Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2014, 20:52   #11
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Pałaszując gulasz, Olaf ciągle ciężko rozmyślał nad czymś. Myślenie jak zawsze nie przychodziło mu zbyt łatwo, jednak nie miał poddawał się. Kobieta, której się w dalszym ciągu przyglądał narobiła bądź, co bądź większego hałasu, niż kiedy on wchodził do karczmy. Wzrok wszystkich spoczywał teraz właśnie na niej. W międzyczasie do karczmy wszedł kolejny jegomość, na widok, którego traper parsknął śmiechem, przypominał mu, bowiem jego ostatnią pracę w cyrku, gdzie starał się oswoić niedźwiedzia. Koniec końców, zlecenie to skończyło się rozszarpaniem właściciela cyrku.

Opróżniwszy już miskę do cna, Olaf postanowił zacząć działać. Wstał od swojego stolika i – nie zapomniawszy wpierw wziąć ze sobą swojego miecza – skierował się w stronę stolika, przy którym siedziała czwórka jegomości. Postanowił wpierw spokojnie porozmawiać, a dopiero potem przejść do pracy.

-Ekhem… Witam. Olaf, do usług. – Przedstawił się lakonicznie, mając nadzieje, że mimo to pozostanie zrozumiany. Chociaż w sumie było mu wszystko jedno. – Ciekawa i dość głośna z was zgraja. Żadnego z was w tych okolicach wcześniej nie widziałem… chyba. – To „chyba” odnosiło się do czwartego, cudacznego jegomościa z runem leśnym na głowie. Przez cały czas Olaf miał wrażenie, że go skądś kojarzy, albo widział już gdzieś kogoś podobnego. Może sługa jakiegoś byłego klienta. – pomyślał Olaf, wspominając sobie licznych szlachciców, którym służył, jako opiekun i przewodnik w lesie, podczas gdy oni bawili się w myśliwych. Ostatnimi czasy traper nie mógł się opędzić od takich zleceń. Nie… – zaprzeczył sobie samemu w myślach. Jednak wciąż nie mógł sobie przypomnieć, skąd może go znać…

-W każdym razie, stwierdziłem, że może się do was przysiądę… - Machnął przy tym na dziewkę, rozlewającą piwo. – …i pogadam. Skąd żeście się urwali? Chyba nie z cyrku, jak, o, tamten. – Mówiąc to wskazał na młodziana, który dopiero, co wszedł do karczmy.

Siedząc już z nimi, jego stosunek do kobiety całkowicie uległ zmianie. Starał się na nią teraz prawie w ogóle nie spoglądać. Wolał się na razie skupić, na jej towarzyszach.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 19-09-2014 o 15:35.
Hazard jest offline  
Stary 27-09-2014, 11:34   #12
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Krasnolud pociągnął tęgi łyk. I odwrócił się w stronę rudowłosej.

- Powiedzże... - Jak jej było? Marlena? Nie, Milena. - ...Mileno, co sprowadza cię w te strony?

Tak, na to pytanie Iskra czekała. Obawiała się go, ale też wiedziała, że jest jej potrzebne, by odsunąć od siebie podejrzliwość karczemnej zgrai. Opowieść, którą dla nich miała, naprawdę usłyszała kiedyś w Obre. Czy była prawdziwa? Cóż… to chyba jest najlepsze w karczemnych bajdach, że nigdy nie wiadomo.
Iskra uśmiechnęła się tajemniczo, po czym podsunęła Gottriemu pod brodę swój kufel sugerując, że od tej opowieści może zaschnąć w ustach.

- Cóż, moja jest badaczką na usługach pewnego pana, który życzy sobie zachować anonimowość, stąd jego imienia nie wolno mi wymówić. Wiecie jak to jest z tymi na górze, nie? Jak mają wszystko, to zaczynają szukać czego nowego. Jedni patrzą tedy w przyszłość, lecz inni… w przeszłość. Jest taka legenda…- zaczęła opowiadać rudowłosa przyciszonym tonem, zmuszając ewentualnych słuchaczy do zachowania całkowitej ciszy i konspiracyjnej bliskości.

Dawne czasy odeszły...
Starzy Bogowie zepchnięci zostali w niepamięć przez wiernych Słowom Prawdy – fanatycznych kleryków i skrupulatnych inkwizytorów, którzy ogniem i mieczem narzucali nową wiarę.
Dawni kapłani ostrzegali, że Starzy Bogowie płaczą, a każdy szum trawy, szelest liści niesie ze sobą ich żałosną skargę i strach. Strach, że wraz z zapomnieniem przestaną istnieć.
Jednak nie wszyscy bogowie poddali się. Byli wśród nich tacy, którzy wraz z zapomnieniem rośli w straszliwą siłę - obrastali w czarną moc, aby z bogów sprzyjających ludziom, przeistoczyć się w demony zniszczenia. Tak właśnie stało się z Jukną.
Stary bóg płodności i miłości patronował niegdyś zakochanym. Noc Jukny była jednym z najradośniejszych świąt. Wówczas nikt nie wstydził się kochać, nikt nie wstydził się cieszyć życiem. Dzień ten wiązał się jednakże z pewnym istotnym dla boga rytuałem. Rytualne kąpiele zakochanych stanowiły nie tylko obrzęd oczyszczenia, lecz także były sposobem uczczenia bóstwa. Jukna zapewniał bowiem harmonię powołując nowe życie, po tym które już odeszło oraz dbał o równowagę między żywiołami, zmywając z ludzi zła moc w trakcie rytualnych kąpieli.
Niestety, wraz z nową wiarą ludzie zatracili świadomość sensu święta Jukny. Nieskrępowana miłość stała się grzechem, a pieśni i nocne tańce obrazą boską.
Zapomniano...
Zapomniano o rytuale oczyszczenia, a wszystkie brudy... wszystkie niegodziwości i nieprawości niczym błoto oblepiły coraz to smutniejszego boga. Jukna był jednak zbyt dumny. aby rozpaczać jak pozostałe bóstwa. Wraz ze złem, które wdrążało się w jego istotę, rósł gniew, mający z czasem przerodzić w zimną nienawiść do tych, którzy ośmielili się „zapomnieć”.
Jukna wezwał resztki swych wyznawców, którzy tak jak ów demon – już nie bóg, nienawidzili nowego porządku. Dzieci Jukny dzięki naukom swego boga zgłębiły tajniki czarnej magii, aby w Noc Jukny odprawić krwawy rytuał.
Niebo zawyło zatrwożone plugawym obrzędem, a ziemia się zatrzęsła. Góra, na której śmiałkowie wypowiedzieli bluźniercze słowa pękła na pół, grzebiąc nieszczęśników pod zwałami odłamków skalnych. Potężny ryk rozdarł powietrze, ci którzy go usłyszeli oszaleli od nienawiści, która nasączyła każdy ton niesamowitego głosu. Wybiła godzina Czerwonego Byka!

Deszcz lał z nieba bez przerwy przestając tylko chwilami, lecz nie po to być dać odpocząć chorej ziemi, ale by dobić pozostałe na powierzchni życie straszliwym gradem.
Ósemka wędrowców przemierzała zrujnowaną krainę pod osłoną nocy. Choć ciemność skrywała najgorsze, nie dało się ukryć spustoszenia, które nawałnice i trzęsienia ostatnich tygodni poczyniły na tej niegdyś uprawnej ziemi. Trudno było powiedzieć czy gorzej wyglądały nagie, zdewastowane ostępy leśne, czy też wyludnione wioski, które wędrowcy napotykali od czasu do czasu na swej drodze.
Poruszali się niemal ślimaczym tempem od kiedy pozostawili swe konie, gdy te nie mogły ich już dłużej nieść w taką pogodę. Na dodatek śmiałkowie mieli jeszcze jedno ograniczenie, jako stwory nocy – „wampierze”, mogli wędrować tylko od zachodu do wschodu Słońca. Wiedzieli jednak, że niedługo znajdą się w centrum zniszczenia. Wszak im bliżej siedziby demona, tym większym chaosem było to co się wokół nich działo. Zmrożone krople raniły skórę obojętnie jak dobrze ktoś otulił się szatami, które wiatr szarpał i darł dręcząc dodatkowo uszy wędrowców swym przeraźliwym wyciem. Gdyby ludzi mieszkających niegdyś na tych ziemiach nie wybiła zaraza, zginęliby pewnie z wyziębienia lub innych skutków działalności szalonego boga, który siał zniszczenie wszędzie tam, gdzie kiedyś pilnował harmonii.
Rzec jednak można, iż ósemka wybrańców lekce sobie ważyła wybryki demona, wszak oni już raz umarli – dokonanie tej sztuki po raz drugi nie było łatwe.
Ośmiu wybranych stoczyło ciężki bój z demonem, który przybrał postać płonącego Byka -większego niźli normalne zwierze tego gatunku niemal dziesięciokrotnie. Walka była trudna, lecz śmiałkowie już wówczas byli zaprawieni w boju lub też wyjątkowo uzdolnieni. Dzięki swym nadludzkim siłom oraz magicznym rytuałom zepchnęli demona do wnętrza góry zagrzebując go pod skałami i pogrążając w magicznym letargu. Dawne bóstwo gdy zrozumiało, że poniosło klęskę, ryknęło raz jeszcze obiecując, iż dzień zemsty nadejdzie wraz z Nocą Jukny.

Kobieta odetchnęła, potoczyła wzrokiem po zebranych, napawając się ich uwagą.
- Kiedy pierwszy raz moja usłyszała tę legendę, nie wierzyła w nią, ale potem… mój chlebodawca pokazał mi starą mapę. Mapa opatrzona była znakiem bitwy i naniesionym nań symbolem Jukny umieszczonym dokładnie na szczycie Turgh-Houl, najwyższym wierzchołku gór Urgh-Nes.
- Czyli… to było tutaj! – wypalił jeden z słuchaczy.
- Ano – potwierdziła Iskra A moja sprawdzi czy jakie ślady tej bitwy tam się nie uchowały.

Odrzuciła rudą grzywę, po czym wyprostowała się dumnie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-10-2014, 22:39   #13
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Drzwi do karczmy trzasnęły domknięte przeciągiem, w międzyczasie swego otwarcia, jęzorem wichru zamiatając w środku kłębem mroźnego powietrza z setkami wirujących płatków śniegu. Ogień w kominku przygasł, by po chwili buchnąć ze zdwojonym wigorem, żarliwym skwierczeniem liżąc polana. Przy barze stała w oprószonym śniegiem czarnym płaszczu podróżnym, wysoka postać. Przybysz po zdjęciu kaptura odsłonił hebanowe, lśniące włosy tak komplementujące alabastrową cerę wysmukłej twarzy o szlachetnych rysach, wykutych niczym z kamienia dłutem starożytnego mistrza na podobieństwo zapomnianych bogów.


Mężczyzna nieśpiesznie zdjął czarne rękawice, nie zwracając uwagi na patronów karczmy. Kilka sekund wcześniej wystarczyło, by wiedział wszystko czego potrzebował oceniając przybytek i jego gości.

- Grzanego wina gospodarzu. – powiedział melodyjnym głosem, ni to pogodnie, ni smutno, ot tak naturalnie i choć wcale głośno, to wystarczająco, aby każdy to usłyszał wyraźnie. - I pokój z oknem na północ. – utkwił czarne jak noc oczy w karczmarzu.

Zajął miejsce na stołku barowym czekając na zamówienie. Przez zaparowaną szybę upstrzoną wzorami mrozu od zewnątrz, posłał przeciągłe spojrzenie w noc, górującemu w oddali górskiemu szczytowi. Spod poły płaszcza wystawała pięknie, acz oszczędnie zdobiona, by nie rzecz skromnie, pochwa wielkiego miecza.

- Jak cie zwą panie? – zapytał gospodarz położywszy klucz przy dymiącym dzbanie wina.
- Feamen.
- Witaj w Ostatniej Karczmie. Córa ma nagrzać łoże? Rozpalić w kominku?
- Poradzę sobie. – nie patrzył już na człowieka, dotykając elfimi wargami gliniane naczynie.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 20-10-2014 o 22:45. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 22-11-2014, 16:16   #14
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Ależ ziąb - mruknął do siebie kończąc zakładać z powrotem kalesony i spodnie. Kiedy wyszedł ze sławojki zauważył orka stojącego obok.
- A ty tutaj? Mówiłem ci przecież że sam dam radę się wysrać, nie potrzebuję do tego niańki.
- Chciałeś żebym cię chronił więc to robię - odpowiedział spokojnie swoim wysokim, zachrypniętym głosem - W końcu za to mi płacisz.
- Nie przesadzasz? To tylko parę kroków od karczmy. Co mi się może zdarzyć? - mówiąc to ruszył do głównego budynku. - Cieszę się że bierzesz tą fuchę na poważnie, ale nie musisz za każdym razem iść ze mną do kibla. Popatrz na jakim jesteśmy zadupiu! - powiódł ręką po krajobrazie - Jakim bandytom by się tu chciało zapuścić? A stwory tak nisko rzadko schodzą, nie mówiąc już o dzikich zwierzętach.
Kiedy otworzył drzwi karczmy, w jego twarz uderzyło przyjemne ciepłe powietrze - Od razu lepiej - mruknął z uśmiechem i wszedł dalej.
Był średniego wzrostu - około 175cm, przeciętnej budowy człowiekiem, po 30’tce, brązowe włosy sięgały mu ramion, kilku dniowy zarost zdobił jego twarz nie wyróżniającą się niczym specyficznym, ot, zwykły przedstawiciel swej rasy, jakich wielu. Ubrany był w gruby, podszyty futrem, brązowy płaszcz, pod płaszczem zielona, wełniana kamizelka, a pod nią lniana, znoszona koszula, proste spodnie, i futrzane buty sięgające połowy łydki.
Jego towarzysz który wszedł tuż za nim, był jeszcze wyższy od niego - ponad 190cm, i prawie dwa razy szerszy. Krótkie, czarne, zmierzwione włosy na lewym boku trochę dłuższe splecione w dwa cienkie warkoczyki, jego twarz jak każdego członka jego rasy, nie należy do najpiękniejszych, poorana zmarszczkami i bruzdami, duży nos i wystająca kwadratowa szczęka z czterema wystającymi kłami, dwoma większymi nachodzącymi na górną wargę z których jeden został ułamany, i dwoma mniejszymi. Krótka broda sięgająca do obojczyków została spleciona w dwa warkocze. Ubrany był w taki sam tyle że czarny płaszcz, a pod nim nosił zbroję łuskową, przy pasie wisiał długi sztylet, który równie dobrze może służyć jako krótki miecz, czarne skórzane nabijane ćwiekami rękawice, skórzane brązowe spodnie, i długie, sięgające do kolan futrzane buty.
Wchodząc Berthold, bo tak miał na imię, zauważył że błota w progu przybyło, czyli znów szalonych, lub zdesperowanych istot musiało wybrać się na ten szlak, wg niego więcej było szalonych niż zdesperowanych. “Kto normalny chciałby się pchać na takie zadupie, z którego nawet nie ma wielu szans żeby wrócić? Znów pewnie jacyś żądni przygód młodzikowie, którzy nasłuchali się opowieści o dzielnych rycerzach ratujących piękne księżniczki ze szponów różnych stworów…. Ehh……” pomyślał sobie, po czym ruszył dalej do swego stolika a jego ochroniarz za nim. Usiadł na ławie przy której stał oparty topór, obok którego usiadł ork żeby mieć go pod ręką, najwyraźniej należał do niego, po czym kupiec zawołał swego starego przyjaciela Munka.
- Przynieś mi dzbaniec piwa, tylko nie tego który trzymasz dla pijaczków którzy już nie rozróżniają wody od sików, najlepiej z którejś z beczki którą ci dzisiaj przywiozłem. I może jakiegoś bażanta? - powiedział sucho ściągając buty żeby podeschły, zostawiając onuce na nogach żeby go nie zawiało, jeszcze choroby by mu brakowało.
- Ty wiesz że to nie będzie tanie?
- Daj spokój, gdyby nie ja to i tak nie miał byś co podawać. To jak będzie?
- Zawsze mogę się zgłosić do kogoś innego. Widzisz tamtego kupca? Pytał się czy nie zrobilibyśmy interesu. - pokazał na jeden stolik przy którym siedział pewien biednie wyglądający młodzik z jeszcze gorszymi towarzyszami.
- Co ty nie powiesz? Chcesz kupować od niego? Od razu widać że nie ma nic porządnego do sprzedania. No dalej. To co? Po kosztach? Ty nie zarobisz, ja nie stracę.
- Masz szczęście że robiłem interesy z twoim ojcem zanim tu osiadłem, i że cię lubię. - skwitował krasnolud z uśmiechem podając dłoń na zgodę.
Po chwili jedna ze służek przyniosła dzbaniec piwa. Berthold nalał sobie do kufla, po czym rozejrzał się po karczmie. Wiele z osób, wyglądało dla niego tak samo, ubrani lub uzbrojeni niczym idący na wojnę. Jego największą uwagę od razu przykuły dwie persony, jedna to człowiek ubrany nie adekwatnie do pogody, i do miejsca, zupełnie jakby urwał się z cyrku, lub z jakiegoś balu dla arystkoratów. “Fircyk pieprzony.” pomyślał o nim. Drugim był człowiek lasu. “A ten co? Z drzewa się urwał? Skąd się takie świry biorą ja się pytam.”. Aż w końcu jego wzrok spoczął na rudej dziewczynie. Coś mu ona przypomniała, miał się spotkać z jakąś dziewczyną w tej karczmie….. gdyby tylko pamiętał jak ona miała wyglądać, albo jakiś charakterystyczny znak….
Zgodził się na to zdanie ponieważ wydawało się proste, zlecił je pewien elfi szlachcic, zadanie było proste, spotkać się z dziewczyną i odebrać przesyłkę po czym odwieź mu ją z powrotem, w końcu co mu szkodziło? I tak jechał w tę stronę, a 100 srebrnych monet drogą nie chodzi.
“Jak ja miałem ją poznać? I jak brzmiało to hasło? Szlak….. Szlak…. Szlag mię jasny zaraz trafi! Coś ze szlakiem i perłami…… Perły przed wieprze?” myśląc przyglądał się dziewczynie głaszcząc sobie skromną brodę.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 10-04-2016 o 13:36.
Raist2 jest offline  
Stary 11-12-2014, 06:14   #15
 
Fantomeks's Avatar
 
Reputacja: 1 Fantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnieFantomeks jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zaraz za tym, który przedstawiał się jako Feamen, wszedł następny gość. Gość nietypowy, bo i uzbrojony po zęby, a i z wyglądu jakiś taki egzotyczny.
Chociaż hebanowa skóra i śnieżnobiałe włosy sugerują, że Jalynafein jest mrocznym elfem, to jednak wprawne oko wyłapie fakt, że jego oczy są niebieskie, uszy krótsze, a rysy twarzy mają w sobie coś ludzkiego. Bowiem mężczyzna ten nie był drowem czystej krwi. Był mieszańcem, wyrzutkiem obu ras. Przeklętym przez pochodzenie. Uroczo.

Ubrany był w skórzaną kurtkę i równie skórzane spodnie jeździeckie. Ponadto zarzucony miał na siebie szary płaszcz, podszywany futrem. Chyba wilczym. Całość dopełniał lekko zakrzywiony miecz jednoręczny z jednej strony pasa i lekka kusza z drugiej. Dodatkowo przez klatkę piersiową przechodził kolejny pas z dwoma pochwami na wielkie noże, przywodzące na myśl te rzeźnickie.
Jalynafeim otrzepał buty ze śniegu i ruszył w stronę jednej. Nie musiał się rozglądać po izbie - i tak był przekonany, że kilka ślepii było w niego wlepionych. Znajomych też żadnych się nie spodziewał, bo nietutejszy był.
- Piździ jak w Kieletzheim - mruknął tylko, siląc się na grymas uśmiechu, tak pasujący do dowcipu starszego od najstarszych elfich siedzib.
- Ciepłej kaszy i piwa! - zawołał tylko, kładąc obok siebie wyciągnięte noże i miecz. W końcu trzeba metalowi czasem pooddychać, a ja Jalynafein musiał wreszcie trochę od tego odpocząć. Wyciągnął nogi, przymrużył oczy i czekał.
 
__________________
Róże są czerwone, bywają i białe
Chociaż jestem zabawny, nie umiem rymować.
Fantomeks jest offline  
Stary 27-01-2015, 01:26   #16
 
Ivar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ivar ma wyłączoną reputację


Ivar Hasso

Już w progu ciemną twarz Ivara rozjaśnił szeroki uśmiech.

Cóż za szczęśliwy traf przygnał go tu ?
(Po prawdzie to nie traf a opat, a by rzec prawdę nadmiar religijnego zapału Hasso spowodował iż znalazł się tu i teraz).

Iluż wokół niewierzących?

Ileż potencjalnych dusz, które można pozyskać dla... nawet nie ważąc się w myślach wymienić imienia .#. Ivar z szacunkiem dotknął dwoma palcami czoła.Tu jednak zmarszczył nieco brwi. Czy jednak .#. (znów dotknął czoła) nie postawił mu zbyt trudnego zadania ?
Zaraz jednak skarcił się w duchu za brak wiary w .#. (nie zapomniał o znaku na cześć .#.)
Odrzucił szerokim gestem ubłocony płaszcz wzniósł oczy ku powale i zaczął ekstatycznym tonem :

- Bracia... - potoczył okiem po siedzących po czym dorzucił spiesznie - i siostro moja... Kto z was gotów jest porzucić swe dotychczasowe życie i wstąpić na ścieżkę prowadzącą ku chwale ?

Założył że na to pytanie może paść tylko jedna odpowiedz, a skoro tak to po cóż było marnować czas na oczekiwanie na nią ?

- A wszystko to w imię... - (palce do czoła) i tu nieco zawahał się.

Jak owym niewierzącym przekazać imię .#. skoro nawet on nie jest godzien go jeszcze poznać ???

- A wszystko to uczynicie w imię tego - znów to wahanie przeklął się w duchu i (dwa palce do czoła) dokończył - którego imię powiem wam potem.- wybrnął w swym mniemaniu szczęśliwie z opałów.
 

Ostatnio edytowane przez Ivar : 27-01-2015 o 02:10.
Ivar jest offline  
Stary 12-10-2015, 18:50   #17
 
jericho's Avatar
 
Reputacja: 1 jericho nie jest za bardzo znany
monow er,dan
podczas ostatniej akcji nazywał się morer eh co za rzeczy przychodzą człowiekowi,no może nieczłowiekowi a śnieżnemu elfowi, do głowy kiedy ucieka przed pościgiem.

Monow wiedział że ryzyko było zbyt duże ale forsa kusiła, nawet podczas ucieczki wziął zlecenie od jakiegoś dziwnego staruszka "weź tą kulę, i daj ją pierwszemu magowi którego spotkasz w ostatniej karczmie"kto gada takie rzeczy? ale kiedy dziadyga rozwalił trzech oprychów kulistym piorunem monow zmienił zdanie.
kiedy wszedł do karczmy owiał go typowy ciepły powiew niestety towarzyszył mu jego odwieczny brat smród ciał, i pijackiego szaleństwa.
od razu skierował się do lady stał przy nim jakiś elegancik i kolejny.... nie elf? skąd na takim zadupiu elf! monow nie przepadał za przedstawicielkami swojej rasy rasy , ale ten elegancik może być źródłem dochodu pomyślał modow mimowolnie się uśmiechając hmm w sumie ten kupiec też ale teraz strawy i trunku powiedział do karczmarza jednocześnie przyglądają się nowemu ciekawemu zyskowi diamentowy miecznależący do niebezpiecznego osobnika. hmm zawszę znajdzie się robota dla złodzieja i krętacza

hmm prawie by zapomniał niema wystarczająco pieniędzy na wszystko co zamówił na szczęście zauważył kapłana wyglądającego na nieco zadowolonego z siebie dlatego czym prędzej udał się w jego kierunku i powiedział "witaj drogi kapłanie a... może już opacie? dodał wszyscy kapłani kochają pochlebstwa nie opat nie uraczył by swoją osobą tak parszywego przybytku..szybki zwrot połechtałem ego i nie obraziłem go zmuszając do wyjawienia prawdziwej rangi..wspaniałe zagranie modow nieważne, co cię tu sprowadza ? może usiądziemy i opowiesz mi o bogu ?... oczywiście jeśli chceszuhh postawa uniżonego sługi i dodatkowo zmienienie sytuacji na taką gdzie to kapłan mnie zaprasza do stolika.. jesteś genialnym aktorem modow
 

Ostatnio edytowane przez jericho : 12-10-2015 o 19:03.
jericho jest offline  
Stary 24-10-2015, 12:11   #18
 
Ivar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ivar ma wyłączoną reputację
Nieco skonsternowanego Ivara zagadnął jakiś przybysz.
Oto szlachetny młody człowiek i jakże rozumny kontemplował z zadowoleniem owo "opacie" I jakże zna się na ludziach ... Od pierwszego wejrzenia widać że nie żaden chłystek.
- Ależ oczywiście , oczywiście... Siądzmy zatem i opowiem ci otym którego imienia (dwa palce do czoła) się nie wymawia. Karczmarzu wina - zakomenderował.
Po pół godzinie pełnej swady opowieści ( choć miał czasem wrażenie że jego rozmówca przysypia) ...
- Zatem chodzmy proszę bo ten przybytek cuchnie zgnilizną i amoralnością. Czego chcesz ???? - zdziwił się widząc karczmarza przy ich stole.
- Pieniędzy ? PIENIĘDZY ??? Azaliż nie jest dla ciebie szczęściem i chwałą najwyższą e kapłan i ten akolita spożyli u ciebie wino choć chyba to woda ż rzeki raczej którą dzbany płukasz... Ale pociesz się - poklepał zbaraniałego karczmarza Ten którego imienia nie wymieniamy (dwa palce do czoła ) wynagrodzi Cię. Nadzieja , jakże to piękne słowo -rozmarzył się , po czym nagle wrzasnał do do swego znojomego
- CHODU - !!!i rzucił się ku oknu roztrącająć gości
 
Ivar jest offline  
Stary 24-10-2015, 18:24   #19
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Zima, choć jeszcze nie w pełni rozwinęła swe skrzydła, dawała się już mocno we znaki, o czym Raghnall przekonał się na własnej skórze. Zmarznięte członki odmawiały powoli współpracy, zbawieniem losu jednak gdzieś między wirującymi płatkami śniegu mocno ograniczającymi widoczność ujrzał najpierw zarys czegoś, co przypominało budynek, a następnie ucieszył się, gdy okazało się, iż to gospoda. I to jeszcze ta, do której zmierzał - Ostatnia Karczma! Bogowie zaiste mu dziś sprzyjali, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż nocowanie gdzieś pośród kniei byłoby ostatnią rzeczą, jaką by zrobił za życia. Już od podejścia doszedł go delikatny zapach pieczystego, co jeszcze bardziej pobudziło pusty żołądek. Czym prędzej, przedzierając się przez zalegający śnieg dopadł do drzwi, nacisnął na klamkę i znalazł się w środku, wpuszczając do pomieszczenia tańczące na wietrze płatki śniegu.

Gospoda była spora i dość zatłoczona, ale mężczyzny akurat to nie dziwiło - w taką pogodę ci, co mogli, siedzieli w ciepłych domach, bądź grzali się przy kominkach w podobnych karczmach. Omiótł wzrokiem salę, zwracając uwagę na jakiegoś jegomościa roztrącającego tłum i rzucającego się w kierunku okna, jednak moment później skupił się na dotarciu do szynku. Otrzepał buty i płaszcz, po czym ruszył powoli między stolikami, co jakiś czas obrzucając zgromadzonych przy nich ludzi i nie-ludzi ciekawskim spojrzeniem bystrych, błękitnych oczu. Oni natomiast mogli w łowcy dostrzec wysokiego, średnio zbudowanego mężczyznę w szkarłatnym płaszczu, pod którym skrywał dobrej jakości skórznię. Przy lewym boku wisiał miecz jednoręczny, po przeciwnej stronie długi sztylet, natomiast na specjalnym pasie zamocowanym na klatce piersiowej znajdowały się trzy noże do rzucania. Spod kaptura wystawały kosmyki białych włosów, co mogło oznaczać, że mężczyzna jest już w podeszłym wieku - nic bardziej mylnego, po prostu szybciej osiwiał, biorąc pod uwagę wykonywany zawód. Stroju dopełniały wysokie, solidne buty, luźne spodnie i plecak z jednym ramiączkiem.


Imię: Raghnall, rasa: człowiek, profesja: łowca nagród

W końcu łowca dotarł do baru, gdzie dziarsko przywitał go krępy krasnolud pucujący kufle.
- Witam w moich skromnych progach, drogi panie. Paskudna pogoda dzisiaj, a jutro ma nie być lepiej. - Zaczął, rzucając delikatną aluzję, że pasowałoby wynająć pokój. - Co dla strudzonego wędrowca? Strawa? Wygodne łóżko? Zostało tylko kilka, spieszyć się trzeba z wynajmem, bo zabraknie.
- I to, i to - odparł spokojnie Raghnall. - Najpierw jednak powiedz mi, gospodarzu, czy widziałeś może tego oto człowieka? Dzisiaj, bądź wczoraj? - Mężczyzna wyjął z torby pożółkły rulon i rozłożył go, ukazując krasnoludowi zgrabnie wyrysowaną, zakazaną facjatę.

Gospodarz przyjrzał się, po czym pokręcił głową.
- Charakterystyczna gęba, taką bym na pewno zapamiętał - odparł, odstawiając kufel. - Nie widziałem go tutaj. Poszukiwany?
- Powiedzmy, że ja go szukam. - Uciął Raghnall. Krasnolud przecież i tak wiedział swoje. - Pokój i specjał szefa kuchni na kolację, gospodarzu. Potem będę chciał balię z ciepłą wodą. Da się zrobić?
- Oczywiście, daj mi panie jeno wcześniej znać, a pogonię moje dziewuchy do tego. - Długobrody skinął mu głową, a łowca odpowiedział tym samym.
- Gdyby ten mężczyzna pojawił się dziś wieczór, gdy będę już na piętrze, niezwłocznie przyślij do mnie kogoś z tą informacją. - Spojrzał krasnoludowi w oczy, przesuwając po blacie w jego stronę dwie drobne monety.
- Dobrze, panie, będzie, jak mówisz. - Gospodarz schował pieniądze do kieszeni brudnego fartucha.
Białowłosy skinął mu jedynie głową, po czym zajął miejsce nieopodal paleniska. Odpiął pas z mieczem, kładąc go na siedzisku obok siebie, tak, by był łatwy do dobycia w razie czego, a plecak rzucił pod stół, przy nodze, mając w ten sposób pewność, że raczej nikt nie będzie na tyle głupi, by się do niego dobrać. Ciepło ognia i charakterystyczny dźwięk strzelających polan rozleniwiały i uspokajały. Łowca był zmęczony, ale miał tutaj coś jeszcze do zrobienia - według jego informacji Golvan Bideven, płatny zabójca zwany "Rzeźnikiem", miał się dziś pojawić w Ostatniej Karczmie, by odebrać kolejne zlecenie. Raghnall miał go dorwać na gorącym uczynku, po czym doprowadzić do najbliższego posterunku straży - żywego, lub martwego. Zwykle jego cele decydowały się na to drugie. Jemu to nie przeszkadzało, jeno pieniądze za truchło mniejsze. Nie narzekał jednak, gdyż w sakwie wciąż brzęczało trochę monet, a sytuacja finansowa i tak za moment się poprawi; wystarczyło poczekać na pojawienie się Bidevena.

Niedługo później młoda dziewka doniosła pięknie pachnący posiłek wraz z dzbankiem grzanego wina i glinianym kubkiem. Łowca dostał kaszę z jakimś mięsiwem i warzywami - dobre, solidnie trzymające żołądek jedzenie. Począł jeść, jednocześnie mając oko na drzwi wejściowe i pojawiających się w gospodzie nowych gości. Czekał.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 25-10-2015, 22:38   #20
 
jericho's Avatar
 
Reputacja: 1 jericho nie jest za bardzo znany
Modow ucieka przed zbirami czyhającymi na jego głowę, taszczy ze sobą jakąś dziwną kulę, ale to nie koniec pecha modowa, osoba która miała być jego wybawieniem z finansowych niedostatków jest spłukana. Kto by pomyślał że kapłan nie ma pieniędzy? Chociaż w takim miejscu? Co miałby robić ?
Modow nie czekał na zachętę, kiedy kapłan wydał rozkaz do ucieczki, kiedy wreszcie udało im się dopaść okna potrącając przy tym parę osób i przedostać na zewnątrz spytał kapłana lekko dysząc:
-wierzę że .#. wynagrodzi barmanowi jego trud, ale czemu kapłan niema przy sobie pieniędzy?- może i było to trochę ostrzejsze zachowanie ze strony modowa niż dotychczas ale miał nadzieje że wzmianka o bogu go udobrucha. Może i był spłukanym kapłanem ale lepsze to niż nic, tak rozmyślając dodał uśmiechając się- chyba nie damy rady tam wrócić? a nie mamy gdzie iść najbliższa osada jest za daleko by udać się na nocną przechadzkę.musimy coś wymyślić.-. "hmm dwie pieczenie na jednym ogniu? dam mu tą kulę, zyskam wdzięczność no i może coś się stanie"zastanawiał się modow
-wiesz mam tu pewną magiczną kulę, miałem ją dać jakiemuś magowi, ale sądzę że lepiej się przyda w służbie .#., a nie jakimś okultystycznym rytuałom- powiedział elf po
pewnej chwili
 

Ostatnio edytowane przez jericho : 25-10-2015 o 22:48.
jericho jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172