Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2018, 16:10   #21
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
- Ostatni raz się ciebie posłuchałem… Ostatni…- Hildi pocierał obolałe nadgarstki i z wściekłością patrzył na Williego. Wiedział, że złość na przyjaciela nie będzie trwała długo, tak jak zawsze z resztą, ale jednak w tym momencie miał ochotę rozszarpać go na strzępy. Gdy jego pozostali towarzysze powoli ruszyli dalej, Hildi zawahał się przez chwilę. Odwrócił się na swoim kucyku i spojrzał na drogę prowadzącą do domu… Może tak zawrócić i zostawić to wszystko? Dom jest bezpieczny, tam nic złego mu się nie stanie. Wyjął wisiorek z lilią, który miał na szyi od momentu wyjazdu i ścisnął go delikatnie w dłoni. Uśmiechnął się pod nosem, zajął odpowiednią pozycję na swoim kucyku i ruszył przed siebie, musiał dogonić swoich towarzyszy.

~*~

Gdy zasiedli do stołu w „Złotym okoniu” Hildi cały czas czuł delikatny ból nadgarstków. Maść od maga oczywiście pomogła i to bardzo, ale jednak czasami, przy gwałtowniejszych ruchach dało się czuć ukłucie bólu. Grubb obawiał się, że nie będzie w stanie normalnie trzymać widelca, ale jak zwykle okazało się, że przesadzał.

Tym razem postanowił, że będzie tylko jadł i popijał wodę ze swojej manierki. Nie zamawiał piwa, nie chciał powtórki z urodzin starego Tuka. Następnym razem jak się napije, będzie moment, w którym świętować będą powrót do domu. Do tej chwili, nie spróbuje ani trochę alkoholu.

Gdy już się najadł, rozsiadł się wygodnie na ławie i popatrzył na swoich towarzyszy. Nadal czuł się wśród nich nieswojo, niby wszyscy byli do niego dobrze nastawieni, a czarodziej robił, co mógł, żeby im poprawić nastroje, cały czas czuł jakby kompletnie tu nie pasował. Dobrze, że był razem z nim Willie. Złość oczywiście już mu przeszła, a poza tym chciał od swojego przyjaciela pożyczyć trochę fajkowego ziela, więc chcąc nie chcąc musiał być dla niego miły.

- Możemy zapalimy sobie trochę fajkowego ziela? Tak dla… Odprężenia? – Hildibrand Grubb i słowo odprężenie rzadko można było połączyć, ale tym razem widać było, że hobbit powoli oswaja się z nową sytuacją w jakiej się znalazł.

~*~

- Czy naprawdę chcecie jechać dalej? W taką pogodę? – Hildi kiwał głową z dezaprobatą. Chciał wrócić do Słupków, przespać się w wygodnym łóżku i z rana, wypoczęty, wyruszyć w dalszą drogę. Spojrzał na twarze swoich towarzyszy i na uśmiechniętą twarz Williego i już wiedział, co zadecydują. Hildi westchnął tylko głośno.
- Zrobię cokolwiek on zadecyduje – powiedział smutnym głosem i wskazał ręką na Williego.
 
Morfik jest offline  
Stary 14-01-2018, 03:30   #22
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Myrtle westchnęła, jak widać ich przygoda nie zaczynał się fortunie powiedzieć wręcz można było zgodnie z prawdą że a co najmniej pechowo - podsumowując zostali prawie stratowani przez dziką świnię. Gdyby zagrożenie było większe, a na to zanosiło się w przyszłości mieli by niezbyt duże szanse by mu zaradzić czy się obronić. Przerywając ponure rozmyślania, Myrtle skierował swego kucyka za kucem czarodzieja.

***

Karczma ,,Złoty Okoń'' wydawała się dobrym miejscem na postój, tym bardziej że była to okazja by spróbować słynnego na całe Shire piwa i przy okazji posmakować smażonych w maśle okoni - tak, to było coś co powinno poprawić nastrój każdemu hobbitowi. Zresztą rozmowa i trochę fajkowego ziela pewnie ucieszy pozostałych towarzysz, których wypadał by wreszcie ciut lepiej poznać.

***

Na propozycje ruszenia dalej szlakiem mimo niepogody Myrtle pokiwała głową z aprobatą, w końcu kiedyś i tak by musieli nocować na szlaku a po za tym jak zauważyła młoda Hobbitka czyż nie to było aspektem każdej wyprawy.
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 14-01-2018, 03:54   #23
 
Kris Kelvin's Avatar
 
Reputacja: 1 Kris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie cośKris Kelvin ma w sobie coś
Doderic otrzepał z kubraka kępki trawy i zaczerwieniony powrócił do swego kucyka. "Piękny ze mnie poszukiwacz przygód, nie ma co!" - zganił sam siebie w duchu. Jeszcze nawet nie opuścili Shire, a już nie mogli poradzić sobie z drobną przeszkodą. Niezbyt dobrze wróżyło to losom wyprawy na przyszłość. W dodatku Hildi, cichy, ale sympatyczny hobbit, został poturbowany, a on niejako miał w tym swój udział. Wskoczył na Gburka, starając się nie patrzeć w oczy pozostałym.
***
Choć jedzenie i napitki w "Złotym Okoniu" były przednie, nie umiał nimi cieszyć się tak, jak powinien każdy normalny hobbit. Powoli jadł swoją porcję ryby, popijał piwo i dumał, czy być może nie należy zawrócić, póki jeszcze jest czas. W końcu wyszedł przed karczmę, by zapalić nieco fajkowego ziela na skołatane nerwy.

***
Gdy Czarodziej przedstawił im dwie możliwości wyboru: powrót do gospody, lub nocowanie na szlaku w niepogodę, machinalnie podniósł rękę w górę:

- Jestem za tym, by jechać dalej!

Bardzo zależało mu na tym, by nie przylgnęła do niego łatka tchórza, który ucieka przed byle świnią...
 
Kris Kelvin jest offline  
Stary 26-01-2018, 12:22   #24
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Decyzja została podjęta i tak czarodziej wraz z piątką hobbitów opuścił Shire przekraczając kamienny most na Brandywinie.

Deszcz przybrał na sile, jednak za mostem trakt był obsadzony po bokach szpalerem drzew, które wprawdzie nie chroniły zbytnio przed kroplami ulewy, ale dawały osłonę przed wiatrem.


Zaraz za mostem po prawej stronie mogli dostrzec w strugach deszczu wielki żywopłot Bucklandu, który jednak zaraz odchodził od traktu, by o pół mili dalej połączyć się z ciemną ścianą drzew Starego Lasu. Po lewej stronie zaś rozciągały się nieużytki, aż do majaczących w oddali wzgórz.

Ulewa skończyła się po mniej więcej kwadransie. Jednak padało nadal, choć z mniejszą intensywnością. Można powiedzieć, że siąpiło. Stale i nieubłaganie. Po pewnym czasie ubrania hobbitów były ciężkie od wilgoci i nawet bielizna zaczęła nieprzyjemnie przyklejać się do skóry. Kucyki szły smętnie ze spuszczonymi łbami ociekając wodą.

Myrtle jadąc za czarodziejem spostrzegła, że płaszcz Alatara zachowuje się dziwnie. Woda w ogóle w niego nie wsiąkała. Zbierała się tylko w krople, a gdy jej przybyło spływała w dół. Wyglądało to tak jakby płaszcz był nasmarowany tłuszczem, jednak w ogóle się nie świecił.

Przemoczona Myrtle poczuła, jak zaczyna ją kręcić w nosie i po chwili głośno kichnęła. Deszcz nie ustawał, choć niepostrzeżenie przeszedł w kapuśniaczek.
Pod wieczór dotarli do wzgórza po lewej stronie traktu. Osłonięte było koroną drzew, a pośrodku znajdowało się palenisko otoczone kamieniami. Tutaj, jak im wyjaśnił Alatar znajdowało się najdogodniejsze miejsce na nocleg.

Rozbili obóz. Alatar i hobbici postawili cztery namioty. Jeden dla czarodziej, jeden dla Myrtle i dwa dla pozostałych. Spętane kucyki mogły paść się w pobliżu. Przy pomocy czarodzieja udało im się rozpalić ognisko, lecz tylko dlatego, że Alatar spakował wiązki chrustu. Drewna starczyło jednak tylko na podgrzanie kociołka i uwarzenie niewielkiej ilości kaszy.

Noc minęła im spokojnie. Ci co mogli przebrali się w suche, zapasowe ubrania. Jedynym urozmaiceniem był padający o płótno namiotu deszcz, który w nocy znów przybrał na sile, jednak daleko mu było do ulewy z początku podróży.

Ranek wstał mglisty i chłodny. Niebo wciąż było zachmurzone, ale na szczęści już nie padało. Zjedli skromne śniadanie złożone z podróżnego chleba i sera, co popili kubkiem herbaty. Zwinęli szybko obóz ponaglani przez Alatara i ruszyli w drogę. Krajobraz niewiele się zmienił, ale po pewnym czasie po prawej stronie zniknęły drzewa Starego Lasu i pojawiły się wzgórza. Niektóre z nich zwieńczone były postawionymi pionowa skałami.
- Wzgórza Kurhanów. – mruknął Alatar – Na szczęście nie wybieramy się tam.
Trakt tymczasem skręcał łagodnie w prawo co było oznaką tego, iż Bree jest już niedaleko.

Faktycznie koło południa przed nimi wyrosło wzgórze upstrzone domami. Otoczone było żywopłotem, zaś przed nimi na końcu gościńca rozpościerała się drewniana brama. Nim jednak do niej dotarli przejechali przez skrzyżowanie dróg. Alatar wskazał ręką na lewo:
- Wielki Gościniec Północny, teraz zwany Zieloną Ścieżką. – powiedział ze smutkiem w głosie – Nim ruszymy do Fornostu, ale wpierw przenocujemy w Bree.

Alatar zakołatał do bramy. Oddźwierny bez pytania wpuścił ich od razu, jak starych znajomych. Tajemnica wyjaśniła się, gdy spostrzegli, jak czarodziej wręcza mężczyźnie złotą monetę poufale klepiąc go po plecach.




Samo Bree zrobiło na Hobbitach spore wrażenie, a to za sprawą wielkich domów, jakich próżno było szukać w Shire. Wydawały się ogromne jak wieże, choć miały po jednym, góra dwa piętra. Wszędzie także kręcili się duzi ludzie, a było ich mnóstwo, do tego krasnoludy i sporo hobbitów, ale dziwacznie ubranych i zajętych swoimi sprawami.

Niedaleko bramy w głębi Bree znajdował się okazały budynek gospody „Pod Rozbrykanym Kucykiem”. Najsłynniejsza i najbardziej okazała gospoda miasteczka. Z ulgą zsiedli z siodeł, a kucykami zaraz zajęli się chłopcy stajenni. Nieco onieśmieleni weszli za Alatarem do gospody, by po raz pierwszy od dwóch dni znaleźć się po solidnym dachem.

Było niewiele po południu. Akurat pora obiadu, lecz gospoda była umiarkowanie zatłoczona. Zaraz też powitał ich właściciel Pan Stiven Butterbur. Gospoda od niepamiętnych czasów należała do rodziny Butterburów i starali się oni zapewnić gościom jak najlepszą usługę. Przydzielono im pokoje na parterze, tuż obok siebie. Trzy pokoje dwuosobowe. Zaraz też zajęto się mokrymi ubraniami, które zabrano do pralni. Przygotowano także kąpiel dla chętnych, oraz obiad. Składający się zgodnie z najlepszymi tradycjami kulinarnymi Bree z trzech dań. Zupy brokułowej z ryżem, pieczonej szynki w sosie cebulowym z grillowanymi warzywami i pieczonymi ziemniaczkami, oraz patery różnych ciast na deser, ze szczególnym uwzględnieniem miejscowej szarlotki z bitą śmietaną. Do tego na życzenie podawano wino, piwo, bądź owocowe kompoty.

Podczas posiłku Alatar rozglądał się dyskretnie po sali, jakby wypatrując kogoś, w końcu przy deserze przywołał skinieniem głowy gospodarza.
- Drogi Stivenie, czy nikt o mnie ostatnio nie pytał?
Gospodarz podrapał się po głowie z wyrazem zadumy na twarzy, aż wreszcie palnął się ręką w czoło.
- Ależ ze mnie głupiec. Moja żona zawsze mi to powtarza. Zapomniałem na śmierć. Przedwczoraj przybył, tu z południa krasnolud i pytał o pana. Poszedł zwiedzać miasteczko. Pewnie będzie tu lada chwila. Jak wszyscy nasi goście w porze obiadu.

Alatar uśmiechnął się i odetchnął z wyraźną ulgą. Po posiłku zaprosił wszystkich do kominka we wspólnej sali, by jak to powiedział „lepiej się poznać”.
- Muszę przyznać, że nieźle sobie radzicie na szlaku. To wprawdzie dopiero początek, ale obiecujący.

Mijały minuty, kwadranse. Wreszcie minęła cała godzina, a krasnolud się nie zjawił. Alatar coraz częściej spoglądał na drzwi wejściowe. Mrucząc do siebie.
- Gdzież on się u diaska podziewa?
 
Tom Atos jest offline  
Stary 29-01-2018, 21:55   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ni wiatr, ni słota nie mogły powstrzymać dzielnej drużyny od podążania ku przeznaczeniu.
Tak pewnie zabrzmi to kiedyś w powtarzanych przy kominku opowieściach, jednak jadący w strugach deszczu Madoc wcale nie czuł się bohatersko. Wprost przeciwnie... I z ulgą, którą starannie ukrywał, schronił się wieczorem pod płóciennym dachem namiotu.
Deszcz, bębniący o wspomniany dach, nie przeszkadzał mu w prawie natychmiastowym zaśnięciu.

Ranek, jak powiadano, jest mądrzejszy od wieczora.
Ten, który przywitał Madoca po spokojnie przespanej nocy, może nie był mądrzejszy, ale z pewnością lepszy od deszczowego wieczora. Może nie o tyle lepszy, jak by sobie tego Madoc życzył, ale brak słońca dało się przeżyć.


Wzgórza Kurhanów...
Nazwa brzmiała złowieszczo.
Kurhany owiane były złą sławą i opowieści, którymi straszono małe (i nieco większe) hobiciątka, zdecydowanie nie zachęcały do odwiedzania tego miejsca.
Trudno się więc dziwić, że Madoc cieszył się, że minęli Wzgórza w pewnej odległości.


Bree sprawiało dziwne wrażenie. Domy były za wysokie, dużych ludzi było dużo za dużo, krasnoludy były wszędzie, zaś hobbici ubierali się - delikatnie mówiąc - dziwnie. No ale czego można się było spodziewać po mieszkańcach takiego miasta...
'Rozbrykany Kucyk', a w szczególności podawane tam potrawy, nie zawiodły oczekiwań Madoca.

- Zabłądzić nie zabłądził. - Oderwał wzrok od zastawionego stołu i spojrzał na czarodzieja, gdy ten po raz kolejny zaczął na głos się zastanawiać, gdzie zniknął krasnolud. - Zaproponowałbym, by go poszukać, ale żaden z nas nie wie, jak tamten wygląda, ani nawet jak się nazywa. Czy ten krasnolud ma coś wspólnego z naszą wyprawą? Czy w Bree jest jakieś miejsce, które mogło go na tyle zainteresować, by zapomniał o obiedzie?
Hobbit by nie zapomniał, ale kto tam mógł wiedzieć, co siedzi w głowie krasnoluda.
 
Kerm jest offline  
Stary 31-01-2018, 19:05   #26
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Gdy przekroczyli bramę Bree, Hildi przełknął głośno ślinę. Jeżeli kilka dni temu, ktoś by mu powiedział, że będzie w takim miejscu, hobbit z pewnością wyśmiałby kogoś takiego. Budynki były ogromne, w niczym nie przypominały tego, do czego był przyzwyczajony. Wszędzie było pełno ludzi i krasnoludów. Hildi pierwszy raz w życiu widział krasnoludy, ludzi też zbyt często nie widywał… Jakby się tak dłużej zastanowić, to Grubb znał tylko Alatara.

Po kilku krokach, Hildi poczuł jak lekko trzęsą mu się ręce. Bardzo źle czuł się w tak dużym tłumie. To dziwne, ale zatęsknił za podróżą na szlaku, tam byli tylko oni i otaczająca ich przyroda. Jedynym pocieszeniem było to, że nie jest tutaj sam. Obecność jego towarzyszy, a głównie czarodzieja sprawiało, że hobbit czuł się w miarę bezpiecznie.

Jeżeli na zewnątrz panował taki tłok, to Hildi aż bał się pomyśleć co czeka go w środku karczmy. Z delikatnym ukłuciem brzucha przekraczał próg Rozbrykanego Kucyka. Szybko poczuł ulgę, w środku nie było, aż tak dużo ludzi jak myślał, że będzie. Cały czas starał się trzymać jak najbliżej Williego.

Dostali swoje pokoje, wykąpali się i zasiedli do posiłku. Hildi odetchnął z ulgą, gdy udało mu się zająć miejsce przy stole tuż obok swojego przyjaciela. Czuł się strasznie niepewnie w nowym miejscu. Z trudem przychodziło mu jedzenie, a po ostatnich wydarzeniach na urodzinach starego Tuka, nawet nie tkną alkoholu, pomimo zachęcania przez Williego. Marzył o powrocie do swojej norki, ale wiedział, że to dopiero początek ich podróży i jeszcze dużo czasu minie zanim tam wróci.

Po skończonym posiłku, okazało się, że Alatar oczekuje na przybycie jakiegoś krasnoluda, który już wcześniej go szukał.
- Może jeszcze chwilę poczekamy? W końcu czy spieszy się nam, aż tak bardzo? – powiedział lekko drżącym głosem Hildi, nie miał na razie ochoty opuszczać karczmy. Bał się tego, co może ich spotkać, gdy stąd wyjdą. – Jeżeli jednak zdecydujecie, że mamy go szukać, co według mnie jest kiepskim pomysłem, to dobrze by było, gdybyś z nami poszedł Alatarze. Madoc ma rację, nawet nie wiemy kogo mamy szukać, jeszcze wpakujemy się w jakieś kłopoty…
 
Morfik jest offline  
Stary 02-02-2018, 16:18   #27
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Przechodząc przez bramę Bree Myrtle rozglądała się ciekawsko, nigdy nie sądziła że znajdzie się w takim miejscu. Same budynki w Bree wydały się jej cudaczne. spiczaste dachy i ogromne okna a nie mówiąc o ich wielkości.
Dodatkowo wszędzie kręcili się zabiegani ludzie i krasnoludy, kilku z nich o mało co nie staranowało osoby młodej hobbitki. Zresztą Myrtel nie spodziewała się że w jednym tylko miasteczku będzie mieszkało tylu ludzi... jeśli to było tylko niewielki przygraniczne miasteczko, to ilu musiało zamieszkiwać królestwa na zachodzie? A same krasnoludy... Myrtle wydali się lekko ponurzy, jakby ciągle zajęci byli czymś niezwykle ważnym, zresztą nawet tutejsze hobbity wydawały się różnić od tych które zamieszkiwały zielone Shire.

Przekroczywszy próg karczmy, o dźwięcznej nazwie ,,Pod Rozbrykanym Kucykiem'' Myrtel uśmiechnęła się, mimo że nie czuła zapachu jedzenia z powodu kataru który dokuczał jej od pamiętnej nocy w dziczy to i tak cieszyła ją myśl o suchym łóżku, świeżej pościeli i odświeżającej kąpieli.

Zasiadając do stołu już odświeżana, a na pewno bardzo rozglądała się ciekawie po budynku karczmy. Na wieści o krasnoludzi Myrtle zmarszczyła lekko brwi, zdziwiona że ma do nich dołączyć jeszcze jakiś krasnolud z południa na którego najwyraźniej czekał czarodziej. Po jakimś czasie czarodziej zaczynał się niecierpliwić, a krasnolud dalej nie było widać. Co gorsza Myrtek także zaczęła się niecierpliwić - lekko speszona Myrtle odezwała się do czarodziej.

-Być może ktoś z jego ziomków wie gdzie mógł zaginąć? Zresztą jak można zapomnieć o obiedzie?
 
__________________
''Zima to nieprzyjemny czas dla jeży, dlatego idziemy spać''
Orthan jest offline  
Stary 04-02-2018, 23:25   #28
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Willie zaczął się śmiać, kiedy wielki prosiak uciekł, ciągnąc za sobą sznur Alatara. Trochę to trwało, zanim się uspokoił, a kiedy już tak się stało, to każde spojrzenie na przyjaciela powodowało kolejne parsknięcia śmiechem.
- Hildi, no już przestań się boczyć! Chyba się starzejesz, bo kiedyś to pewnie byś zdołał powstrzymać tę małą świnkę. Coś podejrzewam, że po prostu skapciałeś, siedząc non stop w swojej norce.

W “Złotym Okoniu” Williego wciąż nie opuszczał dobry humor. Wciąż chichrał się pod nosem z obolałego Hildiego i nie omieszkał opowiedzieć o przygodach z Nytusiem wszystkim zebranym w karczmie.

Z lekkim żalem żegnał się ze “Złotym Okoniem”, bo tamtejsze piwo bardzo mu posmakowało, ale zew nadchodzącej przygody jednak ostatecznie bardziej go skusił. Wskoczył na swojego kuca w doskonałym nastroju.
- Zdecydowanie jeszcze będziemy musieli tu wrócić! Tak dobrego piwa to dawno nie piłem! Żałuj, Hildi, żeś nie spróbował!

I o ile przez całą drogę humor mu wciąż dopisywał, to stracił go wraz z pierwszymi kroplami deszczu. Podróżowanie w słońcu i z pełnym brzuchem było fascynujące, ale wizja jazdy w przemoczonym do ostatniej nitki odzieniu wydawała się być co najmniej nieprzyjemna.

Najchętniej zawróciłby do ciepłego Okonia, pokrzepił się piwkiem i ruszył w dalszą podróż z samego rana, jednak gdy tylko usłyszał słowa swojego przyjaciela, od razu odzyskał ducha przygody.
- Jedziemy dalej, nie ma co tracić czasu! - powiedział entuzjastycznie, chociaż niepewnie spoglądał na coraz bardziej zachmurzone niebo.

Kiedy rozpadało się już tak całkowicie, chyba po raz pierwszy od wyjazdu z Shire, Willie nie odezwał się ani słowem. Jechał na kucyku z ponurą miną i marzył o powrocie do Okonia, żałując swoich głupich słów.

***

- Czyż tu nie jest wspaniale? - Willie szturchnął łokciem Hildiego, kiedy przekroczyli bramę Bree.
Willibald odzyskał swój dobry humor razem z nastaniem nowego dnia i pierwszym śniadaniem. Wyraził nawet swój zawód, że nie będzie im dane bliżej przyjrzeć się Kurhanom, bo na pewno czekałyby ich tam wspaniałe przygody.

Natomiast Bree zrobiło na nim ogromne wrażenie. Podziwiał wszędzie krzątających się dużych ludzi, krasnoludy i hobbitów.
- Hej, szkoda, że nie ma tu nigdzie elfów. Chciałbym ich kiedyś zobaczyć! - podzielił się z pozostałymi.

W “Rozbrykanym Kucyku” Willie zamówił duży kufel piwa, a kiedy go otrzymał niemalże oniemiał z zachwytu. Niemalże, bo bardzo szybko odzyskał rezon i znów zaczął nadawać, jakie to Bree jest wspaniałe.
- Jedzenie też jest świetne, choć nie tak dobre jak u nas w Shire. Ale nie ma co narzekać, brzuchy trzeba napełnić - mówił, wcinając obiad i popijając już drugim kuflem tutejszego piwa.

- No, zgadzam się z Mirt! Nie wiem jak tak można zapominać o obiedzie!

Potem spojrzał na Hildiego i uśmiechnął się łobuzersko.
- Racja, przyjacielu, ale kłopoty to nasza specjalność! Alatarze, może wy poczekacie w karczmie, a my z Hildim pójdziemy poszukać tego szanownego krasnoluda, na którego wszyscy czekamy? Tylko bądź tak dobry i chociaż opisz nam go, albo imię podaj.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 07-02-2018, 12:16   #29
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Okoliczności, jakby to można było ująć, sprzyjały pogawędce. Ogień w kominku trzaskał wesoło, choć po prawdzie to nie było potrzeby się ogrzewać. Było dość ciepło. Lecz wszyscy mieli w pamięci wilgotne ubrania lepiące się do skóry, a także zimno jakie towarzyszyło im w drodze do Bree, więc nie mieli zamiaru narzekać.

Alatar zamówił herbatę z cytryną i otoczony hobbitami, niczym starzec dziatwą, zaczął snuć opowieść.
- Trzeba Wam wiedzieć moi drodzy, że krasnoludy to wielce starożytna rasa. Ich początku nikną w mrokach dziejów. Stworzył ich Aule, jeden z Valarów i byli oni pierwszymi rozumnymi istotami jakie powstały. Nie było wtedy bowiem ani elfów, ani ludzi, ani tym bardziej hobbitów. Stworzył on siedmiu ojców krasnoludów, od których wywodzą się wszystkie ich plemiona. Wy hobbici najczęściej spotykacie krasnoludy z Gór Błękitnych. Oni zaś najczęściej pochodzą z Plemienia Durina zwanego Długobrodymi, a część z mniej licznego Plemienia Ognistobrodych. Tak …

Czarodziej przerwał, by posłodzić miodem przyniesioną herbatę. Upił ostrożnie łyczek i zamruczał z zadowoleniem.
- Brakowało mi tego. Przed opuszczeniem Bree musimy kupić trochę. O czym to ja? A właśnie. Plemiona żyją niestety w rozproszeniu na skutek licznych wojen, o których może opowiem Wam bliżej przy innej okazji. Otóż kilka plemion wywędrowało daleko na wschód. Jednym z nich byli Żelaznoręcy. Mój przyjaciel na którego czekam pochodzi właśnie z tego plemienia. Nazywa się Gimbrin Smoczy Ząb, ale pod tą nazwą jest znany właściwie tylko współplemieńcom. Zwykle mówi się o nim Gimbrin syn Brokkiego. Ja zaś nazywam go Gimbrinem Spóźnialskim, albo Gimbrinem Powsinogą. To największy łazik jakiego znam. Założę się, że od wczoraj obszedł całe Bree ze trzy razy.

Alatar spojrzał w stronę drzwi, które właśnie skrzypnęły wpuszczając kogoś do środka.
- A wygląda właśnie tak. – czarodziej kiwną głową w stronę stojącego w drzwiach brązowowłosego krasnoluda ćmiącego fajkę i oglądającego jakiś pergamin.




Krasnolud podniósł wzrok i spojrzał na Alatara.
- No jesteś wreszcie. – powiedział Gimbrin niskim głosem. – Od wczoraj Cię wypatruję.
Alatar spojrzał na krasnoluda chłodno:
- Doprawdy? Moi drodzy, to jest właśnie Gimbrin.
Krasnolud podszedł do nich i z każdym się przywitał. Uważnie im się przypatrując i powtarzając „do usług”. Był zwykłego wzrostu krasnoludem, wyglądem także niczym szczególnym się nie wyróżniał. Gdyby go spotkali na ulicy pewnie nie zwróciliby na niego uwagi. Jedynie ciemne, błyszczące inteligencją oczy były niezwykłe, jednak przeważnie przysłaniały je krzaczaste brwi.

Gdy krótka prezentacja dobiegła końca zarówno Alatar, jak i Gimbrin poszli do pokoju czarodzieja, gdyż jak wyjaśnił krasnolud, miał poufne wiadomości z południa.

Po mniej więcej godzinie czarodziej poprosił hobbitów do pokoju. Wszyscy zdziwili się zmianie jaka zaszła w Alatarze. Czarodziej wyglądał jakby postarzał się o kilka lat. Zgarbił się, a jego wzrok przygasł.
- Niestety wieści jakie przywiózł mi Gimbrin nie są pomyślne. – zaczął czarodziej stłumionym głosem – Muszę natychmiast udać się do Gondoru. Co oznacza, że niestety nie będę mógł towarzyszyć Wam w wyprawie na północ.
Jednak nic straconego. Będzie z Wami Gimbrin. Jest wprowadzony we wszystko i kto wie może przyda Wam się bardziej niż ja. Masz zwierciadła? –
ostatnie pytanie skierował do krasnoluda.
- Mam i to cały tuzin na wszelki wypadek. Niczym się nie frasuj Alatarze. Wszystkiego dopilnuję.
Stwierdził ze spokojem Gimbrin.

Wieści były niespodziewane, oto Alatar ich opuszczał w ważnych dla siebie sprawach, a miał go zastąpić dopiero co poznany krasnolud. Ale czy mogli coś na to poradzić? Wieczór upłynął wszystkim na przygotowywaniu się do drogi i tuż przed świtem Gimbrin obudził ich ponaglając do wyjazdu, gdyż jak mówił szlak jest trudny, niebezpieczny i lepiej wyruszyć wcześniej, by przed zmrokiem dotrzeć jak najdalej. Umyli się w naprędce podgrzanej przez służbę wodzie i zjedli skromne, jak na standardy hobbickie śniadanie. Towarzyszył im przy posiłku Alatar, który zatroskany mało się odzywał.

Wyruszyli wkrótce po posiłku przez niemal bezludne, pogrążone we śnie Bree. Było cicho i chłodno, a delikatna mgła spowijała mijane zaułki, choć niebo było bezchmurne w swym błękicie. Zmitrężyli trochę przy bramie, bo musieli dobry kwadrans czekać, aż zaspany i niezadowolony oddźwierny otworzy im wrota.

Na rozstaju dróg pożegnali się serdecznie z Alatarem, który życzył im wszystkiego najlepszego i udzieliwszy mnóstwa dobrych rad zapewniał, że spotka się z nimi gdy wrócą do Shire na herbatce u Isengara.

Ich droga wiodła na północ zarośniętym traktem. Za Bree rozpoczynał się las Chetwood, który skrywał za swoimi pniami wioski tej krainy Archet, Combe i Staddle. Jak o tym poinformował ich Gimbrin, który jechał na czele na swoim tłustym kucu, którego pieszczotliwie nazywał Powolniakiem. Okolica jednak nie była całkiem bezludna i jeszcze na kilka mil od Bree można było spotykać hobbickie gospodarstwa, a w samym lesie żyli drwale, bartnicy i smolarze.

Gdy minęła prawie godzina od opuszczenia Bree Gimbrin nagle zatrzymał kuca i mrużąc oczy zaczął intensywnie wpatrywać się zarośla po prawej stronie ścieżki.
- Panno Mirt jeśli łaska, ma panienka młodsze oczy, cóż panienka widzi? Zdaje mi się bowiem, że tam ktoś leży.
Myrtle, a wraz z nią inni spojrzeli we wskazanym kierunku. W krzakach leżała jakaś niewielka postać. Gdy podjechali bliżej okazało się, iż jest to hobbit. Strasznie sponiewierany, jakby przedzierał się od dłuższego czasu przez leśną gęstwinę.

Mirt ostrożnie ułożyła głowę niziołka na swoich kolanach. Ktoś skoczył po manierkę z wodą, by skropić nieprzytomnemu twarz. Jednak Gimbrin nie zamierzał czekać i wymierzył niziołkowi dwa umiarkowanie mocne uderzenia w policzki. Pomogło. Hobbit z wolna odemknął powieki. Przełknął z trudem ślinę.
- Po … pomocy. Trolle … trolle porwały moją siostrę.

Gdy dostał wreszcie wodę do picia zaczął mówić składniej. Był bartnikiem i mieszkał wraz z siostrą w lesie. Nocą napadły ich trolle. Chyba trzy o ile Jon, bo tak miał na imię hobbit, mógł się zorientować. On uciekł, jednak napastnicy porwali jego siostrę, jak i jedyną krowę jaką mieli. Pomimo strachu jaki czuł Jon poszedł za nimi, aż do ich kryjówki w lesie. Nocą postanowił iść do Bree po pomoc, ale nie starczyło mu sił.
- Błagam pomóżcie mi to niedaleko, a liczy się każda chwila. Pewnie wpierw zjedzą krowę, ale potem .. potem …
Nie dokończył i zaniósł się szlochem.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 08-02-2018, 16:49   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Opowiadane przez Alatara dzieje krasnoludów były bardzo ciekawe i gdyby nie to, że jeden z przedstawicieli tej rasy akurat się spóźniał, Madoc wysłuchałby jej z jeszcze większym zainteresowaniem. No ale gdy Gimbrin Smoczy Ząb wreszcie się zjawił, opowieść się skończyła.
- Madoc, do usług - przywitał się z krasnoludem.
Niestety wraz z Gimbrinem pojawiły się inne problemy.
- Mam nadzieję, że będzie miał dobrą podróż, Alatarze - powiedział, chociaż, nie da się ukryć, wolałby, by w dalszej podróży towarzyszył im czarodzieju Wszak to z nim zawarł umowę i znał go ciut dłużej, niż krasnoluda.
Ale wyboru nie było.
- Proponowałbym uzupełnić zapasy i wyruszyć jak najszybciej - zaproponował.

* * *

Przekroczenie bramy Bree oznaczało dla Madoca wkroczenie z całkiem nowy, nieznany nawet z opowieści świat. Rozglądał się więc z ciekawością dokoła, by znaleźć róznice między tym, co znał, a tym, co właśnie poznawał. I starał się jak najwięcej zapamiętać, by mieć o czym opowiadać po powrocie do domu.
I może dlatego, że stale patrzył na boki, nie od razu zauważył znajdującej się przed nimi sylwetki.
Hobbit? Wyglądający jakby przed kimś uciekał, przedzierając się przez najbardziej kolczaste krzewy, jaki napotkał? Co go goniło? Wilki? Dziki?
Madoc ponownie rozejrzał się, usiłując wypatrzyć ewentualnego napastnika, lecz nikt ani nic nie rzuciło mu się w oczy.

- Trolle? Taaaakie wielkie? Z wielkimi łapskami i takimi zębiskami? - Madoc gestami uzupełniał słowa. - Daleko to stąd? - Trudno było ocenić, czy kieruje nim chęć udania się tam, czy znalezienia jak najdalej od trolli. - Kiedy was napadły? Wszak opowieści głoszą, że trolle zamieniają się kamień w promieniach słońca...
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172