Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2017, 16:50   #1
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
[M&M 3] Exalted: Powrót Szkarłatnej Cesarzowej

Exalted: Powrót Szkarłatnej Cesarzowej

Rozdział Pierwszy: Rewolucja w An-Teng

Achmain

Ah, Zachód, cudowny, magiczny Zachód. To tu, na Wielkim Oceanie Zachodnim, rozrzucone niczym perły lśniące w Słońcu, znajdowały się najpiękniejsze wyspy i wysepki całej Kreacji. Plaże, szum morza, ogniska zapalane w nocy z drzewa wyrzuconego na brzeg – dla wielu urzędników Krainy wakacje w tej części świata były spełnieniem marzeń.

Nie wszyscy jednak przybywali do tego miejsca w celach rozrywkowych. Trójka Wybrańców znalazła się tu, wiedziona niejasnymi wizjami, które męczyły ich w snach. Nie wiedzieli co się stanie, ani kiedy, ale byli pewni, że coś na pewno się wydarzy – a wtedy ich obecność byłaby tu kluczowa.

Achmain wysiadł ze statku, który przetransportował go z gorącego Południa na nie mniej gorącą wyspę w Południowo-Zachodnim zakątku Kreacji. Lunar stąpał pewnie, z podniesioną głową, nie bojąc się prażącego Słońca ni tłumu, który go otaczał w porcie. Wszędzie krążyli tu i wewte majtkowie, kapitanowie, pasażerowie statków i ci, którzy wypakowywali lub zapakowywali towary na łodzie. Roiło się tu także od rybaków, noszących na rynek An-Teng złowione przez siebie ryby i owoce morza – czerwone homary, różowe ośmiornice, miękkie krewetki w twardych pancerzach i małże o słonawym posmaku.

Wybraniec Luny udał się niespiesznym krokiem w stronę centrum miasta, rozglądając się ciekawie. Zaiste, An-Teng było pięknym i starożytnym miastem. Na południe od niego rozciągały się gęste puszcze, pełne egzotycznych roślin i zwierząt, przywodząc na myśl odwieczne lasy Wschodu. Nawet w mieście powietrze było wilgotne i parne, dusząc półnagich śmiertelników, których wystawiona na widok skóra modliła się do lokalnych bogów o choćby lichy wiaterek. Gdy Achmain w końcu dotarł do swego celu, dostrzegł wielki rynek z bogactwem darów zarówno morza, jak i dżungli,które mieniły się wszystkimi znanymi kolorami. Poza wspomnianymi już straganami rybaków były tu owoce różnego kształtu, rozmiaru i smaku, przyprawy, a także dobra importowane z innych miast Południa, Zachodu, a nawet Błogosławionej Wyspy.

Były tu także dwie duże budowle – pałac rządzącej dynastii Wu-Jen z wysokimi wieżami i otoczony murem z wyblakłych w gorącym powietrzu cegieł oraz, po drugiej stronie placu, pokaźna świątynia. Achmain miał trudności z określeniem bóstwa lub bóstw, które się w niej czciło, dostrzegł tylko złoty posąg przedstawiający dumnego mężczyznę i srebrny, reprezentujący piękną pannę z twarzą zakrytą welonem na Południową modę.

Mosiężne Słońce i Aureus

Do An-Teng przybyli własnym statkiem – była w tym duża zasługa Mosiężnego Słońca i jego bogactw. Słoneczni Bracia dali wolne załodze i pozwolili jej przemieszczać się swobodnie po mieście, sami zaś, ramię w ramię ruszyli eksplorować stolicę wyspy.

Bracia także otrzymali wizje. Co ciekawe, nie sądzili, by były one darem od Słońca Niezwyciężonego (doszli do takiego wniosku po wzajemnych konsultacjach i godzinach rozmów). Były one bardzo niejasne i nie wiedzieli, co o nich myśleć, ale uznali, że warto za nimi podążyć. Podróż zajęła im długo, ale w końcu, ku własnej radości, dotarli do celu. Mieli wrażenie, że ich stopy, przyzwyczajone po długiej podróży morskiej do fal, chwieją się na boki, w rytm morza, które zostawili za sobą. Specyficzne uczucie. Widocznie nawet Exaltedzi nie byli wyjątkiem od pewnych ludzkich praw.

Słoneczni znaleźli się na tym samym placu co Achmain. Rozglądali się nieco skonfundowani na boki. Wiedzieli, że są tam, gdzie być powinni, ale nie mieli bladego pojęcia co powinni teraz zrobić. Po prawdzie, nie wiedzieli nawet czemu powinni zapobiec. Wszystko wokół wyglądało tak, jak powinno, wszędzie panował ład i spokój. Co właściwie mieli tu zrobić?

Młodszy z braci podszedł do jednego straganu, gdzie na szaszłyku sprzedawano krewetki w modzie z posypką z sezamu, a starszy rozglądał się czujnie, jakby licząc na to, że Sol Invictus ześle mu jakiś znak.

Znak w końcu przyszedł.

Wszyscy

Niespodziewanie, na placu pojawili się wojownicy. Nosili czarne jak noc napierśniki, w rękach dzierżyli zaś włócznie i okrągłe tarcze. Ich twarze skrywały hełmy z przyłbicami. Na ich czele znajdował się herold w białej, zwiewnej szacie, ze zwojem w rękach.

Wszelkie głosy ucichły. Tam, gdzie przed chwilą słychać było brzęk monet, sprzedawców zachwalających swoje towary, kupujących targujących się o niższą cenę i śmiech dzieci, teraz panowała mrożąca krew w żyłach cisza. Wszyscy intuicyjnie czuli, że dzieje się coś ważnego i powinni byli słuchać z uwagą.

Gdy grupa zbliżyła się do bram pałacu, herold wyszedł naprzód i rozwinął swój zwój.

- W imię Khalika Al-Malika, pierwszego tego imienia, prawdziwego dziedzica miasta An-Teng, ogłaszam, co następuje. Powróciłem, by odzyskać to, co mi prawnie się należy. Po latach wygnania mego rodu, wspierany przez Królową Niebiańskiego Porządku, święty i trwający w nieskończoność bądź Jej kulcie, rzucam wyzwanie obecnej głowie rodu Wu-Jen, rządzącemu bezprawnie i w sposób godzący w uświęcone prawa dziedziczenia znane tej wyspie od Pierwszej Ery. Żądam, aby Shin Wu-Jen spotkał się ze mną jutro na tym właśnie placu, gdzie wybierzemy naszych herosów, aby w walce pod okiem bóstw zdecydowali, komu należy się ta ziemia. W innym wypadku, jeśli Shin nie stawi się, oznacza to otwartą wojnę. Wierzę, że aby uniknąć rozlewu krwi, samozwańczy władca stawi się na moje wyzwanie razem z herosem.

Herold zwinął zwój, patrząc na mury pałacu. Pojawił się na nich gruby mężczyzna w średnim wieku, noszący na sobie zielone, jedwabne szaty. Obok niego stali łucznicy, z łukami naprężonymi do ataku.

- Na co czekacie?! - spytał. Jego głos był szorstki, twardy i nieprzyjemny dla ucha – Zabić ich!

Pierwsze strzały spadły z wysoka na wojowników niczym chmura szarańczy. Część z nich zasłoniła się tarczami, inni przyjęli atak na klatę, gdzie pociski odbiły się od ich pancerzy. Herold nie miał tyle szczęścia - padł na ziemię, z strzałą wystającą z jego krtani. Ludzie na rynku zaczęli krzyczeć i uciekać w popłochu, dzieci płakać i chować się za swoimi matkami.

Exaltedzi wiedzieli jedno – musieli coś zrobić.
 
Kaworu jest offline  
Stary 14-07-2017, 18:00   #2
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Znak od losu


Aureus zwany Gwiazdą Zaranną był rzemieślnikiem. Gdziekolwiek podróże go niosły, podziwiał dzieła lokalnych mistrzów, chłonąc ich umiejętności i techniki, by móc wzbogacić własny repertuar. Tak było też tutaj, architektura, przedmioty użytku codziennego, uzbrojenie... wszystko stanowiło dla młodego Solara niewyczerpane źródło inspiracji. Łatwo było się w tym wszystkim zatracić i zapomnieć o tym co naprawdę ich sprowadziło na południowo-zachodnie krańce Kreacji. A może dlatego że choć byli we właściwym miejscu, najpewniej właściwym czasie, nie działo się nic. Żadnego słupa ognia, albo nocy w środku dnia... Młodszy ze Słonecznych Braci postanowił więc skosztować lokalnej kuchni, w oczekiwaniu na znak.

Ledwie wgryzł się w pierwszą oblaną złocistym miodem krewetkę, gdy na plac wyległa ta czarna, opancerzona zgraja. Młodzieniec pogryzał szaszłyk, podziwiając kolejne przykłady doskonałego rzemiosła i słuchając jednym uchem tego, co miał do powiedzenia ubrany na biało herold. Czyżby był to punkt zapalny wydarzeń, których częścią mieli się stać? Starcie rzekomego prawowitego władcy z rzekomym uzurpatorem, brzmiało jak materiał na powieść, którymi karmiono młode damy.
-Na co czekacie?! Zabić ich! - Rozbrzmiał paskudny głos, kogoś kto zapewne nie znał umiaru w bardziej niezdrowych przyjemnościach życia, wnosząc po szorstkości. I wtedy rozpętała się przysłowiowa pożoga. Strzały runęły na plac kładąc ludzi niczym grad zboże.

Słoneczni Bracia byli bohaterami ludu, nie mogli pozwolić by polała się krew niewinnych cywilów. Aureus zareagował jako pierwszy.
-Lepiej zamknij oczy. - Zawołał do Mosiężnego Słońca i rozbłysnął, gdy wokół jego sylwetki uformowały się skrzydła, złożone z wijących się promieni światła. Młody Solar wzbił się w powietrze, a z jego postaci zaczął emanować potężny blask, zdolny oślepić nawet najlepiej osłoniętych wojowników. Reszta należała do starszego z Braci i jego potężnego głosu.

Świetliste Skrzydła + Słoneczna Korona

 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 16-07-2017 o 10:49.
Eleishar jest offline  
Stary 15-07-2017, 13:25   #3
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Zachód, kraina pogardy jeno godna. Jak ludzie, co mięli tyle bogactw mogli być tak nikczemni w swej słabości. Zaiste, bogactwa były odpowiedzią na wszystko. Wszędzie na świecie nim ludzie byli bogatsi, tym byli słabsi. Nieraz brał udział w zajazdach na im podobnych i spluwał za siebie obrzydzon tym, jak w swym tchórzostwie o litość jeno błagali, niczym pies jakowyś, co przed swym panem, co bije go za byle co płaszczy się. Zaiste, tacy to jeno na niewolę zasługiwali.

Początkowo myśl, iż na statku pokładzie, co pozornie zdaje się być jeno trumną z drewna po zatrutej wodzie pływającą zdawała mu się straszliwa. Jak to, przecie gnieść się przez tygodni wiele niczym robactwo we pniu spróchniałym zdaje się być niegodnym człowieczej istoty, lecz potem zdał sobie sprawę, iż właśnie na oceanu przestworze skrywa się prawdziwa siła tej krainy, bowiem na tej pustyni wodnej prawdziwie ludzkie przymioty mogły rozbłysnąć światłem chwały.

Miasto niewiele go obeszło, miasto jakich bez liku na tym świecie, wolał się rozejżeć, aby wywiedzieć się, jakie porządki w miejscu tym panują. Jednakże jego plany przerwało wystąpienie na placu. Niezbyt był zainteresowan tak niedorzecznymi sporów słabych z tępymi i nie miał najmniejszego zamiaru interweniować, albowiem ich celem była praca w cieniu. Jednakowoż jeden z jego towarzyszy włączył się do starcia. Achmain od sztyletów westchnął. Tyle po ich rozsądnym planie. Wystąpił przed szereg, licząc, że ma kilka minut, zanim cała potęga satrapii ruszy na nich.
- Głupcze, o ciele spasłym niczym u wieprza lub innego nikczemnego stworzenia. Zaprawdę, takim strachem przeszyło cię tych kilkoro ludzi, co na prawo walki się domaga, Zaiste, Hańbę przynosisz nie sobie, bo każdy kto oczy ma wie, iż pozbawionym honoru bydlęciem jesteś, ale przede wszystkim panu swemu bowiem ukazałeś światu, że słabszy i żałośniejszy nawet od ciebie jest – rzekł wojownik-kapłan pustyni, wysoki odziany na czarno mężczyzna o ciemnej cerze. Celem jego nie było przekonanie grubasa, ale zasiania w jego sercu zarówno pogardy dla siebie, jak i jego pana.

Kostnica Atack
Kostnica Skil check

 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline  
Stary 19-07-2017, 14:16   #4
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Gdy blask minął Mosiężne Słońce klęczał już przy umierającym heroldzie. Nawet w takiej pozycji górował nad resztą ludzi. Wyrwał szybkim ruchem strzałę z jego szyi. Rozszrpał tym ranę która zaczęła krwawić po dwakroć silniej, ale wtedy zalśnił słonecznym blaskiem i wiatry światła opuszczały jego ciało rozchodząc się na wszystkie strony, dążąc do rannych i umierających. Ich rany się zasklepiały, krew przestawała uciekać z ciał i zaczęli wstawać gdy przywrócono ich życiu. Mosiężne Słońce złapał Herolda i wzniósł go do góry nogami aby pomóc mu wykrztusić z płuc krew która już się tam nalała. Po chwili człowiek był już żyw. Szyja wciąż była ranna, ale zasklepiona delikatną warstwą skóry która starczyła by powstrzymać krwawienie, choć mogła się łatwo znowu otworzyć…

Na razie milczał. Obserwował. Nie miał zmiaru się z nikim przekrzykiwać. Na razie.


Test leczenia Herolda: 14


 
Arvelus jest offline  
Stary 22-07-2017, 17:26   #5
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Gwiazda Zaranna wzniósł się w powietrze na swych złocistych skrzydłach. Zaprawdę, piękny był to widok, nawet jeśli budzący trwogę w sercach obecnych. Wszyscy bali się Anathema, Plugastw, które niegdyś żerowały na ciałach i duszach śmiertelników, dopóki Smocza Krew nie wygnała ich z tego świata z pomocą Pięciu Smoków Żywiołów. Na placu zapanował jeszcze większy krzyk i panika, w miarę jak wszyscy zdali sobie sprawę z prawdziwej tożsamości Aureusa.

Wkrótce wielka jasność spłynęła na to miejsce, oślepiając wszystkich. Uciekający ludzie potykali się o siebie lub przedmioty, albo stali w miejscu, zakrywając oczy dłońmi i modląc się do lokalnych bóstw o litość. Oślepieni zostali także żołnierze, zarówno ci służący rodowi Al-Malików, jak i na rozkazach Wu-Jenów. Upuścili oni swe bronie i kręcili głowami na boki, jakby oczekując, że ślepota przeminie i będą w stanie dostrzec się nawzajem.

W tym samym czasie Achmain zaczął swoją przemowę. Jego głos, wspierany subtelną Esencją, dotarł do zarządcy. Magia Lunara widocznie zadziałała, gdyż padł na kolana, a po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy. Gdyby nie ogólny chaos panujący na placu, Wybraniec mógłby usłyszeć jego szept-mantrę:

- Żałosny mój pan, żałosny i ja. Żałosny, żałosny, po stokroć żałosny…

Mosiężna Słońce rozbłysnął zaś własnym światłem, lecząc herolda. Mężczyzna zakrztusił się własną krwią, ale był żywy. Spojrzał mętnym wzrokiem na Solara, dygocząc ze strachu. Widocznie bał się antycznego zła, które było tak blisko niego.

Jako, że żaden z Exaltedów nie miał ochoty atakować śmiertelników-wojowników (którzy i tak zostali spacyfikowani), Wybrańcy czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Po kilku minutach na murach pojawił się chudy, wysoki, blady człowiek o zimnym obliczu, noszący na głowie srebrno-złotą koronę. Najwyraźniej był to wspomniany wcześniej Shin Wu-Jen, sądząc po bogatych szatach i lśniących pierścieniach z klejnotami na jego palcach.

- Co tu się dzieje? - spytał. Spoglądał niepewnie na swojego zarządcę, dalej szepczącego pod nosem o żałosności, który aktualnie kiwał się w przód i w tył.
 
Kaworu jest offline  
Stary 01-08-2017, 20:22   #6
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
O sprawiedliwości słów kilka

Młody Wywyższony czuł jeszcze, jak w tyle głowy wciąż pulsuje mu furia. To co zrobili ci łucznicy mało nie spowodowało by wybuchł. Zapewne przez tę jeszcze nieulotnioną złość zareagował ponownie jako pierwszy, nie czekając by głos zabrał ktoś bardziej obeznany z prowadzeniem dyskusji.
-Twoi ludzie zaatakowali posłańców, a my zatrzymaliśmy rzeź. To się dzieje… - Wycedził, a za jego plecami promienne skrzydła przekształciły się w pięć ostro zakończonych, wijących się wstęg z czystego światła. Aureus może i nie posiadał uroku swego brata, ale był nie mniej imponującą figurą gdy spojrzeć na posturę i złotą zbroję. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest groźny. - Pan tych tutaj wyzwał cię na sąd boży. I w obecnej sytuacji uważam że nie masz prawa mu odmówić. - Młody Solar wskazał na zakrwawionego herolda i jego ludzi. Głos Gwiazdy Zarannej zdradzał, że nie będzie tolerował sprzeciwu.

- Plugastwo n-nie będzie m-mi mówiło co mam r-robić - powiedział Shin. Było widać, że boi się Pomazańców, ale nie zamierza ustąpić - Jestem prawowitym władcą, j-jak mój ojciec i d-dziad przede m-mną. Czemu mam od-oddawać coś, co jest moje?
-To sąd boży, jeśli twoje pretensje są słuszne, wyjdziesz z niego zwycięski. Jeśli zaś odmówisz, bardzo szybko może się rozejść że wątpisz w prawomocność swojej władzy. - Aureus patrzył z góry na Shina i widział żałosnego małego człowieczka, który próbował nieudolnie udawać że kontroluje sytuację, gdy trząsł się ze strachu bardziej niż osika na ostrym wietrze. - Nie wspominając już o tym, że twój honor został splamiony napadem na posłów. - Młody Solar póki co zignorował określenie jego i jego brata jako plugastw, w końcu taka była propaganda.
Mosiężne Słońce powstał od posłańca zostawiając go samego.
- Jak mówi mój brat - zaczął z mocą dzięki której słyszeli go tu wszyscy - Wszelkim prawem ludzkim i boskim życie posłańca jest chronione. Napaść na niego to hańba. Jest tylko narzędziem przekazującym wolę kogoś innego. Przelew jego krwi nie daje nic, a jedynie zaprasza do dalszego rozlewu krwi i pokazuje jak cenisz życie swych poddanych. To twój sługa splamił sobie ręce tą hańbą a poprzez niego i twoje ręce są splamione i przodkowie, jeśli honorem żyli, spoglądają na ciebie z niesmakiem. Co masz na swoją obronę, człowiecze maluczki? - zapytał dając władcy możliwość wypowiedzenia się.

- Nie muszę się n-nikomu tłumaczyć!- krzyknął Wu-Jen, celując drżącym palcem w Exaltedów. Słoneczni mogli usłyszeć jak za wielkimi wrotami poruszają się ludzie, najpewniej wojownicy, a i żołnierze na murze zaczynali odzyskiwać wzrok - O-odejdźcie, albo spadnie na was m-ma furia! - kontynuował władca.

Achmain westchnął niepewnie, wiedząc, że sytuacja nie skończy się dla “kogoś” dobrze. Sprawiedliwość nie była cechą wrodzoną bogów, właściwie wielu z nich było jeno pasożytami żywiącymi się człowieczą wiarą.
- Pojmij człowiecze, że jako władca co pragnie rządzić swymi ludźmi winieneś pojąć, że władca pierwiej swe prawa udowodnić musi nie krwią, co jest jeno wodą innej barwy ale i czynem - rzekł prorok.

- Ja… - oczy władcy zaszły mgłą, gdy magiczny głos Lunara do niego dotarł - Sąd boży, tak, tak, oczywiście. Przyjmę wyzwanie, przyjmę, jakby inaczej? - spytał sam siebie.

Następnie nastąpiły przygotowania do pojedynku. Herold i Shin uzgodnili między sobą czas, miejsce oraz zasady. Każdy z nich miał wyznaczyć jednego czempiona i jego sekundanta. Gdyby wygrali przedstawiciele rodu Wu-Jen, zatrzymaliby władzę, gdyby zaś zwyciężyli Al-Malikowie, to oni przejęliby rolę rodziny królewskiej. Walka miała być honorowa, na broń białą, w samo południe na rynku miejskim An-Teng.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 12-08-2017, 09:50   #7
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Wybrańcy obserwowali negocjacje, ciesząc się w duchu, iż udało im się uniknąć rozlewu krwi.

Gdy tłum się rozszedł, Aureus odetchnął z wyraźną ulgą. Nie uśmiechało mu się masakrowanie ludzi, którzy tylko wypełniali rozkazy.

-Wygląda na to, że powstrzymaliśmy właśnie wojnę domową. Nieźle jak na pierwszy dzień. - Rzucił wesołym tonem. Takie dokonania pozwalały zapisać się w pamięci ludu.

-Jestem Aureus ze Słonecznych Braci, zwany Gwiazdą zaranną. A kim Ty jesteś przybyszu z Południa? - Przedstawił się Wywyższonemu, który wsparł ich wysiłki, a zapewne sprowadziły go tu te same wizje. Wyciągnął przy tym opancerzoną dłoń.

Achmain podał rękę.

- Urodziłem się jako Achmain w Czarnej Włóczni, mieście, co zbudowane jest na dalekim południu, pośród piasków i płomieni. Od wczesnej młodości byłem szkolon do bitwy, która kiedyś nadejdzie jako wszyscy moi rodacy. Przygotowywaliśmy się do tego dnia walcząc z spaczonymi barbarzyńcami z Dziczy i ich panami Fae, ale też nadaliśmy na mieszkańców zielonych krajów, dla surowców i niewolników. Mnie wzięto na uczonego, mędrca-kapłana i szybko odkryłem, że zgnilizna i chciwość przeżera nasze społeczeństwo. Głosiłem kazania o tym, iż trzeba powrócić do korzeni, odnowić nasze społeczeństwo, lecz szybko zdecydowano się na pozbycie się mnie. Zabranym został na pustynię i tam po siedmiokroć dźgnięto mnie sztyletami. Lecz wtedy dostałem moc od Lune, które uczyniło ze mnie wybrańca księżyca. Mym duchowym kształtem jest pustynny kret, zwierz święty dla ludu - przybrał postać kreta, a potem na nowo stał się człowiekiem, pokazał swe palce u stóp, które były długie i zakrzywione jak u kreta, dlatego pewnie nie nosił butów, a onuce - Służę ludzkości, albowiem celem lunarów jest wyzwolenie Człowieka.

-Miło mi Cię poznać. Jak mniemam sprowadziło nas tutaj to samo zjawisko, w postaci wizji nie do końca wyjaśnionych. Zapewne już nasz udział w tym co miało tu miejsce przed chwilą nie był przypadkowy. Machina przeznaczenia ruszyła, a my musimy odnaleźć w niej swoje miejsce. - Aureus był bardzo ciekaw, dokąd zaprowadzą ich te wydarzenia. Przy okazji wymiany grzeczności, starał się też wyczuć rozmówcę. Podobno po uścisku dłoni można było sporo o człowieku, czy w tym wypadku Wywyższonym powiedzieć.

Achmain uścisnął dłoń i rzekł

- Zaiste wizje mnie tu sprowadziły, choć wielcem im nieufnym wizjom -rzekł spokojnie.

-Z wizjami jest ten problem iż dają jedynie wskazówki, choć ich zawartość jest bardzo szeroka. Ktokolwiek je zsyła, używa języka oczywistego dla siebie, ale nie dla nas. - Gwiazda Zaranna posiadał szeroką wiedzę, w praktycznie każdej dziedzinie. Jeśli nie był w stanie czegoś zrozumieć, to musiało być ponad ich wymiarem pojmowania.
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija
Slan jest offline  
Stary 12-08-2017, 11:25   #8
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Jestem Północnym Gniewem! Ja jestem Lawina z Lapardaru! Zwą mnie też Pożogą z Blagen, przyjaciele Wybawcą Dal’lan, a wrogowie Dębem Wisielczym! Wzywam was Złoty Panie i Blada Pani, pokażcie się!
Mosiężne Słońce przybył na spotkanie lokalnych bogów z Aureusem i pięcioma chorążymi jego armii odzianymi w paradne pancerze. Każdy dzierżący sztandar jednej z jego centurii, na każdym graficzny diagram przedstawiający jeden z jego przydomków.

Pierwsza Centuria Blageńskich Pożóg miała sztandar przedstawiający sylwetkę słońca skąpaną i zjednaną z płomieniami Feniksa.

Druga Centuria Lawin z Lapardaru miały sztandar przedstawiający wielką szarżę schodzącą w dół zbocza, mającą zaraz wdeptać w ziemię wrogów.

One stanowiły trzon armii. Ciężka piechota w mosiężnych pancerzach uplecionych przez Słońce ze słonecznego blasku. Twardszych niż najlepsza stal, lżejszych niż koszulki kolcze.
Każdy z wielką tarczą i dwoma wspaniałymi mieczami różnych długości, mosiężną piką długą na pięć metrów i lekką kuszą. Razem tworzyli rdzeń którego nikt jeszcze nie złamał, niewrażliwy na żadną konwencjonalną ofensywę.

Trzecia Centuria Przynoszących Popioły miała sztandar podobny do Pierwszej, ale brakło feniksa, za to wiał wiatr niosący popioły obróconych w pył wrogów. Kawaleria. Szybka, zwrotna i pancerna jak najcięższe oddziały. Wiele razy łamała już formacje wroga nacierając z morderczą, niespodziewaną szarżą na flankę.

Czwarta Centuria Zabójcy Smoków miała na sztandarze spadającego “drakolicza” - plugawy konstrukt stworzony przez potężnego nekromantę w ramach drwiny z Niebiańskiej Biurokracji. Obraz nawiązywał do historii gdy Słońce zestrzelił tegoż nekromantę z grzbietu nieumarłego konstruktu kończąc jego rajd nim zdążył dobrze nabrać prędkości. Oni obsługiwali skorpiony oblężnicze i dzierżyli ciężkie kompozytowe kusze.

Piąta Centuria Dębów Wisielczych… ich proporzec był najmroczniejszy i przedstawiał Mosiężne Słońce pięcioma wstęgami rozłożonymi szeroko jak korona drzew a na końcu każdej z nich, jak na szubienicy, wisiał człowiek. Dęby Wisielcze to byli komandosi będący na polu bitwy zwykle na dwa dni przed nią i czekający w ukryciu by zaatakować tam gdzie najbardziej zaboli, pojmać oficerów, raz nawet zgładzili generała wrogiej armii ale przede wszystkim ich zadaniem był sabotaż.

Przekaz był jasny. Dary mówiły “przybywam w pokoju”, wstęp “nie jestem byle kim”, a chorągwie przypominały, że Mosiężne Słońce jest siłą z którą trzeba się liczyć.

W środku świątynia lokalnych bóstw była bardzo okazała, pełna szczerego złota i srebra - świętych metali, które przynosili im wyznawcy. Mosiężne Słońce wraz z Gwiazdą Zaranną wszedł do niej nie oglądając się na kapłanów, którzy krzyczeli o profanacji miejsca kultu przez żołnierzy ze sztandarami.

W sanctum Solarzy napotkali bóstwa. Złoty Pan miał żółtą skórę i był umięśnionym mężczyzną w długiej szacie, którą zapewne nosili bogowie w Niebiańskiej Biurokracji. Blada Pani miała lico zakryte woalem, z jej twarzy było widać tylko krwistoczerwone oczy i wysokie, łyse czoło. Jej włosy były długie i srebrne, poprzecinane tu i ówdzie pasmami czarnymi jak noc.

Mosiężne Słońce wiedział, że bóstwa te reprezentują swoje przeciwieństwa. Pomimo wzajemnej opozycji, nie mogły istnieć bez siebie, tak jak w yin zawsze była odrobina yang. Tam, gdzie Złoty Pan reprezentował światło, Blada Pani była patronką cienia. Gdzie on był bóstwem porządku, ona reprezentowała chaos. Religia An-Teng była zbudowana na przeciwieństwach i szukaniu równowagi między nimi, harmonii między dwoma skrajnościami. Tak więc bóstwa te, choć mogły się nawzajem nie lubić, były czczone wspólnie, w jednym przybytku.

Obydwie istoty spojrzały na Solarów, widocznie nie spodziewając się ich najścia. Złoty Pan patrzył na Mosiężne Słońce pytająco, w czasie gdy Blada Pani przechyliła głowę. Jej spojrzenie paliło Exaltedów niczym żarzące się węgle.

- Witajcie - Mosiężne Słońce pochylił czoło przed bóstwami. Tylko czoło - przybywam w dobrej wierze, a te dary - wskazał na dziewki które teraz ruszyły z tacami ze złotem, srebrem i wieloma innymi darami. Pokornie klęknęły przed gospodarzami kładąc tace u ich stóp. To nie było byle co. Wiele rodzin mogłoby wiele lat przeżyć za to co tu oddano. Mosiężne Słońce rozłożył ręce w przyjaznym geście oczekując reakcji.

- Witaj, Książe Ziemi - odparł Złoty Pan. Uśmiechnął się, widząc dary okazane mu przez Pomazańca. Blada Pani dalej milczała, choć w jej czerwonych oczach pojawił się błysk żądzy i chciwość - Czym możemy Ci służyć?

Aureus był póki co dość obcesowo ignorowany. Stał więc prosto, w lekkim rozkroku, z rękami złożonymi za plecami, żołnierska postawa którą podłapał przebywając z armią swojego brata. Postanowił na razie nie ingerować, zostawiając prowadzenie rozmowy Mosiężnemu Słońcu, a wtrącić się jedynie gdy będzie miał coś istotnego do powiedzenia. Słońce i Księżyc w harmonii, to miejsce wydawało się dla niego stworzone. Gdy oboje pojawiali się na niebie, nadchodziło Zaćmienie, czas jego kasty.

- Istnieje pewna kwestia która może się okazać delikatnej natury. Zapewne wiecie o tym, że obecnie panującemu Wu-Jen Shinowi rzucił wyzwanie o władzę Khalik Al-Malik powołując się na prawo krwi wcześniejszej dynastii. Pierwsze co chciałem się dowiedzieć to jak się na to zapatrujecie? To tylko sprawy śmiertelnych niekoniecznie tak istotne dla nieśmiertelnych istot jak wy, ale zastanawiam się jakie jest wasze zdanie. Już zostaliśmy w to wciągnięci i bardzo możliwe, że któraś ze stron będzie próbowała dalej nas do tego zachęcać. Nie chcielibyśmy podjąć błędnych decyzji. Wu-Jen jest dobrym władcą? - zapytał Słońce nie wspominając, że już uczynił własny wywiad z którego wynikało jasno, że nie jest.

- Składa nam ofiary regularnie i obficie - odparła Blada Pani. Miała aksamitny głos, miły dla ucha.
- Owszem - poparł ją Złoty Pan - Nasi kapłani także są z niego zadowoleni, bardzo dba o świątynię.

- Rozumiem - przytaknął Mosiężne Słońce już widząc, że punkt widzenia tego dwojga bóstw nie wychodzi poza bramy świątyni - A ludzie? Jak waszym wyznawcom się żyje pod jego panowaniem? Składają do was jakieś żale?

- Cóż, o to należałoby spytać ludzi, nie sądzisz, Książę Ziemi? Myślę, że śmiertelnicy na placu lub nawet nasi kapłani będą w stanie lepiej się ustosunkować niż my - odparł Pan.

Słowa to wiatr, nie znaczyły wiele więcej. Oczywistym było że tutejszy władca, będzie zmuszony szanować bóstwa. Nie należało oceniać człowieka po tym jak traktuje lepszych od siebie, ale tych na których sam patrzył z góry. Bóstwom zaś wystarczyło, że Shin składa się im odpowiednie ofiary, zniesmaczające… Powinni wykazywać się większą troską o miasto w którym mieszkali, o kraju nie wspominając. Ich lekceważenie i ignorancja były tak typowe dla bogów…
-Bogactwo… to jeno pył na drodze życia… Czymże jest dobytek doczesny, w porównaniu z nieśmiertelną chwałą? Jeno machnięciem ręki, w perspektywie wieczności. - Powiedział ciężkim, na wpół nieobecnym głosem. Nie dało się odczytać czy mówi do kogoś, czy też tylko myśli na głos. Jakby dla potwierdzenia swoich słów machnął od niechcenia ręką, a w ślad za nią lawinowo posypały się na podłogę kamienie szlachetne wielkości jajek.

Wstęga podążyła wzdłuż ziemii i zgarnęła wszystkie klejnoty, wzniosła się w górę i wsypała je wszystkie do ręki Aureusowi z powrotem.
- Nie baw się tymi paciorkami, Aureusie. Dziękuję wam za audiencję, zgodnie z waszą sugestią porozmawiam z wiernymi.

Gdy zakończyli rozmowę i byli już, mniej więcej, sami Słońce podjął temat
- Wybacz jak cię tam potraktowałem, ale zależy mi by nikt nie wiedział jak wiele naprawdę potrafisz. Coś takiego mogłoby nawet załamać rynek i sprowadzić wiele głodu, a poza tym to jest nasz as w rękawie póki tylko my wiemy.
-Chciałem im pokazać pustotę chciwości… Są materialistami, skupionymi tylko na sobie. Ludzie im ufają, a oni mają to w głębokim poważaniu. Niebiańska Biurokracja dobre sobie, raczej Niebiańskie Obiboki… - Aureus wiedział że jego brat zrozumie. Obaj bardzo przejmowali się losem ludzi i niezmiernie denerwowało go, że ktoś może na nich żerować, nie dając nic w zamian. Gwiazda Zaranna był świadom potencjału swoich zdolności, jednakże nie zwykł używać ich w celach tak pokazowych. Zazwyczaj zapewniał sobie jedynie materiały potrzebne, by mógł zajmować się swoją największą pasją, tworzeniem. Wydarzenia ze świątyni można było przypisać chwili słabości.

Potem rozesłał dziewczęta, które wcześniej przyniosły dary próżnym bóstwom, by rozpytały miejscowych w świątyni o to jak się sprawuje władca a sam zajął się delikatniejszą kwestią… użyteczności bóstw. Rozmowy wyglądały podobnie. Podchodził do kogoś, pytał o chwilkę a potem wspominał, że chciałby się dowiedzieć czegoś o nich… i zgrabnie kierował rozmową tak aby współrozmówca sam mu zaczął opowiadać o ostatnich czynach bogów dla dobra ogółu… jeśli jakiekolwiek takie były...
- Bogowie? - spytała starowinka odziana w czerwoną chustę, sprzedająca małże na rynku - Ah, jak to bogowie, siedzą sobie w świątyni i zajmują się swoimi sprawami.
- Nie mogę się zgodzić - wtrącił starszy pan obok niej, stojący przy straganie z rybami - Złoty Pan dba o prawo i niesie nam pocieszenie w trudnych chwilach.
- Oj, od razu pocieszenie. Czy naprawdę sądzisz, że by to robił, gdybyśmy mu nie składali modłów? Czy to nie jego obowiązek? Patrz w jakich bogactwach żyje, a w jakiej biedzie my - odparła.
- Jesteś stronniczą babą! - krzyknął starzec - Pamiętasz jak najechali nas łupieżcy z morza? Blada Pani powiedziała nam gdzie się chowali i mogliśmy odzyskać nasz dorobek.
- Tak, ale połowę odzyskanych pieniędzy kapłani kazali nam złożyć jej w ofierze!
- A co, myślisz, Ty za darmo byś to zrobiła? Jej domeną jest bezprawie, umniejszyła ją, pomagając nam, należało jej się!
- Straciłam łańcuch pereł, jedyną pamiątkę rodową!
- Ah, Wy, baby, tylko błyskotki wam w głowach… lepiej sprzedawaj te małże, ruch Ci słabo idzie - skomentował mężczyzna.
Podobnie jak Shin, lokalni bogowie również nie cieszyli się w mieście zbyt dobrą opinią. Słowa handlarza rybami można by postrzegać jako zaprzeczenie temu wnioskowi, jednakże Aureus potraktował je bardziej jako wyraz pogodzenia z tym jak tubylcy byli traktowani, nawet jeśli im się to nie podobało. Podszedł do straganu handlarki i wybrał kilka mięczaków, stukając w nie zawczasu pancerną rękawicą, by ocenić zawartość. Wyciągnął zza paska mały klejnot, przepłacając za małże wielokrotnie. Wskazał też te opukane, których nie wybrał. - Dziwnie brzmią, z zawartością może być coś nie tak. - Stara przekupka nie mogła wiedzieć, że potajemnie umieścił w nich małe perły. Ze smakiem wyssał zakupione mięczaki z ich skorupek. Świeżym owocom morza niewiele przysmaków mogło dorównać.
Gdy ruszyli dalej, zwrócił się do swojego brata.
-Sytuacja w tym mieście jest gorsza niż można na pierwszy rzut oka sądzić. Władca źle traktuje podwładnych, a ta dwójka patronujących mu obiboków wcale nie jest lepsza. - W jego głosie dało się wyczuć znaczący niesmak.
Mosiężne Słońce rozejrzał się czy rozmowa na pewno jest prywatna.
- To nie miasto jest w okropnym stanie tylko jego rząd. To pewna różnica. Kontynuujemy tę rozmowę później. Dalej. Ale dochodzę do wniosku, że naruszymy status quo.
-To właśnie miałem na myśli. - Odparł Gwiazda Zaranna, ale nie ciągnął dyskusji. - Idziemy rozpytać dalej, czy ta próbka nam wystarczy? - Zapytał po chwili.
- Wracamy już. Na dziś starczy i horąży muszą wrócić do swoich centurii.
 
Arvelus jest offline  
Stary 25-08-2017, 22:26   #9
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Achmain

Jego wyniesieni towarzysze odeszli gdzieś, nie wiadomo gdzie, tako więc udał się na plac, gdzie niedoszli prorocy i bardzo doszli szaleńcy zbierali się, aby wykrzykiwać proroctwa i szelmostwa. Każde miasto na południu takich miało… Ludzie potrzebowali błaznów.

Poszukiwanie odpowiedniego miejsca zajęło trochę czasu, w końcu jednak Achmain znalazł mały placyk na obrzeżach miasta, gdzie stał na niewielkim, drewnianym podwyższeniu - właściwie to odwróconej skrzynce - samozwańczy prorok.

- Zaprawdę, powiadam, Wam, Cesarzowa wróci, by naprawić ten niecny świat! Wróci, w glorii i chwale, pełna energii i mocy by zbawić nas wszystkich! Anathema, które powróciły z czeluści piekieł znów zostaną za Jej przewodnictwem zamknięte w Piekle i nic nie zakłóci nowego Złotego Wieku!

Przechodnie mijali go, nie zwracając na niego większej uwagi.

Achmain lubił takie miejsca. Świetnie odzwierciedlały nastroje społeczeństwa. Szaleńcy i filozofowie wykrzykiwali pragnienia i obawy tych, wśród których żyli. Ich słowa zawierały prawdy, których lękali się zwykli ludzie. Wypowiadali to, co było niewypowiedziane, jedynie unosząc się w zbiorowej nieświadomości mieszkańców danej społeczności. Choć darzono ich pogardą i wyśmiewano, jednakowoż w głębi serca zazdroszczono im odwagi w mówieniu tego, co pragną nie bacząc na konwenanse. Zabawne, że ludzie mniej się bali śmierci w bitwie, niż osądu bliźnich.

Pierwszy szaleniec mówił rzeczy ciekawe, podziwiał go za wyobraźnię, uroił sobie zaiste prawdziwie krotochwilną wizję świata. Powrót cesarzowej, france pewno otruły własne bachoronuki i w zaświatach jej dawni wrogowie robią jej taką kalibrację!

- Powiadam wam, pod miastem żyją tysiące ludzi szczurów, którzy pracują , aby obalić ludzkość! - głosił młody człowiek o bladej cerze i przetłuszczonych włosach - Żywią się czarnym kamieniem dającym moc i rządzą nimi szarzy prorocy z rogami na głowie!

- Cichaj Lin! Ledwo wylazłeś z piwnicy i już głupoty na cały głos wrzeszczysz - zawołała gruba kobieta i pociągnęła go na dół za rękę.

- Ale mamo! rzekł i znikł z rodzicielką.

Zobaczył chudego żylastego mężczyznę, który stał przy kozie i wykrzykiwał
- Powiadam wam, że związki między istotami różnych gatunków są drogą do stworzenia lepszych istot.

Achmain przyspieszył kroku, bo wielu jego lunarnych pobratymców miało podobne poglądy, zwierzoludzie dowodem.

Badał nastroje.

Ciężko było powiedzieć cokolwiek pewnego o szaleńcach i prorokach An-teng. Większość proroków, w przeciwieństwie do pierwszego, wróżyła rychły koniec świata związany z odejściem Cesarzowej, upadkiem Krainy i powrotem Plugastw. Szaleńcy mieli jeszcze bardziej pesymistyczne wizje świata - tak w każdym razie można było odczytać z kontekstu, albowiem ich słowa rzadko kiedy miały jakikolwiek sens. Ogólnie wrażenie w tej części miasta było takie, iż nadchodzi czas trudów i wyzwań, jeśli nie bólu i udręki.

Co ciekawe, najnowsze wydarzenia w mieście prawie w ogóle nie były komentowane - widocznie lokalna społeczność odmieńców myślała globalnie… lub nie dotarło jeszcze do niej znaczenie zdarzeń na rynku głównym.

Zdziwion wielce, że prorocy nic nie wiedzieli na tematy ważkie lub nie, udał się do drugiego miejsca, gdzie przebywali mędrcy i filozofowie. Ciekawe co tu piją w tawernach portowych.

Lunar udał się do tawerny w porcie, gdzie rybacy i marynarze spędzali swój czas i wydawali pieniądze na alkohole. W przeciwieństwie do proroków, tu nie cichły głosy komentujące wydarzenia na rynku i Exaltedów, którzy się w nie wmieszali. Czuć było atmosferę niepewności, ale także i podniecenia, w zależności od tego, czy sympatie polityczne leżały po stronie Wu-Jenów, czy Al-Malików. Niektórzy bali się potencjalnego nowego władcy, wspominając okrutny czas rządów jego dziada i wierząc, iż lepszy kiepski, ale znany król niż ktoś, kto może być od niego jeszcze gorszy. Większość jednak patrzyła z nadzieją na Khalika i cicho mu kibicowała.

Achmain się zaciekawił tym jak Al-Malkowie utracili władzę, oraz kim był tamten tyran.

Al-Malikowie utracili zaufanie swych poddanych po tym, jak zaczęli bardziej przejmować się złotem i luksusami niż ludźmi, o których powinni się troszczyć. Mało kto pamiętał te czasy osobiście, gdyż było to jakieś 60 lat temu, ale wszyscy byli zgodni, iż w czasach tych zwykli ludzie byli biedni i głodowali, a rodzina królewska urządzała sobie wystawne uczty i bale. Podobnie jak obecnie, lokalne bóstwa nic sobie z tego nie robiły - po prawdzie im ludzie byli bardziej zdesperowani, tym mocniej się do nich modlili i tym lepiej się wiodło Złotemu Panu i Bladej Pani, ale ich wyznawcy byli w wielkiej potrzebie.

Wybraniec Luny uznał, że zdobył dostatecznie dużo informacji, toteż udał się z powrotem na główny plac An-Teng. Spotkał tam wychodzących ze świątyni Słonecznych, z którymi udał się w poszukiwaniu miejsca do spoczynku.
 
Kaworu jest offline  
Stary 25-08-2017, 22:30   #10
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Ani chwili odpoczynku...


Tej nocy Exaltedzi zatrzymali się w karczmie “Pod Jesiotrem”, gdzie zamierzali się przespać. Karczma ta mieściła się w drewnianym budynku o grubych ścianach, na których wisiały wysuszone ryby i owoce morza - specjały, z których przybytek słynął. Nie brakło tu też mięsiw (choć były znacznie droższe) jak i dobrych trunków z Południa. Główna sala była zapełniona, zewsząd dobiegały odgłosy śmiechu i biesiadowania. Na piętrze znajdowały się pokoje, wyposażone we własne łazienki z wannami oraz miękkimi łóżkami z lekkimi, letnimi kołdrami i dużymi poduszkami. Bracia mieli podwójny pokój z dwoma osobnymi łóżkami, a tuż obok nich zatrzymał się Achmain.

Kiedy już Słoneczni zamierzali się kłaść, do ich pokoju zapukano. Gdy otworzyli, ujrzeli dziewkę służebną, która miała w swych dłoniach list.

- Przepraszam, ale jakiś pan kazał mi to do Was dostarczyć… - wyjaśniła, wręczając im kopertę i odchodząc. Gdy ją rozerwali, ujrzeli pochyłe, ładne pismo.

“Jestem wdzięczny za to, co dzisiaj zrobiliście. Byłbym zaszczycony, gdyby któreś z Was było moim czempionem. Przemyślcie to, jutro przed pojedynkiem znajdę Was i wtedy dajcie mi znać co ustaliliście.
Khalik Al-Malik”

- Coś się stało? - spytał Achmain, wychodząc ze swojego pokoju.

Aureus bez słowa pokazał Lunarowi liścik.

Dowiedziawszy się wszystkiego rzekł - Raczej nie byłoby uczciwie, gdybyśmy zostali championami

-Patrząc na historię tego kraju, oba wybory wydają się kiepskie. Jednakże dzisiejsze wydarzenia wzbudziły we mnie swego rodzaju sympatię do tego Khalika. Ostateczną decyzję czy go poprzeć, podejmę jutro. Zależnie od tego, do czego posunie się Shin. - Gwiazda Zaranna chciał też rozmówić się z pretendentem.

- To nie jest gra sportowa - odpowiedział olbrzym - Jestem Mosiężne Słońce, a Ty wczoraj wstawiłeś się razem z nami, dobrze kojarzę?

- Zaiste serce z mosiądzu, lecz w tej sprawie odbierzemy ludziom ich przyrodzone prawa. Nie my możemy decydować o człowieczym losie.

- Ważne jest nie to aby to było uczciwe, ale aby ludzie na tym dobrze wyszli. Chcąc, nie chcąc wplątaliśmy się w tutejszą politykę i jeśli status quo ulegnie zmiania to ich los stanie się naszą zasługą bądź winą. Na wojnie też stosuję wszystkie brudne sztuczki jakie znam, bo każda z nich, jeśli udana, to dziesiątki żyć moich chłopców.

-Achmainie, w tej sprawie nasza decyzja nie oznacza odebrania ludziom wyboru. - Podjął Aureus. - Al-Malik podjął decyzję by zwrócić się do nas o pomoc, miał takie prawo. My na podstawie tego co wiemy i jeszcze możemy się dowiedzieć, musimy z kolei zdecydować czy do jego prośby się przychylić, czy ją odrzucić. - Zrobił krótką pauzę. - Tutejsze bóstwa - podobnie jak większość żyjących w Kreacji, patrzą wyłącznie na swój interes, a Shin dobrze im płaci. Wspierają go, choć nie jest dobrym władcą. Na dodatek wyzyskują mieszkańców miasta. Myślisz że zaryzykują zachwianie swojej bezpiecznej, dobrze finansowanej pozycji? - Podzielił się z Lunarem częścią tego, czego zdołali się we dwóch dowiedzieć podczas swojego małego rekonesansu. - Niech Khalik przedstawi nam swoje racje, to jego wybór. Wtedy my dokonamy naszego wyboru. Sprawiedliwość nie zawsze oznacza uczciwą walkę, czasami trzeba wziąć sprawy we własne ręce.

- Tak czy siak… Udajmy się na spotkanie z Al-Malkiem - postanowił Mosiężne Słońce - Dopiero na nim zdecydujemy co robić. Jeśli chcesz Achmainie to czuj się zaproszony. Razem z nami wtedy broniłeś ludzkich żyć.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172