Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-08-2019, 03:58   #111
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Panika rozszerzyła fiołkowe oczy Eshte. Toż nawet gdyby rzeczywiście była konająca, to wcale nie chciałaby pomocy TEJ kapłanki, a już szczególnie, jeśli nie byłaby w stanie chronić się przed jej zapędami! Że też Loczek musiał powiedzieć Arissie gdzie ona mieszka! Mały zdrajca!

Na tyle na ile mogła podolewała wina do pucharka czarownika i swojego kubeczka, po czym zgarnęła bukłak i spróbowała wepchnąć go mężczyźnie za pazuchę szat.
-Schowaj to -szepnęła nie mając czasu na zbędne tłumaczenia. Dobrze pamiętała jak takie trunki działały na Arissę, a jakoś niekoniecznie miała ochotę na kolejne tortury jej lepkimi rączkami.
Zerwała się na nogi i popędziła w kierunku głosów, wołając -Nie, nie, nie! Wcale nie konająca!

Otworzyła drzwi, nim te zostały wyważone jakimiś przesadnie umięśnionymi barami narażającymi ją na kolejne wydatki. Dmuchnięciem odgoniła z twarzy niesforny kosmyk włosów.
-Nie jestem konająca. Tylko zmęczona. Baaaardzo zmęczona - dla podkreślenia swych słów ciałem ciężko oparła się o framugę. Dodatkową zaletą tego ruchu było zagrodzenie wejścia do środka swoimi długimi kończynami -I zajęta. To był dłuuuuugi dzień.

- Och… to tak jak ja… moja droga.-
odparła z uśmiechem kapłanka wchodząc po schodkach i zapewne zamierzając wedrzeć się do domku kuglarki.- I obrażona na ciebie. Jak mogłaś przede mną zataić, że jesteś częścią tej wyprawy. Pomogłabym ci w przygotowaniach do występu. My powinnyśmy się trzymać razem… straszne oskarżenia rzucają przeciwko nam…Str..aa. szszne…- rzekła kapłanka z przesadną egzaltacją, próbując zajrzeć do środka jej wozu.- Słyszałam dziwne plotki, że jesteś mężatką. Nie wspominałaś o tym, gdy tuliłyśmy się w karczmie.
Esthe nie wiedziała, co jest gorsze. Arissa chcąca wedrzeć się do jej twierdzy na kółkach, czy to że przysłuchiwał się temu jej “mężuś”.
Jedyną pociechą było współczujące spojrzenie Loczka. On ją rozumiał.

-No. Straaaszne -przyznała Eshte, choć wzrok jakim obserwowała zbliżającą się kapłankę świadczył o tym, że dostrzega o wiele gorsze zagrożenie niż jakieś paplanie wysoko urodzonych paniczyków. A bo to pierwszy raz wygadywano o niej bzdury?
-Ale skoro szlachciurki już sobie wymyślili jakieś oskarżenia, to raczej im się nie spodoba, że tuż pod ich nosem spotykają się elfy i to tak późnym wieczorem. Jeszcze pomyślą, że spiskujemy czy coś -wzruszyła ramionami, jednak reszta jej ciała była daleka od wzruszenia i w dalszym ciągu barykadowała wejście do środka - A ja mam nie zwracać na siebie uwagi, więęęęęc...
Nie dokończyła, za to spojrzała wymownie na niziołka.

- Może lepiej wrócić jutro moja pani. Nasz rycerz może potrzebować pomocy przy modlitwie.- rzekł niziołek, jedyne jej wsparcie w tej “walce”.
- Niech będzie.- fuknęła gniewnie Arissa, nachyliła się i cmoknęła Eshte w kącik ust i zaczęła schodzić po schodach.- Nie zapomnij jutro zapłacić mojej przyjaciółce za prywatny występ tak… po obiedzie?
I zerknęła przez ramię na zaskoczoną tym “buziakiem” kuglarkę. - Wtedy sobie pogadamy. I popijemy. Szczególnie popijemy.

-Jak tylko będę miała czas
-odparła kuglarka, w myślach już planując dla siebie dużą ilość zajęć na jutrzejszy dzień. Sprzątanie wozu, układanie materiałów według kolorów, wyczesanie Skel'kela, wyczesanie siebie, przeprowadzenie uspokajających rozmów z poddenerwowanymi gołębiami, może wypadałoby poprać trochę ubrań, uszyć sobie nowy koc i poćwiczyć przed kolejnymi występami..

Za plecami odchodzącej elfki Eshte złożyła ze sobą dłonie i bezgłośnie wypowiedziała do Loczka jedno słowo - „dziękuję”. Wprawdzie Thaaneeekryyyst uważał, że nieraz uratował skórę swojej „żonce”, jednak ani razu nie zasłużył sobie na podziękowanie z jej usteczek. Świadczyło to tylko o tym, za jaką straszliwą bestię uważa tą kapłankę przywdziewającą niewinną biel.

-Hmmm… czyżbyś miała jakieś tajemnice przez swoim mężem, kochana Pupcio?- zapytał czarownik jak tylko zamknęła drzwi. Przyglądając się poprawił okulary i rzekł zaciekawiony.- Nie mówiłaś mi, że tuliłaś się z kapłanką w karczmie, gdy brałem cię za żonę.

Kuglarka wywróciła oczami, ale nie odpowiedziała. Przynajmniej nie od razu. W tej chwili ważniejsze dla niej było dokładne otarcie rękawem swoich warg, aż poczerwieniała skóra w ich kąciku. Coś jej podpowiadało, że Arissa nigdy się nie spotkała z niechęcią ze strony upatrzonej przez siebie kobiety lub mężczyzny. To wyjaśniałoby jej przekonanie, że każdy pragnął być przez nią dotykany i całowany.

-Wiesz, nie każdemu z nas grauburgowskie jaśniepaństwo wysłało zaproszenie do swojego zamku. Inni chcąc zadbać o swoje bezpieczeństwo musieli zniżyć się do okropnych czynów.. -jednak coś łączyło Eshte z kapłanką, bo i ona wypowiedziała te słowa z przesadnym dramatyzmem. Następnie pochwyciła w dłoń kubek, uniosła go do ust i wlała w swoje gardło kilka potężnych łyków. Westchnęła oblizując wargi.
-Nie myślałeś chyba, że tylko Ty masz szaloną wielbicielkę, co? -zapytała wyszczerzając ząbki do czarownika.

-Oj tam. Przesadzasz. Wydaje się miła i sympatyczna.- odparł Ruchacz dolewając wina do kubków. - I cię naprawdę lubi. Powinnaś to doceniać. Przyda ci się każdy sojusznik w obecnej sytuacji, zwłaszcza kapłanka… bo wybrańcy bogów są naturalnie odporni na ogłupiający wpływ Pierworodnego. Przynajmniej dopóki taki osobnik nie złamie ich woli. Jak myślisz dlaczego twoja Pani Ognia była niewzruszona jego urodą? Zrodziła się z błogosławieństwa Dzikuna.

-Ona nie jest żadną kapłanką
-burknęła Eshte z powrotem opadając tyłkiem na krzesło. Odnosiła wrażenie, że już raz przeprowadzała z Ruchaczem rozmowę o Arissie, również wtedy poddając w wątpliwość jej kapłański stan. Nadal nie zmieniła o niej zdania.
-Raz ja musiałam wykonać jej robotę. Wystarczyło, że wbiłam się w te bielutkie szaty, na poczekaniu wymyśliłam jakieś modlitwy i ten jej rycerzyk był zadowolony. Ale przecież nie nazwałbyś mnie teraz kapłanką, prawda? - oparła łokieć na blacie, dzięki czemu mogła wygodnie wesprzeć na dłoni swój policzek i spojrzeć na mężczyznę - Zresztą, na Ciebie też nie działa urok pięknisia. Pewno dużo składasz ofiar jakiemuś bożkowi, co? A może tak naprawdę jesteś gorliwym mnichem?

- Widząc co się działo na zamku, uaktywniłem urok mentalnej bariery przygotowany zawczasu… gdybym spotkał Pierworodnego bez moich czarów, to biłbym mu pokłony jak każdy inny śmiertelnik.
- odparł smętnie czarownik popijając alkohol. Uśmiechnął się do kuglarki spoglądając na nią.
-Jesteś pewna, że nie jest kapłanką? Jej aura temu zaprzecza. Ale cóż.. może się mylę… wy chyba jesteście bardzo blisko ze sobą, więc wiesz lepiej ode mnie.- dodał z łobuzerskim uśmiechem.

Wspaniała Sztukmistrzyni Meryel nawet nie zaszczyciła jego słów odpowiedzą. Ale za to kopnęła go siarczyście pod stolikiem, aczkolwiek mięciutkie butki nieco osłabiły to uderzenie. Co za szkoda.
-A może po prostu Ty nie jesteś dobry w podglądaniu cudzej aury? -mruknęła sponad krawędzi kubeczka, nim ponownie zanurzyła usta w jego zawartości. Pojawienie się Arissy tylko na moment popsuło nastrój kuglarki, zaś wino skutecznie je przywracało. Wskazywał na to uśmieszek dyskretnie czający się w kącikach jej warg.

Nagle nogi krzesła zgrzytnęły po podłodze, kiedy wraz z nim obróciła się lekko ku Thaaneekryyystowi.
-Co mówi moja? -zapytała, może nawet szczerze zaciekawiona. Albo szczerze chcąca zobaczyć porażkę czarownika.

- Masz potencjał na potężna czarodziejką. Olbrzymia moc pulsuje w tobie… na kształt ognia. Ale jest to moc nieokiełznana dyscypliną.- wyjaśnił Tancrist przyglądając się elfce. Przybliżył twarz ku jej obliczu.- No i jesteś bardzo piękna i zmysłowa pod tym całym krnąbrnym charakterkiem.
I cmoknął ją w czubek nosa. A elfka odgoniła go od siebie machnięciem ręki.
Jedyne czego zazdrościła Tamtej Eshte, to wrażenia jakie sprawiała na większości otaczających ją osób. Nikt nie ośmieliłby się jej pocałować bez pytania, na taką bezpośredniość pozwalał sobie tylko Pierworodny. A kuglareczkę to każdy sobie głaskał i całował, jak gdyby była uroczym zwierzątkiem pozbawionym kłów, szponów i niszczycielskiej magii. Może powinna zacząć się odgryzać? Przynajmniej wtedy, kiedy jej się to nie podoba. Bo czasem się całkiem podobało.

-I to wszystko wyczytałeś z mojej aury...? -uniosła powątpiewająco brew -Powinieneś postawić namiot, wsadzić kolczyka w nos, rozłożyć karty na stole i kazać sobie płacić za odczytywanie aury. Pewno niejedna podstarzała damulka rzuciłaby Ci pod nogi cały swój skarbiec biżuterii, byle tylko usłyszeć z Twych ust jaką to ma „aurę słodką i soczystą niczym brzoskwinka” - zarechotała głośno na własne słowa, a potem zerknęła na czarownika z chciwym błyskiem w oczach -Mógłbyś mi wtedy zapłacić za swój pobyt w moim domku.

-Toć sama mnie zaprosiłaś do siebie rozgłaszając wszędzie żem mąż twój. No i tatuaż ci usuwam z szyi. No na biedę akurat nie możesz narzekać. Sporo klejnocików przypadkiem wpadło w twoje rączki.
- odparł ironicznie czarownik po czym spojrzał na łoże elfki dolewając im wina.- I nie myśl sobie żem na tyle szlachetny, by zrezygnować z łóżka. Zamierzam spać wygodnie tej nocy.

Kręcąc kubeczkiem i wprawiając szkarłatną taflę w zafalowanie, Eshte powędrowała wzrokiem w ślady spojrzenia Thaaneekryyysta. Gdyby ktoś pierwszy raz zobaczył wnętrze jej wozu, to tamtą część niewątpliwie uznałby za graciarnię elfki, choć prawda była taka.. że dzięki trollowi cały jej domek wyglądał jak własność wyjątkowego bałaganiarza i zbieracza. Łóżko już wcześniej było barłogiem, aczkolwiek całkiem przytulnym. Teraz koce i poduszki tworzyły wielokolorową masę, a wśród tego wszystkiego leżały zerwane z sufitu witrażowe kule lampionów. I czyżby.. czyżby dostrzegła też biel smacznie śpiących gołębi?
Rozbawiona obróciła się z powrotem do czarownika -Na czym chcesz spać?

- Tam… na łóżku.
- Tancrist wskazał środek barłogu i dodał z łobuzerskim uśmieszkiem. - I nie myśl, że zapomniałem o twojej ofercie. Okładach z twojego nagiego ciała. Noce bywają wszak zimne.

-Pod warunkiem, że Paniunia będzie patrzyła..
-odgryzła się szybko Eshte i kubek uniosła w toaście dla swojej błyskotliwości oraz złośliwości względem laluni. Tyle że.. kiedy już przełknęła kilka łyków wina i w tym czasie zastanowiła się nad swoimi słowami, to.. zadziwiająco nie brzmiały one już tak dobrze. A gdyby tego było mało, to jeszcze mogły zostać zrozumiane.. w mocno nieodpowiedni sposób. Kuglarka nie wątpiła, że mężczyzna tylko czekał na wytknięcie jej kolejnych perwersji.

-Oh, cicho siedź -syknęła z góry spodziewając się, że zaraz zobaczy jeden z tych jego ironicznych uśmieszków. I miała rację. Trunkiem szybko zapiła swoje niezadowolenie. Jednak oprócz poprawiania nastroju, wino było również dobrym sposobem na zajęcie czymś rąk i ust. Eshte nie często gościła kogokolwiek w swym wozie. Trixie to jeszcze sama sobą się zajmowała, ale ten tutaj patrzył zza szkiełek, siedział za blisko, pachniał za dobrze. Czynił sytuację jakąś taką niezręczną. A elfka była o wiele zbyt trzeźwa, aby miała tak po prostu położyć się spać koło niego.

-Przekup mnie do milczenia, możesz złotem, możesz buziakami, może tuląc się do mnie… lub zabawiając mnie występem… lub pokazem magii. - odparł Tancrist wyraźnie ciekaw, jaką strategię wybierze. Po czym dodał żartobliwie. - Taniec z gubieniem ciuszków z pewnością uciszy twojego męża… choć pewnie zostawi z rozdziawionymi ustami.

-Oh, przepraszam, czy ja Ci wyglądam na strzygę?
-prychnęła Eshte po otarciu sobie ust z resztek wina. Coś w iskierkach pobłyskujących w jej oczach wskazywało na to, że chociaż nie zamierzała się rozbierać ku uciesze czarownika, to jego słowa uznała za swego rodzaju wyzwanie. Najwyraźniej nie wymagało ono butów, bowiem pod stolikiem z łatwością zsunęła je sobie ze stóp.
-Albo na jedną z tych wielorękich tancereczek? - podciągnęła kolana ku sobie, po czym nieco chwiejnie stanęła stopami na krześle. Dobrze, że nie była wyższa o głowę, bo wtedy własną głową zderzyłaby się z całkiem twardym sufitem wozu -Wszyscy się taki nimi zachwycają, one się uważają za jakieś boginki, a przecież każdy sobie może tak zamachać tyłkiem. Żadna to sztuka..

Jak powiedziała tak też zrobiła i pewna swego zakołysała kuperkiem, czego efektem był dość mało wdzięczny pokaz. Było całkiem zabawnym, że wykonując swoje akrobatyczne układy elfka odznaczała się tak dużą zwinność, o której jednak zdawała się całkowicie zapominać, kiedy nieudolnie próbowała naśladować ponętne ruchy innych kobiet. Dość pokracznie się wtedy poruszała, niczym postawny mężczyzna zmuszony do założenia wysokich obcasów i kręcenia biodrami w nienaturalny dla siebie sposób. Widać Tamta Eshte miała okazję gdzieś się nauczyć tego całego kuszenia, uwodzenia i ogólnego robienia z siebie ponętnego kawałka mięsa, jednak póki co kuglarkę owa nauka skutecznie omijała. Niezbyt jej to przeszkadzało. A już na pewno nie teraz, kiedy balansując w dłoni kubeczkiem unosiła ręce na pokraczne podobieństwo ruchów tancereczek.

To jednak się jej mężusiowi podobało. Popijał alkohol przyglądając się kuglarce i jej wygibasom na krześle z wyraźną radością. No i dolewał jej alkoholu do kubka, gdy tego żądała wijąc się chwiejne na krześle i podsuwając pusty kubeczek pod jego twarz.
Niemniej trunek był mocny i elfka zaczęła czuć go nie tylko w głowie, ale też i w nogach. Zachwiała się, straciła równowagę i spadła… wprost w ramiona Thaaneekrysta. Typowe. Ten zwyczajowo wykorzystał okazję i przycisnął ją do siebie zaborczo, jednocześnie starając się samemu zachować równowagę. A gdy je utrzymał, zarówno równowagę jak i kuglarkę, ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Wpatrywał się wprost w jej oczy przez chwilę, a potem pocałował, zachłannie i zaborczo dociskając swoje usta do jej warg. Pieścił je dość długo w tym pocałunku, a potem...

-Może położymy się do łóżka… spać! Położymy się spać!- sprostował nerwowo. I dodał z ciężkim oddechem nadal ją trzymając w ramionach. - Chyba już za dużo wypiliśmy.

Za zachowanie kuglarki winę ponosiło, cóż, wino. Należało o tym pamiętać przyglądając się jej poczynaniom. Najpierw tylko w zadziwiającej ciszy spoglądała na czarownika szeroko otwartymi oczami, jak gdyby zszokowanie zdołało przebić się do jej umysłu zalanego trunkiem. Jednak zaraz wargi jej zadrżały niebezpiecznie, a potem tama puściła i Eshte wybuchnęła głośnym, pijackim rechotem.
-Kochaaaasz się w eeeeelfce! -zawyła wyraźnie ubawiona swoim odkryciem -Czeeekaj, niech tylko wszystkim o tym poooowieeem!

Powinna się odgryźć za tę lubieżną napaść, kopnąć go bądź chociaż czuć się przez niego wykorzystaną, a mimo to sztukmistrzyni Meryel wydawała się całkiem dobrze bawić kosztem czarownika. I wcale nie brała pod uwagę tego, że w tym żarcie uczestniczyła jeszcze druga strona. Ona, Eshte, a nie jakaś inna elfka. Zaczęła przyśpiewywać radośnie - Czaaruś i elfka siedzą na drzewie. C-A-Ł-U-O-U..J..Ą.. -co nie trwało zbyt długo. Skomplikowana to była przyśpiewka.

-Co? Nie… to nie tak… - Czaruś zaś próbował się bronić słowami, a potem… najwyraźniej uznał, że nie ma co próbować przegadać pijaną elfkę. Mocniej capnął dłońmi jej pośladki i zaczął ją całować jeszcze zachłanniej. A ponieważ usta mu umykały, to pieszczoty skupiły się na jej szyi.
Humorek kuglarki nie opuszczał, ale teraz zaczęło się pojawiać coś jeszcze. Oczywiście, czuła jego dotyk na swym ciele i fakt, że ją dociskał do swojego torsu. Nie bardzo to jej przeszkadzało w tej chwili. Ale zaczęło się też robić, tak dziwnie cieplutko… przyjemne ciepełko promieniowało z podbrzusza elfki. Ten żar sprawiał, że śmiejącej kuglarce robiło się gorąco. A ubrania robiły się... niewygodne.

-Cały dzień C-A-Ł-O... -Eshte nie zaprzestawała prób i uparcie poszukiwała odpowiednich liter na swym plączącym się języku. Cała ta sytuacja była dla niej mocno chaotycznym zwidem. Czuła rozkoszne ciepło sięgające aż ku koniuszkom palców, czuła również to rozbawienie przyprawiające ją o ból brzucha, jak i przede wszystkim alkohol tak przyjemnie wprowadzający zamęt w jej rozczochranej główce. To było dużo jak dla jednej pijanej elfki.

-O-J.. -intensywne i gorące pocałunki spadały raz za razem na jej szyję, aż odchylała głowę eksponując ją jeszcze bardziej oraz narażając się na ponowną utratę równowagi.
-C-A-Ł-Wiem! -z tym okrzykiem podniosła gwałtownie głowę, aż mocno zawirowało całe wnętrze wozu. Ale nic to! Dłońmi znalazła twarzyczkę czarownika, przycisnęła je do jego policzków i przyciągnęła go ku sobie, by podzielić się z nim swoim odkryciem.
-Teraz to malunek mojej ślicznej twarzy powinieneś nosić ze sobą w puzzzzzderku! -wlewane w siebie wino sprawiało, że nie tylko głupoty wygadywała, ale także dużo gadała. Za dużo. Nowa myśl przeciążyła jej główkę na jedną stronę -Albo mojego tyłka?

-Malunek czego… w jakim… puzd...erku?
- nie tylko kuglarka miała coraz większe problemy z logicznym wyciąganiem wniosków. - No tak, tyłek… a nanieść malunek, to nie problem. Potrzeba tylko… farb i magii. I wiesz… musisz pokazać ten tyłek, który mam namalować.

-Nieeeeeeee!
-zawyła elfka rozpaczliwie, jak gdyby ją tutaj łajdak torturował, a przecież było wręcz przeciwnie! Było jednak pewnym, że podobnie wyłaby z wściekłości będąc na trzeźwo poddawaną jego lubieżnym pieszczotom -Potrzebujemy prawdziwego malrz.. arzarza.. no.. tego z pędzlami. I jeszcze puzderko! Wiesz, otwierane.. błyszszszczące..Masz takie?
Nie czekając na odpowiedź śmiało wsadziła ręce w kieszenie szaty czarownika. Tyle, że to przecież była pelerynka, którą Eshte sama mu łaskawie użyczyła, więc nie powinno być w kieszeniach jego osobistych skarbów. Cóż, logika nie zawsze chodziła w parze z elfką, a już szczególnie z podpitą elfką.

-Mam takie, ale czemu o to pytasz? Przecież musiałbym… nowy ci sprawić. - zdumiał się czarownik wodząc ustami po szyi, bo też i tuląca się i ocierająca o niego elfka niemal wystawiała się na jego pieszczoty. I dlatego też czuła jego dłonie na swoich pośladkach. Nie udało się jej jednak znaleźć owego medalionu, ale paluszki zacisnęły się na jakiejś zdobyczy. I triumfalnie wyciągnęła woreczek z tytoniem. Wróżebnym… tym samym, który jej Skel’kel znalazł.

Rzecz się stała niesłychana! Zbladły przy niej trolle, wróżbicze wizje przyszłości, smocze łapska i występy artystów, oczywiście pomijając jej własny. Oto bowiem zamiast krzyknąć z radości i wykonać jakiś pijacki taniec radości w ramionach Ruchacza, Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré popisała się zadziwiającą przebiegłością jak na swój obecny stan. Albo głupotą, lecz o tym dopiero zadecyduje czas.
Za plecami zajętego czarownika rzuciła pochwyconą zdobyczą w stronę ogólnego bałaganu na podłodze. I gdyby nie była pijana, to pewnie nawet trafiłaby woreczkiem do kapelusza lub herbacianego imbryczka, jednak szumiące w jej głowie wino miało inne plany. Ziele poleciało w stronę bucika pozbawionego swej pary, gdzie uderzyło w śpiącego gołębia, jednego z wielu goszczących się we wnętrzu wozu. Zerwał się wściekle machając skrzydłami i rozrzucając naokoło piórami, jednak sam woreczek został w skrytce. Miał tam oczekiwać na odpowiednią okazję, by kuglarka mogła się zobaczyć z koroną na łbie, albo z cyrkowym budynkiem nazwanym swoim imieniem i otoczonym fantazyjnymi posągami siebie samej. O ile tylko.. następnego dnia w ogóle będzie pamiętała o tym podkradzionym skarbie.

Na razie ów lubieżny potwór jakim był Ruchacz zaciągnął złapaną elfkę na ich leże, zapewne w celu pozbawienia jej ubrań. I czci!
Jednak jego zamiary przekreśliło upojenie winem, bowiem ledwie się znaleźli w łóżku, oczy zaczęły mu się zamykać. Pocałunki robiły się rzadsze i delikatniejsze.
Zasnął pijackim snem, a kuglarka… cóż, wraz z nim. Bo i jej się trunek dał we znaki jak i zmęczenie tym długim dniem. A choć tulił ją do siebie czarownik, to… było to zaskakująco przyjemne doświadczenie. Był miło, ciepło i wygodnie. I bezpiecznie. Thaaneekryst wszak nie da nikomu zrobić krzywdy swojej żonie, a i tulenie głowy do jego torsu to coś co Esthe polubiła.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-08-2019, 03:12   #112
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Precyzyjny promień słońca wdarł się przez okno do wnętrza wozu i z zabójczą celnością trafił w zamknięte ślepka elfki. Wnętrze jej powiek eksplodowało rozjarzoną czerwienią. Głowę rozsadził straszliwy ból, jak gdyby była wampiórem wrażliwym na światło i mającym się zaraz rozsypać w drobny pył. Nie, nie.. płonące w słońcu wampióry nie znały prawdziwego bólu, tego doświadczanego właśnie przez biedniutką Eshe.
Jęknęła cierpiętniczo, po czym mocniej wcisnęła twarz w poduszkę. Ale nawet przez swoje rozespanie wyczuła, że jest ona jakaś taka.. twardsza niż lubiła kuglarka. Materiał też był jakiś inny. I.. i czy jej poduszka się właśnie poruszyła? I znowu! Raz za razem, niczym powoli oddychające stworzenie!

Palcami dokładniej zmacała powierzchnię poduszki. Odważyła się też odrobinę unieść powieki, a i nosem także pociągnęła. Ruchacz.. Ruchacz spał sobie w najlepsze w jej łóżku! Być może przyjdzie kiedyś taki poranek, kiedy tak bliska obecność tego łajdaka przestanie ją bulwersować. Ale to jeszcze nie był ten poranek.
Uderzeniem dłoni odepchnęła mężczyznę od siebie, a raczej swoje zwinne ciałko od jego silnego i nieprawdopodobnie umięśnionego. Szybko pożałowała tego ruchu. Okazało się, że bolała ją nie tylko głowa i oczy, ale również.. klatka piersiowa, w szczególności żebra. Nocą zasnęła z taką łatwością, że nawet nie pomyślała o poluzowaniu więzów gorseciku, więc ściskały ją przez sen. Znów jęknęła w męczarniach. Dość niezręcznie i na oślep sięgnęła dłońmi ku wiązaniom, by choćby ich poluzowaniem ulżyć swemu ciałku gnębionemu wczorajszym świętowaniem.

Po kilku chwilach szarpania się z sznurkami, uwolniła swój biust z okowów gorsetu. Rozglądając się dookoła kuglarka dostrzegła śpiącą w swoim kąciku wróżkę. A więc ona wróciła z misji. No i Ruchacz... nadal tam leżał. Na szczęście nie goły… choć z nagim torsem pokrytym tatuażami. Przyciągał jej wzrok co chwilę. Pewnie urok jakiś zaklął w tych tatuażach, łajdak jeden. Bo przecież to nie tak, że jej się ten widok podobał.

Spróbowała językiem zwilżyć swe spierzchnięte wargi. Również pociamkała kilka razy w próbie zebrania w ustach większej ilości śliny. Nic. Była całkiem wysuszona, niczym jedna z tych starych matron, której pomarszczona skóra od lat nie widziała choćby kropli nawilżenia.
Marzyła teraz o cudownie zimnej, niezwykle mokrej.. wodzie. Mocno ociężałym spojrzeniem rozejrzała się po wnętrzu swego domku. Jeśli gdzieś w tym bałaganie trzymała jakiekolwiek płyny, to troll i Paniunia już dawno je powylewali. Zresztą, nie miała sił na poszukiwania. Za to jak przez mgłę pamiętała, że gdzieś tam na zewnątrz, poprzywiązywane sznurkiem do wozu czekały na nią beczułki z wodą. Pomiędzy nimi i Eshte stały tylko stopnie oraz to paskudne, paskudne słońce.
Jednak nadzieja na spełnienie marzenia była tak silna, że niezdarnie zwlokła się z łóżka. No, prawie spadła. Poluzowany gorsecik wisiał na jej ciałku, ale szczęśliwie wzgórki piersi utrzymywały go jeszcze na miejscu, chroniąc ją przed ukazaniem zbyt wiele światu, z którym właśnie planowała się spotkać. O ile tylko dotrze do drzwi. Droga do nich była pełna niebezpieczeństw dla półprzytomnej kuglarki.

Coś ją zatrzymało. Coś nie dało jej iść dalej. Coś… czyjaś dłoń pochwyciła jej porcięta na zadku.
- Dokąd.. to się… wybierasz… droga żonko? - wychrypiały usta jej mężusia. Bo to Thaaneekryst ją zatrzymał, będąc w stanie niewiele lepszym od niej.
Gdyby tylko kuglarka była przytomniejsza, to podskoczyłaby zaskoczona i przestraszona. Słyszała pijackie opowieści o półumarlakach wstających z grobów w chęci zaspokojenia pragnienia na świeże mięsko, a poranny głos Ruchacza idealnie jej pasował do tych wyobrażeń. Tymczasem cały świat poruszał się dla niej w zwolnionym tempie, więc nie od razu zauważyła jego uścisk. Przez kilka chwil tylko wpatrywała się tępo w drzwi i zastanawiała się, dlaczego ciągle są tak daleko od niej. I dlaczego mieszkała w tak straszliwie wielkim wozie.

W końcu zerknęła za siebie i wychrypiała cicho -Wody... - także i elfka nie brzmiała dzisiaj zbyt śpiewnie.
-Moja mała.. sakwa… ze znakiem… splecionych węży…- wydusił z siebie czarownik, co… nie miało chyba żadnego sensu. A może jakiś był ukryty w jego bełkocie? W końcu to Czaruś. Nadal nie puszczał jej spodni, nie dając jej uciec, okrutnik jeden.

Elfka przyglądała mu się z szczerym niezrozumieniem w oczach. Nawet jeśli jej wymęczony umysł zdołał dostrzec sens w każdym z wypowiedzianych przez niego słów, to połączone w jedno nadal tworzyły zwykłą niedorzeczność. Bo i czemu jakieś gadziny miały być w tym momencie ważniejsze niż uratowanie Eshte przed śmiercią z wysuszenia? Czy łajdak chciał ją zabić?

Bardzo, bardzo powoli mrugnęła powiekami.
-..eh? -zapytała prezentując swą naturalną błyskotliwość.

-...lek…- wychrypiał nieszczęśnik uparcie szarpiący ją za spodnie.
Tym całym szarpaniem uzyskał tylko tyle, że wytrącił elfkę z jej ciężko wypracowanej równowagi! Nogi miała jeszcze zbyt słabe, stały zbyt niepewnie na podłodze wozu, więc przy którymś kolejnym silnym pociągnięciu po prostu.. nie wytrzymały. Tyłek sztumistrzyni Meryel uderzył o łóżko.

Sama kuglarka dłońmi przetarła swoją twarz, w szczególności czoło rozsadzane bólem głowy. Westchnęła ciężko.
-Jestem całkiem.. -odchrząknęła głośno, kiedy pijacka chrypa całkiem zdominowała jej głos -Całkiem pewna.. że.. nie ma żadnego.. leku.. w moich.. spodniach!
-Poszukaj… na kaca… on… gdzieś tam.
- wymamrotał jej mężuś z trudem nie racząc zwlec własnego tyłka z łóżka.

Eshte wywróciła oczami, ale tak ostrożnie, by ten drobny gest nie zaowocował podrażnieniem żołądka i wymiotami lecącymi przez całą długość wozu.

Powolutku osunęła się po ściance podwyższenia, na którym ktoś kiedyś wygodnie usadził konstrukcję łóżka. Dotarła pośladkami do podłogi i tam urządziła sobie kilka chwil odpoczynku. Thaaneeekryyyst wiele od niej wymagał, a przecież wcale nie była w lepszym stanie niż on. Gdyby nie całe to jego szarpanie, narzekanie i narzucanie się, to elfka już dawno byłaby na zewnątrz, tonąc w cudownie zimnej i wspaniale mokrej wodzie. Chyba potrafiłaby teraz wypić caluśką beczułkę. Drugie tyle wylałaby na siebie.
Z jęknięciem przechyliła się do przodu, aż dłońmi wsparła się o deski widoczne pomiędzy bałaganem zagracającym podłogę. I ona wśród tego wszystkiego miała znaleźć MAŁĄ sakiewkę czarownika?!

Wilgotny nos trącił jej policzek. Fajkowy lisek przyglądał się jej z ciekawością i troską w swoich bursztynowych oczkach. No tak, Skel’kel zawsze był przy jej boku odkąd go przygarnęła. Nie tak jak jej, pożalcie się bogowie, “małżonek”. Nic zatem dziwnego, że swojego pieszczoszka witała o wiele milej i czulej niż mężczyznę rozwalonego w najlepsze na łóżku. Jej łóżku na dodatek!

-Hej, maleeee-eeeehh-ństwo- ziewnęła szeroko, ale zaraz uśmiechnęła się do zwierzaczka. Te jego oczka błyszczące jak paciorki, ten maleńki nosek i mięciutkie futerko od razu uczyniły ten poranek znośniejszym. Przerwała swoje dość ospałe poszukiwania, żeby zagarnąć Skel'kela w dłonie i pogłaskać go po całej długości zwinnego ciałka.
-Widziałeś gdzieś.. jakiś jego.. -tutaj podbródkiem skinęła w kierunku tego rozmemłanego kształtu, który jeszcze wczoraj można było uznać za sylwetkę Thaaneeekryyysta -..woreczek? Z.. eee.. wężami..

Lisek od razu zanurkował w ten cały bałagan zaścielający dywanem podłogę wozu. I po kilku chwilach wrócił z łupem. Niedużą sakwą taką jak opisywał Ruchacz. Kochany zwierzak jeszcze nigdy jej nie zawiódł.
Eshte w podziękowaniu podrapała pieszczocha za uszami prawie tak samo spiczastymi jak jej własne. Ileż to już mu była winna palonego tytoniu za te wszystkie razy, kiedy jej pomógł? W pewnym momencie to ona będzie zmuszona pożyczać ziele od niego!

Siedząc z powrotem na podłodze i opierając się plecami o konstrukcję łóżka, elfka zaczęła unosić do góry woreczek z zawartością tak upragnioną przez dogorywającego czarownika. Ale nagle zastygła. Pewna myśl z potężną siłą uderzyła w jej zamroczony umysł. Te gadziny miały kryć w sobie cudowny lek na tą popijacką chorobę, tak? Tą samą, na którą nie tylko cierpiał Ruchacz, ale i sama sztukmistrzyni! A skoro tak.. skoro tak..
Szybko cofnęła rękę i zaczęła rozsupływać woreczek. Ona go znalazła ( no, Skel'kel nie potrzebował żadnych leków ), więc jej pierwszej należało się leczenie!
Tyle, że która fiolka była lekiem? Było ich kilka, wszystkie z kolorowymi cieczami. I żadna nie podpisana.
Owszem, kuglareczka była zdesperowana żeby magicznie poczuć się lepiej i miała sporo doświadczenia w próbowaniu nieznanych sobie specyfików, ale.. któż wiedział co oprócz leku Thaaneeekryyyst trzymał w tym samym woreczku. Truciznę? Przyprawę do gotowania? Eliksir usztywniający? Krople czyniące go przystojnym i pożądanym w oczach niczego nieświadomych elfek? Nawet wymęczona Eshte nie miała ochoty źle trafić.

Z głośnym stęknięciem podciągnęła się do góry, aż z trudem zdołała wciągnąć górną część swojego ciałka na łóżka.
-Hej.. hej.. -odezwała się do czarownika szeptem, bo każdy choć trochę głośniejszy odgłos rozdzwaniał się boleśnie w jej głowie. Kiedy zaś nie zareagował na jej zaczepkę, a przynajmniej nie zareagował wystarczająco jak na jej gust, to jeszcze palcem dźgnęła go kilka razy w ramię -Hej Ty.. hej.. -podsunęła mu rozsupłaną sakiewkę pod nos, pytając -Która..?

Zamiast odpowiedzieć samolubny łajdak sięgnął do sakiewki wyjmując fiolkę z zieloną cieczą. Wypił kilka łyków i podsunął ją kuglarce.
-Tak.- rzekł przeciągając się leniwie i siadając na łóżku.- Od razu lepiej.

Kuglarka ujęła w dłoń flakonik, ale nie od razu wlała sobie jego zawartość w gardło. Najpierw przez kilka chwil przyglądała się mężczyźnie. Bo i czy zaraz się nie porzyga od tej cieczy? Czy nie zzielenieje na twarzy? Czy łuski nie pokryją mu skóry, a znad pośladków nie wyrośnie ogon? A może znów pojawi się jakieś smocze łapsko?
Nie.. nic takiego się nie wydarzyło, na wpół ku zadowoleniu i niepocieszeniu Eshte. Dopiero co konający na jej łóżku czarownik wydawał się teraz być drażniąco.. promieniejący. Ona też tak chciała! A zatem nie bez trudu odkorkowała flakonik i ostrożnie powąchała jego zawartość, lecz widać i zapach jej nie zraził. Bez wahania przechyliła szkiełko prosto w swoje usta.
Smakowało soczyście i ogórkowo. Dla wyschniętego na wiór gardła kuglarki była to ambrozja. Umysł od razu się rozjaśniał, ciało ożywało, głośne dźwięki nie wwiercały się w uszy, a światło nie raziło już oczu. W usta niemal sama pchała się wypowiedź czarownika: od razu lepiej.

Energia ze zdwojoną siłą powróciła do sponiewieranego ciała elfki. Fala uzdrawiającej mocy przetoczyła się ku jej rękom, tym samym którym co dopiero z taką obcą dla siebie niezgrabnością chwytała się mebli próbując złapać równowagę. Sięgnęła także ku chwiejnym nóżkom odmawiającym posłuszeństwa i uginającym się pod ciężarem Eshte. Wydarzenia poprzedniego wieczora nadal odbijały się na jej wyglądzie, przede wszystkich na rozczochranych włosach i sponiewieranym ubraniu, ale poza tym czuła się.. cudownie!
Skoczyła na równe nogi w pełni korzystając z odzyskanej zwinności. Wyrzucając ręce do góry i splatając palce wysoko ponad głową, przeciągnęła się z głośnym pomrukiem zadowolenia. Zupełnie jak gdyby obudziła się z przyjemnej drzemki, a nie z popijackiego koszmaru.

-Oooh.. to dopiero magia! -zniknęła paskudna chrypa, także język kuglarki przestał przypominać sztywny kawał kłody. Znowu mogła nim beztrosko mielić, ku niewątpliwej radości reszty świata -Zarobiłbyś niemałą fortunę sprzedając te fioleczki w karczmach. Mogłabym Ci z tym pomóc! Znam pewnych ludzi..

-Zawartość tej fiolki jest warta cały twój wozik i pewnie wszystko co zaplątało się wczoraj do twoich kieszeni. Tym bardziej że jego składniki są ciężkie do zdobycia.
- wyjaśnił czarownik siadają na łóżku i poprawiając okulary. Po czym wskazał na śpiącą Trixie.- A jeśli szukasz okazji do zarobienia fortunki, to masz ją tam. Jej pyłek jest cenny… jako silny afrodyzjak.

-Tak, tak. I jest też niebezpieczny. Trafi w złe ręce i cały taki Grauburg zmieni się w jedną, wielką, obrzydliwą orgietkę. A to Twoje cudeńko...
-Eshte raz jeszcze zaprezentowała zdrowotne właściwości specyfiku poprzez zwinne obrócenie się na pięcie w piruecie. Szybko, zanim czarownik zdążył zareagować, pochwyciła w dłoń flaszeczkę zostawioną wcześniej na barłogu łóżka. Uniosła ją na wysokość swoich oczu, aż promienie słońca zaigrały na szklanej powierzchni.
-Ono nikomu nie zaszkodzi! Pijący będą szczęśliwi, karczmarze będą szczęśliwi, a ja będę szczęśliwa i bogata! -zdawało się, że migoczące iskierki przeskoczyły do oczu uradowanej elfki żyjącej już wizjami przyszłości. I tylko jedna myśl zdołała przywrócić ją na moment do rzeczywistości -Znaczy.. no, my będziemy.

-Tyle że tego cudeńka zostało może na dwie, trzy popijawy.
- odparł jej “partner”, tym razem w interesach. - I buteleczka będzie pusta. Więc zamiast ją sprzedawać grubo poniżej jej wartości, może zachowamy ją na następne takie poranki?

-Ale przecież..
-łajdakowi nawet udało się trochę ostudzić entuzjazm elfki. Na jego nieszczęście było to tylko chwilowe zwycięstwo i oczka kuglarki ponownie błysnęły ogniem inspiracji -Przecież na pewno możesz ugotować tego więcej! Ty będziesz gotował, a ja będę sprzedawała!
Jej radość z dobrze wymyślonego planu na zarobek była tak wiele, że trochę się zapomniała i podrzuciła w dłoni szklane naczynko.

-W takim razie będziesz musiała poświęcić swoją biżuterię, bo składniki są kosztowne i rzadkie…- ughh… powiedział jedno z tych paskudnie wulgarnych słów, które mogły wykrzywić usteczka kuglarki w paskudnym grymasie. “Poświęcić”... słowo, które jej nigdy nie kojarzyło się dobrze. Bo oznaczało albo poświęcenie części swoich monet strażnikom miejskich, ale ochotę poświęcenia przez tłuszczę ciała związanej elfki za przewiny jakimś bogom na ołtarzu… lub spalenie jej w ramach kary za jakieś wyimaginowane czyny. Jak choćby kradzież klejnotu z posągu bóstwa.
Koniec końców, Esthe nie lubiła występować w jednym zdaniu ze słowem “poświęcić”. Przynosiło to bowiem nieprzyjemne konsekwencje.

I był to porządny argument! Taki, który rzeczywiście przedarł się do zdrowego rozsądku elfki, bądź.. po prostu do jej skąpstwa i smoczego charakteru. Nie tylko zionęła ogniem jak jedna z tych gadzin, ale także uwielbiała posiadać świecidełka i gdyby miała wystarczająco monet do wypełnienia nimi swojego łóżka, to z radością spałaby na nich każdej nocy.
-No.. to może.. kiedy indziej.. -mruknęła niepocieszona Eshte, ale jej dłoń ruchem wprawionego iluzjonisty schowała flakonik do kieszeni spodenek. Znów się przeciągnęła -To co, jakieś śniadanko? -nagle nosem pociągnęła, a jej wzrok padł na własne ubranie sponiewierane wczorajszymi wydarzeniami -Albo.. kąpiel.

- Z chęcią spróbuję tego co mi upichcisz, a i kąpieli przygotowanej przez ciebie nie odmówię. Jak i okładów z twojego nagiego ciałka.
- odparł czarownik siadając na łóżku z bezczelnym uśmieszkiem.
Sztukmistrzyni Meryel nawet jednym burknięciem nie zaszczyciła ostatnich słów mężczyzny. Aczkolwiek nagłe zaciśnięcie się jej warg w wąską linię świadczyło o tym, że wino wcale nie pozbawiło jej wspomnień wczorajszego dnia. Jakaż szkoda.

-Jeśli tak bardzo chcesz się bawić ze mną w dom, to też powinieneś wypełniać swoje obowiązki jako głowa rodziny - skwitowała ruszając w kierunku jednego z okienek. Trunek czarownika okazał się być ratunkiem dla ciała i duszy elfki, ale nie pomógł w doprowadzeniu wnętrza wozu do porządku. Elfkę nadal czekało sprzątanie. A wpuszczenie do środka świeżego powietrza.. no, świeższego powietrza było dobrym początkiem.
-Nie będzie żadnego jedzenia, póki nam czegoś nie upolujesz. Umiesz wymachiwać dzidą i łukiem, co? - jej ząbki błysnęły w krnąbrnym uśmieszku nim odwróciła się do okienka i otworzyła je na oścież. Delikatny powiew zaigrał wśród jaskrawych kosmyków.

-Umiem. Ale czy naprawdę chcesz dostać ociekające krwią zwłoki królika do oporządzenia, kochana żonko?- zapytał retorycznie czarownik w końcu ruszając zadek z jej łóżka.

Za oknem słudzy robili porządek na pobojowisku, a obie kuchnie, ta przeznaczona dla nobili i dla plebsu, zajęły się przygotowaniem posiłków dla głodnych. Cóż, przynajmniej o to nie musiała się martwić. Należała znów do karawany, więc jedzenie jej się należało. Niestety ten przywilej nie rozciągał się na sprzątanie jej wozu… to musiała zrobić sama, lub zapędzić jej nieroba-męża do miotły.

-Chciałabym zobaczyć jak próbujesz jednego złapać.. -burknęła sobie Eshte pod nosem. Uniesiony krzywo kącik warg zdradzał rozbawienie bogatą wyobraźnią, która jak na zawołanie ukazała jej wizję mężczyzny plączącego się we własnej sukience w trakcie pogoni za sprytnym królikiem. Przezabawny obrazek.
-Ale dzisiaj będę w pełni zadowolona, jak upolujesz dla nas śniadanie prosto ze szlachciurskich stołów. Bo Ciebie do nich dopuszczają, nie? -słońce zrezygnowało z prób spalenia elfki w drobny pył, więc teraz oparta o framugę okienka grzała się w jego promieniach.

- Nie wypada mi chyłkiem wynosić jedzenie ze stołu. To… takie plebejskie.- marudził jej za uchem jej “małżonek”, co gorsza śmiało sobie poczynając dłońmi. Bowiem te pochwyciły pośladki kuglarki wypinające się obecnie i masowały je… wywołując całkiem przyjemny dreszczyk.
-Pamiętaj kochanie, że tam gdzieś są szpiedzy Henrietty i z pewnością doniosą o wszelkich przejawach awanturowania się między nami do jej uszu.- odparł z czułym uśmiechem Ruchacz wykorzystując Paniunię do stawiania elfki w kłopotliwej sytuacji. Potem jego dłonie powędrowały na jej biodra.- To gdzie ukryłaś moją flaszeczkę z miksturą?

Smukłe palce elfki zacisnęły się mocno na framudze, a był to gest z łatwością mogący poprzedzać wymknięcie się reszty jej ciała przez okienko prosto na zewnątrz. Ku wolności, z dala od lepkich łapsk tego łajdaka. Ale nie uciekła. Powstrzymała ją własna zachłanność. Bo skoro już była zmuszona do życia w tak obrzydliwym kłamstwie, to mogła przynajmniej wycisnąć z niego jak najwięcej.
-Kuglarze mają w zwyczaju sprawiać, że przedmioty znikają i pojawiają się nagle za cudzym uchem -odparła odwracając się ku niemu. Musiała to być wina poranka, albo może jednak wczorajszy trunek jeszcze wpływał na jej ciało, bo w trakcie obrotu wykazała się zadziwiającą niezgrabnością i łokciem ugodziła czarownika w brzuch. Przypadek, oczywiście że tak.
-A Ty byś lepiej wykorzystał do czegoś te ręce zanim się poparzysz, mężusiu -ostatnie słowo aż opływało słodyczą z ust Eshte. Pff, oszukałaby każdego szpiega -Może pomachasz nimi do służby, żeby przynieśli Ci śniadanie prosto do domu? Przecież nie odważą się odmówić zachciance paniczyka, nie?

-A może sam wykorzystam je do czegoś innego. Na przykład utarcia ci noska
.- odparł Tancrist z bezczelnym uśmieszkiem maskującym ból po ciosie. Jego dłonie chwyciły drobny biuścik elfki ściskając go zachłannie przez tkaninę, jego usta przylgnęły do warg unieruchomionej kuglarki w namiętnym pocałunku. Ogień… rzeczywiście się pojawił. Czerwony żar na policzkach, ogień w lędźwiach, elfce zrobiło się gorąco gdy była tak publicznie obłapiana i całowana. Tyle że… nie było to nieprzyjemne. Te pieszczoty, ta drapieżna lubieżność wywoływały oszałamiały niczym dobre wino.

Łajdak nauczył ją czegoś o relacjach damsko-męskich. Czegoś czego nie musiała poznawać.
Przed spotkaniem Czaruś wiedziała że figlowanie w alkowie sprawie mężczyznom przyjemność. Musiało wszak, skoro płacili w zamtuzach kurtyzanom. Sądziła jednak że działa to tylko w jedną stronę. Że dla kobiet to jest nudny obowiązek związany płodzeniem dzieci. “Mężuś” pokazał jej, że i dla niewiasty takie figle mogą być przyjemne. Tyle że nie była to wiedza którą chciała poznawać. Choć ciężko jej było protestować, gdy pod wpływem ich pocałunku myśli elfki wpadały w przyjemny wir doznań.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-08-2019, 03:21   #113
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Niemniej po tej napaści, Ruchacz rzeczywiście ją puścił i wykorzystał dłoń do przyzwania sługi, by ten przyniósł mu posiłek dla dwojga, gdy sama elfka próbowała opanować szalejące emocje które obudził w niej ten namiętny pocałunek i… nie dać się porwać wpływowi Pani Ognia, którą ten pocałunek wyrwał z letargu w jej sercu.

-Stul pysk -syknęła Eshte przez zaciśnięte z wściekłości zęby, kiedy rozochocona Pani Ognia zaczęła podsuwać jej do głowy swoje myśli. Całkiem bezwstydne myśli opowiadające o jędrności pośladków czarownika, o sile jego mięśni, zręczności języka i dorodności jego..
Gwałtownie przetarła dłońmi twarz, jak w próbie wyrwania się z tego paskudnego koszmaru. Tyle było z dobrego nastroju sztukmistrzyni. Niech przeklęta będzie Pani Ognia, Dzikun i Thaneeekryyyst w szczególności! Ten ostatni miał przynajmniej tę jedną zaletę, że dzięki niemu mogła się napchać specjałami ze szlachciurskiego stołu.

-Dzisiaj ruszamy dalej? Trolle i dzikusy nie zmieniły planów Pana Hrabiego? -zapytała siadając przy stoliczku zastawionym śniadaniem zapewne zbyt wyszukanym na jej proste podniebienie.

- Oczywiście. Nie ma co tu tkwić.- odparł czarownik zabierając się za bażanta, bo przecież on nie mógł jeść zawiesistej brei przeznaczonej dla służby, tak jak ona wczoraj.






Na talerzu okraszonym rozmarynem kusił wzrok i podniebieniem bażant po myśliwsku. Podany wraz z przyprawionym winem do popicia.
Uderzający w nos soczysty zapach uświadomił Eshte, jak dużo czasu upłynęło od jej ostatniego posiłku. Wczorajszego wieczoru występowała, uciekała, oglądała swoją przyszłość i spijała się winem.. całkiem na głodno.
Teraz ochoczo przyciągnęła do siebie ciężki talerz i potwierdziła obawy wszechświata co do dopuszczania jej do szlachciurskich stołów. Może to z głodu, może kuglarka miała w sobie trochę krwi długouchego dzikusa, bo po prostu chwyciła w dłoń kawałek mięsa i odgryzła duży kęs. Bynajmniej nie przeszkadzało jej to w mówieniu. Kolejny z talentów wyrafinowanej sztukmistrzyni.

-Zapewne wyruszymy zaraz po śniadaniu i obawiam się, że nie będziesz już miała okazji się popisać. Wczorajsza napaść odebrała dobry humor wielu możnym, więc obędzie się bez wieczornych występów. Chyba.- zamyślił się Tancrist.

-Szsnaczszy szie... mushsze tu marnowacz.. mój czasz? -kuglarka przeżuwała powoli i z wyraźną błogością. A kiedy przełknęła, to nawet znalazła chwilę czasu na kontynuowanie rozmowy -Wiesz, minął dopiero jeden dzień, a ja już zostałam prawie pożarta przez trolla, ustrzelona przez dzikusy, zwyzywana przez lalunię i okrzyknięta szpiegiem -wykrzywiła wargi w grymasie -Mam nadzieję, że te całe ziemie Pana Hrabiego nie są zbyt daleko.

-Jesteśmy już na jego ziemiach, tyle że przygody które przeżyłaś tutaj są drobnostką, w porównaniu z tarapatami, w które wpadłabyś podróżując samotnie.
- Czaruś jadł w sposób potwierdzający jego wychowanie i znajomość etykiety. - Tu masz nadal wikt za darmo i straż hrabiego między tobą o kłopotami i….- spojrzał na elfkę. - … nie pakuj tyle do ust bo wyglądasz jak chomik, który chce popełnić samobójstwo poprzez udławienie.

W następnej chwili kuglarka pokazała jak bardzo, bardzo jest wdzięczna mężusiowi za jego troskę wyrażoną w tak słodkich słówkach. Spoglądając mu wyzywająco w twarz uniosła dłoń trzymającą kawałek mięsa, po czym ostentacyjnie wpakowała go sobie w usta, aż mieszanina tłuszczu i sosu została na jej wargach. Może to właśnie był sposób na Ruchacza? Być jak najbardziej odpychającą, żeby nawet przez myśl mu nie przeszła chęć chwycenia za jej piersi?

-Jakoś sobie nie wyobrażam, że strażnicy będą wyjątkowo pomocni, kiedy szlachciurstwo zapragnie sobie zrobić kolczyki z moich uszu -burknęła i tym razem do swych ust schowała jeden z palców ociekających sokami z mięsa -A zresztą, skoro już nie będzie wieczornych występów, to po co mam dalej podróżować z orszakiem? Nie interesuje mnie ten cały konflikt z elfami, a już tym bardziej zobaczenie domku Paniuni i jej bogatego tatusia -mówiła pomiędzy oblizywaniem kolejnych palców -W mieście przynajmniej mogłabym zarabiać i zachwycać.

- Masz rację… lepiej ruszyć samemu przez las pełen trolli, które na pewno zjedzą twoje uszka i resztę twego cia…
- nie dokończył, bo po pochwyceniu w usta kolejnego kawałka mięsa kuglarka wybałuszyła oczy dusząc się w wyniku zadławienia. Czarownik mocnymi uderzeniami w jej plecy pomógł Eshte wykrztusić kawałek mięsa z miejsca, w które nie powinien trafić.
-Ale nie musimy się martwić trollami, które mają ochotę elfie mięso. Bądź co bądź, twoja zachłanność zabije cię szybciej niż trollowa maczuga.- odparł ironicznie Tancrist.

-No nie zaprzeczysz, że taka śmierć byłaby lepsza od zostania zgniecioną maczugą -stwierdziła Eshte przecierając usta wierzchem dłoni i nie sprawiając wrażenia przesadnie przejętej tym jakże bliskim otarciem się o śmierć. Jednakże zamiast żarłocznie sięgnąć po kolejny kawał mięsa, ona ujęła w dłoń pucharek z winem. Zbliżyła go do swojego nosa, żeby powąchać mieszaninę przypraw.
-A jaki Ty masz cel w dotarciu do.. -może i kiedyś usłyszała od czarownika nazwę posiadłości hrabiego, ale zwyczajowo nie przywiązała do niej większej uwagi. Dlatego tylko wzruszyła ramionami -Tam dokąd zmierzamy? Liczysz na to, że Pan Hrabia zrobi sobie z Ciebie nadwornego wróża?

-Jadę tylko z twojego powodu moja kochana żonko. I znaku na twojej zgrabnej szyjce.
- stwierdził wprost czarownik.- Gdyby nie ty, mnie by tu nie było. Bo i hrabia wolałby, żebym trzymał się z dala od jego córki na wydaniu.

-Taaaaa? Tylko z mojego powodu?
-elfka nawet nie starała się ukryć powątpiewającej nuty dźwięczącej fałszywie w swym głosie. Upiła łyk trunku, a aromatyczne przyprawy podrażniły jej gardło. Wino na rozpoczęcie dnia, to był jej rodzaj śniadania.
-Bo wczoraj to miałam wrażenie, że jesteś tutaj na pikniczku z resztą szlachciurstwa. Dzisiaj podróżujesz z nami, czy znów... - urwała i pośpiesznie zerknęła przez okno, jak gdyby tam spodziewała się zobaczyć ostry dziób, wredne ślepia i gąszcz piór -Gdzie właściwie jest ten Twój zwierz, co? Ostatni raz go widziałam jak bawił się trollem.

-Razorbeak jest cały i zdrowy. I tak, będę na nim podróżował. Może też łaskawie zgodzę się pełnić rolę powietrznego zwiadu.
- odparł czarownik z uśmiechem.- A ty powinnaś mu podziękować za uratowanie skóry. Lubi iskanie za uszami i w okolicy rogów.

-Współczuję
-mruknęła elfka zza kielicha, z którego stopniowo i całkiem magicznie znikało wino -Będziesz latał na tej swojej bestii, zamiast razem z nami ciągnąć się za pozostałymi wozami i pod koniec dnia wyciągać sobie piasek spomiędzy zębów. Ale może przynajmniej z góry łatwiej zobaczysz, gdyby zgraja mściwych szlachciurków chwytała się za widły i pochodnie.

Jeśliby tylko Eshte dopuszczała do siebie bzdurne sentymenty i sięgała wspomnieniami do czasów swej beztroskiej.. no, wcześniejszej młodości, to może nawet w tym orszaku poczułaby się jak w domu. Wędrującym domu z końmi ciągnącymi kolorowe wozy, kurzem obsypującym ubrania i włosy, nocami spędzanymi przy ogniskach. Zgadzała się nawet ta ludzka niechęć do elfów!

-Nie pozwolę zrobić ci krzywdy. - stwierdził krótko czarownik i dodał rozglądając się dookoła. - Posprzątaj tu trochę. Oddziel moje rzeczy od twoich. Nie ruszaj mojego ekwipunku. To nie zabawki dla magiczki amatorki. Możesz narobić sobie kłopotów takich jak wczoraj, albo i większych.

W jednym momencie kuglarka odczuła zmieszanie, jak i rozdrażnienie. Zarumieniła się na policzkach, a jednocześnie zacisnęła wargi w bardzo wąską linię. Thaaneeekryyyst namieszał jej w główce tą swoją nagłą i całkiem niespodziewaną troską, którą zaraz przeplótł z bzdurnym żądaniami. Uh, nie wiedziała co było gorsze w jego wykonaniu.

-To jak mam posprzątać, jeśli zabraniasz mi dotykać swoich rupieci? -odcięła się z zadziwiającą rezolutnością jak na tę porę dnia. Z głuchym stuknięciem odstawiła pucharek na blat stolika, po czym spojrzała chytrze na łajdaka -A może po prostu wywalę je wszystkie za drzwi, żeby nie obciążały mi wozu i Małego Brida'?

- Nie zrobisz… bo nie wiesz, czy wśród nich nie kryje się kolejne lekarstwo na twoje kłopoty.
- odparł z lisim uśmiechem czarownik.- Poza tym chyba nie chcesz bym poszedł się żalić na paskudną żonę, córce naszego gospodarza? Z pewnością da mi się wypłakać na swojej piersi.
-Dzieeeń doobry.
- ziewnęła wróżka budząc się na swoim posłaniu - Co mnie ominęło?

Eshte wywróciła ślepiami w reakcji na słowa czarownika. Czy czarownik naprawdę sądził, że tak żałosną zagrywką wywoła w niej fale gotującej się złości? Mogła ona zadziałać na jakieś panieneczki ze słabą wolą, ale nie na sztukmistrzynię Meryel!
.. prawda?

-Nic takiego. Jedynie szantaże mojego mężusia na dobre rozpoczęcie dnia -prychnęła kuglarka w odpowiedzi, jednocześnie opuszką palca wskazującego przesuwając po obrzeżu talerza pobrudzonego smakowitym sosem. Tak smakowitym, że wprost można było palce lizać!
-Głodna? -zapytała po wyciągnięciu palca z usta -Dzisiaj mamy śniadanie prosto z jaśniepańskich stołów.

-Oooo cudnie. Chętnie coś zjem. Jak wróciłam jużeście spali. Eshte wtulona w ukochanego. Jak romantycznie.
- zaświergotała niemal wróżka zlatując niczym sęp ku padlinie.

-Po prostu dbam o to by moja ukochana żonka nie sparzyła sobie paluszków wtykając je tam gdzie nie trzeba. I choć z chęcią porwałbym cię na romantyczną przejażdżkę na grzbiecie gryfa…- odparł mężczyzna wstając z zamiarem opuszczenia domku na kółkach elfki. - … bo miałbym na ciebie oko. To wóz… niestety sam się nie poprowadzi.

-Ooooooooh!
- zawyła kuglarka z zachwytem równie wielkim, co i nieprawdziwym. Ton jej głosu osiągał niebezpiecznie wysokie skale przesłodzenia -Tak jak ostatnim razem, kiedy zabrałeś mnie na zbieranie kwiatków?
Bogom niech będą dzięki, że w jednej chwili jej fałszywy uśmiech przeobraził się w zwyczajowy grymas, a ten bolesny dla uszu świergot został zastąpiony burknięciem -To już wolę spędzić cały dzień z tyłkiem na koźle -widok jedzącej Trixie podsunął jej do pstrokatej główki nową myśl, którą nie omieszkała się podzielić z mężczyzną -Ale weź przynajmniej upoluj nam później jakiś szlachciurski obiadek.

- Masz rację. Tak jak ostatnio… gdy rzuciłaś się na mnie w szale namiętności. Cóż poradzę, że budzę w tobie dziką kotkę
.- dodał ironicznie czarownik i zamknął za sobą drzwi, zanim kuglarka zdążyła rzucić w niego obelgą, bądź czymś bardziej materialnym.
Jak na przykład pucharkiem na wino! Eshte objęła palcami jego nóżkę i uniosła rękę odwracając się w kierunku drzwi, ale.. te rzeczywiście już się zamknęły za mężczyzną. Tchórz. Szkoda było marnować resztkę trunku, jeśli rzucenie naczynkiem nie miało się zakończyć ozdobieniem jego twarzy siniakiem w kolorze zgniłej śliwki.

-Nie potrzebujemy go. Ty i Ske''kel jesteście lepszymi towarzyszami podróży -burknęła po wlaniu w siebie ostatnich kropelek wina. Przeniosła spojrzenie na wróżkę zajadającą się malutkimi kąskami śniadania -Nikt Cię wczoraj nie zaczepiał, kiedy pozbywałaś się moich świecidełek?
Gorzka nuta w głosie kuglarki świadczyła o tym, że nocną decyzję czarownika nadal uznawała za kradzież. Za kradzież JEJ własności, którą samodzielnie uratowała przed rozdeptaniem pod śmierdzącymi stopami trolli.

-Nieee… ukryłam je bardzo dobrze i bezpiecznie w dziupli drzewa. Możemy po nie sięgnąć, gdy będziemy przejeżdżały tędy w drodze powrotnej.- odparła dumnie wróżka, która pewnie też nie potrafiła rozstać się z błyskotkami. Ach… wielkie umysły myślą podobnie.

Im bardziej Eshte uświadamiała sobie znaczenie słów sprytnej wróżki, tym jej wargi rozciągały się w coraz szerszym uśmiechu.
-Noooo... ładniutko świeciły, co? -zapytała błyskając pełnym kompletem ząbków. Wsparła łokieć o blat stołu i wygodnie rozpłaszczyła sobie policzek o wnętrze własnej dłoni. Rozmarzyła się leciutko -Za ich sprzedaż każda z nas będzie mogła sobie pozwolić na spełnienie jakiejś zachcianki w mieście. Może porządna kąpiel, taka z gorącą wodą i z tymi wszystkimi pachnącymi olejkami do ciała. Ooooh, albo obiad w jednej z tych gospód, co to nalewają piwa do prawdziwego szkła i dają każdemu ścierki do wycierania sobie usteczek. A może to karczmarz sam je wyciera tym wszystkim paniczykom..?
Uniosła brwi w krótkiej zadumie nad nad kolejnymi dziwactwami wysoko urodzonych człowieczków. Bynajmniej nie była nimi zaskoczona. Parsknęła sobie cicho, po czym dodała nie tracąc pozytywnego nastawienia -Jeśli zaś się okaże, że szlachciurki nosiły nędzne, malowane szkiełka, to przynajmniej ozdobimy nimi nasze stroje.

- I napiszę balladę o tym jak dzielnie oszukałaś chciwych szlachciców.
- odparła z promiennym uśmiechem wróżka. - Lud takie lubi.
Lud może i tak, ale wielmoża… niekoniecznie. Trzeba będzie pilnować pomysłów Trixie, bo może napytać kłopotów sobie i kuglarce. Głównie kuglarce, bo skrzydlata bardka miała talent do uciekania, gdy pojawiały się problemy. Eshte… niekoniecznie. Tak było przy spotkaniu z Pierworodnym, tak było i wczoraj z gryfem i trollami.

-Lud lubi, lubi -zgodziła się kuglarka kiwając głową -Tylko wiesz, to nie lud nam napełnia brzuchy, kupuje materiały i naprawia wóz. Jak urazisz szlachciurków, to będziemy mogły zapomnieć o występowaniu na ich przyjątkach, o wypełnianiu kieszeni ich błyszczącymi monetami i.. i -rozejrzała się po wozie, po tym całym bałaganie wypełniającym jego do niedawna przytulne wnętrze. Szukała czegoś.. czegoś wystarczająco przekonującego dla małej bardki. Znalazła to w tkaninach porozwijanych i porozrzucanych na podłodze -O, i o pstrokatych ubraniach też. Jeśli chcesz o mnie pisać piosenkę, to może o tym jak całkiem sama pokonałam trolla, co?

-Oooo! O tym jak zmieniałaś się w straszliwą pazurzastą kreaturę?!
- podekscytowała się wróżka już pewnie w głowie układając rymy. Eshte… niezbyt ekscytowała wizja takiego utrwalenia w sztuce dla potomnych. W końcu wcale nie chciała być pazurzastą bestią w piosence wróżki. Takie bestie są nadziewane na widły przez przesądnych prostaczków.

-No.. ee... -ten groźny nurt myśli Trixie mocno zaskoczył elfkę. Aż na moment jej słów zabrakło. Bo i skąd.. skąd ona właściwie wiedziała o tym pazurzastym zdarzeniu?! Przecież nie było jej wtedy nigdzie w pobliżu! Uhhh, pewno czarownik musiał jej opowiedzieć wszystko ze szczegółami, kiedy Eshte wciągnęły widziadła przyszłości. Obrzydliwa papla.

-Jeśli lud lub szlachciurki zobaczą we mnie potwora, to skończę płonąc na stosie zamiast zabawiać ich swoimi ognistymi sztuczkami. Najlepiej będzie, jak skupisz się na moim magicznym talencie oraz sprycie. I urodzie też -podrapała się lekko po policzku -A tak w ogóle to byłoby dobrze, gdybym ja była pierwszą osobą, przed którą zaśpiewasz te swoje ballady. Zgoda?

-Zgoda.
- odparła wesoło bardka.

Ufff, kolejny kryzys zażegnany. Coś ostatnio dużo ich nawiedzało kuglarkę, przynajmniej jeden na dwa dni, a czasem nawet dwa na jeden dzień! Gdyby nie była tak samo zdolną Pogromczynią Kryzysów jak była Pogromczynią Potworów, to może zaczęłaby się obawiać wychodzenia z własnego wozu ze strachu przed zderzeniem się z murem kolejnych problemów. Póki co z każdym radziła sobie równie sprytnie, co z niebezpiecznymi źródłami inspiracji Trixie.
No, został jej jeszcze ten tyci tyci kryzysik z Pierworodnym.
I te całe fałszywe zaślubiny z Czarusiem. Właściwie on sam był jednym wielkim kryzysem, jak natrętna mucha ciągle latająca przy jej uszach. I drażniąco łaskocząca ją w ich czubki.
A i memłanie Paniuni też zalatywało smrodem kryzysu, w którego samym sercu miała się znaleźć Eshte.
Bo któż inny?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-08-2019, 03:26   #114
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Trixie skupiła się na zjadaniu resztek szlachciurskiego śniadania, a sama elfka postanowiła przynajmniej siebie doprowadzić do jako takiego porządku. Wnętrze wozu mogło jeszcze poczekać na swoją kolej ( w końcu czekało już od wczoraj i jak na razie nikt nie kwapił się do sprzątania ), ale ona potrzebowała zmyć z siebie brudy wczorajszego dnia. No, głównie wieczora. Bo przecież to właśnie wtedy upociła się w trakcie występu, wybrudziła ziemią i została obryzgana krwią trolla. Również żywe w jej wspomnieniach były te obrzydliwe macanki z czarownikiem i Pierworodnym, nawet jeśli ten ostatni był tylko chorym wytworem wieszczego ziela. Już dawno nie czuła się tak wielkim brudasem.

Poprzerzucała ubrania z jednej kupki na drugą, dzięki czemu odnalazła lekką tuniczkę wyraźnie pochodzącą z grzbietu kogoś wyższego od kuglarki. Już po chwili do fatałaszków zaścielających prawie każdy kawałek podłogi dołączyła również jej brudna i przepocona kreacja sceniczna. Przez rozczochraną głowę włożyła na siebie tuniczkę sięgającą za uda i.. ale zaraz, czemu się ubrała jeśli zamierzała się myć? Oh, przecież ani myślała robić tego NAGO!
Najdroższy mężuś nie zadbał o prywatność swej żoneczki i sławnej artystki, a ona nie miała zamiaru dawać rozbieranego pokazu okolicznych zboczeńcom. Wprawdzie w oczach szlachciurków była teraz szpiegiem jakiegoś Balerona, ale to pewno tylko podsycało dzikie fantazje niejednego z nich. A przecież otaczali ją też różnej maści kuglarze, strażnicy i cała armia służących. To dość dużo nadmiernie ciekawskich oczu. Wśród nich także te należące do, brrrrrr, Arissy. Któż by pomyślał, że wśród tylu mężczyzn to właśnie ta drobna kapłanka będzie najbardziej przerażającym lubieżnikiem!

Z szerokim ziewnięciem Eshte otworzyła drzwiczki wozu i momentalnie przymrużyła oczy pod wpływem rażącego słońca. Po chwili przyzwyczaiła się do porannej jasności, więc nie groziło jej już spadnięcie ze schodków.
Rozsupłała sznur utrzymujący beczułeczkę wody przy boku wozu, po czym nie bez problemu zdjęła jej wieko. Z wyraźnym rozżaleniem spojrzała w toń zimnej, zwykłej wody.

Zamkowe łaźnie dość mocno ją rozpieściły. Wcześniej przyzwyczajona była do mycia się właśnie taką wodą, do kąpania się w korytach przeznaczonych dla zwierząt i prostacko ciosanych baliach dostępnych w przydrożnych gospodach. Nie znała lepiej, to nawet nie wyobrażała sobie jaką istną ROZKOSZĄ mogło być kilkugodzinne moczenie się w wodzie. Te pachnące oleje, te góry piany, to jedzenie i picie w trakcie kąpieli, ah! To wszystko dało elfce posmakować zepsucia, które kształtowało paskudne charakterki arystokratycznych panieneczek. Pewno nawet w taką podróż woziły ze sobą wielkie wanny, a służki musiały każdego dnia napełniać je gorącą wodą i pachnidłami. NIE, kuglarka wcale nie była zazdrosna! Miała własną wodę, o tutaj. I przynajmniej nie niańczyła jej żadna służka. W przeciwieństwie do szlachcianeczek, ona potrafiła się umyć całkiem sama.

Zanurzyła twarz w wodzie zebranej w otwartych dłoniach. Uzyskany tym sposobem efekt był.. daleki od idealnego. Owszem, po krwi trolla nie było już śladu, ale za to teraz po policzkach Eshte spływały pozostałości jej niegdyś misternego makijażu, który przybrał kształt wielobarwnych smug.






Malowniczy widok, z pewnością jeszcze bardziej zbliżający elfkę do pstrokatej papugi. Albo bardzo, bardzo, bardzo smutnego błazna. Ale wystarczyło jeszcze kilka takich zanurzeń i trochę potarcia dłońmi, aby tylko fiołkowe tęczówki i lekko zaczerwienione wargi pozostały jedynymi kolorami odznaczającym się na jej twarzy.
Spomiędzy skapujących z rzęs kropelek rozejrzała się po swym najbliższym sąsiedztwie.

O ile ktoś ze szlachciurków nie był przygłupią Paniunią naprzykrzającą się Thaaneekryyystowi, albo właśnie nim naprzykrzającym się elfce, to raczej jaśniepaństwo nie zapuszczało się w tą zdziczałą w ich oczach część obozowiska. I jak się popatrzyło po okolicznych artystach pakujących swe manatki, to rzeczywiście można było się poczuć jak w cyrku, co wcale elfce nie przeszkadzało. Wychowała się wśród wielu.. cudacznych postaci, więc teraz nie zaskakiwał jej widok barwnych połykaczy noży, tancerzy, żonglerów czy akrobatów. No, gnomkę ujeżdżającą psa widziała pierwszy raz w życiu.
Artyści, zresztą tak jak i wszelkiego rodzaju strażnicy najęci przez Wielkiego Pana Hrabiego, pakowali swe manatki i przygotowywali się do dalszej podróży. Tylko gdzieniegdzie jeszcze jacyś szczęśliwcy dostąpili zaszczytu uprzątnięcia resztek po wczorajszej bitwie. Ogółem była to całkiem spora gromada, ale nikt nie narzucał się jej ze swoim towarzystwem. Miło z ich strony.

A zatem nieniepokojona przez nikogo kuglarka pochyliła się nisko, by móc przemyć swoją szyję i kark. Ponownie nabierając wodę w dłonie zwilżyła nią artystyczny nieład swych włosów, w którym ciężko byłoby dostrzec cały ten wysiłek, jaki wczoraj Loczek włożył w ich ujarzmienie. Kosmyki pouciekały spod fantazyjnych upięć, spinki pogubiły się pod wozem i wśród poduszek na łóżku kuglarki, a skołtunione pasma kogutami sterczały w różne strony świata. Przeczesywanie ich wilgotnymi palcami tylko nieznacznie poprawiało cały ten chaos fioletów.

Kiedy beczułeczka została już wystarczająco opróżniona i Eshte była w stanie unieść ją ponad swoją głowę, to resztę wody po prostu na siebie wylała. Przemoczony materiał uniki przylgnął do smukłego ciała elfki. Wyeksponował piersi, przykleił się mocno do pośladków i tak dalej, blah blah - no po prostu istna bogini piękności rodząca się w wodzie z beczki. Oh, Ruchacz z pewnością miałby wiele do powiedzenia na ten widok, a ona WCALE nie chciałaby wysłuchiwać tych obrzydliwości.

Przycupnęła sobie na schodku i z kieszeni tuniki wydobyła drewniany grzebień, którego elegancki kształt i zdobienia wyraźnie wskazywały na kradzi.. na przygarnięcie przez elfkę, kiedy zgubił go nierozgarnięty właściciel. Dobre miała serce ta Eshte.
Przy pierwszej próbie rozczesania włosów grzebień po prostu.. w nich został, jak uwięziony w gęstwinie diabelskich pnączy. Jego uwalnianiu pomogły złorzeczenia i grymasy, które potem towarzyszyły każdemu kolejnemu przesunięciu drewnianymi zębami pomiędzy splątanymi kosmykami. Gdyby tylko myślami odpłynęła ku przyjemniejszym ścieżkom, to w mgnieniu oka rozczesałaby burzę swych włosów. Ale nie, ona skupiła się na kwestiach bardziej.. przyziemnych. Nużących wielki i kreatywny umysł sztukmistrzyni.

Pranie brudnych ubrań będzie musiało poczekać do kolejnego długiego postoju, co by wszystko miało czas wyschnąć. Ale to dobrze, dobrze. Jak Eshte będzie miała obowiązki, BARDZO ważne obowiązki niecierpiące zwłoki, to kapłanka nie będzie mogła spełnić swojej groźby o wykupieniu prywatnego występu. Kuglarka była gotowa wysprzątać cały swój wóz, aż po wypolerowanie kół i umycie okien, byle tylko uratować siebie przed lepkimi rączkami Arissy.

Ah, jakież parszywe było to życie doczesne!
Jednego dnia cieszyła się sławą Cudownej Artystki, przerażała i zachwycała swym tańcem z ogniem, w jej uszach rozbrzmiewały oklaski, jej kieszenie wypełniały drogocenności - a następnego stawała się zwykłym kocmołuchem piorącym majtasy i szorującym garnki. No, może nie takim zwykłym, nadal miała swoją magię i nieprzeciętny charakterem. Ale i tak musiała się zniżać do wykonywania przerażająco trywialnych zajęć. Ona! Uwielbiana artystka!

Z pewnością TAMTA Eshte, ta co z okien własnego zamku tęsknie wypatrywała pojawienia się Pierworodnego na horyzoncie, nie musiała sama sobie prać ubrań czy sprzątać komnat. Uh, tylko jaką ceną opłaciła sobie tę wygodę.
To Odbierająca Dech w Piersiach, Oszałamiająca Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Królowa Trzymania w Napięciu już wolała sama sobie prać gracie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-09-2019, 17:49   #115
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pranie, sprzątanie… Nie do takich prac zostały stworzone artystyczne palce Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré ! Niestety taką pracę musiały wykonywać, bo “mąż” obibok szlajał się pomiędzy szlachciurkami. Ugh… też jej się obibok trafił! Gdyby nie satysfakcja z kwaśnej miny Paniuni i tatuaż na szyi toby elfka pogoniła tego swojego nieroba ze swojego wozu. A jeszcze chętniej zagoniła do prac domowych.
Ech… niestety ani mężuś, ani Trixie nie kwapili się do pomocy, a choć Skel’kel był pod ręką, to ile mógł zrobić mały lisi wężyk? Wszystko na głowie biednej artystki, wszak nie stworzonej do prac domowych.
Nie żeby tylko ona sprzątała rano obóz. Sługi już zabrały się za składanie namiotów i zwijanie obozowiska. Zadziwiająco wielu pachołków krążyło wpatrując się w trawy, jakby chcieli coś wypatrzeć wśród źdźbeł. Przyglądało się temu paru zagniewanych wielmoży. Ale co wielką artystkę obchodziły kaprysy szlachty? Niech sobie przetrząsają trawki i krzaczki. Ona miała ważniejsze sprawy do zrobienia, w których to żaden sługa nie pomógłby… choć nie miałaby nic przeciw wsparciu w jej walce z nieporządkiem w wozie! Że też tak wielki talent marnowany był na tak trywialne zadania. Ktoś inny powinien prać jej rzeczy, sprzątać wozik, łapać gołębie, szyć jej szaty! Ale niestety… los był niesprawiedliwy.


Karawana ruszyła dalej…
Thaanekryyst gdzieś na przedzie na swoim ptaku leciał. A sama Eshte jechała gdzieś z tyłu. Niemal na samym końcu całego taboru. Z dala od męża, szlachciurków, ale blisko straży tylnej. Mając za towarzystwo gadatliwą i nadmiernie entuzjastyczną wróżkę.
Od lat nie zdarzyło tak jej się podróżować. Zwykle była tylko ona i jej ukochany …Brid'. Teraz jednak miała i Skel’kela i Trixie. Zwłaszcza wróżka nie dawała jej czasu na zamyślanie trajkotając bez wytchnienia.
To było...


… miłe. Przyjemnie było mieć do kogo usta otworzyć. Przyjemnie było podróżować w towarzystwie. Przyjemnie było nie być samotnym. A i droga się nie dłużyła. Słonko grzało prześwitując przez drzewa, tani tytoń w fajce i trajkotająca wróżka… Czegóż chcieć więcej?
Może bukłaczka wina i pomocnika przy lejcach, co by się można było leniwie wygrzewać?
Może…
Niemniej to co było, nie było złe. Wózek kołysał się na wybojach, ptaszki śpiewały wśród gałęzi. Słonko przygrzewało mocno, ale liście drzew łagodziły żar z nieba. Las tutaj stawał się coraz bardziej “cywilizowany”.


Nie był już taką ponurą puszczą naznaczoną dotykiem Dzikuna. Tylko łagodnym i przyjaznym (nawet jej artystycznemu) oku laskiem. Ciężko było uwierzyć w to, że wśród tych drzew kryło się coś strasznego lub niebezpiecznego. Podróż była więc przyjemną wycieczką. Tym przyjemniejszą, że wszystkie drażniące Eshtelëę elementy: czyli Thaanekryst Paniunia i Arissa, znajdowały się obecnie na czele tej karawany.

Ten nastrój zmienił się diametralnie, gdy dojechali do rozdroży. Nagle mimo słońca świecącego mocno, zimny dreszcz przeszedł po plecach kuglarki. Nagle świat stracił barwy. Bowiem na rozdrożach był drewniany drogowskaz. Wysoki pal wskazujący kierunki. I na tym drogowskazie wisiały dwie osoby. Obie miały szpiczaste uszy… dwóch wisielców dziobanych przez wrony.
I Eshte wcale nie pocieszał fakt, że wedle strażników to byli elfi buntownicy. Tym bardziej, że jechała do zamku w którym mieszkała jej rywalka do uczuć “męża”. Więc widok trupów zmroził kuglarkę, łatwo jej było sobie wyobrazić że sama tak zawiśnie… tym razem z zamkowych. Zwykle unikała okolic i miast z takimi “ozdobami”. Tym razem nie miała wyboru. Zamiast tego miała “męża” szlachcica, którego mogłaby użyć jako tarczy w obronie przed napaścią. “Męża” który sam obiecał ją chronić, co prawda przed Pierworodnym. Gdy mijała ów drogowskaz, nagle poczuła “tęsknotę” za Thaanekryystem... uczucie u niej raczej niespodziewane. Czułaby się lepiej z czarownikiem obok niej, którego mogłaby rzucić rozwścieczonej tłuszczy na pożarcie, gdy sama dawałaby drapaka. Bądź co bądź to chyba była rycerska powinność osłaniania słabszych, prawda?


Zamiast ruszać w kierunku miasta, orszak hrabiego odbił w prawo kierując się do Dębowa. Niedużej osady zamieszkanej przez drwali i smolarzy zbudowanej głęboko w lesie. Była to po części osada pionierów, po części faktoria handlowa prowadzona przez krasnoludów. Ale za to blisko nich i posiadająca medyków, co było wielce przydatne, gdyż trolle poturbowały wielu ludzi podczas swojej napaści.
Dębowo było taką osadą, którą kuglarka zwykła pomijać w swoich podróżach...


Obudowaną drewnianą palisadą, pełną błotnistych uliczek, pełną prostych drewnianych chatek… biedną.
W takich osadach za jej występy płacono w naturze, przy czym ta natura miała postać jajek, zboża, warzyw… i czasem jeśli miała szczęście to mięsa, ryb i bimbru.
Taka zapłata była czymś obraźliwym dla profesjonalnej artystki, tym bardziej że gotowanie nie było talentem który Eshte dobrze opanowała.
Dlatego sama z siebie nie zboczyłaby z drogi, by odwiedzić Dębowo.
Niemniej była tu… w otoczonej palisadą dziurze z drewnianymi chatkami i uliczkami z utwardzonej ziemi. Wśród mieszkańców, którzy nie mieli za dużo monet w mieszkach i chęci by ich wydawać na popisy kuglarskie. A przybyli tutaj, bo trolle poważnie porturbowały kilkunastu najemników i kilku szlachciców (choć Esthe przypuszczała, że połamali się potykając się pochwy własnych mieczy przytroczone do pasów), a pomoc Arissy okazała się niewystarczająca (co kuglarki jakoś nie dziwiło).
Dębowo było osadą w puszczy i z niej się żywiło. Wycinali tu drzewa, wypalali węgiel drzewny, produkowali dziegieć, polowali na zwierzęta dla futer i sadzili drzewa… bo czemu by nie mieli by tego robić?
Ten obszar nie był obecnie przeznaczony na kolonizację. Nie było póki co w planach zakładania u wsi, tym bardziej, że gleby tutaj nie należały do szczególnie urodzajnych. Więc sadzono drzewa, pod przyszły wyrąb.
Tak nakazywał samozwańczy “burmistrz” tej osady, Krignar Harrowback, jasnowłosy krasnoludzki łowca . Bo też w tej osadzie było sporo krasnoludów i żadnego elfa. Była to ludzko - krasnoludzka osada, która… miała swoją świątynię. Co prawda była to świątynia w postaci dużego drewnianego posądu. Giganta o ciele pokrytym futrze i wilczych pazurach kończących długie ludzkie palce. O rogatej czaszce jelenia. Było to częste przedstawienie Dzikuna, acz nie jedyne. W przeciwieństwie do innych bogów Dzikun objawiał się pod wieloma różnymi formami… zamiast faworyzować 2 lub 3 jak czynili to inni bogowie.
No i był tu kapłan Dzikuna… jeden.
I wyglądał tak jak Eshtelëa się spodziewała.
Zapuszczony i porośnięty roślinami druid… o sowich oczach. Tacy bowiem byli kapłani Dzikuna… inni.
Bowiem pozostali bogowie żądali czegoś za swoją łaskę… bólu i cierpienia. Kapłani musieli ponieść osobistą ofiarę za dar magii. Dzikun takich żądań nie stawiał, Dzikun hojnie obdarzał mocą. Ale myliłby się ten, kto sądziłby że moc ta jest całkiem za darmo. Nie. Potęga Dzikuna miała swoją cenę. I ta cena odbijała się nieludzkich oczach druida. Ciała bowiem kapłanów Dzikuna zmieniał się wraz z tym jak często korzystali z mocy swego boga. Do tego stopnia, że najstarsi i najpotężniejsi druidzi nie przypominali wogóle ludzi.
A teraz… te właśnie sowie oczy przeszywały kuglarkę na wylot. Druid wpatrywał się w nią, jakby wiedział co się z nią stało w pewnym kamiennym kręgu.


- Oczywiście rozumiem twoje argumenty…-
Brzdęk, brzdęk, brzdęk.
- Jesteś osobą bardzo zajętą…-
Brzdęk, brzdęk, brzdęk.
- … rozchwytywaną. Zrozumiem jeśli odmówisz…-
Brzdęk, brzdęk, brzdęk.
Oczy elfki śledziły źródło tego dźwięku. Brzdęku nie głosu. Podskakującą w dłoniach niziołka sakiewkę, którą bawił się na jej oczach. Przerzucając dłoni do dłoni.
Ciężką i dużą sakiewkę.
Loczek się nią bawił rozmawiając z elfką na temat sprawy z którą do niej przybył. Póki co jego rozmowa była monologiem. Niziołek wyjaśniał bowiem, że rozumie odmowę Eshte na jego propozycję.
Odmowę której nie dał jej okazji powiedzieć.

Cóż… propozycja była bowiem prosta. Arissa chce, by występ elfki uświetnił jej posiłek. No i kuglarka miała potem dołączyć do posilającej się kapłanki.

Oczywistym… brzdęk… więc... brzdęk... było… brzdęk… że… brzdęk… odmówi.

Tyle że oczy elfki wodziły za pękatą sakiewką, która mogła zniknąć przy pasku Loczka w każdej chwili. W niej bowiem była zapłata za występ. Na który… brzdęk… się nie...brzdęk.. zgodzi. Prawda?
Fiołkowe oczy elfki poruszały się jak u kota obserwującego latającego mu nad głową ptaka lub zabaweczkę kierowaną wydelikaconą dłonią matrony. Ale ona nie polowała. Ona po wielkości woreczka i odgłosie słodko podzwaniającym monet starała się ocenić jak dużą wartość miało to spotkanie dla Arissy. Niestety wszystko wskazywało na to, że bardzo jej zależało na towarzystwie kuglarki, co wcale nie było zaskakujące. Wszak sztukmistrzyni Meryel była wysoce cenioną artystką i było wręcz trochę obraźliwym, że ludzie jeszcze się nie bili między sobą o odrobinę uwagi z jej strony.
Niełatwo było trzymać się elfce jej postanowienia o dokładnym wysprzątaniu wozu, kiedy Loczek wymachiwał jej przed nosem tak rozkosznie dużą zapłatą za zrobienie tego.. co przecież kochała, nie? Nie?
-Aaaaa… -skrzyżowała ręce na piersiach w próbie zapanowania nad swą pękającą stanowczością. A i łapki też ją bardzo świerzbiły -Ale Arissa to wie, że ja nie daję rozbieranych występów? Nieważne z jak dużą sakwą Cię do mnie wyśle.
- Oczywiście, że nie.
- zgodził się z nią niziołek wielce oburzony tym, że coś takiego w ogóle sugerowała. - Kapłanka oczekuje występu artystycznego. Ja zaś spróbuję namówić mojego rycerza, by również został na przedstawieniu i na posiłku co zapobiegłoby nadmiernemu pijaństwu i spoufalaniu, acz…- tu Loczek westchnął ściskając mocniej sakiewkę, przez co rzemienie się poluzowały. I kuglarka dostrzegła błysk srebra, a nie pospolitej miedzi. -... mój pan sztuki iluzji nie ceni. Woli poezyję religijną i filozoficzne moralitety.
Niziołek wzdrygnął się z odrazą wymawiając ostatnie słowa.
Także i Eshte wykrzywiła usta w grymasie. Towarzystwo tego ich Tyłkawsona z pewnością byłoby pomocne, ale ona nie miała ochoty znowu przywdziewać kapłańskich ciuszków i wznosić modłów ku jego uciesze. Może Trixie mogłaby mu coś wyśpiewać? Chociaż w jej wykonaniu to prędzej usłyszałby jakieś druidzkie przyśpiewki, albo jedną z tych ballad o dzielnym rycerzu ratującym smoka z rąk brzydkiej księżniczki. Nie znała wielu osób w orszaku, właściwie to przychodził jej tylko na myśl Czaruś... oh, ale jego zdecydowanie nie zamierzała zabierać ze sobą do kapłanki! Przy nim Arissa stałaby się tylko bardziej.. lepka.
Sztukmistrzyni westchnęła głośno, co właściwie bardziej brzmiało jak fuknięcie.
- Nie jestem jedną z tych miastowych elfek kupowanych do towarzystwa. Za te monety Arissa może dostać występ, nie wspólny posiłek i na pewno nie pijaństwo -srebro monet iskierkami błyskało w jej oczach, ale kobieta interesu Eshte nadal twardo próbowała ugrać swoje warunki - Zresztą, zbyt poufałe spotkanie z inną elfką zwróciłoby uwagę szlachciurków. A ja nie potrzebuję ich podejrzliwości.
Czasem to wdepnięcie w jaśniepaństwo okazywało się przydatne. Czasem.
- Nikt ciebie do picia zmuszać nie będzie moja droga. Ani też jeść nic nie musisz jeśli nie chcesz. Jeno przy stole siedzieć, by zabawiać wtedy Arissę rozmową. - odparł ze śmiechem Palemonius po czym dodał.- Więc mam przekazać kapłance twoją odmowę?
A jego dłonie zabrały się za przyczepianie wypełnionej monetami sakiewki do pasa… z dala od kuglarskich paluszków.
Ten ruch, te straszliwe słowa wypowiedziane przez Loczka... to wszystko wywołało panikę w elfce. Niech przeklęta będzie Arissa i jej zachcianki!
-Czekaj no, czekaj! - rozłożyła ręce jak w próbie uspokojenia zdenerwowanego zwierzęcia gotowego uciec z woreczkiem monet należących do kuglarki -Jestem przekonana, że uda nam się dojść do porozumienia.
Powoli pokiwała głową w zrozumieniu, a w kącikach jej warg zaigrał uśmieszek -Pewnie i dla Ciebie nie jest żadną rozrywką pilnowanie spitej kapłanki, co? Jeśli skupię się na zabawianiu jej moim występem, bo w końcu jestem artystką -niewielką zmianą w tonie głosu podkreśliła ostatnie słowo. Czasem miała wrażenie, że Arissa widziała w niej tylko „drugą elfkę”, a niziołek jedynie rozwiązanie swoich problemów z kapłanką. A przecież była artystką! - to nie będzie miała się z kim spijać. Oboje zyskamy na tym wieczorze.
- Jak wspomniałem nikt ci wina do ust wlewał siłą nie będzie. A co do Arissy… to… -
zakłopotał się Loczek przerywając tą niemą groźbę schowania pieniędzy przy pasie.- Znasz ją. Lubi korzystać z życia. I pić będzie jak stary krasnolud.
-Nie wątpię –
mruknęła kuglarka wspominając ten jeden wieczór w Grauburgu. Nie pamiętała z niego wiele, ale w tych przebłyskach których wino nie zdołało całkiem wymazać z jej myśli, to właśnie pijana Arissa była główną bohaterką. Szkoda, że nic nie było w stanie wypędzić z pstrokatego łba tamtej pobudki w jej ramionach.
Eshte rozluźniła się nieco, już nie szykowała się do skoku na Loczka uciekającego z JEJ monetami. Zabawne, bo zwykle to ona była stroną uciekającą. Ale tym razem, jak przystało na kobietę interesów, wyciągnęła ku niemu rękę i rozcapierzyła palce w oczekiwaniu na poczucie tego cudownego, cudownego ciężaru sakwy.
- Dobrze, wystąpię przed Arissą i chwilę z nią posiedzę. Ale wracam do swojego wozu jak tylko zacznie się do mnie dobierać -zacisnęła wargi w wąską linię, ślepia przymrużyła -Bo wiesz, że zacznie.
- Wiem… wiem… -
zgodził się z elfką niziołek przesypując jedną trzecią monet z sakiewki na dłoń i podając je elfce.- Zaliczka. Reszta po występie.
Chłód na skórze odrobinę poprawił kuglarce nastrój. Nie tak bardzo jak poprawiłaby go cała sakiewka, ale otrzymane monety przynajmniej trochę osłodziły jej wizję prywatnego występu przed kapłanką. Może kiedyś mając chwilę czasu spróbuje sobie odpowiedzieć na pytanie: czy gorsze jest jej towarzystwo, czy może jednak Pierworodnego. A może Ruchacza? Niełatwy wybór.
-Muszę się przygotować do tego występu. Przyjdziesz potem po mnie? -zapytała wprawiając jedną z monet w taniec pomiędzy swoimi smukłymi palcami - Nie mam ochoty was szukać po całym obozowisku.
- Tak. Tak. Zjawię się. -
odparł jakoś tak bez entuzjazmu Palemonius. - Pamiętaj o unikaniu alkoholu dziś.



- Wspaniała i zachwycająca Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré! - osoba która powitała tak zajętą czyszczeniem grzywy Brida kuglarkę podchodząc z uśmiechem na ustach, była jasnowłosym mężczyzną. O jasnych jak słońce włosach i męskich rysach niemal wykutych. Strój sugerował jakiegoś najemnika z wolnych miast na południu. A okazał się…
- Marcello Vespucci mistrz słowa pisanego i rymów.- poetą. Jednym z tych którzy całymi dniami siedzą w karczmach i gadają o sztuce… przez duże SZ. Żyli oni w miastach pisząc wierszydła, które… jeśli mieli dość talentu i szczęścia… jakiś bard wyśpiewa, jakiś możny dostrzeże lub jakiś drukarz zdecyduje się wydrukować. Większości tych niebieskich ptaków brakowało albo jednego i albo drugiego, więc biedowali po miastach korzystając z hojności swoich wielbicielek, które bałamucili wierszydłami i urodą. Zdarzało się im próbować swoich sztuczek na Eshte… ale te oczywiście nie działały na kuglarkę. Za sprytna była na ich słodkie słówka.
- Widziałem twój występ wczoraj. Zapierał dech w piersiach. Taki wielki talent magiczny rzadko łączy się z wyczuciem piękna jak i dobrym gustem.- zaczął swą wypowiedź mężczyzna omawiając ze szczegółami aspekty jej przedstawienia, dowodząc że oglądał je z uwagą. Nie dawał jej przy tym dojść do słowa, co było nie lada wyczynem. Niemniej jego wypowiedzi pełne były podziwu i entuzjazmu dla jej talentu… i urody.
Prawdziwy wielbiciel jakiego mają wielcy artyści (do których Eshte oczywiście się zaliczała)… tylko skąd on się tu wziął? Musiał jechać w orszaku w którym tu przybyła. I możliwe, że to zrobił. Po traumatycznej napaści mężowskiego ptaka ( a ściślej gryfa) niespecjalnie się garnęła do poznawania innych artystów podróżujących wraz z nią. A tym bardziej mogła przegapić poetę, najgorszy sort mistrzów rozrywki. A do nich wszak ten… blondas się zaliczał.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-10-2019 o 18:17.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2020, 02:48   #116
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie bez stęknięcia sztukmistrzyni dźwignęła bridowe chomąto i oparła je o koło wozu, które odezwało się rozpaczliwym jęknięciem. Zaś sam jej domek chyba.. jakby.. trochę się przekrzywił pod tym nagłym ciężarem. Tak troszeczkę.
Wyprostowała się, po czym dłonią poklepała konisko po potężnej szyi. Było to tym łatwiejsze, że Mały Brid' opuścił nisko głowę i zajął się skubaniem trawki u swych kopyt. A zatem skoro nie musiała do niego podskakiwać, ani wspinać się na palce, to wykorzystała ten moment wytchnienia żeby rozejrzeć się po okolicy.
Nie spodobał jej się ten widok. Tak jak i wcześniejszy, gdy przyglądała się wiosce z siedzenia kozła.

-Pfft, śmierdzi druidztwem – podsumowała ozdabiając twarzyczkę grymasem obrzydzenia. Ale choć targały nią tak silne emocje, to nie była głupia. Dlatego swe słowa kierowała do znanych i zaufanych uszu: końskich, lisich i przede wszystkim tych należących do skrzydlatej bardki. To właśnie z nią podzieliła się swoimi podejrzeniami -Ej, może to tutaj się przeniosły te wszystkie nagusie z tamtego kamiennego kręgu! Czujesz się jak w domu?

- Nie.. to osada. Ja mieszkałam w lesie. A ten druid nie jest mi znany. Ale może mają jakiś krąg, co? Zobaczymy?
- podekscytowała się lekko wróżka -Druidzi są mili, znają różne sztuczki i mają dużą wiedzę. Potrafią leczyć i pokazywać ukryte rzeczy i jeszcze nie przeszkadzają im widzowie! Zamierzasz zostać druidką? A może potężnym wcieleniem żywiołu ognia? Jak w kręgu menhirów czy na zamku, gdy pogo…palec elfki odruchowo powędrował do ust rozgadanej wróżki. Trixie mogłaby za dużo wygadać. Ale chyba też wiele wiedziała o druidach.

-Cicho, cicho, cicho! -Eshte w spanikowaniu próbowała uciszyć wróżkę, co właściwie nie było niczym zaskakującym. Każdego dnia musiała ją powstrzymywać przed wypowiedzeniem zbyt wielu słów w nieodpowiednim towarzystwie, albo przed rozsiewaniem swojego BARDZO niebezpiecznego pyłku - Nikt nie może usłyszeć o moim małym.. talencie. Ani szlachciurki, ani ich służba, ani inni artyści. A już na pewno nie ten porośnięty zielskiem druid.
Zwykle jedno przypomnienie starczyło Trixie na.. no, na chwilę, więc elfka cofnęła od niej rękę i obie skrzyżowała na piersi. Spod byka spojrzała w kierunku miejsca, gdzie wcześniej zobaczyła tamtego mężczyznę -Zauważyłaś jak się we mnie wpatrywał tymi swoimi kurzymi ślepami? Pewno kolejny zbereźnik, jak cały ten ich Dzikun.

- Oni wiedzą, wiesz? Nie muszą widzieć, czy słyszeć? Może węszą?
- zamyśliła się mała bardka. - W każdym razie wyczuwają swoich.
Oczy Trixie zrobiły się wielkie jak spodki ( od bardzo małych filiżanek co prawda), gdy mówiła. - Czyżbyś była potajemnie druidką?!

-Cooooo? Nie!
-Eshte ostro się obruszyła na to przebrzydłe oskarżenie. Prawie podskoczyła w miejscu, ale i ręce szeroko rozłożyła, co by wróżka mogła się dokładnie przyjrzeć jej kończynom i ogólnie gibkiemu ciałku -Czy widzisz, żebym czymś porosła? Mam ogon? Ośle uszy? Uprawiam gołe tańce ku chwale tego ich rogatego bożka?!
Prychnęła w niedowierzaniu, że Trixie mogłaby ją posądzać o takie obrzydliwości. Buńczucznie wsparła swoje całkiem elfie dłonie na równie elfich biodrach -Tamtego pewno spodnie zaczęły cisnąć na mój widok, ostatnio tak zaczęłam działać na mężczyzn, wiesz. Jakiś mam kuźwa blask, czy coś.

Nie wypowiedziała tych słów z dumą, wręcz w jej głosie rozbrzmiewało rozdrażnienie tą przedziwną sytuacją. Wprawdzie jak na razie owych mężczyzn było tylko dwóch, a wśród lubieżników była również kapłanka, ale już taka ilość natrętów sprawiała jej same kłopoty.

- No… ganiałaś nago parę razy i płonęłaś ogniem.- zastanawiała się wróżka trochę za głośno. I przypominała kłopotliwe epizody z Panią Ognia. Po czym dodała.- Druidzi twierdzą, że Dzikun jest jedynym prawdziwym bóstwem tego świata, a reszta to pijawy które przyszły na gotowe i wcisnęły swoje zasady tworząc cywilizację. Nie lubią cywilizacji i… ubrań też nie.
Wzruszyła ramionami opowiadając dalej.- Mówią że cywilizacja nas zmiękczyła i dlatego Panowie i Damy się tu panoszą. Kiedyś było inaczej. Noooo… ale ja owego kiedyś nie pamiętam. Poza tym są mili, potrafią leczyć i są opiekuńczy i… nie przeszkadza im jak coś podejrzę.

-A to nie tak, że wyznawcy każdego bożka uznają właśnie swojego za największego i najwspanialszego? Nawet jeśli tym Oh-Najpotężniejszym jest byle karzełek w peruce i podomce..
- mruknęła powątpiewająco Eshte, która jako światowa artystka niejednego oszołoma widziała, niejednego proroka słyszała i niejednym czcicielom rybiego bożka zamykała drzwi wozu przed nosem. I tak jak od tamtych, tak i od dzikunowych sympatyków wolała trzymać się z daleka.
Jednak byłaby najszczęśliwsza, gdyby i sam Dzikun się od niej odchrzanił się. Z tą myślą zwróciła się do Trixie z pytaniem. No, z pytaniami -Długo żyłaś blisko druidów, nie? Widziałaś, żeby któryś z nich stawał w płomieniach tak jak ja? A może tańcowali w tym całym kamiennym kręgu?

- Płomieni nie… ale tańcowali nago w kamiennym kręgu i robili inne rzeczy. Także to co ty ze swoim mężem.
- przypominała sobie bardka siedząc grzecznie na kole wozu.- Większość czasu poświęcali na zbieranie ziółek, przygotowywanie wywarów, bimbrownictwo i leczenie różnych zwierząt i ludzi, i nieludzi.
Trixie uśmiechnęła się dodając.- Nie znam się za bardzo na innych kapłanach, bo ci jakoś w większości nie lubią wróżek i wolą je obchodzić szerokim łukiem, aaaleeee… druidzi są znośni. Dla nich wszyscy jesteśmy dziećmi Dzikuna, bez względu komu bijemy pokłony.

-Nooooo
– elfka nagle się wyprostowała, co spowodowało napięcie się tuniczki na jej wypchniętych ku światu piersiach -Mi to wystarczył jeden kroczek postawiony w tym ich kręgu, żebym zaczęła ciskać ogniem we wszystkie strony. Więc chyba oni coś robili źle, co?
Nie był to najlepszy powód do dumy, ale lepszy taki niż żaden. Wprawdzie Pani Ognia bywała przydatna, jednak częściej sprawiała sama problemy i później kuglarka musiała się wstydzić za jej bezwstydne zachowanie. A za własne nie wstydziła się nigdy!

-Może właśnie dlatego sobie stamtąd poszli? Krąg na nich nie reagował, więc zaczęli szukać innej polany i nowych kamieni do poukładania – wzruszyła ramionami, najwyraźniej nie spodziewając się niczego innego po tych kamieniolubnych nagusach.

-Nie wiem… chyba powinnaś zapytać męża.- stwierdziła Trixie zakłopotana brakiem swojej wiedzy. I użyła jeszcze tego paskudnego słowa… “mąż”.- Mówi tak jakby wszystko wiedział. A co do druidów, to… nigdy nie pytałam o ich sprawy. Myślałam, że będą zawsze… a tu nagle, zniknęli bez śladu.

-A potem pojawiłam się ja!
-gdyby wróżka była większa, to w tym momencie ucieszona Eshte klepnęłaby ją mocno w plecy. Ale nie była większa, wręcz była malutka. Dlatego elfka poprzestała tylko na błyśnięciu zębami w uśmiechu -Sztukmistrzyni zamiast golasów baraszkujących w zielskach, wóz i podróże zamiast ciągle tego samego lasu. Dobrze wyszłaś na tej wymianie!
Parsknęła głośnym śmiechem osoby przekonanej o swojej wspaniałości, jednak zaraz jej minka nieco zbladła. Wywróciła oczami -Thaaneeekryyyst wie tyle o druidach co wyczyta ze swoich ksiąg, czyli niewiele. Musiałabym znaleźć kogoś bardziej doświadczonego w odmawianiu dzikunowych darów.

- Noooo … tu jest jeden.
- uśmiechnęła się bardka i dodała. - I nie martw się. Mogą wyglądać dziko i niepokojąco, ale są bardzo przyjaźni. I sprzedają ziółka.

-Przyjaźni..
- kuglarka prychnęła cicho pod nosem. O ile wróżka była prawdziwym ucieleśnieniem naiwności, to sama Eshte musiała być jej całkowitym przeciwieństwem i większość osób podejrzewała o podłe zamiary. Tym razem nawet miała ku temu powody -Widziałaś tamte elfy na rozdrożach? Zapewniam Cię, że same się nie powiesiły na drogowskazie. I jakoś wątpię, by ten tutaj druid próbował je bohatersko ochronić przed tak parszywym losem.
Dłonią potarła kark, na którym uniosły się drobniutkie włoski zdradzające jej wewnętrzne zaniepokojenie.
-Nikt tutaj nie jest przyjaźnie nastawiony do spiczastouchów - dodała ponurym tonem -Ty też nie powinnaś nigdzie sama odlatywać.

- Mnie ludzie, albo lubią… lub uciekają ode mnie. Nie wiem czemu.
- odparła zamyślona Trixie.- Czasem tylko jakaś zabłąkana strzała leci w moim kierunku, ale tak to już bywa gdy jest się malutką.
Po długim machaniu skrzydełkami z pewnością wszyscy wróżkę lubią… albo ignorują pogrążeni w wywołanej pyłkiem chuci. A i te strzały mogły nie być zabłąkane, tylko niecelne.

-Podobno istnieją na świecie takie zakątki, gdzie duszone skrzydełka wróżek są uznawane za „efrądo z jaki”. Wiesz, wyjątkowe pyszności – Eshte wcale nie byłaby zaskoczona, gdyby na tych samych stołach znajdowały się też policzki elfów z rodzynkami czy innym paskudztwem.
Pochyliła się do małej bardki, a wraz z jej ciałem zniżał się także jej głos - Kto wie, może właśnie jesteśmy w takim miejscu? Może tamten druid wcale nie patrzył na mnie, tylko zastanawiał się jakie grzyby będą pasowały do Twojej twarzyczki? -oczy elfki rozszerzyły się w takim rodzaju trwogi, który pasował nocnemu przesiadywaniu przy ognisku, ale zwykle tych „strasznych opowieści” słuchały dzieci. No, albo podpici dorośli.

-Pewnie już czeka do kolacji, żeby Cię złapać i – wyczucie czasu było niezwykle ważne w profesji każdego artysty. Najwyraźniej również Skel'kel zaczął ociekać kunsztem kuglarki, bowiem właśnie w tym momencie, najlepszym ze wszystkich momentów, wysunął pyszczek z kieszeni jej tuniki i kłapnął ząbkami w kierunku Trixie.
Ah, perfekcja.

-Napraaawdę?! To straaszszne! Musimy unikać takich miejsc… - przeraziła się Trixie, ale nie tak bardzo jak się kuglarka spodziewała. Bo uśmiechnęła się wesoło.- Ale to takie nie jest. Inaczej nie byłoby tu druidów.
Miała bowiem niezachwianą wiarę w tych dzikusów. Biedna naiwna wróżka.

-Póki co widziałam tylko jednego... -tym razem to na Eshte przyszła kolej, żeby się przestraszyć. Tak troszkę. Bowiem bardziej niż strach odczuła niechęć do tego, co kryło się za słowami wróżki.
Wyprostowała się podskokiem, po czym raz jeszcze czujnie zlustrowała sąsiedztwo swego domku -Myślisz, że może ich tu być więcej?!

-Nooo… może być cały krąg. To tak z sześcioro..
- zadumała się bardka, podczas gdy kuglarka z ulgą dostrzegła brak jakichkolwiek druidów kryjących się w okolicy, chociaż…. ten kot czający się koło jednej z chatek wydawał się elfce podejrzany. Ciągle się na nie gapił, a przecież druidzi potrafią przybierać postać zwierząt. Wszyscy to wiedzą.






Kuglarka przymrużyła oczy. Gwałtownie wciągnęła powietrze w płuca.
Czy to tamten kurwikooki druid przysłał tu jednego ze swojego pobratymców na przeszpiegi? Czego się po niej spodziewał?! Że będzie tu uprawiała jakieś ich drzewne czary-mary? A może przechadzała się na golasa?! Szlachciurek, kapłanka, chędożony Pierworodny, druid – nieważna była rasa, płeć czy profesja, po prostu każdy chciał sobie zerknąć na goły tyłek sztukmistrzyni Meryel! Obrzydliwcy!

Ooooooh! A jeśli podglądał ją mając nadzieję na coś innego, coś tak strasznego, że na samą myśl w kuglarce zagotowywała się krew w żyłach?! Czy to bez-czel-ne druidzisko liczyło na DARMOWY występ?! Tego już było za wiele!

Pochyliła się i chwyciła w dłoń niewielki kamień. Zamachnęła się.
-A kysz! Poszedł stąd! - z tym bojowym okrzykiem na ustach, Eshte cisnęła kamieniem w zuchwałego sierściucha.

Podziałało. O dziwo, kot pierzchnął z miauknięciem jakby był tylko zwyczajnym dachowcem, a nie druidem w przebraniu. Ale pewnie chciał uśpić czujność... parszywy naturofil.

-Planujemy jakiś występ wieczorem?- zmieniła temat Trixie nie znając się na naturze profesji kuglarki. Eshte już bowiem fachowym okiem oceniła osadę. I zakwalifikowała ją do kategorii: ciemne zadupie. Tu ludziska niechętnie są gotowi wyłożyć pieniądze na występ (o ile w ogóle jakieś monety mają) i nie bardzo da się tu zarobić.

Występowała w takich miejscach, jedynie będąc w desperacji i popisując się za zapłatę w naturze (tą “naturą” było oczywiście siano dla jej konika i trochę zboża i fasoli dla niej samej). Poza tym nie lubili ognia w takich miejscach i sztuczek z nim związanych. Tak więc… nie byłoby sensu ni powodu wysilać się dla miejscowych, ale Trixie była nowa w branży i jeszcze tego nie pojmowała.

-E, wątpię – odparła Eshte nadal łypiąc złowrogo w kierunku, w którym zniknął druid w kociej skórze. Była za sprytna dla tej zgrai, ot co -Szlachciurki nadal trzęsą portkami po wczorajszym ataku i plucie przed nimi ogniem nie byłoby dobrym pomysłem. Wolę się dzisiaj nie wychylać, bo jeszcze im jakieś bzdurne pomysły przyjdą do łbów. A mieszkańcy tej wioski też nie są z tego rodzaju, co płaci za występy.
Wzruszyła ramionami, po czym wpadła w mentorski ton. Nie miała ku temu wielu okazji, ale jak już się jakaś trafiała, to artystka ochoczo z niej korzystała do dzielenia się swoją wiedzą -Bo wiesz, każdy sobie może występować za darmo. Sztuką jest potrafić z tego wyżyć i napełnić sobie brzuch.

- A sława? A fama? Jak możemy stać się sławne i rozpoznawalne, jeśli nie będziemy się popisywać?
- zapytała nieco smutnym głosem wróżka, która choć miała podobne priorytety do elfki, to ustawione w innej kolejności. Dla niej sława była ważniejsza od monet. I była gotowa występować…. za darmo, co z kolei było odrażającym konceptem dla samej Eshte.

-Sławą się nie najesz. Znaczy, może Ty się najesz, bo jesteś malutka, ale ja na pewno nie – elfka jak najbardziej mówiła z własnego doświadczenia. Wszak kiedy była jeszcze młodą, naiwną ( choć nie TAK naiwną jak Trixie ), początkującą artystką, to też marzyła o życiu wyłącznie ze swojej sztuki i sławy, o cieszeniu każdej napotkanej osoby swoim talentem. A potem zderzyła się z głodną rzeczywistością.

-Trzeba potrafić sobie dobierać publikę. Najlepsza jest ta, która na koniec w zachwycie obsypuje Cię kosztownościami i zaproszeniami na swoje przyjęcia. Najgorsza zaś wyciąga widły i próbuje Cię spalić na stosie za niewinne kuglarskie sztuczki – jakieś konkretne wspomnienie wykrzywiło wargi sztukmistrzyni w brzydkim grymasie zdegustowania takim podejściem do JEJ sztuki. Dla niektórych ludzi nie warto było wskrzeszać nawet iskiereczki - Wszystkiego Cię nauczę, nie martw się.

- To co będziemy robić? Szukać szpiegów złego Pierworodnego? Krzyżować plany twojej rywalki do serca Tancrista? Prowokować bójki w barze?
- pytała entuzjastycznie wróżka wymyślając głupiutkie misje. W tej zabitej dechami dziurze nie było nawet porządnej karczmy. Każdy pędził bimber (zapewne drzewny) we własnym zakresie.

-Możemy zacząć od odnalezienia Czarusia i zaprzęgnięcia jego leniwego tyłka do.. - ciekawie się zaczynało, ale Trixie nie miała przyjemności usłyszeć zamiarów elfki co do tej przesadnie jędrnej części ciała czarownika. A nie usłyszała, bo Eshte nagle urwała i zapatrzyła się w przestrzeń między chatynkami. Ślepia przymrużyła, wargi zacisnęła w wąską linię.

Nie, to nie druid w kociej postaci wrócił na przeszpiegi, chociaż obu intruzów łączył podobny wzrost. A raczej jego brak. Tym razem ponure spojrzenie kuglarki przyciągnął niziołek o głowie okolonej loczkami, które upodabniały go do tych grubiutkich dzieciaków ze skrzydełkami.
To nie tak, że nie lubiła tego kurdupla. Lubiła, ładniutko układał jej włosy. Ale lubiła go.. samego, nie w towarzystwie kapłanki. A chociaż teraz na pierwszy rzut oka zmierzył w ich kierunku bez Arissy, to Eshte wyraźnie widziała jej przebrzydłą aurę wokół niego. Aż był od niej lepki, tak samo jak lepka była sama kapłanka.

-Tsk, a zapowiadał się taki spokojny dzień - zamarudziła spoglądając na zbliżającego się Loczka, jak na najgorszy ze złych omenów. Że też niektórzy wierzyli, że to czarne koty przynosiły pecha. Pewno nigdy nie spotkali wysłannika Arissy.




* * *




Miało to wprowadzić w osłupienie niejednego wielbiciela niezwykłej kuglarki, ale musimy to w końcu powiedzieć otwarcie - nie była ona idealna! Tak, tak. Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré posiadała WADĘ. WADĘ!

Rysą na jej prawie nieskazitelnej postaci było - UWAGA, niech wszyscy usiądą - niesprawdzanie się w roli perfekcyjnej gospodyni. Często zmęczona po występach lub długiej podróży po prostu zostawiała ubranie tam gdzie akurat się rozebrała, nieraz z garnków musiała zdrapywać resztki wczorajszego jedzenia, a o ścieraniu kurzu to już w ogóle nigdy nie słyszała. Dawniej Papcio jeszcze pilnował, aby myła po sobie naczynia, ładnie składała ubrania i nie zostawiała igieł w miejscach, gdzie ktoś mógłby się na nie nadziać, ale później już sama się sobie stała gospodynią. Nie oznaczało to, że utrzymywała w wozie bałagan tak wielki, jak dramatyzował czarownik wychowany z całym zastępem służby. Raczej był to taki.. artystyczny bałaganik pasujący kuglarce. Artysta żyjący w czystości był po prostu dziwny. Albo nudnawy.

Elfce nie przeszkadzał własny nieporządek. No właśnie - własny. Ciuchy porozrzucane na podłodze przez samą siebie, kubeczki i filiżanki z niedopitymi przez siebie trunkami, z własnej winy porozbijane naczynia, kuglarskie akcesoria zapełniające każdy kąt wozu. Kuglarka brała pełną odpowiedzialność za wyrządzany przez siebie bałagan. Żyła z nim w zgodzie.
Dlatego rozdrażnieniem przepełniał ją widok istnego CHLEWU wyrządzonego współpracą Paniuni i cuchnącego trolla. To nie ona wywróciła cały wóz do góry nogami, więc czemu teraz musiała wszystko sama sprzątać?! Nie mogła już wymagać wiele od trolla, w końcu zostało po nim niewiele niż skwierczący ślad na ziemi, jednak lalunia to już powinna tutaj od rana zasuwać na kolanach ze szmatą! Eshte głośno i uparcie wspominała mężusiowi o swoich roszczeniach, ale ten po prostu zostawił ją samą z tym obcym chaosem. To fałszywe małżeństwo brzmiało wyjątkowo prawdziwie.

Została sama z tkaninami plączącymi się na podłodze, z tą samą podłogą miejscami klejącą się od niewypitych trunków, z gołębiami panoszącymi się pośród porozrzucanych ubrań, z rozsypanymi skarbami i pamiątkami - no, dużo tego było. A elfka nie miała co liczyć na pomoc Trixie czy Thaaneeekryyyysta. Oboje traktowali wóz jak gospodę na kołach, do której przychodzili tylko się przespać i znikali na resztę dnia. Zaś dla Eshte były to własne cztery kąty. Brakowało im zamkowych luksusów, nie zatrzymywały się nigdzie na dłużej, ale tylko takie znała i posiadała. I jeśli ona ich nie posprząta, to kto?

Pyknęła sobie z fajeczki na pocieszenie. Podciągnęła rękawy.
Ten łajdak to nawet nie zaproponował opłacenia armii służek do wysprzątania wozu. Eh, żadnego pożytku nie było z jego szlachciurskich tytułów. Równie dobrze mogła mieć świniopasa za niby-męża. Równie dobrze mogła podróżować samotnie. Wtedy przynajmniej miałaby tylko własny bałagan do posprzątania.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-02-2020, 01:46   #117
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Eshte ciężko opadła tyłkiem na krzesło, przetarła dłonią czoło i rozejrzała się po swoich włościach.

Dużo to zajęło czasu. Dużo szorowania podłogi na kolanach, zbierania ostrych drobinek porozbijanych naczyń, łapania złośliwych gołębi i wygładzania pogniecionych materiałów. Dużo sprzątania nieswojego bałaganu. Lata akrobatycznych treningów nie przygotowały jej do tego rodzaju wysiłku, więc teraz całe ciało miała odrętwiałe. Ale warto było.
Warto!

No dobrze, dla jakiegoś ignoranta wnętrze wozu nadal wolało o uporządkowanie przez zastęp służby. We wpadających przez okna promieniach słońca unosił się kurz, mięciutkie trzewiki nie były poukładane według pory dnia, a gdzieniegdzie ze sprytnych schowków wystawały, niczym kończyny wyjątkowo barwnych truposzów, rękawy licznych kreacji scenicznych kuglarki. Nigdy nie liczyła, ale najprawdopodobniej miała ich więcej od swych codziennych ubrań. I niestety, jej domek na kółkach powoli stawał się zbyt mały na ciągle powiększającą się kolekcję. Pewnego dnia jego deski po prostu pękną w szwach pod ciężarem falbanek, koronek, kapeluszy, pończoszek, gorsecików..
Okazywało się, że uliczna artystka miała garderobę równie bogatą co niejedna panieneczka z pałacu. Tylko nietkniętą pedantyczną dłonią służki.

A zatem swoje buciki ułożyła na jedną kupkę, garnki na drugą, a jeszcze kolejną tworzyły ubrania czekające na jak najbardziej zasłużone pranie. Kącik zamieszkały przez Starą Lotte otaczały szkatuły nici i igieł, skrzynki z egzotycznymi ozdobami i wielokolorowymi materiałami. Biedna, pozbawiona wyrazu głowa z drewna znikała pod ilością ponakładanych na nią kapeluszy. Koślawe kubeczki, nadtłuczone talerzyki i nieliczne filiżanki ( niewątpliwie uznane za odpadki przez ich byłych właścicieli ) powróciły do szafek, tak samo jak bieluśkie gołębie do swoich klatek. Właściwie każdy mebel i każdą co równiejszą powierzchnię zaściełały rzeczy pozornie położone akurat tam, gdzie akurat stała elfka. Ale tak naprawdę wszystko miało swoje miejsce. Wszystko oprócz..
Eshte wyjątkowo ponurym spojrzeniem obrzuciła górę obcych gratów, które burzyły całą jej satysfakcję i dumę z porządnie wysprzątanego wozu.



„Nie ruszaj mojego ekwipunku. To nie zabawki dla magiczki amatorki.
Możesz narobić sobie kłopotów takich jak wczoraj, albo i większych.„


Zabawnym było, jak dobrze pamiętała słowa wypowiadane przez czarownika.. i jak równie dobrze lekceważyła sobie ich ostrzegawczy ton. Być może powodem było określenie jej „magiczką amatorką”, co tylko podsycało w niej pragnienie robienia na przekór Thaaneeekryyystowi. A mógł siedzieć cicho, prawda? Mógł zostać, mógł uporządkować przynajmniej swoje manatki i sztukmistrzyni ani myślałaby się ich tykać. W końcu to nie tak, że sprzątanie sprawiało jej jakąś nieprawdopodobną przyjemność.
Leżało to to wszystko prawie na środku, a Czaruś niewiadomo kiedy raczy się pojawić. I co, miała przez resztę dnia obchodzić szerokim łukiem te jego klamoty? Najchętniej wywaliłaby je na zewnątrz, żeby czekały na swojego właściciela. Albo na innego, byle tylko zniknęły jej z oczu. Jednak przed wprowadzeniem tego planu w życiu powstrzymała ją wizja.. przemowy, jakiej niewątpliwie byłaby potem zmuszona słuchać z ust czarownika. Za dużo gadał, a już szczególnie kiedy się wymądrzał.
Czyli prawie zawsze.

Eh, ale trochę poukładać trzeba było. Bądź co bądź… ile tak naprawdę wiedziała o mężusiu? Warto było się dowiedzieć co nieco. A co najwięcej mówi o nas samych, jeśli nie nasze rzeczy?
A jeśli przy okazji w łapki kuglarki wpadłby ciężki mieszek ze złotymi monetami, to cóż… czy obowiązkiem żony nie jest zaopiekowanie się majątkiem swojego męża?

Ciekawość Eshte dość szybko została nieco ochłodzona.






Tanie lusterko, zamarynowane…uh, jądra jaszczurek i mieszek z błyszczącymi, acz zupełnie bezwartościowymi kamyczkami jeszcze mogła przeboleć. Torba wypełniona płonącymi węgielkami była curiosum i to dość niebezpiecznym. Jednak sakiewki z której cierniste macki wynurzyły się, by ją pochwycić i zapewne unieruchomić do czasu, aż właściciel piekielnego ustrojstwa wróci, już tak łatwo przeboleć nie mogła. Do tego były różnokolorowe fiolki, które mogły mieć cudowną zawartość jak eliksir na kaca zażyty o poranku. Ale mogły mieć też o wiele paskudniejsze efekty, a Ruchacz nie raczył ich opatrzyć opisami. Miał też oczywiście sporo różnych strojów, w tym i koszul. Wszystkie świadczące o totalnym braku gustu czarownika. Był nawet kostur. Oraz biżuteria, tak paskudna jak się mogła spodziewać po Thaaneekryście. Co innego brosza…






Kuta z białego srebra i obdarzona kamieniem imitującym kocie o…
Nagle kuglarka z przerażeniem i zaskoczeniem rysującym się na twarzy upuściła ten drobiazg na podłogę.
Oko, oko, oko… zamrugało!

-Co do.. -niewiele brakowało, a dziwaczna brosza czarownika wyrwałaby przekleństwo z ust sztukmistrzyni. Oh, nie powstrzymało jej jakieś dobre wychowanie, ani strach przed boskim gniewem strzelającym piorunami. To mieszanka zaskoczenia i zalęknienia zmroziła jej wargi w szerokim rozchyleniu. Czy.. czy jej się przywidziało? Musiało, nie?
Tym razem to ona zamrugała mocno swoimi własnymi oczami. Potem usadziła się wygodniej na podłodze wozu i ostrożnie nachyliła się ku świecidełku, co by mu się dokładniej przyjrzeć. A to oznaczało uporczywe wpatrywanie się w kocią źrenicę, aż ta mrugnie pierwsza.

Brosza po chwili zaczęła się wpatrywać to w kuglarkę, a potem rozejrzała się po pomieszczeniu wyraźnie zaciekawiona. To… oko.. było żywe i już nie udawało martwego przedmiotu, gdy elfka gapiła się na nie.
Na ten widok Eshte wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca. A w następnej chwili już przyciskała mocno otwartą dłoń do ciekawskiego oka, aby uniemożliwić temu czemuś rozglądanie się po JEJ domu. Czemu po prostu nie odwróciła dziadostwa okiem do podłogi? Zareagowała szybko i instynktownie, a nie logicznie. Aż dziwne, że nie przyłożyła świecidełku swoją piąstką.

Ooooh, już ona dobrze wiedziała co tu się święciło! Nie potrzebowała papierka ze szkoły czarodziejstwa, aby domyślać się przeznaczenia tej błyskotki w rękach Thaaneekryyysta. Dawał taką upatrzonej przez siebie kobiecie, ta chichocząc zachwycała się podarunkiem i nosiła go ze sobą nieświadoma tego, że tym okiem Ruchacz mógł ją sobie podglądać! W KAŻDYM MOMENCIE!
Pewno wiedział, że kuglarka jest za sprytna na takie sztuczki, więc po prostu podrzucił tutaj broszkę. Aaaah, i dlatego ciągle gdzieś łaził! Miał nadzieję na zobaczenie jej w jakiejś kompromitującej sytuacji! HA! Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré była dla niego za bystra!

Kto ty jesteś?” - usłyszała nagle w swojej głowie. Słowa które nie zostały wypowiedziane przez żadne usta i nie zostały usłyszane przez żadne uszy. Telepatycznie ktoś się zapytał o jej tożsamość, albo ktoś wlazł do jej głowy!

Odruchowo obróciła się i rozejrzała po wozie w poszukiwaniu źródła głosu. Towarzyszyła temu.. nadzieja, że zobaczy za sobą Trixie dumną ze swojego małego żarciku. Ale nie zobaczyła wróżki. Była sama, z obcym głosem w głowie.

Dobrze wiedziała, że słyszenie głosów było wyjątkowo złym znakiem. Gorszym nawet od piętna Pierworodnego na skórze i skazy demona, choć niekoniecznie od Pani Ognia rozsadzającej jej głowę swoimi bezwstydnymi podszeptami. Nie miała już miejsca na dodatkowy głos.
Zareagowała więc w najrozsądniejszy według siebie sposób – całkiem ignorując pytanie. Powoli, bo przecież nie chcąc zdradzić swoich zamiarów opętanej broszce, sięgnęła wolną dłonią po jedną ze szkaraaaadnych koszul czarownika. Na ślepo, ani myśląc ryzykować ponownego spojrzenia w zielone oczysko, pozawijała w nią świecidełko. Nuciła sobie przy tym jakąś fałszywą melodię, bynajmniej nie z zadowolenia. W próbie odwrócenia swojej uwagi.

I ku swojemu zadowoleniu usłyszała ciszę… no może niezupełnie prawdziwą ciszę. W klatkach gruchały gołębie, niedaleko krasnoludy narzekały na ostatnio uwarzone piwo. A jakiś najemnik kadził miejscowej tropicielce. Ale te wszystkie głosy były poza głową...i większość dochodziła z otaczającej jej wozik okolicy. Żadnych obcych myśli w elfiej główce. Pomijając Panią Ognia oczywiście, ale ta akurat też się nie odzywała.

Sztukmistrzyni odetchnęła z ulgą, ale tak na wszelki wypadek zawiniątko z broszką zawinęła w jeszcze jedną koszulę czarownika. Potem wcisnęła je pomiędzy resztę jego rzeczy. Głęboko, do jednego z butów.
Kolejny kryzys zażegnany. Mogła być z siebie zadowolona, chociaż głównie wzbierała w niej wściekłość na czarownika. Czemu trzymał w jej wozie przedmioty WYRAŹNIE opętane przez jakieś demony?! Za tą myślą przywędrowała druga, która zdzieliła Eshte prosto w twarz – ta broszka nie mogła mu służyć do podglądania kobiet, bo i ten głos nie należał do niego. Znała głos Thaaneekryyysta, w końcu cały czas tylko gadał i gadał, więc chcąc nie chcąc już się go nasłuchała. A jeśli to nie był on, to..
Kto jeszcze był w jej domu?!
Na to pytanie tylko jedna osoba mogła odpowiedzieć. Sam Ruchacz, ale ten pewnie dopiero wieczorem łaskawie zjawi się w jej wozie.

Nie wierzyła w cudaczne znaki zsyłane przez bogów, w przyszłość wyczytywaną z kupy mokrych fusów, ani w wyjątkowość ludzi urodzonych pod gwiazdą spadającą w trakcie pierwszego zimowego zawycia wilka. Sama kierowała swoim życiem i uważała, że inni też powinni. Niemniej to podejrzane znalezisko stało się dla niej wyraźnym symbolem zwiastującym zakończenie porządków. Tak, ten i ów co ładniej błyszczący kamyczek wpakowała sobie do kieszeni, ale już nie miała ochoty przeszukiwać rzeczy czarownika w poszukiwaniu kolejnych świecidełek. Bo i co takiego mówiło o nim to oczysko? Że jest parszywcem zabawiającym się z demonicznymi siłami? Już wcześniej o tym wiedziała!

Jeszcze nim wyszła z wozu stopą w buciku od niechcenia zagarnęła manele na jedno, o wiele zbyt duże usypisko w kącie. Istny kurhan z magicznych gratów, strojów świadczących o całkowitym braku gustu ich właściciela i filigranowych fiolek z kolorowymi płynami. Oh.. czyżby usłyszała odgłos roztrzaskującego się szkła?
Niech mężuś sam sobie sprząta.





* * *





Thaaneeekryyyst kiedyś jej powiedział (a jakże), jak to kobiety lubią mieć swe oczy porównywane do jakichś tam błyszczących kamieni i ogólnie być nazywanymi „mięciutkimi”. Ale nie Eshte, o nie. Dla niej najcudowniejszą słodyczą spływającą z cudzych ust wcale nie były komplementy dotyczące jej niewątpliwej urody, ale właśnie zachwyty nad jej wieloma talentami. A tych nie słyszała tak często jak jej się należało. Taki czarownik to na przykład bardziej się skupiał na jej ciele niż na docenianiu jej artystycznego kunsztu, ale czego innego mogła się spodziewać po Ruchaczu. Zatem tak nagłe pojawienie się mężczyzny wychwalającego jej występ, był odmianą miłą jej sercu.

-Aha, aha - pokiwała głową, a potem ręką uzbrojoną w końską szczotę wykonała w powietrzu ruch zachęcający blondaska do dalszego hołdowania jej osoby - Nie przestawaj.

Znad jej ramienia spojrzała na barda jeszcze jedna para oczu, tym razem lśniąco brązowych i mocno znużonych głosem intruza. Potężny pysk Małego Brida' poruszał się leniwie przeżuwając kolejne źdźbła trawy. Nie było żadnych wątpliwości, że z podobną łatwością byłby w stanie zmiażdżyć cudze palce. Gdyby tylko chciał.

- To był prawdziwy pokaz godny królów. Spoglądałem z otwartymi ustami cały czas. Ale też nie powinienem się dziwić. Sława twoich występów sięga daleko.- kadził z uśmiechem mężczyzna nieświadomy zagrożenia jakim był koński pysk.- Niemniej to co usłyszałem… nie było w stanie oddać doświadczenia oglądania tego arcydziełka. Czy już planujesz kolejny występ? Zdradzisz może niespodzianki jakie zamierzasz w nim ukryć?

-A to nie słyszałeś też, że artyści, szczególnie kuglarze i iluzjoniści, nie zdradzają swoich tajemnic?
-Eshte nie była znana z dobrego wychowania, dlatego tak swobodnie odpowiedziała bardowi swoim własnym pytaniem. I nie widziała w tym niczego złego - Ale na pewno będzie dużo ognia. Publika lubi czuć strach i zachwyt jednocześnie.

- Jak tak wspaniała artystka może przerażać ? Wszak tak doskonałe piękno i niezrównany talent jest stworzony tylko do zachwycania i budzenia podziwu swoim talentem.
- zachwycał się Marcello Vespucci wpatrując w elfkę niczym w żywy pomnik. Acz… coś zachmurzyło jego myśli i twarz. - Niemniej słyszałem, że oddałaś komuś serce i rękę. To… bardzo smutna wieść, bo kajdany małżeństwa duszą pomysłowość artysty i niszczą jego talent.

Również i na twarz sztukmistrzyni wstąpiły ponure chmury, chociaż zaledwie przed chwilą wprost promieniała z dumy i zadowolenia. Czy naprawdę nie mógł poprzestać na zachwycaniu się jej występem? Czy musiał wygrzebać również i te małżeńskie brudy?!

-Naprawdę? -trochę się przestraszyła jego słów, ale szybko sobie przypomniała, że.. właściwie wcale nie musiała się bać o swój artystyczny ogień. Nie była przecież prawdziwą żoną Thaaneeekryyyysta, z trudem wytrzymywała bycie fałszywą! Obrzydzeniem napawała ją sama myśl o tym, że mężczyzna wyobrażał sobie jakieś ckliwe uczucia pomiędzy nią i Ruchaczem.
-A Ty to wiesz z własnego doświadczenia, co? -zapytała po przełknięciu tej obrazy nieświadomie popełnionej przez blondaska - Bo podobno niektórych artystów inspiruje własne cierpienie, złamane serce i samotność, więc im miłość rzeczywiście może stępić natchnienie.

- Nie… ja od takich kajdanów uciekam jak najdalej. Artysta jest jak motyl… z kwiatka na kwiatek.
- odparł szybko Marcello. I skinął głową potwierdzając jej teorie.- Są natomiast tacy artyści nadworni… zwiemy ich babskimi królami. Ja oczywiście do nich nie należę.
Zaś Eshte znała takich artystów jak Marcello. Tatko przepędzał ich kijem i nazywał darmozjadami.

-Znaczy się, Twoim artystycznym narzędziem nie jest ani muzyka, ani magia, ani nawet poezja, ale..-elfka przymrużyła oczy, wydęła i wykrzywiła wargi, jak gdyby miała trudność z wydobyciem z siebie odpowiedniego słowa -.. własna kuśka?
Odetchnęła głębiej, bynajmniej nie odprężająco. Porównanie JEJ misternie tkanych iluzji, JEJ zachwycającego tańca, JEJ ciężkiej pracy włożonej w dopracowanie swego talentu, z wymachiwaniem męskim przyrodzeniem na prywatnych występach, było wprost nie do pomyślenia!
-To nie jest sztuka – stwierdziła burknięciem.

- Nie. Nie. Nie… ja jestem poetą. Przekładam uczucia w rymy, opisuję świat słowami. - wyjaśnił rozmówca oburzony podejrzeniami elfki i… cóż… Eshte musiała wysłuchać jego.. ekhem... popisu.


“Perkoz, po przebudzeniu, zielony i cały mokry,
Fruwa wokół wioski porośniętej grubymi liśćmi
Gdzie uśpione dachy jeszcze cicho palą;
Na równinie z jedwabistymi fałdami, w których nic nie dzwoni,
Wśród lazurowych lnu, lnu i lucerny,
Kołysane młodą pszenicą pełne dreszczy.
Przenikliwym okiem wypatruje kochanków
Utulonych do snu wspomnieniem księżycowego splotu.”


Po tej deklamacji czekał na werdykt kuglarki.

Nie doczekał się. Nie od razu.
Po ostatnim słowie nastała cisza, przerywana jedynie ospałym i głośnym przeżuwaniem trawy przez Małego Brid'a. Sama kuglarka wpatrywała się w poetę z rozszerzonymi nie ustami, a oczami zwierzątka złapanego w pułapkę. Pułapkę.. poezji, która nie była karczemną przyśpiewką.

Czy.. czy blondasek właśnie wyrecytował wiersz o latającym trollu? A może gremlinie? Na pewno o czymś zielonym i oślizgłym, tyle z tego zrozumiała. I to coś było również podglądaczem, pewno tak samo jak autor tego tworu. Co takiego pakował sobie do fajki? Musiało być jakieś wyjątkowo mocne ziele, skoro zsyłało na niego takie widziadła. Może nawet mocniejszego od wieszczego ziela, którego miała okazję spróbować.

-Jak na mój gust -odezwała się w końcu Eshte, dzieląc się z nim swoim krytycznym spojrzeniem bywalczyni niejednej gospody -to trochę za mało rzyci i butelek roztrzaskiwanych na parszywych gębach - nagle nowa myśl zamigotała w jej głowie -Ej, ale Ty nie przyszedłeś tutaj, żeby o mnie pisać poezję, co?

- Ciekawy pomysł… acz musiałbym cię lepiej poznać, żebym mógł zacząć składać rymy. Musiałabyś o sobie opowiedzieć. Obnażyć swoją duszę przede mną.
- odparł blondasek wpatrując się w oczy kuglarki.

Kuglarka wzdrygnęła się cała na tą oślizgłość. Wszyscy grajkowie i poeci byli tacy sami, wykorzystywali swoją sztukę do wślizgnięcia się pod babskie spódnice, a nieraz też i w męskie gacie. Ruchacz, Pierworodny i kapłanka musieli być z podobnej gliny ulepieni. Może cała ta trójka powinna zebrać się razem i straszyć świat swoimi wierszydłami.

-Idź mi z tymi cielęcymi ślepiami. Zachowaj je dla dobrze urodzonych panieneczek – machnięciem ręki odgoniła sprzed twarzy cały ten urok mężczyzny - Jeśli chcesz pisać poematy o sztukmistrzyni Meryel, to oglądaj moje występy. Mój talent jest ważny, a nie jakieś tam opowiastki z życia i jakie to moje włosy są barwy buraka.
Oh, tak. Słyszała już takie porównania padające z ust wierszokletów.

- Uważam że bardziej są niczym burza o zmierzchu, falujące i dzikie i zachwycające. Zresztą gdybym pisał o twoich występach, tooo… przyćmiłyby ciebie. Ludziska, owszem zachwycali by się nimi, ale umknęłoby z ich pamięci kto je czynił. Mogliby zacząć przypisywać je innym magikom.- odparł z przekonaniem w głosie Marcello.

-Pfft, niemożliwe -Eshte parsknęła głośno, najwyraźniej słowa mężczyzny uznając za zwykły żart. Wszak nie mógł naprawdę wierzyć w to, że jakiś byle brodaty magik w szacie wyszywanej gwiazdami zbierałby uznanie za JEJ talent i występy. No nie mógł tego powiedzieć całkiem poważnie.. prawda?
-Ale przecież wiesz jak się nazywam. Mam dużo imion, wiele zmyślnych przydomków, które możesz dorzucić do swoich wierszy. Wymieszaj je z kolorem moich włosów i oczu, dodaj coś o wspaniałym guście i już -w zadowoleniu pstryknęła palcami. Wzniecone iskierki zamigotały w powietrzu -W końcu uważasz się za zdolnego barda, nie?

- Bardzo zdolnego… ale może omówimy ten temat przy antałku wina wieczorem?
- zaproponował (ponoć) utalentowany bard.

Kuglarka cmoknęła przez zęby.
Jakże o wiele chętniej spędziłaby cały wieczór na słuchaniu niekończących się zachwytów nad swoim kunsztem, niż na odganianiu się od lubieżnych zapędów Arissy. Oh, nie miała żadnych wątpliwości co do tego, że zamiary blondaska nie były całkiem niewinne i skupione na sztuce. W końcu był bardem. Ale z tymi wierszokletami Eshte potrafiła sobie radzić, zaś kapłanka.. ona była niestrudzona. Przerażająco niestrudzona.

-Powiedz, nie wolałbyś obejrzeć kolejnego mojego występu? -zapytała po krótkiej chwili namysłu -Jestem rozchwytywaną artystką i wieczorem mam zabawić elfią kapłankę, potem zjeść z nią posiłek i napić się wina. Możesz do nas dołączyć. Na pewno nie będzie miała nic przeciwko kolejnej gębie przy stole.
A jak wszystko dobrze pójdzie, to również ta jego śliczniutka gęba przyciągnie uwagę Arissy i Eshte będzie miała spokój.

- Hmmm… mógłbym. - zastanowił się Marcello i wzruszył ramionami. - Tylko czy jej słudzy mnie wpuszczą?

-Nie powinni sprawiać kłopotów, o ile tylko będziesz potrafił się należycie zachować przy kapłance
-a to oznaczało chlanie do nieprzytomności, tańczenie na stołach, próby rozebrania wszystkiego co ma dwie nogi i zaciągnięcia do łóżka. W dowolnej kolejności. Bard na pewno sobie poradzi, takie zachowania należały do jego profesji. Bardziej niż poezja i muzykowanie.

-No, ale możesz przygotować sobie jakieś rymy do osłodzenia jej uszu. Ucieszy się - dodała jeszcze sztukmistrzyni, coby mężczyzna łatwiej ( i szybciej ) zmiękczył sobie Arissę. Nie było to trudne, ale Eshte wysoce sobie ceniła swój czas.
A im więcej czasu i zainteresowania kapłanka poświęci swojej nowej ofierze, tym mniej czasu kuglarka będzie musiała spędzić w jej lepkim towarzystwie. Wystąpi, zostawi barda i w zamian zabierze mieszek pełen cudownie błyszczących monet. W uszach jej wyobraźni brzmiało to jak idealna wymiana.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-03-2020, 02:35   #118
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wysprzątała wóz ( według swojej mało wymagającej miary ). Usadziła gołębie w klatkach, a Małego Brid'a wyszorowała i nakarmiła. Tłuściutkiego barda obtoczyła w ziołach i przygotowała na zostanie pożartym przez Arissę. Zrobiła też pranie i rozwiesiła je przy swoim domku na kołach, z czego bieliznę naumyślnie ukryła wewnątrz. A bo to mało było lubieżników w karawanie? Nie zamierzała ich kusić powiewającymi na wietrze gaciami.
To było pracowite popołudnie dla Eshte, po którym jak najbardziej należało jej się trochę rozrywki.

Nie miała jej odnaleźć w tej zapuszczonej osadzie.

Wierzbowo.. e, Brzozowo.. no, jakieś tam drzewne Gównowo nie było uwielbianym przez kuglarkę miastem pełnym hałasu i atrakcji mogących zająć jej uwagę.
Tutejsi mieszkańcy nie dorobili się jeszcze karczmy, nawet nie jakiejś porządnej z czystymi kuflami na piwo, ale brakowało tutaj choćby takiej ponurej, uroczej mordowni.
Nie widziała żadnego kupca, któremu mogłaby dla rozrywki opróżnić kieszenie, zaś szlachciurki pewnie nadal były trochę drażliwe po wczorajszym ataku. No, był wśród nich Thaaaneeekryyst, ale ten to był po prostu BEZUŻYTECZNY. Nie dość, że nie pozbył się jej tatuażu, to jeszcze własnych rzeczy nie raczył uprzątnąć i to ona musiała się grzebać w tych przeklętych gratach! Jak tylko go znajdzie, a WCALE nie miała zamiaru go szukać, to zmusi go do wyjaśnień i wyrzucenia opętanej broszki. I macek. I szkaradnych koszul!
Nie miała przed kim popisywać się swoim tańcem i ognistym talentem. Znaczy mogła, o ile chciała to robić za darmo, a potem jeszcze zawisnąć tuż obok tamtych dwóch spiczastouchów z rozdroży. Zadziwiająco nie chciała.

Dlatego kiedy po skończeniu porządków (a raczej po utracie chęci do ich kontynuowania i grzebania się w rzeczach czarownika) Eshte wybrała się na włóczęgę po osadzie, to nie spodziewała się po niej zbyt wiele. Musiała jednak przyznać, że Gównowo było bogate w okropieństwa do omijania szerokim łukiem - druid, mieszkańcy spoglądający na nią spode łba, paskudny posąg Dzikuna. Popalając fajeczkę krążyła pomiędzy chatami i starała się nie wdepnąć w żaden z tych wątpliwych uroków osady. Krążyła.. bez celu. Znaczy, trochę cel miała, bowiem kuglarkę zaczęło nosić ze znudzenia, co nie było dobrym znakiem dla nikogo. Tak samo jak i to, że była trochę głodna. Całe te porządki sprawiły, że teraz marzyło jej jakieś pyszne żarełko. Oczywiście, że ze szlachciurskiego stołu.

Jednakże niewdzięczny świat nie odpowiadał na potrzeby światowej artystki. Jedyny darmowy posiłek jaki czekał na kuglarkę to jęczmienna polewka na kwasie chlebowym z kawałkami kiełbasy, warzona między wozami orszaku. Jedzenie zdecydowanie poniżej standardów Eshte, jedzenie plebsu. Elfce należało się więcej i lepiej!
Co jednak nie znaczy, że nie zje jej, gdy nie znajdziesz czegoś lepszego. Zje… oczywiście że zje. W końcu to darmowe żarcie. Ale przy tym będzie kręciła noskiem i wzdychała ciężko narzekając na to niesprawiedliwie traktowanie tak wielkiej artystki przez szlachciurków. I oczywistym jest też, że będzie kręciła noskiem tak, by kucharz tego nie zauważył. Kuglarka dobrze wiedziała, że nie należy obrażać osoby która gotuje twoja żarcie.
Niemniej jęczmienna polewka to była ostateczność. Jeśli znajdzie sposób, by tego unikną…

A propos unikania. Eshte odruchowo przytuliła się plecami do ściany pobliskiej chatynki widząc Thaaneekrysta idącego wraz z Paniunią i dwoma rycerzami. I rozmawiającego z tym przebrzydłym babsztylem.
Co on tu robił? Przecież uczyniła go swoim mężem tylko po to by trzymać go z dala od lepkich łapek Paniuni.

COOOOOOOOO?!

Ryk wstrząsnął myślami elfki, lecz nie sięgnął jej ust. Jeszcze nie. Za to uzewnętrznił się w zgrzytnięciu zębami i zaciśnięciu palców w piąstkę.

Co tu się, kuźwa, wyprawiało tuż pod jej nosem?! Po to ją zostawił z całym bałaganem, także swoim, żeby iść sobie na jakieś umizgi z Paniunią? Z tym samym babsztylem, który był powodem całego rozgardiaszu w wozie sztukmistrzyni?! Zaraz, zaraz, przecież on już wczoraj jej powiedział ( a co gorsza także pokazał, ku ZDECYDOWANIU niezadowoleniu Eshte ), że w rzyci ma jej lepienie się do siebie. Dlaczego więc teraz sobie radośnie szli ramię w ramię? I dlaczego towarzyszyli im rycerze? Co tu się działo?!

Kusiło, żeby cisnąć w Paniunię płonącą kulą. Nie w Thaneeekryyysta, bo jeszcze mógłby jej oddać, ale laleczka potrafiła najwyżej pierdzieć magią. Ślicznie wyglądałyby jej włosy w ogniu. Zadziwiająco Eshte się powstrzymała przed popuszczeniem wodzy swej wściekłości. Nadal nie wiedziała co tak naprawdę robili razem.

Krążąc po osadzie i starając się omijać.. cóż, prawie wszystko, zdążyła trochę poznać wąskie ścieżki między chatami. Trochę jak szczur przemykający poza wzrokiem ludzi. Tym sposobem mogła sobie odrobinę.. pośledzić mężusia i blondynkę. I tak, dopiero potem przypalić jej włosy.
Była niczym… złodziej gildi. Parves z Castlelis, Varselus plaga Pięciu Miast. Czy też niesławny Cień, ten który ukradł królewskie klejnoty. I to w dniu koronacji. Nie do zauważenia, zwinna i cicha…

Pomijając kury które przepędzała przemierzając uliczki, ludzi i nieludzi których trącała. I garnki, które czasem zrzucała… wrodzona kuglarce zwinność nie mogła całkowicie zrekompensować jej braku uwagi na otoczenie. Ale poza tym, była cicha i niewidoczna dla śledzonych osób. Nie tylko dlatego, że oni również nie zwracali uwagi na otoczenie.

Szczególnie Paniunia, która uwiesiła się na Ruchaczu niczym bluszcz. Artystka nie mogła posłyszeć całej rozmowy. Jedynie jej fragmenty… Czaruś starając się trzymać dystans wypytywał ostrożnie lalunię o plany jej ojca, o całą tą sytuację z elfami, o tym co się działo na ich ziemiach. Co akurat niespecjalnie interesowało samą Paniunię co chwila wypytującą o jego sprawy sercowe, o technikalia związane z samym obrządkiem, o to co się czarownikowi podobało w Eshte
A ten łajdak zamiast opowiedzieć o zjawiskowym talencie magicznym i kuglarskim Esthe, o jej gibkości i urodzie - wymigał się od odpowiedzi! Chyba nie rozumiał jak wielkim zaszczytem było to, że go w ogóle wpuściła do swojego wozu na kółkach!

Cała ta rozmowa przypominała grę w karty. Ruchacz chciał wyciągnąć jak najwięcej z Paniuni na temat jej ojca. A sama Przylepa też wyszukiwała sposobu, by wyciągnąć z czarownika jak najwięcej informacji na temat ich “małżeństwa”. A każde z nich chciało zdradzić jak najmniej, choć z różnych powodów. Paniunia by zatrzymać Thaaneekrysta jak najdłużej przy sobie, a czarownik by przypadkiem nie powiedzieć za wiele na temat ich “wyimaginowanego małżeństwa”.

Słuchanie tego było niezwykle nużące dla Eshte. Miło, że jej uszu nie wypełniały głupiutkie chichoty i słodkie słówka wymieniane przez tych dwoje, ale ta giereczka była taka.. taka... uh, bardzo szlachciurska. Czy Thaaneeekryyyst nie mógł się wprost zapytać tej dziewuchy o plany jej ojca? Albo jeszcze lepiej – czy nie mógł się bezpośrednio jego zapytać? Już dawno dowiedziałby się wszystkiego i wróciłby do wozu, żeby elfka mogła na niego nakrzyczeć.

Jej gniew trochę przygasł, więc chociaż nadal za nimi podążała, to już spokojniej. Szła, łapała ich słówka jednym uchem i zastanawiała się co robić. Z jednej strony czarownik chciał się dowiedzieć co się na tych ziemiach wyprawia ze spiczastouchami, co odrobinę dotyczyło samej Eshte. Ale z drugiej, to jak na jej gust on trochę za słabo próbował zachować dystans od bluszczowatej Paniuni. Z pewnością mógłby się bardziej postarać, na przykład odepchnąć ją od siebie aż wpadłaby w błotną kałużę. To zadowoliłoby elfkę. Sama brała pod uwagę rzucenie jajkiem w ten jasnowłosy czerep, albo dmuchnięcie iskierkami w szkaradną suknię, ale rycerze sprawiali problem. Jeszcze rzuciliby się za nią w pogoń, czy coś.
Tyle, że Eshte napraaawdę miała ochotę podpalić Paniunię. Eh, wybory!

Tak zamyślona kuglarka nagle zamarła, gdy dostrzegła pod zadaszeniem pobliskiego domostwa znajomą postać rozmawiającą z niskim krasnoludem.
Na widok tej osoby ożyły nieprzyjemne wspomnienia, oparzeliny na jej ciele znów zapiekły jakby żywym ogniem, a twarz zrosił pot. Dostrzegła bowiem jednego ze swoich oprawców, jednego ze zdrajców, jednego… z jej rodziny.

Marchewa.
Wszędzie poznałaby tę grzywę ryżych włosów i mordę wyglądającą jak gdyby ktoś ją wyciosał z kawałka drewna, albo wyrzeźbił z kamienia. I nie było to artystyczne dzieło. A jak się naprawdę nazywał? Nie.. tego nie pamiętała.




Trafił do rodziny wcześniej niż ona, ale tych kilka lat nie uczyniło z niego bardziej doświadczonego artysty. Nie miał w sobie ni krztyny magii, na akrobatę był zbyt masywny, na żonglera zbyt nieskoordynowany, a na barda za mało czarujący. Jednak miał siłę i na swój prostacki sposób dokładał się do ich wspólnego życia, w którym nie było miejsca na pasożyty i pijawki. Prosty lud lubił oglądać siłacza podnoszącego ciężary, a jeszcze bardziej kobiety unoszone jedną ręką. Czasem występował wspólnie z kim, raz nawet z Eshte. Z łatwością wzniósł ją sobie wysoko ponad głowę, gdzie miała wystrzelić fontannami ognia ku uciesze gawiedzi, lecz.. on zachwiał się. Ten wielki kawał mężczyzny zachwiał się pod jej drobnym ciężarem! Mówił, że to jej wina, że wierciła się. Długo leczyła złamany nadgarstek.
Nie straszne mu też było jeżdżenie na koniskach podobnych Bridowi, które ciągnęły ich wozy z całym inwentarzem. Zaś w myślach elfki majaczyło jedno z ostatnich wspomnień przed odejściem. Wspomnienie tego, jak Marchewa próbował samodzielnie pociągnąć za sobą jeden z wozów. Na pewno mu się nie udało. Nie mogło.

Co tutaj robił? Nie był opłacany przez Pana Hrabiego do zabawiania szlachciurków, a Gównowo nie znajdowało się na mapie żadnego szanującego się artysty, nawet siłacz nie upadłby tak nisko. Dlaczego ze wszystkich miejsc znalazł się akurat tutaj? I.. gdzie była reszta rodziny?

Cóż… na pierwsze pytanie elfka szybko znalazła odpowiedź. Rozmawiał.
A w zasadzie to gawędził ze szczupłym mężczyzną w czarnej skórzanej zbroi ozdobionej srebrnymi ptakami. Był on niewiele niższy od Marchewy, acz wydawał się dużo groźniejszy. Powodów owej grozy było wiele. Ta paskudna blizna zdobiąca jego twarz. I ten duży łuk. I te strzały z barwionymi na biało lotkami. I ten rzeźnicki puginał za pasem. I te… srebrne… jastrzębie.

Nagle Eshte zrobiło się bardzo zimno na karku i zatęskniła ze mężusiem. Ciepłym i szerokim w barkach. Idealnym na żywą tarczę. Bo słyszała kuglarka o Srebrnych Jastrzębiach. Bandzie najemnych psów gończych w ludzkich skórach. Jastrzębie byli bowiem ludźmi wolnego stanu do wynajęcia. W przeciwieństwie jednak do takiej krasnoludzkiej kompanii jak Czarna Broda, oni nie zajmowali się ochroną karawan czy też służeniem w wojsku. O nie… ginięcie na polach bitewnych Jastrzębi nie interesowało. Oni polowali… na banitów wyjętych spod prawa, na dłużników, na uciekinierów i zbiegów. Polowali na tych za których głowy płacono… lub tych za których złapanie im zapłacono. Polowali wytrwale i imali się wszelkich metod, łącznie z torturowaniem każdego z kogo mogliby wycisnąć informacje na temat zwierzyny. Zastawiali pułapki używając bliskich zbiega jako przynęt i żaden plugawy czyn nie był im obcy. Dla Jastrzębi liczył się tylko wynik ich łowów. Nieważne ile trupów pozostawili po drodze. A to że ich imię wzbudzało strach, to tylko ułatwiało im robotę. Mieli też swój kodeks; nie polowali na Pierworodnych, wampiry i na większość potworów. Byli przede wszystkim łowcami ludzi i nieludzi.

Z każdą chwilą pytania tylko się namnażały, aż elfce zakręciło się w głowie. Zmuszona była wesprzeć się o ścianę chatynki, żeby powstrzymać ciało przed całkowitym poddaniem się.
Srebrne Jastrzębie to jedno. Ich obecność nie świadczyła o niczym dobrym, ale szczęśliwie Eshte nigdy nie ściągnęła na siebie ich wzroku. Wpadała w najróżniejsze kłopoty, podpadła niejednemu szlachciurce, ale nigdy na tyle, by któryś miał nasłać na nią tych okrutników. A Paniuni brakowało jaj, żeby ich zatrudnić. Nie powinni się interesować kuglarką, wszak nie była jednym z tych dzikich spiczastouchów odpowiedzialnych za napady na ziemiach hrabiego.
Ale Marchewa.. on był wyjątkowo złym i parszywym znakiem dla Eshte. Nie miała ochoty na jego widok krzyczeć w gniewie. Nie, zadziwiająco jak na siebie, najchętniej skuliłaby na ziemi i cicho łkała pod wpływem starego życia, które odnajdywało ją nigdzie indziej jak właśnie w Gównowie. Zdawało się, że własne nogi zamierzały ułatwić jej popadnięcie w bezsilność, bowiem miękkie ugięły się pod nią w kolanach.

Blizny płonęły bólem, myśli były w strzępach.. właściwie miała wrażenie, że całe jej ciało było w strzępach. Tylko dzięki wrodzonej upartości zdołała zmusić się do postawienia chwiejnego kroku w kierunku drogi, którą wcześniej szedł czarownik z bluszczem. Pewnie już odeszli daleko, ale to nie było teraz ważne. Ona tylko chciała znaleźć się jak najdalej od ryżej mary z jej przeszłości.

Na szczęście Marchewa nie spodziewał się jej tutaj. Nie zauważył jej zajęty cicho rozmową ze Srebrnym Jastrzębiem. Na szczęście w elfce obudził się instynkt łotrzykowski, a może narodził pod wpływem potrzeby. Na szczęście…

Teraz naprawdę zrobiła się cicha, zwinna i szybka. Jednak biegnąc co jakiś czas zerkała za siebie i na ten krótki moment dreszcz przeszywał jej ciało w obawie przed zobaczeniem rudej grzywy, a nogi zapominały o zwinności i plątały się, potykały na nierównej dróżce. Kilka machnięć rękoma i kilka podskoków wystarczyło do odzyskania równowagi, przynajmniej do czasu kolejnego obrócenia się.
Ku swej uldze, wkrótce dostrzegła Czarusia wraz z oplatającą go Paniunią.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-05-2020, 02:30   #119
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Tha.. nn.. -pomiędzy krótkimi oddechami próbowała zawołać czarownika. Ah, dlaczego jego imię było takie trudne do wymówienia! Dlaczego było takie długie! Przecież gdyby w chwili zagrożenia potrzebowała jego pomocy ( a NIGDY jeszcze nie potrzebowała i to ona zawsze ratowała jego tyłek ), to zginęłaby nim zdążyłaby wypowiedzieć ten zbitek liter. Pod nosem przeklinała fantazję jego rodziców.
Panika pchała ją ku rozwiązaniom, z których później nie była zbyt dumna. Tak jak teraz, gdy biegnąc zdołała zaczerpnąć głębszego tchu i zawołała mężczyznę po najobrzydliwszym z określeń -Mężuuuu!

Tancrist odwrócił się i zerknął wprost na elfkę. Wyrwał się z objęć Paniuni i ruszył ku kuglarce pospiesznie. Najwyraźniej zaniepokoiło go to co usłyszał. No i widział “żonkę” w stanie paniki.
- Co się stało? - podbiegł chwytając kuglarkę w ramiona i szepcząc. - W jakie znów kłopoty się wpakowałaś?
No tak… nie mogła liczyć na zbyt wiele wyrozumiałości. Od razu zakładał, że kuglarka coś nabroiła. A przecież nigdy nie była to jej wina! Tyle że to oburzenie traciło na sile, gdy była w jego ramionach, gdy czuła zapach jego pachnideł i słyszała jego głos. Poparzenia od razu przestały piec, strach osłabł. Eshtelëa czuła się bezpieczna. I to się liczyło najbardziej dla skołatanego serduszka elfki.

Spodobał jej się sposób, w jaki mężczyzna wręcz odskoczył od głupiej Paniuni i przybiegł do niej prawie w podskokach. To było.. miłe. A teraz potrzebowała wszystkiego co miłe. Oszczędził jej wysłuchiwania gdakania jasnowłosej kwoki, ale jednocześnie.. pozbawił jej przyjemności z wytarcia szlachciurskiej twarzyczki ich, uh, „szczęśliwą miłością”.

-No.. ahh.. -zatrzymana w objęciach czarownika mogła w końcu odetchnąć po swym szaleńczym biegu. Tym razem to o niego się ciężko oparła zamiast o brudną ścianę chatynki -Wyglądałeś jakbyś.. jakbyś potrzebował pomocy.. -panika nie była w stanie całkiem stępić żarcików i złośliwości kuglarki, zaś dzięki bliskości mężczyzny ( ohyda! ) w kącikach jej warg zamajaczył bardzo blady uśmieszek -To pomogłam. Nie ma za co.

A zaraz.. uśmiechu już nie było. Zniknął pod nawracającą falą niepokoju, która uderzyła w elfkę po kolejnym odwróceniu się za siebie. Być może gdyby do swoich talentów dodała również ten aktorski, to potrafiłaby ukryć strach wypełniający jej serce i myśli. Bez umiejętności założenia maski spokoju zdradzała wszystko nie tylko nerwowym zachowaniem, ale również rozbieganymi oczami lustrującymi otoczenie.

- Nie potrzebowałem pomocy.- westchnął w odpowiedzi Ruchacz i przyglądał się bacznie trzymanej w ramionach elfce. Ignorował nabzdyczoną Paniunię, której to kuglarka zgrabnie pokrzyżowała plany (nawet jeśli mimochodem).
- Może się napijemy miejscowego bimbru, co?- zaproponował w końcu czarownik mimochodem, po czym dodał cudownie brzmiące słowa pełne miłości - Ja stawiam.

Zadziwiająco Eshte nie podskoczyła wysoko w radości, ani nie wykonała tańca szczęścia. Nawet nie wróciła do niego spojrzeniem, więc Czaruś mógł pomyśleć, że po prostu jego żonce niepokój padł na słuch. Nie słyszeć oklasków i krzyków zachwytu, pobrzękiwania monet i trunków wlewanych do pucharków - ah, jakaż to byłaby ogromna strata dla artystki! Ale akurat żadne z nich nie musiało się martwić o jej spiczaste uszka.

-Ale gdzie? Przecież na tym wygwizdowie nie mają żadnej karczmy -zapytała w końcu mruknięciem, choć tak naprawdę interesowały ją odpowiedzi na inne pytania. Czy to cudowne miejsce bimbrem płynące było daleko stąd? Czy posiadali tam bezwzględny zakaz wstępu dla Srebrnych Jastrzębi i rudzielców?

- Minęliśmy niedawno… tawernę.- stwierdził czarownik pokazując palcem pobliski budynek - Pewnie mają alkohol.
Przyjrzawszy się owej budowli elfka zmrużyła ślepka domyślając się jaki alkohol tam serwowano. Podły, śmierdzący… i bardzo mocny. Taki co wykręcał twarz i szybko uderzał do głowy.




Zrozumiała też czemu tej tawerny nie zauważyła. Była to kolejna z rzędu drewnianych chat ustawionych przy tej uliczce. Bez szyldu, bez znaku, bez nazwy. Zapewne jedyna mordownia w tej zapomnianej przez bogów i ludzi osadzie. Nie musiała się wyróżniać czy reklamować. Każdy miejscowy o niej wiedział, każdy kto przyjeżdżał w interesach… i nikt poza nimi. Bo nikt inny nie zapuszczał się w te strony.

To odkrycie kuglarka skwitowała krótko -Oh.
Jedno uważniejsze zerknięcie na ten przybytek pozwoliło jej stwierdzić, że gospodarz raczej nie wybrzydzał i zarabiał na klienteli każdej rasy czy profesji. Tak samo na smutnych mieszkańcach tej osady i najemnikach, jak i na zagubionych podróżnikach ( bo i jacy inni trafiali do Gównowa? ), krasnoludach i zwykłych bandytach. Miała jednak wątpliwości co do tego, czy i elfy były tam przyjmowane z równie otwartymi ramionami i bimbrem bez dodatku śliny gospodarza.

Tawerna wyglądała też na taką, w której przesiadywały Srebrne Jastrzębie, a zatem również Marchewa. Nie chciała własnoręcznie stwarzać okazji do bycia przez niego zobaczoną. Nie chciała, żeby wiedział o jej obecności w osadzie. Musiała tylko przetrwać jeden wieczór, aż ruszą w dalszą drogę. Jeden wieczór.

Przeniosła spojrzenie z powrotem na trasę swej ucieczki, aż w końcu zatrzymała je na Thaaneeekryyyście.
-Wolałabym zabrać butelczynę do mojego wozu - stwierdziła z ciągle smętnie opadniętymi końcówkami uszu. Zaraz też dodała burknięciem - Albo.. beczułkę..

- Może z beczułką to nie przesadzajmy.
- odparł Tancrist prowadząc elfkę w kierunku wozów orszaku. Jeszcze zerkając przez ramię pożegnał się z nadąsaną blondynką, a potem podążyli ku ich celowi.



***



Chociaż Eshte znosiła całe małżeństwo głównie po to, by utrzeć nosa Paniuni to… posiadanie szlachetnie urodzonego małżonka miało swoje plusy.
Na przykład wino. Czerwone jak rubin i przejrzyste jak woda źródlana. O mocnym ciężkim od garbników bukiecie zapachowym, który zdominował atmosferę wozu kuglarki tuż po otwarciu. Tancrist rozlał to wino do dwóch kubków i spytał się wprost elfkę - Co się stało?

Nareszcie. Dopiero we własnym domu na kółkach, wśród zostawionego wcześniej nieporządku i unoszącego się w powietrzu zapachu dymu z najróżniejszego ziela, Eshte poczuła się prawdziwie bezpiecznie. Mimo to nie odpowiedziała od razu. Wino miało pierwszeństwo.
Pochwyciła kubek, uniosła do ust, po czym bez zawahania wlała sobie w gardło całą jego zawartość. Nawet nie zwróciła uwagi na smak, po prostu potrzebowała tego szumu w głowie, który zagłuszyłby drażniące myśli. Wierzchem dłoni przetarła usta i spojrzała na Thaaneeekryyyysta, a jej oczu nie wypełniał już strach. Zastąpiła go złość, choć zadziwiająco nie była skierowana na czarownika.

-Widziałam Srebrne Jastrzębie. Dlaczego tutaj są? -syknęła spodziewając się, że to on był w posiadaniu odpowiedzi. Czy nie dla nich zmuszał się do spędzania czasu z Paniunią?

- Nie domyśliłaś się. Jadą w tym samym kierunku. Nasz gospodarz wyznaczył dość wysoką nagrodę za głowę Balaerthona, przywódcy elfich buntowników. - wyjaśnił czarownik popijając ostrożnie wino. I słusznie tak czynił, bo kuglarce od razu zaszumiało w głowie. Wino było mocne.- I trochę mniej za jego poruczników. Jednak wystarczająco dużo, by się nimi zainteresowali.
Tancrist spojrzał badawczo przez okulary na elfkę. - Czyżbyś się dobrze znała z Jastrzębiami. Czyżby… mieli powody by cię ścigać?

-Ja...
-Eshte się zawahała, nie do końca wiedząc jak wiele ze swojego życia pragnęła zdradzić czarownikowi. Bo i co takiego miała powiedzieć?


„Widziałam wśród nich koszmar ze swojej przeszłości.
To właśnie on, wraz z innymi zdrajcami, jest odpowiedzialny za blizny szpecące moje ciało.
Jeśli mnie tu zobaczy, to znowu będzie chciał zrobić mi krzywdę jedynie za posiadanie długich uszu. A z pewnością po dołączeniu do najemników jeszcze bardziej rozsmakował się w cudzej krwi.
Boję się”.


Mogła to wszystko powiedzieć, być szczerą z Thaaneeekryyystem. Tyle, że niechętnie dzieliła się szczegółami swojego dawnego życia z kimkolwiek. Tak właściwie, to nikomu nie opowiadała o swoim życiu sprzed rozpoczęcia samotnej podróży jako sztukmistrzyni Meryel Nellithiel del Taltauré i.. najwyraźniej nie zamierzała tego teraz zmieniać.

-Słyszałam o nich wiele opowieści -mruknęła powoli dobierając swoje kłamstwa mieszane z odrobiną prawdy. W końcu rzeczywiście o nich słyszała, choć to nie samo istnienie najemników wyprowadzało ją z równowagi -Przerażających opowieści jak to polują na ludzi, ale przede wszystkim na.. nieludzi. Podobno jak już dostaną w swoje ręce elfa, to kiedy z nim skończą można go rozpoznać tylko po spiczastych uszach. A czasem tylko po jednym -skrzywiła się mocno i głową potrząsnęła -Nie wiem jakimi potworami rodzice straszą swoje ludzkie dzieci, ale dla mnie to zawsze były Srebrne Jastrzębie.

- Akurat Jastrzębie nie żywią jakiejś szczególnej nienawiści do elfów. Wszystkich traktują tak samo okrutnie. Niemniej ty jesteś bezpieczna. Nie śmią tknąć żony szlachcica… ani gościa swego potencjalnego pracodawcy.
- odparł pocieszająco Tancrist - Jastrzębie też czasem zawisają na szubienicy. Nie wszystkie ich ekscesy uchodzą im bezkarnie.
Mylił się. Przynajmniej jeden z najemników żywił wprost płomienną nienawiść do spiczasotouchów. Skąd mogła mieć pewność, że i pozostali nie podzielali jego poglądów?

-Ale tutaj akurat widziałam powieszone elfy, nie Jastrzębie -burknęła Eshte, na którą niezbyt działały próby pocieszenia, bo i czarownik celował nimi w nieodpowiednie powody jej zaniepokojenia. Ale skąd miał wiedzieć?

Nerwowo zaczęła krążyć po niewielkiej wolnej przestrzeni swojego wozu, czym obudziła liska drzemiącego w jednym z wielu, wielu kapeluszy. Ziewnął szeroko, a potem zwinnie prześlizgnął się po podłodze ku kuglarce, zapewne tradycyjnie gotów opleść się wokół jej nogi i wspiąć się wyżej ku szyi.
-Czyli musimy znosić ich towarzystwo? -prychnęła muskając palcami mięciutkie futerko swojego pieszczoszka.

- Musimy znosić? Nie towarzyszą nam. Nie ma Jastrzębi w orszaku. Ani jednego. A że są w osadzie… cóż… dziś są, jutro udadzą się dalej. Nic ich tu nie trzyma… a ich zwierzyna siedzi w lesie.- odparł czarownik popijając wino i zerkając na kuglarkę. - Nie tylko mogę usunąć tatuaż. Mogę też jeden naszkicować i zakląć w nim magię, którą mogłabyś się obronić w razie czego.

-Tak bez wgryzania się w moją szyję? Bez opowiadania jakie to dałabym Ci potężne dzieci?
-teraz, kiedy jej niepokój trochę przygasł pod wpływem bezpiecznych ścian swego wozu, wina szumiącego w głowie i futra Skel'kela łaskoczącego ją w skórę szyi, Eshte była w stanie wstąpić głosem na kąśliwe tony. Choćby bardzo chciała, to nie potrafiła zapomnieć spotkania z Pierworodnym. A chciała bardzo.
- Nie potrzebuję być naznaczona przez kolejnego mężczyznę. Umiem się bronić, po prostu… -skrzyżowała ręce na piersi, twarz wykrzywioną grymasem niezadowolenia zwróciła w kierunku jednego z okien -Ta osada jest parszywa. Te ziemie są parszywe.

-Taki tatuaż tworzony bez bólu i nakłuwania skóry. To magiczny malunek, będący matrycą czaru który uwalniałabyś swoim rozkazem. Malunek tygrysa na przykład, który ożywiłby się na kilkanaście minut i rzucałby się na każdego, kto by ci zagrażał. To nie ma nic wspólnego z prawdziwym magicznym tatuażem jaki dał ci Pierworodny, ani z tym który zdobi moje ciało. Byłby to raczej taki jednorazowy osobisty ochroniarz.
- wyjaśnił Tancrist dolewając sobie wina do kubka.

W końcu udało mu się zainteresować kuglarkę swoimi słowami. Drapieżny tygrys wychodzący z jej ciała i rozszarpujący Marchewę.. tak, to dopiero była cudownie pocieszająca myśl. Aż na jej wargi wstąpił błogi uśmiech. Dlaczego jednak nie pójść o duży, duuuży krok dalej?
-A smoka? -zapytała podchodząc bliżej. Przyciągnęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko Czarusia, który nagle zyskał na użyteczności -Możesz mi wymalować smoka?

- Tak. Tylko im potężniejszy wzorzec tym wymaga bardziej doświadczonego mistrza do jego kontroli. Nad smokiem mogłabyś nie zapanować. Ba… nie wiem czy byś sobie poradziła z wywerną.
- rozważał czarownik drapiąc się po karku.- No… ale jeśli związałbym go na twoim ciele poleceniem, to… tak, mógłbym i smoka spróbować nanieść na twoje ciało.

-Na pewno bym sobie poradziła! W końcu mam potężną aurę i tak dalej, nie?
-długo to zajęło, ale sztukmistrzyni w końcu odzyskała swoją pewność siebie. Tygrys? Smok? Wywerna? Była przekonana, że zapanowałaby nad każdą z tych bestii. A jeśli nie, to że przynajmniej rozwścieczona kreatura zwróciłaby swą wściekłość na ryżego siłacza. Albo Pierworodnego.
-Dzisiaj mi go namalujesz? -zapytała niecierpliwie, bowiem oczekiwała, że mężczyzna od razu wyciągnie zza pazuchy farby i zabierze się do pracy nad przerażającą gadziną. Przymrużyła trochę sceptycznie oczy -Potrafisz w ogóle namalować smoka, czy stworzysz mi na tyłku koślawego stworka z dziecięcych rysunków?

- Namaluję wizerunek który będzie zawierał magię.
- odparł Tancrist wzdychając ciężko i szukając swoich pędzelków kontynuował.- Wyjdzie ładnie bez względu na mój talent. Bo to będzie czarowanie. Natomiast twój potencjał nie ma tu znaczenia. Co z tego że masz w sobie wiele mocy, skoro niemal żadnej kontroli nad nim. Potrzebuję odsłoniętych pleców, jeśli to ma być wywerna.
Spojrzał też na kuglarkę mówiąc.- No i powinnaś wybrać sobie frazę, która uwolniła by bestię z malunku. Coś czego nie wypowiesz przypadkiem. Coś czego nie zapomnisz lub nie przekręcisz.

-Smok!
-Eshte poprawiła go szybko i stanowczo, brakowało tylko uderzenia piąstkami o blat stolika dla podkreślenia wagi jej wyboru. Wywerny nie miały przednich łap i przez to wyglądały dość pokracznie. Na co jej taka gadzina, jeśli mogła mieć smoka potrafiącego rozszarpać szponami każdego najemnika?
Jakiś w tym swoim podekscytowaniu nie wzięła pod uwagę pewnego bardzo ważnego szczegółu. W celu uzyskania na swych plecach tej przerażającej bestii, Eshte będzie musiała się.. rozebrać przed Thaaneeekryyystem. Przed Ruchaczem!

-I masz na myśli coś takiego jak.. -zamyśliła się, ale tylko na krótki moment. Wszak była artystką, jej kreatywność nie miała granic. Gwałtownie wyrzuciła przed siebie jedną rękę, trącając butelkę wina i prawie ją przewracając. Następnie wydobyła z siebie bojowy okrzyk, a Skel'kel zawtórował jej piskliwym szczeknięciem -Leć Gertrudo, zarżnij ich wszystkich!
Ah.. kuglarka zdążyła już nawet wymyślić imię dla swojego tatuażu.

- Może być. O ile nie przekręcisz go jak czynisz to z moim imieniem. I pamiętaj, że możesz go użyć, by odciągnąć uwagę od swojej ucieczki. Smok może wymknąć się spod kontroli czaru lub wyczerpawszy magię go ożywiającą, zniknąć zanim zabije twoich napastników. - odparł mężczyzna przygotowując już barwniki i pędzelek. Ostatnim razem takie malowanie skończyło się dość intymnym aktem, co przypomniał kuglarce widok owego pędzelka w dłoni kochan… NIE!.. Ruchacza.

Twarz kuglarki jednocześnie pobladła i nabrała rumieńców na policzkach, więc wyglądała jak uderzona nagłą falą gorączki. Prawdą jednak było, że tak odrażające wspomnienia zwykle kończyły się atakiem mdłości, więc starała się je od siebie odpychać. To co się.. wydarzyło musiało być spowodowane obcym wpływem, nie jakimiś ukrytymi pragnieniami czającym się w Eshte i szukającymi ujścia przy pierwszym dotyku czarownika. Nie miała takich pragnień! A gdyby miała, to Ruchacz nie byłby ich celem! Wtedy pewnie trochę pyłku wróżki dostało się na pędzel i.. i..
Kuglarka spojrzała w stronę okna. Gdzie się właściwie podziewała wróżka?
-Nie przekręcam Twojego imienia! -oburzyła się na obrzydliwą insynuację mężczyzny -Widziałeś dzisiaj Trixie, Thaa-neee-kryyyy-ście? -naumyślnie wypowiedziała jego imię powoli i z przesadnym pietyzmem. Tak, w jej uszach brzmiało dokładnie tak samo jak to, którym jej się przedstawił.

- Latała po całej osadzie zachwycona wszystkich i szczebiocząc coś ekstatycznie o mrocznej osadzie pełnej typów spod ciemnej gwiazdy, o zakazanym romansie… inspiracji dla ballady. - odparł czarownik dobierając barwniki i spojrzał na elfkę. - Ty ciągle przekręcasz moje imię.

-Mówiłam jej, że powinna na siebie uważać. Przecież ktoś ją może złapać i potem sypać nam po nosach jej pyłkiem
-zamarudziła Eshte i westchnęła ciężkawo. Nie łatwo było zapanować nad roztrzepaną i rozszczebiotaną wróżką, która jeszcze na dodatek była łatwowierna oraz dość naiwnie wierzyła w dobre zamiary prawie każdej napotkanej istoty. Zaczęła nawet brać pod uwagę tymczasowe zrezygnowanie z malowania smoka, na rzecz wybrania się na poszukiwania Trixie. Ale nie wcześniej, niż po obronie swojego dobrego imienia paskudzonego przez Ruchacza!
-Taaa? -z nutą drwiny w głosie pochyliła się i wsparła łokciami o blat stolika -Skoro jesteś taki mądry, to jak należy je wymawiać?

- Tan - crist… z naciskiem na crist.
- wyjaśnił uprzejmie czarownik po wypiciu kolejnej porcji trunku. Po czym bezczelnie zażądał.- A teraz rozbieraj się i kładź się brzuchem na łóżku.

Zamiast zezłościć się na te słowa, milcząca Eshte tylko przymrużyła oczy w skupieniu. Kilkukrotnie poruszyła wargami w niemych próbach wypowiedzeniach imienia czarownika według jego własnych nauk. W końcu pokiwała głową i literka w literkę powtórzyła za nim -Thaaa-neeeee-kryyy-st.

Rozciągnęła usta w rozbrajającym uśmiechu, wyraźnie dumna i zadowolona z siebie.

- Prawie… nie ma E w moim imieniu.- stwierdził czarodziej siląc się na pochwałę.

-Jak to nie? Przecież wyraźnie powiedziałeś ThaaanEEEkryyyst -odparła elfka nie potrafiąc zrozumieć jego czepialstwa. Byłoby zabawnym, a przede wszystkim niezwykle irytującym, gdyby specjalnie źle wypowiadała imię mężczyzny w próbie wyprowadzenia go z równowagi. Ale ona to robiła dość nieświadomie, może problemem był akcent, lub po prostu była całkowitym beztalencie do cudzych imion.

W końcu machnęła tylko ręką, uznając że czepiałby się nawet własnej matki. Zapatrzyła się na przygotowane farby i wargi skrzywiła w grymasie.
-Może powinniśmy najpierw poszukać Trixie? -zapytała z ciężkim sercem, bo nie mogła się doczekać posiadania własnego smoka do posyłania na wrogów i każdą osobę spoglądającą na nią krzywym spojrzeniem. Ale z drugiej strony martwiła się o bardkę i jej niebezpieczny pyłek - Co jeśli wpadła w łapska Jastrzębi? Albo jeszcze gorzej, w szpony szalonej Paniuni?

- W takim razie bogowie niech mają ich w opiece. Pamiętasz co się z tobą działo, gdy dostałaś pyłkiem w twarz przy menhirach? Więc wiesz co robią wróżki, gdy czują się zagrożone. Trixie sobie poradzi.
- odparł czarownik spokojnie przygotowując się do .- No i umie się ukrywać przed zagrożeniami. Nie musisz się o nią martwić.

-Nie pamiętam
-burknęła Eshte w odpowiedzi.
Oh, pamiętała.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-06-2020, 00:41   #120
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
W tym momencie usilnie starała się zignorować podsuwane jej przez wyobraźnię obrazy siebie samej, prezentującej się nago przed Thaaneeekryyyystem i cieszącej się pod jego dotykiem na swym ciele.
Wzdrygnęła się, a Skel'kel troskliwie owinął się ciaśniej wokół jej szyi. Poratowałby ją przed chłodem, ale nie przed obrzydzeniem do siebie.
-Ale Ty miałeś w zamku zapas pyłku wróżek -przyjrzała mu się dość podejrzliwie -Skąd? Nie od jakiejś małej skrzydlatej zamkniętej w klatce?

- Dostałem go od druidzkiej osady elfów i wróżek, które z nimi żyły. W zamian za pomoc z kłopotami jakie mieli. Bardzo paskudnymi i zębatymi kłopotami. Pozostałościami po Dzikim Gonie jaki zdarzył się na ich ziemiach. Druidzi chcieli przywrócić zatruty obszar do stanu poprzedniego w czym ten potwór im przeszkadzał. A wróżki… nie chciały być zjedzone.
- wyjaśnił Tancrist i uśmiechnął się. - Jeśli tak bardzo chcesz szukać Trixie, to możemy rozejrzeć się za nią podążając za twoim fajkowym liskiem. On ją wytropi. Ma wyjątkowo mocny nos.

Eshte zadumała się krótko nad jego propozycją, a kierunek obrany przez jej myśli był bardziej niż oczywisty.
Palcami czule głaskała po główce fajkowego liska, który na tę pieszczotę reagował radosnym wtulaniem się w jej dłoń. Zaś fiołkowookim spojrzeniem kuglarka wędrowała pomiędzy farbami kuszącymi swymi kolorami, a oknem wychodzącym na posępną osadę. Wielka gadzina wykonująca każdy jej rozkaz, czy gadatliwa wróżka rozsypująca swój zdradziecki pyłek? Wybór powinien być łatwy i rzeczywiście elfka nie miała z nim problemu. I właśnie dlatego podróżowała samotnie!

-A mój smok? -zapytała z westchnieniem.

- Może poczekać aż znajdziemy Trixie. - przypomniał jej czarownik wzruszając ramionami. - Albo możesz się rozebrać teraz i namaluję go teraz. Twoja decyzja, więc podejmij szybko… nie mamy całego dnia na twoje dylematy.

Oooooh. Jeśli spodziewał się, że teraz Eshte z radością się przed nim rozbierze i jeszcze z własnej woli wskoczy do łóżka, to czekało go niemałe rozczarowanie. To nie tak, że wcześniej miała na to jakąś wielką ochotę. W przypływie rozdrażnienia nadęły się jej nozdrza, a potem smoczym zwyczajem wypuściła głośno powietrze.

-Idziemy szukać Trixie! -z tym warknięciem na ustach odsunęła się gwałtownie z krzesłem, co zaowocowało głośnym zgrzytnięciem drewnianych nóg przesuwanych po podłodze wozu. Po wstaniu wcale nie ruszyła energicznie w stronę drzwi, ale skierowała swe kroki ku jednemu z wielu kątów służących jej za garderobę i składzik rzeczy przeróżnych.

-I co ciekawszego masz do robienia w tym Gównowie? Pikniczek i ploteczki z Paniunią? -prychnęła kuglarka drwiąco, po czym przykucnęła. Zaś kiedy się podniosła, to trzymała w dłoniach broń przeciwko Jastrzębiom i Marchewie, a okazał się nią być.. kapelusz. Tak, kapelusz o wyjątkowo szerokim rondzie, jednak nadal „tylko” kapelusz. Mogła dzięki niemu ukryć swoją twarz, ale już niekoniecznie długie, dłuugie uszy. Ale przynajmniej skutecznie odwracał od nich uwagę.
Eshte naciągnęła sobie kapelusz mocno na głowę i spod ronda spojrzała z wyrzutem na czarownika -To ona próbowała wmówić szlachciurkom, że jestem szpiegiem Balerona, pamiętasz?

- Pamiętam, ale też wiem że przyjaciół trzeba trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. No i muszę gasić pożary, które sama rozpalasz. Nie wiem czemu tak bardzo lubisz ją drażnić.
- westchnął czarownik i spojrzał na oblicze kuglarki dodając przesadnie poważnym tonem. - Można wręcz pomyśleć, że jesteś o mnie… zazdrosna.

-Ha! Zabawne!
-jeśli w tym parsknięciu elfki miało zabrzmieć rozbawienie, to zgubiło się gdzieś po drodze i na jego miejsce wcisnęła się drwina. Głośna i bezczelna, idealnie pasująca do sytuacji.
Eshte obróciła się do najbliższego lustra i przyjrzała się swojemu odbiciu.






To jednak nie przeszkadzało jej w.. zapewnianiu mężczyzny o braku choćby krztyny zazdrości w tym gibkim ciele -Po prostu sądzę, że komuś może się wydać podejrzane takie spoufalanie się ze szlachciurką, która zarzucała Twojej żonie szpiegostwo -palcami lekko przekrzywiła rondo, aby lepiej ukrywało jej twarz. Potem odwróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom -Nie wspominając o ciągłym obrażaniu mnie. Czy nie powinieneś chronić mojego... -honoru? Szacunku? Dobrego imienia? -.. tyłka?

- I bronię. - odparł Ruchacz podążając za swoją "żonką". - Wyszukuję źródła problemów i neutralizuję je. Co nie jest łatwe, gdy ty antagonizujesz otoczenie nie-po- trze-bnie robiąc sobie wroga z HePaniuni. To nadal córka naszego gospodarza i na ziemiach jej ojca.
Ośmielił klepnąć jej zadek, jak byle karczemnej dziewce dodając. - Więc ułatw mi życie i nie narażaj niepotrzebnie pupy, którą mam chronić.

Zaskoczona elfka skoczyła w miejscu, prawie jak koń klepnięty w zad. I tak jak co bardziej perfidne z tych zwierzaków, tak i ona odwdzięczyła się Thaaneekryystowi mocnym uderzeniem. Odwróciła się szybko i wymierzyła mu siarczysty cios pięścią.
- A ją to też tak strofujesz, czy tylko mnie?! W końcu to ona pierwsza zaczęła mnie ant.. anag..anganiz... - język jej się poplątał, aż w końcu tylko wzruszyła ramionami. Nauka nowych słów, szczególnie tych długich, była za trudna. Lekkim kopniakiem otworzyła drzwi - No, ona pierwsza wyzwała mnie od złodziejek, wywłoki i miotły. A potem jeszcze rzuciła we mnie swoim ognistym bąkiem! Wiedziałeś o tym, czy Paniunia robi z siebie niewiniątko?

Zwinnie zeskoczyła z kilku ostatnich schodków, a stojąc na ziemi wcisnęła sobie z powrotem kapelusz na głowę, dodając - Zawsze możemy po prostu zawrócić mój wóz w ciekawszym kierunku niż ziemie Pana Hrabiego.

- Widzę że jesteś o mnie zazdrosna. Pragniesz pozostać ze mną sam na sam w lesie pełnym wrogich elfów i głodnych trolli. Jak romantycznie.- zażartował czarownik i karcąc elfkę wzrokiem dodał - Może by nie rzucała w ciebie piorunami, gdybyś nie wmówiła jej, że jesteś moją miłośnicą. A teraz… ty ją znasz lepiej. Gdzie według ciebie udała się Trixie?

-Noooo...
-Eshte była całkiem pewna, że Thaaneeekryyyyst znał wróżkę mniej więcej tak samo jak ona sama, czyli.. nie tak dobrze. Wskazywała na to niepewność z jaką rozejrzała się po okolicy -Może zwróciły jej uwagę jakieś świecidełka? Albo alkohol? Albo... O NIE!
Nagłe objawienie wyrwało jej okrzyk z gardła, a także wbiło ją w ziemię obok mężczyzny. Niewiele brakowało, a porażona niepokojem chwyciłaby go za rękaw szaty.
-A jeśli spotkała tutejszego druida? Jeśli skusił ją pogawędkami o drzewach i teraz biedactwo jest zamknięte w jego śmierdzącej dziupli?! - w spanikowaniu ściągnęła fajkowego liska ze swojej szyi, po czym uniosła go przed siebie, czarnym noskiem celując pomiędzy chatynki i przemykające postacie -Szukaj jej, Skel'kel! Szukaj Trixie!
Lisek zaczął się wić w jej dłoniach, najwyraźniej uznając taką pozycję do tropienia za niewygodną.

- Jeśli spotkała druida to jest bezpieczna przy nim.- ocenił Tancrist i spojrzał na elfkę.- Zresztą ty też. Druidzi Dzikuna i … - tu przeszedł na szept.-... bardzo się nie lubią.

-I?! Z kim się bardzo nie lubią?! -pomimo długich uszu kuglarka nie dosłyszała szeptu czarownika, bo i nazbyt była zaabsorbowana wyobrażaniem sobie bardki w druidzkim potrzasku. Osobiście miała wiele propozycji, choćby siebie samą. Nigdy jeszcze nie spotkała żadnego druida, ale jedna wizyta w kamiennym kręgu wystarczyła, aby wyrobiła sobie o nich mocną opinię. Kto jeszcze za nimi nie przepadał? Szlachciurki? Jastrzębie? Krasnoludy? Kupcy? Drwale?
Poluzowała uścisk dłoni na ciałku wiercącego się liska.

- Pierworodni. I kapłani innych kultów.- odparł czarownik nieco głośniej. Skel’kel wyślizgnął się z dłoni elfki, upadł na ziemię. Powęszył w różnych kierunkach, po czym ruszył błotnistą ścieżką między chaty, jakby złapał trop Trixie.

-To nie tak, że ktokolwiek naprawdę lubi się z Pierworodnymi, nie? -odparła sztukmistrzyni nieco zawiedziona słowami mężczyzny, bo w końcu spodziewała się istnej armii ludzi i nieludzi pałających niechęcią do druidów. A okazało się, że było to jedyne co ją łączyło z pięknookim gównojadem.
Jednak w tym momencie nie miała czasu ni głowy do rozmyślania nad tym. Nie chcąc stracić z oczu liska, i być potem zmuszoną szukać po osadzie i jego i wróżki, Eshte podbiegła żwawo jego śladem.

- To prawda, nikt nie lubi Pierworodnych, ale druidzi Dzikuna są szczególnie odporni na jego wpływ i bardzo ciężko jest takiemu osobnikowi opętać druida tak jak ciebie.- odparł czarownik podążając za obojgiem.
Bardzo ciężko… ale nie jest to niemożliwe. Eshte przekonała się wszak o tym w swojej wizji.

-Wiem, wiem. I powinnam być dla nich wszystkich miłaaaaa -jęknęła elfka wywracając oczami. Często już słyszała z jego ust tę przemowę o „sile przyjaźni” przeciwko Pierworodnemu. Zdecydowanie zbyt często jak na tak krótki okres ich znajomości .
-Nie wiem czego oczekujesz. Że zaprzyjaźnię się z każdą niby-kapłanką i każdym druidem? Może jeszcze i ich mam upchnąć w moim wozie w nadziei na to, że jak Pierworodny po mnie przyjdzie to nie zmieni ich w pył jednym ruchem swojego palca? -w ślad za lisim ogonem skręciła w kolejną ścieżynkę wijącą się pomiędzy chatynkami. Prawda była taka, że wolałaby mieć cały wóz wypełniony fajkowymi lisami niż „przyjaciółmi” działającymi jej na nerwy - Dużo poświeceń jak na krztynę nadziei.

- Po prostu wolałbym, żebyś nie próbowała na dzień dobry każdego zniechęcać do siebie. I żebyś nie dawała córce władcy tych ziem kolejnych powodów do knucia przeciw tobie.
- westchnął Tancrist, gdy skręcili podążając za liskiem. Wtedy to Esthe nie potrzebowała jego nosa, by znaleźć zagubioną wróżkę.

Wrzaski, okrzyki, zachrypnięte głosy drące się w parodii śpiewu. No i skoczna melodia.
Jej osobista bardka zamelinowała się w miejscowej mordowni i grała do kotleta za piwo lub, o zgrozo, za darmo!

Jeden kącik warg elfki uniósł się przyozdabiając jej twarz krzywym uśmiechem.
-Po co mam być miłą dla kapłanek i histerycznych panieneczek, skoro Trixie mogłaby się zaprzyjaźnić z Jastrzębiami i nawet samym Pierworodnym? -mruknęła Eshte z przekąsem, ale tak naprawdę to odetchnęła z ulgą, co z pewnością nie było normalną reakcją na tego rodzaju darcie pysków. Nie musiała przypuszczać ataku na dziuplę druida, nie musiała wyrywać wróżki z łap Jastrzębi ani z krogulczych palców Paniuni. Bardka przez cały czas była bezpieczna, a mimo to kuglarka tak się martwiła, tyle się nachodziła po tym grajdole! Bo i czy nie była już wcześniej koło tej mordowni?!

Klepnięciem w udo przywołała do siebie liska, po czym dała się ponieść własnym nogom w kierunku drzwi do gospody. Skoro Trixie tak się dobrze bawiła, to w środku nie mogli jej towarzyszyć najemnicy żyjący z nienawiści do nieludzi.
Prawda?

Oboje weszli do ciemnej, brudnej pijalni bimbru udającej karczmę. O dziwo dość solidnej i z ładnymi, ciężkimi meblami. Co jednak nie dziwiło. Krasnoludy solidnie przykładają się do rzemiosła, a właśnie te brodacze były głównym żywym wyposażeniem tego przybytku i to one darły mordę jak banda pijanych orków. A pomiędzy nimi latała Trixie grając śpiewając i rozpylając pyłek, co tworzyło atmosferę dość radosnej braterskiej miłości. Na szczęście żadnych nieprzyzwoitości elfka oglądać nie musiała mimo obecności kilku ludzkich i krasnoludzkich dziewcząt usługujących gościom.




Temu wszystkiemu przyglądał się siedzący za kontuarem siwobrody gospodarz i wykidajło w jednym. Stary jednooki krasnolud o muskularnej sylwetce ćmił fajkę zupełnie nieporuszony faktem rozpylania przez wróżkę afrodyzjaku. Za to baczne jego spojrzenie zwróciła wchodząca do środka parka.

- Ty! Co ty tu na wszystkie piekła robisz?! Myślałem, że już wypadałoby postawić ci nagrobek! - wrzasnął na widok elfki celując w nią trzymanym w dłoni nadziakiem. No pięknie! Gdzie nie pójdzie to elfi rasiści! Nawet na takim zadupiu, gdzie elf z kulawą…
- Ja też się cieszę, że widzę cię w dobrym zdrowiu Durmangorze. Tym bardziej, że jako bardziej posunięty w latach, ty pierwszy powinieneś odpocząć pod nim. - odparł Tancrist, a Eshte zorientowała się że słowa krasnoluda wcale nie dotyczyły jej. A Ruchacza właśnie.

Zastygła w półobrocie, którego kontynuacją byłaby próba ucieczki przed elfiożercą i niechybne zderzenie się nosem z torsem wchodzącego za nią mężczyzny. Ale zadziwiająco, bowiem nie zdarzało się to często, tym razem to nie ona musiała ratować swoją cenną skórę. I to było.. fascynujące!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172