|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
14-09-2017, 00:03 | #51 |
Reputacja: 1 | Wydarzenia z nocy oraz poranka nie wszystkich nastawiły optymistycznie do reszty dnia. Dizi nie skrywał swojch obaw przed Ristoffem i resztą. |
19-10-2017, 21:02 | #52 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Santorine : 19-10-2017 o 21:25. |
19-10-2017, 21:11 | #53 |
Reputacja: 1 | Wskazał drogi, którymi mogliby pojechać, a którędy musi się udać Izabela. Jasnym się stało, że odprowadzając maginię sami musieli by nadłożyć drogi. Ostatnio edytowane przez Jaracz : 05-11-2017 o 17:58. |
05-11-2017, 17:54 | #54 |
Reputacja: 1 | Hektor |
06-11-2017, 09:46 | #55 |
Reputacja: 1 | Sidgar usiadł na przeciw swojego brata z gniewnym spojrzeniem. Zanim jednak odezwał się do niego zawołał dziewkę karczemną zamawiając po piwie dla obojga. Po kilku minutowym milczeniu kufle pojawiły się i młodszy brat się odezwał. - Esmond… Czemu milczałeś? Starszy z braci pociągnął kilka łyków piwa, dając sobie czas do namysłu nad odpowiedzią. -Od kilku dni jesteśmy w drodze, nie mam sił by kłócić się z upartym kapłanem. Może rano, gdy opadną emocje i nieco odpoczniemy, uda się dojść do porozumienia Sidgar prychnął uderzając kuflem o stół. Nie krzyknął jednak, nachylił się i cicho wycedził słowa. - Ty, ty akurat powinieneś rozumieć. Wiedzieć, że kapłani nic nie wiedzą. Co jak nie znajdziecie innego kapłana na czas? Teraz tyle śniegu, że nikt z pobliskich wsi nie zdąży dojechać. -Rzekłem już, porozmawiam z nim rano-odpowiedział Esmond marszcząc brwi- Po tym wszystkim nie ma sensu dolewać oliwy do ognia. Chyba że wymagasz ode mnie bym zaciągnął klechę siłą… Młodszy brat skrzywił się i pokręcił głową. Upił łyk piwa. - Nie wyglądasz dobrze. Esmond westchnął. Najwyraźniej czuł się podobnie jak wyglądał. - Ciebie też dobrze widzieć w zdrowiu, cholernie wyrosłeś odkąd ostatnio Cię widziałem - mruknął prostując się. Kątem oka zerknął na sąsiedni stolik- ale nie do końca podobają mi się twoi znajomi. Co tu robisz? - Towarzyszę Alexandrowi. - odburknął co znaczyło, że wcześniejsza uwaga nie przypadła mu do gustu. - My… hmm… powiedzmy, że on ma ten sam problem co ty. Tylko radzi sobie z nim zupełnie inaczej. -Zwróciłem uwagę na jego oczy. Na czym polega ten sposób? - On się tego nie boi Esmond. On to akceptuje. Pomaga im. Nie zapija swoich lęków… Ech, może to i nie temat na dzisiaj. Powiedz mi lepiej co u twojej żony? Samą ją zostawiłeś na zimę? Esmond wbił spojrzenie w blat stołu, kłykcie pobielały gdy zacisnął dłoń na uchu kufla. Milczał chwilę, czując że wracają emocje. - Nie żyją - odparł w końcu, powoli cedząc słowa. Zmusił się by wyjaśnić co zaszło. Był to winny bratu - napadli na wieś. Spalili domy i zabili kogo tylko się dało… jako jedyny uszedłem. Sidgar odchylił się wbijając spojrzenie w Esmonda. Gniew na nowo powrócił do jego oczu. - Kto? - zapytał nachylając się do brata. - Opętani. Cała banda. Kilku z nich udało mi się dorwać w ostatnich latach, reszta rozpierzchła się po świecie. Sidgar znów zamilkł na dłuższą chwilę. - Czy to dlatego? Czy ona..? - Tak. Choć nikt inny o tym nie wie. Wolałbym by tak zostało- dodał pochylając się. - A więc to nie były tylko plotki… Jak to jest? Alexander mówił, że to ponoć… specyficznie wygląda. - Nic przyjemnego, a swego czasu nazbyt częsty to był widok. Sidgar zamyślił się na moment. - Może… może chciałbyś dołączyć do nas? Jestem pewien, że Alexander byłby w stanie ci pomóc. - Obiecałem tym ludziom pomoc, nie mogę się teraz wycofać- Esmond zawiesił na chwile, spoglądając na towarzyszy brata -odkąd zmierzacie? - Teraz na wschód, wzdłuż lasu. Alexander dopiero na rozstajach powie dokąd dalej. Nigdy nie wiemy dokąd dokładnie idziemy… jest w tym coś ekscytującego. - Czym zajmowaliście się do tej pory? - Podążaliśmy za Alexandrem - odpowiedział po chwili zwłoki. Tym razem to Esmond spojrzał krytycznie na rozmówcę . - Mnie nie zwiedziesz bracie, zbyt długo w tym wszystkim siedzę. Co robiliście pod jego komenda? - Słuchaj no, skoro ci nie mówię co dokładnie widać nie mam ochoty się z tobą tym dzielić. - Sidgar ściągnął gniewnie brwi. - Wybacz bracie, ale nie wiem co mogę ci powiedzieć a co nie Kątem oka Esmond zobaczył jak Gveir wszedł do karczmy, zamówił rosół i wyszedł na zewnątrz. Ristoff zaś dosiadł się do drugiego stolika. Łowca odwrócił spojrzenie od drugiego stolika. Nie podobali mu się towarzysze brata, i miał ale przeczucia co do ich planów. - Jedź z nami- zaproponował krótko. Sidgar pokręcił głową. - Nie zostawię Alexandra. Winnym mu to jestem. Za wiele mu zawdzięczam. Gdybyście nie odprowadzali magini, moglibyśmy jeszcze chwilę podróżować razem. Poznałbyś go, może byś się czegoś od niego nauczył. Tak, to nasze drogi rozejdą się jak wcześniej. Esmond polecił głową. - Nie będę Cię zmuszał. Oboje mamy swoje zadania - Hmpf. A mógłbyś się wiele nauczyć. Być kimś więcej niż tym przerażonym, zapijaczonym człowiekiem. - prychnął i wstał aby odejść do swoich.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence |
07-11-2017, 16:56 | #56 |
Reputacja: 1 |
|
13-11-2017, 22:00 | #57 |
Reputacja: 1 | Ristoff zgodził się, że i oni mogliby zaznać snu przed następnym dniem. Każdy z panów rozszedł się do innego z pokoi. Ostatecznie wyszło, że Esmond dołączył do maginii sam. Ristoff i Hktor zostali ugoszczeni przez kapłana, który pomimo wcześniejszej kłótni nie robił problemów. Gveir został na dole. Ciepło kominka, trzaskający ogień skusiły go bardziej niż schody. Swoją derkę miał i nikogo podejrzanego. Karhu była w stajni bezpieczna. Można było zasnąć. |
22-12-2017, 15:07 | #58 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Santorine : 22-12-2017 o 20:30. |
07-01-2018, 10:10 | #59 |
Reputacja: 1 | Esmond wchodząc do karczmy widział zaniepokojone spojrzenia dziewek a także drugiej grupy podróżników. Sidgar spojrzał na brata starając się jakby odgadnąć co się stało. Długowieczny z kolei wydawał się z lekka blady. Izabeli wciąż nie było we wspólnej izbie więc wypadało sprawdzić pokój. Drzwi skrzypnęły kiedy łowca je pchnął, a jego oczom ukazała się Izabela stojąca w rozsznurowanej spodniej sukni odsłaniającej dekolt oraz część brzucha. Kosmyk kręconych włosów spadł na twarz magini gdy drgnęła w zaskoczeniu. Pospiesznie odwróciła się plecami do mężczyzny. Jej ręce szybciej zaczęły wiązać sznurowadło. - Tak?- wydusiłą z siebie wyraźnie nie radząc sobie z sytuacją.* - Wybacz, powinienem był zapukać - mruknął Esmond niechętnie odwracając wzrok - niedługo wyruszamy. - Och, tak tak. Zaspało mi się, jakieś straszne wycie mnie obudziło i uświadomiłam sobie, że ciebie już nie ma w pokoju. Hebald pewnie będzie wściekły, że przez mnie jego wyprawa się opóźni. Jak ci się spało? - Zadziwiająco dobrze, dziękuję. Jak to zrobilas? Izabela dziwnie spojrzała na łowcę. - Och, to moja specjalność. Oczywiście wolałabym powiedzieć, że widać sama moja obecność ci pomogła. To było kilka słów wyszeptanych ci do ucha byś koszmarów nie miał. Wyglądasz na strudzonego człowieka,wypada choć trochę pomóc. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe? - magini uśmiechnęła się czarująco. - Nie, nie mam. Choć wolałbym wiedzieć o tym wcześniej. Czy w czymś Ci pomoc? - wskazał na bagaże, zmieniając temat. - Och, tak tak. - magini zaczęła instruować łowcę co ma zostawić, a co może już wziąć. Esmond skończył z kufrem do zniesienia. Przytargał go do wozu i zauważył, że nie ma wierzchowców Gveira oraz Hektora. Hebald zaś chodził dookoł wozu wieszając różnego rodzaju fetysze szepcząc tajemnicze słowa. Dłonią wskazał gdzie łowca mógłby odłożyć kufer. - Może dzięki temu będzie nam się nieco lepiej podróżować - powiedział gdy skończył. - Uważaj na Izabelę Esmond. Ma tendencję do narzucania swoich rozwiązań. Oraz nieco wysługiwania się innymi. Mężczyzna skinął głową w odpowiedzi. - Tym razem to z mojej inicjatywy - oparł wskazując kufer - ale dziękuję za radę, zapamiętam. Gdzie pozostali? - Pojechali przodem. Trochę aby zrobić zwiad, trochę aby nie marznąć. Zbieraj resztę. Ruszamy. Izabela i Dizi byli już po swoim śniadaniu kiedy Esmond po nich poszedł. Oboje pospiesznie się zebrali, ale magini puściła jeszcze uśmiech łowcy przed wyjściem. Sidgar patrzył ponuro na brata. Gdy ten podszedł się pożegnać, jego mina zmiękła. - Uważaj na siebie. - powiedział żegnając się mocnym uściskiem i pozostawił Esmonda swojej ścieżce.
__________________ Once the choice is made, the rest is mere consequence |
11-02-2018, 15:34 | #60 |
Reputacja: 1 |
|
| |