14-07-2017, 16:50 | #1 |
Reputacja: 1 | [M&M 3] Exalted: Powrót Szkarłatnej Cesarzowej
|
14-07-2017, 18:00 | #2 |
Reputacja: 1 | Znak od losu Aureus zwany Gwiazdą Zaranną był rzemieślnikiem. Gdziekolwiek podróże go niosły, podziwiał dzieła lokalnych mistrzów, chłonąc ich umiejętności i techniki, by móc wzbogacić własny repertuar. Tak było też tutaj, architektura, przedmioty użytku codziennego, uzbrojenie... wszystko stanowiło dla młodego Solara niewyczerpane źródło inspiracji. Łatwo było się w tym wszystkim zatracić i zapomnieć o tym co naprawdę ich sprowadziło na południowo-zachodnie krańce Kreacji. A może dlatego że choć byli we właściwym miejscu, najpewniej właściwym czasie, nie działo się nic. Żadnego słupa ognia, albo nocy w środku dnia... Młodszy ze Słonecznych Braci postanowił więc skosztować lokalnej kuchni, w oczekiwaniu na znak. Ledwie wgryzł się w pierwszą oblaną złocistym miodem krewetkę, gdy na plac wyległa ta czarna, opancerzona zgraja. Młodzieniec pogryzał szaszłyk, podziwiając kolejne przykłady doskonałego rzemiosła i słuchając jednym uchem tego, co miał do powiedzenia ubrany na biało herold. Czyżby był to punkt zapalny wydarzeń, których częścią mieli się stać? Starcie rzekomego prawowitego władcy z rzekomym uzurpatorem, brzmiało jak materiał na powieść, którymi karmiono młode damy. -Na co czekacie?! Zabić ich! - Rozbrzmiał paskudny głos, kogoś kto zapewne nie znał umiaru w bardziej niezdrowych przyjemnościach życia, wnosząc po szorstkości. I wtedy rozpętała się przysłowiowa pożoga. Strzały runęły na plac kładąc ludzi niczym grad zboże. Słoneczni Bracia byli bohaterami ludu, nie mogli pozwolić by polała się krew niewinnych cywilów. Aureus zareagował jako pierwszy. -Lepiej zamknij oczy. - Zawołał do Mosiężnego Słońca i rozbłysnął, gdy wokół jego sylwetki uformowały się skrzydła, złożone z wijących się promieni światła. Młody Solar wzbił się w powietrze, a z jego postaci zaczął emanować potężny blask, zdolny oślepić nawet najlepiej osłoniętych wojowników. Reszta należała do starszego z Braci i jego potężnego głosu.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. Ostatnio edytowane przez Eleishar : 16-07-2017 o 10:49. |
15-07-2017, 13:25 | #3 |
Reputacja: 1 | Zachód, kraina pogardy jeno godna. Jak ludzie, co mięli tyle bogactw mogli być tak nikczemni w swej słabości. Zaiste, bogactwa były odpowiedzią na wszystko. Wszędzie na świecie nim ludzie byli bogatsi, tym byli słabsi. Nieraz brał udział w zajazdach na im podobnych i spluwał za siebie obrzydzon tym, jak w swym tchórzostwie o litość jeno błagali, niczym pies jakowyś, co przed swym panem, co bije go za byle co płaszczy się. Zaiste, tacy to jeno na niewolę zasługiwali. Początkowo myśl, iż na statku pokładzie, co pozornie zdaje się być jeno trumną z drewna po zatrutej wodzie pływającą zdawała mu się straszliwa. Jak to, przecie gnieść się przez tygodni wiele niczym robactwo we pniu spróchniałym zdaje się być niegodnym człowieczej istoty, lecz potem zdał sobie sprawę, iż właśnie na oceanu przestworze skrywa się prawdziwa siła tej krainy, bowiem na tej pustyni wodnej prawdziwie ludzkie przymioty mogły rozbłysnąć światłem chwały. Miasto niewiele go obeszło, miasto jakich bez liku na tym świecie, wolał się rozejżeć, aby wywiedzieć się, jakie porządki w miejscu tym panują. Jednakże jego plany przerwało wystąpienie na placu. Niezbyt był zainteresowan tak niedorzecznymi sporów słabych z tępymi i nie miał najmniejszego zamiaru interweniować, albowiem ich celem była praca w cieniu. Jednakowoż jeden z jego towarzyszy włączył się do starcia. Achmain od sztyletów westchnął. Tyle po ich rozsądnym planie. Wystąpił przed szereg, licząc, że ma kilka minut, zanim cała potęga satrapii ruszy na nich. - Głupcze, o ciele spasłym niczym u wieprza lub innego nikczemnego stworzenia. Zaprawdę, takim strachem przeszyło cię tych kilkoro ludzi, co na prawo walki się domaga, Zaiste, Hańbę przynosisz nie sobie, bo każdy kto oczy ma wie, iż pozbawionym honoru bydlęciem jesteś, ale przede wszystkim panu swemu bowiem ukazałeś światu, że słabszy i żałośniejszy nawet od ciebie jest – rzekł wojownik-kapłan pustyni, wysoki odziany na czarno mężczyzna o ciemnej cerze. Celem jego nie było przekonanie grubasa, ale zasiania w jego sercu zarówno pogardy dla siebie, jak i jego pana.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |
19-07-2017, 14:16 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
22-07-2017, 17:26 | #5 |
Reputacja: 1 | Gwiazda Zaranna wzniósł się w powietrze na swych złocistych skrzydłach. Zaprawdę, piękny był to widok, nawet jeśli budzący trwogę w sercach obecnych. Wszyscy bali się Anathema, Plugastw, które niegdyś żerowały na ciałach i duszach śmiertelników, dopóki Smocza Krew nie wygnała ich z tego świata z pomocą Pięciu Smoków Żywiołów. Na placu zapanował jeszcze większy krzyk i panika, w miarę jak wszyscy zdali sobie sprawę z prawdziwej tożsamości Aureusa. |
01-08-2017, 20:22 | #6 |
Reputacja: 1 | O sprawiedliwości słów kilka Młody Wywyższony czuł jeszcze, jak w tyle głowy wciąż pulsuje mu furia. To co zrobili ci łucznicy mało nie spowodowało by wybuchł. Zapewne przez tę jeszcze nieulotnioną złość zareagował ponownie jako pierwszy, nie czekając by głos zabrał ktoś bardziej obeznany z prowadzeniem dyskusji. -Twoi ludzie zaatakowali posłańców, a my zatrzymaliśmy rzeź. To się dzieje… - Wycedził, a za jego plecami promienne skrzydła przekształciły się w pięć ostro zakończonych, wijących się wstęg z czystego światła. Aureus może i nie posiadał uroku swego brata, ale był nie mniej imponującą figurą gdy spojrzeć na posturę i złotą zbroję. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest groźny. - Pan tych tutaj wyzwał cię na sąd boży. I w obecnej sytuacji uważam że nie masz prawa mu odmówić. - Młody Solar wskazał na zakrwawionego herolda i jego ludzi. Głos Gwiazdy Zarannej zdradzał, że nie będzie tolerował sprzeciwu. - Plugastwo n-nie będzie m-mi mówiło co mam r-robić - powiedział Shin. Było widać, że boi się Pomazańców, ale nie zamierza ustąpić - Jestem prawowitym władcą, j-jak mój ojciec i d-dziad przede m-mną. Czemu mam od-oddawać coś, co jest moje? -To sąd boży, jeśli twoje pretensje są słuszne, wyjdziesz z niego zwycięski. Jeśli zaś odmówisz, bardzo szybko może się rozejść że wątpisz w prawomocność swojej władzy. - Aureus patrzył z góry na Shina i widział żałosnego małego człowieczka, który próbował nieudolnie udawać że kontroluje sytuację, gdy trząsł się ze strachu bardziej niż osika na ostrym wietrze. - Nie wspominając już o tym, że twój honor został splamiony napadem na posłów. - Młody Solar póki co zignorował określenie jego i jego brata jako plugastw, w końcu taka była propaganda. Mosiężne Słońce powstał od posłańca zostawiając go samego. - Jak mówi mój brat - zaczął z mocą dzięki której słyszeli go tu wszyscy - Wszelkim prawem ludzkim i boskim życie posłańca jest chronione. Napaść na niego to hańba. Jest tylko narzędziem przekazującym wolę kogoś innego. Przelew jego krwi nie daje nic, a jedynie zaprasza do dalszego rozlewu krwi i pokazuje jak cenisz życie swych poddanych. To twój sługa splamił sobie ręce tą hańbą a poprzez niego i twoje ręce są splamione i przodkowie, jeśli honorem żyli, spoglądają na ciebie z niesmakiem. Co masz na swoją obronę, człowiecze maluczki? - zapytał dając władcy możliwość wypowiedzenia się. - Nie muszę się n-nikomu tłumaczyć!- krzyknął Wu-Jen, celując drżącym palcem w Exaltedów. Słoneczni mogli usłyszeć jak za wielkimi wrotami poruszają się ludzie, najpewniej wojownicy, a i żołnierze na murze zaczynali odzyskiwać wzrok - O-odejdźcie, albo spadnie na was m-ma furia! - kontynuował władca. Achmain westchnął niepewnie, wiedząc, że sytuacja nie skończy się dla “kogoś” dobrze. Sprawiedliwość nie była cechą wrodzoną bogów, właściwie wielu z nich było jeno pasożytami żywiącymi się człowieczą wiarą. - Pojmij człowiecze, że jako władca co pragnie rządzić swymi ludźmi winieneś pojąć, że władca pierwiej swe prawa udowodnić musi nie krwią, co jest jeno wodą innej barwy ale i czynem - rzekł prorok. - Ja… - oczy władcy zaszły mgłą, gdy magiczny głos Lunara do niego dotarł - Sąd boży, tak, tak, oczywiście. Przyjmę wyzwanie, przyjmę, jakby inaczej? - spytał sam siebie. Następnie nastąpiły przygotowania do pojedynku. Herold i Shin uzgodnili między sobą czas, miejsce oraz zasady. Każdy z nich miał wyznaczyć jednego czempiona i jego sekundanta. Gdyby wygrali przedstawiciele rodu Wu-Jen, zatrzymaliby władzę, gdyby zaś zwyciężyli Al-Malikowie, to oni przejęliby rolę rodziny królewskiej. Walka miała być honorowa, na broń białą, w samo południe na rynku miejskim An-Teng.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |
12-08-2017, 09:50 | #7 |
Reputacja: 1 | Wybrańcy obserwowali negocjacje, ciesząc się w duchu, iż udało im się uniknąć rozlewu krwi. Gdy tłum się rozszedł, Aureus odetchnął z wyraźną ulgą. Nie uśmiechało mu się masakrowanie ludzi, którzy tylko wypełniali rozkazy. -Wygląda na to, że powstrzymaliśmy właśnie wojnę domową. Nieźle jak na pierwszy dzień. - Rzucił wesołym tonem. Takie dokonania pozwalały zapisać się w pamięci ludu. -Jestem Aureus ze Słonecznych Braci, zwany Gwiazdą zaranną. A kim Ty jesteś przybyszu z Południa? - Przedstawił się Wywyższonemu, który wsparł ich wysiłki, a zapewne sprowadziły go tu te same wizje. Wyciągnął przy tym opancerzoną dłoń. Achmain podał rękę. - Urodziłem się jako Achmain w Czarnej Włóczni, mieście, co zbudowane jest na dalekim południu, pośród piasków i płomieni. Od wczesnej młodości byłem szkolon do bitwy, która kiedyś nadejdzie jako wszyscy moi rodacy. Przygotowywaliśmy się do tego dnia walcząc z spaczonymi barbarzyńcami z Dziczy i ich panami Fae, ale też nadaliśmy na mieszkańców zielonych krajów, dla surowców i niewolników. Mnie wzięto na uczonego, mędrca-kapłana i szybko odkryłem, że zgnilizna i chciwość przeżera nasze społeczeństwo. Głosiłem kazania o tym, iż trzeba powrócić do korzeni, odnowić nasze społeczeństwo, lecz szybko zdecydowano się na pozbycie się mnie. Zabranym został na pustynię i tam po siedmiokroć dźgnięto mnie sztyletami. Lecz wtedy dostałem moc od Lune, które uczyniło ze mnie wybrańca księżyca. Mym duchowym kształtem jest pustynny kret, zwierz święty dla ludu - przybrał postać kreta, a potem na nowo stał się człowiekiem, pokazał swe palce u stóp, które były długie i zakrzywione jak u kreta, dlatego pewnie nie nosił butów, a onuce - Służę ludzkości, albowiem celem lunarów jest wyzwolenie Człowieka. -Miło mi Cię poznać. Jak mniemam sprowadziło nas tutaj to samo zjawisko, w postaci wizji nie do końca wyjaśnionych. Zapewne już nasz udział w tym co miało tu miejsce przed chwilą nie był przypadkowy. Machina przeznaczenia ruszyła, a my musimy odnaleźć w niej swoje miejsce. - Aureus był bardzo ciekaw, dokąd zaprowadzą ich te wydarzenia. Przy okazji wymiany grzeczności, starał się też wyczuć rozmówcę. Podobno po uścisku dłoni można było sporo o człowieku, czy w tym wypadku Wywyższonym powiedzieć. Achmain uścisnął dłoń i rzekł - Zaiste wizje mnie tu sprowadziły, choć wielcem im nieufnym wizjom -rzekł spokojnie. -Z wizjami jest ten problem iż dają jedynie wskazówki, choć ich zawartość jest bardzo szeroka. Ktokolwiek je zsyła, używa języka oczywistego dla siebie, ale nie dla nas. - Gwiazda Zaranna posiadał szeroką wiedzę, w praktycznie każdej dziedzinie. Jeśli nie był w stanie czegoś zrozumieć, to musiało być ponad ich wymiarem pojmowania.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |
12-08-2017, 11:25 | #8 |
Reputacja: 1 |
|
25-08-2017, 22:26 | #9 |
Reputacja: 1 | Achmain |
25-08-2017, 22:30 | #10 |
Reputacja: 1 | Ani chwili odpoczynku... Tej nocy Exaltedzi zatrzymali się w karczmie “Pod Jesiotrem”, gdzie zamierzali się przespać. Karczma ta mieściła się w drewnianym budynku o grubych ścianach, na których wisiały wysuszone ryby i owoce morza - specjały, z których przybytek słynął. Nie brakło tu też mięsiw (choć były znacznie droższe) jak i dobrych trunków z Południa. Główna sala była zapełniona, zewsząd dobiegały odgłosy śmiechu i biesiadowania. Na piętrze znajdowały się pokoje, wyposażone we własne łazienki z wannami oraz miękkimi łóżkami z lekkimi, letnimi kołdrami i dużymi poduszkami. Bracia mieli podwójny pokój z dwoma osobnymi łóżkami, a tuż obok nich zatrzymał się Achmain. Kiedy już Słoneczni zamierzali się kłaść, do ich pokoju zapukano. Gdy otworzyli, ujrzeli dziewkę służebną, która miała w swych dłoniach list. - Przepraszam, ale jakiś pan kazał mi to do Was dostarczyć… - wyjaśniła, wręczając im kopertę i odchodząc. Gdy ją rozerwali, ujrzeli pochyłe, ładne pismo. “Jestem wdzięczny za to, co dzisiaj zrobiliście. Byłbym zaszczycony, gdyby któreś z Was było moim czempionem. Przemyślcie to, jutro przed pojedynkiem znajdę Was i wtedy dajcie mi znać co ustaliliście. Khalik Al-Malik” - Coś się stało? - spytał Achmain, wychodząc ze swojego pokoju. Aureus bez słowa pokazał Lunarowi liścik. Dowiedziawszy się wszystkiego rzekł - Raczej nie byłoby uczciwie, gdybyśmy zostali championami -Patrząc na historię tego kraju, oba wybory wydają się kiepskie. Jednakże dzisiejsze wydarzenia wzbudziły we mnie swego rodzaju sympatię do tego Khalika. Ostateczną decyzję czy go poprzeć, podejmę jutro. Zależnie od tego, do czego posunie się Shin. - Gwiazda Zaranna chciał też rozmówić się z pretendentem. - To nie jest gra sportowa - odpowiedział olbrzym - Jestem Mosiężne Słońce, a Ty wczoraj wstawiłeś się razem z nami, dobrze kojarzę? - Zaiste serce z mosiądzu, lecz w tej sprawie odbierzemy ludziom ich przyrodzone prawa. Nie my możemy decydować o człowieczym losie. - Ważne jest nie to aby to było uczciwe, ale aby ludzie na tym dobrze wyszli. Chcąc, nie chcąc wplątaliśmy się w tutejszą politykę i jeśli status quo ulegnie zmiania to ich los stanie się naszą zasługą bądź winą. Na wojnie też stosuję wszystkie brudne sztuczki jakie znam, bo każda z nich, jeśli udana, to dziesiątki żyć moich chłopców. -Achmainie, w tej sprawie nasza decyzja nie oznacza odebrania ludziom wyboru. - Podjął Aureus. - Al-Malik podjął decyzję by zwrócić się do nas o pomoc, miał takie prawo. My na podstawie tego co wiemy i jeszcze możemy się dowiedzieć, musimy z kolei zdecydować czy do jego prośby się przychylić, czy ją odrzucić. - Zrobił krótką pauzę. - Tutejsze bóstwa - podobnie jak większość żyjących w Kreacji, patrzą wyłącznie na swój interes, a Shin dobrze im płaci. Wspierają go, choć nie jest dobrym władcą. Na dodatek wyzyskują mieszkańców miasta. Myślisz że zaryzykują zachwianie swojej bezpiecznej, dobrze finansowanej pozycji? - Podzielił się z Lunarem częścią tego, czego zdołali się we dwóch dowiedzieć podczas swojego małego rekonesansu. - Niech Khalik przedstawi nam swoje racje, to jego wybór. Wtedy my dokonamy naszego wyboru. Sprawiedliwość nie zawsze oznacza uczciwą walkę, czasami trzeba wziąć sprawy we własne ręce. - Tak czy siak… Udajmy się na spotkanie z Al-Malkiem - postanowił Mosiężne Słońce - Dopiero na nim zdecydujemy co robić. Jeśli chcesz Achmainie to czuj się zaproszony. Razem z nami wtedy broniłeś ludzkich żyć.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |