Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-07-2015, 13:55   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Miasto… Miasto się zmieniło.


Była to subtelna zmiana, bo z pozoru wszystko było takie same. I budynki, i drogi i mieszkańcy. A jednak coś zmieniło miasto. Eshte to zauważała. Drobne różnice barwach, odcieniach… w ludziach. I w atmosferze. Zaprawdę wyczuwała duże zmiany w atmosferze miasta. Gdzieś znikła radość i śmiech i optymizm. To wszystko ustąpiło niepewności i niepokojowi. I sprawiało, że elfce cierpła skóra.
Kuglarka była bowiem bardzo wyczulona na nastroje tłumu. Pomagało jej to zauważyć, kiedy w miejsce uśmiechów, pojawiały się zaczynały się pojawiać grymasy wściekłości… zazwyczaj.
Pomagało jej to w hazardzie, kiedy orientowała się, że lepiej zacząć przegrywać… dla dobra własnej skóry.
Wyczuwanie nastroju mieszkańców, było użyteczną cechą ulicznej artystki. A atmosfera tego miasta kwaśniała jak mleko pozostawione na słońcu.
Gdzieś znikli kuglarze, gdzieś znikły tancerki, połykacze ognia… Nastrój ślubny zmienił się w stypę. Co gorsza ci nieliczni artyści, którzy jednak występowali, nie przyciągali ni tłumów ni srebra. Przechodnie byli zbyt zajęci cichymi acz nerwowymi rozmowami, zbyt niespokojni.
O tak… atmosfera gęstniała tak bardzo, że wkrótce przyjdzie ją kroić nożem. A z podsłuchanych przypadkiem plotek Eshte dowiedziała się tylko jednego. Coś się stało wczoraj na zamku Gerstein. Coś strasznego. Ale nikt nie próbował spekulować co. Szpiedzy barona wszak mogli wszędzie i podsłuchiwać.
A przecież elfka miała własne problemy na głowie, by jeszcze przejmować miastem.

Miastem którego brama była zamknięta na cztery spusty i strzeżona przez czwórkę strażników. Eshtelëa nie mogła się więc wydostać z tej pułapki.
Znamię na szyi elfki nadal było mroczną zapowiedzią tego, co ją czeka jeśli szybko nie pozbędzie się piętna. A czarownik ją zawiódł.
Jednak kuglarka nie traciła nadziei. Miała wszak w mieście jeszcze jednego… sojusznika. Co prawda przez całą podróż do miasta traktowała Krannega jak wrzód na… Ale teraz stał się potrzebnym i pożądanym wsparciem. Szukał wszak przygód i okazji, do wykazania się. A czyż nie było lepszej okazji od ubicia Pierworodnego? Kranneg… był jedyną szansą, po tym jak czarownik zawiódł. Tylko że wpierw musiała go odnaleźć.


Kompania najemna Czarnej Brody. Tak głosił napis nad tarczą herbową, która znajdowała się nad budynkiem. Wąskie wrota, bronione przez ciężkie dębowe drzwi. Małe wąskie okienka, grube mury.
Krasnoludy lubowały się w twierdzach, równie krzepkich i trwałych co one. Być może miało to swe korzenie w tym, co przechodziły podczas Dzikiego Gonu. A może to miało tylko znaczenie praktyczne.
Ludzka pamięć bywa zawodna, więc pogromy nieludzi zdarzały się czasem. Wtedy takie twierdze… były na wagę złota.


Niemniej w obrębie murów miejskich władcy nie tolerowali twierdz, toteż budynek nie miał blanków, a spadzisty dach. Nie miał murów zewnętrznych, ni wewnętrznego dziedzińca. Był jedynie dużą kamienną bryłą, której widok łagodziły cebrzyki z posadzonymi w nich ziołami.
Eshte nie spodziewała się że ów budynek będzie tak duży i pełen brodaczy, wchodzących i wychodzących.
Krasnoludy brodate w zbrojach i z halabardami w dłoniach, krasnoludy w skórzniach i z kuszami, krasnoludy z procami, krasnoludy z samopałami, krasnoludy z listami. Tam i z powrotem...Coś się działo w tym budynku, coś ważnego.
Kuglarki by ten fakt nie interesował, gdyby nie to że… jak miała znaleźć jednego krasnoluda wśród tej całej gromady kudłaczy? Przecież większość z nich nosiła hełmy z nosalami i innymi osłonami na twarz.
Który to był jej Kranneg, gdy wszyscy w tych zbrojach wyglądali identycznie?
Z tych rozmyślań elfkę, wyrwało paniczne gruchanie jej gołębi. Nie było w tym nic dziwnego, dostrzegły bowiem powietrznego zabójcę zataczającego koła nad wozem kuglarki.


Nietypowego zabójcę, bowiem całkowicie niemal białego. Ptak rzadko spotykany w tych stronach. Przez chwilę latał nad nią Eshte i jej wozem, potem zapikował i ostatecznie wylądował na dachu jej wozu. I dopiero wtedy kuglarka dostrzegła, że do łapki miał przywiązany skrawek pergaminu. List… chyba przeznaczony dla niej.


Podczas dzisiejszych wojaży po ulicach miasta Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré zauważyła pewną prawidłowość. Widziała żebraków i artystów, widziała rzemieślników i kupców, widziała krasnoludy i gnomy… elfy nawet. Ale od rana nie zobaczyła ani jednego rycerza, ani jednej damy, ani jednego arystokraty… Cała. Nawet najnędzniejszy szlachciura, który może się pochwalić jedynie małą wioską i słomą w butach nie przemierzał uliczek Grauburga.
Oni gdzieś znikli. To było niepokojące. Wszak ponoć szczury pierwsze opuszczają tonący okręt, a elfka miała gorsze zdanie o szlachetnie urodzonych niż o szczurach.
Nic więc dziwnego, że i samej kuglarce udzielał się niepokój miasta, tym bardziej że ona sama miała sporo zmartwień na głowie.
Nic więc też dziwnego, że skupiła uwagę na grupce osób zmierzających do drogiej i ekskluzywnej karczmy, której goście… musieli mieć dużo pieniędzy lub dobre urodzenie. Albo jedno i drugie.
Zazwyczaj elfka obrzuciłaby tę grupkę w postaci czwórki ochroniarzy i dwójki notabli pogardliwym spojrzeniem, ale…
Jednym z tych notabli był znany już jej niziołek Palemonius, wierny sługa swego niezbyt rozgarniętego i przesadnie cnotliwego rycerza. Drugą zaś osóbką, była drobna i delikatnej urody elfka.


O zgrabnym ciele,niewinnej twarzyczce i biuście ledwo zarysowanym pod i tak obcisłą szatą kapłanki.
Czyżby to była ta słynna… Arissa?
No cóż… teraz Eshte nie dziwiła się już niczemu. Ani ciasnym szatkom, ani naiwności rycerza. Arissa wyglądała jak kapłanka-dziewica, choć czasem jej spojrzenia nabierały figlarnego blasku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-07-2015 o 22:18.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2015, 12:23   #42
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Elfka z wyraźną dezaprobatą przyglądała się ptaszysku wykorzystującemu jej malowany wóz jak byle popiersie, na którym można usiąść, podnieść ogon i dać do zrozumienia co się myśli o uchwyconym w kamieniu władcy. Może i nie był jednym z miastowych gołębi, co to sobie najbardziej ulubiły tego typu rozrywkę, ale kto tam wiedział jak właściciel go wychował. A po kilku dniach w Grauburgu Eshte już nie oczekiwała zbyt wiele po jego mieszkańcach.

Zapominając na moment o krasnoludach, podskoczyła ku swojemu domkowi na kołach i machając rękami zakrzyknęła z groźbą syczącą między jej zębami -Won stąd! A kysz! Bo wypcham, sprzedam i skończysz u kogoś nad kominkiem, obsrańcu!

Ptaszysko nic sobie robiło ani z paniki ptasich pupilków artystki, ani z krzyków i gestów samej kuglarki. Patrząc z góry na Eshte, dosłownie i w przenośni, ptak dostojnie maszerował po dachu jej wozu tuż nad krzyczącą elfką.

Mogło to być zaskoczeniem dla tych kilku nielicznych osób, w których towarzystwie elfka się obracała, lecz Eshte nie była kobietą o anielskiej cierpliwości. Tak, tak, należało to w końcu przyznać - nie została obdarowana stalową samokontrolą swoich długouchych przodków. Dlatego to bezczelne wyzwanie rzucane jej przez ptaszysko sprawiło, że zacisnęła dłonie tak mocno, aż zbielały jej kłykcie. Oczy zaś błysnęły gniewem. Nie będzie jakaś tam NATURA sobie z niej tak jawnie drwić!

-Oskubię Cię, kurczaku! -warknęła i bez dłuższego namysłu zaczęła się wspinać na swój wóz. Miała w tym wprawę. Dach, kiedy nie był oszpecony przez ptaszyska spełniające na nim jeden z dwóch swych celów życiowych ( i nie chodziło jedzenie, tylko o ten drugi ), był idealnym miejscem na rozmyślania pod nocnym niebem, z fajeczką przyjemnie pykającą w kąciku ust. Lub butelczyną czegoś niekoniecznie smacznego, lecz uderzającego do głowy eksplozją niemądrych myśli.

Każdy normalny ptak winien zareagować paniką na widok wspinającej się na dach elfki. Ten po prostu ją ostentacyjnie zignorował i kolebiąc się na krótkich nóżkach nie przystosowanych do płaskich powierzchni udał się ku centrum dachu jej domku na kółkach.

Natomiast widok kuglarki wspinającej się na dach swego wozu, bynajmniej nie został zignorowany przez krasnoludy, które przyglądały się temu za zaciekawieniem, rechocząc ze śmiechu i obstawiając między sobą to czy Eshte pierwsza zleci z dachu czy też ów ptak.

Elfka ani słowem nie zareagowała na swoją przypadkową widownię, ani palcem nie kiwnęła, aby temu czy drugiemu ( albo drugiej, nie do końca rozumiała damsko-męskie zawiłości pośród krasnoludów ) postawić brodę w płomieniach. Dumnie zignorowała ich istnienie. Na tylko ten jeden moment oczywiście. Potem zajmie się i nimi, lecz teraz oczkiem w jej gniewnej głowie było to zuchwałe ptaszysko.
Wspięła się na dach, w czego trakcie jedynym problemem było zbytnie wypinanie tyłka, lecz obyło się bez wstydliwego upadku. Z krótkim, zwycięskim „Ha!” stanęła na równe nogi i nareszcie spojrzała z góry na tego opierzonego szczura. Wyszczerzyła się do niego drapieżnie -Zaraz przestaniesz być taki zadowolony z siebie..
I ruszyła ku niemu. Jeden krok, drugi, z rękami przygotowanymi do pochwycenia intruza lub przegonienia go ze swojego własności.

Sokół zaś rozłożył dumnie skrzydła, wbił się do chaotycznego lotu i… zaatakował zaskoczoną takim obrotem sprawy Eshte uderzając ją ciężarem swego ciała prosto w pierś. Elfka straciła równowagę i z impetem upadła na pośladki, wzbudzając niewątpliwie rechot krasnoludów swym łupnięciem zadkiem o dach wozu. Tym bardziej zaskoczona była faktem, że uderzając o jej ciało biały drapieżnik eksplodował rozrzucając naokoło pierze i … upuszczając list wprost na dach jej wozu, pomiędzy jej uda. Zaś samo białe pierze rozsypywało się w pył, który znikał na jej oczach. Tak więc wkrótce jedynym śladami po skrzydlatym intruzie były: ów list, obolała pupa i pokładające się ze śmiechu brodacze.

Splotła wygodnie nogi, jak gdyby to wszystko było zaplanowane i naprawdę miała ochotę posiedzieć na dachu swego wozu. Taki był plan od samego początku, a ptak.. no, on jej tylko w tym pomógł. Pośladki też jej wcale, ale to wcaaaale nie bolały. W końcu była akrobatką, potrafiła złagodzić każdy upadek. Jak kot! Musiała tylko chwilę.. chwilę tutaj posiedzieć. Właśnie tak. Miasto wyglądało zupełnie inaczej z takiej perspektywy, a przede wszystkim powietrze wydawało się mniej brudne.
Zerknęła w stronę krasnoludów i zamachała w ich stronę ręką. Nie w powitaniu, raczej.. w geście co najmniej niosącym za sobą groźbę. Dodatkowo popartą słowami padającym z ust kuglarki -Wami też się zaraz zajmę, brodacze!

Póki co jednak sięgnęła po list. Przede wszystkim, aby poznać właściciela tego krnąbrnego ptaszyska i z tą wiedzą móc zrobić mu coś paskudnego. Reszta zawartości listu była drugorzędna.
Gdy rozpieczętowała zwój, krasnoludy zaczęły się rozchodzić, nic sobie robiąc z grożącej im przed chwilą elfki. Wszak wszyscy oni mieli pilne zajęcia, a Eshte najwidoczniej nie planowała już zrobić nic zabawnego.
Zaś sam list był napisany starannie i ładnym pismem. Widać, że ów nadawca listu był wykształcony.

Cytat:
Droga Eshtelëo,
przykro mi że nie odwiedzę cię rankiem. Niestety zostałem pilnie wezwany do Zamku Gerstein i jak się okazało na miejscu, z ważnego powodu. Nie mogę powierzać pergaminowi takich spraw, więc niech ci wystarczy świadomość że sytuacja jest poważna, a nieroztropność władcy Hellmsiru może ją uczynić naprawdę niebezpieczną. Utknąłem w zamku i nie mogę go obecnie opuścić. Nie mogę więc pomóc ci w tej chwili. Niemniej Gersteinowie wiedzą już o obecności Pierworodnego w mieście i rozpoczęło się na niego polowanie. Może to wystarczy, by odciągnąć jego uwagę od ciebie. Bądź jednak ostrożna.

Puchacz
No pięknie. Teraz już wiedziała, kto jest autorem tego listu, co wcale nie ułatwiało jej sytuacji. Wprost przeciwnie. Wydawała się ona komplikować coraz bardziej.

Subtelny zapach palonego papieru uniósł się powietrzu. Towarzyszące temu drobne smużki dymu swoje źródło miały, ku żadnemu zaskoczeniu, na brzegach listu, którego to, znów bez zaskoczenia, zaskwierczały pod trzymającymi je palcami Eshte.

Tłumaczenia! Parszywiec jeden. Przesiadywał sobie teraz wygodnie w jakimś zamku, pewno obsługiwany przez cycate służki, a jedyną niedogodnością była potrzeba kiwania na nie palcami. W tym czasie ona musiała nadal chodzić z tym tatuażem migoczącym na jej szyi, nie mogła uciec poza miasto, nie mogła nawet w spokoju pomieszkać we własnym wozie! Niech on jej tu nie opowiada o utknięciu gdziekolwiek i związanym z tym trudnościach!

Powstrzymała się wprawdzie przed doszczętnym spopieleniem listu od Thaaneeekryyysta, ale przynajmniej zmięła go mściwie w dłoni i dopiero wtedy schowała do kieszeni. Później postara się z nim skontaktować, wszak musiała powyklinać to ptaszysko, którego zachowanie.. już nie do końca ją dziwiło. Sądząc po takim właścicielu, powinno być jeszcze bardziej dokuczliwe.

Przez moment rozmyślała nad wstaniem, ale po jednej próbie zrezygnowała szybko. Zatem z pozycji siedzącej zlustrowała dokładnie panoszącej się po okolicy krasnoludy, chociaż właściwie nie było po co. Wszyscy dla niej wyglądali tak samo, brody na krótkich nogach. Wycelowała palcem w pierwszego lepszego, który akurat niemądrze znalazł się najbliżej jej wozu, i zawołała bez zbędnych grzeczności -Ej, Ty! Szukam Krannega, miał tu być!

-Dyć to popularne imię w tych stronach. Któż to jest ów Kranneg?
- odezwał się jeden ze strażników pykających z fajeczki niedaleko wejścia do “twierdzy”. Krasnolud w zbroi i z brodą. Takiż sam jako i pozostałe.

Elfka wydęła lekko wargi patrząc na niego w niezrozumieniu, chociaż bardzo dobrze rozumiała o co zapytał. Nie spodziewała się jednak, że w czasie poszukiwań swego niedawnego towarzysza podróży, natrafi na taką przeszkodę, o wiele większą niż sam przysadzisty krasnolud. No bo kim właściwie był Kranneg?
Krasnoludem, to oczywiste. Miał brodę, jak każdy inny z jego rasy i umiejętnie wymachiwał toporem co.. także nie było niczym oryginalnym wśród nich. Zapewne bycie synem kowala także nie odróżniało go w żaden sposób od reszty tych kurdupli chodzących nisko przy ziemi.

-No ten.. aż takie popularne? - upewniła się Eshte, zupełnie zbita z tropu. Podrapała się po głowie okolonej barwnymi włosami -Ten Kranneg, którego ja szukam, to syn Gr.. Gruengala? Grengala? -czuła, że to imię tamtego kowala jakoś źle leży jej na języku, stąd i to pytające brzmienie jej słów, jak gdyby oczekiwała potwierdzenia od samego strażnika. A bo to może akurat to imię nie było aż tak popularne, albo sam krasnolud znany wśród swej brodatej braci? -Nowy tu jest. Ze swojej wioski przybył ze dwa dni temu.

-Aaaaaa… czyli rekrut, to do kancelarii.
- kciukiem krasnolud wskazał na wejście do “twierdzy”.- Najpierw w prawo do końca, potem w lewo, drugie drzwi po lewej z napisem “Kontrakty Najemnicze”.

-Eeee.. dobrze
-odparła kuglarka próbując zapamiętać wskazówki strażnika. Nie wiedziała właściwie czym była ta cała kance lanca. Może jakiś rodzaj rycerstwa krasnoludów? Ciężkim było wyobrażenie sobie któregoś z tych brodaczy trzymających lancę, długą wszak i podobną tym, jakie oglądała na turnieju. I jakie też utwardzała jako boska kapłanka. A jeszcze trudniejszym było powstrzymanie śmiechu na myśl o rycerzy krasnoludzie próbującym się utrzymać na galopującym koniu. Doprawdy, nagle ta kance lanca zaczęła się jawić jako niezwykle zabawne miejsce. A Eshte przydałoby się nieco śmiechu.

Nie bez grymasu wstała, a potem zeszła z wozu, oszczędzając tym razem krasnoludom powodów do pokazywania jej palcami i chwytania się za brzuchy w rubasznych rechotach. Drzemiący dotąd na schodkach Skel'kel, poderwał się nagle i zwinnie wspiął się po jej nogach, aby na końcu usadowić się wygodnie wokół szyi kuglarki. Ona zaś ruszyła w kierunku budynku, lecz wystarczyło przekroczenie jego progu, aby.. czuła się całkowicie zagubiona. Jak to było? W prawo, w lewo, czwarte drzwi i znowu w prawo?

W środku było dość ciemno… Krasnoludy jakoś nie faworyzowały dużych okien, więc niewielkie ilości światła docierały do ich siedzib. Natomiast elfy… elfy dobrze widziały w nocy, gdy świecił księżyc albo przynajmniej gwiazdy. Tu zaś świeciły jedynie drobne kaganki dostarczając jedynie tyle światła co kot napłakał. I w dodatku wszędzie się kręciły krasnoludy i te nieco mniejsze i zwinniejsze odpryski tej rasy… gnomy. Ocierały się przypadkiem o nią, mijały szybko i co jakiś czas narzekały na “długouchy słup na środku drogi”, bynajmniej nie przejmując się zagubioną elfką, która nagle znalazła się ponurym mrocznym świecie kamiennych ścian, brodatych gęb i żelaznych hełmów.
Jakimś cudem w końcu się ruszyła w prawo, lewo i czwarte drzwi… potem… coś poszło nie tak bowiem, gdy weszła zobaczyła krasnoluda siedzącego na “tronie” z opuszczonymi gaciami. A w tym jego małym pokoiku… nie było kolejnego wyjścia. Musiała się cofnąć na korytarz.

-Co się gapisz, dyć widzisz,że zajęte… pukać ciem w lesie nie nauczono głupia dziewucho?!- wrzasnął brodacz.- Wynocha stąd szpicaku!

-W lesie przynajmniej byłoby na co popatrzeć, Ty półdupcu! -warknęła przepraszająco, po czym wykorzystując całą swoją skromną znajomość etykiety i zasad dobrego wychowania, zatrzasnęła za sobą drzwi, aż zadrżał niebezpiecznie najbliższy kaganek.
Oparła się plecami o ścianę. Po chwili namysłu jednak przesunęła się dalej, aby nie być raczoną odgłosami istnej orkiestry dochodzącymi zza zamkniętych co dopiero drzwi.

Była niezadowolona. Kręcenie się po jakiejś niby twierdzy krasnoludów nie należało do jej ulubionych zajęć. Nie spodziewała się też, że znalezienie tego nieszczęsnego synalka kowala będzie takie trudne! Myślała już nawet nad porzuceniem tego pomysłu, ale przecież to nie tak, że teraz potrafiłaby znaleźć stąd wyjście. Równie dobrze mogła dalej szukać, chociaż wizje zagubienia się pośród tych zimnych i ciemnych korytarzy.. były co najmniej nieprzyjemne.

Mając dosyć otulającego ją mroku, Eshte uniosła jedną dłoń, a ta zapłonęła jak osobista pochodnia. Od razu lepiej – pomyślała sobie w duchu, choć nie było to całkowite rozwiązanie jej problemu. Po nie sięgnęła drugą ręką ku swojemu futrzanemu szalowi, którego podrapała pieszczotliwie pod pyszczkiem.
-Pamiętasz Krannega? Podróżował z nami do miasta. Taki.. taki.. no.. krasnolud -mruknęła, nie do końca wiedząc, czy fajkowy lisek w ogóle wiedział czym są krasnoludy. Musiał jednak zrozumieć sugestię kamieni, bród i skąpstwa, którą czuć było od każdego przedstawiciela tej rasy -Nie mam nic do należałoby do niego, ale.. -takie rozmawianie ze zwierzętami nie było niczym nowym dla kuglarki. Może było w tym trochę winy jej elfiej natury, ale z całą pewnością miało to związek z samotnymi podróżami, w czasie których zwierzęta były jej jednymi towarzyszami -..ale może potrafisz go tutaj znaleźć? Po zapachu?

Skel'kel coś pisnął smutno, gdy za drzwiami odbywała się wręcz litania przekleństw, z których określenie “ośla córa” było najłagodniejsze. Niemniej jej najbliższy towarzysz ( którego znalazła “o zgrozo”.. gdy była z Ruchaczem) zsunął się z jej ciała węsząc i popiskując. Po czym nagle zaszczekał po lisiemu i ruszył w kierunku jednych drzwi. Najwyraźniej zadowolony z siebie jakimś cudem wspiął się na nie po zdobieniach i owinął wokół klamki, radośnie merdając ogonem. Drzwi z mosiężną plakietką “Kancelaryja. Kontrakty Nayemnicze” wygrawerowane solidnymi krasnoludzkimi runami. Znajdowały się one po lewej stronie, bliżej zakrętu z którego tu przybyła. Nie był to jednak Kranneg którego Eshte kazała szukać swemu zwierzakowi, ale… czy to oznaczało że jej podopieczny potrafił czytać?!

Przyświecając sobie płomieniami otaczającymi swoją własną dłoń, elfka nachyliła się ku drzwiom. Mrużąc oczy oraz lekko poruszając ustami, odczytała napis postawiony pokracznym, krasnoludzkim pismem. Kance lanca! Ten widok, w przeciwieństwie do tego wcześniej znalezionego za drzwiami, rozpromienił jej twarz szerokim uśmiechem. Nie spodziewała się, że proszenie fajkowego lisa o pomoc okaże się dobrym rozwiązaniem. Widać wiele jeszcze musiała się nauczyć o tym swoim przeuroczym pieszczochu.
-Kto jest rozkosznym i mądrym futrzakiem? - zaszczebiotała do niego, jednocześnie palcami w podzięce drapiąc go za uszami. A jeśli dzięki niemu odnajdzie także i Krannega, to Skel'kel niewątpliwie zasłuży na ładny kawałek mięsa -Ty jesteś. Tak, Ty.

Wspiął się potem po jej ręce z powrotem na swoje miejsce wokół szyi Eshte, a ona mogła ująć w dłoń klamkę i nacisnąć mocno. Pukanie? Elfka nie interesowała się takimi bzdurami. Bo w końcu jaka to mogła być wielka tajemnica, którą można było ukryć w ciągu kilku sekund? Na pewno nie jakaś warta jej uwagi.

- Aaaaa…. w końcu. Ile mam czekać na te dokumenty? Połóż je tam pod łbem dzika. Zaraz je przejrzę.- rzekł brodacz siedzący za biurkiem i piszący jakiś list nawet nie podniósł spojrzenia na wchodzącą elfkę.- i przygotuj mi kawę, mocną jak bazalt i równie czarną... i gęstą, a chyżo. Inaczej zasnę przy tych kontraktach.
Krasnolud nie był tym czego się można było spodziewać po twierdzy brodaczy.






Szczupły i o ostrych rysach, z brodą ledwo zaznaczoną siwizną, bardziej przypominał jej tych wszystkich skąpych krasnoludzkich kupców, niż wojaka. I na pewno nie był Krannegiem. Sama “Kancelanca”, okazała się… hmmm… wielkim pokojem z półkami zawalonymi papierzyskami. I ze skrzyniami również zawalonymi papierami. Owszem panował tu wzorowy porządek, a na ścianach wisiały trofea łowieckie jak i topory zawieszone na tarczach. Ale poza tym Eshte czuła się bardziej u lichwiarza niż w domu kompanii najemników.

Kuglarka pośpiesznie poruszyła dłonią, gasząc płomienie dotąd liżące jej palce w zaimprowizowanej pochodni. Właściwie to wcale jej nie obchodziły te wszystkie krasnoludzkie papierzyska, i jej ogień mógł być tylko nieparzącą nikogo iluzją, ale nie chciała tutaj jakiegoś popadania w panikę tego brodacza. Potrzebowała informacji, a raczej nie wyobrażała sobie ich dostać, jeśli ten zacznie szaleńczo wrzeszczeć na widok byle płomyczka.

-E.. tego.. - mruknęła zbita z tropu. Zwykle jak wchodziła do jakiegoś pomieszczenia do zwracały się ku niej wszystkiego oczy, chociaż na próżno było w nich szukać zachwytu jej osobą. Po prostu rzucała się w oczy. Ale nie tylko to ją rozkojarzyło. Główną winę ponosiła ta dziwna, przytłaczająca.. aura, jaka tylko mogła unosić się w miejscu pełnym tajemniczej „papierkowej roboty” wykonywanej przez gburów czerpiących satysfakcję z cudzej niewiedzy. Tyle, że zwykle w takiej roli odnajdywały się kobiety, zajadające się smakołykami i krzywo patrzące na każdego mogącego im przeszkodzić w wymienianiu się ploteczkami. Cóż, w sumie Eshte ciężko było rozpoznać płeć pośród tej rasy...

-Bo ja to krasnoluda szukam -powiedziała w końcu, kiedy zebrała w sobie wystarczająco dużo sił, aby przezwyciężyć chęć zniknięcia z powrotem za drzwiami -Jednego z waszych nowych. Powiedziano mi, że dowiem się czegoś w tej waszej kancy lancy. To przyszłam.

- A w jakiej sprawie… panno…
- krasnolud uniósł głowę i zamarł w zaskoczeniu. Zamrugał oczami parę razy, jakby nie mógł uwierzyć w to co, a właściwie kogo widzi.- Raczej panny nie zbrzuchacił, co?
Podrapał się po brodzie rozsiadając wygodnie i wskazując pańskim gestem nieduże krzesełko wyraźnie jednak przeznaczone dla przedstawicieli wyższych ras. I z papierzyskami na siedzisku.- Imię, nazwisko, panny zawód. Proszę mówić zwięźle i od początku. I szybko… Nie tracimy tu czasu na towarzyskie pogaduszki.

Elfka nie kazała się dłużej prosić. Nie po tym zagubieniu się pośród mrocznych korytarzy krasnoludzkiej twierdzy. Nie pogardziłaby tez butelczyną czegoś dobrego, ale brodacz nie wyglądał na takiego, co to od ręki spełnia cudze zachcianki.
Przysiadła więc na krześle. Zaczerpnęła tchu.

-Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré -wyrecytowała bez zająknięcia, mając złośliwą nadzieję, że będzie musiał się zdrowo namęczyć, aby zmieścić jej dumnie imiona na swej karteluszce -Kuglarką jestem, przejazdem w Grauburgu. Szukam Krannega, syna.. -i znów zająknięcie się, znów objawił się niezwykły talent kuglarki do przekręcania cudzych imion -Syna Gruengala? Grengala? Kowala jednej z okolicznych wsi. Miał się zaciągnąć do tej waszej Brody.

- A w jakim celu panno kuglarko szukasz jednego z naszych pracowników?
- zapytał uprzejmie krasnolud nie bawiąc się w wypełnianie wniosku, ni też nawet próby wymawiania jej imienia. Sięgnął do jednej z kupy papierzysk i przeglądając je spytał.- I kiedy ów Kranneg mógł zostać przyjęty w szeregi naszych najemników?

Ani też nie zaproponował napitku, gbur jeden.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2015, 12:33   #43
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Mmm... - kuglarka oczy zmrużyła w zamyśleniu i wargi wydęła, próbując sobie przypomnieć kiedy właściwie przybyła z Krannegiem do tego przeklętego miasta. Dzisiejszy dzień rozpoczęty kłótnią ze strażnikami i bólem głowy, wczorajszy pełen wątpliwych atrakcji, i jeszcze ten pierwszy ze spotkaniem demona.. niby nie była tu długo, ale sprawiało wrażenie, jakby już wieczność minęła. I nie miała zamiaru się skończyć.

-No, jakoś ze dwa dni temu może -zadecydowała w końcu. Jakiś grymas przeszył jej twarzyczkę, po czym dolną częścią swego ciała powierciła się na krześle. Ostatniego wyjęła spod siebie jakieś papierzysko i odrzuciła na podłogę, miejsce dobre jak każde inne w tym pomieszczeniu -I to sprawa prywatna czemu szukam właśnie jego. To chyba nie jest zabronione, co? Przecież go nie zjem.

- Acha…
- mruknął krasnolud przeglądając papiery i przestając przez chwilę zwracać uwagę na elfkę. Przy czym pomrukiwał od czasu do czasu… “mhhhm” i “acha”. A Eshte musiała czekać.
W tym czasie drzwi się otworzyły i wszedł przez nie niosący górę papierów młodzik krasnoludzki, a bujnej rudej czuprynie i policzkach ledwie naznaczonych rudym zarostem.
Oderwało to krasnoluda od czytania i sprawiło iż obrzucił spojrzeniem wpierw elfkę, a potem młodzika. Aż w końcu wreszcie rzekł.- Odłóż je gdziekolwiek, a potem idź zrobić mi kawę.
Następnie zaś zwrócił się do elfki.- Skoro to sprawa prywatna to musi poczekać do wieczora. W tej chwili imć Kranneg jest na służbie do której go wynajęliśmy.

-Do wieczora?!
-zakrzyknęła kuglarka nie wierząc własnym uszom w to co słyszy. A przecież takie długie i spiczaste ciężko było oszukać. Wcale nie podobało jej się to co powiedział krasnolud. Nie dość, że czarownik postanowił się zaszyć wygodnie w jakimś zamczysku i ani myśleć o pomocy jej z magicznym tatuażem, to jeszcze ten gównowąchałek Pierworodny był nadal gdzieś w mieście! I mógł się pojawić u drzwi jej wozu w każdej chwili, a do wieczora było o wiele zbyt dużo czasu.

-Nie, nie, nie. To nie może tyle czekać -burknęła i niecierpliwie zastukała palcami o krzesło poszukując rozwiązania. Szybko się pojawiło, przyprawiając jej oczy o lśnienie. Ci brodacze lubili pieniądze, a ona.. ona po ostatnich występach miała przyjemnie pełną sakiewkę. Usadziła się wygodniej, a w tym ruchu wyraźnie zabrzmiały niezwykle ciążące jej monety -A może też go mogę wynająć, co?

-Toooo może być trudne. W zasadzie baron Hellsmiru wynajął większość naszych najemników. - rzekł w odpowiedzi krasnolud i nachylił się ku elfce dodając konspiracyjnie.- Ponoć w mieście jest Pierworodny, ale zachowaj to dla siebie, co by ludzie nie zaczęli samosądów na długouchych.
Po czym odsunął się dodając.- Ale… skoro panience zależy to… siedemdziesiąt pięć srebrnych tynfów za dobę.

Sie...dem...dzie...siąt… Siedemdziesiąt pięć?!
Eshte zamurowało. Tyle za jednego ochroniarza? Toż to już nie zdzierstwo, a rozbój w biały dzień! Za taką sumę mogła wynająć mały oddział żołnierzy na cały tydzień!
Brodacz chyba sobie żartował i to dodatku kiepsko.

Jakoś nie wyobrażała sobie tych brodaczy chodzących nisko przy ziemi jako błaznów, lub choćby śmieszków rozbawiających towarzystwo swymi żartami. Raczej przypominali gburów, a ich poczucie humoru było.. no właśnie, nie istniejące. Lub co najmniej niezręczne dla słuchających. Ten tutaj musiał posiadać właśnie takie, bo zamiast uśmiechu na twarzy elfki, przywołał grymas niedowierzania.

-A to jego złotem pokryliście, czy jak? -splotła ręce na piersi przyglądając się wesołkowi -A może przez te dwa dni to z niego mistrza walki toporem zrobiliście, co? Bo chyba nie każecie tyle sobie płacić za jego wątpliwe umiejętności kulinarne. Nie potrzebuję nikogo otruć, dziękuję.

-Kompania najemnicza Czarnej Brody to krasnoludzka formacja wojskowa słynąca z długiej tradycji i mająca wiele kart swej kroniki zapisanych chwalebnymi czynami.- zaczął wyjaśniać brodacz odchylając się na fotelu do tyłu. Pieszczotliwie głaskał się po brodzie dodając poważnym statecznym tonem.- Toteż nie płaci panienka jeno za topór, ale i za ową renomę. Poza tym…- przerwał, bowiem jego pomocnik wrócił z filiżanką mocnej aromatycznej kawy dla brodacza i jak się okazało z drugą przeznaczoną dla Eshte.-... obecnie wszystkich niemal członków naszej kompaniji wynajęto. Ergo… płacisz nie tylko za swego znajomka, ale też i płacisz naszą karę za złamanie umowy zawartej z obecnym klientem. Widzisz bowiem, Kranneg jest już na kontrakcie i nie możemy go tak oddać tobie, bez… uiszczenia grzywny za odstąpienie przez nas zawartej umowy. Takie jest prawo…- wzruszył ramionami ująwszy delikatnie filiżankę upił nieco aromatycznego napoju.- … a my koszty odstępstwa od umowy prawnie przenosimy na następnego klienta. W tym przypadku na ciebie, panienko.

Kuglarka nachyliła się powoli nad filiżanką przeznaczoną dla siebie, a zrobiła to w taki sposób, jak gdyby kawa była jakim robakiem. Interesującym, owszem, ale była w gotowości, gdyby ta czarna otchłań postanowiła się rzucić jej na twarz. Bo i trunek wyglądał doprawdy niepokojąco. Niczym gorąca smoła, z co jakiś czas pękającymi na wierzchu bańkami powietrza. A chociaż zapach miała niezgorszy, to jakoś nie skusiła Eshte to spróbowania.

-Obrzydliwe -burknęła, jednak to co zdawało się być określeniem dla kawy, było tak naprawdę komentarzem na sztywne krasnoludzkie zasady. Uderzyła pięścią, aż zadźwięczała filiżaneczka – I wprost nie do pomyślenia! Teraz, kiedy jakiś gównojadek długouchy chadza sobie wolno po ulicach tego miasta, powinniście pomagać wszystkim, nie tylko jakimś szlachetkom o wydelikaconych rzyciach! Oni się pozamykają w swych zamczyskach i otoczą się istną armią, a co reszta z nas ma zrobić przeciwko takiemu krwiopijcy?!

Niektóre z barwnych kosmyków kuglarki zaczęły się poruszać leniwie, a przecież nie było w pomieszczeniu wiatru. Właściwie to bardziej przywodziły na myśli tańczące jęzory płomieni niż włosy czesane powiewami. W trakcie jej utarczek z krasnoludem, ziewający sobie dotąd od niechcenia fajkowy lisek, teraz zsunął się wężowym ruchem po jej ręce, aby z ciekawością przyjrzeć się trunkowi o konsystencji bagna.

- To jest kompanija najemników, a nie paladyński zakon.- przypomniał krasnolud machając grubym palcem.- My tu prowadzimy interes, a nie działalność dobroczynną. Nie walczymy za darmo, poza tym…
Splótł dłonie razem przyglądając się badawczo elfce.- Skąd ty wiesz o Pierworodnym krążącym w mieście, co? To przecież tajemnica.

Eshte zawahała się lekko, gdy zrozumiała, że odrobinę zbyt wiele powiedziała w swym oburzeniu. Jeszcze ją ktoś tu zacznie podejrzewać o współpracę z tamtym elfem, a to przecież było ostatnie na co miała ochotę! Rozluźniła się odrobinę i uśmiechnęła zadziornie -A to myślisz, że arystokracyja i zakonnicy dobrzy są w utrzymywaniu sekretów? Podsuń jednemu lub drugiemu wyjątkowo cycatą z burdelu, a następnego dnia już pogłoski będą krążyć pośród ulic jak smród -wzruszyła ramionami w taki sposób, jak gdyby pouczała krasnoluda o największej oczywistości tego świata. Odchyliła się potem nonszalancko na krześle -Za bardzo też puste jest dzisiaj miasto, aby nie wzbudzało to podejrzeń. Jeśli ktoś tam na górze chciał utrzymać istnienie parszywca w tajemnicy, to powinien być subtelniejszy.
Czując, że całkiem nieźle sobie poradziła z wyjściem z tej niezręcznej sytuacji, kuglarka na zakończenie tylko machnęła z lekkością dłonią -No, ale ja to tylko po Krannega tu przyszłam, nie interesują mnie wasze utarczki z Pierworodnym. Możesz mu przynajmniej przekazać, że Eshte go szukała, czy za to też sobie zaśpiewasz fortunę, co?

- Niech będzie… zanotuję sobie.- mruknął krasnolud zerkając podejrzliwie na elfkę, chyba nie do końca przekonany jej słowami.- Coś jeszcze, panno o nagle krótkim imieniu?

-No.. -kuglarka zawierciła się siedząc na krześle. Jakoś wcale nie miała ochoty o to pros.. nie, o to pytać, żeby nie zobaczyć pobłażliwego uśmiechu skrytego między brodą tego gbura. Ale jeszcze mniejszą ochotę miała na ponowne wędrówki po tym przeklętym miejscu. Zależało jej tylko na wydostaniu się stąd, najlepiej bez gubienia się pośród ciemnych i ciasnych korytarzy. I bez ponownego wpadania krasnoludy w.. śmierdzących sytuacjach. Mogła żyć szczęśliwie bez takich atrakcji.
-Jak się stąd wydostać, co? -rzuciła z grymasem, niewątpliwie świadczącym o jej słabym zachwycie nad posiadłością kampanii





* * *



Cytat:
Początek listu poprzedza duża ilość przekreśleń, jak gdyby Eshte nie mogła się zdecydować jak właściwie zwrócić się do czarownika. „Drogi”, „zasrany” i „bezużyteczny” zniknęły głęboko pod warstwami kreślącego je tuszu.


Puchaczu
pozdrowienia, z tego twojego przeklentego miasta przypominającego teraz ponury cmentasz ale co to w poruwnaniu do, bycia zamkniętym w zamku. Te luksusy i bezpieczeństwo, grubych muruw muszą być straszliwe wspolczuje.



Eshte odetchnęła ciężko i dłonią przetarła swe czoło, jak od potu po katorżniczym wysiłku. Tyle, że to nie jego krople perliły się teraz na jej skórze, a smuga tuszu, od którego brudne były całe jej palce. Może i potrafiły wzniecać ognie, tworzyć iluzje i żonglować najróżniejszymi przedmiotami, ale pisanie wyraźnie nie było jednym z talentów kuglarki.

Po rozczarowującym dniu zasiadła wygodnie na schodkach swego wozu, aby tam na kolanie i pomiętej karteluszce naskrobać kilka słów do Thaneekryyysta. Nie jakichś tam słodkich, na pewno też nie tęsknych. Właściwie to nie wiedziała, czemu zdecydowała się się do niego cokolwiek napisać. Przecież mogła po prostu unieść się dumą i zignorować w ogóle istnienie tego nieszczęsnego czarownika, niepotrafiącego dotrzymać swego własnego słowa. A jednak była tutaj, męcząc się nad każdą stawianą literką, brudząc siebie i najbliższą sobie okolicę kleksami tuszu.

Zadziwiająco ta, która język miała tak cięty i której krnąbrne usteczka się nie zamykały ani w obecności zagrożenia, ani wydelikaconych wielmoży, miała niemałe trudności z przelaniem swych myśli w słowa pisane. Nie no, oczywiście, że umiała pisać. Nauczono jej tego w młodości, a że w jej rodzinie ludzie byli prości, bez wymyślnego wykształcenia.. to nauczyli ją tak jak sami potrafili. I nikomu to nie przeszkadzało. Wszak byli artystami! Nie dotyczyły ich jakieś trywialne zasady pisowni i tej tam.. ortematografii. Eshte również szczęśliwie żyła z tym przekonaniem. Pisała zatem tak, jak podpowiadał jej instynkt, a i przecinki stawiała w takich miejscach, gdzie według niej po prostu ładnie wyglądały. Bo przecież były tylko jakimiś tam ozdobnikami w liście, prawda?



Cytat:
I przeciesz to nie tak ze potszebowałam twojej pomocy. Najwazniejsze ze wy szlachetki, siedzicie ciepło i pszyjemnie w zamku bez martwienia się o Pierworodnego łażoncego po ulicach. Najadłeś się? Usługują ci słóżki? Wyspałeś się? Pewno tak bo to nie w drzwi twojego domu, może w każdym momencie zapukać ten zaszczany elf. Ale poradze sobie.
Jak zawsze.



Zawahała się i zamarła w momencie, gdy już dotykała karteluszki w celu złożenia na niej swego podpisu. Fantazyjnego i długiego, zawierającego wszystkie jej imiona i przydomki, którymi spokojnie mogłaby zapisać drugą stronę tego liściku. Tyle, że nie wiedziała w czyje niepowołane ręce mógłby on wpaść i jak ten ktoś mógłby go wykorzystać przeciwko niej. Nie, nie, nie. Zdradzanie swojej tożsamości z taką dokładnością byłoby głupie z jej strony.
Zdecydowała się zatem na coś prostego. I wyrazistego także. Wykonała dłonią kilka ruchów na kartce, kreśląc tam bliżej nieokreślone kształty, które finalnie okazały się tworzyć.. tyłek. Prymitywny, jak jeden z tych malowanych na ścianach zapyziałych uliczek przez wyżywającą się twórczo młodzież. Po prostu.. tyłek. Wypinający się dumnie w dolnym rogu liściku. Może właśnie w takim głębokim poważaniu kuglarka miała Thaneeekryyyysta i jego Wielkie Problemy w zamku.

Chichocząc sobie pod nosem z tego mało wyszukanego żartu, elfka pozwoliła, aby tusz wysechł, a potem poskładała liścik i podniosła się ze schodów. Podeszła do klatki z siedzącymi w środku jeden przy drugim bieluśkimi gołębiami. Od razu zwróciły ku niej swoje pełne wyrzutu oczy i chórem zagruchały w podobnym tonie. Grymaśne to były ptaszyska, szczególnie zaraz po przebudzeniu i kiedy miało się czelność zakłócić ich spokój bez przygotowanej uprzednio garści przepysznych ziaren. Tak jak teraz czyniła to Eshte.
Uchyliła drzwiczki klatki, po czym ostrożnie wyciągnęła zeń jedną z okrągłych kupek białego pierza. Kilka razy, jak na pociechę, musnęła ją pieszczotliwie po żółtawym dziobku. Aż oczka gołąbek przymrużył.

-Ee.. -zaczęło niepewnie, nie będąc przyzwyczajoną do wysyłania listów komukolwiek. Nie miała przecież do kogo posyłać opisów swych podróży, nie potrzebowała z kimkolwiek utrzymywać jakichś sentymentalnych więzi podtrzymywanych przez słowa zapisane na karteluszce. Bliższe powinni jej być wulgaryzmy i złorzeczenia posyłane każdemu kto miał czelność miał czelność nadepnąć jej na piętę lub nieodpowiednio spojrzeć. No, ale tych zaś byłoby zbyt wiele..

-Zamek. Ger... Ger.. -zająknęła się i pośpiesznie zerknęła w list otrzymany od Thaneeekriiista, wzrokiem przeczesując słowa w poszukiwaniu tej jeden nazwy -Gerstein. Puchacz, jeśli uda ci się go znaleźć. Wiesz, czarownik. W szkiełkach na nosie.
Wytłumaczyła pokrótce, być może mając nieco nazbyt dużą wiarę w inteligencję pobłyskującą czasem w czarnych paciorkach oczu swych gołębi. A może tylko myliła ją ze złośliwymi kurwikami..

Ten konkretny najwyraźniej zrozumiał o co się go prosi, bowiem łaskawie wyciągnął nóżkę, do której elfka pośpiesznie uczepiła zwinięty w rulonik liścik. Następnie wzbił się w powietrze, lecąc dostojnie i.. nie, właściwie to głównie ociężale. Gołębie miały dobrze pod opieką Eshte. Za dobrze, pomimo przymusu uczestniczenia w jej wymyślnych sztuczkach od czasu do czasu. Nie musiały się obawiać drapieżników, klatka była dostatecznie wygodna, a ziarno dobre i zawsze na czas. Mając tak wszystko pod dziobkami, już nawet nie ciągnęło ich do bycia wolnymi ptakami, latającymi dumnie ponad głowami smutnych, pozbawionych skrzydeł istot. Rozleniwiły się, paskudy. Grubiutkie i kapryśne przypominały teraz ptasie szlachciurki, które chciałyby tylko być karmione, bez potrzeby ruszania choćby skrzydełkiem.




Jednak ta biała kulka postanowiła być pomocna. W locie wykonała kilka nierównych kółek wysoko ponad głową kuglarki. Może rozglądał się szukając wież rzeczonego zamku strzelającego gdzieś w niebo ponad resztą zabudowań miasta. A kiedy znalazł, to zwrócił się w tamtym kierunku.
Jakiś krzyk i niewybredne określenia na pierzastych braci dobiegło ku spiczastym uszom Eshte. Uśmiechnęła się krzywo, wesoło. Oczywiście, że gołąbek nie mógł przepuścić takiej okazji do uprzykrzenia komuś życia.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 09-10-2015 o 13:31.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-10-2015, 15:39   #44
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Plemoniusz.
P.. onemeniasz?
Pol... Polimeusz..
Cholera jasna!


No nie mogła sobie przypomnieć jak dokładnie nazywał się ten niziołek o zręcznych palcach i grzebieniu, a przecież nie wypadało nazywać go kurduplem tak przy wszystkich. Właściwie to nie wiedziała, czy powodem jej problemów z zapamiętywaniem imion było wypadnięcie w dzieciństwie z jakiejś kołyski zaimprowizowanej przez cyrkowców, czy może po prostu wszyscy naokoło tak się przesadnie skomplikowanie nazywali. Nie to, żeby ją to obchodziło, ale może przyszli rodzice powinni popatrzeć na nią i nauczyć się czegoś o imionach. Póki co nie miała zamiaru sobie łamać języka. Aż dziwnym było, że Kranneg jakoś utkwił jej w pamięci. Może przez to, że jego imię brzmiało jak zardzewiały kilof uderzający o skałę, co naturalnie kojarzyło się z krasnoludem..

Wprawdzie nie do końca wiedziała po co miałaby zwracać na siebie ich uwagę, jednak.. ta dwójka miała ochronę. A Eshte potrzebowała ochrony, i to przecież bardziej niż niziołek i elfka. Oczywistym więc było, że ciągnęło ją ku tym ostrzom i zbrojom mogącym zatrzymać Pierworodnego na dystans.

-Heeeeeeej, Loczku! -no, może nie było to najlepsze przezwisko jakie wymyśliła w życiu kuglarka, ale pasowało do tego rycerskiego fryzjera o magicznych palcach i zadbanych pukielkach włosów. Nie był to także najbardziej wymyślny ze sposób zwrócenia na siebie uwagi, ale też nie zamierzała czekać aż zniknął za drzwiami tawerny. Dlatego zawołała, przyprawiając drzemiącego Skel'kela o ciche piśnięcie, a potem bezceremonialnie zamachała ręką w ich kierunku. Wyszczerzyła się w uśmiechu, a po przyjrzeniu się ich strażnikom dodała ciszej, ale nie bez wesołego tonu w głosie -Znowu wyszedłeś polować na kapłanki utwardzające kopie, co?

-Ach… moja droga. Niezupełnie. Wielebna kapłanka Arissa zażądała sobie spaceru po mieście.
- Palemonius wskazał kciukiem na elfkę. - A mój pan nie puściłby jej samej. Zresztą ja też nie puściłbym jej samej. Acz z innych powodów. Myślałem, że nas z zamku nie wypuszczą, ale Arissa ma wygadany pyszczek…

- Nie ośmielili się stanąć na drodze wybranki Crom-Thaldura, boga wojny honoru, cnoty rycerskiej i sprawiedliwego przelewu krwi i narazić się na jego gniew!
- rzekła dumnie i wyniosłym tonem Arissa spoglądając pogardliwie na mijający ją plebs niczym na robaki.- Nie ośmielili się przeszkodzić mi w wypełnieniu nakazów mego Pana i Władcy!
Aż dreszcz przeszył plecy Eshte , gdy słyszała te słowa, ale po chwili gdzieś znikła dumna kapłanka, zmieniając się w figlarną elfkę.- Toteż niemal srając w gacie otworzyli bramę twierdzy i wypuścili mnie, mego gołostopka i naszych twardzieli.- dodała jeszcze wesoło mierzwiąc włosy niziołka.- Obecnie w zamku ponuro i nudno, zabawy odwołane, wszyscy knują po kątach. Postanowiłam się wyrwać na miasto, a tu… dupa. Tak samo ciężka atmosfera jak w zamku. I lokalne wina nie dość że drogie, to jeszcze niewarte swej ceny.
Po czym zbliżyła się do kuglarki i bezczelnie nacisnęła jej pierś palcami.- Powiadasz Palemoniusie , że ona wcisnęła się w mój strój? Z tymi dwoma poduszeczkami? Widok musiał być zapewne śliczny. Szkoda że go przegapiłam.

- Może zamiast gadać o tym na ulicy, omówimy to przy paru kielichach wina?
- zasugerował Palemonius.
- Świetny pomysł! My kapłanki powinnyśmy wymienić się doświadczeniami!- rzekła z entuzjazmem Arissa chwytając dłoń Eshte i ciągnąc ja w kierunku wcześniej upatrzonego wyszynku.- Za mną, mamy karczmy do podbicia!
-O bogowie… zaczyna się.
- skomentował cicho Palemonius podążając za obiema elfkami wraz ze swą strażą.

-Ccccco?! -wszystko się potoczyło tak szybko, że biedna kuglarka nawet nie zdążyła w żaden sposób zareagować. Ani na bycie zmacaną przez „kapłankę”, ani na to zostanie pociągniętą przez nią w kierunku tawerny, bez choćby jednego słówka zapytania. Mogła tylko w zaniepokojeniu rzucić spojrzenie ku zrezygnowanemu niziołkowi, nim przypomniała sobie.. że przecież wszystko dobrze się dla niej układało.
-Znaczy ten.. -odkaszlnęła i włosy poprawiła w daremnej próbie uzyskania efektu stworzonego wczoraj przez kurdupla. Potem zaś ściskając dłoń elfki, Eshte westchnęła w nagłym, boskim uniesieniu, które w czułym geście pokierowało jej ręką ku własnemu sercu skrytemu głęboko pod przylegającym gorsecikiem. Mało kapłańskim odzieniem -Tak, tak, przejście dla boskich służebnic! I niechaj najjaśniejsza bogini, Pani w bieli o sutkach różowych jak pąki róż napełnia winem nasze kielichy, a blask najwspanialszego Crom-Thaldura chroni jego cnotliwe kapłanki przed zepsuciem i rozpustami tego miasta!

- Oj tam… rozpusta i zepsucie… to kwintesencja przyjemności tego świata. Obok wina
.- mruknęła z lubieżnym uśmieszkiem Arrisa, co przypomniało Eshtelëi o wesołych opowiastkach Palemoniusa. W których to królowała nienasycona chuć kapłankii jej niewybredność, jeśli chodzi o rasę i płeć przygodnych kochanków. Teraz gdy filigranowa elfka zerkała na dekolt gorsetu kuglarki po zmacaniu jej biustu, opowieści niziołka przestawały być zabawne.

Wpadnięcie dwóch elfek do karczmy wywołało poruszenie, ale Arissa nie straciła rezonu wołając władczo od razu.- Karczmarzu, wina dla kapłanki… a chyżo!
Elfka była w swej roli władcza i stanowcza, a przez to bardzo przekonująca. Gdyby Eshte tak się zachowała, pewnikiem karczmarz wyzwał by ją od “długouchej przybłędy”, a potem spytał o pieniądze. Ale nawykła do roli kapłanki, Arissa każdym gestem i spojrzeniem gasiła wszelkie wątpliwości gospodarza. Od razu też skierowała się do położonego w za parawanem osobnego pokoiku, z którego od razu uciekła flirtująca parka. Na oko kuglarki był to jakiś kupczyk i córka rzemieślnika. Ale nie miała okazji tego skomentować… w ogóle nie miała okazji, by zrobić czy powiedzieć cokolwiek. Kapłanka zawłaszczyła sytuację całkowicie sadowiąc Esthe na pokrytej furami ławie i zasuwając parawan oddzielający ich od reszty sali. Kuglarka dostrzegła jedynie niziołka opłacającego zapewne trunki i równie zmieszanego co Eshtelëa karczmarza… a potem był już tylko ciemnoczerwony parawan zasłaniający wszystko i siadająca blisko Arissa pieszczotliwie obejmująca Esthe w pasie i spoglądająca jej prosto w oczy. - A więc opowiadaj o sobie moja droga, opowiadaj wszystko bom wielce ciebie… ciekawa i złakniona… informacji o tobie.

Sytuacja rozkręcała się w wielce niespodziewanym kierunku dla panny Meryel Nellithiel del Taltauré, a co gorsza jej futrzasty obrońca znowu zawodził, bowiem dawał się głaskać owej żywiołowej kapłance po łepku, zamiast bronić cnoty swej pani.

Kuglarka trochę sobie wyklinała w duchu tę całą sytuację, niziołka, Arissę i w szczególności Pierworodnego. Przecież to z jego winy musiała szukać ochrony i chociaż taką znalazła, owszem, to wcale nie czuła się jakoś wyjątkowo bezpieczna w tak.. lepkim towarzystwie. Przypominało jej to bycie sam na sam z podpitym Thaneeekryyystem, który nagle okazywał się stać za blisko, mówić zbyt gorącym szeptem i dotykać.. uh, dotykać zbyt przyjemnie. Doprawdy, on i ta kapłanka idealnie by do siebie pasowali.

Jakoś aż się wzdrygnęła na samą tą myśl. I odrobinę krew w niej zawrzała, ale szybko nad tym zapanowała. Wcale nie chciała sobie ich dwojga wyobrażać razem. Paskudna wyobraźnia.

-A, to Loczek o mnie wspominał? I o moim niezwykłym występie przed tym waszym rycerzykiem? -zapytała z krnąbrnym uśmiechem, starając się własną dumą przezwyciężyć to poczucie niezręczności. Ściągnęła z głowy kapelusz, odłożyła na blat stołu i zmierzwiła lekko palcami swe barwne włosy.
-Myślę, że byłam całkiem przekonująca, chociaż nie pozwolił mi na wiele dramatyzmu. „Żadnego wicia się, ślinienia ani boskiego szału, masz być cnotliwa”, tak mówił – część mającą być wspomnieniem wypowiedzi niziołka, utalentowana aktorsko elfka wypowiedziała nieco.. piskliwym i zrzędliwym tonem. Sarknęła potem pod nosem -Ja to bym dodała trochę wyginania się w amoku i mówienia obcymi językami. Ludzie by płacili za widok kapłanki „opętanej” przez boską istotę.

-Loczek ? Ach Loczek… on ma swoje… wyobrażenia na temat kapłanek. Uważa że powinny być niczym te posągi, zimne i niedostępne.
- westchnęła Arissa siedząc zdecydowanie za blisko i muskając palcami kolano i udo kuglarki, które niestety dla wygody artystycznej były… osłonięte tylko cieniutką pończoszką, toteż elfka zapoznawała się z tym dziwnym uczuciem wodzenia wąskich delikatnych palców po swej skórze. Uśmiechnęła się dodając zmysłowym tonem głosu.- Opisał… ach opisał, ale żaden opis nie oddaje widoków. Opowiedział wiele o twym występie i wielce mi rozbudził apetyt…- dwuznaczny uśmieszek fałszywej kapłanki, dodał tym słowom pikanterii.-..dotyczący twej osoby. Chciałabym się dowiedzieć czego o tobie i poznać cię… bliżej.

Na dowód tego przysunęła się bardziej do kuglarki, co czyniło sytuację niecodzienną. Eshte nie była nigdy tak otwarcie podrywana przez kobietę, ani tak subtelnie zarazem. Większość osób z jakimi się stykała to byli nieokrzesani chłopi i podpici mieszczanie. I odzywka “Pokaż co masz pod spódnicą” było szczytem ich subtelności.

Na szczęście dla kuglarki, pojawił się Palemonius z karczmarzem niosącym dzban wina i trzy kielichy.
-Na bogów… przehulasz to co wygraliśmy w ostatnim turnieju w przeciągu następnych pięciu dni. - westchnął niziołek dając zapłatę karczmarzowi i siadając naprzeciw dwóch elfek. Ich widok tak blisko obok siebie sprawił, że jedynie wzruszył ramionami i westchnął smętnie. Zapewne przyzwyczajony do zachowania swej podopiecznej, bo nie okazywał zdziwienia.

- Nasza droga przyjaciółka miała mi właśnie opowiedzieć coś o sobie więcej. Jest bardzo tajemnicza.- zachichotała Arissa wodząc palcami po udzie elfki w sposób sugestywnie nieprzyzwoity. I najwyraźniej nie krępowała się obecnością Loczka, bo nie przerywała ni dotyku, ni tulenia się do kuglarki. Co zresztą pasowało do jej opisu jaki wyłaniał się z opowieści hadgarowego opiekuna o niej. A że sam niziołek zaczął ćmić fajkę, to i zainteresowanie Skel'kela przykuły kółka dymu unoszące się z niej. I wpełzł na stół zwinnie omijając kielichy i dzban zbliżając się do Palemoniusa. Ten zaś wzruszył ramionami.- Widzę moja droga “Nephenye”, że masz węża świątynnego.
Po czym zwrócił się do Arissy.- A ty pamiętaj, że na noc musimy wrócić do zamku.

Eshte z ulgą przyjęła tak zgrabną zmianę tematu, jaką podsunął jej niziołek. Może nawet całkiem świadomie, może już często musiał ratować ofiary z łapsk swej podopiecznej elfki. Chyba, że rzucał je jej na pożarcie, aby samemu mieć nieco spokoju..

-Do zamku? Myślałam, że pomieszkujecie wśród tamtych turniejowych namiotów -mruknęła zaskoczona, usilnie próbując zignorować dotyk Arissy na swej skórze. A nie było to łatwe, bo i przecież nie byłą jakąś tam matroną czy inną wyuzdaną pannicą, która wiedziałaby jak sobie radzić z takim zainteresowaniem. Zwykle reagowała krzykiem. Przekleństwami i wyzwiskami. Kopniakami i gryzieniem. Nie sądziła jednak, aby po czymś takim mogła liczyć na ochronę strażników tej dwójki. Pozostawała zatem nadzieja, że kapłanka się spije i na tym zaprzestanie swoje podboje.

-Czy bezpieczne spędzanie nocy w zamku, to jedne z korzyści bycia kapłanką? Może naprawdę powinnam przemyśleć moje życie i oddać się jakiemuś bóstwu, co? Jedyne na co sobie mogę pozwolić jako kuglarka, to sypianie w moim własnym wozie. Chociaż nie.. -uśmiechnęła się krzywo, wyjątkowo gorzko -Nawet tego nie pozwalają w tym przeklętym mieście. Uwierzycie, że dzisiaj rano jacyś śmieszni strażnicy próbowali mnie zmusić do usunięcia mego wozu z ulicy? Nagle nie mogę już występować, nie mam gdzieś spać i nie mogę się stąd wynieść, bo bramy pozamykali. Czy to jakieś weselne zwyczaje tych okolic?

- Bycie osobistą kapłanką rycerza daje pewne przywileje. Mam duży pokój z dużym łóżkiem… za dużym dla mnie i w nocy jestem bardzo samotna.
- uśmiechnęła się lubieżnie Arissa nie zaprzestając swego dotykania, które… trudno było zignorować, choć nie było nieprzyjemne. Natomiast było niemą obietnicą doświadczeń, których Eshte nie chciała poznawać… a właściwie bała się zgłębiać. Tak na wszelki wypadek.
A niziołek skinął głową dodając.- Namioty turniejowe służą do przygotowań do turnieju. Śpimy jednak na zamku.
Sięgnął po kielich i upił nieco trunku dodając.- A i nie wiem czy będzie jakieś wesele. Coś się wydarzyło ostatniej nocy i… cóż… mój pan nie jest stąd, więc nie został wtajemniczony w sytuację. A ta… na zamku jest bardzo nerwowa.
Natomiast Arissa mając obie ręce zajęte tuleniem się do Eshte i pieszczeniem jej jak na złość nie sięgała po kielichy. Nadzieja na jej upojenie zgasła równie szybko co się pojawiła.
-Miałaś opowiadać o sobie. Skąd jesteś? Jak tu trafiłaś? Masz chłopaka? Męża? Ukochanego ? Przyjaciółkę? Co lubisz i kogo?- wymruczała kapłanka smutnym tonem z nutką figlarności.

-Przybyłam do Grauburga na wesele, oczywiście. A raczej.. żeby na nim zarobić, jak reszta kuglarzy, których jeszcze wczoraj było pełno na ulicach. Tyle, że ja naturalnie jestem od nich wszystkich lepsza -znów duma zabrzmiała w głosie elfki, ta niezachwiana wiara w swoje własne talenty, które nie miały sobie równych pośród tych wszystkich półnagich tancerek, bardów o złotych językach i akrobatów próbujących być tak gibkimi jak ona.

-Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Ognia, tak na mnie mówią. Jeżdżę po świecie, ciesząc jego oczy moimi zapierającymi dech w piersiach sztuczkami. Gdyby nie ten nagły ponury nastrój w mieście, to może byś zobaczyła jakiś mój występ. Tańczę z płomieniami i wyginam się jak wąż, według niektórych opinii -pokusiła się o ten lekko szelmowski ton i znaczące zerknięcie w kierunku drapieżnika jakimi była Arissa. Bogowie wiedzieli, że wcale nie chciała jej nadmiernego zainteresowania swoją osobą, ale zamek brzmiał.. bezpiecznie. Eshte nie miałaby nic przeciwko spędzeniu w nim nocy. Samotnie najchętniej.
Pochyliła się nad stołem w celu sięgnięcia po kielich z winem, lecz najpierw smukłym palcem szturchnęła pieszczotliwie liska w nosek -A to jest Skel'kel, podróżuje ze mną i czasem także występuje.

- Ach… z chęcią zobaczę jak się wyginać niczym wąż i może będę miała okazję. Ja sama też potrafię być bardzo gibka.
- odparła z szelmowskim uśmiechem Arissa lgnąc jeszcze bardziej ku Eshtelëi. Jej zwinne palce jakimś cudem wsunęły się nagle pod gorsecik i koszulę kuglarki muskając delikatnie nagi brzuch.
- Już wiem, zabiorę cię z sobą do zamku. Będziemy niczym siostry… dzielić jeden pokój, jedno łoże i… dzielić się historiami i doświadczeniami.- rzekła z entuzjazmem “kapłanka” dając wyraźnie do zrozumienia elfce, że… wycieczka do zamku jest transakcją wiązaną z bliskością Arissy i poznawaniem nowych “doświadczeń”. Palemonius zaś dodał podsuwając pupilkowi Eshte swą dymiącą fajkę.- Jestem pewien, że Eshtelea nie ma ochoty kłopotać się do zamku. Z tego co się orientuję nie pała miłością do arystokracji.
-To tak jak ja. Chyba, że do tej ładnej części arystokracji.
- oceniła Arissa nie dając zbyć się argumentom niziołka.

Eshte prawie porozlewała naokoło wino, kiedy poczuła dłonie kapłanki.. tam gdzie się ich na pewno nie spodziewała. Ta wyuzdana kreatura, choć było to trudne, była gorsza od Ruchacza, który przecież nie wziął swojego przezwiska znikąd. Jednak jemu jakoś bez problemu mogła wszystko wygarnąć, a teraz.. się powstrzymywała. Chociaż sytuacja aż domagała się radykalnych rozwiązań.
Ogniste iskiereczki rozżarzyły się na koniuszkach jej palców, lecz pohamowała je mocnym uchwyceniem za nóżki kielichów.

-Wino! -zakrzyknęła nerwowo, prostując się przy tym sztywno. Jedno ze smukłych naczynek wyciągnęła stanowczo w kierunku kapłanki, kołysząc nim jednocześnie w taki sposób, aby wypełniający go trunek bardziej zachęcał do zatopienia w nim warg -Miałyśmy pić. Chyba nie pozwolisz mi samotnie opróżniać tej butelki, co? To jedna z nielicznych rozrywek jakie pozostały w tym przeklętym mieście.
Nieco smutnego tonu nabrał jej głos, jak gdyby nagle miała zacząć wątpić w „przyjaźń” Arissy. Również w taki nastrój musiało ją przyprawić ubolewanie nad strasznym losem jaki zgotowała dla niej wizyta w Grauburgu -I jakoś większość tych wypudrowanych szlachetek nie potrafi docenić mojego kuglarskiego kunsztu. Wolą zapraszać sobie na dwór jakieś poprzebierane czarodziejki i błaznów, zamiast prawdziwą artystkę. Nie chcą mieć jakiegoś długoucha w pobliżu swoich cennych, wydelikaconych tyłków.

- Wątpię by wielmoże w zamku mieli w obecnej chwili ochotę na oglądanie występów.
- ocenił ponuro niziołek, podczas gdy kuglarka oswajała się z dotykiem kapłanki. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie Eshte jakoś przyzwyczaiła się do palców muskających jej skórę. Jakoś… co nie znaczy, że polubiła.
-Rączki mam zajęte. Będziesz musiała mnie napoić.- zachichotała Arissa uśmiechając się wesoło nie przestając się tulić i dotykać swej ofiary. Mruczała zmysłowo - Pomożesz mi z winem? A i nie powiedziałaś co robiłaś przed przybyciem do Grauburga.

-Oh, podróżowałam. Ciągle podróżuję. Jednak wędrówka do Grauburga nie była zbyt ciekawa, jedynie zatrzymywanie się w okolicznych wioskach i miasteczkach, aby zarobić i napełnić brzuch. W niektórych nawet próbowano mnie spalić na stosie, niczym długouchą wiedźmę..
-i znów krzywy uśmiech, podkreślający jak wiele miłych wspomnień posiada Eshte dzięki zabobonnym wieśniakom o wąskich horyzontach. Ale jak szybko pojawił się ten uśmiech, tak samo szybko zadrżał niepewnie na jej wargach. Przez cały czas nie czuła się komfortowo będąc, co tu kryć, macaną, lecz jej zwinne ciało dodatkowo napinało się za każdym razem, gdy palce Arissy niebezpiecznie zbliżały się ku bliznom szpecącym jej bok. Właściwie to gotowa była w każdej chwili odskoczyć, gdyby posunęła się ku nim za daleko.

-Ale spotkałam też tutejszych zakonników, dzięki którym mogłam łatwiej przekroczyć bramy.. co teraz wcale już nie wydaje się tak dobrym pomysłem. Zasrane paniczyki i ich problemy -prychnęła gniewnie, a ciągle rozmyślając jak sobie poradzić z zapędami kapłanki, zerknęła w stronę niziołka. Może nawet nieco błagalnie, pytając jednocześnie -Czy w tym waszym zamku też macie zakonników?

- Nie… zakonnicy nie mieszkają na zamku. Mają własną komturię przy jednej ze świątyń w dzielnicy zakonnej, ale na zamku pojawiają się jedynie.
- wyjaśnił Palemonius wyraźnie nie zainteresowany wyrwaniem Eshte z lepkich rączek jej rasowej krewniaczki. Zamyślił się pocierając podbródek.- Zjawiają się co prawda czasem, bo ponoć jeden z zakonników jest… jakimś bliskim krewnym władcy okolicznych ziem, ale nie pomieszkują na zamku.
Spojrzenie niziołka choć współczujące, wydawało się mówić, że Eshte sama powinna wypić piwo… którego sobie naważyła. Arissa zaś muskając ciało dodała kuglarki dodała markotnie.- Moje wino… miała mnie napoić.
Po czym spytała.- Opowiedz o tych zakonnikach, i tych próbach spalenia. Mnie też kiedyś próbowano wrzucić na stos… eee… choć raczej zazdrosna żona rzuciła pochodnię gdy ja i jej mąż… wiesz co…

Palce “kapłanki” dość szybko nauczyły się omijać te miejsca na ciele Eshte, w których kuglarka nie dawała się dotykać.
Kuglarka jęknęła sobie w duchu, ale bynajmniej nie z rozkoszy, o jaką niechybnie próbowała ją przyprawić elfka swoim dotykiem. Jęknęła, bo.. wcale nie miałaby nic przeciwko wypiciu każdej ilości piwa, wolała je przecież od kwaśnawego wina, lecz nie chciała go pić z pozbawionego dna kufla Arissy. Bo i od kiedy to stała się tak masowo pożądana, co? Dopiero kilka dni była w tym przeklętym mieście, a już doświadczyła więcej krępujących sytuacji niż przez poprzednie miesiące! Thaneeekryyyyst aż za bardzo rozpamiętujący ten wymuszony na niej, pijacki pocałunek, Pierworodny chcący ją zamienić w niewolnice swojego łoża, a teraz jeszcze ta „cnotliwa kapłanka”.. ! To naprawdę było zbyt wiele dla Eshte, która przecież ani jakoś przesadnie kobieca nie była, ani kusić nie potrafiła, a i za piękną też się nie uważała. Chyba, że - ponura myśl pojawiła się w jej głowie – w Grauburgu mają jakieś przedziwne kanony piękna, których ona jest istnym urzeczywistnieniem. To by wszystko wyjaśniało!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-10-2015, 15:46   #45
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Nic specjalnego te próby spalenia na stosie. Niektórzy wieśniacy po prostu bywają.. przewrażliwieni, a dodatkowo wychowani na opowiastkach o elfach wysysających krew dzieciom. Z pewnością nie pomagały też moje magiczne sztuczki, w których pewnie doszukiwali się dzieła demonów -mówiąc kuglarka próbowała jakoś nieporadnie podetknąć kielich z winem do ust zajętej Arissy. Może to właśnie był jedyny sposób na nią, upojenie siłą, aby znów popadła w swe „boskie medytacje” i nie mogła grozić Eshte nocną wizytą -A zakonnicy rzeczywiście poszukiwali demonów, a ja łaskawie ich w tym wspomogłam. Ani ten białowłosy paniczyk, ani ten lubieżnik w aksamitach nie poradziliby sobie beze mnie. A teraz też pewnie obaj ukrywają się za wysokimi murami którejś twierdzy. Tacy herosi, moja rzyć.

- I widziałaś je.. te demony? Bo ja jedynie na miniaturach w księdze co ją pewien mag pokazywał. Ponoć…
- zachichotała Arissa dając się poić trunkiem. Widać apetyt na alkohol miała równie duży co na pościelowe figle.-... są hojnie wyposażone. Ja żem żadnego nie widziała, ale… mój rycerz będzie bronił mego życia i mojej cnoty do upadłego. I nie dopuści mnie by mi się cokolwiek stało. Szkoda że mój rycerz ma mnie za nieskalany pomnik. A ty masz takiego swojego rycerza, Eshte? Czy też damę? Czy może dopiero… poszukujesz?
Z jednej strony fakt że piła zachłannie sprawiał iż istniała nadzieja że się spije w trupa. Z drugiej zaś… wydawała się tęgą pijaczką, co oznaczało że szybko nie padnie. A co gorsza, zadała wielce trudne pytanie. Bo jak miała odpowiedzieć kuglarka? Że nie ma nikogo? Czy też skłamać?

Oh, mam cudownego elfa, który uratował mnie przed łotrami, potem prawie wykorzystał w ciemnej uliczce, ukąsił w szyję i naznaczył niewolniczym piętnem, abym nigdzie nie mogła mu uciec. Tak mnie kocha szalenie” -myśli Eshte z łatwością podsunęły jej odpowiedź pełną goryczy i obrzydzenia wobec posiadania Pierworodnego, w jakimkolwiek sensie. A jeśli nie jego, to miała także w rękawie lubieżnego czarownika wyraźnie pragnącego zakosztować w rozkoszach jej elfiego ciała, który miał jej pomóc uporać się z tym pierwszym „kochankiem”, lecz wolał się schować w zamku z innymi bohaterskimi rycerzykami. Nie ma co, kuglarka mogła się pochwalić swoim burzliwym życiem miłosnym.
Pewnie dlatego podkreśliła je wzgardliwym prychnięciem -Nie mam nikogo takiego. Nie potrzebuję żadnego paniczyka, aby mi przybywał na pomoc na grzbiecie swego śnieżnobiałego konia. Zwykle więcej z takimi problemów niż pożytku, szczególnie kiedy wcale nie okazuję się być ich wyśnioną księżniczką o anielskich włoskach i podobnej delikatności -wzruszyła ramionami, lecz delikatnie, aby nie poruszyć zbyt gwałtownie kielichem, z którego winem poiła elfkę. Domyślała się bowiem, że także ewentualne bycie oblaną wykorzystałaby ona przeciwko biednej Eshte -Wolę samotne podróżowanie. Przynajmniej nie muszę się martwić, że jakiś księciunio czy damulka porozrzuca swoje brudna ubrania po moim wozie. Tylko ja to mogę robić.

- A może nie księcia potrzebujesz, a księżniczki która cię uratuje i pokaże nowy świat, co?
- odparła wesoło Arissa, a Palemonius omal nie zakrztusił się winem. Po czym elfka mocniej się przytuliła dodając.- To smutne… podróżować tak samotnie. I nudno… do kogo się tulić podczas zimnych samotnych nocy? Do kogo się odezwać? Tak mi cię żal… To zbrodnia że musisz jeździć samotnie.
- Zbrodnia… ale pewnie… lubi…
- zaczął ostrożnie niziołek, ale Arissa stanowczo dodała.- Koniec z tym, od dziś będzie jeździła z nami. Przekonam naszego rycerzyka do tego.
-Z pewnością… zdołasz…
- rzekł Loczek załamanym tonem głosu.

-E.. to.. to.. bardzo.. eee.. kuszące, tak – wydukała Eshte, może nie jakoś nazbyt przekonująco, ale też kapłanka raczej nie była z tych najbardziej błyskotliwych, bądź mogących dać się łatwo spławić -Aaaaale... nie mogę. To byłoby niezgodne z tym.. no.. -w panice poszukiwała sposobu na wykręcenie się z tej sytuacji, która nawet dla niziołka stała się niezręczna. I zadziwiająco szybko, może dzięki przerażeniu na myśl o dzieleniu wozu z Arissą, fiołkowe oczy błyśnięciem zdradziły nagłe pojawienie się nadziei w jej głowie.

-Kodeksem Gildii Sztukmistrzów. Mówi on, że w naszych wędrówkach nie możemy się wspomagać towarzystwem innym niż naszych sióstr i braci w kuglarstwie. Ciągle między sobą rywalizujemy, więc nie chciałabym zostać uznaną za oszustkę, gdyby zobaczono mnie podróżującą z rycerzem i kapłanką. Zostałabym posądzona o jakieś wspomaganie się boskim blaskiem, czy czymś tam -machnęła wolą dłonią w powietrzu, jakby w pogardliwym geście dla tych wymysłów, przez które nie mogła spędzić reszty swego życia ze słodką Arissą. W pocieszeniu znów podsunęła jej kielich, będący już wyraźnie lżejszym niż chwilę wcześniej. Zaklęła się w duchu, że jeśli będzie taka potrzeba, to nawet sama opłaci kolejne tuziny butelek, aby tylko nie mieć dzisiaj towarzystwa w łóżku -Widać przeznaczone mi jest życie w... nudzie.

- Eeeee tam, gadanie. Jest tyle innych błaznów i sztukmistrzów które jeżdżą w orszakach szlacheckich i jakoś nie łamią tego kodeksu gildii.
- stwierdziła wesoło elfka okazując się nie być aż tak głupiutką, niestety.- Zresztą nie będziesz jeździć z nami, tylko dla naszej… rozrywki. Jako nadworna kuglarka Hadgara. Nikt się nie będzie mógł czepiać, ty nie będziesz sama i wszyscy będą szczęśliwy.
Po czym posłusznie upiła trunku i zerknęła na kielich stojący obok.- A ty się nie napijesz? Głupio tak mi pić samej.

-Pfff, w orszakach
– słowo to zabrzmiało w ustach Eshte jak przynajmniej mocno paskudny wulgaryzm, lub nazwa na coś śmierdzącego, oślizgłego i o zbyt dużej ilości nóżek -To nie są prawdziwi kuglarze, a na pewno nie są prawdziwi artyści. Całują gładziutkie dupki szlachciurek, przymilają się do nich wyśpiewując pochwalne pieśni, ubierają się jak Wielki Pan lub Pani nakaże i ku ich uciesze pokazują nawet najbardziej tandetne sztuczki. Pewno niektórzy z nich każdego dnia przecinają człowieka w beczce, no niezwykłe - rozgadała się odrobinę elfka, niewątpliwie urażona przyrównaniem jej do jakichś dworskich pajaców i ani myślała pozwolić, aby Arissa kiedykolwiek jeszcze popełniła ten błąd -Jest w tym tyle sztuki i talentu, co w psie szczekającym na zawołanie. Zresztą, pewnie te błazny na gwizdanie też reagują z radością.
W potrzebie zapicia tej żółci zbierającej jej w gardle, rzeczywiście w końcu ujęła za przeznaczony dla siebie kielich z winem i upiła z niego niewielki łyk. Wszak to nie ona miała się dzisiaj spijać.

-Och… z pewnością się więc zdarzy okazja byś utarła im nosa, jak choćby temu zrzędliwemu Aremiusowi, osobistemu magowi jego upierdliwości barona Ughtera czwartego tego imienia, władcy tego grajdołka - Hellmsiru. Ten zaschnięty kurzy bobek ośmielił się wątpić w moje kapłańskie moce… Impertynent!- oburzyła się Arissa dorzucając do rozmowy swoją urażoną miłość własną.- Oooo… może zetrzesz go w proch w moim imieniu ? Chętnie bym zobaczyła jak po twoim pokazie rzednie mu mina. Arogancki pyszałkowaty staruch. Loczek… dolej wina.

Palemonius tylko westchnął i nie próbował oponować przeciw swemu przezwisku. Za to obficie dolał wina do kielichów obu elfek.

-E, od magów to też najchętniej się trzymam z daleka. Obrazisz takiego, a zaraz zacznie się przechwalać jakim to jest wielkim czarownikiem, ile wie o magii, a jaką ja jestem tylko ignorantką ze swoimi sztuczkami, na którą nawet swego szacownego paluszka nie podniesienie. Gdzie się pojawią to tylko sprawiają kłopoty. Ostatnio jeden z magów Zakonu zawracał mi tylko głowę swym jaśniepaństwem -odparła Eshte, z łatwością wyobrażając sobie każdego czarownika w Grauburgu jako kolejnego Thaneeeekryyysta. Zatem ani myślała zbliżać się do kolejnego, jeden był bardziej niż wystarczający.
Ze stuknięciem odstawiła na stół kielich, aby dłonią móc pośpiesznie przeszukać swoje kieszenie. W międzyczasie nogę na nogę założyła, w razie gdyby w głowie Arissy pojawił się jakiś głupi pomysł na cel kolejnej wędrówki. Zabawa zabawą, ale i ta miała swoje granice.
-A wy to może dużą ilość krasnoludów macie na tym swoim zamku, co? Szukałam dzisiaj jednego z nich, ale podobno cała ich tutejsza kompania została wynajęta do jakiejś roboty -zwróciła się do niziołka, gdy już odnalazła upragnioną fajeczkę i lekko zaczęła ubijać w niej aromatyczne zielska.

- Nie… Nie przypominam sobie żadnego krasnoluda.- zamyślił się niziołek pocierając podbródek.- W ogóle szlachta nie lubi wokół siebie widoku wszystkich niskopiennych… jak to nazywają nas, gnomy i krasnoludy. A brodaczy w szczególności nie lubią, bo między nami mówiąc…- nachylił się ku kuglarce Palemonius jakby chciał zdradzić jakiś wielki sekret przy okazji dolewając trunku do kielicha.- Wielmoża nie przepadają szczególnie za krasnoludami, bo większość z nich siedzi w kieszeni jednego lub drugiego krasnoludzkiego kupca. Zadłużają się… a potem ich widok krasnoluda ich brzydzi.
- A to magowie mają jakiś zakon?
- zdziwiła się Arissa, a niziołek kontynuował.- Ponoć jest w tym mieście jakiś kompania wojskowa krasnoludów, może tam znajdziesz swego przyjaciela?

-No, właśnie w kompanii go szukałam. I nie dość, że zgubiłam się w tej ich śmiesznej namiastce twierdzy, to jeszcze brodacz z kance lancy miał czelność zaśpiewać mi siedemdziesiąt pięć srebrnych, abym sobie mojego znajomego krasnoluda wynajęła. Siedemdziesiąt pięć!
-zakrzyknęła Eshte i niekontrolowanie zamachała w powietrzu ręką trzymającą fajeczkę -Zdzierstwo po prostu.

Palcami pstryknęła, aż na koniuszku wskazującego zatańczył nieśmiały płomyczek. Bez zawahania zanurzyła go w fajeczce. Zasyczało, zapachniało ostro, a zwieńczeniem było siwe kółko z dymu wymykające się spomiędzy warg elfki. Uśmiechnęła się błogo.

-Nie wiem czy magowie mają Zakon. Powinni mieć, aby ktoś ich pilnował, nie? Nigdy nie wiadomo co takim przyjdzie do głowy i kogo wysadzą w powietrze swoimi sztuczkami. Ale ja mówiłam o czarowniku, którego trzyma Zakon tego.. no.. P-jak-mu-tam. Piołuna? -zaproponowała nie interesując się zbytnio jak bliskie to było prawdy. Zresztą, lekkomyślne myśli podsuwały jej również inne słowo na P, które równie dobrze pasowałoby do tych księciuniów przybranych w zbroje. Nie wypowiedziała go jednak, bo to już byłoby zbytnie igranie sobie z Arissą. Pewno była znawczynią tych P.

- Perunici… o nich mówisz? Oni nie mają magów w swych szeregach. Reguła im zabrania. Natomiast czasami zabierają na misje zaprzyjaźnionych lub wynajmowanych czarowników.- sprecyzował niziołek ćmiąc swoją fajeczkę i utrudniając Skel'kelowi życie, bowiem zwierzak miał miał trudność z wybraniem kogo dym smakuje mu lepiej.
- A jaki jest ten czarownik?- zapytała zaciekawiona Arissa zerkając na palce którymi Eshte skrzesała ogień.- Przystojny chociaż? Ponoć magowie potrafią czynić czary w łóżku, choć ty widzę że też. Tyle że zapominasz mnie poić i siebie też. Jak my przetrwamy tą noc, bez polepszaczy nastroju, co?

-Nho.. jah tsam nie wyem. Moższe zakonnycy ylko go wwwwynaeli – mruknęła Eshte niewyraźnie, bo przecież trzymając fajeczkę między zębami i rozkoszując się każdym zaciągnięciem, któremu towarzyszyły kolejne kołeczka unoszące się ponad elfkami i niziołkiem.
-I wcale nie był przystojny! -na pytanie kapłanki zareagowała nieco zbyt gwałtownie niżby tego chciała. Do tego już łatwiej zrozumieć ją było, bo fajeczkę ku liskowi wyciągnęła, aby mógł z radosnym pomrukiem rozkoszować się aromatem tytoniu -Chyba, że lubisz te wydelikacone szlachciurki, które więcej pudru na twarz nakładają niż niejedna damulka. Jego sukienek pewno też niejedna mogłaby pozazdrościć.

Zerknęła na twarz Arissy domagającej się pojenia winem. Brew kuglarce lekko drgnęła, no bo kiedy to stała się jej służką? Czyżby bożek jej rączki odebrał? Nie.. nadal przecież czuła jej dłonie to wędrujące po swym brzuchu, to przytulające ją mocniej ku sobie. Naprawdę nie miałaby nic przeciwko jakiejś boskiej interwencji. Teraz.

Ale tylko westchnęła sobie cicho, po czym ujęła za ponownie pełen kielich, kierując go ku spragnionym ustom elfki.
Arissa jednak nie napiła się dopóty, dopóki sama Eshte też nie wlała w siebie trochę wina czując jej zwinne paluszki sięgające wyżej pod gorsetem. Uparciuch nie chciał się upijać samotnie, więc kuglarka chcąc nie chcąc musiała wlać w siebie trochę wina. Było to jednak błogosławieństwem, bo dzięki temu sztukmistrzyni zobojętniało nieco na dotyk kobiecych palców na swym ciele.

- Czy ja wiem.. pod sukniami i pudrem mogą się kryć duże niespodzianki.- wymruczała dwuznacznie kapłanka i spoglądając w oczy Eshte spytała.- To ty widziałaś go bez pudru i… szat, że wiesz że taki brzydki ? A jak się nazywa? Myślisz, że wyczarowałby dla mnie coś ładnego, gdybym go poprosiła…
-Jeśli po tych “negocjacjach” miałby jeszcze siłę na czarowanie.
- zaśmiał się cicho Palemonius.

I znów to zawrzenie krwi w żyłach, nie mające nic wspólnego z byciem macaną przez kapłankę. Chociaż prawdziwy powód też nie do końca odpowiadał Eshte, mimo to z jakiegoś powodu wcale nie chciała, aby Arissa obdarzała Thaneeekryyyystaaa swą boską łaską.

-Pfffeh, nie pamiętam jak się nazywał! -parsknięciem skłamała w sprzeciwie. Bo przecież ani nie chciała, aby ta latawica go znalazła, a i też nie miała zamiaru przyznać przed kimkolwiek, że czarownik był wart zapamiętania -Wielki Pan Mag Noszący Kuper Wyżej Niż Inni, jakoś tak to pewnie brzmiało. A makijaż często potrafi tylko podkreślić brzydotę, stąd wiem.

Po ostatnim słowie wlała w siebie kilka porządnych łyków wina. Wcześniej się powstrzymywała, mając w planach tylko upicie kapłanki, ale może spicie się było lepszym rozwiązaniem. Przynajmniej przestałaby zwracać większą uwagę na działania jej palców, a i na szczęście to nie było tak, że pijana Eshte zaczynała się lepić do innych. Nawet trunki nie były w stanie obudzić w niej jakiejś wyuzdanej bestii, ot co. Wbrew temu co sobie zapewne myślał Ruchacz.

Jakoś w trakcie dalszych rozmów ciało kuglarki postanowiło wziąć górę nad rozumem. W pewnym momencie przestała już zauważać ile kielichów zostało przez nią opróżnionych, ile kolejnych butelek przyniesionych i odkorkowanych. Przestała to mieć znaczenie, kiedy przecież dzięki temu tak mile szumiało w głowie, a światek zamknięty za parawanem był rajem o rzekach płynących winem, które wypłukiwały z jej myśli wszelkie troski.

Wiele godzin później, pojawiały się w jej głowie przebłyski.. niepokojące przebłyski zdarzeń, którymi kierowało alkoholowe upojenie.

Pamiętała swój radosny taniec na stole i trzask roztrzaskującej się na podłodze butelki. I uspokajanego przez niziołka gospodarza, z którego twarzy elfka chichotała, bo była czerwona i lśniąca jak dorodny pomidor.

Pamiętała piosenki śpiewane przez siebie na całe gardło. Kłamliwe piosenki zdające się być o czymś całkiem niewinnym, jak o zwierzątkach na łączce lub odważnym rycerzu ratującym wielce wdzięczną księżniczkę, ale najczęściej okazywały się być o czymś.. o czymś całkiem innym. Co z niemałą radością przyjmowała także podpita kapłanka.

No właśnie, kapłanka. Eshte pamiętała jak ta próbowała jeszcze żarliwiej się do niej dobierać. Dotykała, przytulała i całować także chciała, wywołując u zawianej kuglarki radosne chichoty. Nie gniewała się już, taka emocja nie potrafiła się przedrzeć przez gęstą mgłę alkoholu wypełniającej jej myśli. Zamiast tego uciekała, żartobliwie zmuszając Arissę do gonienia się. Nie był to najchwalebniejszy z pościgów. Nie kiedy obie elfki chwiejnym krokiem co i rusz wpadały na każdy możliwy mebel.

Pamiętała, że popisywała się przed tą dwójką swoimi sztuczkami. Podpaliła Loczkowi włosy, a biedny musiał przed nią uciekać, bo próbowała ugasić je chluśnięciem wina z kielicha. Najwyraźniej wystarczyło samo jej pstryknięcie palcami, aby płomienie zniknęły. Kapłanka ze śmiechu aż spadła z ławy na podłogę..

Reszta nocy pozostawała dla niej zagadką.
I może tak było najlepiej..
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-10-2015, 15:56   #46
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Było ciepło, mięciutko, przyjemnie… Było za ciepło i mięciutko. Poza tym poduszka, na której Eshte ułożyła zbolałą głowę, zdawała się poruszać w rytm jej oddechu. Nie. W rytm własnego oddechu!
Kuglarka zrozumiała ze zgrozą iż spoczywała głową na nagiej piersi śpiącej kapłanki. Co więcej jej własne piersi i zadek też nie były osłonięte ubraniem! A jedynie koc okrywał ich nagie ciała. Rozejrzenie się dookoła pozwoliło Eshtelëi stwierdzić, że… nie ma pojęcia gdzie się znajduje. Łoże było duże i z baldachimem. Komnata bogato urządzona, z oknami w które wprawiono kolorowe szybki. Więc… czyżby została porwana? I co się stało? Pamiętała popijawę, pamiętała swe przechwałki i popisy. Pamiętała wodzenie za nos kapłanki, która chciała ją “po bratersku” całować… a co było potem?

Nie pamiętała. Zalana w trupa i śpiąca smacznie Arissa nie wydawała się dobrym źródłem informacji. Zresztą obudzona z nagą kobietą w łóżku mogłaby nabrać ochoty na rzeczy… kuglarka nie bardzo miała ochotę sprawdzać jakie to rzeczy robi Arissa w łóżku z inną kobietą. Krótkie rozejrzenie się pozwoliło sztukmistrzyni stwierdzić, iż jej ubrania zniknęły jak kamfora. I tylko białe giezło leżało złożone w kostkę na stoliku obok łóżka. Widać ktoś zadecydował za Eshte w co ma się ubrać. I ten ktoś siedział w komnacie obok sądząc po odgłosie gwizdania.

W pierwszym odruchu kuglarka miała ochotę odepchnąć od siebie gołą kapłankę, nawet jeśli wiązałoby się to ze zrzuceniem tej cnotliwej istotki z łoża. Niezbyt ją interesowało, czy by się poobijała, czy może nawet połamała. A umysł, chociaż mocno przymglony całym wypitym alkoholem, cisnął jej już na usta litanię przekleństw i wyzwisk przeznaczonych dla tej elfiej wywłoki. Nie miała przecież w planach rozbierania się. Nie miała tego w planach przed kimkolwiek i kiedykolwiek! Nie mogła sobie wyobrazić jak do czegoś takiego doszło. Czyżby nagle trunki tego miasta tak bardzo jej namieszały w głowie, że po tylu latach swojego życia nawet spodni nie mogła utrzymać na dupie?

W drugim odruchu.. nie, nie było takiego. Przed jakąkolwiek inną reakcję powstrzymał Eshte nagły ból głowy i równie gwałtownie podchodząca jej do gardła potrzeba zwrócenia całego jedzenia zalegającego w żołądku. I to nie z winy własnego pijaństwa, a wizji tego co mogła jej zrobić Arissa. Wcale nie mając ochoty choćby paluszkiem dotykać nagiej kapłanki, kuglarka z trudem porzuciła zamysł zrzucenia jej z łóżka i sama się od niej odsunęła. Jak najdalej. Na sam kraniec mebla. Właściwie, to nawet jeszcze dalej.
Znów jęknęła, znów z bólu, lecz tym razem przez uderzenie ciałem o podłogę. Chociaż, pomyślała leżąc na plecach i nie do końca będąc pewną czy uda jej się ustać na nogach, to wcale nie było takie źle. Z dwojga złego już wolałaby tutaj spać. Uniosła ostrożnie rękę i pociągnęła za ubranie zostawione na stoliku. Wystarczyło, że spadło na nią. Nie miała sił na więcej. A to i tak był pewien sukces.

I wtedy, kiedy już zdawało się, że wszystko dobrze się ułoży, dotarł do niej ten.. dźwięk. To gwizdanie, wręcz wwiercające się w jej zbolałą głowę. Głośne, jak gdyby cała orkiestra gwizdaczy ukrywała się w komnacie. Tym razem jęknięcie przybrało postać soczystego przekleństwa.
Gwizdanie się urwało i zostało zastąpione krokami. Potem nastąpiło skrzypnięcie klamki i skrzypnięcie drzwi. I Eshte zobaczyła Loczka wraz ze swoim pieszczochem owiniętym niczym kołnierz wokół jego szyi.

- Już wstałaś? Myślałem że dłużej będziesz nieprzytomna, po tym jak się wczoraj schlałyście z Arissą… aż dziw, że możesz się poruszać o tak wczesnej porze.- rzekł cicho Palemonius przyglądając się kuglarce.- Ale tak to jest, gdy się baluje z doświadczoną kurtyzaną.

-No, raczej.. raczej nie mam zamiaru tego powtarzać..
-burknęła Eshte, aż za bardzo wyczuwając teraz w ustach jaki posmak pozostawiły po sobie wszystkie te wczorajsze trunki. Jednak nawet w połowie nie był tak obrzydliwy, jak to wrażenie jakie miała na swym ciele po leżeniu z Arissą na jednym łożu. Teraz Sztukmistrzyni Meryel marzyła o gorącej kąpiel z wyjątkowo szorstką szczotką.
Ziewnęła i lekko poczochrała dłonią swoją czuprynę co.. okazało się nie być najlepszym pomysłem. Zacisnęła zęby z bólu, a po chwili zapytała cicho -Gdzie moje.. ubrania? Nie chcę tu być, gdy ta Twoja kapłaneczka się obudzi. I macie tu może jakąś łaźnię, albo chociaż balię z wodą? Albo jakieś koryto, nie jestem wybredna..

- W zamku mają wszystko na zamówienie. A może jednak powinnaś zostać, po tym jak żeście razem migdaliły na tym łóżku namiętnie…
- zaczął mówić niziołek, a Eshte bladła coraz bardziej (choć w zasadzie to robiła się zielonkawa na obliczu). Loczek na ten widok zaśmiał się cicho i dodał.- Arissa zdołała cię chyba namówić na rozebranie się i może nawet zdołała podstępem wysępić jakieś całusy, ale nic więcej się nie zdarzyło. Obie padłyście bez czucia jakieś pięć minut po wylądowaniu w sypialni. I byłyście cicho… przez większość nocy. Pomijając północ… zaczęłaś wtedy wołać przez sen jakiegoś Thanekrysta, by cię ratował przed porwaniem przez tą przeklętą gnidę. Ten Thanekryst to twój ojciec?
Podrapał pod pyszczkiem liska otulającego jego szyję.- A co do ciuchów, dałem praczkom do wyprania. Śmierdziały strasznie. Aż wstyd… było wąchać. Ty też pewnie powinnaś się umyć, tyle że w pokoju obok co najwyżej. Niestety, jesteś gościem świętobliwej Arissy i masz dostęp tylko do dwóch łóżek, mojego i jej. Co prawda twój wóz sprowadziliśmy do stajni zamkowej, ale nie dadzą ci tam mieszkać. Nie uchodzi po prostu.

-Chyba się porzygam..
-skwitowała Eshte ten natłok wieści, jednej gorszej od kolejnej. Kapłaneczka naprawdę musiała mieć chyba jakąś boską pomoc, skoro jako pierwsza w życiu kuglarki zdołała ją całkowicie pozbawić ubrania. Bo i ta zwykle nie przepadała za przypominaniem sobie, że ma jakieś krągłości pod gorsetem i spodniami. Wiedziała wprawdzie, że tam są, ale wolała utrzymywać ten fakt w tajemnicy.
Nawet słowem nie raczyła skomentować tej nowiny o sobie wzywającej Ruchacza przez sen. Koszmar musiał być, ot co. Choć nie tak straszliwy jak ten na jawie.

-Zabieram swoje rzeczy i wynoszę się stąd. Znajdę sobie jakieś koryto lub kałużę po drodze. Zresztą.. niech sobie te praczki zatrzymają moje ubrania. Mam więcej w wozie.. -mówiła, cały czas zwracając się ku stropom komnaty. Jakoś niezręcznie owijając się białym chałatem postarała się usiąść na zimnej podłodze, co.. znów zakończyło się bólem głowy, jak gdyby o owe stropy nią uderzyła.

- To też będzie problem… -zamyślił się Palemonius drapiąc po podbródku.- [i]Nie można sobie od tak wchodzić i wychodzić z zamku. Straże cię nie wypuszczą, prędzej zaprowadzą do loszku. Zresztą, ubierz się na razie, a ja każę przygotować ci kąpiel. Po umyciu zaś, coś zjemy i postanowisz co dalej. Zupełnie cię nie rozumiem. Najpierw robiłaś wszystko by dostać się do zamku, a teraz nagle ci się odwidziało?

-No, nie było w moich planach znalezienia się nago w łóżku z inną elfką. Ani z kimkolwiek innym -burknęła kuglarka nieco urażona, że niziołek jej zarzuca jakieś bycie zmienną. I tym, że pozwolił doprowadzić do takiej sytuacji.
Powoli, ostrożnie i bardzo chwiejnie zaczęła się podnosić, przy czym dłońmi łapała się wszystkiego, aby tylko nie uderzyć znowu tyłkiem o podłogę. A nie było łatwo, nie pomagały ani boląca głowa, ani wirujący świat. Podtrzymując się dłonią o stoliczek w końcu zdołała stanąć na nogi, choć pochylona poza wskazywała na to, że ciało elfki najchętniej wróciłoby do pozycji leżącej na ziemi.

-Poza tym, to już chyba ranek, nie? Zależało mi na jednej bezpiecznej nocy w zamku, zamiast pośród opustoszałych uliczek. Ciągle muszę znaleźć sposób na wymknięcie się poza mury tego przeklętego miasta. Bez zostania jakimś błaznem w orszaku Twojego rycerzyka -szeptała, nie wiedząc jak głęboki sen miała Arissa i nie chcąc kusić losu głośniejszą rozmową. W międzyczasie pozakładała jakoś na siebie giezło, w dużej mierze improwizując z rękawami i odpowiednim otworem na głowę. Ostatecznie zakrywało to co powinno zakrywać. To było najważniejsze.

-No, ale na kąpiel mogę się zgodzić. Jeśli ona mi nagle w niej nie przeszkodzi -w tym momencie drżący palec Eshte wskazał oskarżycielsko na kapłankę, nic sobie nie robiącą z własnej nagości wystawionej na pokaz wszystkich oczu zebranych w komnacie. W tym biednego Skel'kela -I jeśli macie tutaj te takie fikuśne olejki. Wiesz, te pachnące Zachodem Słońca lub Mokrą od Rosy Łąką o Poranku. Podobno szlachciurki tylko w takich się kąpią.

-Powodzenia życzę, bramy zamknięte. Nikt nie wjeżdża, nikt nie wyjeżdża. Nikt.- odparł sceptycznie Palemonius i zerknął w kierunku zadka śpiącej kapłanki.- Są dużo gorsze rzeczy niż migdalenie się z milutką elfką. Dużo gorsze… więc nie prowokuj bogów, bo ponoć niektórzy mają wredne poczucie humoru. A choć ona jest pozorantką, to… czasami mam wrażenie, że jakieś bóstwo czuwa nad nią. Nikt bowiem nie może mieć tyle szczęścia bez jakiejś nadnaturalnej opieki. No nic… przyszykuję ci balię z olejkami, a ty… nie wiem. Co chcesz robić w tym czasie?

-Poczekam chyba. Przecież przygotowanie kąpieli nie zajmie Ci długo, nie? A potem może sobie pozwiedzam ten wasz zamek
-odparła wzruszając ramionami i nie racząc się podzielić z niziołkiem swoimi przemyśleniami co do sytuacji gorszych niż migdalenie się z elfką. Nie było takich wiele w wyobrażeniach Eshte. Domyślała się jednak, że łączyłyby w sobie demony, cnotliwe kapłanki i Ruchacza. I może jeszcze jakieś macki na dokładkę.

Gwałtownie dłonią przesłoniła swe wargi, gdy znów zazieleniła się na twarzy i wyraźnie poczuła w gardle swe wczorajsze posiłki. Jakoś nie liczyło się dla niej teraz, czy winę ponosiły te myśli, czy może nadmiar wypitych w tawernie trunków. A może wszystko razem. Wymamrotała tylko -Albo najpierw.. znajdę jakiś kawałek podłogi.. aby umrzeć..







* * *









Rozlegały się wszędzie.
Pośród rozległych korytarzy zamku. W komnatach wielmoży przygotowywanych na nadejście kolejnego dnia. A przede wszystkim w izbach przeznaczonych dla zarobionej po łokcie służby.
Wszędzie, a jednak nigdzie. Przechodziły tylko z ust jednej służki do uszu kolejnej, nie zawracały szacownych główek szlachty, dopiero co teraz przewracającej się na drugi bok w swych łożach.

Szepty. Plotki.
Mówiono w nich, że istny demon pojawił się w posiadłości. Nikt nie wiedział skąd przybył, ani gdzie później zniknął, ale podobno wywrócił do góry nogami jedną z łaźni. Istota pochodząca z najgorszych czeluści, to było jedyne wytłumaczenie co poniektórych prostych służek. Bo przecież żadna istota im znana, ani człowiek, elf, krasnolud, ani nawet psotny chochlik nie mógłby zostawić pomieszczenia w tak katastrofalnym stanie. Co dziwaczne, poza zapachem kwiatowych olejków w powietrzu, dawało się też wyczuć smrodek.. jakby.. mokrego futra. To wywoływało jeszcze więcej konsternacji w czasie porannej krzątaniny.

Eshte w swoim życiu nie miała zbyt wielu możliwości do korzystania z eleganckich kąpieli. Nie można przecież było takimi nazwać drewnianych balii w przydrożnych tawernach, a już na pewno nie publiczne łaźnie, od których zresztą starała się trzymać z daleka. Nie tylko nie chciała, aby ktokolwiek oglądał JĄ nago, ale przede wszystkim nie chciała tak oglądać kogokolwiek innego! Najczęściej towarzyszyło temu zbyt wiele włosów w najmniej ku temu odpowiednich miejscach, duża ilość obwisłej skóry i tłuszczu.. uh, mimo wszystko kuglarka bywała wrażliwa. I drażliwa także.

Zatem kiedy tylko doszła do siebie, kiedy świat przestał wirować, a jedzenie podchodzić do gardła, z ciekawością wsunęła się do łaźni przeznaczonej dla Cnotliwej Kapłanki Arissy, niziołka oraz ich gości. Już wystarczyło samo uchylenie drzwi, aby uderzyły ją w nos.. zapachy. O wiele inne niż te wypełniające publiczne przybytki, najczęściej będąc mieszaniną potu, brudu, wilgoci i najtańszych specyfików do mycia ciała. Tutaj powietrze było aż gęste, prawie lepkie od kwiatowej woni. W dziwaczny sposób rozluźniała elfkę swoją słodyczą, przyprawiała ją o niemądry uśmiech i chęć wtulenia się ciepło w te unoszące się wokół niej opary. Jak w miękkie chmurki, które powinny być różowe.
To było.. magiczne miejsce. Większe niż wnętrze jej wozu, o wiele lepiej pachnące i sprawiające, że bała się czegokolwiek dotknąć z obawy o zniszczenie tych wszystkich wymyślnych zdobień, lub pobrudzenie śnieżnobiałych ręczników poskładanych idealnie jeden na drugim.
Oczywiście, głównym elementem tej łaźni była.. ona.








Olbrzymia w oczach Eshte, wszak nienawykłej do takiego przepychu. Ta wanna mogłaby być matką wszystkich innych mniejszych wanienek, a pomieścić mogłaby w sobie przynajmniej kilka osób! Czego, naturalnie, elfka nie miała zamiaru sprawdzać.
Woda była cały czas gorąca, aż z niej przyjemnie parowało. Tworzyła się na niej nieśmiała piana, od której gdzieniegdzie swą czerwienią odznaczały się porozrzucane płatki kwiatów. Było.. prawie idealnie. Jedyne czego brakowało, to świec porozstawianych po całym pomieszczeniu. Zapewne to pomieszczenie musiało poruszyć w kuglarce jakieś ledwo istniejące, zepchnięte gdzieś w ciemny kąt, wyjątkowo niewieście i romantyczne instynkty. I to właśnie one jej podszeptywały do spiczastych uszu, że powinny być zapalone świecie. Pachnące także, bo miłych zapachów nigdy za wiele. Szybko jednak uciszał je jej wrodzony pragmatyzm, który tylko rechotem przypominał, że przecież już jakiś czas temu wzeszło słońce i teraz ono rozświetlało łaźnię. Świece, dobre sobie.

Przezornie przekręciła klucz w drzwiach za sobą. Nie mogła przecież pozwolić na to, aby nagle zbudzona ( i rozbudzona pewnie także ) Arissa wpadła do środka w pragnieniu dołączenia do kąpieli. Kuglarka nie miała zamiaru kusić losu.
Ubranie zdawało się być czymś wręcz niestosownym w takim miejscu. Dlatego szybko zdjęła z siebie podsunięty jej przez niziołka chałat, nie dbając nawet o to, aby gdzieś go zawiesić – po prostu zostawiła go na podłodze, tam gdzie dopiero co stała.
Naga. Z niepozornymi krągłościami odsłoniętymi na widok martwych, kamiennych oczu rzeźbionych stworów zdobiących łaźnię. Z bliznami szpecącymi całą skórę jej lewego boku i ramienia. W każdej innej sytuacji miałaby z tym problem, ale teraz nie tylko była sama, więc nikt nie mógł jej napastować swoim wyuzdanym spojrzeniem, ale także kąpiel zbyt bardzo kusiła, aby miała się teraz przejmować jakimiś przyzwoitościami. Albo poczuciem wstydu i niezręczności.

Niewiele minęło, nim elfka pisnęła uradowana, kiedy jej stopa dotknęła gorącej tafli wody. Przyjemny dreszczyk przebiegł po jej skórze. Nie tylko porządne kąpiele były rzadkością w jej życiu, ale także kąpiele w ciepłej wodzie. Najczęściej musiała jej wystarczyć zimna, wręcz lodowata. Z pewnością dobrze hartowała, ale ona nie miała zamiaru czekać aż ta tutaj całkiem ostygnie.
Woda chlusnęła poza wannę, gdy wręcz wskoczyła do niej, ani trochę się nie licząc z późniejszymi trudami w posprzątaniu tego bałaganu. Zanurzyła się na moment tylko po to, aby zaraz z powrotem odetchnąć głęboko, zaśmiać się głośno i odgarnąć z twarzy mokre kosmyki włosów. Musiała wprawdzie wypluć jakiś niesforny płatek, który wpadł jej do ust, ale poza tym było cudownie.
Skel'kel nie odstępował swej Pani ani na krok, chociaż ani myślał pójść w jej ślady i zatopić się gorącej kąpieli. Wolał kręcić się naokoło wanny, tarzając się wśród wonnych soli do kąpieli i rozsypując je po całej okolicy, przez co podłoga stopniowo sprawiała wrażenie coraz bardziej przyprószonej niby śniegiem.

Ale po chwili cieszenia się kąpielą, Eshte doszła do wniosku, że ta ilość piany z ledwością zakrywająca jej ciało pod wodą, była zdecydowanie niewystarczająca jak na jej gust.








A wyobraźnia podsycona tym miejscem i dostępnymi możliwościami, podsuwała jej kuszące obrazy pełne białej piany, aż wylewającej się z wanny. Tak miękkiej i wszechobecnej, że ona mogłaby się w niej cała schować! Nie wiedziała, kiedy jeszcze nadarzy się taka okazja, więc nie mogła jej tak po prostu przepuścić!

Już wcześniej upatrzyła sobie buteleczki ustawione w rządku tuż przy wannie. Kolorowe, niczym tęcza. Jedne wypełnione czymś.. czymś podobnym do maleńkich kamyczków, a inne zaś gęstymi specyfikami. Po odkręceniu ( a jakże, elfki nigdy nie interesowało, że coś może nie należeć do niej ) wszystkie okazywały się łaskotać ją w nos zniewalającymi, słodkimi zapachami. Właściwie to było nieprawdopodobnym, że cokolwiek jeszcze czuła wśród tej kompozycji już unoszącej się w powietrzu.
Pootwierała wszystkie, po czym niewiele myśląc to wlała, to wsypała te specyfiki do wanny naokoło siebie. Gdyby nie kuglarstwa, zapewne mogłaby odnaleźć się w sztukach alchemicznych - miała zdecydowany talent do mieszania ze sobą składników. I równie beztroskie podejście do ewentualnego, wybuchowego zakończenia swego dzieła.
Zawrzało, jak w kotle czarownicy. Barwne kamyczki osiadły na dnie wanny, drażniąc Eshte w pośladki. Piana zaś zaczęła.. rosnąć. Powoli, niczym żywe stworzenie mające w planach pożarcie tej filigranowej istotki. A ona podsycała ją jeszcze swymi gwałtownymi ruchami rąk, rozchlapując naokoło wodę i zmuszając liska do umykania przed atakami białego puchu.

Oh, ta sztukmistrzyni nie miała w naturze leniwego leżenia w kąpieli i czekania na powolne pomarszczenie się całego jej ciała.

Szorowała mocno skórę, próbując prawie zedrzeć z niej zapach kapłanki oraz wspomnienie jej dotyku na sobie. Może i nie pamiętała go w pełni, na szczęście swego łatwo wywracającego się żołądka, ale wystarczyło samo wspomnienie tej.. pobudki. Brr.
Pokrywała ciało w pianie najróżniejszych mydeł, a na włosy szczodrze wylewała coraz to kolejne specyfiki znalezione na brzegu wanny i w szafkach łaźni. Aż tego mycia mogło starczyć jej barwnym kosmykom na najbliższy miesiąc, albo dwa!

Ale w międzyczasie miała też czas na zabawy i uprzykrzanie życia służkom.
Mydlane bańki unosiły się w powietrzu łaźni. W czasie, kiedy ona próbowała stworzyć między dłońmi jak największą z nich, fajkowy lisek psotnie polował na wszystkie inne. Jeśli któreś były ponad jego zasięgiem, to błyskawicznie wślizgiwał się na pobliskie szafki, zrzucał po drodze wszelkie buteleczki i ozdóbki, aby w końcu poczuć na czarnym nosku krople pękającej bańki. Zapewne mogłaby powstać z tego iluzjonistyczna sztuczka, ale jakoś żadne z nich nie miało teraz do tego głowy.
Szczególnie kuglarka, która co jakiś czas wyskakiwała z wanny, i ślizgając się po podłodze przechodziła przez całą komnatę, zostawiając za sobą mokre ślady. Bo coś tam zobaczyła interesującego, a przecież nie mogła zostawić swej ciekawości niezaspokojonej. Czasami to ona goniła za swym pieszczochem, żartobliwie grożąc mu wrzuceniem „tego smrodliwego, futrzastego tyłka” do wody.

Te proste, dziecięce wręcz radości wypchnęły z jej myśli wszelkie zmartwienia.
Nie było czającego się gdzieś za murami Pierworodnego, nie było pozostawionego przez niego niewolniczego tatuażu. I na pewno nie było nocy spędzonej z Arissą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-10-2015, 18:20   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po straszliwej nocy… której na szczęście nie pamiętała.
Po męczącym poranku kiedy sobie przypominała wczorajszy dzień i noc, po przyjemnej kąpieli… podczas której zapomniała w ogóle o całej sytuacji.
Po tym wszystkim przyszedł czas na dalszą eksplorację zamku. Ale wpierw, ubranie i śniadanie.
Z oboma był pewien kłopot, ale na szczęście pojawił się niezastąpiony Palemonius. Loczek miał już przygotowane dla niej szaty. Co prawda były to suknie Arissy i przez to dość ciasno opinające ciało, ale lepsze to niż kusić tutejszych wielmożów gołym tyłkiem, prawda?
W pakiecie zresztą było także układanie kunsztownej fryzury na głowie elfki, co wiązało się z dużą ilością loczków i zawijasów. Podczas układania tej misternej konstrukcji na głowie kuglarki, Loczek pouczał ją co do zachowania na zamku.
- Unikaj zamku górnego, tam jest obecnie większość wielmożów i… więcej straży. Mogą zadawać pytania, na które nie udzielisz właściwej odpowiedzi. Tu na dolnym zamku możesz czuć się swobodniej.- mówił z pietyzmem układając niesforne pukle Eshte w misterną konstrukcję. Jak on to w ogóle robił? Kuglarce nigdy nie udało się w pełni okiełznać swych włosów.- Nie próbuj wyjechać z zamku. Nie jesteś Arissą, by zdobyć taki posłuch. Nikt nie może się dostać tutaj, ani opuszczać zamku bez pozwolenia Ughtera IV von Gerstein. Chodź z podniesionym nosem, patrz na innych z góry i odpowiadaj na odzywki strażników z zimną pogardą i wyższością w głosie. Jakbyś robiła im łaskę zwracając na nich swą uwagę. Tak samo traktuj służbę. Wtedy może nie spytają kim jesteś. W razie czego twierdź że jesteś kapłanką Hagdara Tyrwaldsona i na wszystkich bogów, unikaj szlachty. Cóż… to wystarczy, by przetrwać w zamku.
Niziołek spojrzał na swe cudeńko utworzone z jej włosów i westchnął.- Jesteś wyzwaniem dla mych talentów, ale nie zamierzam się poddać.
Po czym znów zabrał się za włosy elfki dodając.- Możesz też zostać w pokojach przeznaczonych dla Tyrwaldsona i jego świty. Będzie problem z łóżkami co prawda, ale za to nie będziesz się nudzić, przebywając ze mną i Arissą
Brrr… to już wolała zwiedzanie zamku.


A było co zwiedzać, bo zamek był duży. Eshte nigdy nie była w takim miejscu, więc zaskakiwało ją pod każdym względem. Była to olbrzymia posiadłość, pełna ludzi… prawdziwe miasto w mieście.


Olbrzymie stajnie, łaźnie, pralnie...Dziesiątki korytarzy i pokoi, dziesiątki służby zawsze spieszącej się z powodów których kuglarka tylko się domyślała. W końcu ktoś tych nierobów z doczepionymi do tyłka herbami musiał nakarmić, ogolić, ubrać i zabawić. Ktoś musiał po nich posprzątać i uprać ich pościel i ubrania. Zupełnie jakby byli małymi dziećmi. Oczywiście oburzanie się na przywileje warstwy rządzącej nie przeszkadzało kuglarce samej korzystać z owych przywilejów. Wszak kto wie, kiedy znów nadarzy się okazja napchać kiszki darmowym jedzeniem, prawda?
Murowany zamek dawał poczucie bezpieczeństwa.


Te grube mury, ci rośli strażnicy sprawiali że zagrożenie ze strony Pierworodnego wydawało się coraz bardziej abstrakcyjne. Bo przecież nie jest możliwością by je pokonał i wszystkich na swej drodze zauroczył, prawda? Zresztą, może o niej zapomniał?
Gdzieś głęboko w sercu wiedziała, że sama siebie okłamuje. Ale po wielu godzinach zamartwiania, potrzebowała odpocząć.
Zresztą, przyjemnie było być wielką damą. Patrzeć jak służki ustępują z drogi, jak strażnicy kłaniają się w pas gdy przechodziła. Miło patrzeć było na innych z góry. Łechtało to próżność kuglarki i pozwalało zapomnieć o niezbyt przyjemnych okolicznościach przybycia do tego miejsca.
Co prawda parę razy musiała schodzić z drogi pompatycznym szlachcicom zadufanym w sobie i pogrążonym w rozmowach o jakimś “zgonie w rodzinie”, “morderstwie”, “spisku” i “sojuszach”. I tych wszystkich szczegółach, które Eshte znała pod pogardliwą nazwą “polityka.” Bo cóż ją, artystkę i wolnego ptaka (co prawda obecnie tymczasowo zamkniętego w zamkowych murach) obchodzą problemy szlachty. Nic! Ot co!



Jednego jednak szlachciury uniknąć nie zdołała. Najgorszego z najgorszych oczywiście. Tego, którego imienia nie wymawia się… w obecności Arissy.
Thaanekryyst.
Czarownik równie zdumiony jej widokiem, co ona jego… choć kuglarka powinna przewidzieć, że może się na niego natknąć.
- Eshte… lëa ? Co ty tu robi…- nie dokończył słów wpatrując się wpierw zdziwionym, a potem ironicznie uśmiechniętym obliczem w kuglarkę. - A więc to tak? Więc to tak przebywasz na ponurym cmentarzu w jakie zmieniło się miasto? Więc to tak… tobie z pewnością nie usługują sługi. Bo przecież ta misterna fryzura, którą masz na głowie ułożyła tak przypadkiem. A i suknia godna dwórki to… z pewnością w rynsztokach miasta można ich wiele znaleźć. Tak z pewnością wygląda cierpienie POZA murami zamku.
Potarł podbródek obchodząc kuglarkę dookoła i przyglądając się jej bacznie. - Trzeba ci jednak przyznać, poradziłaś sobie. Acz frapuje mnie jedno... twój podpis. Czyżby te wszystkie tytuły i nazwy jakie zwykłaś wymieniać, miały na celu ukryć twoje prawdziwe imię? Czy rodzice nazwali cię… Pupcia? Czy tak winienem się do ciebie zwracać? Wszak o tym świadczy twój podpis.
Po tym złośliwym wywodzie Tancrist uśmiechnął się wesoło.- Miło cię widzieć całą i zdrową.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-08-2016 o 12:09.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-01-2016, 16:59   #48
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
TY!

Szczupły paluszek elfki ze stanowczością celował prosto w klatkę piersiową czarownika, niczym ostrze wojownika przyszykowanego do walki. Nie, nie jak ostrze. Bardziej jak jeden z tych fikuśnych, napędzanych magią pistoletów, na które mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi. I z pewnością, gdyby Eshte sama ukrywała w sobie taką moc, to Thaneekryyst już leżałby nieruchomo na lśniącej posadzce zamku. Z dziurą wypaloną na wylot przez serce.

Litania wyzwisk cisnęła się na słodkie usteczka kuglarki, a przecież swoje słownictwo miała całkiem bogate. Już czuła jak przekleństwa przechodzą jej przez gardło, jak smakuje je na języka i prawie wypluwa z siebie w nieskończonym potoku. W końcu zasłużył sobie, obszczymurek jeden.

W porę sobie jednak przypomniała słowa niziołka. Chyba.. chyba nie było mądrym takie chodzenie, przeklinanie i krzyczenie, kiedy wręcz było się po kolanach we wszechobecnym jaśniepaństwie. Jeszcze ktoś mógłby ją wystawić za bramy zamkowe, a tam przecież tylko czekał na nią parszywy Pierworodny.
Cofnęła więc rękę i spróbowała nią wykonać.. Gest. Nie jakiś tam nieprzyzwoity, ale Gest przez duże „G”. Kobiecy, wdzięczny, elegancki i figlarny. I taki nonszalancki, podejrzała to kilka razy u szlachciurek.

Palcami dotknęła swych ufryzowanych misternie włosów, chcąc od niechcenia zarzucić kilkoma z ich pasem. Lecz chcenia pecha było silniejsze, przez co tylko zaplątała się wśród nie, przyzwyczajona do posiadania na głowie czegoś innego niż okiełznanego, artystycznego chaosu.

-Jestem gościem szacownej i cnotliwej Arissy. Nie powinnam rozm.. -zaczęła, ale urwała. To było nieodpowiednie podejście do rozmowy z tym lubieżnikiem, szczególnie kiedy okazał się być lubieżnikiem niepotrafiącym dotrzymać swego słowa. Nie, nie, musiała pamiętać o roli jaką tutaj odgrywała. Przeszła przez tak wiele, aby się dostać za mury tej posiadłości, że teraz mogła przynajmniej utrzeć mu nosa. Albo nie dać utrzeć własnego, to też dobrze.
Wzniosła dumnie podbródek i oczy przymknęła, jak gdyby nie mogła nawet patrzeć na larwę, jaką był jakiś byle arystokrata. W końcu ona ( wcale nie ), a przynajmniej Arissa ( też miała co do tego wątpliwości ) posiadały powiązania u samych bogów! To musiało się liczyć więcej, niż jakieś wymyślne tytuły -Szlachcicom nie wolno ze mną rozmawiać.

Przymknięcie oczu było błędem taktycznym. Wszak dobrze wiedział jak podstępny to rozpustnik! Nie powinna go spuszczać z oczu. Nie dosłyszała jego kroku, za to poczuła opuszki palców muskające delikatnie skórę jej szyi jakby była porcelanową figurką, jakby była czymś cennym.
-Hmm… nadal masz go. To niedobrze. No, ale skoro już tu trafiłaś, to może zdołam przy nim pomajstrować… szkoda, że czas nie jest po naszej stronie. To bardzo niefortunna sytuacja.- mruknął Tancrist cicho, bardzo blisko niej.- I to na wielu poziomach.

Elfka odskoczyła gwałtownie, kiedy bliskość czarownika stała się dla niej zbyt ciężka do zniesienia. A stało się to dość szybko.
Czemu właściwie wszyscy w tym przeklętym mieście chcieli jej dotykać?! I temu wrażeniu wcale nie pomagało, że była taka czyściutka, pachnąca i mięciutka, zupełnie jak nie ona. I ta nieszczęsna sukienka od kapłanki. Obciskała jej ciało w najmniej ku temu odpowiednich miejscach! Bo i na cóż sztukmistrzyni były piersi wylewające się z ram dekoltu? Na cóż były tak nienaturalnie podkreślone pośladki?! Doprawdy, przez chwilę nawet miała obawy, że usłyszy trzask materiału pękającego w czasie tej jej ucieczki z łapsk Thaaneeekryyysta.

-Ani myślę pozwalać Ci na mnie majsterkować, parszywcu! Już ja słyszałam o czarownikach wykorzystujących innych do swoich doświadczeń i nie mam zamiaru stać się jakimś Twoim zwierzaczkiem do eksperymentów! - oburzyła się na samą taką sugestię. Tym bardziej, że cały czas nie mogła mu darować zostawienia siebie na cały dzień w mieście, kiedy w każdym momencie mogła paść ofiarą Pierworodnego. Na pewno nie zasłużył sobie na jej uśmiechy -I nie ma w tym Twoim Grauburgu innych zamków?!

- Nie ma… to jedyny zamek w mieście. Pomijając fortecę zakonu do której mnie nie wpuszczą, garnizon wojskowy, w którym stacjonują żołnierze naszego gospodarza, oraz… kwaterę krasnoludzkich najemników, do których… cóż… nie pasuję.
- odparł stoickim tonem głosu Tancrist wyliczając na palcach. Po czym przypomniał elfce, nachylając się ku niej i machając jej palcem przed nosem.- Poza tym, to ty chciałaś żebym ci pomógł. Usunął ten zdobny maluneczek z twej szyi. Niech cię nie zwiedzie fakt, że jego autor jeszcze nie zgłosił się po swoją nagrodę. W tym mieście nie chyba murów, które mogłyby go powstrzymać.
Następnie zamyślił się rozważając na głos.- Swoją drogą, to dziwne że się jeszcze nie zgłosił. Byłem przekonany, że po tym co zdarzyło się na zamku wypełnił swą misję. Więc, na cóż jeszcze czeka? Albo, co planuje?

-Ale to Ty miałeś przyjść do mnie rano i się pozbyć tego ustrojstwa! Zamiast tego musiałam szukać sposobu, aby ten gównojad mnie nie znalazł!
-warknęła wściekle, chociaż i tak nad sobą panowała ze względu na.. otoczenie. Jeszcze zwróciłabym na siebie uwagę jakiegoś przechodzącego szlachciurki i kazałby ją wystawić za bramy zamku. Nie, nie. Musiała wytrzymać tutaj tak długo, aż ktoś w końcu zetknie tą śliczną główkę z karku Pierworodnego.
- Kiedy Ty i inni jaśniepaństwo dostaliście zapewne śliczne, zdobione zaproszenia do zamku, ja musiałam się narobić, żeby tu się dostać! I to wcale nie było ani łatwe, ani przyjemne, ani.. -wydęła wargi, po czym westchnęła ciężko. A raczej, westchnęłaby ciężko, gdyby nie przeszkadzała jej w tym przyciasna szata kapłańska. Przynajmniej zdołała jakoś nieporadnie skrzyżować ręce na piersi, a kiedy oplatający jej szyję fajkowy lisek spoglądał na Thaneeekryyysta swymi paciorkowatymi oczami, ona mruknęła od niechcenia
-Może czeka na odpowiedni moment. Cała arystokracja zamknięta w jednej posiadłości, to wydaje się być idealną okazją do jakichś podłości w jego wykonaniu.

- Och, wybacz… nie zauważyłem chwili, gdy awansowałem na twojego sługę.- mruknął czarownik poświęcając uwagę Skel'kelowi zamiast niej.- Nie za dużo ode mnie wymagasz? Nie jestem twoim kochankiem, a jak napisałem do ciebie w liście moja droga Pupcio, nie mogłem przybyć, bo zostałem wezwany tutaj. I choć pokusa usłyszenia twojego narzekania była niewątpliwie urokliwsza od dwóch ciężkozbrojnych rycerzy, to jednak…- lis z pomrukiem przyjemności pozwalał się drapać po podgardle. Czemu Skel'kel lubił tego łajdaka, tego Eshte nie potrafiła zrozumieć.- Ci dwaj posłańcy mieli zdecydowanie solidniejsze i ostrzejsze argumenty. Poza tym wspomniałem chyba, że usunięcie tej ozdoby nie będzie łatwe, prawda?
Nagle czarownik zamilkł wpatrując się w oczy elfki zapytując się z żartobliwym uśmieszkiem.- A właśnie… wracając do sprawy liściku. Odbierzesz ode mnie swojego latającego posłańca, czy… jest on może dodatkiem do listu i mam go przeznaczyć na pieczyste?

-Oczywiście, że chcę go odebrać. To nie tylko posłaniec, ale także część niektórych z moich sztuczek - mruknęła mu w odpowiedzi, wcale nie podzielając jego dobrego humoru. Obróciła głowę, by pochmurnością swych oczu o fiołkowej barwie zapatrzyć się gdzieś w bok. Naturalnie, to nie było tak, że ją speszył swym bezpośrednim spojrzeniem. Może po prostu coś przyciągnęło jej uwagę, jakiś błysk lub zapach pieniędzy. Była przecież w zamku, a to oznaczało samo przez się, że otaczała ją mnogość drogocenności i świecidełek. A Eshte miewała lepkie paluszki.

-I nie będę się przed Tobą tłumaczyć z moich nerwów. To ja noszę na skórze ten niewolniczy tatuaż i przez niego pewnie ten pięknooki potwór mógł mnie znaleźć w każdym miejscu w mieście, z którego nawet nie mogę uciec -przymarszczyła brwi, jednocześnie starając się ignorować to zbytnio łaszenie się liska do dłoni czarownika. Puszysty, uroczy zdrajca -Twój liścik nie pomógł w uporaniu się z tą myślą.

-W każdym miejscu na świecie. Nawet gdybyś uciekła z Grauburga wywąchałby ciebie niczym pies gończy.
- rzekł w odpowiedzi Tancrist, tylko dokładając jej dodatkowy smuteczek do zebranej już kolekcji problem. Bezceremonialnie pochwycił za dłoń kuglarki ciągnąc ją w głąb zamku. - A teraz chodźmy po twego pupila, a po drodze… powiesz mi, kim jest ta owa cnotliwa Arissa, bo nie kojarzę szlachcianki o takim imieniu.

-Jest kapłanką u rycerzyka, którego też ściągnięto do zamku. Jeden z tych honorowych i świątobliwych, co to lubi jak mu boża służka utwardza kopie przez turniejem
-elfka parsknęła krótko, rozbawiona wspomnieniem samej siebie odgrywającej rolę niewinnej kapłanki boga Jakiegoś-Tam. Nie myślała o tym nigdy wcześniej, ale może rozminęła się nieco z powołaniem i powinna była dołączyć do jakiejś wędrownej trupy aktorskiej? Albo samotnie pobierać opłaty za mówienie głosami nadprzyrodzonych istot -I ona w swej trosce oraz oświeceniu zlitowała się nad kuglarką porzuconą w obcym sobie mieście. Wprawdzie traktuje mnie jak swoją zabawkę do tulenia, ale przynajmniej dzięki niej dostałam się do zamku, nie?

Starannie dobierała swe słowa, aby przypadkiem nie wymknęła jej się prawda o wyuzdanej naturze Arissy, ujeżdżającej wszystko co się rusza obojętnie od płci. Jeszcze Thanekryyystowi mogłaby się spodobać i mógłby zechcieć ją poznać, co.. niezbyt było po myśli Eshte. Z jakiegoś dziwnego powodu, którego nie miała zamiaru sobie sama tłumaczyć.

- Zabawka do tulenia?- zdziwił się czarownik nie bardzo rozumiejąc te słowa i prowadząc kuglarkę przez kolejne korytarze w bardziej ciemne i odosobnione obszary zamku.- Nie bardzo rozumiem co to znaczy.
Wzruszył ramionami.- Ale nie brzmi to przerażająco, ani trudno. Z pewnością wieczorem ją też utulisz, tak?

-Prędzej będę spała w stajniach..
-burknęła Eshte pod nosem. Nie pomyślała o tym wcześniej, bo każde miejsce daleko od Arissy było dobre, nawet i to w towarzystwie Thaneeekryyysta, ale z każdym kolejnym krokiem coraz głośniej słyszała w głowie to jedno pytanie - gdzie ten parszywiec właściwie ją prowadził? Ostatnim razem jak pozwoliła mu być swoim przewodnikiem, to skończyła w lochach opuszczonej warowni, uciekając przed strażnikami tamtejszego gospodarza. Teraz na dodatek jeszcze spodziewała się po nim wielu lubieżnych pomysłów, których sceną najprawdopodobniej byłaby jakaś komnata tortur. Wyglądał na takiego, z tymi swoimi kaprawymi oczkami spoglądającymi zza szkiełek..

-Czekaj no, czekaj – napięła swe ciało próbując spowolnić zadziwiająco silnego mężczyznę, albo może nawet zatrzymać i powstrzymać jego dzikie zamiary wobec siebie -Nie idę do żadnego Twojego laboratorium. A tym bardziej do Twojej sypialni. Nie jestem demonem ani kurtyzaną, abym miała ochotę przekraczać jej progi!

- Cóż…
- zamyślił się czarownik zatrzymując się w pół kroku, ale bynajmniej nie puszczając dłoni elfki.- Jak chcesz się więc pozbyć tego maluneczku na szyi, jeśli nie pójdziemy do mnie… do mego laboratorium, co? I zostawisz tego swojego gołąbka, w moich dłoniach?
Uśmiechnął się sadystycznie Tancrist i tak fałszywie, że ciężko było w to uwierzyć. Oj kiepski był aktor z Ruchacza. Wzruszył ramionami.- Twoja ozdóbka na szyi, to nie jest coś co zejdzie od machnięcia dłonią, potrzebuję moich komponentów do jej usunięcia. A poza tym…
Spojrzał za siebie.- Co tak pomstujesz na swoje warunki sypialne, jest aż tak źle?

Skel'kel owinięty wokół szyi kuglarki, muskał pieszczotliwie językiem jej policzek i cichutko przy tym popiskiwał także. Zwierzaczek musiał wiele rozumieć, i teraz zapewne próbował przekonać ją do.. może zaufania temu niewdzięcznikowi. W końcu nie znała nikogo innego, kto choćby wiedziałby od czego zacząć rozwiązywanie jej niezręcznego problemu z Pierworodnym.

-Nie przepadam za byciem tuloną. A i mieć własne łóżko też lubię, nawet jeśli czasem to tylko wygodny barłóg z koców -odparła Eshte pokrótce, nie mając ochoty na wprowadzanie czarownika w szczegóły ostatniej nocy. Z łaskawością pozwalała mu się ciągnąć za rękę, stawiając jednak przy tym odpowiedni opór. Niech sobie nie myśli, że ona z radością za nim idzie.
-A czym niby są te Twoje kapkę..menty? -wykręciła język pod obcym sobie, skomplikowanym słowem. I najprawdopodobniej zmyślonym przez Thaaaneeekryysta także -Nie odgryzą mi tego tatuażu razem z szyją, co?

- To są różnego rodzaju przedmioty potrzebne mi do sfokusowania mocy i nie oderwania ci głowy od szyi podczas zdejmowania tatuażu.- mruknął Tancrist i spojrzał za siebie.- Jesteś pewna? Bo wydaje mi się, że wprost przeciwnie… wręcz szukasz kogoś, kto by cię przytulił. i rzucasz się na bogu ducha winnych magów napastując ich pocałunkami.
Zanim jednak zdołała mu się odgryźć za te zniewagi, czarownik otworzył kluczem masywne drzwi i wprowadził elfkę do dość olbrzymiej sali, która była jego sypialnią i jadalnią, biblioteką i kącikiem zabaw w małego… czarownika.

W jednym kącie sali było spore łóżko z kolumienkami, aż na dwie… a może nawet trzy osoby. Pod dużym oknem była stolik na trzy osoby, nasłany obrusem i z resztkami porannego posiłku. Tam też siedział gołąb Eshte opychając się resztkami słodkiej bułki, w postaci okruszków na stole.
W dwóch przeciwległych kątach była biblioteka z księgami i dużym podestem na którym stała rozłożona księga o podejrzanej treści.




I dość szczegółowych obrazkach przedstawiających różne demony. Brakowało tylko kręgu ofiarnego i ofiary z dziewicy.. chwila! Ona przecież była dziewicą!

Po drugiej stronie zaś… fiolki, czaszki, klucze, wytrychy, pilniki. Dziesiątki różnych przedmiotów kojarzących się Eshte z pracownią wiedźmy warzącej eliksiry. W dodatku ususzone zioła do niewiadomo jakich celów. Tyle dziwności i niezwykłości. Jedna okrągła flasza szczególnie się wyróżniała bo jej zawartość wyglądała jak złoty pył i błyszczała bardziej niż złoto. Tyle że butla ta była zdecydowanie za duża, by wepchnąć ją pod pazuchę.



]



Nie zawiódł jej oczekiwań. To miejsce wyglądało prawie dokładnie tak, jak wyobrażała sobie Eshte komnatę przeklętego czarownika. No, może brakowało tylko płonących świec z misternie skapujących z nich woskiem, dużych i owłosionych pająków zamkniętych w słoikach, demonicznych znaków namalowanych krwią na podłodze i laski maga, co to podobno ma na czubku gałkę. Ale dzień był jeszcze młody, a jaskinia Ruchacza na pewno kryła przed jej oczami wiele sekretów.

-Nie jesteś najsubtelniejszym z czarowników -mruknęła rozglądając się naokoło, co naturalnie zakończyło się zawieszeniem spojrzenia na kusząco lśniącej butelczynie -Wśród ludzi zawsze krążą opowiastki o Twoim rodzaju, co to kolekcjonuje czaszki i dla towarzystwa przyzywa sobie jakieś rogate latawice. Podobno zwykle towarzyszy temu dużo dziewiczej krwi i abra kadabry wypowiadane językiem prosto z samych piekieł. Pewnie jest w tym ziarenko prawdy, nie?

Nieśpiesznym, lekkim krokiem przechadzała się po jego sypialni, przede wszystkim kierując się w kierunku kącika z dużą, doprawdy dużą ilością drobiazgów, tylko czekających na trafienie w jej rączki. Fajkowy lisek w międzyczasie gdzieś spłynął po jej ciele, być może mając w planach swą destrukcję na własności Thaneeekryysta. Albo szukając jedzenia.
A elfka nachylając się ku jednej z czaszek, bezczelnie palcem wskazującym trąciła ją prosto w czoło -Temu tutaj też obiecałeś pomóc?

-No… niestety…
- odparł żartobliwie czarownik podchodząc do stolika z resztkami jedzenia. Przelał z dzbana trochę wina.- Magia wymaga ofiar. Ale dziewicza krew nie jest konieczna. Wystarczy jakakolwiek. Siadaj na łóżku, przyjrzę się twemu tatuażowi.

Nie odpowiedziała nic na jego propozycję. Nie musiała, jej spojrzenie wystarczyło za tysiąc słów. Kryła się w nim chęć do zbliżenia się do łoża Ruchacza porównywalna do tej, jaką obdarzyła tę jego otwartą księgę z rycinami demonów. A tą przecież obeszła szerokim łukiem.

Chwyciła w dłoń swojego nowego przyjaciela o pustych oczodołach, po czym podrzucając go zręcznie w powietrzu zwróciła swą uwagę na wytrychy zajmujące całą ścianę. Widziała wśród nich ze dwa, które przygarnęłaby z przyjemnością. No, może z pięć. Albo dziesięć.

-Złodziej nie powstydziłby się takiej kolekcji -mruknęła, chociaż jej oczy coraz częściej zezowały ku butelczynie o lśniącej zawartości - Na co Ci one? Myślałam, że wam czarownikom wystarczą tylko księgi i magiczne laski do poczuwania się lepszymi w swoich sztuczkach od innych -uśmiechnęła się chytrze -Cała ta gadanina o mojej ignorancji, a sam wspomagasz się wytrychami, niczym byle uliczny łotrzyk.

- Magia wyczerpuje. Ty tego może nie czujesz mając olbrzymi potencjał i używając go prostackich trików.
- wyjaśnił Tancrist szukając czegoś wśród zgromadzonych przedmiotów.- Ale inni magowie nie są w aż tak komfortowej sytuacji. Nie używam magii, tam gdzie nie muszę.
To mówiąc wyjął pędzelek i kilka butelek z farbkami.- Poza tym oprócz wytrychów są tu klucze do innych wymiarów, ukryte przed ciekawskimi. I tylko ja wiem, które z nich otwierają drzwi, które… inne rzeczywistości.
Spojrzał na elfkę dodając z irytacją.- A ty jeszcze nie na łóżku?

- Doprawdy, w taki sposób kusisz kobiety do swojego łoża? Mało przekonujące, Ruchaczu..
-zacmokała elfka w rozczarowaniu zachowaniem tego lubieżnika. Następnie wyciągnęła ku niemu rękę trzymającą czaszkę na wysokości jej głowy i zaczęła nią poruszać, jak gdyby ta nagle ożyła i zapragnęła rozmawiać. A robiła to głosikiem wysokim, drażniąco świdrującym w uszach -Panienka Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Pierwsza i Jedyna Tego Imienia, Władczyni Ognia i Mistrzyni Iluzji, nie zbliży się nigdzie w okolice tego przeklętego mebla. Życzy sobie natomiast ciasta, błyszczącej tiary i naręcza sukien zaniesionych do jej wozu -wyliczenia kaprysów przerwało głuche piśnięcie, dobiegające gdzieś z drugiego końca komnaty -Ah, tak. I jeszcze kilka skrzyń najlepszego tytoniu.

Rechocząc sobie pod nosem, kuglarka zbliżyła się w końcu ku flaszeczce. Oh, jej lśnienie odbijało się rozkosznie w fiołkowych oczach, zupełnie jak gorączka trawiąca ciało. Sięgnęła ku niej, aby palcem móc ostrożnie dotknąć naczynia.

-Na twoim miejscu wstrzymałbym się z życzeniami, tym bardziej że jeszcze nie ustaliliśmy… jak ty opłacisz moje usługi dla twego ciała.- odparł z wystawionym językiem szlachcic i widząc gdzie się zbliża, sam ruszył ku niej mówiąc.- Na twoim miejscu nie ruszałbym tej flaszy. Jej zawartość szczególnie nie jest dla ciebie. Jeśli się zbije… będziesz miała kłopoty, a potem zrzucisz je na mnie.

Nic sobie nie robiła z jego ostrzeżeń. Niczym kot mający w poważaniu ludzkie zakazy, tak samo Eshte zerknęła w kierunku nadciągająca czarownika i.. po prostu pochwyciła flaszeczkę w dłonie.
-Nie dla mnie? To dla kogo? I co.. co to właściwie jest? - pytania szybko i bezlitośnie padały spomiędzy jej warg. Uniosła znalezisko ku oczom, prawie przyciskając nos do szklanej powierzchni -Pięknie błyszczy, jak złoto.. i pewnie też musi być sporo warte, co?

-To jest pył wróżek w delikatnej flaszce… jeśli ją przypadkiem stłuczesz, to… cóż… przy takim stężeniu pyłu w twych płucach, rzucisz się na mnie niczym kotka w rui i gwałtem mnie weźmiesz.
- wyjaśnił mag stoickim tonem, acz widać było jak jest trochę niespokojny.- Pył wróżek jest wyjątkowo aktywną substancją, więc musi być trzymany w specjalnie wytopionym szkle, które jest drogie… a przez to flasze z niego wykonane są bardzo delikatne. Bardzo. Nie ściskaj za mocno flaszy, bo może pęknąć.

Wątpliwość i niepokój toczyły ze sobą bój o panowanie nad twarzą elfki. Odsunęła ją od flaszeczki, a nawet wyraźnie ostrożniej pochwyciła za nią palcami. Gwałtowna eksplozja, spoglądanie w przyszłość po odpowiedzi, może przywołanie dzikich stworzeń z piekielnych otchłani, mogła sobie poradzić z każdym z nich. Ale to, co według czarownika kryło się za tym ślicznym lśnieniem, było o wiele zbyt niebezpieczne, aby mogła uronić choćby odrobinę z tego pyłku!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-01-2016, 17:07   #49
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-To dlaczego trzymasz coś takiego groźnego w zamku?! -zapytała Eshte zduszonym głosem. Gdyby tylko ta niepozorna flaszeczka trafiła w niepowołane ręce, to przecież te korytarze i zdobne komnaty zmieniłyby się w miejsce jednej, wielkie orgii! Oh, a ona znała pewną kapłankę, która i bez tego pyłku rzucała się na każdą żywą istotę.

-Ponieważ w alchemii to bardzo cenna substancja. Idealny katalizator, mogący łączyć ze sobą dwie przeciwstawne substancje. Rzecz bardzo pożądana przy badaniach magiczno- alchemicznych.- wyjaśnił czarownik i wzruszył ramionami, dodając sceptycznie.- Bez przesady moja droga. Są bardziej niebezpieczne przedmioty, od napoju miłosnego w postaci pyłu.

- Nie mogę sobie wyobrazić niczego bardziej niebezpiecznego w rękach takiego Ruchacza jak Ty..
- burknęła Eshte, niezbyt przekonana słowami czarownika. Już miała odstawić na miejsce to najgorsze zło zamknięte we flaszeczce, kiedy.. w jej oczach pojawiły się iskierki, niechybnie zwiastujące pomysł rodzący się pod ufryzowaną czupryną.
-Pierworodny obszczymurek też jest podatny na ten pyłek? Też po nim rzuciłby się ślepo na najbliższą ofiarę, stając się bezbronnym przeciwko.. na przykład.. -wydęła wargi, poszukując w myślach najlepszego sposobu na zakończenie życia elfa, który miał czelność odkryć w niej taką słabość łatwą do manipulowania jego pięknymi, szczupłymi palcami - Wielkiemu ostrzu topora spadającemu na jego parszywy kark?

-Mylisz pożądanie ze ślepą miłością, ale pomijając twe naiwne życzenia, to tak… Pierworodny jest podatny na pył wróżek jak każda żywa istota.
- westchnął czarownik ruszając stanowczym krokiem w kierunku elfki i dodał.- A teraz odstaw flaszę, zanim napytasz sobie biedy, a potem zrzucisz swe kłopoty na mnie.

Kuglarka niechętnie odstawiła naczynie. Pyłek już nie tylko był dla niej interesujący ze względu na jego hipnotyczne migotanie i ewentualne złote monety na jakie mogłaby go wymienić u odpowiedniego kupca, ale teraz widziała w nim także broń przeciwko Pierworodnemu. Wystarczyło znaleźć przynętę, którą nie miała być ona, oraz ostry topór do pozbawienia go ślicznej główki. Idealny plan. Aż się rozmarzyła na samo wyobrażenie..
Które rozwiało się równie szybko, jak się pojawiło, kiedy zerknęła w kierunku niepokojąco zbliżającego się Thaaneeekryyystwa.
-Co zamierzasz zrobić z tymi farbkami? -przymarszczyła brwi widząc trzymany przez niego pędzelek. Może i wyglądał niepozornie, ale nie zamierzała ufać jakiemukolwiek przedmiotowi w jego rękach.

-Namalować własną pieczęć wokół jego symbolu. Dzięki temu będę wiedział gdzie ty jesteś, a także ograniczę jemu możliwość wykrycia cię… nieco. W tej chwili jesteś światełkiem migającym w ciemność, bez względu na odległość jest cię w stanie zlokalizować. Mój znak sprawi, że będzie musiał być bliżej by cię wyczuć… co prawda nadal z dość daleka będzie cię mógł wyczuć, ale dobre i takie ograniczenie jego mocy.- wzruszył ramionami czarownik - Prawdopodobnie dziś dopiero zacznę usuwanie pieczęci i zważywszy na sytuację w mieście.. jej usuwanie może trochę potrwać.

- Jaka to właściwie sytuacja?
-zapytała Eshte, a stanowczość jej głosu wskazywała na to, że jej ciekawość nie zadowoli się jakimś krótkim, wymyślonym na miejscu wytłumaczeniem. Ciężko było jej to przed sobą przyznać, bo i nie lubiła znajdować się w samym środku nieprzyjemnych wydarzeń, ale była ważnym elementem tego, co się właśnie działo w Grauburgu. Pierworodny był tego sprawcą.
-To przez niego ulice są prawie opuszczone, ja nie mogę pracować, a strażnicy są tak nadgorliwi ze swoimi bezsensownymi zakazami? -wygodnie oparła się biodrami o mebel pozastawiany podejrzanymi narzędziami i czaszkami czarownika. Zdawało się, że kuglarka zawsze musiała mieć czymś zajęte swe zręczne dłonie. Tak samo i teraz. Ujęła w nie jeden z wytrychów i zaczęła mu się przyglądać, mówiąc - Dlatego was tutaj zamknięto? Aby trzymać szlachciurki i ich najbliższe towarzystwo bezpiecznie daleko od widoku jego nieskazitelnej twarzyczki?

-Powód jest inny…
- Tancrist podszedł do elfki i przyciskając ją do stołu uwięził tak, by móc szeptać jej cicho do ucha poufnym tonem głosu.- … i musi pozostać między nami. Na razie niewiele osób wie, że panna młoda nie żyje. Oficjalny powód jest taki, że poczuła się źle. Owszem wykorzystano istnienie Pierworodnego, by zamknąć bramy miasta i bramy zamku… ale one nie są w stanie zatrzymać Pierworodnego w jakikolwiek sposób. Przede wszystkim chodzi o zatrzymanie przepływu informacji moja droga. Śmierć panny młodej, może mieć bardzo nieprzyjemne reperkusje… wywołać nawet wojnę. To małżeństwo miało scementować chwiejny rozejm, który trwał pomiędzy okolicznymi rodami. Nieudany ślub może zmienić wesele w krwawą jatkę. Dlatego zostałem wezwany by znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie ja jeden zresztą i wygląda na to, że mój pomysł może być odrzucony. Ale to wszystko… musisz zachować tylko dla siebie, Pupcio.

Zarumieniła się. Nie dodało jej to uroku, nie uczyniło jej uroczą, a na policzkach nie wykwitły żadne kwiaty o czerwonej barwie. Zarumieniła się tak zwyczajnie, co na szczęście spowodowane było gniewem, a nie wstydem czy jakąś.. niezdrową przyjemnością czerpaną z takiej bliskości mężczyzny. Nagle zaczęła wyklinać sobie w myślach zwiewność i delikatność kapłańskiej szaty, przez którą czuła wszystko i wszystko też było wyczuwalne. Nie pomagała też tamta długa kąpiel, po której była czyściutka i przesadnie pachnąca..

-Nie nazywaj mnie tak! -warknęła wściekle, zaczynając poważnie żałować swojego wczorajszego poczucia humoru. Nie kopała, nie wyrywała się. Musiałaby do tego rozerwać swoje przyciasne ubranie. Ale trzymanym wytrychem dźgnęła Thaneeekkryysta prosto w brzuch ukryty pod zdobioną, miękką szatą. Syk padający z jej ust był aż ciężki od groźby -Jeśli sobie wyobrażasz, że zapłacę Ci moim ciałem za Twoje.. usługi, to szukaj innej naiwnej. Nie jestem tutaj, aby zmienić jednego długouchego potwora na drugiego Ruchacza.

- Nie pochlebiaj sobie, aż tak bardzo moja droga.
- uśmiechnął ironicznie Tancrist muskając loki elfki palcami.- To prawda, że wyglądasz teraz bardziej kobieco i zdecydowanie bardziej uroczo, ale… nie jest z ciebie materiał na damę łamiącą serca i budzącą pożądanie jednym subtelnym gestem.
Odsunął się nieco i poprawił okulary.- Za to… to co ci szepnąłem, zachowaj tylko dla siebie. Długi język może sprowadzić na nas kata.
Splótł ramiona razem dodając.- Poza tym, wspólna noc pełna miłosnych uniesień, byłaby raczej nagrodą dla ciebie niż dla mnie. Bo mi się płaci za nauki, Pupcio.
Uśmiechnął się szeroko i dodał po chwili.- No i… koniec żartów. Pakuj zadek na łóżko i bierzmy się do roboty. Chciałbym choć trochę ruszyć twój tatuaż, zanim pilniejsze obowiązki mnie wezwą, lub jacyś arystokraci.

-Mogłabym kusić i budzić pożądanie, gdybym tylko chciała! -żachnęła się kuglarka, wcale nie na żarty. Nie ucieleśnianie sobą kobiecości było jedną sprawą, ale całkiem inną było, kiedy ktoś jej zarzucał brak umiejętności.. nie, brak możliwości do uwodzenia! To już było wyzwanie dla jej dumy.

-Wystarczy tylko podsuwać mężczyznom cycki pod nos, mówić wszystko takim.. takim.. -odkaszlnęła cicho, powietrza w piersi nabrała i nie wypuściła. Bowiem głos, jakim zaraz się odezwała, był przerywany westchnieniami, oraz jakiś taki.. gorący, niczym szept wypowiadany prosto w chętne uszko -Wzdychająco jęczącym... głosem, jak gdyby już.. samo towarzystwo wielkiego.. pana.. aah.. arystokraty przyprawiało mnie o... rozkosz. Do tego jeszcze chodząc, należy jak najbardziej kręcić tyłkiem, jak gdybym zaraz miała na nim odlecieć.

Marząc o tym, aby już mieć jak najszybciej za sobą te rytuały czarownika ( w końcu rozmowy z nim zawsze były próbą dla jej cierpliwości ), wyminęła go i ruszyła w kierunku łoża. Przy każdym stawianym przez siebie kroku, w karykaturalny sposób obrazowała swoje słowa. I tak teraz kołysała mocno biodrami, starając się przy tym jakoś ustać na nogach. Dobrze, że była akrobatką.

Nieufnie przysiadła na krawędzi mebla, jak gdyby próbowała dotykać go jak najmniejszą częścią swojego ciała. Lekceważąco machnęła w powietrzu ręką, dodając na zakończenie swego wywodu -Proszę, kurtyzany nie są jakimiś artystkami ani nie korzystają z żadnej wiedzy tajemnej. Nawet krasnoludzice mogłyby się zajmować taką.. pracą – a potem palcem wskazującym tej samej dłoni wycelowała prosto w Thaneeekrysta -Nie próbuj robić niczego podejrzanego.

- Może i podpity kupiec albo prosty żołnierz uznałby twój popis za kuszący, zwłaszcza jeśli po nim proponowana cena byłaby na jego kiesę.
- odparł ironicznie szlachcic sceptycznym spojrzeniem oceniając występ Eshte.- Ale to nie jest kuszenie moja droga, tylko prezentacja towaru. Za dużo się naoglądałaś karczemnych cichodajek...
Czarodziej usiadł tuż za elfką dodając.- A choć poruszasz się zwinnie, to brak ci wrodzonej gracji. Zapewne za młodu lubiłaś chodzić po drzewach, co? Poruszasz się za energicznie, za gwałtownie… chodzisz jak mężczyzna, gibasz się jak mężczyzna. To od akrobaty się uczyłaś fachu?

Zaczął, o dziwo… od pieszczotliwego i delikatnego muskania jej włosów powoli splatając je w warkocz.- I jeszcze te jęki. Bogowie… chyba nie sądzisz, że mogły być dla kogoś nęcące? Może uszczknę odrobinę pyłu dla ciebie, bo w kwestii uwodzenia możesz go potrzebować. Widzisz moja droga, te kurtyzany, które są opłacane przez możnych, to nie to samo co murwy z podrzędnych zamtuzów kręcące się po karczmach dla przyjezdnych. To jednak wyższa klasa uwodzenia. One szepczą to… co chcesz usłyszeć… i niekoniecznie jęczącym głosem gadając o cyckach.
Mruknął cicho wprost do jej ucha cichym acz żarliwym tonem głosu.- Na przykład, że jesteś olśniewającym kwiatem, tak ślicznym, tak niewinnym, że można by cię godzinami podziwiać. Że jesteś najpiękniejsza, najwspanialsza… jedyna… i że twoje oczy to dwa lśniące klejnoty.

Cmoknął delikatnie czubek ucha wiedząc, że uszy Eshte są wrażliwe jak dotyk. A potem skupił się na splatanym warkoczu dodając beztrosko.- Takie sprawy.
Przerzucił splecione włosy kuglarki na prawe ramię i dodał.- A teraz odchyl głowę na prawo i nie ruszaj się. Muszę się mu przyjrzeć.

Dreszcz przeszył ciało Eshte, kiedy poczuła wargi czarownika na swym uszku. Chyba nawet lekko podskoczyła w miejscu. Próbowała jednak tę reakcję ukryć pod krótkim śmiechem, w którym słyszalne było głośne parsknięcie -Szlachciurki muszą być naprawdę zdesperowane, jeśli płacą za taką gadaninę. Wysoko urodzone damy są tak zimne, że trzeba szukać zapewnień o swojej męskości u kurtyzan?

Przechyliła głowę przez cały ten czas siedząc jak na szpilkach. Nie była przyzwyczajona do cudzego dotyku na swej skórze, więc przy każdym muśnięciu palców Thaneekryyysta, napinały się w niej wszystkie mięśnie. Jak u dzikiego zwierzęcia zmuszanego do bycia pieszczoszkiem w rękach jakiejś matrony, tak samo ona instynktownie miała ochotę uciec lub atakować.

-I kogo jak kogo, ale Ciebie nie podejrzewałam o ocenianie innych po rasie. Jestem elfką, ale to wcale nie znaczy, że spędziłam moje dzieciństwo na łażeniu po drzewach -burknięciem skomentowała jego obraźliwe pytanie, zwyczajowo poszukując luki w rozumowaniu tego wszystkowiedzącego czarownika. Nawet tam, gdzie tych luk nie było -Właściwie to spędziłam, ale nie w tym rzecz! Chodziłam też po linach porozciąganych wysoko pomiędzy wozami, a od takiego kręcenia tyłkiem tylko bym spadała na ziemię i się obijała. Jestem pewna, że żadna z tych Twoich cycatych panienek nie potrafiłaby przejść nawet kawałka po jednej. Albo stanąć na rękach. Albo tak się wygiąć do tyłu, że dotknęłyby dłońmi ziemi.

- Brzmisz… jakbyś była o nie zazdrosna. Jak na kogoś kto nie chce mi wejść do łóżka, strasznie cię interesuje oczernianie konkurencji do niego.- mruknął Tancrist, muskając palcami szyję dziewczyny.- I to nie jest tak, że nie widzę twej urody, a nawet nie bywam oczarowany twą dziką naturą, moja droga. Ot, nie widzę w tobie wyrachowanej kusicielki. Brak ci wiedzy i umiejętności w tej materii.
Odetchnął głęboko i dodał cicho.- Teraz będzie trochę łaskotać. Postaraj się to wytrzymać, dobrze?
I elfka poczuła jak delikatnymi pociągnięciami szorstki pędzelek na nosi na jej szyję wilgotną farbę.

- Na pewno nie będzie aż tak.. - cokolwiek jeszcze chciała sztukmistrzyni powiedzieć, zatonęło w gwałtownym rechocie o jaki przyprawił ją pędzelek. Przebrzydły czarownik, na pewno robił to specjalnie!
Palce zacisnęła kurczowo na szacie otulającej swe uda, próbując w ten sposób powstrzymywać w sobie uporczywą chęć ucieczki od źródła łaskotek. Silniejszą jednak była chęć, aby nie zostać pomalowaną farbkami na całej szyi i ramionach.

Jakoś po chwili zdołała się zebrać w sobie i oddychając głęboko uspokoiła swój oddech.
-Dobrze się składa, bo ja nie widzę w Tobie mężczyzny jakim mogłabym się zainteresować. Pewnie nie potrafisz choćby połykać ognia, odstraszałbyś widownię swoim wywyższaniem się, a spanie w wozie przyprawiłoby Cię o chorobę morską -skwitowała, nie mogąc przecież pozwolić, aby Thaneekryyst miał ostatnie słowo w ich wzajemnych złośliwościach -I to Ty sobie ciągle schlebiasz, a jakoś nie widzę wianuszka kobiet stojącego u Twych drzwi. A nawet jeśli się interesują, to tylko Twoim wysokim urodz... - znów śmiech przerwał jej wpół słowa.

- To ciekawe… bo rozważałem spanie w twoim wozie. W ramach wyrównania rachunków za moją pomoc.- mruknął czarownik powoli i z rozmysłem znacząc szyję kuglarki stróżkami jakiejś szybko zasychającej farby, tworzącej jakiś wzór.- Wiesz, jako alternatywę dla moich innych środków podróży. Może z chęcią byś mnie przyjęła pod dach do czasu dojechania do kolejnego dużego miasta, co?
Tancrist przerwał na moment malowanie zamierzając przeczekać oczywisty wybuch śmiechu bądź oburzenia… bądź oba te wybuchy na raz. Przy okazji napomknął.- A co do moich… kochanek, mam ci przedstawić ich listę, czy też wolisz poznać którąś osobiście, skoro mi nie wierzysz?

I doczekał się – kuglarką wstrząsnął kolejny atak niekontrolowanego śmiechu. Jej legendarne wręcz umiejętności panowania nad sobą były teraz jak silne, że aż uniosła rękę i wykonała nią ruch, jak gdyby chciała przegonić od siebie mężczyznę trzymającego to narzędzie tortur. W porę jednak się powstrzymała, nim zdołała zaprzepaścić całą jego pracę i jeszcze samą siebie ubrudzić farbkami.

-Kto by tam chciał wiedzieć z kim się tutaj migdalisz. Na pewno nie ja! -burknęła oburzona taką sugestią. Mimo to posłusznie przekrzywiła z powrotem głowę.
-Masz przecież tego swojego paskudnego gryfa, na nim się przeleć do następnego miasta. Albo właściwie.. - zamyśliła się wspominając swoje ostatnie dni, w czasie których tak często poszukiwała nowych sposobów na wzbudzenie zachwytu wśród mieszkańców miasta i jego przyjezdnych gości - Może byś mi go pożyczył, co? Mogłabym postawić jego skrzydła w płomieniach i przelecieć nad całym miastem. Albo.. albo sprawić, że będą mu leciały z tyłka fajerwerki. Oooh, żadna czarodziejka czy bard nie mogliby się równać takiemu przedstawieniu!

Oczy jej błyszczały, musiała już widzieć nimi ten pokaz. Ona przemierzająca przestworza na ognistej bestii. Może nie był to smok, ale musiała sobie jakoś radzić z tym co miała pod ręką. I zawsze przecież mogła gryfowi dodać trochę iluzji łusek tu i tak, może jakieś kolce grzbietowe, dym buchający z pyska..
Niestety, szybko została sprowadzona na ziemię ponurą sytuacją w mieście. Machnęła zatem tylko dłonią od niechcenia - Oczywiście, dopiero jak rozwiążecie sprawę tej swojej martwej panny młodej, prawda.

-Och… czyżbym zyskał w twych oczach jako amant? Bo mam gryfa, którego chciałabyś użyć w swoich przedstawieniach?
- uśmiechnął się ironicznie mag i wrócił do malowania po szyi dziewczyny pędzelkami.- Tylko moja droga Eshte , mylisz pojęcia. Kochanek nie jest po to, by sprawić przyjemność publiczce uczestnicząc w twoim przedstawieniu. Kochanek jest po to, by sprawić przyjemność tylko tobie, w ciemnościach nocy i twojej alkowie.

-Potrzebowałbyś całego stada takich bestii, aby choćby móc pomyśleć o próbie zaimponowania mi, Ruchaczu
-mówiąc to kuglarka podniosła dumnie podbródek. A raczej, podniosłaby w tym właśnie momencie, gdyby nie krępowały jej delikatne ruchy pędzelka na swej szyi. Jakże trudno było wytrwać w jednej pozycji!
-Pewnie w tym waszym światku szlachciurek, to kobiety od razu padają przed Tobą na kolana, co? Wystarczy, że im zamachasz przed nosem swoimi tytułami, zabierzesz na przejażdżkę gryfem i już są całe Twoje. Jak te kwoczki, co to otaczały Cię na przyjęciu Ery -uśmiechnęła się kwaśno, co w połączeniu z tonem i znaczeniem jej słów, czarownik mógł w swym przewrotnym umyśle wziąć za.. za zazdrość. Dla niej jednak było zwyczajową złośliwością wobec falbanek, delikatnych rączek i ściskających piersi gorsetów - Aż dziwne, że żadna nie próbowała mi wydrapać oczu. Pewnie bały się czymś pobrudzić od byle elfki..

- Wydrapywanie oczu? Cóż to za dziwaczne pomysły.
- odparł z uśmiechem czarownik malując pędzelkiem po szyi kuglarki.- A skoro już planujesz użyć mojego gryfa jako wierzchowca dla swych magicznych sztuczek, to ufam że całkiem uwolniłaś swe ciało od demonicznej skazy?
Nie dał jej czasu na odpowiedź, rzekł bowiem -Powiedz jak zapiecze…

I zaczął mamrotać coś pod nosem, a jego bazgroły na jej szyi robiły się coraz cieplejsze.
I było to przyjemne, nie wiedziała o czym on w ogóle mówił. Pewno jak zwykle chciał okazać swoją wyższość nad nią, ot co. Ale to ciepełko było miłe, szczególnie w zamku o tak chłodnych murach i przewiewnych komnatach. Kumulowało się wprawdzie tylko na tym jednym punkcie jej szyi, lecz rozgrzewało elfkę z każdą chwilą. Zdawało się nawet robić coraz bardziej gorące, choć może to była tylko jej wyobraźnia. Thaneeekryyyyst musiał czerpać satysfakcję z takiego straszenia jej, bo wcale..

Nagle otworzyła gwałtownie oczy, a jej źrenice skurczyły się do małych punkcików. Ciepełko bowiem nabrało natury.. rozżarzonego metalu, jakim co poniektórzy wieśniacy znakują swoje cenne bydło. Albo nawet czystego ognia, ale nie tego jej zaufanego, tańczącego według jej myśli. Ognia dzikiego, spalającego skórę, mięśnie i kości.

-Co Ty robisz! Przestaaań! - Eshte krzyknęła i w przerażeniu podskoczyła na równe nogi. Dłonie zbliżyła niebezpiecznie ku tatuażowi na swej szyi, ale nie dotknęła go w obawie przed sparzeniem sobie także i palców.

- Zadziałało, więc siadaj. Reszta nie będzie już taka nieprzyjemna, a usunięcie mego tatuażu będzie pstryknięciem palców.- odparł ze stoickim spokojem czarownik.- Mówiłem, że zapiecze… choć nie spodziewałem się, że aż tak mocno.
Już nie bolało, choć niewątpliwie jej szyję zdobiła kolejna kolorowa ozdoba.

-Wrażenie, jakbyś mi te swoje malunki wypalał na skórze, a Ty mówisz, że się nie spodziewałeś? -odburknęła Eshte, stopniowo się uspokajając po tym swoim krótkim wybuchu. Nie miała najlepszego zdania o Thaneeekryyyście, więc i z łatwością udawało jej się go podejrzenia o czerpanie satysfakcji z torturowania innych. Szczególnie elfich kuglarek, które przecież nikomu niczym nie zawiniły!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-01-2016, 17:17   #50
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Usiadła z powrotem na łóżku, chociaż nie bez pewnych oporów przed zbliżaniem się do jego dłoni i kopę mętów.

-I na pewno dobrze wiesz, że nie poradziłam sobie jeszcze z moim.. drugim problemem. Nie da się tej skazy odstraszyć przekleństwami, ani spić w trupa, ani zwyczajnie przegonić, ani z nią współpracować. Nikt też na ulicach nie odprawia tak po prostu rytuałów wyganiających z ciała klątwy demonów – odgarnęła palcami jakiś loczek, który opadł niesfornie i łaskotał ją w czoło - Nie rozumiem właściwie, czemu w ogóle jakiś demon beztrosko sobie chodził po tym Twoim mieście..

-Bo demony zwykle nie mają fizycznej formy i potrzebują żywiciela, niczym pchły czy tasiemce… bardziej tasiemce. I tak jak tasiemce, w żywicielu są zazwyczaj niewidoczne. Potrzebują fizycznej formy, którą ich obecność z czasem wypacza. To co nazywasz klątwą jest tak naprawdę nieudaną próbą przejęcia twego ciała przez taką istotę. To co ty nazywasz klątwą, jest naprawdę… posoką demona zakrzepłą na twoim ciele. Jeśli lubisz takie poetyckie porównania.
- po tym wywodzie czarownik zaczął coś mamrotać pod nosem… chyba zaklęcia, ale tym razem na szczęście Eshte nic nie czuła, co najwyżej igiełkę strachu związaną z faktem, że znowu musi się oddać w łapska Ruchacza.

-Ah.. to tym musiały być te.. płomienie.. obrzydliwe.. -mruknęła niewyraźnie i cicho, bardziej do siebie niż lubieżnika majstrującego przy jej tatuażu. Teraz jeszcze bardziej cieszyła się z tak długiej i pachnącej kąpieli jaką przygotował jej niziołek. Nie miała wprawdzie nic przeciwko brudzeniu sobie rąk, ale.. krew demona? Tego już było zbyt wiele, nawet dla niej.
-Z początku kusił mnie klejnotami, złotem i wszystkimi możliwymi dobrami naszego świata. Chyba jego dotychczasowy.. żywiciel umierał, więc demon upatrzył sobie mnie na kolejnego. W porę jednak pojawili się zakonnicy i ubili potwora, który jeszcze buchnął tym swoim zielonym ogniem -skrzywiła się na samo wspomnienie tego, jak zmuszona była rzucić się w ucieczce na twardą i nierówną ziemię ziemie uliczki. Podrapała się po nosie -Może ich też dotknęła ta skaza? Jeden z zakonników wyglądał na mocno popieszczonego płomieniami..

- Możliwe… ale jego oczyszczą kapłani. Boskim ogniem zapewne.
- stwierdził czarownik i wrócił do mamrotania i pieszczotliwego muskania szyi Eshte palcami. Oczyszczenie “boskim ogniem” jakoś kuglarki nie kusiło, bowiem nie przepadała za ogniem, który nie był pod jej własną kontrolą -A co do mojego pieszczocha, to to nie jest bestia ułożona jak szlachecki gryf. To krnąbrny i narowisty potwór uznający tylko silnego pana na swoim grzbiecie. Nie puściłbym cię samej na nim.

-Czyżbyś nie widział tego kapryśnego maleństwa, które ciągnie mój wóz? Gdyby tylko mu się chciało, to Mały Brid' mógłby powalić kopnięciem rycerza w pełnej zbroi, a jego palce schrupać jak najsłodsze jabłko. Nie są mi straszne żadne bestie, skoro mam takiego olbrzyma za towarzysza podróży
-uśmiechnęła się wesoło, bo przecież czasem zdarzało się, że i ona dostrzegła w nim maleńkiego i nieporadnego źrebaczka. Chociaż maleńki to on nigdy nie był. Pewnie już podporządkował sobie wszystkie konie z zamkowych stajen, razem z chłopcami stajennymi. Powinna przejść się później i odwiedzić jego królestwo..

Wyraźnie odnalazła spokój w takim temacie rozmowy, acz nie w pełni oddała się łapskom czarownika. Co chwilę napinała się, oczekując kolejnego pieczenia skóry pod jego palcami lub trzymanym pędzlem. Ciągle jednak mało komfortowym dla niej był przymus siedzenia nieruchomo, zdecydowanie przychodzący jej z trudem. Niecierpliwie wodziła spojrzeniem po komnacie, a noga jej podrygiwała w jakimś nieokreślonym rytmie , kiedy mówiła dalej -Sam też nie wyglądasz na pogromcę potworów, ani choćby na ujeżdżacza dzikich koni. Skąd w takim razie masz takiego zwierzaka? Rodzinna pamiątka?

- Można tak powiedzieć, pamiątka po rytuale przejścia. Moja rodzina ma bardzo specyficzne tradycje. Jak wszyscy mieszkańcy moich gór. Kiedy żyje się wśród turni i lasów naznaczonych wciąż świeżymi śladami i ranami po Dzikim Gonie, trzeba być równie twardym jak same góry.
- odparł czarownik na moment przerywając mamrotanie nad jej szyją. -Twój Brid’ może jest i duży, ale to nie dziki ogier, który nie lubi być kierowany czyjąś ręką. Rashael taki nie jest, potrafi być gwałtowny i humorzasty. To nie zwierzę dla delikatnych ślicznotek.- nachylił się szepnął wprost do ucha.- A ty taką jesteś, wbrew temu co twierdzisz.
I cmoknął ją, w sam czubek wrażliwego na dotyk ucha powodując przeszywający jej ciało dreszczyk. Wielce przyjemny dreszczyk. Ruchacz chyba wiedział o elfim ciele, to czego ona nigdy nie miała się okazji nauczyć. Które jej części ciała są szczególnie wrażliwe na pieszczoty.

A już.. już zaczynało być tak dobrze. Spokojnie. Może „przyjemnie” było o wiele zbyt dużym słowem, ale niewątpliwie nie było jakoś straszliwie i nawet przestała ją kusić ucieczka z leża czarownika. Jednak musiał wszystko popsuć tym swoim gestem. Może dla tego lubieżnika było to coś naturalnego, może zabawiał się tak z każdą napotkaną kobietą, ale Eshte była zbyt dzika na takie pieszczoty. Zbyt im niechętna.
I dlatego zareagowała gwałtownym odsunięciem się, obróceniem ku jego szkiełkom oraz uniesieniem dłoni zaciśniętej w pięść. Uderzyła nią prosto w jego klatkę piersiową, co może nie było najsilniejszym ciosem, ale wyraźnie wskazywało na wściekłość w jej ciele.

-To też część Twojej abrakadabry, Ruchaczu?! Tylko cycki Ci w głowie?! Myślisz, że jestem jakaś łatwa i naiwna, że możesz się mną tak po prostu zabawiać, co? Że trafiłeś na taką, co to nigdy miasta i mężczyzny nie widziała?! -warknięciami wyrzucała z siebie coraz to kolejne pytania, na które w swej furii niekoniecznie oczekiwała odpowiedzi. Ważniejszym było, że każde z nich zwieńczała uderzeniem swej niewielkiej piąstki -Nie jestem jakimś kawałem mięcha, na którym możesz sobie poużywać!

- Trochę siły masz…
- odparł ze śmiechem, atakowany czarownik i wzniósł palec w górę.- Ale uważaj, bo szwy ci puszczają.
Miał rację, suknia nie wytrzymała takich gwałtownych ruchów i pękała gdzieniegdzie odsłaniając nieco ciała kuglarki. Pięć ciosów pozwolił jej zadać, szósty cios przechwycił dłonią.- No, no… przyznaję, zabawiłem się tobą. Ale też nie moją intencją było zaciągnięcie cię do łóżka, co podroczenie się z twoim gwałtownym charakterkiem. Jak wspomniałem, jesteś delikatniutka i mięciutka. Jak szlachcianki, którymi tak gardzisz. A teraz siadaj grzecznie i przechyl głowę. Jeszcze trochę mi zostało do zrobienia.

-Nie jestem mięciutka!
-ryknęła kuglarka napinając ponownie mięśnie i próbując ponownie zdzielić mężczyznę swą piąstką. Jednak musiałaby ją najpierw wyswobodzić z jego żelaznego uścisku, co wcale nie było łatwe. Krzywiła się, grymasiła, ale ten okazywał się być zdecydowanie zbyt silny niż wskazywałyby jego szkiełka i niepozorny wygląd. W końcu musiała porzucić swą chęć starcia mu tego uśmieszku z twarzy, bo i kapłańska szata rzeczywiście zaczynała wydawać z siebie niebezpieczne, rozdzierające odgłosy. Cofnęła się zatem pośpiesznie i poprawiać ją zaczęła na swych ramionach oraz zadziwiająco zbyt dużych krągłościach. Towarzyszyły temu pełne niezadowolenia pomruki o przesadnie chudych i wiotkich elfkach. Sama wprawdzie nie była jakaś bardzo cycata i bioder też nie miała stworzonych do rodzenia gromady dzieci, ale Arissa to naprawdę była kruszyną na ciele.

-Co to w ogóle za określenie na kobietę? Czy niektóre naprawdę lubią być nazywane.. mięciutkimi? - zapytała przechylając z powrotem głowę. Ręce skrzyżowała na piersi, próbując tym zwykłym ruchem jakoś okiełznać swoje ubranie i nie dać lubieżnikowi satysfakcji z oglądania więcej niż tylko jej nagiej szyi. Powinna wybrać się później do swojego wozu, znaleźć coś wygodniejszego do założenia. Musiała mieć w zanadrzu jakąś sukienkę odpowiednią na pobyt w zamku -I po prostu nie rób tak więcej. Wystarczy już, że ten Pierworodny osraniec się mną zabawia, nie potrzebuję jeszcze, abyś Ty mnie obmacywał.

- Nie lubią być nazywane mięciutkimi…
- zgodził się z nią szlachcic wracając do mamrotania nad szyją elfki.- Ale gdybym ci naprawdę kadził w nadziei na twój żar tej nocy, użyłbym odpowiedniejszych określeń. Swoją drogą… czy aby nie przesadzasz?
Poprawił okulary i zbliżył bardziej twarz do szyi kuglarki.- Jak pewnie wiesz, albo i nie, nocne figle wymagają ochoty z dwóch stron, więc nie mógłbym cię wychędożyć, gdybyś tego nie chciała. Czyżbyś się bała, że jednak … całkowicie teoretycznie zakładając… możesz ulec mojej perswazji? Szlag… skubaniec jest dobry w zaklinaniu… a więc wracając do tematu, boisz się że mogę cię uwieść? Bo przecież gdybym miał cię siłą brać, to nie musiałbym się bawić w pozory.

-Oczywiście, że nie mógłbyś mnie wziąć siłą!
-parsknęła Eshte, śmiejąc się przy tym gorzko na tak absurdalną myśl czarownika. Chociaż właściwie to był dość silny, o wiele silniejszy od niej.. i pewnie znał jakieś magiczne sztuczki, którymi mógłby ją spętać albo obudzić w niej nagłe pożądanie ku sobie, niczym tamten Pierworodny. Nagle ta myśl przestała być taka zabawna..

-Sam powiedziałeś, że nie chcesz mnie przechędożyć, że kurtyzany są takimi cudownymi istotami, więc skoro nie chcesz, to po co to robisz? Bo jesteś znudzonym szlachciurką i lubisz się bawić innym, ot co - zbyt późno zauważyła, że słowa przychodzące jej na język mogą być przez niego opacznie odebrane. Albo sam zwyczajnie przeinaczy je na swoje, aby brzmiało, jak gdyby ona chciała tego chędożenia z nim. Dobrze, że w porę się opamiętała i żachnęła się z oburzeniem -A ja przecież jestem artystką, a nie byle kawałkiem mięsa z cyckami i długimi uszami!

- Bo zabawnie marszczysz nosek, gdy się gniewasz… zresztą co takiego robię? Ot musnąłem językiem twoje ucho, a ty od razu panikujesz jakbym już sięgał dłońmi pod spódnicę.
- odparł ze śmiechem czarodziej nadal szepcząc coś nad jej szyją.- Nie wiem czemu jesteś taka spięta. Twój Skel’kel jakoś nie panikuje.
Rzeczywiście. Lisek zwinął się w kłębek i zasnął na poduszce, zupełnie nie przejmując tym że znajdowali się w jaskini Ruchacza! W czystym siedlisku zła!

- Mam złe wieści i dobre wieści. Złe to takie, że udało mi się ledwo osłabić pierwszy z glifów, usunięcie zajmie mi…- czarownik nie zdążył powiedzieć, bo ktoś zaczął dobijać się do jego “pieczary”.
Elfka zerknęła szybko w kierunku drzwi, nie mogąc wprost uwierzyć w wyczucie czasu tego kogoś stojącego za nimi. Zapewne kobiety, bo i kto inny mógłby tak bardzo potrzebować Ruchacza. Tyle, że Eshte była tu pierwsza i nie zamierzała się dzielić czarownikiem, nim nie otrzyma od niego satysfakcjonującej odpowiedzi.
Odwróciła się do niego i palcami pochwyciła kurczowo za rękaw jego szaty, w razie gdyby zamierzał wstać w najmniej ku temu odpowiednim momencie.
-Zajmie? Ile Ci zajmie? -niecierpliwość wraz z natarczywością pobłyskiwały w jej oczach. I może też i nieme błaganie o pomoc, chociaż nie przyznawała tego ani przed sobą, ani przed kimkolwiek innym. Tak samo jak i tego, że bała się każdej kolejnej nocy spędzonej z tym znamieniem na swym ciele.

-Trzy cztery dni z przerwami. To skomplikowane znamię niestety. Oczywiście jakieś postępy już uczyniliśmy. Trudniej mu go będzie ciebie znaleźć, ale całkowite usunięcie wymaga sporo czasu i wysiłku magicznego…- odparł czarownik zamierzając wstać, gdy walenie w drzwi zrobiło się bardzie natarczywe i… “męskie”. Bowiem kobiety rzadko nosiły żelazne rękawice na dłoniach, a tym bardziej takie kobiety, które Eshte spodziewała się u Ruchacza. A łomot w drzwi odpowiadał dźwiękowi żelaznej rękawicy.

-Cz..cz.. cztery dni?!
-powtórzyła kuglarka nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Jeden dzień, tak, to nadal byłoby zbyt długo, ale trzy lub.. co gorsza.. cztery nawet?! Co ona miała robić, snuć się jak duch po tych zimnych korytarzach w obawie, że Pierworodny w końcu wyjdzie z któregoś cienia i ją porwie? Jak miała spać, kiedy on ją nawiedzał w snach?

-To.. długo.. -wypuściła z dłoni rękaw czarownika. Zdawało się, że cała tak.. oklapła, zwiotczała smutno. Spojrzenie opuściła na liska grzejącego jej uda. Zanurzyła palce pośród jego przyjemnie mięciutkie futerko -Nie da tego jakoś.. nie wiem, przyśpieszyć? Przecież nie mogę tyle czasu się włóczyć po tym Twoim zamku i liczyć, że on mnie tutaj nie znajdzie którejś nocy..

- Przykro mi, to klątwa Pierworodnego, gdybym próbował to przyspieszyć to cóż… mogłoby ci urwać głowę. To koronkowa robota.- westchnął czarownik i pogłaskał ją czule po włosach.- Ale nie martw się. Teraz, mogę cię zawsze znaleźć i ochronić… a jeśli uda się go zgładzić, znamię samo zniknie.

-Wcale mi się nie podoba, że będę musiała tak długo się kręcić wśród tutejszego jaśniepaństwa. W końcu ktoś zacznie zadawać pytania..
-wymruczała Eshte niepocieszona. Wcale nie próbowała uciekać spod dotyku czarownika, może nie było to jej niemiłe, a może zwyczajnie ciężar wieści zbyt mocno osiadł jej na barkach, że ani myślała teraz o zrywaniu się do ucieczki. Nic nie układało się tak jak powinno.
Podniosła głowę, aby spojrzeć na Thaneeekryyysta spomiędzy opadających jej na twarz loczków -Nie macie tu może jakichś wolnych komnat, co? Takich specjalnie dla ulubionych artystek? Kapłanka rycerzyka dostała jedną tylko dla siebie, to może ja też mogę?

- Jesteś za pyskata na ulubioną artystkę, jeśli jednak powiem że jesteś moją kochanką to z pewnością dostaniesz komnatę obok mnie i będziesz bezpieczna. Artystki podszczypuje każdy pijany szlachciura, ale nikt nie ośmieli się napastować ulubionej kurtyzany mrocznego maga z obawy przed jego zemstą.
- odparł po chwili namysłu czarodziej nadal pieszczotliwie głaszcząc włosy kuglarki.- No i nikt nie będzie się dziwił, że przesiadujesz tak długo w mych komnatach.
Walenie do drzwi nie ustawało, a wręcz się nasiliło.- Jaśnie wielmożny Tancriście von Taelgrim, wzywani jesteście na narady. Wielmożny Aremius czeka na waszmości.
Twarz czarownika zrobiła się bardzo ponura.- Ciekawe co ten staruch wymyślił, Gadzi Język przeklęty. Zapowiadają się kłopoty moja droga Eshte.

-Jakbym już ich nie miała...
-skwitowała sięgając ręką ku swej szyi i ostrożnie opuszkami palców muskając znamię na niej. Nie, zdecydowanie nie potrzebowała już więcej problemów.

Następnie podniosła się z łóżka, a Skel'kel zwinnie wspiął się po jej ręce ku ramionom i głowie, jak gdyby sam chciał się dostać pod dłoń czarownika. Wszak zdawał się tak bardzo polubić jego dotyk, zdrajca jeden. Eshte wprawdzie jakoś się nie złościła, ale to musiała być tylko chwilowa słabość. Nic więcej.

-Jestem zbyt pyskata na ulubioną artystkę, ale nie na Twoją kochankę? Czy kurtyzany nie powinny być cudownymi i zjawiskowymi istotami znającymi pragnienia mężczyzn? Po prostu dopasowujesz swoje słowa to okazji, co? -uśmiechnęła się do niego krzywo, a potem niemrawo spróbowała poprawić na siebie kapłańskie szaty. Może i.. teoretyczne bycie jego kochanką rzeczywiście dałoby jej większą swobodę w zamku, ale nie chciała wyglądać, jak gdyby dopiero co wstała z łóżka. I to niekoniecznie po spaniu. Zaś reakcja Thaneeekryysta była według niej dość podejrzana -A ta narada samych wielmożów to pewnie z powodu tej waszej panny młodej?

- Tak. Pamiętasz tego czarnoksiężnika z wieży i jego plan? Aremius chce zastosować podobną sztuczkę, tylko zamiast dzieci użyje tajemniczego artefaktu ze skarbca tutejszego władcy. Kryształu, który należał kiedyś do potężnego Pierworodnego… staram się tutejszemu władcy wyperswadować ten pomysł. Ów kryształ jako źródło mocy widzi mi się dużym zagrożeniem, acz niestety mój własny koncept, też ma wady…
- wzruszył ramionami czarowniku uśmiechając się smętnie. Po czym dodał już z bardziej łobuzerskim błyskiem w oku.- A co do kurtyzan, to muszą być piękne i zjawiskowe… jeśli są wyjątkowo dobre w łóżkowych harcach, to można wybaczyć im ostry języczek. Zwykle świadczy on pozytywnie o łóżkowym temperamencie kochanki, więc… kto wie, co tam ukrywasz pod spódnicą.
Zaśmiał się cicho i krzyknął głośno.- Już idę! Idę!

I ruszył do drzwi, po czym otworzył je.- Czemu zakłócacie mój spokój. I co mnie obchodzi Aremius?
-Władca Hellmsiru i młody panicz też czekają. - stwierdził cicho strażnik i zerknął zza ramienia czarownika, by zobaczyć co się dzieje w jego komnacie.
- Baraszkowałem z moją osobistą przyjaciółeczką, jak będziesz się na nią gapił bez mojej zgody, to ci kuśka uschnie i odpadnie w przeciągu tygodnia -ta groźba na niego podziałała, od razu popatrzył w dół, podobnie jak jego towarzysz- Każ uprzątnąć komnatę obok, moja słodka Eshte ją zajmuje od dzisiaj i dostarczcie jej jakieś ładne suknie. Zrozumiano? Zajmiecie się tym osobiście, jeśli nie chcecie bym naznaczył was klątwą.
-Tak jest panie!
-krzyknęli energicznie strażnicy, a Tancrist zwrócił się do elfki.- Czekaj tutaj na mnie. I niczego nie ruszaj. Ni- cze-go.

Nie zdążyła nawet okazać swojego sprzeciwu, kiedy czarownik podjął za nią tę decyzję o byciu jego kochanką. Oh, pewnie tylko na to czekał, lubieżnik jeden! Dobrze przynajmniej, że pogroził strażnikowi, bo Eshte z tego zaskoczenia nie wyglądała jak najbardziej ponętna „osobista przyjaciółeczka”. Usta rozchylone w zdziwieniu, tak samo oczy rozszerzone do wielkości złotych monet.

-To teraz moje więzienie? -zapytała wyszczerzając chytrze ząbki -W takim razie niech mi jeszcze przyniosą tacę z ciastami i piw.. -urwała uświadamiając sobie, że przecież nie jest w jakiejś karczmie tylko na zamku. Tutaj pewnie żaden szlachciurka nie zamoczyłby swych warg w tym złocistym płynie -I butelczynę wina.

-Słyszeliście ...ciasta i wino.
- rzekł szlachcic poufale obejmując Eshte, po to by ją czule cmoknąć w ucho na pożegnanie i wykorzystać ten pocałunek na szept.- Tylko tu nie narozrabiaj jak mnie nie będzie. Nie chcę spędzić chwil po powrocie na gaszeniu pożarów, które wywołasz… zamiast na usuwaniu znamienia Pierworodnego.

Znowu ucho. Złośliwiec jeden wykorzystywał sytuację. Wszak nie mogła mu się wyrwać z ramion i uciec od tego pocałunku. I czemu to nie było tak nieprzyjemne, jak być powinno, co? Ale oczywiście to wina tego, że Ruchacz znał czułe punkty elfiego ciała. To nie tak, że nagle polubiła jego dotyk, prawda?

Ona wykorzystała ten krótki moment na swój własny sposób, który zawierał w sobie bliskie spotkanie jej łokcia z jego brzuchem. Oh, no przecież, że nie za mocno. Bardziej jako taki kuksaniec mówiący, że ona sobie dobrze zapamięta tę jego zniewagę, niż jakieś bolesne uderzenie mające go powalić z nóg i przyprawić o dziewczęcy pisk cierpienia.

-Pożarów? Doprawdy, jestem artystką. Stać mnie na wiele więcej.. – odpowiedziała mu cichym pomrukiem oraz słodkim, fałszywym i sztywnym uśmiechem przyklejonym na usta, aby nie wzbudzać podejrzeń strażników.

Czy naprawdę wierzył, że ona go posłucha? Wszak zostawianie jej samej w tej komnacie było jak.. jak.. zostawienie kota w pomieszczeniu pełnym pudełek i przedmiotów łatwych do zrzucenia z wysokości!
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172