Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2019, 21:52   #31
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Skoro chcesz mi postawić - powiedział Leith raczej głośno, po czym dodał już normalnie - Szlachetny Panie.
Ulv skwitował to tylko krzywym, znużonym uśmiechem hedonisty. Zapewne tak uśmiechał się też podczas aktów największego okrucieństwa...
- Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, Bękarcie. W tym świecie niczego się nie stawia, nie ma nic za darmo... - mówiąc to skinął dłonią, by Leith poszedł za nim do jego stolika. Nie oglądając się za siebie, skrzydlaty kontynuował:
- To zaproszenie zapewne ma jakąś cenę. Możesz się oczywiście łudzić, że już ją zapłaciłeś, zwracając moją uwagę swoimi... wyczynami, ale... czy ktoś z nas ma pewność?
- Nie miałem i nigdy nie będę miał możliwości spędzenia tysięcy lat na wymyślaniu pierdół, jak wasza jaśnie oświecona rasa, ale mogę cię zapewnić, Szlachetny Panie, że w moim sercu, jest wiele bezinteresowności. Nie bierz tego jednak dosłownie, Czcigodny, nie znajdziesz jej w czasie wiwisekcji. - mówił Leith podążając za Ulvem i bacznie obserwując otoczenie. To jest: krzyżując wzrok z każdą parą oczu jaka byłaby po drodze. O dziwo, nie było ich wiele. Jakby nagle Bękart przestał być interesujący dla dekadenckiej, spragnionej rozrywki społeczności niemal-nieśmiertelnych. Czyżby Ulv miał tu aż taki posłuch? A może... stała za tym jakaś magia? Leith przypomniał sobie, że nigdy tak naprawdę nie widział klejnotu kochanka księżnej.
Tymczasem Ulv przeczesał palcami lśniące, kruczoczarne włosy i usiadł przy stoliku, na którym od razu pojawiły się dwa kryształowe kielichy i karafka. Jakaś półnaga dziewczyna o piersiach tak idealnie krągłych, że mogłyby służyć za wzór w geometrii, rozlała do kryształowych naczyń gęsty, złocisty trunek, który wyglądał jak miód, ale... kto tam wie tych pierzastych?
- Wiwisekcja? Jesteś mądrzejszy niż chcesz to pokazać lub... niż inni chcą cię widzieć. To trochę tłumaczy jak udało ci się przetrwać. Niemniej... - Ulv ujął kieliszek w dłoń i czekał wyraźnie aż Bękart uczyni to samo - Zastanawia mnie jak udało ci się wkupić w łaski Aurory. To... doprawdy niebywałe, że nie rozmazała cię na ścianie za to, że wtargnąłeś do jej komnat.
Leith oglądał swojego rozmówcę przez pryzmat kielicha
- Mam po prostu coś, czego wy nie. To nie jest przechwałka czy uzurpacja, to jest po prostu stwierdzenie faktu. Tak to już jest z mieszańcami.Jeśli chcesz mieć muła, najlepszy koń czy osioł ci go nie zrekompensują.
Ulv rozsiadł się wygodniej. Nie patrzył nawet na Bękarta, tylko gdzieś w przestrzeń.
- Pytanie brzmi po co księżniczce zwykły muł, gdy sama ma skrzydła, by podróżować...

Trudno powiedzieć czy było to faktycznie pytanie zadane Leithowi. Coś jednak sprawiło, że Bękart poczuł się zaniepokojony. Czy to ton głosu Ulva? Nie, nie było w nim groźby... co zatem? Dopiero po chwili poczuł, że coś... ktoś... go dotyka. Nie cieleśnie, lecz jakby od wewnątrz. To było nierealne, ale gdy Mieszaniec uświadomił sobie, gdzie ów bodziec niepokoju się znajduje, w jego głowie pojawiła się wizja obślizgłej, pełzającej powoli macki, która badała strukturę jego umysłu, wpełzając do każdego otworka, który znalazła.

Przynajmniej było to coś wymiernego, Skoro ta wizja miała w jego głowie konkretną formę czym więc była? jakiegoś rodzaju wyobrażeniem, nawet jeśli nie jego własnym. To była jego głowa, więc on też mógł jej używać. Leith skupił się na każdym zakamarku swojego umysłu który pełen był jadu i złości i zaczął opróżniać go na owe macki.
Jeśli Ulv - zakładając, że to jego “macki” - odczuwał jakoś kontratak ze strony Leitha, nie dawał tego po sobie poznać. Wręcz przeciwnie, spojrzał teraz na Bękarta z niemal... troską.
- Umilkłeś. Nie smakuje ci ten miód? Mów szczerze, mogę kazać podać inny trunek. Mogę kazać też wychłostać dziewczynę, która poczęstowała mego gościa niesmacznym miodem. Albo pozwolić tobie ją wychłostać...

Nieznaczny uśmiech, gdy tymczasem jedna z macek pobudziła wspomnienie chłostanej innej dziewoi - Mru. Ulv zresztą też tam był... kto wie, może to był jego pomysł?

Leith zmusił swoją uwagę do podzielności. Zerknął na kielich z którego ostatecznie nawet nie skosztował.

- Szczerze? możesz nawet pominąć chłostę i po prostu kogoś zabić. Tak długo jak to będzie skrzydlaty, człowiek, mucha, komar czy inne uprzykrzne stworzenie. Tak wiem, że to wiele nie zmieni ale jestem trochę idealistą…. rozumiesz?
- I może tym idealizmem zjednałeś do siebie księżniczkę? - podpowiedział coraz bardziej rozbawiony Skrzydlaty. Jego język przyślizgnął się zmysłowo po krawędzi naczynia, a Leith poczuł, że widmowa macka robi to samo z jego umysłem.
- Dlaczego nie? to by chyba nie była najdziwniejsza rzecz jaką można sobie było wyobrazić… - mówił Leith mrugając gdy tak naprawdę chciałby mieć powiekę po przeciwnej stronie gałki ocznej, tam gdzie miał wrażenie, że właśnie smyra go macka. Mężczyzna potarł skronie.
- Mam głowę pełną oślizgłości, widzisz? tak właśnie na mnie działacie jak widać…
- Co masz na myśli? - zapytał Ulv, dopijając zawartość kielicha i patrząc pytająco w stronę pełnego wciąż naczynia Bękarta.
Leith zakręcił palcami przy swoich skroniach.
- Na myśli mam macki.
Ulv uśmiechnął się i diabli wiedzieli, co ten uśmiech miał wyrażać.
- Jeśli teraz wypuściłbym cię stąd, ba, przerzucił przez Mur... Nie uciekniesz, co? Za bardzo chcesz nas wszystkich pozabijać. O swoje życie się nie troszczysz. O nic się nie troszczysz... Więc czekasz, czaisz się. Słusznie. Brakuje ci jednak elegancji. Brakuje ci... planu.
Leith który wciąż starał się rozdzielać swoją uwagę kiwnął głową.
- Trzeba grać kartami które się ma, a nie tymi których się nie ma. A jeśli się ich nie ma wcale, blefować. Ale to akurat wiecie bardzo dobrze.
Bękart poczuł jak macki powoli twardnieją, zamieniając się w szpony. Czuł... tak, czuł dosłownie jak ostry szpon skrobie jego jestestwo - nie po to by zranić, lecz po to by wzbudzić strach, zabawić się. I równie nagle ten pazur znikł. Leith znów czuł się panem swego umysłu. Ulv tymczasem dolał sobie miodu i rozejrzał sie znudzony wzrokiem.
- Dobra fiutku, jeśli chcesz przelecieć naszą księżniczkę, to chyba czas na ciebie. Za chwilę zaczną się gody.
Leith potrząsnął głową to w prawo to w lewo upewniając się, że nie zahaczy mózgiem o jakieś “kolce” po czym kiwnął skrzydlatemu:
- Skoro szlachetny pan pozwoli, tak też uczynię… - Leith wstał i niby to przepraszająco powiedział:
- Jak sam szlachetny pan zauważył, księżniczka się sama nie przeleci… przynajmniej nie szlachetnym panem… - wyjaśnił Leith z pokorą chyląc głowę przed Ulve, po czym oddalił się tam, gdzie jego obecność była wymagana przez pracodawczynię.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 01-11-2019, 17:55   #32
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Leith opuścił Ulva, kierując się praktycznie na drugi koniec sali, gdzie - otoczona wianuszkiem wielbicieli zarówno płci żeńskiej, męskiej jak i nieokreślonej - stała Aurora. Początkowo zresztą Bękart nie rozpoznał księżniczki, która tym razem swoją idealną zbroję zastąpiła równie idealną suknią.

[media]https://s6.ifotos.pl/img/3quziwk9x_qapwhne.jpg[/media]

Idealna suknia na idealnym ciele... i tylko postawa ciała wyrażała jak bardzo ta cała idealność daje w kość księżniczce. Na widok Leitha jednak skrzydlata jakby nieco się rozluźniła. Szkoda, że nie dało się tego samego niestety powiedzieć o samym zainteresowanym. Mimo iż Bękart oddalił się od Ulva na sporą odległość, wciąż czuł w umyśle jakąś jego pozostałość. Jakby uśpioną mackę lub... śluz po niej. Niby nic, a jednak czuł się... zbrukany?

- Panie i panowie, przygotujcie się, za chwilę księżniczka Aurora poda swój trop do promienia słońca, niezbędnego by rozpocząć Przebudzenie wiosny. Przypomnę tylko, że ten z kandydatów, który jako pierwszy spełni warunek, zostanie oblubieńcem wiosny i uda się z księżniczką do Źródła po łzę odchodzącej zimy, kroplę nowej rosy, aby mógł nastąpić Rozkwit.

Leith poczuł jak tłum wielbicieli naparł i zacieśnił się, wciągając go do środka. Ktoś włożył mu łokieć pod żebra, ktoś inny podciął nogi tak, że Bękart musiał upaść na jedno kolano, by całkiem nie wyrżnąć.
Leith uśmiechnął się pod nosem. Też tak potrafił. Bękart ruszył do przodu wpychając swoje szpony wszędzie tam gdzie się dało. A dało się przecież w oko, ucho, nos, usta, oraz inne jeszcze otwory, czy newralgiczne miejsca, które skrzydlaci obu płci lubili odsłaniać.
Szczególnie dziś.
A jak już na czymś pazury się opierały, zaczynały, szczypać, szarpać i rwać. Łokcie i kolana bękarta oraz jego czoło też były w ruchu.
Nikt nie mógł zarzucić, że nie “główkuje”.
- Aaa
- Co jest?!
- To ten bękart!
Choć Leith dopiero się rozgrzewał, poczuł jak magiczna siła krępuje jego dłonie i zakłada na plecy, a on sam unosi się kilka metrów nad ziemią.
- No tak - skrzywił się na jego widok gostek, który przemawiał przed każdą “kandydatką” - OBCY nie wiedzą, że wśród Szlachetnych obowiązują zasady dobrego wychowania. W związku z czym wyjątkowo ograniczę się do słownego upomnienia, jednocześnie informując, że następna nawet najdrobniejsza napaść na tle fizycznym lub słownym będzie skutkować wtrąceniem do lochu i rozpoczęciem postępowania karnego.
Mężczyzna spojrzał niby to groźnie na Bękarta. Ten, nawet jeśli chciał coś powiedzieć, czuł że nie może. Niewidzialne więzy paraliżowały również jego gardło.

- No dobrze, mili państwo, nie przedłużając, zapytajmy księżniczki jaka jest jej cena promyku słońca, którym obdarzy oblubieńca wiosny. Czy to będzie piękna broń, znając jej gusta, a może mistyczny kwiat paproci, pokaz zakl...
- Chcę usłyszeć jak umrę - weszła mu w słowo zniecierpliwiona Aurora, a wszystkie oczy zwróciły się na nią - Oblubieńcem zostanie ten, kto najbardziej przekonująco opowie mi, jak mógłby mnie zabić.
- Ale księżniczko...
- Oczywiście, to ja wybiorę zwycięzcę. Możemy zaczynać? - wykonała zniecierpliwiony ruch ręką. W tym czasie Leith opadł na ziemię, a magiczne bariery wokół niego zniknęły.
- Ta, tak, oczywiście - odparł speszony konferansjer - To... kto pierwszy?
Leith nie mógł i nie chciał się powstrzymać, roześmiał się.
Skrzydlaci, którzy już wcześniej rozsunęli sie, teraz jeszcze bardziej odstąpili od Leitha, jakby bojąc się, że jego szaleństwo jest zaraźliwe.
- Och proszę, chętnie posłucham, chyba wypada powiedzieć że Panie mają pierwszeństwo, czyż nie?
Ponieważ jego wzrok prześlizgnął się po blondwłosej pannie w więcej eksponującej niż zakrywającej sukni, ta szybko odwróciła wzrok. Podobnie stało się z kolejnymi kobietami, z czego dwie po prostu odeszły od zgromadzonej wokół Aurory gawiedzi.
- Albo przynajmniej starsi? - tym razem rozejrzał się kpiąco po całym zgromadzeniu.
- No i na pewno najpierwsi z równych mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi, czyż nie.
- Zamilcz, pędraku - warknął z obrzydzeniem piękny chłopiec o warkoczu tak gęstym i długim, że z pewnością zazdrościła mu go niejedna niewiasta. Leith przewrócił oczami i zaopatrzył się w kilka kieliszków wina (czy co to tam było) trzymanego przez osobę służebną.
- Pani - zwrócił się piękniś do Aurory, kładąc w dramatycznym geście dłoń na połyskującym szmaragdzie usytuowanym pośrodku nagiej, szczupłej piersi. - Ja wiem, jak mógłbym cię zabić, ale czy na pewno jesteś gotowaś tego słuchać?
- Mów Ratfallousie - odparła księżniczka, która od czasu ogłoszenia zadania utrzymywała pokerową twarz.
- Mógłbym cię zabić, księżniczko, na jeden tylko sposób. Swoją miłością. Gdybym uwolnił uwielbienie, które mam dla ciebie, a które od dziesiątek lat powstrzymuję, wiedząc, żem ciebie niegodny, jestem pewien że to by cię zabiło. Tak silna jest ta miłość.
Pod stopy niebiańskiego wręcz młodzieńca którym jawił się Ratfallous, spadły krople wina, pomieszane ze śliną Leitha. Krople, które opuściły usta bękarta starającego się właśnie owy napój przełknąć, gdy skrzydlaty wygłaszał swoją przemowę.
- Och wybacz szlachetny…. jakiśtam. - Leith wytarł usta - jak to niby miałoby wyglądać? Ta twoja “miłość” jest taka ciężka? że zmiażdży księżniczce ograny? połamane kości, przebiją płuca? otworzą od wewnątrz skórę? jelita wypłyną z brzucha rozlewając swoją zawartość na posadzkę? wsiąkając w piękne dywany? Mózg jak szalony będzie chciał prześlizgnąć się przez skronie, usta, nos czy oczodoły? niczym miąż z wyciskanej w dłoni cytryny? Tak silna ta miłość jest hmm? - Bękart rozejrzał się pytająco po czym podrapał się po głowie.
- Trochę słabe.
Reakcje na jego mowę były skrajne, od przerażenia przez obrzydzenie, po fascynację. Faktem było, iż niewiele osób zachowało neutralność, choć jedna z nich była bezsprzecznie księżniczka. Aurora siedziała niewzruszona aż do tego momentu właściwie, gdy zacisnęła mocniej usta. Czyżby była opóźniona i dopiero teraz do niej dotarło? Bękart poczuł, jak pada na niego czyjś cień. Tak, na niego! Za nim stał nie tylko wysoki, ale po prostu ogromny Skrzydlaty, którego mięśnie były tak wielkie i napięte, że wydawały się bliskie wybuchu spod napiętej skóry.
- Na kolana, mieszańcu - warknął olbrzym i nie magią, lecz siłą swojej dłoni, która zacisnęła się na barku Leitha, zmusił go, by ten przyklęknął chociaż na jedno kolano. Jego siła była doprawdy przerażająca! I to fizyczna siła. A przecież ten potwór władał zapewne też magią.
Nim Leith został zbity na kolana, zauważył błysk brunatnego kamienia pomiędzy połami luźnej koszuli olbrzyma.

- Athosie... - z ust księżniczki wydobył się cichy szept. Jakby prośba. Obcy puścił Leitha.
- Chcesz wiedzieć jakbym cię zabił, pani? - zapytał chrapliwym, nieprzyjemnym głosem - Wyzwałbym cię do walki. I wiem, że byś walczyła na śmierć i życie, a ja walczyłbym z tobą, nie po to jednak by zabić cię jednym ciosem, jak większość przeciwników, lecz by cię zmęczyć. Byś słaniała się na nogach nie od ran, ale ze zmęczenia, byś poczuła własną niemoc, bezradność. Być może wtedy byś zapłakała, wiedząc, że wszystko co umiesz i czym jesteś to za mało, aby mnie pokonać. I gdy w końcu byś to zrozumiała, złapałbym Twoją śliczną, łabędzią szyję i trzymając za nią uniósł do góry. Zmusiłbym cię, abyś patrzyła mi w oczy, a potem... zacisnąłbym palce, wyciskając życie z twego ciała. I trzymałbym cię tak dopóki twoje oczy nie straciłyby blasku. Czy ta odpowiedź cię satysfakcjonuje, dziewczynko?
Nikt nie odpowiedział. Księżniczka tylko patrzyła na olbrzyma, po czym powoli przeniosła wzrok na Leitha, jakby w nim upatrując swego wybawienia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-11-2019, 22:23   #33
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Lepiej - Leith westchnął gramoląc się powoli na równe nogi i zdmuchując włosy ze swojej twarzy.
- Ale bezpiecznie, coś w sam raz w stylu wykastrowanego woła, przygotowanego na to że cały świat będzie padał na kolana. Niby śmierć, niby brutalna ale z drugiej strony taka jaką ktoś z niepoprawnym duchem wojownika by chciał. Z jednej strony zabić, z drugiej wyjść z tego z “honorem” i godnością.
Której nie ma.
Morderstwo nie zna zasad. Tak samo jak wyobraźnia: jeden chce zabijać jakimś bąblem miłości a drugi wyzywać Księżniczkę na pojedynek z czego nie wiem co tak naprawdę jest bardziej nierealne… To takie naginanie rzeczywistości, stwarzanie nieistniejącej sytuacji dającej sobie możliwość do zrobienia czegoś, blah…
- Tu i teraz najlepszą szansą na zamordowanie Księżniczki jest w czasie zbliżenia. Kiedy nie ma nic na sobie i w intymnej sytuacji albo nie spodziewa się przemocy, albo jej zmysły są zbyt przytłumione cielesnym uniesieniem. Skręcenie karku faktycznie byłoby wtedy najprostsze ale naprawdę… można by ją choćby udusić pękiem jej własnych włosów.
Leith machnął ręką po czym spojrzał na kolejno na parę mężczyzn wypowiadających się tak kwieciście wcześniej.
- Naprawdę, nie trzeba dużo fantazjować. Ale jak już gdybamy, to czemu nie:
Prędzej czy później mężczyźni przejmą władzę, tak jak to jest w większości krain na świecie. Księżniczka wyjdzie za mąż. Nie będzie miejsca na zbroję, miecze, treningi. Jej obowiązkiem będzie ładnie pachnieć, uśmiechać się i rodzić dzieci: synów, wyrachowanych cynicznych tyranów, oraz córek, szkolonych by być materacami dla mężczyzn jak ich bracia. To zabije Księżniczkę w środku. Ale jej ciału nie przyjdzie umrzeć, wy skrzydlaci żyjecie przecież długo. Jak długo więc Księżniczce przyjdzie tak nie-żyć? tysiąc? tysiące lat? z czasem w ogóle zapomni, że kiedyś była kimś innym. Może kiedyś, w odległej przyszłości ktoś targnie się na jej życie. Ale nie dlatego że sama jest kimś ważnym. Może Książe będzie potrzebował nowej żony, dla swoich politycznych celów? Prawdopodobnie ciało Księżniczki uśmierci trucizna, a może nawet ostrze? jednak sama Księżniczka nie będzie już pamiętała jak się przed nim obronić, te wszystkie lata bycia lalką odcisnęły już nieodwracalny ślad.
I teraz pytanie, w jaki sposób ja doprowadzę do takiej śmierci? Ja, bękart? To dość oczywiste: zdradzę ją, nadużyję jej zaufania i w odpowiednim momencie pomogę tym, którzy doprowadzą do takiego obrotu spraw.
- Jedno przeoczyłeś - to był głos księżniczki, która nie ruszyła się o centymetr, siedząc tak jak siedziała. A jednak coś się zmieniło. Leith popatrzył na Athosa i odkrył, że olbrzym stoi zastygły z pięścią wymierzoną w jego czerep. To nie był kuksaniec, to miał być cios śmierci.
Leith zamrugał.
Skrzydlaty jednak nie poruszał się poza gwałtownymi, nerwowymi ruchami gałek ocznych, które próbowały chyba spojrzeć na Aurorę, lecz ta siedziała poza granicą jego wzroku w pozycji, w której zastygł.
“Zatrzymany” - wydedukował bękart.
- Twoja wizja nie spełni się, bo to kobiety naszego gatunku władają silniejszą magią. Kobieta może wyszkolić się w walce mieczem, nawet jeśli wiązać się to będzie z większym trudem, w końcu dorówna mężczyźnie-wojownikowi. Magii nie da się szkolić. To dar. I nawet jeśli znajdzie się jakiś utalentowany osobnik z silnym kamieniem, jak choćby Ulv - tu na twarzy księżniczki pojawił się chwilowy grymas. Leith milczał. Indywidualna siła nie była odpowiedzią na wszystkie problemy, gdyby tak było, wilk czy niedźwiedź nie uciekał by przed marabuntą, przetaczającą się przez las. Jedna mrówka nie była problemem, legion już tak. Bękart więc po prostu słuchał jak księżniczka mówiła dalej: - to nigdy mężczyzna nie będzie władał uniwersalną magią. Wasza moc jest wyspecjalizowana. Magia wody, ognia, umysłu, pieśni, magia wzmocnienia... i wiele innych. Ja władam nimi wszystkimi. A ty? Wciąż nie odkryłeś swojej specjalizacji, prawda?
- Pani, przecież to bękart...
- Ale ma kamień, czyż nie?
- Tak, pani, ale przecież...
- Księżniczko - chrząknął konferansjer - pozwolę sobie przypomnieć o celu, dla którego tu jesteśmy. Wszystkie pozostałe pary już się utworzyły...
- Ach, no tak. Czy ktoś jeszcze chce opowiedzieć o tym, jak mógłby mnie zabić?
Leith miał wrażenie, że słowo “mógłby” było aż komicznie zaakcentowane. Doprawdy, księżniczce jak i wszystkim skrzydlatym kobietom nie brakowało pewności siebie, mogłyby nie pewnie “zabijać” jak Ratfallous miłością. Oczywiście mogły tym zabić same siebie. Leith nie uważał siebie jakoś specjalnie za mężczyznę, podobnie jak nie uważał się za człowieka czy skrzydlatego. Był jedynym przedstawicielem swojego własnego prywatnego gatunku i w tym pryzmacie jego własna płeć nie była czymś specjalnie wyróżniającym. To powiedziawszy oczywiście jak każdy samiec na świecie był w pewnym stopniu ofiarą własnych instynktów, jednak nie żył jakimś męskim ego.
A męskie ego było ewidentnie kopane w jaja w tej właśnie chwili. Leith uważał to za dość zabawne.
- Nikt? - zapytała lakonicznie Aurora - W takim razie wybieram Leitha.
- Pani...
- Chyba wszyscy się zgodzą, że jego wizja była najbardziej przekonująca. Niech dowodem tego będzie fakt, że Athos chciał go za nią zabić.

Księżniczka wstała i przeszła pomiędzy zdebiałymi pobratymcami, by stanąć obok bękarta.
- Lepiej zejdź mu teraz z oczu - powiedziała, oczami wskazując zastygłego olbrzyma, którego najwyraźniej zamierzała spuścić ze smyczy.
Bękart nie mógł nie zgodzić się z tym rozumowaniem i zszedł skrzydlatemu z oczu w taki sposób, że zasłaniała go osoba nikogo innego jak samej księżniczki.
Ta stanęła zreszta dokładnie naprzeciwko ogromnego zabijaki i... jego pięść ruszyła w jej stronę, lecz szybko się zatrzymała. Athos zachwiał się, jakby miał stracić równowagę.
- Ośmieszyłaś mnie - warknął, stając naprzeciwko jasnowłosej.
- Nie to było moim zamiarem. Po prostu nie chciałabym, by podczas święta wiosny ktokolwiek przelewał krew. To mogłoby ściągnąć gniew Ojca Dnia.
- A ja myślałem, że chcesz ocalić swoją zabawkę - warknął Skrzydlaty i kątem oka łypnął w stronę Leitha, zaś jego pięści zacisnęły się odruchowo.
- Jutro widzimy się na treningu. Będziesz miał okazję do zemsty - Aurora wyraźnie starała się skupić na sobie jego uwagę. Co też jej się udawało.
- Dobrze wiesz, że prędzej oddałbym życie niż cię skrzywdził, dziewczynko. Ale twoje zabawki... tak, jeśli będą się pałętać pod nogami, nie obiecuję, że ich nie zniszczę...
To rzekłszły odwrócił się i ruszył w kierunku przeciwnym niż ten, gdzie stał Bękart.
- Księżniczko, północno-wschodnie wejście do jaskini jest puste, byś ty i twój... wybranek mieli dość prywatności - odezwał się do Aurory konferansjer.
Dopiero teraz księżniczka oderwała wzrok od szerokich pleców Athosa.
- Taaa, chodźmy.
Leith poczłapał więc wraz ze swoją Panią, jak psiak, choć wydawało mu się raczej, że jakaś pluszowa zabawka byłaby lepszym porównaniem. Bękart zaczynał poważnie rozważać czy przebywanie ze skrzydlatymi nie sprawi z czasem że jemu samemu zacznie udzielać się szaleństwo, które w gatunku jego ojca było powszechne…

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 20-11-2019, 20:18   #34
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Skrzydlatym nie wolno ufać - nigdy i pod żadnym pozorem. Niemniej w jednym Astrid nie kłamała - jej magia wydawała się nieograniczona i wielofunkcyjna.
- Szkoda, że odcięli ci skrzydła. Mogłabym zbalansować ciężar i sprawić, że sam byś poleciał do jaskini. Niestety, w obecnej sytuacji będziesz zdany na mnie. Przynajmniej jakiś czas...

I faktycznie Leith nie tylko czuł się jak zabawka, ale wręcz jak worek ziemniaków przenoszony z miejsca na miejsce. Co ciekawe, ani odległość, ani jego ciężar, ani wysokość na ją się wznieśli, docierając na sam szczyt niezwykłej konstrukcji Dworu Wiatru. Tam księżniczka “wylądowała” ich oboje u progu niewielkiego kamiennego przejścia.
- To tutaj, dalej można iść już na nogach - powiedziała i nie patrząc na Bękarta ruszyła przodem w ciemność... którą nagle rozproszył blask bijący z dłoni skrzydlatej - jakby trzymała nich dwie latarnie.
Leith odruchowo zmrużył oczy. Wciąż światło raczej go denerwowało, szczególnie nagłe jego rozbłyski. Może i jego nowa “niewola” posiadała (przeważnie) miększe poduchy, to nic nie mogło równać się z ciemnymi tunelami kopalni w których można było wąchać w powietrzu strach ludzkich współwięźniów.
- Chwilę nam to zajmie. Jak masz pytania, pytaj - rzuciła Aurora, nie oglądając się.
- Jeśli nie jest to zbyt ambitne wyzwanie edukacyjne, mogłabyś mi spróbować choć trochę wytłumaczyć, co robisz? Księżniczko? - oczywiście Leith nie musiał wiedzieć, ale skoro miał daną możliwość zapytania postanowił dla odmiany zaspokoić... siebie.
- Nie mamy bogów. Jesteśmy na to zbyt zapatrzeni w siebie - mówiła z nutką drwiny w głosie Aurora, nie zwalniając kroku - Ale mamy legendy i potężnych, równych ludzkim bogom Szlachetnych, którzy w nich występują. Kluczowe są w nich dwie postacie Ojciec Dzień i Matka Noc, którzy ponoć walczyli ze sobą, niszcząc świat, a gdy niewiele zostało i zrozumieli, co uczynili, postanowili zaakceptować remis i podzielić się światem. Wielu twierdzi, że za odbudowę świata, jaki znamy odpowiadał Ojciec Dzień i początek wiosny to właśnie święto, mające być symbolem początku jego tury władania. Jak łatwo się domyślić - jego są wiosna i lato, zaś jesień i zima należą do Matki. Do niej też należy wszystko to, co oświetla księżyc, a do ojca - słońce. Dlatego nazywamy ich Dniem i Nocą. W każdym razie... idziemy teraz do źródła życia. To jezioro poświęcone Ojcu, którego moc wiele razy leczyła ciężko rannych, uzdrawiała umysły... jednak jezioro nie ma dopływu, jest... - tu Aurora zawahała się - zasilane przez życiodajne soki. My... ja, a wraz ze mna ty, bo tradycja nakazuje by robić to w parze idziemy złożyć ofiarę do źródła życia i tym samym przypieczętować początek wiosny oraz władania Ojca Dnia.
Leith podrapał się po głowie. “soki życia” kojarzyły mu się z krwią. Jeszcze bardziej niewiadomym było, czy skrzydlada chce go po prostu zabić, przelecieć, czy zabić i przelecieć.
Albo przelecieć i zabić.
- Tak, to bardzo ciekawe… - powiedział w zasadzie zgodnie z prawdę, Leith lubił uczyć się nowych rzeczy.
- Czemu akurat ja cię tu towarzyszę? tak bardzo nienawidzisz czy gardzisz swoimi poddanymi?
Aurora zmyliła krok i obejrzała się przez ramię, ale zaraz potem wróciła do miarowego marszu.
- Staram się nikim nie gardzić. Ani nie lekceważyć. - Rzekła, by dopiero po chwili odpowiedzieć na właściwe pytanie. - Po prostu mam inne priorytety niż budowanie pałacowej pozycji czy sojuszy. I nie chcę brać w tym udziału.
- Mhm. - kiwnął głową Leith - to po co w ogóle tu mieszkasz? bo musisz?
- Jestem córką księżnej, dowódcą jej wojska. Naprawdę myślisz, że życie Skrzydlatych to tylko igraszki i walki na arenie? Moim zadaniem jest ochrona dworu i księżnej... nawet jeśli ona sama nie do końca widzi zagroż... nieistotne. W każdym razie, przychodząc tutaj z tobą nie wsparłam żadnego z towarzystw wzajemnej adoracji i... wkurzyłam tym chyba ich wszystkich.
Można było w głosie księżniczki wyczuć, że się uśmiechnęła.
- Rozumiem - powiedział mężczyzna podążając za skrzydlatą - co teraz?
- Musimy dopełnić rytuału.

Nie powiedziała nic więcej, bo za załomem korytarza jej twarz została oświetlona niebieskawym światłem. Po chwili znaleźli się w ciepłej i wilgotnej grocie, obrośniętej dziwnymi roślinami, których kwiaty przywodziły na myśl małe lampki.

[MEDIA]http://images6.fanpop.com/image/photos/40200000/Magic-Cave-fantasy-40262362-1280-993.jpg[/MEDIA]

Pośrodku tego niezwykłego, pachnącego jakby spiżem naturalnego pomieszczenia znajdował się zbiornik wodny.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-11-2019, 18:42   #35
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Jesteśmy na miejscu - odezwała się księżniczka, gdy Leith dołączył do niej po chwili. - Teraz musisz oddać swoje soki Wiośnie. Rozbierz się, wejdź do wody i... - urwała, po czym mimowolnie zerknęła na jego krocze i szybko podniosła wzrok - Pewnie potrafisz sam to robić. Pomyśl o kimś, kogo lubisz, albo kto ci się podoba. Po prostu... postaraj się, żeby twoje soki trafiły do wody.
Leith przekrzywił głowę.
- Twoja wiara w moje umiejętności jest przeceniona. Nie jestem taki zdegenerowany jak wy czy ludzie. Dzikie zwierzęta się tak nie zachowują. Owszem, słyszałem o tym, że “cywilizowane” potwory tak robią, to jeszcze nie oznacza, że sam kiedyś próbowałem. - To powiedziawszy posłuszny poleceniu swojej Pani Leith rozebrał się i z wyraźnym niesmakiem wszedł do “wody”, nie bacząc na wyraźnie zdziwioną księżniczkę.

Już w środku, Leith podrapał się po głowie, westchnął i zaczął “eksperymentować z macką”.
- Mogę stworzyć dla ciebie dowolną wizualizację, tylko musisz mi powiedzieć... w sensie, wiesz, kogo chcesz przelecieć - odezwała się Aurora za jego plecami.
- Mrr… - mruknął pod nosem z dezaprobatą bękart.
- Może dla was życie marzeniami jest zabawne, mi wydaje co najmniej żałosne. Lepiej przeszukaj mi głowę tak jak twoi rodacy mają w zwyczaju, oczywiście nie musisz się tam rozpychać… - Leithowi odruchowo zjeżyły się włosy na karku na wspomnienie ostatnich macek w jego umyśle. - odszukaj jakieś autentyczne wspomnienie “przelatywania” i spraw żebym przeżył je po raz kolejny. Tak przynajmniej przypomnę sobie jakąś prawdziwą chuć a nie nieprawdziwą fantazję.
Choć był odwrócony tyłem, czuł jak wzrok Skrzydlatej pali jego kark.
- Nie korzystam z tej mocy. To... jak gwałt. Szczególnie, gdy ktoś nie umie się bronić. Zróbmy inaczej. Usiądź. Zamknij oczy. Spróbuję... pobudzić twoje myśli.
Leith cynicznie uśmiechnął się do własnych myśli - gdyby nie gwałt, nie istniałby przecież…
Mężczyzna kiwnął głową i ostrożnie usiadł
w “wodzie”.
Pierwszym, co wychwycił jego wrażliwy słuch był szelest materiału. Po nim nastąpiły kroki - ciche, niemal niesłyszalne, jakby to zwierze się skradało. A jednak Leith nie czuł się zagrożony. Usłyszał jak zgrabne, znacznie mniejsze od jego własnych stopy brodzą w wodzie, by następnie stanąć po bokach ud mężczyzny. Po chwili Bękart poczuł też słodki ciężar krągłych pośladków i nóg niewiasty, która usiadła na nim. O jego pierś otarły się miękkie piersi, z których każda ugodziła go sterczącym, jędrnym sutkiem.
Nie otwierając oczu, mężczyzna ostrożnie zamknął swoje dłonie na niewieścim ciele. Czy to naprawdę była Księżniczka? czy kolejna magiczna gra na jego nieświadomym umyśle? To nie miało teraz znaczenia. Leith zdecydował się wypełnić swoje zadanie, więc pozwolił sobie nie myśleć tylko czuć, działać. Za jego dłońmi do delikatnej skóry przylgnęły też usta mężczyzny. Leith zaciągał się zapachem kobiety, to był zapach Aurory!, w czasie gdy jego wilcze uszy poruszały się nasłuchując każdego ruchu powietrza, jaki mógł opuszczać jej wargi. Bękart czuł jak jego własne ciało robi się coraz cieplejsze, jak jego własne serce przybiera na szybkości pompując krew w każdy zakamarek jego ciała. W każdy mięsień.
Każdą kończynę.
Leith zaczął mruczeć z zadowolenia, jak niedźwiedź który zaraz zacznie jeść. Apetyt rósł tym bardziej, że czuł jak z ciałem, które pieścił i którym sycił zmysły (poza wzrokiem) dzieje się to samo. Stawało się cieplejsze, a serce biło szybciej. Ciało przylgnęło do niego, zaś drobne, kobiece place powolutku badały skórę na jego ramionach, bokach. Krągłe pośladki zaczęły też delikatnie falować, jakby zapraszając go do tego samego.
Leith w brew swojemu wyglądowi czy “profesji” nie czuł specjalnej potrzeby krzywdzenia żywych istot. Oczywiście hormony kazały jego ciału jak najszybciej pchać się do przodu, jednak mężczyzna zachowywał na tyle rozsądku by przynajmniej palcami wybadać, czy kobieta (która widmowa czy nie, przynajmniej była wyczuwalna jako prawdziwa!) jest gotowa na jego wizytę.
Gdy uznał, że tak jest w istocie (mógł się mylić, ale przynajmniej w ogóle go to obchodziło) ostrożnie ale zachłannie, wprosił się za próg.
Usłyszał ciche syknięcie, które wydobyło się z ust, zaraz potem jednak zduszone przez wygłodniałe pocałunki, jakie spadły na jego wargi. Ciało w jego ramionach było coraz bardziej rozpalone, a ruchy bioder, gdy już “wprosił się” w pełni, bardziej zachłanne.
Leith nie pozostawał dłużny pocałunkom, jego dłonie błądziły od pośladków i bioder kobiety, poprzez jej brzuch, piersi, kark, wplatał swoje długie, szponiaste palce w bujne miękkie włosy, nie chciał swoimi ramionami ograniczać ruchów partnerki, przeciwnie chciał by te były jak najbardziej żwawe. Sam ze swojej strony wypychał do przodu własne biodra.
Tempo narastało z każdą chwilą. Co jak co, ale wreszcie Bękart miał równą sobie pod względem kondycji przeciwniczkę. Oboje więc wkładali w ten jakże przyjemny trud sporo siły, stękając i oddychając coraz głośniej. Raz po raz piersi i umieszczony pomiędzy nimi klejnot obijały się o tors mężczyzny, a gdy ten postanowił pochwycić jedną z podskakujących krągłości i zacisnąć nań dłoń, poczuł, że tego jest mu już za wiele. Doszedł z głośnym jękiem, który usłyszał również z ust niewiasty. Ta zresztą jakby na komendę zastygła naprężona, drżąc na całym ciele niby liść osiki.
Wiedziony czystym instynktem Leith wpił swoje wargi w wargi kobiety i przewrócił ją na plecy, zanurzając tym samym. Bękart wpuścił kobiecie do płuc powietrze z wlasnych ust powalając się na nią swoim ciałem w ostatecznym akcie spełnienia. Odrywając wreszcie usta od pocałunku Leith oparł czoło o czoło kobiety i otworzył oczy.
Leżąca pod nim księżniczka oddychała łapczywie a oczy miała zamknięte. Jej nagie, silne ciało było tak piękne, jak Bękart mógł to sobie wyobrazić, a na dodatek te delikatne piegi nad zadartym noskiem... choć czy takie piegi nie miała Mrru? Teraz dopiero Bękart dostrzegł, że kobieta pod nim, choć bezsprzecznie wyglądała jak księżniczka, miała też pewne drobne cechy tamtej milczącej prostytutki.

- Skończyłeś? - Leith usłyszał głos Aurory dochodzący z wnętrza korytarza, którym przyszli do groty. W tej samej chwili wizja kochanki zniknęła.

Leith parsknął w “wodę”
otrząsnął się,
zarzucił mokrymi włosami,
rozejrzał,
westchnął.
- Tak, - powiedział i ruszył w stronę korytarza, lokalizując po drodze elementy swojego ubrania.

Po chwili ubrany stał już przy księżniczce, która czy to z powodu swojej wstydliwości czy innych dziwactw wycofała się do korytarza jaskini, by dać Leithowi odrobinę prywatności. Jakby to cokolwiek zmieniało.
- Poczekaj tu na mnie - rozkazała, wymijając Bękarta i samej kierując się do podziemnego jeziora. Wyraźnie przy tym unikając kontaktu wzrokowego.
Za to Leith przyglądał się księżniczce. Szaleństwo skrzydlatych nigdy nie przestawało go zaskakiwać.
Szczególnie kobiet.
- Jasne, czekam… - odpowiedział. Przecież gdzie miałby iść? najwidoczniej księżniczka była czymś zbyt rozproszona by zauważyć taką oczywistość.

Mężczyzna rozejrzał się po tunelu nie odchodząc za daleko w żadnym kierunku. Co ciekawe, jego czuły słuch nie wychwytywał niczego poza cichym pluskiem wody. To nie było naturalne pluskanie, lecz efekt ruchów księżniczki. Po kilkunastu minutach dźwięk uspokoił się. Aurora wyszła po jakimś czasie z groty i nie patrząc na Leitha, ruszyła w kierunku wyjścia.
- Tradycja została dopełniona, możesz wracać do siebie. Czeka cię pracowita noc. I następny dzień. Pojutrze rano wylatujemy na patrol. - W tym ostatnim zdaniu Bękart wychwycił coś na kształt radości, albo podekscytowania.

Leith przekręcił głowę.
- Aha… czy to nie będzie problem jeśli mnie stąd zabierzesz? sam tu nie wleciałem i raczej sam stąd nie wylecę…
- No tak... zapomniałam. - Przyznała po chwili milczenia Aurora. - Zajmiemy się tym. I jeszcze jedno. Nie mów nikomu, co robiliśmy. I co robimy. Mów co chcesz znaczy, ale nigdy prawdę. Rozumiesz?
Leith westchnął:
- Rozumiem, ale to co mówię, może nie mieć zbytniego znaczenia kiedy twoi umiłowani poddani macają moje myśli jak i kiedy im się tylko podoba. - wyjaśnił.
- Kiedy dziś ogłoszę, że jesteś mój, będziesz miał moją protekcję... i bariery mej mocy. Tylko Ulv i moja matka będą cię mogli zinwigilować, jednak jeśli się tego dopuszczą... to jak votum nieufności. Uznaje się takie działanie tylko, gdy ciążą na kimś poważne zarzuty, jak zabójstwo szlachetnego czy zdrada stanu. Przynajmniej w tym dworze.
Bękart kiwnął głową, bo niby co innego mu pozostało.
- Tak, to naprawdę bardzo pocieszające, że wy skrzydlaci respektujecie takie honorowe zasady.
Aurora nawet nań nie spojrzała.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 27-11-2019, 08:51   #36
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Jeśli Bękart liczył na to, że po święcie Wiosny dane mu będzie odpocząć, czekało go rozczarowanie. I to w dwóch ciałach - uzdrowicielka Kira i młokos Kai czekali na niego w pokoju, który przydzieliła mu księżniczka.
- Dzień... znaczy dobry wieczór - przywitał się nieporadnie Kai.
- Właśnie minęła północ - przypomniała Kira, a chłopak jakby stulił uszy. - Mamy dużo pracy, rozbierz się, Leith. Mężczyzna zmierzył ten duet spojrzeniem po czym bez słowa się rozebrał.
- Lubię jak mówicie, że “macie” dużo pracy, wtedy to brzmi jakbym sam jej nie miał. - powiedział już po fakcie.
Kai tylko zachichotał dobrodusznie, po czym ustawił na środku pokoju jedno z krzeseł.
- No, trochę tak będzie. Twoja praca to tylko siedzenie nieruchomo. Resztę zrobimy my. Naprawdę... księżna była chojna, przydzielając Ci aż dwie bryłki ngimpi.
- Kai - Uzdrowicielka jak zwykle mówiła łagodnie, jednak można było się domyśleć nagany w jej głosie. - Usiądź, proszę. - zwróciła się do Bękarta.
- Mmmm… - wymruczał do siebie Leith i wykonał polecenie. Naprawdę, miał nadzieję, że te dwie małe osóbki, dwa małe skrzydlate diabły, nie dodadzą jakiś dodatkowych upierdliwości do tego wieczoru. To dobrze, że księżniczka chce udać się na jakąś wyprawę, ciągłe przebywanie z tymi degeneratami zaczynało rzucać się Leithowi na psychikę. Zaczynał mieć wizje rozrywania tych wszystkich dewiantów na strzępy. Bękart zerknął spod oka to na jednego to na drugą “pracusię” wizualizując sobie jak ich oczy gasną w momencie jak jego dłonie zaciskają się na ich małych szyjkach.
- Dwie bryłki mówisz? doprawdy? coś takiego… - miał nadzieję, że któreś pociągnie temat by on sam mógł zamaskować niewiedzę milczeniem.
- Inwestują w ciebie, znaczy, w pana... - powiedział kai, ale więcej się nie odezwał, gdy do nagich pleców Leitha podeszła Kira. Uzdrowicielka chwilę wodzila palcami po jego łopatkach i między nimi, szczególnie często zawadzając o blizny po uciętych skrzydłach.
- Tutaj - zarysowała palcem jakiś obszar, pokazując go Kaiowi.
Leithowi zjeżył się kark pod wpływem dotyku małych rączek. Bliskość potencjalnych, niczego nie spodziewających się ofiar, którym znienacka mógłby urwać głowy działała na jego wyobraźnie i ciało… pobudzająco.
Jeśli para skrzydlatych to zauważyła, nie zwracała a to uwagi, zajęta plecami Leitha.
- Tutaj - powiedziała Kira, zakreślając palcem kształt na łopatce mężczyzny. Najpierw poczuł dotyk czegoś zimnego, jakby metalu, gdy Kai przystawił do jego pleców przedmiot.
- Uwaga, może boleć - ostrzegła uzdrowicielka, a Bękart poczuł jakby jego skóra faktycznie w tamtym miejscu najpierw była szczypana, a potem wręcz przypiekana. Ból narastał z każdą chwila i zdawało się, że wciąż nie sięgnął apogeum.
- “może”, śmieszne słowo… - powiedział Leith. On sam nigdy by nie powiedział, że coś “może” boleć. - tak jak ostatnim razem? - dopytał.
- Ostatnim razem? - zdziwiła się Kira dziwnie zdyszanym głosem - Tak... to może być lepsze... Trzymaj go Kai.
- Co?
Więcej Leith nie usłyszał, bo jego świadomość odpłynęła z ciała. Tak jak ostatnim razem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 25-12-2019, 22:40   #37
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Bękart obudził się leżąc na brzuchu na łóżku, w którym spał ostatnim razem. Co oni mu zrobili? Czuł jakiś... ciężar, zmianę, której nie umiał na razie sprecyzować. Nim się poruszył, spróbował zorientować się w otoczeniu. Był nagi, choć czuł, że dół jego ciała okrywa kołdra. Przez na wpół zasłonięte okiennice do pomieszczenia wpadało światło dnia. I to nie był ranek, raczej... popołudnie? Przespał zatem więcej niż pół doby. Ktoś był w pomieszczeniu, spłyszał jego oddech. Jak się okazało - ten ktoś usłyszał też zmianę w jego oddechu.

- Nie ruszaj się - przestrzegł go głos Kaia, który teraz podszedł i ukląkł tak, by Leith mógł go widzieć ze swojej pozycji.
- Jesteś głodny? Mogę cię nakarmić. Tylko masz się nie ruszać, dopóki nie wróci Kira. - Oznajmił młodzieniec.
- Mmm… zawsze jestem głodny. - wyznał mężczyzna. Leith wolał skupić uwagę na jedzeniu niż czymkolwiek co ci degeneraci znów z nim robili…

Kai zjawił się po chwili z miską gulaszu, którego smakowity zapach rozniósł się po całym pomieszczeniu. Chłopak usiadł przed Leithem patrząc na niego z jakąś dziwną radością.
- Będzie super, zobaczysz - zapewnił, wysuwając w kierunku jego ust łyżkę z gorącą strawą.
- Aurora ogłosiła cię wczoraj swoim partnerem. Nieźle się podziało. Nawet Tula, znaczy Księżna była zdziwiona. Myślała, że weźmie cię tylko jako kochanka. Wiesz, to taki mniejszy zaszczyt. Po prostu informacja, że inni mają cię nie tykać i że tylko ona ma prawo korzystać z twojego... pierścienia. Tam na dole. - Kai jakby się zawstydził, ale szybko podjął wątek. - Skoro jesteś jej partnerem, masz teraz prawo przebywać we wszystkich jej włościach i rozkazywać jej służbie oraz korzystać z jej przywilejów dworskich... oczywiście w granicach, które księżniczka zaaprobuje. W każdym razie sporo Szlachetnych uznało to za obrazę, bo jakby nie było, twoja pozycja jest teraz wyższa niż zwykłego dworzanina. Tylko i tak lepiej żebyś uważał na tych z ciemnymi kamieniami, bo... no wiesz, wypadki chodzą po ludziach. Smakuje ci?
Leith ciągle łapał się na tym jak wielu smaków nie znał. W swoim życiu nie jadł takiej rozmaitości co przez ostatnie tygodnie na dworze skrzydlatych. Gulasz, był jedną z tych ciekawych potraw która zrobiona dobrze, sprawiała, że smaki poszczególnych składników były nierozpoznawalne, wszystko zlewało się w jeden bukiet. Było w tym fakcie coś, co oddziaływało na wyobraźnię bękarta, tak jak na przykład mokre plamy które zostawały z ludzi spadających z ogromnych wysokości. Skrzydlaci czasem unosili pojmane ofiary na jakieś absurdalne odległości a potem pozwalali im spaść na dachy domów, drzewa, place. Leith kilkukrotnie mógł obserwować jak taki pechowiec zmieniał się w kałużę, często zabijając przy tym innych nieszczęśników. Wtedy, podobnie jak w pięknie rozgotowanym gulaszu, nie sposób było rozróżnić co jest kto…
- Tak - odpowiedział Leith. Na nieszczęście bękarta, Kai był gadatliwą istotą, skoro więc już musiał mówić, niech przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek.
- Kai, ile ty masz lat? albo jeśli chcesz skłamać, po prostu powiedz ile ktoś tak wyglądający powinien mieć lat? - zapytał w trakcie jedzenia.
Chłopak zdziwił się pytaniem, a potem uśmiechnął szeroko, wkładając do ust Leitha kolejną łyżkę strawy.
- Piętnaście. Jestem jednym z dwoje niedorosłych w Księstwie Wiatru. Trochę słabo, ale w przyszłym roku złożę ofiarę w świątyni. Kira mówi, że mam szansę na bursztyn, tylko muszę więcej robić a mniej mówić. Heh. A ty, Leith? Ile masz lat? I jak długo będziesz żył?
- hmm, trzydzieści? czterdzieści? nie wiem dokładnie, nigdy się nad tym nie zastanawiam a nie ma kto dla mnie liczyć. Nie mam pojęcia ile będę żył, po prostu staram się przeżyć każdy kolejny dzień.
- Jaką ofiarę? po co ci bursztyn?
- Tak mało się was rodzi czy po prostu jesteś dzieckiem kogoś stąd?
- No, niestety, nam Skrzydlatym nie jest łatwo spłodzić potomka, dlatego tak bardzo rozpaczamy po śmierci każdego z nas. Z tego powodu też wszyscy są tacy... - Kai wyraźnie szukał słowa - chutliwi. Każdy stosunek to próba przedłużenia naszego gatunku, a zatem czyn chwalebny i dlatego... niewiele jest par monogamicznych. A co do ofiary, w sumie nie wiem czy mogę ci mówić... a czekaj, ty teraz jesteś partnerem księżniczki. To chyba nie mogę ci odmawiać odpowiedzi. Dobra, to słuchaj. - Oczy chłopaka aż błyszczały z ekscytacji, gdy rozpinał koszulę na bladej, ale ładnie wyrzeźbionej piersi, by pokazać Leithowi swój kamień - jasnozielony, tylko odrobinę bardziej nasączony barwą niż ten, który posiadał Bękart. W zależności od tego czy urodziliśmy się w dzień czy w nocy, rytuał przejścia w dorosłość przechodzimy w świątyni przeciwnego bóstwa. Ponieważ są od pewnego czasu problemy ze świątynią Nocy, akuszerki starają się przyjmować porody po zmroku, by ofiara była składana do Ojca Dnia a nie Matki Nocy. Każde z nich bowiem przekazuje nam część swojej mocy - jedno przy narodzinach, drugie po osiągnięciu dorosłości. Ta moc skupia się w naszych kryształach duszy - postukał się po kamieniu na piersi - A co do ofiary, to nie jest nic strasznego. Wystarczy dodać uncję krwi do misy danego bóstwa, a potem tyle samo z niej wypić. Oczywiście, do tego jest cała feta, ale... w czasach wojny, gdy nie zawsze był czas, wystarczył obrządek krwi.
- Mhmm… - Leith dał do zrozumienia, że słucha, w czasie przełykania kolejnej łyżki gulaszu. - czyli jak już napijesz się własnej krwi w tym konkretnym miejscu, o konkretnej porze, to co niby ma się stać? to jakiś rytuał dorosłości, czy coś takiego?
- Nie własnej krwi. W misie jest krew wszystkich, którzy złożyli ofiarę przed tobą... znaczy nie tobą, bo ty nie jesteś skrzydlatym, ale rozumiesz, chodzi o połączenie więzami krwi ze wszystkimi przodkami. To magia w czystej postaci, a krew w misie nigdy nie zastyga!
Kai był tak podekscytowany, że Leith nie miał już wiele okazji do zjedzenia gulaszu, bo łyżka machała raz w jedną, raz w drugą stronę.
W pewnym momencie Bękart usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Nie widział, kto wszedł do pomieszczenia, ale szybko rozpoznał głos uzdrowicielki.
- Dzień dobry, widzę, że się obudziłeś. Jak skrzydła?
Leith obrócił głowę w stronę głosu nie do końca będąc pewien czy pytanie było skierowane właśnie do niego.
- Co mi przykleiliście?
- Wyhodowaliśmy ci nowe skrzydła dzięki plastyczności nghimpi - powiedział z dumą Kai.
- Nie ruszaj się, połączenia nerwów są jeszcze kruche, łatwo je pozrywać - upomniała Bękarta Kira, która zaczęła dotykać czegoś ponad plecami Leitha, co było przymocowane - jak się okazało - na uprzężach do sufitu, przez co mężczyzna nie czuł w pełni ciężaru “nowej” części swojego ciała.
Leith westchnął. Nawet nie mógł odkręcić głowy.
- Długo to potrwa?
- Zaraz zobaczymy...
Uzdrowicielka zajęła się badaniem skrzydeł, których właściciel nawet nie był w stanie dojrzeć. Gnieniegdzie czuł teraz mrowienie, w innych miejscach nawet lekki ból, gdy Kira szczypała powłokę tworu. Po około godzinnym badaniu każdego - zdawałoby się milimetra - nowej części ciała - kobieta orzekła:
- Unerwienie w 75-80%, powinno wystarczyć żeby działały bez magii. Kai, zacznij je odwiązywać. Leith. Ty staraj się utrzymać je w tej pozycji, w której są, nie dawaj im swobodnie opaść, rozumiesz?
Mężczyzna uniósł brew.
- Jak duże to jest? to musi być ciężkie, jeśli nawet dobrze ich nie czuje skąd pewność, że je utrzymam? - bękart widział już oczami wyobraźni jak skrzydła opadają z trzaskiem na ziemię rozrywając przy tym jego plecy w fontannie sikającej dookoła juchy.
- Wszystko zostało wyliczone, rozpiętość jednego skrzydła to około dwa metry na metr dwadzieścia. Płaty rozłożone pomiędzy pięcioma kostnymi elementami. Powinny unieść ciebie i dodatkowo ciężar około dziesięciu, może piętnastu kilo.
- Gdybyś się spasł - zachichotał Kai, odwiązując powoli mocowania.
- Twoje czucie jest jeszcze ograniczone zaklęciem. Asekuruję cię - wytłumaczyła Kira, choć po prawdzie czy cokolwiek jasnego powiedziała niewyedukowanemu robotnikowi?
- Po prostu skup się, żeby trzymać je w górze. Wzorowałem się na twoich poprzednich skrzydłach, po prostu teraz są... zajebiście duże. Dobra, kolejna uprząż, uwaga!
Leith przywołał w myślach odruch jakim kontrolował swoje niedawno odrąbana kończyny. Bękart miał skrzydła od zawsze, to nie było dla niego coś nienaturalnego. Tak naprawdę nienaturalne było ich nie mieć. Jego skrzydła może nie pozwalały mu latać, z uwagi na wielkość, ale były całkowicie ruchomymi organami. Mógł się na nich czołgać jak na rękach czy nogach, mógł nimi machać mógł nawet nimi wybić komuś zęby. Skupił się więc by teraz trzymać skrzydła daleko od podłogi.
- Ostatni uchwyt... trzymają! - obwieścił z wyraźną radością Kai.
- Teraz zwalniam zaklęcie. - Rzekła Kira - Powoli... pomału... jeśli będzie ci za ciężko, mów, zrobimy przerwę. Dobrze, jeszcze trochę...
Leith jednak nie czuł jakby miało być mu za ciężko, wręcz przeciwnie. Czuł się tak, jakby wreszcie ktoś zdjął mu kajdany i miał ogromną ochotę rozprostować się. Jak pomyślał, tak uczynił.

Kai i Kira cofnęli się odruchowo.
- To... wygląda na to, że zyskaliśmy pełną kompatybilność, co nie Kira?
- Niebywałe - szepnęła uzdrowicielka - Jak się czujesz?
Mężczyzna po powstaniu zrobił kilka kroków, najpierw na próbę, zamachał skrzydłami, przyzwyczajając się do zasięgu jaki mogą osiągnąć, założył je do przodu tak by móc przejechać dłonią po ich powierzchni.
Leith spojrzał na Kirę szeroko otwartymi oczami, ze źrenicami tak rozszerzonymi jakby był popełniał jakieś napary z grzybów li inhalacje konopnego dymu. Zastrzygł uszami a jego broda poruszała się przez moment bezdźwięcznie, w czasie gdy jego umysł poszukiwał najlepszej odpowiedzi na postawione pytanie.
- Pełny?
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 27-12-2019, 20:53   #38
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To było dziwne - unosić się na wietrze, lecieć o własnych siłach, według własnej woli, a nie przenoszony w powietrzu niby wór ziemniaków. Dziwne... czy raczej wspaniałe. Leith, choć wiedział, że to ICH magia i obdarzenie go skrzydłami, jak i odebranie ich stanowiło jedynie kaprys skrzydlatych hedonistów, nie mógł wyzbyć się uczucia, że wreszcie zaczyna być kompletny. Nie był już szczurem, który czaił się w cieniu i atakował poprzez zaskoczenie, był pełnoprawnym drapieżnikiem. No... może pomijając kwestie tych cholernych talentów magicznych. Matowo-różowe szkiełko na jego piersi pozostało niewzruszone na wszelkie próby komunikacji.

- Zaraz dotrzemy do północnej strażnicy - odezwał się w jego umyśle głos Aurory, która leciała kilka metrów przed nim na swoich czterech wielkich, pierzastych skrzydłach.

[media]https://i.pinimg.com/originals/d7/86/d4/d786d4a389c3193df7454b455f5ccd91.jpg[/media]

Księżniczka, gdy tylko upewniła się, że Bękart sam potrafi latać, albo może gdy oddalili się od Dworu, wystrzeliła w niebo, zrzucając z siebie większość biżuterii i raz po raz, niczym ptak, który wreszcie wyrwał się z gniazda, to nurkowała w chmurach, to znów obniżała lot tak, że wierzchołki najwyższych drzew dotykały lotek jej skrzydeł.

- Będą cię prowokować - znów niemo rzekła Aurora, tym razem zbliżając się i robiąc “beczkę” wokół lecącego stabilnie, ale jeszcze takich sztuczek Leitha. Jeszcze.
- Nic ci nie mogą zrobić, bo atak na ciebie będzie odebrany jako atak na moją domenę. Ale chcę żebyś wiedział... że to dobrzy żołnierze. Nie prowokuj ich, dobrze?

Leith przyswajał w praktyczny sposób technikę latania. Mężczyzna oczywiście pozostawał w tyle, jednak utrzymałby ten stan rzeczy nawet jeśli miałby w tej materii wybór. Bękart bowiem kiedy tylko mógł przyglądał się skrzydłom Aurory. Obserwował jak łączą się z plecami, jak poruszają się tam mięśnie, jak wygina się kręgosłup kobiety, jak układa za sobą nogi.

- Jasne, znam swoje miejsce, mam dać sobie poużywać dobrym żołnierzom… w sensie… nawet jeśli miałbym okazję zrobić im krzywdę to tego nie robić. - Tak naprawdę Leith zastanawiał się czy Aurora przypadkiem nie chciała właśnie zdemoralizować i rozzłościć wojaków jego obecnością.
Pewnie tak.

- Nie będzie tak źle - choć nie widział twarzy księżniczki, tylko jej ciało, szybujące z przodu, jakimś sposobem wyczuł jej oszczędny uśmiech.

Przed nimi na zboczu górskim zaczęła wyłaniać się formacja, która wydawała się dziwnie uporządkowana. Po chwili Leith dopatrzył się tam swoistej fortecy, wkomponowanej, a może nawet wyżłobionej w skalnym zboczu góry. Powietrze było rzadkie i zimne, lecz nie dało się nazwać go czystym. Coś drażniło nozdrza Bękarta...

- Zatrzymaj się! - nagle Aurora zawisła w powietrzu. - Coś jest nie tak...

W tej samej chwili wiatr zawiał w ich stronę i Leith rozpoznał woń. Posoka. Krew skrzydlatych.
Bękart odruchowo oblizał usta. Tam przed nimi była albo jeszcze jest, istna sieczka a on, jak zwykle już zresztą, ma na sobie mniej niż więcej ubrania i oczywiście żadnej broni. Księżniczka oczywiście miała jeszcze mniej ale ona potrafiła przecież zrobić z kogoś mokrą plamę samym ruchem brwi.
Uroczo…

Bękart zatrzymał się jak mu polecono i zawisł w powietrzu trzepocząc miarowo skrzydłami. Rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca w którym mógłby, czy raczej mogliby, bezpiecznie wylądować i rozeznać się w sytuacji.
- Zostań tu - powiedziała tym razem na głos Aurora, gdy w jej dłoni zmaterializował się zdobiony miecz półtoraręczny. Nie czekając na odpowiedź, runęła w kierunku posterunku.
A Leith został “tu” - to jest kilkaset metrów nad wierzchołkami drzew pośrodku bezchmurnego nieba.
- Mmm… - westchnął z niezadowoleniem bękart. To nie było sensowne miejsce toteż wciąż nasłuchując rozwoju wypadków, Leith rozejrzał się za jakimś sensownym miejscem do wylądowania, choćby w koronie drzew.
Znalazł dogodne miejsce, gdzie nie tylko mógł skryć się wśród liści, ale także był od tyłu osłonięty ścianą skalną. Czas mijał. Księżniczka nie wracała. A krew wciąż była wyczuwalna w powietrzu, mimo że od strony strażnicy nie dochodziły żadne dźwięki.
- Pięknie kurwa, pięknie - mężczyzna wpatrywał się w stronę strażnicy mają nadzieję coś zobaczyć czy usłyszeć. Obserwował też chmury i słońce: jeśli będzie musiał się tam zbliżyć zrobi to od słonecznej strony, tak by obserwowanie go wymagało spoglądania prosto w rażące promienie.
Tego dnia słońce dość często skrywało się za chmurami, dlatego Leith, gdy nadarzyła się okazja, musiał podjąć szybką decyzję czy leci do strażnicy, czy nie. Miał zaledwie kilkanaście sekund, podczas których mógł skryć się w oślepiającym blasku.
Bękart wzniósł się więc w powietrze i pomknął w stronę strażnicy. Wedle jego szacunków, Aurora miała już wystarczająco dużo czasu by pozabijać kogo trzeba jeśli jej się udało. Jeśli jej się nie udało… prędzej czy później i tak go tu ktoś znajdzie. Nie było sensu się zastanawiać, wystarczyło działać.

Kiedy Leith zbliżył się do strażnicy, wciąż nie zobaczył nikogo, miejsce było ciche i puste, a przynajmniej takie sprawiało wrażenie. Bękart wleciał do jednego z nielicznych otworów, prowadzących do środka strażnicy. Tutaj miejsca było za mało na latanie, musiał wylądować. Jednocześnie poczuł coś, jakby mrowienie pod skórą. Uczucie jakby... ociężałości? Nie było to jednak jakieś szczególnie męczące dla mężczyzny - ot jakby zmęczenie organizmu. Korytarz był prawie pusty... nie licząc kilku ciał skrzydlatych z rozbitymi głowami. 3...nie, 4 ciała. Żadne nie należało do księżniczki. Korytarz zaś rozwidlał się w trzy strony. Nim Leith pomyślał nawet, gdzie powinien się udać, od strony lewego przejścia usłyszał zduszony, kobiecy jęk.
Leith w locie (choć nie-locie) chwycił włócznię w jedną i pierwszą z brzegu klingę w drugą dłoń po czym rzucił się ku lewemu przejściu. Mężczyzna całkowicie wyłączył myślenie, myślenie nie było teraz konieczne, zresztą, nie można było czytać myśli kogoś kto nie myślał nieprawdaż?

Być może miał rację, bowiem żaden atak nie nastąpił. Ani fizyczny, ani mentalny. Za to Bękart dobiegł do niewielkiego pomieszczenia, które mogło być jakąś salą wspólną, gdzie leżały kolejne trzy ciała. Jedno z nich należało do Aurory i prawdopodobnie tylko w niej zachowała się jeszcze iskra życia. Księżniczka podniosła zamglony, umęczony wzrok, trzęsąc się przy tym jak przy największym wysiłku.
- To pułapka... powiadom... ma...matkę... - wyszeptała drżącymi, posiniałymi wargami.
Leith za to nawet się nie zatrzymał, rzucił za to chwyconą wcześniej broń a w wolne ręce złapał Aurorę. Jedyne co wiedział to że musiał uciekać, musieli uciekać. To nie wymagało myślenia, za to tylko krążąca w żyłach mężczyzny adrenalina pozwoliła nie skomentować mu, choćby w myślach głupoty płomiennowłosej księżniczki, “powiadom matkę”... że niby jak? pośmiertnie?... prawdopodobieństwo możliwości spotkania się bękarta bez Aurory, bez żywej Aurory, z księżną było słabe, nawet jeśli mężczyzna doznałby tak posuniętej degradacji szarej masy, by taka chęć go w ogóle naszła z nieprzymuszonej woli. Zupełnie jakby mucha stwierdziła któregoś pięknego dnia że ja, mucha, czuję się jak najbardziej dobrze, by wleźć w pajęczynę j zawołać jej twórcę…
Nie, Leith nawet nie miałby ochoty rozważać dobrowolnego spotykania się z Księżną.

Zmęczenie… to miało sens, zapewne im dłużej tu pozostaną tym bardziej opadną z sił. Leith Latał nie od dziś… bo od wczoraj. Do tego jeszcze nigdy niczego nie holował. Nie żeby księżniczka w ogóle coś ważyła, mógłby ją nosić całymi dniami czy nocami w ogóle nie czując specjalnego ciężaru, ale noszenie to nie unoszenie w powietrzu. Nie ufał swoim skrzydłom tak bardzo. Trzeba było po prostu stąd zlecieć, najszybciej jak się da, póki jeszcze ma na to siłę. A potem…
Potem pomyśli.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 28-12-2019, 10:48   #39
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

O dziwo jednak sił mu nie ubywało - w przeciwieństwie do Aurory, która chyba straciła przytomność, bo była teraz niczym balast na jego ramieniu. Choć jej ciężar bynajmniej nie przekraczał tego, co Bękart musiał nosić w kopalni.

- Dokąd ci tak spieszno, nieznajomy?

Usłyszał w którymś momencie męski głos i dopiero teraz dostrzegł stojącą w cieniu, opierającą się o ścianę postać rudowłosego mężczyzny. Był to skrzydlaty, choć jego twarz szpeciła szrama, przechodząca przez niewidome oko.
[MEDIA]http://s6.ifotos.pl/img/6d7754ee5_qaxrqnx.jpg[/MEDIA]
- Ta suka zemrze i tak. Lepiej ratuj siebie.
- Mmm… mruknął bękart w pewnym sensie przytakująco rejestrując zajmowaną przez nieznajomego pozycję, zawartość jego dłoni oraz akcent, ale nie zatrzymując się nawet. Trzymając Aurorę na rękach zmierzał jedyną drogą ucieczki - to jest wprost na nieznajomego.
Ten obserwowało go ponuro jednym okiem, nie czyniąc jednak nic, by Leithowi przeszkodzić. Bękart czuł jednak, że jest obserwowany i oceniany, a co gorsza... z jakiegoś powodu te oceny musiały wypadać gorzej niż zazwyczaj. Czy to Aurora tak go spowolniała? Spadek tempa nie był może jakiś mocny, ale jednak odczuwalny i przez to irytujący dlań.
Wtem, gdy minął już rudego i przymierzał się, by wylecieć z otworu korytarza, kątem oka zauważył błysk za sobą. Stalowa żyłka wystrzeliła przed niego i zawróciła zaraz, zaciskając się na jego szyi. Leith poczuł jak ciężar przeciwnika na plecach, zwala go z nóg.
Leith wyrzucił ramiona do góry… zarzucając tym samym Aurorę dokładnie za siebie, licząc, że kobieta zwali się tym samym na głowę dla odmiany innemu facetowi.
Tak też się stało. Rudzielec puścił linkę, która jednak wciąż zaciskała się na szyi Bękarta. Nim ten pozbył się jej, obcy stanął ponad ciałem leżącej na ziemi Aurory, ściskając w dłoniach po jednym sztylecie.

- Kim jesteś? Niewolnikiem? Nie mam z tobą zwady. Odejdź. To ostatnie ostrzeżenie - warknął facet, który nie tylko kolorem czupryny, ale i całym swoim zachowaniem przywodził na myśl lisa.
Leith uśmiechnął się, kiwnął głową a potem z całej siły zdzielił mężczyznę linką w twarz. Obcy jednak uchylił się bez najmniejszego problemu, jakby właśnie tego działania się spodziewał. Nie czekając na reakcję, sam zaatakował, pochylając do przodu tułów i wyskakując ponad ciałem księżniczki. Jedno z jego ostrzy wycelowane było prosto w twarz Bękarta, drugie - nieco z tyłu. Znający strategię walki Leith przeczuwał, że to właśnie sztylet w tej drugiej ręce miał wymierzyć decydujące pchnięcie. Nie było jednak czasu na myślenie - koleś był cholernie szybki i zręczny.
Leith był pewien jednej rzeczy: nie ważne jak bardzo szybki mężczyzna był, jego zgryz nie mógł być tak silny jak jego własny. Bękart zdecydował się złapać wycelowane w twarz ostrze w zęby i tam je też zatrzymać. Owszem poharata mu to twarz, usta, ale to jest coś, czego raczej nikt normalny się nie spodziewa.
I nawet niewielu nienormalnych.
Był wszak moment, kiedy Bękart poczuł, że może nie dość szybko złapać ostrze, które zaraz wbije mu się w gardło, jednak... to nie był czas na myślenie, tylko działanie. Wytrenowane ciało nawet w stanie obecnego wyczerpania było silne i posłuszne woli właściciela. Mimo piekącego bólu, rozszarpywanego właśnie kącika ust, Leith przechwycił ostrze zębami. Na moment oczy rudowłosego zrobiły się wielkie, lecz już w następnym uderzeniu serca drugi sztylet pomknął prosto w szyję mężczyzny.
Leith nie miał dłoni. On miał bocheny, toteż kiedy chwytał nawet męskie nadgarstki zazwyczaj zamykał na nich chwyt całkowicie. To miało swoje plusy ale też minusy, ktoś wyjątkowo zręczny mógł na przykład wciąż obrócić uwięzioną dłonią. Ale jak to mówią… świadomość własnych ograniczeń jest możliwością ich przezwyciężenia. Jedna dłoń Leitha wystrzeliła ku ręce trzymającej gryziony sztylet, Leith wbił swoje pazury w zgięcie ramienie mężczyzny zacisnął je na ścięgnie i zaczął rwać. W tym samym czasie bezceremonialnie nabił swoją drugą wielką dłoń na nadlatujący ku własnej szyi sztylet. Ostrze z impetem wbiło się do końca tak, że gdy bękart zacisnął okaleczoną kończynę, jego pazury trzymały część palców napastnika. Bękart postąpił do przodu celując czołem w szczękę skrzydlatego.
Ten jednak jakimś cudem zdążył uskoczyć, porzucając przy tym oba sztylety. Rudzielec potoczył się siłą wybicia w tyłu, za ciało leżącej bezwładnie Aurory i dopiero tam przyklęknął na kolano i chwycił za poranione przez pazury Bękarta przedramię.
Leith naprawdę nie miał na to czasu, wypluł wciąż do tej pory trzymany w zębach sztylet, wolną ręką wyciągnął drugi ze zranionej dłoni. Bękart podniósł jeden z większych mieczy leżących na posadzce i ruszył w stronę skrzydlatego. Chciał go jak najszybciej zarąbać i spadać stąd. W sumie gdyby mógł to po prostu zgarnąłby Aurorę i nie oglądał się za siebie. Tylko jak tu nie oglądać się za siebie jak ma się na ogonie takie rude gówno.
Tamten spojrzał na niego nienawistnie, potem na swoją ranę, potem znów na niego.
- Jeszcze się spotkamy, nieznajomy - mruknął, po czym sam ruszył w kierunku przeciwnym niż księżniczka i jej obrońca.
Leith odprowadził rudzielca wzrokiem, po czym przewrócił oczami. Wszystkie wybory tutaj były złe, chodziło jedynie o ich stopniowanie. Bękart podniósł z posadzki Aurorę i kontynuował pośpieszną ucieczkę. Nie zabijanie rudzielca było złym pomysłem, pozostawianie żywych wrogów zawsze jest. Nie było jednak teraz na to czasu.

Leith złożył księżniczkę w “embrion” i posadził ją na ramieniu z okaleczoną dłonią, sprawniejszą ręką postanowił bowiem przytrzymywać kobietę do siebie. Z tak trzymaną blisko własnego ciała Aurorą, na rozpostartych skrzydłach, bękart rzucił się z górskiego zbocza ku koronom drzew. Mężczyzna nie miał pojęcia ile czasu będzie w stanie lecieć (jeśli w ogóle) więc chciał być stosunkowo blisko gałęzi tak by na nie opaść a nie na nie spaść (nabijając się zapewne na ich szczyty).

Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle i jest w stanie lecieć z księżniczką, choć ta w powietrzu ciążyła mu jakieś dwa razy bardziej, mocno spowalniając i ograniczając manewry. Gdyby teraz rudy dupek chciał ich dopaść, miałby ich widocznych jak na dłoni. Na kolejne szczęście, wszystko wskazywało na to, że starcie z Leithem dało lisiemu napastnikowi do myślenia i ten najwyraźniej się wycofał. Tyle szczęścia...
... zdecydowanie musiało się coś w krótkim czasie spierdolić.
Bękart czuł jak rana w dłoni i ta w kąciku ust pieką go coraz bardziej, a rozchodzący się od nich paraliż jest czymś więcej niż reakcja organizmu. Trucizna? Wszystko na to wskazywało.
- Co się... dzieje? - usłyszał cichy głos księżniczki koło ucha, choć ta nawet się nie poruszyła.
Metaliczny smak własnej krwi w ustach nie był może pożądany, ale przynajmniej znajomy.
- Jestem otruty, zaraz spadniemy i zginiesz. - powiedział rzeczowo starając się lecieć tak długo jak mógł zanim będzie musiał wylądować.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Otruł... nas... Pułapka? - usłyszał po dłuższej chwili, jakby Aurora znów się przebudziła.
- Mrr… - z niezadowoleniem mruknął Leith, kobieta nie robiła tego ani trochę prostszym. - ostrze zatrute, chyba. Nic nie mów, trucizna szybciej krąży. - zauważył i szczerze też wolał nic nie mówić. Jeśli nie dolecą do dworu gdzie czary czynią prawdziwe cuda… cóż, nie będzie co na cud liczyć…
Trudno powiedzieć, czy skrzydlata posłuchała go, czy też znów straciła przytomność. Lecieli dalej. Słońce raziło Leitha niemiłosiernie... zaraz, jakie słońce? Przecież dzień był pochmurny...
Nim Bękart zorientował się, poczuł jak traci władzę w skrzydłach na skutek rozprzestrzeniającego się po ciele drętwienia. Nagle on i księżniczka runęli w dół. Spadając prosto w konary rosnących drzew. Może nawet przeżyją ten upadek, choć nie było co liczyć na brak złamań...

Nagle wokół świat zawirował, a Leith poczuł specyficzną woń soli morskiej.
Pach!
Jego ciało i ciało księżniczki wylądowały na ciepłym, rozgrzanym słońcem piasku. Wokół słychać było tylko skrzek mew i szum oceanu... którego bynajmniej nie powinno być na ich trasie.
Leith najpierw starał się wyczuć, czy ma czucie, czy oddycha a jak już to robi to co go boli. spróbował poruszyć ramionami, żeby się podotykać.
Całe jego ciało było sztywne, ale nie pozbawione czucia. Korzystając z ogromnej, wytrenowanej latami siły woli był w stanie zmusić się do ruchu. Choć na pewno nie do lotu.
Bękart oszacował co ma złamane lub/i zwichnięte - o dziwo wszystko zdawało się być na swoim miejscu, dopiero wtedy otworzył i natychmiast przymrużył oczy i rozejrzał się za Aurorą. Księżniczka leżała obok na piasku z puklami włosów, zasłaniającymi częściowo jej skrzącą się od potu twarz, piasek przylepił się do spękanych, rozchylonych w szybkich, płytkich oddechach warg. Miała gorączkę, była nieprzytomna, ale poza raną zadaną sztyletem w bok - wydawała się nie mieć innych zewnętrznych obrażeń.
Leith może nie jawił się postronnemu obserwatorowi takowym, jednak dziwić nikogo nie powinno iż bękart znał się dość dobrze na anatomii. Mężczyzna był w stanie wymacać czy księżniczka nie ma jednak jakiś złamań, zauważyłby też obrzęki.

Leith zbliżył twarz do rany w boku Aurory, powąchał, obejrzał, wsadził palca. Splunął kilkukrotnie po czym zdecydował się wyssać i wyczyścić językiem okolice urazu. Gdzieś w pobliżu była niby woda, ale w tym momencie mężczyzna całkowicie nie ufał otaczającej go scenerii. Na ile był przekonany, to równie dobrze mogła być jakaś plugawa magia skrzydlatych.
Czy zbliżanie ust do zatrutej rany było dobrym pomysłem? Choć Leith starał się wypluwać posokę księżniczki, czuł jak z każdą chwilą słabnie. Może to jednak nie był dobry pomysł, może powinien wpierw zadbać o siebie?
Znów mocny rozbłysk słońca oślepił go, a świat stracił kierunki. Jak przez mgłę Bękart usłyszał zatrwożony głos Aurory:
- Leeeith...

- Leeeeeith... gdzie jesteś Leeeeith. Dorwę cię. Wypruję z ciebie flaki i zrobię sobie z nich korale. No chodź tu bękarci pomiocie. Lepiej przyjdź po dobroci, bo jak cię znajdę...

Wspomnienie z dzieciństwa płynnie przeszło w kolejną scenę. Tym razem zobaczył czarny, ogromny kocioł. Wielki, mogący pomieścić nawet kilku ludzi pojemnik posiadał jakąś groźną aurę, od której strach - prawdziwy strach przeszywał Leitha na wskroś.
- Leeeeith... Leeeeeeith - przyzywał go jakiś niezidentyfikowany głos.
Znów zatonął w chaotycznych wizjach, jakby balansował na granicy szaleństwa. I tylko oczy - jasne, pozbawione źrenic oczy raz po raz ściągały go z powrotem, dawały mu siłę, by walczyć. Nic więcej, żadnych słów, twarzy, tylko te oczy...

- Leeeeith?
Tym razem głos księżniczki nie był pełen trwogi, lecz pytający, badawczy. Mężczyzna z trudem otworzył oczy. Na moment, bo po chwili znów musiał je zamknąć. Zobaczył jednak wychudzoną twarz Aurory, która leżała obok. Po chwili uświadomił też sobie, że przyjemne ciepło, które czuł, pochodziło od jej przytulonego doń ciała.
- Słyszysz mnie Leith?
- Mhm - przytaknął mężczyzna. Po chwili znów otworzył oczy rozglądając się sięgając wzrokiem ponad osobę księżniczki.
Byli obecnie w jakiejś obcej, małej chatce, czy raczej szałasie. Na środku którego znajdowało się wygaszone palenisko z niewielki - nie przypominającym ten ze snów - kociołkiem. Nie było tu w zasadzie żadnych sprzętów nie licząc prowizorycznego stolika i dwóch pieńków przy nim. No i był też siennik, na którym leżeli Leith i Aurora oraz podarta peleryna skrzydlatej, służąca im teraz za koc. W pomieszczeniu było ciemno oraz zimno. I tylko bliskość drugiego ciała oraz bariera z peleryny sprawiały, że Bękart nie trząsł się z zimna.
Leith nawet nie komentował scenerii. Jeśli jakieś wyjaśnienia miały przyjść, zapewne przyjdą. Cień był przyjemną odmianą, oczy mężczyzny właśnie się do niego dostosowywały. Bękart zwęził źrenice i badawczo przyjrzał się Aurorze, w tym samym czasie liczył własne oddechy i czuł jak krew okrąża jego ciało, przyjmował do wiadomości jego bieżący stan, zanim się odezwał jeszcze powęszył trochę poruszając nosem i postrzygł uszami nasłuchując.
- Lepiej się czujesz? co teraz?
Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do mroku, mężczyzna dostrzegł lepiej rysy księżniczki, która leżała obok z zamkniętymi oczami.
- Chyba... przeżyjemy oboje. Dałam się podejść. Pułapka zablokowała moją magię, a im bardziej walczyłam, tym więcej jej ze mnie wysysała. Zwykła trucizna zrobiła resztę... gdyby nie ty... - przerwała na chwilę, jakby potrzebując odpoczynku, po czym znów kontynuowała - Kiedy zaczęliśmy spadać ostatkiem mocy wyczarowałam portal. Nie wiedziałam czy... czy ktoś nas goni. Tu jesteśmy bezpieczni. Kiedy zemdlałeś... znalazłam kwiaty mniszka lekarskiego, jakoś... przygotowałam nam wywar. Chyba jest lepiej... zresztą sam mi powiedz. Jak ty się czujesz?
“Bingo!” - pomyślał Leith gdy usłyszał o pułapce blokującej czary. Genialne, wspaniałe… to jest definitywnie coś czym powinien się zainteresować…
Bękart wykrzywił usta w grymasie i natychmiast tego pożałował kiedy rana na twarzy otworzyła się napełniając mu usta strużką własnej krwi.
- Skoro nie umarłem i nie wyję z bólu to za jakiś czas dojdę do siebie. - stwierdził oczywistość nieustannie obserwując otoczenie - jak długo tu jesteśmy? to jest czyjeś schronienie do którego ktoś może wrócić.
Na wychudzonej i zmarniałej twarzy Aurory pojawił się cień uśmiechu.
- Nikt tu nie przyjedzie. To moja samotnia. Nikt nie wiedział o tym miejscu, aż do... teraz. Nie wiem ile tu jesteśmy... dwie doby na pewno, może dłużej. Sama nie jestem pewna ile spałam. Możesz się poruszyć?
- Jeszcze nie, ale wszystko mnie boli czyli nie jestem sparaliżowany. Możesz wrócić na dwór? wiesz… wyczarować sobie drogę czy jak to się robi?
Księżniczka otworzyła oczy. Złoto z jej tęczówek zniknęło, zostały jedynie dwa punkty źrenic na tle białego mleka oczu.
- Nie ma we mnie magii. Jestem jak... puste naczynie. Gdybym miała choć odrobinę, wyleczyłabym nas - szepnęła z bólem w głosie. I chyba jeszcze większą goryczą. - Wybacz, że położyłam się obok. Było zimno... no i nie ma tu więcej legowisk.
Leith machnął ręką, krzywiąc się po chwili z bólu i momentalnie warcząc ze złości.
- Większość nawet groźnych zwierząt, a w szczególności ludzie, którzy mają przecież mało sierści i za nic magii tuli się do siebie dla zachowania ciepła. Zresztą, z tego co zauważyłem masz ciało z którego nie wystaje nic ostrego. - Bękart pominął nawet fakt, że Aurora była zdrową kobietą a on… no jakby nie patrzeć raczej mężczyzną.
Jego słowa jednak nie uspokoiły księżniczki, która odsunęła się na tyle, na ile słabe ciało i niewielkie legowisko jej pozwalało.
- Muszę się przespać. Ja... myślę, że zajmie kilka dni nim znowu będę mogła użyć mocy.
Leith zaczął kiwać głową… ale przestał zanim przyszło by mu zwymiotować z bólu.
- Nie ma tu nic do rozpalenia?
- Spaliłam wszystko, co było - rzekła cicho Aurora, znów mając zamknięte oczy - Nie miałam siły by choćby pozbierać gałęzi. Może jutro...
Umilkła. Po jej oddechu Leith poznał, że usnęła.
Leith przeklnął w duchu, że nie może się nawet przekręcić i zwinąć no ale cóż. liczyło się że żył. Mężczyzna położył łapę na Aurorze na ile mógł, zawsze to trochę jego i jej ciepła. Gdyby kobieta myślała, przekręciła by go od początku na bok, no ale czego wymagać od kogoś kto od dziecka miał magię? Dotykając księżniczki Leith mógł też wyczuć czy wciąż trawi ją gorączka czy może po prostu zimno, sam zaś mężczyzna skupił się na krążeniu własnej krwi i tak po jakimś czasie zasnął.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 29-12-2019, 07:51   #40
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Chatka okazała się znajdować pośrodku niewielkiego lasu, który zajmował jakieś 2/3 powierzchni bezludnej wyspy. Właściwie to był pierwszy pobyt Leitha na takim skrawku ziemi pośrodku ogromnej wody. Wyspa ta była na tyle duża by mieć nie tylko faunę, ale i florę. Dojście do jej przeciwległego krańca - jak wkrótce zorientował się Leith zajmowało normalnym tempem pół doby. A czasu na spacery miał sporo. Generalnie znacznie szybciej dochodził do siebie niż Aurora, która odmawiała zazwyczaj opuszczania siennika i większość czasu przesypiała. Bękart miał więc sporo czasu dla siebie.

Leith nigdy nie widział tyle wody. Wody, która łączyła na horyzoncie z niebem. To musiało być jakieś magiczne, nienaturalne miejsce, przecież coś takiego nie mogło istnieć.
Chyba.
Leith powoli mapował teren wokół chatki, powoli głównie dlatego że początkowo w ogóle nie miał siły chodzić. Zaczynał od czołgania się na rękach i skrzydłach. Dłoń zdążyła się zasklepić ale wystarczyło, że mężczyzna poruszył paluchami i znów się otwierała. Bękart znał ten schemat, to nie był pierwszy raz…
Z ustami szło jakoś lepiej, twarz mężczyzny wszak rzadko się poruszała. To powiedziawszy i tak każdy posiłek “popijał krwią”
Na wyspie nie brakowało jedzenia: jedno po prostu rosło, inne pełzało, wiło się, podskakiwało czy pływało. Leith jadł tak dużo jak tylko mógł, wmuszał też ile się dało w Aurorę.

No dobra, “wmuszał”, to nie było dobre określenie. Co najwyżej kilka razy przypominał księżniczce, że tylko jedząc daje swojemu organizmowi dobrą szansę na powrót do formy. Podnosiła się wtedy, siadała na łóżku i przeżuwała parę kęsów, przyglądając się otoczeniu swoimi wypłukanymi ze złota oczami. Jeśli nie pytał o nic - nic nie mówiła.

W tym jednym pasowali do siebie idealnie. Leith, jeśli nie musiał, oczywiście nic nie mówił. W pewnym sensie, pomijając słabość ciała, która przecież i tak powoli mijała, miejsce było rajem. Mężczyzna był sam, księżniczka mu się nie uprzykrzała, nie musiał od nikogo uciekać, nie musiał z nikim walczyć.

Kiedy był już fizycznie w stanie, Leith zaczął też zbierać drewno i palić ogień. Mieli jedzenie i ciepło, Leithowi już to by wystarczyło. Dodatkowo księżniczka miała jeszcze dach nad głową, oraz kogoś do kogo mogła się przytulić…. i o zgrozo: odezwać.

Wydawało się, że on również nie przeszkadza Aurorze. Coraz częściej, gdy wchodził do chaty, obdarzała go spojrzeniem, a nawet skinieniem głowy. Mimo to jednak zachowywała bierność, choć fotograficzna pamięć Bękarta podsuwała, że gdy ten wychodził, księżniczka wstawała znacznie częściej, niż kiedy był w pobliżu. W pierwszej kolejności zaczęła dbać o swój wygląd, jak to kobieta, czesać się, myć w wodzie, którą przynosił z pobliskiej sadzawki. Potem zaczęła zbierać zioła i robić wywary, po których Leith faktycznie czuł się zawsze lepiej lub chociaż było mu cieplej.

Bękart nie miał złudzeń, że tylko żywa, zdrowa księżniczka jest gwarancją jego dalszej egzystencji. To powiedziawszy sytuacja w której kobieta jest pozbawiona magii i pozostaje bardziej niż zazwyczaj śmiertelnym stworzeniem była dość ciekawa.

Złoty odcień wrócił do oczu Aurory jakieś dwa dni temu, ale czy to było tożsame z jej mocą? Księżniczka nic nie mówiła, jak zwykle spędzając większość dnia na drzemkach. Dopiero w nocy, kiedy najedzeni, leżeli obok siebie, rozkoszując się ciepłem bijącym od paleniska, skrzydlata rzekła:
- Uratowałeś mi życie. Chciałabym zaoferować ci w zamian wolność, ale... masz pierścień. - Mówiła patrząc na ogień - I tak by cię znaleźli. Masz więc u mnie dług wdzięczności, Leith. Dług, na który będziesz mógł się powołać nie tylko przede mną, ale także przed moją matką. I przed każdym Szlachetnym z Dworu Wiatru. - Westchnęła. - Chciałabym ci jednak coś dać. Powiedz... ta wyspa... chyba ci się spodobała, prawda?

- Nikogo tu nie ma. - zgodził się Leith, jakby to wszystko tłumaczyło. Bękart przekrzywił głowę. “Wolność” o której mówiła Aurora była oczywiście niczym innym jak lepszym traktowaniem przez nią samą i bliską jej grupę skrzydlatych. Niewiele to znaczyło przecież dla tych “szlachetnych” którzy jeszcze niedawno próbowali ją zabić. Mając to na uwadze, wolność Aurory była na pewno plusem.
- Czemu w ogóle chciałaś opuścić to miejsce gdy już je znalazłaś?
Uśmiechnęła się krzywo.
- Mówię sobie, że to poczucie obowiązku, ale... chyba nie mam dość spokojnego ducha. Nie umiałabym siedzieć i nic nie robić, wiedząc, że potrafię walczyć. A walcząc w słusznej sprawie mogę zrobić... coś. Jeśli chcesz, możesz tu jednak zostać... choć nie wiem jak długo to będzie możliwe.
Leith również uśmiechnął się krzywo.
- Stępie sobie tutaj pazury w sam raz dla następnego potwora, który przyleci tutaj ze swoją magiczną siecią czy inną łapką - stwierdził. - Naprawdę nie jest trudno mnie zabić, tylko najbardziej zadufani z was dają się podejść. Czystym zrządzeniem losu ci “potężni” są często zadufani. Wciąż moją najlepszą szansą na przeżycie jest być przy tobie. - wyjaśnił.
- Potwory... tak o nas myślisz? - zapytała cicho Aurora, patrząc tym razem na twarz Leitha.
Leith przyjrzał się oczom księżniczki tak jakby chciał się upewnić czy nie trawi ją gorączka czy inna choroba.
- To rozsądny opis z mojego punktu widzenia. Co miałbym myśleć? że jesteście “szlachetną” rasą z bogatym życiem duchowym? wasza degeneracja nie zna granic, ze wszystkich stworzeń tylko ludziom udaje się czasem doścignąć wasze zepsucie. Owszem, zdarzają się wśród was jednostki mniej agresywne, ale one przeważnie padają zwyczajnie ofiarą waszego własnego okrucieństwa. To chyba naturalny system ochronny świata, że nie rodzi się was zbyt dużo, w przeciwnym przypadku chodziłabyś teraz po popiołach. To samo jest oczywiście z ludźmi ale ich przyrost ograniczacie właśnie wy. Cokolwiek “dobrego” planujesz zrobić czy “wywalczyć” nie będzie dobre dla tych “słabych” nie zdecydowanych na bestialskie rozszarpywanie innych i uginanie do swojej woli. - Leith wzruszył ramionami
- wszyscy jesteśmy potworami, po prostu wy jesteście tymi zazwyczaj najgorszymi.
Aurora siedziała chwilę w ciszy.
- A ludzie są inni? Ty... jesteś inny? My mamy moc, ale zachowania... czy różnimy się tak bardzo od ludzi? Masz rację, może wszyscy jesteśmy potworami? Tylko... jeśli tak jest, to czy nie oznacza to, że potworów wcale nie ma? Że to tylko zasłona na coś, co tak naprawdę wpisane jest w prawo tego świata? Ja myślę, że tymi potworami rodzimy się, owszem, ale czy musimy nimi być... nie wiem. Lubię walczyć. Ty też lubisz. Co więcej, gdy patrzyłam na ciebie na arenie... lubisz, gdy się ciebie boją, lubisz okrucieństwo. Wtedy, kiedy patrzyłam na ciebie, ja i widzowie, jak myślisz, kogo częściej nazywano potworem?
Bękart pokręcił głową.
- Umiem okrucieństwo, jeśli o to ci chodzi, ale nigdy nie robię tego jeśli nie muszę. Lubię kiedy się mnie boją tylko dlatego, że to stopuje przed atakowaniem mnie. W przeciwnym wypadku wcale mi na tym nie zależy. Nigdy nie dane mi było wybrać co miałbym robić, może faktycznie wybrałbym to samo? ale tego się już nie dowiem. Owszem, jestem potworem, ale przynajmniej jestem tego świadomy. Najgorsze potwory to te, które posiadając za nic wielką siłę i posiadając każdy wybór, zdecydowały się, że to co chcą w życiu robić to właśnie mordowanie.
- Taaa, a co jeśli owe potwory usprawiedliwiają siebie i swoje postępki, mówiąc, że nie miały innego wyboru? Wiesz, to dość częsta wymówka... - Aurora uśmiechnęła się szeroko chyba po raz pierwszy od kiedy Leith ją poznał.
- Powiedz mi, księżniczko. Czy widziałaś czasem jak twoja rodzina spędza wolny czas? jak… “zabija” nudę? dość dosłownie nieprawdaż? trudno mówić o braku wyboru gdy właśnie to się wybiera.
To był dobry argument, Leith zobaczył to po oczach księżniczki i uśmiechu, który szybko zniknął z jej wciąż szczupłej twarzy.
- Ja... myślę po prostu, że sam jesteś sobie trochę winny. Prowokujesz ich. Wielu przestraszysz, ale dla tych silniejszych twoje okrucieństwo stanowi wyzwanie, by pokazać ci, że potrafią więcej, że mieli... mieli więcej lat, by doskonalić się w tej sztuce. Gdybyś ich nie prowokował, myślę, że nikt nie odrąbałby ci skrzydeł.
- Hm… - Leith westchnął - dzięki temu w całym swoim życiu zabijałem zawsze największe potwory, wypłoszyłem je można powiedzieć, zwabiłem, jaki jest sens okrucieństwa jeśli praktykuje się na słabych? Jeśli ktoś czy coś, czuje głęboko w swoim czarnym sercu, że chce rywalizować o prymat przemocy, jeśli ktoś czy coś ma tak chore pożądanie, wtedy faktycznie zasługuje na to by wiadro jego własnej medycyny wylało mu się na głowę. - mężczyzna spojrzał Aurorze prosto w oczy - co według ciebie jest alternatywą? pozostawanie bierną zabawką silniejszych potworów? zabawką bez skrzydeł na których można uciec, bez języka dzięki któremu można by prosić? - Leith wyszczerzył kły tak, że jego rana na policzku znów się otworzyła - jeśli nikt mnie wcześniej nie zabiję, zabiję ich wszystkich, wszystkich.
Patrzyła na niego, na strużkę krwi, która powoli ściekała z otwartej rany po jego pokrytym szramami podbródku. Nie było jednak w jej oczach smutku, czy strachu. Właściwie ciężko odgadnąć emocje księżniczki, która wyjątkowo zdawała się patrzeć na Leitha nie przez pryzmat jego odpychającego wyglądu, ale tego jaki był. Jako całokształt.
- Myślę, że przez te wszystkie lata na pewno miałeś okazję, by uciec, znaleźć miejsce takie jak to. Myślę, że miałeś wybór, lecz go nie dostrzegałeś, będąc nakręconym tylko na jedną drogę, tą którą obrałeś. A nie która wybrała ciebie. Poza tym... - w jej złocistych tęczówkach zabłysło coś na kształt rozbawienia - sam teraz przyznałeś, że masz misję i chcesz dorwać potwory straszniejsze od siebie, więc gadanie o tym, że próbujesz tylko przeżyć... tak jakby nie ma już podparcia, wiesz? Poczekaj chwilę.

Palec Aurory zebrał płynnym ruchem krew z podbródka Bękarta, po czym dotknął otwartej rany. W ciemności nocy złociste oczy skrzydlatej rozbłysły jeszcze bardziej. Leith zorientował się, że rana nie tylko ponownie się zabliźniła, ale zupełnie wyleczyła. Starczyło kilka chwil magii by zrobić więcej niż cały tydzień leczenia.
- Dziękuję - powiedział Leith bo niby co innego miał powiedzieć w takiej sytuacji - widzę, że wracasz do sił księżniczko, czy to już czas by wracać? - zmiana tematu nie jest złym manewrem w szczególności gdy się nie wygrywa.
Skinęła głową, po czym przesunęła palce na zranioną dłoń Leitha. Znów jej oczy rozbłysły nieco mocniej, a rana zagoiła się w mgnieniu oka.
- Tak... Obawiam się, że jeśli jutro nie wrócimy, księżna już dłużej nie wytrzyma i sama po nas przyleci. Wyśpij się, taka spokojna noc może się szybko nie zdarzyć. - mówiąc to, wciąż trzymała palce na jego ogromnej, prawie dwa razy większej niż jej własna dłoni.
- Mmm… - zgodził się Leith, patrząc się na małą rączkę Aurory, która była taka delikatna, a przecież mogła leczyć i zabijać.
- Skoro faktycznie jest tu tak bezpiecznie jak twierdzisz sama powinnaś zasnąć - zauważył - tylko dlatego, że wróciła twoja magia nie oznacza jeszcze, że jesteś zdrowa, sam czuje się jeszcze słabo a odkąd tu jesteśmy zdrowie wraca mi szybciej niż tobie. - przypomniał - połóż się i śpij, zbieraj siły, jutro mogą zacząć spadać jakieś głowy - wyjaśnił po czym już w myślach dodał: “a ja będę musiał postarać się żeby to nie była moja lub twoja”.
Wydawało się, że księżniczka też chce coś powiedzieć, lecz rozmyśliła się. Zabrała dłoń i położyła się na sienniku, robiąc mu miejsce. Przez te kilka nocy opracowali nawet swoją ulubioną pozycję spania i grzania się. Leith kładł się z przodu, twarzą do prowizorycznych drzwi, podczas gdy Aurora wtulała się w jego plecy i oplatając dłonią w pasie, wpasowywała kolana w zagłębienia jego kolan.
Leith zwinął się więc w “kłębek”, pleców miał raczej dużo, toteż Aurora miała o co się ogrzać. Mężczyzna też rozłożył jedno ze skrzydeł tak by przytrzymać na kobiecie koc i dodatkowo ją przykryć.
- Dobranoc - usłyszał cichy głos. Nie zdążył odpowiedzieć, bo poczuł jak odpływa, Czyżby użyła na nim cholernej magii? Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Leith zasnął.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172