Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2011, 19:55   #1
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
[Autorski][Dark Fantasy] Niech żyje Albion !!

Prolog.
"Zapadając głębiej w ciemność.."

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Y7liknHwljM[/MEDIA]


Pastwisko w pobliżu Sanctuary.


-No, no krówki zmrok zapada a długa droga przed nami!-Widząc rozleniwienie zwierząt nastoletni pastuszek nieustannie je poganiał.
-Szybko, bo mnie Ojciec zbij..-Coś nie pozwoliło mu dokończyć zdania jego uwagę przykuł blask zalewający okolice. Taki ciepły i przyjemny. Chwilę potem światło osłabło. A jakby w jednym momencie w oddali chłopak dostrzegł odziane w czarne płaszcze trzy postacie. Dwie z nich poruszały się nienaturalnie , a jedna szła jakoby na czele. Kiedy mijali pastuszka, złota mometa poleciała w jego stronę.
-Panie! Ta moneta to ile my całą rodziną przez rok zarabiamy!- Uradowany chłopak przewracał pieniądz w dłoni i w tem poczuł zimno metalu w brzuchu. Automatycznie skierował swoje młodzieńcze zielone oczy w dół. Ciepła krew kapała na wiosenną trawkę. Dając jej barwę karmazynu.
-Możeszzz czuć ssię zasszczycony, possłużyssszz za ofiarę dla nassszego Pana.- Wstrętny głos echem odbijał się od drzew. Młodzieniec zamykał z wolna zmęczone powieki nie myślał już o niczym, nic nie czuł, niec go nie obchodziło. Wszystko było poza nim, powoli unosił się w rajskim ogrodzie.
Gdy raniony pastuszek bezwładnie osunął się na ziemię, bezlitosny oprawca wymierzył kolejny silny cios tym razem w klatkę piersiową. A ciepła krew ochlapała mu twarz pełną blizn.
-Ignish nokturnal eish!-Któraś z towarzyszących zabójcy osób wyszeptała te właśnie słowa. Trzeci z bestialskich przyjaciół skierował wzrok ku miejcu z którego wydobywał się niegasnący blask a była to gwiazda, ale nie jakaś zwykła taka która jarzy się nieprzerwanie, jaskrawym światłem.
-A terazz Albion zapadnie się w prawdziwą ciemność...






Dwa dni później. Londyn. Siedziba kręgu magów.


Strażnik przemierzał korytarze wieży łapiąc z trudem oddech. Z impetem wpadł do jednej z sal. Była pełna magów przyodzianych w szaty które noszą tylko wielkie osobistości.Jeden z nich powstał jak oparzony.
-Jak śmiesz przerywać nam tak ważną obradę! Polecenia są wyraźnie nikt nie wchodzi na konklawe!- Mag wykrzykiwał słowa karcąc strażnika z nieskrywaną złością.
-Wybacz, Ekscelencjo, ale mam wieści nie mogące czekać.
-
Arcymag opadł w swym tronie robiąc wyraźnie pytający wyraz twarzy.
-Po pierwsze. Gwiazda... Zwiększyła swą częstotliwość dwukrotnie. Jak przekazali mi astrolodzy ktoś musi być blisko.-Po sali przeszedł głośny pomruk.
-Po drugie. On tu jest. Niedługo przybędzie do wierzy.- Większość ze zgromadzonych wstała jak oparzona, ni to z niedowierzania ni to ze strachu.
-Cisza! A ty opuść to miejsce.- Z największego tronu wstał najbardziej sędziwy starzec. Lord Septim Władca żywiołów jak i magów.
Strażnik zasalutował i posłusznie opuścił pomieszczenie.
-Darico wejdź!-Jedne ze drzwi posłusznie się otworzyły, a w drzwiach można było dostrzec piękną młodą dziewczynę.
Posłusznie spuściła głowę.
Gdy już ktoś chciał coś powiedzieć. Z wielkim Hukiem otworzyły się drzwi frontowe nie popchnięte jednakowo niczym widocznym. A na obrady wkroczyła dwu metrowa postać odziana w płaszcz. Twarz była dobrze ukryta można było dostrzec tylko srebrne włosy.
-Wyjść! Wszyscy poza tą dziewczyną!- Melodyjny głos nieznajomego zagrzmiał w sali. Ku zdziwieniu Darici nawet ci najważniejsi posłusznie opuścili pokój.
Anhernatirenatux nim się zorientował przeniesiony został do pięknej sali gdzie znajdowała się kobieta i dziwny zakapturzony mężczyzna.
-A więc jesteście..- Zakapturzona postać swoim pięknym głosem powtórnie przemówiła.


Darkshire, Nieopodal Astra.




Sairus
zadowolony z kolejnych zarobionych pieniędzy wdrapał się w końcu po schodach do pokoju. Uchylił drzwi i ku jego zdziwieniu w pokoju już ktoś na niego czekał. Nim cokolwiek zdążył zrobić chuderlawa blada postać wyszeptała.
-Dark strike!- I ogromna czarna pięść uderzyła wilkołaka w tors wyrzucając go przez okno. Ten jednak zdążył się w powietrzu przemienić i w locie obrócić także zamortyzował upadek. Gdy tylko podniósł głowę. Stała przed nim ta sama postać co w pokoju.
-Cóż wilczku to chyba twój koniec.-Powiedział z uśmiechem na twarzy obnażając swoje wampirze zęby.
Barutz właśnie przemierzał tereny w pobliżu Darkshire. Bo jak słyszał w okolicy mogą się czaić komponenty odpowiednie dla jego chowańców. Wnet dostrzegł stojących naprzeciw siebie odwiecznych wrogów
Wampira i Wilkołaka.
 
Eleywan jest offline  
Stary 02-08-2011, 00:59   #2
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
-A więc zjawił się również pan Nekromanta?- Wampir zadał pytanie retoryczne w stronę Fausta.
-Zabije was obu, dwie pieczenie na jednym rożnie.
-Sumon vampire slave.-Przyzwana chmara nietoperzy-krwiopijców pędziła w stronę IV jak i Sairusa, który do tej pory warczał na przeciwnika. Gdy tylko nietoperze się pojawiły, zareagował. Wolał się do nich nie zbliżać, a tym bardziej nie pozwolić się zranić. Celem był wampir i tylko on się liczył. Latające szczury jedynie tutaj przeszkadzały. Wilkołak wyskoczył od razu w stronę wampira, chcąc przedrzeć się przez jego przywołańce i zaatakować go swymi szponami.
“Dziecię Nocy” jakoby przejrzało plan wilka, jednak ku jego zaskoczeniu. Nietoperze skierowały się ku nekromancie. Sam krwiopijca dobył miecza gotów do obrony. Sai nawet nie zwalniając, spróbował za pomocą jednej łapy odbić miecz na bok, aby nie dopuścić do żadnego ataku, a drugą łapą chciał uderzyć w klatkę piersiową rywala.
Lykan odbił klingę swojego odwiecznego wroga bez problemu. Jednak uderzenie które wymierzył również zostało zablokowane. Co gorsza skontrowane kopniakiem w brzuch.
Wilk zawarczał z bólu, natomiast wampir nie czekając na nic zamierzał, uśmiercić go cięciem w szyje. Sairus nie zamierzał tutaj zginąć. Jeszcze wiele życia było przed nim. Dlatego też, gdy tylko cięcie zmierzało do jego szyi, mimo bólu, jak najszybciej odskoczył do tyłu licząc na to, że całkowicie uniknie ciosu. Jednak bez względu na to i tak zamierzał w następnej chwili ruszył na przeciwnika i wykorzystując siłę rozpędu, przewrócić go na ziemię i walczyć z nim w parterze.
Uderzenie miało być zmyłką. Zamiast ciąć w momencie gdy wilkołak odskakiwał, kopnął go w czoło tak, że Sai przewrócił się na plecy.
-Wilczku, jestem zawiedziony. Mój Pan mówił że jakoby masz trochę mocy. Mylił się.-Mówił szyderczo, po czym spluną na ziemię. Wilkołak mierzył go swymi krwistoczerwonymi ślepiami. Nie spodziewał się, że tej nocy czeka go taka walka. Nie zmieniało to jednak tego, że wciąż był przekonany o swoim zwycięstwie.
- Jeszcze zobaczymy, pieprzony krwiopijco - warknął w jego stronę. Zaczął powoli się podnosić. Wyglądało, że jest już osłabiony i nie ma tyle sił do walki, co początkowo. Jednak to była zmyłka. Niech wampir myśli, że on jest osłabiony, a potem zdycha w męczarniach. Sai nie atakował. Chodził po okręgu, nie spuszczając wzroku z przeciwnika. Czekał na dogodną sytuację do ataku.
W okolicy powoli wschodziło słońce. Wampir natomiast cały czas z uśmiechem mierzył wzrokiem Sairusa.
-Dobrze zobaczmy.-Pewny siebie głos rozniósł się po polanie.
-Dark flash.-Wilkołakowi wydawało się jakby, jego przeciwnik znikł. Prawda była zupełnie inna błyskawicznie pojawił się za jego plecami i piszczelem uderzył go pod kolano, powodując, że Sai przyklękł. Następnie błyskawicznie położył mu na głowie dłoń.
-Dark Paralize.- Po ciele czarnowłosego młodzieńca przeszedł jakby piorun nie mógł się poruszyć, ale mógł mówić. Wampir powolnym krokiem okrążył oponenta, przykucnał patrząc się w oczy znieruchomiałego wroga.
-Ostatnie życzenie? W sumie i tak go nie wykonam.- Powiedział ironicznie, po czym splunął mu w twarz. Wilk patrząc na przeciwnika, dosyć długo nic nie mówił. Jedynie warczał na niego. Więcej zrobić nie mógł. Teraz już nie był taki pewien swego zwycięstwa. Bardziej był pewien śmierci. Mimo wszystko, jeszcze się nie poddał. Dopóki żył, zawsze była jakaś szansa. Zawył głośno(oczywiście nie zrobił tego z nudów. Niedaleko był las, więc może jakieś wilki się zbiegną i mu pomogą), a potem postanowił w końcu się odezwać.
- Ostatnia uczta na ludzkim mięsie - warknął. - A może po prostu jeszcze trochę poczekaj? - kontynuował, mówił powoli, wręcz usypiająco. Tym samym próbował zyskać dla siebie trochę czasu.
Modły Sairusa zostały jakby wysłuchane, słońce wychyliło się za wzgórza. I poczęło osłabiać wampira. Teraz wilkołak zrozumiał był to ten z niższych, wyżsi hierarchijnie krwiopijcy nie słabną w dzień. Kolejną zagadką była jego magia, przecież formuły były jak Zgromadzenia. Cóż być może pozostanie to zagadką po wieki.
Paraliż opuścił ciało wilka, a wampir w przerażeniu począł się cofać osłaniając się przed promieniami. To była prawdopodobnie dogodna okazja. Nie trzeba było długo czekać na reakcję Sairusa. Bez zbędnego czekania, wstał szybko, a potem wybił się mocno w stronę przeciwnika, otwierając swą paszczę w której było pełno ostrych kłów. Zamierzał to zakończyć tym jednym atakiem. Chciał przegryźć gardło wampira.
Zasłonił się przegubem, jednak wilk zdążył go ugryźć pozostawiając na ręce poważne rany. W agonii użył jakiegoś zwoju, prawdopodobnie teleportacyjnego. Pozostała tylko po nim notka, która bezwładnie opadła na ziemię.Wilkołak był zawiedziony tym, że nie mógł wykończyć przeciwnika. Miał wielką ochotę pozbyć się go na zawsze. A tak, nawet nie zdążył do końca uspokoić żądzy, zabijania, która się w nim odezwała. Dostrzegł notkę, która spadła na ziemię. W tej formie nie mógłby podnieść tej notki bez problemów, więc warknął głośno i powrócił do ludzkiej formy. Zostały na nim już tylko strzępki koszuli i poszarpane spodnie, które sięgały prawie do kolan i miały kilka dodatkowych dziur na udach. Sai, już jako człowiek, sięgnął po notkę, aby sprawdzić, co było tam napisane.
Ładnym damskim pismem na karteczce widniało.
“Mój sługa był tylko przynętą, chciałam Ciebie sprawdzić. Kiedyś się spotkamy.
P.S czekam w ruinach Stonebridge”

Wilk był zaskoczony, tym, co przeczytał. Nic z tego nie rozumiał. A jego ciekawość nie chciała dać za wygraną. Prędzej czy później będzie musiał się dowiedzieć, kto to napisał i czego od niego chce.
Notka po przeczytaniu natychmiastowo uległa rozkładowi, zostawiając po sobie na ziemi kupkę prochu z której utworzył się napis. “Wiem kto Cię przemienił”


Nekromanta skrzywił się widząc, że został wmieszany w walkę. Nie podobało mu się to, ale cóż... Uderzył laską w ziemię i w tym momencie oczodoły czaszki będącej jej zwieńczeniem, oraz jego własne oczy, zapłonęły ogniem który, swą głęboką czernią, zdawał się pochłaniać światło. Zakręcił laską nad głową tworząc opadającą spiralę z tego płomienia.
-Pożoga Czarnego Ognia- Chwycił ją szerzej i machnął po skosie posyłając płomienną falę w stado nietoperzy. Zaklęcie raczej nie aż tak potężne, dotkliwie parzy i wypacza skórę ofiary, ale rzadko zabija. Jednak małe ciałka latających ssaków zniosą ogień znacznie gorzej niż zwierze rozmiaru człowieka.I I stało się zgodnie z jego oczekiwaniami. Jedynie pozrzędził pod nosem gdy spadły na niego spopielone resztki
-Trzeba było się lekko pospieszyć...- ale był w sumie zadowolony, dawno nie stosował tego zaklęcia, a osiągnął efekt znacznie lepszy niż się spodziewał. Albo coś schrzanił, albo zrobił bardzo duży progres od tego czasu. Dalej przyglądał się walce. Nie wyglądało by ktoś miał przewagę, a gdy wampir ją zyskał już świtało. Nie trzeba się mieszać.
-Ładnie sobie z nim poradziłeś- stwierdził Faust Czwarty strzepując z barku resztkę spopielonego nietoperza- Nie jesteś ranny?
Sairus drgnał niespokojnie i spojrzał na nieznajomego. Przez tę walkę, całkiem zapomniał o tym, że nie był tutaj sam. Zasypał szybko napis, który powstał z popiołu.
- Nie - odparł krótko.
- Chcesz czegoś, czy nie? - zapytał od razu. Nie chciał marnować czasu na zbędne rozmowy z nieznajomym.
-Nie. Gdyby udało się ubić wampira zapytałby czy mogę zabrać jego ciało. Serce potępieńca to bardzo silny komponent. Ale, tak to nie mam żadnego interesu. Wiesz może czemu cię zaatakował?- podrapał się po głowie w geście niewiedzy a szeroki rękaw opadł odsłaniając przedramię.
- Nie twój interes - Sai warknął w stronę rozmówcy. Zaatakowano go i to była tylko jego sprawa. Nikt nie powinien się do tego mieszać.
Mag wzniósł ręce w geście odcięcia
- Dobra. Twoja wola..


W momencie dialogu dwóch osobników od strony wioski dostrzec można było falry wysyłane przez “ Inkwizytorów”. Pododdział Gabryjelitów zajmujący się łapaniem odmieńców. Niechybnie zostali zauważeni. Strzały święcone, bełty, pociski magiczne zaczęły hulać w okolicy.
-Cholera. Dobra, miło było poznać, ale ja się zmywam.
Sairus przeklną szpetnie pod nosem. W następnej chwili rzucił się biegiem w stronę przeciwną do tej z której przybiegli ci durnie. Dopiero po przebiegnięciu kilku metrów zamienił się w wilka i zyskał tym samym na prędkości.
- Co tu się do cholery dzieje? - Sai zapytał sam siebie i w następnej chwili biegł w stronę nieznajomego. Z boku mogło to wyglądać tak, jakby zamierzał go zaatakować. Jednak tego robić nie zamierzał, jeszcze. Chciał go tylko dorwać w swoje łapksa i uciec razem z nim. Gdziekolwiek. Gdy tylko był odpowiednio blisko nekrusa, złapał go jedną łapą za szatę i trzymając mocno, znowu zaczął uciekać.
Barutz nie protestował. Uciekał dalej razem z wilkołakiem. Miał tylko nadzieję nie oberwać żadnym pociskiem.
Kilka pocisków utkwiło w plecach Sairusa, ten jednak zignorował odczucia jak na wilkołak przystało i biegł przed siebie. Przemierzyli sporą odległość, ogon zgubili dawno. Van Drake powoli słabł. Powoli tracił siły na bieg, dyszał mimo swoich wielkich możliwości fizycznych, a rany zaczęły dawać się we znaki. Barutz z drugiej strony był nietchnięty, a i podróż była dość komfortowa.
Wilk był pewien, że pościg został zgubiony, zatrzymał się i bez żadnej delikatności rzucił nieznajomego na ziemię. Nie zrobił tego tam mocno, aby go połamać, ale pewnie upadek trochę zabolał. Nie poświęcił mu nawet krótkiego spojrzenia, tylko spróbował wyrwać pociski ze swoich pleców.
-Dzięki za podwózkę. Pomóc ci może z tym?- zapytał Barutz otrzepując się z igliwia
- Sam sobie poradzę! - krzyknął Sai w odpowiedzi, a to dlatego, że właśnie wyrwał jeden z pocisków i wiązało się to ze sporym bólem.
-W sumie jestem ci winny piwo. Bez ciebie sam bym był tak nafaszerowany, a zniósłbym to znacznie gorzej.
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - warknął Sairus i pozbył się kolejnego pocisku.
- I tak jestem wdzięczny.
- Jeśli dobrze słuchałeś, wampir wspominał, że zabijając nas, upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Dlatego Cię ze sobą zabrałem, bo może wiesz, czego ten pieprzony krwiopijca mógł chcieć - powiedział wilk i pozbył się reszty pocisków z pleców, i wrócił do ludzkiej formy.
-Przykro mi, ale niczego się ode mnie nie dowiesz. Nie mam pojęcia czego może on chcieć. W każdym razie nie od nas. Gdyby chciał tylko mnie to bym zgadywał, że starzy wrogowie się odezwali. Tego konkretnego widziałem pierwszy raz.
- Wiesz co? Masz szczęście. Gdyby nie to, że interesuje mnie, czego mógł od ciebie chcieć ten wampir, zabiłbym cie - powiedział Sairus bardzo spokojnie. - potrzebuję wzmocnienia na podróż, a ty jesteś pod ręką - dodał po chwili.
-Hmmm... mógłbys próbować. Ale ponieważ cię interesuje to na razie nie musimy walczyć.
- Na razie - zaznaczył Sai i rozejrzał się po okolicy.
- Nie zamierzam tutaj spędzać całego dnia. Ty, rób co chcesz. Ja muszę gdzieś wyruszyć - kontynuował.
-No to bywaj.- pół zasalutował a pół zamachał ręką i skierował się do siebie
Sai jeszcze chwilę stał w miejscu, starając się ustalić kierunek w którym powinien się udać. Gdy mniej więcej mu się to udało, ruszył tam, gdzie jego zdaniem powinno być Stonebridge.
 
Saverock jest offline  
Stary 02-08-2011, 15:53   #3
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Azrael, Anhernatirenatux i Darica
-A więc może zaczne od tego że się przedstawię. Zwą mnie Azrael. Możecie mnie tak nazywać bądź też jak chcecie. Możecie się przedstawić aczkolwiek nie jest to wymagane, ja i tak wiem o was wszystko.-Głos odbijał się echem korzystając z akustyki sali

- Wiesz... ? Powiadasz że Wiesz wszystko, tak ? Sądzę jednak, że twoja wiedza, ogranicza się Jeno, to czubka twego nosa, oraz interesów tej przeklętej wierzy. Sądzę że nie zdajesz sobie sprawy nawet z własnego oddechu, własnego Rytmu serca. Nie masz nawet Pojęcia, co będziesz robił, za godzine. Więc jak możesz wiedzieć wszystko, o osobach, których twarze, dane było Ci ujrzeć pierwszy raz ? Przemyśl To... - Powiedział stanowczo

Nieznajomy roześmiał się delikatnie. Podszedł do Anhernatirenatux’a. Nim ten cokolwiek zdążył zrobić podniósł dwumetrowego osobnika niczym piórko. I szeptał mu do ucha tak, żeby Darica ich nie usłyszała.
-Posłuchaj mój ty pseudobożku, jeżeli mówię, że wiem to znaczy, iż tak jest. Skróć trochę swój temperament. Jeżeli się przysłużysz mojej sprawię. To może i ja Ci pomogę.-Azrael odstawił mężczyznę na miejsce.
-Jeszcze jakieś pytania czy możemy ruszać?- Tym razem pytanie skierowane było również do Daricii

- Dlaczego tylko mi kazałeś zostać? - spytała. Darica zupełnie nie wiedziała co się dzieje. -“Skąd pojawił się ten nieznajomy? Czego on ode mnie chce?”- Miał tylu dostojnych i poważnych magów do wyboru, a kazał zostać właśnie jej.
- I gdzie mamy ruszać?

-Dlatego, że zostałaś wybrana. Nie pytaj czemu ani przez kogo. Dowiesz się w czasie. A gdzie mamy ruszać? Tego dowiecię się o ile zgodzicie się na misję. Nikogo nie zmuszam. Po prostu was o to proszę. Być może zmienicie losy Albiony, ba nawet świata.- Azrael przechadzał się to tu, to tam. W ręce brał rozmaite wazy, kielichy. Otwierał skrzyneczki.

Istota uśmiechnęła się krzywo
- Powiedz mi Proszę... Obaj wiemy, jaką wartość posiadasz TY, twoja krew. Nie, nie - TY nie posiadasz własnej krwi. Czuć ten odór, Ty jesteś bytem zależnym, istniejesz z kogoś woli, trwasz dla jakiegoś zadania. Ale to nie jest temat... O którym winniśmy rozmawiać przy... Ludziach, prawda ? Zadaj sobie jeszcze pytanie, czym jest ciężar. Podnoszenie bytów materialnych jest dla Ciebie, dowodem potęgi ? Czyżby mój brat, aż tak ograniczył swe sługi ? - Mężczyzna zamyślił się, po czym szybko dodał
- Nie, nie - To wszystko musi mieć sens, drugi sens. Ale to dziwna prośba. Prośba, wskrzeszenia czegoś, co może istnieć z tego świata, czegoś co ma wartość. Ehh... Zawrzyjmy układ - obustronnie korzystny. Ty jako wysłannik, masz chyba prawo służyć jako emisariusz, prawda ? Masz prawo do pertraktacji, czyż nie ?

-Skoro już zacząłeś mówić przy panience. To i ja nie będe się krępował. Ty nic nie wiesz, nie jestem żadnym posłańcem twojego brata, kim on tak właściwie jest, czymś co istaniało od zarania dziejów? I co z tego? Jest nic nie znaczącym szarym bytem. Nie obchodzi mnie on.
Słucham twojego układu zatem.- Przybysz ustał w miejscu i założył ręce na siebie. W głowie kłębiło mu się mnóstwo nie potrzebnych uczuć. Nie poznawał sam siebie.

-”Co się tu dzieje?” - Darica ze zdumieniem przysłuchiwała się rozmowie dwóch mężczyzn. Mówili o dziwnych rzeczach. Postanowiła spytać:
- O czym Wy mówicie? Jakie wskrzeszanie? Kogo czy czego? Trochę się gubię.

- Wspaniale. Tak więc, chce pozwolenie do krwi, pewnego rodu krwi. Jest to prawo zemsty, więc liczę że to Uszanujesz. Niezależnie od okoliczności. Drugą kwestią jest, że moja persona pozostanie tajemnicą. Przynajmniej wśród innych. Dobrze wiesz, że takie coś “zakłóciło” by ład misji. A Nie pokonalibyśmy ich bez armii. Oraz ostatnia, najważniejsza sprawa. Sprawujesz tutaj pewną władze... Więc chcę być wolny, wolny od waszych zaczepów.. Z czasem i tak skoczymy sobie do gardeł. Jeśli będziesz szanował mnie, JA okaże szacunek Tobie. - Wtedy to zwrócił się w stronę kobiety
- Są kwestie, których wasz, prosty, niczym nie skrępowany rozum, nie winien zaznać, Ba ! Nie winien nawet spoglądać nań - Powiedział złośliwie

-Odrobinę szacunku dla istot rozumnych, a tym bardziej dla kobiet. Na zemstę pozwolę ale w uczciwym starciu. Musisz mi pokazać, żeś się zmienił. Możesz próbować mnie zaatakować, jeżeli taka wola. Jednak znam sposób, aby unicestwić cię całkowicie. Darico, na twe pytania odpowiedź być może znajdziesz sama, tak będzie lepiej. W każdym bądź razie, zapewne zauważyliście pojawienie się dziwnej gwiazdy. Tak naprawdę to magiczny kryształ. Znajduję się nad ruinami na których dziesięć lat temu miała miejsce najkrwawsza bitwa w Historii Albionu. Musimy tam dotrzeć i odszukać prawowitego potomka króla. Musimy wyprzedzić inne grópy poszukiwawcze, bo i takie są. Ostrzegam możliwe, że ktoś zginie. Możliwe, iż kogoś trzeba zabić, ba, to jest pewne.-Gdy skończył swój monolog nabrał sporo powietrza w usta i czekał na reakcje współrozmówców.

Niewiele brakowało, a dziewczyna wybuchłaby. Gdyby nie ten konkretny strzępek informacji wyszłaby,oczywiście po dobitnym wyrażeniu swojego zdania. Ten palant ja obraził! Ledwo trzymała nerwy na wodzy. Najpierw skupi się na tym, co ważniejsze. Gwiazda?
- Jaki wpływ ma ta gwiazda na nas? Jak widzę trwa wyścig o odnalezienie prawowitego władcy. Co zrobicie z nim, jak go odnajdziemy? Czy to zakończy wreszcie rządy Zakonu i Zgromadzenia raz na zawsze? I czego tak naprawdę chcą te inne grupy?

- Na szacunek, trzeba sobie zasłużyć, albo zwycięstwem, albo służbą. - Istota spojrzała raz jeszcze na kobietę, po czym dodał
- Ale powiedzmy, że mogę Akceptować... Tak, to jest dużo bliższe prawdy.
Kiedy usłyszał pytanie towarzyszki, pokiwał głową na znak odmowy, po czym powiedział.
- Jak myślisz ? Czy potężni zrzekną się władzy dla jakiegoś wypierdka, który sam nie potrafi odnaleźć się we świecie ? Skoro jest dziedzicem, dlaczego niema go w stolicy ? Dlaczego sam nie walczy, o swą godność ? Wam ludziom zależy na władzy i zaspokajaniu własnych potrzeb. Was rozum okazuje wtedy “satysfakcje”. Co się zaś tyczy gwiazdy. Wybacz, ale od wielu lat nic nie widziałem, tak więc ten kryształ zapewne okaże się kolejnym pseudo ważnym artefaktem.

-Do jednego się zgodze, nic dobrego z Dziedzicem nie zrobią. Na pewno go uśmiercą. Nam zależy na utrzymaniu równowagi w tym świecie, chodzi o to żeby nikt nie dostał tego co siedzi w chłopaku, on sam nie wie o swoim Dziedzictwie. Sama gwiazda jest zagadką. Bądź co bądź, panie Anhernatirenatux wybierz sobię jakiś bardziej ludzki przydomek. Kolejna sprawa czy wyruszycie czy też nie? Jest to sprawa kluczowa dla mnie.-

Zwróciła się do pojawionego znikąd mężczyzny:
- Nie dziwię się, że nie ma go w stolicy. Chyba nie wyobrażasz sobie, Panie-Mający-Odpowiedź-Na-Każde-Pytanie, że sam jeden człowiek byłby wstanie pokonać cały Zakon i Zgromadzenie na raz! A oni władzy nie oddadzą tak po prostu. Gdyby nie ich głupia walka, tysiące osób wciąż by żyło, więc czemu mieliby oszczędzić jednego chłopaka? I to do tego prawowitego władcę? Może ktoś wreszcie przejrzałby na oczy! Parszywe dranie! Myślę, że gdyby zebrać odpowiednie siły, dałoby się nieco zmienić naszą sytuacje.
- Panie Azrael, powiedz mi jeszcze, co takiego siedzi w tym chłopaku. Co jest jego Dziedzictwem? I co rozumiesz poprzez utrzymanie równowagi na świcie? Utrzymanie spraw, tak jak teraz stoją?

- Ważniejszym niż umiejętność odpowiadania, jest sztuka zadawania Pytań, więc jeśli padło to z twoich ust... Odbiorę to jako komplement. Poza Tym jest kwestia “unikania” problemów, w mieście, gdzie żyją tysiące ludzi, w końcu można się tutaj, chyba ukryć, prawda ? Ah, wasza ludzka naiwność... Poza Tym, o to co pytałeś drogi Panie, tak, wezmę udział w twej misji, ale pamiętaj że to nie Ty ani Ja. Światem steruje inna siła, przed którą Cię ostrzegam. TO nie jest groźba, a jeno przydatna rada. Co się zaś tyczy człowieka... - Zamyślił się
- Co właściwie potrafisz, poza próbą dogryzania mi ? Umiesz, coś pożytecznego... ?

-To co siedzi w tym chłopcu to kryształ ze skumulowaną, magią z ostatniej wielkiej bitwy. Przez równowagę nie rozumiem stanu politycznego tylko tego co może się wydarzyć po przez przejęcie pojemnika przez Nekromantów. Królestwo potrzeba zjednoczyć, pod jednym sztandarem aby stawić czoło temu co zapewne nadejdzie. A połączyć Albion może tylko te dziecko.- Azrael wydawał się dość zaniepokojony calą sprawą, przynajmniej tak można było odebrać po tonie jego głosu.
-Co ważniejsze Panienko, czy w to wchodzisz?-Zadał pytanie prawie retoryczne gdyż ktoś kto posiadł już taką wiedze nie miał wprawdzie wyboru.

Ten mężczyzna naprawdę potrafił ją zdenerwować. Nawet sarkazm potrafił obrócić przeciwko niej.I jakim prawem miał czelność pytać się o jej umiejętności! - była oburzona.
- Nie mam w zwyczaju rozgłaszać i udowadniać moich umiejętności, komuś kto nawet nie raczył się przedstawić i od początku traktuje mnie jak kogoś gorszego! Jeżeli mamy współpracować żadam szacunku i traktowania mnie na równi. Jeśli mam się do czegoś przydać, a tego chyba oczekujecie, skoro mnie wezwano, to liczę, że będą mi przekazywane wszystkie informacje, oczywiście dotyczące tej sprawy. Nie mam zamiaru stać i się przysłuchiwać jak rozprawiacie, o jakiś najwyraźniej ważnych rzeczach, jakby mnie tu wcale nie było. Jeśli potraktujecie mnie poważnie, to jestem w stanie zgodzić się przystąpić do tego zadania.

- Po pierwsze, pragnę zauważyć iż TY również się nie przedstawiłaś, poza Tym, na co Ci moje imię ? Nie spamiętałabyś go, skoro masz problem z uświadomieniem i wymienieniem kilku rzeczy w których jesteś dobra. No chyba że w niczym, w tedy zwracam honor. Na dodatek widzę iż masz straszną wadę wymowy, albo niezwykle krótką pamięć. MY od Ciebie czegoś oczekujemy ? JA nic od Ciebie nie oczekiwałem, jak widać miałem słuszność. Tak więc zastanów się jeszcze raz, czy ta Jałowa dyskusja ma sens ? Tym bardziej dla mnie, boje się że ucierpi na tym... Mój umysł. Chcesz być poważnie traktowana ? Zrób coś, a nie staraj się chwytać rzeczy mało ważnych, jak chociażby ta rozmowa ze mną. - Dodał zmęczony

- Powiem tylko, że ja od Ciebie nic nie oczekuję, dlatego nie potrzebne Ci moje imię. A ciekawe, po co TOBIE moje umiejętności, skoro nic ode mnie nie chcesz. - rzekła, po czym zamilkła urażona. Nie da mu tej satysfakcji, wymieniając choć jedną rzecz, którą na pewno dużo lepiej potrafi niż ten nadęty bufon.

- Prostytutki, również nie mają zwyczaju okazywać swych umiejętności, jeno brzęk złota sprawiał że stały się dużo chętniejsze. Po co mi twoje umiejętności ? Tak naprawdę, To tylko po to, by mieć świadomość, że nasza... Grupka, niesie ze sobą coś wartościowego. Poza Tym,
znacznie milej, podróżuje się z kimś, od kogo można się czegoś nauczyć. Prawda ?

-Przestańcie w końcu.-Wyraźnie poirytowany Azrael dał upust emocjom.
-Jeżeli została wybrana,a nie któryś w tych wielce ważnych magów to znaczy, że jest przydatna.
Darico gdybym Cie nie szanował nie była byś tu obecna, to tak w ramach sprostowania. Czas ucieka, powiedz czy w to wchodzisz a ja przejdę do kolejnych spraw.- Zakapturzony chłopak tłumaczył się przed osobami w sali.

- Wchodzę. - odparła, tylko ze złością patrząc kątem oka na kłótliwego jegomościa. - Idziemy?
 
xDorota jest offline  
Stary 02-08-2011, 15:56   #4
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Tajemnicza postać obdarzyła swe oblicze zdejmując kaptur, inni mogli dostrzec. Przystojną twarz młodzieńca w wieku maksymalnie dziewietnastu lat o srebrnych średniej długości włosach z grzywką przysłaniającą jedno oko.
-Jam jest Azrael w tym świecie, jednak na prawdę zwę się Gabryjel.-Przedstawił się.

- Książę odmentu, Pan chaosu, władca Nibylandii, król Jeszcze nie narodzonych... Ładne Tytuły, tak samo jest z imionami, co to za różnica, Czy zwiesz się Azrael, czy też Gabryjel. Nie wiem kim jesteś, oraz czy powinienem zrobić zaskoczony okrzyk szczęścia... Wybacz, więc mój brak taktu, to na pewno przez moją poprzednią rozmowę. Zbyt długo patrzyłem w pustkę, szukając jej odmętów...

-Jestem Panem 12 chórów Anielskich, prawda tytuły są nie ważne ale myślę, że wolicie wiedzieć z kim będziecie współpracować. No chyba, iż to wam wisi.- Gabryjel miał już dość uwag, bożka jak i jego wywyższania się.

- Nie wiem jak on, ale ja jestem wdzięczna za każdą informację. Mówiłeś, Panie Azraelu czy Gabryjelu, jak wolisz, że musimy gdzieś ruszać?

-Tak do ruin, Stonebridge. Tam gdzie upadł poprzedni król. A mam nadzieję, że i nowy powstanie.- Ostatnie zdanie dodał tak jakby to było marzenie, ale chwila czy Anioła to może co kolwiek obchodzić?

- Jak Ty się... Ah, tak Darico. Powiedz mi, czy jesteś osobą wierzącą ? - Popił wino, ze srebrzystego kielicha, nie wiadomo skąd Je dostał - Czy ludzie, modlą się w trudnych sytuacjach ? I czy to pomaga ? Jeśli tak, winniście to zrobić... Bo czeka nas, troche niebezpieczeństw, wnioskując po tonie głosu Anioła miecza, czy miecza anioła. - dodał lekceważco

-“Jak mam nie wierzyć, jak właśnie przede mną stoi anioł... choć wtedy ciężko nazwać coś wiarą, jak już się wie, że coś istnieje na pewno”- zignorowała pytanie bożka i zwróciła się do Gabryjela:
- Czemu jeszcze marnujemy tutaj czas? Nie powinniśmy już być w drodze do Stonebridge? Czy jeszcze coś musi zostać powiedziane bądź zrobione?

Azrael przytaknął.
-Zabierzcie wszystko co wam się może przydać, nie wiem ile cała wyprawa potrwa. Tydzień, miesiąc, rok? Może całą dekade. Nie mam pojęcia.
-Potrzebujecie coś czy rusza.....
Dzwony zabiły w całym mieście, rozległy się trąby a do sali wpadł strażnik. Nekromancii i szkielety zalały miasto kierują się ku wierzy!
-Chłopcze ratuj skórę.-Gabryjel wymierzył spojrzenie do towarzyszy.

- Nekromancii ? Ha, przeżyli Tyle tysiącleci, aż przyznam szczerze, złapała mnie pewna “duma”. Co by nie mówić, bracią nie udało się wszystkiego zniweczyć. Smuci mnie jednak fakt tego, że musimy ich teraz pozabijać... Albo pomódlmy się do najwyższego, on ześle pioruny z nieba i załatwi sprawę ! - Powiedział bez przekonania
- Panienko, widzisz, sytuacja nadeszła byś pokazała nam co potrafisz... Azrael, masz jakiś plan, czy mam dokonać w mieście kompletnej destrukcji, ku uciesze tłumów i cmentarzy ? - Zażartował

Nekromancii? Nie była nawet do końca pewna kim oni są. Ale jak trzeba, to stawi im czoła. Jedno wiedziała, łatwo zabić się nie da. Tylko szkoda, że nie ma tu swojego łuku. Cóż, będzie musiała sobie poradzić bez niego.
- Hura, wreszcie Ci się udało dopiąć swego. Może odtańczysz taniec radości? - powiedziała z drwiącym uśmiechem, próbując ukryć lekkie zdenerwowanie. Zamierzała zaczekać na przybycie wroga. Choć jaki jest sens zostawać w tej sali? Powinni raczej jak najszybciej wyjechać z miasta. Mogą tu tkwić i zabijać nekromantów, a czas będzie leciał. Inni też szukają. Szkoda każdej chwili.
- Szkoda tu tak stać. Spróbujmy przebić się za miasto, co Wy na to?

-Zostawią miasto w spokoju jeżeli je opuścimy.-Anioł stwierdził pewnie.
-Znam krąg teleportacyjny w grocie poza murami miasta, musimy jednak dostać się na szczyt wierzy.- W tym samym czasie drzwi od sali zostały wywalone. To dobre określenie bo dosłownie grzmotneły w ścianę po drugiej stronie. Dwóch nekromantów i kilka szkieletów zmierzało w stronę naszych bohaterów.

Darica nie traciła ani chwili, gdy tylko ich zobaczyła.:
hurricane push - wypowiedziała zaklęcie, mające na celu z ogromną siłą huraganu zdmuchnąć przeciwników i przybić ich do ściany, od której strony nadchodzili.

Szkielety zostały zdmuchnięte niczym jesienne liście, nic się po nich nie ostało problem stanowili nadal Nekromanci, którzy to udanie ukryli się za magicznymi barierami i co jakiś czas miotali niecelne kule magiczne.

- CO To ma być !? Czy to Byli Ci, których pozostawiłem z tajemnicą mych słów ? - istota wyjątkowo się zdenerwowała, w okół jego dłoni, zaczęło iskrzyć się, chwilę później jego ciało otaczała elektryczność
- Czy wy ! Śmiecie zwać się nekromantami ? Szkielety ? Co za idiota przyzwie szkieleta ? Nie, nie, nie zabije was tak ! Będziecie cierpieć - mężczyzna rzucił pioruny w stronę czarodziejów

-Bez okrucieństwa!-Pioruny jakoby wzmgoły na sile i natychmiastowo zabiły czarnych magów.
-Dobrze na szczyt wiezy!-Wykrzyczał Archanioł.
Cała trójka dosyć bezproblemowo dostała się do celu, w całej wiezy wrzało. Praktycznie na każdym metrze dochodziło do starć. Londyn płonął i to było niezaprzeczalnym faktem. Azrael wyszeptał kilka śpiewnych słow i runa poczeła iskrzyć.
-Gotowe wskakujcie.-Gabryjel oznajmił towarzyszom

Teleport nie trwał długo, nie był też efektowny. Ale świadomość że jest uwiązany do tego Ciała, była jeszcze gorsza niż świadomość tego, że jego słudzy okazali się nic nie wartymi robakami.
- Tysiąclecia, nadałem im zdolność Panowania nad umarłymi ! I Co ?! CI kretyni, przyzywają coś takiego ? Gdzie podziali się Ci dumni, Panowie śmierci ? Którzy tworzyli armie, armie która nawet bóg by się nie powstydził ! A moi bracia lękli się świadomości zniszczenia !
Mężczyzna złapał głęboki oddech
- A Wy ? Dlaczego, wplątujecie się w sprawy ludzi, skoro nie należą do was ? Jakim prawem mieszacie się do naszego dzieła ?! Zdajesz sobie sprawe z konsekwencji ? Myślisz że stwórca nie wie że tutaj jesteś ? Jest nawet świadom tego, że Ja tutaj jestem. Ale dlaczego nic nie robi ? - zamyślił się

-Jesteś strasznie dumny, to cię zgubi, niech to cię nie interesuje, aczkolwiek zaspakajając twoją ciekawość powiem, dobro. Być może tak. Chyba jesteśmy stworzenii do dobra, nawet jeżeli to nie nasze. Ale wieczne siedzenie w Niebie i patrzenie na ludzką krzywdę mnie nie zadowala.-Mówił bardziej do siebie a niżeli do bożka.

Stała na wieży patrząc jak wszystko płonie i nagle znalazła się w totalnej ciemności. Nie widziała nawet ręki, którą zamachała przed twarzą. -"Cudownie. Gdzie oni mnie przenieśli. Choć przynajmniej nic nie płonie ani nie próbuje mnie zabić. A w każdym razie tego nie widzę.” - pomyślała. -”Ale od razu słychać, że oni dotarli tu również w całości. Ale przynajmniej połowa nie w najlepszym humorze”- uśmiechnęła się do siebie.
- Będziemy tu tak stać i urządzać sobie pogaduszki? Ruszajmy. Wyczuwam świeże powietrze nadlatujące z tamtej strony - wskazała, choć zdawała sobie sprawę, że jej ręki nie widać.
- Idziecie?

Azrael bez słowa ruszył w stronę, która była zarazem miejscem wskazanym przez kobiete, jak i wyjściem. Celnie oceniła prądy powietrzne. Anioł uśmiechnął się w dychu, utwierdził się w przekonaniu, iż jej wybór do misji był celny.Nie mineły dwie minutki jak promienie chylącego się ku zachodowi słońca ogrzeły jego bladą twarz.
-Do zmroku będziemy podróżować, potem rozbijemy obóz.-Krzyknał do jaskini w której byli członkowie drużyny.

Istota wyszła zaraz za nim, popatrzył chwilę w górę.
- Nienawidziłem tego widoku. Ile to stuleci minęło nim ostatni raz spoglądałem nań z radością. Było to jeszcze przed narodzinami ludzi. Ziemie te były zupełnie inne, nieznane. Powiedz Mi Azrael, czy będziesz szanował decyzje moich braci, czy masz zamiar z nimi walczyć ? Pamiętaj że to Ty jesteś tutaj intruzem, a twoje dobre chęci Nie mogą na nic wpłynąć. Poza Tym, Ona. Czy kobiety nie były stworzone czasem do innych rzeczy, aniżeli walki ? Pamiętam że ich zadaniem było chowanie dzieci, a.... ale to nie jest dobry przykład - powiedział onieśmielony, widocznie coś stało się w przeszłości.

-Czyżby ktoś taki jak ty miał cechy ludzkie?-Lekko rozbawiony zadał sarkastycznie pytanie.
-Nie, zrobię to co uważam za słuszne, nie zamierzam z nikim walczyć, chyba że któryś z twojej rodzinki mnie zaatakuje.-Nabrał nozdrzami powietrza, rozkoszował się zapachem igliwia pobliskiego lasu.

- “Zupełnie jakbym słyszała matkę. Dziewczyny nie walczą. Phi. Pewnie większośc nie potrafii, choć w dzisiejszych czasach lepiej umieć posługiwać sie chociaż nożem. A oni znowu gadają o jakiś nieistotnych na obecną chwilę rzeczach. Zamiast zająć się wyprawą i transportem. Mężczyźni! I to wysoko postawieni mężczyżni! Pewnie zwykle mają wszytsko na swoje zawołanie. Po co się troszczyć o konie. Ktoś to zrobi za nich. Ehhhh...”-
- Chyba nie chcecie iść do Stonebrige na piechotę?

- Tylko pamiętaj, mają pełną kontrole nad tym światem... Co do dziewczyn, powołaliśmy Je do życia w innym celu, więc nie wiem, czy te kobiete mam odbierać jako przykład naszej porażki, czy syndrom tego, że ktoś postanowił dać im więcej swobody, aniżeli sądziłem. Większość z nas zapewne zgodziła by się ze mną. I dlatego mam dla Ciebie prośbę - spójrz, jak już zmieniłem nastawienie. Tak więc, jak tylko zakończymy te naszą misje, odejdziesz z tego globu. Opuścisz naszą domene i nigdy już tu nie powrócicie. Co Ty na to ? Nie chcę doprowadzić do wojny totalnej, ponieważ nic na niej nie zyskam...

-Och, nie ma to jak gościnność.-Azrael przemilczał prośbę. I ruszył dalej.
-Nieopodal jest wieś, tak powinniśmy kupić konie, powinniśmy zdążyć przed zmrokiem. Wynajmiemy też tam miejsce w karczmie albo u jakiegoś gospodarza.-Mowił w marszu.

- Mam nadzieję, ze będzie można też kupić jakieś porządne ubranie podróżne, bo ta oficjalna szata maga, zdecydowania nie jest najlepszą opcją do wędrowania. Przydałby sie też jakiś dobry łuk.

- Tak, tak, ale czy posiadasz, chociaż odrobine złota przy sobie ? Czy masz zamiar ukraść? Nie nabędziesz towaru bez czegoś na wymiane.... - Dodał złośliwie
- Azreal masz coś, co można spienięrzyć ?

-Może być ten kruszec?-Zapytał dość nie pewnie, nie znał dość dobrze zwyczajów panujących na Ziemi. Z kieszeni wysunął rękę pełną diamentów, jednak sam nie znał ich wartości.

Oczy Darici zabłyszczały radośnie. - Chyba nie będziemy mieli żadnych problemów z zakupem jakichkolwiek potrzebnych rzeczy. Mam jakieś drobne, ale przy tym nie ma nawet co wspominać.

- Bardzo ładna błyskotka, pokaż czy są prawdziwe, oraz czy mają wartość w tutejszych ziemiach. Jeśli dostałeś Je na mieście, mogą być fałszywe, jeśli masz od siebie, mogą uznać za tandetę... - Mężczyzna wyciągnął dłoń

Gabryjel obojętnie podał meżczyźnie kruszec. Po czym ruszył dalej.
-To pamiatka....-Rzekł nostalgicznie, przystając na chwile jakby zamyślony jedankowo szybko się ocknął i szedł przed siebie, chwilę potem zauważył pierwsze domy wioski.

Kiedy trzymał diamenty w dłoni, zmiażdżył je dłonią, przemieniając w lśniący pył. Nie widać było by włożył w to wysiłek. Popatrzył chwilę na swoją dłoń po czym powiedział
- Nie rozdaje się pamiątek. Jednak jeśli zechcesz zostawić coś na tej planecie, moge rozrzucić to na ziemie, albo zwrócić Ci. Ważne jest to byś nie pozbywał się tego...

Wzruszył beznamiętnie ramionami. Zatrzymał się przed znakiem.
-Co ważniejsze, kupimy coś za to? Chyba że śpimy na gołej trawie z pustymi brzuchami, a podróż przebędziemy pieszo?

- W takiej formie będzie ciężko to sprzedać. Chyba, że spotkamy i namówimy jakąś bogatą damę do zakupu tego jako najcenniejszy materiał do modnej, świadczącej o bogactwie sukni... Ale w małej wsi szanse są nikłe, by znaleźć kogoś takiego. Nie rozumiem tylko czemu je zniszyłeś? Jeśli tak szanujesz pamiątki, to nie powinieneś naruszać ich stanu. Właściciel winien decydować o ich przeznaczeniu.

- Chciałem rozrzucić Je tutaj na polu. Był by to symbol oraz dar. Jeśli tak zależy Ci na pieniądzach, czy jedzeniu, możemy zjeść tutaj. Mimo iż straciłem wiele, to nadal potrafię Parę sztuczek. I Pamiętaj, mimo wszystko, to Ja po części mam wpływ na otaczający Cię świat. Mężczyzna odsunął się na bok, po czym palcem wskazał miejsce, w którym zmaterializował się ciemny tron. Niezwłocznie zasiadł na nim, po czym przywołał dwa mniejsze.
- Pomyśleć że będę robił za kucharza... Macie jakieś specjalne prośby co do Jadłospisu ? Jeśli nie, to pozwólcie że będzie to, mięso i owoce. Nie znam nic innego. Poza Winem, ale wino nie jest niczym stałym, tak więc ludzie nazywają to... Piciem - dobrze mówię ? - Zadumał się...
- Pieniądz jest jedną z większych głupot ludzkości. Objawiły się trzy kielichy wina, oraz duża strawa z dzika, przyzdobiona owocami.
- Smacznego...

Dziewczyna była pod wrażeniem. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała, a dla niego było to takie proste. Mógłby bez większego wysiłku pomóc tylu biednym ludziom. Dobrze, że zechciał pokazać jakąś część swojej dobrej strony. A może po prostu był głodny.
- Chętnie skosztuję Twojego posiłku. Owszem wino uznawane jest za picie. Smacznego.
Może i pieniądz jest głupotą, ale nic lepszego dotąd nie wymyślono, a jest tysiąckroć lepszy niż wymiana towaru za towar...

Słońce już udało się na spoczynek, gwiazdy oświetlały nieboskłon. Azrael podszedł do naczynia wziął owoc przypominający gruszkę. Rzucił krótkie-Smacznego-. Zostawił dwójkę towarzyszy oddalając się w stronę pobliskiego drzewa, pod którym zresztą wygodnie się rozsiadł wpatrując z pewnym utęsknieniem w gwiazdy.

- Mężczyzna sięgnął gruszkę, po czym ugryzł Ją. szybko przełknął po czym powiedział
- Złoto jest towarem. Tylko o dużej wartości, tak więc nie zmieniło się to zbytnio. Stało się po prostu wygodniejsze. Poza Tym, orki 30.000 lat temu, bez problemów żyły bez sklepów jako wspólnota, dzielili się obowiązkami. I nikt nie wychodził ponad stan. Dali rade przetrwać, więc gdyby wasza rasa, również tak zrobiła... sądzę że jednak brak wam solidarności.
Wskazał Palcem, gdzie pojawiły się trzy śpiwory
Na nic więcej niema co liczyć. Wykończyłem się. A jestem ograniczony przez to ciało. I jak tak dalej pójdzie, będę ograniczony na zawsze... - Popił winem

Darica tylko spojrzała za oddalającym się Azraelem. Była już zbyt zmęczona, by toczyć kolejną dyskusję z bogiem. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień,a to był dopiero początek.
- Śpiwór mi zupełnie wystarczy. Dzięki. Dobranoc.
Zanim zasnęła, uśmiechnęła się jeszcze do siebie. - “Co za dzień! Rozmowy z aniołem. Kłótnie z bogiem. Walka ze szkieletami i Nekromantami. To co jutro mnie czeka?”-

Noc mineła niespodziewanie szybko, z rana wyruszyli w stronę wioski gdzie kupili 3 stare kobyły, ubrania podróżne i łuk. Towarem za który im po umożliwił były misy pozostałe po kolacji. Gdy już byli gotowi około południa popędzili w stronę Stonebridge.
 
xDorota jest offline  
Stary 02-08-2011, 20:57   #5
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qMzVps2JYzw[/MEDIA]

Posiadłość rodziny Nosreafatu.




Postać przyodziana czarnym płaszczem krótkim kroczkiem pokonywała kolejne metry korytarza. W momencie gdy znalazła się w przejściu do kolejnej sali nabrała porządny łyk powietrza. Starła ręką pot z czoła i już była w pokoju w którym panował półmrok. Gdzieniegdzie porozwieszane były obrazy, umiejscowione zostały półki z książkami podejrzanej zawartości. To tu, to tam szwendał się jakiś ghoul. Najbardziej szokujący mógł być stos. Ale nie jakiś tam zwykły, tylko ułożony z ciał, czy też ich fragmentów. Kobiety, dzieci, mężczyźni a nawet noworodki.
Postać zdjęła z głowy kaptur ukazując swe wampirze oblicze.
-L..L..o..ordzie Nosrefatu- Krwiopijca zaczął dość nerwowo.
-Czy wykonałeś moje polecenie, sługo? Czy dobrze się spisałeś? Czy podszyłeś się pod niewolnika mojej córki?-Z drugiego końca sali, rozległ się basowy głos, istoty siedzącej na tronie.
-Tak wykonywałem jej polecenia, aż dotąd.- Nietoperz, starł ręką pot który począł się krystalizować mu na skroni. Czarny władca wstał z tronu miotając kulą czarnej magii, przerażony wampir zasłonił się ręką i czekał na nadchodzący niechybnie uśmiercający cios. Jaka też była jego ulga, gdy takowy nie nadszedł, a magiczna energie trafiła ghula który chciał pogryźć jedno z ciał znajdujących się na stosie.
-Więc zdaj raport.
-A..A.. no. Kazała mi wyzwać na pojedynek wilkołaka. To ponoć jeden z tych z przepowiedni, kazała mi również go nie zabijać tylko zostawić wiadomość. Tak też uczyniłem.

-Co?! Ty śmieciu! Czemu to go nie zabiłeś, imbecylu?
-Panie
.-Tu wampir przykląkł, dając swojemu władcy wyraźnie do zrozumienia, iż przyjmie każdą karę.
-Ledwo uszedłem z życiem, co ważniejsze był tam Faust IV, wygląda na to że jeden z twoich byłych podwładnych jest również jednym z naznaczonych.
Władca wyraźnie zszokowany, opadł na tronie. Następnie przemówił.
-Dobrze się spisałeś wróć do swych obowiązków.


Brizville, nieopodal Stronebridge.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rRiLuA3xtvc[/MEDIA]

Konie mknęły przed siebie, a jeźdźcy na spotkanie przeznaczenia. Właśnie mijali wieś, była splądrowana. W powietrzu można było czuć aurę śmierci.
Minęliście kilka jeszcze parujących, spopielonych zwłok. Darica nigdy nie widziała takiego widoku, co dziwniejsze Azrael też był zszokowany. Natomiast Anhernatirenatux, można powiedzieć napawał się tym widokiem.
-Noctrurnal dey ray.- Zza drzewa wyłonił się czarny mag który szybo wymówił formułkę zaklęcia, a z jego kościastej dłoni pomknęły trzy czarne węże wycelowane w jeźdźców. Gabryjel odskoczył w bok łapiąc w objęcia panne Virkalli, chroniąc przed zabójczym strzałem.
Anhernatirenatux zwinnie zeskoczył z wierzchowca i skrył się za pobliskim rozbitym kawałkiem murowanego ogrodzenia oceniając sytuacje, po chwili obok niego znalazła się pozostała dwójka. Nie było różowo po wiosce szwendało się pełno Nekromantów, większość nie była świadoma ich obecności, jednak na razie w powietrzu śmigały zaklęcia co najmniej 10 istot.

Sairus w formie wilka wybiegł z lasu kierując się w stronę Stonebridge. Pierwsze co wyczuł to odór ciał, a zaraz potem ujrzał zniszczoną wioskę w której nadal toczą się walki. Pełno nekromantów, i jakichś trzech odmieńców przeciwko nim.




Las, bliżej nieokreślone miejsce.

Faust IV, miał obrócić się na pięcie, gdy usłyszał bardzo znajomy mu głos.
-Synu, mój w końcu Cie odnalazłem i muszę ukrócić Twój żywot.-Jego ojciec stał w swojej szacie mając u boku dwa golemy z ludzkich ciał, a sam celował laską w stronę Engela.
 
Eleywan jest offline  
Stary 04-08-2011, 00:47   #6
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Faust III ma zamiar wypuścić kilka zabójczych zaklęć w stronę syna, zdaje się jednak, iż szykuje coś poteżniejszego. Bo ktoś obdarzony mocą, może wyczuć kumulacje many. Jednak chowańce szarżują.
-Ojcze!- zakrzyknął Faust IV nie wierząc w to co widzi i słyszy. Przecież on go wypuścił. Dał uciec, co się zmieniło?
W ręce łukiem wskoczyła mu z pleców kusza, wcześniej ukryta pod płaszczem. Wskoczyła, może nie jest idealnym słowem, ale bliższe jest prawdy niż powiedzenie, że ją zdjął. Bełt był nałożony
-Zwierciadło Płomiennych Łez- wyinkantował, a jego oczy i oczodoły czaszki zapłonęły białym ogniem. Puścił laskę która zalewitowała nad nim w poziomie, celując głowicą w całą trójkę. Z oczodołów wylały się płomienie tworząc krąg, który, od kiedy się zamknął, zdawał się załamywac światło, jak gorące powietrze nad ogniskiem
-Łzy Tartaru- zakończył inkantację i wystrzelił bełt, który zdawał się zniknąć w magicznym kręgu, który jednak, po sekundzie, wypluł z siebie dziesiątki pocisków wyglądających jak płonące na czerwono i biało łzy. Leciały w takim rozprysku by trafić wszystkich, co jednak sprawiało, że brakło mocy by zniszczyć ich. Jednak tak wygląda walka z wieloma przeciwnikami. Szkoda, że nie miał przy sobie swoich przywołańców.
Starszy mężczyzna nic nie wypowiedział, tylko wykonał swoją laską spiralny ruch nad głową, otaczając się przy tym magiczną tarczą czarnego dymu. Gdy pociski Barutza zetkneły się z czarodziejską ścianą. W powietrze wzbił się kurz i dym, nie zabrakło też maluteńkich ekzplozji.
Gdy zawirucha opadła Faust IV już wiedział, atak nie zabił III, jednak nie był bezstkuteczny ponieważ ubił chowańce. Kolejny ruch laską, drzewa w około zaczeły się walić na stronę Barutza, czar spowodował również ich zapłon.
Młody nekromanta upiścił kuszę, która schowała się za jego plecami, jakby wstęga na której wisiała była żywa.
-Języki Pożogi!- krzyknął wciąż wykorzystując Zwierciadło Płomiennych Łez, wypchnął obie dłonie załamując jego środek a w stronę jego ojca, którego tymczasowo nie uważał za takiego, bo to by zbyt łatwo doprowadziło do jego śmierci, pomknęły dwa czarne, wijące się płonące, promienie. Były szybkie...
Potem laska upadła na ziemię, a on sam odskoczył w bok by uniknąć upadającego lasu
Płomienie zatrzymała ta sama tarcza co uprzednio, jednak tym razem została przełamana i jeden z języków sięgnął cel. Parząc mężczyzne przy tym. To by była dobra okazja na dobicie dla Barutza gdyby nie fakt że jedno z drzew które unikał pękło w połowie przygniatając mu stopę. Mógł próbować uwolnić się z uścisku jednak to zajeło by sporo czasu, którego obecnie nie posiadał.
Jęknął boleśnie, kusza sama wskoczyła mu do otwartej dłoni, znów z bełtem w środku. Wycelował
-Duch Śmierci- wystrzelił, a pocisk został nawiedzony przez widmo wojownika który teraz nim kierował by spaść wprost na głowę wroga swego pana.
Przeciwnik nie zdążył zareagować, pocisk wbił mu się między oczy. Barutz widział tylko strumień krwi. Oraz... efekt towarzyszący przerwaniu zaklęcia. Czaru kamuflażu. To nie był jego ojciec, tylko jakaś marionetka z kręgu!
Barutz padł bezwładnie na tyłek. Czuł niewysłowioną ulgę. Nie mógł walczyć na pół gwizdka bo by zginął, a tak przeżył i nie zabił ojca. Rozmyślania przerwał ogień dochodzący do niego po zwalonym drzewie. Jęknął starając się oswobodzić, lecz nim się udało przysmolił sobie szatę. Dobrze, że nie ciało. Ruszył po swoją laskę, a następnie poszedł do ciała swojego przeciwnika by mu się przyjrzeć i dokładnie przeszukać
Gdy dotarł do zwłok począł je obszukiwać, na szyi miał typowy taruaż kręgu, jednak miał też symbol rodziny Nocturnal. Głową tej były mistrz Nekromantów, ponoć najpotężniejszy jak dotąd w historii Europy. Ale czy to prawda czy tylko plotka rozsiana przez fanatycznych zwolenników, wie tylko on sam. Był też list.. jednak zachlapany krwią jedyny napis w miarę czytelny to “Stonebridge”.
Barutz spróbował kilku sztuczek na kawałku papieru by pozbyć się krwi, jednak to była improwizacja. Nikt nie tworzy zaklęć do czyszczenia papieru z krwi, toteż jedynie zniszczył papier niczego więcej się nie dowiadując.
-Oppor diak, megari shven- cała laska zapłonęła czarnym płomieniem, który jednak nie ranił Fausta Czwartego.
-Eller Velsignet- uderzył trupa w tors, płomienie błyskawiczni przeszły na niego. Nozdrza Barutza Fausta Engela IV wypełniły się zapachem płonącego mięsa, a do uszu doszło skwierczenie
-Margenomon... Powstań Spopielcze
Płomienie się rozwiały, jakby schowały się w popękanej, zwęglonej skórze. Nie dało się już rozpoznać twarzy niemarłego który powoli wstawał do siadu, a z siadu na nogi. Bełt spłonął w całości, jednak dziura pozostała. Trup jęknął podłużnie. Wciąż się dymił.
-Zobaczymy co z ciebie będzie- stworzenie prawdziwego chowańca to znacznie bardziej skomplikowany proces niż ożywienie zwłok. Należy mu poświęcić znacznie więcej pracy, ale fakt jest faktem, że jeszcze nie pracował z ciałem maga. To może przynieść ciekawe efekty.
Skierował się do swojej kryjówki, a za nim wlókł się jego nowy sługą.
Dotarł tam po trzech i pół godziny, bo co jakiś czas musiał przystawać by zombiak go dogonił. Tak to jest gdy robi się coś na szybko, ale w końcu dotarli. Od razu wziął się do pracy. Opróżnił swoją szafę z komponentami i zabrał się do roboty. Ktoś dybie na jego życie, to nic dziwnego po tym co zrobił nekromantom, ale jedyna nić wiedzie do Stonebridge. Więc wyrusza tam, ale nie od razu. Ułożył trupa na stole i zaczął pracę...

Po trzech godzinach wyszedł z sali cały brudny i dosyć boleśnie poparzony. Efekt tworzenia Spopielca. Ale dzieło było gotowe. Nie wiedział czy mu się udało, ale ten nieumarlak miał władać magią ognia. W tym celu ściągnął widmo Mekeherata, starego maga ognia, który zginął przed laty i zamknął je w umarłym ciele. Następnie w rytuale czarnej magii wypaczył je pozbawiając wolnej woli, a raczej naginając ją by “zgodnie z własną wolą” służyło Barutzowi. Jego specjalnością od zawsze były przywołańce. Tamtą walkę wygrał bo idioci wysłali za nim jakiegoś podrzędnego maga. Z kimś na porównywalnym poziomie nie miał by szans bez swoich chodzących trupów. Obserował jak jego dzieło wychodzi z sali. Ręce wyłamane w barkach były zamknięte stalowym sarkofagiem za plecami. Sięgał on łokci. Miał on chronić nieoszlifowany opal, poddany wcześniej dosyć skomplikowanym rytuałom, on miał być katalizatorem dawnej mocy, gdyby wypuścił go z rąk to straciłby całą moc, więc trzeba było się postarać by tego nie zrobił. Na twarzy miał maskę by nie świecił wypalonymi oczodołami. Ciało było pokryte serią magicznych run. Część miała uwolnić moc która normalnie jest tracona w momencie śmierci, bez tego opal nic nie zdziała. Kilka innych miało zapewnić mu możliwość swobodnego poruszania, by nie trzeba było na niego czekać, a jeszcze inne utrzymać go w stanie w jakim jest by nie zaczął śmierdzieć. Potężniejsze nałoży kiedy indziej. Jeśli w ogóle się sprawdzi.
Spakował się i obłożył pakunkami innego ożywieńca. Bardzo wysokiego i barczystego wojownika zakutego w pełną zbroję płytową walczącego wielkim, dwuręcznym mieczem.
-Ulryk, Mekeherat. Idziemy. Długa droga przed nami.
Przed drogą ukrył jeszcze wejście do swojej samotni.
 
Arvelus jest offline  
Stary 06-08-2011, 01:43   #7
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Azrael, Anhernatirenatux i Darica znajdują się za kamienną zaporą, za nimi są zniszczone, wciąż palące się domy. Przed nimi nie dalej niż 30 stóp znajduje się dwóch nekromantów, jeden miota zaklęcia, drugi podtrzymuje bariere. Dalej między drzewami ukrytych jest trzech przeciwników. Nacierają na nich również różnej maści chowańce, szkielety, ożywieńce oraz jeden masywny golem. Jeżeli szybko nie opuszczą wioski, reszta śmierciolubów zbiegnie się i wspomoże towarzyszy.
Sairus nie jest póki co w nic wmieszany, nikt nie zdaję sobie sprawy z jego obecności. Wilk początkowo obserwował spokojnie całą tę sytuację. Nekromanci,a przeciw nim trójka osób. Mogło być ciekawie. Jako, że po walce z wampirem miał ochotę rozszarpać jakąkolwiek istotę, postanowił się dołączyć. Jeśli coś zostanie, to może nawet skosztuje mięsa tych nekromantów. Coś w końcu trzeba jeść, a on szybko głodniał. Rozeznał się trochę w sytuacji i ruszył w kierunku trójki znajdującej się między drzewami. Nie chciał im pozwolić uciec, więc próbował ich okrążyć, aby dotrzeć do nich niezauważonym.
Wszystko płonie do okoła, ich na ponów atakują. Anhernatirenatux ponownie wdał się w walkę... Nie rozumiał, czy to jest “krąg” życia. Z jednej strony, to właśnie ON zapoczątkował chaos, ale nie spodziewał się że może to przetrwać tyle stuleci. Sam teraz nie wiedział, czy czuć z tego powodu satysfakcje, czy też pewne “obrzydzenie” tym, że działa to bez jego nadzoru.... Być może dlatego zaczął działać na przekór swoim “dzieciom”
- Być może ktoś jeszcze żyje... Ciężko mi to przyznać, ale jeśli tak jest... To napastnicy, nie zasługują na nic innego, aniżeli śmierć...
istota uniosła wówczas jedną z rąk. Przymknął oczy, po czym na niebie, poczęły kształtować się czarne chmury. Niemal po chwili, dało się usłyszeć pierwszy piorun, oraz począł się deszcz, wręcz ulewa której towarzyszyły grzmoty.
- Wątpię czy to wystarczy, by ugasić chałupy, jednak być może zapobiegnie rozpowszechnieniu się ognia.
Deszcz skapywał na gorejące połacie ziemi, jak i płonące chałupy. Ogień stykał się z wodą, wydając niepokojący syk. W powietrzu dym mieszam się z powietrzem, zapach ozonu ze swądem ciał, wszystko to razem mogło przypominać sceny z apokalipsy. Nad głowami niczym jeźdzcy przedstawieni w Bibli śmigały zaklęcia. W samym sercu tej piekielnej zawieruchy była trójka protagonistów, którzy mieli odmienić los Albionu.

- Ha, widzę że nawet Ja nie wyszedłem z wprawy ! Dobra, Wy dwoje zajmijcie się Tymi z przodu, ja Tymczasem przejdę w stronę lasu... Nie dajcie się zabić...Ktoś będzie musiał nieść bagaże - Uśmiechnął się złośliwie. Mężczyzna, niemal natychmiast udał się w stronę lasu, co chwila rozglądając się do Tyłu. Starał się za wszelką cene uniknąć zaklęć, w końcu już nie był tak potężny jak wcześniej... Wiedział że jeśli Nekrusale ich otoczą, będą w sporych kłopotach.
Sairus w malej części korzystając ze swej zdolności skradania się, zbliżał się do nekromantów. Chciał zobaczyć ich miny, jak zorientują się, że nie są wcale tak bezpieczni, jak się im zapewne wydawało. Na resztę walki, która się toczyła, nie patrzył, aby się nie dekoncentrować. Gdy był odpowiednio blisko, ugiął nogi w kolanach ,a potem wybił się wprost na nekrusów, mając zamiar przewrócić jednego z nich i zabić.
Gdy stracony Bóg był dość blisko nekromantów zobaczył scenę, której zdecydowanie by się nie spodziewał na jednego z nekromantów leciał właśnie, wielki Wilkołak. Zresztą chwilę potem przegryzł mu tetnicę szyjną. Jego ofiara nie miała szans. Jednak towarzysz poległej istoty nie był bierny, robnął go zaklęciem nie wymawiając formuły. Nie było potężne. Ale cielsko wilka przygrzmociło w pobliskie drzewo. Wilk jednak otrząsnął się szybko, czując przy tym przejmujący ból w barku. Anhernatirenatux nie miał czasu na namysł, wróg próbował zalać go deszczem czarnych strzał, jednak nie celnie. Władca piorónów kumulację nagłej energii.
-Norcturnal dey ray!- Inkantacja powiodła się a z laski śmierciolubnego maga wytrysnęły czarne węże.
Istota z pewnością nie spodziewał się sceny, jaka nastąpiła przed chwilą “dziwna istota, która zaatakowała jego wroga” natychmiast przypomniał sobie powiedzonko “Wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem” przynajmniej na czas tej walki. Kiedy wystrzeliły w niego strzały - bóg niemal natychmiast sprawił taki sam stół, przy którym jadł ostatnią wieczerze, posłużył mu jako tarcza, kiedy skrył się za nim, zmaterializował swoją buławę w lewej ręce. Nie spodziewał się tego... Miał bardzo duży problem z uniesieniem własnej broni !
- C-co się dzieje ?! Szlag wasze ludzkie ciało.
Odrzucił puki co broń na bok, po czym starał się strzelić czarnoksiężnika piorunem za bardzo się nie wychylając
Wilkołak chyba w życiu nie został tak poobijany w ciągu jednego dnia. Najpierw tamten krwiopijca, a teraz zaklęcie nekrusa. Eh... Chyba zaczynał się starzeć, skoro pozwolił dojść do czegoś takiego. Spodziewał się, że zaraz zostanie znowu zaatakowany, więc bez zastanowienia zbliżył się szybko do przeciwnika, aby zamachnąć się w niego swoim łapskiem. Może i bolał go bark, ale to nie znaczyło, że będzie czekał na kolejne ciosy.
Węże nekromanty przebiły stół za którym czaił się Angernatirenatux, rozpraszając go, co przyczyniło się do chybienia błyskawicą. Z pomocą upadłemu bogowi nadbiegał Sairus, drogę zaszedł mu golem z ludzkiego ciała. Był odrobinę większy od wilkołaka i zdecydowanie cuchniał.
- Co do ! - bóg sięgnął szybko broń którą zostawił obok, po czym obiema rękami ciężko zaczął uderzać w stronę gadów
- Macie czarcie bestie ! Szlag z wami, waszym Panem - Mówił podczas ataku.
Czy Sairus wcześniej wspominał coś o tym, że chętnie skosztowałby mięsa? Na pewno chociaż przez chwilę o tym myślał. Jednak teraz od razu przestał być głodny. Przeklinał swój wyczulony węch, bo ten zapach był dla niego nie do zniesienia. I pomyśleć, że musi się tego pozbyć. Sam nie wiedział, co zrobić. Za nic nie miał zamiaru gryźć tego przeciwnika, bo zwymiotowałby od razu. Dlatego musiał użyć swych szponów, którymi chciał po prostu rozerwać golema na strzępy.
Niezdecydowanie Sairusa było nań zgubne potężna gnijąca pięść uderzyła go z taką siłą, że odbił się od ziemi. Warknął przy tym przeraźliwie. Całe szczęście nic nie było połamanane, jednak ból był ogromny. Węże gineły pod buławą, jednak z każdym zabitym pojawiał się kolejny i następny. Pioruny waliły naokoło, jeden uderzył w pobliskie drzewo zapalając je przy tym.
- Cholera Jasna ! Zapomniałem że nie mam nad Tobą kontroli... - Mężczyzna odskoczył do tyłu.
- To niema sensu ! - Deszcz lał nieprzerwanie, mówiąc szczerze, przemoczył już mężczyznę. Ten postanowił wykorzystać sytuacje I ruszył szybko w stronę płonącego drzewa. Starając puszczać pioruny w stronę wroga, wiedział że jest to niecelne, jednak może była szansa by trafił.
Jak tak dalej będzie szło, to Sai prędzej zdechnie, niż się do końca zestarzeje. Pomyśleć, że do pojawienia się wampira, uważał dzień za bardzo udany. Teraz, podnosząc się powoli, myślał całkiem inaczej. Ten dzień był fatalny. Gdyby miał przy sobie jakiekolwiek przedmioty. Nie zdążył nic zabrać, a teraz jakaś mikstura czy kusza, byłaby przydatna. Jeśli chciał wygrać, musiał chyba się poświęcić. Nie mógł tego zrobić, ale musiał. Przyzwyczaił się do bólu i rzucił na przeciwnika, próbując rozszarpać go swymi kłami.
Taktyka Sairusa dobrze sprawdziła by się na człowieku lub istocie żyjącej ale nie na martwym golemie który był masywną nie czującą bólu istotą, Wilk wbił się w tlusty przegub golema, ten nawet nie wydał odgłosu , tylko potężnie machnął ramieniem. Miotając Sai’a na ziemię. Tym razem spadł gładko na ziemię.
Pioruny chybiały, w zasadzie waliły jak chciały. Nekromanta zanosił się śmiechem. I ruszył za bogiem biegiem. Wbiegliście w wielką kałuże.
Nareszcie, nareszcie spotkało go szczęście, uświadomił to sobie kiedy poczuł wodę w nogach. - I teraz umrzesz ! - Powiedział szybko miotąc potężny piorun w wodę w której obaj stali. Wszak On sam, winnien być odporny na własną magie - Cóż, nieraz to przez jego ciało przechodziły wyładowania elektryczne o potężnej sile. Cały czas się uśmiechał podczas tego wydarzenia
Wilkołak czuł się teraz jak zbity pies i tak dokładnie było. Nic nie działało na tę istotę, a sam ledwo trzymał się na nogach. Skomląc cicho, wolał odsunąć się trochę od przeciwnika. Skoro ataki na niego nie działały, tak jak powinno, mógł tylko próbować unikać jego ciosów i czekać na ewentualną pomoc. Przecież była tutaj jeszcze ta trójka nieznajomych.
Okolice rozświetliło przenikliwe światło błyskawicy, truchło nekromanty skwierczało. Prawdopodobnie nie cierpiał jego mózg szybko się zagotował. Woda wyparowała, a w okolicy można było wywąchać przyjemny zapach, który następuje po wyładowaniach atmosferycznych.
Sai, nie miał problemów z unikaniem wielkich łap golema, był potężny ale też diabelnie wolny i.. tępy.
bóg był wyraźnie uradowany. Ale po chwili uświadomił sobie, że musi pomóc wilkowi. Niemal natychmiast ruszył biegiem w stronę walki. Widział wtedy dość dziwną sytuacje, wygibasy wilka oraz ciosy molocha. Wnet rzucił nie przerwanymi piorunami w swojego wroga. Chwile później dołączył drugą ręką - co mogło robić bardzo ciekawy widok, każda kropla która padła na fale energii, natychmiastowo wyparowała.
Nie sposób byłoby nie zauważyć nadciągającej odsieczy. W końcu pioruny lecące z rąk, nie są czymś, co widzi się codziennie. W tym wypadku Sai prawie przypłacił to kolejnym bólem, bo spojrzał w stronę miotacza piorunów i z ledwością zdołał uniknąć kolejny cios golema.
Porażony golem zatrzymał się w miejscu, a światło oświetliło szwy przebiegające w miejscach gdzie ciała zostały zszyte. Ramiona, szyja i pachwiny.
- Teraz mamy szansę ! - Wykrzyczał licząc że wilkoczłek jest na tyle rozumny, w innym wypadku, będzie go czekała kolejna walka, niemal natychmiast zmaterializował swoją drugą broń, miecz - Mimo że był lżejszy to i tak był dla niego dość sporym obciążeniem. Istota, starała się zaatakować potwora w lewą dłoń, mając nadzieje, że ma wystarczająco dużo siły. By odrąbać mu kończynę
Sai nie potrzebował żadnego krzyku ze strony nieznajomego. Sam doskonale wiedział, że teraz nadarzyła się szansa. Można było najpierw pozbawić istoty rąk i wtedy byłaby prawie nieszkodliwa, ale on wolał rzucić się z kłami do szyi golema, aby gryząc w okolicach szwów, pozbawić go tej części ciała.
Wielki zamach mieczem spełz na utkwieniu klingi w bicepsie bestii. Bożek na próżno by się siłował aby go wyrwać. Jednak wilkołak rozłdzielił jak filet tors od głowy, golem opadł na trawę. W bezruchu, nieumarły ani drgnął. W powietrzu unosił się smród gotowanej zgniłej wieprzowiny.
 
Saverock jest offline  
Stary 06-08-2011, 01:46   #8
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Obolały Sai padł na kolana, wycieńczony towarzysz bezsił klapnął na pośladki.
Mężczyzna stanął w bezruchu, popatrzył chwilę na ciało bestii, a później dokładnie przyjrzał się ostrzu. Sporo broni rozrzucił na polu bitwy. Jego wzrok przeniósł się w przestworza. Przyglądał się tak chwilę po czym na po raz pierwszy zerknął towarzysza.
- Chyba przeżyjesz.... Co nie ? - Wnet wyciągnął rękę w jego stronę, w której dłoni spoczywał kielich pełen lodu
- To będzie.... interesujący widok... - Uśmiechnął się złośliwie
Pozostawanie w wilczej formie byłoby tylko stratą energii, której teraz Sairus wiele nie miał. Gdy tylko padł na kolana, powrócił do ludzkiej formy. Przy okazji czując silniejszy ból. Po prostu uwielbiał, gdy cały obolały stawał się znowu człowiekiem. Przydałoby się jakoś temu zaradzić. Gdy usłyszał nieznajomego, spojrzał na niego nieufnie.
- To już nie Twoja sprawa, czy przeżyję - warknął w odpowiedzi, a kielich wytrącił z jego ręki. Mimo ze bez jego pomocy, pewnie by zginął albo w najlepszym wypadku musiał uciec, nie zamierzał mu dziękować, ani przyjmować żadnej kolejnej pomocy. Sam sobie dobrze poradzi. Ignorując ból, ledwo bo ledwo, ale jednak wstał. Świetnie, jak w trakcie podróży lub u celu jego podróży, będzie musiał walczyć, będzie prawdopodobnie po nim. Trzeba było udać się do Kiry, zamiast decydować się na tę podróż. Tam przynajmniej miałby się nim kto zająć.
Istota nie wyglądała na zaskoczoną negatywnym zachowaniem, wilka.
- Tak... Cóż mogłem się spodziewać po człowieku ? Ha ! Na dodatek widzę że zachowanie naprawdę dziedziczyłeś po swej... kudłatej formie - bóg skosztował łyk wina ze złotego kufla.
- Z tego co pamiętam, wasz organizm potrzebuje sporo wody... Nawet bardziej, aniżeli jedzenia... A lód jest wodą... Jedynie w innym stanie. Tak wiec, nim zgrywać bohatera, winneś bez zbędnego szczekania przyjąć dar. Poza Tym, to dzięki Mnie zabiliśmy bestie, co prawda miałeś w tym swój...”udział”. Jednakowoż sam przyznasz, że nie było tego wiele - prawda ? - Dodał bez namiętnie
- Dlatego spróbujmy jeszcze raz... - Ponownie wyciągnął dłoń z kielichem pełnym lodu.
- Tym razem przemyśl to...
Wilkołak prędzej miał ochotę zaatakować nieznajomego niż cokolwiek od niego przyjmować. Zawsze radził sobie sam i tak powinno być i tym razem. Jego uwagi starał się ignorować, co łatwe nie było. Po chwili wręcz wyrwał ten kielich z ręki nieznajomego. Przyłożył chłodne naczynie do barku, aby złagodzić największy na razie ból.
Kiedy zobaczył te scene bóg, był wyraźnie uradowany
- Widzisz ? W końcu zdrowy rozsądek przejął władze nad prostymi gestami i instyktami. Nawet teraz mnie zastanawia skąd taka rasa wzięła się na ziemi, ale nie będę Cie o to wypytywał, w końcu to nic nie zmieni. Ba, może jeno pogorszyć sytuacje. - Anhernatirenatux po przyglądał się jeszcze przez chwile towarzyszowi, aż wreszcie kontynuował
- Miałeś tutaj jakiś szczególny interes ? Czy była to jeno, wycieczka krajoznawcza ? - Uśmiechnął się szeroko, po czym miecz z ciała bestii wyparował, tak samo kielich który leżał na ziemi.
- To, że mi pomogłeś, nie oznacza, że będę Ci się spowiadał ze wszystkiego - odparł Sai natychmiast. Obecność nieznajomego go irytowała. Najchętniej po prostu by stąd odszedł. Jednak przez ten cholerny ból, potrzebował odpoczynku, który mógł trochę potrwać.
- Ehhh... Spowiadać ?Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak dawno tego nie słyszałem - Mężczyzna usiadł na czarnym tronie, który pojawił się z nikąd
- Co jak co, kultura jeszcze nikogo nie zabiła, co nie ? - W jego ręce objawił się soczysty kawałek szynki
- Widzisz te sztuczkę ? Widzisz to jedzenie ? Zapewne jest lepsze niż to co dotychczas zapewne jadłeś... Zechcesz spróbować ? - Dodał złośliwie
- Pieprz się! - Sai udzielił natychmiastowej odpowiedzi. Ten dureń traktował go jak jakieś zwierze, które nie potrafiło panować nad swoim instynktem. Wielce się w tym mylił. Może i by zjadł tę szynkę, czy coś innego, ale nie zamierzał dać satysfakcji nieznajomemu. Wolałby już zdechnąć z głodu lecz do tego jeszcze wiele mu brakowało.
- Powiedz mi jedno. Dlaczego walczysz ze swoimi potrzebami ? Dlaczego odmawiasz, skoro twoje pragnienia, są już... Niemal - “namacalne”... - mężczyzna ugryzł szynkę, po czym odrzucił Ją za siebie
- Nie wsmak mi dziś mięso... może owoce ? Lubisz gruszki ? Albo Winogrona ? Toż to są dary naszej planety. Ciężko zdobyć tak wytrawne, ale cóż... mam pewne “względy” u naszej mateczki ziemi - Wziął do ust, jedno winogrono
- Eh, liczyłem że będzie goszkie, moje życie jest zbyt słotkie, stanowczo. Te potrawy są zbyt doskonałe, by były prawdziwe, i zapewniły mi satysfakcje... Co za ironia, nie sądzisz ? Mieć jedzenia pod dostatkiem, o niemalże nieskazitelnym smaku, a obrzydzenie mnie dorwało, pewna niechęc... Wręcz chęć pozbycia się tego wszystkiego. To wino jest zbyt wytrawne, miesą soczyste, owoce słodkie - tutaj niema ludzkiej ręki... - bóg założył nogę na nogę i skrzyżował palce
Wilk miał powoli tego dosyć. Co ten idiota sobie wyobrażał. Jeśli myślał, że go złamie, to się grubo mylił. Sairus zawarczał na niego, a potem cisnął w niego kielichem. Nie celował, więc pewnie nawet nie trafił. Nie obchodziło go to. Przypomniał sobie o nekromancie, którego zabił z zaskoczenia. Ruszył od razu tam, gdzie powinny być jego zwłoki. Świeżo upolowane mięso nie mogło się zmarnować.
Widać było że jego rozmówca, ma niezwykle silną wole. Co było... dość “niespodziewane” tak więc zaprzestał kusić go daniami, a jedynie przyglądał się chwilę, wielce zaciekawiony, “co” mogło sprawić że stał się tym czym jest. Wszak On nic takiego nie powołał, ale czy inny z braci zbuntował się ? Nie, to nie było możliwe...
Sai, gdy tylko doszedł do zwłok, przybrał swą wilczą formę. Zaczął rozszarpywać szponami i kłami ciało nekrusa, pożerając je. Tego mu było trzeba. Zanurzyć kły w świeżym, ludzkim mięsie. Nie przejmował się, że nieznajomy zapewne go obserwował.
Pana Piorunów złapało dziwne uczucie. Którego to nigdy nie zastało, były to pewne dziwne “odruchy” Jakoby jego wnętrzności miały by wyjść na zewnątrz.
- Te przeklęte ludzkie ciało !
Powiedział wyraźnie zmieszany.
- Przestań jesteś... Niepoprawny.. czy jak Wy to mówicie “obrzydliwy” ! - Powiedział ciężko, jak by coś mu przeszkadzało... A była to obawa, przed zwróceniem śniadania
Sairus zignorował nieznajomego. “Upolował” tego nekrusa, więc miał prawo zrobić z jego ciałem, co tylko chciał. A, że był głodny, to je jadł. Nikt mu tego nie zabroni. Po kilku minutach, wiele z trupa nie zostało. Tylko kości z resztkami mięsa. Wilk powrócił do ludzkiej formy i przetarł usta od krwi. Dopiero potem wrócił do nieznajomego.
- Ja Ci nie przeszkadzałem, jak jadłeś owoce - oznajmił obojętnie.
- Ludzkość doprowadzi się do samozagłady... Powiadam... Ehh - bożek zerknął jeszcze na pozostałości “obiadu”, zakrzywiając usta
- Dobrze... Widzę że można... mimo wszystko z Tobą porozmawiać, chcesz się napić ? - Dodał zmieniając ton, tak jak by ujrzał w nim coś “pożytecznego”
- Kufel piwa wystarczy - odpowiedział Sai po chwili zastanowienia. Po takiej porcji mięsa przydałoby się czegoś napić. A do obiadu nie było nic lepszego niż kufel złocistego trunku. Przynajmniej jego zdaniem.
- Z tego co wiem, ludzie dzielą Je na gatunki, aczkolwiek przykro mi, nieznam ich... Ale cóż, coś winno się znaleźć - mężczyzna zamyślił się chwilę, po czym w drewnianym kuflu, objawiło się złociste piwo
- Ha, sprawianie jedzenia, to Moja ulubiona moc ! Po prostu Ją ubóstwiam - Towarzyszył temu uśmiech, po czym podał mu kufel
Wilk jednym sporym łykiem, opróżnił jakąś połowę kufla.
- Pijałem lepsze - powiedział z wyczuwalną złośliwością w głosie i kolejnym łykiem wypił resztę złocistego trunku, wyrzucając puste naczynie za siebie.
- Nie będę sie co do tego upierał, w końcu sam wspomniałem, nieznam się na browarze. Nie można być świetnym we wszystkim, co nie ? - zabrzmiała w tym pewna “ironia”
- Masz jakiś cel wędrówki, czy błąkasz się tutaj bez celu ?
Sairus westchnął cicho. Czy ten nieznajomy nie mógł się odczepić? Widocznie nie, skoro drugi raz pytał o to samo.
- Mam cel, ale to już moja sprawa, jaki - odparł. Na razie wolał nie zdradzać temu osobnikowi, gdzie się udaje. W końcu nadal nie wiedział z kim ma doczynienia.
- Cel ? To interesujące, każdego z nas, w te miejsce prowadzi jakiś cel. Dziwne, nie sądzisz ? - Zakrzywił usta. W końcu spodziewał się teraz innej odpowiedzi, ale i tak była przyjaźniejsza, aniżeli pare chwil wcześniej
- Jakiej TY jesteś rasy ? Spotkałem elfy, ludzi, słyszałem o krasnoludach - ale nigdy nawet nie słyszałem o ludziach mogących się transformować....
- Jestem człowiekiem, wilkiem, oboma na raz - odparł Sai zgodnie z prawdą. Ciekawe czemu też nieznajomy nagle zainteresował się jego rasą.
- Jak to jest w ogóle możliwe ? Urodziłeś się...taki ? - Wiadome było, co przyszło mu na myśl, mimo wiedzy niektóre jego stwierdzenia nie były zbyt inteligetne
- W ogóle, dużo was jest ? Czy jesteście jakoś “zamkniętą” grupą ? Czy ludzie o was wiedzą ? Czy też nie ? - Zapytał zafascynowany
- Matkę wychędożył wilk - warknął z irytacją w głosie.
- Jasne, że nie jestem taki od urodzenia... Zamienił mnie inny podobny mnie - mówił już spokojnym tonem.
- Nie wiem ilu jest podobnych mnie i mnie to nie obchodzi... Na mnie polują, więc na innych na pewno też. Może gdzieś są miejsca, w których tworzą się stada mnie podobnych, ale jeszcze do takiego nie trafiłem - kontynuował po chwili zastanowienia.
Historia go wyraźnie zainteresowała
- Tak więc... Na pewno nie jesteście tworami stwórcy... Musiała to być... Droga ewolucji, przynajmniej tak przypuszczam... Powiedz mi jeszcze, czy podczas swoich podróży udało Ci się kiedyś spotkać istotę, orko podobną ? - Niesłychane zapytał
- Nie, nic takiego nie widziałem - odparł Van Drake krótko.
- Nie masz lepszych zajęć, tylko zadawanie pytań nieznajomym? - zapytał jeszcze, nie mogąc powstrzymać swej ciekawości.
- A masz lepszy pomysł na przeżycie życia ? Ha, widzisz, Ja niemam nic do stracenia, a jeśli mogę czegoś się dowiedzieć to z chęcią to robię. Wasz świat jest taki dziwny, niepoprawny, panuje tutaj nieład. - Podrapał się po policzku
- Ludzie mimo że są tak ograniczeni fizycznie, mogą budować takie monumenty, mogą walczyć o przetrwanie, mimo że niemają jawnych szans na zwycięstwo.
- Chyba nie doceniasz ludzi... - powiedział Sairus po chwili. Ta rozmowa już go nudziła. Nic ciekawego się nie dowiadywał i tylko marnował czas.
- Masz jeszcze coś ciekawego do powiedzenia, czy w końcu się odczepisz? - zapytał.
- Mam. Podróżujemy do... Jak to się zwało Stonebridge, chyba tak... Wiesz może czy daleko ta droga oraz co tam jest ? - Powiedział beznamiętnie
- I spokojnie, nie codzień spotykasz chętnych do rozmowy z Tobą, co nie ?
Sai zignorował uwagę nieznajomego. Nie zamierzał sie przez niego denerwować. Skupił się na jego pytaniu o Stonebridge. Cóż za zbieg okoliczności, że kierują się do tego samego miejsca. Ciekawe co tam miało być.
- Ruiny dawnej stolicy, które zostały po wielkiej bitwie chyba dziesięć lat temu - powiedział po chwili zastanowienia. Pewności nie miał, że mówił prawdę, bo wiele się nie interesował tym miejscem i pewnie gdyby nie ta notka, która zostało po wampirze, nigdy by się tam nie udał.
- Ruiny stolicy, w której odbyła się bitwa... O zgrozo, zapewne to kolejna “wielka” ludzka wojna, winni uczyć prawdy historyków a nie opowiadać takie bzdury. - Mężczyzna poprawił włosy
- Cóż, pomogłeś mi. Dziękuje, dlatego czego Ci potrzeba, pieniędzy czy pożywienia, mogę dla Ciebie jedno sprawić. Chyba że zechcesz mi towarzyszyć, mnie, jakiemuś głupcowi oraz pewnej “potężnej” Pani, o której myśl ciarki mnie przechodzą - Dodał poważnie. a przynajmniej starał się
- Skoro wszyscy kierujemy się do tego samego miejsca, możemy połączyć siły... Przynajmniej dopóki nie dotrzemy do celu - odparł Sairus po chwili zastanowienia.
- I potrzebuję konia... Nie, nie do zjedzenia... Potrzebny mi on jako wierzchowiec - kontynuował.
- Niestety nie sprawię Ci... Żywej istoty, coś takiego jest poza moją mocą. Coś takiego może zrobić jedynie bóg. Ja mam także ograniczenia, tak więc przykro mi, ale nasza czarodziejka jest drobną budową, więc być może w dwójke się zmieścicie na jednym, jak myślisz ? - Odpowiedział szybko
- Jeśli nie będzie się obawiała, że koń w każdej chwili może zacząć szaleć, to nie widzę problemu - powiedział wilk po chwili, obojętnie. Doskonale wiedział, ze zwierzęta nie pałają do niego miłością i nawet jeśli koń pozwoli się dosiąść, to nagle może mu się coś odwidzić, gdy wyczuje zapach wilka.
- Jak by nie patrzeć, sądzę że bardziej boją się burzy, aniżeli Ciebie. Jeśli tak, cóż, będziemy jechać całą drogę pod burzą... Wtedy inne zmysły pewnie Je zwodzą. Tylko czy lubisz deszcz ? - Dodał z uśmiechem
- Co Jak Co, liczę, że zabijemy jakiegoś upadłego boga w tych ruinach, zostaniemy bohaterami, którzy będą mieli wszystkiego pod dostatkiem ! - Powiedział a uśmiech nie schodził mu z ust
- Takie bajki to możesz opowiadać dzieciom... Pewnie to tylko pułapka, ale mimo wszystko ciekawość każe mi się tam udać - rzekł Sai i rozejrzał się trochę. Eh... Przed wyruszeniem znowu czeka go zabawa z określaniem kierunku.
- A zresztą, bestie nie będzie bohaterem, nigdy - dodał na koniec, wzruszając ramionami.
- Mówiąc bajkę. Na myśli miałeś upadłych bogów czy zostanie bohaterem ? He ? - Zapytał wyraźnie uradowany
- Odnośnie twojego stwierdzenie, patrząc pod pryzmatem bogów, to jesteś na równi z każdą żywą istotą, tak więc dla “Rasy Panów” niema znaczenia, możesz być bohaterem. Zapewniam
- Na co mi bycie bohaterem... Nie potrzebuję rozgłosu... A zawsze znajdzie się ktoś, komu trzeba było przeszkodzić, stając się tym bohaterem i potem ma się z tego powodu tylko kłopoty, bo jakaś osoba lub grupa osób szuka zemsty. A ja wolę życie na uboczu - powiedział Sai po chwili. Całe to bohaterstwo było nie dla niego. Zabijać nie wiadomo co. Ratować bezbronnych. Żałosne.
- Być może masz racje... Ale czyż niebyło by to przyjemne ? Jeden dzień być traktowany jak ktoś ważny, niemalże Jak PAN, zanieść się własną pychą. Mieć wszystko, czego człowiek pożąda. W końcu na tym polega życie ludzkie, polega na zaspokojaniu własnych potrzeb oraz Ego, czyż nie ? Chociażby jedzenie i picie.
- Życie polega na przetrwaniu, przynajmniej w moim przypadku - powiedział Sairus od razu. Nie mi ochoty zagłębiać się w ten temat.
- Czy zawsze jesteś tak wygadany i nie możesz przez chwile siedzieć cicho? - zapytał.
- Gdybyś Ty milczał, przez ostatnie 10.000 lat, ciekawe jakbyś się zachowywał. - Powiedział spokojnie
- Jak widzisz, nie Tylko Ty spotkałeś na tym świecie przykrości, a Ja ? Ja po prostu nadrabiam stracony czas. Staram się go jakoś... “zrehabilitować” chociaż niewiem czy to dobre słowo w tym przypadku - Mężczyzna zaczął się nad czymś zastanawiać
- Znajdź se babe, której gęba się nie zamyka i z nią przegadaj nawet i całą wieczność. Ja nie mam ochoty ciągle gadać o czymś, co mnie wcale nie interesuje - odparł Sai, wzdychając cicho. Już się odzwyczaił od bliskich kontaktów z ludźmi i im podobnymi. Zapomniał jak niektórzy potrafili być wygadania. Ostatnio tylko rozmawiał z innymi, aby odebrać zaliczkę, a potem kolejnę i kolejną, aż w końcu znikał. A teraz użerał się tutaj z tym nieznajomym.
- Chodźmy więc już do innych... A poza Tym, żadna baba nie żyje tak długo. Na dodatek My nie możemy się żenić. Ha, jesteśmy aseksualni, nie odczuwamy ludzkich potrzeb, tak więc to nie jest dobry punkt wyjścia. - bożek wskazał ręką kierunek w którym powinni się obaj udać, deszcz nieprzerwanie padał, przez co zaczął już denerwować jego stwórce.
 
Saverock jest offline  
Stary 06-08-2011, 01:55   #9
 
xDorota's Avatar
 
Reputacja: 1 xDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumnyxDorota ma z czego być dumny
Anhernatirenatux nieco ugasił ogień i ruszył w stronę lasu, chroniąc ich tyły. Dziewczyna tylko patrząc, co on robi, szybko wzniosła barierę wokół siebie i wycelowała magiczny pocisk wzmocniony pędem wiatru, dzięki czemu zyskał ogromną prędkość, a co za tym idzie i siłę uderzenia - prosto w nekromantę odpowiedzialnego prawdopodobnie za barierę ich wrogów, gdyż nie ciskał w nich niczym magicznym:
- air bullet - wypowiedziała i nie czekając na efekt od razu powtórzyła czynność kilka razy.

Pierwszy z pocisków czarodziejki doszedł bariery rozbijając jedną w miejscu zderzenia. Kolejny który leciał w tej samej trajektori trafił jednak w ożywieńca, który wpełzł między nekromantów, a dwójkę schowaną za murem. W momencie inkantacji trzeciego zaklęcia jakaś czarna pięść uderzyła w mur obsypując Darice i Azraela odłamkami skał. Mimo to Virkalli dokończyła formułkę, a śmiercionośny pocisk przebił na wylot tors czarnego maga odpowiadającego za tarczę. Jego towarzysz odbiegł trochę w bok chowając się za pobliskim murkiem. Kobieta wyczuła, że kumuluje manę. Jednak obecnym zmartwieniem był golem, powoli stąpający w ich stronę. Jeden ożywieniec i cztery szkielety, które nie były już wcale tak daleko.
-Chowańce...-Azrael całkowicie spokojny rzekł beznamiętnie aby zwrócić uwagę towarzyszki.

- Widzę. Może byś coś pomógł? - rzekła i wycelowała w golema: - air bullet - a po chwili rzuciła zaklęcie w stronę nadbiegającej zgrai szkieletów: - hurricane push - chcąc ich jak najbardziej oddalić od miejsca walki, a może przy okazji trochę uszkodzić. Znów zwróciła się ku golemowi, wysyłające jeszcze jeden magiczny pocisk z jeszcze większą siłą wiatru. Nie wiedziała ile ma czasu, zanim “przypomni” sobie o nich nekromanta.

Wszystkie pociski przelatywały przez golema nie robiąc mu większej krzywdy poza dziurkami w truchle posplatanych ciał. Z kolei siła wiatru spowodowana drugim zaklęciem Czarodziejki spowodowała nagły rozpad kostek które naszpikowały zombiaka tak, iż nie był w stanie się poruszyć.
-Nie używałem moich mocy w tym świecie, poza tym gdy uaktywniałem portal. Nie mam pojęcia jak moja magia wpłynie na równowagę Ziemi...-Odpowiedział tak jakby nie wiele go obchodziła cała sytuacja. Jednak spojrzał na wyraz twarzy dziewczyny i poczuł się winny.
Azrael wyciągnął ręce przed siebie tak jakby coś trzymał.
-To jedno mogę zrobić, póki co.-Zamknął powieki i wyśpiewał kilka słów swoim melodyjnym głosem w bliżej nieokreślonym języku.
-Stojący na straży bram Nieba i Ziemi . Calibur..-W jego ręku zmaterializował się dwumetrowy, szeroki na jedną stopę, złoty bogato zdobiony miecz. Z wyrzeźbionymi runami pośrodku klingi.
-To ja wezmę się za golema...

Darica rozejrzała się za nekromantą, który zniknął gdzieś za murkiem. Próbowała wypatrzeć chociaż cień, ale nic nie wskazywało na miejsce ukrycia wroga. -”Celowanie na ślepo jest bez sensu. Muszę coś z tym zrobić”- Wzmocniła trochę swoją barierę. Skupiła się, próbując wyczuć manę wroga. Po chwili już wiedziała, gdzie znajduje się nieprzyjaciel. Uśmiechnęła się.
- Mam cię - powiedziała pod nosem i wypowiedziała kolejne zaklęcie:
- abscidit dolor - utworzyła kulę o średnicy 1,5m wokół miejsca, w którym wyczuła nekromantę i usunęła z niej każdą cząsteczkę tlenu, który rozpłynął się na boki. -”Nie uwolnisz się od tego tak łatwo. Zegnaj”- pomyślała zadowolona. Za parę minut miała zamiar zlikwidować ten wytwór, by nie tracić zbyt wiele many. I tak już dzisiaj sporo jej wykorzystała.

Anioł ruszył w stronę ohydy, nie do końca pewien swoich umiejętności w obecnym świecie. Gdy tylko był na linii uderzenia golema widział nadlatującą gnijącą pięść. Dłonią zatrzymał uderzenie. Delikatnie poruszył ustami. A ramię golema implodowało zasypując okolicę odłamkami śmierdzącego mięsa. Machnął szybko dwa razy mieczem celując w tors ofiary tworząc cięcie krzyżowe. Drzewa które porastały pas promienia stu metrów od lini uderzenia, poczeły łamać się jak zapałki, a po samym golemie nie było co zbierać. Azrael zadowolony, że jego moc jest porównywalna z tą w niebie odwołał miecz i przyglądał się walce czarodziejki z czarnym magiem.
Nekromanta wypełzł za murek, potem chwilę się poczołgał aż w końcu całkowicie opadł z sił. Darica wiedziała. To jej triumf nad magiem śmierci. Ale chwila, zaraz ciało poczęło gwałtownie pęcznieć. Gabryjel już wiedział. To co się stanie nie będzie niczym ciekawym.
-Cholera, to po to była mu ta cała energia.. -Szepnął pod nosem.
-Czarodziejko! Uciekaj jak najdalej to bomba pułapka!- Wiedział, że kobieta nie uniknie porażenia falą uderzeniową. Nie było takiej możliwość. Zdjął płaszcz, a ukazały się czarne jak noc skrzydła o niebieskim połysku. Machnął nimi kilka razy. Podleciał szybko do Darici, wziął na ręce i ruszył przed siebie ile sił. Słyszał już rozrywane ciało, blask był też bliski. Fala uderzeniowa machneła nim jak szmacianą lalką.
Virkali czuła, że wraz z aniołem robi kilka obrotów w powietrzu. Zauważyła też, że są niebezpiecznie Ziemi, Gabryjel resztką sił obrócił się w powietrzu, aby siła upadku w całośći poszła na niego.
Uderzyli w podłoże. Młoda czarodziejka wstała i rozejrzała się do okoła obszar w promieniu 500 metrów był jednym wielkim kraterem. Azrael leżał na ziemi, jego skrzydła wciąż się tliły, wyglądały na złamane, skóre miał poparzoną. Jej samej raczej nic nie było, no może poza przysmolonymi końcówkami włosów.

Sairus i Anhernatirenatux zauważyli oślepiający blask a następnie fala uderzeniowa rzuciła nimi o drzewa, zatrzymali się może na trzecim lub czwartym. Nic poważniejszego się im nie stało.

Uczucie triumfu szybko przemieniło się w zapierającą dech grozę. -”Tutaj mam zginąć?”- przemknęło dziewczynie przez myśl. Nie zdążyła się nawet ruszyć, gdy Azrale podleciał, tak właśnie - PODLECIAŁ do niej i chwycił ją unosząc wraz ze sobą. Te kilka sekund wlekło się niemiłosiernie - walczyli o każdą mikrosekundę, by umknąć długim ramionom śmierci. Nagle coś nimi potężnie szarpnęło. Huk dotarł jakby z opóźnieniem. Po chwili uderzyli w ziemię, ale Darice przypadło całkiem miękkie lądowanie - Gabryiel chronił ją, jak tylko mógł. Dziewczyna nie mogła złapać oddechu. Myślała, że to ich koniec. Ale żyli! Zerknęła na Anioła. Wyglądał tragicznie. Wziął na siebie najgorsze, ratując tym samym skórę dziewczynie.
- Azrelu, tak mi przykro. - rzekła z ogromnym smutkiem - Uratowałeś mi życie! Nie wiem, czy kiedykolwiek będę Ci się w stanie odwdzięczyć. - Była tak oszołomiona, że nawet wcześniej nie przyszło jej do głowy, by spróbować mu jakoś pomóc. Postanowiła szybko to naprawić.
- abscidit dolor - Utworzyła małe kule bez tlenu wokół skrzydeł i miejsc, gdzie Azrael jeszcze się tlił.

Archanioł powoli podniósł się na kolana, skrzydła znikły a w powietrzu unosiło się kilka spalonych piórek.
-Spokojnie nic mi nie będzie, regenerujemy się troszkę szybciej od was. A odwdzięczysz mi się wystarczająca jak pomożesz, zatrzymać nadchodzącą destrukcje.-Azrael cały czas gdy mówił lewa dłonią przytrzymywał odpadający płat skóry ze spieczonego policzka.
-Co ważniejsze mam nadzieję że innym się nic nie stało poważnego..-Gabryjel mówił jakby sam do siebie.
-Ach, trzeba też będzie przeszukać epicentrum eksplozji może coś po nim zostało.-Anioł osunął się na kolana. Po czym uśmiechnął się dając do zrozumienia, że nic mu nie jest.

Darica odetchnęła z ulgą słysząc, że Gabryiel się z tego wyleczy. Nie wyglądało, to dobrze, ale na pewno sam lepiej wiedział, co mówi.
- Zrobię, co tylko będę mogła. - obiecała. Gdy Archanioł zwrócił uwagę na zawartość epicentrum, dziewczyna rzekła:
- Pójdę sprawdzić. - i ruszyła chwiejnie w tamtą stronę rozglądając się uważnie.

Azrael krótko skinął głową, by potem zwiesić ją bezwładnie, machnął ręką w geście jej pośpieszenia. Nie chciał aby ktokolwiek widział go w takim momencie słabości. Kobieta ruszyła w stronę centrum krateru, po drodze mijała fałdy terenu i pozbijanych materiałów które eksplozja pozmieniała nie do poznania. Gdzie nie gdzie się paliło, to z kolei tam kapała woda. To wszystko było zdecydowanie przerażające. Ku kompletnemu zdziwieniu dziewczyny, gdy znalazła się u swego celu, zastała tam jakiś sztylet bogato zdobiony. Z wygrawerowaną runą. Z tego co wiedziała to symbolach oznaczało to literkę “N”.

Kucnęła i lekko musknęła sztylet palcami sprawdzające jego temperaturę. Nawet nie był ciepły - zauważyła z jeszcze większym zdziwieniem. Śmiało go podniosła i przyjrzała się uważnie. Poza runą i bogactwem nie było w nim nic szczególnego. Rozejrzała się jeszcze raz wokół, sprawdzając czy niczego nie pominęła. -”Pusto”- stwierdziła, po czym wróciła do Gabryjela szukając wzrokiem potężnej sylwetki boga. Gdy do niego dotarła powiedziała:
- O dziwno znalazłam tam ten sztylet. Nie powinien był przetrwać tej eksplozji. Jest na nim runa N. - podała go archaniołowi, by mógł go spokojnie obejrzeć.

Azrael wyglądał już całkiem dobrze poparzenia zdecydowanie się zmniejszyły, można powiedzieć że znikły. Z uśmiechem wziął ostrze z rąk czarodziejki. Obrócił go kilkakrotnie w rękach. Po wypowiadał kilka formułek.
-Nie wydaje mi się, aby miał jakieś właściwości magiczne. Wygląda jak normalny rytualny sztylet, tylko dlaczego przetrwał wybuch? Nie mam pojęcia, zatrzymaj go przez jakiś czas.- Podał go dziewczynie.

Darica była zdumiona, że Azrael tak szybko wracał do zdrowia. To było niesamowite.
- Wyglądasz już dużo lepiej - uśmiechnęła się do niego i wzięła od niego sztylet. Popatrzyła jeszcze na ostrze przez chwilę, po czy wetknęła je za pasek spodni. -”Co ten sztylet tu robił? Czy to był przypadek, że znalazł się właśnie tutaj? Chyba nikt nie wiedział, że będą akurat tutaj. Choć z drugiej strony nie ciężko jest zgadnąć, że zmierzają w stronę Stonebridge, a więc że prawdopodobnie będą przechodzić w tej okolicy. Czy to jakaś wiadomość dla nich? A jeśli nie dla nich, to dla kogo? Przecież bronie nie pojawiają się tak sobie i to jeszcze po ogromnym wybuchu.”- zastanawiała się.

-Powinnaś odpocząć, Bóg powinien się tu zjawić. W końcu wylądowaliśmy akurat na tym szlaku którym powinniśmy zmierzać.-Azrael nie przestawał szukać wzrokiem zagubionego towarzysza.
Słońce chyliło się ku zachodowi.
-W zasadzie chyba tu rozbijemy obóz, prześpij się. Jutro gdy dotrzemy do Stonebridge może być ciężko. Dzisiaj była tylko przystawka.-Anioł pstryknął palami wyczarowując podłużna kupkę piórek dla dziewczyny. Sam opadł pod drzewem wpatrując się w gwiazdy.

Odpoczynek zdecydowanie był jej potrzebny. Choć nie była pewna, czy będzie w stanie zasnąć po tych wszystkich wydarzeniach. Właściwie pierwszy raz była tak bliska śmierci, albo chociaż porządnemu potrzaskaniu i oparzeniom. O włos. Gdyby nie Gabryiel... Wolała o tym nie myśleć. Ona mogłaby się z tego nie wylizać, a na pewno nie w ciągu miesiąca...
Gdy Archanioł wyczarował pióra, rzekła z uśmiechem:
- Dzięki, ale nie trzeba było. Nie kłopocz się - mogę spać na ziemi, a Tobie na pewno jeszcze przydadzą sie siły. Nie powinniśmy wystawić warty? Nie wiadomo, kto się może jeszcze tutaj kręcić. Mogę czatować pierwsza, a potem się zamienimy.

-Nie, idź spać, my nie odczuwamy tak zmęczenia jak wy. Wszystko w porządku, nie musisz się czuć odpowiedzialna czy też winna.-Azrael rzucił siedząc pod drzewem patrząc na dziewczynę.

Darica czuła się trochę głupio, że ktoś robi coś za nią, ale argument Gabryjela był rozsądny. Cóż poradzi, jest tylko zwykłym człowiekiem... no... prawie zwykłym...
- Skora tak mówisz, to chętnie skorzystam ze snu, ale nie omieszkaj się mnie obudzić, gdy będę potrzebna lub jak jednak zdecydujesz się trochę odpocząć.
 
xDorota jest offline  
Stary 06-08-2011, 01:59   #10
 
Cao Cao's Avatar
 
Reputacja: 1 Cao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie cośCao Cao ma w sobie coś
Breezvile


Gdyby nie ten cholerny ból, Sai może dałby radę zareagować odpowiednio szybko i zamiast znowu przywalić w drzewo, odbiłby się od niego bez żadnych obrażeń, a tak, jego plecy były jeszcze bardziej obolałe i chyba dodatkowo uszkodził sobie bark mocniej niż do tej pory. Z cichym jękiem bólu, podniósł się powoli, ale nigdzie się nie ruszał, tylko oparł o drzewo i przyzwyczajał do bólu. Gdy jako tako mu się udało, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu nieznajomego.
To co się wydarzyło przed chwilą, był jak powrót najgorszych wspomnień z przed wieków, I mimo że był o wiele słabszy, to jednak wywołał w nim pewien lęk, nim jednak zdążył to obmyśleć fala uderzeniowa miotła nim jak szmacianą lalką o drzewo. Kiedy opadł na ziemie, splunął krew, która nazbierała mu się w ustach. Przez chwilę starał się uświadomić sobie, co się mogło wydarzyć... Czuł jedynie szum w uszach. Kiedy ocknął się, wykrzyczał
- Wilku ! Żyjesz ? - Próbując się podnieść...
Jedyną odpowiedź, jaką otrzymał, było dosyć głośne wycie, jak to robię wilki do księżyca. Po prostu Sai ledwo znosił ten ból, ale żył i to było najważniejsze. Oddychał gęboko, próbując się uspokoić.
- Co to było!? - krzyknął po chwili.
- Coś rozpieprzyło okolice... - Wykrzyczał przez zęby, widać było że boli go, co jakiś czas przecierając usta z krwi.
- Co miało tyle siły by sprawić taki wybuch ?! - wnet złapał się jednego drzewa, starając podeprzeć się i wstać
- Nie tylko okolice... Prawie mnie połamało - powiedział dosyć głośno i przestał opierać się o drzewo. Ledwo stał, ale jednak ustał. Chyba nie było z nim tak bardzo źle.
- Wspominałeś, że nie jesteś sam... Ciekawe co z Twymi towarzyszami - kontynuował po chwili.
- T..Tego się bo-boje - Powiedział niewyraźnie, każda próba podniesienia się kończyła się upadkiem. Dało się ujrzeć że ma bardzo słabe ciało.
- N-niewiem czy dam radę iś.iść dalej... - Cały czas zaciskał lewą dłoń, a przyjamniej próbował
- Ja Cię nosił nie będę - odparł Sai, z lekką ironią w głosie i postąpił kilka kroków w kierunku nieznajomego.
- Nie prosiłem o Nic tekiego ! JA mam swoją godność - Odpowiedział nerwowo.
- Po prostu, pójdz w stronę epicentrum, sprawdzając czy żyją... Możesz to zrobić ?
- Tak źle chyba jeszcze ze mną nie jest - powiedział Sairus, a jakby na potwierdzenie słów, warknął z bólu.
- Ale gorzej nie bywało nigdy - dodał i potem powoli ruszył tam, skąd rozszedł się wybuch.
Mężczyzna położył się na plecach, licząc że ból po chwili ustąpi. Ale wiedział że mnie przyjmnie pomocy od Anioła, zakładał to odrazu
- Jeśli ten facet żyje, powiedz że NIEMA prawa mnie leczyć ! - wykrzyczał do odchodzącego towarzysza
Wilk już nic nie odpowiedział. On skorzystałby z leczenia najchętniej w tej chwili. Jednak skoro tamten nie chciał, to jego sprawa. W końcu dostrzegł jakiegoś faceta i kobietę. Kobieta chyba spała, ale pewności nie miał.
- Byście może pomogli! - krzyknął w ich stronę.
Azrael zerwał się na równe nogi. Widząc osobnika nadchodzącego w ich stronę.
-A więc przepowiednia spełnia się..-Dodał sobie pod nosem po czym uśmiechnął się pod nosem.
Anioł podbiegł do Wilka. Wyczarował pierzastą powierzchnie. I wzkazał ręką na nią.
-Poczekaj chwilkę, tutaj. Skoczę po drugiego.-Wilcze oczy nie zdążyły zarejestrować szybkiego ruchu archanioła.
Chwilę potem znalazł się przy upadłym bogu.
-A więc to tu cię miotło.-Powiedział z uśmiechem, a raczej z ulgą, że go znalazł.
Mężczyzna uśmiechnął się parszywie. Zakrawione usta zostawiły ślad.
- T..Ta... J,jak widzisz, nie-nie jestem wwcale takiii nie,etykalny... Alle zabraniam CI mni-ee lec-zyć - Wówczas przetarł krew
- M-Możesz, po-omóc m,m i wstać ? - Dodał ulegle
-Ja wiem, że nie pałasz do mnie sympatią, dobrze by było gdybym jednak przyśpieszył twoją regenerację.-Azrael mówił łągodnie do poturbowanej istoty, po czym pomógł mu się podnieść.
-To jak mam ci ulżyć, czy uniesiesz się swoją dumą i pogardą mojej osoby.-Dodał szybko a w oczach aniołach można było dostrzeć smutek spowodowany bólem boga.
- Prz.przestań P-piep-przyć, jak ta-a dziewucha ! - Powiedział by się uspokoił
- Ni-e chodzi - O o Cie-bie ! Za-pewn-e z-rozu-miesz... O co, chod.zzi mi - Splunął na ziemię
- D-dale-j Sa-am sp-próbuj-je iś-ć - Dziękiki - Gab... - Dodał złośliwie
-Jesteś uparty jak stary kozioł! Daj zatamuję chociaż to krawienie! W naszym wspólnym interesie jest, abyś był jak w najlepszej formie. Pamiętaj, że to ludzkie ciało. Skoro krwawi ci z ust, musisz mieć roztrzaskane wnętrzności.-Gabryjel krzyczał za powoli stąpającym towarzyszem
- D-daj mi-i d-wwa dni-ii - Powiedział cicho, był czegoś pewne, chciał założyć się niemalże o własne życie
- C-czar-rodziejka - Żżżyje ? - Zapytał beznamiętnie, albowiem był sens myśleć o uczuciach, będąc w takim stanie ?
-Żyje, nie odniosła żadnych obrażeń.-Azraelowi przez chwile przemkneło w głowie pytanie, które by mogło się wydać bogowi złośliwe toteż go nie zadał.
-Daj się chociaż zaprowadzić !
- Lepiej, spr-sprawdź r-arany wi-wi-wiczlka... O-nn był ra-nny, wcze,wcześniej - Widać było że jest zmęczony prośbami anioła, wręcz dobijały go.
-Niech będzie, ale jeżeli zginiesz od tych ran to zniszczę twoją dusze.-Powiedział po czym wzruszył ramionami i udał się do miejsca w którym znajdowała się pozostała dwójka towarzyszy.
- T-ta, al-e jakkk u-mrę, mre.. -Za, zabiore, w-was wszystki--chh ze- sobą - Uśmiechnął się złośliwie, po czym zacisnął zęby
Azrael uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, dając mu do zrozumienia, że na to jest sposób. Po czym użył błyskawicznego przeniesienia i znalazł się przy wilku.
Sai leżał na tej pierzastej powierzchni, którą stworzył Azrael. Czekał na jego powrót.
- Chyba się nie spieszyłeś - mruknął cicho. Do cierpliwych on nie należał, a szczególnie w sytuacjach, gdy ledwo żył.
-Dobrze, dobrze, połóż się na brzuch.-Odpowiedział Gabryjel.
Wilk mruknął coś pod nosem i dosyć mozolnie wykonał “polecenie”. Nie obyło się bez cichego jęku bólu.
- Pośpiesz się, bo nie mam zamiaru zdychać z bólu przez kolejne chwile - powiedział po chwili.


Postać przemieszczała się bardzo wolno. Cały czas klnął w duszy, musiał paść akurat wtedy, kiedy walka się skończyła, toż to złośliwość losu.
- Alrrent Kentrela Wywned Tunwarg - Takie słowa wymówił przez zacisięte kły. Powoli zbliżał się w stronę epicentrum wybuchu.
Anioł uniósł ręce nad plecami Wilka i wypowiedział dwa słowa:
-Lux Vitae.- A błękitny słup światła spowił wilka, jakikolwiek ból go nie dotyczył. Czuł się jak nowo narodzony, nawet jakby głód minął.
- No, no... Nie spodziewałem się, że pójdzie to tak szybko - powiedział Sai i podniósł sie powoli. Nie wstał, lecz usiadł wygodnie.
- Może teraz powiesz kim w ogóle jesteś... Jesteście - zaproponował po chwili.
Prawie wycieńczony, dochodzi na jednej nodze. Drugą ciągnął jakby zatracił w niej władze. Był wycieńczony, a wadą było to, że miał strasznie wrażliwe ciało. Jego świecące oczy, które wcześniej oddawały błysk ognia, teraz, zaledwie lekko się jarzyły. Kiedy wreszcie na półnodze podszedł do mężczyzn.
- Wi-Widze, że,że wre-rwreszcie dotttarłeś... Wil..ku - Powiedział wyraźnie wykończony
-Na Ziemi nazywają mnie Azraelem, ta oto śpiąca niewiasta to czarodziejka wiatru Darica.-Powiedział Gabryjel po czym ukłonił się teatralnie. Jego wzrok spoczął na ledwo człapiącym bogu.
- Wilk, to nie jest moja imię - zwrócił się Sai do ledwo żywego nieznajomego. Musiał on być idiotą, skoro nie chciał przyjmować pomocy. Jednak to nie był jego problem.
- A co do Ciebie, Azraelu, to nie jesteśmy na szlacheckim dworze, aby się wydurniać z jakimiś ukłonami - kolejne słowa skierował do tego, który go uleczył. Tak już miał, że był po prostu uczulony na te wszystkie szlacheckie durnoty.
- Mmmoże, nieee nie jestt-eś Wiwilkiem, alale Oddaje, to... Tw..ojwą nat...turę, czy-ż nie-e ? - Dodał skrzywiony, lekko uśmiechnięty. Stał strasznie chwiejnie, przez co obawiał się że upadnie, ale nie wiedząc czemu, nie chciał być uleczony
Azrael poczuł się nieco urażony uwagą Wilkołaka.
-Nigdy nie byłem na takowym dworze, ale myślałem, że w ludzkim świecie ukłon to okaz grzeczności i szacunku a nie przepychu i durnoty. W każdym bądź razie panie nie-wilku chyba wypadałoby abyś również się im przedstawił.-Uśmiechnął się.
- Raczej okaz podlizywania się i nic więcej... Zresztą, nieważne... Co do mojego miana, to jestem “Czarny Wilk” Van Drake - odparł po chwili. Pominął przy tym swe imię. Może celowo, a może nie. To już raczej tylko on sam wiedział.
- Al..Abo..albo, Ok-okazanie, odroorobiny szacunku, nawe-et, dl-a malutttkich - Widać było złoślwość mimo bólu, cały czas była w nim obecna
- Az...Azrael, Ja...Jak chce-esz, mo-możesz, co,co niec-oo opo-wie-dzieć o ra-asie... Wie-wiesz, o co... ch-odzi, pra-wda ? Uzna...j, to jakko pod..dz,dzięke za, po.po-moc - Mówił po cichu, by nie tracić energii
-A więc panie Sairusie.-Tu Azrael uśmiechnął się złośliwie i puścił oczko do wilka aby się nie gniewał o to.
-Skoro taka jest wola Anhernatirenatux-Tu skinoł głową, na wpół żywą istotę.- Jest on przedstawicielem najdłużej żyjącej rasy, nawet oni sami nie wiedzą od kiedy istnieją. Można ich utożsamiać z domenami, czyli są tak jakby wzorcami mitologicznych bóstw. A ten oto osobnik został...-Spojrzał niepewnie na towarzysza, po czym wzruszył ramionami.-W każdym bądź razie jest bardzo osłabiony i obecnie włada elektrycznością.
- To władanie elektrycznością na pewno wyjaśnia to, że w jego rękach pojawiało się jedzenie - powiedział wilk po chwili. Jakoś niespecjalnie go to interesowało.
- Ale i tak nie jest to ważne... Wszyscy idziemy do Stonebridge, więc najlepszym wyjściem będzie wspólna podróż... Jednak już to ustalilismy z... Panem X... Nie obraź się, ale nie będę nawet próbował zapamiętać tego imienia - kontynuował, ostatnie słowa kierując do Anhernatirenatuxa.
- Rzeczy--wiście, wiieesz zaa dudużo ! - Uśmiechnął się nerwowo.
- C-Chciałem, się- upe-wnić cz-yy mówiw-sz prrawdę ! Ha, W-wygrałeś.... C-O do- jejedzenia, czy-ym jest-jest jedzenie, przy-yistocie ży-ywej ? - Zapytał
- Al-e, ch-cciałem, wwas pros-ić o ppomoc. Chc-e wie-edzieć, cz-yy inni... Mn- nie porzu-ciili, c-zy po--pozwolą, cz-yyy pozzostawią ,mn-ee tak-iego - Wykrztusił z siebie wreszcie ostatnie słowo
Azrael założył ręce na siebie. Po czym wzdychnął.
-Nie wyczuwam żadnej interwęcji z twojej strefy i wątpie aby ta pomoc nadeszła może dasz sobie pomóc?-Zapytał, zdecydowanie nalegając wyrazem twarzy na odpowiedź twierdzącą.
Nagle niebo rozświetlił przenikliwy blask którego źródłem była wysoko zawieszona gwiazda.
- Co to? Nie dosyć już niespodzianek na dzisiaj? - zapytał Sai, zasłaniając dłonią oczy. To wszystko było... Świrnięte... Inaczej tego nazwać nie można. Wampir, nekromanci i jacyś bogowie, czy nie wiadomo co, mający chyba nie ograniczoną siłę. No prawie nieograniczoną.
- N-nie mo-żem,y w-wzlekać... Ch-odźmy...ddalej - widać było że cały czas słabnął... Jednak, kiedy ujrzał światło w niebie, nagle jak by odrzył, uradowany... kiedy jednak okazało się że to jedynie ta przeklęta gwiazda, popadł nieraz w szał na ponów, w okół niego, poczęły się tworzyć, lekkie wyładowania elektryczne... Któze z chwili na chwilę stawały się coraz intensywniejsze
-Nie przeczekamy tu noc wszyscy są zmęcznie, a co do Ciebie bożku.-Azrael postąpił kilka kroków na wprost.- Lux Vitae- Promienie błekitnego światła otoczyły rannego towarzysza. Czuł się wyraźnie lepiej.
-Wybacz nie mogłem uszanować twojej woli. Połóżcie się, ja zostanę na warcie.-Dodał w pośpiechu z uśmiechem.
- Miejsce, gdzie toczyła się walka, idealne miejsce do odpoczynku - powiedział złośliwie Sairus, a potem rozejrzał się.
- A ona? Jak zareaguje, jak zobaczy mężczyznę, którego nie zna... Do tego śpiącego w waszym “obozie” - zapytał, jakby jego rozmówcy mieli to wiedzieć.
- Może mnie zaatakuje? - zaśmiał się.
Ciężki oddech istoty, uspokoił się. Bez słów można było zrozumieć że poczuł wyraźną ulgę. Nie podziękował, ponieważ wiedział że jeśli by to zrobił, sam sprzecistawił by się własnym słowom.
- Nie chciałeś czasem, zapytać “posiądzie” ? - Skierował do wilkołaka.
Mężczyzna ciężko podniusł się na nogi, po czym, natychmiast zaczął tworzyć obóż. Między innymi swój tron, Kilka koców, oraz stół pełen owoców. Po czym rozsiadł się wygodnie.
- “Gabriyel” Masz jakieś specjalne życzenie ? - Powiedział niemrawo
-Nie dziękuje, nie jestem głodny.- Powiedział ze szczerym uśmiechem spowodowanym, powolnym przekonywaniem się boga do jego osoby, przynajmniej w mniemaniu Azraela.
-Dobrze Idę na czaty, dobrej nocy.-Odszedł kilka metrów pod drzewo o które zresztą oparł się plecami.,
- Akurat tego, to się nie obawiam... Nie chcę jej przypadkiem zrobić krzywdy, jeśli mnie zaatakuje... W końcu po nagłym przebudzeniu mogę nie zapanować nad wilczą naturą - wyszczerzył zęby.
- Ciekawi mnie jedno, co by zrobiła, jakby się obudziła, a ja byłbym do niej przytulony. Jak myślisz, jakieś tornado, czy może cios między nogi? - zapytał po chwili. Na sen specjalnej ochoty jeszcze nie miał. Dlatego skoro już była okazja, to mógł trochę pogadać i poprawić sobie humor.
- Sądzę że byłby to cios, którego nigdy byś się nie spodziewał, a wymierzony był by przez status porządania, jaki wywołują u kobiety... Jak to zwą ? hormony, oderwała by Ci głowę, wyssała szpik z twych gości, później z pewnością, wypiła by moją krew,a jako bogini, zabiła by aniła, jednym ciosem w kark... Tak mnie się przynajmniej wydaje, w końcu dziwnie działam na kobiety - Dodał złośliwie
- Zawsze mogłoby być gorzej... Chociaż, wściekła kobieta, to chyba największe zło tego świata - zaśmiał się i spojrzał na kobietę, a potem powrócił spojrzeniem do rozmówcy.
- Ale znam taką, która zareagowałaby inaczej, gdybym zrobił jej taką “niespodziankę”. Chyba jakimś wyjątkiem musi być - dodał po chwili.
- Pierwotnie w naszym zamyśle, było stworzenie, jedynie elfów. Cóż, jako istoty okazały się... dość nudne, proste życie, rozbudowa, płodzenie potomstwa. Później powstały inne mutanty, które co jakiś czas zabijały elfy, dlatego też podobno moi braciszkowie stworzyli was ludzi oraz krasnoludy. Ale Ludzią nie dali, “długowieczności” Pewnie bali się, że będziecie tak samo nudni. Ha - ale potem, dzięki wam, powstały takie zawody, jak prostytyutki, mordercy itp. Z czasem zaadaptowały to elfy i zostały, nudne elfie prostytutki. Rozbudziliście te całą hałastre... - bożek zamyślił się na chwile, po czym powiedział
- Ale tak... kobiety są dość potrzebne... Jak by nie patrzeć, spore z nich złośnice, ale co jak co...
- Chyba powinienem dziękować przodkom za to, że to dzięki nim powstały te zawody... Szczególnie ten pierwszy- wilk zaśmiał się cicho.
- Jednak większą satysfakcje daje, gdy się za to nie płaci, ale to zwykle prowadzi do ślubów - kontynuował, zastanawiając się nad czymś.
- Może lepiej stwórz jakieś ogrodzenie wokół mnie, bo nie chcę, aby przypadkiem jakiś podmuch wiatru stworzony przez nią, rzucił mnie w kolejne drzewo... Mimo wszystko, nieznajomy mężczyzna i do tego prawie nagi... Może różnie zadziałać na kobietę, a ja wolę nie ryzykować - powiedział po chwili.
- Niestety. Jestem dość... Ograniczony, niedam rady tego stworzyć. Musimy ręcznie to zbudować, ale Ja niemam siły. Co jak co, po prostu, położymy się koło niej, z obu stron, nim zdecyduje się kogo zaatakować, dasz rade zbiec... - Dodał rozbawiony, co jak co, ale te milczenie dało mu o sobie znać.
- A tak na poważnie, nie jest taka zła. Tylko że nie udało się jej, jeszcze mi dogryźć. Może jej coś podpowiesz i będziesz mógł zostać w obozie.
- Łatwiej będzie, jeśli ją zwiążemy. Wtedy raczej nie zaatakuje mnie. Chociaż z kobietami to nigdy nic nie wiadomo... Masz linę? - zapytał wilk, uśmiechając się pod nosem.
- Nie ! Ale mam buławę, jest równie skuteczna, co lina, nawet bardziej. - Istota wzięła pomarańcz.
- Częstuj się... Owoce, nikomu nie szkodzą.
- Wilki wolą mięso... Ale ja jestem też człowiekiem - Sai sięgnął po kiść winogron.
- Co do buławy, to lepiej nie... Jeszcze coś się jej poprzestawia w tej główce -zaśmiał się cicho.
- Tak... to jest kwestia, drugorzędna, jest możliwość zniekształcenia - Uśmiechnął się
- Wtedy jest już dużo gorzej. A ludzie, mimowszystko są kruchliwi. Cały czas mnie zastanawia, jak udało się jej przetrwać...
- Liny nie ma, buława raczej się nie przyda... Hmm... Nie wiem, czy czuć się tutaj bezpiecznie- Sairus zaczął się nad czymś zastanawiać.
- Może położę się obok niej, obejmę ją, a jak się obudzi, to będzie tak zaskoczona, że zdołam uciec... Czy to zbyt ryzykowne? - zapytał, jedząc powoli winogrono.
- Niema takiej możliwości, jedyna sensowna rzecz, jaką zrobisz - iść na drzewo. Albo ubrać się w szate nekromanty. Zawsze jakieś odzienie, nie sądzisz ? - zaproponował
- Ja nie zniosę już więcej smrodu śmierci... Wystarczy, ze musiałem gryźć tamto ochydztwo... Co do pójścia na drzewo, to... Jestem na to za wygodny - odparł Sai po chwili zastanowienia i
wzruszył ramionami.
- Zresztą i tak jestem ubrany... No w pewnej części... A szata nekromanty zostałaby rozerwana przy pierwszej przemianie - kontynuował.
- Ale napewno robił byś lepsze wrażenie, aniżeli miałbyś siedzieć... w takim odzieniu. - dodał zachęcając
- Albo porzyczysz coś od naszej przyjaciółki, ostatnio coś kupywała, sądze że nie powinna mieć nic przeciw takiemu zabiegu. Ale musisz się o to zapytać - powiedział złośliwie
- A może sam się zabiję? Tak będzie zdecydowanie najprościej. Ona nie będzie mnie atakowała, a ja nie będę się musiał bać, że mi coś zrobi - powiedział wilk, śmiejąc się cicho.
- Albo jeszcze lepiej. Zamienię się w wilka. Przecież na pewno nie zaatakuje takiego słodkiego wilczusia - niemal parksnął śmiechem, ale jakoś udało mu się powstrzymać.
- Wtedy, JA Ciebie bym zabił. Ponieważ po Tym deszczu, nie pachnęło by to zbyt przyjemnie. Co jak co, nie zaprzeczaj temu. - Dodał ironicznie
- A Może nie będzie sie bała ? Od uzna - ooo wilczuś !
- Jakoś Ciebie się nie boję - odparł Sai od razu z wyczuwalną kpiną w głosie..
- Mimo wszystko z własnych doświadczeń wiem, że kobiety mogą być bardzo niebezpieczne - dodał po chwili.
- Tyle że Ona nie posiada, broni w liczbie nieskończonej, oraz ładunków elektrycznych... Ale z drugiej strony, diabły to wiedzą, albo anioły trza go zapytać w końcu, czy wie, czy nie... - Dodał zaciekawiony
- Przypalone mięso nie pachnie zbyt ładnie - powiedział Sairus złośliwie.
- Najlepiej ją obudź i mnie przedstaw.. .A potem wszyscy będziemy mogli spokojnie spać.. Przynajmniej tak mi się wydaje - kontynuował.
- Sprytne... Ale niedam się złapać w pułapkę ! Chcesz, skierować pierwszy cios we mnie... Niema takiej możliwości - rzucił szybko.
- Wiele Ci przecież nie zrobi... W końcu Ciebie już zna.. A pomyśl, jak zostanie obudzona przez nieznajomego, to pomyśli, że to wróg i zaliczę kolejny lot na drzewo - Sai kontynuował przekonywanie Pana X.
- Niech Ci będzie, ale winni mi będziesz przysługę. - bożek, nie wstawając, wyciągnał dłoń w kierunku czarodziejki, po czym wystrzelił lekki piorun, który nie był groźny dla człowieka ale “pobudzi” go natychmiastowo
- Moja droga... Ten, skąpo odziany Pan, będzie naszym towarzyszem.... Panicznie się Ciebie boi, dlatego ostrzegamy Cie, byś rano go nie zabiła.. - Powiedział szybko
Darice wydawało się, że dopiero co zmrużyła oczy, a już ktoś ją budził. Chciała jeszcze chwilę poleżeć, ale nagle powróciły do niej wszystkie wydarzenie poprzedniego dnia i szybko poderwała się do siadu i szeroko otworzyła oczy mówiąc:
- Co się dzieje? - dopiero słowa boga ją uspokoiły. Ktoś chciał ją poznać, a może raczej być przez nią poznany, by oszczędzić sobie poranny atak na niego. Prawie się roześmiała, choć rzeczywiście ciężko stwierdzić, co zrobiłaby gdyby wstała pierwsza i zauważyła obcego. Zwłaszcza gdyby nie spał, a kręcił się wokół. -“Co się ze mną dzieje? Zabijać kogoś od razu po przebudzeniu? Teraz wydaje się to całkiem realne, a kiedyś w ogóle by mi przez myśl nie przeszło”- pomyślała.
- Skoro tak trzeba - powiedziała zaspana. Wstała, poprawiła nieco włosy i rozejrzała się za nowym towarzyszem podróży. -” Akurat muszę wyglądać wprost idealnie na poznawanie kogoś nowego.”- pomyślała sarkastycznie.
- Witaj. Jestem Darica Vircalli. - uśmiechnęła się lekko.
- Sairus “Czarny Wilk” Van Drake, co kto woli - odparł, odwzajemniając uśmiech i wstał powoli.
- Od razu poznaj moje drugie ja - dodał i przyjął wilczą formę. Miał tylko nadzieję, że teraz nie zostanie zaatakowany. W końcu różnie reagowano na jego wilczą formę. Zwykle był to krzyk przerażenia lub ruszenie do ataku. Nie licząc kilku nielicznych osób, które przyjmowało to dosyć spokojnie.
- Na pewno będziesz mnie takiego widziała bardzo często - oznajmił i powrócił do ludzkiej formy.
- Eh... Czyli narażasz nas, na widok czegoś tak... Jak wy to mawiacie “brudnego”. Przecież tyle sierści, przyciąga robactwo. Bleh - W Ręce boga pojawił się kielich, który wyciągnął w stronę kobiety
 
Cao Cao jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172