Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-12-2008, 01:15   #1
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
[Dragonlance] Wojna o Magię

Raistlin stał przy oknie w gospodzie „Ostatni Dom”. Już piąty dzień wpatrywał się w ścieżkę prowadzącą do Solace, nasłuchiwał kroków na schodach prowadzących do oberży. To on wracał późno w nocy, a gdy tylko kładł się do łóżka, zasypiał natychmiast, by obudzić się wcześnie rano, kiedy to pierwszy szedł do karczmy. Zachowywał się tak, jakby na kogoś czekał, na kogoś bardzo ważnego.
Dawniej Arcymag musiałby włożyć sporo wysiłku w utrzymanie takiego trybu życia, lecz on, tak jak inni odczuwał skutki braku magii i nie wszystkie były złe. Od dawna nie spał tak dobrze jak teraz. Ostatni raz wyspał się spokojnym snem wtedy, kiedy cofnął się do przeszłości, a jeszcze wcześniej, tylko przed Próbą.
-Raist, nikt nie przyjdzie. Czekasz już miesiąc i ani jedna osoba nie przybyła tutaj-powiedział od niechcenia wielki wojownik, pochłaniając kolejną porcję Otikowych ziemniaków.
-Przyjdą, mój bracie, przyjdą. Awanturników jest na pęczki w tym świecie, a Magom również na rękę jest przywrócenie magii.
-Oni się ciebie dalej boją. Poza tym żaden Mag się nie zgłosił.
-Caramonie, przypomnij mi kto przechytrzył Królową Ciemności na jej oczach? Ty czy ja?-po tych słowach zapadła wymowna cisza. Raistlin odwrócił lekko głowę od okna, w kierunku brata, któremu posłał sarkastyczny uśmiech.
-Głupcy przeważają na tym świecie, więc nie muszę się martwić o to, że nikt się nie zjawi…-dodał, przerywając milczenie, gdy nagle drzwi tawerny otworzyły się, wpuszczając świeże powietrze wiosennego, kończącego się dnia. Weszła przez nie rudowłosa kobieta, na której widok Caramon zaczerwienił się, chcąc ukryć talerz oraz zapaść się pod ziemię, kiedy jego żona spojrzała na niego karcącym wzrokiem. Zapanowała długa cisza, w której nikt się nie poruszył. Jedynym dźwiękiem był odgłos trzaskających drew w kominku.
Tika mierzyła wzrokiem Caramona, zaś ten, zmieszany, wpatrywał się żałośnie w swój talerz oraz wielką szklanicę wody, stojącą obok. Raistlin, natomiast, w bezruchu wpatrywał się w okno, siedząc na drewnianym parapecie.
-Otwierajcie już. Dezra przyjdzie zaraz…
-Przyjdą jeszcze dzisiaj-rzekł niespodziewanie Raistlin, zaś Wojownik i Tika spojrzeli na niego ze zdumieniem.
-Skąd wiesz?-zapytał wielki mężczyzna, niedowierzając. Gdyby zamiast bliźniaka oberżysty, stał tu ktoś inny, jakiś inny Mag zaplątany w taki sam szaleńczy pomysł przywrócenia magii, żadne z małżonków nie potraktowałoby tego poważnie. Gdyby po utracie magii Mag powiedział coś takiego, napotkałby pobłażające spojrzenie. To stałoby się przy każdym Magu… Każdym, ale Raistlin nie jest każdym… Caramon i Tika wymienili zaniepokojone, a także pełne zdumienia i zgrozy, spojrzenia.
-Raist, magia zniknęła! Nie możesz tego wiedzie…-urwał bliźniak Czarodzieja, gdyż tamten zgromił ich spojrzeniem.
-Wiem…-warknął, ucinając temat.

***

Zbliżała się północ, a oberża wypełniała się mieszkańcami Solace oraz podróżnymi. Żaden jednak nie przyszedł do Raistlina. Czyżby jednak się pomylił? Wszak magia odeszła, a on był Magiem. Nie, nie mógł się mylić. Przyjdą jeszcze dzisiaj.
-Raist…-Arcymag usłyszał za sobą głos bliźniaczego brata. Nie poruszył się nawet, wpatrując się w okno.
-A co, jeżeli jednak się nie zjawią?
Raistlin nic nie odpowiedział, skrywając twarz pod kapturem czarnej szaty, a kiedy Caramon odchodził, Mag powiedział cicho:
-Jeżeli nie przyjdą do północy to udostępnij stół.
Na te słowa wojownik popatrzył na brata smętnym wzrokiem, po czym skinął głową, odchodząc do klientów.

***

Zbliżała się północ, a z nią nadciągało wielkie niebezpieczeństwo. Kierowało się ono nieubłaganie ku gospodzie w Solace. Zawitało ono do miasteczka, a następnie dotarło do drzew vallen, gdzie umiejscowiona była karczma „Ostatni Dom”.
Owe niebezpieczeństwo wyciągnęło… rączkę? I otworzył drzwi, wchodząc do środka.

***

Nagle Raistlin usłyszał odgłos stóp. Zbliżały się do zajazdu. To z pewnością ta osoba! Czarodziej spojrzał triumfalnie na Caramona, który nic z tego nie zrozumiał. Nagle drzwi karczmy otworzyły się, a w nich stanęła… Kenderka!
Triumfalny uśmiech zmienił się w jęk, zaś postać w Czarnych Szatach aż usiadła pod swoim własnym ciężarem, który nagle zwiększył się.

***

Athola:
Dziwne… Cała gospoda wypełniona była ludźmi. Cała oprócz dwóch miejsc. Jednym była ocienione miejsce na uboczu, gdzie stał stół. Znajdowało się ono nieopodal kominka z trzaskającym w nim ogniem.
Drugim z miejsc było… okno? Siedział tam jakiś miły człowiek w czarnych szatach. Pewnie to Mag Czarnych Szat! Musi mu być przykro, że nikt z nim nie chce rozmawiać! Musi być samotny!
Podeszłaś do byłego Czarodzieja, siedzącego na parapecie. Co prawda ledwo się przecisnęłaś, a przy okazji wiele ciekawych rzeczy samo wpadło do twoich sakw. Brak wdzięczności ludzi jest naprawdę zdumiewający! Gdyby nie ty, nie znaleźliby już swoich rzeczy, które tak szybko gubili! Oni, natomiast, zamiast podziękować ci, z jakiegoś niewiadomego powodu denerwowali się. Pewnie powodem jest to, że ich rzeczy ciągle im wypadają. Kto wie, ile już zgubili!
Już wyciągnęłaś rączkę, by się przedstawić, ale Mag uprzedził cię, gestem wskazując, żebyś poszła za nim.
Kiedy Raistlin przechodził, ludzie błyskawicznie cichli i rozstępowali się szerzej niż przed tobą.
Mag udał się do owego ocienionego stołu, gdzie usiadł przy końcu, uśmiechając się lekko. Utkwił wzrok w klepsydrze, w której powoli kończył przesypywać się piasek. Obecność tej postaci sprawiała, że milczenie wydawało się najbardziej odpowiednie. Chciałaś coś powiedzieć, ale za każdym razem napotykałaś wzrok mężczyzny.

Lywellyn:
Dochodziła północ, a ty zmęczona wędrówką przybyłaś do Solace. Potrzebny był ci odpoczynek, więc postanowiłaś pójść do najbliższej karczmy. Nosiła nazwę „Ostatni Dom”. Miasto otoczone były ogromnymi drzewami vallen sławnymi na cały Ansalon.
Weszłaś do zajazdu, który pełny był ludzi i tylko jeden był stół, który miał jeszcze wolne miejsca, lecz nikt z licznych stojących osób, nie chciał tam usiąść. Była tam tylko… rudowłosa Kenderka! No tak, już wiadomo czemu nikt tam nie siedział. Ty byłaś jednak zmęczona. Bardzo zmęczona, więc skierowałaś się tam, z trudem przeciskając się ku stole. W takim tłumie nie było prosto i nie obyło się od wściekłych warknięć.
Kiedy jednak podchodziłaś do stołu, zauważyłaś, że siedzi tam ktoś jeszcze. Mag Czarnych Szat! Przecież magia zniknęła! Nie widziałaś żadnego Czarodzieja od czasu zniknięcia magii!
Mag Czarnych Szat wpatrywał się w klepsydrę stojącą na stole. W niej kończył przesypywać się piasek. Odmierzał czas do północy…

Marcao:
Wiedziałeś, że Arcymag Raistlin wrócił na Krynn. Wrócił, lecz razem z nim nie przybyli bogowie. Wiedziałeś również, że mieszka ze swoim bliźniaczym bratem w Solace, gdzie jego brat, Bohater Lancy oraz Tika, jego żona i Bohaterka Lancy, mają swoją gospodę. Nazywa się „Ostatni Dom” czy jakoś tak. Kiedy wszedłeś do Solace, była prawie północ i od razu rzuciły ci się w oczy drzewa vallen, na których niegdyś były domy.
Karczma nie była trudna do znalezienia, więc kiedy ją zobaczyłeś, wszedłeś bez wahania.
Wewnątrz panował nieznośny tłok, lecz zdołałeś zauważyć prawie pusty stół. Ciekawe czemu nikt tam… Nagle zobaczyłeś Kenderkę i zdałeś sobie sprawę, czemu ludzie unikają tego miejsca jak ognia płonącego nieopodal owego stołu, w kominku. Była tam również jakaś Elfka, a także… Arcymag! Siedział w cieniu, wpatrując się w klepsydrę, gdzie piasek powoli kończył się przesypywać…

Arcagnon:
Dowiedziałeś się, głównie z plotek, że Arcymag ponownie jest na ziemi. Przybył, choć bogowie nie przybyli z nim. Dowiedziałeś się również, że sam Bohater Lancy, Caramon Majere kazał rozesłać wiadomość o zamiarach jego brata, który podjął się niemożliwego.
Dochodziła północ, kiedy ty wchodziłeś do Solace, w którym rosły ogromne drzewa vallen. Po Wojnie Lancy i zniszczeniu miasteczka przez złe Smoki, mieszkańcy przenieśli się z drzew na ziemię. Powodem były ogromne zniszczenia.
Udałeś się do jedynego miejsca, w którym mogłeś poznać dalszą drogę do Arcymaga, a mianowicie do gospody „Ostatni Dom”, którego właścicielem był właśnie bliźniaczy brat Czarodzieja.
Znalazłeś budynek bez większego problemu, chociażby po hałasach, dobiegających z jednego budynku. Wszedłeś do niego. Było to spore, zatłoczone pomieszczenie. Nie było jak wsadzić szpilki, lecz było pewne miejsce, którego ludzie i nie tylko ludzie, unikali. Był nim zacieniony fragment izby, gdzie niedaleko płonął ogień w palenisku.
No tak, wszystko jasne, siedziała tam Kenderka, jakaś Elfka i człowiek. Wszyscy patrzyli w jeden punkt i nie odzywali się. Postanowiłeś podejść. Powoli, lecz systematycznie przepychałeś się do stołu, przy którym były jeszcze wolne miejsca.
Zauważyłeś na stole klepsydrę, w której powoli kończył przesypywać się pasek, a patrzył na nią… O w rzyć psa! Arcymag!

Drakkan:
Wybyłeś z rodzinnej wioski, gdyż dowiedziałeś się o tym, że sam Raistlin Majere chce przywrócić magię. Poważnie należałoby się zastanowić w przypadku podobnego ogłoszenia, zamieszczonego przez zwykłego Maga, lecz Arcymag nigdy nie był zwykłym Magiem. On nie rzucał słów na wiatr, a jego ambicja wiele razy znajdowała sukces w życiu prawdziwym.
Teraz, kiedy dochodziła północ, wchodziłeś do Solace, gdzie drzewa vallen pamiętały zamierzchłe czasy na długo przed Wojną Lancy. Niestety nie miałeś żadnych informacji o tym gdzie przebywa Raistlin, więc postanowiłeś udać się do jego bliźniaczego brata, który miał karczmę „Ostatni Dom”.
Znalezienie tawerny nie nastręczyło ci problemów, przeciwnie, nadzwyczaj głośne rozmowy słychać było w tym tylko jednym domu.
Wszedłeś do niego i od razu rzucił ci się w oczy spory tłum. Część siedziała, większa część stała, lecz było jedno zacienione miejsce, gdzie nikt nie podchodził, zapewne z powodu siedzącej tam Kenderki. Siedzieli tam również Elfka, człowiek i Mag Czerwonych Szat. Kto w dzisiejszych dniach nosił szatę maga? Nawet Magowie zaprzestali tego. Nagle zauważyłeś coś dziwnego. Kenderka nic nie mówi, tylko patrzy w jeden punkt, siedząc nieruchomo!
Zacząłeś się przepychać przez tłum, który zdecydowanie nie był z tego zadowolony, ale za chwilę byłeś na miejscu. Wtedy zauważyłeś jeszcze kogoś. Maga Czarnych Szat, wpatrującego się w klepsydrę, w której powoli kończył przesypywać się piasek. Raistlin Majere.

Faurin:
Przemierzałeś Ansalon w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, które byłoby ci znajome, lecz nie znalazłeś żadnego. Ponad to po odejściu magii Scirgo przestał z tobą rozmawiać. Nic dziwnego. Głos nadany był mu przez magię, której obecnie niema.
Dochodziła północ, a ty znalazłeś w końcu punkt odniesienia! Solace! Tylko tutaj rosły potężne valleny!
Rozpierała cię radość, więc postanowiłeś wejść do lokalnej oberży, żeby uczcić sukces. Zobaczyłeś, że nosi ona nazwę „Ostatni Dom”. Cóż… Wszedłeś. Tłum ludzi z miasta i nie tylko siedział oraz stał, lecz było jedno miejsce, gdzie żaden człowiek nie podchodził. Było jednak tam jeszcze kilka miejsc siedzących, więc ruszyłeś tam, obserwując tych, którzy tam siedzieli. Byli jak zaczarowani, wpatrując się w jedno miejsce. Była tam Kenderka, co tłumaczyło niechęć ludzi do zbliżania się tam, dwóch ludzi, Mag Czerwonych Szat i Elfka.
Nagle zauważyłeś obiekt, w który patrzyli wszyscy. Był nim Mag Czarnych Szat, ignorujący obecność tych, z którymi siedział. Zajęty był patrzeniem w klepsydrę.

Cień:
Jako Smokowiec nie byłeś lubiany wśród ludzi. Zdecydowanie. Jako twór czarnej magii, jaj dobrych smoków i Kapłanom Takhisis. Zdecydowanie z pochodzenia byłeś zły, ale nie z charakteru. Byłeś w tym osamotniony lub byłeś jednym z nielicznych. Bardzo nielicznych. Wędrowałeś po świecie, gdy trafiłeś do Solace, tuż przed północą. Miasteczko owe rozpoznać można było po ogromnych drzewach vallen. Z jakichś nieznanych ci powodów, skierowałeś się do gospody o nazwie „Ostatni Dom”, gdzie było pełno ludzi.
Wszyscy na twój widok umilkli, posyłając ci nienawistne spojrzenia. Wszedłeś głębiej, a ludzie rozstępowali się przed tobą, bynajmniej nie z powodu szacunku. Podążyłeś w kierunku miejsca, którego wszyscy unikali, zacienionego, gdzie były trzy wolne miejsca, Kenderka, Elfka, trzech ludzi i Mag Czerwonych Szat, a kiedy podszedłeś bliżej, zauważyłeś jeszcze Maga Czarnych Szat, wpatrującego się w klepsydrę, w której kończył się piasek.

Oreas:
W podróży przez Ansalon kierowałeś się jednym, a mianowicie dotarciem do miejsca, gdzie mieszkał Arcymag Raistlin Majere. Podejrzewałeś, że może to być Solace, miejsce, gdzie jego brat bliźniak miał karczmę „Ostatni Dom”. Tam też się udałeś.
Wchodząc do Solace, kiedy północ prawie wybiła, rzuciły ci się w oczy wielkie drzewa vallen, lecz nie patrzyłeś na więcej, gdyż od razu skierowałeś się do oberży. Wszedłeś do niej i zobaczyłeś, że ludzie są dziwnie podenerwowani. Sam Caramon biegał po izbie, starając się nie dopuścić do zabójstwa w jego lokalu.
Dopiero teraz zauważyłeś zacieniony kąt, znajdujący się przy kominku z trzaskającym w nim ogniem. Tam ludzie nie podchodzili, zerkając ukradkowo. Zobaczyłeś, że są tam dwa wolne miejsca, więc postanowiłeś któreś zająć zanim ktoś cię uprzedzi. Dopiero w trakcie przepychanek zorientowałeś się, że siedzi tam troje ludzi, Elfka, Kenderka, Mag Czerwonych Szat i… Smokowiec! Ostrożnie podszedłeś, gdy zauważyłeś jeszcze kogoś. Był to Mag Czarnych Szat, wpatrujący się w klepsydrę, z której powoli kończył przesypywać się piasek…

***

Dalamar szedł szybko w swych Czarnych Szatach. Zmierzał na spotkanie ze swoim mistrzem! Ponownie zobaczy swojego shalafi, zaś na tą myśl, przechodziły go dreszcze strachu oraz niezwykła euforia. Kiedyś oddałby duszę za studiowanie u Raistlina, a teraz by jej nie miał. Gdyby jednak tak się stało i doszedłby do tego momentu, zdecydowany byłby uczynić to ponownie.
Odruchowo powtórzył wszystkie zaklęcia ochronne, lecz wiedział, że zadziałają tak samo, jak próby poruszenia piasku siłą woli. Skrzywił się.
Jego shalafi był chorobliwie ambitny. Wyruszył zabić Takhisis i wszystko wskazywało na to, że mu się uda. Ba, jeżeli wierzyć słowom Caramona, zabiłby nie tylko Takhisis, ale też Paladine’a i Gileana.
Teraz znowu jego ambicja jest ogromna. Chce przywrócić magię! Dalamar jak mało kto wiedział, że jego shalafi niczego nie mówi pochopnie, a już szczególnie, jeżeli nie ma to przynieść mu korzyści.
Musi coś w tym być. Musi być pewny swego-pomyślał Czarny Elf, dochodząc do Solace. Dochodziła północ, zaś Mag szedł w milczeniu, a kiedy był przy właściwym budynku, wszedł do niego. Nastrój ludzi pozostawiał wiele do życzenia.
Elf szybko spojrzał ku miejscu i natychmiast zauważył tego, kogo szukał, Raistlina Majere, wpatrującego się w klepsydrę, w której spadło ostatnie ziarenko piasku. Jego shalafi spojrzał na niego wzrokiem, od którego przeszły go ciarki, a umysł zdjął abstrakcyjny, niewytłumaczalny strach. Szybko jednak się opanował.
Rasom siedzącym w karczmie wyraźnie nie w smak było to towarzystwo. Arcymag zła, jego uczeń, drugi Mag po nim na Ansalonie, na domiar złego również Czarnych Szat, Kenderka, Smokowiec i Mag Czerwonych Szat. Entuzjazm u ludzi był niemożliwy do osiągnięcia nawet przy hektolitrach Krasnoludzkiej gorzały.
Dalamar wiedział, że Smokowiec żyje jeszcze tylko dlatego, że siedział tam jego shalafi. To on, nawet bez magii powstrzymuje wszystkich.
Podziw dla Arcymaga wzrósł jeszcze, choć wydawało się to niemożliwe.
Dalamar skierował się ku stołowi, po czym z ogromnym zdumieniem stwierdził, że jest jeszcze tylko jedno krzesło! Krzesło dla niego… Czarny Elf przełknął ślinę, czując zaporę w gardle. Mimo wszystko jednak usiadł.

***

Raistlin patrzył na wszystkich zgromadzonych, siedząc w swoim ulubionym miejscu. Stąd mógł dokładnie wszystkich obserwować, pozostając niezauważonym.
-Magia zniknęła wraz z odejściem bogów. Odeszła Moja Królowa, Paladine, Gilean, a także ci, nad którymi bolejemy najbardziej. Solinari, Lunitari i Nuitari-rzekł cichym szeptem, który pobrzmiewał w uszach wszystkich głośniej niż wrzask. Nikt nie umiał powstrzymać wstrząśnięcia dreszczem. Nawet Kenderka.
-Ja wiem jednak, jak ją przywrócić. Zacznę jednak od początku. Kiedy Ionthas, ojciec bogów został uwolniony z Szarego Klejnotu, przez Irdów, w Oceanie Turbidus otworzyła się Szczelina, brama do Otchłani-Raistlin spojrzał wymownie na Marcao.
-Jakiś czas później Kender Tasslehoff swoim nożykiem dźgnął Ojca Wszystkiego i Niczego w palec, przez co tamten uronił kroplę krwi, którą złapała Usha, dziewczyna Irdów. Ionthas musiał odejść, ale z nim musieli odejść bogowie, jednak przed tym, Szary Klejnot wybuchł, tworząc nowe gwiazdy na nowym niebie, gdzie gościł już nowy, pojedynczy księżyc, nie dający magii. Ionthas był dużo potężniejszy niż bogowie, a bogowie nieśli magię. Chaos również musi ją nieść, a ja czuję magię!-wysyczał, zaś wszystkich zdjął nagły, niewytłumaczalny strach. Gardła zacisnęły się, stawiając opór ślinie wędrującej w dół.
-Ten okruch drażni moje zmysły, ofiarując wszystko, co miałem, ale jest dalej niż sięgają moje ręce na chwilę obecną. Ten okruch jest fragmentem Szarego Klejnotu z krwią Jegomościa! Kiedy go znajdziecie, nie wolno wam wykorzystać ani trochę z magii okruchu. Potem przyniesiecie go mnie, a ja udam się na Zęby Chaosu i na jednej z wysp, Reorx ukrył jednorazowy portal do Otchłani. Umiem go aktywować, a mocy wystarczy akurat na moje wkroczenie tam. Kiedy właśnie się tam znajdę, odzyskam magię i będę mógł ją przywrócić!-mówił szeptem, lecz wy słyszeliście wszystko wyraźnie, zaś jego wzrok wwiercał się w was, przeżerając myśli.
Skąd on to wszystko wie? Wiedział, że dzisiaj przyjdą, choć czekał już miesiąc, wiedział ile będzie osób, wiedział najwyraźniej o Marcao, jego szept, wzrok. Jak on to robił bez magii?
Raistlin siedział, trzymając Laskę Magiusa, gdy nagle odezwał się Dalamar.
-To jest niewykonalne zadanie! Poza tym, gdzie mielibyśmy szukać tego fragmentu Szarego Klejnotu?-zapytał Czarny Elf z beznadzieją w głosie.
-Mój uczniu, czy ja kiedykolwiek powiedziałem o czymś, co było niewykonalne? Poza tym, musicie płynąć na Taladas-powiedział cicho Arcymag, zaś Dalamar zbladł gwałtownie.
-To kontynent Ogrów i Minotaurów!-jęknął.
-Z magią jest tam wystarczająco niebezpiecznie. Nie wiesz o co prosisz, shalafi…-po tych słowach zamilkł, gdyż poczuł na sobie wściekły wzrok Raistlina.
-Dla magii podobno oddałbyś duszę odpowiedzialną za życie wieczne. Czy nie możesz zaryzykować życia doczesnego? Poza tym ktoś musi wrócić, by przynieść mi Szary Klejnot. Znajduje się on na północnym wschodzie Taladas. Nie umiem powiedzieć nic więcej-rzekł cicho Raistlin, mierząc przenikającym wzrokiem każdego z osobna.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 19-12-2008 o 20:35. Powód: Literówka w imieniu :D
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-12-2008, 03:20   #2
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Zbliżała się północ, a Caligari, zbliżał się do Solace, szedł pieszo prowadząc konia, uznał, że ma czas, nie wiedzieć czemu miał uczucie, że pojawianie się za wcześnie nie będzie odpowiednie, bardzo chciał zastać Arcymaga samego, aby z nim choć chwile porozmawiać, ale czuł iż przybycie wcześniej będzie złym pomysłem. Kiedy wszedł do miasteczka, od razu rozpoznał gospodę, raz, że po hałasie, a dwa po kolorowych szybkach w oknach, za których błyskało światło. Przed wejściem, rozejrzał się za miejscem gdzie można zostawić konia, ale znalazł tylko koryto z wodą i żerdzią gdzie można przywiązać wodze, co też uczynił, na odchodne szepnął jeszcze do ucha konia kilka słów niepochodzących ze wspólnej mowy. Po wejściu i szybkim obejrzeniu pomieszczenia, zobaczył prawie pusty stół, przez moment przemknęło mu przez głowę pytanie, Czemu nikt tam nie siada, gdy gdzie indzie panuje tłok? szybko jednak zauważył, siedząca tam kenderkę, ludzie i te ich śmieszne uprzedzenia, zaraz tez zauważył, ze przy tym samym stoliku siedzi ten do którego przybył, zastanowił się jeszcze raz czy to na pewno kendarka odstrasza bywalców karczmy. Zaraz też ruszył w tamta stronę, przepychał się między ludźmi, kilku odwracał się, w jego stronę i chyba zamierzali coś powiedzieć, ale jak tylko zobaczyli kto się przepycha, zamykali usta i odwracali się natychmiast. Marcao uśmiechną się w duchu do samego siebie, sam jego widok wystarczał aby zapewnić mu pewien specyficzny rodzaj szacunku. Był bowiem wysokim mężczyzną, około 195, dobrze zbudowany, o szerokich barkach i mocnej klatce piersiowej, twarz miał dumną, a wzrok mówił, że ten ktoś jest pewny samego siebie, stalowo niebieskie oczy, patrzyły pewnie i bez jakiegokolwiek śladu lęku. Przy pasie miał dwa, długie proste miecze, ale coś w jego postawie sugerował, że w tej karczmie musiałby je wyjąć tylko w przypadku walki z Caramonem Majare.

Kiedy Marcao podszedł do stolika, spotkał go zawód, liczył, że będzie pierwszy, aby mógł porozmawiać z Raistlinem na osobności, cóż, trzeba zadać teraz kilka pytać, może te kobiety nie, są tu w tej sprawie, już miał przemówić, gdy spostrzegł, że i kobieta i kendarka spoglądają na klepsydrę tak jak i sam Arcymag. Uznał, że najwyraźniej są tu jednak w tej samej sprawie co on, oraz że czekają jeszcze na kogoś. Usiadł także, zajmując miejsce blisko Arcymaga. Marcao przyglądał sie dokładnie każdej osobie, zasiadającej przy stole, a najdłużej patrzył na maga czerwonych szat i na elfkę, dłużej przyglądał się także smokowcowi. Zastanawiał się, co jego skusiło do przyłączenia się do wyprawy organizowanej przez Raistlina Majare, tego, który tak bardzo przyczynił się do upadku potęgi jego rasy, choć z drugiej strony, w każdej rasie zdażają się indywidualiści, tacy co nie podzielają idei i planów swoich braci, sam był najlepszym przykładem. Gdy wszystkie miejsca były zajęte Raistlin przemówił.

-Magia zniknęła wraz z odejściem bogów. Odeszła Moja Królowa, Paladine, Gilean, a także ci, nad którymi bolejemy najbardziej. Solinari, Lunitari i Nuitari. - rzekł szeptem -
-Ja wiem jednak, jak ją przywrócić. Zacznę jednak od początku. Kiedy Ionthas, ojciec bogów został uwolniony z Szarego Klejnotu, przez Irdów, w Oceanie Turbidus otworzyła się Szczelina, brama do Otchłani- kiedy Raistlin spojrzał na Maroca, przeszła go dziwna myśl. Ciekawe co jeszcze wie. Wysłuchał do końca mowy Arcymaga, przerywanej przez Czarnego elfa, najwyraźniej byłego ucznia Raistlina, po czym wpatrzył się prosto w oczy Arcymaga i postanawiając coś sprawdzić zapytał w myślach Ile o mnie wiesz magu? Czy wiesz, że pamiętam to o czym inni tylko czytali? Czy wiesz, że jestem inny niż reszta mojej rasy? Po chwili powiedział na głos.
- Czyli zakładasz, że choć jeden z nas wróci, czy to tylko Twoje życzenie? - powiedział to z uśmiechem, bez złośliwości - W wiadomości, która krąży po świecie, jest mowa o skarbie, nie to aby przywrócenie magi nie było czynem bohaterskim i w ogóle, ale z czegoś żyć trzeba. - powiedział to niefrasobliwie, właściwie od niechcenia, jeśli Arcymag wie kim jest, pewnie też domyśli się po co zadał tak nieistotne i nieprawdziwe pytanie. Jeśli nie wie kim jestem to nie warto go na razie wyprowadzać z tej niewiedzy.
 
deMaus jest offline  
Stary 19-12-2008, 05:16   #3
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To był swoisty cud. Tak.. tak właśnie można było nazwać fakt, że kenderce udawało się tak długo usiedzieć w jednym miejscu i nic nie mówić. Wszelkie podziękowania i dary wdzięczności powinny być kierowane do maga, który to zaledwie spojrzeniem uciszał Atholę. Zaprawdę takie rzeczy nie dzieją się codziennie.

Nie to, żeby czuła się jakoś wyjątkowo nieswojo. A gdzie tam. Po wielu nieudanych próbach nawiązania jakiejkolwiek rozmowy, bądź też podzielenia się którąś ze swych jakże błyskotliwych opowieści i odkryciu, że mężczyzna, o dziwo, nie jest nimi zainteresowany, czym innym swój czas zajęła. Na początku było to niewinne rozglądanie się po gospodzie oraz przyglądanie się, co ciekawszym okazom ludzkim. Jedynym powodem, dla którego nie wstała, aby kogoś innego zaszczycić swoim towarzystwem było to, że przecież nie mogła zostawić maga samego. Bo byłoby mu smutno. Dlatego też po jako takim zaspokojeniu swej wiecznie wygłodniałej ciekawości, poczęła grzebać w swych licznych sakwach. Jakież było jej zdziwienie, kiedy to odnalazła w nich wiele nowych przedmiotów, które najwyraźniej chciały być z nią, skoro same doń trafiły! Ah, ci ludzie.. w ogóle nie potrafią dbać o swoje dobra. Powinni się wstydzić.
I tak też, machając nóżkami w powietrzu z racji swego niewielkiego wzrostu, zajęła się z zafascynowaniem przyglądać większym i mniejszym kosztownościom, które wysypywała na stół. Dotykała, podnosiła do światła, smakowała, krzywiła się, odrzucała za siebie, uśmiechała się beztrosko, chowała z powrotem do sakwy.. tym rytuałom nie byłoby po prostu końca. Jedyne, co zdołało ją odciągnąć od tych czynności, było przybycie nowych postaci, a każda ciekawszą się zdawała. Niebieskie oczka pod długą grzywką rozszerzały się coraz bardziej, aż na widok smokowca nabrały wielkości dwóch sporych monet. To było takie niesamowite.. aż się cała zatrzęsła i z trudem utrzymała na ławie, gdy musiała powstrzymać naturalny odruch wyciągnięcia rączki i zapoznania się. To spojrzenie maga.. uhh..


Później.. później wcale nie było lepiej jeśli chodzi o poznanie kogokolwiek. Schowawszy wszystkie „swoje” rzeczy, zrobiła to co reszta zgromadzonych – słuchała. A to, co usłyszała wywoływało w niej dość mieszane odczucia, ale to tylko dlatego, że poczuła jakiś niezbyt miły dreszcz w pewnym momencie. Ale nic to, bowiem wzmianka o kenderze natychmiast rozpogodziła twarzyczkę rudowłosej. Słyszała przeróżne opowieści o Tasslehoff’ie, ale dopiero teraz miała możliwość wysłuchania kolejnej, i to z ust osoby, z którą owy swego czasu podróżował. Tak wiele niesamowitości jednego wieczora..
Pod koniec opowieści była już wystarczająco napełniona energią. Nawet jej włosy bardziej ognistej barwy nabrały.. chociaż mogła to też być zwyczajna poświata od płomieni tańczących w kominku. Nieważne.
-Odnaleźć okruch z Szarego Klejnotu? I przynieść go z powrotem?
Mruknęła do siebie, kiedy to jeden z przybyszów swe pytanie Arcymagowi zadał. Nie to, żeby była ignorantką. Po prostu tak wiele rzeczy zupełnie przypadkiem znajdowała, że coś takiego nie wydawało się zbyt skomplikowane do zrobienia. Nawet, jeśli mieli szukać wśród Ogrów i Minotaurów. Z chęcią ich pozna. Acz z drugiej strony, to daje możliwość zobaczenia tak wielu nowych miejsc i zabawiania współtowarzyszy tyloma opowieściami. Aż przymrużyła z błogością oczy. Jednak coś jej w tym wszystkim śmierdziało. Mogło chodzić o smrodzik jakiegoś spoconego jegomościa zajmującego miejsce przy stole nieopodal, ale.. ale to jednak nie było to. Pytanie samo cisnęło jej się na usta, więc uniosła rączkę i zamachała nią kilka razy zwracając tym samym uwagę na swoją drobną osóbkę. Zupełnie, niczym jakie dziecko chcące właśnie poddać w wątpliwość opowieść dziadka.
-Ale.. ale.. jak to się stało, że okruch Klejnotu znalazł się w Taladas, zamiast być jedną z nowych gwiazd tak jak reszta fragmentów? Spaadł? Czy możliwe, że jest ich gdzieś więcej rozsianych?
 
Tyaestyra jest offline  
Stary 19-12-2008, 12:07   #4
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
"Rozkazuję ci odnaleźć Raistlina Majere!! A teraz idź precz nędzny cieniu mych zawiedzionych nadziei!!" Te słowa towarzyszyły mu przez ostatnich kilka tygodni, dźwięczały w jego umyśle przynaglając do poszukiwań. Jak na razie bezowocnych. Ta noc jednak różniła się od poprzednich, nie był już tylko zagubionym cieniem pośród mroków nocy, miotającym się w te i z powrotem. Obrał kierunek, z pozoru przypadkowy, czuł jednak że jest blisko, że nim wzejdzie słońce jego poszukiwania dobiegną końca. Kiedy zobaczył olbrzymie drzewa jego ciałem wstrząsnął dreszcz podniecenia. W koronie jednego z nich mieniły się kolorowe światła, przyzywały go do siebie.

***
Przekroczył próg gospody natychmiast ściągając na siebie wzrok wszystkich zgromadzonych i nie było w tym nic dziwnego. Smokowiec, 180cm wzrostu, całe ciało pokryte drobną czarną lekko połyskującą łuską, klinowata głowa o krótkim mocno zwężającym się pysku, drobne sztyletowate zęby, duże skierowane do przodu gadzie oczy w kolorze żółtym, na czubku głowy tam gdzie inne istoty miewają włosy kępa luźnych odstających łusek długości od 15 do 30cm, ciało i kończyny smukłe, długi cienki ogon, duże nietoperzowate skrzydła o szaro- fioletowej błonie. Jak by tego było mało nosił pas z 15 niewielkimi nożami do rzucania i długim na 45cm sztyletem w kształcie sopla. Jego pojawienie się wywarło na wszystkich duże wrażenie, nie zwrócił jednak na to uwagi. Przeczesał wzrokiem pomieszczenie i znalazł to czego szukał. W najciemniejszym kącie sali w miejscu do którego nikt nie podchodził siedziała postać wpatrzona w klepsydrę. Zwinął ciaśniej skrzydła i ruszył w jego kierunku, tłoczący się goście na szczęście nie robili mu trudności. Od razu jak tylko go dostrzegł poczuł szacunek do Raistlina, nie zastanawiał się skąd właściwie wie że postać w Czarnych Szatach jest tym którego szukał, po prostu czół że to nie może być nikt inny. Kiedy tylko się zbliżył natychmiast docenił wybór Arcymaga, doskonałe miejsce, ciepłe, ciemne i w jakiś sposób odosobnione mimo obecności tylu osób.

Trzy puste krzesła, jedno przeznaczone dla niego. Nie zwykł siadywać na krzesłach, miał ochotę przykucnąć w kącie, ale się nie odważył. Zajął swoje miejsce siadając na nim jak kot, nawet owinął się własnym ogonem i tak jak reszta zebranych patrzył na przesypujący się piasek. Zjawiły się jeszcze dwie osoby których przybycie zignorował, dla niego liczył się tylko Raistlin. Kiedy spadło ostatnie ziarenko zamknął oczy i odprężył się, jego los został przypieczętowany.

Gdyby któraś z zebranych wokół stołu osób zdołała oderwać wzrok od Arcymaga i spojrzała na smokowca mogłoby jej się wydać że zasnął i że nie obchodzi go co się wokół dzieje. Nic bardziej mylnego. Cień słuchał.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 19-12-2008 o 17:20.
Piiiink jest offline  
Stary 19-12-2008, 18:19   #5
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Księżyc był już wysoko na niebie. Chcąc, nie chcąc Faurin potrzebował odpoczynku. Wolał odnaleźć jakąś karczme czy inny zajazd niż znowu męczyć sie pod gołym niebem. Niecała mila dzieliła go od Solace a znał w tych stronach bardzo przytulny, choć zazwyczaj przepełniony miejskim motłochem, zajazd. Zwał się "Ostatni Dom". Zawsze go dziwiło skąd się ta nazwa bierze.
W oddali widział już migające światła, które rosły z każdym przebytym krokiem. Nie tylko po światłach rozpoznawał swój cel podróży. Gwar jaki panował w środku był ogromny. Już się zaczął zastanawiać czy jest sens aby wchodzić do tak zapchanego miejsca. Walczył przez chwilę z samym sobą i zmęczenie wygrało. Wkroczył do oberży popychając wielkie, drewniane drzwi. Miejsca praktycznie nie widział by usiąść. Jego wzrok przejechał od jednej ściany do drugiej i zobaczył tylko jeden stół przy którym było kilka wolnych miejsc. Podążył do niego czym prędzej by nikt mu nie zajął miejsca. Nie rozumiał czemu nikt ze stojących nie chce tam zasiąść. Dochodząc do miejsca zauważył że jest to zbiorowisko bardzo dziwnych osobistości. Najbliżej siedziała jakaś ruda Kenderka.
- No cóż. To wszystko wyjaśnia-pomyślał Faurin.
Nie zrażony jednak towarzystwem Kenderki, Maga Czerwonych Szat, pięknej elfki oraz dwóch innych ludzi usiadł na stołku przy stole w miejscu gdzie światło padało w taki sposób iż nikt nie był w stanie dostrzec jego twarzy okrytej na dodatek kapturem. Nikt prócz osoby którą ujrzał dopiero teraz gdyż całkowicie spowijał ją cień. Nigdy nie widział takiej osoby. Miała ona na sobie Czarną szatę. Czyżby to był Mag Czarnych szat? Nie wiedział co o tym myśleć więc wyciągnoł z kieszeni małą, szarą mysz i podał jej kawałek sera zabranego z talerza. Gdy mysz się najadła odłożył ją spowrotem do kieszeni i zaczoł przyglądać się osobą które siedziały razem z nim przy stole którzy to wszyscy spoglądali na klepsydre stojącą przed Magiem. Mężczyzna siedzący najbliżej owego maga był bardzo dobrze zbudowany. Faurin wiedział już teraz że nie chciałby się z nim spotkać w boju. Mimowolnie złapał w tym momencie swój łuk spoczywający na jego plecach. Kolejną osobą był Mag czerwonych szat. Bardzo dziwna osobistość. Ruda Kendarka w najlepsze spoglądała na swoje własności. Czyżby złodziejka? Po obejżeniu każdego przedmiotu rówież skupiła wzrok na klepsydrze. Był jeszcze jeden mąż rasy ludzkiej. Była to jednak kolejna osoba o której Faurin nie wiedział co myśleć. No i elfka. Jakże ona była piękna. Faurin rad był tego faktu iż nikt nie widział jego twarzy bo zapłoneła niczym dwa czerwone ogniki. Do grupy tych odmieńców dołączył smokowiec(Faurin pamiętał że kiedy go zobaczył, mocno chwycił sie stołka na którym siedział), nie znana mu osobistość oraz kolejny Mag Czarnych Szat. Gdy wszedł ten ostatni stół był już przepełniony a ostatni piasek w klepsydrze przesypał sie na samo dno. Wtedy to przemówił Mag Czarnych Szat.

***

Po wygłoszonej mowie Maga Faurin nie wiedział co czynić. Chciał tylko odpocząć w oberży a tu zostaje wdrążony w jakiś spisek. W końcu chcąc nie chcąc postanowił przyłączyć sie do tej dziwnej drużyny na jakiś czas. W końcu chodzi im o ratowanie magii.
Myślał jeszcze przez chwile gdy zabrał głos. Był on suchy i cichy gdyż od dawna niemiał żadnego trunku w buzi:
- Czy dobrze zrozumiałem? Mamy iść na niebezpieczną misję? Wchodzę w to, jednak powiedziałeś że jak znajdziemy ten...-urwał, szukając nazwy którą wspomniał w swej wymowie Mag.- Ten fragment Szarego Klejnotu to mamy go przynieść tobie. To znaczy że nie masz zamiaru się z nami wybierać?
 
__________________
Nobody know who I realy am...

Ostatnio edytowane przez Faurin : 20-12-2008 o 11:34.
Faurin jest offline  
Stary 20-12-2008, 16:12   #6
Banned
 
Reputacja: 1 Piiiink nie jest za bardzo znany
Cień słuchał. Słuchał uważnie. Inna sprawa że niewiele rozumiał z tego co słyszy. Rozmowa dotyczyła niewątpliwie spraw wielkiej wagi, spraw z którymi nie miał do tej pory do czynienia i szczerze mówiąc nic go nie obchodziły. Wiedział jedno; był gotów zrobić wszystko czego zażąda od niego Raistlin, nie miało znaczenia że będzie musiał płynąć gdzieś na kontynent ogrów i minotałrów. Arcymag wytwarzał wokół siebie tak niezwykłą atmosferę że Cień nie był w stanie normalnie myśleć. Mimo to gdzieś na dnie świadomości czuł że coś mu nie pasuje, minęło trochę czasu nim jego myśli skrystalizowały się w pytanie. Ale kiedy już się to stało usłyszał jak pada ono z ust kogoś innego.
- To znaczy że nie masz zamiaru się z nami wybierać?
Gwałtownie otworzył oczy, luźne łuski na jego głowie zjeżyły się równie szybko. Spojrzał prosto w oczy Raistlina ale zaraz potem spuścił wzrok na blat stołu. Nie musiał słuchać odpowiedzi na to pytanie. Przez jego umysł wezbraną falą przetoczyło się dotkliwe rozczarowanie. To doświadczenie otrzeźwiło go nieco. Rozejrzał się przytomniej, powoli zaczęła do niego docierać sytuacja w jakiej się znalazł. Sam nie mógł uwierzyć że tak po prostu przeszedł przez epatujący nienawiścią tłum. To cud że nie rzucili się na niego!! I zrobił to tylko po to żeby dać się wysłać w jakąś podejrzaną wyprawę na drugi koniec świata! Pomysł od razu przestał mu się tak podobać. "Moim zadaniem było odszukać Raistlina Majere" - pomyślał - "i dokonałem tego. Mogę odejść!" Wstał i spojrzał w stronę drzwi. "Nie mogę. Nienawidzą mnie od czubka nosa po koniuszek ogona. Dlaczego? Przecież nic im jeszcze nie zrobiłem." Żeby odejść musiałby znowu przejść obok nich, nawet gdyby udało mu się równie łatwo jak poprzednio i tak nie miał dokąd pójść. Opadł z powrotem na krzesło. Kiedy tu przyszedł dokonał wyboru, teraz nie pozostało mu nic innego jak się go trzymać. Od tej pory jest jednym z nich, potoczył wzrokiem po zebranych przez Arcymaga i skrzywił się.
 

Ostatnio edytowane przez Piiiink : 20-12-2008 o 20:55.
Piiiink jest offline  
Stary 20-12-2008, 22:10   #7
 
Arcagnon's Avatar
 
Reputacja: 1 Arcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumnyArcagnon ma z czego być dumny
Gdy Arcagnon przybył do Solace była już późna noc. Było też niezwykle jasno. Księżyc prześwitywał przez liście ogromnych drzew tworząc na ziemi wspaniałą grę świateł i cieni. Była w tym pewna magia... Ale nie taka jak kiedyś. Odkąd magia zniknęła cały świat stracił część swej duszy. I on, Mag Czerwonych Szat, stracił część swej duszy. Był jak rzeka bez wody... Mag szedł uliczką i rozmyślał. Zastanawiał się kto mógłby wpaść na taki pomysł. Co ciekawe, ogłoszenia rozprowadzał prawdziwy Bohater Lancy. Ale nikt nie wiedział kto jest zleceniodawcą.
Z zamyślenia wyrwały go odgłosy pochodzące z jednego z budynków. Jakaś kobieta spazmatycznie i dość głośno wyrażała swoje uczucia... Chyba rozkosz. Zaraz też otworzyło się jedno z okienek i sąsiad tej chwilowo „szczęśliwej” zaczął krzyczeć, nie zapominając o obsypaniu obelgami całej rodziny kochanka, do czwartego pokolenia wstecz. Arcagnon stłumił w sobie śmiech. Tylko uśmiechnął się lekko.
Wreszcie trafił do karczmy z ładnym szyldem „Ostatni Dom”. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Jako dosyć wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna trochę się wyróżniał. Zawdzięczał taki, a nie inny wygląd zabiegom alchemicznym jakim się poddał w czasie studiów. Posiadał zmarszczki, które sprawiały, że wyglądał na bardzo doświadczonego. Dziwne było to, że był zupełnie łysy. Na palcu środkowym prawej ręki miał ładny pierścień z jeszcze ładniejszym kamykiem. Miał na sobie wysokie, czarne buty z klamrami, ciemne spodnie i kaftan, oraz granatową chustę osłaniającą część twarzy.
Wewnątrz gospody panowała typowa, w takich miejscach, wrzawa. Każdy przychodził tu aby oderwać się od codzienności, ale czarodziej zauważył, że nie wszyscy są tu niesłużbowo. Było jedno miejsce, do którego się skierował od razu. Przy stole siedziało już kilka osób. Nie przyglądał się im, ale... Zaklął cicho. Przed nim siedział arcymag wpatrujący się w klepsydrę. Arcagnon usiadł nic nie mówiąc i przyglądał się innym słuchając ich pytań.
 
Arcagnon jest offline  
Stary 21-12-2008, 01:46   #8
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zniknął jej gdzieś w okolicach Solace. Czy do cholery po to wlokła się za nim tyle czasu, by tak sobie zniknął? Dobra. Może coś mu się stało. Może właśnie gdzieś teraz ktoś przykłada mu sztylet do szyi? A może gzi się z jakąś podmiejską lafiryndą? Rrywelen, gdzie do smoczej plwociny jesteś? Dobra. Spokój. Wdech, wydech. Rry... jak cię dorwę... wyskubię ci te wszystkie rude włoski z brody... Ech - Usiadła na przydrożnym kamieniu. Sięgnęła do torby przewieszonej przez ramię. Ręka szukająca bukłaka, natrafiła na coś twardego. Wyjęła lekki przedmiot – kawałek kory drewna z wyrytym napisem „Ostatni dom”. Rryw... znowu się ze mną bawisz? - szepnęła do siebie samej, uśmiechając się szeroko. Nikt nie miał takiej fantazji jak on. Nikt nie potrafił jej tak zaciekawić. Nikt nie był i nie będzie nim. - Rryw, co ty znowu wykombinowałeś – gdyby mogła, przesłałaby mu to pytanie poprzez powietrze, wiatr, tchnienie oddechu... Gdyby mogła, gdyby wiedziała gdzie on teraz jest.

Ruszyła przed siebie, prosto pod wyznaczony adres. Mimo zmęczenia, znużenia i niskiego morale.

Karczma przywitała ją przytłaczającym tłumem i harmiderem niezliczonych dialogów. Szybko zlustrowała wnętrze. Wypatrzyła jeden wolny, no prawie, stół. Zbliżając się do niego, wychwyciła więcej szczegółów. Kenderka – cóż, lubiła igraszki z wiadomym niebezpieczeństwem, mag w czarnych szatach? - zgłupiał do reszty, ktoś powinien mu powiedzieć, że to nie ta bajka. Magii nie ma? Rozumiesz? - powiedziałaby gdyby... ale nie powiedziała.

- Można? - Rzuciła tylko, wskazując skinieniem głowy na wolną ławę. Nie czekając na odpowiedź, zajęła miejsce. Kokosząc się bezpardonowo, odetchnęła z ulgą - w końcu wytchnienie. Zamówiła piwo, oczekiwanie na pienisty trunek umiliła sobie wpatrywaniem się w klepsydrę maga. Wydęła pogardliwie wargi - Chłopie, wziąłbyś się do porządnej pracy, nie wypada tak mężczyźnie w sukienkach ganiać... Na szczęście nie powiedziała tego głośno, choć niewiele brakło. Klepsydra przesypała się, a mężczyzna zaczął przemowę.

Słuchała, słuchała, słuchała... a jej oczy przybierały coraz bardziej kołowy kształt. Rryw, w coś ty mnie wkręcił? Ty sukinkocie, przechero, smoczy pomiocie... Myśli kłębiły się w jej głowie niczym piana u stóp wodospadu. Zrozumiała.
On już nie wróci. Zwabił ją tu, by poszła szukać tego, co jej pisane. Podobno.

- Nienawidzę cię. - Wykrzyczała w duchu. - I kocham - dodała jakby w usprawiedliwieniu. Jakże to znamienite dla ich „związku”. -Braciszku – wyszeptała, chcąc splotowi tych liter wydrzeć jakąś magię- tę, której nie da się przełożyć na formuły i zaklęcia.

Ocknęła się z zadumy i dialogów z własnymi myślami. Czuła wręcz, że ogarnia ją wartki potok mowy. Z wielu zdań i słów utkwiły jej tylko : „Szary Klejnot” i „Taladas”.
- Niech będzie Rryw – dla Ciebie.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 21-12-2008, 22:08   #9
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Marcao:
-Czyli zakładasz, że choć jeden z nas wróci, czy to tylko Twoje życzenie? W wiadomości, która krąży po świecie, jest mowa o skarbie, nie to aby przywrócenie magi nie było czynem bohaterskim i w ogóle, ale z czegoś żyć trzeba-powiedziałeś, a Raistlin przeszył cię spojrzeniem. Nie było to miłe wrażenie. Wręcz przeciwnie. Miałeś wrażenie, że Arcymag ogląda sobie twoje wspomnienia, przeszywa ci duszę, przenikając ją na wylot.
Trwało to tylko chwilę, lecz ty nie mogłeś się pozbyć bardzo przykrego poczucia, że ten człowiek poznał wszystkie twoje najskrytsze tajemnice.
-Akurat dla ciebie powrót magii będzie większym skarbem niż całe złoto tego świata-rzekł swoim złowieszczym, syczącym szeptem Raistlin.

Athola:
-Ale.. ale.. jak to się stało, że okruch Klejnotu znalazł się w Taladas, zamiast być jedną z nowych gwiazd tak jak reszta fragmentów? Spaadł? Czy możliwe, że jest ich gdzieś więcej rozsianych?-zapytała Kenderka, zaś na twarzy Raistlina wykwitła irytacja.
Arcymag miał jednak doświadczenia z Kenderami i chętnie kolejnego wpakowałby do stawu, ale nie mógł.
-Spójrz i wyobraź sobie, że woda z tej szklanki to wybuchający Szary Klejnot-Wziął do ręki szklankę, w której było tylko ćwierć wysokości wody, po czym gwałtownym ruchem uniósł szklankę, a jeszcze szybciej opuścił ją, chowając rękę.
Woda uniosła się w górę i opadła na stół, rozpryskując się.
-Jeśli obserwowałaś uważnie, zauważyłaś, że niektóre uniosły się wyżej, a niektóre niżej. Te maleńkie kropelki na samym dole to nasze odłamki, które nie zostały na nieboskłonie jako gwiazdy. Magia była tam na tyle słaba, że nie utrzymały się i opadły. W przypadku wody działała tu tylko siła pionowa. Na Szary Klejnot działała też podobna siła pozioma. Dlatego na Ansalonie nie ma ani jednego okrucha... Wiedziałbym. Najbliższy jest właśnie na północnym wschodzie Taladas i to jest jedyny jaki istnieje na lądzie. Jeżeli chcecie, możecie nurkować, ale tam macie jeszcze mniejsze szanse niż na Taladas-wzruszył ramionami Raistlin.

Cień:
Wstałeś nagle, zamierzając wyjść, lecz nagle kilku ludzi wyciągnęło miecze, patrząc z niepokojem w twoją stronę. Zdałeś sobie sprawę z tego, że bez Arcymaga nie ruszysz się ani na krok.
-Tak Smokowcze, dobrze myślisz. Twoje życie zależy tylko ode mnie. Jednym słowem mogę cię zabić, nawet bez magii. Ci ludzie boją się mnie...-spojrzał na ciebie, a ty doświadczyłeś bardzo nieprzyjemnego wrażenia, że Mag bada twoje wnętrze, poznając każdy fragment duszy, przeszłości, umysłu.
Usiadłeś ponownie, zaś Raistlin uśmiechnął się pogardliwie.

Faurin:
-Czy dobrze zrozumiałem? Mamy iść na niebezpieczną misję? Wchodzę w to, jednak powiedziałeś że jak znajdziemy ten... Ten fragment Szarego Klejnotu to mamy go przynieść tobie. To znaczy że nie masz zamiaru się z nami wybierać?-zapytałeś, zaś Arcymag spojrzał na was zażenowany.
-Nie słuchałeś mnie uważnie! Czy którykolwiek z was wiedziałby jak otworzyć portal stworzony przez Reorxa bez pomocy kapłana Paladine i mocy samego Paladine, którego nie ma? Czy którykolwiek z was byłby na tyle potężny by tego dokonać? Tak, nawet ty, Dalamarze jesteś za słaby na to-rzekł Raistlin.
-Jeżeli ja umrę, nikt nie będzie w stanie przywrócić magii, więc jestem jedyną waszą nadzieją-warknął.

Lywellyn:
-Lywellyn, nie wiem czy wiesz, ale ostatnimi czasy ktoś o imieniu Rrywelen, zaginął. To twój brat, nieprawdaż? Za pomocą magii mogę znaleźć każdą istotę. Muszę się tylko dostać do Otchłani-powiedział do ciebie, a tobie wydało się, że bada każdą cząstkę ciebie, dokładnie odnajdując każdy kawałek. Chwilę później spojrzał na klepsydrę.

Oreas:
-Co się tyczy ciebie... Przeszłość jest bardzo cenną rzeczą. Za pomocą magii mogę ją odczytać jak jedną z moich ksiąg-rzekł Raistlin uśmiechając się lekko.

Wszyscy:
Spostrzegliście, że Raistlin uśmiecha się bezwyrazowym uśmiechem, zaś Dalamar patrzy na niego z ogromnym przerażeniem i podziwem. Drugi Mag po Raistlinie tak bardzo się go bał. Wszyscy się go bali, ponadto czytał w was jak w otwartych księgach! I to bez magii! A może nie czytał w was? Może to tylko potworna inteligencja?
W każdym z przypadków był upiornie niebezpieczny jako wróg. Ponadto ani krzty nie odejmowało to jego spojrzeniu budzącym strach wszystkich.
Nagle Arcymag wstał, zaś klepsydra zniknęła ze stołu! Chwilę później Raistlin wyjął ją z kieszeni szaty. Zaraz... Kiedy on ją schował?
Poszedł kawałek dalej, po czym stanął tyłem do was, a przodem do tłumu. Nagle przy drobnym ruchu któregoś z was, Arcymag odwrócił się ze sztyletem w dłoni, po czym uśmiechnął się szyderczo, odwracając się ponownie.
-Ten Smokowiec i reszta z tych, ma wyjść stąd cało! Jeżeli tylko dowiem się, że zginął ktokolwiek, a dowiem się, jeżeli tak się stanie, znajdę tego, który jest sprawcą śmierci i osobiście wywrócę go na drugą stronę!-w oberży zapanowała całkowita cisza. Nie poruszył się nikt, gdy nagleArcymag klasnął w dłonie. Rozbłysło niezwykle jasne, oślepiające światło, a kiedy zgasło... Arcymag zniknął!
Wydawało wam się, że słyszycie głos Raistlina wewnątrz swoich głów:
-Nie zawiedźcie mnie...
Dalamar zadrżał na te słowa. Raz już zawiódł swojego shalafiego. Więcej tego nie zrobi.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 22-12-2008, 12:29   #10
 
Laos's Avatar
 
Reputacja: 1 Laos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetnyLaos jest po prostu świetny
On tam jest. Wreszcie go odnalazłem. W końcu się uda - Chaotyczne myśli towrzyszyły każdemu krokwi, który zbliżał Oreasa do Gospody. Wiedział on bowiem, że tym razem namierzył Raistlina Majere. Po tylu latach w końcu uda mu się rozwikłać tą zagadkę. Myśl ta dodawała mu siły. Wędrował bowiem nieustannie on paru dni nie robiąc prawię żadnych przerw na odpowczynek. Chciał zdążyć, a wieść o Rastalinie pojawiła się niedawono. Miał bardzo długą drogę do przebycia i niewiele czasu. W końcu po żmudnej i męczącej podróży zobaczył wierzchołek drzewa vallen. Słyszał co nie co o tym miejscu, ale nigdy nie był w tej okolicy. Zapewne gdyby przybył tu w innych okolicznościach spokojnie zbadał by okolice w celu skonfrontowania swojej wiedzy na temat tej wioski z prawdą. Nie miał jednak czasu. Wyczerpany wpadł do karczmy. Gdy tylko otworzył drzwi ujrzał mnóstwo ludzi. W twarz buchnęło przyjemne ciepło. Elf wszedł w tłum chcąc dostać się do właściciela i dowiedzieć się gdzie jest jego brat. Gdy był już w połowie drogi jego oczom ukazał się stolik stojący w kącie a przy nim różne postacie. Zbliżył się do nich. Nagle zauważył smokowca. ZAtrzymał się na chwilę, położył ręce na klingach swoich sejmitarów przypiętych do pasa. Koniuszkami palców natomiast złapał krawędzie swojego płaszcza podróżnego tak aby zasłaniał jego ostrza. Zbliżył się do stolika. SPojrzał na wszystkich. Jego oczy zatrzymały się na dłuższą chwilę na elfce, aż w końcu zobaczył cel swojej podróży. Arcymag. Bez zastanowienia zajął wolne miejsce spojrzał na kończącą sie klepsydre
W ostatnim momencie - pomyślał
Siedział w ciszy wpatrując się w Raistlina. Gdy piasek się skończył dołączyła do nich jeszcze jedna postać kolejny mag, jak stwierdził Oreas. Niespodziewanie ciszę przerwał Raistlin Majere. Mówił w bardzo dziwny sposób sprawiający, że ciarki przechodzą po plecach. Początkowo elfa przeszył lęk, lecz chwilę potem jego instynkt zapanował nad tym uczuciem i wewnątrz Oerasa zapanował błogi spokój. Słuchał uważnie. Gdy arcymag skończył padły różne pytania. Wysłuchał ich uważnie tak samo jak odpowiedzi lecz nie interesowały go one. Wiedział co trzeba zrobić, a także , że musi przywrócić magię. Pytanie które go gnebiło brzmiało " Czy ta osoba jest wystarczająco poteżna by doprowadzić Oreasa do spełnienia jego celu. Niepokoiło go to. Słyszał bowiem co nie co o tym magu lecz nie zdążył dowiedzieć się wystarczająco. Już miał zadać swoje pytanie gdy na odchodnym arcymag czarnych szat przemówił do niego
-Co się tyczy ciebie... Przeszłość jest bardzo cenną rzeczą. Za pomocą magii mogę ją odczytać jak jedną z moich ksiąg - i odszedł.
To wyjaśniło wszelkie wątpliwośći elfa. Spojrzał na swoją nową drużynę i pomyślał
Mam nadzieję, że współpraca nam się ułoży
Następnie przemówił
Witajcie nazywam się Oeras Linhil. Przystajecie na to zadanie? Ja uważam, że powinniśmy podjąć próbę przywrócenia magii. Co wy na to?
 
__________________
"Errare humanum est"
Laos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172