lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [autorski] Black Cherub (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/17987-autorski-black-cherub.html)

Amon 08-03-2019 10:41

Podobnie jak wtedy, gdy przybył na dwór po raz pierwszy, Bękart musiał skorzystać z pomocy gwardzistów, którzy niczym wielki wór ziemniaków, przetaszczyli go na inny poziom niezwykłej budowli.
Leith wizualizował sobie jak wyglądałoby ciało po upadku z takiej wysokości, otwarte złamania, szerokość mokrej plamy, to czy byłaby ciemnoczerwona czy bardziej brunatna.
Czy skrzydlatych korciło, by to sprawdzić? Jeśli nawet, nie dali tego po sobie poznać. Przenieśli Bękarta w upatrzone miejsce, po czym... oddalili się, zostawiając go całkiem samego na kamiennym cyplu. Cóż, nie miał wielkiego wyboru - przed nim znajdowała się tylko jedna para drzwi.
Przezywani przez ludzi “diabłami” czy “demonami”, skrzydlaci prawdziwie posiadali niemal boskie moce. Dla teoretycznie nieśmiertelnych istot, marnowanie czasu na dramatyzm nie było problemem: najpierw lecieć w górę tylko po to by po wylądowaniu otworzyć drzwi…
Leith nacisnął klamkę.

Jego nozdrza owiał zapach piżma oraz... czegoś, co momentalnie pobudziło do życia jego męskość. W środku natknął się dosłownie na morze poduszek we wszystkich odcieniach czerwieni i fale powiewających leniwie baldachimów. Ponieważ to czerwony był dominującym kolorem wystroju, początkowo nie zauważył nieruchomej, nagiej kobiety o płomienno rudych, sięgających kolan włosach, której jedyną osłoną były błoniaste, ciemnoczerwone skrzydła, złożone na plecach. Między obojczykami Skrzydlatej znajdował się szmaragdowy klejnot, jaśniejący jakimś dziwnym, wewnętrznym blaskiem. Ta urodziwa kobieta o pełnych piersiach i wąskiej kibici stała przy niewielkim stoliku, sącząc zawartość kielicha i obserwując gościa.

[media]http://s6.ifotos.pl/img/princesaa_qwxnwew.jpg[/media]

Leith rozpoznał ją - znajdowała się wcześniej na balkonie Księżnej. Jako jedna z niewielu zawsze żywo klaskała, gdy gladiator prezentował swoją brutalną bezwzględność dla przeciwników. Przy okazji Leith zauważył, że poza misą z winogronami nie było tu za wiele do jedzenia. Chyba więc nie o taką wieczerzę w zaproszeniu chodziło.
- Miło, że mnie odwiedziłeś Krwawy Bękarcie. Choć szkoda, że zdążyłeś się umyć... Pokryty krwią wroga wydawałeś się prawdziwą bestią... - na samą myśl oblizała karminowe wargi.
Leith nic nie powiedział, poruszał tylko nozdrzami tak jak zwierze, w oznace pożądliwości lub agresji. Bękart powoli podszedł do kobiety. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy jej bujne włosy niemal już dotykały mu brody.
- Jestem głodny… - powiedział po prostu po czym dodał jeszcze - Milady…
Rudowłosa uniosła głowę i uśmiechnęła się szelmowsko. Niespiesznym ruchem dotknęła szramy na ramieniu Bękarta. Jednej z wielu. Niespieszny, posuwisty ruch jej palców drażnił Leitha podobnie jak tajemniczy zapach, który unosił się w powietrzu. Szlachetna zniknęła swoje skrzydła, gdy opuszki jej palców dotknęły dłoni mężczyzna. Dysproporcja między jego wielkimi paluchami o chropowatej, niemal zawsze pokaleczonej skórze a jej malutkimi, różowymi paluszkami była porażająca. Piękna i Bestia spotkali się naprawdę. Przy czym Piękna wcale nie była nieśmiałym molem książkowym. Milena chwyciła rękę Leitha i położyła znaczącym gestem na swoim łonie.
- Podano do stołu, wojowniku - wymruczała, ocierając się zalotnie.
Leith rozumiał Milenę. Skrzydlatą kierowały instynkty. Kobiety ludzi, podobnie jak samice innych gatunków miały tak samo. Imponowała im agresja, zawsze, choć czasem różnie to sobie tłumaczyły. Rycerz na białym koniu, który bije złych, którym się zawsze należy, przemawiał nawet do najcnotliwszych. Takie bowiem rozkładały nogi właśnie przed “honorem”
Standardowo, kobietom imponowało, gdy mężczyzna używał siły w ich obronie - autentycznej czy fikcyjnej jak na przykład w obronie niewieściego “honoru”
Tak naradę, kobiety po prostu lubiły gdy mężczyźni krzywdzili się o nie, choć tylko część potrafiła przyznać się do tego nawet przed sobą samą.
Leith poznał też samice, którym wystarczało, że samce krzywdzą nie tyle o nią co dla niej. Kobiety, które kręciły się wokół najgorszych zbirów z podnietą oglądały przemoc.

Milena była właśnie czymś takim.

Leith jej nie osądzał, stan umysłu skrzydlatej nie mógł obchodzić go mniej. Uczono go jak zaspokajać kobiety a do tego na Milenę naradę rwało mu spodnie. Bękart węszył w powietrzu jakąś magię, która była zupełnie bezcelowa, Leith zerżnął by skrzydlatą nawet gdyby wyglądała jak pomarszczone jaja starego bawoła, jeśli miało to tylko zagwarantować przeżycie kolejnego dnia, czyż nie byłaby to dobra cena? Nawet średnio atrakcyjna, dwunożna samica, do tego czysta, to nawet była już autentyczna przyjemność. Kogoś takiego jak Milenę, Leith mógłby nawet chcieć pieprzyć sam z siebie, gdyby takie zajęcia były dla niego priorytetowe.
Tak… to będzie całkiem przyjemne.
- Mrr… - mężczyzna warknął i zagarnął kobietę ramieniem. Przycisnął ją do siebie tak, by mogła poczuć jak niedelikatnie twarde są jego spodnie, jeśli Milena lubiła wyobrażać sobie, udawać, że ma jakieś opory, teraz była na to okazja.
Kątem oka Bękart obserwował już najbliższą stertę poduszek. Leith chwycił Milenę za pośladki, uniósł do góry tak jakby była kartką papieru, którą mężczyzna czyta od góry do dołu. Tym sposobem, unosząc w zasadzie nic nie ważącą Milenę coraz wyżej, Leith przejechał nosem między piersiami i po brzuchu kobiety. Wtedy właśnie cisnął nią w bok, tak by pofrunęła na poduchy, jednak nim Milena zdążyła opaść, Bękart wyskoczył za nią, niczym dzikie zwierze.
Zwierze, którego kobieta potrzebowała.
I które zaraz dostanie.
Leith nie chciał być dla Mileny brutalny, to w ogóle nie wchodziło w grę, po prostu zamierzał dać jej posmakować jego szorstkich, wielgaśnych rąk, ugniatających łapczywie jej gładkie, bajeczne ciało, jego twardych bioder na jej miękkich udach i jego ostrych zębów na jej delikatnej skórze.
To na początek…
Kiedy jednak miał już sięgnąć celu czyli ponętnego ciała Szlachetnej, ono po prostu zniknęło.
- Na to trzeba zasłużyć. - Usłyszał z drugiego kąta sali. Tam na prowizorycznym tronie z poduszek siedziała rudowłosa, uśmiechając się z rozbawieniem na widok miny Bękarta.
- Mówiłeś, że jesteś głodny... - mruknęła, rozchylając znacząco nogi i eksponując swoją kobiecość.
Leith zawarczał jak dzikie zwierzę, wilk czy niedźwiedź, któremu zdobycz czmychnęła z przed nosa. Oczywiście robił większą scenę niż w istocie go to obchodziło, Bękart nie był zaskoczony i rozzłoszczony, był zaskoczony i ciekawy. Ciekawość milenowej magii maskował więc powarkiwaniem. Skrzydlata chciała dzikusa, to jej go dawał - jak na szkoloną dziwkę przystało
- Mówiłaś, że podano… Milady… - zauważył zbliżając się do kobiety.
- Zawsze jesteś taki zachłanny? - zapytała ruda, obserwując Leitha, jakby chciała przejrzeć jego odzienie. Dopiero wtedy Bękart zorientował się, że jego ubrania już nie ma, a on stoi nagi - pomijając złoty pierścień na żywym dowodzie jego zainteresowania Szlachetną.
- Tak. - Bękart odpowiedział po prostu, podchodząc do Mileny. - Znikając możesz sprawić, że będę nawet bardziej, jednak nie dowiesz się jak to czuć… - Leith nie omieszkał mimochodem tknąć skóry kobiety swoją trzecią nogą.
Rudowłosa przeciągnęła się zmysłowo, wychodząc naprzeciw Bękartowi i ocierając o niego swoim ciałem. Oboje byli nadzy, nie było dla nich żadnych ograniczeń, by pieprzyć się jak króliki, poza tymi w ich głowach. A jednak Leith czuł, że Milena wciąż mu nie uległa. Bawi się nim? Poznaje go? A może naprawdę chce go doprowadzić do stanu, w którym straci nad sobą kontrolę i stanie się dziką bestią?

Szlachetna przylgnęła do niego, wędrując dłońmi po żelaznych muskułach, ukrytych pod stwardniałą, pokrytą szramami skórą. Czuł jak jej krągłe, ciężkie piersi o stwardniałych sutkach spłaszczają się, opierając na jego torsie.
- Zabiłbyś za to, by mnie posiąść? - zapytała cicho, szepcząć wprost do ucha Bękarta. Po chwili poczuł też jej karminowe usta, muskające płatek ucha - delikatnie... a jednocześnie drapieżnie, obiecująco.
Teraz to Leith wyszczerzył się podle (bo tylko tak umiał)
- Ja za wszystko zabijam - odpowiedział zgodnie z prawdą a jego łapa złapała kobietę za pośladek.
- Choć mogę kogoś zabić “dobrze” lub “źle” - drugą dłonią Bękart lekko nakierował za brodę małą twarz skrzydlatej tak by móc zanurzyć się w jej oczach, oraz by ona mogła zanurzyć się w jego.
- Więc powiedz mi… Lady Mileno, mam kogoś zabić “dobrze” czy zabić “źle”? bo ja, zawsze jestem gotowy… - zaznaczył, napierając twardym drągiem na brzuch kobiety.
W odpowiedzi ta tylko uśmiechnęła się figlarnie i wpiła usta w jego wargi, wciskając pomiędzy nie giętki, zdecydowanie dłuższy niż przeciętna wężowy języczek. Leith poczuł jak żmijowa, rozdwojona końcówka przesuwa się po jego zębach. To było coś nowego...
Lady Milena objęła ramionami jego szyję, nie przerywając pocałunku, pieściła kark, uszy, skronie... aż jej dłonie przykryły na moment oczy Bękarta. Gdy je zabrała, odsunęła się - tak jakby siła mięśni mężczyzny nie robiła w ogóle na niej wrażenia.
- Będę twoja, jeśli poderżniesz jej gardło - powiedziała namiętnie, jak gdyby szeptała jakąś sprośność a nie wydawała rozkaz zabicia. Jednak zakrzywiony nóż, który wsunęła w dłoń Leitha, nie pozostawiał złudzeń.

Bękart powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem i zobaczył leżącą wśród poduszek, nagą, drobną dziewczynę o jasnych włosach. Dziewczyna ułożona była na boku, uśpiona lub nieprzytomna. Kilka drobnych, plecionych warkoczyków spadało na jej twarz - twarz, którą Leith już znał. To była Mrru.
Leith pozwoliłby sytuacja podpaliła mu krew. Nie miało naprawdę dużego znaczenia, czy to działo się realnie, czy była to kolejna sztuczka Mileny. Liczyło się tylko to, że skrzydlaci znów starali się bawić jego kosztem. Jak się z tym czuł? Spróbuj się bawić kosztem dzikiego niedźwiedzia, lub wilka, zastanów się czy zwierzak to docenia oraz… czy to aby na pewno jest dobry pomysł?
Bękart przeniósł spojrzenie na Milenę:
- Obiecujesz? i będziesz moja “dobrze” i “źle”? - agresja buzująca w mężczyźnie co najmniej dorównywała jego erekcji.
Zaśmiała się perliście.
- Naprawdę uważasz, że mogłabym obiecać i nie skłamać? Myślałam, że tylko udajesz głupiego... a może udajesz też napalonego i wcale ci na tym nie zależy?
Jeden. Zaledwie jeden palec Mileny przesunął się od nasady członka, do jego wierzchołka wolnym, posuwistym ruchem. To jednak nie była tylko fizyczna pieszczona, promieniowanie, jakie rozchodziło się od ręki Szlachetnej doprowadziło Leitha prawie do szczytu.
- Naprawdę uważam, że lubisz dużo gadać, Milady… Uważam też, że bałabyś się. Bo powinnaś. Uważam, że pociąga cię dzikość, ale przez strach możesz obcować z nią tylko na magicznej smyczy. Uważam, że lubisz kontrolować sytuację i nigdy nie zaufasz mężczyźnie by to on naprawdę przejął kontrolę. Uważam, że właśnie dlatego nigdy nie będziesz nasycona. Jeśli nie staram się cię zabić, to nie dlatego, że udaje iż nie chcę tego zrobić. Jeśli mówię, że chcę cię przelecieć, to chcę cię przelecieć. - mężczyzna obrócił darowany sztylet w dłoni kilka razy - mógłbym tym poderżnąć gardło nawet rękojeścią, pomyślałaś o tym?
Nagle coś jakby niewidzialne ramię przycisnęło Leitha w mgnieniu oka do ziemi z taką siłą, że gdyby nie poduszki, pewnie rozbiłoby mu czaszkę. Na dodatek pierścień na jego przyrodzeniu zaczął parzyć żywym ogniem. Więc takie było jego przeznaczenie...
- Nie masz mi nic do zaoferowania, Bękarcie - słowa kobiety dolatywały jakby z daleka. Nawet jeśli Leith był przyzwyczajony do cierpienia, nigdy nie doświadczył czegoś takiego. Cholerna magia wgniatała go w ziemię, przez co jedyne do czego był zdolny, to walka o każdy nawet najmniejszy haust powietrza.
- Mam przeszło 3 tysiące lat. Coś tak szpetnego i głupiego jak ty nie jest w stanie nawet rozbudzić mojego apetytu. A jednak, to ciebie wybrała Tula dla swojej pojebanej córeczki, dlatego jestem miła. Każdy pieprzony oddech, który wypełnia twoje gnijące ciało, jest moją łaskawością. Bo mogłabym cię rozsmarować na suficie szybciej, niż ty choćbyś zdążył pomyśleć o użyciu tego noża. Dlatego winien mi jesteś cholerne podziękowania za moją łaskę. Rozumiesz? Dziękuj, ścierwo.
Szlachetna podsunęła nagą stopę pod twarz półprzytomnego z bólu Leitha.
Bękart nie miał jakiejkolwiek dumy czy honoru, nie krępowały go takie pojęcia. Dlatego gdy coś go bolało, nie ukrywał cierpienia.
Trzy tysiące lat! Czy cała ludzka cywilizacja nawet tyle trwała? nawet jeśli, to sami ludzie raczej by o tym nie wiedzieli. Nie mogliby. Skrzydlaci naprawdę byli bogami czy diabłami, jeśli takie rozgraniczenie w ogóle miało sens. Trzy tysiące lat i co z tym życiem robiła Milena?
To?
Diabły, Demony, Bogowie, czymkolwiek byli, byli plugastwem, rakiem. Może Leith też zacząłby nurzać się w dekadenctwie po kilku setkach czy tysiącach lat istnienia?
Nie - jeśli do tego by doszło, jeśli jego życie straciłoby jakikolwiek sens, po prostu by się zabił.
Jaki sens miało jego życie?
Leith nie zadawał sobie takich pytań, był zbyt zajęty przetrwaniem.
Tak jak teraz.
Tylko po co?
Czy nie lepiej po prostu dać się zabić tej wiedźmie?
Bekart jęczał z bólu i wściekłości na Milenę i samego siebie.
Plugawe myśli! plugawe ludzkie i skrzydlate myśli!
Zwierze nie zastanawia się po co walczy o życie! po prostu to robi!
Leith musi przeżyć, by móc zabijać, zabijać wszystkie plugawe potwory! wszystkie! Znajdzie sposób! tak jak ludzie, czyż ludzie nie walczą ze skrzydlatymi bogami? nawet ich czasem zabijają? Leith zabije ich wszystkich!
Bękart zaczął łkać przez zaciśnięte zęby.
- Dziękuję… dziękuję, dziękuję.
Znajdzie sposób, zabije ich wszystkich, choćby miało to zająć trzy tysiące lat. Wszystko musi umrzeć, bogowie, diabły - nieśmiertelni, to rak. Nawet kamień kruszeje po tysiącach lat, nic nie powinno istnieć tak długo, to nienaturalne!
ze wszystkich żywych istot tylko rośliny mają na tyle godności by nie błagać o litość! dlatgo nikt ni słyszy płaczu ścinanych drzew.
- Dziękuję lady Mileno, dziękuję…
Leith znał żołnierzy, którzy w tym momencie napluli by kobiecie w twarz, czy raczej stopę w tym przypadku, lub próbowali ją choćby ugryźć. Ludzie byli czasem nieobliczalni, Bękart uważał na takich “odważnych”.
Odwaga i inne bzdury nie pomogą mu teraz przetrwać.
Trzeba było przetrwać teraz, żeby zawalczyć później.
Żeby zabić później.
- Dziękuję lady Mileno, dziękuję. - Leith rzadko miewał fantazje ale obiecał sobie że następnym razem gdy kogoś zabije będzie myślał o Milenie.
Siła, która przyparła go do podłogi ustąpiła. Pierścień przestał generować ból, choć jego echo wciąż rozchodziło się po organie mężczyzny. Wciąż miał erekcję, lecz bynajmniej nie dlatego, że chciał posiąść tę rudą sukę. No, może chciał - ale nie w taki sposób jak wcześniej. Gdy Leith rozejrzał się po sali Mrru nie było. Więc jednak była to iluzja. Co ciekawe jednak, w dłoni wciąż miał nóż. Widać Milena naprawdę nie traktowała go poważnie. Stanęła teraz przy zdobionym stoliku i znów napiła się wina. Była piękna, a jednak to piękno nie robiło już takiego wrażenia na byłym niewolniku.
- Jesteś głupi, ale posłuszny. Może jej się to spodoba. - Mruknęła Skrzydlata, przyglądając się Bękartowi z wyższością - Jeśli wygrasz kolejną walkę, wprowadzę cię do komnaty księżniczki. Twoim zadaniem jest ją uwieść. Nie obchodzi mnie czy będziesz ją gwałcił, czy błagał. Masz to zrobić. Rozumiesz?
- Rozumiem, Milady. - Leith zdążył pozbierać się z podłogi, stanął wyprostowany, jak gdyby nigdy nic z ramionami luźno złączonymi za sobą. Można zabijać na wiele sposobów, a znajdując się bliżej władzy można to robić jeszcze lepiej. Leith uświadomił też sobie, że nie tylko pożąda zabicia Mileny, ale również ten czyn sprawi mu autentyczną radość. Myśląc o tym, mężczyzna aż zamerdał wciąż wyrośniętym przyrodzeniem.
- To wszystko. Odejdź. I wezwij mi Oriona. - Kobieta uśmiechnęła się jadowicie.

Mira 24-03-2019 21:40

Orion nie ucieszył się na zaproszenie. Widać i on musiał mieć z lady Mirandą na pieńku. Mimo to jednak poszedł, a Leith mógł zażyć dawki zasłużonego snu.

Mężczyzna zastanawiał się nawet, czy aby nie wykorzystać nadarzającej się okazji na zabicie Oriona. Wystarczyłoby tylko nie powiedzieć o prośbie Mileny. Śmierć przez ciszę - Wspaniałe! Potwierdzała się też teza Bękarta na temat większej możliwości zabijania skrzydlatych poprzez kontakty z ich szlachtą. Od Mileny Leith dostał nie tylko możliwość wykończenia Oriona, którego przecież kiedyś przyjdzie mu zabić, Bękart dostał też nowy sztylet. O ile Leith zdecydował iż powie opiekunowi o wezwaniu Milady, gdyż to w jakiś sposób mogłoby wrócić do niego, ze sztyletu na pewno skorzysta już niebawem.

Choć zwykle panował nad nocnymi marami, tym razem pojawiło się coś nowego w jego wizjach - położona na szczycie góry budowla z czerwonym dachem wyglądała na prastarą, a jednak świetnie zachowaną. Nie zwróciłby może na ten obraz wielkie uwagi, gdyby nie rozlegający się ze środka głos. Te sam, który słyszał nim zemdlał, gdy pozbawiano go skrzydeł.

- Nie pozwól, by gniew tobą zawładnął. Nie jesteś sam. On czuwa nad tobą. On jest...

Wizja urwała się wraz z gwałtowny otwarciem drzwi do pokoju Bękarta.
- Na kolana! - zażądał jeden z dwóch gwardzistów, którzy wtargnęli do jego samotni. Za ich plecami Leith dostrzegł drobną sylwetkę Księżnej (zobaczył ją tylko dlatego, że stała w oddaleniu) oraz jej kochanka - Ulva, który z miną malkontenta przyglądał się placowi ćwiczeń.
Leith wykonał polecenie, które z racji iż wymagało udziału aż czterech skrzydlatych w tym księżnej wydawało się całkiem rozsądne.
Kiedy posłusznie ukląkł, do pomieszczenia weszła Tula.

[MEDIA]https://s5.ifotos.pl/img/096572c1d_qwaxaex.png[/MEDIA]

Ona i jej przydupas jak zwykle byli ubrani na czarno, co w jej przypadku szczególnie podkreślało jasność oczu. Poza tym od Księżnej promieniowała taka siła, że mimo wyraźnej różnicy wzrostu, to ona zdawała się przytłaczać swoją wielkością wszystkich wokół.
- I jak ci się podoba na moim dworze, Bękarcie? - zagadnęła wesoło, niewinnie. Nie trzeba było mieć rozbudowanej empatii, by czuć w tej niewinności podstęp.
- Żyję, dobrze mnie karmią, nie mam powodów do zmartwień, Pani. - odpowiedział zgodnie z prawdą Leith. Mógłby wspomnieć, że naprawiono go poprzez amputację nielotnych skrzydeł, dzięki czemu wygląda jak człowiek, ale nie chciał dać do zrozumienia, że winien jest komuś jakąś przysługę.
- Lady Milena powiedziała, że jesteś gotów na spotkanie z moją córką. Też tak uważasz? - zapytała Tula, przyglądając się przenikliwie Bękartowi.

Nagle przed oczami stanęły mu wizje wczorajszego bólu i pragnienia zemsty. Choć wcale tego nie chciał, do jego głowy powracały najbardziej zajadłe obietnice pomsty jakie składał, nienawiści, jaką odczuwał do Skrzydlatych. Ty wszystko przepływało przez niego. Dokąd?
- Ja zawsze jestem gotowy, Pani. - odpowiedział. Nigdy nie było lepszej czy gorszej pory na nieoczekiwane, nieprawdaż?
Księżna jednak wydawała się go nie słuchać. Zamiast tego spojrzała na stojącego na korytarzu Ulva. Przystojniak z markotną miną bawił się srebrną spinką od mankietu.
- I co? - zapytała go Tula.
- Mówiłem ci, pani. Poziom byka. Rozrodczego. - Odparł ciemnowłosy piękniś. - Skoro Aurory nie kręci finezja może nadać się idealnie.
Księżna Dworu Wiatru uśmiechnęła się półgębkiem, wychodząc z pomieszczenia, jakby w ogóle zapomniała o istnieniu Leitha.
- Wciąż masz żal o to, że odrzuciła twoje umizgi.
- Bynajmniej, pani. - Ulv odpowiedział jej wilczym uśmiechem i ruszył za Skrzydlatą. - Po prostu śmiem twierdzić, że księżniczka nie ma pojęcia jaki skarb odrzuciła...
Perlisty śmiech Tuli był ostatnim co słyszał z tej rozmowy Bękart. Strażnicy również bez słowa opuścili jego pokój. Został sam. Na kolanach, bo nikt przecież nie powiedział, że może wstać. Mógł właściwie robić co chciał teraz. Orion wszak zjawi się dopiero po śniadaniu. Śniadanie zaś, o dziwo, mógł odebrać, kiedy tylko miał ochotę począwszy od świtu do czwartej części zegara (9.00). Nie musiał o nie walczyć, nie musiał zjawiać się dokładnie na czas. Po prostu przychodził, gdy był głodny do kuchni i po chwili wychodził z jakimś żarciem. Względem poprzedniego stylu życia - to była prawdziwa magia.

Leith zwlókł się z podłogi i przekalkulował swoją sytuację:
a) nie spał i nie chciało mu się już spać
b) nie miał w zasadzie nic do roboty, czytaj: nikt mu nie kazał nic robić.
Jedyną logiczną czynnością wydawało się więc odebrać śniadanie…
Bękart ruszył w stronę kuchni bawiąc się w palcach nożem od Mileny.

Amon 28-03-2019 12:17


Arena. Dopiero co to miejsce było nowe dla Leitha, a teraz stanowiło jakby jego własne podwórko. Podniebna konstrukcja i wiwatujący, niezliczony tłum były tylko elementami tła, które mógł pominąć. Tak naprawdę liczył się tylko przeciwnik i pole walki. A jednak coś przyciągało wzrok Bękarta do góry. Tam u spojenia łańcuchów znajdowała się loża vipów - tym razem było tam znacznie więcej postaci. Gladiator nie wypatrzył jednak wśród nich ani Tuli, ani jej przydupasa Ulva. Były za to księżniczka Aurora i lady Milena. Kobiety te stały w pewnym oddaleniu od siebie, przywodząc na myśl dwie skrajności - dzień i noc, zimę i lato. Pierwsza choć włosy miała barwy słońca, wyglądała niby sopel lodu - zimna, nie zdradzająca mimiką odczuć, niedostępna dla świata dzięki swojej pełnej zbroi. Druga tymczasem o płowych, kręconych włosach, w które wplotła kilkanaście łańcuszków i innych ozdób, kusiła obserwujących powabem idealnego, kobiecego ciała, okrytego zaledwie kusą, bogatą zdobioną sukienką. Te kobiety łączyło tylko jedno - obie były groźne. Podobnie jak Leith i jego przeciwnik Łamacz - choć u nich objawiało się to w inny sposób. Obaj mężczyźni byli postawni i żylaści. Trudno jednego czy drugiego nazwać przystojnym, choć ich ciała to były góry twardych jak skała mięśni. W przeciwieństwie do poprzednich przeciwników, Łamacz nie nosił błyskotek ani nie malował czy smarował oliwą swojego ciała. Miał na sobie jedynie kolczugę, spod której widać było gołą skórę, skórzaną, przepaskę, sandały. No i broń. Mężczyzna dysponował sporej wielkości mieczem półtoraręcznym i dziwaczną rękawicą, która zdawała się pełnić zarówno rolę kastetu jak i osłony przed ostrzami.

- DRODZY PAŃSTWO OTO PIERWSI PÓŁFINALIŚCI TURNIEJU GLADIATORÓW WIATRU! CÓŻ ZA EMOCJE.... A BĘDZIE ICH JESZCZE WIĘCEJ! PRZED PAŃSTWEM ZNANY Z ZESZŁOROCZNYCH ZAWODÓW, REKORDOWY ZWYCIĘZCA AŻ 11 POJEDYNKÓW NA ARENIE, DRUGI PO CZARNYM BARONIE, ŁAMACZ KOŚCI! BRAAAWOOOO! JEGO PRZECIWNIKIEM ZAŚ BĘDZIE NAJWIĘKSZA CHYBA NIESPODZIANKA NASZYCH ZAWODÓW - RÓWNIE OKRUTNY, CO NIEPRZEWIDYWALNY KRWAWY BĘKART!!!

Wydawało się, że oklaski i buczenie dochodzące z widowni równoważą się. Łamacz splunął tylko i wycelował czubkiem miecza w twarz Leitha.

- ZAWODNICY GOTOWI? - zabrzmiał znów głos niewidzialnego spikera - ZATEM WALCZCIE KU CHWALE KSIĘŻNEJ TULI I KSIĘSTWA WIATRU!
Leithowi nie podobał się Łamacz nic a nic. Oczywiście nie dlatego, że mężczyzna był zwyczajnie, normalnie, obiektywnie brzydki, to samo można by przecież rzec o samym Bękarcie.
Nie, nie dlatego.
Przynajmniej… nie tylko dla tego.
Znacznie ważniejsze było to, że Łamacz autentycznie wyglądał na kogoś kto umie walczyć. To nie jest tak, że poprzedni przeciwnicy Bękarta nie umieli. Po prostu nigdy nie traktowali tego poważnie, żyli w jakimś wyimaginowanym cyrku kogutów.
Łamacz natomiast chyba nie.
Tak jak Leith.
Bękart nie zamierzał się bawić z poprzednimi przeciwnikami (koniec końców “trochę” się nimi pobawił ale to przecież była ich wina, prawda?) dlaczego teraz miałby postąpić inaczej?
Bękart zbrojny w swoje wszystkie zabawki, z młotem i mieczem w dloniach rzucił się ku Łamaczowi.
Leith po prostu celował żeby zabić.
Skrzydlaty był jednak przygotowany. W jego wzroku nie pojawił się nawet cień zdziwienia. Zmiana nóg i sam wyszedł naprzeciw Bękartowi, przyjmując na zbrojoną rękawicę uderzenie miecza. Ostrze wbiło się i na twarzy Łamacza pojawił się lekki grymas, lecz bezsprzecznie było to płytkie cięcie - większość zamortyzowała osłona. Wyuczonym ruchem ciała weteran uniknął uderzenia młotem. Niestety, posługiwanie się tą ostatnia bronią miało jeden mankament - władający nią osobnik, o ile tylko poruszał się na dwóch nogach, miał dwie ręce i humanoidalną budowę... poruszał się w jeden, przewidywalny sposób. Siła uderzenia młotem szarpnęła Leitha do przodu, zaś Łamacz... no tak, prosty rachunek wskazywał, że jemu zostało coś zanadrzu - druga dłoń, ta wyposażona w miecz. Bękart zobaczył jeszcze jak ostrze zmierza w kierunku jego palców. Mógł w tej sytuacji zrobić tylko dwie rzeczy - albo puścić młot, albo poświęcić paluchy z nadzieją, że miecz nie przetnie kości. Miał zaledwie ułamek sekundy, by podjąć decyzję.
Problemem było że kości palców jakoś specjalnie mocne nie były, a jeśli Leith nie będzie miał palców, to młota i tak nie będzie miał czym trzymać. Mężczyzna puścił narzędzie momentalnie. Dzięki swojemu doświadczeniu uniknął spotkania z bronią przeciwnika i wyszarpnął zwycięsko miecz. Młot upadł głucho na ziemię, a mężczyźni zaczęli powoli krążyć wokół.
- Grrr... - zawarczał pod nosem Łamacz, dając tym chyba wyraz swojego niezadowolenia. Nim Leith zastanowił się, czy choćby chce na to odpowiedzieć, gladiator ruszył do natarcia. Półtorakiem celował gdzieś w okolice piersi, drugą zaś rękę trzymał za plecami, jakby nie chciał do końca zdradzić swoich planów.
Leith popuścił z wolnej teraz od młota (a wciąż palczastej) ręki zaczepionego na przedramieniu łańcucha i zamachnął się nim na przeciwnika. Przy tej dywersji wypuścił miecz do cięcia, miał zamiar zrobić dokładnie to, co przed chwilą Łamacz chciał zrobić jemu, to jest upierdolić mu rękę. W drugiej skrzydlaty miał pięść, mógł nią sobie wciąż walić…
I skończyło się podobnie - do pewnego stopnia. Łamacz zdołał uniknąć cięcia Bękarta, wypuszczając miecz z palców i wykonując zadziwiająco zwinny manewr... który jednak nie pozwolił mu uniknąć uderzenia łańcucha. Ten odbił się grubą, krwawą pręgą na szyi mięśniaka. Skrzydlaty znów zawarczał, tym razem jeszcze wścieklej.

- GHRRRAAAUUU!

Wtem umysł Leitha zalała fala bólu, usta rozwarły się do okrzyku bólu. Tłum jęknął. Druga ręka Łamacza - ta w rękawicy, mimo że poraniona, to ona była główną osią ataku przeciwnika. Miecz to tylko zmyła, by odwrócić uwagę do ukrytego po stronie nadgarstka schowka na nóż.

Teraz podstępne ostrze wślizgnęło się pod pancerz Leitha i wbiło tuż pod jego lewą pachą między żebra. Tak blisko serca... choć na szczęście, nie dość blisko.
Wciąż na wydechu w zasadzie odruchowo bez jakiegokolwiek zastanowienia się a działając całkowicie instynktownie, toteż szybko, Leith przycisnął ramię do swojego ciała po zranionej stronie zatrzymując tym samym dłoń przeciwnika przy sobie. Z rykiem wściekłości wyprowadził cięcie mieczem w uwięzioną kończynę Łamacza, niech skrzydlaty zwija się z bólu, Bękart zachowa jego rękę dla siebie.
Krew bryznęła obficie z rany. Tym razem to Łamacz wydarł się na całe gardło. Mężczyzna jednak był bardziej podobny do Bękarta, niż ten by sobie życzył. Zamiast wyszarpać się i ratować kończyny, on natarł Leitha, przewracając go na ziemię i dociskając na wpół odrąbane ramię do boku Bękarta. Ten poczuł jak ostrze noża wbija się jeszcze głębiej, podążając w kierunku serca. Chrupnęły żebra pod naporem olbrzymiej siły. Kolejna fala bólu.

Jednak pomimo bolesnego upadku i cierpienia, w drugiej ręce Leith wciąż trzymał miecz. Mógł wznów ciąć przeciwnika, mając go tuż nad sobą. Tylko czy jego samego to nie zabije, jeśli przeciwnik wbije nóż jeszcze głębiej? Siła łamacza była rzeczywiście ogromna.
Korzystając z bliskości jaką teraz między sobą dzielili, Leith napluł Łamaczowi krwią prosto w oczy (no dobra, bardziej narzygał) Miecz wypadł z dłoni Bękarta tylko po to, by za moment zmaterializował się w niej sztylet Mileny. Tegoż ostrze powędrowało prosto w skroń skrzydlatego, by odnaleźć organ który może nie bił, ale łatwiejszy był do “odnalezienia”.
A pary w łapie Leithowi również nie brakowało. Tego Łamacz się nie spodziewał. Paradoksalnie efekt nieudanej randki z Mileną był czynnikiem, który przeważył szalę zwycięstwa na stronę Bękarta. Skrzydlaty nad nim wybałuszył oczy, stęknął, opluwając Leitha swoją własną posoką (on jednak niecelowo), po czym wielkie cielsko z tkwiącym w czaszce nad uchem sztyletem upadło bezwładnie na Leitha. Łamacz był bezsprzecznie martwy.
Leith na spokojnie odpiłował mieczem ramię Łamacza. Dłoń zakończona sztyletem była teraz z Bękartem “dogłębnie związana” i mężczyzna wolał by tak pozostało do momentu aż będzie w stanie w jakiś sensowny sposób zająć się zatamowaniem krwi, która wyleje się w momencie gdy ostrze skrzydlatego się z niej wysunie. Leith wyciągnął też sztylet Mileny i pomachał nim w kierunku, w którym spodziewał się, że kobieta się znajdowała. Skłoniłby się czy coś, ale ostrze Łamacza uwierało go jak drzazga w fiucie…
Czy zobaczył na jej twarzy uśmiech? Z tej odległości ciężko to było stwierdzić, szczególnie że a oczy Leitha notorycznie spływała krew - nie wiedział tylko czy jego własna, czy przeciwnika. Tłum zaczął wiwatować i buczeć, jak to miał w zwyczaju. Rozległy się też ostrożne oklaski.
- CO ZA EMOCJE! DRODZY PAŃSTWO! ŁAMACZ ZOSTAŁ W KOŃCU ZŁAMANY! KRWAWY BĘKART JEST PIERWSZYM FINALISTĄ MISTRZOSTW! - ogłosił spiker.

Trzeba przyznać, że jeszcze nigdy Leith nie czuł, że przezwisko “krwawy” tak bardzo do niego pasuje. Jucha - jego własna i przeciwnika - niemal dusiła go swoim zapachem, smakiem, obfitością. Każda próba ruchu... to była gra w kości ze śmiercią - czy aby ostrze noża, wbitego pod pachą nie przesunie się, nie wejdzie głębiej...

Mężczyzna jednak nie zamierzał leżeć bezczynnie i wykrwawiać się na śmierć. Spróbował wstać. Tłum na trybunach zawył, jakby to czy Bękart przeżyje było kolejnym etapem widowiska. Leith zaśmiałby się, gdyby śmiech nie groził wypluciem poważnej ilości krwi, wciąż nawet wtedy, śmiech oczywiście byłby cyniczny. Skrzydlaci reagowali tylko na śmierć, interesowała ich tylko śmierć, przed ich oczami, w tym sensie już byli martwy.
A kiedy Leith skończy, choćby za tysiąc lat, będą już całkiem martwi.
Oczywiście, jeśli przeżyje następne kilkanaście metrów, a potem następne i następne...

Mira 11-04-2019 10:01


Wtem Słońce nad głową Leitha jakby przygasło. Nie był w stanie podnieść głowy, jednak znał ten dźwięk - dźwięk szybujących, pierzastych skrzydeł, które teraz zbliżały się do niego z góry.

- Nie ruszaj się - usłyszał kobiecy głos i prawdę mówiąc, z przyjemnością go posłuchał. Adrenalina przestawała napędzać udręczone ciało, efekt utraty dużej ilości krwi był coraz bardziej odczuwalny. Leithowi kręciło się w głowie, czuł, że zaraz straci przytomność.

Nagle poczuł jak jakaś siła unosi go do góry spokojnie, pewnie.

- Wołajcie Kirę, do stu piorunów! Co jest z wami? Czekacie aż się wykrwawi, żeby ogłosić remis?

Głos kobiety był niski, ale nie męski, raczej zmysłowy... gdyby tego chciała. Teraz brzmiało w nim przede wszystkim zdecydowanie. Niewidzialna siła podniosła ciało Bękarta jeszcze wyżej i zaczęła płynnie popychać go w powietrzu ku wyjściu z areny.

- Spokojnie. Nie spadniesz. Połóż się, jakby to było łóżko - poleciła kobieta. - Czekamy na uzdrowicielkę. Gdybym teraz wyjęła nóż, wykrwawiłbyś się jak wieprz.

Wreszcie udało się ją zobaczyć, gdy dołączyła do Leitha i wolnym krokiem towarzyszyła jego lewitującemu ciału. To była księżniczka.

[MEDIA]https://66.media.tumblr.com/7b1d7a9fc333ec928809a335fa62acfb/tumblr_mkzxa8j7Vq1qiqfw2o2_500.gif[/MEDIA]

Leith postanowił się więc jakoś bokiem ułożyć tak, żeby oddychać tą częścią płuca w której nie było za dużo chlupoczącej rozlanej juchy. Nic nie odpowiedział, bo niby co miał powiedzieć? że nóż leży mu na sercu? Nie uszło mu jednak pewne spostrzeżenie: Skrzydlaci byli magokracją, na szczycie piramidy stał właściciel najciemniejszego kamienia. Tak jak alfa wilk na przedzie stada, liczyła się siła co było normalne. Jednak wyglądało na to, że pola w jakich skrzydlaci, nawet ci najpotężniejsi mogli jej używać były ograniczone. Bardzo mało potrafiło dzięki niej leczyć. Czyż fakt iż nawet księżniczka musi polegać na osobie trzeciej nie był wymowny?

Przy przejściu do korytarza, przez którą Leith wchodził na arenę, czekało już na niego prowizoryczne leże i Skrzydlata, którą kojarzył. To była Kira, wcześniej zajmowała się ranami po wyrwanych skrzydłach Bękarta. Szarooka dziewczyna ruchem głowy wskazała, by pozwolić ciału Leitha opaść na prześcieradło, po czym bezceremonialnie, wyjątkowo silnym jak na tak drobną istotę szarpnięciem, wyciągnęła nóż z rany na boku. Świat zawirował przed oczami mężczyzny, a ostatnim co widział, były oczy księżniczki, które jeszcze niedawno wydawały mu się stalowe, teraz zaś błyszczały złotem jak u kota... albo gada.


***

Leith wiedział, że śni. Czuł to po prostu. Stał nagi na jakimś głazie, a wokół jak okiem sięgnąć rozciągało się wzburzone morze. Fale raz po raz rozbijały się o kamień, liżąc stopy Bękarta pienistymi jęzorami. Niebo zasnute było płaszczem grubych, ciężkich od deszczu chmur. Wiatr targał włosy mężczyzny. Wszystko wokół mówiło mu, że zaraz nadejdzie sztorm.

[MEDIA]http://st.gdefon.com/wallpapers_original/wallpapers/382711_art_more_volny_shtorm_mayak_parusnik_korabl _skaly__1920x1200_(www.GdeFon.ru).jpg[/MEDIA]

Podmuchy wzmagały się, a wraz z nimi nadchodziły słowa:
- ... odnaleźć swoją... trzymaj... księżniczki... świątyni... przepowiednia... dla ciebie... cię kocha... - tylko część wydawała się zrozumiała. Mężczyzna potrząsnął głową, starając się skupić na słowach. Potem spojrzał na chmury. To przypominało trochę koszmar, jaki czasem się miewa, ten w którym chce się uciekać ale się nie może. Leith wiedział więc jak to się skończy. Kiedy nadejdzie ten moment w którym ma “umrzeć” po prostu się obudzi. Jednak jeśli uda mu się jeszcze jakiś czas popłynąć “na fali” fabuły, może jeszcze coś usłyszy.

Wiatr nie przyniósł jednak żadnych więcej słów, tylko jakąś smutną, smętną melodię.

***

Zapach ziół drażnił nozdrza. Bękart obudził się jednak wyjątkowo spokojny i odprężony. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że znajduje się w swoim pokoju, na swoim łóżku. Podobnie jak w śnie był nagi, nie licząc kilku opatrunków - w tym solidnie obandażowanego boku pod pachą. Uzmysłowił sobie, że melodia, którą słyszał była nucona przez znaną mu już uzdrowicielkę, która siedziała obok na krześle i czytała jakąś książkę. Tzn. czytała ją do momentu aż Leith się obudził, teraz patrzyła nań ciekawie.

[MEDIA]https://s5.ifotos.pl/img/TheSweetE_qwqqppr.jpg[/MEDIA]

- O czym to jest? - Leith spytał gdy tylko zauważył przedmiot trzymany przez kobietę.

Uzdrowicielka wydawała się zdziwiona jego pytaniem, jednak odpowiedziała uprzejmie.
- To tylko zbiór pieśni, napisany przez moją przyjaciółkę. Jak się czujesz?
- Jestem żywy gotowy do zamordowania kolejnego przedstawiciela twojej rasy lub czegokolwiek innego na co akurat macie ochotę. A co to za pieśni? - spytał znów wyjątkowo zainteresowany książką.
- Ja nie lubię oglądać walk na arenie - rzekła Kira, jakby czuła potrzebę usprawiedliwienia się za coś. Potem jednak płynnie przeszła do drugiego wątku:
- Moja przyjaciółka interesuje się mitologią naszej rasy, zresztą twojej po części też... no i w sumie o powstaniu ludzkości także jest tam co nieco, więc... więc mogę chyba powiedzieć, że interesuje się genezą NASZYCH ras i ubiera różne legendy w formę poetycką... jeśli rozumiesz, o co mi chodzi... - spojrzała trochę niepewnie na Leitha.
- Waszych ras - uściślił Leith - ja nie należę do żadnej z nich. Czytałaś to cały czas? chyba słyszałem cię przez sen, mam raczej dobry słuch. A ty? też się interesujesz legendami? może… pokażesz mi jak to się czyta?
- Słyszałeś... - zdziwiła się Kira - aaa to, to raczej moja własna pieśń. W trakcie uzdrawiania muszę dbać o to by, być spokojną i pogodną. To jest piosenka, którą matka śpiewała mi, gdy byłam dzieckiem. A co do książki... ja po prostu lubię czytać. Niestety, obawiam się, że to nie takie proste, by cię uczyć, bo... chyba nikt cię nie uczył wcześniej czytania, prawda?
- Nikt nigdy niczego mnie nie uczył - uściślił. - Ale umiem czytać, po ludzku. Jest kilkadziesiąt symboli które odpowiada dźwiękom ot cała sztuka. Nie bardzo miałem jednak co czytać. Może też lubię czytać, nie byłem jeszcze w stanie sprawdzić.
Uzdrowicielka zastanowiła się chwilę.
- Niestety, raczej nie mam czasu na nauczanie, ale mogę ci podarować tę książkę. Moja przyjaciółka na pewno z radością obdaruje mnie kolejną. Możesz spróbować teraz wstać? Tylko powoli. Myślę, że powinieneś uważać na ten bok kilka dni. Rana była naprawdę głęboka, ostrze naruszyło płuco.
- Świetnie - Leith był zadowolony, jednocześnie spróbował wstać i poruszyć ramieniem. Coś jakby nieprzyjemne uczucie zimna przeszło przez lewą stronę jego ciała, skupiając się wokół miejsca, gdzie była rana. Nic jednak poza tym.
- Nie zdejmuj bandaża jeszcze przez godzinę czy dwie, potem możesz się wykąpać. Byle woda nie była zbyt gorąca - poleciła Kira, podnosząc się z taboretu. Leith zauważył, że zostawiła książkę na stoliku obok - jego pierwszą, własną książkę!
- Wygląda na to, że moja praca tu została skończona. Z uwagi na jej okoliczności, mam nadzieję, że nie spotkamy się szybko - dodała z uśmiechem.
- Jak mi będzie lepiej szło w mordowaniu to się nie zobaczymy. - wyjaśnił - Dziękuję - powiedział wycierając ręce o prześcieradło i zabierając się za książkę.

Kira wyszła, a Leith został sam na sam ze swoją nową zdobyczą. W życiu nie widział zbyt wielu książek, jako że ani w wojsku, ani w kopalni nie były potrzebne, jednak miał przeczucie, że sztuka zycerska Skrzydlatych wyprzedzała o całe wieki to, co wydawali ludzie. To była wszak najpiękniejsza książka, jaką w życiu widział, choć po prawdzie nie miała ona wielu zdobień, jednak precyzja wykonania, odstępy, jakość papieru, kolory... to wszystko budziło zachwyt.

Niestety, zbiór pieśni - jak twierdziła uzdrowicielka - nie posiadał zbyt wielu ilustracji, toteż ciężko było domniemywać treści. System znaków też był jakiś inny niż ludzki. I nie chodziło tylko o inny alfabet, ale w ogóle sposób pisania. Wydawało się, że w języku Skrzydlatych każde nie literki a słowa tworzyły znaki - pojedyncze, z rzadka podwójne. Większość stanowiła unikatowe zestawienia, choć było też kilka powtarzalnych. Prawdopodobnie odpowiadały one jakimś często używanym słowem, może spójnikom. Jakim jednak? Leith nie potrafił tego rozszyfrować nie poznawszy choćby jednej z pieśni w książce. Jeśli więc chciał nauczyć się pisma Skrzydlatych musiał znaleźć nauczyciela, lub przynajmniej kogoś, kto mu przeczyta tę książkę.

Jakby na zawołanie do drzwi rozległo się pukanie, a po chwili bez zaproszenia wszedł młokos w stroju służącego. To był pierwszy niedorosły przedstawiciel rasy Skrzydlatych, jakiego Bękart miał okazję zobaczyć. Gdyby miał oceniać jego wiek w ludzkich latach wskazałby zapewne 12-14 lat.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/39/46/76/394676a3259e67b1b4ebf041bf4ea87f.jpg[/MEDIA]

- Szanowny panie, jestem Kai, mam za zadanie zadbać o twoje potrzeby i pomóc ci się przygotować na wieczór - powiedział oficjalnym tonem, starając się nie patrzeć w oczy Leitha - Czy jadłeś już?
- Nie, co nie stawia ciebie w najlepszym położeniu nieprawdaż? na bezrybiu jak to mówią… nawet taki żylasty ty, przejdziesz… - Leith uśmiechnął się podle obnażając swoje zęby.
Chłopak przełknął odruchowo ślinę, choć bardzo starał się zapanować nad sobą.
- To ja... pójdę do kuchni. Na co masz ochotę, panie? Myślę, że dziś możesz oczekiwać tego, na co tylko będziesz miał ochotę... o ile nasz kucharz potrafi to przyrządzić - dodał przezornie.
Leith wzruszył ramionami.
- Żeby tylko było dużo i syto. Kucharz wie co ma robić, wie przecież co jest dla niego dobre, jesteście inteligentną rasą nieprawdaż? - Leith nie był wielbicielem mówienia, co nie oznaczało, że nie umiał tego robić. Przypomniał sobie o Mrru. Kobieta była w tak piękny sposób uszkodzona, że przestawało to w ogóle być ułomnością. Ktoś kogo skrzydlata spotkała w życiu rozumiał, że aby coś usprawnić, trzeba to po prostu zepsuć. Akt okrucieństwa stawał się więc w pewnym sensie aktem łaski. Leith popatrzył na chłopca pocierając brodę. Bękart mógłby gołymi rękami porwać skrzydlatemu twarz w taki sposób, że skóra nigdy nie zrosłaby się już we właściwy sposób. Chłopak przestałby się już kiedykolwiek przejmować bólem, nie żyłby już w niewoli bezsensownego strachu.
Co nie zmienia faktu, że wciąż czułby racjonalny strach kiedy jest to konieczne.
Na szczęście dla siebie Kai nie był świadom rozważań Leitha. Faktycznie po jakimś czasie przyniósł suty posiłek Bękartowi. Kiedy ten jadł, chłopak zniknął, po czym wrócił, gdy talerze były już niemal puste - tak jakby był świadomy, kiedy jest potrzebny.
- Sugeruję teraz wzięcie kąpieli. Pozwoliłem sobie przygotować już balię z gorąca wodą z dodatkiem olejku waniliowego.
Leith zmierzył chłopaka wzrokiem ale ruszył ku łaźni. Kąpiel faktycznie mogła się przydać: woń krwi i wypatroszonych wnętrzności działała nad wyraz pobudzająco na skrzydlate samice, a bękart jakoś nie miał nastroju na bycie “wleczonym” do sypialni kolejnej znudzonej “tysiąclatki”.
Przynajmniej nie w tym stanie.
Chłopak przyglądał mu się ciekawie, gdy Leith się rozbierał, nic jednak nie mówił. Dopiero kiedy Bękart znalazł się w bali, zapytał z dziwnym drżeniem w głosie.
- Ma pan jeszcze jakieś życzenia?
- Umiesz czytać? - zapytał nagle Leith.
- O... oczywiście - odparł chłopak wyraźnie zdziwiony pytaniem.
- Wybornie… na moim łóżku leży książka, przynieś ją tutaj i pokaż mi jak czytać wasze znaki.
Choć Kai nie wydawał się przekonany, wypełnił polecenie.
- A teraz skup się i postaraj, zupełnie jakby od tego zależało twoje życie.
Chłopak przełknął ślinę i pokiwał skwapliwie głową.

Amon 30-05-2019 22:14


Chwieje się Lew, upada w mrok,
chwytają go demony.
Szkarłatne skrzydła pręży Smok
przez czarny wiatr niesiony...
Rycerze wiecznym legli snem,
bo srogi bój ich strudził,
A w głębi gór przeklętych, hen,
szatański rój się budzi.
Godzina Smoka! Trupi chłód.
Strach krwawym łypie okiem...
Godzina Smoka! Struchlał lud -
któż oprze się przed Smokiem?!

(Robert E. Howard - „Godzina Smoka”)

Kai nie był najlepszym nauczycielem. Pomógł jednak zrozumieć Leithowi, iż język Skrzydlatych jest językiem sylabiczno-ikonicznym. Nauczył go też inwokacji, dzięki czemu Bękart mógł sam analogicznie rozszyfrowywać kolejne pieśni.

Woda była zimna, ciało rozmiękło od wilgoci, toteż Bękart wyszedł z balii, owinął się ręcznikiem i siadłszy na niewielkiej, kamiennej ławie, by czytać dalej. Szło opornie, ale coraz mniej potrzebował do tego pomocy chłopaka.

Pieśń znam, której nie zna małżonka władcy
Ni syn człowieczy,
Pomoc zwie się pierwsza, a pomoże w troskach
I kłótniach
I wszelkich chorobach.
Znam inną, której ludzie potrzebują,
Gdy, chcą jako uzdrowiciele działać.
Gdy zajdzie konieczność
Opętania nieprzyjaciół
Ostrza tępię mym wrogom
Nie chwyci ich ni miecz, ni podstęp
Jeśliby mnie w kajdany zakuto
Śpiewam tak, że iść mogę wolny
Spadają z nóg kajdany
A z rąk więzy...

- Tu jesteście...

Nagle przed Leithem i Kaiem zmaterializowała się Lady Milena. Rudowłosa uśmiechnęła się kpiąco, widząc czym zajmuje się Bękart. Następnie spojrzała na młodzieca i rzuciła doń ostro:
- Wynoś się.

Chłopak zerwał się jak oparzony i niemal gubiąc własne nogi, uciekł z łaźni.

- Ty... - Milena zwróciła się do Leitha - Masz robotę do wykonania. Ubieraj się.

Nagle pod nogami mężczyzny z brzękiem wylądowało coś, co pełniło rolę odzienia... chyba.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1iNZBNXXXXXb0XVXXq6xXFXXXz/Tuta-Sexy-gay-biancheria-intima-degli-uomini-sexy-Nero-A-Rete-Mesh-Wrestling-Singoletto-Tuta-Fetish.jpg[/MEDIA]

Leith nie widział sensu by w takim układzie w ogóle się ubierać. Ale przecież nie spędził ostatnich trzech tysięcy lat na myśleniu o takich rzeczach. W pewnym momencie mózg musiał zaczynać krwawić, czego rude włosy Mileny były zapewne dowodem. Bękart wcisnął się w siateczkę. Z zadowoleniem zauważył przy tym, że “szeleczki” były wystarczająco giętkie by nimi kogoś udusić.

- Podaj mi rękę - poleciła Milena i nim Leith wykonał polecenie, sama chwyciła go za dłoń... i nagle zamiast łaźni stali pod wysadzanym drogimi kamieniami żyrandolem w długim korytarzu.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1NWIYOpXXXXbjXXXXq6xXFXXXC/Ganek-Ozdoby-wiat-o-kolorowe-wiat-a-sufitowe-lampy-do-Sypialni-Hotel-Monta-u-Powierzchniowego-Korytarz.jpg_640x640.jpg[/MEDIA]

- To skrzydło należy do Aurory, a za tymi drzwiami jest jej sypialnia - wyjaśniła Milena, puszczając dłoń Bękarta - Poczekasz tu na nią, a gdy przyjdzie, uwiedziesz. Ptasi móżdżek rozumie polecenie?
Leith uśmiechnął się. “Tylko w połowie ptasi” pomyślał, jednak zachował to dla siebie.
- Tak Milady - odparł. Zrozumienie wszak nie było ani warunkiem kooperacji ani jej obietnicą.
Rudowłosa piękność otworzyła przed nim drzwi, szepcząc coś pod nosem, jakby rzucała czar - czy raczej go przełamywała.
- Pamiętaj, że to po to sprowadziła cię Tula. Niech ci się nie wydaje, że te twoje wygibasy na arenie mają jakieś znaczenie. Jeśli nie podołasz, stracisz ochronę Księżnej, a wtedy pewnie wielu chętnie się tobą... zaopiekuje.
Uśmiechnęła się jadowicie, gestem zachęcając do przekroczenia progu.
- Tak Milady - Leith zgodził się przekraczając próg. Mężczyzna zrozumiał, że gdy ta chwila wreszcie nadejdzie, nie będzie w stanie zaoferować Milenie szybkiej śmierci. O nie.

Mira 02-06-2019 20:03

Gdy tylko wszedł do środka, znalazł się w oszczędnie, ale gustownie umeblowanym pomieszczeniu. Nie było tu żadnych ozdób, toteż na pierwszy rzut oka sypialnia wyglądała na “męską”.


Dopiero zawartość dwóch koszy, w których trzymano czystą i brudną bieliznę była w stanie rozwiać co do tego faktu wątpliwości. Oprócz nich była w pomieszczeniu szafa na ubrania oraz komoda z szufladami, które choć nie miały zamków, to nijak nie poddawały się próbom otwierania. Poza tym po lewej stronie łoża znajdował się sekretarzyk z przyrządami do pisania, dwa krzesła i nieduży stolik, pod oknem zaś z prawej strony umiejscowiona została wielka, kamienna wanna i kolejna komoda - tym razem na przybory do kąpieli. Żadnych luster, żadnej broni, żadnego alkoholu i żadnych rzeczy osobistych, nie licząc bielizny. Tak żyła księżniczka Aurora.
Leith zabił czas oceniając każdy przedmiot, którym w tej małej przestrzeni można było zabić. Jak ciężka jest wanna, jak wytrzymałe są tkaniny, jak łatwo skoczyć z jednego miejsca w drugie. Gdzie można się uchylić, czym zasłonić. Mężczyzna wyjrzał przez okno, przeszedł się po gzymsie do miejsca, gdzie napotkał niewidoczną barierę - znów ta cholerna magia, później przyczaił się na futrynie nad wejściowymi drzwiami. Swojego czasu wspinał się po poziomych ścianach kopalni, zaprawdę, jego wprawione dłonie potrzebowały jedynie rysy by zaczepić się i utrzymać ciężar ciała. To właśnie tam, ponad wejściem do pokoju mężczyzna postanowił czekać na gospodynię.
Choć jego ciało było harde, czuł jak drętwieje. Musiał kilka razy zmienić pozycję, w końcu jednak zakończył się czas oczekiwania. Drzwi otworzyły się z łoskotem, a do pokoju weszła szybkim krokiem Aurora - taką, jaką ją zwykle widywał - w dopasowanej zbroi, z ogromnym mieczem na plecach i rozwianymi, jasnymi włosami. Skrzydlata zrobiła kilka kroków i przystanęła gwałtownie niemal dokładnie pod Leithem. Rozejrzała się szybko, szukając czegoś. Ewidentnie coś zdradziło jej obecność gościa, choć jeszcze go nie zlokalizowała.
To było małe pomieszczenie i ta mała zabawa musiała się skończyć niebawem. Leith nie zamierzał jednak kończyć tego szybciej niż musiał. Przestał oddychać, mrugać, nawet poruszać oczami.
A jednak sekundę później kobieta już go znalazłam. Spojrzała nań rozwścieczonym wzrokiem i choć Leith był gotów przysiądz, że poza tym nie wykonała żadnego ruchu, niewidzialna siła ściągnęła go błyskawicznie na ziemię i przygniotła do podłogi.
- Co tu robisz?! - wywarczała księżniczka, a nacisk nieznacznie nasilił się. Z pewnością bez problemu mogłaby zrobić z niego mokrą plamę na dywanie - i to samą siłą myśli.
- … Leżę na podłodzę przy pomocy magii skrzydlatej i z woli skrzydlatej. Wcześniej z znalazłem się w tym pomieszczeniu przy pomocy magii skrzydlatej i z woli skrzydlatej. - wydukał bo co niby innego miałby powiedzieć?
Nacisk niewidzialnej siły nagle ustąpił.
- Kto cię tu przysłał i dlaczego? - głos Aurory był ostry, a jej ciało napięte - czujne. To było ciało wojowniczki - nie tylko magini.
- Milena… - Leith zastanowił się chwile - Lady Milena? a po co? chyba żeby poprawić humor… tobie lub sobie.
Księżniczka skrzywiła się.
- Wynoś się. - Powiedziała tylko, wymijając leżącego na ziemi Bękarta.
- Jasne, żebym tylko jeszcze wiedział gdzie i jak. I nie żeby cię to obchodziło ale i tak będę musiał użerać się z którąś z was. Równie dobrze, możesz pochwalić się, dlaczego mam bardziej chcieć oberwać od rudej niż od ciebie? - powiedział zwlekając się z podłogi.
Aurora, która zdążyła rozpiąć uprząż podtrzymującą pochwę z mieczem, spojrzała teraz na Leitha bez sympatii.
- Powiedziała, że cię zabije, jeśli mnie nie uwiedziesz? - wydawało się, że Księżniczka nieźle łączy wątki. - Suka... - warknęła, po czym podeszła do Bękarta. Była wysoka, równa z nim wzrostem, choć węższa w barach o połowę.
- Więc jesteś jej pluskwą do podsłuchu. Daj mi jeden sensowny powód, by się ciebie nie pozbyć.
- Bo tego się właśnie spodziewa? - podsunął Leith - Chodzisz w tej skorupie nawet tutaj w strachu czy obrzydzeniu, że ktoś zauważy w tobie kobietę, nawet twoja niedoruchana krwawowłosa krewna nie podejrzewa chyba, że w tym momencie zrzucasz teraz tą blaszaną skórę. Wysłała mnie tu tylko dlatego, że chce się mnie pozbyć.
Aurora wydawała się poruszona słowami Bękarta.
- I co, proponujesz mi, że zostaniesz podwójnym agentem? - pytanie wydawało się mieć charakter raczej retoryczny, bo Skrzydlata mówiła dalej - Nie mam żadnych podstaw, żeby ci ufać, obcy, za to widziałam na własne oczy, że jesteś zdolny... do wszystkiego.
- Och naprawdę? - Leith przekrzywił głowę i uniósł brew - wgniatasz w podłogę samym spojrzeniem a mimo wszystko nie zdejmujesz zbroi nawet we własnej komnacie - nawet mój jedynie połowicznie ptasi móżdżek potrafi zauważyć, że nie masz żadnym powodób by ufać komukolwiek. - zwrócił uwagę bękart - Ja akurat jestem przewidywalny: Każdy kto kiedykolwiek próbował mnie zabić, umarł. Każdy wąż, każdy wilk, każdy pająk, każdy skorpion, każdy człowiek, każdy skrzydlaty. Potrzebowałem, potrzebuję i będę potrzebował tylko jednego podejścia, tylko jednego momentu. Jestem najbardziej logicznym potworem w tym koszmarze. Wasze królestwo, pozy, tytuły zupełnie nic dla mnie nie znaczą, tak samo jak nic nie znaczą dla zwierząt w lesie, morzu czy powietrzu. Tak jak z każdym zwierzęciem, możesz mnie do czegoś zmusić, tak jak na przykład Milena, ale wtedy nigdy nie możesz mi zaufać i kiedy tylko będę miał dobrą okazję zabiję cię, tak jak na przykład zabiję Milenę. Myślę, że masz każdy powód by mi w tym ufać, ale nie musisz, bo to akurat jest fakt.
Ale jest też inny sposób na dzikie zwierzęta: Można im coś dać, przekonać do siebie i wtedy są jedynymi istotami którym w ogóle można zaufać, przynajmniej na jakiś czas. Dlatego księżniczko, jeśli chcesz mi zaufać musisz mi dać to czego w tym momencie chcę najbardziej, to czego potrzebuję i po czym poczuję się lepiej, musisz mi to dać dobrze: daj mi jeden moment na zamordowanie Mileny a będziesz mogła mi zaufać.
Księżniczka przyglądała mu się z pozornym spokojem. Leith jednak znał tę pozę aż za dobrze - pozorne rozluźnienie, podczas gdy wszystkie mięśnie gotowe były to intensywnej pracy i tylko jeden impuls, jedna myśli dzieliła Aurorę, by ta nie rzuciła się do gardła Bękarta.
- Powinnam cię wyśmiać, a potem zabić za tę propozycję. Nie masz dość siły, by zagrozić komukolwiek z nas, Wysokich. Ci, których spotykałeś na polu walki, myślisz, że to byli najlepsi wojownicy? Powiem ci coś: jesteś zabawką. Nawet teraz na arenie, to nie są prawdziwi przeciwnicy. Nigdy nie starłeś się z naszym championem. Nigdy nie poczułeś prawdziwej potęgi, płynącej z tych kamieni, bo ona jest w stanie ruszyć posady tego świata. Słyszałeś o Dworze Snów, prawda? Ale pewnie nie wiesz jak ta kraina powstała, dlaczego nawet Skrzydlaci nie czują się tam... dobrze. Za wyjątkiem Królowej i jej dworu, oczywiście. - księżniczka mówiła, stojąc sztywno, ani na moment nie spuszczając Leitha z oczu - Pół milenium temu mieszkała tam pierwsza samozwańcza Królowa - Aja - skrzydlata tak potężna, że chciała rozbić strukturę dworów i uczynić wszystkich Szlachetnych swymi poddanymi. Nie przewidziała jednak, że Książęta i Księżne potrafią się zjednoczyć. Przeciwko niej. Ogromna, przepotężna armia ruszyła na Dwór Snów - krainę, łagodną w klimacie, nizinną i urodzajną. By ich powstrzymać dworzanie królowej zebrali wszystkie możliwe burzowe chmury i rzucili na armię. To spowolniło najeźdźców, którzy zamiast latać, musieli stąpać po ziemi, ale nie zatrzymało. I wtedy, wiedząc, że nie jest w stanie wygrać, Królowa Aja sięgnęła do posad ziemi. Użyła całej mocy swego czarnego kamienia, by niziny zamienić w najostrzejsze, najbardziej zdradliwe ostępy górskie. Ponad połowa armii pozostałych Dworów zginęła na miejscu, pochłonięta przez sięgające jądra ziemi rozpadliny. To była straszliwa potęga, której echo odbiło się chyba na wszystkich lądach, powodując zmiany klimatyczne i ekologiczne. Cena jednak była wysoka. Królowa oddała życie, by powstrzymać armię, której nigdy nie udało dotrzeć się do Dworu Snów. W ostatnich słowach Aja zapowiedziała powrót i zgubę całej rasy. Jak wiesz, mamy teraz kolejną samozwańczą Królową. Nie zamierzam więc ryzykować wojny domowej w imię pragnienia zemsty jakiegoś bękarta. Są wszak powody i układy sił, których dzika bestia nigdy nie ogarnie swym małym móżdżkiem. Żeby jednak nie było, doceniam szczerość, doceniam waleczne serce, dlatego uznam, że nigdy nie słyszałam twojej propozycji. A teraz wyjdź.
W głowie Leitha zaświtała myśl: “gdyby właśnie do takiego konfliktu doszło. To byłoby wspaniałe…”

- Nie mam trzech tysięcy lat, co nie oznacza, że nie jestem cierpliwy. Nie zostanie zabitym teraz i tu, to też jest korzyść. Ci którzy nie latają w chmurach… muszą chodzić po ziemi… - skłonił głowę i ruszył do drzwi.


Amon 09-06-2019 21:10


Wbrew opinii księżniczki, Leith nie chciał się mścić na Milenie, przynajmniej nie w takim nienaturalnej koncepcji“sprawiedliwości” jakiemu wtórowali ludzie i skrzydlaci. Wchodząc to lasu nie obawiasz się, że wielki kot się na tobie zamści, że zemści się na tobie wilk, czy wąż. Obawiasz się, że ten potwór po prostu jest. I to zwierze nie chcę cię zabić dla zemsty, lecz dlatego że czuje zagrożenie, lub bo jest głodne, lub bo akurat jest rozzłoszczone z jakiegoś innego powodu. Leith po prostu Milenę zabije.

Nie myślał chyba jednak, że tak szybko będzie miał okazję. Ledwo opuścił komnatę Aurory, a głos rudowłosej rozległ się w jego głowie.
- Czyli i ciebie się pozbyła. Zatem z przyjemnością się ciebie pozbędę, śmieciu...

Potworny ból wypełnił męskość Bękarta za sprawą magicznego pierścienia, który mu tam nałożono, a który okazał się być czymś w rodzaju kolczatki, za którą skrzydlaci mogli go szarpać, gdy byli z niego niezadowoleni. Choć to, co odczuwał Leith ciężko nazwać jedynie szarpaniem. Lata spędzone w kopalni a wcześniej na wojnie uczyniły go prawie niewrażliwym na ból, a jednak teraz za sprawą tej magicznej uprzęży, mężczyzna dosłownie zgiął się wpół, klękając na ziemi.

Słyszał, że ktoś nadchodzi - ciężkie kroki. To nie mogła być Milena, przybysz musiał być 2-3 razy od niej cięższy. I zupełnie inaczej zbudowany.
- Widzę, że wyrwanie tych pałąków niczego cię nie nauczyło, gównojadzie - usłyszał męski głos jak przez mgłę, która teraz oplatała jego umysł, przytępiając wszystkie zmysły. Mgła potwornego bólu. Gdy wreszcie podniósł spojrzenie, rozpoznał gladiatora-pięknisia. Mężczyzna z wyraźną satysfakcją przyglądał się jego losowi. W dłoni trzymał linkę do duszenia.
Bękartem targał magiczny, nienaturalny ból. Ale nie fizyczna słabość. Leith nie bardzo rozumiał magię, ale rozumiał ból. Ból miał to do siebie, że w danym momencie można było go czuć tylko w jednym miejscu. Nie można było na przykład jednocześnie, w tym samym momencie czuć uciętej stopy i dłoni. Lub inaczej, konając w płomieniach nie można było cierpieć z powodu złamanej szczęki. Śmiertelne ciało miało już taką właśnie ułomną właściwość.
Dla Leitha w tym momencie znaczyło to tyle, że będzie w stanie wytrzymać wiele uderzeń, jakie skrzydlaty mu zada. Jego nemezis był obecnie zwinniejszy, szybszy, ale w dalszym ciągu nie był silniejszy. Bękart musiał tylko znaleźć się blisko i trafić mężczyznę tylko jeden raz tylko jednym piorunującym ciosem.
Całe ciało Leitha było napięte kiedy kurczowo trzymał opiętego pierścieniem kutasa. Dzięki temu jednak całe to ciało było przygotowane na potencjalne ciosy, bękart wątpił bowiem by to miało być takie proste i piękniś po prostu chciał go od razu udusić.
Mężczyzna wył z bólu i tylko kątem oka obserwował napastnika, musiał pozwolić się dopaść, to był jedyny sposób by móc położyć rękę na skrzydlatym. Choć raz.

Nim jednak pierwszy kopniak go dosięgnął, coś się stało. Oczy Leitha zalała krew. Całe morze krwi spływało teraz po jego głowie, twarzy, ramionach...
Czyżby piękniś dorwał go w jakiś magiczny sposób? Jedno uderzenie serca wystarczyło, by zrozumiał, że to nie jego posoka.
Jakaś potężna siła poderwała gladiatora i dosłownie rozsmarowała na suficie. Niestety, to bynajmniej nie zmniejszyło katuszy Bękarta.

- Co ci jest? Co on ci zrobił? - usłyszał od strony drzwi, które przed chwilą opuścił głos księżniczki. Skrzydlata podeszła bliżej i uklękła przy nim, nie dotykając jednak ciała mężczyzny.
Leith zmusił się by jedną dłoń unieść ku swojej twarzy. Brzegiem palca wytarł prawą powiekę z krwi, starając się wygrzebać odprysk kości gladiatora.
- W… oko… mi wpadł… - udało mu się wyjaśnić przez zaciśnięte zęby. - To… Milena ciągnie… mnie za… pierścieeee… ń.
- Pierścień? - zdziwiła się Aurora i odruchowo spojrzała na dłonie, na których Leith się podpierał. Kiedy jednak nie zobaczyła na nich żadnej ozdoby poza kropkami z krwi, chyba coś zaczęło jej się kojarzyć.
- Pierścień posłuszeństwa. Niech to krwawi bogowie... - westchnęła i złapała Leitha za jego uprząż na plecach. Z zadziwiająca siłą, nawet na atletycznie zbudowaną kobietę, szarpnęła Bękarta i rzuciła nim w stronę drzwi swojej komnaty. Upadek nie był zbyt bolesny jednak - na pewno nie względem ulgi, jaką Bękart odczuł, gdy z pierścienia na jego przyrodzeniu przestały napływać fale magicznej tortury.

Aurora stanęła w drzwiach i przyjrzała mu się, jakby czekając na jakieś wyjaśnienia.
Zbyt przejęty ulgą by przejmować się upadkiem, mężczyzna ostrożnie puścił przyrodzenie jakby bojąc się, że gdy zdejmie z niego choćby jedną dłoń to upadnie na podłogę i potłucze się jak porcelanowa filiżanka.
Gdy tak się nie stało, odetchną.
- Dzięki, że mnie rzuciłaś… od razu mi ulżyło…
Na te słowa kobieta tylko się skrzywiła.
- Idź się umyj, śmierdzisz juchą - niedbałym gestem wskazała drzwi od łazienki.
Leith był już przyzwyczajony do tego, że kobiety mu rozkazują a szczególnie w materii higieny osobistej, toteż posłusznie poczłapał ku łaźni… z zamiarem wykazania się posłuszeństwem.

Mira 09-07-2019 21:41

Kiedy Leith zmył z siebie krew trupa, zauważył, że w łaźni pojawiło się coś, czego wcześniej tu nie było - biały, puchaty szlafrok. Miał więc wybór, jeśli chodzi o ubranie - uprząż od rudowłosej lub uroczą podomkę Aurory. No i zawsze mógł wystąpić w swoim naturalnym stroju - przeczuwał jednak, że to by mogło nie spodobać się księżniczce.
Tedy zdecydował się na szlafrok. Z doświadczenia wiedział, że im mniej go widzieli skrzydlaci, tym lepiej dla niego.
Szczególnie jeśli mowa o ichnich kobietach...

Aurora zmierzyła mężczyznę wzrokiem, gdy ten opuścił łazienkę, lecz nie skomentowała jego wyboru. Sama zresztą też się przebrała. Obecnie zamiast dopasowanej zbroi miała na sobie luźne lniane spodnie oraz koszulę z długim rękawem - wszystko śnieżnobiałe i bezpłciowe - tak jak szlafrok, który Bękart otrzymał.
Siedząc w jednym z dwóch foteli przy niewielkim stoliku, księżniczka popijała wino z kielicha. Ruchem głowy wskazała na stojącą nieopodal karafkę, by i Leith nalał sobie trunku.

- Więc zostałeś moim kochankiem - powiedziała z rezygnacją w głosie, patrząc na Leitha raczej jak na wroga niż obiekt pożądania. - Plan Mileny i mojej matki wypalił, rzuciłam się na ciebie jak na bułeczki z budyniem. Pójdźmy jednak o krok dalej. Ponieważ twoje życie było zagrożone, uznałam, że nie ma co bawić się w subtelności. Wycofam cię z walk gladiatorskich i zostawię przy sobie. Wyjedziemy na kilka dni, a po powrocie ogłoszę cię swoim faworytet.
Przełknęła ślinę.
- To oznacza, że dostanę zaklęcie do twojego pierścienia. Na wyłączność. Miranda nie będzie mogła cię już skrzywdzić. W zamian chcę twojej wierności. I szczerości. Pełnej. Jeśli chodzi o inne kwestie... poza momentami, kiedy będziesz mi towarzyszył, dostaniesz wolną rękę - możesz robić co chcesz, łazić gdzie chcesz... gzić się z kim chcesz. Kiedy jednak będziesz ze mną... masz mnie słuchać, usługiwać mi i... - na chwilę umknęła wzrokiem - okazywać mi względy. Tak jakbyś chciał mnie przelecieć w każdej chwili, tylko z uwagi na konwenanse się wstrzymujesz. Potrafisz to zrobić?
Leith spędził życie najpierw w wojsku, gdzie każdy facet w każdej wolnej chwili pierdolił o tym kogo pierdolił i kogo by pierdolił, później w więzieniu, gdzie więźniowie pieprzyli podobnie, aż wreszcie w burdelu, gdzie już rżnęło się naprawdę.
Pomny tych historii od których nawet jego własne wilcze uszy mogły czasem zwiędnąć, Leith ufny swojej wiedzy teoretycznej, powiedział:
- Potrafię to zrobić.
Aurora skrzywiła się, jakby czegoś jej zabrakło w tej deklaracji.
- Jeśli zacznę podejrzewać, że szpiegujesz dla kogoś, zabiję cię. I będzie to trwało dłużej niż na korytarzu - zagroziła. Po czym uznała chyba, że limit gróźb wciąż nie został wyczerpany.
- I nigdy nie zbliżysz się do mojego łoża. Ani do mnie... poza tym, co będzie trzeba zrobić pod publikę. Rozumiesz?
Nie mrugając nawet oczami Leith miał wielką ochotę westchnąć, w elokwencji księżniczce niestety brakowało bardzo dużo do… Mrru, której gadatliwość była dla Leitha wzorowa. Mężczyzna zmusił swoje synapsy, które lepiej nadały by się przecież do wymyślania nowych sposobów na podrzynanie komuś gardła choćby talerzem, do rozmowy:
- Niby komu miałbym o czymkolwiek donosić to nie wiem, wasze państwo nic dla mnie nie znaczy, no chyba, że mówimy o tym, czy dobrze bym się czuł, gdybyście wszyscy przestali istnieć, to wtedy faktycznie by mi nawet zależało. Ale to samo można powiedzieć i o ludziach, którzy obchodzą mnie tak samo. To nie jest też tak, że parzenie się to jest dla mnie jakiś sens istnienia. Tylko dlatego, że urodziłem się samcem i kształt samic nie jest mi obojętny, nie oznacza, że zaraz się na którąś rzucę. Nie jestem skrzydlatym ale też nie jestem człowiekiem, wszyscy i wszystkie jesteście dla mnie potworami, jednymi ładniejszymi od innych, lecz wciąż wrogimi istotami i zapewniam cię, że jeśli mówimy o wkładaniu czegoś w wasze ciała to ostrze jest zawsze moim pierwszym wyborem. - mężczyzna poprawił puch na rękawie szlafroka - wystarczająco szczerze? - Leith naprawdę miał nadzieję, że to wystarczy, księżniczka dokładnie wyjaśniła, że zabije go jeśli “zacznie podejrzewać” a nie jeśli coś stanie się naprawdę.
- Nie myślałam, że masz naturę marzyciela.
Aurora opróżniła jednym haustem swój kielich po czym wstała z fotela i ruszyła w stronę łóżka. Bękart mimochodem zauważył, że jej koszula ma intrygujące wykrojenie na plecach.
- Zorganizuj sobie jakieś miejsce do spania - poleciła chłodno, po czym sama położyła się na materacu, na brzuchu. Nagle nad jej plecami ukazały się ogromne, pierzaste, śnieżnobiałe skrzydła. I to aż trzy! Lewe, prawe i środkowe. Skrzydła były tak wielkie, że okryły swoją właścicielkę od stóp do głów, tworząc wokół niej jakby ochronny kokon.
Leith odetchnął - udało się przeżyć kolejny dzień. Mężczyzna położył się na podłodze pod drzwiami. Parkiet był wciąż wygodniejszy od wszystkiego co miały do zaoferowania na przykład kopalnie. Mężczyzna zwinął się w kłębek i jak to się mówi, utulił się we własną sierść… oraz oczywiście szlafrok. Leżał na tyle blisko drzwi by nie można ich było otworzyć bez potrącania go. Nie żeby spodziewał się, by jego czujność nie pozwoliła mu się obudzić wcześniej ale… ostrożności nigdy nie za wiele.
Szczególnie w świecie pełnym skrzydlatych sucz…

***

Obudził się na kanapie, choć jednocześnie był pewien, że nikt go nie dotykał podczas snu. Jak się tu znalazł? Magia. pewnie to ta cholerna magia. Na stoliku stało śniadanie oraz wciąż gorący kubek z kawą. W komnacie nie było nikogo poza nim samym.
Gdyby zdanie, opinie czy choćby upodobania Leitha kogokolwiek obchodziły, byłoby powszechnie wiadomym, że mężczyzna nigdy nie odmawia jedzenia.
Bękart najpierw więc zjadł kawę a potem popił ją śniadaniem. Cała czynność trwała zaledwie kilka minut i ta wartość czasowa nie ulegała zmianie, niezależnie od ilości jedzenia.

Gdy nic już nie nadawało się by wsadzić to sobie w usta, Leith postanowił wsadzić coś sobie w głowę, w tym celu zaczął szperać w znajdujących się w pomieszczeniu przedmiotach i natrafił na książki.

Były różne, najróżniejsze. Od opowieści, przez romanse, wiersze, po jakieś równania i skomplikowane wzory. Większość z nich była zbyt skomplikowana, aby Leith mógł je zrozumieć. Znalazł jednak pewną książkę - “Bezludne miasto”, która chyba przeznaczna była dla dzieci, miała bowiem większe litery i obrazki, a zdania skonstruowano na tyle prosto, że po pewnym czasie Leith zrozumiał jej sens. Bohaterką opowiadania była dziewczynka - jedyna kolorowa postać w szarym, bezludnym mieście.

Cytat:

W mieście nie było nikogo. Były domy, w ich oknach widać było światło, lecz ulice były puste. Zajrzałam do jednego z mieszkań - w środku był człowiek, ale był razem z tym czymś. Zajrzałam do innych domów - każdy był ze swoim "czymś". To miasto okazało się takie, jak inne. Nie ma w tym mieście nikogo. Nikt już nie wychodzi na zewnątrz, bo przyjemniej jest być z tym czymś. Bo przyjemniejsze to, niż bycie z drugim człowiekiem.

Wyruszam w kolejną podróż, wędruję ku kolejnemu miastu. Jak bardzo bym chciała, by mnie ktoś odnalazł - ktoś tylko mój. Lecz, gdyby ten tylko mój ktoś pokochał tylko mnie oznaczałoby to nasze rozstanie. Ale mimo to, chcę spotkać tego "tylko mojego kogoś" - tego właśnie pragnąc, kroczę przez bezludne miasta.

Po co ktoś pisał takie opowieści? I czy ta faktycznie przeznaczona była dla dzieci Skrzydlatych? Nagle do drzwi od strony korytarza rozległo się pukanie.
Leith przetarł oczy, które zdążyły się już przekrwić. Czytanie w nowym, obcym języku było wysiłkiem nie tylko intelektualnym. Mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. Zebrał myśli. Bękart zeskoczył z sofy stawiając stopy na podłodze tak cicho jak potrafił. W kilku susach znalazł się przy drzwiach. Jednym szybkim ruchem złapał za klamkę, nacisnął ją i szarpnął do siebie.
Brew mężczyzny, który stał za drzwiami, podniosła się do góry. Poza tym jednak pozostał niewzruszony.

[MEDIA]https://zapodaj.net/images/75a27e2eb657e.jpg[/MEDIA]

- Pan Leith, jak mniemam. Nazywam się Kaspian D’agree. Zostałem poproszony, by pomóc panu skompletować garderobę na wyjazd oraz przygotować się na dzisiejszy bal. Czy mogę wejść?
Bękart uznał fakt, że nikt nie ufał mu nawet w gestii umiejętności wiązania sznurówek za oczywisty. Mężczyzna cofnął się za drzwi i gdy tylko Kaspian przez nie przeszedł, Leith natychmiast je zatrzasnął.
Mieszaniec założył ramiona miętosząc z braku lepszego zajęcia materiał szlafroka na swoich łokciach.
- Proszę się rozebrać i stanąć naprzeciwko lustra. - Poinstruował Kaspian.
“Jakiego lustra?” - już zaczął zastanawiać się Leith, gdy zobaczył naprzeciwko siebie magiczne zwierciadło. Miało ono tę samą wysokość co Bękart i mniej więcej taką szerokość co jego barki, gdy stał swobodnie.
Mieszaniec zrzucił z siebie szlafrok i zmierzył samego siebie w lustrze po czym przeniósł uważne spojrzenie na Kaspiana.
- Bez krępacji - rzekł Skrzydlaty po swojemu interpretując zachowanie mężczyzny. Tatuaż na jego twarzy - tak nie pasujący do wyglądu eleganta zaczął delikatnie opalizować. Przy okazji Leith zwrócił uwagę, że jako jeden z niewielu szlachetnych, Kaspian nosił swój klejnot zakryty ubraniem, nie chwaląc się nim.
- Proszę sobie wyobrazić odzienie, które by panu pasowało. Obraz w zwierciadle dostosuje się do pana wyobrażeń. Gdy osiągnie pan ostateczny, pożądany efekt, proszę mi powiedzieć. Być może będzie trzeba wprowadzić jakieś poprawki, by... dostosować pana wizję do panujących trendów, jednak zapewniam, że te są obecnie dość swobodne w kwestii odzienia codziennego. Co innego, oczywiście z ubraniami okazyjnymi. Gdy skończymy projektować pana codzienną garderobę, pozwolę sobie zaproponować kilkanaście opcji wieczorowych. Oczywiście, z uwzględnieniem pana gustu. Proszę zaczynać.

Amon 16-07-2019 20:22


Leith przekrzywił głowę. Ubranie codzienne?.
Mężczyzna wpatrywał się w lustro. Jemu akurat jego własne ciało się podobało. Kraj skrzydlatych nie był na tyle chłodny by bękart potrzebował jakiegokolwiek odzienia, przynajmniej o tej porze roku. Leith widział na własne oczy, że sami skrzydlaci nie mieli żadnego problemu z dziwkami chodzącymi w zasadzie nago, ba, nawet ci którzy nie byli dziwkami obdarzali większą część siebie. To się tyczyło zarówno kobiet jak i mężczyzn. W tym wszystkim księżniczka była wyjątkiem, kobieta zaznaczała swoją odrębność równie oscentacyjnie co inni nagość. Księżnika nie tyle zakrywała się ubraniem, ona chodziła w pełnej zbroi - wszędzie. Może była na tyle świadoma by słusznie brzydzić się wszystkich skrzydlatych, w tym i siebie samej?
Leith szybko zganił się w myślach za tak pozytywne myślenie o skrzydlatej istocie.
Mężczyzna zaczął ogniskować wzrok na widoku swoich kończyn, próbując możliwości magicznego zwierciadła. Zaczął powoli pokrywać swoje ciało kawałkami… skóry o porcelanowym kolorze. Skóra była pozszywana z różnej wielkości kawałków co pozwalało odkryć jej pochodzenie niemal natychmiast. Widać było wyraźnie łaty w kształcie dłoni, czy zgrubienia będące niczym innym jak wargami.
- Zauważyłem, że lubicie pokazywać wasze ciała… - tłumaczył Leith stając bokiem by przyjrzeć się jak “skórkowe” spodnie opinały by mu tyłek.
- Myślę, że mógłbym się w takie wcisnąć, nie uważasz? - Bękart przeniósł powoli wzrok na Kaspiana, przyjrzał się dokładnie jego skórze, włosom. Kilka płatów “materiału” na wirtualnym ubraniu bękarta zmieniło odcień.
Leith zdecydował się na dość obcisłe spodnie, jeśli chodzi o obównie to zwizualizował sobie zarówno wysokie buty których klamry były niczym innym jak dolnymi szczękami, oraz całkiem skromne sandały… trzeba się było dość dobrze przyjrzeć, by zauważyć, że “koraliki przy rzemykach to zęby.
Jedna z koszul była po prostu „skórzana” druga futerkowa, przy czym jedna z kępek na rękawie miała dokładnie taki sam odcień co czupryna Kaspiana.
I tak samo długa.
Kaspian skinął głową.
- Dość niezwykłe kompozycje, ale... nie będzie to pierwszy projekt w tym stylu. Pozwolę sobie jednak dorzucić kilka tradycyjnych koszul, spodni i... kompletów bielizny. Jakieś preferencje co do koloru i materiału?
Leith zastrzygł uszami.
- Kompletów czego?
- Bielizny, prosze pana - odparł niezrażony Kaspian - Majtki, bokserki, stringi, jeśli pan sobie życzy. Również jadalne.
- Wszystko jest jadalne… - zauważył bękart po czym dalej wiercił temat, który najwyraźniej go zaskoczył.
- To mam chodzić w spodniach czy tych… majtkach?
- Wskazane byłoby i w jednym i w drugim. Szczególnie podczas oficjalnych spotkań.
- Ale ja mam tylko jeden tyłek - upierał się Leith - musiałbym założyć jedno na drugie i wtedy tego pod spodem nie było by widać chyba… że te majtki byłyby na zewnątrz. - zamyślił się mężczyzna.
- Bokserki to coś na dłonie?
- Bieliznę nosi się pod ubranie prosze pana. Bokserki to nieco bardziej rozbudowana wersja majtek. Proszę spojrzeć na zwierciadło, zwizualizuję to panu. Jeśli czuje się pan z tym nieswojo, proszę się odsunąć, posiadam wizję z modelem.
Leith złapał się za twarz i przeczesał włosy palcami.
- Możesz mi tylko wytłumaczyć, czemu w czasie oficjalnych spotkań jak mówisz, konieczne jest to by mieć dodatkowy materiał pod ubraniem w okolicach krocza? czy to dlatego, że w czasie tortur bywalcy tych spotkań moczą się? to ma ochraniać wierzchni materiał?
- Bynajmniej. Raczej chodzi o to, by nie informować zbyt łatwo innych o swoich zachwytach. Niestety, nasze ciała, choć doskonałe pod każdym względem nie opanowały do końca gry pozorów czy strategii mylnych informacji. Dobrze, może jednak przejdźmy do wyboru stroju na dzisiejsze przyjęcie. Mam kilka pomysłów, proszę zerknąć...
[MEDIA]http://images-na.ssl-images-amazon.com/images/I/71KnHnJbUoL._UL1500_.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://i.pinimg.com/originals/49/42/ea/4942ea5b20d8ba537886f36b543da0c1.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://images-na.ssl-images-amazon.com/images/I/61tyWQd7kAL._UY445_.jpg[/MEDIA]
o to to to.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB10WZFQpXXXXa5XFXXq6xXFXXX3/Neuesten-Mantel-Hose-Designs-Schwarz-Gepr-gte-M-nner-Anzug-Muster-Italienische-d-nne-Klassische-Benutzerdefinierte.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]https://www.picclickimg.com/d/l400/pict/183435206147_/Kingsglaive-Final-Fantasy-XV-FF15-Nyx-Ulric-Cosplay.jpg[/MEDIA]

Oczywiście kolory mogą ulec zmianie…
- W tym… chyba nawet można się poruszać - zauważył Leith wskazując szponiastym palcem czwartą wizualizację. - Kolor pasuje, to nie jest tak, że spodziewam się zobaczyć kogoś kto wygląda tak jak ja. W ogóle co to za “przyjęcie” ktoś umarł? umrze? - na tyle na ile Leithowi udało się poznać “rozrywki” skrzydlatych, rozrywanie było raczej dosłowne. Cóż… samemu przychodziło mu świadczyć takie usługi i faktycznie, rozrywka to nawet była.
- To święto Letniego wiatru, urządzone tradycyjnie co roku podczas najkrótszej nocy. Jeśli chodzi o odzienie, święto często składa się z trzech etapów. Jeden z nich to przykładowo wybrany przez pana zestaw, drugi to zazwyczaj sama bielizna, a trzeci... no cóż. Mówi się, że w tę noc Szlachetni są najbardziej płodni.
Leith pokiwał tylko głową, oczywiście dokładnie tak samo jak w przypadku ludzi, jeśli nie chodziło o zabijanie chodziło o pierdolenie…
- Załóżmy na potrzeby tego przedsięwzięcia, że na swój sposób rozumiem… - Leith naprawdę zaczynał znowu być głodny, doprawdy mówienie, potrafiło męczyć bękarta. A nawet jeśli nie, to po prostu drażnić.
- Wspaniale. Ubrania będą niedługo gotowe. Czy ma pan jeszcze jakieś życzenia?
- Tak… więcej jedzenia. - Leith stwierdził, że jak szaleć to szaleć.
To zdziwiło Kaspiana.
- Przecież może pan... - urwał, patrząc na blady klejnot w piersi Bękarta - Ym. Dobrze, przekażę przy okazji.
Mężczyzna wyszedł, zostawiając Leitha ponownie samego.
Leith zreflektował się chwilę na temat tego czego się dowiedział. Miał się dzisiaj udać na jakieś “towarzyskie spotkanie” wraz ze swoją nową szefową/właścicielką/księżniczką czy jak tam powinien ją właściwie adresować. Z punktu widzenia bękarta, to po prostu była skrzydlata z najwyższej półki ich własnej drabiny pokarmowej. Jak mężczyzna się spodziewał, nic nie mogło go przygotować na to co miało się wydarzyć wieczorem, przynajmniej nie w tak krótkim czasie. Dlatego też Leith jak zawsze zda się na intuicję. A zanim wieczór nadejdzie, będzie traktował czas tak jakby jutra miało nie być. Wszak mogło tak właśnie być. Bękartowi niu umknęło, że jego pokój nie jest zamknięty, nie opuścił go jednak gdyż wywnioskował z rozmowy, że powinien mieć jakiś “codzienny” strój. Skoro sprawy przybrały ten obrót mężczyzna postanowił pogimnastykować oczy oraz umysł literami skrzydlatych jeszcze trochę. Oraz najeść się jak w czasie ostatniej wieczerzy…

Nie dane mu jednak było zaznać wiele spokoju. Do wieczora pojawiło się jeszcze dwoje Skrzydlatych - pierwsza - kobieta uczyła go etykiety przy stole, druga - o zgrozo - tańca.
Leith miał zawsze otwarty umysł na umiejętności które mogły uratować mu życie. Zrozumienie nigdy nie było warunkiem koniecznym kooperacji.
O ile koncept tańca nie był mu całkowicie obcy, wszak praktykowały go liczne zwierzęta, na swój własny sposób, o tyle etykieta przy stole… to było coś zupełnie niebywałego. Owszem, samiec alfa jadał pierwszy i tak dalej, ale zwyczaje skrzydlatych uczyniły z tego całą dyscyplinę naukową! czy dzięki takiej wiedzy można było zdobyć świat? Leith naprawdę nie wiedział co o tym myśleć, starał się więc tego nie robić, po prostu trzymać ręce na stole a łokcie po sobie…
No i był najedzony. Jego nauczycielka, choć bardzo się starała, nie była w stanie przekonać go do jedzenia sztućcami. Właściwymi sztućcami. Poddała się, gdy Kaspian przyniósł Bękartowi ubrania. Wszystkie wyglądały tak, jak na prezentacji w lustrze - pomijając jeden szczegół - miały na plecach specyficzne rozcięcia na skrzydła. Zbyteczna rzecz, w przypadku Leitha.

- Mam nadzieję, że będziesz zadowolony - rzekł dystyngowany Szlachetny, po czym gdy zostali sami, dodał - Zostałem poproszony, by być ci przewodnikiem podczas święta Wiosennego Wiatru. Musisz wiedzieć, że święto składa się z czterech etapów: Przedwiośnia, Przebudzenia, Daru Słońca i Kwitnienia, kolokwialnie nazywanego pokładzinami. Pierwszy etap to nic innego jak uczta, tańce. Wszystkie damy i kawalerowie, którzy wezmą udział w święcie noszą maski, przyglądają się sobie. Potem podczas fazy przebudzenia Szlachetne zdejmują maski, a zainteresowani nimi kawalerowie składają im wyrazy uznania w postaci nasion. Każdy z mężczyzn ma jedno nasionko w kieszeni, gdyż tak nakazuje tradycja. Potem, jeśli dama nie wie kogo wybiera, albo chce by kawaler zasłużył na pokładziny z nią, wyznacza cenę za swój dar słońca. Czasem jest to taniec, czasem pojedynek magiczny... większość jednak pań, jeśli jest usatysfakcjonowana kawalerem, ogranicza się do przyjęcia nasiona. Potem wkłada je sobie... do łona, a męskie przyrodzenie pomaga zasiać owe nasienie, wpychając je jak najgłebiej do środka.

Kaspian spuścił wzrok, zażenowany.
- Oczywiście, to tylko tradycja, często w trakcie pokładzin dochodzi do zmiany partnerów i... cóż, jest to po prostu święto miłości. Zrozumiesz, jak zobaczysz, a teraz ubierz się. Powinniśmy niedługo wychodzić.
Istotnie… Leith wolał nie zastanawiać się nad tym wszystkim zbyt wiele, po prostu ubrał się i zdał się na słowa Kaspiana.

Mira 03-10-2019 09:15


Leith nigdy nie był na przyjęciu urodzinowym, a co dopiero mówić o uroczystym balu na dworze Księżnej. To było dla niego coś niepojętego - tak daleko sięgającej celebracji aktu hedonizmu po prostu się nie spodziewał, bo nawet nie potrafił sobie tego wcześniej wyobrazić.

Orkiestra, jadło, trunki, maski, piękne, mieniące się tysiącami barw stroje... to była tylko kropla w morzu - morzu magii. Dziwne, czarowne projekcje raz po raz pojawiały się w ogromnej sali o kryształowym sklepieniu. I tak jak ich pojawianie się było niespodziewane, tak samo tematyka. Bękart zauważył dość szybko, że choć nosił maskę, podobnie jak inni uczestnicy przyjęcia, bez wątpliwości został rozpoznany i teraz wiele z tych czarownych przedstawień wymierzona była w niego. Raz był już właściwie pewien, że zaraz spadnie w przepaść, innym razem, że szarżuje na niego rozwścieczony gryf...

- Nie daj się sprowokować - szeptał mu wtedy do ucha Kaspian - rób, na co masz ochotę, chodź gdzie masz ochotę, ale nie daj się sprowokować…
Więc Leith robił to co najbardziej miało dla niego w tym momencie sens, wchodził w sam środek każdej przepaści, naprzeciw każdego potwora jakie to zdegenerowane towarzystwo tylko dla niego wymyśliło. To będzie naprawdę głupie jeśli w ten sposób spadnie z prawdziwego gzymsu…
Podejście Leitha zdecydowanie popsuło zabawę Skrzydlatym, którzy wkrótce odpuścili mu tych atrakcji. A może też i pojawienie Tuli i Aurory miało na to wpływ.
- Wybornie - szepnął Kaspian do ucha Bękarta, gdy wszyscy czekali, by wznieść toast na cześć władczyni tych ziem.

Wieczerza była równie obfita co nudna, czyli bardzo. Skrzydlaci wokół paplali trzy po trzy. Aż ciężko było uwierzyć, ze istoty tak stare mogą być tak płytkie. Mowa była głównie o strojach i znajomych znajomych. I o jebaniu, czyli przewidywaniu kto tej nocy prześpi się z kim. Wyczulony słuch Leitha wyłapał tu nawet swoje “notowania”.
- A gdyby ten cały Bękart chciał cię wyruchać, dałabyś mu?
- No co ty...
- Podobno ma długiego...
- Straszny zwierzak z niego. Nie zna innych pozycji, tylko na pieska...
- Ciekawe czy tak księżniczkę...
- Ugh, daj spokój, na samą myśl mi niedobrze...
- A ja to w sumie jestem ciekawa...
- Ciekawe czy Kaspian kręci się przy nim tylko z obowiązku…
Leith niebardzo rozumiał to co słyszał, niby czemu ten mały śmieszny istotek miałby się kręcić z powodów innych niż obowiązki…? może… może chciałby by ktoś zakończył jego bezcelową egzystencję? Bękart stwierdził, że będzie musiał spytać Kaspiana, czy jest jakiś specjalny sposób w jaki chciałby umrzeć, czy może weźmie cokolwiek co będzie działało trwale…
- Jest jakiś specjalny sposób w który chciałbyś, żebym to zrobił? - powiedział cicho do ucha niższego od siebie skrzydlatego.
Po raz pierwszy na twarzy Skrzydlatego zagościło szczere zdziwienie. Widoczne nawet mimo maski.
- Ale... - przełknął ślinę - Chodzi o księżniczkę? Rytuał wiosenny nie ma jakiegoś... scenariusza, jeśli o to pytasz. Chodzi raczej o wspólne radowanie się... z budzenia płodności natury.
Leith zreflektował się, że coś było nie tak, nie wiedział dokładnie co, ale ewidentnie coś…
- Acha… - bękart położył “uspokajająco” swoją wielką dłoń na drobnym ramieniu skrzydlatego w zasadzie je w niej chowając. - no cóż… faktycznie nie chodziło mi o księżniczkę, bo wtedy spytałbym ją, nieprawdaż? no nic, to będzie musiało poczekać.
Kaspian, który zdołał przywrócić swojej twarzy normalny wygląd odparł:
- Proszę pamiętać o swoim zadaniu. Nie powinien pan się... rozpraszać. Zaraz przejdziemy do fazy Przebudzenia. Przypomnę tylko, że pana zadaniem jest adoracja księżniczki, o ile mogę to nazwać zadaniem, bo to przecież sama przyjemność.
- Oczywiście - odpowiedział bękart gładząc ramiona Kaspiana po czym ruszył by stanąć tam gdzie tłoczyła się gawiedź. możliwe najbliżej grupki jakiś skrzydlatych panien obu płci, którym jego obecność będzie przeszkadzać.
- Księżniczka nie zając. Może się ze mną napijesz, Bękarcie?
Nagle na drodze Leitha wyrósł Ulv - przystojniaczek w tym swoim czarnym, idealnie dopasowanym wdzianku. Normalnie taki zmanierowany typ nie zrobiłby wrażenia na weteranie wojennym, a jednak było coś w oczach tego fircyka, jakieś szczególne szaleństwo i... coś jeszcze. coś, co podnosiło Leithowi włoski na karku. Pod tym względem Ulv działał na niego nawet bardziej niż Księżna.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:02.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172