Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2015, 01:40   #51
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Szczerze rzekłszy jej własna odpowiedź zdała się Hilly trywialna, by nie rzec głupia, przy ostatecznym porównaniu ze słowami Thyriego i Malborna. O ile w ogóle można ją było zakwalifikowac jako odpowiedź. Pan Elrond niemniej ich odpowiedziami był chyba równie zainteresowany co śniadaniem. Albo rzeczywiście każdy w tej zagadce ma coś do powiedzenia. Może na tym właśnie polegał jej sekret? Ilu zgadujących, tyle rozwiązań?

Długo tej kwestii nie roztrząsała jednak, bowiem pan Elrond szybko przeszedł do sedna sprawy. Tropienia trolli! Brzmiało to oczywiście bardzo nierozsądnie i nad wyraz groźnie. O niebo groźniej niż poszukiwanie dowodów hobbickiej drużyny łuczników. Nawet ona nie uchodząc przecież za przykład hobbitońskiej stateczności popukałaby się w głowę słysząc wcześniej taką propozycję. Ale dziś Hilly była już po pierwszym spotkaniu z trollem. Dziś wiedziała, że z takimi kompanami jak Malborn i Thyri można kuce (a w każdym razie na pewno muły) kraść. I dziś naprawdę czuła się jakby była pełna niespodzianek, których sama w zasadzie była bardzo ciekawa. I co więcej… dziś znacznie bardziej niż przed ostatnią wyprawą czuła głód. Głód więcej.

- Pewnie, że pójdę - odpowiedziała teraz już zupełnie hardo po czym również nachyliła się nad mapą - Miasto goblinów... - przeczytała po chwili jedną z nazw - Po zawaleniu się jaskini słyszeliśmy dochodzące spod ziemi dźwięki bębnów. Czy to były gobliny z tego miasta? Czy one pomagają Cieniowi i Kapitanowi? Czy raczej po prostu tam sobie są? Boooo… jaskinia Amosa była trochę daleko od ich miasta. A one trochę szybko tam dotarły.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-12-2015, 08:55   #52
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zNclO-nCeDs[/MEDIA]

Mistrz Thyri, Panienka Hilly i Strażnik Malborn po trzech dniach od opuszczenia Ostatniego Przyjaznego Domu zjawili się w porzuconym obozie zbójców w Siedzibie Trolli. Po oględzinach wszyscy zgodnie stwierdzili, że prócz nocnego deszczu sprzed kilku dni, nic nie zmieniło się w otoczeniu. Lord Elrond na pytanie Hilly o Miasto Goblinów miał prostą odpowiedź, że tamto miejsce głęboko jest pod skałami Gór Mglistych, których jaskinie i tunele w niewykluczony sposób łączyć się podziemnym kompleksem Siedzib Trolli mogły, lecz jeśli tak było, nawet on nie znał drogi. Natomiast dźwięki, które słyszeli w grocie trolla Amosa, mogły być rozjuszonym plemieniem goblinów, które na pewno żyją w skalnych czeluściach rozpadlin pod lasem. Jednak w obozie nie znaleźli żadnego śladu choćby jednego orka, więc te istoty na pewno nie wyszły w tym miejscu spod ziemi.

Trop przemarszu większej grupy bandytów, mimo opadu wiosennego deszczu, wiódł wyraźnie na północ. Przez kolejne trzy dni wędrowcy przedzierali się przez ciemny, gęsty las. W ich ekwipunku znalazły się najpotrzebniejsze do podróży przedmioty, choć istota przydatności u każdego z nich mogła mieć inne znaczenie. Od Pana Elronda otrzymali prócz mapy, piękny flakon z eliksirem Lorda Erestora, który podobno pomagał na rany i wszelkie dolegliwości natury ciała i ducha. Kuc Mistrza z Esgaroth musiał zostać w stajni Rivendell razem z pięknymi i dostojnymi rumakami elfów. Nocą bractwo spało zawinięci w koce, a gdy zbierało się na deszcz, to rozstawiali namioty. Zachowywali ostrożność w przemarszu pod koronami wiekowych, ponurych i groźnie wygalających drzew. Oszczędnie korzystali z ognia, dzięki zapasowi prowiantu nie musieli polować, a wyraźny szlak ku Zimnym Górom ułatwiał przewodnikowi wybór trasy. Wielkie mokre liście, którymi usypane było leśne runo mogły niedoświadczonego wędrowca wyprowadzić w pole ustępując spod butów, co w najlepszym razie groziło rozcieraniem stłuczonego ciała, a w najgorszym opatrunkami, bo las porastał skały. Ostre kamienie skryte między liśćmi i krzewami zaraz obok rozpadlin, w które wpaść można było niczym w wilcze doły wypełnione martwym porożem przewróconych drzew lub rumowiskiem kamieni, to zagrożenia również niebezpieczne dla śmiałków w tym lesie, zaraz obok trolli i orków.




Siódmego dnia od podjęcia wyprawy, agenci Półelfa bez żalu zostawili ciemny, ponury las na sobą na południu. Ktoś patrząc z boku na ta kompanię, nigdy nie przypuszczałby ich roli w powierzonym zadaniu przez Gospodarza Imladris. Nie wyglądali na tajnych wysłanników, szpiegów elfów, lecz czyż między innymi, nie o to właśnie chodziło? Z ich grona, Hilly najbardziej odczuła trud dotychczasowej wyprawy. Miała najmniejsze doświadczenie w podróżowaniu w ogóle, a co dopiero w takich warunkach, pękatym plecakiem na ramionach i trudach życia bez dachu nad głową. Bez drugich śniadań, z tylko jednym obiadem… Bez podwieczorku, podkurka i przekąsek pomiędzy… Panna Brandybuck nie wymagała żadnych luksusów i spanie w skalnym lesie między korzeniami nieprzyjemnych drzew znosiła bez skargi. Ale w kościach czuła niewygody, oj czuła. Szczęściem w nieszczęściu zapas fajkowego ziela, ani się nie zamoczył, ani nie zagubił!

A Siedziba Trolli, to nie tylko ciemny, kamienisty las, lecz również nierówny teren poza nim. Skały ciągnęły się jak okiem sięgnąć porośnięte trawą, których nie skubały, ani kozice, ani owce. Tylko zwierzęta zbyt małe, aby mogły na nie polować trolle, radziły sobie w tej krainie - borsuki, jeże, króliki, lisy i myszy. Lecz również ona żyły tam ukradkiem, instynktownie obawiając się ciszy krainy. Ptaki były rzadsze od ścieżek, których tam żaden wędrowiec nie znajdzie, ani nawet starych, opuszczonych dróg, a ptasi śpiew zastygł na zawsze, nieobecny.

Skalne wąwozy i przepaści otwierały się niespodziewanie, jedne - naturalne rozstępy ziemi, inne – pozostałości po kopalniach ludzi, którzy z tych kamieni wznosili zamki, miasta i pałace. Malborn wiedział, gdzie owe ruiny się znajdują i wiedział jak omijać z daleka, bo takie miejsca, niemal na pewno zamieszkane były przez nowych i wiecznie głodnych gospodarzy. Znał historię tych ziem, jak również drogę do Legowiska Dunedainów, starej kryjówki w ruinach wieży, ku której droga wiodła przez wąski szlak na skalnej ścianie. Tylko dzięki lenistwu, owa siedziba wciąż była omijana przez trolle. Choć Strażnicy Północy naprawili wrota i dach warowni, to stare mury nie byłyby żadnym przeciwnikiem dla ataku olbrzymów. To sekretne miejsce było jednym z najdalej wysuniętych na północ kryjówek potomków mieszkańców dawnych królestw Arnoru i oferowało Dunedainom schronienie, gdy przemierzali niegościnną Siedzibę. Trop Kapitana i jego oddziału z daleka omijał to miejsce, co nie było wcale zaskoczeniem dla Malborna.

Strażnik pośród znaków przemarszu domniemanego ogra, konkretnych dwóch trolli i trudnej do dokładnego określenia liczby gromady ludzi, odnalazł również inny, nakładający się trop. Znikał i pojawiał to tu, to tam, lecz nie należał do bandy bandytów, bo podążał śladami tamtych. Nawet Mistrz Thyri skromnie chlubiący się w duchu znawcą rozeznania w szukaniu tego, co trudne do znalezienia, ciągnął za bródkę zachodząc w głowę skonfundowany, do kogóż mogły te ślady należeć…? Człowieka, elfa, goblina, czy może czworonożnej istoty?




Kraina zwana Zimnymi Górami rozpościerała się na północ od Siedziby Trolli i zachód od rzeki Hoarwell, której zakręcające koryto wypływało z Gór Mglistych okalając ten teren wciśnięty w górskie podnóże. Wiatr od śnieżnych stoków na wschodzie niósł zimne powietrze po tych górzystych, brązowo-zielono-szarych pustkowiach. W skalnych, zawilgoconych dolinach i przełęczach wisiała mgła. Po ostrych stokach skakały zwinne owce i szybkie kozice, zbyt nieuchwytne wilkom i warte zachodu tylko najgłodniejszym z trolli. Nieliczne gołębie gniazda w skalnych półkach kryły się przed sokołami. Zimne, wartkie potoki pluskały o skały drążąc mozolnie koryta. Wycie basiorów lub groźny ryk rozgniewanego trolla były najczęstszymi, jeśli nie jedynymi śmiałymi odgłosami mieszkańców tej nieprzystępnej, nagiej krainy.

Wolni Ludzie Północy nie mieli tutaj swych siedzib. Podobno nawet orki nie zapuszczały się w te tereny zostawiając w całości w trolowym panowaniu. A wśród nich prym wiodły niezliczone zastępy Wzgórzowych Trolli, gdyż Kamiennym trudno było o kryjówki przed słońcem na tak otwartych przestrzeniach, o czym dowiedzieli się od Lorda Elronda i Lindira. Krzewy i drzewa porastały wierzchołki wzniesień skąpo i sporadycznie. Trawą zarosłe ruiny po dawnych rhudaurczykach, pojawiające się samotnie na wzgórzach, zazwyczaj brane za kolejne kamienne formacje skalne. Forty, kurhany, wieże i domy, setkami lat obrócone przez przyrodę w ruinę, odchodziły z każdym rokiem w coraz głębsze zapomnienie.

Po kolejnych kilku dniach wędrówki, Malbron również czuł ciężar żelaznego kaftana na grzbiecie. Odkąd wyszli z Siedzib Trolli, to on wziął na siebie rolę myśliwego, a krasnolud został ich przewodnikiem mając baczenie na trop gromady bandytów, czy też raczej wojskowego oddziału, jak to zostało już zasugerowane. Wiosenne słońce blado grzało zbocza porośnięte nieśmiałymi dzikimi kwiatkami, dodającymi tak brakującego tym ziemiom koloru.

Dunedain owego popołudnia był na pierwszej wyprawie myśliwskiej od czasu opuszczenia Rivendell. Poszedł samotnie, gdyż szybko stwierdził, że choć panna Hilly potrafi cicho stąpać i znikać z niepożądanych oczu na życzenie, to na polowaniu znała się jak on na kamiennych fontannach elfów i krasnoludów i by mu tylko zawadzała potencjalnie płosząc zwierzynę. Skradał się właśnie ku grani przełęczy, gdzieś tam w dole paść się musiała zbłąkana owca wnioskując po żałosnym beczeniu.

Czy to łut szczęścia, czy przeznaczenie, grunt, że Malborn w porę dostrzegł głodnego wilka po drugiej stronie przełęczy. Basior wyglądał, mógłby strażnik przyrzec krwistymi oczami, choć z takiej odległości nie sposób byłoby ich dojrzeć dokładnie. Dunedain trwał zastygnięty w swej pozie, tak samo w węszący wilk. I tylko wiatr wiejący z gór chronił go przed spostrzeżeniem przez wilka. Mógł to być samotnik, choć wiedział, że tacy raczej nie dawali rady, by przetrwać warunki Zimnych Gór. Wilki żyły tu w stadach, a nie było niemal nic gorszego dla wędrowców gdziekolwiek w podróży, niż głodne stado na swym terenie łowieckim. W królestwie trolli, gorzej mogło być tylko paść ofiarą gospodarzy.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 05-12-2015 o 08:57.
Campo Viejo jest offline  
Stary 10-12-2015, 09:33   #53
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Mistrz Thyri zawsze podpatrywał rozwiązania, które się sprawdzały. Tym razem Malbornowe sztuczki przy podkradaniu. Ukrył kasztanową, rzucającą się w oczy czuprynę pod ogromnym liściem łopianu i dopiero w tejże niecodziennej jak dla krasnoluda ozdobie podczołgał się do leżących wśród traw towarzyszy. Szaroniebieskie oczy badające poszarpane ruiny rozbłysły jak kamienie, z których wprawny szlifierz wydobył całą ich urodę.
Już planował sobie ścieżkę po okolicy, którą, niewidziany przez czujne wroga, obejdzie dookoła twierdzę na skale. Może i wzniesioną przez ludzi... ale Thyri dałby głowę, że jakiś krasnolud rękę do budowy przyłożył także, bo w dawnych czasach, skromnym zdaniem mistrza z Esgaroth, nie pobudowano niczego znaczącego, czego plemię Durina nie dopieściłoby choćby spojrzeniem. Właśnie dlatego dawne czasy były takie dobre, a dawne zamki i pałace tak dobrze się trzymały.
- Ta brama to na pewno niejedyna droga do środka – oznajmił cicho spod łopianowego liścia. - Obadam, przyjrzę się... A po zmroku możemy próbować dostać się do wewnątrz.
Podciągnął się nieco bliżej krawędzi.
- Owe ślady, co za bandytami się ciągnęły... Czy też do twierdzy prowadzą, Malbornie?
 
Asenat jest offline  
Stary 13-12-2015, 23:38   #54
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Hilly miała dość. Szczerze i od serca. Po przeszło dwóch tygodniach wędrówki przez kraj trolli, jedyne co znaleźli to ruiny. Stare i zapyziałe ruiny. Malborn kazał się skradać, bo ślady jakoby w ich kierunku właśnie wiodły. A ona szczerze mówiąc gdyby nie szacunek jakiego nabrała do Dunedaina, który chyba wiedział wszystko o wszystkim, miałaby już w nosie te pogonie i podchody przez dzikie ostępy północy. I oddałaby całą kolekcję swoich mathomów z kamieniem elfów włącznie za jeden pełen nocleg w wygodnym łóżku.

No dobrze. Dwa mathomy. I napewno nie kamień. Ale to i tak dużo!
Szczęściem nie musiała w ciemno oddawać niczego, bo pojawił się Thyri, który swoim kamuflażem rozbawił ją tak, że na widok kudłacza parsknęła śmiechem i przynajmniej chwilowo zapomniała o znużeniu.
- Wyglądasz Thyri jak bajkowy krasnoludek z mchu i paproci - zaśmiała się - W razie jakby Cię złapali, nie zapomnij zapytać czy już wiosna przyszła.
Widząc jednak spojrzenie krasnoluda zmieszała się.
- Znaczy… Chętnie ci pomogę. Dobrzeby było jakoś tam zajrzeć, a wolałabym się już nie wspinać na żadne mury i skały...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-12-2015, 12:10   #55
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Spotkanie z watahą wilków bynajmniej nie poprawiło nastroju Strażnika. Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku. Należało być przeto czujnym, aż do przesady.

Na nagabywania przyjaciół odnośnie dalszej marszruty odparł:

- Okolica jest niegościnna, lepiej rozejrzeć się czy niebędziemy mieli nieprzyjaciół za plecami. Zatem również uważam, że trzeba się przyjrzeć twierdzy. Tak czy inaczej. Jeśli zechcecie Mistrzu Thyri będę Wam asystował. Co dwie pary oczu, to... i tak dalej
.
 
kymil jest offline  
Stary 18-12-2015, 21:08   #56
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację


Kolejne tygodnie mijały na samotnej podróży, przebijaniu się przez dzikie i niebezpieczne ostępy. Brak towarzystwa zaczął szybko doskwierać Lorelei, wszak nie była swoją siostrą - Celeriel. Ona na pewno doskonale odnalazłaby się w takiej sytuacji, nie bacząc na brak przyjaciół, myślała sobie, wspominając. Zawsze wystarczało jej towarzystwo samej siebie.
Jednak Lorelei, w tym przypadku, była całkowitym przeciwieństwem najstarszej z elfich sióstr. Szczególnie to odczuwała w obcych jej krainach, odwiedzanych po raz pierwszy, gdzie niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku na nieobeznanego podróżnika.
Samotność doskwierała jej najbardziej podczas postojów, kiedy to jej myśli nie miały na czym się skupić. Z żalem i tęsknotą wspominała wtedy leśne labirynty Mrocznej Puszczy, tereny znane jej jak własna kieszeń, a także przyjaciół i rodzinę, którą tam zostawiła.
W takich chwilach, gdy do umysłu wdzierały się smutne wspomnienia, przymykała powieki opierając się o jakiś konar drzewa czy skałę i zaczynała śpiewać. Jej głos, choć przyciszony ze względu na okoliczności, i tak rozpływał się wokół ciepłą melodią, przypominając przyjemne rzeczy, a odganiając czarne myśli.

Zapada zmrok, nadzieja niknie
Nie lękaj się, bo nadejdzie świt
Noc długa jest, a droga kręta
Spójrz w niebo, bo...
Wkrótce znów nadejdzie świt

Pastrzerz sam, z dala od domu,
Czeka w świetle gwiazd,
Aż nadejdzie świt
Noc długa jest, a droga kręta
Spójrz w niebo, bo...
Wkrótce znów nadejdzie świt

Ostrze w ręce weź,
Dumnie unieś je!
Śmiało wstań, bo nadejdzie świt
Noc długa jest, a droga kręta
Spójrz w niebo, bo...
Wkrótce znów nadejdzie świt

W ciągu dnia, a także często nocą, kiedy się przemieszczała, jej umysł był wolny od przykrych myśli. Z czasem nauczyła się nie wspominać nawet tych świeżych wydarzeń, które miały miejsce jeszcze przed Rivendell.
Filverel i jego śmierć wracały jedynie w sennych koszmarach, jakby mszcząc się za chęci zapomnienia i nie pozwalając na pełen odpoczynek. Lorelei wiedziała, że te myśli będą ją nawiedzać jeszcze długo po powrocie z Gór Mglistych, jednak nie mogła sobie pozwolić na ciągłą żałobę. Miała misję do ukończenia. Przyjaciela opłakała w dniu jego śmierci. Nie mogła już nic więcej uczynić.


Zimne Góry okazały się nieprzyjemną krainą. Chociaż Lorelei nie spodziewała się niczego innego, to jednak gdzieś w głębi duszy łudziła się, iż król Thranduil opowiadał o tym miejscu nieco wyolbrzymiając jego wady. Niestety, nie mylił się, a być może nawet nie wiedział o wszystkich niebezpieczeństwach czekających wśród skalnych zakamarków.
Z daleka zdarzało jej się w porę dostrzec wędrujące grupy Wzgórzowych Trolli. Była sama jedna, nie zamierzała zbliżać się do tych bestii nawet na zasięg ich wzroku. Trzymała się z dala od głównej ścieżki, bezszelestnie się poruszając i pozostając w ciągłym czuwaniu.
Nie mogła sobie pozwolić na zbędne potyczki. Nie była bezbronną istotą, żaden z elfów z Leśnego Królestwa Thranduila takim nie był, jednak Lorelei dobrze wiedziała, że to nie był czas na popisy brawury.
Zachowując ostrożność przemieszczała się dalej, wypatrując z daleka potencjalnych wrogów i obierając trasę dającą możliwość ich uniknięcia.

Pewnego popołudnia jednak pozwoliła sobie na większe ryzyko. Zapasy, które udało jej się wcześniej zgromadzić, powoli ulegały wyczerpaniu. Udała się więc na polowanie.
Natrafiła na samotnego wilka przypadkiem. Zdziwiło ją, że był całkiem sam, a nigdzie w okolicy nie dostrzegła jego watahy. Być może odszedł dalej od swojego stada, bo na ich terytorium kończyły się soczyste owieczki i kozice. Tak przynajmniej wywnioskowała Lorelei, naciągając strzałę na cięciwę. I kiedy już miała wystrzelić, dostrzegła w oddali przyczajonego człowieka. Wpatrywał się w wilka, jakby oceniając swoje szanse przeciwko niemu.
Lorelei przyglądała się temu mężczyźnie z ciekawością, czekając na jego następny ruch.
Wcześniej, podróżując jeszcze z Agisem i Filverelem, unikali ludzi , trzymając się z dala od ich ścieżek. Jednak nie było przy niej Agisa, a wrodzona ciekawość zaczynała się powoli rozbudzać. To spotkanie, choć nie do końca nim było, dało nadzieję. Nadzieję na zupełnie inny bieg wydarzeń, choć Lorelei jeszcze o tym nie wiedziała.
Wkrótce ludzki mężczyzna zrezygnował z ataku na wilka, znikając z widoku, a elfia strzała przebiła się przez czaszkę zwierzęcia.


Lorelei podjęła trop, udając się za tajemniczym człowiekiem. Oczywiście trzymała bezpieczną odległość, by nie mógł jej dostrzec.
Jakże się zdziwiła, kiedy okazało się, że towarzyszami jego nie byli inni ludzie, a krasnolud i… hobbitka! Ten niecodzienny tercet wzbudził w mieszkance Mrocznej Puszczy wielką ciekawość. Nie byłaby sobą, gdyby nie kontynuowała podróży ich śladami, a tylko szczęśliwy traf chciał, że wędrowali w tym samym kierunku, w którym i ona zamierzała pójść.
O ile ludzi widywała wielu w swoim życiu podczas handlowania z mieszkańcami Miasta na Jeziorze, o tyle hobbitów spotkała niewielu. Właściwie żadnego. Przynajmniej nie oko w oko. Słyszała oczywiście o niejakim Bilbo Bagginsie, jednak podczas jego pobytu w Mrocznej Puszczy ona sama towarzyszyła swojej matce na polowaniach. Lubiła jednak słuchać historii o tym, jak przechytrzył elfiego króla.
Interesowało więc ją niezmiernie, co taka istota, której lud słynął z niechęci do wielkich podróży, robiła tak daleko od swojego domu.
Obecność krasnoluda natomiast nie wzbudzała takiej ciekawości, gdyż bardzo prawdopodobnym było, iż najzwyczajniej w świecie szukał złota lub innych skarbów.
Jednak najbardziej tajemniczym wydawał się fakt, iż wszyscy troje podróżowali razem. W jakim celu? Co ich łączyło ze sobą?
Lorelei mogła uzyskać odpowiedzi na te pytania, kiedy zatrzymali się przy jakichś ruinach. Wtedy to po raz pierwszy znalazła się tak blisko podróżników i z trudem powstrzymywała się od wyskoczenia im na spotkanie. Walczyła sama ze sobą o zachowanie bezpiecznej odległości i walkę tę wygrała.
Pozostała w ukryciu, przyglądając im się z oddali i ich poczynaniom. Usta wygięły jej się w lekkim uśmiechu, kiedy dopatrzyła się krasnoluda z wielkim liściem na głowie.
Czego szukali w tych ruinach? Chciała wiedzieć, ale wciąż powstrzymywała się i obserwowała z ukrycia.

 
Pan Elf jest offline  
Stary 21-12-2015, 07:57   #57
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Po bardzo krótkiej naradzie, Thyri, Hilly i Malborn ostrożnie ruszyli w kierunku ruin. Wybierając drogę trzymali się cienia, jaki rzucały skały i spore głazy. Najpierw ostrożnie schodzili ze wzgórza, a potem uparcie i sekretnie wpinali ku budowli.

Szczątki dawnej twierdzy niczym nie różniły się od innych, licznych w okolicy resztkach po minionych wiekach. Szybko jednak wyłowili odblask bladego słońca na murach, zapewne znak patrolujących zbrojnych. Zamieszkujący mury na skale musieli czuć się pewnie i bezpiecznie, aby nie kryć się ze swą obecnością. Im bliżej, tym ostrożniej trójka, od niedawna zaprzyjaźnionych śmiałków, przemieszczała się do celu. Wkrótce wszyscy byli zgodni, że wartownik siedział w miejscu zajęty czymś z innym lub innymi ludźmi i odwrócony w innym kierunku.

Hilly zaś, chyba biorąc sobie do serca słowa mądrego Malborna, oglądała się częściej od innych za siebie. Raz nawet przewidziało jej się, że ujrzała kogoś lub coś kryjącego się w pobliżu za krzewem, lecz albo wyobraźnia lub wiatr płatał nieprzyjemne figle.

Ruiny były wielkim, wysokim murem. Thyri z Malbornem wiedzieli, że wzniesione setki lat temu przez ludzi. Strażnik podejrzewał, że to nikt inny jak jego potomkowie z Numenoru wznieśli solidne fundamenty, które przetrwały do dzisiaj. Tylko jedna ściana zawaliła się. Jak okazało się ustąpiła urwisku, które stromo spadało ku ryczącej w dole Hoarwell. Odgłosy rzeki nasiliły się, kiedy bractwo zbliżało się do murów. Choć nie widzieli koryta, to łatwo można było to sobie wyobrazić, że za skałą wzgórza, za otwartą kurtyną muru, płynęła na północy porywista woda.

Doliczyli się czterech ludzi. Trzech grało w karty na murze, czwarty spał w cieniu oparty plecami o ścianę przy wejściu do jedynego budynku na placu okalanym przez kamienny, wysoki mur o trzech ścianach - południowej, zachodniej i wschodniej. Niską, zapewne skarłowaciałą, może wojnami lub ręką czasu, twierdzą, po której ostał się parter i pierwsze piętro kwadratowej, masywnej wieży. To na jej dachu odbywała się gra, która zajęci byli bandyci tylko od czasu do czasu i z rutynowym ociąganiem wstając, obracając głowy na horyzont, najwyraźniej nie oczekując dostrzec niczego godnego uwagi.




Lorelei zaś, nie była pewna czy mały hobbit dostrzegł ją, lecz postanowiła zachować większą ostrożność. Nie byłoby rozsądnym sprawić wrażenia dla Wolnych Ludzi Śródziemia, że ma wobec nich złe zamiary, w momencie, gdy zachowywali taką czujność, aby nie być dostrzeżonym przez innych ludzi na murach.

Elfka dawno odgadła poprawnie odczytując trop, że wielkie bestie Cienia bratały się z ludźmi, wobec czego nie miała wyrobionego zdania, bo ani te tereny, ani historia tych ziem jak i obyczaje ludów spoza Mrocznej Puszczy, nie były jej zbyt dobrze znane. Wszystko było nowe, inne i na swój sposób fascynujące. Trójka, która była przed nią zdecydowanie nie należała do grona tych, których powinna się obawiać, lecz ich obecność w tak niebezpiecznej okolicy mówiła sama za siebie, że lepiej mieć ich było za przyjaciół niż wrogów, jeśli choć w połowie byli niebezpieczni, co odważni.

Oddaliła się w innym kierunku nie zamierzając spuszczać ich z oczu na długo, lecz tylko zmienić swoje położenie w kamienistym terenie. Schodząc w głębiej dolinę zobaczyła wejście do groty, tuż u stóp muru. Otwór wychodził na skalny kanion okalający ruiny od zachodu i choć wejście do jaskini zdawało się być na skalnej półce dosyć szerokie i bezpieczne, to być zaskoczonym przez przeciwnika mogło skończyć się upadkiem w przepaść.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 23-12-2015, 00:37   #58
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

Było blisko, powinnam zachować większą ostrożność, zauważyła w myślach, kiedy o mały włos została zauważona przez hobbitkę.
Prawdą było, że nie chciała sprawić wrażenia na nieznajomych, jakoby miała wobec nich wrogie zamiary. Dostatecznie długo obserwowała tę niezwykłą trójkę, by być pewną, że nie należeli do sługów Nieprzyjaciela. Zastanawiało więc ją, czego szukali w tych rejonach? Musieli charakteryzować się niespotykaną odwagą, skoro zapuścili się tak daleko. Szczególnie najmniejsza z nich, której lud nie często był spotykany poza granicami zielonego Shire, jeśli w ogóle.

Kiedy opuściła ich na moment, udając się w dół doliny, rozmyślała o zbliżającym się spotkaniu. Wiedziała, że było to nieuniknione, jeśli zamierzała dalej kontynuować śledzenie nieznajomych. Jednak gdzieś głęboko w sercu elfki tliła się iskierka obawy przed obcymi, którą zasiały lata życia w odosobnieniu od innych ras. Wyprawa pod przewodnictwem Agisa również nie pomogła pozbyć się cienia wątpliwości wobec ludzi i krasnoludów. Jednak poza tą iskierką czuła również, że ścieżki wędrowców i jej rychle skrzyżują się. Być może nawet łączyły ich podobne cele? Ciekawość dawała powoli za wygraną.

Lorelei zatrzymała się i przyjrzała z uwagą skalnej grocie. Na prędce oceniła, że zejście z pewnością zaowocuje ujawnieniem się przed człowiekiem, krasnoludem i hobbitką, ale też pomyślała, że może okazać się ciekawym dla owej trójki.
Wydawało się, że chcieli zbadać teren ruin, a odkryta przez nią droga mogła im to ułatwić. Szczególnie, że starali się trzymać w ukryciu przed wartownikami. Wzbudziło to w niej jeszcze większą ciekawość i sama zapragnęła zbadać tę twierdzę.
Sięgnęła więc po kamień. Zimny i szorstki w dotyku. Zamachnęła się i cisnęła nim w stronę groty, a ten odbił się z impetem o skały. Miała nadzieję, że zwróciła tym uwagę podróżników, a wartownicy, o ile w ogóle zainteresują się, uznają to jedynie za osunięcie się gruzu z urwiska.

Czuła narastające podniecenie na samą myśl o zbliżającym się spotkaniu, jakby przeczuwała, że trójka nieznajomych nie jest zwykłymi poszukiwaczami przygód. Nie wychyliła się jednak z ukrycia, czekając, by zaobserwować ich reakcję.
Jeśli spojrzeliby w stronę groty, zatryumfowałaby w środku przed samą sobą, a także wychyliła się dostatecznie, by pomachać im w przyjaznym geście. Jeśli natomiast nie zainteresowaliby się wejściem przez grotę, sama udałaby się w tamtym kierunku.

 
Pan Elf jest offline  
Stary 01-01-2016, 10:40   #59
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Thyri cudze pomysły, które się sprawdzały, nie tylko chętnie podpatrywał i wykorzystywał, ale i twórczo rozwijał. Wbrew podśmiewywaniom hobbitki, zanim ruszyli, narwał sobie więcej łopianowych liści, sporych i szerokich jak dłoń. Trzy związał ze sobą ogonkami za pomocą tasiemki, uzyskując kamuflaż trzymający się solidnie jego szyszaka.
- Światło słońca czy księżyca odbija się w metalu – oznajmił niezrażony szerokim uśmiechem hobbitki. - Może zdradzić. A wiosna przyjdzie, kiedy przyjdzie.
Swój liściasty hełm nosił godnie jak król koronę, we wspinaczce pomagał sobie Pilniczkiem i próbował być tak cichy i niedostrzegalny, jak tylko potrafił... ale za bardzo nie potrafił. Pocieszał się jedynie myślą, że nie podchodzi królika, by go złapać za słuchy gołymi rękoma, ale obchodzi twierdzę w górach. Jego tupanie i ciężki oddech skryją naturalne odgłosy samych gór. Bo góry też oddychały, wiatr gwizdał w szczelinach, co jakiś czas z góry w dół pędził jakiś skalny odłamek... o, jak ten, który przyturlał się właśnie pod stopy krasnoluda. Thyri podniósł go odruchowo i przysunął bliżej oczu, w cień łopianowych liści.
- O... tu jest chyba malutki granat – ucieszył się stukrotnie mistrz budowniczy, skrobiąc brudnawym paznokciem powierzchnię kamienia. Chwilę potem powiódł wzrokiem w górę, by prześledzić domniemaną drogę skalnego odłamka... może było tam więcej granatów?
- O... - oznajmił na widok postaci, która machała dłonią ku nim ze skalnej rozpadliny. - Tam jest chyba elfka.
W jego głosie próżno było szukać słynnej niechęci, jaką mieszkańcy podziemi darzyli mieszkańców lasu, ale i widać jasno było, że znalezienie elfki mniej w nim budzi radości niż znalezienie okruszka ładnego kamyka. Mistrz Thyri stał jak przymurowany, wspierając dłoń na Pilniczku i łypiąc na elfkę spod łopianowego liścia.
Dotychczasowe kontakty z elfami nauczyły go, że można się po nich spodziewać wszystkiego. A przede wszystkim zachowań zaskakująco niegrzecznych i perfidnie nieuprzejmych.

 
Asenat jest offline  
Stary 06-01-2016, 02:43   #60
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Twierdza widziana z bliska ku jej zaskoczeniu, nie wzbudziła już w niej niechęci. Jakby zatraciła bezkształtność źródła siniaków i kolejnych nic jej nie mówiących dat z epoki świetności tego-tam Numenoru, którymi gotów był raczyć ich Malborn. Nabrała za to rysów… zagadki. Czegoś zapomnianego. Co więcej… Hilly poczuła coś na kształt zaintrygowania. Porośnięte mchem i porostami mury wzbudziły niezdrowe zainteresowanie, któremu hobbitka dawała wstępny upust zmysłowi dotyku, dłonią przejeżdżając po zimnej ścianie przedmurówek twierdzy. I nawet wyobraziła sobie przez chwilę, że bycie takim krasnoludem jak Thyri nie jest takie zupełnie niezrozumiałe i egzotyczne. A zbrojni mężczyźni za krenelażami to tylko podróżni w tej dzikiej krainie. Bliźni odkrywający te same sekrety…

Otrząsnęła się. Kierowana jakimś podejrzeniem, wzrokiem ruszyła w ślad za spojrzeniem mistrza Thyriego. I mimo iż już dwa razy wcześniej zdawało się jej, że ktoś z chaszczy obserwuje ich przemarsz, zastany widok zaskoczył ją niemożebnie i co więcej… trochę onieśmielił.
Elfka. Niby Hildegarda Oldbuck, mogła już śmiało stwierdzić, że elfki, owszem. Widziała. I to nic specjalnego. Chudzinki, wiotkie i właściwie niczym się od swym męskich rówieśników nie różniące. Ta jednak tutaj była inna. Zupełnie inna. Jeszcze bardziej kasztanowe niż u Thyriego włosy, kaskadą opadały na jej ramiona niby korzenie drążące skałę skórzni, a oczy błyszczące pośród zieleni jak gwiazdy na nocnym niebie, choć nie wrogie, zdawały się wiercić duszę. Jakby zamiast na pozorach skupiały się na możliwościach nieznajomych, którymi dla niej byli. Nawet ujawniając się kamyczkiem i gestem przyjaźni, była jakby częścią dziczy. Łatwą do przeoczenia częścią krainy.
Kimkolwiek była, bez wątpienia, gdyby takie było jej życzenie, nadal byłaby przez nich niezauważona.

Hilly po chwili z uśmiechem pomachała do elfki. Tak to już jest w życiu hobbita, że spotkać elfa to jak znaleźć czterolistną koniczynkę i ile by się ich nie znalazło, to każda nastepna budzi tą samą ekscytację co pierwsza. Nawet jeśli ta koniczynka skrada się lepiej niż Ty i zostaje spotkana pod nosem żołdaków jakiegoś zgoła paskudnego Kapitana. A może tym bardziej wtedy. Tego Hilly nie wiedziała. Ale serduszkiem czuła, że to spotkanie na dobre się ich kompanii obróci.
- Może i przyjdzie kiedy przyjdzie ta wiosna, ale niech mnie licho jeśli znakiem wiosny nie sa elfy rzucające granatami! Hej tam w rozpadlinie!
Niebaczna na nawołujące do zachowania rozwagi gesty Malborna i może odrobinę zbyt głośny krzyk, który w większości ginął w szumie grzmiącej poniżej rzeki, ruszyła ku elfce.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172