Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2017, 16:58   #11
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Noc minęła Exaltedom spokojnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu żadne z nich nie miało we śnie wizji, przypuszczali więc, że znaleźli się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.

Rano wstali wcześnie, wzięli kąpiel, zjedli śniadanie w przybytku i udali się na rynek, czekając na Al-Malika.

Po jakimś czasie podszedł do nich młody mężczyzna. Nosił na sobie lnianą, białą tunikę, okulary i miał mimo swego wieku srebrne włosy. Czyżby mutacja dziczy? Jakiś daleki ślad bożej krwi w żyłach? A może po prostu jego rodzic pochodził z Północy? Któż wie?

- Witajcie, nazywam się Khalik. Przejdźmy do konkretów, gdyż wydajecie mi się ludźmi czynu. W kraju źle się dzieje i czas to zmienić. Ja i moja boska patronka, Królowa Niebiańskiego Porządku, pragniemy być tymi, którzy tą zmianę zaprowadzą. Wiem, że lokalne bóstwa wspierają Shina. O ile się orientuję, jest to skomplikowane. Moi uczeni w duchach tego świata mówią mi, że Blada Pani i Złoty Pan są ze sobą duchowo związani i ich Esencje się do pewnego stopnia przenikają. Z tego względu Pan, choć wydaje się być lepszym z bóstw, nie robi zbyt wiele by pomóc lokalnej społeczności. Królowa jest od takich więzów wolna, więc zgodnie z prawem, którym podlegają bóstwa Kreacji, będzie w stanie lepiej zadbać o porządek w An-teng. Czy jesteście gotowi wspomóc mnie i Ją w tym zadaniu?
- Witaj Khaliku - przywitał się Mosiężne Słońce - Jak do rzeczy to do rzeczy. Wesprzemy cię. Pod warunkiem. Zawrzesz z moim bratem Niebiański Pakt który wymusi na tobie działania przede wszystkim w interesie ludu, a dopiero potem w twoim własnym. Tylko wtedy staniemy po twojej stronie, a jeśli odmówisz to wiedz, że z tą samą propozycją wtedy wyjdziemy do Shina. Nie zależy nam na żadnej z waszych krwi, ani na tym które z bóstw będzie patronować. Liczą się ludzie i to nie bogaci, a wszyscy - Słońce zamilkł dając rozmówcy czas na przetrawienie propozycji i żądań.
Mosiężne Słońce chyba czytał swojemu młodszemu bratu w myślach. Gwiazda Zaranna zamierzał w ten sam sposób przetestować czystość intencji Khalika. Jako że to on tworzył Pakta, postanowił otworzyć oczy pretendenta na to, co może go czekać.
-Bądź świadom, że jeśli sprzeniewierzysz się postanowieniom Paktu, stracisz wszystko i nigdy tego nie odzyskasz. Będziesz chodził głodny i nigdzie nie znajdziesz schronienia, opuszczony przez wszystkich, pogardzany i wyszydzany przez resztę swojego życia. - Głos młodszego z braci niósł ze sobą ostateczność. Aureus nie zamierzał podchodzić do tego Paktu lekką ręką, przyszykował najcięższe konsekwencje, jakie przyszły mu do głowy.

- Hm… - Khalik zastanowił się przez chwilę, pocierając swoją brodę - To dosyć niespodziewana prośba, ale przychylę się do niej. Zgoda, moja uświęcona obietnica w zamian za Wasze wsparcie w obaleniu tyrana. Wychodzę z założenia, że to dobry układ dla wszystkich stron, wliczając w to moich przyszłych poddanych.
-Nie wiedziałeś, że Plugastwa - W głosie Aureusa brzmiała potężna dawka ironii. - są pokrętne? - Gwiazda Zaranna uważał za zabawne, że nazywa się Wywyższonych “Plugastwami” jednocześnie wychwalając pod niebiosa smokokrwistych, którzy przecież też do nich należeli.
Aureus rozbłysnął niczym słońce, a za jego plecami zamanifestowały się ogromne złote skrzydła, Anima. Nadszedł czas…
-Przysięgnij zatem. - Zagrzmiał, patrząc na Khalika z góry.

Khalik wyciągnął swą dłoń i podał ją Solarowi - Przysięgam być dobrym i uczciwym władcą An-Teng. Przysięgam troszczyć się o moich poddanych i ich słuchać. Przysięgam robić co w mojej mocy, by zaprowadzić szczęście, pokój i dostatek do tej krainy. Tak mi dopomóż, Królowo Niebiańskiego Porządku.
Aura Gwiazdy Zarannej rozjarzyła się na chwilę mocniej, gdy Pakt został przypieczętowany, a moment później zgasła. Zapewne i tak przyciągnęła za dużo uwagi, ale by móc zawrzeć tak potężną magiczną umowę, trzeba było wyzwolić znaczącą ilość mocy.

Mosiężne Słońce uśmiechnął się pod swoim hełmem. Widać dokonali właściwego wyboru.
- Doskonale. To teraz musimy omówić co innego. Shin może jednak wycofać się ze swej decyzji i nie uszanować wyniku pojedynku. Szczególnie jeśli to Aureus go dla ciebie wygra. Co jak co, ale to nie będzie uczciwa walka. Mam ze sobą trzydziestu pięciu ludzi, więcej nie mogłem bezpiecznie wprowadzić bez wzbudzania podejrzeń. Masz tutaj kogoś swojego? On może znów planować niegodne zagrywki. I jaki jest twój plan w kwestii starych bóstw?

- Odnośnie starych bóstw, obawiam się, że troszczyły się tylko o siebie zbyt długo, zwłaszcza Blada. Nie ukrywam, że Królowa dużo dla mnie zrobiła, by pomóc mi dotrzeć aż tu i jestem jej wdzięczny. Chciałbym lokalną świątynię poświęcić jej i zaprowadzić tu jest kult. Co zaś do Shina, to nie martwiłbym się. Nie będzie chciał wyjść na tchórza…. I jeszcze nie wie o tym, że mamy umowę. Kiedy zda sobie z tego sprawę, będzie za późno, by mógł się wycofać. Z tego co o nim słyszałem wychodzi na to, że choć jest kiepskim władcą, to lubi o sobie myśleć jako o “szlachetnym” i “honorowym” - niezły dowcip, prawda? - spytał mężczyzna.
Mosiężne Słońce przytaknął
- Jak będzie potrzeba to możesz liczyć na naszą pomoc w wygnaniu bożków. Nie ma z nich żadnego pożytku i percepcja nie wykracza poza czubki własnych nosów, bądź progi świątyni. Chciałbym ci też zasugerować coś. Niezależnie od tego co Shin o sobie sądzi ani jak działa… potraktuj go honorowo. Wiele razy widziałem jak nowy władca rzucał banicję na starego. Uważam to za małostkowe i próżne, a to nie są cechy dobrego władcy. Z tego co widzę grzechem Shina nie jest okrucieństwo, ani pogarda dla ludzi a zaniedbania i zbłądzenie. Jego życie zaraz się zawali i zostanie z niczym. Z łatwością mógłby skończyć na bruku żebrając o chleb, a nie dostrzegam by zasłużył na taki los no i akt łaski jako początek panowania byłby bardzo ładnym symbolem dla ciebie.
Oczywiście zrobisz jak uważasz, nie mam zamiaru mieszać się w twoją politykę skoro już zobowiązałeś się robić co tylko możesz dla ludzi.

- Hm… - Khalik zamyślił się chwilę - Zgoda, nie wygnam Shina, choć osobiście uważam, że zasłużył na ten los.

-Bracie jesteś pewien, że nie chcesz sam nieco się rozerwać? - Zapytał Gwiazda Zaranna, wiedząc że Mosiężne Słońce powinien czasami znaleźć sposób na puszczenie pary, która mu się zbierała przez bycie wiecznie poważnym. Pytanie jednakże miało charakter czysto grzecznościowy, bo Aureus już palił się do walki i nie sądził by jego brat postanowił odebrać mu tę przyjemność. Jeśli Shin wystawi człowieka, walka będzie jedynie formalnością i pokazem siły. Ale jeśli uda mu się znaleźć jakiegoś potężniejszego czempiona, młody Wywyższony będzie mógł zabłysnąć jeszcze jaśniej.
Zgodnie z oczekiwaniami Aureusa Mosiężne Słońce pokręcił głową
- To będzie twój moment, bracie. Ja zostanę z tyłu i zabezpieczę zaplecze. Na wypadek gdyby jednak Shin stracił rezon i trzeba było powstrzymać rzeź. Nawet teraz moje Dęby Wisielcze przedostają się do miasta - wspomniał o swojej centurii komandosów, tej która specjalizowała się w szybkich precyzyjnych uderzeniach z zaskoczenia - i zajmują taktyczne pozycje gdyby trzeba było w zarodku zdławić zamieszki.

Tak więc wszystko zostało ustalone. Khalik udał się w swoją stronę, uzasadniając to ostatnimi naradami ze swoimi doradcami, wcześniej dziękując Słonecznym za ich zaangażowanie.

Pozostało tylko czekać.

~*~

Na miejsce walki wyznaczono plac główny miasta. W ziemię wbito tyczki i połączono je linami, tworząc kwadratową arenę, na której miała się odbyć walka. Wokół zebrał się tłum, niecierpliwie czekając na dalszy rozwój wypadków.

Po jednej stronie areny stał Shin Wu-Jen, obecny władca An-Teng, razem ze swoim championem, jednym ze swych żołnierzy. Był wysoki i muskularny, odziany w napierśnik i dzierżący włócznię. Po drugiej stronie stał Khalik Al-Malik, a przy jego boku Wyniesieni. Za nim stali jego zaufani ludzie: doradcy, paru żołnierzy jako świta, kobieta która mogła być jego żoną.

Jeden z wielu ludzi Shina wszedł w sam środek areny - Zebraliśmy się tu, by stanąć przed Sądem Bożym. Niech reprezentanci obecnego władcy i pretendenta staną w rogach.

Shin patrzył z lękiem na Exaltedów. Miał świadomość, że jego wojownik ma marne szanse przeciwko Anathema w zbrojach z orichalkum, nie wspominając o ich nadnaturalnych mocach. Tylko cud mógł sprawić, by wygrał.
Aureus skinął głową Khalikowi, po czym postawił krok, znikając wszystkim z pola widzenia by po chwili spaść z głośnym hukiem w narożnik areny, w otoczeniu swych promiennych skrzydeł. Chciał dać widzom coś, co na długo zapadnie w ich pamięć. Jego przeciwnik, starając się trzymać fason, zajął miejsce w swoim narożniku.
-Dam Ci szansę! - Zawołał Gwiazda Zaranna. - Poddaj się, a odejdziesz z życiem.
Wojownik Shina nic nie odpowiedział, jedynie ustawił się z włócznią w pozycji bojowej. Godne podziwu, choć zbędne, śmiertelnik nie miał żadnych szans. Gdy herold zszedł z areny, sygnalizując tym samym początek starcia, Aureus natarł błyskawicznie, choć nawet nie ruszył się z miejsca. Pięć promieni, niczym pięć włóczni pomknęło w stronę jego przeciwnika. Pierwszy uderzył w pierś, wytrącając wojownika z równowagi i zapewne łamiąc mu sporą część żeber. Kolejne dwa połamały mu ręce, tym samym pozbawiając go broni i choćby pozorów szans w starciu. Czwarty podciął nogi, by posłać przeciwnika na ziemię. Jednakże zanim czempion Wu-Jena zdążył upaść, piąta wstęga owinęła mu się wokół szyi i uniosła go w górę, trzymając w żelaznym uścisku. Jeśli to nie zrobiło wrażenia na tłumie, to młody Wywyższony nie wiedział, co mogłoby je zrobić
Gwiazda Zaranna ruszył w kierunku środka areny, stawiając niespiesznie kroki, przyciągając jednocześnie swojego przeciwnika.
-To twoja ostatnia szansa. Poddaj się, a ocalisz życie! - Zagrzmiał. Głos młodego Exalteda nie był może tak donośny jak jego starszego brata, ale obaj Słoneczni Bracia mieli potężne płuca. Odpowiedziało mu jednak jedynie charczenie. Poluźnił delikatnie swój uścisk, a jego przeciwnik wychrypiał słabo.
-Poddaję się…
Zgodnie z obietnicą, Aureus odłożył pokonanego championa na arenę. Gwiazda Zaranna uśmiechnął się do swojego stronnictwa, po czym spojrzał wyczekująco na herolda, który powinien teraz oficjalnie ogłosić wynik starcia.

Tak więc walka zakończyła się, zanim nawet na dobre się rozpoczęła. Champion Shina został pokonany, Al-Malik zwyciężył. Dla An-Teng nadeszła nowa era.

Khalik podziękował Solarowi skinieniem głowy, po czym wystąpił na środek areny. Otaczający go tłum wstrzymał oddech.

- Ludu An-Teng - przemówił głośno i wyraźnie - Ja, Khalik AL-Malik, przywrócony z banicji, król i władca tej wyspy, obiecuję być dobrym i sprawiedliwym władcą. Nastąpił koniec despotycznym, nieumiejętnych rządów Wu-Jenów, prawdziwi dziedzice tronu powracają w glorii i chwale. Nie musicie już żyć w cieniu apodyktycznych bóstw, oddając im za dużo swych ciężko zarobionych pieniędzy i spędzając późne godziny nocne na modłach. Od dziś porządek i harmonia zapanuje tak w krainie, jak i w Waszych sercach! Przyrzekam to Wam w imieniu swoim i Królowej Niebiańskiego Porządku, czcigodna niech nam będzie.

I tak skończyło się stare, a zaczęło nowe.
 
Arvelus jest offline  
Stary 06-09-2017, 18:26   #12
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Dla różnych osób rządy Khalika znaczyły różne rzeczy.

Dla dwójki Słonecznych braci była to przede wszystkim wolność przebywania w mieście. Nie było to wiele – byli potężni i nikt nie mógł im zabronić robić tego, co chcieli – ale był to miły, symboliczny gest. Khalik Al-Malik był bardzo blisko swojej bogini, a bóstwa, w przeciwieństwie do śmiertelników, były dobrze świadome tego, kim są Solarzy i jak wygląda ich historia, tak więc nowy władca nie dyskryminował Mosiężnego Słońca i Gwiazdy Zarannej w żaden sposób, nawet jeśli nie mógł przekonać reszty swej populacji, by nie patrzyli na nich bykiem.

Khalik, będąc doskonale świadomym, komu zawdzięcza swoją pozycję, pozwolił nawet, by armia Mosiężnego Słońca osiadła na wyspie An-Teng, korzystała z baraków i koszar oraz spożywała swoje posiłki razem z lokalnymi żołnierzami. Było to gestem zaufania z jego strony i świadczyło o tym, że zamierza wypełniać swoje nowe obowiązki.

Dla Złotego Pana i Bladej Pani rzeczy nie wyglądały tak różowo jak dla Exaltedów. W ciągu paru dni od mianowania nowego władcy, jego wojska wdarły się do ich świątyni i zarekwirowały wszystkie bogactwa, które tam znaleźli. Zostały one przechowane w skarbcu pałacowym, skąd miały zostać po części wydawana na bieżące potrzeby ludu kraju, a po części obracane na giełdzie, by zainwestowane w ten sposób pieniądze się mnożyły i by starczyło ich dla przyszłych pokoleń.

Khalik ukrócił także kult lokalnych bóstw, uznając je za odpowiedzialne za niedostatek i korupcję, których ofiarą padli jego poddani. Kastę kapłanów wypędzono z budynków, a okazałe obrazy liturgiczne i posągi przy wejściu z szczerych, ozdobnych i bogatych kruszców zastąpiono prostymi, geometrycznymi symbolami nowego bóstwa, to jest Królowej Niebiańskiego Porządku. Parę punktów połączonych w różny sposób liniami było wszystkim, do czego teraz modlili się ludzie An-Teng. Być może nowe bóstwo nie zebrało jeszcze dość wyznawców, by się zamanifestować fizycznie, lub uważało z przyczyn filozoficznych, iż nie powinno tego robić, ale nikt nie wiedział jak królowa wygląda. Jej kapłani twierdzili, że w jej kulcie chodzi bardziej o głoszone idee niż o jej osobiste zaangażowanie i wiernym taka odpowiedź musiała wystarczyć. Niektórzy drapali się po głowie, ale w obliczu Plugastw mających wsparcie władzy taki bieg rzeczy wydawał się małym dziwactwem.

Achmain od sztyletów stał się bardziej introwertyczny. Spędzał też dużo czasu w świątyni, być może odnajdując w zasadach nowej wiary pocieszenie lub coś intrygującego? Nikt go o to nie pytał, a on zdawał się zadowolony, milcząc i trzymając się swoich spraw.

Shin Wu-Jen, zgodnie z poradą udzieloną Al-Malikowi przez Solara, nie został wygnany. Ofiarowano mu mały domek poza miastem i przynoszono codziennie miskę ryżu z sosem warzywno-rybnym. Khalik wyznał Pomazańcom, iż osobiście wątpi, by Shin kiedykolwiek zrozumiał swój błąd, ale liczył się z ich opinią w tym temacie i nie miał zamiaru w żaden sposób go krzywdzić – kolejny przejaw jego szacunku względem tych, który go wsparli.

Tak więc dzień mijał za dniem, a tydzień za tygodniem. Solarzy zostali w mieście na wypadek jakiś rozruchów społecznych, a także dlatego, że nie mieli lepszego pomysłu co z sobą zrobić, a Al-Malik traktował ich bardzo dobrze.

Wszystko wydawało się nową, lepszą erą… do czasu.

~*~

Dżungle wokół An-Teng

Thueban siedział na swym tronie z bambusa, obserwując swe dzieci. Przekrzywiał głowę na długiej, giętkiej szyi. Gra światła i cieni rzucanych przez korony drzew na jego ciało sprawiała, iż jego łuski lśniły wszystkimi kolorami tęczy. Przy jego tronie stała oparta włócznia z księżycowego srebra, zmieniając się subtelnie wraz lekkimi powiewami wiatru.

Jego rodzina krążyła przed jego tronem. Łowcy właśnie wrócili z polowania, niosąc martwe zwierzęta uwiązane na wielkich kijach, które nosili po dwóch jeden. Wkrótce jego córki miały je obedrzeć ze skóry, upiec, dodać do nich zebrane w gęstym lesie egzotyczne zioła i podać. Oczywiście, pierwsza część należała się ich ojcu.

Jeden z jego synów prowadził za sobą na sznurze związanego człowieka. Thueban zainteresował się nim. Było powszechnie wiadome, iż ta część dżungli należy do niego i jego rodu. Każde żywe stworzenie w nim mogło paść jego ofiarą, wliczając w to istoty ludzkie. Takie było prawo łowcy i zwierzyny, rozumiał to doskonale jako wybraniec Luny. Jak widać, nie wszyscy podzielali jego zrozumienie.

Jego syn kopnął jeńca, rzucając go na kolana, po czym syknął, ukazując ociekające jadem kły. Jego ojciec wstał i powoli podszedł do zdobyczy. Zamierzał ją zjeść, a jakże, ale zanim to się stanie, pragnął zaspokoić swoją ciekawość i dowiedzieć się, co nowego dzieje się w świecie śmiertelników.

Odpowiedzi na jego pytania jednocześnie go zaintrygowały i rozwścieczyły.

~*~

An-Teng, parę dni później

Khalik wezwał do siebie Solarów i Lunara. Tryb narady był natychmiastowy, odbywała się w pałacu, w najbardziej strzeżonym pokoju. Obok AL-Malika byli tu jego zaufani doradcy, jasne jednak było, iż wszyscy czekali na Wybrańców. Gdy tylko weszli do środka, władca uniósł oczy i spojrzał na nich. Jego twarz była sposępniała, a w jego wzroku widać było prawdziwą rozpacz.

- O Bogowie Kreacji, jak się cieszę, że Wasz widzę – przywitał ich – Mam złe, złe wiadomości. Wybraniec Luny, Thueban i jego potomstwo, Węże Które Stąpają Jak Ludzie, zbliżają się do naszego miasta. Moi zwiadowcy mnie o tym poinformowali. Będą tu za dzień, może dwa. Nie wiem czemu do nas maszerują, obawiam się najgorszego. Proszę, ocalcie mój lud - powiedział strapiony.
 
Kaworu jest offline  
Stary 07-09-2017, 00:25   #13
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Coś się kończy, coś zaczyna...


Khalik ugościł Słonecznych Braci jak bohaterów. Aureusowi taki stan rzeczy odpowiadał. Nie wiedzieli gdzie mają udać się dalej, może więc powinni zaczekać tutaj na dalszy rozwój wydarzeń? Przy okazji Mosiężne Słońce ze swoją armią mógł wspomóc ich stronnika w razie zamieszek wywołanych zmianą władzy.
Gwiazda Zaranna oddawał się przez te dni swojej największej pasji, rzemiosłu. Politykę zostawiał bratu, a sam odwiedzał warsztaty, rozmawiał z lokalnymi rękodzielnikami i twórcami, uczył się. Konstruował też różne fantazyjne wynalazki, wiedziony zwykłą ciekawością co do efektów łączenia technik i materiałów.
Gdy Al-Malik wezwał ich do siebie w trybie pilnym, Aureus czuł że coś nadchodzi. Los nie zwykł czekać, aż wyjdzie się mu na spotkanie. Po krótkim, acz gorączkowym wyjaśnieniu, młody Wywyższony zrozumiał że sytuacja może być bardzo nieprzyjemna dla miasta. Oczywiście zakładając że dojdzie do najgorszego.
-Pozostaje przygotować się jak najlepiej, na wypadek rozlewu krwi. - Podsumował pokrótce. Spojrzał na Al-Malika i swojego brata. - Politykę i przygotowanie do ewentualnych negocjacji pozostawiam wam, ja zadbam o wyekwipowanie obrońców. Będę do tego potrzebował pewnych surowców, liczę że zdołasz mnie w nie zaopatrzyć Khaliku. - Oczywiście w rzeczywistości młody Solar nie miał takiej potrzeby, jednakże nie chciał by wszyscy wiedzieli, że potrafi brać materiały do pracy "z powietrza". Wystarczyło rzecz jasna podać zaniżone wartości, a resztę sprokurować na własną rękę, by nie uszczuplać zbytnio lokalnych zapasów. - Porozmawiam z twoim skrybą i zostawię mu pełną listę. - Dorzucił jeszcze, po czym machnął ręką na jednego z urzędników, dając mu do zrozumienia by ten poszedł z nim na stronę. Dzięki temu mógł poczynić konieczne ustalenia, nie tracąc rozmowy.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 21-09-2017, 11:56   #14
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
- Oczekuję, że wystawisz wszystkie swoje wojska - zażądał Mosiężne Słońce - i zarządzić pobór ochotników. W więzieniach, w zamian za amnestię dla pomniejszych przestępców także. Moi chłopcy będą gotowi rzucić swoje życie na szalę tylko jeśli zobaczą, że mieszkańcy An-Teng także są na to gotowi. Ponadto tym którzy będą chcieli tu zostać dasz pełne obywatelstwo i po kawałku ziemi wystarczającym by mogli zbudować dom i żyć z plonów, a mi pozwolisz poprowadzić dobrowolną rekrutację spośród mieszkańców. To moje żądania.

- Potrzebuję planów terenów na których będziemy mogli stoczyć bitwę - kontynuował po tym jak już zgodzono się na jego oczekiwania - Musimy ją zaplanować. Wyślę Dęby Wisielcze by określiły jak ta armia wygląda. I zastawiły pułapki na drodze lunara - zadeklarował Solar myśląc o pułapkach okaleczających. Choćby dziura w ziemi z długim szpikulcem zaczynającym się i kończącym paskudnym hakiem. Praktycznie niemożliwe do zauważenia przy pełnym marszu, a gdy się wdepnie szpikulec wbija się głęboko w stopę, często po kostkę i wyjęcie go wymaga przebicia go na wylot przez ciało i przepiłowania. Co najmniej pół godziny roboty. A armia miała spotkać na swojej drodze takich setki. Albo wybiorą okrężną drogę (na której pewnie też już będą zastawione pułapki, chyba, że pójdą bardzo-okrężną drogą) albo armia drastycznie zwolni z powodu potrzeby opatrywania rannych i czystej ostrożności i strachu przed wpadnięciem w takie paskudztwo. A Dęby Wisielcze znały jeszcze wiele innych nieczystych zagrań.

- Spotkamy się z nim tu - wskazał na mapie gdy już ją dostał - Ja, mały oddział i chorąży armii. Może uda się uniknąć rozlewu krwi - armia będzie czekać tu na wzgórzach. Da to pole do popisu Zabójcom Smoków i ukryje katapulty które Aureus nam zbuduje. U ich podnóża, o tutaj, wykopiemy wilcze doły. Dwa pasy. Dwie pierwsze linie, a prawdopodobnie cztery-pięć, armii lunara zginie nim zacznie się walka. To będzie cios w morale. Ci co przejdą będą musieli kluczyć między nimi przez co wytracą impet uderzenia i wystawią się na naszą kontrszarżę, już nie mówiąc o samym ciosie w morale. Samą siła uderzenia zepchniemy ich z powrotem do tych dołów. Więc muszą być głębokie, bo będziemy z nich dużo korzystać.
-Katapulty powiadasz? Myślałem o czymś poręczniejszym. - Gwiazda Zaranna krótko się wtrącił, po czym wrócił do dyktowania listy materiałów skrybie.
- Poręczność jest zbędna. Dostarczą nam materiały na miejsce i w kilka godzin złożymy je w całość. Naładujemy każdą dziesiątkami kamieni wielkości naszych pięści. To wystarczy by przebijać tarcze i miażdżyć czaszki, a da nam deszcz śmierci. Kilka salw nim dotrą do nas i bardzo znaczna część armii będzie już w piachu, a reszta będzie walczyła ze strachem.

- To wzgórze jest świetne - wskazał formację skalną z boku pola bitwy, mocno stromą do jego środka - wydłubiemy je od środka, umocnimy, zakamuflujemy i tam czekać będą Przynoszący Popioły. Na nas znak uderzą na flankę, wycofają się, wymienią ułamane lance i znów uderzą i tak w kółko, ale musimy mieć w pobliżu piechotę by ta wpadła do walki po szarży i umożliwiła im wycofanie się ze zwarcia gdyby w nim ugrzęźli.
~Będę miał sporo roboty, a czasu mało. - Ta myśl u większości wskazywałaby na rezygnację, jednakże Aureus był podekscytowany. Wprowadził kolejne modyfikacje do listy potrzebnych materiałów. Nawet doświadczeni saperzy lepiej sobie poradzą z magicznym wspomaganiem.

Khalik kiwał głową, słuchając słów Solarów. Jeden z jego doradców coś mu szeptał do ucha, ale nikt nie zaproponował lepszego planu niż to, co wymyślił Mosiężne Słońce. Szybko spisano dekret, zgodnie z którym w mieście zaczął obowiązywać stan wyjątkowy, a Słoneczni tymczasowo otrzymali tytuły generałów, dając im wolność gromadzenia armii i wydawania im rozkazów.
Aureus pokiwał głową i odesłał skrybę machnięciem ręki.
-Idę rozstawić warsztat, gdy tylko dostanę materiały zabieram się do pracy. Jak mówiłem, politykowanie zostawiam wam. - Pożegnał się, skinął bratu i Khalikowi i wyszedł.

* * *

Mosiężne Słońce od razu skorzystał z nowych uprawnień. Rozpisał odezwę do mieszkańców, sam ją przeczytał czterokrotnie tego dnia i rozwieszono dziesiątki plakatów propagandowych zachęcających do wstąpienia do wojska i ratowania swego domu i swoich rodzin. Pracował ciężko i planował potencjalną bitwę oraz wcześniejszą fazę negocjacji, podczas gdy Dęby Wisielcze zbliżały się do armii Lunara by ją podejrzeć i dowiedzieć się o niej jak najwięcej, ale z kategorycznym zakazem podejmowania akcji niosących jakiekolwiek ryzyko. Mieli skupić się na rekonesansie oraz pułapkach na drodze. I to nawet nie zabijających, które zajęły by dużo czasu, ale na spowalniających. Takie które zmuszą pojedynczych żołnierzy z których ta armia się składa do nieustannego patrzenia pod nogi bojąc się, że zaraz jakiś długi i cienki kolec z hakiem wbije im się w nogę.

Mimo podjętych starań sytuacja An-Teng nie wyglądała różowo. Wojska Lunara były już na swojej drodze i za kilka dni miały dojść do bram miasta, nawet znacznie spowolnienie ich nie dałoby obrońcom więcej jak dwa, może trzy dodatkowe dni. Z informacji zebranych przez Dęby Wisielcze wynikało, że sytuacja wygląda dosyć nieciekawie. Jak się dowiedzieli Lunar zwany Thuebanem należał do starszyzny Lunarów i jako taki był potężniejszy od pojedyńczego Solara świeżo po Exaltacji. Być może gdyby Słoneczni bracia połączyli swe siły, to mogliby mu dorównać, nie było to jednak pewne. Co gorsza, jego dzieci były potężnymi przeciwnikami same w sobie, i choć było ich mniej niż obrońców An-Teng, to byli potężniejsi. Nawet liczniejsza armia złożona z zwykłych śmiertelników miała małe szanse w starciu z nimi.

Póki co wszyscy gotowali się do bitwy, a Dęby zakładały pułapki, modląc się do Niebiańskich Inkarn, by to coś dało.

~ * ~

Mosiężne Słońce się martwił. Thueban… takiego przeciwnika nigdy nie spotkał. Raz tylko Karchadron była w stanie stawić mu czoła, ale ją pokonał podstępem. Po nim zyskał przydomek Dębu Wisielczego. Z począku nie lubił go. Uważał za zbyt mroczny jak na kogoś o jego imieniu, ale przylgnął i wrogowie szeptali go ze strachem, a jego ludzie widzieli w tym chwałę.

- Królu Khaliku - Słońce stanął przed człowiekiem - napisałem Ci listy - zadeklarował wręczając mu karty papieru w których, w imieniu An-Teng, jego króla oraz mieszkańców błagał pobliskie prowicje o pomoc. Niesprowokowana ofensywa Lunara to nie coś co można łatwo puścić płazem. Co jeśli to ich prowincje zdecyduje się najechać za dekadę? Albo bezpośrednio zaraz po podbiciu An-Teng? Ubrał to w odpowiednie słowa i deklarował możliwość szybkiego i bezpiecznego przetransportowania armii jeśli wyrażą chęć pomocy.

- Przeczytaj to i podpisz się, są tu też raporty Dębów Wisielczych. Potem Aureus osobiście przekaże te listy. Sąsiednie prowincje muszą się dowiedzieć. Sami możemy nie dać rady. Błagaj swoją boginię o pomoc, a jeśli masz jakiś przyjaciół też ich zwołaj. Thueban to potężniejszy przeciwnik niż jakikolwiek którego spotkałem z potężniejszą armią niż kiedykolwiek widziałem na raz. I nie waż się opuszczać miasta. Nie odsyłaj nikogo. Dzieci, żony, kochanki, czy nawet psa. Ludzie nie mogą wiedzieć jak źle wygląda sytuacja, bo zacznie się panika, a panika to zawsze niepotrzebne śmierci i rozkojarzenie żołnierzy, co oznacza jeszcze więcej śmierci i może przeważyć w bitwie.

~ * ~

Po spotkaniu przekazał listy swemu bratu
- Tobie zajmie dostarczenie tych listów najwyżej kilka godzin. Świeć pagonami generała i żądaj widzenia z władcami. Nie daj się spławić, choćbyś miał siłą wedrzeć się do sali tronowej, ale unikaj tego. Władcy źle znoszą narzucanie im swej woli, ale gdy przeczytają listy to zrozumieją.

~ * ~

- Achmain! - zawołał do jedynego lunara którego miał pod ręką - co wiesz o Thuebanie? Potrzebuje wszytskiego co się da wykorzystać przeciwko niemu. Ma jakąś rodzinę? Jakieś młode które uważa za więcej niż mięso w swojej armi? Cokowliek… daj mi coś.

Rzut na dyplomację dla napisania listu do innych władców: Wynik 35
Kostnica

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 22-09-2017 o 22:34.
Arvelus jest offline  
Stary 26-09-2017, 18:07   #15
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Aureus rozpostarł swe świetliste skrzydła i wyruszył w stronę lokalnych prowincji. Żadna nie była tak bogata i silna jak An-teng, ale zawsze istniała nadzieja na to, że mniejsi i ubożsi sąsiedzi wesprą swego wielkiego brata w walce z najazdem Lunara.

Niestety, młody Solar nie miał zbyt wiele szczęścia. Ludzie wokół, widząc go, modlili się do Pięciu Niebiańskich Smoków, by odpędziły „Plugastwo” z ich ziemi, a ich władcy byli bardzo niechętni, by wspierać Anathemę. Nawet gdyby jednak chcieli coś zrobić, to nie mogli. Okoliczne państwa-miasta były skłócone wewnętrznie i z innymi krajami, niedozbrojone, z żołnierzami ledwie wystarczającymi do obron y własnych granic. Nikt też nie chciał zadzierać z potężnym Lunarem, o którym wiedziano niewiele – praktycznie tyle, że istnieje – a co nie było pewne, funkcjonowało w powszechnej świadomości jako krwawy mit.

Obrońcy An-Teng byli zdani tylko na siebie.

Minęło kilka dni, pełnych napięcia, niepokoju i gorączkowego przygotowywania się na najgorsze. Wnętrze świątyni Królowej Niebiańskiego Porządku było duszne od tłumów i woni kadzideł, które palili wierni, by uzyskać sobie jej przychylność.

Fizyczna powłoka Królowej okazała się młodą kobietą o czarnych włosach spiętych w elegancki kok, odzianą w różowe kimono. Bogini sama wyszła do swych wiernych i nieziemskim głosem udzielała im wsparcia. Wierni czuli się bezpieczni pod jej bacznym wzrokiem, ale spojrzenie, które rzucała Exaltedem jasno wskazywało, iż wiedziała jak bardzo sytuacja jest beznadziejna.


W końcu, nadszedł ten dzień. Dzień Bitwy o An-Teng.

Pierwsze, co dostrzegli obrońcy na murach zewnętrznych, to mgła, gęsta jak mleko. Ukryte w niej,tylko na poły widoczne kształty przerażały śmiertelników, którzy mocniej chwytali ze swe bronie, chcąc sobie dodać otuchy. Ciała Węży, Które Stąpają Jak Ludzie były pokryte twardymi łuskami, z ich kłów ściekał jad, a w rękach miały bronie nim pokryte. Najgorsze jednak były nieludzkie ruchy, sploty ich ciał – nikt nie mógł pomylić dzieci Thuebana z niczym innym. Żółte, wypukłe oczy, pokryte dodatkową przezroczystą powieką, łupały groźnie na miasto, które zamierzali podbić.

Najgorszy był jednak sam Lunar. O ile jego dzieci były tylko o głowę wyższe niż przeciętny człowiek (choć niewątpliwie cięższe), o tyle on był tak duży, iż zwykły mężczyzna wyglądał przy nim niczym dziecko. Poza łuską, jego ciało naznaczone było tatuażami z Księżycowego Srebra, chroniąc go zarówno przed dotykiem Dziczy, jak i obrażeniami. W jednej ręce miał włócznię z magicznego materiału jego Exaltacji, a na czole błyszczało mu znamię jego kasty, pusty, srebrny okrąg, symbolizujący nów księżyca. Thueban był więc szamanem, uczonym i kapłanem Luny, ale nie oznaczało to, że automatycznie będzie słaby. Każdy Lunar posiadał dary Zmiennej Pani, a w tym potencjał zmiany kształtu, w tym przybierania form hybrydowych i w każdej duszy wybrańca Luny drzemał gniew, który zasilał ich moce.

Mgła dalej zakrywała częściowo jego dzieci, ciężko było ocenić całą jego siłę bojową. Sam Exalted wyszedł na przód swej armii i spoglądał na miasto z odrazą, jakby czekając na to, aż pierwszy zostanie zaatakowany.

Rozlew krwi wisiał w powietrzu.
 
Kaworu jest offline  
Stary 21-10-2017, 16:20   #16
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Mgła mimo wszystko była czymś dobrym dla bitwy, jeśli tylko nie miało się okazać, że armia Lunara nie posiada zmysłów którym ona nie przeszkadza, co wcale nie było tak mało prawdopodobne.

Ostatnie dni żołnierze ciężko trenowali aby zgrać się i zsynchronizować ze sobą. Jedynie wczoraj dano im się porządnie wyspać, ale teraz stali ramię w ramię z centuriami Słońca, a bardziej doświadczeni żołnierze dodawali otuchy miejscowym. Centurie były w pancerzach splecionych ze słonecznego blasku. Twardych tak, że żadna ludzka siła nie mogła ich przebić a to dodawało odwagi tym bardziej doświadczonym.

Mosiężne Słońce przeszedł wzdłuż armii wzywając ich do walki. Do oddania i do odwagi. Mówił o domu. “Nie walczycie za mnie. Walczycie za swoje domy. Za kobiety i dzieci skryte za waszymi włóczniami.” Powoli, gdy armia Lunara dopiero się zbierała, budował w nich odwagę i wolę walki. Umacniał mury gniewu które miały uchronić An-Teng.

Potem Mosiężne Słońce wyszedł armii Thuebana naprzeciw. Wyminął wilcze doły wąską ścieżką którą znał na pamięć. On sam oraz pięciu przedstawicieli pięciu centurii. Nie chorążych… chorąży byli potrzebni w samej armii.
Pięć wspaniałych chorągwi powiewało na wietrze jeźdźców, a przed nimi on… odziany w pancerz ze słonecznego blasku, przewyższający każdego z piątki.

- Jestem Mosiężne Słońce! Zwany też Dębem Wisielczym! Generał tej armii! Obrońca An-Teng! Wzywam cię do zawrócenia swej armii! Dżungle należą do ciebie i nikt nie rości sobie do nich praw! Nikt z tych tu - wskazał ludzi za nim - ci nie uchybił, ani nie obraził! Czemu pragniesz ich krwi?!

- Phi! - prychnął Lunar. Jego głos mógł konkurować grubością i hukiem z głosem Mosiężnego Słońca - Już Wy dobrze wiecie czemu. Jeśli nie, to nie moja w tym rola, by Was edukować. To, co mnie interesuje jako Wybrańca Luny, to ochrona Kreacji, a ta jest zagrożona przez procedery w tym mieście. Oddajcie mi An-Teng, bym mógł się rozprawić z gniazdem zepsucia, albo wezmę je siłą. Co wybierasz, o Dawco Praw? - jego głos ociekał jadem, dosłownie i w przenośni, gdyż ściekał on z jego kłów.

Z niebios, tuż koło Mosiężnego Słońca uderzył wir piekielnie gorącego powietrza, rozwiewając ogromne połacie mgły. Dosłownie mgnienie oka później, na ziemi z hukiem wylądował Aureus, otaczając się swoimi promiennymi skrzydłami.
-Jeśli chciałeś wyplenić zepsucie, powinieneś zjawić się w tym mieście przed nami! - Gwiazda Zaranna może nie miał tak potężnego głosu jak ci dwaj, ale nadal potrafił nieźle zagrzmieć. - Jednakże to my nie Ty, oczyściliśmy An-Teng z korupcji. Dzięki naszym staraniom na te ziemie powraca dobrobyt i porządek. I na Słońce Niezwyciężone, jeśli to śmiesz nazywać zepsuciem… - Pozwolił by ciężar jego słów zawisł w powietrzu. Lunar nawet palcem nie kiwnął gdy w tym mieście naprawdę źle się działo, a teraz gdy w końcu jego mieszkańcy mieli nadzieję na lepszą przyszłość, zamierzał obrócić to w pył? I to twierdząc że czyni tak dla ich dobra?

- An-Teng należy do ludzi! - odpowiedział Mosiężne Słońce tak by cała armia go słyszała - Nie do ciebie i ludzie sami decydują o swym losie. Oddanie ci miasta oznaczać będzie rzekę krwi, na co nie mogę się zgodzić jako obrońca tych ludzi. Zawróć swą armię! Zasiądźmy przy okrągłym stole! Wyjaśnij o jakim zepsuciu mówisz, a ręczę, że podejmiemy stosowne kroki.

- Oh, nie mam o czym debatować. Jeśli sami nie dostrzegacie pewnych rzeczy, to i ja Wam ich nie objawię choćbym chciał. Zresztą, znam ja takich jak Wy. Na zewnątrz mili i pomocni, a pod zdrową skóreczką jabłuszka czai się groźne zepsucie. Nie, to nie Wy stawiacie mi warunki. Pozwólcie mi wejść do miasta, a nie zginą żadni niewinni… lub stoczymy krwawą bitwę, którą wygram ja i moje dzieci. Co Wybieracie, ignoranty?- spytał wężowaty. Za jego plecami rozwiana mgła ukazała pełnię jego armii. Każde z jego dzieci miało owinięte wokół siebie po parę węży, które ześlizgiwały się na ziemię, by przetransformować się w kolejnych wężoludzi. Zastępy Węży Które Stąpają Niczym Ludzie rosły w oczach.

Mosiężne Słońce rzucio swym kamieniem w jedno z dzieci Lunara, spodziewając się, że to może być iluzja. Kamień odbił się od jego ciała, a samo dziecię spojrzało na Solara, sycząc złowieszczo.

-I Ty nas zwiesz ignorantami? Nie znasz nas, ale jesteś święcie przekonany że wiesz wszystko na nasz temat. To jest prawdziwa ignorancja. - Aureus powoli robił się coraz bardziej rozdrażniony, choć nie dawał tego po sobie poznać. Nie zwracał szczególnej uwagi na armię Lunara, w tym momencie pochłaniała go potrzeba ukazania jak bardzo wąż się mylił. - Jesteśmy obrońcami ludu. Staramy się zawsze wybierać najlepsze dla nich rozwiązania. Nie szukamy władzy, jedynie kierujemy się naszymi zasadami. A do tego miasta sprowadziło nas samo przeznaczenie, wizje zesłane przez istoty których nie umiemy pojąć. - Gwiazda Zaranna postanowił sięgnąć po dość nieortodoksyjny argument.

- Ah, więc to “przeznaczenie” Was tu sprowadziło i Wami kieruje, tak? - spytał wężowaty - Powiedzcie mi, o dzieci Słońca, która z Niebiańskich Inkarn kieruje Waszym działaniem? Słońce Niezwyciężone? Zmienna Luna? Może jedna z Panien Losu? I co, wiecie co się dzieje w Waszym mieście? Naprawdę tak sądzicie? Gdybyście naprawdę wiedzieli, to nigdy nie dopuścilibyście do zepsucia, które tam się panoszy. Koniec, powiadam. Nie mam zamiaru tracić na Was więcej mojego cennego czasu. Jeśli kochacie Gaię, odsuńcie się na bok i pozwólcie mi oczyścić An-Teng. Jeśli nie… stańcie ze mną do walki. To Wasza ostatnia szansa.

Mosiężne Słońce chciał westchnąć, ale nie zamierzał sobie pozwolić nawet na ten ułamek sekundy nieuwagi. Nie przy takim przeciwniku.
- Więc powiedz nam o czym mówisz… a jak cię już pokonamy i rozproszymy twoją armię zajmiemy się i nim - warknął Dąb Wisielczy a w jego dłoniach materializowały się dwa nieludzko wielkie topory.

- Wybacz, nie mam cierpliwości do ignorantów… i nigdy nie wierzyłem w dyplomację - stwierdził Thueban, przyjmując bojową pozę.

Żmij co rusz dawał oznaki, że to on jest ignorantem. Aureus westchnął tylko ciężko, a jego skrzydła przekształciły się w pięć zabójczych wstęg, zdolnych swym uściskiem zmiażdżyć nawet najtwardszego wojownika. Wyglądało na to, że nie obejdzie się bez walki.

- No to ostatnia próba - podjął Mosiężne Słońce - my jesteśmy trzonami naszych armii. Każda z nich jest potężna na swój własny sposób, ale bez nas jest zdana na łaskę drugiej. Niech tę bitwę rozstrzygnie walka między nami! Jeśli przegramy nasza armia złoży oręż i da ci wejść do miasta, a ty niewinnych potraktujesz z honorem i litością. Jeśli my wygramy twa armia zawróci, a my damy jej odejść. Możemy na to przystać? W imię świętości życia?

Lunar kiwnął głową, zgadzając się niemo.
 
Arvelus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172