Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2020, 20:20   #131
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Obudzili się wszyscy na raz. Za małymi oknami wciąż było ciemno. Hektora od razu przywitało radosne lizanie po twarzy.

- Pan Ryba! - wyszeptał Rybożer w ekscytacji majtając puchatym ogonem. Dizi spał w najlepsze, tak samo Hektor. Smok i demon zaś siedzieli po przeciwnych stronach pokoju. Kruk miał zamknięte oczy, ale Aurarius przyglądał się mu uważnie. strażników wieży nigdzie nie było widać.

Gveir powstał gwałtownie, chwytając za ostrza.
- Więc to dlatego Marza ma ze mną pojedynek jutro o poranku - syknął, patrząc na jedno z ostrzy. - Niech tak będzie. Dotrzymam jej tej obietnicy!
Popatrzył na drewnianą maskę, na której środku była wypalona dziura przez palec demona. Przypomniał sobie o Kruku i w momencie poczuł przypływ złości, który kazał mu wbić jedno z ostrzy prosto w jego serce.

Poniechał jednak. Zdawało się, że, póki co, Hektor ma z niego jakiś pożytek. Proces przypominania sprawił, że czuł się zdezorientowany. Zdawało się, że nie można było tak łatwo manipulować w umyśle i nie zapłacić przez to ceny. Ostatecznie jednak, demon dostarczył mu ostrzy, z których nie mógł zrezygnować przed bitwą. Zapewne to jej wynik miał przesądzić o losie demona.
Zacisnął pięść na rękojeści ostrza i wyszeptał do maski:
- Zobaczymy, ileś warta o poranku.
I odszedł na bok. Przed walką chciał odespać nieco i zaznajomić się bardziej ze swoją bronią. Ostatnie przygody nie dały mu czasu na prawdziwe poznanie tych ostrzy.

- Ugh - radosne stęknięcie wyrwało się z gardła Hektora - Spokój, spokój...
Zasłonił się przedramieniem przed powitaniem Rybożera, ale nie ocierał twarzy. Rozejrzał się tylko po pomieszczeniu i skinął Gveirowi głową. Potem przeniósł spojrzenie na Izabelę.
- Wprowadziłaś nas i wyprowadziłaś bez szwanku. Przyjmij moje podziękowania piękna czarodziejko. - Cieszę się że nasze drogi splotły się podczas tej podróży.
Wstał podpierając się o cielsko wierzchowca i skłonił się nisko przyciskając zaciśniętą pięść do piersi. Izabela uśmiechnęła się słabo do niego. Skinieniem podziękowała za miłe słowa.

Esmond podniósł się ociężale, rozglądając się po pomieszczeniu. Z ulgą stwierdził, że pozostali również się wybudzili, bezpiecznie opuszczając krainę snów.
-Ehhh….nie cierpię tam wracać- wymamrotał do siebie, z powrotem opadając na posłanie. Wciąż pamiętał pierwszą sesję, gdy Izabella nieomal pozostałą w wiecznym śnie.
Okrył się swym płaszczem, planując już tylko odpocząć.
Z cienia kaptura spoglądał tylko w stronę reszty drużyny, szczególną uwagę zwracając na Ristoffa, który skrywał zbyt wiele, oraz Kruka, którego obecność budziła w nim niepokój.

Przed świtem

Ostatecznie wszyscy na nowo zasnęli. Zostało im jeszcze kawałek nocy, aby nabrać sił na dalszą drogę. Nie mieli snów, a przynajmniej ich nie pamiętali. Gveir wybudził się pierwszy. Usłyszał wezwanie.

“Jesteś gotów? Przypomniałeś sobie?”

Marzana znów się domagała odpowiedzi. Nie można było nazwać jej cierpliwą istotą. Odzyskując wspomnienia związane z Artamen, Gveir był przynajmniej pewny, że walka z Panią Zimy będzie czymś godnym legend. Pytaniem było tylko czy zamierzał mieć świadków swojego zwycięstwa... lub porażki?

Przez okna widać było jaśniejące ponownie niebo. Wagabunda miał chwilę czasu na podjęcie decyzji. Nie było go dużo, ale wystarczająco aby dobrze się zastanowić czy warto ryzykować zdrowie lub życie w walce z nadludzką istotą, aspektem zimy, Panią.


[media]https://ak.picdn.net/shutterstock/videos/1007542576/thumb/1.jpg[/media]
 
Asderuki jest offline  
Stary 10-07-2020, 17:56   #132
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Noc Gveira przebiegła niespokojnie. Nie spał zbyt wiele. W zasadzie to nie spał w ogóle, jedynie tylko ostatnią godzinę przeleżał, analizując nadchodzącą bitwę.

Oczywiście, zamierzał stanąć do walki. Choć nie wszystko w jego głowie było tak, jak tego chciał, to jednak tą część sobie przypomniał. W istocie wystarczyło to na tyle, żeby odzyskał część swojej siły - jak sądził.

Artamen był czymś więcej niż po prostu nauką, był sposobem na życie, był w każdym czynie, który Gveir robił. Winowajcą tego, że zapomniał o Artamen był oczywiście Kruk. Zrozumienie tego wypełniało wojownika palącym gniewem, który mógł mieć tylko jedno zakończenie. Nie prędzej jednak, jak skończy sprawę z Marzą.

Gveir powstał, przypasał dziwną maskę do pasa i pozwolił poczuć, jak demoniczne łańcuchy oplatają się wokół jego dłoni. Wyszedł na zewnątrz nie budząc nikogo. W tej walce chciał pozwolić im na tyle mocy i żądzy krwi, na tyle będą chciały.

- Marza! - wykrzyknął, wskazując jednym z ostrzy w niebo. - Obiecałaś mi pojedynek, czas dotrzymać swojego słowa! Przekonajmy się, czy moc Pani Lasu to jeno legendy!

Gveir czuł dziwne mrowienie w dłoniach. Choć była w tym po części zwykła ekscytacja nadchodzącą walką, było tam coś jeszcze. Była to obca wola demona uwięzionego w ostrzach, który rwał się do walki.

Walki, którą Gveir chciał mu zapewnić.

“Tędy” głos Marzany odezwał się znów w jego głowie. Zaraz potem padający śnieg rozstąpił się przed wojownikiem wskazując mu drogę. Kiedy za nią podążył dotarł na polanę na której siedział wielka ptasia istota.
- No, gotów do walki? - zapytała szczerząc swoje ostre zęby w parodii uśmiechu.

Gveir zakręcił jednym z ostrzy młyńca, podchodząc szybko bliżej. Nie czuł strachu, jedynie determinację.
- A ty? - zapytał i bez ostrzeżenia chlasnął zaczepnie na próbę jednym z nich w stronę Pani Lasu.
Zaczęło się.

- Ha ha! - zakrzyknęła z zadowoleniem. Prostym gestem dłoni sprawiła, że padający śnieg zaczął wirować aż utworzyła się wokół nich ściana. Wtedy skoczyła na Gveira pazurami do przodu…

Tymczasem w wieży

Słońce rozświetliło wnętrze wieży pierwszymi promieniami. Pozostali zaczęli się budzić. Ku ich (nie)dużemu zaskoczeniu Gveira nie było wśród śpiących.

Esmond podniósł się gdy tylko zdał sobie sprawę z nieobecności towarzysza. Wyjrzał przez najbliższe okno, szukając wzrokiem walczących. Nie chciał swoją obecnością zakłócić pojedynku.
Nie widząc nikogo i nie słysząc odgłosów walki, wyszedł z wieży licząc, że u progu nie natknie się na zimne ciało najemnika.

Hektor przeciągnął się na cielsku wierzchowca ziewając. Naraz zamknął gwałtownie usta i zamlaskał czując przerażającą suchość. Sięgnął do juków i wydobył z nich manierkę z wodą, która się ostała z poprzedniego dnia. Na szczęście wszędzie był śnieg i o zapas wody nie musieli się martwić.
Spojrzał za wychodzącym Esmondem i naraz zorientował się, że nie ma wśród nich Gveira. Dłoń natychmiast powędrowała do miecza.
- Eeee? - pytanie wydobyło się charkotliwie z jego gardła.

Rybożer zamlaskał w ślad za swoim panem leniwie się obracając na drugą stronę przygniatając leżącą obok Izabelę. Ta pisnęła w proteście budząc kolejne osoby.
Łowca nie odnalazł ciała towarzysza. Przywitało go słońce przebijające się między drzewami i chmurami. Ciszę zakłócał tylko szum pruszącego delikatnie śniegu. Gdy schodził z drewnianych schodów zauważył przysypywane powoli ślady odbiegające od wieży w gąszcza.

Esmond przykucnął przy najbliższym ze śladów, rozpoznając odbitą w śniegu podeszwę Gviera. Sugerując się intensywnością opadów i stopniem zasypania, ocenił że walka może jeszcze trwać.
- Sądzę że mogą jeszcze być w trakcie pojedynku - poinformował Hektora, samemu podążając za tropem.

- Pojedynghrek! - rycerz niemal zachłysnął się tym słowem. - Na śmierć zapoghrmniałem. Rybożer, zejdź z Izabeli!
Hektor zerwał się na równe nogi i zaczął przeganiać zwierzaka z czarodziejki. Jeszcze by brakowało, żeby ją przez przypadek zadusił.
- Może mu nie przesz… - urwał rzucając w ślad za Esmondem. - Nieważne. Zaraz dołączę!

- Tak! - szczeknął warg podnosząc już absolutnie wszystkich. Schodząc z Izabeli podążył za rycerzem na zewnątrz.

Walka

Metal demonicznego ostrza szczęknął przyjmując pazury. Marza wyszczerzyła się podskakując. Gestem dłoni zachęciła Gveira do zaatakowania.

Tak jak spodziewał się, pazury były tak twarde niczym stal. Może nawet i twardsze, któż wie?

Gveir ciął raz jeszcze, tym razem ostrożniej. Marza zdawała się być pewna siebie - zapewne takich jak on pożerała na śniadanie, stąd też nie wyglądała na zbyt przejęta walką. Czy była to forma, w której pokazała wszystkie swoje możliwości? Zapewne jeszcze nie.

Po czym uderzył ponownie. Szukał otworu w jej obronie, w który mógłby uderzyć. Być może jej skrzydła miały okazać się łatwiejszym celem. Wycelował zatem, zakręcił łańcuchem i posłał ostrze, by cięło jedno z nich.

- Argh! - Marza syknęła kiedy ostrze cięło pomiędzy jej piórami. Nawet ona była zaskoczona. Odskoczyła zwężając oczy. Tym razem ostrożniej zaatakowała wyciągając swoją szponiastą dłonią w tors.

Pierwszym instynktem Gveira był unik. Pani Lasu dopiero rozgrzewała się. Czekał na to, aż spoważnieje w swoim zamiarze poszatkowania go na drobne kawałki.

Zapewne zwykła broń nie mogła jej zranić - tak domyślał się Gveir, interpretując jej zdziwienie.

Ostrza miały duży zasięg, więc postanowił go wykorzystać. Póki Marza trzymała się z daleka z jej szponami, miał szansę. Spodziewał się, że rany zadawane przez jej szpony mogą nie być zwykłe.

Spróbował zrobić unik i wyprowadzić kontruderzenie w jedno ze skrzydeł.

Gveir cudem uniknął szponów wykonując jednocześnie atak. Niesione wolą wojownika ostrze uderzyło w skrzydło, a łańcuch zawinął się nienaturalnie. Złapana Marza próbowała się wyrwać, lecz kiedy szarpnęła łańcuch zamiast się napiąć, wydłużył się sprawiając, że manewr stał się zupełnie bezskuteczny. To był moment w którym chyba zrozumiała i przestała się bawić z Gveiem. Tym razem w odwecie skoczyła cała na niego ignorując ból. Wagabunda nie zdążył tym razem uniknąć i uderzenie posłało go do tyłu. Nie mógł być do końca pewien, ale mógł mieć złamane żebro.

Gveir stęknął. Potrzeba było czegoś więcej niż złamanego żebra, żeby sobie odpuścił.

Uśmiechnął się wilczo do Marzy. Wyglądało na to, że nie spodziewała się tego. Łańcuch popłynął z powrotem w powietrzu do jego ręki.

Plan Pani Lasu zapewne był prosty: rzucić się na niego i wydrapać mu oczy. Broń Gveira dawała mu pewną przewagę, którą musiał wykorzystać, jeśli chciał wygrać ten pojedynek. Była od niego znacznie silniejsza, ale demoniczne ostrza były szybkie i były w stanie ją zranić.

Wystarczyło nie dać się zabić.

Posłał uderzenie prosto na nią, pozornie naiwnie. Spróbował złapać ją na fintę i zrobić kolejny unik, a potem ciąć na odlew drugim ostrzem w nogi. Jeśli tylko mógł ją spowolnić, to mógł mieć szansę. Musiał zobaczyć, czy złapie się na to.

Poszukiwania Gveira


Esmond poprowadził rycerza i Rybożera śladami w głębokim śniegu. Przy wieży dołączyła do nich jeszcze Karhu. Wyszła spod grubej warstwy puchu spomiędzy yataków. Warg aż podskoczył zaskoczony kiedy góra się poruszyła i spod zimnej pierzyby wyłonił się czarny nos niedźwiedzicy. Wyraziła swoje niezadowolenie, że Gveir poszedł bez niej. Wydawała się lekko zaspana i nie do końca obecna.
- Oby był jeszcze żył - mruknęła zmartwiona.

-Również mam taką nadzieję- mruknął łowca, brnąc na przód przez śnieg- musimy być ostrożni. Gdyby pojedynek jeszcze trwał, nierozsądnym by było rozpraszać walczących. To mogłoby się źle skończyć.

- Ani rozpraszać, ani dołączghrać... - Hektor upewnił się że wszyscy byli tego świadomi. - To byłoby niehonorowe. Lecz popatrzeć na zacny pojedynek nie zaszkodzi.
Utopiec pomimo własnych zapewnień trzymał dłoń na rękojeści miecza. Kto wie, czy Pani Lasu nie wystawiła własnych straży, gotowych bez ostrzeżenia rzucić się na widownię. Poza tym… kto powiedział że ona będzie honorowa? Trzeba było być czujnym i takim też rycerz pozostawał, uważnie rozglądając się po okolicy, pozwalając się wieść Esmondowi.


Walka


Manewr nie zadziałał w pełni. Choć ostrze zacięło ptasią nogę Marzy, to Gveir wylądował na plecach. Jednego ataku uniknął ale w odwecie za podcięte ścięgno Pani powaliła go swoim ciężarem na ziemię. Boleśnie wbijając mu szpony w ramiona szykowała się aby go ugryźć.

Gveir warknął, kiedy upadał na plecy. Spodziewał się, że walka z Marzą będzie trudna. Nie oczekiwałby niczego mniej od Pani Lasu.

Kiedy upadał, łańcuch poszybował z powrotem i wylądował w jego dłoni. Jednym z ostrzy uderzył defensywnie w stronę twarzy i kłów, drugim zaś pchnął na oślep w klatkę piersiową, czekając na to, aż uścisk zelży.

Rzadko się zdarzało, że chciał wyzwolić się objęć dam, jednak jeśli ta chciała odgryźć mu głowę, potrzeba było się wyzwolić z nich czym prędzej!

Do jego uszu dobiegł rozdzierający wrzask. Marza złapałą się za twarz przewracając się do tyłu. Szkarłat je krwi ubrudził okoliczny śnieg.
- Ty!! - warknęła kierując swoją poharataną twarz do wojownika, który teraz mógł się podnieść. - Jesteś wspaniały!!
Zakrwawiona ale z szerokim (nawet nieco zbyt szerokim) uśmiechem Marza wstała rozkładając szeroko skrzydła. Podlecieć nie mogła mając uszkodzone jedno z nich, widok był jednak imponujący. Czekała na niego. Czekała z szeroko rozłożonymi ramionami.

Gveir podniósł się na równe nogi. Zachwiał się nieco, utrzymał jednak równowagę i podniósł jedno z ostrzy przed siebie, nieufnie.

- Co to za sztuczki? - zapytał, mając przecież w pamięci świeżo jej kły i pazury.

Marza uśmiechnęła się.
- Legnij ze mną.

Gveir zmrużył oczy. Marza, choć silna, brutalna i dzika, raczej nie należała do tych, co próbowali swoich wrogów brać na fortel. Choć wielu zapewne uciekłoby z przerażeniem na sam widok walki z Panią Lasu, to jednak Gveirowi udało się przeżyć walkę ze stworem, o którym krążyły legendy. Ostatecznie, był to kolejny test, jak głosiła reguła Artamen.

- Jeśli jest to kolejna część pojedynku, przekonasz się, że i w tej mierze tobie dostoję - rzekł Gveir, przybliżając się.

Marza zaśmiała się.
- To nie część pojedynku, to propozycja. Możemy się pozabijać, ty byś umarł, ja bym się odrodziła w następnym roku i tyle by było z pojedynku. Daj mi swe nasienie, abym mogła urodzić potomstwo coby siostry więcej na mnie nie mogły patrzeć z góry! - Pani zaskakująco wykonała wulgarny gest w kierunku drzew po czym ponownie spojrzała na Gveira wyczekując. Tymczasem ostrza szeptały mu do ucha aby zabił Panią aby mogły wchłonąć jej siłę.

- Nie szukam twojej śmierci, jedynie siły - rzekł Gveir.

Wyglądało na to, że pojedynek się zakończył. I chyba go wygrał, ostatecznie to Pani Lasu wyszła z propozycją jego przerwania. Z trudem wypuścił ostrza ze swojej ręki.

- Spodziewałem się, że otrę się o śmierć. Czy to oznacza, że wygrałem pojedynek? - Gveir wyszczerzył się do Marzy.

- Nie. Widzę w tobie potencjał, który chcę wykorzystać.

- Nie miałem nigdy dzieci - rzekł Gveir. - Kiedy przyjdzie czas, będę chciał je zobaczyć. I wytrenować w Ścieżce Artamen. To jest jeden warunek, który stawiam.

Marza zmrużyła oczy zastanawiając się.
- Niech będzie - powiedziała w końcu uśmiechając się powoli. Potem sceneria się zmieniła.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 19-07-2020, 15:08   #133
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Esmond z Hektorem i Karhu dotarli do polany. Śnieg był gdzieniegdzie wydeptany i w kilku miejscach szkarłat wybijał się ponad biel. Gveira i Marzy nie było z początku nigdzie widać po chwili dopiero dostrzegli, że jedna z zasp wcale nie była zaspą a czymś w rodzaju uklepanej ze śniegu ziemianki. Wtedy też do uszu całej trójki doszły dźwięki jakich nie dało się pomylić z żadnymi innymi. Ktokolwiek tam był ewidentnie właśnie uprawiał miłość.

Gdy pierwszy dźwięk dotarł do jego uszu, Esmond zatrzymał się, unosząc dłoń na znak by pozostali zrobili to samo.
Nasłuchiwał przez kilka sekund, chcąc upewnić się że nie ma omamów.
- Nic im nie jest…. możemy wracać- stwierdził, dochodząc po chwili do wniosku, że dźwięki nasiliły się na tyle, że z pewnością każdy je słyszał.

Hektor otworzył usta zaskoczony i zamrugał kilkukrotnie. Naraz jednak zmrużył oczy podejrzliwie.
- A co jeśli to sztuczka magiczna? Iluzja mająca na celu nas zwieść? Lub… co gorsza! Co jeśli Gveir uległ jej magicznemu urokowi? Co jeśli Marza użyła magii w honorowym pojedynku?
Rycerz obnażył ostrze.

Łowca położył dłoń na ręce rycerza w uspokajającym geście, choć w jego myślach zagościły podobne obawy.
- Nie sądźmy pochopnie - oznajmił powoli- Również martwię się o życie towarzysza, jednak jeśli to prawda, nie uważam by rozsądnym było im przeszkadzać.

- Pff, a niech se robi co chce - Karhu fuknęła naburmuszona.

Hektor dostrzegał słuszność w słowach towarzysza. Pani Lasu czy nie, nawet jeśli okoliczności były dziwne, nie było słusznym z butami wchodzić w cudzą alkowę.
- Racja… szkoda że nie ma z nami Izabeli, która mogłaby ocenić sytuację. Choć panną jest i nie wypada jej na zgorszenie narażać - westchnął ciężko - Nic to. Ruszajmy do wieży. Zaufajmy instynktowi.

Niedźwiedzica burknęła twierdząco i podążyła za dwójką. Po drodze coś mamrotała niezadowolona rzucając epitety w stronę Gveira. Pod wieżą zagrzebała się pod śniegiem prosząc aby jej nie przeszkadzać. U wejścia zaś stał Hebald.
- Nie żyje? - zapytał widząc brak najemnika.

- Zdawał się żywszy niż dotychczas.- odpowiedział Esmond, ściągając przewieszony przez plecy kołczan i łuk. Ostatecznie nie okazały się potrzebne.
-Gvier zapewne wkrótce do nas dołączy.

- A Marza? - Z drzwi wyłonił się ożywiony Aurarius poprawiając okulary.

- Khm… też żywa - odpowiedział zakłopotany Hektor.

- Co? Ale jak to? Nie bili się? - zapytał bez zrozumienia. Hebald zaś wzruszył ramionami i wrócił do wnętrza. Smok bez zrozumienia spojrzał na maga i z powrotem na rycerza i łowcę.
- Nie rozumiem…

- Cóż…Ja również - odpowiedział Esmond, zastanawiając się jak potoczyła się walka, aby zakończyć się takim finałem. Wyminął Aurariusa w przejściu i wszedł do wieży, by zjeść coś przed dalszą podróżą.

Oczekiwanie na Gveira okazało się nie być zbyt długie mimo to Hebald tradycyjnie się irytował. Wyrzucił z siebie kilka gburnych kwestii, o tym że im się spieszy i każda godzina się liczy. Na koniec ocenił stan najemnika kiwając w końcu do niego głową dodając, że cieszy się, że żyje.

Potem Aurarius zaczepiał najemnika próbując się od niego wywiedzieć czegokolwiek związanego z walką i co znaczy, że nie bili. Jak na wcześniej obrażonego decyzjami teraz wykazywał nadzwyczajną ciekawość.

Sam Gveir miał kilka nowych zadrapań po czasie spędzonym z Marzą. Niestety żebro dalej doskwierało i jak i pozostałe rany. Pani Lasu zaś bardzo szybko zregenerowała swoje rany, bo ledwo najemnik się rozebrał a jego kochanka już prezentowała się jak nowa. Po wszystkim zostawiła go dając mu ostatni pocałunek i obietnicę, że powróci do niego, kiedy nadejdzie czas. Odleciała niknąc z oczu i przywracając zimowy chłód.

***

Wyruszyli w dalszą drogę. Karhu była bardziej gburna niż zwykle, pozostawiając jednak swoje myśli dla siebie. Rybożer zaś odzyskał nieco werwy i gadał dość dużo w trakcie drogi. Nawet odzywał się do Kruka, który milczał. Mijali kolejne pagórki, a droga zaczęła się wznosić do góry. Zbliżali się do gór, do celu ich drogi. Zapewne jeszcze dwa – trzy dni i powinni dotrzeć na miejsce. Mieli jednak problem. Wyruszyli później niż zakładali i słońce zaczynało już zmierzchać. W okolicy nie było widać żadnego schronienia dla tak licznej grupy osób. Mogli próbować jechać nocą, aby dotrzeć do ostatniego miasteczka przed nimi. Nie mieli jednak gwarancji, że ktokolwiek ich wpuści lub ofiaruje nocleg. Mogli spróbować jakoś się upchać do wozu lub rozstawić obóz. Ryzykowali jednak, że chłód zimy wedrze się w ich członki w najlepszym przypadku tylko wychładzając.

Na domiar złego coś dziwnego zaczęło się dziać z Krukiem. Siedzący za plecami rycerza demon zaczął nagle głośno kasłać i krztusić się. Chwilę później spadł na ziemie i zaczął się tarzać w konwulsjach.
 
Asderuki jest offline  
Stary 18-10-2020, 12:23   #134
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Wyruszyli w dalszą drogę. Karhu była bardziej gburna niż zwykle, pozostawiając jednak swoje myśli dla siebie. Rybożer zaś odzyskał nieco werwy i gadał dość dużo w trakcie drogi. Nawet odzywał się do Kruka, który milczał. Mijali kolejne pagórki, a droga zaczęła się wznosić do góry. Zbliżali się do gór, do celu ich drogi. Zapewne jeszcze dwa – trzy dni i powinni dotrzeć na miejsce. Mieli jednak problem. Wyruszyli później niż zakładali i słońce zaczynało już zmierzchać. W okolicy nie było widać żadnego schronienia dla tak licznej grupy osób. Mogli próbować jechać nocą, aby dotrzeć do ostatniego miasteczka przed nimi. Nie mieli jednak gwarancji, że ktokolwiek ich wpuści lub ofiaruje nocleg. Mogli spróbować jakoś się upchać do wozu lub rozstawić obóz. Ryzykowali jednak, że chłód zimy wedrze się w ich członki w najlepszym przypadku tylko wychładzając.

Na domiar złego coś dziwnego zaczęło się dziać z Krukiem. Siedzący za plecami rycerza demon zaczął nagle głośno kasłać i krztusić się. Chwilę później spadł na ziemie i zaczął się tarzać w konwulsjach.


Gveir nie lubił demona. Choć to dzięki niemu dostał Ostrza Furii, utracił wiedzę o Artamen i któż jeszcze wie, ile? Choć udało się odzyskać wiedzę o Sztuce, to nie przepadał za nim. Demony nie były przewidywalne z ich paktami.

- Przeklęta magia - Gveir splunął za siebie. - Hebald! Co jemu jest!?

Hektor obrócił się w siodle patrząc zaskoczony na Kruka. Gdyby to był normalny człowiek z pewnością by już do niego doskoczył próbując uratować. Teraz jednak, z jakiegoś powodu nie czuł takiego impulsu. Dopiero po chwili, wiedziony świadomą decyzją, a nie instynktem, zeskoczył i przytrzymał demona próbując mu zajrzeć w oczy.

Esmond wychylił się z wozu, szukając źródła zamieszania.
- Co na pustkę…- mruknął widząc trzęsącego się na ziemi Kruka.
Zachował dystans, zgodnie ze swoją pesymistyczną naturą, wątpiąc by cokolwiek dobrego miało z tego wyniknąć.

- Może mu być wiele rzeczy - mag pokręcił głową w niezadowoleniu. Wyskoczył z wozu ruszając w kierunku Kruka. Ten się krztusił i trząsł, a patrzący mu w oczy Hektor zobaczył jak ustępuje z nich czerń. W kilku następnych konwulsjach z ust mężczyzny wydobył się bulgoczący dźwięk i nagle czarna maź wystrzeliła rozbijając się o najbliższe drzewo. Konwulsje się uspokoiły i zemdlał. Nastąpiła cisza. Czarna maź zaczęła się scalać ukazując na nowo niepełną formę Kruka. Demon łypnął dwukolorowymi oczami. Wydawał się zmęczony. Na nowo uformowały się na nim pióra, ale jedno z nich było białe. Bardzo powolnie zaczął pełznąć do Hektora.

Gveir splunął raz jeszcze.
- Hmpf!
Po czym zeskoczył z Karhu, aby zbadać puls nieprzytomnego.

- Nie opętał martwego, tylko żywego - zauważył rycerz, który do tej chwili był przekonany że leżący przed nim człowiek padł trupem od ciosu miecza, gdy stanął naprzeciw nim w karczmie. Sam jednak nie wiedział do końca co byłoby… bardziej wybaczalne.

Podniósł się znad nieszczęśnika, widząc że Gveir również się nim zainteresował i podszedł do Kruka. Ze szczękiem zbroi przyklęknął na kolano.
- Co się staghrło? Człowiek cię pokonał, czy twa maghria osłabła?

-Żywego..?- Esmond pamiętał wrogość mężczyzny, oraz jego towarzyszy w trakcie spotkania w karczmie. Wyjął z plecaka zwój liny i zeskoczył z wozu, na wypadek gdyby leżący odzyskał przytomność i wykazywał agresję.

Puls nieprzytomnego wydawał się stabilny dla Gveira, który choć wielokrotnie zabijał nie był sprawny w ratowaniu życia. Pewny był jednak, że mężczyzna dycha.

Kruk zaś spojrzał tylko swoimi niepasującymi oczami na Hektora i bardzo powoli doczołgał się do niego aby się przytulić. A przynajmniej tak to wyglądało gdyż oparł swoją “głowę” o nogę rycerza i zamarł. Utopiec dostrzegł, że tak jak wcześniej tak i teraz Kruk nie miał ust. Wyglądał jednak na zmęczonego, co mogło oznaczać, że któreś albo i oba założenia poczynione przez Hektora były prawdziwe.

- Żyje. Weźmy go do miasta - rzekł Gveir. - Wpuszczą nas z pewnością, jeśli tylko powiemy, że mamy ze sobą rannego. O tym, że tachamy ze sobą demona, nie mówmy. Ten tutaj będzie miał znacznie większe szanse przeżycia z medykiem aniżeli byśmy rozbili obóz w głuszy.
Po czym podniósł nieprzytomnego człowieka z zamiarem powrotu na niedźwiedzicę.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 18-10-2020, 20:08   #135
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Esmond spojrzał na nieprzytomnego mężczyznę, a następnie na demona.
- Sądzę że powinniśmy rozbić obóz poza miastem…- stwierdził niechętnie.

Hektor spojrzał na biedną kreaturę bez cienia emocji. Demon próbował grać na jego ludzkich odruchach ale rycerz był świadom że ma do czynienia z istotą z innego świata. Podniósł kruka i przeniósł go do Rybożera, by znaleźć mu miejsce w jukach.
- Zgadzam się - odpowiedział przy tym Esmondowi - nieprzyghrtomny może zwrócić uwagę swoich druchów z tego ich kościoła. Lepiej nie zwghrracajmy na siebie uwagi.

- Niech będzie i tak - rzekł Gveir. Ostatecznie, mężczyznę przyprowadził Hektor i to on mógł decydować nad jego losem.

Podejmując decyzje o noclegu w dziczy grupa kontynuowała podróż aż do zachodu słońca szukając dobrego miejsca na nocleg. W końcu znaleźli polankę odgrodzoną od drogi wąskim pasem drzew. Powinna osłonić ich od wiatru. Pozostało tylko jakoś się oporządzić.

Gveir zszedł z Karhu. Potrzebowali się oporządzić czym prędzej, ostatecznie, słońce wkrótce zajdzie.

Poprosił Hektora i Esmonda, aby pomogli mu rozbić namioty. Dizi, tak jak zwykle, mógł oporządzić wierzchowce do czasu, kiedy obóz powstał. Gveir nie widział przeszkód, żeby rozpalić ognisko. Choć czyhali na nich wyznawcy w mieście, to wątpił, żeby wypuszczali się za nimi tak daleko, aby zagrozić im w głuszy.

Jeśli chodziło zaś o Hebalda, Izabelę i smoka, wolał, żeby doglądali nieprzytomnego i demona, a także jedno z nich, najelpiej Izabela, trzymało straż podczas kiedy będą stawiali obóz. Gveir nie wątpił, że demon będzie oznaczać kłopoty dla nich tak długo, jak będzie w drużynie, natomiast postawienie czujki, która będzie sprawdzać, czy ktoś nie nadchodzi, nigdy nie wyszło im na złe.

Hektor był trochę nieobecny podczas rozstawiania namiotów. Zostawił demona w jukach, zatkniętego w zrolowany ciepły pled. Nie wiedział czy istota w ogóle czuje zimno, ale czuł że to właściwe bez względu na intencje i charakter Kruka. Jego myśli natomiast zaczęły uciekać gdzie indziej. Nie znał odpowiedzi na tyle pytań. Odpowiedzi, które mógłby poznać, gdyby dobił targ z demonem. Czy był jednak gotów, tak jak Gveir, oddać cząstkę siebie, gdy przecież robił wszystko by odzyskać utracone fragmenty? Wspomniał sny, które miał do tej pory na trakcie. Urwane wspomnienia. Gryf… zamek… kobieta. Złapał się na tym że zerka ukradkiem w stronę Izabeli. Zganił się i skupił ponownie na zadaniach obozowych zastanawiając co go tu trzyma.
Powszechnie uważano że ludzie powracają do życia jako utopce gdy pozostawili po sobie niedokończone sprawy. Kruk jednak poddał w wątpliwość intencje Pana Toni. Czyżby jego istnienie… istnienie Hektora, było jedynie kaprysem jednego z bogów?
Znów spojrzał na Izabelę, ale tym razem zawiesił wzrok dłużej nieświadom że się gapi.*

Po tym jak pomógł w rozłożeniu namiotów, Esmond zajął się resztą przygotowań. Pokierował Dizim tak, by ten ustawił wóz pomiędzy nimi a drogą. Powstała tym samym osłona, zarówno przed atakiem jak i ciekawskim wzrokiem, oraz punkt obserwacyjny dla wartownika.
Gdy skończyli pozostawił karła ze zwierzętami, samemu zebrał złamaną gałąź i skierował się w stronę traktu, by zatrzeć choć część śladów prowadzących do ich obozu. Oddalając się bacznie przyglądał się otoczeniu, znalazł jednak chwilę by nacieszyć się chłodnym zimowym powietrzem, oraz wieczorną ciszą.
Przez lata zdążył przyzwyczaić się do życia poza cywilizacją i choć doceniał jej wygody, wciąż preferował spokój dziczy od smrodu miasta.

Wspólnymi siłami grupka rozłożyła namioty i rozstawiła obóz chroniąc go przed możliwymi niebezpieczeństwami. Płomień wesoło tańczył w ognisku oświetlając okolice i grzejąc zziębnięte ciała. Rybożer przyniósł patyków, aby nimi palić i siadł ciężko zadem na śniegu.
- Pomagam! - zaszczekał radośnie. Widząc to Karhu również uciekła w las robiąc przy tym nieco więcej hałasu. Głośny trzask i hurgot dobiegł zza linii drzew i chwilę potem niedźwiedzica niosła w pysku młode drzewko na tyle duże, aby po porąbaniu również nadawało się do palenia.
Isabela przyuważyła w końcu jak się rycerz na nią patrzy nieprzerwanie. W pierwszym odruchu chciała uniknąć tego spojrzenia, udając, że go nie widzi, lecz intensywność oczu Hektora zmusiła ją do kapitulacji.
- W czymś mogę pomóc? - zapytała niepewnie stojąc na krawędzi obozowiska. Zgodnie z prośbą Gveira obserwowała okolicę.

Hektor wzdrygnął się.
- Wybaczcie piękna czarodziejko. Nie było moją intencją tak brzydko się wpatrywać. Po prostu… - zawahał się. - przypomnieliście mi o kimś. Myśli zaś jak ten zaprzęg ciągnięty przez oszalałe wargi pomknął hen oddalając mnie od rzeczywistości.

- A kogoż ci przypomniałam rycerzu? - magini się zainteresowała.

- Rzecz w tym… że nie wiem. W snach swych bywa że pojawiają się fragmenty, które chciałbym zwać wspomnieniami. Była tam niewiasta, wobec której niegdyś, będąc człowiekiem, mogłem coś czuć. Kto wie? Może była moją żoną? Może to tylko sen. Może nawet bym chciał aby to był tylko sen - rzekł ze smutkiem w głosie.

Magini uśmiechnęła się niepewnie.
- Myślę, że gdybym nią była pamiętałabym to. Może jak dotrzemy do miasta chciałbyś… spróbować coś zrobić z twoją pamięcią? Nie mam pojęcia jak ona może wyglądać. Esmond, Gveir i teraz ty… każdy z was ma w sobie coś czego nie powinni mieć. Esmond połączenie z bogiem śmierci. Gveir miał wyrwę, a ty? Co nas czeka w twoim umyśle?

- Na to pytanie, piękna Izabelo, nie potrafię odpowiedzieć - odparł rycerz. - Dysponuję fragmentami układanki, które próbuję nieudolnie posklejać. Jeśli będziesz w stanie mi pomóc, będę ci dozgonnie wdzięczny. Nie chciałbym jednak narażać cię.. ani nikogo na niebezpieczeństwo. Ponoć stworzył nas Bóg Toni… któż wie czy w końcu się o mnie nie upomni.

- Boisz się tego? - zapytała delikatnie.

- Oczywiście - odparł bez namysłu Hektor. - Ale nie tego że dokończę swego żywota. Raczej tego że umrę nie pamiętając swojego życia, a próbując sobie przypomnieć kogoś narażę na podobny los.

- To co chciałbyś zrobić? Jak mogłabym ci pomóc?

Rycerz pokręcił głową.
- Nie wiem - przyznał - Może... mogłabyś siegnąć do mojego umysłu i wyciągnąć na wierzch te wspomnienia, do których nie mam dostępu? Wierzę że tam są… jak inaczej śniłbym o nich?

Izabella kiwnęła zdawkowo głową.
- Może są, a może to tylko ułuda. Mamy do czynienia z bezpośrednim wpływem Siewcy Wiatru, a do tego u ciebie jeszcze Władca Toni gra rolę. Ja… boję się Hektorze. Boję się o siebie. Esmond ma u siebie takie połączenie, z tego co wy mi powiedzieliście ja również je miałam i je zatkaliście. Boję się co będzie jeśli zajrzę w twój umysł. Tego czy się obudzę i czy ty również.
Spojrzała na rycerza z głębokim niepokojem w dwukolorowych oczach.

Hektor milczał przez chwilę po czym potrząsnął głową przywołując na twarz uśmiech.
- Masz rację. Jako rzekłem na początku. Nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwo, więc wykreślmy ten brawurowy pomysł. Jestem pewien, że z czasem przyśni mi się więcej elementów mojej układanki. Wtedy będę w stanie je ułożyć i ulepić się na nowo. Muszę być cierpliwy.

Magini chyba czułą się jednak winna odmawiając rycerzowi bo zaraz podjęła temat.
- Ale mogę inaczej pomóc. Znam mniej “inwazyjne” sposoby na przypominanie sobie. Jeśli chcesz możemy ich spróbować.

Hektor otworzył szerzej oczy i podniósł palec ostrzegawczo.
- Tylko jeśli nie będzie to dla ciebie niebezpieczne piękna Izabelo - zastrzegł. - Co masz na myśli?

- Rozmowy. Zwykłe rozmowy o tym co pamiętasz, gdzie się obudziłeś po raz pierwszy i ćwiczenia na pamięć. Zaskakujące jest to jak takie proste rzeczy mogą pomóc w przypominaniu sobie. Co ty na to?

Hektor nie był uradowany, ale starał się tego nie pokazać. Tyle magicznych rzeczy doświadczył, że proste rozwiązania jawiły się jako nieskuteczne.
- Czemu nie - odparł zamiast tego. - Jeśli zwykła rozmowa może mi pomóc, czemu nie spróbować? Chociaż… po chwili zastanowienia to może być ciężkie. Minęło już wiele miesięcy odkąd na nowo otworzyłem oczy. Pamiętam jedynie… pamiętam siebie wyjącego do własnego odbicia w jeziorze. - rycerz zasępił się na nowo.

- W porządku, wszystko wyjdzie jak już porozmawiamy. Teraz powinniśmy odpocząć. Późno już.
 
Jaracz jest offline  
Stary 18-10-2020, 20:27   #136
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
W tym czasie do Esmonda dołączył Auralius.
- Mam już nieco próbek dla twojego płaszcza. Czy ty coś znalazłeś? Nad ranem będę mógł go przygotować jeśli ilość będzie cię zadowalać.

- Cóż….-mruknął łowca, zastanawiając się czy kolekcja tkanin, traw, kamieni, kory, gałęzi i innych przeróżnych elementów otoczenia okaże się wystarczająca-[i] Zbierałem niemal wszystko co znalazłem po drodze. Sądzę, że to wystarczy by płaszcz był skuteczny.[/]

- To nad ranem będzie gotów - powiedział smok zbierając co też Esmond odnalazł.

Gveir wyciągnął topór, który miał Dizzi w karawanie i jął się rąbać nieco większe drzewa i patyki, aby można było je wrzucić w płomienie. Rzucił spojrzenie na Karhu, która wyglądała na obrażoną na niego z powodu spraw z Marzą.

Zagadnął do Hebalda:
- Cel naszej podróży jest bliski - rzekł.
- Jest - odparł mu krótko mag. - Jeszcze jeden przystanek i będziemy u celu. Czuję się jakby minęły lata a nie tygodnie - mruknął oglądając miejsce gdzie powinna być dłoń.

- Zaiste - przytaknął Gveir. - Pamiętam… Pamiętam, że kiedy nie miałem pamięci, chciałem podjąć się tej wyprawy dla złota. Teraz, kiedy odzyskałem część mojej pamięci, muszę rzec, że złoto się przyda, ale lepszy był pojedynek z Marzą. I ostateczna walka, która nas czeka.

- O ile nas czeka walka. Mieliśmy sprawdzić co się stało z obozem badawczym. Nie wystarczy ci tego co mieliśmy po drodze? Wiedźma, bandyci, kultyści boga człowieka, Marza… cokolwiek wy tam wyprawialiście jeszcze dodatkowo w umyśle Izabeli.

- To były świetne bitwy! - rzekł Gveir, przypominając sobie chwile miłosnych uniesień spędzone z Marzą. - Żyję dla nich. Starcie z Panem Losu będzie jedną z większych bitew. Mam nadzieję, że wyjdziemy zwycięsko, choć, jeśli nie będzie mi dane, wolałbym chwalebną śmierć. Zatem… co następne? Popasamy i idziemy dalej, nie zatrzymując się?

Hebald spojrzał na Gveira uważniej.
- Pan Losu? Nikt nie włada losem Gveir. Na nasze szczęście- uśmiechnął się tajemniczo. - Spodziewam się kultystów lub jakiejś innej organizacji.

- Kultystów jestem w stanie obić - Gveir uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Zatem! Popasajmy i idźmy dalej.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 21-10-2020, 20:39   #137
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W końcu wszyscy poszli spać. Czy byli wtuleni w swoje wierzchowce, czy grzali się koło ogniska lub wewnątrz wozu - wszyscy zmarzli. Porankiem niektórzy szczękali zębami, inni mieli zatkane nosy, a jeszcze innym strzykało w kościach. Marza choć zaspokojona poczynaniami Gveira była bezlitosna i nie ulżyła im chłodu tej nocy. Taka też była jej natura, stawiać wyzwanie śmiertelnikom, zmuszać do przetrwania.

Mimo stanu w jakim byli, musieli się zbierać. Wizja pogoni, jaką podejrzewali, że mają, wydawała się blaknąć. Póki co nikt ich nie znalazł i nie napadł. Być może śnieg zatarł ich ślady wystarczająco, aby tamci zrezygnowali z pościgu. Nie mogli być tego jednak pewni. Możliwie najszybciej jak mogli zebrali się zjadając ciepłe śniadanie przygotowane w garnku nad ogniskiem. Nieco rozgrzani posiłkiem wrócili na trakt. Aurarius pozwolił sobie usiąść na dachu wozu, aby zaprezentować Esmondowi płaszcz.

- Zobacz, tutaj masz runę odpowiadającą za wybudzenie magii. Jak będziesz dobrze zasłonięty to płaszcz ukryje ciebie zupełnie w twoim otoczeniu. A tutaj - wskazał na inną runę - masz tą która pozwoli ci uzupełnić materiał do jakiego chcesz, aby płaszcz się upodabniał. Fajny, nie?
Smok wydawał się wysoce zadowolony ze swojego dzieła pokazując je na wyprostowanych rękach.

Słońce było już wysoko na niebie, kiedy dotarli do ostatniego przystanku na ich drodze. Miasteczko było niewielkie i nieogrodzone. Jadąc nocą na pewno byliby późno, ale była szansa, że ktoś by ich ugościł. Ristoff zarządził krótki postój w miejscowej karczmie, aby napełnić brzuchy czymś ciepłym i podjąć ważne decyzje.

- W dalszą drogę chciałbym zabrać już tylko Esmonda, Hektora i Gveira. Stawiliśmy już wielu niebezpieczeństwom na drodze, ale boję się tego co możemy tam zastać i wolałbym, aby reszta z was została.
 
Asderuki jest offline  
Stary 13-11-2020, 17:15   #138
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Ale... Tak daleko razem zaszliśmy - zaskakująco Dizzi pierwszy wyraził niechęć do pozostania. Spojrzał na wskazaną trójkę z jakąś nadzieją w oczach.

Gveir pogładził swoją szczeciniastą brodę.
- Nie mam oporów, aby reszta poszła z nami, jednak będzie to trudne zadanie. Może to oznaczać nawet waszą śmierć - rzekł Gveir. - Dla mnie liczy się tylko walka, jeśli nie boisz się położyć życia na szali, możesz iść z nami, Dizzi. To twój wybór.

Spojrzał na niedźwiedzicę.
- To samo się tyczy ciebie, Karhu. Nie musisz iść, jeśli tego nie chcesz.
Gveir nie potrzebował wiele. Wystarczyły mu tylko jego ostrza i był gotów.*

- Zgadzam się z Gvierem - oznajmił Esmond, bawiąc się jednocześnie zapięciem od nowego płaszcza - waszą decyzją jest to, czy checie ryzykować własne życia, nikt też nie będzie miał wam za złe gdybyście postanowili zrezygnować.

- Sądzę jednak, że decyzja byłaby łatwiejsza, gdybyśmy poznali WSZYSTKIE szczegóły - dodał, obracając wzrok na Ristoffa i jego skruszały kikut dłoni.

Hektor pokiwał wpierw głową na uwagę Gveira, lecz zawahał się.
- Pozostawiłbym na pewno naszego wpółżywego jeńca. On jest już niepotrzebnym zmartwieniem.
Mówiąc to uświadomił sobie, że trzyma dłoń na torbie przewieszonej przez krzesło. Torbie, w której ukrył się Kruk.

Ristoff przeniósł spojrzenie na zainteresowanych. Aurarius kręcił palcami po stole zerkając to na maga to na utopca omijając zupełnie łowcę.
- No… ja zostanę. Tak. Ja zdecydowanie wolę zostać.
Izabella pokręciłą z niedowierzaniem głową.
- Tchórz jesteś i tyle - zaczęłą zakładając ręce na piersi. Zaraz jednak jej mina zmiękła i w spojrzeniu pojawił się strach. - Ale ja wcale nie jestem lepsza. Może na was tutaj poczekam? W końcu mieliście tylko sprawdzić co się stało.
Ristoff dalej milczał czekając aż wszyscy się wypowiedzą. Póki co wydawało się jakby pominął zupełnie to co powiedział Esmond.
- No to jak tam mówicie, to ja pojadę. Wozem będzie szybciej, a jak będzie za wąsko dla wozu, to pojedziemy na yatakach. Poradzą sobie. Jestem z wami od początku to i do końca zostanę. Zgadzam się jednak, że tego nieprzytomnego jegomościa to może u karczmarza zostawić. Oszczędziliśmy go to teraz też o niego trzeba zadbać. Jakieś drobne zostawić aby się nim zajęli zamiast mu ukraść co ma.

- Zróbmy tak - zgodził się Gveir. - Ruszajmy więc!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 14-11-2020, 19:55   #139
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Z jakiegoś powodu Hektor miał nadzieję że Izabela ruszy wraz z nimi w dalszą drogę. Rzecz jasna i Aurariusa powitałby dalej przy swoim boku. Jednak nie zamierzał zachęcać ich do eskapady, która miałaby być niebezpieczniejsza od dotychczasowej drogi. Bo tylko tak mógł myśleć rycerz o dalszej wędrówce, słysząc życzenie Ristoffa.
Skinął zatem głową wtórując niemo Gveirowi.

Esmond nie skomentował. Krzyżując ręce na piersi spoglądał na Ristoffa, zawiedziony brakiem odpowiedzi. Sądził, że mag wie znacznie więcej o czekających ich niebezpieczeństwach, niż do tej pory im przekazał. Łowca nie miał w zwyczaju ruszać bez przygotowania i informacji, zwłaszcza jeśli zadanie było tak ryzykowne.
Tym bardziej dziwiła go obojętność towarzyszy, którym te informacje zdawały się zbędne.

Ristoff kiwnął głową.
- Dobrze więc. Zostawię wam ulokowanie nieprzytomnego. Ja z Dizim zajmę się oporządzeniem wozu do drogi i pozbyciem się nadmiarowego balastu. Dotarcie na miejsce może nam zająć ponad połowę dnia i nie chciałbym przybyć tam po nocy. Skorzystajcie z tego dnia na swoją korzyść.
Z tymi słowami Ristoff zakończył dyskusję. Grupa posiliła się i ulokowała nieprzytomnego w karczmie. Właściciel patrzył nieco podejrzliwie, ale na sam widok monet wszystkie jego podejrzenia zniknęły. Na horyzoncie wciąż nie było widać pościgu. Hebald wraz z Dizim zniknęli zajęci próbą rozporządzenia dobytkiem. Mogło przyjść na myśl a co z powrotem? Przeciez będa potrzebne jeszcze zasoby na powrót. Z takimi wątpliwościami musiała się borykać Izabella, która zabrała Esmonda na spacer z dala od pozostałych.
- Esmondzie… martwię się. Ristoff zawsze był jednym z bardziej ekscentrycznych magów, ale nigdy nie widziałam go w takim stanie i z takim zachowaniem. Może jednak powinnam z wami pojechać?
- Również nigdy go takim nie widziałem. Nie mogę jednak podjąć za Ciebie decyzji, zwłaszcza takiej od której może zależeć Twoje życie. Nie mam pojęcia co nas tam czeka, ani tym bardziej czy ja, lub pozostali, będziemy w stanie zapewnić Ci ochronę- odpowiedział, choć najchętniej zaprosiłby Izabellę by ta towarzyszyła im w podróży. Mimo że nie darzył jej uczuciem, czarodziejka pomogła mu pokonać wewnętrzne demony, przez co sama jej obecność zdawała się działać kojąco. Co więcej była jedyną osobą rozumiejącą magię, która mogła kontrolować (podejrzane ostatnio) działania Ristoffa.
Magini zaczęła miętosić skrawek swojego rękawa. Myślała intensywnie nad słowami łowcy.
- Napiszę list do rodziny i… poczekam tu na was. Jeśli nie zajmie wam to dłużej niż powinno pójdę was szukać.
- Zrobię co mogę by wszyscy wrócili cało - odparł, choć sam nie mógł być tego pewien. Chciał jednak pocieszyć Izabellę. Doceniła to uśmiechając się i kiwając głową.

Gveir
Mieścina nie była duża, ale mieściła się między dwoma wzniesieniami. Dalsza droga miała być w górach już. Karhu tknęła nosem swojego właściciela i go poprowadziła w bardziej ustronne miejsce.
- Czemu nie chcesz mnie u swego boku? - zapytała wprost i bez ogródek.

- Chcę - wzruszył ramionami Gveir. - Kolejny etap będzie jednak trudny. Całkiem możliwe, że zginiemy. Ja cenię tylko Artamen, dla mnie liczy się tylko chwalebna śmierć i walka. Jeśli uważasz, że nie chcesz ginąć, nie będę miał ci tego za złe.

Gveir skubnął swoją siwą brodę.

- Od czasu, kiedy widziałem się z Marzą dziwnie się zachowujesz - rzekł.

Karhu burknęła pod nosem.
- Bo jestem zazdrosna. Nie lubię jak masz samice.

Gveir roześmiał się dobrodusznie i podrapał Karhu za uchem.
- Nie martw się tym.

Niedźwiedzica mlasnęła i nastawiła się bardziej do drapania.
- No dobra. Ale idę. Samego cię nie zostawię.

- Chodźmy więc - zgodził się Gveir.


Hektor

Rycerz przechadzał się po mieścinie przyciągając ciekawskie spojrzenia. Wiał przyjemny wiatr, choć nieco chłodny. W pewnym momencie dostrzegł kogoś kogo raczej się nie spodziewał. Liliput Otto stał na ryneczku i kogoś wyszukiwał. Kiedy jego spojrzenie padło na rycerza na jego śniadej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zamachał do rycerza i gestem zachęcił do podejścia.

- Otto… - rycerz przywitał liliputa podchodząc. - niech zgadnę, szukałeś mnie?
- A jakże! Pokaż no tę swoją rybią gębę - liliput wydawał się niezwykle uradowany widokiem rycerza. Był prędki do uściskania mu dłoni i nawet chciał wziąć w uścisk, ale się opanował.
- Khm, może się nieco pospieszyłem. Tak, szukałem cię… bo miałem nadzieję cię przedstawić.
- - utopiec nie krył zdziwienia, a też był daleki od okazywania wylewności liliputowi. Zaczął się rozglądać po okolicy. Nie spodziewał się jednak zagrożenia że strony Otta.
- Nie tutaj. Przejdziemy się? - Otto odstąpił wskazując rycerzowi drogę.
- Czemu nie - zgodził się rycerz. - Ładna pogoda. Taka… zwyczajna. - Hektor zadumał się doceniając zwyczajny charakter otoczenia. Żadnych smoków, Pań Lasu, Bogów, czy wizji. Zwykłe, proste miasteczko. A na jego skraju, obok jednej ze stodół osłoniętej od widoku stała majestatyczna bestia. Sowogryf o żółtych ślepiach, takich jak te które widział we snach. Czekał na nich kiedy się zbliżali spokojnie stojąc. Hektor natomiast wpierw przystanął niedowierzając, ale zaraz wznowił marsz kładąc odruchowo dłoń na rękojeści miecza.
- Nie obawiaj się rycerzu, nie obawiaj się - Otto zapewnił Hektora o swoich intencjach. Kiedy się zbliżyli liliput przyklęknął przed bestią i wyciągnął ze swojej torby koc. Następnie wstał i narzucił go na gryfa i się odsunął. Bestia patrzyła na Hektora swoimi przenikliwymi oczami, a jej rozmiar malał. Koc robił się na niej coraz większy aż zasłonił wszystko co powinno być skryte na ludzkim ciele. Oto przed Hektorem stał mężczyzna o niepomiernie długiej brodzie i równie długich włosach. Jego krzaczaste brwi rzucały cień na żółtawe oczy. Oczy króla.
W tym momencie Hektor zareagował zanim zdążył pomyśleć. Skryte pod warstwą niepamięci odruchy dały o sobie znać. Przyklęknął w śniegu na jedno kolano, chyląc głowę przed królem.
- Doszły mnie słuchy rycerzu, że nazywasz siebie teraz Hektorem Cztery Ryby z Moczarowisk. Chodź twoja aparycja jest inna to rozpoznaję w tobie kogoś innego. Jako Frederyka Lojalnego, królewskiego rycerza.
Rycerz wstrzymał oddech. Oczy niemal wyszły z orbit. Frederyk… to imię brzmiało… równie nieznajomo co każde inne. Oblała go nagła fala złości i rozczarowania.
- Jesteś… jesteś pewny… królu? - chciał powiedzieć ‘mój królu’ ale zrezygnował.
Żółte oczy świdrowały rycerza.
- Wygląd macie podobny, a ponoć i wasze serce równie czyste, co tego którego przyszło mi znać - głos króla był świszczący i pohukujący jednocześnie. Nie był niski i kontrastował z poważną twarzą porytą czasem i emocjami.
- Jednakowoż nie przybyłem tu aby dręczyć cię twoją przeszłością. Przybyłem tu w nadziei, nadziei że Hektor Cztery Ryby zechce służyć koronie. W tajemnicy przed światem, tu na krańcu królestwa pod pierzyną śniegu pytam się ja, Konrad Lucius Drugi, król panujący wraz z królową w królestwie Równonocy, czy ty, Hektorze herbu Cztery Ryby z Moczarowisk zechcesz oddać swe posługi w służbie królestwu?
Scena była abstrakcyjna. Król odziany tylko w koc stojący w zagajniku za stodołą pytał się rycerza czy chce mu służyć bezpośrednio. Jedynym świadkiem był Otto i kilka okolicznych gryzoni, które zapewne chowały się po kątach stodoły i drzew. Nie było pewnym nawet czy bogowie zwracali swoją uwagę na tak odciętą od świata mieścinę. Pytanie jednak padło i być może warto było na nie odpowiedzieć. Lub nie.
Hektor jednak wciąż nie podnosił głowy. Doceniał wagę tej sceny i czuł się jakby był właśnie w centrum świata. Zmartwił się tylko gdy król wyznał, że nie chce go ‘dręczyć’ przeszłością. Utopiec myślał “dręcz mnie, królu’, ‘wyjaw mi kim byłem’. Nie odważył się jednak wypowiedzieć tego na głos.
- Jeśli masz rację królu, nigdy nie przestałem być rycerzem królestwa - odparł po chwili. - Jakie me zadanie?
- Jest taki człowiek: Hebald Ristoff. Mag, z którym podróżujesz. Doszły mnie słuchy, że uniwersytet ma wobec niego wątpliwości. Upewnij się, że jeśli są one słuszne to jego działania nie będą miały wpływu na tutejsze okolice… ani żadne dalsze.
Utopiec przełknął ślinę. Trochę za głośno.
- Do tej pory nie czynił nic co mógłbym uznać za… złe. - odpowiedział - Upewnię się, by pozostał po dobrej stronie, królu.
- Możesz powstać. - Gdy rycerz spojrzał znów na Króla Konrada ten powoli zaczynał już obrastać w pióra.
- Pamiętaj mój rycerzu: goniąc za przeszłością łatwo przeoczyć teraźniejszość i zatracić przyszłość. Jeśli wspomnienia będa miały do ciebie powrócić, to tak się stanie.
Rycerz nie odpowiedział. Z takim poglądem, ktoś kto nie pamiętał kim był, nie mógł się łatwo zgodzić. Wyprostował się chłonąc obraz przeistaczającego się króla. Przed oczami na nowo stanęła mu scena ze snu. Zamkowe korytarze oraz spojrzenie tych ślepi.
Te znów na niego spojrzały gdy władca królestwa znów był bestią. Mrugnęła na pożegnanie i odwróciła się odchodząc w zagajnik.
- Będziesz tu czekał, prawda? - zapytał Otta, gdy król już zniknął z oczu.
- Tak… będę w okolicy - westchnął ciężko liliput. - Uważaj na siebie Hektorze.
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence

Ostatnio edytowane przez Asuryan : 14-11-2020 o 21:27.
Asuryan jest offline  
Stary 19-11-2020, 15:40   #140
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Reszta dnia upłynęła w spokoju choć pod znakiem zapytania. Każdy (prawie) miał pewne wątpliwości co do ostatniego przystanku podróży. Ristoff zostawał tajemniczy jak zawsze i unikał tematu swojej ręki. Nieprzytomny mężczyzna gorączkował. Karczmarz zabrał nieszczęśnika do innego domostwa. Nadchodziła noc i póki co pogoń dalej nie dotarła do miasta. Może jednak nikt ich nie gonił? Niestety ułuda zniknęła wraz ze świtaniem. Mag zaczął wszystkich budzić nakazując pośpiech.
- Przybyli. Żeby ich choroba wzięła musieli maszerować nocą.
Kiedy wszyscy ubierali się w pośpiechu za oknami widzieli na horyzoncie nadciągającą grupę. Była za duża aby to byli tylko wyznawcy Boga Człowieka... Esmond dostrzegł proporzec z żółtą tarczą i czerwonym mieczem. Najemnicy. Czy wiedzieli, że stali za kradzieżą i niepokojem? Czy zostali wynajęci? Nie było czasu się zastanawiać. Nawet posiłek lepiej było zjeść w drodze. A przynajmniej wyglądało na to, że sam Ristoff był za takim rozwiązaniem. Uciec poza miasto i nie czekać na to co grupa zrobi kiedy ich znajdą. Oznaczało to jednak zostawienie Aurariusa i Izabeli zdanych na samych siebie... Albo ostatecznie zabrać ich ze sobą... Albo cokolwiek co trójka zaproponuje.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172