Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-09-2016, 14:25   #11
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2tN875A3Bj8[/MEDIA]

Topeka, miejscowość na skraju gór, skąd do gorącej, rozciągającej się w nieskończoność pustyni był rzut monetą. Miejsce zapomniane przez czas, ludzi i Boga. Słońce tego dnia paliło wręcz, a pot spływał po czołach jeźdźców zbliżających się do tej dziury, Sępy latały wysoko nad ich głowami, jakby czekały tylko na moment kiedy mogą rzucić się na bezbronną ofiarę.

Jeźdźców było pięciu. Syn El-Gringo, który jak zwykle jechał tuż za swoim “ojcem”, a obok niego El-Muerte. Dwóch pomocników Jackson i Tenessy jechali na końcu zamykając pochód. Cała piątka miała spotkać się z niejakim Panem Jonesem. Miał on dla nich pewną szkatułkę, w której miał znajdować się sporych rozmiarów kryształ. Wynagrodzenie za pewien kontrakt. Sama robota była łatwa, bowiem pewnemu ranczerowi trzeba było wyjaśnić, że warto przyjąć ofertę sprzedaży swojego bydła. Kula w kolano skutecznie przekonuje.


Syn El-Gringo wyjął cygaro, które podpalił w momencie gdy tylko wjechali pomiędzy walące się domy. Stare, zniszczone i spróchniałe deski wyglądały jakby miały zaraz się zawalić, grzebiąc w środku tych śmiałków, którzy w swojej głupocie uczynili z nich swój dom. Cisza. Dziwna cisza w mieście zastała całą piątkę, i już wtedy rewolwerowiec miał przeczucie. Taki cichy głos dobywający się z jego podświadomości, krzyczący że coś tu jest nie tak. Dłoń jednak pozostała w bezruchu, nie kierując się ku rewolwerom. Ta zawszona dziura nie mogła budzić większych obaw, więc może to uśpiło czujność.

Na środku drogi stał stół, a przy nim siedział mężczyzna, który popijał sobie lemoniadę. Był elegancko ubrany, a na głowie miał czarny cylinder. Na widok nadjeżdżających mężczyzn nawet nie mrugnął okiem ani nawet nie wstał. Czekał spokojnie. Na stole stała zamknięta, mosiężna szkatuła. Nasz łup. Elegancik spoglądał na nas z tryumfem na twarzy. Początkowo odebraliśmy to jako zadowolenie z wykonania zadania, ale niespełna minutę później prawda wyszła na jaw.


El-Gringo zszedł jako pierwszy, a ja z El-Muerte czekaliśmy na swoich wierzchowcach. Mieliśmy pilnować jego pleców, jak to zawsze robiliśmy. Pan Jones wstał powoli i ruszył ku naszemu przywódcy. Stanęli twarzą w twarz, a to był dość niespodziewany widok. Mało kto umiał wytrzymać spojrzenie El- Gringo. To nie był pierwszy lepszy bandyta, ale jeden z najbardziej poszukiwanych i bezlitosnych ludzi, jacy stąpali po tym padole. Owa dwójka zaczęła rozmawiać. Ciało ojca stężało w pewnym momencie, choć jego rozmówca wydawał się być totalnie rozluźniony. A potem wszystko się posypało.

Kule zaczęły tańczyć i świszczeć dookoła. Z okien posypały się kawałki szkieł i między framugami wyłoniły się karabiny, które po chwili zadudniły. Elegancik wyciągnął ukrytą broń z rękawa i nim El-Gringo zdołał coś zrobić pierwsza kula przeszyła go na wylot.

Ahab wyciągnął w mgnieniu oka swoje rewolwery ale nim te zdołały wypalić, pierwszy zrobił to El-Muerte, tyle że celem był syn El-Gringo. Pierwsze trzy kule minęły cel, ale kolejna trafiła mnie w ramię. Piąta kula wystrzelona na końcu ugodziła rewolwerowca w bark. Diana instynktownie puściła się galopem, chcąc wyprowadzić swego Pana z dala od świszczących pocisków. Karabiny posyłające pociski z okien rozprawiły się z Jacksonem i tym drugim. El-Gringo leżał na ziemi w kałuży krwi, widząc jak zbliża się do niego El-Muerte i elegancik. Huk rewolwerów oznajmił że oto nadszedł krew życia sławnego bandyty.

Strzelcy nie przestawali strzelać do Ahaba, i kolejne dwie kule sięgnęły celu. Oba pociski ugodziły uciekiniera w plecy, tak że ten osunął się na grzbiecie swego wierzchowca.

Co jedyny ocalały czuł, nie którzy mogą być ciekawi? Gniew i zaskoczenie przede wszystkim. Był w tej grupie od małego, i dopiero po raz pierwszy ktoś zdradził ich. El-Muerte. Śmieć, którego pewnego dnia dorwie i wyrwie mu bijące serce z piersi. Pierdolony skurwiel.

 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 20-09-2016, 19:08   #12
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- Jestem Arya, a nie żadna Iskra. Rozumiesz?! I i tak cię zabiję, gdy nie będziesz się tego spodziewać. Mam nóż! Poderżnę ci gardło, gdy zaśniesz…
Dziewczynka krzyczała w złości, ale wiedziała że musi iść za staruchą. Jaki miała wybór? Nie chodziło nawet o przetrwanie. Jakoś by sobie poradziła. Od kobiety biło coś, co do niej przyciągało. Jakby łączyła je niewidzialna nić, a świeżo mianowana Iskra mogła tylko to zaakceptować.
Hella milczała. Po prostu kroczyła przed siebie dostojnie i powoli, wiedząc że mała będzie jej towarzyszyć. Nie musiała się oglądać. Była tego pewna.
Jej nowa uczennica miała się dopiero dowiedzieć co ją czeka. Przeklinała potem seniorkę setki razy, wykonując tysiące pozornie błachych czynności podczas swoich nauk. Najbardziej irytujące było wysłuchiwanie tyrad starej. Zwykle małomówna Hella, zwracała baczną uwagę na fakt, że Iskra nie jest panią swoich mocy. Wiedźma twierdziła że była jedynie ich naczyniem, jak każda tarocistka z resztą. Hella uwidoczniła tkwiący w uczennicy potencjał, ale musiała długo tłumaczyć jego naturę. Dla Aryi było początkowo co najmniej kuriozalne żeby posiadając zaklęcia tarota, nie wykorzystywać ich wedle swojej woli. Dopiero z czasem nauczyła się szacunku do kart oraz odpowiedniego doń podejścia. Zrozumiała że nie może dowolnie manipulować magią, ale musi wykonywać jej wolę. Cokolwiek miało to znaczyć.
Uświadomienie sobie tej trudnej lekcji kosztowało Aryę wiele nerwów. Często miała ochotę zostawić Hellę samą i porzucić nauki, odejść precz. Mimo tego dziewczynie udało się nawiązać silną więź ze swoją mistrzynią. Od niej dostała też swoją przepowiednię. Słowa te kazały dziewczynie ruszyć dalej, kiedy mentorkę strawił ogień oraz ludzki gniew. Była gotowa.


Diana pędziła przed siebie, a tkwiący na jej grzbiecie jeździec tracił kontakt z rzeczywistością. Ahab broczył krwią jak szlachtowany prosiak. Wybroczyny spływały po końskim karku, wsiąkały w krótkie włosie.
Żaden ból nie mógł stłumić wściekłości oraz pragnienia zemsty. Ten skurwiel, El Muerte miał mu jeszcze za to zapłacić. W tym momencie Coogan był gotów ścigać go na kraniec świata.
Odgłosy wystrzałów pozostały gdzieś w tle. Tymczasem czerwone wierzchy pobliskich gór poczęły dziwnie falować. Ahab czuł jak wzrok rozmazuje mu się, a ręce drżą sprawiając iż dzierżenie lejców stało się problematyczne.
Nie miał pojęcia jak długo trwała jego tułaczka. Parę godzin, dzień, dwa. Resztę drogi pamiętał jak przez mgłę. Wierzchowiec zaprowadził go na skraj urwiska. Choć zdawało się to być fizycznie niemożliwe, rewolwerowiec zeskoczył na ziemię i podszedł do krawędzi. Słaniając się, spojrzał w dół. Setki rąk tkwiących w morzu lawy wyciągało po niego trupie palce. Czuł coś nowego. Zmianę. I nie była wywołana strachem, choć z pewnością zapoczątkował ją silny impuls.
I wtedy, w samym sercu przepełnionego gorącem i krwią piekła, przyszedł do niego On. Ten, który wszystko odmienił. Strzelec wyczuł jego obecność, jeszcze nim w ogóle ujrzał Bezimiennego.
- Ahab Coogan. Wczoraj był tutaj Twój ojciec. El-Gringo. Prawie mu się udało. Prawie.
Siwowłosy rzucił przed siebie dwa colty. Wyglądały dziwnie znajomo.
- A więc to koniec? - zapytał ranny.
- O nie…
To, co wydarzyło się wtedy nad przepaścią nie pozostaje jednak informacją zarezerwowaną dla osób żywych. Człowiek imieniem Ahab, syn El Gringo umarł bowiem tego dnia. Narodził się ktoś inny.


Podobno burza Pustki zabija każde stworzenie i niweczy wszelkie życie. Nie jest to prawdą. Tak tylko sądzi pozbawiony szerszej perspektywy, ludzki umysł. Nawet ta chaotyczna siła nie posiada dostatecznej mocy, aby przerwać linię przeznaczenia.
W tarocie śmierć posiada szersze znaczenie. Karta oznaczona tym symbolem zwiastuje koniec jakiegoś etapu i początek czegoś nowego. Pieśni. Mitu. Opowieści.


Nie wiedziała jak długo podtrzymywała zaklęcie. Kiedy wreszcie moc została przerwana, Arya upadła na ziemię bez sił. Słyszała nierówny oddech swojego towarzysza obok. Obydwoje byli zbyt wykończeni, aby zastanawiać się dlaczego jeszcze żyją. Przez chwilę leżeli obok siebie, czując się jakby tkwili gdzieś poza jakimkolwiek czasem i miejscem.
Arya ostrożnie otworzyła oczy. Światło oślepiło ją. Czuła się jak niewidomy, który nagle odzyskał wzrok. Jej zmysły na chwilę oszalały. W ustach miała piach, każdy mięsień bolał ją niczym szarpany przez rozgrzane kleszcze. Widziała po Preacherze, że nie miał się lepiej. Mężczyzna z trudem dźwignął się na nogi, poprawiając kapelusz i rozglądając wokół.
Nigdzie nie było śladu piwnicy, górskiej chatki, ani samych gór w ogóle. Otaczały ich delikatnie zarysowane wydmy. W górze wisiało już słońce, jak zwykle wściekle prażąc obolałe ciała. Nieopodal wiodła poszarpana ścieżka. Dwójka spojrzała na siebie i bez słowa przeszła dalej, wspinając na piaszczyste wzniesienie. U swych stóp, kilka mil dalej dojrzeli regularne zabudowania układające się w sporych rozmiarów miasto. Obok ciągnącej w tamtym kierunku drogi stał poniszczony drogowskaz.

 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 20-09-2016 o 21:05.
Caleb jest offline  
Stary 21-09-2016, 09:15   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Była tak bardzo zmęczona, że mogłaby umrzeć. Skoro jednak nie umarła, widać była zmęczona aż tak bardzo, by nawet na śmierć nie mieć siły. Bo nie umarła, prawda?

O ile magicznie Arya była pusta niczym wypalona słońce studnia, o tyle jej ciało wręcz krzyczało bólem, dostarczając bodźców niemal z każdego obszaru. W takich chwilach, czując pracę każdego mięśnia i ścięgna, człowiek uzmysławiał sobie jak skomplikowanym i perfekcyjnym jest stworzeniem.

Prostując się, kobieta otrzepała niedbale ubranie, podnosząc tym samym chmarę nowego pyłu wokół siebie. Musiała wyglądać nie lepiej niż strach na wróble koło chatki Helli. Spojrzała na Ahaba. Mężczyzna nie wyglądał lepiej, choć miała wrażenie, że jednak mniej nieporadnie niż ona. Westchnęła i przyłożyła do ust kartę Kapłanki, dziękując bez słów za ochronę. Po chwili rozejrzała się wokół.

Pejzaż zmienił się zupełnie. Otaczały ich delikatnie zarysowane wydmy. Co było jednak najdziwniejsze – pomiędzy łagodnymi wzniesieniami można było dostrzec ścieżkę.

Pomimo obolałych członków, dwójka wędrowców wspięła się na jedną z wydm, by rozejrzeć się po okolicy. Gdy cichy jęk wyrwał się z ust Aryi, jej towarzysz odruchowo wyciągnął dłoń, by jej pomóc. To obudziło temperament Iskry. Zielone oczy błysnęły gniewem, a usta zacisnęły się.


Choć jeszcze niedawno tulili się do siebie, gotowi na spotkanie z kostuchą, przepaść między nimi znów była wyraźna. Kobieta wyminęła Ahaba i stanęła obok na szczycie wzniesienia.

Zmarszczyła brwi. „Wildstar” – ta nazwa nic jej nie mówiła. Samo istnienie ścieżki, drogowskazu i miasta po burzy było mocno podejrzane. Może faktycznie nie przeżyli spotkania z żywiołem? Tylko gdzie w takim razie byli? W piekle? Bo jakoś nie przypuszczała, by ktoś na górze chciał ją lub rewolwerowca.

- Mówi Ci coś ta nazwa? – zapytała Ahaba, zachowując przemyślenia na razie dla siebie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 21-09-2016 o 09:18.
Mira jest offline  
Stary 21-09-2016, 11:46   #14
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Piekło. Czy istnieje coś takiego? A może to wymysł księży, by słabi, naiwni ludzie służyli i słuchali tej bezsensownej paplaniny. Całe moje życie to pasmo przemocy. Alkohol. Kobiety. Wiele kobiet. Nie wiem czym jest dobro, bowiem zło było moją ścieżką.. Spojrzałem w dół i ujrzałem setkę rąk, które wyciągały ku mnie swoje upiorne palce. Wychodziły one z morza lawy. Gorącej i bulgoczącej. Kipiała ona i unosiła się do góry, tak że mogłem poczuć jej żar. Stałem i tak i czekałem, po raz pierwszy w życiu bojąc się. Nie bólu czy śmierci ale tego co mnie czeka. Wieczność nie przerwanych tortur i to nie ciała, ale i duszy.

Ahab stał przypatrując się temu co go czeka, gdy nagle usłyszał głos za swoimi plecami. Chłodny i lodowaty. Wyzbyty emocji, na którego dźwięk, ciarki przechodziły po całym ciele.
- Ahab Coogan. Wczoraj był tutaj Twój ojciec. El-Gringo. Prawie mu się udało. Prawie.
Siwowłosy rzucił przed siebie dwa colty. Wyglądały dziwnie znajomo.
-A więc to koniec? - zapytał ranny.
- O nie…I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego - zagrzmiał jego głos tak mocno że aż ziemia się zatrzęsła - Krew i śmierć podążała za Tobą. Śmierć wielu dziesiątek niewinnych masz na swym sumieniu. Twoje miejsce jest tam na dole. Przez wieczność Ci, których zabiłeś, będą wymierzać Ci karę. Demony będą karmić się Twoim ciałem i dręczyć duszę, do momentu gdy ostatni człowiek na ziemi nie zemrze. Śmierć Cię dopadła, a ja jestem Twoim sędzią. Weź broń z ziemi, i stań do walki z kimś równym sobie.

Rewolwerowiec spojrzał na broń i podniósł ją z ziemi. Zważył leniwym ruchem, jakby chciał zyskać tylko na czasie. Była w nim tylko jedna kula. To musiało wystarczyć. Jedna szansa, którą albo wykorzysta albo nie. Życie lub śmierć. Prosty wybór. Istota która stała przed nim miała być tylko mitem, legendą którą straszyło się małe dzieci. Bezimienny, tak go nazywali. Każdy rewolwerowiec stawał przed nim w swoim ostatnim dniu. Chodząca śmierć, która była szybka jak nikt z żywych nie miał prawa być. W oczach jego widniała tylko pustka i obietnica zagłady oraz kary, którą miała nadejść. Stał tak na przeciwko Ahaba, nieruchomy niczym głaz i czekał. Na wyschniętej twarzy nie malowała się żadna emocja. Usta nawet nie drgnęły. Podobno nikt go nigdy nie pokonał, lecz ten któremu się uda, dostanie jedno życzenie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=AFa1-kciCb4[/MEDIA]

Stali tak na przeciwko siebie. Spoglądając sobie w oczy. Każdy z nich pewien swoich umiejętności. Ahab znał siebie. Swoje zalety i wady. Wiedział że jest szybki. Cholernie szybki. Wiedział też że tylko chłodny umysł da mu jakąkolwiek szansę na wygraną. Czas mijał powoli i żaden z nich nie kwapił się by wykonać jakikolwiek ruch. Z każdą chwilą Ahab zdobywał coraz większą pewność siebie, lecz nie mógł za cholerę przejrzeć Bezimiennnego. Wiatr wiał powoli, delikatnie unosząc piasek do góry. Spojrzenia utkwiły w jednym punkcie. W oczach przeciwnika. Wdech. Wydech. Spokojny i jednomiarowy. A potem się stało.
Dłonie wystrzeliły do dołu sięgając po kolby rewolwerów. Stało się to tak szybko że, normalne ludzkie oko, ledwo by ten ruch zarejestrowało. Lufy broni powędrowały do góry, jakby wcale nic nie ważyły. Wystrzał. Huk, który rozniósł się echem. Obaj mężczyźni stali. Żaden z nich nie został draśnięty. Obaj patrzyli z niedowierzaniem na to co się wydarzyło. Kule leżały na ziemi wbite w siebie. Śmierć się zaśmiała ponownie.
- Przeżyłeś. Jako jeden z nielicznych - śmiech towarzyszył wypowiadanym słowom
- Co teraz? - zapytałem, jakby nie rozumiejąc co mnie czeka
-Teraz? Są dwie drogi. Na dół albo z powrotem


Wildstar. Ahab westchnął. Arya odepchnęła go, ale to nic. Nie miało to wpływu. Byli złączeni. Los. Z nim nie da się wygrać. Cygaro wpadło między zęby rewolwerowca, i gęsty dym zasłonił część jego twarzy.

Padło pytanie. Rewolwerowiec spojrzał na towarzyszkę.
-Nie, ale mam nadzieję że mają tam wygodne łóżko i jakieś jedzenie. W brzuchu zaczyna mi burczeć - odparł i dał znak, że czas ruszyć.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 21-09-2016 o 12:27.
valtharys jest offline  
Stary 22-09-2016, 15:33   #15
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Rozgrzane masy powietrza falowały nad głowami dwóch sylwetek żmudnie przeprawiających się przez pustynię. Choć ogromny żar towarzyszył im całe życie, nie było sposobu aby do niego przywyc. Pot lał się z dwójki, każda część ich garderoby była jakby dwa razy cięższa. Choć do celu mieli “ledwie” siedem mil, droga dłużyła się niemiłosiernie i wyciągała z ciał resztki cennych sił. Brak wierzchowców przypomniał jak mordercza była próba wybrania się gdziekolwiek pieszo.
Droga lawirowała między płytkimi nieckami, otoczonymi przez formy z piasku. Czasem mijali stare menhiry z wyciosanymi, krzykliwymi symbolami. Tego typu kamulce znajdowały się we wszystkich marchiach i nikt nie potrafił dowieść ich genezy. Z czasem człowiek zwyczajnie przestawał zwracać na nie uwagę.


W połowie drogi, kiedy wyszli już na pełny przestwór pustyni, zatrzymali się na chwilę. Tutaj droga rozwidlała się, prowadząc w różnych kierunkach. Na horyzoncie majaczyły skaliste formacje, ledwie karły w porównaniu z górami, w których jeszcze niedawno uciekali przed burzą. Choć teraz, tamta scena wydawała się równie oniryczna co wywołana gorączkami fantasmagoria.
Temperatura była zbyt wysoka. Musieli trochę odpocząć, wypić choć łyk wody, jeśli chcieli dotrzeć do Wildstar żywi. Dostrzegli przynajmniej trzy lokacje, które mogły posłużyć za potencjalny azyl.


Pierwsze miejsce przypominało rachityczny las. Tam gdzie teren nieznacznie się obniżał, wyrastały z ziemi wykręcone konary drzew. Tworzyły zagajnik wielkości dwustu hektarów. Zastanawiające pozostawało to, jakiego rodzaju rośliny były w stanie przetrwać w takich warunkach. Obserwując przypominające trupie ręce kształty, udzielało się dojmujące wrażenie że nie powstały one w naturalnych okolicznościach. Efektu dopełaniał fakt, iż część drzew mocniej wybiła się od ziemi, splecając wzajemnie korony i tworząc zbite sklepienie. Niniejszym w borze panowały głębokie ciemności, mimo iż pozycja słońca nie sugerowała nawet połowy dnia.


Po wschodniej stronie stały ruiny. Nie brakowało ich na pustyniach. Miasta powstawały i upadały, często niezdolne do samodzielnej egzystencji. Zapomniane miasteczko zobaczyli dopiero teraz, ponieważ znajdowało się ono w wydrążonej pod skarpą, ogromnej komorze. Budynki były głównie prymitywnymi szałasami oraz lepiankami. Poza tym część ludzi zamieszkiwała zwykłe jaskinie, których podróżnicy naliczyli około tuzina. Wiedzieli równocześnie co oznacza ich obecność. Ciemne i wilgotne groty często zamieszkiwane były przez jadowite pajęczaki lub cavelingi. Drapieżniki te przypominały ogromne jaszczury i potrafiły rozszarpać dorosłego człowieka w przeciągu kilku sekund.


W kierunku zachodnim rozciągał się kanion. Skały na które się składał posiadały intensywnie czerwony kolor. Mozna było się tam dostać wąskim przesmykiem. Z pewnością wyboista, upstrzona kamieniami droga była niebezpieczna, ale zarys płynącej dnem rzeki zdecydowanie kusił. Poza tym Ahab dostrzegł coś jeszcze. Jeden z wysokich klifów wydawał się być dziwnie wyciosany. I rzeczywiście, kiedy dobrze się przyjeć, można było zauważyć w nim kształt okien.
 
Caleb jest offline  
Stary 23-09-2016, 13:35   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Stali tak we dwójkę zmęczeni i spragnieni odpoczynku. Przed nimi rozpościerały się trzy drogi. Ahab stał tak z nieodłącznym cygarem w ustach i przyglądał się im. Jego błękitne oczy były lekko zmrużone, albowiem słońce i pył mocno je wymęczyły. Milczał przez dłuższą chwilę zastanawiając się gdzie się skierować:

-Las. Ciemno i w ogóle - uśmiechnął się szeroko do towarzyszki, jakby chciał coś zainsynuować -Jaskinie. Jeśli lubisz zwierzątka. Kanion. Brzmi najciekawiej. Tam coś jest. Za daleko bym powiedział, ale jeden z tych klifów jest dziwny. Może warto go zbadać. - rzekł, choć ostatnie słowa mimo iż, były wypowiedziane głośno, brzmiały jakby mówił bardziej do siebie.

Nie chciał narażać towarzyszki. I tak już nacierpiała się wystarczająco przez niego. Świadomość tego, choć nie poruszył tego tematu po raz drugi, bolała go. Od momentu...gdy rozpoznawał co jest dobre a co złe. Sumienie. Spojrzał na nią wyczekująco.

- Pójdę tam gdzie i ty.
- powiedziała ze znużeniem, jakby odtwarzała starą płytę - Moje zdanie nie ma znaczenia.

Choć w głosie dźwięczała obojętność, oczy Aryi były zbyt żywe, by uwierzyć, że faktycznie takie jest jej nastawienie. Ta kobieta miała temperament, którego nie zdusiły nawet ciężkie przeżycia z burzą i wyzucie z mocy.

- Ale jak będę potrzebował za drzewko, to nie będziesz trzymać mnie za rączkę? - rzucił mimochodem, dodając - Skoro się pytam to ma.
- Za rączkę nie.
- kobieta uśmiechnęła się mimochodem, lecz zaraz potem obróciła się plecami do towarzysza.

Ahab przez chwilę myślał nad słowami kobiety. Skierował swoją dłoń w kierunku jej dłoni chcąc ją chwycić. Nie odsunęła się, ale też na niego nie spojrzała. Patrzyła gdzieś przed siebie. Widząc że Iskra nie odsunęła się chwycił ją mocniej, delikatnie się przesuwając do niej. Tak że jej plecy dotykały jego klatki.

- Co robisz? - zapytała sztywno.

Zwykle w tym miejscu padłaby sugestia, aby udał się do zamtuza, ale była ona albo zbyt oczywista, albo sytuacja odcisnęła też swoje piętno na zachowaniu Aryi względem Ahaba.

Sam nie wiedział. Pytanie było idealnie trafione i rewolwerowiec przez chwilę myślał co odpowiedzieć. Szukał słów. Każde zdanie jakie przychodziło mu do głowy wydawało się być głupie. W życiu jego większość kobiet to były salonowe dziwki.

- Zbliżam się do Ciebie - powiedział pół szeptem, dodając - W tyłek klepać Cię nie zamierzam.

"Jeszcze" - ale to dodał w myślach.

- Gdybyś klepnął, wszystko byłoby prostsze. - szepnęła tak cicho, że ledwo zrozumiał. Powoli, jakby niechętnie, wyswobodziła się z jego uścisku. - Chodźmy już. - powiedziała, wciąż na niego nie patrząc.
- Może i tak - mruknął nie zatrzymując dziewczyny. Splunął na ziemię a potem podniósł swoje rzeczy z ziemi.
- Trzymaj się blisko mnie - nie był to rozkaz, raczej słowa w których dało się wyczuć troskę.

Nie chciał by coś się dziewczynie stało. Czuł że odpowiada za nią. Sumienie. Pieprzone sumienie.

- Proponuję kanion - zatrzymał się.

Było widać że chce poznać opinię towarzyszki. Ona jednak też była uparta. I dzika na swój sposób. Po prostu ruszyła w stronę kanionu wolnym krokiem. Mężczyzna wzruszył ramionami, ale rzucił jeszcze:

- Zawsze musisz być taka uparta ?
- Nie. Czasem jestem łatwa. Tylko nie odkryłeś jeszcze kiedy.
- powiedziała jak zwykle lekko znudzonym głosem. Znał ją jednak na tyle, by wyczuć, że się uśmiechnęła.

Miał ochotę pacnąć ją w ucho, ale odpuścił sobie. Wyrównał krok z dziewczyną, tak by mogli iść ramię w ramię. Od czasu do czasu zerkał na towarzyszkę. Nie odzywał się już jako pierwszy. Był ciekaw czy dziewczyna wytrzyma resztę drogi w milczeniu. Niestety, wszystko wskazywało na to, że nie ma z tym problemu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-09-2016, 14:17   #17
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Po krótkiej naradzie Preacher zdecydował że obiorą drogę w kierunku kanionu. Arya stała obok niewzruszona. Musiała pójść za mężczyzną, czy tego chciała lub nie. Miała wrażenie że nawet gdyby odwróciła się teraz na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku, znów trafiłaby na niego.
Ahab zachowywał się jakby mało rozumiał z powagi sytuacji ani tego jak silna, a może nawet nierozerwalna jest ich więź. Być może zwyczajnie ignorował ów fakt, ukrywając swoje wnioski za gorzką ironią. Niby to żartem zbliżył się do kobiety, lecz Iskra potrafiła rozróżnić ludzkie intencje jak nikt inny. Odsunęła się z powrotem, choć osobliwie powoli.
Poszli na zachód. Ścieżka obniżyła się i poprowadziła między rzędami wykształconych w łupkach skał. Wspinały się po nich suche pnącza. Dobrze pamiętali że należało unikać ich dotykania. Roślina była silnie trująca i potrafiła zabić nawet jeśli nieuważny wędrowiec otarł się o nią fragmentem skóry. Znajdywało się czasem takowych gdzieś na pustkowiach: opuchniętych, z sinym śladem właśnie.
Grunt opadał pod coraz większym kątem. Wkrótce dwójka musiała zachowywać najwyższą ostrożność i przytrzymywać wzajemnie. Wędrówka stała się mozolnym pełzaniem po gołych skałach. Wystarczył jeden błąd, aby przekoziołkować pół mili w dół. W takim przypadku człowiek nie miałby szans na odratowanie. Świadczyło o tym kilka kupek ludzkich kości, rozrzuconych po całej okolicy. Znakiem żmudnej wyprawy Ahab i Arya zdążyli nabić sobie dziesiątki siniaków i pociąć dłonie na ostrych krawędziach kamieni.
Determinacja jednak opłaciła się. Na dnie kanionu rzeczywiście przepływał pewien ciek. Rzeczka była płytka, wystarczyło jej raptem aby wejść po kostki. Woda jednak wyglądała krystaliczne czysto i miała przyjemnie chłodną temperaturę. Towarzysze umyli twarze i ciała, następnie ostrożnie wypili po kilka łyków. Doświadczenie nauczyło ich, że zbyt łapczywe pochłanianie płynów nawet po lekkim odwodnieniu mogło skończyć się torsjami. Następnie uzupełnili manierki i usiedli w cieniu wysokiej skały.
Gdy udało im się trochę odpocząć, przeszli kawałek wzdłuż rzeki. Brzeg w tym miejscu porastały szare, ostre krzewy. Za wyłomem Ahab znów ujrzał wydrążoną w skale posesję znajdującą się wysoko nad jego głową. Prócz otworów służących za okna i wejście, ujrzał również półki otaczające cały klif. W jednym z wyłomów dojrzał nawet ruch, lecz cokolwiek go wywołało, schowało się z powrotem.
Problemem była wysokość. Wejście do środka oznaczało wspinaczkę po niemal stromej ścianie na połowie wysokości kanionu. Mogli również szukać okrężnego przejścia, choć oznaczałoby to kolejną, dłuższą wyprawę.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 26-09-2016 o 15:51.
Caleb jest offline  
Stary 28-09-2016, 10:50   #18
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Rewolwerowiec i Tarocistka

Znów dwie ścieżki. Znów trzeba było wybrać drogę. Ahab stał w miejscu i spoglądał na wydrążoną w skale posesję. Była wysoko. Bardzo wysoko można by rzec. Ruch, który dostrzegł potwierdził jego wcześniejsze przypuszczenia. Tam ktoś mieszkał. Jakie miał zamiary. Tego nie mógł wiedzieć. Jeszcze nie.

Rewolwerowiec kucnął i zaczął myśleć. W milczeniu. Nie patrzył na swoją towarzyszkę, która.. Właśnie. Sam już nie wiedział czemu los ich zetknął. Musiał jednak być jakiś cel. Wielebny się nie mógł mylić.

-Poszukamy okrężnego przejścia. Nie zamierzam ryzykować Twoim życiem wspinając się po tej stromej ścianie - odparł, a w jego głosie dało się wyczuć troskę.

Arya spojrzała na niego z przekąsem, dając znać co sądzi o trosce Ahaba. Nic jednak nie powiedziała na ten temat. Zamiast tego zauważyła:
- Ktoś nas chyba obserwuje. Pytanie czy w ogóle jest sens tam iść? Nie wydaje się, żebyśmy byli tu mile widziani. - stwierdziła.

Nie zgadzał się z opinią dziewczyny. Pokręcił głową mówiąc spokojnie:
-Gdyby tak było, to by otworzyli do nas ogień. Z tej pozycji mają nas jak kaczki na strzelnicy. Boją się, albo czekają. Nie chcą być niepokojeni, lecz nie sądzę by mieli wrogie zamiary. Chyba nie powiesz mi że się boisz? - zapytał z lekkim, złośliwym uśmieszkiem na twarzy.

- Chciałbyś. Wtedy dałbyś pokaz swojej opiekuńczości, co?

- Może,a może będę mógł Cię tu na chwilę zostawić na tyle długo że zatęsknisz za mną - ostatniemu zdaniu towarzyszył lekki uśmiech.

- Wiesz, że to nie wchodzi w grę. Pójdę za tobą. - w jej głosie brzmiała jak zwykle w takich momentach - śmiertelna powaga.

- Szkoda że, nie gdzie indziej - odparł z nieskrywanym rozbawieniem w głosie.

- Kiedyś pójdę i nie będziesz miał o co jączyć. - odparła, po czym zerknęła na skarpę - Chodźmy, stojąc tu na pewno tylko ich drażnimy.

Rewolwerowiec ruszył do przodu, przechodząc koło Tarostki klepnął ją w tyłek.
- Fakt, mogę nie mieć prawa jączyć - uśmiechnął się pod nosem, opuszczając kapelusz tak by rondo zachodziło na oczy. Słońce nadal świeciło.

Zmarszczyła w odpowiedzi tylko brwi, ale nic nie powiedziała. Po prostu ruszyła za Ahabem. Jak zwykle.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 30-09-2016, 10:37   #19
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację

Dziewiąta karta Wielkich Arkan. Pustelnik. Stary człowiek stojący na szczycie wysokiej góry z lampą oliwną w ręce. Spędził tu samotnie wiele lat i w stanie głębokiej kontemplacji pojął ogromną wiedzę. Nie zamierza jednak dzielić się nią z każdym przybyszem. Góra symbolizuje tu bowiem zwieńczenie trudnej wędrówki. Dopiero na jej końcu poszukujący mądrości są gotowi pojąć głębię zawartą w przekazie eremity. Wcześniej słowa te będą dlań puste niczym gliniany dzban.

Jednakowoż winni uważać ci, którym ciekawość jest nieobca. Widziany z daleka, mały ognik może być w istocie światłem starej lampy. Ale również zarzewiem rozpoczynającym nieujarzmioną pożogę.

Ahab spoglądał na wydrążone w skale otwory. Intrygowały go. Aryę mniej. Po rzuceniu ostatniego zaklęcia wciąż była zbyt słaba, aby dopomóc sobie magią. Ręce jej się trzęsły. Skóra zaś, przecież naturalnie jasna, zbladła jeszcze bardziej. Kolejna ingerencja za pomocą tarota mogłaby być brzemienna w skutkach. I to delikatnie rzecz ujmując. To wszystko oznaczało, że jeśli chcieli się dostać do celu, istotnie pozostało im kluczyć po kamiennych labiryntach na jakie składał się kanion.
Nie wykazując przesadnego zaangażowania, Iskra ponownie ruszyła za rewolwerowcem. Czuła spojrzenie rzucane z góry. Tyle dobrze że jak na razie nie towarzyszył mu wystrzał z żadnej broni. Na otwartym terenie można było ich wybić jak kaczki.
Kluczyli jakiś czas po sąsiednich przejściach. Wiele z nich kończyło się ślepymi uliczkami lub osuwiskami. Nie poddawali się jednak. Na górze ktoś mieszkał. Nie miał innej drogi z powrotem jak w dół. Musiał znać ścieżkę łączącą dno kanionu z osobliwym domem.
Po kwadransie znaleźli w skale szczelinę o szerokości mniej niż pół metra. Aby się przez nią przecisnąć zmuszeni byli iść bokiem, stale ocierając o wilgotne, chropowate bryły. Z czasem otwór poszerzał się na tyle, aby można było się nim swobodnie przemieszczać. Kiedy wyszli po drugiej stronie, zobaczyli że usypany odłamkami teren podnosił się i prowadził krętą drogą wprost na klif.
Kilka wygłodniałych sępów poczęło kołować nad podróżnikami. Ptaki zawsze pojawiały się podczas podróży i choć z czasem dawały za wygraną, ich obecność irytowała. Stale przypominały że wystarczył jeden błąd, aby paść ranionym, otrutym albo zwyczajnie pozbawionym sił. Ścierwojady zrobiłyby resztę.
Tutaj już dojście ku domostwu nie stanowiło większych problemów. Na samym końcu masywu droga łączyła się ze skalną półką, którą dostrzegli z dołu. Ponadto obydwoje mogli zaobserwować iż całość ma zbyt regularne kształty, a w samym piaskowcu wyryto coś na znak zdobionego frontu. Wejście stanowiło po prostu większy otwór. W środku panowała ciemność. Szło zauważyć tylko obrys skór na ścianach, siennik i walający się po ziemi rondel. Gospodarza nie było widać, lecz Arya go wyczuwała. Pierwszy raz od dawna miała trudności z określeniem czyjejś aury.
 
Caleb jest offline  
Stary 10-10-2016, 17:18   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
O ile wcześniej Arya zachowała się prawie apatycznie, pozwalając decydować Ahabowi, o tyle teraz w jej oczach błysnęło zainteresowanie. Iskra ożywiła się, spotykając coś, co było dla nią tajemnicą. Powoli wyciągnęła z kieszeni kartę Maga i aktywowała ją, przesuwając przed sobą. Chciała sprawdzić czy dziwna aura miejsca i właściciela były wywołane magią.

Skupiła wzrok na karcie. Gdyby występowały jakieś zawirowania, ta powinna zareagować odpowiednio do ich natężeń. Pozostawała jednak w bezruchu. Arya nie poczuła nawet drżenia. Nie miała tu zatem miejsca stricte magiczna sztuczka lub otaczające dwójkę moce ją przewyższały. Lecz to było mało prawdopodobne. Tarot tak nie działał. Nie dało się go oszukać.

Rewolwerowiec czekał w spokoju, choć jedna z jego dłoni była niebezpiecznie blisko, broni. Oczy mężczyzny były lekko zmrużone, jakby oczekiwał ataku lub czegoś co mogło im zagrozić. Ahab zamilkł, i ze spokojem obserwował Aryę. Nie zamierzał się odzywać, widząc jak dziewczyna wyciąga z kieszeni kartę. Nie lubił ich. Wolał ołów.

Uważne oczy wciąż lustrowały okolicę. Wiedział że wystarczyłby choć ukradkowy ruch w ciemnościach, a dojrzałby go. Tymczasem gospodarz gdzieś zniknął lub z jakiegoś powodu się ukrywał.

- Brak magii - szepnęła Arya do partnera.

Odpowiedziało jej kiwnięcie głową. Rewolwerowiec ruszył powoli do przodu, dając znać towarzyszce by ta udała się za nim i nie wyprzedzała go.

- Czemu mam złe przeczucia? - mruknął do siebie bardziej niż do niej.

Nie zamierzał pierwszy sięgać po broń, dopiero gdy zajdzie taka kolejność. Poza tym nie ładnie tak na wejściu ubijać gospodarza. A do tego był głodny. Ciepłe żarcie przydało by się zjeść. A przed snem klepnąć Arye w tyłek.

Powoli weszli do chłodnego wnętrza, znajdując się w miejscu na rodzaj sieni. Stąd można było przejść do trzech pomieszczeń. Wszystkie były oszczędnymi celami wyłożonymi przez resztki jedzenia, sterty szmat oraz innych śmieci. Arya coś wyczuwała, teraz impuls był silniejszy. Wzrokiem poinformowała Ahaba, gdzie jej zdaniem znajdowało się źródło emanacji.

Za chwilę i tak okazało się to zbyteczne. Zza prawego rogu wyszedł kościsty mężczyzna w długiej wstędze oraz lnianej koszuli. Przy boku nosił drewnianą pałkę. Kiedy zbliżył się, mdłe światło z zewnątrz wyłowiło jego twarz. A raczej to, co z niej pozostało. Wyglądało to tak, jakby cała skóra spłynęła z jego czaszki. Pozostały z niej ledwie wiszące strzępy. Lewe oko zmieniło się w galaretowatą breję. Prawe było przekrwione i ociekało ropą.

- Czy jest z wami ktoś jeszcze? - wycharczały spalone usta.

Arya, która przywykła do widoku paskudnego oblicza wiedźmy na co dzień lekko tylko się wzdrygnęła - bardziej z zaskoczenia niż obrzydzenia.

- Jesteśmy sami.
- odezwała się łagodnie.

Ciężko było dostrzec co kryło się w spojrzeniu rewolwerowca, ale nie była to odraza. Raczej litość i współczucie, bowiem mężczyzna musiał przejść katusze. Na widok drewnianej pałki, jakby rozluźnił się, bowiem nie sądził by tą bronią mógł wyrządzić mu krzywdę.

Z oczywistych względów trudno było wyczytać reakcję mężczyzny. Ten odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku jednej z cel. Przybysze nie do końca rozumieli jak interpretować ten gest. Zaproszenie? A może po prostu ich zignorował?

Podeszli dalej. Pustelnik siedział na skórze z szakala i obserwował umieszczony na palenisku, posrebrzany imbryczek. Ściany w okół niego były odrapane, a część bruzd układała się w nieskładne napisy. Rewolwerowiec poczuł się pociągnąć rozmowę dalej.

- To prawda. Jesteśmy sami. Chcieliśmy prosić o gościnę. Jak Cię zwą?
- padło pytanie

Ahab współczuł nieznajomemu, ale priorytetem było dla niego bezpieczeństwo Aryi. Jeden zły ruch, a kula miała wylądować pomiędzy oczami mężczyzny.

- Kiedyś zwano mnie Oliver, jeśli o to pytasz.

Czajnik zaczął lekko się trząść pod wpływem gorącej wody w środku. Oczy anachorety spoczęły na płomieniu z dziwną fascynacją.

- Mogę zrobić dobrą herbatę - podpowiedziała Arya, wskazując na sakwy z ziołami przy pasie - Jeśli zechcesz nas ugościć... Jestem strudzeni, ale nie będziemy się narzucać.

Ahab milczał. Czekał na odpowiedź gospodarza. Cały czas jednak bacznie mu się przyglądał, tak samo jak i pomieszczeniu w którym się znaleźli.

- Możesz - odpowiedział wreszcie Oliver.
Wstał i zrobił kobiecie miejsce.
- Minęły wieki od kiedy piłem dobrą herbatę.

Ahab poczuł spojrzenie skierowane na jeden z jego coltów. Było bardzo szybkie, ukradkowe wręcz. Nie miał pewności czy był to sygnał iż łachmaniarz dostrzegł nieco prowokacyjną postawę lub sam coś planował.

Tymczasem Tarocistka zaczęła się krzątać jakby była u siebie. Odpięła jedna z sakiewek i wyjęła z niej szczyptę sproszkowanej herbaty oraz coś na kształt siatkowego cedzaka. Potem sięgnęła do innej - większej i po chwili szperania wyciągnęła zasuszony liść mięty, który skruszyła w palcach, roztaczając przyjemna won wokół. Przygotowana mieszankę wsypała do cedzaka, a następnie wrzuciła do dzbanka, który gospodarz zdjął z ognia. Po chwili cicho wystukując rytm, zaczęła nucić:

Gdzieś daleko stąd
złoty zamek złoty tron
wstążek cichy szum
niewidzialny gości tłum
koronkowy bal już nas woła
światłem tysiąc tysiąc barw
co tam smoki co tam kryształowe łzy
damy sobie radę ja i ty.

pamiętaj gdy mi rękę dasz
popłyniemy razem tam gdzie oczy gwiazd
przez bajkowe niebo przez bajkowy las
gdy mi tylko rękę dasz


To było jak rytuał. Każdy gest, nawet pozornie ostentacyjny pozostawał ważny. Drżący tembr głosu kobiety połączył się z głębokim aromatem rozchodzącym po jaskini. Poczuła, że nastawienie Olivera uległo zmianie. Kolory wokół niego zagęściły się i ociepliły. Wciąż jednak trzymał emocje na wodzy. Otok zaraz pierzchnął, powróciła beznamiętna szarość.

Kiedy skończyła śpiewać, wyjęła cedzak i szybko go wyczyściła. Po chwili rozlała aromatyczna herbatę do glinianych kubków, z których każdy zdawał się pochodzić z innego źródła, jednak wszystkie spełniały swoja funkcje.
- Ta piosenka jest idealna do zaparzania - wyjaśniła cicho, rozkoszując się ciepłem kubka i zapachem napoju, nim umoczyła w nim wargi.

Gospodarz przyjął naczynie lecz upił z niego dopiero, kiedy zrobiła to tarocistka. W międzyczasie kilka razy przyłożył parujący kubek do ust i wnet go odsuwał. Musiał pić gorący napar o wiele ostrożniej niż przeciętny człowiek.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-dU0h5msdLwQ/T4Vc-GGyQQI/AAAAAAAAAhM/p8vRBwczzc0/s1600/tea.jpg[/MEDIA]

- To dobry napój - stwierdził - Pochodzicie z daleka skoro posiadasz te liście.

Rewolwerowiec zdawał się być rozluźniony, gdy usiadł sobie wygodnie. Ukradkowe spojrzenie nie umknęło jego uwadze, lecz nie spotkało się z to z żadną reakcją. Wziął do ręki kubek i przystawił go do nosa. Oddałby wiele za butelkę porządnej gorzały, a nie to świństwo. Z drugiej strony nie zamierzał marudzić, bowiem nigdy nie wiadomo co go jutro spotka.

- Od dawna tu mieszkasz? - zapytał Olivera.

Jedyne “zdrowe” oko skierowało się na strzelca. Wybroczyny sklejały obydwie powieki pustelnika przez co wyglądało to tak, jakby cały czas je mrużył.

- Będzie półtorej roku. Pytasz dlatego, że naprawdę cię to interesuje czy chcesz czymś zapełnić rozmowę?

Pociągnal kolejny łyk.

- Ciekawość. Czysta ciekawość, bo nie łatwo przeżyć w tym miejscu tyle czasu - w jego głosie brzmiał szacunek.

- Rozumiem. Nie żyje się tu łatwo, nie będę kryć. Ale są gorsze alternatywy.

- Co to w ogóle za... okolica?
- podchwyciła Arya.

Oliver intensywnie spoglądał na broń strzelca, dopiero po chwili odwrócił się do Aryi.

- To złe miejsce aby się zgubić - stwierdził jakby którykolwiek punkt na pustkowiach było ku temu właściwy - Jesteście w marchii Shadowfen.

Przybysze aż drgnęli. Góry którymi jeszcze niedawno się przeprawiali leżały daleko na południu. Shadowfen znajdowało się dwa tygodnie drogi stamtąd w kierunku północno-wschodnim.

- Jesteś pewien? - zapytała Arya, ale patrzyła na rewolwerowca, jakby w jego spojrzeniu szukając odpowiedzi

Oliver tylko skinął głową. To nie było możliwe. Facet był szalony albo przelecieli setki mil w chmurze wyładowań i pyłu.

- A to całe Wildstar? To miasto?

- Nie idźcie tam.

- Czemu?
- odezwał się milczący do tej pory rewolwerowiec. W jego oczach można było dostrzec zainteresowanie.

- Dla tego miejsca nie ma już nadziei. Lepiej umrzeć na pustyni niż postawić tam nogę.

Rewolwerowiec dał znak dłonią, by gospodarz dalej kontynuował. Był coraz bardziej ciekawy tego co ma do powiedzenia, i co może zastać w Wildstar. Może po to los ściągnął jego i tarocistkę w to miejsce.

Oliver chyba naprawdę polubił herbatę. Teraz pociągał już solidne łyki i trzymał płyn w ustach. Wyraźnie go smakował, raz nawet kiwnął głową w geście aprobaty. Rozmowa z nim zdawała się przez to flegmatyczna.
I nic dziwnego. Człowiek mieszkający we wnętrzu góry nie miał wiele okazji do pośpiechu.

Zajęło dłuższą chwilę, żeby Ahab zrozumiał, iż mężczyzna nie przeciągał wypowiedzi, a zwyczajnie uciął temat. Najwyraźniej słowo Wildstar było dla niego naprawdę nieprzyjemne.

- Wiesz, że cię nie znamy. Nie znamy twojej historii. - niespiesznym gestem Tarocistka sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kartę Diabła.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_DN1l5Msvh_Q/TDxPrfp126I/AAAAAAAAANw/2FP8UStsovE/s1600/devil+maroon.jpg[/MEDIA]

Niby to opierając się na dłoni, w której trzymała kartę, nakierowała ją na oszpeconego mężczyznę. W tym samym momencie poczuła jak słabnie a w głowie zaczyna jej się ćmić. To trzeci raz w niedługim przecież czasie jak użyła kart. Jej organizm stawał się przeciążony. Tarot bywał bowiem jak narkotyk. Nawet posiadając świadomość jak bardzo trzeba z nim uważać, ciężko było odrzucić kolejną szansę na manifestację mocy. Kto nigdy nie był tarocistą, mógł się temu dziwić, lecz nie zrozumiałby tego.
Strużka krwi pociekła Aryi z nosa. Poza tym wstrzymywała się przed okazywaniem innych skutków ubocznych.

- Ciężko nam zrozumieć twoje ostrzeżenie, jeśli nie powiesz... czego tak naprawdę mamy się tam bać. Co jest takiego strasznego w Wildstar?

- Ludzie. Choć nie wszyscy w mieście zasługują by nosić to miano
- mężczyzna mówił nieco zmienionym głosem. Był to typowy efekt czaru - Wildstar… weryfikuje człowieka - Arya czuła że ostatnich słów mężczyzna nie chciał powiedzieć, ale magia zmusiła go do tego.

- Opowiedz nam o tym
. - poprosiła, ukradkiem ocierając krew.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172