Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2017, 21:17   #11
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Clarit na krańcu świata (to znaczy na szczycie wieży)


Kiedy alchemik wdrapał się na szczyt wieży, miał wrażenie, że trafił do swej wymarzonej krainy cudów. Pomieszczenie wypełniały najrozmaitsze przyrządy, astrolabium, teleskop, sekstans, przenośny zegar słoneczny i zegar gwiazdowy, i to nie jakieś zwykłe tanie jakie zwykle kupowali biedni uczniowie, to były narzędzia najwyższej klasy, wiele z nich miało soczewki z rzadkich kryształów, znacznie dokładniejsze niż ich tanie odpowiedniki. Po chwili spojrzenie Clarita spoczęło na niepozornym urządzeniu z masą różnokolorowych soczewek i zwierciadeł na cienkich ramionach z brązu, i nogi się pod nim ugięły z wrażenia. Najprawdziwszy omnitoskop, jedyne dokładne urządzenie którym można było badać praktycznie wszystko, a najważniejsze, że można nim było mierzyć i oglądać wiry prany, lub stężenie innych żywiołów w badanym obiekcie. Omnitoskop wywarł takie wrażenie, że alchemik nawet nie przystanął by obejrzeć skomplikowaną aparaturę do destylacji, choć w każdej innej sytuacji z przyjemnością by przy niej pomajastrował.

- Kurwa, co? - zapytał elokwentnie sam siebie po czym od razu przywarł do obiektu jak dziecko do ulubionego łakocia. Na pięć Łask! Nie żeby Clarit kiedykolwiek był wierzący, ale teraz świat przeszedł sam siebie. Zatrzymał się na chwilę, aby pomyśleć. Chwila, chwila.. Co tu się właściwie odjebuje? Skąd dziadek miałby to wszystko? Sprawa śmierdziała coraz bardziej jednak alchemik w obecnym momencie postanowił jednak mieć to gdzieś. Potrzebował tego przyrządu! Nie miał zamiaru pytać się staruszka o zdanie. Wychodząc prawie zapomniał o dokumentach, które dał mu na przetrzymanie Aaron, ale już za chwilę Clarit schodził po schodach w poszukiwaniu Aulusa. Jeśli dobrze myśli to wszystko się by zgadzało z opisem w księdze. A jeżeli rzeczywiście tak było to Clarit wygrał chyba na loterii. Ten cholerny więzień może być spełnieniem marzeń, a ta wieża.. Ona też tu nie stoi przypadkiem! Wszystko zaczęło układać się w całość. Cholerny Clementi! I ten staruszek. Oj, jakim błędem było wpuszczanie ich do swojego przybytku.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 17-05-2017, 21:33   #12
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
***


Po obudzeniu się i odzianiu w pancerz, Aulus ruszył na górę budowli w celu rozejrzenia się po okolicy. To co zobaczył nie nastroiło go optymistycznie.
- A nie mówiłem? Zeżarłby by nam tego osła. Choć po kiego nam teraz osioł, skoro i tak go nie wyprowadzimy? Zapytał sam siebie i przypomniał mu się bardzo istotny fakt z wczorajszego wieczora, który jakimś cudem mu umknął. Starzał się? Nie. Zmęczenie. To musiało być zmęczenie.

Na początek postanowił zjeść i przy okazji dać też coś więźniowi. Usadowił się niedaleko niego i gdy tamten już rozbudził się poruszeniem w pomieszczeniu, podstawił mu pod nos kubek z winem.
- Pij. Polecił - I zjesz coś. Bardziej stwierdził niż zaproponował, ale interesowała go reakcja pojmanego. W końcu bogowie jedni wiedzieli kiedy ostatnim razem ktoś dał mu cokolwiek do jedzenia.
Więzień posłusznie przytknął wargi do kubka i zaczął spokojnie pić, nie próbował się wyrywać ani odrzucać napoju.
Gdy zielonooki już się napił, Aulus odstawił kubek i wsadził spętanemu w jedną rękę kawałek czerstwego chleba, a w drugą ser i samemu wrócił do jedzenia.
Niezwykle komicznym był sposób w jaki więzień wykręcał swe ciało by móc coś zjeść pomimo lin i dyb. Niemniej był na tyle zręczny, że jakoś mu się to udało, Aulus zauważył, że choć więzień je szybko i z apetytem to nie rzuca się na jedzenie jakby był wygłodzony.

- Kim jesteś Jak gdyby nigdy nic, Aulus zapytał pomiędzy kolejnymi kęsami.

Więzień nawet nie zwrócił na iustitianina uwagi, albo nie rozumiał absolutnie nic z jego słów, albo zwyczajnie udawał.

- Nie to nie. Aulus wzruszył ramionami, dokończył posiłek i rozejrzał się za Primusem.


***


Po posiłku Aulus zwrócił się do Primusa, choć nie starał się ukryć rozmowy przed innymi.
- Niby jestesmy otoczeni, ale w sumie to może uda nam się jakoś wyślizgnąć? W piwnicy wczoraj coś znalazłem. Jakiś dziwny napis w obcej mowie. Może i za chuja nie przeczytam, ale przynajmniej czuć jakby przeciąg spomiędzy niektórych kamieni. Przejście? Bo co innego. Może to nie budowla Imperium, ale każdy kto stawiał takie warownie, wiedział że w razie oblężenia dobrze mieć jakąś drogę ucieczki. Chodźmy przyjrzeć się temu raz jeszcze. Zaproponował.

Luthias jak zwykle lekko spóźniony, przebudził się porządnie jak wszyscy się czymś zajęli. Po raz kolejny czuł, że może trochę bardziej przeszkadzać, aniżeli pomagać. Ale wstał i rozejrzał się za jedzeniem, albo czymś do picia, a chwilę później przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu i poszukał gospodarza oraz Primusa, dalej musiał porozmawiać z nim o naszyjniku, ewentualnie sprawdzić czy czegoś ciekawego nie ma staruszek w swoich pokojach.

Rimnotoki, przypadkiem przechodząc obok, podsłyszał wzmiankę o dziwnym napisie.
- Obcy napis, ta? - wtrącił się do rozmowy. - Może wam pomogę? I tak nie mam nic do roboty. - dodał bez emocji w głosie.]

Luthias nie mogąc znaleźć nigdzie gospodarza, podszedł do siedzącego jeszcze przy stole Primusa, który rozmawiał z Aulusem, stwierdził, że się dosiądzie i coś zje, a przy okazji obejrzy sobie naszyjnik. Przy okazji, zauważył przechodzącego Rimnotokiego, który coś powiedział do tych przy stole, lecz sam tego nie usłyszał.

- Warto sprawdzić - Odparł Primus -Ale dwie osoby muszą pilnować więźnia.

- To ja mogę zostać… Ale jednocześnie chciałbym zobaczyć co tam jest napisane. Jeszcze chciałbym zobaczyć pracownie staruszka… I jeszcze Primusie, nie zapominaj o jednej rzeczy. Moglibyśmy zostać tutaj trochę dłużej, tak tylko żeby rozeznać się w naszej sytuacji?

- Można by rzucić okiem na to znalezisko - stwierdził Aaron. - Jeśli nie będzie potrzebna znajomość magii, to nawet zadeklaruję pomoc - zadeklarował z góry, ostrzegając pośrednio o własnej nieznajomość magii. Szop dostał parę soczystych owoców, które teraz wcinał.

- Zostanę z Luthiasem, później się zamienimy zaoferował Primus.

- Mogę się później zmienić na wartę - oznajmił kudłaty mnich.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 17-05-2017, 22:07   #13
 
Snigonas's Avatar
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Rozmowy przy pilnowaniu więźnia

Gdy Primus z Luthiasem zostali sami przy więźniu, Primus zauważył, że Luthias wyraźnie czegoś od niego chce, nie miał pojęcia jednak czego, więc się nie odzywał. Czekał.
Widząc, że Aaron odszedł,Luthias nawet nie inicjował rozmowy, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
- Pokaż mi jeszcze raz ten naszyjnik? Chciałbym się mu dokładniej tutaj przyjrzeć. Tutaj będzie łatwiej go obejrzeć niż na zewnątrz.
Primus wyjął naszyjnik i wręczył go medykowi. Pilnował więźnia, pozwalając by Luthias zajął się badaniem przedmiotu.
Luthias ogląda naszyjnik i nie znajduje nic nowego. Wpadł na pewien pomysł, ale nie był pewien czy Primus się zgodzi, więc zapytał.
- Nie znalazłem nic nowego, dalej nie wiem jak to cholerstwo otworzyć. Może powinniśmy zapytać starca?
Primus wzruszył ramionami, pozostawiając to decyzji Luthiasa. Nie znał się na takich rzeczach. Problemy rozwiązywał tłukąc je mieczem albo włócznią aż przestawały być problemami, z tym nie wiedział co zrobić.
Widząc obojętność Primusa, Luthias postanowił odszukać gospodarza, żeby go zapytać o naszyjnik. I przy okazji o kilka innych rzeczy. Nie mogąc znaleźć go w izbie, w której wszyscy siedzieli, poszedł na górę aby go poszukać w jego pokojach i zabrał z sobą naszyjnik, mówiąc do Primusa
- Nie martw się, oddam go. - I poszedł odwiedzić gospodarza.
Spotkał go schodzącego po schodach z trzeciego piętra, zaspanego jeszcze, z podkrążonymi oczami.
Bez zastanowienia, pomógł zejść staruszkowi na dół, mimo, że widział, iż sobie jakoś radzi, ale altruizm nabyty w zakonie nie pozwalał mu tego nie zrobić. Przy okazji postanowił zacząć rozmowę.
- Dzień dobry, mam do Ciebie parę pytań, natury raczej naukowej, ale to chyba dopiero po śniadaniu jak się trochę rozbudzisz - Pomógł mu zejść, aż do stołu.
Starzec przyjął pomoc, choć cały czas łypał podejrzliwie na Luthiasa, w końcu gdy zasiadł do śniadania rzekł:
- To pytaj młodzieńcze, cóż takie zajmuje twą głowę, że od rana nie możesz usiedzieć na miejscu?
- Więc tak… Mam tutaj mały naszyjnik, ze skrytką, którego za nic nie potrafię otworzyć, ale też kilka pytań, o różne istoty. I nie mówię tutaj o jednorogach, które są wokół fortu, ale o takie, o których stare księgi zakonu nawet nie wspominają. Więc może zajmijmy się naszyjnikiem, potem, jak już zrzucisz w pełni jarzmo snu, zadam resztę pytań.
- Pokaż no ten naszyjnik, zaraz zobaczymy czy będę mógł pomóc. - Staruszek wyciągnął rękę.
Luthias podał mu naszyjnik, jednocześnie bacznie go obserwując.
- Proszę.
- Oh - staruszek był wyraźnie zaskoczony, po czym się zaśmiał jak z dobrego dowcipu - i po cóż go wam otwierać, spodziewacie się tam znaleźć bogactwo, czy wiedzę tajemna?
- Raczej informacje. Zauważyłeś pewnie, że przyprowadziliśmy z sobą więźnia. Nasz dowódca umarł i sami nie do końca wiemy co mamy robić, jedyne co nam kazał zanim skonał, to udać się właśnie tutaj, do tego fortu. - Luthias starannie dobierał słowa, żeby nie powiedzieć za dużo, ale i tak ciągle odnosił wrażenie, że i tak wyjawił zbyt wiele.
- Tak, tak… jesteś pewien, że kazał wam przyjść właśnie tutaj a nie do starego fortu imperium, o tego co go dobrze widać na tamtym wzgórzu - machnął ręką w kierunku wschodniej ściany wieży, po czym kontynuował. - A tu żadnych rozkazów nie znajdziecie, ot co. A otworzyć może to tylko prawowity właściciel lub jego zwierzchnik. - Mówiąc to postukał wisiorkiem w stół.
- Ale umiałbyś to otworzyć? Nawet jeśli nic tam nie ma, to sam wisiorek mógłby się nam do czegoś przydać, nie sądzisz? - Dalej starał się, aby naszyjnik został otwarty.
-Umiał, nie umiał, chłopcze to nie kwestia umiejętności tylko osoby, nic nie poradzisz jeśli nie masz wyższej pozycji niż właściciel, a raczej nie masz, inaczej wiedziałbyś co to jest.
- No cóż… Ciężko jest przyrównać skromnego sługę Clementi do centuriona.
- Centuriona? Ha! Ten naszyjnik należał do pretorianina.
- Jak nic nie poradzisz, to przejdę do reszty. Czy słyszałeś, o istotach, wyglądających jak ludzie, ale o nad wyraz szlachetnej twarzy i dziwnych uszach, które zwężają się na końcach? -
Luthias postanowił się dowiedzieć, czy może ktoś słyszał o czymś podobnym do więźnia. Jak pustelnik nie będzie wiedział, to najbliższa okazja będzie dopiero w Lantis. Jeśli dożyje powrotu do miasta.
- Wyglądają jak ludzie ale nie jak ludzie? Dziwne, ale nie niemożliwe, od czasów Czarnego Mnicha pojawiło się wiele… - przerwał na chwilę próbując znaleźć odpowiednie słowo. - Wiele przemienionych stworzeń, chodzi ci pewnie o coś takiego.
- Sam nie wiem. Chcesz powiedzieć, że istoty te mogłyby powstać przez działanie człowieka? Jakiś sposób manipulowania praną, czy coś innego, straszniejszego? - Odpowiedział zaskoczony Luthias.
- Dokładnie! Mam nawet teorię, że tak właśnie powstały jednorogi. Chcesz o niej posłuchać? - Staruszek wyraźnie się ożywił.
- Oczywiście. Dodatkowa wiedza nie powinna mi zaszkodzić, a najwyżej pomoże mi służyć lepiej ludziom, którzy potrzebują wsparcia mojej Pani.

Primus tymczasem czekał pilnując więźnia, tak jak już wiele, wiele razy wcześniej. Przez dwadzieścia lat służby bywał wartownikiem i pilnował obozu więcej razy niż potrafił zliczyć. Choć jako Hastati robił to częściej niż niedawno, jako Triarii. Nuda nigdy mu nie przeszkadzała, pod tym względem można było na niego liczyć. Był zbyt prostym umysłem by cokolwiek mogło go rozproszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Snigonas : 17-05-2017 o 22:57.
Snigonas jest offline  
Stary 18-05-2017, 12:10   #14
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość
Nie zaszczycony odpowiedzią samuraj postanowił nie narzucać się więcej, a zamiast tego sam zejść do piwnicy, aby zobaczyć napis na własne oczy. Co prawda wątpił w to, aby potrafił rozczytać ten napis, jednak dodatkowa para oczu nie zaszkodzi, a chwilowo i tak nie miał nic do roboty.
Poza tym kto wie, jeżeli naprawdę było tam jakieś tajne przejście, może uda mu się je przypadkowo znaleźć? Chociaż w to też wątpił.
Ku jego zaskoczeniu, napis który znajdował się w piwnicy nie był mu całkowicie obcy. Nie, nie potrafił go odczytać ale widział już podobne, wiele podobnych. Zwykle znajdowały się w pobliżu zdobytych twierdz demonów. Wśród rodaków Rinmotokiego mówiło się, że jest to wieczna pamiątka ich triumfu, lecz każdy kto próbował zbadać znajdujące się pod napisem przejścia kończył marnie rozrywany, spalany, siekany na kawałeczki lub miażdżony przez niezliczone pułapki. Tak więc coraz mniej było śmiałków którzy próbowali rozwikłać tajemnicę pozostałą po demonach, a tych którzy się odważyli uważano za wariatów. Oczywiście wielu podjęło próby przebicia się inną droga, przez ściany, te jednak były niezwykle odporne, używane narzędzia niszczyły się z zatrważająca prędkością zaś ściany trwały dalej niezwruszone. Tak więc i tych prób zaprzestano, a dziwne budowle stały się już tylko symbolem. Nie mniej, Rinmotoki, wiedział jak otworzyć wejście.
- Interesujące… - mruknął sam do siebie, przyglądając się w ciekawością znalezisku. - Doprawdy interesujące…
W pierwszej chwili chciał otworzyć przejście i zbadać to, co znajduje się za nim, jednak doszedł do wniosku, że to może być nierozważne. Postanowił więc na razie zostawić je w spokoju i zamiast tego przeszukać resztę piwnicy w poszukiwaniu innych śladów wschodniej kultury.
Wydawało się, że prócz napisu nie znajdzie nic znajomego, choć szukał długo. Kiedy już miał się poddać zauważył pożółkły kawałek papieru. Przyjrzał mu się bliżej i dostrzegł na nim znane mu dobrze symbole, słowa były zapisane w jego ojczystym języku i potrafił stwierdzić co trzyma w dłoni. Amulet, papierowy amulet chroniący przed złem, bardzo stary i pewnie już nieskuteczny, ale jednak był to jakiś fragment jego ojczyzny.
W zadumie obracał przez chwilę amulet w ręku, zastanawiając nad oboma znaleziskami.
To, w jaki sposób znalazł się tu ten kawałek papieru jeszcze mógł sobie wyobrazić. Ot, starzec przebywając na wschodzie kupił go jako pamiątkę czy co i przywiózł ze sobą do domu. Jednak obecność w tym miejscu całego sekretnego przejścia z jego stron świadczy raczej o tym, że ich gospodarz nie jest jednak zwykłym staruszkiem. Rimnotoki odłożył amulet tam, skąd go wziął, po czym wrócił na górę, chcąc powiadomić resztę “drużyny” o tym, czego się dowiedział.
Mijając towarzysza na schodach powiedział do niego jedno zdanie:
- Jeśli chcecie, to potem wam to otworzę, jednak wcześniej obgadajmy to z resztą.
Po czym zaczekał na jego odpowiedź, licząc iż tym razem nie zostanie zignorowany.

***

Teraz, po odpoczynku Aulus był pewien że zmysły nie spłatały mu w nocy figla, pomieszczenie rzeczywiście było o wiele mniejsze niż wskazywały na to zewnętrze ściany wieży, i tak jak przypuszczał podłoga była zdecydowanie poniżej gruntu, nieznacznie co prawda, nie więcej niż półtora metra, ale jednak. Pomieszczenie zastawione było amforami, i koszami pełnymi owoców i warzyw. Panowała w nim temperatura znacznie niższa niż na zewnątrz. Ciekawostką której Aulus nie zauważył wcześniej była wmurowana w ścianę niewielka kamienna misa, do której cały czas lała się woda, i z której wypływała przez otwór w ścianie.
Z napisem i tajnym przejściem Aulus dalej nie był w stanie nic zrobić, natomiast misa wydawała się właśnie tym czego teraz potrzebował. Obmył w niej dokładnie twarz i ręce z wczorajszego pyłu. Co by teraz dał za choć chwilę w łaźni. Ale nie mógł na taki luksus liczyć w tych zapomnianych przez bogów górach. W drodze powrotnej złapał jedną z gruszek i na raz odgryzł niemal połowę owocu.
Gdy wrócił na główny poziom wieży, zwrócił się do Rimnotokiego.
- Więc umiesz to otworzyć? Co to jest? Znasz ten język? - zapytał, czując że obcokrajowiec trafił na coś znajomego.
- Spotkałem się parę razy z tym alfabetem, jednak nie umiem tego przeczytać. A to, przynajmniej wedle plotek, pamiątka po demonach. Często znajduje się to w pobliżu ich dawnych twierdz. Kto wie, być może nawet teraz w takiej jesteśmy? A i owszem, umiem to otworzyć, jednak za takimi przejściami kryje się mnóstwo śmiercionośnych pułapek, więc wolałbym z tym poczekać dopóki nie okaże się, iż to jedyna opcja na opuszczenie tej wierzy w jednym kawałku.
- Demony, psia ich mać! - Zaklął Aulus. - Pułapek powiadasz? To niedobrze. Normalnie więźnia można by posłać przodem, ale w naszej sytuacji nie ma takiej możliwości. Na zewnątrz śmierć w postaci jednorogów, pod nami od jakiejś starej zapadni, czy innego cholerstwa. Może po tylu latach już nic tam nie działa? Ktoś od nas zna się na pułapkach?
- Ja nie bardzo, jednak szczerze wątpię, aby te pułapki miały przestać działać. W końcu są dość dosłownie z piekła rodem. - Potarł podbródek w zamyśleniu. - Niestety, nie wydaje mi się też, aby ktoś z nas się na tym znał, ale z drugiej strony mamy paru duchownych, więc skoro to przejście to robota demonów, może będą coś o tym wiedzieć? - odparł w akcie desperacji.
- Oby, bo inaczej jesteśmy w dupie. Podsumował Aulus.
- Niewątpliwie. Ale siedząc tutaj nic nie ustalimy, chodźmy lepiej na górę znaleźć resztę. - Rimnotoki nie czekając na odpowiedź zakonnika, udał się w górę schodów.
Mnich po odbębnieniu swojej kolejki postanowił rzucić okiem na znalezisko w piwnicy. Po drodze upewnił się, że nikt nie będzie podsłuchiwał, po czym spytał się szopa:
- Wyczułeś w tym… więźniu coś podejrzanego? Poza tym, że był zbyt cicho?
- Poza wyglądem to nic - stwierdził szop. - No i śmierdzi. Ale nic hmmm, magicznego.
Obaj usłyszeli, że ktoś wychodzi z piwnicy, zaprzestali dalszej konwersacji, co by ich “konspiracja” (a raczej sekret szopa) nie wyszła na jaw. Wyszło na to, że z piwnicy wychodził obcokrajowiec z ich ferajny.
- Odkryliście coś ciekawego? - Aaron spytał się wojownika spoza Imperium, a Szopen poczłapał po schodach do piwnicy, jakby chciał tam znaleźć coś ciekawego.
- Tak. Stare przejście demonów, ale wolę o tym pogadać przy wszystkich - rzekł cudzoziemiec.
- Yhym.
Aaron poszedł na dół, za szopem. Ponieważ Aulus z Rinmotokim poszli na górę, na dole został tylko on wraz z szopem. Szybko wyszło na to, co Szopen szukał na dole i nie, nie miało to o dziwo nic wspólnego z niepokojącymi napisami, którym przyglądał się w obecnej chwili mnich.
Szop bowiem znalazł owoce. Dwie gruszki, jedną z nich chciał, żeby Aaron mu przetrzymał, a drugą sobie zaczął konsumować. Mężczyzna odebrał zdobycz od zwierzęcia, nadal przyglądając się napisom. Te nic mnichowi nie mówiły.
- Rin mówił, że to jakieś stare przejście demonów. Ja widzę tylko jakieś bazgroły na ścianie. A ty, Szopen?
Szopen zamiast przyglądać się murowi, znów polazł po parę jabłek. Oznajmił mnichowi:
- Owoce. Dla mnie są ciekawsze niż ten duży, śmieszny głaz. Lepiej chodźmy na górę - podsunął pomysł.
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem
Moni jest offline  
Stary 19-05-2017, 19:03   #15
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Z powrotem przy stole.

Staruszek właśnie zabierał się do opowiadania swej teorii kiedy zobaczył schodzącego z góry Clarita i gestem zaprosił go do stołu, licząc na kolejnego słuchacza. Nim jednak alchemik zdążył zareagować, z piwnicy wyszli Rinmotoki i Aulus.

Aż przystanął widząc gest staruszka i zastanowił się, aby w końcowym rezultacie dojść do wniosku, że może jednak więzień nie ucieknie, a Aulus sam się znajdzie. I o dziwo znalazł, ale alchemik już zasiadał przy stole mierząc Zakonnika Clementi podejrzliwym spojrzeniem. Nie ukrywał, że ma nadzieję na coś ciekawego, a jeśli nie… No cóż. Nie miał zamiaru bawić się w konwenanse i po prostu odejdzie porozmawiać z Aulusem.


Widząc zbierających się towarzyszy Luthias się lekko ucieszył, przynajmniej nie będzie musiał nic nikomu tłumaczyć, jak zrobi to staruszek. Ale zaniepokoił go widok Clarita schodzącego z góry, wiedział, że wyżej są tylko pokoje gospodarza, a skoro Clarit stamtąd schodził to znaczy, że musiał tam czegoś szukać. Pogrążony w tych myślach czekał, aż się wszyscy zjawią przy stole i w końcu pozna tą teorię.

Rimnotoki nie był zbyt zadowolony z tego, że będzie musiał poczekać z informowaniem reszty o przejściu, ale widząc że nie ma innego wyboru, przysiadł się do stołu i posłuchał tego, co ma do powiedzenia starzec.

Po chwili z dołu przyszli Aaron z szopem i dosiedli się do stołu. Rzecz jasna, Szopen zarezerwował sobie miejsce NA stole.

- Trzymałbyś to zwierze na podłodze. Skomentował Aulus. - Kto to widział tak po stole łazić? A kysz! Machnął na futrzaka ręką.

Szopen skoczył na podłogę i poczłapał w kierunku więźnia , potajemnie łypiąc na Aulusa. Aaron obserwował całe zajście z obojętnością.
- W czym ci przeszkadzało to, że mój szop siedział na stole? - rzucił pytanie do Aulusa, po czym zwrócił się do staruszka. - O co chodzi?

- Stół. Miejsce gdzie jesz. Zwierze. Łazi po ziemi. Brud. Niejasne? - Wyjaśnił Aulus.

- Że też większych problemów nie masz? - Aaron machnął ręką. A dziwadła to co, nie brzydził się? A osioł w domostwie? Mnich nie pojmował priorytetów zakonnika Iustitii, ale nie zamierzał się tym też martwić, uznając, że ma już wystarczająco problemów na głowie, żeby przejmować się tak mało istotnymi kwestiami jak najbardziej cywilizowane zwierzę w domostwie siedziało sobie bez przeszkadzania komukolwiek na stole, i dokładać sobie kolejne kłopoty na łeb. [Aaron] Zerkał to na starca, to na szopa, który podżerał soczysty owoc.
- Mówi ten, co osła wniósł do tej nory - burknął pod nosem Szopen, ale tego nie słyszał nikt poza samym szopem.

- A możecie się do kurwy nędzy zamknąć? - warknął na obu alchemik.

Warknięcie alchemika zdawało się schodzić po Aaronie jak woda po kaczce. Clarit mógł równie dobrze wrzeszczeć na ścianę, bo mnich mu nic nie odpowiedział ani na to jakoś specjalnie nie zareagował, ten zerkał na starca albo miał na oku szopa (z urażoną dumą).

- Słowo daję, jednorogi wam niepotrzebne - zakpił staruszek, po czym znów zwrócił się do Luthiasa. - A więc posłuchaj. W kronikach nie ma najmniejszej wzmianki o jednorogach przed czasami rebelii. Wzgórza te były wówczas nazywane po prostu zielonymi, a największymi drapieżnikami były tu wilki. Skąd więc wzięły się jednorogi? Przybyły ze wschodu? Oczywiście, że nie, inaczej ktoś w Imperium by o nich wiedział. Więc może z południa? Też nie, zaraz za wielkim bagnem mamy ocean, a wątpię by były dobrymi pływakami, w ich wyjście spod wody też nie uwierzę. No więc może zachód? Nie sądze, Wielki Mur jest największym pasmem górskim jakie widziałem, a widziałem nie jedno, do tego jest najbardziej stromy i zdradliwy ze wszystkich, to właśnie dlatego Imperium nie rozszerza swych wpływów na zachód. Co więcej, jednorogi nie wydają się być podobne do kozic, mogą sobie żyć na tych łagodnych wzgórzach ale już nie na szczytach Wielkiego Muru. Zostaje nam zatem północ, ale to też mało prawdopodobne. Byłeś kiedyś na północy? Rośnie tam gęsty las, zbyt gęsty dla tak wielkich zwierząt. To jeszcze nie wszystko, zimy na północy są znacznie bardziej srogie niż te które mamy tutaj, a jednorogi nie lubią zimna, bardzo nie lubią. Przez lata kiedy tu mieszkałem widziałem nie jednego który padł od mrozów, więc jak miały by przeżyć na północy? Jedyne, co mogło się stać, to Czarny Mnich. Musiał jakoś wpłynąć na materię pierwotnych stworzeń, i przemienić je w jednorogi, to jedyne wytłumaczenie!

- Czyli Czarny Mnich w jakiś sposób poznał tajniki alchemii w takim stopniu, że mógł manipulować tak dobrze stworzeniami, że mógł stworzyć z nich całkiem inny twór?

- A ja się zastanawiam po co? Przecież mógł swoją wiedzę i umiejętności wykorzystać lepiej niż kreując krwiożercze konie z rogami - rzekł z zamyśleniu Clarit.

- Mam wrażenie, że tworząc jednorogi potrafił też nad nimi zapanować. Więc z małą armią jednorogów, które potrafiłby kontrolować, mógłby zgnieść oddziały legionu. Masz jakąś teorię, w jaki sposób otrzymał on te jednorogi? Spaczył obrzęd teurgiczny, manipulował praną, czy może coś innego?

- Widzę, że myślisz tak jak mógłby myśleć Czarny Mnich, ale powiedz mi, widziałeś kiedyś jednoroga z bliska? Widziałeś jak się zachowują? Nie, oczywiście, że nie widziałeś. Powiem Ci coś, one są szalone, całkowicie szalone, w ich pomarańczowych oczach widać tylko obłęd. To nie są naturalne stworzenia i one o tym wiedzą, a to powoduje szaleństwo. - Staruszek rozwiał przypuszczenia Luthiasa. - Choć stwarzając je, mógł o tym nie wiedzieć. A jeśli idzie o sposób, cóż trzeba by zapytać alchemików, w końcu to oni przejęli całą bibliotekę Czarnego Mnicha, ba przejęli też jego pracownię wraz z całą jego siedzibą. Mam ja jednak podejrzenia jak zdobył niezbędną wiedzę, demony, musiał zdobyć dostęp do ich wiedzy!

Aaron nie odzywał się nie dlatego, że nie miał pytań, ale dlatego, bo sam próbował wyciągnąć więcej
wniosków niż te, co podsuwał staruszek, poza tym nie chciał jakoś na głos naprowadzać towarzyszy podróży na trop odnośnie jego pupilka. Przyszło mu na myśl, że nigdy nie zapytał Szopena o jego przeszłość, bo przyjął, że szop to szop, na pewno nie żył tyle lat… to znaczy ile?
- Od kiedy te jednorogi pałętają się po tutejszych ziemiach? - niespodziewanie Aaron zadał pytanie. Może głupie pytanie, ale słyszał kiedyś zasadę, że nie ma głupich pytań - są tylko głupi odpowiadający. Czy jakoś tak.

- Dobre pytanie, lecz odpowiedzi na nie nie znam. Najpewniej sto, może sto dwadzieścia lat temu pojawiły się po raz pierwszy. To właśnie wtedy Czarny Mnich był najbardziej aktywny, tak przynajmniej twierdzą kroniki.

Czy Szopen mógł mieć sto czy sto dwadzieścia? Czemu nie. Mógł mieć równie dobrze i więcej. Tylko Aarona jakoś to do teraz nie interesowało, przyzwyczaił się, że ma gadającego zwierza i tyle, a nawet aż tyle. Dla postronnych jednak gadające zwierzę było równoznaczne z plugastwem, tak jak dla mnicha każdy przejaw nadprzyrodzonych znaków uznawał za jedno ustrojstwo, co biorąc pod uwagę było dziwne, że gadającego szopa nie sprzedał do wędrownego cyrku albo nie przerobił na szalik. W tym momencie stwierdził, że gadające zwierzęta to mają przerąbane, zwłaszcza takie, co nie potrafią legionów przerabiać na krwawą masę.
Pytanie jeszcze, czy staruszek wiedział o tym, co skrywa w piwnicy. Musiał wiedzieć. Miły starszy pan nie musiał być miły, ale na pewno był skryty. A poza tym, jak staruszek radził sobie z tymi jednorogami? Przecież musiał jakoś z tej wieży wychodzić, żeby jakoś żywność sobie sprowadzić czy coś...
- Jak długo tu mieszkasz? - Aaron zadał pytanie staruszkowi. Takie z innej beczki, żeby nie powiedzieć, że z dupy, ale w tym momencie mnicha nawet dość oświeciło, jak na jego olewackie i leniwe podejście do rzeczywistości.

- Oj długo, pół życia, ale nie, nie jestem tak stary by pamiętać początki jednorogów. - Staruszek zaśmiał się odpowiadając na pytanie Aarona.

- Nie obchodzą mnie tyle początki jednorogów, co to, jak sobie radzisz z tym, że w każdej chwili pod domostwo mogą podejść te jednorogi? Masz jakiś sposób na nie albo jakieś tajne przejście, żeby obejść ich… hm, terytoria?

[i]- To żadna tajemnica ani nic w tym guście. Po prostu wiem kiedy można wyjść bezpiecznie, jak byłem młodszy udało mi się odczytać pewien schemat ich zachowania. Widzisz, teraz przylazły za wami ale w końcu sobie pójdą, zwłaszcza, że zbliża się zima, zimą walczą nawet między sobą.

Alchemik przez chwilę milczał przysłuchując się rozmowie, ale w końcu nie wytrzymał.
- Skończcie te farmazony i lepiej powiedz nam co ty tutaj robisz na tym pustkowiu? Do czego starcowi na odludziu omniskop i inne narzędzia najwyższej klasy? Co ty tutaj tworzysz? Jednorogi mało mnie obchodzą, bo i tak to zdziczałe kreatury bez nadziei na poprawę, za to jednak ciekawi mnie dlaczego pustelnik bawi się w alchemię i badanie przepływów prany na najwyższym poziomie.

Aaron nie miał problemów z powstrzymaniem się od przygwożdżenia łba Claritowi do blatu stołu. Co prawda można to było tłumaczyć tym, że Aaron nie czuł szczególnego pociągu nie tylko do alchemii i magii, ale także do wikłania się w mało- czy nieistotne sprawy, którymi nie miał się zajmować, oraz opanowania wykształconego przez parę (ale zawsze ileś) lat w zakonie. Jego akurat nie obchodziło, co staruch robił na odludziu, bo uznał, że to sprawa starucha. Aaron potrzebował sposobu na jednorogi, jakiegokolwiek, czy to jakąś wyjebistą technikę ćwiartowania jednorogów z kolana czy zdmuchiwania ich z powierzchni ziemi za pomocą wpierdolu w parszywy rogaty ryj, a tamten wyjeżdża z jakimiś duperelami, które nie uważał za ważne czy interesujące dla niego.

- Żyje tu sobie, to niech sobie żyje, na chuj drążyć temat. - krótko i zwięźle odparł Primus, poczuł jednak, że wypada rozwinąć wypowiedź - Mógł nie otwierać drzwi, a wpuścił bandę pokrwawionych obdartusów do wieży bez zbędnego wypytywania i, jak dla mnie, możemy odpłacić mu tym samym. Zresztą, ciekawie gada.
Jak każdy wojak, Primus czuł nieodparty pociąg do historii. Za dobrą historię można było zawsze dostać kubek gorzałki od kompanów, miejsce przy ognisku, czasem całusa od ciągnących się za armią markietanek. Primus nie miał talentu do opowiadania i zapominał połowę w ciągu kilku dni od usłyszenia, ale opowiadaczy szanował.
Zresztą, dobrze rozumiał potrzebę spokoju na emeryturze. Staruszek wyglądał mu na maga, a tacy ciągle mieli pełne ręce roboty. Pamiętał jak w Legionie ciągle ich po coś wołali i stale czegoś od nich chcieli. Osiadł sobie z dala od wiosek i bawi się w eksperymenty? I dobrze, po co ludzi ma narażać.

- Nic dodać nic ująć - zgodził się z Primusem Aaron. - jeśli nikt nie pilnuje więźnia, to się tym zajmę- rzucił z innej beczki, wstając ze stołu i kierując się na wartę nad jednym, czy raczej dwoma wybrykami natury. Jeśli miał słuchać rozmów o nieistotnych duperelach, to już wolał robić coś konkretniejszego. Nie lubił rozmów, na których można było tracić tylko czas. Liczył na to, że może Primus pozyska wiedzę, jak poradzić sobie z jednorogami.

- Wiedza od demonów… - mruknął barbarzyńca, kiedy rozmowa na chwilę ucichła. - Jeśli się nie mylę, wiesz o demonach nieco więcej niż przeciętny obywatel imperium, mam rację?

Luthias praktycznie zignorował to co mówili towarzysze i skupił się na słowach Clarita. Z jednej strony był oburzony jego zachowaniem, ale z drugiej… Faktycznie po co mu tyle urządzeń na odludziu? Już chciał wyrazić co sądzi o tym co zrobił, ale obcokrajowiec go wyprzedził i zadał pytanie gospodarzowi, a Luthias postanowił powtórzyć to pytanie, ale bardziej szczegółowo.
- Czyli sądzisz, że Czarny Mnich, mógł być potomkiem demonów, znać kogoś takiego, lub użyć demonicznych mocy lub krwi do tworzenia istot?

- No, jasna kurwa… - mruknął niezadowolony reakcjami współtowarzyszy. Co za głupie, otumanione legionowe psy! Tylko im te popaprane zadanie we łbie! Nic ich nie obchodził więzień i jego pochodzenie ani dlaczego w ogóle był transportowany. Spojrzał na dokumenty, które wręczył mu
Aaron, a teraz leżące na jego kolanach. To była jego jedyna szansa, aby te kundle zainteresowały się całą sprawą, ale wolał to zatrzymać na nieco później.
- Nie, nie rozumiecie mnie. To co ten staruszek tutaj trzyma to wiedza i narzędzia pierwszej klasy. Ktoś to musiał mu nasponsorować, bo nie jest możliwe, aby było go na to stać. W piwnicy za to ma jakieś bełkoty demonów na ścianie. Dalej uważacie, że to nie jest dziwne? On tu coś kręci, a ja mam zamiar skorzystać z jego przyrządów. Chociaż tyle z tego będziemy mieli, że przebadamy tego więźnia, a potem zdecydujemy co dalej. Facet może się też bawić w badania nad praną i mieć związek z tym całym Czarnym Mnichem czy tam Zdzichem czy kimkolwiek dziad był, a tym samym z jednorogami, które aż tak was pasjonują. Co was też pcha tak do tego miasta? Ty! - tutaj wytknął palcem zakonnika Clementi - Powiesz nam w końcu coś o tej całej zabawie? Wiem, że coś wiesz. Nie ukrywaj tego albo narazisz i siebie i nas na niebezpieczeństwo. Do czego legionowi ten więzień? Podejrzewam, że jego prana jest równie kwiecista i niecodzienna co wygląd więc nie wciskaj kitu. Śmierdzi mi to wszystko większym przekrętem.

Staruszek przyglądał się całej rozmowie z szeroko otwartymi oczami, lecz sam milczał pozwalając by sprawę najpierw rozwiązali między sobą goście. Nauczony życiem wolał nie mieszać się w konflikty które nie dotyczyły jego osoby bezpośrednio, nieważne, że był powodem owego sporu.

Aulus przysłuchiwał się rozmowie przez dłuższy czas, starając się nadążyć za rozmową.
- Skaczecie między tematami jak żołnierz na przepustce po burdelach. Podsumował.
- Jednorogi i cały ten Czarny Mnich z pewnością są bardzo ciekawe, ale nic to nie zmienia w naszej sytuacji. liczy się tylko że tam są i chcą nas zeżreć. No i jakoś trzeba je ominąć. Może za radą naszego gospodarza poczekamy dzień, dwa? A nuż dadzą spokój i poszukają innego pastwiska? Zaproponował. - Pakowanie się w ten dziwny loch wydaje się zbyt niebezpieczne i powinno być ostatecznością.

- Poszukają na pewno, te zwierzęta nie potrafią ze sobą wytrzymać pod koniec jesieni, czyli jakoś tak teraz. Rozejdą się za góra trzy, no może cztery dni. Jak się sami do tego czasu nie pozabijacie to będziecie mogli ruszyć w dalsza drogę. - staruszek przytaknął Aulusowi. - A jak będziecie mieli szczęście to nie spotkacie też żadnego po drodze.

- Oby. Aulus pokiwał głową. - Ale skoro już ktoś wspomniał, to zdradzisz nam kim jesteś? Ponoć masz tu całkiem cenne sprzęty, a to nie pasuje do przypadkowego pustelnika. Czyżbyś badał tego Mnicha i jego “dzieła”?

- Im dłużej tu będziemy siedzieć tym gorsze myśli będą przychodzić do głowy więc prosiłbym, abyś choć trochę ułatwił sprawę i odpowiadał na pytania. Niedomówienia zostawiają za duże pole do popisu. Jesteśmy wdzięczni za schronienie jednak pozostawienie nas w obecnej sytuacji doprowadzi do konfliktów. A na pewno ja nie zostanę bezczynny, ale jeśli jest to coś czego postronni nie zrozumieją to możemy porozmawiać jak uczony z uczonym na osobności - powiedział już dużo spokojniej Clarit.

- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. Daj starszemu od siebie dojść do słowa. Aulus machnął ręką na wywód kompana.

- Czyżbym was okłamał, czy oszukał? Nie, nigdy nie mówiłem, że jestem przypadkowym pustelnikiem. - stwierdził staruszek rozbawiony całą sytuacją. - Ale masz rację, badam dokładnie to co przypuszczasz, spuściznę Czarnego Mnicha, choć nie mam takiego zaplecza jak Kolegium Magistrów, to jednak udało mi się kupić trochę przyrządów, i tą ziemię. Nie była droga, nikt inny jej nie chciał. Teraz już jesteście spokojni o swój los?

[i]- Ja tam byłem cały czas.[/] Spokojnie odpowiedział Aulus. - Teraz jedynie przez najbliższe dni będzie tutaj nieco gwarniej. Mam nadzieję że to nie problem? Bo utknęliśmy czy tego chcemy, czy nie.

- Jakoś sobie poradzimy, ale osła mógłbyś jednak wyprowadzić do ogrodu. Za mojej pamięci, żaden jednoróg nie przeskoczył przez mur, więc możesz być spokojny o swego zwierzaka. - Staruszek podążył za ciosem.

- Nie tyle mojego, co istotnego dla nas z… pociągowego punktu widzenia. Ale niech i tak będzie. W końcu masz tu lepsze rozeznanie niż my. Aulus pokiwał głowa na zgodę. - Jak tylko skończymy to go wyniosę. Coś jeszcze? Przesunął wzrokiem po zgromadzonych.
- Niemal bym zapomniał! Tak właściwie to mam jeszcze jedno pytanie. Po chwili sam sobie odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
- Wiesz oczywiscie o tym dziwacznym napisie w swojej piwnicy. Skupił wzrok na gospodarzu. - Mógłbyś powiedzieć nam o tym coś więcej? Próbowałeś kiedyś otwierać to przejście? O ile w ogóle jest to przejściem.

Gdy po słowach Aulusa dyskusja się skończyła, a przynajmniej przygasła na tyle, że nie sprawiała wrażenia, że zaraz pójdzie na noże, Primus, jako to żołnierz, postanowił wykorzystać wolny czas, żeby się wyspać na zapas. Potrafił spać i na trawie i w deszczu, ale skoro już miał okazję przespać się w prawdziwym łóżku, ufny że w razie czego go obudzą wstał od stołu i poszedł spać na drugie piętro. Rozejrzał się jeszcze po okolicy z okna, zamknął okiennice i hołdując odwiecznej zasadzie legionistów, że śpi się kiedy można, a wstaje, kiedy każą, owinął się cienkim kocem i zasnął, zanim jeszcze jego głowa dotknęła poduszki. Nie wyspał się jednak. Już kilka, może kilkanaście minut później cała kawalkada żądnych wiedzy osób przetuptała za staruszkiem w drodze na wyższe piętra wieży.
Ponieważ Primus był opanowany, nie powiedział co myśli o budzeniu strudzonych żołnierzy, którzy pół nocy i spory kawał dnia pilnowali więźnia, gdy inni sobie odpoczywali. Westchnął jedynie i polazł za resztą na górę, bo najwyraźniej było to jednak coś ważnego. Nie było. To znaczy może i było, ale niczego z całej rozmowy nie zrozumiał, jedynie rozbolała go głowa.


Pracownia gospodarza.


- A ja mam jeszcze inne jeśli można.. Na kim prowadzisz eksperymenty? Omniskop chyba nie jest tylko jako dekoracja? - dorzucił od siebie alchemik unosząc brew.

- No dobrze, pokażę Ci, chodź. - po tych słowach starzec wstał od stołu i ruszył po schodach na górę. Pomimo podeszłego wieku, staruszek okazał się dość żawawy i po kilku chwilach byli już na czwartym piętrze. Tu staruszek otworzył jeden z niewielkich regałów stojących pod ścianą i z jednej z licznych szufladek wydobył niewielki kamień.

- Wiecie co to?


Spytał z błyskiem w oku i podał kamień Claritowi.

Luthias jednak wolał się zatrzymać z tyłu, nie wie prawie nic o alchemii, lecz stanął w takim miejscu, w którym widział dokładnie przedmiot staruszka. Mimo to nie wiedział co to jest.

Aulus jedynie przysłuchiwał się w ciszy i ciekawie rozglądał po pomieszczeniu.

- Wygląda mi na czysty szmaragd - powiedział w zamyśleniu oglądając podany przez staruszka kamień. Wprawdzie słyszał też, że niektórzy przypisywali mu właściwości ochrony przed magią i klątwami.. Ba! Słyszał i nawet takie teksty, że ktoś przepowiadał z tego przyszłość, Ale szczerze? Alchemik wątpił w takie bajania więc czekał na wyjaśnienia staruszka.

- Brawo, trafiłeś idealnie, ale nie masz do końca racji. To nie zwykły szmaragd, to jeden z jak je nazywam berylów mocy. - Staruszek przyjął dumną pozę. - zbadaj go pod omnitoskopem a sam zrozumiesz, przynajmniej część.

Uniósł w zaskoczeniu brwi. Co też ten staruszek wygadywał? Ale jak ten poradził tak też bez zbędnego pieprzenia się podszedł do urządzenia i umieścił w odpowiednim miejscu szmaragd.
- W ogóle ładne cacko - mruknął z aprobatą na temat przyrządu i zabrał się za swoje.

Na początku beryl niewiele różnił się od zwykłego kamienia, jednak kiedy clarit wyregulował urządzenie by obejrzeć je w spektrum prany, zauważył coś niezwykłego, nie tyle w samym kamieniu co w pranie go otaczającej. Wyglądało na to, że kamień coś z nią robił, zmieniał, odkształcał, lecz w sposób jakiego Clarit jeszcze nigdy w życiu nie widział.

- Co? - padła kolejna elokwentna odpowiedź tego dnia od alchemika. Odsunął się od przyrządu i spojrzał na staruszka.
- Co.. I jak? Jakim cudem? To manipuluje praną! - był w szoku! Czyżby dziadek dostał coś czego on poszukiwał tyle lat?

- Właśnie! - Staruszek ucieszył się, że trafił na kogoś podobnie myślącego, lecz po chwili ze smutkiem dodał. - Czterdzieści lat próbuję odgadnąć jak to możliwe. Kamień który trzymasz stworzyły demony… jakoś - dodał niezbyt zręcznie.

- A udało ci się wymyślić jakieś zastosowanie do tego? - zapytał oglądając jeszcze raz kamień biorąc go do ręki. Takie małe a takie rzeczy w sobie skrywa!
- I kto to sponsoruje?

- Zastosowanie? Chłopcze, ten kamień działa ciągle po ponad tysiącu lat, nikt nie musiał uzupełniać prany ani go nadzorować. Oczywiście to nie jedyny, mam hipotezę, że podobne kamienie pracowały w grupach, każdy spełniał jakieś zadanie. Nie tak jak nasza magia. Widzisz, ten kamień był odpowiedzialny za tworzenie bardzo gorącej kuli, możesz ją nazwać po prostu kulą ognia jeśli chcesz, choć to nie do końca to, ale podobne. Przy nim był też inny kamień, tamten kanalizował pranę, i jeszcze trzeci który jak sądzę miał wykrywać istoty żywe. Niestety kiedy je wydobywałem dwa pozostałe z trójcy nie przetrwały tego procesu, szkoda. - Staruszek był przygnębiony wspomnieniem, tak, że prawie zapomniał o drugim pytaniu, lecz po chwili odzyskał rezon.
- Sponsoruje, ha, za wszystko zapłaciłem sam! To moje badania, całkowicie moje, choć przysłużą się całemu imperium, ot co.

- Widzicie, wszystko w porządku, za własne pracuje i nikomu nie wadzi. Ba, i dla naszego dobra eksperymenta czyni - rzekł przekonany wyjaśnieniami staruszka były legionista.

Podczas rozmowy Luthias spojrzał znacząco na Aulusa, jako sługa Iustitii, obrońca porządku, powinien coś z tym zrobić, a nie stać bezczynnie z dala od wszystkich.
- Jeśli dobrze Cię zrozumiałem, to póki co ten kamień jest bezużyteczny? Czy na świecie może być więcej takich “pamiątek”? I czy jesteś je w jakiś sposób zlokalizować? - Jeśli kiedykolwiek powróci do miasta, musi wiedzieć jak najwięcej, żeby przekazać choćby namiastkę informacji przełożonym.

- Myślę, że ty też mógłbyś coś wyjaśnić zakonniku, a nie tylko zadajesz pytania - Clarit odezwał się do Luthiasa po czym spojrzał na drugiego alchemika wyraźnie sugerując, aby ten milczał. Nie podobało mu się, że Clementi tak chciał wszystko wiedzieć, a nic od siebie nie wnosił. A informacje były cholernie ważne i cenne. Szczególnie te teraz. Przecież te kamienie to pieprzone perpetum mobile! Gdyby tylko udało się to odtworzyć na czymś innym..

- A co ja miałbym powiedzieć, czego nie powiedziałem wcześniej. Już dawno dowiedzieliście się ode mnie wszystkiego, czego przysięgałem nie wyjawiać. To nie ja jestem szarlatanem, który grzebie po rzeczach gospodarza pod pretekstem szukania zagrożeń. - Odpowiedział wyraźnie zirytowany podejrzliwością alchemika. Już nie miał przed nimi niczego do ukrycia, o naszyjniku też prawie wszyscy wiedzą, więc tym bardziej nie ma tutaj czego ukrywać.

- Jasne, pewnie jest ich jeszcze sporo, takich jak ten i podobnych. Myślę też, że mógłbym je zlokalizować, tylko po co? W takiej formie jak teraz są bezużyteczne, chyba, że jako obiekt badań, ale te świetnie potrafię sam przeprowadzić. - CIągnął swe wykłady staruszek, niepomny spojrzeń Clarita.

Westchnął głęboko na zachowanie drugiego alchemika. Chociaż tyle, że wyraźnie dał do zrozumienia zakonnikowi, że kamienie są teraz bezużyteczne, ale co jeśli ten przekaże to dalej? Jeśli wpadnie tu potem legion i zabierze wszystko dla siebie i swoich sługusów? Musiał potem koniecznie powiedzieć o tym dziadkowi. Ścisnął mocniej kamień w dłoni po czym oddał go staruszkowi. Chętnie też przedyskutuje z nim przeznaczenie papierów, które ciągle miał przy sobie, ale to nie teraz.
- Widziałeś więźnia wcześniej

- Tego coście go sprowadzili? Nie, nie wtrącam się do nie swoich spraw, to zawsze sprowadza kłopoty. - Odparł staruszek filozoficznie. Primus kiwnął głową, w końcu był jakiś fragment rozmowy, który zrozumiał. Ale i tak, jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego, miał wielką ochotę wrócić jednak do łóżka.

- Wnoszę o zmianę warty nad więźniem - Aaron beztrosko wszedł do pomieszczenia, w którym staruszek oprowadzał część kompanii po znaleziskach. Szop tym razem nie towarzyszył mnichowi.

Nie wyglądało na to, by Primus zdołał się wyspać. Mnich zostawił więźnia samego… Uznając, że cywile nie takie głupoty robili więc dziwić się nie ma czym zamiast spać poszedł przypilnować więźnia. Spojrzał przelotnie na Aulusa, by ten go później zmienił. Pokazał jeszcze Claritowi, by ten mu towarzyszył, ale nie sprawdził, czy za nim podążył.

Ku zaskoczeniu zebranych lub i nie, podążył za Primusem, bowiem był na tyle zaskoczony, że ten chciał, aby akurat on z nim poszedł. W końcu do wyboru miał też świętoszkowatego zakonnika Clementi, a jednak to nie od został ‘zaszczycony’. Nie miał zamiaru męczyć na razie staruszka. wrócą do tego potem, a papiery w tym czasie znów przejrzał i złożył po czym utknął za paskiem spodni.

- A wy jeśli nie macie pytań też lepiej już idźcie, mam zamiar popracować i nie lubię jak mi się przeszkadza. Na Lunę, to był jeden z powodów dla których się tu przeniosłem! - Staruszek odpędził dłonią Luthiasa i Aulusa którzy ciągle pozostawali w jego pracowni. Następnie umieścił beryl na jego miejscu w szufladce, a z innej wyjął malutki mieszek i podszedł do kolumny rektyfikacyjnej, postukał w nią palcem, wymruczał po cichu jakąś abrakadabrę i z malutkiego mieszka nasypał srebrnego proszku do jednej z licznych kolb.


Zapomniał chyba przy tym o Aaronie, który na razie siedział cicho i oglądał sobie poszczególne rzeczy w laboratorium. Ale tamten przynajmniej go o nic nie pytał.


Jeszcze w trakcie wychodzenia Luthias zapytał się szybko- Można przejrzeć księgi z Twojej biblioteki? Zauważyłem po oprawach co najmniej kilka, których w bibliotece zakonnej nie widziałem.

- Co? Ach, tak, tak oczywiście, czytajcie sobie do woli, jeśli tylko chcecie.


Słysząc zadowalającą go odpowiedź Luthias zszedł do pokoju staruszka i tam zaczął przeglądać księgi. Szukał głównie tomów zawierających informacje o historii okolicy, demonach, a także ksiąg, które mogłyby mu przybliżyć trochę bardziej rytuały teurgiczne Zakonu.


Przy okazji Aaron zerkał, co staruszek wyczynia przy tej całej kolumnie, ale starał się nie zbliżać się do tego urządzenia. Jak i do szuflady, w której leżał magiczny kamyczek.

Tymczasem staruszek odkręcił kilka zaworów i kapnął parę kropel ostro pachnącej cieczy do kolby z proszkiem. Reakcja była piorunująca, w ciągu kilku sekund zaledwie pomieszczenie wypełniło się gęstym, gryzącym, zielonym dymem.
Następne co Aaron zauważył to staruszek przewieszony przez ramę okna i próbujący złapać oddech.
- Niech to…- kaszlał - znów to samo, a taką miałem nadzieję. A co ty tu jeszcze robisz? - zapytał wielce zaskoczony gdy dostrzegł w rzednących oparach Aarona.

Aaron bez słowa wyjaśnienia wyprowadził staruszka z pomieszczenia, żeby tamto mogło się wywietrzyć z dymu, a starszy pan nie wypadł przypadkiem przez okno. Dopiero jak znaleźli się poza zasięgiem dymu, Aaron odezwał się:
- Jestem - odparł żartobliwie mnich, który szybko spoważniał. - Co zamierzałeś zrobić?

Luthias ledwo zdążył podejść do biblioteczki, a już usłyszał kaszlącego staruszka, a chwilę później znoszącego go Aarona. Odruchowo podszedł do nich, żeby tylko sprawdzić czy pustelnik się czymś nie zatruł. Teraz był dla niego skarbnicą wiedzy, o którą musiał dbać, żeby dowiedzieć się jak najwięcej na temat jednorogów, Mnicha i tych dziwnych kamieni.

- Wiesz co to Łzy Luny? - staruszek odpowiedział pytaniem na pytanie ciągle się krztusząc.

- Nie - odparł Aaron.

- No, to właśnie próbowałem zrobić, mówi się, że Łzy Luny to napój z czystej prany, ale nikomu nie udało się go jeszcze przyrządzić. Jak widzisz, mi też się nie udało, ale w końcu odniosę sukces!

- A po co Ci to? NIe lepiej spożytkować czas na próbach ustalenia działań innych kamieni, lub też sposobach tworzenia nowych istot? Wiem, że stworzenie tego eliksiru jest kuszące, ale skoro najlepsi alchemicy mają z nim problem… Czy potrzebujesz jakiejś pomocy teraz?- Skomentował niezbyt miło eksperymenty pustlenika, ale i tak był chętny pomóc.

- Nowe istoty?! Chłopcze wyjrzyj przez okno i zobacz do czego takie eksperymenty prowadzą. Nie, nie mozna cały czas skupiać się tylko na jednym, umysł potrzebuje nowych idei, nowych bodźców by lepiej pracować. Jeśli chcesz możesz uznać, że pracuję nad Łzami Luny by odpocząć.

- Ale bez pełnego skupienia się nad jedną dziedziną, nie można dojść do perfekcji w niej. Rozumiem czego pragnie Twój umysł, ale, nie można mieć wszystkiego. Gdyby się dało nabyć te wszystkie zdolności zesłane nam przez Łaski tylko o nich czytając, to czyż nie byłoby to wspaniałe? -Luthias nagle przerwał swój filozoficzny wywód, bo po prostu sam nie wiedział co powiedzieć. Rozumiał co czuje starzec, sam też pragnął posiąść wiedzę wszelaką, ale nie był w stanie zrobić tego bez doświadczeń, a teraz próbuje odwieść człowieka mądrzejszego, od jego pracy, która w gruncie rzeczy niewiele się różni. - Albo… Może jednak masz trochę racji. Ale prace nad tworzeniem istot mogłyby pozwolić nam na odnalezienie ich słabych punktów. - Próbował jeszcze jakoś wybrnąć z tego bagna, w które się wpakował własnymi słowami.

- Tylko żebyś przy tym nie kopnął w kalendarz, bo wtedy te Łzy Luny na nic nie będą ci przydatne - palnął Aaron, którego taktowność i wyczucie były na poziomie kamieni leżących w ogródku pustelnika. Czasem mogło się zdawać, że byle zeschły listek miał więcej taktu czy duszy niż kudłaty mnich. Niemniej Aaron nigdy się tym jakoś specjalnie nie martwił, jeśli w ogóle był do tego zdolny.

- Przeżyłem osiemdziesiąt lat, przeżyję jeszcze przynajmniej dziesięć, nie musisz się martwić. A ty, młodzieńcze - zwrócił się do Luthiasa. - Pomyśl o tym co teraz powiem. Wyobraź sobie, że odpowiedź na nurtujące Cię pytanie jest na wyciągnięcie ręki, tuż tuż obok Ciebie, lecz Ty jej nie dostrzegasz bo wzrok masz utkwiony tylko w jednym punkcie. Tak przyjacielu, od ambicji do obsesji jest tylko jeden krok, krok którego nie zamierzam zrobić.

Aaron miał powiedzieć, że nie martwi się, lecz tego na szczęście nie powiedział. Skoro staruszkowi nic poważnego nie dolegało, to problem się skończył. Nie bardzo miał pomysł, co by powiedzieć, w zasadzie i tak z alchemii i magii miał coś gorszego niż dwie lewe ręce, bo był laikiem totalnym. Niemniej dalej nie rozumiał, po co staruszkowi był ten napój z prany, jak prawdopodobniej prędzej wykituje. Jaki chciał z niego użytek robić?
- Pewnie zadam głupie pytanie, ale jaki może być użytek z takiego napoju?

- Och to nie tak, że on ma być bardzo użyteczny - staruszek uśmiechnął się serdecznie - ale pomyśl tylko, czysta prana, znacznie bardziej skoncentrowana niż w winie czy piwie!

Już bez żadnej odpowiedzi, Luthias skierował się znów w stronę biblioteki, żeby szukać ksiąg, które mogłyby go zainteresować. Rozpoczął od przejrzenia otwartej księgi leżącej na biurku, podchodząc spostrzegł, że jest to coś na kształt zielnika, bardzo podobny do zielników przygotowywanych przez zakonników. Spojrzał więc na regał, tam ujrzał jedną lekko wysuniętą księgę, zabrał więc ją i przeczytał tytuł “Historia Zachodniej Prowincji”. Otworzył więc ją na pierwszych stronach i zabrał się za czytanie.

- Po co robić coś, z czego nie ma użytku? - Aaron dalej nie pojmował skomplikowanego alchemicznego umysłu. Za prosty był na takie komplikacje, pojmował świat tak prostymi drogami, jak się tylko dało. Również jak najwięcej rzeczy starał się czynić przy minimalnym koszcie. Toteż ani nie zagłębiał się w to, jak radzą sobie kompani z więźniem, ani nie domyślał się, na co staruszkowi strata czasu na jego zdaniem niepotrzebne dywagacje.
- Nigdy jakoś nie rozumiałem wcielania idei dla samej idei - stwierdził, zresztą zgodnie z własnymi przekonaniami. - i raczej nie zrozumiem.
Niemniej gdy się upewnił, że staruszkowi nic poważnego nie dolega, a z pomieszczenia wywietrzał zielony dym, pozwolił emerytowanemu alchemikowi zająć się swoimi zabawami, a gdy było to konieczne, to mógł mu asystować. Aaron później prawdopodobnie pójdzie poszukać swojego zwierza, bo ten nie przyszedł i nie wiadomo co z nim było. Szopen przeważnie mu towarzyszył, ale tym razem chyba trochę zbyt podle go potraktował, może się obraził i poszedł do kogo innego albo gdzieś się zaszwendał. Pewnie i słusznie boczył się na mnicha.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 21-05-2017, 14:43   #16
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Szop wytrzymał dzielnie parę minut sam na sam z więźniem, który siedział w tym samym miejscu, gdzie wcześniej. Po tym Aaron przyszedł sam, bawiąc się owocem otrzymanym od szopa. Pilnował już raz więźnia, wtenczas ten był podejrzanie spokojny i grzeczny. Teraz drugi raz wartował nad nim i dalej skazaniec zachowywał się nader poprawnie, co Aaronowi się średnio podobało. Momentami wolał, żeby dziwak się buntował, to mógłby mu dać po pysku, a tak to nie miał powodu nad nim się znęcać, zresztą niby co takiego ekscytującego jest w biciu muchy? Już chyba wolałby się prać z jednorogiem.
Aaron miał baczne oko na białowłosego. Ktoś wspominał w drużynie, że zanim ten padł, to dostał ileś pocisków z czarnokrzewu, a i tak się trzymał na nogach. Niemniej poprzedni dzień chyba nie potwierdzał tej plotki. Mnich nie miał przy sobie igłacza, więc nie miałby jak przetestować wytrzymałości więźnia, ale miał pięści.

Mijały kolejne długie minuty kiedy nie działo się praktycznie nic, aż w końcu uwagę Aarona przykuło dziwne zachowanie więźnia. Wił się, i skręcał, ściskał nogi razem, a minę miał przy tym taką jakby bardzo cierpiał i wszelkimi siłami starał się owo cierpienie powstrzymać. Było jednak jasne, że walkę przegrywa.

Mnich nie wyglądał na zbyt wzruszonego, twierdził, że więzień udaje, tylko próbuje go prowokować, żeby mógł go walnąć. Chyba ktoś u góry go posłuchał i dał mu pretekst do uciszenia więźnia, ale to chyba nie było to, na czym zależało Aaronowi. Niemniej niechętnie ogłuszył białowłosego pięścią w łeb. Po chwili zrozumiał zachowanie białowłosego, kiedy z okolic krocza więźnia na podłodze zaczęła się rozszerzać żółta kałuża, nie pachnąca zbyt przyjemnie.

- Popilnuj go na wszelki wypadek, idę zmienić wartę - mruknął mnichu do Szopena.
- Po co, przecież i tak jest nieprzytomny? - zdziwił się szop, odsuwając się od więźnia. - Po co go uderzyłeś?
- Na wszelki wypadek - rzucił odpowiedź Aaron, po tonie łatwo było wnosić, że nie był zadowolony ze swojej akcji.
- Wypadek? - szop nie zrozumiał. - chwila, znowu ja będę musiał odwalać jakąś brudną robotę, ta?
- Masz go tylko popilnować, póki nie zmienię warty.
- Akurat!
- Jeśli ma cię to pocieszyć… to łap - Aaron rzucił lekko do szopa owoc. Zwierzę co prawda złapało owoc, ale niezbyt mu sie humor poprawił.
- Ej, nie sądzisz chyba, że przekupisz mnie owocem?! ej! - żachnął się Szopen, ale mnich już odszedł, zostawiając zwierzę same. Mężczyzna zdołał tylko rzucić na odchodnym. - Jest nieprzytomny.
Szop prychnął, oddalił się od więźnia o dwa, trzy szopie kroki, po czym zaczął wcinać owoc.
- Co on sobie myśli, zostawiając mnie z tym przerośniętym czymś? - oburzył się, ale posiedział przy więźniu. - A mogli się dowiedzieć, że mówię. Przynajmniej bym im powiedział, jaki z niego nicpoń jest, o tak bym im powiedział - burknął, trudno powiedzieć czy do siebie czy do nieprzytomnego więźnia.

Gdy zobaczył więźnia leżącego w kałuży moczu i pilnowanego jedynie przez szopa odezwał się do zwierzaka:
- Co, Ciebie też wrobili?
Sprawdził wzrokowo, czy więzień oddycha, ale nie zamierzał go dotykać czy zbliżać się za bardzo. A o wyprowadzaniu więźnia na siku zamierzał porozmawiać z Aaronem później.

Szop na to pytanie nie odpowiedział. Spoglądał na Primusa, tylko wzrok miał jakiś dziwnie zeźlony. A przynajmniej tak się mogło wydawać przez chwilę. W każdym razie zwierzę jadło owoc i trzymało bezpieczną odległość od więźnia. Możliwe, że nawet zwierzęta nie chciały jakoś zadawać się z białowłosym wybrykiem natury.

- Mądry szop - pochwalił legionista. Poszukał też jakiegoś suszonego owoca w jednej z kieszeni, by poczęstować zwierzątko, gdy już zje swój.

Zwierzę obwąchało dłoń legionisty, a kiedy upewniło się, że jest w porządku, odebrało nagrodę od mężczyzny i wpałaszowało poczęstunek.

- Widzę, że dobrze się bawili - powiedział z nieukrywaną pogardą alchemik po czym westchnął cicho - To co? Ciągniemy losy kto go przebiera czy zostawiamy i udajemy, że nic się nie stało i nic nie czujemy? - zapytał Primusa, aby po chwili wyjść, aby rozejrzeć się za czymś zdatnym do tego procederu. Znaczy przebrania, nie zostawienia więźnia samemu sobie.

Legionista powoli wyciągnął dłoń, by sprawdzić, czy szop pozwoli się pogłaskać, ale nie nalegał. Dało się przez chwilę go pogłaskać, ale szop chyba nie miał humoru na głaskanie. Primus uszanował wolę szopa. Jak na razie zwierzak sprawiał mniej problemów niż jego Pan, i taką też myślą podzielił się zarówno z szopem, jak i przybyłym alchemikiem.
- Służąc w Legionie czułem gorsze rzeczy niż mocz. Gdy ludzie umierają, puszczają zwieracze. Wtedy dopiero śmierdzi. O tym się nie mówi nigdy, nie? Ale skoro Tobie przeszkadza, pomogę.

Przy okazji zostawił dokumenty w swoim notatniku wśród ciuchów i innych pierdół, a wyłowił z ekwipunku coś co mogło się nadać na przebranie. Jakieś bardziej zużyte i wołające lekko o pomstę do nieba gacie. Liche bo liche, ale zawsze. Zabawne, a miał się tego już pozbywać.. Tak czy siak powrócił z ubraniem do Primusa. Jeśli chodzi o samo przebranie więźnia, Primus służył za mięśnie, pozwalając, by alchemik przejął rolę mózgu tej operacji.

- Powiedz, że możemy go za to zabić, proszę - mruknął niezadowolony kiedy z byłym legionistą przebierali więźnia. Jest alchemikiem! Wiedzą! Magią! Zaklinaczem prany! A nie niańką do więźniów!

- Mamy go doprowadzić żywego - nie zrozumiał początkowo Primus - A, o Aaronie mówisz. W Legionie dostałby miesiąc wart poza kolejnością... - przerwał skupiając się na pomaganiu Claritowi.

Szop zaś przejął rolę obserwatora “niemego”, a kiedy dwójka facetów przebierała więźnia, zwierzę nad czymś się zastanowiło. Wykorzystało fakt, że nie było w centrum uwagi, poczłapało do piwnicy po parę owocków, po czym wróciło cichaczem. Po dłuższej chwili, gdy powróciło, zwierzę ostrożnie przybliżyło się do Primusa, szturchnęło go w łydkę łapką, po czym podsunęło parę owoców.

~Ależ spryciarz - uśmiechnął się legionista gdy zobaczył kto i dlaczego szturcha go w łydkę.
- Jemu też damy, co? - Primus pokazał na Clarita i podzielił owoce na trzy równe części.
- Tak właściwie, to co jedzą szopy poza owocami? - zapytał zastanawiając się - Przecież w zimie pomarłyby z głodu. Hmm… Szopie, a mięso Ty jesz? - wyciągnął w jego stronę pasek suszonej wołowiny. Wiedział, że szopy raczej na krowy nie polują, ale suszonej żabiny czy wężyny nie miał.
- Orzechy! - wykrzyknął cicho i zaczął obszukiwać pas i kieszenie, wydawało mu się, że jakieś orzechy mogły być w paczkach z jedzeniem, które zebrał przed wyruszeniem z miejsca lawiny.

Zaskoczony alchemik wziął bez słowa owoc i trwał tak przez chwilę w lekkim osłupieniu. A to ci sprytne zwierzątko! Dobra ta fretka była. Wiedział, że te stworzonka są sprytne, ale dodatkowo wiedział, że są wszystkożerne.
- Masz gagatku. Nawet szop nie zasłużył, aby jego pan zostawiał go z zaszczanym więźniem. Tobie to dopiero musiało śmierdzieć - powiedział kładąc przed zwierzątkiem nieduży kawałek sera.
Może i był dupkiem, knurem i innymi epitetami, ale tresowany szop to tylko szop. Zabawne i grubiutkie zwierzątko.

Zwierzę nie odparło na pytanie Primusa, bo “szopy nie umio mówić”. Zjadło kawałek owocu, który podzielił były legionista, ale nie miało już ochoty na mięso; powąchało suszony kawał mięsiwa, ale go nie tknęło, tak samo nie tknęło orzechów.Najwyraźniej się najadło.
Nie odparło też na kwestię alchemika. Było po prostu zabawnym, grubiutkim, ale “nie gadającym” zwierzątkiem, tylko cóż… szopem. Przekąski od Clarita nie potraktował specjalnie, sera też nie tknął.
Niemniej gdyby szop “umiał” mówić (pomijając fakt, że naprawdę potrafił mówić, ale poza Aaronem nikt o tym nie wiedział) z pewnością poparłby karę dla ignoranckiego dupka, jakim jego zdaniem niewątpliwie był Aaron.
Poszedł szukać swojego pana, ale tak, żeby ten nie zorientował się, że jest śledzony.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 21-05-2017, 14:51   #17
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Piwnica.


Zaraz po rozmowie z gospodarzem, Aulus poszedł zająć się osłem. Ostrożnie wyprowadził go na zewnątrz i zostawił u podnóża schodów. Gdy wrócił pod drzwi, rozejrzał się po najbliższej okolicy. Ponoć jednorogi pod samą wieże nie podchodziły. Oby.
Po powrocie do środka nalał trochę wody do wiadra aby posprzątać po ośle i więźniu jak się okazało. W końcu wniesienie tutaj stworzenia było jego decyzją i konsekwencje nie mogły spocząć na barkach gospodarza. Aulus szczerze wątpił aby ktokolwiek z jego towarzyszy poczuł się do odpowiedzialności, choćby i zapach stajni rozchodził się po reszcie budowli. Ale czemu więzień nic nie powiedział? Nie umie gadać, czy aż tak nie idzie w zaparte?

Gdy skończył, wylał resztę wody za drzwi. Przynajmniej tyle miał z głowy. Zostało mu jeszcze zmyć z siebie trud ostatnich dni. O łaźni mógł na tym pustkowiu zapomnieć, lecz w piwnicy było ujęcie wody. Bez większego problemu udało mu się odnaleźć balię i nieco mydlnicy. W obecnej sytuacji największy luksus na jaki mógł sobie pozwolić. No może poza grzaniem wody, ale to sobie odpuścił. Rześka woda pozwalała zachować formę i trzeźwy umysł, co w tej chwili było jak najbardziej pożądane.


***


Tymczasem Aaron nie miał zielonego pojęcia, że jego własny szop planuje się dość wrednie odegrać za nieparlamentarne potraktowanie go jako zwiadu, zwierza od brudnej roboty i… no, coś tam. W każdym razie Szopen nie patrzył, czy ktoś za nim lezie.
- Tch, w końcu z dala od smrodu - prychnął szop, zły na Aarona nie za to, że ogłuszył więźnia, ale za to, że zostawił go samego z nieprzytomnym śmierdzielem. Ciekawe, co skombinuje ten drań, żeby wymigać się od kary.
Szop wdrapał się po schodach i wydawało mu się, że usłyszał Aarona, przy pomieszczeniu z masą dziwnych rzeczy, których to Szopen nie potrafił nazwać. Były wielkie i wydawały różne dziwne dźwięki, ale nie pachniały czymś smacznym. I przerastały one jego szopi móżdżek. Więc nad tym nawet nie myślał. Zależało mu bardziej na odegraniu się na kudłaczu. Ten gadał ze starszym facetem. Ciekawe, czy i jego w coś wkręcał. A staruszek kasłał i zagłuszał to, co Aaron mówił. Niedługo jednak miał porządną kryjówkę na jednym ze stopni schodów. Może nawet kudłacz nie zauważył, że Szopen z kryjówki śledził go i nie zamierzał się mu pokazywać.
Szop wkrótce, niezauważony przez nikogo, nawet przez swojego właściciela, zszedł na dół. Zwierzę samotnie szwendało się po domostwie i przypadkiem weszło w drogę Aulusowi.

- A więc tu się pałętasz. – Skomentował Aulus i po chwili szukania znalazł kawałek suszonego mięsa, który wyciągnął w stronę zwierzaka. - Chcesz? Pomachał nim lekko, ciekawy czy szop zainteresuje się przekąską. - Szopen, tak? Dziwne imię. Szopenus? Pasowałoby bardziej. No masz. Weź. Zachęcił stworzonko. - Czyli teraz za mną będziesz łazić? Ciekawskiś, co? Zapytał rozbawiony tą „rozmową”, jakby zwierzę mogło go zrozumieć i odpowiedzieć.

Co prawda zwierzę mu nie odpowiedziało po ludzku, ale przekąską się zainteresowało. Niemniej nie tknęło jej; szop powąchał ją, ale nie palił się do jedzenia jej. Owszem, szop z pewnością był zainteresowany, czy Aulus miał jeszcze inne przekąski, a przynajmniej tym razem zwierzę nie podążało z Aaronem, tylko z Aulusem.

- Nie to nie. Aulus odpowiedział szopowi i sam zaczął żuć kawałek mięsa, po czym zajął się swoimi sprawami.


***


Po chwili wrócił do zamierzonego planu, zniósł balię do piwnicy i niezwłocznie napełnił ją wodą. Kąpiel okazała się być tym czego mu potrzeba. Orzeźwia i zmywała brud poprzednich dni. Nie wspominając o tunice, którą wypadało już uprać.

Gdy wierzchnie ubranie schło, Aulus odziany jedynie w subukulę i nieodłączny pas z gladiusem, wrócił na górę aby przejść wartę nad więźniem. Niestety pomimo zmiany ubrań, ciągle dało się wyczuć delikatną woń szczyn od jeńca. Niezbyt przyjemne towarzystwo.

- Zaszczaniec musi się umyć bo chuj nas z nim strzeli! Biorę go na dół. Jest tam balia to doprowadzi się do ładu. Zakomunikował najbliższym towarzyszom, by po chwili sprowadzić więźnia piętro niżej.
Szybko nalał wody do balii, poluzował pętle, które założył mu poprzedniego wieczora, zostawiając jedynie dyby z którymi go zastali oraz jedną linę, aby mieć gagatka na uwięzi, po czym zdjął opaskę zasłaniającą oczy pojmanego.

- Mogłeś gadać, a nie szczać tak pod siebie. Aulus upomniał twardo i wskazał na balię. - Umyj się. Polecił. - Może i jesteś więźniem, ale jak mam z tobą przebywać to nie będziesz śmierdział mi tu szczynami. I następnym razem gadaj że ci się chce. Może nie będziesz musiał szczać pod siebie jak jebane zwierze. Upominał i z założonymi rękoma stanął u podnóża schodów na górę, bacznie obserwując każdy, nawet najmniejszy więźnia.

Z początku niepewny, i ciągle trochę zamroczony po ciosie Aarona, więzień zrozumiał w końcu o co chodzi. Z pewnym trudem z powodu dyb, zaczął dokonywać ablucji.

Alchemik zszedł za Aulusem kiedy ten oznajmił, że idzie kapać więźnia. Nie mógł przy tym opanować szyderczego uśmiechu.
- Myślę, że nasz przyjaciel zakonnik powinien dostać co najmniej kopa w dupę - powiedział kiedy legionista nakazał związanemu szorowanie swego oszczanego tyłka.
- Co ty na to? - zapytał ze śmiechem, aby zaraz spoważnieć -[i] Przekonam staruszka, aby ‘pożyczył’ mi omniskop. Przebadamy tego gagatka i zobaczymy czy jest w nim coś jeszcze osobliwego. Piszesz się czy mam szukać innych sprzymierzeńców?

- Ano przebadamy. Możliwie po tym jak już nie będzie śmierdział. Trzeba go będzie zabrać na górę, tak? Zapytał Aulus, nie spuszczając oka z więźnia.

- Obawiam się, że inaczej się nie da - odpowiedział na pytanie kiwając jakby dla dodatkowego potwierdzenia nieznacznie głową. W dłoniach trzymał kawałek jakiegoś materiału podwiniętego dziadkowi z międzyczasie.
- Niech się wytrze po tym. Na miłość i litość, jest jesień. Jeszcze nam zlezie na jakieś zapaleni płuc czy inne plugastwo i już nic się w życiu nie dowiemy.- dodał po chwili podchodząc do więźnia i kładąc szmatę obok bali. Miał nadzieje, że ten zorientuje się o co chodzi.

Primus nie miał pojęcia o co chodziło Aulusowi. Więzień śmierdzi, ale więźniowie zawsze śmierdzieli. Nierzadko gorzej. Niemniej, nie zamierzał łamać sobie głowy nad planami zakonnika. Zszedł do piwnicy by ją sobie obejrzeć i przypilnować więźnia w momencie gdy będzie bez więzów.

Tymczasem więzień skończył się myć i rozejrzał się po piwnicy już trzeźwiejszym wzrokiem. Uwadze Aulusa nie umknęło, że odrobinę dłużej zatrzymał wzrok na runicznym napisie, skrzywił się przy tym jakby mu podano gnijące ścierwo na obiad.

Clarit wprawdzie nie dostrzegł, że więzień zatrzymał na czymś dłużej wzrok. Sam napis nie budził w nim takich emocji jak w reszcie kompanii tak więc po prostu podniósł szmatkę z ziemi i narzucił pojmanemu na głowę. Chyba bardziej dobitnie nie dało się przekazać, że ma się wytrzeć.
- Rozumiesz coś co do ciebie mówimy? Cokolwiek? - zapytał spokojnie niepomny uprzedniego oplucia i zbluzgania.

Więzień chwycił szmatę i zsunął ją z twarzy, przyglądał się jej chwilę, jakby nie wiedział czego się od niego oczekuje. Zaś na słowa Clarita zareagował tak jak na wszelkie próby porozumienia się z nim, obojętnością.

- Wiesz co znaczy ten napis? - Aulus zapytał zielonookiego gdy tamten uporał się już ze szmatą Clarita. - Skrzywiłeś się jakbyś wiedział… - Skomentował i sam przygotował czerwoną chustę, którą miał zamiar znów zakryć mu twarz. - Ubieraj się. - Skinieniem głowy wskazał ubrania.

Więzień nie zareagował na pytanie, lecz kiedy Aulus skinął w stronę ubrań, wydawał się rozumieć i z pewnym trudem przywdział je.

- Doskonale. - Aulus podszedł, aby zawiązać więźniowi oczy i ponownie spętać nogi.

- Poczekaj - powiedział nagle alchemik i po prostu ściągnął białowłosemu chustę z twarzy. - Czemu nie możemy patrzeć na niego? Coś jest w jego oczach? - mruknął w zastanowieniu wpatrując się bez strachu w twarz więźnia.

Ściągając chustę, Clarit zwrócił uwagę na to z jaką szybkością zwęziły się źrenice więźnia. Nie było wątpliwości, że ten białowłosy młodzian miał oczy które potrafiły przystosować się do mroku niemal natychmiast.

- Cholera wie, ale lepiej żeby nie widział co się dzieje wokoło. Nie będzie wiedział czy ktoś patrzy, czy nie. Czy może uciekać, czy może bezpieczniej siedzieć cicho. Trochę dezorientacji z pewnością nie zaszkodzi. Wyjaśnił Aulus.

- Tak, z całą pewnością masz rację, ale.. nie o to chodzi. Na pewno nie o to - odpowiedział wciąż patrząc w oczy spętanego.

- Nie patrzeć na więźnia! - ryknął Primus - bez potrzeby - dodał. Rozumiał, że centurionowi chodziło o wpatrywanie się, nie o samo patrzenie, w końcu musieli go pilnować.

- Bo, kurwa, co?! - warknął nieźle rozeźlony ciągłym przywiązaniem Primusa do rozkazów. Może i doprowadzi to pewnego dnia do jego zguby, ale Clarit nie miał zamiaru poddawać się legionistom.

- Bo taki był rozkaz - krótko odparł Primus. Lubił znać odpowiedź na zadane pytanie.

- Bo wam wpierdole. Obu. - Powiedział chłodno Aulus. - Spokój ma być, albo idźcie na zewnątrz wyjaśnić to między sobą. - Po czym ponownie zakrył twarz więźnia i spętał mu nogi.

Tymczasem szop, niezauważany przez mężczyzn znajdujących się w pomieszczeniu obserwował całą sytuację ze spokojem, choć nieco w oddali. Patrzył na więźnia, wbrew zaleceniom Primusa, to na drącego się Clarita.

- Ma oczy jak kot - powiedział tylko kiedy Aulus zakrył więźniowi twarz - Aulusie, pomożesz mi z nim? Zabierzemy go na górę. I dajcie mu coś do przykrycia, bo mi zimno jak na niego patrzę.

- Już nie histeryzuj. - Znudzonym tonem odparł Aulus i narzucił na barki więźnia swój ciężki płaszcz. - To chodźmy na górę i miejmy to już za sobą. - Złapał więźnia za ramię, aby go poprowadzić.
- Idziemy z nim na górę, aby sprawdzić czy czasem nie stanowi większego zagrożenia niż wygląda. Spokojnie. Oka z niego nie spuszczę. - Powiedział do Primusa.

Primus patrzył na Aulusa z błąkającym się uśmiechem na twarzy. Prosty człowiek lubi proste rozrywki a cóż było prostszego niż dobre ćwiczenia fizyczne. Zastanawiał się, czy ten zakonnik będzie miał chęć sprawdzić się w wolnej chwili na tępe końce włóczni albo na miecze, gdyby skończył karierę przed dostaniem się w szeregi Triarii.
Cieszył się też, że Clarit nie nadużył jego cierpliwości. Zdołał już polubić alchemika za wierność swoim przekonaniom i nie chciałby musieć spuścić mu łomotu. A taki właśnie był obowiązek Triarii wobec krnąbrnych rekrutów. Myślał, że zostawił to za sobą, ale widać nie do końca… Zresztą, alchemik miewał dobre pomysły, gdyby tylko był bardziej zdyscyplinowany mógłby zrobić karierę w Legionie.

Primus poczuł, jak ktoś znów szturcha go w łydkę. Był to szop, który chciał na siebie zwrócić uwagę.

- Tak, mały? - Primus zainteresował się szopem i odruchowo szukał jakiegoś owoca czy orzecha, gdy zauważył, że zwierzak stara się mu coś pokazać.

Lecz szop nie zainteresował się przekąskami. Gdy mu się udało zwrócić na siebie uwagę, szop podszedł… do więźnia, starał się wskazać na jego dłonie, a dokładniej na kilka otarć, które chociaż powinny mu zniknąć dalej je miał. A potem wrócił do Primusa, szukając smakołyków.

- Niech to, byłoby łatwiej, gdybyś potrafił mówić - zafrasował się legionista podając mu “mieszankę żakowską” - O cóż też może Ci chodzić? - przyglądał się dłoniom więźnia.

Alchemik odruchowo przeniósł wzrokiem za szopem. Stanął jak wryty. Co jak co, ale coś takiego wykraczało daleko poza zachowanie zwykłego zwierzęcia.
- Czy wy.. To widzieliście? - zapytał dla upewnienia.

- Niektóre zwierzęta są mądrzejsze niż inne. W Legionie mieliśmy kota zwiadowcę. - wzruszył ramionami Primus - Dorlot mu było. Służyliśmy razem na północnej granicy, dawno temu.

- Coś mnie ominęło? - to nie szop się odezwał, tylko… o wilku mowa… Aaron. Nie wyglądał na zbyt przejętego sceną. Nawet miał bezczelność się przeciągnąć. - Tak, wiem, nawaliłem z tym więźniem, moja wina. Mogę za karę wziąć parę dni warty bez przerwy - rzucił do Primusa.
- Coś poza tym ciekawego? - dorzucił pytanie.

- W sumie to nic. Chyba.- Odpowiedział Aulus. - Idziemy na górę, a co?

- Czekajcie - odezwał się Primus - o co chodzi z rękami więźnia?

- Jakimi rękami?- Zainteresował się Aulus.

Aaron okazał zdziwienie w kwestii rąk, nie wiedział, o co chodziło z rękami. Podszedł do więźnia, obejrzał je, ale sam nie wiedział, o co chodzi.
- Nie że coś, ale z tym więźniem jest coś nie tak. Pomijając, że dziwacznie wygląda, to padł od ciosu, od którego nie powinien go powalić i chodzi mi tutaj o siłę ciosu, a nie okoliczności.

- Szopie - odezwał się zerkając krytycznie na zwierzątko - z tobą koncertowo jest coś nie tak - dodał po chwili i podniósł wzrok na Aarona jakby oczekując wyjaśnienia.

- Bo to dobrze tresowana fretka - chyba nie takich wyjaśnień spodziewał się od Aarona, który wyglądał na zdziwionego stanowiskiem Clarita.

- Nie pierdol, szop właśnie wskazał na dłonie więźnia i pokazał tak, że coś jest z nimi nie tak. To nie jest zachowanie dzikiego zwierzęcia. Jeszcze gdyby nic tam nie było… - - powiedział samemu przyglądając się dłonią białowłosego.

- Aaronie. To jest najgorzej ukrywana tajemnica jaką widziałem. A warty poza kolejnością Cię i tak i tak czekają. - spojrzał na szopa - Ciebie nie, Ty swoje odrobiłeś.

- Nie wiem, o czym gadasz, może więzień coś skombinował - Aaron nie dowierzał w wersję z szopem (tak na serio, wierzył, ale nie pokazywał po sobie).
Szop z powrotem wrócił do swojego starego trybu bycia zwykłym szopem.

Zaśmiał się głośno na to wszystko.
- To nie masz nic przeciwko, abym zobaczył czy więzień nie namieszał z jego praną? - zapytał z szerokim uśmiechem.

- A badaj sobie - orzekł Aaron. - Tylko nie zapomnij więźnia zbadać.

- A możecie skończyć pierdolić i powiedzieć o co w końcu chodzi z tymi rękami więźnia? Zapytał po chwili poirytowany Aulus.

Aaron obejrzał dokładniej ręce i początkowo nie wiedział, o co może chodzić z rękami.
- Nie wiem, może o to, że ciągle ma poorane.

- One się nie goją. Ktoś pamięta skąd te zadrapania się wzięły?

- Aulus, to chyba pytanie do ciebie, ponoć miałeś wcześniej styczność z tym więźniem?

- Dziwne, opatrzy mu to ktoś czy pozwolimy, aby weszła gangrena i mu utniemy potem?

- Zajmę się tym, bo zjebałem wcześniejszą robotę.

- Otarcia u więźnia to chyba nic niezwykłego. Podsumował Aulus. - A nie goją się, bo cały czas je obciera? Wzruszył ramionami. - Choć dobrze je opatrzyć skoro to nie problem. A teraz chodźmy już na górę. Ponaglił.

Aaron też wolał pójść na górę, nie siedzieć w piwnicy, w której poza pomazaną ścianą nie było nic ciekawego.

Primus wziął wyjaśnienia Aulusa za dobrą monetę i widząc, że chętnych do przejęcia opieki nad więźniem jest sporo, poszedł na drugie piętro. Korzystając z okazji poszedł w końcu spać. Zanim usnął, naostrzył broń, zdjął i zreperował zbroję jeśli tego wymagała.


Pracownia na szczycie wieży.


Staruszek pracował kompletnie zajęty sobą i swoimi badaniami. Zwrócił jednak uwagę na poszukiwania Aarona a kiedy dowiedział się o co chodzi, skierował go do swej sypialni gdzie na jednym z regałów miał całą skrzyneczkę z medykamentami niezbędnymi przy zranieniach.

Po przyprowadzeniu Zielonookiego na szczyt wieży, do pracowni gospodarza, Aulus posadził go na jednym z krzeseł. - No to do roboty. Ponaglił Clarita. - Będę cię obserwował. Bacznie. Zakończył nieco złowieszczo, opierając się o ościeżnicę z założonymi na piersi rękoma.

- Nie poganiaj mnie - powiedział z nutką pretensji w głosie na słowa Aulusa - Tylko pomóż mi go przywiązać tutaj - alchemik wskazał na omniskop i sam do niego podszedł.
- Nie będzie bolało - zapewnił ku swojemu zaskoczeniu więźnia, ale wewnętrznie czuł, że może to być coś większego i cenniejszego niż wszystko z czym miał do czynienia do tej pory.

- Pocoście go tu przywlekli? - Spytał staruszek, wyraźnie niezadowolony, że znów przerywa mu się pracę. - A zresztą nie chcę wiedzieć, tylko mi tu bałaganu nie naróbcie, a jak coś zniszczycie to… - Pogroził zebranym pięścią i wrócił do swych badań które chyba uważał za znacznie ciekawsze niż jakieś tam dręczenie więźnia.

Rosły Iustitianin bez słowa pomógł Claritowi.

- Myślę, że to może być ciekawe - odpowiedział dziadkowi po czym zabrał się już za właściwe badanie. Miał tylko nadzieje, że więzień będzie się zachowywał i współpracował.

Białowłosy nie przejawiał chęci by uciekać, czy buntować się, najwyraźniej doskonale rozumiał, że teraz nie jest ku temu najlepszy moment i lepiej oszczędzać siły na inna okazję. Alchemik skierował na więźnia soczewki omnitoskopu, regulował ich ogniska za pomocą całej masy różnych pokręteł i dźwigni. Nieco czasu mu zeszło nim obeznał się z obsługą urządzenia, które do tej pory znał tylko w teorii, z opisów swego mistrza. Teraz zaś obserwował, dziwnie wijące się wiry prany w ciele zielonookiego. Były słabe, bardzo słabe, wręcz nienaturalnie. Clarit nie zapomniał też by obejrzeć jakie jest w więźniu stężenie żywiołów, a nawet (skoro już miał dostęp do omnitoskopu) jego elementarny wzór życia.
I oniemiał. O ile stężenie żywiołów było nieodróżnialne od ludzkiego, o tyle wzór życia był niebywale skomplikowany. Clarit nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ów wzór jest zbyt skomplikowany, o wiele bardziej niż było to wymagane dla podobnej istoty. Nawet ludzie których wzorce, według nauk alchemicznych, były najbardziej złożone, nie mogli równać się z TYM. To jak porównywać notatkę nakreśloną na szybko, z wielkim manuskryptem.

Odsunął się czująć ciepło w całym ciele. To chyba było wynikiem oszołomienia. Potrząsnął z niedowierzaniem głową po czym potarł twarz dłonią.
- Możesz podejść? - spytał dalej w szoku stojącego nieopodal staruszka i odsunął się nieco od więźnia.

- Nie teraz chłopcze, jeśli potrzeba Ci pomocy, to będzie jeszcze wiele okazji. Na Pięć Łask, jestem zajęty!

Alchemik westchnął na to i usiadł na krześle nieopodal po czym spojrzał ponownie na więźnia. Białowłosy jest stworzony. Spleciony z czegoś. Z kilku bytów? Możliwe. A tak to przynajmniej wyglądało. Wydawało mu się? Ale ten wzór życia.. Ale skoro tak to czy prana nie powinna być silniejsza? Czy słaby przepływ prany mógł być wyjaśnieniem niegojących się ran? Skąd to bydle w ogóle się tu pojawiło? Kto i gdzie je pochwycił? Co chcieli z nim zrobić? Nauczyć się tworzenia podobnych? Do czego chcieli ich wykorzystać? Ciągle to i nowe myśli przychodziły mu do głowy.

Po zdobyciu opatrunków i medykamentów od “dziadka” i założeniu, że ucieczki białowłosego zostaną udaremnione:
- Łapa - kudłaty mnich rzucił do białowłosego, by podał mu pokaleczoną rękę. Więzień nie zareagował, więc Aaron sam wziął mu rękę i ją opatrzył. Tak samo drugą.
- I co ci wyszło z tym więźniem? - mnich spytał od niechcenia Clarita. Rzucił okiem na pomieszczenie. Poza Claritem, był też Aulus oraz staruszek. Szopa natomiast nie było w pokoju.

Clarit spojrzał na Aarona jakby zaskoczony jego obecnością w pomieszczeniu po czym wstał szybko z krzesła i przeszedł kilka kroków w tę i z powrotem wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Myślał czy powinien zdradzić co właśnie zobaczył. Może czasem i jego metody były niekonwencjonalne i odbiegały od zasad humanitaryzmu jednak to co kłębiło się teraz w jego umyśle było czymś czego nie mógł zrozumieć.
- On jest stworzony. Jego wzór życia jest daleko zbyt skomplikowany jak na to co kiedykolwiek widziałem czy o tym czytałem. A teraz zastanówmy się dlaczego legionowi tak na nim zależy. Czyżby chcieli wyciągnąć z niego ten wzór, aby nauczyć się tworzenia podobnych? Jego prana przy tym jest nienaturalnie słaba. Nie rozumiem tego - przyznał z wyraźną w głosie niechęcią i czekał na reakcje towarzyszy.

- Mam pewną hmmm… hipotezę - Aaron szukał przez chwilę właściwego słowa, nie wyglądał on na zbyt roztrzęsionego czy jakkolwiek rozemocjowanego odkryciem Clarita czy nawet tym, jak więzień został potraktowany. - Nie wiem, czy jest ona właściwa, ale przyszła mi na myśl, jak pomyślałem o tym przygrzmoceniu mu w łeb czy bardziej po tych urazach na rękach. Nie sądzę jednak, że się nią podzielę przy więźniu, na wypadek, gdyby tylko udawał, że nas nie rozumie.

Skinął na to głową po czym spojrzał na Aulusa chcąc mu powiedzieć tak, aby został przypilnować więźnia, a potem wszystko mu wyjaśni. O ile sam to zrozumie. A na razie się na to nie zanosiło.
- Chodź na dół - powiedział Clarit do Aarona.

- No dobra - Aaron powstał z miejsca. - Popilnuj go na chwilę - polecił Aulusowi pilnowanie więźnia, po czym wyszedł z pomieszczenia za alchemikiem.


Szepty na schodach


- O co chodzi? - Aaron zadał pytanie Claritowi. - Tylko z góry uprzedzam, że nie znam się na alchemii.

- Spokojnie, chcę tylko usłyszeć o twojej hipotezie - zapewnił krzyżując jednocześnie ręce na piersi Clarit.

- Sądzę, że ma to związek z demonami. Nie wiem, czy ten gość nie pochodzi czasem od tych parszywców. Kojarzysz może, czym Libertus potraktował demony? Podpowiem, że to był metal.

Przekrzywił w zamyśleniu głowę.
- Mówisz o orchalicium? - zapytał dla upewnienia się alchemik nie wiedział jednak czy trafił. Mitologia i historia nie były jego głęboką pasją.

- Ja słyszałem wersję o żelazie. Przecież on cały czas jest w tych kajdanach. Kojarzę, że ktoś z was mówił, że jak go potraktowano solidnie czarnokrzewem, to go to nie ruszyło, ale jak był skuty, to wystarczył jeden pocisk, żeby się uspokoił.

- Na Pięć Łask… Chcesz mi powiedzieć, że te kajdany powstrzymują go przed zabiciem nas jednym palcem?

- Jest tak skuty, że bez porządniejszych cęgów się nie obejdzie. Do tych kajdan nie ma klucza.

- Chcesz go rozkuć? - zapytał Clarit gdyż zabrzmiało jakby tak chciał uczynić.

- Jakbym chciał się iść zabić, to poszedłbym się prać z jednorogami. Po co mam rozkuwać to szatańskie nasienie?

- Dobieraj słowa uważniej wtedy - odparł alchemik na ironię Aarona po czym się zamyślił.
Czyli możliwe, że został stworzony przez demony albo że sam nim jest? Cholera. Z jednej strony chciałbym zobaczyć jego pranę bez tych kajdan, ale z drugiej strony cenię sobie życie. I co jak, co ale nie uważam, aby dobrym pomysłem było oddawanie go tym z legionu.

Aaron chyba pierwszy raz jawnie się zaśmiał.
- Wy alchemicy naprawdę macie porąbane w tych głowach, badania wam tylko w łbach.
I dość szybko spoważniał.
- Taka jest moja hipoteza, że gość jest jakkolwiek powiązany z demonami, to by wyjaśniało tę dziwną słabość w kajdanach, a może i to twoje odkrycie, chociaż ja nie wiem, co tam zobaczyłeś.
Odnośnie legionów:
- A co do legionów. Zlecenie to jednak zlecenie. Nawet jeśli byś tego gościa nie oddał legionom… to co potem byś z nim zrobił?

- Co to za zlecenie? - zapytał mało taktownie Clarit, ale drugi mężczyzna chyba już dostrzegł, że w alchemiku mało było dobrego wychowania, a więcej konkretu.

- No, mamy go dostarczyć na miejsce. Teoretycznie nic nam do tego, po co mamy go sprowadzić na miejsce. Koniec filozofii - Aaron wyjawił konkrety.

- Czemu akurat ty? Czemu zakon? Nie mogli do tego nabrać po prostu żołnierzy?

- Każdemu zadajesz to pytanie, po co najmuje się do jakiegoś zadania? Najmowali, to się nająłem, tyle.

Alchemik postanowił więc machnąć na to ręką. Może rzeczywiście zaczynał popadać w paranoje. W końcu praca jak każda inna. Chociaż Clarit uznawał, że każda akcja wywołuje reakcję i nic nie dzieje się bez większej przyczyny. To jednak mogło już być schorzenie zawodowe.
- Wybacz. Zboczenie zawodowe - odrzekł na słowa Aarona - I nie wiem co z nim zrobię jak go nie oddam legionowi. Może wypcham i powieszę na ścianie. Gorzej, że nie wiemy też co zrobi z nim armia. A nawet jeśli chcą go tylko badać to ja chcę być przy tym. No jasna cholera. To jest odkrycie stulecia!

- Nie wnikam w to, po co im ten popapraniec jest potrzebny. Mógłbym gdybać w nieskończoność, a pewnie i tak bym nie trafił - stwierdził Aaron dość zimno. - No i nie wiemy, co by było, gdybyśmy go nie dostarczyli na miejsce, a zleceniodawca dowiedziałby się jakoś, że specjalnie sabotowaliśmy. Ja przynajmniej wolałbym tego nie sprawdzać - dodał mnichu. - Taka sytuacja jak między młotem a kowadłem.

- Podsumujmy zatem. Mamy do czynienia z stworzeniem, tak, stworzeniem w dosłownym znaczeniu, wykreowanym prawdopodobnie przez demony lub im podobne i jedyne co nas chroni to żelazne okucie na kajdanach więźnia. Dodatkowo ten ma oczy kota i pazury twarde jak cholerne bydle, a jego krew jest jaśniejsza niż ludzka i nie można mu z bliżej nieokreślonego powodu w te ślepia patrzeć. Kurwa, trzymaj mnie lub nie, jak wolisz, ale ja mam zamiar znowu mu w te patrzały spojrzeć - postawił sprawę jasno alchemik - Najwyżej umrę wiedząc.

- Po co umarłym wiedza, jak martwi będą? - Aaron spytał Clarita nieco rozleniwionym głosem. Najwyraźniej miał problem w słuchaniu długich wypowiedzi, którą ukrywał, ale czasem owo lenistwo się wychylało też w różnej postaci. - Załóżmy zwyczajnie, że to demon, ja przynajmniej nie widzę przeciwwskazań co do tego. Jak chcesz patrzeć mu w patrzały, to sobie patrz… tyle że w razie potrzeby przygrzmocę ci w łeb, jak ci przez te patrzały namiesza w łbie. Zgadzasz się na taki pomysł?

Zaśmiał się na to szczerze. Czasami potrzeba było mu po prostu takiego kogoś kto mu obieca mocne wywalenie w ten jego głupi, fanatyczny alchemiczny łeb.
- Jasne, ale patrząc jak Primus pilnuje rozkazu to się prędzej zesram niż mi się uda ponownie na tego odszczepieńca spojrzeć.

- Wydaje mi się, że Primus poszedł spać. Nie słyszałem o tym, żeby potrafił przez sen kogoś pilnować, więc korzystaj z okazji - stwierdził z rozbawieniem Aaron.

Uderzył się otwartą dłonią lekko w czoło na spostrzeżenie Aarona. Rzeczywiście! Clarit zupełnie zapomniał o tym szczególe zbyt pochłonięty swoim odkryciem.
- I tak zostaje jeszcze Aulus. On też nie był za tym, aby więzień chadzał bez zakrytej twarzy. Myślę, że to musi poczekać. Tak czy inaczej wracajmy może na górę, bo pewno biedny legionista posra się z ciekawości - zażartował po czym odwrócił się i już chciał iść z powrotem na górę kiedy coś sobie przypomniał. Cios był szybki jednak niezbyt mocny, ale odczuwalny. Tak. Aaron zaliczył w łeb.
- Za burdel z zaszczanym więźniem - wyjaśnił i zaczął wchodzić na górne piętro pogwizdując.

Zbyt daleko nie uszedł tymi stopniami w górę, za to jednak alchemik zobaczył w przelocie sufit, potem podłogę, znajdującą się za Aaronem, a potem ciało Clarita zaliczyło solidny, lecz i nie jakiś specjalnie dotkliwy upadek. W tym czasie mnich wygiął się do tyłu na tyle, że głową prawieże dotykał podłoża, a później mnich odbił się zręcznie rękami od ziemi, ułożył się z boku i zaraz przy tym założył dźwignię alchemikowi na bark. Wszystko poszło w ciągu… paru sekund czy jakoś tak.
- E, spokojnie, już obgadaliśmy to z Primusem. I nie fikaj tak, bo jeszcze pomyślę, że cię ten popapraniec zaczarował, i będę ci musiał spuścić manto - Aaron uśmiechnął się złośliwie, blokując Clarita.

- Kurwa mać! Aaron! - huknął na całą wieże zaskoczony alchemik. No co za zwaliste bydle z tego zakonnika! Miał nadzieję, że to już koniec całego przedstawienia, ale wtedy drugi mężczyzna założył mu kolejny chwyt.
- Czy ja mam cię zabić? Puszczaj! Słyszysz? Na Pięć Łask! Puszczaj! - awanturował się dalej. Wiele mógł się spodziewać, ale na pewno nie czegoś takiego! Szczególnie, że jeszcze był obolały po lawinie.

Mnich puścił go. Wybił się zręcznie od podłogi rękami i stanął na nogi, zostawiając leżącego alchemika. Mnich wyglądał na takiego w lepszym stanie niż pewnie faktycznie był. Roześmiał się na reakcję zdenerwowanego Clarita.
- Dobra, wstawaj Clarit. Puściłem cię. - Aaron wyglądał dalej na ubawionego miotającym się ze wściekłości alchemikiem.

W pierwszej chwili zaskoczyło go to, że Aaron zwrócił się do niego po imieniu. Nie odnotował tego u żadnego innego wspólkompana do tej pory, ale zaraz się otrząsnął.
- Pomóż mi ty psi synu - odpowiedział alchemik, ale już dużo spokojniej. Niemal jak do kumpla.

- Przecież sam możesz wstać - Aaron oparł się o najbliższą ścianę, nie kiwając palcem w kierunku alchemika. Przy tym go obserwował, minę miał jakąś z powrotem obojętną, kiedy przestał się wygłupiać.

- Obiecuję ci. Nie znasz dnia ni godziny, a obiecuję ci, że cię kiedyś huknę, ale tak cię huknę, że ci nawet Pięć Łask nie pomoże - mruknął dochodząc już do siebie i wstając. Otrzepał się z całego syfu, który był na podłodze i spojrzał na drugiego mężczyznę, ale coś we wzroku alchemika się zmieniło. Czyżby pojawił się w nich szacunek do zakonnika? A może to było tylko złudzenie? No, psi syn! Gdyby tylko się spodziewał… Na pewno z łatwością by tego uniknął. Był nieco zły sam na siebie, że dał się zrobić jak burą sukę.

- No i dobrze. Zacząłbym się martwić, że nie będziesz mi się chciał odwdzięczyć łomotem za tę akcję - mnich uśmiechnął się złośliwie. - No cóż, jak sprzedaliśmy sobie przysłowiowo cios po mordzie, to możemy zająć się swoimi sprawami, czyż nie? - zadał pytanie, trudno powiedzieć, czy retoryczne, ale z pewnością pytanie. Przestał się uśmiechać złośliwie, zaczął się zachowywać ’normalniej’. - Zapomniałbym, że Aulus pilnuje więźnia, a miałem go z nim zostawić tylko na chwilę.

- A idź w cholerę - pożegnał się Clarit i począł schodzić na dolne piętro. Musiał sobie zapisać wnioski z dzisiejszego badania.


***


Gdy po badaniu towarzysze wyszli porozmawiać, Aulus stał dłuższą chwilę po prostu wpatrując się w więźnia. Kim on mógł być i gdzie się do tej pory uchował? Nie sprawiał wrażenia jakby mieszkał w jakimś lesie, czy jaskini. Nawet pomimo niezbyt komfortowych warunków, wyglądał na dość zadbanego.

Po chwili z zamyślenia wyrwały go odgłosy szamotaniny na schodach. Aulus wyprostował się, znieruchomiał i nasłuchiwał. Na szczęście wyglądało że to nic wielkiego i nikogo nie trzeba będzie przywoływać do porządku.
- A pies ich trącał. Pomyślał zrezygnowany.
Rozumiejąc że badanie już się zakończyło, Aulus odwiązał zielonookiego od krzesła, pomógł mu wstać i zaczął sprowadzać niżej, do sali w której spali i gdzie znajdowało się łóżko. Chyba najlepiej żeby nie trzymali go blisko wyjścia.
Więzień ciągle okryty był płaszczem Aulusa. W końcu lato już się skończyło, a jeszcze tego im brakowało, zeby trzeba bylo po drodze leczyć zdechlaka. Może i gadali że był silny, lecz ostatnie doswiadczenia pokazywały raczej słabowitą naturę. Ale skąd ta zmiana?

Aulus chciał dowiedzieć się teorii Aarona o więźniu, to się dowiedział. Za drzwiami, poza pokojem, gdzie siedział białowłosy, bo mnich odmawiał dzielenia się poglądami przy jeńcu.
- Sądzę, że więzień ma coś wspólnego z demonami. Albo został przez nie stworzony albo sam jest demonem, ja obstawiam, że teraz jest tym drugim. Powołuję się na fakt, że kiedy cały czas jest w kajdanach, które wyglądają na jeden kawał żelastwa i nie mają zamka, jest dziwnie słaby i nie goją mu się rany. Może to też tłumaczyć rozbieżność między plotkami, a obecnym stanem rzeczy - mnich wygłosił swoją teorię Aulusowi.

- Miałoby to sens i poniekąd potwierdza cześć moich przypuszczeń. Zgodził się Aulus, kiwając lekko głową. - Na człowieka to on z pewnością nie wygląda, choć bardziej do mnie przemawia to iż jest demonem niz że one go stworzyły. Jakby nie było demony są historią i to zamierzchłą. Chociaż cholera jedna wie skąd legion go wytrzasnął. Sprawia wrażenie jakby nie mówił po naszemu i rozumiał tylko gesty. Za to z pewnością rozpoznał napis na ścianie w piwnicy i skrzywił się na jego widok jakby go kto octem napoił. Ciekawe, nie sądzisz?

- Brzmi ciekawie - zgodził się Aaron. - ale to że nie mówi, nie wyklucza możliwości, że rozumie, co mówimy, stąd wolę przy nim nie dzielić się swoimi poglądami czy planami.

- To oczywiste i biorę to pod uwagę. Dlatego też nalegam na to żeby miał zakrytą twarz. Mniej widzi to i mniej wie.- Zgodził się Aulus i wrócił do pokoju. Nie miał za wiele do roboty poza zerkaniem co jakiś czas na więxnia, więc jeszcze raz natarł broń i kolczugę olejem, siedząc w ciszy.

- Musiałbyś mu jeszcze uszy zatkać - zauważył Aaron, a kiedy Aulus odszedł do pokoju, ruszył szukać swojego szopa.

- I może jeszcze dupe?- Na odchodne, już z pokoju, odpowiedział Aulus.

- To już twoja sprawa, ja się do tego nie mieszam - Aaron “rzucił” odpowiedź niczym piłeczkę do Aulusa.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 21-05-2017, 15:42   #18
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Kuchnia


Aaron znalazł szopa na dole, gdzieś w kuchni. Szop usilnie ignorował mnicha, przepatrując jedzenie.
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś, niemal ujawniając się przed resztą? - rzucił pytanie mnich ze zrezygnowanym tonem.
- Ależ skąd! Lepiej bawiłem się, pilnując tego śmierdziela! - prychnął szop. - albo jeszcze lepiej, jak mnie z nim zostawiłeś. - zakpiło zwierzę. - ciekaw jestem, jak ty masz niby zamiar odbębnić dodatkowe warty. Tylko że ja nie zamierzam ci pomagać.
- Nie liczę na to - mnich usiadł przy stole. - nie zamierzam cię zmuszać do pomocy przy wartach. Mówię poważnie.
- Primus powiedział, że już zrobiłem swoje, więc masz rację, skorzystam z okazji i nie pomogę ci. Też mogę być wredny, a co?
- Ja nie zamierzałem być wredny.
- Przy zrzuceniu okna też?
- No dobra, tutaj byłem wredny - Aaron przyznał rację szopowi. - Nie będę się tłumaczył nadmiernie. Rób co uważasz. Ale przepraszam za dziś.
- Hmm, może i przyjmę przeprosiny. Ale masz mi załatwić lepsze jedzenie.
- Nie musisz mnie szantażować. Mam sprawę do ciebie, żebyś bardziej starał się nie ujawniać ze swoją… nietypowością. Ja nie obiecuję, że nie będę mniej wredny. Ale nie będę cię zbędnie narażał. Umowa stoi?
- I tak wolałbym dostać porządne jedzenie. O, wiem! Solidną… tę… o, kolację! Zrobisz mi porządniejszą kolację. I to co powiedziałeś. Wtedy dobrze.
- Dobra - zgodził się mnich. - To już bądź grzeczniejszy… albo nie, po prostu się już tak nie wychylaj.
Po chwili zapytał się szopa:
- To coś ciekawego się działo podczas mojej nieobecności?
- Poza tym, że chcieli ci nakopać do tyłka za więźnia, to w sumie nic.
- Aulus wspominał o dziwnym zachowaniu więźnia przy tej ścianie. Nie zauważyłeś tego?
- E? Nie pamiętam, chyba przeoczyłem. Ale możliwe, że tak było. Ja go później aż tak nie pilnowałem. Była już trójka z was. - stwierdził szop. - Aaron, sądzisz, że knur będzie chciał coś mi zrobić?
- Masz na myśli zrobienie z ciebie rękawiczek czy szalika, czy czegoś innego?
- No, chyba tak, wygląda na takiego, co by chciał to zrobić.
- Nie wiem, co mu po łbie chodzi, ale jak będzie cię chciał próbować wypatroszyć czy zrobić krzywdę, to mu tego nie ułatwię - stwierdził Aaron. - a jak nie zrozumie sprawy, to on będzie miał problem z mojej strony.
- Dobrze wiedzieć - szop był bardziej zadowolony z sytuacji.
- Tylko z tego co wiem, już będzie trudniej ci ukryć twoją nietypowość. Clarit… znaczy knur, pewnie już nie uwierzy, że jesteś tylko szopem. Primus chyba się tym nie przejął specjalnie, reszta pewnie też. No to unikaj knura. Resztą się nie przejmuj, może ci nic nie zrobią - wzruszył ramionami mnich.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 21-05-2017, 18:51   #19
 
Snigonas's Avatar
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Biblioteka

Cytat:
“Historia zachodniej Prowincji”
A kiedy Libertus oswobodził Pierwszą i Drugą prowincję udał się na zachód ścigając niedobitki demonów. Dotarł on wraz z legionem do miejsca odległego, którego nie znał wcześniej. I znalazł tam więcej demonich lordów wygodnie żyjących, i ludzi ciemiężonych pod ich jarzmem. Gniew się i żądza mordu zawrzały w sercu Imperatora. Z furią ruszył do natarcia i zabił wielu, reszta zaś uciekała na zachód. Drogę demonom zagrodziły góry, wielkie, jakich żaden człowiek wcześniej nie widział. W tym miejscu starł się Libertus po raz ostatni z demonami i wybił je wszystkie. Po dziś dzień w miejscu obozowania jego armii stoi twierdza zwana Podmurzem, gdzie pełniona jest zaszczytna warta przy upamiętniającej zwycięstwo Kaplicy Pięciu Łask i posągu Imperatora.
Dalsza część obfitowała w wiele dat i wydarzeń niezbyt interesujących, lecz znacznie znacznie później Luthias natrafił na kolejny ciekawy fragment.

Cytat:
Nikt już nie pamięta skąd przybył ani jak się nazywał. Młodzian o umyśle żywym, błogosławiony przez samych bogów. Dar jego był wielki, aż ludzie zaczęli go do samej Clementii przyrównywać, takie czynił cuda. Świętym ze wzgórz go nazwano, a chorzy z całej prowincji zjeżdżali by położył na nich swe cudowne dłonie i odegnał choroby. Nikt wówczas nie przypuszczał, że w tym prawym sercu zalęgło się zepsucie. Z czasem młodzieniec coraz rzadziej wychodził do proszących o pomoc ludzi, coraz bardziej zamykał się w sobie i skupiał na badaniach. Odmawiał wszystkim którzy chcieli go odwiedzić.
Ludzie choć cierpieli bez jego mocy, uszanowali wolę Świętego ze Wzgórz i zostawili go w spokoju na rok. Po tym czasie stało się coś niewyobrażalnego. Święty Powrócił, lecz w jego sercu nie było już boskiego blasku, panował tam najczarniejszy mrok. Zaś z nim powrócili zmarli, wstawali z grobów na jego rozkaz i służyli mu. Czarny Mnich, bo tak go teraz nazywamy, zażądał hołdu lennego od miast Keht i Passaram, aby pomóc w podjęciu decyzji nasłał na nie armię gnijących ciał. Tak rozpoczęła się Rebelia Czarnego Mnicha.
Hmm… Ciekawe, nigdy tej części nie widziałem w księgach w Lantis… Ciekawe… -powiedział pod nosem, po czym przerzucił kartkę na drugą stronnicę, żeby doczytać jak przebiegła rebelia.

Cytat:
Pierwsze poddało się Passaram, i niedaleko tego miasta Czarny Mnich wybudował swą nową siedzibę. Tam też prowadził badania nad zwierzętami z południowej puszczy, dziś przez jego ohydne eksperymenty zmienionej w cuchnące bagno. Ze swej wieży dowodził armią żywych i umarłych, i poprowadził tą wypaczoną karykaturę legionu na stolicę prowincji Lantis.
Tu jednak nie udało mu się odnieść błyskawicznego zwycięstwa, tak zaczęło się trwające wiele miesięcy oblężenie. Wiele można powiedzieć o heroizmie obrońców, żadne jednak słowa nie oddadzą go w pełni. Lecz i Lantis w końcu padło, gdy głód odebrał siły mieszkańcom. Wówczas cała prowincja należała już do Czarnego Mnicha, a co się wówczas działo pozostaje tajemnicą dla autora tej księgi.
Kolejne wzmianki o Zachodniej Prowincji pojawiają się dopiero wiele lat później gdy legiony Imperium ruszyły by zakończyć rebelię. Zastały wówczas prowincję w opłakanym stanie, jakby sama ziemia cierpiała pod jarzmem heretyka. Drzewa były na wpół martwe, a trawa pożółkła i bez życia. Po armii umarłych nie było jednak śladu, a może od początku była tylko sztuczką, iluzją utkaną by omamić prostodusznych obywateli i narzucić im inne, bardziej namacalne kajdany. Jedyna prawda jaką zachowaliśmy z tamtego okresu znajduje się w raportach centurionów prowadzących naszych dzielnych wyzwolicieli w głąb gniazda zepsucia, by ostatecznie pozbyć się choroby toczącej nasze ziemie.
Luthias zignorował przechodzącą przez pokój drużynę na rzecz książki. Odnosił wrażenie, że coś przeoczył i musi dokładniej przejrzeć tę stronę. Czy wszystko napisane jest mniej więcej tym samym charakterem pisma, czy nie ma sklejonej lub wyrwanej kartki. Odnosił wrażenie, że coś zdecydowanie przeoczył.

Być może było tak w istocie, jednak jeśli jakiś informacji brakowało w manuskrypcie, to zostały one usunięte jeszcze przed zszyciem księgi. Cokolwiek ktoś próbował wymazać z historii, najwyraźniej nigdy nie znalazło się w gotowym dziele.

Widząc, że niewiele więcej zrobi z tym konkretnym tomem, odłożył go na biblioteczkę i począł sprawdzać o czym są inne woluminy.

Znalazł kilka zielników, podręczniki alchemii sądząc po wzorach i diagramach nie były przeznaczone dla początkujących. Było też kilka manuskryptów poświęconych astrologii.

Widząc, że tutaj już nic ciekawego nie znajdzie, postanowił w końcu podejść do laboratorium, zobaczyć co robią z więźniem, lecz usłyszał jakiś huk na schodach. W kilku krokach zbliżył się do nich, żeby zobaczyć leżącego na ziemi Clarita i Aarona. Nie widział krwi, więc raczej nie musiał interweniować, ale skoro tutaj była ta dwójka to kto jest z więźniem? Ruszył więc szybko do pracowni, tylko po to, żeby spotkać na schodach Aulusa. Widać problem sam się rozwiązał, więc ruszył schodami w dół.
 
Snigonas jest offline  
Stary 22-05-2017, 13:56   #20
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
2 piętro

Wojownik ze wschodu nie miał ochoty pomagać teraz komukolwiek w czymkolwiek. W jego uznaniu ten dzień był jednym wielkim chaosem, w którym każdy robił to na co miał ochotę, kiedy miał ochotę oraz gdzie miał ochotę. Żeby zrobić coś sensownego, musiałby wiedzieć o wszystkim co się dzieje, a to stanowczo przekraczało jego możliwości.
Teoretycznie mógłby przypilnować więźnia, jednak w jego mniemaniu nie nadawał się do tej roli. Gdyby więzień próbowałby się uwolnić, poza zasiekaniem go mieczem nie umiałby nic zrobić. A i nie umiałby narzucić mu w jakiś sposób swojej woli, tak więc pozostawił to zadanie reszcie.
Dzień spędził na ostrzeniu miecza, czyszczenia togi, naprawiania amuletu i tym podobnych rzeczach. Nie miał zamiaru wyglądać jak jakiś dzikus tylko dlatego, że spadła na niego lawina.
Dopiero po jakimś czasie dostrzegł, iż w pobliżu jest Clarit, robiący jakieś zapiski w notesie.
- To coś o tym kamieniu, który pokazał nam na górze staruszek? - spytał obojętnie.

Clarit oparty o ścianę pisał zawzięcie w swoim oprawionym w skórę, całkiem grubym notesie. Wydawało się, że jest w tym zagłębiony do reszty kiedy przez dłuższą chwilę nie odpowiadał na pytanie obcokrajowca. W końcu jednak uniósł wzrok znad kartek i odgarnął z czoła czarne kosmyki włosów.
- Też. Ale co ważniejsze: kiedy ty tu buszowałeś to my zrobiliśmy parę odkryć odnośnie więźnia. Chcesz posłuchać?

- Mało mnie od obchodzi, ale czemu nie? Poza tym, że to jakiś eksperyment Czarnego Mnicha czy coś, ustaliliście coś jeszcze?

- Właśnie nie do końca jesteśmy pewni czy to Czarny Mnich za tym stoi. Otóż nasz więzień cechuje się niezwykle skomplikowanym wzorem życia przy jednocześnie niskim poziomie prany, aż… - umilkł na chwile zdając sobie sprawę, że nie gada z alchemikiem - Znaczy, że jest zbudowany dużo bardziej skomplikowanie od nas, ludzi. Podejrzewamy, że jest albo stworzony przez demony albo sam nim jest. Zauważyłeś żelazne okucia na rękach więźnia? I te niegojące się rany na nadgarstkach? Wysnuliśmy hipotezę, że kajdany powstrzymują prawdziwą naturę i siłę więźnia. Okucia są zrobione z żelaza, a jak wiemy ten metal przyczynił się do pokonania demonów. Sam schwytany też wygląda na to, że rozumie napis w piwnicy. Skrzywił się ponoć jak go zobaczył. Jeśli się znasz, a słyszałem, że jakieś pojęcie masz o tych demonich sprawach to możesz pogadać z legionistami. Może pozwolą ci pobadać ten napis w towarzystwie więźnia… - wyjaśnił w zamyśleniu.

- Umiem to otworzyć. I mniej więcej orientuję się w tym, kto gdzie i z jakiej okazji je budował. Wiem też, że za tym przejściem pewnie będzie wiele pułapek. I tyle. - Westchnął, odkładając ostrzony miecz na bok. - Nie bardzo wiem co tam jeszcze badać. Bo więźnia nie będziemy wypytywać o to, co tam jest napisane, prawda? Gada on w ogóle po naszemu?

- To czemu jest to akurat tutaj? - zapytał zainteresowany.
Naprawdę. Żądza wiedzy kiedyś go zabije. A na pewno zabiła już paru innych kiedy jej szukał. Pokręcił głową.
- Wydaje się nie rozumieć nawet słowa, ale może udawać. Jeśli to robi to chyba był aktorem. Jak dałem mu szmaty do wytarcia się jak go kąpaliśmy to nie wiedział co ma zrobić. Wygląda jednak, że rozumie niektóre gesty. I może ty masz jakiś pomysł z tym zakazem patrzenia na niego?

- Jeśli nie jest człowiekiem, to może ma jakąś paskudną umiejętność związaną z kontaktem wzrokowym? Nie wiem, opętać kogoś umie czy co… - Rimnotoki wyglądał na zamyślonego. - Jak naprawdę cię to korci, to sam spróbuj na niego popatrzeć. Mnie tam on nie interesuje, ja chcę tylko wrócić do starego domu.

Milczał chwilę w zadumie. Wygląda na to, że obcokrajowiec był całkowicie bezużyteczny jeśli chodzi o całą zagadkę z więźniem. To nawet legioniści coś alchemikowi pomogli.
- Weźmiesz mnie za szaleńca, ale już to zrobiłem. Ma oczy kota. Nic się nie stało - odpowiedział wzruszając ramionami.

- Za szaleńca może nie, jednak to było nierozsądne. Nie czułeś się jakoś dziwnie czy coś? I czy długo się na niego patrzyłeś?

- Nie - potrząsnął głową Clarit w odpowiedzi na pytanie - Zupełnie nic. Wiem tylko tyle, że skubaniec ma taką akomodację oka, że w sekundę dostosowuje się do otoczenia. A ile patrzyłem.. Dobre parę chwil.

- Więc może pomoże w tunelach, jeśli będzie grzeczny, chociaż w to wątpię…

Alchemikowi aż błysneło w oku.
- Czyli jednak byś tam zszedł - powiedział zaczepnie.
Obcokrajowiec sam się wygadał, a Clarit bardzo lubił jak sami mówili. Oszczędzali mu problemu i wysiłku.

- Nie, miałem w planach wyrżnąć te koniska na zewnątrz albo czekać aż ktoś w was sam nas wyrżnie… - fuknął. - Już się chyba ktoś bił, jeśli mnie słuch nie mylił.

Clarit udawał, że nie słyszał wzmianki o biciu się. To było daleko za mocne słowo, aby opisać to co się wydarzyło między nim, a Aaronem. Takie tam męskie zaczepki.
- Wyrżnąć. Po co cokolwiek czy kogokolwiek wyżynać? Koniki same sobie pójdą, tak jak powiedział dziadek. Nam też nie jest jakoś specjalnie spieszno - nie rozumiał podejścia obcokrajowca.
Sam mógłby cichaczem kogoś wyeliminować, ale po co? Nie kalkulowało mu się to teraz zupełnie.

- Nie lubię przebywać z ludźmi. Że już o tak małej przestrzeni, dziwnych nieludziach i demonicznych twierdzach nie wspomnę. Więc mnie się jak najbardziej na zewnątrz spieszy. - Zamilknął na chwilę. - A co do wyżynania… A co, mam pogłaskać te bestie i poprosić je żeby sobie szybciej poszły, jeśli mi się czekać nie chce?

Alchemik wzruszył na to ramionami i powrócił do notesu i zapisywania go kolejnymi maczkami słów i diagramów.
- Dla mnie możesz iść się z nimi bić. Możesz nas próbować zabić czy też zwiedzać to cholerne przejście jak się wygadałeś, że cię tak intryguje - zakończył rozmowę na nowo zatapiając się w rozmyślaniach.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172