Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2017, 14:36   #151
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
“Za Shire” szeptała przy każdym wypuszczeniu cięciwy. “Za Shire”. A moc tego szeptu zdawała się kierować każdą strzałę wprost do bijącego w zakutej orczej piersi serca. “Za Zieloną Kompanię”. “Za was wszystkich”. Czuła obecność ich duchów. Zimną. W jakiś sposób złą. Nieprzyjemną. A jednak dziwnie rozgrzewającą jak wieczór przy domowym ognisku. Już nie bała się duchów.

Raz tylko jeden się wystraszyła w ciągu tej bitwy i w jej serce wtargnęła bojaźń jaką się hobbitom przypisuje. Wtedy gdy jar ogarnęła noc czarodziejskich kruczych skrzydeł. Wiedziała, że to czarnoksięstwo jakieś za tym stoi i kruki prawdziwe nie są. Ale jednocześnie zgubiła z oczu Thyriego i Lorelei. A jeszcze chwilę temu słyszała krzyk mistrza i łowczni, którzy gromili orctwo kilka metrów przed nią i nie była pewna, czy nie w krzyku tym boleści nie było… A teraz nic nie widziała. Furkot czarnych jak dziegieć skrzydeł tłumił też dźwięki. I jedyne czego mogła się trzymać to świadomość, że Rufus też tu jest. I to wystarczyło na te kilka chwil, gdy elfka i krasnolud ostrzami rozpędzili czarną magię kładąc pokotem kolejnych orków i sprzyjającego im czarownika. I Hilly znów zaczęła zabijać. Choć tym razem coraz częściej jej strzały wbijały się już nie w torsy, a w plecy umykających orków. Aż w końcu prócz pierzchającymi nie pozostali już niemal żadni inni. Co nie powstrzymało hobbitki, która przestała dopiero gdy zabrakło jej strzał. A i wonczas sięgała biernie do kołczanu jakby jakie widmowe pociski tam być mogły i przeszywać orcze plecy. Gdy jednak nie przyniosło to skutku, opuściła łuk, spojrzała w niebo i krzyknęła z jakąś złością. Odkrywając coś nowego. Wcale jej nie ulżyło. Śmierć orków nie przyniosła ukojenia w tym przedziwnym żalu po zupełnie nieznanych sobie przecież krajanach sprzed setek lat. Bo nie mogła zrozumieć jak to się stało, że tylu… tak dzielnych, tak innych i tak wspaniałych hobbitów, zostało zwyczajnie zapomnianych. I nic na to nie poradzi. Póki nie spełni prośby Rufusa. Dlatego niebaczna na rany towarzyszy, którzy przecież mimo wszystko nie ucierpieli jakoś strasznie, nalegała by jak najszybciej rozpocząć poszukiwania.

Łuk znalazł Thyri. Kilka lat temu by ją to bardzo rozzłościło, ale była teraz na dobrej drodze by z tego wyrosnąć. Bo i w rzeczywistości, mistrz szukał jak wytrawny poszukiwacz skarbów. A ona… ona byle szybciej. Byle prędzej. No na odczep się. Gdy jednak Thyri potwierdził inicjały na łęczysku, nie został w niej nawet cień zazdrości. Rzuciła się krasnoludowi na szyję, pocałowała w oba policzki i ze łzami w oczach wzięła w dłonie prastare resztki. Po czym aż usiadła bo aż się jej w głowie zakręciło od nadmiaru emocji.
- Łuk Rufusa - powiedziała jakby nadal nie dowierzając i patrząc to w oczy Lorelei to Thyriego - Tyle lat byli tu sami… - pokręciła głową - Tyle lat niepamiętani… Wierzyć się nie chce...

***

Gdy usiedli wieczorem przy palenisku wiedziała, że prędko nie uśnie. Nosiło ją, żeby jak tu siedzieli, ruszyli czym prędzej do Shire. Nie było to przecież aż tak znowu daleko stąd. Byle dojść do Brandywiny, a potem tylko na południe. Kiedyś wszak już tę drogę miała w głowie…
Kręciła się po obozowisku maszerując z jednej jego strony na drugą pogrążona w myślach, gdy mistrz Thyri prawił o czymś co zakończył chyba pytaniem. Zatrzymała się sklecając jego słowa w całość i uśmiechnęła się promiennie do znalazcy łuku Rufusa.
- Thyri… Z Tobą to bym mogła olifanty kraść. Zanieśmy tylko czym prędzej łuk do Shire i mogę iść nawet do tego Esgaroth. Choć Góry Mgliste znacznie bliżej. Chyba… Na mapie Malborna widziałam, ale pokręcić coś mogłam. Zresztą nie ważne. Idę. Tylko najpierw łuk.

Już gdy spojrzeli na nią oboje z Lorelei, czuła, że coś jest nie tak, choć nie wiedziała jeszcze co. Gdy zaś wyłuszczyli co i jak, zdębiała.
- Niegrzeczne? - powtórzyła za krasnoludem, po czym brwi się jej zbiegły, usta zwężyły, a spojrzenie wyostrzyło - Niegrzeczne to było wiedzieć o Zielonej Kompanii i nie uczynić niczego. A Bilbo wiedział! I wysłał nas nie po to by pamięć o nich przywrócić, tylko by utrzeć nosa Lindirowi! Dla głupiego zakładu z elfem w sukience!
Syknęła jadowicie nawet sama siebie zaskakując, że ją to tak rozsierdziło, że aż na przyjaciół krzyczy. Do tego stopnia, że wzrok choć nadal dumny, spuściła w ziemię. I ciągnęła już ciszej.
- Wy tego nie zrozumiecie nigdy. Żadne z Was. Wasze historie… elfów, krasnoludów… i tych głupich dunedainów pokroju Malborna też. One pełne są bohaterów. Królów. Rycerzy. Rozbójników. Czarodziejów. Księżniczek. W bardzo pięknych sukienkach... W takich, w których Ty Lorelei wyglądasz jak księżniczka, a ja jak wieszak. To płynie w Waszych żyłach. W moich... płynie piwo i melasa buraczana. Tak gęste, że wyruszając tu nie wierzyłam w istnienie Zielonej Kompanii. Chciałam po prostu zobaczyć Fornost.
Wzruszyła ramionami, pociągnęła nosem i przetarła oczy od gryzącego dymu z ogniska.
- Jeśli grzecznością ma być wędrowanie tygodniami z łukiem Rufusa w tę i z powrotem gdy najwspanialsi z moich rodaków snują się po tym strasznym mieście jako zjawy, to ja dziękuję bardzo. W nosie mam grzeczność. Zaniosę łuk prosto do Shire.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 29-11-2017, 10:08   #152
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Krasnolud siedział nieruchomo, i gdyby nie to, że mrugnął kilka razy, gdy panna Hilly podniosła głos, można by uznać, że jej przemowa spłynęła po nim jak po kaczce.
- Hm, hm – zachrząkał, fajkę dobył i nabił z namaszczeniem.
- Nie wiem nic o sukienkach – zaczął powoli i z pewnym wahaniem, gdy otoczyły go kłęby wonnego dymu. - O królach nieco więcej. Tych zmarłych dawno temu, których opiewają pieśni i księgi, którym się rzeźbi posągi w kamieniu i złocie. I tych żywych, troszeczkę. Pamiętam Thorina Dębową Tarczę, w Górach Błękitnych. Miał harfę o srebrnych strunach, wiedziałyście? - krasnolud przymknął oczy, jakby pod zamknięte powieki chciał przywołać obraz wspomnienia, by nie uronić szczegółów. - Śpiewał o Górze i skarbach, zabranych nam przez smoka. I pamiętam, jak potem Thorina złożono w grobowcu pod sklepieniem odzyskanej Góry, z Arcyklejnotem na piersi i koronie podziemnych królów na głowie. I pamiętam, że obok stał Bilbo Baggins, i opłakiwał przyjaciela. Hobbit, co poszedł na wyprawę walczyć o krasnoludzkie sprawy. Może i nie ogarniał ich umysłem, gdy wyruszał, może uważał to za żarcik, ale uczynił wszystko, co w jego mocy. Bez niego, hobbita niepoważnego, z głową pełną niefrasobliwych żarcików i z sercem skłonnym do zakładów, ale wiernym, wielkie i poważne sprawy królów spotkałaby porażka. Tedy… nie ujmuj mu, nie wmawiaj, że się owe dzielne hobbity dla niego nie liczą, że byli pretekstem jeno, by elfowi przygadać. To potwarz przykra i ciebie niegodna, panno Hilly. Ma Bilbo wielkie serce i zrobił tyle, ile mógł. Pokłócił się z elfem i namówił nas…
Thyri westchnął i zaciągnął się znowu. Dawno się tyle nie nagadał.
- Jeśli chce ci się słuchać krasnoluda, co trochę ziomków w życiu stracił, i w pamięci ma też niezliczone szeregi tych, co padli w walce z Cieniem… Pamiętaj o tych, co odeszli, czcij ich pamięć i sław czyny, gdy są tego godne. Ale wpierw bądź w porządku wobec tych, co obok ciebie na tej ziemi, tych, których czas jeszcze się nie skończył.

 
Asenat jest offline  
Stary 10-12-2017, 12:54   #153
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Walka dobiegła końca. Lorelei wyprostowała się dumnie, wcześniej ocierając ostrze swojego elfickiego miecza o truchło jednego z orków i chowając broń na jej miejsce. Odetchnęła z ulgą, rozglądając się po polu bitwy, próbując uspokoić oddech. Krótkie podmuchy wiatru rozwiewały jej kasztanowe loki, a kilka kosmyków sklejonych przez orczą krew przylegało do skóry na policzku i szyi.

Nie czuła się najlepiej, jednak nie chciała okazywać słabości, szczególnie w tak zacnym towarzystwie. Po raz kolejny jej dwójka przyjaciół wykazała się niezwykłą odwagą i walecznością. Była wdzięczna losowi, że tych kilka miesięcy wstecz natknęła się na ich grupę i zdecydowała się rzucić tym kamieniem. Kto wiedział, gdzie byłaby teraz, gdyby nie to spotkanie? Pewnie wróciłaby do Mrocznej Puszczy, gdzie cały czas trapiona byłaby wspomnieniami z bratobójczej walki jej dwójki najlepszych przyjaciół. Wciąż wspominałaby swojego ukochanego, który wtedy zginął z rąk swojego kompana, targniętego uczuciem zazdrości.

Długo nie myślała o tamtych zdarzeniach. W tej kwesti, jej serce i ducha opanował spokój, dzięki wspaniałemu towarzystwu panny Oldbuck i mistrza Thyriego. Żałowała tylko, że nie było wśród nich Malborna. Często bowiem zastanawiała się, jaki los go spotkał? Gdzie zawędrował? Czy był zdrów?

- Dziękuję, przyjacielu. Gdyby nie ty, pewnie moje ciało leżałoby teraz wraz z truchłami sługusów Cienia - wyznała Lorelei, podchodząc jakiś czas później do Thyriego. Położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się. Nie tak łagodnie, ledwo zauważalnie, jak to miewała w zwyczaju. A bardzo serdecznie i pięknie, jakby była jakimś aniołem, mimo zachlapanej orkową krwią twarzy.

~ * ~

- Posłuchaj słów Thyriego, Hilly - powiedziała spokojnie Lorelei, która stała nieco na uboczu ogniska. Wypoczęła już wcześniej, a przynajmniej na tyle, by móc pełnić wartę. Kiedy jej przyjaciele ogrzewali zmęczone ciała przy ciepłym palenisku, ona chciała mieć pewność, że nikt nie czyha na ich bezpieczeństwo. Cały ten czas jednak słuchała rozmowy hobbitki i krasnoluda.

- Mówi bowiem słusznie. Gdyby nie Bilbo Baggins, kompania Thorina Dębowej Tarczy dalej tkwiłaby w lochach Mrocznej Puszczy. I choć jako elfka i mieszkanka Królestwa Thranduila nie powinnam pochlebczo wypowiadać się o działaniach Bilba, to uważam, że postąpił bardzo odważnie. I lojalnie wobec swoich przyjaciół. Ponadto uważam, że sam Rufus nie chciałby, byś tak niegrzecznie postąpiła. Wszak to dzięki Bilbowi jesteśmy tutaj, gdzie jesteśmy. Nawet jeśli przyczyną był zakład, to gdyby nie on, być może nigdy nikt nie odnalazłby Zielonej Kompanii.

Później, kiedy już wszyscy zgodzili się na ostateczny plan, Lorelei również wyraziła swoją chęć, by wyruszyć w dalszą podróż razem z Thyrim i Hilly. Więź, którą do nich odczuwała, była bardzo silna i serce by jej pękło, gdyby musiała się z nimi rozstać. Czuła zresztą, że to jeszcze nie czas na pożegnania.

 
Pan Elf jest offline  
Stary 31-12-2017, 04:47   #154
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





W sercu karczmy Pod Rozbrykanym Kucykiem była wielka sala wspólna, gdzie w przytulnym kominku trzaskał wesoło złoty ogień, a z drewnianych bali sufitu zwisały trzy zdobione lampy mrugając blaskiem znad obłoków fajkowego dymu do patronów przybytku. Długie ławy i krzesła ustawione w równych rzędach wzdłuż stołów, wraz z dojrzewającym wieczorem, wędrowały ciaśniej między siebie i ku alkowom zacienionych stolików, robiąc miejsce dla pląsających par.

Gwar szumiał obok muzyki, a przy stole nowoprzybyłego rankiem bractwa dosiadł się nowopoznany Olgraph Shadowscale z plecioną w trzy warkocze szpakowatą brodą. Kupiec, bo takowym się przedstawiał mając zawsze okazję za dobrą do interesów, i z wojaczką musiał być za pan brat, bo go za dnia widziano odzianego w zbroję, i z groźnym toporem przytroczonym do pleców.

Elfka, krasnolud i hobbitka wybierali się na ku Górom Mglistym przy Wrzosowiskach Etten planując polowanie na trolle w ich ojczystym kraju, co niebywale zuchwałym przedsięwzięciem było, niebezpiecznie intrygującym ze sporą dozą prawdopodobieństwa na zdobycie trollowego skarbu, które owe istoty zachłannie kolekcjonowały wzorem chciwych smoków, tudzież uczciwie na one zasługujących krasnoludów.

Miejscowi poruszonymi wielce byli owego wieczoru. Tematem dominującym rozmowy był poranny pogrzeb niejakiego Timeasa Heathertona. Słusznego wieku zmarły oddał ducha przeżywszy długie i żywot owiany tyleż interesującą tajemnicą młodości spędzonej poza Bree, co głębokimi korzeniami reszty całkiem pospolitego życia pośród Breelandczyków. Za jego zdrowie kumowie wznosili z nostalgią toasty, a ze zgorszeniem kiwali głowami na wspomnienie młodego siostrzeńca Tomasa, bliskiego Timeasowi niczym własny syn, a jednak skandalicznie nieobecnego na pogrzebie wuja.

- Któż znika do niesienia trumny własnego wujka?
- Jaka hańba.
- Wstyd dla całego miasteczka, że się taki niewdzięcznik między nami uchował...


Wszak wedle powszechnej opinii, do dobrego wychowania jednego potrzeba całej wsi.

Byli też i tacy, którzy o ciemnych stronach okoliczności życia i śmierci szeptali, zaklinając się, że jednak tych tematów nie przystoi na trzeźwo, więc nie warto bez kolejnego dzbanka piwa poruszać. Ze strzępów plotek wyłowić można było jakąś podejrzaną bandę awanturników, jakieś podejrzane skarby oraz nawet podejrzane domniemania mordu.

Tymczasem, gdy noc zawisła na kotwicy księżyca wysoko na niebie, do Kucyka wpadł jak oparzony młodzieniec o bladych licach, czarnej bujnej czuprynie w nieładzie sterczącej w różnorakie strony i przestrachu w lśniących oczach.

Z reakcji zgromadzonych wynikło jednoznacznie, iż młodym breelandczykiem był nikt inny, lecz niesławny Tomas Heatherton.

- Tam… cmentarzu… duch… potworny - dało się zrozumieć z mamrotania poruszonego młodzieńca, który widać było walczył w sobie o trzymanie fasonu i zbieranie rozsypującego się mimowolnie głosu.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 06-01-2018, 09:09   #155
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację



Thyri umoczył usta w trzecim piwie, a pustą miskę po duszonych pieczarkach, sprzątniętą przez rumianą posługaczkę, zastąpił placek na ostro z mięsem baranim i warzywami. Po zimie spędzonej u hobbitów, gdzie goślicili kompanię na przemian Bilbo i rodzina Hilly, był bardziej niż zacnie zaokrąglony, uśmiechnięty i zadowolony. I rad wielce, że z pomocą Bilba udało się odtworzyć pieśń Zielonej Kompanii. Małe dzielne hobbity będą pamiętane w Shire, gdzie Hilly złożyła przyniesiony z wyprawy do ruin łuk Rufusa.
- A cóż, mistrzu Olgraphie, porabiacie w tych stronach?
Krajana tytułował nadal "mistrzem", choć już byli z Olgraphem po dwóch kufelkach. Ten bowiem już przy zapoznaniu podkreślił z dumą, że nie jest jeno wędrownym kupcem, a kowalem. A każdy krasnolud dumny był ze swej sztuki. Olgraph okazał się poważnym statecznym krasnoludem, wychowanym wedle starych zasad i trzymającym się sztywno krasnoludzkiej etykiety. A krasnoludzką uprzejmość Thyri cenił wysoko u siebie i u innych. Siedzieli tedy nad trzecim piwem i "mistrzowali" sobie nawzajem.
- Toż samo, mistrzu Thyri, co w każdych innych. Handluję. Głównie garnkami i innymi metalowymi przedmiotami. Niemniej, jak się trafi inna okazja do zarobku...
Zdawał się żyć skromnie, jak na krasnoluda z Samotnej Góry, i nie wyjawił, na co mu tyle pieniędzy, ale Thyri, sam skryty, dopytywać nie zamierzał. Przybliżył za to oględnie cel ich wędrówki, łowy na trolle i trollowe skarby, w które ruszali ową dziwną kompanią, składającą się z krasnoluda, elfki i hobbitki.
- Moi bracia i kuzyni czekają na nas w umówionym miejscu – dodał jeszcze Thyri, i wyprawa wreszcie nabrała kształtów, które faktycznie mogły zagrozić trollowi... bo na pierwszy rzut oka to trolle spać mogły spokojnie.
Od słowa do słowa, Thyri napomknął, że nie byłby to pierwszy troll, co padnie z ich ręki.
- Panna Hilly – oznajmił, a szare oczy śmiały mu się i ciężko było dociec, czy nie żartuje – ubiła takowego potwora kociołkiem i drzwiami...
Ciąg dalszy opowieści przerwało przybycie młodego rozstrzęsionego człowieka. Rejwach się poczynił i tumult, i Thyri wyraźnie źle się w tym gwarze poczuł. Dopił piwo i wstając mruknął, iż on w takim razie przejdzie się na żalnik, obaczyć rzekomą marę.



 
Asenat jest offline  
Stary 08-01-2018, 22:16   #156
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Olgraph... miał problem z Thyri. Duży problem. Nie bardzo wiedział jak „go ugryźć”. Jak w ogóle podchodzić do tej sytuacji. Maskował więc ów problem dobrodusznością. Bądź co bądź obaj byli krasnoludami. To bardzo zbliżało ich do siebie. Mogli pogadać o rzeczach, o których nie dało się z innymi członkami drużyny.
Dla Olgrapha polowanie na trolle miało swój urok. Głównie dlatego, że nie wymagało łuku, a oszczepu. Oręża bardziej solidnego od tej delikatnej broni ludzi i elfów. Z oszczepami kupiec sobie radził. Choć od oszczepów wolał jednak solidny topór. Choć akurat lepiej było nie podchodzić za blisko do trolla, dopóki on żył.
Po śmierci w sumie też nie było warto. Ale tam gdzie są trolle, tam zwykle są i skarby. A na to Olgraph wielce liczył.
- Kociołkami i drzwiami. Jakoś nie bardzo mogę sobie to wyobrazić pa... - przerwał nagle zadumany nad rewelacjami pobratymca. Bo brzmiały niewiarygodnie. Tak samo jak te, które usłyszał od młodego Heathertona. Duch? Może... ale gdzieś na zapomnianym polu bitwy, lub w starożytnym grobowcu. Nie tutaj. Nie w Bree.
Pochwycił więc swój wierny topór, by towarzyszyć Thyri i pogonić dowcipnisia z cmentarza. Bo to był z pewnością głupi żarcik.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-02-2018, 15:14   #157
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Rozbrykanie tutejszego kucyka młodej Oldbuckównie udzielało się powoli. Najsampierw ulokowała się bez słowa na ławie i podkuliwszy nogi pod brodę sączyła powoli pintę z trzymanego między kolanami kufelka łypiąc na Dużych Ludzi nieprzychylnie. Z czasem jednak stópki Hildegardy zaczęły poddawać się brzdękającej radośnie muzyczce i przebierać co jakiś czas w jej rytm. Spojrzenie jej spogodniało nieco i nawet z niejakim zainteresowaniem spojrzała na talerz, na którym stygła strawa. Nawet uśmiechnęła się kilka razy, choć uśmiech ten skierowany był do jej kuzynki od strony brata dziadka. Pansy Oldbuck wyszła za Carla Smallburow już będzie dziesięć wiosen temu. Ale nie układało im się za dobrze. Pan Smallburrow wyobrażał sobie lepszą partię dla syna od Oldbuckówny i nie chciał go widzieć. Tak też ulokowali się w jednym z pokoi w smajalu Oldbucków. A, że dwójki dzieciaków się już dorobili, a Nob i Bob rośli jak na drożdżach to i ciasnota doskwierała rodzinie. Gdy Hilly wróciła do domu i przywitała się zkuzynka, od razu przypomniałą sobie słowa Bramunda Butterburra. A że z Pansy kucharka była zawołaną, a Carl świetnie radził sobie z kucykami, rodzina z początkiem wiosny sprowadziła się do Bree. I chyba nie żałowała, bo Pansy choć zabiegana po całym Rozbrykanym Kucyku, odnalazła się tu błyskawicznie. Tak jak i jej jako ten kucyk brykający po izbie synowie.
W końcu Hilly nie wytrzymała i zeskoczywszy z ławy ruszyła na środek izby ucapiając za rękaw jakiegoś słomianowłosego młodziana Dużych Ludzi i wyciągnęła go na deski ku uciesze jego kompanów. Rozpląsane nogi same puściły się w skoczny tan i młodzik miał do wyboru albo uciec albo podjąć wyzwanie. Zachęcany pokrzykami kolegów zdecydował się na to drugie co w mig podchwycili grajkowie przyśpieszając rytm i rozwiewając na chwil kilka temat śmierci Timeasa Heathertona. I tego właśnie Hilly potrzebowała. Skakała i kręciłą się w kółko tak długo, aż w końcu całkiem opadła z sił i ciężko dysząc w końcu uśmiechnęła się. Tym razem niewymuszenie. I z prawdziwym zadowoleniem. Słomianowłosy też ciężko dyszał, ale tempa dotrzymał jej do końca. Skinęła mu głową w podzięce i nadal posapując wróciła na swoją ławę sączyć pintę. Tu tymczasem ktoś się do ich stołu dosiadł. Kruczoczarny krasnolud gawędził właśnie żywo z Thyrim, którego jak Hilly pamiętała, tak wylewnego nie widziała od dnia gdy po raz pierwszy bawił w smajalu Oldbucków i dopadła go uzbrojona w słodkie pączki, pieczone jabłka i trufle cioci Filomeny, chmara ciekawskich wyrostków domagając się opowieści o królach, górach i skarbach. Skąd wiedziały, że mistrz takie opowieści zna i czym go nęcić, nie było wiadome. Ale Hilly przy każdej opowieści była obecna. Teraz zresztą Thyri też opowiadał i akurat o niej co skwitowała kolejnym niewymuszonym już dziś uśmiechem. Uśmiechem który zaraz zlazł z jej ust gdy kruczoczarny oznajmił, że jej największego wyczynu sobie nie wyobraża. Nim jednak fuknęła, że w istocie tak było, do karczmy wpadła na dwóch trzęsących się nogach, wystraszona wieść o duchu.

Oczywiście w duchy Hilly już od pewnego czasu wierzyła toteż zaintrygowana zabrała kufelek i ruszyła za tłumem zobaczyć co też za zjawa wystraszyła młodziana i w razie potrzeby pomóc nieszczęsnej. Na miejscu jednak zjawy nijakiej nie obaczyli. Nagrobek stał jak stał i tylko ćmy i komary zlatujące się do lamp były tu jedynymi unoszącymi się w powietrzu stworami. Tak łatwo jednak Hilly wiary nie traciła. Przycupnęła przed nagrobkiem i wyciągnęła fajkę i woreczek ze starym Toby’m. Piosenki która by ducha Timeasa mogła przyzwać, nie znała toteż sięgnęła po środek uniwersalny. Któregoż rozumnego stworzenia nie przywabiłby wszak zapach fajkowego ziela. Jak gdyby nigdy nic więc zaczęła pykać dymne kółka, a tłum począł topnieć. Gdzieś mignęła jej Lorelei z ogonkiem nieustannie nią zafascynowanych Dużych Ludzi, którym nijak nie przeszkadzało to, że trzymała w dłoniach jakąś starą łopatę. Gdzieś indziej kruczowłosy myszkujący pomiędzy nagrobkami. W końcu cybuch opustoszał, a zjawy jak nie było tak nie było. Natomiast na cmentarzu nadal był kruczowłosy, elfka i kilkoro jej obrońców. Jej, czyli oczywiście elfki. Bo przecież nie Hilly.
Obrzuciła zawiedzionym wzrokiem mogiłkę i zmarszczyła brwi. Ziemia była wilgotna od nocnej rosy. Ale nie w każdym miejscu równomiernie. Wyglądało to trochę jakby… ktoś dwa razy grób zakopywał... Łopata?
- Och by cię w trolli zadek kopany gamoniu ty jeden niewdzięczny! - gdy garstka pozostałych obejrzała się na nią zdziwiona, popędziła do Lorelei, zgarnęła od niej łopatę i rzuciwszy sakramentalne - Rozkopał grób! -
popędziła do Rozbrykanego Kucyka.

Wpadłszy do środka, podbiegła do Thomasa podsuwając mu łychę łopaty pod nos.
- Poznajesz? - warknęła rozeźlona - Duch ci się pojawił?! A nie zapomniałeś rzec wcześniej, żeś grób rozkopał?! To i się duch pojawił! I pojawiać się będzie póki nie oddasz wujowi coś mu zabrał!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 01-02-2018 o 15:19.
Marrrt jest offline  
Stary 07-02-2018, 10:02   #158
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Thyri wtoczył się na powrót do nieco dusznego pomieszczenia karczmy. Szybko wypatrzył Toma, siedzącego przy jednej z bocznych ław i obgryzającego paznokcie. Młody człowiek rzucał wokół spanikowane spojrzenia, i Thyri postanowił wyposażyć przed rozmową. Z dwoma kuflami przysiadł się do młodzieńca.
- Hm, hm, napijcież się, młody człowieku, w taki dzień jak ten trzeba, własne nerwy ukoić a i zmarłego krewnego przy kufelku powspominać. Jestem Thyri z Esgaroth.
Kufel włożył w dłonie Toma i stuknął swoim.
- Widać, żeś człek dobry i wuj dla was wiele znaczył.
- Oh dziekuję za piwo i poznać miło, Tom Heatherton. Ano wuj mi zmarł i na cmentarzu żem zobaczył ducha. Gapił się prosto na mnie. Małożem nie omdlał! Eh... - otarł pot z czoła. - A potem, nastepne co wiem, to już drzwi do karczmy otwieram, alem szybko biegł. Strach to skrzydeł prawdziwie dodaje... - był nieco zawstydzony okazałą słabością.
- Duch napędzić strachu może… a to wuj się wam zmarły pokazał? - podpytał Thyri, usta mocząc w swoim piwie.
- No nie… wuj był mniejszy… Kurde, a ten duch to wielki był! Szaroskóry normalnie i taki ogromny, to się nie spodziewałem, że one takie duże. Ze dziesięć stóp, albo i lepiej mierzył choć jakiś taki zgięty był, jakoby się czaił na mnie, czy coś... - mówił z przejęciem. - A capiło od niego zgniłym mięchem! - skrzywił się.
Na to krasnolud lekko się przykrztusił, bo opis nijak nie pasował do ducha. Przystawał za to jak ulał do czego innego...
- W ziemi grzebał. I w cale mnie nie gonił! Pewnie wciąż tam gdzieś jest!
Tego Thyri właśnie obawiał się najbardziej. Że problem nie rozwiał się, jak uprzejmym duchom przystoi. I jednocześnie ulgę poczuł i zdziwienie, że mniemany duch nie przerwał swych zajęć, by przekąsić Tomowym gnatem.
- A wy to się z wujem rozstać nie mogliście, toć pogrzeb skończył dawno się – rzucił niezobowiązująco. - Czy czego innego na cmentarzu szukaliście?
- Ano wstyd się przyznać. - rzekł niechętnie i ciszej. - Poszedłem na cmentarz wykopać mego wuja…
- Wstyd poniekąd – rzekł surowo Thyri. - Po co zmarłym spokój mącić?
- Wiesz, chciałem odkopać... - zaczał Tom zmieszany. - .. bo wuj był poszukiwaczem skarbów kiedyś, no i zawsze miał pieniądze, kiedy potrzebował.
- Skarb? - czy Thyriego zaświeciły się jak drogie kamienie.
- Ano Timeas miał mapę co drogę wskazywała do ukrytego skarbu. Musi schowanym być w okolicy Bree, bo wuj chodził tam, gdy potrzeba była.
- I nic spadkobiercy swemu nie zostawił, wzmianki żadnej?
- Mapy nie było w rzeczach wuja, ani w domu wcale. Przeto myślę, że wziął ją do grobu. Temu wykopać chciałem... Nie zostawił rodzinie mapy, to ona chyba musi być schowana w wielce niebezpiecznym miejscu i wuj chciał chronić nas, tak myślę. Wziąłem łopatę i poszedłem na cmentarz. Duch mnie ukarał za próbę bezczeszczenia grobu. - powiedział poważnie. - Ty panie nie wyglądasz na takiego, co to boi się duchów. Pomógłbyś mi, to zatrzymać możesz wszystko, no trzy kwarty może i żebyś mnie jeszcze ochronił przed krwistymi ślepiami ducha, aby mnie nie nawiedzał! Pójdzmy do grobu, jeśli się zgadzasz, mapę znajdźmy, a ja ci się przydam panie krasnoludzie, bo tylko ja umiem wuja znaki tajemne i wskazówki odgadywać. - pokiwał z przekonaniem głową.
Co do tego ostatniego to krasnolud miał poważne wątpliwości.
I może i by nawet się zgodził, bo skarb nęcił i wołał, nawet jeśli był jeno mrzonką. Już otwierał usta do odpowiedzi, gdy nagle jak piorun kulisty do karczmy wtargnęła panna Hildegarda, i szpadlem poczęła Tomowi nad głową wymachiwać. Ściągnęła na siebie uwagę całej karczmy, toteż Thyri cichutko opuścił stolik. W drzwiach dostrzegł Olgrapha i ruszył w jego stronę, a coś dziwnego działo się z jego twarzą, ściągniętą w obawie. Złapał starszego krasnoluda za przedramię i z zaciśniętymi w sznurek ustami wypchnął na powrót z karczmy.
- Troll – wyszeptał w języku khazadów, gdy już nikt się nie przysłuchiwał. - Na cmentarzu, nie duch, a troll… tak blisko domów. Gdzie elfka?[/i]
 
Asenat jest offline  
Stary 09-02-2018, 14:32   #159
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Kto by pomyślał, że niziołki są takie szybkie.”- taka myśl przebiegła przez głowę Olrapgha, gdy dysząc głośno przegrywał ten wyścig. Hilly, po wykrzyczeniu swojego gniewu pognała niczym strzała i brodacz nie miał szans by dogonić dziewczyny.
Rozumiał jednak jej zagniewanie. Rabowanie grobów, zwłaszcza świeżych, było wszak karygodnym zachowaniem. Co innego starożytne grobowce, to już rabowaniem nie było, tylko odzyskiwaniem przeszłości. Zdyszany krasnolud w końcu zgubił Hilly, ale wiedział gdzie podążała.
Co prawda na jego tempo mógł wpłynąć fakt, że w zbroi swe bieganie uprawiał, ale przecież krasnoludem był? Jakże mógłby bez zbroi chodzić? Toć to się nie godzi!
W końcu jednak dopadł wrót karczmy, a potem.. od razu wpadł na kogoś. Bowiem w progu Kucyka drogę mu zastąpił zasępiony mężczyzna, dobrze po czterdziestce. Na oko wyglądał na miejscowego. Może był drwalem lub kowalem, bo kawał był z niego chłopa. Ubrany w czarne szaty, tej lepszej jakości jak przy świątku, imienin cioci, etc… Co jednakże nie pasowało do drwala, gdyż ta profesja nie dawała wielkich profitów. Kowal więc?
Mężczyzna wychodził szybko i był zamyślony. Na tyle że nie zauważył Olrapgha, co było nie lada wyzwaniem. Ciężko nie zauważyć masywnego krasnoluda i się o niego prawie potknąć.
- O przepraszam, nie widziałem.- rzekł, a również zaskoczony tą sytuacją krasnolud.
- Nie ma za co przepraszać.
I rozmowa się zakończyła. Mężczyzna ruszył dalej w mrok pospiesznym krokiem, a do krasnoluda doskoczył Thyri z własnymi rewelacjami, które wyszeptał w ich języku.
- Eeee… gdzie jest… elfka?- zadumał się kupiec. Wzruszył ramionami. - Nie wiem… nie zwróciłem uwagi.
Spojrzal na Thyri’ego dodając cicho w języku khazadów. - Troll? Czemu troll miałby jeść trupy? Czy one przypadkiem nie gustują możliwe świeżym mięsku? Najlepiej takim, które wrzeszczy podczas gotowania?
Zadumał Olgraph się patrząc w mrok i dodając.- Jakiś człek mnie minął, wyszedł pospiesznie. Mam wrażenie, że krzyki Hilly były tego powodem. Pójdziemy jego tropem?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-02-2018, 20:22   #160
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Elfka natomiast, wbrew swoim pierwszym planom, pozostała w niedalekiej okolicy od feralnego cmentarza.
Początkowo, kiedy panna Oldbuck niemalże wyrwała jej z rąk znalezioną łopatę, zamierzała z ciekawości udać się za nią wraz z Thyrim i tym nowo poznanym krasnoludem, lecz w ostatniej chwili zawahała się i zmieniła swoje postanowienie.
Chciała poinformować Thyriego o zmianie planów, lecz nigdzie już go nie mogła zauważyć. Jedynie spostrzegła biegnącego w ślad za hobbitką Olgrapha. Lorelei wzruszyła więc tylko ramionami i spojrzała w przeciwnym kierunku, w dal, pogrążając się w zadumie.

Od dłuższego czasu nie miała okazji na chwilę samotności. Nawet teraz, kiedy pozostali udali się z powrotem do Bree, nie była sama. Wciąż towarzyszyła jej mała grupka interesujących się nią mężczyzn, których obecność nie pozwalała jej całkowicie oddać się swoim myślom.
- Bądźcie panowie tacy mili i pozwólcie mi choć na chwilę wytchnienia - powiedziała uprzejmie, posyłając im czarujący uśmiech. - Obiecuję, że odwdzięczę się rozmową w “Rozbrykanym Kucyku”, kiedy już nacieszę się spokojem i obecnością natury.

Lorelei spacerowała wokół cmentarza, rozmyślając nad tym wszystkim, co do tej pory przeżyła. Z każdym kolejnym dniem tęsknota za lasami Mrocznej Puszczy rosła w jej sercu, coraz częściej też pogrążała się w zadumie, w ciszy wspominając długie wędrówki wśród drzew Mirkwoodu. Brakowało jej rozmów z siostrami, brakowało jej opowieści ojca i melodyjnego głosu matki.
Zgodziła się jednak na jeszcze jedną przygodę z Thyrim i Hilly. Zgodziła się na wyprawę mającą na celu polowanie na Trolle. Bo choć serce bardzo tęskniło za Mroczną Puszczą, to znalazło ukojenie w towarzystwie tej dwójki i nie potrafiło się z nimi rozstać.

Podczas spaceru, Lorelei zerwała kilka polnych kwiatów, tworząc z nich mały bukiecik dla Hilly. Wtedy dopiero przypomniała sobie, co takiego krzyknęła niziołka, wyrywając jej łopatę z rąk. Jej słowa nabrały sensu.
Elfka ostrożnie schowała bukiet polnych kwiatów i ruszyła z powrotem w stronę cmentarza, by przyjrzeć się jeszcze raz rozkopanemu grobowi i okolicy.

 
Pan Elf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172