Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-01-2018, 15:08   #51
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Doświadczenie związane z manipulowaniem Ciemnością okazało się… bardzo intrygujące. Było to jedno z wielu określeń na zdolność, którą Brown został z jakiegoś powodu obdarzony. Na początku miał wiele obaw, lecz wkrótce potem przyszło coś na rodzaj podniecenia, wobec jakiego ziemskie uciechy były zwyczajnie śmieszne. Koncepcja uczynienia z drugiego człowieka bezwolnej marionetki od zawsze fascynowała starca. Z faktem tym notabene nigdy specjalnie się nie krył, a teraz jeszcze otrzymał świetne narzędzie do realizacji takiego pomysłu.
Wiedział jednak, że za wszystko trzeba zapłacić i magia nie była tu wyjątkiem. Moc szybko wydrenowała z Agatone’a skromne zapasy sił. Kiedy stary zabójca dźwignął się z ziemi i przeciągnął po niej topornika, sam już był na granicy wytrzymałości. Źle to rozegrał. Tamten mógł teraz łatwo się wyzwolić i odpowiedzieć atakiem. Wysiłek związany z zaklęciami był trudny do oszacowania. Jeśli Brown miał przeżyć oraz używać magii w przyszłości (wciąż nie pogodził się z tą myślą), to musiał szybko nauczyć się, ile mógł sobie pozwolić podczas podobnego aktu.
Mężczyzna zaczął wstawać, zaś pod Brownem ugięły się nogi. Przed oczami zatańczyły mu iskierki, w głowie odezwał tępy ból. Musiał jednak walczyć do samego końca. Zmusił ciało, aby upadło na oponenta. Chciał przygwoździć go do ziemi i równocześnie wytrącić mu topór z ręki. Gdyby to zawiodło, w ostateczności mógłby po prostu zadusić przeciwnika. Byłoby to bardzo trudne do wykonania zważywszy na ostatni deficyt w kończynach mistrza, lecz musiał chwytać się każdej możliwości.
Nie zamierzał też od razu zabijać swojego celu. Istniało przecież prawdopodobieństwo, że obcy będzie przydatny. Brown przebywał na nieznanym sobie gruncie i potrzebował teraz każdej pomocy.
- Ostrzegam cię - jego słowa przypominały teraz gadzi syk. - Jestem naprawdę w parszywym humorze. Wstać lewą nogą to jedno, ale bez ręki to już kompletnie przejebane. Wiesz coś o tym?
 
Caleb jest offline  
Stary 02-01-2018, 20:48   #52
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Jednooka

Niemożliwym było wyczytanie emocji z kościanej twarzy nieznajomego. Wydawał się przez to bezdusznym.

- Byłaś sama Ypiretis - mężczyzna wpatrywał się w nią intensywnie, tymi dużymi, sarnimi oczami, - chociaż ślad obcych był ciągle wyraźny. Zostawili cię i tą kobietę... tylko, że w niej już życia nie było.

W czasie gdy znaczenie tych słów docierało do jej świadomości, ten który kazał jej nazywać się Esejis sięgnął po łodygi jakiejś giętkiej acz wytrzymałej rośliny i zaczął splatać je ze sobą zwinnymi ruchami.

- Ypresis i Esejis związani są Hrejos - tłumaczył jej później przerabiając szybko sprawnymi dłońmi i jakkolwiek starała się pojąć znaczenie tych słów, zrozumiała tyle, że Hrejos jest jakimś rodzajem zobowiązania, które zaciąga Ypresis względem Esejis. Do czasu spłacenia Hrejos, Ypresis i Esejis są ze sobą związani. Wszystko to miało związek z jakimś mistycyzmem, którego nie rozumiała.

W czasie gdy słońce przesuwało się i zaczynała się szarówka, rękodzieło zaczynało nabierać kształt dziurawego kosza, Esejis już dwa razy poił Jednooką wstrętnym w smaku napojem, który uśmierzał ból i pozwalał jej myśleć.

- Te okaleczenia, które pokrywały twe ciało - wrócił do tematu, - dlaczego ci je zrobiono? Ta kobieta? Pozwoliłaś jej na to?

Brown.
Przydusił kulawca swoim ciężarem. Prawdę mówiąc, można byłoby rzec, że padł na niego bez siły a ciało nieznajomego zamortyzowało tylko upadek. Smród zjełczałęgo potu wwiercał się w nozdrza. W tym momencie cienie trzymające łydkę, które były do tej pory pod wpływem woli Browna puściły zupełnie i wtopiły się w ciemność. Stary wiedział o tym. Nie musiał sprawdzać. Wiedział też, że unieruchomiony, gdyby tylko teraz chciał to zrobić, zrzuciłby go z siebie i zdeptał jak pluskwę.

- Ostrzegam cię - syknął mimo tego. - Jestem naprawdę w parszywym humorze. Wstać lewą nogą to jedno, ale bez ręki to już kompletnie przejebane. Wiesz coś o tym?

Na dźwięk tych słów mężczyzna przestał się miotać i uniósł dłoń, po której pełzał niewielki ognik. Światło poraziło Agatone.

- Mistrzu to wy? - odparł z wyraźną ulgą, jakby nie zauważając groźby, a może ją lekceważąc? - Aleście mnie przelękli. Toć myślałem, że to jaki spaczeniec mnie dorwał.

Rozluźnił się wyraźnie.

- Nie powinniście sami wychodzić - zniżył głos do głośniejszego szeptu, jakby się bał, że ich kto podsłucha, a później jeszcze dodał z wyrzutem - toć jeszcze gotowe was przyuważyć! Wiele ich tutaj chodzi. - Spojrzał z troską na zakrwawiony kikut. - Nie odrosła? - Westchnął. - To się czasami zdarza. - Poruszył się. - No... ale moglibyście zejść już ze mnie, wracamy. Nie mądrze tak tutaj na widoku leżeć. Przyniosłem wam co do jedzenia. Nie głodniście?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)

Ostatnio edytowane przez GreK : 03-01-2018 o 18:39. Powód: Brown
GreK jest offline  
Stary 04-01-2018, 05:49   #53
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nowe słowa i ich znaczenie docierały do jej umysły niczym przez watę. Słońce wstawało, wkrótce rozpocząć się miał nowy dzień. Nie chciała tego, nie tylko przez wzgląd na niechęć do owej rozpalonej kuli ale też dlatego, że kolejny dzień niósł ze sobą konieczność godzenia się z faktami, z którymi nie chciała się godzić.

Jeżeli dobrze zrozumiała słowa Kościastego to miała u niego dług. Ypiretis musiało oznaczać takich jak ona, jej braci i najwyraźniej do niedawna także i ją. Zatem nie zaliczał jej już do zakonu. Cios przyszedł, zabolał i odszedł. Podejrzewała to od chwili, w której zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie wyczuć Morfy. Nie wiedziała kim teraz jest, po raz pierwszy odkąd pamiętała utraciła tą wiedzę. Uczucie bezbronności, które z nią przyszło, smakowało gorzej niż mikstura, którą Kościasty ją poił. Tak jednak, jak przełykała kolejne łyki napoju, tak też przełknęła kolejny cios. I kolejny. Zatem zostawiono ją by sczezła. Nie powinno jej to dziwić, powinna przejść nad tym i tylko wzruszyć ramionami, a jednak jakaś część jej nie chciała się z tym pogodzić. Czy była to ta część, którą przysłaniała Ciemność?

- Ochrona - postanowiła, że wyjaśnienie tego pomoże jej z pogodzeniem się z przynajmniej jedną stratą której doświadczyła. - Runy. Chroniły przed spaczeniem - a teraz została ich pozbawiona. Pytanie o to, co widziało jej drugie oko cisnęło się na usta, jednak go nie zadała.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 25-01-2018 o 06:50.
Grave Witch jest offline  
Stary 07-01-2018, 20:09   #54
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Jęknął przeciągle. Nie miał już więcej sił i po prostu opadł na podłogę, czując że twarz orają mu drobne kamienie. Chciał zignorować gadkę tego głupca i wycisnąć z niego co chciał na własnych zasadach. Lecz zwyczajnie nie potrafił wykonać już najprostszych czynności, a co było mówić o przesłuchiwaniu kogokolwiek. Udał więc, że odpuszcza. Wolał już taki pozór, niż otwarte przyznanie się do kapitulacji.
- Mistrzu… - powtórzył za tamtym. - Nie przypominam sobie, żebym cię szkolił, a znam każdą gębę, którą uczyłem zabijać. To już mało istotne z resztą.
Pozwolił, aby tamten go podniósł. Jaki był sens w zgrywaniu gladiatora, krwawiąc jak zarzynane prosię?
- Chodźmy zatem. Po drodze wytłumaczysz mi parę rzeczy - mimo osłabienia, jego głos nie tolerował sprzeciwu. - Jacy oni, kto mnie tu niby dorwie? Szczury kanałowe?
Zachwiał się, przytrzymując szat mężczyzny. Brown próbował przywyknąć do myśli, iż ów jest mu jedynym przewodnikiem.
- Słuchaj, koło chuja mi lata jak mnie znalazłeś. Była ze mną niewiasta. Mogła wyglądać na dziecko, ale do bezbronnej smarkuli było jej daleko. Dla własnego dobra lepiej żebyś ją znalazł. Wobec tego, co się dzieje w mieście, będzie bardzo potrzebna. A teraz… moja ręka. Mam nadzieję, że chodziło o zakażenie, bo jeśli nie, to wiedz że przy pierwszej okazji poderżnę ci gardło. Równie dobrze możesz zabić mnie w tej chwili lub natychmiast się wytłumaczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 07-01-2018 o 20:18.
Caleb jest offline  
Stary 16-01-2018, 19:30   #55
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Kulawiec wstał chętnie, przerzucił na ramię worek, którego Brown wcześniej nie dostrzegł, śmierdzący nie zgorzej niż cap niemyty i oświetlając sobie drogę płomykiem pełzającym po jednej z jego dłoni, który całkowicie starca oślepiał, podtrzymując tegoż drugą, tak zaczęli człapać w kierunku, z którego zdawało się, niedużo wcześniej, mistrz podziemi salwował się ucieczką.

- Nie pamiętacie pewnie... - odparł popatrując na Agatone ukradkiem. - Minęło sporo czasu od kiedy... jak mnie zamknęliście w tym labiryncie.

Odchrząknął.

- Stare dzieje. Nauczyłem się tutaj żyć i... - rozejrzał się trwożnie po czym dodał konspiracyjnie, - unikać spaczeńców.

W końcu doczłapali do pieczary, w której się obudził. Ogniki w ścianie ciągle płonęły rażąc go w oczy. Gdy tylko o tym pomyślał, ciemne strugi spłynęły ze ściany przysłaniając światło. Przewodnik spojrzał z ukosa na niecodzienne zjawisko ale nie skomentował go.

- Przyniosłem trochę jedzenia - rzekł, rzucając mokry, śmierdzący worek na ziemię i wygrzebując z niego... pachnące i wyglądające zupełnie nieźle płaty suszonego mięsa i zachęcającego kształtu butelczynę, - z archigosowych zapasów.

Usiadł na podłodze na zdrowej nodze, chromą wyciągając przed siebie i żółtymi zębami zaczął rwać przyniesione mięso.

- Jak was znalazłem - rzucił między jednym kęsem a drugim, - był niezły syf. Mięso wszędzie. Gdyby nie to, że jęczeliście, nigdy bym was w tym gównie nie znalazł. Wasza znajoma... - żachnął się, - nie było co zbierać. - Skinął głową w kierunku kikuta. - Musiałem odrąbać, żeby was stamtąd wydostać, nim się zlezą. Smród mięsa musiał je zwabić wcześniej czy później. Co tam się stało? Budynek się zawalił?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 25-01-2018, 06:52   #56
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kościany parsknął. Niedokończony, dziurawy kosz odłożył na bok. Nachylił się nad leżącą kobietą. W jego oczach zobaczyła szaleństwo.

- Ochrona? - warknął opluwając ją śliną i szturchając boleśnie kosturem w klatkę piersiową. - Prawie cię zabiła!

Skrzywiła się, jednak nie z bólu, ten nie był na tyle silny by zasługiwać na jej reakcję. Skrzywiła się słysząc jego słowa. W duszy zapłonął gniew. Każda z run, które zdobiły jej ciało opłacona była bólem i krwią, jej krwią. Nigdy nie miała powodu by wątpić w ich moc, zawsze ją chroniły. Były znakiem tego kim była, na równi z czerwoną szatą, którą zakrywała ciało.

- Ochrona - powtórzyła z mocą, nie odwracając wzroku. - Teraz nie istnieje. Dlaczego? - Jej obecny stan nie mógł być tylko i wyłącznie wynikiem tego, co stało się z kobietą. Nie pamiętała ognia, a jednak jej ciało wyglądało jakby ktoś je wrzucił w sam środek buzujących płomieni. Kościasty musiał wiedzieć co się stało. Najpewniej to on był tego sprawcą, a ona potrzebowała wiedzieć dlaczego postąpił w ten sposób. Czy tego wymagało uratowanie jej życia? Wątpiła.

- Ochrona - powtórzył ze wstrętem, - bariera przed esencją życia. - Stuknął ją znowu końcem kija w pierś. - Umierałaś tam Ypiresis - stuknięcie, - przygnieciona gruzem - stuknięcie, - z rozerwanymi wnętrznościami - stuknięcie, - ze swoją ochroną - splunął ze wstrętem, - nim ją usunąłem i uratowałem ci życie! Nim pozwoliłem esencji wniknąć w twą skórę i naprawić, to co zostało zepsute.

- Nim… - powtórzyła za nim, jednak jej usta zamknęły się zaraz po tym. Pozwolił esencji wniknąć w nią? Runy chroniły przed Morfą, zatem nie myliła się chyba zakładając że to właśnie o nią mu chodziło. Idąc tym tokiem myślenia dotarłą do miejsca, do którego wolałaby nie dotrzeć.

Zwierzęce oczy patrzyły na nią wnikliwie. W ich rozedrganiu widziała wzburzenie.
- Spaczenie - wyrzuciła z siebie kolejne słowo, ignorując ból, który zadawał jej koniec kija. Jak jednak mogła być spaczona, skoro nie czuła Morfy? Czy nie powinna mieć jakiegoś połączenia z tą esencją, która wniknęła w jej ciało? Czy też to właśnie dlatego jej nie czuła, bo teraz była w niej, była częścią jej samej, zatem zewnętrzna obecność nie była odbierana jako coś obcego, jako zagrożenie?

Prychnął. Podniósł jedną z gałązek i zaczął żuć jej łyko, obgryzając zewnętrzną, stwardniałą tkankę i plując nią pod nogi.

Powinna w tej chwili zakończyć swoje życie, tak jak należało uczynić i jak ją uczono odkąd sięgała pamięcią. Wiedziała że powinna, a jednak jej dłoń nawet nie drgnęła w poszukiwaniu narzędzia, które by jej w tym pomogło.
- Oko. Nie widziało, teraz widzi. To też… esencja? - zadała z trudem wymuszone z siebie pytanie. Kościasty budził w niej coraz więcej sprzecznych uczuć, których nie rozumiała. Chociaż nie wszystkie… Doskonale rozpoznawała nienawiść, gniew i żądzę wytoczenia krwi z jego ciała. Pozostałe… Te nie były takie proste do zidentyfikowania. Była jakaś forma wdzięczności, nowa dla niej. Było coś, co hamowało chęć mordu, co zachęcało do wyrzucania z siebie kolejnych słów. Bez Ciemności nie była jednak w stanie nawet w przybliżeniu określić czym były, a czuła że jej towarzyszka może nigdy już do niej nie powrócić.

Przestał żuć. Wypluł zawartość z ust.

- Dobrze… - odparł najwyraźniej zadowolony. - To oznacza, że ciało akceptuje esencję życia. Muszę cię zabrać do jej źródła...

Sięgnął po dziurawy koszyk i zaczął kontynuować rękodzieło z jeszcze większym zapałem.

- … tej nocy.

Do źródła? Czy chodziło mu o źródło Morfy, bo przecież o niczym innym mówić nie mógł. Wiadomość ta przeszyła jej ducha i ciało, falą nowej energii. Gdyby tylko znalazła sposób na zniszczenie owego źródła… Mistrz z pewnością wybaczyłby jej, a przynajmniej jakaś naiwna część jej samej, która jakimś cudem się uchowała, miała taką nadzieję. Niestety, ta część, która była silniejsza, wiedziała doskonale że nie było dla niej wybaczenia. Została splugawiona, a co za tym szło, jedynym wybaczeniem dla niej była szybka śmierć. Czy chciała umierać? Nie, nie chciała. Pomimo palącego jasnym ogniem poczucia obowiązku, chęć pozostania przy życiu była silniejsza. Co zatem miała począć? Bez podszeptów wiernej Ciemności, czuła się niczym dziecko błądzące we mgle.

- Czym jest ta esencja? - zapytała, śledząc jego ruchy. Skoro nie mogła go chwilowo unicestwić, skoro zdana była na jego łaskę, skoro jej osłabiony duch nie chciał podnosić na niego dłoni, równie dobrze mogła wykorzystać wspólnie spędzony czas na zgromadzenie jak największej ilości informacji.

- Esencja jest... - podniósł wzrok znad robótki, nie przerywając jej, świdrując ją oczami, - esencją życia. Krwią Theos, którą utoczył z własnych żył, by z niej ulepić świat.

Decato owa odpowiedź mówiła tyle co nic. Kimkolwiek czy też czymkolwiek był Kościsty, wierzył on w rzeczy, które znajdowały się poza zakresem wiedzy jaką posiadała.
- Theos? - zadała kolejne pytanie. Domyślenie się iż chodzi mu o jakąś istotę wyższą, boga, nie było trudne. Tyle tylko że dla niej był to tylko zlepek liter tworzących słowo, pozbawiony jakiegokolwiek znaczenia. Czyżby ów nieznajomy, który wyrwał ją z objęć śmierci, posiadał wiedzę która mogłaby ją wspomóc w wypełnieniu misji? Czy ów bóg pochodził z dawnych czasów? Jeżeli tak to skąd Kościsty czerpał o nim wiedzę? Jeżeli zaś nie… Przynajmniej mogła skupić myśli na czymś innym niż doświadczone straty i konsekwencje, które za nimi szły.

- Theos - potwierdził, - praojciec wszystkiego. Ona cię uleczy. Inaczej twe ciało zgnije. Już cuchnie.

Pociągnęła nosem. Miał rację. To nie tylko on śmierdział łojem i czymś dzikim, zwierzęcym. Od niej, z miejsca gdzie pod kocem powinny być nogi, czuć było smród psującego się mięsa.

Jej ciało gniło? Już? Strach był jej uczuciem, które z rzadka jedynie doświadczała, a i wtedy chroniła ją przed nim Ciemność. Teraz odczuła go z całą mocą i nie podobało się jej to uczucie. Jak długo zatem znajdowała się pod opieką Kościastego? Nie była w stanie określić. Dla niej była to chwila, najwyraźniej jednak minęło ich więcej.

Zamiast odpowiedzieć słowami, skinęła jedynie głową. Nic więcej i tak nie mogła zrobić nie mogąc wstać i odejść, nie mając przy sobie swej towarzyszki. Jedyne co mogła to trwać w pogotowiu, zbierać informacje i czekać… Nie była jeszcze pewna na co, wiedziała jednak że moment w którym zrozumie, nadejdzie, a wtedy będzie mogła działać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 28-01-2018, 18:59   #57
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Zatem był to jeden z głupców, których Brown zesłał do niższych podziemi. Istotnie musiał się on mocno zmienić, gdyż nadal nie mógł go rozpoznać. Na moment Agatone’owi przeszło przez myśl jedno imię. To jednak nie było możliwe. Ostatni poddany próbie zginął przecież, widział to na własne oczy.
Pomyślał, że na tego człowieka będzie musiał szczególnie uważać. Protegowany jakimś cudem tu przetrwał, a już sam ten fakt budził podejrzenia. Po drugie mógł dążyć do wywarcia zemsty, najpierw dając złudne poczucie nadziei. Brown sam przecież uczył nowicjuszy jak łamać psychikę wroga. Postanowił więc wyprzedzić podopiecznego i udał, że go jednak poznaje i mu ufa.
Jedzenie musiał przyjąć, czy chciał lub nie. Kiszki przestały grać walca i przeszły już na całą symfonię. Brown połykał mięsiwo powoli, choć najchętniej wcisnąłby sobie całość naraz.

Konina. Pyszna, soczysta konina. Kiedy ostatni raz miał okazję ją jeść? Nie mógł sobie przypomnieć. Gdy kulawiec odkorkował butelczynę i pociągnął z niej spory łyk, nozdrza Browna podrażnił zapach alkoholu. Dobrego, mocnego alkoholu. Przez plecy zaś przebiegł przyjemny dreszcz.

Kiedy dawny uczeń powiedział, że diatryska nie żyje, on sam tylko westchnął głęboko. Nie była to strata emocjonalna, raczej brak przydatnej osoby. Trudno będzie ją zastąpić - pomyślał, aczkolwiek już teraz należało przeanalizować sytuację na nowo.
- Pytasz co się tam stało. Tego nie wiem - powiedział zgodnie z prawdą. - Doszło do eksplozji, lecz to już mało istotne. Nie mogę tu zostać. Zamierzam wrócić do gildii lub tego, co z niej pozostało. A ty dokończysz mnie zszywać i wskażesz mi drogę.

Mężczyzna nie odpowiedział nic, tylko kiwnął głową na znak, że rozumie ale jego zarośniętą twarz ściągnęła się ze smutku. Zgarbiał, pochylił ramiona. Czknął głośno i przepił. Wyciągnął butelczynę w jego stronę.
- Napijcie się. Skoro tak ma być to was zaprowadzę.

Agatone skorzystał z propozycji i łyknął zdrowo. Zrobił to jednak po raz ostatni. Nie zamierzał przesadzać z jakimikolwiek trunkami, pomny jak ostatnimi czasy na niego działały. Wydłubał z zęba kawałek mięsa i rzucił nim w kąt. Przez kilka uderzeń serca patrzył uważnie w oczy rozmówcy.
- Dlaczego sugerowałeś, że moja ręka powinna odrosnąć?

Indagowany wzruszył ramionami. Ciągle skulony i przygnębiony.
- Nie potrafię wam tego objaśnić - odburknął. - Straciliście coś, to coś powinniście zyskać. Tak po prostu jest. Ale nie odrosła... - strzelił mimowolnie na ciemne plamy spływające na płomienie.

Brown potarł zmęczone oczy. Niewiele z tego rozumiał, a wciąż oszołomiony umył miał trudności z odróżnieniem prawdy od fikcji. Zastanawiał się, co mógł mianowicie otrzymać. Czy chodziło o ów manifestację, której przez chwilę był autorem? Bardzo możliwe. Nie zamierzał jednak zbyt wiele mówić mężczyźnie.
- Zrób co trzeba i wskaż mi wyjście - stwierdził wreszcie.
 
Caleb jest offline  
Stary 29-01-2018, 17:10   #58
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Szli długo krętymi korytarzami wydrążonymi przez naturę a Brown nie mógł się nadziwić ich rozmiarom. Przystawali często na rozdrożach a Kulawiec nakazując ciszę wyciągał przed siebie dłoń, na której drgał migotliwy płomyk i szeptał do niego jakby prowadząc z nim cichą, im tylko zrozumiałą dysputę, po czym wybierał pewnie jedną z dróg. Kilka razy też zawracali i wybierali inny korytarz. Zdawało się Agatone, że kluczą tak bez celu w kółko i już miał skląć przewodnika, gdy w tem w kolejnych korytarzach, ich rozkładzie, kamieniu, w którym widać już było rękę człowieka, rozpoznał coś znajomego.

Drogę znosił nadzwyczaj dobrze i wręcz zdawał się nabierać sił z każdym kolejnym krokiem. Czuł oparcie w otaczającej go ciemności, czuł obecność cieni, które czekały na jego rozkazy.

Gdy weszli w znane mu korytarze Kulawiec stał się jeszcze ostrożniejszy.

- Spaczeńce - ostrzegł szeptem i częściej jeszcze szeptał do płomienia i zmieniał kierunek marszruty.

Brown nabrał pewności, że znajdują się pod Podzamczem w części korytarzy mniej mu znanych. Wiedział jednak, że teraz sam znalazłby drogę do wyjścia. Zauważył też, że nie tylko oni przemierzają ciemne tunele. Przyszło im teraz kilka razy przylgnąć do muru gdy coś przemykało w sąsiedniej odnodze. Raz z oddali usłyszał odgłosy jakiejś walki, kwiku i jazgotu lecz szybko zawrócili by zniknąć w innym przejściu. W końcu dotarli do okutych drzwi, które zaprowadziły ich do piwnicy wyłożonej pękatymi beczkami. Gryzący, siwy dym wypełnił im płuca. Brown rozkaszlał się a do oczu napłynęły mu łzy.

Jednooka.
Nie myliła się. Kosz był przeznaczony dla niej. Gdy zapadł czerwony zmierzch Esejis znowu napoił ją a potem zapakował do kosza, który zarzucił na plecy. Gwizdnął na dzikopodobne zwierzę, które posłusznie podreptało za nim jak tresowany piesek i wkroczyli w wyschnięte koryto Zargi. Wygodnie usadowiona w plecionej uprzęży miała przed sobą potężną postać kapłana... zmorfieńca... magusa... Ciągle nie wiedziała do końca kim jest ten dziwny... człowiek? Blisko przytulona czuła jego ostry, zwierzęcy zapach jeszcze wyraźniej. W tej pozycji mogła teraz w prosty sposób siegnąć po rytualny nóż i poderżnąć mu gardło. Coś ją jednak przed tym powstrzymywało. Coś kazało jej poczekać, żeby zobaczyć co zastanie u celu swej wędrówki.

Słońce już zaszło lecz niebo różowił dziwny, drgający poblask. Wykręciła głowę by spojrzeć wstecz. Nim przeszli na drugą stronę rzeki, nim gąszcz drzew przysłonił jej miasto, zobaczyła łunę nad murami Skilthry. Miasto płonęło.

Brown.
Agatone przesłonił nos rękawem i ruszył przez gryzący dym, nie zważając na lamenty Kulawca, który namawiał go by wrócił z nim do kanałów. W końcu dopadł schodów i wypadł na zewnątrz, na plac Zamkowy.

Rzeka ognia płynęła środkiem placu omywając kamienie i wrzucone w nią niczym dryfujące kłody, sczerniałe, powykrzywiane ciała od których wiatr, prócz niesamowitego żaru niósł mdlący smród palonego mięsa i kości. Czerwona fala odbiła się o brzeg budynków i zaczęła wspinać w górę. Kilka domów już płonęło po drugiej stronie rynku wysokim, jasnym płomieniem, strzelającym wysoko w górę. Głębokie, nerwowe cienie czaiły się za każdym rogiem, załomem, czekając niecierpliwie na rozkazy i chociaż ślepł od nieznośnego blasku czuł euforię, która ogarnęła jego ciało.

Kulawiec, zafascynowany ogniem podszedł do płomienia. Nie zastanawiając się długo włożył w niego rękę, która od razu zapłonęła. Płonąca, niczym pochodnia dłoń najwidoczniej nie robiła na nim wrażenia, przynajmniej nie takiego jakie powinno zrobić na płonącym człowieku.

Z bocznej uliczki wyszła duża grupa uzbrojonych mieszczan. Ich bronią były w większości siekiery, widły, noże a czasami kawałki domowego sprzętu. Na ich czele szedł człowiek widmo. Wysoki, barczysty z pobieloną twarzą, której jedna strona była jedną, czerwoną, świerzą, pogorzelną raną. Jego szata tliła się jeszcze i była w wielu miejscach poprzepalana. W ręce trzymał długie, powykrzywiane, barbarzyńskie ostrze. Przemknął dzikim wzrokiem po Brownie i zatrzymał je na kulawcu, który bawił się ogniem a płomienie przeskakiwały mu teraz z jednej dłoni na drugą. Dziki błysk w oku nadał białej twarzy jeszcze bardziej dziki wygląd.

- Morf! Spaczeniec! - padło z tłumu gdy olbrzym mijał Agatone nabierając rozpędu i pędząc w kierunku koślawca z uniesioną do ataku bronią. Tłum ruszył za nim. Los kulawca był przesądzony, chyba że... Jeszcze mógł go ostrzec. Jeszcze mógł coś zrobić. Pod warunkiem, że zadziała szybko.

Jednooka.
Gdy weszli w gąszcz lasu, krzewów i drzew, szybko otoczyła ich ciemność i odgłosy nocnego życia. Poczuła w płucach przyjemną wilgoć poprzetykaną za, którą oddawały powietrzu rośliny. Rogaty towarzysz poruszał się szybko i pewnie w kompletnych ciemnościach wybierając właściwą ścieżkę. Nie widziała nic dopóki nie otworzyła pustego oczodołu. Mijali szybko strzeliste drzewa, których pnie połyskiwały niebiesko. Cały las, wszystkie rośliny skrzyły się odcieniami błękitu i głębokiego granatu. Nad nimi milionami niebieskich konstelacji kołysały się liście koron drzew. Turkusowy dywan uginał się pod stopami. Szafirowe stado drapeżników podążało ich śladem póki Esejis nie warknął na nich przeciągle. Wtedy przyspieszyły i puściły się przodem. Nie mogła nadziwić się pięknu, które widziała.

Szli długo i musiała przysnąć ukołysana miarowym krokiem tragarza. Esejis złożył ją na turkusowym kobiercu liści. Nieopodal biło mocne, jasnoniebieskie światło. Jego snop wystrzeliwał z ziemi i obrzygiwał okoliczne drzewa pobłyskującymi chabrowo i szafirowo kroplami.

- Krew Theosa - mruknął z czcią zwierzopodobny. - Musisz sama Ypiretis...
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 05-02-2018, 12:22   #59
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Dawny sługa wciąż trajkotał o niebezpieczeństwie na ulicach miasta. Starzec doskonale zdawał sobie z niego sprawę. Skilthry nie potrzebowało z resztą falujących ścian ognia, aby być groźnym miejscem. Mistrz był jednym z ludzi, którzy decydowali o tym, kto kogo miał się obawiać w aglomeracji. Nie zamierzał oddawać tej kompetencji pożodze.


Płonące miasto było na swój sposób piękne. Żar zdawał się oczyszczać cały brud tego miejsca, który był tutaj trwalszym fundamentem, niż kamienne ściany. Towarzysz Agatone’a odniósł podobne wrażenie. Z czasem pozwolił sile żywiołu przejąć nad sobą kontrolę. Brown nie zatrzymywał go, kiedy tamten włożył dłoń do ognia i ze zwierzęcą wręcz fascynacją obserwował pełgający na skórze płomień.
Tłum, jaki wyszedł z pobliskiej uliczki, zainteresował się tym zjawiskiem w zupełnie innym kontekście. Wyrok został wydany natychmiast, podobnie szybko rozpoczęto jego realizację. Chwilę później swołocz pędziła ku domniemanemu spaczeńcowi. Brown nie zwlekał. Mężczyzna spełnił jego prośbę, to raz. Kiedyś był jego uczniem, to dwa. Mistrz postanowił, że powinien on mieć przynajmniej szansę na ucieczkę. Syknął przez zęby i zmierzył doń, chwytając za ramię.
- Idź precz idioto. Twoje zadanie jest tutaj skończone.
Spojrzał na tłuszczę i przymknął oczy. Ciemność. Potrzebował jej ponownie. Szukał enigmatycznej mocy w zakamarkach swojego umysłu. Pot skroplił zmarszczone czoło, a język nerwowo przesunął się po spierzchniętych ustach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo pragnął znów poczuć tę nadludzką siłę. Tam na dole, kiedy jej doświadczył, znów był młodym Agatonem Stratosem, przed którym świat stał otworem.
Gdyby odpowiedziała mu tylko cisza, nie zamierzał pomagać kulawemu na siłę. Dotarł już tam, gdzie zamierzał i to pozostałości gildii interesowały go bardziej, niż dawny protegowany.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 05-02-2018 o 15:20.
Caleb jest offline  
Stary 16-02-2018, 18:50   #60
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Brown.
Zafascynowany ogniem, jak dziecko nową zabawką, pchnięty dopiero przez Browna kulawiec oprzytomniał na tyle by zauważyć szarżującą na niego śmierć przyobleczoną w bladą maskę grozy. Mógł jeszcze teraz salwować się ucieczką w jedną z bocznych uliczek, liczyć na to, że klucząc między budynkami oszuka przeznaczenie, lecz zamiast tego....
...cofnął się, zanurzył w huczącej rzece płomieni. Ogień od razu objął jego szaty, buchnął podsycony większym jeszcze żarem jakby ktoś wlał czarkę oliwy do paleniska, jak wygłodzony zmorfieniec pożerający wszystko na swej drodze, pochłonął szmaty, w które przyobleczony był kuternoga. Wojownik, zaskoczony, wytracił impet, zgubił rytm kroków, lecz zaraz powziął ostateczną, szaleńczą w skutkach decyzję i Brown widział już co się stanie. Umysł podsunął mu szybką projekcję przyszłości... przyspieszenie, wybicie i runięcie z góry na swoją ofiarę, jak jastrząb na niczego nie spodziewającego się gryzonia, ostateczny cios, który zakończy życie igrającego z ogniem i paradoksalnie przyczyni się, jeśli nie do śmierci to do trwałego kalectwa atakującego, który nie miał szans wyjść bez szwanku z nienasyconego żywiołu.
Agatone zadziałał instynktownie. Cienie oderwały się od ściany budynku, nisko sunąc po brukowanym placu szybko zbliżyły się i gdy wielkolud ze wzniesionym orężem wybijał się w górę, wystrzeliły za nim, oplotły w kostkach i silnym uchwytem ściągnęły go raptownie w dół, prosto w objęcia pożogi. Olbrzym nie próbował się ratować. W ostatniej, desperackiej próbie, wyciągnął jeszcze ramię z bronią, by sięgnąć ofiary. Chybił.
Mistrz podziemi, koryfejos cieni musiał oderwać się od spektaklu, który rozgrywał się w rzece ognia, gdy tłum podążający za wojownikiem z okrzykiem "zmorfieniec!" na ustach zwrócił się przeciwko niemu. Kolejne cienie oderwały się od budynku i ruszyły w sukurs swemu panu. Brown upajał się swoją władzą.


Jednooka.
Przestała zwracać uwagę na Esejis, który usunąć się musiał ze sceny, obserwując ją zapewne z oddalenia, zafascynowana zjawiskiem, które wytryskiwało z wnętrzności ziemi. Krew Theosa bryzgała szafirowo-chabrowymi kroplami. Kilka z nich spadło na odsłoniętą skórę jej rąk przynosząc kojący chłód. Pustym oczodołem widziała jak rozlewały się w błękitną plamę wnikając w strukturę skóry, zmieniając jej fakturę dając ulgę i pożądanie. Chciała więcej. Chciała jeszcze. Pragnęła się zanurzyć w wartkim, ożywczym strumieniu. Zaczęła pełznąć do źródła. Podpierała się łokciami, wiła się niczym padalec, wpijała palce w rozmokłą glebę zrywając pazury do krwi, nie zważała na nic ogarnięta niepojętym łaknieniem aż w końcu pogrążyła się w rwącym lazurze. Światło wypełniło ją całą, ciało i umysł, przeszywając ekstazą, w której się zatraciła, zapominając oddychać, myśleć, żyć... aż wreszcie wypluło nią na zewnątrz. ZMIENIONĄ.

Tydzień później.
Kudłate, masywne mulari, po sześć w zaprzęgu na każdy wóz-fortecę, szły równo, wóz za wozem, tuzin sunących wolno ciężkich pojazdów przykrytych całunem pyłu wznoszącego się nad kawalkadą. Obok, z twarzami przykrytymi chustą szli w czerwonych szatach Diatrysi, ci z nich, którzy nie byli dotknięci dysfunkcją ruchu. Drugie tyle siedziało na wozach. Odsiecz z serca cesarstwa wysłana po rozpaczliwych pismach nadchodzących ze Skilthry. Sól tej ziemi. Salvatores. Zbawiciele ludzkości. Pogromcy skrzywieńców.

Wieże miasta wyłoniły się z wolna i równie wolno rosły, by ukazać w końcu dachy wyższych zabudowań i szańce. Nikt ich nie witał, nie posłał przodem umyślnego, choć pełznący w tumanach kurzu ogromny wąż musiał być widoczny z daleka. Gdy przybyli pod bramę zastali ją zamkniętą mimo, że był środek dnia. Nie tyle nawet zamkniętą co uchyloną tak, że jeden człowiek tylko mógł przez światło wrót się przecisnąć.

Mulari stanęły. Sapały i prychały zniecierpliwione. Prócz ich zniecierpliwienia w powietrzu nie rozchodził się żaden głos. Gwar rozmów, przekleństwa strażników, szczęknięcie psa, te zwykłe odgłosy towarzyszące miastu, których należałoby się w takim miejscu spodziewać... nic... Tylko nienaturalna cisza.

Jeden z zakonników, garbaty, przysadzisty Diatrys ze niekształconą twarzą, oderwał się od kolumny i podszedł powoli do ciężkich wierzei. Nie zdążył dojść do wąskiego przejścia gdy wiatr wraz ze swądem spalenizny przyniósł z miasta coś jeszcze... Ciężką ciszę przerwał jego zachrypnięty, przeraźliwy wrzask.

- Morrr-fa!

KONIEC
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172