Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2017, 15:45   #11
 
Luwinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Luwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputacjęLuwinn ma wspaniałą reputację
Dziewczynie nie mieściło się w głowie, że przyjdzie jej doczekać takiej ciszy w centrum wioski - i to o tej godzinie. A jednak. Ucieszyła się jednak, kiedy natknęli się wraz z Toharem na kolejnych ocalałych. Szybko odeszła wraz z Zamirem na bok, nie chcąc wtrącać się do sprzeczki krasnoluda i bardki.

- Mi nic nie jest ale...nie rozumiem co się tutaj dzieje. Gdzie się podziali wszyscy? Kiedy wstałam i wyszłam na próg swojej chaty, zobaczyłam że Ethan nie żyje… - powiedziała, zakładając ręce na piersiach i wbiła wzrok w ziemię. - Znasz Ethana. Zawsze lubił mi dokuczać, szczególnie kiedy mój brat popłynął na kontynent. Lecz mimo wszystko ja nigdy nie życzyłam mu śmierci...był jednym z nas. - dodała, kierując wzrok na twarz mężczyzny.
Zamir skrzywił się na wzmiankę o Ethanie. Widać także chłopaka miłością nie darzył.
- Nie żyją - odpowiedział jej na pytanie, starając się jednak mówić cicho, co by uwagi kłócącej się pary nie zwrócić. - Mila twierdzi że to jakaś kara ale nic więcej nie powiedziała. Mam nadzieję, że gdy Aria wróci to się coś wyjaśni. Co się z wioską stanie teraz… - Wyraźnie losy osady leżały mu na sercu, co jednak nie było żadną nowością. - Mam nadzieję, że ta dwójka zna jakiś sposób.
- Jadłaś coś? - Zmienił nagle temat, jakby nie chcąc już o śmierci rozmawiać.
Larissa ten jeden raz ugryzła się w język, byleby tylko nie palnąć czegoś niezbyt miłego po usłyszeniu tego co powiedział Zamir. Na swój sposób było to słodkie że się o nią martwił. Z drugiej jednak jak można było zapytać się kogoś o coś tak trywialnego w chwili, gdy wszędzie wokół panowała śmierć.
Dziewczyna przeczesała ręką włosy nic nie odpowiadając. Po chwili jednak zapytała:
- Co z Silli? Wydaje mi, się że byliście przyjaciółmi?
Twarz mężczyzny stężała. Odwrócił wzrok i wbił go w wierzchołki drzew widoczne nad chatami.
- Nie wiem - odpowiedział po chwili, rozprostowując palce prawej dłoni, które chwilę wcześniej zacisnęły się w pięść. - Możliwe że uniknęła losu reszty. Często wymykała się żeby spać w lesie więc wcale nie musiała być w wiosce gdy to… Gdy to coś wybijało mieszkańców.
- Również mam taką nadzieję. Im więcej z nas przeżyje, tym lepiej. Jak myślisz, co powinniśmy zrobić teraz?
- Czekać - odpowiedział, jednak widać było, że ma ochotę udzielić innej odpowiedzi. Jego wzrok coraz częściej zbaczał w stronę, z której powinna nadejść Sillia, o ile przeżyła. Nikt jednak nie nadchodził.
- Możemy też sprawdzić te domy, których jeszcze nie sprawdzono - zaproponował w końcu, odwracając się by spojrzeć na swoją rozmówczynię.
- Dobry pomysł. Lepsze to niż czekanie aż ta dwójka przestanie się kłócić. - wskazała na Tohara i Milli wymuszając uśmiech. - Nie oddalajmy się tylko zanadto. Nie wiadomo co nas może czekać. - dokończyła i skierowała się w stronę najbliższej chaty.
 

Ostatnio edytowane przez Luwinn : 23-01-2017 o 15:54.
Luwinn jest offline  
Stary 23-01-2017, 23:11   #12
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejne chwile mijały dostarczając coraz to nowych pytań, skąpiąc jednak odpowiedzi. Co stało się z mieszkańcami wioski, jaka przyszłość czekała tych, którzy przeżyli? Te i inne zajmowały umysły tych ostatnich, gdy wraz z towarzyszami, których zrzucił na ich głowy los, wędrowali po cichych jego ścieżkach. Cichych, jednak zdawać się mogło, bynajmniej nie wyludnionych. Wioska może i była martwa w oczach tych, którzy mieli okazję zajrzeć do więcej niż jednej chaty, jednak najwyraźniej ktoś zapomniał jej o tym powiedzieć. Życie bowiem zdawało się kwitnąć w najlepsze, czy to w oborach, czy ogródkach, czy wreszcie w samych domostwach. Okiennice stały otworem, pierzyny grzały się w porannym słońcu i nawet czuć było w powietrzu woń świeżo upieczonego ciasta. Jakby na to nie spojrzeć, święto było świętem. Nawet śmierć, najwyraźniej, nie była wystarczająco silna by stanąć mu na przeszkodzie.
Kim jednak byli ci, którzy odpowiadali za owe działania?

*****


Pytanie to, w sposób szczególnie uciążliwy, kołatało się w głowie Arii. Hugo w końcu pożarł swą przekąskę i wraz ze swym ludzkim wierzchowcem, ruszyła ona dalej, by do końca wykonać polecenie bardki. Melfis, z każdą kolejną, odwiedzoną przez nich chatą, stawał się coraz bardziej milczący. Śmierć witała ich na każdym kroku. Ciała, czy to w łóżkach, czy na podłogach, niezaprzeczalnie były martwe. Tymi, z których ran wciąż płynęła posoka, zajmował się towarzysz wróżki, który najwyraźniej nie miał zamiaru zostawiać ich na deskach ich własnych chat. Nawet jeżeli owa pomoc nie mogła już niczego zmienić. A może mogła? Każdy wszak wiedział, że trupy nie krwawiły. Na te zagwostki nie było jednak odpowiedzi. Podobnie jak nie było jej na coraz częściej spotykane objawy życia.

*****


Na podobny problem natknęła się również Larissa gdy wraz z Zamirem odwiedzała te chaty, które znajdowały się po przeciwnej stronie wioski. Nigdzie nie spotkali żywego mieszkańca, za to na każdym kroku mieli okazję ujrzeć działalność wskazująca na to, że ktoś jednak żyje, ktoś pracuje, nawet, że ktoś się bawi. Kim jednak były osoby odpowiedzialne za owe znaki? No bo w duchy to raczej ciężko było uwierzyć. Nie dość że dzień był to jeszcze, to o ile było im wiadome, duchy zwykle nie gotowały, nie sprzątały ani nie doiły krów. Zamir zdawał się być coraz bardziej zdeterminowany, z każdą chatą, która zbliżała ich do domu Silli. Gdy do niego dotarli zastali jednak tylko trupy. Dwa trupy, należało podkreślić, żadne z nich nie należący do młodej wychowanki Taurusa i Syrii.
- Musieliśmy się rozminąć - stwierdził, sprawiając wrażenie człowieka, któremu kamień właśnie spadł z serca, ale i którego barki przygniótł nowy ciężar niewiedzy co do tego, w jakim stanie znajdowała się jego, o ile plotki prawdę mówiły, wybranka.

*****


I faktycznie, pech chciał, a może po prostu złośliwość losu, że ścieżki obu par nie zetknęły się ze sobą. Maelar, wraz ze swoją towarzyszką, która, nim opuścili chatę posprzątała wpierw ze stołu, dotarli w końcu do domu Milli. Drzwi stały otworem, ukazując obszerną izbę, w której królował solidny, dębowy stół. Gdy weszli do środka, uprzednio oznajmiając swą obecność stukaniem, nie zastali nikogo. Nie znaczyło to jednak, że chata była całkiem opuszczona. W sypialni, która znajdowała się na pięterku, znaleźli bowiem zwłoki Marcusa, a w sąsiadującej z nią, ciała ich dwóch córek, Sarin i Kallisy. Tym jednak, co w sposób szczególny zwróciło uwagę elfa i kotołaczki, był stan, w jakim znajdowała się chata. Okna były otwarte, stół wyglądał jakby dopiero co trzy osoby zjadły przy nim swój poranny posiłek, a w piecu piekły się małe bułeczki orzechowe, z których słynęła Sarin. Co prawda, Milli nigdzie widać nie było, podobnie jak jej ciała, to jednak wątpliwym było, by ona sama ponosiła odpowiedzialność za owe oznaki życia. Pozostawało także pytanie o to, gdzie podziała się bardka.
- Tinder - stwierdziła w końcu Silli, stając na powrót w głównej izbie. - Zawsze się do niej udają, gdy nie wiedzą co robić.
Coś w tym stwierdzeniu prawdy być musiało bowiem nawet Illisir często o wróżce wspominał gdy miał jakiś problem. Nie dało się ukryć, że zielarka była kobietą może i niewielkich rozmiarów za to obdarzoną dużym zaufaniem, a co za tym szło - wpływami.

*****


Powoli, jedno za drugim, z pytaniami kotłującymi się w głowach, zaczęli schodzić się pod rozłożyste drzewo będące domostwem wróżki. Jak zwykle, gdy kłopoty przerastały członków rady, z jakiś powodów zbierali się oni właśnie u Tinder. Tym jednak razem, wróżka nie mogła nikomu pomóc. Jak się wkrótce okazało, nie mogli także pomóc członkowie rady. Ci bowiem, ku zaskoczeniu zarówno Larissy, jak i Arii, wyparowali.
- Może sprawdzają resztę chat? - zasugerował Zamir, wyraźnie będąc w nieco weselszym nastroju odkąd zobaczył Silli całą i zdrową. Ona z kolei nie wykazywała żadnych zmian w swym zachowaniu, jak zwykle stając z boku i zdając się kompletnie nie interesować całą sprawą. Melfis z kolei, wyraźnie zaniepokojony, rzucił spojrzenie swej małej towarzyszce.
- To niepodobne do Milli i Tohara - stwierdził, z czym bez wątpienia mogli się zgodzić stali mieszkańcy wioski. - Nie odeszliby ot tak, nie zostawiając informacji gdzie i po co. Nie w tej sytuacji. Nie…
- Odeszli - przerwała mu Silli, zdradzając iż wcale tak całkiem obojętna na to co się działo nie była. - Żniwa jeszcze się nie skończyły.
- Jakie żniwa? - Dobry humor Zamira zaczął gasnąć z każdym wypowiedzianym przez nią słowem.
Dziewczyna zignorowała go jednak, przyglądając się wilkowi, który towarzyszył Arii i Melfisowi.
- Słychać jej muzykę - odparła, rozglądając się wokoło z zadumą widoczną na twarzy. - Millii gra wesołą melodię, świętują. On twierdzi, że ty wiesz co dalej - zakończyła swój, nie do końca zrozumiały wywód, wskazując palcem na Arię. - Zwierzęta nie kłamią - dodała, gdy oczy zebranych spoczęły na wróżce. Następnie zaś powróciła do obserwacji morza, którego błękit zlewał się z kolorem nieba.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 24-01-2017, 22:34   #13
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wioska duchów.
A może też raczej niewidzialnych istot, które zastąpiły nieżyjących gospodarzy w radosnych przygotowaniach do poranka i święta, które wraz z tym porankiem miało się zacząć.
Wzrok Maelara lustrował jedno obejcie po drugim, w miarę jak elf i jego towarzyszka powoli zbliżali się coraz bardziej do domu, w którym mieszkali Milla i Marcus.
Zbyt wiele rzeczy zostało tutaj zrobionych jakby tuż przed chwilą, tak jakby skrzętnie się krzątające gospodynie na moment tylko przerwały swe działania i oddaliły się na moment jedynie, by powrócić do swych obowiązków ledwo tylko ciekawskie oczy przestaną obserwować ich poczynania.

- Czy tylko ja mam wrażenie, że, niedostępne dla naszych oczu, życie w wiosce toczyło się dalej? - powiedział do Silli.
Kotołaczka skinęła głową w odpowiedzi, nie wyglądając ani na zaniepokojoną tym spostrzeżeniem ani na szczególnie zainteresowaną. Zupełnie jakby los mieszkańców i samej wioski, kompletnie jej nie interesował.
- Skoro wiesz, lub widzisz, więcej niż ja, to może uchylisz rąbka tajemnicy?
Wzruszyła ramionami.
- Nie widzę więcej - wyprowadziła go z błędu, aczkolwiek tylko częściowo. - Ja po prostu słucham. Słyszę gdakanie zadowolonych kur. Słyszę krowy, które wesoło żują swoje siano. Nie słyszę wycia psów ani pełnego niezadowolenia miauczenia kotów, które nie dostały swojej miski melka. Może my nie widzimy, one jednak widzą. Dla nich nic się nie zmieniło.
- Ale nie słyszysz tych... istot..., które zadbały o żywy inwentarz? Bo ktoś musiał zadbać. Ziarno się samo nie rozsypie, a woda nie wleje do koryta czy poidła.
W odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Najwyraźniej wcześniejsza, dość długa jak na nią wypowiedź, wyczerpała zapas słów na daną chwilę.
Maelar był pewien, że Silli wiedziała wiele więcej na temat tego, co zaszło w wiosce, ale ewentualne pytania mogły poczekać. Nie sądził, by dziewczyna nagle mogła się rozpłynąć w powietrzu, tak jak i pozostali mieszkańcy wioski.

Wrażenie, że ktoś dba o to, by mimo śmierci większości mieszkańców wszystko w wiosce toczyło się utartym trybem, pogłębiło się, gdy Maelar odwiedził dom bardki. Milli co prawda nie było, ale elf mógłby się założyć, że gdyby tu wrócił za parę minut, to świeżo upieczone ciasteczka znalazłyby się na stole.
Prawdę mówiąc, chyba nie było przeciwwskazań, by sprawdzić to przypuszczenie, chociaż nie sądził, by Silli zechciała się z nim założyć.
- Chodźmy zatem do Tinder - zgodził się z dziewczyną.

* * *

Pomysł był przedni, bo dzięki temu Mealar mógł się przekonać, że nie tylko Silli i on zdołali ocalić życie
Z drugiej strony...
Od razu zrodziły się kolejne pytania.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-01-2017, 16:59   #14
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Muzyka? - Maelar z zaciekawieniem spojrzał na Silli. - Ty ją słyszysz?
Aria calutka napięła się, kiedy z Melfisem i Hugo dotarli do drzewa jej ciotki. Wyraźnie starała się na nie nie patrzeć i zrobiła się nieco bledsza. Początkowo tylko słuchała wymiany zdań zebranych. Zaskakująco sporo osób tu było, co zdecydowanie ją ucieszyło. Słowa Silli jednak zastanowiły ją i wcale nie ucieszyły. Czy ona dobrze zrozumiała? Po pierwsze ta dziewczyna słyszała coś, czego nikt najwyraźniej więcej nie słyszał, a po drugie potrafiła zrozumieć jej przyjaciela-wilka? Blond wróżka nie kwestionowała tego, była bardziej zajęta szokiem z tytułu zrozumienia co ta powiedziała.
‘Żniwa się jeszcze nie skończyły..’ - czyli to znaczyło, że jeszcze ci co żyli, mogli umrzeć. To wydedukowała sobie w głowie. Ale czym było to coś, co wszystkich zabijało. I jakim cudem wioska zdawała się żyć dalej i świętować. Aria skrzywiła się leciutko z niepokoju, ale widząc jak wszyscy patrzą na nią, oczekując odpowiedzi westchnęła lekko i podniosła się do pozycji stojącej nadal na ramieniu Melfisa
- Zanim udałam się szukać ocalałych, rozmawiałam z Milą o tym, że trzeba będzie iść do wieży maga i spojrzeć do jakiejś księgi. Tam ponoć mają być odpowiedzi na wszystko co zaszło. Że to jakaś kara i tamta magiczna księga powie, co teraz - wyjaśniła co wiedziała po rozmowie z bardką.
Maelar spojrzał na Silli, której wcześniejsze słowa mówiły coś podobnego.
- Dlaczego rada ponosi winę za to, co się stało?
- On ją słyszy - zapytana odwróciła się od widoku fal i wskazała na Hugo, po czym jej uwaga skupiła się na małej wróżce. - Zatem mają księgę.
Było to stwierdzenie podszyte nutą, której Maeler jeszcze u niej nie słyszał, a która wyrażała nienawiść. Zamir również wyglądał na zaskoczonego. Jego ruch, który miał zapewne zakończyć się objęciem dziewczyny, zakończył się opuszczeniem rąk, które jakby zapomniały dlaczego jeszcze sekundę wcześniej zmierzały w jej stronę.
- Silli, czego ty nam nie mówisz? - Zapytał, przy czym nam zabrzmiało bardziej jak mi.
Ona jednak zdawałą się nie słyszeć jego słów, stojąc dalej w tym samym miejscu, niczym posąg. W ogóle, zdawało się iż ledwie dostrzega swojego, wedle plotek, wybranka.
- Ludzie, którzy pragną lepszego jutra, zawsze ponoszą winę - stwierdziła, na powrót obojętnym głosem. - Szczególnie ci, którzy chcą go dla innych.
Pomimo tego, iż była to odpowiedź, to jednak była jedną z tych, które nic nie mówiły.
- Czyli musimy iść poszukać tej księgi - ni to stwierdził, ni zapytał Melfis. Jego spojrzenie przeskakiwało z Arii na Silli, jakby nie mógł się zdecydować do kogo te słowa kierować.
Księga, znowu księga. Na dodatek ton, jakim o niej mówiła Silli, był niepokojący. Podobnie jak i słowa, które kierowała pod adresem tych, co pragnęli dobra dla innych. Czyżby mówiła to na podstawie własnych doświadczeń z nieznanego nikomu dzieciństwa?
- Mówisz o księdze, która jest w posiadaniu Rady? - Spojrzał na Silli. - Czy też może była w jej posiadaniu? A jeśli była, to kto ją ma w tej chwili?
Aria obserwowała Silli, to młodego elfa, którego kojarzyła, ale troszkę słabiej. Cóż, sama nie bywała tu zbyt często, więc nie wszytkich musiała dobrze znać, czyż nie?
- Ponoć księga była w wieży, to już jej tam nie ma? Czy jest? Silli, skąd ty tyle o tym wszystkim wiesz? - zapytała. Wróżka nie była podejrzliwa, co bardziej zaciekawiona. No i nadal unikała spojrzeniem dębu swej ciotki. Zerknęła na Hugo, który ponoć słyszał i może widział nawet to co działo się w wiosce. Nadal stała na ramieniu Melfisa, ale poruszała skrzydełkami by utrzymać równowagę.
- Skoro jest w wieży, to właśnie tam się udamy - postanowił Melfis, na dłużej zatrzymując wzrok na Arii.
- Nie wiem - odparła zapytana, nie wyglądając na urażoną tym, że młody syn łowczego wtrącił się zanim odpowiedziała. - Zwierzęta mówią - dodała, wzruszając ramionami. Biorąc zaś pod uwagę to, że ponownie zwróciła swoje oblicze w stronę morza, nie wyglądało na to by miała coś więcej dodać. Zamir, który najwyraźniej podjął wreszcie decyzję co do tego co powinien w zaistniałej sytuacji zrobić, postąpił ten krok bliżej i objął dziewczynę od tyłu, na co ta mu pozwoliła, chociaż wcale nie sprawiała wrażenia potrzebującej takowego objęcia. Jej postawę można było określić jednym słowem. Bierna.
- Tu stać cały dzień nie możemy - uwaga Zamira bez wątpienia zgodna była z prawdą.
- Księga kryje odpowiedzi - dodała cicho Silli, unosząc głowę i tym razem wbijając spojrzenie w niebo.
- Chodźmy zatem poszukać tych odpowiedzi - powiedział Maelar, ruszając w stronę wieży maga. Ciekaw był, czy mieszkaniec wieży, stale tam jest, czy też może i Tarus padł ofiarą czarnej mgły.
- Co jeszcze słyszałaś, Silli?
Aria zerknęła tymczasem na Melfisa. Sfrunęła mu z ramienia i zawisła w powietrzu niedaleko, kawałek przed chłopakiem
- Chciałam również iść do wieży, a tutaj na razie nie ma sensu zostawać. Nie wiadomo, czy nie skończyłoby się to jak z Milą… - zauważyła wróżka. Zerknęła na Hugo i skinęła na niego głową, że on też idzie. Teraz w blasku słońca było widać, że jej blond włosy ozdabiają też gdzieniegdzie zielone pasma. Poczekała na Melfisa i na czarnego wilka i dopiero wtedy ruszyła. Nie chciała nadwyręża uprzejmości chłopaka i cały czas siedzieć mu na ramieniu…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-01-2017 o 14:00.
Vesca jest offline  
Stary 31-01-2017, 15:00   #15
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Czy Silli słyszała coś jeszcze czy nie, tego elf ani reszta się nie dowiedzieli. Dziewczyna uparcie milczała, trzymając swe sekrety dla siebie. Ruszyła jednak za pozostałymi, chociaż mogło stać się tak tylko za przyczyną dłoni Zamira, która pociągnęła ją delikatnie w stronę wieży maga. Młody mężczyzna zdawał się w pełni pogodzony z zachowaniem i słowami Silli. Jego zachowanie wskazywało na to, że nie było to dla niego nic nowego. Troska zaś, którą ją otaczał, pomimo wyraźnej obojętności z jej strony, nie malała nawet na chwilę. Prawdą widać było co starzy gadali, że miłość bywa ślepa…
A może widzi więcej niż dostrzegał wzrok innych?

Aria, w przeciwieństwie do długouchego, usłyszała odpowiedź na wypowiedziane przez siebie słowa. Melfis wszak był mężczyzną dobrze wychowanym, a może zwyczajnie wolał by ostatnie słowo należało do niego.
- Dlatego też musimy jak najszybciej dowiedzieć się o co tu chodzi - stwierdził, wkładając w te słowa tyle pewności siebie, ile tylko zdołał. Nie udało mu się jednak ukryć niepokoju, jaki w jego głosie dźwięczał.
Jeszcze gdy znajdowała się na jego ramieniu, mogła wyczuć napięte mięśnie, które jak nic, wskazywały na to, że młody człowiek jest spięty. Kto by jednak nie był w takiej sytuacji?
- Możesz usiąść - dodał w chwilę później, cicho, zerkając przy tym pospiesznie na swój bark. Zaraz też zwrócił spojrzenie na nią, obdarzając przy tym małą wróżkę lekkim uśmiechem. Miał on być zarówno zachęcić, jak i dodać otuchy w tych ciężkich dla wszystkich chwilach.

Pochód zamykali Larissa i Maelar. Szli w ciszy, bowiem każde miało coś do przemyślenia. U elfa ową sprawą mogło być zachowanie i wymigiwanie się od odpowiedzi, które nader aktywnie stosowała Silli. Dla Larissy… Dla Larissy mogło być to samo, lub coś zgoła innego, któż to wiedzieć mógł…

*****



Do wieży dotarli po dobrych kilku minutach. Budowla ta była stara, wiekowa nawet. Stała tam zanim jeszcze powstała sama wioska, a przynajmniej tak głosiły opowieści Milli. Tarus był jej najnowszym lokatorem, którym jednak z kolei, tego nikt nie wiedział. Podobnie jak nikt nie wiedział dlaczego pojawił się w wiosce. Ot, przybył i tyle. Rada nie sprzeciwiała się jego obecności, więc i mieszkańcy Ravili tego nie robili. Jeżeli nawet ktoś miał coś do powiedzenia, to trzymał to dla siebie. Wieśniacy bowiem może i byli prostymi ludźmi i nieludźmi, którzy czerpali radość z codziennych wzlotów i upadków, nie byli jednak głupcami. Aura Tarusa nie pozwalała mieć wątpliwości co do potęgi jego magii. Jakiego jednak rodzaju była… Cóż, tą wiedzę posiadali tylko nieliczni. Czy jedna z tych osób była wśród grupy, która stanęła przed drzwiami wejściowymi, czy też nikogo takiego wśród nich nie było, pozostało jednak tajemnicą.
Drzwi były proste, dębowe, pozbawione klamki. By do nich dotrzeć należało pokonać schody, które owijały się wokół parteru, niczym grube cielsko węża wokół ciała swej ofiary. Mniej więcej w dwóch trzecich wysokości, drzwi zdobiła kołatka. Przedstawiała wilka, który w swej paszczy trzymał zwiniętego w kółko zająca. Nie była to najprzyjemniejsza dla oka ozdoba, szczególnie biorąc pod uwagę kunszt jej wykonania. Ślepia wilka jarzyły się bowiem blaskiem czerwieni, jakby zwierzę należało do jednego z tych demonicznych stworzeń, przed którymi matki przestrzegały dzieci. Stworzeń, które wraz z nocą przybywają z Vole by polować na tych, którzy wbrew nakazom swych rodzicielek, nie chcą oczu zamknąć i dać im parę chwil spokoju i wytchnienia. Ci, którzy nieco więcej świata zwiedzili, wiedzieli iż bajki te mają w sobie ciut więcej niż tylko ziarno prawdy.
Także i ofiarę odtworzono z detalami tak realnymi, że niemal można było usłyszeć jej agonalny krzyk, który wydobywał się z na wpół otwartego pyszczka. Migotanie promieni słońca, które jakby niechętnie muskały ową kołatkę, sprawiało, że cała drżała, potęgując nieprzyjemny dreszcz jaki przeniknął tych, którzy odważyli się zburzyć spokój tego miejsce. Którzy stopę swą postawili na terenie tajemniczego maga, który mógł, ale wcale nie musiał znajdować się obecnie wśród żywych.

Czar trwał, wiążąc ich swą mocą i nie pozwalając wyciągnąć dłoni by ująć ciało zająca i uderzyć nim w podstawę kołatki. Nagle rozległ się dźwięk, który sprawił, że wszyscy drgnęli, jakby budząc się z koszmarnego snu. Dźwiękiem tym było klaśnięcie, które rozbrzmiało nadzwyczaj głośno w ciszy tego leśnego zakątka.
- Precz - usłyszeli głos, który przypominał gniewny pomruk, a który pobudził włoski na rękach i spłynął zimną kroplą wzdłuż kręgosłupa. Dłoń… Nie, nie dłoń a łapa, ozdobiona złotą sierścią wystrzeliła w stronę drzwi i łapiąc pazurem za metalowego zająca uniosła go i wypuściła.
Nie rozległ się żaden dźwięk, zupełnie jakby ktoś skradł go zanim zdołał dotrzeć do uszu zebranych. Łapa wycofała się, przybierając na powrót ludzkie kształty. Silli, do niej bowiem należała, z wyraźną niechęcią przyglądała się drzwiom wycierając dłoń w spódnicę, jakby osiadł na niej brud, którego za wszelką cenę chciała się pozbyć. Zamir, sprawiając wrażenie osoby znajdującej się w kompletnym szoku, z wyraźnym niedowierzaniem spoglądał na dziewczynę. Cóż, co innego słyszeć plotki, a co innego stać się naocznym świadkiem ich potwierdzenia.
- Chyba… Chyba nikogo nie ma - przerwał ciszę Melfis, wydając się podobnie zszokowanym co Zamir. Nim jednak dźwięk jego głosu przebrzmiał, drzwi drgnęły, a następnie otwarły się na oścież, dając dowód na to, że wieża wcale nie była opuszczona.


Jasnowłosa demonica spoglądała na nich z lekkim, kpiącym półuśmiechem.
- Trochę wam to zajęło - stwierdziła, cofając się i w geście zaproszenia wskazując im dłonią wnętrze wieży. Wskazywała zaś na coś, co wyglądało jak zwyczajna izba, tyle że nieco bogaciej urządzona. Była tam sofa, były dwa fotele i nawet szezlong pod oknem. Był też kominek i półki. Tych ostatnich było wiele i na każdej z nich pyszniły się księgi oraz słoje z zawartością, na którą nie zawsze było miło oko zawiesić. Jakby nie spojrzeć, było to domostwo maga, a ci różnymi dziedzinami się parali, w tym transformacją, która wszak wymagała wielu lat poświęconych na badania.
Były tam także schody. Jedne prowadziły w dół, drugie zaś ku górze. Nie było za to Tarusa, a przynajmniej nie było w tym pomieszczeniu, do którego mieli wejść. Lub nie wejść, decyzję bowiem wyraźnie w ich dłonie złożono. Demonica stała bowiem spokojnie, ani ich nie ponaglając ani nie wywierając na nich żadnego nacisku. Mogli wejść, mogli sobie pójść. Jedna i druga opcja miała swe zalety i wady.
Którą wybiorą…?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-02-2017, 21:25   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Maelar zdecydowanie nie przepadał za sytuacją, gdy ktoś był nafaszerowany wiedzą, a równocześnie nie chciał się tą wiedzą podzielić, pilnując informacji jakby był to skarb nieoceniony.
Wiedza to skarb, owszem, ale czy Silli coś by się stało, gdyby powiedziała pozostałym, co wie o księdze.
Być może i wiedziała, komu nie odpowiadało to, że Rada podejmowała działania, by mieszkańcom wioski działo się lepiej. I kto zdecydował, że działania na rzecz lepszego jutra muszą zostać ukarane.
Ale Silli okryła wszystko zasłoną tajemnicy, zaś Maelar był pewien, że zbyt nachalne próby wydobycia z niej informacji skończą się niepowodzeniem, albo i jeszcze gorzej. Koty, a do tych wszak zaliczyć należało lwy, zawsze należały do istot niezależnych, dlaczego więc Silli miałaby być inna? Z pewnością nie była. Na dodatek nie była malutkim, przyjemnym w dotyku kotkiem domowym.
Pozostawała jedynie nadzieja, niewielka zresztą, że Tarus będzie bardziej rozmowny.

* * *

Wieżę maga Maelar widział już niejeden raz, ale nigdy nie miał przyjemności być gościem Tarusa. Prawdę mówiąc widział samego maga raz, góra dwa razy, a o zamienieniu paru słów (prócz zwykłego powitania) nie było mowy. I, nie da się ukryć, jakoś elfa nie ciągnęło, by porozmawiać z demonem. I to bynajmniej nie dlatego, że obie rasy niezbyt dobrze się dogadywały.

Z bliska widać było, że Tarus nie zachęcał nikogo do odwiedzin. Maelar czuł zdecydowaną niechęć do ujęcia kołatki w dłonie i zastukania. Przez moment uważał, czy nie użyć łuku, albo - jeszcze lepiej - zejść na dół po solidny kij, by trzymać się jak najdalej od niesympatycznie wyglądającej antaby. Trzeba było mieć dziwne poczucie humoru, by montować coś tak paskudnego na drzwiach...
Zanim jednak Maelar wprowadził w życie swój plan, z kołatki skorzytała Silli.

Nie jednak Tarus stanął w drzwiach.
Maelar z nieukrywanym zaskoczeniem spojrzał na młodą demonicę, która z gospodarzem wieży nie miała nic wspólnego, prócz rasy. Magia działała w ciekawy sposób, ale nie sądził, by dzięki magii czarnowłosy mężczyzna miał się zamienić w blond dziewczynę. Czyżby Taurus zniknął i od razu pojawił się nowy gospodarz wieży? Gospodyni raczej? Może wieża nigdy nie mogła stać pusta? Tylko skąd demonica się o tym dowiedziała? A może Taurus zatrudnił pomocnicę?
- Maelar - przedstawił się, dołączając skinienie głową. - Dziękuję za zaproszenie - dodał, przekraczając próg siedziby maga.
Miał nadzieję, że inni pójdą w jego ślady. Wszak im więcej głów, tym więcej szans na zadanie rozsądnych pytań, które mogły doprowadzić do rozwiązania tajemnicy.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-02-2017 o 14:09.
Kerm jest offline  
Stary 05-02-2017, 02:08   #17
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Aria nie była zachwycona, że cały ten niepokój sytuacji zaczął na nich wszystkich wpełzać.
A nie mówiąca nic jasno dziewczyna wcale nie pomagała. Tylko pogarszała sytuację. Ale co mogła zrobić na to mała wróżka? Postraszyć ją? Chyba nie było sensu. Jedynym sensownym źródłem odpowiedzi wydawała się teraz ta tajemnicza księga w wieży. Blondynka ponownie zaproszona na ramię Melfisa, ruch jej skrzydełek nieco zwolnił i zerknęła na niego. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i znów przycupnęła mu na ramieniu. Czuła się tak troszkę raźniej, no i miała nadzieję, że i jemu tym dodaje otuchy. Hugo szedł przy chłopaku, po stronie ramienia, gdzie siedziała wróżka.

***

Kiedy dotarli do wieży, aura tego miejsca jednocześnie zaciekawiła i zaniepokoiła Arię. Rozglądała się nieco niespokojnie i nasłuchiwała, rozglądając się i jakby szukając właśnie tej bariery, która powinna przysłaniać włości kogoś kto włada magią. Praktycznie nosem wyczuć można było jaką siłą dysponował tutejszy mag.
A jednak, nikt nie zorientował się w porę by nie wpaść w tę małą niespodziankę dla 'niechcianych' gości.
Aria, podobnie jak i pozostali zerknęła na Silli, gdy ta przerwała ten czar. Sapnęła cichutko, po czym przytknęła dłoń do klatki piersiowej by wypuścić powietrze. Zerknęła na Melfisa, a potem po pozostałych. A potem wróżka wzdrygnęła się, gdy w drzwiach wejściowych pojawiła się demonica.
Drobna blondynka przyglądała jej się z uwagą. Dwudziestocentymetrowy kłębek nieufności oceniał chwilę tę kobietą. Pamiętała bowiem, że mieszkańcem wieży miał być mężczyzna, a tu proszę. Czy była to jakaś pułapka? A może tak miało być? Spojrzenie Arii przebiegało uważnie po wnętrzu wieży. Lubiła takie miejsca i aż się spięła z lekkiego podekscytowania.
Nie, chwileczkę! Nie było na to czasu, nie była tutaj zwiedzać!
Pokręciła lekko głową i zerknęła na Melfisa
- Myślę, że można wejść... - powiedziała do niego. Demonica nie wyglądała, jakby chciała im zrobić krzywdę, a mogła mieć odpowiedzi, których chcieli dostać.
Aria załopotała lekko skrzydełkami
- On też może wejść? - zapytała wskazując na Hugo, nie była bowiem przekonana, czy chce swego towarzysza i tu zostawiać na zewnątrz, no chyba że ktoś będzie miał jakieś obiekcje.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 07-02-2017, 15:57   #18
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nieznajoma, która zdecydowanie nie była magiem Tarus’em i w niczym do owego maga podobna nie była, czekała cierpliwie aż się zdecydują. Słowa elfa przywitała lekkim głowy skinieniem, zaś na pytanie wróżki rzuciła jedynie krótkie
- Tak.
Melfis odczekał jeszcze chwilę, zapewne chcąc się upewnić czy dziewczyna zdania nie zmieni, po czym ruszył w ślad za Maelarem. Po nim próg wieży przekroczyła Silli, która jednakże nie weszła dalej, zatrzymując się tuż przed skrzydlatą. Z jej ust spłynęły słowa, których jednak nikt z obecnych nie zrozumiał, a których demonica najwyraźniej się nie spodziewała. Na jej odpowiedź trzeba było czekać chwilę, jednak w końcu padła, wypowiedziana w tym samym języku.
- Dobrze - Silli skinęła jej głową, po czym wycofała się z powrotem na zewnątrz, przystając przy Larissie i Zamirze, którzy nie wydawali się pałać szczególną ochotą do tego, by do wieży wchodzić. - Poczekamy na was tutaj - oświadczyła przystając obok mężczyzny, który natychmiast ją objął, jakby chciał chronić przed wpływami demonicy. Pytanie tylko kto tu kogo chronić powinien. Na odpowiedź jednak musieli poczekać, bowiem skrzydlata wzruszyła tylko ramionami i zatrzasnęła drzwi gdy tylko wilk wkroczył do środka za swoją towarzyszką i niosącym ją mężczyzną.
- Uciążliwe stworzenie - prychnęła demonica, ruszając za gośćmi wieży. Przystanęła jednak po ledwie dwóch krokach. Spojrzenie jej czarnych oczu przemknęło po trójce, która zdecydowała się nawiedzić siedzibę maga.
- Trochę was mało zostało - stwierdziła, krzywiąc się lekko gdy wzrok zatrzymał się na elfie. - Zapewne przybyliście po księgę - stwierdziła, bowiem w jej głosie nie zabrzmiał nawet cień zapytania. - Księgi jednak tu nie ma. Została zabrana i waszym zadaniem będzie ją odzyskać jeżeli chcecie jeszcze kiedyś ujrzeć waszych bliskich i całą tą czeradę wioskową. Jak na mój gust to niewielka strata gdyby wszystkich szlag trafił ale ja tu tylko za pośrednika robię.
Co powiedziawszy podeszła do zawieszonej na ścianie mapy. Mapa była duża, stara i zdobna. Niektóre linie wyznaczające granice królestw były przetarte, nie każda nazwa dała się odczytać, a część z nich kompletnie nie zgadzało się z tymi, które zebrani w wieży znali. Demonica zdawałą sie jednak nie zwracać nawet najmniejszej uwagi na owe drobnostki. Zamiast tego machnięciem skrzydeł uniosła się nieco nad podłogę, a następnie wskazała na niewielki punkt.
- Twierdza Nester - poinformowała ich, odwracając głowę w ich stronę. - Tam znajduje się wasza księga, a wraz z nią życiowa esencja mieszkańców wioski. Dostaniecie ją z powrotem po odnowieniu kontraktu, który rada zawarła z czcigodną Nester, następczynią poprzedniej tego miana. Proste, prawda? - Zakończyła uśmiechając się złośliwie.
I miała powód by się tak uśmiechać. Punkt bowiem, który wskazała, znajdował się nie gdzie indziej, jak na terenie Vole Kes, na najbardziej na zachód wysuniętej części tego królestwa. W pobliżu serca Szkarłatnej Korony, tam gdzie są niepodzielną władzę sprawowała Sirese, upadła królowa, nie bez powodu zwana przez wielu Krwawą.


Grosh

Las był cichy, jakby wszystko co w nim żyło, odeszło. Jakby wstrzymał oddech i bał się go wypuścić. Młody demon odczuł tą zmianę tuż po przebudzeniu. O dziwo, nie pamiętał kiedy usnął. Pamiętał że wracał do domu po kilku dniach spędzonych na ciężkiej pracy. Pamiętał że noc była jakaś dziwna. Zaczęła się normalnie, jak to noc miała w zwyczaju, czyli nadejściem mroku. Ten był przez demona mile widziany, bowiem wtedy jego siły znajdowały się na najwyższym poziomie i mógł zdziałać więcej niż za dnia. Nie musiał spać wiele, wystarczyło parę godzin wtedy, gdy słońce wisiało wysoko lub przed jego zajściem. Tak też zrobił tym razem, pogrążając się w błogim śnie tuż przed wyruszeniem w drogę powrotną. Wedle jego wiedzy i doświadczenia powinien dotrzeć do domu o północy, tak się jednak nie stało. Zamiast tego otworzył oczy wraz ze świtem, z luką w pamięci, która nie pozwalała wytłumaczyć dlaczego zszedł z obranej drogi i rozbił obozowisko na godzinę drogi od wioski. Podobnie jak nic nie tłumaczyło tego, że nie obudził się sam. O ile mógł jakoś wytłumaczyć fakt zaśnięcia w nocy, to ta druga niewiadoma jakoś nie dawała się wytłumaczyć w prosty sposób. Drugą bowiem była ruda wilczyca. Całą lewą stronę pyska zdobiła jej szrama i Grosh wiedział, że oko, które owa szrama zahacza, jest ślepe. Wiedział, bo znał tą konkretną wilczycę. Jako jedna z niewielu nie wykazywała strachu w stosunku do demoniego olbrzyma. Mówiła też niewiele i podobnie jak on spędzała większość czasu w lesie. Była akolitką Areny, uczennicą jej kapłana i biorąc pod uwagę dzień święta bogini, powinna znajdować się w wiosce i pomagać przy ostatnich przygotowaniach. Zamiast tego leżała zwinięta w kłębek, wtulona w jego nogi i cuchnąca mokrym psem. Nic dziwnego w sumie, biorąc pod uwagę że mgła w lesie wciąż uparcie nie dawała za wygraną i sprzeciwiała się promieniom słonecznym. No właśnie, mgła… Wisiała nad ziemią ciężka, dusząca i oblepiająca ciało jakby chciała je pożreć. Nie było to ani przyjemne ani normalne. Tak jak i ta cisza. Tak jak obecność Firy i parę innych rzeczy, które nie dawały demonowi spokoju…


*Komentarze pojawią się wieczorem*
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 08-02-2017, 19:36   #19
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Grosh zbudził się po kilku niespokojnych godzinach snu z lekkim wzdrygnięciem i przerażeniem w oczach. Nocna mara jednak na długo nie zagościła w pamięci demona, zaledwie po kilku uderzeniach serca zmieniając się w ledwie rozpoznawalny cień. Grosh przetarł twarz dłonią o nienaturalnie zaostrzonych paznokciach i otarł z niej pot i rosę, wtedy też przy pierwszym ruchu poczuł w nogach dziwny włochaty kształt. Uniósł się więc na łokciach i zerknął pod powałę prowizorycznego dachu szałasu wykonanego z sosnowych gałęzi i dostrzegł w jego głębi skulony rudy kształt który po chwili rozpoznał jako Firę młodą wilkołaczkę która postanowiła tu spędzić noc.

Grosh wypełzł więc z szałasu nie budząc wilczycy i przykucnął przed nim grzejąc się w słonecznych promieniach, gdy nagle spadła na niego prawda o całej sytuacji. Nie pamiętał ani postoju, ani tego by wykonywał szałas, a już z pewnością nie kojarzył by spotkał Firę. Rozbudził się natychmiast i rozejrzał po okolicy, znał tą polanę często spotykał się tu właśnie z wilczycą by korzystać w wolne od pracy dni z piękna porastających Mały Rav lasów. Nie rozumiem jednak dlaczego się tu zatrzymał i jeszcze ta mgła…


Grosh wyprostował się i ponownie zaczął badać swoje otoczenie, nie dostrzegł jednak nic niezwykłego oprócz dziwnej ciszy i mgły.

- Fira ! - krzyknął pełnym głosem tak by obudzić wilczycę - Wstawaj Fira! -

Krzyk ów zabrzmiał podwójnie głośno w panującej wokoło ciszy. Nie spłoszył jednak nawet jednego ptaka, nawet jeden gryzoń nie zerwał się w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Demon osiągnął jednak swój cel. Wilczyca zerwała się na równe nogi, jakby ją ktoś batem strzelił przez grzbiet. Z jej gardła wyrwał się pełen gniewu i strachu warkot. Ostre, potężne kły zalśniły w mroku szałasu, gotowe by rozszarpać każdego, kto stanowił dla niej zagrożenie. Fira, jak większość wilkołaków, była znacznie większa niż normalny wilk. Jej ciało, pomimo tego że była wciąż młodym osobnikiem, było mocno zbudowane. Mięśnie prężyły się pod pokrytą sierścią skórą, gotowe by ruszyć w pogoń, by uciekać, by walczyć - w zależności od tego która opcja była w danym momencie preferowana.
Szybko się jednak opanowała, a następnie przemieniła.


- Nie strasz mnie tak - poprosiła, chociaż brzmiało to bardziej jak warknięcie niż ludzka mowa. Widać wciąż była pod wrażeniem nagłej pobudki. Wypełzła z szałasu i stanęła u jego boku, podobnie jak on jeszcze chwilę temu, rozglądając się wokoło. Nie była szczególnie wysoka, co w porównaniu z jego rozmiarami było nad wyraz widoczne. Na dobrą sprawę wyglądali jak dorosły z dzieckiem, co jednak jakoś nigdy im nie przeszkadzało.
- Nic ci nie jest? - Zapytała, unosząc głowę by na niego spojrzeć.
- Nic tylko …. - tu zawiesił na chwilę głos by przemyśleć sytuację - Powiedz mi proszę jak się tu znalazłaś ? Nic nie pamiętam z zeszłej nocy, nawet tego że się zatrzymałem. Chciałem tylko donieść te kłody do Crega - zapytał wskazując po chwili na dwa ścięte dęby które spoczywały obok szałasu spięte sznurem zakończonym pętlą. Grosh ciągnąc za nią wlekł je po ściółce by przekazać je Cregowi, wioskowemu cieśli.
Fira rzuciła okiem na kłody, po czym skinęła głową.
- No tak… - Mruknęła pod nosem. - Znalazłam cię śpiącego przy nich. Chyba chciałeś je przestawić bliżej szałasu ale się nie udało. Mnie Nishan obudził przed północą i kazał uciekać. Wystraszył mnie nie na żarty więc posłuchałam. Coś się działo w wiosce. Coś złego - wzdrygnęła się jakby się jej zimno nagle zrobiło. - Gdy cię znalazłam to próbowałam obudzić ale się nie udało więc cię zaciągnęłam do środka, a później - urwała, jakby miała problem z przypomnieniem sobie dokładnie co było później. - Chyba też usnęłam, chociaż nie wiem dlaczego.
Demon nie był zachwycony wieściami, nie wiedział co mogło by go zmuc, że padł by w pół kroku, no chyba, że zjadł by garść nieodpowiednich grzybów, a tego na pewno nie zrobił. Swój stan jednak szybko zignorował Fira mówiła, że w wiosce dzieje się coś złego, a dla Grosha to skupisko chat otaczające wiekowy dąb było jedynym domem jaki zaznał w swoim życiu.
- To idziemy sprawdzić co tam się wyprawia. - powiedział i już chciał odchodzić gdy zorientował się, że nie ma przy sobie swojego dobytku. Szybkie spojrzenie pozwoliło mu jednak upewnić się, że ciemny kształt leżący przy kłodach to jego torba więc nie martwił się - Daj mi tylko chwilę to pozbieram swoje rzeczy.-

Demon szybko pozbierał z trawy swoje rzeczy, dwa topory, jeden do powalenia drzew, a drugi do rąbania ich na opał, swój nóż który ukryty w skórzanej pochwie w dłoniach Firy mógł by uchodzić za krótki miecz i torbę którą przypiął w pasie tak, że wisiała za jego pośladkami, a która zawierała resztę jego dobytku.
- Przemień się maleńka jak jest źle to biegniemy - rzucił i poczekał aż dziewczyna na powrót zmieni się w wilka. Gdy ta skończyła ruszył biegiem średnim tempem połykając staj za stajem drogi.
- Nogawkę mi rozdarłaś - dodał w pewnej chwili gdy przeskakiwał przez zarośnięty mchem pień.
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 14-02-2017 o 16:33.
czajos jest offline  
Stary 11-02-2017, 00:36   #20
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roisin obudziła się w miejscu, w którym w środku nocy padła ze zmęczenia. Przespała kilka godzin, na tyle długo, żeby stracić świadomość swoich ostatnich problemów. Na tyle długo, żeby zapomnieć o głodzie, pragnieniu oraz fatalnych warunkach, w których się znalazła. Po obudzeniu najpierw zauważyła, że jest przemarznięta i mokra od porannej rosy. Powoli wracała jej świadomość, a wraz z nią głód i pragnienie. Odsapnęła zbierając myśli i rozejrzała się po okolicy.


Od razu zauważyła, że oprócz oddalonej kilkadziesiąt metrów ścieżki jest też cel do którego prowadziła. W niewielkiej odległości widać było dachy chałup oraz jakiegoś większego budynku.

'Po co ja tu w ogóle szłam?' zapytała siebie, nie licząc na odpowiedź. 'Dobra, to nie jest tragedia dziewczyno. Żyjesz... Jakoś to będzie.' Wstała powoli i ustaliła plan na najbliższe kilka minut. Najpierw jedzenie i ubranie. Była wyjątkowo stabilna jeśli patrzeć na poprzedni dzień i noce. Nasłuchiwała przez chwilę i w tym momencie dopuściła do siebie głos intuicji, który dzwonił jej w głowie od samego początku. Było potwornie cicho. Ostrożnie rozejrzała się i powoli ruszyła w kierunku siedzib nasłuchując. Zobaczyła wiejskie chaty w okolicy, przy których nikt się nie kręcił. 'Może poszli na ten cały festyn?' Było cicho, ale wszystko inne wyglądało normalnie. Podeszła bliżej i wybrała na cel najbliższą chatę i cicho, ale naturalnie zaczęła się do niej zbliżać. Miała wszystko co potrzebne – w beczce woda, w ogródku warzywa, a na płocie suszyły się całkiem przyzwoite lniane ubrania. Gdyby tylko dało się je szybko wziąć.

Nie widząc oznak ruchu zaczęła sobie poczynać trochę odważniej. - Witam. - powiedziała niezbyt głośno i poczekała na reakcję. Cisza. Dobrała się więc do beczki z deszczówką. Napiła się, aby ugasić pragnienie, a potem umyła twarz, ręce i nie widząc dalszych reakcji zanurzyła się w niej ile się dało zmywając brud z dwóch poprzednich dni. 'Dziwni tu wszyscy jesteście’, mruknęła i zabrała się za ogródek. Kilka marchewek i ogórków, no i jeszcze ta koszula ze spodniami. Nadadzą się.

Gdy tylko skończyła się przebierać wrócił niepokój. To nie mógł być wyłącznie festyn. Nie znała się na wiejskim życiu, ale nikt tak nie zostawia całego gospodarstwa... W tym momencie jej uwagę zwróciły dwa zdarzenia. Kątem oka zauważyła przez okno, że mieszkańcy tego domu nigdzie nie poszli, oni po prostu spali. Wyrwała z miejsca i w momencie znalazła się na drodze do lasu. Drugą rzeczą były wozy cyrkowców. Tych cyrkowców. Tych z którymi spędziła ostatni miesiąc i …
Wpadła w las. Ze zdjętych z siebie łachmanów skleciła szybko prowizoryczny pas, którym przymocowała do ciała nóż i ukryła go pod nieco obszerną koszulą. Następnie przemykając między drzewami ruszyła w stronę karczmy, przy której stały wozy. Budynek był zadbany, piętrowy i sprawiał całkiem przyjemne wrażenie. Obok stała nawet stajnia, podobnie zadbana, z której dochodziło rżenie koni. Nieco dalej, częściowo przez stajnię skryte, stały znajome wozy cyrkowe. Nigdzie jednak nie było widać ich właścicieli. Wszędzie panowała dziwna cisza, jakby ktoś wytłumił wszelkie dźwięki i nawet to rżenie, które docierało do jej uszu brzmiało jakby je słyszała przez watę. Skradała się i widząc, że tu również nie ma żadnych oznak ludzi podeszła do okna i zaglądnęła do środka. W środku ludzi też nie było, a przynajmniej nie było ich widać. Słychać za to było czyjeś kroki tyle że nie z karczmy dobiegające, a zza jej pleców. Odwróciła się gwałtownie, szybkim ruchem wyrywając spod koszuli nóż. I unik w bok, tak na wszelki wypadek.
- Nie lubimy tu złodziei - została poinformowana spokojnym głosem, który wydobył się zza zaciśniętych w wąską linię ust.


Mężczyzna, na oko liczący sobie jakieś dwadzieścia, dwadzieścia parę lat, zatrzymał się w miejscu i przyglądał jej jakby była jakimś ciekawym zjawiskiem. Zjawiskiem, które na dodatek znajdowało się w niewłaściwym miejscu. Sam też nie wyglądał jakby pasował do tego miejsca. prędzej do jakiejś grupy łowczych albo czegoś w tym stylu. Miał przy sobie łuk, obecnie przerzucony przez plecy i miał dwa topory zatknięte za pasem. Wyglądał przy tym na takiego, który wie co robić zarówno z jednym jak i z drugim.
Roisin zacisnęła zęby w grymasie złości lub przerażenia. ‘Zginiesz, kurwa, przed wieczorem jak byle łachudra z lasu będzie cię zachodził od tyłu w biały dzień’ pomyślała. A może był jednak dobry w tym co robił?
- U nas chłopcze, też złodziei nie lubią. Podobnie jak opuszczonych karczm i chłopów śpiących do południa. - Zaczęła się w niego wpatrywać, to bezczelnie, to z zaciekawieniem.
- U nas nikt do południa nie śpi - poinformował ją, z pewnością brzmiącą w głosie. - Szczególnie jak jest święto, więc trochę ci ta dogryzka nie wyszła, malutka - zmierzył ją wzrokiem od stóp po głowę, wzrok swój zatrzymując na jej twarzy.
- Aha, to chyba przed chwilą z lasu wyszedłeś. Zaglądnij do tamtej chałupy, jak nie dość dobrze znasz własnych mieszkańców. - Wskazała ręką chałupę, przy której przed chwilą była. - Idź już. Mam tu sprawę do załatwienia.
- To całkiem jak ja - poinformował ją nadmiernie wesołym głosem, ignorując jej uwagę o śpiącym mieszkańcu wioski podobnie jak zignorował docinek tyczący się lasu. - Skoro tak, to może razem wpadniemy w odwiedziny do karczmarza? Co ty na to, złośnico? - Drażniąc się z nią postąpił krok do przodu jednak nie na tyle blisko by znaleźć się w zasięgu noża, na który co chwilę rzucał kontrolne spojrzenie.
- Nie bój się, na Arenę - dodał, poważniejąc i ponownie spoglądając jej w oczy. - Nie zrobię ci krzywdy. Chcesz to kupię ci śniadanie. Możesz powiedzieć że znalazłem cię w lesie, potwierdzę historyjkę i po zjedzeniu pójdziesz sobie swoją drogą. Wyglądasz jakby ci się przydał porządny posiłek. I kąpiel - dodał, uśmiechając się złośliwie.
Krok do przodu mężczyzny, to krok do tyłu Roisin. Odruchowo. Potem jednak jakby zmieniła zdanie.
- Dobra. - powiedziała mocując z pewnym trudem nóż pod koszulą. - Słuchaj. Nie wyglądasz jakbyś na co dzień bił bezbronne kobiety. Nie potrzebna mi twoja pomoc i łaska, a i tłumaczyć się nie mam z czego. Przyszłam z rodziną na festyn, ale się zgubiłam w lesie. Ot cała historia. Idź już… albo czekaj. Dawaj to śniadanie. - i natychmiast ruszyła do drzwi karczmy - I nie zapomnę ci tej ostatniej uwagi.
- Przeżyję - ni to prychnął, ni się zaśmiał ruszając w ślad za nią. Poruszał się, jak miała już okazję się przekonać, nad wyraz cicho. Całkiem jakby całe życie spędził na niczym innym jak tylko skradaniu. Kto go tam jednak wiedział.
Do drzwi karczmy, które to były otwarte, dotarł w chwilę po niej.
- Trochę tu cicho - mruknął pod nosem, porzucając drażniący ton i brzmiąc na nieco zaniepokojonego. - Nicodon nigdy by nie zostawił tej cholernej karczmy samopas - dodał, wahając się wyraźnie przed przekroczeniem progu.
Zanim skończył mówić ‘cicho’ Roisin stanęła i cofnęła w zacienione miejsce tuż koło drzwi. Nóż miała z powrotem w rękach.
- Dziwnych masz ziomków - mruknęła i zaczęła uważnie rozglądać się po sali. Szukała wszystkiego co nie pasowało do pustej sali w karczmie.
- Ci akurat są całkiem normalni - poinformował ją, samemu sięgając po toporek i z ociąganiem bo z ociąganiem, wchodząc do środka.
W karczmie nie widać było żywej duszy. Nigdzie. Było tam cicho jak makiem zasiał, chociaż czuć było woń jajek i chleba, która docierała od strony wejścia do kuchni, które znajdowało się po prawej stronie szynku. Po przeciwnej jego stronie były schody prowadzące na górę. Był też kominek i to całkiem okazały chociaż na chwilę obecną wygaszony. Stoły stały równo, podobnie jak ławy. Na pierwszy rzut oka miejsce to było czyściutkie że i z podłogi można było jeść, nie tak jak niektóre przybytki w Vilsen.
- Nicodonie! - Zakrzyknął nieznajomy, pewniej zaciskając palce na trzonku swej broni i rzucając szybkie spojrzenie za siebie. - Jak usłyszysz kroki to weź schowaj ten swój nożyk. Nico jest dość drażliwy na punkcie ostrzy w tej swojej budzie.
- To ty tu sobie jedz jajecznicę… - niedokończyła i w sekundzie zerwała się do cichego biegu przez salę. Widziała, że jest pusto i nagła myśl kazała jej sprawdzić, czy coś nie wiadomo na temat cyrkowców. Ruszyła na schody i po wejściu na piętro zatrzymała się rzucając okiem na korytarz i nasłuchując. Cokolwiek się z nimi stało musiała dowiedzieć się pierwsza. Tu wszystko nie było tak jak powinno. Nie znała się na wsi, ale cokolwiek skłoniło tych ludzi do wyjścia na pewno nie był to festyn.
- Poczekaj! - usłyszała jeszcze za sobą ale najwyraźniej facet nie miał zamiaru biec za nią. Na piętrze, podobnie jak w głównej izbie, panowała cisza i spokój. Po obu stronach korytarza miała drzwi. Po prawej trzy, po lewej cztery. Widać pokoje po lewej były mniejsze od tych po prawej. Nie zmieniało to jednak faktu, że nic nie było zza nich słychać. Żadnego szurania, rozmów, skrzypienia… Nic.
Nacisnęła klamkę w najbliższych drzwiach. ‘Wszystko co żyje wydaje jakieś odgłosy. No chyba, że są tu jakieś duchy…’ Zamknięte. Inne jednak były otwarte, ale w środku nie znalazła nic. Ostatni lepiej urządzony pokój zwrócił jej uwagę. ‘No powiedz Ko, że w tej przedziwnej wiosce jest jakiś pokój z ciuchami.’ Jej prośby nie zostały jednak wysłuchane. Pokój był, oczywiście, tyle że pusty i dopiero czekający na to aż go ktoś zajmie. Widocznie właściciel mieszkał gdzie indziej albo też zajmował jeden z zamkniętych pokoi. Biorąc jednak pod uwagę że nikt jej w myszkowaniu nie przeszkadzał, mogła spróbować któreś z nich otworzyć. Jej nieznajomy towarzysz najwyraźniej bowiem postanowił skorzystać z jej rady i wciąż nie dołączył do niej na górze.
- Coraz więcej pytań i żadnych odpowiedzi - mruknęła coraz mocniej zdesperowana. - Miej mnie w swojej opiece. - otworzyła okno w ostatnim pokoju i wspięła się na dach. Chciała spróbować otworzyć okno do zamkniętego pokoju od zewnątrz. Jednak Ko najwyraźniej jej w opiece nie miał, podobnie jak cała reszta bogów, bogiń i bóstw. Otwarcie okna w pokoju udało się jej całkiem zgrabnie, głównie dlatego że nie było jakoś specjalnie zabezpieczone. Widać wieśniacy byli ufniejsi niż mieszkańcy miasta. Gdy jednak chciała się wspiąć na dach, natrafiła na coś miękkiego, co odpowiedziało przeraźliwym wrzaskiem i wbiło zęby w dłoń, którą się podciągnęła by na ów dach dostać. Pełne wściekłości, zielone ślepia na krótką chwilę spotkały się z jej oczami, gdy sierściuch dał szczupaka w dół, o mały włos jej przy tym nie zrzucając. To, że się utrzymała na parapecie zawdzięczała chyba tylko i wyłącznie jakiemuś cudowi albo innej ingerencji sił wyższych. Względnie, co było bardziej prawdopodobne, własnej zwinności. Kocur narobił jednak tyle hałasu, że po chwili dał się słyszeć nawołujący ją głos dobiegający z korytarza.
- Ahrrr. - zagryzła zęby z bólu i zdenerwowania. Wyglądało, że nie uniknie jego pomocy. Odwróciła zadrapaną rękę, schowała ponownie nóż i wyszła na korytarz. - Hej, - zawołała - znasz tego karczmarza? On gdzieś pewnie trzyma klucze do pokoi. Tu się dzieje coś dziwnego, a dziwne sprawy rozwiązuje się otwierając zamknięte drzwi.
- Od dziecka - poinformował ją, wyglądając ciut bledziej niż w chwili, w której zobaczyła go po raz pierwszy. - I właśnie go znalazłem razem z żoną i synem - dodał, odwracając się plecami i zbywając jej pytanie o klucze.
- Odmawiają modlitwy do Tahary? W karczmie nawet na pogrzebach nie jest cicho. Poproś go o te klucze. Mam tu znajomych i pewne sprawy do wyjaśnienia... - słowo ‘znajomych’ powiedziała z dużym naciskiem. Nim jednak skończyła, spojrzała na niego jeszcze raz. Źrenice rozszerzyły się jej jednej chwili. - Oni... są... wszyscy… kurwa… martwi. - złapała się za włosy, a jej głowę wypełniły setki myśli. - Boginie, w co ja się znowu wplątałam?
- Też chciałbym wiedzieć - usłyszała jego głos, który jednak dotarł do niej z dalszej odległości niż poprzednio. Mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał pomagać jej w uporaniu się z faktami tylko zwyczajnie ruszył z powrotem w dół schodów. - Pospiesz się, jajecznica jest jeszcze ciepła - dorzucił głośniej i jakby nigdy nic.
- Człowieku - otrząsnęła się - zabiłeś ich, czy co? - wrzasnęła głośno. Ruszyła za nim w dół schodów. - Często tu macie martwe karczmy i wioski? Idź i jedz. Ja dowiem się chociaż jednej rzeczy - i ruszyła na poszukiwanie kluczy. - Jak ci przez godzinę nie zaszkodzi to też spróbuję. - dodała na koniec.
Przystanął, jednak tak, że mogła swobodnie obok niego przejść i ruszyć w głąb karczmy na swoje poszukiwania. Wodził za nią jednak wzrokiem, chociaż przez dłuższą chwilę nic nie mówił.
- Ta będzie pierwsza - odpowiedział w końcu, głosem twardym i zdecydowanie mniej przyjemnym niż przy pierwszym spotkaniu. - Powiedz mi co widziałaś w wiosce, a powiem ci gdzie są klucze do pokoi.
Wciąż nie odpowiedział jej na pytanie o to, czy zabił właściciela i jego rodzinę. Nie wyglądało też na to by miał iść z powrotem do kuchni i skorzystać z jedzenia. Stał po prostu przy schodach, z dłońmi zwisającymi luźno i wzrokiem wbitym w jedyną poza nim, żyjącą osobę w tym miejscu. Nie sprawiał wrażenia, jakby stanowił zagrożenie, chociaż doświadczenie podpowiadało, że z takimi jak on nigdy nie wiadomo. Powiedział, że znał tych ludzi od dziecka, a wcale nie sprawiał wrażenia przejętego ich śmiercią. Zaniepokojonego, może tak, ale nie przejętego.
- Ach. - minęła go i zabrała się za przeszukiwanie karczmy rozglądając się również ostrożnie za trupami - Nie mówię, że ich zabiłeś, nie wyglądasz mi na takiego. Ale przecież to twoi ludzie, nie robi to na tobie wrażenia? Cała wioska trupów? Posłuchaj - usiadła, nie widząc efektów swojej pracy - nie wiem co tu się dzieje, ale bezpieczniej będzie chyba jakoś się dogadać. Znam tych cyrkowców - w tak niezwykłej sytuacji uznała że zaryzykuje grę w otwarte karty - i chcę się dowiedzieć co im się stało. Pewnie tu spali w tych pokojach. Widziałam też ludzi w tamtych chatach i myślałam że śpią, ale teraz wiem, że to niemożliwe. Pomóż mi dowiedzieć się co jest za tymi drzwiami. Ja pomogę tobie potem. Karczmarzowi i tak już wszystko jedno, kto grzebie w jego rzeczach. - oparła głowę na rękach patrząc w podłogę - Ko się ode mnie odwrócił, a Denara opuściła rybaków. Zemsta bogów, jak nic.
Nie odpowiadał, nadal wpatrując się w nią, jakby nie miał lepszego obiektu dla swoich oczu. W końcu jednak drgnął i podszedł do zajętego przez nią stolika. Tym razem chyba nie starał się zachowywać cicho bo słyszała każdy jego krok, podobnie jak stuk, który trzonki toporów wydały po zderzeniu z ławą.
- Może i zemsta, może nie - powiedział, opierając lewą rękę o stół. - Dobrze, niech będzie po twojemu - dodał, sięgając do kieszeni i wyciągając z niej pęk kluczy, a następnie rzucając w jej kierunku. - Rób co chcesz z tymi pokojami i tym co w nich zastaniesz. Ja sprawdzę jak się mają zwierzęta. Później pójdziemy do wioski. Ci ludzie i ich los nie obchodzą mnie. Chcę tylko sprawdzić co jest grane i jak się mają ci, którzy są w tym zadupiu w miarę normalni. Na szczęście większość z nich trzyma się od tego miejsca z dala i to praktycznie cały czas więc nie, wioska trupów nie robi na mnie wrażenia.
Sądząc po tonie głosu, mówił szczerze. Rodziło się zatem pytanie co w ogóle w tej wiosce jeszcze robił. Sprawiał wrażenie osoby, która nie powinna mieć problemu ze znalezieniem zajęcia w innym miejscu. Czy to zgodnego z literą prawa, czy poza nim. A jednak tkwił w tym nie wiadomo gdzie. Dlaczego?
‘To ci dopiero wyznanie. Tysiąc trupów i jeden, któremu na nich nie zależy. W Vilsen było dokładnie odwrotnie. Trup biedaka, a wkoło niego tysiąc obojętnych.’
- Dzięki. Ja idę na górę, a ty do zwierząt, tak? Potem spotykamy się i poszukamy tych twoich normalnych znajomych. - Nie wiedział, czy ironizuje, czy nie. Gdy szła wyglądała jakby straciła całą energię, a wpatrzone w przestrzeń oczy sugerowały, że dopadło ją wiele myśli równocześnie. Na schodach zatrzymała się, obejrzała za wychodzącym mężczyzną, a potem zacisnęła pięści i zagryzła wargi. 'Ogarniesz się. Już!' Podeszła do drzwi i otworzyła kluczem wiedząc co tam zastanie. Na jednym z łóżek leżał elf wizjoner, który miał ich wszystkich zabrać do nowego lepszego świata. 'Prawie ci się udało' mruknęła do siebie 'ktoś jednak zdecydował inaczej'. Otworzyła drugie drzwi i rzuciła okiem na twarze leżących. W żadnym pokoju nie było mężczyzny, którego najbardziej chciała zobaczyć. Poczuła gwałtowny ścisk w żołądku, a przed oczami pojawiły się jej wirujące mroczki. Potem upadła na kolana, a po twarzy zaczęły jej płynąć łzy.
Po chwili podniosła się powoli i niemal szeptem zaczęła śpiewać. Była to stara i długa pieśń o rozstaniu ludzi, którzy wyruszają za morze i już nigdy nie mają zobaczyć swoich bliskich, swoich domów i swojej ziemi. Pieśń, śpiewana coraz głośniej i coraz spokojniej unosiła się po karczmie, a ona bezszelestnie obszukiwała każdego z leżących i wszystkie zakamarki w pokojach. To co ją interesowało odkładała na korytarzu, a każdego z leżących układała na boku i przykrywała kołdrą. Potem ciągle śpiewając wyniosła do pustego pokoju miskę z wodą i mydło. Rozebrała się, umyła i założyła znalezione u cyrkowców skórzane spodnie, lnianą dopasowaną koszulę oraz skórzaną kurtkę. Wszystko należało do jednej dziewczyny, niewiele większej od niej. Na biodrach zapięła pas z pochwą na nóż i związała włosy w kucyk czarną wstążką. Potem do znalezionego plecaka zapakowała kawałek mydła, proszek do mycia zębów, metalową miseczkę na jedzenie, łyżkę, krzesiwo i hubkę, kilka metrów liny i siedem złotych monet oraz trochę drobniaków. Do plecaka przymocowała koc, zamknęła drzwi na klucz i zeszła na dół. Poruszała się lekkim niemal tanecznym krokiem, ciągle śpiewając kolejne zwrotki ballady. W spiżarce dorzuciła do plecaka dwa pęta kiełbasy, chleb, trochę jabłek i dwie cebule. Wróciła do głównej hali i w ciszy posiliła się jajecznicą z chlebem. Posiłek wyglądał na świeżo zrobiony, ale nie zastanawiała się nad tym szczególnie. Gdy wyszła nieznajomy czekał na nią przed stajnią, oparty o ścianę i strugający nożem kawałek drewna, bez wyraźnego celu.
- Wiem – powiedziała – musiałeś czekać, ale załatwienie twojej sprawy zajmie nam z pewnością znacznie więcej czasu.
 

Ostatnio edytowane przez druidh : 11-02-2017 o 14:02.
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172