Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2020, 03:22   #121
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Czasem Thaaneeekryyystowi zdarzało się coś tam powiedzieć o swoim życiu, jak choćby o siostrach zmuszających go do zaplatania im warkoczy i rodzinnych ziemiach pełnych potworów. Ale takie opowiastki nie interesowały Eshte. Nie chciała bliżej poznawać Ruchacza. No, chyba że w grę wchodziły wstydliwe historyjki, których znajomość mogłaby wykorzystywać przeciwko niemu. Może.. może ten krasnolud wiedział, dlaczego Czaruś został wypędzony przez własną rodzinę? A może był przy tym, jak po pijaku obsikał sobie cenną szatę?!

- Może mnie przedstawisz, co?- zapytała ciągnąc mężczyznę za rękaw i prowadzą w stronę jego brodatego znajomka. W jej oczach błyszczały złe zamiary, a szerokie rondo kapelusza zbierało unoszący się w powietrzu pyłek wróżki. Nie czekając na reakcję czarownika pierwsza hardo wyciągnęła rękę ku krasnoludowi, przedstawiając się -Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, sztukmistrzyni i wędrowna artystka tańcząca z ogniem. Skąd się znacie? Ubiliście razem potwory?

- Moja żona… Eshte acz wolę ją pieszczotliwie określać Pupcią.
- wtrącił Ruchacz ze złowieszczym uśmieszkiem, jakby elfka właśnie miała wpaść w jakiś potrzask.

- Ano.. górskie trolle i inne wypaczone przez Dziki Gon bestyje. Mantikory, chimery… co? Żona?- krasnolud przerwał wyliczanie na swych sękatych paluchach i łyknął okiem w kierunku postaci elfki, by się jej dobrze przyjrzeć.- Pupcia? Gdzie?… Dyć to nie ma tyłeczka i cyców. Toż to drobne chucherko. Ja wiem, że ty masz kiepski gust Tancriście, ale nie ma się do czego przytulić u tej panienki.

Bezczelnie obgadywana Pupcia zacisnęła w pięść dłoń, której uściśnięciem staruch pogardził. Ledwo powstrzymała się przed chwyceniem za brodę krasnoluda, szarpnięciem go ku sobie i wciśnięciem sobie jego twarzy w dekolt, żeby nie pozostały mu żadne wątpliwości co do krągłości elfki. Ale jeszcze mogłoby mu się spodobać, albo czarownikowi spodobały się taki widok. A tak w ogóle, to Eshte nie miała ochoty później sobie wyciągnąć sztywnych włosów spomiędzy piersi. Z krasnoludami trzeba było inaczej postępować.

Wsparła dłonie na biodrach, po czym pochyliła się.. nisko. Bardzo nisko. Właściwie to cała się zgięła w karykaturalnej próbie zniżenia się do świata widzianego przez brodacza.
-No, z tak gównianej wysokości to rzeczywiście mało co widać, Dziaduniu. Próbowałeś stawać na stołku? Albo na kontuarze? -zdawałoby się, że szczera troska spływała z jej ust, jednak cała ta iluzja prysła po wyprostowaniu się kuglarki. Nawet nie próbowała ukrywać złośliwych kurwików mieniących się w swoich oczach, tak jak zresztą i swojej przesadnej troski wobec „Dziadunia” -Możemy wziąć Cię pod pachy i na nim posadzić.

- Aaaa…. bardziej niż PupciaPyszczek by do niej pasował. Zadziorna z niej dziewuszka.
- zaśmiał się jednooki krasnolud. Wstał odkładając swój nadziak na kontuar. Zaćmił faję przyciągając uwagę Skel’kela i wyciągnął ręce ku kuglarce.- No to… posadź na kontuarze Dziadunia, skoroś taka silna.
I tu trochę mina Eshte zrzedła, a i kurwiki nieco przygasły… bo choć krasnolud był niski, to przysadzisty i umięśniony. I ciężki, z pewnością bardzo ciężki. Masa mięśni grubych jak konary starego dębu na grubych krasnoludzkich kościach. Nie był to ciężar który mogłaby udźwignąć akrobatka.

- Minę masz nietęgą, boś mocna głównie w pyszczku, co?- zapytał krasnolud pykając fajeczką.
- Za to gibka i zwinna.- pochwalił Pupcię-Pyszczka jej mężuś.
- Nooo, nocami się to przydaje. A skoro wymieniliśmy się i uprzejmościami i obelgami, to może powiecie drogie ptaszyny, jakim cudem żeście zeszli się w łóżku i przy ołtarzu? -spytał Dziadunio.
No i… cisza zapadła, bo Tancrist nie wiedział jak sprawę wyjaśnić.

-Noooo... -improwizacja była nieodzowną częścią życia artysty, choć zwykle elfka ją wykorzystywała we własnych występach, a nie snując opowiastkę o poznaniu swego „mężusia”. Nagle klepnęła go mocno w ramię -To właściwie jego wina. Pewno zaraz będzie temu zaprzeczał, ale ten tutaj poważny Pan Czarownik był najbardziej natrętnym ze wszystkich moich wielbicieli. Raz zobaczył mój występ i później gdziekolwiek bym nie wyruszyła, do jakiegokolwiek miasta bym nie dotarła, on też się tam pojawiał, żeby obrzucić mnie drogocennościami. Z czasem zaczął mnie namawiać na wspólną kolację.

Odkaszlnęła cicho, a ton głosu który zaraz wydobył się z jej gardła, przywodził na myśl egzaltowanych bardów wyśpiewujących serenady pod balkonami swych wybranek -”Ah, zachwycająca Eshtelëo! Znowu pozostawiłaś mnie oniemiałego i olśnionego Twoim wdziękiem. Czy uczynisz zaszczyt swojemu skromnemu niewolnikowi i pozwolisz się zaprosić na kolację?”
Po tym występie godnym oklasków, zachwycająca Eshtelëa zerknęła chytrze na Czarusia -Ooooh, byłeś bardzo wytrwały, co?

- To prawda. A potem wzięliśmy ślub po druidzku… znasz ich obyczaje. Wielki kamienny krąg, figlowanie nago pośród menhirów i pośród widzów. Moja Pupcia nie jest pruderyjna i lubi być podziwiana.
- odparł Tancrist z ciepłym uśmiechem, nie przejmując się oczami elfki próbującymi go spalić na popiół.
- Ach tak.. - ocenił krasnolud i Eshte miała wrażenie, że nie wierzy ani Czarusiowi, ani jej.

- A tak na bardziej poważnie… nie nudzi ci się tutaj? Nie interesowałaby cię robótka ciężka, acz jako tako płatna. Chodzi o elfa.- zaczął czarownik.
- Nie interesuje mnie uganianie się po krzakach za miejscowym przywódcą buntowników. Zostawiam to jastrząbkom.- żachnął się Durmangor.
- Myślałem o PRAWDZIWYM elfie.- odparł Tancrist. Krasnolud zmrużył jedno oko.- A to ciekawie prawisz. Po prawdzie utknąłem w tej dziurze, bo już stary jestem i nie bardzo chce mi się uganiać za kolejnymi potworami. Ale PRAWDZIWY elf… hmmm… aż w tak ciężkim jesteś położeniu?
- Mniej więcej.
- odparł Ruchacz obejmując zaborczo kuglarkę i dociskając ja do siebie.
- Widzę panienko, żeś musisz być rzeczywiście rzadkim klejnotem. Ciekawa musi być z ciebie dziewuszka.- zaśmiał się w odpowiedzi Durmangor.

Eshte poczuła jak pod wpływem bliskości mężczyzny, jego ciepła i drażniącego zapachu perfum, gorące rumieńce wstępują jej na policzki. Nie z zadowolenia! Nie mogła być zadowolona, skoro NIE ŻYCZYŁA sobie być dotykaną przez Thaaneeekryyysta! Ale przecież w ocza.. no, w oku krasnoluda byli, uh, małżeństwem. Dlatego z czerwonymi policzkami zesztywniała na moment w tym nagłym uścisku.

-Nie możecie tutaj rozmawiać o takich sprawach! -wysyczała przez zaciśnięte zęby, a pod pretekstem karcenia lekkomyślności „mężusia” uderzyła go łokciem w bok - Jeszcze komuś spodoba się wasz pomysł i zorganizuje sobie własne polowanie na elfy. Dowolne elfy, byle tylko miały spiczaste uszy. Bo wy to na tych ziemiach podobno nie lubicie elfów, nawet -zerknęła krzywo na czarownika - NIEPRAWDZIWYCH.

- Po prawdzie… to zdania som różne co do elfów. Tu…
- machnął ręką krasnolud po rozśpiewanych bywalcach karczmy.-... Balaerthon nie ma czego tu szukać. To nie jego teren i nie ma tu niczego co by szczególnie interesowało władcę tych ziem. Nic czego stratą by się przejął.

- Teraz jest tutaj władca tych ziem.
- przypomniał mu czarownik i zamyślony dodał.- I Balaerthon już raz zaatakował. Przypuszczam też, że paru krasnoludów zostanie zatrudnionych w miejsce rannych i zabitych przez trolle.
- Hej. Interes to interes.
- zaśmiał się Durgmangor i zaciągnął dymem z fajeczki. - Nic osobistego.
- A skoro jesteśmy znów przy interesach, to jesteś zainteresowany pilnowaniem tyłeczka mojej żonki? Jestem pewien, że dobrze ci zapłaci.
- odparł Ruchacz budząc oczywisty gniew elfki. Kto mu pozwolił rozporządzać JEJ pieniędzmi?

-CO?! -nie mógł się spodziewać innej reakcji na jego słowa, jak właśnie wyrwanego z usteczek głośnego zaskoczenia pchanego olbrzymim sprzeciwem - Mam płacić za ochronę mojego własnego tyłka? Czy to nie do męża należy dbanie o bezpieczeństwo jego cudownej wybranki?
Rozgniewana skrzyżowała ręce na piersiach i jeszcze w niedowierzaniu potrząsnęła głową ukrytą pod kapeluszem -Poza tym wątpię, aby w moim wozie znalazło się jeszcze miejsce dla krasnoluda, a spanie na dachu mogłoby nadwyrężyć zdrowie Dziadunia. I jak wtedy chroniłby mnie przed gównojadem?

- O moje zdrowie się nie martw. Przeżyję was wszystkich.
- zaśmiał siwobrody krasnolud, a niewzruszony reakcją żonki, czarownik dodał.- Ostatnio nieźle się obłowiłaś. Nic ci się nie stanie, jeśli wydasz trochę tego, na zapewnienie sobie ochrony. A Durgmangor jest solidnym wojownikiem. I to za rozsądną cenę. Zwłaszcza pod uwagę biorąc jak wielu wrogów masz. A ja nie mogę być przy tobie cały czas Pupcio.- odparł czule Ruchacz, acz kuglarka miała wrażenie, że bawi go zmuszanie Eshte do wydawania JEJ pieniędzy.

Coraz bardziej rozgniewana jego sugestiami elfka tupnęła mocno nogą o podłogę - Może gdybyś mniej czasu spędzał na uganianiu się za innymi spódnicami, a więcej na pilnowaniu tyłka własnej żony, to nie musiałabym opłacać sobie dodatkowej ochrony!

Zaraz, zaraz. To już było.
Kłócą się jak stare małżeństwo”, już raz ktoś ich określił takimi słowami, ale to było jeszcze przed Grauburgiem, przed Pierworodnym, kamiennym kręgiem i tym całym fałszywym małżeństwem. Dawno temu, a mimo to nadal pasowało, ku jeszcze większemu rozdrażnieniu kuglarki.
Fuknęła cicho, upuszczając z siebie trochę tej gotującej się pary wściekłości -Z pewnością któraś z Twoich błyskotek sprzedałaby się za tyle, by opłacić Dziadunia. Może ta brosza z kocim ślepiem, co?

- Widzę, że lubisz grzebać w nie swoich rzeczach.
- westchnął Tancrist i pokręcił głową.- Nie. Ta brosza nie jest zwykłą błyskotką, to magiczny przedmiot pozwalający widzieć to co ukryte i przejrzeć wszelkie magiczne iluzje.
Po czym spojrzał wprost w oczy elfki mrucząc. - Czyżbyś się stęskniła za moimi pocałunkami wędrującym od w szyi w dół, aż między…

Uda kuglarki się zacisnęły, a policzki zaczerwieniły. Żeby tylko z gniewu, ale nie… słowami budził wspomnienie bardzo przyjemnych chwil. I niestety… ciało artystki zrobiło się tak jakoś cieplejsze, gdy te lubieżne wspomnienia wypełzały ze swoich ciemnych zakamarków pamięci przywoływane przez słowa mężczyzny, głos mężczyzny i wzrok mężczyzny. Najgorsze w tym wszystkim, że jakaś mała cząsteczka kuglarki (ani chybi Pani Ognia) chciała powtórki tych doznań. Bo były przyjemne, a Eshte lubiła być rozpieszczana.

Zmagająca się z nadmiarem emocji kuglarka pochwyciła dłońmi za rondo swego kapelusza, po czym pociągnęła je mocno w dół. Częściowo zasłoniła sobie nim twarz, żeby czarownik nie mógł czerpać satysfakcji z oglądania jej gorąco czerwonych policzków. Zasłoniła także uszy, żeby nie słyszeć jego lubieżnych pomruków. I oczy, żeby nie musieć na niego patrzeć.

-Cicho siedź! -syknęła przez zaciśnięte zęby i.. właściwie ciężko było stwierdzić, czy te słowa były skierowane do Thaaaneekryyysta, czy może do Pani Ognia odpowiedzialnej za te obrzydliwe uczucia i myśli. Zgrzytnęła kilka razy zębami, odetchnęła niespokojnie. I po chwili uniosła kapelusz, ale tylko trochę, i to od strony umożliwiającej jej spojrzenie na krasnoluda.
-Dziaduniu, skoro miałeś już kiedyś do czynienia z moim drogim mężem, to pewnie nie raz chciałeś go zdzielić swoim nadziakiem, co? Może teraz? -pytała z taką nutą w głosie, która w ustach grzecznej hrabianeczki może i brzmiałaby słodko, ale w przypadku Eshte ukrywała jad -Za to mogę zapłacić.

- Nie… ja się w kłótnie małżeńskie nie wtrącam. Najpierw ja go zdzielę, a potem ty rzucisz się na mnie z piąstkami.
- zaśmiał w odpowiedzi białobrody wojak i pociągnął z fajeczki.
- A Jastrzębie… nie próbowały cię zaczepiać o ten twój wizerunek? - zmienił temat czarownik wskazując palcem na list gończy wiszący nad głową Durgmangora.
- Ano próbowały. I skończyły w lazarecie. Zresztom… i tak jest nieaktualny toteż nawet gdyby im się udało, nie otrzymaliby nagrody. - zaśmiał się rubasznie krasnolud.

A elfka się wierciła czując ogień na biodrze, którego dotykała dłoń czarownika. Był to gorący żar, podobny temu w lędźwiach i do tego te irytująca chęć, by pośladkiem przytulić się do dłoni Ruchacza. Przez to całe gadanie o pocałunkach na skórze artystka nie mogła zapomnieć o tym, że w tej chwili kleiła się do “męża” udając jego żonkę. Do jego twardego torsu, otulona zapachem jego pachnideł. Przez jego gadaninę zrobiło się trochę… intymnie.

- Pupcio… powinnaś rozważyć wynajęcie go. Jest doświadczonym i silnym wojownikiem. I żadna magia nie pomiesza mu w głowie. Nie znajdziesz lepszego obrońcy.- dodał cicho Tancrist wprost do ucha elfki, wywołując przyjemny dreszczyk na jej karku.

Pyłek Trixie, to on musiał być winien zachowaniu elfki. Tak samo jak wtedy w kamiennym kręgu, i kiedy te drobinki osiadły na pędzlach czarownika malującego po jej tatuażu. Sądziła, że tym razem szerokie rondo kapelusza ochroni ją przed nawdychaniem się tego paskudztwa, ale jakże strasznie się pomyliła. Jak nie pyłek, to podszepty Pani Ognia, zawsze któreś pchało ją w ramiona Ruchacza. Ruchacza! Ah, gdybyż to chociaż był jakiś przystojny i zwinny akrobata!

-Nooo.... -trochę kręciło jej się w głowie od tego nadmiaru emocji i wrażeń. Miała wrażenie, że gdyby nie te parszywe ręce czarownika, to po prostu przewróciłaby się jak pijana. A gdyby nie czerwień rozgrzewająca jej twarz, to z pewnością nabrałaby blado zielonego koloru.
-A tego.. -mowa była o pieniądzach, a Eshte miała problemu ze skupieniem się. W próbie otrzeźwienia potrząsnęła głową i jeszcze dłonią machnęła kilka razy przed swoim nosem, przeganiając niewidzialne drobinki pyłku -Ta sumka to właściwie za co?

- Za ochronę… całodobową. Siem rozłożę gdzieś w okolicy… waszego namiotu i będę pilnował panienki. Jakby ktoś się próbował do panienki dobierać; czy to Jastrząbek, czy pijany szlachciur… czy pewien konkretny ELF, to dostanie nadziaka w … po dupie nadziakiem i po żebrach.
- odparł z uśmiechem krasnolud.

- Na szczęście ja jako twój mąż mam boskie prawo się do ciebie dobierać, więc jestem poza listą. Czy to nie raduje twojego serduszka, Pupcio?- odparł czule Thaanekryst, jeszcze cmokając jej szpiczaste ucho. Ustami! Na oczach wszystkich! Zdecydowanie jej mężuś czerpał za wiele przyjemności z tego “małżeństwa”. A co gorsza… ona sama też. To cmoknięcie rozlało się większą falą czerwieni na jej licach i żarem w oddechu.

- Lubię…- wyrwało się z ust… Pani Ognia. Co prawda Esthe nie zagorzała doprowadzając do kolejnych widoków swojej golizny i skandalu na całą karczmę, ale pod jej wpływem wypowiedziała to słowo. I to jakim tonem! Lubieżnym i zachęcającym Ruchacza do kolejnych całusów, na oczach wszystkich w tawernie! Bo ta ognista ladacznica nie miała żadnych oporów! Na szczęście to nie ona tu była u steru, tylko kuglarka.
-Lubię wyobrażać sobie tamtego gównojada nabitego na nadziak! -Eshte pośpiesznie zagadała wyrywającą się do odpowiedzi Panią Ognia. Pecha miał ten Dzikun, bo swoją parszywą klątwę rzucił nie na naiwną i głupią dziewuszkę, a na kuglarkę o ciętym języku i głośnej osobowości.

Pecha miał też Thaaneeekryyyyst, bo jego „żonka” nie była jedną z tych lepiących się do niego arystokratek. Kiedy w końcu straciła cierpliwość do jego umizgów, to rękę uniosła i otwartą dłoń przycisnęła do jego bezczelnej twarzy, aby odepchnąć od siebie te usta i zapach i ciepło i.. i wszystko.

-Myślę, że uda nam się jakoś dogadać, Dziaduniu. Ale czy równie dobrze sobie radzisz z odganianiem histerycznych panieneczek i natrętnych kapłanek? -pytała elfka starając się ze wszystkich sił ignorować istnienie czarownika. Zniżyła głos do nie tak cichego szeptu -No i jeśli jednak zmienisz zdanie co do okładania nadziakiem mojego męża, to dostaniesz dodatkową zapłatę.

- No nie wiem… nigdy jakoś żadnej odganiać nie musiałem.
- zamyślił się krasnolud wyraźnie zaskoczony pomysłami elfki. I spojrzał na Eshte.- A to ci męża napastują, te panienki i kapłanki? Takaś zazdrosna o niego?
- Jeszcze jak… z wozu by mnie nie wypuszczała. Ni z łoża.
- uśmiechnął się bezczelnie Tancrist, podsycając u krasnoluda to… to… to… nieporozumienie. Bo Dziadunio pomyślał, że kuglarka chce przetrzepać skórę męża za domniemaną lub rzeczywistą zdradę. I konkurentki do jego serduszka ma odganiać. A co gorsza, sama te podejrzenia podsycała. Zarówno niefortunnymi wypowiedziami, jak i ciałem… które wbrew jej własnym słowom, kleiło się do czarownika.

-Oh, cicho siedź! -warknęła kuglarka mając już dość tych ciągłych dwuznacznych docinek czarownika. Silnym pchnięciem zerwała te oplatające siebie macki mężczyzny i przy okazji odepchnęła się od niego na kilka dobrych kroków. W końcu mogła odetchnąć czymś innym niż jego duszącymi perfumami.

-Naprawdę Dziadunio sądzi, że z nas dwojga to akurat Thaaaneeekryyyyst byłby napastowany? -prychnęła ze szczerym niedowierzaniem.
Być może stary krasnolud rzeczywiście już niedowidział na to jedno oko, więc Eshte postanowiła mu pomóc. Poruszając przed sobą dłońmi zwracała jego uwagę na swoją twarz ( ładniejszą od twarzy czarownika ), na swoje ubranie ( barwniejsze od sukienki czarownika ), na swoją sylwetkę ( zgrabniejszą od czarownika ) i ogólnie na całą siebie. Potem oparła dłonie na biodrach, dodając -Jestem uwielbianą artystką! Oczywiście, że muszę się odganiać nie tylko od wielbicieli, ale też od szalonych wielbicielek.

- Acha… skoro tak panienka twierdzi.
- odparł z powątpiewaniem krasnolud przyglądając sylwetce elfki. - Artystką, tak? Pewnie poetką, albo… inszą pisarką.
- Chodzi mu o to, że choć zgrabna jesteś to musisz przyznać, że mało rozwinięta w kobiecych rejonach.
- wyjaśnił Tancrist.- A krasnoludy wolą swoje kobiety obficie obdarzone. Jednym słowem, nie wpisujesz się w kanony piękna brodaczy.

-I dlatego żadna z nich nie nadałaby się na akrobatkę. Duże cycki tylko przeszkadzają
-Eshte wzruszyła ramionami, tym razem nie dając się sprowokować Thaaneekryystowi. Była zadowolona ze swojego ciała i gdyby tylko chciała, to przy każdej okazji prezentowałaby swoje wdzięki. Ale nie chciała. I w ogóle jakieś trząchanie cyckami tylko odwracałoby uwagę od jej zachwycających iluzji.
-Będzie z nami podróżowała moja bardka. Ale ją już poznałeś, nie? -odwróciła się ku karczemnej sali i energicznie zamachała ręką -Hej,Trixie!

- Heeeej! Tu jest wspaniale! Atmosfera jest cudowna. Wszyscy są taki przyjacielscy! Bimber… cóż… jest mocny i… jest bardzo mocny.
- trajkotała wróżka latając chaotycznie dookoła trójki rozmówców hojnie rozpylając pyłek. Przez co kuglarka dopiero po chwili zauważyła, że trzyma Czarusia za dłoń. Jakby byli zakochaną parą.
Na szczęście karczma była spora, więc wpływ Trixie był w miarę słabiutki. Niemniej Eshte już od jakiegoś czasu czuła się cieplutko. Niewątpliwie przez wpływ Pani Ognia.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18-06-2020, 03:46   #122
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wróżka szczebiotała im nad głowami, ale w tym czasie Eshte mogła tylko się tępo wpatrywać w palce swojej dłoni splecione z palcami mężczyzny. Patrzyła, patrzyła i za cholerę nie potrafiła zrozumieć kiedy to się stało. Wiedziała jedynie, że jego dłoń była przyjemnie ciepła, a jej własna idealnie się w nią wpasowywała. Przemknęło jej nawet przez myśl, że całkiem miło byłoby trzymać się z nim za ręce tak.. całkiem publicznie, podczas przechadzki po mieście czy..

NIE! Elfka gwałtownie wyszarpnęła rękę, po czym tą samą dłonią zakryła sobie nos i usta. Z wyrzutem spojrzała w górę na Trixie -Martwiłam się o Ciebie! Już się zaczęłam bać, że ktoś Cię biedną złapał do klatki!

- Naprawdę?! Jak się cieszę!
- rozradowała się wróżka.- Naprawdę, nie wiedziałam że tyle dla ciebie znaczę. Ja biedna bardka, niegodna opisywania twojego talentu. Ale nie rozumiem, czym się martwiłaś. Ta urocza mieścina i o nieco wiejskim charakterze pełna jest przecież przemiłych ciężko pracujących ludzi i krasnoludów. Kto chciałby mnie tu skrzywdzić? - na usta Eshtecisnęło się wiele epitetów dotyczących tego zadupia, ale żaden nie był bliski słowu “uroczy”. To miejsce nie było urocze, to towarzystwo nie było urocze… zwłaszcza Ruchacz nie był uroczy sugerując iż jego “żonka” nie dość że jest w nim zakochana, to jeszcze zazdrosna!
- Czy ta mała zawsze tyle trajkocze?- zapytał tymczasem krasnolud Tancrista, a ten potwierdził cicho.- Niestety.

-No.. - coś kuglarce podpowiadało, że tylko niepotrzebnie by sobie strzępiła język próbując wytłumaczyć wróżce prawdziwą przyczynę tej wielkiej, wielkiej przyjaźni, jaką była darzona przez bywalców mordowni. Nie było sensu psuć jej dobrego nastroju. Zresztą, gdyby nie wieczorny występ dla kapłanki, to również i elfka dołączyłaby do całej tej radości i pijaństwa.
-No dobrze, tylko wróć na noc do domu -westchnęła Eshte, niczym rodzic ustępujący swojemu dziecku. Cóż za paskudne porównanie. Zerknęła w kierunku roześmianych, roztańczonych i rozśpiewanych bywalców karczmy. Tupnięciami bucika wybiła kilka taktów rubasznej piosenki wyśpiewywanej pijackimi gardłami, ale to nie odwróciła jej uwagi od najważniejszej kwestii - A swoich nowych przyjaciół to chyba nie zabawiasz za darmo, co?

- A dlaczego mieliby płacić? Przecież to nie scena, tylko karczma… a ja gram i śpiewam dla przyjaciół.
- odparła naiwnie wróżka. Ale czego innego można się było po niej spodziewać? Wszak dotąd przebywała w dziczy i nie rozumiała; ani cywilizacji, ani niuansów pracy zarobkowej. Więc to kuglarce przyszło uświadamiać naiwną Trixie, w tych kwestiach.

-Sukces artysty ocenia się po tym, ile ludzie są chętni zapłacić za obejrzenie występu -odparła mentorskim tonem Eshte, wszak doświadczona, znana i uwielbiana kuglarka. Ale skoro tak było, to gdzie właściwie podziewały się jej bogactwa?! Czy nie powinna opływać w złocie i drogocennościach?!
-I wiesz, przyjaźń nie opłaci jedzenia, ani materiałów na nowe kreacje. Ani mającego nas chronić Dziadunia! - w tym momencie wycelowała palcem w krasnoluda, tym razem tego prawdziwego, a nie z listu gończego. Na wszelki wypadek, tak dla potwierdzenia, że jednak nie pracuje on za samą przyjaźń i cudowne towarzystwo, Eshte zapytała go półgębkiem - Prawda?

- Prawda, prawda… chyba że sama będziesz mnie karmić, ale nie bardzo masz czym -krasnolud oczywiście odgryzł się za “Dziadunia” wskazując palcem klatkę piersiową i sugerując brak biustu u elfki, co oczywiście było nieprawdą. Esthe wszak miała piersi, co jej lubieżny małżonek mógłby potwierdzić. Bo niestety miał okazję nie tylko oglądać elfkę w pełnej nagiej krasie, ale nawet obmacywać. A wspomnienie tych wydarzeń wywoływało czerwień wstydu na policzkach, jak i dreszczyk ekscytacji przyjemnie rozchodzący się po całym ciele. To drugie dzięki pyłkowi wróżki. Na pewno! Nie było żadnych innych powodów!

- Ale ale… ludzie lubią jak śpiewam, tańczę i gram. No… ci którzy nie lubią, to uciekają. Reszta klaszcze, podśpiewuje. Obejmują się… przynoszę radość… lubię to robić. Wtedy o mnie mówią i dostaję coś do jedzenia i kącik do spania.- odparła wróżka wysuwając swoje, co prawda dość słabe, argumenty.

Elfka na moment zapomniała o bezeceństwach wypowiadanych maleńkimi usteczkami Trixie. Zapomniała, bo słowa padające gdzieś głęboko, głęboko spod brody krasnoluda okazały się być jeszcze paskudniejsze.

-Dziadunio coś za dużo gada o moich cyckach -odezwała się do Thaneeekryyyysta głośnym mruknięciem opływającym w podejrzliwość wobec prawdziwych zamiarów krasnoluda. Nawet odsunęła się od niego teatralnym krokiem w tył -Weź znajdź mi najemnika, który nie ma obsesji na punkcie elfiego ciała.
- Nooo, raczej gadam o czymś czego tu nie ma.
- zaśmiał się krasnolud, a Tancrist westchnął. - Jeśli nawet wobec elfiego, to nie twojego. Chyba taki najemnik byłby najlepszy, co? Taki dla którego nie jesteś atrakcyjna?

-No nie wiem
-Eshte jakoś nie czuła się przekonana słowami mężusia. Miała na czym oprzeć skrzyżowane ręce, co wyraźnie wskazywało na istnienie piersi schowanych pod jaskrawym kubraczkiem. Biedny strzeliłby guzikami i popękałby szwami na pierwszej lepszej krasnoludzicy.
Z powątpiewaniem przyglądała się brodaczowi -Jak na kogoś niezainteresowanego moim ciałem, Dziadunio dość dużo ma o nim do powiedzenia. Nawet więcej niż Ty.

Dobrze pamiętała, że na początku ich znajomości Ruchacz z przyjemnością porównywał jej wdzięki do tych należących do byle kurtyzan. Oczywiście w jego ocenie kuglarka zawsze wypadała gorzej, ale teraz jakoś sam się do niej lepił. Widać tak działała na mężczyzn.. i na niektóre kobiety też. Okropność.

- Mam zacząć rozpowiadać wszem i wobec jak twoja pupcia przyjemnie tuli się do mojej dłoni? - odparł "czule" czarownik przyglądając się obliczu elfki, by po chwili dodać chłodno. - Bo dotąd miałem wrażenie, że przywilej rozgłaszania szczegółów zabaw z naszej alkowy zostawiłaś dla siebie. Jak to się bowiem dzieje, że ciągle dowiaduję się od dworaków Henrietty, iż jesteś jakąś dewiantką seksualną wciągającą mnie w mroczną rozpustę?! - pewnie gdyby nie miejsce w którym rozmawiali to by nie ograniczył się do wściekłego syku. Najwyraźniej Paniunia rozdmuchała te sugestie kuglarki co do ich "pożycia" małżeńskiego dopisując do nich zbyt wiele domysłów, a jej dworacy też dorzucili coś od siebie.

Elfka wysłuchała jego słów.. nie, nie, jego zarzutów z ustami lekko rozchylonymi w niedowierzaniu. Miała długaśne uszy, ale jakoś nie dotarły do nich żadne z tych obrzydliwych bzdur. Może to i lepiej, bo przecież miała nie zwracać na siebie uwagi, nikomu nie podpadać, a postawienie Paniuni w ogniu mogłoby się komuś nie spodobać. Chyba.

Przymrużyła wściekle oczy.
-To zabawne, że nadal uznajesz te wszystkie plotki za moją winę, chociaż toniemy w szlachciurstwie karmiącym się ględzeniem i wymyślaniem parszywych historyjek -o ile Thaneeekryyyst wskoczył w chłodne tony, to Eshte za nic sobie miała zachowywanie pozorów w towarzystwie. Była ogniem, złościła się otwarcie. Nie mogli się bardziej różnić - Jeśli masz dosyć słuchania bredni wypluwanych przez Paniunię, to może powinieneś przestać ciągle się z nią spotkać!

- Och… co za dramaturgia… co za patos… co za tragedia! On kocha ją, ona kocha jego i jej zazdrość i pasja i… mam natchnienie!
- rozmarzyła się wróżka obserwując ich starcie. I coś notować poczęła.




- Ale to z nie ust Paniuni słyszałem te plotki, tylko od innych szlachciców. Tak jak widziałem ich drwiące spojrzenia które mi rzucają. I tak… to jest tylko twoja wina. To ty się puszysz przed nią i sugerujesz wyuzdane figle między nami. Może więc powinienem zacząć czynić to, co nas opowiadają. Może powinienem cię przerzucić przez ramię, zanieść do wozu i… pokazać ci te wszystkie lubieżności które “ponoć” wyczyniamy? Żebyś następnym razem mogła się pochwalić szczegółami, co? - warknął Thaaneekryyst i pochwycił elfkę za rękę przyciągając do siebie mocno i obejmując drugą dłonią pochwycił za jej pośladek. Był wściekły, był silny… bo jak wiedziała dobrze kuglarka, pod tym workowatym strojem krył muskulaturę. Był przerażający w swoim gniewie i dziwnie to Esthe… ekscytowało. Nogi jej drżały, serce waliło jak młot, robiło się jej ciepło w podbrzuszu i dziwny gorąc opanował twarz.
Co… gdyby… pocałował… ją tak, jak mu się zdarzało? Pocałował tak, by dech elfce odebrało? Pocałował tak, raz… drugi… i nie przestawał. Te dziwne myśli plątały się po głowie odbierając Eshtelëi magię. No może nie tak, jak ten demon… ino nie potrafiłaby w tej chwili sformułować nawet prostego płomyczka. Bo inny ogień pochłaniał jej koncentrację.

-Może powinieneś! -odszczeknęła się Pani Ognia, bo przecież to nie prawdziwej Eshte podobał się ten pomysł, to nie ona chciała być przez niego porwana i całowana i.. i.. i.. NIE! To nie mogła być ona, po prostu nie! Gdyby nie rzucił na nią zaklęcia, to już dawno podskakiwałby w próbach ugaszenia swej płonącej sukienki. A jej piąstka nie zderzyła się jeszcze z jego gębą, ponieważ trzymał ją zbyt blisko, nie miała się jakoś zamachnąć. Tylko dlatego!

-Ale po co iść całą drogę aż do wozu?! Zanieś mnie pod posąg Dzikuna i tam dajmy wszystkim pokaz mojego wyuzdania! -zerwany z głowy kapelusz poszybował w bok, a palce elfki zacisnęły się kurczowo na materiale tuż poniżej kołnierza mężczyzny i silnie ściągnęły go bliżej do jej wysokości. Irytowało ją, że patrzył na nią z góry, napuszony arystokrata. Ona nawet nie wrzeszczała jak jedna z tych rozhisteryzowanych panieneczek, a cedziła słowa przez zaciśnięte zęby - Przynajmniej nie będę musiała wymyślać nowych historyjek ku uciesze Twojego szlachciurskiego towarzystwa, którego opinia jest dla Ciebie OH, TAK WAŻNA! Może sam im w końcu pokażesz jakim jesteś mężczyzną!

- Skoro żonka tego sobie życzy?
- odparł zimno Ruchacz. Nie musiał tego mówić głośno, by przyciągać uwagę wszystkich w karczmie. Poprzednie krzyki kuglarki o to zadbały. Przyglądali się więc tej sytuacji z zaciekawieniem, podsycając tylko gniew i determinację czarownika. Ten więc pocałował elfkę, mocno i gwałtownie. I z olbrzymią namiętnością rozkoszował się tym pocałunkiem, na oczach wiwatującej gawiedzi. Eshte zakręciło się jej w głowie. Pocałunek był jak porządna nalewka, upajał mocno.

A gdy się zakończył oszołomiona elfka nie mogła stawiać oporu, kiedy Ruchacz podniósł ją w górę i przerzucił przez ramię jak worek kartofli. I ruszył do wyjścia z karczmy. Czyżby… czyżby… zamierzał spełnić jej sugestię?! Na oczach szlachciurków i miejscowej dziczy?!
Elfka nadał czuła się dość.. podpita tymi agresywnymi pocałunkami mężusia, ale przez gęstą mgłę oszołomienia przebijały się elementy rzeczywistości. Jak choćby brak gruntu pod własnymi nogami i świadomość zamiarów swego porywacza.

-Zostaw mnie! -wrzeszczała wbrew swoim wcześniejszym słowom, którymi przecież otwarcie zachęcała mężczyznę do pochwycenia jej w ramiona i zaniesienia do ich leża rozpusty.. gdziekolwiek miało ono być. Ale nie spodziewała się, że naprawdę jej posłucha. Zwykle jej nie słuchał! - Zostaw mnie, Ty Ruchaczu!
Okładała go pięściami po plecach, co dawało dokładnie nic, bo przecież akurat musiała trafić na jedynego na świecie czarownika, który był przesadnie dobrze umięśniony. Podniosła więc spojrzenie na oddalającego się Dziadunia i krzyknęła oskarżycielsko -Miałeś mnie ochraniać!

- Wspomniałem też, że nie wtrącam się w kłótnie małżeńskie.
- przypomniał siwobrody krasnolud. A czarownik zareagował na jej zachowanie, siarczystym klapsem w pośladek porwanej ofiary.
- Czyżbyś była mocna tylko w pyszczku? Odważna tylko, gdy przychodzi do gadania? Cóż, czas doświadczyć tego, że słowa mają wagę i mogą skończyć się konsekwencjami droga żonko. Może to nauczy cię je ważyć w swoich usteczkach. - warknął Ruchacz, na szczęście kierując swe kroki do jej wozu. Zatem i on nie chciał robić publicznego widowiska wokół tego, co planował względem swojej żonki.

Uprowadzona elfka wciągnęła zapas powietrza głęboko w płuca. I się zaczęło.


GWAŁCĄ!


Ryknęła z mocą zdzierającą gardło. Pierwszy raz widziała taką stronę wściekłego Thaaneeekryyysta i wcale już nie była pewna, czy nadal drżała z dziwacznego podekscytowania.. czy może jednak ze strachu - Niech mi ktoś pomoże!

Zaraz, zaraz.. czy nie miała przypadkiem być dyskretna i mało rzucać się w oczy, a zatem również i w uszy? Czy takimi wrzaskami nie zwróci na siebie uwagi nie tylko jakiegoś szlachetnego rycerza, ale też druida, kapłanki, szlachciurków, Srebrnych Jastrzębi i nawet Pierworodnego?! Cóż, Eshte nie była osobą wybiegającą daleko w przód ze swoimi planami. Teraz przede wszystkim chciała wyrwać się z silnego uścisku mężczyzny, a to wymagało.. sięgnięcia po drastyczne środki.


ZAPŁACĘ ZA RATUNEK!
PomoOOoocy!



Zapłacę” - magiczne słowo, które poderwało wielu chętnych. Ruszyli ku elfce z pomocą, uzbrojeni w noże i siekiery. Ruszyli ku Ruchaczowi i jego biednej ofierze.
I wtedy Tancrist… spojrzał.




Poprawiając swoje okulary na nosie i mrucząc coś przy okazji. Szkiełka rozbłysły złowrogo. I wokół maga i jego biednej ofiary pojawił się krąg zielonkawych płomieni. Niby nic, wysokie ledwie po kostki. Ale nie wiły się jak zwykły ogień, raczej jak żmije zielonego ognia i były jak psy na smyczy, wręcz czekały na zerwanie się z niej.
- No… któryś posłucha panienki? Czekam.- warknął szyderczo rozeźlony mag.

Jeden po drugim... wybawiciele elfki zaczęli stwierdzać, że mają właśnie coś do zrobienia. I te noże czy siekiery trzymali w dłoniach, by użyć je do obróbki drewna, a nie po to by napadać czarownika, który włada mroczną magią. Ratunek dla Eshte topniał równie szybko jak się pojawił. A kuglarka otrzymała kolejnego siarczystego klapsa w drugi pośladek.

- A TO za wywołanie zbiegowiska. - dodał mag po karcącym uderzeniu w pupę dziewczyny. Gestem dłoni sprawił, że zielony ogień znikł i ruszył dalej ze swoją ofiarą kierując się do jaskini rozpusty by wyczyniać z nią te, no… lubieżności.
O dziwo, tą “jaskinią” był właśnie domek samej kuglarki.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-06-2020, 02:18   #123
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Schodek po schodku weszli oboje do środka. Znaczy Thaaneeekryyyst wszedł, a ona została przez niego wniesiona, nie jak młodziutka żona przenoszona przez próg domu, ale jak kobieta porwana przez BARBARZYŃCĘ. Na dodatek nie położył jej z troską na łóżku, a po prostu nią rzucił! RZUCIŁ!

Potem zdjął płaszcz i powiesił go na kołku, mówiąc - A teraz czas uczynić z ciebie kobietę, chyba że… ładnie przeprosisz za mielenie ozorem przy Henrietcie na temat naszego związku. Obiecasz, że przestaniesz ją prowokować i postarasz się przebywać z dala od niej. Mam w nosie, która z was zaczęła ten spór. Henrietta jest córką naszego gospodarza. Może nam wielce zaszkodzić, tak długo jak będziemy podróżować w tym orszaku. Nie mam ochoty gasić ogni, które rozniecasz podsycając jej wyobraźnię półsłówkami i sugestiami. To jak… wolisz przeprosić, czy mam zacząć szkolenie?

-Nie mam za co przepraszać!
-odwarknęła Eshte, a jedna z rzuconych przez nią poduszek uderzyła silnie o ścianę -Czy ona musiała przepraszać za ukrywanie się pod moim wozem i zniszczenie mojej własności? A może za obrażanie mnie na każdym kroku? Oczywiście, że nie! Mogłaby mnie zaatakować na oczach wszystkich, a Ty i tak znalazłbyś sposób, żeby zrobić z tego moją winę!

Barłóg nie ułatwiał jej wygrzebywania się z łóżka.





Nie pomagała też wściekłość przesłaniająca elfce cały świat, ale w końcu po kilku próbach udało jej się usiąść. Nie przestawał jej drażnić ten wzrok Thaaaneeekryyyysta spoglądającego na nią z góry, czuła się pod nim jak mało znaczący robaczek. Jak coś pełzającego pod obcasami Paniuni.

- Nie będę przepraszała za to, że nie potrafisz ukrócić tych jej umizgów - skoczyła na równe nogi, a chociaż nadal była niższa od czarownika, to teraz mogła się wyprostować, napiąć, unieść wysoko podbródek. Jej przymrużone oczy lśniły ogniem - Może to Ty powinieneś przeprosić MNIE?

Nie takich “przeprosin” oczekiwała. Pochwycona za pośladek, przyciągnięta do torsu czarownika. Przyciśnięta mocno poczuła jego usta na swoich, całujące zachłannie. Druga dłoń wślizgnęła się między pukle kuglarki pieszcząc je czule. Unieruchomiona czuła na swoich wargach jego ciepłe usta, potem na policzku, potem na szyi. Ogień płonął w drżącym ciele unieruchomionej przez Ruchacza elfce. Nie mogła uciec łatwo, z jego palcami wplecionymi w jej włosy. Nie mogła uciec od tego przyjemnego dotyku jego ust na swojej szyi.
Łajdak… zamiast przepraszać, ordynarnie się do niej dobierał każdym całusem utrudniając Eshte koncentrację na najprostszych czarach, jak i… wyrwanie się, czy nawet kopnięcie go. Ba, ciężko było pyskować, gdy z ust wyrywały się pomruki aprobaty, zwłaszcza kiedy wargi Ruchacza zahaczały o szpiczaste ucho elfki.

Źle się działo w ciele i głowie kuglarki. Potężny ogień jej gniewu przenikał się wraz z tym.. drugim, również wznieconym przez czarownika, a razem tworzyły wybuchową mieszankę prawie zwalającą ją z nóg.
Miała ochotę zdzielić mężczyznę po pysku i jednocześnie łapczywie wpić się wargami w jego usta po kolejne pocałunki. Nawrzeszczeć na niego i w milczeniu przerywanym głośnymi oddechami poddać się jego pieszczotom. Silnym kopnięciem uciec z jego uścisku i silnym szarpnięciem za szatę przytrzymać go przy sobie.
Była przygotowana na walkę, na wyklinanie go i postawienie czegoś w płomieniach, a nie.. nie.. nie na to. To nie Eshte miała płonąć.

-Weź.. -mnie? Przestań? Niewyraźnie mruknięcie elfki mogło mieć inne zakończenie w zależności od tego, który ogień akurat bardziej ją spalał od środka. Potrząsnęła głową, a dłońmi wczepiła się w przedramię tej ręki Thaneeekryyyysta, którą pochwycił ją za włosy - Nie chcę.. żadnych.. nauk od porywacza!

- Znasz cenę… przeproś…
- mruczał ów łajdak językiem sunąc po uchu i wprawiając biedną kuglarkę w rozkoszne drżenie wzmacniane dłonią masującą ją po pośladku. - Może i ona zaczęła. Może i racja jest po twojej stronie, ale po jej stronie… siła. Więc musisz być miłą, choćby uśmiechając się przez zęby. Musisz nauczyć się sztuki dyplomacji.

Pierwszym, jak najbardziej właściwym odruchem elfki było podsumowanie jego słów głośnym prychnięciem. Ale zaraz okazało się, że widać gdzieś liznęła odrobinę dyplomacji, bo dostrzegła okazję do ugrania sobie czegoś z tej parszywej sytuacji.

-Przeproszę tylko pod jednym warunkiem. Pójdziesz do Paniuni i powiesz jej, że nie możesz na nią patrzeć, ani słuchać jej skrzeku. Że ma przestać mnie obrażać. Że wszystko co słyszała jest prawdą. Żeeee..-kolejny pocałunek na uchu wprawił w drżenie nie tylko ciało kuglarki, ale również jej głos. Ciężko było negocjować w takich warunkach -Że jestem od niej ładniejsza. Zgrabniejsza. Bardziej utalentowana magicznie. Że mam lepszy gust. Że...
Chwilę trwało to jej wyliczanie, czemu wcale nie można się było dziwić. Wszak Eshte pod wszystkimi względami była atrakcyjniejsza od szlachciureczki, a ta zaś miała wiele, wiele, wiele felerów.

- Jesteś ładniejsza… zgrabniejsza… masz cudowny uśmiech, masz olbrzymi potencjał i zadziorny charakterek, rozkoszny nosek i ładny biuścik.- mruczał mag całując zachłannie jej szyję, dociskając zaborczo jej ciało do siebie. Tylko… czy oni jeszcze… negocjowali?
Dłoń czarownika puściła na moment pośladek dziewczyny, by jakimś cudem wślizgnąć się pod jej spodnie, bieliznę i capnąć zachłannie gołą pupę.- I doprowadzasz mnie do gorączki… upajając swoją urodą i temperamentem. Niczym mocne wino.

Robiło się bardzo… gorąco. I Eshte miała wrażenie, że sytuacja się wymyka spod kontroli. Już nie tylko jej, ale i samemu czarownikowi. Powoli napierał na nią spychając oboje w stronę jej barłogu.

-Barani łeb.. -skwitowała syknięciem elfka, naturalnie że jedyna tutaj osoba nadal panująca nad całą sytuacją i zmyślnie manipulująca nią do swoich celów. Ale jeśli rzeczywiście tak było, to dlaczego jeszcze nie pogoniła Ruchacza? Dlaczego pozwalała mu robić to.. to co właśnie robił?!

Tak jak kurczowo chwytała się za momenty swojej przytomności topniejącej pod pieszczotami Thaaneeekryyyysta, tak teraz przyszła jej kolej na pochwycenie w dłonie jego kudłów. Zmusiła go tym do odessania się od jej szyi i spojrzenia w twarz, na którą usilnie próbowała przywołać grymas złości. Także i w tonie głosu poszukiwała rozkazującej nuty -To do Paniuni masz iść i przed nią się mną zachwycać.
Póki co nie sprawiał wrażenia, aby cokolwiek mogło go wygonić z wozu kuglarki. Ani kolejny atak trolli, ani pojawienie się Pierworodnego. Napierana jego ciałem Eshte poczuła, że jej biodra wpadły na przeszkodę w postaci wysokiej konstrukcji łóżka.

- Tego nie zrobię. Bo to dolewanie oliwy do pożaru. Chcemy ją ułagodzić, by zamiast knuć wobec ciebie plany skupiła się na bezowocnych umizgach wobec mnie.- odparł w odpowiedzi czarownik i uśmiechnął się dodając, gdy zaciskał delikatnie palce na jej pupie.- Biuścik masz może mały, ale pośladki jędrne.
Spojrzał wprost w oczy elfki. - Wiem jak bardzo jesteś dumna Esthe, ale nie pozwól by twa duma przyćmiła ci rozsądek. Na pewno chcesz ciągle oglądać się za siebie w poszukiwaniu zabójców nasłanych na ciebie przez Henriettę. Wisząca nad tobą zemsta Pierworodnego nie jest dla ciebie dość ekscytującą groźbą, że poszukujesz kolejnych zagrożeń?

A propos ekscytacji… Thaaneekryst tam chyba spuchł na dole? Bo napierając na “żonkę” sprawiał, że ocierając się o niego czuła jakieś… wybrzuszenie tam, gdzie go być nie powinno. Gdy jednak uświadomiła sobie przyczynę tego stanu Ruchacza, oczy elfki rozwarły się szeroko, w ustach zaschło, a rumieniec zmienił twarz w czerwone jabłuszko.
Ona widziała tą… “opuchliznę” wcześniej. I wraz z Panią Ognia oglądała, dotykała palcami, rozkosz… cóż Pani Ognia się rozkoszowała tym widokiem. Ale wredny pasożyt dzielił doznania z kuglarką. I sam dotyk… i emocje jakie przy tym się pojawiały. Och… Eshte pamiętała dobrze. I pewnie sam Babsztyl Ognia siedział teraz głęboko w serduszku kuglarki chichocząc wrednie.

-A gdyby.. -kuglarka zwilżyła językiem nagle spierzchnięte wargi. Bardzo, bardzo mocno starała się nie myśleć o jędrnościach ciała mężczyzny.. co jednak nie było takie łatwe, skoro stała zamknięta pomiędzy TYM i własnym łóżkiem, a nastrój stał się paskudnie intymny! Również każda próba ucieczki kończyła się ocieraniem o niego i wprawianiem elfki w jeszcze większe zmieszanie.
Wcale nie uznawała doświadczeń Pani Ognia za własne! Bo gdyby brała odpowiedzialność za zachowanie tego pasożyta i swoje pod wpływem pyłku wróżek, to musiałaby też przyznawać się do każdego ekscesu wyrządzonego po pijaku! A zatem to tamte dwie sobie radośnie macały Thaaaneeekryyysta, nie ona. One sobie go pooglądały gołego, nie ona. I tego przekonania sztukmistrzyni próbowała się trzymać.

-A gdyby tak zwrócić jej umizgi na kogoś innego? - zaproponowała i było pewnym, że gdyby okoliczności były bardziej na jej korzyść, to złośliwe kurwiki zaświeciłyby się w jej oczach.

- Mógłbym to próbować uczynić, gdybym nie musiał ciągle odwracać jej uwagi od ciebie.- mruczał jej kocha… mą… łajdak. Tak. Łajdak. Pieszczący jej szyję czułymi muśnięciami języka, rozpinający jej kubraczek drugą dłonią, podczas gdy pierwsza nadal masowała jej pośladek. Przeklęty magik miał swoje sztuczki godne iluzjonisty i stosował je na swojej szpiczastouchej ofierze.

-Co Ty tam możesz, skoro głupia jest w Ciebie zapatrzona jak kura w kamień - i to nawet nie jakiś ładny i błyszczący kamień. Thaaneeekryyyyst przecież nie był ani zjawiskowo przystojny, ani przesadnie bogaty, brakowało mu dobrego gustu i jego charakter też pozostawiał wiele do życzenia. Ratował się jedynie swoim talentem magicznym. No i muskularnym ciałem, ale to tak troszeczkę.

-W orszaku jest pewien rycerz poszukujący wybranki swojego serca. Znaczy.. ojciec i służba mu szukają, bo on to najbardziej jest zainteresowany turniejami. Zaoferowano mi zapłatę za użyczenie Trixie, aby z pomocą jej pyłku rycerzyk zainteresował się czymś więcej niż tylko własną kopią - całe to knowanie działało nieco otrzeźwiająco na elfkę. Być może myśl o pozbyciu się laluni była tak bardzo słodsza od bliskości czarownika. A przynajmniej była słodsza od jego palców poczynających sobie bezczelnie przy zapięciach jej kubraczka, bo zaraz strzeliła je karcąco dłonią.
Uśmiechnęła się krzywo do malowanego sufitu swojego wozu - Czy nie byłoby wygodnie, gdyby Paniunia znalazła sobie własnego męża?

- Byłoby…
- stwierdził czarownik bardziej zajęty pieszczotą jej szyi ustami, oraz… piersi dłonią. Bo trzepnięcie dłoni nie wystarczyło i kubraczek został rozpięty, to też elfka czuła silną dłoń na biuście, którego Dziadunio dostrzec nie potrafił. -... ale wpierw trzeba by było uśpić jej czujność, czego twoje pyskówki z nią nie ułatwiają.

Zaskoczył ją i szlak trafił knowanie.
No tak, okrzesania też brakowało temu łajdakowi. Wiedziała o tym, a więc czemu nie spodziewała się tego ataku? I jaka parszywa magia stała za wyrwaniem z jej ust cichego jęku aprobaty?!
Z wrażenia próbowała odsunąć się od niego, ale tylko mocniej naparła biodrami na łóżko, prawie na nim siadając.

-Nie wydębisz ode mnie przeprosin. Ani uśmieszków dla Paniuni - nienawistnym syknięciem nadrabiała braki w bardziej zdecydowanym opieraniu umizgom Ruchacza. Musiał rzucać na nią urok podobny Pierworodnemu, choć o wiele słabszy, bo przy nim nie stawała się zakochaną oszołomką prawie śliniącą się pod jego wzrokiem. Teraz przynajmniej mogła pochwycić czarownika za nadgarstek dłoni, którą przyprawiał skórę jej piersi o wyraźną gęsią skórkę -I podobno nie mam cycków, więc za co się chwytasz?

- Ja tam nie twierdzę, że ci ich brakuje. A co do przeprosin…- Thaanekryyst nadal palcami muskał czule ową niewielką krągłość i dodał spoglądając na pozycję. - … czyżbyś wolała ze mną lubieżności od przyznania się do błędnych decyzji? -uśmiechnął się i dodał.- Jeśli tak, to cóż… ja narzekać nie będę.
Bo będzie zajęty całowaniem. Jej ust, bezczelnie i namiętnie zarazem. Przywarł do nich jak do gąsiorka przedniej okowity, upijał tym pocałunkiem kuglarkę i rozpalał ową twardą zawartością swoich gaci, którą paluszki elfki (na nieszczęście) dość dobrze znały.

Ależ ona pałała gorącą nienawiścią do tego padalca! Nigdy nie rozmawiał z nią jak równy z równym, ani nawet jak wielbiciel z zachwycającą artystką! Zawsze widziała się w jego oczach jak głupia młódka, co to życia nie zna, z mężczyzną nigdy nie była, ciągle się pakuje w tarapaty i potrzebuje pomocy wielkiego czarownika. Swoim drażnieniem budził w niej ogień większy niż kiedykolwiek mógłby wzniecić byle czułostkami.

I właśnie ze względu na ten ogień odwzajemniała mu się pocałunkami mocnymi i drapieżnymi, jak gdyby te pieszczoty były powodem do rywalizacji. Nie.. walką o dominację pomiędzy dwoma wrednymi charakterami. Dłonią zaplątała się w materiał jego szaty i zacisnęła się na wysokości brzucha mężczyzny, trzymając go blisko w stalowym uścisku.

-Jedyną moją.. błędną decyzją była podróż do Grauburga. Gdybym na rozdrożu wybrała inną drogę, to nie wpadłabym w towarzystwo Pierworodnego i.. Twoje - i demona, kapłanki, rozwrzeszczanej laluni, strzyg, gremlinów, Pani Ognia, trolli i zdziczałych elfów. Ale któż by tam liczył, prawda? Mieszanina złości i pocałunków przyśpieszyła jej oddech, ale to nie przeszkadzało jej w cedzeniu słów przez zęby - Kto mnie za to przeprosi, co?

- A te wszystkie monety brzęczące w twojej ciężkiej sakiewce… one też były błędem?
- zapytał jej “mężuś”, podciągając bluzkę i wodząc palcami po skórze jej brzucha. Dotykał ją delikatnie, wpatrując się w jej oczy i szepcząc - Nauka przeprosin i pokory, to dobra rzecz Eshte. Nawet jeśli są pełne fałszu, przeprosiny i pokora mogą uśpić czujność wroga
Po czym znów zaczął wędrować dłonią ku piersi kuglarki, tym razem podciągając bluzę wyżej i wyżej. I całując zachłannie jej usta, by nie dać jej wygrać w tej “konkurencji”.

Znowu wpadł w ten mentorski ton, jakby ona co dopiero wyszła z lasu i potrzebowała nauczyć się ludzkich zwyczajów. Czy naprawdę miał ją za takiego dzikusa? A może brał ją za tak bardzo nieogarniętą życiowo?!
Za to lekceważenie odwdzięczyła mu się przygryzieniem jego dolnej wargi. W przypadku kobiety naprawdę czerpiącej przyjemność z takiej bliskości Ruchacza ( czego nawet tak zdolna artystka jak Eshte nie potrafiła sobie wyobrazić ), taka zaczepka zostałaby odebrana za figlarną zachętę do dalszych pieszczot. Ale nie w przypadku elfki. Tej elfki, która potem spojrzała na czarownika z wrednymi kurwikami w oczach.

-Może w takim razie powinnam przeprosić Pierworodnego? -zapytała głosem ociekającym kpiną - Może jak go bardzo, baaaardzo ładnie przeproszę, zatrzepoczę rzęsami i się do niego uśmiechnę, to już nie będzie chciał się mścić?
To nie tak, że była ślepa na bezczelne poczynanie sobie mężczyzny. Czuła jego dłoń, tak przyjemnie chłodną na jej skórze rozpalonej ogniem wściekłości. I co bardziej ta dłoń podciągała jej koszulinę, tym bardziej uparcie Eshte ją ściągała z powrotem w dół.

- Może... ci przebaczy. I dołączy do swojego haremu. Gdzie będziesz go pieścić z radością i entuzjazmem. - zgodził się z nią kocha… CzaruRuchacz! Przez chwilę pieścił szyję, próbującej bezskutecznie unikać jego ust kuglarki, po czym spojrzał jej w oczy uśmiechając się bezczelnie.
- Nie potrafisz z siebie wydusić tych słów, co? Nawet gdy grozi ci figlowanie? Nie potrafisz przeprosić, nie potrafisz okazać skruchy nawet w takiej sytuacji.- cmoknął ją w czubek nosa dłońmi sięgając pod koszulę dłońmi, muskając skórę palcami. A choć elfka broniła się dzielnie to i… niekonsekwentnie. Bo kiedy to jej nogi oplotły Ruchacza w pasie dociskając mężczyznę do siebie? I nie pozwalając mu się oddalić, nawet gdyby chciał. Zresztą całe ciało Eshte było rozgrzane… szczególne w podbrzuszu.

-Nie mam za co przepraszać. A już szczególnie Ciebie -zagrożenie było oczywiste, a jednak Eshte nadal upierała się przy swoim. Nie opierając się już biodrami o łóżko, a zamiast tego siedząc tuż na jego krawędzi, nareszcie mogła wymusić trochę dystansu pomiędzy sobą i nadgorliwym czarownikiem. Nie było to łatwe, kiedy tak przyjemnie oplatało się go nogami, czym tylko upewniała się o byciu panią całej tej sytuacji. Bo przecież to on był uwięziony, nie ona. To on był cały rozgrzany z podn.. aa.. z podekscytowania, ją co najwyżej ogrzewał gniew na niego. Gniew!

Gniew… to czuła. To przyjemne drżenie ciała pod dotykiem jego palców wodzących pod brzuchy, gdy wspinały się ku jej piersiom. To drżenie, gdy ich podbrzusza się ocierały, to też był gniew. Gniew tak gorący, że zionęła by ogniem gdyby mogła. To musiał być gniew, prawda? Gniew który nakazywał jej uciszenie tego łajdaka, najlepiej pocałunkami, namiętnymi i mocnymi.

Odchyliła się i dłonią wsparła o łóżko, zaś palcem wskazującym drugiej dźgnęła mężczyznę w klatkę piersiową.
-To dlaczego szlachciurki sobie z Ciebie drwią? Jestem taka odpychająca? Zbyt ohydna na żonę? - przymrużyła ostro oczy, a każdemu jej pytaniu towarzyszyło kolejne dźgnięcie Ruchacza - Gorsza od wysoko urodzonych laleczek i tych ślicznotek, za których towarzystwo oni muszą płacić?

- Z pewnością prostacka i niedoświadczona. Zbyt wyzywająca i za pruderyjna jednocześnie.
- mruczał czarownik w swoich, niestety, udanym próbach podboju. Jego palce mimo jej oporu, posuwały się w górę pod koszulą ku jej biustowi. I ciało elfki szarpały dwa pragnienia: odsunięcie się od tych paluchów… i pragnienia kolejnych pieszczot.

- Ale przede wszystkich powodem tych kpin jest twoje pochodzenie. Jesteś plebejką… dobry materiał na nałożnicę, kiepski na żonę.- co gorsza nachylił się ku niej wpatrując się w jej oczy i dodając. - Coś ci kiepsko wychodzą te przeprosiny. Czyżbyś… odwlekała je? Czyżby ci się podobała ta sytuacja, czyżbyś miała teraz wymówkę, by pozwolić sobie na figle ze mną?

Eshte zrozumiała zaś, że jej przeciwnik jest równie uparty co ona… i nieustępliwy. I podstępny. Zrozumiała, to gdy wykorzystał jej nieuwagę… podciągnął w górę koszulę i poczuła jej palce na swoich drobnych piersiach i usta i język. A jej ciało naprężyło się samo eksponując biust i wystawiając na te tortury.
Niełatwo myśleć w tej chwili, zwłaszcza że biodra kuglarki instynktownie napierały na biodra kocha...nie… męż… nie… Ruchacza. Czuła gniew… na fakt, że te uczucia były takie przyjemne.

 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-06-2020, 02:28   #124
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wraz z jęknięciem z ust Eshte padło również przekleństwo, tylko upewniając okoliczne jaśniepaństwo o jej plebeeeejskim pochodzeniu. A raczej upewniłoby, gdyby Thaaneeekryyyyst jej posłuchał i zaniósł ją na macanki pod posąg Dzikuna. Zdecydował się jednak na jej wóz, w którym byli sami. Całkiem sami, bez żadnej widowni.

-Czemu to ja.. mam... przepraszać, skoro to.. Ty.. sobie macasz.. -i znów pod wpływem jego pieszczot westchnęła prawie żywym ogniem. Zwilżyła językiem wargi - Macasz prostaczkę? Sam ściągasz na siebie.. drwiny..

Pochwyciła palcami czuprynę czarownika, aby w dzikiej furii szarpnąć jego głową w tył. Albo.. zatrzymać na dłużej przy swych piersiach, czy łajdak tego chciał czy nie. Nie mogła się zdecydować, bo i samo myślenie przychodziło jej teraz z trudem. Zatem tylko trzymała i może przez całą tę sytuację jej zmysły stały się bardziej wrażliwe na bodźce, bowiem włosy mężczyzny wydały jej się nagle tak.. niezwykle mięciutkie. Nie powinno to być niczym zaskakującym, pewno każdego poranka mył je w dziewiczej krwi i mleku swojego gryfa. Ale teraz nie potrafiła przestać ich dotykać, przeczesywać i bezwiednie okręcać wokół swoich palców.

- Spełniam tylko kaprys mojej żonki, co byś mogła opowiadać Henriettcie wszystko z detalami.- mruczał pochwycony przez nią mężczyzna. Bo przecież trzymała go za czuprynę, oplatała nogami… dociskała do siebie czując pieszczoty na biuście, który wedle słów Dziadunia, nie istniał. A jakoś Ruchacz go znalazł i nawet zdołał masować i pieścić.
Przez chwilę… miała wrażenie że sama jest Panią Ognia… bo płonęła dziwnym żarem i najchętniej spopieliłaby dzielące ich stroje. Ale przecież nie była tą bezpruderyjną lubieżnicą. I nie zniszczyłaby własnych ubrań. Niemniej bariera tkanin robiła się coraz bardziej… frustrująca.

-Kaprys?! To nie jest... -Eshte próbowała się znowu wściekle obruszyć, ale zamiast tego.. zadrżała cała z przyjemności, kiedy ciało z ciałem się spotkało i silnie się o siebie poocierało. Przyprawiło ją jednocześnie o niepokojące i rozkoszne doznanie pomiędzy udami rozłożonymi przed czarownikiem. Straszne, obrzydliwe. Obrzydliwie ekscytujące. Ekscytująco obrzydliwe.

-To nie jest mój kaprys! To.. to.. napaść! -z powrotem odnalazła w sobie głos, w porę aby wyrazić swój ognisty sprzeciw wobec słów mężczyzny. Łajdak myślał, że jej się to podobało.. niedoczekanie jego.
Wygięła grzbiet w łuk nieosiągalny dla laleczek w gorsetach. Ten ruch zaowocował mocniejszym wyeksponowaniem jej podobno nieistniejących cycków, ale też i zwróceniem elfiej twarzy w kierunku uchylonego okienka wozu. Nabrała powietrza w płuca, po czym zawołała drwiąco -Thaneeekryyyyyyyst obmacuje prostaaaaczkęęęęęęę!

- Też mi nowina. Skoro się z nią ożenił?
- czarownik nie przejął się jej wrzaskami. Za to mocniej pochwycił i żarliwie pieścił owe krągłości podane mu niemal na tacy. Nic więc dziwnego, że z ust elfki wyrwał się jęk równie głośny, co jej niedawny krzyk, a jej dłoń docisnęła głowę kochanka do biustu.
- Chyba naprawdę chcesz mieć widzów podczas naszych figli Eshtelëo, co? Artystka nawet w alkowie. - mruknął czarownik zbyt zajęty pieszczotami pochwyconych krągłości, by przejmować się jej próbami zawstydzenia go.

Kuglarka z wrażenia straciła równowagę i rąbnęła plecami płasko na łóżko. Uderzenie wyrwało z jej ust głośne stęknięcie. Nie mogła jednak leżeć bezczynnie, kiedy na karku czuła lubieżny oddech Ruchacza. No, bardziej na szyi i cyckach.
Korzystając z tego niespodziewanego momentu Eshte jedną ręką spróbowała ściągnąć w dół swoją bluzkę, a drugą wyciągnęła przed siebie w obronnym geście.
-Cóż za zbieg okoliczności.. -syknęła przez zęby, a jej wargi ułożyły się w krzywym uśmiechu - Bo Ty to nawet w alkowie.. jesteś łajdakiem, co?

Ze wszystkich sił, a przynajmniej z tych ciągle płonących gniewem na czarownika, starała się skoncentrować na magii płynącej w swych żyłach i na zaklęciu. Jakimkolwiek zaklęciu, choćby najdrobniejszej iluzji! Nawet nie na pióropuszu ognia cudownie wybuchającym w twarz Thaaneeekryyyysta, ale przynajmniej na błyszczącym pyłku mieniącym się drażniąco w oczach. Uh, cokolwiek, byle tylko odwrócić uwagę tego bezwstydnika, a sobie dać czas na przegonienie z głowy Pani Ognia. Bo ta cała sytuacja była jej winą.
Parę widmowych fajerwerków, parę świecących kulek które pofrunęły w górę. Tylko tyle jej się udało. Mały pokaz iluzji… marny pokaz iluzji… kompromitujący pokaz… bo kuleczki układały się w powietrzu w dość specyficzny kształt… wulgarny szkic męskiego organu. Skąd taki pomysł? Czemu?

Jęknęła głośno, gdy poczuła napieranie bioder kochank… Ruchacza na siebie. Pewnie dlatego, że te właśnie ten organ rozpraszał jej myśli naciskając na jej rozpalone podbrzusze.
- Możemy to zakończyć… szybko i prosto.- łajdak nie przejął się ani jej czarem, ani jej próbami ukrycia biustu. Zaklęcie zignorował, a osłonić piersi nie pozwolił. -Wystarczy, że przeprosisz mnie… tylko tyle.

-Nie mam za co!
-ryknęła Eshte powtarzając już po raz.. uh, straciła już rachubę ile razy mówiła Thaneeekryyystowi to samo. A on nie słuchał! Ciągle upierał się przy swoim, a przy tym napierał.. na nią. I był zdecydowanie za silny i zbyt ciężki jak na czarownika - Nie możesz gwałtem wymuszać na mnie przeprosin!

Własna magia nie chciała współpracować ze sztukmistrzynią, jednak nadal była jej częścią, tak jak krew w żyłach, włosy na głowie i ślina w ustach. Był to dziki ogień, nieujarzmiony żadnymi długimi i irytująco żmudnymi naukami, do których Eshte i tak nie miałaby cierpliwości. Taki brak dyscypliny oznaczał, że pod wpływem wyjątkowo silnych emocji jej magia sama manifestowała swoje istnienie.





Zwykle zdarzało się to w wielkim gniewie, ale teraz jeszcze mieszał się on z tym dziwacznym.. podekscytowaniem. Dlatego co poniektóre kosmyki jej włosów zaczęły ogniście falować, a po częściowo nagim ciele prześlizgiwały się blade języki płomieni, jak iluzyjne odbicia ognia wznieconego tuż pod samą skórą.

-Gwałtem? - czarownik musnął odsłonięty brzuch elfki palcami - Czy ja cię do czegoś zmuszam? Nie… ja tylko spełniam twoje życzenie.
Po krótkim szepcie czarownika elfka usłyszała swój głos, swoje własne słowa.


„Ale po co iść całą drogę aż do wozu?!
Zanieś mnie pod posąg Dzikuna i tam dajmy wszystkim pokaz mojego wyuzdania!
Przynajmniej nie będę musiała wymyślać nowych historyjek ku uciesze Twojego szlachciurskiego towarzystwa, którego opinia jest dla Ciebie OH, TAK WAŻNA!
Może sam im w końcu pokażesz jakim jesteś mężczyzną!”


I poczuła ogień, wzbierający i kumulujący się w niej. Łajdak i na to miał sposób. Magia mogła w niej wzbierać wraz z gniewem, ale to była siła dzika i niekontrolowana przez nią ślepa furia. Energia, którą doświadczony czarownik mógł przekierować tam gdzie chciał i uczynić z nią to co chciał. I użyć jej własnej mocy do rzucania czarów. Żelazna dyscyplina i doświadczenie w obcowaniu z magią wygrywały z nieokrzesanym talentem i surową mocą. Wokół Eshte pojawiły się jej własne iluzje, kolejne odbicia kuglarko przyglądające się ich igraszkom w cieniu iluzyjnego posągu Dzikuna. Moc która się w niej kotłowała pozwalała kierować jego palcom pieszczącym skórę artystki.

- Widzisz co potrafi doświadczony mag?- mruczał czarownik patrząc jak mimowolnie kuglarka się pręży czując jak jej wyzwalana moc ucieka z niej w kolejne widmowe odbicia - Widzisz jak mogłabyś być potężna, ba… potężniejsza.

-Co..
-tym widokiem zaskoczył Eshte, a może nawet.. przestraszył. Z pewnością spanikowałaby uznając sztuczkę czarownika za jawną KRADZIEŻ jej mocy, lecz.. potężne fale gorąca i przyjemności raz za razem przetaczały się przez jej wijące się ciało. Szubrawiec, bydlę, gnida.. nawet kradzież czynił przyjemną.

Kuglarka nie potrafiła tego ogarnąć swoim oszołomionym umysłem, ale czerpanie Thaaneeekryyysta z jej własnej magii okazało się doznaniem jeszcze intymniejszym od jego pieszczot. Przywodziło jej na myśl tamtą chwilę po szlachciurskim przyjęciu, kiedy napełniał ją swoją energią w celu wypchnięcia z niej skazy demona. Wtedy tak niepozornie dotykał jej ręce i twarz, a mimo to każde muśnięcie przyprawiało ją o szybsze uderzenie serca i błogie ciepło rozpływające się po ciele. Niewiele brakowało, a ugięłyby się pod nią kolana.
Teraz wrażenie było jeszcze silniejsze, jak gdyby łajdak nie dotykał samego jej brzucha i piersi. Nie, on łapczywie sięgał głębiej, prosto do źródła jej magii. Tam gdzie nikogo dotąd nie było, gdzie nikt poza sztukmistrzynią nie miał prawa wstępu. Z każdym dniem Ruchacz przekraczał kolejne granice tolerancji elfki.

-Co robisz.. przestań.. -słabym szeptem cały czas próbowała się sprzeciwiać jego działaniom, które ciągle tylko nabierały intensywności i bezczelności. Spojrzeniem powędrowała po swojej własnej twarzy odbitej w iluzjach, jakby wśród nich poszukiwała pomocy. Może.. może.. jeśli się odpowiednio mocno.. ah.. skupi, to wszystkie rzucą się na łotra. Mała, ale krwiożercza armia Meryel.

- Rozładowuję nadmiar mocy… jeśli bym tego nie robił… zapaliłabyś swoje łóżko i mogłabyś wywołać pożar domku. Magia to ślepa siła. Trzeba nadawać jej bieg, albo narobi kłopotu.- wyjaśnił czarownik zbyt zajęty, by przeszkodzić elfce w zakryciu piersi. Może i dotyk jego palców zrobił się mniej intymny, może nawet Ruchacz zapomniał o swoim planach dotyczących chędożenia, ale dla Eshte… dla niej było za późno.
Co z tego, że przestał macać jej cycki, skoro one same domagały się jego dotyku, tak jak biodra ocierające się o spodnie Thaaaneekryysta próbujące poczuć mocniej i mocniej. Napięcie, które prowokował swoimi działaniami tak długo, nie znikało tylko dlatego, że przestał to czynić.

Ciało kuglarki drżało jak febrze, napinało się i wiło w poszukiwaniu rozładowania tego pragnienia, które spalało umysł elfki. Myśl o tym by pochwycić tego Ruchacza za czuprynę, popchnąć w dół by przyniósł swym złośliwym językiem ulgę… natrętnie pojawiała się w jej głowie.

Tyle myśli i uczuć targało elfką, że sama nie potrafiła odróżnić własnych od tych podsycanych przez Panią Ognia oraz pyłek wróżki unoszący się w powietrzu. Bo rzucając ją na łóżko czarownik musiał wzniecić jego kłęby. Musiał.
Tak przecież nienawidziła tego zadufanego w sobie padalca, więc dlaczego w tym momencie chciała tylko jego dłoni i ust z powrotem pieszczących jej ciało? To pragnienie było tak mocne, tak rozpaczliwe, jak u wędrowca spragnionego mokrego i czystego smaku wody. Jednak w jej przypadku takim źródełkiem był Thaaaneeekryyyst. A on gadał, gadał. Jak zwykle za dużo gadał. Ta cała sytuacja zaczęła się od jego bezsensownego gadania.

Mógł swoją sztuczką kontrolować nadmiar magii gotującej się w żyłach sztukmistrzyni, ale zaprószony w jej podbrzuszu ogień nie pozwalał się łatwo ugasić i tylko dodawał elfce sił.
Z naturalną dla siebie zręcznością podniosła się ku mężczyźnie i ręką objęła jego szyję, wręcz uwieszając się na nim. Wargami odnalazła jego usta i wpiła się w nie pocałunkami, które jej samej odbierały dech w piersiach. Dłonią drugiej ręki, zdawałoby się że naśladując gest czarownika, dotknęła jego brzucha ukrytego pod szatą. Zbyt wiele zapięć miała ta jego sukienka, Eshte nie miała do tego cierpliwości. Spróbowała więc pójść w ślady Pani Ognia, skupić w sobie iskierki magii i po prostu.. spalić to jego ubranie.
Granica pomiędzy kuglarką i pasożytem Dzikuna niebezpiecznie się zacierała.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-06-2020, 02:34   #125
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ubranie ustępowało, nie przed jej magią co prawda, ale palcami. Jej i jego. Bo całowany jej ustami Ruchacz pomagał w uwalnianiu się z nadmiaru ubrań. W innych okolicznościach Eshte byłaby zawiedziona takim brakiem teatralności, ale teraz w jej głowie nie było miejsca na takie myśli. Wszystkie spalał rozszalały ogień pożądania.

Nie przestawał całować zachłannie jej warg, spleciony zaborczo z jej ciałem. To… było miłe. Jego dotyk, jego pocałunki, jego milczenie. Wolała go bardziej, gdy działał niż mówił. Lubiła to co czuła pod palcami; ciepłe ciało, twarde mięśnie, drżenie wywołane jej dotykiem. Palce unoszące jej koszulę, odsłaniające biust...i dotykające owego biustu… teraz trudniej było się bronić przed ich dotykiem. Zbyt przyjemnym do zignorowania.

W kolejnym niepodobnym sobie zrywie ściągnęła bluzkę i odrzuciła ją za siebie, po czym z powrotem przylgnęła do czarownika. Ustami do jego ust. Zwinnym i pobliźnionym ciałem do jego silnego ciała. Nie była kurtyzaną, która każdym wystudiowanym muśnięciem swoich paluszków przyprawia mężczyzn o miękkość w nogach i twardość pomiędzy nimi. Nie wiedziała gdzie i w jaki sposób dotykać, aby sprawić koch.. aa.. łajdakowi przyjemność. I może gdyby jej na tym zależało, to w tym momencie odczułaby zawstydzenie swoim niedoświadczeniem, ale tak właściwie to czemu miałaby chcieć JEMU sprawiać przyjemność? Wędrówka dłoni po jego torsie była dla samej elfki, żeby poczuć pod palcami te jego twarde mięśnie kuszące ją przy każdorazowym rozebraniu się Thaaneeekryyyysta. A często lubił się przed nią rozbierać. Samej sztukmistrzyni już nic nie powstrzymywało przed wymacywaniem sobie ścieżek malowanych błękitem jego tatuaży.

Gdzieś po drodze palców po jego brzuchu, poczuła jak czarownik rozpina jej spodnie, podnosi, sprawnie zsuwa z jej pupy wraz z bielizną. Prawdziwa magia, której nie zauważyła nawet, gdy jej gołe pośladki zetknęły się z pościelą. Usunięcie własnych spodni zajęło Thaaneekryystowi jeszcze mniej czasu i wysiłku. I przy tym wszystkim nie zaprzestawał namiętnych pocałunków, na ustach i szyi kuglarki.

Coś ocierać się zaczęło o podbrzusze elfki, coś serdelkowatego i ciepłego. Coś wywołujące gorące fale i drżenie. Coś rozkosznego.
Ruchacz nie dał się elfce oswoić z tym doznaniem. Chwycił ją nagle za biodra i…
Igiełka bólu przeszyła ciało Eshte, jakaś obca obecność pojawiła się między udami, a potem… rozszalała się burza zmysłów. Doznania odbierały dech w piersiach. Dziwna rozkosz mieszała się ogniem i żarem palącym w podbrzuszu. Umysł upojony był jakby wypiła cały antałek mocnej gorzały. A zaciskające się na pośladkach dłonie Czarusia nie pozwalały elfce uciec. Zresztą ona sama też nie pozwalała sobie na to, zaciskając nogi na biodrach, w tym lewą… na której to stopie powieszone były za nogawkę jej własne spodnie i gacie.

Świat zawirował, myśli zatonęły w doznaniach, a władzę przejął instynkt. Ten najstarszy i najprostszy popychający dwoje kochanków ku sobie. Ten który sprawiał, że chciała więcej i więcej, pocałunków, pieszczot i doznań… świat stał się dla kuglarki gorączką.

Kuglarka nie była jednym z tych dziwadeł lubiących ból. Ona tolerowała jedynie ten towarzyszący ponaciąganym mięśniom, który sama sobie zadawała intensywnymi występami i treningami. A teraz bardzo wyraźnie czuła rozsadzający ją od środka ból, który jednak mieszał się z gwałtownie rosnącym uczuciem znie-wa-la-ją-cej ekstazy.

Rękami kurczowo obejmowała kark i ramiona Thaaneeekryyyysta, jak gdyby był on jedyną deską ratunku dla biednej elfki tonącej pod falami niewyobrażalnej dla niej przyjemności. To pojękiwała, to niewiele mniej soczyście przeklinała gorącym oddechem muskając ucho tego padalca. Trochę Eshte przerażał ten wzbierający w niej brak kontroli nad reakcjami własnego ciała. Przerażał ją ten straszliwy ogień w podbrzuszu, podsycany każdym ruchem czarownika i uzewnętrzniający się coraz wyraźniejszymi językami płomieni prześlizgującymi się po jej nagim ciele. Zaciskaniem nóg próbowała zapanować nad sobą. Na próżno. Tama już dawno puściła.

Owinięta wokół Ruchacza jak rozbitek trzymający się tratwy Eshte poddała się fali emocji i doznań. Jej ciało drżało z każdą falą rozkoszy, serce waliło w szaleńczym tempie. Miała wrażenie że nie wytrzyma, że zaraz umrze, że taki natłok doznań ją przytłoczył i… kolejna fala sprawiła, że rzeczywiście umarła od nadmiaru rozkoszy. Ale jaka cudowna to była śmierć. Jej ciało wygięło się w łuk, z ust wyrwał się przeciągły krzyk. Przed oczami zamigotały jej gwiazdy. Miała wrażenie, że eksplodowała, choć naprawdę to Ruchacz wybuchł w niej.

A po tej fali rozkoszy zakończonej intensywną eksplozją, przyszło przyjemne rozluźnienie i rozleniwienie. Ciało elfki przylgnęło mocno do czarownika odpoczywając po tym co uczynili razem. Kuglarka powinna się gniewać na swojego “męża”, ale nie miała na to sił ni ochoty. A i ciepłe dłonie głaszczące ją po głowie i plecach nie ułatwiały jej zebrania w sobie sił na irytację.

- Uroczy uparciuch z ciebie.- powiedział cicho Thaaneekryyst cmokając czule ucho wtulonej w niego elfki i… to nadal to było przyjemne, niestety.

Ręce Eshte prawie bezwładnie zwisały z karku czarownika, czoło wsparła o jego bark. Przymknęła ociężałe powieki.
Zgasł ogień spalający ciało i myśli sztukmistrzyni, zniknęły języki płomieni prześlizgujące się po jej ciele. Świat ponownie się przed nią otworzył, nie ograniczał się już tylko do dwóch ciał splecionych na łóżku. Przestała być ofiarą własnego pragnienia rozbudzonego przez Thaaneeekryyyysta. I tylko trochę jej dzwoniło w uszach, dźwięk do złudzenia przypominający.. złośliwy chichot Pani Ognia.

Elfka czuła się zmęczona, spocona i.. brudna, zdecydowanie brudna. Nie w sensie jakiegoś tam wianuszka skradzionego przez łajdaka czy obrzydzenia do samej siebie, ale brudna w sposób czyniący jej poranną kąpiel całkiem bezwartościową. Cóż za strata czasu.

- Muszę się.. przygotować do występu.. - słabe mruknięcie dobiegło z okolicy obojczyka Ruchacza. Potwierdziło tylko jak niewiele czułości nosiła w sobie Eshte. Bądź jak bardzo obce jej były damsko-męskie zwyczaje.

- A jakiż to występ planujesz? I czego o nim nic nie wiem? - łajdak nadal nie wypuszczał ze w swoich objęć tuląc jej zmęczone ciało do siebie.

-Jakoś muszę.. opłacić Dziadunia, nie? -gdyby tylko kuglarka miała w sobie wystarczająco sił, to wypowiadane słowa nasączyłaby odpowiednią kąśliwością. Wszak nie zapomniała o tym, że sama miała sobie płacić za ochronę, chociaż to jej mężuś był szlachciurkiem. Nie było żadnego pożytku z tego pasożyta.

- Kapłanka.. dotrzymała swojej groźby i opłaciła sobie.. prywatny występ -westchnęła ciężko ze zmęczenia i dojmującej chęci zdrzemnięcia się, ale także pod wpływem myśli o popisywaniu się przed tamtą elfią pijaczką - Dzisiaj wieczorem..

- Zawsze mogłaś odmówić. Póki jedziemy w orszaku to z głodu nie umrzesz.
- odparł czarownik cicho, był taki ciepły i miękki… jak podusia. I pachniał tymi swoimi pachnidłami, bardzo relaksująco. - No i może powinienem ją poznać… i ciebie też bardziej. Może powinienem pójść z tobą na ten występ.

-Może..
-powtórzyła Eshte sennie, wyraźnie nie słuchając czarownika bądź nie zdając sobie sprawy z konsekwencji jego słów. Chciała tylko, żeby znów przestał gadać i pozwolił jej się zdrzemnąć w swoich ramionach, przynajmniej taką krótką chwilę.
-Zaraz, nie -powoli, ale w końcu dotarło do niej co powiedział. Z trudem podniosła rozczochraną głowę, która ważyła chyba więcej niż cały jej wóz -Nie, nie, nie. Nie. To ma być.. krótki wieczór. Pójdę, wystąpię, zgarnę resztę monet i tyle. Jeśli pójdziesz ze mną, to Arissa jeszcze mocniej będzie nas męczyć żebyśmy dołączyli do jej pijaństwa. Nie płaci za moje towarzystwo..

- Oprzesz się jej?
- zapytał zaciekawiony czarownik głaszcząc ją po głowie. I pocałował, najpierw w czubek nosa potem w usta. Jeszcze mu nie było mało… temu lubieżnikowi! Szkoda tylko, że jakoś brakło Eshte energii do protestów i pozwoliła mu na to.
- Może położysz się do łóżeczka, a ja posmaruję maścią tu i tam. Jest okazja by nieco przynieść ulgi twojej poparzonej ręce.- kusił cicho cmokając jej twarz.

-Eee.. nie - bąknęła kuglarka, bo i tylko na taki sprzeciw znalazła w sobie siły. Było to zadziwiające i nawet dla niej samej niewyobrażalne, ale najwyraźniej jej pokłady wściekłości miały.. ograniczenie i właśnie je odkryła - Później się nią wysmaruję. Sama -ostatnie słowo dodała tak na wszelki wypadek, aby nie pozostawić żadnych wątpliwości co do swoich planów. Samotnych planów.
Była zbyt zmęczona na próby wyrwania się z jego objęć. Broniła się więc dłonią, którą zakryła Thaaneeekryyystowi te zdradziecko rozkoszne usta -No już, dosyć. Muszę się ubrać.

- No… wypadałoby się nam ubrać.-
zgodził się jej “mężuś”.
Nie musiała mu dwa razy powtarzać. Podejrzanie szybko się ubrał i znów sobie poszedł. Tak po prostu! Znaczy miło, że nie chciał rozmawiać o uczuciach i tym co się wydarzyło, poprzytulać się z nią ani poczesać jej włosów, ale jakoś Eshte nie potrafiła odgonić od siebie uczucia lekkiego.. urażenia. Bo i gdzie on właściwie teraz polazł? Poopowiadać swoim szlachciurskim koleżkom o tym, jak to pomiędzy podwieczorkiem i obiadem wychędożył sobie elfkę? A może poszedł znowu szukać tej przeklętej Paniuni?! I co, zrobił to.. no, co zrobił, a teraz będzie dalej pozwalał jej siebie oplatać tymi bluszczowatymi ramionami?! Czy Ruchacz nie miał w sobie ani grosza przyzwoitości?!

No, może jednak miał. Takiego małego grosza, najgorszego i najbardziej powyginanego miedziaka. Przed wyjściem zostawił kuglarce maść i zalecenie, aby posmarowała sobie nią poobcierane uda. Brzmiało to dla niej co najmniej niedorzecznie. Życie pełne akrobatycznych treningów i ciągłe sprawdzanie coraz to kolejnych możliwości swego ciała przyzwyczaiło ją do obtarć, pęcherzy i ponaciąganych mięśni. Z całą pewnością migdalenie się z mężczyzną nie było bardziej katorżnicze, więc nie potrzebowała jego...

-Auć auć auć - zasyczała po zeskoczeniu z łóżka, kiedy jedno udo otarło się o wnętrze drugiego i przejmujący ból przeszył ciało kuglarki. Czyżby jednak Thaneeekryyyst miał.. czyżby on.. miał rację? Po dokładniejszym obmacaniu wrażliwej skóry, Eshte rzeczywiście wyczuła pod opuszkami palców drobniutkie i gorące nierówności, których źródło powstania mogło być tylko jedno. I nie było ono powiązane ze szlachetną i trudną sztuką akrobacji.

Zaraz, zaraz.
Czemu w ogóle Ruchacz podróżował z zapasem maści na otarcia? Sam nie nadwyrężał się fizycznie, a przynajmniej ona ani razu nie była tego świadkiem. Czy.. planował rozdawać je większej ilości kobiet?! Ile już ich rozdał odkąd wyruszyli z Grauburga?!

Niewiele brakowało, a rozsierdzona sztukmistrzyni cisnęłaby naczynkiem za okno. Powstrzymała się jednak, lecz nie z szacunku wobec własności czarownika, a z czysto profesjonalnego względu. Później czekało ją występowanie przed Arissą, co oznaczało naciągnięcie na tyłek przylegającego stroju ułatwiającego jej swobodne wyginanie się w akrobatycznych pozach. Odbierająca Dech w Piersiach Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré nie mogła sobie pozwolić na amatorszczyznę i spartaczenie występu czymś tak trywialnym, jak wnętrza ud boleśnie dające o sobie znać przy każdym ruchu. Tylko ze względu na poświęcenie swej sztuce zdecydowała się łaskawie skorzystać z podarunku mężczyzny.

Maść śmierdziała zielskiem, tak jak się zresztą elfka spodziewała. Jednak w dotyku była przyjemnie chłodna i po zetknięciu ze skórą koiła bolesne otarcia. Działała tak dobrze, że przez myśli Eshte przeszło nałożenie jej na.. na inny fragment swojego ciała. Położony blisko wewnętrznych stron ud, bardziej delikatny i równie mocno, jeśli nie mocniej, obdarty przez napaść czarownika. Bardzo kusiło, aby sobie w ten sposób ulżyć. Tyle, że tak naprawdę nie w pełni ufała temu specyfikowi. A przynajmniej nie na tyle, aby wysmarować sobie nim tak wrażliwe miejsce. Zaledwie wczoraj wyrosło jej smocze łapsko zamiast ręki, więc niezbyt chciała znowu kusić złośliwy los.

Zatem siedząc na łóżku, kuglarka obficie wmasowywała maść we wnętrza swych ud. I rozmyślała.
Pod żadnym pozorem nie było to smętne kontemplowanie o utraconej niewinności, zmarnotrawionej kobiecości czy o zaprzepaszczaniu swoich szans na znalezienie dobrze usytuowanego męża. Przyjemne były te jego pieszczoty, przyjemnie było.. być pożądaną przez kogoś trzeźwego i niezbyt szpetnego. Bądź co bądź czarownik był bardziej wymuskany od karczemnych opijusów i trochę jakby częściej się mył. Jednak w jej skołowanej głowie pojawiła się obawa, że według niego TO miało teraz wpłynąć na ich relację. Że nagle staną się wobec siebie tacy mdląco-słodcy, że skoro już raz pozwoliła mu na tak wiele to ta sytuacja kiedykolwiek się powtórzy. A przecież ona nadal go nienawidziła, nadal widziała w nim padalca. Nadał był Ruchaczem! Nic się nie zmieniło!

A i ból związany z pozbawieniem jej, oh, niewieściego kwiatuszka wcale nie był tak wielkim cierpieniem jak straszyły wioskowe babki. Krwi było niewiele, nie żaden wielki potok grożący jej śmiercią albo co najmniej niedołęstwem. Głównie to nogi miała odrętwiałe od zaciskania ich na biodrach mężczyzny, a ból odebranego wianuszka co jakiś czas o siebie przypominał gdzieś na pograniczu świadomości. Zapowiadało się, że raczej Eshte przeżyje.
Przeżyje i będzie zmuszona oglądać ten przebrzydły uśmieszek zadowolonego z siebie czarownika. W końcu postawił na swoim. Postawił, wystawił, wsadził i..

Nagłe wspomnienie tego aktu, który jakże niewiele miał wspólnego z zachwycającymi aktami magicznymi, musiał przyprawić jej twarz o wyjątkowo tępy wyraz, bowiem gdzieś z góry, spomiędzy zwisających z powały witrażowych lampionów, dobiegł jej uszu chichot. Przesadnie wesoły i trochę przygłuszony, jak gdyby wydająca go z siebie osóbka na próżno starała się zasłonić usteczka dłońmi. Bardzo małe usteczka, bardzo małymi dłońmi.

-TRIXIEEEEEE??????! -ryknęła elfka prawie zrywając się na równe nogi. Prawie, bowiem gdyby rzeczywiście poszła za tym impulsem, to stanęłaby na środku wozu bez gaci, które gdzieś tam „w trakcie” zsunęły się jej ze stopy i teraz leżały sponiewierane na podłodze. Siedziała zatem zażenowana, a jeśli wcześniej nie była już cała czerwona na twarzy, to teraz z całą pewnością płonęła od palców u stóp po końcówki włosów.

Czy wróżka.. czy ona.. czy ona cały czas tutaj była?! A może przyleciała później?! Jeśli tak, to kiedy?! Ile widziała?! Czego była świadkiem?! Czy to rzeczywiście ona obsypała ich swoich pyłkiem?! Ale dlaczeeegooooo?!
Być ZMUSZONĄ sztuczkami Thaaneeekryyysta do macanek, to jedno. Ale jeszcze mieć ŚWIADKA tych bezwstydnych wydarzeń?! Kuglarka nie była jakimś niewiniątkiem, co to nigdy gołego mężczyzny nie widziało, jednak wbrew temu co sobie o niej myślał czarownik, nie zawsze cieszyła się z widowni! Na przykład w tym przypadku byłaby w pełni zadowolona, gdyby nikt inny nie wiedział o tym co zaszło między nimi. O, jeszcze lepiej! Sama chciałaby wymazać z myśli to całe wspomnienie! Czarownikowi też! I jeśli nikt nie będzie o tym wiedział, żadne z nich nie będzie tego pamiętało, to równie dobrze cały akt mógł się nigdy nie odbyć, prawda?

A teraz nie dość, że będzie musiała wysłuchiwać złośliwości samego szlachcica, to i Trixie też nie była raczej znana z trzymania języczka za zębami. Może i nie będzie rozpowiadała wszystkiego całemu orszakowi oraz mieszkańcom każdej napotkanej przez nich wioski, ale pewno zainspiruje się do napisania przyśpiewki bogatej w szczegóły. Albo co gorsza - miłosnej ballady!
To Eshte wolałaby jednak nie przeżyć.

Zrozpaczona myśleniem o swojej reputacji, zmęczona, zniesmaczona, spocona I trochę obolała, kuglarka z powrotem walnęła się plecami na łóżko.






Najchętniej teraz zamknęłaby oczy i zasnęła, ale przecież musiała jeszcze się przygotować do tego nieszczęsnego występu przed kapłanką. Że też Loczek musiał jej majtać tymi monetami przed samym nosem, mogłaby mieć cały wieczór tylko dla siebie.. eh, błyśnie kilkoma sztuczkami ku uciesze Arissy i tyle, nie będzie się jakoś wyjątkowo wysilać. Ani tamta elfka nie była wymarzoną przez kuglarkę widownią, ani ona nie miała sił na większe popisy. Łajdak Ruchacz przesadził z rozładowywaniem jej mocy. Zresztą podejrzewała, że wyuzdanej kapłance tak naprawdę zależało na innym rodzaju występu, którego dumna sztukmistrzyni nie posiadała w swym repertuarze. I nie zamierzała go dodawać.

Nie minął nawet jeden dzień odkąd Eshte przybyła z orszakiem do Gównowa, a w ciągu zaledwie kilku godzin została zmanipulowana do wystąpienia przed Arissą, nawiedzona przez koszmar swojej przeszłości, obrażona przez podstarzałego krasnoluda i wykorzystana przez Thaaneeekryyysta. A jeszcze nawet nie zaczęło się ściemniać!

Zawijając się przytulnie w koc, niczym w placek faszerowany własnym nagim ciałem ( koniec końców nie znalazła obiadu i ciągle była głodna ), Eshte zastanawiała się w jaki jeszcze sposób dzisiaj bogowie sobie z niej zakpią. Nie musiała długo czekać. W końcu dotarło do niej, że czegoś jej brakuje i bynajmniej nie chodziło o dziewiczy wianuszek. O coś o wiele cenniejszego!
Z winy tego parszywca w szkiełkach zostawiła kapelusz w karczmie! Pewno Dziadunio już położył na nim swoje chytre paluchy i jutro kuglarka zobaczy go paradującego po Gównowie w jej własności. I była przekonana, że wszyscy będą się zachwycać jego wyczuciem stylu. Jej stylu!

To musiała być jakaś kara. Może Dzikun mścił się na niej za brak podziękowań, modłów i złożenia mu w ofierze syna pierworodnego za oczyszczenie jej krwi z demonicznej skazy?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-07-2020, 20:36   #126
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Chciała odpocząć, chciała zapomnieć… najlepiej przy winie. I z fajeczką. I w samotności. W samotności!
Chciała ale nie mogła.
Nie, nie, nie…tak samo przyłapana wróżka nie mogła rozgłaszać wszem i wobec miłosnych umizgów Esthe i Thaenkryysta. A tym bardziej pisać o tym ballady!! I nie… zmiana imion na Ashte i Danekrysta nie rozwiąże sprawy. Ostatnie czego chciała słyszeć przez resztę swojego żywota to wierszowanych opisów swojej chwili słabości z Ruchaczem w każdej karczmie do jakiej przyjdzie jej zajechać!!!
Trochę za bardzo się przy tym uniosła i biedna wróżka wyleciała zasmucona. Trudno. Ta sytuacja z czarownikiem wyprowadziła kuglarkę z równowagi, więc to tylko jego Trixie mogła winić za swój smutek. I kto wie, może właśnie smętna ballada będzie ciekawym dodatkiem do repertuaru małej bardki? Przynajmniej nie będzie w niej miejsca na rymowanie o nagich, spoconych ciałach ocierających się o siebie w wozie sztukmistrzyni.. prawda? Prawda?!
Zresztą teraz nie miałą czasu na delikatną rozmowę z wróżką, bo musiała się przygotować do roboty. Uch.. nie chciało jej się tego robić, zwłaszcza teraz. Tym bardziej, że Arissa zamiast doceniać jej niezrównany kunszt będzie śliniła się do jej ciała i planowała dobrać do niego.
Ale umowa jest umowa. Monety od niziołka były solidnym złotem, więc musiała się wyszykować w pstrokaty strój i iść zrobić pokaz akrobatyki i magii. W ramach tego pokazu nie planowała niczego zjawiskowego. Ot odwali chałturkę by zatrzymać pieniądze. Bądź co bądź zapatrzona w jej biust kapłanka i tak by nie zauważyła dodatkowego wysiłku włożonego w występ.
Wychodząc zaś z wozu zauważyła swój skarb! Kapelusz! Jej kochanie jednak się nie zagubiło. To jej krasnoludzki ochroniarz go miał. I właśnie drzemał przy jej wodzie zakrywając nim swoje oczy.
Oczywiście odzyskała zabierając go mu z głowy i prawie sprzed nosa. Prawie, bo obudził się od razu jak mu go zabrała. Czujny skurczybyk. Zapytał gdzie idzie i postanowił jej towarzyszyć, aż do namiotu. I miała krzyczeć jakby były kłopoty. A kłopoty mogły się pojawić w namiocie, tyle że… Eshte wcale nie chciała wtedy wtargnięcia krasnoluda i zobaczenia jej w uścisku Arissy. Wystarczy jej dość upokorzeń na dziś.


Zazgrzytały zęby z zazdrości, ślinka pociekła z kącika ust. Tu było ślicznie, wygodnie, przestronnie. To nie był namiot…. to był przenośny pałacyk wypełniony mięciutkimi podusiami, z niskim stoliczkiem pełnym ciast, ciasteczek, białego pieczywa i delikatnego mięsiwa. I wino w karafkach… rubinowe.
Jak ta elfia zołza mogła mieć tak gibką sylwetkę, jak mogła być drobniejsza od Eshte obżerając się tym wszystkim? Jak mogła sobie leżeć wygodnie na przenośnej leżance nabitej tak puchem, że kapłanka zdawała się w niej tonąć? Tyle luksusu, tyle wygody, tyle jedzenia i trunków… i to nie byle jakiego jedzenia. Żadne tam polewki na życie, tylko posiłki godne podniebienia osoby potrafiącej je docenić. Godne samej Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré! Czemu te fałszywa kapłanka miała tyle wygód, a elfka musiała się gnieździć z Ruchaczem?! Przecież kapłanka nawet nie wyszła za swojego rycerza. A kuglarka była oficjalnie (choć niekoniecznie zgodnie z prawdą) żoną szlachcica! Gdzie jest jej namiot i gdzie jej wygody?! Czemu ze wszystkich szlachetnie urodzonych darmozjadów jej akurat musiał się trafić wybrakowany towar?!

Te myśli przepływały przez głowę artystki gdy wkraczała do siedziby kapłanki Arissy. Elfka czekała leżąc na tapczanie i zareagowała wybuchem entuzjazmu.
- Eshtelëo … jak milo że wpadłaś. Tak nudno tu na prowincji. Nie z kim się napić. Nie ma czeego.- zaczęła dramatycznie kapłanka zupełnie ignorując, karafki z drogim winem licznie stojące na stoliku. Po czym dodała.- W ogóle nie miałyśmy okazji poplotkować, ale po twoim występie to zapraszam do dołączenia. Mam ci tyle do opowiedzenia, a ty pewnie mnie tak samo, praw…
Jej gadaninę przerwało wejście dużego łysawego osiłka w skórzni i z krótkim mieczem przy pasie.
-Wybacz szlachetna pani, ale jakiś goguś o imieniu Marcello Vespucci dopomina się po zwolenie wejścia tutaj. Wpuścić czy wyprosić?- zapytał uprzejmie.
- A czego tu w ogóle chce ten szpieg Henrietty? - zadumała się kapłanka i spojrzała na Eshte zaciekawiona.- Czyżby cię śledził?


Jak się okazało ten pechowy dzień nie chciał się skończyć. I szykował kolejne “niespodzianki” dla wyjątkowo zestresowanej elfki. Bo cóż jeszcze mogło się dziś jej przytrafić. Ano… zbrojna eskorta która przybyła pod namiot kapłanki, by złożyć kuglarce propozycję nie do odrzucenia. A Arissa nie mogła nic na to poradzić. Choć jej osiłki były dobrze zbudowane, to nie mogli się równać z opancerzonymi posłańcami. Kapłanka nie mogła też przegadać zbrojnych wykorzystując swój urok, status kapłanki i niewyparzony pyszczek. Rycerze bowiem byli posłańcami samego Wolfganga Voglstein-Craig, władcy tych ziem. Jak się okazało ojciec Paniuni nalegał by Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré przybyła do niego w celu rozmowy…
Jaka natura była tej rozmowy, tego nie chcieli zdradzić… lub nie wiedzieli. Niemniej dawali wyraźnie Eshte i Arissie do zrozumienia iż… odmowa czy opóźnienie nie wchodząc w grę. A ku przerażeniu samej kuglarki jedyną sojuszniczką i pomocą w tej sytuacją była pijana i migdaląca się do niej kapłanka… Co biedna miała zrobić? Co mogła zrobić w takiej sytuacji?! I gdzie był jej bezużyteczny mężuś?! Nie miał przypadkiem jej chronić?!
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-02-2021, 04:44   #127
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Jeśli samo bycie zmuszoną do odwiedzenia leża bezwstydności Arissy nie było wystarczającym powodem do zaciągnięcia się oczu kuglarki ponurymi chmurami, to wieść o bardzie przyprawiła ją o istną burzę strzelającą piorunami.

Szpieg.. Henrietty?!

Eshe zgrzytnęła mocno zębami. No i miała wyjaśnienie tego smrodu unoszącego się wokół nadmiernie przymilnego barda. Wprawdzie nie spodziewała się sługusa tamtej gorseciary, ale już samo to jego „obnażanie duszy” brzmiało podejrzanie w jej uszach. Chociaż tak po prawdzie, to każdy przejaw flirtu był dla niej podejrzany.

Co sobie ta Paniunia myślała, że się właściwie wydarzy? Że ślicznotek zabłyśnie oczętami i elfka opowie mu swoje wszystkie wstydliwe sekrety? Oh, oh! A może pod wpływem jego poezji miała mu się rzucić w ramiona i „zdradzić” Thaaneeekryyysta? Jakaż głupia była ta laleczka. Czy zamkowe życie nie powinno jej nauczyć całego tego maczania palców w intrygach? Widać nie tylko nauka magicznych sztuczek przychodziła jej z oporem.

-Noooo, już mnie dzisiaj nagabywał i mogło mi się wymknąć, że wieczorem jestem zajęta występowaniem przed Tobą - Eshte wzruszyła ramionami, a potem skrzyżowała ręce na piersi. Wykrzywiła wargi w złośliwym grymasie tylko trochę przypominającym uśmiech - Ale skoro już tutaj przyszedł, to nie możemy pozwolić, aby wrócił do Paniuni z pustymi rękami, nie?

- Co proponujesz?
- zapytała ją fałszywa kapłanka, a następnie rzekła do swojego sługi. - Każ mu czekać na moją decyzję. A potem wróć tu.
Osiłek skinął głową i wyszedł z namiotu. Szybko i sprawnie. Czemu kuglarka nie miała takich sług? Czemu jej były wyszczekanym, starym, jednookim krasnoludem?! Któremu musiała płacić, bo mąż był nierobem!

-Pokażemy mu, co takiego elfki robią wieczorami -stwierdziła Eshte bynajmniej nie mając na myśli tego samego, co już mogło się rodzić w bezwstydnej głowie kapłanki - Paniunia łyknie każdą opowiastkę przyniesioną jej przez barda, ale szybko inni szlachciurkowie uznają ją za niespełna rozumu, rozhisteryzowaną laleczkę, kiedy zacznie im rozpowiadać.. -przymrużyła oczy starając sobie przypomnieć te wszystkie bzdurne plotki, w jakie wierzyli ludzie podobni szlachciance. Potem wzięła te oskarżenia i wymieszała je w jeszcze bardziej absurdalne wymysły - Może składamy ofiary czterogłowej, rogatej bogini o ciele motyla? Przychodzimy nocą i ścinamy kobietom włosy, ale tylko te jasne? Kradniemy mężczyznom nasienie i zasadzamy je pod drzewami, aby wyrosły z niego kolejne elfy?

- Może ona i łyknie, ale czy ON łyknie? I jak chcesz ukraść mężczyźnie nasienie by wyrosły z niego kolejne elfy? Jak chcesz to PO KA ZAĆ?
- zapytała Arissa chichocząc oraz krusząc plany kuglarki i wzruszyła ramionami dodając.- A składać ofiary podejrzanym bóstwom ja nie mogę. Jestem porządną kapłanką

Eshte w teatralnym geście rozłożyła szeroko ręce, aby kapłanka mogła się jej dokładnie przyjrzeć. No, może nie ZBYT dokładnie. Pod lubieżnym spojrzeniem Arissy własne przylegające do ciała ubrania stawały się przesadnie ciasne, a drobny dekolcik o wiele zbyt głęboki.
-Jestem kuglarką. Częścią mojej sztuki jest pokazywanie ludziom tego, co tak naprawdę nie istnieje - odparła z dumą, mało poruszona nagłym chichotem swej.. uh, towarzyszki w intrydze - Zresztą, on jest szpiegiem, nie? To wystarczy, żeby po prostu przyszpiegował rozmowę dwóch knujących elfek i grzecznie pobiegł opowiedzieć o wszystkim Paniuni. Jeśli dobrze to rozegramy, to naiwna szlachciurka dzisiaj w nocy nie zmruży oczu.

- Jeśli jest sprytnym szpiegiem to nie uwierzy w takie bujdy moja droga.
- zaśmiała się fałszywa kapłanka wodząc spojrzeniem po elfce. Zbyt intensywnym zresztą jak na gust kuglarki..- Może i wieśniacy połknęli by takie bzdury jak wyrastanie elfów z zasadzonego nasienia, ale twoja rywalka nie pochodzi z plebsu. Kłamstewka muszą być wiarygodne. Zachowanie i wygląd… też… nikt nie uwierzy w twoją… lubieżność, jeśli będziesz się zachowywała jak wystraszona dziewica.

-Co takiego?!
-złość szybko uderzyła kuglarce do głowy. Nie spodziewała się tak ostrych słów padających z ust Arissy, a już szczególnie nie spodziewała się, że będą wycelowane właśnie w nią! Nie dość, że sztukmistrzyni Meryel nie była wystraszona, to i dziewicą.. no, właściwie nią też już.. jakby.. nie była. Od niedawna, bardzo niedawna. Ale takich szczegółów kapłanka nie musiała znać.

-Póki co Paniunia wierzyła w każde kłamstewko jakim ją karmiłam. Gdyby moje słowa były słodkościami, to na głupiej już dawno zaczęłyby strzelać te jej gorsety -prychnęła Eshte i opuściła ręce, aż dłońmi buńczucznie wylądowała na swoich biodrach -Zdziwiłabyś się, ale według niej jestem straszną bezwstydnicą. Podobno swoimi elfimi urokami zbałamuciłam czarownika, na którym sama chciała wykonać sztuczki niegodne usteczek tak dobrze wychowanej damulki.
Czy.. czy to naprawdę było powodem do dumy?

- Och… naprawdę? - zachichotała kapłanka i pokręciła głową.- Nie znasz dworskich gierek moja droga. Owszem rozpowiada żeś bezwstydnica. Ale też często podkreśla, żeś prawnie żoną swojego męża nie jesteś… a nałożnicą jego bardziej. No chyba że wygodniej jej przyznać, że jesteś jego żoną. Gdyby bowiem twój wybranek żonaty nie był, jej ojciec nie zgodziłby się by towarzyszył im w tej podróży. Ergo… twoje małżeństwo umożliwiło Henriettcie zapewnienie sobie obecności twojego wybranka w pobliżu. Więc… wedle jej słów jesteś zamężna lub wolna w zależności od tego co jej w danej chwili pasuje.
Wzruszyła ramionami dodając.- A teraz nie będziesz grać przed zazdrosną rywalką, lecz przed mężczyzną… w dodatku takim, który żyje z oczarowywania kobiet. Przejrzy twoją maskę…- pstryknęła palcami.- … o tak, szybko i bez wysiłku.

Kuglarka ostentacyjnie wywróciła oczami. Długie, spiczaste uszy nie pozostawiały żadnej wątpliwości co do właśnie usłyszanych słów kapłanki.
-Wcale nie jest aż taki czarujący, a Paniunia nie ma w sobie wystarczająco sprytu na splecenie takiej intrygi. To zwykła rozkapryszona córeczka bogatego tatuśka i pewno jestem pierwszą osobą w jej życiu, która nie zatrzęsła majtasami pod jej naburmuszonym spojrzeniem - kolejny wątpliwy powód do dumy, od którego wargi Eshte rozchyliły się w krzywym uśmiechu -Wysłanie tego szpiega tym bardziej świadczy o jej bezmyślności. Naprawdę sądziła, że rozłożę nogi przed wierszydłami barda?
Parsknęła krótkim śmiechem o paskudnym brzmieniu, miał on bowiem więcej wspólnego z szyderstwem niż prawdziwym rozbawieniem. Bo i Paniunia z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej żałosna niż zabawna.

- Zaprosiłaś go tutaj, nieprawdaż? - zachichotała Arissa przyglądając się kuglarce.- I może nie rozłożyłabyś nóg przed nim dzisiaj. Ale jutro, pojutrze, za dwa dni.. kto wie? W końcu powiedziałabyś przy nim za dużo.
Westchnęła dodając. - Gdyby nie ja… nadal sądziłabyś, że to jeden z tych wierszokletów, który interesuje jedynie zaciągnięcie cię do alkowy.
I następnie machnęła ręką dodając.- Więęęęc… jak dokładnie masz na przekonanie tego szpiega do tej całej twojej wydumanej lubieżności? Jaką historię chcesz mu opowiedzieć, słowami spojrzeniem i ciałem?

-Nie mam zamiaru niczego mu mówić moim ciałem
-odburknęła Eshte nadal niepocieszona sugestiami kapłanki. Tak właściwie to nie potrafiła zrozumieć czemu, ah czemu, ostatnio wszyscy w jej otoczeniu cierpieli na NIEZDROWĄ fascynację rozkładania nóg? Swoich nóg, cudzych nóg, a co najgorsze - jej nóg. Może i oni cierpieli na jakieś niekontrolowane rozluźnianie mięśni, ale Sztukmistrzyni Meryel trzymała swoje uda mocno, były jak ze stali! Nikt nie mógł się przez nie przedrzeć wbrew jej woli, choćby miał największy taran w gaciach!
Co, jaki czarownik?

-Chciałabym, aby wrócił do Paniuni z ploteczkami, od których znowu pójdzie jej para uszami. Może po prostu powinnam opowiadać przy nim, jacy to jesteśmy z Czarusiem obrzydliwie szczęśliwi, co? -dumała sobie pod nosem kuglarka po dojściu do wniosku, że może udawanie lubieżnej w towarzystwie tej konkretnej kapłanki nie było zbyt mądrym pomysłem. Szczególnie, kiedy Arissa się upije.
Nagle dla odmiany to złośliwe kurwiki, a nie iskierki gniewu, zamigotały mocno w jej oczach o fiołkowej barwie -Mogłabym nawet namówić jej szpiega, żeby napisał wierszydło o tym naszym szczęściu. Byłoby co recytować tej wypłowiałej zołzie..

- To już bardziej wiarygodne. Bardzo się ożywiasz, gdy wspominasz o swoim Czarusiu.
- odparła wesoło kapłanka sugerując, że ona czuje się szczęśliwa męcząc ze swoim Ruchaczem.

-Masz rację - zaskakując cały, CAŁY, wszechświat, który nie mając nic lepszego do roboty teraz niewątpliwie skupił się na reakcji Eshte, ona.. ona.. ona przytaknęła słowom kapłanki! Przytaknęła temu obrzydliwemu szczęściu płynącego z bycia z czarownikiem w.. związku. Związku!

Jednak zamiast przyrumienić się pod wpływem tego błogosławieństwa jakim było fałszywe małżeństwo z Thaaneeekryyystem, ona uniosła rękę i zacisnęła dłoń w piąstkę, jakby wygrażała nią nieobecnemu tutaj mężczyźnie.
-Złość i niechęć są wyjątkowo pobudzającymi emocjami -gdyby tylko ten parszywiec nie wyssał wcześniej z niej całej energii, to teraz z pewnością ową piąstkę owionęłyby gniewne płomyki. Kolejny powód do pałania wściekłością do Czarusia.

- Liczę na taką żarliwość, gdy będziesz opowiadała o swoim kochanym… mężu.- zachichotała fałszywa kapłanka nachylając się ku kuglarce, jej palce przesunęły się po policzku Eshte i musneły jej usta. - Bo chcę by tamten bard uwierzył w waszą miłość. No chyba… że ja potrafię wywołać odpowiednio żarliwe emocje?

Czerwień wstąpiła na niechętne policzki kuglarki, która w tym momencie przeżywała szok kulturowy. Całe to macanie, ciągłe fantazje o dobieraniu się pomiędzy czyjeś nogi, to musiał być jakiś folklor tych okolicznych ziem, inaczej sobie tego nie potrafiła tłumaczyć. Przy najbliższej okazji wybierze się na odprężającą podróż po jakimś królestwie, którego mieszkańcy wręcz brzydzą się dotykania siebie nawzajem. Musiała tylko odnaleźć taką sielankę na mapach.

Nie strzeliła Arissy po łapach, bo nawet Eshte miała jakieś opory przed uderzaniem kapłanki, nawet fałszywej. A co ważniejsze, to nie dostała jeszcze swojej pełnej opłaty za występ. Zatem tylko odskoczyła jak poparzona i w niezadowoleniu skrzyżowała ręce na piersi.
-Weź mi powiedz, jak miałoby to pomóc w zrobieniu z Paniuni głupiej oślicy, co? -zapytała kąśliwie, z powodzeniem przełykając inne słowa cisnące jej się na usta.

- Przede wszystkim musisz być wiarygodna. Nie oszukasz mężczyzny który ma doświadczenie z kobietami samym gadaniem. Musisz być przekonująca… a jak na razie mnie słabo przekonujesz.- wzruszyła ramionami kapłanka. I spojrzała na poły namiotu.- Jeszcze chyba sobie trochę postoi.

-Jestem bardzo przekonująca!
- bardzo przekonywała wzburzona kuglarka -Przekonałam Paniunię, wszystkich na balu, rodzinę Czarusia i tego tutaj Pana Hrabiego też. Ten poecina nie jest jakiś wyjątkowy.
Wszystkich naokoło tak skutecznie przekonywała do tego ich szczęścia i TFU! niby-miłości, że gdyby tylko chciała, to może i sobie też zdołałaby wmówić takie farmazony. Ale na szczęście nie chciała. Wściekłość na Thaaneeekryyyysta była jej o wiele bardziej komfortowa i milsza od innych, co najmniej wstydliwych ( i obrzydliwych ) uczuć.
Wzruszyła ramionami, nie do końca rozumiejąc obaw kapłanki -Zresztą, przyszłam tutaj, żeby występować, co nie? To będę występować.

- To że mówią, iż ci wierzą, nie oznacza że ci wierzą Eshte. Nie tylko ty potrafisz kłamać w żywe oczy.
- zachichotała kapłanka i wzruszyła ramionami.- Nie tylko ty tkasz kłamstwa. Wolałabym odprawić tego barda, bo mam wrażenie że powie Paniuni, nie to co chcesz, żeby usłyszała ale… to twoja decyzja.

-Oh? Miłosierna kapłanka odprawi baranka poszukującego ocalenia od potwornej hrabianki?
-odrobina ironii wkradła się w głos kuglarki zmęczonej już tymi próbami przekonania Arissy do swojego talentu aktorskiego. Całe to fałszywe małżeństwo z czarownikiem nie było w jej oczach aż tak opłacalne, aby miała wykorzystywać wiele swojej cennej energii na odgrywanie szczęśliwej, głupiutkiej i zakochanej po końcówki swoich spiczastych uszu. Jedyna osoba, przed którą warto było odgrywać tę farsę, była naiwna jak dziecko i łykała każdą opowiastkę Eshte.

Nagłe przekręcenie się jej wnętrzności przypomniało elfce, że dawno niczego nie jadła. Na szczęście stoliki w namiocie aż uginały się od przepysznie wyglądającego jedzenia, a ona była przecież tutaj gościem. Gościem, któremu kapłanka płaciła za przyjście, ale nadal gościem. Głód skierował jej kroki do najbliższego źródła pożywienia.
-Tylko uważaj, żebyś Ty nie padła ofiarą jego uroku, Arisso. Możliwe, że napisał wierszydło wychwalające Twoją urodę -mruknęła, po czym palcem wskazującym bezceremonialnie zebrała trochę słodkiego kremu z ciastka i wsadziła go sobie w usta. Błogość rozpromieniła twarz sztukmistrzyni.

- Kto powiedział, że jestem miłosierna? Ale niech będzie po twojemu…. choć myślę że to błąd.- zachichotała figlarnie Arissa i skinęła palcem na swojego sługę. - Wpuście go za chwilę.
Sama zaś wybrała wybrała antałek z winem i nalała sobie wina dodając. - Skoro ty tak nienawidzisz swojego męża to może ja się na niego skuszę?

Wywołało to oczywiście znajomą Eshte reakcję. Ząbki kuglarki zacisnęły się mocno, oczy zaczęły ciskać gromy. Słowo “mój” próbowało się wyrwać z gardła. Pani Ognia się rozzłościła, bo choć kuglarka nie cierpiała swojego mężusia, to był to jej mężuś. JEJ własność (cóż, bardziej samej Pani Ognia niż samej Eshte, ale to detal) i tylko ona miała do niego prawa. Żadna inna. Co prawda sama z tych praw nie zamierzała korzystać, ale… cóż…. to nie zmieniało niczego.

Wpatrywała się wściekłym spojrzeniem w drugą elfkę, lecz jej dłoń tym razem nie zacisnęła się w pobielałą piąstkę. Ona.. sięgnęła po ciasteczko i zaczęła je pochłaniać z furią. Nie zdążyła nawet przełknąć tej pierwszej cudownej słodkości, a już wpakowała sobie w usta kolejną. Po pierwsze, znalazła w ten sposób ujście dla swojego gniewu. Po drugie, był to świetny sposób na zamknięcie gęby Pani Ognia, coby przypadkiem nie palnęła jakiejś swojej głupoty. Po trzecie, i tak była głodna, a przecież byle dwa, małe ciasteczko nie przyprawią jej o fałdy na brzuchu.. prawda?

Nareszcie przełknęła głośno. Tak nagła dawka słodyczy ugasiła trochę jej złość.
-Nie dość, że nie jesteś miłosierną kapłanką, to jeszcze podkradasz cudzych mężów? -zapytała kuglarka dokładając wszelkich starań, by zabrzmieć żartobliwie -Jakie bóstewko przyzwala na takie zachowanie swojej czcigodnej służki?

- Wbrew temu co sądzisz są tacy bogowie i boginie, ale… nie usłyszysz o nich na ulicach miast. Nie można o nich mówić otwarcie. Akolici cnotliwych bogów tropią ich wyznawców z taką samą gorliwością co demony i Pierworodnych.
- te słowa zabrzmiały z cyniczną goryczą w usteczkach Arissy, pustogłowej lubieżnej elfki za jaką miała ją kuglarka. Ton zupełnie do niej nie pasował.

Tymczasem do namiotu wszedł Marcello, uśmiechając szeroko i nieszczerze. By zamaskować fakt, że kipiał w nim gniew. W końcu stał przed namiotem kapłanki dobre kilkanaście minut.

- Ach, jakiż to zaszczyt przebywać w tak wspaniałym towarzystwie! Zwłaszcza Twoim, perło sztuki magicznej i akrobatycznej- zaczął kadzić kłaniając się, a Arissa otaksowała jego postać uśmiechając się lubieżnie. Nachyliła się ku Eshte oceniając szpiega Paniuni.- Przynajmniej ma dobry gust.
-Tego możesz sobie podkraść
-odparła kuglarka wspaniałomyślnym mruknięciem. Jeśli tylko wszystko dobrze rozegra, to tego wieczoru NIKT nie będzie się do niej dobierał.

-Tak, tak, perła -dodała już głośniej, nonszalanckim machnięciem ręki odganiając od siebie te fałszywe komplementy mężczyzny. Teraz, kiedy już wiedziała, że jest on tylko kolejnym kanapowym pieseczkiem Paniuni, jego ślicznie brzmiące słówka przestały robić na niej wrażenie. Naturalnie zawsze była spragniona zachwytów nad swoją sztuką, lecz tylko tych płynących z prawdziwie poruszonego serca.
Uniosła ręce w kierunku stojącej obok kapłanki, aby tym teatralnym gestem zwrócić uwagę barda na swoją towarzyszkę, niczym herold przestawiający swego potężnego gospodarza. Albo kupiec zachwalający konia na sprzedaż -Ale czy miałeś okazję poznać świetlistą Arissę, prawdziwe ucieleśnienie piękna i łagodności?

- Oczywiście! Wielem żem słyszał o wspaniałej Arissie, potężnej kapłance Crom-Thaldura boga wojny, honoru oraz cnoty rycerskiej której opiekunem jest sire Hagdar z rodu Tyrwaldsonów.
- odparł mężczyzna kłaniając się nisko kapłance, podczas gdy kapłanka wymruczała cicho - Zawsze możemy… się nim podzielić, lub razem… skorzystać z okazji.

Słowa te wprawiły serce kuglarki w szybkie bicie, bo jak na złość… Pani Ognia okazała ciekawość. Myśli Esthe wypełniły więc płomienie i wizja tych dwojga ustami wodzących po jej gołych stopach i łydkach. Nawet przyjemna wizja gdyby nie fakt, że na tym “hołdzie” by się nie skończyło. Apetyt Pani Ognia był ogromny, a kamienne kręgi w których to się narodziła, słynęły wszak z orgii przy pełni księżyca. Na szczęście, od czasu walki z Pierworodnym nie miała sił zdominować kuglarki i tym razem… elfka zachowała nad sobą kontrolę.

Tymczasem nieświadoma burzy jaką wywołała w sercu “przyjaciółki”, Arissa zwróciła się do barda -Och? A co co mnie słyszałeś?

I także jego wprawiła w zakłopotanie, bo ten zaczął się wpierw plątać w słowach, a potem przebąkiwać coś o urodzie, i o blasku, i o pięknie, i jaka to potężna jest, i olśniewająca. No cóż, pewnie słyszał to co Eshte wiedziała. Że Arissa jest lubieżną pijaczką, rozdającą swoje wdzięki na prawo i lewo, bez względu na rasę i płeć przypadkowych kochanków. Wszak Loczek powiedział, że kochała swoją robotę… pierwotną robotę.
Niemniej tego Marcello nie mógł powiedzieć jej prosto w oczy.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 21-02-2021 o 02:52.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-03-2021, 03:11   #128
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To wszystko unosiło się gdzieś ponad głową Eshte, której twarz zastygła w kwaśnym wyrazie nieskończonego.. wstrętu. Mimo wszystko nie była przygotowana na taką propozycję kapłanki, tak samo nie spodziewała się tak silnej reakcji Pani Ognia. I na co właściwie? Jakoś sama nie dostrzegała tego całego uroku Lalusia. Może to lata doświadczeń skrzywiły jej obraz bardów, za których złotymi językami zawsze kryło się lubieżne drugie dno. Bycie szpiegiem Paniuni też nie dodawało mu urody.
Podobno Pierworodny był najpiękniejszym mężczyzną jaki zaszczycił ten świat swoim istnieniem. No, to nawet nim nie podzieliłaby się z Arissą. Nie, ona z chęcią oddałaby jej całego Gównojada do zabawy.

Kolejne mocne wzdrygnięcie obrzydzenia wyrwało elfkę z tego odrętwienia. Zamrugała szybko, rozchyliła wargi w krzywym uśmiechu.
-To co, przygotowałeś wiersz wychwalający jej wdzięki i dobre serduszko? -zapytała odwracając spojrzenie od Marcella i rozglądając się po stolikach w poszukiwaniu butelczyny z winem -Nie każdy może sobie tak po prostu zdobyć wieczorną audiencję u kapłanki. Musisz ją odpowiednio przekonać, aby pozwoliła Ci dłużej pławić się w swoim blasku.

- Taak… dobry pomysł.
- zgodziła się z nią Arissa i nalewając obficie trunku do swojego i kuglarki kielicha. Co wzbudziło u Eshte ostrożność i wspomnienia pewnego poranka. Już raz uczestniczyła w popijawie z kapłanką. Zakończyła się ona pobudką w jednym łóżku z nią. Popijawa z Arissą była więc ryzykowna.

Bard skłonił się przed obiema niewiastami i zaczął pospiesznie improwizować składając rymy na poczekaniu. Nie szło mu to za dobrze, z pewnością byli lepsi wierszokleci od niego. Ale kapłanka wydawała się zadowolona.

Kuglarka przyglądała się wnętrzu pucharka z uczuciem, które nieczęsto ją nawiedzało na widok naczynia tak szczodrze wypełnionego winem. Tym uczuciem było.. wahanie. Prawie ślinka jej pociekła na myśl o szybkim ugaszeniu pragnienia tym cudownie wyglądającym szkarłatem, ale.. no właśnie. Ale ani myślała znaleźć się znowu w sytuacji podobnej tamtemu wieczorowi.. i kłopotliwemu porankowi. Tym razem musiała obejść się smakiem. Zabawne, że przy kapłance musiała kontrolować swoje zachcianki bardziej niż przy karczemnych łajdakach.

-No, bardzo ładnie, bardzo -pochwaliła Eshte mężczyznę, kiedy już skończył recytować swoje pokraczne rymy. Na pewno nie musiała się martwić, że wątpliwa sztuka barda będzie stanowiła konkurencję dla jej niezwykłych talentów. Przechyliła się ku drugiej elfce, by zapytać ją przymilnym głosikiem -Ale Arisso, czy nie wolałabyś usłyszeć czegoś bardziej.. - przymrużyła chytrze swe ślepie - śpiewnego? Nigdy za wiele ballad wychwalających Twoją urodę i dokonania, co?

- Czy ja wiem… jego głosik nie brzmiał zbyt rozkosznie dla moich uszu. Może i zabawnie by było, gdyby się wydzierał… za pierwszym razem. Ale potem… drugi raz byłby męką dla moich uszu.
- deliberowała głośno kapłanka, a mina barda świadczyła że wolałby nie śpiewać. Po chwili Arissa zmrużyła oczka i spojrzała wprost na kuglarkę pytając.- A ty co dla mnie przygotowałaś?

- Ah, moją sztukę oczywiście
- odparła kwieciście Eshte, zdecydowanie zadowolona z bycia w tym towarzystwie JEDYNĄ przygotowaną artystką. Cóż, nie tak bardzo jakby chciała, za co mogła tylko podziękować Thaaneeekryyystooowi, ale i bez swoich magicznych sztuczek olśniewała bardziej od paskudnego szpiega Henrietty.

-Niestety musisz mi wybaczyć, ale nie zachwycę Cię dzisiaj moją magią - przesłoniła usta dłonią, wyraźnie zaznaczając, że jej kolejne słowa są przeznaczone wyłącznie dla spiczastych uszu kapłanki. Niestety dłoń kuglarki nie była nasączona magią, która rzeczywiście mogłaby wygłuszyć jej głos, zatem całkiem ludzkim uszom barda nie mogła umknąć ta jej.. nagła szczerość -Zachłanny mężuś wyssał ze mnie całą energię, rozumiesz.

- Tak. Tak…. z tego co słyszałam, cicha nie byłaś.
- odparła Arissa z szerokim uśmieszkiem, wywołując rumieniec na policzkach kuglarki. I zaczerwienienie się jej uszu.

Eshte z trudem utrzymała na twarzy uśmiech tak sztuczny i wymuszony, że rozbolały ją mięśnie mimiczne. Uśmiech nie obejmował jej oczu, które zionęły bezmiernym niedowierzaniem.
-No wiesz, Pan Hrabia płaci mi za występy, nie za siedzenie cicho -parsknęła, chociaż zdecydowanie nie było jej do śmiechu.
Co miało niby znaczyć, że Arissa „słyszała?! Słyszała ją, bo była tak blisko, czy kuglarka była tak głośno, że aż tutaj doleciało jej.. no, soczyste wyklinanie czarownika? Słyszała, bo ktoś inny miał czelność podsłuchać parę „małżonków” i przebiegł przez całe Gównowo niczym herold rozgłaszający swoje wieści? Coś jej podpowiadało, że czarownik znowu zrzuci na nią całą winę za te plotki. A przecież był im tak samo winny - nie, nie, to głównie z jego winy kapłanka uśmiechała się teraz niczym zadowolony kot!

-Rozsiądźcie się wygodnie -poleciła w końcu Eshte swojej skromnej publiczności, a sama pochwyciła za zestaw swoich obręczy opartych o stolik i ruszyła dziarskim krokiem na sam środek tego podróżnego pałacu kapłanki.
Skinęła głową z uznaniem dla ilości pochodni i świec rozświetlających wnętrze. Widać Arissa nauczyła się czegoś z występu kuglarki przed Panem Hrabią i jego świtą, bo jej słudzy zdołali uzyskać efekt zadowalający wybredną sztukmistrzynię. Na tyle ciemno, że jej sztuczki z ogniem nie miałyby konkurencji w postaci innych płomieni, a jednocześnie na tyle jasno, że bez magii jej występ też będzie za-chwy-ca-ją-cy.
Porozkładała na ziemi obręcze aż tylko jedna została w jej dłoniach. Przełożyła ją przez swoje biodra i pochyliła się w niskim pokłonie. A potem rozpoczęła swój taniec.

Tak naprawdę to głównie obręcz tańczyła, nie kuglarka. Wprowadzany w ruch przedmiot sprawiał wrażenie, jak gdyby sam był żywą istotą, a już na pewno magicznym artefaktem migoczącym zjawiskowo w blasku świec. To byłoby idealnym wyjaśnieniem tej.. płynności z jaką obręcz poruszała się nie tylko w dłoniach elfki, ale także wokół reszty jej zwinnego ciała. Za każdym razem, kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że przedmiot powinien upaść i przyprawić ją o zakłopotanie, ona z lekkością wprowadzała go w kolejne zawirowania wokół swoich nadgarstków, bioder, nóg, szyi.

Eshte trochę żałowała, że nie przyszła tutaj w towarzystwie swojej skrzydlatej bardki. Wprawdzie jej pokazom niczego nie brakowało i same w sobie były olśniewającym doświadczeniem, to jednak elfka trochę się rozsmakowała w występowaniu przy akompaniamencie muzyki.

Gdzieś tak w połowie spektaklu usłyszała szept, cichszy niż szmer strumyka. Głos ni to męski, ni to żeński. Subtelny i delikatny niczym śpiew słowika. A może tylko jej się zdawało? Może to nerwy? Przecież nikt nic nie mówił. Bard gapił się z otwartą szeroko gębą, kapłanka uśmiechała się lubieżnie spojrzeniem. I pewnie ustami, choć te zakrywała dłonią, gdy delektowała się widokiem artystki niczym lis tłustą gąską. Eshte nie pozwoliła by ten szept rozpraszał jej występ, zresztą po chwili był tylko cichym tłem… dla skupionej na występie elfki. Choć ten zmienił się odrobinę.

Nie była już tylko olśniewającą artystką, utalentowaną akrobatką oraz najbardziej ekscytującym wydarzeniem tego dnia dla barda i kapłanki. Eshtelëa Meryel stała się też kobietą. O zgrozo!





Nagle biodra zaczęły jej służyć nie tylko do balansowania obręczy, ale też do nęcącego kołysania nimi przed publiką. Zgrabną nóżką podrzuciła sobie drugą obręcz, a kiedy wyginała się w kolejnych akrobatycznych figurach, to nie tylko te dwa wirujące akcesoria zwracały na siebie uwagę. Jej piersi prężyły się pod przylegającym materiałem ubrania i w tych momentach kuglarka była zaskakująco świadoma istnienia tych swoich krągłości. Z namysłem utrzymywała pozy ciut dłużej, aby uprzyjemnić swej publice napatrzenie się na krągłości jej ciała. Nawet obręcze zaczęła dotykać w bardziej.. zmysłowy sposób. Smukłe palce muskały je pieszczotliwie, niczym nagie ciało swego wybranka. Wszak była już wprawioną kochanką, nie?

Co najdziwniejsze, wszystkie te zmiany w jej ruchach zdawały się być dla niej całkiem naturalne, co już powinno obudzić podejrzliwość elfki. Może i półnagie tancerki musiały polegać na takich kusicielskich gestach, ale jej misternej sztuce były one zbędne. Wiedziała o tym bardzo dobrze, a mimo to.. nie dostrzegała niczego niepokojącego w swoim występie. Wprost przeciwnie - była tak pewna siebie, że sponad kręconych obręczy posyłała urzekające uśmiechy przeznaczone tylko dla Arissy, tylko dla Marcella.

A widowni się widowisko podobało. Jego zakończenie okraszone zostało oklaskami, słowami zachwytu i złotą bransoletą rzuconą kuglarce przez Arissę. Marcello albo był gołodupcem albo skąpcem, bo nie obdarzył artystki niczym poza oklaskami i tanimi komplementami.

- Wypijmy za twój talent Eshtelëo von Taelgrim. - zaproponowała kapłanka obficie wypełniając kielichy winem. W tym też ten przypisany, zaskoczonej obecnie elfce. Bo… jak ją nazwano? Czemu tak?
Po chwili do niej dotarło, że w sumie tak się właśnie teraz Eshte nazywa. Pakując się w te fałszywe małżeństwo, zyskała przecież nazwisko męża.

Pochylona w pokłonie kuglarka czuła, że coś.. coś jest nie tak. Było to wrażenie obecne zaledwie gdzieś na granicy świadomości, subtelne i drażniące jak maleńka drzazga wbita w opuszkę palca, lecz nie potrafiła odnaleźć jego źródła. Czy zapomniała zamknąć swój wóz? Czy zostawiła imbryk na ogniu? Nie założyła bielizny, a może założyła strój z dziurą na tyłku? Nie.. nic nie uciszało tego przedziwnego napięcia. W końcu zrzuciła je na słowa wypowiedziane przez Arissę, w szczególności ten cudaczny zlepek ulepiony z jej imienia.

-Oh, nie zdecydowałam jeszcze, czy chcę używać nazwiska mojego mężusia na występach -stwierdziła Eshte przymrużając oczy i lekko wykrzywiając wargi w grymasie, jak gdyby ta kwestia rzeczywiście była dla niej nie lada problemem -Nazwisko jego rodziny głównie kojarzy się z polowaniami na potwory, nie? A ja chcę być znana w świecie tylko z mojej sztuki, nie z jakimiś tam ponurościami.

- Akurat mi nie kojarzy się z polowaniami.
- mruknął cicho bard, a Arissa zgodziła się z kuglarką kiwając głową i mówiąc.- Mądre podejście. Von Taelgrim nie jest nazwiskiem które warto rozgłaszać...

Nim mogła dokończyć te słowa, do namiotu wdarli się rycerze w pełnym rynsztunku i z dużymi mieczami… przy pasie. I to mimo prób zatrzymania ich przez osiłków kapłanki, ku oburzeniu niej samej - Co to ma być! Co to znaczy! Wiecie kim ja jestem?!- wrzasnęła wściekle Arissa.

- Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré? - zapytał ich przywódca zwracając się do artystki.- Jego ekscelencja Wolfgang Voglstein-Craig zaprasza cię na rozmowę i nie przyjmie odmowy.
- Hej!
- wrzasnęła oburzona i ignorowana kapłanka.- Co ty sobie myślisz pachołku, wiesz mir czyjego namiotu zaburzyłeś?!
Rycerz skłonił się filigranowej elfce ogłaszając uprzejmym, acz stanowczym tonem. - Wybacz naturę moich działań szlachetna wybranko boga, ale mój pan nalegał na pośpiech.

Poszukiwana przez rycerzy artystka przysłuchiwała się tej wymianie zdań z szeroko otwartymi ustami oraz oczami wielkości srebrników. Czy na pewno dobrze słyszała? Czy ktoś się tutaj nie pomylił? Dlaczego miałby ją do siebie wzywać ten wysokiej rangi szlachciurek? Czyżby - Eshte zerknęła krótko w kierunki barda - czyżby Paniunia w końcu poskarżyła się tatusiowi, że zła, brzydka elfka zabrała jej czarownika? Czekała ją pogadanka, czy może kara? Wcale nie miała ochoty iść na spotkanie z hrabią!

Na całą sytuację zareagowała w sposób, który wydawał jej się teraz najrozsądniejszy. Westchnęła dramatycznie i równie teatralnym gestem powachlowała się dłonią, mówiąc -Jestem dzisiaj straszliwie rozchwytywana.
I podeszła, ale nie do rycerzy, a do stolika zastawionego samymi dobrociami.
-A Pan Hrabia to mógł wcześniej umówić dla siebie prywatny występ. Teraz ja jestem zmęczona, a moja gospodyni niezadowolona. Bardzo niezadowolona. Kto jej wynagrodzi te nerwy, co? - trochę grała na zwłokę w nadziei, że znajdzie jakiś sposób na wywinięcie się z tego spotkania.

- Bardzo niezadowolona i oburzona! - fukała wręcz kapłanka, która wszak była sojuszniczką elfki w tej sytuacji. Rycerz był jednak nieubłagany - Nie mnie o tym decydować pani. Z jego ekscelencją sprawę wyjaśnisz na miejscu.

Kuglarka pochwyciła pucharek ze stolika i zbliżyła się do kapłanki odpowiedzialnej za tak szczodre wypełnienie go winem.
-Są bardzo uparci -mruknęła do swej towarzyszki, której wzburzenie było dla Eshte pocieszeniem w tej sytuacji. Zanurzyła usta w trunku, ale w zdenerwowaniu nawet nie zwróciła uwagi na smak zalewający jej gardło. Równie dobrze słudzy Arissy mogli im podać najtańszy bimber z Gównowa. Potem, nie śpiesząc się jakoś specjalnie, pochyliła się ku niej, by szepnąć konspiracyjnie -Mogłabyś posłać któregoś ze swoich ludzi, żeby odszukał Thaaneeekryyysta i powiedział mu, że wezwał mnie do siebie Wielki Pan Hrabia? Pewnie siedzi w moim wozie, albo w tutejszej karczmie, albo.. -wykrzywiła wargi w kwaśnym wyrazie -.. albo poszedł sobie na ploteczki z innymi szlachciurkami.

- Tak zrobię.
- szepnęła cicho kapłanka dyskretnie nachylając się ku kuglarce.- A ty lepiej idź.

-Oczekiwanie na spóźnioną artystkę jest niezbędnym elementem udanego występu
- powiedziała Eshte już głośniej, znowu tym głosem sztukmistrzyni aż do przesady przekonanej o swojej cudowności. Niestety rycerze raczej nie byli z tych zaznajomionych ze sztuką, a już na pewno nie ze sztuką tak wysokiej klasy jaką ona prezentowała. Koniec końców tylko uniosła pucharek i skinęła nim najpierw w stronę kapłanki, a potem ku bardowi-robakowi, który mógł być odpowiedzialny za całe to zaproszenie do Pana Hrabiego. Bo i jak inaczej te jego pieseczki wiedziały, gdzie elfka się wałęsa o takiej porze, hę?

Uzbrojona w jednej dłoni w pucharek, który najwyraźniej zamierzała zabrać ze sobą na drogę, oraz w obręcze oparte na ramieniu, Eshte ruszyła ku wyjściu z namiotu. Przystanęła jednak przy intruzach i zadarła głowę, by móc spojrzeć na ich zakute łby -A wy to nie macie ochoty czegoś przekąsić, co? Światłolica Arissa z chęcią podzieli się swoimi słodkościami. Szkoda trochę, żeby się to wszystko zmarnowało.

- Niestety... mój pan nalegał na pośpiech.
- odparł rycerz ucinając wszelkie nadzieje kuglarki na zostanie tu dłużej.
Taki jej pech, niestety.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-03-2021, 04:14   #129
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wyszła wraz z eskortą czterech rycerzy w pełnych zbrojach podążając tu ogromnemu namiotowi w samym środku obozu, przy którym byli kolejni strażnicy. Namiot ów mógł pomieścić w sobie cały wóz kuglarki.

Gdy zaś weszła do środka przekonała się, że środku stał duży ciężki stół. Na nim zaś rozłożona była mapa. O wokół niej zgromadzili się szlachcice, łącznie z samym Wolfgangiem. Każdy z nich miał miecz przy pasie, część nosiła napierśniki. Niektórzy nawet byli w pełnych zbrojach. Eshte zauważyła oprócz nich kilka dam, w tym i samą Paniunię. Pomijając jednak córeczkę pana tych ziem, damy wydawały się zdegustowane i znudzone. I bardziej zainteresowane ciasteczkami podsuwanymi im przez służbę, niż tym co się działo. Pojawienie się Eshte tylko przez chwilę przykuło ich uwagę.

- Ach...madame von Taelgrim.- przywódca tej bandy obiboków z tytułami i władca tych ziem zwrócił się przyjaźnie do wchodzącej kuglarki. - Słyszałem od mojej córki, że wykazałaś się wielką odwagą i potęgą samotnie pokonując trolla i ubijając go. Jestem wdzięczny za uratowanie mojej pociechy i pełen podziwu dla twojego wyczyny. Dlatego chciałem ci osobiście pogratulować.
To było miłe, że ktoś wreszcie Eshte docenił. Szkoda. że niekoniecznie z właściwych powodów. To było… podejrzane, że Paniunia postawiła czyny kuglarki przed swoim ojcem w tak pozytywnym świetle. Bardzo podejrzane.

Może i powinna skłonić się przed całym tym hrabiostwem. Może, ale jakoś nie przyszło to Eshte głowy. Dlatego po upłynięciu pierwszego zaskoczenia, ona tylko pokiwała głową -Tak było. Chociaż Twoja córcia powinna zapamiętać na przyszłość, że bezpieczniej jest się chronić za plecami rycerzy, nie w błocie i końskich odchodach pod wozem kuglarki.
Zaśmiała się głośno i krótko, lecz nie było to rodzaj śmiechu kpiącego sobie z jasnowłosej laluni. Serdecznie gardziła Paniunią, ale nie zamierzała tego tak otwarcie okazywać przy jej tatuśku. Bogatym tatuśku. Elfka zaśmiała się w sposób, w jaki dorośli żartują pomiędzy sobą z czegoś głupiego i wyjątkowo wstydliwego, co zrobiło czyjeś pacholątko płonące rumieńcami.

Jednak pomimo tych dużych słów wdzięczności, nie widziała w dłoniach hrabiego ani cudownych świecidełek, ani sakiewek wypełnionych podzwaniającymi monetami. To też było podejrzane.
-Czy te gratulacje uiszczą opłaty za naprawę mojego domu na kołach? -zapytała bezceremonialnie, po czym upiła łyk wina z podkradzionego kapłance pucharka.

- Zapewne będziesz miała okazję do moralnej gratyfikacji podczas polowania na trolle. Taka potężna magiczka i pogromczyni z pewnością nie przepuści okazji, do zemsty na tych bestiach za uszkodzenie twojego domu?- zapytał jeden ze szlachciców, a wszyscy w namiocie spojrzeli zaciekawieni na pogromczynię bestii.

Ah.. oczy Eshte zachmurzyły się lekko. Powoli zaczynała rozumieć co tu się wyczyniało. Czy Paniunia naprawdę miała naiwną nadzieję, że kilkoma podszeptami do ucha tatuśka, wyśle elfkę na pewną śmierć pośród trolli? I potem co, przygarnie czarownika do swej wątłej piersi? Głupia krowa.

-Ale właściwie po co? -zapytała kuglarka powoli, bo i nie do końca rozumiała znaczenie słów użytych przez szlachcica. Moralna grat..yfi..kacja? Nie brzmiało to jak stosik drogocennych skarbów, tym bardziej, że trolle raczej nie były znane z uwielbienia dla błyskotek. Coś w jego głosie przywodziło na myśli ten cały honor, z którym rycerze rzucali się do walki ze smokami. Niepokojące to było skojarzenie.
-Jestem przede wszystkim artystką, a teraz też żoną. Bitewki z tymi wielkimi śmierdzielami są ostatnim na co mam ochotę -obręcze brzęknęły cicho jedna o drugą, kiedy sztukmistrzyni wzruszyła ramionami -A zemsta tak naprawdę nie zapłaci mi za wóz, nie?

- Są tacy którzy sądzą iż atak trolli, po twoim występie nie był przypadkiem. Że wszystko było ustawione, nawet napaść trolla.
- wtrącił inny rycerz, ale gromki głos go uciszył.
Znajomy głos. Rycerz Arissy stanął w jej obronie i krzyknął głośno - Jakim prawem naruszasz dobre imię tej niewiasty, gdy sam chowałeś się za zbrojnymi gdy trolle napadły obóz!

- Myślę że twój udział pani w polowaniu… nie bitwie, a polowaniu właśnie, ukróci takie paskudne plotki.- wtrącił Wolfgang i dodał.- Oczywiście, nie wyruszysz sama na to polowanie. Ja się na nie udam i część moich gości, zwłaszcza ci którzy dyszą zemstą.
- A i trolle zwykły znosić do swoich leży, resztki swoich ofiar, wraz z ich skarbami.
- dodał ktoś inny, kogo nie dostrzegła zza muru szlachciców otaczających ją półokręgiem.

Popijając wino Eshte spoglądała od jednego szlachciurka do kolejnego. Zza zebranych mężczyzn spróbowała dostrzec tego jednego wymuskanego jaśniepana, który przynajmniej mówił w języku, ale wszyscy tutaj mieli zbyt szerokie ramiona i drobna elfka nie mogła niczego zza nich zobaczyć. Nic dziwnego, że potrzebowali tak wielkich namiotów.

- Plotki? Nie miałabym czasu na występy, gdybym zaprzątała sobie głowę wszystkimi plotkami na mój temat - stwierdziła kuglarka niezbyt przekonana słowami Pana Hrabiego. Niby sprawiał wrażenie miłego, nawet nie patrzył na nią za bardzo z góry, ale nadal był odpowiedzialny za spłodzenie tamtego potwora w gorsecie. Mógł być z nią w zmowie.
Póki co ostrzejsze, dość oskarżycielskie spojrzenie wycelowała w rycerzyka skulonego pod okrzykiem Tyłkawsona - A gdyby trolle zaatakowały po występie tancereczek, to one też byłyby podejrzane i musiałyby brać udział w polowaniu? Czy to tylko moje spiczaste uszy są problemem?

- Pewnikiem nie musiałyby, ale musisz przyznać pani, że to całkiem niepokojący zbieg okoliczności.
- przyznał szlachcic.- Z pewnością nie przeszkadza ci to, iż dołączysz do nas podczas jutrzejszego polowania? Oczywiście dostarczymy ci konia do jazdy wierzchem.

-Ależ oczywiście, że mi przeszkadza!
-zakrzyknęła Eshte i pod tą całą presją otoczenia wyrzuciła obie ręce w powietrze. Dobrze, że idąc do namiotu upiła już sporo wino z trzymanego pucharka, bo inaczej któryś z pobliskich szlachciców mógłby oberwać deszczem szkarłatu. Jakaż.. to.. byłaby.. szkoda - Artyści występują po udanych polowaniach, nie biorą w nich udziału!
Zastrzygła uszami próbując posłyszeć kroki „mężusia” zbliżającego się w pośpiechu do namiotu. W pośpiechu! Bo i gdzie się podziewał, dlaczego go jeszcze tutaj nie było?! Nie to, żeby potrzebowała jego pomocy, ale jednak ciut lepiej potrafił się dogadać z ludźmi swojego rodzaju. Ciut ciut.

-Arissę też zabieracie? -zapytała z przekąsem - Bo wiecie, ona ma tak samo spiczaste uszy jak ja.

- W zasadzie… masz pani rację.
- zadumał się hrabia rozważając słowa kuglarki.- Wszak jest kapłanką… wojny?
Raczej pijaństwa i rozpusty… bo w tych dziedzinach celowała.
- Jeśli uważasz że towarzystwo kapłanki doda ci śmiałości na polowaniu, to zgoda… zaproszę ją na łowy.- zadecydował.

Kuglarka zgrzytnęła zębami ze złości. Ależ oni się uwzięli, żeby akurat ona im towarzyszyła na tym niedorzecznym polowaniu. Zawsze była dumna ze swojej samodzielności, więc i teraz nie miała ochoty posuwać się do TEGO, jednak szlachciurki nie pozostawiały jej żadnego wyboru.
-A z moim męęężem to już o tym rozmawialiście? -zapytała ostentacyjnie wymawiając to jedno słowa, jak gdyby była co najmniej dumna z bycia żoną takiego łajdaka. Nie była. Aczkolwiek w takim towarzystwie, szczególnie w towarzystwie Paniuni, musiała odgrywać szczęście z „zaślubin” i wycierać nim jej twarzyczkę -Czy może w tych parszywych plotkach my sobie razem spiskujemy z trollami, co? Zwykle młode małżeństwa mają ciekawsze zajęcia.

- Tak… dobrze słychać było.
- męski sarkastyczny głos odezwał się gdzieś zza muru zbroi nobili. Zmieszanych wraz z hrabią, bo kuglarka użądliła celnie. Wyglądało na to że nie zapytali jej męża i uczynili to celowo. Hrabiemu zabrakło słów, za to komuś innemu nie. Tyłkwładson się odezwał w jej obronie - Jak śmiesz wyrażać takie opinie przy zamężnej niewieście. Zamilcz najemny psie, albo licz z wyzwaniem na pojedynek.

- Nie śmiałbym stawać do walki z tak szlachetnym i zacnym wojownikiem jak ty panie. - mężczyzna wyłonił się zza szlachciców z sarkastycznym uśmieszkiem. I kuglarka rozpoznała go, czując zimny dreszcz przechodzący po plecach. Był to ten lokalny przywódca Srebrnych Jastrzębi, którego widziała wcześniej - Poza tym… nie ma w tym staczaniu pojedynku, żadnego zysku dla mnie. Więc… zamilczę, w końcu wszyscy wiedzą o czym mówię.

-Zaraz, zaraz. Sprawdźmy czy ja dobrze wszystko rozumiem
- zadecydowała stanowczo elfka. Oh, sama bardzo dobrze rozumiała co się tutaj wyprawiało, ale liczyła na to, że wypowiedzenie tego wszystkiego na głos uzmysłowi hrabiemu bezsensowność tej całej sytuacji - Chcecie, abym ja, uwielbiana artystka, dołączyła do waszego polowania na trolle, bo wierzycie byle plotkom. Nawet nie zaprosiliście tutaj mojego męża, chociaż pewnie miałby niejedno do powiedzenia na ten wasz pomysł.
Wolną dłoń w dramatycznym geście przyłożyła do swej piersi. Zaś jej głos gwałtownie obniżył się do strwożonego szeptu, jak gdyby słowa Srebrnego Jastrzębia naprawdę dotkliwie uraziły jej delikatne, wrażliwe serduszko -I jeszcze moje niewieście uszy muszą słuchać bezwstydności z ust najemnika?

Spojrzenie mężczyzny było nowym doświadczeniem. Na kuglarkę bowiem patrzono z gniewem nie raz ( zwłaszcza połączony z i/lub alkoholem i/lub pochodniami i/lub widłami), z pogardą, z zazdrością (ostatnio często), nienawiścią… ale tak nie patrzył na nią nikt wcześniej. Zimne i bezlitosne spojrzenie węża szykującego się wbić jad, obiecujące szybką acz bolesną śmierć.

- To nie były plotki madame von Taelgrim. Tylko słowa mej córki, które sama przed chwilą raczyłaś potwierdzić.- przypomniał jej hrabia odzyskując rezon.
Na moment jeno, bo po chwili wkroczył do namiotu ukochany mężuś kuglarki. Ukochany co prawda tylko w tej chwili i tylko na pokaz, ale jednak.

Czarownika otaczały kłęby mgły błyskające gromami, co tylko podkreślało gniew malujący się na jego obliczu.




- Co tu się dzieje, co to za porywanie mojej żony. Czy tu odbywa się samosąd nad moją żoną, bez MOJEJ wiedzy?! - Ruchacz jak chciał potrafił wzbudzać strach.

Eshte nie potrafiła powstrzymać uśmiechu rozchylającego jej usta, kiedy spoglądała na wchodzącego Thaaneeekryyysta. Tak właściwie nie było ważne to, że w ogóle przyszedł, a to JAK przyszedł. Gdyby tylko chciał, to mógłby zostać niezgorszym kuglarzem. Nie tak dobrym jak ona, ale nadal niezgorszym.
-Tak, właśnie to się tutaj wyprawia! Samosąd i uprzedzenie do elfów! -przytaknęła mu żona wzburzonym tonem głosu -Nadal mnie tu podejrzewają o knowanie z trollami, wyobrażasz to sobie? -pociągnęła cicho nosem, po czym spojrzała smutnymi oczami na mężusia.. no, przynajmniej na tyle smutnymi, na ile pozwalały błyski gromów odbijające się w jej tęczówkach - Jestem tym wszystkim bardzo zdenerwowana..

- Chodźmy stąd.
- stwierdził oburzonym głosem czarownik obejmując władczo żonkę, tuląc ją do siebie i wychodząc wraz z nią. Nie czekał na niczyje wyjaśnienia, ani na pozwolenie. A Eshte czuła jak włoski na jej ciele, oraz czupryna lekko się elektryzując od statycznych wyładowań. Bowiem Czaruś nie korzystał ze sztuki iluzji. Jego twory były jak najbardziej realne.

I kosztowne. Dlatego też Tancrist spieszył się opuszczając okolice namiotu jak najszybciej wraz z pochwyconą elfką. Rozproszył efekt natychmiast, gdy uznał że są bezpieczni od spojrzeń nobli.
- Przyciągasz kłopoty jak magnes żelazo.- mruknął cicho.

-Ja nic nie zrobiłam! -broniła się odruchowo kuglarka, a tym razem rzeczywiście mężczyzna nie mógł jej niczego zarzucić. Przez całą dotychczasową podróż w orszaku była bardzo grzeczna -To oni sobie ubzdurali, że muszę jechać z nimi jutro na polowanie na trolle, bo inaczej NA PEWNO jestem szpiegiem. Tylko z powodu moich spiczastych uszu!

Nerwy nerwami, ale to nie z ich powodu Eshte szła trochę sztywno przy Thaaneeekryyyście, a jej policzki przybrały lekko różowawej barwy. Dopiero jego dotyk przypomniał jej, w jakich okolicznościach widzieli się ostatni razem. Jakoś na tych kilka godzin zdołała odepchnąć od siebie wspomnienia tych wielkich namiętności w ich wspólnym wykonaniu, ale jego obecność przywołała je wszystkie z powrotem do jej rozczochranej głowy. Nawet się cieszyła, że szlachciurki obdarowały ich innymi tematami do rozmów.

- No nie tylko… - westchnął czarownik cicho, tuląc czule elfkę do siebie. - Dałaś okazję Henrietcie do pociągania za sznurki, do szeptania do uszu szlachciców. Do tkania intryg. Problem nie został rozwiązany, wróci jutro z większą siłą. Nieważne czy masz rację czy nie… ważne, że łatwo uczynić z ciebie kozła ofiarnego.
A wspomnienia sprawiały, że serce biło jej mocniej… zwłaszcza gdy przyłożywszy głowę do jego torsu, słyszała równie mocno bijące serce Ruchacza. No i powoli i nieubłagania zbliżali się do jaskini wyuzdanych rozkoszy, którą niespodziewanie stał się domek na kółkach elfki.

To trochę przykre, ale z powodu tych myśli widok własnego wozu przyprawił elfkę o mały, wewnętrzny atak paniki. Stanęła gwałtownie w miejscu, jak gdyby niczym drzewo zapuściła tutaj korzenie i ani myślała ruszyć się dalej.
-To może po prostu zostawmy tych szlachciurków i odjedźmy stąd jeszcze dzisiejszej nocy, co? -zaproponowała znad pucharku uniesionego do ust, którego zawartość dopiła w dwóch łykach. Nadal nie czuła smaku wina, knujące nobile skutecznie pozbawiły ją dzisiaj tej przyjemności. A przecież kapłanka pewno mogła sobie pozwolić na same drogie i pyszne trunki.
-Trzeba było pozwolić, aby tamten troll trochę sponiewierał Paniunię i dopiero potem jej pomóc. Może wtedy miałaby w sobie choć trochę wdzięczności -parsknęła z wściekłością -Wiesz, że wysłała za mną szpiega?

- To całkiem w jej stylu.
- zamyślił się czarownik nie ruszając dalej, po czym nachylił się i szepnął cicho wprost do ucha kuglarki.- A więc chcesz wyruszyć tylko ze mną w podróż? To bardzo romantyczne.
Nie. Nie. Nie… To nie było romantyczne. Twarz Eshte zrobiła się czerwona, gdy wizja wywołana przez sugestię jej mężusia zagościła w jej główce. Przecież wcale nie byli gruchającymi gołąbkami. Ileż to razy się kłócili ze sobą!
Jak stare małżeństwo…”- te słowa wracały do elfki jak przypadkowa przepowiednia. Może i Pani Ognia traktowała Ruchacza jak swoją własność, ale dla niej… był bagaż… nie, to nie słowo… coś związanego z łodziami… aa tak!! Balastem był. I to że teraz tuliła się do niego jak struchlałe jagnię nic nie znaczyło! Nic a nic!

- Niestety twój wozik jest powolny i głośny, a taka ucieczka mogłaby potwierdzić podejrzenia zasiane przez Henriettę. Musimy wymyślić coś innego.- na szczęście dla kuglarki, Thaaneekryst nie zatrzymał się na temacie ich wspólnej podróży, tylko przeszedł do dalszych… “bezpiecznych kwestii.

-Ucieczka? -powtórzyła Eshte marszcząc mocno brwi i wyswobadzając się z uścisku czarownika. Trochę się obawiała, że ich ostatnie spotkanie także i jemu namieszało mu w głowie. Tyle, że ona zwyczajnie nie wiedziała co myśleć o tym wszystkim, a on to już mógł sobie wyobrażać jakieś niestworzone zmiany w ich współpracy. To byłoby wielce problematyczne dla elfki.
Wolną ręką sięgnęła pomiędzy obręczami zawieszonymi na swym ramieniu i buńczucznie wsparła dłoń o swoje biodro.
-Sądziłam, że jestem gościem tego orszaku, nie więźniem. Powinnam móc w dowolnym momencie wypiąć się na szlachciurków i ruszyć wozem we własną drogę -przymrużyła oczy i syknęła -Tym bardziej, jeśli jestem przez nich obrażana.

- I w zasadzie możesz, tyle że obecnie ktoś może podsuwać szlachcicom pomysł iż uciekasz przed podejrzeniami ergo… rzeczywiście współpracowałaś z elfami, które nasłały na orszak trolle.
- wyjaśnił Ruchacz poważnym tonem. - I twój nagły wyjazd mógłby zostać uznany za dowód twojej winy.

Eshte skrzywiła usta, jak gdyby przeżuwała w nich paskudne słowa cisnące jej się na język. Powoli zaczynała sobie myśleć, że to całe spiskowanie z trollami w celu wyrżnięcia szlachciurków, nie było takim złym pomysłem. Jednak powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego na głos, bo może i go nie widziała, ale Morello mógł gdzieś się ukrywać i podsłuchiwać ich rozmowę. Nie zamierzała tak ryzykować. Ale nie mogła powstrzymać swoich oczu przed zdradzeniem tych morderczych ciągot.

-Ta? A jaki mam wybór? Mogę opuścić orszak, albo wziąć udział w tym ich polowaniu, które na pewno jest tylko jedną wielką pułapką zastawioną przez Paniunię i jej chłoptasiów - w nerwach tupnęła bucikiem o ziemię, co niestety nie dało odpowiedniego efektu i tylko rozrzuciło na boki trochę błota - Widziałeś jak patrzył na mnie tamten Srebrny Jastrząb? Już tam był gotów mnie zabić, odciąć mi głowę, wypchać i powiesić sobie na ścianie obok innych długouchych trofeów!

- A czemuż to? Co zrobiłaś? Jastrzębie to chciwi najemnicy. Nie ruszą palcem bez zapłaty.- zaniepokoił się czarownik przyglądając się bacznie obliczu elfki.

-Mówiłamprzecieżżenicniezrobiłam! - wypaliła zdenerwowana elfka na jednym, bardzo szybkim wydechu -Pewno sam zwyczajnie gardzi elfami i korzysta z każdej okazji do ich ubicia! Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Paniunia go opłaciła, aby..
Dla odmiany jej oczy gwałtownie się rozszerzyły w przypływie.. cóż, olśnienia. Z wrażenia aż zacisnęła mocno palce na nóżce pucharku, po czym wycedziła przez zęby -Może to ona chce mieć moją wypchaną głowę w pałacyku swojego tatuśka!
Ton jej głosu wskazywał na to, że tylko pojedyncza nić zdrowego rozsądku powstrzymuje ją przed wykrzyczeniem swojego odkrycia. Bardzo, bardzo cienka nić.

- Nie sądzę by na to wpadła. - odparł sceptycznie czarownik. - Prędzej liczy na to, że cię troll zeżre. Jastrzębie to najemni łowcy głów, a nie zabójcy.

Eshte zabrnęła już za daleko w swoją teorię spiskową, aby dać się tak łatwo przekonać mężczyźnie.
-No to mogła go opłacić, żeby upolował i moją głowę! -odparła niecierpliwie, bo i nie potrafiła zrozumieć, jak właśnie czarownikowi mogła przejść taka intryga koło nosa. Czyż sam nie był z szlachciurskiego rodzaju? Czyż już od dzieciaka nie wychowywał się wśród dworskich intryg? Czyż nie spotykał się codziennie z Paniunią, właśnie żeby wycisnąć z niej takie informacje?! Czy sztukmistrzyni Meryel zawsze wszystko musiała robić sama?!

-Nie mogłeś wpaść w oko komuś mniej zwyrodniałemu, co? -prychnęła z niedowierzaniem, całkiem naturalnie zrzucając winę właśnie na niego -Choćby jakiejś skromnej mleczarce o dobrym serduszku, która nie ma grosza do wydania na zimnokrwistego najemnika!

- Zdarzały się i mleczarki i karczmarki… ale żadna nie miała dość bogactwa, by skusić pewną elfkę do pociągnięcia za nią wraz ze swoim mężem.
- odparł ironicznie Thaaneekryyst i uniósł się dumą.- Jeśli chcesz wiedzieć, nie tylko Henrietcie wpadłem w oko. Nie lada klejnot zagarnęłaś tylko dla siebie.
Szkoda że nie dało się tego “klejnociku” spieniężyć, ba… właściwie to traciła posiadając go. Bo przecież za darmo mieszkał w jej wozie!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-05-2021, 04:02   #130
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Tymi przechwałkami sprawił, że elfka na moment odsunęła na bok swoją bardzo dobrze uzasadnioną panikę. Zniknęły wcześniejsze gwałtowne emocje wykrzywiające jej twarz, ale ich miejsce zastąpił ciężki, ciężki cień zwątpienia we wszystko na czym świat stoi. Przez chwilę w milczeniu przyglądając się „mężusiowi” nieruchomym i ponurym spojrzeniem. Wiele myśli przewijało się przez jej głowę, ale jedna wybijała się ponad pozostałe - dlaczego, ah, dlaczego akurat od takiego szubrawca zależało jej uwolnienie się od piętna Pierworodnego? Dlaczego ona nie mogła trafić na jakiegoś skromnego uzdrowiciela o dobrym serduszku?

Głośno wypuściła powietrze przez nos, a następnie odezwała się ze śmiertelnie poważnym przekonaniem -Może gdyby Paniunia wiedziała, przez ile brudnych rąk przeszedł ten klejnot, to przestałaby się nim tak interesować. Pewno tatuś mógłby jej zapewnić ładniejsze i mocniej błyszczące świecidełko.

- Próbuje, ale jak na razie bez skutku. Uparła się.
- stwierdził Czaruś nie zauważając ironii w głosie kuglarki, albo po prostu ją ignorując.

-No to coś się za słabo starasz, nie uważasz? -skwitowała chłodno kuglarka, niepocieszona taką reakcją Thaaneekryysta. A jeszcze bardziej niepocieszona efektami jego czasu spędzanego w towarzystwie laluni. Tak jak sądziła, bezużyteczne to były spotkanka i tyle.
-I jak ona sobie właściwie wyobraża zakończenie tego jej planu? Ja zostanę zmiażdżona przez trolla, albo zabita przez najemnika, a Ty przepełniony żałobą rzucisz się w jej ramiona szukając pocieszenia? - wywróciła ostentacyjnie oczami i jeszcze na dokładkę fuknęła sobie pod nosem tak niby cicho, ale wściekłość w jej słowach była zbyt wyraźna, by całkiem mogła umknąć uszom czarownika -Głupia kwoka.

- Będę wolny od więzów małżeńskich. Na razie jej to wystarczy… na razie.
- wyjaśnił cicho czarownik.

-Nikt mnie nie ostrzegał, że małżeństwo wiąże się z groźbą zostania rozdeptaną przez trolla.. -burknęła świeżo upieczona madame von Taelgrim, którą ta nowa rola przyprawiała tylko o narastającą wewnątrz irytację, nie o jakieś bzdurne motylki w brzuchu. Odwróciła się i odruchowo ruszyła w kierunku swojego wozu, gdzie przecież zwykle mogła się bezpiecznie ukryć przed problemami. Tylko w swym zdenerwowaniu zapomniała, że jeden, bardzo konkretny problem włóczył się za nią i nawet jej własny dom czynił niebezpiecznym.

-Zachciaaaało mi się występów na szlachciurkowym weselu! -utyskiwała do siebie samej, co chwilę w niedowierzaniu wyrzucając ręce w powietrzu - Nie mogłaś, chodząca tępoto, ominąć tamto parszywe miasto? Może i wieśniaki znowu chciałyby mnie spalić na stosie, może powitaliby mnie widłami, ale to i tak byłoby lepsze od użerania się z opętaną Paniunią..

- Chciałbym zauważyć, że przy tym całym narzekaniu nie wspomniałaś o jednym. O wypchanej mocno sakiewce. Nieźle się utuczyłaś na tej wizycie, nie wspominając że często jadłaś posiłki bez wydawania monet, sypiałaś w zamkowych komnatach nic również za to nie płacąc.-
wytknął jej Ruchacz ironicznym tonem.

Na pewno gdzieś za siedmioma lasami i za siedmioma górami znajduje się kraina, w której znane jest starodawne powiedzenie mówiące: jeśli pozwolisz elfowi pomarudzić, to nie dostaniesz w ryja. Mądre to powiedzenie, dziwne że nigdy nie sięgnęło uszu przemądrzałego czarownika. Może wtedy wiedziałby, żeby zostawić „żoneczkę” jej psioczeniu na siebie samą. Może wtedy nie oberwałby jej rozpędzoną piąstką prosto w klatę. Może.

-Nie utuczyłam się! -to warknięcie wyraźnie pokazywało, że sens jego wypowiedzi przeleciał Eshte za uszami. A dla podkreślenia swoich słów jeszcze rozluźniła dłoń z piąstki, po czym pogładziła się nią po brzuchu. Płaskim brzuchu! Głupoty gadał, powinien wyczyścić te swoje szkiełka.

- Zaokrągliłaś się tam gdzie trzeba.- zażartował rubasznie czarownik i bezczelnie zmacał ją po zadku, lubieżnik jeden!
Po czym dodał poważniej. - Niemniej musisz przyznać, że zarobiłaś sporo… owszem ryzykując wiele, ale… to ryzyko opłaciło ci się.

-No, no. Ale na niewiele mi się zda bogactwo, kiedy zostanę zmiażdżona przez trolla, nie?
-zapytała elfka po wcześniejszym wściekłym zgrzytnięciem zębami pod dotykiem mężczyzny.. a raczej ze względu na to, że ten dotyk nie obrzydził jej tak jak powinien. A jednak ta niechęć, którą tak bardzo, bardzo, bardzo pragnęła odczuwać wobec czarownika, nie powstrzymywała jej przed wymaganiem od niego spełnienia jego małżeńskich obowiązków -I co zamierzasz zrobić z tymi planami Pana Hrabiego wobec Twojej żonki? Oooh, może znowu ich postraszysz swoimi błyskami?
Na taką sugestię jej własne oczy błysnęły złośliwymi kurwikami. Po co mieć w sobie magię, jeśli nie używa się jej do straszenia bogatych paniczyków?

Mężuś uśmiechnął się zrazu złowieszczo, a potem jego uśmiech robił się coraz bardziej smętny gdy mówił - Byłoby to zabawne rozwiązanie, ale z czasem przyniosłoby więcej kłopotu niż pożytku. Nie należy sobie niepotrzebnie robić wrogów. Będziesz… musiała uczestniczyć w tym polowaniu Eshte, bo to zaszczyt otrzymać takie zaproszenie, acz… jako żona nobila masz prawo do świty. I tak akurat się dobrze składa, że w skład twojej świty wchodzi jednooki krasnolud biegły w dekapitacjach wszystkiego co się mu topór nawinie. A i poszukamy rano tego twojego nożyka. Czas byś nauczyła się nim posługiwać. Sądzę, że jak już w pełni nauczysz się nim władać wielce go polubisz.

-Sam sobie władaj -burknęła mu w odpowiedzi elfka, której nie spodobało się nawet jedno słowo wypowiedziane przez Thaaneeekryysta. To było dość zadziwiające, że jak na kogoś mówiącego tak wiele, mówił on jednocześnie tak mało. Między innymi z tego powodu raczej była zwolenniczką jego milczenia i działa..
Nie, nie, nie. Nie. Z odkaszlnięciem odwróciła się gwałtownie na pięcie, mówiąc stanowczo - Nie zamierzam dać się zastraszyć bandzie szlachciurków. Jeśli chcą pooglądać moją magię, to muszą sobie umówić występ, tak jak wszyscy inni.
I z uniesionym dumnie podbródkiem zaczęła maszerować dalej ku swojemu domeczkowi na kołach.

- Ech… nikt ci nie nakazuje pokazywać im czegokolwiek. Ale… dobrze by było gdybyś nauczyła się używać magii sztyletu. Byłabyś wtedy bezpieczniejsza. - czarownik ruszył za nią w tym samym kierunku.- Obiecuję że ci się spodoba. A im pokazywać nic nie musisz, to jest magia tylko dla ciebie.

-Ostatnim razem mi się nie spodobało! Miałam tylko ochotę znaleźć tego kurdupla i wepchnąć mu ten sztylet prosto w..
-złorzeczyła kuglarka. Wprawdzie przy ostatnim spotkaniu z Loczkiem była bardziej zainteresowana wsadzaniem sobie jego sakiewki z monetami do swojej kieszeni i zapomniała o jego przeklętym podarku, ale przy kolejnej okazji będzie pamiętała. Oj, będzie bardzo dobrze pamiętała.

-A jeśli kolejnym razem przemieni mi nogę? Albo wyrośnie mi z dupy wielki ogon? -całkiem naturalnie Eshte od razu zaczęła sobie wyobrażać tylko najgorsze następstwa pomysłu czarownika. Szczególnie to ostatnie ją mocno uderzyło, aż przystanęła na schodkach wiodących do wozu i odwróciła się szybko. Może i nadal nie mogła patrzeć na „mężusia” z góry, ale przynajmniej teraz ich oczy były na tej samej wysokości. Przyglądała mu się podejrzliwie -A może Ty chcesz, żeby wyrósł mi z dupy smoczy ogon, co?

- W zasadzie nie tylko ogon, ale też szpony, skrzydła i łuski. Byś cała się zmieniła. Acz nie będzie to problemem jeśli będziesz potrafiła się odmienić w każdej chwili. I latać. Umiejąc latać umkniesz z pewnością każdemu trollowi, prawda?
- odparł niewzruszony jej oburzeniem Ruchacz. Ba, rozbawiła go tymi swoimi zarzutami.

To.. nie brzmiało tak źle. Wręcz przeciwnie, podsuwało kuglarce bardzo kuszące wizje: Pierworodnego spopielonego tym razem smoczym ogniem, Paniuni rozgniecionej smoczym tyłkiem i każdego krzywo patrzącego na nią Srebrnego Jastrzębia nadzianego na smoczy szpon. A gdyby znudziła się takimi zabawami, to mogłaby w jedną łapię pochwycić swój wóz, Małego Brita w drugą i odlecieć hen daleko. No i czyż smoki nie były uprawnione do rozległych jaskiń wypełnionych drogocennościami?

-Wcześniej miałeś mi tylko namalować gadzinę na skórze, a teraz nagle sama mam się w nią zamieniać? -wspięła się po ostatnim schodku i otworzyła drzwi do swojej pieczary, o wiele zbyt małej jak na smoka. O wiele zbyt mało wypełnionej świecidełkami. Wchodząc do środka rzuciła jeszcze przez ramię, ani przez moment nie porzucając podejrzliwych nut w głosie - Czy Ty mnie przypadkiem nie wykorzystujesz do sprawdzania swoich coraz to swoich dziwniejszych pomysłów?

- O ile wiem, ów sztylet jest twoją własnością nie moją. A co do malunku na skórze, to wymaga czasu… a tego nie mamy.
- przypomniał jej czarownik.

- Ale to nie ja zaproponowałam przemianę w smoka. To na pewno nie ja chcę uczestniczyć w szlachciurskim polowaniu. I to nie ja sama wybrałam się na przechadzkę po polance druidów -odparła Eshte odrzucając obręcze w jeden kąt wozu, a pucharek kapłanki w drugi i tym samym dając początek bardzo skromnemu stosowi smoczych drogocenności -Jakoś podejrzanie dużo przekleństw zaczęło mnie dopadać odkąd Ciebie poznałam.

Ocierając jedną stopę o drugą zdjęła swoje buciki, zostawiła je tam gdzie co dopiero stała, po czym uwaliła się tyłkiem na nieco chybotliwym krześle. Westchnęła ciężko. Ten dzień był wyjątkowo męczący dla sztukmistrzyni Meryel, a spotkanie z Panem Hrabią nawet nie było jego najbardziej wyczerpującą częścią.

- To ty jednak natknęłaś się na demona i Pierworodnego. Tego na mnie zrzucić nie możesz.- czarownik wszedł za nią do środka, po drodze zdejmując buty.
Usiadł za nią, dłonie spoczęły na ramionach kuglarki. Ta na moment spięła się, a potem mruknęła z rozkoszy i frustracji zarazem. Palce maga zaczęły bowiem ugniatać ramiona elfki… problem w tym że umiejętnie. I rozkosz płynęła z dotyku Ruchacza. Ugh… czemu jego dotyk był tak przyjemny? Eshte zdecydowanie bardziej lubiła “mężusia” gdy ten milczał i robił swoje. Problem polegał na tym, że czasem jego “robienie” sprowadzało się do czynów lubieżnych… które ku swojemu zawstydzeniu… też odczuwała jako przyjemne.

-Może.. może jeden i drugi był w zmowie z Paniunią.. -wymamrotała nagle mocno rozkojarzona elfka. Co z tego, że zarówno Pierworodnego, jak i demona napotkała jeszcze zanim jej ścieżka nieszczęśliwie skrzyżowała się z krokami tej rozjuszonej hrabianeczki. Obecnie każde swoje nieszczęście, nawet głupie potknięcie i zakrztuszenie, zrzucała na klątwę rzuconą przez tamtą. Może tak naprawdę była wiedźmą i codziennie w swojej chatce złorzeczyła na biedną Eshte?
Bo Eshte rzeczywiście była biedna, szczególnie w tym momencie. Thaaneeekryyyst był zbyt blisko, aby mogła się czuć komfortowo, a jednocześnie jego masaż był zbyt przyjemny, aby miała się po prostu zerwać z miejsca i odskoczyć od niego. Siedziała więc niezręcznie, pomimo odprężenia rozpływającego się leniwie po jej ciele. Najwyraźniej nie dotarło jeszcze do nóg, którymi piętami postukiwała nerwowo o deski wozu.

- Nasłała ich na ciebie, zanim cię poznała? - zapytał powątpiewająco Czaruś przynosząc przyjemne doznania mimo kłopotliwej bliskości. Bo przecież Pani Ognia podsycała jej myśli swoimi lubieżnymi pomysłami, bo przecież… tym razem…
-... będę na górze…- wymknęło się bezwiednie z ust rozkojarzonej elfki, co mężuś niestety podchwycił - Co mówiłaś?

-Bardziej na górze - „powtórzyła” Eshte siląc się na nonszalancki ton głosu i dodatkowo dłonią wskazując na swoje napięte ramiona Nie, nie, wcale nie usłyszał niczego innego, a już na pewno nie słów wypowiedzianych przez Panią Ognia. Przesłyszał się, ot co. Ale jeszcze tak na wszelki wypadek postanowiła go szybko zagadać - Co właściwie ta zgraja zamierzała osiągnąć nie mówiąc Tobie o tej naradzie? Że niby bez mężusia przy boku byłoby im łatwiej mnie zastraszyć?
Głośnym prychnięciem dała światu jasno znać co myśli o takim zachowaniu szlachciurków. I nie myślała o nich niczego dobrego.

- Tak… w zasadzie tego się spodziewali.- zaśmiał się Czaruś zabierając się za masowanie wrażliwego karku dziewczyny i wywołując pomruki zadowolenia. Eshte było za dobrze… i w tym był problem. Nawet gdy ten lubieżnik się do niej dobierał, to było to też przyjemne. Niewątpliwie była to wina Pani Ognia, która w niej siedziała i bóstwa którą ją ściągnęło i … jego sług, druidów! I Ruchacza wina, oczywiście.
Nie zmieniało to jednak faktu, że podobały się jej palce mężusia masujące jej ciało i kusiło by pozwolić mu na śmielsze masaże. Ugh… jak przepędzić takie myśli i… co z dalszą nocą. Prędzej czy później pójdą wszak do łóżka… RAZEM.

Ej, a może z tą górą to wcale nie był taki zły pomysł? Oczywiście nie w takim sensie, jaki wyobrażała sobie ta wyuzdana Ognista Baba. Ale gdyby tak kuglarka zgarnęła kilka koców i poduszek, to mogłaby sobie uwić niezgorsze gniazdko na dachu swojego wozu i spać daleko od lepkich rączek czarownika. Nieraz już zdarzało jej się tam wylegiwać i grzać na słonku, albo w towarzystwie fajeczki kontemplować konstelacje na nocnym niebie. No tak, ale wtedy nie otaczała się szlachciurkami uprzedzonymi do elfów, najemnikami nienawidzącymi elfów i Paniuni chcącej się jej tak po prostu pozbyć.
Eeeeh.. to może Thaaneeekryyyysta powinna wyrzucić na dach wozu?

-Tyle jaśniepaństwa zebranego w jednym miejscu, a myślenie nadal jest dla nich trudne - mruknęła Eshte wyrywając się na moment ze swojego dumania na jakże ważne tematy. W międzyczasie pochwyciła smukłymi palcami za złotą bransoletę zdobiącą jej nadgarstek i zaczęła się nią leniwie bawić - Ciekawe na kogo zrzucaliby winę za ten atak, gdyby mnie nie było w okolicy. Bo przecież ktoś jest winien, nie? I to nie jestem ja.

- Z pewnością znalazłby jakiś kozioł ofiarny. Niemniej to że zostałaś nim ty, jest zasługą Henrietty którą prowokowałaś.
- mruknął cmokając elfkę w ucho i wywołując dreszczyk przyjemnie przechodzący po ciele elfki. I wywołujący wizję Thaaaneeekrysta na dachu… z kuglarką w jego ramionach. Ugh… Pani Ognia i jej pomysły.
- Jeśli chcesz walczyć z jaśniepaństwem musisz pokazać że jesteś na ich poziomie. Że jesteś dumna i władcza, a nie tylko pyskata. Musisz zdusić ich swoją charyzmą i udać się na to polowanie. - mruczał cicho Ruchacz rozpraszając jej myśli muśnięciami warg na szpiczastym uchu i masując ramiona.

Zmiękczał ją! By się zgodziła na jego propozycje i uczestniczyła w tym marnym przedstawieniu zwanym polowaniem! Och… Eshte znała te męskie sztuczki, choć rzadko bywała ich ofiarą. Zwykłe służyły do zaciągnięcia głupiej młódki do łóżka. Tym razem Ruchacz stosował te sztuczki na niej, by uległa jego sugestiom. Problemem było jednak to, że tym razem… to działało. Niełatwo się elfce było gniewać, gdy czuła jak szpiczaste ucho jest wielbione w odpowiedni sposób. Łajdak znał jej słabości o których sama nie wiedziała. Kuglarce trudno się było skupić na słowach na czarownika gdy jej ciało reagowało na delikatne pieszczoty. Wystarczyło się tylko zgodzić z nim i roztopić w przyjemności jaką jej sprawiał Czaruś.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172