31-08-2017, 16:58 | #11 |
Reputacja: 1 | Noc minęła Exaltedom spokojnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu żadne z nich nie miało we śnie wizji, przypuszczali więc, że znaleźli się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Rano wstali wcześnie, wzięli kąpiel, zjedli śniadanie w przybytku i udali się na rynek, czekając na Al-Malika. Po jakimś czasie podszedł do nich młody mężczyzna. Nosił na sobie lnianą, białą tunikę, okulary i miał mimo swego wieku srebrne włosy. Czyżby mutacja dziczy? Jakiś daleki ślad bożej krwi w żyłach? A może po prostu jego rodzic pochodził z Północy? Któż wie? - Witajcie, nazywam się Khalik. Przejdźmy do konkretów, gdyż wydajecie mi się ludźmi czynu. W kraju źle się dzieje i czas to zmienić. Ja i moja boska patronka, Królowa Niebiańskiego Porządku, pragniemy być tymi, którzy tą zmianę zaprowadzą. Wiem, że lokalne bóstwa wspierają Shina. O ile się orientuję, jest to skomplikowane. Moi uczeni w duchach tego świata mówią mi, że Blada Pani i Złoty Pan są ze sobą duchowo związani i ich Esencje się do pewnego stopnia przenikają. Z tego względu Pan, choć wydaje się być lepszym z bóstw, nie robi zbyt wiele by pomóc lokalnej społeczności. Królowa jest od takich więzów wolna, więc zgodnie z prawem, którym podlegają bóstwa Kreacji, będzie w stanie lepiej zadbać o porządek w An-teng. Czy jesteście gotowi wspomóc mnie i Ją w tym zadaniu? - Witaj Khaliku - przywitał się Mosiężne Słońce - Jak do rzeczy to do rzeczy. Wesprzemy cię. Pod warunkiem. Zawrzesz z moim bratem Niebiański Pakt który wymusi na tobie działania przede wszystkim w interesie ludu, a dopiero potem w twoim własnym. Tylko wtedy staniemy po twojej stronie, a jeśli odmówisz to wiedz, że z tą samą propozycją wtedy wyjdziemy do Shina. Nie zależy nam na żadnej z waszych krwi, ani na tym które z bóstw będzie patronować. Liczą się ludzie i to nie bogaci, a wszyscy - Słońce zamilkł dając rozmówcy czas na przetrawienie propozycji i żądań. Mosiężne Słońce chyba czytał swojemu młodszemu bratu w myślach. Gwiazda Zaranna zamierzał w ten sam sposób przetestować czystość intencji Khalika. Jako że to on tworzył Pakta, postanowił otworzyć oczy pretendenta na to, co może go czekać. -Bądź świadom, że jeśli sprzeniewierzysz się postanowieniom Paktu, stracisz wszystko i nigdy tego nie odzyskasz. Będziesz chodził głodny i nigdzie nie znajdziesz schronienia, opuszczony przez wszystkich, pogardzany i wyszydzany przez resztę swojego życia. - Głos młodszego z braci niósł ze sobą ostateczność. Aureus nie zamierzał podchodzić do tego Paktu lekką ręką, przyszykował najcięższe konsekwencje, jakie przyszły mu do głowy. - Hm… - Khalik zastanowił się przez chwilę, pocierając swoją brodę - To dosyć niespodziewana prośba, ale przychylę się do niej. Zgoda, moja uświęcona obietnica w zamian za Wasze wsparcie w obaleniu tyrana. Wychodzę z założenia, że to dobry układ dla wszystkich stron, wliczając w to moich przyszłych poddanych. -Nie wiedziałeś, że Plugastwa - W głosie Aureusa brzmiała potężna dawka ironii. - są pokrętne? - Gwiazda Zaranna uważał za zabawne, że nazywa się Wywyższonych “Plugastwami” jednocześnie wychwalając pod niebiosa smokokrwistych, którzy przecież też do nich należeli. Aureus rozbłysnął niczym słońce, a za jego plecami zamanifestowały się ogromne złote skrzydła, Anima. Nadszedł czas… -Przysięgnij zatem. - Zagrzmiał, patrząc na Khalika z góry. Khalik wyciągnął swą dłoń i podał ją Solarowi - Przysięgam być dobrym i uczciwym władcą An-Teng. Przysięgam troszczyć się o moich poddanych i ich słuchać. Przysięgam robić co w mojej mocy, by zaprowadzić szczęście, pokój i dostatek do tej krainy. Tak mi dopomóż, Królowo Niebiańskiego Porządku. Aura Gwiazdy Zarannej rozjarzyła się na chwilę mocniej, gdy Pakt został przypieczętowany, a moment później zgasła. Zapewne i tak przyciągnęła za dużo uwagi, ale by móc zawrzeć tak potężną magiczną umowę, trzeba było wyzwolić znaczącą ilość mocy. Mosiężne Słońce uśmiechnął się pod swoim hełmem. Widać dokonali właściwego wyboru. - Doskonale. To teraz musimy omówić co innego. Shin może jednak wycofać się ze swej decyzji i nie uszanować wyniku pojedynku. Szczególnie jeśli to Aureus go dla ciebie wygra. Co jak co, ale to nie będzie uczciwa walka. Mam ze sobą trzydziestu pięciu ludzi, więcej nie mogłem bezpiecznie wprowadzić bez wzbudzania podejrzeń. Masz tutaj kogoś swojego? On może znów planować niegodne zagrywki. I jaki jest twój plan w kwestii starych bóstw? - Odnośnie starych bóstw, obawiam się, że troszczyły się tylko o siebie zbyt długo, zwłaszcza Blada. Nie ukrywam, że Królowa dużo dla mnie zrobiła, by pomóc mi dotrzeć aż tu i jestem jej wdzięczny. Chciałbym lokalną świątynię poświęcić jej i zaprowadzić tu jest kult. Co zaś do Shina, to nie martwiłbym się. Nie będzie chciał wyjść na tchórza…. I jeszcze nie wie o tym, że mamy umowę. Kiedy zda sobie z tego sprawę, będzie za późno, by mógł się wycofać. Z tego co o nim słyszałem wychodzi na to, że choć jest kiepskim władcą, to lubi o sobie myśleć jako o “szlachetnym” i “honorowym” - niezły dowcip, prawda? - spytał mężczyzna. Mosiężne Słońce przytaknął - Jak będzie potrzeba to możesz liczyć na naszą pomoc w wygnaniu bożków. Nie ma z nich żadnego pożytku i percepcja nie wykracza poza czubki własnych nosów, bądź progi świątyni. Chciałbym ci też zasugerować coś. Niezależnie od tego co Shin o sobie sądzi ani jak działa… potraktuj go honorowo. Wiele razy widziałem jak nowy władca rzucał banicję na starego. Uważam to za małostkowe i próżne, a to nie są cechy dobrego władcy. Z tego co widzę grzechem Shina nie jest okrucieństwo, ani pogarda dla ludzi a zaniedbania i zbłądzenie. Jego życie zaraz się zawali i zostanie z niczym. Z łatwością mógłby skończyć na bruku żebrając o chleb, a nie dostrzegam by zasłużył na taki los no i akt łaski jako początek panowania byłby bardzo ładnym symbolem dla ciebie. Oczywiście zrobisz jak uważasz, nie mam zamiaru mieszać się w twoją politykę skoro już zobowiązałeś się robić co tylko możesz dla ludzi. - Hm… - Khalik zamyślił się chwilę - Zgoda, nie wygnam Shina, choć osobiście uważam, że zasłużył na ten los. -Bracie jesteś pewien, że nie chcesz sam nieco się rozerwać? - Zapytał Gwiazda Zaranna, wiedząc że Mosiężne Słońce powinien czasami znaleźć sposób na puszczenie pary, która mu się zbierała przez bycie wiecznie poważnym. Pytanie jednakże miało charakter czysto grzecznościowy, bo Aureus już palił się do walki i nie sądził by jego brat postanowił odebrać mu tę przyjemność. Jeśli Shin wystawi człowieka, walka będzie jedynie formalnością i pokazem siły. Ale jeśli uda mu się znaleźć jakiegoś potężniejszego czempiona, młody Wywyższony będzie mógł zabłysnąć jeszcze jaśniej. Zgodnie z oczekiwaniami Aureusa Mosiężne Słońce pokręcił głową - To będzie twój moment, bracie. Ja zostanę z tyłu i zabezpieczę zaplecze. Na wypadek gdyby jednak Shin stracił rezon i trzeba było powstrzymać rzeź. Nawet teraz moje Dęby Wisielcze przedostają się do miasta - wspomniał o swojej centurii komandosów, tej która specjalizowała się w szybkich precyzyjnych uderzeniach z zaskoczenia - i zajmują taktyczne pozycje gdyby trzeba było w zarodku zdławić zamieszki. Tak więc wszystko zostało ustalone. Khalik udał się w swoją stronę, uzasadniając to ostatnimi naradami ze swoimi doradcami, wcześniej dziękując Słonecznym za ich zaangażowanie. Pozostało tylko czekać. ~*~ Na miejsce walki wyznaczono plac główny miasta. W ziemię wbito tyczki i połączono je linami, tworząc kwadratową arenę, na której miała się odbyć walka. Wokół zebrał się tłum, niecierpliwie czekając na dalszy rozwój wypadków. Po jednej stronie areny stał Shin Wu-Jen, obecny władca An-Teng, razem ze swoim championem, jednym ze swych żołnierzy. Był wysoki i muskularny, odziany w napierśnik i dzierżący włócznię. Po drugiej stronie stał Khalik Al-Malik, a przy jego boku Wyniesieni. Za nim stali jego zaufani ludzie: doradcy, paru żołnierzy jako świta, kobieta która mogła być jego żoną. Jeden z wielu ludzi Shina wszedł w sam środek areny - Zebraliśmy się tu, by stanąć przed Sądem Bożym. Niech reprezentanci obecnego władcy i pretendenta staną w rogach. Shin patrzył z lękiem na Exaltedów. Miał świadomość, że jego wojownik ma marne szanse przeciwko Anathema w zbrojach z orichalkum, nie wspominając o ich nadnaturalnych mocach. Tylko cud mógł sprawić, by wygrał. Aureus skinął głową Khalikowi, po czym postawił krok, znikając wszystkim z pola widzenia by po chwili spaść z głośnym hukiem w narożnik areny, w otoczeniu swych promiennych skrzydeł. Chciał dać widzom coś, co na długo zapadnie w ich pamięć. Jego przeciwnik, starając się trzymać fason, zajął miejsce w swoim narożniku. -Dam Ci szansę! - Zawołał Gwiazda Zaranna. - Poddaj się, a odejdziesz z życiem. Wojownik Shina nic nie odpowiedział, jedynie ustawił się z włócznią w pozycji bojowej. Godne podziwu, choć zbędne, śmiertelnik nie miał żadnych szans. Gdy herold zszedł z areny, sygnalizując tym samym początek starcia, Aureus natarł błyskawicznie, choć nawet nie ruszył się z miejsca. Pięć promieni, niczym pięć włóczni pomknęło w stronę jego przeciwnika. Pierwszy uderzył w pierś, wytrącając wojownika z równowagi i zapewne łamiąc mu sporą część żeber. Kolejne dwa połamały mu ręce, tym samym pozbawiając go broni i choćby pozorów szans w starciu. Czwarty podciął nogi, by posłać przeciwnika na ziemię. Jednakże zanim czempion Wu-Jena zdążył upaść, piąta wstęga owinęła mu się wokół szyi i uniosła go w górę, trzymając w żelaznym uścisku. Jeśli to nie zrobiło wrażenia na tłumie, to młody Wywyższony nie wiedział, co mogłoby je zrobić Gwiazda Zaranna ruszył w kierunku środka areny, stawiając niespiesznie kroki, przyciągając jednocześnie swojego przeciwnika. -To twoja ostatnia szansa. Poddaj się, a ocalisz życie! - Zagrzmiał. Głos młodego Exalteda nie był może tak donośny jak jego starszego brata, ale obaj Słoneczni Bracia mieli potężne płuca. Odpowiedziało mu jednak jedynie charczenie. Poluźnił delikatnie swój uścisk, a jego przeciwnik wychrypiał słabo. -Poddaję się… Zgodnie z obietnicą, Aureus odłożył pokonanego championa na arenę. Gwiazda Zaranna uśmiechnął się do swojego stronnictwa, po czym spojrzał wyczekująco na herolda, który powinien teraz oficjalnie ogłosić wynik starcia. Tak więc walka zakończyła się, zanim nawet na dobre się rozpoczęła. Champion Shina został pokonany, Al-Malik zwyciężył. Dla An-Teng nadeszła nowa era. Khalik podziękował Solarowi skinieniem głowy, po czym wystąpił na środek areny. Otaczający go tłum wstrzymał oddech. - Ludu An-Teng - przemówił głośno i wyraźnie - Ja, Khalik AL-Malik, przywrócony z banicji, król i władca tej wyspy, obiecuję być dobrym i sprawiedliwym władcą. Nastąpił koniec despotycznym, nieumiejętnych rządów Wu-Jenów, prawdziwi dziedzice tronu powracają w glorii i chwale. Nie musicie już żyć w cieniu apodyktycznych bóstw, oddając im za dużo swych ciężko zarobionych pieniędzy i spędzając późne godziny nocne na modłach. Od dziś porządek i harmonia zapanuje tak w krainie, jak i w Waszych sercach! Przyrzekam to Wam w imieniu swoim i Królowej Niebiańskiego Porządku, czcigodna niech nam będzie. I tak skończyło się stare, a zaczęło nowe. |
06-09-2017, 18:26 | #12 |
Reputacja: 1 | Dla różnych osób rządy Khalika znaczyły różne rzeczy. Dla dwójki Słonecznych braci była to przede wszystkim wolność przebywania w mieście. Nie było to wiele – byli potężni i nikt nie mógł im zabronić robić tego, co chcieli – ale był to miły, symboliczny gest. Khalik Al-Malik był bardzo blisko swojej bogini, a bóstwa, w przeciwieństwie do śmiertelników, były dobrze świadome tego, kim są Solarzy i jak wygląda ich historia, tak więc nowy władca nie dyskryminował Mosiężnego Słońca i Gwiazdy Zarannej w żaden sposób, nawet jeśli nie mógł przekonać reszty swej populacji, by nie patrzyli na nich bykiem. Khalik, będąc doskonale świadomym, komu zawdzięcza swoją pozycję, pozwolił nawet, by armia Mosiężnego Słońca osiadła na wyspie An-Teng, korzystała z baraków i koszar oraz spożywała swoje posiłki razem z lokalnymi żołnierzami. Było to gestem zaufania z jego strony i świadczyło o tym, że zamierza wypełniać swoje nowe obowiązki. Dla Złotego Pana i Bladej Pani rzeczy nie wyglądały tak różowo jak dla Exaltedów. W ciągu paru dni od mianowania nowego władcy, jego wojska wdarły się do ich świątyni i zarekwirowały wszystkie bogactwa, które tam znaleźli. Zostały one przechowane w skarbcu pałacowym, skąd miały zostać po części wydawana na bieżące potrzeby ludu kraju, a po części obracane na giełdzie, by zainwestowane w ten sposób pieniądze się mnożyły i by starczyło ich dla przyszłych pokoleń. Khalik ukrócił także kult lokalnych bóstw, uznając je za odpowiedzialne za niedostatek i korupcję, których ofiarą padli jego poddani. Kastę kapłanów wypędzono z budynków, a okazałe obrazy liturgiczne i posągi przy wejściu z szczerych, ozdobnych i bogatych kruszców zastąpiono prostymi, geometrycznymi symbolami nowego bóstwa, to jest Królowej Niebiańskiego Porządku. Parę punktów połączonych w różny sposób liniami było wszystkim, do czego teraz modlili się ludzie An-Teng. Być może nowe bóstwo nie zebrało jeszcze dość wyznawców, by się zamanifestować fizycznie, lub uważało z przyczyn filozoficznych, iż nie powinno tego robić, ale nikt nie wiedział jak królowa wygląda. Jej kapłani twierdzili, że w jej kulcie chodzi bardziej o głoszone idee niż o jej osobiste zaangażowanie i wiernym taka odpowiedź musiała wystarczyć. Niektórzy drapali się po głowie, ale w obliczu Plugastw mających wsparcie władzy taki bieg rzeczy wydawał się małym dziwactwem. Achmain od sztyletów stał się bardziej introwertyczny. Spędzał też dużo czasu w świątyni, być może odnajdując w zasadach nowej wiary pocieszenie lub coś intrygującego? Nikt go o to nie pytał, a on zdawał się zadowolony, milcząc i trzymając się swoich spraw. Shin Wu-Jen, zgodnie z poradą udzieloną Al-Malikowi przez Solara, nie został wygnany. Ofiarowano mu mały domek poza miastem i przynoszono codziennie miskę ryżu z sosem warzywno-rybnym. Khalik wyznał Pomazańcom, iż osobiście wątpi, by Shin kiedykolwiek zrozumiał swój błąd, ale liczył się z ich opinią w tym temacie i nie miał zamiaru w żaden sposób go krzywdzić – kolejny przejaw jego szacunku względem tych, który go wsparli. Tak więc dzień mijał za dniem, a tydzień za tygodniem. Solarzy zostali w mieście na wypadek jakiś rozruchów społecznych, a także dlatego, że nie mieli lepszego pomysłu co z sobą zrobić, a Al-Malik traktował ich bardzo dobrze. Wszystko wydawało się nową, lepszą erą… do czasu. ~*~ Dżungle wokół An-Teng Thueban siedział na swym tronie z bambusa, obserwując swe dzieci. Przekrzywiał głowę na długiej, giętkiej szyi. Gra światła i cieni rzucanych przez korony drzew na jego ciało sprawiała, iż jego łuski lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Przy jego tronie stała oparta włócznia z księżycowego srebra, zmieniając się subtelnie wraz lekkimi powiewami wiatru. Jego rodzina krążyła przed jego tronem. Łowcy właśnie wrócili z polowania, niosąc martwe zwierzęta uwiązane na wielkich kijach, które nosili po dwóch jeden. Wkrótce jego córki miały je obedrzeć ze skóry, upiec, dodać do nich zebrane w gęstym lesie egzotyczne zioła i podać. Oczywiście, pierwsza część należała się ich ojcu. Jeden z jego synów prowadził za sobą na sznurze związanego człowieka. Thueban zainteresował się nim. Było powszechnie wiadome, iż ta część dżungli należy do niego i jego rodu. Każde żywe stworzenie w nim mogło paść jego ofiarą, wliczając w to istoty ludzkie. Takie było prawo łowcy i zwierzyny, rozumiał to doskonale jako wybraniec Luny. Jak widać, nie wszyscy podzielali jego zrozumienie. Jego syn kopnął jeńca, rzucając go na kolana, po czym syknął, ukazując ociekające jadem kły. Jego ojciec wstał i powoli podszedł do zdobyczy. Zamierzał ją zjeść, a jakże, ale zanim to się stanie, pragnął zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, co nowego dzieje się w świecie śmiertelników. Odpowiedzi na jego pytania jednocześnie go zaintrygowały i rozwścieczyły. ~*~ An-Teng, parę dni później Khalik wezwał do siebie Solarów i Lunara. Tryb narady był natychmiastowy, odbywała się w pałacu, w najbardziej strzeżonym pokoju. Obok AL-Malika byli tu jego zaufani doradcy, jasne jednak było, iż wszyscy czekali na Wybrańców. Gdy tylko weszli do środka, władca uniósł oczy i spojrzał na nich. Jego twarz była sposępniała, a w jego wzroku widać było prawdziwą rozpacz. - O Bogowie Kreacji, jak się cieszę, że Wasz widzę – przywitał ich – Mam złe, złe wiadomości. Wybraniec Luny, Thueban i jego potomstwo, Węże Które Stąpają Jak Ludzie, zbliżają się do naszego miasta. Moi zwiadowcy mnie o tym poinformowali. Będą tu za dzień, może dwa. Nie wiem czemu do nas maszerują, obawiam się najgorszego. Proszę, ocalcie mój lud - powiedział strapiony. |
07-09-2017, 00:25 | #13 |
Reputacja: 1 | Coś się kończy, coś zaczyna... Khalik ugościł Słonecznych Braci jak bohaterów. Aureusowi taki stan rzeczy odpowiadał. Nie wiedzieli gdzie mają udać się dalej, może więc powinni zaczekać tutaj na dalszy rozwój wydarzeń? Przy okazji Mosiężne Słońce ze swoją armią mógł wspomóc ich stronnika w razie zamieszek wywołanych zmianą władzy. Gwiazda Zaranna oddawał się przez te dni swojej największej pasji, rzemiosłu. Politykę zostawiał bratu, a sam odwiedzał warsztaty, rozmawiał z lokalnymi rękodzielnikami i twórcami, uczył się. Konstruował też różne fantazyjne wynalazki, wiedziony zwykłą ciekawością co do efektów łączenia technik i materiałów. Gdy Al-Malik wezwał ich do siebie w trybie pilnym, Aureus czuł że coś nadchodzi. Los nie zwykł czekać, aż wyjdzie się mu na spotkanie. Po krótkim, acz gorączkowym wyjaśnieniu, młody Wywyższony zrozumiał że sytuacja może być bardzo nieprzyjemna dla miasta. Oczywiście zakładając że dojdzie do najgorszego. -Pozostaje przygotować się jak najlepiej, na wypadek rozlewu krwi. - Podsumował pokrótce. Spojrzał na Al-Malika i swojego brata. - Politykę i przygotowanie do ewentualnych negocjacji pozostawiam wam, ja zadbam o wyekwipowanie obrońców. Będę do tego potrzebował pewnych surowców, liczę że zdołasz mnie w nie zaopatrzyć Khaliku. - Oczywiście w rzeczywistości młody Solar nie miał takiej potrzeby, jednakże nie chciał by wszyscy wiedzieli, że potrafi brać materiały do pracy "z powietrza". Wystarczyło rzecz jasna podać zaniżone wartości, a resztę sprokurować na własną rękę, by nie uszczuplać zbytnio lokalnych zapasów. - Porozmawiam z twoim skrybą i zostawię mu pełną listę. - Dorzucił jeszcze, po czym machnął ręką na jednego z urzędników, dając mu do zrozumienia by ten poszedł z nim na stronę. Dzięki temu mógł poczynić konieczne ustalenia, nie tracąc rozmowy.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |
21-09-2017, 11:56 | #14 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 22-09-2017 o 22:34. |
26-09-2017, 18:07 | #15 |
Reputacja: 1 | Aureus rozpostarł swe świetliste skrzydła i wyruszył w stronę lokalnych prowincji. Żadna nie była tak bogata i silna jak An-teng, ale zawsze istniała nadzieja na to, że mniejsi i ubożsi sąsiedzi wesprą swego wielkiego brata w walce z najazdem Lunara. |
21-10-2017, 16:20 | #16 |
Reputacja: 1 | Mgła mimo wszystko była czymś dobrym dla bitwy, jeśli tylko nie miało się okazać, że armia Lunara nie posiada zmysłów którym ona nie przeszkadza, co wcale nie było tak mało prawdopodobne. |