Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2011, 19:19   #1
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
[Pathfinder FR] Noce Thesk

Rozdział Pierwszy: Noce Nyth



Muzyka

Ostatnie wydarzenie zmieniło sporo w Nyth. Wszyscy znali Marco i niemal każdy słyszał jak okrutnie zginął. Zabójca wciąż był na wolności, ludzie się bali, szeptano o Mistrzach Cieni... Do gospód rzadko kto zaglądał, ludzie unikali wychodzenia po zmroku na ulice. Panowała ciężka atmosfera zakłócana tylko przez dźwięk odgłosów maszerujących strażników miejskich, których było coraz więcej każdego dnia. Częste patrole jednak nie dały wymiernych efektów.

Paolo próbował pomocy kapłanów, aby ich mocą wskrzesić swojego syna… lecz był to próżny trud. Z jakichś powodów chłopak nie odpowiadał na wezwania żadnego bóstwa… w gniewie zwiększył nagrodę za mordercę do 10.000 sztuk złota. Szybko pojawili się chętni do nagrody, szybko doszło też do burd i walk pomiędzy chętnymi. Zamiast szukać mordercy większość knuła jak utrudnić szukanie innym grupom.

Handel dalej tętnił swoim życiem, ignorując skandale i morderstwa. Kupcy przyjeżdżali i wyjeżdżali roznosząc wieści, ściągając jeszcze więcej chętnych. Gospody stały się teraz pełne najemników, domy publiczne nie wyrabiały przy tak dużej liczbie chętnych. Śmierć Marco sprawiła, że miasto w przeciągu paru dni było bardziej żywe niż kiedykolwiek. W 5 dni po jego śmierci odbył się pogrzeb. Straż odgrodziła teren i odpędzała natrętnych najemników czy gapiów, tylko rodzina i bliscy przyjaciele mogli wejść na cmentarz.


Sairus obserwował z boku całe to zamieszanie, był żywo zainteresowany nagrodą, ale nie miał zamiaru się nią dzielić, przynajmniej nie z tymi obszarpańcami. Przez te parę dni niewiele się dowiedział, większość śladów była zadeptana przez tłumy chętnych, a świadkowie zmęczeni opowiadaniem swoich historii po raz setny mieli już dość odpowiadania na pytania. Dobrze wiedział, że to było celem zabójcy. Miał wzbudzić zainteresowanie i szok, i wykonał to zadanie doskonale, a dzięki temu zmylić poszukiwaczy. Podejrzewał, że zabójca opuścił już miasto i w sumie miał zrezygnować z dalszych poszukiwań gdyby nie tajemniczy list pod drzwiami jego domu.

Drogi Sairusie, na imię mi Sybilla. Nie znasz mnie, ja nie znam ciebie, ale Oghma do mnie przemówił i wiem, że tylko dzięki tobie możemy odnaleźć zabójcę Marco. Rozmawiałam już z jego ojcem, chętnie pomoże nam w tej misji i udzieli nam wsparcia. Spotkajmy się w gospodzie, gdzie go zabito.

~*~

Nadia była na pogrzebie, jako jedna z niewielu była dopuszczona do cmentarza, ale jakiż to był smutny przywilej… minęło już pięć dni… pięć długich dni gdy tragedia przyszła do jej rodzinnego miasta, a sępy oblazły je niczym padlinę. Nie cierpiała tego zamieszania, tego jak uśmiechali się kupcy do najemników, którzy zapychali ich sakiewki złotem. Nie mogła jednak nic na to poradzić. Niemal natychmiast gdy usłyszała o Marco pobiegła do Paolo. Starała się go wspierać, ale starzec wydawał się taki przybity, że jego nastrój również udzielił się Nadii. Przez następne dni snuła się po mieście, szukając wskazówek co do śmierci Marco, lecz było jej coraz ciężej. Kapłani nie mogli go wskrzesić i przyszedł dzień pogrzebu.

Smutne to było wydarzenie, wiele łez przelano, wiele snów pożegnano. Cisza cmentarza kontrastowała z hałasem za jego ogrodzeniem, gdzie gapie tłoczyli się i udawali swój żal. Kiedy tylko złożyła kondolencje wróciła do domu, nie obracając się, ignorując tłumy gapiów. Tam czekał na nią list.

Droga Nadio, nazywam się Sybilla, już się poznałyśmy w posiadłości Paolo, choć była to krótka wymiana słów. Oghma zesłał mi wizję i ty w niej byłaś. Tylko dzięki twojej obecności zagadka śmierci Marco może być rozwiązana. Proszę przyjdź do gospody gdzie go zabito.

~*~

Sevryk nie był tutaj po nagrodę, choć była ona powodem jego wizyty w Nyth. Miasto stało się hałaśliwe i pełne ludzi po śmierci Marco i wystawieniu nagrody za głowę mordercy. O ile taka sytuacja nie musiała nieść ze sobą jakiegoś szczególnego ryzyka to jednak tak duża zbieranina ludzi w jednym miejscu nie wróżyła nic dobrego. Oficjalne władze Thesk nie ufały Alessio. Owszem był bardzo dobrym i uczciwym burmistrzem… ale z pozoru. Wywiad i plotki donosiły, że mógł zajmować się czymś dużo bardziej mrocznym. Mówiono zwykle o przemycie, ale czasami w grę wchodziły nawet plugawe kulty czy haniebne orgie. Oczywiście wiele z tego to stek bzdur, ale chaos jaki panował w mieście stanowił niesamowitą okazję z jednej strony, aby przeprowadzić na szeroką skalę akcję przemytniczą, z drugiej aby niespostrzeżenie przeniknąć do miasta i zdobyć informacje o Alessio.

Agent wynajął zatem pokój w gospodzie gdzie najwięcej się działo, w Gospodzie pod Chętną Dziewicą, tam gdzie zginął Marco. Tym większe było jego zdziwienie gdy w pokoju na podłodze za drzwiami znalazł list.

Drogi Sevryku, nazywam się Sybilla. Nie znasz mnie, ale mój pan Oghma zesłał mi wizję ciebie i twoje imię. Twierdzi, że tylko dzięki tobie znajdziemy zabójcę Marco, a w efekcie znajdziesz odpowiedź na dręczące cię pytania, jakiekolwiek one są. Spotkamy się tej samej gospodzie, w której wynająłeś pokój.

~*~

Gaspare i Antara dowiedzieli się o nagrodzie stosunkowo szybko, zanim ją jeszcze podniesiono. Wynajęli pokój w tej samej gospodzie gdzie zginął chłopak i zaczęli szukać. Sprawa jednak stała się trudniejsza następnego dnia gdy miasto zostało powoli zalewane przez kolejne fale najemników. Gdzieniegdzie widać też było Czerwonych Czarodziej z Thay, co sprawiło, że Antara nie czuł się najlepiej z sobie znanych powodów. Gaspare miała natomiast inny problem… coś było nie tak. Miasto sprawiało wrażenie.. przytłumionego. Coś tłumiło coś innego, lecz za nic nie mogła poznać czym były owe rzeczy. Rada na pewno by była zaciekawiona tym przeczuciem, być może rozszyfrowaliby dość szybko co to takiego, ale Gaspare wciąż nie była tak biegła w czytaniu aur.

Ludzi było coraz więcej, a wraz z ich obecnością ledwo wyczuwalna, tajemnicza aura stała się niewyczuwalna. Antara tymczasem dowiedział się, że Czerwoni Czarodzieje mają tutaj swoją enklawę, gdzie handlują magicznymi przedmiotami, niektórzy twierdzą, że mówi się też o handlu niewolnikami, choć jest on zakazany w Thesk. Jednak musiał być posłuszny Gaspare i tylko od niej zależała decyzja czy zajmą się tą sprawą.

Tymczasem, wracając z kolejnej nieudanej wycieczki po mieście, znaleźli list na podłodze, pod drzwiami ich pokoju.

Drodzy Gaspare i Antaro, nazywam się Sybilla. Nie znacie mnie, ani ja was, ale Oghma w swej mądrości pobłogosławił mnie wizją wedle której tylko z waszą pomocą możemy rozwiązać ten kryzys, plugawy mord Marco. Paolo, ojciec chłopca zgodził się nam pomóc na ile tylko może. Spotkamy się w tej samej gospodzie gdzie zamieszkaliście.

~*~

Każdemu z listów brakowało jednej rzeczy – godziny i jak mają poznać Sybillę. Nie zaszkodziło jednak wybrać się skoro to jedyny dostępny jak do tej pory ślad. W samej gospodzie panował półmrok przez cały dzień. Partner był oświetlony przez pochodnie i ledwie cztery okna, jakby właściciel specjalnie tak urządził gospodę żeby ludzie mogli w spokoju robić swoje „interesy.” Dziwnym trafem wszyscy, do których zaadresowany był list zjawili się w tym samym momencie. Znalezienie Sybilli też nie było trudne. Wszystkie stoliki były zajęte przez gości, wszystkie oprócz jednego przy którym siedziała piękna, młoda pół-elfka. Spojrzała na was, każdego z osobna i uśmiechnęła się zachęcająco.


Podeszliście do niej, wstała i dygnęła.

-Jestem Sybilla. Miło mi. Czekała na was. – powiedziała i usiadła.

-Mój pan i ojciec Marco ma dla was ważną misję. Ta śmierć jest tylko początkiem tragedii, która ma się przydarzyć, a której trzeba za wszelką cenę uniknąć! – dodała wpatrując się wam oczy. Co było dość dziwne bo patrzyła w jednym kierunku, lecz każdy miał wrażenie, że to właśnie w jego oczu spogląda.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 13-01-2011 o 20:05.
Qumi jest offline  
Stary 13-01-2011, 22:07   #2
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sairus nie musiał się zastanawiać i wiedział, że pójdzie na to spotkanie. Może i mogła to być jakąś pułapka, ale warto było zaryzykować. Informacje trzeba było jakoś zdobyć, a to wydawało się najlepszym pomysłem. Mężczyzna zjawił się na miejscu, mając nadzieję, że spotka kobietę, która napisała ten list i dowie się czegoś więcej. Ubrany był w świeżą, białą koszulę, czarne, skórzane spodnie i czarny płaszcz, a na twarzy miał miał czarną chustę, którą zsunął tuż przed wejściem do przybytku, ukazując bliznę przechodzącą przez jego prawy policzek. Gdy wszedł do karczmy, zdjął kapelusz z głowy, rozczesał powoli swoje kruczoczarne włosy i zaczął się rozglądać. Dokładnie przesuwał spojrzeniem swoich błękitnych oczu po całej karczmie Gdyby to była ta kobieta, która napisała list. pomyślał, gdy dostrzegł samotną półelfkę. Niepewnie odwzajemnił jej uśmiech i podszedł do jej stolika, jak kilka innych osób. Uśmiechnął się w myślach, gdy okazało się, że to ta sama osoba, która napisała list.
- Piękna. - Wyrwało mu się, gdy kobieta mówiła o celu dla którego został tu wezwany z czwórką innych osób. Oczywiste było, że mówił o kapłance Natychmiast zasłonił usta dłonią, mając nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Przez dłuższą chwilę był lekko zmieszany, tym co zrobił i się nie odzywał.
- Jeśli naprawdę ma wydarzyć się jakaś tragedia, to nie mogę odmówić pomocy w próbie zapobiegnięcia jej. - Powiedział w końcu i uśmiechnął się lekko, kierując ten uśmiech w stronę półelfki. Po chwili spojrzał na pozostałych.
- A dla waszej informacji, jestem Sairus. - Przedstawił się szybko reszcie i znowu przeniósł wzrok na kapłankę.
 

Ostatnio edytowane przez Saverock : 13-01-2011 o 22:16.
Saverock jest offline  
Stary 14-01-2011, 00:50   #3
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Gdzieś w tym czasie właśnie odbywał się pogrzeb. Nie miał zamiaru uczestniczyć w nim, choć by nawet mu wypadało. Nie znał tego młodzieńca, ale najwidoczniej jego śmierć wywarła spore zmiany na tej mieścinie.

Łysy, ale zarazem młody mężczyzna spacerował wolnym krokiem poprzez miejskie uliczki. Dobrze zbudowany i postawny szedł przed siebie rozglądając się po straganach i przechodnich. Ubrany był w wysokie, czarne buty sięgające mu prawie po kolana. Nosił czarne skórzane spodnie, wraz z skórzaną kurtką i czarną koszulą. Mimo że czarny był jego ulubionym kolorem, udało mu się wpasować w żałobną atmosferę. Ostatni rozkaz jaki dostał bym na tyle wyraźny, by nie snuć podejrzeń co do jego wykonania. Nie był anarchistą, a nawet wręcz przeciwnie. Nie znosił nieładu. Wszystko, poczynając od butów, a kończąc na pościeli musiało być poukładane i porządnie wykonane. Takie... zboczenie zawodowe.

Przechodząc przez skrzyżowanie uliczek, dostrzegł biegnącego mężczyznę, odzianego w brązowe łachy z kapturem na głowie, a za nim młodą dziewczynę pędzącą co tchu w nogach z nim. Sevryk przyparł do ścianki jednego z domostw, kryjąc się w cieniu. Z tej uliczki wychodziło jedno wyjście, i to to przy którym właśnie się znajdował. Owy zakapturzony jegomość, pruł co sił w nogach trzymając w dłoni sakiewkę wykonaną z purpurowego aksamitu, ozdobionego perłą na wiązaniu.
Okres takiego zamieszania w mieście sprzyjał przestępczości zorganizowanej, jak i tej bardziej solowej. Tylko że ta druga kończyła z bebechami na wierzchu usuwana przez tych pierwszych.
Pierwszym odruchem Sevryka było chwycenie za rękojeść miecza, lecz jak szybko zszedł się z tą myślą, tak szybko się z nią rozstał. Dzieliło ich jeszcze dobre dwadzieścia metrów, a biegnący zdawał się go nie widzieć.
Zamiast miecza, ukryty w cieniu szlachcic wysunął w stronę złodzieja palec wskazujący prawej ręki, po czym z jego ust wydobył się gromki na całą uliczkę głos, głos rzucającego zaklęcie. Z jego palca wystrzelił cienki błękitny promień, trafiając cel w kolano. Mężczyzna z krzykiem zarzynanego prosiaka upadł na bruk bokiem, wypuszczając z dłoni sakiewkę. Na jego nieszczęście dzieliło ich już tylko pięć kroków. Sevryk wykonał je szybko i stanowczo, kończąc całe zajście jednym stanowczym kopniakiem w głowę. Mężczyzna przestał krzyczeć. Kobieta najwidoczniej zaskoczona całą sytuacją, stałą jak wryta spoglądając na łysola z kwadratową szczęką.
Ten zaś, szybkim ruchem schylił się, podnosząc ją i spojrzał wzrokiem całkiem przeciwnym do tego, który widniał przed chwilą na jego twarzy. Jeśli tamten był pełen żądzy mordu, to tego nie powstydził by się najświętszy z aniołów.

- To chyba pani, jeśli się nie mylę

Podszedł do zszokowanej kobiety, która najwidoczniej miała chwilowy odruch ucieczki. Byłą to krótko ostrzyżona brunetka, o twarzy trochę ponad przeciętną. Ubrana była w jasno brązową spódnice, oraz białą koszulę z bujnymi falbankami. Reszta go nie obchodziła, bo jego wzrok momentalnie utonął w wcięciu w dekolcie.

-Proszę - podał kobiecie sakiewkę - następnym razem radze schować ją głębiej. Choć by nawet tutaj - jego wzrok po raz kolejny skierował się na dekolt.

Odpowiedziała, choć nie do końca. Chyba że rumieńce czerwone jak zachód słońca się w odpowiedź wliczają.
Może gdyby była to inna sytuacja, zapoznał by się z ową damą, lecz teraz czas naglił. Za chwile miał zawitać w karczmie, choć sam do końca nie wiedział czemu

- Pani pozwoli - odparł całując jej dłoń - ale czas nagli. Może jeszcze będzie nam dane się spotkać.

Nie czekając ani chwili ruszył dalej w stronę uliczki. Obejrzał się za siebie tylko raz. Odprowadzała go wzrokiem.

~*~

Wszedł spokojnym krokiem, nie śpiesząc się nic, a nic. W karczmie było ciemno, atmosfera jakich mało. Wszystkie stoliki był zajęte, wszystkie także był pełne, prócz jednego. Czół na sobie wzrok pięknej niewiasty. Godzina dziewiąta. Jego wzrok spotkał się z jej wzrokiem, a on nie wiedząc dlaczego akurat teraz się tu zjawił, tak samo nie wiedział dlaczego czuje że to właśnie ona go tu przywiodła. Przy stoliku siedziało już kilku obcych mu gości, co wcale mu nie przeszkadzało. Przysiadł się, bez małą bezczelnie wpatrując się w jej oczy. Tak, to co wyrażały jego oczy to była czysta ciekawość.
-Piękna- wycedził jeden z siedzących przy stole. Był to zamaskowany jegomość, ubrany bardziej jak zawodowy zabójca. Zabójca albo trędowaty.

Żebyś kurna wiedział...

Kobieta skończyła najwidoczniej to co miała do powiedzenia w kwestii wstępu do rozmowy. Sevryk siał luźno, najwidoczniej nie czując presji ani nieśmiałości. Wbił wzrok w stół, analizując całą dotychczasową wiedzę.

- Do usług - odparł krótko - ale czy mogła byś najpierw przybliżyć nam tą sytuację nie co bardziej, Sybillo?

Patrzył na nią bez małą bez przerwy. Byłą dla niego zagadką, zagadką, która mimo wszystko chciał rozwiązać.

Czyżbyś była wieszczem?
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 15-01-2011, 17:06   #4
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Okrutne śmierci, mordercze niziołki, bezużyteczni kapłani, płaczący ojcowie. Pannica o płomiennych włosach nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, rozważając całą tą sprawę. Nie dlatego, że obraz zabójczego kurdupla był wyjątkowo zabawny, ani dlatego, że widok pozbawionego swego potomka rodziciela wywoływał w niej gigantyczny uśmiech na przeuroczej twarzycce. Bo tak nie było. Po prostu wyraz, który następował po “płaczących ojcach”, sprawiał, że cała ta sytuacja chwytała jej zainteresowanie stalowym chwytem i puścić nie chciała.

“Nagroda”.

Złote monety. Złote monety sprawiały, że na wszystko spoglądała w zupełnie innym świetle! Śmierć nieznaego jej chłopczyka, wobec której normalnie wzruszyłaby ramionami i możliwe że skomentowałaby jego niegodny sposób zejścia bardzo dowcipnie, bo nie był ani osobą do której miałaby jakiekolwiek więzy emocjonalne, ani uroczym kotkiem, nagle stawała się kwestią bardzo istotną i wartą rozwiązania, przyniesienia sprawiedliwości i tak dalej. Bo ostatnia operacja pozostawiła ją niestety, niemal zupełnie bez grosza przy swej przemiłej duszy, a nie chciała ryzykować robienia majątku na wyrobach, które rozpływają się po kilku godzinach. A przynajmniej nie przed podjęciem decyzji odnośnie wyrwania się z tej dziury na stałe. Tak. Zdecydowanie.

Potrzebowała teraz pieniędzy.

Nie śmiawszy ingerować w rozważania Panienki wysoki mężczyzna szedł pół kroku za nią. Droga do Nyth nie należała do najprzyjemniejszych, więc podróżni zasługiwali na chwilę snu w pościelonych łóżkach. Antara przyglądał się dyskretnie kolejnym szyldom, mijając te wyglądające na mogące zbytnio nadwątlić szczupłe zasoby finansowe Panienki oraz, te których nie powinna zaszczycać swoją obecnością. Ostatecznie, zanim para podróżnych zawędrowała w pobliże enklawy Czerwonych Czarnoksiężników, jak niegdyś kazali siebie nazywać, okazało się że gospoda będąca miejscem zbrodni na Marco mieściła się w wymaganiach. Bez słowa ubrany w brąz i szarość mężczyzna otworzył i przytrzymał drzwi przed Panienką Gaspare.

W wynajętym pokoju na widocznym miejscu czekał na nich list, po który Antara sięgnął bez głębszego zastanowienia, przynajmniej póki do myślenia nie zmusiła go karząca piąstka w kark. Gaspare spojrzała na swojego sługę z mieszaniną dezaprobaty, złości oraz zdrowej paranoi.
-Czy Twoja poprzednia właścic...- - ugryzła się w wargę, rzuciła nerwowe spojrzenie to w lewo, to w prawo, sprawdzając czy któryś z kapłanów nie wyskoczy na nią z przysłowiowej szafy. - Twoja była właścicielka nigdy nie otrzymywała anonimowej korenspondencji i listów miłosnych? Chyba pamiętasz jaka była poprawna procedura działania w takich wypadkach, co?
Wzdychając ciężko, zmrużyła oczy, które zaświeciły się niczym dwie studnie nadludzkiej potęgi.
-Czysty., zawyrokowała. Co nie przeszkadzało jej opuścić pokoju, przespacerować się kawalek dalej i zatkać uszy, tak na wszelki wypadek. Bo przecież paskudni Czerwoni mogli wywieszyć jej przybycie tutaj i stwierdzić, że kąpanie jednej z ich przedstawicielek w truciźnie było prześwietnym żartem i należy zwrócić przysługę.

Panienko! Zdaje się, że ów list zaadresowany jest do Panienki. Wysłany przez niejaką Sybillę. - Mężczyzna, który na całe swoje szczęście nie skończył w runicznej eksplozji, zignorował fakt, że autorka wymieniła również jego imię.
-Sybillę...? - Gaspare zamyśliła się głęboko, wysuwając w dziecinnym odruchu język w kąciku ust. Sybilla? Czy kojarzyła jakąkolwiek Sybillę?
-I czego chce ta Sybilla? - Nie. Nie kojarzyła żadnej Sybilli. Stąd w jej głosie rezonował zdrowy sceptyzm i nieufność.
-Prosi o pomoc w rozwiązaniu zagadki mordestwa Marco. - Antara wyjaśnił usłużnie. - Twierdzi, że Oghma zesłał jej taką wizję. Najwyraźniej jej bóstwo nie uznało za stosowne wyjawić samej tożsamości mordercy.
-Nie spoglądasz wystarczająco głęboko, Antaro. - Głos rudej wypełniła pełna samosatysfakcji mieszanka tonu karcącego i poczucia intelektualnej wyższości. Uniosła bródkę, jedną dłonią podparła się pod boczek, a palcem drugiej merdała w kierunkuAntary karcąco. - Całe stado mniej czy bardziej kompetentnych kapłanów podobno tańczyło nad zwłokami tego chłopca. A skoro nie udało im się go przywrócić do życia mimo głębokiej chęci wspomożenia miejscowych świątyń przez jego całkiem bogatego tatusia, znaczy to mniej więcej tyle, że zabójca posiadał jakiś sposób uwięzienia duszy nieboraka. Czy to przez broń wykonaną z odpowiednich materiałów, czy to przez specjalistyczne klątwy i zaklęcia. Skoro miał dostęp do takich środków pewnie wokół jego osoby roztoczono sieć ochronną przeciwko wieszczeniu. Naprawdę, Antaro, to elementarne.
Oczywiście, Panienka zapewne się nie myli. - Mężczyzna odpowiedział nieznacznie ściszonym głosem. - Na miejsce spotkania Sybilla raczyła wyznaczyć tę gospodę, lecz nie podano godziny. Sądzę więc, że możemy zejść do głównej sali kiedy tylko Panienka się odświeży. - Służący miał zamiar zaproponować okład z gorącego ręcznika, choć Gaspare niezmiernie rzadko miała ochotę poddawać się temu zabiegowi. Być może miały z tym coś wspólnego pogardliwe i oskarżycielskie spojrzenia jej przełożonych kapłanów, gdy pojawiła się w jego towarzystwie przy nich po raz pierwszy.

***

-Doskonale, doskonale. Dla małej intelektualnej gimnastyki; po samym liście, powinieneś mieć niejakie pojęcie, pod kątem jakiej osoby powinniśmy przeskanować to pomieszczenie, używając przeuroczych stron spojrzenia detekcyjnego.
-Nie ulega wątpliwości, że Sybilla siedzi przy tamtym stoliku. - Mężczyzna wygładził wąsy i dyskretnie wskazał na elfkę, wokół której zaczęli zbierać się pozostali śmiałkowie.
-Nie psuj mi zabawy, - fuknęła naburmuszona niewiasta. - Przeskakujesz od razu do rozwiązania. Jeśli pominiesz proces myślenia, Twoje ciało intelektualne przeobrazi się w małe brzydkie bagienko, wiesz? Poza tym, to że zbierają się wokół niej poszukiwacze przygód nie jest wystarczająco wskazówką. Może powinna jeszcze siedzieć w ciemnym rogu sali, co?

Pozwól że Ci wyjaśnię.
- Antarze nie pozostało nic, jak uprzejmie i z pełną uwagą wysłuchać Gaspare.

Imię sugeruje kobietę, jednak zakładanie na samej tej podstawie, że to niewiasta, jest niewybaczalne. Reszta wiadomości sformowana jest w podejrzanie rodzajowo neutralny sposób, a gdyby oceniać płeć po imionach, ja powinnam miast w spódnicy, śmigać w spodniach.

Dużo lepszą wskazówką jest to, że nadawca został pobłogosławiony wizją przez swoje bóstwo. Co można z tego wynieść? Takiego sformułowania używają niemal tylko osoby silnie powiązane ze strukturami kościelnymi, których moc płynie z bożych łask. Dlatego można założyć, że nasz bądź nasza Sybilla włada magią boską.

Oczywiście, magia pozostaje magią i jak niemal każda siła, pozostawia swoje ślady, które wystarczająco bystry śledczy potrafi odnaleźć. Odnalezienie odpowiedniej aury to podstawa!

...no, i muszę przyznać, że fakt że wszystkie pozostałe stoliki są zajęte, a tylko przy tym dochodzą kolejne osoby niczym jak na spotkanie, wyjątkowo dobrze pasuje do sugestii zawartej w wiadomości. Prawda, że proste?
- Dziewczyna, która właśnie wysuwała język koncentrując się w poszukiwaniu aur mniejszych i większych, najwyraźniej oczekiwała na pochwałę.

Niezwykle dogłębna analiza, Panienko. - Antara przyznał bez krzty ironii w głosie. - Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć w kwestii pozostałych zaproszonych przez nią osób?
Panienka milczała przez chwilę, analizując informacje, które dojrzała. Po chwili pozwoliła mocy rozwiać się niczym pył na wietrze, po czym z cwanym, godnym bezlitosnego chciwego gnomiego kupca uśmiechem, spojrzała na swojego “przyjaciela”.
-Jest tona interesujących rzeczy, które powinniśmy o nich wiedzieć. Ale to pozostawie Tobie, ja nie mam cierpliwości do socjalizowania się. - To prawda. Antara miał już nie jedną okazje do zaobserowwania jej nieco zbyt wybuchowego temperamentu i skłonności do patrzenia na ludzi z góry oraz z pogardą, co w połączeniu z rasowymi uprzedzeniami oraz przedmiotowym traktowaniem istot żywych innych niż urocze kotki niezbyt sprzyjało zawiązywaniu nowych przyjaźni. Pierwsze problemy było już widać w spojrzeniu rudej, gdy zorientowała się, jak szpiczaste są uszy domniemanej Sybilli.

***

-Niewątpliwie tragedia nie leży w niczyim interesie. - Żwawym, zdecydowanym i zdeterminowanym krokiem, dosiadła się do stolika. Rzuciła reszcie ostrożne, kalkulujące spojrzenia. - Nazywam się Gaspare, a to jest, cóż, potrafi się przedstawić sam. Domyślam się, że cała ta reszta jest równie niezbędna, co my, hm? Poczucie specjalności i unikalności jakie początkowo mnie otaczało nieco zmalało, ha ha. - Tak, dowcipy tego typu były przykładem powodów, dla których nawet ludzie którzy uważali buzię rudej za przeuroczą, wycofywali swoją sympatię gdy owa buzia zaczęła przemawiać.
- Antara. - Służący natychmiast podsunął przed dziewczynę kieliszek mocnego alkoholu nie zważając na to, że był to trunek zdecydowanie zbyt silny dla kogoś o młodej aparycji Gaspare. - Dla was też zamówić?
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline  
Stary 15-01-2011, 21:01   #5
 
wikipomorska's Avatar
 
Reputacja: 1 wikipomorska nie jest za bardzo znany
"Nie powinno było do tego dojść" pomyślała Nadia stojąc w pewnej odległości od grobu Marco, robiąc miejsce jego najbliższym krewnym. "Nie ma chyba gorszej straty dla rodzica, niż śmierć dziecka" stwierdziła niezbyt odkrywczo widząc zrozpaczonego Paolo. Przysięgła mu, że nie spocznie dopóki nie dopadnie zabójcy i zamierzała obietnicy tej dotrzymać. Nie dla pieniędzy. Nie dla sławy. Nie dla przychylności wpływowego kupca. Nawet nie z zemsty. Fakt, śmierć chłopaka, przynajmniej początkowo, mocna nią wstrząsnęła. To po prostu była właściwa rzecz do zrobienia. "A jeśli władze nie są w stanie znaleźć sprawy zbrodni popełnionej na oczach mnóstwa świadków, to jak ludzie mają pokładać w nich zaufanie?"

Mocno konsternujący był też fakt, że próby jego wskrzeszenie spełzły na niczym. Pamiętała słowa swego towarzysza broni, Jandara, paladyna Tyra.
- "Prawdopodobnie byście tego nie zrobili, ale w razie gdybym umarł, nie próbujcie sprowadzić mnie z powrotem. Śmiertelni umierają i nic na to nie poradzimy."
Marco jednak wydawał się trochę lekkoduchem, a że raczej mu się powodziło, z pewnością chętnie by wrócił. Co też mogło stać za brakiem skuteczności kapłańskiej magii. Rozsądek podpowiadał następujące rozwiązanie: potężniejsza magia. Nadia nie miała nigdy jednak większego kontaktu z arkanami Sztuki, ani z tymi, którzy by ją praktykowali.

Podeszła do Paolo zaraz za bratem i matką.
- Przykro mi - powiedziała krótko. Nie była w stanie wydukać nic więcej. Nic co rzekła wcześniej, nawet w najmniejszym stopniu nie wydawało się ulżyć kupcowi w cierpieniu. Nie chciała też po raz kolejny napotkać spojrzenia jego smutnych oczu. Chwilę później, pożegnawszy się z rodziną, wróciła do swego mieszkania.

Otworzywszy drzwi, spostrzegła na podłodze list. Bez zbędnych ceregieli podniosła go i przeczytała. Nie było za bardzo nad czym się zastanawiać, zrzuciwszy suknię kupioną przez matkę, przebrała się w ubiór, który nie zwracałby uwagi w przybytkach typu Pod Chętną Dziewicą.

Do gospody tej dotarła niemal równocześnie z czwórką innych ludzi. Miała około sześć stóp wzrostu, krótkie, sięgające linii żuchwy, rozpuszczone włosy oraz brązowe oczy. Odziana była w jasnobrązową przeszywanicę z wyraźnie odciśniętymi śladami zbroi płytowej, wykonane ze skóry czarne spodnie oraz sięgające kolan buty, do których wytworzenia skorzystano z tego samego materiału. Przy pasie zwisała pochwa wykonana z czarnej skóry oraz srebrnymi zdobieniami, w której znajdował się długi miecz z misternie wykonaną rękojeścią.

Nadia gestem ręki podziękowała za napitek. Nie było to według niej właściwe miejsce, ani właściwy czas. No, gospoda może jest właściwym miejscem do picia alkoholu, ale czas, przynajmniej dla niej, odpowiedni nie był. Przyszła tu w konkretnym celu i dlatego od wejścia nie odezwała się ani słowem. Czekała aż Sybilla wyjaśni o co dokładnie chodzi.
 
__________________
"Dusza moja pragnie postu, ciało karnawału!"
wikipomorska jest offline  
Stary 16-01-2011, 15:29   #6
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Wieczór – 12 Mirtul 1385

Gospoda pod Chętną Dziewicą

Wyrocznia spoglądała głęboko w oczy śmiałków przez nią wezwanych. U niektórych widziała pożądanie, u innych chciwość, inni wyrażali szczere chęci pomocy. Była to nietypowa grupa i sama nie była pewna czy zdoła ją utrzymać razem… ale Oghma dał jej dar jasnowidzenia i dzięki niemu otrzymała wizję. Wizję straszliwą.

Wydarzyło się to dwa dni przed śmiercią Marco. Śmierć, błękitne płomienie, ciemność spowijająca świat, dzika magia zmieniająca losowo fakturę wszechświata, śmiech i płacz, gniew i satysfakcja, tysiące serc pękających u jej stóp. I wiele, wiele więcej. Wizja była tak straszliwa, tak rzeczywista, że Sybilla przez 4 dni leżała w śpiączce, zajmował się nią jej brat Pius. W śnie zobaczyła Oghmę oraz nękające ją duchy myślicieli, filozofów, uczonych, to wtedy poznała imiona tych, którzy będą mieli swój udział w tragedii, tych którzy mogą powstrzymać tragedię, albo skazać wszystkich na to co ukazała jej wizja.

Nigdy nie miała aż tak ważnej misji, przerażała ją myśl, że będzie musiała się sama z tym uporać, gdyż jej brat uznał, że musi powiadomić o tym kapłanów z Waterdeep i uzyskać ich wsparcie. Sybilla bała się jednak, że podróż ta może być daremna i zanim wróci wszystko zdąży się już rozegrać.

Zmieszana uśmiechnęła się na słowo piękna, nie była w nastroju na flirty w tej chwili. Za to gdy Antara zaproponował trunek na swój koszt…

-Chętnie! [b]Marcella[b] podaj mi tu kufer Ciemnego Boru z Rashemen! I nie tę tanią podróbkę, którą zwykle Alessandro podaje gościom, którą rozrzedza z bliżej nieprzyzwoitymi cieczami, ale ten prawdziwy co chowacie go w drugiej szufladzie po lewej pod ladą! I nie myśl, że wciśniesz kit wyroczni, Marcella!- pogroziła jej palcem.

- Jakże byśmy śmieli – ukłoniła się szyderczo, ale już po chwili przyniosła kufer. Półelfka powąchała, posmakowała i kiwnęła z aprobatą. Wzięła potężny łyk, otarła usta z piany i ukontentowana kiwnęła głową. Potrzebowała odwagi na to.


-Nie ma to jak Ciemny Bór!- odparła entuzjastycznie. Od razu lepiej się czuła.

-Od czego by tu zacząć…- zaczęła się chwilę zastanawiać.

-No dobra, na imię mi Sybilla. Jestem Wyrocznią Oghmy. To nie do końca to samo co wieszcz, który używa magii tajemnej czy objawionej, czy czegoś jeszcze –spojrzała wymownie na Gaspare do zaglądania w przyszłość. Owszem, mogę i takich sposobów używać, ale posiadam boski dar widzenia przyszłości. Bywa spontaniczny, czasami można go kontrolować, ale nie wywołują go zaklęcia czy tajemne znaki. Bywa, że idę ulicą i mam wizję, i wiem że pomidory, które mam właśnie kupić u pewnego kupca są robaczywe i powinnam kupić te od tego obok. Wizje pokazują mi wielkie i małe rzeczy, ważne i mniej ważne. Zwykle za pośrednictwem duchów mędrców z zamierzchłych czasów czy snów.- wzięła kolejny łyk i zdawała się coraz bardziej radosna i zarumieniona na twarzy.

-A co do wizji, wizja, wizja… - położyła kufel na stole, po czym nagle jakby oprzytomniała i chciała go ponownie chwycić, ale tak w jakiś niewyjaśniony sposób oddalił się od niej i uciekał jej za każdym razem gdy próbowała po niego sięgnąć. - Wredne, zapyziałe, zazdrosne kwoki!- przeklęła gniewnie, zamknęła oczy, wyprostowała rękę w stronę kufra, wypowiedziała parę słów i kufer tak samo jak jej uciekał, tak teraz sam wpadł jej w ręce, o mało nie wylewając zawartości kufra.

-Ha! No teraz wiecie kogo macie się słuchać!- odrzekła uradowana i wzięła kolejny łyk, mocno przytulając kufer do piersi.- Wredne duchy zawsze starają się być złośliwe, albo to przestawiają przyprawy w kuchni, albo wieją ci zimnym oddechem za uchem, albo coś takiego! Nie mają ciał i zazdrosne są, bo większość swojego czasu zmarnowali na czytanie ksiąg. Tak, tak, Oghma nas naucza, że wiedza to go potęgi klucz, ale większość zapomina, że pod jego patronatem są też bardowie i wielu rzeczy jakie się łączą z ogólno pojmowanym „barowaniem.” - uśmiechnęła się szeroko.

- A więc wizja…- westchnęła-Nic przyjemnego przez około 4 dni leżałam po niej, tak drastyczna była. Świat pochłonięty przez ciemność, rzeki krwi, niszczące siły natury, ogólnie pojmowany Armagedon, choć trzeba zaznaczyć, że wizje bywają bezpośrednie i pośrednie, czasami wymagają interpretacji i nie mówią wszystkiego dosłownie. Pewnym jest, że coś złego się zdarzy, że śmierć Marco ma z tym związek, i że wy możecie temu zapobiec… a jeśli i to nie wystarczy to moja wdzięczność i wynagrodzenie od Paolo chyba was do końca przekonają.- puściła oko, choć ciężko było powiedzieć do kogo, a i była już nieco spita.

- Marco nie można było wskrzesić… w sumie niewiadomo dlaczego, kapłani twierdzą, że jego dusza jest gdzieś uwięziona, ale nie tutaj. Jakaś siła na innym planie blokuje mu drogę i żaden kapłan nie był wstanie przebić się przez tę barierę! Świadków nie ma co pytać, większość była zbyt pijana lub zajęta, aby cokolwiek pamiętać, a ich zeznania są dostępne dla nas w siedzibie straży miejskiej. Paolo o to zadbał.- uśmiechnęła się dumna z siebie i swoich kontaktów.

- Jest za to jeszcze ktoś, pasterz Graciano, zamordowany niedługo przed Marco. Kapłani przesłuchali jego martwe ciało. Podobno widział jak jakaś grupa ubranych na czarno zabójców wyrżnęła cały patrol straży miejskiej na pastwiskach! Ciał strażników jednak nie znaleziono… w sumie… w sumie chyba wiem gdzie ich szukać…- oczy wyroczni stały się nieco mętne, zimny wiatr zawiał w gospodzie, mimo zamkniętych drzwi i okiennic. Światło pochodni drgało.


-Tak… wiem, gdzie ich szukać. Ale dopiero jutro możemy tam wyruszyć… nocą… nocą może być zbyt niebezpiecznie…- oczom Sybilli wrócił dawny blask.

-Kapłani mogą może coś z nich wyciągnąć… ale jeśli macie inne pomysły to jestem otwarta. Jutro wynajmę powóz, aby mieć jak przenieść zwłoki, więc nie musicie wszyscy ze mną jechać, ktoś może zostać w mieście i poszukać innych wskazówek.- odrzekła uradowana.

Dobrze ci idzie, Sybillo! Tylko tak dalej, Sybillo!- powtarzała sobie w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 16-01-2011 o 16:02.
Qumi jest offline  
Stary 16-01-2011, 20:46   #7
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sairus dokładnie słuchał słów Sybilli, przypatrując się jej cały czas. Już samo współpracowanie z kimś takim, wystarczyłoby mu za zapłatę, a dla zdobycia jej wdzięczności byłby gotów zrobić bardzo dużo. Gdy puściła do niego oko...zaraz do niego? Przynajmniej on właśnie tak to widział i nie dopuszczał do siebie innej możliwości. A więc, gdy Sybilla puściła do niego oko, uśmiechnął się trochę szerzej. Nawet nie musiał się zastanawiać nad tym czy będzie chciał z nią pojechać na poszukiwanie zwłok. Jednak udawał, że się nad tym zastanawiał, bo nie chciał od razu rzucać się z odpowiedzią. Takie coś mogłoby być podejrzane, a szczególnie jeśli dołączyć do tego to co wymsknęło mu się wcześniej. Jedno było pewne. Następnym razem musi bardziej uważać i powstrzymywać się, aby nie mówić tego co myśli, na głos, bo to nie przyniesie nic dobrego. No i jeszcze coś. Musi jakoś przestać ciągle patrzyć się na półelfkę, bo nie będzie mógł normalnie pracować. To pierwsze było do zrobienia, ale to drugie mogło być trochę trudniejsze i zabójca zdawał sobie z tego doskonale sprawę.
- Ja już długo szukałem jakiś wskazówek w mieście. - Powiedział po chwili , udawanego zastanowienia.
- Skoro do tej pory nic nie znalazłem, to nie ma sensu, abym dalej próbował. Dlatego lepiej będzie jeśli pojadę z Tobą, Sybillo. - Dokończył po chwili i uśmiechnął się lekko.
- Ale wy możecie spokojnie poszukać czegoś w mieście. Może po prostu miałem pecha i nic więcej, a wam uda się coś znaleźć. - Rzekł do pozostałych, mając nadzieję, że wszyscy nie będą chcieli jechać z nim i z Sybillą.
 

Ostatnio edytowane przez Saverock : 16-01-2011 o 20:50.
Saverock jest offline  
Stary 17-01-2011, 20:46   #8
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Z zainteresowaniem kluczył wzrokiem po karczmie. Ciemność i duchota jaka panowała wewnątrz karczmy nadawała jej konspiracyjnego klimatu. Spojrzał po twarzach siedzących nieopodal mężczyzn i nie tylko. Śmietanka, to było pierwszym skojarzeniem, jakie zagościło w jego głowie. Ciche przytłumione rozmowy, półmrok, i jeszcze to uczucie jak by ktoś chciał ci wbić nóż w plecy i ograbić do naga. Momentalnie uśmiechnął się pod nosem. Swoje klimaty.

Ogarniając wzrokiem pomieszczenie, przysłuchiwał się temu, co Sybilla miała im do powiedzenia. Mały 'incydent' z siłami nadprzyrodzonymi odciągnął jego uwagę od panny, która siedziała nieopodal z drabem wielkim jak krasnoludzka szafa. Uśmiechnął się szczerze, co raczej i z reguły mu się nie zdarzało. Wszystko w tych czasach zdawało się takie wymuszone...

Resztę uwagi podarował elfce, a raczej pół elfce. Atmosfera mistycyzmu i jemu się udzieliła. On, z reguły twardogłowy człek, trawiący tylko surowe fakty przysłuchiwał się z uwagą jej relacji.

Wcześniej jeszcze dołączyły do nich wie kobiety, którym Sevryk podarował tylko przelotne spojrzenie.
Przez resztę rozmowy począł bawić się złotym sygnetem, zdając się nie przejmować ani nie interesować się tym, co mówi Wieszczka. Trawił co, to już wiedział.

Na propozycje napicia się jednej z pani, odmówił krótkim 'dziękuje'. Przynajmniej teraz potrzebował trzeźwego umysłu, a potem... ho, ho, kto wie...

Bez mała od początku męczyła go myśl, kim jest ten typ z blizną na twarzy, kim są te panie które z nim siedzą, i co no tu właściwie robi?

'- Skoro do tej pory nic nie znalazłem, to nie ma sensu, abym dalej próbował(...)'

Te słowa przykuły jego uwagę. Z reguły obojętny ja tu zgromadzonych, spojrzał sceptycznie na mężczyznę. Zmierzył go wzrokiem, doszukując się szczegółów jak oficer u kota w armii.

Co ty możesz wiedzieć o szukaniu informacji, amancie...

Nabrał powietrza do płuc, jak gdyby za chwile miał się zanurzyć pod wodę, po czym z sykiem wypuścił je z płuc.

- Nie obawiasz się o własne życie, droga wyrocznio? - rzekł bez zbędnego uśmiechu. Postanowił nadać swojej wypowiedzi odrobinę powagi.
- Intrygi, magia, zabójstwa, aż dziw człeka bierze, że podejmujesz się takiego zadania. Skoro kapłani nie mogli podjąć się wskrzeszenia tego nieszczęśnika, to znaczy że ktoś zadbał by tak się nie stało. Wieje Nekromancją - skrzywił się paskudnie, jak gdyby zjadł całą cytrynę - Pojadę jutro z tobą w tamto miejsce. A dlaczego, to myślę że już sama wiesz

Przerwał, kończąc mrugnięciem. Wiedział, że jej zdolności wróżenia zdradziły jej rąbek jego osoby, ale dręczyło go jak wiele się o nim dowiedziała. Co za dużo, to nie zdrowo

-Jeśli ujrzysz coś jeszcze na temat tamtego miejsca, możesz śmiało zawitać w moim pokoju. Każda wiedza jest przydatna. Jak to mówił stary mędrzec 'Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz wygrać tysiąc bitew nie odnosząc porażki'. Tak więc coś jeszcze ?
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
Stary 18-01-2011, 06:45   #9
 
Magnificate's Avatar
 
Reputacja: 1 Magnificate nie jest za bardzo znanyMagnificate nie jest za bardzo znany
Do dna! - Jeśli mężczyzna mógł mieć sentymentalne nastawienie do jakiegokolwiek napitku to, pominąwszy wodę ze słodkim syropem, byłby to właśnie Ciemny Bór z Rashemen.

Antara nie do końca rozumiał dlaczego w wizji znalazło się obok Gaspare miejsce dla niego samego. Nie dość, że niemal nic nie łączyło go z zamordowanym to nie miał też najlepszego zdania o jego stylu życia. Podobnie nie przemawiała do niego wizja katastrofy. Nigdy nie spodziewał się, by tak doniosłe wydarzenia mogły mieć miejsce za jego życia, więc postanowił zwyczajnie czekać na dalsze rozwinięcie się sprawy. Służący delikatnie zaczesał włosy młodej dziewczyny, by układały się przyjemnie dla oka na oparciu krzesła.
Ta zaś pod wpływem alkoholu nabrała bardzo sceptycznego podejścia do oferowanych przez Wyrocznię wizji. Koniec świata? Zapewne! Co drugi nawiedzony kleryk o nich opowiada, myląc efekt uboczny ubiegłej kolacji z apokaliptycznymi zesłaniami. Oczywiście, nie wyraziła swoich wątpliwości słownie, ale pogardliwy uśmieszek wystarczył.

Jeśli można zapytać, Sairusie, co zostało już zrobione? - Mężczyzna zwrócił się z pytaniem do towarzysza nadchodzącej podróży. - Nie chcielibyśmy marnować czasu na wykonywanie tej samej pracy.
 
Magnificate jest offline  
Stary 18-01-2011, 19:19   #10
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sairus westchnął cicho. Powinien się spodziewać, że będzie musiał mówić czego się dowiedział. Trzeba było powiedzieć, że po prostu nie ma ochoty chodzić po mieście i szukać informacji. Wtedy może miałby trochę spokoju. Jednak skoro już się pytają, to trzeba odpowiedzieć. Może nie o wszystkim dokładnie, ale powiedzieć coś trzeba. Zaczął się zastanawiać co miałby powiedzieć i co jest najważniejsze. Trochę to trwało, bo przez obecność Sybilly, był mocno rozproszony i dopiero po chwili zebrał myśli.
- A więc byłem u wszystkich niziołków w mieście. A dokładniej u Kordelii Umville, Marcela i Bulmy Bogspot, Rolla Poppywit, Bobba Summersun i Willego Roostercry. Nie będę mówił czym się oni zajmują, bo to jest zbędne. Każdy miał alibi, a dodatkowo jeden z nich zasugerował, że zabójca mógł użyć polimorfii. Może i miał rację, więc nie możemy skupić się jedynie na niziołkach, bo nie ma pewności, że to był prawdziwy niziołek, a nie ktoś kto użył polimorfii. - Przerwał na moment, aby złapać oddech.
- Marco był dosyć lubiany i nie miał wrogów. W przeciwieństwie do swojego ojca. Jest możliwe,że właśnie jeden z wrogów jego ojca postanowił zabić Marco. Straż już nie wypuszcza z miasta żadnych niziołków, a nie złapała nikogo, kto próbowałby wyjść z miasta w noc morderstwa. Jest, więc duża szansa na to, że zabójca jest jeszcze w mieście. - Kontynuował, ale po chwili znowu przerwał, tym razem, aby się nad czymś zastanowić. Powiedział już dosyć dużo, ale wiedział jeszcze więcej. Tylko czy warto było o tym wspominać?
- Jednak mógł wydostać się z miasta używając jednego z przejść przemytników. W mieście liczą się tylko dwie grupy, Białe Kruki i Czerwone Łasice. Podobno to właśnie oni mają swoje tajne wyjścia z miasta. Współpracowałem kiedyś z tymi drugimi i niech was nie obchodzi na czym polegała ta współpraca. Próbowałem się z nimi skontaktować, ale nie odpowiadają. Zresztą nic dziwnego. Przez to morderstwo, zaczęli się ukrywać, aby nie zostać wykrytym. To wszystko. - Odetchnął gdy skończył, bo szczerze nienawidził takiego zdawania relacji z tego czego się dowiadywał.
 
Saverock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172