Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-10-2017, 16:58   #11
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Scena trzecia - Zwiad

Rudi użył amuletu niewidzialności i zniknął wszystkim towarzyszom z oczu. Miał współpracować z szamanką Auriel tylko, że ona też stała się niewidzialna. Nie przemyśleli sprawy komunikacji, ale już nie raz w życiu musiał improwizować. Wyczuwał jej obecność, co dodało mu otuchy.
Czy z nią czy sam ruszył w kierunku drzew. Wiedział, że dopóki nie wykona jakiegoś gwałtownego ruchu nikt go nie zauważy. W planie miał wybadać sytuację po czym wrócić do towarzyszy.
- Jesteś Auriel - szepnął cicho dopóki byli jeszcze daleko od celu.
- Tak - głos Szamanki zabrzmiał delikatnie w jego głowie. Była to przyjemna dla ucha, kobieca intonacja, pozbawiona skazy, płynna i gładka - Nie otwieraj ust. Myśl do mnie. Słyszę to - poradziła ze spokojem i po chwili poczuł na ramieniu dotyk jej szczupłej dłoni. Nie czuć było od niej ni ciepła, ni chłodu, jakby wcale nie posiadała w sobie życia, a była tylko duchową formą. - Jeśli chcesz, możesz chwycić mą dłoń. By nie gubić mnie.
- Dobrze - pomyślał po czym nadał im swoje tempo marszu. Szli ostrożnie by nie wzbudzić czujności obcych.
- A jak twoja ręka, nadal boli? - zapytał w myślach Rudi.
Auriel uśmiechnęła się pod nosem. Co prawda nie było tego widać, ale dało się usłyszeć przez telepatyczny przekaz, który rozbrzmiewał urokliwym i subtelnym rozbawieniem.
- Co wy człowieki takie nagle zmartwione o ręki obce? Boli. I szyja też boli. Widocznie zasłużenie.
- Pytam bo mogą Ci się przydać obie ręce no i szybkie nogi jak trzeba by brać nogi za pas, uciekać znaczy się - skwitował gnom. Po czym nie “odzywał się” już więcej, skupiając się na zadaniu jakie mieli do wykonania.
- Gardło boli i mówię… Kiedy można. Więc i ręka jak boli, sprawnie działać będzie. Bez obaw, mały przyjacielu - odpowiedziała Auriel, wyraźnie będąc z siebie zadowolona, choć nie jak ktoś obdarzony nadmiarem złośliwości. Była, albo próbowała być, po prostu miła.

W całkowitej ciszy, niewidzialni dla cudzych oczu zwiadowcy przekradali się przez subtropikalny las, porozumiewając się między sobą za pomocą samych tylko myśli. Po pewnym czasie dotarli na skraj polany, na której wylądował oddział szarych elfów. Widocznie zamierzali rozbić w tym miejscu obozowisko, albowiem zaczęto rozkładać namioty i przykuwać zwierzęta do okolicznych drzew. Ukryci w zaroślach zwiadowcy dość szybko spostrzegli, że jeden z pteranodonów jest ciężko ranny, a jego jeździec złamał sobie rękę i prawdopodobnie też żebra. Nie byli w stanie zrozumieć mowy elfów, jednakże z samych obserwacji wywnioskowali, że jeździec zmusił zwierzę do wykonania zbyt gwałtownego manewru w powietrzu i obaj zderzyli się z pobliskim drzewem, co dla rannego pteranodona było wyrokiem śmierci.

Awanturnicy chcieli już wrócić do reszty towarzystwa, kiedy niespodziewanie ujrzeli wyłaniającego się z zarośli szarego elfa, który wyglądał na przywódcę oddziału. Ciągnął on za sobą czarnoskórą piękność, która próbowała się mu wyrwać, ale ten tak mocno zaciskał dłoń na jej nadgarstku, że ta nie miała szans się wyswobodzić.
- Oszukałaś mnie! - Warknął na nią w języku, który zrozumieli także mieszkańcy zewnętrznego świata. - Zaufałem tobie, a tyś mnie oszukała, Ty zdradziecka…
- Gratuluję spostrzegawczości… - weszła mu w słowo egzotycznie wyglądająca kobieta, której akcent pasował do południowca. - Naprawdę sądziłeś, że mi się podobasz? Nigdy za ciebie nie wyjdę! Wbij to sobie do głowy, obślizgły gadzie!
Elf nie wytrzymał i wierzchem okrytej ciężką rękawicą dłoni uderzył ją prosto w twarz, tak iż ta upadła na trawę, chwytając się dłonią za opuchnięty i ociekający krwią policzek. Auriel ze złości zacisnęła mocniej dłoń na dłoni gnoma, co poczuł wyraźnie. Telepatycznie poczuł, jak w Szamance wzbiera się złość.
- Będziesz robić co ci każę! - Powiedział, stając nad nią, po czym chwycił ją pod ramę i uniósł na wyprostowane nogi. - Czy ci się to podoba, czy też nie, jesteś od teraz moja.
- Gwedhi-hen, Volgothdrin! - Zwrócił się do stojącego nieopodal, groźnie wyglądającego woja. Ten zbliżył się do kobiety i skuł ją w kajdany tak mocno, że tak jęknęła z bólu.
- Nie licz już na żadne ustępstwa! Na czas podróży będziesz skuta kajdanami, a później… Później nauczę ciebie dobrych manier i posłuszeństwa - posłał czarnoskórej kobiecie obrzydliwy i wymowny uśmiech, który sprawił, że ta mimowolnie wzdrygnęła się, po czym oddalił się w stronę rannego towarzysza, zostawiając ją u boku naznaczonego wieloma bliznami wojownika.

Rudi widząc tą scenę skrzywił się tylko, choć nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Sami nie dadzą sobie rady, a szare elfy mogą również wysłać patrol w celu przeszukania okolicy.
- Musimy wracać - próbował skontaktować się z Auriel.
- Musimy pomóc! - odpowiedziała nie przerywając telepatycznego kontaktu. Spróbowała podnieść się z kucków, a że trzymała dłoń gnoma, mimowolnie pociągnęła go niemal w górę.
- Czy ja o czymś nie wiem? Albo Cię nie doceniałem, jak chcesz sobie poradzić z tymi elfami, Auriel - zapytał telepatycznie szamankę. Ta milczała dłuższą chwilę nie udzielając mu z początku odpowiedzi.
- Ja jestem tylko kapłanem a w zasadzie byłem, mój arsenał czarów nie jest tak wielki jak Celozji - stwierdził gnom. Czarnowłosa kobieta przypominająca indiankę jakiegoś zapomnianego plemienia wciąż milczała. Mężczyzna mógłby przez chwilę odnieść wrażenie, że ich kontakt myślowy został zerwany, jednak w dziwny sposób wyczuwał emocje Auriel. Od złości aż po bezsilność, kończąc się na heroicznych myślach.
- Jakkolwiek. Skutecznie - westchnęła i posmutniała w jednej chwili. - I szybko.
- Na jaką odległość możesz się w ten sposób porozumiewać? Wilk wydaje się być wrażliwy na taki kontakt - zastanawiał się złodziejaszek, przy okazji zadając pytanie szamance.
- Mogę, jak czuję obecność. Ale to ma swoją cenę, siłę umysłu. Pożera. Mam coś powiedzieć do Bestyjki? - nie czekając na odpowiedź, utworzyła telepatyczną więź z Druidem i przekazała Wilkowi to, co zauważyli i poprosiła, aby wrócił po resztę. - Jeśli nie wrócisz, to sama uwolnię nieszczęście, któreście wpuścili we wszechświat - dodała w myślach Wilka. Nikt poza nim nie mógł tej wiadomości odebrać - Wrócisz więc szybko? - dodała jeszcze czekając na to, co Bestyjka odpowie, a potem skupiła się na gnomie.
- Pytam tylko i oczekuję od ciebie odpowiedzi. Nie wiemy kim ona jest i czy warto dla niej ryzykować swoje życie. Ty wyczuwasz zło, czy te elfy są złe? - zapytał. Kobieta w odpowiedzi ścisnęła jego dłoń tak mocno, by wbić w nią swoje paznokcie i zadać gnomowi ból - To co zrobiłam było złe? - odpowiedziała pytaniem - Jak możesz wątpić, skoro kogoś krzywdzą! - rzuciła oskarżycielsko. Gdyby mógł widzieć jej twarz, pewnie zrozumiałby żal w jej głosie.
- Bolesne, nie złe! Faktycznie żal mi tej kobiety, ale jeszcze bardziej żal mi stracić życie dla czyiś ambicji. Wracajmy, sami nie damy rady z dziesięcioma elfami.
- Nie. - zbuntowała się Auriel - Mają tutaj przyjść i mamy coś z tym zrobić. Jeśli nie, to sama to schwytam.
- O ile przyjdą! Jak zrobią zamieszanie to wtedy ją odbijemy - uciął rozmowę. Szamanka była nieugięta w swych zamiarach, w związku z tym sam zaczął gotować się do ewentualnej walki. Nie był pewny czy Auriel czegoś nie wykombinuje na własną rękę. - Nie rób tylko nic bez mojej wiedzy - powiedział i mocno ścisnął jej dłoń. Szamanka zdziwiła się tym nagłym gestem, choć sama chwyciła dłoń jako pierwsza. Kiwnęła głową zgadzając się, jednak po dłuższej chwili milczenia zdała sobie sprawę, że przecież mężczyzna tego nie widzi. Zaśmiała się na krótko, bezgłośnie. - Przytaknęłam - opisała swój gest i przesunęła kciukiem po jego dłoni, aby wciąż czuł jej obecność. Musieli polegać na dotyku, bo z węchem jak u Wilka raczej by nic nie zdziałali, zwyczajnie go nie mając tak wyczulonego.

***

- Wrócę. - Przekazał kobiecie, kiedy jej głos rozległ się w jego głowie. Miał zamiar szybko przekazać wiadomość, a potem nieco uciszyć swoje nerwy. Atak na elfy miał pewną zaletę, mógł dać.im dostęp do latających stworzeń. Pomknął więc szybko między drzewami, by przekazać wiadomość. - Ruszajcie się, chcą ją odbijać. Kobieta zdaje się mówić po naszemu. Dziesięciu elfów. - Potem wystarczyło wrócić między drzewa i przyjąć prawdziwą postać. Nie widział powodów by pozostawiać jeźdźców przy życiu. Wierzchowce trzeba było tylko oswoić.

Taled siedział akurat na kawałku przewróconego, zapewne przez wiatr drzewa. Rozważał co teraz muszą zrobić by wrócić do swojego świata gdy pojawił się Wilk.
- No to ruszajmy.- Zwrócił się do pozostałych wstając i sprawdzając czy wszystek rynsztunek przy nim. - Prowadź Wilk.
I Wilk poprowadził ich w kierunku gnoma i nieznajomej Auriel. Sam szedł jak najciszej potrafił, a mimo to reszta jak zwykle ledwo za nim nadążała.
- Zabić dziesięć elfów, czemu nie? Aroganckie dupki, uważają się za lepsze od nas ludzi, mój Krwiopijca chętnie wychłepcze ich krew- Khargar dotknął pieszczotliwie swojego zaklętego topora.
- Podkradnijmy się najbliżej jak to możliwe i uderzmy szybko i gwałtownie. Jak mają maga to jego trzeba najpierw ubić…
- Mądrze prawisz Khargarze.- Przyznał rację wojownikowi Taled. - Kto zajmie się oswobodzeniem niewiasty? Bo Ja i Ty raczej tym dowódcą i poplecznikami powinniśmy się zająć.
Kobiety nieźle potrafią skomplikować życie, pomyślał Laran. Nie skomentował jednak pomysłu rozpoczynania wojny z powodu jakiejś niewiasty. W końcu nie byłby to pierwszy taki przypadek w historii ich świata, a zapewne i tego.
Bez słowa ruszył za pozostałymi.

Po upływie kilku minut, awanturnicy dotarli w pobliże polany. Na ich powitanie wyszła Auriel, która ostrzegła o bliskości oddziału elfów. Tymczasem w obozie sytuacja nie uległa zmianie - większość nieprzyjaciół zajęta była rannym towarzyszem, zaś na straży stało tylko dwóch wojowników.

Taled z ukrycia obserwował obóz wraz z kompanami. Trzeba było ogarnąć na własne oczy co jak wygląda.
- Myślę, że ja z Khargarem uderzymy na dowódcę i tego kapłana. - Rozpoczął naradę gdy cofnęli się w zarośla i mówił cicho.
- Laran ma czarodzieja do unieszkodliwienia a Wilk może rozniesie wartownika przy kobiecie i rzuci się na tyły by nas wesprzeć? - Proponował rycerz. Zastanawiał się w duszy czy dobrze robią atakując szlachetną rasę elfów, ale po tym co przedstawiła Auriel raczej skrupułów Gryf nie miał.
- Weźmy jeńców jeśli się da. Mogą coś nam powiedzieć ciekawego. - skwitował Taled.
- Kaedwynn niech może od drugiej strony uderzy i odwróci uwagę a Rudi i Branwen mogą strzelać, nie? - bardka poderwała głowę z niepokojem. - Ale niech każdy kto może walić w maga to robi, nie wiadomo jakie sztuczki ma, pamiętacie co ta zdzira Celozja zrobiła. - Khargar zacisnął mocniej palce na toporze, gotów do działania.
- Mogę, ale mogę też szybko dopaść maga, wybierajcie, idę w zwarcie tym razem. - Warknął druid rozpoczynając przemianę.
- Pozbycie się tamtego maga to priorytet - zgodził się Laran. - Mógłbym go przyprawić o taki ból głowy, że nie będzie w stanie rzucić żadnego czaru. A wtedy Wilk go wykończy - zaproponował.
- Brzmi jak plan, zaczynajmy. - Warknął druid i po chwili usłyszał w swojej głowie głos Auriel:
- Co ustaliliście? Idziecie? Jak nie to działam!
- Będziesz potrzebował mojego wsparcia - zauważył Kaedwynn. - Ten obok wygląda dość groźnie.
- Ja spróbuję uwolnić kobietę - Bran niepewnie spojrzała na Taleda szukając jego wsparcia - Nie musisz się martwić - dodała z uśmiechem - Będę ostrożna - obiecała nim rycerz zdążył zaprotestować.
Rudi czekał na skraju obozu z nadzieją, że towarzysze powiadomią go o ataku. Chciał się do czegoś jeszcze przydać ale nie skoordynowane działania mogły tylko zaszkodzić powodzeniu “misji”.
Taled popatrzył na Bran.- Jeśli jesteś pewna.- Spokojnie zgodził się. -Lecz jakby coś się działo wołaj.- Dodał. Sikorka pokiwała posłusznie i uśmiechnęła się pokrzepiająco do rycerza.
- Wilku. przekaż im, nasz plan jeśliś łaskaw.- Zwrócił się do Druida Taled.
Wilk kiwnął głową i przekazał nieznajomej dokładne ustalenia. ~ Żadnego zabijania - odparła Auriel i ruszyła.
 
Feniu jest offline  
Stary 12-10-2017, 21:40   #12
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Księżycowe Wzgórza, Królestwo Nithii
Południe, Upalne Tropiki

Przyczajeni w zaroślach awanturnicy przez długi czas w milczeniu obserwowali polanę, na której wylądował oddział szarych elfów. Czekali na sygnał do ataku, a miało nim być zaklęcie, na tkaniu którego skoncentrowany był Laran. Czarownik kreślił w powietrzu niewidzialne dla oka symbole, jednocześnie cicho wypowiadając tajemną inkantację, która miała wywołać w umyśle elfickiego czarodzieja ogromny ból, uniemożliwiając mu jakąkolwiek czynność. Kiedy Laran skończył wypowiadać ostatnie słowa i skierował zaklęcie przeciw wrogiemu czarodziejowi, ten wyczuł obcą wolę wkradającą się do jego umysłu i starał się jej przeciwstawić, jednakże Laran był doświadczonym adeptem sztuk magicznych i bez trudu złamał opór przeciwnika, który w następstwie poczuł w głowie ból porównywalny z wbijaniem się w czaszkę rozgrzanego pręta.
Widok upadającego na ziemię elfickiego maga, który zaczął się konwulsyjnie szarpać na wszystkie strony i głośno wrzeszczeć, był dla przyczajonych awanturników wystarczająco jasnym sygnałem do ataku. Jako pierwszy z zarośli wybiegł Khargar, który dopadł leżącego na skraju obozu rannego elfa i skrócił jego męki jednym gładkim cięciem łaknącego krwi topora. Widok łysego, obskurnie wyglądającego zbója, który w brutalny sposób pozbawił życia bezbronnego żołdaka i obdarzył swe następne ofiary obłąkany spojrzeniem, sprawił, że szare elfy przez chwilę spoglądały w jego stronę w kompletnym osłupieniu, jakby były świadkami jakiegoś surrealistycznego spektaklu, a kiedy w końcu zdecydowali się wyciągnąć miecze, z krzaków zaczęli wyłaniać się kolejni awanturnicy.
Branwen była z nich wszystkich najszybsza i jako pierwsza wbiegła w samo centrum obozu, gdzie siedziała związana ciemnoskóra kobieta i jej oprawca, który w tamtej chwili spoglądał w przeciwnym kierunku, na siejącego zamęt Khargara. Dziewczyna wykorzystując nadarzającą się okazję zatopiła krótkie ostrze sztyletu w plecach wojownika, który zwał się Volgoth’drinem. Mimo nadanego przez nogi impetu, Branwen nie zdołała się w pełni przebić przez pancerz elfa, zaś sama klinga nieznacznie zmieniła kierunek i zamiast wbić się między kręgi, paraliżując ofiarę, trafiła tuż obok wrażliwego punktu. Bardka zaklęła pod nosem, kiedy wojownik błyskawicznie obrócił się w jej stronę, gotów odpowiedzieć ciosem, przed którym miała niewielkie szanse uciec. Volgoth’drin wykonał silny zamach z półobrotu, zręcznie przekładając ostrze między obiema dłońmi i był już zaledwie kilka cali od wyprowadzenia celnego cięcia, kiedy najpierw zauważył, a później poczuł, jak początkowo niewidoczne dla jego oczu ostrze ucina mu rękę przy samym nadgarstku, pozbawiając go dzierżącej oręż dłoni. W tym samym momencie ujawnił się przed nim skryty pod osłoną niewidzialności gnom Rudi, który rzucił się kobiecie na pomoc. Zaskoczony elf przez chwilę przyglądał się w niedowierzaniu uciętemu kikutowi, z którego obficie tryskała krew, jednocześnie cofając się do tyłu. Branwen wykorzystała ten moment nieuwagi i silnym kopniakiem powaliła nieprzyjaciela, po czym niedbale zatopiła sztylet między jego żebra, nawet nie upewniając się czy go zabiła. Okiem zaczęła szukać następnej ofiary, jednakże w tym samym momencie na polanę wbiegł Taled i na jego widok, dziewczyna odwróciła się na pięcie, skacząc w pobliskie zarośla, jednocześnie porywając ze sobą Rudiego.
Tymczasem dwóch elfich wojowników próbowało zajść ogarniętego żądzą krwi Khargara, lecz na ich drodze stanął Taled, który jednym silnym cięciem pozbawił głowy najbliższego wroga, by w następnej chwili wyzwać na pojedynek jego towarzysza. Ostatecznie jednak nie zdążył się z nim rozprawić, albowiem dosłyszał głos znajomej mu kobiety.
Auriel nie spodziewała się aż takiego obrotu spraw. Widząc lejącą się wokół krew, zacisnęła mocniej uścisk na pochwyconym przez nią przywódcy elfów, jakby chciała go od tego uchronić. Zrobiło jej się niedobrze, niemalże poczuła jak kręci jej się w głowie od samego patrzenia na lejącą się strumieniami juchę. Sytuację nie poprawił przemieniony w wilkołaka Wilk, który na jej oczach rozrywał na strzępy unieszkodliwionego przez Larana czarodzieja.
- Przestańcie! Rzućcie wszyscy broń, co wy robicie?! - Krzyknęła na cały głos z nadzieją, że nie tylko zostanie usłyszana, ale i usłuchana. Jej okrzyk został jednak zagłuszony przez szczęk oręża, a przynajmniej tak to wyglądało z jej perspektywy, albowiem z wyjątkiem Taleda każdy był pochłonięty walką. Kolejna wymiana ciosów skutkowała kolejnymi zgonami, które w końcu przerwał krzyk kapłana:
- Poddajemy się! Powstrzymajcie ten rozlew krwi! - Powtórzył te słowa jeszcze w kilku językach, mając nadzieję, że ktoś je zrozumie. Tymczasem ogarnięty żądzą krwi Wilk wyrwał wciąż bijące serce z rozerwanej klatki piersiowej czarodzieja, uniósł je wysoko w powietrze i głośno zaskowyczał, pozwalając by jego głos poniósł się echem przez las. Zaś Taled stanął w pozycji bojowej z wyciągniętym mieczem w kierunku wojownika, z którym chciał się wcześniej pojedynkować. Nie atakował, jedynie czekał na to co ten uczyni.
- Rzućcie wszyscy broń - zawołał Laran, stale mierząc w elfa-kapłana.
Miał cichą nadzieję, że nikt nie zrozumie i nie posłucha, dzięki czemu nie zostawią żadnych świadków i potencjalnych wrogów.
Pochwycony przez Auriel dowódca krzyczał coś w stronę swoich ludzi, prawdopodobnie odradzając im odrzucenie broni, jednakże kapłan kompletnie go zignorował i ostentacyjnie wypuścił z rąk trzymany morgenstern. Widząc ten gest, reszta uczyniła podobnie.
- Zajebię was! Zapierdolę was wszystkich - Krzyczał kapitan, tym razem we wspólnym. Próbował wyrwać się z uścisku Auriel, nawet uderzył ją łokciem w podbrzusze, lecz na nic się to nie zdało. Drobna kobieta w zadziwiający sposób znosiła te i inne ciosy, zupełnie tak jakby nie była człowiekiem. Ta widząc tą agresję w wykonaniu pochwyconego przez siebie mężczyzny, uderzyła go mocno w tył głowy znalezionym obok kamieniem, pozbawiając elfa przytomności, po czym delikatnie już odłożyła jego ciało na ziemię.
- Niech ktoś go pilnuje i przestańcie zabijać! Jesteście chorzy! - Oburzyła się Auriel niemal ze łzami w oczach i pobiegła do najbardziej rannego elfa, aby spróbować wyrwać go z objęć śmierci.
- Ja ledwo zacząłem, nie moja wina, że takie kruche te elfiątka! - Zaśmiał się szyderczo Khargar, z niechęcią pozwalając kolejnemu przeciwnikowi się poddać, zamiast zakończyć jego żywot gładkim cięciem topora, jak to wcześniej uczynił. Skąd się ta wariatka urwała? - Pomyślał.
- Teraz chyba wypadałoby porozmawiać - odezwał się Laran, zwracając się do kapłana. Przewiesił łuk przez ramię i wyszedł z zarośli, wkraczając na teren obozu.
Stojący nieopodal Auriel rycerz skrzywił się na jej słowa i poczuł się winny. Kiedy elfy opuściły broń, wskazał mieczem miejsce gdzie chce ich widzieć. Nic już więcej nie mówił, tylko zaganiał elfich wojowników w jedno miejsce.


Bran zorientowała się, że jej działania zostały zauważone.
I to przez nikogo innego jak potrafiącego znikać gnoma. Nie czekając, poddała się instynktom i doskoczyła do niewysokiego mężczyzny. Zatkała mu wprawnym gestem usta i wciągnęła w tył, by ukryć się w krzakach.
Zaskoczony przez Bran nie miał chwili by zareagować. Ta drobna kobieta, z którą nie miał dotychczas dużo do czynienia, wciągnęła go w krzaki. Czyżby była aż tak rozemocjonowana, że postanowiła go uwieść? - Przez chwilę przeszło mu to przez myśl. Jednak nie spojrzał na nią pytającym workiem.
- Ciiii - szepnęła przy okazji w ucho Rudiego - Musimy pomówić.
W oddali zostawili przekrzykujących się towarzyszy broni i niedoszłych porywaczy.
- Co ty robisz do cholery? - Zapytał zdziwiony bardkę jednocześnie zmieszał się trochę uświadamiając sobie, że tak łatwo jej poszło.
Już w krzakach Branwen puściła Rudiego i odskoczyła w tył na wypadek, gdyby gnom jednak chciał ją atakować. W zasadzie nie miałaby mu tego za złe.
- Rudi… - wyciągnęła dłonie przed siebie w uspokajającym geście. - Nie widziałeś tego co się zdarzyło… - spojrzała z czułym i łagodnym uśmiechem kontrastującym z błyskawicznie wyprowadzonym bezlitosnym atakiem na ciemnego elfa.
- Co się stało, że musiałaś mnie porywać z pola bitwy? - Zapytał gnom.
- Wybacz - Bran uśmiechnęła się uroczo i postąpiła krok w kierunku Rudiego. Ponownie wyglądała na słodką i delikatną kobietę. Zajrzała w oczy gnomowi, wpatrując się w niego intensywnym spojrzeniem złotych oczu - Proszę. Nie wspominaj o tym co widziałeś nikomu. Dobrze?
- Ale przecież ja nic nie widziałem! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i mrugnął do niej.
Sikorka uśmiechnęła się szerzej o ile to w ogóle było możliwe:
- Dziękuję Ci, Rudi - dygnęła lekko z gracją. - Byłeś niezwykle dzielny w boju. Z pewnością opiszę Twą brawurę w obronie niewinnej przed losem gorszym niż śmierć. Twe imię - na roześmianym obliczu dziewczyny pojawiło się lekkie zasępienie - o najprzystojniejszy z gnomów, nie zostanie zapomniane.
- Najprzystojniejszy jakiego znasz, bo znasz tylko mnie złotko - odpowiedział na propozycję bardki uśmiechając się do niej nadal. - Teraz skończmy już to gadanie, bo się jeszcze zaczerwienię - Bran nie mogła się nie zgodzić z argumentem Rudiego. Pokiwała zgodnie - chodźmy do pozostałych. Podszedł bliżej do bardki, która na chwilę się cofnęła, po czym zbliżył jej głowę do swych ust i szepnął - piękny cios i dał jej buziaka w policzek.
Bardka roześmiała się zaskoczona i pociągnęła Rudiego z powrotem do obozu elfów.


- Czego chcecie? - Zapytał kapłan patrząc po krwawym pobojowisku, które zostawili po swoim natarciu awanturnicy. W jego oczach był to zwykły akt barbarzyństwa. Tymczasem Zorena, czarnoskóra kobieta stojąca w pobliżu umierającego Volgoth’drina, zwróciła się do Auriel:
- Rozkujcie mnie i nie dajcie się zaślepić ich kłamstwom. To zwykli bandyci, którzy uprowadzili mnie dla własnych korzyści. Jestem księżniczką Nithii i choć wiem, że ciężko w to uwierzyć, to za moje uratowanie faraon wyznaczy wam iście królewską nagrodę - dziewczyna obróciła się na pięcie, pokazując kajdany, które krępowały jej dłonie.
- Ten drań ma klucz, nie pomagaj mu, zasłużył na śmierć - z dumą w głosie zwróciła się do Auriel.
Auriel podbiegła do ciężko rannego, elfiego wojownika, nad którym chwilę wcześniej znęcał się gnom. Ukucnęła przy szaroskórym mężczyźnie i dotknęła jego ramienia.
- Ćśś, pomogę ci, nie ruszaj się... Ja... Pomogę... - powiedziała uspokajająco patrząc na jego rozległe rany. Było jej źle z myślą, jak go potraktowali ci, z którymi tutaj trafiła. Czy takie osoby wybierało się do pokonania Celozji? Tak skrajnie złe i nie mające żadnych skrupułów?
- Dobrze, wezmę ten klucz - oschle odpowiedziała Zorenie i przeszukała rannego. Kiedy już znalazła go, rzuciła za siebie, żeby kobieta mogła się uwolnić po czym przyłożyła dłonie do elfa i wyszeptała inkantację leczącą, która dała mu chwilowe ukojenie. Zorena tak też uczyniła, choć Auriel była w stanie usłyszeć jej prychnięcie niezadowolenia.
- Podczas mojej podróży zostałam zaatakowana przez bandyckie plemię z Neatharu. Wyrżnięto w pień towarzyszących mi ochroniarzy i sługusów, a mnie wzięto w niewolę jako łup wojenny. Nie dotarliśmy jednak do obozu tych dzikusów, albowiem z powietrza spadł na nas oddział szarych elfów, tych tutaj. Ten idiota - wskazała ręką nieprzytomnego dowódcę oddziału - uwierzył mi, że się w nim zakochałam i rozkuł mnie na czas podróży. Przelatując nad tym wzgórzami postanowiłam wykorzystać okazję, więc wyskoczyłam i uchwyciłam się gałęzi jednego z drzew, ale dranie szybko mnie znaleźli.
Ciekawe, dlaczego biedak uwierzył w wielką miłość, pomyślał Laran słysząc słowa Zoreny. Trzeba było zaoferować im worek złota, a nie mamić uczuciami.
- Nie oceniam jednostek na podstawie grupy. Może oni robią to, co ktoś im każe. Może nie zasłużył na śmierć, jak ty to mówisz… - Szamanka odpowiedziała zajmując się umierającym, który według czarnoskórej kobiety, wcale nie był taki bez winy. Auriel jednak nie potrafiła tego stwierdzić i nie chciała niczyjej śmierci.
- Bez wątpienia wykonywał rozkazy - z przekąsem powiedział Laran. - Był jednak dosyć gorliwy w ich wypełnianiu. A w moich stronach za porwanie płaci się gardłem. Jako że tu może obowiązywać inne prawo, chwilowo powstrzymam się od głosu.
- Jeśli to chodzące truchło chce nas pozabijać, czemu mielibyśmy go pozostawić przy życiu? - Zapytał rzeczowo Wilk szczerząc kły, jednakże nikt mu nie odpowiedział.
- To teraz już wiesz, elfie, po co tu przybyliśmy - powiedział głośno Kaedwynn, zwracając się do kapłana, jednocześnie podsumowując wypowiedziane dotąd słowa. - Widzieliśmy spadającą kobietę, więc sytuacja wydała się nam podejrzana. Wysłaliśmy na zwiad naszych szpiegów, a z ich obserwacji wynikało, że kobieta jest przetrzymywana wbrew swojej woli. Nakłonieni przez Auriel, postanowiliśmy ruszyć jej z odsieczą. Czego od was chcemy? - Powtórzył zadane wcześniej przez kapłana pytanie, spoglądając na swoich towarzyszy.
- Wszystkich waszych kosztowności i tych… - wskazał pteranodony - skrzydlatych wierzchowców. To tak na dobry początek.
- Niedorzeczność! - Krzyknął kapłan, ale mimo to nic więcej nie zrobił. Tylko jego dłonie gniewnie zacisnęły się w pięści.
- Dobrze powiedziane. Przyjmujemy waszą kapitulację - odparł Kaedwynn, uśmiechając się do niego szeroko.
- Taled, Khargar… Zwiążcie ich, a później zastanowimy się co z nimi zrobimy - zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Puścimy wolno - zasugerował Laran. - W końcu nie żywimy do nich żadnej urazy.
- Czyżby? Przed chwilą ktoś się odgrażał, że nas zapierdoli. Ja czuję urazę - nie krył się ze swoimi odczuciami Kaedwynn.
- Zapasy mamy ograniczone, jeśli mają coś do jedzenia, możemy wziąć, jak nie, no cóż. - Wilk wzruszył ramionami i zaczął przegryzać serce maga, które wyrwał nieszczęsnej ofierze z piersi.
Laran z niesmakiem pokręcił głową na taką demonstrację.
- A zatem, kapłanie? Czy przyjmujecie nasze warunki? - Spytał.
- A mamy jakiś wybór? - Odparł przez gniewnie zaciśnięte zęby.
Tymczasem Bran niespodziewanie pojawiła się zza pleców uwięzionej do tej pory kobiety, stając tuż obok Rudiego. Cicho i jakoś nieśmiało rzuciła:
- Ja tam bym chciała usłyszeć i ich wersję zdarzeń - drobną dłonią wskazała na elfy, a potem potoczyła spojrzeniem po towarzyszach i na końcu Taledzie. - Dla opowieści, rzecz jasna, dla pieśni złożenia - bardka przysunęła się nieco bliżej.
- A potem mogą powiedzieć co wiedzą o okolicy - dodał druid.
Taled nie zamierzał pętać jeńców, ale nie odmówił ich pilnowania. Trochę nie podobały mu się żądania Kaedwynna, ale jeśli mieli przeżyć liczył na żywność, wierzchowce. Broń by im oddał, ale tuż po tym jak odlecą.
- Och to nagle chcecie czegoś się od nich dowiedzieć? No to może trzeba było wszystkich zabić wcześniej, nim was zastopowałam z ich kapłanem! - Auriel podniosła głos wyraźnie zła na idiotyczny sposób myślenia co poniektórych. Nie słyszała też aby bardka próbowała powstrzymać rzeź lub przemówić do rozsądku grupie, a z tego co zauważyła, znała ich dłużej.
Khargar w dość brutalny sposób zajął się wiązaniem jeńców, jednocześnie przysłuchując się rozmowie. Taled zaś asekurował jego poczynania. Po chwili Khargar otrzepał nieco swój topór z krwi i flaków, po czym podszedł do szlachcianki o ciemnej skórze. Skłonił się, co wyglądało w jego wykonaniu jak kpina.
- Jesteś więc pani księżniczką, córką Faraona. Jam jest Khargar, zwany Rozłupywaczem Czaszek, niestety ja i moi towarzysze zostaliśmy to przeniesieni z dalekiej krainy i nie do końca orientujemy się w miejscowych zwyczajach. Rozumiem, że władca za ocalenie jego ukochanej córki wypłaci nam królewską nagrodę, tak? - Następnie spojrzał z pogardą na elfy.
- A tych tutaj tak po prostu wypuścić, co jak nam na głowę kamratów ściągną? Choć po prawdzie toby całą armię musieli na nas nasłać, bo walczą jak pokraki. Ale jak mają takie wierzchowce to łatwą ścigać nas mogą. Bezpieczniej by było dobić jeńców, żeby świadków nie było, chyba, że nam coś cennego mogą zaoferować, czego sami sobie wziąć nie możemy…
- Zrobicie z nimi co uznacie za słuszne, choć sugerowałabym zabicie ich - odparła Zorena bez cienia współczucia dla jeńców. - Ojcu przekaże, że tak też uczyniliście. Powinien was hojnie wynagrodzić, jestem tego pewna. Wprawdzie nie wiem czy mój małżonek nie miałby dla was bardziej kuszącej propozycji, gdyż ostatnio boryka go pewien problem, a byłam właśnie świadkiem niezwykłego kunsztu walki, ale… Na razie nie mówmy o tym. Chciałabym się wydostać z tego miejsca możliwie jak najszybciej. Szczęściem dla nas Tarthis, stolica Nithii, znajduje się zaledwie dwa dni drogi stąd.
- My też byśmy chętnie opuścili to miejsce - odparł Laran - ale przyznam szczerze, że wasze środki komunikacji - spojrzał w kierunku, gdzie znajdowały się latające stwory - są nam obce.
Nie powiedział, że na razie obietnice hojnej nagrody traktuje podobnie jak gruszki na wierzbie. Spojrzał na księżniczkę, zastanawiając się, ile prawdy jest w jej słowach. Wyglądało na to, że przynajmniej wierzy w to, co mówi.
- Te stworzenia… - Zaczęła Zorena spoglądając z niechęcią na pteranodony. - Wcale nie są tu tak popularnym środkiem transportu, jak się wam wydaje. Hodują je szare elfy w swoich jaskiniach, natomiast moja rodzina królewska ma dostęp do sprowadzonych z północy gryfów. To są dopiero honorowe, piękne i mądre stworzenia, nie to co te gadzie bezmózgi…
Taledem aż coś wstrząsnęło, kiedy usłyszał o gryfach. Patrzył na Księżniczkę przez wizjer w hełmie z otwartą gębą.
- Myślę, że nie odróżnią was od swoich dawnych panów, jeśli o to pytasz. Rozumem to one raczej nie grzeszą, podobnie jak ich właściciele.
- Czy znasz polecenia, jakie trzeba im wydawać? - Laran kontynuował wypytywanie.
- Nie do końca, ale zauważyłam, że jeźdźcy po prostu ciągną za lejce, kiedy chcą je poderwać do lotu lub zwiększyć wysokość lotu, a podczas obniżania lekko naciskają dłonią na kark stwora. Trochę to podobne do jazdy konno, tylko jeszcze bardziej prymitywne - odparła Zorena.
Mag skinął głową. Natomiast Auriel przewróciła oczami.
~ Też gadasz jak prymityw - pomyślała nadąsana, a przekaz ten potoczył się po myślach Wilka i Gnoma. Już o stokroć bardziej wolałaby przyjaźń i towarzystwo tych zwierząt, niż wszystkich humanoidów, którzy się tutaj zebrali.
- Prymitywne czy nie, nie miałem nigdy latającego wierzchowca, więc kusi mnie wypróbowanie tych tutaj, księżniczko… - Khargar spojrzał chciwie na latające gady.
- Chociaż gryfem też nie pogardzimy, szczególnie nasz tutaj jakże szlachetny rycerz - spojrzał w stronę Taleda z nieco kpiącym grymasem. - Tak, myślę że możemy przyjąć twoją ofertę, czuję że moglibyśmy wiele razem osiągnąć...

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 13-10-2017, 10:37   #13
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
~ Co ty myślałaś sprowadzając tu wilka i towarzyszy z obozu, że przyjdą przywitają się grzecznie i powiedzą żebyś oddała tę paniusię - pomyślał Rudi kierując pytanie do Szamanki. Nie dbał o o czy ktoś jeszcze mógł odczytać ten przekaz skierowany do Auriel. Ta odpowiedziała ~ Nie bądźcie głupsi niż jesteście. Z trupami chcieliście paktować? Wersje poznawać czyjeś? Czyje, skoro byście ich pozabijali?!
Natomiast na głos powiedział - Może i jesteś tym za kogo się podajesz, ale dziw mnie bierze, że skoro jesteś tak wysoko urodzona nikt cię nie chciał odbić. Pewnie twe porwanie nie przeszło bez echa w stolicy, a orszak z księżniczką nigdy nie pozostaje niezauważony. Na dodatek te gady też łatwo wypatrzyć … - i zamilkł w pół zdania. - Auriel i Bran mają rację może dowiedzmy się od elfów ich wersji wydarzeń, co? - zaproponował gnom. Bran pokiwała zdecydowanie, zgadzając się z Rudim. Spojrzała na nowopoznanego gnoma i skinęła lekko głową w stronę przywódcy elfów. W jej złotych oczach błyszczało niewypowiedziane pytanie i … zachęta.
Kapłan uniósł brew.
- To jednak nie chcecie nas zabić? Cóż za niespodzianka… - parsknął śmiechem, lecz po chwili spoważniał. - Kobieta ta jest zwykłym, parszywym złodziejaszkiem, a w dodatku oszustką. Chciała uciec do Tarthis ze skradzionym przedmiotem rodowym naszego klanu, ale dopadliśmy ją i mieliśmy zamiar doprowadzić przed oblicze naszego władcy. Wie, że czeka ją egzekucja, więc łże jak pies!
Laran spojrzał na mówiącego zastanawiając się, ile w jego słowach jest prawdy, a ile kłamstwa.
-A skąd mamy wiedzieć, że ty prawisz prawdę? Masz na to jakiś dowód? Skoro coś ukradła, to pokażcie ten przedmiot! - odezwał się gnom.
- I dlaczego takiego groźnego przestępcę zakuliście w kajdany dopiero teraz? - dorzucił Laran.
- Bo się nabrali, że się zakochała w nim - Auriel zeźlona wracała do Dowódcy, z obawy, że go zabiją pod jej nieobecność i wskazała go palcem.
I, głupiec, uwolnił złodziejkę? A inni na to pozwolili? To się jakoś wydało Laranowi dziwne i raczej nie skłaniało do uwierzenia kapłanowi.
- Ojej, wersje elfów chcą poznać, a to ci dopiero… Trupów swoich pytajcie! Pfff~ - zafukała. - Co to za przedmiot, kaplanie? - dopytała.
Kapłan ściągnął z szyi złoty amulet, który ozdobiony był brylantami i innymi klejnotami.
- To świątynny artefakt, który został nam podstępnie wykradziony przez zuchwałą złodziejkę, która...
- Łżesz! -
Krzyknęła na niego Zorena, po czym chwyciła leżący nieopodal miecz Volgoth’drina i ruszyła szybkim krokiem w jego stronę. - Jeśli oni tego nie zrobią, to ja osobiście ciebie wypatroszę!
Taled nie czekał na rozwój wypadków. Doskoczył, przecinając drogę czarnoskórej i wprawnym manewrem swojego miecza z kilkoma obrotami broni wytrącił broń kobiecie.
- Uspokój się miłościwa Pani.- Stanowczo zabrzmiało z wnętrza hełmu.
- Jak możecie wierzyć tym pierdolonym elfom? - Oburzyła się Zorena. - Okłamują was, bo nie mają nic do stracenia!
- Na razie nikomu nie wierzymy Pani. - Uspokoił jej podejrzenia.
- Wcale mnie to nie uspokaja! - Zapłonęła gniewem rzekoma księżniczka Nithii. - Macie mi wierzyć, bo mówię prawdę i pochodzę z królewskiej rodziny! A jak nie to…
- A jak nie to co? - Wtrącił się Kaedwynn z malującym się na twarzy kpiącym uśmieszkiem. - Rzucisz nas lwom na pożarcie? Może jesteś córką faraona, może nie… Nie mnie to oceniać, ale teraz jesteś zdana na naszą łaskę i będziesz się nas słuchać, więc bądź tak uprzejma i stul dziób, dopóki nie zostaniesz poproszona o jego otworzenie. Zrozumiano?
Obrażona i zafukana Zorena odwróciła się do niego plecami, próbując ukryć łzy w oczach.
- Pieprzone kanalie… - wymamrotała cicho pod nosem.
Taled pokiwał głową z niesmakiem. - Nie potraficie rozmawiać z niewiastami Kaedwynnie.- Odwrócił się do kobiety.
- Jeśli Pani łaskawa to proszę byśmy mogli rozsądnie porozmawiać. Prawda zawsze wychodzi. Dobro i prawość cnotami, które na końcu zawsze tryumfują.- Tu spojrzał na Auriel.
Kobieta wydawała się kompletnie ignorować rycerza. Obrażona i niepocieszona siedziała przy namiocie odwrócona plecami do reszty awanturników.
- Co zrobimy z tym ich przywódcą? - Odezwał się Kaedwynn, spoglądając na nieprzytomnego.
- Wystarczy zakneblować kapłana i spytać o zdanie kogoś, kto jeszcze nie słyszał jego wersji - odpowiedziała Auriel, wskazując z pewnej odległości na Dowódcę, do którego się zbliżała.
Tymczasem Khargar podszedł do przywódcy elfów i przysunął ostrze topora do jego głowy:
- Czy mam jakiś powód by Ciebie oszczędzić?
Ten jednak nic mu nie odpowiedział, albowiem wciąż się nie ocknął po silnym ciosie jaki zaserwowała mu kamieniem w potylicę Auriel.
- Zostaw go! - krzyknęła Szamanka.
- Ty swoje ofiary zabiłeś, z ich łbami się wymieniaj rozmową. - prychnęła wyraźnie niezadowolona z metod jakie zaproponowali i wcielili w życie jej nowi towarzysze. Skrzyżowała ręce pod piersiami stając dumnie i patrząc na barbarzyńcę. Nie należała do wysokich kobiet, a jej postawa, choć pewna siebie, była drobna i nie wzbudzała strachu.
Wilk odwrócił się w stronę nieludzkiej kobiety.
- Co chciałaś zrrrrobić z Celozją? Prrrrosić ją żeby zmieniła zachowanie? - Zapytał zaciekawiony.
- Zło Celozji nie ulegało wątpliwościom - odpowiedziała Auriel wciąż nadąsana - Zasłużyła na los najgorszy z możliwych, na sprawiedliwość Tyraela. Ale ci tutaj? - wskazała ręką na okolicę - Czym wam zawinili? Zrobili wam coś, znacie ich, wiecie cokolwiek? Ja wiem tylko, że on - tutaj oskarżycielsko pokazała palcem Dowódcę szarych elfów - uderzył kobietę i kazał ją skuć kajdanami. I jest niemiły, ale wy też byliście dla mnie. No i… I zwierzęta już lepiej się zachowują niż wy! - rzuciła na koniec oskarżycielskim tonem.
- Powiedz to watasze wilków, niedźwiedziowi, któremu naruszysz terytorium albo ognistym mrówkom. - Odparł Wilk.
- Ach tak?! - zapowietrzyła się i tupnęła nogą, dając kilka kroków w kierunku Druida - Czyli to było wasze terytorium i tylko go broniliście? A może zamierzacie zeżreć te elfy, co? No dalej, zaskocz mnie! - prychnęła Szamanka i naparła otwartymi dłońmi na tors wilkołaka, popychając go nieznacznie. Ten tylko zabujał się lekko i stał dalej twardo na swoim miejscu
- Jakbyś nie zauważyła. - Wilk wziął kolejny kęs serca.
-Nasz druid równie dobry w gadce jak w zabijaniu! - Khargar spojrzał z uznaniem na Wilka.
- Jest tak jak on mówi, mała, w naszym świecie nie ma miejsca na słabość, nie wiem jak w twoim, pokażesz łaskę wrogowi a on ci potem nóż w plecy wbija!
- To nie są nasi wrogowie! -
uniosła się Auriel. - Jesteście okrutni - stwierdziła smutniejąc i usiadła na ziemi obok swojej zdobyczy.
- Gdybyśmy byli okrutni, od razu zabilibyśmy wszystkich. Na razie żyją, a my jeszcze słuchamy. - Odparował Wilk. Auriel pociągnęła smutno nosem i nic nie powiedziała.
- Nie mamy potrzeby, by zabijać tych, co się poddali - powiedział Laran, a Auriel przytaknęła mu głową. - Niedługo znajdziemy się daleko stąd, więc nawet jeśli nie będą wdzięczni za darowanie życia, to nie będą mieli możliwości, by się mścić.
- Poza tym nie uważam, byśmy musieli im cokolwiek zabierać, poza wierzchowcami -
dodał. - Wszak nie po to puścimy ich wolno, by umarli z głodu, nim wrócą do swoich jaskiń.
- Po prostu jesteście potłuczeni! Najpierw wbiegacie tu jak dzikusy i wszystkich tłuczenie, łby latają, kończyny fruwają, krew się leje i wszystkich, po prostu, wszystkich byście wytłukli, a nagle… “może poznamy wersję wydarzeń elfów”. To nawet śmiać się nie chce z takiej inteligencji, gdyby nie zastopowanie tej waszej bezmyślnej rzezi, gadalibyście co najwyżej z trupami! - Auriel wyładowała poprzez słowa swoją złość, kierując to do każdego, kto przyczynił się do ran i śmierci i przyjrzała się ogłuszonemu Dowódcy, czy aby nie zrobiła mu większej krzywdy niż tymczasowe unieszkodliwienie.
Kiedy Kaedwynn skończył związywać pozostałych elfów, podszedł do awanturującej się na pół puszczy Auriel.
- Ciiiiszej dziecko… - zaczął spokojnym, bardzo stonowanym głosem. - Nie ma potrzeby się spierać o coś co i tak było nieuniknione. Doszłoby do walki bez względu na nasze czyny, albowiem sama chciałaś odbić czarnoskórą kobietę w opałach. Wtedy wydawałaś się przejmować jej losem, a teraz zdaje się, że elfy są tobie bliższe… Mi ich nie żal. Walczyłem z nimi, a oni ze mną, dopóki się nie poddali. To, że skończyło się paroma odciętymi kończynami, to efekt ich opieszałości, bo widzisz moja droga… - Kaedwynn rozłożył ramiona w geście bezradności - Ja jestem otwarty na propozycje. Wbrew pozorom nie tylko wojaczką żyję.
Taled podszedł do Bran patrząc czy aby nie ucierpiała w starciu, a dziewczyna z uśmiechem spojrzała na niego. Nie widział żadnych śladów więc odwrócił się do reszty.
- Auriel.- Zaczął mówić zdejmując hełm, wcześniej chowając do pochwy broń. - To normalne, że przy ataku ktoś ginie. Poddali się więc nie ma dalszej walki.- Wziął hełm pod pachę.
Tymczasem, kiedy uwaga otoczenia skupiona była na Auriel i kłótni, która wokół niej narosła, Zorena postanowiła wykorzystać swoją szansę. Czarnoskóra księżniczka poderwała się na równe nogi i rzuciła się do ucieczki, znikając w pobliskich zaroślach.
Auriel westchnęła ciężko.
- No to wersja elfów potwierdzona - stwierdziła całkowicie spokojna. - Wilku, zechciałbyś? Nie będę już zła - spytała patrząc na Druida sugestywnie, z nadzieją że pobiegnie za uciekinierką.
Gryf poderwał głowę słysząc jak czarnoskóra zaczęła uciekać a na słowa Auriel lekko zdębiał.
- Wilku! Tylko całą przyprowadź!- Zdążył jeszcze powiedzieć.
- To my ją kurwa ratujemy, a ta suka ucieka? - oburzył się Rudi zły na siebie, że nie stał przy niej i jej nie pilnował. Sam pościgu nawet nie myślał rozpoczynać bo na swych krótkich nogach ciężko czasem mu było nadążyć za swoimi ludzkimi towarzyszami.
~ Miałaś racje Auriel. - gnom skierował swe myśli do Szamanki. - Na drugi raz musimy być bardziej uważni - mruknął bardziej do siebie niż do innych.
- Pewnie nie odpowiada jej towarzystwo takich niedowiarków - odparł z wyraźną ironią Laran. - Jest dotknięta tym, że jej nie wierzymy, więc się obraziła.
Natomiast Wilk nic nie mówił. Schował pazury i pobiegł za uciekinierką w całkowitej ciszy. Rozpędzając się tak, jak tylko potrafił. Kobieta w.porównaniu do niego ruszała się jak mucha w żywicy. Nie miał jednak zamiaru dać się zaskoczyć i patrzył uważnie przed siebie.
Dotarcie do niej zajęło mu dosłownie kilka długich susów. Na jego widok, przerażona Zorena próbowała wdrapać się na drzewo, ale ten silną ręką chwycił ją za wierzch jej ubrania i ściągnął ją z powrotem na ziemię. Kobieta upadła plecami na trawę, jednocześnie zasłaniając twarz rękoma jakby spodziewała się ataku.
- Błagam, nie rób mi krzywdy! Ja… Ja już mam tego wszystkiego dość. Chcę już wracać do ojca, dosyć mi przygód! - Wydzierała się ze łzami w oczach.
- Odpowiesz na nasze pytania. - Warknął Wilk. - Szczerze, po kolei, potem się przekonamy. Jeśli kiedykolwiek dowiem się że kłamałaś. - Druid zawiesił głos. - Znajdę cię, zapamiętałem twój zapach. A teraz chodź. - Rzucił nie zbliżając się bardziej.
- D-dobrze… - to wszystko co zdołała wykrztusić z siebie Zorena, nie mogąc opanować drgawek, które targały jej drobnym ciałem.
Bran, która ruszyła za Wilkiem i czarnoskórą, władowała się na końcowe słowa druida:
- wie...wielka Twa moc - dygnęła przed Wilkiem starając się nie pokazywać swego przestrachu - a ona przerażona nią. Pomogę? - dodała z uśmiechem nieśmiałym, wskazując na zapłakaną księżniczkę.
- Śmiało. Ludzie mnie męczą, są tacy sami kiedy się ich zbierze.dość dużo w jednym miejscu, niektórzy zamieniają się w ropnie i zakażają cały organizm. - Powiedział, chociaż ciężko było stwierdzić, czy odnosił się do uciekinierki czy kogoś innego.
Sikorka wydęła lekko usta:
- Musisz zatem cierpieć podróżując z nami - podsumowała uprzejmym tonem, przykucając przy płaczącej. Z wolna wyciągnęła dłoń by otrzeć jej łzy:
- Czasem sytuacja nas przerasta - uśmiechnęła się - Ale jesteś córką faraona. Spadkobierczynią władzy. Nie możesz przynieść mu zawodu. - tłumaczyła cicho kobiecie jak niesfornemu dziecku - no już, otrzyj łzy. Nikt nie zrobi Ci krzywdy gdy będziesz mówić prawdę. Ten wielki rycerz Cię obroni. - podała Zorenie dłoń, którą ta chwyciła i z pomocą Branwen podniosła się z ziemi. Ten prosty gest sprawił, że poczuła się lepiej. Zorena otrzepała się z ziemi, po czym ruszyła wraz z resztą w stronę obozu.
 
Hakon jest offline  
Stary 13-10-2017, 11:05   #14
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
- Taledzie - czarnowłosa bardka dotknęła delikatnie ramienia rycerza - Obiecałam jej wysokości - bardka specjalnie podkreśliła tytuł czarnoskórej - Twą opiekę.
Sikorka z nadzieją spojrzała na Taleda, a potem na kobietę, którą trzymała za rękę. Na wszelki wypadek. Ten lekko zaskoczony, ale ze stoickim spokojem wyprostował się przed kobietami.

- To Taled, zwany Gryfem Północy, doskonały wojownik znany ze swej siły, służący dobru i prawdzie oraz jeden z bardziej honorowych osób w królestwie Blackmoor - bardka dopełniła przedstawienia - i mój obrońca.
Uśmiechem starała się zachęcić oboje do wymiany kilku słów.

- Pani. Moje zbrojne ramę jest do Twej obrony.- I uderzył się w pierś lekko skinąwszy głową.
- A Ty, pani zaszczyt nam uczynisz jeśli pozostaniesz w naszym towarzystwie - Bardka dygnęła na koniec - i podając swe imię.... - rozejrzała się przy tym po elfach i nastroju wśród pozostałych.

- Zorena… - księżniczka ukłoniła się delikatnie, po czym zwróciłą się do Taleda:
- Królestwo Blackmoor… Nie słyszałam o nim, a zawsze lubowałam się w mapach. Gdzie to jest?

Khargar splunął na ziemię, zniesmaczony całą sytuacją. Jak ci sentymentalni głupcy będą działać tak dalej to obawiał się że daleko razem nie zajdą.
- Po co uciekałaś, chciałem się przecież porozumieć co przyjęcia zlecenia doprowadzenia Cię bezpiecznie przed oblicze faraona, jestem najemnikiem i kontraktów nie naruszam. Blackmoor obawiam się może być w bardzo dalekiej krainie, zaklęcie nas tu przeniosło. Może nam krótko opowiesz o okolicznych krainach?

Taled chciał coś powiedzieć, ale gdy Khargar się wtrącił nie zamierzał przerywać i prowokować do następnej utarczki. I tak wiele ich różniło.

Zorena zamyśliła się na chwilę, zastanawiając się od czego tu zacząć.
- Jesteście w Nithii; prawdopodobnie największym królestwie w dziejach tego świata. Większość naszych ziem to pustynie lub jałowe ziemie, ale dzięki ciężkiej pracy oraz magii naszych kapłanów zdołaliśmy ujarzmić naturę. Dwa dni drogi stąd znajduje się Tarthis, stolica Nithii, a w zasięgu tygodnia drogi kilka ufortyfikowanych twierdz i większych miast. Ja osobiście mieszkam w Menkarze, położonym nad wielkim jeziorem mieście, którym włada mój małżonek… Na pewno jest tu bezpieczniej niż w innych królestwach, bo wysoka temperatura nie sprzyja dinozaurom, a na większość innych bestii polują najemne oddziały, które rekrutuje mój ojciec. Co prawda nie ryzykowałabym sprawdzanie tej teorii w praktyce, bo aktualnie jesteśmy w dżungli, do której rzadko kto się wyprawia i wciąż mogą się tu kryć jakieś większe bestie.

- Laran. - Mag przedstawił się. - Większe, czyli jakie wielkie? - spytał z zainteresowaniem..
- Przy niektórych drzewa wydają się być zaroślami - odparła kobieta z uśmiechem na twarzy. - Na trawiastych równinach można spotkać tygrysy szablozębne, a w parnych dżunglach olbrzymie gady zdolne połknąć rosłego człowieka jednym kłapnięciem szczęki. Na takie bestie potrzeba całych oddziałów, więc możecie wierzyć mi na słowo, że nasi ludzi ciężko pracują, aby było tu bezpiecznie.
- A co cię skłoniło do opuszczenia bezpiecznych domowych pieleszy i ruszenia w niebezpieczny świat? - Laran zadał kolejne pytanie.

Kobieta wyglądała na zmieszaną bezpośrednim pytaniem czarodzieja. Wydęła swoje pełne usta w zastanowieniu, po czym odparła:
- Nudziło mi się… Moje życie dotąd było niezwykle nieciekawe. Traktowano mnie jak porcelanowy dzbanek; nie mogłam opuszczać sama pałacu, zawsze musiałam towarzyszyć małżonkowi, chyba że ten się gdzieś zabawiał, to byłam odstawiana na bok… Miałam tylko swoje służące, perfumy i bogactwa, z których tak naprawdę nie mogłam korzystać. Zawsze byłam czyjąś zabawką, najpierw ojca, teraz jego… - powiedziała z wyraźną irytacją w głosie na samo wspomnienie nieprzyjemności, które ją spotkały w przeszłości.

- No i… Okłamałam was, kiedy powiedziałam, że zostałam zaatakowana podczas podróży zbrojną karawaną. Byłam sama, bo uciekłam od mojego małżonka. Chciałam przygód; chciałam poznać świat, który znałam tylko z map i książek, więc udałam się na północ, gdzie zostałam uprowadzona przez plemiennego wojownika. Później zjawili się oni, uratowali mnie, ale zamiast odstawić do domu lub gdzieś w bezpieczne miejsce, to chcieli mnie zabrać do siebie, a ten nieprzytomny łajdak chciał mnie posiąść jako swoją żonę. Oszukałam ich, a przed upadkiem zerwałam kapłanowi z szyi jego amulet, bo mi się spodobał i uznałam to jako wystarczające odszkodowanie za nieprzyjemności, które mnie spotkały z ich strony. Oto cała moja historia…

- Więc księżniczko, znudziło ci się dworskie życie, uciekłaś ale świat okazał się być zbyt brutalny i chcesz grzecznie teraz wrócić do męża - Khargar skwitował historię księżniczki z szyderczym grymasem.- A odebrałaś komuś własnymi rękami życie podczas podróży? - westchnął. Miał chyba jednak do czynienia ze zwykłą rozpuszczoną szlachcianką.

- A twój małżonek czy jest hojnym człowiekiem, myślisz że twoich wybawicieli sowicie wynagrodzi? - Dodał z chciwym błyskiem w oku.

Gryf słuchał opowiadania Zoreny, obejmując Bran ręką. Gdy księżniczka skończyła i Khargar skwitował jej opowieść, prychnął.
- Khargarze. Jesteś dzikim i mężnym człowiekiem, ale szacunku do innych mógłbyś okazywać. Jak chcesz służyć pod jej mężem skoro będziesz miał go w poważaniu jak jego żonę?- Taled musiał już wyrazić opinię o jego zachowaniu.
- Zoreno.- Wrócił wzrokiem do ciemnoskórej.- Czy na pewno chcesz wracać do swojego męża i królestwa?- Zapytał i spojrzał na wojownika z ukosa.

- Nie chcę, ale jednocześnie nie chcę zostać sama w dżungli lub u boku tych gadów - wskazała ręką szare elfy, które w odpowiedzi zmierzyły ją morderczym spojrzeniem. - Teraz, kiedy o tym myślę, zastanawiam się nad dołączeniem do was, jeśli oczywiście zechcielibyście mnie. Marzy mi się awanturniczy żywot, znam się na świecie, potrafię wygadać się z każdej złej sytuacji i mam wystarczająco zręczne dłonie, aby okraść głupie elfy. Co prawda, jeśli chcecie bardziej materialną nagrodę, to będę musiała powrócić do swego małżonka, inaczej się nie da…

- Hahaha. - Roześmiał się gardłowo Wilk. - Kto powiedział że będzie cię chciał z powrotem, zamiast rozerwać na strzępy i wziąć sobie inną sukę do stada? - Jak dawno temu uciekłaś? Może już jesteś martwa dla stada. - Wilk nie mógł powstrzymać wesołości na szczeniackie zachowanie księżniczki.

- Bzdura! Jestem księżniczką Menkary, córką faraona Ramosa. Znam swoją wartość, psie. Mnie nie da się zastąpić - odparła, wyraźnie wściekła Zorena.
- Warunkiem naszego małżeństwa była wierność mego przyszłego małżonka. Mój ojciec ma wiele żon, ale on może mieć tylko jedną, przynajmniej dopóki nie stanie się faraonem, a beze mnie nigdy nim nie będzie.

Wiele żon oznacza pewnie wiele dzieci, pomyślał Laran. Kto wie, może jesteś mniej warta, niż mówisz, Zoreno.
- Ludzie i ich hierarchie. - Wilk nie przestawał być rozbawiony. - O ile nie uznali że przepadłaś a ciała nie znaleziono, a faraon nie znalazł w łóżku trującego węża. Kto wie, przynajmniej zaczęłaś mówić prawdę. - Dodał lodowato zimnym głosem, wypranym już całkowicie z humoru.

- Wilku. Ile razy mam powtarzać prośby o poszanowaniu drugiego.- Taled powoli robił się zły. Nie odpowiadało mu zachowanie ni to Khargara ni Wilka. - Czy wy szanować kogoś prócz siebie potraficie?

- Szanuje siłę i szanuję silnych, rycerzu. Słabi na mój szacunek nie zasługują. - Odparł Khargar lodowato, opierając się na swoim dwuręcznym toporze i przeżywając rycerza spojrzeniem.

- Zoreno. My chcemy wrócić do naszego świata - mówił dalej Taled. - Czy u Ciebie na dworze są jacyś potężni magowie, którzy mogliby nam pomóc?

Druid skinął mężczyźnie w odpowiedzi i odszedł dwa kroki. Skupiając swoją uwagę na drzewach. Unosząca się w powietrzu woń krwi i hałas, mogły sprowadzić drapieżniki i ścierwojady, a z tego co mówiono, mogły być spore.

- Przepraszam Pani za towarzyszy. Są szorstcy, ale to znakomici ludzie. - Zwrócił się po chwili Taled do księżniczki.

Zorena machnęła na to ręką.
- Mamy potężnych magów, ale czy to możliwe…? Tego już mi nie wiadomo.
- Wszystko jest możliwe moja Pani.- Skinął Taled głową z lekkim uśmiechem. - Jeśli nie spytamy to się nie dowiemy.
 
corax jest offline  
Stary 13-10-2017, 11:28   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kiedy Taled kończył wypowiadać swoje słowa, Rudi zaczął rozglądać się po obozowisku, którym jak dotąd nikt się nie interesował. Na chwile odszedł w stronę drzew by schować się w krzakach. Tam założył amulet, dzięki któremu znów stał się niewidoczny dla zebranych w obozie ludzi i elfów. W ten oto sposób zaczął powoli przeszukiwać obozowisko. Podczas swoich poszukiwań znajdował głównie mało przydatne dla niego przedmioty, jednakże po pewnym natknął się na mapę, która musiała przedstawiać południowy skrawek świata, w którym się znaleźli. Widział pustynie Nithii, nadmorskie imperium Mileńczyków, krasnoludzkie warownie w Górach Grzbietu Świata oraz parne dżungle Neatharu. To wszystko zrobiło na nim wielkie wrażenie, ale nim zdołał pokazać znalezisko reszcie awanturników, ocknął się przywódca szarych elfów.
- Co u… - wymamrotał, kiedy poczuł na sobie ciasno związany sznur. - Do licha, to jednak nie był zły sen. - Wypowiadając te słowa spoglądał na kapłana, którego uznał za winowajcę sytuacji, w której się znalazł. - Sam bym ich pokonał, gdyby nie ty. Policzę się z wami, tchórze, kiedy już się stąd wydostanę - mówił we wspólnej mowie, po czym zwrócił się awanturników.
- Czego wy, kurwa, od nas chcecie? Złota? Bogactw? Zajrzyjcie do juków i weźcie co chcecie, a później rozwiążcie nas i odejdźcie.
Auriel dopiero gdy upewniła się, że potencjalni rozmówcy rasy elfiej są zakneblowani, poczęła rozmowę z Dowódcą
- Dowiedzieć się chcę, czemu kobieta ta uwięziona była - tu wskazała na rzekomą księżniczkę, stojącą przy Taledzie i Bran. - Wasz kapłan mówi, że to złodziejka, obóz wam obrabować chciała nocą i ukradła pierścień ważny dla was. Prawda to?
- Prawda to
- odpowiedział po chwili namysłu. - Wystarczy to wam za odpowiedź? A teraz nas rozwiążcie i łaskawie stąd odejdźcie.
- Czemu mielibyśmy tak po prostu cię posłuchać?
- zapytała ze stoickim spokojem Auriel, przeszywając go spojrzeniem czarnych oczu. - Czemu mielibyśmy w ogóle słuchać kogoś, kto nas okłamuje?
Szary elf z niekrytą pogardą splunął na ziemię.
- Bo jeśli nas zabijecie, to przyjdą po nas następni, a mój lud jest wystarczająco pojęty i obeznanych w arkanach magii, aby wyszukać grupę odpowiedzialnych za to kundli. Odejdźcie, zostawcie Zorenę, a zapomnimy o sprawie.
- To chyba nie jest twoja własność
- odezwała się Szamanka i powstała na równe nogi patrząc po innych nieco pustym wzrokiem. - Idę się rozejrzeć. Nie rozumiem was, wszystkich - oznajmiła zostawiając ich z szarym elfem i po prostu odeszła w stronę linii drzew, aby wejść niespiesznie nieco w głąb lasu.
Taled odprowadzał wzrokiem Auriel. Chciał za nią iść, ale uzgodnił z nią, że jeśli będzie chciała, to jest do jej dyspozycji. Teraz, obejmując Bran, czekał na znak.
- Nikt za nią nie pójdzie? - zapytał pozostałych Kaedwynn. Odpowiedziała mu jednak głucha cisza, więc wojownik opuścił ramiona w bezradności i powiedział:
- Dobrze, w takim razie ja pójdę - stwierdził i udał się śladem Auriel, chociaż nie specjalnie odpowiadała mu rola “pocieszyciela”.
Gryf popatrzył to za nową kompanką Auriel a Kaedwynnem. Jednak gdy ten ruszył tylko westchnął.
Laran, który cały czas przysłuchiwał się wymianie informacji, zainteresował się amuletem, który Zorena wzięła w ramach zapłaty za straty moralne. Gdyby błyskotka była magiczna, to pewnie jego drużynie przydałaby się bardziej. No i warto by było sprawdzić, czy nieżyjący mag nie był posiadaczem jakiegoś magicznego drobiazgu. Trupowi nie byłby już potrzebny, a jego spadkobierców Laran nie zamierzał szukać.
Amulet okazał się nie mieć żadnych wartościowych cech, poza niewątpliwie wysoką ceną, którą osiągnąłby na czarnym rynku. Natomiast przy martwym czarodzieju nie było żadnych wartych uwagi błyskotek, jednakże mag pozostawił po sobie księgę czarów, w której znalazło się kilka, dotąd nieznanych Laranowi, zaklęć. W wolnym czasie miał zamiar się temu uważniej przyjrzeć.

Po przesłuchaniu elfów, Rudi ściągnął amulet niewidzialności i pojawił się z mapą w rękach. Podszedł do przywódcy szarych elfów i powiedział:
- To wasze - wskazując głową na mapę - wskaż mi miejsce w którym teraz jesteśmy i pokaż mi gdzie jest wasza siedziba.
Ten jednak w odpowiedzi głośno się zaśmiał.
- Chyba nie myślisz, że wam zdradzę tak poufne informacje jak lokalizacja naszych miast? Nie wiedzą o tym najpotężniejsi nithiijscy magowie, pomimo stosowania magii wieszczącej, a ty śmiesz o to mnie otwarcie pytać… Zapomnij - zadrwił.
- A co powiesz na to, żebyśmy was zawieźli do Nithii? - zaproponował Laran uprzejmym tonem. - Zachowacie życie, a w Tarthis znajdą wam wygodne pomieszczenia. Będziecie mieć wikt i opierunek...
- Po co ich zawozić? Zostawmy ich tu niech zgniją w tej dziczy albo zeżre ich jakiś dziki zwierz. - Rudi skwitował drwinę w głosie kapitana.
Elf oderwał od nich spojrzenie, dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpowiadać na te bezczelne propozycje.
- Skoro nie chcą rozmawiać, to zostawimy ich tu bez zapasów, z jednym nożem. - Laran spojrzał Rudiego. - A tego, co się najbardziej odgraża, zabierzemy ze sobą i porzucimy gdzieś w środku dżungli.
- Zoreno, jak by go przyjęto w Nithii?
- zwrócił się do księżniczki.
- Lwy nie chodziłyby głodne - odparła z wymownym uśmiechem na twarzy.
- Nie dziwi mnie to jak się do nas odnosi, ale skoro nie chce współpracować, to może inni zechcą? - skomentował Rudi, i zwrócił się do Larana. - Masz doskonały pomysł, Laranie. Zostawmy ich i niech ich kości bieleją na słońcu. - Następnie usiadł na środku obozowiska, wyciągając z plecaka racje podróżne i zwrócił się jakby do siebie - teraz muszę coś zjeść!!
Taled słuchał i przyglądał się przesłuchaniu elfa. Ta jego buta irytowała rycerza. Inni elfowie jakoś nie rzucali się, a ten za ich wszystkich.
- Czym nam zaszkodzili? Tylko ten dowódca groźby śle - zwrócił się cicho do kompanów. - Nie widzę sensu by elfy miały ginąć jak ścierwa - dodał, ale było widać, że co do ich dowódcy to może pójść w ślad za Auriel.
- Skoro twierdzi, że pokonałby nas wszystkich, rozwiążcie go i pozwólcie mu ze mną walczyć. Jeśli wygra, mogą odejść - odezwał się nagle Wilk.
- W takim razie połączmy twój pomysł z moim - zaproponował Laran. - Jeśli wygrasz, pozostała piątka zostanie tu, bez broni. Jeśli on wyjdzie z tego zwycięsko, odejdą z bronią, zapasami. Co ty na to?
- Zamiast podjąć męską decyzję to się bawicie
… - warknął Khargar. - Myślicie że oni tu przeżyją, jak ich nagich zostawimy? Ale dobrze, możemy się zabawić…
- Honorowe wyjście, nie powiem
- kiwnął głową Gryf. - Jeśli chcecie ryzykować rany przed dalszą drogą nie będę Was wstrzymywał. Może Auriel wtedy pomoże jak temu elfowi. - Wskazał na tego, którego kobieta uzdrowiła.
- Dam radę zająć się swoimi ranami sam. Jeśli jakieś będą - odparł Wilk. - Czy przeżyją? Nie wiem, ja najprawdopodobniej bym przeżył - dodał w odpowiedzi na pytanie Khargara.
- Nie o to chodzi, Khargarze. No ale jeśli chcesz to nie bronię - odparł Taled i podszedł do latających istot. Chciał sprawdzić czy są agresywne i czy dadzą nowym panom się okiełznać.
- Czekaj, Taled, idę z tobą, zdałoby się ujeździć te bestie. - Rudi wstał i poszedł za Gryfem. - Jak by coś to ja chętnie się nauczę latać na tym gadzie. No i może dałoby się przekonać jednego z elfów by pokazał jak się na tym lata.
Nie czekając na odpowiedź i zmieniając temat ciągnął dalej.
- Ciekawe, czy w Nithil pomogliby nam wrócić do naszych krain i czy wiedzą co to Blackmoor - gnom zapytał Gryfa, nie oczekiwał jednak odpowiedzi.
- I dać mu zwiać? - rzucił Taled. - Mam nadzieję, że będą w stanie nam pomóc. - Kiwnął głową do Gnoma.
Tymczasem Wilk zbliżył się bez słowa do przywódcy elfów, po czym przeciął krępujące go sznury, skupiając na sobie jego pytające spojrzenie. Następnie rzucił przed nim należący do elfa miecz i rzekł, rozwiewając wszelkie wątpliwości:
- Będziesz walczył o życie swoje i wolność swych ludzi.
Elf chwycił za rękojeść dobrze znanej mu broni, po czym wyciągnął z pochwy połyskujące runami ostrze miecza. Rozejrzał się uważnie po obozie, jakby szukał godnego siebie przeciwnika, by w końcu jego spojrzenie spoczęło na stojącym przed nim druidzie.
- Z tobą? - Zapytał z malującym się na twarzy pełnym kpiny uśmieszkiem. - Drobnostka… Lepiej zacznij zmawiać modlitwę, zanim cię poszatkuję.
Magiczny miecz, pomyślał Laran. Chyba trzeba było dokładniej przejrzeć ich ekwipunek.
- Przekonamy się - odparł jedynie Wilk, odsuwając się kawałek, nie odwracając się plecami do mężczyzny. - Kiedy będziesz gotów - dodał nieco przykucając, gotowy w każdym momencie rzucić się na przeciwnika.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-10-2017, 03:44   #16
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Elf rzucił się w stronę wilkołaka i obaj, w pełnym rozpędzie, zderzyli się ze sobą gdzieś na środku obozu. Walka, która pomiędzy tymi dwoma się rozpętała, była wyjątkowo brutalna i krótka. Druid zasypał wojownika gradem ciosów, jednakże ten większość z nich przyjął na swoją tarczę. Tylko jeden z ciosów przedarł się przez osłonę przeciwnika i trafił prosto w korpus, jednakże zbroja elfa w znacznej mierze pochłonęła siłę uderzenia. Ten ostatni atak wyprowadził ogarniętego żądzą mordu wilkołaka z równowagi, co bezlitośnie wykorzystał elficki wojownik, który okręcił się na pięcie i z całym nadanym przez nogi impetem wykonał potężne cięcie, które rozcięło podbrzuszę zmiennokształtnego, sprawiajac, że z wnętrza zaczęły wylewać się na ziemię wnętrzności. Wilk upadł na kolana przed swym przeciwnikiem, próbując za wszelką cenę powstrzymać wylewające się flaki i juchę. Ogarnęła go niewyobrażalna wściekłość, kiedy zrozumiał, że przegrał pojedynek po raz pierwszy w życiu...


Dowódca szarych elfów triumfalnie położył ostrze runicznego miecza na karku wilkołaka, który w tamtej chwili klęczał, próbując za wszelką cenę powstrzymać wylewającą się krew i wnętrzności z jego rozciętego podbrzusza.
- Polowałem na podobne tobie bestie - wyszeptał mu do ucha stojąc bezpośrednio za nim. - To zaklęte ostrze, które poradzi sobie nawet ze skórą wilkołaka, psie. Niechaj będzie to dla Ciebie nauczką - warknął, tym razem już głośniej, po czym zwrócił się do reszty znajdujących się w obozie awanturników.
- Zwyciężyłem! Teraz to ja dyktuję tu warunki. Rozwiążcie pozostałych, zostawcie nasze wierzchowce i czym prędzej stąd uciekajcie. Zorenę… tę dziwkę… możecie zabrać ze sobą. Zdążyła już mi zbrzydnąć na tyle, że nawet bym jej nie zerżnął - wypowiadając te słowa, ostentacyjnie przejechał ostrzem po szyi Wilka, zostawiając delikatne nacięcie, z którego zaczęła sączyć się krew.
Gryf, gdy rozpoczęła się walka, przyglądał się jej. Nie była zbyt długa, ni kunsztowna. No, ale zawsze coś. Zakończyła się dość szybko. Wilk na kolanach, a Elf wyskoczył z obelgami i żądaniami.
- Układ był, że możecie odejść - zaakcentował ostatnie słowo. - A warunków nie dyktuj. W uczciwej walce wygrałeś i nie było mowy o naszym ulegnięciu.
- I uprzedzam Ciebie elfie. Jeszcze raz znieważysz którąś z kobiet pod moją opieką, a na udeptanej ziemi będziemy stawać. - Taled nie był w nastroju na poczynania dowódcy elfów.
Gdy tylko Wilk otrzymał poważną ranę, Laran na wszelki wypadek przygotował się się do rzucenia kolejnego zaklęcia. Przez moment nic nie mówił, czekając cierpliwie, czy ktoś przypomni wszystkim, jakie były warunki umowy.
Rudi z rozdziawioną miną patrzył na przebieg pojedynku. Gdyby nie zaskoczenie podczas pierwszego ataku pewnie byłoby z nimi krucho. Zaczął przywoływać w myślach formułę zaklęcia, które mogłoby postawić Wilka na nogi.
Bran zamrugała z zaskoczenia przy pierwszym udanym ciosie elfa. Nie przykładała większej wagi do ‘pojedynku’ między Wilkiem a przywódcą-pieniaczem. Udane ataki tego ostatniego przyciągnęły jednak jej uwagę.
- Ummmm… - zaczęła drżącym głosem, nie bardzo wiedząc jak pomóc Wilkowi prócz odciągnięcia go na bok - ... wygrałeś. Możesz zabrać swych ludzi i odejść. - wpatrywała się pobladła w elfa i postępując z wolna ku druidowi - Taki był układ.
- Taaaak… taki był układ, więc bądź tak uprzejma i rozwiąż moich towarzyszy, bo inaczej wasz kolega się wykrwawi i to bez mojej pomocy - odpowiedział elf wciąż trzymając ostrze blisko gardła druida.
- Nie mam broni - Bran pokazała dłonie niewielkie jak u dziecka - by przeciąć ich więzy.
Dowódca oddziału elfów nie odpowiedział, zamiast tego sięgnął po znajdujący się w bucie sztylet i rzucił go pod nogi dziewczyny. - Tym się posłuż i bez żadnych głupich sztuczek…
Sikorka wyglądała na przerażoną, głośno przełknęła i zagryzła dolną wargę:
- Nie krzywdź go - zaczęła zbliżać się do elfa z podniesionym sztyletem. Zważyła go w dłoni jakby z obrzydzeniem i przestrachem - Nie zamierzam robić nic głupiego. - obiecała kroczek po kroczku kierując się w stronę związanych ludzi szarego elfa. - Ale miej na uwadze, że groźby w tej sytuacji mogą ją jedynie skomplikować - tłumaczyła próbując się uśmiechnąć uspokajająco. - Zachowajmy oboje rozwagę, dobrze? - poprosiła słodkim głosem, czarując elfa złocistym spojrzeniem.
Laran nie bardzo wierzył w to, że dowódca dotrzyma słowa. Już teraz zaczął stawiać warunki, a co będzie później? Dlatego, ledwo zaczęła się dyskusja z Bran, mag postarał się zniknąć z oczu elfa, robiąc parę kroków w stronę krzaków.
Dowódca nie zwrócił uwagi na oddalającego się czarodzieja, jego uwagę przykuła czarująca Bran. W odpowiedzi na jej słowa skinął głową, po czym dodał:
- Ale nie każ mi czekać. Najpierw rozwiąż kapłana, a później resztę.
- Dosyć tego cyrku! - Warknął wściekle Khargar, który gdy tylko zauważył, że dowódca elfów wygrywa zbliżył się do jeńców. Przyłożył ostrze do gardła jednego z nich - będziesz nam dalej groził to twoi stracą łby!
W tym momencie Laran rzucił na dowódcę czar - dokładnie ten sam, którym wcześniej potraktował wrogiego maga. A potem przygotował się do rzucenia kolejnego.
Rudi widząc przebieg wydarzeń, natychmiast rzucił się w stronę Wilka, którego potraktował zaklęciem leczącym, po czym założył swój magiczny amulet i pod osłoną niewidzialności zbliżył się w kierunku elfa. Miał zamiar podetnąć mu ścięgna, w razie gdyby ten zaczął coś kombinować..
Na widok zwijającego w nagłym ataku bólu elfa, Bran zatrzymała się obserwując nową sytuację. Gdy miecz wypadł z dłoni wygranego, doskoczyła i podniosła broń. Na twarzy Sikorki pojawiło się przerażenie i osłupienie, gdy balansowała ostrze.
Ostatecznie jednak odrzuciła je z wysiłkiem i odepchnęła od druida otumanionego bólem elfa, wpadając z nim w krzaki.
Podczas, gdy Bran tarzała się w krzakach z przygodnie napotkanym elfem, Wilk odczołgał się w przeciwnym kierunku. W krzakach zaczął przemieniać się w ludzką postać i skoro został pokonany, ale uleczony już przez Rudiego, trzeba było teraz zapewnić odpowiednie zachowanie dowódcy. Jednak chwilowo nie miał go w zasięgu wzroku, więc musiało to chwilę poczekać. Ruszył z wolna ku ekranowi krzaków, by móc obserwować w ukryciu.
Rudi czym prędzej będąc jeszcze niewidocznym podbiegł w kierunku Bran. W razie czego gdyby Sikorka potrzebowała pomocnego miecza, bo chociaż nie był wojem jak Khargar czy Taled, mieczem umiał się posługiwać, choć preferował strzał z lekkiej kuszy.
Taled ruszył szybkim krokiem w kierunku krzaków gdzie zniknęła Bran z elfim dowódcą. Zmartwienie opanowało umysł rycerza i bał się o dziewczynę. Ręka na mieczu a hełm włożony z powrotem na głowę oznaczały, że raczej nie będzie skory do rozmów jeśli zaistnieje jakiekolwiek zagrożenie dla Bran.
- Nie możemy ufać tym elfom! Może po prostu je zabić!? - zawołał wciąż stojący przy więźniach Khargar, obserwując czy ktoś spróbuje go powstrzymać.
- Nie - powiedział Laran, który (w przeciwieństwie do wielu) miast się chować w krzakach wyszedł na polanę.. - Dotrzymamy naszej części umowy. Zostawimy ich całych i zdrowych. Zadbamy tylko o to, by nie narobili nam kłopotów zanim się spakujemy i odlecimy. Taled nie zareagował na słowa Khargara. Szedł spiesznie ku krzakom gdzie zniknęła Bran, jednakże drogę nieintencjonalnie zastąpił mu wychodzący z zarośli elfi dowódca, który wzrostem sięgał mu do podbródka. Spojrzał gniewnie na rycerza i powiedział, dostrzegając malującą się na jego twarzy troskę
- Nic jej nie jest. Zbieram swoich ludzi i odlatujemy stąd. Oby się nasze drogi nigdy nie skrzyżowały - powiedział, po czym obszedł Taleda i ruszył w stronę skrępowanych elfów, zwracając się do nich w ich własnym języku.
- Odejdziecie pieszo - wtrącił się Laran. - Ale za to cało i zdrowo.
Przygotował się do rzucenia kolejnego zaklęcia - gdyby, oczywiście, okazało się to konieczne.
Elf nie odpowiadał na słowa czarownika, zamiast tego zajęty był przecinaniem więzów skrępowanym jeńcom. Podał im wszystkim bronie, a kapłana dodatkowo uderzył w twarz i warknął coś w niezrozumiałym dla awanturników języku. Następnie zbliżył się w stronę wierzchowców, po czym zaczął dosiadać jednego z nich, który najwyraźniej należał do niego.
- Nie bądź idiotą, czarowniku - odezwał się w końcu do Larana. - Jest nas pięciu i pięć zabierzemy. Resztę możecie zabrać i tak na nic się nam nie zdadzą - szarpnął za lejce, a zwierz głośno zawył. Reszta oddziału zaczęła dosiadać swoje wierzchowce.
- Nie takie były warunki! - Syknął Khargar. - My bierzemy wierzchowce, chyba, że teraz ze mną chcesz się zmierzyć, elfie?
Elf ściągnął przyczepioną do siodła skrzydlatej bestii lancę i wycelował ją w pierś zuchwałego wojownika.
- Tamte wierzchowce zaiste są waszym łupem, podobnie jak elfy, których zdradziecko pozbawiliście życia. My jednak żyjemy i zabieramy ze sobą co nasze, a ty, wojowniku, mądrze byś postąpił schodząc z drogi uzbrojonego w lancę jeźdźca - warknął w stronę Khargara dowódca oddziału. - Dość przelano krwi.
Khargar jednak miał dość elfiej arogancji, nie rozumiał czemu pozwolić odejść tamtym z wierzchowcami i magiczną bronią. Uskoczył w bok przed lancą, wyprowadzając potężne cięcie toporem w bok przeciwnika.
- Edain cron’har! - Krzyknął dowódca, po czym pociągnął za lejce, aby wzbić wierzchowca ku górze, jednakże topór Khargara zdążył dosięgnąć go i zrzucić ze skrzydlatego pteranodona. Kiedy wojownik zbliżył się, aby dobić swą ofiarę, ujrzał jak elf wykrwawia się na jego oczach. Przed śmiercią nie zdążył nawet zmówić modlitwy, tak bardzo rozległa i śmiertelna była zadana mu rana. Na widok martwego dowódcy, reszta oddziału czym prędzej poderwała wierzchowce i odleciała. Nikt nie chciał ryzykować podejmowania walki z tym obłąkanym topornikiem i jego bezwzględnymi towarzyszami…
- Ha, coś kruchy się nasz elfik okazał! - Khargar zaśmiał się, patrząc jak w oczach przeciwnika gaśnie płomień życia. Szkoda, że tamci uszli, mogą kłopoty sprowadzić, na drugi raz proponuje zrobić po mojemu. Sięgnął chciwie po miecz dowódcy.
- Niestety w mieczach nie jestem taki dobry, ktoś go chce?
Do martwego już elfa podeszła Zorena, po czym splunęła na trupa.
- Wreszcie jakaś historia kończy się tak jak powinna - powiedziała pocieszona faktem, że jej oprawca gryzie ziemię.
-Nie ma to jak wróg wdeptany w ziemię u twoich stóp, prawda? Cieszę się, że mogłem pomóc księżniczko.- Odparł Khargar zuchwale.
Wilk pokręcił głową wychodząc z krzaków całkowicie o własnych siłach. - To było zupełnie niepotrzebne. Powinieneś był mu pozwolić poprowadzić jego stado daleko stąd. - Rzucił do mężczyzny. - Ale skoro się stało, weźcie ten jego miecz i pilnujcie go, jest nasycony magią. - Stwierdził Wilk, obserwując zachowanie pozostałych elfów, czy któryś z nich zawróci, czy jednak będą uciekali jak najdalej od nich.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2017 o 11:16.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 14-10-2017, 12:33   #17
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Sikorka, elf & Rudi




Bardka popchnęła otumanionego bólem elfa, próbując utrzymać go, gdy ten zaczął się szarpać. W całym bałaganie zupełnie przez przypadek wylądowała na dowódcy ze stłumionym jękiem.

- Au! - opadła na niego akurat tak, że ostrze sztyletu było wycelowane tuż przy szyi szarego mężczyzny - Uniosła zaskoczone, złote spojrzenie - Wybacz. - szepnęła wpatrując się w niego. - Proszę, nie prowokuj nikogo! Nie chcę by Ci się stała jakakolwiek krzywda - w oczach dziewczyny pojawiły się łzy, gdy mówiła szybko - Wracamy z walki, znaleźliśmy się w nowym miejscu, dlatego tak się stało jak się stało. Z pewnością taki ktoś jak Ty był na niejednej bitwie i wie jak można być skołatanym. - ciągnęła na jednym tchu - Zabierz swych ludzi i odejdź. Proszę. Zrób to dla siebie i dla… mnie. - to ostatnie dodała nieśmiało i cichutko. Zamrugała by jedna łezka zawisła na rzęsach gdy ona sama wpatrywała się ze smutkiem w twarz elfiego wojownika, który ledwo zdążył opanować wpływ potężnego zaklęcia Larana. Wyglądał na wściekłego i przez chwilę spoglądał na dziewczynę jakby chciał się na nią rzucić, jednakże z każdym jej słowem i gestem, jego agresja stopniowo malała.

- Dobrze wiesz, że im nie odpuszczę! Jak nie teraz, to innym razem ich dopadnę - w jego słowach pocieszający był fakt, że nie odnosił się do Branwen, tylko jej towarzyszy. Po chwili jednak zwrócił się do niej bezpośrednio:
- A Ty… Nie pasujesz do nich. Jesteś urodziwa, młoda i wydajesz się być lepiej wyedukowana od tych dzikus. Na pewno dałabyś wybrankowi silnych synów… - przez chwilę nic nie powiedział, tylko patrzył się na Branwen z niekrytym pożądaniem. Kobieta mimowolnie wiedziała dokąd on zmierza.
- Zostaw ich. Udaj się ze mną, a zaznasz życia w luksusie jakiego jeszcze nie doświadczyłaś. Poznasz niezwykłe, podziemne metropolie zamieszkałe przez mój lud i jako moja żona staniesz się powszechnie szanowaną osobą. Warunek jest tylko jeden… urodzisz mi syna.

Pociąg, który elf odczuwał wobec ludzkich kobiet był co najmniej zastanawiający, ale oferta jednocześnie kusząca, a on niebrzydki.
Sikorka przy komplementach spuściła wzrok i zagryzła wargę.
- Proszę nie hoduj nienawiści. Jesteś przedstawicielem dumnej i honorowej rasy. Z pewnością znajdziesz w swym sercu na tyle wyrozumiałości. Proszę - prośby dziewczyny stały się gorętsze - Twa propozycja to dla mnie zaszczyt. Ale… muszę znaleźć drogę powrotną. Moi rodzice są starzy i potrzebują mnie. Ale jeśli znajdziemy drogę, kto wie? Może mogłabym powrócić? Zapewne żaden bard nie widział takich wspaniałości - uśmiechnęła się naiwnym i niewinnym uśmiechem.

- Zostaw ich - powtórzył elf, jeszcze bardziej napierając na nią. - Zabiorę wierzchowca i odlecimy stąd, czym prędzej. A później może pomogę ci skontaktować się z rodziną - wypowiadając te słowa, chwycił ją za fragment skórzanej kurty i przyciągnął ku sobie.

- Decyduj się, prędko! - Powtórzył, nerwowo spoglądając w stronę polany, gdzie znajdowali się zbliżający w ich stronę awanturnicy. Jednocześnie wcale nie sprawiał wrażenia jakby chciał dać dziewczynie wybór. Ta nie mogła się nadziwić jego zachowaniu i zaczynała się zastanawiać, czy zaklęcie Larana nie pomieszało mu w głowie. Szczególnie, że po raz pierwszy w jego oczach dostrzegła obłęd.

Rudi słysząc ostatnią wymianę słów zbliżył się bezszelestnie do bardki i złapał ją za rękę. Miał nadzieję, że się nie przestraszy. - Nie rób tego, chyba że chcesz zostać jego niewolnicą. W razie czego jestem tu a on nie zrobi Ci krzywdy. - wyszeptał najciszej jak tylko mógł mając nadzieję, że ta go usłyszała.

Słowa i niespodziewane towarzystwo Rudiego przyniosło bardce otuchę. Ścisnęła ciepłą dłoń gnoma z wdzięcznością. Co prawda początkowo planowała przekonać elfa, by się uspokoił, zabrał swych ludzi i odszedł. Rozważała też możliwość śledzenia więźniów ale z ich przywódcą było coś nie tak.
Bran nie lubiła, gdy coś było nie tak.
Zaczęła się obawiać, że z jej starań nic nie wyjdzie.

Sikorka zrobiła kilka ostrożnych kroków do tyłu, próbując delikatnie wyzwolić się z uchwytu elfa.
- Nie mogę - rzekła przepraszającym tonem, kręcąc głową - Ty też nie powinieneś zostawiać swych ludzi samych. - powoli wciąż cofała się tak by nie sprowokować elfa. - zabierz ich i wróć do domu.
- Jak sobie chcesz - warknął w odpowiedzi elf, a jego usta gniewnie złączyły się ze sobą w jedną, wąską linijkę. - Drugiej propozycji już nie będzie. Dołączysz do nich, kiedy się z nimi rozprawię - odparł wściekły i odepchnął ją na bok, aby wyjść na polanę.

- Ech… - Sikorka rozłożyła ręce mówiąc do niewidocznego Rudiego - starałam się.
W końcu z westchnieniem wzruszyła ramionami:
- Wracamy? - czuła się nieco niezręcznie mówiąc do powietrza.
- Tak wiem, że się starałaś ale już po wszystkim, możemy wracać. Ciekawe jak by się zachował gdybyś się zgodziła na jego propozycję - powiedział Rudi ściągając z szyi amulet niewidzialności. - Mam nadzieję, że Cię nie przestraszyłem pojawiając się tutaj ale wolałem pozostać niezauważony, nigdy nie wiadomo co takiemu urażonemu elfowi trafi do łba - wtrącił po chwili.

- Dziękuję - Sikorka uśmiechnęła się słodko i odsunęła delikatnym ruchem kosmyk włosów opadający Rudiemu na czoło - Doceniam Twą troskę, Rudi.

Rudi poczekał aż Bran wyjdzie z krzaków i po chwili sam również wyszedł na polanę.

“Niedługo stanie się tradycją, że znikamy w krzakach” - pomyślał sobie.



 
corax jest offline  
Stary 14-10-2017, 14:22   #18
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W między czasie Auriel przemierzała leśne tereny, nie mając nawet pojęcia, że ktokolwiek by ruszył w ślad za nią. Szamanka opuściła obóz z kilku powodów. Jednym z nich było to, że nie rozumiała zachowania tych osób. Nie miała już pojęcia, czy księżniczka to złodziejka, a elfy po prostu są zwykłymi obywatelami, którym szczęście nie dopisało, czy też naprawdę to złe i podłe istoty. Nie rozumiała również zachowania Bran, która z taką lekkością i łatwością stwierdziła, że tamta kobieta jest księżniczką. Auriel westchnęła głośno i wyciągnęła spod koszuli swój amulet. Przyjrzała się medalionowi jednak posmutniała zauważywszy, że nie odzyskał dawnego blasku.
- Chcę wrócić do domu… - mruknęła pod nosem, a przygnębienie jedynie narosło. Nie skupiła się na tym, że ktoś może za nią iść, bo nawet by się tego nie spodziewała. W jej mniemaniu nie była na tyle chciana w tamtym towarzystwie, by ktoś się za nią szwendał i dzięki temu mogła mieć chwilę spokoju dla siebie. Powinna chyba skupić się na paru pomocnych zaklęciach, ale najpierw wolała się trochę oddalić. Nim jednak zdążyła pokonać kilka kroków, usłyszała za sobą głośny szelest, a chwilę później znajomy jej głos.

- Tak jak my wszyscy - Kaedwynn wyszedł z zarośli i zbliżył się do Auriel na kilka kroków.
- Wybacz, jeśli Cię przestraszyłem… Zmartwiłem się, widząc jak odchodzisz rozżalona i pomyślałem sobie, że wypadałoby zamienić kilka słów. Nie wierzę byś była po stronie Celozji i naprawdę staram się Ciebie zrozumieć. Uważam, że jeśli chcemy się stąd wydostać, to musimy działać jak zgrana drużyna, a to wymaga pewnych poświęceń… - wypowiadając te słowa, potężnej budowy wojownik stanął u boku znacznie drobniejszej, kobiecej sylwetki. Przez dłuższą chwilę spoglądał w tę samą stronę, w którą przed chwilą i ona patrzyła. Auriel milczała nie patrząc na niego. Gdyby tylko stanął bliżej, pióra jej warbonnetu łaskotałyby jego szyję. Dopiero przy kolejnym zdaniu porcelanowa buzia kobiety zwróciła się ku wojownikowi, a ciemne oczy skupiły na jego wargach, jakby odczytując z ich ruchu słowa.
- Dlaczego chcesz uratować te elfy? W żadnym razie nie krytykuję Twojej decyzji, chcę tylko poznać motywy za nią stojące. Czyż niewystarczająco skrzywdziły tę biedną kobietę, aby zasłużyć na ostateczną karę?

- Ratować?
- powtórzyła za nim Szamanka - Nie chodzi o ratowanie, a o sprawiedliwość. Czemu mamy słuchać głosu jednej strony, nie poznawszy innej? Poza tym… To ten ich dowódca. To, że on jest taki, nie znaczy, że inni też będą. Nie powinno oceniać się jednostek po grupie, to tak jakby ktoś ocenił was poprzez pryzmat mnie lub tego co chwycił mnie za gardło… To nie jest sprawiedliwe - odpowiedziała mu melodyjnie, z niesłychanym spokojem w głosie. Nie miała pewności czy zrozumie, ale nie było to dla niej istotne. Nie działała dla akceptacji innych, po prostu czyniła to, co uważała za słuszne.
- Ja za to nie rozumiem czym tu niby się martwić - dodała na koniec odnosząc się do kwestii przyjścia tutaj w ślad za nią. Wbiła spojrzenie w jego twarz czekając na odpowiedź.

Kaedwynn skinął głową w odpowiedzi, po czym wyciągnął rękę przed siebie jakby coś wskazywał.
- Nie stójmy tak tutaj, przejdźmy się i porozmawiajmy po drodze - zaproponował, po czym sam postąpił krok w przód, jednocześnie upewniając się, że Auriel idzie za nim. Ta niepewnie stawiała kroki, utrzymując bezpieczną odległość, wciąż nie ufając do końca temu, że nie zrobi jej krzywdy.
- Po prostu zaczynam wątpić, czy podołamy czekającemu nas wyzwaniu - powiedział mężczyzna po chwili namysłu. - Ledwo wylądowaliśmy w innym świecie, a ja już widzę więcej rzeczy, które nas dzielą niż łączą i to pomimo faktu, że jesteśmy zdani wyłącznie na siebie. Za szczeniaka opuściłem Blackmoor, chcąc wyrobić sobie imię w świecie, ale każdego wieczoru wracałem myślami do ojczyzny. Błąkałem się po świecie przez dekadę, a może nawet i więcej, a kiedy w końcu wróciłem do królestwa, to zastałem je w ogniu wojny, by w decydującym momencie został ponownie odesłany daleko poza jego granice, lecz tym razem wbrew mojej woli - Kaedwynn odwrócił zarośniętą twarz w jej stronę i wlepił w nią swe jasnoszare oczy. Auriel ledwo zdążyła się zatrzymać by nie wpaść na niego. Szybko postąpiła dwa kroki w tył dla bezpieczeństwa. Jej delikatna buzia zwróciła się ku niemu, wyraźnie zdezorientowana i zaskoczona nagłym zatrzymaniem się z daleka od obozu. Nie odczuła jednak strachu, ponieważ wierzyła w dobro.
- Może zabrzmi to głupio i złowróżbnie, zważywszy, że dopiero co tu wylądowaliśmy, ale obawiam się, że już nigdy nie ujrzę Królestwa Blackmoor, a nawet jeśli, to dalekie będzie ono od swej dawnej chwały - powiedział z wyraźnym bólem w sercu.

- Możliwe, że tak będzie - odparła Auriel szczerze - Nie wiadomo jaka jest różnica upływu czasu między światami. Ja sama nie jestem ani z tego, ani z poprzedniego świata, jednak czuję się skreślona dla każdego z trzech w których byłam - kobieta westchnęła cicho i niespiesznymi krokami minęła wojownika, aby iść dalej. Szukała dla siebie odpowiedniego miejsca, gdzieś gdzie drzewa będą mniej gęsto posadzone - Myślę jednak, że nie powinieneś tracić nadziei. Świat zna cuda, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Może tak naprawdę pięć minut dla Celozji, to tak jak tutejsze pięć miesięcy. Gdybyśmy w tym czasie znaleźli możliwość powrotu, to ledwo by poczuła naszą nieobecność, a znowu byśmy tam byli… Moglibyśmy schwytać to Nieszczęście - Auriel uśmiechnęła się do siebie na własne myśli, a jej ton głosu stał się bardziej entuzjastyczny. W końcu chwyciła gwałtownie Kaedwynna za dłoń i pociągnęła lekko, zatrzymując tym samym w miejscu. Obróciła całe ciało przodem do niego, powodując trzepotanie ogromnego pióropusza na głowie. Wzięła w dłoń również drugą rękę i ściskając subtelnie palce spojrzała mu w oczy
- Nadzieja, wojowniku. - powiedziała, a przez jej tęczówki przeszedł blask jasnego błękitu - Trzeba ją mieć zawsze i nigdy nie pozwolić, by zgasła bezpowrotnie.

Mężczyzna spojrzał na nią z czymś co musiało być mieszanką zdziwienia i podziwu. Przez chwilę myślał nad odpowiednimi słowami, nawet zająknął się kilka razy, próbując spytać ją o ten trzeci świat i jej prawdziwą naturę. Mimo, że nie był jakoś wyjątkowo uzdolniony, wyczuwał, że kobieta jest czymś więcej niż się wydaje. Dostrzegał wokół niej subtelną, ledwie wyczuwalną aurę, która była niczym woń delikatnego perfum, w którym człowiek taki jak on mógł się zadurzyć. Kiedy w końcu poukładał w myśli odpowiednie słowa i chciał je zwerbalizować, nagle dało się usłyszeć coś niesamowicie ciężkiego, co niewątpliwie musiało przechadzać się po sąsiadującej z nimi polanie. Ściągnął z pleców miecz, przyłożył wymownie palec do ust i przekonany o bliskości wzgórzowego olbrzyma, zbliżył się wraz z Auriel do pobliskich zarośli. Miał rację - był to olbrzym, lecz nie humanoidalny. Wśród rosnących w dystansie od siebie drzew, na rozległej polanie, pasł się diplodok - czworonożny, roślinożerny dinozaur, który rozmiarem i masą ciała przewyższał wszystko co dotychczas Kaedwynn ujrzał. Łagodny olbrzym pożerał liście znajdujące się wysoko w koronach drzew, zupełnie nie zwracając uwagi na ukrytych w zaroślach intruzów.

- Na bogów! Cóż to za potwór? Smok bez skrzydeł? Roślinożerny? - Wyspał Kaedwynn, pozbawiony tchu z wrażenia.

Auriel zadarła głowę wysoko w górę i rozwarła szeroko usta. Ogrom stworzenia przerósł jej najśmielsze wyobrażenia. Zwierz był w jej oczach majestatyczny, piękny i wyjątkowy. Obserwowała z niemałą fascynacją każdy jego powolny ruch żuchwy gdy przeżuwał duże, zielone liście. Wydawało się, że nigdzie mu nie spieszno, a czas to tylko pojęcie względne. Szamanka otwarte dłonie obu rąk ułożyła na przy lewej piersi i wzięła głęboki oddech
- Jest cudowny… - mruknęła ze spokojem, a jej twarz rozpromieniła się. Długo patrzyła z zapartym tchem, aż w końcu chwyciła Kaedwynna za rękę i ścisnęła mocno ramię ciągnąc do siebie.
- Tylko nie krzywdź go! I nie mów innym, bo przyjdą tu i pozbawią go jego cielesnej formy… Bez niej będzie nieszczęśliwy - wlepiła w niego swoje bystre oczy, osadzone w porcelanowej, gładkiej i delikatnej buzi. - … a on chyba już jest wystarczająco, skoro utracił zdolność wznoszenia się na skrzydłach - w głosie Auriel dało się słyszeć nutkę nostalgii, gdy o tym wspomniała.

Kaedwynn podrapał się po głowie, obserwując uważnie leniwego kolosa.
- Nawet nie mam zamiaru z tym czymś walczyć - odparł, przełknąwszy głośno ślinę. - Prędzej bym padł ze zmęczenia niż go wykończył, a poza tym nie widzę ku temu dobrego powodu. Dla mięsa? Byłoby to chyba największe marnotrawstwo w historii polowań. Ta bestia jest zdolna wyżywić populację całego miasta! - Wojownik podrapał się po brodzie, przez dłuższy czas nie spuszczając wzroku z majestatycznego gada.
- Mam wrażenie, że coś przed nami ukrywasz, Auriel - zwrócił się do stojącej obok kobiety. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy w milczeniu. - Nie mówię oczywiście o Celozji i Twoich prawdziwych intencjach, bo to dla mnie sprawa zamknięta, ale zwyczajnie odnoszę wrażenie, że jesteś kimś więcej niż na pierwszy rzut oka się wydajesz. To znaczy na pierwszy rzut oka wydajesz się bardzo piękną kobietą i naprawdę nią jesteś, ale… - Kaedwynn wyglądał na zakłopotanego własnymi, nieszczęśliwie dobranymi słowami. Auriel przechyliła głowę w bok jak pies nierozumiejący słów, trzepocząc przy tym ruchu piórami. Wpatrywała się w mężczyznę i szybko zamrugała oczami. Kaedwynn dopiero po chwili kontynuował:
- No nie potrafię tego stosownie określić. Zdradzisz mi skąd pochodzisz? Gdyby nie ten pióropusz i szamanistyczny ubiór, to pomyślałbym, że gdzieś z północy. Słyszałem o walkiriach, pięknych wojowniczkach, wśród wojowniczych plemion. Może jesteś jedną z nich?

- To chyba nie jest istotne, skąd forma się wzięła, tylko jak się ukształtowała
- Auriel ściągnęła brwi i poruszyła zmarszczonym nosem wlepiając spojrzenie w wojownika. To pytanie sprawiło jedynie, że zrobiło jej się przykro, bowiem nie miała czym się chwalić. Czuła się zbrukana i obrzydliwa, nie potrafiła czerpać już dumy z tego, kim była, mimo iż dobrze wiedziała, że nic nie zawiniła.
- Umiem walczyć, jeśli to musisz wiedzieć. Umiem też trochę magii. Nie lubię jednak bezpodstawnego zabijania, nie cieszy to mego ducha. Chciałabym sprawiedliwości i dopiero teraz widzę jak ciężkie brzemię niósł na sobie Tyrael… I że łatwo o mylny osąd - Szamanka spuściła głowę i momentalnie posmutniała. Jej westchnięcia nie dało się nie usłyszeć.

Kaedwynn nic z tego nie rozumiał, ale postanowił nie naciskać dalej.
- Ten Tyrael… nie pierwszy raz o nim mówisz. Kim on był? Twoim mężem? Bratem? - Zapytał.
- Bliską osobą, mój mąż… Mnie zawiódł i wykorzystał do swoich niezrozumiałych dla mnie celów. Ale mam nadzieję, że wciąż pamięta o mnie i myśli dobrze. Choć nie wiem co teraz z nim się dzieje, nie widziałam nikogo z nich od dwudziestu dwóch lat. Jestem tutaj i tam sama, dlatego te światy dla mnie się nie różnią. Ten tutaj i ten z którego przybyliśmy. Jedynie ważne dla mnie to, że to w twoim świecie Nieszczęścia chwytałam, a nie tutaj. - odpowiedziała Szamanka bardzo rozlegle i w rezultacie niezbyt konkretnie.

- Dwadzieścia dwa lata… - Powiedział pod nosem, początkowo nie wiedząc od czego zacząć, o co ją zapytać. - Dwadzieścia dwa lata temu byłem jeszcze smarkaczem, a ty miałaś męża, mimo że nie jesteś elfką. Czas obchodzi się z Tobą bardzo łagodnie.
Kaedwynn spoglądał na nią w kompletnym osłupieniu. Im więcej odpowiedzi słyszał, tym więcej miał pytań i tym bardziej rosła w nim ciekawość, która w tym momencie pożerała go. Wiedział, że Auriel stara się ukryć prawdę przed innymi, ale mimo to nie mógł powstrzymać się od tego jednego pytania:
- Kim jesteś?
- Powinieneś już do nich wrócić
- odpowiedziała z subtelnym uśmiechem i pogładziła dłonią policzek mężczyzny. Jej dotyk był uspokajający i delikatny jak cała jej postać. Krucha niczym porcelana - pozornie. Auriel zabrała dłoń i dała krok w tył.
- Potrzebuje zostać sama. Muszę coś zrobić - patrzyła na niego wyczekująco.
- Ale… - Zająknął się Kaedwynn. - Z tymi wszystkimi bestiami? To niebezpieczne - odpowiedział mimo, że sam nie wierzył w swoje słowa. Był przekonany, że Auriel da sobie radę sama, ale mimo to nie chciał jej opuszczać. Trochę go zabolało, że nie chciała mu wyznać prawdy, ale pomyślał, że pewnie ma ku temu dobre powody. Brodaty wojownik uśmiechnął się nieznacznie, skinął głową w zrozumieniu jej prośby, po czym odwrócił się i ruszył w stronę obozu. Jednakże po pokonaniu kilku kroków zatrzymał się na chwilę i rzucił za siebie:
- To do zobaczenia. Uważaj na siebie - po tych słowach zaczął się oddalać.

Auriel czekała aż zniknie jej z oczu i gdy upewniła się, że już nikt jej nie widzi, zamknęła oczy i rozłożyła ręce. Odchyliła głowę w tył biorąc przy tym głęboki acz spokojny oddech i skupiła swoje myśli i moce. Chciała oczami ptaka ujrzeć okolicę i zbadać ją choć trochę, aby być pomocną w poprowadzeniu innych, gdziekolwiek nie zechcą się udać.

W wielkiej oddali na południu widziała ogromne miasto, które z tej odległości co prawda nie robiło takiego wrażenia, ale było wystarczająco wyraźne, aby móc określić jego wielkość. Prawdopodobnie było to miasto, o którym mówiła Zorena. ~ A więc nie kłamała... Przynajmniej nie w tej kwestii - stwierdziła w myślach Szamanka. Dotarcie do niego mogłoby zająć cztery dni, może mniej drogą powietrzną, a więcej pieszo, nie była w stanie stwierdzić. Tropikalny las, w którym się znaleźli, ciągnął się jeszcze wiele kilometrów na południe i samo przebycie przez niego mogło zająć połowę oszacowanego czasu. Druga połowa przebiegłaby po piaszczysto-trawiastej równinie. Auriel dostrzegła kilka strażniczych wież przy leśnych ostępach, osadzonych systematycznie w takich samych odległościach od siebie. Nie dało się też nie zauważyć więcej zwierzyny podobnej do tego roślinożernego smoka, choć różniły się one od siebie wysokością i proporcjami, to gabaryty zawsze oscylowały przy ogromnych. Na wschodzie Auriel widziała rozciągającą się pustynię, zaś na zachodzie dużo wody, osad, miast, portów i statków. Uzyskawszy małe rozeznanie i spokój ducha, kobieta postanowiła wrócić do innych - o ile ci wciąż tam byli i chcieli na nią czekać. Miała w zamiarze podzielić się uzyskanymi informacjami.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 15-10-2017, 19:01   #19
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po pewnym czasie do obozu wrócił Kaedwynn. Zdawał się być zamyślony i zatroskany, więc też do nikogo nie zagadał, nie tłumacząc się dlaczego wrócił sam. Przeszedł przez obóz, minął niewielki staw i zatrzymał się dopiero przed martwych truchłem elfiego przywódcy.
- O! Tego tu znam. Dlaczego zabiliście ich przywódcę? - spytał pozostałych, gdyż nie był obecny ani przy pojedynku, ani podczas ucieczki elfów. - I co się stało z resztą? Widzę tylko sześć trupów.
- Zabiłem dowódcę, nasz Wilk na pojedynek go wyzwał, tamten trochę mu krwi upuścił ale później warunków nie chciał dotrzymać. Niestety pozostali mnie nie wsparli i pozwolili reszcie odlecieć na tych gadach…- Zlustrował Kaedwynna spojrzeniem, trzymając magiczny miecz elfiego dowódcy. Może zyskałby sojusznika oddając mu go, przy sytuacji z elfami mało kto stanął po jego stronie.
- A co z naszą opierzoną ślicznotką?
Kaedwynn westchnął cicho na jej wspomnienie.
- Powiedziała, że potrzebuje trochę czasu dla siebie. Niewiele mi zdradziła, ale zdołałem domyślić się, że nie jest człowiekiem, a przynajmniej nie jest jakimś zwyczajnym człowiekiem. Nie wiem co teraz zrobi, ale zostawiłem ją w towarzystwie ogromnego smoka bez skrzydeł, który wcinał liście z drzew. Wydawał się być łagodny i nas nie spostrzegł, ale mimo to martwię się o nią.
Khargar prychnął na słowa wojownika. Nie wylałby wielu łez gdyby ten gad zjadł tę dziwaczkę.
- Może Ciebie to śmieszy, ale wydaje mi się, że Auriel jeszcze wiele dokona dla naszej sprawy, mimo że jest taka… dziwna - powiedział z braku lepszego słowa. - Nie mam wątpliwości, że stoi po naszej stronie i wiem, że jeszcze wiele rzeczy przed nami ukrywa, ale lepiej nie naciskać teraz. Najbardziej ciekawi mnie jej powiązanie z Celozją. Była tam z nami, chciała ją zniszczyć, ale nie wiem jak tam dotarła niezauważona...
- A ja jej nie ufam, bardziej ufam Zorenie, bo ją pojmuje - mruknął Khargar odchodząc z Kaedywnnem na bok,
- A skoro o księżniczce mowa - Kaedwynn ściszył głos. - Postanowiliście już co z nią zrobicie? Odstawicie tam gdzie jej miejsce?
- My? A ty nie zamierzasz coś z nią zrobić? - dodał Taled.
- Najwięcej zyskamy ją do ojca albo mężusia odstawiając... Musimy odrzucić te kretyńskie sentymenty - rzucił pogardliwe spojrzenie w stronę Taleda - inaczej nie przetrwamy w tym obcym świecie. Chyba na ciebie chociaż mogę liczyć, wyglądasz na prawdziwego wojownika. - Khargar klepnął Kaedwynna po ramieniu i podał mu miecz elfiego dowódcy. - Weź go, ja jestem słaby w mieczach, taka broń nie powinna się marnować.
Kaedwynn odebrał darowany mu miecz i zważył go w dłoni, następnie wykonał też kilka próbnych cięć.
- Jest wspaniały - powiedział nie kryjąc swojego podziwu dla kunsztu rzemieślnika, który go wykonał.
- Lekki, a jednocześnie wydaje się być wytrzymalszy od najtwardszej ze stali. Dobry to oręż, a ty masz dobre oko, Khargarze. Doceniam ten gest - powiedział, po czym przypiął miecz do pasa. - A co do Zoreny to zgadzam się. Ukrywanie jej byłoby dla nas kłopotliwe. Nie wiem czy zdołamy uciec z tego świata, ale mimo to wolę nie robić sobie potężnych wrogów póki tu jestem. Posprzątajmy te trupy - dodał, spoglądając na zaszlachtowane elfy. - Auriel nie ucieszy ten widok, a ja na dobrą sprawę mam już dość awantur w drużynie.
Wszak już to widziała, Laran wzruszył ramionami. Poza tym nie sądził, by to była ostatnia taka sytuacja, bo świat zdecydowanie nie wyglądał na bardzo pokojowy.
- Raczej powinniśmy się spakować i jak najszybciej stąd odlecieć - powiedział. - Do Tarthis lub Menkary, w zależności od tego, co Zorena wybierze. - Spojrzał na księżniczkę. - A zostać tu raczej nie powinniśmy. Trupy i rozlana krew przyciągają wszelakiej maści paskudztwo, a elfy mogą mieć w pobliżu inne latające oddziały.
On sam wybrałby Tarthis. Faraon jest bogatszy, poza tym pewnie bardziej się ucieszy na widok córki, niż mąż na widok żony, być może niewiernej. A nuż małżonek, miast sypnąć złotem, ograniczyłby się do chłodnego 'dziękuję'?
- Tak czy inaczej powinniśmy zaczekać za Auriel. Do tego czasu można wrzucić zwłoki do sadzawki, obwiązać tylko kamieniami, aby nie wypłynęły - odparł Kaedwynn. - Sprawdźcie juki, może mają przy sobie jakieś zapasy żywności, więc przy okazji i my moglibyśmy się dobrze najeść przed dalszą podróżą.
- Tylko nie do wody. - Laran pokręcił głową. - Szkoda sadzawki.
Kaedwynn wzruszył ramionami.
- Miałem nadzieję, że się nie nadźwigam. Skoro tak bardzo żal ci sadzawki, czarowniku, to pomóż mi ukryć ich w jakiś zaroślach z dala od obozu. A reszta niech zajmie się przygotowaniem jadła - powiedział, po czym chwycił za nogi martwego przywódcy elfów i zaczął ciągnąć truchło poza obóz.
- Ma rację, nie ma co truć wody. Ja już jadłem - rzucił Wilk wychodząc na polanę i zabierając się za zbieranie trupów w jedno miejsce. Miał zamiar pościągać z ciał wszystko, czym padlinożercy mogliby się zakrztusić. Zwykle były to wytrzymałe stworzenia, ale po co ryzykować, skoro po prostu zajmowały się tym, do czego stworzyła je natura.
Bran, dotąd zszokowana nagłym zabójstwem elfiego dowódcy, stała wtulona w Taleda. Mruknęła do rycerza:
- Zabierz mnie stąd. Mam dość tego miejsca - uniosła złote oczy na Gryfa z proszącym, załzawionym spojrzeniem.
Rycerz pochylił się i szepnął:
- Już niebawem się stąd wyniesiemy Bran. Ja też nie chcę tu przebywać. - Poszukał wzrokiem wygodnego miejsca gdzie mogliby spocząć.
Khargar, który zajął się przeszukiwaniem rzeczy elfów, przeszył Bran spojrzeniem swoich zimnych oczu. Czy to była ta sama dziewczyna, którą spotkał w karczmie tamtej nocy? Tak się wydawało, w takim razie miał do czynienia z podstępną dziewką… będzie miał na nią oko.
Laran nie sądził, by usuwanie zwłok z widoku publicznego miało jakiś sens, ale już raz przedstawił swoje zdanie Kaedwynnowi, ale skoro tamten nie pojął, to nie było sensu robić to raz jeszcze, nawet gdyby używał prostszych słów. Poświęcił się więc i odciągnął jednego z truposzy w zarośla.
Krwawym śladem, jaki pozostał na trawie, wcale się nie przejął. Poza tym i tak nic nie mógłby na to poradzić. A o pogrzebaniu trupów nawet nie pomyślał - skoro się tym nie zajęli ich pobratymcy, to co jego to obchodziło?
Rudi, chociaż niewielkiego wzrostu, to jednak za przykładem Larana również odciągnął jedno ciało w krzaki. Zastanawiał się czy nie przeszukać jeszcze truposzy, bo przecież przedmioty, które mają przy sobie i tak tamtym się już nie przydadzą.
- Jak myślisz, Laran, czy uda nam się wrócić do domu za pomocą magii tego świata? - zagadał do maga. - Nigdy jeszcze nie słyszałem o tego typu zaklęciami aż do dnia dzisiejszego.
- Teoretycznie magia może zrobić wszystko - odparł mag. - Trzeba mieć tylko odpowiednią ilość mocy i tyle. Z pewnością niejeden tutejszy mag by to potrafił. Problem w tym, czy wiedzieliby, dokąd nas odesłać.
Zorena z ciekawością przysłuchiwała się słowom czarownika. Podeszła nawet bliżej, aby lepiej słyszeć wymianę zdań tych dwóch. Taled prowadził ją wzrokiem, czujny na nieboskłon i otoczenie.
- Być może w waszym świecie - wtrąciła się po chwili. - Rzadko się zdarza, by trafiali do nas planarni przybysze, a jeszcze rzadziej słyszy się o ich powrocie, ale podobno istnieją metody na to. Z tego co usłyszałam od arcymaga Tarthis, podczas jednej z jego prelekcji, nasz świat został stworzony przez bogów, którzy ukryli go przed wzrokiem innych. Nie można tutaj przenieść się z miejsca na miejsce za pomocą magii, chyba że chcecie latać, ale chyba nie o to wam chodzi. Pewnych rzeczy nawet nasi najmądrzejsi magowie nie pojmują, taka jest natura tego miejsca.
- Czyli nie ma u was czegoś takiego jak portale czy inne magiczne bramy, które pozwalają się w mgnieniu oka przenosić z jednego miejsca na drugie... - Laran był zaskoczony i zmartwiony zarazem. - Z chęcią bym zamienił parę słów z tym arcymagiem, jeśli zechce mnie przyjąć... A ty, Zoreno, dokąd chcesz lecieć? Do ojca, czy do męża?
- Wybór to żaden. Jeśli trafię do ojca, to prędzej czy później odeśle mnie do męża - odpowiedziała kobieta wzruszając ramionami. - Mam przyjąć kapłańskie święcenia już wkrótce, gdyż u nas władcą może być tylko kapłan lub kapłanka. Podobny los czeka mojego męża. Czuję, że nie mam wpływu na nic w swoim życiu…
- Mówisz tak, jakby rola władczyni, czy też małżonki władcy, była ostatnią rzeczą, jaką marzysz - skomentował Laran.
- A co w tym pięknego? Realną władzę będzie mieć mój małżonek, jako faraon, a ja będę tylko dodatkiem, osobą, której jedyną funkcją jest towarzyszenie faraonowi podczas ważnych wizyt arystokracji czy poselstwa. Tymczasem moją matką jest plemienna wojowniczka z dalekiego południa, w której zakochał się mój ojciec. To ona zaszczepiła we mnie chęć decydowania o sobie i pragnienie wolności. Musiałabym się pozbyć Qareha i przejąć władzę, ale to zbyt ryzykowne - odparła Zorena niezbyt pocieszona wizją powrotu.
Usta Khargara wykrzywiły się w wyglądającym upornie uśmiechu, gdy Zorena wspomniała o zabiciu męża i przejęciu władzy.
- Mając odpowiednich ludzi o boku, wszystko można zrobić, wystarczy, że kilka odpowiednich łbów poleci. - Poklepał swój topór.
- Wypadki chodzą po ludziach - Laran rzucił znanym cytatem - ale to może działać w obie strony... Może następnym razem powinnaś lepiej przemyśleć wszystkie sprawy związane z ucieczką?
- Co masz na myśli? - Zainteresowała się Zorena. - Nie bardzo mogę liczyć na pomoc z zewnątrz, bo to jest wyrok śmierci dla osób. Jeśli uciekać to w pojedynkę.
- Jeśli zmienisz wygląd, to nikt cię nie rozpozna - odparł Laran. - Niejeden młodzieniec czy panna z dobrego domu tak zrobili.
- Tak, o ile znajdę zainteresowanego maga, który regularnie będzie stosował na mnie swoje zaklęcia, a wątpię by ktokolwiek uczyniłby to dobrowolnie - odparła kobieta. - Poza tym za bardzo rzucam się w oczy swoim kolorem skóry, aby drobne zmiany kosmetyczne tu pomogły. Nithijczycy mają karnację zbliżoną do brązu i mam tu na myśli metal, a nie kolor. Tymczasem moja jest jak sami wszyscy widzą… W zaciemnionym pomieszczeniu nie widać mnie - zaśmiała się z własnego żartu.
- Nie macie ludzi, którzy z takich czy innych powodów chodzą w maskach? Albo też pozostaje ci ukraść... zabrać gryfa i uciec. - Mag podsunął kolejne pomysły.
- Trędowaci takie noszą, a gryfa ukraść już próbowałam. Niestety strzegą ich lepiej niż swoich najcenniejszych skarbów, a w dodatku po moim powrocie będzie tylko gorzej. Wiedzą, że skoro raz… no, nie pierwszy raz próbowałam uciec, to mi już nie odpuszczą. Pewnie Qareh zamknie mnie na szczycie jakiejś wieży, najlepiej takiej bez okien i tam spędzę resztę swojego życia - posmutniała na samo wyobrażenie czekających ją “tortur”. - Moim problemem jest to, że nie urodziłam się z kutasem między nogami i z tego tylko tytułu nie mam prawa decydować o sobie. Zawsze byłam i będę czyjąś zabawką.
- Kobiety nigdy nie zasiadały na tronie? – spytał, bynajmniej nie zdegustowany użytym przez księżniczkę słownictwem.
- Zasiadywały, ale wymagało to czegoś więcej niż wspomnianego właściwego zestawu genitaliów i urodzenia się we właściwej rodzinie. Często okupione było to krwią innych, szalonymi ambicjami lub przynajmniej zwykłym szczęściem. Ja nie mam ani jednej z tych rzeczy - predyspozycji do manipulowania innymi czy samego, przysłowiowego farta. Jestem… Nie wiem kim jestem - odparła smutnym głosem, po czym bez słowa wyjaśnienia minęła maga i usiadła przy ognisku, które rozpalali inni.
Laran jeszcze przez chwilę stał bez ruchu i spoglądał w jej stronę, po czym poszedł w jej ślady.
Khargar przyglądał się Zorenie, odczuwając rozczarowanie. Zorena była… interesująca, ale nie nadawała się jego zdaniem na prawdziwą władczynię, bardziej na marionetkę lub zabawkę.
- To lepiej szybko się dowiedz kim jesteś, zanim wchłonie cię nurt i na samopoznanie nie będzie już czasu - rzucił druid. - Rudi, dzięki za to wcześniej - dodał zwracając się do mężczyzny.


Po skończeniu sprzątania ciał, Kaedwynn wrócił do obozu i pomógł reszcie przyrządzić posiłek. W tym celu wykorzystano znalezione w jukach zapasy żywności - głównie mięso nieznanego pochodzenia oraz jadalne grzyby. Po pewnym czasie nad obozem zaczął unosić się przyjemny dla nosa zapach gotowanej żywności.
Cichym krokiem Auriel przekroczyła linię lasu, wchodząc na niewielki teren, mniej obrośnięty drzewami. To tutaj wciąż była grupa osób, z którymi trafiła do tego obcego im świata. Początkowo stanęła przyglądając się każdemu z osobna i próbując znaleźć różnicę między tym, co zostawiła, a tym co tutaj zastała.
- Jecie - stwierdziła ściągając brwi i podeszła bliżej innych. Najchętniej stanęłaby blisko Bran, ale ta ciągle trzymana była przez Taleda, więc nie wiedziała gdzie znaleźć miejsce. Ostatnio Rudi był dla niej miły, ale zawiódł ją lekko. Po Khargarze spodziewałaby się dostać nożem w żebra, zaś Wilk chyba miał dosyć związanych z nią sprzeczek. Laran zaś wydawał się być zajęty księżniczką. Po tej analizie, która trwała chwilę, Auriel w końcu usiadła obok Kaedwynna.
- A gdzie elfy? - zapytała w końcu spokojnym głosem, odnajdując niepasujący element układanki myśli.
- Odleciały - odparł krótko Kaedwynn, udając, że jest zbyt zajęty przeżuwaniem gumowatego mięso, aby kontynuować ten temat. Bardzo, ale to bardzo nie chciał o tym mówić.
- A ty? Pomogła ci chwila samotności? - zapytał po chwili, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Jego dobór słów nie był zbyt fortunny.
Szamanka kiwnęła delikatnie głową i poprawiła okazały pióropusz.
- Daleko na południu, może cztery dni drogi stąd, jest ogromne miasto. Pewnie to to, o którym mówiła ta kobieta. Połowę tego czasu zajmie nam przemierzenie lasu, w którym jesteśmy, rozciąga się naprawdę daleko. Tutaj wszędzie w okolicach lasu są strażnicze wieżyczki porozstawiane jakby pilnowały, co by coś nie weszło lub nie wyszło z jego gęstwin. Potem mielibyśmy równinę, z tej odległości wygląda na suchą. No i... Wszędzie jest mnóstwo tych takich zwierząt, no wiesz, bez skrzydeł! Wzrokiem ptaka wszystko widać, takie są duże, choć nie tylko wysokie jak tamten, są też trochę niższe ale bardziej szerokie! - Szamanka zaczęła coraz bardziej się ekscytować, a z czasem nawet uśmiechać, kiedy opowiadała o okolicy. - Na wschód, o tam o - wskazała ręką kierunek - jest tylko pustynia, jakieś duże miasto, ale ogólnie piachu dużo. A na zachodzie - wyciągnęła drugą rękę w przeciwną stronę - mnóstwo wody, miasta, osady, dryfujące kropki i przystanie dla nich! Tam musi być przyjemnie - zakończyła zadowolona z siebie i zaczęła się kiwać tanecznie na boki.
Rycerz trzymał na patyku kawał mięsa, który piekł dla czterech osób. Gdy weszła na polanę Auriel ściągnął kij i sztyletem ściągnął kawały mięsa na znalezione w jukach miski. Jeden podał Bran. Drugi podał Zorenie. Z trzecim wstał i podszedł do Auriel.
- Proszę. - Wyciągnął ciepły kawałek mięsa parujący dość apetycznie ku kobiecie. Szamanka spojrzała ze zdziwieniem na Taleda i wyciągnęła rękę po podarek
- Dz-dziękuję… - mruknęła niepewnie wąchając mięso i oglądając je z każdej strony.
Taled uśmiechnął się.
- To z elfich zapasów. Nie sądzę by było trucizną - dodał i odwrócił się, by usiąść przy Bran.
Laran po chwili również zajął miejsce przy ognisku i zabrał się za opiekanie kawałka mięsa. Miał tylko nadzieję, że to nie kawałek któregoś z elfów...
Uwagę dzielił między przyszłą pieczeń, a otoczenie - zarówno zarośla, jak i niebo, na którym bez zmian tkwiło nieruchome słońce.
- Czy ono stale się znajduje w tym samym miejscu? - zwrócił się do Zoreny, jedynej osoby, która mogła wiedzieć coś na ten temat.
- Tak. Jeśli potrzebujecie się nawigować, to lepiej skorzystać z tych latających wysp. Wydają się pływać po niebie, ale tak naprawdę tkwią w tym samym miejscu… Za wyjątkiem dwóch największych. Za ich pomocą można obliczyć upływający czas - kobieta wskazała dwa oderwane od ziemi lądy, które unosiły się dziesiątki kilometrów nad ich głowami.
- Znajdują się obok siebie i “pływają” w przeciwnych kierunkach. Jeden w górę, drugi w dół. Zwykle mówimy o całym cyklu, kiedy oba lądy znajdą się tuż obok siebie, połowa cyklu jest wtedy, kiedy znajdują się w najbardziej oddalonych od siebie punktach. Jest to o tyle potrzebne, bo niektórzy handlarze prowadzą swoje sklepy w fazie ich zbliżania, a inni w fazie oddalania się lądów od siebie.
- Ktoś tam mieszka? Można tam dolecieć? Na przykład na gryfie? - zainteresował się mag.
- Tego chyba nikt nie wie… - odparła księżniczka. - Znajdują się zbyt wysoko, aby dolecieć do nich gryfem. Być może arcymagowie mają swoje metody, ale rzadko dzielą się swoją wiedzą, szczególnie z niewtajemniczonymi osobami.
Laran skinął głową.
- Przyłącz się do nas Auriel, usiądź obok ja nie gryzę! - Rudi zwrócił się do Szamanki widząc jej niechęć w oczach w stosunku do niego. Ona uśmiechnęła się lekko w jego stronę, ale nie przesiadła się. Nie chciała po prostu robić zbędnego zamieszania i zwracać na siebie uwagę. Rudi skierował więc myśli w stronę Szamanki, nie wiedział jednak czy zostanie usłyszany.
~ Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy, za to że wszystko potoczyło się nie po twojej myśli, ale co było to już się nie odstanie. Bardziej jednak mnie ciekawi skąd wiesz o mieście, które jest cztery dni stąd, skoro nie było cię tylko parę chwil?
~ Umiem patrzeć z lotu ptaka - odpowiedziała mu telepatycznie, a jej głos był miły i przyjacielski, daleki od żalu czy zniechęcenia w stosunku do gnoma.
Rudi skinął Aurie głową i uśmiechnął się do niej na znak, że usłyszał.
Siedząca przy ognisku Sikorka zauważyła, że rozmowy stały się albo smutne albo poważne albo całkowicie zanikły. Westchnęła cichutko pod nosem, bo i jej samej ciężar sytuacji i ostatnich błyskawicznych wydarzeń doskwierał.
Ale trzeba było działać. Nie mogli tu zostać na zawsze.
Mimo tego czuła znużenie. Może chwila wytchnienia da wszystkim więcej energii?
Odłożyła niedojedzony kawał mięsa i otarła dłonie. Namacała z lubością instrument i wyciągnęła pospolitą i podniszczoną już co nieco gitarę, na której zdobienia powoli zacierały się.
Usadowiła się na większym kamieniu, układając gitarę wygodniej i rozprostowała palce.
Po chwili w tle toczących się rozmów, rozbrzmiały pierwsze, łagodne tony, niosące ze sobą ukojenie i wyciszenie. Zmęczenie, irytacja czy niepokój jakie wędrowcy mogli odczuwać, z chwili na chwilę bardka i jej muzyka zamieniały na ulgę i spokój. Nie ważne co stać się miało za kilka chwil. Tu i teraz wszyscy słuchający mogli przez chwilę poczuć odrobinę bezpieczeństwa.
Taled uśmiechnął się widząc jak Bran zaczyna grać. Lubił muzykę, którą tworzyła. Uspokajała nerwy i odprężała. Teraz to było potrzebne jemu i zapewne pozostałym.
Laran kochał magię, ale nie bardzo lubił, gdy ktoś używał tej magii na nim. Dlatego też nie był zachwycony tym, że bardka próbowała wpłynąć na jego nastrój. Nie powiedział jednak nic, tylko spróbował się odciąć od magicznego wpływu muzyki.
Khargar, który z apetytem pożerał wielkie kawałki mięsa, musiał przyznać, że muzyka Bran robiła wrażenie. Po zabijaniu należał się odpoczynek….
- Twoje paluszki są nie tylko urocze ale i bardzo zręczne…. - Wyszczerzył się do bardki w przerwie między kęsami.
Sikorka skłoniła się lekko w odpowiedzi i uśmiechnęła do wojownika:
- Lata wprawy, Khargarze - założyła włosy za ucho. - Jeszcze jeden utwór? - spytała niewinnie.
Gryf westchnął i odpowiedział Bran.
- Oczywiście. Dzieła twoich palców można słuchać godzinami. - Skłonił lekko głową i powiódł wzrokiem po pozostałych.
- Przeceniasz mnie, Taledzie. Są znacznie bieglejsi ode mnie.
- Bieglejsi może i są, ale nie tak uroczy i wdzięczni moja Pani. - Taled był odprężony i czekał na nowy utwór.
- Masz piękny głos, Bran - potwierdził gnom. - Czy zaśpiewasz nam coś jeszcze? - Rudi czuł się odprężony po ciężkim dniu, gotowy by ruszyć w dalszą drogę.
Kolejny utwór dziewczyny różnił się w swym brzmieniu. Tam gdzie pierwsza muzyka niosła spokój, jej następczyni zagrzewała krew, budziła energię i nadzieję.
Przy kilku mocniejszych uderzeniach w struny Bran spojrzała na Taleda z uśmiechem, przy innych utkwiła wzrok kolejno w Laranie i Kargharze.
Bran przelewała swą pasję i determinację w muzykę, by natchnąć nimi i swych towarzyszy, nawet Auriel i Wilka i przyjaznego gnoma.
Gryf ciepło się uśmiechnął i widać było w jego oczach, że wielką przyjemność czerpie z muzyki i samej obecności Bran.
Gdy rozbrzmiewały dźwięki gitary rycerz chciał już tańczyć. Porwać, którąś z obecnych niewiast i zatracić się w tańcu. Pierwszą była bardka, ale, że grała więc wstał i ukłonił się przed Księżniczką prosząc ją do tańca.
Zorena z początku chciała odmówić rycerzowi, jednakże widząc jego nienaganne maniery poczuła, że byłoby to okazaniem braku taktu, dlatego chwyciła jego dłoń i wstała. Dała się poprowadzić, jako że jej partner prezentował zupełnie nieznany jej taniec.
- Nie sądziłam, że wojownik będzie umiał tak dobrze tańczyć - zaśmiała się, zapominając na chwilę o swoich troskach.
Wilk przysłuchiwał się muzyce, przeżuwając kawałek suszonego mięsa. Nie był głodny, ale wiedział że musi dostarczyć organizmowi pożywienia, zwłaszcza po magicznym leczeniu. Obserwował latające gady, które nadal czekały spętane. Na razie chciał się przyjrzeć, później miał zamiar sprawdzić jak na niego zareagują. Czy dadzą się oswoić, czy będzie musiał prowadzić silną ręką, kiedy wyczują w nim drapieżnika, którym przecież był. Zastanowiły go też słowa martwego już dowódcy. Gdzieś tam były inne wilkołaki, to zaś musiał głęboko przemyśleć.
W ten sposób awanturnicy spędzili kolejną godzinę; rozmawiając, tańcząc i ciesząc się swoim towarzystwem. Najedzeni i wypoczęci dosiedli olbrzymich pteranodonów, po czym odlecieli w stronę Tarthis, mając nadzieję, że tam znajdą odpowiedzi na trapiące ich pytania…
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 15-10-2017 o 19:10.
Kerm jest offline  
Stary 15-10-2017, 22:11   #20
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Tarthis, Królestwo Nithii
Południe, Klimat Zwrotnikowy

Pierwsze godziny spędzone w nowym świecie przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. Awanturnicy zupełnie przypadkowo natknęli się zbrojny oddział szarych elfów, dosiadających wielkie uskrzydlone gady, które nazywano pteranodonami. Wbrew woli przetrzymywali oni czarnoskórą kobietę, która później okazała się być księżniczką Królestwa Nithii - prawdopodobnie najpotężniejszego państwa, jakie kiedykolwiek zbudowały ludzkie dłonie w tym egzotycznym świecie. Nawet obeznany w arkanach magii Laran nie znał w pełni natury zaklęcia, które odesłało ich do innego wymiaru, ale nawet jemu dziwna wydawała się być zbieżność tych wszystkich wydarzeń. Zupełnie tak, jakby od samego początku ich losem mieli manipulować bogowie, a to zawsze było obietnicą ciekawych wydarzeń.
Awanturnicy pojawili się na jałowych wzgórzach, dosłownie na chwilę przed tym jak przeleciał ponad nimi oddział szarych elfów i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie widok spadającej z niebios kobiety, która dostrzegając dla siebie okazję, postanowiła wyskoczyć z grzbietu ogromnego pteranodona i wylądować w koronach gęsto rosnących drzew. Bohaterowie czym prędzej rzucili się w tym kierunku, chcąc bliżej przyjrzeć się sprawie i jak można było się po nich spodziewać; postanowili uratować niewiastę w opałach. Ocalona przedstawiła się im jako Zorena, księżniczka Nithii i jej przyszła królowa…

Córka faraona Ramosa nie była jedynym łupem awanturników, którzy za swój priorytet uznali doprowadzenie Zoreny przed oblicze jej potężnego ojca. Uciekające w popłochu szare elfy, zostawiły po sobie sześć uskrzydlonych gadów, które postanowiono zagarnąć dla siebie i wykorzystać w transporcie królewskiej osobistości. Księżniczka nauczyła ich jak właściwie ujeżdżać te egzotyczne wierzchowce i po godzinie spędzonej w obozie elfów, awanturnicy postanowili udać się w dalszą podróż, tym razem w stronę oddalonego o cztery dni marszu Tarthis - stolicy Królestwa Nithii.


Przez długi czas awanturnicy lecieli ponad Księżycowymi Wzgórzami, które porastał gęsty, tropikalny las. Nie wiedzieli ile godzin upłynęło od chwili opuszczenia obozu, albowiem słońce w tym świecie nigdy nie zachodziło i zawsze utkwione było w tym samym punkcie. Jedynym w miarę skutecznym sposobem na obliczenie czasu było dokładnie śledzenie unoszących się ponad głowami wysp i kontynentów, a to z grzbietu latającego wierzchowca było niezwykle trudnym zajęciem. Wbrew ich oczekiwaniom, podróż okazała się być zdumiewająco nużąca; początkowy zachwyt lotem wśród chmur szybko zastąpiło zmęcznie oglądaniem tego samego krajobrazu, dlatego awanturnicy tak ochoczo przywitali widok pustyni, która choć była stosunkowo monotonna, to w dole dało się dostrzec podróżujących po jej wydmach ludzi. Ciągnące się w nieskończoność kupieckie karawany przemierzały piaszczyste tereny na grzbietach gigantycznych, czworonożnych wierzchowcach, wyglądem przypominających skrzyżowanie ogromnego gada z wielbłądem oraz na znacznie większych od człowieka, szybko poruszających się strusiowatych ptakach, które bez trudu pokonywały nawet najbardziej strome przeszkody terenowe.

Na środku pustyni; wśród wydm, wysokich skał i głośno zawodzącego wiatru, awanturnicy rozbili obóz, gdzie też spędzili swoją pierwszą “noc”, choć tak naprawdę żadne z nich nie wypoczęło wystarczająco dobrze, aby nazwać ją udaną, albowiem byli jeszcze zupełnie nieprzyzwyczajeni do nieustannego blasku słońca, które o każdej porze wydawało się świecić pod kątem 90 stopni, uniemożliwiając znalezienie chłodnego cienia. Po długim i męczącym odpoczynku, ruszyli dalej w drogę, by po kilku godzinach lotu wylecieć z pustynnego pasa jałowych ziem i trafić do bardzo urodzajnego rejonu wielkiej rzeki Nithii - krainy tysięcy pól, często oddalonych o wiele kilometrów od najbliższego zbiornika wodnego, ale dzięki zdumiewająco pomysłowemu systemu nawadniania, ziemia w miejscu tym wydawała się nieprzerwanie dawać coraz to bujniejsze plony.


Musiało upłynąć wiele kolejnych, monotonnych godzin lotu nim Tarthis przestało być zaledwie błyszczącym w oddali klejnotem. Pteranodony, które dosiadali awanturnicy, miały tak wielką rozpiętość skrzydeł, że lot nimi przypominał podróż szybowcem, albowiem rzadko kiedy zwierzęta te musiały nimi trzepotać, aby utrzymać stałą wysokość, dzięki czemu przez znaczną część lotu jedynym odgłosem jaki docierał uszu podróżników był szum dźwięczącego w uszach wiatru. Mogli przez to dość swobodnie rozmawiać ze sobą, pod warunkiem, że lecieli w zwartym szyku. Kiedy zaś stolica Nithii stała się widoczna gołym okiem i można było odróżnić poszczególne budowle, odezwała się Zorena, podnosząc głos:
- Powinniśmy wylądować przed bramami miasta! Strażnicy nie przepadają za latającymi pterozaurami ponad domem faraonów, więc sugerowałabym się przywitać nim zaczną do nas strzelać!
- Czyli jednak latające gady nie są tu powszechnym środkiem lokomocji? - Odezwał się Kaedwynn, który wciąż nie mógł się nadziwić cudom tego świata.
- Dokładnie! W Nithii latające wierzchowce to luksus, na który mogą pozwolić sobie tylko wysoko urodzeni. Nie mniej jednak pterozaury kojarzą się tu wyłącznie z szarymi elfami, a te zwykle wita się mieczem i strzałami!
- Dobrze wiedzieć! - Odparł wojownik, któremu zupełnie niespodziewanie zrobiło się niedobrze. Dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo bolesny mógł być upadek z tej wysokości, więc zmusił swojego wierzchowca do obniżenia lotu, a w jego ślady poszła reszta awanturników. Jakiś czas później wylądowali przed główną bramą prowadzącą do miasta, po drodze nie napotkawszy żadnych problemów.

Tarthis było ogromną, liczącym setki tysięcy mieszkańców metropolią, której krajobraz zdobiły ogromne świątynie, pałace, piramidy i monumenty. Przepych i rozmach tego miejsca sprawił, że awanturnicy nagle poczuli się bardzo mali i niewiele znaczący. Nie potrafili sobie wyobrazić ile pracy i bogactw musiała pochłonąć budowa stolicy Nithii oraz wszystkich tych majestatycznych budowli, ale jednocześnie, zbliżając się do bram miasta, nie potrafili myśleć o niczym innym. Prowadzące do Tarthis wrota były ogromne, zdolne przepuścić pozbawionego skrzydeł smoka, na którego Auriel i Kaedwynn natknęli się w dżungli, a i pewnie starczyłoby jeszcze miejsca dla dwóch wzgórzowych olbrzymów. Do miasta ustawiona była długa kolejka kupców; przechodząc obok niej awanturnicy mogli podziwiać coraz to bardziej egzotyczne wierzchowce, a niektóre z nich były tak ogromne, że w swoich jukach mogły pomieścić zawartość niejednego portowego magazynu z doków Blackmoor. Zaiste zdumiewający był to świat, a jeszcze bardziej zdumiewający byli jego mieszkańcy…


Wejścia do Tarthis bronił oddział groźnie wyglądających wojowników, prawdopodobnie strażników miejskich, którzy uzbrojeni byli w dziwne, powyginane miecze z brązu oraz tarcze w kształcie niepełnego prostokąta z zaokrąglonym bokiem na szczycie. Każde z tych pawęży przyozdobione zostały symbolem słońca, które zarazem było godłem Tarthis. Awanturnicy zaprowadzili swoje wierzchowce do pobliskiej stajni, gdzie uiścili dość symboliczną opłatę, po czym ruszyli na spotkanie ze strażnikami miejskimi, którzy pobierali cło od każdego kupca chcącego dostać się do miasta wraz ze swoimi towarami. Stając przed zajętym skrobaniem czegoś na papirusie kapitanem, który nosił na głowie charakterystyczną dla Nithijczyków chustę, Zorena odrzuciła kaptur, ukazując swe prawdziwe, królewskie oblicze. Następnie wypowiedziała coś w nieznanym przybyszom języku, na co ten uniósł głowę i na jej widok niemalże wybałuszył oczy w niedowierzaniu. Zaskoczony obecnością Zoreny, kapitan powiódł wzrokiem po stojących za jej plecami awanturnikach, po czym natychmiast, bez słowa wyjaśnienia, zwołał swoich ludzi, którzy otoczyli księżniczkę ciasnym kordonem, odseparowując ją od reszty jej towarzyszy. Kaedwynn oraz Taled jako pierwsi chcieli ruszyć za nią, lecz w ich stronę zostały skierowane miecze i słowa w egzotycznie brzmiącym języku, którego jeszcze nie znali.
- Nie martwcie się! - Krzyknęła Zorena, co rusz podskakując, aby móc nawiązać kontakt wzrokowy ponad ramionami rosłych strażników. - Idźcie do Ramion Rathanosa, poślę po was kogoś! - Mimo próby załagodzenia sytuacji, w głosie księżniczki dało się wyraźnie usłyszeć smutek, a może nawet rozpacz. Awanturnicy nie wiedzieli czy to z powodu jej powrotu, czy też chodziło o coś całkiem innego… Przez dłuższą chwilę przy bramach panowało zamieszanie spowodowane nagłym pojawieniem się Zoreny, ale po pewnym czasie sytuacja uspokoiła się na tyle, że pozwolono strudzonym wędrowcom wejść do miasta, choć bacznie się im przyglądano. Dostrzegając ciekawskie i nieprzychylne spojrzenia, awanturnicy mogli mieć pewność, że podczas ich pobytu w Tarthis będą przebywać pod stałą obserwacją straży miejskiej i jej licznej sieci szpiegów…
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172