Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2017, 22:11   #1
 
Alchemiczny's Avatar
 
Reputacja: 1 Alchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znany
[Autorski, Trójlas] Rozgrywka

Wernyhora z Jęczydołów

Wioska Głuszyce była strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o znalezienie pracy i szacunku wśród lokalnej ludności. Znajdowała się na północnym-wschodzie Aleksandrii, na terenach spornych między wpływami miasta Gild-Aldenu, a własnościami okolicznej szlachty. Gdyby wieś znajdowała się nieco bardziej na południe, zapewne toczono by o nią spory, a sami wieśniacy byli zmuszeni podwójnie płacić podatki i podlegać władzy zarówno Gild-Aldenu, jak i wielkich rodów. Tak jednak nie było, gdyż Głuszyce zawdzięczały swoją nazwę słowu głusza. Z trzech stron otaczały ją bagna, zaś z czwartej gęsta knieja, przez którą próżno było przedzierać się z wierzchowcem. Ostatecznie, jak Aleksandria długa i szeroka, tak wszyscy jej mieszkańcy mięli ową wioseczkę głęboko w dupie. No, może prócz jej mieszkańców, którym jednak powodziło się... Całkiem nieźle. Była to dosyć mała społeczność utworzona głównie ze starców i parobków. Ich pociechy dawno ułożyły sobie życie gdzie indziej, dzięki czemu Głuszyce posiadały swój staroświecki, nieco sielankowy klimat.
W wiosce utrzymała się nawet wysłużona, jednopiętrowa karczma, gdzie przyjmowano strudzonych podróżnych, którzy czasami przybywali tu z wielkiego świata. Najczęściej byli to kupcy, zbieracze ziół bądź strażnicy na usługach któregoś ze szlachciców. Ci ostatni sprawdzali stan wsi co kwartał, jakby oczekując, że któregoś dnia jakiś bagienny demon wyłoni się z puszczy i powyrzyna wszystkich wieśniaków. Trzeba było jednak przyznać, że okazywali się przydatni. Przynosili wieści, a czasami handlowali też towarami, których próżno było szukać na bagnach.
Sama karczma nosiła nazwę Bagienica i miała do wynajęcia tylko jeden pokój. Kiedyś na piętrze był także drugi, jednak szybko zamieniono go na schowek. Karczmarzem okazał się łysiejący już staruszek z rodzaju tych, którzy posiadają całkiem pokaźny bęben oraz sumiasty wąs. Nazywano go tutaj Starym Gregorym, a przez powszechny szacunek miejscowych można by pomyśleć, że pełni on także rolę sołtysa. Ten zaszczyt przypadał jednak nie jemu, a jego bratu.
Osmarkula, gdyż tak nazywał się sołtys, był znacznie starszy od karczmarza. Białe, płowe włosy widać było już tylko w uszach i nosie, zaś łysinę zdobiły plamy wątrobowe i fałdy, zapewne powstałe od życia w wilgoci. Jego lewe oko było zakryte zaćmą, zaś prawe wciąż było czujne, spoglądające na Wernyhorę w sposób, w jaki spoglądać może jedynie oko prawdziwego weterana.
Sołtys nosił się tak, jak wypadało na jego funkcję. Biała koszula została dokładnie wykrochmalona, a jej rękawy ukrywały pod sobą sflaczałe mięśnie i wiszącą skórę. Na nią była zarzucona czarna, skórzana kamizelka z mosiężną, ciężką zapinką w kształcie berła. Była naprawdę stara i łatwo można było domyśleć się, że należała jeszcze do jego ojca. Był to swego rodzaju symbol pełnionej funkcji. Cały strój dopełniała wysłużona już, ale naostrzona ciupaga, na której staruszek się podpierał. Podpierał się nawet wtedy, gdy już usiadł przy drewnianym stole w karczmie, by porozmawiać z Wernyhorą w cztery oczy. Trudno było jednak o taką rozmowę, gdyż w pomieszczeniu zgromadziło się jeszcze osiem osób, wszystkie krzątające się i udające, że przyszły tu po coś innego, niż tylko wysłuchanie całej tej rozmowy.
- Siedemdziesiąt pięć -wycedził sołtys, uderzając drewnianym końcem ciupagi o podłogę z taką siłą, że stojący przed nim kompot zakołysał się w szklance.- Siedemdziesiąt pięć koron, nocleg, wyżywienie i połatanie ran, jeśli takie zostaną Ci zadane. Ani korony mniej!
Tłum poruszył się nerwowo, choć może było to tylko złudzenie. Niektórzy zakasłali ostrzegawczo bądź zakryli usta, by ukryć uśmiech. Odezwała się dopiero młoda kelnerka, do tej pory w ciszy zamiatająca podłogę i wyglądająca na zirytowaną taką ilością osób w jej miejscu pracy.
- Ani korony więcej, dziadku -poprawiła sołtysa, po czym klepnęła go delikatnie w plecy, by ten podniósł nogi do góry i pozwolił jej zamieść podłogę pod stolikiem.
- Ani korony więcej! -poprawił się szybko sołtys, po czym znów uderzył drewnianym końcem ciupagi i podłogę. Kelnerka przewróciła oczami.
Zlecenie nie wydawało się specjalnie trudne. Od wielu lat wieśniacy mięli problemy z dzikami w okolicy. Do tej pory jednak nie wychodziły poza bagna i lasy, co było utrapieniem u grzybiarzy oraz zbieraczy ziół, choć nie można było nazwać tego prawdziwym problemem. Ostatniej wiosny jednak zwierzęta stały się bardziej zuchwałe: wyłamywały ogrodzenia, podchodziły pod domu, wyjadały zasadzone warzywa oraz atakowały pasące się krowy. Cudem nikt jeszcze nie zginął pod ich racicami.
Groźbie trzeba było jednak zaradzić, więc wieśniacy zebrali śmiałków i posłali ich do lokalnego szlachcica, by ten wysłał do Głuszyc leśniczego. Leśniczy przyjechał, jednak nie na wiele się zdał. Ubił dwa większe okazy (które następnie kazał wieśniakom oskórować i przyrządzić, zaś mięso i skóry zabrał wyłącznie dla siebie) i zbadał okoliczne tereny. Natknął się tam na leżę Pradzika, którego sam nie miał zamiaru ruszać. Wyjścia były dwa: albo zatrudnić najemnego zabójcę potworów, albo napisać o sprawie do szlachciców i czekać, aż Ci zmobilizują kilkunastu gwardzistów do ubicia poczwary. Póki jednak nikt nie zginął, szanse na to drugie były naprawdę małe. Dlatego też znalazł się tu Wernyhora.
Pradziki nie były specjalnym wyzwaniem dla doświadczonego łowcy potworów. Gdy wataha dzików wyznaczała swojego przywódcę, ten mógł zmienić się w pradzika, jeśli przeżył odpowiednią ilość lat oraz choć raz w życiu skosztował ludzkiej krwi. Były to potwory z rodzaju wynaturzeń, powstawały na różne sposoby, a każdy okaz nieco różnił się od siebie. Zdarzały się więc pradziki naprawdę wielkie i demoniczne, mające na swoje posługi kruki, wiewiórki i inne pomniejsze zwierzęta (nie wspominając o całym stadzie dzików), zdarzały się przypadki bardzo odosobnionych pradzików, których ryk potrafił rzucić zły urok bądź czar, unieruchomić ofiarę, na którą szarżowały. Niektóre, by powstać, musiały wcześniej pożreć pokrzywy rosnące na zbiorowej mogile, ile zostały przemienione przez wiedźmy.
Z relacji wieśniaków i dokumentów, które zostawił leśniczy, a które Wernyhora właśnie miał przed sobą na stole (podobnie, jak kufel lokalnego piwa oraz niedojedzonego kurczaka) wynikało, że pradzik powstał w warunkach naturalnych, bez udziału osób trzecich. Ponadto miał swoje leże i dowodził stadu, jednak to nie zachowywało się jak zwarta grupa, a jedynie bez celu miotało się po moczarach, niekiedy trafiając przy tym na bardziej zamieszkałe tereny. Nie był więc silny. Przynajmniej nie na tyle, by wezwać całą watahę w razie walki. W gruncie rzeczy jednak, to było najgorsze z możliwych rozwiązań. Znacznie łatwiej można by pozbyć się problemu, po prostu podpalając jego leże, gdy znajdował się w środku. Ogłuszone i otumanione zwierze można było wówczas łatwo dobić jednym, celnym strzałem między oczy.
Oczywiście, prócz zapłaty od wieśniaków, każdy łowca potworów zbierał także łupy pochodzące od swojej zwierzyny łownej. Tutaj pozostawały jedynie wielkie zęby poczwary, które można było sprzedać bądź wykorzystać do wykonania jakiejś mikstury. Mięso przeklętych zwierząt nie nadawało się do jedzenia, z reguły bardzo szybko gniło, a zdarzały się nawet przypadki, że po śmierci takiej bestii całe jego ciało ulegało zamianie w pył. Nie można było uzyskać wtedy żadnych składników alchemicznych, jednak należało to do najbardziej satysfakcjonujących rzeczy, jakie ogląda się w życiu.


Senosha Oco-Ęnile

Lasy, w których urodziła się Senosha znajdowały się na północny-zachód od Gild-Aldenu, otaczały one ciasnym pierścieniem Wolne Miasto Kanandan, a Kolindra, najdłuższa i najszersza rzeka w Aleksandrii, przecinała je na tereny wschodnie i zachodnie. Te informacje nie obchodziły jednak klanu Oca, ani żadnego innego klanu szeli w okolicy.
Kanandan był pierwszym miastem, w którym Senosha postawiła swoje łapy. Okazało się jednak niezbyt interesujące. Karczm było tu mało, podróżników jeszcze mniej, a ludzi zainteresowanych jej opowieściami jak na lekarstwo. Zdecydowana większość społeczeństwa składała się z ludzi studiujących księgi, modlących się bądź powtarzających jakieś niezrozumiałe słowa i wymachujących przy tym patykami. Tylko niektórzy zwracali na szelę uwagę, jednak głównie po to, by zadawać jej nudne pytania i pisać notatki na temat jej umaszczenia, wyglądu i zachowania.
To przykre doświadczenie nie odciągnęło jednak Senoshy od zwiedzania. I dobrze, bowiem kilkanaście dni podróży na południowy-wschód znajdowało się miasto wręcz dla niej stworzone. Miasto rozpusty, kasyn, interesów i mafii! Miasto, które nigdy nie zasypiało, w którym można było stać się bogaczem bądź menelem w zaledwie dzień bądź dwa. Gild-Alden. O cudach tego miejsca można było rozprawiać godzinami, jednak należą one do innych opowieści.
W końcu nadszedł czas, w których Senosha opuściła miasto i udała się na wschód, idąc Szlakiem Amanda. W dawnych czasach, jak opowiadał szeli jeden kupiec, o pobieranie cła na tym szlaku toczono wojnę. Brzmiało to dosyć głupio, gdyż w obecnych czasach podróżowanie nie niosło ze sobą kosztów przy przekraczaniu granic. Sam jednak szlak był naprawdę długi i szeroki, utworzony z kocich łbów, a jak na dawne czasy, mógł naprawdę wywołać wojnę. W końcu... Kiedyś ludzie nie wiedzieli nawet, czym jest koło, prawda? Zatem walka o drogę z kocich łbów wydawała się całkiem uzasadniona. Tak przynajmniej mogłaby pomyśleć szela, gdyby interesowały ją minione już wieki.
Był to jeden z tych szlaków, przy których co rusz postawiona jest karczma, a światła ludzkich domów przysłaniają horyzont. Wedle informacji, jakie miała Senosha, za niedługo droga powinna rozwidlić się na dwa kierunku: północ (czyli kontynuacja Szlaku Amanda) i południe (udeptaną drogę do Allsendrow, starej stolicy Aleksandrii). Ten pierwszy prowadził do krajów krasnoludów i był zdecydowanie częściej używany, niż ten drugi. Allsendrow bowiem już dawno miało czasy swojej świetności za sobą. Obecnie większość domostw była tam na sprzedaż, a o znalezienie pracy były trudno. Miasto założono na terenach zamieszkanych kiedyś przez Starsze Rasy, które obecnie stanowiły większą część tamtejszej populacji. Folklor, lasy iglaste i starzy ludzie.
Czym dalej jednak na wschód się szło, tym bardziej zmieniało się otoczenie. Bujne lasy i wysokie drzewa ustępowały miejsca krzakom, skarlałym choinkom i ostrej trawie. Szerokie i płynące wolno rzeki zamieniły się w rwące strumienie pojawiające się nagle wśród skał. Sami ludzie także wyglądali inaczej. W Gild-Aldenie i wsiach położonych blisko miasta zdecydowaną większością byli Aleksandryjczycy. Tutaj równie łatwo co ich, można było spotkać niziołki, krasnoludów, gnomów bądź goblinów.
Dochodziło południe, gdy Senosha dotarła wreszcie do zajazdu Królewski nurt, którego szyld przedstawiał aleksandryjczyka i krasnoluda podających sobie ręce nad górskim strumieniem. Budynek miał aż trzy piętra i górował nad okolicą niczym niewielki zamek. Serwowano tutaj zimne napoje, wydawano posiłki, wynajmowano pokoje i stajnie dla koni. Ogólnie rzecz ujmując, zajmowano się wszystkim, czym zajmowano się w każdej szanującej się gospodzie.
Budynek był pokryty wapnem, które pomalowano na jasnożółty kolor. Przed wejściem stało dwóch wartowników: krasnoludów odzianych w skórzane pancerze i halabardy. Zdawali się jednak znacznie częściej pełnić rolę odźwiernych, niż ochroniarzy. Rozmawiali żywo z jakimś młodzieńcem ubranym w połyskliwą zbroję, w której na pewno się już zagotował, dzień był bowiem wyjątkowo ciepły.
- ...i na pewno nie widzieliście panny Jagódki? -pytał nerwowo młodzik, przeczesując dłonią spocone, rude włosy.
- Nie. Ale pełnimy służbę od rana. Może ktoś na nocnej zmianie ją widział. Spytajcie w środku.
Gdy rudowłosy chłopak wszedł do środka, jeden z krasnoludów wyciągnął zza pasa fajkę i zaczął napełniać ją tytoniem. Mruknął przy tym pod nosem:
- Kolejny zakochany głupiec...
Jakiś mężczyzna w białym czepku otworzył na rozcież okno na parterze, z którego natychmiast do nozdrzy Senoshy doleciał zapach smażonych pieczarek, jajecznicy, kaszanki i kilku innych potraw. Zajazd musiał wyglądać teraz bardzo zachęcająco. Prócz niego znajdowało się tutaj kilka domów, przed którymi stały niewielkie kramy z jedzeniem i jeden zakład szewski. Ludzie na szlaku nie wyglądali na takich, na których obecność szeli zrobiłaby wrażenie. Aleksandryjczycy i krasnoludy omijali ją wzrokiem, jakby mówiąc sobie w myślach: "nie będę się gapił, bo ktoś jeszcze pomyśli, że jestem rasistą". Inaczej było z dziećmi, które biegały za trzymanym przez jedną, pyzatą dziewczynkę latawcem i przystanęły nagle z rozdziawionymi buziami, spoglądając na istotę z lasu. Do grona osób, które się jej przyglądały, można było zaliczyć także posuniętego w latach goblina kiwającego się na krześle bujanym i mającym taką minę, jakby ktoś kazał mu wąchać gówno. Nie była to jednak sprawka Senoshy. Większość posuniętych w latach goblinów jest doszczętnie skwaszona i ma właśnie taką minę.
Gdzieś obok minął ją wóz zaprzężony w dwie białe, masywne kozy z grubymi, zakrzywionymi rogami. Łatwo można było się domyślić, że są to zwierzęta hodowane przez krasnoludów, by poruszać się wśród nieco mniej gościnnych i płaskich drogach, niż ta. Na koźle siedział jednak nie krasnolud, a gnom. Nieco wyższy od krasnoluda bądź niziołka, ale niższy od aleksandryjczyka bądź elfa. Z nieco purpurową, okrągłą twarzą i kartoflowatym nosem. Uszy zaś miał odstające. Gdyby kartofle bądź ziemniaki zamieniły się nagle w ludzi, zapewne wyglądałyby właśnie tak, jak gnomy. I zachowywały się tak, jak gnomy. Ten tutaj pociągnął nieprzyjemnie nosem i splunął czymś zielonym dosyć blisko łap szeli. Na wozie miał zestawy garnków i słoików (zapewne na sprzedaż) oraz drewniany, półmetrowy posążek starej, brzydkiej baby. Zapewne jego żony. Bądź jakiegoś bóstwa, choć Senosha nie mogła go skojarzyć.
Podział religijny w Trójlesie był stosunkowo prosty. Wszyscy bogowie wywodzili się z Mitologii Trójlasu i wszystkich uważano za prawdziwych. Wydawałoby się, że ten powód jest dostatecznie dobry, by nie wywoływać wojen na tymże tle, jednak tak nie było. Bowiem niektórzy bogowie muszą być lepsi od innych, a ich wyznawcy podkreślić to poprzez mordowanie innowierców. To na szczęście nie zdarzało się już od dawna. Złote Elfy czciły Elohne, która odpowiadała za naturę i życie, a na każdym swoim posągu bądź miała naprawdę duże cycki. Krasnoludy Helma i swojego mesjasza, Torlofa. Aleksandryjczycy wybrali Varrosa, którego kościoły znajdowały się w każdej dzielnicy każdego miasta i zrzeszały parafian do copiątkowych mszy ku jego czci. A inni bogowie? Szele czciły Kalep, boginię matkę. Należała ona do kanonu Mitologii Trójlasu, choć niewielu oddawało jej już cześć. Można jednak było o niej mówić przy ludzkich kapłanach i nie dostawać za to po głowie pałką, a to już coś.
 

Ostatnio edytowane przez Alchemiczny : 22-07-2017 o 23:16.
Alchemiczny jest offline  
Stary 23-07-2017, 21:07   #2
Oko
 
Oko's Avatar
 
Reputacja: 1 Oko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputację
Tak, ten odpis nie ma z tym nic wspólnego., w sensie z pochodzeniem Senoshy. Kiedy była pytana o pochodzenie odpowiadała cokolwiek,z a każdym razem inaczej, często dwa razy inaczej tej samej osobie, niemniej szele rządzą się swoimi prawami. I uważają, że każdy powinien to wiedzieć. Poza tym cóż to za niedorzeczne pytanie – skąd pochodzisz, gdzie się urodziłaś? Co to wnosi do rozmowy! Czemu ikt jej nie pyta jaki jest jej ulubiony kolor, albo co lubi jeść. Co za nieżyciowe ludzie te ssaki!
Ważne są inne rzeczy. Karczmy na przykład. Miasta jak miasta, maja swoje zady i walety, jak wszystko. Karczmy – karczmy jednak! Bo niebywałym było to dla szeli ze żyją ludzie na ulicach i nie zwracają na siebie uwagi, zajęci swoimi indywidualnymi egzystencjami. Trzeba karczm dopiero by zaczęli ze sobą rozmawiać. Mądra jaszczura pojęła to w lot. Karczma – to było z resztą jednym z pierwszych słów jakie poznała we wspólnym. Bo pierwszym słowem była kuśka, a potem dupa.
I ciekaw czemu potem chcieli ja zgwałcić? No nie żeby się nie puszczała – oczywistym to było, jednak – trochę ją to wtedy zaskoczyło.
Ale to było wtedy.
- Królewski… Nurt… - zaćwierkała, przekrzywiając łepek, patrzał na szyld. Tak, nauczyła się składać literki, szele miały doskonały słuch a więc naturalne predyspozycje do czytania.
- Nurt. Nurt Kurewski. - tak, czasem zdarzały się pomyłki. Ale tak jej się bardziej spodobało. W Kurewskim Nurcie musi być wesoło.
- Ale pieknie pachnie. Senosha rada jest zatopić ząbki w chlubnych efektach waszych polowań. Odwdzięczy się pieśnią niejedną… - ni to do siebie ni to do ochroniarzy przy drzwiach gadać zaczęłą, wdzięcząc się i szeleszcząc ozdobami w grzywie. Jak to szela.
- Rozstąpcie się posiągi chwalebne. Sebnosha wchodzi do Kurweskiego Nurtu!
 
Oko jest offline  
Stary 23-07-2017, 22:30   #3
 
Alchemiczny's Avatar
 
Reputacja: 1 Alchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znany
Senosha Oco-Ęnile

Dwóch krasnoludów zacisnęło w dłoniach swoje halabardy, gdy szela przystąpiła do nich w celu wejścia do środka, mamrocząc przy tym pod nosem. Jasnym było, że nie bardzo wiedzą, jak mają zachować się w takiej sytuacji. Z jednej strony w okolicy była masa odmieńców i przedstawicieli starszych ras, a nieszanowanie którejś z nich było surowo zakazane. Z drugiej zaś strony- musieli widzieć takie stworzenie pierwszy raz w życiu.
Drzwi do karczmy były dosyć duże i szeroko otwarte- można było zajrzeć przez nie do środka bądź na odwrót, jeśli akurat było się wewnątrz. Niespodziewany ruch halabard zainteresował kogoś na sali, kto na pierwszy rzut oka mógł zostać wzięty za kelnera. Zatrzymał się on w pół kroku i przyjrzał się Senoshie z wyrazem niepewności na twarzy. Po chwili jednak zdecydowanym krokiem podszedł do krasnoludów i chwycił starszego z nich (który wciąż miał w ustach fajkę) za ramię.*
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzacie i zanadto nie narzucacie się naszym gościom? -spytał ów człowiek wyglądający na kelnera.
Jeśli chodzi o karczmy w Aleksandrii, były one tak różnorodne, jak Trójlas. Można było więc wyróżnić te, w których kelnerkami są młode dziewczyny z dużymi dekoltami, później te, w których kelner, kucharz, zarządca i pokojówka, to ta sama osoba oraz te, w których kelnerzy noszą czarne, eleganckie buty, mają na sobie obcisłe kamizelki oraz spodnie, a zapach wody kolońskiej bije od nich na kilka metrów. Królewski nurt należał do tego trzeciego worka.
- Pan Coronel... Ten tutaj... Ta... To stworzenie... Wydaje mi się, że nie należy do czysto rozumnych ras. To raczej podchodzi pod potwora... Włosienicę, albo rodzaj jakiejś Baby Bagiennej... Może mutant. W Belegardzie takich... -ostatnie zdanie krasnolud zaczął z nową siłą w głosie i zdawać by się mogło, że mógłby przekonać do swoich racji aleksandryjczyka w czarnej kamizelce, gdyby go nie wypowiedział.
- Jednakże nie jesteśmy w Belegardzie, panie Swoom. Byłbym też rad, gdyby pan o tym pamiętał. Mój zajazd od odznacza się nienagannym traktowaniem swoich gości i zdecydowanie wolałbym, by dwójka nadgorliwych odźwiernych nie zaprzepaściła ponad stuletniej tradycji. To jasne, panie Swoom? -choć w słowach Coronela trudno było nie dopatrzyć się wyrzutu, ten ani razu nie podniósł głosu.
- Tak, chyba tak... -odparł cicho krasnolud, po czym opuścił halabardę i zrobił przejście dla szeli.
Za plecami Senoshy zrobiło się małe zamieszanie. Zrozumiałym było, że musiała je wywołać reakcja strażników na szelę i wtrącenie się właściciela zajazdu. Co jednak szemrali ludzie? Stali po jej stronie? Woleli wyrzucić ją poza tereny zamieszkałe? A może spiskowali, jak ukraść jej koraliki? Tego szela nie mogła już usłyszeć.**
Wnętrze przybytku było ogromne, a składała się na nie jedna, wielka sala bankietowa, w której poukładano rzędami okrągłe, niewielkie stoliki, przy których mogły usiąść maksymalnie cztery osoby. Większość z nich była pozajmowana przed aleksandryjczyków i krasnoludów, którzy wyglądali na podróżnych kupców z wyższych sfer. Tu i ówdzie można było dostrzec damy w gorsetach i z wachlarzami w dłoni, które chichotały i opowiadały sobie dworskie plotki. Wszędzie kręcili się kelnerzy z tacami wypełnionymi szkłem i ceramiką, nie było miejsca na drewniane kufle. Przy jednej ze ścian znajdował się długi bar z trzema barmanami (co ciekawe, każdy z nich był złotem elfem). Przed nim stał ów rudowłosy młodzieniec w zbroi.
- ...ale na pewno tutaj musiała się zatrzymać. Jak już mówiłem, jestem jej narzeczonym, jej ojciec obiecał mi jej rękę. To dostateczny powód, który upoważnia mnie do sprawdzenia księgi gości! -wołał chłopak bardziej rozpaczliwym, niźli pewnym siebie głosem.
- Przykro mi, jednak nie jesteśmy upoważnieni do okazywania naszej dokumentacji bez zgody właściciela. Mogę go wezwać, jednak obawiam się, że... -tłumaczył barman aksamitnym głosem, był to zdecydowanie wyuczony tekst.
- W takim razie proszę go wezwać! -chłopak uderzył pięścią w stół.
Coronel ukłonił się Senoshie pospiesznie, po czym eleganckim, ale nieco zbyt szybkim krokiem zaprowadził ją do jednego z wolnych stolików. Kilku gości zwróciło na szelę swoje spojrzenie, jednak ich oczy błądziły też na rudowłosego chłopaka. Tak, jakby nie mogli się zdecydować, który incydent zapewni im więcej emocji.
- Zaraz ktoś do pana podejdzie... -rzekł na odchodne właściciel zajazdu, po czym szybkim krokiem skierował się w stronę chłopca przy barze. Tam zaczął z nim rozmowę, już znacznie cichszą. Po minie rudowłosego można było wnieść, że jest na przegranej pozycji.
- Napije się pan wody? -pytanie padło niespodziewanie, z prawej strony szeli.
Przed Senoshą stała aleksandryjka, na oko dwudziestokilkuletnia, z rodzaju tych niskich, ale zbitych. Duże piersi opinała biała koszula i czarna kamizelka, podobnie jak resztę ciała. W dłoniach trzymała czarne, długie pióro i podkładkę do pisania. Widać było, że czeka na polecenia i ma zamiar wzorowo wypełnić swoje obowiązki.


***

Rzuty:

Senosha Oco-Ęnile
* Czynność: Pierwsze wrażenie na Coronelu ; Zdolność/Cecha: Charyzma ;
Próg wykonania: 70% ; Modyfikatory: Brak ; Wynik: 24 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479414
** Czynność: Podsłuchanie rozmów ; Zdolność/Cecha: Percepcja ; Próg wykonania: 70% ; Modyfikatory:
Brak ; Wynik: 80 (porażka)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ; ID: 479415

 
Alchemiczny jest offline  
Stary 25-07-2017, 17:51   #4
Oko
 
Oko's Avatar
 
Reputacja: 1 Oko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputację
- A coż tacy zapatrzeni? Ładnam ja wam? Mozecie dziś wieczorem posłuchać mojego śpiewu. Senosha obiecuje być zalana w trupa i dać wam coś miłego. Artystycznie. Senosha lubi wasze brody. - tak, trakjotala, jak to szela, przestępując zwodniczo z łapki na łapkę, jak jakiś mały, potulny zwierzak, co doskonale maskowało wrodzoną krwiożerczość tego gatunku. W większym mieście każdy znal kogoś kto był pogryziony/napadnięty/zgwałcony przez szele.
Panom krasnoludom trzeba przyznać jednak rację w ich zmieszaniu: po szeli nie widać często płci i wieku, a często nawet nie sposób odróżnić od zwierzęca, bo niektóre doskonale się bawią, udając takowe. Zwierzęta znaczy. Udając zwierzęta.
- My rozmawiamy, panie. - Kiedy z wnętrza Kurewskiego nurtu wyszedł mężczyzna, Senosha przekrzywiła łepek a potem ukłoniła się, uginając przednią łapę. Podziękowała w ten sposób za wstawienie się – choć rzecz jasna mogłaby poradzić sobie sama! A jakże! Do karczmy wbila dostojnym kłusem, wprawiającym w miarowe falowanie jej bujnej, opadającej na obie strony szyi grzywy. Jak i szuranie koralików.
- Gorących dni i długich nocy, dzęntelistoty! - przywitala się,z walniajac kroku, stawiając dumnie przednie łapy w szlachetnym ruchu, omiatając dechy szczecinami nadgarstkowymi. Zatrzymawszy się na środku, ogonem jak biczem strzeliła, rozprostowując na nim włoś, a pokaz ten bez wątpienia służyć miał pokazaniu swojego zwierzęcego, pierwotnego piękna – niezależnie od poczucia estetyki. Ale patrzeć nikt nie kazał, choć spojrzenia czuła., Nie będąc istotą niesmiałą ani wycofaną, zdawała się radować z owej atencji.
- Niosły mnie do was drogi dalekie, kręte, pełne baśni i przygód. Kalep wszechmogąca, podnosząca mi słońce co rano wskazała mi jedyną najjaśniejszą ścieżkę do najwspanialszego przybytku w caaaaałym Trójlesie! - usiadłszy na zadzie przybrała pozycję pionową i rozłożyła na boki długie ramiona.
- Calutkim. Pierwej jednak napić się należy. Trzeba nawet. Stado Senoshy powiada: jak się jest w oberży to napić się należy. A jak się jest przed norą to napić się należy!
Ponownie opadłszy na cztery łapy, już radośnie, z zadartym ogonkiem, skocznym kłusikiem przydwefiladowała do lady. Tam jednak zwolniła nico, tracąc animusz, a wachlarze jej uszu pochyliły się do przodyu I nie dlatego że ją to interesowało – niiieeee. Ale mówili takim konspiracyjnym głosem – to się samo podsłuchuje, nie da się inaczej! Przekrzywiwszy łeb popatrzyła na tego narzeczonego, który koniecznie chciał zobaczyć papier na którym głupie ssaki zapisują kto śpi w danym miejscu. Gdyby szele tak robiły to by chyba w życiu nic nie robiły. No przecież wiadomo,ze jak ktoś zrobi imprezę z alkoholem, to ma całą norę szel. Raz nawet ktoś się udusił – Senosha pamięta tą historię. Aaaale – ważne ze nie ona!
Wtem jakiś głos odwrócił jej uwagę. Kelnerka. Wzięłą go za samca, ale dziś szela była samicą. Odwrociła się zatem rpzodem do dziewki i ukłoniła jej – niby to ukłon, ale z taką pewnością siebie i dworskoscią.
- Jam jest księżna Kala’kitarisu, dziewiąta córka Sułtana Gwieździstego Grodu. - zadarła dumnie łeb.
- Ugość mnie miodem pitnym oraz tuzinem surowych jaj. To tradycja naszego szlachetnego rodu!
 
Oko jest offline  
Stary 25-07-2017, 20:15   #5
 
Alchemiczny's Avatar
 
Reputacja: 1 Alchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znany
Senosha Oco-Ęnile

Już po kilku chwilach dla gości zajazdu stało się jasne, że szela do skromnych nie należy. Tych zaś, którzy lubili zamieszanie, mógł ucieszyć fakt, że nowoprzybyła postawiła spędzić swój czas przy barze: obok rudowłosego rycerza, który ewidentnie mógł sprawić kłopoty personelowi. Senosha nadstawiła więc ucha i bez problemu usłyszała niemalże całą rozmowę, choć ze zrozumieniem mogło być różnie.*
- ...ale pan musi zrozumieć, że jesteśmy zaręczeni, jej rodzina... -starał się tłumaczyć chłopak, podczas gdy Coronel wchodził mu w pół słowa, starając się zakończyć rozmowę.
- Niemniej, nie ma pan dokumentu. Bez papieru mam związane ręce. Takie są prawa pogranicza -tłumaczył mężczyzna.
- Tak, już pan to mówił, ale... Tak, wiem, że to nic... Och... Gdyby to działo się w pierwszej lepszej tawernie w całej reszcie Aleksandrii, sprawa byłaby już załatwiona! -ostatnie zdanie niemal wykrzyknął rudowłosy, co skutecznie uciszyło większość głosów przy stolikach. Przynajmniej na pewien czas.
Coronel wzruszył tylko ramionami i rzucił kilka słów w kierunku jednego z barmanów. Ten wyjął spod lady niską, ale szeroką szklankę w kształcie sześcianu, po czym wrzucił do środka dwie kostki lodu i nalał jakiegoś ciemnozłotego płynu, tak do jednej czwartej pojemności.
- Na koszt naszego zajazdu -rzucił jeszcze właściciel przybytku, nim udał się gdzieś poza bar, zająć się swoimi sprawami.
Nim szela zdążyła na to wszystko zareagować bądź po prostu skomentować na cały głos, obok niej dało się słyszeć głos kelnerki. Po chwili dziewczyna stała już jak wryta, patrząc na Senoshę okrągłymi, dużymi oczami. Widać było, że nie wierzy w ani jedno jej słowo i zastanawia się, czy ma naprawdę przynieść jej surowe jajka.**
- Pani... Kala... Kitarisu... Rozumiem... -zanotowała szybko, choć w jej głosie brzmiał mocny sarkazm.- Proszę zostać przy barze, zaraz przyniesiemy pani... Jajka...
Ostatnie słowo dziewczyna wymówiła niemalże z wyzwaniem, posyłając w ten sposób niemy komunikat: "ciekawe co zrobisz, jak naprawdę Ci je przyniosę". Po chwili stuknęła jednak piórem o blat, zwracając na siebie uwagę barmana. Rzuciła do niego kilka słów, po czym zniknęła na rozdzielni kelnerskiej.
Po chwili przed szelą pojawiło się niewielkie, szklane naczynie w kształcie odwróconego, podłużnego stożka, które mogło pomieścić jakiś litr napoju. Elf zza lady wyciągnął także dzban, z którego nalał do naczynia miodu pitnego. Jego zapach rozniósł się na kilka metrów.
W tym samym czasie dało się słyszeć stuknięcie szkła: to rudowłosy odstawił gwałtownie pozbawioną już ciemnozłotego płynu szklankę na blat. Odetchnął przeciągle, a na jego twarzy zaczęły pojawiać się wypieki.
- I co ja mam teraz zrobić? Zostać tutaj? A jeżeli Jagódka się tu nie zatrzymała i pojechała gdzieś dalej? Czy zostać i mieć nadzieję, że jednak tu jest? -mężczyzna zapatrzył się w przestrzeń, jakby nie dostrzegając szeli, która siedziała tylko dwa stołki od niego.
- Pani jajka -odezwała się kelnerka, która zdążyła przynieść już z kuchni dwanaście świeżych jajek i ułożyć je ładnie w niewielkim, nieco świątecznie wyglądającym koszyku.
Zarówno jajka, jak i miód pitny, prezentowały się nienagannie i smakowały zapewne tak samo. Kulinarny instynkt szeli podpowiadał jej, że czegokolwiek by sobie tutaj nie zażyczyła, dostanie to w najwyższej jakości. No, może nie czegokolwiek, jednakże na pewno było tutaj sporo przysmaków.***
Z tego miejsca można było lepiej przyjrzeć się całemu wystrojowi zajazdu i osobom siedzącym przy stolikach, a także tym obsługującym gości. Wszystko wyglądało tutaj bardzo nowocześnie: ściana po lewej od wejścia, wychodząca na wschód, była niemalże w całości wypełniona dużymi oknami o grubych, ale bardzo czystych szybach, przez które padało światło słońca. Przelewało się ono przez białe firanki, które były ładnie związane przy framugach okien. Sufit był ustawiony wysoko, wisiały na nim cztery duże, posrebrzane żyrandole, z których spływały jasne kryształy górskie. W sali były także trzy ozdobne, duże i wysokie kominki, które musiały dostarczać ciepła podczas zimy. Teraz były puste, martwe, ale udekorowane kwiatami. Było to zdecydowanie prestiżowe miejsce, którego utrzymanie musiało sporo kosztować. Niepokojącym było to, że kelnerka póki co nie zamknęła jeszcze rachunku szeli. Byleby nie okazało się tylko, że za dwanaście jajek i szklany dzbanek miodu nie musiała zapłacić krocia.

***

Rzuty:

Senosha Oco-Ęnile
* Czynność: Podsłuchanie rozmowy ; Zdolność/Cecha: Percepcja ;
Próg wykonania: 70% ; Modyfikatory: Brak ; Wynik: 56 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479667
** Czynność: Przekonanie kelnerki do kłamstwa ; Zdolność/Cecha: Retoryka (cha, in) ;
Próg wykonania: 35% ; Modyfikatory: Poziom Trudności III (-50%) ; Wynik: 40 (porażka)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479665
*** Czynność: Zdefiniowanie jakości miodu i jaj ; Zdolność/Cecha: Kulinaria (pe, sze) ;
Próg wykonania: 95% ; Modyfikatory: Poziom Trudności I (0%) ; Wynik: 40 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479666

 
Alchemiczny jest offline  
Stary 27-07-2017, 03:46   #6
 
Szprotka's Avatar
 
Reputacja: 1 Szprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodzeSzprotka jest na bardzo dobrej drodze
Wernyhora z Jęczydołów

Kilka dni zajęło Wernyhorze znalezienie cywilizacji, nikt bowiem nie chciał osiedlać się przy granicach, ze względu na ich częste zmiany. Głuszyce przypominały Wernyhorze jego rodzimą miejscowość, głębokie wilgotne od bagien powietrze, jak i gesty ciemny las. Łowca rzadko ma napady zdziwienia, jak i głębokiego przemyślenia, lecz gdy zobaczył samych starych ludzi w wiosce, stracił swój mentalny powrót do ojczyzny. W Jęczydołach nie było starych ludzi, zniedołężniali zazwyczaj woleli zginać na polowaniu, jak przystało na prawdziwego krossa.
- Ludzie i ich słabości-powiedział pod nosem, wchodząc do karczmy.
Prawie od razu po zawitaniu w progu przyszedł burmistrz z ofertą ubicia pradzika. Po zagoszczeniu przy stoliku usiadł i wyjął dwa topory uwierające go w tyłek, położył na stole i oparł się wygodnie, prawie od razu sięgając po piwo. Wernyhora ,jak przystało na łowcę musi się ruszać, od prawie tygodnia nic nie zabił, nie wspominając o chędożeniu . Zapłata jaką oferował starzec była optymalna jak za takie zlecenie. Oczywiście Stary Kross, musi zostać zapamiętany w nowo poznanej mieścinie, zazwyczaj robi to z "dogłębną" precyzją. Osmarkula czekał na zdanie Wernyhory, ten nie przejmując się czekającym starcem oraz gapiami pił i dojadał kurczaka, wtem przyszła kelnerka z miotłą, żeby pozamiatać akurat pod stołem, gdzie siedział najbardziej męski okazie jaki kiedykolwiek postawił stopę na ziemiach Aleksandrii. Kross najpierw patrzył się na nią swym martwym spojrzeniem, następnie wstał, gdy kelnerka poprawiła przejęzyczenie burmistrza, ten klepnął ją w pośladek popijając przy tym piwo. Ten incydent przypomniał Krossowi historię sprzed paru lat. Stał w karczmie po prawie półrocznej gonitwie za ostroszczygiem, cholerne konio-podobne bestie ze skórą jaszczurki. Włosy miał tak długie, że sięgały mu do bioder w dodatku były prosto po umyciu. Biedny stary pijak pomylił sobie panienkę z napompowanym testosteronem motorem chaosu, biedak klepnął go w pośladek. Trzy dni zajęło sprzątanie jego kału, wymiocin i zniszczonych mebli. Jednak tutaj role są odwrócone, dziewczyna wie, że jeśli Wernyhora zażyczy sobie zapłatę jej ciałem, burmistrz się zgodzi, ponieważ nie będzie musiał płacić, a dzik zostanie ubity, co mu tam po jakieś kelnerce.
- To brak szacunku upominać starszych...- powiedział z męską chrypką oraz lekko przyduszonym głosem. Chęć chędożenia stała się tak wielka, jak nacisk w jego spodniach. Normalny człowiek krył by się z tym, lecz nie Wielki Łowczy.
-Przyjmuję zlecenie, lecz chciałbym tą młodą do mnie jutro, ktoś musi wyczyścić pancerz po polowaniu.- tutaj każde słowo było wypowiedziane z mroźno-martwym tonem, bardziej brzmiało jak rozkaz, niż zwykłe zdanie.
Wernyhora dopił piwo, przejechał oczyma po każdym z gapiów i wyszedł. Z dokładną lokacją leża nie ma problemu, zostało ono znalezione przez leśniczego. Jeden strzał z kołkownicy w łeb powinien wystarczyć, zawsze jednak może się coś wydarzyć, sam Wernyhora wiedział o tym najlepiej. Zaraz po opuszczeniu Głuszyc, wyłączył się, wsłuchał w szum lasu, poprawił sprzączki od kirysu i dostroił kołkownicę
- Jak ja to lubię- powiedział sam do siebie i ruszył wprost do pradzika.
 

Ostatnio edytowane przez Szprotka : 27-07-2017 o 04:01.
Szprotka jest offline  
Stary 30-07-2017, 16:04   #7
Oko
 
Oko's Avatar
 
Reputacja: 1 Oko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputacjęOko ma wspaniałą reputację
Najważniejszym i nie podlegającym dyskusji był niestety fakt, ze empatyczna i uczuciowa Senosha nie mogła mieć Jagódki bardziej w dupie niż miała teraz, jednak, jak stare przysłowie szel mówi – co się zobaczyło to się już nie odzobaczy, i tak samo ze słyszeniem– się nieodusłyszy.
Takoż chcąc czy nie chcąc, musiała to słyszeć, czekając na swoje jajka. Widać, ze nikt tu się na szelach nie zna. Surowe jajka to przysmak! Tak samo jak surowe mięso. Szele to tak pierwotna rasa, że już bardziej się nie da. Choć – patrząc po niektórych, to można by powiedzieć, ze są tak tępe że nie opanowały sztuki gotowania. Tak też być może, jednak – z survivalowego punktu widzenia szele wygrywali.
Kiedy dostała zamówienie, pierwej się miodu napiła, ale mając na względzie klasę lokalu – nie beknęła. Widzicie tępe ssaki jak ja was szanuję – pomyślała, oblizując zwierzęce wargi długim, mechatym jak skórka brzoskwini, językiem. Obok niej rudzielec się pruł o jakieś dokumenty. Oj głupie, głupie te ludzie wszystkich odmian, naprawdę. Głupie po stokroć.
Postanowiła usadowić się przy ladzie i wskoczyła na krzesło, po czym usiadła na nim jak kot – dupą i stopami. Sięgnęła przednią łapą po jajko i wrzuciła je do paszczy ostentacyjnie, by wszyscy widzieli. A także to, jak sciągnęła mięśnie szyi i widać było jak jajko przesuwa się przez gardziel i na pewnym etap[ie pęka. To ten moment kiedy szela czuje największą przyjemność. Aż jej się grzywa nastroszyła.
- Na szczątki mego dziada paladyna, ale dobre jajka!
Rozejrzała się czy nikt na nią nie patrzy, machnęła łbem i pacnęła rycerza w bok.
- Ależ ty durny, ty ryżu pacanie. Widzisz te dupę, o tam? - skierowała pysk w stronę kelnerki która zbierała od niej zamówienie.
- Zawołaj ją na osobności i złotem podsyp. Przyniesie ci co chcesz prędzej niż się posrasz po śledziach z Kapselkach. Senosha dobrze radzi. - skinęła sama sobie łbem, racząc się kolejnym jajkiem. A co bezie, jeśli się okaże że te jajka warte są więcej niż jej skóra? A co jej mogą zrobić, najwyżej na kopach wywalą! W sumie to – zazwyczaj tak praktykowała. No chyba ze karczma była warta dalszych odwiedzin. Wtedy dawała dupy.
- Tylko ze teraz musisz uważać na szefa. Narobiłeś takiego rabanu ze nawet wszy w brodach tych karłów przed drzwiami wiedza o tych zamiarach
 
Oko jest offline  
Stary 30-07-2017, 18:52   #8
 
Alchemiczny's Avatar
 
Reputacja: 1 Alchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znanyAlchemiczny wkrótce będzie znany
Wernyhora z Jęczydołów

Ludzie w karczmie patrzyli na Wernyhorę w ten sam sposób, w który patrzyliby na pradzika, gdyby ten postanowił zjeść obiad w ich karczmie. Łowca był bowiem krossem, reprezentował rasę zrodzoną z połączenia krasnoludów i elfów. Nie było ich wielu na świecie, a ci, którzy byli, zamieszkiwali Avantrio bądź jego okolice. To zaś znajdowało się daleko na zachód od Aleksandrii.
Nikogo nie dziwiło, że w sprawie potworów bądź innych bestii zwracano się właśnie do nich. Przedstawiciele tej rasy zasłynęli bowiem ze swojej sztuki łowieckiej, w której nie mieli sobie równych, niezależnie od części świata, w jakiej się znajdowali. Większość ludzi traktowała ich z szacunkiem, zaś inni po prostu się ich bali. Ci tutaj wyglądali na takich, którzy jeszcze nie zdecydowali, której z tych opcji ulec. Nie było jednak mowy o wybraniu czegoś innego: zaprzyjaźnieniu się bądź wrogości. Nie, zdecydowanie nie było o tym mowy.
Wszyscy z napięciem czekali na słowa łowcy potworów, który ani razu nie dał im do zrozumienia, że w ogóle słucha. Wśród szeptów i szmerów dało się usłyszeć wątpliwości mieszkańców Głuszyc wobec jego słuchu. W końcu jednak odpowiedź padła, choć bynajmniej nie skierowana ani do sołtysa, ani do tłumu gapiów. Kelnerka pisnęła głośno i urywanie, gdy kross klepnął ją w pośladek. Spojrzała na niego dużymi oczami, w których dostrzec można było lęk, zmieszanie oraz wyrzut.
Osmarkula położył zmarszczoną dłoń na swoim podbródku i przetarł go, zastanawiając się nad słowami łowcy potworów. Dało się zobaczyć na jego twarzy konsternację, jakby rozważał, czy nie podał zbyt dużej ceny, czy być może Wernyhora nie zgodziłby się na mniejszą stawkę i co zrobi, jeśli taką by mu teraz zaproponować. W końcu jednak ciupaga uderzyła o podłogę jeszcze raz.*
- Niech będzie! -wycedził głośniej, niż trzeba było. Po chwili machnął też lekceważąco ręką.- Dziewczyna wyczyści pancerz, o to się nie martwcie.
Wśród gapiów słychać było szmery. Większość osób zerkała nieufnie na dwa topory zabójcy potworów i całość jego ekwipunku. Prócz oczywistego strachu, dało się zobaczyć także zadowolenie w ich oczach. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w końcu pozbędą się problemu z dzikami, a ich życie wróci do normy.
Można było rzec, że mokradła graniczyły z wioską tak ściśle, iż postawienie w pobliżu kolejnej chałupy byłoby niemożliwe. Podążając szlakami, które zanotował leśniczy, Wernyhora bez problemu odnalazł ślady dzików i wytropił przywódcę ich stada.** Po drodze nie czekały go żadne przykre niespodzianki, a sprawne oko łowcy potworów pozwoliło mu dojrzeć kilka łań i zajęcy. Zastawienie tutaj sideł mogło zaowocować zdobyczą. Podobnie sprawa miała się z roślinnością: bagienne zioła porastały większą część moczarów.
Leże pradzika było stosunkowo niewielkie, biorąc pod uwagę rozmiary zwierzęta. Umiejscowione było pod wiekową, wymierającą powoli wierzbą płaczącą. Ziemia i korzenie walały się tutaj w nieładzie, raz po raz pozwalając dostrzec pod sobą kości zwierząt. Była to zdecydowanie najsuchsza część moczarów. Pod stopami Wernyhory szeleścił chrust, liście i gałązki krzaków ostrężyn, których było tutaj pełno, podobnie jak cierni. W powietrzu unosił się zapach padliny i rozkładu.
Zwierzę, a raczej potwór, już czekało na Wernyhorę. Nie było mowy o zaskoczeniu go.*** Był on sporo większy od zwykłego dzika, zarówno jego sierść, jak i oczy, były całkowicie białe. W niektórych miejscach jego ciała można było zauważyć braki owłosienia i niezdrową, chropowatą skórę stworzenia. Kieł był tylko jeden- prawy. Ten lewy musiał stracić w jakimś starciu bądź wypadł mu ze starości bądź jakiejś mrocznej choroby, która toczyła jego ciało. Chwilę stał przed łowcą potworów, chwiejąc się na boki, po czym dwa razy poskrobał racicą ziemię pod sobą i w jednej chwili ruszył do szarży.


Senosha Oco-Ęnile

Kelnerka, podobnie jak i większość osób w karczmie, przyglądała się temu, jak Senosha konsumuje jajka. Wzdrygnęła się, gdy to pękło w jej przełyku, a następnie speszona wróciła do swoich obowiązków, modląc się w duchu, by stworzenie więcej jej już nie zaczepiało. Jej modlitwy się spełniły, gdyż szela postanowiła zaczepić rudzielca. Ten aż podskoczył na krześle, gdy poczuł szturchnięcie w bok. Później długą chwilę patrzył na Senoshę nieobecnym wzrokiem.
- Przepraszam...? -Ni to spytał, ni skomentował słowa stworzenia.
Ewidentnie był z gatunku tych, którzy w ogóle nie używają słowa "dupa". A za nazwanie w ten sposób kobiety chwytają do ręki broń. Teraz jednak zdawał się zbyt pochłonięty własnymi problemami, by zwracać na to uwagę. Przeczesał dłonią (zakutą w rycerską, stalową rękawicę) zmierzwione włosy, po czym zdecydował się usiąść bliżej szeli.
- Wybacz, nie przedstawiłem się... Sir Roderyk Dirck, herbu Paleniska -rzekł wyuczoną formułkę, unosząc wyżej głowę. Spodziewał się chyba, że szela ukłoni się i wymamrocze jakieś powitanie. Widocznie spodziewał się tego po wszystkich tutaj, jednak nikt nie okazał mu jakiegoś nadzwyczajnego szacunku. Ot, kolejny klient.- A Ciebie jak zwą, przyjacielu?
Rozmowa zeszła na temat Jagódki i sposobu, w jaki rycerz miałby przeszukać tutejszy zajazd. Z początku na jego twarzy widać było niedowierzanie i oburzenie, później konsternację, na końcu zaś nieukrywany zapał.*
- Zda mi się, że nikt z obsługi mi tutaj nie pomoże. To bardzo lojalni ludzie, mający swoje priorytety, niczym rycerze. Mój ojciec często to powtarzał, to renomowany zajazd, bardzo wytworny. Ale może Ty? Tutejsze pokoje podzielone są na skrzydła. Jedne dla dam, inne dla zacnych rycerzy. Nawet gdybym wykupił tutaj pokój, nie mógłbym dostać się na skrzydło dla kobiet. Jednak w Twoim wypadku... Wybacz, ale określenie Twojej płci jest... Cóż, trudne. Nigdy przedtem nie widziałem takiego stworzenia. Zgaduję, że pochodzisz z zachodnich krain? Scroma Derimma, tak? Tam, skąd pochodzą krossy? W każdym razie... Wystarczy, że wynajmiesz pokój w skrzydle dla dam, a później... Cóż, zajrzysz do zajętych kwater i popytasz o pannę Jagódkę. Możesz też sama jej poszukać, opiszę Ci jej wygląd... Ma cerę białą, jak pierwszy śnieg. Delikatną, jak płatki róż. A jej włosy! Och, jej włosy! Czarne i pokręcone, spływające kaskadą loków na szczupłe ramiona. Ma taki słodki, niewinny uśmiech. To uosobienie wszelkich cnót i prawości, kobiecego oddania oraz dobrego serca. Gdy ją ujrzysz, na pewno zrozumiesz!
Podczas, gdy Roderyk mówił w samych superlatywach o swojej narzeczonej i wychwalał jej cnoty, Senosha zdołała zobaczyć kątem oka, jak barmani wymieniają ze sobą spojrzenia. W ich twarzach kryło się coś więcej, niż zakłopotanie. Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że ta dziewczyna rzeczywiście tu jest. Lub była. Gdy zaś rudowłosy zaczął mówić o "kobiecym oddaniu", najbliżej stojący barman zagryzł usta, by powstrzymać uśmiech.**
- ...zrób to dla mnie, proszę! Obawiam się, że coś jej się stało. Wyjechała tak bez słowa, nawet nie zostawiła mi liściku. Jej ojciec przyzwolił na nasze zaręczyny, a ona zniknęła. Być może ktoś ją szantażuje... Albo porwał. Na pewno stoi za tym jakiś nikczemnik, którego nie minie kara! Mam wiele pieniędzy... Chętnie zapłacę Ci za pomoc. I ugoszczę na moich ziemiach, masz na to moje słowo! Tylko proszę, zgódź się i odnajdź dla mnie pannę Jagódkę!


***

Rzuty:

Wernyhora z Jęczydołów
* Czynność: Wylicytowanie kelnerki ; Zdolność/Cecha: Retoryka (cha, in) ;
Próg wykonania: 65% ; Modyfikatory: Poziom Trudności II (-25%) ; Wynik: 40 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479886
** Czynność: Wytropienie leża ; Zdolność/Cecha: Tropienie (pe, szy) ;
Próg wykonania: 100% ; Modyfikatory: Poziom Trudności I (0%) ; Wynik: 98 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479887
*** Czynność: Ukrycie przed pradzikiem ; Zdolność/Cecha: Skradanie (pe, zr) ;
Próg wykonania: 35% ; Modyfikatory: Poziom Trudności II (-25%) ; Wynik: 60 (porażka)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 479888

Senosha Oco-Ęnile
* Czynność: Przekonanie rycerza do podstępu ; Zdolność/Cecha: Retoryka (cha, in) ;
Próg wykonania: 60% ; Modyfikatory: Poziom Trudności II (-25%) ; Wynik: 8 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 480433
** Czynność: Czytanie z twarzy barmana ; Zdolność/Cecha: Percepcja ;
Próg wykonania: 70% ; Modyfikatory: brak ; Wynik: 43 (sukces)
Rzut: Generator rzutu kośćmi - OnLine ;
ID: 480435

 

Ostatnio edytowane przez Alchemiczny : 30-07-2017 o 18:54.
Alchemiczny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172