Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2017, 01:09   #141
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Tron. Oczywiście nic nie mogło przebić takiego znaleziska. Prawdziwy tron gdzie zasiadała prawdziwa królowa (jakoś nie umiała sobie wyobrazić króla) przyjmując prawdziwych poddanych. Jak mogła wyglądać? Jakim wzrokiem patrzeć? Czy płakała gdy była sama? Co ją wywoływało jej uśmiech? Co lubiła jeść? Kogo kochała? Gdy weszli, usadowiła się wygodnie na tronie badając go zarówno wzrokiem jak i dłońmi jednak nie znajdując niczego pogrążyła się w wyobrażeniach i zasłuchana przymknęła oczy…

Tron nadal nie pasował… Choć już nie tak bardzo jak wcześniej gdy na nim usiadła… W jakiś sposób wiedziała, że tron nie należał do niej. Do kogoś innego. Do kogoś kto był już teraz daleko zmierzając z bezcennym skarbem ku dalekiej północy… kogoś... bardzo bliskiego jej sercu… Na myśl o kim poczuła jakiś nieoczekiwany smutek.
Nadal była w sali tronowej. Ale teraz nie była to spękana starością zapomniana ruina, a pyszne wnętrze podtrzymywane wspaniałymi kolumnami zdobionymi na wyniosłe postaci. Firany powiewały spokojnie wpuszczając do pomieszczenia zimne wieczorne powietrze i coś jakby małe świetliste pyłki, które niknęły po chwili rozmywając się w nicość. Siedziała w nieswoim tronie wsłuchana w przedziwną, acz piękną pieśń śpiewaną na dwa jakże różne i jakże doskonale dopasowane głosy. Poza nią jednak w sali nie było zupełnie nikogo. Ostatnie promienie słońca które wpadały do wnętrza zza okna były takie czerwone… Jak żar w palenisku. I coś jeszcze wpadało do środka.Jakby głosy. Nie wiedziała czyje, ale słysząc je czuła tylko bezsilność i niecierpliwość. By i ona do głosów dołączyła i by to już się skończyło.
- Moja pani?
Nieoczekiwanie przed tronem pojawiła się postać. Niska. Pochylona. Drżąca. Nie widziała twarzy, ale za to dostrzegła dłoń zaciśniętą na łuku, którym postać się podpierała. U pasa miała mieczyk. Na głowie hełm. Stopy zaś… były zupełnie bose.
Wiedziała już co za głosy słychać za oknem. To były krzyki. Przerażenia. Grozy. Gniewu. Żałoby. Pomsty. A dzień wcale się nie kończył. To trawiąca miasto łuna ognia spowiła wszystko krwistą czerwienią.
Postać uniosła spojrzenie i zobaczyła twarz hobbita. Brudną i posiniaczoną. Helm zdobiło znane jej godło. Szyszki chmielowe i jastrząb… Herb Michel Delving.
- Moja pani, już czas.


- Po narzędzia wracam - mruknął mistrz Thyri.
Hildegarda Oldbuck otworzyła oczy mrugając nimi zaskoczona snem, który ją na tym tronie przyłapał. Próbowała przypomnieć sobie co jej się śniło, ale nie była w stanie. To przez te niespokojne noce zapewne. Starła bezwiednie z policzka kilka schnących nań łez i dziarsko zeskoczyła z tronu.
- Czekaj Thyri. Z Tobą pójdę.

***

Skarb! Chyba tylko mistrz Thyri mógłby wejść do tych podziemi, które setki razy musieli przemierzać orkowi zwiadowcy i już po chwili zwęszyć miejsce gdzie ukryty jest skarb. A niech go! Kucnęła obok reszty przeglądając znaleziska i co i rusz wybierając do obejrzenia jakieś niepozorne przedmioty o nieznanym przeznaczeniu. Miniaturka dziwnego powozu. Jajko. Widelcołyżka. A także dziwne metalowe pudełeczko z zawiasem i obrotowym kółkiem. Klejnoty właściwie ją nie interesowały i nawet ich nie oglądała, aż jej wzrok spoczął na pokaźnym szafirze uformowanym w kształt, którego by się tu nigdy nie spodziewała. Tym bardziej, że nie miała wątpliwości, że to krasnoludzki szlif. Jeden codziennie oglądała i w mig rozpoznała podobieństwa. Ale ten kształt… Co u diaska skłoniło krasnoludzkiego kamieniarza do takiego wyboru?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 23-08-2017 o 01:19.
Marrrt jest offline  
Stary 02-09-2017, 20:50   #142
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Krasnolud i hobbitka zręcznie wpakowali kosztowności do plecaków, a elfka zatrzymała się przy w cieniu zawalonej nawy.

- Tam spoczywają Dalekowidzące Kamienie, niech ich straż będzie zawsze czujna wobec Cienia. – przeczytała sindaryjskie runy.

Łuk portalu zachował się wraz z napisem odsłaniając, krótki korytarz, bo zawalony w głębi. Strzaskane wrota leżały powalone na ziemi. Thyri przyjrzał się zawiasom kamiennych drzwi, a potem rumowisku.

- Ktoś pracuje nad odkopaniem tunelu. – zauważył khazad co sekundowała panienka Hillly wskazując na jamę przy posadzce miedzy gruzami, która przypominała norę dzikiego zwierza.

Stojąca w korytarzu Lorelei odwróciła się w porę tchnięta złym przeczuciem powiewu przejmującego chłodu. Wątłe światło ustąpiło całkiem ciemności połykającej promienie. Ciemność sali tronowej zawisła w lodowatym bezruchu ciszy.

Z drugiego końca komnaty wyłoniły się trzy sylwetki, które efie oczy dostrzegły natychmiast. Nie były to ani orki, ani ludzie, ani inni śmiertelnicy. Szkaradne, zrodzone z cienia widmowe upiory z płonącą w oczodołach nienawiścią do rzeczy żywych i pięknych sunęły z drapieżnym milczeniem ku bractwu. W kościstych rękach trzymały zardzewiałe miecze, stare włócznie i strzaskane tarcze.

- Za Angmara, Pana Naszego. - usłyszeli wszyscy.

Nie krzyk bojowy, lecz zimny szept złowrogiej obietnicy.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 12-09-2017, 11:31   #143
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Kiedy tak stali w komnacie, rozprawiając nad rumowiskiem, Lorelei poczuła się zgoła nieswojo. Nieprzyjemny powiew lodowatego powietrza poruszył kosmykami jej kasztanowych fal i wyczulił wszystkie zmysły. Coś było nie tak i tylko ona to poczuła. Panienka Hildegarda i mistrz Thyri z Esgaroth za bardzo zaabsorbowani byli strzaskanymi wrotami.

Elfka z Mrocznej Puszczy odwróciła się w stronę, z której poczuła nieprzyjemny powiew zimnego powietrza.
I wtedy ujrzała to, czego się obawiała. Trzy widmowe stwory, łaknące zniszczenia wszystkiego co żywe, sunęły w ich stronę ze złowieszczym świstem.

- Zmory Angmara - ostrzegła swoich przyjaciół, po czym w mgnieniu oka dobyła swojego miecza.
Elfickie, smukłe ostrze zalśniło w ciemnościach, a Lorelei nie czekała dłużej. Nim Hilly i Thyri zdążyli się odwrócić i dostrzec pośród złowrogiej ciemności sylwetki trzech widm, Lorelei zwinnie biegła w ich stronę z wyciągniętym mieczem.
Zgrabnie przeskoczyła nad trzema postaciami, odbijając się od jakiegoś gruzowiska, jednocześnie przeszywając głowę jednej z nich ostrzem swojej broni. Kiedy wylądowała po drugiej stronie z przestrachem zauważyła, że nic to nie dało.

Widziała jak Hilly napina swój łuk i posyła w kierunku zjaw kilka strzał, lecz te tylko przeleciały na wylot, cudem omijając stojącą za widmami Lorelei.
- Na niewiele się zdadzą nasze wysiłki - rzuciła w stronę przyjaciół elfka, cofając się o kilka kroków przed napierającą na nią zjawą. Uniknęła ciosu, odskakując na bok i uchylając się przed kolejnymi atakami, dotarła do niziołki i krasnoluda. - Bez magii czy też magicznie zaklętych broni nie jesteśmy w stanie nic zrobić sługom Angmara.

Wydawało się, że byli w kropce. Ileż mogli unikać śmiercionośnych ciosów widmowych stworów? W końcu wszyscy troje utraciliby wszelkie siły i ostatnie z nich padłoby bez życia. Jednak czy na pewno? Wtedy Hilly, niepozorny niziołek, zauważyła drogę ucieczki, bo tylko ucieczką mogli uratować własne życie. Zaiste, hobbici to niezwykły lud, pełen niespodzianek. Nigdy nie wiesz kiedy i czym cię zaskoczy.

 
Pan Elf jest offline  
Stary 12-09-2017, 11:32   #144
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Hilly potrzebowała tylko jednego strzału by serce podskoczyło jej do gardła, gdy zrozumiała, że trzech wrogo nastawionych łachmaniarzy to tak naprawdę najprawdziwsze zjawy. Galopada późniejszych myśli jakie to odkrycie wywołało o mało zresztą nie przyprawiła jej o panikę i tylko szarpnięcie za ramię przez Lorelei, która również wystrzeliła z łuku, sprawiło, że przestała stać jak kolejne kamienne wspomnienie z minionych lat, a wręcz przeciwnie rzuciła się do świeżo odkrytej nory. Wyciągnięta pośpiesznie latarenka z Rivendell słabo oświetlała drogę, ale w tej sytuacji hobbitka nie przejmowała się tym co przed nią. Ani się więc obejrzała, a znalazła się w zupełnie innym pomieszczeniu. Zdawało się ono jakimś szybem pionowym dla spiralnych w dół wiodących schodów. Nie było tu niczego co by sugerowało codzienne użycie, jak wnęki czy uchwyty na łuczywa. Klatka schodowa była zupełnie pusta i tylko skapująca po zmurszałych kamieniach woda z powierzchni, była jedną z dwóch rzeczy, które nie pasowały do tego zatrzymanego w czasie miejsca. Pierwszą były ślady niedawnego przejścia kogo innego.
Mistrz Thyri, który wychynął z korytarza oznajmił, że jest prawie pewien że zjawy przestały ich ścigać. Hilly nie uwierzyła mu. Duchy przecież nie rezygnują z pogoni za żywymi tylko dlatego, że trzeba się schylić… Chyba, że…
Słyszała kiedyś, że w jednym z pokoi Brandyhallu pojawił się duch. Całe pomieszczenie wypełniły kłęby dymu, które nijak się przewiać nie chciały, a jak się było cicho, to można było usłyszeć zawodzenie o jakiejś zgubionej fajce. Pół okolicy się zleciało zobaczyć co za dziwo, ale pani Esmeralda Brandybuck w motykę uzbrojona, stała w wejściu i nikogo nie wpuszczała. Także zoczyć można było jedynie te kłęby dymu za oknem. Co jednak w tym najważniejsze było dla obecnej historii i Hildegardy Oldbuck to to, że jeśli duch jaki w Brandyhallu rzeczywiście był, to związany był z jednym tylko pomieszczeniem. Może więc tu było ponownie? Może chodziło o salę tronową?
Ostatecznie więc zgodziła się z założeniem krasnoluda. Tym bardziej, że dawało ono możliwość bezpiecznego sprawdzenia, czy kolejne pomieszczenia, również zamieszkują jakieś zjawy…

Po kilkunastu rzutach kamieni, które nie przyniosły niczego poza stukotem, dała za wygraną i odpuściła. A trzeba przyznać, że przy pierwszym rzucie czuła dreszczyk strachu. Jakby było niemal pewne, że wywoła on jaką zjawę. Nawet mistrz Thyri chyba to poczuł, bo ucapił ją przed rzutem za dłoń. Ostatecznie jednak strach miał wielkie oczy, a ich czekała tylko żmudna wędrówka podmokłym korytarzem w głąb licho wie jakich lochów… Dało to jednak okazję do przemyśleń dla Oldbuckówny.
- Jeśli tam na górze była sala tronowa - powiedziała do idącej za nią Lorelei wodząc wzrokiem po surowych nijak nie przypominających zamkowych, ścianach - To to mogła być sekretna droga ucieczki. To by wyjaśniało brak łuczyw, czy jakichkolwiek ozdób. Czy czegokolwiek. Na co innego komu długaśny korytarz bez żadnej odnogi?

Pole bitwy. Pierwszy przy prastarych szczątkach ukląkł mistrz Thyri. Hilly jakby z ociąganiem do niego dołączyła. Jakby te krótkie mieczyki same w sobie były podpisem rozsypujących się kości.
- Bilbo miał rację - szepnęła gdy krasnolud podniósł z ziemi starą klamrę w kształcie liścia Longbottom - Oni tu byli. Naprawdę byli!

Jakby w odpowiedzi na jej krzyk jaskinię poniosło echo zbliżających się kroków wielu butów. Razem z elfką i krasnoludem obejrzała się dookoła, ale nie była w stanie zlokalizować kierunku. Za to bez trudu dało się stwierdzić, że zbliżają się one bardzo szybko.
- Duchy nie tupią… prawda? - szepnęła z lękiem i nadzieją do elfki, która zdawała się w temacie najbardziej obeznana. Wolałaby całą jaskinię goblinów od jednej zjawy - Chowamy się? Chowajmy się może, co?
W dłoni trzymała gotowy do schowania do plecaka, mieniący się bladym światłem, kamień elfów.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 16-09-2017, 06:34   #145
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Thyri w czarną dziurę wczołgał się ostatni, ponaglając Lorelei, by skoczyła przed nim. Ona była szczupła i zwinna, on grubawy i perkaty, i niezbyt zręczny. Mógłby utknąć na przewężeniu tunelu, a wtedy upiory dopadłyby wszystkich, co szli za nim.

Tyle że upiory jakoś nie fatygowały się, by za nimi ruszyć. Przez głowę mistrza budowniczego pytanie "dlaczego?" przemknęło jak górnicza flara i zgasło zaraz, gdy wyszli z tunelu do ogromnej jaskini i lampka hobbitki odsłoniła przed nimi pole bitwy. Skręcone zbroje, szczątki mieczy, hełmów, resztki strzał między kośćmi... Walczyli ludzie lub orki, bądź to i tamto, a zważywszy na rozmary szczatków łuków i ilość krótkich mieczy, może i niziołki...

Krasnolud ruszył przed siebie zdecydowanie, przyklęknął pośród kości. To grot strzały w dłoń ujął, to czaszkę wielką, zniekształconą, kły szczerzącą, to mniejszą, jakby do dziecka należała. Wzdychał przy tym, aż echo niosło się po jaskini. Małe, drobne kości, w powiązaniu ze szczątkami hobbickich klamr i sprzączek nie pozostawiały wątpliwości. Znalazł też ludzkie szczątki, a najliczniejsze zdeformowane czaszki należały niewątpliwie do orków. Uniósł się z klęczek, kolana otrzepał.
- Poległo to co najmniej dwa tuziny dzielnych hobbitów, tuzin ludzi... i kilkakrotnie więcej orków.

Na tupot stóp poderwał spojrzenie od przemieszanych szczątków, szyszak oburącz mocniej osadził na głowie i na elfkę spojrzał z milczącym pytaniem, czy się w pieśni ech, jakie kroki obudziły w podziemiach, wyorientować potrafi, skąd i jakiego rodzaju zagrożenie nadciąga.

Nim ruszyli w przeciwnym kierunku, ku innym tunelom czerniejącym w ścianach jaskini, krasnolud schylił się w biegu. Stary, rdzą, a może krwią zeskorupiałą pokryty krótki mieczyk, dla hobbiciej ręki poczyniony, poderwał z pobojowiska i zasadził za zdobiony srebrnymi guzkami pas.
 
Asenat jest offline  
Stary 01-10-2017, 06:38   #146
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


- Yyyhhhggg! Szybko! Czuć Ona-elf, Ono i On-Króbe! - gardłowy bas z oddali doleciał do czujnych uszu elfki.

- Orki! - Lorelei rzuciła przyjaciołom nie odrywając wzroku od korytarza, którym przybyli do jaskini.

Towarzyszom nie trzeba było dwa razy powtarzać, gdyż Thyrii już widział w oddali przejście ciemnego otworu, a Oldbuckówna czuła na swej delikatnej skórze chłodny ciąg powietrza w tamtym kierunku. Hobbitka z elfim kryształem w dłoni, białą gwiazdą rozpraszającą ciemności, poprowadziła bractwo.


Przejście okazało się wijącym kilkoma ostrymi zakrętami tunelem, za którego ostatnim przywitały ich migoczące gwiazdami niebo powyżej ciemnych stoków wysokich wzgórz otaczających małą dolinę. Zielone zbocza, porośnięte sosnami i brzozami, srebrzyły się ich blaskiem wyrastając z ciemnego jaru, na który otworzyło się przejście z jaskini. Jar stał w prostej, spokojnej ciszy, którą zastać można w pustym, samotnym domu, śpiącej polanie pradawnego matecznika starego lasu lub nad lustrzaną tafla wody podziemnego jeziora.

Pośród wysokich traw błyszczały w gwieździstej poświacie sterczące kości i połamany oręż nietknięty od wieków. Jeżeli w jaskini poległo kilkudziesięciu niziołków, to w tutaj, w zapomnianej ostatniej bitwie za dla swego króla życie oddała cała Zielona Kompania hobbicich łuczników.

Przemierzając dolinę, ku zaskoczeniu wszystkich, ciepły zachodni wiatr przyniósł szept pieśni. Z początku nieśmiała, melancholijna nuta rozwinęła się w miarowy rytm marszowej pieśni!

Maszerują cicho niby cienie
Za Shire! Za Shire!
Poprzez lasy, góry i pola.
Za Shire! Za Shire!
Niejednemu wyrwie się westchnienie
Za Shire! Za Shire!
Idą naprzód, taka ich dola.
Za Shire! Za Shire!
I idą wciąż naprzód, bo taki ich los,
Za Shire! Za Shire!
I ani żal, ani nawet żona
Za Shire! Za Shire!
Z tej drogi zawrócić nie zdoła ich nic,
Za Shire! Za Shire!
Bo to jest Brać Zielona.
Za Shire! Za Shire!
A gdy księżyc wyjdzie spoza chmury,
Za Shire! Za Shire!
I nastanie cicha, piękna noc,
Za Shire! Za Shire!
To Zielonej Kompanii ciągną sznury,
Za Shire! Za Shire!
Widać wtedy siłę ich i moc.
Za Shire! Za Shire!*



Rozglądając się, czy w to poszukiwaniu nadchodzącego oddziału, czy też optymalnej drogi ucieczki, bractwo szybko zdało sobie sprawę, że nie jest samo. Thyriemu i Hilly włosy zdały się stanąć dęba i nawet Lorelei poczuła sensację zimnego dreszczu na placach, chłodu, który znała raczej z opowieści niż doświadczenia, wszak elfy nie marzną.

Przed nimi zmaterializowała się z nocny mgły mała, niespełna trzystopowa sylwetka małego łucznika odzianego z zielony skórzany kaftan. Gęste loki okalały pucułowatą buzię Hobbita, a ręku trzymał krótki łuk.

- Nazywam się Rufus i byłem Kaptanem Zielonej Kompanii. Dawno temu opuściliśmy nasze domy w Shire, aby przyjść z pomocą królowi Fornostu. Oddaliśmy życia, aby mógł opuścić miasto. Ja zginąłem ostatni… Tutaj, w tym miejscu. - powiódł wzrokiem po dolinie.

- Przysięgliśmy zawsze bronić miasta naszego Króla. Kiedy przylazło ścierwo z Mount Gram powstaliśmy raz jeszcze, aby odpowiedzieć na zew bitwy. Nie zaznamy spokoju nim wróg jest pokonany.

Z nieukrywaną ciekawością i smutną serdecznością przyglądał się dla Fanny.

- Lecz nasz czas dobiega końca, niczym dopalający się knot. Klątwa miasta mrocznego uzurpatora, który je podbił wieki temu, wciąż nam zagraża i nieustannie szarpie nasze dusze grożąc obróceniem w nicość, lub gorzej, utopieniem w otchłani Cienia, skąd wraca się tylko jako mroczne widma, pełne nienawiści do żywych… Jeśli przeżyjecie nadchodzącą bitwę, proszę, szukajcie mego łuku i zanieście go wraz nasza pieśnią do Shire. Zaśpiewana przez naszych pobratymców przyniesie nam wieczny pokój.

Gdy kończył mówić, duch Rufusa wypuścił ku niebu pojedynczą widmową strzałę. Pocisk ze świtem szył ciemność kreśląc łuk srebrny łuk. Nim zniknął całkiem, dookoła Bractwa materializowały się duchy wielu tuzinów Zielonej Kompanii. Wszyscy łucznicy spoglądali za plecy krasnluda, elfa i niziołki.

Bractwo obróciło się ku wejściu do podziemi. Z czeluści czarnego otworu wyłonił się wielki ork o zdeformowanej, połamanej szczęce. Umięśnionym ramieniem wytykał ich zakrzywionym, ciężkim mieczem.

- Kim jesteście plugawe przybłędy?! Jak śmiecie wkraczać w moją domenę?! Zetnę wam łby, albo… oszczędzę, by drzeć batem skórę z pleców! - zagrzmiał w westronie.

W ślad za pogróżkami wyrosły mu zza pleców szeregi, co najmniej dwóch tuzinów orczych wojowników. Za nimi, były również trzy, długowłose, nieomylnie ludzkie, wyprostowane sylwetki mężczyzn z włóczniami, od których oblicza biła aura niekwestionowanej nienawiści wobec Bractwa.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 01-10-2017 o 06:42. Powód: *parafraza "Marszu oddziału Zapory"
Campo Viejo jest offline  
Stary 30-10-2017, 13:23   #147
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Hilly bała się duchów. Pod tym względem była rozsądną, stateczną hobbitką z Shire, która uważała, że od zmarłych to trzymać się jak należy jak najdalej. Z każdym jednak kolejnym słowem jakie wypowiadał Rufus, Hilly czuła jak coraz mocniej pieką ją oczy. Aż w końcu hobbitka już nie była w stanie powstrzymać wzruszenia i łzy chcąc nie chcąc pociekły po jej policzkach. To co widzieli przekreślało wszystkie wątpliwości, a Bilbo miał rację. Zielona Kompania istniała. Młodzieńcy, którzy nie bali się wojennej zawieruchy, opuścili rodzinne smajale by… zginąć w strasznej i nie zapamiętanej przez nikogo bitwie… Na strach nałożyły się złość za niesprawiedliwy los jaki ich spotkał. Żal, że wcześniej tu nie zawędrowała. Ale i radość, że jej krajanie to nie tylko farmerzy, których największą przygodą dnia jest zaglądnięcie do zagonu wielkich warzyw przeznaczonych na dożynkowy pokaz. Że ona sama nie jest jakimś wybrykiem wśród i tak wybrykniętej rodzinki Oldbucków…
Pośpiesznie przytaknęła kapitanowi ocierając rękawem łzy i pociągając nosem.
- Twój łuk Rufusie powróci do Shire, a pieśń popłynie przez pagórki.
Nie do końca rozumiała resztę słów kapitana, szczególnie tych dotyczących jakiejś bitwy i nieprzyjaciół z góry Gram, ale nie mogłaby mu teraz odmówić niczego, czego by zażądał.
Odpowiedź ducha jednak nie nadeszła, a w jej czułe nozdrza wkradł się znajomy już smród orczej rasy. I aż ją zakręciło ze złości gdy obejrzała się by dostrzec goblińską bandę. Krzyworzuchwy ork coś do nich gadał, ale hobbitka nie słuchała. Przymknęła powieki i brała głębokie oddechy jak ją pani Fanny uczyła. Gdy zaś je otworzyła nie odrzekła niczego tylko szybkim ruchem wymierzyła i wystrzeliła do przewodzącego nieprzyjaciołom orka posyłając w niej całą swoją nienawiść, dla tych co wymordowali tu hobbitów. Choć uderzenie zatrząsło wielkim orkiem, potrzeba było jeszcze dwóch strzał Lorelei by powalić go na ziemię. Jego banda jednak niezrozumiała co to znaczy, bo nadal biegła na ich spotkanie. Jakby nie wiedząc, że ma przeciw sobie kompanię hobbickich łuczników…
Z tym, że gdy Hilly kątem oka się obejrzała, dostrzegła, że drużyna Rufusa zniknęła… Wiedziała, że kapitan nie opuścił ich. Nie mógłby. Nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała, że tak jest. Dlatego nie bała się. Czuła, że czegoś tu brakuje…
Gdy księżyc wyjdzie spoza chmury…
I nastanie cicha, piękna noc…
Hobbitka spojrzała w gwieździste niebo przypominając sobie w myślach słowa raz tylko zasłyszanej piosenki, po czym cicho dokończyła je na głos,
- To Zielonej Kompanii ciągną sznury, widać wtedy siłę ich i moc…
I wiedziała. Każdy hobbit by wiedział.
Maszeruja chłopcy z Zielonej Kompanii,
za Shire za Shire!
Maszeruja, maszeruja czy się im chce czy nie, ale muszą
Za Shire, za Shire!

Przed nią narastał rwetes nadbiegających hurmem orków, a jej nie szło na razie zbyt dobrze. Raz tylko słowa słyszała i mieszały się jej ze sobą. Z każdym jednak kolejnym “Za Shire” szło jej coraz lepiej, aż w końcu słowa dostały jakiejś lekkości, a melodia siły, która udzieliła się hobbitce. Odłożyła łuk i nieprzerywając śpiewu dobyła mieczyka i założyła hełm z Rivendell.
I idą wciąż naprzód, bo taki ich los,
Za Shire! Za Shire!
I ani żal, ani nawet żona
Za Shire! Za Shire!
Z tej drogi zawrócić nie zdoła ich nic,
Za Shire! Za Shire!
Bo to jest Brać Zielona.
Za Shire! Za Shire!

Zza jej pleców posypał się grad strzał na przeciwników, a Hilly z dzikim, zupełnie nieprzystojącym rozumnej i statecznej hobbitce, krzykiem krzykiem, runęła na zaskoczone orki.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-11-2017, 08:42   #148
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Kilof trzasnął o krasnoludzką tarczę.
- Baruk Khazad! - wrzasnął Thyri. - Khazad ai-menu!
Po prawdzie to rzadko się unosił bitewnymi piesniami i bitewnymi okrzykami. Krzyczał, bo i inni krzyczeli. Serca nie miał zapalczywego ni głowy gorącej. Do tych należał, co się nie rzucali na wroga z pieśnią na ustach, upojenie walką bardziej mu wadziło niż pomagało. Przeszkadzało mieć oczy dookoła głowy, a trzeba czujnym być, gdy nie tylko własny żywot się chce osłaniać.
Coś w nim drgnęło na dźwięk Hildegardowej pieśni. Po raz pierwszy przyszło mu walczyć w sprawie prawdziwie hobbiciej. Odpłacić za wielkie serca małych ludzi, co im kazały otworzyć okrągłe drzwi i przyjąć pod dachy nor wygnańców spod Góry.
- Za Shire!
Skoczył jednak za elfką. Ona z nich wszystkich była najbardziej nierozsądna i gorącogłowa, choć Hilly robiła wszystko, by jej dzisiaj dorównać. Przyspieszył i wskoczył między odwróconą tyłem do zagrożenia Lorelei, miecz wyciągającą z ubitego olbrzyma. Ostrze szabli ześlizgnęło się po tarczy i Thyri poczuł, że go jednak popieściło. Krzyknął i kolejnemu szarżującemu orkowi wbił ostrze kilofa w czaszkę, co się rozprysnęła od ciosu jak dojrzała dynia na grządce w hobbicim warzywniku. Stopą naparł na piersi padającego trupa i swoją broń uwolnił szarpnięciem, lecąc w tył o krok. Przez to kolejny ork chybił celu...
... A Thyri zobaczył, iż widmowa kompania naciągnęła już ponownie łuki. W powietrzu śmignęły bezgłośnie blade strzały i pierwszy rząd atakujących orków padł trupem.


 
Asenat jest offline  
Stary 10-11-2017, 17:03   #149
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Lorelei wysłuchała w milczeniu słów Rufusa. Jego przemowa, jak i sama obecność, była jednocześnie wzruszająca i przygnębiająca. Coś trzymało ich dusze w tym miejscu, coś nie pozwalało im odejść i zaznać upragnionego spoczynku.
Elfka zerknęła na Hilly, zaciekawiona jakie emocje w niej wzbudzało to nadzwyczajne spotkanie. Wszak z pewnością wśród Zielonej Kompanii byli jej dawni krewni.
To musiały być silne emocje. W końcu okazało się, że Zielona Kompania dzielnych niziołków naprawdę istniała.

~ * ~

Lorelei nie czekała długo. Kiedy świsnęła pierwsza strzała wystrzelona z łuku Hilly, elfka już napinała cięciwę. Jej ruchy były szybkie, niewymuszone, pełne gracji. Za pierwszą elfią strzałą od razu pomknęła następna, zupełnie jakby nałożona została na cięciwę w tym samym czasie, w którym poprzednia ją opuszczała.
Obie wbiły się w orkowego przywódcę, a jego truchło padło bezwiednie na ziemię z głośnym pacnięciem.

Lorelei nie traciła czasu na wojenne okrzyki. Nie leżało to w naturze elfów. Dobyła szybko swojego ostrza i popędziła czym prędzej w stronę zbierających się sługusów Cienia.
Z elfią gracją ścięła przeciwnika z toporem, który nie zdążył się nim zamachnąć. Krew trysnęła z rany, a niemy krzyk wydobył się z jego gardła.

Elfka uśmiechnęła się delikatnie, ledwie zauważalnie, kiedy spostrzegła, że widmowa Zielona Kompania jednak ich nie zostawiła. Gdzieś w głębi serca czuła, że wcale nie zostali osamotnieni w walce z orkami. Była dumna, że mogła mianować się przyjaciółką jednej z tej zdumiewającej rasy, jaką byli hobbici. I jeśli dane im było zginąć na tym polu bitwy, na którym niegdyś wojowały niziołki, Lorelei zamierzała przyjąć taką śmierć z godnością.

Nie było jej jednak śpieszno do umierania. Zawzięcie walczyła ze sługusami Cienia, ramię w ramię z Thyrim. Przestała już liczyć ile razy uratował ją przed niechybną zgubą. Wiedziała, że jeśli wyjdą cało z tej potyczki, to już nigdy nie da żadnemu elfowi z Mrocznej Puszczy powiedzieć złego słowa na temat krasnoludów.

 
Pan Elf jest offline  
Stary 25-11-2017, 04:51   #150
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Orcze szeregi topniały w oczach, zwłaszcza po kolejnej salwie Zielonej Kompanii. Dookoła bractwa leżało wiele nieruchomych jak i konających w konwulsjach szkaradnych ciał goblińskich wojowników. Lorelei zdołała pokonać kolejnego napastnika przebiwszy go na wylot mieczem. Thyrii dostrzegł padającego na ziemię ludzkiego okrutnika, którzy na tyłach orczej hordy zdawali się wypowiadać inkantacje. Przebity kilkoma strzałami upadł na kolana a z pochylnej głowy spadł hełm opatrzny rozpostartymi, czarnymi skrzydłami. Kiedy wpadł twarzą w miękką trawę polany, nagle zrobiło się w jarze nad wyraz ciemno. Blask gwiazd i księżyca przysłoniła niczym zarzucony płaszcz kłębiąca się fala rozkrakanego, bijącymi wściekłym furkotem piór chmara kruków. Krasnolud dobił rannego napastnika, który podnosił do ataku miecz. Hilly w kłębowisko wrogich ciał posłała kolejną strzałę, która wymusiła na ofierze gardłowy jęk po krótkim locie. Niewiele jednak widać było w mrokach i zamieszaniu rozpętanym przez czarne ptaki, których trzepot skrzydeł bił z każdej strony w wirującej ścianie ruchomych kształtów.

Lolereli poczuła ogarniającą obcą jej słabość. Zdała sobie sprawę, że mokra szata lepi się od krwi nie tylko orczej. Choć nie czuła bólu rana była jej, a kolejny ork szykował się do zadania ciosu, który sparował Thyrii tarczą odsłaniając bok na krzywe ostrze innego goblina, które wściekle cięło przez skórzaną zbroję. Nad hełmem panny Oldbuck coś przeleciało z furkotem, zapewne włócznia i byłaby niziołka głowę wyższa stała, to rzucony oręż dosięgłby niechybnie celu. Świst strzał zza pleców bractwa, furkot skrzydeł, jęki umierających, gardłowe nawoływania żywych i brzęk stali o stal zlewał się w kakofonię natarczywych dźwięków.

Kiedy ptactwo wzbiło się ku niebu w srebrnym blasku gwiazd bractwo dojrzało ostatnich uciekających ku podziemiom orków. Przeszło tuzin nieruchomych ciał trwało w, poruszanych westchnieniami wiatru, bujnych grzywach traw. Tu charczał ork krztuszony krwią w ostatnich drgawach, tam inny powłóczył nogą ku ścianie lasu. Bitwa skończyła się raptownie i choć trwała bardzo krótko, to była wyczerpująca. Thyrii, tak samo jak Lorelei, dyszeli łapczywie łykając hausty zimnego, orzeźwiającego powietrza.

Hilly obróciła się patrząc po znikającej, jednej po drugiej, twarzy hobbicich łuczników. Na końcu został tylko kapitan Zielonej Kompanii, który z naciskiem w łagodnych oczach wpatrywał się w bractwo. Uśmiechnął się, jakby słabo, blado i ukłonił z szacunkiem.

- Dziekujemy za pomoc przy obronie miasta naszego króla. Teraz pamiętajcie, o co prosiłem, znajdźcie mój łuk i przynieście nam wiekuisty spokój.

Wraz z ostatnimi słowami Rufus Took powoli rozpłynął w podmuchu wiatru z zachodu zostawiając bractwo pośród pobojowiska w ciszy leśnej polany.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 25-11-2017 o 06:29.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172