Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2019, 19:32   #71
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację

Tylko stragany, zamiast zbitych z desek, były małymi namiocikami, a wszelkie dobra leżały rozłożone na płachtach materiału.
- Najtańsze ubrania można kupić tam - długowłosa wskazała palcem ledwo trzymający się w pionie namiot.
- Chcemy nie tyle najtańsze, tylko takie na tyle przyzwoite, żeby mogli cię wziąć na przykład za mojego ochroniarza - precyzowała Lei, ale już zmierzała w tamtym kierunku, aby się sama przekonać. Półorczyca nie mijała się z prawdą- za ubrania na straganie robiły najprostsze togi. Niewiele więcej niż prześcieradła ze sznurkiem do przewiązania. Trochę tylko dalej znajdowało się za to stoisko z ubiorem lepszego sortu. Dziewczyna dostrzegła nawet parę wyrobów z wyprawionej skóry. W upalnym Calimshanie nie nosiło się czegoś takiego dla przyjemności, ale metalowe zbroje w ogóle nie wchodziły w grę, jeśli ktoś potrzebował trochę ochrony. A przecież ochroniarz nie paradowałby w sukience.
- Może to? - w sumie takie skóry mogły okazać się dobrym pomysłem. - Ile za prosty strój dla niej? - zapytała sprzedawcę, zbliżając się do niego krokiem dziewczyny zdecydowanej.
Mężczyzna, ani młody ani stary, ze skórą tak spaloną słońcem że trudno było ocenić jego rzeczywisty wiek, obrzucił półorczycę spojrzeniem.
- Dla twojej memeluk, to będzie pięć złotych monet, tabarifa - odpowiedział, zginając się w usłużnym ukłonie i poklepując rozłożony, skórzany kubrak. Kobieta prychnęła za plecami Leileny, ale niczego nie powiedziała. Na stoisku były też bardziej wymyślne stroje, w tym takie, które spodobałyby się nawet w Akademii, ale te już na pewno kosztowałyby parę razy więcej.
- Oh, to wszystko wygląda kusząco, ale jeszcze nie udowodniła swej wartości, a nie chcę wyrzucać złota w błoto - Leilena badawczo obejrzała sobie jeszcze raz półorczycę. - Nie ma pan tymczasowo czegoś używanego i taniego?
Szarozielonkawa kobieta na pewno miała posturę, której nie powstydziłby się żołnierz. Jej dokładnych kształtów nie dało się poprawnie ocenić pod workowatym ubiorem, ale na pewno nie narzekała na nadwagę. Dawało to jednak też okazję dla kupca, by trochę pomarudzić.
- Na taką olbrzymkę? - załamał teatralnie ręce, w dobrze znany Leilenie sposób. Miało to oznaczać "tego się tanio załatwić nie da". - Mogę zaoferować tylko taką - wyjął zakrytą wcześniej kamizelkę. Rzemienie miała poprzecierane a i cała reszta widziała lepsze czasy. Niby wyglądało to lepiej niż to co nosiła półorczyca, ale czy nadawało się do Dzielnicy Klejnotów?
- W porządku, przekonał mnie pan. Nigdy nie lubiłam półśrodków.
Wzięła olbrzymkę za rękę i odciągnęła kilka kroków.
- Co myślisz? Nie wydajesz się zachwycona swoim losem tutaj. Nadal nie chcesz mojej pomocy? Bo mogłabyś zapracować na coś więcej. Chwytasz los czy kupujemy proste szaty i płacę ci zgodnie z umówioną kwotą?
Rudowłosa uznała, że tak jak sama łapała każdą okazję, tak lubiła dawać szansę innym. Nawet obcym. Wiara w ludzi i nieludzi nie zdążyła jeszcze w niej umrzeć.
Kobieta obdarzyła Leilenę nieodgadnionym spojrzeniem, marszcząc przy tym w zamyśleniu czoło.
- I miałabym… co? Zostać twoim ochroniarzem? - jej ton wyrażał niezdecydowanie zamiast wcześniejszego, chłodnego dystansu. - Mogę ci pomóc, szczególnie że masz pieniądze a mi się nie przelewa. Choć dalej nie wiem jak miałabyś pomóc mi inaczej niż zapłatą - przyznała na końcu.
- Mogę cię stąd zabrać, abyś spróbowała życia gdzieś indziej - Lei wzruszyła ramionami. Za to nieznajoma zareagowała bardziej żywiołowo, bowiem otworzyła szeroko usta i wytrzeszczyła oczy.
- Co?! - krzyknęła. - Tak po prostu? Mówię "tak" i wyrywam się z tej dziury?
Przechodnie zaczęli rzucać w ich kierunku karcące spojrzenia.
- Ciszej - westchnęła Lei. - Na pewno nie na pstryknięcie palców, bo muszę tu jeszcze coś załatwić. No i trafisz do zupełnie innego miejsca, a tam już cię nigdzie nie przygarnę.
- Ha, czyli z pustyni na środek morza - opadły jej ramiona. - To już wolę tutejsze piekiełko, przynajmniej je znam. Wybierz, co uważasz - machnęła dłonią na stoisko, w zrezygnowanym geście. - A ja cię zaprowadzę całą i zdrową na miejsce.
- Bez odrobiny zaufania będzie ci trudno zmienić coś w tym piekiełku - Lei wzruszyła ramionami, dość dawała szans. Odwróciła się i skierowała do tego kupca, którego półorczyca wskazała jako pierwszego. Gdy już Leilena dokonała wyboru, transakcja przebiegła szybko. Prosta tunika kosztowała tylko parę srebrników, a za dodatkowego miedziaka znalazło się nawet miejsce gdzie szaroskóra mogła się przebrać. Efekt zmiany ubioru był... niejednoznaczny. Bezimienna dalej wyglądała jak biedaczka, ale w zwiewnym stroju odsłaniała znacznie więcej swojego ciała. I choć rudowłosa miała już wiele kochanek, to półorczyca różniła się sylwetką od każdej z nich. Była bardziej umięśniona, a przy każdym kroku jej odsłoniętych nóg, dziewczyna mogła oglądać jak napinają się jej uda i łydki. Podobnie ramiona miała silniejsze niż jakakolwiek znana Lei kobieta. Chyba jedynym miejscem, gdzie u półorczycy odkładał się tłuszcz były wielkie, delikatnie kołyszące się piersi, które tunika ledwie dawała radę opiąć. Półorczyca nie była piękna w klasycznym sensie, raczej jak dzikie zwierzę, drapieżny kot.
- Mam wrażenie, jakby to wszystko miało się rozerwać przy gwałtownym ruchu - kobieta mruknęła do siebie, a niegrzeczne podszepty w umyśle Leileny mówiły, że nie miałyby nic przeciwko temu.

Bezimienna nie odzywała się podczas drogi, o ile nie została o coś spytana. Szła o dwa kroki przed panną Mongle, torując jej drogę, a dziewczyna mogła podziwiać jej kołyszące się biodra. Odciągało to jej uwagę od tego jak ogromny był Calimport, przynajmniej do momentu gdy dotarły do bram miejskich. Wtedy Leilena chciała zaprotestować, że przecież miały iść do Dzielnicy Klejnotów a nie na pustynię, ale okazało się, że wielkie mury, które Lei od razu uznała za miejskie, w rzeczywistości odgradzały raptem jedną dzielnicę - za nimi rozciągała się kolejna! Półorczyca zdawkowo wyjaśniła, że takich dzielnic (zwanych sabbanami) było ponad pięćdziesiąt. Od takiej skali mogło się zakręcić w głowie, bo przecież stolica jej kraju zmieściłaby się w całości w takim pojedynczym sabbanie.
Zanim obie kobiety dotarły do celu, Lei już bolały nogi. Dobrze chociaż, że od jakiegoś czasu suchą, spękaną ziemię zastąpił równy bruk, po którym można było swobodnie chodzić. Brama, za którą rozciągała się Dzielnica Klejnotów, była wielka i wykonana w całości z żelaza, które w upalnym słońcu było rozgrzane niemal do czerwoności. Ruch był niewielki, ale to akurat działało na niekorzyść dziewczyny, bowiem drogę zastąpił jej strażnik. Obrzucił ją taksującym spojrzeniem i powiedział coś w kompletnie niezrozumiałym języku.
W całości z żelaza! Jak w takim upale można było budować z żelaza! W głowie Lei jeszcze to nie mieściło się w głowie, więc strażnik zupełnie ją zaskoczył. Zatrzymała się nagle i uniosła na niego spojrzenie, szybko dochodząc do siebie. Przywdziewając na usta lekki uśmiech odezwała się we wspólnym.
- Przepraszam, nie rozumiem waszego pięknego języka.
Odpowiedź nie trafiła na podatny grunt, bowiem obce słowa polały się szerszym potokiem. Na szczęście półorczyca pochyliła się nad rudowłosą i przetłumaczyła.
- Pyta się kim jesteś i jakie masz sprawy w dzielnicy - wyjaśniła.
- Powiedz mu, że jestem prezentem dla Druzir yn Kalila - odparła Lei, tylko odrobinę dziwiąc się zadufaniu tutejszego strażnika. Lub zwyczajnemu nieuctwu. Jakim cudem to miasto tak się rozrosło, skoro wszyscy tutejsi wydawali się mieć przerośnięte ego?
- Prezentem? - bezimienna zmarszczyła brwi. Nie ciągnęła jednak tematu ani nie dopytywała. Zwróciła się do strażnika i rozpoczęła przedłużającą się dyskusję, podczas której mężczyzna mlaskał, cmokał, uśmiechał się obleśnie i rzucał Leilenie niedwuznaczne spojrzenia. W końcu jednak zszedł obu kobietom z drogi, przepuszczając je za bramę.
- Stwierdził, że dwie baby i tak niczego nie dadzą rady zrobić - półorczyca prychnęła gniewnie, gdy odeszły już kawałek. - Ciekawe kłamstwo z tym prezentem, ale teraz cię będą uznawać za ladacznicę.
- Nie mam nic przeciwko - wyszczerzyła się do niej. - Tutejsi mężczyźni mają przerośnięte ego. Gdybym tu żyła, byłabym bez wątpienia z kobietą - roześmiała się, kiedy już oddaliły się od bramy wystarczająco daleko.
- Kobietom nie jest tu łatwo - Lei miała wrażenie, że kobieta zaczęła inaczej na nią spoglądać po uwadze o preferencjach. - Bez mężczyzny wielu spraw prawie nie da się załatwić.
Dzielnica Klejnotów wprost tchnęła przepychem. Powietrze było w niej inne, pełne słodkich zapachów owoców i perfum. Pod stopami Leilena miała kamienne płyty od czasu do czasu przecinane w poprzek drewnianymi belami - zupełnie jakby chodziła po jakimś dachu a nie drodze.
- W tym pomogłaby magia, albo podstęp. Ale powiedzmy sobie szczerze, pragnę tu zostać jak najkrócej. Jeśli jednak przemyślisz moją ofertę, to powiedz gdzie cię znaleźć. Lubię inwestować w ciekawe przyjaźnie. Przy czym może być tak… że będę się bardzo spieszyć - zachichotała, rozglądając się ciekawie. I starała się ignorować mdlące zapachy perfum, za to wdychać te owocowe.
Długowłosa milczała przez pewien czas, trawiąc słowa towarzyszki.
- Moi ludzie znają sposoby by się w mieście ukryć, gdybyś tego potrzebowała - zaproponowała cicho.
- Mam na imię Leilena, a ty? - rudowłosa szła tam, gdzie przewodniczka prowadziła. - Być może skorzystam z tej propozycji, ale muszę wiedzieć jak szukać.
- Laura - przedstawiła się imieniem, które wydawało się do niej nie pasować. Z drugiej strony, Lei nie znała wielu półorków. - Mogę na ciebie poczekać, jeśli cokolwiek masz zrobić nie potrwa całe dnie. A jeśli potrwa… My się między sobą znamy - uderzyła się w piersi, co wprawiło je w przyjemne dla oka falowanie. - Jeśli spotkasz kogoś z mojego ludu, to powiedz że szukasz Laury Poszukiwaczki. Będą wiedzieli o kogo chodzi.
Rudowłosa zagapiła się na te piersi. Aż zamrugała.
- Wybacz - zarumieniła się. - To co muszę zrobić… może potrwać kilka dni, nawet jeśli sama chciałabym, żeby zajęło tylko chwilkę. Wydaje mi się, że lepiej dla ciebie, żebyś nie pozostawała długo w tej dzielnicy. A ja naprawdę udaję się do tego, o którym mówilam i… będę musiała dokonać kilku poświęceń.
- Chyba rozumiem… - zawiesiła głos. Kąciki ust wygięły się jej w uśmieszku i jakby nigdy nic złapała się dłońmi za biust, eksponując go mocno pod ciasną tuniką. - Podobają ci się?
- Cała jesteś bardzo ponętna - Lei jak zawsze powiedziała wprost, oblizując się lubieżnie i jednoznacznie. Laura parsknęła śmiechem, opuszczając ręce.
- Czyli nie dość, że nie żartowałaś z tymi kobietami, to jeszcze masz dziwaczny gust. Przedziwna z ciebie osoba Leileno.
- Jedyna w swoim rodzaju - uśmiechnęła się szczerze i radośnie.
Półorczyca zatrzymała się kilkadziesiąt stóp od muru zwieńczonego u góry metalowymi zębami. Chociaż był całkiem wysoki, łatwo było dostrzec za nim... no cóż, pałac. Przejścia bronili kolejny strażnicy, przy czym ci ubrani byli raczej ceremonialnie - dla efektu, nie bezpieczeństwa.
- I jesteśmy na miejscu. Pałac paszy. Jama węży - kobieta wyraźnie nie była nastawiona pozytywnie do gospodarza posiadłości.
- A ja muszę tam wejść - westchnęła Lei, która miała tak naprawdę podobne zdanie. Dobrze, że ten od kręgu był całkiem znośny, swoją drogą. Z drugiej strony czekała ją ekscytująca przygoda. Panna Mongle w końcu nie była normalna i lubiła bardzo wiele różnych rzeczy. - Pomożesz mi jeszcze ze strażnikami przy bramie, jeśli też nie chcieliby gadać we wspólnym? Dalej już oszczędzę ci tego, co ze mną zrobią.
- Obiecałam cię doprowadzić na miejsce, to doprowadzę pod same drzwi… No, tylko wiesz - wyciągnęła dłoń po pieniądze. - Jakby ci się jednak coś nie powiodło - dodała przepraszająco.
- Jasne - Lei tak naprawdę zdążyła już o zapłacie zapomnieć, ale też nie zamierzała unikać, odliczając umówioną kwotę i podając Laurze.
- No to wdrapmy się na tego wielbłąda - rzuciła kobieta, chowając swoją należność. - Co mam im powiedzieć? Wciąż, że jesteś prezentem?
- Tak, trzymajmy się tej wersji. I podaj imię Ann, lepiej dmuchać na zimne.
- Jak tam uważasz. Nie będę cię odwodziła od twojego planu, jaki by on nie był.
Nie tracąc więcej czasu Laura podeszła do gwardzistów i przemówiła do nich w lokalnej mowie. Z ich mimiki można było łatwo wyczytać, że nie podobało im się, że półorczyca śmiała się do nich odzywać, ale nie posunęli się do niczego więcej. Po krótkiej wymianie zdań, jeden z mężczyzn odwrócił się do Leileny i z uśmieszkiem politowania odezwał się w języku handlowym.
- Chodź Ann, trafiłaś na czas bo jego eminencja, pasza Druzir yn Kalil jest w domu.
Laura odstąpiła o krok. Tantrystka zdążyła jednak dojrzeć troskę w jej oczach zanim została zaprowadzona za mury.
Ogród przy posiadłości był pełen egzotycznej zieleni, co było przyjemną odskocznią od kamieni i piasku, ale pociągał też za sobą uciążliwość w postaci owadów. Jedno takie brzęczące utrapienie ugryzło dziewczynę w szyję. Jednak nie tylko insekty nie umiały trzymać się na dystans. Odprowadzający dziewczynę strażnik bezwstydnie złapał ją za pupę. Nie poczyniła żadnego gestu mającego odtrącić tą rękę.
- Jestem prezentem tylko dla paszy, przynajmniej dopóki wam nie pozwoli - powiedziała tylko swobodnym tonem. Mimo to nagana zadziałała jak bicz. Strażnik od razu odstąpił i nie pozwalał sobie już na nic więcej ponad rozbieranie rudowłosej wzrokiem.
Wnętrze pałacu bezwstydnie epatowało bogactwem. Wysokie kolumny, arrasy, rzeźby, w tym parę, które osoby cnotliwe uznałyby za nieprzyzwoite, a Lei uznała za nawet interesujące. A do tego wszystkiego służba. Skromnie ubrani ludzie i halflingi krzątali się to tu, to tam, ścierając szmatkami wyimaginowany kurz, albo przenosząc coś z miejsca na miejsce. Strażnik prowadził jednak tantrystkę w głąb posiadłości, na piętro, aż do zasłoniętego kotarą korytarza przed którym stała roznegliżowana kobieta. Silny makijaż skrywał pierwsze oznaki nieubłaganego wieku, ale w ciemnych puklach włosów przebijały się pojedyncze, siwe pasemka.
- Prezent, dla twojego męża, pani - strażnik pokłonił się, przy Leilenie pozostając przy języku handlowym.
Kobieta skrzywiła się, jakby ją ktoś spoliczkował. Obrzuciła rudowłosą gniewnym spojrzeniem, ale bez słowa odsunęła kotarę.
- Może iść - mężczyzna wyjaśnił dziewczynie.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 01-09-2019, 16:28   #72
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Skromnie i nieśmiało spuściła wzrok i podążyła przez odsłonięte przejście, starając się na nikogo nie patrzeć zbyt długo. I tak będzie miała tu samych wrogów zapewne, na początku szczególnie - a przecież nie zamierzała zostać długo i się zaprzyjaźniać. Irracjonalnie poczuła podniecenie na myśl co mogą jej zrobić. Po chwili zaczęło jedynie narastać, gdy z drugiego wylotu korytarza zaczęły dobiegać ją mlaszczące odgłosy i zadowolone posapywanie. W przestronnej sali, na wielkim krześle siedział otyły mężczyzna, który musiał być w wieku ojca panna Mongle. Brodaty, w turbanie, misternie haftowanej koszuli i wytwornej kamizelce, ale zupełnie pozbawiony spodni. Duże łapsko, którego każdy palec ozdobiony był pierścieniem, trzymał na głowie długowłosej dziewczyny, równie rudej co sama Leilena. Ta była ubrana jedynie w umownym znaczeniu tego słowa. Niewielkie piersi osłaniały jej dwa skrawki materiału, a rozcięta z góry spódnica trzymała się na owiniętym wokół bioder łańcuszku, zupełnie obnażając wypięte pośladki. Usta miała pełne męskości paszy, który z widocznym zdziwieniem przyjął pojawienie się niezapowiedzianego gościa.
Leilena zatrzymała się w pewnej odległości od mężczyzny… i jego aktualnej kochanki. Dygnęła ze spuszczoną głową.
- Witaj, panie. Jestem Ann. Prezent.
Spłoszona nagłymi słowami nałożnica paszy poderwała się i spojrzała w kierunku tantrystki. Była nawet młodsza od niej, a przynajmniej tak wyglądała. Jednak spiczaste uszy sugerowały domieszkę elfiej krwi, a tacy byli długowieczni…
- Prezent? - yn Kalil zapytał podejrzliwie. Brzmiał bełkotliwie, jakby zdążył wcześniej się czegoś napić. Nie wpływała to jednak na jego potencję, bowiem obśliniony, gruby członek stał mu na baczność.
- Prezent, panie - potwierdziła, z jeszcze większym dygnięciem. - Do dowolnego użytku - dodała lekko zachrypniętym, cichym głosem.
- Od kogo? - zapytał, chytrze w swym mniemaniu mrużąc oczy. Dla dziewczyny wyglądał jednak, jakby przysypiał.
- Pomogłeś niedawno pewnej osobie. Uznała, że lubisz takie uległe jak ja.
- Mhmm… - mruknął. - A ile masz lat? - zapytał, oblizując wargi. Ostrożność szybko ustępowała miejsca zwierzęcym instynktom.
- Czternaście, panie - skłamała gładko Lei, nie unosząc głowy.
- Taka młoda? - sapnął z wyczuwalnym zadowoleniem.
- Ależ mężu, ja sama ci… - półelfka odzyskała głos, który brzmiał bardzo melodyjnie. Druzir nie doceniał jednak tej muzyki i gniewnie, choć słabo i niezgrabnie, uderzył ją w twarz.
- Nie odzywaj się nie pytana! - krzyknął, po czym natychmiast zapomniał o swym wybuchu gniewu i ponownie zwrócił się do swego prezentu lubieżnym tonem. - No to śmiało, pokaż no te swoje młode cycuszki.
- Jestem młoda, ale uczono mnie sztuki dawania przyjemności - udała, że opacznie zrozumiała jego słowa. Sięgnęła do skraju sukienki i zdjęła ją jednym ruchem przez głowę, odsłaniając swoje małe, szczupłe ciało, odziane obecnie wyłącznie w skąpe majteczki.
- Lubię młode… - mlasnął obleśnie. - Hama, użyj tych swoich ust do czegoś przydatnego, kiedy rozmawiam - warknął ponownie, a młodziutka żona posłusznie zaczęła pieścić go językiem. - Masz już…- głos załamał mu się, gdy zadawał Lei pytanie i kaszlnął w nieudolnej próbie zamaskowania tego faktu. - Masz już włoski?
Bez słowa zsunęła majtki, obnażając się całkowicie i pokazując mu swoją przystrzyżoną fryzurkę. Czuła przy tym wszystkim coraz większe podniecenie. Uległa natura dawała o sobie znać, jak i długi jak na Leilenę post. Ciało jak zawsze nie kłamało, sutki celowały w mężczyznę niczym groty strzał. Yn Kalil zmrużył oczy, bezczelnie wgapiając się między jej nogi.
- Szkoda - zdecydował w końcu, ale skinął na Lei dłonią. - Kto cię szkolił?
- Przepraszam, mój właściciel lubił rudy kolor też na dole - przełknęła ślinę. - Szkolono mnie daleko stąd. Nie podawano imion. Byłam tylko rzeczą, panie.
- Ach tak? - przepytywanie nałożnicy wyraźnie go podniecało,co widać było po rumieńcach na policzkach. - Kiedy zaczęłaś?
- Dwa lata temu, panie. W trakcie szkolenia kupił mnie pierwszy, aby pozbawić mnie błony - odpowiadała równie chętnie Leilena, wymyślając wszystko na poczekaniu.
- Szczęściarz… - o ile pasza był zauroczony nowym, uległym gościem, o tyle Hama rzucała dziewczynie nienawiste spojrzenia. - Co ci robił?
- Pchnął na łóżko, od razu położył na mnie i zaczął się wciskać, panie. Był trochę nerwowy, mówił, że jestem jego córeczką i powinnam być grzeczna… i policzkował mnie kiedy nie udawało mu się na początku we mnie wejść… - głos Lei był uległy, starała się, aby nie było słychać podniecenia za bardzo.
- A czegoś cię nauczył? Umiesz pieścić mężczyzn ustami, jak moja żona? - dociekał.
- On tylko się mną zaspokoił, panie. Uczyli mnie inni. Umiem bardzo wiele i zawsze jestem gotowa do użycia.
- Co… co umiesz? Chcę to usłyszeć - bełkotowi zaczęło towarzyszyć sapanie. Całkiem prawdopodobne, że pasza nie zdoła nawet dobrać się do tantrystki przed swym pierwszym orgazmem.
- Umiem obciągać mężczyźnie, masować jego przyrodzenie i okolice, ujeżdzać go i być ujeżdżaną we wszystkie otworki, być przedmiotem w rękach mężczyzny, masować go wewnętrznymi mięśniami kiedy mnie używa… - wymieniała Leilena powoli, dokładnie wypowiadając słowa.
- We… wszystkie? - te słowa musiały pobudzić jego wyobraźnię, gdyż zacisnął palce na włosach żony zmuszając ją do szybszych ruchów.
- Tak, mój anus jest przystosowany do przyjmowania mężczyzn - potwierdziła chętnie rudowłosa.
Takiego wyznania pasza potrzebował. Jęknął z zadowoleniem i wystrzelił bez ostrzeżenia w gardło Hamy, która zakrztusiła się i cofnęła. Tryskający członek ubrudził jej włosy i policzek, a także koszulę yn Kalila.
- Głupia dziewko - bogacz był zbyt zmęczony orgazmem by ponownie uderzyć półelfkę, ale nie zamierzał odpuścić sobie jej zbesztania. - Patrz co narobiłaś. Ty - wskazał paluchem na Leilenę. - Posprzątaj to wszystko.
Golutka dziewczyna natychmiast podbiegła i na szybko szacując, uklękła najpierw tuż przy swoim nowym “właścicielu” i zaczęła z zapałem zlizywać nasienie z koszuli paszy. Calimszyta z zadowoleniem oglądał starania dziewczyny. Za to jego żona starała się zabić wzrokiem konkurentkę.
- I jak, prezencie? Smakuje - zaśmiał się obleśnie przy pytaniu.
- Jesteś pyszny, panie - Lei nic sobie nie robiła z tego spojrzenia. Czy one naprawdę walczyły ze sobą i wszystkimi innymi? To nie miało sensu w sytuacji takiej jak ta. Wiadomo było, że takim nowym prezentem szybko się znudzi. Rudowłosa od razu przeniosła swoje usta na spiczastouchą i zaczęła czule zbierać spermę z policzka tamtej. A jednak, Hama cała zesztywniała, gdy tylko poczuła pieszczotę dziewczyny i zacisnęła mocno szczęki. To było dla Leileny nowe doświadczenie - niechętna partnerka.
- Bardzo dobrze - pasza kompletnie nie przejmował się nastrojem żony. - Tak właśnie należy obchodzić się z moimi darami.
Zbytni entuzjazm zapewne nie był pożądany. Tak jak obce kobiety. Lei nic sobie z tego nie robiła, zbierając wszystkie ślady nasienia - nawet palcami “wyjmowała” je z włosów Hamy. Kalil chichotał pod nosem, może dlatego, że podobał mu się entuzjazm Leileny, a może satysfakcję sprawiała mu zachmurzona mina półelfki. Resztki nasienia wkrótce się skończyły, a wraz z nimi wesołość paszy. Grubas ściągnął brwi, mocno nad czymś myśląc.
Leilena grzecznie usiadła na podwiniętych nogach. Być może w młodości był bardziej lotny, stąd ta fortuna? Albo odziedziczył. Wyraz twarzy dziewczyny zdradzał tylko niewinność, powstrzymała język. Choć z trudem. W końcu w świńskich oczkach Calimszyty zabłysła jakaś złośliwa iskierka.
- Jako prezent, jesteś moja, prawda? To nie jakaś jednodniowa okazja?
- Jeśli mnie przyjmiesz to będę twoją zabawką, panie - odparła cichutko, nie podnosząc wzroku. - Tak długo jak zechcesz.
- Doskonale, doskonale - zarechotał z zadowoleniem. - Hamo, będziesz miała okazję się czegoś nauczyć. Zresztą - klepnął się z rozmachem w udo - wszystkie się możecie czegoś nauczyć.
Lei nie była pewna kogo miał na myśli pasza, kiedy to mówił, ale podniósł się z fotela i zaczął podciągać spodnie.
- Ubieraj się, yy... - zaciął się na chwilę, prawdopodobnie próbując przypomnieć sobie imię, która dziewczyna podała. Szybko jednak zrezygnował i dokończył bezosobowo - prezencie.
- Ann. Tak, panie - Lei nie zamierzała go kłopotać i przypomniała mu imię po raz ostatni. Doskoczyła do sukienki i zaraz ją włożyła. Nie wiedziała czy majtki też ma mieć, ale na wszelki wypadek również je wciągnęła na pupę. Hama, w swoim ledwie-ubraniu, najwyraźniej nie miała już czego na siebie narzucić, więc jedynie potulnie czekała. Druzirowi zajęło trochę czasu obwiązanie się w rozległym pasie, ale w końcu podekscytowany wziął obie młode dziewczyny pod ramionami wyprowadzając je na korytarz, który Lei przemierzyła już wcześniej. Za parawanem kazał stojącej tam wciąż kobiecie do siebie dołączyć. Jak się okazało, ona też była jego żoną. Widać w Calimshanie obowiązywało wielożeństwo, choć Leilena była niemal pewna, że działało tylko w jedną stronę.

Yn Kalil, przebierając nogami, sprowadził wszystkie trzy towarzyszki na parter, a tam poszli w jakieś zakamarki pałacu. Każdy mijany sługa padał przed swym panem na kolana i kłaniał się aż do ziemi, choć pasza wydawał się nawet tego nie zauważać, pogrążony w swych własnych myślach. Docelowym miejscem tej wycieczki okazał się być wielki pokój, który dało się nazwać jedynie haremem. Wejścia do niego pilnowało dwóch rosłych mężczyzn, których skóra przypominała rudowłosej spotkanie z mrocznymi elfami. Wyglądało na to, że panująca w Calimporcie kultura była dokładnym przeciwieństwem drowiej, jeśli chodziło o temat ról płci.
Na dywanach i poduszkach leżały kobiety w różnym wieku i z różnymi kolorami skóry. Łącznie kilkanaście, co świadczyło albo o jurności paszy, albo o tym jak szybko nudził się swoimi kochankami. Na widok swojego męża (czy wszystkie były jego żonami, a może część było jedynie nałożnicami?) podniosły się, odkładając na bok kielichy, owoce, instrumenty lub inne przedmioty, którymi umilały sobie wcześniej czas.
- Otrzymałem dzisiaj wspaniały prezent, od którego możecie się dużo nauczyć - oznajmił od progu, stawiając pannę Mongle w centrum kobiecej uwagi.
No tak, teraz to wszystkie nie będą jej lubić. Dzięki paszo. Dobrze, że planowała tu zostać tak krótko, jak to możliwe. Nie zakładała porażki, uwięzienia czy służenia jako dziewka z haremu przez resztę życia. To musiało być takie nudne! Spuściła wzrok jeszcze niżej, chyba nie oczekiwał od niej, że się odezwie?
- Szkolona, młoda, chętna kurtyzana - perorował w najlepsze grubas. Część kochanek obrzuciła “nową” niechętnymi spojrzeniami, ale o ile ta mogła ocenić kątem oka, większość pozostawała obojętna. - Szczególnie wy, moje żony, powinnyście brać z niej przykład, jak zadowalać mężczyznę - czyli jednak nie wszystkie był… paszyniami? - Wy dwie, na poduszki i patrzeć uważnie - odgonił Hamę i starszą żonę. - A ty - klepnął tantrystkę w pupę. - Mów no, od czego się powinno zacząć.
Naprawdę żadna kobieta stąd nie umiała zadowolić mężczyzny? To brzmiało podejrzanie. Skąd on brał te niby-żony? Lei nabrała tchu i uniosła głowę. Skoro i tak miały jej nie lubić, to lepiej być bardziej sobą.
- Najpierw należy poznać swojego pana, jego preferencje. I poznać jego nastrój, czy ma ochotę na długą zabawę czy ostre zaspokojenie się swoją zabawką - spojrzała w stronę paszy. - Pytałeś czy biorę w pupę, panie. Badając nastroje powinno się przy okazji rozbudzać swojego pana - podwinęła nieco sukienkę, aby odsłonić pośladki zakryte częściowo tylko majteczkami.
- Nic, co ludzkie, nie jest mi obce - odpowiedział sentencjonalnie Kalil, bez jakiegokolwiek skrępowania zsuwając z siebie spodnie. Widownia wydawała się być jednak raczej znudzona oglądaną sceną.
Lei im się zupełnie nie dziwiła. Pewnie widziały coś takiego już setki razy. A pasza na dodatek do atrakcyjnych to już nie należał. Pewnie nigdy tak po głębszym zastanowieniu. Mimo to dziewczyna nie zrezygnowała z entuzjazmu. Zsunęła majtki, obnażanie się przed widownią nawet tu uważała za zabawne i przyjemne.
- A co najbardziej lubisz? Kiedy jest tam tak ciasno, że twoja młoda kochanka płacze z bólu? - podpytywała, obnażając się przed nimi.
- Jeszcze mi babskiego płaczu brakuje - prychnął, samemu ręką doprowadzając się do wzwodu. - Kobieta ma się cieszyć, że dostępuje zaszczytu spółkowania ze mną.
- To doskonale, bo twój wielki, wspaniały penis sprawi mi ogromną przyjemność, kiedy wciśniesz mi go w tyłek, panie - zamruczała Lei, zbliżając się do paszy. Miał już swoje lata, nie wspominając o wątpliwej kondycji fizycznej, przez co Lei zdecydowała trochę pomóc mu jednym ze swoich zaklęć. Członek zesztywniał niemal od razu, a jakby mało było paszy podniecenia, to zrobił się czerwony na twarzy i nakazał:
- Więc padnij na kolana. Zerżnę cię jak nikt dotąd.
- Przerżnij mnie, proszę… bardzo mnie tam swędzi… - błagalnym tonem zapraszała Lei, opadając na czworaka, przyjmując zapraszającą pozycję i dłonią odchylając pośladek na bok. Pod tym pozorem przy okazji nawilżyła magicznie swój anus. Słusznie, bo Druzirowi nawet nie przyszło do głowy, żeby o to zadbać. Wgramolił się na drobną kochanką i z werwą zaczął wpychać swoją męskość w jej otworek. Nawet taka scena nie wzbudziła w większości obecnych kobiet jakichkolwiek reakcji. Jedynie parę mrużyło mściwie oczy, w tym dwie żony, co kazało przypuszczać Leilenie, że i pozostałe niezadowolone nimi są.
Nie zwracając uwagi na ewentualny dyskomfort rudowłosej, Calimszyta szybko zdołał wsunąć się w całości, z dumą przy tym posapując.
- Oh, jesteś cudowny, panie! - jęknęła przeciągle, kiedy posiadł jej pupę. Zabolało, lecz ból związany z czynnościami seksualnymi nigdy nie przeszkadzał Leilenie. - Wydupcz swoją zabawkę! - wydawała z siebie te odgłosy, których jak sądziła chciał. Scena była udawana dla każdej profesjonalistki, ale po tych mściwych spojrzeniach Lei zaczynała przypuszczać, że żony do nich nie należą. Zaczęła więc przyglądać się reszcie, czy któraś z nich zwraca większą uwagę na nowy prezent Druzila. Potrzebowała w tym budynku przynajmniej jednej sojuszniczki, bez tego wszystko się wydłuży. Jedna, czy dwie nałożnice z haremu patrzyły na Lei… może nie ze ze współczuciem, ale zrozumieniem. Żony pewnie cieszyły się większym prestiżem, a może łaska męża też się na niego przekładała. Kochanki przyjmowały pojawienie się innych kobiet ze zrozumieniem, jako naturalną kolej rzeczy. Jedna chyba nawet uśmiechała się do tantrystki, choć trudno to było dostrzec pod woalką.
Yn Kalil poczyniał sobie tymczasem całkiem hardo. Czy to przez zaklęcie, czy przez naturalną jurność, posuwał ciasne wnętrze tak mocno, że rudowłosej turdno było utrzymać równowagę na gładkiej posadzce. Zaczynało się jej to nawet podobać. Zaciskała się na intruzie z całych sił, jęcząc i stękając głośno, co chwilę też komplementując kochanka. Kręciła biodrami, zmuszała do bardzo silnych pchnięć, a ból mieszał się z rozkoszą w głębi malutkiego ciałka. Za każdym razem brała go w siebie całego, pozwalała mu poczuć ciepło swojej pupy na całej długości.
- Używaj mnie… tak… do tego jestem stworzona… zużyj mnie panie…
- Tak… tak się zachowuje… dobra kochanka - sapał z zadowoleniem. Nie był jednak długodystansowcem, albo co równie prawdopodobne nie zależało mu na przyjemności partnerki i wkrótce rudowłosa poczuła, jak nabrzmiewa i wypełnia jej pupę swym nasieniem.
- Oh tak! - krzyknęła, zaciskając się na nim rytmicznie, kiedy zaczął się spuszczać. - Dziękuję, mój panie… oh jak dobrze!
Robiła bardzo głośną scenę, ciekawe czy była odpowiednio przekonująca? Na pewno dla kochanka, który zamroczony dodatkowo zaklęciem słyszał tylko to co chciał.
- Grzeczna...eee… prezent - mężczyzna dalej nie pamiętał jakie podała imię. - Ciasna, chętna, pełna entuzjazmu - przemówił do swego haremu. - Takie właśnie macie być.
Klepnął Lei w tyłek, przez magię zachowując sztywność mimo orgazmu.
- Co jeszcze zaprezentujesz?
No tak, magia miała swoje mankamenty w sytuacji takiej jak ta. Na szczęście rudowłosa nie cierpiała na niechęć do robienia wyuzdanych, perwersyjnych rzeczy. Odwróciła się do niego, ciągle na czworakach i takiego wyjętego przed chwilą z anusa przyjęła do swoich ust, tuż przed tym szepcząc zaklęcie, które miało zmodyfikować jej gardło i usta, żeby mogła bez trudu brać go tu całego. Jak pokaz, to pokaz. Niech jej nienawidzą! Musiała uważać, żeby nie zacząć chichotać.
- O tak, wyczyść go - zaśmiał się, a z każdą chwilą coraz śmielej poruszał biodrami, kiedy nie napotykał na opór ani krztuszenie się. W końcu zaczął pieprzyć jej usta równie mocno co wcześniej tyłek. Leilena nie widziała ze swojej pozycji twarzy calimszańskich kochanek, ale słyszała kilka pełnych zdziwienia i szoku westchnień. Nie ma to jak pokazówka! Obejmowała go ściśle wargami i trzymając je szeroko otwarte pozwalała mu posuwać się w usta tak jak chciał. Z magią było to proste, ale czyż nie po to jej pani nie ofiarowała jej tego zaklęcia? Wydawała z siebie pełne zadowolenia odgłosy przyjemności, kiedy sapał nad nią, rżnąc ją w gardło. Tym razem też nie wytrzymał długo i z przeciągłym jękiem doszedł głęboko w jej gardle. Był już spocony i mocno zmęczony, ale jego penis domagał się więcej. Wypuściła go w ust.
- Nie miałeś mnie jeszcze w cipkę, panie. Czy chcesz, abym cię dosiadła? - zapytała niewinnym głosikiem.
- Tak - pokiwał głową. Głos miał zdecydowanie słabszy, a możliwość wyłożenia się na poduchach przyjął z ulgą. - Szkoda byłoby, żeby się marnowała… taka pusta.
Teraz, gdy Druzir nie zasłaniał jej już pola widzenia, dostrzegła że kilka kochanek patrzy na nią niemal z podziwem. Pasza nie był może szczególnie długi, ale gruby był nie tylko w pasie. Przyjmując go tak łatwo w usta musiała wywrzeć nie lada wrażenie.
Jak tylko tam zaległ, Lei wdrapała się na jego krocze i sprawnym ruchem nakierowała się na członka. Jęknęła głośno, gdy zaczął się w nią znowu wsuwać, tym razem w szparkę. Poczuła jak jest naciągana, jak ścianki pochwy przylegają do intruza.
- Jesteś wspaniałym kochankiem, panie - wystękała, ale korzystając ze zmęczenia paszy, patrzyła się teraz na tą, która wcześniej się do niej uśmiechała. Nie zmieniła swojego nastawienia. A jeśli już, to tylko pozytywnie. Zbliżyła się odrobinę do kochanków, by lepiej móc się przyjrzeć ich poczynaniom… czy też raczej poczynaniom Lei, która zaczęła ujeżdżać swojego tymczasowego “pana”, kręcąc przy tym biodrami i głośno jęcząc. Bardziej dla kobiety niż dla kochanka chwyciła swe małe piersi i ściskała mocno, szarpiąc sutki przy jednoczesnym przyspieszaniu ruchów. Jeszcze raz i tak jak znała swoje zaklęcie, to jego efekt powinien przygasnąć. Albo pasza straci przytomność od nadmiaru wrażeń. Zawoalowana kobieta nie pozostawała niewzruszona na starania rudowłosej i po chwili zaczęła się wiercić i pocierać o siebie udami. Pod zwiewnym strojem zaczęły pokazywać się nabrzmiałe sutki, ale ręce trzymała ciasno po bokach. Pozostałe kobiety też nie rwały się do żadnych igraszek, biernie się przyglądając, albo nawet ostentacyjnie odwracając głowy. Przedstawienie dobiegało jednak końca. Druzir doszedł kolejny raz, krótko i o wiele mniej obficie. Usta rozchyliły mu się w błogim uśmiechu i zdołał jeszcze wybełkotać, że jak chwilę odpocznie to jeszcze sobie poużywa, po czym przymknął oczy i tak po prostu zasnął. Leilena zajechała go do nieprzytomności. Zeszła z niego, poprawiła mu nieco ubranie i wciągnęła swoją sukienkę. Wszystko robiła bardzo powoli, to nie do niej w końcu należał następny ruch. Tyle, że też żadna z kobiet w haremie nie garnęła się, by cokolwiek zrobić. Żony zgrzytały z zazdrości zębami, kochanki leniwie sięgały po porzucone wcześniej kielichy wina, albo owoce. Ta jedna przypatrywała się Leilenie, ale nie wykonała żadnego ruchu. Rudowłosa nie lubiła bierności. Pasza ją tu przyprowadził, ale w sumie nie wiedziała czy powinna tu zostać. Ruszyła do wyjścia, tylko po to, aby odezwać się do strażników.
- Pasza usnął. Czy powinnam tu zostać?
Czarnoskóry tylko pokiwał twierdząco głową. Nie dziwne w sumie. W pałacu była obca, więc nie mogła sobie tak sama chodzić po korytarzach. Próbowanie czegoś w obecnej sytuacji było bez sensu, wróciła więc na poduszki i usadowiła się na jednej z nich, starając się usiąść w miarę blisko tej, która lubiła patrzeć. Rudowłosa odnajdywała się bez trudu wśród ludzi, w jej zachowaniu nie było nic naturalnego czy niepewnego. Poruszała się z gracją i uśmiechała nawet do tych z mordem w oczach. Niestety w haremie czuła, że była poddana ostracyzmowi. Atmosfera chyba udzielała się tej jedynej, która potencjalnie była jej przyjazna i wyraźnie nie miała zamiaru zagadać pierwsza. W końcu kobiety zdecydowały, że zamiast posyłać nowoprzybyłej niechętne spojrzenia, lepiej wrócić do swoich zajęć. Większość kobiet zbiło się w małe grupki. Żony z jednej strony, z ukradkowych spojrzeń łatwo było wyczytać, że obgadywały właśnie Lei. Tyle, że półelfka nie dostąpiłą zaszczytu dołączenia do tego grona. Siedziała sama, podgryzając jakiś nieznany owoc. Kochanki po różnych kątach haremu, który był naprawdę przepastny i urozmaicony. W jednym rogu znajdował się niewielki basen, dający ochłodę. W drugim, w licznych przegródkach drewnianych półek znajdowały się zwinięte papirusy. Niektóre z kobiet miały nawet instrumenty, ale żadna nie odważyła się grać by nie zbudzić męża. Ot, życie zaczęło się toczyć, a rudowłosa powoli przestawała być w centrum uwagi. Ta jedyna kochanka, która spoglądała wcześniej z życzliwością na nowy “nabytek” paszy czytała teraz coś oparta o ścianę.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 01-09-2019, 22:08   #73
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Leilena wykorzystałą ten czas na “zwiedzanie” pomieszczenia. Napiła się wody, wytarła z soków paszy i własnego potu, zerkęła czy papirusy napisane są w ludzkim języku, pooglądała sobie wszystkie kobiety. Hama pewnie była najnowszą żoną, w dodatku miała spiczaste uszy - chyba szczyt egzotyki w wykonaniu Druzila. Wszystko wskazywało na to, że pasza był zwyczajnie nudny. Dopiero jak prawie żadne spojrzenia nie odprowadzały ją wzrokiem, zbliżyła się do “czerwonej” i usiadła nieopodal.
- Jak szybko nudzi się paszy nowy prezent? - zapytała cicho.
Kobieta z namaszczeniem odłożyła pergamin wypełniony nieznanymi Lei szlaczkami zanim odpowiedziała w nienagannym wspólnym.
- Bardzo, ale to bardzo różnie. Ty będziesz go cieszyć przez długi czas, widzę to - odpowiedziała, zwracając się twarzą do rozmówczyni.
- Dopóki któraś z żon nie spowoduje nieszczęśliwego wypadku - zachichotała cichutko. - Wydawałaś się zainteresowana pokazem. A na pewno widziałaś to wielokrotnie już.
- Nie musisz się nimi przejmować. Nie odważą się zepsuć własności swego męża - powiedziała, w swojej opinii, uspokajająco. - A twój występ był niespotykany. Kilka z nas umie przyjąć paszę w gardle, ale nie tak jak ty - temat rozmowy był co najmniej nieprzyzwoity, ale kobieta się tym nie przejmowała.
- Mam nadzieję, że nie będzie chciał tak zawsze, bo to niełatwe - przyznała, choć było to pewne niedopowiedzenie, w końcu chodziło o magię. Nie chciała jej zużywać za dużo na Druzila. - Ale co jednego pokaz, a co innego podniecenie związane z jego oglądaniem. Ja już się przyzwyczaiłam, że wszystko co z tym związane mnie podnieca.
- Och, tu ci spowszednieje - westchnęła ciężko rozmówczyni.
- A jak jest z tobą? Widziałam jak patrzysz!
- Bo wypadłam z łask i szczerze mówiąc, trochę się nudzę.
- Oh - westchnęła Lei. - Nie dziwię ci się w takim razie. Może uda mi się jakoś pomóc?
- Jestem zamknięta w złotej klatce - wzruszyła ramionami. - Ty też. Jaką mogłabyś mi zapewnić rozrywkę lepszą, niż te baśnie? - trąciła palcem pergamin.
- Spróbować przywrócić cię do łask, jeśli masz na to ochotę - podsunęła pierwszy pomysł Leilena. Nie zamierzała oczywiście szarżować z jakimiś głupimi propozycjami uwolnienia. Uwolnione stąd kobiety i tak nie miałyby gdzie się podziać i trafiłyby pewnie tylko w gorsze miejsca.
- Trójkącik? Próbowałam już tego z Atalą - wskazała palcem na kobietę z fantazyjnie ufarbowanymi włosami. - Nie pomogło na długo. Ot, dwie stare kochanki zamiast jednej.
- I mało energii - Lei pokiwała do siebie głową. - Rzeczywiście, stracona sprawa. Co najwyżej zadziała na chwilę. No cóż, ja nie lubię nudy. Będę musiała coś wymyśleć.
- Jak wymyślisz, jak sprowadzić tu jakiegoś mężczyznę, to wszystkie cię ozłocą - kobieta zaśmiała się serdecznie.
- A musi być prawdziwy? - zapytała całkiem poważnie Lei.
- Och, wierz mi, zabawek mamy pod dostatkiem. Ale poczuć ciepło ciała… - rozmarzyła się, spoglądając tęsknie na strażników. - Wiesz, pomarzyć sobie można.
- Ciepło ciała to akurat poczujesz w tym udawanym - roześmiała się ruda.
Rozmówczyni spojrzała na nią zaintrygowana. Woalka zasłaniała usta, ale jej oczy i brwi robiły wszystko by nadrobić niedostatki ekspresji.
- Nie teraz - Leilena mrugnęła konspiracyjnie. - No i boję się, że mogę stać się tu zbyt sławna wtedy. Na pewno rozumiesz co mam na myśli.
- Szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem - rozłożyła bezradnie ramiona, ale nie ciągnęła tematu.

Nie minęło wiele czasu, a wyczerpany Druzir przebudził się. Wywarło to natychmiastowy efekt, bowiem od razu ustawił się wokół niego wianuszek żon i kochanek, gotowych na każde jego skinienie. Wyjątków, które zachowywały w jakimś stopniu swoją niezależność, było niewiele. Zaliczała się do nich nowa znajoma Lei.
Bardzo zadowolony pasza odgonił jednak swoje wielbicielki i podszedł do rudowłosej.
- Dawno już nikt mi nie dogodził, prezencie - pochwalił. - Możesz sobie zażyczyć nagrody - zaoferował wspaniałomyślnie.
- Chciałabym zostać oprowadzona po twoim pięknym pałacu, panie - powiedziała po chwili, w której udała zamyślenie. Głupio byłoby nie wykorzystać sytuacji!
Grubasek zrobił zdziwioną minę, spodziewając się pewnie próśb o klejnoty, zloto czy inne kosztowności, jednak szybko odzyskał rezon.
- Zgoda. Pokażę ci wszystkie atrakcje mego domu.
Wycieczka okazała się godna zapamiętana. Obrzydliwie bogaty pasza miał w swym pałacu po trochę wszystkiego. Obrazy i rzeźby Leilena już miała okazję dostrzec tu i ówdzie, ale prawdziwie cenne okazy trzymane były w specjalnych komnatach. W zielonych ogrodach, zakute w łańcuchy, wylegiwały się na słońcu lub chowały w cieniu przeróżne dzikie zwierzęta, a nawet parę potworów. W łaźniach i łazienkach unosiły się opary pachnideł, a woda napełniała się magicznie sama bez konieczności interwencji łaziebnych. Pokoje tonęły w miękkich dywanach, a jadalnia kusiła zapachami świeżych posiłków. Takiego przepychu panna Mongle nie widziała jeszcze nigdy, za to to czego nie zobaczyła, to lochy. Yn Kalil nie zapuszczał się do piwnic i podziemi swych włości.
Lei zachwycała się i chichotała niczym mała dziewczynka. Potrafiła doskonale i naturalnie udawać, ponieważ bawiła się tym wszystkim. Zaczynała się nawet jakiś czas temu zastanawiać, czy nie powinna zmienić bóstwa, do którego się będzie modliła. Kapłani nie byli skorzy do opowiadania o patronach oszustów i hedonistów.
- To wszystko jest takie wspaniałe, panie! - kłamała radośnie. - A w piwniczkach pewnie setki win! - zagaiła, sama rozglądając się przede wszystkim za widocznymi zejściami w dół. Widziała takich dosłownie kilka, nie więcej niż cztery, i tylko w głownym budynku pałacu. Pasza skrzywił się trochę na wspomnienie piwnic, ale przecież obiecał dziewczynie nagrodę i miał zamiar dotrzymać słowa. Cofnęli się trochę korytarzami, aż Druzir wybrał schodzące w dół schody. Dla Lei niczym się nie wyróżniały, ale gospodarz zdecydował się z jakiegoś powodu właśnie na nie.
Piwniczne korytarze były tylko trochę mniej czyste, niż reszta kompleksu. O ile z posadzek na piętrze można było jeść jak z talerza, a o tyle na dole lepiej było się z tym wstrzymać. Yn Kalil faktycznie miał bardzo dużo wina w różnych beczkach i butelkach, ale panna Mongle zwracała raczej uwagę na strażników pilnujących niektórych drzwi w labiryncie korytarzy.
- Wspaniałe! Niesamowite! Fascynujące! - wzdychała co chwilę “młódka”, a głowa kręciła na wszystkie strony. - I ilu strażników, to musi być bardzo bezpiecznie, panie. Aż się wzdrygam przed tym, czego pilnują - paplała “niegroźnie”.
- Nie musisz się bać - zapewnił z dumą w głosie. - Pilnują głupców, którzy mi się narazili - powiedział wprost. Nawet, jeżeli wolał pierwotnie nie sprowadzać tam Leileny, to jednak nie miał zamiaru kłamać.
- Bardzo źle, narażać się panu - zgodziła się od razu. Pewnie głupiej nastolatki miałby po jakimś czasie dość, ale nie od razu, z czego korzystała. Długo i tak zostawać nie zamierzała. - Aż mam dreszcze, jak sobie pomyślę, któż taki mógłby tam siedzieć?
- Złodzieje, włamywacze, niedoszli mordercy, a nawet gwałciciele, którzy chcieli zszargać honor moich żon.
- Oh… oh…! - zakryła usta dłonią i przez moment jakby się wahała dalej pytać. - Dlaczego… dlaczego ich pan trzyma? To niebezpieczne, kiedy są tak blisko!
- Ależ Prezenciku - mężczyzna poklepał ją protekcjonalnie po ramieniu. - Przyjaciół trzeba trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Szczególnie, kiedy można ich karać wedle własnej woli.
- Ohhh… - to już przerodziło się w jęk. - Mnie też chciałbyś ukarać w jednym z takich miejsc, panie? - zamruczała, sunąc dłonią po kroczu paszy.
- Nie tak, jak innych - odpowiedział, a na usta wypełzł mu lubieżny uśmieszek.
- Mmmm, opowiesz mi? - otarła się o niego jeszcze bardziej lubieżnie niż on się uśmiechał. - Albo lepiej, pokażesz? W jednym z tych pokoi… nikt nie zobaczy… - kusiła zupełnie bez strachu.
- Jesteś doskonale wyszkolona - pochwalił, zanosząc się od śmiechu. - Dobrze. Ukarzemy cię zatem za nadmierną lubieżność.
Trzymając dziewczynę w pasie zaprowadził ją pod jedne z drzwi. Machnął jedynie na strażnika, który stał w głębi korytarza, a ten natychmiast podbiegł z kluczami. Cela była pusta i tak jak można było się spodziewać, zupełnie pozbawiona luksusów. Druzir klepnął rudowłosą w tyłek, by zachęcić ją do wejścia, a sam odgonił wartownika. Weszła posłusznie, bez obaw. Przed pojedynczym mężczyzną potrafiła się bronić, ale tu nie spodziewała się niczego zagrażającego życiu. Druzir największą krzywdę mógłby zrobić po prostu leżąc, choć nie wątpiła, że lubi trochę sadyzmu.
- Opowiesz mi o tych, których tu trzymasz, panie? - oparła się pupą o stolik, przybierając przestraszony wyraz twarzy. - Podczas… podczas krzywdzenia mnie…
- Zwykłe szumowiny, o czym tu mówić? - lekceważąco machnął ręką, ale ton jego głosu wcale nie brzmiał niechętnie. No, chyba że w porównaniu z jego wzrokiem, który chętnie dziewczynę rozbierał.
- To… to sprawi, że… że oddam się temu jeszcze bardziej… - mówiła z udawanym strachem i nieudawanym podnieceniem. - Zrobisz mi to, na co masz ochotę, a żadna inna nie dawała ci bez oporów… - Lei zakładała, że opory u kobiet zbyt męczyły grubaska i wolał mieć ułatwione zadanie. Oczywiście zawsze mógł ją też sprostować, rudowłosa była w pełni elastyczna w podejściu do swoich ról. Lubiła je wszystkie.
- Wprost przeciwnie, prawie żadna mi się nie opierała - zapewnił dumnie. Nie tracił przy tym czasu i od razu zaczął rozwiązywać pas i ściągać spodnie. - A to sprawia, że są mądrzejsze od głupców w lochach. Najbliżej nas jest idiota, który usiłował sfałszować kontrakt ze mną. Od tamtego czasu mój kat łamie mu wszystkie palce. A gdy tylko się zrosną, łamie jeszcze raz.
- Oh… - jęknęła w czymś, co spokojnie można było uznać za duże podniecenie. Niby to przypadkiem sukienka podwinęła się, ukazując przód majtek. - Musi strasznie krzyczeć… ale to chyba nie najwyższe przewinienie… co uważasz za najwyższe, panie…?
- Nastawanie na moje życie, to chyba jasne - prychnął. Spojrzenie świńskich oczek skupił między udami rudowłosej. Nie bawiąc się w żadne subtelności, dłonią zaczął doprowadzać się do wzwodu. - Ale tacy nie wytrzymują w lochu długo.
Szarpnęła za bieliznę, aż boleśnie werżnęła się w krocze i jęknęła.
- Robiłeś już krzywdę takim młodym…? - prowokowała. - Co byś zrobił z takim, który chciałby mnie użyć? Ukraść? Zabić zanim się mną znudzisz? Takiego też tu trzymasz? - szarpnęła majteczki raz jeszcze, tym razem na bok, aby odsłonić wargi. Materiał aż zatrzeszczał, choć Lei nie miała dużo siły.
- Och, mam tu takiego. Tępy półork, którego pochwycili strażnicy gdy próbował zgwałcić moją żonę - oblizał wargi. Szybko robił się twardy, ale lepiej było nie zgadywać czy to przez działania Leileny, czy przez sadystyczne wspomnienia. - Jak był taki napalony, to teraz go przypiekam. Pochodnią. To tu, to tam. Jedno muszę przyznać tym zwierzętom, są wyjątkowo odporne.
- Chciałabym to zobaczyć… - jęknęła, palcami pokazując mu jaka jest mokra. - Usłyszeć jak krzyczy, gdy mój pan używa swojego prezentu w tym samym czasie… potrzymać pochodnię…
- A któż to nauczył mój prezent takiego sadyzmu?
- Robiono… robiono mi różne rzeczy, panie… aby mi się podobało - przełknęła ślinę. - Wtedy.. .wtedy samemu zaczyna się to lubić… robić też…
Choć takie wyznanie powinno w normalnych ludziach wzbudzić współczucie albo litość, to yn Kalil tylko zarechotał.
- Myślę, że mogę spełnić twoje życzenie. Ale najpierw - spuścił wzrok na swoje przyrodzenie. - Przecież nie będę tak chodził wśród służby.
Podeszła do niego sugestywnym krokiem, z podnieceniem i strachem mieszającymi się na obliczu.
- Chcesz bym ci obciągnęła, panie, czy wolisz mnie brutalnie zgwałicić? - wzięła jego dłoń i położyła sobie na bieliźnie, przesiąkniętej sokami. - Zerwij je, błagam. Nie mogą przeszkadzać mojemu panu…
Chciał to zrobić. Nawet bardzo. Powstrzymał się jednak, kręcąc głową.
- Nie, później. Teraz użyj ust.
Opadła od razu na kolana, wzięła go w dłoń i przyjęła żołądź w usta, sunąc po nim językiem. Wiedziała, że myślał już o czymś innym, więc od razu narzuciła szybkie tempo, ssąc mu głośno i intensywnie, podrażniając te najwrażliwsze rejony, dążąc do szybkiego wytrysku swojego pana. A ten nastąpił wyjątkowo szybko. Skupiony wyłącznie na swojej natychmiastowej przyjemności mężczyzna skończył raptem w kilka modlitw, a przecież tego dnia miał już kilka orgazmów.
- Jesteś prawdziwą mistrzynią - pochwalił, głaszcząc ją po głowie. Szybko jednak podciągnął spodnie, nie mogąc się doczekać rozrywki, jakiej miał doznać w innej celi. - Chodźmy - nakazał.
Półork, który jak podejrzewała Leilena był Anderem, przetrzymywany był w pomieszczeniu głęboko w kompleksie korytarzy. Była w tym pewna logika - żywcem przypalana ofiara musiała strasznie hałasować. Drzwi do celi pilnował jeden, lekko zaspany strażnik. Ofiary tortur rzadko mają siły na spektakularne ucieczki, więc i warta musiała być nudna. Na widok swego pana Calimszyta ożywił się jednak i stanął prosto.
- Wasza Najczcigodniejsza Obecności, więzień jest nieprzytomny - poinformował.
- To niedobrze, niedobrze - pasza pokiwał głową, przez co wartownik zbladł.
- A… ale zaraz sprowadzę medyka, żeby go ocucił - dodał pospiesznie, co już Druzira zadowoliło.
- I tak trzeba od razu odpowiadać. A teraz otwieraj celę i zabieraj się do swojej roboty.
Wystarczyło raptem kilka sekund, by loch stanął otworem, a strażnik zniknął za najbliższym zakrętem. W zatęchłym, kamiennym wnętrzu, w świetle jednej pochodni Lei mogła zobaczyć przykutego do ściany, szaroskórego mężczyznę w fatalnym stanie. Włosy, przynajmniej część która mu została, miał skołtunione i zlepione krwią. Druga połowa czaszki była pokryta bąblami i bliznami po oparzeniach. Całe jego ciało było w równie złym stanie. Czy Nessalina wiedziała co Druzir robił z jej sługą? Czy nie była tego świadoma i dlatego pozwoliła Lei zwlekać z podjęciem się misji? W końcu była demonem, a ten tu dał się złapać. Rudowłosa nieco tę logikę rozumiała. Nie rozumiała za to dwóch rzeczy: do czego ten tu potrzebny był sukkubowi i po jakiego grzyba próbował gwałcić żonę paszy? To się kupy nie trzymało, więc musiało być drugie dno. Rzecz jasna niczego po sobie nie zamierzała dać poznać.
- Myślisz, panie, że bylibyśmy w stanie go podniecić… żeby no wiesz… przypalić mu stojącego? - zachichotała jak mała dziewczynka. Którą udawała.
- Podoba mi się ten pomysł, ale krocze to pierwsze miejsce, które mu przypaliłem. Już się nie podniesie.
- Oh - westchnęła rozczarowana. - To może zrobimy to komuś, komu jeszcze można? - zaproponowała nagle znowu rozentuzjazmowana. Cóż, w końcu już wiedziala wszystko, co chciała wiedzieć o słudze swojej pani.
- Znajdzie się taki - yn Kalil spojrzał dziewczynie w oczy, chyba po raz pierwszy. Wcześniej lubieżnie gapił się na jej piersi, pośladki czy nogi. - Mówiłaś, że jak masz na imię?
- Ann, panie. Czy… czy możemy mu tak zrobić…? - jęknęła, spuszczając odrobinę wzrok, ale robiła wszystko, aby zobaczył jak podnieca ją ta myśl.
- Możemy Ann. To przestępcy, są tu po to bym ich ukarał - zapewnił. Nie przejmując się specjalnie półorkiem, który i tak był nieprzytomny, wyszedł na korytarz. Strażnik miał wszak zaraz wrócić, a pasza nie myślał już przy użyciu głowy.
 
Lady jest offline  
Stary 08-09-2019, 14:18   #74
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Zaprowadził Lei do jeszcze jednej celi. To całe krążenie po korytarzach, z jednego do drugiego, było bardzo dezorientujące. Druzir znów odesłał wartownika, żeby nie przeszkadzał mu w igraszkach i otworzył ciężkie drzwi. Tym razem, przykuty do ściany więzień był w lepszym stanie. Poobijany i zakrwawiony, ale wciąż miał dość sił by zachowywać przytomność i odruchowo odpełznąć w kąt.
- Oh tak… co on zrobił, panie? - zapytała dziewczyna, ocierając się zmysłowo o paszę. - Polubi widok takiej dziewczynki jak ja?
- Napadł na jeden z moich straganów. Była ich cała banda, ale tylko jego udało mi się dostać w moje ręce - położył łapsko na pupie Leileny. - I myślę, że nikt by się tobie nie oparł.
Jęknęła, wchodząc powoli do celi. Podwijała przy tym sukienkę, odsłaniając całe nóżki i bieliznę.
- Zerwij ze mnie majteczki, panie… moje otworki potrzebują twojej wspaniałej męskości… nie hamuj się, proszę… zniosę wszystko…
Paszy nawet nie przyszło do głowy, by móc się przed czymś powstrzymać. Dziewczyna szybko poczuła silne palce wślizgujące się pod materiał majtek i rozrywające je zdecydowanym szarpnięciem. Bezimienny więzień wybałuszył w zdziwieniu oczy. Yn Kalil nawet na niego nie spoglądał. Nerwowymi, niecierpliwymi ruchami poluźniał własne spodnie, aby móc wtargnąć do wnętrza kochanki.
- Chcę, by mnie bolało… - wystękała dziewczyna, opierając się o prymitywny mebel stojący w celi i wypinając do paszy. - I żeby on zdjął spodnie…
Druzir warknął coś do więźnia, pewnie tłumacząc życzenie Lei. Nie wywołało to jednak pożądanej reakcji. Bandyta jedynie skulił się, spodziewając tortur. Paszy, naturalnie, nie spodobało się to i sam do niego podszedł próbując kopniakami nakłonić go do posłuszeństwa. Kiedy i to nie poskutkowało, pochylił się i zaczął szarpać się ze spodniami złodzieja.
- Może pomogę, panie? - zapytała Lei, zbliżając się i uśmiechając lubieżnie.
- Dobrze - odparł zasapany grubas. Złapał więźnia za ręce i skinął głową na nogi.
Uklękła przed nim i z tym samym uśmiechem, bez zawahania i kręcenia nosem na zapachy, zaczęła ściągać z więźnia łachmany. Nie wahała się, czuła wręcz podniecenie przed tym co miała zrobić. Czy to był wpływ Nessaliny? Bandyta był wychudzony i posiniaczony, ale przynajmniej miał wszystko na miejscu. Pasza, oddychając ciężko po tym wysiłku, zmrużył gniewnie oczy i pogroził palcem.
- Nie ruszaj się. Leż i ani drgnij - do Lei zwrócił się już zupełnie innym tonem, pełnym żądzy. - Gotowa na trochę bólu?
Znajdowała się już w odpowiedniej pozycji. Po odsłonięciu męskości cofnęła się jedynie odrobinę, wciąż na czworakach.
- Dla ciebie jestem gotowa na wszystko, panie… - wyszeptała tonem pełnym podniecenia. Co prawda wcale tak bardzo go nie czuła, ale to lepiej działało na paszę i mogło skrócić ten proces. A ten nieszczęśnik tutaj? Cóż, lepiej byłoby dla niego, żeby nie dał się złapać jakiś czas temu. Lei mogła mu współczuć, lecz też nie za dużo. Za to postanowiła pokazać mu wszystko, zdejmując szybko sukienkę przez głowę i wracając do poprzedniej, poddańczej pozycji.
Napalony yn Kalil nie zwlekał już ani chwili. Złapał pośladki dziewczyny w swe wielkie łapska, rozchylił je brutalnie i wepchnął się siłą w jej brązową dziurkę, co bez wcześniejszego przygotowania faktycznie było całkiem bolesne. Przestraszonemu złodziejowi erotyczna atmosfera nie udzielała się w najmniejszym stopniu. Pozostawał zupełnie oklapnięty i trzęsący się ze strachu. Bolało. Dziewczyna skomentowała to wtargnięcie głośnym krzykiem, ale ani myślała się wycofać. Przyjęła szturm swojego “pana”, perwersyjność tego co tu robili dodawała sprawie pikanterii. Bez dodatkowego zadania od Nessaliny czułaby się zapewnie niewiele lepiej od tutejszego więźnia. Choć z jej ciągłą chucią to ciężko powiedzieć. Spojrzała w oczy biedakowi przed nią.
- Chciałbyś być następny…? - wystękała do niego, głosem dając do zrozumienia, że analna zabawa z paszą sprawia jej rozkosz.
Więzień nie odpowiedział. Może nie rozumiał handlowego języka, może po prostu się bał? Z drugiej strony, nie odrywał spojrzenia od Leileny, która kołysała się w przód i w tył od silnych pchnięć Druzira.
- Może sobie… pomarzyć. Jesteś tylko moja.
Zupełnie nie załapał istoty zabawy, a na dodatek jego pchnięcia były tak silne, że bardzo utrudniały skupianie się na wymyśleniu jak mu przypomnieć do czego dążą. Gruby członek rozpychał się boleśnie, każde pchnięcie wywoływało głośny jęk Leileny. To było zupełnie porąbane!
- Ależ… panie… jestem pewna… że taka wizja… pozwoliłaby mu… stanąć w gotowości… - stękała, starając się przypomnieć paszy do czego dążą. Potrzebował chwili, by przetworzyć jej słowa. Olśnienie jednak w końcu nastąpiło.
- Twój tyłek jest mój, ale może usta… - wypowiedział z ociąganiem, jakby ścierał się wewnętrznie między chęcią torturowania więźnia, a chęcią zachowania kochanki tylko i wyłącznie dla siebie. Bogacze mieli straszne problemy z dzieleniem się.
Bandyta spojrzał zdziwiony na paszę. Chyba jednak rozumiał wspólny.
- Mogłabym mu obciągnąć… - stękała boleśnie Lei. Pasza pewnie i tak brał to za odgłosy rozkoszy, no bo jak mogłoby być inaczej? Przesunęła się na tyle, aby dłońmi prawie dotykać nóg więźnia. Ból trochę ją orzeźwił, ale zadowolenie Druzila było bardzo ważne w kontekście misji. Gdyby coś poszło nie tak, to ona by tu wylądowała, a rudowłosa bardziej ceniła siebie niż losowego więźnia, który był na tyle nieudaczny, że dał się złapać.
- Hahaha - propozycja dziewczyny bardzo rozbawiła yn Kalila. Zwolnił swe ruchy i wspaniałomyślnie wyraził zgodę. - Zrób to. Niech będzie to taki… ostatni posiłek.
- On chyba nie chce… moich usteczek… - jęczała Leilena, wzrok wbijając w krocze więźnia. - Jest taki… niegotowy…
Nawet, jeżeli jęcząca, posuwana Leilena była nad wyraz kuszącym widokiem, to niedożywienie i strach faktycznie ograniczały libido złodzieja.
- Możemy… możemy się zabawić, nawet jak mu nie stanie - Druzir mówił z coraz większym trudem.
Lei postarała się zbliżyć jeszcze bardziej, perwersja tego co robiła popychała ją ciągle dalej. Opadła na łokcie i zaczęła lizać członka więźnia, nie zwracając zupełnie uwagi na jego stan, z każdym pchnięciem napychana na niego bardziej. I taki dotyk… zaczął działać. Z początku nieznacznie, na tyle, że rudowłosa nie była pewna czy wywiera jakikolwiek efekt, ale z czasem penis zaczął twardnieć. Złodziej zacisnął mocno szczęki, zupełnie jakby mimo reakcji dolnych partii ciała, działania dziewczyny wcale nie sprawiały mu przyjemności. Mogło mu nie sprawiać, ale nie mógł oszukać natury. Jak tylko penis stał się wystarczająco twardy, Lei objęła go wargami i wprowadziła głębiej w swoje usta, pchnięciami bioder paszy robiąc mu dobrze.
- I jak ci smakuje jego kutas? - widok rozochocił paszę, który ponownie przyspieszył swe ruchy, a cela zaczęła rozbrzmiewać mlaszczącymi odgłosami. Fakt, że aby mogła odpowiedzieć musiała powstrzymać się od “konsumpcji”, jakoś nie przyszedł mu do głowy.
- Mmmmm…! - wydała z siebie odgłos zadowolenia, coraz głębiej i głębiej biorąc go w siebie, aż do samego gardła, co sprawiało, że lekko kręciło się jej w głowie od małej ilości powietrza. Im bardziej wnikał w gardło, tym przyjemniejsze stawały się dla niej ruchy członka w głębi pupy.
- Więc smacznego. Ale wypłuczesz usta zanim będziesz mogła mnie znowu pocałować - zastrzegł, tak jakby całowanie tego grubasa było wielkim zaszczytem.
Bandyta milczał, mocno zaciskając oczy. Jego fiut za to nie narzekał, dziewczyna czuła jak jego żołądź robi się wilgotna i to nie tylko od śliny. Było całkiem prawdopodobne, że dojdzie przed paszą. Druzir w końcu tyle razy już szczytował tego dnia, że teraz mógł sobie pozwolić na dłuższy bieg, zamiast krótkiego sprintu. Nie mogła oczywiście do tego dopuścić, po raz drugi nie byłoby większej szansy go postawić. Z trudem więc starała cofnąć głowę i wypuścić go z siebie, przyjmując jednocześnie brutalne, bolesne sztychy paszy w swój ciasny tyłek. Na szczęście Lei, a na nieszczęście samego więźnia, on sam gdy zauważył, że rudowłosa chce go wypuścić odczołgał się do tyłu. O ile to w ogóle było możliwe, to zbladł jeszcze bardziej. Najwyraźniej większość krwi zgromadziła się mu w stojącym fiucie.
- Chcesz się… przyjrzeć swojemu dziełu? - zaproponował bogacz. - Mogę ci dać pochodnię.
- Tak… chcę… chcę go zobaczyć dokładnie… - jęczała dziewczyna, wpatrzona przed siebie.
Sadystyczny plan przeszedł tym samym do ostatniej fazy. Pasza (z niemałym ociąganiem) zszedł ze swojej kochanki, aby móc zdjąć ze ściany żagiew i przekazał ją Leilenie.
- Do twojej dyspozycji - zarechotał, twardy jak skała na myśl o tym, co miało się stać.
- Wejdź we mnie panie - jęknęła błagalnie, biorąc pochodnię, gotowa przyłożyć ją do więźnia jak tylko pasza w nią wniknie.
Yn Kalilowi takich zaproszeń nie trzeba było powtarzać dwukrotnie. Chwycił dziewczynę pewnie w biodrach i nadział się, tym razem wybierając sobie jednak jej szparkę. Nie żałował sobie, pchając szybko, mocno i głęboko, tak że Leilena ledwie mogła utrzymać żagiew w ręce. Śwatło podrygującego płomienia rzucało na twarz przestraszonego jeńca upiorne cienie. Co miało się zdarzyć, to musiało się zdarzyć. Utrzymując równowagę na jednej ręce, drugą podsunęła pod krocze więźnia, przysmażając ciągle sztywnego członka odrobinę. Niby to przypadkiem, po pchnięciu Druzila, kiedy nie utrzymała ręki i zamiast przyjrzeć się dokładniej, ogień objął krocze mężczyzny. W końcu udowodnił, że nie jest niemową. Wrzask, który z siebie wydał był bardziej zwierzęcy, niż ludzki. Pierwotny, instynktowny i bardzo głośny. Pasza, wśród swoich wątpliwych zalet, mógł pochwalić się sadyzmem i ten upiorny krzyk bólu stał się dla niego ostatnim bodźcem potrzebnym do szczytu i wypełnienia chętnego wnętrza Leileny.
- Więcej. Niech cierpi - nakazał Druzir, nie przestając tryskać.
Rudowłosa starała się nie trzymać ognia długo, wręcz jak najkrócej, ale przy zaangażowaniu paszy było to trudne, szczególnie, że sama zaczęła pierwszy raz w życiu udawać orgazm, bardzo silny i gwałtowny. Także krzyczała, raz jeszcze przypiekając więźnia, a pasza wlewał w kochankę coraz więcej i więcej spermy, aż w końcu zupełnie wyczerpany opadł na brudną ziemię, a skomlący z bólu złodziej zdołał odczołgać się w kąt, dłońmi próbując osłonić obolałe, śmierdzące spalonymi włosami krocze. Zza drzwi celi dobiegły zaniepokojone krzyki, zapewne zaalarmowanych strażników, ale yn Kalil zbył ich jakimś szczeknięciem. Lei rzecz jasna nie dręczyła go dalej, opadając na ziemię obok paszy, także zdyszana. I nieco obolała, choć na szczęście znacznie mniej niż ten biedny więzień.
- Na dziś się… zaspokoiłem - wysapał bogacz. Choć drogie ubranie potwornie brudziło się od klepiska, ani myślał wstawać. - Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz tak dobrze poruchałem - pochwalił wulgarnie Leilenę.
- Dziękuję, panie - zamruczała w odpowiedzi, unosząc się do pozycji siedzącej. - Jestem do twojej dyspozycji zawsze kiedy zechcesz.
- Skorzystam… skrupulatnie - zapewnił. W końcu sam spróbował się zebrać na nogi, ale potrzebował przy tym pomocy dziewczyny, wstając bardzo ciężko i ledwie zawiązując na sobie pasek. - No, to koniec wycieczki - ogłosił, łypiąc jeszcze na cierpiącego jeńca. - Wracamy do haremu.
W trakcie powrotnej drogi przez kręte korytarzyki, dziewczyna starała się przy użyciu magicznych sztuczek zaznaczać drogę, na wypadek gdyby zdarzyła się okazja do powrotu po sługę Nessaliny. Żony i kochanki wielkiego paszy skwitowały powrót Ann leniwymi spojrzeniami, albo teatralnym lekceważeniem. Wszystkie, z wyjątkiem tej zawoalowanej, która z zainteresowaniem patrzyła na rudowłosą. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej krótko, wzięła po drodze dzban z wodą do picia i skierowała się do basenu. Potrzebowała się obmyć, czuła się brudna. Pod wieloma względami. Nikt jej nie przeszkadzał w ablucjach… choć, z drugiej strony, nikt jej też nie pomagał. Druzir nie szczędził jednak na zbytki dla swych nałożnic i od mydeł, pachnideł, perfum i puszystych ręczników można było dostać zawrotu głowy. Nie potrzebowała pomocy w myciu, jeszcze czego. Wspólne kąpiele były do innych celów, ale Lei harem i jego kobiety traktowała tak samo jak one ją. Napiła się, umyła, wytarła i odświeżona wróciła do zawoalowanej kobiety, siadając niedaleko niej.
- Jakie są… obrządki spania tutaj? Wszystkie w jednym czasie, czy kto jak chce?
- Każda, kiedy chce. Chociaż tyle mamy wolności. No i każda z którą chce, jeśli potrzeba przydusi - dodała jeszcze.
Nie mając nic innego, niż mnóstwo czasu, Leilena zaczęła dokładnie zapoznawać się z haremem, szczególnie z jego zabezpieczeniami. Drzwi były tylko jedne, dwuskrzydłowe i nieustannie pilnowane przez zupełnie niewzruszonych ciemnoskórych. Ile by się przy nich Lei nie kręciła, uśmiechała czy mrugała, prawie nie zwracali na nią uwagi.
Żeby kobiety nie podusiły się w swej złotej klatce, wysoko na ścianach było mnóstwo wąskich okienek, ale każde było zakratowane. Oprócz tego, gdy ukradkowo tantrystka rzuciła odpowiednie zaklęcie, wyczuła ochronną magię przy wszystkich potencjalnych punktach wejścia. Niestety, choć bardzo starała się rozgryźć co za magia była w użyciu, to brakowało jej jeszcze wiedzy i doświadczenia. Nie było to chyba jednak nic groźnego, bo kiedy wchodziła do komnaty, to nikt nie skandował żadnych odczyniających inkantacji, ani nic nie błyszczało czy grzmiało. Więc może to był jakiś alarm? Albo coś, co magicznie zamykało wszystkie okiennice? Można było tylko zgadywać… ewentualnie podpytać.
- Któraś próbowała kiedyś uciekać? - Lei zapytała po jakimś czasie swojej jedynej tu rozmówczyni. - Pasza pewnie zabezpieczył się przed tym nie tylko dwoma osiłkami.
- Niebezpieczne pytanie - zauważyła kobieta. - Mogłabym donieść paszy, że chodzą ci po główce niedobre pomysły - stwierdziła, spoglądając na gwardzistów. - I skończyłaby się fascynacja nową kochanką, a dobry pasza by mnie wynagrodził… - ciągnęła rozmarzonym tonem, który jednak bardzo szybko został porzucony. - Zupełnie niedawno jakiś półork próbował uwolnić półelfkę - zakończyła już przyjaźnie.
- I co się wydarzyło? To musiało być odświeżające przy tutejszej nudzie - zauważyła Lei, ciągle energicznym, pozytywnym tonem, ignorując całkiem udawane groźby kobiety.
- Zbiegli się strażnicy, a ta idiotka tak się uczepiła ramienia swego wybawcy, że się nie mógł bronić - wzruszyła ramionami. - Pewnie go już ścięli.
- Pewnych osób nie warto ratować - westchnęła Lei z pewnym smutkiem. - Ale jak on tu w ogóle wszedł?
- A tego, to już nie wiem. Spałam wtedy, obudziły mnie dopiero hałasy.
- Co zrobili z tą, którą próbował ratować? - rudowłosa jak zawsze miała mnóstwo pytań.
- Nic - zaśmiała się rozmówczyni. - Zarzekała się, że zły, śmierdzący półork chciał ją zgwałcić. Nie dziwię się jej, w przeciwnym przypadku pewnie wylądowałaby w jakimś cuchnącym lochu.
- To prawda, no nic, dziękuję za poświęcony czas, ale teraz chyba pójdę się zdrzemnąć. Nie wiadomo kiedy paszy znowu się zechce nowej zabawki - uśmiechnęła się.
- Jest zaskakująco jurny, jak na swoją tuszę i wiek. Między nami mówiąc, podejrzewam że to jakaś magia - mrugnęła za woalką.
- Gdybym miała taki harem, też bym się wspomagała - zachichotała rudowłosa i oddaliła się celem przespania się i pomyślenia nad możliwościami.

Sen nie przyszedł szybko. Wydarzenia z całego dnia kłębiły się w głowie dziewczyny, a i wszystkie kochanki yn Kalila robiły trochę hałasu. W końcu jednak zmęczenie i miękkie poduszki zrobiły swoje. A gdy jawa ustąpiła, w nocnych marzeniach pojawiła się Nessalina. Demonica jak zawsze stała wśród piekielnego krajobrazu, tym razem jakiś antycznych ruin. Jak zawsze roznegliżowana i kusząca, leniwie machała swym smukłym ogonem.
- Witaj, moja droga - przywitała się głosem brzmiącym jak pomruk rozkoszy.
- Witaj, pani - dygnęła i jęknęła Lei, momentalnie podniecona i myśląca o seksie. - Dostałam się do haremu paszy i wiem już, gdzie przetrzymują agenta. Jeśli mogę być tak śmiała, dlaczego chcesz go ratować, pani?
Sukkub wydawał się zdziwiony tym pytaniem. Skrzydła jej zadrżały, a jedna z brwi uniosła się w górę.
- Gdybyś ty była w takiej sytuacji, nie chciałabyś żebym ci pomogła? - lawirowała z odpowiedzią.
- Chciałabym - przyznała. - Lecz wszystkie opowieści wskazują, że zrobił coś głupiego. Czy… czy takie jak ty nie są pozbawione w takich przypadkach litości?
- Litość nie ma tutaj nic do rzeczy - pokręciła głową. - Ander jest bardzo kompetentny i wcześniej niczego tak nie spieprzył. Poza tym jest… oryginalny - dodała z nieodgadnionym uśmieszkiem.
- No dobrze, nie będę dociekała dlaczego tak się napalił na pewną półelfkę - Lei uśmiechnęła się szeroko. - Czy możesz mi jednak zdradzić, jeśli wiesz, jak dostał się do haremu? Drzwi pilnuje magia i dwóch eunuchów. Nie posiadam zaklęć pozwalających mi się łatwo przemknąć, wszystkie zakładają… robienie dużej ilości zamieszania. Lub pasza znów będzie mnie musiał zabrać gdzieś osobiście, a nie wiem kiedy się to wydarzy.
- Wiem, przeszedł przez cienie - wyjaśniła. - To jeden z moich darów dla niego, tyle że to co podarowałam Anderowi jest zupełnie inne, od tego co podarowałam tobie - w zamyśleniu zaczęła skubać palcami swe pełne wargi. - Mówisz, że haremu pilnują eunuchy? Mogłabyś ich uleczyć, to na pewno narobiłoby sporo zamieszania - rzuciła niezobowiązująco, uśmiechając się figlarnie.
- Mogłabym też zrobić im inne rzeczy, ale jak zaznaczyłaś, wszystko wiąże się z zamieszaniem - rudowłosa oblizała nagle zaschnięte wargi. - No i uleczenie ich wymaga ode mnie pokazania twojego daru. Żebym chociaż wiedziała co to za magia chroni wejście, ale jestem dopiero po pierwszym semestrze nauki.
- Och, dziewczyna nie może sobie nawet pożartować? - westchnęła czarcica. - Wejścia chroni tylko magiczny alarm. Ander przekonał się o tym za późno. I jest prawie pewny, że aktywuje się tylko, gdy ktoś wchodzi, nie kiedy wychodzi. Widać w tym zakresie pasza ufa swoim strażnikom.
- Świetnie - westchnęła Lei, która jednak nie brzmiała, jakby faktycznie tak myślała. - Muszę jak najszybciej nauczyć się zaklęcia niewidzialności, to byłoby o wiele prostsze. Teraz będę musiała ciskać zaklęciami w biednych eunuchów - wyszczerzyła się. Odrobinę… złowieszczo.
- No cóż… jeden czy dwa zwoje mogę ci użyczyć. Tyle, że jeśli przeniosę je do twojego haremu, to włączy się alarm - zauważyła Nessa.
- Wolę nie przyciągać uwagi - zdecydowała od razu Lei. Niestety jej pani nie okazywała się szczególnie pomocna. - Spróbuję z tym co mam. Mam nadzieję, że mnie też w razie czego zechcesz ratować, pani - dziewczyna mrugnęła zawadiacko, wcale nie porażona strachem ani przed zadaniem, ani przed Nessą ani przed bardzo widowiskową scenerią. Wyglądała jak osoba całkowicie odporna na strach i pesymizm, w tym momencie w każdym razie.
- Jesteś zbyt ciekawą inwestycją, żeby cię po prostu porzucić - zapewnił sukkub. Zbliżył się przy tym do Lei i niemal czule pogłaskał ją po policzku. - Zdobądź jakieś szczątki. Udka z kurczaka, czy co wy tam jecie. Przynieś je do celi Andera, rozkuj go jakoś i ulecz. Z resztą już sobie jakoś poradzi i lepiej dla niego, żeby ciebie również stamtąd zabrał.
- Dobrze, pani - obiecała i zadrżała z przyjemności od dotyku.
- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc? - zapytał, a widząc reakcję dziewczyny nie cofała swej dłoni.
- Chyba powinnam się skupić na zadaniu, jeśli chcę je wykonać - bardziej wyjęczała, niż powiedziała Leilena.
- Pewnie masz rację - zgodziła się Nessa. Jednak zamiast się odsunąć, pochyliła się nad uchem dziewczyny i ciepło wyszeptała. - A gdy je wykonasz, nie zapomnij pomyśleć jaką chcesz nagrodę.
Dopiero wtedy odstąpiła na dwa kroki. Czerwona na policzkach dziewczyna zagryzła dolną wargę i spuściła wzrok, aby trochę doprowadzić ciało i głowę do porządku zanim wróci do prawdziwego snu. Czy sukkuby działały tak na każdego? Czy to Leilena czuła szczególny pociąg do tego właśnie demona? A może to był wpływ podpisanego paktu? Dywagacje szybko się rozmyły, gdy tylko piekielny krajobraz ustąpił bardziej ulotnym wizjom. Jednak gdy Lei obudziła się wcześnie rano, każde zdanie wymienione z Nessaliną było wypalone w jej pamięci.

 
Zapatashura jest offline  
Stary 11-09-2019, 21:30   #75
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Wstała, przeciągnęła się i rozejrzała. Nie zamierzała robić nic gwałtownego, ale co miała zrobić, musiało zostać zrobione. Na początek: śniadanie. No bo nie można było pomagać piekielnej demonicy bez śniadania. I o ile nie znajdzie w jedzeniu szczątków to będzie trzeba poczekać aż do obiadu. Tutaj akurat przebywanie w złotej klatce działało na korzyść Lei. Mogła sobie bowiem zażyczyć na śniadanie co tylko chciała. Kurczak? Żaden problem, chociaż niektóre kochanki kpinkowały, że przy takiej diecie rudowłosa szybko straci swe kuszące kształty. Lei nie miała nic przeciwko dodatkowym kilogramom u dajmy na to kochanek. Byłyby wtedy tak przyjemnie mięciutkie, kiedy się ich by dotykało… potrząsnęła głową, szybko zjadając tyle, żeby wystarczyło do zaklęcia. Nessalina zawsze bardzo mocno wzmagała podniecenie i rudowłosa miała problemy ze skupieniem. Dlatego uznała, że musi to zrobić szybko. Jak tylko zebrała i zawinęła kości w niewielką chusteczkę, co nie było łatwe przy próbie zrobienia tego potajemnie, podeszła w miarę blisko drzwi, czekając na ich otwarcie. Wtedy zamierzała zacząć zabawę, najpierw od przywrócenia męskości jednemu ze strażników.
Lei nie musiała nawet długo czekać. Wczesna godzina wiązała się z tym, że kobiety paszy budziły się, raz jedna raz druga. Te, które spały szczególnie twardo właśnie wstawały i miały ochotę na śniadanie. Jeden z rosłych eunuchów otworzył drzwi słysząc pukanie i znalazł się w zasięgu skrywanego magią kostura Leileny. Regenerujące zaklęcie nie wymagało nawet słowa, by je aktywować i wnet rudowłosa mogła podziwiać bezbrzeżne zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny. Biedaczek. To była jedyna współczująca mu myśl, bo za nią popłynęły słowa, mruczane cicho zaklęcie słowa mocy: żądzy. Skoro robić zamieszanie, to na całego. Przy czym upewniła się, że to nie na nią będzie patrzył, kiedy uwolni magię.
Sytuacja robiła się coraz ciekawsza, bowiem świeżo odzyskany penis od razu stanął na całą swoją długość. A rozmiarów był takich, że luźne spodnie nie były w stanie go ani trochę ukryć. A już na pewno nie przed zielonowłosą kobietą (która była Lei przedstawiana, ale imię jakoś umknęło jej z pamięci), która właśnie zamawiała sobie śniadanie. Zdębiały strażnik miotał się, targany emocjami - zdziwieniem, żądzą, strachem. Niestety zwróciło to uwagę drugiego wartownika. Na niego oczywiście Lei też szykowała niespodziankę, tym razem z kostura. Wysłała mu falę niesamowicie przyjemnych wizji… trochę ciekawa jak podziałają na eunucha, skoro to była magia to chyba niepotrzebny mu był sprawny penis?
Wyobraźnia wystarczyła. Kaleka osunął się po ścianie, z przymkniętymi oczami i głupkowatym uśmiechem wykrzywiającym wargi. Nie narobił dzięki temu hałasu, a kolorowa nałożnica yn Kalila w międzyczasie zdążyła podejść do drugiego mężczyzny, dosłownie oblizując przy tym wargi.
- No proszę, proszę, tyle czasu ukrywałeś przed nami taki prezent? - kokietowała kompletnie zdezorientowanego Calimszytę. - Za karę będziesz musiał nas nim wielokrotnie obdarować.
Były już eunuch coś tam wydukał, ale kobieta nawet go nie słuchała. Złapała za to za kołnierz zbroi i wciągnęła go do środka. Musiała być bardzo wyposzczona i akurat znalazła źródełko, do którego zaraz zaczęły schodzić się inne nałożnice.
Lei zostawiła ich samych i korzystając z tego jak odwracał uwagę, wymknęła się na zewnątrz, najkrótszą drogą zmierzając ku celom. Wykorzystywała przy tym wszystkie wyuczone zdolności skrytego poruszania się, wolała spróbować takiego podejścia. Wycieczka, którą zapewnił jej Druzir bardzo się przydała. Pamiętała dzięki niej zakamarki, w których można było przeczekać patrol strażnika, miejsca szczególnie uczęszczane przez służbę, w skrócie - najbezpieczniejszą ścieżkę do celu. A ponieważ schody do piwnicy nie znajdowały się szczególnie daleko, to mogła usłyszeć stłumione chichoty dobiegające z haremu. Widać zabawa rozkręcała się tam w najlepsze. Pierwszym problemem był uzbrojony strażnik, który pilnował zejścia do lochu. Jeśli pamięć Leileny nie zawodziła, za nim (już na dole) czekało ją ominięcie jeszcze jednego, który pilnował samej celi. Miała ciągle dwa użycia porno-wizji, na nich zamierzała je zużyć i liczyć na to, że nie pojawią się następni. Bo inne rozwiązania już nie były tak ciche.
Czar zadziałał na pierwszej ofierze i panna Mongle przemknęła się niezauważona po schodach. Zostawione przy ostatniej wizycie ślady na ścianach były nieocenione. Wiecznie zakręcające korytarze bardzo szybko dezorientowały i pewnie dziewczyna by się zgubiła, gdyby nie wcześniejsze przygotowania. Drugi strażnik także nie oparł się zaklęciu i usiadł na ziemi, z szybko wybrzuszającymi się z przodu spodniami.Cela, w której trzymano półorka była jednak zamknięta. Ten problem rozwiązało pobieżne przeszukanie gwardzisty, który miał przy sobie kółko z kluczami. Jeszcze tylko kilka nieudanych wyborów tego właściwego i cela stanęła otworem. Ander dalej wyglądał fatalnie, nawet w pełgającym, słabym świetle pochodni, pozostawał też nieprzytomny. Nie trwoniąc czasu spróbowała, czy któryś z kluczy pasuje do kajdan. Ten problem wyglądał na najtrudniejszy, kiedy myślała o tym wszystkim wcześniej. Gdyby nie pasował, to musiała użyć zaklęcia leczącego już teraz, Ander mógł bowiem wiedzieć gdzie kluczy szukać. Jej magia była zdecydowanie zbyt słaba, jeśli chodziło o manipulację przedmiotami, do pokonania kajdan. Najwyraźniej jednak ktoś uznał, że najlepiej trzymać wszystkie klucze w jednym miejscu. Trzeci z kolei przekręcił się w zamku, a zwalisty półork prawie spadł na Leilenę. Zawisnął jednak w pokracznej pozycji, zwisając na drugim łańcuchu. Kiedy i ten został rozkuty, Ander zwalił się bezwładnie na ziemię. Wtedy rudowłosa uwolniła magię leczącą, na wszelki wypadek cofając się po tym poza zasięg jego ramion. Trudno powiedzieć jak na nią zareaguje. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać - reakcją był krzyk. Gardłowy, niski, zwierzęcy i pełen bólu. Na oczach rudowłosej spalona skóra nabierała rumieńców, ledwie zasklepione do tej pory rany pokrywały się świerzymy strupami, a złamane kości zrastały się z upiornym chrzęstem. Nagle wyrwane z otępienia ciało reagowało niemal agonalnie i Lei obawiała się, że półork tego nie zniesie. Po kilkunastu sekundach, które ciągnęły się jak melasa, mężczyzna w końcu umilkł, a jego szeroka, owłosiona pierś unosiła się w równym oddechu. Dopadła do niego i klękając obok spróbowała ocucić lekkimi uderzeniami i potrząsaniem. Do tego także miałaby pewnie zaklęcie, ale rażenie elektrycznością nie należało do rzeczy, których próbuje się w pokojowych okolicznościach jako pierwszych.
Półork po chwili otworzył oczy, ale spojrzenie miał rozbiegane.
- Hama? - wychrypiał coś bez ładu i składu.
- Obawiam się, że nie. I obawiam się, że mamy mało czasu na ucieczkę, więc lepiej weź się za siebie i nas stąd zabierz - Lei mówiła cicho, ale dobitnie i wyraźnie. - Nasza pani będzie jeszcze bardziej niezadowolona, gdy dasz się złapać powtórnie i to ze mną na dokładkę.
- Nasza… pani? - zapytał. Widocznie oberwał o parę razy za mocno w głowę, skoro nie pamiętał takich rzeczy.
- Nie dyskutuj - syknęła. - Podobno umiesz nas stąd wydostać. Przyniosłam szczątki, pewnie do zaklęcia. Zaczynasz łapać?
- Zaczynam - przyznał, a jego spojrzenie skupiło się odrobinę. - Ładna jesteś - rzucił ni z tego ni z owego, niemrawo próbując usiąść.
- Skup się, bo sięgnę po bardziej drastyczne środki - poklepała go po policzku. - Zrobiłam tu dużo zamieszania, zaraz się zorientują. Wolałabym nie żałować przyjścia ci na ratunek.
- Dobrze, dobrze. Daj mi te szczątki - poprosił, rozmasowując co bardziej obolałe miejsca. A tych musiał mieć sporo. Kiedy już otrzymał to, co zostało z kurczaka, drżącymi palcami zaczął układać kostki i chrząstki w jakąś figurę. - Potrzebuję czegoś ostrego.
Lei podeszła do pogrążonego w marzeniach strażnika i rozejrzała się za jakąś bronią. Dysponował jakimś dziwnym, wygiętym mieczem, ale kształt miał drugorzędne znaczenie. Liczyło się to, że dało się nim ciąć. Kiedy Ander otrzymał ostrze, westchnął cierpiętniczo, po czym zacisnął szczękę i rozciął sobie dłoń. Krew zaczęła kapać na utworzony symbol. W celi rozszedł się dźwięk, trochę jak syk gotowanej wody, a trochę jak syczenie węża. Kości zaczęły się wyginać i zrastać, po chwili układając się w nierówny prostokąt. Resztki skóry i mięsa roztapiały się wydając paskudny smród padliny. Proces był ohydny i odrzucający, a magia za nim stojąca w niczym nie przypominała Leilenie tego, co sama doświadczała dzięki łaskom Nessaliny. W końcu na podłodze ukształtowała się księga. Ciemna, oprawiona skórą, która chyba jednak nie przypominała drobiu. Na okładce znajdowały się symbole, od patrzenia na które dziewczyna dostawała dreszczy.
- Gotowe - oznajmił półrok, łapiąc tom w jedną rękę. Zanim wstał wypowiedział jeszcze krótką formułkę w jakiejś gardłowej mowie. Zbladł od tego, policzki zauważalnie się zapadły, w pod jego oczami wykwitły purpurowe plamy. Lei nie wiedziała co to był za czar, ani co robił, ale efekt wizualny upodobnił mężczyznę do trupa… a przynajmniej kogoś śmiertelnie chorego.
- Chyba wolę swoją magię - westchnęła pod nosem. W życiu nie zdecydowałaby się na zostanie czarodziejką, gdyby musiała przechodzić takie obrzydliwości. Nessalina wspomniała coś o chodzeniu między cieniami, czy coś takiego. Może teraz tak też miało to zadziałać. - No dobrze, nie wiem co robisz, ale co ze mną? - zapytała głośniej.
- Uratowałaś mi pewnie życie, więc cię tutaj nie zostawię. Ale musimy załatwić jeszcze jedną rzecz - odpowiedział, podchodząc do pochodni. Poruszał się nienaturalnie sztywno, ale jednocześnie szybko.
- Na pewno uratowałam ci życie - sprecyzowała równie dobitnie co wcześniej. Nie podobał się jej ten półork wcale. - I dlatego sugeruję, że te sprawy mogą poczekać. Już raz dałeś się złapać i zaklinam się, że drugi raz po ciebie nie wrócę.
- Tak, masz rację. Uratowałaś mnie i jestem ci bardzo wdzięczny. Możesz mnie prosić o co chcesz - zapewnił, zdejmując pochodnię ze ściany i ciskając ją na twardą ziemię. Szybko zadeptał płomień, skrywając ciasne pomieszczenie w zupełnej ciemności. - Ale jeżeli nie zabiorę stąd lustra, to Ona i tak mnie zabije. Więc nie mam wielkiego wyboru.
- Jakiego znowu lustra i dlaczego szukałeś go w haremie?! - westchnęła zirytowana. - Mam wielką ochotę potraktować cię jakimś zaklęciem. Wciągnij tu tego strażnika, to co mu zrobiłam zaraz się skończy i narobi alarmu. Tak jak dwóch poprzednich, o ile ktoś nie zauważył już, że jeden eunuch lubi się pieprzyć. Aha, i ja nic nie widzę!
Na początku nie było żadnej odpowiedzi. W mroku tylko słychać było jakieś szuranie, najwyraźniej półork posłuchał rady. Potem, do Lei zaczęły zbliżać się kroki, niewątpliwie Andera. Odezwał się stojąc tuż obok niej.
- Po to zgasiłem światło. Ciemność, to nasz sprzymierzeniec - rudowłosa poczuła na ramieniu jego dłoń. - Nie powiedziała ci nic o lustrze? Ani słowa?
- Twój sprzymierzeniec - zauważyła cierpko. - Ja się będę potykać o własne nogi. Dopóki stąd nie wyjdziemy, bo na górze jest dzień. I czy byłabym zdziwiona, gdybym wiedziała o jakimś lustrze?! Ruszmy się, za długo jesteśmy w tym miejscu.
- Lepiej, żebyś się potknęła, niż żeby nas ktoś zobaczył - delikatnie popchnął rudowłosą do przodu. - Rób małe kroki, ostrzegę cię przed przeszkodami - obiecał. W korytarzach piwnicy panował półmrok, gdy dziewczyna schodziła na dół jeszcze dziesięć minut wcześniej, ale teraz jakby panowała w nich noc. Czyżby to też był efekt piekielnej magii tego półorka?
- Pamiętasz drogę na górę?
- Gdybym coś widziała. Na ścianach są znaki, które porobiłam. Po ciemku to ja nawet nie wiem gdzie jesteśmy po kilku krokach - no pięknie Nessalina nas dobrała, westchnęła w duchu.
- No to będę szukał znaków - odpowiedział mężczyzna. - To lustro jest magiczne. I nasza Pani chce je mieć… oho, znak numer jeden - przerwał wytłumaczenie i znowu delikatnie pchnął Lei, tym razem w prawo.
- Wyobraź sobie, że domyśliłam się, że nie pragnie zwykłego lustra, żeby sobie popatrzeć jaka jest piękna - syknęła w odpowiedzi. Jakoś przy nim nie umiała nie być sarkastyczna i milczeć.
- Och, no po co ta kąśliwość? Gdzie twoja żądza przygody? - on z kolei zaczynał nabierać humoru. Dalszą wymianę uwag przerwały im jednak odgłosy ciężkich buciorów dudniących po kamieniu. Ander przycisnął Lei do ściany i wkrótce przebiegło obok nich trzech mężczyzn z pochodniami, zupełnie jednak nie zwracając na nich uwagi. Lei wciąż wydawało się, że w koło jest strasznie ciemno, ale przecież pochodnie musiały rzucać jasne światło. Kroki ucichły w oddali i dopiero wtedy półork poprowadził towarzyszkę dalej.
- Nie szukałem lustra w haremie. Znalazłem je wcześniej. Do haremu poszedłem po Hamę, czego obecnie żałuję - podjął szeptem.
- Lepiej teraz jej nie szukajmy, bo będą większe problemy. Mogłam nie przypaść jej do gustu - zachichotała. - Że tak dałeś się złapać, nie mogłeś poczekać aż będzie tylko z paszą zamiast wchodzić do gniazda żmij? - teraz to Lei brzmiała jakby weselej.
- Pasza jest chroniony znacznie lepiej, niż jego kochanki. Nawet lustro było lepiej zabezpieczone, choć jest przeklęte. On… nie najlepiej traktuje ludzi - stwierdził.
- I dlatego chciałeś ratować półelfkę razem z lustrem? Zauważyłam, że dając mu czego chce nie traktuje cię źle. A potem zapomina i następuje nuda. Znów stoimy - dodała.
- Bo szukam tych twoich symboli - odparł. - A dla mnie niewola, to nie jest dobre traktowanie - dodał. Przynajmniej był trochę spostrzegawczy, bo wreszcie znalazł dalszą ścieżkę i po dwóch zakrętach stali już u podnóża schodów.
- Idziesz ze mną po te cholerne lustro? Bo niewidzialność nie ma dużego obszaru - zapytał.
- Przecież tu nie zostanę - zauważyła. - Niewola to nie jest dobre traktowanie, a służysz JEJ? Dlaczego akurat półelfka? - pomimo sytuacji Lei na całego włączyła się gadatliwość.
- Bo mi pomogła. Aż do samego końca, gdy mnie kompletnie udupiła - ostatnie zdanie wypowiedział już zrzędliwie. Temat Nessy przemilczał.
Korytarz u szczytu schodów nie był już tak strasznie ciemny. Nie wyglądało to jak środek dnia, raczej jak późny wieczór, ale Leilena przynajmniej widziała gdzie idzie. Gdy Ander rozglądał się na boki, wyraźnie czegoś wypatrując, rudowłosa mogła usłyszeć gniewne krzyki od strony haremu. Romans najwyraźniej się wydał. Trzymała się blisko niego, rozglądając się za zagrożeniami. Nie zagadywała go już, bardziej skupiona. Wreszcie półork zdecydował się ruszyć. Ciągnąc tantrystkę za rękę pośpieszył w głąb korytarza, w kierunku przeciwnym do haremu. Skręcił za róg, a potem znowu szli prosto. Spieszył się, ale Lei zachowywała czujność, dzięki czemu usłyszała kolejnych strażników na długo przez Anderem i ponownie przywarli do ściany do czasu, gdy okolica stała się bezpieczna.
Okazało się, że miejscem, którego szukał mężczyzna była wnęka z posągiem nagiej kobiety. I choć Lei sama nie była nieczuła na takie widoki, to wydało jej się dziwne, że w takiej sytuacji Ander miał ochotę pogapić się na kamienne cycki. Nie była taka głupia, słyszała już nie raz o tajnych przejściach. W końcu Akademia miała ich mieć sporo, jeszcze nie odkrytych. Liczyła właśnie na to, że to jedno z nich i pozwalała półorkowi działać. Trochę się pomyliła, ale niewiele. Za posągiem nie było przejścia, ale była skrytka. Półork wyjął z niej sporą szkatułkę, długą jak jego ramię.
- I koniec wycieczki - szepnął. - Zabierajmy się, zanim pasza sprowadzi jakichś wieszczy.
Tak, jak mówiła Nessa, Ander miał swoje sposoby by się gdzieś dostać, albo wydostać. W dzień było mu trudniej, długo szukał odpowiednio ciemnego miejsca, zaglądając do różnych pomieszczeń. W końcu jednak trafił na odpowiednie, z oknem wychodzącym na zacieniony palmami ogród. Złapał Leilenę w pasie i w mgnieniu oka poczuła pod stopami trawę. Byli na zewnątrz. Wydostanie się z posiadłości na ulicę zajęło jeszcze więcej czasu, ale i to się im w końcu udało.
- Masz jakiś plan co dalej? Moje kontakty w tym mieście na pewno już postawiły na mnie kreskę - zapytał, kiedy skrywali się w jakiejś bocznej alejce.

Spojrzała na niego jakby się zerwał właśnie z wyjątkowo egzotycznego drzewka. I westchnęła teatralnie.
- Nie mów, że nie masz drogi ucieczki. To nawet ja mam plan powrotu do swojego kraju, a w tym mieście jestem pierwszy raz.
- Miałem plan dekadzień temu - odparł. - Tylko wtedy nie byłem rannym zbiegiem, który wygląda jak trup i którego chce zabić jeden z najbogatszych ludzi w mieście. To jaki plan masz ty?
Milczała przez moment, patrząc mu w oczy. Wreszcie uśmiechnęła się szeroko.
- Wrócić do siebie. Skąd jesteś?
- Z Amn. Z pogranicza - odparł. Czar, którym byli objęci zaczynał tracić na sile i Lei mogła się dokładniej przyjrzeć słudze Nessaliny. Miał jakieś sześć stóp wzrostu, był szeroki w barkach i wnioskując z kępek włosów, które mu odrosły przez lecząca magię, nie ścinał się krótko. Z ust wystawał mu pojedynczy kieł. - A ty?
Przez chwilę odtwarzała sobie w głowie mapę Faerunu i skrzywiła się po umiejscowieniu ich krajów.
- Halrua. Mój krąg niewiele ci pomoże, ale zdążyłam spotkać tu pewną półorczycę. Zgodziła się pomóc w razie czego, a tobie powinno być jeszcze łatwiej. Tyle, że nie mam środków, które mogłabym ci zaoferować.
- Och, mam środki. Zabezpieczyłem się na ile mogłem. Potrzebuję miejsca, gdzie mogę się przebrać, umyć, dojść do siebie, a wtedy mogę zabrać moje rzeczy i się stąd zabierać… Czemu twój krąg mi nie pomoże?
- Bo znajduje się w moim mieście - powiedziała to jak coś oczywistego. - A po tej stronie… cóż, nie znam dobrze właściciela. Poszukajmy najpierw mojej znajomej, lub jej znajomych.
- Tak wyglądając nie ujdziemy nawet pół dzielnicy - zaprotestował mężczyzna. - Umiesz zmienić swój wygląd?
- W ograniczonym zakresie - przyznała. - Ale nie umiem zmienić stroju.
- Masz charakterystyczna fryzurę, będą szukać rudych - stwierdził. - Przerobisz się na szatynkę i większość zmylisz.
Samemu przewertował swoją księgę, aż zatrzymał się na jednej ze strony. Odczytał powoli i rytmicznie zaklęcie i na oczach Lei zmienił się w Calimszytę. Kolor skóry, ubiór, zmieniło się wszystko poza wzrostem. To był ciekawy rodzaj magii, prosto z księgi. Leilena nie zwlekała jednak dłużej, sięgając po swoje zaklęcie i sprawdzając jego możliwości. Zmieniła włosy na długie i czarne i spróbowała pozbyć się piegów, a nawet przyciemnić swoją skórę. Nie miała lustra, więc nie była pewna efektu. Ander jednak pokiwał po chwili głową.
- Może być, w drogę - zdecydował.
 
Lady jest offline  
Stary 15-09-2019, 17:25   #76
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Lei nie wiedziała gdzie dokładnie przebywa półorczyca, ale pamiętała jej zapewnienia, że zna ją każdy półork w mieście. W Dzielnicy Klejnotów ich akurat nie było, ale już poza nią łatwiej było wypatrzyć szaroskórych nieludzi. Jeden z nich, zagadnięty o Laurę Poszukiwaczkę, pokiwał głową na znak, że wie o kogo chodzi i za symboliczną kwotę zgodził się zaprowadzić do niej Leilenę.
Długowłosa mieszkała w biednej dzielnicy Calimshanu, raczej w chacie niż domu i (co dobrze świadczyło o magii Lei) zupełnie nie rozpoznała tantrystki.
- Kim jesteście? - zapytała nieufnie, stojąc w progu swego bardzo skromnego domostwa.
Lei rozproszyła swoje zaklęcie i uśmiechnęła się do seksownej półorczycy.
- Leilena? - Laura również się uśmiechnęła, prezentując równe, ale ostre zęby. - A ten to kto?
Ander wolał zachować milczenie, nie wiedząc jak wiele Lei chce zdradzić.
- Przyjaciel, po niego poszłam do paszy - odpowiedziała. - No przedstaw się - szturchnęła Andera, pozwalając mu zdecydować o imieniu.
- Auu - zaczął od syknięcia. Może rudowłosa trafiła go akurat w jakieś niezaleczone miejsce, albo po prostu był mazgajem. - Nazywam się Ander - roztarł bok, a zaraz potem rozproszył na sobie iluzję. - I już wcześniej korzystałem z gościny twoich ziomków.
Półorczyca otworzyła szerzej swe brązowe oczy.
- Dwójka czarodziejów. I to w moich skromnych progach? Przyszliście tak po przyjacielsku, czy po jakąś pomoc?
- Jeśli nas na chwilę ukryjecie, będziemy wdzięczni. Trochę poturbowali Andera w lochu. No i będą nas szukać, chociaż to duże miasto - wyjaśniła Lei ze swoim zwyczajowym, naturalnym uśmiechem.
- Potrafimy się odwdzięczyć - zapewnił od razu sługa Nessaliny.
- Nie wątpię. Co to za czarodziej, co by nie potrafił? - spytała, nie oczekując żadnej odpowiedzi. - Chodźcie, u mnie was trzymać nie będę, ale zaprowadzę was do kryjówki.
Społeczność półorków w Calimshanie była jedną z największych w Krainach i potrafili się całkiem nieźle zorganizować. Wspomniana kryjówka znajdowała się w centrum ubogiej dzielnicy, w gąszczu krzywych alejek i uliczek - Lei bardzo szybko straciła orientację. Luksusów to tam nie było, ale proste łóżko i trochę jedzenia się znalazło.
- Wolę nie pytać co nabroiliście, bo jeszcze zmienię zdanie - stwierdziła Laura, pomagając Anderowi wygodnie się położyć. - Postaram się przynieść jakieś bandaże. Potrzebujecie czegoś jeszcze? - pytając spojrzała jednak tylko na Leilenę.
- Ja wiadomo co nabroiłam, zabrałam go z miejsca, skąd nie miał być zabrany - wyszczerzyła się. - Czy coś jeszcze… może pięknej przewodniczki, która zaprowadzi mnie jutro do pewnego miejsca? Bo się pogubiłam w tych uliczkach. Dlaczego uważasz, że czarodzieje umieją się odwdzięczyć?
Laura chyba nawet trochę się zarumieniła, ale przy jej dziwnej cerze trudno było jednoznacznie określić.
- No bo czarujecie - odparła, wcale już nie tak pewnie. - A jak ktoś czaruje, to może wszystko.
- Oh, ale to by było piękne - rozmarzyła się rudowłosa. - Niestety moje możliwości są bardzo ograniczone.
- W pojedynkę uratowałaś więźnia paszy i mówisz mi, że masz ograniczone możliwości? - długowłosa ani trochę nie uwierzyła w skromność tantrystki.
- W dużej mierze użyłam tego, że jestem całkiem ładna i niewinna - uśmiechnęła się słodko dziewczyna.
- Ahaa… - z tonu półorczycy wynikało, że zupełnie nie uwierzyła w takie zapewnienie. - Nie chcesz, to nie mów - wzruszyła ramionami, co momentalnie wprawiło jej duże piersi w przyjemne kołysanie. - Jakbyście czegoś potrzebowali w międzyczasie, to poproście miejscowych. A ja idę po te bandaże - pożegnała się, zostawiając rudowłosą samą z Anderem.
- Eh i znowu ty - westchnęła teatralnie i z wyraźnym przymrużeniem oka Leilena, siadając obok łóżka. - Wydajesz się altruistyczny i w ogóle, jakim cudem skończyłeś jako JEJ sługa?
- W skrócie? Bo uratowała mi życie - odpowiedział po chwili wahania.
- Wszyscy jesteśmy dziwni - zachichotała dziewczyna po chwili przerwy. - A to lustro? Wspomniałeś coś o tym, że jest przeklęte.
- Podobno… zależy jak na to spojrzeć. Wiąże się z nim legenda, chcesz usłyszeć?
- I tak nie mamy co robić - zauważyła.
- W Calimshanie żył kiedyś kupiec. Nie był ani specjalnie bogaty, ani przystojny, ani wygadany. Był jednak odważny - zaczął półork, tonem doświadczonego gawędziarza. - Zakochał się w córce sułtana, ale nie miał czym jej zaimponować. Czego by jej nie kupił, ona mogła kupić sobie coś droższego. Jakby jej nie komplementował, poeci pisali o niej lepsze wiersze. I tak dalej i tak dalej - machnął ręką. - Wiesz o co chodzi. Ale był śmiały i nie poddawał się. Wiedział, że na pustyni swoje leże miał dżin. Potężny i okrutny, ale kupiec nie znał strachu. Ruszył w nieprzystępne piaski i rzucił dżinowi wyzwanie. Walczyli cały dzień i całą noc, a potem jeszcze jeden dzień. Kupiec był nieustępliwy i zmógł w końcu ducha ognia, zmuszając go, by spełnił jego życzenie. Zażądał, aby duch pozwolił mu zdobyć córkę sułtana. Dżin, przymuszony odwieczną magią, spełnił życzenie, ale wypaczył je z chęci zemsty na śmiertelniku, który go pokonał. Wręczył kupcowi lustro, mówiąc że ktokolwiek w nie spojrzy, spełni swe najskrytsze żądze. Kupiec zabrał lustro do swego sklepu, zdjął z niego ochronną płachtę i przejrzał się - półork zawiesił teatralnie głos. - A potem wziął miecz, wtargnął do pałacu i zgwałcił swoją ukochaną. Dżin dał mu to, czego chciał. Po prostu nie tak, jakby się kupiec spodziewał - zakończył.
- Piękna opowieść, prawie jak dla dzieci - podsumowała z uśmiechem. - Twoje najście na harem było trochę jakbyś spojrzał w to lustro.
- Och, na rany Lathandera, próbowałem komuś pomóc - mruknął ponuro w odpowiedzi. - I nie wiem gdzieś ty się chowała, jeżeli opowiadają tam dzieciom o gwałtach.
- Przecież powiedziałam prawie - wzruszyła ramionami. Ona i Ander to naprawdę jakieś dwa różne światy. - Ciekawe jak takie lustro można wykorzystać… inaczej niż podkładając je wrogom.
- Zakładam, że Ona właśnie do tego chce go użyć. Ale jeśli się zastanowić, to lustro wyzbywa swą ofiarę z zahamowań. Może się to komuś przydać. W końcu nie u każdego pierwszym instynktem jest wyrąbanie sobie drogi do gwałtu.
- Mojej mamie by się przydało - westchnęła rozmarzona nagle Lei.
- Mogę ci je pożyczyć - mężczyzna zaoferował żartobliwie.
- Raczej nie powinnam próbować, to mogłoby mieć opłakane skutki.
- Pewnie. Mama mogłaby sobie znaleźć nowego kochanka i tata byłby niepocieszony - Ander był przekonany, że oboje żartują.
- Oh, to jest pewne i teraz, ale musi się przestać wstydzić to robić przed i z innymi członkami rodziny - sprecyzowała Lei zupełnie poważnie. A to już sprawiło, że mężczyzna zapomniał języka w ustach. Na twarzy malowały mu się co chwila inne emocje: zdziwienie, niedowierzanie, rozbawienie, szok.
- No co? Gdybym nie miała w sobie zwariowanej krwi to nigdy bym po ciebie nie przyszła - zauważyła.
- Nie mam zamiaru krytykować mojej wybawicielki - zapewnił po chwili ugodowo. - A jak ciebie znalazła nasza Pani?
- Przez moją, i nie tylko moją, ciekawość. Potem okazało się, że możemy się całkiem przyjemnie… dogadać - zachichotała.
- Skoro tak mówisz - rzucił tylko i zmienił temat. - Jak mogę ci się odwdzięczyć za twoją pomoc?
- Szczerze to nie wiem - wzruszyła ramionami. - Nie za wiele możesz mi ofiarować patrząc po twoich dobrach materialnych, na nauczenie jakiegoś zaklęcia też raczej za mało czasu. Może masz jakiś pomysł, sam wiesz czym dysponujesz.
- Bo ja wiem… jak trochę odpocznę, mogę z moich zapasów dać ci jakieś zwoje. Mam też na zbyciu pierścień ochronny, trochę złota, ale to wszystko wydaje się… no, jakby niewystarczające - przyznał. - Mogę też coś dla ciebie zdobyć, jeśli masz coś na oku.
- Nie chcę nic kradzionego - podkreśliła. - Zawsze jestem chętna na nową magię lub doświadczenia, mają większą wartość od złota - dodała po chwili zastanowienia.
- Nowe doświadczenia… - powtórzył jak echo, wpatrując się w krzywy sufit. - Jakiej natury?
- Po prostu nowe - wzruszyła ramionami. - Chyba lubię poznawać życie. Najlepiej jak ma to coś wspólnego z seksem lub magią, lub tym i tym.
- Z seksem mówisz? - bezskutecznie próbował ukryć uśmieszek. - We Wrotach Baldura mają bardzo ciekawy klub, w którym odbywają się erotyczne przedstawienia. Mógłbym cię tam zabrać… no, tak między innymi - dodał, żeby nie zabrzmiało to jakby uważał, że spłaci to jego dług.
- A kto potem odprowadzi mnie do domu? - zapytała żartobliwym tonem.
- Ja - odparł natychmiast i z pewnością w głosie stojącą w sprzeczności z jego stanem zdrowia.
- W jaki sposób? - dociekała. - To tak jakby wysoka magia, przenosić na taką odległość.
- Prawda. Ale stać mnie na kręgi teleportacyjne, a ty mówiłaś, że masz tutaj maga, który takim dysponuje. Ja znam takiego we Wrotach, czyli to tylko kwestia gotówki.
- Ale ten tutaj zna krąg u mnie, a ten we Wrotach może nie znać - wypowiedziała na głos swoje obawy. - Niewiele wiem jeszcze o takiej magii.
- I pewnie nie zna - przyznał półork, ale tonem zbyt radosnym by uznawał to za problem. - Więc się tutejszemu dopłaci, by zdradził sekwencję sigili do ciebie. I już będziesz mogła skakać po całym Wybrzeżu Mieczy… jeśli jesteś bogata.
- Bogata będę dopiero w przyszłości, więc pierwsze dwa razy ty sponsorujesz - wyszczerzyła się radośnie.
- Zgoda. Będę ci spłacał moje życie w ratach.

Wkrótce do chatki wróciła Laura, zgodnie z obietnicą z zapasem bandaży. I przydały się prawie wszystkie, bo Druzir nie oszczędzał swojego jeńca i lał go jak popadło i gdzie popadło. Gdy półork został już w pełni opatrzony wyglądał jak mumia, której zresztą długowłosa kazała się po prostu przespać, żeby doszedł do siebie.
- Będziesz go pilnować, czy uciekasz przed gniewem paszy? - szeptem spytała półorczyca.
- Poczekam do rana, wtedy chciałabym odejść - odpowiedziała Lei.
- Rozumiem - kobieta przeczesała ciemne pukle. - Tam, skąd pochodzisz… są tacy jak ja? - spytała nieoczekiwanie.
- Niewielu - przyznała szczerze dziewczyna. - U nas rasa nie ma takiego znaczenia, niestety nasz system kastowy w dużej mierze zależy od umiejętności czarodziejskich.
- Szkoda - westchnęła. - Bo już zastanawiałam się nad tym, czy nie dać ci się jednak porwać do twoich stron - mrugnęła.
- Pewnie mogłabym cię zabrać, ale pomóc tam u siebie nie za bardzo. Jeszcze nie teraz - zrobiła smutną minkę. - Co nie znaczy, że nie mogłabyś znaleźć pracy i żyć całkiem godnie.
- Tutaj mam rodzinę, wujostwo, kuzynów. No i może to piekiełko, ale znane piekiełko - uśmiechnęła się szeroko. - Nie jestem dość szalona, żeby to rzucić. Ale miło było cię poznać, Leileno. Jesteś bardzo interesującą osobą.
- I nawzajem. Powinnaś bardziej wykorzystywać swoje piękne ciało - mrugnęła do niej żartobliwie Lei.
- Półorczyca prostytutka? Nie sprawdziłabym się. Odgryzłabym fiuta pierwszemu oblechowi - odpowiedziała w równie żartobliwym tonie.
- Dlaczego od razu prostytutka? - szczerze zdziwiła się Leilena. - Ja tu mówię o własnej przyjemności, choćby z samego kuszenia innych. Bo patrzy się na ciebie bardzo przyjemnie.
- Dziękuję. Rzadko spotykamy się z komplementami od ludzi.
- Bo żyjecie w dziwnym miejscu - wzruszyła ramionami. - Albo to ja jestem dziwna - zachichotała.
- Raczej to drugie. I nigdy się nie zmieniaj.
Laura wstała.
- Jak będziemy tak gadać, to go obudzimy - wskazała palcem Andera, który jakby w znaku protestu zachrapał. - Odpocznij. I życzę ci powodzenia.
Rudowłosa zbliżyła się, stanęła na palce i dała buziaka najwyżej gdzie sięgnęła. Czyli tuż powyżej piersi, co sprawiło że kobieta z trudem stłumiła młodzieńczy chichot.
- Umiesz sprawić, że kobieta czuje się piękna - przyznała, ale cofnęła się o krok. - No to… do zobaczenia. Gdzieś i kiedyś - pożegnała się.

Noc okazała się… długa. Leilena była przyzwyczajona do halruaańskich upałów, ale noc w pustynnym Calimshanie okazała się bardzo zimna. Do tego półork rozochocił się w chrapaniu i rudowłosa długo nie mogła usnąć. W konsekwencji długo też nie mogła się obudzić i kiedy w końcu otworzyła zaspane oczy było już dawno po świcie. A chatka była pusta. Ander zdążył się gdzieś zmyć. Leilena nie lubiła bezczynnie czekać. I tak miała opuścić Calimport, a przecież w tych wszystkich krętych uliczkach ogromnego miasta już dawno straciła orientację i nie miała pojęcia jak dotrzeć do genasi. Postanowiła zatem odszukać półorczycę. Tak jak poprzedniego dnia, wypytała o nią półorki i dość szybko wskazano jej właściwe miejsce. Laura krzątała się z innymi swymi ziomkami przy kamiennej studni, układając nowy, kamienny mur. Zgodziła się jednak zamienić to zajęcie na rolę przewodnika... za opłatą. Jak na możliwości Leileny, wciąż bardzo niewygórowaną.
Teraz, gdy długowłosa oswoiła się już trochę z obecnością Lei, była znacznie bardziej otwarta i rozmowna. Czekając na pojawienie się Andera, opowiadała o tym, jak półorkom żyło się w Calimporcie. Byli traktowani jako niska kasta, służący, ochroniarze, tragarze. Nie dawało to wielu okazji do awansu społecznego. Z drugiej strony, nie prześladowano ich, a prostej pracy nie brakowało. Z tego, co słyszała Laura, w innych krainach bywało znacznie gorzej.
I w trakcie takiej luźnej pogawędki, nieoczekiwanie, Leilena usłyszała głos Andera. Rozejrzała się odruchowo, ale mężczyzny nigdzie nie było widać.
- Leileno, gdzie jesteś? Mam coś dla ciebie. Skorzystałem z zaklęcia komunikacji. Możesz mi odpowiedzieć szeptem, ale tylko w dwudziestu pięciu słowach.
Dziewczyna westchnęła ciężko. To się obudził. Zapytała Laury gdzie w zasadzie są, a następnie ładnie wyartykuowała odpowiedź, dodając jak daleko to jest od ich nocnego schronienia.
Półork pojawił się na miejscu po niespełna półgodzinie. Półrok, bo nie mógł to być Ander. Nie wyglądał jak mumia, ani ofiara poparzeń. Włosy miał długie, twarz zdobiła mu równie przycięta bródka, a za ubiór zamiast podartych szmat, miał wymyślną, białą koszulę, kubrak i dopasowane spodnie.


1

- Gotowy… do drogi - wysapał.
- Jak się ucieka, to chociaż się zostawia informację, że zamierza się wrócić - zauważyła z przekąsem. - Przynajmniej do kondycji wracasz - mrugnęła do niego. - Chodźmy więc.
- A ten twój… przewoźnik - wciąż z trudem łapał oddech. - Nie będzie robił problemów z dodatkowymi pasażerami?
- To się okaże, prawda? - Lei wzruszyła ramionami. - Za złoto to wątpię, o ile… nie zdążył się zbyt wiele dowiedzieć.
- No, to nie marnujmy czasu - w półorka jakby weszło nowe życie. Laura tylko przewróciła oczami i zaprowadziła oboje do znajomej już Lei posiadłości Syna Akadi.
Czarodziej, tak ja podejrzewał rudowłosa, faktycznie nie przejmował się większą liczbą niezapowiedzianych klientów. Złoto przeszło z ręki do ręki, a Leilena otrzymała kartkę z symbolami, których tylko część umiała rozszyfrować. To właśnie były te sigile, o których wcześniej mówił Ander. Swoisty adres kręgu teleportacyjnego, który należał do Złotego Drue.
Ale oni mieli udać się zupełnie gdzie indziej.
- Gotowa? - spytał półork. - Wrota to… cóż, szalone miejsce - ostrzegł.
Schowała karteczkę tak głęboko jak mogła przy swoim skąpym stroju i bardzo ograniczonym “ekwipunku”, po czym objęła Andera.
- Uwieeelbiam szaleństwo.
- To tam poczujesz się jak w domu - a pod nosem dodał. - Jeżeli w domu masz rąbniętego dziadka.

____________________
1 - grafika autorstwa Todda Lockwooda
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 15-09-2019 o 17:28.
Zapatashura jest offline  
Stary 18-09-2019, 17:05   #77
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zaklęcie zostało rzucone i magiczny krąg zabłysnął jasnym światłem. Obraz dookoła skręcił się nienaturalnie i w mgnieniu oka Lei była już zupełnie gdzie indziej, wciąż obejmując półorka. W tej pozycji mogła się dokładnie przekonać, że jego wygląd (przynajmniej w większości) nie był iluzją. Nie czuła bandaży, koszula była wykrochmalona i nawet pachnąca. Ale przecież nie mógł od tak, przespać się i wyzdrowieć.
Od dalszych rozważań odwiodło dziewczynę otoczenie. Zagracony pokój, w którym chyba było tyle samo śmieci, co mebli. No, chyba że w połowie opróżnione słoiki, podarte pergaminy i pleśń na ścianie składały się na magiczne komponenty.
- I jesteśmy na miejscu. Jeżeli będziesz szła na paluszkach i będziemy mieli szczęście, to nie napotkamy gospodarza - wyszeptał mężczyzna.
Otworzyła szeroko oczy, rozglądając się po tym bałaganie. Krąg w takim miejscu był zaskakujący, w pierwszej kolejności pomyślała nawet, że należy do Andera. Po chwili dopiero dotarły do niej jego słowa i powoli skinęła głową, dając mu znać, żeby prowadził. Bogini szczęścia sprzyjała im aż do schodów. Tam dopadł ich skrzekliwy, starczy głos.
- Kogo tam niesie, do cholery! Pozamieniam was w żaby!
- Ostrzegam, on może to zrobić. Bądź grzeczna - poprosił Ander, unosząc ręce do góry. - To ja, Mistrzu. Ander. Jestem tylko na chwilę i już sobie idę.
Na korytarz na parterze wyszedł bardzo stary mężczyzna, który bardzo chciał by wszyscy od razu wiedzieli czym się zajmuje. Kostur, księga, zwoje, fiolki. Z drugiej strony rozbiegany wzrok i szaleńczo zmierzwiona fryzura podpowiadały Leilenie, że może ich właściciel w ten sposób przypominał samemu sobie kim jest.



Może odrobinę inaczej wyobrażałaby sobie mistrza Andera, który lubi wyglądać na trupa, ale ten tutaj też trochę pasował. Nie odzywała się… ale uśmiechnęła się i wesoło pomachała magowi. To było przecież grzeczne, prawda?
- Co za Ander? Nie znam takiego - pieklił się staruszek, potrząsając gniewnie kosturem.
- Zna mnie Mistrz. To ja zdobyłem dla pana bagienne kryształy. I żądło wiwerny - przypominał półrok, ostrożnie sprowadzając tantrystkę na dół, byle bliżej drzwi wyjściowych.
- No… no może - niepewnie rzekł czarodziej. - Ale tej tam, o, to ja nie znam! - znowu się ożywił, wskazując paluchem Leilenę.
- Ja zdobyłam Andera! - powiedziała szybko, ciągle się uśmiechając. Ta odpowiedź wywołała konsternację, zarówno u półorka, jak i u maga. Szybciej się z niej jednak otrząsnął sługa Nessaliny i ciągnąc tantrystkę za rękę wybiegł przez drzwi na ulicę.
Na zewnątrz było mokro i szaro. Lekki deszczyk nie mógł się do końca zdecydować, czy chce się przemienić w solidną ulewę czy też przestać siąpić i w efekcie nad miastem unosiła się mokra mgiełka. I kolejny raz, Leilena poczuła się natychmiast przytłoczona ogromem nowego miejsca.



Ulica była tak szeroka, że mogły się na niej minąć i cztery wozy, a pomimo marnej pogody przechodniów nie brakowało. I byli naprawdę najprzeróżniejsi. Wysocy ludzie i elfy, barczyste krasnoludy, czy niskie niziołki. A to przecież Halagard miał być najwspanialszym miastem w całym Faerunie. Czyżby jednak powszechne w jej kraju opinie… mijały się odrobinkę z prawdą? Nie dziwiło jej to wcale. Zwykle każdy chwalił swoje. No i “najwspanialszy” mógł dotyczyć wszystkiego. Być może stolica Halruy rzeczywiście taka była w pewnych kategoriach. Lei wyszła na chłodzącą mgiełkę i rozpostarła ręce, biorąc głęboki oddech. Wreszcie było chłodniej.
- Lubisz seks, Ander? - zapytała nagle.
- Nad wyraz bezpośrednie pytanie, ale po Jej służce należało się tego spodziewać - spojrzał na jej sukienkę, która była zbyt lekka na lokalną pogodę. - Lubię. Kto nie lubi?*
Dla rudowłosej wcale nie była za lekka. Podniecał ją nawet ten chłod, który owiewał ją między nogami, a sutki stwardniały na tyle, że odbijały się na materiale.
- Jestem tantrystką. Seksualność jest częścią naszej magii, z niej czerpiemy moc - wyjaśniła. - A wczoraj tego nie robiłam. To bardzo trudne dla mnie, taka przerwa.
- Nigdy nie słyszałem o tantrystach. Myślałem, że tak jak ja, jesteś związana z Nią i od niej czerpiesz moc - podjął, na pozór zupełnie ignorując dwuznaczne wyznanie. Uśmieszek jednak bardzo go zdradzał.
- Nie, moc czerpię z rżnięcia - uśmiechnęła się do niego lubieżnie, patrząc prosto w jego oczy, wyzywająco wręcz.
- A ten klub o którym ci opowiadałem otwierają dopiero wieczorem - odpowiedział z udawanym smutkiem. Podszedł do Lei, samemu odchylając głowę do tyłu i rozkoszując się kroplami deszczu. - Co ty biedna zrobisz do tego czasu?
- Zaciągnę w zaułek pierwszą zainteresowaną osobę - odparła i zaczęła się rozglądać po ulicy, przesuwając dłońmi po swojej talii. - Muszę odzyskać moc przed odwiedzeniem takiego ciekawego klubu.
- Mógłbym zgłosić się na ochotnika - mruknął mężczyzna. - Ale wtedy nie miałby kto przypilnować, żeby ci nie przeszkadzano - próbował wysondować na ile Lei żartowała, a na ile naprawdę była gotowa się zdobyć.
- No tak, lepiej, żeby nie pojawiła się straż. To pójdę kogoś poszukać, skoro nie masz swojego miejsca do którego mnie zaciągniesz i zgłosiłeś się na ochotnika do pilnowania - i rzeczywiście ruszyła, sugestywnie ruszając biodrami i próbując ściągnąć na siebie uwagę. Ander poszedł za nią, ale celowo jej nie powstrzymywał.
- Ognista Pięść potrafi być strasznie upierdliwa, jeśli kogoś na czymś przyłapie. Wolisz mieć jakieś oczy z tyłu głowy, uwierz mi - rzucił tylko luźno.
- Jak przyciśnie mnie plecami do ściany to niekoniecznie - zauważyła, zwracając uwagę szczególnie na osoby, które nie pędziły w pędzie za swoimi sprawami i zauważały ją. Do nich się uśmiechała, tym szerzej im młodszy czy przystojniejszy był osobnik. Albo osobniczka. Było z czego wybierać, bo z jednej strony przechodniów było sporo, a z drugiej… trudno było nie zwracać na Leilenę uwagi. A to młody mężczyzna odgarnął z oczu zmoczone włosy, odwracając się za rudowłosą, a to ktoś starszy pokręcił w zdziwieniu głową. Na brak zainteresowania nie mogła narzekać, jak już to na to czy ci przechodnie byli interesujący. Ale i tacy znaleźli się w okolicy. Kobieta, chyba w wieku Lei, która na pierwszy rzut oka bardzo dużo przeszła, zarumieniła się spoglądając na odznaczające się pod materiałem sutki Lei. O, albo znacznie mniej subtelnie wyrażające swą aprobatę diablę, które wprost zagwizdało widząc młodą dziewczynę. A to była raptem jedna ulica, czy raczej tylko parę domów, które zdążyła minąć. Musiała przyznać sama przed sobą, że uwielbiała być w centrum uwagi. Nawet kiedy myślano tylko jej ciele i wymyślano sposoby jak mogliby to zrobić. Kiedy stawała się kawałkiem podniecającego mięska, jak wtedy dla paszy. Teraz jednak chciała trochę zagrać na nosie Andera, poszła więc za pierwszą z dziewczyn, które zwróciły na nią uwagę. Ta, przyłapana, od razu spuściła skromnie wzrok i palcami szybko zaczesała na pobliźnioną twarz włosy.
- Bardzo przepraszam - odezwała się cicho. - Nie chciałam się gapić.
Lei była w stanie niecierpliwości. Korzystając z tego, że dziewczyna się zatrzymała, stanęła tuż przed nią, kładąc swoje dłonie na talii nieznajomej.
- Chcesz je zobaczyć? Nie bój się, nie ma w tym żadnego podstępu, oprócz oczu tego półorka za moimi plecami.
- Co? Ja nie… to znaczy nie chciałam nikogo urazić - zaczęła się jąkać, ale nie wyrwała się z rąk panny Mongle.
Wspomniany zaś półork zatrzymał się na tyle gwałtownie, że aż rudowłosa usłyszała jak łapie równowagę na śliskim bruku.
- Ja się na nic nie patrzę - zaprzeczył.
- Patrz się, lubię to. Biorę to za komplement - uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny. - Mam na imię Leilena, a ty? Chętnie trochę umiliłabym twój dzień.
- Kaia - wydusiła z siebie, choć zabrzmiało to przez zająknięcie jak 'kakaja'. - Przepraszam, ale nie rozumiem.
Lei przyciągnęła ją do siebie i złączyła swoje usta z jej. Dopiero to wywołało jakąś zdecydowaną reakcję. Kaia odskoczyła jak oparzona, unosząc dłoń do ust.
- Co ty robisz? Tak na środku ulicy? - aż zaczerwieniły się jej uszy. Przypominała teraz trochę Lily. Na przykład w tym, że wcale nie uciekła, ale w przeciwieństwie do Leileny nie była ani trochę zadowolona z zainteresowania, które zaczęła wzbudzać.
- Całuję cię, żebyś zrozumiała o czym mówię. Mi na ulicy nie przeszkadza, ale możemy przejść też do intymniejszego miejsca - rudowłosa ciągle się uśmiechała, spojrzenie miała skupione na krótkowłosej, która rozglądała się bardzo niepewnie. Sytuacja była przecież niecodzienna. Ander, nie chcąc jej dodatkowo straszyć, po prostu minął obie kobiety i odszedł kawałek.
- Jakie miejsce masz na myśli? - spytała w końcu.
- Jakiekolwiek, w którym będziesz się czuła swobodnie. Ja nie znam tego miasta wcale - zachichotała swobodnie.
- U mnie? - spytała szybko, jakby chciała wyprzedzić swój własny rozsądek. - Mieszkam niedaleko.
- Mogę cię trzymać za rękę, kiedy będziesz prowadzić? - zapytała Lei, znów zmniejszając dystans między nimi.
Kai tylko pokiwała głową i faktycznie zaczęła gdzieś prowadzić Lei.
- Trafisz tu z powrotem? - zawołał za nimi Ander.
Rudowłosa splotła z nią palce, ale też kiwnęła palcem na półorka, aby poszedł za nimi.
- Spełnię twoje fantazje, ale nie chciałabym zgubić przyjaciela przy tym. Wzrok jednej osoby to też za dużo? - zachichotała.
- Ja… No, ja nigdy nie byłam w takiej sytuacji i chyba bym nie umiała - odparła. Mężczyzna zaś ruszył za nimi bardzo powoli. Jak na kogoś, kto rzekomo lubił seks, słabo na niego działała wizja dwóch baraszkujących niewiast.
- Cóż, możesz dziś dać ponieść się szaleństwu - zaproponowała Lei, nie naciskając. - Ale też wystarczy jak będzie w pobliżu. Bo w razie czego ty będziesz musiała mnie po mieście oprowadzać.
- Bo wiesz, ja wcale nie jestem zamożna. U mnie nie ma czego kraść - wypaliła nagle.
- Te duże miasta czynią wszystkich takimi podejrzliwymi - ścisnęła mocniej dłoń Kai. - Nie bój się, mnie interesujesz tylko ty, a mojego znajomego chyba nawet my dwie nie, ale zawdzięcza mi życie, więc się przemęczy.
Krótkowłosa zdecydowała dać się ponieść szaleństwu i wkrótce zgodnie z wcześniejszymi słowami, stanęła przed drzwiami do nijakiej kamienicy. Ani obskurnej, ani wystawnej. Otworzyła kluczem drzwi i jeszcze raz, niepewnie spojrzała na półorka, ale ten usiadł sobie na ławeczce pod domem naprzeciwko.
Kai wzięła głęboki wdech i powiedziała.
- No to niech będzie co ma być - i zaprowadziła Leilenę na pięterko, gdzie trzęsącymi się palcami otworzyła zamek swojego skromnego mieszkanka.
Lei nie kryła się już zupełnie z tym co zamierza robić. Kiedy dziewczyna męczyła się z zamkiem, objęła ją od tyłu, przyciskając się do niej całym ciałem. To jej wcale nie uspokoiło i mało nie upuściła kluczy, ale zdołała otworzyć szeroko drzwi i we dwie prawie wpadły do środka. Pokój nie był wielki, co akurat działało na korzyść rozpalonej rudowłosej - łóżko było pod ręką. Rudowłosa zachichotała, już siłując się z paskiem od spodni krótkowłosej. Nie przejmowała się otwartymi drzwiami.
- Ubrana i ostrzyżona jak chłopiec, to do zachęcenia takich jak ja? - szeptała do jej ucha.
- Co masz na myśli? - nie zrozumiała.
- Lubisz tylko kobiety? - rudowłosa odpowiedziała pytaniem na pytanie, korzystając z tej rozmowy aby pozbyć się paska i dobrać się do koszuli Kai.
- Nie - pokręciła głową. - Ja tylko raz, kiedyś, no wiesz - nie umiała się wysłowić. Odwróciła się przodem do Lei i dopiero wtedy zorientowła się, że nie zamknęła drzwi.
- Sąsiedzi nas zobaczą - przestraszyła się.
- I usłyszą - doprecyzowała ciągle rozbawiona Mongle, już w połowie guzików koszuli. - Podzielisz się ze mną tym wspomnieniem? Mogłabym zobaczyć je w twojej głowie. I pokazać ci jakieś swoje.
- Co? Jak? - zaskoczona zgubiła wątek, ale tak wystawiona na potencjalnych podglądaczy szybko się opamiętała. - Zamknij… proszę.
Lei zrobiła to nogą, jednocześnie szepcząc już zaklęcie. Może i trochę przesadzała, ale dotknęła czoła Kai i przesłała jej wspomnienie utracenia dziewictwa. Krótkowłosa pisnęła zdziwiona i odruchowo się odsuwając upadła na łóżko.
- Co to było? Kto to był? - spytała. Spodnie zsunęły się jej do kolan, odsłaniając proste, białe majtki.
Mongle stanęła przed łóżkiem, lekko podwijając swoją sukienkę. Teraz ze swojej pozycji Kai mogła widzieć brak bielizny.
- Mój pierwszy raz, z kapłanką bogini rozkoszy - szepnęła. - Pokażesz mi? Wystarczy, że sobie wyobrazisz.
- Ale to… no rozumiesz. Intymne - nie wydawała się przekonana, ale nie mogła też oderwać wzroku od łona Leileny.
- Dlatego moje wspomnienie pokazałam pierwsza - nachyliła się, biorąc twarz Kai w swoje dłonie. - Rozluźnij się. Przy mnie nie musisz się niczego krępować. Jestem stworzona do wszystkiego co z tym związane.
- I wystarczy, że o tym pomyślę? - spytała jeszcze.
- Tak. Możesz mnie przy tym całować - szepnęła znowu i nachyliła bardziej, aby ich usta się złączyły. Kai jednak odwróciła głowę.
- Ale najpierw czegoś chcę.
Lei popatrzyła na nią pytająco.
- Twoje piersi - wydukała cicho. - Chciałabym je zobaczyć.
- Chcesz mnie rozebrać? - rudowłosa uśmiechnęła się zachęcająco.
- Ja - uniosła dłoń, ale zabrakło jej śmiałości. - Nie. Sama mi pokaż - poprosiła.
- Dobrze, ale ty sama pokaż mi swoje - z tym samym uśmiechem uniosła się i sięgnęła do rąbków sukienki, zaczynając ją unosić. Kai szybko mogła obejrzeć fryzurkę z rudych włosów. Dziewczyna z bliznami nie była tak prędka, ale zaczęła jednak rozpinać ostatnie guziki swej koszuli. Nie była hojnie obdarzona przez naturę, szczuplutka była raczej bliższa rozmiarem swojej kochance, a może nawet trochę mniejsza. Ale jej nabrzmiałe sutki wyglądały tak kusząco. Lei lubiła piękno w każdej formie, małej czy dużej. Oblizała się na widok podniecenia kochanki i nie kazała jej dłużej czekać, ściągając sukienkę przez głowę. Pokazując się w całej okazałości.
- Tak sobie mnie wyobrażałaś? - zapytała, pozwalając na siebie patrzeć.
- Nie, nie. Ja sobie nic nie wyobrażałam - zaprzeczyła nieprzekonująco.
- Szkoda. Pocałuj mnie wreszcie, bo zwariuję - szepnęła, palcem pokazując strumyczek wilgoci na swoim udzie i znów się nachylając.
- Yhm - zgodziła się. - I możesz zobaczyć, jak ja… wspominam.
Przywarła w końcu ustami do tantrystki. Była delikatna, czuła raczej niż namiętna. Muskała wargi i pozwoliła sobie objąć rudowłosą w pasie. Ta zaś mogła zajrzeć do wspomnień Kai.
Leżała na prostej pryczy, a część jej twarzy pokrywał bandaż. Kobieta, która się nad nią pochylała miała kręcone, kasztanowe włosy i dekolt, od którego nie sposób było oderwać oczu. Między dwiema, pełnymi półkulami zwisał medalion Sune, kołysząc się hipnotyzująco. Kapłanka całowała jej czoło, policzek, usta i szeptała przy tym kojąco.
- Już wszystko będzie dobrze. Odpręż się.
A potem zwinne palce zaczęły wślizgiwać się pod jej długą koszulę, dotykać tam, gdzie jeszcze nigdy nie dotykała jej kobieta. I dawały tyle przyjemności. Czuła się bezpieczna i kochana.
Wizja rozmyła się, zastąpiona przez palce zaciskające się tantrystce na pupie. Leilena powoli i czule oddała pocałunek, popychając kochankę dalej na łóżko i sama wchodząc na nie na czworakach i powoli obniżając się na tyle, aby twarde sutki sunęły po brzuchu i piersi Kai, która zamruczała z zadowolenia. Jej dłonie poruszały się chaotycznie, nie do końca wiedziała gdzie je położyć. A może wprost przeciwnie - chciałą je położyć wszędzie? Była jednak przy tym bardzo delikatna, bardziej spragniona bliskości niż orgazmu. Lei czując to również się nie spieszyła, opadając coraz bardziej swoim ciałem na kochankę, całując to jej usta, to twarz i szyję, po której wędrowała mokrym języczkiem. Przyjmowała to z coraz szerszym uśmiechem na twarzy, zadowolona i odprężona. Jej ciało napinało się pod pieszczotami, po czym relaksowało wyrywając z jej piersi ciche pomruki zadowolenia. Lei po chwili zaczęła się cofać, sunąc piersiami po nagim ciele Kai, a językiem smakując skóry. Wreszcie dotarła tam gdzie chciała, obejmując wargami naprężony sutek i wciągając go do buzi, ssąc zachłannie. Jedna sięgałą niżej, mocując się z bielizną krótkowłosej. Z początku kochanka tylko leżała, nie ułatwiając zadania Lei ani trochę, ale po krótkiej chwili uniosła biodra, nawet trochę nimi pokręciła by rudowłosa mogła pozbyć się zawadzającego skrawka materiału. Kai była na dole bardzo naturalna i całkiem wilgotna. Mongle doszła do wniosku, że jest zbyt spragniona, aby skupić się wyłącznie na kochance. Zsunęła się z łóżka i zdjęła do końca ubranie krótkowłosej, po czym z drapieżnym uśmiechem weszła na nią z powrotem.
- Wybacz, jestem zbyt pobudzona, za długo tego nie robiłam - szepnęła… i usiadła na twarzy Kai. - Rozchyl nogi - dodała, nachylając się między uda leżącej pod nią dziewczyny. Ta, nie żeby nie miała ochoty, ale rozchylenie potraktowała o wiele zbyt skromnie. Nawet Leilena, która przecież nie była duża, nie dałaby rady wślizgnąć się między jej nogi.
- Ja… nigdy czegoś takiego nie robiłam - przyznała nieśmiało.
- W takim razie zaraz się dowiesz co do tej pory traciłaś - zachichotała rudowłosa. - Szerzej, skarbie. Muszę się do ciebie dobrać…
Zachęcona Kai posłusznie rozłożyła nogi. Choć jeszcze do niczego poważnego nie doszło, już zauważalnie drżała i dostawała gęsiej skórki. Jej kochance bardzo się podobała ta wrażliwość i podniecenie. Uwielbiała ten stan zarówno u siebie jak i u innych, był jednym z najpiękniejszych w życiu. Nachyliła się bardziej, wkładając głowę między uda Kai.
- Możesz mnie dotykać czym i gdzie zechcesz - powiedziała jeszcze, zanim zanurzyła twarz we włoski łonowe i przejechała językiem wzdłuż mokrej szparki. Krótkowłosa pisnęła z zaskoczenia i odruchowo wypchnęła do przodu biodra, by móc doświadczać tych nowych odczuć jeszcze mocniej. Niestety, swoje palce zacisnęła na kocu zamiast badać nimi domagającą się pieszczot cipkę Leileny. Cóż, ta pozwoliła sobie sama skorzystać z faktu, że nos i usta Kai były tak blisko. Mokrą cipką zaczęła się o nie ocierać, dłońmi rozwierając uda i przysysając się do łechtaczki, smakując kochanki, bawiąc się nim. Zapach podniecenia zdążył ją już odurzyć.
Szczęśliwie tak jawne prośby o dotyk dotarły nawet do otumanionego umysłu Kai. Ta, ostrożnie ale też chętnie, wysunęła swój własny język i zaczęła nim badać szparkę kochanki. Wkrótce do tej eksploracji dołączyły palce, dotykające warg, pośladków i przystrzyżonych, rudych włosków. Jęknęła z przyjemności, jak tylko język dotknął wrażliwych miejsc. Będąc już doświadczoną “użytkowniczką” tej pozycji nie przerwała ani na moment własnych działań. Językiem zaczęła kręcić wokół twardego guziczka, a palce rozwierały wargi i zaczynały wnikać do gorącego, zapraszającego wnętrza. Raz jeden, raz drugi, nie za daleko. Chciała dać kochance orgazm zanim przejdzie do śmielszych działań.
Kai próbowała uczyć się na bieżąco, a czego brakowało jej w doświadczeniu starała się nadrabiać entuzjazmem. Może i jej języczek nie był taki zwinny, a palce nie zawsze ruszały się tak jak powinny, to wygłodniała Leilena i tak szybko zbliżała się do własnego spełnienia. Nie tak szybko jednak, jak krótkowłosa, której plecy wygięły się w łuk gdy wykrzyczała swoje spełnienie w szparkę kochanki. Rudowłosa przerwała lizanie i zamiast tego w pełni skupiła się na ruszaniu biodram i ocieraniu o twarz kochanki, pędząc ku własnemu orgazmowi, potrzebie przez którą to w ogóle zaczęła. Kochanka z początku współpracowała słabo, samej próbując trochę dojść do siebie, ale szybko zaczęła entuzjastycznie wylizywać wilgoć z oferowanego łona. To zresztą nie trwało już długo, bo Lei jęknęła przeciągle i zadrżała w orgazmie może nie za silnym, ale odprężającym i niezbędnym. Znów poczuła nową energię wypełniającą szczupłe ciało, magię elektryzującą i pragnącą wydostać się na zewnątrz. Odchyliła głowę w tył i krzyknęła dopiero wtedy, gdy poczuła się jej pełna.
- Ciiiiszej - syknęła Kai. - Sąsiedzi.
Leilena zachichotała, niezbyt cicho.
- Kochanie, nie byłaś zbyt cicha.
- No bo… dawno tego nie robiłam - przyznała. Zdawała się nie zauważać, że jej twarz była umazana dowodami orgazmu rudowłosej. - Dlaczego do mnie podeszłaś? - spytała nagle, na jednym wdechu, jakby to pytanie się z niej wyrwało.
Panna Mongle zeszła z niej, siadając niemal grzecznie na łóżku obok Kai.
- Bo zwróciłaś na mnie uwagę, a ja potrzebowałam seksu - powiedziała zgodnie z prawdą.
- I to mimo moich… - nie dokończyła, zamiast tego odwracając pokaleczoną twarz.
- Dla mnie nie ma to znaczenia - Lei uśmiechnęła się. - Szkoda, że nie mogę ci z tym pomóc.
- Już mi pomogłaś - uniosła się i pocałowała Lei w policzek. - Chyba bardzo tego potrzebowałam.
- Musisz to robić częściej w takim razie - rudowłosa objęła ją swobodnie. - Z kimś kto będzie widział ciebie, a nie to co widać na zewnątrz.
- Chyba masz rację - zaśmiała się radośnie. Ten śmiech był bardzo miłą odmianą po obleśnym paszy.
Zdecydowanie był, Lei zawsze preferowała towarzystwo osób naturalnie radosnych i pozytywnych. Pocałowała Kai jeszcze raz.
- Na pewno mam. Zawsze - zachichotała.
- Dziękuję jeszcze raz - zapewniła Kai i po tym jak jeszcze raz uścisnęła Lei, odsunęła się, sięgając po koszulę.
- Spróbuj się mniej zakrywać - poradziła. - Przynajmniej wśród tych, którym ufasz - dodała, ale nie zachęcała już do niczego, sama też powoli zsuwając się z łóżka.
- Może spróbuję - zgodziła się niepewnie. - To byłaby miła odmiana, gdyby ktoś patrzył na moje nogi, nie blizny.
- Właśnie, skarbie. Odwracanie uwagi! - Lei bardzo powoli, sugestywnie, przejechała spojrzeniem po szczupłym ciele drugiej dziewczyny. Ta zareagowała, okrywając się kocem, ale jakoś tak niedbale. Niektóre krągłości wciąż pozostawał odkryte.
- Wstydliwość jest dla nudziarzy. Pomyśl o tym, czasem warto zaszaleć - posłała krótkowłosej całusa i wciągnęła sukienkę tak samo łatwo jak wcześniej się jej pozbyła.
- Jeśli wszystkie szaleństwa kończyłyby się jak dzisiejsze, to nie miałabym nic przeciwko.
- Ja mam takie podejście, że każde przeżycie można obrócić jeśli nie w przyjemność to w nowe doświadczenie - uśmiechnęła się. - Ale ja jestem wariatką. I jakoś te najgorsze mnie omijają, po prostu… nie biorę ich pod uwagę.
- Ja taka nie jestem - pokręciła głową, po czym wysunęła się spod pościeli i zaczęła zakładać spodnie. - Ale dałaś mi trochę do myślenia.
- Nie spodziewam się, że ktoś będzie taki jak ja - Lei jak zawsze miała świetny nastrój. - Ale każdemu potrzeba zmian i szaleństwa od czasu do czasu. A teraz biegnę, zanim mój przewodnik sobie pójdzie.
Podeszła do Kai i pocałowała ją w usta, mocno i szybko, żeby nie zdążyła uciec. Nie zrobiła tego. Zarumieniła się tylko i uśmiechnęła uroczo.
- Do widzenia, Leileno - pożegnała się. A rudowłosa była pewna, że wodzi po niej spojrzeniem, kiedy wychodziła.
 
Lady jest offline  
Stary 19-09-2019, 20:58   #78
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Półork dalej siedział na ławeczce. Trochę zmoknął, ale uśmiechu z jego twarzy deszcz zmyć nie zdołał.
- Jak było? - zapytał konwersacyjnie.
- Odprężająco. Przez chwilę może będę w stanie się kontrolować, chociaż nie wiem - udała, że się zamyśliła. - Rozbudziła moją ochotę na mężczyznę.
- Tylko nie próbuj rzucać się na miejskich strażników. Są silni i młodzi, ale za takie wybryki zamykają w lochach - kuszenie Leileny bardzo Andera bawiło.
- Ja nie mam takich złych doświadczeń z lochów - uśmiechnęła się do niego słodko.
- W tutejszych tylko głodzą - westchnął, jakby miał złe wspomnienia. - To co teraz, Leileno? Klub otwierają dopiero po zmroku… o ile jeszcze chcesz go odwiedzić.
- Myślisz, że jeden raz z niedoświadczoną dziewczyną mi wystarczy? - spojrzała na niego jak na wariata. - Ty jesteś przewodnikiem. Zabierz mnie w jakieś ciekawe miejsce, chętnie zwiedzę to głośne miasto.
- Ciekawe miejsce. Proszę bardzo - poderwał się na nogi. - Wrota mają bardzo długą historię, ale teraz jest chyba najlepszy czas dla tego miejsca. Podobno jest największe, na calutkim świecie - rozłożył ramiona, trochę jak wędkarz, który chwali się taaaką rybą.
- E tam, to nawet ja słyszałam, że Waterdeep jest przynajmniej kilka razy większe - pokazała mu język. - U mnie mają chyba spory jego kompleks. Także częściowo magiczny.
- Phi - prychnął. - Ci z Waterdeep zadzierają nosa i żyją dawną chwałą. Tu jest prawdziwa zabawa. Jak coś jest piękne, to jest piękne, a jak coś jest wystawne, to bez ograniczeń. Nikt się tu nie przejmuje arytokratycznymi fiu bździu. No, chyba że arystokraci - zakończył trochę wbrew sobie. Prowadził już Lei szeroką ulicą, w sobie tylko znanym kierunku. - Wy tam u siebie to podobno macie fioła na punkcie magii.
- Bo u nas prawie każdy jest magiczny - powiedziała tak po prostu, rozglądając się. - Może wbrew temu co mówią nie mamy najwspanialszego kraju, ale przetrwaliśmy coś czego nie powinniśmy. Dzięki magii. Choćby ta historia sprawia, że chcę rozwijać swoje możliwości. Nawet jak ostatecznie będę tylko prowadzić burdel, to sprawię, że będzie najlepszy na świecie.
-Najlepszy burdel na świecie? Zaproś mnie koniecznie na otwarcie - poprosił półork.
Prowadził szybkim, pewnym krokiem kogoś, kto wie dokąd idzie. Mijali kamienice i domostwa, aż od nieustępującej mżawki Leilenie zaczęło robić się najzwyczajniej w świecie zimno. Przyjemna odmiana po upałach Calimportu po prostu przestała być przyjemna. Ander to dostrzegł i po chwili grzebania w podróżnej sakwie, wręczył rudowłosej pierścień.
- Tylko sobie nie pomyśl, że ci się oświadczam - zastrzegł z uśmiechem. - Załóż, jest zaczarowany tak, by chronił przed pogodą. Od razu zrobi ci się cieplej.

To nie była przechwałka. Czar zadziałał natychmiastowo i Lei poczuła przyjemne ciepło, takie w sam raz. Z taką biżuterią mogła ubierać się jak jej tylko przyszło do głowy.
Celem spaceru okazała się długa hala z białego marmuru, otoczona wysoką kolumnadą. Nad masywnymi, metalowymi drzwiami obracała się biała zębatka.
- To wystawa wynalazków wyznawców Gonda - wyjaśnił półork. - Kapłani pozwalają za opłatą oglądać swoje dzieła. Niektóre są dziwaczne, inne naprawdę interesujące - zachęcał. Nie czekał jednak na potwierdzenie, czy Leilena w ogóle jest czymś takim zainteresowana i zapłacił kustoszowi za wstęp dla dwóch osób.
Nie było czego żałować. Na osobnych, odgrodzonych taśmą wystawach, faktycznie stały istne cuda. Zegar, napędzany przez spadającą jak mały wodospad wodą. Bujany fotel, połączony zestawem przekładni z wiatrakiem, który miał chłodzić siedzącego. Historyczna luneta, podobna jedna z pierwszych, które skonstruowano. Przedziwna maszyna ze skrzydłami i postawionym na sztorc ogromnym świdrem, która potrafiła latać, jeśliby uwierzyć w opis wystawy. Metalowe automaty, napędzane podgrzewaną w kotle parą, które grały proste melodyjki. Oraz cała masa innych dziwów, które choć ciekawe, wydawały się zupełnie bezużyteczne.
Kolejnym miejscem, które Ander zdecydował się zaprezentować Leilenie, był Wysoki Dwór. Kamienna budowla wyglądała jak twierdza, ale służyła jako siedziba lokalnej władzy, miejsce spotkań bogatej arystokracji, hala festynowa, a także muzeum poświęcone historii miasta. Można tam było coś przekąsić, pooglądać, poczytać, albo porozmawiać z mieszkańcami.
Półork pooprowadzał również rudowłosą po ciekawszych sklepach, z ubraniami, magicznymi przedmiotami, pachnidłami i wszędzie zdawał się czuć jak u siebie. Kiedy zaczęła się ściemniać, Leilenę zwyczajnie od tego całego zwiedzania bolały już nogi.
- Naprawdę wierzysz w piękno tego miasta - przyznała mu szczerze. - Dobrze, że nie jestem jak duża część czarodziejek i jeszcze nie zapomniałam jak to jest dużo chodzić - westchnęła. - Będziesz mi musiał wymasować łydki - klepnęła go w tyłek. - Te wynalazki wyznawców Gonda podobały mi się chyba najbardziej. Wydaje mi się, że to przez zupełną ich nieobecność w Halruaa. My wszystko robimy przy pomocy magii.
- To musi zabijać masę zabawy - zastanowił się półork. - Co to za zabawa sparaliżować prosiaka czarem, zamiast uganiać się za nim w błocie? - zażartował, spoglądając na odsłonięte nogi towarzyszki. - Skąd wiedziałaś, że jestem doświadczony w masowaniu?
- Do czegoś musisz się przydawać - odparowała. - Oh, bardzo bym chciała, abyś tłumaczył to ludziom z mojego kraju - zachichotała. - “Ojejku, to nic, że dzisiaj już zużyłeś swoją magię, przecież możesz wziąć kawałek linki i ganiać za świniaczkiem.”
- Jasne. W tym cała zabawa - powtórzył się. Deszcz wreszcie postanowił ustąpić, a chmury rozstąpiły się ukazując czyste niebo. Ander wysuszył chustką pobliską ławkę i zaoferował Leilenie by chwilę odpoczęła. - Moja magia… cóż, powiedzmy że jest ograniczona.
- Raczej nie możesz większości z niej używać wśród innych - przyznała, siadając z lekko rozchylonymi nogami. - Ja wolę eksperymenty z magią niż świnkami.
- Każdy ma jakiegoś bzika - sentencjonalnie stwierdził mężczyzna i nie zważając na wilgotny bruk przyklęknął naprzeciw Lei. Objął dłońmi przemęczoną łydkę i zaczął ją delikatnie ugniatać. Miał duże dłonie, ale zaskakująco delikatne i gładkie, należące do kogoś, kto nie nadwyręża się fizyczną pracą. Dziewczyna zamruczała z przyjemności, unosząc nogę nieco bardziej i wyciągając ja ku niemu, aż do oparcia o szeroki tors. Wydawało się, że zupełnie jej nie przeszkadza, że ogląda właśnie brak bielizny.
- Lubię ten twój pierścień w tych warunkach - przyznała. - W Halruaa takie nie są potrzebne.
- Tam nigdy nie jest zimno? Ani za gorąco? - Ander bezwstydnie spoglądał jej między nogi.
- Czasami jest za gorąco, ale można się przyzwyczaić - druga noga odchyliła się nieco bardziej. - Podoba ci się?
- Jest śliczna - odparł bez wahania, ale nie stracił przy tym wątku. - Z tym pierścieniem, upał ci niestraszny. Po co się pocić, jeśli nie trzeba?
- Czasami przyjemnie się spocić, zasapać, stracić oddech… - uśmiechnęła się, bezwstydnie mu się pokazując. I być może komuś za jego plecami.
- Owszem, ale tak po prostu od stania? Są lepsze sposoby na osiągnięcie tego samego - skupił się na drugiej nodze. Rozmasowywał napięte mięśnie ze sporą wprawą. Z chęcią mu ją podstawiła, nie zabierając pierwszej z jego torsu, a nawet przesuwając nieco wyżej.
- Nie tylko stania. Można też leżeć, klęczeć, kucać, wisieć, a nawet latać…
- Oho, znowu się wkrada halruaańska magia. Chyba, że gdzieś pod tą sukienką chowasz skrzydła? - przeniósł na chwilę spojrzenie na nagą stópkę i oblizał wargi, ale nie odważył się na nic więcej. W końcu byli w miejscu publicznym.
- Chcesz poszukać? - zachęciła. - Nie jestem aniołkiem, by mieć takie słodkie skrzydełka. Myślisz, że takie pasowałyby do mojego słodkiego ciała?
- Szczerze? Wyobrażam je sobie raczej kolorowe, jak u motyla. I nie kuś mnie tutaj. Ja nie żartuje, opowiadając jak nieugięta potrafi być tutejsza straż.
- To lepiej zabierz mnie do tego klubu i tam poszukaj - zaproponowała z uśmiechem.
- Jak sobie życzysz - podniósł się, po czym pomógł wstać Leilenie, biorąc ją pod ramię.
Na szczęście spacer do wspominanego klubu nie trwał długo. A przynajmniej nie trwałby, gdyby półork nie zatrzymał się przy sklepie z karnawałowymi przebraniami.
- Zapomniałem o jednym. Nie wpuszczą nas bez masek - wyjaśnił.
- Oh, tajemniczość! - zaśmiała się. - Kogo powinnam udawać? Lisiczkę z moimi rudymi włosami?
- Och, to by ci naprawdę pasowało - stwierdził szczerze. - Ja mam zawsze kłopot z wyborem. A co gorsza zawsze potem gubię te maski.
- Tylko lisiczka musi mieć ogon - pokręciła kuperkiem. - Najlepiej prawdziwą lisią kitę. I koreczek do umieszczenia jej we mnie.
Ander posłał Lei zaciekawione spojrzenie.
- Odważne. Ale tutaj czegoś takiego nie kupimy. Musielibyśmy… improwizować - stwierdził, samemu sięgając po króliczą maskę. Bez większego zastanowienia, najwyraźniej uznał, że i tę gdzieś posieje.
- Jestem pewna, że znajdziesz miejsca do nabycia elementów mojego stroju - powiedziała z pewnością w głosie. - I nie, królik? Bestia. Dzika bestia. O, patrz - wskazała na maskę czarnego niedźwiedzia - przynajmniej taka.
- Ja? Bestią - żachnął się teatralnie. - Ranisz mnie.
Mimo swych słów wziął proponowaną mu maskę. Znalezienie lisiego ogona zajęło trochę więcej czasu i naturalnie mocowany był na sznurek. Odpowiedni korek trzeba było zatem kupić osobno.
- A jak u ciebie z krawiectwem? Bo jakoś musimy to złożyć w całość.
- Od szycia sukni z mojego pomysłu mam krawcową. Sama bym się prędzej pokuła cała - westchnęła. - Zresztą korek najlepiej jakby był drewniany, bardzo gładki. Magia sobie z czymś takim radzi, ale nie wiem jacy rzemieślnicy.
- Magia, magia… ale taką nie dysponuję - zamyślił się, aż w końcu machnął dłonią w powietrzu, jakby odpędzał muchę. - A co tam, raz się żyje, a ja ci sporo zawdzięczam. Chodź, damy w łapę jakiemuś czarodziejowi.
Zapłacił za maski i ogon, po czym znowu zaczął gdzieś Leilenę ciągnąć. Halruaańskie miasta jednak były przytulniejsze i nie nadwerężały aż tak nóg.
Ander wrócił do jednego z magicznych kramów, które wcześniej pokazał Lei i bez najmniejszych śladów skrępowania wytłumaczył, czego potrzebuje. Czarodziej, który nie był wcale taki stary, zmarszczył brwi i pochylił się nad ladą.
- Co pan potrzebuje? - zapytał niedowierzając.
- Koreczek przytwierdzony do tego ogona - Lei równie bez skrępowania uniosła kitę - wypełni mi pupę i z niej nie wypadnie.
Mag aż się zakrztusił i potrzebował chwili, by odzyskać oddech.
- Proszę sobie ze mnie nie żartować! - oburzył się, gdy znowu mógł mówić.
- Mogę potem zademonstrować - obruszyła się rudowłosa.
- Pieniądz to pieniądz - dodał półork. - Ileż można robić magicznych sztyletów dla awanturników?
Mag wciąż wydawał się urażony, ale złoto najwyraźniej wcale mu nie śmierdziało, a wykonanie zlecenia najwyraźniej uznał za najszybszy sposób pozbycia się dziwaków. Dzięki temu po paru minutach Leilena otrzymała brakujący element zestawu. Nie dane jej jednak było przymierzyć go na miejscu - czarodziej szybko bowiem wygonił ich na ulicę.
- Niektórzy naprawdę nie mają poczucia humoru, co? - zapytał rozbawiony półork.
- Gdyby wszyscy mieli, życie byłoby nieco bardziej nudne. Lubię urozmaicenia - wzięła go pod rękę. - Powinnam przymierzyć już teraz i tak iść, czy dopiero w klubie?
- Uwierz mi, że bardzo chciałbym zobaczyć jak spacerujesz z takim dodatkiem, ale będę jednak nalegał, byś się wstrzymała.
- Dla ciebie wszystko - obiecała i już nic nie kombinowała, pozwalając się prowadzić.

Klub okazał się być wystawną kamienicą, oświetloną z zewnątrz czarodziejskimi światełkami we wszystkich kolorach tęczy. Akurat taki styl oświetlania domów bardzo przypominał Lei rodzinne strony. Ander założył maskę i dał znać towarzyszce, by zrobiła to samo. Wejścia pilnowało dwóch rosłych i uzbrojonych mężczyzn. Dopiero, gdy półork wypowiedział hasło “zielony bluszcz”, odsunęli się na boki, zezwalając na przejście.
Za drzwiami czekał ich kontuar obsługiwany przez młodą i bardzo ładną kobietę. Pobrała ona słoną opłatę za wejście i poinformowała, że o tej porze pozostały już tylko dwa wolne stoliki z tyłu sali. Nie mając wielkiego wyboru, mężczyzna zgodził się na gorsze miejsca i zaczął prowadzić Lei korytarzem do głównego pomieszczenia.
- Chcesz tutaj dokonać przymiarki, czy dopiero przy naszym stole?
- Myślę, że przy stoliku będzie zabawniej - odpowiedziała po chwili zastanowienia, rozglądając się tak samo ciekawie jak uważnie, lustrując wszystkie szczegóły i osoby.
Korytarzyk wychodził na dużą salę, w której centralnym miejscu znajdowała się podwyższona scena, na której tańczyła naga elfka. Jej smukłe, piękne ciało wiło się z nadludzką gracją, a długie, blond włosy opływały ją niczym fale. Dookoła, w koncentrycznych kręgach, znajdowały się otoczone niskimi parawanami stoliki. Parawany nie były na tyle wysokie, by mogły komuś zasłonić widok tego, co działo się na scenie, ale dość by ukryć to, co działo się pod stolikami. Widownia rzeczywiście była zapełniona. Widzowie siedzieli pojedynczo, parami lub w większych grupach. Przeważali mężczyźni, a jeśli już gdzieś były kobiety, to nigdy same.
Ander wypatrzył wolne miejsce i podprowadził do niego Leilenę, nawet szarmancko odsuwając jej wygodne krzesło. Dziewczyna zapatrzyła się na nagie elfie ciało. Rzadko była okazja takie podziwiać. Prawie więc wpadła na stolik, kiedy się zatrzymali.
- Chcesz mi doprawić ogonek osobiście? - zapytała, opierając się o stolik i delikatnie wypinając.
- Będę potrzebował trochę pomocy. Ten korek jest zupełnie nie nawilżony - udawał, że widzi w tym problem.
- Oh, czyli najpierw zamówimy wino, czy chcesz skorzystać z moich ust? - zapytała niewinnie.
- Może jedno i drugie? - zamachał do dziewczyny obsługującej gości. Była to kolejna jasnowłosa piękność, przy czym ta była ubrana. Owszem, rozcięcie w spódnicy odsłaniało całą nogę, a biust niemal wyskakiwał jej z gorsetu, ale była ubrana.
- Poprosimy butelkę czerwonego wina.
- Oczywiście. Czy coś do tego? Może sery? - spojrzała na Leilenę.
Ta wcale nie zmieniła szczególnie swojej pozycji, odpowiadając na to spojrzenie promiennym uśmiechem.
- Delikatne przekąski, wedle twojego uznania.
- Dobrze, proszę pani - odpowiedziała grzecznie, choć sama była tylko parę lat starsza od Lei.
Półork usiadł przy stole, przenosząc wzrok to na wypiętą rudowłosą, to na tańczącą elfkę.
- Dasz radę poczekać na to wino?
- Oczywiście, jestem poważną, dojrzałą kobietą - zadeklarowała, siadając na podsuniętym wcześniej krześle, zakładając nogę na nogę. - Co można tu robić, jakie są główne atrakcje?
- A elfka ci się nie podoba? - zdziwił się.
- Oczywiście, że mi się podoba, ale ona nie zaspokoi moich potrzeb.
- Na szczęście to tylko przystawka - zapewnił poważnie Ander. - Ten klub celuje w klientelę szukającą… sugestywnych przedstawień? - zakończył, nie będąc przekonany jakim terminem się posłużyć.
- Tylko przedstawień? - dopytywała dalej, przyglądając się elfce z zaciekawieniem. Może powinna sama brać lekcje tańca?
- Klientela często umila sobie spektakle we własnym zakresie. Po to są te wszystkie parawany i dywany. Jeżeli ktoś chciałby sobie ulżyć, to może to zrobić… no, może nie w prywatnej atmosferze, ale też nie na cudzych oczach - popatrzył na scenę. - Nie licząc artystów. Oni widzą wszystko.
- To nie jest tak niegrzeczny ten klub, jak mógłby być - roześmiała się. - Większość tych artystów już pewnie nie zwraca na to uwagi i robi wiele rzeczy w wyuczony sposób, bez zastanowienia i tak dalej.
- A co ty byś przedstawiła? Tak, żeby nie było to wyuczone? - zapytał zaciekawiony.
- Domyślam się, że większość artystów ma taką samą choreografię. Jeśli ja prowadziłabym taki klub, to musiałabym zatrudniać tylko takich, którzy potrafią zawsze to zmienić, urozmaicić, dostosować do widowni. I tak, wiem, że to łatwiej powiedzieć niż zrobić.
- Każdy jest krytykiem - zaśmiał się półork.
Służąca zdążyła zaś uwinąć się z zamówieniem, przynosząc otwartą butelkę, dwa kieliszki i przystawki.
- Życzę smacznego. Gwiazda wieczoru zaraz wyjdzie na scenę - dodała.
- Dziękujemy - uśmiechnęła się do niej znowu Leilena, zerkając na butelkę. - Kto jest gwiazdą wieczoru?
- Czarna Dalia - uczynnie odparła blondynka, choć Leilenie niczego to nie wyjaśniło.
Dziewczyna zerknęła na Andera pytająco, ciekawa czy wie o kim mowa.
- Na mnie nie patrz - sięgnął po butelkę, od razu wypełniając kieliszki prawie po brzegi. - Słyszę o niej pierwszy raz, ale i nieczęsto tutaj przychodzę.
- To półelfie piękność, która lubuje się w dwoistości natury. Sprzecznościach, przeciwieństwach, które próbuje pogodzić - wyjaśniła dalej służąca, wciąż bardzo enigmatycznie.
- Cóż, chętnie na nią popatrzę - nadal nic nie wiedząc Lei nie naciskała. W końcu zaraz mieli ją zobaczyć.
- Jak my wszyscy - blondwłosa uśmiechnęła się uroczo i zostawiła gości samych. Półork nie tracił czasu, od razu biorąc solidny łyk trunku.
- Lepiej namocz co trzeba - zamruczała lubieżnie rudowłosa, unosząc swój kieliszek.
- Jak sobie tylko życzy moja wybawicielka - mężczyzna nie potrafił zapanować nad lubieżnym uśmiechem po takiej propozycji. Ostrożnie złapał końcówkę lisiego ogona i zanurzył ją w swoim kieliszku. - Z waszą magią pewnie nawykłaś do bardziej spektakularnych widowisk?
- Nie do końca, mamy dość pruderyjne społeczeństwo. No i lubię artyzm, w każdej formie. Choć nie przeczę, ta seksualna jest mi najbliższa - nachyliła się nad stołem, kiedy wyjął koreczek i wzięła go powoli w usta.
- Och, gdybym wiedział, że go po prostu obliżesz, zachowałbym wino dla siebie - zaprotestował w udawanym oburzeniu.
Popatrzyła mu w oczy, językiem sugestywnie krążąc po nagrubszym fragmencie.
- Chcesz go włożyć…?
- Nie mogę się doczekać - wyszczerzył swój jedyny kieł. - Pokaż no ten śliczny tyłeczek.
Wciągnęła nogi na krzesło i obróciła się tyłem, w pozycji klęczącej pozycji prezentując mu swój opięty jeszcze sukienką kuperek. Materiał był na tyle krótki, że część pośladków i cipki widać było i bez podwijania. To jednak było dla mężczyzny za mało. Szybko bowiem podciągnął kieckę w górę i bezwstydnie nachylił się nad pupą rudowłosej, przeciągając po niej językiem.
- Nie wiem, czy samo nawilżenie koreczka wystarczy. Wyglądasz na bardzo ciasną.
- Bo jestem małą dziewczynką - wymruczała, lekko poruszając biodrami. - Sprawdź…
Dalszych zachęt nie potrzebował. Naparł mocno językiem na ciasny otworek, wwiercając się do środka. To baraszkowanie nie umknęło uwadze tancerki: Lei mogła przysiądz, że ta się uśmiechnęła i puściła do niej oko. Rudowłosa uwielbiała być lizana w ten perwersyjny sposób. Jęknęła, całkiem głośno, odwzajemniając uśmiech tancerce. Patrzenie na piękne nagie ciało i świadomość innych obecnych niedaleko, jeszcze wzmagały podniecenie. Po chwili poczuła palce przesuwające się po jej szparce, ostrożnie rozwierające wargi. Ander powoli wzmagał podniecenie towarzyszki, był bowiem zbyt delikatny, aby ją zaspokoić. Lei nie narzekała. Sama uwielbiała tę grę. Cieszyła się, że jest dotykana, że pokazuje mu wszystko, otwarta na każdą fantazję. Szparka lepiła się już od wilgoci, pupa pulsowała, jakby chcąc złapać język kochanka. Miała też nadzieję, że sam Ander pobudzi się tym tak bardzo, że po pierwszym wejściu szybko wybuchnie. Na razie jednak się kontrolował. Cofnął głową i zaczął wykorzystywać soczki Leileny do nawilżenia jej drugiej dziurki.
- Lisiczka gotowa?
Nie miała pojęcia jakie dźwięki wydają lisy, dlatego odpowiedziała uniwersalnym kręceniem bioderkami. Półork chyba zrozumiał, bo złapał za ogon i już bez dalszego przedłużenia zaczął wpychać go w rudowłosą, kręcąc nim na wszystkie strony by pokonać opór.
Elfka tymczasem przestała tańczyć. Muzyka umilkła, zaś goście zaczęli bić brawa. Najwyraźniej zbliżało się główne przedstawienie. Pomiędzy tym umilknięciem i brawami, słychać było stęknięcie Lei, nieco bolesne, kiedy duży korek zaczął rozwierać brązową dziurkę. Rozluźniła się, starając się umożliwić mu wpadnięcie do środka.
- No, Leileno. Lis bez ogona, to jak ryba bez wody. Postaraj się bardziej - mężczyzna nie zwrócił uwagi na bolesny syk i jedynie naparł mocniej. Tancerka pokłoniła się i zeszła ze sceny, a grajkowie rozpoczęli nową, dość smutną nutę, która zdawała się nie pasować do atmosfery panującej w klubie.
- Mocniej… - stęknęła rudowłosa, napierając biodrami na korek, aż poszerzył anus wystarczająco i wpadł do środka pupy.
- I po krzyku - Ander “w nagrodę” dał dziewczynie klapsa. - Teraz już możesz merdać ogonkiem z zadowolenia.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 20-09-2019, 16:37   #79
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Na podwyższenie weszła kobieta o kształtach z młodzieńczych fantazji, dodatkowo podkreślanych strojem, jednocześnie eleganckim i bardzo nieprzyzwoitym. Duże piersi były w połowie odsłonięte przez dekolt, którego nie powstydziłaby się Lady Aurora. Wycięcia w sukni były aż trzy, po bokach odsłaniające długie, przyodziane w pończochy nogi, a z przodu odsłaniając wygolone łono. Półelfia piękność od razu wywołała żywiołową reakcję publiki, która zaczęła gwizdać i klaskać. Leilena zamerdała, a potem też zaklaskała. Zmieniła też pozycję, schodząc ze swojego krzesła i jak gdyby nigdy nic wchodząc na kolana Andera, który objął ją od razu w pasie.
- Nie obraź się, bo nie wypuściłbym cię teraz za nic z rąk, ale ta Czarna Dalia to faktycznie niezła sztuka - zagadnął. Rzeczona artystka pokłoniła się i można było usłyszeć, jak widzowie wstrzymują oddech licząc na to, że jej duże piersi wyskoczą z ubrania. Nie wyskoczyły.
- Też żałuję, że moje cycuszki tak nie urosły - zachichotała, sadowiąc się wygodnie na kolanach, siedząc bokiem do Andera. - Ale umiem je powiększać.
- Nie rób tego. Mi się podobają takie, jakie są. Sterczące, naturalne i podniecone.
Półelfka zaczęła powoli tańczyć, ale był to taniec nad wyraz nudny. Brakowało mu gracji elfki, żywiołowości, no i na razie nie zanosiło się na to, by kobieta miała się obnażyć bardziej, niż już to robiła.
- Ciekawa jestem co czyni ją wyjątkową - Lei zastanawiała się na głos. - Swoją drogą, kiedy zdążyłeś pogapić się na moje cycki? Sukienka je akurat zakrywa…
- Ale w tym deszczu sutki ci się do niej przylepiły - wyjaśnił, wcale nie zawstydzony. - A resztę już dopowiedziała wyobraźnia.
Na szczęście półelfka nie smęciła długo do żałobnych nut. Na scenie dołączył do niej bowiem ktoś inny. Bardzo egzotyczny. Skórę miał błękitną jak Syn Akadi, ale zupełnie bezwłosą. Gładką czaszkę pokrywały u tej istoty ciemniejsze znamiona. Sylwetkę miał męską, tak jak i ubiór, więc czymkolwiek był, to pewnie nie był kobietą.
- Cieszę się, lubię kusić. Najlepiej częściowym, skąpym strojem, to najprzyjemniejsze - objęła Andera za szyję, tuląc się i ciekawie patrząc na przedstawienie. - Możesz mnie obnażyć w pełni kiedy tylko chcesz.
- Ale czasem to, czego nie widać kusi najbardziej. Może to właśnie urok tej Czarnej Dalii? Wszyscy wyobrażają sobie jak wyglądają jej nagie cycki i nakręcają się sami?
Błękitnoskóry ukłonił się przed półelfką i ujął jej dłoń. Muzyka zmieniła się, ze smutnej przeszła we wciąż poważną, ale jednak taneczną nutę, do której dwoje artystów zaczęło z wprawą tańczyć. Zbyt powoli jednak, by spódnica Dalii mogła zacząć kusząco wirować.
- Och, oczywiście. Dlatego kuszę kształtem piersi, nie bezpośrednio ich widokiem. Takie też stroje projektuję na uczelni - liznęła jego policzek, nie odrywając wzroku od sceny.
- A co myślisz o jej kreacji? - jedną dłonią zaczął masować odsłonięte udo Lei.
- Bardzo ładna, mam podobną sukienkę, choć w innym kolorze - język dziewczyny przesunął się w stronę ucha i zaczął w nie zagłębiać.
- A jak na twój gust nie za bardzo odważna? Czy może za mało?
Na scenie, a raczej jej skraju, pojawiła się kolejna osoba. Purpurowa skóra i kręte, baranie rogi Leilena rozpoznała jako charakterystyczne cechy diabląt. Czerwone oczy diabełka wodziły za Dalią, a oblizywane co jakiś czas usta doskonale sugerowały, co chodziło mu po głowie.
- Dla mnie w sam raz. Dla niej też. Dla normalnej dziewczyny to za dużo, ale moim celem jest zachęcać wszystkich do wyzwolenia swojej seksualności i odwagi w tym zakresie - wyszeptała mu do ucha, przygryzając płatek.
- Nie dziwię się, czemu Ona cię wybrała. Jesteś sukkubem w ludzkiej skórze - palce mężczyzny zaczynały powoli zapuszczać się pod sukienkę.
- Seks i wszystko co z nim związane to moje życie, zwłaszcza od kiedy odkryłam, że jestem tantrystką - przesunęła się odrobinę i pocałowala go w usta, na ten krótki moment tylko tracąc z oczu scenę. Odpowiedział na pocałunek z dużym entuzjazmem i nawet westchnął rozczarowany, kiedy się skończył. Szoł jednak i jego interesował.
Diablę zwróciło na siebie uwagę półelfki, która wkrótce porzuciła swego błękitnego partnera. Muzyka nabrała życia, przeradzając się w wartki, skoczny rytm. Tego już nieskromny ubiór ślicznotki nie był w stanie znieść z godnością i gdy wirowała w ramionach rogacza, jej suknia odsłaniała sprężyste pośladki i kuszące łono.
- A cóż wiążesz z seksem? Tylko magię, czy coś jeszcze? - Ander podjął przerwaną rozmowę, a także wędrówkę swej dłoni, która prawie już docierała do szparki Lei. Odrobinę rozsunęła uda, aby mu to ułatwić.
- To zależy co masz na myśli. Jestem uzależniona od seksu, muszę go uprawiać ciągle. Więc nie tylko przez wzgląd na magię swoją przyszłość z nim wiążę.
- Przy tobie mam na myśli najróżniejsze rzeczy - odparł, rewanżując się za poprzednie pieszczoty i całując jej ucho. - Myślałaś nad tym, by spieniężyć swą pasję? Ot, ten najlepszy burdel, o którym mówiłaś?
Diablę niecnie wykorzystało to, że jego partnerka zapomniała się w tańcu i jednym szarpięciem zerwał suknię z jednej z jej piersi. Widzowie skwitowali to gromkim, lubieżnym śmiechem. Dalia jednak wydawała się tym nie przejmować. Co innego błękitnoskóry, który gniewnie odepchnął rogacza od kobiety. Zaczynało się robić ciekawie. Lei oblizała się na widok pełnej piersi.
- Być może, jak zbiorę fundusze - odpowiedziała, tak jakby to było najnormalniejsze zajęcie. - Na razie projektuję stroje w swoim stylu. Dopiero się uczę wszystkiego. Chcesz zgadnąć ile mam lat? - zachichotała.
- Kobiet się o wiek nie pyta.
Szarpanina między dwójką nieludzi nie trwała długo i diablę wyszło z niej zwycięsko. Pokonany błękitnoskóry odczołgał się do rogu, zaś półelfka (której musiała zaimponować siła rogacza) podeszła do zwycięzcy, kręcąc przy tym kusząco biodrami, i przywarła do niego całym ciałem.
- Ciekawe, że półelfka przyciąga więcej zainteresowania niż pełnokrwista elfka. Zwykli ludzie nie widują przecież takich na codzień - zastanawiała się na głos rudowłosa, co chwilę całując i zostawiając mokre ślady języka na twarzy Andera.
- Półelfka ma towarzyszy i na pewno coś z tego wyniknie - wygłosił swoje przypuszczenie.
Diablę ponownie zaczęło tańczyć z Dalią, teraz jednak miało to znacznie mniej wspólnego z tańcem, a więcej z bezwstydnym obmacywaniem - ud, pośladków, piersi. W końcu dłoń rogacza wsunęła się między nogi partnerki. Półork uznał to za doskonały pretekst, by to samo zrobić Leilenie, bez dalszej gry wstępnej zanurzając w niej jeden palec. Jęknęła. Gorące, bardzo lepkie wnętrze przyjęło go bez problemu.
- Elfka też by mogła mieć. Na przykład inną kobietę. Większość mężczyzn lubi na to patrzeć… jaki gruby paluszek, mmmm…
- Oczywiście, że lubimy. To dwa razy więcej piękna i kuszących kształtów - zaśmiał się, wsuwając się coraz dalej. - A to nie jest najgrubsza rzecz, jaką mógłbym ci tam wsadzić - dodał, niezbyt subtelnie.
- No ja myślę, inaczej byloby wstydliwie… - wystękała, uśmiechając się i całując go szybko w usta, aby nie stracić zbyt wiele widowiska. - Mimo to nie uważam, że to występowanie w trójkącie czyni z niej największą gwiazdę. Musi być w tym coś więcej…
Owo “więcej” sprowadzało się tymczasem do tego, że zachęcony reakcjami półelfki purpurowy mężczyzna zaczął ją jeszcze bardziej obnażać… co z uwagi na jej nieskromny strój nie zajęło dużo czasu. Wszystkie kuszące, podniecające części były wystawione na widok wygłodniałej publiczności. Diablę wyszeptało coś do ucha Dalii, a ta bez chwili wahania opadła przed mężczyzną na kolana, zaczynając rozpinać mu spodnie.
- Jakie masz teorie Leileno? - półork nie tracił zainteresowania wypowiedziami swej towarzyszki.
- Nie wiem jakie tu mają inne występy… - głos rudowłosej rwał się. - Jak często uprawiają seks na scenie, czy pojawiają się kobiety pieszczące się nawzajem… autentycznie, bez udawanych póz… być może brana przez dwóch na raz półelfia kobieta rzeczywiście jest czymś bardzo wyjątkowym…
- Seks jest głównym widowiskiem, które przyciąga tutaj osoby skore do rzucenia górką złota - przyznał Ander. - A trójkąt półelfki, diablęcia i aasimara to nie jest coś, co się widuje na co dzień.
Etap tańców się skończył. Artystka oswobodziła sztywną męskość rogacza i bez zawahania wsunęła ją sobie do ust, coraz głębiej i głębiej. Nie przestawała nim nie dotknęła nosem jego podbrzusza. Diablę zaśmiało się i pokazało wulgarny gest w kierunku pokonanego błękitnoskórego.
- To prawda… zwłaszcza w wykonaniu utalentowanej kobiety… - zamruczała Lei, a Ander poczuł jak zaciska na nim swoją szparkę. Z całej siły. Stęknęła głośno.
- Zaproponowałem ci to miejsce również dlatego, że wspominałaś o tym co czujesz do swojej mamy - wyznał półork, bardzo zadowolony z efektu, który wywierał. - Byłem na tu na jednym przedstawieniu syna i matki.
Leilena musiała przyznać półelfce jedno - znała się na seksie. Przyjmowała kochanka głęboko w gardle i pozwalała mu się poruszać prawie tak brutalnie, jak jeszcze niedawno robił to jej pasza. Rudowłosa obserwowała bujające się przy tym cycki, pojękują cicho.
- Brzmi dobrze. Byli prawdziwie spokrewnieni?
- Wiesz, nie sposób powiedzieć na pewno. Ale byli bardzo podobni, a właściciele lokalu dawali na to słowo. Niby niewiele, ale jeśli rozeszłaby się wieść, że przedstawienia za które trzeba zapłacić grubą sumę są ustawiane… no, to koniec biznesu. Więc po mojemu, tak. Mamusia dała się posiąść synkowi na oczach całej widowni - podsumował.
Purpurowy znudził się pieszczotą, dla której większość zebranych w sali oddałoby koszulę z grzbietu i pchnął kochankę na podłogę. Ta szybko przekręciła się na czworaka, oferując się mężczyźnie jak kotka w rui. Nogi Lei jeszcze się rozszerzyły.
- Mmm, wizja takiego przedstawienia mnie przekonuje… chciałbyś mnie zobaczyć z moją mamą?
- Jeszcze musisz się pytać? Seks z mamuśką i córeczką to bardzo popularna fantazja - zbadawszy już, na ile sobie może pozwolić w szparce Lei, zaczął przyspieszać swoje ruchy.
Diablę dało Dalii siarczystego klapsa nim wtargnął do jej wnętrza, narzucając od razu gwałtowne tempo. Duże piersi zaczęły kołysać się jak szalone. Nawet błękitnoskóry, do tej pory równie zgnębiony co pokonany, nie mógł oderwać od nich wzroku.
- Jeśli moja mama nabierze odwagi, to kto wie… - zachichotała Lei i zaraz jęknęła, gdy poczuła silniejsze, zaciskane do tego mocno wnętrze. I to co działo się na scenie także nie pozostawało bez wpływu. Przywarła do półorka mocniej, wolną ręką łapiąc się za schowaną pod materiałem pierś. - Chciałabym się z nią rżnąć na oczach innych… lubię jak patrzą…
- I może w tym cała pokusa Czarnej Dalii? - zasugerował. - Może ona też lubi to robić na naszych oczach? Podnieca ją to, doprowadza do szału?
Półork nie oszczędzał rudowłosej. Bez ostrzeżenia zaczął kciukiem pocierać jej łechtaczkę. Wgryzła się w jego szyję, tłumiąc w ten sposób krzyk. Po pierwszym szoku zaczęła go lizać i całować po tym rejonie ciała, wciągać płatek uszny do buzi, przygryzać wszędzie.
- Może… ja na takiej scenie dałabym… od razu…
- Tylko widzisz, napięcie dobrze jest stopniować. W przeciwnym razie, można się do niego za szybko przyzwyczaić.
Dalia podłapała spojrzenie swego pierwszego adoratora i z wielkim trudem uniosła jedną rękę, by przywołać go do siebie gestem dłoni. Z począku nie zareagował, ale rozkołysany biust działał na niego jak hipnoza i po paru chwilach zaczął niepewnie podczołgiwać się do czarnowłosej.
- Ja lubię wszystko… i szybko i stopniowo… - sapała i drżała dziewczyna, nie ustając w pocałunkach.
- Skąd wiesz, że wszystko? - dociekał Ander.
- Wszystko, czego do tej pory spróbowałam - odpowiedziała i tym razem wpiła się głęboko w jego usta, wkładając w nie języczek. To skutecznie go uciszyło, ale nie wyglądał na niezadowolonego. Z entuzjazmem wyszedł jej naprzeciw w mokrym, pełnym pasji pocałunku, nie przerywając jednocześnie swych starań, by doprowadzić ją palcami do szczytu… albo przynajmniej rozochocić ją na tyle, by móc ją zaspokoić w inny sposób. Jak na półorka, a te podobno były dzikie i nieokrzesane, wykazywał się dużą cierpliwością w dążeniu do samozadowolenia. Ciągle była ciekawa i miała trochę nadzieję, że oboje osiągną spełnienie bardzo szybko, kiedy wreszcie w nią wejdzie tym co trzeba. Całowała go na mokro, głośno, przelewając ślinę do jego ust i kręcąc językiem. Kiedy się oderwała, aby spojrzeć znowu na przedstawienie, dyszała jeszcze szybciej niż wcześniej.
Ewidentnie przegapiła jakiś kluczowy zwrot akcji, bowiem teraz Czarna Dalia nadziana była z dwóch stron na swych egzotycznych kochanków. Diablę nie przestawało szturmować jej łona, a równocześnie aasimar rozkoszował się wnętrzem jej ust. Cała trójka była doskonale zgrana. Pchnięcia rogacza pozwalały półelfce wsuwać błękitnego kutasa w swoje gardło, a kiedy się wycofywał, kobieta mogła złapać przez chwilę oddech. Na pewno robili to już wielokrotnie, ale i tak oglądało się to z fascynacją. Może nie taką z jaką patrzyła na kopulującą tuż obok Siri, ale i tak było to piękne.
- Chcę twojego drąga - jęknęła do Andera nagle, spoglądając mu w oczy.
- No wiesz, tak w towarzystwie? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Zdecydowanie w towarzystwie…
- Połóż się na stole - nakazał, wysuwając z rudowłosej palec i wypuszczając ją ze swoich objęć.
Zsunęła się z jego kolan i bez zawahania czy skrępowania położyła się na stoliku, na plecach, unosząc i zginając nogi w kolanach. Wyciągnęła do Andera dłonie, leżąc tak, żeby kątem oka widzieć scenę. Półork rozwiązał pas i zsunął spodnie. Podniósł się ze swojego krzesła ukazując Lei swoją męskość. Była gruba, żylasta i całkiem długa. Czy takie wymiary były naturalne dla półorków, czy czarnoksiężnik posiłkował się jakąś magią, było w gruncie rzeczy bez znaczenia, bo gdy zaczął się w nią wpychać od razu poczuła rozkoszne wypełnienie. Mężczyzna ujął jej dłonie i przycisnął do blatu, prawie kładąc się na kochance.
Artyści na scenie również nie próżnowali. Błękitnoskóry zupełnie pozbył się spodni, stojąc dumnie wyprostowany w obu znaczeniach tego wyrażenia. Dalia obejmowała go ramionami wokół szyi, a nogi oplotła wokół jego bioder, nadziewając się swym ciężarem na jego przyrodzenie. Aasimar musiał być całkiem silny, bo nie wyglądał, jakby się wysilał w tej pozycji. Rudowłosa wydała z siebie przeciągły jęk, gdy szparka wreszcie poczuła naprężoną pałę. Wypełniona dodatkowo w anusie, mała dziewczyna stała się niezwykle ciasna i musiał się nieco wysilić, aby zagłębić się tak głęboko, jak oboje chcieli.
- Jestem… dobrą lisiczką…? - zapytała, z trudem artykuując słowa. - Skończ… głęboko… szybko… potem się mną delektuj…
- A nie zostanę przez to tatusiem? - zapytał, jakoś zachowując resztki rozsądku, choć nie przekładało się to na spowolnienie pchnięć.
- Nie bój się… - sapała, obejmując go szczupłymi nogami i dociskając do siebie - ...we mnie można…
Takie wydyszane zapewnienie mu wystarczyło. Nie powstrzymywał się już ani trochę, a to jak Lei kusiła go przez cały dzień zaowocowało bardzo szybkim i bardzo obfitym wytryskiem. Wepchnął się ile tylko mógł i zawarczał, prawie jak niedźwiedź, którego maska zasłaniałą mu górną połowę twarzy. Wygięła się w łuk i wydała z siebie krótki, ale całkiem głośny okrzyk. Już pierwszy strumień nasienia doprowadził ją do powstrzymywanego od jakiegoś czasu orgazmu. Przyjemność zamroczyła ją, ciało zadygotało w ekstazie, wzrok się zamglił. Dociskała się do niego, przyjmując z ogromną rozkoszą każdy strumień. Ledwie czuła, jak zaczął obsypywać jej szyję i dekolt pocałunkami, jak wykonywał pojedyncze pchnięcia, by wyrzucić z siebie ostatnie porcje nasienia, by wypełnić jej ciasne, małe wnętrze. Z chęcią mu na to pozwalała, łapiąc oddech. A kiedy już znowu widziała, skierowała spojrzenie na scenę.
- Ciekawe ilu widzów… robi to co my… - wysapała.
- Sporo - odpowiedział po chwili Ander, rozglądając się swobodnie na boki. Parawany były za niskie by skrywać cokolwiek co działo się nad stołami.
Dalii nie wystarczał jeden kochanek. Teraz ściśnięta była między obydwoma. Aasimar szturmował jej cipkę, kiedy diablę rżnęło ją w tyłek. A ona sama, zawieszona bezwładnie między nimi, jedynie głośno, zwierzęco krzyczała z rozkoszy, nie powstrzymując się w żadnym stopniu. Lei podobało się to przedstawienie tak samo jak innym tu zebranym. Zwłaszcza, że miała już Andera w ciasnej cipci, a korek w pupie pozwalał sobie wyobrażać drugiego kochanka.
- Nie wychodź ze mnie… - stęknęła, wpatrzona w kutasy niknące w ciele Dalii.
- Czy mam to potraktować jako komplement? Podobam ci się?
Półelfka oddawała się bez reszty i chyba już nawet szczytowała, a przynajmniej Lei miała takie wrażenie. Mężczyźni też nie mogli być dalecy od swego finału. Rudowłosa jednak w pełni zwróciła się do Andera, spoglądając mu w oczy i zaciskając cipkę z całych sił.
- A jak myślisz? Pocałuj mnie.
- Szczerze? Myślę, że podoba ci się wiele osób - nie wypowiedział tego jednak jako krytyki. Z ochotą spełnił prośbę kochanki, z początku delikatnie pieszcząc jej wargi, ale szybko zapragnął czegoś gwałtowniejszego, wysuwając swój język. Z wielką ochotą, tak aby to czuł całym sobą, przyjęła go do mokrych ust, swoim języczkiem wychodząc naprzeciw i pieszcząc go najczulej jak potrafiła, przywierając wargami do jego warg. To wystarczyło, by po paru chwilach poczuła, jak znowu w niej rośnie, ponownie rozpychając jej szparkę. Wokół rozległy się oklaski i gwizdy, ale Leilena nie widziała już sceny. Przywarła do kochanka całą sobą, nie spiesząc się z tym pocałunkiem, delektując się i pozwalając na to półorkowi. Otoczenie się nie liczyło, choć wyobrażała sobie, że jest teraz oglądana. Od samej tej myśli doznała skurczu dziurek. Ander znowu zaczął się poruszać, przez co rudowłosa poczuła, jak zaczynają wyciekać z niej jego soki. Co nie było takie złe, zważywszy na to, że pewnie wkrótce napełni ją nową porcją. Przy drugim podejściu puścił jednak jej dłonie, oparł się o blat jednym łokciem, a druga ręka zaczęła wodzić po piersiach Lei.
- Obnaż je… - poprosiła z lekkim uśmiechem, gdy ich usta się od siebie oderwały. Wsunęła jedną z uwolnionych dłoni w jego włosy, czule go po nich gładząc. Przyjmowała pchnięcia z cichutkimi jękami, nie odrywając od niego oczu. - Jestem twoja przez cały mój pobyt w tym mieście…
- Uważaj, mogę w takim wypadku nie chcieć cię zabrać do domu - pogroził. Palcami zaczął grzebać przy wiązaniach sukienki, ale szło mu to strasznie niezgrabnie. Ostatecznie, jego palce były znacznie grubsze niż Lei. Pomogła mu i wkrótce mógł odchylić materiał na tyle, żeby cieszyć wzrok małymi, sterczącymi cycuszkami swojej małej kochanki.
- Mogę tu jeszcze trochę zostać, skarbie… - wydyszała cichutko.
- A ja z chęcią cię ugoszczę.
Nie oparł się nagim piersiom i złapał jedną z nich. Trochę za mocno, boleśnie, ale jednocześnie dziewczyna poczuła jak w niej drgnął.
- Przedstawienie się skończyło - rzucił obojętnie.
Nie miała nic przeciwko temu co zrobił. Nawet jęknęła głośniej, a on poczuł skurcz pochwy.
- Wypraszają gości, czy chcesz mnie posuwać gdzie indziej? - zapytała zdyszanym, ale też rozbawionym głosem.
- Inni są też trochę… zajęci - zaśmiał się. - Myślę, że mogę jeszcze raz w tobie dojść.
- Jestem pewna, że dasz radę więcej niż raz - uśmiechnęła się, głaszcząc go.
- Leileno, nie doceniasz mnie. Z magią mogę cię rżnąć przez godzinę bez przerwy - zapewnił z dumą. Wyprostował się, chwytając ją za biodra i zaczynając szybko pieprzyć. Mlaszczące odgłosy z pewnością były doskonale słyszalne przy okolicznych stolikach… o ile ktoś był na tyle przytomny, by podsłuchiwać. Wokół rozbrzmiewały bowiem jęki i posapywania. Sama się do nich dokładała, starając się powstrzymywać na tyle, aby słychać było jak mokrą ma cipę. Z rozwartymi jak najszerzej się dało udami przyjmowała kochanka, przesuwając się po stoliku w przód i w tył, gdy o wiele większy półork ją ruchał.
- Mocniej… - powiedziała nagle głośno, ze skurczem w pochwie i świadomością, że może nakręcić tym innych, kopulujacych za parawanami.
- Jak sobie życzy, moja dziewczynka - skinął głową. Jego ruchy były tak intensywne, że aż zaczęły poruszać całym stolikiem, który ostrzegawczo zatrzeszczał. Duży, napierający penis wywoływał mieszankę rozkoszy i bólu. Ander przygryzł wargę, próbując wytrzymać jeszcze chwilę w ciaśniutkim, pulsującym wnętrzu.
Lei nie umiała już wstrzymywać jęków. Głośno dawała do zrozumienia, że Ander robi to dobrze.
- Twój kutas jest dla mnie taki dobry… spuść się w środku…! - głośne, przesycone ekstazą słowa wydobywały się z ust, a dłonie ściskały piersi i ciągnęły za sterczące sutki.
- Tak… jest! - krzyknął i wkrótce znowu eksplodował, chyba równie mocno co za pierwszym razem. Zdyszany wysunął się z kochanki i opadł ciężko na krzesło, łapiąc oddech. - Jesteś… zdecydowanie jedną z najlepszych… - nie dokończył. Zabrakło mu tchu. Ona też krzyknęła, jego eksplozja uderzyła w głębokie rejony niedostępne dla niczego innego. Najprzyjemniejsze uczucie na świecie, którego zawsze był brak przy seksie z kobietami. Objęła go mocno, przywierając do zdyszanego męskiego ciała. Gdy w końcu doszedł trochę do siebie, przytulił dziewczynę w czułym geście.
- I co myślisz o naszych lokalnych rozrywkach?
- Na razie są całkiem miłe, ale mam nadzieję, że jeszcze jakoś wykorzystamy nasz czas. W końcu mój ogonek jeszcze się do niczego nie przydał - zauważyła.
- Jak to nie? Strasznie mnie podnieca - wyznał.
- Czujesz korek, kiedy mnie pchasz? - zapytała kokieteryjnie. - Bo w tej pozycji go całkiem nie widać…
- Czuję. Trudno wytrzymać w takim ciasnym otworze… - zmrużył oczy. - Miałaś sporo kochanków? - zadał bardzo niedyskretne pytanie.
- Trochę - przyznała. - Mój pierwszy raz był jednak tylko kilka miesięcy temu. Nie sądzę jednak, bym miała się zrobić luźna. Za bardzo lubię swoje ciasne dziurki - zachichotała.
- Nie, nie… nie chciałem sugerować, że jesteś… - zająknął się, orientując się co głupiego powiedział. - Twoja cipka po prostu jest bardzo świeża. Ciasna. Zupełnie, jak u niedoświadczonej panienki - próbował komplementować, choć w dziwny sposób.
- Mów tak do mnie - zamruczała. - Jestem bardzo młoda i świeża, ale muszę to robić o wieeeele częściej niż inne. Dlatego trzeba umieć się mną dzielić.
- Tak, jak tamci dzielili się półelfką?
- Czasami też tylko patrząc. Albo po prostu wiedząc. Jestem stworzona do seksu i nie zwykłam zbyt często odmawiać. Ale z magią można wszystko. Pozostać młodą i świeżą także.
- Czego ci absolutnie życzę - uśmiechnął się szeroko. Spojrzał nad ramieniem dziewczyny. - Goście się zbierają. Chyba i na nas czas - zasugerował.
- Zgoda, jak tylko ze mnie zejdziesz - zamruczała i cmoknęła go w usta.
Ander trochę się z tym schodzeniem ociągał, lecz w końcu przemógł się i pozwolił Leilenie się ogarnąć.
Na zewnątrz zdążyła już zapaść noc, dla półorka nie stanowiło to jednak żadnego problemu. I to nie dlatego, że doskonale widział w ciemnościach, ale dlatego, że miał we Wrotach Baldura własne mieszkanie - gdzieś w miejscu, które nazywał Niższym Miastem. Rudowłosej nie robiło to większej różnicy, szczególnie że okazało się, że to mieszkanie wcale nie było tak daleko. A dodatku, wcale nie wyglądało źle. Mieściło się w zadbanej kamienicy i było całkiem przestronne, choć wciąż rozochoconą Leilenę interesowały raczej powierzchnie płaskie - stoły, łóżko, dywany. Przechwałki półorka, że może przez godzinę bez przerwy okazały się zgodne z prawdą, dzięki czemu rudowłosa mogła wypróbować naprawdę sporo mebli nim w końcu zmęczenie zmogło ich oboje.
 
Lady jest offline  
Stary 01-10-2019, 19:34   #80
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Sen, który nadszedł nie był jednak taki znowu spokojny. Z początku nic nie zapowiadało, by miał być nietypowy. Leilena znajdowała się w dworku, całkiem podobnym do tego, w którym mieszkał Barrow.


W kominku płonął ogień i wszystkie żyrandole były rozpalone. Pojawienie się Nessaliny było przez to zaskakujące - przecież temu zawsze towarzyszył piekielny krajobraz. Sukkub, roznegliżowany i kuszący jak zwykle, siedział rozluźniony na schodach. Leilena rozejrzała się ciekawie. Musiała przyznać, że miejsce wyglądało bardzo klimatycznie. Zbliżyła się do Nessaliny, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Witaj, pani. Gdzie jesteśmy?
- W wygodnej posiadłości. Gdzieś na twoim planie materialnym. A przynajmniej tak to miejsce wygląda - uzupełniła.
- Podoba mi się ten mroczny klimat - przyznała dziewczyna.
- Mam nadzieję, że spodoba ci się tej nocy więcej rzeczy - odparła, uśmiechając się przy tym jednocześnie kusząco i strasznie. Wstała na nogi i ujęła dłoń Leileny. - Przejdź się ze mną - poprosiła, tyle tylko, że zapomniała dać szansę odmowy. Nie uszły jednak daleko, raptem na piętro, do dużego salonu z fotelami, stoliczkami zastawionymi imbryczkami i ciastami, oraz ścianami, które przyozdabiały głowy upolowanych zwierząt, powieszone obok kusz, łuków, włóczni i innych narzędzi do polowania.
W pokoju stał już Ander. Nigdy wcześniej Lei nie dzieliła swego snu z kimś innym, niż sukkub. Półork padł na jedno kolano, widząc demona.
- Pani. Zdobyłem lustro, którego sobie życzyłaś - powiedział, nie unosząc wzroku.
- Doprawdy? - Nessalina niemal prychnęła. - Czy tak było, Leileno? On coś samemu zdobył?
- Strasznie się przy tym upierał, pani - odpowiedziała zapytana, ciekawie przyglądając się Anderowi.
- Upierał się? Wtedy, gdy był przykuty do ściany? Czy potem?
Półork był widocznie przestraszony.
- Wtedy był nieprzytomny - sprecyzowała rudowłosa. - Zanim jednak wyszliśmy z jego celi upierał się, że musi zdobyć lustro.
- Wyszliście? Czyli nie wyszedł sam? - dociekała dalej czarcica.
- Poszliśmy po nie razem, lecz to on wiedział gdzie jest, za to ja zostawiłam znaki w podziemiach, które pozwoliły je szybciej opuścić - Lei opowiadała zgodnie z prawdą, nie śmiąć oszukiwać Nessaliny. I nie chcąc tak po prawdzie.
- No proszę…. - sukkub przeniósł spojrzenie na Andera. - Czyli niczego nie zdobyłeś. Zdobyliście. Dziękie Leilenie. Inaczej byłbyś trupem - wysyczała gniewnie.
- Tak, pani. To prawda - mężczyzna uznał, że jedno kolano w takiej sytuacji to mogło być za mało i zamiast tego opadł na oba. - Zdobyłem lustro sam, ale nie zdążyłem z nim uciec. Leilena mnie ocaliła i dopiero wtedy mogłem zabrać lustro z Calimportu.
- Czyli tak to było? To brzmi zupełnie inaczej. Zupełnie, jakbyś mnie zawiódł i zmusił, bym zaryzykowała życiem mojej służki.
Nessalina podeszła do klęczącego półorka i sama przy nim przykucnęła. Jednak z każdym pokonanym krokiem zmieniała się. Ludzka powłoka opadała, ukazując demoniczne, ogniście czerwone ciało. Gdy pochylała się nad Anderem była już zupełnie nieludzka… choć wciąż kobieca.


Demon pochwycił mężczyznę za gardło i uniósł w górę jedną ręką, jak szmacianą lalkę. Z jakiegoś irracjonalnego powodu Leilena poczuła jak ciepło opanowuje jej ciało, a sutki sztywnieją z podniecenia. Ta forma jej pani pobudzała ją jeszcze bardziej.
- Mimo wszystko wykonał zadanie, pani - ośmieliła się odezwać. - Musi tylko przekonać się, że warto jest cię pożądać całym sercem, wtedy inne niewarte tego kobiety go nie zwiodą.
Czarcica odwróciła ku rudowłosej płonące ogniem oczy.
- Wstawiasz się za nim? - zdziwiła się.
- Ostatecznie okazał się całkiem przydatny - Lei uśmiechnęła się bez strachu, choć z też dygnęła z szacunkiem.
Demon zamyślił się przez dłuższą chwilę, która dla Andera przeciągała się upiornie, gdyż zaciśniętą na gardle dłoń go dusiła.
- Co powinnam z nim zatem zrobić? - zapytała w końcu Lei.
- To twój wybór, pani. Jeśli chcesz go ukarać to nie tak… ostatecznie - zaproponowała dziewczyna. - A jeśli chcesz sprawdzić czy ciągle jest użyteczny, to możesz mu przydzielić inną misję.
- Oczywiście, że to mój wybór. Ale pytam ciebie. Jak go ukarać? - powtórzyła. - I jeśli to nie ma być kara ostateczna, to lepiej się szybko decyduj, bo już sinieje.
- Mogę go dla ciebie zbić pejczem… - wypaliła Leilena, która była słaba w wymyślaniu kar. Szczególnie na szybko. - Albo… przelecieć w pupę!
Nessa roześmiała się głośno i puściła Andera, który upadł na ziemię, kaszląc i próbując zaczerpnąć głęboko powietrza.
- Podoba mi się taka kara… choć obawiam się, że jemu się to spodoba - demon pozostawał w swej czerwonej postaci.
- Która z tych kar, pani? - Lei ucieszyła się z tego, bowiem pożerała ją wzrokiem.
- Mówię o zerżnięciu go w tyłek - wyjaśniła. - Bicie pejczem akurat mogłoby mu przypomnieć, co też przeżył u paszy - niedbale podeszła do jednego ze stolików i rozsiadła się na krześle. Półork wciąż nie mógł pozbierać się z podłogi.
Leilena nie spuszczała wzroku z Nessaliny. Złapała za swoją sukienkę i zdjęła ją z siebie, obnażając nagie ciało i błyszczące krocze. Po udzie spływała już strużka podniecenia. Wymruczała zaklęcie i nad wejściem do pochwy zaczął rosnąć penis.
- Powiedz jak duży ma być, pani.
- To ma być kara, czyż nie? - zamruczał demon. - Największy, jakiego kiedykolwiek sama przyjęłaś w tyłek - nakazała, sięgając do imbryka i nalewając sobie jego zawartość do filiżanki.
- Wspomagałam się wtedy zaklęciem… - szepnęła Lei i tworząc męskość na podobieństwo tej Connorowej. - Mogę nawilżyć najpierw Andera? Chcia… chciałabym być bardzo blisko ciebie, pani, kiedy go będę brała…
Nessa pociągnęła łyk i odłożyła filiżankę.
- Ander, do mnie. Na kolanach! - rozkazała, a mężczyzna niezdarnie, wciąż kaszląc, zaczął wykonywać polecenie. - Leileno, kochanie, nie chciałabym, żebyś obtarła sobie taki wspaniały organ. Rób, co potrzebujesz, żeby było ci wygodnie - do rudowłosej czart wyrażał się bardzo przyjaźnie, co mocno kontrastowało z traktowaniem półorka. Leilena poszła za nim. W tej pozycji był także bardzo kuszący, sam fakt tego co miała zrobić już zadziałałby podniecająco. Razem z obecnością Nessaliny ogromny członek od razu stanął na baczność, naprężony do granic. Rudowłosa poczuła jak bardzo chce sobie ulżyć, z dwoma organami płciowymi było to nie do zniesienia. Mimo to klękła najpierw za mężczyzną, zsunęła jego spodnie do kolan i splunęła na wejście w jego anus. Następnie nachyliła się i zaczęła językiem rozprowadzać ślinę. Miała co prawda zaklęcie do tego, ale na razie chciała w ten sposób.
Mężczyzna drgnął, ale się nie odsunął. Trudno było ocenić, czy to przez to, że mu się podobało (jak sugerowała Nessa), czy też ze strachu przed odwetem demona. Któremu akurat, podobało się na pewno. Czarcica wyszczerzyła białe, ostre zęby w sadystycznym i perwersyjnym uśmiechu. Mokry język Lei zaczął się wwiercać w pupę, wraz z sączącą się z buzi śliną. Złapała go za pośladki i rozchyliła je mocno, aby jak najbardziej poszerzyć ciasne wejście. Po chwili zbliżyła palce i spróbowała rozwierać dziurkę za ich pomocą, nie przestając lizać i nawilżać. Szło… zaskakująco łatwo. Przynajmniej przy pierwszym palcu, pod którym tyłek mężczyzny poddał się bez oporów. Z drugim było już gorzej, Ander wiercił się, co dodatkowo utrudniało sprawę. Tak duże przyrodzenie jak to, które doprawiła sobie rudowłosa z pewnością będzie wymagać sporo wysiłku. Lei jednak mając je, nie mogła już myśleć o niczym innym. Przerwała swoje czynności i wyprostowała się, przesuwając palcami po całej długości kutasa i mruczą kilka słów. Pokrył się gęstą, grubą warstwą nawilżenia i dopiero takiego zbliżyła do Andera.
- Musisz się rozluźnić. Za bardzo muszę, będę pchała do końca - ostrzegła i zaczęła napierać na brązową dziurkę, swoje dłonie wbijając w męskie pośladki i rozwierając je na boki. Ander krzyknął i wyrwał się do przodu, co od razu sprowokowało reakcję sukkuba. Nie podnosząc się z krzesła, Nessa kopnęła swego sługę w twarz.
- Waruj i się nie ruszaj - warknęła.
Nie mając wyboru, półork zagryzł zęby i zaparł się o podłogę. Mimo to szło nad wyraz opornie i chyba tylko magia sprawiła, że zwieracze rozwarły się w końcu na tyle by żołądź Leileny wpadła do jego tyłka. Stęknęła z wyraźną satysfakcją.
- Twój sługa jest taki ciasny, pani… - wydyszała i zaczęła napierać z całych sił. Zgodnie z ostrzeżeniem, chciała tam znaleźć się cała. Chuć była przeogromna, kiedy czuła swędzenie jednocześnie w środku siebie jak i na sterczącym przyrodzeniu.
- Gdyby był luźny, to już naprawdę nie byłaby żadna kara, prawda Anderze? - Nessa położyła mu na głowie nagą stopę i przycisnęła go mocno do podłogi. - Bierz go jak tylko chcesz. Nie musisz się powstrzymywać, kochanie - zapewniła. Syknięcia półorka mogły sugerować co innego, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie myśląca organami płciowymi Leilena. Sapiąc pchała kutasa w głąb jego anusa, co chwilę cofając odrobinę, aby nabrać “rozpędu”. Miała już doświadczenie w używaniu członka i teraz z niego korzystała. Patrzyła przy tym na demonicę z pożądaniem, oddaniem, miłością i rozkoszą wymalowaną na obliczu. Ta odpowiadała figlarnym uśmiechem. Ach, gdyby jeszcze chciała się przyłączyć. Niestety, zamiast tego popijała sobie z filiżanki i deptała swego sługę. Ander znosił to… może nie z godnością, ale przestał się wyrywać i syczał z bólu też jakby rzadziej. Wnioskując jednak z jego oklapłego penisa, forma kary wcale go nie kręciła. No cóż, gdyby zaczęli od czegoś mniejszego, być może byłoby inaczej. Lei jednak nie było to w głowie. Chciała znaleźć się cała w tyłku, w męskim tyłku! Przycisnąć swoje biodra do jego wypiętych pośladków. Sapała i dyszała, pracując nad pogłębianiem zanurzenia, rozkoszując się zaciśniętym zwieraczem i ciepłym wnętrzem. Niewiele jej przy tym brakowało do wytrysku. Upór doczekał się nagrody. Długi penis dotarł wreszcie do samego końca. Może i Leilenie przeszłoby przez myśl, że był to sen, a przez to wszystko było możliwe, ale odczuwała taką rozkosz, że na nic innego nie było już specjalnie miejsca.
- Brawo - Nessa naprawdę zaklaskała. - Jak ci się podoba?
- Jest tak samo cudownie, jak w kobiecie - wystękała rudowłosa, delektując się tym odczuciem. Liczyło się tylko to i obecność pani w tym ponętnym wcieleniu. - Zaraz w niego wytrysnę… - dodała i z jękiem cofnęła się nieco, tylko po to, żeby znów wbić się do końca z sapnięciem rozkoszy.
- Nie powstrzymuj się. Wykorzystaj go jak tanią dziwkę - zachęcał sukkub.
Słysząc te słowa… dziewczyna trysnęła. Z jękiem wlewała strumień za strumieniem w pupę mężczyzny, nieustannie wpatrzona w Nessalinę.
- Tak… pani… - stęknęła i chwytając jego biodra zaczęła się szybko poruszać, jeszcze zanim skończyła szczytować. Nie miała dużo siły, ale członek był sam w sobie bardzo masywny. Raz za razem wbijała się w Andera, który musiał naprawdę mocno zaciskać zęby, by nie okazywać bólu. Jednocześnie siłą woli zmuszał się, by nie zaciskać anusa, bo to tylko spotęgowało by ból. Lei i tak nie mogła narzekać na to, że był za luźny.
- Dobra służka - pochwalił sukkub, rozchylając lekko nogi, tak by rudowłosa mogła dojrzeć jej łono, otoczone zamiast włoskami, wężowymi łuskami. - Masz ochotę jeszcze raz?
Jęknęła przeciągle, widząc to. Przyspieszyła jeszcze swoje ruchy, rżnąc tyłek z całych sił. Nigdy jeszcze nie miała żadnego tak dużym penisem.
- Takk… - sapnęła przesyconym czystą żądzą głosem. - Jesteś taka piękna, pani…
- Naprawdę? Nawet w tej formie? - powiodła dłonią po swych piersiach.
- W tej jeszcze bardziej… - z nieziemskiej chuci głos Lei stawał się błagalno-płaczliwy.
- Potrafisz prawić takie wspaniałe komplementy - pochwaliła Nessa. - Muszę ci się jakoś odwdzięczyć - podrapała się długim pazurem po swojej smukłej szyi. - O, wiem. Nie leż tak jak kłoda, wyjdź kochance naprzeciw - szturchnęła mocno Andera, który z cierpiętniczym jękiem zaczął poruszać biodrami. Rozbawiony sukkub przerzucił jedną nogę przez poręcz krzesła, kompletnie i bezwstydnie prezentując pannie Mongle swą wilgotną szparkę.
To wystarczyło, aby poczuła drugi zbliżający się orgazm. Teraz jej pchnięcia były wolniejsze, ale prawie cała wychodziła zanim się znowu wbiła.
- Jest… cudowna… pani… - jęczała głośno, rwącym głosem. Nie umiała wstrzymać następnego spustu. Krzyknęła. - Najpiękniejsza… cipka… i ciało… tak pragnę dotknąć… - mimo wypuszczania nasienia, nie przestała się ruszać. - Jest.. w tej formie… tak samo… wrażliwa…?
- Oczywiście. Jestem demonem seksu, co by mi przyszło z formy, która nic nie czuje? - zdziwiła się, po czym na chwilę zwróciła swoją uwagę na półorka. Zdjęła stopę z jego głowy i zapytała:
- Masz już dość?
- Przydałaby… się przerwa - zdołał wycedzić.
- To jak, Leileno? Jeszcze raz? - spytała Nessa i celowo podrażniła służkę przeciągając palcem wzdłuż swego łona.
- Ja… jak pani tego… pragnie… - dziewczyna oblizała spierzchnięte wargi, obserwując każdy ruch. - Może mnie też pani… wbić na swój róg… - pochłonięta żądzą rudowłosa nie panowała nawet nad językiem. Jak to często bywało.
- Hmm… mogłabym. Ale myślę też, że wymyśliłabym coś przyjemniejszego - opuściła spojrzenie na mężczyznę. - Przeszła mi już złość. Ale możesz dalej go pieprzyć, jeśli tylko ci się to podoba.
- Nie muszę… - po głowie Lei chodziły już bardzo zboczone rzeczy. - To… to sen, prawda? Czy jeśli zrobiłaby mi pani krzywdę, to przeniesie się do jawy?
- Może… ale nie musi - odparła wymijająco. - Jego na pewno będzie bolał tyłek - dodała.
- Co związanego ze mną sprawiłoby ci największą rozkosz, pani? - zapytała dziewczyna, nie odwracając wzroku od sukkuba.
- Och, służko… tak wiele rzeczy - mruknęła. - No, zejdź już z niego. Porozmawiamy sobie chwilę - zaproponowała Nessa. Przynajmniej tak brzmiał ton jej głosu. - A ty durniu, masz jutro dostarczyć mi lustro. Albo powtórzymy nasze spotkanie.
Lei powoli wyjęła członka, cofając się odrobinę i prostując się.
- Chcę ci dawać rozkosz, pani. Nawet jak będzie mnie bolało.
- I może dasz. A może wymyślimy co innego? - demon machnął leniwie ręką i sylwetka Andera dosłownie rozpłynęła się jak dym. Jakby wcale go tam nie było. Jedynie resztki nasienia na kutasie rudowłosej świadczyły o tym co miało miejsce… a może nawet to nie było dowodem? W końcu co było prawdziwe w snach?
- Obiecałam ci nagrodę, jeżeli wyciągniesz Andera z lochu. Wywiązałaś się z tego wzorowo. A ja potrafię nagradzać równie hojnie, jak surowo każę. Czego zatem byś chciała?
- Ja… ja zawsze będę chyba pragnąć podobnych rzeczy - nieco zawstydzona Lei mówiła cicho. - Magii, ciebie pani oraz seksu. Szczególnie teraz, żeby mama stała się swobodniejsza.
- Wciąż jej pragniesz? Nie zaspokoiłaś się? - zapytała, oblizując zmysłowo usta.
- Chyba nie potrafię się zaspokoić, nie przy takich emocjach i pożądaniu - przyznała.
- Mówiłaś, że twoja mama nie stroni od kochanków, prawda? Więc w czym tkwi problem?
- W tym, że chyba wstydzi się tego, albo za bardzo boi się co zobaczą i powiedzą inni… - próbowała wytłumaczyć. - Sama nie wiem, ale jest zupełnie inna kiedy już to robi. A normalnie to krzyczy na mnie jak tylko coś powiem czy zrobię czy nawet się ubiorę w kojarzący się sposób.
- Ach tak? A ci jej kochankowie? Jacy byli? Romantyczni? Prosili o względy? Łasili się jak koty? A może brali, na co mieli ochotę? - Nessa wypytywała lekko, bo dla niej to był zwyczajny temat rozmów.
- Wydaje mi się, że byli bardzo różni. Liczył się seks, a nie typ kochanka, tak myślę - Lei też nie stroniła od takich rozmów. Członek nie malał ani na chwilę. - Ale to jak nas opanowało wtedy w łaźni, to było cudowne. Wreszcie była taką, jaką jest naprawdę.
- Więc boi się swej żądzy - westchnęła czarcica. - A gdyby przestała? Gdyby uwolniła tę część siebie? Co byś z nią zrobiła? - Nessa pochyliła się lekko do przodu, eksponując jędrne piersi i skupiając spojrzenie na penisie służki.
Lei przełknęła ślinę. To co widziała było piękne.
- Nie wiem, może zachęciła do prowadzenia najlepszego burdelu na świecie? - zachichotała, przypominając sobie ten pomysł z rozmowy z Anderem. - Nie chciałabym też rozpadu rodziny, więc pewną kontrolę musiałaby zachować. Tylko nie być taka… fałszywa, kiedy otacza ją tylko rodzina. Z którą prawie w całości już spała.
- Burdelmama? - zaśmiał się demon. - Podoba mi się. Ale nie wiem, czy ona tego pragnie. A z tą rodziną, co masz na myśli? I nie musisz tylko tak ze mną rozmawiać. Widzę jaka jesteś podniecona. Możesz sobie ulżyć - przesunęła dłońmi wzdłuż swej sylwetki.
Kutas był tak duży, że musiała go wziąć w obie dłonie. Stęknęła, gdy zaczęła go masować.
- Spała ze mną i moim bratem, nie licząc taty. Pewnie zrobiłaby to też z innymi, gdyby nie ta jej kontrola. Ona jest taka jak ja, tylko… ja nie umiem i nie chcę się kontrolować…
- Mogę sprawić, by puściły jej zahamowania - zaoferowała. - By oddawała się komu tylko by chciała. Może nawet oddawała się, komu ty chcesz? - demon roztaczał lubieżne perspektywy.
- To brzmi… tak kusząco… - Lei nie myślała teraz ani trochę racjonalnie, waląc sobie przysłowiowego konia. - Mogłaby zmienić styl ubierania i zachowania… na razie wśród rodziny… i tych, których ja wskażę… - rozmarzała się coraz bardziej.
- Byłaby twoją posłuszną mamusią. Przytuliłaby, wysłuchała, a gdybyś tylko miała ochotę opadłaby na kolana, podciągnęła ci sukienkę i wylizała cipkę - Nessalina zbliżyła się tak bardzo do penisa Leileny, że czuła na skórze jej gorący oddech.
- Och… - jęknęła jeszcze głośniej. - Nie musi… być tak posłuszna… wolna wola jest też podniecająca… ale może… wśród rodziny… i przy mnie też innych.. nie ukrywać prawdziwych… potrzeb… i piękna… - mówiła trochę bez ładu i składu, zupełnie rozkojarzona bliskością pani i intensywnością doznań.
- Czy chcesz, żeby taka była twoja nagroda? Mama bez zahamowań, spełniająca swoje i twoje żądze? - sukkub złapał i zaczął masować swoje piersi.
- W mojej obecności, tak. Abym za dużo nie straciła będąc… w akademii… - może jakieś wątpliwości tliły się w umyśle rudowłosej, ale wepchnięte daleko przez emocje, rozkosz i samą obecność Nessaliny. Teraz zgodziłaby się na wszystko.
- Tylko w twojej obecności? Biedny braciszek - roześmiał się demon.
- Rodzinnie nie tylko - sprecyzowała, nawet w takim stanie domyślając się w jakie szaleństwo podążać będzie teraz jej rodzina.
- Mogę ci to dać. To w końcu leży w mej naturze, w źródle mojej mocy. Wystarczy że poprosisz i przypieczętujesz ten układ swym nasieniem. Gdzie chcesz. Na mojej twarzy - oblizała się. - Piersiach - wypchnęła je do przodu. - A może wolisz na moim łonie? - wsadziła w siebie dwa palce.
- Tak, pani… błagam, proszę, zrób to… - zamroczony umysł się wyłączył, a ciało szybko zmierzało do potężnego wyzwolenia. - Na twarz… pozwól mi tam… oddać nasienie… - wyjęczała z trudem i nie skończyła nawet w pełni, kiedy krzyknęła i pierwsza, gęsta struga białej cieczy trysnęła z kutasa. Nessa zamruczała z radości i szybko wyciągnęła swój język, wystawiając się na deszcz białego płynu. Sperma tworzyła na jej ogniście czerwonej twarzy mocny kontrast, gdy spadała na czoło, nos, usta. A demon tylko z entuzjazmem rozcierał ją po twarzy, aż Leilena nie skończyła.
- Transakcja zawarta, Leileno. Wierzę, że będziesz się doskonale bawić. Tylko nie zapominaj o nauce - pogroziła. - Weź od tego głąba lusterko i daj je mamie. Nie przeglądaj się w nim sama, a nim twa mama w nie spojrzy wymów słowo mocy - uniosła się i nachyliła do ucha Lei, wypowiadając frazę, która brzmiała obco i niezrozumiale, ale która od razu wypaliła się w pamięci dziewczyny, jak znamię.
- Tak, pani. Nie zapomnę, nadal mam zamiar zdobyć wielką moc - powiedziała szczerze. Nessalina, seks i magia, to było to, z czego składało się życie Leileny Mongle. I ta była z tego bardzo zadowolona.
 
Zapatashura jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172