Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2017, 21:38   #61
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację


Po walce w imię wolności Dżinna, atmosfera przez dłuższą chwilę była napięta i nieprzyjemna. Wszystko to za sprawą śmierci młodziutkiej bardki, która została spopielona przez większego demona. Auriel nie raz stawiała czoła istotom piekielnym, także i tym razem wiedziała, na co się pisze. Nie miała jednak zamiaru ustępować, takie plugastwo nie powinno się pałętać po światach, najlepiej gdyby wróciło tam skąd przyszło i już nigdy nie wracało. Jakbym to trzeba być obłąkańcem, by z pomocą magii sprowadzać to… Gdziekolwiek! Szamanka jak obiecała, dała Dżinnowi wolność, a dla Bran nie mogła nic już zrobić. Pobłogosławiła jej ciało i złożyła pocałunek na zwęglonym czole kobiety. Była kategorycznie przeciwna jakimkolwiek wskrzeszeniom, uważając je za nienaturalne i niewłaściwe - podobnie jak przyzywanie istot piekielnych do krain delikatnych śmiertelników.
- Dotąd nie znałem śmiertelników gotowych stoczyć walkę z cyklopem i wyjść z tego cało, a wy tego właśnie dowiedliście. - oznajmił Faraon.
- Cyklop to jeszcze nic, gdybyś widział porucznika hord piekielnych to …! - Szmanka nagle zamilkła, uznając, że to jej wtrącenie było tutaj niezbyt na miejscu. W dodatku zbytni entuzjazm, biorąc pod uwagę śmierć niewinnej kobiety, jaką była Branwen, był zdecydowanie niemile widziany.


Po przyjeździe do pałacu, Auriel była już tym wszystkim zmęczona. Miała ochotę usiąść w spokoju, napić się ambrozji i opowiedzieć wszystkim o tym, co przeżyła i co zdążyła wywnioskować z pobydu we wszystkich trzech światach, jakie przyszło jej odwiedzić. Thantos nieźle to wszystko sobie wymyślił, a Malthaela wciąż próbowała zrozumieć. Reprezentował mądrość, więc nie rozumiała jak mógł dać się tak łatwo zmanipulować. Czy też uważał za rozsądne wytępienie humanoidalnych ras myślących, aby wszystko zacząć od nowa? By dać światu świeży start i pozbierać to wszystko w całość, stworzyć coś idealnego i nieskazitelnego? Nie, to nie było możliwe jeśli współpracowało się z Thantosem… No chyba, że po wszystkim zamierzał go zepchnąć w odmęty świata i pozbyć raz na zawsze.

Anielica zatopiła się we własnych przemyśleniach gdyż nagroda od faraona wcale jej nie interesowała. Jakieś ziemie, zarządzanie, wojska, pałace… Co to miało być, do cholery?! Auriel parsknęła kilka razy i co chwila gniewnie marszczyła swój zgrabny nosek. Fuknęła nawet na własne kosmyki włosów, które opadały jej na twarz.
- Potraktowałeś nas jak pionki, Ramosie. - stwierdziła z wyraźną urazą w głosie i skrzyżowała ręce na krągłych piersiach - Najpierw test-kij, a teraz nagroda-marchew. Oczywiście wszystko głównie po to, by sobie coś zapewnić. Nie wątpię, że chętnie użyjesz argumentu z ludnością i jej bezpieczeństwem, abym poczuła ukłucie. Tak też będzie ze mną, bo jest to dla mnie kwestia ważna, ale… Uważam, że mogłeś zrobić to w inny sposób, a nie jako rzekomą nagrodę. Ja na przykład wolałabym pomoc w skontaktowaniu się z Malthaelem. Nie chcę żadnych ziem, ani własnych pałaców, mogę spać i żyć gdziekolwiek, ten przepych jest niedorzeczny - Anielica westchnęła bardzo ciężko i oparła się plecami o ścianę. Spuściła głowę, a jej kruczoczarne włosy opadły kaskadami z ramion. Potem osunęła się i kucnęła wspierając się na palcach stóp.
- Chciałabym też porozmawiać z wami wszystkimi gdy będziemy mieć chwilę spokoju. Obydwu światom chyba grozi straszliwa katastrofa… - mruknęła smutno na koniec i wplotła smukłe paluszki dłoni w swoje długie włosy, opierając na rękach zmartwioną głowę. Zupełnie zapomniała o lamparcicy, nawet nie witając się z nią. Miała złe przeczucia i to zaprzątnęło jej myśli.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 16-11-2017, 08:08   #62
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Rycerz nie wiedział czy sobie dżin z nich kpi. Pierwsza próba i Taled dobrze nie zaczął machać mieczem gdy było już po sprawie. Nawet sam magiczny mieszkaniec butelki był zniesmaczony. Druga podobnie minęła szybko. Już nawet cyklop był większym wyzwaniem niż te cienie.
Niestety trzecia walka już nie zakończyła się łatwo jak poprzednia.
Sam porucznik piekła został sprawnie pokonany przez poszukiwaczy głównie za sprawą magii Larana i Rudiego lecz demon ostatkiem sił zionął piekielnym ogniem spopielając Bran. Khargar i Kaedwynn wili się w bólu po poparzeniach lecz bardka została prawie spopielona.
Dżin w magiczny sposób pomógł rannym, ale był bezsilny w stosunku do martwej Bran. Nie miał mocy by zmienić jej los a życzenie, które obiecał kompani wykorzystali na materialne korzyści.

Ciało Branwen spoczęło w podziemiach pałacu, który Laran dostał od Dżina i który miał być częścią ich nagrody za uwolnienie butelkowca. Gdy towarzysze przetrząsali skarbiec i przeliczali złoto i przedmioty znalezione jako nagroda, Taled klęczał przy zwęglonym ciele bardki w modlitwach do bogów. Rycerz na koniec poprzysiągł, że zemści się za śmierć niczego winnej dziewczyny. Celozja czy chce czy nie ma wroga, który nie odpuści i to nawet po jego śmierci.

***

Wyszli ze świątyni w milczeniu. Taled szedł z opuszczoną głową i gdy przywitał ich Faraon nawet nie podniósł głowy.
Po krótkiej wymianie zdań ruszyli z powrotem do stolicy. Jazda rydwanem znowu nie była przyjemna, ale gdy wreszcie zjechali z pustyni Taled podniósł wzrok by zobaczyć jego nowy świat.


Tu spędzi długi czas, jak nie całe swoje życie. Wieczne słońce i wszystko obce poza towarzyszami przy boku.
Śmierć Bran odcisnęła piętno na rycerzu, który nie cieszył się już dobrami ziemskimi. Przynajmniej tego świata i gdy dotarli do pałacu władcy tych ziem Gryf już miał ochotę na odpoczynek w samotności.

Niestety nie dane mu było zaznać spokoju. Faraon zaprosił ich do komnaty wojny gdzie miał ofiarować im następną nagrodę.
W komnacie czekały dwie osoby. Jedna brodaty człowiek i kobieta a zarazem w połowie dziki kot.

Faraon zaczął przedstawiać wzajemnie zebranych i Gryf skinął głową do mężczyzny a do dziwną kobietę zmierzył wzrokiem kiwając jej też głową.
Nagroda, którą przewidział władca rozczarowała Taleda.
Ofiarowywał im tytuły i ziemie w swoim królestwie. Mieli zostać sługusami faraona i zarządcami jego ziem. Nie podobało się to rycerzowi, który miał inne cele w życiu niż władanie pustynią i walczenie za kogoś mu obcego, który propagował kulturę jakże inną od jego.

Auriel i Wilk również zdawali się niepocieszeni tym faktem lecz Laran i Rudi zaakceptowali propozycję Faraona łatwo.
Czy oni w ogóle chcą wrócić do swojego świata? Siedząc w jakiejś dziurze na końcu królestwa raczej nie znajdą rozwiązania na ich problem.

Auriel pogrążyła się w smutku. Rycerz wziął oddech i podszedł do kobiety. Położył delikatnie dłoń na jej ramieniu.
- Auriel. Jesteś wysłanniczką niebios. Dążysz do wyeliminowania zła które toczy te światy i wiedz, że mój miecz jest do Twojej dyspozycji.- Oznajmił i chyba pierwszy raz przemówił od wejścia do pałacu znajdującego się w świątyni.

- Władco słońca. Wielce mi pochlebia dar jakim nas obdarzasz i nie sposób odmówić tak hojnym darom.- Rycerz mówił ze stoickim spokojem.
- Jednak słyszałem, że w waszych stajniach macie gryfy Panie.- Podniósł wzrok na władcę. - Puki nie znajdziemy drogi wyjścia z Waszego Panie świata pomogę Wam i temu królestwu. Jednak do tego wielce by pomógł jeden ze szlachetnych gryfów. Majestat tych zwierząt skruszy serca wrogów a i na tak wielkim obszarze pomoże w przemieszczaniu się.- Mówił nie licząc na przychylność Faraona.
Z jednej strony nie chciał się wiązać żadnymi przysięgami z władcą. Gdy będzie związany przysięgą ten jednym słowem może rozkazać pozostanie w tym świecie i Taled mając honor nie sposób by nie wykonał rozkazu.
Jeśli jednak władca pozwoli im szukać drogi powrotu i jak ją znajdą i nie będzie im bronił wrócić do Blackmoor Taled gotów jest pomóc w przywróceniu spokoju ofiarowanym ziemiom.
 
Hakon jest offline  
Stary 19-11-2017, 11:57   #63
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Khargar nie spodziewał się, że w świątyni znajdą prawdziwego, spełniającego życzenia dżina, ten nowy świat wciąż go zaskakiwał. Potwory z którymi walczyli podczas pierwszych prób nie okazały się wielkim wyzwaniem, nawet mocarne ogry nie były w stanie im sprostać. Khargar stwierdził, że walcząc u boku takich wojowników jak Kaedwynn, Wilk czy Taled, wspierany magią Larana i Rudiego - mógłby zmiażdzyć każdego, kto ośmieliłby się mu stanąć na drodze. Byle tylko tamci podążali z nim tą samą ścieżką.

Ostatnie wyzwanie okazało się godne ich siły- potężny demon, dzierżący straszliwy miecz i bicz z żywego ognia. Khargar skoczył, by zajść przeciwnika z flanki i Krwiopijca wbił się w ramię demona, ten wydał z siebie potępieńcze wycie i spowił Khargara falą ognia, który zaczął tarzać się po ziemi w desperackiej próbie jego ugaszenia. Potem czuł niewiele poza wszechogarniającym bólem, aż nagle ból znikł kiedy uzdrowiła go magia dżina.

Pokonali potężnego demona, a jedyną stratą którą ponieśli okazała się być Bran, z czym Khargar najzupełniej mógł żyć. Ten głupiec Taled chciał marnować życzenie na jej ocalenie i nie przyjął dobrze wyjaśnień najemnika, że ta kobieta wcale nie była taka niewinna i szlachetna, jak się rycerzykowi wydawało. Khargar chciał wykorzystać życzenie w celu zdobycia potęgi i skarbów, miał coraz większe wątpliwości czy w ogóle chciał wrócić do swojego świata - tutaj było tyle do wygrania, przy Tarthis i jego bogactwach Blackmoor wydawało się niemal nędzną dziurą.

W końcu porzucili mrzonki i wykorzystali życzenie w celu zdobycia pałacu i jego skarbów, krew Khargara nie został więc przelana na próżno. W skarbcu było też parę artefaktów - Khargar wziął magicznego pająka, który jako jego wierzchowiec mógłby budzić grozę w sercach przeciwników.

Kiedy znależli się na powrót w pałacu Faraona i usłyszeli ofertę objęcia kontroli nad prowincją, Khargar był gotów ją przyjąć, jakże mógłby odmówić propozycji zostania władcą, choćby chwilowo podległym Faraonowi - niepokoiło go jednak że ma tę władzę dzielić z całą drużyną, będą musieli to jakoś rozwiązać...

Wtedy ta cała Auriel, anielica czy demonica, sam już nie wiedzial, zaczęła gadać od rzeczy o jakiś bogach i zgubie dla świata...Khargar zaczynał tracić cierpliwość, chociaż musiał przyznać, że w walkach w świątyni jej moce okazały się być przydatne.

-Dziękujemy za dar, Panie, przywrócimy chwałę tym ziemiom, a twoim wrogom przyniesiemy śmierć.... a ty Auriel wyrażaj się do cholery jaśniej, o czym teraz znowu gadasz?!

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 19-11-2017 o 12:01.
Lord Melkor jest offline  
Stary 19-11-2017, 14:22   #64
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pałac Faraona Ramosa IV, Tarthis
Południe, Klimat Zwrotnikowy

- To będzie dla nas zaszczyt i przyjemność - odpowiedział Laran, kiedy tylko przemyślał propozycję faraona. - Racz jednak pamiętać, panie, że naszym nadrzędnym celem jest powrót do naszego świata i pokonanie Celozji.
Skryte pod złotą maską oblicze faraona nie zdradzało nic. Władca najpotężniejszego imperium na ziemi stał nieruchomo, w milczeniu przyglądając się awanturnikom. W końcu jednak skinął głową w odpowiedzi, dając do zrozumienia, że nie zapomniał o głównemu celowi, który im przyświecał.
- Jestem tego pełni świadom, nie mniej jednak uważam, że jedynym sposobem na opuszczenie tego świata jest podążanie ścieżką boskości. Ścieżką, którą podobnie jak wielu przodków przede mną, podążam ja. - Odparł Ramos, oparłszy się rękoma o blat stołu, na którym rozłożona była makieta Królestwa Nithii. - Skoro dostaliście się do Incirii, wygnani przez potężne zaklęcie Celozji, by chwilę później uratować moją córkę i stanąć przed mym obliczem, już nie jako włóczędzy, a partnerzy w interesach, to musi być to niezawodny znak, że bogowie otoczyli was swą opieką. W tym świecie nie ma zbiegów okoliczności...
- Jeśli zaś chodzi o wojsko, jakie ma z nami wyruszyć... - zmienił temat czarownik. - Twoja córka wspominała, że jej matka pochodzi z plemienia, gdzie kobiety biegle władają orężem. Może takie służą w twym wojsku? Dobrze by było, gdyby kilka takich udało się dołączyć do naszego oddziałów. W wielu sytuacjach kobiety lepiej się sprawdzają, a z pomocą Bast - skinął głową w stronę panterowatej niewiasty - z pewnością szybko znaleźlibyśmy z nimi wspólny język.
- Pochodzi z plemienia ludu Tanagoro - poprawił go faraon, po czym skinął głową na potwierdzenie jego słów. - To prawda, służą w naszych armiach tanagoriańskie wojowniczki, umiejętnościami walki przewyższającymi niejednego męża. Mimo to nie uważam, aby był to dobry pomysł. Wasze włości graniczą od północnego-wschodu z Równiną Tanagoro, gdzie mieszka wiele wojowniczych plemion. Nie dość, że nie byliby zachwyceni wieścią, że ich kobiety wam służą, to jeszcze nie mógłbym poświadczyć za lojalność tych wojowniczek w takiej sytuacji. Nasze armie składają się z przedstawicieli wielu nacji, kultur i ras, dlatego nie posyłamy ich przeciwko własnym rodakom. Nawet żelazna dyscyplina nie zawsze może zapewnić nam ich lojalność.
- Laranie, mów za siebie, niektórzy tutaj nie mogą ślubować wierności, bo już ją ślubowali. Mogę się natomiast zastanowić nad pomocą. Mówisz o problemach z dziećmi Uranosa, czy dziećmi Gai? - Skryty pod wilczym kapturem zmiennokształtny druid zwrócił się do Ramosa. Nie ufał za grosz faraonowi i było to wyczuwalne w tonie jego głosu. Władca Nithii wcale się jednak nie przejął jego słowami, ani brakiem kurtuazji. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się za wiele po tym dzikusie.
- Cyklopy, powszechnie zwane Dziećmi Uranosa. Wrogiem są wszystkiego co reprezentują bogowie, także i Ciebie, druidzie. Wszyscy bowiem zostaliśmy stworzeni na ich wzór, a nieliczni wśród nas mogą zasiąść po ich prawicy, a nawet stać się jednym z nich.
- Jak daleko jest do miejsca, w którym mamy objąć lenno? - Wtrącił się Rudi. - W jaki sposób będziemy się kontaktować ze stolicą?
- W przybliżeniu jakieś trzy dni lotu gryfem - odpowiedział mu Ramos IV. - Kontakt między miastami oraz strzegących ich twierdzami utrzymywany jest za pomocą gryfich jeźdźców. Dobrze, że o tym wspomniałeś, gdyż będę teraz musiał przydzielić wam dwa gryfy z królewskich stadnin i odpowiadającą za zwierzęta służbę.
- Mój panie, czy będę mogła z tobą porrozmawiać potem? - Bast wysiliła się na grzecznościowy zwrot, choć bardzo chciała być nieoficjalna i zarzucić go masą pytań. Akurat dla Ramosa tyle mogła zrobić. Dla swojego światła.
Faraon uśmiechnął się do niej, choć przez maskę nie sposób było to wykryć.
- Oczywiście, moja droga. Najpierw jednak muszę ustalić szczegóły z Twoimi nowymi towarzyszami.

Anielica zatopiła się we własnych przemyśleniach gdyż nagroda od faraona wcale jej nie interesowała. Jakieś ziemie, zarządzanie, wojska, pałace… Co to miało być, do cholery?! Auriel parsknęła kilka razy i co chwila gniewnie marszczyła swój zgrabny nosek. Fuknęła nawet na własne kosmyki włosów, które opadały jej na twarz.
- Potraktowałeś nas jak pionki, Ramosie - stwierdziła z wyraźną urazą w głosie i skrzyżowała ręce na krągłych piersiach - Najpierw test-kij, a teraz nagroda-marchew. Oczywiście wszystko głównie po to, by sobie coś zapewnić. Nie wątpię, że chętnie użyjesz argumentu z ludnością i jej bezpieczeństwem, abym poczuła ukłucie. Tak też będzie ze mną, bo jest to dla mnie kwestia ważna, ale… Uważam, że mogłeś zrobić to w inny sposób, a nie jako rzekomą nagrodę. Ja na przykład wolałabym pomoc w skontaktowaniu się z Malthaelem. Nie chcę żadnych ziem, ani własnych pałaców, mogę spać i żyć gdziekolwiek, ten przepych jest niedorzeczny - Anielica westchnęła bardzo ciężko i oparła się plecami o ścianę. Spuściła głowę, a jej kruczoczarne włosy opadły kaskadami z ramion. Potem osunęła się i kucnęła wspierając się na palcach stóp.
- Auriel… - Zwrócił się do niej po imieniu faraon. - Ty jedna wiesz jak trudno jest się śmiertelnikom skontaktować z niebiosami. Żyjemy na tym okrutnym świecie, próbując udobruchać bogów, dla których to my jesteśmy tylko pionkami. Składamy im ofiary, modlimy się i drżymy na samą myśl o jutro, a samo to dowodzi jak niewiele nasze życia dla nich znaczą. Spróbuję wam pomóc jak tylko mogę, ale nic nie mogę obiecać. Macie też rację, że robię to wszystko we własnym interesie, ale to nie oznacza, że wy na tym nie możecie skorzystać. Możemy sobie pomóc nawzajem, jestem o tym przekonany.
Po tych słowach zapadła dłuższa cisza, którą przerwał donośny i oficjalny głos Taleda.
- Władco słońca. Wielce mi pochlebia dar jakim nas obdarzasz i nie sposób odmówić tak hojnym darom - Rycerz mówił ze stoickim spokojem.
- Jednak słyszałem, że w waszych stajniach macie gryfy Panie - podniósł wzrok na władcę. - Póki nie znajdziemy drogi wyjścia z Waszego świata, Panie, pomogę Wam i temu królestwu. Jednak do tego wielce by pomógł jeden ze szlachetnych gryfów. Majestat tych zwierząt skruszy serca wrogów a i na tak wielkim obszarze pomoże w przemieszczaniu się - mówił nie licząc na przychylność Faraona.
Ramos westchnął cicho, choć trudno było stwierdzić, czy to jego reakcja na słowa Taleda, czy bardziej to Auriel wybiła go z równowagi, albowiem przez cały ten czas spoglądał na skuloną pod ścianą upadłą anielicę.
- Otrzymasz gryfa, rycerzu. Ktoś o tak wielkim sercu i odwadze jak ty, nie zasługuje na byle wierzchowca - odpowiedział w końcu, po czym zwrócił się do wszystkich awanturników. - Na pewno jesteście już zmęczeni, dlatego sugeruję wam, abyście udali się na spoczynek i przemyśleli moją ofertę kiedy będziecie już wypoczęci. Zorena was obudzi i zaprowadzi przed moje oblicze. Wasze komnaty zostały już przygotowane, ciepłe jedzenie oraz gorąca kąpiel na was czeka. Służba zaprowadzi was na miejsce, jeśli nie chcecie już o nic więcej pytać.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 22-11-2017, 00:33   #65
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Po skończonej naradzie z faraonem, awanturnicy udali się do sali gościnnej, gdzie mieli okazję chwilę porozmawiać ze sobą na osobności, nim wreszcie udadzą się na spoczynek. Był to przytulny, zaciemniony pokój bez okien, oświetlony jedynie przez światło paleniska, które znajdowało się naprzeciw wejścia. Wokół niego rozstawione były kanapy wykonane z marmuru, których miękkie siedzenia i oparcia zostały podszyte skórą. Na jednej z nich wygodnie rozłożył się Kaedwynn, odkładając na bok swój oburęczny miecz, a nogi kładąc na niewielkim stoliczku, który ustawiony był pomiędzy znajdującymi się naprzeciw siebie kanapami. Auriel dodatkowo zdjęła z siebie pancerz, pozostając w zwiewnej sukience do kolan. Nie miała jednak ochoty na siadanie, więc oparła się plecami o ścianę i skrzyżowała ręce na piersiach. Westchnęła przy tym wyraźnie przygnębiona i odwróciła głowę w stronę okna. Wbrew oczekiwaniom innym, nic nie powiedziała.

- Co wy o tym wszystkim myślicie? - zapytał wreszcie Kaedwynn, drapiąc się po brodzie, by chwilę później ziewnąć głośno. - Trafiliśmy tu jako awanturnicy na posyłkach króla Blackmoor, a skończyliśmy jako książęta. No kto by pomyślał? Zastanawia mnie tylko w jakim stanie są te nasze ziemie…

- Pewnie w takim stanie, że nikt inny ich nie chce - powiedział Laran. - Ale patrząc perspektywicznie... To awans społeczny i materialny, związany oczywiście z ryzykiem. Łatwo możemy stracić i życie, i pieniądze. Tego pierwszego byłoby trochę szkoda...

- Czyli bez zmian - odparł Kaedwynn z uśmiechem na twarzy. - Życie awanturnika takie właśnie jest, ale może tym razem nie będziemy musieli włóczyć się jak banda żebraków po świecie. Martwi mnie tylko jedna kwestia… Mianowicie kto będzie odpowiadał za zarządzaniem tym wszystkim? Jeśli będzie to zbiorowa odpowiedzialność, to prędzej czy później dojdzie do sprzeczek, a jeśli podzielimy ziemie między siebie, to prędzej czy później ktoś komuś skoczy do gardła. Tak myślę...

- Jeśli podzielimy ziemię, to barbarzyńcy nas pozabijają nim zdążymy sobie skoczyć do gardła - odparł mag. - A co do zarządzania... Mamy doradcę, więc wystarczy mu patrzeć na ręce. Zyskami będziemy się dzielić sprawiedliwie, walczyć będziemy razem.
Wojownik wyciągnął manierkę zza pazuchy i ją odkorkował.
- Oby było tak jak mówisz, magu - powiedział, wznosząc niemy toast.
- A ty, Bast? W czym jesteś dobra? - Zwrócił się do kotopodobnej kobiety. - Oby nie w podrzynaniu gardeł towarzyszom - zażartował, lekko śmiejąc się przy tym.

Samica mruknęła cicho.
- Lubię polować. Łuk jest najwspanialszą brronią jaką ludzie mogli wymyślić. Moja wiedza jest na wasze usługi. Tak jak zażyczył sobie tego Ra… Farraon. - Bast szukała swojego miejsca w pokoju krocząc pomiędzy awanturnikami. Próbowała odgadnąć, który z nich jest najwyżej w hierarchii tego stada.
Kaedwynn zmarszczył brodę w uznaniu i skinął głową.
- No proszę… Przyda się nam w walce dobry strzelec.

Khargar napił się przyniesionego przez służbę trunku. Nie wiedział co to właściwie jest, ale było dobre na suszące gardło. Następnie przeciągnął się i oparł nogę o stół.
- Ciągle chcecie tak bardzo wracać do naszego starego świata? Patrzcie ile tu bogactwa dookoła, Blackmoor przy tym się nie umywa! Pewnie na początku łatwo nie będzie, ale jak zetniemy trochę łbów to będzie posłuch na naszej ziemi!
- Ale masz rację, Kaedwynn, że wspólnie ciężko decydować, musimy się dogadać… Ja się mogę choćby armią zająć albo wymierzaniem prawa. A co ty, Auriel, przy Faraonie o jakiś bogach gadałaś, o co znowu chodzi?

Wywołana do mówienia Szamanka zwróciła porcelanową buzię w kierunku wojownika. Wiedziała, że ten od początku nie był jej przychylny, więc i tym razem nie zaskoczyła ją ta zaczepka. Z drugiej strony była wdzięczna, że ktokolwiek zapytał i się zainteresował tematem. Ze względu na to na jej anielskiej twarzy pojawił się subtelny, kobiecy uśmiech, a czarne jak węgiel oczy zaczęły mieć poblask spokojnego błękitu.

- Większość z was zdążyła już zauważyć kim jestem. W latach swej świetności byłam Archaniołem Nadziei i mój wygląd różnił się od tego. Teraz wszystko poczerniało, za sprawą złego uczynku - ale nie mojego. - Anielica odepchnęła się od ściany i zaczęła niespiesznie przechadzać po pomieszczeniu, nie mogąc znieść tej bezczynności w ruchu. - Podczas wojny z zastępami chaosu, mój mąż Malthael, Archanioł Mądrości, stanął po przeciwnej stronie. Próbując go powstrzymać, stałam się narzędziem w jego rękach. Zaklął we mnie Nieszczęścia i strącił z niebios. W locie moje białe skrzydła spłonęły, a gdy uderzyłam w ziemię, wszystkie Nieszczęścia Malthaela rozprzestrzeniły się po waszym świecie. Jednym z nich była właśnie Celozja, a dokładniej siła jej mocy. - Kobieta westchnęła robiąc krótką pauzę, jednak szybko kontynuowała - Mój amulet jaśniał światłem i pozwalał mi dowolnie przemieszczać się między niebiosami i pozostałymi światami. W chwili kiedy znalazłam się na ziemi, jego światło zgasło, podobnie jak moja postać, która nabrała barw czerni, aby okryć mnie hańbą, żeby każdy widział, jak nisko upadłam. Bogowie bowiem uznali, że pomogłam Malthaelowi, ze względu na zażyłość między nami i że dopuściłam się zdrady. To jednak mój prywatny problem. Problemem nas wszystkich, z tego co się niedawno dowiedziałam, jest jeden z bogów, Thantos. Mój mąż ponoć zawarł z nim sojusz, stając się Archaniołem Śmierci. Uważam więc, że życzenie Celozji wysłało nas tutaj właśnie z powodu wyżej wymienionej dwójki i że zniszczą Świat Zewnętrzny bez względu na to, czy powstrzymamy Celozję czy nie… A gdy już tamten świat spłonie, zniszczą i ten. Tak podejrzewam
- Anielica zatrzymała się przy oknie, wyglądając na zewnątrz, a w ostateczności powróciła spojrzeniem do pozostałych, patrząc na to jak trawią to, co właśnie im powiedziała.
Miło było posłuchać, że ktoś jest w jeszcze gorszej sytuacji, niż oni. I z jeszcze mniejszymi szansami na powrót do dawnego życia.

- Chcesz powiedzieć, że nasz problem przeniósł się na, można by rzec, wyższy poziom? - spytał uprzejmie Laran, odstawiając pucharek z winem na stół. - W walce z Celozją nie udało nam się odnieść sukcesu, walka z bogiem, z Thantosem, zapewne będzie jeszcze trudniejsza.
Trudno mu było wyrazić cokolwiek, poza przypuszczeniami. Nigdy nawet nie próbował zmierzyć się z którymś z bogów.
- Pytanie jednak brzmi, czy to Thantos nas tu zesłał, czy też któryś z pozostałych bogów, któremu plany zniszczenia Świata Wewnętrznego niezbyt się spodobały.
Bast mruknęłą z głośnym mlaśnięciem zwracając na siebie uwagę.
- Jeśli potrzebujecie skontaktować się z bogami szukajcie wyrroczni cyklopów. Książę Menkarry właśnie szykuje wyprrawę przeciw tej rasie. Mówi się, że podobno te wyrrocznie znają odpowiedź na każde pytanie związane z przyszłością. Jest szansa, że będą potrrafić wskazać wam jak skontaktować się z siłami wyższymi. Pamiętajcie tylko, że tutaj są inni bogowie. Nie wiadomo co zechcą powiedzieć tym z zewnątrz.

Khargar wpatrywał się szerokimi oczami, kiedy Auriel opowiadała swoją niewiarygodną historią. Potem rozejrzał się dookoła spojrzeniem pełnym niedowierzenia.
- Wy w to wszystko wierzycie? - Kilka razy pokręcił głową, po czym nagle zaśmiał się basowo.
- Czyli Celozja wzięła się stąd, że ty spadłaś z nieba, naprawdę? Czyli nasza Auriel jest odpowiedzialna za wszystkie jebane nieszczęścia na tym… przepraszam, tamtym świecie?! A ta cała nadzieja to kłamstwo dla słabeuszy co nie dają rady, wiem jak działa ten pieprzony świat, aniołki nie mają w nim wiele do powiedzenia... - Nerwowo zacisnął pięść na rękojeści swojego wampirycznego topora. Nigdy żadne anioły mu nie pomogły, również wtedy kiedy był tylko słabym, żałosnym dzieciakiem, walczącym o przetrwanie.
- A ty kotku, przynajmniej mówisz konkretniej. - Zwrócił się do Bast. - Wojna mi niestraszna, choć jak wszystkie cyklopy są tak przerośnięte jak ten ze świątyni i jest ich dużo, to naprawdę spora armia będzie potrzebna. Pochodzisz z rasy wojowników, tak?

Bast uśmiechnęła się, a przynajmniej można było uznać za uśmiech to co stało się z jej pyskiem.
- W sumie można tak powiedzieć… Jak się zwiesz?
- Khargar zwany Rozłupywaczem Czaszek - odpowiedział z grymasem, który mógłby od biedy ujść za paskudny uśmiech, szczególnie gdyby stan uzębienia uśmiechającego się był pełniejszy.
- Czy ty mnie słuchałeś, Khargarze? - Auriel westchnęła wyraźnie zmęczona. Wcale nie chciała mówić o tym wszystkim, czuła wstyd. - Nie powiedziałam, że Celozji by nie było, ale że siła jej mocy wzięła się z Nieszczęść. Prawdopodobnie to z tego powodu jej czar przeniósł nas tutaj i prawdopodobnie przez współpracę boga z archaniołem, takie samo życzenie nie zwróci nas tam skąd przyszliśmy. - Auriel spauzowała na chwilę, siadając w głębokim fotelu. - Z jednym masz rację… Aniołki nie mają wiele do powiedzenia…

- Auriel… - odezwał się Kaedwynn, przesuwając się na kanapie, aby być bliżej niej. - Ja nie wątpię, że jest ci teraz ciężko i… że chcesz wrócić tam skąd przybyłaś, jednakże Khargar też ma trochę racji. Nie jest tu tak źle jak z początku sądziliśmy, prawda? Może mój umysł jest zbyt ograniczony, by móc to pojąć, ale jak na razie nic temu światu nie zagraża. Może lepiej by było zapomnieć o tamtym życiu i zacząć myśleć jak je sobie ułożyć tutaj? A jeśli ten Thantos i Malthael tutaj się pojawią, to z radością obijemy im mordy.

Auriel uśmiechnęła się smutno na te słowa. Wcale nie zamierzała “obijać mordy” własnemu mężowi. Może on ją zdradził, ale ona miała nadzieję, że może to naprawić. I zamierzała spróbować. Nic jednak nie odpowiedziała, ale i nie odsunęła się od wojownika. W końcu aniołki nie miały zbyt wiele do powiedzenia, prawda?
- Chyba powinniśmy porozmawiać na osobności - powiedział po chwili wojownik, po czym dodał - jeśli będziesz miała na to ochotę. Anielica pokornie kiwnęła głową.
- Dobrze - odparła krótko, nie racząc go spojrzeniem.


 
Lord Melkor jest offline  
Stary 22-11-2017, 07:30   #66
 
Feniu's Avatar
 
Reputacja: 1 Feniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputacjęFeniu ma wspaniałą reputację
Rudi po wyjściu z rozmowy z faraonem, nie wiedział co myśleć o tej całej sprawie z objęciem lenna. Z jednej strony podniesie to ich status społeczny - tutaj. Jednak myśląc o powrocie do Blackmoor nadal będą tym kim byli przed zesłaniem ich tutaj - czyli grupką awanturników próbujących ratować świat niekoniecznie od złego.

Z Celozją miał prywatny zatarg, więc pewnie ta tak szybko nie odpuści.

Podczas odpoczynku trwały różne rozmowy pomiędzy towarzyszami. Choć Rudi rozmawiał przede wszystkim z nowym członkiem, a raczej członkinią ich drużyny.
Wyraził swe obawy dotyczące powrotu do Blackmoor, na co Kaedwynn odpowiedział - Niekoniecznie. Bast podała nam właśnie pierwszą ważną informację, której możemy się uczepić. Skoro wyrocznie rzekomo wiedzą o wszystkim, to może powiedzą nam jak się stąd wydostać lub skontaktować z bogami
Tylko my będąc wysłannikami faraona raczej nie będziemy witani tam z otwartymi ramionami - dodał gnom. - Poza tym wyrocznia pewnie nie wskaże nam drogi, a tylko jeszcze bardziej zagmatwa całą tą sytuację - dodał nie wierząc w pomoc dzieci Uranosa. - Ale to tylko moje prywatne zdanie - zakończył.
- Wszystko zależy jak się im przedstawicie. Z takim nastawieniem pewno się nie uda - Bast pochyliła się mówiąc do gnoma.
- Ja na dyplomatę się nie nadaje, pewnie tak samo jak Khargar - spojrzał na wielkiego wojownika - bez urazy wielkoludzie - dodał Rudi. - Być może jednak to ty będziesz mogła być naszym dyplomatą - zwrócił się do Bast.
- Ależ z Khargara świetny dyplomata! - zaprzeczył Kaedwynn. - Co więcej obeznany w wielu językach. Żargon topora każdy zrozumie, a w szczególności wyrocznie, jeśli przyłoży się go wystarczająco blisko ich jednookiego łba… - zaśmiał się brodacz i łysy wojownik zawtórował mu podobnym śmiechem.
- Tak powiadasz, Kaedwynnie. - Rudi uśmiechnął się słysząc te słowa. - Być może jeśli postraszymy wyrocznie ścięciem łba, ta będzie nam przychylna i prawdę nam powie. Jednak sam w to wątpię...

***

Gdy Bast, Khargar, Laran i Rudi szli do Otesha - ich nowego doradcy, który miał pomóc im zorganizować swoje nowe miejsce pobytu na wschodnich rubieżach Nithi wywiązała się między nimi ciekawa rozmowa, którą rozpoczęła Bast - Ja dobrze rozumiem? Auriel twierdzi, że jej mąż i bóstwo pragną zniszczyć świat? - Ja też tak to zrozumiałem. - Laran skinął głową. - Oczywiście ona może się mylić, ale mam wrażenie, że wierzy w to, co powiedziała.
Pantera kiwnęłą głową.
- Hrm… a wy trafiliście tutaj, bo niejaka Celozja rzuciła czar, a jej moc prawdopodobnie wzięła się od tego co się stało z anielicą?
- Z pewnością Celozja nie planowała umieścić nas akurat tutaj, ale reszta się zgadza. To znaczy, ja też mniej więcej tak zrozumiałem słowa Auriel. Ale głowy bym nie dał, jako że niektóre sprawy, jak to z tymi nieszczęściami, są mi obce i niezbyt zrozumiałe. Jakoś nie przyszło mi nigdy do głowy zajmować się sprawami aniołów - odpowiedział mag. - Idea pojemnika na nieszczęścia to dość dziwny pomysł.
- Hrm… no dobrze. To kim byliście wcześniej? Komuś służyliście? Ten, na którego mówiono Wilk twierdził, że składał już jakieś przysięgi.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, składał przysięgę Matce-Ziemi. A reszta... Trudno mi powiedzieć - odparł Laran. - Ja na przykład byłem kimś, kogo można by nazwać wolnym strzelcem. Nie nająłem się do nikogo na służbę, tylko wędrowałem po świecie w poszukiwaniu wiedzy i magii. Od czasu do czasu pomagałem temu czy owemu, bo samą wiedzą raczej trudno się wyżywić.
- A ty? - Bast spojrzała na ewidentnie najmniejszą osobę ze wszystkich
Gnom spojrzał na Bast - Przez jakiś czas przebywałem na dworze księcia Viktora XI, który był podejrzewany o nekromancję. Podczas dwóch lat pobytu na dworze zaskarbiłem sobię jego przyjaźń. A potem sprawy potoczyły się już szybko. Viktor okazał się bratankiem Celozji, a otrucie go sprawiło, że ta poczwara zaczęła i mnie ścigać. Ledwie uszedłem z życiem. Później dowiedziałem się, o grupie awanturników - ehh chyba możemy się tak nazwać - wtrącił gnom, po czym ciągnął dalej. - O grupie awanturników, którzy zamierzają zgładzić największe zło naszego świata czyli Celozję. Wszystko szło doskonale do czasu aż ta czarownica przeniosła nas tu! - zakończył zdziwiony, że pozwolił sobie na takie uzewnętrznienie.

Na co Bast zatrzymała się patrząc na gnoma z lekko otwartym pyskiem. - Hrm… nie spodziewałam się takiej ilości informacji. Dziękuję - na co jej długi ogon pantery otarł się o twarz gnoma, a sama Bast wyglądało się, że się uśmiechnęła.

- Widać taki mamy dziś dzień, że niektóre osoby otwierają się na swych towarzyszy. - dodał Rudi. - Swoją drogą, chciałem zapytać, czy trudno jest się nauczyć języka, którym posługują się w Nithi?
Bast ruszyła na nowo, wzdychając cicho.
- Trochę… ciężko mi to określić. Moją wiedzę i słowa nie do końca nabyłam w naturalny sposób...
- A kim jest dla ciebie Ramos? - zapytał gnom, po czym dodał
- Jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać. - W zasadzie mogę powiedzieć. Skoro szczerze już prowadzimy rozmowę. Nie narodziłam się taką jaką mnie widzicie. Byłam panterą...
- I co się stało? Magia? - zainteresował się Laran.
- Tak sądzę. Wtedy nie postrzegałam świata tak jak dzisiaj. Wiem jednak, że było dużo mroku, ciemności w tym złym sensie. Wysłano mnie, abym zakończyła życie faraona. Musiałam się jednak długo błąkać nim do niego dotarłam, bo mam masę wspomnień nim znalazłam się w pałacu. Nie mniej Ramos zniszczył cień i uwolnił mnie od klątwy. Kolejne co pamiętam, to, że już byłam taka jak teraz. Dzięki faraonowi posiadam swoją formę i życie. Tak że niekoniecznie jestem jego córką jak Zorana. Nie lubię jak to mówi. Po wsze czasy będę mu wdzięczna. Jest światłem tego świata, a ja jego wiernym cieniem.
Tym razem Rudi słuchał opowiadania Bast z otwartymi ustami, trudno mu było uwierzyć w coś takiego, ale świat jest dziwny a bogowie mają swoje plany. Uśmiechnął się jedynie do niej i nic nie powiedział.
- Szkoda zatem, że musisz się z nim rozstać, i to z pewnością na długo - stwierdził Laran.
Khargar spoglądał z zuchwałym rozbawieniem na kocicę, której historia była tylko trochę mniej dziwaczna niż historia Auriel. - Czyli byłaś kiedyś zwierzęciem, zwykłą panterą? Wiesz kto ciebie przemienił? Pewnie ciągle lubisz polować i trochę od czasu do czasu krwi upuścić, co?
Bast pokiwała głową na boki i zamachała dłonią.
- Mleh, może trochę. Raczej po to, aby zdobyć posiłek. Nie dla mrocznej potrzeby - przyznała się. Samica zatrzymała się przed drzwiami i w nie zapukała, w środku pokoju znajdował się Otesh.
 

Ostatnio edytowane przez Feniu : 22-11-2017 o 21:25. Powód: zakończenie rozmowy
Feniu jest offline  
Stary 22-11-2017, 21:32   #67
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Samica poczekała chwilę aż reszta opuści pokój i pokłoniła się przed faraonem.
- Światłości i słońce mego istnienia… ja… - Na moment słowa nie chciały przyjść do łba samicy - chcesz abym była ich prrowadzącym blaskiem czy cicho obserwującym cieniem?
- Chciałbym, abyś im wiernie służyła, Bast. Nie potrzebuję szpiegów, od tego mam innych ludzi… mniej rzucających się w oczy, w każdym razie - odparł Ramos, odsuwając się do stołu.
- Niepokoi ciebie to? Wiem, że wyglądają inaczej od Nithijczyków i nie znają naszych obyczajów, ale nie sądzę, aby byli zdolni zrobić ci krzywdę. Są zbyt podzieleni między sobą, zbyt się różnią i nie mogą sobie pozwolić na wewnętrzne spory. Prawdę mówiąc, nie jestem pewien czy dadzą sobie radę… Czas pokaże. - faraon cicho westchnął.
- A więc blask…- zaczęłą samica, a potem mlaskęła zniecierpliwiona i zwyczajnie podeszła aby owinąć się wokół nóg faraona.
- Nie chcę cię zostawiać nooo… Oni są obcy, a ciebie… ech. Jak mam cię chronić z daleka?
- Dam sobie radę - odparł Ramos, pod maską się uśmiechając. - Za bardzo się do mnie przyzywczaiłaś. I do wygód tego pałacu. Kiedyś jednak będę musiał odejść, a wtedy przestanie ciebie chronić mój autorytet. Dlatego powinnaś już teraz zadbać o to, aby twoje imię, Bast, znaczyło coś w tym świecie. Oni mogą okazać się w tym pomocni.
Bast jęknęła przeciągle.
- Oczywiście, że masz rację - samica wpełzła pod stół i wyszła wstając na dwie nogi po drugiej stronie. Ściągnęła swój naszyjnik i bransolety z ramion odkładając je na stół. Odwróciła się do mężczyzny.
- Wiem, że odejdziesz. To naturalna część rzeczy. W ten czy inny sposób cykl zawsze się zamyka. Chciałabym tylko móc cię pożegnać. Ja też przeminę w ten lub inny sposób.- Samica upewniła się, że drzwi są zamknięte i zasłoniłą okna.
- Pokażesz mi swą twarz ostatni raz?
Faraon przez chwilę milczał spoglądając wprost na nią. W końcu jednak odwrócił wzrok i powiedział:
- Nie ma na co patrzeć, ale skoro tego chcesz - mówiąc to ściągnął maskę, odsłaniając pokrytą wieloma bliznami twarz, który odstraszyła by niejedną osobę.
- Nie wiem co to za klątwa, ale żadna magia jak dotąd nie była w stanie w pełni zregenerować zadanych mi przez Tanagorańczyków ran. Wciąż mam te blizny - mówiąc to odwrócił głowę w bok, jakby czuł wstyd.
- Nie są jednak powodem, abym nosił tę maskę. Zaklęta jest w niej wielka moc i wielu moich przodków nosiło ją przede mną…
- Tak, pamiętam.- Bast delikatnie ujęła twarz faraona w dłonie i przybliżyłą pysk przytykając go do policzka. Po chwili polizałą go. To był pocałunek w jej wykonaniu.
- To co widzę ja i twoja pierwsza jest głęboko pod tym czym się martwisz. Dzięki tobie istnieje. Jesteś potężny i niech maska będzie tylko tego przedłużeniem. Wszyscy nosimy świadectwo co przetrwaliśmy, twoje pokazuje determinację i siłę. Czas bym i ja zebrała swoje blizny. - pantera odsunęła się i pokłoniła przed faraonem jeszcze raz.
- A więc idę do nich Ramosie. Czas zapoznać się ze swoim nowym stadem. - Bast spojrzałą na władcę ze smutkiem i ruszyła do pokoju gdzie teraz przebywali awanturnicy.
Faraon odczekał aż kobieta wyjdzie, po czym pogrążony w zamyśleniu oparł się o blat stołu, na którym rozłożona była makieta. Jego wzrok spoczął na wschodnich rubieżach królestwa, gdzie leżała twierdza, do której niebawem mieli wybrać się awanturnicy.
- Hutaatep - mruknął pod nosem. - To będzie interesujące…

***

Bast zawędrowała do pokoju, gdzie w tym momencie przybywali awanturnicy. Opowiedziała im o wyroczniach cyklopów - potężnie uzdolnionych kobietach. Najlepszym pomysłem awanturników było grożenie im. W końcu jak pomacha się toporem przed głową to pewnie każdy zmięknie...

Bast chyba uniosła jedną brew patrząc na nowych towarzyszy.
- No… może? Erm. To kobiety, to zawsze można im przynieść prezent. Co prawda jeśli widzą przyszłość, to pewnie nie będą zaskoczone. Dołączenie do księcia i tak będzie wymagać jakiegoś planu aby wymknąć się spod jego jurysdykcji. Nie jestem pewna, ale może będę znać ich język.

- Powinniśmy znaleźć na to sposób, jak nie wszyscy to chociaż część z nas - odparł kapłan - ale jak narazie czas odpocząć, czekają nas nowe zadania, łatwiej z pewnością nie będzie. - po czym zamilkł na chwilę.
- Wiesz coś o tym rejonie kraju, Bast? - zapytał Rudi - Będziemy tam pewnie mieli dużo roboty - dodał w oczekiwaniu na odpowiedź.


- Jest dość opustoszały. Ludzie żyją daleko od siebie w niewielkich skupiskach. - pantera podzieliła się swoją jako taką wiedzą.

- Trzeba będzie nie tylko uporządkować sprawy z sąsiadami, ale i zadbać o nowych osadników - stwierdził Laran.

- Dobrze mówisz, Laran, ja dowodziłem kiedyś kompanią najemników - mruknął Khargar, który wcale nie uważał się tylko i wyłącznie za siepacza.
- Jak brakuje tam ludzi to możemy kogoś stąd sprowadzić, na pewno wielu jest takich co by opuścili Tarthis i poszukali szczęścia na pograniczu.. a są pewnie i tacy co by się ich Faraon chętnie pozbył…

- Takich, których faraon by się pozbył, to my też nie chcemy - stwierdził Laran. - Potrzebni nam ochotnicy, może młodsi synowie, co nie chcą siedzieć na garnuszku u mamusi, czy być zależnym od starszego brata. Odrobina rozgłosu, plotki tu i tam powtórzone, i znajdą się chętni.

- To może trzeba by było ich poszukać, ale wydaje mi się że teraz trzeba zobaczyć na czym stoimy. - odrzekł gnom. - Ochotników możemy poszukać później, choć pewnie problemem będzie transport, skoro do tej dziury jest trzy dni lotu. Może w okolicznych osadach znajdą się jacyś ochotnicy. - dodał Rudi.

Bast ściągnęła brwi w zamyśleniu.
- Wieść zawsze można puścić. Ludzie sami są zdolni przebyć wielkie odległości. Jak teraz się dowiedzą, że nowi panowie zaczną zarządzać i obiecują pierwszym przybyszom ziemię bądź przywileje, sami się zorganizują. Wy zaś dostaniecie pod swoją władzę tych co będą zdolni przetrwać, bo przetrwali drogę. Zapewnienie im ochrony, na miejscu będzie dla was łatwiejsze niż całą drogę. Do tego nim przybędą pierwsi osadnicy będziemy mieli czas zapoznać się z sytuacją.
Bast podniosła spojrzenie z podłogi z zadowolonym spojrzeniem. Podobał jej się jej plan i szukała aprobaty w oczach pozostałych.
- No ale wciąż jest kwestia dołączenia do wyprawy księcia Menkarry.


- Ale chyba najpierw powinniśmy jakoś uporządkować sytuację na naszych nowych ziemiach - odparł Laran. - Nie może być tak, że ledwo przybędziemy do twierdzy, to od razu wyjedziemy, zostawiając taki sam bałagan, jaki zastaliśmy. A przecież jest rzeczą wiadomą, że tych paru żołnierzy, przydzielonych nam przez faraona, nie zapewni tam bezpieczeństwa.

- Waszych ziemiach, ja ich nie chcę. Nie będę pionkiem Ramosa. Poza tym, mieliśmy porozmawiać na osobności z tego co mi wiadomo, to że faraon wyszedł, nie znaczy, że nie ma tu uszu. Co do ciebie zaś Auriel, pytałem o to wszystko wcześniej, teraz to bez znaczenia, po prostu nie wchodź mi w drogę, bo jeden fałszywy ruch i przestanę cię tolerować. Mówiłem jeszcze zanim wyruszyliśmy do świątyni, że faraon chce nas potraktować jako swoje sługi, chciał żebym zamilknął, twierdząc że groziłem jego córce. No cóż, groziłem jakiejś przybłędzie, którą znaleźliśmy przy tamtych elfach. - Wilk wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Lubi zwodzić, kłamać, oszukiwać, zależy mu wyłącznie na sobie i jego państwie. No, jak myślicie, kto tu jest zbędnym mięsem, które może się przydać, do tego mocno, ale za którym nikt nie będzie płakał? - Wilk oparł brodę na dłoniach splecionych na kosturze. - Nie wiem jak wy, ale przespałbym się z tym. Z dala od pałacu. Cały ten przepych rozstraja mi żołądek - powiedział na koniec druid i zamilkł.

Khargar rzucił Wilkowi porozumiewawcze spojrzenie, gdy ten wyraził swoją opinię na temat Auriel. Pomyślał, że jeżeli tamten nie interesuje się nadaniem ziemskim, to tym lepiej dla niego...

- Wilk! - Warknął Kaedwynn, niemalże podrywając się z miejsca. - Możesz jej nie lubić, ale trzeba mieć w sobie wiele odwagi, aby powiedzieć komuś tak straszliwą prawdę. Mogę sobie tylko wyobrażać jak bardzo ją to męczyło, kiedy obok niej mówiliśmy o Celozji i co byśmy zrobili wszystkim tym, którzy odpowiadają za nieszczęście jakie spadło na Blackmoor. Ja mam wobec Auriel spory szacunek za to co teraz zrobiła i też byś dobrze uczynił, gdybyś choć trochę go jej okazał. Któż wie kto następnym razem będzie łatał twoje rany… - burknął cicho pod nosem, po czym wstał i ruszył w stronę wyjścia.
- Słyszałem już wystarczająco wiele. Jutro tam polecimy, zobaczymy co nam w spadku po faraonie zostało i na miejscu podejmiemy właściwą dla nas decyzję - mówiąc to oparł się o framugę przy drzwiach.


- Też chcę wracać do Blackmoor, ale obawiam się, że w Smoczych Wzgórzach nie zastanę nawet kamienia na kamieniu, zaś zemsta nie jest warta poświęcenia jej całego swojego życia. Nie chcę stać się wrakiem człowieka jakim stał się mój ojciec - po tych słowach opuścił pomieszczenie.
- Bez wątpienia faraon nikogo nie zmusza do zrobienia czegokolwiek - stwierdził Laran. - Nikogo nie trzyma na siłę. Kto chce, może wszak wziąć swoją część skarbów i iść dokąd go oczy poniosą. Albo przehulać. Albo rozdać potrzebującym. Nie zaślepia mnie wizja bycia księciem, ale mam nadzieję, że uda mi się zrobić coś pożytecznego, zaś dbałość o państwo to nic złego. No a siedzenie na tyłku i narzekanie na wszystko i wszystkich z pewnością nie sprawi, że wrócimy do Blackmoor.

- Powinniśmy trzymać się razem mimo wszystko. Zaś co do Auriel, pytałem wcześniej. Ja zaś mówię co myślę od razu. Póki co, może liczyć na moje wsparcie, ale patrzę jej na ręce, niezależnie czym jest. To wszystko. Nie udaję, nie zwodzę. Po prostu myślcie, przyjmując dary. Niczego więcej od was nie chcę w tym wypadku. Wyrocznia brzmi jako dobry punkt zaczepienia - wyrzucił z siebie druid.

Bast wypuściła krótko powietrze przez nos. Jej ogon zamiótł po podłodze w lewo i prawo.

- No i niby przy jakiej okazji miałam to wszystko powiedzieć? - Szamanka wstała gwałtownie z siedzenia - Między zabiciem Porucznika Hordy Demonów a śmiercią Branwen, czy może podczas wypływania oka z łba cyklopa?! To nie jest temat o dobrych wypiekach czy gustach kulinarnych - oburzyła się, co zaakcentowała cichym tupnięciem nogą. Gdy przyspieszyła kroku w kierunku wyjścia, mięśnie jej rąk były spięte, dłonie miała blisko ud zaciśnięte w pięści. Czarne włosy zafalowały kiedy otworzyła drzwi, opuściła pomieszczenie i trzasnęła nimi tuż za sobą.

- Pisklątka w gniazdku żyją w zgodzie - Laran, z wyraźną ironią, rzucił starym powiedzeniem. - Jeśli nie macie nic przeciwko temu, to was opuszczę - powiedział. Wstał i skierował się do drzwi. - Gdyby ktoś o mnie pytał, to poszedłem na spacer.

Bast mlasnęła z cichym pomrukiem. Zamiotła jeszcze raz ogonem i uspokoiła go.
- Kto ma ochotę przejść się ze mną do Otesha? Poradzić się go w sprawie tych kilku pomysłów jakie mamy?


- Ja mogę iść z tobą, Bast - odparł Rudi - a potem w końcu się prześpię. - dodał ziewając.

- Hmm. - Mruknął Wilk na słowa Auriel. Od pytania o to czym jest, po potyczkę z cyklopem, minęły ponad trzy dni. Zamiarów zmieniać nie miał zamiaru. - A ja się z kolei po prostu wyśpię. To gdyby ktoś mnie przypadkiem szukał. - Wątpił by jego obecność była przez kogoś aż tak bardzo pożądana, by go celowo szukać.

- Ja też się przejdę z wami - stwierdził Khargar. Lepiej było nie pozwalać pozostałym zanadto knuć na własną rękę….

- Pewnie wiesz wszystko o wszystkich mieszkających w tym pałacu. - Laran zatrzymał się w progu i spojrzał na Bast. - Gdzie można znaleźć naszego doradcę?

- Otesh, do niego właśnie was chcę zaprowadzić. - Bast zamachała ogonem czując irytację. Przecież był im przed chwilą przedstawiony.
- Chodźcie - samica delikatnie odsunęła Larana z przejścia i ruszyła przodem.

- Możemy potem zahaczyć o stajnię z gryfami! - zarzuciła głośniej mając nadzieję, że uda jej się wyciągnąć jeszcze milczącego do tej pory rycerza.

- Wiem, że Otesh to nasz doradca - stwierdził Laran. - Pytam po prostu, w jakiej części pałacu urzęduje. I czy nie musimy pytać co drugiej napotkanej osoby o drogę.

- Prowadź Bast, chętnie pooglądam pałac od środka, pewnie nieprędko przyjdzie nam tu wrócić. - Rudi odezwał się do towarzyszących mu osób.


***

Awanturnicy opowiedzieli Oteshowi swoje wstępne plany na ofiarowaną im ziemię. Skoro dostała się im ziemia zamierzali ją jakoś zaludnić kimś więcej niż rozsypanymi osadami. Do tego jednak potrzeba by było ludzi. Otesh poradził, że odpowiednia zachęta na pewno ściągnie odpowiednich ludzi. Żeby jednak przetrwali trzeba zapewnić im wpierw taką możliwość. Okolice były nienawodnione i wykopanie studni musiało być pierwszeństwem. Do tego szalały tam też burze piaskowe.

Otesh opowiedział o posiadłości jaka im przypadła. Była kiedyś wspaniałą warownią, podupadła jednak przez złe zarządzanie i rajdy ze wschodu. Szczęściem aby zacząć prace nie trzeba było wielu ludzi, a i sam Faraon obiecał pomóc wysyłąjąc kamieniarzy i budowniczych. Doradca stwierdził, że powinni naprawić szkody w ciągu trzech miesięcy. Dodał, że postara się wycenić ile może kosztować awanturników utrzymanie tej twierdzy wraz z małym wojskiem. Potrzebuje jednak do tego czasu.

Bast w pewnym momencie zmieniła temat i wspomniała o wyroczniach cyklopów. Doradca nie miał pojęcia co można by im ofiarować aby zyskać ich przychylność, był jednak pewien, że arcymag, bądź sam faraon powinni wiedzieć coś na ten temat. Dodał, że pewnie władca i tak zechce aby wzięli udział w wyprawie Menkary na armie cyklopów, więc powinni mieć to na uwadze.

Na sam koniec Rudi zainteresował się księgami spisanymi we wspólnym języku. Szczególnie interesowały go pozycje stanowioące o ludności i obyczajach. Otesh zapewnił, że gnom nie powinien mieć problemu z odnalezieniem takiej. Bast dodała zaś, że na ten czas postara się odpowiadać na wszystkie nurtujące pytania.

Po spotkaniu samica poradziła aby wszyscy udali się na spoczynek kiedy ona zajmie się przygotowaniami do podróży. Pożegnała się mając jeszcze wystarczająco siły na obowiązki. Szczególnie, że przed spotkaniem w pokoju narad drzemała sobie na chłodnym kamieniu w cieniu pałacowych ścian. Dla własnej satysfakcji poszła najpierw sprawdzić stajnie i dojrzeć czy gryfy są w dobrym stanie. Rozmawiając ze sługami wywiedziała się które faraon przeznaczył im na lot i dopilnowała aby zajęto się nimi i były wypoczęte przed lotem. Ważne było ile dodatkowego ekwipunku mogli sobie zapewnić aby nie przeciążyć wierzchowców. To oznaczało, że wszelki prowiant dobrze by było zapewnić w rozsądnej ilości. Przy pomocy Otesha ustaliła tę ilość i na sam koniec udała się po własny ekwipunek. Dopiero wtedy, jeśli starczyło czasy, pozwoliła sobie na kolejną drzemkę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-11-2017, 21:35   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ledwo skończyła się rozmowa z faraonem, a ujawniły się nowe fakty, których źródłem była Auriel. I po raz kolejny ujawniły się różnice w podejściu, jakie poszczególni członkowie mieli w stosunku i do przedstawionych przez anielicę rewelacji, i do propozycji faraona.
Najbardziej, oczywiście, marudził Wilk. Zapewne miał to w naturze i, zapewne, zawsze należało wziąć na to, co mówił, poprawkę, tę właśnie naturę uwzględniającą.

Laran, zamiast narzekać, wynajdywać minusy i snuć ponure przypuszczenia, wolał bardziej racjonalnie podejść do zagadnienia. Co prawda idea wpakowania w kogoś iluś tam nieszczęść, a potem wykorzystanie tego kogoś, by nieszczęścia wypuścić na jakiś świat, nie mieściła mu się w głowie, ale co on tam wiedział o sprawach i pomysłach aniołów?
Za to uważał, że nie ma co siedzieć na tyłkach, jojczyć i czekać, aż bogowie łaskawie zechcą coś zrobić, tylko zabrać się do działania i zrobić coś dobrego dla tego świata. Mieli (być może) wiedzę Arivalda, mieli pomoc faraona (jeśli, oczywiście, utrzymają z nim odpowiednie relacje), gdzieś tam były wyrocznie.
W końcu po coś się w tym świecie znaleźli, mieli coś do zrobienia. Zapewne.
A jeśli komuś coś się nie podobało, to mógł sobie iść w siną dal i na własną rękę szukać sposobów na wydostanie się z tego świata. Na przykład kupić sobie łopatkę i spróbować wykopać studnię aż do Świata Zewnętrznego.
On sam z pewnością będzie trzymać kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia.

A że ich też pewne przedsięwzięcie czekało, wypadało zebrać trochę informacji na temat tego, co i jak można zrobić, by stojące przed nimi zadanie doprowadzenia twierdzy Hutaatep do stanu świetności. W tej sprawie Bast miała rację - warto było porozmawiać z Oteshem i przekonać się, jakie szanse realizacji mają ich pomysły.

* * *

Po drodze dowiedział się paru rzeczy na temat Rudiego i Bast. A przy okazji ponownie okazało się, że Khargar zdecydowanie nie nadaje się na dyplomatę. Zapewne wysłanie go na misję pokojową skończyłoby się wywołaniem wojny.

* * *

Powiadają, że darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Darowiźnie, jaką otrzymali od faraona, warto jednak było się przyjrzeć i zorientować się, jaki haczyk tkwi w tej przynęcie.
Rozmowa z Oteshem zdecydowanie zmniejszyła optymizm, z jakim Laran podchodził do odbudowy twierdzy. Wielu rzeczy Otesh nie wiedział, na przykład nie potrafił podać dokładnego kosztu utrzymania najemnika - lekko zbrojnego łucznika czy procarza i wspomniał tylko coś o sześćdziesięciu sztukach miedzi za dzień. Ważniejsze było to, co mniej czy bardziej jawnie wynikało z jego słów - że będą mieli do czynienia z kupą kamieni, umieszczoną na środku pustyni, a największą bolączką tego miejsca będzie brak wody.
W tym momencie Laran zrozumiał tych, co mieli w swym ręku dżinna i nie chcieli go potem wypuścić. Taki dżinn w jeden dzień zdołałby zbudować piękny kanał od rzeki Nithia aż do Hitaatep. A każdy wiedział, że jeśli nie będzie wody, nie będzie osadników, nie będzie osadników, nie będzie dochodów. A jeśli do tego dorzuci się czających się nieopodal barbarzyńców, którym z pewnością twierdza jest nie w smak, coraz oczywistsze stawało się pytanie, czy gra jest warta świeczki.
Zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze byłoby życie, gdy tak kupić sobie kawał pola niedaleko rzeki, przestawić tam pałac, a potem żyć z procentów od zdobytych skarbów. Problem na tym jednak polegał, że jeśli chcieli sobie zaskarbić łaskę i pomoc faraona (a nie żerować tylko i wyłącznie na tym, iż ocalili jego jedyną córkę), tudzież zwrócić na siebie uwagę bogów, to musieli się zabrać do solidnej pracy.
Nie było to coś, za czym Laran przepadał, ale jak mus, to mus.

* * *

Po wyjściu z komnaty Otesha mag pożegnał się z towarzyszami. Miał zamiar przespacerować się kawałek ulicami miasta, obierając jako cel najlepiej sobie znane miejsce - Ramiona.
I miał nadzieję, niezbyt co prawdą wielką, ale zawsze, że właścicielka tego przybytku powita go z otwartymi ramionami...

* * *

Gdy w Ramionach pojawisz się,
spotkasz tę która niegdyś cię kochała,
lecz gdy z nią jakiś Biszr czy Fadl -
inne dziewki nie poskąpią ciała.

Na motywach szanty 'Do Calais'

Słowa piosenki zdecydowanie sugerowały, iż kobieta istotą jest zmienną, niestałą. Wbrew temu, ku niekłamanej radości Larana, Ranefer ucieszyła się na jego widok.
- Witam w mych skromnych progach! - Dziewczyna opuściła swe stanowisko za barem, gestem nakazując jednej z dziewczyn przejęcie jej obowiązków. - Gdzieżeś bywał wędrowcze? - spytała, witając się z magiem w sposób zdecydowanie zwracający uwagę licznych widzów.
- Dłuuuga opowieść - odpowiedział Laran. - Ale gdybyś wyczarowała trochę wina i jakieś zaciszne miejsce, z dala od ciekawskich uszu to opowiem ci parę interesujących rzeczy. A w ogóle to przywiozłem ci pamiątkę z podróży.

'Ramiona' z pewnością kryły wiele sekretów, w tym wiele pomieszczeń, gdzie można było zaspokoić najrozmaitsze pragnienia, w tym i pragnienie zachowania tajemnicy. Do tych ostatnich z pewnością należały prywatne komnaty właścicielki, urządzone w zdecydowanie nieburdelowy sposób.

Ranefer, jak typowa kobieta, najbardziej zainteresowana była prezentem. A Laran musiał przyznać, że w samym naszyjniku i kolczykach wyglądała po prostu bosko...

Po dłuższej przerwie, przeznaczonej na czynność pomijane w opowieściach dla dzieci, Laran zaczął opowiadać. O świątyni Al-Akhir, o cyklopie, dżinnie, przyzywanych potworach. O śmierci Bran, co na kilka chwil popsuło Ranafer humor. A potem o pałacu, który stał się własnością całej drużyny.

- Czy zechcesz wraz ze mną zwiedzić pałac? - spytał po kolejnej przerwie. - Zapewniam transport... Godzina i będziemy na miejscu? Co ty na to? Tylko ty i ja i pełen niespodzianek pałac?

Jakiś czas później, zmęczeni czułościami, zasnęli.
 
Kerm jest offline  
Stary 25-11-2017, 01:14   #69
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Gdy skończyła się audiencja i wręczanie nagrody dla Grupy Taleda udali się do przygotowanych dla nich miejsc. Rycerz usiadł na posłaniu i zaczął zdejmować swoją zbroję. Szło mu opornie. W sumie do tej pory pomagała mu Branwen w tym przedsięwzięciu a teraz został sam. Musiał znaleźć sobie jakiegoś giermka lub służkę. Nie chciał prosić o pomoc kompanów.

***

Sen zmorzył rycerza. Ciężki i męczący. Sam nie wiedział czy śni na jawie czy to prawda co odczuwał i widział.
Zastępy aniołów walczące z piekielną hordą demonów.


Walki trwały długo a gdzieś tam w oddali Taled zobaczył małą postać w błyszczącą zbroję przybraną z mieczem i tarcza.
Starał się przyjrzeć postaci i aż wstrzymał oddech rozpoznając siebie.
Stał na małym wzgórku i walczył z demonami. Za jego plecami leżała ranna anielica, najwidoczniej przeszyta włócznia jednego ze sług ciemności.
Gryf walczył w jej obronie. Dwa demony atakowały go zaciekle. Anioły próbowały przedrzeć się i uratować towarzyszkę.
Udało się. Jeden z nich porwał ku górze ranną anielicę a Taled zwrócił się ku nim. Czuł szczęście bijące od rycerza, ale po chwili obudził się czując olbrzymi ból.
Jedyne co jeszcze zapamiętał to piekielną włócznie przeszywającą jego ciało.

***

Taled przez długi czas był cichy i milczący. Nie udzielał się w rozmowie i nie wtrącał do planów kompanów. Nie miał nastroju przez śmierć ukochanej a zarazem przez uświadomienie sobie, że nie dotrzymał przysięgi i nie obronił Bran.

Westchnął patrząc na wychodzącą Auriel. Wstał u udał się za nią. Szedł lecz nie zbliżał się do niej. Na początku ich poznania dał jej możliwość by sama zaczynała rozmowę jeśli takowej by potrzebowała.
Gryf coś czół, że ostatnie dni przybliżyły jego do anielicy. Może mało zauważalne, ale on czół że tak jest. Sen także mówił wiele.

- Auriel. Nie wiem co o tym myśleć, ale zaczynam pojmować to o czym mówisz i chcesz nas przygotować.- Zaczął gdy ta zatrzymała się a on był obok.
- Czuję, że Twoja walka jest też moją a piekielne zastępy są potężne i Wy anioły potrzebujecie śmiertelników by Was wspomogli.- Mówił spokojnym głosem i nim anielica coś powiedziała kontynuował.
- Wiem, że nie chcesz przyjąć pomocy w tej walce, ale ja chcę. Całą duszą chcę stać po stronie prawości i porządku. Miłości i mądrości. Chcę być Twym kompanem w tej walce.- W ten sposób rycerz ofiarował swój miecz walce ze złem przed Auriel.

***

Na naradzie ku zaskoczeniu wszystkich odezwał się także Taled.
- W naszym posiadaniu jest kilka latających gadów. Uważam, że można by stworzyć oddział, który by szybko reagował na zagrożenie na ziemiach, które trzeba bronić i odbudować.- Pokazał na mapie rozległość i jak łatwo do każdego miejsca z Twierdzy łatwo dotrzeć w linii prostej przez latającą kawalerię.
- Czy wśród waszych ludzi są łucznicy i wojownicy umiejący walczyć z grzbiety latających gadów?- Zapytał drużynowego kociaka.
 

Ostatnio edytowane przez Hakon : 25-11-2017 o 15:40.
Hakon jest offline  
Stary 25-11-2017, 03:40   #70
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wilk był nieco zirytowany. Częściowo brakiem snu, częściowo zachowaniem towarzyszy. Wiedział że wszyscy znaleźli się w nietypowej sytuacji, całkiem nowym miejscu i od razu zostali wmanewrowani w czyjąś grę. Próbował ich ostrzegać, że dla Ramosa są jedynie pionkami, ale czy go słuchali? Zupełnie nie, podobnie jak z Auriel. mogła to samo odpowiedzieć jeszcze w świątyni, po drodze, w dowolnym momencie tych kilku dni. To nie miało znaczenia obecnie. Różnili się, mieli inne wartości, to było oczywiste. Dla niego ludzie i ich państwa byli jedynie częścią łańcucha zależności. Na to jednak niewiele mógł poradzić. Ich grupa była dobrana niejako w jednym celu, takim, który obecnie zdawał się być bardzo odległy. Musiał się z tym przespać, na spokojnie, wiedział, że przemiana w wilkołaka czasami mocno wpływała na jego myślenie. Zdawało mu się jednak, że całkiem rozsądnie to wszystko przedstawił pozostałym.


Miał również inne rzeczy do załatwienia, musiał przygotować się do rytuały, znaleźć odpowiednie materiały do jego przeprowadzenia. Samo w sobie nie było to aż takie ciężkie, co zajmowało czas i oznaczało kontakt z jeszcze większą ilością ludzi. W międzyczasie, zaczął się zastanawiać, czy cyklopy miały jakieś stałe obozowisko, czy osadę, które można by zaatakować pałacem. Co prawda trzy dni przywoływania to dość nieprecyzyjny czas, jednak materializująca się w centrum osady gigantyczna sterta skały, mogłaby zetrzeć na proch nawet sporą ilość cyklopów. Miał zamiar zaproponować to pozostałym, jako jeden ze sposobów walki z nimi. Musieli opracować sposób dostania się do wyroczni. Prawdopodobnie konieczna tu była mieszanka sprytu i skradania sę. Musiał porozmawiać z Rudim, na temat zalet przesiąkania zapachem istoty, którą próbuje się podejść. Z cyklopami nie powinno być problemu, zwykle śmierdziały. Opuścił salę z głową pełną emocji i planów.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172