Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2010, 12:02   #1
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Post [D&D] Opowieści z Królestwa Pięciu Miast. Opowieść druga

.

Opowieść druga

Nowi przyjaciele, starzy wrogowie




Każda opowieść ma swój początek. Jedne są nagłe i gwałtowne, jak wybuch wulkanu czy przebudzenie czarnego smoka - i całkiem podobne w skutkach. Inne spokojne, niemal niezauważalne. A to gospodyni przegoni strudzonego wędrowca; a to ojciec spierze syna o jeden raz za dużo; a to dziecko usłyszy coś, co dla jego uszu nie było przeznaczone. Każde wydarzenie ma swoją przyczynę i swój skutek, nawet jeśli ten ostatni pojawia się w zupełnie innym czasie czy miejscu.





_____________________________________

__________


Obfite Plony, 20 Uktar
.
Królestwo Pięciu Miast



Piach i błoto pryskały spod końskich kopyt, gdy galopowaliście w stronę Sielskiego Sioła. Sakwy pełne były żywności, a ciepłe ubrania chroniły przed wilgocią i zimnym wiatrem, który szczypał w policzki i wciskał się pod kurtki. Nadchodzącą zimę czuć było w powietrzu. Świeżo zaorane pola obsiano oziminą lub zbronowano, by czekały przyszłego roku. Rankiem na trawie i kocach osiadał szron. Nieliczne ptaki i gryzonie próbowały jeszcze wydłubać z ziemi resztki ziarna; jednak większość zwierząt pochowała się już w głębi lasu, przygotowując się do zimowego snu. Raz Tui udało się ustrzelić dorodnego zająca, niestety czarodziejka była boleśnie świadoma, że jej umiejętności strzeleckie nawet w połowie nie dorównują zdolnością Lidii. Podróż traktem przywoływała wspomnienia wspólnej wędrówki, ćwiczeń i walki, wywołując tęsknotę za półelfką. Czy Lidia nadal przebywa w Twierdzy Złamanego Topora? Czy Lususowi udało się zdobyć upragniony pas i szacunek braci i rodziny? Czy lady Crowfield zaakceptowała "pospolitą" narzeczoną syna? Czy spotkają ich jeszcze? Maeve dumała nad słowami Meyai, w przerwach zastanawiając się, czy brat pozostawił na trakcie jakieś wieści dla niej. Kalel pilnował traktu, czujnie wypatrując pościgu, natomiast Sorg raz za razem rozważała zdobyte w podróży informacje, zastanawiając się czy podróż do Pyłów aby na pewno jest dobrym kierunkiem. Co prawda wszystko wskazywało na to, że los, bogowie, czy przynajmniej niektórzy mieszkańcy Królestwa życzą sobie, by udała się wraz z resztą do starożytnego miasta i wypleniła rodzące się tam Zło. Czy jednak spotka tam Sticka? Informacji było przecież tak mało... I czy wszyscy darzą sobie tam radę? Co prawda broń, zwoje i magiczne przedmioty dawały złudne poczucie bezpieczeństwa, lecz nawet w połowie nie tak duże jak poczucie więzi i zaufanie, jakimi darzyliście się nawzajem. Mimo to wszyscy byliście boleśnie świadomi, że zaufanie i współpraca nie uratują Was jeśli staniecie oko w oko z przeciwnikiem o wiele silniejszym i bardziej doświadczonym od Was. Wydawało się jednak, że nie macie wyjścia.


➴➴➷ ➹➶➶

Sielskie Sioło po raz kolejny przywitało Was handlowym gwarem i poczuciem bezpieczeństwa. Ruch był o wiele mniejszy niż zaraz po Jarmarku, mimo to w "Puchatym Niedźwiedziu" prawie wszystkie pokoje były pełne. Drużyna Niedźwiedzia znów zajmowała duży stół w rogu, hałaśliwie opijając niedawne intratne zlecenie. Wyglądało na to, że mają zamiar zimować w mieście. Prócz tego większość klientów stanowili kupcy i szlachta, spieszący do domów w różnych częściach Królestwa. Właścicielka mogła zaoferować Wam jedynie wspólną czteroosobową izbę, gdyż wszystkie mniejsze zajęte były przez możnych oraz ich służbę. Karczmarka zdawała się wciąż darzyć was sympatią, czuliście się więc "Niedźwiedziu" w miarę bezpiecznie. Rozkulbaczyliście więc zmęczone konie i z zapałem zabraliście się za obiad. Udało Wam się dotrzeć do miasta w trzy dni, byliście więc wykończeni forsowną jazdą, a kolejne dni nie zapowiadały się lepiej.

- Pośpiech jest dobry tylko przy łapaniu pcheł i bieganiu w krzaki przy sraczce! - perorował poprzedniej nocy Madrag, nie pozwalając wam zasnąć. - Do tej wyprawy musicie się przygotować po-rząd-nie! Koce, zapasy, mapy, obrok, broń, garnki, pochodnie... W zimie nic nie znajdziecie po drodze! No, jedynie z wodą nie będzie problemu. Niziołki są dobre w te klocki, na pewno kupicie w Siole wszystko, czego będziecie potrzebować a nawet i więcej! Bo inaczej... - tu znacząco przeciągnął dłonią po gardle. - Nie, żebym nie lubił waszego towarzystwa, ale gwarancji, że po śmierci zostaniecie duchami nie mam. Wolę więc was żywych. Przynajmniej póki co.

Mieliście więc do wyboru: zakupy, albo marudzenie maga, który wyjątkowo tym razem nie zniknął po dotarciu do miasta, a snuł się za Wami jak smród po gaciach, marudząc i podglądając dziewczęta w kąpieli.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-10-2010 o 12:40.
Sayane jest offline  
Stary 22-10-2010, 14:18   #2
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Jadąc na Skat w stronę Sielskiego Siła wraz towarzyszami Sorg odczuwała nie tylko zimno nadchodzącej zimy. Czuła niepokój, coraz bardziej nasilający się wraz z każdą myślą. Rozważała wszystkie informacje, które udało jej się zdobyć. Analizowała je punkt po punkcie i coraz bardziej była świadoma tego, że mimo iż dowiedzieli się więcej to jednak nic im to nie dało. Wprost przeciwnie wzbudzało jeszcze większy niepokój w dziewczynie. “Cóż ja wiem... to, że ktoś mnie ściga, ale kto? Kto jest wrogiem dla mnie, a kto przyjacielem? Laure...”, uśmiechnęła się na wspomnienie złocistego elfa, na to jak przekomarzał się z nią nad brzegiem jeziora. Przypomniała sobie z jakim zacięciem tłumaczył jej, że Kull ma z nim dobrze i z jakim ona próbowała wytłumaczyć jemu, że ptak powinien być wolny. “Jednak co ja o nim wiem? Nic... spotkaliśmy się w karczmie, spędziliśmy ze sobą miłe przed południe, jednak kim on jest? Napisał że podąża za mną, ale dlaczego? Czy podąża za każdą spotkaną dziewczyną? A może jednak i jemu zależy abym doprowadziła go do Sticka, jednak jak mam to zrobić jak sama nie wiem gdzie on teraz jest. W co mnie zamieszał i w co ja zamieszałam swoich współtowarzyszy.” Leżąc wieczorami przy tlącym się ognisku dającym złudną nadzieję na ciepło pogrążała się w myślach. Ciągle od nowa i od nowa analizowała słowa wieszczki, zastanawiała się co mogły oznaczać. Zanim zapadła w sen ostatnia jej myśl była zawsze poświęcona Stickowi i Pyłom, zaraz po przebudzeniu zanim jeszcze otworzyła oczy jej umysł już podążał tą samą ścieżką. Jej myśli zaprzątnięte były rozważaniami o tym czy dobrze robią, czy powinni jechać do Pyłów? Czy nie powinni gdzieś się zatrzymać na zimę, gdzieś ukryć i przeczekać? Wiedziała na pewno jedno, nie mogła wrócić do domu, tam w pierwszej kolejności będą jej szukać. Pozostało jej więc tylko jedno wyjście - musi odnaleźć Sticka, co prawda nadal nie wiedziała co zrobi jak go odnajdzie, ale wiedziała, że musi to zrobić.

Nadal też czuła wyrzuty sumienia, że wplątała w swoje “kłopoty” swoich nowych przyjaciół. “Są moimi przyjaciółmi, znamy się od niedawna a jednak już wiele sytuacji jakie wspólnie przeżyliśmy pokazało, że łączy nas coraz większa przyjaźń i zaufanie. Im mogę ufać i wierzyć, mam nadzieję, że i oni wierzą mi kiedy ich zapewniam, że nie wiedziałam w co wpakował mnie Stick. Gdybym jeszcze wiedziała na jakie niebezpieczeństwo ich narażam, gdybym wiedziała czy warto, czy nie powinnam jednak podążyć swoją drogą. Czy nie jest na to za późno? Chyba już jest, już kojarzą ich ze mną i będą pewnie tak samo ścigać jak mnie. Może ta podróż do Pyłów jest dobrym pomysłem, a może nie?” Mijał kolejny dzień, kolejne niepewności męczyły Sorg. Dojechawszy do Sielskiego Sioła już sama nie wiedziała czy bardziej ją zmęczyły trudy podróży czy wątpliwości, które cały czas targały jej myśli. Uśmiechnęła się na widok znajomej karczmiarki, nie przeszkadzało jej że zostali ulokowani wszyscy razem w tej samej izbie. Zostawiła swój bagaż i poszła do stajni aby pobyć trochę ze Skat, sam na sam, aby potulić się do swojej wiernej towarzyszki, poszukać ukojenia jakie zawsze znajdowała gdy wyczesywała ją zgrzebłem. Podsypała jej siana, obroku, podsunęła pod pysk wiadro z wodą. Po chwili już raz za razem przesuwała po jej grzbiecie i bokach zgrzebłem zamaszystymi ruchami. Wyczesała jej grzywę i przytuliła polik do szyi klaczy. Jej ciepło i spokój, powolne przeżuwanie siana sprawiło, że i ona powoli na chwilę odzyskała spokój i nadzieję, że może jednak dobrze robią. Poklepała ostatni raz Skat po boku, odwiesiła zgrzebło i ruszyła do współtowarzyszy aby coś zjeść. Zajadając ze smakiem obiad naradzali się nad tym co dalej robić. Narzekania Madraga uświadomiły im iż powinni pokręcić się po targu i uzupełnić swoje zapasy. Bardka była zmęczona, jednak posiłek sprawił, że nabrała chęci na włóczenie się po straganach. Podniosła się więc z ławy i rzekła do współtowarzyszy:

- Pójdę się przejść. Odechciało mi się spać, może coś kupię na podróż - po czym nie zwlekając ani chwili ruszyła do drzwi karczmy. Wyszła na zewnątrz i zaczęła się zastanawiać w którą stronę się udać. Stała chwilę po czym ruszyła pewnym krokiem do przodu. Rozglądała się z uwagą po kramach i kramikach z ciekawością. Z uśmiechem wspominała jak na Jarmarku wraz z kuzynką chodziła znudzona kiedy tamta przymierzała kolejną parę butów. Przypomniała sobie jak się zachwyciła kolczykami i jak bardzo starała się wygrać konkurs aby zdobyć pieniądze na nie. To wszystko było tak niedawno a jednak tyle się wydarzyło potem, wydawało się jej jakby minęły od tej chwili długie miesiące, a nie raz nawet lata. Jej wzrok zatrzymał się na podróżnym płaszczu, był piękny, z daleka przyciągał wzrok. Podeszła bliżej i dotknęła szarozielonej tkaniny płaszcza. Chwilę później stał już obok niej sprzedawca i obrzucając ja uważnym spojrzeniem zaczął swoja przemowę:
- To wielka okazja, drugiej takiej nie znajdziesz dziewczyno! Sama zobacz to leciutki płaszczyk, wydaje się że nic nie waży, nie chroni od zimna, ale to złudzenie. Mając go masz wszystko dziewczyno! WSZYSKO!!! Ochroni Cię on przed niewygodami w podróży, ochroni Cię on przed niektórymi niebezpieczeństwami! Opady dla Ciebie to już żaden problem, założysz kaptur i jesteś suchusieńka, inni mokną marzną a Ty nie. Ale co tam moknięcie, co tam marznięcie, nie musisz już się martwić o jedzenie, sięgasz sobie do kieszeni i zanim się spostrzeżesz już wyjmujesz z niej jedzenie, tyle aby się najeść, sięgasz do drugiej i wyciągasz flaszkę z wodą do popicia, nie szukasz już źródła, nie martwisz się, że Ci jej zabraknie zawsze ale to ZAWSZE ją masz. Ale... ale... to nie wszystko mówisz mu piękne słówko i już zamiast płaszcza masz namiot w którym wygodnie i cieplutko sobie śpisz. Taka okazja! Taka okazja! Za bezcen Ci go oddam dziewczyno za bezcen tylko jedne marne 1400sz.
Sorg stała jak zauroczona, był miękki, przemawiał do niej. Każde kolejne słowo kupca przekonywało ją do otworzenia sakiewki i wyłuskania pieniędzy. Jednak gdy padła cena jakiej zażądał wiedziała, że nie ma po co do niej sięgać. Nigdy nie miała takiej sumy, choć teraz po tym jak Kalel podzielił wspólne pieniądze i dał jej to co jej się należało, choć sakwa była dzięki temu ciężka to jednak dużo brakowało do wymienionej sumy.


Z wielką niechęcią zaczęła zdejmować płaszcz z siebie ze słowami:
- Niestety za tą sumę nie mogę go nabyć. - podała płaszcz właścicielowi, który wepchnął go w jej ręce z powrotem i rzekł - Niech będzie moja strata 1300.
Bardka podała mu płaszcz nadal kręcąc głową - Niestety tyle też nie mogę dać.
- Ech umiesz się targować dziewczyno... umiesz... 1200 i jest Twój, już za bezcen Ci go daje, takie dziewczę wszak nie powinno marznąc a zima idzie! Oj idzie, a jaka sroga może być! Oj może!
Wiedziała, że zima idzie, wiedziała, że może być sroga, ale również wiedziała, że mogła wiele razy zaglądać do swej sakiewki a sumy wymienionej przez kupca za nic w niej nie znajdzie. Od dała mu więc płaszcz stanowczo i z niechęcią ruszyła dalej. Odwróciła się jeszcze raz aby rzucić ostatnie tęskne spojrzenie na wymarzony płaszcz i nie patrząc gdzie idzie zderzyła się z kimś nadchodzącym z naprzeciwka. Upadła by zapewne gdyby nie refleks osoby z którą się zderzyła odwróciła się by przeprosić i podziękować i spojrzała prosto w oczy Kalela.
- A Ty co tak łazisz z głową w chmurach?! - zapytał ją chłopak ze śmiechem
- KALEL!!! Masz przy sobie sakiewkę? Masz?! Pożyczyłbyś mi na płaszcz? Prooooooooooooooszę... bardzo Cię proooooooooooszę! - zrobiła słodkie oczy do chłopaka i nie czekała co jej odpowie ujęła go za rękę i pociągnęła w stronę stoiska od którego przed chwilką odeszła - Sam chodź zobacz jaki jest suuper! No chodź!
Kupiec widząc ją ciągnąca za sobą chłopaka wyszedł od razu i powitał ich słowami:
- Kup chłopcze płaszcz dziewczynie, warto mówię Ci warto! Sikoreczka już cenę utargowała, chciałem za niego 1400 sz ale co mi tam niech stracę obiecałem jej oddać za 1200...
Bardka widząc minę Kalela jaką zrobił na wysokość wymienionej sumy uświadomiła sobie, że i on nie ma tyle pieniędzy, bo i skąd miałby mieć. “Może to i dobrze, bo kiedy bym mu ją oddała? Nie ma co sobie robić złudnych nadziei, nawet jak się wszyscy zrzucimy to nas na ten płaszcz nie będzie stać...”
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 22-10-2010 o 14:58. Powód: wpadka :D
Vantro jest offline  
Stary 22-10-2010, 14:22   #3
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Kalel niemalże na śmierć zabity nudą kołysał się w siodle konia, nie wiedząc już co bardziej go interesuje - wymyślanie sobie obrazków z kształtów chmur? Już miał dość zamków księżniczek i innych malowanych skarbów na niebie, tak samo jak miał dość drzew, trawy, krzaków i tego wszystkiego co po raz tysięczny pojawiało się przed nimi na drodze by zniknąć zaraz jak przejechali obok. Co gorsza nawet plecy jadącej przed nim Sorg nie budziły już w nim większych wzruszeń. Tak to już było, że w życiu pełnym przygód zdarzały się również momenty monotonne i nudne. Echhh.... westchnął i korzystając z szerszego odcinka drogi podgonił konia, by zagadać do Sorg. Rozmowa też jednak była nudna, bo wszystkie tematy mieli już rozwałkowane na każdy z możliwych sposobów. Planowanie tego co będzie na obiad, też straciło wszelki sens, gdyż i tak codziennie mogło być tylko to samo.
Był też i inny problem w podróży. Tua i Maeve, nieocenione towarzyszki w najgroźniejszej nawet potrzebie, doskonałe i do bitki i do wypitki, do dańca i do różańca miały jednak też i wady. Największą, z punktu widzenia Kalela, była ich praworządność. Krzywiły się i okazywały niezadowolenie już jak tylko zauważyły, że chłopak przygląda się komuś uważniej. W takich chwilach zazwyczaj głośno coś mówiły, chrząkały lub kaszlały teatralnie, by zwrócić na siebie uwagę potencjalnej ofiary łotrzyka, co w zarodku niweczyło każde zamierzenie zarobkowe. Było to wkurzające, choć nie da się ukryć edukujące też. Nieustannemu dobrotliwy nadzór sprawił, że ciągle rozwijała się w nim czujność oraz umiejętność ukrywania zamiarów i intencji, tak że w końcu, gdy tego nie chciał, to nikt nie był w stanie dostrzec, że coś planuje. Jak mówią - nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło. Jednak, choć Kalel sam przed sobą wstydził się tej myśli, to wspólne stawianie czoła niebezpieczeństwu sprawiło, że nie chciał sprawiać zawodu przyjaciółkom. Zniechęcało go to do przypadkowych, drobnnych kradzieży. A poza tym... po co ryzykować, gdy jest się przy takiej kasie, jakiej się jeszcze rok wcześniej sobie nie wyobrażało?

I w końcu!! Nareszcie!! Jest Sielskie Sioło. W Kalelu ponownie krew zaczęła krążyć w żyłach, pojawiła się energia, której tak bardzo mu brakowało. Niemalże ze łzami w oczach przyglądał się jak po ulicach przeszuwa się tłum ludzi, obojętnych i nie zwracających uwagi na nikogo oprócz siebie. Ich ubrania były dostatnie, a sakiewki pełne. Auć skrzywił się gdy poczuł na żebrach twardy łokieć Maeve. - Ty już nic nie myśl, mam oko na ciebie - warknęła mu do ucha i faktycznie, niezależnie od tego czy spoglądała w jego kierunku, czy nie, to czuł na sobie jej spojrzenie. Maeve potrafiła być taka przerażająca... Nie mniej i tak nie stracił humoru, przecież... nie będzie jej przy nim naokrągło. Wizyta w karczmie pokazała jednak, jak bardzo się mylił. Cooo? Nie ma pokoi?? Kalel z niedowierzaniem spoglądał to na karczmarkę, to na dziewczyny. Nie bardzo mu to odpowiadało, liczył na to, że trochę odpocznie od nieustannej inwigilacji, lecz no cóż... nie miał zamiaru spać na sianie w stajni. Nie po tylu dniach w drodze. Szybko się rozpakował, w zasadzie tylko rzucił swoje rzeczy przy łóżku i wiedząc, ze jego towarzyszki potrzebują trochę czasu i intymności wyszedł z karczmy obejrzeć okolicę. No i przyjrzeć się możliwościom rzecz jasna.

Po ulicach szedł z szerokim uśmiechem na buzi i rozglądał dookoła. Wszystko po nudnej podróży było takie piękne i interesując. Duże domy z ozdobnymi elewacjami i kratami w oknach, ludzie ubrani dostatnio, z wypchanymi mieszkami u pasa i ze zbrojną obstawą. Tak, to było piękne i interesujące miejsce. Na koniec udał się do miejsca najpiękniejszego i najbardziej interesującego w całym Sielskim Siole, czyli na targ. Cieszył się jak dziecko oglądając stragany, towary, kupców i klientów. Na rynku znalazł również Sorg i jej palącą potrzebę.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.

Ostatnio edytowane przez Epimeteus : 22-10-2010 o 14:57.
Epimeteus jest offline  
Stary 24-10-2010, 16:54   #4
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Ta podróż napełniła Meave swego rodzaju nostalgią, nie potrafiła logicznie myśleć o tym, co przed nimi. Rozmyślała o ludziach jej bliskich. Takich jak Lidia. Może nie były jakoś specjalnie blisko czy mocno ze sobą zżyte, ale jednak sporo razem przeszły. A Maeve nie mogła tego powiedzieć o wielu ludziach. Większość jej towarzyszy szybko się wykruszała, miała wyjątkowego do nich pecha. Do tego stopnia, że gdy była młodsza rozmyślała nad tym, czy przypadkiem nie jest przeklęta. Młodsza, to słowo wywołało pewien uśmieszek na jej twarzy. Tak jakby teraz była stara... Miała ledwie dwadzieścia lat, choć czuła się starsza. W porównaniu do towarzyszy podróży zresztą i tak była „stara” i zapewne dużo bardziej doświadczona w wielu sprawach. Tylko po,co jej to doświadczenie skoro nie pomogło jej ono zatrzymać przy sobie ukochanego? Skoro tak późno odebrała jego wołanie... Pod tym względem zazdrościła Lidii i Lususowi. Miłość młodego giermka do towarzyszki była jeszcze świeża i niewinna, niczym pąk kwiatu, dopiero rozkwitający pod wpływem słońca. Ona nie pamiętała, czy kiedykolwiek przechodzili z Hourunem przez tą fazę. Wydawało jej się, że ich uczucie zawsze było skomplikowane, pełne uniesień i bolesnych upadków. Nie było czyste i niewinne jak te opiewane w pieśniach. Ale w końcu prawdziwe życie nigdy nie jest takie jak w pieśniach. Kto by inaczej chciał ich słuchać? Kto by chciał słuchać na przykład prawdziwej historii o pokonaniu Bastora, o tym jak za plecami towarzyszy rozprawiła się ze stworzeniem. O tym jak podzieliło to drużynę za sprawą zagniewanego Lususa... Jej myśli z powrotem powędrowały do dawnych członków ich szalonej drużyny. Ciekawa była, czy wraz z Lidią nadal są w Twierdzy Złamanego Topora. Zastanawiało ją, czy Lususa marzenia w końcu się spełniły i czy udało im się uzyskać błogosławieństwo rodziny dla ich związku.

Błogosławieństwo... Ona nigdy nie miała szansy poprosić rodziny o błogosławieństwo dla swojego związku z Hourunem. Co prawda wtedy jej to nie obchodziło, jednak teraz... wydało jej się w jakiś sposób ważne. Przysięgła sobie, że gdy już uratują Houruna nie pozwoli mu nigdy więcej zniknąć z jej życia. Meyaia nie potrafiła jej jasno odpowiedź, czy jej dawny kochanek nie żyje, więc Maeve trzymała się kurczowo myśli o ich przyszłym wspólnym życiu, podróżach jakie na nie czekają.. Może nawet przyłączyliby się do jej szalonego brata, zapewne dogadaliby się... Jeśli oczywiście młody dotrzyma obietnicy i zostawi jej wiadomość na trakcie. Z tym chłopakiem nigdy nie było nic pewnego, odkąd pamiętała zawsze był na swój szalony... I znowu to wspomnienie wywołało uśmieszek na jej twarzy. Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smolił. Jakby ona była w jakikolwiek sposób od niego lepsza. Chłopczyca, przebywająca wyłącznie w męskim towarzystwie, gdzie powinna być jak inne dziewczyny, młoda damą. Ale to nie było dla niej. Szybko się nudziła, miała niespożyte zapasy energii i siły. Dodatkowo kłopoty zdawały się mieć szczególne upodobanie w niej, bo ciągle w jakieś wpadała. Rodzice zawsze mieli z nią masę „radości”. Nigdy nie była taka jak inne dziewczęta w jej wieku. Nie chciała nawet. Wbrew jej naturze było całkowite podporządkowywanie się, tak samo jak niekoniecznie była najlepsza w działaniu zespołowym. Musiała jednak przyznać, że znacznie łatwiej było podróżować z kimś niż samej. Do tego, chcąc nie chcąc, przywiązała się do swoich towarzyszy, zwłaszcza młodziutkiej Tui, która dopiero odkrywała w sobie magiczny talent. Z małą pomocą ze strony Zaklinaczki i wielką ze strony nieznośnego Madraga. Musiała jednak przyznać, że do jego obecności również się przywiązała. Nawet do jego podglądania ich. Nie mógł ich przecież dotknąć, więc niech sobie popatrzy, nacieszy oko młodymi ciałami póki może. Za życia pewnie dawno nie miał takiej okazji, dlatego sobie wynagradzał. A jego rady, choć udzielane często w nieodpowiednich chwilach, były sensowne i rzeczywiście miewał rację. Miewał – Maeve nigdy by nie przyznała komukolwiek całkowitej racji, to po prostu nie było w jej stylu.

O tym myślała rozglądając się za tym, co potencjalnie można było kupić. Pod tym względem chyba byli z bratem do siebie podobni. Oboje wcześnie opuścili dom rodzinny, wzywani przez zew przygody. Oczywiście awersja Maeve do wykonywania rozkazów pogłębiła się na statku, gdzie pomiatano nią, wysługiwano się. Widziała młodych chłopaczków załamujących się, ale ona nigdy nie pisnęła słowa, dlatego też wszyscy się zdziwili, gdy któregoś razu po prostu zdecydowała się zostać na lądzie. Nigdy nie narzekała, więc nikt nie wiedział, że tak naprawdę narósł w niej wewnętrzny bunt. Słyszała wielokrotnie, że jeszcze zatęskni za morzem, ale tak nie było. Nigdy nie obejrzała się wstecz myśląc, że lepiej byłoby jej zostać. Może dlatego, że poznała Houruna i on otworzył jej oczy...

Zrobił tak kiedyś i była przekonana, że zrobi to ponownie. Na pewno.
 
Callisto jest offline  
Stary 25-10-2010, 19:27   #5
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Miarowy stukot końskich kopyt, chłodny wiatr pomagający włosom uwolnić się ze splotu i powodujący dreszcze, monotonny krajobraz… Nie można powiedzieć, że to sprzyjające warunki do prowadzenia wesołych rozmów i pogodnych rozmyślań. Wszyscy byli mało rozmowni, zamyśleni i tylko Kalel był wyraźnie zniecierpliwiony. Tua także poddała się otaczającej ją atmosferze. Jej myśli same pomknęły przez, wydającą się teraz beztroską, przeszłość i ponurą teraźniejszość ku niepewnej, niebezpiecznej przyszłości.
Zastanawiała się, co nowego wydarzyło się w jej rodzinnej wiosce. Czy wszyscy są zdrowi? Jak udały się zbiory? Czy matka wybaczyła jej opuszczenie domu? Czy wybaczyła ojcu, że jej w tym pomógł? Czy dotarły do nich wieści, że na samym początku swojej podróży została okradziona i pozostawiona w szczerym polu sama sobie? Dziewczyna tęskniła już za domem. Chciała opowiedzieć ojcu o wszystkim co przeżyła, powiedzieć jak sobie radziła z problemami i oczywiście pokazać mu czego się nauczyła w tak krótkim przecież czasie. Wiedziała, że byłby z niej dumny, że cieszyłby się jej radością. Byłby szczęśliwy, że jego córka osiągnęła to, czego nie udało się jemu.

Dziewczyna rozejrzała się po swoich towarzyszach. Meave jechała obok niej milcząca, z nieobecnym spojrzeniem. Pewnie myślała o swoim ukochanym. Ta kobieta była Tui bliższa niż jej rodzona, starsza siostra, z którą nigdy nie miała dobrego kontaktu. Z resztą nikt oprócz ojca nie potrafił dotrzeć do zamkniętej w sobie dziewczyny. A jednak między Meave a Tuą utworzyła się głęboka więź. Obie jednakowo zafascynowane były magią. Zwykle skryta czarodziejka chyba potrzebowała w końcu kogoś, przed kim mogłaby się otworzyć, zwłaszcza teraz, gdy znalazła się w obcym, niebezpiecznym środowisku.
Nieco dalej jechał Kalel, młodzieniec o delikatnej urodzie i bardzo zręcznych palcach. Nieraz dziewczyna strofowała go i upominała, bo sama gardziła kradzieżą, choć robiła to raczej dla zasady. Widziała, że chłopak powstrzymuje się od kradzieży nie dlatego, że zmienił zwyczaje, ale z powodu mających go na oku Meave i Tui, która mimo to nie miała mu tego za złe. Ciągle pamiętała jak przerażona była, gdy uwięzili ich dawni przyjaciele chłopaka, ale on pomógł im uciec. Za tą wtedy okazaną wierność była gotowa przymykać czasem oko na jego wybryki. Nie chciała stracić takiego przyjaciela.
Na samym przodzie, na swojej klaczy Skat, podróżowała Sorg. Tua podziwiała ją za odwagę i muzyczny talent. Była młodą, bystrą i ciekawską bardką, przez którą byli poszukiwani przez straże większych miast i raz już musieli uciekać przed pościgiem, choć zapewniała, że niczego złego nie zrobiła. Czarodziejka wierzyła jej oczywiście i bardzo chciała pomóc, tak żeby nie musiała już ukrywać swojej tożsamości.
No i oczywiście był jeszcze Madrag - duch maga, który podróżował razem z nimi. Mimo, że niektóre jego zachowania budziły nawet oburzenie Tui, to była mu ona bardzo wdzięczna, za to, że ją naucza magii. Bez niego na pewno nie zdołałaby rozpocząć nauki czarowania i znacznie wolniej robiłaby postępy.
Gdyby tak jeszcze byli w ich drużynie Lidia i Lusus… Trudno jest dziś odnaleźć parę tak dobrych ludzi jak oni. Ciekawe co teraz się z nimi dzieje. Z pewnością pomogliby im w tych niebezpieczeństwach, które na nich czekają na drodze i w Pyłach. Tua starała się nie myśleć o tym co będzie, ale jednak jej myśli ciągle powracały do tego tematu. Tyle niewiadomych…


***

Z ulgą przywitała widok znajomych już domów miłego, czystego miasteczka niziołków. Widok znajomej już karczmy poprawił humor, przypomniał o głodzie i zmęczeniu. Jadła obiad z apetytem, rozmawiając jednocześnie z towarzyszami, którym dotarcie do Sielskiego Sioła również poprawiło humory. Po posiłku podeszła do nich karczmarka Lidia, żeby zebrać puste już talerze.
- Czy wiesz może – zaczepiła ją Tuajak wygląda teraz droga przez Las Północny? Może znasz kogoś, kto ostatnio zapuszczał się w tamte strony?
- Odkąd złapano tych bandziorów jest ponoć w miarę bezpiecznie. Słyszałam, że jakaś grupa młodzików ich dorwała - Lidia łypnęła czujnie okiem w ich stronę. - Co prawda na zimę zawsze wyłazi z gór i nor różne potworzaste paskudztwo, ale helmici zwykle sobie z tym radzą, elfy również. Po prawdzie to nie słyszałam, żeby ktoś tam w zimie jeździł - elfy zapasy już porobiły, ostatnie odjechały kilka dni temu. Choć... jakiś dekadzień temu było tu kilku rycerzy i jakaś magiczka; Lona, służka, mówiła później, że gadali o wyprawie do Pyłów i wieży Urgula. Ale jakoś mi się wierzyć nie chce, zwłaszcza że śnieg spadnie lada dzień.
- A co to za rycerze byli?

- Hm... tormita jakiś, sądząc po herbach, drugiego oznaczeń w ogóle nie kojarzę. Trzeci, półelf, już nie zakonny, ale uzbrojony po zęby; i jakiś wścibski elfi bard do kolekcji. Pewnie żeby obśpiewać ich dokonania. Kobieta zaś chowała głowę w kapturze, ale rysy miała zupełnie nietutejsze i karnację ciemną... i coś nie tak z twarzą.
- No proszę… - mruknęła Tua do nikogo konkretnego i podziękowała niziołce z uśmiechem.

Dziewczyna wstała od stołu, zostawiła rzeczy w ich pokoju i wyszła na miasto. Spacerowała między sklepami oglądając towar, rozmawiając z kupcami i zastanawiając się co jeszcze mogłoby się im przydać w podróży i w samych Pyłach. Ale czy w ogóle można jakoś przewidzieć i przygotować się na to, co ich może czekać w tym zniszczonym mieście?
Jeden z kupców w rozmowie z dziewczyną wspomniał, że zamierza wkrótce ruszyć z towarem w kierunku Futenberg i jej wioski. Zachwycona Tua niedługo musiała namawiać mężczyznę by przekazał jej rodzinie coś od niej. Po krótkim zastanawianiu udało jej się wyskrobać niedługi list, który wręczyła kupcowi wraz z kilkoma monetami, które miały zachęcić go do dostarczenia wiadomości.


Cytat:
Sielskie Sioło, 20 Uktar
Kochany Tato!
Długi czas minął odkąd z Twoim błogosławieństwem dom opuściłam i dużo różnych zdarzeń w drodze mnie spotkało. Kupiec, z którym z domu wyruszyłam zostawił mnie na środku traktu, ale dzięki łasce Lathandera sobie poradziłam i przyjaciół odnalazłam, z którymi dalej podróżuję. Odnalazłam nauczyciela, który czarów mnie uczy. Spotkałam Rudą Wiedźmę. Wiele różnych przygód miałam i możesz być ze mnie dumny. Całą historię usłyszysz dopiero z ust moich, bo za krótki jest pergamin by wszystko spisać, a i niewiadomo kto przeczytać przed Tobą może. Teraz ruszam w dalszą podróż. Ufam, że Pan Poranka pozwoli bezpiecznie mi podróż przebyć i do naszej wioski zawitać wiosną lub latem. Do tej pory bądźcie wszyscy zdrowi i poproś matkę by zapomniała o urazie do mnie.
Twoja córka,
Tua.
List może nie był zbyt wylewny, ale Tua nie chciała zbyt wiele w nim zdradzać, bo wcale nie miała pewności, czy kupiec dostarczy go do jej ojca.
Wkrótce czarodziejka dokończyła zakupy i wróciła do karczmy. Po kolacji poszła do pokoju, gdzie przygotowała zaklęcia na jutro i poprzeglądała swoje pozostałe księgi nie szukając niczego konkretnego.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 27-10-2010, 14:13   #6
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
1200 talarków.... Kalel przełknął ślinę i pokiwał ze zrozumieniem głową. - Jasne Sorg, już ci daję - i sięgnął do sakiewki. Rozsupłał rzemień i zaczął podawać monety: Jeden, dwa, trzy.... sto. Resztę zorganizuj sobie gdzie indziej. Zaśmiał się widząc skwaszoną minę bardki i klepną ją w ramię. - No chyba, że....- popatrzył na kupca przyglądającego się im z uśmiechem i kontynuował szeptem prosto do uszka Sorg - No chyba, że rozejrzymy się po Sielskim Siole, czy jest kogo oskubać. Trochę ryzyka i płaszcz jest twój. - Odsunął głowę od policzka dziewczyny i śmiejąc się już na głos dokończył - I co ty na to?

“Oskubać” w pierwszym momencie jak chłopak to zaproponował bardce - stanął jej obraz przed oczami... Kalel trzyma jakiegoś nieszczęśnika w garści a ona go skubie z piórek niczym kucharka kurczka zanim go wsadzi do wody aby rosół ugotować. Dopiero po chwili dotarło do niej co proponuje chłopak. Spojrzała niepwenie na niego i spytała szeptem: - A jak nas złapią? Jak poznają, że to my? Powieszą nas... zobaczysz, że nas powieszą... a chwilę później już pytała z nutą nadziei w głosie rozglądając się wokoło na mijających ich podróżnych: - Myślisz, że ktoś z nich ma taką kasę w swojej sakiewce...

Kalel zaskoczony przyjrzał się uważnie Sorg. Wyglądało na to, że mówi poważnie i faktycznie jest skłonna nieco nagiąć prawo, by móc uczciwie kupić wymarzony płaszcz. Poczuł dreszczyk emocji i zaczął zapalać się do pomysłu. - Nie wiem Sorg, nie wiem. Ale przecież możemy sprawdzić - mrugnął do niej łobuzersko i zaczął się rozglądać tak, jakby właśnie teraz miał zamiar to zrobić. Dostrzegł na jej twarzy panikę i roześmiał się. - Małe szanse, żeby ktokolwiek nosił taką sumę ze sobą. Taka rzecz wymaga przygotowania. Jeśli jesteś zdecydowana, to zaczniemy od wysłuchania plot po karczmach. Może dowiemy się kto jest wart oskubania. A póki co, przejdźmy się jeszcze po rynku, może wpadniemy na coś ciekawego.

Patrząc na Kalela i słuchając jego słów czuła jak walczą w niej sprzeczne uczucia. Chęć posiadania wymarzonego płaszcza za wszelką cenę z poczuciem wyrzutów sumienia, że kogoś “oskubią” by go zdobyć. Choć może bardziej miała wyrzuty że Kalel chce to zrobić za jej w sumie namową. Z ulgą więc przyjęła jego propozycję obejrzenia co jeszcze rynek ma im do zaproponowania. Nie przyszło jej nawet na myśl, że ta propozycja mogła mieć podwójne dno... wszak rozglądać się mogli zarówno za oferowanymi towarami jak i za “ich kurczakiem do oskubania”. Oddała po raz kolejny płaszcz kupcowi, wcisnęła trzymane w garści monety, które jej Kalel dał z powrotem właścicielowi i kiwając głową na zgodę ruszyła w stronę kolejnego stoiska z towarami. - Trzeba by kupić jadło dla koni na tą drogę... śniegu raczej jeść nie będą i dla nas potrzebne rzeczy. Jak myślisz co nam się jeszcze może przydać? - spytała wracając do rzeczywistości jaka ich czekała w najbliższym czasie.

Kalel ponownie roześmiał się. - Kasa, kasa i jeszcze raz kasa. To nam się z pewnością przyda niezależnie od sytuacji. Ciekawe gdzie najlepiej się dowiedzieć o jakąś robotę za porządne pieniądze. Coś w sam raz dla bohatera nie lękającego się wyzwań, ale za to słabo wyposażonego w obdarzony magiczną mocą ekwipunek. Przydałoby nam się w Pyłach trochę magii przeciw nieumarłym. A na pewno nie zaszkodziłoby. Niestety, zdążył już to zauważyć wcześniej, nic takiego nie można było znaleźć na targowisku Sielskiego Sioła. A poza tym... i tak nie miał wystarczającej gotówki, żeby móc kupić coś naprawdę przydatnego. Mimo to postanowił poszukać. A nuż uda się trafić na mały magiczny sklepik? Swoim pomysłem podzielił się z Sorg i rozpoczęli poszukiwania. W trakcie ich trwania oddalali się stopniowo od centrum, lecz choć uważnie się rozglądali to w gąszczu uliczek i kamienic nie mogli nic znaleźć. W końcu Kalel poczuł znużenie. Wciąż czuł w kościach długą drogę i początkowy entuzjazm z tego, że mógł zsiąść z konia zaczął mu przechodzić i coraz bardziej odzywała się w nim potrzeba położenia się w łóżku i odespania. Ziewnął szeroko nie zdążając przykryć ust dłonią i z głębokim westchnięciem odezwał się do Sorg - Może przełożymy to na jutro? Chyba potrzebuję odpoczynku. Wracamy do karczmy?

Bardka choć niechętnie musiała przyznać mu rację, byli zmęczeni, potrzebowali odpoczynku.
- Chyba tak... wracajmy! - po czym raźno skręciła w jedną z bocznych uliczek, która miała nadzieję zaprowadzi ich do znajomej karczmy. Mijając kolejne budynki jej wzrok zatrzymał się na niepozornym sklepiku. - Kalel zajrzyjmy jeszcze do niego... proszę... i tak już tu jesteśmy to jeden sklep więcej jeden mniej nie zrobi nam chyba różnicy?

Kalel z zastanowieniem przyjrzał się drzwiom z mosiężnymi okuciami w kształcie bluszczu i pomimo zmęczenia poczuł dreszczyk emocji. Z każdą chwilą ciągnęło go coraz bardziej do tego, by położyć dłoń na metalowej klamce i pociągnąć.Spojrzał na Sorg i zobaczył, że ona przypatruje się w podobny sposób, więc nie powstrzymywał się już dłużej i otworzył drzwi. Towarzyszył temu brzęk dzwonka, a po chwili byli oboje w ciasnym, tak jakby nieco zakurzonym wnętrzu. Ciekawie rozglądali się dookoła nie mogąc dojść tego, co tutaj właściwie sprzedają. Na pierwszy rzut oka nie dało się tego stwierdzić. Półek było niedużo a i tak większość z nich starannie zakryta przed wzrokiem klientów, całkiem inaczej jak ma to miejsce w normalnych sklepach. Kalel kręcił dookoła głową, żeby dostrzec jak najwięcej, lecz jedyne co udało mu się złapać, to wrażenie, że coś się ukrywa na granicy postrzegania, ruchy zamierające gdy kierował wzrok w ich stronę, cienie niknące gdy tylko na nie spojrzał.
- Halo! Jest tu kto? Haloooo! - Zawołał chcąc uspokoić wywołany tym wszystkim niepokój i przywołać kogoś, na kim mógłby zaczepić swoją uwagę.
- I czego tak krzyczysz? Przecież jestem, jestem tutaj. Kalel drgnął zaskoczony, gdyż choć wcześniej dałby sobie rękę uciąć, że nikogo nie było, to teraz tuż obok, za ladą siedział starszy, nobliwie wyglądający pan. - Hmm... - zaskoczony nie wiedział co powiedzieć, na całe szczęście Sorg nie zapomniała języka w gębie.
- On zawsze się drze. - szturchnęła Kalela w bok łokciem - Możemy się rozejrzeć? Chcielibyśmy kupić... rozejrzała się dookoła, ale sama nie wiedziała co chcieli kupić. - ... rozejrzeć się i zakupić... to co nam potrzebne! - zakończyła, tak jakby była pewna co jest im potrzebne.
- Mam coś dla was... co jest wam potrzebne - odpowiedział jej mężczyzna robiąc ruch ręką. Oczy Sorg podążyły we wskazanym przez mężczyznę kierunku i rozbłysły widząc na co wskazuje.



Podeszła bliżej i z uwagą zaczęła oglądać skórzaną księgę zawierającą puste pergaminowe strony. Sprzedawca zaś rzekł do niej: - To pusta księga dla czarodziejów... mogą w niej zapisywać swoje czary... Przyda Wam się na pewno.. Oglądanie przerwał jej szept Kalela - Po co Ci to? Wielkie tomisko, toć to księga do zapisywania czarów, co będziesz w niej bazgrać? Co Ty czarodziejka? - zakończył lekko szturchając ją w bok. Dziewczyna niechętnie przyznała mu rację i z ociąganiem odłożyła księgę na jej miejsce.

Księga pokazywana przez sprzedawcę od razu przykuła uwagę Kalela. Choć nie miał pojęcia na co mu ona, to potrzeba by natychmiast wejść w jej posiadanie zawładnęła nim do tego stopnia, że po chwili miał już sakiewkę w ręku. Kątem oka zauważył, że Sorg wykonała podobny gest i to sprawiło, że się zawahał. - Sorg, Po co ci to? Czarodziejką przecież nie jesteś? - Bardka, tak jakby te słowa ją wybudziły nagle wstrzymała się i schowała pieniądze. Sprzedawca dostrzegł ich wahanie i natychmiast się ożywił. Wstał ze swojego miejsca i nagle nie wiadomo jak, stał już przy nich z książką w ręku. Otworzył im przed oczami i pozwolił kartkom przesunąć się od pierwszej do ostatniej strony. Patrzyli na to jak zahipnotyzowani, być może ruchem, być może jego słowami - Księga ta dla swojego posiadacza przechowa każdy czar, każde zaklęcie, tak że bez chwili wahania odnajdzie w potrzebie. Rzecz niezbędna dla swojego właściciela. Mówicie, że nie jesteście magami, lecz skoro wybrała was, to znaczy, że przez wasze ręce chce się dostać do właściwej osoby. Zastanówcie się chwilę czy nie ma w pobliżu was kogoś, kto by mógł takiej księgi potrzebować?

Sorg zmarszczyła czoło zastanawiając się po czym uśmiech rozjaśnił jej oczy aż się w nich gwiazdki zapaliły, a może chochliki, kto ją tam wie. Nachyliła się do ucha Kalela i wyszeptała imię osoby, której na pewno się księga przyda. Widząc jak chłopak kiwa głową na potwierdzenie jej słów spytała: - To po połowie? Ty pół i ja pół?

Gdy Kalel usłyszał imię i od razu uświadomił sobie że to o nią chodzi. Ogarnęło go poczucie absolutnej pewności i zadowolenia z podjętej decyzji, a księga na potwierdzenie tego zatrzasnęła się i sama z siebie wskoczyła mu w ręce.
- No widzicie? Od razu odgadła, że to właśnie wy macie ją stąd zabrać - Sprzedawca na widok tulącej się do Kalela książki uśmiechał się dobrotliwie i poklepał po ramionach. Łotrzyk w końcu odsunął wątpliwości na stronę i wyciągnął mieszek z pieniędzmi. - To ile? - zapytał się - 10 sztuk złota? - nie czekając na potwierdzenie zaczął odliczać zerkając spod oka na handlarza. Ten stał przyglądając się uważnie złotym monetom na dłoni kupującego i gładził się po przyprószonej paskami siwizny brodzie. Gdy Kalel doszedł do 10 i pytająco spojrzał się na niego, ten tylko pokręcił głową. Chłopak westchnął głęboko i doliczył do 15. Dopiero wtedy twarz sprzedawcy rozpromienił uśmiech. Monety zmieniły właścicieli i po chwili Kalel z Sorg wyszli ze sklepiku.

Szła koło Kalela patrząc jak ten z nabożeństwem ściska księgę. Na niej ona też zrobiła wrażenie jak ją ujrzała, ale nie aż takie jak na chłopaku. Wychowywała się u wujostwa w otoczeniu między innymi takich ksiąg. Zachwyt Kalela uświadomił jej, że nie wie o nim właściwie nic. Nie wie gdzie się wychował, nie wie w jakim domu, nie wie czy miał rodzeństwo, rodziców, czemu ich opuścił. “Ciekawe czy umie czytać i pisać?”, pomyślała, ale jakoś nie miała odwagi zadać mu tego pytania. “Pisać!” - KALEL! STÓJ! - wydarła się na całe gardło nagle chwytając chłopaka za łokieć i z całej siły osadzając w miejscu. Jej wrzask a może szarpnięcie sprawiło, że chłopak się potknął o mało co nie wywijając orła na środku uliczki. Spojrzał na nią wściekły i warknął przez zaciśnięte szczęki: - A Tobie co znów odbiło?
- Musimy tam wrócić! -
zaczęła bardka z zapałem.
- Gdzie tam? I po co mamy wracać? - spytał chłopak patrząc na nią takim wzrokiem jakby jej na szyi nagle wyskoczyły ze dwie głowy zamiast jednej.
- No... tam do tego sklepu, gdzie kupiliśmy księgę. - tłumaczyła Sorg machając chłopakowi przed nosem rękoma aby pokazać przeciwny kierunek niż ten w którym podążali.
- Po co? Chyba nie zrezygnowałaś z księgi i nie masz zamiaru jej zwracać? Jeżeli zrezygnowałaś to oddam Ci Twoją część kasy, a księgi nigdzie odnosić nie będę! - przerwał jej Kalel i jeszcze mocniej zacisnął ramiona na księdze, o której mówił.
- Nie! Nie oddać! Przecież to czysta księga, nic w niej nie ma! - zaczęła znów bardka.
- No i co z tego, że nie ma? Dziś nie ma a jutro będzie, albo pojutrze, albo za kilka dni. Przecież nie damy jakiejś zabazgranej księgi! Miała być pusta, aby można w niej pisać. - zaczął tłumaczyć jej chłopak, jak jakiemuś dziecku albo osobie lekko stukniętej.
- No właśnie! Pisać! A czym w niej pisać? Palcem? Patykiem? Musimy wrócić i kupić pióro i atrament i fiolkę na atrament czy coś w czym można go będzie przechować. No chodź, póki jeszcze daleko nie odeszliśmy. - zaczęła ciągnąc chłopaka spowrotem w kierunku sklepu. Wracali więc pospiesznie i Sorg jako pierwsza wparowała z impetem do środka. Tym razem się nie rozglądała tylko od razu od progu oznajmiła:
- Jeszcze coś dopisania do tej księgi poprosimy!
Właściciel uśmiechnął się na ich widok i spod lady wydobył długie, rzeźbione pudełko. Otworzył je i spytał:
- To was zadowoli?
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 27-10-2010, 14:17   #7
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zakupy to dobra rzecz pod warunkiem, że nie nadwyrężają zbytnio sakiewki. Drużyna rozeszła się po Siole szukając potrzebnych w podróży przedmiotów, z ulgą stwierdzając, iż tutejsze sklepy zawierają wszystko czego im potrzeba. Czarodziejki wybrały się na samotne wycieczki, natomiast Kalela przed zakusami bezprawia chroniła Sorg... choć nie ze stuprocentowym przekonaniem. I tak minął dzień odpoczynku w Siole. Tui nie udało się nawet spotkać z resztą przy kolacji, toteż samotnie podreptała do wspólne izby. Pokój tonął w półmroku, mąconym jedynie mdłym światłem ulicznych lamp, wpadającym przez przybrudzone okno. Dziewczyna po omacku ruszyła ku stolikowi, na którym stała lampa... gdy wtem pomieszczenie zalało jasne światło.

Gdy Tui przestały w końcu latać mroczki przed oczami odkryła, że sypialnia zmieniła się niemal w salę balową. U powały wisiały jasne wstążki i wieńce z kwiatów - zupełnie nie pasujących do pory roku; między nimi unosiły się niewielkie płomyki w kształcie gwiazdek. Dwie skąpo ubrane nimfy trzymały transparent, na którym koślawym pismem stało: "Brawo Tua!!!", zaś na środku pokoju w dumnej, surowej pozie stał Madrag, mający po swoich bokach odświętnie ubranych Maeve, Sorg i Kalela. Wszyscy trzymali w dłoniach jakieś pakunki i mieli bardzo uroczyste (choć nieco rozbawione) miny. Czarodziej wyglądał porządniej niż zwykle - na swą zwykłą, brudną szatę narzucony miał nieco zniszczony płaszcz haftowany w skomplikowane runy; broda i włosy nosiły ślady uporczywego czesania. Zdumiona czarodziejka raz jeszcze powiodła wzrokiem po otoczeniu; gdy minął pierwszy szok nie trudno jej było stwierdzić, że wszystkie ozdoby to iluzja, a półnagie nimfy wyraźnie wskazywały czyjego autorstwa. Tylko towarzysze byli prawdziwi.

- Tuo Meravel - zagrzmiał oficjalnie Madrag, nie dając jej czasu na rozmyślania. - Moja uczennico i pomocnico. Umysł masz bystry, wolę niezłomną, zaś talent do magii przewyższa zdolności wielu tych, co szkolą się od lat najmłodszych. Czas więc najwyższy byś oficjalnie wstąpiła w szeregi magów Królestwa, złożyła przysięgę i otrzymała należną ci pozycję, i szacunek. Tuo Meravel, wystąp!

Nie mając wielkiego wyboru Tua postąpiła kilka kroków na przód.

- Każdy mag w dniu swej przysięgi otrzymuje wisior, dowodzący jego przynależności do Gildii a także wspomagający do w trudnych chwilach. Ponieważ jednak nowego wisiora nie mamy, otrzymasz mój własny. Nie jestem martwy z twojej winy, więc na pewno znajdzie się na to paragraf - to powiedziawszy Madrag wyciągnął przed siebie dłoń, na której zmaterializował się spory zamykany medalion. Tua liznęła smoczego na tyle, by odczytać widniejące na nim runy: MH. Madrag wymruczał kilka skomplikowanych wyrazów i runy poruszyły się jak małe węże, po czym zastygły ponownie tworząc litery TM.



- Oto symbol twojego fachu, twoja duma i skarb - uroczyście rzekł Madrag, wręczając Tui medalion. - Niech służy ci dobrze, a ty spraw byś była go godna i nie przyniosła wstydu ani Gildii ani swemu nauczycielowi! - odchrząknął, a w oku zakręciła mu się łza. Szybko jednak opanował wzruszenie i mniej oficjalnym tonem dodał. - W środku jest rubin zawierający jeden czar. Zwykle każdy mag sam wybiera jego zawartość, ponieważ jednak jest to moja własność zawiera on czar "Bezpieczne schronienie Leomunda". Możesz użyć go raz dziennie i będzie ci służył przez całe życie. To trudny czar, uznaj go więc za prezent ode mnie.
No, dalej! - kiwnął na pozostałych, ci zaś poskoczyli z gratulacjami i... prezentami.

Od Sorg Tua otrzymała grubą pergaminową księge oprawioną w porządną skórę, o okutych rogach i aksamitnej zakładce, zapakowaną w woreczek chroniący ją przed wilgocią. Na okładce wytłoczono symbol Gildii Magów. Kalel dodał do tego długie rzeźbione pudełko zawierające komplet dziesięciu zaostrzonych gęsich piór, stalówkę, kałamarz i fiolkę atramentu. Maeve zaś wręczyła młodej czarodziejce dużą butelkę czerwonego wina - aromat przedniego trunku roznosił się po pokoju nawet mimo zamknięcia.




Na stojącym pod ścianą stole stały kieliszki oraz talerz jagodowego ciasta - wszystko prawdziwe i przygotowane do świętowania. Madrag obserwował młodych z dobrotliwą miną, po dłuższej chwili jednak znów spoważniał i chrząknął by zwrócić na siebie uwagę.

- Tradycja nakazuje, by każdy mag, przed otrzymaniem medalionu i dokumentów potwierdzających jego stanowisko, przeszedł magiczną próbę udowadniając, iż jest ich godzien a jego podstawowe szkolenie zostało zakończone. Próba ma za zadanie wykazać też do jakiej specjalizacji ma największe predyspozycje; czy też nie ma talentu do żadnej. Chyba nie muszę wspominać, że nekromancja jako specjalizacja jest zakazana, a korzystać możesz jedynie z ograniczonego zakresu jej czarów.
Dla prób istnieją specjalne miejsca... jednak my takim nie dysponujemy. Zdecydowałem więc, że twoja próba, Tuo, odbędzie się we śnie. Nie będzie się jednak, uważaj, różniła niczym od prawdziwej! Będzie tak samo niebezpieczna, tak samo będziesz mogła zostać ranna czy zginąć. Bez niej jednak nie będę mógł oficjalnie mianować cię zawodowym magiem.
Możesz wziąć ze sobą wszystkie przedmioty jakie ci przyjdą do głowy, a ponieważ rzecz dzieje się we śnie, wystarczy jeśli przed zaśnięciem przeczytasz wybrane czary. Normalnie czarodziej bierze ze sobą chowańca do pomocy, jednak takowego nie masz... -
mag zamyślił się na chwilę, po czym rozkazująco wyciągnął palec w stronę Sorg. - Ty z nią pójdziesz, nadasz się w sam raz. Wynagrodzisz choć w części kłopoty, w jakie ją wpakowałaś. Nie wolno ci jednak używać żadnej magii prócz tej, jaką rzuci na ciebie Tua. Broń, oczywiście możesz wziąć, a jeśli znajdziecie tam coś ciekawego to przydasz się jako tragarz. Tua musi mieć wolne ręce do rzucania czarów.
Możesz oczywiście odmówić
- zwrócił się spowrotem do Tui. - To jednak zamyka przed tobą wiele drzwi, zwłaszcza do bibliotek czy innych.. khem... magów, u których chciałabyś studiować... kiedyś. No i jak coś przeskrobiesz to Gildia cię nie ochroni. To co, decydujesz się? Potem na szlaku nie będzie okazji, a jakby coś ci się stało to świątynię i lazaret mamy za rogiem - zakończył. Nie zabrzmiało to zbyt optymistycznie.
 
Sayane jest offline  
Stary 28-10-2010, 18:50   #8
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Maszerując z Kalelem w stronę karczmy cieszyła się coraz bardziej z zakupów. Kiedy doszli do karczmy od razu w pokoju dopadł do nich Madrag wykrzykując, czy nie zapomnieli o tym co im w drodze mówił, że Tua jest wspaniała uczennica, że tyle włożyła pracy w naukę, że tak posłusznie ćwiczy wszystko co on jej każe, że trzeba zrobić naradę póki jej nie ma. Usiedli więc i radzili... radzili...i uradzili, że zrobią jej przyjęcie niespodziankę już dzisiejszego wieczoru . Bardka nachyliła się do ucha Kalela:
- Widzisz przydały się nasze zakupy. Długo nie musieliśmy czekać na okazję, aby jej wręczyć to co dla niej zakupiliśmy.
Wszyscy z pospiechem zabrali się za wykonywanie powierzonych im zadań związanych z przygotowaniem niespodzianki dla młodej czarodziejki. Sorg wyciągnęła ze swojego bagażu pergamin, pióro i wysuwając koniuszek języka ze skupieniem zaczęła na nim coś pisać.
- Co tam bazgrzesz? - doleciało do jej uszu pytanie Kalela
- Niespodziankę... sam zobaczysz jaką - odpowiedziała dziewczyna nie podnosząc głowy. Po czym skończywszy pisać zwinęła pergamin w rulon, a przybory do pisania starannie schowała do bagażu.

Usłyszawszy kroki w korytarzu, pospiesznie zdmuchnęli świecę i w napięciu czekali aż w otwartych drzwiach pokazała się postać młodej czarodziejki. Po tym jak zabrał głos Madrag, po tym jak wręczyli jej zakupione prezenty bardka podeszła do dziewczyny i lekko dotykając jej ramienia zwróciła na siebie jej uwagę.
- Mam dla Ciebie jeszcze coś... taki skromny prezent ode mnie, mam nadzieję, że Ci się spodoba - i wręczyła dziewczynie zapisany przez siebie pergamin. Gdy Tua rozwinęła go oczom jej ukazał się...


- Jeszcze raz Ci gratuluję - dodała Sorg.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 28-10-2010 o 19:47. Powód: gapiostwo ;(
Vantro jest offline  
Stary 30-10-2010, 13:07   #9
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
- Gdzie jest ta lampa... Zaraz się potknę o nasze rzeczy i zabiję. I tyle z tego będzie... - mruczała Tua ostrożnie wchodząc do ciemnego pokoju, gdy nagle rozbłysło światło. Na chwilę ją oślepiło, ale gdy wreszcie wzrok jako-tako się przyzwyczaił przystanęła zdezorientowana. Pomieszczenie wcale nie przypominało pokoju, w którym powinna się znaleźć. Mało tego, nie przypominał żadnej izby, która mogła być w tym budynku! A na środku tego dziwnego miejsca stali wszyscy jej towarzysze, jakoś nie zdziwieni obecnością dwóch niemal nagich nimf, kwiatów, ozdób i transparentu z jej imieniem...

Tua potrzebowała chwili by to wszystko przetrawić i dopiero wtedy zauważyła, że to dziwne pomieszczenie wypełnione jest iluzją. Cała ta sytuacja zaczęła mieć w oczach dziewczyny sens, kiedy Madrag zaczął swoją przemowę, którą wprawiał młodą czarodziejkę w radość i dumę.
- ...oto symbol twojego fachu, twoja duma i skarb... - słowa czarodzieja brzmiały wciąż w głowie dziewczyny, gdy odbierała od niego medalion. Był piękny. Tua nigdy nie miała dostępu do zbyt wielu błyskotek i nigdy specjalnie się nimi nie interesowała, ale wisior przykuwał jej wzrok jak magnes. Może sprawiły to piękne, misterne zdobienia, może świadomość, że jest to symbol spełnienia jej największego marzenia, a może to przez czar w nim zaklęty...

Prezenty od reszty przyjaciół sprawiły jej niewiele mniejszą radość. Wiedziała, że są one kosztowne i, z racji tego od kogo je dostała, będzie miała do nich sentyment przez długie lata. Tua pragnęła wszystkim podziękować i powiedzieć jak bardzo jest im wdzięczna za ich przyjaźń. Jednak nie była w stanie. Tak zaskoczona, szczęśliwa i wzruszona nie mogła wykrztusić żadnego sensownego zdania. Dlatego tylko uściskała każdego mocno, a przed duchem dygnęła. Wtedy zaczepiła ją Sorg wręczając jej jeszcze coś. Tym razem był to zwój. Czarodziejka wzięła go do rąk, rozwinęła i zaczęła czytać, a z każdym wersem rosła jej radość. Opuszczając dom nie przypuszczała, że doczeka się własnego poematu! Z oczami pełnymi łez wzruszenia i szczęścia ponownie uściskała bardkę. Następnie rozlała wino do kieliszków i dopiero wtedy udało jej się powiedzieć:
- Dziękuję.

Po pewnym czasie Madrag przerwał świętowanie zapowiadając próbę jaką ma przejść Tua.
- Ale, czy... -
dziewczyna zawahała się. Chciała zaprotestować, przecież jeszcze za mało umie, nie da sobie rady! "Lecz swe lęki i niepewność trzymaj na krótkiej wodzy" słowa wróża Henryczka nagle wysunęły się na wierzch jej myśli, brutalnie rozpychając wszystkie inne. - Skoro jesteś pewny Mistrzu, że jestem już na to gotowa to oczywiście, że się decyduję. Ale Sorg nie musi mi nic wynagradzać, to nie była jej wina. Jeśli jednak zechcesz ze mną pójść to będę ci ogromnie wdzięczna. - Młoda czarodziejka mówiła pewnym głosem i z uśmiechem na twarzy wyczekiwała odpowiedzi przyjaciółki.
- Winna czy... nie winna, nigdzie Cię samej nie puszczę. Idę z Tobą! -odparła stanowczo bardka. Choć w głębi ducha bała się tego co je tam spotka, jednak nie zamierzała zostawiać swojej młodej przyjaciółki samej. Madrag nie bez powodu kazała im iść razem.

- A jak właściwie wyglądają takie próby? Czego mogę się spodziewać, Mistrzu? Nie wiem które zaklęcia przygotować... - spytała Tua mając nadzieję, że duch nieco jej podpowie.
- Oczywiście, że ci nie powiem, nie ma tak łatwo. To ma być PRÓBA, a nie spacer przez las - obruszył się Madrag. - Przygotuj te zaklęcia z którymi się dobrze czujesz, najlepiej różnorodne w efekcie. Możesz się natknąć na cokolwiek.
- Jak wyglądała twoja próba? To chyba możesz mi powiedzieć, skoro moja i tak pewnie będzie inna, prawda?
- Kto wie... próby są dopasowane... hm... do potrzeb, że tak powiem. Jedni walczą z potworami, inni ze swoimi słabościami. Czar wyśle cie tam gdzie uzna za stosowne. Może do Podmroku, jeśli boisz się pająków? - zachichotał upiornie, po czym pocieszająco poklepał Tuę po ramieniu. - Nie martw się, nie będzie to nic, z czym byś sobie nie poradziła; a może być coś całkiem prostego - np. utłuc jakąś poczwarę i tyle.
- Pająków... pająków... -
wystękała Sorg, próbując przełknąć ślinę przez nagle zaciśnięte gardło. "Bogowie... błagam, tylko nie pająków, najgorszy potwór, najgorsza poczwara, oby tylko nie było tam pająków", przelatywały przez głowę bardki błagalne prośby.
- Czy w tym śnie też tam będziesz, czy w inny sposób będziesz nas obserwować?
- Nie, będziecie zdane na siebie. Ja tylko będę pilnował, żeby wasze ciała nie zeszły. Pamiętajcie, to nie będzie zwykły sen, z którego można się obudzić gdy robi się zbyt straszny. Iluzje potrafią być najbardziej zabójczą bronią.
- Jak długo mogę być w tym śnie?
- Myślę, że koło ośmiu godzin. Co prawda próby trwają zwykle trzy doby, ale czas i przestrzeń we śnie układają się nieco inaczej.
- Czy to znaczy, ze powinnam też wziąć jedzenie? Mogę być głodna we śnie? - Tua była zaskoczona takim pomysłem, ale wolała zapytać.
- Patrzcie ją, jaka pewna siebie!
- zaperzył się duch. - Jak ja miałem próbę to dwa dni przed już nie mogłem jeść z nerwów, a ta sobie chce zakąszać w trakcie! Ha! Widać za późno ją zrobiłem...
- Ależ nie, Mistrzu! Tylko jak mam być we śnie trzy dni to wolę tam nie mdleć z głodu... Jeśli to w ogóle możliwe.
- Możliwe. Zjedz placka
- poradził jej mag. - Tam raczej nie będziesz miała czasu, a przez kilka godzin z głodu nie padniesz, bez przesady.
- A jak powrócimy? Czy czar sam nas obudzi po tym jak wykonamy zadanie, czy będziemy musiały jakoś same wrócić? Co będzie jeśli nie uda mi się wypełnić próby? -
spytała czarodziejka nieco przestraszonym głosem.
- Same się obudzicie po tym czasie - lub wcześniej. A jeśli się nie uda... cóż. Będziesz się musiała jeszcze douczyć
- lekko powiedział Madrag. - W czasie próby jak w życiu, łut szczęścia też jest potrzebny, nie tylko wiedza.
- Czy rzeczy, które wezmę i tam je zniszczę to tu też będą zniszczone? Jak na przykład skorzystam ze zwoju...?
- Oczywiście. Wszystko będzie jak najbardziej realne; zarówno przyczyny jak i skutki -
z powagą pokiwał głową mag. - Próba ma za zadanie nie tylko testowanie zdolności, ale przede wszystkim ich praktyczne użycie. Albo wzmacnia umysł, albo służy Królestwu. Jeśli spotkacie jakąś maszkarę bądź pewna, że zabijając ją ratujesz czyjeś życie.
- To ja może już się przygotuję... -
niepewnie odpowiedziała Tua. Wzięła jeszcze kawałek ciasta i poszła do kąta ze swoimi księgami.

Po jakimś czasie czarodziejka wstała i zwróciła się do ducha:
- Mistrzu jestem już gotowa. Wybrałam czary i rzeczy do zabrania
- wskazała na stosik poukładanych na podłodze przedmiotów.
- No to siup! - odparł Madrag, choć w jego głosie wyczuwalne było pewne napięcie. Kazał odsunąć się Kalelowi i Maeve, po czym zaczął krążyć wokół dziewcząt, czyniąc skomplikowane gesty i mamrocząc długi czar. W końcu podłoga rozbłysła zielonkawym światłem magicznych run, a Tua i Sorg padły na łóżka jak podcięte. Mag z westchnieniem usiadł na sąsiednim posłaniu.
- To teraz pozostaje nam czekać...
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 30-10-2010, 16:56   #10
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Dziewczęta nie poczuły zupełnie nic. W jednej chwili stały w pokoju, w następnej zaś znajdowały się w środku mrocznego, ponurego lasu. Blade słońce z trudem przebijało się przez zasłonę chmur, rozrzedzając snującą się między drzewami mgłę. Ciężko było określić porę dnia - mógł być wczesny ranek lub późne popołudnie. Kamieniste podłoże świadczyło o tym, że znajdowałyście się gdzieś w pobliżu gór. Jak okiem sięgnąć otaczała was cisza i pustka - nie ćwierkały ptaki, nie szeleściły myszy, nie wiał nawet wiatr. Jakby cały las zamarł w oczekiwaniu...


Rade nierade owinęłyście się szczelniej swetrami - jakoś nie wpadłyście na to by zabrać płaszcze - i ruszyłyście przed siebie. Wokół nie było niczego, co mogło naprowadzić was na właściwy kiedunek, toteż ten był dobry jak każdy. Energiczny marsz rozgrzał was nieco; mimo to nie zapomniałyście o ostrożności - w końcu Madrag ostrzegał o niebezpieczeństwie.

Nie wiedziałyście jak długo trwała wędrówka. Może godzinę, może kilka... Krajobraz był monotonny i tylko wasze własne mięśnie mogły zaświadczyć o przebytej odległości. Nagle jednak poczułyście jak coś się zmienia... Niepokój postawił wam włoski na rękach, a powietrze zdawało się być naładowane elektrycznością, jak po burzy... a może magią? Coraz wyraźniej czułyście też zapach dymu i jakieś dźwięki... Im bardziej zbliżałyście się do źródła tym bardziej wyraźne - trzask łamanego drewna, kwik koni, jakieś skrzeczenie, ludzkie krzyki i upiorny, chrapliwy chichot. Nieopodal przegalopowały dwa wierzchowce, ciągnąc za sobą reszki uprzęży i obwicie zraszając krwią leśną ściółkę. Wokół zrobiło się jak gdyby chłodniej, choć Wam było gorąco ze strachu. Cokolwiek działo się tam z przodu nie było to nic dobrego - i było Waszym wyzwaniem. Wyzwaniem Tui.

Z sercem w gadle podkradłyście się do miejsca, skąd dochodziły odgłosy walki... a raczej masakry. Pod jednym z drzew leżał przewrócony kryty wóz wraz z nieżywym mułem. Na jego boku Sorg zauważyła oznaczenie jednego z kupieckich rodów. Dwóch pachołków leżało martwych, a ich ciała pokrywał topniejący lód. Wszędzie walały się bagaże, jedzenie i broń. Jakiś mężczyzna kręcił się bezradnie w kółko, jak gdyby nie zauważał co dzieje się wokoło. Rozrzucone żagwie rzucały upiorne cienie. A nad tym wszystkim unosiło się sześć szkaradnych istot - jedna rozmiarów pokaźnej baryłki z miodem i pięć nie większych od przedramienia Tui. Zakończone gałkami ocznymi macki cały czas przeczesywały otoczenie.



Skuliłyście się odruchowo, gdy dwie głowy z wizgiem przeleciały obok was, w pogoni za zbieglymi wierzchowcami. Coś trzasnęło w krzakach i największy ze stworów odwrócił się w tamtą stronę. Ukrywający się człowiek wrzasnął i rzucił się do ucieczki, szybko znikając wam z oczu. Potwór pofrunął za nim, a najmniejsza z głów zawisła nad pakunkami, które zaczęły samoistnie unosić się i spadać we wszystkich kierunkach. Jednak Waszą uwagę przykuły ostatnie dwie paskudy, krążące nad sporą klatką leżącą niedaleko Was, i zabawiające się strzelaniem lodowymi pociskami do znajdujących się w niej stworzeń. Sorg omal nie krzyknęła z zaskoczenia gdy w kulących się w rogu klatki zwierzętach rozpoznała widziane na Jarmarku pseudosmoki! Jeden z nich, zwinięty w pokraczny kłębek najpewniej już nie żył. Drugi skrzeczał rozpaczliwie, osłaniając towarzysza (a może i partnera) skrzydłami, jednak w zamknięciu nie mógł nic zrobić. Jego drobne ciało było już całe poranione. Poruszał się coraz wolniej aż wreszcie znieruchomiał zrezygnowany. Powietrze drżało od magii, gdy mackowate stwory krążyły wokół klatki, szykując się do zadania ostatniego ciosu.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 30-10-2010 o 16:59.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172