Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2018, 03:21   #91
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Umiejętność czytania była Boskiej Eshte tak potrzebna, jak...
Jak Ruchaczowi potrzeba oszczędzania pieniędzy.
Jak Paniuni skalanie się jakąkolwiek pracą, żeby mieć na kolejne świecidełka i fatałaszki.
Jak Krannegowi nauka tańca.
Jak Arissie kapłańskie śluby, cnota lub znajomość słowa „nie”.

A zatem, umiejętność czytania była Boskiej Eshte po prostu zbędna w jej wyjątkowo barwnym życiu. Owszem, tatko zapoznał swoją przybraną córkę ze sztuką łączenia liter, ale były to głównie podstawy. Wystarczyły jej do odczytania listów ( no przecież, że od wielbicieli jej sztuczek i tańców! ), nazw odwiedzanych miast i gospód, a przede wszystkim pozwalały odróżnić tabliczki z napisem „Nie wchodzić! Zabójcze macki w środku!” od „Zapraszamy! Darmowe piwo dla wszystkich!”. Czytanie więc miało swe zalety, jednak elfka nigdy nie czuła potrzeby zgłębiania tej umiejętności.
Jakże o wiele bardziej przydatne były nauki akrobatyki, tańczenia z ogniem, połykania ognia, rzucania sztyletami, czy zachwycania publiki magicznymi sztuczkami. Nie wspominając już o poznawaniu umiejętności pozwalających kuglarce przetrwać wśród ludzi wszelkiej maści: opróżnianie ich kieszeni i sakiewek, kopanie i gryzienie w samoobronie, szybkie przebieranie nogami w ucieczce. Raczej nie nauczyłaby się niczego takiego z książek, co nie? Pfeh.

To tłumaczyło, dlaczego biblioteki, czy inne pomieszczenia z dużymi ilościami ksiąg, niekoniecznie były często przez nią odwiedzane. Ale tym razem po prostu nie miała wyboru. Na horyzoncie nareszcie pojawiła się iskierka nadziei na opuszczenie tego zaszczanego Grauburga, więc potrzebowała kolejnego celu dla swej podróży. Najlepiej jakiegoś dużego miasta, takiego bez demonów biegających po uliczkach i bez Pierworodnego chcącego zrobić z niej matkę swoich dzieci. W zwyczajnych okolicznościach, kiedy nie pomieszkiwałaby w zamku wraz z bezużytecznymi arystokratami, Eshte zwróciłaby się w swych poszukiwaniach do karczmy. Nie do całkowitej mordowni, ale też nie do jakiejś wychuchanej tawerenki, gdzie zamiast gulaszu podają rybie jajca i stare wino. Poszłaby tam, gdzie jada sama śmietanka społeczeństwa. Czyli bardowie, artyści, wróżbici, piraci i podróżnicy każdej innej maści. ŚMIE-TAN-KA.

Ale skoro była jeszcze zamknięta w zamku, to musiała w inny sposób poszukać następnego miasta, którego mieszkańców mogłaby zaszczycić swymi występami.

Mapa!
W bibliotece była mapa - olbrzymia, zajmująca całą ścianę, szeroka i wysoka. Wyhaftowana na gobelinie. Nawet Eshte potrafiła docenić kunszt jej wykonania.






Była też… nieczytelna. Nie dość że przeżarta przez mole i wyblakła, nie dość że przedstawiająca cały znany kontynent, to jeszcze pochodząca z czasów mitycznego drugiego cesarstwa. Nazwy miast od tego czasu zmieniały się wielokrotnie. Bibelot może i ładny, ale kuglarce bezużyteczny.

Tyle ksiąg zakurzonych i ciężkich, a map… oczywiście, że tych prawie wcale nie było! Ot zdarzały się jakieś umieszczone w dużych traktatach geograficznych opisujących dalekie krainy i dalekie potwory. Większość pełna była białych plam, dopisków i fantazyj wyciągniętych z czyjejś wyjątkowo bogatej dupy. Choćby ta na temat czarnych jak smoła ludzi i elfów o białych włosach, ganiających nago przez dżungle pełne węży i wielkich kotów. Cóż za niedorzeczność. Ale przynajmniej obrazki cieszyły kuglarskie oczy.

Jak na Wielkiego Pana Arystokratę przystało, Władca Grauburga zgromadził olbrzymią kolekcję pełną ciężkich tomów, a każdy zawierający masę literek.
Każdy ważył co najmniej kilogram wraz z miedzianymi okuciami okładek. Każda strona zawierała piękne zdobienia marginesów i zaczynała się prawdziwym dziełem sztuki, czyli ogromną i pięknie zdobioną literą.
Szkoda, że później zaczynał się wysyp zwyczajnych literek, których mozolne składanie było dla elfki drogą przez mękę czasem osładzana jakąś litografią lub ilustracją.

Bez sukcesów przerzucała kolejne księgi, kiedy trafiła na jedną wyjątkowo ozdobną i wyjątkowo dobrze ukrytą pod zniszczonymi okładkami. Ale nie tak dobrze, by lepkoręka Eshte mogła ją pominąć w swych poszukiwaniach.

Księga była również napisana wyjątkowo… dziwacznym językiem, ale i bogato zdobiona grafikami. Problem jednak był w tym, co one pokazywały. Zawartość dotyczyła jakichś… wydarzeń i rytuałów związanych ze śmiercią. Dziwne więc, że ten tomik znalazł się w zamkowej bibliotece, w dodatku wciśnięty w najdalszy i najciemniejszy kącik pomiędzy nudne kroniki finansowe baronii hellmsirskiej. Zupełnie jakby ktoś chciał się upewnić, że nikt tej księgi szukać nie będzie. Ale ona znalazła. Ona zawsze wszystko znajdowała, jeśli tylko miało to na nią ściągnąć pecha. Nie mogło być inaczej i teraz.

Próbując rozczytać pokrętne pismo autora, a jednocześnie przy tym wiele trudu wkładając w łączenie ze sobą liter przydługich wyrazów, Utalentowana Eshte napisała się równie mocno jak wtedy, gdy Thaaneeekryyyyst przymusił ją do swych nauk.
I od tego całego skupiania się, a zapewne i wystawianie języka w wysiłku też miało w tym swój wkład, nagle zaczęła widzieć.. kształty. Nie byłoby to coś nowego w jej życiu, ale te.. te.. te rzeczy były istnymi potwornościami, od których prawie spadła z krzesła. Wtedy z czarownikiem zobaczyła zaledwie błękitne płomienie oplatające jej palce, ale teraz na jej oczach rodziło się coś całkiem innego. Paskudnego, aż przyprawiło ją o gęsią skórę i podniosło maleńkie włoski na karku.

Jak gdyby te ilustracje nie były już wystarczająco niepokojącym widokiem, to nagle kuglarka zobaczyła pasma purpurowej energii liżące karty i okucia. Nie miała żadnych wątpliwości, że musiała to być jakaś mroczna energia, która oplatającej księgę przypominała.. przypominała.. drapieżnego, demonicznego węża gdzieś z piekielnych głębin. Najgorszego z możliwych węży. A z gadzinami Eshte robiła tylko jedno.

Huknęło głośno i tumany kurzu wzniosły się w powietrze, kiedy przerażona zamknęła magiczne tomiszcze. Jednocześnie przy tym wstała gwałtownie, co zakończyło się runięciem krzesła na podłogę. Zupełnie tym się nie przejęła. A chociaż fikuśne okucia i mniej więcej setki zapisanych kart dodawały księdze ciężaru, to jej strach dodawał sił, dzięki czemu była w stanie po prostu cisnąć ją okropnością, Nieważne gdzie, nieważne w co lub kogo. Ważne, że jak najdalej od siebie.
Wprawdzie w Grauburgu jeszcze żadna książka jej nie przeklęła, ale niezbyt chciała kusić los. Ostatnie dni zbyt dobrze dały jej odczuć, że ten był po prostu przeciwko niej.

Nie wiedziała, czy rzucona księga nadal płonęła się tą przedziwną energią. Nie wiedziała również, czy gonią za nią jakieś krwiożercze dziadostwa. Nie wiedziała, bo już dawno jej nie było w bibliotece. Uciekała tak szybko, jakby ścigały ją najgorsze czorty jakie tylko mogła sobie w tym momencie wyobrazić.

Okurwiony Ruchacz! Zaszczaniec w rzyć trącany!
Nauk mu się zachciało!






* * *




Jak ją znajdował nie wiedziała sama. Łajdak tropił ją niczym ogar. Czyżby majstrował przy jej tatuażu tak by mógł sam ją wytropić?
Przechadzała się właśnie do kuchni w towarzystwie swej osobistej bardki mającej muzyką dodawać uroku jej występów. Trixie była zachwycona zamkiem i zamieszkującymi go ludźmi. Wszak wszyscy byli dla niej myli. I oczywiście pyłek rozpylany przy każdym machnięciu jej skrzydełek nie miał z tym nic wspólnego. Nic a nic.
A on wytropił biedną elfkę znów zakłócając jej dobry humor.

Wyraźnie zamyślony i skonfundowany czarownik ożywił się na widok i ruszył w jej kierunku.
- Otóż…- zaczął by po chwili przerwać i zerknąć na Trixie. - Otóż rozmawiałem z Wolfgangiem Voglstein-Craig, hrabią Eishadaell i okolicznym ziem. I był…- znowu przerwał.- … był on przyjemnie zaskoczony faktem, że mam za żonę elfkę. W dodatku artystkę. I nie dał mi dojść do słowa, by wyjaśnić sytuację. Co więcej… chce nas włączyć oboje do swego orszaku, gdy już będzie wracał na swe ziemie. I chce by moja małżonka uświetniła wieczorne uczty swym talentem. Ba… - wyciągnął zza paska niewielką ale przyjemnie brzęczącą monetami sakiewkę.-... dał mi nawet zaliczkę dla mej utalentowanej małżonki.

-Kiedy wyszłaś za niego za mąż. I dlaczego mnie nie powiadomiłaś? Zawsze chciałem trzymać tren panny młodej.
- zasmucona Trixie spojrzała z wyrzutem na kuglarkę, oburzona tym że o wszystkim dowiadywała się po fakcie.

To było zbyt wiele informacji jak na jedną elfkę.
-Czekajcie oboje, czekajcie -rozłożyła ręce, aby tym gestem uciszyć i urażoną bardkę, i jak zwykle nadmiernie rozgadanego Ruchacza. Chwilkę w myślach układała sobie wszystko to, co dopiero padło z jego ust. A nie dość, że było tego wiele, to brzmiało również zupełnie absurdalnie. Na pewno nie tego się spodziewała. Jednak to nie reakcja jakiegoś starego hrabiego była dla niej interesująca.

-Dostałam zapłatę za moje kłamstwo? - zapytała spoglądając na sakiewkę z niedowierzaniem w oczach, po czym.. parsknęła śmiechem. Toż ten zamek był istnym cyrkiem! - Gdybym wiedziała, że ktoś płaci za podawanie się za żonę starych kawalerów, to już wcześniej dodałabym to do moich talentów!

- Nie… dostałem zaliczkę na zachętę dla ciebie, byś dołączyła wraz ze swym mężem do orszaku Wolfganga i zabawiała jego i jego gości na wieczornych ucztach pokazem swych magicznych talentów.
- wyjaśnił powoli i spokojnie Tancrist. - Oczywiście za odpowiednią zapłatę. Nie za samo kłamstwo. I mnie też dziwi ten entuzjazm hrabiego. Nie przypominam sobie by był miłośnikiem magii, czy elfów… Ani też by obchodziła go moja sytuacja matrymonialna.

-A na kiedy planujecie noc poślubną, podzieliłabym się z wami pyłkiem. A i gdzie udamy się w podróż by świętować wasz ożenek?
- machając nóżkami wróżka zatonęła w tematach ją interesujących, gdy tak siedziała na ramieniu kuglarki.

- Jedyne co będziemy świętować, Trixie, to mój niezwykły talent - Eshte nie byłaby sobą, gdyby nie wykorzystała ten okazji do, jak to mawiają w pewnym odległym kraju, potrąbienia we własną trąbkę.
Wyrzuciła ręce w górę i przeciągnęła się kocio, wyraźnie zadowolona z takie rezultatu swego kłamstewka -Aaah! W końcu coś dobrego wydarzyło się w tym mieście i jakiś szlachciurek mnie docenił. Zapewne wystarczyło by o mnie usłyszał, aby wiedział z jak wielką artystką ma do czynienia, co nie?. Skoro nawet zaprosił mnie do swojego.. -zająknęła się nagle, po czym przekrzywiając głowę zerknęła na Thaaneeekryyysta - Co to jest Ol Szark? Jakaś jego posiadłość, gdzie chce bym występowała? Daleko to?

-Orszak. Czyli jego słudzy, rycerze i przyjaciele których zabiera. Coś jak…
- Tancrist przez chwilę szukał porównania.-... karawana kupiecka, ale bardziej na bogato i wolniej się poruszają. Zaś sam Wolfgang jedzie do domu, do zamku na górze Craig. Spodobałby ci się, jeśli lubisz widoki.

-Musi być niezwykle zakochany we własnym nazwisku, skoro wszystko nim nazywa
-stwierdziła Eshte, przecież nie znając i nie interesując się tymi przedziwnymi zwyczajami arystokratów. Dłonią potarła swój karki, bardziej zmierzwiając już i tak niesforne kosmyki opadające na jej szyję -Czyli ten hrabia będzie mi płacił za bycie w tej jego karawanie i zabawianie jego bandy szlachciurek?
Gnana niedawnym doświadczeniem pochyliła się lekko ku Ruchaczowi, by palcem wskazującym dźgnąć trzymaną przez niego sakiewkę. Przyjrzała się jej podejrzliwie -To nie jest jakaś Twoja kolejna sztuczka? Te monety nie znikną, jak tylko włożę je do moich kieszeni, co?

- Właściwie to powinny trafić do mojej. Jako twój MĄŻ jestem odpowiedzialny za ciebie i twoje finanse.
- droczył się z nią Ruchacz, machając sakiewką, która wydawała się kusząco realna. I pieściła ucho dźwięcznym brzęczeniem srebra w niej się znajdującego.
- Ale to chyba dobrze że sława twojej żony dotarła do ucha tego szlachcica, prawda? - zapytała naiwnie wróżka.
-Właściwie to wątpię by dotarła. I to mnie niepokoi. Może kryją się za tym jakieś ukryte intencje?- zamyślił się elfki mężuś zakichany.

-Jak śmiesz! -obruszyła się Wspaniała Eshtelëa, bowiem mężczyzna jak zwykle umniejszał jej talent, nie dostrzegał prawdziwej sztuki w uprawianym przez nią kuglarstwie -Oczywiście, że musiał o mnie usłyszeć! W końcu jestem znaną artystką, to całkiem normalnie, że mnie ludzie rozpoznają! Nie! Wszystko! Musi! Być! Intrygą! -każdemu z jej ostatnim słów towarzyszyło podskoczenie, w którym starała się pochwycić umykającą przed nią sakiewkę. Na moment przestała, by w zamian spróbować zabić Thaaneeekryyyysta gniewnym spojrzeniem.
-No bo jaką? -zapytała kpiąco, nic sobie nie robiąc z jego bzdurnych podejrzeń - Hrabia okaże się przebranym Pierworodnym i mnie porwie do swojego zamku?

-Możliwe, że okaże się lubieżnikiem szukającym do swej alkowy pyskatej elfki. Niektórzy odczuwają podnietę we własnym cierpieniu
.- odparł sarkastycznie czarownik pozwalając jednocześnie, dłonie elfki pochwyciły chciwie sakiewkę. Po czym dodał już poważnie. - Nie twierdzę, że jesteś częścią jego spisku, ale przypuszczam że hrabia ma jakieś ukryte powody. A ty? Powiedziałem mu, że rozmówię się z żoną i wspólnie zdecydujemy. Więc… zgadzasz się dołączyć do jego orszaku?

Eshte w milczeniu ważyła sakiewkę to w jednej dłoni, to po zgrabnym przerzuceniu także i w drugiej. Pobrzękiwanie monet było dla niej najpiękniejszą muzyką, dlatego podjęcie decyzji było tak trudne. Z jednej strony miała szczerze DOSYĆ wydelikaconych arystokratów i marzyła o powrocie do swej wolności, lecz z drugiej.. no właśnie. Jak dostała jedną sakiewkę, to nie miałaby nic przeciwko kolejnym.

- Mmm.. planowałam opuścić Grauburg, chociaż tylko moim wozem, bez żadnej szlachciurskiej karawany. Ale skoro hrabia zamierza mi płacić za moją obecność i występy.. - mruknęła balansując sakiewką w dłoni, uciskając ją palcami i wyczuwając rozkoszne kształty monet. To był dla niej powód do ekscytacji, nie jakieś macanki z czarownikiem.
Przechyliła głowę, by móc zerknąć na skrzydlatą bardkę. Wszak wyjątkowo nie miała już być sama w swych podróżach -A co Ty o tym myślisz, Trixie? Powinnyśmy przyjąć jego zaproszenie?

- Sława, jedzenie, pieniądze, przyjęcia, muzyka… Sława!
- krzyknęła entuzjastycznie Trixie.
-I mąż. - przypomniał sceptycznie Tancrist.
-Ah... raaaaaacja... -elfce z łatwością przyszło zapomnienie o takim szczególe, no szkopule drobnym w postaci Thaaneeekryyysta. W końcu i od niego chciała się w końcu uwolnić, zamiast dalej przeciągać swoje cierpienie w jego towarzystwie.

-A na co komu Ty w tym orszaku? Jesteś przyjacielem tego hrabiego, jego sługą czy rycerzykiem? - wargi kuglarki rozciągnęły się w uśmieszku paskudnym, bowiem zdradzającym jej satysfakcję ze złośliwości spływającej po jej języku -Czy może będziesz tylko towarzyszem, wątpliwą ozdobą u ramienia cudownej sztukmistrzyni? Będziesz mi robił obiadki, abym miała siły do występów?

-Obawiam się że będę równie ważny jak ty.
- ubolewający ton czarownika nie pasował do szerokiego złośliwego uśmiechu. - Moja magia, choć nie służy błahym rozrywkom, jest równie poważana jak twoja. No i nie zapominajmy o mym szlachetnym rodowodzie. Henrietta bardzo nalegała bym dołączył do orszaku. Straciła jednak na entuzjazmie, gdy KTOŚ nagadał jej o moim “małżeństwie”. Za to zaintrygowało jej ojca. Nie wiem czemu.

- Oooohhh... to Paniunia też tam będzie?
-jęknęła cierpiętniczo Eshte, dodatkowo jeszcze język wywalając na znak swego niezadowolenia na takie towarzystwo. Czyż jako Wielka i Sławna Artystka nie powinna mieć możliwości wyboru własnej świty? Laleczka na pewno by do niej nie należała.. albo byłaby odpowiedzialna za kopanie dziur na sracze. Może w tym by się lepiej sprawdziła niż w pierdzeniu magią jakim się popisywała.
-Czyżbym moim kłamstewkiem popsuła wam romantyczną podróż? Jest mi tak baaaaaardzo... -ani przesadnie dramatyczny ton głosu, ani wargi rozciągnięte w fałszywym uśmieszku, jakoś nie odzwierciedlały tego kajania się elfki -..baaaaardzo przykro.

-Tak… wiem doskonale, że jesteś o mnie bardzo zazdrosna. Niemniej każdej nocy będziesz miała mnie całego dla siebie.
- stwierdził ironicznie czarownik, po czym poprawiając okulary na nosie dodał. - I oczywistym jest że Henrietta tam będzie, bo to do orszaku jej ojca otrzymaliśmy zaproszenie. Więc droga żonko, jaka jest twoja decyzja?

-Mogę się chyba jeszcze zastanowić, nie? Czy może ta jego karawana wyrusza już dzisiaj?
- mruknęła elfka, która niezbyt lubiła być poganianą. A już na pewno nie przez Ruchacza. Wszak podjęcie takiej decyzji nie było takie łatwe. Bo czyż jej własna chciwość mogła przezwyciężyć niechęć do podróżowania z czarownikiem, Paniunią i całą resztą szlachciurskiej bandy?
Podrzuciła jeszcze raz sakiewkę w dłoni, napawając się przy tym dzwonieniem ukrytych wewnątrz monet, po czym schowała ją w jednej z wielu kieszeni swego ubrania - Oczywiście, podróżowałabym moim własnym wozem. Hrabia chyba się nie spodziewa, że przeniosę się do jednej z tych.. karoc, którymi szlachciurki mają w zwyczaju podróżować, co? Nie zostawię mojego domu na kółkach.

-Oczywiście. Nic takiego zresztą nie było proponowane. Będziesz jechała swoim powozem. Ty i twój mąż.
- przypomniał ten mały niewygodny detal Ruchacz. I dodał.- A czas masz do wieczora. Bo wtedy spotkam się z hrabią ponownie.

-Ty to się tak nie przyzwyczajaj do bycia moim mężem, mój Ty..
-Eshte wyraźnie się zadumała, w myślach poszukując odpowiedniego zwrotu do Ruchacza. Nie było to łatwe. Ale jak już odnalazła, to wypowiedziała je powoli i z pietyzmem, tylko podkreślając ironię swego głosu -...milusiński słodziaczku.
Troszkę.. troszkę chyba zwymiotowała wewnątrz ust. A przynajmniej na to wskazywał grymas, który w jednej chwili przeszył jej twarzyczkę. Może i dla jakichś obrzydliwie zakochanych w sobie par takie urocze przezwiska były całkiem normalne, ale dla Eshte równie dobrze mogły być wulgaryzmami z obcego języka. Tyle, że wulgaryzmów się nie brzydziła.
Wzdrygnęła się wyraźnie, a potem zwróciła do swej kieszonkowej wróżki - Chodźmy, Trixie. W ramach przygotowań do podróży, musimy napełnić brzuchy tutejszymi smakołykami.

Dla odmiany usłyszała z ust czarownika jakieś dobre wieści. Tak dobre, że ani myślała wspominać mu o swoim znalezisku w bibliotece, które niejako było jego winą. Oh, nie to żeby miała na sercu utrzymanie sekretu tego kogoś, kto tak usilnie próbował schować ową księgę pomiędzy przynudzającymi traktatami z dużą ilością cyferek. W dupie miała takie sekrety.
Zdążyła już trochę poznać jego zboczenia, i to nie tylko te, których dopuszczał się wbrew niej w kręgu. Dobrze wiedziała, że na wieść o podejrzanej księdze plującej purpurowymi wężami, Ruchacz zażyczyłby sobie zostać do niej zaprowadzony, a ta nieprzyjemność oczywiście spadłaby na kuglarkę. A ona wcale nie chciała wracać do biblioteki. Potem zacząłby ją przeglądać, wykonywać jakieś swoje czary mary i nagle „tylko na chwilę” zmieniłoby się w dni, miesiące. Eshte mogłaby zapomnieć o opuszczeniu miasta, a co dopiero o zostaniu częścią szlachciurskiego ol szarku. Przecież musiałaby zostać w zamku ze swoim małżusiem z nosem wciśniętym w księgę. A ze swoim szczęściem, to pewnie jeszcze skończyłaby wciągnięta pomiędzy jej stronice.

O nie, nie, nie. Ani myślała tak kusić losu. Znowu.
Wynosi się z tego Graburga. I nic jej nie powstrzyma.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 03:33   #92
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
KrannYGH!

Zadziwiające, lecz odgłos gwałtownie wydobyty z ust elfki brzmiał zupełnie jak krasnoludzkie imię. Sama nie byłaby wcale zaskoczona, gdyby właśnie w ten sposób nazywano małe krasnoludziątka - przypadkiem, po uderzeniu głową w skałę przez któregoś z rodziców.
W przypadku Eshte to głośnie stęknięcie zostało spowodowane zbyt szybką reakcją ciała, zanim myśli zdołały je powstrzymać przed tak nagłym ruchem. Bowiem na widok znajomej, brodatej gęby ( a przynajmniej miała wrażenie, że znajomej, wszystkie te kurduple były do siebie podobne w jej oczach ) zerwała się do biegu tylko po to, aby silnie zostać zatrzymaną przez olbrzymi wór skarbów niesiony na plecach. Mogła się chwalić swoją zręcznością, lecz pod takim ciężarem wręcz uwiesiła się na nieporuszonym tobole.
Jeszcze raz.

Wór uderzył o ziemię, a towarzyszyła temu niezliczona ilość wszelkich brzdęków, zgrzytów i podzwonień.
-Przypilnuj naszych skarbów - powiedziała do Skel'kela, którego uroczy pyszczek wystawał z zaciekawieniem spomiędzy przedmiotów podkradzionych szlachciurkom. Bojowym piśnięciem odpowiedział na jej słowa, z pewnością będąc gotowym zaatakować nogawki każdego potencjalnego złodziejaszka, więc Eshte w spokoju mogła ruszyć w kierunku upatrzonej przez siebie krępej postaci.

Z lekkością przebiegła przez korytarz, aby bez jednego ostrzeżenia wpaść na krasnoluda i uwiesić się na nim. No, na uwieszenie się był sporo za niski, zatem kuglarka po prostu oparła się o niego całym ciężarem swego ciałka.

-Kranneg, Ty stary ochlaptusie! Gdzie się podziewałeś?! -zawołała radośnie, nawet nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że taki powitaniem może kurduplowi narobić wstydu pośród jego zakutych koleżków. Wszak była znaną i podziwianą artystką, każdy czułby się zaszczycony tak gorącym powitaniem z jej strony!

-A Eshte! Miło cię widzieć. Podobno mnie szukałaś?- zapytał równie radośnie krasnolud zwracając się do nadbiegającej elfki. Po czym dodał z dumą uderzając w stalowy napierśnik.- Jak widzisz trafiłem do gildii. Ba, nawet walczyłem już potworami.

-Noooooo! Bardzo błyszczący!
-zachwyciła się Eshte i dłonią najpierw przetarła ten jego napierśnik, a potem w szerokim uśmiechu wyszczerzyła ząbki do swojego odbicia na krasnoludziej klacie. Ładniutkie świecidełko, w pierwszej chwili nawet kusiło do podkradnięcia. W drugiej zaś przestała o tym myśleć, uśmiech jej spełzł z twarzyczki i jego miejsce zastąpił grymas niezadowolenia -Dla mnie Grauburg okazał się być parszywym wyborem. Jestem artystką, a potwory i żałoba nie sprzyjają moim występom.
Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się po niskich, zakutych łbach. Koniec koniec znów zawiesiła spojrzenie na znajomym brodaczu -Ale Ty i Twoi kompani to pewnie mieliście ręce pełne roboty, cooo? Utłukliście jakąś strzygę? A może toporkami odłupaliście głowę demonowi?

-Strzygi niestety nie. Ale demoniszczy to i owszem.
- zaśmiał się Kranneg klepiąc po brzuchu i chwaląc się - Ja sam żem trzy ubił. Nie tak straszne te tutejsze demoniszcza, jak te które my razem w katakumbach ubijaliśmy, co? A ty co robisz tu na zamku? Myślałem żeś uliczna artystka? Nie mów mi że tak szybko sobie znalazłaś patrona?

-Z tymi grubymi murami i strażnikami na rogu każdego korytarza, zamek miał być najbezpieczniejszym miejscem w Grauburgu - Eshte parsknęła sobie kpiąco na to jawne kłamstwo. Mogła jeszcze zrozumieć, że Pierworodny dostał się do zamku, przecież był cholernie potężny. Ale te roznegliżowane strzygi? Tamte małe, zielone smrody? Ktoś zdecydowanie spartolił swoje obowiązki.
Ale co tam, nareszcie przyszedł czas, by i kuglarka mogła się trochę pochwalić przed krasnoludem. Wsparła dłonie na biodrach i podbródek uniosła wysoko -Ale tak, zdobyłam sobie uznanie jednego z tutejszych jaśnie paniczyków. Pewien hrabia tak sobie ulubił mój talent, że wymarzył sobie, bym wyruszyła wraz z nim w podróż powrotną do jego rodzinnych ziemi i zabawiała towarzyszących mu szlachciurków - napuszyła się niczym jaki barwny ptaszek odstawiający swój przedziwny taniec godowy. Tyle, że w tym przypadku popadała w zachwyt nad samą sobą, jak zawsze - Nareszcie ktoś mnie docenił w tym przeklętym mieście.

- No to gratulacje. Będziesz tańcowała przed panami i sztuczki pokazywała. Ponoć po pijaku potrafią srebrem, a nawet złotem sypnąć tym, którzy im się spodobają.
- odparł wesoło krasnolud szczerze ciesząc się elfki sukcesem. Potem jednak zamyślił się wyraźnie i przez chwilę milczał.
-A wiesz… słyszałem plotki, że znany nam szlachcic sobie elfią kochanicę przygruchał i się z nią ożenił. Też ponoć jakąś artystką. Znasz ją może?

Oh, Eshte nie najgorzej sobie poradziła z utrzymaniem obojętnego wyrazu twarzy. Jedynie drobne drgnięcie kącików warg oraz nieznaczne ściągnięcie się brwi zdradziło, jak bardzo nie pomyśli elfki było to pytanie Krannega. Wcale nie chciała być znana jako żona TEGO szlachcica. Zresztą, również i żadnego innego.
Wzruszyła więc ramionami, mówiąc - Nic takiego nie słyszałam. Widać wy bardziej się interesujecie romansami szlachciurków niż ja - wyszczerzyła ząbki w rozbawieniu taką myślą. Któż by pomyślał, że te brodate gbury tak bardzo lubią ploteczki, co? Następnie uniosła spojrzenie wysoko, aby objąć nim zatrzaśnięte wrota prowadzące na dziedziniec. Tam, gdzie ona chciała się dostać ze swoimi skarbami -No, a co tu robicie? Pilnujecie, żeby nikt nie wszedł, czy nikt nie wyszedł? Myślałam, że skoro już nie ma potworów, to można się swobodnie poruszać.

-Pilnujemy by nikt niepożądany wszedł i nikt niepożądany wszedł. Strzygi na przykład i inne tałatajstwa. Bandyci chcący uwolnić tego tam... Aremiusa i pozbawić szlachciców ich zemsty za zabitych krewnych
.- wyjaśnił Kranneg przyglądając się to elfce to jej zawiniątku.- A co ty tam niesiesz?

-Oh, to?
-zapytała Eshte, po czym dla pewnością jeszcze wskazała kciukiem swój wypełniony po brzegi tobołek, na którego szczycie siedział fajkowy lisek. Widać wziął sobie do serca zadanie polecone mu przez elfkę, bowiem strzygł uszkami i paciorkowatymi oczkami wypatrywał potencjalnych złodziejaszków. Uroczy brytan strzegący jej skarbów.

Eshte tylko machnęła nonszalancko ręką i z powrotem zwróciła się do Krannega -Różne moje sprzęty, graty. Bo moje występy to nie tylko magiczne sztuczki, ale też taniec i żonglerka, wiesz? Są tam też moje ubrania i przebrania -wcale nie podobała jej się wizja krasnoludzkich łap grzebiących w owych zbiorach, na których podebraniu spędziła co najmniej godzinę. Godzinę! Dlatego teraz oczka przymrużyła i uśmiechnęła się ze złośliwością w ramach próby zniechęcenia brodacza - Ale chyba nie chcesz sprawdzać moich fatałaszków, co?

- W zasadzie to powinniśmy. Sama rozumiesz, to nasz obowiązek.
- stwierdził krasnolud przyglądając się pakunkowi. - A my jesteśmy bardzo obowiązkowi i solidni. Niemniej postaramy się to załatwić szybko, obiecuję.
Na nic mu była jego obietnica, wszak wiedziała co zobaczą. I padnie wiele niewygodnych pytań wtedy. Bowiem bardce ciężko będzie wyjaśnić do czego wykorzystuje srebrne dzbany, pozłacane świeczniki i jedwabną pościel podczas swych występów.

-Nie słyszałeś nigdy o tym, że kuglarze nie zdradzają swych tajemnic? Jeszcze któryś z was podejrzy moje sekrety, zamarzy mu się życie wędrownego artysty i podbierze moje miejsce u boku hrabiego wracającego na swe ziemie. Wszędzie muszę uważać na konkurencję - z tymi słowami elfka przyjrzała się bacznie każdemu z brodaczy, jak gdyby tym sposobem chciała rozpoznać, który z nich skrywa w sobie największe zadatki na kuglarza. Te gęste brody mogłyby ukryć w sobie wiele sztuczek.

Na razie jednak z trudem ukrywały fakt, że krasnoludy zaczęły śmiać się głośno i rubasznie słysząc jej sugestie.
-A poza tym! -zakrzyknęła nagle z radością, a następnie objęła Krannega ramieniem beztrosko przytuliła do siebie. A przynajmniej spróbowała. Może i był niski, ale przypominał niewzruszoną skałę. Zaś w tak gwałtownym ruchu jego zbroja dotkliwie poobijała smukłą Eshte. Twardo jednak wyszczerzała ząbki w uśmiechu - Przecież my się znamy, co nie? Wiesz, że nie jestem jakąś byle złodziejką, a i w dupie mam przemądrzałych czarowników. Na pewno kręci się tutaj wielu bardziej podejrzanych osobników ode mnie.

- To prawda… nie jesteś zbyt groźna. Ani twoja magia
.- potwierdził Kranneg głaszcząc się po brodzie.- No dobra… myślę że możemy cię puścić, prawda?
-A niech idzie.
- pobłażliwie stwierdził brodacz z pióropuszem na szyszaku, zapewne przywódca całej grupy.

-No, wiedziałam, że się jakoś dogadamy! - ucieszyła się głośno kuglarka i dla podkreślenia swej wesołości jedną ręką raz jeszcze uścisnęła Krannega, silnie i bez pytania o pozwolenie. Eshte nie była z tych, co to zwracają uwagę na jakieś konwenanse - Może jak będziesz miał chwilę przerwy od obowiązków, to pójdziemy się napić gdzieś piwka zanim wyruszę w dalszą podróż, co? W imię starej przyjaźni -trochę przesadziła, bo przecież tak naprawdę znali się od niedawna, lecz... lecz tyle się zdążyło wydarzyć, że miała wrażenie jak gdyby od jej pobytu w tamtej wiosce minęła cała wieczność -Twoim ziomkom pewnie też się przyda trochę wytchnienia od pilnowania tych zimnych murów, co nie? Ja nie znoszę być tutaj zamknięta. Potrzebuję trochę odetchnąć.

- Tak. Kończymy służbę o trzecim świątynnym dzwonie.
- uśmiechnął wesoło Kranneg, bo też nie istniał krasnolud który odmówiłby kufelka, zwłaszcza stawianego przez kogoś innego.- Gdzie cię szukać?
Trzeci dzwon… dwa dzwony zabrzmiały już jakiś czas temu, więc pewnie było blisko do kolejnego uderzenia w dzwony, przez kapłanów pilnujących upływu czasu.

Oh, pewnie będę w łóżku z Ruchaczem, albo grzecznie czekała na niego w komnacie obok, jak przystało na szlachciurską kochanicę. Nie! Na żonę jednego z tych wydelikaconych arystokratów! „ - tego zdecydowanie elfka nie chciała powiedzieć. Mogła się swoim nowym statusem chwalić przed Paniunią, żeby ją przyprawić o zmarszczki z wściekłości oraz kolejne siwe włosy w tej paskudnej czuprynie, ale była to zdecydowanie zbyt wstydliwa kwestia do omawiania z krasnoludem. Bądź kimkolwiek innym. Najchętniej by o niej zapomniała.

-Posiedzę trochę w stajniach, aby przygotować wszystko do podróży, a potem... -najwyraźniej miała jeszcze tak wiele planów na dzisiaj, że tylko urwała w pół wypowiedzi i ramionami wzruszyła. Od niechcenia machnęła ręką -E! Po prostu spotkajmy się na dziecińcu po tym trzecim dzwonie, co? Tak będzie łatwiej, zamiast szukać się w tym zamczysku.

- Zgoda…
- ucieszył się Kranneg i dodał z uśmiechem.- Tylko weź dużą kieskę, bo będziesz piła z krasnoludami. A my tęgie głowy mamy.
Co nie było przechwałką, a faktem. Wszak parę dni temu brała udział w takiej popijawie z ojcem Krannega. A teraz krasnoludów było czterech.

-Nareszcie! Te wrażliwe szlachciurki to w ogóle nie potrafią pić - wybuchając rubasznym śmiechem Eshte klepnęła swego znajomego krasnoluda w plecy. Tylko raz, jednak tak silnie, że taki przyjacielski gest wystarczyłby do powalenia niejednego chucherka. Ale przecież nie krępego i nabitego Krannega przybranego w lśniący napierśnik.

Odeszła kawałek wracając do swoich skarbów, aby po krótkim pochwaleniu swego fajkowego brytana, z powrotem zarzucić sobie tobołek na plecy. Lekko się ugięła pod jego ciężarem. Szczęśliwie wizja przyszłego zarobku dodawała jej sił, więc zamiast się połamać, ona hardo ruszyła w kierunku wrót na dziedziniec.
-No, to teraz mi Panowie otwórzcie - powiedziała, raz jeszcze prezentując ząbki w szerokim uśmiechu. Ten dzień mógł się potoczyć o wiele gorzej.

Co też uczynili od razu pozwalając elfce przejść.
Zapowiadało się miłe popołudnie.



* * *




Drzwi otworzyły się szeroko, a na karczemnym progu stanęły postacie mogące stanowić wstęp do żartu wyjątkowo niskich lotów. „Cztery krasnoludy i elfka weszli do karczmy..” - takimi słowami zacząłby swą wypowiedź żartowniś chcący zabłysnąć przed swymi podpitymi towarzyszami. I gdyby rzeczywiście okazał się mieć poczucie humoru, to pewnie nawet Eshte parsknęłaby śmiechem, pomimo swej niewdzięcznej roli w pijackim żarcie. A zatem..

Cztery krasnoludy i elfka weszli do karczmy. Zapach znajomy, bo przecież mieszanka powietrza gęstego od fajkowego dymu oraz tłustego jadła, uderzył kuglarkę prosto w nos. Ale zamiast go zatkać, zasłonić jakąś zdobną chusteczką lub zawrócić w miejscu i wyjść, ona wyszczerzyła ząbki w uradowanym uśmiechu. Wyrzuciła ręce w górę i przeciągnęła się giętko, czemu towarzyszył głośny pomruk zadowolenia. Widać w podrzędnej karczmie czuła się bardziej jak w domu, niż w dusznym zamku pełnym wystrojonych szlachciurek.

-Aaaah! Dobry człowieku, wyciągaj wszystkie swoje beczki z piwem! Dzisiaj pijemy za wolność i poubijane potwory! -zawołała do tutejszego gospodarza. Niech sobie mieszkańcy mają żałobę, niech się smucą i zadręczają. Ale nie ona, nie Eshte. Ona miała sakwę pełną monet i parszywe przeżycia do zapicia.



* * *



Jakże wesoły był ten wieczór.
Jakże nierówna droga.
Jak bardzo szumiało kuglarce w głowie.
Krasnoludy bowiem umiały wypić i miały mocne głowy. O wiele mocniejsze niż Eshte. Toteż elfka teraz zataczając się wesoło od jednej krawędzi ulicy do drugiej wracała do zamku. Jakoś nierówne się te drogi w Grauburgu zrobiły, a i domy krzywe. Gdzieś pod czupryną tliły się wspomnienia jakichś rozmów o palącym się heretyku-czarowniku-starym pierniku? W obecnym stanie elfka orientowała że powinna coś wiedzieć o tej sprawie, ale jedyne stare pierniki jakie ją interesowały należały do rodzaju jadalnych.

Straże zamkowe, o dziwo, wpuścił wyraźnie pijaną kuglarkę do zamku. Może ze względu na jej sławę, a może przez fakt iż pamiętali że opuszczała zamek w towarzystwie krasnoludów?
Zresztą… maga zdrajcę już spalono, czego dowodem był stosik poczerniałych od żaru belek na środku dziedzińcu i sczerniałe zwłoki nadal przykute kajdankami do mocno nadpalonego pala.
Ten detal niezbyt zainteresował pijaną elfkę. Wszak co ją obchodziły kaprysy możnych w kwestii wystroju zamku?

Nie… jej uwaga skupiła się na jej celu, a tym była stajnia. Zamierzała tam dojść, mimo że dziedziniec zamkowy co rusz podsuwał jej kamienie do potknięcia! Co złośliwe miejsce ten Grauburg.
Niemniej jej wysiłki zostały zakończone sukcesem. Dotarła do stajni! A tam już czekał jej wozik i łóżko i…
Nagle oczy Eshtelëi rozszerzyły się w zaskoczeniu i przerażeniu. Dostrzegła bowiem światło w okienka jej wozu. Światło oznaczające tylko jedno. Złodziej rabował jej skarby!

Powiedzenie, że na ten widok od razu wytrzeźwiała, byłoby dużą przesadą. Bo tak się nie stało i nadal lekko się chwiała na nogach, a uciekający wzrok starała się skupić na okienku własnego wozu.
Co za skandal! Złodziej w zamku! Najpierw strzygi, potem Pierworodny i gremliny, a teraz jeszcze to! Czy strażnicy w tym miejscu naprawdę nie potrafią dopilnować bezpieczeństwa mieszkańców?! Kto to widział, aby tak po prostu pozwolić, aby ktoś sobie przyszedł z zewnątrz i grzebał w cudzych rzeczach! I to w jej rzeczach! Wielkiej Artystki i Sztukmistrzyni Docenianej Przez Wielkiego Hrabiego! Nie-do-pu-szcza-lne!

Rozejrzała się wściekle po stajni, ale nikogo nie dostrzegła oprócz koni poustawianych w swych boksach. Nie były jej w tym momencie zbyt pomocne. Musiała więc wziąć sprawę w swoje ręce. Znowu!
Nie była z tych, co to ukrywają swoją obecność i się skradają. A już na pewno nie w takim stanie, w jakim teraz była. Nogi nie do końca chciały z nią współpracować, więc wchodzenie po schodkach przypominało wspinanie się na najwyższy szczyt górski. I pewnie trwało równie długo.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 03:52   #93
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tak jak karczemne trunki wzniecały płomienie po wlaniu do ognia, tak samo przepite piwo czyniło magię Eshte trochę.. cóż, niekontrolowaną. Zatem kiedy dotarła już do drzwiczek, w planach miała stanięcie w swych płomieniach, coby przestraszyć i pogonić bezczelnych intruzów. Kopniakiem otworzyła wejście do swego wozu.

-Csooo tu ssssię wyprawia! Pozzzabijam! -warknęła mocno niewyraźnie, bo i język jej się plątał z wiadomych powodów. Zaś zamiast ognia mającego objąć jej postać, ręce lub przynajmniej jedną z nich, na wyciągniętej dłoni kuglarki pojawił się gołąb. Mało przerażający, bo nadal będący zaledwie zaspaną kulką białego pierza.

- Witaj kochanie, co tak późno. Znowu się szlajałaś po karczmach zamiast szykować jedzenie dla swego męża? - takie to sarkastyczne słowa wypłynęły z ust złodzieja, którym okazał się Ruchacz. Co prawda nic nie kradł (no chyba że schował w kieszeni jakiś fragment bielizny, bo takie to chore fantazje miewają bogacze), a przy świetle olbrzymiego świetlika porządkował wóz kuglarki.
Robal unosił się tuż nad nim.




I służył za ruchomą latarnię. Również niezbyt był przestraszony wkroczeniem pijanej elfki.
-Doprawdy co… za bajzel. Jak ty możesz tu żyć.- stwierdził cierpiętniczo Tancrist. I przyłożył palec do ust.- I ciszej proszę. Twoja wróżka już śpi. Nie chcemy żeby się obudziła i zaczęła fruwać podekscytowana. Nie chcemy żeby zrobiło się pomiędzy nami romantycznie.

Jęk wydobył się z ust kuglarki, jak gdyby nagle żołądek jej się przekręcił i miała zwymiotować na podłogowe deski wozu. Nie było to dalekie od prawdy. Bowiem nie powinna była wykonywać tak gwałtownych ruchów, a i widok tego starego zboczeńca również wywoływał u niej mdłości.

Strzepnęła z dłoni zaspanego gołębia, który leniwie wzleciał w powietrze i usiadł nieopodal w barłogu materiałów, gdzie znów sobie grzecznie zasnął.
-A Ty tu po... po czso? -Eshte z gniewem zwróciła do czarowników mnożących jej się przed oczami. Obrzydliwość. Już jeden Thaneeekryyyst sprawiał problemy, a co dopiero kilku. Zaś widząc z jaką lekkością dotyka on sobie jej własności, biedna elfka załamała ręce -I co robiszszszszszsz z moimi rzeczami? Czy ja wchoooooodzę do Two...Twojeeego domu i grzrzrzrzebię w Twoooich rzrzeczach?
Już wolałaby złodzieja.

- O ile dobrze pamiętam… i o ile wiem, to tak… To właśnie zrobiłaś w mojej komnacie.- stwierdził wprost Tancrist z bezczelnym uśmieszkiem. Po czym uniósł palec w górę dodając.- Poza tym… po pierwsze: na razie to jest NASZ dom. A po drugie: zniknęłaś z zamku, więc gdzie niby miałbym szukać jeśli nie tu?
Zamyślił się wyraźnie pocierając podbródek i przyglądając elfce.- No i przydałaby mi się twoja odpowiedź. Hrabiowie nie grzeszą cierpliwością, a ten chce wyruszyć jak najszybciej do swoich włości.

To było zbyt wiele słów dla jednej, pijanej elfki. Wymagały od niej zbyt wiele skupienia, którego teraz, z wiadomych powodów.. zwyczajnie nie miała. Przez chwilę zezowała na Thaaneeekryyysta próbując zrozumieć czego on właściwie od niej chciał. W końcu wyciągnęła rękę i wycelowała w niego palcem wskazującym. No, mniej więcej w niego. Prawie trafiła.

-MÓJ dom -powiedziała stanowczym tonem, po czym zamaszystym ruchem pokierowała rękę w bok. Niewiele brakowało, a sama by się od tego przewróciła. Na szczęście tylko lekko się zachwiała -Ty mieszkaszszszszszsz w zameczku, jak przystało na grzgrzecznego szluch.. slach.. szusz... -nigdy wcześniej nie myślała o tym, jak trudne było to słowo. Mogła je sobie ładnie powtarzać w głowie, układać kolejne każdą literkę, ale usta nie chciały współpracować. Także i język się straszliwie plątał. Dlatego tylko od niechcenia machnęła ręką - No, tego tam, o. Wieszsz?

-Nasz dom kochanie… nazwałaś mnie swym mężem? Pamiętasz?
- podszedł do niej, tak że musiała powstrzymać jego marsz dłonią i nagle palec elfki dźgał jego tors, oraz zaczął po nim wodzić. Nagle atmosfera zrobiła się cieplutka, bo uszy elfki zaczęły się czerwienić. Czaruś był zdecydowanie za blisko, zapach jego pachnideł zaczął ją otaczać i kusić do wtulenia się w tą żywą poduszkę. Co prawda nie bała się Taaanekrysta, ale zaczęło się robić… romantycznie. Zwłaszcza gdy zwracał się do niej czule, choć z ukrytą w słowach kpiną.

- Skoro więc utknąłem z tobą, moja droga żonko, to możemy wypróbować twoje łóżko. - stwierdził ironicznie czarownik zerkając za siebie, gdy palce dłoni elfki zaczęły mimowolnie wodzić po jego torsie.

Eshte zwyczajowo nic sobie nie robiła z gróźb czarownika i tylko prychnęła pogardliwie, przy okazji trochę się opluwając. Przetarła dłonią wargi.
-Pfffft. Głupi jesteszszszsz -burknęła cofając gwałtownie rękę od jego torsu. Pijana była, nie miała teraz głowy do jakichś romansów. Zresztą, nigdy nie miała.
Niewiele było miejsca w wozie. Nie była to przecież obszerna komnata w zamku, ale elfce udało się obejść czarownika mocno chwiejnym krokiem, jak gdyby była piratem na kołyszącym się statku, a nie artystką we własnym domku na czterech kółkach. Kapelusz z głowy zdjęła i palcami przeczesała niesforne kosmyki włosów -Niektóre artystki lub.. lubią takich naddd.. nagddooo.. no.. prześladowców wielbiących ich talent. Ale ja nnnnn...

Ojoj.. elfka już na co dzień miewała skupienie podobne małemu dziecku i podobnie łatwo zmieniała cele swej uwagi. Po wielu, wielu kuflach piwa była tak samo, a może nawet gorzej. W tym momencie akurat spojrzenie jej oczek padło na robala unoszącego się u powały. I z jakiegoś powodu ten widok wyraźnie ją rozbawił, bowiem zarechotała sobie pod nosem - Dupa mu się świeci.
A potem podskoczyła i machając kapeluszem w powietrzu, spróbowała złapać skrzydlatego intruza. Albo przynajmniej jednego z nich, uh.

Świetlik był teraz zwinniejszy i biedna elfka machała kapeluszem bez wielkiego sukcesu, podczas gdy czarownik spojrzał na nią wzruszając ramionami i dodając sarkastycznie.- Nie przesadzaj z tym wielbieniem. Bowiem zamierzam spać w twoim łóżku, a nie na podłodze. Twoja zaś obecność w nim jest… opcjonalna.

Tancrist podszedł do dziewczyny skupionej na łapaniu robaczka, pochwycił ją w pasie i stanowczo położył zaskoczoną i wierzgającą elfkę do łóżka, siadając potem przy niej niczym ojciec przy córeczce.
-A teraz zamknij ślepka i śpij. Zgaszę robaczka.- i tak samo po ojcowsku się odezwał.

-Tszekaj..
-z tym słowem na ustach elfka zamarła na łóżku. Jej rozumek nie miał teraz łatwo zadania, kiedy przecież cały wóz zdawał się kołysać, a w miarę logiczne myśli cały czas umykały z jej zasięgu, lecz mimo to starała się jakoś ogarnąć całą tę sytuację. Nawet pojawiła się w jej roztrzepanej główce bardzo nieśmiała iskiereczka zrozumienia.

-Czy.. żbyśmy już wyjechali z miasssta? Dlatego nie możżżżesz wrócic do swojej sypialenki? -zapytała zaskoczona, bo nie przypominała sobie siadania na przedzie wozu i wyjeżdżania ze stajen, a co dopiero z przeklętego Grauburga. Chyba zapamiętałaby tak cudowny moment, prawda? Ale jeśli jednak nie pamiętała, to.. to nasuwało się tylko jedno wytłumaczenie. I od niego aż usiadła gwałtownie, głową prawie uderzając o niewysoką powałę wozu -Czy teraz jeźemy? Kto prrropowadzi?

-Mój gryf, zmieniłem go w woźnicę.
- wyjaśnił żartobliwie czarownik kłamiąc i zaczął się rozbierać, co mimowolnie przyciągało ślepka pijanej elfki. W półmroku podkreślanym przez światło świetlika, ciało Czarusia wydawało się takie jakieś… kuszące. Te linie na jego ramiona i torsie. Ten widok budził dziwne ciepełko w podbrzuszu Eshte, suchość w gardle i pokusę, by dotknąć tych jego tatuaży. I podążyć paluszkiem tam gdzie ją zaprowadzą. Tancrist nie rozebrał się jednak cały. Obnażył jedynie do pasa i zaczął ładować do jej łóżka powoli.

-Nieeeeeeee.... -jego żart przeraził Eshte nie na żarty, a gdyby nie była tak mocno przyćmiona całym wypitym niedawno piwem, to podobnie zareagowałaby też i na jego nagość, nawet jeśli tylko częściową. W jej aktualnym stanie, czarownik równie dobrze mógłby stanowić jakąś okropną, pijacką iluzję. Zdecydowanie miewała przyjemniejsze.

-Ten zwieeeeerz znowu nas wywiesiesie na jakieś zaduuuupie.. do laaasu.. ja nieeee chcęęęęę...-wybełkotała w panice i w przeciwieństwie do Ruchacza, ona zaczęła się gramolić z łóżka. A raczej próbować. Dużo w tym było mało skoordynowanego machania rękami, czym trochę upodabniała się do bardzo niezręcznego pająka lub ośmiornicy. Dłońmi jakoś na ślepo próbowała się podeprzeć ścian i łóżka, naturalnie trafiając przy tym w postać mężczyzny. Byłaby się oburzyła czując pod palcami jego nagi tors, jednak teraz niezbyt się tym przejęła. Nie.. nie skojarzyła co się działo.
W pewnym momencie najwyraźniej się zmęczyła tą wędrówką, bowiem zwisła bezwładnie przez kraniec łóżka. Gdzieś tam z okolic opadającej głowy dobiegło jęknięcie wspaniałej artystki -Umieram..

-I narodzisz się na nowo jak feniks. Tyle że jutro.
- Tancrist pochwycił elfkę przyciągnął do siebie i przytulił.-[i] A teraz śpij, bo dostaniesz klapsa… albo całusa.

-Nie jessssdem.. kurczakiem... -burknęła elfka rezolutnie po tym, gdy świat już przestał wirować jej przed oczami. Mimo to malowane na suficie kwiaty nijak nie chciały przestać falować w swym pijackim tańcu i tylko przyprawiały ją mdłości, jak gdyby znajdowała się na statku płynącym po wzburzonym morzu.
To sprawiło, że w końcu pozwoliła całkiem opaść swoim powiekom, choć co dopiero jeszcze walczyła z ich ciężarem. Ciemność jednak przyniosła ulgę i powstrzymała żołądek przed wywróceniem się na drugą stronę.

Kiedy już zasnęła, co nastąpiło prawie błyskawicznie, to pijana Eshte spała w taki sam sposób, w jaki wiodła swe życie - brawurowo.
Długie kończyny rozkładała we wszystkie strony, zupełnie nic sobie nie robiąc z obecności Thaaneeekryyysta w tym samym łóżku. Sam się o to prosił. Ona go nie zapraszała do swojego domku na kółkach.




* * *




I znowu biednej kuglarce śniły się koszmary, choć gdy sen ją trzymał w swych objęciach bynajmniej nie rzucała się ze strachu. Coś tam chichotała pod nosem i kręciła się mrucząc.

Bo też Eshte ze snu zmieniła się w królową chochlików w jedwabnych szatkach. Chochliki owe, małe i korpulentne bobaski, z owadzimi skrzydełkami i gołym oraz świecącymi na żółtko dupkami, zajmowały się nią. Podawały jej słodkie owoce i jeszcze słodsze wino. Szeptały jej komplementy do uszu. Jaka to ona piękna, potężna, powabna, najwspanialsza artystka i przepotężna magini. Gdzie Ruchaczowi do niej… czy nawet Pierworodnemu. A to że mordki miały identyczne i strasznie… podobne do pewnego natrętnego czarownika, to śniącej elfce to nie przeszkadzało. Tak jak i nie przeszkadzało to, że jedne chochliki zaczęły jej trefić włosy… inne zaś lizać ręce, bose stopy, szyję. Dziwne to było zachowanie chochlików, choć... nie aż tak bardzo, zważywszy czyją mordkę miały. Dziwniejsze jednak było to, że kuglarkę te dziwne hołdy nie deprymowały. Wprost przeciwnie… pragnęła ich więcej, tych egzotycznych pieszczot. Rozkosznych muśnięć języka na swej skórze.

- Pocałuj…- mruknęła będąc na skraju snu i jawy. Coś poruszyło i mruknęło.- Dobrze.
I poczuła pocałunek na czole całkiem wybudzający skacowaną elfkę z sennej krainy. Wtedy to zorientowała się, że ta miękka ciepła poducha pachnąca Thaaneekrytem do której się tuliła z przyjemnością jest w rzeczywistości Ruchaczem właśnie. I to on ją pocałował, gdy o to poprosiła!

-Eh? -mruknęła elfka, w swym rozespaniu nie potrafiąc jeszcze rozpoznać granicy pomiędzy rzeczywistością płatającą sobie z niej obrzydliwe figle, a ciągle trwającym, parszywym koszmarem sennym. Zupełnie nie potrafiła zrozumieć co się właśnie wydarzyło. I może.. tak było lepiej.
Ale przecież nie mogła przeleżeć całego dnia z zamkniętymi ze strachu oczami. Na domiar złego czuła przy sobie jakieś.. ciepło. Ciepło drugiego ciała, co miała nadzieję było tylko wytworem jej wyobraźni. Tak samo jak obca skóra, którą czuła pod palcami. Czy to na pewno był tylko koszmar, czy...
-Eeeeeeeh?! -zakrzyknęła po otwarciu oczu.
Mężczyzna w jej łóżku! Mężczyzna w jej wozie! Świat się kończy!

Wbrew temu co sobie myślał Ruchacz, ona nie była jakąś niewinną elfką niewydymką i z całą pewnością nie bała się mężczyzn! Ba, nawet miała w swoim życiu wątpliwe przyjemności zobaczenia kilku z nich nago, a chociaż nie miała nic przeciwko klejnotom, to te akurat zdecydowanie nie zachęcały do podkradnięcia. Obrzydliwość i tyle. Problemem nie była jakaś jej wstydliwość, ale po prostu.. niechęć do dzielenia się z kimkolwiek swoim domkiem na kółkach! Nigdy nikogo w nim nie gościła! I wcale nie chciała teraz zacząć, szczególnie że trafił jej się najgorszy z możliwych gości.

-Co Ty tu robisz, do ku... - warknęła, jednocześnie gwałtownie zrywając się i próbując usiąść na łóżku, możliwie jak najdalej od półnagiego intruza. Nie był to najlepszy z jej pomysłów. Odezwało się przepite wczoraj morze piwa, które przy tym nagłym ruchu uderzyło Eshte kolejnymi falami bólu rozsadzającego jej czaszkę. Z tego powodu cisnące się na usta przekleństwo przeobraziło się w głośny jęk cierpienia. Kuglarka z powrotem opadła na barłóg złożony z koców i poduszek, a jedną z tych ostatnich pochwyciła w dłonie i przycisnęła do swej eksplodującej czaszki. Thaaneeekryyyst w łóżku i kac, nie mogła sobie wyobrazić gorszej pobudki.

- Ja? Śpię… i proszę mi nie przeszkadzać. Nie jest tu wygodnie z taką współlokatorką.- mruknął czarownik nie zamierzając opuszczać jej łoża obracając się plecami do niej. - I tu mieszkam, tak długo jak… będę twoim mężusiem.
Ziewnął głośno dodając. - I nie dramatyzuj tak. Twoja cześć jest nietknięta. Zresztą kto by się tam pokusił na zalaną w trupa elfkę.
I ignorując jej dramaty i bóle gadał dalej cicho.- O ile się orientuję nadal chcesz ruszać z tym hrabim, tak? Czy już ci się odmieniło?

Ah.. nagle wszystko się rozjaśniło w zaćmionym umyśle elfki. Powróciły szczegóły poprzedniego dnia, które piwo zręcznie odepchnęło w niepamięć. Przypomniała sobie o swym kłamstewkie, o krzykach Paniuni, o bezczelnych wtargnięciu czarownika do łaźni, o kuszącej propozycji hrabiego, która wiązała się z udawaniem żony tego tutaj Ruchacza.. nieświadomość była taka słodka!

-..wczoraj nic nie mówiłeś o tym, że.. będę musiała z Tobą dzielić mój wóz.. -wymamrotała Eshte gdzieś spod miękkiej poduszki, która dawała jej schronienie przed całym światem i jego kaprysami. A nie zapowiadało się, aby opuszczenie Grauburga miało być końcem jej problemów -Są miejsca, gdzie.. małżeństwa wcale nie dzielą łoża.. bo nie wypada..

- Ciekawe gdzie są owe małżeństwa. Oświeć niedouczonego prostaczka.
- zripostował ironicznie czarownik i obrócił się twarzą do bardki.- A poza tym… “dzielenie łoża” oznacza co innego niż myślisz.
Usiadł w końcu w łóżku i dodał pocieszająco.- Jestem twoim…- głośne westchnienie.-... mężem. Więc logicznym będzie iż sypiam w twoim wozie. Ale nie martw się, tylko spać planuję. Nie będzie żadnych umizgów i jakoś przecierpimy to do jego włości. Lub do czasu aż pozbędę się malunku z twej szyi.
Przeciągnął się dodając.- A i przy okazji paru lekcji magii ci udzielę, bo taki Dziki Ogień jak ty, może przyciągnąć kolejne ćmy w rodzaju Pierworodnego, więc winnaś choć odrobinę radzić sobie z nimi.

No tak. Nie dość, że będzie musiała znosić tego zboczeńca w roli swojego fałszywego męża, ale jak gdyby to jeszcze nie było wystarczającą karą ( i to za nic! ), będzie jeszcze zmuszona słuchać jego zarozumiałości i bycia traktowaną jak uczennica. Czy zapłata za występy przed hrabią naprawdę była warta takich cierpień? Cóż, Eshte była pazerną osóbką.

-Z tego co zauważyłam.. to ten Dziki Ogień przyciąga tylko jedną ćmę. Bardzo nadgorliwą, która ciągle kręci mi się koło nosa odkąd przybyłam do Grauburga -powoli zsunęła poduszkę, by móc sponad niej spojrzeć z rozdrażnieniem na ową ćmę w ludzkiej skórze - Masz może jakieś swoje czary mary na pozbycie się takiego robala? Teraz mi się nawet w moim wozie zalągł.

- I tak to mi dziękujesz za rozwiązywanie TWOICH problemów, za ratowanie TWOJEJ skóry podczas bitew i za opiekowanie się TOBĄ, gdy chorowałaś?
- nadąsał się Tancrist splatając ręce na wytatuowanej ( i dość muskularnej, co mimowolnie zauważyła kuglarka) klatce piersiowej. - To nie jest tak, że jestem zadowolony z tego, że zamiast odpoczywać na komnatach, muszę gnieździć tutaj. I to nie ja rozgadałem wszędzie że mam żonę. Tylko ty…
Przypomniał jej patrząc dosłowne i w przenośni z góry.- Wyyyybacz więc księżniczko, że ci włości najeżdżam, ale sama to sobie wykrakałaś. Nie miej więc pretensji do mnie. Trzeba było myśleć, zanim się otworzyło usta.

Eshte tylko prychnęła słyszące te wszystkie zarzuty wobec swojej wspaniałej osoby. Już się przyzwyczaiła, że nic innego nie padało z ust Thaaaneeekryyysta.
-A Ciebie to kto mianował moim rycerzykiem, co? Jakoś przez wiele lat radziłam sobie całkiem sama w moim podróżach, więc chyba Twoja opieka nie jest mi aż tak niezbędna - urażona duma dodała jej trochę sił tego parszywego poranka. Podniosła się więc odrobinę, aby palcami móc nieznacznie rozsunąć kolorowe zasłonki przesłaniające niewielkie okienko przy łóżku. Syknęła na widok nagłej jasności.

-Poza tym jeszcze nawet nie opuściliśmy zamkowych stajen - burknęła i jednym ruchem ręki z powrotem otuliła ich przyjemnym półmrokiem. Następnie dłonią przeczesała artystyczny chaos swoich włosów, ale tylko porządna kąpiel lub mocny grzebień mogły poskromić te kosmyki sterczące we wszystkich kierunkach -Mogłeś więc spokojnie spędzić noc w swoim pięcioosobowym łożu, zamiast panoszyć się po moim wozie.

- Mógłbym… ale ty zaginęłaś, bo polazłaś pić z jakimiś krasnoludami.
- przypomniał jej czarownik kładąc się i spoglądając w kolorowy sufit, a potem na elfkę. - Wiesz… wyglądasz uroczo z tym artystycznym nieładem na głowie.
Odetchnął głęboko wracając do kontemplacji sufitu i dodał.- Wiedziałem, że wrócisz do wozu, dlatego tu się udałem. I czekałem. Wróciłaś tak pijana, że… zastanawiam się czasem jak sobie radziłaś wcześniej… sama. Musiało być ci ciężko.

Było… zwłaszcza na początku. Potem było lepiej, ale życie podróżującej samotnie kobiety nigdy nie bywało usłane różami. Niemniej Ruchacz nie musiał tego wiedzieć.

-No, Ty byś sobie nie poradził. Zostałbyś zjedzony w pierwszym miejscu, w którym nie mógłbyś zabłysnąć swoim szlachciurskim pochodzeniem. Ale mnie.. - nastroszyła krnąbrnie piórka, co w przypadku Eshte oznaczało wypięcie piersi pod wymiętolonym ubraniem, które pośmierdywało fajkowym zielem i pamiętało najróżniejsze taneczne ekscesy, jakich elfka się dopuściła wczoraj w karczmie - Mnie wszyscy uwielbiają.

Tak, uwielbiają. Kiedy akurat nie chcą jej spalić na stosie, okraść ( ha, ciekawe z czego! ), zgwałcić, zabić, albo dołączyć do swojego haremu. Chociaż to ostatnie nawet można byłoby uznać za pewien rodzaj uwielbienia. Bo przecież Pierworodny upatrzył sobie właśnie ją, nie jakąś inną. To brzmiało o wiele niż myśl, że po prostu mu się napatoczyła.

-No tak. Ja bym sobie nie pora…- zaczął ironicznie Ruchacz, ale nie zdążył jej rozwścieczyć kolejnymi złośliwymi uwagami.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-02-2018, 04:02   #94
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Eshteeee! Tak się bałam! Jak zniknęłaś. Tancrist mówił że jesteś bezpieczna. Ale co on tam wie. Dziadek Arunas opowiadał wszak historię o księżniczce którą porwały krasnoludy i zmusiły do tych obrzydliwych i podłych i uwłaczających jej obowiązków… brodaci zboczeńcy! - nie zdążył, bo Trixie się obudziła i wyleciawszy ze swej wygodnej kryjówki pomiędzy kapeluszami zaczęła latać dookoła kuglarki i trajkotać.- Tych siedmiu zdeprawowanych krasnoludów kazało jej sprzątać swój dom, gotować obiad i..- dodała z wyraźną grozą w głosie. -...prać ich onuce!! Tak straszny los, że wolała się otruć jabłkiem dostanym od starej straganiarki.
-Jestem pewien że ta historia brzmiała inaczej. I nie machaj tyle skrzydełkami.
- przypomniał jej czarownik.- Pyłek, pamiętasz?

- No tak.
- Trixie wylądowała na łóżku między nimi, a elfka nie bardzo rozumiała czemu się przejmował jakimś pyłkiem. I jego obecność przestała mu przeszkadzać. Ba… nawet kusiło ją by pobawić się puklami jego włosów i musnąć tatuaże.
-Bałam się, że te krasnoludy cię porwą i uczynią swoją żoną i będziesz musiała im oporządzać dom i prać i przewijać małe krasnoludziątka. - wróżka zaś trajkotała dalej zadowolona z tego, że Eshte uniknęła niewoli brodaczy.

Wylatując spomiędzy kapeluszy wróżka musiała wzniecić jakieś pokłady kurzu, bowiem w jednym momencie kuglarka poczuła kręcenie w nosie, a w drugim skichała się mocno. Przetarła dłonią nos, po czym uśmiechnęła się szeroko do Trixie - Czyżbyś już zapomniała, że dopiero co pogoniłam Pierworodnego chcącego mnie sobie wziąć za żonę? Niestraszne mi jakieś tam brudne krasnoludy! Zresztą.. -musiało się dziać z nią coś przedziwnego, może winę ponosiło zmęczenie po wczorajszej nocy, bowiem Wspaniała Eshte zamiast słodzić samej sobie, to ona.. ona.. ona przyklasnęła czarownikowi! Nie był to częsty widok - Jestem przekonana, że gdyby zachciało im się zrobić ze mnie swoją niewolnicę, to Thaaneeekryyyyst zaraz ruszyłby mi na ratunek. W końcu to ja teraz jestem jego żoną.
Ponad maleńką wróżką nachyliła się ku mężczyźnie wylegującemu się na łóżku. Palcem dźgnęła go pieszczotliwie w tatuaż wijący się po jego żebrach, a jednocześnie dopytywała się ciekawsko - Prawda?

- Tak. Tak… nie dał bym cię im skrzywdzić
.- potwierdził ciepłym tonem czarownik uśmiechając się do elfki. Coś tak się słodko między nimi zrobiło, ku zadowoleniu wróżki siedzącej pomiędzy nimi. Uśmiechała się bowiem szeroko rozdziawiając usta.- Pamiętam. Dałaś mu wtedy popalić. Pewnie jeszcze przez wiele dni będzie lizał rany.

- To prawda. Może nawet będzie pamiątkę na całe życie.
- Tancirst sięgnął pod kołdrę, a choć tolerancja elfki… obecnie trochę szersza była, to miała swoje granice. Na szczęście nie poczuła niecnych palców czarownika na sobie, choć to co robił pod kołderką w pobliżu swego krocza, mogło być podejrzane. Niemniej okazało się… wyjmowaniem niedużej fiolki wypełnionej krwawo-czerwonym płynem z kieszeni spodni.
-Na kaca… mocne, więc wypij jednym tchem.- wyjaśnił podając jej miksturę.

-Naprawdę chcesz, żebym wypiła płyn z czegoś, co właśnie wyciągnąłeś ze swoich spodni? Nie masz za grosz wstydu... -kuglarka pokręciła głową w zgorszeniu. W końcu nie byłaby sobą, gdyby w działaniach Ruchacza nie dopatrzyła się jakichś podtekstów i ukrytych chęci zmacania jej. Chociaż tak po prawdzie, to nadal jeszcze nie zaspokoiła swojej chęci podotykania sobie jego twardego, malowanego ciała.. zaraz, zaraz. Czy jeszcze niedawno nie próbowała go wyrzucić ze swojego wozu?
Ujęła flakonik w palce, po czym uniosła wysoko, by móc podejrzliwie przyjrzeć się jego zawartości. Thaaneeekryyst zbyt często wlewał w nią jakieś swoje eliksiry -Co to właściwie jest? Bardzo mnie powykręca?

- Pali w gardle, ale co najważniejsze… wypala truciznę z krwi. Poczujesz się jednak lepiej od razu
.- stwierdził czarownik przyglądając się trzymanej przez elfce fiolce. - No chyba, że masz jakieś lepsze… domowe sposoby walczenia z nim?
Po czym dodał grobowym tonem.- Naprawdę nie chcesz wiedzieć czego dodałem do kociołka, tworząc ten eliksir.

Eshte przymrużyła oczy słysząc ten podejrzany ton głosu czarownika. Żartował sobie z niej? Szczerze chciał jej oszczędzić szczegółów swoich eksperymentów? Była jeszcze zbyt przyćmiona po ostatnim wieczorze, by potrafić rozpoznać intencje tego zbereźnika. Wiedziała jednak, że to jego umięśnione ciało, którego nie powstydziłby się Pierworodny, nie było dla niej wystarczającym argumentem do wypicia jakiegoś obcego płynu.

-Oczywiście, że chcę wiedzieć, skoro mam to wypić! -żachnęła się, jednocześnie przy tym w dość niekontrolowany sposób machając flakonikiem w powietrzu - A na wczorajszą truciznę zwykle pomaga całodniowe leżenie w barłogu mojego łóżka, pykanie sobie fajeczki i zjedzenie miski gorącej zupy z rybich łbów.
Życie kuglarki nie do końca sprzyjało wytworzeniu się u niej.. wyrafinowanego smaku.

- Jak chcesz… Nie chcę cię zmuszać. - stwierdził z uśmiechem jej “mężuś”. I… miała wrażenie, że chce ją pocałować. W policzek. Tak jakby...czule. Ale się powstrzymał na szczęście, bo kuglarka miałaby kłopot z reakcją na taki gest. Oczywiście oburzyłaby się z wierzchu i zwyzywała go od zboczeńców i lubieżników, ale… pod tym wszystkim, czułaby się dziwnie. Wszak od dawna nikt, nie obdarzał jej czułościami.
Na szczęście się powstrzymał i skończyło się na wzburzeniu jej fryzury dłonią. Gest co prawda równie czuły, ale łatwiejszy do przetrawienia. Odrobinę łatwiejszy, bo nadal czuła ciepło na policzkach.
-No dobrze.. to idę powiadomić hrabiego, że łaskawie dołączasz do jego orszaku, chyba że zmieniłaś zdanie? - zapytał wysuwając się spod patchworkowej kołderki, która ich ukrywała.

Elfka odczuła ulgę widząc, że nie był goły i dolne partie jego ciała okrywały spodnie. Z drugiej strony poczuła jednak… okruchy zawodu. Czyż nie powinna być pokusą, której żadna kobieta się nie równa. Owszem nie chciałaby, by lepił się do niej jak wielki owczarek… ale miała swą kobiecą próżność.
Wielka Artystka i Sztukmistrzyni istniała by budzić podziw, także swą “egzotyczno-ekscentryczną urodą” jak określił ją pewien pijany poeta, zanim zaczął się do niej przytulać i zmusił ją do podpalenia mu kapelusza…. a może gaci? Nie pamiętała dokładnie tamtej popijawy. W każdym razie coś się na końcu paliło na tym amancie.

- No.. nie - bąknęła Eshte, której spojrzenie wędrowało to po niezbadanych jeszcze przez nią ścieżkach błękitnych tatuaży czarownika, to po flakoniku ciągle trzymanym w palcach. Co miała z nim zrobić? Znaczy, z tym tajemniczym specyfikiem, nie Ruchaczem. Łyknąć sobie? Wyrzucić? Dać Trixie do spróbowania?
- Niech tylko ten Twój hrabia szykuje się na to, że jako Wielka Artystka będę miała swoje kaprys..-zmełła słowo w swych usteczkach, w których i tak elfkę cały czas męczył paskudny posmak przetrawionego alkoholu -Wymagania. Bo przecież będę musiała odpowiednio się przygotowywać do występów, co nie?
Mogła siedzieć w pogniecionym i podśmierdującym ubraniu, mogła mieć nieujarzmioną czuprynę na głowie i trochę mamrotać, ale duma z wykonywanej profesji i tak cały czas ją rozpierała. I miała zamiar ją wykorzystać w pełni.

-I wie, że Trixie też ze mną jedzie? W końcu teraz jest moją bardką - zerknęła na wróżkę, po czym błysnęła do niej ząbkami w szerokaśnym uśmiechu.
-Jedzie jedzie… ale lepiej tego nie rozpowiadać. Niech mają niespodziankę. A co do kaprysów, to z pewnością alkoholu i jedzenia ci nie zbraknie.- stwierdził Tancrist ubierając koszulę.- A inne? Pamiętaj że te bardziej wymyślne mogą być zrealizowane dopiero po dotarciu do zamku.

-Nnooo..
-zapowiadała się długa lista życzeń, bowiem Eshte najpierw fioleczkę odłożyła gdzieś na bok na fiolkę, a potem ułożyła górę z kolorowych, zupełnie niepasujących do siebie poduszek. Rozparła się wygodnie na tym tronie i nogi skrzyżowała w kostkach.

-Na pewno będę wymagała, aby żadne szlachciurstwo nie wchodziło mi do wozu, ani nie kręciło się blisko niego. Całe mi się ciało zastało od tego siedzenia w zamku, będę musiała poćwiczyć przed występami, a nie chcę być podglądania przez jakiegoś zboczeńca. Albo kogoś chcącego podkraść moje kuglarskie tajemnice - mówiła, po wcześniejszym uniesieniu dłoni i rozcapierzeniu palców, na których zamierzała wyliczać swoje zachcianki. Każda Wielka Artystka musiała mieć jakieś, tego się od nich wymagało - Powinni też jakoś przewozić balie, żebym mogła się kąpać. I duży zapas pachnących olejków. I służkę, która będzie dbała o ciepłą wodę -zgięła kilka kolejnych palców, nim zerknęła na Ruchacza z konsternacją - Nikt tam się chyba nie będzie spodziewał, że sama sobie będę gotować, co?

-Nie… ale niestety przepędzanie szlachciurstwa podglądającego cię w kąpieli musisz sama zorganizować. Lub kąpać się z mężem.
- wyjaśnił czarownik przyglądając się elfce.- Tak samo jak swoje przygotowania do ćwiczeń… musisz sama pilnować swych tajemnic. Balia się znajdzie, a olejki…
Tancrist wskazał palcem na łupy kuglarki.- … nawet jeśli sługi hrabiowskie mieć ich nie będą, to ty widzę zadbałaś o to, by się jakieś znalazły.

-I jak widać bardzo dobrze zrobiłam. Ktoś musi być odpowiednio przygotowany na kąpiel w podróży
-talenty elfki nie kończyły się tylko na akrobatyce i magicznych sztuczkach. Nie, nie, najwyraźniej równie dobrze była ona wprawiona w przemianie cudzych przytyków w pochwały dla swojej zaradności.
-Nie spodziewałeś się chyba, że po tym wszystkim co tutaj przeszłam, opuszczę zamek z pustymi rękami, co? -uśmiechnęła się krzywo, dość mało przyjemnie. Mogło to być spowodowane litościwą reakcją na myśl, że rzeczywiście byłaby w stanie oprzeć się pokusie olejków i świecidełek samotnie pozostawionych w komnatach. Jednak równie dobrze powodem tego skrzywienia mogły być żołądkowe rewolucje, jakie czuła po wczorajszej kolacji. Głównie składającej się z piwa.
Wzruszyła ramionami, dodając z urazą w głosie - Skoro przypalenie Pierworodnemu dupy nie otworzyło mi drzwi do skarbców, to musiałam sama zadbać o nagrodzenie swojego wysiłku.

- Dobrze że w zamku nadal panuje zamieszanie, więc twoje małe rekwizycje pewnie pozostaną niezauważone.-
czarownik ruszył do wyjścia z domku na kółkach elfki. - Szykuj się więc na podróż, pewnie hrabia wyruszy z miasta jeszcze przed południem.
Uśmiechnął się, posłał jej całusa na pożegnanie i wyszedł.
-Jaki miły i kochany, prawda? - zapytała wesolutka Trixie.

Eshte odczekała, aż drzwiczki wozu zatrzasnął się za czarownikiem, po czym gwałtownie zwróciła się ku naiwnej wróżce. Trochę zbyt gwałtownie, bo pozieleniała na twarzy. Na szczęście tylko na moment.
-Nie, wcale nie! -syknęła, bo chociaż sama miała co dopiero chętkę na powędrowanie palcami po tatuażach Ruchacza, to wcale nie przysłoniło to jej zdrowego rozsądku. Pogroziła palcem przed bardką, która była tylko troszkę od niego większa - Nie wiem jak druidzi, ale musisz wiedzieć Trixie, że większość mężczyzn zrobi wszystko, nawet będzie Cię karmić najsłodszymi słówkami i słodkościami, byle tylko dobrać się do Twojej spódnicy. Trzeba na takich uważać.

Z ciężkim westchnieniem opadła z powrotem na górę barwnych poduszek.





Dłoń w teatralnym geście ułożyła na wysokości swego serca i powiedziała z boleścią w głosie - Nas obie natura obdarzyła nadzwyczajną urodą, więc tym bardziej jesteśmy narażone na takie ataki.

- No… ale to dobieranie jest takie przyjemne. Powinnaś kiedyś spróbować. - stwierdziła naiwnie Trixie. - i tyle smakowitych słodkich emocji wyzwala.
Przyjrzała się zaciekawiona bardce. - Jesteś przy nim bardziej energiczna i ożywiona niż w towarzystwie innych ludzi. Czemu?

-No to raczej jeszcze nie widziałaś zbyt wiele
- odburknęła kuglarka, która wcale nie pochwalała słodko romantycznych insynuacji wróżki. A już szczególnie, kiedy te insynuacje były wycelowane w nią samą i zboczonego czarownika. Zaraz jednak troszkę złagodniała i pokiwała głową -Ale to zrozumiałe, przecież jesteś tutaj dopiero od wczoraj. Poczekaj do naszego pierwszego wspólnego występu, a zobaczysz jaka potrafię być energiczna przed moją widownią.
Pochyliła się lekko ku bardce, po czym zlustrowała ją uważnym spojrzeniem od czubeczka jej maluśkiej głowy po palce u stópek - Może powinnam uszyć dla Ciebie nowy strój, co? Chciałabyś? Coś kolorowego, może z piórami..

- O taaak, ooo taak!
- krzyknęła z entuzjazmem wróżka unosząc się gwałtownie na skrzydełkach. - Możliwe jak najbardziej kolorowy i błyszczący i z małymi dzwoneczkami.
Wirowała gwałtownie na skrzydełkach wzbudzając chmurkę pyłku, który sprawiał że kuglarka zaczęła myślami wracać do tatuaży czarownika i miała ochotę obejrzeć te na jego pośladkach.

Kiedy dotarło do niej o CZYM myśli zrozumiała, że musi zatrzymać balet Trixie, która w wyniku swej entuzjastycznej reakcji rozsypywała swój pyłek miłości i niechcący pchała znów Eshte w ramiona Ruchacza.
Niedobrze, niedobrze, niedobrze!
Myśli przedziwnie oscylujące wokół torsu czarownika mogła jeszcze przetrwać, zrzucić je na swoją wczorajszość. Jednak teraz nie potrafiła odrzucić od siebie tego pragnienia pomacania jego pośladków i.. i jeszcze czegoś innego, co nieszczęśliwie miała okazję sobie pooglądać w kamiennym kręgu. Wprawdzie wtedy nie była sobą i to Pani Ognia cieszyła się tym widokiem, ale przecież oczami biednej elfki! I z tego powodu ten paskudny obraz wypalił się w jej wspomnieniach i podsycał teraz nagle obudzone w Eshte.. żądze. Żądze!

Skichała się głośno pod wpływem pyłku łaskoczącego ją w nos. Następnie niewiele myśląc wyrzuciła swe ciałko ku górze, niby jaka ryba wyskakująca z wody. Tyle, że jej celem nie był jakiś owad do zjedzenia na śniadanie, a pochwycenie w dłonie wirującej w powietrzu wróżki.

Udało się! Zacisneła palce na zaskoczonej Trixie i runęła wraz z nią na łóżko. Niestety tak gwałtowne ruchy odbiły się na jej wrażliwym obecnie żołądku, który chciał zwrócić swą zawartość przez jej usta. W dodatku w głowie się jej zakręciło.
- Co się dzieje?- zapytała zdziwiona skrzydlata bardka.

Twarz kuglarki przybrała barwę tak wyraźnej zieleni, że była tylko o kilka odcieni bledsza od intensywnych mazgajów zdobiących ściany i sufit wozu. Może rzeczywiście zareagowała trochę zbyt gwałtownie, ale pewnie wystarczyłaby tylko jedna chwila, aby rzuciła się w pogoń za upragnionym mężczyzną. Musiała szybko nad sobą zapanować.
I całkiem się udało. Eshte nie odpowiedziała od razu wróżce, bowiem najpierw musiała zapanować nad swym żołądkiem i wolała nie otwierać od razu ust. Cudem jakimś zdołała przełknąć gorycz wzbierającą jej w gardle, a i nawet zniknęły błyski mieniące jej się przed oczami.

-Będziesz miała.. dzwonki, piórka, kryształki.. no, czego tam tylko sobie zażyczysz. Tylko.. - zgrzytnęła zębami czując kolejne akrobatyczne wariacje w swoim brzuchu -Tylko przestań sypać pyłkiem..
- Aaaa… przepraszam… poniosło mnie.
- odparła potulnie Trixie i dodała cicho.- Jak latam to zawsze trochę rozpylam go dookoła siebie. Nie mogę nad tym zapanować.
I nie był to problem na świeżym powietrzu, ani w zamkowych komnatach… zwykle dość przestronnych. Natomiast wóz kuglarki był dość ciasny.

Kuglarka rozłożyła dłonie, by wypuścić z ich uścisku złapanego motyla o słodkim głosiku. Przyglądała mu się stanowczym spojrzeniem.
-To jeśli chcesz mieszkać w moim wozie, to będziesz musiała ograniczyć machanie skrzydełkami. Możesz chodzić, trzymać się mojego ramienia, albo.. albo.. -zająknęła się Eshte, bo chociaż nie była najlepszą gospodynią świata i nie zamierzała taką być, to jednak chciała zapewnić Trixie wygodny pobyt w swym domku. W końcu w zamian dostanie muzykę do swych występów, co nie?
Rozejrzała się więc, aż jej wzrok spoczął na puszystym kłębku drzemiącym pośród ubrań w uchylonej skrzyni - Albo możesz zrobić sobie wierzchowca ze Skel'kela. Pewno wystarczy mu zawiesić trochę fajkowego ziela nad nosem, aby poszedł gdzie tylko zechcesz.
Lisek jednak prychnął oburzony takim pomysłem i kłapnął paszczą, jakby chciał grozić wróżce zjedzeniem.

-Ale nie rozumiem. Przecież ty lubisz tego Tancrista. Ciągle się przekomarzacie.- odparła naiwnie wróżka, biorąc ich kłótnie i swary, za niewinne dogryzanie.

-Nie przekomarzam się z nim, tylko wykłócam! A robię to, bo jest przemądrzałym bubkiem, który zawsze patrzy na innych z góry - wytłumaczyła Eshte, która przecież miała już wyrobione bardzo zdecydowane zdanie w temacie nie tylko samego Ruchacza, ale także i innym podobnym mu osobnikom - Nie da się lubić szlachciurków. Urodzi się taki w bogatej rodzince, sra wyżej niż ma dupę i myśli, że przez to jest jakiś lepszy od nas wszystkich, tych bez zamków i błękitnej krwi w żyłach.

Ziewnęła szeroko, a jednocześnie jeszcze przy tym przeciągnęła się zajmując sobą prawie całą długość łóżka. Potem zagrzebała się cieplutko i milutko w barłogu koców.

-Ale Thaaneeekryyyst czasem bywa przydatny. Czasem - burknęła i było to jedyne miłe słowo wobec czarownika, jakiego wróżka mogła się spodziewać z ust kuglarki. I ani myślała tego powtarzać w jego obecności.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2018, 23:06   #95
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opuszczała w końcu to przeklęte miasto! Co prawda nie sama. Bo siedząc na koźle swego wozu musiała się trzymać w końcówce karawany Wolfganga Voglstein-Craig, hrabiego Eishadaell i okolicznym ziem… bla, bla, bla. Na razie był Wolfgangiem - szefem karawany, bo tym był jego cały “orszak”. Na jego czele jechał oddział wojskowy pod przywództwem sir Helmara z Praedwy, rycerza z krwi i kości.
Zbrojny w tarczę ze smoczych łusek i magiczny miecz, Helmar wydawał się być urodzonym… najemnikiem. A choć nosił się po rycersku z tuniką w herbowe barwy, to zachowywał się jak żołnierz. Krótko i z dużą ilością wulgaryzmów wyjaśnił jak mają jechać wozy. W jakiej kolejności i w jakim układzie. Ile będzie postojów i jak krótkie. I że nie ma zatrzymywania się za potrzebą.
- A kto będzie zwalniał, tego osobiście obiję kijami.- warknął ponuro, a jego brodata morda jakoś zniechęcała elfkę do odzywania się. Najwyżej odbije z wozem poza murami, gdy zrobi się nieprzyjemnie. Eshte bowiem, choć naturę miała zadziorną, to nauczyła się że z pewnymi typami lepiej nie dyskutować. Sir Helmar do takich należał. Żołnierz bardziej sztywny niż kij i bardziej twardy niż głaz. Nie da się takich przegadać, a można jedynie ich zirytować, co zawsze się źle się dla kuglarki kończyło.
Na szczęście wydawało się, że elfka nie będzie okazji do częstych rozmów z tym opancerzonym chamem o szlacheckim rodowodzie. Ów sir wraz z większością swych podwładnych, był na szpicy orszaku.
Dalej były konie i karoce samego samego Wolfganga oraz jego rodziny, przyjaciół, znajomych i gości. O ile byli to goście szlachetnie urodzeni. Eshte nie była, ale też i nie miała ochoty znaleźć się blisko szlachciurów, a zwłaszcza córeczki Wolfganga… Paniuni.

Kuglarka jakoś nie miała ochoty na przebywanie blisko niej. I nie miała okazji, bo ją od elfki dzieliły jeszcze pachołkowie, nianie i służba mająca zadbać o wygody jaśnie państwa. No i muzykanci.
Dopiero dalej były tabory, a w nich kucharze, artyści tacy jak Eshte (nieliczni co prawda), oraz służba która nie dostępowała zaszczytu zajmowania się potrzebami szlachty. Ci rozbijali obozowiska, doglądali zwierząt i dbali o trywialne sprawy takie jak… kopanie dołów kloacznych pod prowizoryczne latryny. Były tu też zapasowe zwierzęta, zarówno juczne jak i rzeźne, bo jaśnie państwo lubili swe potrawy świeże.
Na samym zaś końcu była straż tylna pod przywództwem krasnoludzkiej wojowniczki z północy, rudowłosej Raggady która przewodziła małemu oddziałowi najemników. Ta była milsza dla kuglarki, choć nie tak milutka jak Kranneg. A będąc jedyną kobietą w swym oddziale rzucała lubieżne odzywki zarówno w stronę mężczyzn jak i niewiast, zapewne po to by być primus inter pares pośród swoich ludzi. I nie wyróżniać się wśród nich za bardzo swoją płcią. Taaak.. z pewnością to był powód. Oby.


Orszak przejechał przez bramę nie płacąc. Co wprawiło kuglarkę w zadowolenie. Rozstawanie się z monetami było wszak bolesnym doświadczeniem dla niezamożnej przecież elfki. Mającej ostatnio dodatkowe gęby do wyżywienia, Trixie, męża i jego gryfa. Trzy dodatkowe gęby! Bo przecież to nie jest tak, że Thaaaneekryst sam coś ugotuje. O nie… miał “żonę” od tego. Zaś artystka miała patelnię. Idealny argument do wybijania takich pomysłów z głowy “mężusia”.

Na razie takie pomysły czarownikowi wpaść nie mogły. Siedział na swym gryfie i jechał z resztą szlachty, co nieco denerwowało Esthe z jakiegoś powodu. Co prawda nie miała ochoty słuchać odzywek i narzekań maga, ale…
No właśnie. Było jakieś ALE. Jakaś drobna drzazga nie pozwalająca jej się cieszyć ciszą przerywaną jedynie trajkotem rozemocjonowanej wróżki. Coś co sprawiało, że kuglarka nie czuła się komfortowo. Bo tam gdzie był Czaruś, zapewne była przymilająca się do niego Paniunia. I ten fakt lekko irytował kuglarkę. Tak tylko odrobinę, niemniej... Wizja ich razem sprawiała, że artystka miała ochotę spopielić całą karawanę w poszukiwaniu niewiernego “mężusia” i sprowadzić go do wozu.
Elfka jednak nie bardzo wiedziała, dlaczego ta myśl ją tak drażni. Może to wpływ Pani Ognia? Z pewnością ten ognisty babsztyl czuł jakąś.. słabość do Ruchacza. Wszak objawiła się dopiero, gdy Pierworodny zaczął pomiatać magiem. Bo oczywiście wszystko musiało się kręcić wokół Ruchacza! A wszak powinno wokół niej.


Pierwszy postój był o południu. Szlachta dostała stół i przysmaki. Pieczyste, ciasta, owoce, wino. Eshtelëa nie dostała nic z tych rzeczy.
Bo służby się tak nie karmi. Nawet jeśli tą służbą jest światowej sławy artystka!
Elfka zamiast jeść z możnymi, musiała ustawić się w kolejce po to co jadła reszta ludu. I pewnie by złorzeczyła obżerającym się frykasami, które powinny jej przypaść, gdyby nie to że… usta akurat miała zajęte gęstą migdałową polewką, do której dostała pajdy chleba i kufel zaprawionego korzeniami piwa.


Potrawa może nie wyglądała smakowicie, ale jej zapach wabił kuglarkę niczym miód niedźwiedzia. Mocno zawiesista, pełna soczystych kawałków mięsa, wyjątkowo aromatyczna potrawa. Koiła więc gniew elfickiej gwiazdeczki, przynajmniej do czasu kolacji.. która zbiegać się miała z jej pierwszym występem przed szlachecką publicznością.
Elfka zamierzała narzekać na takie traktowanie jej… ale nie teraz. Obecnie bowiem zajęta była pałaszowaniem polewki
- Czyżby oczy mnie nie zwodziły? Bo przecież to sama Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Ognia, zajada się z maluczkimi.-
żartobliwy ton i znajomy głos poderwał głowę dziewczyny do góry odciągając jej spojrzenie od miski. Nie za wysoko co prawda, gdyż przed sobą miała znajomego niziołka. Palemonius uśmiechnął się wesoło mówiąc.- Dobrze cię widzieć całą i w zdrowiu. Po tym co się stało w zamku, baliśmy się że padłaś ofiarą gremlinów.
Elfka mimowolnie uśmiechnęła się na widok niziołka. Loczka wszak lubiła wielce, mimo dość kłopotliwego początku ich znajomości. Nagle uśmiech zamarł kuglarce na obliczu.
Skoro Loczek tu był, to był także jego rycerz… skoro był rycerz… była i Arissa. I od razu elfka zaczęła coraz mniej mieć obiekcji przeciw trzymaniu Ruchacza w swoim wozie podczas każdej nocy. Bo na samą myśl o tym, że Arissa będzie gościć pod swoim kocykiem jej “męża”, artystką targały silne emocje.
Nieee… Ruchacz ma się zajmować nią i jej tatuażem, a nie obściskiwać z lubieżną “kapłanką”.


Orszak zapuszczał się coraz głębiej w las. Drzewa robiły się coraz wyższe i grubsze. Ich korony sprawiały, że droga tonęła w półmroku. Wjeżdżali coraz głębiej w te leśne ostępy. A Esthe czuła się coraz bardziej nieswojo.


Dzikie puszcze powszechnie uważano za domenę Dzikuna. A ta puszcza o gęstym poszyciu, przecinana płytkimi strumieniami.


Dla kuglarki obca. Choć elfy często porzucały cywilizację dla natury, to Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, nie podzielała fascynacji swego ludu. W ogóle nic nie łączyło ją z leśnymi elfami. Ani dotychczas z lasem. Ba… nawet Pani Ognia nie pałała do roślinek miłością.
Niemniej kręta droga przez tą puszczę, była najszybszą z możliwych dróg. I całkiem przyjemną, gdyby nie ta cała zieloność. Kuglarka miała wrażenie, że orszak jest pożerany przez puszczę wchodząc coraz głębiej i głębiej w nią. Nie ułatwiało to bardce rozmyślania nad wieczornym repertuarem, a przecież był musiała się skupić i wszystko zaplanować. Był to jej pierwszy występ przed nową publicznością. Musiała zabłysnąć swym talentem i umiejętnościami. Musiała pokazać na co ją stać i tym samym skłonić widzów do hojności. Bo w końcu ta wspaniała artystka nie zamierzała zadowolić się tylko sakiewką Wolfganga. No i byłby to pierwszy pokaz z Trixie i jej akompaniamentem. A co gorsza nie mogła sobie pozwolić na próby w obawie, że ktoś podejrzy jej występ.

Te knowania pozwalały elfce odsunąć od siebie myśli o grozie czającej się za grubymi pniami drzew. Choć potrafiła sobie, zazwyczaj, radzić w miastach i wsiach ze wszelkimi zagrożeniami, to lasy… te pełne były zagrożeń pradawnych i nowych. Zwłaszcza jeśli zostały skażone Dzikim Gonem.
Dla małego wozu i samotnej kuglarki zapuszczanie się w takie leśne ostępy zawsze było niebezpieczne. Więc dobrze, że tym razem nie była sama.

Te dumanie przerwał jadący szybko giermek dotąd będący na szpicy, który minął wóz elfki i dojechawszy do tylnej straży i krasnoludki zaczął z nią nerwowo rozmawiać. Był zaniepokojony i swój niepokój przelał na tylną straż. Coś złego się działo, a choć szpiczaste uszy kuglarki nie dosłyszały szczegółów, to kilka słów zdołały wyłowić… ślady, kłopoty, trolle.

Trolle… Eshte żadnego z nich nie widziała. I nie spieszyło się jej do nadrobienia tej zaległości. Gdy bowiem nadchodził Dziki Gon i obejmował jakieś osady to ludzie w nich żyjący albo ginęli bez śladu, albo ulegali zmianom. Nieliczni stawali się Pierworodnymi, pozostali mogli stać się krępymi krasnoludami, albo ciekawskimi gnomami czy wszędobylskimi niziołkami.
Jednakże nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Niektórzy gubili swoją przeszłość i wspomnienia zmieniając się wynaturzone kreatury: złośliwe gobliny, podstępne koboldy, czy okrutne orki… a czasami w najgroźniejsze z nich, trolle.
Te nie były może zbyt mądre, ale za to bardzo silne, bardzo żywotne i wiecznie głodne. I najchętniej żywiły się dwunożną zwierzyną.
Nie. Esthe zdecydowanie nie chciała spotkać trolla. Orszak Wolfganga zyskał więc w oczach przerażonej elfki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-03-2018 o 11:22.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-07-2018, 16:50   #96
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Łyżka zastygła w połowie drogi do rozchylonych usteczek elfki. Zaraz też kropla gęstej, zielonej mazi spłynęła powoli po jej brzegu, aż z ociężałością skapnęła do reszty polewki wypełniającej miskę.
Zaskoczona Eshte wprost nie mogła uwierzyć swoim oczom. Tak, po tym wszystkim co przeszła w Grauburgu, teraz prędzej spodziewała się spotkać wściekłego Pierworodnego niż całkiem przyjaznego niziołka. Chociaż czająca się gdzieś w okolicy lubieżna kapłanka zdecydowania czyniła to spotkanie mniej przyjemnym.

-No oczywiście, że wolę jeść tutaj niż z tymi tam, wydelikaconymi paniczykami. Przy nich to nawet sobie beknąć nie można, bo zaraz się popłaczą ze strachu i poślą na stos - zarechotała sobie na samo wyobrażenie zszokowanych min tych dobrze wychowanych szlachciurów. Pewno wystarczyłoby tylko, gdyby zaczęła maczać pajdę chleba w zupie, aby na sam ten widok zaczęli omdlewać z obrzydzenia, zakrywać dzieciom oczy i wznosić modły ku swoim szlachciurskim bożkom. Właściwie.. byłoby to całkiem zabawne. Może jednak powinna tam się zakręcić w trakcie posiłków?

-A Ty co tu robisz? Myślałam, że ze swoim rycerzykiem wyruszyłeś już w poszukiwaniu kolejnego turnieju. Ten tu hrabia chyba nie organizuje takiego na swoich ziemiach, co? -zapytała z ciekawością, nim z zadowoleniem wpakowała sobie zawartość łyżki w usta. Polewka mogła wyglądać jak trawa przeżuta i przetrawiona przez krowę, ale swoim dziwnym smakiem cieszyła elfkę.

-Właściwie to tak. Mój szlachetny pan ruszył w poszukiwaniu nowego wyzwania. Może wreszcie jakąś wywernę upoluje, albo mantykorę… albo ta Henrietta złapie go za róg i skończy się ta cała tułaczka w poszukiwaniu okazji do utracenia dziewictwa. - wyjaśnił rozbawiony niziołek. - Ziemie hrabiego ponoć obfitują w potwory do ubicia. A okazja do wykazania się bohaterstwem jest świecą dla ćmy mego rycerza. Ba… jest nawet plemię dzikich elfów. Pewnie dlatego wyruszasz z tą karawaną, co? Zobaczyć ziomków chcesz?

Eshte kilka chwil zajęło zrozumienie, co właściwie Loczek miał na myśli. Nie to, żeby była jakaś głupia albo powolna, ale po prostu spotkanie z dzikimi elfami wydawało jej się tak bardzo niedorzeczne, że trudno jej było uwierzyć w zadane przez niego pytanie. Tak, dobrze wiedziała, że sama jest elfką - świadczyły o tym te spiczaste uszy po bokach głowy i wyjątkowy sposób w jaki ją traktowało wielu ludzi. Jednak nigdy się nie utożsamiała ze swoimi, uh, rodakami. Wychowała się pośród ludzi i wcale nie czuła potrzeby poszukiwać swych korzeni. Wręcz uznawała siebie za jedyną przedstawicielkę całkiem innej, zupełnie wyjątkowej rasy. Wszak na próżno było szukać drugiej takiej jak ona pośród wszystkich kreatur zamieszkujących ten światek.

-Po co miałabym chcieć się z nimi zobaczyć? Ty się spotykasz z dzikimi niziołkami? -zapytała ze szczerą niewiedzą i ciekawością, bo i sama nigdy nie trafiła na innych Loczków baraszkujących radośnie w lesie. Czy rzeczywiście spotykali się na jakieś rodzinne wspominki?

-No bo akurat żadnych nie ma w pobliżu, choć jeśli opowieściom wierzyć… gdzieś na wschodzie horda moich pobratymców na wielkich psach przemierza Wielkie Morza Traw. - odparł szczerze i wesoło Palemonius przyglądając się elfce.- No i zawsze próbuję się spotkać z miejscowymi niziołkami. Dostarczają zawsze wiarygodnych informacji, a ty nie?

No… ona akurat nie. Jakoś gadanie z miejscowymi spiczastouchami niespecjalnie ją interesowało, zwłaszcza że wiele elfek lądowało często w przemyśle “rozrywkowym” przeznaczonym dla dorosłej i męskiej klienteli. Miejsca te nie bardzo nadawały się na wizyty dla pyskatej artystki, mającej mało cierpliwości dla podszczypujących jej zadek osób, które przypadkiem uznały ją za kolejną pracownicę zamtuza. A leśne elfy… były dzikie, bo w ramach powrotu do natury odrzucały wszelkie dobrodziejstwa cywilizacji. Było to absurdalne, według Eshte, podejście do życia. A że w ramach tego powrotu do natury elfy czciły głównie różne wcielenia Dzikuna toooo… po ostatnich doświadczeniach z tym bóstwem, kuglarka nie bardzo miała ochotę na spotkanie z elfimi druidami.

-No.. niezbyt - burknęła kuglarka po spałaszowaniu kolejnej łyżki zielonej mazi. Potem zamachała nią nonszalancko w powietrzu, a że była już pusta, to Loczek nie musiał się obawiać zostania obryzganym resztkami zupą. Nie tym razem - Chyba, że przesiadują w karczmach. Ale przy kuflach piwa to mi jest obojętne, czy gadam z drugim elfem, gnomem, krasnoludem, czy jakim wampiórem. Ważne jest tylko co mają do powiedzenia i ile błyszczących monet trzymają w kieszeniach. A im chętniej się nimi dzielą z innymi, tym chętniej się z nimi rozmawia, co nie?

Uśmiechnęła się szeroko, jak gdyby z jakiegoś powodu niziołek o nieskazitelnej fryzurze mógł podzielać jej zdanie. Jak dobrze, że jakiś zastęp służek był odpowiedzialny za przemielenie tej zupy, bo inaczej niewątpliwie zielone kawałki zostałyby na wyszczerzonych zębach Eshte.

-A propos elfów, ponoć jakaś się ożeniła z szlachcicem i przebywa w tym taborze, psując humor córki jaśnie dziedzica. - zaśmiał się cicho Palemonius dzieląc się tymi sensacjami. - Przez co nasz gospodarz ma nadzieję, na związek małżeński z moim panem i jego córuchną. Płonne nadzieje. On… jest cnotliwym prawiczkiem, ona wyraźnie nie ma to ochoty. Choć na miejscu tej elfki bym uważał. Urażone kochanki bywają mściwie i okrutne.

-Eeee! -na te wieści Eshte kuglarka wydawała z siebie pogardliwy odgłos łączący w sobie prychnięcie z oślim rykiem. Kwintesencja elegancji -Ta jaśnie Paniunia to tylko dużo miele ozorem, a paluszkami nie ruszy z obawy, że sobie je pobrudzi albo paznokietka złamie. Z magią też się rozminęła, bo słyszałam pierdnięcia straszniejsze od tych jej ognistych kulek.
Jak gdyby tego było mało i szlachciance jeszcze za słabo płonęły uszy, to elfie ślepa nagle błysnęły złośliwie. Jeśli chodziło o Paniunię, to ta tutaj sztukmistrzyni nie znała umiaru w szerzeniu pogłosek - Poza tym podobno na zamku często w swych komnatach gościła krasnoludy. Nie raz po dwa, albo trzy naraz. Może więc to wśród tych brodaczy jej tatusiek powinien sobie szukać zięciunia.

- Coś ty na nią taka cięta? Znacie się dobrze?
- zaciekawił się Loczek. - Brzmisz jakbyś to ty była… - oczy niziołka urosły do wielkości talerzy. - To ty?! Ta żona szlachcica?
Powiedział to zdecydowanie za głośno, przyciągając uwagę okolicznych gapiów.

-Coooo?! NIGDY! -obruszyła się Eshte nie na żarty, przy czym w jednej chwili poderwała się na równe nogi, miską zupy balansując w dłoniach. A że dotąd siedziała na schodkach prowadzących do swego wozu, to teraz spoglądała na niziołka zdecydowanie z góry, co tylko pomagało w podkreśleniu jej gniewu tymi oszczerstwami padającymi z jego ust.
-Widziałeś żoneczki tych jaśnie panów? I czy ja Ci wyglądam na jedną? Żadna z nich nie poradziłaby sobie w podróży bez zastępu służek, nie wspominając o kierowaniu wozem własnym rączkami. Pewno też każda omdlałaby z braku tu u nas słodkich bułeczek i rybich jajek do jedzenia, ha ha ha ha -wszystko to powiedziała na tyle głośno, aby sięgnęło uszu tych pobliskich osób spragnionych ploteczek i kontrowersji. Dodatkowo pod koniec wybuchnęła bezczelnym śmiechem, a przecież żadna z tych malowanych żoneczek nie byłaby w stanie śmiać się sama z siebie, prawda? Prawda?

Po chwili gwałtownie ucięła swoje rozbawienie. Pochyliła się nisko ku niziołkowi, aby tym razem jej syknięcie było słyszalne tylko dla niego - A Ty to próbujesz zrujnować mi reputację, co? Chcesz, aby inni zaczęli myśleć, że trafiłam do orszaku przez jakieś znajomości ze szlachciurkami?

-A nie trafiłaś? Przecież każdy z nas trafił tu bo zna jakiegoś wielmożę, lub wpadł oko jakiemuś znajomemu hrabiego, który go mu polecił.
- zapytał wielce zdziwiony niziołek drapiąc się po karku. - My z Arissą jesteśmy tu tylko dlatego, żeśmy w orszaku mego pana Hagdara Tyrwaldsona. Więc? Czy to ów przystojny szlachcic z którym tańcowała na balu polecił naszemu obecnemu gospodarzowi? Arissa o was rozpytywała i chciała was znaleźć następnego dnia. Ale jak sama wiesz… wkrótce rozpętało się tam piekło.

-Jaaa...
- elfka wyprostowywała się, a przyjętą przez nią pozycję pełną dumy paskudziła nieco ta nieszczęsna miska w dłoni -Ja trafiłam do orszaku, bo Wielki Pan Hrabia miał okazję obejrzeć jeden z moich występów. Albo ktoś mu opowiedział o moim niezwykłym kunszcie kuglarskim, co przecież byłoby oczywiste. Jak raz ktoś zobaczy moje tańce z ogniem, to potem nie może przestać o nich mówić.

Znów się roześmiała, lecz tym razem niewiele miało to wspólnego z rozbawieniem malowanymi paniuniami. Te krótkie parsknięcia śmiechu, od których z lekkością wzdrygały się ramiona Eshte, miały nonszalancki i trochę fałszywy wydźwięk. Idealnie pasowały osobie przekonanej o swojej niezwykłości, która w nieudolny sposób starała się okazać skromność i zawstydzenie tą poświęcaną sobie uwagą.

W końcu odetchnęła głębiej i machnęła wolną ręką w powietrzu - Tak czy inaczej, jestem tutaj ze względu na mój talent, którym mam uprzyjemniać podróż hrabiemu i towarzyszącym mu szlachciurkom. I nie musiałam się po to przymilać do żadnego paniczyka.

-I Arissie… jej pewnie też przyjdzie ci uprzyjemnić wieczór. Z pewnością ucieszy się, gdy się dowie że ty również trafiłaś do tego orszaku i zaprosi cię na wieczorną popijawę
- zadumał się niziołek. - Mam nadzieję, że trenowałaś od ostatniego razu, gdyż poprzednio wykazałaś się słabą głową. Ulec alkoholowi szybciej niż filigranowa elfka… wstyd.- pokiwał głową Palemonius, ale cóż poradzić… ta fałszywa kapłanka była trzcinką nawet w porównaniu z Eshte, a odporność na procenty miała godną krasnoludzkiego najemnika.

Kuglarka pobladła z przerażenia, jak gdyby sam Pierworodny przed nią stanął.
-O nie, nie, nie -jako, że w naturze miała bogatą i dramatyczną gestykulację, to teraz ta jej wolna ręka sięgnęła ku niziołkowi, aby przed jego nosem karcąco pokiwać palcem wskazującym. Każdemu „nie” akompaniowało własne cmoknięcie jej usteczek -Możesz przekazać swojej kapłance, że będzie musiała sobie znaleźć inne towarzystwo do spijania i rozbierania. Ja muszę mieć siły, aby za każdym razem prezentować szlachciurkom tylko najlepsze z moich występów. Nie jestem tutaj, żeby sobie odpoczywać.

Czy.. czy te słowa naprawdę właśnie padły z ust Eshte? Tej Eshte? Nie zdarzało się często, aby rezygnowała z porządnej popijawy, więc ten dzień wart był zapisania w kalendarzach!
Cóż, powodem tego była ta cała Arissa, wobec której kuglarka miała dość mieszane uczucia. A to oznaczało, że zwyczajnie jej nie lubiła. Nie chciała być znowu przez nią obłapiana, nie chciała znów obudzić się z nią w jednym łóżku i po prostu.. po prostu nie! Bezpieczniej się czuła w towarzystwie całej gromady pijanych krasnoludów i obcych, karczemnych żłopów, niż przy jednej, szalenie lubieżnej kapłance.

-Obawiam się, żeeee świątobliwa kapłanka Arissa nie da się tak łatwo spławić,więc uważaj gdy ją spotkasz. A spotkasz na pewno, bo ona jest jedną z tych wielmoży, których przyjdzie ci zabawiać. - zaśmiał się rubasznie niziołek.

Mina elfki najpierw zrzedła, a po chwili wykrzywiła się w paskudnym grymasie - Ale jak to? Przecież ona jest kapłanką, a na dodatek fałszywą. Żadna tam z niej wysoko urodzona damulka.
Nie minął nawet jeszcze dzień, odkąd dołączyła do orszaku, a już zaczynała żałować swojej decyzji. Niech przeklęte będą pięknie błyszczące monety!

NIE DOŚĆ, że jako Wspaniała Eshte, Trzymająca w Napięciu Sztukmistrzyni i Dziki Ogień Zachwycający Swą Odwagą, została umniejszona do rangi służki zamiast korzystać z luksusów dostępnych szlachciurkom.
NIE DOŚĆ, że Thaaneeekryyyyst miał głęboko w nosie swą fałszywą narzeczoną i w najlepsze spoufalał się z całym jaśnie państwem.
NIE DOŚĆ, że całą wyjątkowość orszaku przysłoniła obecność tutaj Paniuni i teraz jeszcze Arissy.
To jak gdyby tego wszystkiego było mało, tamta rozpustna i kłamliwa elfka była tutaj lepiej traktowana od światowej sławy artystki?!

Jedno ze spoglądających na niziołka oczu o fiołkowych tęczówkach, mrugnęło niespokojnie w gniewnym tiku.
-Jest kapłanką… a że fałszywą to wiemy tylko ty i ja. - przypomniał jej Palemonius nieświadomy narastającej w niej wściekłości. - A tu już stawia ją ponad plebs. Jest też przyboczną kapłanką szlachetnie urodzonego rycerza i jedynego dziedzica dość majętnego rodu z Północy. Przez to jest o wiele bardziej szanowana niż ty i ja.

Eshte prychnęła wściekle, po czym z powrotem usadziła tyłek na jednym ze schodków swojego wozu. Wieści niziołka opadły niezwykłym ciężarem na jej smukłe barki, przez co drewno pod jej pośladkami zajęczało cierpiętniczo. Bo przecież to nie tak, że była gruba, albo deski już dawno miały za sobą czasy swej świetności.

-Wystarczy trochę pomacać kopie, powznosić modły i powywracać oczami, a naiwne szlachciurki będą padały do stóp. Mogłabym wskoczyć w białe szatki i dalej podawać się za Yunalescę, a pewno by mnie tu lepiej traktowali -ponarzekała sobie, nie pierwszy raz w życiu. Potem zaś westchnęła ciężko, dramatycznie, a dłoni jej sięgnęła ku swemu zbolałemu sercu -Trudne jest życie wędrownej artystki. Dużo wyrzeczeń i ciężkiej pracy, a czasem pod koniec dnia człowieczki nie potrafią nawet docenić niepowtarzalnego kunsztu mojej sztuki.
Nagle spojrzała na Loczka w taki sposób, jak gdyby pierwszy raz go widziała i przez ten cały czas po prostu mówiła do siebie. Co właściwie nie byłoby aż takie dziwne w jej przypadku. Także i jej głos nabrał podekscytowanej nuty -Ej, może skoro też jesteś w tym orszaku, to byś mi ułożył włosy przed wieczornym występem, co?

-Mogę. Nie będę potrzebny memu rycerzowi. Jeśli to poprawi ci humor to ułożę twoje włosy fantazyjnie, tak że ci możni nie będą mogli oderwać od ciebie oczu. A kto wie… może i ty znajdziesz swojego ulubionego rycerza, co?
- zapytał żartobliwie Palemonius, nie mając pojęcia o priorytetach kuglarki i jej problemach “małżeńskich”. - Albo chociaż ładnego barda do umilania czasu.

Kuglarka chrząknęła sobie w rozbawieniu jego słowami.
-Widziałeś kiedyś rywalizujących ze sobą bardów? Są jak stroszące się koguty, a każdy z nich próbuje zapiać głośniej od pozostałych. Paskudny widok - skwitowała bez cackania się, bo przecież miała kilka okazji spotkać na swojej drodze tych śpiewaków. Ich próżność mieszała się z rozbuchanym pożądaniem i często wyśpiewywali mdłe pioseneczki dla swych przyszłych kochanek. I kochanków.

-A ja już mam swoją bardkę. Chcesz ją poznać? Pierwszy raz opuściła dom, więc jeszcze prawie nikogo nie zna -nie czekając na odpowiedź Eshte obróciła się na schodku, aby ręką móc sięgnąć ku drzwiczkom swego wozu i uchylić je lekkim pchnięciem dłoni.
-Trixie? Jesteś tam? -zawołała, a nagła myśl sprawiła, że podejrzliwie przymrużyła oczęta -Znowu grzebiesz w moich ubraniach?

-Raczej w rzeczach twojego męża, które nam do wozu załadował. Są ciekawsze…
- odezwał się piskliwy i wesolutki głosik wróżki. Ale zanim ta wyleciała z wozu, niziołek skołowany tą rewelacją zapytał - Twojego… męża?

Kuglarka zastygła w pozycji odwrócenia ku drzwiom swego wozu, skąd dobiegł ten przeklęty głosik.
Taaaaak, miała w życiu wiele pomysłów, ale wołanie w tym momencie wróżki nie należało do jej najlepszych. Ta maleńka kobietka najchętniej publicznie wyśpiewałaby o, uh, miłości łączącej elfkę i czarownika, kiedy zaś Eshte wolałaby ukrywać ten drażniący sekrecik i wyciągać tylko po to, aby rzucić swym małżeństwem w twarz Paniuni. Jak ciastem z górką słodkiej, słodkiej pianki.

Kiedy w końcu wyrwała się ze stuporu, to odwróciła się ku Loczkowi i znów parsknęła śmiechem głośnym, o fałszywej nucie - Oh, nie słuchaj jej, to straszliwa romantyczka. W Grauburgu wzięłyśmy ze sobą innego kuglarza, a ta już na każdym kroku widzi jakąś miłość. Na szczęście ten nie będzie z nami zbyt długo. Za mało talentu.
Następnie urażonym spojrzeniem obrzuciła samą Trixie - A Ty to pamiętasz, że ja szyję Twój strój na występ? Jeśli tak bardzo Ci się podobają tamte ciuchy, to zamiast dzwoneczków i kolorowej sukienki możesz dostać czarną pelerynę, niczym ponury wampiór. I to bez kapelusza.

-Uuu… możesz? Będę Trixie przerażająca! Nikt się mnie nie boi, więc to będzie dla mnie nowe doświadczenie.
- zaszczebiotała radośnie nic sobie nie robiąc z ukrytych gróźb, albo… wróżka nie pojmowała subtelnych podtekstów w słowach bardki. Toteż entuzjastycznie zareagowała na słowa elfki.

- Aaaacha… więc masz admiratora.- odparł niemrawo niziołek próbując poskładać te informacje do kupy. Jego oczy znów stały się spodkami, gdy Trixie pojawiła się frunąc z szerokim uśmiechem na ustach - Twój bardk… bardka jest wróżką? No… to może się okazać, że… jednak coś między tobą a tym kuglarzem będzie.- dodał dukając i jakby coś rozważając.
- Hej… jestem Trixie i zajmuję się oprawą muzyczną niesamowitych występów wspaniałej Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré, zjawiskowej akrobatki i utalentowanej iluzjonistki i…. co by tu jeszcze dodać?- zapytała zwracając się do kuglarki, po czym spytała małego balwierza. - A ty kim jesteś?
- Jestem Palemonius. I to prawda, co o was mówią? Że roznosicie miłość?
- zapytał się niziołek drapiąc po brodzie.
-Bardziej rozpylamy… ale tak, to prawda.- uśmiechnęła się wesoło Trixie.

Eshte, prowadzona już własnym doświadczeniem z pyłkiem roztrzepanej wróżki, przesłoniła swój nos i usta dłonią przyobleczoną w rękawiczkę bez palców. Oczywiście, że był to artystyczny wybór. Gdyby tylko chciała, to mogłaby sobie kupić lub uszyć rękawiczki z palcami. Ale nie chciała!

-Rozmawiałyśmy już o Twoim pyłku, Trixie. Uważaj ze swoim lataniem, bo jeszcze my tu z Loczkiem zaczniemy się mieć ku sobie - materiał przygłuszył głos elfki, tak samo jak i ukrył uśmieszek rozbawienia wykrzywiający jej wargi. Następnie skinęła głową w stronę odstawionej na schodek miski, w której jeszcze zostało trochę zupy o dość odpychającym kolorze -Jesteś głodna? Musisz mieć siły na nasz wieczorny występ, a jakoś wątpię, aby w szlachciurskiej karawanie ktoś przygotował porcję jedzenia pasującą wróżce. Ja też nie mam w wozie odpowiednio małych misek i łyżek..
-Odrobinę…
- zgodziła się wróżka lądując na ramieniu kuglarki i uśmiechając się wesoło.

-Intrygujące…- stwierdził niziołek przyglądając się tej dziwacznej dwójce -Co byś powiedziała Eshte na dodatkowy zarobek? Gdyby udało mi się zeswatać mojego rycerza z córką hrabiego mógłbym ci zapłacić za pomoc. I zakończyć całą tą wędrówkę od turnieju do turnieju w towarzystwie lubieżnej kapłanki i naiwnego prawiczka.

-Dobrze wiesz, że dla zarobku to ja nawet potrafię odstawić przekonującą kapłankę
- przypomniała mu Eshte, której oczka nieśmiało błysnęły na myśl o błyszczących monetach. W końcu ich pierwsze spotkanie okazało się być całkiem warte czasu i talentu zapracowanej artystki - Czyżbyś miał dosyć bycia mamką dla rycerzyka? I czy naprawdę tak źle mu życzysz? Toż ta Paniunia to zwykła Zmora w gorsecie i roztrzepanej peruce. Pewno biedakowi już pierwszej nocy odgryzie głowę, a potem krew wyssie.

W trakcie rozmowy z niziołkiem sięgnęła po miskę, a żeby ułatwić Trixie jedzenie, to jeszcze nabrała trochę zupy na łyżkę i podsunęła ku niej. Być może powinna podarować jej jeden ze swoich naparstków? Tylko.. czy to nie byłoby jakieś takie krzywdzące? W końcu nie żyły w bajce, wróżka z pewnością była większa od ludzkiego palca i chyba żadne zwierzątko nie chciało jej wziąć za żonę. Zatem czy jedzenie z naparstka nie byłoby dla niej tak obraźliwie, jak sugerowanie Eshte przytulenie się do drzewa?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-07-2018, 16:57   #97
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Tak… ale akurat potrzebna mi jest bardziej ona i jej rozpylanie miłości.- Palemonius wskazał palcem na wróżkę i dodał - A ta Paniunia jak ją zwiesz nie jest ani brzydka, ani biedna… Nie jest też szczególnie wredna. Nie bardziej niż inne arystokratki jakie miałem okazję poznać.
Wzruszył ramionami dodając.- Oczywiście, że mam dosyć. Niby dlaczego miałbym chcieć to przedłużać. Zresztą ojciec mojego rycerza wynagrodzi mnie, jeśli uda mi się znaleźć mu żonę. Jakąkolwiek płodną żonę.
Trixie zaś pałaszowała zupę z łyżki w ogóle nie zwracając na toczącą się rozmowę.

-No, wydawało mi się, że całkiem Ci się podoba towarzystwo tej dwójki i jeżdżenie po turniejach. W końcu układanie im włosów, dbanie o ubrania rycerzyka i twardość jego kopii brzmi jak dość wygodne życie, nie? -kuglarka wzruszyła ramionami. Delikatnie, aby nie zrzucić wróżki, ani tym bardziej nie wzniecić w powietrze jej pyłku. „Żona szlachcica zdradziła go z niziołkiem” to dopiero byłaby soczysta ploteczka w karawanie -Ale wiesz, to nie ja tutaj mam skrzydła z magicznym pyłkiem. To Trixie musisz się zapytać, czy zechce Ci pomóc w rozpyleniu miłości dla rycerzyka.
Lekkie wydęcie warg już i tak zwykle powykrzywianych w grymasach - tyle wystarczyło, aby zdradzić żal elfki z braku śliczniutkich skrzydełek rosnących na jej plecach.

- Takie podróże szybko się nudzą, zwłaszcza gdy trzeba się opiekować naiwnym młodzikiem i pilnować chutliwej elfki. - stwierdził ironicznie Palemonius i rzucił kuglarce wyzwanie - Zamieńmy się na dzień obowiązkami to się przekonasz.
- Ooo… wspaniały pomysł.
- zainteresowała się wróżka, jak zwykle nie tym co trzeba.
- A pomożesz ze swataniem?- zapytał z nadzieją w głosie niziołek.
-Oczywiście. Szerzenie miłości jest takie romantyczne. No i nie trzeba mi płacić. Lubię robić dobre uczynki. -odparła Trixie, która jak na gust elfki, za długo siedziała w lesie.

-Trixie, Trixie, Trixie, Trixie. Nie śpiesz się -dobrze, że sztukmistrzyni była tuż obok, aby w porę zareagować na bluźnierstwa wypowiadane przez wróżkę. Gdyby ta była trochę.. no, większa, to po przyjacielsku objęłaby ją ramieniem i przekazała całą swoją wiedzę dotyczącą zdobywania świecidełek wszelkiego rodzaju. Tyle, że Trixie była maleńka, a i niewinna przeraźliwie. Eshte musiała odpowiednio dobrać słowa, jeśli nie chciała zostać z pustymi rękami.

-Rozumiem, że obce Ci jest pobrzękiwanie monet w sakiewce, ale nie myśl o nich jak o zapłacie. Bardziej jak o wyrazie wdzięczności dla Twoich talentów i magii. Nie jest łatwo o szczęśliwą miłość, nie? To po wszystkim powinnaś pozwolić rycerzykowi się odwdzięczyć za pomoc w odnalezieniu jego brzydszej połowy - nie zdarzało się często, aby kuglarka miała okazję przybierać mentorski ton. Właściwie, był to chyba pierwszy taki raz. Dlatego dodatkowo pokiwała głową, aby nikt nie mógł wątpić w te jej mądrości - Nieładnie jest odmawiać takiego podziękowania.

- Nooo jak podziękują to nie odmówię.- rzekła spolegliwie Trixie, ale widać było że niziołek rozważa podziękowanie jeno werbalne. Bądź co bądź… po co przepłacać?
-Będę musiał pogadać o tym z Arissą. Z pewnością ucieszy się jak się dowie że jesteś tu cała i zdrowa.- dodał z wesołym, acz ironicznym uśmieszkiem.

Na samą myśl o ponownym spotkaniu z Arissą, spotkaniu pełnym macanek i nieprzyzwoitych propozycji ze strony tamtej, kuglarka zacisnęła wargi w wąską wargę. Nie wiedziała co to kurtuazja. A chociaż raz bycie miłą dla kapłanki rzeczywiście się przydało, to ten jeden wieczór skutecznie przestrzegł ją przed kolejnymi.
-Nooo.. a czy równie mocno się ucieszy z tego, że chcesz jej rycerzyka pchnąć w ramiona Paniuni? Bo jakoś wątpię, aby ta zgodziła się wziąć jego wianuszek razem z rozpustną elfką - byłoby jednak całkiem zabawnie zobaczyć tę malowaną lalkę plującą się na widok innego długoucha. Ale tego Eshte nie powiedziała na głos. Za to znów nabrała trochę zupy na łyżkę i uniosła ją ku wróżce, mówiąc przy tym do niziołka -Arissa będzie musiała sobie znaleźć innego naiwnego szlachciurkę do utwardzania mu kopii, co?

- Cóóóż… Arissa została wynajęta przez ojca mego rycerzyka właśnie w tym celu. By stracił on cnotę. Z nią… lub jakąkolwiek inną kobietą.
- wyjaśnił niziołek nabijając sobie fajeczkę. - I choć nie znam szczegółów jej umowy starym Tyrwaldsonem, to i ona chętnie zakończyłaby tą misję. Tym bardziej, że pewnie i ją czeka nagroda.
No tak… wszyscy mogli liczyć na jakieś nagrody. Tylko biedna elfia artystka musiała się obejść ze smakiem! Świat jest niesprawiedliwy.

-A to ta jego cnota jest tak straszną przywarą, że własny ojciec uknuł pozbycie się jej? Jakiś dowód na jej utratę też macie pokazać? - i znów zwyczaje szlaciurków przyprawiły Eshte o całkowite niezrozumienie, niedowierzanie, a nawet i trochę o obrzydzenie. Cóż, może i nie miała błękitnej krwi, musiała ciężko pracować i żyła w wozie zamiast w zamku, ale przynajmniej nikt się nie interesował jej cnotą.
Gdyby tylko miała wolną rękę, to teraz podrapałaby się palcami po rozczochranej głowie -Może rycerzyk po prostu nie lubi kobiet, co? Pomyśleliście o tym?

- Tak. Ale mięty do mężczyzn też nie wykazywał.
- wzruszył ramionami niziołek i dodał z uśmiechem.- Zresztą nasza “kapłanka” twierdzi, że problem leży gdzie indziej. Powiedzieć jeno nie chce gdzie.
Zaciągnął się dymem z fajki i wypuścił go dodając dodając.- Sama cnota nie jest problemem… tylko brak potomków. Następców rodu. Widzisz… on złożył ślubowanie rycerskie, także do życia w cnocie. I dzięki temu miga się od ożenku. Gdyby jednak ów ślub złamał… nie miałby już wymówki przed ojcem. I o to właśnie toczy się gra.

Trixie zaś siedziała cichutko przysłuchując się ich rozmowom i nucąc sobie wesolutko. Wyraźnie zadowolona z sytuacji, w której się obecnie znalazła.

-Noooo....-słowa Loczka jakoś niezbyt przekonały elfkę - A jeśli jemu zwyczajnie podoba się bycie takim cnotliwym rycerzykiem? Zawsze to jego tatusiek może sobie zrobić drugiego synalka, który będzie nabijał kobiety na swoją kopię, zamiast turniejowych przeciwników, co nie?

To nie tak, że martwiła się losem tego mężczyzny, którego widziała jak dotąd tylko raz. Tyle, że była osóbką szalenie ceniącą sobie własną wolność. Nie potrafiła sobie wyobrazić, aby ktoś jej narzucał utratę cnoty, rodzenie dzieci i całkowite porzucenie swego przeznaczenia, jakim przecież było kuglarstwo. Trochę miała w sobie taką orędowniczkę niezależności i wypinania się pośladami na cudze zachcianki.

- Pierworodny, to jednak pierworodny. Dla szachty to wiele znaczy. A póki co mój pan nie ma… jakby to określić… legalnego rodzeństwa.- wyjaśnił Loczek wzruszając ramionami.- Poza tym co to za przyjemność… nigdy nie być z kobietą.
-Straszny los. Nigdy nie zaznać miłości. Dobrze że ciebie taki nie czeka Eshtelëo, bo masz…
- dalsza wypowiedź Trixie zmieniła się w tłumiony bełkot. Bo dłoń kuglarki odruchowo zakrywała jej całą twarz. Palemonius zaś przyglądał się temu podejrzliwie.

-Boooooo mam mój talent! I to jedyna miłość jaka mi potrzebna! Ale nie rozpowiadaj tego tak ochoczo, bo jeszcze usłyszy Cię jakiś szlachciurek i zechce mi dyktować jak mam żyć i ile dzieci urodzić -Eshte lekko zrugała wróżkę, której szybki i beztroski język zdecydowanie mógł jej przysporzyć zbyt wiele kłopotów. Wprawdzie sama elfka też nie była jakąś subtelną panieneczkę, co to prędzej się popłacze niż komuś odwarknie w twarz, ale przynajmniej własne sekrety trzymała za zębami.
Odłożyła na bok miskę, która stuknęła cicho o drewniany schodek wozu.

-Już się najadłaś? Chcesz pójść ze mną przyjrzeć się innym artystom, których wybrał sobie hrabia? -szybko i zwinnie znalazła inny temat do odwrócenia uwagi tej dwójki od jej NIEISTNIEJĄCEGO życia miłosnego. Zerknęła na niziołka -Też chcesz iść popatrzeć?

-Nie… ja muszę wrócić do swojego namiotu, usługiwać elfce i rycerzowi.
- westchnął ironicznie Palemonius żegnając się z obie dziewczętami.

Elfka odprowadziła go spojrzeniem, po czym podniosła się ze schodków. Jej ręce powędrowały wysoko, hen ku górze, gdzie palce dłoni splotły się ze sobą w wygodnym uścisku, a grzbiet wygiął się w mocnym przeciągnięciu. Komuś innemu pewno towarzyszyłyby przy tym jakieś.. jakieś.. chrzęsty, trzaski i cała symfonia innych odgłosów wydawanych przez zastałe stawy. Ale nie u niej, nie w przypadku Sztukmistrzyni Meryel. Nawet jeśli ostatnimi dniami nie miała okazji do wielu treningów, to.. wiele razy musiała się ratować ucieczką, co przynajmniej pozwalało jej utrzymać formę.
Dlatego jedynym dźwiękiem towarzyszącym jej rozciąganiu był rozkoszny pomruk rodzący się gdzieś głęboko w jej gardle. Brzuch miała pełen zielonej papki, a wieczorem czekał ją występ i tonięcie w kosztownościach rzucanych jej pod nogi przez zachwycone szlachciurki. Czuła się całkiem zadowolona.

I z pewnością spacerek zapoznawczy nie będzie w stanie zepsuć jej dobrego humoru.




* * *





Ach… obozowisko wielmoży miało swoje zalety. Było tu głośno, kolorowo i bezpiecznie. A nawet jeśli jakieś kieski ginęły, to z pewnością nie należały do Eshte. To znaczy już należały… skoro je znalazła, to były jej. A że znalazła je zakamarkach swych szat, to ten detal był bez znaczenia.

Oczywiście, orszak wielmoży wymagał także innych rodzajów rozrywki. Nie tylko wina i nałożnic.
Byli tu grajkowie, grupka akrobatów i żonglerzy.





Najstarszy z nich. Niski siwobrody mężczyzna w skórzanym kubraku, ćwiczył swoje sztuczki jednocześnie udzielając porad dwójce łysych osiłków. Bliźniaków niemal. Sądząc po ich zachowaniu darzyli go prawdziwym szacunkiem, a sam mężczyzna wyglądał na lidera tutejszych akrobatów. Człowieka, któremu samotna kuglarka winna też okazywać szacunek i nie wchodzić na odcisk. Wyglądał na takiego co nie tylko piłkami zręcznie potrafi rzucać.



* * *



Śliczniusi. Gibki. O oczach z płynnego złota.
Nic dziwnego, że żadne dziewczę nie przeszło bez zwrócenia na niego uwagi. Tym bardziej, że ten akrobata wyróżniał się nie tylko urodą, ale i skąpym egzotycznym strojem.





Jego gibkość dorównywała Eshte, ale siłą ją przerastał. Jak i umiejętnościami.
Rozbijał drewniane szczapy gołą ręką ! I to tylko w trakcie treningu. To musiał być jakiś trik. Jakaś ukryta siekiera w dłoni. Bo to niemożliwie by machnięciem dłoni po prostu rozłupać drewno na dwie połówki!
Ale nie… on to robił raz po raz, jakby to było takie łatwe. I te jego mięśnie poruszające się pod… z pewnością twardym jak skała brzuchem. Ta sylwetka, ta uroda, te oczy… tylko szkoda, że brakowało tatuaży, malowanych dróg dla ciekawskiego elfiego paluszka, który podążając nimi docierałby w nowe rejoooo…

Elfka się zarumieniła zdając sobie nagle jakie to jej myśli wypełzły do głowy. I KTO ma takie tatuaże pełzającego po jego ciele.



* * *



Były trzy. Liczba ostatnio pechowa dla kuglarki. Strzyg też było trzy i też były tancerkami. I też tańcowały w skąpych szatkach jak te tutaj.






Trzy ładne ślicznotki, tańczące gibko i zwinnie przy dźwiękach cytry. I do licha, każda z nich tańczyła lepiej od kuglarki! Bardziej gibko i zwinnie. A gdy tańczyły razem to już dopiero było przedstawienie. Poruszały się bowiem jak jeden organizm, ich ruchy były swymi lustrzanymi odbiciami. Ba, czasami zlewały się w jedną sześcioręką, trzygłową istotę, gdy stawały razem w jednej linii.
Były… lepsze od Eshte, co kuglarka niechętnie musiała przyznać przed sobą. Oczywiście nie powiedziałaby tego otwarcie. Na szczęście miała też swoją magię i tym pewnie przebijała ich występ. Bo one swojego maga nie mają, prawda?
Prawda?! Prawda?!!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-09-2018, 02:38   #98
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ryk przetoczył się po obozowisku.
Ryk mrożący krew w żyłach. No… bardziej skrzek niż ryk. Ale ptasi i przenikliwy.
Tam gdzie odpoczywały wierzchowce, jeden z nich zaczął się szarpać z “obsługą”. Rogaty gryf Ruchacza rozpędził opiekujących się nim pachołków, jednego omal nie pozbawiając dłoni. Po czym wściekły rzucił się do biegu za nim. Elfka pewnie zarywałaby się ze śmiechu, gdyby nie to że widok był przerażający. I przypominał kuglarce jak niebezpieczną bestyję ma Czaruś między nogami. Nie… nie o tą, chodzi. Ale o tego wcielonego w gryfa diaboła, który najwyraźniej w dwunogim mięsie się lubował.
Nagle potwór zrobił szybki zwrot i ignorując niedoszłą ofiarę zaszarżował wprost na elfkę.
Ta nie rzuciła żadnego czaru, bo język jej uwiązł w gardle. Nie rzuciła się do ucieczki bo nogi jej wrosły w glebę, a serce podeszło do gardła.
To koniec pięknej Eshtelëi. Zostanie zeżarta przez półdzikiego górskiego gryfa!

Zaraz… coś na nią dyszy. Czy bycie pożeranym nie powinno boleć?
Nie bolało, bo i jedzona nie była. Czując schowaną za sobą Trixie wczepioną w swoje plecy, elfka ostrożnie otworzyła oczka i zobaczyła dziób bestii. Gryf zatrzymał się przed nią spokojny i bacznie przyglądał się jej z lekko pochylonym łbem, by swoimi krwiożerczymi oczami wpatrywać się w fiołkowe ślepka kuglarki.

Nie powinno być dla nikogo żadnych zaskoczeniem, że Cudowna i Nieustraszona Eshte prawie się poryczała z przerażenia.
Że prawie się posikała w portki słysząc i widząc nadciągającego gryfa.
Że prawie zaczęła żałować tych wszystkich podkradzionych sakiewek i biżuterii, tych oszukanych kupców, tej niechęci wobec kapłanki i ciągłego wyklinania Thaaneeekryyysta.
Zaraz, nie. Tego ostatniego wcale nie zamierzała żałować, a wręcz przed swoją śmiercią powyklinałaby go jeszcze bardziej za posiadanie tak nieokiełznanej bestii. Nie mógł mieć konia, jak każdy inny szlachciurek?!

Ale na szczęście nie narobiła się takiego wstydu, a z pewnością znalazłaby się olbrzymia widownia do zobaczenia jej łez i mokrych spodni. Wtedy to już wolałaby zostać rozszarpana przez długaśne szpony gryfa.
I tylko te nogi były teraz tak dziwnie miękkie, jak gdyby zaraz miały się pod nią ułamać.

Nic.. nic się nie działo. Czy gryf zatrzymał się, żeby zastanowić się od której strony zacząć pożerać elfeczkę? Czy powinna spróbować rzucenia się do ucieczki? Czy może nie widział jej, kiedy tak stała nieruchomo?
Nieeee, wcale nie podobała jej się ta chwila niepewności, która zdawała się trwać wieczność. Cały czas trzymała ręce uniesione w geście obronnym, bo przecież zdołałaby nimi powstrzymać gryfa, prawda? Jakoś nie chciała tego nie sprawdzać.
I spomiędzy tych rąk spoglądała na niego oczami rozszerzonymi ze strachu, ze strużkami potu spływającymi wzdłuż kręgosłupa.

-H... heeeeeej? - nie no, nie spodziewała się usłyszeć odpowiedzi ze strony tej bestii. Chociaż z drugiej strony, był on pieszczoszkiem czarownika. A takie zwierzaczki zwykle kryły w sobie różne paskudne sekrety.

Bestia odpowiedziała pomrukiem i trąciła delikatnie czubkiem dzioba elfkę. Ziewnęła po czym otwierając szeroko dziób. Tak szeroko, że mogłaby jednym jego uderzeniem odgryźć główkę kuglarki.
Po czym usiadła przed nią na zadzie i pomruczała ni to kocio, ni ptasio. Oczywiście adresatka tych pomruków nie rozumiała ni w ząb o co chodzi thaneekrystowemu popilkowi. Natomiast czuła wczepioną w swoje plecy drobną wróżkę drżącą ze strachu.

Całe życie przeleciało elfce przed oczami, kiedy gryf dotknął jej dziobem. Być może dla niego było to jakieś byle muśnięcie, ale jej bogata wyobraźnia już podsuwała wizje rąk zmiażdżonych jego siłą, porozrywanej skóry i mięśni znikających w jego paszczy. Nic zatem dziwnego, że zamarła w przerażeniu, a z twarzy zniknęły wszelkie kolory.

I nadal nie wiedziała co robić. Zwiedziła trochę świata, ale nie potrafiła mówić po gryfiemu. Nie była też znawczynią bestii, więc ciężko jej było stwierdzić, co się czai w jego głowie. Czuła się trochę jak.. jak myszka, którą złapało wielkie kocisko i teraz domagało się bycia zabawianym przed obiadem.

-Ehhmmm... - ze strachu trochę jej zaschło w gardle, więc przełknęła ślinę łypiąc na boki za pachołkami odpowiedzialnymi za szlachciurskimi wierzchowcami. A pomimo tego, że ciężko było się dogadać z gryfem, ona jakoś tak dalej do niego mówiła. Nie było to najdziwniejsze co zrobiła w życiu - Noooo... nudzi Ci się? Thaaneeekryyyst i Ciebie zostawił dla towarzystwa jakiejś laleczki, co?

Nagle bestia przekrzywiła łeb, gdy usłyszała imię swojego pana z ust elfki. Coś tam mruknęła i naparła głową na nią. Niezbyt mocno, ale stanowczo.
I wtedy przyszło oświecenie. Domagała się od elfki iskania za uchem! Jak olbrzymi kocur.
Co więc biedna artystka miała zrobić? Nikt się jej z pomocą nie kwapił widząc jak agresywny i nieprzewidywalny to potwór.
Ale czy to przypadkiem nie koty miały paskudny zwyczaj przymilania się, aby zaraz potem rzucić się na niczego niespodziewającą się elfkę i pazurkami poderżnąć jej gardło? Uh, to porównanie zdecydowanie nie uspokoiło Eshte.

Teraz, kiedy gryf znalazł się tak niebezpiecznie blisko, ona starała się właściwie nie oddychać z obawy, że taki ruch jej ciała mógłby obudzić w nim gniew. Dlatego stała jak zaklęta, jak ten słup z.. z.. no, cukru. I niezbyt ją zachęcało zbliżanie swych cennych dłoni gdziekolwiek w okolice ostrego dzioba. Jednocześnie czuła na sobie oddech tej bestii domagającej się pieszczot, a urażenie jej.. mogło się bardzo źle skończyć.
Zatem powoli, baaaaardzo ostrożnie wyciągnęła ku niemu jedną rękę. Kierowała nią na ślepo w kierunku ucha bestii, bowiem nie do końca chciała widzieć tryskającą krew i swoją dłoń znikającą w zatrzaskującym się dziobie. Długie elfie uszy wypełniały się już nie tylko szumem krwi i głośnym biciem serca, ale także odgłosem niechybnie nadciągającego kłapnięcia.

-No już, już... -wyszeptała drżącym głosikiem, bardziej na pocieszenie samej siebie niż gryfa. Palcami musnęła jego pióra głowy, co było.. ekscytujące i przerażające jednocześnie - Proszę, proszę, nie odgryź mi palców, proszę.. - cicho powtarzała swoją mantrę.

Na razie bestia łaskawie pozwalała się głaskać i drapać, mrucząc z zadowolenia. Pomruk ten bardziej niedźwiedzi niż koci przypominał biednej artystce, że gryf jest kapryśny. A i wszak była sama świadkiem jak ów zwierzak, rozrywał gremliny z wyraźną satysfakcją. Wtedy to kuglarce nie przeszkadzało. Gremliny były złe, a ona siedziała okrakiem na rozrywającej je bestii.
Teraz.. sama czuła się jak niedoszła ofiara. Jak początkująca linoskoczka, przechadzająca się nad przepaścią wypełnioną ogniem. Jeden nieostrożny ruch i nie tylko palce, ale i całą dłoń stracić.

- Może mu zaśpiewaj… może wtedy uśnie.- wypiszczał trwożliwy głosik Trixie kryjącej się za plecami Eshte. Równie odważnej co sama artystka.
-Nie jestem bardką, nie umiem śpiewać. Mój głos prędzej go znowu rozwścieczy, niż słodko utuli do snu - syczała prawie bezgłośnie kuglarka, w obawie przed wydaniem z siebie głośniejszego odgłosu, który mógłby zrujnować gryfowi ten rozkoszny moment. Póki był zadowolony, póki pomrukiwał zamiast ryczeć i wściekle łypać ślepiami, póty ona zachowywała swoje dłonie.

Ale jakoś wcale nie czuła się spokojniejsza. Przecież wystarczył tylko jedna, najdrobniejsza pomyłka z jej strony, aby ten przerośnięty kociaczek pokazał pazury. Było to o wiele gorsze, niż kiedy tylko przed nią siedział i się gapił.
-Sama mu zaśpiewaj - od rozmowy z pupilkiem czarownika, Eshte przeszła do szeptania do swoich własnych pleców. Widać nie za dobrze sobie radziła ze stresem.

W odpowiedzi kuglarka usłyszała popiskiwanie przypominające dźwięki przestraszonej myszy. Gdzieś w tym wszystkim była melodia. Ale nie mogła się przecisnąć przez ściśnięte gardziołka przestraszonej wróżki. Co gorsza… nieco gniewne pomruki gryfa świadczyły o tym, że “piosenka” Trixie chyba nie przypadła mu do gustu.

-Przestań, przestań, przestań! -tym razem już elfka syknęła głośniej, jednak nadal przez zęby zaciśnięte z przerażenia. Ciężko jej było w tym momencie osądzać wróżki talent do śpiewu, kiedy długie uszy wypełniał ten warkot leniwie wzbierający w gardzielach bestii. Był jak odległy grzmot nadciągającej burzy. Podnosił te maleńkie włoski rosnące na karku. A wróżka zamilkła natychmiast, mając pewnie podobne odczucia co bardka.

Podobno panika była matką improwizacji. Było to idealnym wyjaśnieniem dla ruchu wykonanego przez Eshte, którym było podniesienie drugiej ręki do obdarzenia pieszczotą także i drugiego ucha gryfa. Ta instynktowna reakcja okazała się być silniejsza od ogarniającego ją lęku.
-No j-już, już, w... wszystko dobrze -masowała i drapała zwierzę za uszami, a z jej ust uciekał drżący szept, którego słów później zupełnie nie będzie pamiętała. Ale wydawało się, jak gdyby mówiła do.. do dziecka. Jak gdyby uspokajała dziecko, kiedy to ona była w potrzasku - Caaaacy Dziubasek, bardzo cacy, taaak.

Niemniej to działało, gdy się uspokoił. Nawet ziewnął zadowolony. I wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu, aż… nagle potwór Thankryyyystowy, przewrócił się na ziemię z hukiem przed przerażoną bardką i równie przerażoną wróżką, które pewnie by wrzeszczały w niebogłosy, gdyby nie to żaden dźwięk nie chciał przejść im przez zaciśnięte trwogą gardła. Obserwowane przez równie przestraszone sługi i komediantów, dwie nieszczęśniczki ze zdumieniem przyglądały się gryfowi, który niczym wielki kocur… teraz domagał się drapania i czochrania po brzuchu! Do licha! Zwierzak był równie rozpuszczony jak jego pan!

Elfce chwilę zajęło pozbieranie swej szczęki z ziemi. Dobrze, że tylko chwilkę, bo jeszcze bestia zaczęłaby się niecierpliwić i jej rozpuszczenie zmieniłoby się ponownie w krwiożerczą furię.
Z pewnością mało kto miał okazję nie tylko tak długo przetrwać w towarzystwie tego rozkapryszonego gryfa, ale jeszcze móc go drapać za uszami bez utraty żadnej kończyny, jednak Eshte jakoś nie czuła się zaszczycona. W przypadku szczeniaczków, kociaczków, czy innych -czków takie domaganie się pieszczot było nawet rozkoszne. Ale nie w wykonaniu tej kreatury. Nawet wywrócona do góry brzuchem nie traciła swej drapieżności.

-Weź poleć i przyprowadź mi tu czarownika - mruknęła elfka do Trixie, nim w końcu nogi całkiem się pod nią ugięły i kucnęła przy gryfie. Zdecydowanie była świadoma jego pobłyskujących nieopodal szponów, dlatego jak służka, jak istny niewolnik zdany na łaskę gryfa, dłońmi zaczęła energicznie drapać go po odsłoniętym cielsku.
Jakoś udało jej się znaleźć cień nadziei w tej sytuacji. Bo może... mooooże, jeśli zapadnie mu w pamięć jako Mistrzyni Drapania i Pieszczot Wszelakich, to gryf już więcej nie będzie chciał jej zjadać. Może przestanie widzieć w niej smaczne rączki, udka i piersi, a zamiast tego stanie się jej pieszczoszkiem. Jej, nie Ruchacza! A przynajmniej.. dopóki swoim drapaniem będzie trafiała we właściwe miejsca pośród jego piór.

-A jak mnie zobaczy… capnie raz i świat zostanie… pozbawiony wspaniałej Trixie.- wróżka zdecydowanie nie chciała opuszczać kryjówki zza plecami kuglarki uznając, że gryf mógłby ją uznać za latającą zabawkę. - Poczekam aż uśnie i wtedy polecę.- zaproponowała. Problem w tym, że wtedy już nie będzie to konieczne, bo elfka potrafiła całkiem nieźle się skradać. I sama mogła uciec śpiącej bestii.

-A mi się coś wydaje, że mniej go zdenerwujesz odlatując teraz niż jak już zaśnie i go obudzisz -odparła kuglarka zaledwie kącikiem ust, ani na krótki moment nie przestając rozpieszczać tego przerośniętego kocura. Już wiedziała jak to się skończy, czuła to w swoich palcach tonących pośród piór. Jeśli nie straci ich w nagłym kaprysie gryfa, któremu znudzi się to całe drapanie i jednak postanowi ją rozszarpać, to z całą pewnością ręce jej same odpadną. Wprawdzie mogła się pochwalić subtelnie zarysowanymi mięśniami, ale nigdy nie trenowała do bycia profesjonalnym drapaczem bestii. Nie spodziewała się też, aby ktoś miał jej za to zapłacić.

-Po prostu.. bądź dyskretna -westchnęła Eshte cicho. Miała nadzieję, że gryf za bardzo się zatracił w tych pieszczotach i nawet nie zwróci uwagi na przelatującą wróżkę, jak gdyby była zaledwie mało interesującą muszką. Ale mimo to elfka postanowiła jeszcze słodko do niego pomówić -Dobry Dziubasek, doooobry. Jesteś po prostu wielkim pieszczochem, cooo?

Elfce odpowiedziały pomruki potwora, a wróżka pospiesznie odfrunęła jak najdalej od obojga w poszukiwaniu właściciela gryfa. I Esthe została sama… pomijając “potwornego pieszczocha”. I widzów trzymających się z daleka.
Iskanie bestii i mruczenie cicho i słodko do niej stało się więc tym na czym biedna artystka musiała się trudzić. Była niewolnicą bestii, księżniczką uwięzioną przez potwora. I musiała czekać na swojego księcia z bajki uspokajając i usypiając bestyję. Co wkrótce się udało. Potwór przymknął ślepia i wydawał się drzemać. A przed kuglarką pojawił się dylemat. Ryzykować ucieczkę, czy nadal iskać i głaskać gryfa by się nie obudził?

Elfka spędziła zbyt wiele czasu na drapaniu bestii, aby teraz miała to wszystko stracić z winy niezaplanowanej, zbyt gwałtownej ucieczki. W najlepszym wypadku skończyłoby to się kolejnymi godzinami pieszczot, a w najgorszym.. no, już wolała być jego niewolnicą niż obiadem.
Dlatego nadal siedziała przy tym wielkim cielsku, które poruszało się leniwie w zadziwiająco spokojnych oddechach. Jedyne co Eshte zrobiła, to na próbę zaprzestała ruchów swych palców. Potem odnalazła nawet w sobie odrobinę odwagi, na tyle by bardzo powoli unieść dłonie i zawiesić je nieruchomo tuż ponad końcówkami piór gryfa. Jeśli ta zmiana nie zrujnuje jego snu, to kuglarka będzie mogła pokusić się o ucieczkę.

Nie zrujnowała! Nie zauważył. Obrócił się lekko i zamruczał głośniej, ale tylko tyle uczynił. Wydawał się spać, a może tylko prowokował kuglarkę do ucieczki, żeby rzucić się na nią od tyłu i pożreć w brutalny sposób. W końcu potulna ofiara, tu nudny posiłek, prawda?
Czyżby niepotrzebnie odsyłała wróżkę?
Taka myśl zaświtała w główce Eshte, kiedy jeszcze przez kilka długich, bardzo nerwowych chwil siedziała przy wielkim cielsku gryfa. Starała się wtedy jak najciszej oddychać, nawet jak najmniej mrugać, w razie gdyby bestia miała jakiś nienaturalnie wrażliwy słuch. Jeśli nie zdołała jej uśpić swoim drapaniem, to przynajmniej uśpi ją ze znudzenia. Albo siebie samą.
Sztukmistrzyni Meryel była znana światu z wielu cudownych talentów, ale cierpliwość nie była jednym z nich. Można wręcz powiedzieć, że była znana z braku opanowania. I nawet w tak mrożącej krew w żyłach sytuacji jej myśli w pewnym momencie powiedziały głośne - „Dość!”.

Nie zerwała się jednak na równe nogi. Nie była aż tak żywiołowa i głupia. Cały czas czuła na karku śmierdzący oddech dziobatej śmierci, zatem baaaaaaardzo powoli zaczęła się rozplątywać ze swojego przysiadu. Cała zdążyła już zdrętwieć, więc to tym bardziej ją spowalniało. Tempem przypominało to wychodzącego ze swojego kokonu motyla, który jeszcze niezbyt wie do czego służą te nagle wyrośnięte nóżki i skrzydła. Eshte była równie delikatna, każdy ruch starała się wykonywać cichutko, a kilka razy też zamierała, kiedy spiczastymi uszami rozpoznawała zmianę w oddechu gryfa. Taki drobiazg mógł stanowić o jej życiu, lub zostaniu błyskawicznie rozszarpaną przez ostre szpony. Bogowie już wystarczająco jej nie lubili, nie miała zamiaru sprawdzać swojego szczęścia.
Potem na paluszkach zaczęła się nieśpiesznie oddalać od pierzastej bestii. Powolutku, krok za kroczkiem, ani na chwilę nie spuszczając jej z oczu.

Udało się! Udało!
Krok za kroczkiem oddalała się od przeklętej bestii thanekryystowej i w końcu, gdy już była wystarczająco daleko porzuciła ostrożność i zaufała szybkości swoich nóg. Byle dalej od tego potwora.




* * *




Chłopki miały zdobyczne materiały, igły z nićmi oraz całą rodzinę do ubrania. Mieszczki kupowały stroje u kupców noszących błyszczące sygnety na grubych palcach. A arystokratki, te malowane laleczki i naburmuszone paniunie, miały na usługach całe zastępy krawców, którzy szyli im nie tylko suknie i gorsety, ale także delikatniusią bieliznę z koronkami. A Eshte? Eshte miała Starą Lotte.
Na pierwszy rzut oka trzymała się ona całkiem nieźle - zawsze wymalowana i błyszcząca, jak gdyby cały czas była gotowa ruszyć na podbój szlachciurskich salonów. Tyle, że ta fasada ukrywała wnętrze nadszarpnięte zębem czasu. Kruche i zniszczone.

Co? Ah.. nie, Stara Lotte nie była żadną pomarszczoną ciotunią szyjącą stroje dla elfki. Była niczym innym jak.. maszyną do szycia. Z pewnością bardziej antyczną od wszystkich ciotuniek i babuniek nadal nieśpiesznie dreptających po świecie.




Spotkanie z pieszczoszkiem czarownika skutecznie zniechęciło elfkę do dalszego zwiedzania obozowiska rozłożonego przez orszak. Już wystarczająco dużo czasu straciła na drapaniu i usypianiu gryfa, a przecież była POWAŻNĄ artystką, musiała się przygotować do wieczornego występu! A właściwie, to musiała wróżkę odpowiednio przystroić.
Dlatego po powrocie do wozu, dojściu do siebie po otarciu się o śmierć i powyklinaniu Ruchacza, Eshte zaszyła się w swym twórczym kąciku, gdzie stał niepozorny stoliczek ze skrzynią częściowo zastawiającą blat. Wystarczyło jednak włożyć trochę siły, aby ukazać kryjącą się pod spodem maszynę do szycia - no istny skarb! Ta, kuźwa, normalnie interes stulecia.

Stara Lotte była nieobliczalna. Odzywała się nieprzyjemnym dla ucha warkotem, zdarzało jej się krztusić i całkiem przycinać, czym tylko wystawiała na próbę resztki cierpliwości elfki. Nieraz już musiała się dać we znaki, bo co poniektóre smukłe palce uzbrojone były w naparstki, a inne zostały poowijane ciasno bandażami. Z pewnością skrywały wojenne blizny po wielu dniach i wieczorach spędzonych na szyciu ubrań.
Pootwierane okna wozu wpuszczały do środka światło promieni słonecznych, a wypuszczały.. cóż, pomyje złorzeczącej kuglarki słyszalne po zbliżeniu się do jej domu. Zdarzało się, że bardziej nabierały na sile, kiedy groźnie rozpędzona igła zbaczała ze swej ścieżki i wbijała się boleśnie w palec.

Niejedna artystka po prostu zrezygnowałaby z takiego szycia i postawiłaby na skąpe fatałaszki. Ale nie Eshte. Ona poważnie podchodziła do swojej sztuki, co widać było w jej pochylonej sylwetce, w materiałach rozciągających się naokoło jej stanowiska i twarzy wykrzywiającej się w upartym skupieniu. Szczególnie też było słuchać w niestrudzonym naciskaniu stopą mechanizmu, który wprowadzał machinę w ruch. A przecież mogłaby owinąć się zwiewną szmatką i świecić półnagim ciałem przed publiką.
Mogłaby. Ale nie chciała.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-12-2018, 05:03   #99
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wróżce ani warkot, ani przekleństwa kuglarki nie przeszkadzały. Cały czas podlatywała to tu to tam obserwując z fascynacją skarb elfki, w częstych próbach przyszycia palców właścicielki do materiału.
Po spotkaniu z gryfem czarownika, Trixie nauczyła się ostrożności… przynajmniej do końca dnia. I trzymała się w bezpiecznej odległości od Starej Lotty, zwłaszcza widząc grymasy bólu na twarzy elfki, gdy igła znów zdołała wbić się w któryś z palców.

- Skarbeńku… wróciłem do domu. Gdzie jest mój obiadek?- słowa te padły z męskiego gardła, zaraz po otworzeniu drzwi jej wozu. Thaaaneekryyyst wszedł do wozu i spojrzał na pracującą elfkę.
-A więc tym się zajmujesz w chwilach wolnych? Nie łatwiej kupić nowe stroje u krawca? - zapytał naiwnie.

Pośród warkotu wydawanego przez Starą Lotte zdecydowanie dało się wyróżnić prychnięcie doświadczonego kpiarza - No tak. Zapomniałam, że ja to teraz jestem szlachciurską żoną, więc mogę wydawać fortunę na sukieneczki od zadufanych w sobie krawców.
Każde z nich pochodziło z innego świata, co Eshte z przyjemnością podkreślała przy każdej okazji. On nie musiał pracować, służba wszystko podsuwała mu pod nos i byle swoim nazwiskiem płacił za każdy swój kaprys. A ona nieeee, ona była pracowita i pomysłowa. Musiała sobie sama radzić, aby przetrwać każdy dzień.

Teraz nawet na moment nie podniosła spojrzenia na Thaaneeekryyysta. Nie to, żeby była jakaś obrażona (chociaż trochę była ), ale po prostu starała się nie spuszczać wzroku z szalonej igły wbijającej się w materiał -Zresztą, oni to tylko gorsety i krynoliny potrafią szyć. A stroje na występy muszą być wyjątkowe. Muszą mieć mój charakter.

Najwyraźniej charakter kuglarki był niezwykle barwny i krzykliwy, na co wskazywały przedmioty leżące na wyciągnięcie jej ręki. Materiały kolorowe jak papugi, tęczowe kokardy i tasiemki, dzwoneczki, pióra, przeróżne świecidełka. Wszystko, czego tylko mogłaby chcieć artystka!

- Ale przecież masz dużo strojów. Wszystkie kolorowe…- stwierdził Tancrist będący typowym mężczyzną. Nie rozumiejącym kobiecej natury.-... krzykliwe nawet. W żadnym z nich widownia tutejsza cię nie widziała. Po co szyć nowe?
Splótł ramiona razem.- Po prostu załóż na siebie, któryś z już gotowych kostiumów. No chyba że…
Nachylił się ku niej i przyglądając badawczo figurze elfki -Chyba że przytyłaś i w żaden się nie mieścisz, co? Ale wtedy to raczej dieta byłaby lepsza. Bez tych ciasteczek, którymi się tak namiętnie opychałaś w zamku.

Warkot.. zmienił się. Stara Lotte nagle zaczęła charczeć i krztusić się, niczym kocisko próbujące zwrócić na podłogę wyjątkowo dużą kulkę własnej sierści. I z nią było podobnie, bowiem przez rozkojarzenie spowodowane głupotami wypowiadanymi przez czarownika, elfka straciła panowanie nad soczyście zielonym materiałem. Maszyna wciągnęła kawałek, a potem się przycięła i ani odrobinę nie reagowała na pomstowania Eshte. Chyba.. chyba nawet strużka dymu uniosła się w powietrze. Albo to kuglarka zaczynała płonąć ze złości.

-To.. będzie.. -syczała, bardziej skupiając się teraz na uratowaniu przyszłej kreacji niż na rozmowie z Thaaneekryyystem. Tu pociągnęła, tam uderzyła, a pomiędzy dorzuciła jeszcze kilka przekleństw. Widać nie pierwszy raz Lotte postanowiła zeżreć materiał -.. strój dla.. Trixie!
Spode łba i spomiędzy wzburzonych kosmyków zerknęła na mężczyznę, który był winien całej tej sytuacji. Jak zawsze, a przecież znali się od niedawna - Czego chcesz? Cały dzień przymilasz się do szlachciurek, a teraz nagle tu przyłazisz?

-A czego mógłbym chcieć od mojej kochanej żonki? Obiadku, miłych słów, buziaka w policzek może?
- zaczął żartobliwie Tancrist splatając ramiona i patrząc na działania kuglarki. - Oczywiście że muszę się przymilać do szlachetnie urodzonych. Powinienem wiedzieć co w trawie piszczy… a przyszedłem zająć się twoim tatuażem. Po to tu przecież jestem. By ci pomóc.

- Jakie to romantyczne.
- zaszczebiotała wróżka, nie mając pojęcia o co właściwie chodzi między dwojgiem “małżonków”.
-O tak.. baaardzo romantycznie - to było zadziwiające, ale Eshte zgodziła się ze słowami rozmarzonej wróżki. Czyżby jej uczucia wobec Ruchacza zaczęły się trochę.. ocieplać? Uh, niekoniecznie. Tę rozkoszną wizję psuła sarkastyczna nuta w jej głosie, a także krzywy grymas niewiele mający wspólnego z prowadzoną na boku walką ze Starą Lotte.

-Aż nie mogę się zdecydować, który fragment jest bardziej romantyczny. Ten, w którym czarownik całkiem o niej zapomina, aby uganiać się za szlachciurskimi spódnicami? Czy ten, w którym ona prawie zostaje rozszarpana przez jego rozszalałego pieszczoszka? - tak właściwie to ten grymas był przesadnie słodziutkim uśmiechem, który elfka utrzymywała na wargach pomimo szarpania się z maszyną. W pewnym momencie jeszcze trochę pociągnęła za materiał, aż po prostu trzasnęła ją ręką po malowanym grzbiecie.
Pomogło. Stara Lotte przestała się krztusić i wypluła z siebie pozostałości kawałka materiału, który zdołała dokładnie przeżuć. A zwycięska Eshte wyprostowała się na krześle, po czym dmuchnięciem odgoniła z twarzy kosmyki włosów. Błysnęła ząbkami do swojego towarzystwa - Wprost czuję się jak damulka z tych mdłych powieści bardów.

- Razorbeak nie je ludzi, ani elfów… szczególnie nie je elfek. Kościste to takie i biust ma mizerny.
- odparł żartobliwie czarownik uśmiechając się ironicznie. Podszedł do elfki i pogłaskał ją po czuprynie.
- I doprawdy wzrusza mnie to, że jesteś tak spragniona mojej obecności. Obiecuję kochana żonko, że jutro cały dzień spędzę z tobą, szepcząc ci do uszka słodkie słówka -po czym dodał poważnym tonem, nadal burząc “artystyczny nieład” elfich włosów swoją dłonią - Razorbeak nie zabija i nie atakuje, o ile nie zostanie zaatakowany lub nie poczuje rzucanego na niego czaru. Natomiast lubi straszyć ludzi i nieludzi swoją potężną postacią. I lubi pieszczoty… więc zastraszył cię, byś go głaskała. Nie pierwszy raz wycina mi taki numer. Ale możesz poczuć się dumna. Polubił cię.

Już Eshte otwierała usteczka, aby sprzeciwić się takiemu traktowaniu przez mężczyznę.
Już palce otulone bandażami i chronione naparstkami zaciskała w piąstkę, aby mocnym uderzeniem wybić mu z łba słodkie słówka i myślenie o jej biuście.
Ale powstrzymała się.

-Polubił? -powtórzyła, a błysk w jej oczach świadczył o poruszającej się w jej głowie machinie pomysłów, planów i.. kombinacji. Pod wpływem zaledwie tego jednego słówka wprawiły się w ruch, niczym te wszystkie skomplikowane zębatki zgrzytającego wewnątrz Starej Lotte.
A zatem zamiast uderzenia i spływającej z jej usteczek fali wyzwisk, elfka zareagowała jedynie szerokim uśmieszkiem. Nie takim skierowanym do czarownika, ale prędzej do swych własnych myśli stojących w ogniu jej geniuszu -To może jak go znowu odpowiednio dobrze podrapię, to uda mi się go wykorzystać do występu, co?

- Z moją pomocą… rzeczywiście mogłabyś. Tylko nie wolno ci używać magii na nim i wokół niego. Tylko ja mogę to robić
.- Ruchacz nadal głaskał elfkę, po włosach.. czasem muskał kciukiem jej szpiczaste uszko wywołując niemal koci pomruk z ust kuglarki. Bo to przyjemne było i jej reakcja na to, była niemal instynktowna.
-No i trzeba go nakłonić do tego co ma zrobić. Czeka cię masowanie jego brzuszka. Bo to duży pieszczoch jest. - dumał czarownik, a Eshte przypominała sobie z jakim entuzjazmem ów “pieszczoch” rozrywał gremliny na kawałki.

Wraz z przemijającymi minutami kuglarka stawała się coraz bardziej świadoma tego dotyku burzącego grzywę jej włosów i mającego czelność dotykać wrażliwych uszu. Na to pierwsze jeszcze jakoś przymykała ślepka, chociaż niezbyt jej się podobało bycie traktowaną jak mała dziewczynka. Tyle się w życiu napracowała, że należał jej się szacunek! Szczególnie od tego paniczyka o mięciutkich i zadbanych dłoniach.
Zaś to drugie, ta niby przypadkowa pieszczota, przyprawiała ją o dreszcze. Te skupiały się początkowo na karku biednej elfki, gdzie unosiły te malutkie włoski porastające delikatną skórę, a potem silnymi falami spływały plecami wzdłuż kręgosłupa. Okropne uczucie, szczególnie kiedy powodowane palcami Ruchacza. I Eshte nie miała zamiaru się na nie godzić!

Uniosła więc rękę ponad głowę i zaczęła machać nimi wściekle, jak gdyby próbowała odgonić od siebie natarczywą muchę. W tym przypadku mucha była wyjątkowo wielka i miała tylko trochę mniej oczu, ale nadal ją drażniła.
-Weź się odwal, co?! To nie ja jestem Twoim pierzastym pieszczoszkiem! - ryknęła, jakoś niezbyt się przejmując ewentualnym przywaleniem w mężczyznę. Zresztą, należałoby mu się.

- Oczywiście że nie… jesteś moją kochaną żonką, której należy się o wiele więcej… pieszczot.- odparł irytujący elfkę czarownik, chociaż odgonić się dał. Usiadł na jej łóżku dalej drocząc się z nią.- Zresztą mój gryf nie mruczy jak kotka pod wpływem mojego dotyku i nie rumieni się tak uroczo jak ty.
Po chwili jednak zmienił temat. - Co moje kochanie planuje, gdy już dotrzemy do posiadłości hrabiego? Interesuje ci dworska kariera? Występy na ucztach nobili i wygodny pokój? No i… ile zajmie ci to szycie? Czas by twój kochany małżonek zajął się twoim malunkiem na szyi.

-No, a jak dużo jeszcze mamy czasu do wyruszenia? Bo póki tutaj stoimy, to ja dalej szyję. Przecież nie będę tego robić prowadząc wóz, co?
-skwitowała kąśliwie Eshte, bo i przecież bardzo dobrze wiedziała co było dla niej najważniejsze. Według tego myślenia szycie stroju dla Trixie, aby cudownie prezentowała siebie i samą kuglarkę oraz nie pokazywała cycków wszystkim szlachciurkom, było o wiele ważniejsze od bycia macaną przez czarownika.

Odwróciła się z powrotem do Starej Lotte, aby doświadczonym spojrzeniem ocenić wyrządzone przez nią straty. Na szczęście nie było to nic, czego nie mogła naprawić odrobiną artystycznej wolności. Dlatego sięgnęła po leżące nieopodal nożyce, wielkie i trochę przerażające, po czym zaczęła nimi ciąć postrzępiony materiał.
-A hrabia to zamierza urządzać jakieś duże przyjęcia u siebie? Bo jeśli nie, to raczej sobie ruszę dalej, to następnego miasta. Niezbyt też mam ochotę być w domku Paniuni. Pewne znowu spróbowałaby na mnie tego pierdzenia ognistymi kulkami -pociągnęła nosem, dodając z powagą bardzo zapracowanej osoby -Nie mam czasu na taką dziecinadę.

-Nie wyruszymy już dzisiaj. Tylko jutro z rana. A i zwlekać z tatuażem też nie powinniśmy. Jestem pewien że Pierworodny nie może się doczekać ponownego spotkania z tobą.
- stwierdził dość ponurym tonem czarownik. Potem dodał łobuzersko - Poza tym. Im szybciej usuniemy ten tatuaż tym szybciej zniknę z twojego życia. No chyba, że… tęskniłaś dziś za mną i zamierzasz mnie jak najdłużej trzymać przy sobie?

Najpierw wielkie nożyce z nieprzyjemnym zgrzytnięciem dotknęły blatu stolika. Za nimi posypały się podzwaniające naparstki, a w międzyczasie jeszcze cichutko zaszeleścił zielonkawy materiał. Zaskrzypiało gwałtownie odsunięte krzesło, a elfka, dotąd tak straszliwie zapracowana, wstała na równe nogi.

-No, to na co jeszcze czekamy? Miejmy to już za sobą! -zarządziła, bo przecież nie mogła się oprzeć tak łatwemu pozbyciu się Thaaneeekryyysta ze swojego domku na kołach. Czymże była chwila macania po szyi, w porównaniu do reszty życia wolnego od jego irytującego głosu?!

-Usiądź tu i… odsłoń szyję.- zadecydował czarownik sam zsuwając się z łóżka i sięgając do swoich pakunków, którymi wypełnił chyba z pół jej wozu! Zaś Trixie usiadła w pobliżu Starej Lotty i była cicha niczym trusia z podekscytowaniem czekając na pokaz czarów w wykonaniu Tancrista.

Eshte zbliżyła się i przysiadła na brzegu wysokiego łóżka, jednak nie przestawała się przyglądać Ruchaczowi. Jej oczy przesłoniły chmury podejrzliwości, zawsze obecnej kiedy dochodziło do sztuczek czarownika. W końcu nie były takie ładne i niewinne jak jej własne.
-A co Ty właściwie chcesz zrobić? Bo ja to niezbyt mam ochotę być dźgana jakimiś Twoimi ustrojstwami - burknęła drapiąc się małym palcem w spiczastym uchu. Nogami zaś sobie beztrosko kołysała w powietrzu.

-Będę cię pieścił pędzelkiem. Jak ostatnio. Może, a raczej powinno, zapiec na końcu. Ale już nie tak mocno.- wyjaśnił troskliwie Ruchacz wyjmując z sakw swój zestaw malarski i jakieś kolorowe proszki.

-Wiesz - zaczęła ta długoucha znawczyni tematów wszelakich, dla której odpowiedź Ruchacza okazała się być niewystarczająca. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy odznaczał się on ignorancją i Niezwykle Utalentowana Sztukmistrzyni Meryel musiała mu zdradzać tajniki magiczne. Ah.. czasem odnosiła wrażenie, że to ona tutaj jest Panią Profesor nauczającą przygłupiego ucznia -Zwykle magowie machają różdżkami albo laskami z gałkami na koniuszkach, a nie pędzelkami. Jesteś jakimś niespełnionym malarzem?
Łokciami wsparła się o łóżko, dzięki czemu z nonszalancją mogła przyjąć pozę słodkiego, półleżącego rozleniwienia. Jednak cały czas przyglądała się bacznie czarownikowi, czy aby nie chwyta się innego ustrojstwa -A może jeszcze nie zasłużyłeś na swoją lśniącą gałkę, co?

-Kuglarze jak ty machają różdżkami, łażą w szatach długich poobszywanych gwiazdami i dużych kapeluszach. Pozują na wielkich magów, bo tak pospólstwo wyobraża sobie czarowników. Ty używasz magii bez różdżki przecież… więc wiesz, że niepotrzebna.
- mruczał czarownik łaskocząc skórę delikatnymi muśnięciami pędzelka. - Mógłbym machnąć dłońmi i skupiwszy moc z bransolet usunąć z ciebie ten tatuaż, ale… byłoby to niebezpieczne. Mógłbym przy okazji oderwać ci głowę, a tego bym nie chciał. Jesteś wyjątkowym klejnotem Eshtelëo. Trzeba cię chronić przed zagrożeniami.

Robiło się tak jakoś gorąco. Nie na szyi, ale na całym ciele, a zwłaszcza w podbrzuszu. Znów wrócił ten przyjemny dreszczyk wywoływany bliską obecnością Thaanekryysta.
Zrobiło się tak… romantycznie i przyjemnie. Bliskość Ruchacza zaczęła kusić ku wspomnieniom i myślom niewłaściwym dla kuglarki. Ku jej palcom wędrującym po jego tatuażach, ku jego ustom muskając czubki jej szpiczastych uszu.

-Różdżki zresztą są ulubionym przedmiotem zabaw, pseudo-magów. Takich którzy nie posiadają własnego potencjału albo mają mały, natomiast mają wiedzę i talent do jego używania. Zwykle zgromadzona jest w nich moc pozyskana od innych zdolnych do jej kumulowania osobników.- mruczał cicho mag pieszcząc jej szyję swoimi “czarami”. Zarówno hipnotyzujący cichy głos Tancrista, jak cała ta sytuacja, nabierała przyspieszającej bicie serca “intymności”.

Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego. Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego” - niczym jedną z tych mantr powtarzanych hipnotycznie przez mnichów, tak samo Eshte w myślach powtarzała sobie te słowa, kiedy przyjemność rozlewała się po jej ciele niczym.. niczym.. niczym cudownie gorąca czekolada. Właściwie, to od bliskości mężczyzny elfkeczka czuła się taka jakaś lepka. Jak gdyby w każdej chwili mogła się do niego przykleić i już nie puścić.

Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego. Chwila tortur, reszta życia bez Pierworodnego” - niechciany rumieniec wpełzł na jej policzki oraz rozpłynął się po niewielkim dekolcie. Ząbkami skubnęła dolną wargę.

-Noo.. a.. a.. laski i.. gałki? -zapytała w rozkojarzeniu, starając się pochwycić myślami jakiegoś brzegu, co by całkiem nie zatonąć w tym rozkosznym uczuciu. Tylko.. czy gałka maga rzeczywiście była tutaj właściwym wyborem?

- Laska z gałką na czubku… to coś co widać u maga, gdy jest goły. Taki żarcik z męskiego przyrodzenia.- wyjaśnił uprzejmie czarownik skupiony na swoich malunkach na jej szyi. Nieświadomy faktu, że elfkce przed oczami stanął niemalże ten męski atrybut. A konkretnie atrybut Ruchacza, któremu to przyjrzała się dokładnie, gdy Pani Ognia pozbawiała go spodni, by odsłonić ten kawałek ciała kochanka. Wspomnienie tego widoku… normalnie powinno wzbudzić dreszcz obrzydzenia. Ale teraz sprawiło, że kuglarce zrobiło się tak bardzo... ciepło i niewygodnie w obecnym stroju. Zrobiło się tak bardzo “erotycznie”. Ale przecież nic nie robili! Byli nadal w ubraniu! Nie działo się nic nieprzyzwoitego, więc...czemu?!

Może to przez pyłek? Nie. Trixie siedziała nieruchomo zaciekawiona magią Ruchacza.
Może to Pani Ognia chciała z niej wyjść? Nie. Nie czuła żadnego wypływania tej zołzy na powierzchnię jej świadomości.
No… bo przecież to nie mogło być tak, że Cudowna Eshtelea Tańcząca z Ogniem lubiła dotyk i bliskość tego zarozumiałego arystokraty? Że chciała poczuć jego pocałunki na swej skórze. Że czuła do niego jakąś słabość? Że zauroczyła się nim?
Nie… to niemożliwe. To absurd. Absurd!

A jednak było zdecydowanie zbyt intymnie jak na gust Esthe. I nieco przerażał ją fakt, że nie bardzo chciało się jej ruszyć z tej pozycji.. Jakoś te muśnięcia pędzelka usypiały jej mięśnie, pozbawiając ciało wszelkiej ochoty do ruchu.

Pewno Trixie obsypała te pędzle swoim pyłkiem, kiedy przeszukiwała rzeczy Thaaneeekryyysta zagracające wóz. Albo on sam rzucił na elfkę jakiś urok pod pretekstem pooglądania sobie jej tatuażu. Oh, w innych okolicznościach Eshte byłaby wściekła, gryzłaby go i wyklinała, a na koniec wykopała ze swojego domku na kołach. Jednak teraz była.. zadowolona. Jak kotka odpowiednio drapana po brzuszku. Zaraz, czyżby w takim razie stała się pieszczoszkiem Ruchacza?

Była podniecona i rozleniwiona jednocześnie. Niepokoiły ją przewalające się przez jej ciało silne uczucia wobec czarownika, ale jednocześnie nie chciała, by kiedykolwiek przestał ją muskać swoimi pędzelkami.
Chwila tortur..” - gdzieś tam w myślach jeszcze rozbrzmiewało echo mantry, ale z każdą przemijającą chwilą stawało się coraz cichsze, tak samo jak powieki kuglarki coraz cięższe. W końcu całkiem się poddała i z szerokim ziewnięciem przymknęła oczy. Może i Pani Ognia próbowała znów zamanifestować swą obecność, ale nie była jedyną siłą przewalającą się przez to gibkie ciałko. I ta druga wygrała.

Otumaniona głosem czarownika oraz łagodnymi muśnięciami pędzli na swej szyi Sztukmistrzyni Meryel najpierw zakołysała się lekko, po czym ręce podtrzymujące ją w półsiedzącej pozycji nagle odmówiły posłuszeństwa. Runęła bezwładnie na łóżko.

- Nie za wygodnie ci?- posłyszała szept czarownika, żartobliwy i ciepły. Nie miała siły odpowiedzieć. Było jej tak przyjemnie, tak rozkosznie. Pieszczota pędzelka przyspieszała nieco oddech, bo nawet mając zamknięte oczy wiedziała kto ją dotyka. I pod powiekami elfki pojawiły się ni to wizje, ni to wspomnienia innych okazji, kiedy to nagi Ruchacz ją dotykał. I jak przyjemne one były. Śniła je na jawie…
-Kiedy jesteś cichutko… wyglądasz tak pięknie i zjawiskowo… Eshte. - szeptał cicho czarownik, nieświadomy że kuglarka wcale nie zasnęła. I słyszy jego słowa.

Wargi kuglarki rozchyliły się w nieco bezkształtnym uśmiechu, ale niewątpliwie jego przyczyną były słodkie słówka spływające z ust mężczyzny i wpadające prosto w spiczaste uszka. Tyle, że to chyba niezbyt były wargi Eshte.. a przynajmniej nie czuła, aby do niej należały. Tak właściwie, to całe jej ciało było.. nie takie. Nie jej. Ociężałe, drżące pod dotykiem Ruchacza i niechętne do ucieczki lub wykonania jakiegokolwiek ruchu. I było to.. przyjemne. Prawie się rozpływa od tej dziwacznej rozkoszy, mogłaby tak leżeć przez resztę życia. Ale - nowa, niepokojąca myśl wtargnęła do jej rozgrzanej główki - czy nie czuła się podobnie, kiedy słyszała anielski głos Pierworodnego? Czy Thaaneeekryyyst próbował wykorzystać tę jej słabość i omotać ją swoimi zaklęciami?

Nagłe ukłucie… jakby kilka igiełek wbijało się w szyję i czarownik nagle odsunął się od elfki. Po czym wstał pytając -Zabolało?

Ból zadziałał na elfkę trzeźwiąco. Był dokładnie tym czego potrzebowała, aby wyrwać się z tego upojonego transu i męskich twardości unoszących się przed oczami jej wyobraźni. No, nie pogardziłaby też kubłem z lodowatą wodą do ochłodzenia zapałów jej ciała i myśli. Miałaby też mało kłopotliwe wytłumaczenie dla rumieńców.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-12-2018, 05:36   #100
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Otworzyła oczy, a następnie równie gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej, aż zakręciło jej się w głowie. Ale nie było to ważne, skoro mogła już w pełni ruszać swoim ciałem. I tylko wspomnienie tych macanek oraz chutliwych myśli przyprawiało ją o mdłości..

-Tak, zabolało! -warknęła Eshte, za swoim oburzeniem próbując ukryć te wszystkie inne uczucia, które jeszcze przed momentem całkiem nią dominowały. Przecież ich nie chciała! Musiała być wina tego zboczucha w szkiełkach, nie istniało inne wyjaśnienie.
Nieco niepewnie podniosła rękę, aby palcami ostrożnie dotknąć tatuażu na swej szyi. Zerknęła przy tym podejrzliwie na Thaaneeekryyysta -Co mi zrobiłeś?

-Osłabiłem moc tatuażu. Skoro zabolało, to znaczy że mi się udało. Jeszcze z dwa trzy takie rytuały i usunę całkowicie jego moc.
- wyjaśnił uprzejmie czarownik, udając wcielenie niewinności. Jeszcze dwa.. trzy razy… będzie ją… tak… robił, to co robił? Z jednej strony elfka odczuwała radość, z drugiej zakłopotanie i gniew wywołane tą radością. Z trzeciej… nadal czuła ten dziwny głód, tą ekscytację w którą wprawiła ją ta sytuacja. Ta bynajmniej nie zniknęła magicznie wraz z czarowaniem Czarusia.


„T-trzy? Ale czy to nie za mało?
W końcu Pierworodny jest dość potężny, na pewno jego tatuaż nie jest tak łatwy do przełamania.
I może w takim razie Ruchacz powinien poddać ją kolejnemu rytuałowi? No.. jeszcze dzisiaj, najlepiej teraz. Nie ma przecież co czekać, aż pięknooki elf znowu ją odnajdzie. Haaa haaaa...


Nie, Eshte niczego takiego nie powiedziała, chociaż słowa mocno cisnęły jej się na usta. Słowa zwinnie mające skusić mężczyznę do dalszego muskania pędzelkami jej ciała. Może tym razem nie tylko po szyi..
Jednak nie była Panią Ognia, która zamiast bawić się w jakieś gierki po prostu rzuciłaby się na niego i w jednej chwili spopieliła z ich dwojga te przeszkadzające ubrania. Nie była też ( chyba ) pod działaniem pyłku, co to zmieniał ją w głupiutkie i chichoczące dziewczę zakochane w Czarusiu. Była więc bardziej sobą, chociaż przedziwnie wygłodniałą bliskości jego ciała. Nie potrafiła być na zawołanie ani rozpustnicą, ani tak wielką idiotką. Potrafiła za to improwizować.

Dotąd tylko palcami dotykała miejsca z tatuażem, lecz nagle przykryła go mocno całą dłonią. Przechyliła głowę, a jej twarzyczkę przeszył grymas bólu. Nie jakiś ładny i niewieści, ale brzydki, wskazujący na niemałe cierpienie elfki.
-A kiedy przestaaaanie boleć? -jęknęła w cierpieniu.

- Jak to… przestanie boleć? Nie powinno już boleć wcale.- zaniepokoił się czarownik wpatrując się z troską w oblicze kuglarki. Jakby mu na niej naprawdę zależało. Jakby była ważna dla niego.
-Pokaż.. zobaczę… co da się zrobić.- westchnął cicho.

Być może nie powinna była sobie tak igrać z czarownikiem. Być może to było parszywe posunięcie. Ale też w tym momencie nie była do końca sobą i właściwie... to on sam ściągnął na siebie zainteresowanie jakiejś bardzo, bardzo ciemnej strony Eshte. Musiał teraz wypić całe to nawarzone przez siebie piwo, co nie?
Jeszcze sobie syknęła z bólu, co było całkiem przekonującym odgłosem. Potem dłoń odsunęła od tatuażu i palcami przeczesała grzywę swych włosów, by odgarnąć niesforne kosmyki opadające na kark i szyję.

Tym razem nie pędzelek poczuła. Ale palce czarownika wodzące po jej szyi. Jego ciepły oddech owiewający skórę. Dotyk wywoływał przyjemne dreszcze rozchodzące się przyjemnie po ciele kuglarki. Dotyk wprawiające jej ciało w lekkie drżenie. Elfka, choć miała doświadczenie z męskimi awansami, to te nigdy nie były dla niej przyjemne. Aż do teraz.
Czuła zapach jego pachnideł, co zawsze kojarzyło się jej z bezpieczeństwem, ochroną i opieką. A żar w lędźwiach i ogień w sercu, zamiast gasnąć narastały.

-Ty drżysz… czy wszystko w porządku? - zapytał troskliwie czarownik. Było wszystko w porządku, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Wszak pamiętała jak przyjemny był dotyk jego ust na swej skórze… nawet jeśli nie lubiła się przyznawać do tego faktu.

-N-nooo... -nie było łatwo elfce się skupić ani na jego słowach, ani tym bardziej na układaniu własnych w logiczną całość. Najchętniej to swe wargi i język wykorzystałaby do.. do czegoś zdecydowanie innego niż mówienie. Ząbki też mogłaby wykorzystać.

Miała w życiu trochę doświadczenia z różnymi specyfikami odurzającymi, więc teraz swój stan mogła łatwo przyrównać do jakiegoś słodkiego upojenia. Tylko czym? Thaaneekryyystem? Jego pachnidłami, głosem, bliskością, dotykiem? Tą troską, do której nie była przyzwyczajona? Pod ciężarem tego wrażenia znów opuściła powieki i zakołysała się leniwie, pewnie znów będąc blisko runięcia na łóżko.
-Trochę jakby.. kręci mi się w głowie od tych Twoich gałek.. -zarechotała trochę zbyt głośno, trochę zbyt mocno rozbawiona swoją pomyłką, jak żłop cieszący się głupio na widok myszek -Znaczy.. pędzli..

-Aaachaa… pędzli…
- jakaś podejrzliwość pojawiła się w głosie czarownika. Mogłaby by ona zaniepokoić rozleniwioną kuglarkę. Ale nie zdążyła poczuć niepokoju, bo poczuła usta czarownika na swojej szyi i muśnięcia języka na jej skórze. Powolne i leniwie. Rozkoszując doznaniami Eshte uśmiechnęła się i pewnie to zachęciło Czarusia, do niecnego rozpięcia kilku guzików jej koszuli i wślizgnięcia się palcami pod nią. Niemniej trudno było bardce zebrać się na protesty, gdy poczuła muśnięcia palców na swych obojczykach. Pieszczota owa wzbierała bowiem w piersiach elfki w postaci przyspieszonych oddechów. To było tak cudownie ekscytujące być wielbioną przez mężczyznę (odpowiedniego mężczyznę). Była wszak artystką a te powinny mieć wielbicieli.
Całowana po szyi i podbródku, masowana po powiększonym dekolcie swej koszuli Meryel odkrywała czemu Pani Ognia tak lubiła Czarusia na kolanach przed sobą.

Być może to ta wąchająca pyłek wróżek Słodka Idiotka poprowadziła ręce w stronę torsu mężczyzny, aby wczepić się nimi kurczowo w fałdy cennego materiału.
I nie było wątpliwości, że sprawką Pani Ognia musiało być małe subtelne otwarcie się nóg kuglarki, dotąd tak beztrosko sobie dyndających w powietrzu. Przyciągnęła go nimi do siebie, aż swymi lędźwiami prawie scalił się z jej własnymi biodrami skrytymi jeszcze pod mocno przylegającymi do niej spodniami. A tym mocniej, zdawało się, im gorętsza stawała się atmosfera.

Prawdziwa Eshte, ta gorącokrwista i nieprzebierająca w środkach, na tę przesadną bliskość zareagowałaby w naturalny dla siebie sposób - gryząc, wyzywając łajdaka i kopniakami wyrzucając go z wozu. Ale teraz to zderzenie się ze sobą dwóch ciał tylko wyrwało z jej piersi głośne westchnienie. I dziwiła się jedynie, że nie przyjęło ono postaci zionięcia ognia pod wpływem tych płomieni szalejących w jej wnętrzu.

Na pewno obudziło ogień w jej Czarusiu. Czarownik bowiem śmiało rozpiąwszy jej koszulę i drobny gorsecik opinający jej piersi, zaczął wielbić pocałunkami i pieszczotami jej zgrabne półkule. Zupełnie jakby i on sam uległ urokowi pyłku Trixie. Nie! Nie potrzebował magii wróżki. Wszak Eshte była zjawiskowa i wyjątkowa. Uległ JEJ urokowi.

Elfka czuła ich biodra ocierające się w dziwnie ekscytującym ruchu… tym bardziej, że jej ciasne spodnie, jak i ciasne pod workowatą szatą spodnie czarownika, pozwalały jej wyczuć wyraźnie ową rosnącą i twardą admirację Thaanekryysta. A to że ich ubrania stanowiły barierę między ich ciałami dorzuciło jedynie odrobinę frustracji do sytuacji. Nagość była wszak wielce pożądanym stanem w tej chwili.

Pod wpływem tych pieszczot kuglarka wypuściła z uścisku fałdy sukieneczki czarownika, aby dłonią sięgnąć za siebie. Jej palce zacisnęły się na kocu, który sama kiedyś uszyła z wielobarwnych kawałków różnych tkanin. Wtedy nawet nie miała powodów do myślenia o tym, czego będą one świadkiem. Bo i czemu miałaby brać pod uwagę tak namiętną sytuację, skoro nigdy nie interesowała się wpuszczaniem mężczyzn do swego wozu? A co dopiero do swego łóżka.

Mocno wygięła plecy w zgrabny łuk, dzięki czemu jej obnażone piersi uniosły się wyzywająco w stronę „kochanka”. Nie to, żeby potrzebowała go dodatkowo zachęcać do pieszczenia jej ciała, wszak każdy z wielu miłośników jej sztuki marzył o wielbieniu Cudownej Sztukmistrzyni Meryel. A sądząc po entuzjazmie przyśpieszającym bicie jej serca, to także i Thaaneeekryyyst gorąco doceniał jej talent.

W takiej pozycji również bardziej natarczywie napierała biodrami na mężczyznę, więc czuła wszystko.. dokładniej. Mocniej. Ale ciągle zbyt mało dlatego obudzonego w niej głodu, bardziej pasującego jakiejś ognistowłosej wywłoce niż poważnej kuglarce. I właśnie ta jej wewnętrzna wywłoka leniwie przesunęła nóżkami ku górze, ocierając się nimi o nogi i uda czarownika, aż zamknęła go w ich żarłocznym uścisku.
Soczysty jęk Eshte powędrował wysoko ku powale wozu.

Usta maga wielbiły jej piersi pocałunkami i pieszczotami języka. Bioderka kuglarki napierały na “męża” sprawiając, że jej podbrzusze naparło na kochanka, rozpalając jej zmysły i wywołując jęki oraz gwałtowne oddechy.
To co czuła Meryel było oszałamiające, bardziej niż cały antałek przedniego wina. Jej ciało wiło się czując pobudzenie czarownika uwięzione w jego spodniach, tak jak jej własne pożądanie też okryte było materiałem. A choć pogrążony w gorączce Tancrist próbował wyswobodzić oboje z okowów szat, to nie był w stanie. Mógł tylko żarliwie wodzić dłońmi po jej pośladkach w daremnym trudzie zdarcia z niej ciuszków.
Z ust kuglarki wyrywały się jęki zarówno rozkoszy i frustracji. To co czuła było intensywne, ale nie mogło zaspokoić owego głodu. Oboje byli jak w transie, niezdolni do jasnego myślenia, działania, a co dopiero czarowania. Ale czarownik w końcu zaczął osuwać się w dół. Jego pocałunki szły szlakiem po jej drżącym brzuchu, w kierunku pasa opinającego talię i łona ukrytego pod materiałem.

Ogarniętą pożądaniem kuglarkę zaczęło kusić pójście w ślady Pani Ognia. Jakże łatwo byłoby spopielić swe ubranie, a potem otulonymi płomieniami dłońmi rozebrać czarownika. Tyle, że pod wpływem tak silnych emocji jej magia mogłaby się okazać.. trudna do poskromienia. A szkoda byłoby spalić cały wóz dla jednej chwili szybkiej przyjemności.
Pieszczoty zsuwające się po ciele elfki pchnęły jej myśli ku obcemu i niepokojącemu nurtowi - czy Thaaneeeekryyystowi zdarzało się używać magii do spotęgowania rozkoszy swojej i jego kochanek? Czy wyczarowywał sobie dodatkowe pary rąk, by móc pieścić kobiece ciało na wiele sposobów jednocześnie? A może pstryknięciem palców pętał ich nadgarstki, i nogi, i oczy także, jakimiś bezlitosnymi mackami? Albo dla urozmaicenia zabawy tworzył drugiego siebie. Albo.. trzeciego..
To Pani Ognia musiała zawładnąć myślami, duchem i ciałem Eshte, nie było innego usprawiedliwienia na jej zachowanie. Siedziała przed nim rozkraczona, rozchełstana i rozpalona. Istne ucieleśnienie chęci i zniecierpliwienia, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewała. Jej zdrowy rozsądek przesłaniała czerwona mgła żądzy, a niechęć do mężczyzny przestała być ważna pod lubieżnymi wizjami tego, co miało się tutaj wydarzyć. Oraz fantazjami tego, co mogłoby się wydarzyć.
Dreszcz podekscytowania przeszył jej ciało. Koniuszkiem języka zwilżyła spragnione wargi.

Na razie jednak musiał wystarczyć jej język Czarusia, gdy ten zsunął z niej bieliznę i wodził językiem po jej nagim podbrzuszu. To… było przyjemne. Sprawiało, że ciało kuglarki napinało się i prężyło, by poczuć więcej. Takoż i poczuła jak ów śliski i ciepły wężyk zanurza się w jej intymnym zakątku. Był to silny bodziec wyrywający głośne westchnienie z ust elfki.
Podobało się jej to! Na wpół zamroczona rozkoszą Eshte ze zdumieniem stwierdzała, że czerpała wiele przyjemności z tych lubieżnych chwil z Ruchaczem.

Ktoś o poetyckiej duszy, bądź po prostu jedno z tych dziewczątek żyjących romantycznymi marzeniami o księciu na białym koniu, nazwałby magią właśnie ten przedziwny ogień spalający teraz Eshte od środka. Ten sam ktoś opowiadałby, jak to motyle latają w brzuchu, serce wypełnia się miłością, a całe ciało samo lgnie ku wybrankowi, tak straszliwie złaknione jego uczuć i dotyku.
Ale uczucie dominujące nad drobną elfką było wynaturzoną miłością, jej wszeteczną i paskudną odmianą pozbawioną słodkich słówek i ckliwych obietnic. Zaś motyle bardziej przypominały macki kotłujące się w jej podbrzuszu i ociężale sięgające ku zakamarkom jej ciała. Czuła przyjemność nawet w koniuszkach palców.

Jeśli więc to rzeczywiście była magia, to wyjątkowo.. lepka. Mokra. I przytłaczająco gorąca. A jednocześnie była ona tak silna, że Wielka Sztukmistrzyni nie mogła nad sobą panować. Wprawdzie początkowo jeszcze próbowała jakoś zagryzać wargi i przyduszać w sobie jęki zachwytu nad talentem czarownika, ale.. właściwie po co? Z natury była głośna, nie bawiła się w jakieś konwenanse i niezbyt ją interesowała cudza wrażliwość. A już szczególnie, gdyby owa wrażliwość należała do pewnej Paniuni, która akurat zgubiłaby się pod okienkiem wozu kuglarki. Do jej wysoko urodzonych uszek dobiegłyby, ah, odgłosy miłości wydobywające się z usteczek żony Thaaaneeekryyyysta. Po takim koncercie już do końca swego życia nie pozbyłaby się rumieńca z twarzy, ani wykrzywiającego ją grymasu wściekłości. Tyle dobroci dla jednej Eshte!

Tak więc bezwstydnie zaczęła oznajmiać swą przyjemność wijąc się niczym piskorz i drżąc coraz bardziej na ciele. Więcej, więcej, więcej! Domagało się jej ciało, gdy chwyciła za kudły Ruchacza dociskając twarz swego męża do intymnego zakątka swojego ciała. Instynktownie czuła, że inna część ciała mężczyzny sprawiła by tam mocniejsze doznania, ale w tej… chwili…

Ciało kuglarki wygięło się w łuk, gdy silny spazm rozkoszy szarpnął jej ciałem. I opadła bez sił, oddychając ciężko, nadal muskana językiem po udach.
Czuła że powinna być wściekła na czarownika, za to co jej zrobił. Za wykorzystanie jej niewinności do swoich lubieżnych uciech, ale rozleniwione przyjemnością ciało nie miało ochoty się ruszyć, a choć Esthe wszelakimi argumentami próbowała doprowadzić się do wściekłości, to… ogień jej gniewu były ledwie drgającym słabym płomyczkiem.
Młoda elfka… odkryła w końcu, co takiego przyjemnego jest dla kobiety w dopuszczaniu kochanków do alkowy.

W tej swojej pierwszej ekstazie ( a przynajmniej pierwszej bez obecności Pani Ognia, ale za to z udziałem drugiej osoby zamiast własnej ręki ) Eshte zupełnie nie zauważyła, kiedy ta przyjemność całkiem powaliła ją na łóżko. I właśnie teraz, ciężko oddychając i słysząc w uszach szybki pęd swego bijącego serca, odnalazła się wśród znajomego barłogu koców, kołder i poduszek. Spojrzenie zawiesiła na suficie, gdzie malowane kwiaty zdawały się trochę kołysać.

Nic nie mówiła, co zdecydowanie nie było dla niej naturalnym stanem. Tak jak i to, że czuła się skołowana, a zarazem ogromnie spełniona, bardziej niż po wymagających występach zakończonych burzą oklasków.
Zawstydzona i zadowolona.
Zaniepokojona i.. zaintrygowana. Odrobinę.
Mieszało się w niej tak wiele przeciwnych emocji, a przecież wystarczyłby tylko gniew. Skopałaby tego Ruchacza o zwinnym języku, zwyzywałaby od zboczeńców i wyrzuciła ze swego domu, zaś sama przygotowałaby sobie długą kąpiel i szorstką myjkę. Jednak gniew w elfce był taki.. taki stłumiony. Dlatego całkiem nie wiedziała, jak inaczej powinna zareagować. Byłoby najlepiej, gdyby czarownik po prostu zniknął. Wtedy przynajmniej ominęłaby ją jakaś rozmowa o tym co się wydarzyło.
Po dłuższym namyśle stwierdziła, że dopadła ją dzika chęć pyknięcia sobie z fajeczki. Czy to było jakieś dziwne?

-Mmm…- pomruk ten wydostał się z ust, gdy język czarownika natrafił na wrażliwy punkcik jej ciała. Elfka odruchowo przymrużyła oczy, czując że przyjemność jaką wywołał Ruchacz może wrócić. Jak i apetyt na więcej.
- Co ja z tobą mam…- westchnął jej mąż/niewolnik/utrapienie. Musnął jej blizny pooparzeniowe na brzuchu - Te można ładnie wygoić, nie są zbyt głębokie. Te nie powinny być trudne.
To był… wygodny temat w tej chwili omijający kwestię tego co zrobili. I dlaczego.

-Mhm.... -mruknęła Eshte, co mężczyzna mógł odebrać jako przejaw niechęci wobec jego słów. A przecież winę ponosił on sam, który swym dotykiem i bliskością całkiem rozkojarzał biedną elfeczkę. Dodatkowo wędrówka jego palców uświadomiła jej, że nadal leżała taka.. taka.. obnażona, po prostu jak rozpustnica z obrazka. Tradycyjna przedstawicielka ruchu „Jak nie będziesz się uczyć, to tak skończysz”. No i skończyła. Mocno, aż zatrząsł się cały wóz.

Pochwyciła w dłonie poły swej mocno wymęczonej i pogniecionej koszuli, aby niezręcznie naciągnąć je na piersi.
-A to.. -przełknęła ślinę, bo po tych wszystkich jękach i westchnieniach zaschło jej w gardle -Jakąś maścią?

- Tak maścią. Trzeba tylko ładnie wetrzeć w skórę, bo chyba tkanka pod nią nieuszkodzona.
- i łajdak znów przesunął czubkiem języka po bliznach wywołując mimowolny pomruk aprobaty, który wyrwał się z ust elfki.
-Poczułaś. To dobry znak. - stwierdził zadowolony, zerkając wyżej… na twarz kuglarki i biust, który nieporadnie i pospiesznie próbowała ukryć przed jego wzrokiem.

No weźże na niego wrzaśnij! Co sobie pozwala, zboczuch jeden!” - głowa Eshte przypominała istny dzień targowy, gdzie myśli były przekrzykującymi się przekupkami, a towar stanowiły złość i niedowierzanie. Jednak to wszystko było ukryte w bardzo, baaaaardzo rozleniwionym ciele, w którym nie było już krzty sił na walki i kłótnie. Dziwne to było uczucie. Tak odmienne od zwykłego zmęczenia.
-To jak mi dasz tę maść, to sobie już ją sama wklepię w blizny. Nie ma w tym żadnej magii, co? -kuglarka mocniej szarpnęła swą wymęczoną koszulinę, aby niczym pod zbroją skryć swą skórę i piersi przed pełzającym po nich spojrzeniem Thaaneeekryyysta. Brzuch także próbowała zasłonić, a tak właściwie to dobrze by też było założyć spodnie.

- Oczywiście, że jest magia… w końcu takie uzdrawianie nie jest naturalnym procesem. Ale nie martw się tym.- Tancrist usiadł na łóżku delektując się widokiem leżącej “żonki”, która choć piersi jako tako zdołała już ukryć przed wzrokiem, to niższe partie ciała nadal były na widoku. Co było jawną niesprawiedliwością. Wszak kuglarka lubiła błądzić wzrokiem po tatuażach czarownika, a jeszcze bardziej palcem. Niestety drań był właściwie… cały ubrany.
-Nie ma z tą maścią żadnych rytuałów do odprawienia, ani też nie muszę ja jej nakładać na twoje ciałko, choć… chciałbym potem zobaczyć jej efekty.- dodał z łobuzerskim uśmiechem.

Eshte była prosta. Nie zauważała flirtu, o ile nie wiązało się z nim bezczelne chwytanie za tyłek i mówienie jej obrzydliwości, przy okazji owiewając twarz oddechem śmierdzącym od taniego piwa. Nie znała się również na kokieteryjnych niedopowiedzeniach, ani nie rozumiała dwuznaczności. I dlatego w słowach czarownika usłyszała dokładnie to, co powiedział - że chciałby zobaczyć efekty maści, a to niekoniecznie oznaczało ponowne rozbieranie jej.. prawda?
-Nooo...-niezbyt jej się podobało takie leżenie i bycie skazaną na łakomy wzrok Thaaneeekryyysta. Trochę niezgrabnie, bo jej ciało jeszcze było dość ospałe, podniosła się do pozycji siedzącej. Pochwyciła pobliski koc i zarzuciła go na swe nogi. Ani myślała wstawać i z gołą dupą szukać swoich spodni, kiedy on siedział tuż obok - Jeśli zadziała, to będę mogła sobie uszyć na występ fikuśne fatałaszki odsłaniające brzuch. Wiesz, tancerki się w takich zawsze kołyszą jak pijane. Wtedy wszyscy zobaczą efekty tej maści.

-Może być. Jako ostateczność. Choć wolałbym zobaczyć znacznie więcej.
- zaśmiał się cicho Ruchacz, a do elfki umysłu dotarł fakt, że ktoś oglądał jej wyuzdane migdalenie się z “mężusiem”.
Trixie! Wróżka bowiem przycupnęła cichutko i teraz przyglądała się obojgu z uśmiechem najedzonego kota.
Gorący rumieniec, po prostu jak ognisty jęzor liżący skórę elfki, pod wpływem tej nagłej świadomości znów wpełznął na jej twarz i dekolt. Miała wrażenie, że był również na jej plecach, brzuchu, nogach.. że całą ją objął, aż po końcówki włosów.

Głośne pojękiwanie to było jedno. Ale bycie obserwowaną w trakcie migdalenia się z Thaaneeekryyystem, to tego już nie potrafiła ogarnąć swą makówką. Podobno niektórzy lubili być oglądani w.. no.. trakcie, ale nie Eshte! Ona miała teraz ochotę się zapaść pod ziemię. Albo przynajmniej pod koc.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172