Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-12-2019, 10:20   #41
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Następnego dnia obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Mimo to, okazało się, że Aurora już wstała. A może wcale się nie kładła? W każdym razie Leith był sam w chatce.
Mężczyzna wygramolił się cicho i tak samo cicho podszedł ku wyjściu strzygąc uszami i pociągając nosem.
Nie usłyszał ani nie wyczuł jednak niczego, co świadczyłoby o tym, że księżniczka czy ktoś inny jest w pobliżu.
- Mmm… - mruknął bękart pociągając nosem i fukając. Wyglądało na to, że Aurora go uśpiła by pozostawić w tej prywatnej, rajskiej celi. Leith wyszedł na zewnątrz obrzucić spojrzeniem znajomą już okolicę.
Pomiędzy drzewami, przeświecał znajomy błękit oceanu. Woda była dziś niespokojna, szarpana wiatrem, a odgłos fal zagłuszał ciche kroki kobiety, spacerującej brzegiem plaży. Księżniczka jakby wyczuła, że ktoś jej się przygląda, po czym zamachała do Leitha, przywołując go gestem dłoni.
Leith złapał się na swoim wiecznie fatalicznym myśleniu, prawda była taka, że znów dał się podejść. Ktoś kto mógł tak po prostu wstać nie budząc go, mógł mu też poderżnąć gardło. Niemoc w kontaktach ze skrzydlatymi była oczywista, ale wciąż czasami o niej zapominał. Kiedyś przez to zginie.
Mężczyzna mógł podejść ale… po co miałby podchodzić? powinien przecież latać tylko wtedy gdy jest to możliwe, nie tylko dlatego, że to było, cóż świetne, ale choćby dlatego, że to było nowe, a to co nowe, nie jest idealne. Leith trzepnął skrzydłami by znaleźć się przy nodze swojej pani, znacznie szybciej niż byłoby to możliwe na nogach. Czy gdyby Kira wcisnęła mu ten kamień w dupę to wyrósł by mu ogon?
- Jak mówiłam, ta wyspa to mój prezent dla ciebie - zaczęła mówić księżniczka, zerkając to na Leitha, to na jego skrzydła - Dla mnie ta kryjówka i tak jest spalona. Myślę jednak, że jeśli nie będę tu przylatywać, znajdziesz tu samotność. W każdym razie... - urwała, jakby coś ją krępowało - Polecimy teraz normalnie, żebyś znał drogę, ale... chcę ci dać coś jeszcze, co zrobiłam tej nocy.
To mówiąc, wyciągnęła w stronę Bękarta niewielki, zdobiony mieszek na dłoni.
- W środku znajduje się dwadzieścia siedem pereł. Każda z nich, gdy ją rozgnieciesz i rzucisz przed siebie, utworzy portal, który przeprowadzi cię do tego miejsca. Spróbuj.
Leith kiwnął głową, wyciągnął jedną z pereł, obrócił ją w dłoni szukając najlepszego miejsca na ściśnięcie po czym zmiażdżył przedmiot między pazurami i rzucił przed się.
W mgnieniu oka otworzył się przed nim zrodzony z fali morskich portal - idealnie pasujący do jego wzrostu.
- Masz około 10 zwykłych uderzeń serca zanim się zamknie. - Wyjaśniła Skrzydlata. - Nie musisz się też martwić, te portale są zespolone z tobą. Nikt inny nie przejdzie przez nie.
Leith zwęził powieki, podniósł z ziemi patyk, po czym wszedł przez portal ale tak by połowa patyka za nim pozostawała poza przejściem.
Aurora zaśmiała się.
Bękart stał teraz przed chatką z połową patyka, podczas gdy druga połowa wciąż znajdowała się na plaży. Księżniczka złapała gałązkę i pociągnęła. Leith poczuł to dokładnie po swojej stronie.
Leith przyglądając się z oddali i trzymając swoją połówkę liczył uderzenia serca.
Po dziewięciu, które odliczył, portal się zamknął, zostawiając go z kawałkiem patyka. Druga część pozostała w palcach Aurory.
Leith uśmiechnął się. Dziś patyk a jutro? może czyjaś głowa? mężczyzna kiwnął głową Aurorze i ponownie do niej podleciał.
- Zjedzmy śniadanie i ruszajmy, zanim nadejdzie sztorm - rzekła księżniczka.
- Mmm - zgodził się Leith, nigdy nie odmawiał okazji do jedzenia.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 30-12-2019, 20:10   #42
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kto by pomyślał, że latanie okaże się tak przyjemne. I nawet kilka godzin machania skrzydłami nie niszczyło tej przyjemności, choć dwa razy osłabieni trucizną Leith i Aurora zdecydowali się zrobić odpoczynek. A może po prostu nie spieszyło im się do dworskiego życia?
Kiedy jednak specyficzna była Dworu Wiatru pojawiła się na widnokręgu, to dworskie życie przyszło do nich samo. Nagle przed parą pojawił się portal, z którego wyleciała znajoma postać Kaspiana. Skrzydlaty nie był chyba zbyt zadowolony.
- Księżniczko, wszyscy bardzo się martwiliśmy o ciebie - powiedział zamiast powitania, po czym dodał - Księżna prosiła przekazać, byś nie zwlekając udała się do niej. Sama.
Dopiero teraz ‘zaszczycił’ spojrzeniem Leitha.
- Dobrze wyglądasz panie z tymi skrzydłami. Pasują do ciebie, choć odzienie woła o pomstę do nieba. W każdym razie ty również masz niezwłocznie stawić się u Ulva.
- A to dlaczego? - zdziwiła się Aurora, jednocześnie jakby strosząc niewidzialne kolce. Aż Kaspian podniósł dłonie w geście bezbronności.
- Próbujemy namierzyć tego, który was zaatakował w strażnicy. Pan Ulv tworzy jego hologram dla innych dworów. Wspomnienia pana Leitha z pewnością okażą się bardzo pomocne w tym procesie…
Leith tylko pacnął się w czoło:
- Kurwa, po prostu wiedziałem. Raz z pośpiechu nie uciąłem rudzielcowi głowy, którą chciałem zabrać dla weryfikacji, czułem, że będę tego żałować… - bękart powiedział zrezygnowanym głosem.
Zapadło milczenie. Kaspian przyglądał się Leithowi bez ruchu, starając się zachować pokerową twarz, podczas gdy księżniczka prychnęła cichym śmiechem.
- Do później - rzuciła i po chwili zniknęła, przekraczając jakiś portal.
Za chwilę też otworzyło się inne magiczne przejście w kolorze tatuaży Kaspiana.
- Zapraszam. - Powiedział dystyngowanie.
- Mrr… - mruknął z niezadowoleniem Leith i przeszedł przez portal.


***

Wyszli wraz z Kaspianem na taras, czy też ogromny, przeszklony balkon. Nie było tu prawie żadnych roślin, tylko czarne, gładkie meble z niewiadomego tworzywa oraz przeszklone i lustrzane ściany, przez które łatwo było stracić orientację.
- To ja pana zostawię - rzekł Kaspian, a w jego głosie niemal dało wyczuć się ulgę. Otworzył swój portal i... już go nie było. Leith został sam. A przynajmniej tak to wyglądało.
Mężczyzna czekał tylko aż te przeklęte czarne, mackowate drągi zaczną mściwie ruchać jego mózg. Daremnym było łudzić się, że wilgoć cieknąca teraz po krawędzi uszu bękarta w jakikolwiek sposób ułatwi nadciągającą niemiłosiernie wielokrotną penetrację głowy, nie - to definitywnie będzie na sucho. Gdyby to miała być dupa, nie byłoby jeszcze tak źle, Leith po prostu przez kilka dni musiałby polubić stanie i odlubić siadanie. Ewentualnie, miałby problemy z trzymaniem nóg przy sobie. Mężczyzna domyślał się, że zamiast tego, będzie miał problem z trzymaniem półkuli prawej, obok tej lewej…
Nic jednak się nie działo. Gdzieś z głębi pomieszczeń, za lustrzano-szklanymi ścianami dochodził jego uszu plusk wody.
- Mmmr… - fuknął Leith i zastrzygł uszami. Mężczyzna nie lubił stać w oczekiwaniu na koniec świata, poczłapał więc w kierunku plusków.
Musiał przy tym uważac, by nie wejść w jakąść cholerna przeszkloną ścianę. parę razy też jego ręka zadrgała nerwowo, gdy kątem oka zobaczył skradającą się postać - oczywiście, to było tylko jego CHOLERNE odbicie w lustrze. Coraz bardziej podirytowany Leith dotarł w ten sposób do przestronnej, urządzonej w tym samym stylu łaźni, gdzie w ogromnym basenie pluskały się dwie urodziwe szpiczastouche niewiasty.

[MEDIA]https://st4.depositphotos.com/6786128/19875/i/1600/depositphotos_198754808-stock-photo-two-girlfriends-blonde-brunette-love.jpg[/MEDIA]

Choć wyglądały jak siostry, ich zabawy i pieszczoty bynajmniej nie dało się nazwać siostrzanymi. A kiedy jedna z nich, a za nią druga podniosły wzrok na przybysza... obie zaczęły przeraźliwie piszczeć.
- Aaaaaaaaaaaaaaa!
- To ten krwawy bękart! Aaaaaaaaaaaa!
- Pomocy, Ulv!
- Boimy się!

Okazało się, że wspomniany Ulv również tu jest. Odziany jedynie w czarny ręcznik, którym miał owinięte biodra, leżał na pobliskim leżaku z książką. Przyglądał się całej scenie z rozbawieniem sadysty, który do klatki z myszami świadomie wpuścił węża.
- Mrrr… - Leith przewrócił oczami. - Szlachetny Panie… - bękart skłonił głowę w stronę Ulva.
- Ratunku!
- On tu idzie!
- Ulv, ratuj nas!
- Aaaaa!
Trudno było zrobić coś czy powiedzieć w tym przeraźliwym krzyku. Mężczyzna na leżaku podniósł rękę i teatralnym gestem złapał się za czoło.
- Nie, tak się nie da pracować... Zacznijmy jeszcze raz.
Nagle skrzydlate w basenie znieruchomiały. Ulv uśmiechnął się łobuzersko do gościa, po czym wykonał ruch dłonią jakby coś wypuścił.
- Ooooo... - szepnęła jedna z panienek, lecz tym razem nie ze strachem a ze zdziwieniem przyglądają się Leithowi.
- Mmmm masz przystojnego gościa Ulvie... - druga uśmiechnęła się kokieteryjnie do Bękarta i udając wstydliwość schowała dorodne piersi na moment pod wodą.
- Może ty się z nami pobawisz? - zapytała szatynka, robiąc po chwili smutną minkę - Ulv woli tę głupią zakurzoną książkę.
- Jesteśmy taaaakie samotne - wtórowała jej towarzyszka.
Leith trzymał ręce po sobie, obrzucił spojrzeniem całą scenerię notując w głowie proporcje pomieszczenia, niecierpliwie stukał pazurami po własnych biodrach, spojrzał na Ulva z pytająco.
- Fajne pozytywki… - skomplementował “wyposażenie” sadzawki. “Ciekawe czy umią unosić się na wodzie i udawać martwe” - pomyślał.
- Możesz się z nimi pobawić, nie musimy się spieszyć - odparł Ulv i trudno było stwierdzić czy była to odpowiedź na słowa, czy też na myśli Leitha.
- Hmm… no dobra - Leith podszedł do krawędzi basenu, rozłożył skrzydło i zamoczył je sprawdzając temperaturę wody. Jego odzienie zniknęło, wywołując przy tym kolejną salwę westchnień i przydługich samogłosek z ust kąpiących się. Następnie mężczyzna powoli wszedł do środka i usiadł.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-12-2019, 09:57   #43
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Wybornie - powiedział bez przekonania po czym spojrzał na dziewczyny
- Macie jakieś demiurgiczne zdolności manualne, którymi chciałybyście okazać swoją wyższość rasową? Bo skoro nie jesteście do jedzenia to przydałby mi się dobry masaż…
Obie ślicznotki przykleiły się do niego, wtulając z lewej i prawej strony oraz ocierając sterczącymi sutkami o boki.
- Wyższość rasową? - zdziwiła się ciemnowłosa, gładząc go po twarzy i wpatrując się w niego z zachwytem.
- Jesteś taki zabawny... - zaszczebiotała jasnowłosa, sięgając również dłonią w kierunku Leitha, ale pod wodą. Drobne palce bez wstępów zaczęły pieścić jego męskość.
Leith przekręcił głowę.
- To miłe, ale zapewniam cię, że to wciąż będzie najmniejsza z moich kończyn, nie ważne jak długo ją “masować” wciąż nawet moja ręka… Bękart wymownie uniósł swoją wielgachną, szponiastą dłoń.
- Daje się bardziej odczuć… dlatego może zaczełabyś hmm… od nogi albo karku?
Obie dziewczęta zachichotały nie dostrzegając najwyraźniej niczego strasznego w szponiastych, ogromnych paluchach Leitha.
- To ja biorę kark - zadeklarowała ciemnowłosa, unosząc się z wody w taki sposób, by mężczyzna dokładnie przyjrzał się każdemu centymetrowi jej mokrego, zgrabnego ciała. Następnie usiadła na posadzce za głową Bękarta i oparła jego kark o swoje łono, jednocześnie palcami masując delikatnie barki i szyję.
- A ja nogi! - ochoczo rzuciła jej partnerka, która z kolei odwróciła się teraz plecami do Leitha i usiadła nań okrakiem tak, że z łatwością mógł w nią wejść. Pod pozorem masowania ud poruszała teraz swoimi bioderkami i ocierała się o mężczyznę drażniąc, pobudzoną wcześniejszymi pieszczotami dłoni męskość.
- Czyż nie są rozkoszne? - zapytał z uśmiechem Ulv, który niby to wrócił do lektury, ale od czasu do czasu rzucał spojrzenia na nagą trójkę przy basenie.
Leith przyglądał się pokazowi anatomii przed jego oczami. Jego ciału podobało się to co widział. W zasadzie był “gotowy” w każdym momencie, jednak nawet się nie poruszył (przynajmniej świadomie).
- Oczywiście - odpowiedział na retoryczne jak rozumiał, pytanie Ulva. - jak widzę, nie są jednak tak zajmujące jak wasza lektura, szlachetny panie.
Ulv znów się uśmiechnął, po czym zamknął książkę.
- Powiedzmy, że pewnych rzeczy już jestem nasycony i bawią mnie nieco inne... Ale nie krępuj się, korzystaj. Aż dziwne, że nikt wcześniej nie zaproponował ci, by okryć szramy i niedoskonałości iluzją. Sam zobacz, jakie to teraz proste... korzystać z ich słodkich wdzięków...
Ślicznotki nie przestawały ocierać się i masować Leitha. Właściwie robiły się z tym tylko nieco bardziej natarczywe. Ta, która była za nim próbowała odchylić mu głowę, aby pocałować usta, zaś ta na lędźwiach... wydawało się, że zaraz sama nabije się nań.
- Hmm - Leith mruknął po tym jak warknął na kobietę która próbowała przekręcić mu głowę (mimowolnie nakręcił się jeszcze bardziej) - proponowanie mi czegoś, to niewątpliwie nowa moda w tych pięknych stronach, która jak widać nie zdążyła się jeszcze przyjąć. - mężczyzna mówił i jednocześnie słuchał własnego przyspieszonego bicia serca. - Nie krępuje się, po prostu po naukach jakie odebrałem w burdelu uświadomiłem sobie, że są dwie grupy: ci którzy kupczą dupą i ci którzy dup potrzebują.
- W której więc chcesz być? - zapytał Ulv, wciąż rozciągnięty na swoim leżaku.
Kobieta, siedząca na Bękarcie pojękiwała za każdym razem, kiedy jej wilgotne nie tylko od wody łono ocierało się o mężczyznę.
- Nie spodziewasz się chyba, że jestem istotą wielu potrzeb. Szlachetny Panie. Zresztą, widzę siebie tutaj jako kogoś kto jest w pracy, czy to dla księżnej czy księżniczki. Nie przypominam sobie bym choć formalnie został zniewolony, przeciwnie, zaproponowano mi tu pracę. Zresztą, niewolnik to też pracownik. Dlatego moje miejsce jest w grupie pierwszej. - to powiedziawszy klepnął delikatnie wypinającą się przed nim skrzydlatą, tak by zwyczajnie zwrócić jej uwagę.
- Ej, ja już prawie skończyłem samym patrzeniem, więc jeśli coś jeszcze chcesz robić myśl teraz.
- O taaak - westchnęła panienka, która na nim siedziała i obróciła się teraz przodem do Leitha. Uśmiechając się zmysłowo, sięgnęła dłonią do jego przyrodzenia i... nagle jej wyraz twarz zmienił się. Całe podniecenie ustąpiło prawdziwemu przerażeniu.
- Aaaaaa to ten bękart!
- Aaaaaaa! - zawtórowała jej koleżanka, szybko podnosząc się, tak że kark mężczyzny nieprzyjemnie zderzył się z kantem posadzki wokół basenu.
- Chce nas pozabijać!
- Aaaaaaa!
- Uciekajcie. - Podpowiedział Ulv, a skrzydlate niewiele myśląc rzuciły sie do ucieczki.
Śmiech gospodarza domu odprowadził je aż zniknęły za kolejną cholerną lustro-ścianą.
- To tyle w temacie moich rozrywek - skwitował Ulv i wskazał Leithowi leżak obok siebie.
Leith nie mógł nie zauważyć, że w momencie gdy dziewczyny zaczęły autentycznie panikować, coś pobudziło go o wiele bardziej niż cokolwiek innego. Lata mordowania zmieniały i moment w którym drapieżnik wyczuwał ofiarę był czymś podświadomym, nieświadomym, instynktownym, mistycznym. To był cień, który już zawsze będzie jego częścią. Kąpiel w sadzawce Ulva doprawdy była orzeźwiająca. Bękart przejechał językiem po zębach i wyfrunął z sadzawki, rozlewając masę wody i robiąc spory hałas zupełnie jakby coś tam wybuchło. Teraz naprawdę “pozytywki” jego gospodarza miały prawo się bać. Leith wylądował obok Ulva i przybrał wyczekującą pozycję.
- Na Ojca Dzień, ubierz się. - Skrzydlaty machnął niechlujnie ręką i teraz Leith miał na sobie czarny garnitur - przypominający te, w których zazwyczaj prezentował się szerszej publiczności Ulv. On zresztą też był teraz tak ubrany. Nie czyniło ich to jednak ani odrobinę podobnymi. Byli raczej jak dwie strony monety. Dobro i Zło. Umysł i Instynkt. Piękny i... Bestia.
- Potrzebny mi obraz tego typa, który spuścił manto księżniczce i wszystkim strażnikom - mówił jak zwykle niefrasobliwie Ulv - Mogę to z ciebie wyciągnąć na dwa sposoby. Pierwszy jest jak... obciąganie. Opowiesz mi dokładnie, co tam się stało, a ja przy okazji wyciągnę obrazy z twoich wspomnień. Zostanie ci niesmak w ustach, ale nic ponadto. Drugie... no cóż, jeśli nie będziesz chciał współpracować, wbiję się w twoją głowę jak w dziewiczą dupkę. I nawet nie napluję, żeby złagodzić tarcie. Ty wybierasz. To co, chcesz mi obciągnąć? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Tym razem tylko chwila wstydu i pełne usta. - Leith powtórzył powiedzenie zasłyszane od dziwek.

- Poczuliśmy zapach krwi, księżniczka kazała mi czekać i poleciała sama, to poczekałem…

- Jak przyleciałem to wszędzie trupy, księżniczka ledwo żywa majaczy o pułapce, zabieram ją stamtąd a tu jakiś rudzielec… - Leith zastanawiał się jak w jego myślach wygląda rzucenie nadtępczynią skrzydlatego tronu za głowę na głowę rudzielca.

- Prawie odrąbałem mu głowę ale zwiał więc też zdecydowałem się wiać z księżniczką.

- Koniec.

Lecz to nie był koniec. Fala wspomnień płynęła dalej. Widział jak lecieli z Aurorą, jak zaczęli spadać, a księżniczka ostatkiem sił otworzyła portal, przez który spadli na piaszczystą plażę. Widział swoje usta pełne jej krwi... tym razem widział więcej. Zobaczył bowiem scenę, jak stracił przytomność, a księżniczka, ocknąwszy się, zaczęła targać go do chatki. Widział jak płakała z bólu i wycieńczenia. Zataczając się na drżących nogach, utykając, nie poddawała się, walcząc o kolejny centymetr, jaki nieprzytomne cielsko Bękarta pokonowało w drodze do schronienia. Z pomocą gałęzi i swojej peleryny, której używała jako swoistych sań, Aurora wtargała go na do chatki…

Leith nie był ślepy. Zachowanie księżniczki zdawało się wyjątkowo… “inne” w porównaniu z innymi skrzydlatymi. To powiedziawszy pozostawało całkowicie racjonalne - W ekstremalnej sytuacji jej najlepszą szansą była maksymilizacja szans. Po co nie mieć żywego Leitha jak można go mieć.

Tak można to było wytłumaczyć. Przynajmniej jakby chcieć to tłumaczyć.

Leith nie był też ślepy na to, że Ulv - jak można się było tego oczywiście spodziewać, miał zamiar wyczytać z umysło bękarta co tylko mu się podobało.

Tutaj pojawiał się pewien dylemat. W pierwszym odruchu, Leith miał centralnie wyjebane. Nie zrobił nic, czego musiałby się obawiać. Z drugiej jednak strony - nie pracował tla Ulva, więc Ulv nie powinien podglądać co Aurora robi w swoim prywatnym czasie, nie ważne co to by było. Oczywiście księżniczka mogłaby stwierdzić, że to błahostka, ale ten wybór jest jej. W tym momencie Ulv jest zwyczajnie intruzem w jej prywatności.

To raczej i tak będzie daremne, ale cóż, Leith nie był ślepy, i wiedział, że za to, Ulv go przecież nie zabije. Owszem, wyrucha ale nie zabije.

Leith żył według bardzo prostej zasady: “zrób mi krzywdę, umrzyj”. Samo bycie dupkiem nie powodowało jeszcze, że ktoś znajdował się na liście śmierci bękarta, Leith był realistą, gołąb srający ci na głowie jest dupkiem ale to jeszcze nie powód żeby go zabijać. Tak samo z Ulvem, Sam fakt, że zdarzyło mu się pobawić kosztem Leitha klasyfikowało go jako ultra dupka, ale tylko to. Nawet to co kazał zrobić z Mrru, cóż: Jeśli skrzydlata ma własną listę śmierci to niech sama go sobie tam umieści.

Na liście Leitha byli na przykład wszyscy gladiatorzy, Milena i rudzielec, Ulv zaś, dopiero miał się na niej znaleźć…
Leith spróbował powstrzymać falę wspomnień, która napływała do jego głowy. Na twarzy Ulva pojawił się szerszy uśmiech.
- Ano tak, zagalopowałem się. Już wychodzę...
I nagle bez ostrzeżenia wspomnienia Leitha przeskoczyły do ostatniej nocy jego i księżniczki, do wspomnienia delikatnych palców na krawędzi ust, a potem do nieco zbyt długiego trzymania jego dłoni.
- Więc wciąż jej nie zaspokoiłeś - westchnął Ulv, opuszczając umysł Bękarta (albo przynajmniej udając, że to robi) - Wiesz, że jak Księżna się dowie, obedrze cię ze skóry? I nawet Aurora cię nie uratuje. Dostałeś jasne zadanie.
- Hmm, pytasz o to co ja wiem, zupełnie jakbyś sam nie był w stanie tego sprawdzić co wiem. Czy tutaj już skończyliśmy, Szlachetny Panie? - słuchanie gróźb zawsze nudziło bękarta, zawsze bał się dopiero kiedy sytuacja stawała się realnością, w przeciwnym wypadku strach zamiast motywować tylko zabijał.
Ulv zrobił sztucznie smutną minę.
- Niestety, muszę w trybie pilnym przekazać księżnej to, co zobaczyłem w twojej uroczej główce, a co może ją trochę przestraszyć.
Przed Leithem otworzył się portal,którego ramę tworzyły lustrzane odłamki.
- Zaprowadzi cię do twojej komnaty - wyjaśnił skrzydlaty.
- Mhmm… - bękart przejechał dłonią po ostrej krawędzi portalu gry przezeń przechodził.
- Ty zaś powinieneś zastanowić się nad jedną rzeczą... - usłyszał za sobą głos Ulva.
W tym właśnie momencie Leith skupił całe swoje mentalne możliwości nad zastanowieniem się czy Ulv zasłużył na wpisanie na listę czy jeszcze nie, po czym odwrócił się by pokiwać głową:
- Jedna rzecz, tak staram się - to powiedziawszy skłonił się i przeszedł.

Leith znalazł się tym samym w swojej komnacie - tej, którą przydzieliła mu Aurora. W pobliżu nie było nikogo. Wyglądało na to, że ma trochę czasu dla siebie.
Leith podszedł do ściany i zaczął wydrapywać na niej znaki pazurem. Stawiał pionowe kreski symbolizujące ile dni spędził wśród skrzydlatych po opuszczeniu kopalni. poziome linie symbolizowały zaś morderstwa danego dnia, w ten sposób powstawały krzyżyki, czasem wieloramienne. Kropki nad liniami oznaczały jakieś poważne rany, nie zakończone czyjąkolwiek śmiercią, lub momenty zagrożenia.
Mając to wszystko ładnie rozrysowane przed oczami, pewne zależności stały się oczywiste: Mordowanie małe liczby osób było wprost proporcjonalne do zwiększania się zagrożenia.
- Hmm… - bękart podrapał się po brodzie. Mężczyzna miał w sobie ogromne ilości energii dla której nie było ujścia. Musiał poćwiczyć. Leitch rozpiął skrzydła tak, że dotykały one przeciwległych ścian, zaczął się na nich zapierać tak by móc się na nich zawiesić. Mężczyzna zsunął z siebie buty i wisząc na skrzydłach zaczął ćwiczyć podnoszenie stopami małych przedmiotów.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 01-01-2020, 11:54   #44
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na ćwiczeniach minęło sporo czasu, aż na zewnątrz zaczęło szarzeć, a Leithowi zaburczało w żołądku dokładnie kilka chwil przed tym, nim bez pukania do jego pokoju wparował Kai z butelką jakiegoś złotego płynu i pieczenią na wielkiej tacy.
- Oooo już wróciliście - młodzieniaszek zareagował zdziwieniem na widok Bękarta - Wy... wybacz panie, pomyliłem pokoje!
Leith zjechał na skrzydłach do poziomu na którym jego stopy dotykały podłogi pozostawiając przy tym krwawe plamy na ścianach.
- Mmmm…. ta taca wydaje się jak najbardziej na miejscu. - Jak tam te twoje modlitwy do ojca czegoś tam i tak dalej? - spytał Leith bo akurat mu się przypomniało.
- Aaaa proszę... znaczy, możemy się podzielić - powiedział Kai i postawił naczynia na stole, po czym rozpiął koszulę i dumnie pokazał szmaragd na swojej piersi.
- Jest dobrze, jakiś dwukrotny wzrost mocy. Tylko że teraz Kira naprawdę zaczęła mnie katować nauką i... wybacz, ale jak cię nie było, to tu się przed nią chowałem. Ale niczego nie ruszałem! - zapewnił chłopak.
Leith zerkając na chłopaka i jego przyrosty, miał już usta pełne mięcha.
- Mhm.. to kiedy planujesz posiadać jakieś niewolnice, niewolników i tym podobne? - bękart wiedział, że jak Kai się rozgada zapomni o jedzeniu…
Chłopak siadł naprzeciwko i urwał sobie spory kawałek mięsiwa, choć nie tak duży jak Leith.
- Daj spokój, nie ma już niewolnictwa. Królowa zakazała. Teraz mogę tylko iść na służbę do jakiejś damy dworu i przy dobrych wiatrach zostać jej... siódmym mężem. W moim rodzie nie ma zbyt potężnych Szlachetnych, więc to że Kira wzięła mnie na nauki... to spore wyróżnienie. Jak dobrze pójdzie, sam stanę się za kilka lat nadwornym medykiem jakiejś domeny margrabiny czy baronówny. To dobra robota.
Mięso ptaka było tak dobrze upieczone, że nawet kości z łatwością kruszyły się w ustach, toteż Leith po prostu je zjadał.
- Ale skoro nie ma wojen i tak dalej to dużo Kira ma roboty? Czy cała praca ogranicza się do pomagania tym kilku szlachcicom którzy wymyślają sposoby na okaleczenie siebie i innych?
- Może cię to zaskoczy, ale jest ich więcej niż kilku - poszukiwacze przygód, gladiatorzy, no i... cóż, kłótnie małżeńskie bywają też czasem krwawe. - Kai szybko pochwycił ostatnią bułkę, która leżała obok pieczeni. - Ale wiesz, moją specjalnością są implanty - spojrzał znacząco na skrzydła Leitha - zmiany wyglądu nie jako zaklęcie czy iluzja, ale trwałe.
Leith uniósł brew.
- Trwałe? nawet jakby hmm, magia znikła, to te… implanty by zostały?
- A jakby słońce spadło, to wszyscy byśmy się upiekli - zaśmiał się Kai serdecznie, po czym widząc wyraz twarzy Bekarta szybko wyjaśnił - Tak, chociaż nie wiem jak miałby istnieć świat bez magii.
- Hmm, no ale jako medyk, chyba zetknęłeś się z jakimiś przypadłościami czy może… substancjami, które odcinają zdolności magiczne skrzydlatego. Przecież skoro można ogłuchnąć czy oślepnąć to “stracić magię” chyba też można?
Kai zastanowił się, przeżuwając ostatnie kęsy.
- Znaczy nie miałem takich pacjentów, zresztą Kira mówi, że nie wolno o pacjentach rozmawiać bo to nieetyczne, aleeeee słyszałem o jakimś artefakcie, który wsysał magię. Tylko że to tak naprawdę było zaklęcie umieszczone w przedmiocie, który je wzmacniał. No a zaklęcie tak czy siak musi ktoś rzucić.
- Jasne… ale robicie sobie takie… “psikusy”, znaczy nie mówię, że ty ale słyszałeś o czymś takim? o takich zaklęciach pozbawiających innych magii, choćby na trochę?
- Nie, no co ty, poza tym żeby coś takiego działało to... nie wiem w sumie na ile znasz się na magii, ale jest pewna podstawowa zasada przez którą właśnie wszyscy świrują na punkcie intensywności koloru naszych kamieni - chłopak sięgnął po butelkę i pociągnął z niej solidny łyk - Każdy kto ma mocniejszy kolor, czyli silniejszą magię, może przełamać czar kogoś o słabszej magii. Dlatego jeśli taki psikus miałby działać na wszystkich... musiałaby go chyba sama Księżna utkać. Albo księżniczka.
Leith dłubał w zębach pazurem, drugą ręką wyrywając właśnie kawałek deski z blatu z której zamiarował urobić wykałaczkę. Chłopak patrzył zdziwiony, ale i zafascynowany tym aktem wandalizmu.
- Inaczej: czy sprawdzaliście jaka część mózgu odpowiada za używanie magii? wiesz przecież, że można tak uszkodzić głowę, że na przykład tylko się nie widzi, albo nie słyszy? albo ciągle się jest wściekłym i tak dalej?
- Magia bierze się z kamieni - powiedział nagle bardzo poważny Kai. - Prowadzono różne... straszne eksperymenty za czasów wojen z ludźmi. Oczywiście to oni nam robili... Magia jest intuicyjna dla nas, nie potrzebuje myślenia.
Leith aż się uśmiechnął.
- No tak, brak myślenia na pewno pomógłby wielu… A wracając do tematu, chcesz powiedzieć, że nawet jeśli… upijesz się, to twoje zdolności magiczne pozostaną takie same?
- No oczywiście. - Kai spojrzał teraz nieco bardziej podejrzliwie na swojego rozmówcę. - Czemu mnie o to wszystko pytasz?
- Wiesz co to statek? taki pływający po wodzie? ludzie budują całe floty takich okrętów, ale ja sam ich nie widziałem, tylko rysunki i opowieści. Widzisz, podobno ci którzy na nich służą, a służą całe swoje życia czasem, w ogóle nie potrafią pływać. Wydaje się szalone nieprawdaż? otoczeni wodą, całkowicie ufni w statki które ich unoszą, zdani na nie ze swoim życiem. Zawsze chciałem z którymś o tym porozmawiać.
Kai uśmiechnął się szeroko.
- No jasne, do mnie możesz z takimi rzeczami przychodzić. W końcu jestem przyszłym medykiem i mam pomagać. - Roześmiał się z własnego żartu, po czym zaczął podnosić z podłogi - Dobra, muszę wracać, bo Kira znów każe mi ręcznie czyścić fiolki.
- Jasne. - Leith machnął tylko ręką i zaczął wdrapywać się na skrzydłach po ścianach.Jeszcze tylko kilkadziesiąt prób podniesienia krzesła stopą zanim padnie i zaśnie…

- Możesz wpaść jak wymyślisz jak zmienić stopy w szpony, takie jak mają ptaki, z przeciwstawnym kciukiem zamiast pięty - powiedział na pożegnanie.
Kai popatrzył na niego z uśmiechem.
- Z Kirą na pewno byłbym w stanie to zrobić, ale wątpię, aby Aurora się na to zgodziła. Pewnie drapałbyś ją pod pierzyną - znów wybuchnął śmiechem, po czym dodał - Wiesz, że ona ma swoją salę do ćwiczeń? Tam chyba byłoby ci łatwiej.

- Na pewno byłoby łatwiej - odpowiedział Leith, niedopowiadając reszty swojej myśli. Łatwiej nie pomogło mu do tej pory przeżyć.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 02-01-2020, 23:08   #45
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy chłopak już wyszedł bękart uśmiechnął się krzywo. Nie powiedział Kaiowi całej prawdy, dane mu było porozmawiać z żeglarzem. Wilk morski wyjaśnił, że umiejętność pływania w niczym nie pomoże jeśli statek tonie na pełnym morzu.
“Lepiej się nie łudzić tylko pójść na dno razem ze statkiem” - powiedział stary żeglarz. Leith nigdy nie mógł zgodzić się z takim rozumowaniem. Fatalizm w obliczu śmierci, po co w ogóle żyć jeśli poddaje się chwilę przed śmiercią? Leith miał swoją odpowiedź, skrzydlaci byli tacy sami, do tego stopnia ufali magii, że nie wyobrażali sobie innego życia. To takie myślenie ich zabije zanim zrobi to brak magii.

Tego wieczora Leith nie miał więcej gości. Został za to sam na sam ze stertą brudnych naczyń. Znów skupił się na ćwiczeniach, a gdy nie miał już sił ich wykonywać, po prostu zasnął na podłodze.

Tam też budził się o świcie następnego dnia. Obolały, spragniony i najpewniej w niedługim czasie głodny.
Leith poczłapał w stronę wody którą mógłby wypić, a robiąc to zmoczyłby się na tyle by można to było uznać za mycie. Zabić dwa ptaki jednym kamieniem, czy też dwóch ludzi jedną pięścią, erudycja na bok, po prostu zrobić dwie rzeczy na raz.
Gdy tego dokonał, rozległo się ciche pukanie do drzwi.
Leith przekrzywił głowę, każdy kto do tej pory tu bywał wiedział, że te drzwi są otwarte, wystarczyło nic nie odpowiadać i poczekać aż gość wejdzie, Tak też Leith uczynił.
- Proszę pana? Śpi pan? - usłyszał obcy, kobiecy głos.
Leith podrapał się po głowie. Jak można było na to pytanie odpowiedzieć?, Leith delikatnie podszedł do drzwi a następnie otworzył je jednym ruchem błyskawicznie na oścież.
- … - słowo ogrzęzło mu w ustach - no nie wiem jak na to odpowiedzieć - wyznał swojemu gościowi.
- Aaaaaaaaa! - krzyknęła na powitanie znajoma poniekąd z łaźni Ulva brunetka, odskakując pod przeciwległą ścianę korytarza i patrząc na Bękarta z przerażeniem w oczach.
Leith spuścił głowę i wypuścił powietrze.
- Chyba jednak jeszcze śpię, w refleksie powinienem skręcić ci kark albo rozłupać czaszkę jak arbuza… - podrapał się po głowie - czy to się nazywa melon? a może kawon? - machnął ręką - no dobra, ogłuszyłaś mnie, to teraz co?
Kobieta nie odpowiedziała, bo z komnaty obok wychyliła się głowa Aurory, która badawczo przyglądała się teraz zajściu.
- Co się stało?
Leith skłonił głowę.
- Jeśli ktoś zapytałby mnie, to jaśnie Pan Ulv wysyła swoją koleżankę, żeby sprawdzić czy dobrze pieprzę na służbie bo ostatnim razem bardzo go to interesowało, ale to jakby mnie ktoś pytał - Leith wbił spojrzenie w brunetkę.
Dziewczyna trzęsła się, nie potrafiąc najwyraźniej nic odpowiedzieć, zresztą Aurora nie czekała na to.
- To ja ją wysłałam, żeby zaprosiła cię do mnie na śniadanie. Musimy pogadać. - Powiedziała zmęczonym głosem, po czym cofnęła się do swojej komnaty, zostawiając uchylone drzwi.
Leith nabrał powietrza bo bogowie - ojcowie, matki, noce i dnie i tak dalej, wiedzieli, że będzie mu one potrzebne. Zaletą cery bękarta było to, że nie widać było jak bladł… Nie zamykając drzwi, mężczyzna cofnął się do pokoju, zlokalizował ubranie, wcisnął się w nie i poczłapał do pokoju Aurory. Panienki z łaźni Ulva już dawno nie było w pobliżu.

Księżniczka siedziała na skraju łóżka z podstawionym doń stołem i dwoma krzesłami. Na stole piętrzyły się różnego rodzaju smakołyki - na ciepło, na zimno, na słodko, na ostro... wielu z tych rzeczy Leith nigdy nie widział na oczy, mógł jednak po samym zapachu stwierdzić, że zapowiadają się smakowicie.

Obfitość stołu nie zdawała się jednak robić wrażenia na księżniczce, która siedziała z filiżanką kawy w dłoniach, patrząc w zamyśleniu przez okno.

Leith skupił wzrok i węch na jedzeniu, szukając jednak tego które byłoby już choćby napoczęte i interesowało go czy Aurora w ogóle coś jadła. W sumie… nie wiedział czemu go to interesuje ale nie miał powodu by to analizować. Poza nadgryzionym rogalikiem nie zauważył, by coś jadła. Twarz wciąż miała szczupłą, pod oczami czaiły się cienie zmęczenia.
Leith poczłapał do krzesła usiadł i przyglądając się Aurorze czekał, aż zacznie się mówienie. Nic nigdy nie mogło być przecież “po prostu”.
- Muszę wylecieć z Dworu Wiatru na jakiś czas. Prawdę mówiąc nie wiem ile to zajmie. Może dwa dni, może dłużej... długo dłużej. - Mówiła, nie patrząc na niego. - Zostałam ostrzeżona, że możesz nie być bezpieczny tutaj, jeśli moja nieobecność się przeciągnie, albo co gorsza coś mi się stanie. Alternatywą jest towarzyszenie mi, ale... obawiam się, że ta misja może być niebezpieczna, a w obliczu tego, co nam będzie zagrażać... cóż, tutaj masz chociaż jakieś szanse. - Westchnęła. - Po prostu nie wiem co robić. Sam musisz zdecydować.
- To - powiedział Leith wygrzebując nadgryziony rogalik, obwąchał go i zjadł w sumie na raz - i jeszcze trochę tego wszystkiego skoro to ma być prawie że ostatni posiłek. Zabierasz coś jeszcze czy możemy już lecieć?

Dopiero teraz księżniczka przeniosła nań spojrzenie.
- Nawet nie zapytasz co to za misja?
- Byłoby rozsądne powiedzieć mi co nieco, nie żeby jak do tej pory zawiódł mnie refleks ale kiedyś musi być ten pierwszy i ostatni raz. Na pewno nie zostanę tutaj na pożarcie osób, których nie mam jak zabić. Przynajmniej teraz. - Leith wszystko sobie rozrysował na ścianie, ten pałacowy tryb życia z matematyczną precyzją prowadził go do zguby.
Aurora westchnęła ponownie, upiła łyk kawy, a następnie zaczęła mówić.
- Ta pułapka, w którą wpadłam, w którą wszyscy wpadliśmy - poprawiła się - tam w strażnicy prawdopodobnie nie była związana z żadnym przedmiotem, a zatem nie miała wzmocnienia. To było czyste zaklęcie nałożone na tego cholernego Ohma. Zaklęcie, którego ja nie dostrzegłam. Ja, władająca ciemnym kamieniem. Jak myślisz ilu jest Szlachetnych, którzy są w stanie czegoś takiego dokonać?
- Myślę - mówił w trakcie jedzenia Leith - że nigdy nie słyszałem o cholernym Ohmie.
Księżniczka uśmiechnęła się lekko.
- To ten rudy typ z blizną, który zaszedł ci za skórę. Kiedyś był synem Księcia Dworu Ognia, ale w trakcie wojny został złamany i... pozbawiono go magii. Zwariował. Był jednak tylko narzędziem w tym ataku. Ktoś inny wyposażył go w zaklęcie. I musimy dowiedzieć się kto. W tym celu zamierzam udać się na dwór Królowej. - sposób w jaki to powiedziała zdradzał, że Aurora czuła respekt, jeśli nie obawę przed tym spotkaniem.
Dla Leitha natomiast każdy skrzydlaty szlachcic był tak samo straszny, czy nawet kochanek szlachcica jeśli chodzi o ścisłość. MIlena, Ulv, większa część tego dworu mogła go zabić ruchem brwi, królowa nie była dla niego jakaś szczególna. Przytupu po swojej mokrej plamie i tak nie zobaczy.
- Statek zatonął a on dopłynął do brzegu bo umiał pływać… - Leith uśmiechnął się i wepchnął następny smakołyk do ust.
- Całkiem sympatyczny był dla mnie, chciał mnie puścić, był bardzo przekonywujący, oczywiście próbował mnie zabić i dlatego musi zginąć ale wydawał się bardziej rozsądny od większości skrzydlatych jakich tu spotkałem. Jest wyrzutkiem, ktoś go przytulił, czego się spodziewasz?
- Nie lubię jak tak mówisz o mojej rasie - wyznała Aurora marszcząc brwi - Widziałam wasze starcie, Ulv mi pokazał. Widziałam jak mną rzuciłeś. Nie chowam urazy, ale zrozum, że jeśli mam ci choć trochę zaufać, musisz okiełznać tę swoją nienawiść do skrzydlatych. Nie jesteśmy wszyscy tacy sami, wiesz już to chyba. I... ja naprawde mogę cię tam potrzebować. Ciebie i pozostałych. Tradycja nakazuje, bo w delegacji dworu znalazło się tylko pięcioro członków. Będę ja, ty, Kira, Athos i... obawiam się, że matka wybierze którąś z dam dworu, choć ja sama wolałabym wyruszyć w gronie czworga wojowników i uzdrowicielki.
- Hmm… - Leith wciąż jadł - Ale ja przecież chyba nie liczę się jako delegacja tylko służba czy coś takiego, przecież delegacja zakłada chyba skrzydlatych czyż nie? Pracuję dla ciebie i Księżnej ale nie jestem waszym poddanym, czy też poddanym królowej, chyba że do jej tytulatura jest obszerniejsza niż myślałem, słyszałem o jakimś ludzkim władcy który ma dziedziczny tytuł księcia księżyca…

- Zresztą… wydaje mi się, że nigdy nie zabiłem skrzydlatego czy człowieka który miał pokojowe zamiary. Tylko tych, którzy próbowali zrobić mi krzywdę, lub już ją zrobili. Oczywiście raz czy dwa razy mogłem się pomylić. - przyznał.
- Obawiam się, że jesteś już traktowany jak poddany, jak to nazywasz. W każdym razie pracując dla Dworu Wiatru należysz do niego. I jesteś członkiem delegacji. Ale ty chociaż jesteś przydatny, a dama dworu... - Księżniczka westchnęła, przełożyła jakąś babeczkę na swój talerz, ale wciąż nic nie tknęła.
- Najgorsze, że nie wiemy czego się spodziewać. Nikt z naszego dworu nie widział Królowej. Nikt poza moją babką, a ona przypłaciła tę wiedzę życiem.
- Hmm, w najlepszym przypadku możemy się spodziewać, jak to ludzie by powiedzieli “uroczej starszej pani” w najgorszym kogoś czy czegoś tak dalece oddalonego on normalności, że zarówno ty, ja, nutria czy pasikonik są dlań nieporozumieniem. - Leith pałaszował po równo słodyczy i “treściwych” dań - Rozumiem, że twoja babka popełniła jakieś przestępstwo, za które jej wysokość sprawiedliwie ją osądziła.
Nagle muffinka, którą Leith podniósł właśnie do ust rozprysła sie na tysiące kawałeczków, z czego większośc trafiła na twarz i ubranie Leitha.
- Nie waż się tak mówić o mojej babce! Wiem jaka jest Tula, ale moja babka... to ona uczyła mnie jak być gwardzistą. - Aurora zerwała się z łóżka i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. - Naprawdę myślisz, że tak chętnie przyjmujemy samozwańcze królowe? Że księżne i książęta podporządkowują się komuś z chęcią? Żebyśmy ją uznali naszą królową zabiła wszystkich władców dworów. I to w jedną noc. Tylko Dwór Snów nie ucierpiał, ale to dlatego, że ten zdradziecki pies Parys oddał jej władanie po dobroci.Wystawił nas, pozwolił zabić swoich gości, którzy przybyli by poznać tę... sukę. - Zakończyła swoją najbardziej emocjonalną przemowę, jaką Leith słyszał dotychczas.
Oczy Leitha odruchowo rozbłysły w szoku gdy coś wybuchło przed jego twarzą, choćby ciacho.
- Nie wiem nic o waszej polityce, chwilę temu nawet nie wiedziałem że jestem nie tylko twoim sługą ale przez zasiedzenie także poddanym, skrzydlaci w swoich krainach nauczyli mnie wielu rzeczy. Dziesięć lat spędziłem w kopalni i myślę, że jestem dobrym górnikiem, mało który ma takie doświadczenie. Nauczono mnie też dogadzać kobietom, nawet dwóch czy trzech ciekawych chwytów walki wręcz. Nikt jednak nie nauczył mnie o waszych… “relacjach” przed chwilą chciałaś, żebym spojrzał inaczej na twoją rasę, teraz jesteś zła.
Aurora patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi, złotymi oczami. Choć sama musiała być prastara, z jej twarzy można było czytać jak z księgi. Kiedy Leith mówił, jej emocje ostygły, pojawił się może nawet wstyd czy cień wyrzutów sumienia, ale potem coś skupiło jej uwagę.
- Wiem o wojnie i o kopalni. I o gladiatorach. Ale nigdy nie słyszałam o kobietach…
- Pierwsze miejsce do jakiego trafiłem w twoim kraju, tam poznałem Ulva.
- Burdel? - księżniczka przyglądała mu się mrużąc oczy - Jak więc trafiłeś na arenę i... wybacz, ale kto cię chciał w burdelu?
Leith musiał przełknąć jedzenie by móc opowiadać.
- To wszystko przecież nie był mój pomysł tylko twojej matki, kazano mi tam robić rzeczy… których nigdy w życiu nie robiłem. Żadnych nie robiłem. - mężczyzna wzruszył ramionami - jeśli myślałaś, że dla ludzi jestem ładniejszy… jesteś w błędzie, nienawidzę ich tak samo jak… jak wszystkich których nienawidzę. W burdelu skrzydlaci byli całkiem… normalni? poza Ulvem oczywiście.
- Mojej matki? Ona ci kazała...
Aurorze najwyraźniej zabrakło słów, gdy w pełni pojęła jakie przeszkolenie przeszedł Leith. Opadła teraz na fotel i złapała się za głowę.
- Przepraszam. To... to tylko słowo i nic nie znaczy, ale... przepraszam, Leith.
Leith widząc, że Aurora nie zamierza (chyba) niczego wybuchać, wrócił do jedzenia.
- Ulv to dupek, ale jeszcze nic mi nie zrobił… wartego uwagi. Dla niego oczywiście jestem robakiem, ale to akurat normalne w “moim” nowym kraju. Za to kazał mi skatować jedną kobietę. Bardzo miłą. Uważaj na niego i całą swoją rodzinkę bo choć nie zrobili ci nic, to nie możesz im ufać. Ja tobą rzuciłem ale to miało sens i możesz mi zaufać.
- Ufam tylko tym, którzy walczyli ramię ramię ze mną i byli gotowi zginąć obok mnie - Aurora spojrzała na Bękarta - Jedna bitwa za nami. Teraz jednak... szykuje się coś znacznie większego. I gorszego. Choćby dlatego, że musisz znów ubrać garnitur, a ja sukienkę.
Mina księżniczki była tak poważna, że aż ciężko było początkowo zrozumieć żartobliwy to ostatniego zdania.
- Kaspian pomoże ci wybrać garderobę. Wyruszamy w południe z głównego tarasu. Większość drogi pokonamy portalem, ale od granicy ziem Dworu Snów musimy lecieć normalnie, bo żaden z mapowników nigdy nie został wpuszczony do tej krainy.
- Mmm… - bękart mruknął - Ale weźmiemy jakąś broń? trucizny? łańcuchy? przecież droga jest niebezpieczna…
- Ponoć szkoliły cię najlepsze kurwy. Jestem pewna, że powalisz przeciwników urokiem i wdziękiem. - Księżniczka uśmiechnęła się krzywo, sięgając po bułkę, którą tym razem nawet ugryzła.
- Nie wiem czy były najlepsze, nigdy na żadnych nie byłem - Leith pomachał udkiem jakiegoś zwierzęcia.
- Chcesz powiedzieć, że moja matka nie zajęła się należycie twoim wykształceniem? - Aurora zaśmiała się, po czym szybko spoważniała. - Przepraszam, to nie jest temat do śmiechu. Nie weźmiemy broni. Jesteśmy misją dyplomatyczną, ale... możemy wziąć kilka talizmanów ochronnych. Żeby nas było ciężej zabić. Lub otruć. Lub włamać się do naszych głów.
- Jak chcesz, ale talizmany nam nie pomogą jeśli nagle przestaną działać. Powiedziałaś, że potężny skrzydlaty może całą magię wyłączyć, a królowa jest najpotężniejsza zgadza się? no nic trzeba będzie improwizować.
- Z tego powodu właśnie chciałam, byś z nami leciał. Potrafisz działać bez mocy.
- … zjedz coś chociaż… - Leith zasępił się i mściwie rozerwał kawałek chabaniny.
- Tak zrobię... o ile coś mi zostawisz. - księżniczka uśmiechnęła się delikatnie i skupiła na posiłku.
Leith przyglądał się rękom i ramionom księżniczki w czasie gdy coś przeżuwał.
Kiedy oboje skończyli jeść, Aurora wyglądała znacznie lepiej, nawet cienie pod oczami nie były już tak wyraźne. Skrzydlata przeciągnęła się leniwie.
- Świetnie, teraz wyglądasz jak ktoś, kto mógłby utrzymać na wyprostowanej ręce żelazo… przynajmniej przy wspomaganiu się trochę magią rzecz jasna - Leith podpuszczał Aurorę odkładając dyskretnie jedzenie, które mogłoby mu wybuchnąć w twarz…
Księżniczka zmrużyła oczy. Z tymi złotymi ślepiami wyglądała czasem zupełnie jak kot.
- A ty wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje lekcji latania. Tylko boję się czy aby robiąc dwie rzeczy naraz nie pokaleczysz się mieczem, gdy dodatkowo będziesz musiał machać skrzydłami.
- Po co miałbym machać mieczem? ale owszem, muszę wzmocnić mięśnie pleców i nóg. No chodź księżniczko, skoro jesteś taka najedzona…
- Z tego, co kojarzę, nie ćwiczyłeś jeszcze walki bronią w trakcie lotu. - Powiedziała Aurora podnosząc się z łóżka i wymijając Leitha w drodze do drzwi. Przy okazji z sobie znanych tylko powodów pogładziła jego ramię. - Mam nadzieję, że ta nauka ci się nie przyda, choć znając twoją zdolność do zjednywania sobie sojuszników... tak, to będzie dobry plan treningu. Powiadomię tylko Athosa, że ma wolne.
- Mhm… - kiwnął głową Leith i poczłapał za księżniczką.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 04-01-2020, 16:43   #46
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To było kolejne przyjemne następstwo posiadania skrzydeł - Leith nie musiał czekać aż ktoś go przetransportuje. Po prostu wyszedł na balkon za Aurorą i tak jak ona wzbił się w powietrze. To był wietrzny poranek, choć póki co nie zapowiadało się na deszcz.

- Polecimy za wzgórza. Tu mielibyśmy pewnie strasznie dużo gapiów. - Zarządziła księżniczka, po czym... wystartowała w błyskawicznym tempie.
“Spróbuj mnie dogonić” - Leith usłyszał w swojej głowie jeszcze.
Mężczyzna zwęził wzrok i rzucił się w pogoń. To był świetny sposób na wykorzystanie tych wszystkich pączków, koktajli i słoniny (czy cokolwiek to było).
Choć starał się z całych sił, nie był w stanie dogonić Aurory. I choć pocieszał się, że księżniczka na pewno wspomaga się magią... czuł, że tak nie jest. Zamiast doścignąć skrzydlatą, która bądź co bądź trenowała latanie pewnie dłużej niż on sam żył, musiał skupić się na tym, by nie zgubić jej z oczu. Musiał jednak przyznać, że uczyło go to nie tylko rozkładania rozsądnie sił, ale też optymalizowania oporu powietrza. Dużo łatwiej latało się chociażby gdy kładł ręce wzdłuż tułowia i opuszczał twarz w dół, zamiast patrzeć przed siebie. Przy okazji wychwycił, że okolica wydaje mu się znajoma. Tak, to tu niedaleko znajdował się burdl, gdzie poznał Mrru i Rhysanda.
To trochę podzieliło uwagę mężczyzny, nie chodziło bynajmniej o jakąś nostalgię, co świadomość faktu, iż mija miejsce, które rozpoznaje w tym kraju. W kraju, którego zgodnie ze słowami Aurory, jest obywatelem. W “jego” kraju. Leith przefrunął nad burdelem ale nie mógł za bardzo spowalniać, Aurora mogła mówić w jego głowie ale on nie mógł sam z nią tak rozmawiać. Zresztą, co by miał powiedzieć? zamachać i krzyknąć “Ej tu się pierwszy raz ruchałem?” Leith leciał dalej.
Księżniczka czekała na niego pomiędzy górami, których pasmo widział przez okno swojego pokoju w burdelu - pierwszego pomieszczenia, które było tylko dla niego. I miało łóżko. Wcześniej nie znał takiego komfortu.
- Jesteś wreszcie - powitała go Aurora, która ku satysfakcji Leitha była jednak trochę zziajana.
- Ja wezmę miecz, a ty? Wybierz broń, z którą dobrze się czujesz.
Bękart zmierzył bacznym spojrzeniem jej posturę.
- Chcesz walczyć w locie tak? Może być miecz, tylko raczej długi, hmm… tak, coś niemal mojego wzrostu.
- Ambitnie, wiesz, że to zmieni twój balans ciała? - zapytała księżniczka, a przed oczami Leitha pojawiło się ogromne, długie na 3/4 wysokości ciała Bękarta, ozdobione czernią ostrze wraz z mocowaną na plecach pochwą.

[MEDIA]https://www.picclickimg.com/d/l400/pict/201732843093_/Sword-Art-Online-Sao-Kirito-Black-Iron-Broad.jpg[/MEDIA]

- Coś takiego?
Leith popatrzył z ukosa.
- Może być, ale drugie ostrze po przeciwnej stronie rękojeści byłoby jeszcze lepsze, do tego główne ostrze mogłoby być przepołowione na dwa, tak by między obie połówki można było uwięzić ostrze przeciwnika. W jednej trzeciej klingi od góry dwa haki, które mogłyby zablokować opadające ostrza. Jak marzyć to marzyć - uśmiechnął się.
Księżniczka słuchała, kiwając głową i wprowadzała modyfikacje zgodnie z instrukcjami mężczyzny. Było to o tyle wspaniałe, że na bieżąco mógł korygować projekt “mniejsze”, “większe” “bardziej zakrzywione”... Aurora jednak nie wydawała się nudzić, z zaciekawieniem patrzyła na efekt własnej pracy.
- Ta broń jest wykuta z magii, więc ktoś potężniejszy ode mnie może ją łatwo zniszczyć. Na szczęście nie ma wielu takich skrzydlatych, a przez to że jest to twór magii, mogę przypisać go do artefaktu, na przykład bransolety - wskazała na swój nadgarstek, ozdobiony delikatny łańcuszkiem. Po chwili w jej dłoni pojawił się długi, srebrny miecz - ten sam, który musiała zostawić w strażnicy, gdy wpadli w pułapkę rudzielca.
- Niestety, nie możemy szaleć. Kira poobrywa nam skrzydła, jeśli będzie musiała nas leczyć przed podróżą. - Uśmiechnęła się, a jej oczy lśniły. Widać że dobrze czuła się z bronią w ręku. - Gotowy?
Odpowiedzią Leitha był po prostu atak. Nie zamierzał dawać księżniczce żadnych forów bo to przecież on powinien tutaj być tym słabszym. Leith nigdy w życiu nie walczył “na niby” czy “dla treningu”. Owszem, trenował walkę w parach, choćby nie tak dawno z Orionem, ale jego partner potrafił o siebie zadbać. Rozumowanie Leitha było proste: jeśli zraniłby swojego nauczyciela, to oznaczałoby, że też zdołał go czegoś nauczyć, jeśli zaś ”przypadkiem” by go zabił, cóż… widocznie nie musiał się w ogóle niczego od tej osoby uczyć.

No dobra, jeśli jakimś cudem okazałoby się, że udało mu się trafić Aurorę, Leith próbowałby zatrzymać cios.
Na ile to w ogóle jest możliwe. Na szczęście nawet bez pomocy magii Aurora była wytrawnym przeciwnikiem. Ćwiczyła przecież niemal codziennie, co zdążył zaobserwować. A trwało to, ile lat? Sto, dwieście? Kto wie...
W każdym razie, gdy naparł na księżniczkę, ta była gotowa, zablokowała ostrze i kopnęła go boleśnie w goleń, odlatując nieco. Czekała teraz na niego, ustawiając się pod słońce.
Leith uniósł się więc do góry, by spaść na księżniczkę. Nie miał jednak szans - Aurora była szybsza i dużo bardziej zwrotna w powietrzu - z łatwością uskoczyła w bok. Jedyna przewaga, jaką Leith zdawał się nad nią mieć, to była masa i ilość ostrzy, choć to ostatnie zdawało się być jedynie formą rekompensaty w sztuce władania bronią względem skrzydlatej.
Leith próbował więc kolejny raz, kolejny i kolejny, ten sam manewr. Zamiast lecieć w dół za Aurorą wpadł na pomysł by składać skrzydła i zwyczajnie spadać jak żywy pocisk. Trzymał ręce przy sobie, ostrze blisko ciała, tylko po to by wybuchnąć zasięgiem ramion gdy tylko był najbliżej skrzydlatej.
To dało mu faktycznie kilka dodatkowych milisekund, przez księżniczka uznała, że albo nie może, albo nie chce już uciekać. W każdym razie przyjęła na siebie uderzenie Leitha, blokując jego ostrze własnym. Teraz oboje spadali w dół.
Bękart kątem oka szacował odległość od skał, spadając nad Aurorą, wciąż nie otwierając skrzydeł i wściekle wymachując ostrzem mężczyzna starał się uniemożliwić możliwość odfrunięcia czy zmienienia toru, oznaczało to, że oboje wkrótce się zabiją. Lub na przykład Aurora zatrzyma swoje spadanie przez co Leith na nią wpadnie.
Tym razem zauważył na jej twarzy wysiłek - widać też zdawała sobie sprawę z możliwości, które miała i... zakleszczyła swój miecz między bocznymi ostrzami broni Leitha, by następnie potężnym (jak na jej gabaryty) szarpnięciem wyrwać i wyrzucić oba przedmioty. Błyskawicznym ruchem księżniczka złapała za poły koszuli Bękarta i wymachem dolnej części ciała sprawiła, że... zamienili się miejscami. Teraz to ona była na górze, uśmiechając się przy tym z satysfakcją.
Wtedy właśnie Leith rozpostarł skrzydła, których opór spowolnił jego spadanie, tym samym posyłając Aurorę prosto w jego ramiona które natychmiast zacisnęły się na skrzydlatej tak, że blizny na kostkach dłoni bękarta zbielały. łapska mężczyzny obejmowały przynajmniej jedno skrzydło księżniczki nie pozwalając mu na rozpostarcie.
Skrzydlata zawyła wściekle i chwilę tarmosiła się, próbując uzyskać przewagę dzięki dodatkowej parze skrzydeł niżej. Kiedy jednak nie udało jej się to, ugryzła boleśnie Leitha w szyję. Bardzo boleśnie.
Leith zawył starając się wyszarpać ciało spod zębów skrzydlatej, szczególnie ten fragment ciała pod którym znajdowała się tętnica którą można by przegryźć, o tym myślałby właśnie zam Leith. Mężczyzna nie zamierzał wypuścić kobiety z rąk. To oznaczało, że mógł ją bić tylko wszystkim innym. Głowa była za blisko, więc co najwyżej mógł próbować poobijać ją z głową księżniczki, to mogło ich oboje zdezorientować ale niestety nie uszkodzić. Nogi nie dawały też w takim zwarciu za bardzo możliwości do kopania. Jedyne co pozostało mężczyźnie to kilkukrotnie zamknąć własne skrzydła na plecach Aurory tak by w nie uderzyć. Ostatecznie jednak musiał pomyśleć o zbliżających się skałach, dlatego po chwili musiał zrezygnować z atakowania skrzydłami. Zamiast tego Bękart sterował nimi tak by znów obrócić się nad kobietę i gdzieś z nią wylądować. Ten manewr kosztował go jednak utratę zakładnika. Jakimś sposobem, kiedy obracał się, księżniczka ugodziła go w bok. Nie było to jednak dźgnięcie na ślepo. Ręka Leitha mimowolnie wyprostowała się pod wpływem uderzenia w splot nerwowy, a skrzydlata wyswobodziła się, odskakując w bok.
Źrenice mężczyzny rozszerzyły się widząc zbliżające się kamienie, Leith włożył całą inicjatywę w wyhamowywanie przed nieuchronnym lądowaniem…
czy upadkiem.
Było groźnie, ale pod kontrolą. Spokojnie mógł to zrobić przy swoich obecnych zdolnościach latania. Właściwie mógł...by, gdyby nie solidny kopniak w tyłek, którym uraczyła go Aurora. Leith wyrżnął w skalną półkę, i to lecąc twarzą w dół.
Leith wypuścił nosem, zgromadzony w ustach pył pokruszonego szkliwa, nim jego twarz wyhamowała, łamiąc dwa paznokcie, mężczyzna zgarnął w dłoń jakiś kamień, natychmiast po znalezieniu się na ziemi, bękart przeczołgał się w bok. i poderwał na nogi. Nie patrzył gdzie ale odruchowo rzucił się do biegu zygzakiem. Jeszcze dobrze nie wrócił mu wzrok a nie chciał by fruwająca nemezis spadła mu na plecy.
To było dobre posunięcie, Aurora wbiła się stopami w skałę, łamiąc ją na tysiące odłamków, w miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się Bękart. Księżniczka spojrzała wściekle na przeciwnika, lecz chwilowo nie była w stanie nic zrobić.
Leithowi udało się wreszcie wymrugać ziemię z oka, mężczyzna odwrócił się w piruecie na pięcie, pomagając sobie rozłożonymi skrzydłami puścił z całej siły zdobyty kamień ku głowie Aurory.
Ta zasłoniła się tylko skrzydłem, po czym wydymając pełne krwi usta odbiła się od podłoża i wystrzeliła niczym pocisk w stronę niebo. Coraz mocniejsze słońce poranka oraz resztki pyłu utrudniały obserwację. Księżniczka na moment zniknęła Leithowi z oczu.
Leith też poderwał się do lotu, leciał jak najszybciej ku górze. Dlatego nie dość szybko zareagował, gdy poczuł uderzenie z boku. Pięta Aurory boleśnie wbiła mu się w udo, spychając na bok, w stronę kolejnej formacji skalnej.
Leith krzyknął, czy raczej warknął bardziej z wściekłości niż bólu ale skoncentrował się na uniknięciu zderzenia z kamieniem. Udało mu się wyrwać spod Aurory, która jednak również zgrabnie wywinęła się i odleciała nieco w bok. Nagle przed Leithem zmaterializowała się zaprojektowana przezeń broń, zaś w dłoni skrzydlatej zalśnił w promieniach słońca srebrny miecz.
- Zostało mało czasu, kończymy zabawę. - Powiedziała, czekając, aż pochwyci za swoje ostrze.
Mężczyzna złapał broń lewą ręką do do dołu dłuższym ostrzem a do góry krótszym. Prawą ręką zaprosił Aurorę do ataku. Wszak czemu ciągle on miał to robić?
Nie musiał czekać, natarła nań klasycznie z wycelowanym w pierś mieczem - z ogromną siłą i szybkością.
Leith ustawił się lekko prawym bokiem aczkolwiek wciąż frontalnie do nadlatującego ostrza, kiedy byłoby już za późno by uciec od miecza Aurory, czy go cofnąć (przynajmniej w jego mniemaniu), Leith złożył skrzydła i spadł w dół. To znaczy spadłby w dół, jeśli nie udałoby mu się, jak planował złapać prawą dłonią za kostkę u nogi księżniczki, swoje własne ostrze rzucił zaś z za pleców nad siebie na spotkanie mieczu księżniczki.
- Och!
To ją zaskoczyło, ale zdążyła zbić uderzenie. Próbowała też kopnąć Leitha, który swoim ciężarem ciągnął ją powoli w dół.
Leith był szybki, wiedział, że jest. Ale przy Aurorze był jak pies przy dzikim kocie. To też wiedział. Jednak teraz kiedy jego łapa zaciskała się na kostce księżniczki, kiedy nawet przez skórkowego buta czuł jak jego palce zgniatają staw kobiety, teraz nie musiał jej gonić. Leith zmienił ułożenie swojego ciała teraz lecieli w dół ale jego głową, mężczyzna założył własne kolana na skrzydła kobiety, wyglądało to tak jakby z jednej strony zwisywał z jej skrzydeł, z drugiej wciąż trzymał ją za kostkę.
Księżniczka, sycząc ze złości czy też bólu, zaczęła spadać wraz z uwieszonym na niej Bękartem. Próbowała znów kopnąć go w twarz, lecz z łatwością się uchylił. Zamachnęła mieczem, lecz to uderzenie również odbił własną bronią. Z rosnącą irytacją, kobieta szarpnęła całym ciałem, tak aby grzbiet skrzydeł Leitha zarył o ścianę urwiska.
Leith nie przestawał, po prostu robił wszystko by spadali prosto na spotkanie skał.
Aurorze chyba o to chodziło, bo na jej umorusanej krwią twarzy pojawił się uśmiech, kiedy uderzenia serca dzieliły ich od podłoża, ugięła kolana, by jeszcze bardziej wystawić w dół głowę przeciwnika.
Leith niemal już czuł na twarzy zimno skał gdy puszczał miecz by sięgnąć po jedną z aurorowych pereł. Gdy zmiażdżył ją i zarzucił przed się miał wrażenie, że dotykał palcem kamienia, wszystko działo się tak szybko…
Tak jak ostatnim razem spadł prosto w ciepły piasek wyspy zamiast na skaliste zbocze. Trochę bolało, albowiem pęd ciała i upadek na twarz swoje robiły. Leżał teraz na plaży. Sam. A nad nim wirował portal z piany morskiej.
Leith westchnął, wypluł trochę krwi i wzbił się do góry by wlecieć w portal.
Udało mu się zdążyć zanim magiczne przejście się zamknęło. Kiedy wyskoczył do góry przywitała go końcówka miecza wycelowana prosto w jego gardło.
- Głupi ruch. Jak będziesz używał pereł na każdym treningu, to niedługo ci ich zabraknie. Poza tym kto jak kto, ale ja wiem jak działają. Marny element zaskoczenia.
- To nie miało mnie ochronić przed tobą tylko przed skałą - zauważył Leith.
Miecz zniknął.
- Chyba starczy na dziś. Wracamy? - Aurora spróbowała wytrzeć w rękaw zakrwawioną twarz.
Leith pozwolił księżniczce prowadzić by powiedzieć zza jej pleców.
- Jasne, przecież widzę, że jesteś zmęczona.
Obróciła się błyskawicznie i spojrzała nań złotymi oczami. Bękart poczuł jak rany i obrażenia na jego ciele goją się. Nawet rana na szyi zniknęła, nie pozostawiając po sobie jednej szramy.
- Mogłam przegryźć tętnicę. Wtedy nie miałabym okazji nawet się zgrzać. - Rzuciła nonszalancko, otwierając nowy portal, za którym można było dojrzeć wnętrze pokoju Leitha.
- Mhm… - Leith mamrotał podążając za kobietą - cieszę się że twój apetyt wrócił, dobrze też słyszeć, że lubisz świeże jedzenie, gdyby na twoim stole były jakieś ruszające się potrawy może i posiłki pałaszowałabyś obfitsze. Jeśli chcesz rozszerzyć swoje horyzonty w takich kulinariach mogę przytoczyć historię albo dwie…
Kiedy przechodził przez portal cichy śmiech księżniczki odbijał się jeszcze od jego ścian.
- Zrobiłeś się bardzo gadatliwy - powiedziała z uśmiechem, gdy już znaleźli się po drugiej stronie.
O dziwo Leith sposępniał. “Faktycznie” pomyślał. Czyżby degeneracja go już dopadła?
Aurora nie zwróciła na to uwagi, albo nie chciała komentować. Zamiast tego wskazała widoczny z okna największy taras Dworu Wiatrów.
- Gdy zegar wybije południe, bądź tam. Nie bierz broni ani prowiantu. Jedynie odzienie i... może jakieś błyskotki.
To rzekłszy, wyszła z pokoju.
- Żadnej broni… - Leith wycedził do pustych ścian, po czym ruszył żwawo na poszukiwania Kaspiana, bękart potrzebował ubrań i błyskotek, dużo ich, ale takich które można było zmilitaryzować, czyli spodnie i kurtka z masą pasków, klamer, ćwieków, i błyskotek z jakiś twardych materiałów, bardzo twardych.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 04-01-2020, 22:27   #47
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Nie miał wiele czasu, a jednak zdążył, dzięki zdolnościom krawiecko-magicznym Kaspiana, który w oka mgnieniu tworzył takie odzienie, jakie Leith tylko sobie wymarzył.
Kiedy zjawił się na głównym tarasie, wyposażony dodatkowo w nieduży, przerzucony przez ramię tobołek z rzeczami na zmianę (tymi bardziej uroczystymi), Aurora już czekała - również ubrana w podróżny, wygodny strój. Zaraz obok niej stał wielki, ponury Athos, który na widok Leitha ciskał gromy z oczu oraz - o dziwo - rozentuzjazmowany Kai.
- Łaaaaaaaaaaaaaaał, wyglądasz... wyglądasz jak prawdziwy bandyta! - zawołał z podziwem na widok nowego ubrania Bękarta.
- Bo nie mam worka na głowie? - Leith uniósł brew ale szybko odwrócił głowę w innym kierunku dając do zrozumienia, że nie spodziewa się odpowiedzi.
- Worka na głowie, hehehe, a to dobre! - Kai był najwyraźniej odporny na subtelne sugestie. A może też wyczuwał napięcie w powietrzu i przez to zrobił się taki głośny? Aurora, choć niby wyglądała normalnie, z jakiegoś powodu wydawała się Leithowi rozdrażniona. Athos - no, o nim szkoda było gadać, pewnie tak całą drogę już będzie wiercił Leithowi dziury wzrokiem. Brakowało jeszcze jednej osoby.
- Ale super, co? - paplał Kai. - To moja pierwsza wyprawa. Księżna zdecydowała, że jestem już dość wyuczony, by pełnić rolę wasze...
- Księżna uznała, że nie może zostawić dworu bez opieki Kiry - weszła mu w słowo księżniczka, mówiąc wyjątkowo oschle - stałeś się więc swego rodzaju koniecznością. Pamiętaj o tym chłopcze i nie wychylaj się.
Leith założył ramiona i czekał. Stanął blisko Athosa. Jeśli Skrzydlaty chciał być wściekły, kim był bękart by mu to ograniczać…
- Ojej, długo czekacie? - usłyszał niedaleko znajomy, kobiecy głos tak słodki, jakby wręcz ociekał miodem - Nie mam doprawdy wprawy w takich wyprawach, trudno było się zdecydować na strój, choć widzę po was, że niektórym to obojętne jak odbierze ich Królowa. Cóż, moim zdaniem przynajmniej osoby wysokich rodów powinny trzymać pewien poziom...

Milena zmierzyła znaczącym wzrokiem Aurorę. Sama miała na sobie obszyty białym futrem (jakie zwierze miało aż tak nieskazitelny kolor futra, tego Leith nie wiedział) płaszcz, a pod nim obcisły czerwony kostium z wycięciami, podkreślającymi jej piękne, kobiece ciało oraz sięgające połowy ud, równie obcisłe, białe kozaki. Kiedy czerwonowłosa wyczuła na sobie spojrzenie Bękarta, uśmiechnęła się doń czarująco.
W jednej chwili Leith poczuł jak bardzo zrobił się miękki. Zaczął rozmawiać, nawet sama Aurora zauważyła, że “za dużo”. Zdarzenia ostatnich tygodni sprawiły, że zaczął nawet nie myśleć źle o niektórych skrzydlatych i to nawet nie tylko księżniczce. Mężczyzna nauczył się tolerować Kaspiana, Kirę ,Kaja, gdzie słowo “tolerować” mogło nawet nie być wystarczające.

Milena sprowadziła go na ziemię. Stare rany zapiekły bękarta, tak, te po ucięciu skrzydeł też. Leith stąpał po kruchym lodzie, był zabawką w rękach mściwych, kapryśnych bogów władających magią. Te istoty były największymi z potworów, Leith powinien dedykować każdą chwilę swojego nic nie wartego w przeciwnym razie istnienia na eliminację tych degeneratów. Bogowie czy nie, każdy popełniał błędy, Po prawdzie to nie Leith był sprawcą śmierci wszystkich skrzydlatych którzy padli od jego ciosów lecz ich własne błędy, ich własna pycha, pewność siebie.
Milena… jej głos był obietnicą, jej zapach narkotykiem, jej ciało najwyższym celem.
Mężczyzna nie mógł myśleć by mieć to w jakikolwiek inny sposób: będzie w jej ciele… wyrwie jej wnętrzności gołymi rękami, będzie ćpać woń jej otwartych jelit, wysłucha jej konających jęków.
Tylko po co…
Po co? A po co go dręczyła? Jest boginią, ma wszystko, on jest tylko nic nie ważnym robakiem, nic nie znaczącym, czemu po prostu nie mogła nie przejść obojętnie, czemu musiała zniżyć się, umniejszyć swój majestat by zrobić mu krzywdę? czemu oni: ci wszyscy ludzie a potem skrzydlaci ciągle musieli to robić? czemu nie mogli po prostu mieć go gdzieś?

Leith skłonił się jak go uczono. “Ta chwila” jeszcze nie następuje.

- Będziemy przechodzić przez portal w kolejności: Athos, ja, Milena, Kai, Leith. - Powiedziała oschle księżniczka, ignorując uwagi Mileny. - Potem zmienimy szyk, Athos przejdzie na koniec, ja idę na początku. Nikt się nie wychyla, każdy pilnuje towarzysza przed sobą. Ja pilnuję drogi. Przez cały pobyt na Dworze Snów nikt, ale to nikt nie ma prawa wdawać się w bijatyki. Każdego, kto złamie ten zakaz, osobiście ukażę. Pamiętajcie, że każde z was będzie teraz reprezentować nie tylko siebie, ale cały Dwór Wiatru. Pytania?
Leith nie miał pytań do Aurory, ani żadnego z tu obecnych, pytał jedynie samego siebie jak powinien postąpić jeśli ktoś inny będzie miał okazję zabić Milenę, albo Athosa. Kaia? co wtedy powinien, a co zrobi? dlaczego w ogóle miał te pytania? czy ktoś używa na nim czarów? po co w ogóle o tym myślał.
Inni też nie mieli. Księżniczka wyczarowała więc portal, przez który kolejno zaczęli przechodzić.
- Doprawdy, czy nie można by wysłać kogoś najpierw do Dworu Snów, żeby tam nam otworzył przejście... No ale księżniczka, jak wiadomo nie ma za zadanie myśleć, tylko nas chronić - skomentowała Milena, kiedy Aurory nie było już po tej stronie portalu.
Leith spojrzał na Kaia dając mu do zrozumienia, że Milena musi mówić właśnie do młodego adepta medycyny.
Ten przełknął ślinę, patrząc na Bękarta zagubionym wzrokiem. Nic jednak nie powiedział, a Milena po prostu przeszła przez portal. Kai podążył w ślad za nią. Został tylko Leith.
Bękart pociągnął nosem, rozejrzał się ostatni raz po okolicy wytężając wzrok, po czym wreszcie wszedł w nieznane…
Powitało go rozrzedzone górskie powietrze, silny, przeszywający zimnem wiatr oraz zacinający z boku śnieg. I coś jeszcze. Aurora stała w pozycji bojowej placu, gdzie portal idealnie wkomponował się w kamienną, starożytną bramę - centrum owego obszaru.
- Nie jesteśmy sami - jej głos odezwał się w głowie Leitha i chyba też w innych, bo cała reszta teraz zamarła, czekając na coś i wsłuchując się w odgłosy śnieżnej zamieci.
Leith rozejrzał się za miejscem które mogło dawać jakąś ochronę, tutaj głupio było być wystrzelanym zupełnie tak samo jak… być wystrzelanym gdziekolwiek indziej… czy być wystrzelanym w ogóle. Bękart zastrzygł uszami i wytężył również słuch.
Nic jednak nie słyszał poza wyciem wiatru. Co do miejsca... rozglądając się zauważył na tle zamieci odcinający się, zmierzający ku nim biały punkt.
Leith nie potrafił komunikować się magicznie więc by nie krzyczeć mógł zwyczajnie pokazać co widzi… idąc w tym kierunku.
Aurora zaraz znalazła się u jego boku. Z drugiego zaś pojawił się Kai. Athos stanął po drugiej stronie Aurory. Tymczasem nieznajomy mężczyzna... przybył.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/f61af5c13_qaxwwnr.jpg[/MEDIA]

- To książę Cassper! - zaświergotała stojąca z tyłu Milena, po czym zrugała ich - Zachowujcie się. Macie przed sobą władcę Dworu Snów!
- Nie władcę, Dworem rządzi królowa, ale... owszem, zachowałem tytuł księcia, tak gwoli ścisłości. Witajcie w naszej krainie. Niestety, pogoda o tej porze roku nie rozpieszcza.
Leith nie spuszczał wzroku z mężczyzny, głównie dlatego, żeby mieć szansę odskoczyć w porę… lub po prostu mieć na to nadzieję. Mimo zacinającego śniegu bękart miał na tyle szerokie pole widzenia by zauważyć co robią jego bardziej obeznani w etykiecie towarzysze, kiedy zaczną dygać, klękać czy padać na ziemię, mężczyzna będzie mógł ich naśladować.
Aurora rozluźniła się nieco, ale nie wykonała żadnego gestu. Kai tylko skłonił głowę. Tylko Milena wyminęła teraz Leitha i zaczęła przytulać się do uprzejmego, ale nie epatującego entuzjazmem księcia.
- Jestem Aurora, córka Księżnej Dworu Wiatru - przedstawiła się księżniczka, kiedy rudowłosa zakończyła pokaz pod tytułem “patrzcie, jaki to mój znajomy”.
- Nie mieliśmy się okazji spotkać, ale wiele dobrego słyszałem o twoich talentach - Cassper uśmiechnął się lekko.
- Tak, też o tobie słyszałam, mój panie. - Oczy Aurory zwęziły się, przywodząc na myśl kota. Chyba nie była mistrzem dyplomacji…
Jeśli Aurora faktycznie nie pochodziła z tego świata, to mogło jedynie dobrze o niej świadczyć. Leith wiedział, że nie był to bowiem najlepszy ze światów. Dobre świadczenie nie pomagało jednak w przeżyciu, bękart wsłuchał się we własne bicie serca i prawie już zupełnie przestał myśleć, tylko czekając aż zacznie się jatka.
- Pozwólcie, że poprowadzę was do dworu. Panują tu nieco inne warunki niż te, do których przywykliście. Pola magnetyczne są niestabilne, dlatego nie używamy portali, żeby nie skończyć gdzieś na skalistej grani. Latamy, ale tylko blisko ziemi i wyłącznie na ścieżkach. Chronią je zaklęcia królowej, tak więc mała rada na początek - nie zbaczajcie ze ścieżki.
- Oczywiście, drogi książę - Milena uśmiechnęła się doń słodko, a on odpowiedział jej uśmiechem.
Skrzydlaty o błoniastych, szaro-białych skrzydłach odwrócił się i faktycznie unosząc się jakieś pół metra nad ziemia, zaczął lecieć w sobie tylko znanym kierunku.
- Myślę, że to ja powinnam polecieć za księciem, aby nasze towarzystwo było dlań choć trochę milsze - rzuciła Milena, po czym wyminęła Aurorę i ruszyła za Cassprem.
Leith ocenił sytuację: w sprawie księcia i tak nic nie zrobi, zdecydował się po prostu trzymać za Aurorą. Kai bez słowa podążył za nim, stanowiąc swoisty bufor w kontaktach z ostatnim w szeregu - Athosem. Bękart obserwował tą ciekawą krainę wypatrując ewentualnych zagrożeń czyhających na ich drodze. Trudno było jednak dopatrzeć się czegoś w tej zamieci. Faktycznie okolica gościńca, czy jak nazywać ścieżkę, którą ledwo można było dojrzeć w śniegu, była dużo spokojniejsza niż okolica. A im wyżej wchodzili do góry, tym bardziej wściekła wydawała się pogoda. Leith nie wyobrażał sobie latać tutaj w normalnych warunkach. pewnie z chodzeniem byłoby ciężko. Doprawdy idealne miejsce, na zbudowanie niezdobytej fortecy. Póki co jednak żadnej budowli nie było widać. Niczego nie było widać oprócz śniegu.
“Księżniczka podejrzewa, że to Cassper zabił jej babkę. A przynajmniej na to przyzwolił. Stąd ta zdechła atmosfera.” - odezwał się w jego głowie głos, który od razu przypisał Kaiowi.
Czyżby Aurora też potrzebowała kogoś zabić? “ciekawe” - pomyślał Leith.
“Mam nadzieję, że chociaż zdążymy się ogrzać, jak tam przybędziemy. Co to za pogoda... Z drugiej strony nigdy nie słyszałem, żeby pogoda wpływała na pola magnetyczne, ale tu specem nie jestem.” - Kai był gadułą nawet wtedy, gdy nie było sposobności normalnie rozmawiać.
Leith już prawie otwierał usta by powiedzieć Kaiowi, że gdyby schował skrzydła i szedł skulony to z jednej strony byłoby mu trochę cieplej, z drugiej poruszałby mniejszą liczbą mięśni więc łatwiej byłoby coś odmrozić. Zreflektował się jednak, że chłopak i tak by go nie usłyszał.

Chwilę jeszcze lecieli w górę, a pogoda szalała wokół, aż weszli na poziom chmur. Tutaj było spokojnie, lecz widoczność była doprawdy znikoma. Leith z trudem dostrzegał plecy Aurory, choć ta leciała przed nim zaledwie pół metra. Wszystko tonęło w mlecznej, głuchej zawiesinie.
Nauczony doświadczeniem Leith pojmował otoczenie posiłkując się każdym zmysłem jaki posiadał. Dość dobrze znał już na przykład zapach Aurory, nasłuchiwał też trzepotu skrzydeł towarzyszy. Dzięki temu zauważył, że chmury nie tylko nie wydawały dźwięków, ale też tłumiły wszelkie inne odgłosy. Zapach jednak - tak zapach Aurory, który tak dobrze znał od czasu wspólnego pobytu w chatce na wyspie, był dla niego niczym nitka prowadząca do kłębka.
Równie nagle jak poziom chmur zaczął się, tak samo się skończył, roztaczając przed oczami emisariuszy doprawdy fantastyczny widok. Tutaj wszak, pomiędzy szczytami górskimi znajdowała się strzelista budowla zrobiona chyba z kryształu górskiego - odbijająca i połyskująca tysiącami barw, a jednak wciąż nieskazitelnie czysta.

[MEDIA]https://66.media.tumblr.com/10d8d2adbac3217c5e18fdcb73307137/tumblr_nfvkj5xnlx1tv3g49o1_500.jpg[/MEDIA]

- Witajcie na Dworze Snów raz jeszcze - powitał ich raz jeszcze Cassper z wyraźną dumą wskazując niezwykły zamek.

Leith powitał z ulgą poprawę widoczności, rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałych towarzyszy, wszak przez jakiś czas całą uwagę skupił na Aurorze.

Wszyscy byli na miejscu i rozglądali się ciekawie. Tylko Milena, która zdążyła uwiesić się ramienia księcia, teraz, gdy Leith na nią spojrzał, również odpowiedziała spojrzeniem. Uśmiechnęła się przy tym drapieżnie.
Większość bestii obnażało kły by pokazać agresję. Leith nie miał wątpliwości, że Milena nie jest tu wyjątkiem. Mężczyzna skłonił głowę kobiecie, planował ją przecież zabić nie chciał więc dawać jej żadnych podstaw do podejrzeń.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 05-01-2020, 12:21   #48
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kryształowy zamek bezsprzecznie robił wrażenie... opustoszałego.
- Wybaczcie, ale nasz dwór funkcjonuje w nieco innym trybie niż wasze. - Książę uśmiechnął się przepraszająco, kiedy wprowadził emisariuszy do głównego holu. - Dlatego nazywa się go dworem snów. Służba budzi się zwykle około 19 godziny, mieszkańcy po 20. W związku z tym zaprowadzę was teraz do waszych komnat. Odświeżycie się, coś zjecie... radzę też się przespać, aby przywyknąć do naszego trybu życia.

Wnętrze zamku było przestronne i równie zadziwiające, co sama konstrukcja. Właściwie każdy przedmiot zasługiwał na to, by nieco dłużej mu się przyjrzeć. Niestety, nie było teraz na to czasu. Prowadząc gości po schodach z kamienia, które przywodziły na myśl rozgwieżdżone niebo (Leith nigdy nie widział takiego budulca), Cassper mówił dalej:
- Nie mieliśmy zbyt wielu informacji o niektórych z was, staraliśmy się jednak uczynić wasze komnaty jak najbardziej komfortowymi. W razie czego korzystajcie z dzwoneczków, które leżą obok łóżek. Ktoś ze służby zawsze jest na dyżurze. Nawet w południe. Królowa i ja zapraszamy was natomiast na powitalną ucztę o godzinie 22. Potem, jak już poznamy się nieco i posilimy, chętnie poznamy zagadnienia, z którymi tutaj przybyliście. Chyba, że to coś bardzo pilnego? - książę spojrzał na posępną Aurorę.
- Zaczekamy. - Odpowiedziała krótko księżniczka, cały czas rozglądając się na boki. Wyglądała tak, jakby szukała ewentualnych, nietypowych dróg ucieczki.
Leith jak najbardziej sympatyzował z takimi poszukiwaniami. Bękart ułożył już sobie plan działania w tym potencjalnie zabójczym miejscu. Zamierzał sypiać zaledwie 20 minut ale co każde 4 godziny. 3 godziny bowiem wystarczały w zupełności na dobę. To da mu zapas czasu na “zwiedzanie” kryształowego “aresztu”. Bękart zaplanował sobie infiltracje służby, wszak sam do niej należał.
Tymczasem musiał zapamiętać drogę do głównego holu, co wśród zawijasów korytarzy i wielu schodów nie było takie łatwe.
Szczególnie dla osoby, która ma niezwykłe poszanowanie dla sztuki i nie ważyłby się subtelnie popaćkać poręczy czy ścian krwią z rozciętego pazurem palca przy każdej okazji...
Nie wiadomo czy pozostali to zauważyli, ale tylko Athos spojrzał wprost na Bękarta, gdy ten zostawiał ślad. Olbrzym był ponury jak zwykle, wydawało się jednak, że rozumie i aprobuje to działanie.
Wreszcie zostali wprowadzeni do niedużego korytarza, gdzie znajdowało się 5 par drzwi.
- No dobrze, zatem ja was zostawię tutaj. Pokój po mojej lewej jest przeznaczony dla sir Athosa, potem lady Milena, te drzwi na końcu to komnata waszej wysokości, mam nadzieję, że będzie ci odpowiadała księżniczko, sąsiadująco, po prawej stronie sir Leith, a te tutaj koło nas po prawej to pokój magistra Kaia.
- Ja nie... - zaczął chłopak, lecz zgromiony wzrokiem Mileny, szybko rzekł - Dziękuję bardzo, na pewno będzie mi tu wygodnie.
- Książę Cassprze, a może zgodzisz się na chwilę wstąpić do mojej komnaty i... osobiście pokazać mi wszystkie udogodnienia? - zapytała rudowłosa, niemal ocierając się o mężczyznę. Ten uśmiechnął się uprzejmie, nie odtrącając kobiety, ale też i nie reagując.
- Wybacz pani, ale muszę odmówić.
- Nawet przez wzgląd na stare czasy? - Milena zrobiła słodką minkę.
- Mileno, ponoć to mnie miałaś chronić od kompromitacji - wysyczała przez zęby księżniczka, która wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć. Rudowłosa odsunęła się od jasnowłosego przystojniaka niezadowolona, ale wciąż trzepotała rzęsami w jego stronę. Cassper uśmiechnął się przepraszająco.
- Powiem wprost, nie czuj się pani urażona, twa uroda wciąż mnie zachwyca tak samo jak przed laty, ale serce teraz nie jest wolne, lecz należy tylko do jednej niewiasty.
- Do królowej? - zapytał Kai cicho.
- Owszem. Stała się ona panią nie tylko mych ziem i mego dworu, ale również mnie samego. Czy macie jeszcze jakieś pytania, nim się oddalę?
Leith nawet gdyby miał pytania to by ich nie zadawał. Nie miał zamiaru rzucać się w oczy, czy uszy.
- A co jeśli zechcemy opuścić pokoje przed kolacją? - zapytała Aurora.
- Jesteście naszymi gośćmi. - Uspokoił ją książę. - Możecie chodzić gdzie chcecie. Prosimy tylko o poszanowanie prywatności innych mieszkańców dworu i uszanowanie jego sztandarowej zasady.
- Czyli? - zapytał Kai.
- Oko za oko, ząb za ząb. - odparł gładko Cassper. - Jeśli niesłusznie wyrządzisz krzywdę komukolwiek na tym dworze, taka sama krzywda spotka ciebie. To samo dotyczy się zabijania.
- Ale to chyba nie działa w przypadku służby? - Milena uśmiechnęła się jakoś tak niepewnie.
- Owszem, dotyczy. - Cassper odpowiadał uprzejmie. Jak wiecie, Królowa zniosła niewolnictwo. Służba to zwyczajni pracownicy zamku. Podobnie zresztą jak ja czy inni szlachcice. Każdy ma swoją partię obowiązków do wykonania i te same prawa.
- A kto oceni, że krzywda została niesłusznie wyrządzona? - zapytała księżniczka, zapewne spodziewając się już odpowiedzi.
- Królowa, oczywiście.
- A kto wymierzy karę?
- Również ona.
- Czyli Królowa jest poza prawem?
- Ależ księżniczko... - Milena próbowała przystopować Aurorę, ale ta patrzyła tylko na Casspra.
- Królowa jest prawem. Ona je ustanawia i dba, by je respektowano. - Orzekł książę nieco jakby za szybko.
- Czyli jest despotycznym tyranem?
- Auroro! - rudowłosa patrzyła błagalnie na wojowniczo nastawioną księżniczkę.
Leith zaś złapał za klamkę swoich drzwi i uchylił je.
Pomieszczenie w środku wyglądało zadziwiająco podobnie jak jego własna sypialnia na Dworze Wiatru. Oczywiście, meble były inne, ale stylowo podobne, tak samo ułożenie ich. Było ich jednak nieco więcej, a pomieszczenie było też większe. Po prawej stronie znajdowała się nawet balia z gorąca, parującą wodą - jakby zapraszająca, by do niej wskoczyć. Na stoliku zaś stało kilka przykrytych tac. Węch Bękarta podpowiadał mu, że znajduje się tam jedzenie.
- Masz ochotę na kąpiel, księżniczko? - powiedział Leith spoufałym tonem jakiego możnaby się spodziewać po osobie która, przynajmniej publicznie miała uchodzić za materac Aurory.
Ona sama patrzyła na niego teraz ze zdziwieniem, które jednak psuło efekt manipulacji.
- We wszystkich pokojach czekają na was kąpiele. - Wyjaśnił Cassper, patrząc z wdzięcznością na Leitha. Widać nie zamierzał jednak ignorować niewygodnego pytania księżniczki, bo zaraz zwrócił się do niej:
- Pani, daj nam szansę. Niedługo sama poznasz królową. Poznasz jej jasny blask, prawość i dobroć. Jeśli wciąż będziesz mieć wątpliwości, zadaj jej swoje pytania. Możesz pytać o co tylko zechcesz, tylko... poznaj ją najpierw nieco. O nic więcej nie proszę. A teraz szanowni goście, życzę wam dobrego dnia, co w naszym żargonie jest równie, waszemu “ dobranoc”. To rzekłszy, skłonił się, i ruszył ku schodom.
- Do... dobranoc. - Kai odpowiedział jako pierwszy i jako pierwszy zniknął za drzwiami swego pokoju. Pozostali patrzyli wyczekująco na Aurorę.
- Ja... ja wykąpie się sama. - Powiedziała cicho, nie patrząc na Leitha, lecz w ślad za Cassprem.
- Mhm… wymamrotał bękart chwytając drzwi do swojego pokoju w obie dłonie i… zdejmując je z zawiasów. Następnie mężczyzna wyciągnął kawałek rękawa i wytarł nim całą oliwę, wtedy wsadził je z powrotem i zaczął poruszać energicznie czekając aż zaczną skrzypieć.
Aurora i pozostali przyglądali mu się. Księżniczka bez słowa po prostu skierowała się do swojej komnaty. Kiedy zniknęła za drzwiami, Athos również ruszył do swojego pokoju, mamrocząc coś pod nosem. Została tylko Milena, która patrzyła na poczynania Bękarta z pogardliwym uśmiechem.
- Masz klucz w zamku. Poza tym... wiesz, że większość z nas nie potrzebuje otwierać drzwi, by dostać się do środka?
Leith czekał na upragniony efekt.
- Nie wydaje mi się bym wyglądał na kogoś kto mógłby to wiedzieć, tym bardziej dziękuję za dobre słowo, dostojna pani… - przekręcił głowę i odwzajemnił gest agresji nazywany “uśmiechem” - spokojnej i samotnej nocy, tfu… dnia. - to powiedziawszy bękart znikł za drzwiami. Jeśli Milena miała dla niego jakąś ripostę, nie usłyszał jej. Został sam. A przynajmniej tak to wyglądało.
Bękarta nie było stać na zmarnowanie jakiejkolwiek choćby najbardziej błahej czy naiwnej możliwości uzyskania elementu ostrzegawczego. Tylko dlatego, że sytuacja była ponura nie było jeszcze powodem by się poddawać, gdyby tak się sprawy miały popełniłby autoaborcję…
Leith zdjął ubranie i zanurzył się w balii. Po rozgrzaniu się i zrelaksowaniu mięśni, mężczyzna, nie opuszczając wody sięgnął po jedzenie. Gdy ugasił stres rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu. Czuł się wyjątkowo spokojnie. Podejrzanie wręcz spokojnie i bezpiecznie. Ocenił jednak gdzie musi stać, by doskoczyć do każdego sprzętu, czym mógłby rzucić i tak dalej.
Kiedy bękart wreszcie zdecydował się opuścić balię, zaczął się ubierać, robiąc to zajrzał jeszcze do szafy - wisiało tam sporo ubrań, wszystkie na jego miarę. I można by powiedzieć, że w jego guście. To potwierdzało jego przypuszczenia: albo ktoś tu szpiegował, albo czarował, a najpewniej jedno i drugie.
W końcu nastał czas na jego pierwszą drzemkę, po kąpieli i jedzeniu był w nastroju. Leith otworzył oba okna i usiadł w rogu pod ścianą. Zamknął oczy. Choć robił to całymi latami, bękart wiedział, że po tygodniach “rozleniwienia” trudno jest tak po prostu zacząć spanie w krótkich interwałach, dlatego przygotował się do tego poprzez wyziębianie pokoju. Nie powinno minąć więcej niż dwadzieścia minut nim temperatura jego ciała spadnie do na tyle nieprzyjemne, że dalszy sen nie będzie możliwy. Kolejne drzemki będą już prostsze. Leith zamknął oczy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-01-2020, 17:21   #49
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Chociaż zasypiał na podłodze, gdy kolejny raz otworzył oczy, leżał na wielkim łożu bez pościeli i odzienia. Nie było mu jednak zimno, wręcz przeciwnie było gorąco, upalnie. Usta miał spierzchnięte, wygłodniałe. Nie chodziło jednak o jedzenie, bynajmniej nie o nie... Czekał na coś. Właściwie to od początku wiedział na co. Poczuł na lędźwiach słodki kobiecych pośladków. Zobaczył ponad sobą sylwetkę Mileny, która siedziała na nim okrakiem, ocierając się o jego już pobudzoną męskość swoją wilgotną muszelką. Czuł jak płatki jej kwiatu kobiecości za każdym razem rozchylają się, gdy skrzydlata przesuwa się, przyciskając do pulsującego od nadmiaru krwi członka.
- Chcesz, we mnie wejść? Błagaj... - wymruczała rudowłosa piękność przeciągając się i prężąc przed jego oczami.
- A może wpierw chcesz spróbować moich cycuszków? Spróbuj jakie są smakowite... - nachyliła się nad nim, w dłoniach miętosząc obfite piersi.
Leith pragnął ich. Pragnął ich ponad wszystko, z wyjątkiem gorącej cipki tej rudej czarownicy. Chcąc wyrwać się spod jej władzy, a jednocześnie spełnić swoje fantazje, Bękart wpił się w lewą pierś, zagryzając zęby na sutku. Nie jako pieszczota, on gryzł naprawdę. Milena krzyknęła boleśnie, lecz nie odsunęła się. Jej krzyk zmienił się w wycie rozkoszy. Choć posoka spływała po nagiej skórze, skrzydlata nie przestawała jęczeć i ocierać się.
- Błagaaaaaaaaj... - wyjęczała, a zdesperowany Leith jeszcze mocniej zacisnął zęby. Kobieta wrzasnęła niczym w orgazmie, gdy odgryzł jej sutek, a potem złapała za głowę i mocniej docisnęła do krwawiącej obficie piersi. Zmuszała go, by pił jej krew, a on... czuł, że pragnie jej jeszcze bardziej. Nie chcąc się poddać, Bękart na odlew uderzył kobietę, zrzucając z siebie wprost na podłogę. Upadła naga, zakrwawiona, z wypiętym w jego stronę krągłym tyłeczkiem. Mężczyzna widział jak soki rozkoszy, którymi sam był już pokryty wyciekają z niej, spływając leniwymi strużkami po wewnętrznej stronie ud.
Nie mógł się powstrzymać. Choć bardzo chciał. Wszedł brutalnie w jej odbyt, zamiast bólu, słysząc jej irytujący śmiech.
- Wszyscy jesteście tacy sami... No dalej, gwałć mnie. tego przecież pragniesz, prawda? A może mam ci dać pozwolenie?
Nienawidził jej, a jednocześnie to uczucie podsycało jego pożądanie. Wbijał się w jej ciasny tyłeczek najmocniej jak umiał, a kiedy wiedział już, że nie jest w stanie zranić jej w ten sposób, zaczął bić ją, orać jej plecy i boki szponami do krwi, do mięsa. Krzyczała. Krzyczała z rozkoszy, jeszcze bardziej potrząsając pośladkami. Leith miał wrażenie, że otwór, w który wchodził, wciąga go niczym bagno, zasysa, wysysając jednocześnie to, co stanowiło jego tożsamość, odrębność, co dawało mu poczucie niezależności - jego gniew. Pragnął ją posuwać. Pragnął rozkoszować się jej ciałem. Pragnął... błagać, by pozwoliła mu się zaspokoić...
***
- Błagam... - jęknął, jednocześnie budząc się. Leżał na łóżku, pościel leżała skopana w nogach łóżka, a on sam, no cóż, miał na sobie znamienne oznaki tego, że chory sen, był dlań zarazem źródłem orgazmu. Kiedy mężczyzna rozejrzał się, zobaczył, że okna są pozamykane, a za nimi widać resztki zachodzącego słońca.
Leith trzepnął wściekle skrzydłami jak poparzony. Wyskakując z łóżka rąbnął głową o sufit, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Jego łapa spadła na balię, rozrywając ją i uwalniając wciąż parującą i ciepłą wodę, która jednak zamiast rozlać się po podłodze, po prostu zniknęła. Następnie mężczyzna z rykiem wściekłości, rzucił się na zamknięte okno. W tym momencie skrzypnęły drzwi wejściowe.
- Leith! - Aurora wpadła do środka w swojej zwykłej, dopasowanej zbroi. - Leith, co się dzieje?! - zapytała, napięta niczym struna.
Leith był wciąż wściekły, miał wrażenie, że serce wybuchnie mu w piersiach, obracając się na pięcie i spotykając spojrzeniem z Aurorą nie było na jego drodze nic, zupełnie nic, na czym mógłby wyładować swoją złość. Ale półtora metra dalej stało krzesło… Skrzydło bękarta wystrzeliło w jego kierunku posyłając je z impetem na ścianę.
- Mrrrrr… - było jedynym co mężczyzna zdołał wycedzić przez zaciśnięte zęby.
Księżniczka przyskoczyła do niego.
- Powiedz mi, co się stało? - zapytała łagodnie, ale z uporem.
Chwyciła szponiastą dłoń w swoje drobne palce, unosząc na wysokość piersi.
“Chcesz spróbować moich cycuszków? Spróbuj jakie są smakowite...” - wspomnienie snu odżyło w głowie mężczyzny.
Zmysly Leitha były nienaturalnie pobudzone. Nie tylko czuł zapach Aurory ale nawet potrafił rozróżnić zapach włosów na głowie od włosów na szyi, skóry na policzkach i skóry na dłoniach. Czuł też jak strumyki potu spływają po jego własnych plecach.
- … - mężczyzna otworzył usta ale długo nie był w stanie wydobyć z siebie artykułowanych dźwięków - Nie.
- Nie? - księżniczka przyglądała mu się z tak bliska. Jedną dłonią wciąż trzymała jego rękę, drugą odgarnęła kosmyki włosów, spadające na spocone czoło. Zajrzała mu teraz głęboko w oczy.
- Jeśli chcesz, mogę pomóc ci się uspokoić... - powiedziała cicho.
Leith skupił część swoich zmysłów na łapie którą obejmowały palce księżniczki.
- Pożądam kogoś i ktoś o tym wie. Ale nie tak jak myśli. Choć… to podobne. Jeśli chcesz mnie uspokoić musisz wyjść, atakujesz teraz moje zmysły.
Przełknęła ślinę, patrząc na niego tymi swoimi mądrymi, złocistymi ślepiami.
- Milena, prawda? Dręczy cię? Mogę ci pomóc i postawić bariery wokół twojego umysłu. Ona nie przebije się przez nie, ani nikt inny z wyjątkiem może Tuli i Ulva na naszym dworze. Musisz mnie jednak wpuścić. Nie chcę... robić ci większej krzywdy niż już ci wyrządzono. - szeptały pełne, karminowe wargi. Tak blisko jego warg…
Problem był jednak taki, że Leith w ogóle nie ufał teraz swoim zmysłom. Mężczyzna wyciągnął drugą dłoń, podniósł bliżej twarzy księżniczki, zamknął w pięść, wystawił wskazującego palca i bardzo powoli położył go tuż przed jej wargami. Bękart nabrał głęboko powietrza starając się uspokoić tylko na tą chwilę.
- Moja głowa, to miejsce w którym ktoś taki jak ty nie czułby się dobrze.
Była zdziwiona jego dotykiem, ale pozwoliła mu na to. Choć spędzili kilka dni razem w chatce, śpiąc obok siebie, dopiero teraz tak naprawdę dotknął jej twarzy. Miała delikatną, ciepłą skórę. Naprawdę delikatną... chropowate dłonie Leitha zdawały się nie być jej godne, a jednak... Dotykał jej, a ona mu na to pozwalała.
- Poradzę sobie. Chcę ci pomóc. - Rzekła z uporem Aurora. W głowie Bękarta pojawił się lekki nacisk, który jednak nie pogłębiał się. To było tylko zaznaczenie obecności, coś jakby pukanie do drzwi.
- Wpuść mnie, Leith... - poprosiła znów.
I Leith ją wpuścił, w pierwszej chwili autentycznie wystraszył się tego że to zrobił, jego uszy zastrzegły ostrzegawczo ale było już za późno. Kości zostały rzucone.
Psom na pożarcie.
Tym razem było inaczej niż z Ulvem. Nie było macek, nie było penetracji, tego ślizgania się. Choć nie umiał określić kształtu, jaki przyjęła w jego głowie Aurora, wiedział, że to ona. Widział w wyobraźni jak stawia wokół jego umysłu ogromne, solidne mury - ciemne jak kamień, który nosiła na piersi. Kiedy księżniczka pracowała, on mógł dotykać jej, przyglądać się. I choć swoich spostrzeżeń nie potrafił ubrać w słowa, czuł intymność między nimi. Wiedział, że zobaczyła to morze wściekłości i gniewu, które miał w środku, lecz nie bała się go z jakiegoś powodu.
Skończywszy ostatnią ścianę, świadomość księżniczki wycofała się z jego głowy. Znów byli w pokoju. Sen był tylko snem, przykrym wspomnieniem, ale niczym więcej. Pozostała tylko kwestia zmiany miejsca spania i zamknięcia okna.
Leith poruszał nosem. Coś ciągle było nie tak, zawsze było nie tak.
- Tylko czemu byłem w łóżku… - Leith zerknął na miejsce w którym zamierzał się zdrzemnąć.
- Nie wiem - przyznała Aurora, siadając obok i wciąż trzymając jego rękę. - Zasypiałam oparta plecami o drzwi. Nikt nie mógł przez nie wejść, choćby pokonał moje bariery. - Nagle coś jej się przypomniało. - Kiedyś czytałam... czytałam o projekcie inteligentnego domostwa. Polegało to na związaniu zaklęciem chętnej do tej roli świadomości, która stałaby się częścią budowli i swoją magią niejako zarządzała nią. Chodziło jednak o zwykły dom, do zamku tego rozmiaru... - nie dokończyła.
- Mmmm… Dwór Snów dla jednych, koszmarów dla innych. Do tego jeszcze śpią w dzień, przy takiej małej ilości słońca nie zdziwiłbym się gdyby nie rzucali nawet odbicia przechodząc obok tych wszystkich kryształów. - Leith mówił ale w dalszym ciągu sam trzymał teraz rękę księżniczki - poruszył nosem - co robisz w zbroi?
Na jej twarzy pojawił się lekki, pełen zawstydzenia uśmiech.
- Śpię. Nie tylko ty masz swoje manie…
Głowa Leitha spadła z jego ramion tak, że bok jego czoła opierał się teraz niemal o lwią grzywę Aurory. Czuł jej zapach i promieniujące odeń ciepło.
- Co ci się stało, że jesteś taka nieszczęśliwa? - spytał tak jak to czasem miał w zwyczaju, prosto z mostu.
Podniosła na niego spojrzenie zdziwionych oczu.
- Nieszczę...
Nie dokończyła, bo oboje usłyszeli odgłos otwierających się drzwi na korytarzu.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 05-01-2020, 23:00   #50
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Aurora puściła dłoń Leitha i szybko stanęła na nogi, patrząc w tamtą stronę.
Podobnie uczynił bękart, który jednak w odróżnieniu, zamiast czekać w napięciu na sytuacje wolał się z nimi zderzać. Mężczyzna wyskoczył z ziemi pod sufit i niemal przeczołgał się po nim w stronę własnych drzwi by zobaczyć co się dzieje na korytarzu .
W ten sposób pierwszy miał wątpliwą przyjemność zobaczyć ufryzowaną i wymizdrzoną Milenę, która stanęła naprzeciwko drzwi. Skrzydlata rozejrzała się zdziwiona.
- Co tu się stało? - zapytała, patrząc na księżniczkę, która stała pośrodku bałaganu i zniszczonych przez Leitha mebli.
Bękart poczuł jak coś w jego dłoniach pęka. Albo to były jego własne kości, albo cokolwiek na czym się zaciskały. Poprzez napływające fale adrenaliny Leith uświadomił sobie jednak jeden szczegół: jeśli coś było zbyt piękne by było prawdziwe - nie było prawdziwe.
Mężczyzna spadł odwrotnym saltem z sufitu zatrzaskując w locie piętą drzwi. Plecami zasłonił zamknięte znów wejście do komnaty spojrzał na stojącą naprzeciw Aurorę.
Jeśli ktoś kogoś tutaj zabije sam zginie, Książe przedstawił sprawę jasno. Bękart podejrzewał, że obecność Mileny nie była przypadkowa, że to wszystko miało na celu sprowokowanie takiej sytuacji.
- Co wy...?! - dobiegł go wściekły głos zza drzwi.
- Ja się tym zajmę - zaproponowała Aurora, podlatując bliżej i kładąc dłoń na ramieniu Leitha.
- Nie mówię, że ona tego nie zrobiła, co... co ci się przyśniło, ale pamiętaj, że nie masz pewności. To mogło być to miejsce... albo ktoś inny, ktoś, kto może chce nas skłó...
Nie dokończyła, bo drzwi dosłownie wyleciały wraz z futryna w powietrze. Leith i Aurora na szczęście uniknęli największych odłamków. Za powstałym otworem stał półnagi Athos w samych spodniach, z wysunięta przed siebie ogromną pięścią.
- ZOSTAW-KSIĘŻNICZKĘ-PLUGAWCU!!! - wrzasnął tak głośno, że aż zatrzęsły się resztki zastawy na stole.
Leith przestawił nogi, wypluł odłamek którego nie uniknął, wyciągnął przed siebie rękę, zacisnął pięść a środkowym palcem wykonał zapraszający gest. Athos wydawał się najsensowniejszym miejscem na ujście złości i adrenaliny, więc jeśli miał ochotę…
- On mi nic... - Aurora próbowała zażegnać konflikt, lecz o dziwo to Milena przejęła to zadanie.
Rudowłosa, odziana w długą, niebieską suknię z głębokim dekoltem, podparła się pod boki i rzekła:
- Na Ojca Dzień, doszczętnie chcecie zniszczyć naszą reputację, żeby uważali nas za niespełna rozumu dzikusów? Athosie, cokolwiek się tu wydarzyło, wygląda na to, że działo się to za zgodą księżniczki. Zabierz z mojej komnaty swoje rzeczy i weź porządną kąpiel przed kolacją. Księżniczko Auroro, czy mogę liczyć na to, że staniesz na wysokości swojej pozycji i zadbasz o właściwy wygląd swój i swojej zabawki? No i o naprawienie szkód nim ktoś z mieszkańców zobaczy, coście tu wyczyniali. - patrząc na stan pokoju Milena uśmiechnęła się drapieżnie. - Doprawdy, nie przypuszczałam, że tak dobrze potraficie się bawić. W powietrzu wciąż jeszcze czuć zapach chuci twojego ruchadełka, a to jak na ciebie patrzy...
- To mój partner - weszła jej w słowo Aurora, ściągając brwi. - I tylko to określenie jest dopuszczalne, jeśli nie używasz jego imienia...
- Och, ależ oczywiście - głos rudowłosej był gładki jak szal z aksamitu i równie jak on duszący. - Masz na imię Leith... prawda? Postaram się zapamiętać…
“W chwili śmierci” pomyślał Leith ale nic nie powiedział, strzepnął za to deskę z ramienia i przeczesał dłonią głowę.
Milena uśmiechnęła się szelmowsko, jakby słyszała jego myśli, po czym oddaliła się za Athosem.
- Jego też uwiodła... - westchnęła cicho Aurora, wyglądając na korytarz przez ogromną dziurę. Następnie spojrzała na Leitha.
- W porządku?
Leith pominął wątek Mileny.
- Potrafię sobie wyobrazić jak łatwo może tu zginąć choćby i księżna. Ot zabić kogokolwiek po koszmarnym śnie a potem zostać “sprawiedliwie” ukaranym. Powinienem przysnąć na nie więcej jak kilkadziesiąt minut. Śniło ci się coś?
Aurora zastanowiła się przez chwilę.
- Nic godnego uwagi... - wtem jej oczy zrobiły się otwarte ze zdziwienia - Popatrz!
Strzępy materiału, kawałki tynku, połamane deski, a nawet drzazgi i pył wszystko to zaczęło falami unosić się, a następnie wracać na swoje miejsce, odtwarzając przedmioty, których części stanowiły wcześniej.
- To jednak prawda, ten zamek... żyje! - zachłysnęła się księżniczka, patrząc na dzieło odbudowy.
Jakby w odpowiedzi na stole pojawiło się kilka półmisków - posiłek dla dwojga. Łóżko zostało na nowo zasłane, a od strony balii - znów pełnej parującej wody - dochodził przyjemny zapach jakichś olejków.
- Wybacz ignorancję, dla mnie to po prostu więcej czarów. Nie byłbym w stanie rozpoznać gdybyś sama to teraz robiła i tylko grała zaskoczenie. Szczególnie jeśli potrafiłabyś też przyspieszać swój oddech na zawołanie. Jestem zupełnie ślepy jeśli chodzi o waszą magię - przyznał.
Ta odpowiedź chyba nieco zakłopotała Aurorę, bo odwróciła wzrok. Podeszła do drzwi i nacisnęła na klamkę.
- To ja... faktycznie pójdę się szykować.
- Ej, dziękuję. - powiedział jeszcze mężczyzna zanim wyszła.
- Proszę. Pamiętaj, że mamy się ładnie ubrać. - Aurora przewróciła oczami, po czym faktycznie wyszła.
Leith też znowu się umył. Chyba nigdy jeszcze nie mył się tak często w trakcie tak krótkiego czasu. Jeszcze raz się też ubrał. Zanim jednak opuścił komnatę drzwiami, najpierw wyfrunął oknem aby oblecieć najbliższą okolicę oraz zobaczyć co widać przez sąsiadujące okna. Okazało się jednak, że wszystkie one były w jakiś sposób przyciemnione od zewnętrznej strony. Zresztą jego własne również.
Cóż, trzeba było sprawdzić. Leith wrócił do pokoju podrapał się po głowie i zajrzał raz jeszcze do szafy.
Miał już przygotowaną “kreację” przez kogoś, kto miał o tym pojęcie, chciał natomiast coś sprawdzić. Zamknął drzwi szafy po czym oczyścił umysł i pomyślał o ubraniach w neutralnych kolorach, następnie otworzył szafę ponownie. Był ciekawy jakie są możliwości czy ograniczenia tych “czarów”... Za każdym razem otrzymywał to, o czym myślał, nawet jeśli była to stara sieć rybacka. Doprawdy ciekawie zareagowaliby wielmożni pewnie na taki jego wygląd... Jedyne czego Leith nie był w stanie wykreować w szafie, to rzeczy innych niż garderoba.
Leith uśmiechnął się, skrzydlaci byli owładnięci samouwielbieniem, bękart skupił się raz jeszcze, tym razem jednak chciał by czarodziejska szafa dała mu szaty w jakich sama królowa chciała widzieć swoich poddanych, cokolwiek to by miało znaczyć.
O dziwo, zobaczył wówczas ten sam zestaw odzienia, który jemu samemu podobał i wpisywał w kanon “wieczorowej” garderoby.
Leith przestał zabijać czas czczymi zabawami z bielizną i nałożył odzienie.
Bękart wyszedł przed komnatę i zaczął przechadzać się po korytarzu, dyskretnie przyglądał się, czy ślady jakie zostawił dalej tam są - nie było. Zamek zapewne “goił” wszelkie skazy. Mężczyzna nasłuchiwał jakichkolwiek odgłosów czyjeś obecności, oraz węszył za czyimś zapachem. Chciał na własne oczy zobaczyć mieszkańców tego miejsca, kimkolwiek czy czymkolwiek byli.
Musiał zejść po schodach, potem korytarzem skręcić w lewo, znów w lewo, a potem w prawo i znów po schodach. Dopiero wtedy usłyszał coś jakby... śmiech? Rozmowę? Odgłosy dochodziły gdzieś z daleka, ale dało się za nimi podążać. Tak też zrobił, na razie pamiętał jeszcze drogę którą przyszedł, zresztą… jeśli korytarze magicznie nie zmienią pozycji to raczej trudno by mu było się tu zgubić. Dziesięć lat przemieszczał się w końcu po ciemnych tunelach w głębi gór…

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172