24-11-2017, 02:03 | #21 |
Reputacja: 1 | Wyjazd z miasta pozwolił Accipiterowi odetchnąć nieco. Jego towarzysz, bywało, że nie ujawniał się całymi dniami i czasem przez naprawdę krótkie chwile, Ianus zapominał o nim. Pogadał trochę z Blizną, bo jakoś zdało mu się, że ten krzywo na znak legionu wybity na jego lorice patrzył i ciekawiło go czy pirata kiedy do jego ziem rodzinnych nie zawiało. Dołączył z raz czy dwa do Cedmona i Enki gdy ci na dalszy przełaj się wybrali. A i z Mumambą wdał się raz w dyskurs na temat poręczności jego zakrzywionej szabli i ianusowego gladiusa. Naprawdę... nawet czując gdzieś pod skórą toczącą go chorobę, mia wrażenie normalności tych dni. Że kto wie, może za tydzień, lub dwa wszystko będzie jak dawniej. Miecz będzie dostarczał złota, a alkohol będzie rozpuszczał grzechy niczym tłuszcz z nazbyt sutego dania. Zawsze jednak błogość ta kończyła się gdy natrafiał spojrzeniem na Zahiję. Ona... ona miała rację. O czym jej za nic w świecie nie powie. Bo co to zmieniało? Nie wygra z Saadim. *** Kwota na Thoerze wrażenia nie robiła. I Ianus nie wzdragał się skomentować jej skrzywieniem ust. Pięćset sztuk złota to mniej niż wierzchowy dzianet kosztuje. Szejk więc nie zdawał się obawiać jakoś mocno o syna. Słuchając kompanionów spojrzał w zamyśleniu na słońce, które bieg swój po widnokręgu wiodło i zakończyć go miało gdzieś na zachodzie. Gdzie przed nimi owe miasto Yarakan było. A zachód... cóż. Zachód to był przecież dobry kierunek. A to dla Ianusa miało teraz o wiele większą wagę niż szala z pięcioma setkami złotych monet. Choć i nim by rzecz jasna nie odmówił. - Ave tobie i twojemu szejkowi Ago Hene'j - odrzekł legionista - Jeśli to nie sekret to zdradź nam ile już lat szejk Rasul tymi ziemiami włada? Oraz ile wiosen liczy sobie jego syn Khalil?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
24-11-2017, 23:36 | #22 |
Reputacja: 1 | - Średniej postury jest Khallil. Włosy ma ciemne, a nos długi. Oczy zielone, co jest cechą charakterystyczną jego rodu, gdyż Jaśnie Nam Panujący Rasul ibn Raul również jest zielonoooki, a jego ojciec, niech Fahim troszczy się o jego ducha, Raul ibn Ibriz też takimi się szczycił. Brody chłopak nie ma, jeno wąs zapuszczony, ale wątły bo przecie dopiero niedawno dwie dziesiątki lat ukończył. W towarzystwie dwudziestu konnych podróżuje, z których może połowa zbrojnymi może się mienić. Reszta to dworacy i poplecznicy Khalilla - Aga opisał wszystko, o co pytali go awanturnicy. Na koniec zostawił sobie pytanie Ianusa, na którego patrzył z wrogością. Nim odpowiedział, splunął na ziemię. - Raul, Szejk Yarakanu straż na stepach przeciw łupieżcom i niewiernym z zachodnich krain już od niemal piętnastu lat trzyma. I jak na razie żaden zagon z przeklętego przez Fahima i Jego Proroków przez ową straż się nie przedarł. Tak jak zapowiadali to Irunoiscy kupcy, do Vazikh dotarli na trzeci dzień od przeprawy przez Anan. Nim zobaczyli zagubioną wśród stepów osadę, będącą celem ich podróży, dostrzegli bijący w niebo, ciemny słup dymu. Podejrzewali, że to płonie miasteczko, ale prawda była inna. Na przedpolach Vazikh, przed wałem ziemnym otaczającym osadę, zgromadził się tłum ludzi. Było ich co najmniej stu. Śpiewali i zawodzili, wznosząc ręce w niebo. Otaczali spory stos pogrzebowy, na którym dopalały się resztki trzech ciał. W momencie, w którym karawana została dostrzeżona, od tłumu oddzieliło się kilka postaci, które ostrożnie zbliżyły się ku wolno kroczącym wielbłądom. Nadciągający ludzie okazali się być uzbrojonymi strażnikami. W rękach trzymali włócznie, a na głowy mieli nałożone stożkowate hełmy. - Stójcie i określcie się, coście za jedni. Wjeżdżacie do Vazikh, które szanuje prawa gościnności, ale w zamian wymaga od przyjezdnych, aby zachowali spokój i uszanowali lokalne zwyczaje - zakrzyknął przywódca strażników. |
25-11-2017, 17:48 | #23 |
Administrator Reputacja: 1 | Pieniądze leżą na ulicy, wystarczy się po nie schylić. Pewnie dlatego, że nie byli na ulicy, nie natrafili na najmniejszy nawet ślad zaginionego Khallila i jego orszaku. A przecież dwadzieścia koni nie mogło ulecieć w powietrze. Musiały pozostawić jakiś ślad. Po prostu ta nagroda nie była im pisana i po kolejnym dniu podróży Cedmon wyrzucił z głowy myśli o łatwo zarobionym groszu. * * * Zsiadł z konia i kazał Hundurowi siedzieć spokojnie, przy nodze. - Przybywamy w pokoju! - powiedział, gdy podeszli do nich strażnicy. Równocześnie pokazał otwarte, puste dłonie - uniwersalny gest, znany w całym w miarę cywilizowanym świecie. - Podążamy do Sabol - dodał tytułem wytłumaczenia - lecz szlachetni kupcy - skinął głową w stronę wymienionych - chcą się zatrzymać w waszym mieście. Nie miał zamiaru pchać się do miasteczka, skoro go tam nie zaproszono. Przetłumaczoną przez Zahiję prośbę kupców, by zachowywali się spokojnie, skwitował ciut krzywym uśmiechem. Co oni sobie myśleli? Że banda cudzoziemców wpadnie do miasteczka, pozabija mężczyzn, zgwałci wszystkie kobiety i uprowadzi kozy? Albo na odwrót? Zajął się psem, który głodnym wzrokiem spoglądał na strażników. |
27-11-2017, 18:35 | #24 |
Reputacja: 1 | Nic nie szło gładko, taki los. Niby o północy zerknęła w księgi ale bez zrozumienia. Potrzebny bedzie tłumacz. Czy w Vazikh jakiegoś znajdzie? To był na tą chwilę Zahiji priorytet. Ale by myszkować po mieście trzeba wpierw do niego wejść. Strażników potulnie zapewniła, ze nikt z nich nie szuka kłopotów. Ich argumentacja wydała sie jednak wiedźmie dziwna. - Dlaczego Vazikh jest tak ważne? - zapytała zaciekawiona. A potem poruszyła jeszcze jedną kwestię, bo już z daleka wzbudzał w niej niepokój słup tłustego dymu i trzy skwierczące na stosie ciała. -Kogóż przyszło żegnać aż stu żałobników? Co tu się stało? |
27-11-2017, 19:48 | #25 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 |
27-11-2017, 22:45 | #26 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
28-11-2017, 22:00 | #27 |
Reputacja: 1 | - Dowiesz się w swoim czasie - odburknął Zahiji Upokoina, który podjechał na swoim wielbłądzie i z jego grzbietu spoglądał na unoszący się ku niebu dym. - To moi ludzie, ręczę za nich - powiedział do strażników. - Przestrzegajcie tego, co napisano w Księdze, gdyż słowo Fahima jest Święte - odpowiedział Bliźnie zapytany strażnik. Potem popatrzył na pozostałych członków karawany. - Nieszczęście spadło na naszą osadę. Ale o tym powie Wam Starszy Hasram, oto nadchodzi.... Do karawany zbliżył się stary mężczyzna odziany w błękitną kefiję, z pasującym kolorem zawojem na głowie. Ukłonił się głęboko, palcami dotykając ziemi u swych stóp, a potem serca i ust. - Jam jest Hasram, Starszy Vazikh. Moje słowo jest tu ważne, ale liczę się ze słowem każdego mieszkańca. Szanuję Boga Jedynego i modlę się do niego o trzech porach dnia, a On obdarza mnie zdrowiem i długim życiem. Szanuję prawa gościnności, a goście są mile widziani w mym domu, jeśli i oni szanują ziemi, po której stąpają i ludzi, którzy ich otaczają. Mimo, że lud tutaj bogobojny i wierny pisanemu Prawu, to na Vazikh spadło nieszczęście. Pozwólcie za mną, a opowiem Wam co się wydarzyło... U Hasrama w domu, prostym, pobielonym budynku z zacienionym ogrodem pośrodku, zostali ugoszczeni rozwodnionym winem, gotowaną baraniną i żółtą kaszą. Hasram, gdy trzej kupcy i bezpośrednia obstawa posilali się, siedział ze skrzyżowanymi nogami na dywanie i oddawał się modlitwie z użyciem różańca. Gdy goście skończyli, ożywił się. - Wielkie zło powiło się w okolicy Vazikh - powiedział poważnie. - Księżyc temu, kupcy podróżujący przez stepy w okolicy osady zaczęli się skarżyć na ataki stepowych wilków. Nic wielkiego, zdarzają się co parę lat, gdy zwierząt jest zbyt dużo. Jednak ataki się nasilały i wilki nie atakowały tylko zwierząt, ale i ludzi. Trzy tygodnie temu do Vazikh dotarł Abdullah al Rahmani, kupiec, który jako jedyny uszedł z życiem z całej karawany, zaatakowanej przez wilki. Zginęło już wielu ludzi, zarówno podróżnych, jak i mieszkańców Vazikh. Tych trzech nieszczęśników, to ostatnie ofiary wilków... - Doszło do tego, że posłaliśmy po Mędrca z Hahrm, który jednak nie przybył osobiście, a przysłał swego ucznia Malika. Malik przybył sześć dni temu i oznajmił nam, że zna rozwiązanie dręczącej Vazikh plagi - opowiadał dalej Hasram, a Irunoi wyraźnie się niecierpliwili, znudzeni. - Malik twierdzi, że aby rozwiązać problem wilków, należy prosić o pomoc Czerń, Krew, Ptaka i Jeźdźca. Czy to o Was mówi? - Bah! - wykrzyknął w końcu Upokoinai zerwał się na nogi. - Cóż za brednie! Głupie przepowiednie! Powiedz lepiej starcze, gdzie tu w okolicy znajduje się kurhan Maharija? Po to tu przyjechaliśmy, a nie żeby słuchać Twych bajek! - Wzgórze Władcy Jeźdźców... - odparł niezrażony Starszy. - Spotkajcie się z Malikiem i wysłuchajcie jego słów, a potem porozmawiamy o Mahariji. Powiem Wam gdzie jest kurhan, gdyż nie jesteście jedynymi, którzy go ostatnio poszukują, ale Wy podejmiecie się zadania. Zgoda? - Jak to? Kto jeszcze szuka kurhanu? - Irunoi był wyraźnie wzburzony. Wieść go zaniepokoiła, ale Hasram nie był łaskaw odpowiedzieć na to pytanie. Irunoi przez chwilę rozmawiał ze swoimi pobratymcami w ojczystym języku, który nieprzyjemnie kojarzył się z sykiem węży. Gdy się naradzili, Upokoina znów przeszedł na rusanamański. - Zgoda. Moi ludzie podejmą się zadania, a Ty wskażesz im kurhan. - I nim ktokolwiek z awanturników wyraził zaskoczenie bądź prostest takim obrotem sprawy, Upokoina dodał. - Zapłacę Wam dodatkowo. |
29-11-2017, 16:43 | #28 |
Administrator Reputacja: 1 | Cedmon z umiarkowanym entuzjazmem wysłuchał informacji. Czy to o nich chodziło? Czerni było u nich pod dostatkiem, mieli w grupie wiedźmę krwi, on sam był jeźdźcem. Ianus to zapewne ptak... Dodatkowa zapłata. Te słowa zabrzmiały w uszach Cedmona całkiem nieźle, ale stale kryły w sobie wiele tajemnic. Upokoina im nie płacił, przynajmniej nie w brzęczącej monecie. O jaką więc sumę chodziło? I o co w ogóle chodziło z tym wzgórzem? Władca Jeźdźców brzmiało jak jakiś wielki wódz koczowniczych hord. Cedmon zaczął się zastanawiać, czy słyszał o kimś, kto by pasował do tego określenia. Ale jeśli to kurhan, to chodziło z grób. Pewnie pełen skarbów (co brzmiało dobrze) zabezpieczonych paskudną magią (co wcale dobrze nie brzmiało), strzeżonych, być może, przez demony (co brzmiało równie źle). Tutejsi musieli wiele o tym wiedzieć i, zapewne, trzymać się od tego miejsca z daleka... po tym, jak paru ciekawskich źle skończyło. - Brzmi to interesująco - powiedział, zanim którykolwiek z kompanów zdążył się odezwać - zanim jednak zdecydujemy, czy będziemy nadstawiać głowy - dodał - musimy wiedzieć dużo, dużo więcej. W tym i to, kto z was - spojrzał na kupców - wybierze się z nami. |
30-11-2017, 23:17 | #29 |
Reputacja: 1 | Niezbyt pilnie słuchał rewelacji o wilkach. Co nie zmieniało faktu, że bacznie przyglądał się Hasramowi. Starzec musiał znać Vazikh od podszewki. Jego przeoraną zmarszczkami twarz wysmagał nie jeden samum. Niejedno więc widział żyjąc w okolicy. A to dawało jakieś nadzieje na znalezienie Yusufa... Dojadł ryż z baraniną o ostrym choć nieprzeszkadzającym smaku kurkumy, otarł usta i spojrzał na starego Rusamanami. - Też mam pytania nim przystanę na te warunki. Trzydzieści lat temu z Al'Geif w stronę Hortorum, który wy Res Horab nazywacie, wyruszyła karawana czcigodny Hasramie. Wielka, możliwe że największa jaką kiedykolwiek widzieliście, a napewno najbogatsza. Spotkam się z tym Malikiem, ale Wy sięgnijcie pamięcią i popytajcie swoich ludzi, którzy te czasy pamiętać mogą, czy mogliby co rzec o tym wydarzeniu. Drugie pytanie, to gdzież ów kupiec, który jako jedyny wyżył atak wilków, teraz przebywa. I w końcu trzecie... Nie gościł u Was może niedawno zielonooki młodzian dobrze odziany i w licznym towarzystwie kompanionów?
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
01-12-2017, 14:53 | #30 |
Reputacja: 1 | Już miał gęsto protestować słowami, że on nie jest myśliwym, na wilki polował nie będzie, a w ogóle to idź do swojego fałszywego bożka melepeto - obietnica dodatkowej sakwy uspokoiła jego myśli. Bo w końcu strasznie mało się działo, a gdyby miał kilkanaście wiosen mniej oraz nie miłował tak ciszy i spokoju, dawno zrejterowałby z tej długiej i wielce nieinteresującej podróży. Zluzował napięte do działania mięśnie, przytaknął pracodawcy, że pójdzie i na wiewiórki zrobić polowanie, jeśli woreczek brzęczącego złota cięższym się okaże. |