobić znacznie dłuższy dystans który trzeba było pokonać droga przez bramy. Dzwony z wieży w ratuszu znów zabrzmiały ostrzegając miejscowych o niebezpieczeństwie.

-Pożaaar!- krzyknął ktoś w uliczce, czemu zaczęły wtórować krzyki w innych kilku miejscach. Itkovian dostrzegł nagiego osobnika na końcu ulicy, choć nie był to ten, którego ścigał wcześniej. Mężczyzna nie zwalniając kroków nagle jak za sprawą czarodziejskiej różdżki przeobraził swoje ciało w potworną hybrydę człowieka i wilka.
-Likantropy…- syknął Itkovian mimowolnie uświadamiając sobie w jak wielkim niebezpieczeństwie się znalazł. Wyjaśniło się też czemu mężczyźni porozbierali się do naga.
Zaczął się powoli wycofywać, licząc na to że hybryda go nie zauważy. Dotarł na róg najbliższego budynku, przyparł do ściany i zaczął uspokajać oddech. Wziął kilka głębszych wdechów, po czym wychylił się zza krawędzi sprawdzając czy stwór nie zmierza w jego stronę. Gdy już upewnił się że ma wolną drogę ruszył pędem w stronę garnizonu. Biegł tak przez kręte uliczki cały czas oglądając się za likantropami, gdy nagle za jego plecami rozległo się wycie. Nie odwrócił się już tylko podkręcił tempo. Wystrzelił zza rogu budynku, a jego oczom ukazał się znajomy budynek. Wparował do środka garnizonu po czym zatrzasnął za sobą drzwi.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 19-02-2023, 13:21   #6
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
-Likantropy atakują miasto, potrzebujemy srebrnego oręża - wydyszał ciężko opierając się o drzwi. Dopiero po chwili zauważył wymierzone w jego stronę groty włóczni oraz trzy spanikowane twarze.
~Świeżaki, młokosy, cholerni nowicjusze…~ pomyślał wojak gdy tylko dostrzegł reakcję oraz emocje wymalowane na twarzach strażników.
-Li… lika… likantropy?...- wydukał jeden niemal dostając niekontrolowanego ataku paniki. Dla Itkoviana wszystko zdawało się być jasne. Doświadczeni wojowie udali się do sąsiedniego miasteczka z pomocą, podczas gdy w Targos zostali tylko nieopierzeni młodzianie tuż po szkoleniu.
- Niech nas Auril chroni…- wymamrotał inny.
-To wszystko przez Ciebie i te twoje modlitwy do tej przeklętej lodowej dziwki! - wypalił nagłe ostatni z grupki. Itkovian zauważył, że młodzianie całkowicie stracili zainteresowanie nim. Z ulicy dobiegało go coraz więcej krzyków i wzywania pomocy.
- Który z was jest najwyższy stopniem?- przerwał im Itkovian.

Każdy z chłopaków którzy nie mogli liczyć więcej niż dwadzieścia zim, przymknęli się gdy tylko Itkovian zadał im pytanie.
-Najwyższy stopniem?- zapytał młody wyznawca Auril. Dopiero teraz Itkovian zdał sobie sprawę jak głupio to pytanie musiało zabrzmieć, wszak miał przed sobą chłopców.
-Toż każdy z nas dopiero co zakończył trening po rekrutacji…- odparł w końcu kolejny z chłopaków.
-Każdy wyższy stopniem jest teraz za rzeką a dowódca zmiany…- nie dokończył zdania.
-Jest niedysponowany- wyjaśnił inny młody strażnik. Cokolwiek to mogło oznaczać, Itkovian był niemal osamotniony w tej sytuacji, a krzyki z zewnątrz zdawały się coraz głośniejsze i bardziej intensywne.
-Zapomnijcie że pytałem - odparł Itkovian pokiwał głową załamany.
- Dobra słuchajcie Ty i Ty pilnujcie drzwi - wykrzyczał władczym tonem wskazując na dwóch najbliższych młokosów trzymających włócznie.
- A ty pójdziesz ze mną- wskazał na trzeciego chłopaka, po czym ruszył marszowym krokiem w stronę zbrojowni.

-Spiepszaj stąd czym prędzej!- postawił się młodzieniec -Za kogo ty się do cholery uważasz? Rozmawiasz ze strażnikiem miejskim!- warknął wyraźnie rozeźlony sytuacją chłopak, kładąc dłoń na rękojeści swojego miecza. Widząc to jego kompani mu zawtórowali, sięgając po oręż.
-Starszy kapral Itkovian z trzeciej drużyny szóstej kompani ósmego legionu - odparł jednym tchem recytując tekst wypowiadany przez lata. - Przejmuje dowodzenie nad tą bandą nieudaczników. A teraz odłóż lepiej tą włócznię młodzieńcze zanim siebie skaleczysz - zwrócił się do prowokatora, odtrącając grot skierowany w jego stronę.
- Skoro kwestie prawne mamy za sobą przestańcie kulić swoje cholerne ogony i weźmy się do roboty albo pół miasta będzie stracone - syknął przez zaciśnięte zęby wyraźnie poirytowany - A jeśli to nie jest dla was odpowiednią motywacją to pomyślcie o waszych rodzinach, albo o stryczku na którym zawiśnięcie jeśli nie zaczniecie wypełniać swoich obowiązków.

Młodzianie popadli w chwilową konsternację zerkając z ukosa na żołnierza, który przed nimi stał. W końcu jednak ten, który jeszcze kilka uderzeń serca temu mierzył do Itkoviana włócznią, teraz ją opuścił i zwrócił się do kompanów
-Jeśli miasto jest zagrożone to musimy działać. On ma rację, jeśli chociaż nie podejmiemy próby walki to i tak czeka nas stryczek. Róbcie co mówi…- strażnicy skinęli mu głowami i stanęli w gotowości przy drzwiach, trzeci z nich zaś ruszył z wąsaczem prowadząc w kierunku zbrojowni. Kiedy już się oddalili w głąb korytarza chłopak wejrzał z ukosa na trepa
-Masz pecha staruszku. Mój ojciec był również żołnierzem i przekazał mi wiele wiedzy. Twój legion nie istnieje, więc nie próbuj żadnych sztuczek…- rzekł odnajdując w sobie dość odwagi na te słowa. Niedługo później znaleźli się w zbrojowni, choć nie było to zbyt imponujące miejsce. Kilkanaście włóczni kilka halabard, napierśniki i kolczugę raczej kiepskiej jakości, parę łuków i zapas strzał na może maksymalnie dzień obrony w trakcie oblężenia.
-Nie licz na cuda…- skomentował strażnik widząc rozczarowanie i rozgoryczenie na twarzy Itkoviana.

- To znaczy że niewiele o tym świecie wiedział. Gdyby tylko uczyli was czegoś więcej niż ładnie się prezentować i uspokajać karczemne bójki – westchnął ciężko, po czym podszedł do uzbrojenia. Chwycił drzewce włóczni w dłoń, sprawdził chwyt oraz wyważenie broni, zamachnął się kilka razy w powietrze, po czym je odłożył. Sprawdził stan cięciw łuków po czym pokręcił marudnie wąsem.
- Weźcie to czym umiecie walczyć, i załóżcie jakiś lżejszy pancerz, bo ciężki będzie was za bardzo ograniczał i spowalniał, a i to na niewiele się zda – rzekł po czym sam złapał za łuk, pęk strzał, parę włóczni, a na swoje ubranie zaczął przywdziewać kolczugę.
Już po kilku chwilach byli gotowi. Doświadczony w niejednej bitce wojak oraz kilku młodzików, o gładkich licach i wątłych ramionach. Nie wyglądali na zadowolonych z faktu, że będą musieli przelewać krew mimo, że była to ich praca.
-I jaki masz plan?- zapytał ten najbardziej wygadany.
-Najpierw musimy się przebić do karczmy, tam mam swój ekwipunek. Potem znaleźć w miarę możliwości srebro i uporać się z tymi bestiami, szczegóły dopracujemy w trakcie - powiedział Itkovian po czym ruszył w kierunku drzwi.
-Nie zatrzymywać się, będziemy poruszać się w kolumnie, ja będę prowadził, a ty - rzekł zwracając się do pytającego- będziesz zamykał kolumnę. Jeśli zauważycie coś dziwnego informujcie mnie.
 

Ostatnio edytowane przez Halwill : 19-02-2023 o 14:22.
Halwill jest offline  
Stary 19-02-2023, 19:08   #7
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Drogę zapamiętał dość dobrze. Z resztą plan miasta nie był zbyt skomplikowany i można było łatwo trafić z punktu do punktu znając chociażby kierunek. Młodzieniaszkowie nie odstępowali Itkoviana na krok, jakby po za siedzibą straży miejskiej to on miał zapewnić im bezpieczeństwo. W powietrzu unosił się silny i gryzący odór dymu i płonących domów a mieszkańcy wciąż biegali z wiadrami z wodą pogrążeni w czysty chaosie.
-Nie widzę żadnych ofiar…- zauważył ten, który zwykle już zabierać głos. Wojak musiał przyznać mi rację, co było dość zadziwiające zważywszy na to, że ataki likantropów zawsze kryły mroczne i złe cele.
W końcu udało im się dotrzeć do gospody, gdzie wszystko się zaczęło.
Machnięciem otworzył drzwi po czym wparował do środka. Szybko rozglądnął się po pomieszczeniu, a gdy nie zauważył nic niepokojącego mruknął do pozostałych wojów.

-Pilnujcie wejścia - po czym udał się szybkim krokiem na górę. Stanął przed drzwiami, sięgnął do sakwy wyciągnął klucz i otworzył drzwi. Do jego nozdrzy dotarł dziwny zapach ale nie przejmując się nim zbytnio, szybko sięgnął po zbroję po czym zaczął ja przywdziewać. Do jego uszu dotarły jakieś krzyki z dołu. Sięgnął jeszcze po swój miecz, drugą ręką złapał za torbę z najważniejszymi rzeczami. Po czym ruszył biegiem na parter.
W biesiadnej izbie nie było żywej duszy. Nie było się co dziwić, wszak dzwony alarmowe w całym miasteczku oraz snopy czarnego dymu skutecznie przegnały gości oraz gospodarza. Na zewnątrz panował względny spokój, nie licząc pojedynczych mieszczan biegających pomiędzy chatami czy magazynami.
-Dobra, przywdziałeś zbroję, masz swój sprzęt. Co teraz? Wiesz w ogóle dokąd pójść?- zapytał jeden z strażników. Odpowiedź przyszła sama, zanim Itkovian zdążył się odezwać.

-Straże! Na pomoc! Likantropy! W domu Bazalarisa! Na dziewięć piekieł! Ruszcie się!- krzyczała stara kobieta o pomarszczonej twarzy, odziana w stary, znoszony płaszcz.
-To kupiec- rzekł jeden ze zbrojnych w odpowiedzi na pytający wyraz twarzy Itkoviana.
-Jedna z najzamożniejszych person w mieście, oraz przyjaciel miejskiej rady- dodał drugi, nieco młodszy. -Lepiej się pospieszmy…- dodał po krótkiej chwili, choć cała grupka posłała wojakowi spojrzenie oczekujące aprobaty bądź też nie.
Itkovian nie zastanawiał się długo poruszył tylko wąsem aby lepiej wpasował się w hełm po czym rzekł -Szyk taki sam jak poprzednio - wskazał na tego który mu odpowiedział na niezadane pytanie -Prowadź, ja będę osłaniał tyły, oczy szeroko otwarte -poprawił tylko rzemienie tarczy po czym ruszył wraz z wojakami w stronę domu kupca.

~***~

Kiedy dotarli pod rezydencję Bazalarisa ujrzeli dwoje rozszarpanych na strzępy zbrojnych, najprawdopodobniej byli to członkowie służby czy też raczej ochrony. Nawet stalowe elementy uzbrojenia na niewiele się zdały, gdyż zmiennokształtni dosłownie ich zmasakrowali.
Lewą część odrzwi z drzwi frontowych była wyważona i leżała na marmurowej posadzce w środku wielkiego holu. Itkovian bywał niegdyś na salonach i widywał podobny przepych. Srebrne zbroję na drewnianych kukłach, rzadkie w tej części świata okazy broni zawieszone na ścianach w formie ozdobnej. Okazałe gobeliny, czy obrazy w pozłacanych ramach to zapewne tylko skromna część tego co wpływowy kupiec trzymał w pozostałej części domu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 21-02-2023, 19:34   #8
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Naprzeciwko wyłamanych drzwi, po drugiej stronie holu znajdowały się schody prowadzące na piętro, gdzie dogorywał jeszcze jeden członek ochrony ale głośniej od jego żałosnych jęków była tylko kobieta na oko przed pięćdziesiątym rokiem życia. Z płaczu aż się zanosiła i krótkimi chwilami krztusiła, zaś grupka służek krążyły wokół niej próbując sprawić wrażenie przydatnych.
-To lady Luciana, żona Bazalarisa…- szepnął jeden z młodzieńców, którzy towarzyszyli Itkovianowi. Dopiero po chwili dostrzegli samego Bazalarisa, który leżał nieopodal płaczącej żony, trzymając w rękach stygnące wnętrzności. Był martwy, to było dla Itkoviana pewne. Doświadczony wojownik spóźnił się, a przynajmniej tak mu się teraz wydawało.

Itkovian zaczął się rozglądać po pomieszczeniu szukając zagrożenia. Gdy dostrzegł grupkę ludzi uspokoił się nieco wiedząc że w razie zagrożenia by uciekali.
-Zachowajcie czujność- powiedział do młodych strażników. -Wy dwaj zostajecie przy drzwiach i wypatrujecie zagrożenia-wskazał na dwóch młodzieńców. -Ty idziesz ze mną- zwrócił się do tego który poznał panią domu, po czym powolnym, spokojnym krokiem udał się w stronę Lady Luciany. Dostrzegłszy srebrne zbroje, a także egzotyczną broń zaczął się zastanawiać czy któraś mu w obecnej sytuacji by się nie przydała. Cały czas czujny dotarł do podstawy schodów.

-Co tu się wydarzyło?-zaczął spokojnym tonem, zwracając się do zgromadzonych przy trupie osób.
Luciana obrzuciła Itkoviana chłodnym spojrzeniem załzawionych oczu. Wojakowi trudno było nazwać emocje, które odczytał z jej wyrazu twarzy. Złość, pogarda, żal, żądza zemsty wymieszane z nutką zdziwienia płynącego z pytania kim do ciężkiej cholery jest człek stojący tu przed nią i zadający te durne pytanie.
-A na co ci to wygląda?- Spytała przez niemal zaciśnięte zęby -A wy konowały, gdzie żeście się podziewali?- syknęła zerkając na towarzyszących Itkovianowi strażników.
-Pani, alarm wzywał mych kamratów na pomoc na drugą stronę rzeki. To musiało być zaplanowane i ukartowane!- odparł na prędce ten najbardziej rozgadany strażnik.
-Zabili mojego męża i porwali moją córkę!- powiedziała Luciana wlepiając puste spojrzenie gdzieś w podłogę.
-Nie jesteś ze straży, co tu zatem robisz?- odezwała się po chwili do wojownika mrużąc oczy podejrzliwie.
-Wybacz mi Lady moje zachowanie, ale nie czas na konwenanse kiedy te potwory dalej stanowią zagrożenie. Przykro mi z powodu twojego męża, ale jeśli mamy podjąć próbę ratowania twojej córki muszę wiedzieć co tu się wydarzyło i dokąd się udali. - odrzekł wojak, jednocześnie szybkim gestem ręki uciszając tłumaczącego się strażnika.

Kobieta wzięła głęboki wdech i przez chwilę zdaję się chciała coś powiedzieć ale w końcu wypuściła powietrze przez nos z głośnym sykiem.
-Masz rację, wybacz.- rzekła nieco bardziej opanowanym tonem. -Wpadli tu frontowymi drzwiami… przyszli jak do siebie kurwie syny!- W jej głosie znów pojawiła się nuta pogardy i nienawiści. -Jedna ze służek- tu wskazała głową młodą dziewczynę -Widziała jak po uprowadzeniu mojej córki, wyskoczyli z jej izby na daszek tarasu, po czym przeskoczyli mur i ruszyli do portowej dzielnicy, skacząc po dachach magazynów i chat- kobieta zerwała się na nogi i podeszła do Itkoviana łapiąc go rozpaczliwie za nadgarstki -Tylko ona mi została. Odnajdź ją a obsypie Cię złotem człowieku.-
Był to rozpaczliwy krzyk o pomoc, choć brzmiało trochę jak rozkaz nie biorący pod uwagę odmowy.
-Czy domyślasz się kto to był albo dlaczego mogli porwać twoją córkę?- zapytał przed odejściem Itkovian.
- Mój mąż miał wielu wrogów. Głównie kupców, ale ich wojenki kręciły się wokół podkradania klientów, nie dzieci. Po za tym to były cholerne likantropy! Kto o zdrowych zmysłach mógł nająć hordę wilkołaków do takiego zadania?!- odparła znów puszczając wodze emocjom.
- Postaramy się ją uratować - odrzekł Itkovian i nie tracąc więcej czasu udał się wraz z strażnikami w wskazanym przez Lady Luciane kierunku.

-Czekaj!- krzyknęła za nim szlachetnie urodzona -W dzielnicy portowej, w burdelu U sprośnej Sue przebywa pewna kobieta, która winna była mojemu mężowi przysługę. Być może będzie mogła Ci pomóc. Te młokosy i tak nie opuszczą murów miasta jeśli będzie trzeba, więc nie wspomogą Cię w pogoni za likantropami.- Itkovian spojrzał przez ramię na młodego zbrojnego, który przyznał słuszności tym słowom przytakując głową.
- Pytaj o Var'ras O'Khaar.- dodała. Zanotował w pamięci imię dziewczyny po czym wraz z strażnikami udał się do dzielnicy portowej. Po drodzę próbował odtworzyć w myślach mapę miasta i porównać kierunek w którym się udali wraz z lokacją magazynu w którym się wszystko zaczęło. Zastanawiał się także czy porwanie ma charakter czysto zarobkowy, czy kryje się pod nim coś więcej. Ale póki co miał za mało informacji by wysnuwać sensowne wnioski. -Szlag by to - syknął poirytowany i przyśpieszył kroku.
 
Halwill jest offline  
Stary 22-02-2023, 07:42   #9
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Itkovian nie musiał nawet się wysilać z szukaniem tropu. Po drodze udało mu się napotkać kilku mieszczan biegających w panice uliczkami a niektórzy z nich widzieli grupę likantropów i wskazywali jeden kierunek - doki. Już po kilku chwilach byli na miejscu. Kilka większych kupieckich galer skutecznie zasłaniało widok na zatokę, ale sprawne oko wojaka wypatrzyło rybacką łódź oddalającą się wgłąb zatoki by po chwili utonąć w wieczornym mroku. Łódź błyskawicznie się oddaliła, gdyż wiatr sprzyjał porywaczom dmuchając prężnie w żagiel.
-Spóźniliśmy się - wyszeptał sam do siebie. Itkovian zaczął się gorączkowo głowić co teraz. Łodzie stały w płomieniach, te które jeszcze się nie paliły marynarze próbowali ratować. Nie miał czym ruszyć w pościg. Likantropy odpłynęły w rybackiej łodzi, a takie nie będą zarejestrowane u zarządcy. Zaczął kręcić wąsem, skreślając po kolei ślepe tropy. Przypominał sobie o kobiecie o której mówiła Lady Luciana.
-Czy wiecie gdzie znajduje się lokal U sprośnej Sue? - zwrócił się do strażników stojących za nim.
-Zdarza się tam interweniować kiedy klienci są zbyt pijani, lub natrętni- odparł zbrojny. -To bardzo blisko stąd, zaprowadzimy Cię- dodał.

~***~


Już po niespełna kwadransie dotarli na miejsce. Przybytek znajdował się pomiędzy starą kamienicą a magazynem z cegły. Goła cegła, stare zamknięte okiennice, oraz porośnięte mchem gargulce na ogniomurze dawały Itkovianowi jasno do zrozumienia, że jest to lokal raczej obskurny, lecz wszak nie przyszedł tu na kurwy. Przed drzwiami -najsolidniejszym elementem zewnętrznego wystroju budynku- stał dryblas o szarej skórze, łysej czaszce z buzdyganem u pasa. Wystająca żuchwa, a z niej ukruszony kieł pozwalały Itkovianowi jasno stwierdzić orczy rodowód jego mościa. Północ pełna była takiego mieszanego pomiotu.
-Nikt was tu nie wzywał kajdaniarze- rzucił zachrypniętym głosem w topornej, wspólnej mowie.
-Odsuń się Henk. Nie mamy czasu na Twoje żarciki. Ktoś zamordował Bazalarisa i porwał jego córkę. Musimy zobaczyć się z Var'ras- odparł strażnik. Półork zmrużył oczy i zmierzył wzrokiem Itkoviana od stóp do głów.

-Właź. Tylko bez żadnych numerów- rzekł otwierając drzwi przed wojakiem. Strażnicy czekali przed wejściem do przybytku. Itkovian na wejściu poczuł silny zaduch, ostrą mieszankę zapachu potu, tanich perfum, kadzidła, oraz wina. Z głębi burdelu wydobywała się muzyka klarnetu. Wojak już rozumiał dlaczego atak na Targos nie przerwał sielskiej atmosfery. Głośna muzyka, oraz zamknięte okiennice skutecznie oddzielały burdel od świata zewnętrznego. Itkovian przeszedł wąskim korytarzem kilka kroków po czym znalazł się w czymś na kształt biesiadnej izby. Po lewej stronie stał szynkwas za którym obsługiwała młoda dziewka o miłym, lecz zmęczonym uśmiechu. Na prosto znajdowały się schody na górę, gdzie pewnikiem były izby kurtyzan. Na środku pomieszczenia znajdował się drewniany podest, gdzie odurzona oparami kadzideł kobieta w średnim wieku tańczyła ospale jakby muskała powietrze, raz po raz dotykając się nieprzyzwoicie po nagich piersiach.

Resztę pomieszczenia wypełniały boksy, tak zwane loże. Loże były odgrodzone od siebie ścianami z aksamitu, przybitego do drewnianych ram, a w środku każdej znajdował się stolik otoczony sofami, gdzie można była zarówno siedzieć jak i w razie potrzeby się położyć. W każdym z boksów znajdowały się jakieś osobistości, choć trudno było im się przyjrzeć gdyż wejście do boksa było smukłe i przysłaniane kotarą, gdyby ktoś zapragnął pełnej dyskrecji. Nim Itkovian zdołał się zastanowić od czego zacząć, poczuł nagle na ramieniu dotyk dłoni.
-Jestem wolna dzielny woju- kobieta była młoda i miała bardzo atrakcyjną sylwetkę, lecz jej policzki szpeciły dzioby po ospie -Potrafię sprawić, że odlecisz w ramiona Sune, bogini rozkoszy- zapewniała go.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 23-02-2023, 18:26   #10
 
Halwill's Avatar
 
Reputacja: 1 Halwill nie jest za bardzo znany
Rozglądał się po pomieszczeniu kiedy poczuł dotyk na ramieniu. Odwrócił się zaskoczony. Kiedy do mnie podeszła i dla czego nie zauważyłem jej wcześniej pomyślał. Omiótł ją wzrokiem. Była bardzo atrakcyjna, a jej kasztanowe włosy i zielone oczy przypominały wojakowi kobietę w której się zakochał przed wieloma lat. Stał tam jak wryty. Po chwili się opamiętał, odrząknął i powiedział:
-Nie przyszedłem tu dla przyjemność, a w interesach. Szukam Var'ras O'Khaar, podobno mogę ją tu znaleźć. -rzekł gładząc swojego wąsa.
Na te słowa, kurtyzanie zniknął kuszący uśmieszek z twarzy, chłodno zlustrowała wojaka od stóp do głów i najwyraźniej urażona odeszła w kierunku schodów zostawiając go samego.
Wojak stał przez chwilę zastanawiając się czy ma za nią pójść. Widząc jej gniewny krok zrezygnował z tego pomysłu. Ruszył więc w stronę szynkwasu. Barmanka spostrzegła idącego w jej stronę mężnego woja, a ten widząc że go dostrzegła uśmiechnął się iszerzej. Dotarł do blatu usiadł na jednym z wolnych krzeseł, wyciągną z sakiewki monetę i położył ją na blacie.

- Niech Tymora Ci sprzyja- rozsiadł się wygodnie, po czym podsuwając monetę bliżej kobiety dodał -Poproszę kufel zimnego piwa .
Młódka wartko obsłużyła gościa posyłając mu badawcze spojrzenie.
-Proszę się nie przejmować. Niektóre nasze dziewczyny nie są w stanie zaakceptować że klient woli inne. Lub innych…- uniosła pytająco brew. Piwo, które mu podano nie było cudem piwowarstwa. Tak po prawdzie to odstawało nawet od tak zwanej średniej półki. Klienci przychodzili tu zaspokajać inne potrzeby niż pragnienie.
Upił spory łyk, po czym rzucił spojrzeniem schody na których zniknęła wspomina dziewczyna.
-Szukam Var'ras O'Khaar, wiesz gdzie mogę ją znaleźć? - odrzekł Itkovian upijając kolejny łyk piwa.
-To zależy czego od niej chcesz…- spoważniała odpowiadając na pytanie.
-Mam do niej sprawę, przysyła mnie Bazalaris- odrzekł wojak. Kobieta za szynkwasem zmrużyła lekko oczy, skinęła nieznacznie głową i delikatnym ruchem głowy wskazała jeden z boksów, z odsłonięta kotarą. Itkovian rzucił w tym kierunku krótkie spojrzenie by sprawdzić co może go tam czekać. W półmroku widać było ledwie dwie pary butów, oraz kilka kufli i kielichów na stole. Wojak podziękował za trunek, dopił do końca i ruszył w kierunku boksa.

W środku panował jeszcze większy zaduch niż w głównej izbie a w powietrzu unosił się charakterystyczny zapach fajkowego ziela. Itkovian dostrzegł dwie postaci rozprawiające ze sobą. Pierwszą osobą był mężczyzna. Nie wyróżniający się niczym nadzwyczajnym jegomość o niebieskich oczach i lekko rozkosmanych, ciemnych włosach. Wyglądem i ubiorem nie przypominał raczej persony trudniącej się wojaczką.
Po drugiej stronie stołu siedziała kobieta i to ona skupiła na sobie większość uwagi Itkoviana. Była szczupła i dość wysoka. Odziana w szare, lekkie i wygodne ubranie, uzbrojona w dwa krótkie miecze u pasa, oraz kilka sztyletów, których rękojeści odznaczały się pod płaszczem. Miała piękną twarz z zadziornym uśmieszkiem, długie i ciemne włosy splecione w warkocz sięgający łopatek oraz… dwa rogi wyrastające z czoła tuż nad brwiami, kierujące się w stronę czubka głowy. Sferotknięta, lub jak potocznie się o takich mówiło diablęcie. Istota w której żyłach płynie krew czarta. Trudno na pierwszy rzut oka stwierdzić czy to demona czy diabła. Gdy Itkovian stanął w wejściu do boksa, spod blatu stołu wyłonił się smukły, czarci ogon wskazując wojownika.

-Ta loża jest zajęta przystojniaku. Poszukaj sobie innego miejsca- odezwała się melodyjnym, lecz lekko zachrypniętym głosem.
-Widzę piękna, ale to właśnie Ciebie szukam - odparł z przekąsem- przychodzę od Bazalarisa…- dodał już nieco poważniejszym tonem. Mina diablicy zrzedła błyskawicznie. Itkovian najwyraźniej trafił w czuły punkt. Rozluźniona i bierna postawa Var'ras zmieniła się w sekundę na spiętą i obronną.
-I że niby czego ode mnie chce?- syknęła zerkając kątem oka za plecy wojownika.
Itkovian uniósł pytająco brew i kiwnął głową w stronę towarzysza diablicy.
-Mów co masz mówić- rzekła, nie zważając na nieme pytania rozmówcy, najwyraźniej nie przejmując się obecnością towarzyszącego jej mężczyzny. Ten zaś obrzucił intruza obojętnym spojrzeniem.
Wojak skrzywił się lekko, jeszcze raz rzucił szybkie spojrzenie w stronę mężczyzny siedzącego przy stoliku, po czym skrzyżował ręce na piersi.
-Nie wiem na ile orientujesz się co dzieje się na zewnątrz. W mieście panuje chaos, szaleją pożary, a po ulicach biegają likantropy. Kilkoro z nich napadła na posiadłość Bazalarisa, zabijając pana domu, i porywając jego córkę. Niestety sprawcy zbiegli łodzią. Lady Luciana wspomniała że jesteś winna przysługę jej mężowi oraz że będziesz w stanie mi pomóc. - powiedział cały czas obserwując zachowanie rozmówczyni.
 
Halwill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172