Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2017, 21:17   #41
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Demon obudził się ze snu wydając ze swojego gardła dziki warkot którego można byłoby się spodziewać po wilkołaku w trakcie pełni. Wściekłość którą było czuć w tym zewie skrywała demona niczym szkarłatna chmura, która jednak niemal natychmiast się rozwiała gdy tylko Demon poczuł pod plecami deski podłogi karczmy i charakterystyczny dla tego typu przybytków smród skwaśniałego piwska i ludzkich ciał. Demon usiadł i rozejrzał się po pomieszczeniu, a jego nóż który leżał na jego piersi spadł na podłogę. Pokój był klitą, cztery na pięć kroków z malutkimi teraz zasłoniętym przez okiennice okienkiem, przez które wkradała się wąska struga słabego światła świtu, dwoma wąskimi łóżkami gdzie na jednym spoczywała Fira i skrzynią. Drugie łóżko było przeznaczone dla niego ale z materaca wygnała go armia zamieszkującego go robactwa.
Demon wstrząsnął głową odganiając nocne mary i spojrzał na dziewczynę, widać myśl o podróży do krainy upadłych wzbudziły w nim dawne wspomnienia w dodatku doprawione nowo poznaną, przecież już po ucieczce z niewolniczego statku, dziewczyną. Sny jednak nie martwiły go, po co bać się tego co nie nastąpiło. Nim jednak ktokolwiek zdołał coś powiedzieć za okna dopadł do ich uszu dziwny dźwięk tak jakby ktoś zrzucił z wysoka wór kartofli.
Demon szybkim ruchem wstał i dopadł do okna otwierając okiennice i rozejrzał się. Zagadka szybko się jednak rozwiązała bo trochę dalej wzdłuż ściany spostrzegł on odzianego w purpury jegomościa z piórkiem w kapeluszu który szybko zbierał dobytek z zaułka który to wysyłał się z plecaka który to zapewne rzucił mu przed chwilą drugi mężczyzna który teraz nieporadnie schodził po rynnie. Dziwnie ubrany jegomość gdy usłyszał trzask otwieranej okiennicy wzdrygnął się i szybko spojrzał ze strachem na demona. Strach szybko jednak zniknął z jego oblicza zastąpiony przez tak żałosną miną, że dla Grosha wydanie go zdawało się równie okrutne jak zdeptane kocięcia. Odwrócił się on więc znów do wnętrza i znów zerknął na dziewczynę, która zdawała się również obudzić.
I faktycznie, Fira siedziała na materacu, dłońmi obejmując podciągnięte pod brodę kolana. Jej ciało drżało, wstrząsane kolejnymi spazmami. Z ust wydobywało ledwie słyszalne skomlenie, one same jednak skryte były w niewielkiej przestrzeni jaka pozostawała między nogami a piersią. Jej twarz była skryta za welonem włosów, przez co demon nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy dziewczyna płacze, czy owe drżenie jest wynikiem czegoś innego. Czuć jednak było od niej strach i to tak wyraźny, że zdołał zdominować smród niedomytej podłogi. Tym jednak, co niemal natychmiast zwróciło uwagę Grosha, była blizna na jej prawym barku. Częściowo zasłaniała ją koszula, którą Fira miała na sobie, jednak nie dość by nie był w stanie dojść do tego, że była ona dziełem rozgrzanego żelaza i że zdecydowanie nigdy wcześniej jej u młodej wilczycy nie widział.
- Fira ? - zapytał demon uspokajającym tonem - Co się stało ? Sny ? - znów zapytał i przyklęknął przed dziewczyną kładąc gigantyczną dłoń na jej ramieniu i czekając aż ta podniesie wzrok.
Wzdrygnęła się czując dotyk i skuliła jakby bardziej. Dopiero po chwili uniosła nieco głowę i spojrzała na niego załzawionymi oczami pełnymi najczystszego przerażenia. Kiwnęła głową, potwierdzając jego przypuszczenia.
- To było… - jednak głos się jej załamał i nie była w stanie dokończyć.
Demon objął dziewczynę przyciągając ją bardziej do siebie i samemu siadając na łóżku które zaskrzypiało w proteście pod jego ciężarem. Tym samym zmusił dziewczynę by zmieniła pozycję na bardziej otwartą.
- Nie lękaj się snów Fira, nie trzeba bać się tego co działo się tylko w nich. Jestem z tobą, nie martw się.
Ta jednak tylko pokręciła głową, jednocześnie zaś przylgnęła do niego, jakby stanowił ostatnią deskę ratunku.
- To nie był normalny sen - wyszeptała w jego pierś, nie podnosząc głowy. - To było ostrzeżenie. Przypomnienie - dodała żałosnym głosem.
- Co ci się śniło Fira ? - powiedział demon gładząc dziewczynę po głowie - Odpowiedź, a będziemy gotowi -
- Oni… - zaczęła, najwyraźniej pragnąc spełnić prośbę demona, jednak głos ugrzązł jej w gardle i ani myślał się z niego wydostać. Dziewczyna pokręciła tylko ponownie głową.
Demon czekał chwilę cierpliwie ale widać Fira nie miała dość siły charakteru by opowiedzieć mu o tym co widziała we śnie, postanowił więc bardziej nie naciskać po raz kolejny mocno uścisnął dziewczynę i odsunął ją na odległość ramienia.
- To tylko sny, to co tam widziałaś nie może cię już skrzywdzić - powiedział [i] - Patrz na słońce, posłuchaj szumu fal. Żyjesz teraz Fira i jesteś wolna. - [i] ostatnie zdanie wypowiedział z wielkim animuszem - Nie bój się tego co było bądź może być i myśl o tym co teraz -
Widać było że nie do końca wierzy w jego słowa, ale skinęła głową i nawet wymusiła słaby uśmiech, który jedyne co sprawił to to, że wyglądała żałośniej.
- Powinniśmy się szykować - zmieniła temat, najwyraźniej nie chcąc dłużej rozmawiać na temat, który nie był przyjemny. Względnie, potrzebowała więcej czasu by dojść do siebie.
W tej samej chwili, w której jej słowa przebrzmiały, pokojem wstrząsnęło walenie do drzwi, a następnie z korytarza dobiegł ich głos, należący do ich przyjaciela.
- Fira, Grosh, wszystko w porządku? - Nat brzmiał nie tyle na zdenerwowanego, co zwyczajnie mocno wkurzonego. Mniej więcej na tyle mocno by być gotowym do rozwalenia drzwi gdyby zaszła taka potrzeba.
- Tak! Nie wal tak - odpał całkowicie spokojnie demon i z całkowicie nieznanych sobie powodów nagle poczuł ochotę zażartować sobie z kompana - Ubierzemy się tylko i już wychodzimy ! - dodał więc posyłając Firze uśmiech który miał podnieść ją na duchu i następnie dodał jeszcze już mówiąc tylko do niej i podając jej kawałek tkaniny który leżał obok na łóżku by mogła otrzeć twarz.
- Jeszcze sobie spokojnie porozmawiamy, jak tylko nikt nam się nie będzie do drzwi dobijał - i posłał jej mrugnięcie swym żółto wilczym okiem.
Dźwięk, który dotarł do nich z korytarza, śmiało mógł konkurować z wilczym warczeniem, tyle że nieco zwielokrotnionym przez wściekłość. Po nim zastąpiło gniewne
GROSH! - a następnie w drzwi coś uderzyło z impetem, o mały włos nie wyważając ich z zawiasów. Cóż, Nat w końcu był drwalem, przynajmniej oficjalnie, a ci zwykle słynęli ze swojej siły.
- Nie powinieneś go drażnić - mruknęła Fira, chociaż uśmiech na jej twarzy przeczył nieco karcącemu brzmieniu jej głosu. Szybko też otarła twarz i podjęła próby przywrócenia swojego wyglądu do normy.
Demon westchnął niby to ze znużeniem ale uśmiech nie opuszczał jego twarzy wstał on z łóżka i dłonią przytrzymał drzwi tak by kolejne uderzenie Nata nie wyrwało go z zawiasów, otworzył trzymający je skobel i otworzył drzwi.
- Dobry Nat - powiedział zupełnie spokojnie i zerkając na towarzysza - Co się dzieje ? -
Jednak Nat, zamiast odpowiedzieć, najpierw rzucił spojrzenie na Firę, która akurat poprawiała koszulę co wcale w obecnej sytuacji nie wyglądało dobrze, a następnie zmierzył demona pełnym wyrzutu spojrzeniem.
- Masz jej pilnować, do cholery, a nie mieszać w głowie - warknął, siląc się na spokój. Sam był blady i jakby nie do końca kojarzący gdzie jest i co się wokół niego dzieje. - Ktoś nam miesza w głowach - dodał w chwilę później, przecierając twarz dłonią.
- A więc nie tylko nas nawiedziły koszmary - powiedział słysząc słowa kolegi, samemu zdradzając się z tego, że i on widział we śnie obrazy - Jakieś pomysły kto to i po co ? Nestor ? -
- No proszę - usłyszał Nat za swoimi plecami - a Tobie co się przyśniło? - Roisin zmierzyła go wzrokiem wyszczerzając zęby, gdy zorientowała się, że jest zdenerwowany. - Wygląda jakbyś miał koszmary. Ale nie… czekaj, przecież świetnie radzisz sobie sam. - Przeniosła swoją uwagę na Grosha i Firę. - Wszystko z wami w porządku? - a potem zaczęła rozmyślać, jaki to koszmar mógł mieć Nat. Przyszło jej do głowy, że gdyby w jej śnie zamienili się rolami, to Nat po obudzeniu musiałby wyglądać jak teraz. Nabrała tylko powietrza w usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem, wściekły Nat budził jednak respekt. Zadziwiające jednak jak szybko może się zmienić nastrój po koszmarze.
Nat, który już otwierał usta by odpowiedzieć demonowi, wzdrygnął się słysząc Roisin. Na krótką chwilę, na jego twarzy pojawił się wyraz wstydu i winy, jednak szybko zniknął zastąpiony pogardą.
- Że przeleciałem głupią dziewkę. Kiepska była - warknął do niej, po czym ponownie zwrócił się do Grosha, już nieco normalniej. - Nie mam pojęcia, ale nie wydaje mi się. Fira, wyczułaś coś? - zadał pytanie wilczycy, która jednak tylko pokręciłą głową. Zdążyła wstać i teraz stała przy Groshu, owinięta w koc, przez co wyglądała na drobniejszą niż była w istocie. Jej wzrok błądził od Nata do Roisin, a mina wskazywała na to, że dziewczyna jest zaniepokojona zaistniałą sytuacją.
- W takim razie nie zostaje nic innego jak zbierać dupy - oświadczył Nat, wyraźnie chcąc jak najszybciej powrócić do zajmowanego przez siebie pokoju.*
W oczach Roisin pojawiły się łzy.
- Wybacz - powiedziała do Nata nabierając powietrza i mierząc go wzrokiem jak niewolnika na targu - ale nie uwierzę. Potem weszła do swojego pokoju. Usłyszeli tylko jej głośne parsknięcie śmiechem.
Grosh i Fira stali w drzwiach swojego pokoju i przyglądali się tej dziwacznej scenie z coraz bardziej zdziwionym wyrazem twarzy, nic nie rozumiejąc z dziwnych przytyków i nie rozumiejąc zachowania dwójki która wpadła ich odwiedzić. Gdy ci jednak niemalże jak na komendę odwrócili się i odeszli w przeciwne strony, Grosh i wilczyca spojrzeli po sobie.
- Wiesz o co chodziło - zapytał demon gdy usłyszał trzaśnięcie obu drzwi, Fira jednak nie odpowiedziała, a tylko potrząsnęła głową wzruszając ramionami i posłała demonowi równie pozbawione zrozumienia spojrzenie. Grosh zamknął na powrót drzwi i przysiadł na skraju łóżka.
- Pakujemy się ? - spytała Fira.
- Tak, tak - odparł demon ciągle zamyślony i zaczął zbierać swoje rzeczy.
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy
czajos jest offline  
Stary 27-03-2017, 22:06   #42
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Aria obudziła się z krzykiem. Gwałtownie usiadła i drżała. Blond kosmyki przyklejone były do jej policzka, pokrytego potem. Drżała lekko i szeroko otwartymi oczami rozejrzała się po pokoju. Nerwowo objęła się ramionami i popatrzyła po sobie, jakby oczekując, że zobaczy ślady na swym ciele. Przełykała nerwowo ślinę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej w ogóle, że pozostali również nie spali. Jej błędne spojrzenie przesunęło się na Roisin, a potem na Melfisa, na którym zatrzymało się na dłużej. Wróżka zadrżała, przypominając sobie co mu w tym śnie zrobili. Pochyliła głowę i przytknęła do niej dłonie, jakby to miało jej pomóc pozbyć się tych wizji. Niestety, nie pomagało. Dalej tam były… Zaczęła nerwowo pocierać skórę, jakby chcąc zatrzeć to wrażenie dotyku na sobie. Przygryzała w nerwach wargę i oddychała ciężko. Była chwilowo w naprawdę kiepskim stanie…
Po chwili poczuła na sobie dotyk czyjejś dłoni, a następnie materac na którym siedziała ugiął się pod ciężarem Melfis’a, który objął wróżkę i przyciągnął do siebie, szepcząc cicho.
- Spokojnie, to tylko sen. - Jego głos drżał jednak zbyt mocno by pocieszające słowa miały szansę zadziałać.
Ros, łapiąc pierwsze chausty powietrza po obudzeniu odzyskawszy kontrolę nad własnym ciałem odruchowo przygięła nogi i wyrzuciła leżącego na niej Nata w nogi łóżka. Nat nic sobie z tego nie robiąc zmienił się bez pytania w niezbyt świeża kołdrę.
- Co to, kurwa, ma być? - wyrwało jej się niezbyt przyzwoicie. Rzuciła okiem na miejsce w którym się znajdowała i zobaczyła Melfisa przytulającego Arię. Chrząknęła, przygładziła włosy, przełknęła ślinę i nabrała większego kontaktu z własną świadomością.
- Eee - popatrzyła na Melfisa, którego twarz wyrażała coś pomiędzy troską (o Arię zapewne) i niesmakiem, zdawało jej się, że po jej własnych słowach.
- Przepraszam - mruknęła - miałam KOSZMAR - starała się w to słowo wrzucić możliwie dużo obrzydzenia i agresji. Potem zobaczyła, że wróżka też nie wygląda najlepiej. Melfis zdawał się ją uspokajać, a nie koncentrować się na czymś innym. No tak, przecież ona tu była.
- Was też próbował ktoś zg… - popatrzyła na Melfisa - ykhm… - przełknęła ślinę - znaczy, też mieliście koszmary?
Aria nadal niespokojnie trzęsła się, a czując jak ktoś ją dotyka, w pierwszym momencie wzdrygnęła się jak oparzona… Spojrzała na Melfisa i sapnęła ciężko. Zaraz jednak dała mu się przytulić. Zerknęła na Roisin znad jego ramienia i tylko krótko kiwnęła głową na jej pytanie. By zaraz znów schować się w osobie chłopaka. Chyba czułaby się pewniej będąc mała… Takiej łatwiej byłoby jej się ukryć. A tak siedziała i drżała jeszcze chwilę póki jej w końcu trochę nie przeszło, czemu towarzyszyło lekkie sapnięcie.
Melfis przytulał Arię do chwili, w której jej ciało nie przestało drżeć. Dopiero wtedy jego uścisk zluzował się nieco, a uwaga częściowo przeniosła także na Roisin, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej istnienia.
- Też - odparł krótko, z niechęcią i obrzydzeniem. - Widocznie ktoś nas tu próbuje zniechęcić do podróży. Nie jego doczekanie - dodał z siłą i gniewem. Zaraz jednak zmitygował się i już znacznie delikatniej zwrócił do Arii.
- Wszystko w porządku?
Wróżka wykorzystała tę chwilę, by spróbować opanować jeszcze swój oddech. Przyglądała się swoim dłoniom, które zawiesiła na koszuli Melfisa i dopiero gdy znów się do niej odezwał, ostrożnie je zabrała
- Mhm… Już, już lepiej… Przepraszam… - odezwała się spokojniejszym tonem, ale nadal była blada i wyraźnie nie do końca poradziła sobie ze wspomnieniem koszmaru. Dopiero po kolejnych kilku sekundach podniosła ponownie na niego wzrok i zerknęła na Roisin
- A ty jak się trzymasz? - zapytała, przełykając ślinę, jakby to jej miało pomóc i dodać trochę pewności siebie. Rozejrzała się za czymś do picia.
- Chyba dobrze - odpowiedziała Roisin. - Sen był obrzydliwy. Chyba jednak nie powinnam tyle pić. - Zaczęła poprawiać sobie włosy i rozglądać się podobnie jak Aria, za czymś do picia. Popatrzyła na wzburzonego Melfisa i zaczęła się zastanawiać, co takiego mogło przyśnić się jemu? Patrząc na mężczyznę przypomniała sobie również swój własny koszmar, który tak nieprzyjemnie zakończył jej sen. ‘Skoro mi przyśnił się Nat, ciekawe jak jemu się spało. Jakie koszmary mogą towarzyszyć mężczyznom? Przecież nie takie, że gwałcili kobiety.’ Jakoś ciężko jej sobie wyobrazić było, że Nat jej sen uznałby za swój własny koszmar. ‘Ciekawe, czy już wstał? I kto jeszcze się obudził’ pomyślała i zaczęła powoli zbierać. Nagle do jej uszu dobiegły krzyki Nata i uderzenia. Poderwała się i możliwie cicho wyjrzała na zewnątrz.
Melfis upewniwszy się, że z Arią wszystko w porządku, odsunął się nieco nadal jednak pozostając na jej łóżku. Gdy Roisin wymknęła się z pokoju, westchnął i pokręcił głową.
- Zawsze jakieś kłopoty - mruknął, zapewne pod adresem Nat’a i hałasu który czynił na korytarzu. - Skoro wszyscy już są na nogach to my też powinniśmy się zbierać - dodał, przyglądając się wróżce z uwagą, najwyraźniej wciąż skupiony przede wszystkim na dbaniu o jej stan.
Aria widząc, jak Roisin pozbierała się i wymknęła za hałasem, sama się podniosła i spojrzała w stronę wyjścia. Kiwnęła głową na słowa Melfisa
- Tak… Powinniśmy też coś zjeść przed dalszą drogą. Melfisie, czy… co ci się śniło? - zapytała, zaczynając zbierać swoje rzeczy i zerkając na niego. Nie była pewna, czy dobrze zrozumiała, że mieli ten sam sen, a jeśli tak, to było jej naprawdę bardzo przykro. Wróżka zaczęła się szykować do zejścia na dół.
W odpowiedzi ujrzała na jego twarzy wyraz bólu, który szybko zamaskował słabym uśmiechem.
- Nic, co byłoby w stanie powstrzymać mnie przed ruszeniem w dalszą drogę - stwierdził, podobnie jak ona wstając i zbierając swoje rzeczy.
Ros wróciła do pokoju, a na twarzy gościł jej mocno tłumiony śmiech tak, że z jej oczy szkliły się od łez. Gdy tylko drzwi się zamknęły parsknęła głośno śmiechem. Potem popatrzyła na Arię i Melfisa.
- Tak wiem, pewnie skończę jako dziwka w demonicznym burdelu, ale - wyszczerzyła zęby - dzisiaj jest mój poranek. Mężny Melfisie - spojrzała na niego z radosnym uśmiechem - potrzebuję przeprowadzić poranną toaletę, więc jak już skończysz swoje sprawy, to nas tu na trochę zostaw.
Co też ten uczynił gdy tylko zebrał swój dobytek. Przed wyjściem zapewnił iż poczeka na nie na dole.
Potem przystąpiła do wspomnianej toalety, pakowania wszystkiego do plecaka i ścielenia własnego łóżka. Wiedziała, że nie trzeba, ale przyzwyczajenia są silniejsze od zdrowego rozsądku. Po wszystkim zeszła na śniadanie licząc że zobaczy tam wszystkich.
Aria również oporządziła się i pozbierała swe rzeczy, by ruszyć z Roisin na dół. Mieli w końcu zjeść coś przed podróżą, a potem objaśnić co i jak. Zapewne gdzieś koło wieczora wróżka wróci do swego normalnego rozmiaru, jak wyliczyła z upływu doby, tak więc postanowiła, że potem przyszykuje sobie od razu swój normalny strój na wierzchu w skrytce Hugo. Aria raczej trzymała się teraz w pobliżu Melfisa i nie była aż tak rozrywkowa jak dnia poprzedniego. Do wieczora zapewne jej minie, na razie jednak nie miała zbytnio ochoty na pogawędki, najwyraźniej dalej trawiąc.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 27-03-2017, 23:15   #43
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Maelar leżał bez ruchu, czekając aż serce przestanie mu rozsadzać klatkę piersiową... co bynajmniej nie nastąpiło szybko.
Wizja była przerażająca, a z jej treścią nijak nie mógł się pogodzić.
W czyim ciele siedział? Strażnika? Nadzorcy? Jakie miejsce oglądał? Lochy twierdzy Nester?
Jakim cudem?
Najgorsza jednak była ta radość, jaką odczuwał widząc cierpienie innych. towarzyszy wyprawy. Tych, co wraz z nim wyruszyli, by ratować mieszkańców wioski...

Sen-mara..., pomyślał w końcu, odrzucając koc i wygrzebując się z łóżka.
- Dzień dobry - przywitał swoich współlokatorów, otwierając oczy..
Nie usłyszał jednak odpowiedzi. Zamir jedynie skinął mu głową, siedząc na łóżku z twarzą tak bladą, że pościel mogła mu owej bladości pozazdrościć. Oddychał ciężko, jak po biegu, a jego twarz rosiły krople potu. Jego wzrok tkwił wbity w zwierzę, które szczerzyło kły w rogu trzeciego łóżka.


Kto i co zrobił, że dziewczyna wpadła w panikę? Zamir?
- Sili...? Co się stało? - spytał cicho i, równocześnie, spokojnie, uważając, by słowem czy gestem nie sprowokować ataku. Wyglądało na to, że dziewczyna nie do końca panuje nad sobą.
Lwica jednak nie odpowiedziała, a przynajmniej nie w zrozumiałym języku, bowiem z jej paszczy wydobył się tylko głuchy pomruk.
- Silli - przemówił Zamir, wchodząc w błagalny ton, który brzmiał w tym jednym słowie, które zdołało przedrzeć się przez jego zaciśnięte gardło. - Chyba będzie lepiej, jak ją na jakiś czas zostawimy samą - dodał, nie spuszczając z oczu przyczajonego drapieżnika. Nie sprawiał jednak wrażenia chętnego do tego, by jako pierwszy wykonać ruch. Nie powinno to dziwić, w końcu lwica znajdowała się bliżej niego, niż elfa, a co za tym idzie to nad nim wisiało większe ryzyko zostania rozszarpanym na krwawe strzępy.
Maelar przez moment się zastanawiał, co będzie mniejszym złem - pozostać w pokoju i poczekać, aż Sili się uspokoi, czy też może zrobić to, co sugerował Zamir.
Gdyby zdołał się wydostać na korytarz, z pewnością byłby bezpieczny... Może w obecności Zamira Sili uspokoiłaby się szybciej?
Wyjście jednak wymagałoby dwóch rzeczy - ubrania się i spakowania. Nie miał zamiaru biegać po korytarzu w samych gaciach, a podróż bez bagażu byłaby, delikatnie mówiąc, utrudniona.
Powoli, cały czas obserwując Sili, przesunął się na łóżku, po czym ostrożnie, powoli, sięgnął po koszulę.
Uwaga lwicy natychmiast skupiła się w pełni na elfie, jednak łaczka nie atakowała, a jedynie śledziła jego ruchy, wydając z siebie pomruki. Zamir także, podobnie jak Maelar, powoli zaczął zbierać swoje rzeczy, pilnując uważnie ruchów i zachowania Silli, wyraźnie przy tym gotów w każdej chwili na ucieczkę z pokoju. Na szczęście, jako że żaden z nich nie musiał do lwicy podchodzić bliżej, żadnemu też nie stała się krzywda. Po długich minutach, które wydawały się godzinami, obaj panowie byli gotowi do wyjścia.
Pomruki, jakie wydawała z siebie Sili, w niczym nie przypominały mruczenia zadowolonego z życia kotka. Wprost przeciwnie - wyglądało to raczej na groźne pomruki zbliżajacej się burzy. A Maelar miał nadzieję, że owa burza w końcu się rozejdzie.
Ostrożnie, stale nie wykonując gwałtownych ruchów i obserwując lwicę, z plecakiem w ręce podszedł do drzwi i je uchylił, gotów skoczyć na korytarz, gdyby Sili nagle zaatakowała.
Ta jednak tylko się cofała, w miarę jak i Zamir zdążał w stronę drzwi i bezpiecznego korytarza. Czy jednak, gdyby lwica postanowiła zaatakować, był on tak naprawdę bezpiecznym miejscem? Na szczęście ani elfowi, ani człowiekowi nie dane było się przekonać. Obojgu udało się opuścić pokój i zamknąć drzwi za sobą.
- Jeszcze jej takiej nie widziałem - mruknął Zamir, wpatrując się w cienką, drewnianą przeszkodę, którą oddzielili się od groźnego zwierzęcia. Skoro zaś im się to udało, nie pozostawało nic innego jak zejść na dół, na śniadanie i liczyć na to, że łaczka w końcu się uspokoi. Decyzja ta została dodatkowo poparta otwierającymi się powoli drzwiami pozostałych pokoi.
- Nie mam pojęcia, co jej się mogło stać... - powiedział cicho Maelar, po czym odetchnął z wyraźną ulgą. - Tak już się zachowywała, gdy otworzyłeś oczy?
Zamir tylko skinął głową w odpowiedzi, sprawiając przy tym wrażenie jakby jednocześnie chciał jak najszybciej znaleźć się gdzie indziej i zostać przed drzwiami. W końcu wygrał rozsądek.
- Chodźmy na śniadanie - zaproponował z miną męczennika.
- Chodźmy - z całkowitym brakiem entuzjazmu zgodził się Mealar.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-03-2017, 20:03   #44
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zbierali się powoli, jedno za drugim, w ponurych nastrojach schodząc w dół by pokrzepić ciała jadłem. Jedynie Roisin zdawała się być zadowolona tego poranka, była jednak wyjątkiem, który tylko dodatkowo podkreślał stan pozostałych. Strach, niepokój, gniew… Wrzały w nich, niczym składniki w kotle potępionego kucharza, podgrzewane przez ogień zła, z którym przyszło im się mierzyć. Sny bowiem mogły być jedynie snami, marami pozbawionymi znaczenia i mocy. Gdy jednak sny te dzieliła grupka osób, których celem były przeklęte ziemie Vole…
Nie zamierzali jednak się wycofać, uparcie prąc przed siebie, ku raz obranemu celowi. Los mieszkańców wioski spoczywał na ich barkach, nie mogli się poddać.

Gdy śniadanie, na które składał się chleb, jajka i kiełbasa o podejrzanie dużej ilości przypraw, zbliżało się ku końcowi, do grupy dołączyła także Silli. Jej blada twarz i puste spojrzenie świadczyły o ciężkich przeżyciach, o których jednak nie miała zamiaru opowiadać, krótkim i stanowczym
- Nie - powstrzymując wszelkie pytania. Zamir także nie był szczególnie chętny do dzielenia się doświadczeniami z nocy, zatem nie pozostało nic innego, jak w końcu opuścić miejsce, w którym ich nocny spoczynek został tak brutalnie potraktowany.

Na statek zawitali dość późno. Zapasy zostały już rozlokowane, marynarze zaś skupili swe wysiłki na przygotowaniach do odpłynięcia. Kapitana nie zastali, jak ich powiadomiono, wybrał się on z wizytą na “Morską Wiedźmę”, sąsiedni statek, który musiał w porcie zacumować juz po zachodzie słońca. O “Wiedźmie” krążyły legendy i to od setek lat. Ponoć był to okręt magiczny, którego żaden sztorm zatopić nie był w stanie. Podobno pieczę nad nim sprawowała sama Tahara i wszystkie Moce Trójcy. Podobno załoga zawsze liczyła sobie taką samą liczbę marynarzy, nowi zaś pojawiali się na pokładzie mimo iż statek nie przybijał do portu. Podobno miał duszę, podobno potrafił latać wśród chmur. Istnieli także i tacy, którzy przysięgali, że był w stanie zanurzyć się w głębiny i zniknąć z oczu, zanim się się człowiek obejrzał. Co z tego było prawdą, a co bujdą z której morskie opowieści słynęły, tego trzeba się było domyślić lub samemu zbadać. Faktem jednak było iż była to jednostka niezwykła, której na równi się obawiano i którą szanowano.

Elf imieniem Tinales, zaprowadził ich do wąskich kajut, każdej dwuosobowej. Nawet tu widać było kunszt elfich rzemieślników. Hamaki, które służyły za łóżka, wisiały zaczepione o zdobne haki. Na nich leżały koce, delikatne i zdobne, a równocześnie ciepłe i praktyczne. Skrzynie, które pod hamakami stały, zdobiły piękne rzeźbienia, przedstawiające sceny z morskich opowieści, potwory i syreny wygrzewające się na wysokich skałach. Prócz hamaków i skrzyń, w każdej kajucie znajdował się także niewielki stolik, przymocowany na stałe do podłogi, oraz coś, co uznać można było za krzesła, a co było grubymi, kwadratowymi deskami, które przymocowano do ściany łańcuchami i zabezpieczono haczykami. Obsługa ich była prosta - wystarczyło haczyki odpiąć by deski opadły i można na nich było usiąść.
Tinales poinformował ich jeszcze, że posiłki podawane były w mesie, a wzywał na nie dźwięk dzwonu. Po tym odszedł, jak rzekł, by zająć się ich wierzchowcami.
Pierwszy dzień minął im spokojnie. Elficcy żeglarze należeli do przyjaznych i chętnych do rozmów. W szczególności Aria cieszyła się ich uwagą, gdy tylko wyszło na jaw, że potrafi śpiewać. W końcu kto jak kto, ale elfy na śpiewie się znały. Z nieco mniejszym entuzjazmem przywitany został Grosh, który należąc do demoniej rasy, z zasady traktowany był z nieufnością. Maelara przywitano jak członka rodziny, którym wszak, z racji bycia kuzynem, był. Pozostałych traktowano uprzejmie, chociaż z pewną rezerwą. Tu wyjątkiem była Fira, dla której żywiono wyraźne współczucie ale i traktowano z większym dystansem niż pozostałych. Czy miało to związek z jej kapłańskimi szatami, czy też powód tkwił w czym innym, tego trzeba się było domyśleć lub pytania zadać. Sama wilkołaczka także trzymała się z dala od wszystkich, schodząc z drogi marynarzom i zdając się ukrywać przed resztą drużyny.
Drugiego dnia wiatr począł wiać silniej, a na horyzoncie zbierać się poczęły ciężkie chmury. Wbrew jednak przewidywaniom, obeszło się bez sztormu, chociaż morze było wzburzone, a fale na tyle wysokie, że raz po raz przewalały się przez pokład. Pasażerom doradzono by nie wychodzili, chociaż nikt oczywiście nie pilnował każdego ich kroku. Zbyt wiele było roboty, by niańczyć nienawykłe szczury lądowe.
Trzeci dzień przywitał ich alarmem, który jeszcze przed wschodem słońca postawił wszystkich na nogi. Na korytarzu słychać było nawoływania, okrzyki i pośpiech. Zbliżał się statek, a sądząc po zachowaniu załogi, nie było co liczyć na to, że był on statkiem o pokojowych zamiarach. Nie, gdy zbliżali się do Vole. Nie, gdy granica między królestwami stanowiła jedynie umowną linię, widoczną tylko na mapach.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-05-2017, 00:47   #45
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Ros zjadła śniadanie z apetytem, ale jej dobry humor zdawał się nie pasować do reszty towarzystwa. Starała się jeść w milczeniu zastanawiając się, co dokładnie ją teraz czeka. Niestety wyobraźnia podpowiadała jej same czarne scenariusze, uznała więc, że lepiej będzie skupić się na spakowaniu wszystkiego co do niej od niedawna należało.

Statek, który zobaczyła w porcie zrobił na niej wielkie wrażenie. Jeszcze większe wrażenie zrobiła na niej załoga. Elfy, których w mieście nie widywała zbyt wiele, zawsze wydawały jej się istotami, które wiedziały i widziały więcej, niż ludzie. Każdy z nich sprawiał wrażenie, jakby osobiście oglądał stworzenie świata i mógł z tego czerpać jakąś wiedzę na temat teraźniejszości i przyszłości. Szok powiększał fakt, że poznane elfy były grupą żeglarzy. Dla Ros przeciętny żeglarz różnił się od przeciętnego bandyty tym, że zwykle płacił za alkohol jeśli chciał się go napić. Poza tym była to banda śmierdzących, zdegenerowanych ochlejmord, których można było doprowadzić do porządku jedynie batem i groźbą wyrzucenia za burtę. Tymczasem statek wyglądał jak flagowa jednostka królewska, a zdyscyplinowanie i porządek wśród załogi uspokoiło jej nerwy przed pierwszym w życiu rejsem. ‘Nie myśl za dużo’ wmawiała sobie i żeby nie popaść w czarnowidztwo szukała sobie czegoś do roboty.

Od momentu znalezienia się na statku interesowała się wszystkim i widząc, że elfy traktują ją przyjaźnie prosiła ich, aby pokazali jej co prostsze rzeczy do zrobienia i jak umiała próbowała im pomagać. Ile też mogła i na ile jej pozwalano wspinała się po masztach i napiętych linach wykorzystując swoją zwinność. Z zadowoleniem zauważyła, że nie ma objawów choroby morskiej i aby to uczcić postanowiła wdrapać się na bocianie gniazdo. Jeden dzień takiej pracy i ćwiczeń to raczej niewiele, ale Ros miała nadzieję na więcej.

Jednak pogoda na drugi dzień pokrzyżowała jej plany. Wzburzone morze kołysało statkiem. Próbowała wyjść na pokład, ale szybko stwierdziła, że to na razie zbyt ryzykowne. Nie chciała też niepotrzebnie narażać się elfom licząc, że jeśli pogoda się poprawi znów będzie mogła im pomóc. Skoro sugerowali pozostanie pod pokładem to zamierzała się do tego zastosować. Zorientowawszy się, że większość załogi jest zajęta na górze ruszyła do przeszukiwania wnętrza statku. Starała się unikać obecności innych i szukała czegoś interesującego. Grzebała w pustych pomieszczeniach, lukach i innych miejscach do których udało jej się niepostrzeżenie dostać. Nie zabierała niczego, starała się natomiast poznać statek i jego zakamarki.

Tym co od razu rzuciło się jej w oczy był porządek. Panował on w każdym pomieszczeniu do którego weszła, całkiem jakby elfy nie miały niczego lepszego do roboty jak segregowanie tych wszystkich skrzyń, worków i beczek. Wszystko było opisane, w elfim oczywiście, ale jednak. Na pewno też ktoś prowadził listę rzeczy, jakie się na statku znajdowały.
O trafienie na kogokolwiek nie musiała się zbytnio obawiać, bowiem większość załogi, która sama w sobie nie była taka znowu liczna, zajęta była na pokładzie. Nie znaczyło to jednak, że nikogo nie spotkała, ci jednak, których mijała i którzy mijali ją, nie wydawali się zainteresowani jej myszkowaniem. Powodem owego braku zainteresowania mogło być to, że nic cennego na wierzchu nie było. Te zaś pomieszczenia, które owe cenne rzeczy mogły kryć, zamknięte były na cztery spusty. Możliwe nawet, że chroniła je jakaś magia. W końcu elfy słynęły też z tego, że pilnie strzegły swych tajemnic i dzielili się nimi tylko z tymi, których uznawali za godnych.
I mogła już sobie niemal pogratulować, że zwiedziła prawie cały statek bez zwracania na siebie uwagi, gdy poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Wzrok ów należał do mężczyzny, obok którego przeszła, nawet go nie zauważając. Nie było to normalne, szczególnie że znajdowali się w korytarzu, w którym nie było miejsc, gdzie mógł się on skryć przed jej oczami. Teraz zaś, gdy się odwróciła, widziała go całkiem wyraźnie, opartego o ścianę i świdrującego ją wzrokiem.


Na pierwszy rzut oka wyglądał jak jeden z elfich żeglarzy, dopiero jednak gdy przyjrzała się mu bliżej, dostrzegła szare, niemal czarne skrzydło, które kolorem zlewało się ze ścianą. Skrzydło, bowiem drugiego dostrzec nie była w stanie.
- I jak ci się podoba nasz statek, nieznajoma? - zapytał dźwięcznym głosem, w którym jednak nie brakowało ostrzejszych nutek. Nie mógł jednak być na nią zły czy negatywnie do niej nastawiony, bowiem zarówno jego oczy jak i usta, uśmiechały się wesoło.
- Przepiękny - stwierdziła, że nie ma co kombinować. Zaczynała się powoli przyzwyczajać, że niektórzy widzą więcej niż ona i nie była to najpewniej kwestia umiejętności. Ten najwyraźniej nie wyglądał na niebezpiecznego, ale na pewno nie należało go prowokować. Kto wie ile za nią łaził, zanim zdecydował się wyjść z cienia.
- Jako prosta dziewczyna, nigdy nie widziałam takich cudowności. Wszystko misternie zdobione, a wszędzie ład i porządek. Wy, elfy potraficie robić rzeczy niezrównane. - Uznała, że nie będzie na razie zwracać uwagi na jego skrzydło.
- Bez wątpienia - zgodził się kiwając głową i nie poprawiając jej. Odsunął się jednak od ściany, stając nieco bliżej Roisin, która mogła teraz z całą pewnością stwierdzić, iż miał on tylko jedno skrzydło.
- Cóż zatem sprowadza taką, prostą dziewczynę, na nasz piękny statek - zapytał, nacisk kładąc na określenie, które sama sobie nadała, a które zdawało się go bawić.
Ros chwilę główkowała nie sprawiając chyba zbyt dobrego wrażenia, w końcu jednak poddała się.
- Ciekawość - powiedziała w końcu uśmiechając się. - Każda inna odpowiedź wymagałaby pewnie godziny opowieści, a ja po pierwsze to nie wiem, czy chcę opowiadać, a po drugie nie wiem czy mogę. A Ciebie co tutaj sprowadza? - zapytała nie wyjaśniając o co dokładnie jej chodzi.
- Życie - odpowiedział, poszerzając nieco swój uśmiech i robiąc miejsce czarnowłosemu elfowi, który w podzięce skinął mu głową i bez słowa ruszył dalej, zmierzając do celu, który go do wnętrza statku sprowadzał. - Także opowieść na wiele godzin, które może i mamy, a może i nie - dodał jednoskrzydły, podchodząc bliżej i pochylając się nieco nad Roisin, która wzrostem niższa była od niego. - Masz jednak rację trzymając swą opowieść dla siebie. Dla niektórych lepsze jest milczenie. - Jego twarz na chwilę nabrała powagi, przez co wydał się jej nieco starszy niż na to wyglądał jeszcze chwilę temu. Nie pozostał jednak długo w tej pozycji, wymijając ją i ruszając w głąb korytarza, tam, gdzie jak już wiedziała, znajdowała się mesa.
Roisin, stwierdziwszy, że i tak nic ciekawego już tutaj nie znajdzie, a także przypominając sobie, że od jakiegoś czasu nic nie jadła, udała się za nim. Wyszukała sobie coś do jedzenia i usiadła obok nieznajomego. ‘Co spotkanie to jakiś oryginał’ uznała.
- Roisin - przedstawiła się - imię w sumie mogę ci zdradzić. Trochę mi nie wyglądasz na typowego żeglarza… to znaczy nie chcę się wtrącać - dodała - zastanawiam się tylko czy mamy czas na opowieści - uśmiechnęła się.
- A masz coś ciekawszego do roboty? - zapytał, także siadając, uprzednio zwinąwszy z beczki całkiem ładne, czerwone jabłko. Kucharz, elfem będący, skinął im tylko głową i powrócił do swych zajęć, wyraźnie nie przejmując się tym, że ktoś raczył zajrzeć do jego królestwa.
- Zwą mnie Galadionem - przedstawił się, bawiąc jabłkiem. - I raczej do typowych nie należę, jak i cała ta zgraja długouchych. Chociaż to też zależy co rozumiesz przez “typowego żeglarza” - dodał, zatapiając zęby w owocu.
- Cóż, większość życia spędziłam w portowym mieście. Typowy żeglarz, bez urazy, od zwykłego bandyty różni się tym, że płaci za piwo i w burdelu. No i można powiedzieć, że uczciwie na to zarabiają. Wszyscy tutaj - wykonała nieokreślony ruch ręką - wyglądają i zachowują się jak szlachta na salonach, a ty - popatrzyła na Galadiona - masz dodatkowo w zanadrzu arcyciekawą opowieść - popatrzyła na niego z uśmiechem. - Moja - powiedziała wzruszając ramionami - jest krótka i niespecjalnie ciekawa.
- Szlachta z zasady zachowuje się jak szlachta - odparł, uśmiechając się szeroko. - Ci zaś - wykonał dłonią podobny gest co ona chwilę wcześniej - co do sztuki, właśnie do szlachty należą. Żeglarskiej i elfiej. Masz bowiem, moja droga Roisin, zaszczyt przebywać na statku siostrzeńca władcy elfiego królestwa, Illisirem zwanym, synem Elliseny Białej Gołębicy, od której to nazwa statku się wzięła, a która to przeszła do historii jako nemezis Krwawych Róż z Vole, tamtejszej braci pirackiej trudniącej się także niewolnictwem i to na dużą skalę - poinformował, nadając swemu głosowi wyraźnej nutki patosu, która mogła wręcz zakrawać na szyderstwo. - Moja historia z kolei wcale nie jest szczególnie ciekawa. Ot, jeden z wielu - dodał, wzruszając ramionami i powracając do konsumowania owocu. Nie skomentował także jej definicji żeglarza, chociaż bez wątpienia rozbawiła go ona.
Nie wyglądało, aby ów żeglarz zamierzał w jakiś szczególny sposób Roisin zaimponować. W prawdzie należał do elity żeglarzy, pewnie był aniołem i pływał na statku, który wyglądał jak żywcem wzięty z obrazów sławnego Karola Vickera, którego to obraz szlachcic Grey zakupił kiedyś za niebagatelną kwotę. To wszystko prawda, ale on po prostu był elitarnym żeglarzem-aniołem na legendarnym statku-postrachu piratów. Galadion mógł jednak teraz spędzić dowolną ilość czasu oglądając, w jakby zamrożonej formie, ludzką dziewczynę z lekko i niezbyt inteligentnie rozwartymi ustami wpatrującą się w niego jak by był samą boginią Oren, która wpada do mesy na wczesny obiad. Roisin zresztą, gdyby ktoś ją zapytał, byłaby gotowa przysiąc, że Oren z Riv często jadają tutaj obiady.
- Acha - Roisin chyba pokiwała głową i bezskutecznie próbowała przełknąć ślinę. Nabrała też przekonania, że żadna siła nie zedrze jej z tego statku i spędzi na nim resztę swoich dni, choćby miała przez resztę życia opróżniać elfickie nocniki i szorować pokład. No nie, szorowanie takiego pokładu, to był z całą pewnością zaszczyt. Zostawały nocniki. Ros nie mogła się zdecydować jednak, czy jest tego godna.
Widząc jej reakcję, Galadion roześmiał się wesoło.
- Ktoś tu chyba powinien nauczyć się, że najpierw się języka zasięga zanim na pokład wchodzi - pouczył ją, wciąż wesoło się śmiejąc, czy raczej chichocząc niczym dziecko, które właśnie psotę jakąś sprawiło. - No ale tym razem upiekło się ślicznotce więc korzystaj z gościny jego wysokości na wodach i może nie szperaj już tak zawzięcie po jego pokładzie co bym nie musiał urody owej niepotrzebnie uszczknąć - puścił do niej oczko, dojadł owoc, po czym ogryzek rzucił w stronę beczki na odpadki, oczywiście trafiając bezbłędnie, no bo jakże by inaczej.
- O, nie, nie, nie - Roisin spanikowała, bo ten jakże celny i absolutnie cudowny rzut ogryzkiem wyglądał jej na możliwe zakończenie rozmowy. - Nie możesz mnie tak zostawić. Daj mi coś do roboty. Cokolwiek. Obieranie ziemniaków, rozplątywanie lin. Chciałabym chociaż przez godzinę być częścią tego - wykonała ponownie ten ruch ręką - wszystkiego. Chyba właśnie o tym marzyłam odkąd zobaczyłam obraz Vickera z przepięknym okrętem, takim jak wasz. Nie, ten jest jeszcze piękniejszy. Tylko dotychczas myślałam, że statki to siedlisko wszy, szczurów i oprychów… ale teraz… teraz… no, proooszę… Nie chciałam grzebać… - speszyła się - ale tu wszystko jest takie… że chce się tego dotknąć - spuściła wzrok, czekając na wyrok.
Przyglądał się jej, wpierw z rozbawieniem, jakby oczekiwał tego, że dziewczyna zaraz się roześmieje. Gdy jednak śmiech nie nastąpił, jego mina spoważniała. Odchylił się nieco na ławie i chwilę przyglądał się jej uważnie, jakby oceniając przydatność do czegokolwiek. Pojedyncze skrzydło opadło nisko, zamiatając lotkami podłogę, na której, chociaż Roisin nie sprawdzała, zapewne nie znajdował się żaden pyłek, który by zamieść mogło.
- Zabawne z ciebie dziewczę - stwierdził w końcu, najwyraźniej decyzję podjąwszy. - Robota zawsze się jakaś zajdzie.
- Narzekałeś ostatnio, Galadionie, że wciąż ci kogoś do naprawy żagli brakuje - wtrącił się jasnowłosy elf, który najwyraźniej zarządzał kuchnią i mesą. - Skorzystaj zatem z okazji, którą ci zesłano.
- No, skoro ty jej nie potrzebujesz, Nileonie, to może i skorzystam - odparł mężczyzna, chociaż nie wyglądał na przekonanego. - No dobrze, w takim razie sprawdźmy na ile zręczne są te twoje dłonie, moja panno - dodał, na powrót przywołując uśmiech na swą twarz.
Roisin zapewne uroniła by łzy ze szczęścia gdyby nie uznała, że aspirującemu do bycia młodszym pomocnikiem żeglarza jednak nie wypada. Ściągnęła tylko usta wyrażając gotowość do pracy, a potem udała się za Galadionem. Planowała się nauczyć wszystkiego co anioł miał jej do pokazania, a wszelkie zamiary grzebania po statku wyleciały jej z głowy.
Anioł zaś poprowadził ją do dość obszernego pomieszczenia, w którym znajdowały się beczki, skrzynie i worki, a który stanowił część głównej ładowni. Roisin znała już to miejsce, bowiem nie było ono chronione żadnymi zamkami, więc i wstęp do niego był wolny. Galadion wskazał jej dwie największe skrzynie o wiekach ozdobionych misternymi rzeźbieniami przedstawiającymi okręty pod pełnymi żaglami unoszące się na wzburzonych falach.
- Tam znajdziesz te żagle, które wymagają naprawy - poinformował ją, sam sięgając do nieco mniejszej skrzyni, z której wyjął grubą igłę i niemal takiej samej grubości nici. - Nie są one jakoś szczególnie uszkodzone, więc i pracy wiele nie będziesz miała, trudnej tym bardziej. Normalnie byśmy się ich pozbyli ale skoro tak ci się do roboty pali.. - Słowa te kłóciły się nieco z tym co powiedział Nileon, jednak wyrażająca powagę twarz anioła, zdradzała iż wcale sobie z niej nie żartował. Może o innych żaglach wspominał elf, a może to on żartował, któż to wiedzieć mógł…
Sam Galadion, tuz po tym jak wyjaśnił Roisin w jaki sposób należało zszywać owe nieliczne rozdarcia na lśniącym bielą płótnie, oddalił się by zająć spisywaniem znajdujących się w ładowni rzeczy. Robił to po cichu, z początku przynajmniej, bo później z ust jego spłynęły dźwięki piosenki, smutnej z brzmienia i zapewne treści, chociaż Roisin słów zrozumieć nie była w stanie. Język ów jednak nie był elfim, bowiem ten już słyszała wielokrotnie, nie było zatem trudno się domyślić iż chodzi tu o anielski, który wszak był niemal tak samo dźwięczny i piękny, jak elfi. Gdy zaś ktoś umiejętnie się nim w śpiewie posługiwał, przywodził on na myśl wysokie góry, otwarte przestrzenie i… Czyżby Galadion o swoim domu śpiewał, a pieśń jego tęsknotę za nim wyrażała?
Roisin uznała szybko, że drugiej szansy może nie być i zaangażowała się w pracę, jakby od tego miał zależeć sukces rejsu. Ręce miała wprawne, a podstaw szycia z powodzeniem nauczyła się na służbie u Greya. Otwarte przestrzenie i góry, które kojarzyły się ze śpiewem anioła nie przywodziły jej na myśl nic szczególnego. Gdyby jakiś śpiew mógł przywodzić zapach rynsztoka i odgłosy ludzkich utyskiwań na zły los wtedy pewnie pomyślałaby o domu. Niemniej na dobrym śpiewie Ros znała się nieco i potrafiła słuchać, więc od czasu do czasu zamierała z igłą w ręku zanurzając się w melodię i ton pieśni. Nie rozmawiała z Galadionem wiele, ale miała wrażenie, jakby tą pieśnią opowiedział jej spory fragment swojego życia. Straciła poczucie czasu, a ładownia wydawała jej się najlepszym pomieszczeniem w jakim przyszło jej kiedykolwiek przebywać.
Czas płynął sobie powolnym, miarowym rytmem igły wkłuwanej w płótno i nici, która je scalała. Towarzysząca temu melodia tworzona przez dźwięczne słowa piosenki, tylko dodatkowo obdzierała czas z konkretnych miar i znaczenia.
W końcu, gdy melodia Galdiona od jakiejś już chwili weselszych nut się nabawił, rozbrzmiał gong ogłaszający wszem i wobec, że jadło gotowe.
- Pora na przerwę - poinformował anioł, ponownie pojawiając się w tym częściowo oddzielonym pomieszczeniu, w którym królowała Roisin i żagle. Mężczyzna skinął z aprobatą głową, widząc ile już zrobiła i że jej to całkiem sprawnie poszło. Na dobrą sprawę to prawie skończyła, został tylko jeden, nieduży żagiel, który miał dość długie rozdarcie. Nie powinno to jednak dużo czasu zająć by je naprawić.
- Masz zwinne dłonie, Roisin - usłyszała pochwałę. - Czytać i pisać uczono cię może? - zapytał, opierając się o ściankę działową. Najwyraźniej iść do messy nie zamierzał, widać ktoś miał i jedzenie przynieść albo i anioł głodu wcale nie czuł i zapomniał o tym, że ludziom żołądki pustoszały szybciej.
Roisin odruchowo parsknęła śmiechem, bo w największych fantazjach do głowy by jej nie przyszło, że ktoś mógłby ją chcieć nauczyć czegokolwiek. Zaraz jednak stropiła się przesadnie. Anioł był albo dziwny, albo anioły po prostu miały takie szalone pomysły jak uczenie dziewuch z plebsu szlacheckich rozrywek. Nie zamierzała jednak marnować takiej szansy, bo to pytanie mogło być równie dobrze propozycją.
- Przepraszam… - Stwierdziła, że ktoś kto zadaje takie pytania, może być równie dobrze przewrażliwiony na swoim punkcie albo cokolwiek innego.
- I dziękuję. Przyjemna praca w miłym towarzystwie. Nie wydaje mi się, aby komukolwiek przyszło do głowy nauczyć mnie czytać lub pisać… - wzruszyła ramionami trochę bezradnie. Jakby nie było, nie lubiła się przyznawać, że czegoś nie umie.
- Rozumiem - skinął jej głową, wcale na urażonego jej reakcją nie wyglądając. - Zatem wieczorem, gdybyś ochotę miała, staw się w mojej kajucie. Zobaczymy co też dłonie twe potrafią - i chociaż zaproszenie brzmiało dość dwuznacznie, to jednak łagodny uśmiech na ustach anioła i to, że spoglądał na nią raczej przyjaźnie niż pożądliwie, pozwalało przypuszczać iż dwuznaczność ta celową nie była. Zaraz też rozmowę przerwał im czarnowłosy elf, który zwinnie lawirując wśród zapasów, zupełnie jakby nie znajdowali się na wzburzonym morzu, przyniósł im kociołek z zachęcająco pachnącą zawartością i kosz w którym znajdowały się naczynia, chleb, sera dwa rodzaje, warzyw nieco i na deser ciasto, sądząc z wyglądu i zapachu, śliwowe.
- Dziękuję Urisellu - anioł głową skinął w podzięce, podobny gest otrzymując od elfa, który zostawiwszy przyniesione jadło, czym prędzej ruszył w powrotną drogę, wcześniej rzuciwszy Roisin zaciekawione spojrzenie. Widać spieszyło mu się by i własny żołądek napełnić.
- Częstuj się, zasłużyłaś - zaprosił ją Galdion, sam miejsce zajmując na wieku skrzyni i sięgając po miskę, do której nalał potrawki z, o ile Roisin nos nie mylił, królika.
Oczy Ros zaświeciły się z radości na wieść, że być może nauczy się rozróżniać te dziwaczne znaki, nie mówiąc o czytaniu. To by dopiero było coś. Skinęła nieśmiało głową Urisellowi i zabrała się do jedzenia. Anioła się nie bała, bardziej przejmowała się, żeby go czymkolwiek nie urazić i nie umiała pojąć dlaczego spotykają ją takie uprzejmości, które zupełnie nie pasowały do zachowań ludzkiej szlachty. Przez chwilę pomyślała, że mógłby coś od niej chcieć, ale w sumie, cóż ona mogłaby mieć takiego, do zaoferowania? Żeby nie palnąć jakiejś głupoty odzywała się więc mało, dziękowała jak umiała i zachwycała się jadłem, statkiem i załogą. Była zadowolona, bo niczego nie musiała udawać. Wszystko było niesamowite i ekscytujące. Zjadła ze smakiem i zaraz zabrała się do dalszej pracy. Liczyła, że po żaglach może znajdzie się coś jeszcze do roboty. Nie mogła sobie wyobrazić, że miałaby teraz czekać bezczynnie do wieczora na lekcję czytania.Umarłaby ze zniecierpliwienia.
Siedząc nad rozprutym żaglem nuciła w ciszy melodię jakieś szanty myśląc, że na takim statku żagle powinny zszywać się same.

I w ten oto sposób minęła jej reszta tego burzliwego dnia. Anioł, po skończonym posiłku, towarzyszył jej jeszcze chwile, siedząc i słuchając jej nucenia, oraz obserwując pracę jej rąk. Zaraz jednak i sobie znalazł coś do roboty, co wywiało go na długi czas z ładowni. Zanim jednak wyszedł podrzucił Roisin sieci, które należało sprawdzić i zapowiedział że ma jeszcze parę zwoi lin, które także wymagały sprawdzenia w jakim to stanie się znajdują. Praca może nie była szczególnie ciekawa ani ekscytująca, jednak dziewczynie było sucho, karmiono ją, a nawet ów elf, który jadło przyniósł, dostarczył jej także butlę lekkiego wina o delikatnym owocowym bukiecie, które z pewnością nadawało się na pańskie, a nawet królewskie stoły, a którego to Roisin w życiu okazji spróbować nie miała. Tu jednak, na tym dziwnym statku, rzeczy działy się nieprawdopodobne, a przynajmniej takie były z jej punktu widzenia. Nie dość, że karmiono ją i pojono smakołykami o których do niedawna mogła tylko marzyć, to jeszcze wszyscy traktowali ją uprzejmie i przyjaźnie, jakby im równą statusem była.
W końcu jednak wieczór nadszedł, o czym poinformował ją jeszcze inny elf, który przedstawił się imieniem Villasin. Był to elf śnieżny, a przynajmniej jego wygląda na to wskazywał. Białe włosy spływały mu na plecy, lekko jedynie spięte będąc złotą klamrą, za którą można by przeżyć dobry miesiąc albo i więcej.
- Lord Galadion prosi cię do swej kajuty - poinformował ją, stając w pewnej odległości i przyglądając się jej z lekkim, chłodnym w wyrazie, uśmiechem który współgrał ze spojrzeniem jego stalowych oczu.
- Lord… Lord Galadion… prosi mnie… do swej kajuty… aha… - przyswojenie informacji zajęło jej trochę. To było już jednak trochę za wiele niezwykłych informacji, co przerosło jej zdolności pojmowania. Wzruszyła ramionami, stwierdziła, że co ma być to będzie i robiąc minę zagubionego człowieka zasugerowała, że co jak co, ale gdzie są kajuty anielskich i elfich lordów, nie wie. Gdyby stanął teraz przed nią jakiś królewski herold i niskim, przekonującym głosem obwieścił jej, że została rozpoznana jako zaginiona księżniczka może byłaby to wstanie ogarnąć rozumem. Ale tak po prostu, od grzebania po statku i szycia żagli, po lordowskie kajuty i naukę czytania. Posklejanie nieprzystających do siebie obrazów zajmuje trochę czasu. Uznała ostatecznie, że próbami zrozumienia zajmie się jutro. Lord może się jednak rozmyślić, gdy każe mu się czekać zbyt długo.
- Szlachetny elfie… prowadź mnie… mmm… jeśli byłbyś tak uprzejmy… bardzo proszę. - posklejała naprędce kilka szlacheckich stwierdzeń, które miała w pamięci z domu Greya. ‘Ja pierdolę, Roisin, cuda na kiju’ pomyślała dla równowagi, co dodało jej trochę otuchy.
Szlachetny elf w odpowiedzi skrzywił swe idealne usta, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył przed siebie, nie sprawdzając czy dziewczyna podąża za nim czy nie.

Kajuta Lorda Galdiona okazała się znajdować w części statku, do której Roisin nie udało się dotrzeć. Ba, na dobrą sprawę to wręcz nie zdawała sobie sprawy z jej istnienia. Pamiętała jednak korytarz, który do niej prowadził i pamiętała także to, że napotkała na ścianę, która wydała się jej tak mało ciekawa, że zwyczajnie obróciła się na pięcie i oddaliła. Teraz ściany nie zobaczyła, a zamiast tego ujrzała dalszą część korytarza, od którego odchodziły dwie pary drzwi po prawej i lewej stronie, oraz jedne, które znajdowały się na jego końcu. Jak nic było to centrum dowodzenia tym jakże specyficznym i odbiegającym od standardów statku.
Villasin zapukał delikatnie w drzwi znajdujące się po lewej stronie, zza których padło pozwolenie by je otworzyć i do kajuty wkroczyć. Elf co prawda spełnił pierwszą część owego zaproszenia, jednak co do drugiej, to zostawił ją Roisin, wskazując bez słowa na wnętrze pomieszczenia i czym prędzej się oddalając, jakby dłużej jej widoku znieść nie mógł.
Widok, który ujrzała wchodząc, przedstawiał sobą słusznych rozmiarów kajutę, pogrążoną w lekkim półmroku, który rozświetlał blask świec i lamp.


Gospodarz stał pochylony nad leżącą na stole mapą, jedną z wielu. Na dźwięk jej kroków podniósł głowę i się uśmiechnął.
- Zatem przyszłaś - stwierdził fakt oczywisty, wydając się z niego całkiem zadowolonym.
Uśmiechnęła się radośnie. Lord anioł podobnie jak jego kajuta wyglądali zupełnie normalnie. Imponująco oczywiście, ale normalnie. Roisin, która przed spotkaniem starała się nadać sobie jako taki przyzwoity wygląd dziękowała Ko, że wizyta u fryzjera zakończyła się sukcesem. Głowę miała pustą, bo cała sytuacja z aniołem była tak oderwana od rzeczywistości, że nie była już w stanie sformułować czegokolwiek w postaci planu lub oczekiwań.
- Niezbyt często lordowie zapraszają mnie na cokolwiek - powiedziała wchodząc do pomieszczenia powoli i starając się wykonywać łagodne ruchy. Chyba jakoś tak zachowywały się szlachcianki. - W zasadzie żaden jeszcze nie zaprosił mnie na nic. Aż do dziś. - uśmiechnęła się raz jeszcze - Dziękuję.
To był chyba jej szczyt możliwości jeśli chodzi o uprzejmość. W sumie nie wyszło źle. Tyle, że to było wszystko. Starała się cofnąć myślami do chwili, gdy był dla niej po prostu śpiewającym pieśń aniołem który sprzątał statek, ale nie umiała już wymyślić niczego godnego powiedzenia. Oglądała więc tylko tą piękną kajutę, czekając.
Anioł skrzywił nieznacznie usta, słysząc wzmiankę o jego tytule.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł, mitygując się szybko i ponownie uśmiech na jego twarz zawitał. - Usiądź, proszę - wskazał jej stojące pod ścianą biurko, niezbyt dużych rozmiarów, na którym leżał zwój pergaminu, kałamarz i pióro, gotowe na to by z nich skorzystać. - Pozwoliłem sobie przygotować dla ciebie podstawowe przedmioty, których będziesz potrzebowała do nauki. Nawet udało mi się znaleźć księgę która powinna ci pomóc. Nie wiem skąd się wzięła na statku, ale widać zabrano ją przez wzgląd na walory historyczne i artystyczne.
Mówił dalej, odsuwając fotel i wskazując jej dłonią by miejsce zajęła. Sam podszedł do półki, która zdobiła ścianę i zdjął z niej niewielkich rozmiarów księgę.


Delikatnie otworzył zabezpieczający księgę zamek, a następnie otworzył ją na pierwszej stronie, która przedstawiała rzędy miniaturowych obrazków. Każdy inny, każdy misternie przedstawiony.
- To wszystkie litery, które istnieją w ludzkim alfabecie. Kolejne strony zawierają je w powiększonej wersji.
Na potwierdzenie swych słów przewrócił stronicę, odsłaniając większą wersję pierwszego obrazka.


- Najpierw jednak twoja dłoń musi przyzwyczaić się do dotyku pióra, poznać je, doświadczyć uczucia, które niesie ze sobą jego trzymanie, a także to, które towarzyszy sunięciu nim po pergaminie - mówił dalej, a jego głos nabrał nowych nut, pełnych uczucia, które trafiało wprost do serca. Tylko czy Roisin była w stanie, w owym natłoku zdarzeń i wrażeń, przyjąć tam cokolwiek więcej?
Ros nie uważała, aby trzymanie w ręku ptasich piór powodowało jakieś dodatkowe uczucia. Oskubała w życiu trochę kaczek i kur i nic specjalnego nie czuła. Jednak uznała, że lepiej będzie nie dzielić się tymi myślami z aniołem, który nie dość, że był lordem to jeszcze nie lubił, żeby tak się do niego zwracano. Strach przed tą dziwną istotą mieszał się w niej z ciekawością i miłym poczuciem, że z jakiegoś powodu została przez niego wybrana.
Wiedziała tyle, że pióra były starannie wybierane i łatwo było je zniszczyć.Chwyciła je więc delikatnie, przyzwyczaiła się do jego wagi i kruchości. Potem spróbowała wykonać, unosząc je nad stołem, ruch tak jakby pisała w powietrzu literę jednego z obrazków. Efekt, jak sobie można wyobrazić, był raczej komiczny i przypominał bardziej rycie nożem w drewnie, a nie pisanie. Powtarzała je kilkukrotnie, czekając na opinię nauczyciela.
Nauczyciel zaś cierpliwie czekał, od czasu do czasu rzucając uwagę lub dwie, przeważnie jednak skupiał się na mapie leżącej na stole, zostawiając Roisin wystarczająco wolnej przestrzeni by nie czuła się skrępowana jego obecnością lub zwyczajnie, by nie czuła się przez niego nadzorowana. Wyraźnie też było widać, że mapa ta, która tyle jego uwagi pochłania, jest w jakiś sposób istotna dla anioła. Czy jednak wiązało się to z obecnym rejsem, jakąś dawną misją czy po prostu walorami artystycznymi - tego mogła się tylko domyślać.

Lekcja trwała, pozwalając by czas płynął gdzieś poza kajutą anielskiego lorda. W końcu jednak nastąpiła chwila, w której dzwon obwieścił porę kolacji. Galdion zmarszczył brwi, sprawiając wrażenie osoby niezwykle tym faktem zdziwionej, po czym obwieścił.
- Na dzisiaj koniec.
Ros podziękowała najuprzejmiej jak umiała. Udała się na kolację rozmyślając całym wydarzeniem. Spotkanie w dłuższym okresie czasu okazało się dla niej szokujące. Patrząc na zamyślonego anioła nad mapami i jego imponującą kajutę oraz cały statek uświadomiła sobie jak mało wie o otaczającym świecie. Czuła się jak kropla w ogromnym morzu, którą wiatry i pływy rzuciły w to, a nie inne miejsce. Im więcej o tym myślała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ma wiele do nauczenia się o ile tylko los jej na to pozwoli. Siedząc w kajucie wieczorem pierwszy raz w swoim życiu skierowała swoje myśli w kierunku Trójcy prosząc o opiekę i o to by Boginie pozwoliły jej poznać lepiej te wszystkie cuda, które widziała dzisiaj.
Następnego dnia rano Rosin obudził dźwięk dzwonów alarmowych. Szybko zebrała się, przypasała nóż i wybiegła na pokład. Do “Białej Gołębicy” zbliżał się jakiś statek, z którym spotkanie mogło nie należeć do przyjemnych. Po ostatnim dniu Ros nie chciało się wierzyć, aby tego rodzaju elficka pływająca forteca obawiała się kogokolwiek na tych wodach. Niemniej zdrowy rozsądek podpowiadał, że skoro widziała i poznała tak niewiele, może i tutejsi piraci dysponowali, czymś co mogło zaskoczyć królewską armię. Chcąc zobaczyć jak najwięcej szybko zaczęła wspinać się po linach w kierunku bocianiego gniazda. Przygoda zdawała się nie kończyć, a może nawet dopiero zaczynać...
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 08-05-2017 o 23:42.
druidh jest offline  
Stary 18-05-2017, 22:19   #46
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Biała Gołębica" wyglądała pięknie, lecz wbrew nazwie nie było w jej wyglądzie nic pokojowego, łagodnego. Wprost przeciwnie - fregata sprawiała wrażenie 'kogoś', kto zaczepiony odda z nawiązką. A to Maelarowi w niczym nie przeszkadzało. Wypływali na szerokie, ale równocześnie bardzo niebezpieczne wody. Dobrze było mieć (w charakterze sojusznika) kogoś, kto na widok niebezpieczeństwa nie podwinie bojaźliwie ogona, ale stawi temu niebezpieczeństwu czoła.

* * *

Po zatroszczeniu się o swego wierzchowca, a potem o swe miejsce do spania (w takiej właśnie kolejności) Maelar wybrał się na zwiedzanie fregaty, która przez najbliższych kilka dni miała być jego domem. A pierwsze swe kroki każdy rozsądny podróżnik powinien skierować do kuchni, na statkach zwanej kambuzem. Każdy wiedział, że kuk jest jedną z najważniejszych osób na statku.
Przez moment stał w wejściu, chcąc się zorientować, czy swym wejściem nie przeszkodzi kucharzowi.
- Dzień dobry - powiedział, widząc, że pan i władca tego miejsca nie zajmuje się niczym ważnym.
Elf spojrzał na wchodzącego, po czym skinął głową, wyraźnie nie mając nic przeciwko towarzystwu.
- Dzień dobry - powitał Maelar’a, nie przerywając obierania jabłek, które następnie wrzucał do dużej misy.
- Maelar - przedstawił się właściciel tego imienia, chociaż był pewien, że każdy na tym statku zna jego imię. - Pomóc?
- Zwą mnie Nileon - przedstawił się pan i władca kuchennego królestwa. - I nie, radzę sobie ze swoimi obowiązkami. Lepiej korzystaj, bracie, z ciszy i spokoju, póki masz ku temu okazję - poradził, nie przerywając swej pracy.
- Gdybyś, zatem, Nileonie, potrzebował w ciągu najbliższych dni pomocnej dłoni lub zręcznego noża, to z pewnością bez problemów mnie odnajdziesz. - Maelar z uśmiechem skinął głową, po czym zostawił swego rozmówcę sam na sam z jabłkami.

* * *

Z wyjątkiem paru pomieszczeń, należących do oficerów i załogi, statek stał przed Maelarem otworem. Mógł go zwiedzać od topu najwyższego masztu po zęzę (do czego akurat nikt go nie namawiał). Sprawdzono tylko (w miarę dyskretnie), czy umie się wspinać (i czy wie, kiedy ma zniknąć z oczu, by nie przeszkadzać załodze), po czym pozostawiono mu wolną rękę. A jako że wspinanie się po drzewach Maelar miał niejako we krwi, to i z wędrówką po rejach kłopotów nie miał. Drzewa w Puszczy były wyższe, niż grotmaszt "Gołębicy", a i one kołysały się na wietrze, chociaż mniej systematycznie, niż maszty fregaty.

Załoga była wyjątkowo nieliczna, jak na tak dużą jednostkę, jednak za sprawą umiejętności marynarzy i odrobiny magii fregata spisywała się na wodzie idealnie. Przynajmniej na tak ją oceniał niezbyt wprawny w tej materii Maelar, którego znajomość z morzami ograniczała się do trzech raptem rejsów.
Powiadają, że fregata pod pełnymi żaglami to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie można ujrzeć na świecie. Obok kobiety w tańcu i konia pełnej krwi w galopie. I Maelar był w stanie z tą opinią się zgodzić. Chociaż znał się dobrze na koniach, na kobietach znacznie mniej, to jednak piękno docenić potrafił.
W skład liczącej trzydzieści trzy osoby załogi wchodziły również i kobiety, jednak nie było ich wiele. Tylko cztery doszły do wniosku, że bardziej kochają otwarte przestrzenie oceanu, niż śnieżne pustynie, bezkresne połacie łąk czy też lasy porośnięte wyższymi niż wieże drzewami.

O ile ktoś mógłby się zdziwić widokiem elfek, parających się 'męskim' zajęciem, jakim było ciągnięcie za liny i stawianie czy refowanie żagli, o tyle obecność Aswyn byłaby dla każdego, największego nawet ignoranta, jak najbardziej na miejscu. Bo gdzie indziej mogłaby się znaleźć syrena, jak nie w pobliżu wody?
Jednak Aswyn była zajęta, a Maelar nie był na tyle spragniony towarzystwa ładnej kobiety, by jej przeszkadzać...

'Marynarz w noc się bawi, we dnie w hamaku śpi.' Tak przynajmniej głosiła popularna piosenka. Najwyraźniej jednak Maelar trafił na jakiś nietypowy statek, bowiem nie dość, że marynarze nie wylegiwali się tłumnie w hamakach, to jeszcze ci, co w danej chwili nie dbali o żagle, zajmowali się różnymi ważnymi dla poprawnego funkcjonowania statku sprawami. Sprawami, których wykonanie znajdowało się poza zasięgiem możliwości szczura lądowego, jakim był, nie da się ukryć, Maelar. Od biedy mógłby zabrać się za szorowanie pokładu czy ciągnięcie fałów, ale nie sądził, by ktoś mu powierzył refowanie żagli czy trzymanie steru.

* * *

Sztorm nie należał do najprzyjemniejszych zdarzeń.
Co prawda Maelara nie dopadła choroba morska, ale rozsądek nakazywał pozostać pod pokładem. Oczywiście można było się przywiązać liną do masztu (bo nikt raczej nie zawróciłby, by wyciągnąć z wody jednego głupiego elfa) i podziwiać piękno natury i szaleństwa zywiołów, ale ile można było moknąć... i plątać się załodze pod nogami. Trudno było znaleźć prostszy sposób, by wzbudzić niechęć marynarzy.

* * *

Poranek przyniósł inne atrakcje.
Nietypowe odgłosy, dochodzące z pokładu, wywabiły Maelara z kajuty.
Spotkanie na morzu często prowadziło do wymiany informacji, w tym jednak wypadku sądzić można było, że dojdzie raczej do wymiany pocisków.
- Walczmy, czy uciekamy? - zagadnął Galadiona, pierwszego oficera 'Gołębicy'.
- Atakujemy - usłyszał odpowiedź, wypowiedzianą stanowczym głosem, który jakimś cudem zdołał wzbić się nad ogólnie panujący hałas związany z przygotowaniami do bitwy.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-05-2017 o 22:35.
Kerm jest offline  
Stary 30-05-2017, 13:11   #47
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Z bocianiego gniazda widok był wręcz doskonały. Słońce co prawda jeszcze nie zdążyło w pełni swego majestatu ukazać, na horyzoncie jednak widać już było pierwsze zapowiedzi tej chwili, w której owa złota kula wznieść się miała na nieboskłon. Wróg jednak zbliżał się od przeciwnej strony. Samotna jednostka, wyłaniająca się z mroku i mgły, która cienką warstwą pokrywała morze. Czarne żagle niemal zlewały się z wciąż nocnym niebem. Szkarłat dumnie lśnił na banderze, układając się w kształt płatków róży.

Elficcy marynarze gotowali się do podjęcia wyzwania. Pomimo pozornego chaosu, widać było pewność w ich ruchach. Nie byli to morscy nowicjusze, a zaprawieni w bitwach weterani, których długie życie płynęło na morzach Zaris. Zażarci wrogowie wszystkiego co złe i plugawe, nie raz i nie dwa mierzyli się z wysłannikami Vole. Także i teraz, perspektywa bitwy zdawała się nie budzić w ich sercach strachu, a wręcz przeciwnie, czuć było ową specyficzną radość i podekscytowanie, które słychać było w okrzykach i w pieśni, która w końcu rozbrzmiała. Dumnej pieśni, pełnej odwagi, męstwa i poświęcenia dla sprawy. Pieśni, która z siłą sztormu wdzierała się w serca słuchających, budząc je z uśpienia i zmuszając do szybszego bicia.

“Biała Gołębica” poczęła zawracać by stawić czoła przeciwnikowi. Zanim jednak manewr ten udał się do końca, statkiem zatrzęsło. Siedząca w gnieździe Rosin o mały włos z niego nie wypadła. Malear z kolei musiał pospiesznie znaleźć coś, czego mógłby się przytrzymać.
- Galadionie?! - Imię anioła padło z ust elfiego kapitana, który stojąc na mostku wpatrywał się z uwagą w pierwszego oficera, który zachwiał się wraz ze statkiem. Na jego twarzy pojawiła się strużka krwi, spływająca z nosa.
- Nic mi nie jest - odkrzyknął Illisirowi anioł, ścierając posokę z twarzy. - Dobrzy są - dodał ciszej, do stojącego obok elfa. - Dwóch, może trzech magów wiatru i sama Riv wie ilu z innej dziedziny.



Podobną informację otrzymała Roisin, gdy tuż obok niej pojawiła się elfka, jedna z tych zwinnych istot, które swoje miejsca na czas bitwy zajęły na masztach.
- To nie jest najbezpieczniejsze miejsce dla ciebie, ludzkie dziecię - dodała, obejmując ręką maszt i drugą kierując w stronę wrogiego statku. Wichry magii otoczyły je obie.

Zarówno dziewczyna na orlim gnieździe, jak i elf stojący niżej, na deskach pokładu, ujrzeli jak wody wznoszą się wokół wrogiego statku i otaczają go niczym macki morskiego potwora.
- U nas także magów nie brak - skomentował ów atak Galadion, uśmiechając się z satysfakcją. W międzyczasie “Gołębica” zdołała zawrócić i zbliżyć się do statku przeciwnika na tyle, że bełty wystrzelone z arabalist były w stanie dosięgnąć celu. Problem w tym, że i wróg mógł skorzystać z owej zmniejszonej odległości. Bariery pirackiego statku okazały się być wystarczająco mocne by wytrzymać wodny atak, a przynajmniej wciąż się mu opierały. I tak jak “Gołębica” zaatakowała bełtami, tak i odpowiedzieli oni, licząc na to że przeciążone bariery przepuszczą pociski. Nikomu, kto wiódł swe życie na morzu, taka taktyka walki obca nie była. Po marynarzach elfiego okrętu nie widać było zdenerwowania, a jedynie oczekiwanie na tą chwilę, która zapewne wkrótce miała nastąpić, w której jeden lub drugi mag stawiający osłony, ugnie się pod siłą ataku.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 01-06-2017, 13:27   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jakimś dziwnym trafem wojenne opowieści - w tym te o walkach na morzu - się większym wzięciem, niż historie o miłości, nawet te ze szczęśliwym zakończeniem. Siedzący w karczmie, przy stole, z kuflem piwa, woleli słyszeć szczęk oręża i widzieć strumienie krwi, niż wysłuchiwać pieśni o wielkich uczuciach. Równie dziwnym trafem ci sami słuchacze woleliby lec w łożu z chętną dziewką, niż stawić czoła żądnym krwi korsarzom, czy choćby zwykłemu rozbójnikowi na trakcie.
Maelar do miłośników załatwiania spraw z orężem w dłoni nie należał, ale też nie uważał, że w razie konieczności należy schować się i czekać, aż inni załatwią sprawę...

Gdy tylko zapadła decyzja o stoczeniu boju, Maelar pospiesznie uzbroił się do końca, po czym z łukiem w dłoni stanął obok Galadiona.
Bieganie po statku w zbroi, nawet tak lekkiej, jak jego, mogło się w razie upadku (czy, chrońcie bogowie, wypadnięcia za burtę) źle skończyć. Udział w walce, nawet w zbroi, mógł się źle skończyć, ale zbroja odrobinę chroniła przed obrażeniami. W sumie - więcej plusów niż minusów...

Wiatr sprzyjał strzelcom 'Gołębicy', to jednak nie przeszkadzało przeciwnikowi w prowadzeniu ostrzału. Jak na razie daremnego, ale każda bariera miała swoją wytrzymałość, prędzej czy później musiała ulec na skutek działania wrogich sił - fizycznych lub magicznych.
- Specjalnie dla nas tak się przygotowali? - spytał Mealar.
Chwilowo nie miał nic do roboty - magiem nie był, bariery wzmocnić nie mógł, a ponieważ przez wiry wodne szalejące między statkami w zasadzie nie widać było dostrzec przeciwnika, strzelać też nie warto było. Przynajmniej z łuku...
Maelar postanowił poczekać, aż bariery osłabną, a wróg stanie się bardziej widoczny. Wtedy mógłby spróbować ustrzelić jakiegoś wrogiego maga. A w międzyczasie spróbował wykorzystać tę odrobinę magii, jaką władał, by osłonić siebie i Galadiona przed wzrokiem przeciwników.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-06-2017, 01:00   #49
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Roisin dość szybko pożałowała swojej ciekawości. Latająca woda, dziwaczne wiatry i inne nienaturalne rzeczy budziły w niej strach. Można byłoby to oglądać z daleka, ale brać w tym udział? Nie, Ros na pewno nie miała na to ochoty. Spojrzała z pewną nadzieją na elfkę, która pojawiła się tuż obok dzieląc uniwersalną mądrością: “Trzymaj się z daleka od kłopotów.” Już miała się jej zrewanżować złośliwością, ale ostatecznie ugryzła się w język. Lepiej nie zadzierać z istotami od których zależy twoje życie:
- Powiesz mi kiedy będę mogła stąd w miarę bezpiecznie zejść… unikając tych latających fal, magicznych strzał i Riv wie tylko, czego jeszcze? - Elfka przytaknęła i na jej znak Ros zaczęła zsuwać się po linach na pokład. Teoretycznie łatwiejsza droga wcale nie okazała się przyjemna. Statki zbliżały się do siebie gwałtownie i niebezpieczeństwo rosło z każdą chwilą.

Wylądowawszy na pokładzie szybko udała się do swojej kajuty i przypasała nóż oraz zabrała lekką tarczę. Nie była przekonana, aby jedno albo drugie mogło się na cokolwiek przydać kiedy wszędzie szalała magia, ale ostatecznie trzymanie czegoś w rękach dodawało jej pewności. Po chwili wróciła na pokład i odszukała wzrokiem Maelara. Tu było wprawdzie niebezpiecznie, ale przegapić okazję morskiej bitwy jakoś nie miała ochoty. Najwyżej będzie uciekać jak zacznie się robić naprawdę gorąco. Ostatecznie po pokładzie poruszała pewnie, choć nie dawało to wielkiej przewagi, bo każdy kto znajdował się na tych statkach również posiadał tą umiejętność.
Podeszła do elfa i rozglądnęła się za resztą znajomych.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 06-06-2017, 22:23   #50
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Bitwa trwała nadal, rozwijając się w starcie nie tylko magii z magią, ale i strzał z bełtami. Bariery wciąż trzymały, chociaż jeden rzut oka na anioła uświadomił stojącym w pobliżu, że ten stan rzeczy nie utrzyma się już długo. Galadion sprawiał wrażenie osoby, która znajduje się u kresu swych sił. Jego twarz była blada i zlana potem, a postawę stojąca utryzmywał jedynie dzięki podporze w postaci burty, na której zacisnął palce dłoni, aż do pobielenia kostek. Jego jedyne skrzydło zwisało smętnie, jakby już nigdy nie miało się unieść ku górze.

Cały statek szykował się na chwilę, w której siły anioła osiągną limit. Także i pasażerowie nie pozostawali w tyle, gotując się do starcia, które mogli przepłacić swym życiem. Starcia na warunkach, które nie były im znane, na terenie który nawet nie był stabilny i z przeciwnikiem, który swą złą sławą potrafił i wytrawnych, morskich wojowników przerazić. Maelar czuł jak jego własna magia wplata się w rzeczywistość, tkając zasłonę, która miała przed wzrokiem wroga osłonić i jego i anioła. Niestety, czuł także iż zasłona ta wielkiej mocy nie posiada i łatwo będzie ją przejrzeć. W chaosie walki mogła jednak spełnić swe zadanie, a już to warte było podjęcia wysiłku potrzebnego na jej stworzenie.

Roisin wkrótce do niego dołączyła, a następnie przybyła Fira wraz z Grosh’em. Pozostali albo zdecydowali pozostać pod pokładem albo też znajdowali się w innej części statku, z dala od reszty towarzyszy. Ci jednak, którzy do Maelara i Galadiona dołączyli, wkrótce świadkami się stali upadku anioła. Upadku niemal w dosłownym słowa znaczeniu. Wszystko zaś rozpoczęło się od jęku, niemal bolesnego, który wyrwał się z ust mężczyzny. Głowa jego opadła, broda z piersią się spotkała, a wraz z chwili tej nadejściem, pierwsze bełty uderzyły w burtę statku. Bariera opadła. Nie opadła jednak samotnie, bowiem i ta, która wrogi statek chroniła, także zniknąć musiała bowiem wiry wodne uderzyły w piracki pokład, siejąc śmierć i zniszczenie. Bitwa weszła w tą z faz, która największe żniwo zbierała wśród uczestników, wypełniając Ogrody nowymi kwiatami. Fira z przerażeniem widocznym na twarzy przywarła do swego demoniego przyjaciela. Wokół nich i zebranej przy nich grupy, wezbrały wiry boskiej magii, tchnące wiecznym spokojem, ziemią i słodyczą letniego ogrodu. Brama została otwarta witając kolejne dusze, które wilkołaczka odsyłać poczęła nie bacząc na strzały, bełty i magiczne pociski, które zalały pokład.

Od chwili upadku barier wypadki potoczyły się niczym lawina. Padł rozkaz przygotowania do abordażu, do którego wszyscy i tak zdawali się być gotowi. Oba statki powoli ustawiały się na swych pozycjach by dalszą walkę podjąć stając oko w oko z przeciwnikiem. Uszkodzenie przeciwnej jednostki przestało w tej chwili stanowić priorytet. Teraz liczyła się krew i przelane jej ilości. Liczyły odebrane życia, liczyły umiejętności bronią władania. Skończyły się próby i testy, skończyła zabawa na odległość, o ile zabawą owe ataki nazwać można było. Przyszła też chwila by i szczury lądowe wykazać się mogły w tym starciu morskich wyg. W jaki jednak sposób udział swój zaznaczą i jaki on znaczenie mieć miał w losach owej potyczki, to dopiero okazać się miało. Póki co obraz przed nimi malował się chaotyczny, pełen brutalności, dzikości i zatracenia. Wróg i przyjaciel mieszali się ze sobą w tańcu śmierci, który rozpoczęli do wtóru dźwięków stali o stal uderzającej, jęków cięciw i szeptanych pospiesznie zaklęć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172