29-07-2017, 00:07 | #11 |
Reputacja: 1 | Wszystkie ciała, oczywiście poza tym, które należało do pierwotnej ofiary napadu, miały wytatuowaną po prawej stronie szyi małą kropkę. Znak przynależności do jakiejś grupy przestępczej lub sekty, których w Al'Geif było całkiem sporo. Przy trupach bandytów nie było wiele. Poza nożami mieli tylko nieco drobnych pieniędzy, upchniętych w fałdy szat. Tylko jeden z nich, ten najgrubszy o twarzy pociętej starymi bliznami, okazał się coś wart. Miał przy sobie worek. A w worku tym znajdował się łup nocnego zabójstwa. Ofiara napadu musiała za życia parać się niecnym procederem okradania grobów. A dowody na to znajdowały się w torbie przy ciele przywódcy bandy. Pierwsze co trafiło w ręce Cedmona to dwa niewielkie naczynia wykonane z czarnego obsydianu. Nie były większe niż pięści, ale ich wartość wzrastała dzięki esom-floresom i rytom, które podkreślone były złotem. Świecznik, który Gmanagh wyciągnął z torby był niewątpliwie wykonany ze srebra, ale nie dało się ukryć, że był uszkodzony - brakowało mu podstawy, na której mógłby stać. W torbie znajdowała się jeszcze wyglądająca na bardzo starą, tabliczka z gliny zapisana pismem klinowym i dwie brosze z brązu, przyozdobione zielonymi kamieniami, które mogły być malachitem. Ostatnią rzeczą, jaką Cedmon wyciągnął z sakwy był nóż. Krótki, o rękojeści wykonanej z kości słoniowej i szerokim ostrzu, na którym wyryto runy, układające się w dwa słowa - po jednym na każdą stronę żeleźca. Uciekający bandyci nie kwapili się do ponownego ataku, ani prób ściągnięcia pomocy. Noc w nudż'dż była taka jak zwykle - gwałtowna, brutalna i krzykliwa. Nikt nie zwrócił uwagi na starcie, nikt nie wezwał straży. Awanturnicy zdołali bez przeszkód opuścić dzielnicę i po Moście Hassana przeszli do Dystryktu Cudzoziemców, gdzie w niewielkiej gospodzie wynajmowali dwa pokoje. |
29-07-2017, 22:31 | #12 |
Administrator Reputacja: 1 | Cedmon nie miał zamiaru zbyt długo ani zbyt głośno cieszyć się znalezionymi przedmiotami. - Chyba zarobiliśmy na kilka dni pobytu w tym pięknym mieście - powiedział. - A teraz znikajmy, zanim ktoś nas zastanie w otoczeniu kilku trupów. * * * W gospodzie zaprosił wszystkich do swego pokoju, a gdy upewnił się, że nikt ich nie podsłucha zamknął drzwi na skobel i wyłożył zdobycz na stół. - Jeśli znajdziemy odpowiedniego kupca - stwierdził - to wpadnie nam ładny kawałek grosza za ładne i ciekawe przedmioty. A przy okazji można by się dowiedzieć, co oznaczają te kropki. Warto wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Jak sądzicie, czy ci dwaj, co nam uciekli, zdołaliby nas rozpoznać? |
31-07-2017, 15:07 | #13 |
Reputacja: 1 | Enki spojrzała na leżące na stole przedmioty z mieszaniną trwogi i zdziwienia. Dużo pieniędzy za takie coś? Nic tu nie było ani przydatne, ani nawet ładne - nawet nóż miał dziwny, toporny kształt, raczej przeszkadzający w używaniu. Ludzie z miast naprawdę byli dziwni, skoro gotowi byli płacić za taki szmelc. Ale przecież te rzeczy nie należały nawet do nich...
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! |
31-07-2017, 22:55 | #14 |
Reputacja: 1 | Zahija przez całą drogę opierała się o ramię Ianusa. Starała się dotrzymywać pozostałym kroku, ale nie potrafiła ukryć, że zaklęcie ją potwornie wycieńczyło. Wszystko kosztuje, a już magia w szczególności. Znała zasady tej gry aż za dobrze, dlatego nie odrzuciła ofiarowanego ramienia aż do samego progu pokoju. Tam dopiero z ulgą opadła na siennik. Usiadła na nim na skrzyżowanych nogach i w najwyższym skupieniu owijała szarpie wokół ran na wnętrzu jednej, potem drugiej dłoni. Czarne luźne rękawy zsunęły się aż na łokcie ukazując na śniadej skórze rozliczne rany, mniejsze i większe, świeże, zastrupiałe i te całkiem już zabliźnione. Legionista przyglądał się temu z dziwnym uczuciem wyobcowania. Nie jak intruz, a raczej… Czuł się jak gość obserwujący gospodarza w sytuacji, która nie ma miejsca nigdzie poza domem. Bez słowa wysupłał z rzemyków manierkę gdzie chlupotała zakupiona za ostatnie sestercje rakija i podał Rusamanamce wskazując jej dłonie. - Brud ze skóry zmyć łatwo. Z krwi gorzej. Wiedział, że powinien wyjść i zostawić wiedźmę wiedźmim sprawom. Usiadł obok. - To nie jedyna cena, prawda? Rusanamanka przyjęła ofiarowany trunek, po to jeno żeby pociągnąć solidnego łyka. - Magowie krwi nie umierają od drobnych skaleczeń - po wyrazie jej oczu mógł się domyślić, że uśmiechnęła się pod czarnym woalem. - Nie przejmuj się. To wszystko nic. Szybko stanę na nogi. Pokiwał głową i odebrał manierkę sam z niej popijając. - Zatem chodźmy do pozostałych. Na zawiązanej szarpi wykwitła niby kwiat czerwona plama krwi. - Dziękuję. - To słowo przyszło Rusanamance bez oporu. Skinął głową i wstał. * Trudno powiedzieć czy zmęczenie już wiedźmie przeszło. Gdy dołączyła do wspólnej izby krok miała może jeszcze nazbyt ciężki, ale nie zdradzała oznak niedomagania. Może dlatego, że nie było po czym tych oznak poznać, chyba, że po oczach. Wszystko inne nikło w czerni, nawet wsunięte w poły szat dłonie i stopy. - Ja się rzucam w oczy - odparła na pytanie Cedmona, czy mogli zostać rozpoznani. - Ci dwaj co zbiegli mogą o nas wypytywać, a gdy dowiedzą się gdzie śpi grupa najemników z wiedźmą okutaną w czerń, to do nas przyjdą. W każdym razie powinniśmy zakładać taki scenariusz. Podeszła do stołu i wzięła w dłonie magiczne ostrze. - Po pierwsze myślę, że należy zmienić gospodę. Po drugie, zaciągnąć na mieście języka, co to za kult na który się natknęliśmy. A kult i magiczny sztylet w jednym równaniu dają magiczny rytuał. Myślę, że bez ostrza nie dokonają tego, czego dokonać pragną, więc korzystając z ich desperacji trzeba im artefakt sprzedać. Za wygórowaną cenę. |
01-08-2017, 00:04 | #15 |
Reputacja: 1 | Accipiter bez przekonania spoglądał na łup. Z jednej strony daleki był od wiary w gusła i zemsty przodków, a trochę złota można było zarobić. Szczególnie teraz gdy się poprzednie skończyło. Z drugiej z kolei trzech ostatnich właścicieli tego trefnego żelastwa gryzło stepowy żwir. Dwóch ostatnich od niedawna...
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
01-08-2017, 13:53 | #16 |
Reputacja: 1 | Mumamba powoli ujął w dłoń sztylet. Zważył go, badawczo potrząsając umięśnioną ręką, po czym bezceremonialnie cisnął go z powrotem na stół. - Jest trzecia opcja - zwrócił się do towarzyszy - można młot w garść i rozbić kawał żelaza. Tfu, czarcia magia mogła skazić nas wszystkich, a widziałem ja więcej zła powstałego od czarów niż od miecza. - Tu ukradkiem spojrzał na zamaskowaną wiedźmę, jakby upewniając się, że słyszała. - Zniszczmy ostrze, a łupy spieniężmy. Sekta może silna być, silniejsza niż sami my, miasto nie jest bezpieczeństwem. |
14-08-2017, 01:05 | #17 |
Reputacja: 1 | Tuż nad ranem, pożegnawszy zasmuconego karczmarza, awanturnicy opuścili gospodę, w której do tej pory nocowali i w pierwszych promieniach słońca zameldowali się w Wypoczynku Ali'beba - seraju położonym dokładnie po przeciwnej stronie miasta. Gospoda nie była duża, ale panujący w niej ruch dawał pewne poczucie anonimowości, a do tego jej położenie - niemal przy samej bramie miejskiej, było kolejnym plusem. Kram, wspomnianego przez Ianusa sprzedawcy talizmanów robił profesjonalne wrażenie. Pod obszytym cekinami i dzwoneczkami baldachimem, na puszystym kobiercu, tkanym w geometryczne wzory, wskazujące na tkackie warsztaty Moraq, siedział starzec odziany w biały thwab. Przed sobą, na obszytych frędzlami poduszkach prezentował sprzedawane wyroby - niewielkie koraliki, pęki ptasich piór, kości, dzwoneczki i powykręcane kawałki drutu. Pośród oferowanych przedmiotów były też nieco większe, wykonane wprawną ręką cynowe naczynia, zawierające mające przynosić szczęście utensylia, wotywne świece utoczone z czerwonego wosku i kryształowe wisiory o różnych barwach. Można było tylko zgadywać, co znajdowało się w okutej, czarnej skrzyni stojącej na tyłach straganu. Pieczę nad nią sprawował potężny, brodaty Shaer o muskułach, których nie powstydziłby się thoertiański Ilien, bóg wojny i o licu nieskażonym inteligencją. W ręku barbarzyńcy połyskiwał ogromny tulwar, którego samo podniesienie sprawiłoby zwyczajnemu wojownikowi spory kłopot. Wyposażenie kramu uzupełniała gibka postać odzianej w białą spódniczkę Khaankharyjki, która skórzanym wachlarzem na długim trzonku ochładzała swego pana. - As'salamu alajkum - sprzedawca pochylił nisko głowę i dwoma palcami dotknął swego serca, ust i czoła. Z niepokojem przez chwilę przyglądał się Zahiji, potem wzrok skierował na Thoera i to z nim rozpoczął rozmowę. Wkrótce obejrzał szkice tabliczki i noża. - Mądrze uczyniliście, że nie nosicie tych rzeczy ze sobą - powiedział, chytrze patrząc na Ianusa i wyraźnie dając znak ręką, że informacje, których może udzielić będą kosztowały. Gdy już otrzymał zapłatę, kontynuował. - Te tablice pochodzą z miejskich katakumb. Złożono je niegdyś w grobowcu, kogoś, kto podróżował daleko i szeroko po świecie. Same w sobie nie są niczym szczególnym. Pochodzą z odległych krain, być może tych samych, które są ojczyzną mojej niezastąpionej Rakh-Mensi. A to ostrze to inna historia! Słyszałeś, żołnierzu może o Saaddim ibn Mahmudzie? Pewnie nie. A to jego ostrze. Saddi był wielkim magiem, który żył w Al'Geif kilkadziesiąt lat temu. Pobierał nauki u przerażających nekromantów Nefer-Inet na ziemiach Anat-Harut. Po wielu latach wrócił do miasta i tu dokonał swego żywota. Jego uczniowie, po śmierci Saddiego i złożeniu jego ciała do grobowca, długo toczyli walki o schedę po czarowniku, aż w końcu najpotężniejszy z nich - Jusuf ibn Jusuf, pokonał pozostałych i udał się w nieznane. To ostrze z pewnością pochodzi z grobowca Saddiego, który został okradziony. Nie chcę wiedzieć, czy masz Thoerze z tym coś wspólnego. Niech mnie Fahim broni! Pozostałej trójce łatwo poszło zdobywanie informacji o kimś, kto na szyi nosi wytatuowaną kropkę. Srebrna moneta szybko spowodowała, że żebrak zagadnięty na rogu ulicy przypomniał sobie wszystkie potrzebne informacje. Okazało się, że takim znakiem rozpoznawczym identyfikowali się członkowie szajki podrzynaczy gardeł, rabusiów i rzezimieszków, nad którymi władzę sprawował osobnik znany jako Szejk Rashid. |
15-08-2017, 21:53 | #18 |
Administrator Reputacja: 1 | Nie da się ukryć - Cedmon bardziej obawiał się zemsty kompanów tych, których wysłali w otchłanie piekieł, niż ewentualnych duchów. Nie mówiąc już o tym, że miał zamiar pozbyć się tych trofeów jak najszybciej, a wtedy duchy mogłyby sobie szukać zemsty na kimś innym. Złodzieje i mordercy mogli się okazać bardziej uparci. Czyli trzeba było sprzedać łupy, po czym ulotnić się z miasta. Zmiana klimatu czasami dobrze robi na zdrowie. Poszukiwanie informacji Cedmon połączył z czymś, co powinien był zrobić tuż po przybyciu do miasta... Utrzymanie wierzchowca w mieście kosztuje dość dużo, szczególnie jeśli ma się tych koni więcej. A przecież wydane w ten sposób srebro lepiej wydać na przyjemniejsze rzeczy. Jeździec musi żywić konia, a czy nie lepiej by było na odwrót? Dwa sprzedane wierzchowce... i Cedmon z sakiewką pełną złota i srebra ruszył na zakupy. Do gospody wrócił bogatszy o koszulkę kolczą, a przy jego boku kroczył sporych rozmiarów pies, z zębiskami, których nie powstydziłby się smok. - Poznajcie Hundura - powiedział, przedstawiając psa swoim kompanom. - Przez jakiś czas będzie mi towarzyszył... Mam nadzieję, że lubicie psy... - dodał. - A jeśli chodzi o naszych znajomych z kropkami - przeszedł do najważniejszego tematu - to należą do bandy niejakiego Szejka Rashida. Złodzieje, mordercy i tak dalej. Proponowałbym znaleźć kupca na nasze znalezisko i, być może, znaleźć inne miasto, gdzie nasze talenty mogłyby się rozwinąć bez problemów. |
16-08-2017, 12:44 | #19 |
Reputacja: 1 | Nie lubił psów. Szczególnie tych tresowanych w boju, gdyż zbyt wiele ich w potyczkach i starych bataliach powyrzynał, aby teraz czuć do zwierzęcia jakikolwiek rodzaj sympatii. Czworonóg jak każdy inny, podobno mięsiwo treściwe i w smaku nie najgorsze. Jednakże Cedmon od początku wydawał się Mumambie człekiem dość poczciwym, może i dobrze, że dozbroił się w walecznego kompana. Od tych skundlonych myśli zaswędziało go na lewym pośladku - stara blizna o pięknych kształtach psiej szczęki. - Nie warto wojować otwarcie z szejkami i podrzynaczy zgrają - popieram by spieniężyć i szukać godnej dla nas robocizny. Nim wlał do gardła kolejny łyk zgrzanej od upału wody, sprawne oko mogło wyłapać tajemniczy błysk w brązowych oczach wojownika. - Chyba, że... informacje zdobyć ile za głowę herszta chcą tutejsze władze. Wtedy dwa worki złota w jednym tylko miejscu zgarnąć możemy, co kompania? |
16-08-2017, 13:18 | #20 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05! |