Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2017, 03:17   #21
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Nim się spostrzegli, za oknami zapadła noc. W ciemności widoczne były jedynie białe sylwetki jednorogów. Kiedy padało na nie światło księżyca, wydawało się, że niemal świecą własnym blaskiem. W wieży nastała cisza, cisza przerywana jedynie monotonnym odgłosem struganego drewna.

Pierwszą wartę pełnił Aulus, zdeterminowany bo skończyć swe dzieło nim uda się na spoczynek. Cisza jaka zapanowała w wieży z początku działała kojąco, lecz po kilkudziesięciu minutach iustitianin zorientował się, że cisza jest nienaturalna. Prócz własnej pracy i oddechów śpiących obok ludzi, nie słyszał absolutnie żadnych innych dźwięków. A przecież coś słyszeć powinien, choćby owady, czy myszy poszukujące jedzenia. Na bogów, powinien choć słyszeć jednorogi za oknem. Lecz nie słyszał żadnego z tych dźwięków. Tknięty dziwnym przeczuciem wyjrzał przez okno, a jego oczom ukazał się widok doprawdy dziwny.
Jednorogi, nie robiły nic tylko stały, jeden obok drugiego, w absolutnym bezruchu, stały i gapiły się wprost na niego!

Również Primus, kiedy objął swoją wartę, mógł podziwiać dziwne zachowanie jednorogów i nienaturalną ciszę. Szybko jednak zrezygnował z przyglądania się wypaczonemu bydłu i wrócił do pilnowania więźnia. W końcu taki był rozkaz.

Potworny ryk obudził wszystkich śpiących w wieży. Słońce jeszcze nie wzeszło i dopiero czerwona łuna na wschodzie zwiastowała nadchodzący świt. Ryk umilkł niemal natychmiast. Za oknem zaś rozgrywała się kolejna dziwna scena. Całe stado jednorogów skupiło się wokół jednego ogiera, teraz nabitego na kilkanaście długich i śmiertelnie groźnych rogów. Z pyska ciekła mu spieniona, zmieszana ze śliną krew. Ta sama krew sączyła się po spiralnie skręconych rogach jego zabójców. Jednorogi powoli odsuwały się od zabitego. Martwe ciało niemal bezgłośnie osunęło się na ziemię. Przez chwilę zwierzęta stały w milczeniu, przyglądając się zabitemu, potem zaczęła się uczta.
 
Googolplex jest offline  
Stary 27-05-2017, 15:22   #22
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Sypialnia gospodarza.


Po obudzeniu się, Aulus ponownie wyjrzał przez okno i zaklął pod nosem. Białe parszywce ciągle tam były i postanowiły zeżreć swojego. Barbarzyńskie stwory o iście barbarzyńskim pochodzeniu.
Zszedł na dół i wyjrzał za drzwi, aby sprawdzić co z ich osłem, jak i zobaczyć gdzie ich gospodarz ma swoją wygódkę. Po drodze ostrożnie sprawdził czy aby na pewno nigdzie w pobliżu nie ma śladów obecności jednorogów.

Po powrocie z tego rekonesansu, Aulus ruszył na górę, do sypialni gospodarza aby zobaczyć czy ten już nie śpi.

Staruszek, siedział przy biurku starannie pisząc coś na sporym arkuszy papieru. Nie zauważył nawet kiedy iustitianin wszedł do środka, tak był pochłonięty swoją pracą.

Aulus zapukał w ościeżnicę wchodząc do środka. - Powitać. Podniósł mały stołek po czym rozsiadł się na nim bliżej biurka i oparł plecami o ścianę.

- Nie przeszkadzam… bardzo? Zapytał ciekawie. - Przez to całe zamieszanie chyba jeszcześmy sobie sie nie przedstawili. Mam na imię Aulus.

- Ach tak, tak, racja, całkowicie odwykłem od tego rodzaju uprzejmości - rzekł staruszek wyraźnie zakłopotany (i zdenerwowany?) - Kwintus, tak mnie zwą, o ile oczywiście jeszcze ktoś pamięta moje imię. Ale nie jesteś tu po to by je poznać, prawda? - Spojrzał na iustitianina podejrzliwie.

- Nie. Nie jestem tu po to. Odpowiedział Aulus. - Tak przy okazji… Obserwowałem dzisiaj rano jednorogi. Zachowywały się dziwnie. Stały i po prostu patrzyły na wieżę. Może na mnie w oknie? Jakby mogły widzieć na wskroś. Czy coś. To ich normalne zachowanie? Bo to że się zjadają chyba nikogo nie dziwi.

Staruszek wpatrywał się w Aulusa dłuższą chwilę.
- Co dokładnie robiły?

- No właśnie nic. W nocy jedynie stały obok siebie niczym posągi na jakiej alei zwycięstwa i świdrowały człowieka spojrzeniem. Do tego ta cisza… Ani świerszcz, ani mysz, ani nawet żaden z nocnych ptaków jakby nie miał odwagi wydać najmniejszego dźwięku. Rano chyba wszystko wróciło do normy, bo zeżarły jednego ze swoich. Aulus na koniec lekko wzruszył ramionami.

- Interesujące. - rzekł staruszek i zapisał coś na papierze, jednak Aulus nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zamiast “interesujące” Kwintus chciał powiedzieć “dziwne”.

- Czyli mam rozumieć że to niezbyt normalne? Zapytał Aulus, odruchowo zerkając na notatkę.

- Co, a tak, tak, to znaczy nie, nie normalne, ale nie masz się czym przejmować, jednorogi czasami zachowują się dziwnie. - Uspokajał gospodarz, trudno powiedzieć czy Aulusa, czy raczej siebie. - Jestem pewien, że ta egzekucja też był tylko jednorazowym dziwactwem, tak, na pewno.

***

- Mam wrażenie że bardziej starasz się przekonać siebie, niż mnie. Ale zostawmy to na razie. Chciałem zapytać o to przejście w twojej piwnicy. Wiesz co za nim jest? Albo gdzie prowadzi? Aulus zmienił temat.

- Oh a więc odkryliście to? Sprytne dzieciaki - pochwalił gospodarz. - Myślę, że to grobowiec. To znaczy tak mi się wydaje, było tam sporo pułapek i te dziwne drzwi, a przynajmniej myślę, że to drzwi. Tak czy inaczej to tam znalazłem kamyk który oglądaliście na górze. Po prostu skarbnica wiedzy!

- Przeszedłeś obok tych pułapek, czy je rozbroiłeś/ Aulus był wyraźnie zaciekawiony.

- Oczywiście, że rozbroiłem. Przynajmniej część z nich, wiele było już nieaktywnych kiedy tu przybyłem, a dwie komnaty całkowicie puste, myślę, że to właśnie tam… ale mogę się mylić, choć… nie, nie ma żadnych dowodów, no ale jak nie tam to gdzie? - Staruszek wyraźnie kłócił się z własnymi hipotezami, pewnie był to efekt uboczny przebywania długo w samotności.

- Właśnie tam… co? Dopytał Aulus.

- Co? A, nie nic takiego, tylko głośno myślałem. - Odparł staruszek.

- Wspominałeś wcześniej o grobowcu. Z chęcią posłucham hipotez jeśli to nie tajemnica. Dla prostego wojaka to może być dość ciekawe i inne od zwyczajowych historyjek o pieprzeniu opowiadanych przy ognisku. Aulus zachęcał rozmówcę.

- Nie, widzisz, nie mam pewności. To nawet nie to, nic na to nie wskazuje, nie bezpośrednio, ale ja to miejsce znam od czterdziestu lat. To, to jak kiedy jesteś w domu i wiesz co jest gdzie i do czego służy, po prostu wiesz! Ja po prostu… czuję, że to musi być grobowiec. Wiem, że to głupie, nieracjonalne, ale gdybyś mieszkał tu tak długo jak ja…

- Niekoniecznie głupie. Przeczucie bywa pomocne chyba w każdej pracy. Czy to u dowodzącego na polu bitwy, czy u uczonego. Więc może i być to krypta jakiegoś demona. Bardziej stwierdził, niż zapytał Aulus.
- Myślisz że mogłoby istnieć z niej jakieś drugie wyjście? Bo niby miło się tak siedzi. W normalnych okolicznościach mógłbym nawet przezimować, ale mamy problem z tym więźniem. No i wątpię żebyś przewidział taką hałastrę gromadząc zapasy. Więc musimy się stąd ruszyć nim spadną śniegi i utkniemy tu na długie miesiące. Iustitianin przeszedł do rzeczy.

- Może… może istnieje inne wyjście. Jest korytarz którego nie zbadałem, nie wydawał się ciekawy. No ale nie rozbrajałem pułapek w nim, głupio jest mieć otwarte wejście do domu, zwłaszcza jak nie wiesz kto się może wprosić.

- Obawiam się że będzie trzeba to sprawdzić jeśli jednorogi nie odejdą w najbliższym czasie. Nie możemy czekać aż zima nas tutaj uwięzi. Będziesz miał coś przeciwko? Albo może będziesz chciał ruszyć tam z nami? W końcu masz najwięcej doświadczenia z tymi pułapkami. Wspomniałeś też coś o zamkniętych drzwiach w samym podziemiu. Aulus drążył temat.

- Nie, nie, nie, mogę wam pokazać jak je rozbrajać, ogólną metodę. Drzwi też, ale nie pójdę z wami dalej. Jeśli wam się uda to chwała bogom, jeśli nie… nie śpieszno mi jeszcze do grobu.

- A jednak już się tam zapuszczałeś. Czy to może właśnie z tego powodu chcesz teraz tego uniknąć? Nie ciekawi cię co może być głębiej, za tymi zamkniętymi drzwiami? Kusił Aulus. - No ale nie namawiam. I tak trzeba to przedyskutować z resztą. Oby tylko śnieg nie zaczął padać jutro.. Szkoda że nie ma sposobu aby przepowiedzieć pogodę na najbliższy czas. Bo nie ma? Zapytał na koniec żartobliwie.

- Oczywiście, że jest, popatrz w niebo, bezchmurne, wiatr ciągle wieje z południa. Zima na pewno nie przyjdzie jutro, może za kilka dni, ale nie jutro.

-Niby racja. Zgodził się Aulus. - Ale wiadomo jak to z ta pogodą w górach bywa. No nic. Nie przeszkadzam już. Jeśli zdecydujemy się na rekonesans w tych podziemiach to poproszę abyś wytłumaczył jak sobie radzić z tymi pułapkami. Skinął Kwintusowi głową na pożegnanie.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 27-05-2017, 15:59   #23
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Clarit na tropie świętego Graala, znaczy szopa.

Z rana obudził ich ryk, a potem byli świadkami naprawdę przedziwnego przedstawienia. Clarit przez dłuższy czas przyglądał się groteskowym wydarzeniom, ale w jego głowie była całkowita pustka. Jednorogi były szalone i nie było to wiadomym od dzisiaj. Może to po prostu jakiś ich poroniony rytuał? Nie wiedział i obawiał się, że wcale nie chce wiedzieć. Grunt, że to nie ich te zdziczałe stwory nabijały na swoje rogi, jednak patrząc na to wszystko przypomniał sobie, że też miał kogoś upolować. Oczywiście nie w tak okrutny i drastyczny sposób, ale liczył się z tym, że szop nie sprzeda skóry tanio, a o ich wielkim polowaniu śpiewać będą bardowie i inni tego kształtu. Wpierw jednak postanowił zająć się bardziej przyziemnymi sprawami, tak więc po spożyciu śniadania i załatwieniu swoich sikanych spraw zabrał się za zadanie dnia.
- Kici, kici - mruknął pod nosem rozglądając się za zwierzątkiem.

Poszukiwanie zwierza nie okazało się takie trudne, kiedy Aaron wrócił ze “spacerku” z więźniem - Szopen towarzyszył Kudłatemu. Inna sprawa, czy Aaron pozwoliłby Claritowi na jawne polowanie na zwierza, chociaż… mnich sam wczoraj dał zgodę Claritowi na badanie szopa. Czy jednak sam szop przyjmie to zaproszenie? Oto jest pytanie.

Alchemik po prostu postanowił olać Aarona, w końcu dał mu wczoraj pozwolenie przy świadkach nauszynych i ocznych! Kucnął więc niedaleko szopa i wyciągnął rękę z kawałkiem suszonego mięsa. Nie chciał od razu przechodzić do rzeczy i płoszyć zwierzęcia. Podejrzewał, że futrzak może być przebudzony, a to nie ułatwiało sprawy, bowiem jeśli szop stwierdzi, że nie… To nie.

Szop powąchał kawałek mięsa… i nie tknął go. Ominął szybko Clarita i wrócił do Aarona. Niemniej akcje Clarita nie umknęły uwadze Aarona.
- O, dobrze że jesteś. Mój szop chyba nie chce od ciebie mięsa, ale możesz je dać więźniowi. Jeszcze nic dziś nie jadł.

Clarit pomyślał, że mógłby je też jakiemuś kudłaczowi wsadzić w dupę, ale milczał wstając odpuszczając sobie okazję do dogryzania. Podał więc więźniowi kawałek mięsa oraz kawałek chleba i sera, które miał przy sobie, a ich przeznaczeniem było przekupstwo zwierzątka. Wiedział jednak, że jego trudy spełzły na niczym, nie tędy była droga do szopiego serca.
- Nie ułatwisz mi tego, prawda? - padło retoryczne pytanie w stronę Aarona.

- No wiesz, mówiłem coś tam, że możesz badać szopa, ale nie mówiłem nic o ułatwianiu sprawy w tym celu - Aaron wzruszył ramionami. - No więc prawda - dodał z bezczelnym uśmiechem.

Alchemik wiedział, że szopa w normalnych warunkach (znaczy bez jakiś zakonników) upolowałby bez większego trudu, ale teraz sprawa wyglądała zgoła inaczej. Zastanowił się nad tym w milczeniu. Łapanie go na siłę też nie miało sensu, bo ten bydlak się przywali albo w najlepszym wypadku szop go pogryzie i podrapie, a jednak dość miał wszelkiego rodzaju urazów na dłuższy czas. Potrzebował sposobu. Sposobu… Spojrzał krytycznie na grubaska, a potem na szopa.
- Szopen, tak?

- Tak - potwierdził Aaron, obserwując Clarita, co ten odwala. Nie mógł jednak pozwolić sobie na to, żeby więzień coś kombinował pod jego obecność.

Aaron był dosyć prostym facetem, nie trudno to było wywnioskować, także i zwierzątko nie mogło tryskać największą inteligencją przystając z takim. Clarit musiał to przemyśleć i zaplanować od nowa podbój futrzaka. Ruszył więc bez słowa na poszukiwania czegoś co szop uznałby za rarytas. Ciekawe czy dziadzia trzymał gdzieś miód…

Aaron zerkał jeszcze chwilę na odchodzącym Claritem. Chyba faktycznie nie odpuści.
- No to po śniadaniu - rzucił lekko, komentując próbę podchodów Clarita do szopa. Odprowadził więźnia do jego tradycyjnego kąta na piętrze, szop trzymał się grzecznie Aarona. Szopen zwęził oczka za odchodzącym Claritem, a później udał się z mnichem.
Mnich szybko wywiał z głowy incydent z Claritem, zajął się robieniem śniadania dla siebie i szopa. Więzień też dostał do jedzenia chleb, ser i chleb. Szop przyjął posiłek, ale nie mógł odzywać się przy białowłosym; udawał znów zwykłego zwierzaka. Natomiast więzień musiał sam sobie poradzić z jedzeniem, bo nikt nie zamierzał go rozkuwać, a Aaron dokarmiać. Dodatkowo Aaron nie ufał więźniowi na tyle, żeby spuszczać z niego oko, więc obserwował więźnia i jego poczynania. Ten był spokojny, ale znów chciał się odlać. Mnich patrzył na to krzywo, spojrzał porozumiewawczo na szopa, ale trójka ponownie wyszła na zewnątrz, żeby więzień mógł się załatwić. Po tym już drugi raz przekraczali próg domu staruszka. Aaron pilnował już więźnia parę godzin, przynajmniej, niemniej nie miał na to ochoty chyba nawet bardziej niż wczoraj. Wrócili z powrotem na pierwsze piętro, do kąta przydzielonego więźniowi.

Znalazł pieprzone garum. Garum. Co on niby miał z tym zrobić? Mowy nie było, dla szopa gotować nie miał zamiaru. Może i go świerzbiło, aby go dorwać i przebadać jednak nie było to zadanie ‘wszystko byle osiągnąć’. Zostawił więc amforę w spokoju i postanowił porozglądać się za resztą towarzystwa. Nigdzie nie mógł znaleźć legionistów jednak w końcu jego uwagę przykuły dźwięki z podwórza. Chłopaki chyba się bawili w najlepsze, pomyślał alchemik wyglądając przez jedno z okien. Zebrał po drodze łuk i parę strzał - tak na zaś - i poszedł przyglądać się towarzyszom w walce. Udawanej czy nie - i tak nie miał niczego lepszego do roboty.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 27-05-2017, 16:37   #24
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Podwórze.


Po rozmowie z Kwintusem, Aulus zszedł do ich wspólnej kwatery, aby zabrać wyciosane przez noc drewniane gladiusy. Gdy już się w nie dozbroił, ruszył na poszukiwania Primusa. W końcu nie było wielu miejsc w które mógł się udać. Może kuchnia? Dobre miejsce żeby odpocząć od wartowania. Bardzo dobre. Zwłaszcza, że właśnie tam znalazł Legionistę, jedzącego śniadanie po zakończonej warcie przy więźniu.

- Łap! Powiedział, rzucając mu na powitanie drewniany miecz. - Założe się że już dawno nikt nie dał ci porządnego wycisku. Idziemy na zewnątrz? Zaproponował.

Primus złapał miecz, poprawił paski tarczy i uderzył w nią kilka razy.

- Takiej właśnie odpowiedzi oczekiwałem! Ucieszył się Aulus i ruszył w stronę wyjścia.


***

Z wieży pierwszy wyłonił się Primus. Legionista miał na sobie standardową zbroję Legionu. Zrobiono ją z żelaznych pasów kutego metalu, osłaniających klatkę piersiową, plecy, ramiona. Pancerz uzupełniony był długim pasem owiniętym wielokrotnie wokół tułowia, równie standardowym jak zbroja hełmem wykonanym ze skóry obitej metalową blachą. Szczyt hełmu wzmacniała gałka, przód - naczólnik, po bokach opadały ruchome daszki policzkowe, na kark opadał nakarczek i kolcza osłona. Całość utrzymywał na miejscu rzemień zawiązany pod brodą. Chusta na szyi dopełniała obrazu i zapobiegała obcieraniu skóry przez zbroję.
Do lewego przedramienia przytroczył Scutum, dużą tarczę osłaniającą większość jego ciała, trzymał ją mocno lewą dłonią. W prawej, osłoniętej cestusem, trzymał tępy, drewniany ćwiczebny miecz zrobiony przez Aulusa.

Wykonał kilka wymachów dla rozgrzania mięśni
- Gotów - rzekł i przyczaił się za tarczą.

Aulus wcześniej oparł swoją włócznię o schody, tak aby w razie potrzeby była pod ręką. Jego zbroja była kolczugą nieco starszego typu, przewiązaną w talii dodatkowo grubym, skórzanym pasem. Hełm natomiast nie odbiegał bardzo od Primusowego. Z drugiej strony tarcza była znacznie mniejsza i poręczniejsza od legionowych scutum.

Nie zwlekajac wyszedł naprzeciw Primusowi i jedynie skinął głową na znak że również jest przygotowany. Nadstawił tarczę i ruszył ostrożnie na przeciwnika.


Zaczął się pojedynek.

Primus cofnął się, nisko przykucnięty. Brzeg tarczy miał tuż poniżej oczu. Wyciągnął nieco rękę, kierując tępy sztych w stronę przeciwnika. Czekał na jego atak, nie chciał dać mu poznać swoich umiejętności zbyt wcześnie. Pozwolił, by to Aulus zaatakował. Zamierzał zaskoczyć przeciwnika ripostą i rozbrojeniem.
Aulus zaatakował, lecz Primus był na to gotów i z łatwością sparował cios iustitianina, co pozwoliło mu na kontratak. Cios dotarł do celu, trafił w pancerz Aulusa lecz dzięki doskonałej jakości zbroi imperialnej nie wyrządził iustitianinowi żadnych szkód.

Legionista nadal czekał, cięcie Aulusa przyjął spokojnie na tarczę i ponownie przeszedł do kontrataku.
Dokładnie wyprowadzony cios powinien bez problemu dosięgnąć celu, lecz drewniany gladius został w ostatniej chwili, jakby od niechcenia zbity na bok, a parę drzazg wystrzeliło w powietrze. Wyglądało na to, że pojedynek nie rozstrzygnie się tak łatwo.

Walka na moment zatrzymała się. Obaj przeciwnicy obserwowali się zza tarcz, starając znaleźć lukę w obronie przeciwnika. Do tej pory atakującą stroną był Iustinianin. Każdy jego ruch dawał Legioniście nowe informacje, wypełniał taktyczna mapę. To, jak reaguje, jak atakuje, jak wykonuje cięcia, pchnięcia, ataki. Każde przesunięcie ciężaru ciała… a Primus niemalże się jeszcze nie poruszył, nie licząc kontr.

Clarit, który pojawił się przed wieżą zwabiony odgłosami walki, westchnął głośno, gdy Legionista pozbył się nagle ociężałości i nieoczekiwanie rzucił się naprzód w wypadzie. Pchnięcie dotarło do celu, odbiło się jednak bez szkody dla Aulusa, który dla odmiany wymierzył potężne kopnięcie w jego tarczę. Jednak Primus nie był palcem robiony i ustał pod naporem Aulusowego buta. Jedynie metalowe ćwieki zostawiły parę zadrapań na jego czerwonym scutum.

Natychmiast po kopnięciu, Aulus skrócił dystans i uderzył przeciwnika prosto w hełm, co skwitował jedynie pokazaniem zębów w szerokim uśmiechu, który to grymas zobaczył także na twarzy Primusa.
Mimo dzwonienia w uszach Legionista znalazł okazję do kontry. Kolejne trafienie ześlizgnęło się po zbroi Aulusa. Widząc małą skuteczność ataków na Iustianina, Primus zaatakował inaczej. Spróbował wytrącić broń z jego ręki, co mu się niestety nie udało, a dodatkowo o włos nie stracił własnej.

Primus pokazał, że potrzebuje chwili przerwy. Wykorzystał ją zdejmując zbroję, by walka stała się ciekawsza. Tarczę i hełm pozostawił jednak na miejscu. Aulus nie zamierzał być gorszy i równocześnie ściągnął swój pancerz.

Primus równie dobrze mógłby stać w pierwszym szeregu Legionu, pośród innych Imperialnych piechociarzy o twardych spojrzeniach. Już niejedna barbarzyńska horda straciła swych najlepszych wojowników i wykrwawiła się na tej śmiercionośnej ludzkiej ścianie, której Primus wielokrotnie był częścią. Nie pozwolił narzucić sobie stylu walki. Nisko skulony za tarczą, tylko obracał się, śledząc wzrokiem przeciwnika, niczym jednoosobowy czworobok piechoty i czekał.

Legionista podniósł tarczę przyjmując na nią cięcie Aulusa, po czym sam ciął poziomo mieczem, perfekcyjnie dobierając moment ataku odsłoniętego miejsca, lecz i tym razem Aulus jakby instynktownie i bez większego wysiłku odbił drewnianą klingę na bok. Mało brakowało, a zostałby ukarany za nonszalancję, gladius minął go o włos.

Po chwili raz jeszcze Primus odbił uderzenie za pomocą scutum i wykorzystując szansę na czysty cios. Wyprowadził kontrę, której przeciwnik nie miał już jak zablokować. Drewniane ostrze ominęło tarczę i wytoczyło kilka kropel krwi z przedramienia Iustinianina.

Legionista natychmiast przerwał walkę, cofając się o krok. Podniósł ćwiczebny gladius w salucie. To do trafionego należała decyzja, czy walka ma trwać nadal czy też właśnie się zakończyła.

- Nieźle. - Pokiwał głową Aulus, oddając salut mieczem. - Dawno się tak nie ubawiłem. Większość tych, których przyszło mi ścigać nie była tak wyszkolona. Iustitianin otarł krew z rozciętej skóry i podszedł do Primusa aby podać mu dłoń w podziękowaniu, którą legionista uścisnął na Legionową modłę, okazując szacunek przeciwnikowi.



Wyszkolenie i dyscyplina III Legionu zatriumfowała ponownie. Może taktyka Imperialnej piechoty nie była zbyt wyrafinowana czy efektowna, ale efektywności nikt jej nie mógł odmówić.


Obserwujący wszystko z boku alchemik musiał przyznać, że starcie obu legionistów mogło wywrzeć niemałe wrażenie i w sumie wywarło, chociaż w duchu dużo bardziej kibicował Aulusowi, gdyż jego styl walki przypadł mu do gustu. Skrzywił się nieznacznie okazując rozczarowanie wynikiem i odruchowo przesunął palcami po brzechwie jednej z trzymanych strzał. Szkoda. Machnął jednak po chwili do obu mężczyzn.
- Piękny pokaz starcia się dwóch szkół - podsumował - Aulusie, wielka szkoda. Kibicowałem ci - powiedział ze śmiechem - Chociaż czuję lekki dyskomfort wiedząc, że za murem stoją te ześwirowane pokraki. Aż tak wam się nudzi?

Primus tylko wzruszył ramionami. Bez ćwiczeń ciało flaczeje, a czyż może być lepsze ćwiczenie niż walka?

- Cwiczenia, dobra rzecz. W legionie ćwiczy się nieustannie, jeśli akurat nie maszerujesz, albo nie stawiasz obozu. Wyjaśnił Aulus. - Pozwalają też odwrócić na chwile uwage od tego całego zamieszania. Założył ponownie zbroje, podniósł włócznie i zaczął wspinać się po schodach do wieży. - Choć czasem ktoś musi przejąć inicjatywę. Z uśmiechem skinął Primusowi.

- To prawda - zgodził się Legionista. I dodał - Cmentarze są takich pełne.

- Za mało wam zadrapań - stwierdził alchemik przekrzywiając nieco głowę. Rozumiał ćwiczenia, ale nie trzeba było przy nich się naparzać struganymi kijami przy zrzucaniu pancerza.

- Eee tam zadrapania. Aulus machnął ręką.

Clarit wzruszył na to tylko ramionami. Jeden czy dwa dni by ich nie zabiły, ale to już nie była jego sprawa. Spojrzał w niebo zastanawiając się nad czymś po czym przeniósł z powrotem wzrok na dwóch legionistów, aby następnie zebrał się i postanowił wrócić do wieży. Oby te jednorogi w końcu sobie poszły. Dosyć miał siedzenia w tym jednym miejscu. Niby mógłby pójść i szukać znowu szopa, ale czy naprawdę mu się chciało?
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 28-05-2017, 09:52   #25
 
Snigonas's Avatar
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Luthias i zwiedzanie ogródka.

O poranku, znaczy się późnym świtem, czyli prawie w południe Luthias obudził się w miarę wypoczęty, poszedł obmyć twarz zimną wodą, jak to miał w zwyczaju, który zaniedbał trochę od początku podróży.. Zjadłszy śniadanie udał się na sprawdzenie reszty wieży i podwórka. Udał się najsampierw na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i przy okazji obejrzeć zioła staruszka. Już przy wyjściu doszły go odgłosy walki między legionistą, a zakonnikiem. Przystanął na chwilę pooglądać walkę i pomyślał, czy ktoś może potrzebować pomocy, po chwili począł rozglądać się za ziołami, głównie leczniczymi, ale też szukał roślin trujących. Tak na wszelki wypadek.

Zioła które Luthias znalazł w ogródku za wieżą nie były zbyt imponujące, ot wiele roślin których działanie było ledwie zauważalne po jednorazowym spożyciu, lecz mogły przydać się w kuchni, a przy długotrwałym zażywaniu nieznacznie polepszały zdrowie. Prócz tego znalazł też sporo pustych grządek, zapewne pozostałość po niedawnych zbiorach.

Widząc swój brak szczęścia w poszukiwaniach Luthias zabrał sie i poszedł. W międzyczasie odgłosy “walki” ucichły, więc stwierdził, że na zewnątrz nie ma czego szukać, wszedł więc do wieży, żeby przyjrzeć się napisowi, który znaleźli inni, nie zna co prawda języków innych poza imperialnym, lecz niektóre wyrażenia z języków demonów mógł widzieć w księgach historii Imperium.

Gdy tylko wszedł zobaczył, że w środku jego towarzysze rozmawiają ze staruszkiem, wszyscy pochyleni byli nad papierami i wysłuchiwali wykładu o czymś, niestety Luthias nie miał pojęcia czego ów wykład miał dotyczyć, z tego co usłyszał nie dało się wiele wywnioskować, ot tyle, że sprawa dotyczy magii.

Słysząc dyskusje, Luthias porzucił plany i postanowił pozostać z resztą grupy, i jeśli będzie w stanie, dołączyć się do rozmowy.
 
Snigonas jest offline  
Stary 28-05-2017, 23:48   #26
 
Moni's Avatar
 
Reputacja: 1 Moni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłośćMoni ma wspaniałą przyszłość
Kuchnia.


Po pojedynku, Aulus rozejrzał się za Rinmotokim. Po krótkich poszukiwaniach odnalazł obcokrajowca w kuchni. Na powitanie skinął mu głową i w nalał wina ze swego bukłaka do kubków.
- Trzeba się ruszyć. Zaczął, podsuwając rozmówcy naczynie i samemu popijając wino. - Chciałbym zrobić rekonesans w tych podziemiach. Podobno może być to grobowiec, ale skoro podziemie znajduje się w takiej twierdzy, to może również znajduje się tam jakieś tajne wyjście na zewnątrz? Nie możemy pozwolić sobie na siedzenie tu bezczynnie i czekanie aż te przeklęte bestie sobie pójdą. Jeśli śnieg zasypie nam przełęcze to zostaniemy tu uwięzieni na długie miesiące. Pilnowanie przez ten czas więźnia to jedno, ale wątpię żeby było tu wystarczająco zapasów dla nas wszystkich, nawet wliczając osła. Ruszysz ze mną znaleźć wyjście z tego okrążenia? W końcu wiesz jak otwierać takie przejścia. Kwintus, znaczy się gospodarz, rozbroił tam część pułapek i z chęcią wyjaśni jak się do tego zabierać. Innej szansy aby przełamać ten impas nie widzę. Wyłożył rzeczowo sprawę.

- To może być niebezpieczne… - mruknął, po czym upił łyk wina. - …ale masz rację. Innego sposobu nie ma, więc mogę z tobą pójść. Jednak nie będziemy tam chyba sami, czyż nie? Odparł Rinmotoki.


- Chyba nie. Odpowiedział Aulus. - Powinien się znaleźć jeszcze chętny, czy dwóch bo zaczyna się tu robić ciasno, nieprawdaż? Zaśmiał się.

- Oby. Najwyżej po prostu nie zapuścimy się zbyt głęboko… Kiedy wyruszamy? Zapytał obcokrajowiec.

Primus czekał. Wiedział, że przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę. Założył zbroję, poprawił pas, sprawdził ostrze gladiusa… Z włóczni zrezygnował, za długa broń tylko by zawadzała. Ale tarczę wziął. W ciasnych przejściach będzie w stanie za jej pomocą całą drużynę osłonić.
- Spostrzegawczy szop Aarona by się przydał - odezwał się w końcu, gdy nie miał już nic do roboty, a wciąż nie wyruszali.
Poszedł do miejsca, w którym spodziewał się go zastać. Kiwnął głową Aaronowi pilnującemu więźnia, ale zwrócił się bezpośrednio do Szopa:
- Pójdziesz z nami rozejrzeć się po piwnicy? Potrzebujemy zwiadowcy. - odwrócił się do Aarona -Szkoda, że nie potrafi mówić, ale i tak się przyda.

- A może umie, kto go tam wie… - Rimnotoki wzruszył ramionami, po czym udał się po swój miecz. - Tylko się chwalić nie chce…

Szop spoglądał to na Primusa, to na Aarona. Co prawda nic nie powiedział, ale podszedł do Primusa, stanął na tylnich łapkach i wypatrywał mieszanki żakowskiej. Primus nie był tytanem intelektu, ale to potrafił zrozumieć. Jedną z sakiewek przy pasie wypełnił wcześniej suszonymi owocami i orzechami, by zawsze mieć poczęstunek dla Szopa na podorędziu.

- Równie dobrze ja mógłbym pójść na dół, a nie żebym mojego pupila narażał. Pewno jest cwany, ale nie sądzę, żeby się znał lepiej ode mnie czy od kogo z was na tamtejszych pułapkach - stwierdził mnichu, obserwując szopa. - zamierzacie później wrócić stamtąd, jak rozumiem? Bo więźnia nie zabieracie ze sobą - zauważył. Aaron też uważał, że nie mogą być ciężarem dla starca, a oni muszą dotrzeć z “przesyłką” na miejsce, najpewniej całą i zdrową. Prawdę mówiąc, Kudłaty wolał iść z nimi, pilnowanie nader spokojnego więźnia było czynnością nie tylko nudną, ale nawet irytującą na dłuższą metę.
Widząc jednak, że Szopen nie boi się Primusa, dodał do legionisty na emeryturze:
- Powierzam ci opiekę nad nim na ten czas, bo widzę, że chyba ci dość ufa. Warunek jest taki, że Szopen ma wrócić cały i zdrowy. - Aaron postawił tutaj warunek Primusowi, a po tonie jego głosu można było bez trudu wywnioskować, że mężczyzna mówi nader poważnie jak na jego styl bycia. Nie obchodziły go żadne kompromisy i żadna ulgą nie wchodziła w rachubę. Nie było potrzebne domyślenie się, że w przypadku złamania umowy Aaron nie zawaha się poważnie pogruchotać komuś kości.

-Na wojnie zawsze są straty. Ale miejsce za moją tarczą zawsze znajdzie. Ufam, że i Ty tutaj nie zawiedziesz - odparł Aaronowi i spojrzał na Szopa - Ruszamy, rekrucie - Aaron mógłby dać głowę, że Primus się uśmiechnął zanim razem z szopem poszli do reszty.

- Skoro mamy chętnych to poczekajcie chwilę. Pójdę po Kwintusa żeby wytłumaczył nam jak rozpoznawać i zabierać się do tych pułapek. Zaoferował Aulus i ruszył na górę wieży po gospodarza.

Całe poruszenie w kuchni nie przeszło niezauważone przez alchemika. Musiałby być w końcu niedorozwiniętym, aby tak było tak więc nie odpuścił sobie podejścia do grupy mężczyzn w kuchni.
- A wy co? Tak wam się nudzi, że będziecie się bawić w wywoływanie duchów?


...5 minut później.

Staruszek zszedł na dół w towarzystwie iustitianina. Niósł ze sobą cały stos papierów, z czego kilka było wyraźnie pożółkłych ze starości.
- Jeśli musicie już koniecznie tam iść - zaczął - to czeka was trochę nauki, nie tylko o pułapkach. - Kiedy skończył mówić położył papiery na stole i usiadł wygodnie biorąc jeden z arkuszy. Były na nim wyrysowane dziwne schematy, nieco przypominające klejnot który wcześniej pokazywał im staruszek.
- Nim powiem coś więcej, musicie wiedzieć jedno, te pułapki są śmiertelnie niebezpieczne, lecz każda ma… - szukał odpowiedniego słowa, lecz wyraźnie nie znalazł - każdą można w jakiś sposób unieszkodliwić. To wygląda trochę tak jakby ich twórcy spodziewali się, że ktoś z ich rodzaju będzie próbował dostać się do wewnątrz, lub wydostać się.

- Czy ja dobrze rozumiem, że chcecie się bawić w schodzenia na dół do tych drzwi? - zapytał zaskoczony alchemik.

- Tak. Jeśli zostaniemy tu nie wiadomo jak długo i przełęcze zasypie śnieg, to utkniemy na całe miesiące zimy. Wątpię żeby było zapasów dla tylu osób. Trzeba znaleźć wyjście, a niewykluczone że istnieje takie z podziemi. Jeśli się boisz to możesz zostać. Ja jednak zaryzykuję. - Wyjaśnił Aulus.

- Mam nadzieję chłopcze, że wiesz co robisz, samą wiarą nie otworzysz przejścia. - Staruszek skomentował wypowiedź Aulusa.

- Dlatego poprosiłem ciebie abyś wyjaśnił nam jak się z nimi obchodzić. Samą wiarą również nie wykarmie nas wszystkich kiedy nadejdzie głód. Tak czy inaczej ryzykujemy życiem. Nie będę przecież siedział bezczynnie. Co do pułapek to może ktoś z nas miał już doczynienia z takim mechanicznym, albo magicznym tałatajstwem? Zapytał Aulus.

- Słusznie, łatwiej by mi było wyjaśnić to komuś już obeznanemu ze sztukami magicznymi.

- Alchemik? Zapytał Aulus i skierował wzrok na Clarita.

- Mam imię - odparł na to szorstko wezwany alchemik i podszedł do stołu - Dobra, pokażcie co to. Może się zainteresuję

- Dobrze, popatrz na to… albo nie, najpierw powiem Ci jak w ogóle je znaleźć. Niektóre są oczywiste, widać je z daleka, zawsze wyglądają jak trzy lub więcej klejnotów ułożonych blisko siebie. Jednak, są też ukryte, te trzeba wyczuć, no tak jakby wyczuć. Widziałeś jak manipulują praną, mając omnitoskop dostosowany specjalnie do wykrywania takich zawirowań można by bezpiecznie z dużej odległości je wykryć, ale ja takiego nie mam. Zostaje wam więc metoda której używałem przez lata, stąpać ostrożnie i kilkanaście razy sprawdzać każdy metr przed wami. - Staruszek wskazał Claritowi kilka miejsc na rysunku. - Tu i tu, te dwa klejnoty są bez znaczenia, najważniejszy jest ten, on manipuluje praną zasilając pozostałe, jego możesz wykryć uważnie skupiając się na przepływie prany wokół siebie, ja wiem, że to nie łatwe, ale innego sposobu nie ma. Możecie mi wierzyć, próbowałem wielokrotnie, żadne sposoby nie działają, tylko ten. Raz nawet puściłem przed sobą psa, przeszedł bez problemu a ja prawie zginąłem rażony piorunem, te pułapki są sprytne, one wiedzą, tak jakby czytały Ci w myślach. - Zamilkł na chwilę, dając Claritowi czas by przetrawił nowe informacje.

Alchemik wysłuchał wyjaśnień staruszka w ciszy i skupieniu odnotowując w pamięci każdy szczegół. Najmniejszy błąd i mogło być po nim.
- Rozumiem, grunt to nie próbować przechytrzyć pułapek - odparł w zamyśleniu. Wybitnie dużo roboty przed nim, ale nie miał zamiaru wyjść z tego bez korzyści. Te kamyki mogły być bardzo przydatne.
- Kamienie można usunąć?

- Można, ale o ile nie będzie to konieczne nie róbcie tego. Widzisz, te dokumenty zawierają opis każdej z pułapek którą rozbroiłem, a mam tylko jeden kamień! Zastanów się dlaczego. - ostrzegł go staruszek. - A teraz najważniejsze więc posłuchaj bardzo uważnie i zapamiętaj to. Pułapki są sprytne, nie wystarczy wiedzieć jak je rozbroić, trzeba też wiedzieć jak się do nich zbliżyć. To najtrudniejsza część, by w ogóle podejść musisz być pewny siebie, pewny tego, że to twoje miejsce, twój dom, ty jesteś jego panem, tylko wówczas pułapka nie porazi Cię kiedy się będziesz do niej zbliżał. Ale to ciągle za mało by przez nią przejść. Kiedy już uda Ci się zbliżyć, musisz pomyśleć, obejrzeć całość dokładnie i znaleźć sposób by ją wyłączyć, wyciągaj kryształ tylko w ostateczności. A teraz o ile nie masz pytań przejdźmy do moich notatek, tu znajdziesz informacje o każdej którą rozbroiłem, ale nie gwarantuję, że te które napotkacie będą podobne, demony były bardzo pomysłowe. - Staruszek podsunął kolejne arkusze z wyrysowanymi diagramami, schematami i gęsto zapełnione zapiskami.

Clarit kiwnął głową. Z niechęcią przyjmując do wiadomości, że pozyskanie kamieni może być jednak kłopotliwe. Zerknął jednak na pokazane przez dziadka dokumenty i począł je z uwagą studiować. Było ich daleko za dużo, aby wszystko spamiętać, ale chciał wyłapać może jakiś wzór? Systematykę? Cokolwiek co mogło mu pomóc tam na dole. Wszystko się liczyło.

Wydawało się, że nie ma żadnego wzoru prócz sposobu umieszczenia klejnotów, zawsze były bardzo blisko siebie, lecz nigdy nie stykały się ze sobą bezpośrednio. Zawsze też największy był kamień zasilający dwa pozostałe. W trzech przypadkach zaś kamieni było więcej niż trzy, w jednej z pułapek znalazł ich nawet dziewięć.
Z opisów zaś, udało mu się dowiedzieć, że sposoby na wyłączenie pułapek są w wielu przypadkach dziwne, czasami był to dźwięk, czasami mechanizm który trzeba było ustawić odpowiednio, czasami zaś po prostu myśl. Cokolwiek by nie mówić o demonach które wybudowały to miejsce, wyobraźni im nie brakowało. Kwintus, cierpliwie przyglądał się pracy młodego alchemika i skrupulatnie wyjaśniał wszelkie nieścisłości na jakie ów natrafił.


***

Podczas gdy Clarit studiował zapiski gospodarza, Aulus odszedł na bok pomieszczenia, żeby im zbytnio nie przeszkadzać.
- No dobrze, ale kto w takim razie zostanie aby pilnować więźnia? Niby ja zacząłem tą całą ekspedycję, ale widziałbym w roli strażnika kogoś silnego jak ja albo Primus. Spojrzał na towarzysza.
- Chyba że weźmiemy naszego małomównego kompana ze sobą. Jeśli jest tym na co wskazują hipotezy, to może się nam tam przydać i zawsze będzie pod czyimś czujnym okiem. Pokazał już wcześniej że rozpoznaje demoni język, więc z pewnością coś wie. Nawet jeśli sprawiał wrażenie że nie jest z tego powodu zachwycony. Zaproponował, drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.

- Do momentu, gdy okaże się, że rozumie ten język lepiej niż przypuszczaliśmy i da w długą. Za duże ryzyko. Nie chcę mieć go też za plecami, jeśli okaże się, że musimy się wycofać. Nawet jeśli zrozumie napis czy zauważy pułapkę, nie musi nam o tym powiedzieć. A może niby przypadkiem popchnąć wprost w jej objęcia - Primus był sceptyczny w kwestii zabierania więźnia do lochów pod wieżą.

Aaron również nie podzielał zaufania do więźnia.
- Albo wykorzysta pułapkę, żeby się uwolnić z kajdan i spieprzy nie wiadomo dokąd. - bacznie obserwował białowłosego. - gorzej jeśli on miałby być niezbędny do przejścia przez te lochy.

- Nie sposób się nie zgodzić. Przyznał rację Aulus. - Jak również wy zgodzicie się ze mną że ktoś z nim musi zostać i lepiej żeby ta osoba miała nieco więcej siły, niż potrzebne jest do przewracania stron w księgach, bo więzień może nam równie łatwo spierdolić. Mało prawdopodobne żeby trzeba było walczyć w podziemiach zapieczętowanych od setek lat. Jeśli Primus chce iść, to ja zostanę. Kwestia bezpieczeństwa. Pokręcił głową.

- Dlatego chcąc nie chcąc zostaję pilnować więźnia, a Szopena powierzam Primusowi na czas waszego zwiedzania tych podziemi - odezwał się Aaron. - choć nie ukrywam, że wolałbym przejść się do podziemi niż nieustannie pilnować więźnia. - dodał.

- No to chcesz, albo nie?! Zirytował się Aulus. [i]- Plączesz się jak baba. Idziesz tam? Nie ukrywam że możesz zginąć. Mnie interesuje tylko znalezienie wyjścia z tej sytuacji nim spadnie śnieg i zabezpieczenie więźnia, choćbym musiał ciągle przy nim siedzieć jak kwoka przy pisklakach.

Kolejna irytacja Aulusa zeszła po Aaronie jak woda po kaczce. Wydawało się, że Aulus równie dobrze mógł wściekać się na ścianę albo wyładowywać się na jakimś przedmiocie, bo Kudłaty niespecjalnie się wzruszył miotaniem się legionisty.
- Zostaję - odparł Aaron jakoś tak bezemocjonalnie. Tak to brzmiało, jakby mu było wszystko jedno, czy zostanie przy więźniu czy pójdzie na dół.
Po czym zwrócił się do Primusa, nie zwracając uwagi na rozemocjonowanie Aulusa:
- Ewentualnie jak nie wrócicie do wieczora z tych podziemi, to pójdę sprawdzić, co z wami się stało - zaproponował. - gorzej jeśli będą tam labirynty, no ale trudno, bywa.

- Możemy znaczyć drogę kredą jeśli będzie trzeba. Biała strzałka powinna wystarczyć. Aulus skinął głową i zaczął rozglądać się za wspomnianym kawałkiem kamienia.

- Jeśli nie wrócimy… Więźnia z pewnością będą szukać, gdy nie dotrze na czas. Zarówno osypisko jak i ślady znajdą prędzej czy później. Jeśli zostaniesz sam z więźniem, czekaj na ratunek. Zapasów na miesiąc powinno wystarczyć. A jeśli jest tak ważny jak Centurion mówił, to i kohortę albo dwie po niego wyślą. Dożyj do tego czasu i opowiedz co zaszło. A w razie beznadziejnej sytuacji wyślemy wiadomość przez Szopa.
- Aulus, kreda to dobry pomysł. Nie zaszkodzi wziąć też linę. Zwiążemy się nią i w razie czego będzie można wyciągnąć ofiarę z pułapki bez wpadania w nią samemu. - Primus rozejrzał się za solidną liną o rozsądnej długości.

- Jak spadnie śnieg, to tego osuwiska do wiosny nikt nie znajdzie. A czy wyślą? Może tak, może nie. Nie polegałbym na tym. Zbyt wiele zmiennych. Powiedział Aulus.

Luthias ciągle się przysłuchiwał rozmowie i w końcu postanowił się wtrącić
- Jeśli jest taka potrzeba ja mogę zostać. Niby więzień nie ma siły i jest skuty, a ja sam niewiele pomogę na dole.

- Wysłanie szopa w razie czego do mnie to całkiem dobry pomysł. Nawet jeśli więzień nic nam na razie nie zrobi, to lepiej żeby tak zostało. Posiłki zawsze się przydają. - stwierdził Aaron.

- Świetny plan! Skoro tresowany to użyjemy go jak gołębia pocztowego. Jeśli zajdzie taka potrzeba to mam pergamin i mogę napisać wiadomość. Zgodził się Aulus.

Tymczasem Szopen się nudził i zamiast siedzieć grzecznie przy boku Aarona czy Primusa zaczął niuchać po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś ciekawego, ale nic ciekawego nie wypatrzył. U więźnia też była stara bida i nuda, oczywiście tamten zachowywał się grzecznie, licząc pewnie na to, że uśpi tym zachowaniem czujność “strażników”.

Modlitwa Rimnotokiego:


Samuraj widząc, iż przygotowania mogą zająć wiele czasu, postanowił poprosić smoki o pomoc. W tym celu zszedł do piwnicy, gdzie spodziewał się znaleźć nieco spokoju. Tam przyjął pozycję do medytacji, kładąc katanę przed sobą. Następnie ujął w dłonie swój amulet i zaczął prosić smoki w ojczystym języku o to, aby nikt z jego nowej drużyny nie zginął ani nie został poważnie raniony w czasie ich wyprawy po lochach.

Chichi, ojcze smoków i każdego życia,
wskaż mi drogę bez ran ni grzechu,
tu, gdzie tyle szans do stracenia.
Spraw, byśmy szli bez pośpiechu.

Spraw, by czas waśnie nasze zacierał,
byśmy na sygnały uwagę zwracali,
by cierpienie się za nami nie wdarło
byśmy możliwości granice przekroczyli.

Spraw, byśmy byli gotowi,
co życie przyniesie docenić.
Naucz proszę, śmierć oszukać,
i niech lekcją nie będzie cierpienie.

A jeżeli istnieje przyczyna,
że będziemy jednak cierpieć,
Niech podporą nam będzie drużyna.
Daj nam sił! Cierpienie przetrwać.
 
__________________
Prowadzi: Złota maska
Prowadzona: Chmury nad Draumenionem

Ostatnio edytowane przez Moni : 28-05-2017 o 23:57.
Moni jest offline  
Stary 30-05-2017, 00:36   #27
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Kuchnia. Przed wyruszeniem w podziemia.


Clarit długi czas spędził pochylony nad udostępnionymi przez staruszka dokumentami. Wymagało to od niego naprawdę sporo wysiłku i zaangażowania, ale nie miał zamiaru przepuszczać okazji. Spisał wiele w swoim osobistym notesie oprawionym w skórę, najważniejsze rzeczy, a było ich cholernie dużo. Miał w zamiarze i tak wydębić jeszcze od dziadka parę zapisanych drobnym makiem papierzysk na swój użytek w podziemiach, ale! Właśnie.. Ale!
Podszedł do kompanów z wyrazem twarzy nie zdradzającym tego co miał za chwilę przekazać.
- Za cholerę nie idę na dół - powiedział beznamiętnie, a zakładając, że zaraz posypią się na niego sprzeciwy innych mężczyzn uniósł nieznacznie rękę w geście mającym na celu zamknięcie im ust chociaż na chwilę.
- Szop ma niby iść jako zwiadowca, tak? A ja wam powiem, że ja nigdzie nie idę nie przebadawszy go i nie ustaliwszy czy ten skurczybyk czegoś nam nie rozreguluje tam na dole. Taki jest mój warunek. Nie dam się upiec czy zabić głupią śmiercią, bo fretka okaże się czymś innym niż się niektórym wydaje i uruchomi jakiś mechanizm. Nie ma żadnego ale z mojej strony. Taki mój warunek - powiedział spokojnie oczekując reakcji zebranych.

- Rozumiem, że masz chrapkę na mojego szopa, ale może od razu przebadaj każdego, czy by komu tu przypadkiem nie odbiło i nagle stwierdził, że wybije na dole wszystkich w najmniej spodziewanym momencie - odezwał się Aaron, który spojrzał uważnie na Clarita. Tak, jakby to alchemikowi miało nagle odbić i miał się każdemu rzucić z czymś ostrym do gardła.
Przy okazji jednak Aaron zerkał za swoim zwierzem i zauważył, że Szopen gdzieś się zaiwanił.

- Wyglądasz na spiętego Aaronie - uśmiechnął się nieznacznie do zakonnika krzyżując ręce na piersi - Czyżby szop coś jednak ukrywał? Jest Alfą i Omegą? Nie proszę wprawdzie o wiele. Mogę też przebadać wszystkich. W sumie… Dzięki, bardzo dobry pomysł - kiwnął głową. Nic w jego postawie nie okazywało, że ma się ‘rzucić z czymś ostrym do gardła’, wręcz przeciwnie. Był spokojny, opanowany.

- Jesteś szurnięty - prychnął Aaron tak, jakby Clarit był nie tylko szurnięty, ale i zboczony. - I chyba ustaliliśmy coś odnośnie szopa. Chcesz go badać, droga wolna, ale nie będę ci tego ułatwiał.
- A jak wszystkich, to proszę bardzo, w najgorszym przypadku spuszczę ci łomot - dodał po chwili wzruszając ramionami.

Alchemik wyglądał poważnie. Bardzo. Nigdy wcześniej nie był aż tak poważny.
- Nie jestem szurnięty tylko zapobiegawczy. To profilaktyka. Wiesz co cię tam czeka? Znasz się na tym? Wiesz jak to działa? Nie? Ja też nie. Więc oszczędź sobie tych epitetów pod moim adresem. Nie pomożesz mi w badaniu? Dobrze, wolna droga, ale wtedy na mnie nie liczcie, ja tam nie zejdę. Może jednak dacie radę przekonać staruszka. Wasza sprawa. Ja się o siebie nie martwię w najmniejszym stopniu. Jednorogi odejdą? Ja zaraz po nich, nawet w śnieg. Umiem o siebie zadbać sam - skwitował bez irytacji. Nie miał obowiązku iść z nimi. A lata na polowaniach czegoś go nauczyły. W razie najgorszego wykupi swój pobyt zarabiając na siebie swoim łukiem.

- Ja na razie na dół się nie pcham. Będzie trzeba, dopiero wtedy zejdę. Ale żeby nie było, że niby coś ukrywam, możesz mnie przebadać i daj mi święty spokój - odparł Aaron, był nieco poirytowany paranoją Clarita, starał się tego nie okazywać. W razie podejrzanych ruchów i gestów Clarita najwyżej połamie mu szczenę i może parę kończyn.

- Twoje reakcje są dziwne Aaronie. Na pewno wszystko w porządku? - zapytał bez udawania - Jeśli tak bardzo się obawiasz, że jestem na tyle szalony żeby próbować jakiś sztuczek w rozrachunku pięciu na jednego to mogę poprosić dziadka, aby przy wszystkim był i pilnował czy wszystko idzie zgodnie z procedurą - odrzekł wzruszając ramionami.

- Na pewno dobrze - “do czasu”, dodał w myślach Aaron. Clarit działał mu na nerwy. I owszem, alchemik był pieprznięty, przynajmniej w mniemaniu mnicha. Na drugą wypowiedź miał się wciąć, ale skwitował tylko. - A rób, i nie pieprz już tyle - machnął ręką, powstając z miejsca. Jakby Clarit miał cały czas się dowalać i zawracać mu głowę pierdołami, to niezbyt chętnie, ale Aaron zgodził się na sprawdzenie prany. Spodziewał się, że będzie kiepsko. Nigdy nie był dobry w tych abra-kadabrach.

- Czyli to wszystko ma się posypać o jakieś pierdolone zwierze? Zdziwił się Aulus. - Właściwie… czemu się tak upierasz Aaronie? Więźnia niedawno zbadaliśmy i jakoś włos mu z głowy nie spadł, więc i futrzakowi nic nie będzie. Skoro Clarit stawia taki warunek to niech i tak będzie. Ewentualnie można szopa zostawić. Nie trzeba go brać z nami.

- Dokładnie, bo jak to ująłeś "pierdolone zwierzę” może sprawić, że coś pójdzie nie tak i nikt z nas żywy stamtąd nie wyjdzie. Nie wiem jak legioniści, ale ja swoje życie sobie całkiem cenię - odrzekł na słowa Aulusa.

- Jak tak się boicie mojego zwierza, to mogę wam pomóc go wziąć na badania - odparł Aaron. Na to też niechętnie przystał.

- Więc miejmy to już za sobą, bo nas tu śniegi zastaną. Odrzekł zniecierpliwiony Aulus.

- Nawet jeśli wyjdzie, że Szopen jest dziwny, to podziemi i tak nie przebadamy, więc tam trzeba będzie sobie jakoś radzić - stwierdził kudłaty. Przezorność przezornością, ale jego zdaniem to było takie dobre dopowiadanie sobie, że ta wiedza wystarczy, by uporać się ze wszystkim w podziemiach. Nie miewał w zwyczaju planować i sprawdzać wszystkiego szczegółowo, bo można byłoby do końca zimy siedzieć i nie dowiedzieć się wystarczająco.
Mnich wrócił po jakimś czasie z szopem na rękach.
- To chodźmy.

- Nawet jeśli wyjdzie… Aulus powtórzył za Aaronem. - Mówisz zupełnie jakbyś coś wiedział, ale ciągle się z tym ukrywał. Iustitianin przekrzywił głowę na bok, wpatrując się w zwierzątko. - Możesz też powiedzieć teraz i oszczędzić wszystkim czasu. Zaproponował. Cała ta sprawa robiła się coraz dziwniejsza.

Nie tylko sprawa robiła się dziwniejsza. Cała sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Wyszło na to, że sekret Szopena długo się nie uchowa.
- Wiesz, Aaron, może faktycznie daj sobie siana z kryciem? - odezwał się… szop. - nie ma co ukrywać, bo i tak by się wydało - zwierzę rozłożyło górne łapki.

- Gada. Zdziwiony stwierdził Aulus pochylając się w stronę stworzonka. - Przebudzony, tak?

Zrezygnowany Aaron wzruszył ramionami na znak niewiedzy.
- Bo ja wiem? Nigdy się na tym nie znałem.
- Nie, śpiący - odpowiedziało zwierzątko żartem. - Na łapach od kilku godzin. Nie wiem, o co ci chodzi, ale zapewniam, że nikogo z was nie zjem.

- I jeszcze żartuje… Uśmiechnął się Aulus. - Żaden ze mnie ekspert ale to w niczym nie szkodzi. Chyba. Spojrzał na Clarita. - Ot zrozumie cię bez tresury. Zadowolony?

- A pies jestem, żeby mnie tresować? - odezwał się szop. - Może mam jeszcze odpowiadać na aport albo na siad? Piłeczkami co prawda jeszcze nie żongluję, ale rozumiem, co mówicie.

- To się naucz… Aulus odpowiedział Szopenowi - Moglibyscie na tym zarobić w mieście. Dobrze, gdybyś do tego parodiował senatorów na rynku czy coś. Ludzie lubią taką rozrywkę. Sam bym pewnie parę monet rzucił. Wzruszył ramionami patrząc na gadające stworzonko, wyraźnie zainteresowany.

- Zależy którzy ludzie co lubią - odezwał się tym razem Aaron, wchodząc w słowo Szopenowi. - Trudno powiedzieć, jakby niektórzy ludzie zareagowali na mówiącego szopa.
Szopen wykorzystał sytuację i szybko wtrącił zaraz po tym, jak Aaron skończył swoją wypowiedź.
- Jedni z pochodniami i pałkami, drudzy kratami, trzeci wnykami, niektórzy tak - szop zrobił wykrzywioną minę w stylu zombie. - móóózgiiiii~ - tutaj bełkotał jak stereotypowe zombie. - albo: Badaniaaa - tutaj nieco przedrzeźniał Clarita.

- Nie takie dziw… osobliwości pokazuje się dla rozrywki. Aulus wzruszył ramionami. - Z tego co mi wiadomo nie jest to nic ściganego prawem, choć pewnie niejeden chciałby na tobie położyć ręce. Odpowiedział gadatliwemu zwierzątku Aulus.

- Ale co takiego zrobił Biały, że go więżą? - spytał się Szopen. - Przecież siedzi cicho, patrzy się… nawet nie zagryzł nikomu matki, ojca, dziadków, dzieci. Chyba - odparł szop Aulusowi, gdybając.

Pomimo tego iż Aulus już przyjął do wiadomości że ma do czynienia ze świadomym zwierzęciem, nieco zaskoczyła go dociekliwość stworka. - Co zrobił? Bogowie jedni wiedzą. No i ci co go uwięzili, ale nie mnie kwestionować ich decyzję. Mogę mieć hipotezy, ale to tylko domysły, oparte na innych domysłach. Nic, na co by warto teraz marnować czas. Uciął temat. - Mały, a wygadany… Skomentował na koniec pod nosem.

- To czemu mnie nie chciałby mnie złapać ten tutaj i nie chciał uwięzić albo mnie na coś przerobić? - zapytał Szopen Aulusa o Clarita.

- Mnie się wydaje że cała ta sytuacja wynikła tylko i wyłącznie z tego, że Clarit zaczął coś podejrzewać. Wszak nie od początku wyprawy się tobą interesował, racja? Zapytał szopa.

Clarit chrząknął znacząco dając do zrozumienia, że ciągle tu jest i gadanie jakby nic nie słyszał było co najmniej dziwne lub jakby kto inny rzekł - chamskie. Alchemika jednak mało obchodziła etykieta. Liczyło się, że szop rzeczywiście był przebudzony, ale to niewiele aktualnie zmieniało.
- W porządku. Chociaż tyle, że szop się przyznał i nie bawimy się jak dzieci we mgle w ciuciubabkę. Ale muszę was zmartwić - powiedział przekrzywiając nieznacznie głowę - Obawiam się, że dalej chciałbym rzucić okiem na pranę Szopena. Nie wiem na ile się ona różni od prany we mnie czy jakimkolwiek innym człowieku. A na pewno różni się od prany psa, którego puszczał przodem dziadek - mruknął pod nosem - Więc jeśli nie chcemy mieć pieczonego szopa to prosiłbym o chociaż odrobinę współpracy, chyba, że mamy wolontariuszy, którzy zechcą zająć jego miejsce - dorzucił krzywiąc się nieco na dźwięk własnych słów. Opcja spopielenia nie wydawała się szczególnie miła.

- Czego ode mnie chcesz? - spytał się szop, zwężając oczy na Clarita i chowając się za głową Aarona, włażąc mu na bark.

- Usiądziesz grzecznie na miejscu przy omniskopie jak na inteligentną istotę przystało i dasz się zbadać. Ręczę, że to nic nie boli. Posiedzisz parę minut i dam ci spokój niezależnie od wyniku jaki nam z tego wyjdzie. Potem się zastanowimy czy dalej dobrym pomysłem będzie puszczanie cię przodem. Tylko tyle albo aż tyle. Zależy jak kto na to patrzy - alchemik odpowiedział Szopenowi patrząc na zwierzę jak na pełnoprawnego rozmówcę.

- Na pewno? - mruknął Szopen, dalej chowając się za Aaronem.
- Skoro Białemu nic nie zrobili, tobie też nie zrobią. Przynajmniej dopilnuję tego. - odezwał się mnich, klepiąc łagodnie zwierza po łbie. - Pewne założenia wobec ciebie się nie zmieniły. A jak Clarit zapomni, to mu przypomnę. Idź, Szopen.
- Ale pójdziesz ze mną - odparł Aaronowi Szopen.
Mnich spojrzał na Clarita.
- Dalej chcesz badać resztę? Bo żeby nie było, możemy iść pierwsi. Puszczę Szopena pierwszego.

- A jest sens na nas wszystkich marnować czas? Wiadomo że pułapka rozpozna człowieka i go zabije. Jak rozumiem, nie wiemy natomiast jak zareaguje na przebudzone zwierze. Powiedział Aulus.

- Kiedy skończycie pić sobie z dziobków to możemy zaczynać - powiedział bez czajenia się Clarit - A co do was to tylko i wyłącznie wasza wola. Ja mogę was badać, ale jednak najważniejszy jest tu przebudzony szop i jego niecodzienny nurt prany.

- Cały czas możecie zaczynać. Ja do badania nie jestem potrzebny, ani nijak przy nim nie pomogę, więc zostaje mi tylko cierpliwie czekać. Aulus wzruszył ramionami.

- To możesz już iść na górę - Aaron wyminął Clarita z szopenem na barku i udał się na górę.

- Banda jajogłowych - westchnął Primus. Nie rozumiał o co chodziło w tej całej kłótni i prawdę powiedziawszy nie obchodziło go to zbytnio. Od kiedy upewnił się, że szopowi nie stanie się krzywda (obiecał przecież, że będzie go bronił) przestał słuchać. Wziął się za szukanie czegoś co mógłby pchać kilka metrów przed sobą w tunelach - standardowe niemagiczne pułapki reagujące na nacisk mogły zabić ich tak samo skutecznie jak magiczne ustrojstwa.
 
__________________
Once upon a time...

Ostatnio edytowane przez Okaryna : 01-06-2017 o 15:31.
Okaryna jest offline  
Stary 04-06-2017, 19:57   #28
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację

Badanie szopa nie ujawniło niczego niezwykłego w jego wzorcu życia. Pod każdym względem zwierz był całkowicie normalnym i zwyczajnym przedstawicielem swego gatunku. Pod każdym względem z wyjątkiem prany, ta bowiem wielokrotnie przekraczała poziom jaki (wedle wszelkich znanych Claritowi nauk) mogło pomieścić małe szopie ciało. Była to jedna z tych zagadek świata na które jak do tej pory nikt jeszcze nie udzielił odpowiedzi. Nie zanosiło się też aby Clarit miał być pierwszym któremu uda się taką odpowiedź znaleźć. Wszystko wskazywało na to, że wyższy poziom prany po prostu jest, bez żadnej głębszej przyczyny, i odpowiada za niezwykłe zdolności zwierzaka.
W wyjaśnieniu tajemnicy szop również nie okazał się zbyt pomocny.

Lampki oliwne dawały ledwie dość światła by mogli widzieć kilkanaście metrów korytarza przed sobą, wszystko co znajdowało się dalej skrywał mrok. Szli gęsiego, tylko na to pozwalało wąskie przejście. Mijały minuty, a końca schodów nie było widać, jedynie ściana się zmieniła, na początku zbudowana była z kamienia, teraz wykuta w litej skale. Szli wciąż i wciąż w dół, minęła godzina, a końca schodów wciąż nie było widać.

Powoli wszyscy zaczynali czuć się nieswojo, tracili poczucie czasu, a świadomość ogromu skał i ziemi nad nimi niemal przygniatała. Starali się więc nie myśleć o niczym innym jak droga przed nimi.

Cztery razy musieli napełniać lampki nim dotarli do końca schodów. Lecz był to dopiero początek drogi, korytarz prowadził dalej w mrok, lecz co dziwne nawet tu, na tej głębokości, powietrze wziąć było świeże i rześkie.

Jeszcze pięć razy napełnili lampki nim dotarli do pomieszczenia w którym ogień nie był im potrzebny, nienaturalny blask emanował z pojedynczych kryształów umieszczonych bezpośrednio w ścianach. A i same ściany się zmieniły, nie była to już lita skała, lecz raczej kamienny mur. Wydawał się im zarówno pokrzepiająco znajomy, jak i dziwnie obcy. Dopiero tu, rozgladając się uważnie, zauważyli nierówne otwory w ścianach, miejsca gdzie kiedyś zapewne znajdowały się klejnoty-pułapki.


Samo pomieszczenie nie przypominało tunelu którym przybyli, lecz raczej alejkę między domami, jakich wiele w uboższych dzielnicach miast. Na skrzyżowaniu dróg natknęli się na szyb który łączył dwie kondygnacje, dzięki temu wiedzieli, że znajdują się na wyższej, nie udało im się jednak znaleźć niczego co wskazywałoby jak budowniczowie tego miejsca przemieszczali się między poziomami.

Tymczasem w wieży zaczynało wiać nudą. Jednorogi za murem ciągle blokowały najbardziej oczywistą drogę, a bez gwarnego towarzystwa nawet taki samotnik jak Aaron zaczynał się nudzić. Nie było nawet Szopena z którym mógłby się droczyć w dodatku Kwintus wrócił do swych eksperymentów, a Luthiasa pochłonęły księgi. Żeby tak jeszcze więzień próbował uciec, ale nie, jak na złość był potulny jak baranek, niemal apatyczny, i tylko siedział i czasami strzygł tymi swoimi ostrymi uszami, zupełnie jakby był dzikim zwierzęciem.

Tak minął cały dzień i zanosiło się, że kolejny będzie podobny.
Jednak kiedy słońce zaszło, jednorogi zaczęły się zachowywać dziwnie. Rżały i wierzgały, niektóre nawet uderzały w mur tylnymi kopytami. W końcu wzięły się nawet za wóz którym transportowano więźnia. Z trudem można było zobaczyć w jakim jest stanie, lecz dźwięki jakie docierały do uszu trójki rezydentów wieży, można było wnioskować, że bez poważnej naprawy nikt im nigdzie nie pojedzie.

Hałasy trwały do północy, wówczas ucichły jakby za sprawą magii. Rano zaś po jednorogim przekleństwie nie było śladu, została tylko zryta kopytami ziemia i nędzne szczątki wozu, lecz ani jednego jednoroga. Odeszły wszystkie.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 05-06-2017 o 23:06.
Googolplex jest offline  
Stary 09-06-2017, 15:57   #29
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Zapyziałe podziemia


Aulus podszedł do szybu i spojrzał na dół, starając sobie przyświecić lampką, jednak dało to mizerne efekty. Jednak aby sprawdzić głębokość, splunął do szybu i nasłuchiwał. Niemal natychmias usłyszał ciche mlaśnięcie, śliny o kamień.
Primus aż tak dobrego słuchu, by usłyszeć odgłos śliny nie miał. Upuścił więc w głąb szybu jeden z zapasowych grotów. Brzęk metalu będzie głośniejszy. Choć jak się okazało, niewiele głośniejszy, echa w tym podziemnym kompleksie były dziwne, jedne dźwięki wzmacniały, inne przytłumiały w zupełnie nie dający się określić sposób.

- Kwintus wspominał że niezbadany korytarz jest po prawej? Po lewej chyba było puste pomieszczenie, a prosto pomieszczenie z zapieczętowanym i wrotami, jeśli mnie pamięć nie myli. Proponuję najpierw obejrzeć te wrota. Zrobił parę kroków w stronę rozstępującej się przed kagankiem ciemności.
- Clarit? Umiesz rozpoznawać, albo wyczuwać pułapki? Niby powinno być tu bezpiecznie, ale jakoś bezpieczniej puścić kogoś obeznanego. Przystanął, zerkając za siebie na resztę grupy.

Alchemik westchnął głęboko.
- Będę próbować, ale wy też się rozglądajcie. Te dziury w ścianach to po tych pieruńskich pułapkach - wskazał na jedną ze wspomnianych. Znaczy dziurę, nie pułapkę. Kryształy jednakowoż zostały skrupulatnie wymazane z istnienia i Clarit zastanawiał się co się z nimi stało.
- Jak mnie coś zabije to klaszczcie. Chcę odejść z pompą - zażartował nerwowo i zabrał się do roboty.

Szopen poczłapał na dół. Nie liczył na jakieś magiczne spluwania, tylko na empiryzm w postaci krążenia po okolicy.
- A nie trzeba będzie wtedy przypadkiem bardziej spieprzać, a nie klaskać? - szop rzucił pytanie do Clarita. Chyba nie załapał dowcipu Clarita, albo załapał, ale nie skupiał się teraz na tym w tym momencie. Poszedł sprawdzić niesprawdzoną prawą odnogę korytarza. - To ja idę tutaj - wskazał szopią łapką na prawo i wszedł tam.


Po jakichś 20 krokach ludzkich, a po szopich może parę razy tyle korytarz skręcił w prawo łagodnym łukiem, a na końcu znalazł grotę… szop nie miał pojęcia do czego te wszystkie dziwne doły były potrzebne. Poniuchał powietrze, ale poza stęchlizną, wilgocią i ewentualnie kamieniami nie wyczuł nic ciekawego. Zerknął też do dołków - wynalazł w nich dziury, nie widać w nich było dna.
Były schody w górę i w dół, prócz tego podłoga i ściany noszą ślady uszkodzeń, jakby coś z nich wydłubano, a na gruncie były ślady ciągnięcia po nim czegoś ciężkiego. Szopen poszedł tym śladem i… trafił do punktu wyjścia. Lecz w takim razie - skąd to coś ciągnięto? Szop powrócił do celi, by sprawdzić “źródło”.



Ślady na kamiennej podłodze urywały się niemal dokładnie w połowie pomieszczenia. Cokolwiek przez nie ciągnięto najwyraźniej pierwotnie znajdowało się właśnie w tym miejscu. Lecz czym ów ciężki przedmiot był nie sposób było wywnioskować po samych śladach. Być może odpowiedź znalazła by się niżej, lecz przy samych schodach w dół , tuż na poziomie ludzkiej łydki błyszczały trzy charakterystyczne klejnoty wprawione w ścianę. Szopen podszedł w tamtą stronę, widać było tylko jak futro na jego ciele się jeży. W następnej chwili uskoczył i cudem uniknął błyskawicy. W pomieszczeniu rozległ się zapach ozonu i palonego mięsa.
Cud uratował życie Szopena, lecz kosztował go przednią prawą łapę po której został tylko dymiący kikut.

W grocie rozległ się pisk, który mógł dotrzeć do uszu pozostałych uczestników ekipy.
Aaron nie będzie zadowolony, z całą pewnością.

Clarit nie zdążył wejść dobrze do pomieszczenia, a już się odjebało. Alchemik wściekle uniósł dłonie w akcie poddania.
- Czy ciebie popierdolilo do reszty?! - warknął wściekle po czym poprawił na ramieniu swój ekwipunek zapakowany w worek podróżny, a następnie odwrócił się napięcie i ruszył przed siebie odpychając na bok legionistów.
- Banda pojebów. Z kim ja pracuję? - mruknął sam do siebie na odchodne. Nie miał zamiaru zostawać w tych zapyziałych ruinach ani sekundy dłużej. Nie na to się umawiali. Szop miał sprawdzać swoimi bystrymi ślepiami czy są pułapki. Stary alchemik ostrzegał, ale niiiiiiieeeeee! Trzeba było podreptać w swoją stronę i dać się prawie zabić. Zabrał jedną z lamp i począł wracać tunelem. Niech się bawią sami. Nie da się zabić, bo szop nie umie się pilnować. Mieli współpracować do cholery jasnej!

Primus też nie stał w miejscu. Rozglądał się najpierw, czy coś może im odciąć drogę odwrotu, nic takiego jednak nie zauważył. Ruszywszy za Claritem i Aulusem usłyszał pisk Szopa. Skulony za tarczą ruszył w kierunku pisku, zostawiając alchemika Aulusowi.
- Cywile…
Gdy dotarł do Szopa ten kulił się, piszczał, płakał, i wyglądał jakby zdychał z bólu. Legionista nie podchodził i nie dotykał niczego czego nie znał i nie rozumiał, Szopa natomiast podniósł delikatnie i zawinął w płaszcz, tworząc prowizoryczne nosidło. Skoro nie krwawił, nie było potrzeby natychmiastowego opatrywania, a wolał sam nie brać się za leczenie.
Idąc powoli i ostrożnie, by nie wstrząsać rannym wrócił do miejsca gdzie zostawił kompanów. Alchemik na ranach powinien znać się najlepiej z nich.

- Clarit wracaj. To tylko szop. Niczego więcej się po nim nie spodziewałem tutaj. No i już się nauczył żeby nie łazić po omacku. Chociaż zobaczmy te drzwi o których wspominał Kwintus. Ponoć tam wszystko już rozbroił. Aulus próbował przekonać alchemika do pozostania.

Alchemik nie miał zamiaru się zatrzymywać. Szopen pozbył się łapy, a on wszelakich złudzeń, że coś tutaj osiągną. Nie będzie narażał swojego życia widząc co się stało już przy pierwszej pułapce. Dziadek rozbrajał je 40 lat. Claritowi załapanie samego wierzchu zagadki zajęło parę bitych godzin, a szop podszedł i od ręki spierdolił. Koniec. Tyle w temacie. Czasami jednak zerkał za siebie, aby zobaczyć czy nikt nic nie odwala za jego plecami. W pamięci miał akcję z Aaronem.

Clarit nie zareagował. Widać miał już dość pokazów tutejszych zabezpieczeń, a bez pomocy alchemika Aulus nie miał zamiaru podzielić losu futrzaka.
- Dobra, rozumiem. Zawracamy. Jednak nie było sensu się tu dłużej narażać. Trzeba było próbować powierzchnią. Nim ruszył za Claritem, poczekał jeszcze na Primusa
- Zostało coś z niego? Zapytał zerkając na zawiniątko.
Primus pozwolił zakonnikowi zobaczyć Szopa.
- Dycha. Podsumował Aulus oglądając okaleczonego szopa. - No ale na czapkę jeszcze wystarczy… Zażartował. - Aaron nie będzie zachwycony…
- Nie, raczej przeżyje - nie załapał żartu Primus. Na dalszą część zdania wzruszył ramionami.

Szopen nie miał jak się odwdzięczyć jakąś ciętą ripostą i nie wyglądał na zachwyconego żartami zakonnika. Dalej wił się z bólu i kwilił, chociaż tylko troszkę mniej jak przedtem. Ale Aulus w jednej rzeczy… nawet dwóch lub trzech miał rację.

Primus chętnie dogoniłby Clarita i wytłumaczyłby w bardzo prosty sposób, że nie ucieka się z pola bitwy, a już na pewno nie bez rannych towarzyszy, ale teraz ważniejsze było doniesienie Szopa bez dodatkowych obrażeń, szedł więc powoli by ograniczyć wstrząsy.

“No to sobie połaziliśmy po lochach” - pomyślał Rimnotoki, widząc co się stało szopowi.
- Wracajmy. Jeszcze nam drugą pułapką sprowadzi na głowę i będzie - rzucił krótko, a w jego głosie czuć było nutę irytacji.

Clarit z czasem począł spowalniać marsz. Złość zaczęła schodzić z alchemika przywracając spokój. Przystanął i obejrzał się za resztą. Szli za nim. Powoli, ale jednak. Postanowił zatrzymać się i poczekać na kompanów. Jacykolwiek by nie byli. Westchnął głośno dając upust resztkom irytacji. Droga przed nimi zapowiadała się naprawdę długa.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 09-06-2017, 17:39   #30
 
Snigonas's Avatar
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Wieża


Luthias wstał skoro świt i nie jedząc nawet śniadania ruszył w stronę otworu okiennego żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, a kilka chwil później ruszył w stronę więźnia, który wyglądał jakby jeszcze spał. Teraz będzie miał spokój żeby tylko go przebadać i sprawdzić co to jest, bo człowieka przypomina prawie cały poza głową i kolorem skóry.
Na samym początku upuscił mu trochę krwi, jej kolor zdziwił Luthiasa i zbił go lekko z tropu, nie był w stanie zauważyć żadnych odstępstw, które wskazywałyby na chorobę u normalnego człowieka.
Następnie zdjął opaskę z oczy i zaczął się im przyglądać. Oprócz tego, że wyglądały jak kocie i szybko dostosowały się do ilości światła w pomieszczeniu, czuł lekki niepokój patrząc w nie. Miał wrażenie jakby więzień błagał go o pomoc i jednocześnie chciał zabić.
Wiedząc, że nic nie zrobi konwencjonalnymi badaniami rozpoczął przygotowywać się do jednego z znanych mu rytuałów ku czci Clementi. Przygotowując obrzęd myślał jednocześnie jakimi słowami się zwrócić ku Łasce aby ta go wsparła.

Clementi, o Łasko Najcnotliwsza i Miłosierna,
proszę wspomóż mnie i wysłuchaj mej prośby
Pani, proszę, ześlij na mnie dar Zrozumienia,
bym mógł zrozumieć pragnienia i potrzeby więźnia.
Daj mi moc zrozumienia,
bym mógł służyć, tak jak Ty służyłaś przez całe swoje życie.


Ledwie skończył modlitwę, ledwie musnął umysł więźnia własną myślą, gdy potężna moc, niczym fala przypływu wciągnęła go w głąb, w czarną otchłań. Czuł, że się dusi, że spada, a jednak po chwili wszystko minęło.

Otworzył oczy. Człowiek, wielki człowiek, jasnowłosy. Spojrzenie wciąż miał zamglone, lecz rozpoznał, kobietę, była stara, lecz ciągle silna. Olbrzymka trzymała go na rękach. Po chwili usłyszał płacz, swój płacz.

***

Niekończące się godziny nauki, niekończąca się nuda. Całym jego światem był mały park otaczający posiadłość pana-ojca. Całe życie powtarzano mu, że jest zbędny, niepotrzebny. Rozumiał to od dawna, jego dwaj starsi bracia mieli szansę dziedziczyć, on trzeci był tylko zbędnym balastem.

Przechadzał się ulicą miasta, pan-ojciec przydzielił mu obowiązki nadzorcy małej posiadłości. Zadanie proste, zbyt proste jak na jego możliwości, wręcz uwłaczające. Wiedział doskonale, że posada była tylko pretekstem by odesłać go z głównej posiadłości.

Kelan, znów przyszedł go odwiedzić. Widział w nim swe odbicie, te same oczy, te same włosy, ta sama arystokratyczna twarz, to samo znudzone spojrzenie. Kelan, jedyny przyjaciel którego miał, tak samo jak on bezużyteczny dla swego pana-ojca.


***

Krew krążyła szybciej w jego żyłach, zbliżali się do gór. Wysokie szczyty skryte za chmurami wolały ich. Tam była przygoda, tam był świat nowych możliwości, bogactw czekających aż po nie sięgnie. Kelan uwiązał konie. Ruszyli górskim szlakiem.

Śnieżyca, odebrała im wszystko, zapasy, ogień, schronienie. Wszystko porwał wiatr i zasypał śnieg. Jaskinia dzikiego zwierza uchroniła ich przed śmiercią. Zziębnięci, wymarnieli, ledwo trzymali się na nogach schodząc z gór.

***

Obcy. Odziani w srebro, w zbroje niczym gladiatorzy. Wrzeszczeli coś w niezrozumiałym barbarzyńskim narzeczu. Czy to możliwe, że byli dzicy? Nie mieli symbolu żadnego domu, tylko broń. Grozili im? Jak śmieli skierować swe włócznie przeciwko synowi Lorda Dyrana?! Barbarzyńskie psy! Błyskawica przecięła z hukiem powietrze pozostawiając po sobie charakterystyczny, metaliczny zapach. Bezczelny bękart który ośmielił się wznieść przeciw niemu broń padł martwy, a jego skóra zmieniła się w tlące się węgle.

Kajdany?! Próbował się wyrwać, sięgnąć po moc, zniszczyć to więzienie. Odpowiedziała mu pustka, nicość, bardziej jeszcze przerażająca niż klatka w której tkwił. Wtedy to dostrzegł, na stole leżał Kelan, martwy, rozpruty niczym dziki wieprz po udanym polowaniu.

***

Luthias leżał na ziemi, z ust ciekła mu ślina, ciało pokrywał zimny pot. Serce waliło jakby chciało uciec z piersi. Obrazy, pamięć, uczucia, wciąż wirowały w jego głowie. Ledwie powstrzymał się by nie zwrócić ostatniego posiłku. Oddychał głęboko, powoli się uspokajając.

***

Aaron tymczasem oglądał te całe ceregiele. Luthias wymawiał modlitwę, po chwili sięgnął dłonią i dotknął czoła więźnia.
A wówczas obaj zaczęli się drzeć jakby ich kto ze skóry obdzierał, sola posypywał i na dodatek żelazem gorącym przypalał. Wrzask był tak potworny, że Aaron odruchowo zatkał sobie uszy. I tak samo jak szybko się zaczął tak i się skończył. Trwało to nie dłużej niż kilka sekund, lecz obaj, więzień i Luthias wyglądali jakby właśnie przez miesiąc bez przerwy tyrali w kamieniołomie.

Aaron nie miał co prawda pojęcia, co zobaczył Luthias, ale był rad, że nie miał potrzeby bawić się w te wszystkie rytuały. Staruszek pewnie też słyszał ten wrzask.
- Chyba wy prędzej zejdziecie z tego świata jak was te chędożone kuce zjedzą - skomentował, z dezaprobatą kręcąc głową.
Żałował, że nie było w pobliżu Szopena, musiał teraz zostawić na chwilę samego więźnia, któremu bardzo nie ufał, w towarzystwie jajogłowego, którego nie widział w roli strażnika. Ale nie widział na razie lepszego wyjścia jak takie, aby pozwolić sobie na dozę samowoli, nie przeszkadzając gospodarzowi i poszukać czegoś na “uleczenie“ kolegi i jeńca. Wziął też trochę wody dla nich.
Przypomniał sobie o amforze z winem, ocalałej jeszcze z karawany. To i mięsiwo, może trochę sera, porządne treściwe jedzenie, powinno postawić clementianina na nogi. Jeśli nie to Aaron nie miał lepszego pomysłu co zrobić z ofiarami nieudanego rytuału. Zabrał się więc za “postawianie ich” na nogi, obaj dostali jedzenia i nieco wina.
- Mam nadzieję, że nie będę musiał sprawdzać, czy gospodarz nie dostał przypadkiem ataku pikawy od tego rumoru - rzucił kwaśnym tonem do zakonnika. - Co to miało być? - dorzucił pytanie. “Klementyna” mógł w sumie przestrzec co miał wyczyniać.

- Co tu się wyprawia? - Kwintus ciągle stał na schodach, widać przerwał pracę w pośpiechu, z zatroskaną miną spoglądał na Aarona i Luthiasa, a także na ich więźnia.

Aaron wzruszył ramionami.
- Jakieś czarodziejskie barachła, sytuacja już w pełni opanowana - kudłaty na tzw. totalnej wyjebie sprostował całą sytuację, tak jakby nic szczególnego się nie zdarzyło. Tak jakby go cała sprawa nie wzruszyła.

- Niech was Luna chroni, tak nastraszyć starego człowieka. Myślałem, że tu się jednorogi wdarły.

- A właśnie, te przeklęte jednorożce dalej są na zewnątrz? - jak to dobrze, że staruszek przypomniał o jednorogach.

- Co? Ach nie, nie wiem, nie wyglądałem, pracowałem kiedym usłyszał wasz krzyk.

- Ja wypraszam, nie krzyczałem. Ale poszedłbym sprawdzić, jak wygląda sytuacja na zewnątrz - znów był zmuszony po raz drugi opuszczać wartę, bo ktoś nie mógł jakiejś rzeczy wykonać albo było zbyt mało ludzi.
Wobec czego Aaron ruszył na ostatnie piętro, żeby rzucić okiem na okolicę. To była dobra wieść - żadnego chędożonego zmutowanego kuca w promieniu paru mil. Trudno jednak było powiedzieć, dokąd udały się te koniki z piekła rodem, w dodatku wzgórza trochę zasłaniały zachodnią część krajobrazu.
Mnich zszedł na dół i podzielił się wieścią z towarzystwem.
- Te kuce sobie poszły, żadnego nie ujrzałem w tej okolicy.

Luthias, czując brak Prany w swoim ciele i utrate dużej ilości energii, dziękował w sercu Clementi, że ta jednak go wspomogła i nie zabiła. Czuł, że to co zobaczył jest ważne, lecz póki co nie zamierzał o tym nikomu mówić. Słysząc pomrukiwania Aarona krzątającego sie po wieży spróbował się podnieść, lecz brak sił dał się we znaki i ledwo co wsparł się na rękach to upadł. Stwierdził, że w sumie podłoga, mimo, że zimna, jest całkiem wygodna. Przysłuchiwał się rozmowie mnicha z gospodarzem, starając się wyłapać jak najwięcej z tego co mówią.

Aaron widząc poruszenie u Luthiasa, spytał się go, czego chce. Rzuciło mu się w oczy, że “Klementyna” próbuje wstać, ale jakoś mu to nie idzie z powodu braku sił.

Słysząc pytanie zadane przez znajomy głos, Luthias próbował odpowiedzieć “Wody”, ale jego usta wydały słaby jęk.

- Pić chcesz?

Ledwo co skinął głową, a poczuł przeszywający ból w okolicach czaszki i znowu jęknął. Luthias dostał od Aarona wino i wodę, mnich stwierdził, żeby Clementysta sam wybrał, co chce.
Zakonnik poczuł że ktoś stąpa po podłodze i stawia coś koło niego, stwierdził, iż będzie to woda, która ugasi jego pragnienie, więc sięgnął po naczynie starając się go nie przewrócić i jednocześnie sam podniósł lekko głowę, żeby nie rozlać picia na sobie. Po chwili szukania picia, lekko zdenerwowany otworzył zmrużone do tej pory oczy, chwycił pierwsze naczynie i wziął niewielki łyk, po przełknięciu poczuł cierpki smak wina. Zobaczył, też wtedy mnicha, który oddalił się i rozmawia o czymś z Kwintusem. Spróbował się wtedy lekko podciągnąć do ściany, żeby lepiej widzieć pomieszczenie.

- Pytanie, w którą stronę mogły pójść? - spytał się staruszka, uznając, że on się na sprawach tych mutasów lepiej znał. Aaron nie zamierzał wydawać prognóz w tej kwestii.

- Jeśli mamy szczęście to do wodopoju, jeśli nie to wróciły na pastwisko. - Odparł Kwintus.

- Ten ich wodopój i pastwisko to gdzie są?

- Na zachodzie, na wzgórzach od północy na południe rozciągają się ich letnie pastwiska. Wodopojów jest kilka, ale żaden blisko, zwykle chodzą tam co kilka dni, zimą rzadziej.

Aaron więcej pytań nie miał, za kłopoty ze strony Clementysty przeprosił, dał starcowi spokój i odczekał, aż ten pójdzie sobie na górę.
- Co to kurwa miało być? - odezwał się do Luthiasa. - jak takie akcje będziesz odwalał, to gospodarz nas stąd na zbity łeb wypierdoli, bo będzie miał dość zamieszania - burknął.

- W sumie nic. Ale musiałem spróbować teurgii i udało mi się. Po części - Odpowiedział Luthias siedząc oparty o ścianę- Zajrzałem do jego umysłu, prawie wiem czym on jest, jak odpocznę i będę dał rady, zrobię to znowu.

- Nie będziesz kombinował, trzeba rozważyć pójście w dalszą drogę. Nie ma w pobliżu jednorogów, więc powinniśmy skorzystać z okazji, póki się da - oznajmił mnich.
- Ale… Prawie odkryłem czym on jest. Póki nie ma reszty mogę Ci powiedzieć, *khe* jestem prawie pewien, że jeśli Clarit usłyszałby cokolwiek z tego co teraz wiem, to więźnia zwróciłby w postaci krwawej masy po własnoręcznej sekcji.

- Czego Primus i Aulus nie wiedzą, to nie wiedzą. A Clarit najwyżej w łeb dostanie. Opowiadaj, co się dowiedziałeś.

- On pochodzi zza Gór. Z tego co zrozumiałem, jest synem jakiegoś tamtejszego szlachcica. Nie rozumie nic po naszemu. I korzysta z magii. Nie wiem, czy jest to jakaś tamtejsza odmiana, czy moce demonów, bo błyskawica wychodząca z ręki nie wyglądała na teurgie.

- Nie pomogę ci w teurgiach, magiach i innych takich barachłach, bo się nie znam. Ale to by wyjaśniało, czego on nam nie odpowiada. Tylko nie załatwia to sprawy, że się z nim nie dogadasz. Pewnie trzeba będzie migować - Aaron napił się trochę wina, i zerknął na więźnia. - To by też mogło wyjaśniać, co on taki wycackany.

- Nie wiem co mogłoby pomóc, ale w kolejnych rytuałach być może zdołałbym zapamiętać jakieś prostsze wyrażenia w ich języku. Teraz zapamiętałem tylko słowo “niegodny” - wziął łyk wina - które było mu powtarzane aż za często. - po tym spróbował powiedzieć to słowo w języku obcego, starając sobie nie połamać języka.

- Akurat koleżka dał krótki popis, jak Clarit go pokuł, przegapiłeś niezłe przedstawienie - Aaronowi przypomniało się jedno badanie, przy którym więzień opluł Clarita. Ciekaw nawet trochę był, co zrobi białowłosy. Nudno bywało na wartach, było za cicho i za spokojnie. Zazdrościł chłopakom, że poszli na dół, ale białowłosej popierduły nie mogła pilnować inna popierduła, tylko ktoś z krzepą i werwą (jak trzeba było się bić).

- I tak niewiele sam zdziała. Metal działa na niego dziwnie, niby wygląda na silnego, ale jego towarzysz padł po pierwszym ciosie miecza legionisty. Może faktycznie ma w sobie coś z demona? - W międzyczasie rzucił okiem na więźnia, czy ten jeszcze żyje i czy jakoś zareagował na jego nieudolne naśladowanie języka.

Białowłosy jedynie wlepiał w Luthiasa swe zielone kocie oczyska, a minę miał przy tym taką, jakby mu wciskali zdechłego szczura wprost do gardła, i jeszcze kazali się uśmiechać przyjaźnie. Aaron wybuchnął śmiechem na reakcję więźnia i próby Luthiasa, naprawdę rozbawiła go cała sytuacja. Pośmiał się chwilę, po czym upił trochę wina.
- Jak widać, jest wniebowzięty twoim talentem językowym.


- Widać nie dla mnie lingwistyka. Może nasz towarzysz obcokrajowiec byłby w stanie coś wykombinować? Nie wiem w jakim narzeczu mówią na wschodzie. - podał jeńcowi wino i nie zawiązywał jego oczu, bo stwierdził, że nie ma po co.

- A co on miałby niby wykombinować, do czego ty pijesz? - Aaron jednak i tak zasłonił później więźniowi oczy chustą, dla niepoznaki, że ktoś przy nim coś kombinował. - Przecież ty robiłeś jakieś fiki-miki i z niego wyciągnąłeś informacje, to prędzej ty coś wykminisz z barierą językową.

- Dopóki nie odzyskam Prany, to mogę najwyżej umrzeć i zabrać te informacje z sobą. Rinmotoki może coś zna się na językach obcych, może jego język ojczysty jest podobny do języka więźnia? Zobaczymy.

- Faktycznie, Rin jest z zagramanicy. I gospodarza można by podpytać, może wie co. Poza tym ksiąg ma pełno.

- Ksiąg, ale o astronomi, alchemii i przyrodzie. Jedna o historii, ale języków za nic tam nie znajdziesz. Lecz Kwintusa można zapytać czy wie co jest za górami. - wziął teraz łyk wody dla odmiany, nie chciał żeby alkohol zaczął na niego działać.

- Poszedł na górę. Ale nie zawracajmy mu za bardzo czerepa, prawie palpitacji dostał, jak wyście zaczęli drzeć mordy. Niech ma trochę świętego spokoju, zanim zgraja z dołu przyjdzie.

- Racja. Pójdę odpocząć na chwilę i coś zjem. Więzień raczej nie ucieknie, a zza stołu będę go widział, jeśli chcesz możesz mnie tutaj zostawić na chwilę.

- Lepiej, żebym go pilnował, w razie jak trzeba będzie spuścić manto, to je spuszczę z większą łatwością niż ty.

Po słowach Aarona Luthias skinął głową, spróbował wstać i lekko chwiejnym krokiem ruszył powoli do stołu
 
Snigonas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172