Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2018, 13:33   #11
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację


Gdy księżyc świecił już wysoko mężczyzna ruszył schodami ku dołowi. Potężnie zbudowany strażnik, stojący przy drzwiach, tylko skinął mu głową, dając znać, że może przejść dalej. Korytarz był wąski, ale nie było tu ciemno. Co kilka kroków do ściany przytwierdzony tkwił magiczny płomyk. Zatem musiał być tu jakiś przynajmniej średnio-potężny Skrzydlaty, który był w stanie utrzymywać magiczne oświetlenie, nawet o nim nie myśląc. Może Rhysand? Może ktoś inny? Choć co jakiś czas Leith mijał jakieś metalowe drzwi, wszystkie one były zamknięte. Bękart szedł więc dalej i dalej, i tylko jego czuły słuch wyłapywał czasami jakieś głosy za którymiś drzwiami. Głównie były to krzyki i jęki, co zdawało się zdecydowanie niepokojące. Gdy mężczyzna skręcił za kolejny załom, przed nim w oddali pojawiły się jeszcze jedne drzwi - tym razem otwarte. Pomieszczenie, do którego prowadziły było oświetlone, natomiast ze środka nie dobiegał żaden odgłos.
Nie żeby było gdzie teraz uciekać. Leith dokonał wyboru przyjmując propozycję Tuli, dokonał wyboru przekraczając pierwsze drzwi. Teraz nie był odwrotu.
Pierwsze, co w niego uderzyło, to dziwny zapach, unoszący się w pomieszczeniu, jakby... piżmo? Leith nie wiedział czym są feromony, więc nie potrafił stwierdzić co dokładnie kręci go w nosie. Światło świec było raczej przytłumione, jednak unoszące się w powietrzu dym i zapach spowodowały, że mężczyzna musiał zmrużyć oczy, bo dobrze widzieć. Po lewej stronie na ścianie zauważył stół z narzędziami, jakby urzedował tu jakiś kowal. Przy czym narzędzia wydawały się dziwne, nietypowe w kształtach i rozmiarach nawet jeśli część z nich rozpoznawał. Po drugiej stronie pomieszczenia zaś znajdowało się coś a kształt otwartej łaźni z niedużym basenem. Woda w nim wydawała się gorąca, a Leith zrozumiał, że unoszacy się w powietrzu dym, to raczej para wodna. Naprzeciwko zaś wejścia mieścił się szereg krzeseł, przywodzacy na myśl widownię. Dziwne było to zestawienie, jednakże wszystko wyjaśniła ozdoba na środku - ogromny krzyż w kształcie X-a, do którego - jak teraz zauwazył bękart - był ktoś przypięty. Kobieta. Poza nią w pomieszczeniu znajdowały się cztery osoby: Rhysand, lady Kornell, jedna z dziwek i muskularny, ciemnowłosy Skrzydlaty w czarnym, obcisłym garniturze, którego Leith nie znał. Skrzydlaty siedział na widowni, a siedząca obok dziwka wyraźnie czekała na jego polecenia. Lady Kornell stała przy kobiecie, rozpostartej na krzyżu, która przodem była zwrócona do “publiczności” i chyba poprawiała więzy, zaś Rhysand ruszył ku stołowi z narzędziami, przywołując gestem Bękarta. Gdy ten podszedł, mężczyzna odezwał się przyciszonym głosem.
- Pani Tula interesuje się twoimi postępami, Leith. To jest Ulv, prawa ręka Księżnej i jej kochanek. Brutalny typ, więc uważaj na niego. Ma się jednak nie mieszać do twojego szkolenia. Twoim zadaniem będzie wybatożyć dziewczynę tak, żeby jak najdłużej utrzymać jej przytomność. Żeby krwawiła, ale nie wykrwawiała się. Rozumiesz? Lady Kornell będzie liczyła uderzenia. Powinieneś dojść do 120 przynajmniej. Liczą się tylko te, które rozcinają skórę. Przy twoim wzroście i zamachu najlepsze powinny być ten, ten i ten. - wskazał kilka pejczy i batów spośród bogatego “asortymentu” na stole.
Dekadencja Skrzydlatych nie przestawała zaskakiwać Leitha, jednak jedno było dla niego zupełnie rozsądne: lepiej bić niż być bitym. Bękart chwycił wskazany przedmiot i zważył go w ręce. Zrobił kilka zamachów w powietrzu, najpierw batem, potem w drugą rękę wziął i pejcz. Bękart zarzucił ten pierwszy na twarz kobiety, pozwalając mu zakręcić się wokół jej czaszki. Pozwoli ciągnął go ku sobie sprawdzając jego czepność.
Należało wybadać ile dziewczyna jest w stanie wytrzymać, Leith trzasnął z bicza po nagiej stopie kobiety. Gdyby to był kij, pogruchotał by jej kości.
Mruu skrzywiła się, lecz z jej gardła nie wydobył się nawet jęk. Nie patrzyła w twarz Leitha, jej zrezygnowany wzrok utkwiony był w podłodze. Może wiedziała, że to własnie sympatia Bękarta wrobiła ją w to, co teraz przeżywała i nie chciała już więcej na niego patrzeć?
Potwory, wszędzie potwory. Leith nawet nie zamierzał zastanawiać się jaka to zachcianka podkusiła Skrzydlatych by wydać mu na torturę jedną z nich. Ale czy wydawało im się, że los dziewczyny wzruszy Leitha? Mężczyźnie nie zadrżała by nawet powieka, gdyby miał miażdżyć czaszki dzieciom, jeśli tylko oddaliłoby to wizje jego własnego cierpienia. Czym przecież były ludzkie czy skrzydlate dzieci jeśli nie larwami potworów.
Dumna postawa Mrru, która zdawała się walczyć z bólem wydała się Leithowi korzystna. Bardziej prawdopodobne, że kobieta wytrzyma następne 119 razów. Leith od samego początku zaczął batożenie rozmyślnie: Bicz i pejcz cięły po piszczelach, obojczykach, czole, kolanach, ramionach i żebrach. Nie było tam wiele krwi, tylko sporo bólu.

3... 4... 5...

Lady Kornel szepnęła coś do ucha Rhysanda, po czym oboje usiedli z boku, by podziwiać “spektakl”.

17... 18... 19...

Z tego co wyłapało czułe ucho Leitha parka na widowni zaczęła zabawiać się ze sobą. Choć Mrru nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, zagryzając aż do krwi delikatne, różane wargi - teraz pobladłe z wysiłku, Bękart słyszał cichutkie westchnienia za każdym razem, gdy przecinał skórę na jej ciele. Westchnienia rozkoszy - pochodzące z ust panienki, która zabawiała niejakiego Ulva. Co za chore pojeby...

36... 37... 38...

Mrru dopadł kryzys. Dziewczyna zaczęła najpierw drżeć na całym ciele, a po chwili również bezgłośnie szlochać. Jej wielkie, załzawione oczęta uniosły się, by złapać spojrzenie Leitha.
Zobaczył prośbę... nie, błaganie w jej oczach. A przecież do końca pokazu zostało jeszcze co najmniej 80 uderzeń.
Mrru faktycznie musiała być umysłowo uszkodzona, skoro choćby w mękach spodziewała się litości z rąk Leitha. Bękarta nie bawiło zadawanie jej bólu. Mrru była piękna, ze swoją cichością wręcz idealna. Jednak kociaki czy szczenięta też były słodkie, lecz gdy trzeba było je utopić, czy przekręcić im łebki, cóż, po prostu się to robiło.
39 owinęło się wokół kolana kobiety, 40 trafiło ją pod pachę, 41 wykonane pejczem jedynie musnęło brodawki, jednak wystarczająco mocno by skaleczyć skórę.

Parka z tyłu zaczęła się ostro pieprzyć, sądząc po odgłosach. Po chwili Lady Kornel również do nich dołączyła. Rhysand wydawał się wyłączyć, odpływając we własny świat a Leith i Mrru tkwili w przedstawieniu przemocy, który prawdopodobnie nigdy między nimi by się nie rozegrał. Około 50 uderzenia dziewczyna pozbierała się i znów zacisnęła szczękę, kolejny kryzys przyszedł 40 smagań później. Lecz Bękart znów nie odpuścił. Tym razem jednak oczy dziewczyny zaczęły się wywracać. Czyżby traciła przytomność?
Leith złapał Mrru w dwa palce za pyszczek i przyjrzał się jej obliczu, ocenił jej oddech oraz ilość utraconej krwi. Jeśli dziewczyna po prostu nawykła do bólu, bękart zacznie bić znacznie mocniej. Trudno mu jednak było ocenić. Nigdy wcześniej nie torturował tak małej i delikatnej istoty. W jego poczuciu zalana krwią dziewczyna była bliska wyzionięcia ducha, choć rozsądek jednocześnie podpowiadał, że zahardziały żołnierz zniósłby i kolejnych 90 batów. I to mocnych. Tylko że Mrru w żadnym razie żołnierzem nie była.
Istotne było tylko to, że jeśli Mrru umrze, zadanie nie zostanie wykonane, a Leith naprawdę nie widział siebie na miejscu katowanej Skrzydlatej. Dlatego bękart zmienił taktykę na tą typową dla armii: Zaczął więcej symulować niż robić. Parka i tak była zajęta sobą a Mrru wyglądała jak krwawa papka tak czy siak. Leith wciąż robił zamaszyste ruchy batem i wciąż strzelał nim głośno. Jednak huk pochodził głównie z powietrza. Mężczyzna nie uderzał tak mocno by przeciąć skórę kobiety, po prawdzie mocne było tylko co czwarte, piąte uderzenie.
Tak udało mu się dotrwać do magicznej liczby 120 uderzeń. Kiedy Leith się zatrzymał, patrząc na zakrwawioną i trzęsącą się, ale wciąż przytomną (choć raczej nie myślącą jasno) Mrru, niejaki Ulv po prostu wstał i wyszedł z pomieszczenia, nie dbając o panienkę, która go zabawiała. Lady Cornell wezwała ją zaraz i razem zaczęły ściągać Mrru z krzyża. Rhys podszedł do bękarta i odebrał od niego baty, rzucając przelotne spojrzenie na jego dłoń. Nikt nic nie mówił, do czasu aż Rhysand gestem wskazał Leithowi drzwi, by wyszli z piwnicy. Dwie kobiety tymczasem ciągnęły pomroczoną Mrru do wanny, pachnącej teraz jakimś ziołowym naparem.
- Dobra robota - powiedział Rhys, prowadząc mężczyznę schodami na górę - Jutro rano pojawi się ktoś, kto zabierze cię na dwór. Bądź więc gotowy. Pamiętaj o broni i... - zawahał się - Bądź posłuszny, ale miej uszy i oczy zawsze otwarte. Leith pokiwał milcząco głową starając się wyglądać przy tym poważnie choć rada Skrzydlatego brzmiała dla bękarta tak oczywiście jak “niebo jest niebieskie” czy “szczyny są żółte” doprawdy, gdyby mieszaniec nie miał uszu i oczu zawsze otwartych nie dożył by tylu lat.
Czy zim.
Mężczyzna położył się w pustym łóżku i zapadł w czujny sen.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 05-12-2018, 14:31   #12
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Leith obudził się, słysząc kroki pod swoimi drzwiami, nim jeszcze rozległo się pukanie.
- Przylatują po ciebie za dwa kwadransy, szykuj się chłopaczku - usłyszał głos znajomej dziwki, którą brał od tył podczas... podczas maratonu, jaki zafundował mu Rhysand. Pamiętał, że miała pieprzyk na lewym pośladku.
Leith wyjrzał przez drzwi pochylając się nad kobietą by zobaczyć, czy jest w korytarzu sama.
- A co ci do tego… Pieprzu? - zrobił pauzę jakby starał się przypomnieć sobie imię Skrzydlatej (którego oczywiście nie znał).
Niewysoka Skrzydlata o drobnej, raczej szczupłej budowie ciała tylko wzruszyła ramionami pod zwiewną, sięgającą ledwie połowy uda tuniką. Jej złociste włosy upięte były w misterny kok na czubku głowy.
- Rhysand kazał cię obudzić i ci powiedzieć. Jak chcesz, mogę ci przynieść śniadanie czy co tam ci Mrru serwowała rano.
Kobieta uśmiechnęła się lekko karminowymi, napompowanymi wargami, nie mając za wiele współczucia dla koleżanki, która najwyraźniej dostała miała wolne z uwagi na swój stan. Bez zdziwienia zresztą. Leith pamiętał milczącą dziewczynę na koniec - całą zakrwawioną z kałużą krwi pod nogami. On zresztą także znalazł liczne rozbryzgi na swoim odzieniu i skórze.
- Hmm… - mężczyzna podrapał się po brodzie przyglądając się kobiecie jakby była jakimś produktem na wystawie (bo przecież wszyscy nimi byli) - jasne, przynieś coś do jedzenia. - zdecydował.
Rzuciła mu obojętne, lub wręcz nieco pogardliwe spojrzenie, po czym odeszła, kręcąc tyłkiem.

“Pieprz” wróciła po jakichś dziesięciu minutach, niosąc na tacy jakiś parujący napój, miskę owsianki i udka z kurczaka lub innego ptaka na zimno. Weszła do pokoju Leitha, tym razem nie pukając i postawiła tacę na stoliku. Nie kwapiąc się nawet, by życzyć mu smacznego, ruszyła do wyjścia.
Czego jak czego, ale pieprzenia Leithowi u Skrzydlatych nie brakowało. Bękart oddał się więc całkowicie obżarstwu w tych ostatnich chwilach przed “wymarszem”, nauczony żołnierską praktyką, traktował każdy posiłek jak ten ostatni.



***

Leith odjechał z burdelu pod lasem w powozie zaprzęgniętym w dwa duże, kare konie. Na koźle siedział jakiś ponury Skrzydlaty, który wyraźnie nie chciał mieć z Bękartem niczego wspólnego. Jedynym towarzyszem, czy raczej towarzyszką Leitha okazała się Szlachetna o rubinowym kamieniu i mało urodziwej - jak na Skrzydlate kobiety - twarzy. Ona również zdawała się nie chcieć mieć za wiele wspólnego z współpasażerem, bo poza pogardliwym spojrzeniem nie obdarzyła go ani odrobiną uwagi. Jeden woźnica i jedna Skrzydlata i jakieś 2 godziny drogi do Dworu Wiatru. Gdyby Leith planował ucieczkę, taka okazja mogła się nie powtórzyć. Nie był wszak skrępowany niczym i miał przy sobie broń, którą wybrał do walk gladiatorskich.
Bękart jednak nie planował ucieczki. Bo niby czemu? To, że skrzydlaci nie mieli ochoty na rozmowy było zaś akurat dobrą rzeczą, Leith przywiązywał małą wagę do słów.
Miast poświęcać zbytnią uwagę współpodróżującym, mężczyzna rozglądał się z przymrużonymi oczami okolicy.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/fantasymo_qeeprsh.png[/MEDIA]

Wszędzie widział piękno i dostatek, których nigdy nie doświadczył w krainach ludzi. Pola były żyzne i obrośnięte zbożem, sady pełne dorodnych, uginających się pod ciężarem owoców jabłoni. Nawet zwierzęta hodowlane wydawały się zdrowsze i jakieś piękniejsze od tych, które Leith widywał za niewidzialnym Murem.
A to wszystko i tak było niczym w zestawieniu z cudem, jaki stanowiła bryła Dworu Wiatru. Choć widać było, że budowla miała swoje lata świetności za sobą, gdyż niektóre jej poziomy były zawalone a mury ukruszone, wciąż budziła podziw niezwykłą symetrią wykonania i samym kształtem - doskonałej elipsy. Po co ktoś zadał sobie tyle trudu, by zbudować zamek w kształcie koła? Tego Bękart nie wiedział. Mógł więc jedynie chłonąc roztaczające się przed nim widoki a narastające pokłady pytań odkładać na tył głowy.
Bękart nie zamierzał sam dawać swoim gospodarzom dodatkowych powodów do drwin z własnej osoby. Trzymał szczęki przy sobie nie pozwalając opaść żuchwie w oniemieniu na widok grodu.

Niestety, podobnie jak z czarami Dwór został przygotowany dla Skrzydlatych, toteż na większość poziomów można było dostać się tylko dzięki skrzydłom. Leith, choć w skrzydła wyposażony nie miał w nich dość siły, by unieść się w powietrze. Musiał więc czekać aż dwóch postawnych, uskrzydlonych mężczyzn, odzianych jedynie w skromne przepaski na biodrach uniesie go na właściwy poziom dworu. Tam czekał na niego inny skrzydlaty mięśniak - ten dla odmiany ubrany dodatkowo w pelerynę i złotą obręcz na ramieniu. Miał też pierzaste a nie błoniaste skrzydła - coś co Leith widział dotychczas bardzo rzadko.

[MEDIA]https://www.wallpaperup.com/uploads/wallpapers/2016/03/19/913204/d5af0c8824a2af62c4c981fc29f50668-700.jpg[/MEDIA]

- Nazywam się Orion. Będę twoim nauczycielem w domenie gladiatorów. O ile przeżyjesz pierwsze starcie. Księżna postanowiła, że walczysz dziś wieczór. - powiedział chłodno.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-12-2018, 17:27   #13
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith zmrużył oczy spoglądając w bok na nieboskłon.
- To co mam robić do tego czasu? - sam się nie przedstawił, wątpił by Skrzydlatego interesowało jego imię.
- Co chcesz... w ramach domeny gladiatorów. Pamiętaj jednak przybyszu, że tu nie chodzi tylko o wygraną, ale i o to, byś spodobał się Wysoko Urodzonym. Różne są więc praktyki. Jedni ćwiczą, by ich mięśnie były bardziej nabrzmiałe, inni smarują się oliwą, a jeszcze inni robią i to, i to. Co ci przyjdzie do głowy. Jest tylko jedna zasada walk gladiatorów - zero magii.
- Och… jaka szkoda… - Leith sarkastycznie skomentował po czym kiwnął głową Orionowi i ruszył na “podbój” domeny gladiatorów.
Leith wyszedł z założenia, że mimo wszystko w pierwszej kolejności ma zamiar przeżyć, a dopiero później komuś się spodobać.
Bękart ruszył ku otwartemu placu na którym ćwiczyło, i/lub lansowała się największa liczba gladiatorów. Bękart naprawdę nie przejmował się jak zwrócić na siebie uwagę, to było akurat dla niego naturalne od urodzenia…
Zamiast tego mężczyzna przypatrywał się skrycie wszystkim potencjalnym rywalom ćwicząc przy tym nieudacznie, to jest cokolwiek podnosił, starał się sprawiać wrażenie, że jest mu to strasznie ciężkie, a każdy ruch wykonywał znacznie wolniej niż inni. Co to w ogóle za pomysł by pokazywać innym swoje dobre strony?
W sumie naliczył dziewięciu mężczyzn, z czego tylko siedmiu było Szlachetnymi. Dwaj pozostali trzymali się razem i reprezentowali typ urody, którego Leith nigdy wcześniej nie widział ani u ludzi, ani u Skrzydlatych. Podobnie jak on sam byli nie-lotni, lecz na tym podobieństwo się kończyło. Białowłosi, stalowoskórzy, o spiczastych uszach i kocio-złotych oczach...
[MEDIA]http://i.pinimg.com/originals/49/43/55/4943555265604a1f833bc2ff9c4e04d0.jpg[/MEDIA]
Właściwie mogli być braćmi, jeśli to nie jakaś specyfika ich rasy, że wszyscy mężczyźni wyglądali tam tak podobnie. Wyglądali też na zaprawionych w bojach, o czym świadczyły liczne blizny na ich ciałach oraz silne, stalowe mięśnie. Kiedy Bękart przyglądał im się ukradkiem, podnosząc jakiś ciężar mężczyźni rozmawiali cicho, stojąc w cieniu. Nie wykonywali żadnych fizycznych ćwiczeń, choć na ich ciałach perlił się pot.

Dużo łatwiej było ocenić potencjał pozostałej siódemki - trzech weteranów i czterech młokosów. Jeden młokos o wyjątkowo ładnej buźce ewidentnie popisywał się, podskakują i wykonując akrobacje. Dwaj inni stanowili chyba jego grupkę uwielbienia.
- Lady Amaltea pewnie od razu podwinie kiecke, jak zobaczy ten wykop.
- Lady Amaltea podwinie kieckę za samo spojrzenie Jake’a.
- Hehehe no racja.
- Czas zacząć celować wyżej. Margrabina podobno szuka pupila...
- Taa, słyszałem. Jest też Lady Rozz, ale to wiadomo... No i wciąż jest jest księżniczka.
- Jaaaaaasne. Ale margrabina to w sumie niezły pomysł. Ona siedzi w loży zachodniej, nie?
(i tak dalej)

Czwarty młokos ćwiczył walkę mieczem w takim skupieniu tnąc pachołek, że chyba nawet nie zauważył pojawienia się Leitha na placu.
Kiedy młodzi ćwiczyli lub popisywali się, starzy Skrzydlaci przyglądali się z jawną niechęcią Bękartowi. Oni też podnosili ciężary, toteż mieli dość czasu, by zarówno napatrzeć się, jak i powymieniać cichymi uwagami w nieznanym Leithowi języku.

Po jakimś czasie znów pojawił się Orion.

- Idziemy kocie. Dostaniesz jeść, a potem zostaniesz wykąpany i odziany. Będziesz miał też czas, by naostrzyć swoją broń przed pojedynkiem. Jeśli chcesz oliwy czy olejku o konkretnym zapachu do ciała, powiedz to sługom w łaźni. Brokat jednak jest tylko dla championów. - zdawało się, że mówił całkiem serio.
Leith tylko pokiwał głową.

Bękart nie zamierzał jednak jeść a jedynie pić. Z pustym żołądkiem istniała przynajmniej jakaś szansa na przeżycie rany w brzuch.
Nie była to duża szansa.
Jednak jakby nie patrzeć: Szansa.

Został więc wykąpany przez ponurego sługę z jednym skrzydłem, który w milczeniu wykonywał swoją pracę. A następnie przyodziany przez niego - choć po prawdzie ciężko było nazwać odzieniem parę majtasów, które Leith otrzymał. Na plus był jednak fakt, że majtasy wydawały się czyste i wygodne.

Oliwa, tak oczywiście mężczyzna jej użył, jednak nie po to by ładnie pachnieć, lecz by trudniej go było złapać. Jedyną, czepną częścią jego ciała powinny być wnętrza dłoni, w których Leith będzie trzymał swoją broń.

Tym sposobem większość czasu bękart poświęcił ostrzeniu miecza.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 20-12-2018, 09:52   #14
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

- Już czas kocie. Wstawaj - powiedział Orion, otwierając drzwi do małego pomieszczenia, gdzie siedział Leith.

Skrzydlaty spojrzał na niego krytycznie, po czym podał coś Bękartowi - kawałek sznurka.

- Zwiąż włosy, twój przeciwnik lubi za nie łapać. - powiedział. To była słuszna rada, więc Leith go posłuchał.

Następnie Orion poprowadził swojego nowego ucznia plątaniną korytarzy. Im dalej szli tym głośniejszy słyszeli szum, w którym Leith po jakimś czasie rozpoznał ludzkie głosy - śmiechy, nawoływania, wyzwiska... musieli akurat iść pod trybunami.

Kiedy wrzawa była już tak głośna, że z ledwością można było usłyszeć drugą osobę Orion zatrzymał się przed wielką, wzmocniona kratą i gestem nakazał Leithowi stanąć przed nią - dokładnie pośrodku.

- Połamania skrzydeł kocie! - krzyknął mu do ucha, po czym wycofał się na bok. I dotknął swojego kamienia na piersi, przypominającego kolorami ametyst. Po chwili rozległ się przeszywający dźwięk potężnych trąb. Wrzawa na górze jakby zmalała.

- A TERAZ PRZED PAŃSTWEM ZWYCIĘSTWA 3 WALK, POCHODZĄCY Z DWORU WODY, UCZEŃ SAMEGO GOTRENA, ARCY-SZYBKI I ARCY-NIEBEZPIECZNY... RZECZNY WĄŻ!!!
Podniosły się wiwaty, choć dla samego Leitha nic się nie stało.
- JEGO PRZECIWNIKIEM ZAŚ BĘDZIE ZUPEŁNIE NOWY NABYTEK STAJNI ORIONA! NIECZYSTY. PLUGAWY. PÓŁKRWI SKRZYDLATY, PÓŁKRWI CZŁOWIEK!
Do uszu wojownika dotarły okrzyki zgrozy i charakterystyczne, znane mu od dziecka buczenie.
- NIECH JEDNAK NIE ZMYLI WAS JEGO POCHODZENIE, JEST RÓWNIE GROŹNY, CO BRZYDKI. A BRZYDKI JEST OKROPNIE. OTO PRZED PAŃSTWEM... KRWAWY BĘKART!
Krata skrzypnęła i zaczęła się podnosić. Choć słońce chyliło się już ku lini horyzontu, początkowo oślepiło Leitha. Wciąż jego oczy nie przywykły w pełni do świata na powierzchni ziemi. Dopiero po chwili bękart mógł zobaczyć arenę gladiatorów Dworu Wiatrów, a było to miejsce niemniej monumentalne niż cały zamek.

[media]https://vignette.wikia.nocookie.net/deathbattle/images/3/36/Arena.jpg[/media]

- Bękart, Bękart, Bękart! - widzowie zaczęli nawoływać wojownika do wyjścia z podziemi. Leith wyszedł, a jakaś jego część autentycznie się z tego cieszyła. Był potworem w świecie potworów i choć nowy rodzaj interakcji z otoczeniem jaki wpajano mu ostatnimi czasy w burdelu, to jest interakcji chujem w pizde, był naprawdę przyjemny, były to dla bękarta wciąż nowe wody, coś w czym nie czuł się jeszcze tak naprawdę pewnie.
Tak, nie czuł się jeszcze pewnie otoczony ciepłą, ciasną cipą i kiedy kochanka jęczała żeby “szybciej”’ żeby “więcej”, żeby “mocniej” gdzieś w głębi siebie Leith miał po prostu ochotę urwać jej ręce i zaklaskać nimi o jej własne policzki, lub przynajmniej przetrącić jej kark.
“Tak, to jest to!” - Mieszaniec uśmiechnął się do swoich myśli łakomie błądząc wzrokiem po otoczeniu, poruszając się pośpiesznie na spotkanie owego “węża”
Te wszystkie skrzydlate potwory tak bardzo go nienawidziły, tak bardzo chciały zobaczyć jego krzywdę, kiedy on pragnął tak naprawdę tylko odrobiny szczęścia, uciechy, radości, zabawy.
Tylko ładnie się zabawić i brzydko kogoś zabić.

Kiedy wyszedł na arenę, rozpoznał w swoim przeciwniku jednego z młokosów - nie tego o ładnej buźce, który gadał o swoich podbojach, lecz jednego z jego popleczników. Wysoki, ale dość szczupły Skrzydlaty z błękitnym kamieniem patrzył na Leitha pogardliwie, wywijając potrójnym morgensternem.

[MEDIA]http://aleprezent.com.pl/media/products/ff4a0dc9ea0e72aaa989785b015723b8/images/thumbnail/big_1_e526018af47b.jpg[/MEDIA]

W drugiej zaś ręce trzymał sporej wielkości drewnianą tarczę. Na szczęście Leith obok miecza miał też ogromny młot, którym - jak ocenił szybko - mógł rozbić ową zasłonę w drobny mak, jeśli tylko dobrze uderzy. Doprawdy, Mrru zrobiła mu wtedy niezłą przysługę z tą bronią...

Gdy Bękart rozejrzał się, z jednej strony areny zobaczył ogromną przestrzeń - coś, do czego mieszkańcy Dworu Wiatru mieli wyraźną słabość. Po przeciwnej stronie natomiast umiejscowiono ogromną, podobną do amfiteatrowej widownię. Szczególnym miejscem była tu rzeźba “podtrzymująca” łańcuchy, na których niby to trzymany był balkon areny. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić, że to loża vipów. Leith rozpoznał zresztą sylwetkę Tuli w wykrojonej, czarnej sukni. Z jej prawej strony stał również ubrany na czarno Ulv, który wyraźnie drwił z czegoś i zalecał się do rozbawionej pani dworu.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/bab0e43d7_qwxnwwn.jpg[/MEDIA]

Obok mężczyzny stała kolejna kobieta o płomiennych włosach, intensywnym, rubinowym kamieniu oraz wyjątkowo imponujących w rozmiarze, okalających ów klejnot piersiach.

[MEDIA]http://s6.ifotos.pl/img/princesaa_qwxnwew.jpg[/MEDIA]

Ognistowłosa wygłodniałym wzrokiem wodziła od jednego do drugiego zawodnika, wyraźnie studiując ich sylwetki.

Po drugiej stronie Księżnej wojownik zauważył jasnowłosą kobietę w zbroi. Ona również patrzyła na arenę, choć jej twarz nie wyrażała specjalnego zainteresowania, raczej kpinę. Złociste oczy zdawały się zimne jak stal, w którą było też obleczone jej ciało. Doświadczone oko Leitha wyłapało przy tym, że zbroja jasnowłosej to prawdziwe mistrzostwo kowalstwa, a ogromny, dwuręczny miecz, który miała na plecach - jako jedyna uzbrojona w towarzystwie Skrzydlata - aż dziwne, że nie przeciążał tak drobnej istoty. Ona jednak zdawała się w ogóle nie zauważać jego ciężaru. W przeciwieństwie też do towarzyszy, jej kamień skryty był pod odzieniem. Nie wiadomo było jakiej jest barwy.

[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/300785682_qwxnweq.jpg[/MEDIA]

- Rzeczny Wężu, Krwawy Bękarcie! Zajmijcie pozycje - rozbrzmiał głos spikera nad arena, a tłum zawył z radości
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-01-2019 o 11:01.
Mira jest offline  
Stary 22-12-2018, 23:03   #15
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith skupił spojrzenie na wężu, arcyszybkim… który mimo swojej prędkości jednak potrzebował tarczy?
Bękart nie wierzył w koncepcję obrony w walce jeden na jednego. Zdecydowanym tempem, choć bynajmniej nie biegnąc, bękart skrócił dystans do węża. Leitch trzymał przy tym młot zarzucony na ramię, tak jakby sam jego ciężar sprawiał mu problem, miecz trzymał przeciwstawnie tak, że jego długie ostrze ryło za kroczącym mężczyźnie ziemię.
Rzeczny wąż uśmiechnął się kpiąco, skupiając się raczej na pozdrawianiu fanek niż na oponencie.
Gdy Leith był już bardzo blisko przeciwnika, zdradziecko i pełną siłą rzucił z za głowy młotem w pierś węża, po czym przykucnął i w półobrocie uderzył mieczem starając się przeciąć skrzydlatego w pasie na pół.
Wąż grzmotnął o tarczę tak, że ta pękła na pół w dłoni przeciwnika. Kiedy jednak Leith zamachnął się mieczem, Węża nie było już na swoim miejscu. Skrzydlaty uniósł się jakieś 3 metry nad ziemią i ze złością popatrzył na Bękarta. Po chwili runął na niego z ogromną szybkością i obnażonym ostrzem. Kucając wciąż na ziemi Leith czekał chwilę, zachowując zimną krew, po czym sypnął przeciwnikowi piachem w oczy, gdy ten zbliżył się dostatecznie, jednocześnie parując z łatwością niezbyt celne uderzenie morgensterna, wyprowadzone przez Węża. Oślepiony przeciwnik zawył boleśnie i runął na ziemię w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się Bękart, który akurat zdążył odskoczyć. To była chwila, ale miał zdecydowanie okazję, by pojedynek zakończyć szybko i boleśnie... dla węża.
- O czcigodny, Szlachetny Panie!... - Leith z uśmiechem zaadresował Węża zamierzając się mieczem do uderzenia. - witamy na ziemi!... - powiedział opuszczając żelazo w amputującym uderzeniu w miejsce na plecach skrzydlatego, gdzie wyrastają skrzydła…
To znaczy, gdzie powinny wyrastać. W sumie, to Leith opuścił ostrze nawet nieco wyżej - nic nie szkodziło w oskalpowaniu przy okazji połowy pleców mężczyzny.
Rzeczny Wąż zawył w potwornej boleści. Ostatkiem sił próbował się wyrwać przeciwnikowi, lecz sprawił tylko, że ostrze bardziej poszarpało skórę jego pleców. Po trybunach poniósł się okrzyk grozy. Leith tymczasem niczym wprawiony rzeźnik zaczął piłować kostne wypusty pod łopatkami, z których wyrastały skrzydła. Ponieważ kość była twarda musiał rąbnąć weń kilka razy zanim ustąpiła. Rzeczny Wąż zemdlał zaraz po odrąbaniu pierwszego ze skrzydeł.
- Ojej! - Leith teatralnie złapał się za twarz, po czym chwycił urąbane skrzydło i zaczął komicznie wachlować nim mężczyznę - powietrza, powietrza!... - po czym kontynuował z drugim...
Po tym publiczność zamilkła, zdruzgotana i przerażona spektaklem, jaki Leith stworzył. Nie wszyscy jednak Skrzydlaci byli zatrwożeni. W kilkudziesięciu parach oczu widać było złość, w kilkunastu zaś... fascynację.
“Miej litość, obcy. Ten chłopak nic ci nie zrobił. Dobij go.” - usłyszał w swojej głowie czyjś głos Bękart.
Leith aż zamrugał oczami, nie spodziewał się ataku na własne myśli, nie wiedział nawet, że coś takiego jest możliwe…
cóż.
Litość? oni w ogóle rozumieli to słowo tak jak on? nawet jeśli było to zarezerwowane tylko dla swoich, bękart wciąż wątpił. “Chłopak” oczywiście nic mu nie zrobił tylko dlatego, że Leith mu na to nie pozwolił. Właściciela głosu zapewne to nawet nie obchodziło, podobnie jak to, że mieszaniec w odróżnieniu od publiczności nie czuł teraz zupełnie nic. Nie bawiła go sytuacja, to po prostu była jego własna walka o przeżycie, bo jeśli był potworem, to zwyczajnie chciał być w tym dobry, najlepszy. Leith najbardziej chciałby po prostu być zostawiony w spokoju, ale takie coś zwyczajnie nie było możliwe, świat był za mały.
Głos, był uprzejmy a “Obcy” to był chyba najbardziej miły epitet jakim Leith został określony w całym swoim życiu. Bękart nie był głupi, nie chciał robić sobie wroga w czarowniku, jeśli nie musiał.
Mieszaniec trącił nogą ciało węża, przekrzywił butem jego twarz tak by mógł ją zobaczyć, po czym powoli udusił węża przyciskając podeszwę do jego szyi. Jakby rozgniatał robaka.
Tak Rzeczny Wąż zakończył swój żywot, a na arenie zapadła kompletna cisza. Dopiero kiedy Księżna machnęła lekko ręką, niewidoczny spiker obwieścił:
- Wygrał Krwawy Bękart!
Nikt jednak nie bił brawa, choć ciszę mąciły teraz przyciszone rozmowy między niektórymi widzami. Krata, odgradzająca korytarz, z którego wcześniej wyszedł Leith znów się uniosła. Orion już na niego czekał, przywołując gestem dłoni. Ukłonił się też, sugerując, że to właśnie Bękart powinien zrobić przed zejściem z areny.
Leith więc ukłonił się w stronę Księżnej, wszak dla niej przecież pracował, a następnie pozbierał swoje zabawki i wyszedł.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 23-12-2018, 09:26   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tego wieczora jadł jak król. Dostał nawet osobny pokój - nic specjalnego: łóżko, stół i dwa krzesła, ale dla przywykłego do spania w jaskiniach wśród kilkudziesięciu śmierdzących, chrapiących i wiecznie narzekających mężczyzn - to był prawdziwy luksus. W dodatku nikt go tu nie zamykał - Leith mógł swobodnie przemieszczać się po kompleksie dla gladiatorów, na który składały się pokoje innych walczących, place i sale ćwiczeń, ale nawet łaźnia z niedużym basenem.
Leith wykorzystał więc swój mały apartamencik do ćwiczeń, tych prawdziwych, zjadł zaś koło basenu, tak aby pouprzykrzać się ewentualnym bywalcom samą swoją obecnością.
Kiedy kończył jeść, znów odwiedził go Orion. Skrzydlaty, który już wcześniej wydawał się ponury, teraz sprawiał wrażenie arcy-ponuraka.

- Gratuluję. Po raz pierwszy odkąd pamiętam zdarzyło się, że zwycięzca pojedynku nie dostał żadnego zaproszenia do sypialni. Nawet kwiatka czy liściku - kręcił głową, ale wydawało się, że nie to go trapi.
Leith pokiwał głową, bynajmniej nie przejmując się brakiem “brania”, nie to nie to - on po prostu lał na to.
- To zupełnie tak samo jak ja to zapamiętałem. No ale przecież chyba nikt nie podejrzewa mnie też o to, że taki liścik mógłbym przeczytać, a kwiatek pewnie bym zjadł, nieprawdaż?
Orion westchnął.
- Nie rozumiesz, młody. To co zrobiłeś... okaleczyłeś tego dzieciaka póki żył i to w sposób najbardziej przerażający dla nas skrzydlatych. Na arenie możesz być sobie bogiem śmierci, ale poza nią potrzebujesz protektora. Dlatego powinieneś pachnieć i się uśmiechać. Wiem, że Księżna chce cię podsunąć Księżniczce, ale... to bardzo ryzykowny plan. Dobrze jakbyś miał alternatywę, szczególnie że dziś podpadłeś wielu.
Leith pokiwał głową.
- To jest bardzo dobry plan… dla Skrzydlatego, ale nie dla kogoś takiego jak ja. Nie ma co się oszukiwać, podpadłem w chwili urodzenia, nikt nie uroni po mnie nawet jednej udawanej łzy, nikt się nie przejmie choćby niewiadomo co. Macie tutaj cały harem wypachnionych dzieci udających żołnierzyków, ja jestem potworem. Potworem który zamierza być w tym dobry.
Orion uśmiechnął się półgębkiem.
- No dobra, potworze. Jutro skoro świt zaczynamy trening. Nieźle poradziłeś sobie z tym piachem, ale nie zawsze będziesz miał tyle szczęścia przy ataku z góry. Pokażę ci jak radzić sobie ze skrzydlatymi. Pojutrze zaś czeka cię kolejna walka, wskakujesz oczko wyżej. Tak więc wyśpij się, bo chyba nawet potwory potrzebują odpoczynku.
Leith uśmiechnął się.
- Znasz odpowiedź. Wszyscy jesteśmy potworami, ja tylko jestem szczery.

Kiedy Orion odszedł nikt już nie zakłócał spokoju Leitha. Wydawało się, że wszyscy gladiatorzy gdzieś się wynieśli, bo w okolicy było zadziwiająco cicho. Dopiero w śnie w głowie Bękarta powrócił znajomy głos:
- Dziękuję, że mnie posłuchałeś. Czego pragniesz, obcy? Czy to chęć zemsty cię napędza? Nie wydaje mi się. Więc dlaczego chcesz być potworem?
Leith w zasadzie nigdy nie spał tak jak robili to skrzydlaci czy ludzie. Bękart zapadał w kilkunasto-kilkudziesięcio minutowe drzemki. Dzięki temu nie śnił. Dlatego w tej mentalnej projekcji nie miał takiej władzy we własnym umyśle jak właściciel tajemniczego głosu. Zamiast słów, które zresztą kojarzyły się Leithowi z gatunkami do których się nie zaliczał, mężczyzna pokazywał swoje emocje, obrazy, wyobrażenia. Dlaczego chciał być potworem? bo był, tak była natura istot żywych. Leith przekazał obraz ludzi targujących się, zaprzeczających się, bijących się, jedzących, zabijających zwierzęta, znęcających się nad nimi i sobą nawzajem, obraz skrzydlatych patroszących tych samych ludzi całymi setkami za pomocą magii i broni, obraz kości skrzydlatych jakie znalazł głęboko w kopalniach, obraz burdelu, Mrru, w końcu gladiatorów. Obraz lubieżnych spojrzeń kobiet i mężczyzn. Następnie Leith przelał obrazy gryzących się psów, walczących o jedną rujną sukę. Obrazy robaków pełzających po trupach na polu bitwy.
Co go napędzało? Tutaj pojawił się dudniący odgłos bijącego serca, serca, które chciało żyć za wszelką cenę, nie dlatego że to było dobre życie, ale dlatego, że to było jedyne życie.
Czego pragnął? Leith wyobraził sobie pusty świat, pusty i niedostępny, niemal martwy, gdzie nie było zupełnie nikogo, tylko on, sam, wreszcie pozostawiony w spokoju.
- A jeśli ci powiem, że to możliwe bez przemocy? Jeśli...

Nagle przekaz urwał się. Wyćwiczone przez lata ciało i zmysły wychwyciły zagrożenie nim ono nastąpiło. Nie dało to jednak Leithowi możliwości na przygotowanie się do starcia z użyciem magii. Jego jasnobłękitny kamień zawierał zaledwie tyle mocy, by siłą umysłu zgasić lub zapalić świecę. Nie było mowy o walce. Mógł owszem wesprzeć się magią, jak czynił podczas wojny, czyniąc swoje ciało nieco szybszym, nieco mocniejszym, ale walka stoczona w tej kategorii była poza możliwościami Leitha. Toteż nic nie mógł zrobić gdy magiczny paraliż ogarnął jego ciało. Niczym posąg, który stracił podparcie przewrócił się i upadł na bok nim jeszcze potężny kopniak (lub inna magia) wyważyły drzwi do jego pokoju.
Każde żywe stworzenie się boi, bał się też i Leith, jak zwierze zamknięte w klatce, jak mucha w pajęczej sieci. Strach był dobry, ratował życie.
Zazwyczaj, tym razem jednak na nic mu się nie przyda.
Jedynym sposobem na pozbycie się takiego strachu, było zastąpienie go nawet silniejszą emocją. Emocją nie tak naturalną jak strach, emocją zaprojektowaną.
Złość.
Kiedy już nawet strach nie może ci pomóc zostaje jeszcze złość.
Nie widział napastników z perspektywy, jaką narzucało mu ułożenie jego głowy w momencie sparaliżowania. Potem zaś na głowę naciągnięto mu koc. Paradoksalnie był to jeden z najczystszych kocy, jakie Bękart miał na ciele - czysty i pachnący lawendą.
- Myślisz, kurwo, że coś ci się udało? Że nas zastraszysz? - oczywiście, że tak myślał, cała ta sytuacja była tego dowodem.
- Jebany psie, zaraz poznasz gniew panów. - na to wyglądało...
- Jak księżna mogła w ogóle dopuścić na dwór takiego kundla… - dobre pytanie, ale może jaki pan taki kram?

Wyzwisk było wiele. Głosy, które Leith słyszał były męskie i kobiece zarazem - nie do określenia i nie do zapamiętania. Zapewne kolejny efekt działania magii. A może ktoś dodał mu coś do jedzenia?
W tym magicznym świecie magicznych potworów wszystko było możliwe
Paraliż okazał się mieć zaskakujący plus - Bękart nie czuł nic włącznie z bólem. Kiedy potężne kopniaki i uderzenia targały jego ciałem. On fizycznie nie czuł zupełnie niczego. Tylko czy miał się z czego cieszyć? Przed chwilą coś chrupnęło w boku, a doświadczenie podpowiadało, że właśnie złamano mu żebro. Ile mogło być napastników? Chyba trzech, sądząc z kątów, pod jakimi obrywał.
- Marzą ci się prawdziwe skrzydła kundlu? - to by wykluczało bycie kundlem...
- Nic dziwnego, to twoje to jakieś kurwa śmiechy… - taaa...
- To w ogóle lata? A może jesteś jak kura, która używa skrzydeł tylko do podskakiwania?
- Kokokoko!
- Może jak je odetniemy, to wyrosną ci takie prawdziwe? - Cóż, przynajmniej umrę z wykrwawienia w miękkiej pościeli...

Leith poczuł napór na plecach, jakby ktoś na nim usiadł. Znów szamotano jego ciałem, lecz inaczej niż przy uderzeniach. Koc na głowie zaczął pachnieć krwią. Musiało być jej naprawdę dużo. Czy zdoła to przeżyć? Bękart czuł, że staje się coraz słabszy, a świadomość opuszcza jego umysł.

- Nieoszlifowany kamień... przetrwać... musimy... świątyni. - usłyszał jeszcze, choć nie wiedział już czy głos rozbrzmiewa w jego głowie tylko, czy należy do napastników. Cały świat zasnuła ciemność.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-01-2019, 12:01   #17
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Wspomnienia kolejnych godzin docierały do niego jak przez mgłę. Musiał chyba jeszcze kilka razy stracić przytomność. Pamiętał sznury na swoich rękach, pamiętał, że latał, a potem, że zobaczył przed sobą skrzydlatą postać anioła, słyszał jakieś głosy - wreszcie jeden rozpoznał, to był Orion, nie rozumiał jednak co ten mówi, mężczyzna zdawał się krzyczeć, potem usłyszał jakąś kobietę i usłyszał jej śpiew... Mrru? Czy to ona śpiewała? Ale przecież wydawała się być niemową. No i co by robiła na dworze Księżnej? Mimo to twarz dziewczyny jeszcze raz nawiedziła myśli Leitha. Szczególnie wyraźnie widział jej usta, gdy go pieściła...

Nagle Bękart otworzył oczy. Nad głową miał jasne niebo, widoczne spomiędzy wijących się na drewnianej ramie latorośli. Słońce stało wysoko, a on leżał na bardzo wygodnej kanapie. Gdzieś w oddali słyszał odgłosy rozmów. Ktoś śmiał się.
Bękart starał się wyczuć każdą kończynę z którą się urodził… Wszystkie zdawały się być na miejscu. A jednak czegoś jakby brakowało, coś było inaczej... i wtedy Leith uświadomił sobie, że jego plecy opierają się o gładką powierzchnię kanapy - nie skrzydła, plecy.
Mężczyzna poczuł jak tętnica na skroni niemal mu z nerwów wybucha. Bękart wciąż w ciszy starał się teraz dyskretnie poruszyć każdą partią mięśni, szczególnie na plecach, przeszukiwał też swoje zmysły za oznaką jakiegoś odrętwiającego narkotyku, który mógłby otumaniać jego odczuwanie bólu.
Wszystko wydawało się być w porządku. Tylko brakowało skrzydeł. Tych cholernych, zupełnie nieprzydatnych skrzydeł...
Nagle do umysłu Bękarta dotarła też informacja, że nie jest sam. Nie zauważył tego, bo od wybudzenia towarzyszyła mu czyjaś obecność.
Bardzo powoli i ostrożnie, spod oka, Leith rozejrzał się.
- Tylko nie szalej, młody - usłyszał znajomy głos Oriona, który jak się okazało siedział obok w wiklinowym fotelu i czytał jakąś książkę - Wszystko z tobą w porządku, ale na wszelki wypadek podnoś się powoli - wskazał zabandażowaną pierś Leitha - Jednak się myliłem. Masz protekcję samej księżnej, skoro wysłała ci na ratunek swoją najlepszą uzdrowicielkę. Kira doprawdy czyni cuda... a już myślałem, że wyzioniesz ducha.
Leith bynajmniej nie starał się na razie wstać, wciąż badał jak działa jego ciało, jak jest wyważone, jak unosi się przy oddychaniu, jak przepływa przezeń krew, jak niesie się po nim ciepło. Mężczyzna powoli uniósł dłoń i zbadał swoją szczękę, dopiero wtedy się odezwał:
- Możemy przewinąć do momentu w którym ja słucham, a ktoś mówi co jest grane. - zaproponował.
Orion wzruszył ramionami.
- Ostrzegałem cię. I tak miałeś kupę szczęscia, że bardziej chcieli się z tobą zabawić niż zemścić. Zrobili z ciebie widowisko. Powiesili cię nad placem. Przeciągnęli sznury przez... przez to, co zostało z twoich skrzydeł, gdy je odpiłowali.
Mężczyzna skrzywił się.
- Kira powiedziała, że twoje rany na ciele się zagoiły. Możesz mieć jednak problemy z poruszaniem się na początku. Zmienił się twój ośrodek równowagi, od kiedy... - nie dokończył - Musisz teraz dużo ćwiczyć. Księżna Tula przełożyła twoją walkę o jeden dzień, ale to i tak znaczy tyle, że jutro będziesz musiał znów wyjść na arenę.
Leith już zauważył pewien dysbalans. to nie było komfortowe biorąc pod uwagę zbliżającą się walkę jednak poza tym…
Bękart zaczął się śmiać.
- Miałem sen, a kiedy się obudziłem okazało się, że po raz pierwszy w życiu wyglądam normalnie. - Leith nie przestawał się śmiać aż do momentu gdy spojrzał na Oriona.
- Będę potrzebował samozatrzaskowych kajdan na łańcuchu. - to powiedziawszy mężczyzna powoli wstał.
- Zamierzasz się mścić? - zapytał Orion cicho.
- Po co? to oni są tutaj zamknięci, ze mną. Jeden po drugim, zabiję ich wszystkich na arenie, kiedy nie będą mogli chować się za magiczną spódniczkę.
Jego trener, tudzież opiekun uśmiechnął się krzywo. Wydawało się nawet, że słowa Leitha go ucieszyły.
- Zobaczę co da się zrobić. Poćwicz dziś koordynację, a jutro rano pokażę ci kilka sposobów polowania na... ptaki.
Umilkł, zamyślając się na chwilę.
- Pozostaje kwestia twojego czasu poza areną. Masz dwa wyjścia. Albo zgodzisz się na założenie ci magicznego zamka, przez co do rana nikt nie będzie w stanie otworzyć drzwi twego pokoju, łącznie z tobą. Albo... zostaniesz moim gościem.
- Po prawdzie planowałem własnoręcznie zdjąć te drzwi. To nie ja mam się bać tam mieszkać. Jeśli uważasz to za konieczne, może być ten zamek, bycie zamkniętym na małej przestrzeni nie jest mi obce. Czy… gdzieś w okolicy znajduje się garbarnia?
Orion wydawał się zdziwiony pytaniem, ale odpowiedział bez krętactw:
- Jest niejedna w miasteczku u podnóża dworu. Wątpię jednak by ktoś cię tam puścił przed ukończeniem turnieju. A i potem nie wiadomo, musiałbyś mieć względy u którejś z dam, żeby dała ci zezwolenie. A co do tych drzwi... tak zrobimy. Pamiętaj, że jednak większość czasu będziesz spędzał poza areną, a to znaczy, że spokojnie można na tobie stosować magię.
Mężczyzna spojrzał znacząco na Leitha, który poczuł jak coś pełznie po jego nogach. Z ziemi, wspinając się po jego nogach i oplatając je, po jego ciele wspinały się oślizgłe macki.
Leith skrzywił się na widok obrzydlistwa ale… przemógł się by przybliżyć do macek twarz i je polizać.
- Próbowanie zabicia mnie ma sens tylko wtedy kiedy jest to próba owocna. Inaczej tylko mnie wkurwia. Dopóki od tego nie umieram, dopóki ktoś bawi się moim kosztem ja wkurwiam się tylko więcej.
Gdy próbował dotknąć jednej z macek językiem, ta nagle zniknęła. Było to o tyle niezwykłe, że nie tylko widział wijące się odnóża, ale i czuł je na skórze.
- Moim celem nie jest cię wkurwiać, lecz trzymać przy życiu jak najdłużej, młody. Tak się składa, że obaj na tym korzystamy. Dlatego chcę żebyś wiedział, że miałeś cholerne szczęście, że przyszli się z tobą tylko zabawić, a nie zabić cię. Zaraz przyjdzie do ciebie dziewczyna z jedzeniem. Ogarnij się i posil, ale potem masz zapierdalać aż do zmroku na placu treningowym. Rozumiesz?
Leith zrozumiał.

Bękart ćwiczył do wieczora parady, zasłony i inne pierdoły, których i tak nie zamierzał używać. W rzeczywistości, cała ta sesja miała bardziej skryty charakter. Mężczyzna uczył się nowego stanu swojego ciała, jak się porusza. Przemycił tym sposobem kilkaset piruetów i kilkadziesiąt salt zanim zapadł zmrok.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 21-01-2019, 22:13   #18
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Zgodnie z obietnicą Orion nałożył na drzwi jego pokoju magiczny zamek i tej nocy nic się nie wydarzyło. Za to rano, jeszcze przed śniadaniem, skrzydlaty wyciągnął Leitha na plac, gdy nikogo tam nie było. Co ciekawe - nie miał broni, ani nie nalegał by jego podopieczny zabierał swoją.
Mężczyzna stanął naprzeciwko Bękarta i chwilę mierzył go wzrokiem, po czym... jego pierzaste skrzydła zniknęły. Nie zrobiło to jednak wielkiego wrażenia na Leicie - nieraz już widział tę sztuczkę. Po co więc Orion ją odstawiał?
- Po pierwsze, pamiętaj, że nawet jeśli nie widać skrzydeł, one wciąż tam są. I stanowią słaby punkt... ptaka - uśmiechnął się lekko, ale z oczu i tak mu źle patrzyło - To jak kopniak w jaja. Więc jeśli nie chcesz żeby ptaszek ci odfrunął... walnij go w newralgiczny punkt. Bez względu na ułożenie i rodzaj skrzydeł on zawsze znajduje się tu - wskazał miejsce w powietrzu nad swoim ramieniem. - Połowa długości barku. Nie 1/3, nie 2/3. Idealnie połowa. Zawsze. A teraz mnie walnij.
Leith nie walnął - od kopniaka w jaja lepsze było ich wykręcenie, dlatego też jego ręka wyskoczyła we wskazane miejsce, szpony zacisnęły się i wyszarpnęły “powietrze”
- No dobra, druga rada... to już właściwie wiesz. Nawet jak ci się przeciwnik wzniesie do góry, prawda jest taka, że i tak będzie walczył w zwarciu. Na arenie nikt nie ceni łatwych wygranych. Masz więc ten ułamek sekundy żeby jakoś przywitać spadającego orzełka. Piach w oczy to dobry sposób, tracisz jednak czas na to, by nabrać go w dłoń. Mówiłem ci, ty decydujesz jak przygotowujesz się do walki. Znam taki pył, który ulatuje tylko jeśli się w niego dmuchnie. Możesz go wetrzeć między palce. Starczy na jeden nalot ptaszka.
- Dobre, mógłbym też zastosować coś co odbija światło, kryształ czy to… jak to nazywacie: Lustro.
Orion znów się uśmiechnął kącikiem ust. To był pierwszy raz, kiedy tak zwany opiekun Leitha zaczął okazywać jakieś emocje. I najwyraźniej cieszyło go uczenie Bękarta jak zabijać jego własną rasę.

- Trzeci sprawa do zapamiętania. Jeśli ptaszek już wzleci do góry, celuj w nogi. O nich zawsze się zapomina. Głowa, ramiona, skrzydła, ręce - przy lataniu na tym się skupiamy, a nie na nogach. Zazwyczaj. Jeśli przyjdzie ci walczyć z Gargulcem, nie licz na ten myk. On ma tę strefę opanowaną. Póki co jednak będziesz walczył z Łamaczem, to dobry wojownik, dobrze wyszkolony, ale brakuje mu fantazji. Przełam schemat, a będziesz go miał jak na tacy, kocie. - Westchnął. - Dobra, masz jakieś pytania czy chcesz skorzystać z okazji i walnąć parę razy staruszka w skrzydła?
- Z kim oni walczyli… - Leitch przerwał pytanie na półobrót wymierzony w orionowe “pióra” - przed pokojem z ludźmi, jakich niewolników mieliście?
Orion uniknął ciosu, nawet nie wyprowadzając kontrataku. Musiał być dobry. Naprawdę dobry. Dlaczego sam więc nie walczył?
- Postaraj się bardziej - powiedział tylko, po czym nie przestając unikać ataków Bękarta, mówił - Różni byli ci niewolnicy. Większość nowych to jeńcy z wojny, ale było też sporo takich, którzy urodzili się w niewoli. W tym kobiet, dzieci, starców... Zanim wojna się skończyła wiele pokoleń urodziło się i umarło tu, dlatego odsyłanie ich do krainy ludzi to głupota. A co do wal... o, teraz prawie dobrze. Co do walk, to nie zmieniły się to za bardzo. Tradycja okładania się na arenie służy w pewnym sensie temu, by Skrzydlaci pamiętali, a żeby dbać nie tylko o rozwój talentów magicznych, ale też tężyzny fizycznej. No a że kobietom podobają się umięśnieni, spoceni kochankowie, dla wielu młodych stało się to sposobem na podniesienie swojego statusu i wkupienie w łaski jakiejś potężnej czarodziejki. Są też tacy, którym... w życiu nie wyszło, albo nie chcą robić niczego innego niż okładanie się po mordach. Twój kolejny przeciwnik, to ta trzecia kategoria, więc uważaj... a teraz bądź łaskaw i zaskocz mnie czymś.
Leith nigdy formalnie nie uczył się niczego, wszystkie umiejętności nabył praktycznie.
W szczególności umiejętność lania się po pysku. Teraz, gdy nie ograniczały go skrzydła, postanowił przerzucić przeciwnika na ziemię i potłuc się trochę w parterze.
Tego Orion faktycznie się nie spodziewał, bo runął na ziemię pod ciężarem Leitha i zarwał kilka uderzeń po mordzie, nim się ogarnął. Nagle bękart poczuł że przeciwnik łapie go pod boki. Było to o tyle dziwne, że jedną ręką Orion starał się blokować jego uderzenia, a drugą wyprowadzać własne. Skrzydła! Ten sukinsyn unieruchomił go samymi skrzydłami! Nim Leith zareagował, przeciwnik potężnym kopniakiem wysadził go w powietrze. Bękart opadł kawałek dalej zupełnie jak kot - na 4 łapy.
- Starczy! - warknął Orion, siedząc na ziemi i ocierając wierzchem dłoni krew z rozbitej wargi.
Mężczyzna przekrzywił głowę i uśmiechnął się.
- Jasne, jak sobie życzysz.
Ledwo Orion się podniósł, na placu pojawił się jeden z weteranów. Skinieniem głowy powitał skrzydlatego trenera, Leitha zaś całkowicie zignorował.
- Lepiej żeby za dużo nie wiedzieli - mruknął Orion, po czym zaczął z Bękartem ciężki, ale raczej klasyczny trening, w którym sam Leith skupił się na poznawaniu i wykorzystywaniu swojej nowej, wzbogaconej o utratę kończyn fizjonomii..

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-02-2019, 10:49   #19
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

I znów tu był. Stał na środku areny, podczas gdy zebrani wokół widzowie (których zdecydowanie przybyło) buczeli i skandowali. Co ciekawe, tym razem udało się wyłowić w tym tłumie kilkanaście głosów, krzyczących “Krew dla Bękarta!”. Czyżby Leith zyskiwał powoli grono fanów?
Dla niego liczyło się to, że tym razem dostał hełm z czerwonym pióropuszem i łańcuch, o który prosił Oriona. Wyglądało jednak na to, że tym razem z niego nie skorzysta.

- OTO WALKA, NA KTÓRĄ WSZYSCY CZEKALI - WALKA NIECZYSTYCH! NIECH WASZE SZLACHETNE UMYSŁY JEDNAK NIE ZWIEDZIE ICH WYGLĄD - OBAJ SĄ WYŚMIENITYMI WOJOWNIKAMI I ... SĄ RÓWNIE OKRUTNI I SZALENI. OTO W ZŁOTYM NAPIERŚNIKU NOCNY KOSIARZ, MISTRZ KARABELI, TANCERZ ŚMIERCI.

[media]http://i.pinimg.com/originals/49/43/55/4943555265604a1f833bc2ff9c4e04d0.jpg[/media]

- ZAŚ W HEŁMIE Z PIÓROPUSZEM ŚWIEŻO WYLECZONY RZEŹNIK - KRWAWY BĘKART! OBAJ WALCZĄ DZIŚ NIE TYLKO O ŻYCIE, ALE TEŻ O MIEJSCE W FINALE I 100 ZŁOTYCH KORON!
Leith nie bardzo wiedział czy to dużo, czy mało, jednak wokół rozległy się aplauzy. To chyba znaczyło, że dużo. Gdy bękart spojrzał w górę, znów pod czaszą u skrzyżowania łańcuchów zobaczył najwyższych urodzeniem Skrzydlatych - tym razem bez księżnej, jednak w jej miejscu stała złotowłosa księżniczka w zbroi - ta, której ponoć miał się przypodobać. Kobieta przyglądała się Leithowi swoimi jasnymi oczami. Jej twarz nie zdradzała jednak emocji. Zupełnie inaczej rzecz się miała ze stojącą obok płomiennowłosą margrabiną, która w podekscytowaniu mówiła coś towarzyszącej jej damie, wskazując przy tym palcem na Bękarta. Z drugiej strony księżniczki zaś stał Ulv - kochanek księżnej - jak zwykle odziany na czarno. Jego wzrok bardziej interesował się gawiedzią, zgromadzoną na trybunach, niż walczącymi.

- ZAWODNICY GOTOWI? - zabrzmiał znów głos niewidzialnego spikera - ZATEM WALCZCIE KU CHWALE KSIĘŻNEJ TULI I KSIĘSTWA WIATRU!
Jeszcze zanim mistrz ceremonii przestał mówić, Leith już zbliżał się w kierunku przeciwnika. Nie biegł, nie skradał się, po prostu miarowo skracał dystans. Ktoś mógłby pomyśleć, że mężczyzna zwyczajnie zamierza podejść do przeciwnika i go zabić.
Ziemistoskóry, poorany bliznami przeciwnik tylko stał i patrzył się na niego spode łba. W ręku trzymał wielką kosę. Poza tym Leith zauważył noże do rzucania, przypięte do jego pasa. Póki co jednak przeciwnik nie zamierzał chyba zrobić z nich użytku. Tylko patrzył.
Tedy bękart podchodził coraz bliżej. Z każdym krokiem możliwość oberwania lecącym ostrzem była mniejsza. To nie było też tak, że Leith był nagi: Jego głowę chronił hełm, na przedramionach miał łańcuchy, które bardziej niż wystarczająco ochraniały przed klingą nie gorzej niż na przykład kolczuga. Tak naprawdę coś tak małego jak sztylet mogło mu zrobić krzywdę tylko jeśli ostrze było zatrute.
Oczywiście zapewne było. Coś o czym bękart pomyśli… jeśli przyjdzie mu przeżyć tą walkę. Sto złotych będzie można dopiero podzielić po “żniwach”...
- Hakhagesh g’haaga lumb! - warknął przeciwnik i z niesamowitą zwinnością zamachnął się kosą na Bękarta. Ten zdążył odskoczyć, ale... ledwo ledwo. A przecież spodziewał się tego! Przeciwnik splunął i... ruszył do natarcia. Ogromna kosa znów błysnęła w słońcu, zbliżając się z zawrotną szybkością do szyi Leitha.
- Mrr… - Leith zdążył tylko mruknąć nim chwycił dwurącz miecz i wyprowadził kontratak. Tak mocno jak tylko umiał. Miał zamiar albo przeciąć drzewiec broni przeciwnika, albo przynajmniej samą siłą uderzenia zbić ją na bok, co pozwoliłoby mu zbliżyć się do Kosiarza na tyle, by kopnąć go między nogi. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło - kiedy już myślał, że przeciął drzewiec. Okazało się, że kosa w rękach przeciwnika to tak naprawdę dwie szable - jedno ostrze było ostrzem kosy, drugie zaś pozostawało ukryte wewnątrz drzewca. Aż do teraz. Kosiarz okazał się dwuręczny i wykonując obrót zaatakował teraz Leitha trzymając jedno ostrze na wysokości jego twarzy, a drugie w połowie długości ciała. Tylko przed jednym cięciem Bękart był w stanie osłonić się swoim orężem. Musiał więc coś wymyślić. I to szybko.
Leith znał anatomię na tyle by wiedzieć, że głowa to podstawa… dlatego zdecydował się przede wszystkim odsłonić twarz. W tym celu jednak nie potrzebował własnego miecza. Mężczyzna uwolnił z uchwytu na broni jedną dłoń. Tym sposobem osłonięte łańcuchem przedramię wolnej ręki stało się dla Bękarta improwizowaną tarczą. Własną klingą natomiast, Leith przygotował się do sparowania drugiej karabeli.
- ykrl… pfr… pierdolsię… - mężczyzna przedrzeźnił nieznany język przeciwnika.
Udało mu się uniknąć cięcia, lecz był to tylko pierwszy atak z wielu. Kosiarz nacierał teraz z niezwykłą zażartością. I choć jego cięcia nie były silne, cechowała je niezwykła szybkość, toteż Leith czuł jak draśnięć na jego ciele przybywa. Na razie to nic poważnego, ale zdecydowanie musiał zmienić strategię. Przeciwnik wydawał się niezmordowany atakując raz po raz obydwiema szablami.
Karabela, to taka ładna, elegancka broń. Ostra tylko z jednej strony… Po kolejnym bloku ostrza własnym przedramieniem, Bękart wymanewrowała nadgarstkiem tak, by chwycić klingę przeciwnika od tępej strony. Górnicza dłoń Leitha bliższa była imadłu niźli ludzkiemu uciskowi, lecz nawet jeśli manewr okazałby się w efekcie krótkotrwały, krótko, to było wszystko, czego Bękart potrzebował. Trzymając w drugiej ręce pionowo własne ostrze, Leith osłaniał większą część swojego tułowia i głowy na flance. Przez ten moment, gdy broń Kosiarza była przytrzymana, Bękart opuścił głowę i zaszarżował do przodu niczym byk. Celując hełmem w podbródek i grdykę przeciwnika.
Uderzenie było mocne i brutalne. Ziemistoskóry zatoczył się do tyłu, wyraźnie zamroczony.
- Dzie, mistrzu… - Leith nie zatrzymał się, wciąż szedł do przodu toteż natychmiast złapał Kosiarza za nadgarstek, szarpnął do siebie i znów uderzył zakutą w hełm głową o przystojną twarz murzynka.
To była ostatnia chwila gdy była ona przystojna, Leith chwycił drugi nadgarstek mężczyzny i teraz miarowo, posuwistymi ruchami nadziewał twarz Kosiarza na swój hełm. Ruchał ją nim, można by rzec.
Na finiszu, Bękart złapał bezwładne ciało przeciwnika za szyję jedną dłonią i przytrzymał w pionie, jednocześnie uwalniając się od hełmu, rzucił go na bok. Leith zmierzył widownię wzrokiem, po czym przysunął do ust umęczoną facjatę Kosiarza by odgryźć z niej duży kawałek mięsa. To uczyniwszy Bękart pchnął truchło na ziemię i żując czarny policzek skierował się ku wyjściu.
Odprowadziła go cisza. Totalna. Bez wiwatów, bez wyzwisk. Oto zwykły Bękart wprowadził w osłupienie całe nieśmiertelne towarzystwo.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 27-02-2019, 10:31   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Gratuluję. Uczyniłeś te igrzyska najbardziej krwawymi w historii Dworu Wiatru - Orion stał w drzwiach niewielkiego pokoiku Leitha, gdzie ten spożywał właśnie kolację. - I nie chodzi tylko o to, co zrobiłeś Kosiarzowi. Teraz jego brat Przeklęty chce się na tobie zemścić. Był tak zdeterminowany, że gołymi pięściami zatłukł dzieciaka, z którym walczył. I to mimo głosów z widowni, by oszczędził przeciwnika.

Mężczyzna spojrzał ciężko na Bękarta, który po drobnych zabiegach uzdrowicielki i kąpieli czuł się nawet lepiej niż przed walką. Cięcia Kosiarza może i wyglądały krwawo, ale były płytkie. Nie to co rany zadane przez Leitha. Śmiertelne rany.

- Nie powiem, żeby mi się to podobało - westchnął Orion - ale prawdą jest, że wzbudziłeś zainteresowanie księżniczki. Zaczęła o ciebie pytać. To dobry znak…
- Mhm… - Leith grzebał w zębach wykałaczką. - Czyli lubi się bić? - Bękart miał oczywiście na myśli walkę bez potrzeby broni. - Bardzo taki rodzinny widać… - Oczywiście rodzina winna trzymać się razem i Leith miał zamiar uczynić wszystko co w jego mocy by tak pozostało.

Orion zmarszczył brwi i miał coś odpowiedzieć, lecz słowa uwięzły mu w ustach. Wydawało się, że czegoś nasłuchiwał. Po chwili Bękart również to dosłyszał - ciężkie kroki, zmierzające w ich kierunku. Dwóch gwardzistów w pełnych zbrojach, zaopatrzonych we włócznie stanęło na baczność przed wejściem.

- Lady Milena pragnie wyrazić swój zachwyt i uznanie dla zwycięzcy dzisiejszego pojedynku i zaprosić go na wieczerzę - oznajmił jeden z nich sucho. Orion wyraźnie zbladł.
Leith wyciągnął wykałaczkę i zniknął ją między palcami, to była cholernie dobra wykałaczka! Bękart spojrzał na Oriona i wzruszył ramionami, przeniósł wzrok na gwardzistów i potarł skroń.
- Tenże zwycięzca… z plugawego rodu, który żyje tylko po to, by rwać na strzępy wszystko co mu się wystawia na arenie, jest szczerze dotknięty łaską tej Lady Mileny. - Leith zaczerpnął powietrza - czy to jest ten moment w którym wstaję i idę za wami na tą wieczerzę?
- Możesz odmówić - podsunął Orion szybko, lecz pod twardym wzrokiem jednego z gwardzistów, dodał - Choć nie powinieneś... hmmm... panowie, mój uczeń jest tu nowy, pozwolicie, że kilka rzeczy dla nas oczywistych mu wyjaśnię?

Mężczyźni spojrzeli po sobie, ale w końcu wycofali się na korytarz. Pierzastoskrzydły pochylił się nad Leithem.

- Milena wie komu jesteś przeznaczony. Nie ruszy cię bez twojej... chęci. Odmawianie jej spotkania będzie jednak uznane za obrażenie jej. A to potężna magini. I bardzo... emocjonalna. Na twoim miejscu poszedłbym tam i... po prostu przeżył to.
Leith pacnął się w czoło.
- Nie mogłeś tak od razu powiedzieć? że to nie mnie będą tam jeść? Z wami to nigdy nic nie wiadomo, takie rzeczy lubicie oglądać co obcy robią wam na arenie… Lady Milena faktycznie musi być bardzo “emocjonalna” skoro na to patrzy. Lub tak tylko mówią ci, co jej nie znają, a bardzo chcieliby…
Mimo niezbyt żywej mimiki zazwyczaj, twarz Oriona zdradzała szczere zdziwienie, żeby nie powiedzieć szok.
- Ale co ty...
Nie dokończył, bo gwardziści wrócili i stanęli w drzwiach, znacząco zerkając na Bękarta.

Leith wstał i ruszył za koneserami pełnymi skrzydlatego mięsa.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172