Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2020, 20:40   #61
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Znów był cienistym potworem, wizualizacją, którą przed chwilą utkał. Znajdował się jednak w zupełnie innej krainie. Wyglądała ona jak... bezkresny, wzburzony ocean, który nagle zamarzł i zamiast fal wokół piętrzyło się tysiące sopli, wyrastających z podłoża. Wtem jeden z wielkich sopli pękł, ukazując fantastyczną istotę. Była ona spójna ze scenerią, ale jej niezwykły kształt - sześć ramion ułożonych na obręczy, która przywodziła na myśl bryłę Dworu Wiatru oraz rysy twarzy - bezsprzecznie łączyły ją z Aurorą.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/wYXQ-f5mt_qanpnqa.jpg[/MEDIA]

- Witaj w moim świecie wyobraźni - powitała go, lewitując w powietrzu.
Chociaż awatar Leitha miał skrzydła, mężczyzna człapał po zamarzniętym oceanie rozglądając się ciekawie. Mógłby chodzić tu przed siebie latami i by mu się nie nudziło. Było tak… samotnie, zimno i spokojnie.
Aurora, czy raczej wizualizacja jej tożsamości podleciała do niego. Uśmiechnęła się lekko. On miał w sobie ogień, ona lód, a jednak w jakimś sensie byli podobni.
- Znajdź więc mój umysł i spróbuj czegoś się z niego dowiedzieć. Nie będę z tobą walczyć, więc... masz pewne fory. Ulv nie miałby tak lekko. - jej głos był cichy, lecz słowa w pełni zrozumiałe.
Leith zastanowił się. Było kilkanaście prawdopodobnych dróg już w tym momencie. Mężczyzna zastanowił się gdzie jest ściana: czy jest nią woda czy powietrze? bo tylko to pozornie tutaj było widoczne. Jeśli była to woda, to umysł mógł być wyspą, okrętem lub czymś innym co pływało. Ale to też mogło być coś pod wodą: wrak statku na dnie, perła, cokolwiek. Dlaczego Ulv nie miałby lekko? Jak tu można było walczyć? oczywiście tworzyć sztorm, zamrażać wodę lub podgrzewać ją do stanu wrzenia.
Mężczyzna kiwnął głową, spojrzał pod nogi i spróbował zrobić lodową krę pod sobą.
Udało mu się to bez większych problemów. Aurora jednak pokręciła głową.
- Nie analizuj tego, co widzisz, analizuj mnie. Chodzi o to, w co wierzę. Gdzie mój umysł będzie najbezpieczniejszy według mnie? Gdzie ktoś taki jak ja, kto pewnie czuje się mając pełną kontrolę nad sobą, mógł schować swoją jaźń
- Hmm… - wizualizacja Leitha wydała z siebie dźwięk który wciąż nie wydawał się wcale żadnym rodzajem mowy. Mężczyzna zastanawiał się. Gdzie mogło być chłodniej jeszcze i bardziej niebezpiecznie w tym miejscu? skąd można było mieć pełną kontrolę?
Z góry, wysoko gdzie wzrok nie sięga, tam gdzie nie ma powietrza, ciało zamarza, a wiatr smaga cię i rzuca, wprost na te lodowe sztylety. Leith wzbił się do lotu wystrzeliwując w górę. Leciało się ciężko, powietrze było coraz zimniejsze i miał wrażenie, że zamarza. Przypominał sobie jednak, że to tylko jego wyobraźnia, a opór... stanowił wyzwanie.
Kiedy pokonał wreszcie warstwę grubych, zamarzniętych chmur, które chrupały, gdy przedzierał się przez nie, zobaczył to, czego szukał. Na tle gwieździstego, nocnego nieba znajdowało się słońce.
Nie było to oczywiście prawdziwe słońce, lecz aurorowa jego wersja. Słońce w jej świecie było lodowym olbrzymem, po którego powierzchni pełzały niebieskie, magiczne płomienie.
Avatar księżniczki zatrzymał się koło Leitha.
- No dalej, spróbuj go dotknąć. - zachęciła.
Leith wyciągnął ramię ku zimnej gwieździe ale szybko je zatrzymał. W tej formie nie miał już szponów czy pazurów ale raczej ostre jak brzytwy sierpy zamiast palców. Nie było takiego miejsca na jego smolistym ciele, o które nie możnaby było się zranić. Dlatego też Leith włożył ogromną uwagę, by dotknąć gwiazdy jedynie wnętrzem swojej dłoni.
Nawet nie poczuł bólu, jedynie dziwne łaskotanie. Pod wpływem jego dotyku jednak coś zaczęło dziać się z gwiazdą. Zaczęła się... mnożyć.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/epRstar16_qanpapq.jpg[/MEDIA]

- Rozbawiło mnie, gdy też na to wpadłeś - odezwała się Aurora. - Przy czym moja koncepcja jest nieco inna. Jądro znajduje się tylko w jednym z klonów.
W czasie, gdy mówiła, gwiazd było już kilkanaście i mnożyły się one za każdym razem, gdy dotknęły postaci Leitha.
- Mhm… - potworne alterego Leitha kiwnęło głową. mężczyzna zaczął dotykać kolejnych i kolejnych gwiazd stymulując ich multiplikacje, poruszał się szybciej i szybciej i szybciej…
To nie było proste. W efekcie jego działań, otaczały go setki malutkich słońc. Może tysiące. Przestały się jednak dzielić z chwilą, gdy ich średnica zmniejszyła się do około centymetra.
Wtedy dopiero Leith zaczął poświęcać im dokładniejszą uwagę wszystkich swoich zmysłów, to że wyglądały tak samo było jasne, ale czy wszystkie były tak samo zimne? Smolisty potwór przelatywał między lodowymi świetlikami niczym ciemna kometa, skanując ich temperaturę, niemal jeden po drugim…
Niczym jednak w tej materii nie zdawały się różnić. Przelatując jednak koło kolejnego kłębowiska malutkich słońc, poczuł coś innego - zapach. Zapach Aurory.
Leith pozwolił więc przejąć sterowanie właśnie zmysłom powonienia.
Tylko czy w sferze umysłu naprawde chodziło o węch? A może to coś innego, co on sam dopisał do doznań sensorycznych, a wcale takie nie było. Potrafił odgadnąć położenie Aurory nawet wtedy, gdy wszystko przysłaniały chmury, gdy wiał wiatr - on zawsze precyzyjnie wiedział, gdzie znajduje się księżniczka. Teraz też bez wahania znalazł “pachnącą” dlań kulkę - maleńkie, rozczulające na swój sposób błękitne słoneczko.
Leith zamrugał oczami.
- Nic ci się nie stanie jeśli to… jeśli cię dotknę?
- Jeśli spróbujesz to zniszczyć, będę walczyć, ale... to twoja nagroda. Weź dowolne wspomnienie. - Odparła Aurora z lekkim uśmiechem.
Leith delikatnie wysunął dłoń lecz znów ją cofnął, niemal w ostatnim momencie.
- I ono zniknie? na zawsze?
Pokręciła głową, wraz z niezwykłą, lodową otoczką.
- Nie, po prostu je poznasz.
- Mmmm… - Leith zatrzepotał skrzydłami poruszając się w powietrzu i zakładając wielkie, hakowato kolczaste ramiona. Wyglądał przy tym chyba jak jakieś potworne wypaczenie dziecięcych historii o dżinach.
- Jesteś moim przyjacielem, nie potrzebuję wykradać ci sekretów. Skoro chcesz mnie nagrodzić po prostu wybierz coś czym chciałabyś się podzielić. Wiesz… ja mam raczej grubą skórę, ale wezmę naprawdę cokolwiek. - zapewnił.
Istota, która była avatarem Aurory zawahała się, a potem pochwyciła palec Leitha w swoją dłoń i powoli najechała nim na powierzchnię kulki, zarysowując ją delikatnie.
Nagle Leith został wciągnięty w zupełnie inną scenerię. Znalazł się w komnacie zamkowej, za oknem panowała noc, a jedynym źródłem światła był niewielki, zdobiony słoiczek, wypełniony wielokolorowymi, obijającymi się o siebie świetlikami. Mała dziewczynka o jasnych włosach i złocistych oczach powolnymi ruchami dłoni próbowała przemycić jakiś wysadzany drogimi kamieniami sztylet. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ broń znajdowała się w niedużej pochewce, przyczepionej do uda mężczyzny, który siedział na jej łóżku. Skrzydlaty o szerokich jak u niedźwiedzia barach, trzymał w dłoniach książkę i czytał swoim głębokim głosem.
... przyjdzie nań pora
Bo choć lico mieć będzie potwora
Do wszystkich należeć
I do nikogo zarazem
On nada obrazom nową ramę
I nic już nie będzie takie same.

- Ale ja się boję potworów, tatku - powiedziała dziewczynka, której zamiary w międzyczasie zostały udaremnione przez wielką dłoń mężczyzny, która nakryła jej drobne paluszki.
- Nie bój się dziecko, tych co wyglądają jak potwory, bo wiesz z kim się mierzysz. Najgorsze potwory wszak, to te ukryte w skrzydlatych duszach. Ich można, a nawet trzeba się bać. Ale nigdy nie wolno przestać walczyć. Nawet jak bardzo się boisz, rozumiesz, Auroro?

Wizja urwała się. Leith otworzył oczy, czując sztywność na całym ciele z powodu długo niezmienianej pozycji (cóż… osiem sztyletów wczepionych dookoła szyi też mogło nieco do tej materii kontrybuować) naprzeciwko niego siedziała księżniczka, która także w tej chwili otworzyła powieki i zaczęła powoli rozprostowywać ręce.
- Jak się podobało? - zapytała pozornie niefrasobliwie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-01-2020, 09:40   #62
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith przekrzywił głowę i skrzywił się od fizycznego dyskomfortu po czym jego ręka schowała się za plecy i z ogromną prędkością zaczęła wyszarpywać ostrza z okolic szyi. Tym sposobem niemal spontanicznie w podłogę koło łoża wbiło się kilkanaście sztyletów. Dopiero wtedy mężczyzna poświęcił kobiecie całą uwagę na jaką zasługiwała.
- Bardzo - wyznał szczerze. - może jednak skusisz się teraz na kąpiel? jeszcze nigdy nie zmęczyłem się tak... masując stopy i to takie małe jak twoje! - dodał z uśmiechem, który byłby pewnie całkiem sympatyczny, gdyby wykonany inną twarzą…
Księżniczka spojrzała za okno, by przekonać się, że słońce stoi już wysoko.
- Chodźmy więc, w każdej chwili mogą mnie znów wezwać. Jeśli nie masz nic przeciwko, poproszę, żeby ktoś przyniósł nam jedzenie.
- Jeśli o to chodzi… - zaczął Leith - jedzenie już tam jest… - Mężczyzna powoli tłumaczył czemu w swojej łaźni Aurora znajdzie wciąż sporo talerzy żarcia.
Ta skinęła głową z uśmiechem.
- No to, kto będzie pierwszy? - to powiedziawszy, otworzyła portal.
Leith natomiast skulił się w kłębek i zwizualizował sobie dno bali z gorącą wodą…
Wygrał. Był pierwszy. Problem polegał jedynie na tym, że woda zdążyła przez te kilka godzin ostygnąć. Aurora wyszła z portalu i spojrzała na mężczyznę.
- Kolejna lekcja podgrzewania, czy poradzisz sobie z tą odrobiną zależności ode mnie? - zapytała wesoło.
Leith wypuścił wodę ustami.
- Hmm… - lubie twoje lekcje ale wolałbym nie ugotować wody w której właśnie siedzę… zresztą, we dwoje byłoby i tak ciepło - uniósł brew.
Aurora aż odwróciła się od talerza, nad którym aktualnie się pochylała i spojrzała na mężczyznę, jakby upewniając się, że się nie przesłyszała.
- Skoro tak mówisz... - to rzekłszy, chwyciła udko jakiegoś ptaka w zęby i szybko pozbywszy się majtek, wskoczyła do balii, chlapiąc wodą na wszystkie strony.
Leith dołożył tylko chlapania robiąc “piruet” pod wodą by w czas usunąć wszystkie kolce z drogi Aurory. Gdy kobieta wylądowała w balii obok niego, mężczyzna dla odmiany, bardzo powoli zaczął wyrzucać na podłogę wszystkie elementy własnej garderoby. Leith nie miał na sobie wiele materiału, za to dobre kilkanaście kilo metalu w małych, ostrych przedmiotach, których deszcz dzwonił teraz uderzając o puste tace po żarciu i inne sprzęty.
- To dla mnie się tak ładnie ubrałeś? - zapytała skrzydlata podgryzając udko i przyglądając się poczynaniom bękarta.
- Mhm - przyznał szczerze mężczyzna - myślałem, że natychmiast ruszamy kogoś mordować, poczułem się jakbym… - zastanowił się - jak to się mówi… jakby mi ubyło lat, albo dwóch, albo przynajmniej kilkunastu miesięcy.
Leith zdążył zdjąć z siebie tyle “pożyczonej” broni, że zasadniczo można było go już uznać, za nagiego.
- Myślę, że jeszcze dziś wyruszymy, jeśli ustalimy gdzie ostatnio rudzielec był widziany i ile czasu minęło. - księżniczka dokończyła jedzenie, po czym usiadła wygodniej - Może jutro. Rozumiem, że Ulvowi udało się uchwycić zapach Vasco?
- Mhm… w zasadzie to kombinował coś, żeby w ogóle z nami… znaczy z tobą nie wyruszać, jakiś przedmiot chciał dać czy coś. - Leith tłumaczył ale sam za bardzo nie wiedział o co chodziło skrzydlatemu. - chciał żebym wybrał, ale po tym jak pogrzebał w mojej głowie w bezbolesny sposób, powiedziałem, że może mieć to jak chce.
- Przedmiot... - Aurora odchyliła głowę do tyłu, dumając, przy czym jednocześnie jej dłoń sięgnęła do talerza z krokiecikami. - To by było dobre. Ale pewnie zrobienie czegoś takiego zużyje więcej jego mocy. Mówił ci co za to chce?
Leith pokręcił głową.
- Chyba trochę przekombinował w tej kombinacji, jego sczwaność marnuje się na kimś takim jak ja - mężczyzna rozłożył łapy - mi specjalnie nie zależało bo dla mnie wszystko co jest z nim związane i wszystko co wychodzi z jego ust jest nie warte zaufania.
- Muszę przyznam, że w tej kwestii zgadzam się w pełni. No dobrze, to będzie dodatkowa motywacja, żeby jak najszybciej znaleźć Vasco. Pozbędziemy się wtedy Ulva.
Leithowi ostatnie sformułowanie spodobało się niezależnie od tego jak by je zinterpretować.
- Mmm - zgodził się, kładąc pod wodą delikatnie łapy na biodrach Aurory, woda faktycznie była taka chłodna dla księżniczki, czy może jednak nie?
Widział jak wpływa na jej ciało, jak skóra napina się, szczególnie w okolicy sutków, jak pojawia się gdzieniegdzie gęsia skórka. Aurora jednak nie narzekała. Przyglądając się poczynaniom bękarta dokończyła krokieta, powoli, jakby z premedytacją, oblizując po smakołyku palce.
Jej ciało wpływało zaś na jego własne. Było przyprawione zapachem rzezi, uszy Leitha chłonęły dźwięki zębów i dziąseł kobiety, które rozrywały kawałki jedzenia, jej mlaskanie. Na pewno nie było mu zimno, pomrukując przysuwał się brzuchem do jej brzucha.
A kiedy jej usta wpiły się w jego wargi w namiętnym pocałunku, jakby ktoś zerwał z łańcucha bestię... rozległo się dyskretne pukanie do drzwi.
Leith zdążył już usiąść skrzyżnie w bali, jedną łapą objął pośladek księżniczki i ostrożnie przysunął ją do siebie, druga ręka zaś w przeciągu niespełna sekundy wyrzucił z dna cztery sztylety które przybiły owe drzwi do własnej futryny.
Aurora zachichotała, siadając na mężczyźnie i obejmując go wokół pasa nogami. Jej wargi błądziły teraz gdzieś w okolicy jego policzka, żuchwy i szyi. Tym sposobem nie mogła zobaczyć jak sztylety wypadają z futryny, a drzwi otwierają się, by ukazać znajomą sylwetkę Kaspiana.
- Matko Noc... - jęknął skrzydlaty patrząc na nich z autentyczną zgrozą.
Leitha nie peszyło nic w osobie Kaspiana, po prostu teraz już obie swoje ręce zainwestował w pieszczenie ciała księżniczki, pomrukując równo z zadowolenia.
- Chyba nie jedliście tego zimnego, wczorajszego jedzenia, które nawet nie zostało przykryte na noc? - wyartykułował wreszcie swoje obawy sługa księżniczki. Ta odchyliła tylko głowę w tyłu, by na niego spojrzeć, prezentując przy okazji Leithowi swój dekolt i łabędzią szyję.
- Kaspian, proszę cię... jesteśmy zajęci…
Leith definitywnie był zajęty - Aurorą. Toteż całkowicie ignorował Kaspiana. To czego natomiast nie ignorował, to dekolt i szyja księżniczki które pokrywał teraz powolnymi cmokuśnymi pocałunkami.
Kaspian przyglądał im się chwilę, westchnął.
- No dobrze, daruję sobie proponowanie śniadania. Jesteś pani proszona na naradę do księżnej za kwadrans.
To rzekłszy skłonił się i wyszedł.
- Mrrr kwadrans, będziesz musiała bardzo szybko dojść na naradę… - wyszeptał Leith nie przerywając bynajmniej niczego.
- Przecież umiem tworzyć portale. - Odparła Aurora.
Podniosła znów głowę i spojrzała mu w oczy z psotnym wyrazem twarz. Nawet kiedy próbował ją pocałować, odsunęła lekko głowę, by dać mu do zrozumienia, że ma patrzeć. I jak się okazało - również czuć. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, księżniczka powoli zaczęła opuszczać biodra, tym samym nabijając się na jego gotową do działania - mimo niesprzyjających warunków temperaturowych - męskość. Leith obserwował każde drgnienie, każde napięcie mięśnia na twarzy księżniczki, powstałe w efekcie zanurzania się w jej gorącym, ciasnym wnętrzu.
I Leith patrzył, to była teraz najbliższa mu istota. Samo to sformułowanie, poza oczywistym, dosłownym sensem miało też głębszy przekaz. Mężczyzna powoli zaczął uświadamiać sobie, że coraz głębszy. Czy to czary?
Leith nie myślał teraz o tym, chłonął za to księżniczkę wszystkimi zmysłami. Jego dłonie zaś krążyły teraz po jej piersiach.
Aurora zarzuciła ręce na jego ramiona i zamruczała słodko, nie przestając pracować biodrami. Właściwie ową pracę wykonywała coraz bardziej gorliwie, unosząc je w górę i w dół.
- To nasze piętnaście minut, bo potem... raczej nie będę chciała tego robić, gdy Ulv będzie w pobliżu. - wyznała.
- Mhm … - Leith oddychał ciężko. Zbliżyl na moment własne usta do jej warg dając jej do zrozumienia, że w takim razie kwadransu nie należy marnować na czcze gadanie.
Szczególnie o Ulvie…
Leith zaczął wykonywać okrężne ruchy własnymi biodrami. Bardzo krótkie ruchy, ale z ogromną prędkością, To nawet nie były prawdziwe ruchy co bardziej skurcze mięśni. Przy takiej szybkości cała tafla wody drżała od wibracji.
Aurora napierała nań własną siłą i równie szybkim rytmem w efekcie nie tyle współgrali ze sobą, co ścierali się w jakiejś pierwotnej, niezwykle przyjemnej walcie. Jasnowłosa oddychała szybko, unosząc górną wargę i pokazując zęby, jakby faktycznie była drapieżnikiem. Zamiast jednak ich użyć, jej język prześlizgnął się lubieżnie po ustach i policzku kochanka, zlizując zeń pot oraz krople wody.
Leith nie wiedział jak Aurora to robi, nie potrzebował tego wiedzieć. Wiedział jednak, że Księżniczka na niego działa, że to co ona robi sprawia mu przyjemność, że to czego on z kolei pragnie to być w niej przez najbliższe piętnaście minut jeśli nie da się dłużej i być z nią przez najbliższe pięćset lat.
Jeśli nie da się dłużej.
Mężczyzna był bardzo wokalny w tym miłosnym złączeniu. Uwielbiał oglądać też wszystkie walory kochanki, jak równe, białe ząbki, całkiem ostre, złote kocie oczy.
Wiedział też, że ona pozwala mu patrzeć. Choć w burdelu miał różne kochanki, Aurora nigdy nie była jak większość z nich - wulgarna. Przy czym bękart był pewien, że skrzydlata prowokuje go swoją zmysłowością, że działa na niego nie tylko przypadkiem, ale też świadomie. Tak, jak gdy wchodził w nią, a ona dała mu możliwość patrzeć jaki to wywiera na nią wpływ. Teraz prężyła się i wiła, pokazując mu swoje ciało, pozwalając mu je wąchać, smakować, brać. Dając mu całą siebie.
Dlatego też w odpowiedzi Leith dawał jej w zamian siebie całego, wszak tylko tak byłoby uczciwie. Mężczyzna nie mógłby inaczej.
Na moment, gdy Leith zamknął oczy, zobaczył ją w jej lodowym królestwie. Również tam, w swojej cienistej postaci kochał ją i brał w posiadanie.
- Leith... - szepnęła mu do ucha słodko, sprowadzając znów do rzeczywistego świata. Dyszała coraz bardziej a ruchy jej bioder stawały się chaotyczne, by wreszcie... zatrzymać się.
Krzyk spełnienia, który wyrwał się z gardła księżniczki Leith słyszał na wszystkich planach, jakie poznał - rzeczywistym, swojego umysłu i jej umysłu. W każdym z nich byli teraz razem. O czymś takim nigdy nawet nie śnił, a skoro mógł to przeżywać, po co byłoby śnić?
Leith osunął się na plecy układając Aurorę na swojej piersi. Tulił ją oddychając głęboko.
- chyba możemy poleżeć tak.. pięć minut? cztery?
Zamruczała, wtulając się w niego.
- I pewnie mam nie gadać... nigdy nie myślałam o sobie, jako o gadule. Wszystko zależy od punktu odniesienia, widać.
Leith tylko pogładził ją po głowie i pocałował w czoło. Leżeli więc z wannie pełnej zimnej wody nie cztery, nie pięć, lecz dziesięć minut, dopóki znów nie nawiedził ich Kaspian.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 17-01-2020, 17:50   #63
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tym razem Leith nie miał okazji się ponudzić. Choć Aurora powiedziała, by tym razem nie ubierał na siebie 1/4 jej arsenału, pozwoliła mu wziąć tyle broni, ile mieściło się w dużym plecaku.
Ledwo bękart skończył pakowanie, by zostać wezwanym na plac przed dworem “w gotowości do skoku przez portal”. Niestety i tym razem kazano mu wybrać dla siebie ubranie na uroczystą kolację, więc podejrzewał, że bez kontaktu z kolejnym dworem się nie obędzie.
Leith nie martwił się o swój strój - miał Kaspiana.
Podobnie jak ostatnio, ekipa składała się z pięciorga uczestników. Aurora, Athos i Leith z poprzedniej ekipy, Ulv z wiadomych względów i jeszcze jedna kobieta, lecz tym razem bynajmniej nie w typie dwórki, tylko raczej gwardzistki - jak Aurora.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/77da8609f_qanhnxs.jpg[/MEDIA]

Tylko nie była tak ładna jak księżniczka. Właściwie to jak na skrzydlatą wydawała się strasznie przeciętna - płowe blond włosy, szczupła, pozbawiona krągłości sylwetka, kanciasta szczęka i mocno zarysowana żuchwa, które upodabniały ją bardziej do faceta.
Leith jednak nie oceniał osób po wyglądzie. Zachowanie było istotniejsze, nawet zapach bardziej się liczył. Najważniejsze jednak były czyny.
- Ostatnio widziano kogoś, kogo wygląd przywodził na myśl Vasco w górach pomiędzy Dworem Ducha, a Dworem Wody. - Instruowała ich księżniczka. - Przeniesiemy się więc na Dwór Ducha, gdzie spędzimy noc i rankiem wyruszymy, szukając tropu. Przypominam, że od kiedy opuścimy Dwór Ducha wszyscy mają zakaz używania magii. Vasco prawdopodobnie nie tylko niweluje wokół siebie pola mocy, ale także wyczuwa prądy w pobliżu. Jedyna moc, jakiej możecie używać to telepatia, która zdaniem Mistrza Seana i jego uczniów zalicza się do sił magnetycznych a nie magicznych. Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że tylko w ten sposób Ulv jest w stanie przekazać nam zapach poszukiwanego, miejmy nadzieję, że się nie myli.
Tym sposobem Leith już wiedział dlaczego towarzyszy im właśnie ta kobieta, po prostu posiadała autentyczne umiejętności walki a nie jakieś tam… “czary mary zrób mi laske” której to metody używało większość skrzydlatych “dam” obojga płci. Plus chyba Ulv.
- Naszym celem jest znaleźć i unieszkodliwić. Jeśli to niemożliwe - zabić. Jakieś pytania? - zapytała Aurora, wchodząc w swój generalski tryb głośnych, krótkich wypowiedzi.
Leith spędził dziesięć lat w armii, nie miał pytań. Miał zdanie, ale nie pytania.
- Księżniczko - zaczął mówić Ulv i od razu było wiadomo, że szykuje się coś niedobrego, bo jego głos był słodki niczym miód. - A czy myślałaś o tym jak go pokonać? Wiem, że to pytanie może zbyt wczesne, jednak pamiętając o tym w jakim stanie, w trakcie walki z owym Vesco, znalazł cię tu obecny Leith. A, wybacz Leith, wszyscy wiemy, że poza zapałem, nie ma on wielkich zdolności walecznych. I że to on musiał cię wtedy ratować... no cóż, rad byłbym poznać twój plan.

Leith od razu miał lepszy humor, nic go tak nie bawiło jak bzdurne podtekstowe mielenie jęzorem skrzydlatych, takich jak Ulv. Słowa, przynajmniej te nie magiczne, nie mogły ranić czy tak naprawdę nawet denerwować. Po co w ogóle Ulv zniża się do jego poziomu? niebywałe. Leith przykrył usta maskując bezgłośne ziewanie i czekał na koniec wielkopańskich dywagacji. Sam miał prostą odpowiedź: “Jeśli coś krwawi, można to zabić…
… łatwiej niż coś co nie krwawi
Aurorę to chyba jednak ruszało. Na tyle zdążył ją poznać. Paradoksalnie jej twarz nabierała w takich chwilach rozluźnionego, arcyspokojnego wyrazu.
Leith znał język mowy ciała, który wspólny wszystkim zwierzętom poprzedzał jeszcze mowę. Rozszerzone nozdrza mówiły na przykład o wielkiej pożądliwości lub chęci mordu. A nosek Aurory właśnie się poruszył.
To było chyba jedyne kłamstwo, na jakim ją przyłapał.
- Tak, mam plan. Nie bez powodu też towarzyszą nam Leith, który jak słusznie zauważyłeś, spisał się naprawde dobrze mimo elementu zaskoczenia, Athos i Selena. Na ile więc mogłam modyfikować skład wyprawy, pozwoliłam sobie wybrać optymalnie jeden z lepszych składów do walki niemagicznej.
- Nie wspomniałaś o mnie. - Zauważył Ulv.
- Nie wspomniałam. - przyznała, a on uśmiechnął się szerzej.
- Jeszcze jakieś pytania? - zapytała Aurora po chwili.
Leith rozejrzał się po pozostałych “gadułach” może rudzielec zdąży umrzeć ze starości?…
- Dlaczego Dwór Ducha a nie Dwór Wody? - Ulv najwyraźniej postanowił zapracować na tytuł najbardziej wkurwiającej persony roku. - Wydawało mi się, że masz tam koneksje…
Mieszaniec wciąż nie orientował się w skrzydlatej polityce. Więc to nic mu nie mówiło
- Dobrze wiesz, dlaczego Ulv. - Warknęła księżniczka, tracąc cierpliwość. - Dobra, koniec gadania. Za chwile przeniesiemy się na Dwór Ducha. Pamiętajcie o tym, że to miejsce, gdzie żaden rodzaj przemocy nie będzie tolerowany w granicach dworu. Także słownej. - ostatnie słowa dodała, zerkając na Ulva, który odpowiedział jej rozbawionym wyrazem twarzy. Przechodzimy w kolejności: Ja, Ulv, Leith, Selena, Athos.
To rzekłszy zaczęła wyczarowywać magiczny portal.
“Miejsce bez przemocy… to będzie ciekawe” pomyślał Leith, czekając na swoją kolej by znaleźć się w nowym miejscu.

Tym razem obyło się bez nieplanowanych spotkań. Po przejściu przez portal wszyscy znaleźli się niezbyt wielkiej, pozbawionej ozdób sali z kamiennym, rzeźbionym portalem. Nie czekając na pozostałych Aurora otworzyła drzwi i wyszła krużganek jakiegoś ogromnego zamczyska. Niebo było jasne, powietrze rześkie, choć też rozrzedzone, sugerując, że są gdzieś wysoko w górach. Gdzieniegdzie stały rozstawione niewielkie sekretarzyki, przy których osoby, odziane w ten sam typ luźnych szat, coś skrzętnie pisały.

[MEDIA]https://1hx5ll3ickiy2waa471l3o2x-wpengine.netdna-ssl.com/wp-content/uploads/english_heritage_battle_abbey_cloister.jpg[/MEDIA]

Pisarze byli tak zajęci, że nawet nie zwrócili uwagi na pojawienie gości. Tylko jedna istota zareagowała. Odziana tak samo jak inni w mnisie szaty, oraz kryjąca twarz pod obszernym kapturem, wstała ze swojego miejsca i ruszyła niespiesznie w ich stronę.
Im bliżej obcy się znajdował, tym bardziej niezwykły wydawał się mrok, panujący pod jego kapturem - wokół było zbyt jasno, aby nie pokazał się choć czubek nosa czy zarys szczęki... tymczasem pod kapturem nadchodzącej postaci panowała ciemność.
Leith rozglądał się na wszystkie strony nie kryjąc wielkiego zaciekawienia, chłonął obrazy, dźwięki i zapachy.
Wszystko tu pachniało papierem, atramentem, wyprawioną skórą pokrywającą woluminy i oczywiście, magią.
- Księżniczko Auroro, jakże miło znów cię widzieć... - wysyczała postać, której oblicze wciąż było niewidoczne. Jej głos też był jakiś nieludzki, jakby wydobywał się z bardzo daleka.
- Mistrz Sean, dobrze cię widzieć w zdrowiu. - Aurora ukłoniła się głęboko, choć Leith nie pamiętał, by wcześniej to robiła. Nawet Królowej tylko skinęła głową. - Pozwól że ci przedstawię...
- Och, nie doceniasz mojego pociągu do wiedzy. Leith, nieczysty. Witaj na Dworze Ducha. - ciemność pod kapturem zwróciła się w kierunku bękarta.
Leith zogniskował spojrzenie na Saenie, nie próbując ukryć swojego zaciekawienia jego enigmatycznością.
- Dziękuję - Odpowiedział po prostu mieszaniec i kiwnął postaci głową. Jeśli ma padać na kolana czy coś w tym stylu ktoś mu to zaraz wytłumaczy, bękart za poleceniem Aurory starał się dawać (czasami) skrzydlatym szansę… by dopiero móc pokazać mu swoją chujowość. Dlatego też Leith pozwalał sobie nie zakładać na wstępie, iż jego rozmówca ma inne intencje niż po prostu powitać go w kraju. Mężczyzna nie wiedział co myśleć też o fakcie że już w drugim odwiedzonym kraju skrzydlatych ktoś od razu go zna. Dlatego też, Leith postanowił o tym teraz nie myśleć.
Mistrz Sean przywitał się z pozostałymi członkami wyprawy, nawet z cichą Seleną, wyrażając nadzieję, że jej siostra jest w dobrym zdrowiu. Następnie zakapturzony odwrócił się na pięcie i dał znać dłonią, by ruszyli za nim.
- Przygotowaliśmy dla was skromne pokoje. - Powiedział swoim dziwnym, nieludzkim głosem - Wiem, że wielu z was nie nawykła do takiej prostoty - czyżby spojrzał przez ramię na Ulva? - ale prosiłbym aby nie zniekształcać ich magicznie. Staramy się skupiać na rozwoju ducha. Przepych jest czymś, co nas rozprasza, więc go unikamy. Podobnie, jeśli chodzi o posiłki. Jadamy je wspólnie w tamtej sali na dole. Każdy dostanie swoją porcje, każdy się naje, jednak nie wyprawiamy uczt. Wezwaniem na posiłek jest potrójne uderzenie dzwonu w północnym skrzydle.
- Zaczynam żałować, że nie zrobiłem ci tego przedmiotu z zapachem - Leith usłyszał w głowie głos Ulva. A nawet jego “duchowe” westchnienie.
Mieszaniec “dorzucił” więc w swoim umyśle “do pieca” upewniając się, że jest tam wystarczająco ciepło, gdyby na przykład Ulv zdecydował się wpaść i się ogrzać. Bękarta wciąż irytowało gdy nagle w głowie pojawiały się słowa inne niż jego własne.
Leitha natomiast perspektywa spartańskich warunków nie wzruszyła, a im mniej magii tym też zawsze lepiej.
- Właściwie jest jeszcze wcześnie. Będziesz miał coś przeciwko Mistrzu, jeśli zamiast siedzieć w pokojach pozwiedzamy trochę... - zapytała Aurora.
Tym razem zakapturzony spojrzał chyba na Leitha, po czym odparł:
- Oczywiście. Proszę tylko byście starali się nie przeszkadzać innym.
- Taaa tu nikt nikomu nie przeszkadza... - tym razem Ulv skomentował na głos, po czym dodał - Czy dobrze słyszałem, że odwiedziła was Valeria?
- Owszem. Jest tutaj, choć z tego co wiem, nie życzy sobie towarzystwa. - Odpowiedział mu Sean.
- I dobrze. Niech pisze. - skomentował tylko skrzydlaty.
Leith zlustrował po raz kolejny zachowanie swoich towarzyszy. Oczywiście chętnie pozwiedzałby miejsce pełne książek, z drugiej strony, nie był pewien co dokładnie Aurora miała na myśli. Ulv zaś albo postanowił przejąć “moralną” rolę Mileny, albo przynajmniej świetnie to grał.
Tymczasem dotarli do korytarza, gdzie twarz księżniczki jakby bardziej rozpromieniła się. Posłała uśmiech zakapturzonemu, choć ciężko było osądzić czy ten go widzi.
- Zatem spocznijcie i posilcie swoje ciała oraz dusze przed dalszą drogą. To twój pokój Ulvie - Sean widać nie honorował modnych wśród skrzydlatych tytułów szlacheckich - ten obok ma największe łóżko, więc przypisaliśmy je tobie, Athosie. dalej Leith. I Selene. Auroro, ty chyba nie potrzebujesz wskazania.
- Dziękuję - było widać, że skrzydlata naprawdę z czegoś się cieszy.
Leitha w pewnym sensie uspokajał fakt iż księżniczka jest zadowolona, może obejdzie się tu bez problemów.
Może…
- Odpocznijcie, a ja pozwolę sobie wrócić do swoich obowiązków. Gdybyście potrzebowali pomocy, każda siostra i każdy brat z pewnością wam jej nie odmówi. - Pożegnał się z nimi Sean.
- Ciekawe czy o zrobienie loda też można poprosić - Leith znów usłyszał w głowie irytujący głos Ulva, choć ten jako pierwszy grzecznie schował się w swoim pokoju. Następna była Aurora.
- Mmm… - Leith westchnął oceniając odległość między pokojami. Oczywiście mógłby znaleźć się pod tymi drzwiami w dowolnym momencie ale mieli tutaj nie robić takich rzeczy a w szczególności już bękart, który z tymi nowymi “mocami” wolał się nikomu nie afiszować. Mężczyzna poczekał aż księżniczka schowa się za drzwiami, po czym spowolnił swoje ruchy do tego stopnia by wszyscy pozostali mieli także okazję wejść do cel przed nim.
Athos i Selena nie wydawali się jednak mieć takich planów. Selena otworzyła drzwi i omiotła wzrokiem wnętrze pokoju. Athos stał i marszcząc brwi patrzył na Leitha. Chyba wrócił do dawnych zwyczajów.
Leith przejechał pazurami po kamiennej ścianie jakby sprawdzając jego wytrzymałość, po czym zerknął za siebie na skrzydlatych.
- Cóż to, szlachetny panie i panno… zmęczenie jeszcze nie doskwiera?
Athos napiął mięśnie, jakby chciał rzucić się na Leitha. Selena jednak, zachowując tę samą znudzoną minę, zastąpiła mu drogę.
- Sparing? - zapytała Athosa. - Polecimy nad wodospad, tam się nie przyczepią.
Leith oparł się ramieniem o ścianę i skrzyżował ręce na piersi. obserwował parę z zainteresowaniem. W sumie oglądanie ich sparingu mogło być całkiem ciekawe.
Patrząc na niego Athos warknął niczym zwierzę, po czym wyleciał między kolumnami na zewnątrz zamku. Selena poleciała w ślad za nim.
- Nie cierpi cię, bo też jest pół krwi - Leith usłyszał głos po swojej prawej. Nawet nie zauważył, że drzwi do pokoju Ulva otworzyły się. Co więcej, skrzydlaty zdążył się już rozebrać i ubrać w czarny szlafrok, mocno rozchełstany na piersi.
- Chodź, nauczę cię grać w szachy. - Rzekł i nie czekając odpowiedzi, wszedł do pomieszczenia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 18-01-2020, 15:11   #64
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Leith stał jak wryty jeszcze jakiś czas aż w końcu mruknął coś pod nosem i jak na skazanie poczłapał za Ulvem.
- Pół krwi czym? - mężczyzna dopytał przekraczając próg zdradzając tym samym swoje zainteresowanie.
Ulv rozsiadł się w fotelu, który z pewnością nie stanowił części wyposażenia ascetycznej komnaty. Przed nim na stoliku rozłożona była plansza, a na niej
figury o przeróżnych kształtach.
[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_S2Uf0IAbkHA/S-pqEAEujwI/AAAAAAAAAB4/bcT5q-K60LY/s400/royal3.jpg[/MEDIA]
Czarna i biała armia czekały na swoich wodzów.
- Pół krwi skrzydlatym. - Ulv jak zwykle nie ułatwiał.
- Mmmm… - mruknął Leith siadając skrzyżnie na podłodze naprzeciwko kwadratowej planszy. - Wygląda jak skrzydlaty i pachnie jak skrzydlaty. Wystarczająco skrzydlaty jak dla mnie. O co w tym chodzi? - wskazał pazurem na figurki.
- I jest duży jak nieskrzydlaty. Myślałem, że jesteś bardziej wnikliwy. - Westchnął Ulv z miną “jak się nie ma, co się lubi, to się lubi co się ma”. Nagle w umyśle Leitha pojawiło się pasmo wizji z różnych pojedynków szachowych Ulva. Było to o tyle niesamowite, że w ciągu niecałej minuty czuł, jakby obejrzał ze sto różnych partii.
- Chyba już wiesz o co. Teraz pytanie o co zagramy. - Ciemnowłosy przystojniak uśmiechnął się drapieżnie.
Leith przemyślał widziane obrazy najszybciej jak umiał czyli… dość szybko.
- Hmm... - mężczyzna wyciągnął ponownie pazur i wymierzył nim w figurę króla - o zbicie tego pionka?
Ulv zachichotał, widząc, że nie tylko on pretenduje do nagrody najbardziej irytującego dupka roku.
- Zagrajmy o odpowiedź. Jedna szczera, wyczerpująca odpowiedź na dowolne pytanie. Co ty na to?
- Myślę… - zaczął mieszaniec - że, jeśli proponujesz, szlachetny panie, grę, to tylko dlatego, że jesteś pewny wygranej. Nie rozumiem też, dlaczego ktoś, jeśli ma wybór chciałby w takim układzie grać. Tak samo jak nie rozumiem, tych waszych “sparingów” i innych czynności udających rzeczywistość. To powiedziawszy, musiałbyś najpierw mieć pytania, których ja potrzebuję. Więc najpierw mógłbyś powiedzieć, co takiego masz, czego ja mógłbym chcieć?
- Tyle zdań warunkowych w jednej wypowiedzi. I tyle słów. Ktoś tu zapomina o swojej roli tępej zabawki. - Ulv zaśmiał się i wykonał ruch przesuwając jednego z pionków na środek planszy niemal. Typowa przynęta.
- Musisz pamiętać jednak o pewnym czynniku, którego zazwyczaj nie bierzesz pod uwagę. Nuda. Jesteśmy szalenie znudzoną rasą, dlatego może cię to zdziwi, ale naprawdę chcę zagrać o dowolne pytanie i dowolną odpowiedź. Jeśli chcesz, możemy zastrzec, że ma to nie dotyczyć księżniczki.
- Hmm… zgoda… - Leith westchnął niemal teatralnie - potrafię sobie wyobrazić gorsze rzeczy na które mógłby mnie skazać znudzony swoją egzystencją szlachetny… - to powiedziawszy, Leith przesunął własnego pionka. - nie o księżniczce.
Ulv wykonał kolejny ruch, przestawiając pionka koło wieży, jakby zapomniał o tym, który został na środku planszy.
Leith nie miał zamiaru atakować “przynęty” zapamiętał ze wspomnień Ulva jak to działa. Ta gra, jak każda inna nie pociągała go, nie lubił gier. Nie lubił zasad w walce. Morderstwo nie miało zasad. Mimo wszystko mieszaniec potrafił wyobrazić sobie pewne umiejętności jakie takie gry mogły rozwijać.
Grali przez jakiś czas bez pośpiechu, w milczeniu. Ulv jak zwykle zaopatrzył ich w kielichy z winem - od Leitha tylko zależało czy skorzysta ze swojego. Gospodarz bynajmniej nie czekał na żadne toasty - po prostu pił. Bękart jednak wolał nie nadwyrężać swojego “szczęścia”.
- Jak ci się podobała Królowa? - zapytał w którymś momencie, zbijając gońca Leithowi, który dopiero co “świętował” ustrzelenie pionka przeciwnika.
- W ogóle. - odpowiedział natychmiast.
- Dlaczego? - zapytał Ulv nie podnosząc oczu. Siłą umysłu przesunął konia tak, że zagroził królowej Leitha.
- Dzieci nie są w moim typie... szlachetny panie - powiedział zwyczajnie, pochylając się by wykonać kolejny ruch na szachownicy.
Ulv uśmiechnął się, nie odrywając wzroku od planszy. Chwilę grali w milczeniu, po czym przystojniak nagle odchylił się w fotelu i wypuścił powietrze zniecierpliwiony.
- Na Ojca Dzień. Naprawdę?!
Leith podniósł głowę wyżej, by lepiej widzieć współgracza, co nie oznaczało bynajmniej, że nie obserwował go kątem oka czas cały.
- Wolałbym nawet, żeby wcale ich nie było.
Ulv jednak nie patrzył na niego, tylko w stronę drzwi.
- Auroro, jeśli obawiasz się, że wysysam z twojego partnera soki życiowe czy co tam sobie wyobrażasz, możesz po prostu wejść i sprawdzić. Jeśli chcesz zachować pozory grzeczności, zapukać, a potem wejść, ale na Ojca Dzień i Matkę Noc nie wysyłaj mi tu sond myślowych jak jakiś nieopierzony podlotek.
Po tych słowach drzwi do pokoju otworzyły się, ukazując księżniczkę o wyraźnie zaczerwienionych policzkach.
Bękart zastrzygł uszami i poruszył nosem, starając się niemal wywęszyć nastrój Aurory.
- Chciałam zaprosić Leitha na spacer, a... nie wiedziałam czy jest zajęty. - tłumaczyła się odruchowo.
Leith w międzyczasie przesunął pionek na szachownicy.
- Raczej zaraz już nie będę…
- Owszem, jeśli będziesz wykonywał tak głupie ruchy. - Powiedział Ulv, zbijając wieżę, którą nieopatrznie odsłonił bękart. - Usiądź kochana, jak widzisz ja też wierzę w umysłowy potencjał twojego przyjaciela i nie zakładam rozgromienia go w trzech rundach. - Tutaj popatrzył na Leitha - Choć też nie wykluczam tego.
Leith miał oczy otwarte szerzej niż lubił, ale robił to celowo, dzięki temu jego kąt widzenia był większy. Obserwując tym sposobem całą sytuację nie mógł nie pozwolić sobie na refleksję: “Tysiące lat nudy prowadzi do sytuacji w tym pokoju, tak upadają wielcy…” Po czym wykonał kolejny ruch.
Udało mu się. Przetrwał nie trzy, ale trzynaście rund, zanim Ulv z udawanym żalem w głosie oznajmił “szach-mat”
- Hmm - Leith westchnął i spojrzał na wygranego - chcesz mnie, panie, zapytać co sądze o tej grze?
- Prawdę mówiąc inne pytanie przyszło mi na myśl, ale jeśli chcesz się wypowiedzieć, bez krępacji.
Leith wzruszył ramionami:
- Nie, po prostu próbowałem zmarnować twoje jedyne pytanie, szansa była mizerna, ale i tak ją wziąłem.
- Nieładnie. Ale... ładne rozwiązania są nudne. - Ulv uśmiechnął się i rozsiadł w fotelu, zakładając nogę na nogę. Aurora, która siedziała po skosie, odwróciła wzrok, kierując go na bękarta. Ulv uśmiechnął się szerzej.
- Naprawdę za wiele sobie obiecujesz po tym pytaniu. Właściwie jest bardzo proste. Czy wyobrażasz sobie, że mógłbyś zdradzić lub porzucić najdroższą ci w tej chwili osobę?
Leith wykrzywił usta w… no właśnie: “w czymś”
- Nie. Jest dość wąski zbiór czynności czy sytuacji jakie sobie wyobrażam i poza nim nie wyobrażam sobie, ja działam.
Skrzydlaty tylko skinął głową, nie przestając się uśmiechać.
- Przyjemnego spaceru, dzieci. Ja chyba się zdrzemnę…
Bękart wstał ze złożonych nóg do pionu bez pomocy rąk, skłonił głowę i spojrzał na Aurorę.
- Gdzie idziemy?
- Na zewnątrz. - odparła krótko i wyszła jako pierwsza.
Odprowadził ich cichy chichot Ulva. Dopiero gdy minęli szybkim chodem kilka korytarzy, księżniczka zatrzymała się i spojrzała na Leitha.
- Dlaczego tam wszedłeś?
Leith rozłożył ręce.
- A niby co miałem zrobić? pokazać mu język? - wypalił mężczyzna po czym podrapał się po głowie - zresztą… podpuścił mnie, powiedział, że Athos jest mieszańcem i się zwyczajnie głupio zaciekawiłem.
Aurora westchnęła i oparła się o barierkę, patrząc na dziedziniec, gdzie w promieniach zachodzącego słońca grupa skrzydlatych wykonywała jakieś dziwny taniec czy też ćwiczenia. Były to jakieś wyspecjalizowane, konkretne ruchy, wykonywane bardzo powoli i precyzyjnie. Pytanie brzmiało tylko - po co?
- Rozmawialiśmy o tym. Ulv jest niebezpieczny. Gry, układy, zakłady... ma w tym setki lat przewagi doświadczenia. I wierz mi, nie próżnował przez ten czas. On... bawi się. Cały czas bawi się, jakby wszyscy dookoła byli tylko marionetkami. On nie widzi życia. Tylko zabawki. - ostatnie słowa wywarczała prawie.
Leith mógłby powiedzieć, że sposób postrzegania świata reprezentowany przez Ulva nie był novum wśród jej rasy, ale przecież... Leith tak naprawdę nie lubił mówić i każde słowo niewypowiedziane to czas nie stracony. Bękart przemilczał więc tą kwestię. Wypowiedział się za to rzeczowo w temacie:
- To jest jego cecha, która też jest wadą. Tylko jeszcze żaden przeciwnik nie znalazł sposobu na jej wykorzystanie. Dlatego on żyje.
Aurora uśmiechnęła się lekko, nieco bardziej rozluźniona.
- Czasem myślę, że matka go zabije. On wciąż ją prowokuje, bada granice, a ona... udaje że tego nie widzi, po to by zastawić na niego pułapkę. I tak od lat. Tylko że teraz nawet dla niej to nie jest już takie łatwe... - westchnęła.
Leith zastanowił się nad czymś, Postać którą widział we wspomnieniu małej Aurory. Ojciec? Bękart oczywiście “empirycznie” wiedział, że skrzydlaci umierają, jednak sposób w jaki ten konkretny się zachowywał, przynajmniej względem córki nie pasował mu za bardzo do obrazu Tuli. Z drugiej strony, powiedzieć że Leith niewiele wiedział o umysłach i duszach ludzi czy skrzydlatych było wielkim niedomówieniem, tak jak za każdym razem gdy mówi się, że niewiele się wie o czymś, o czym nie wie się zupełnie nic.

- Tak on zginął? twoja matka zastawiła na niego pułapkę? - zapytał zupełnie szczerze i bez jakichkolwiek podtekstów, zwyczajnie jego umysł dokonał interpretacji sytuacji na bazie posiadanych faktów.
Księżniczka spojrzała na niego jednak ze szczerym zdziwieniem.
- Kto?
Ten mężczyzna z twoich wspomnień - zaczął powoli Leith - skoro on był ojcem a Księżna twoją matką a jego teraz nie ma, bo jest Ulv to pomyślałem, że pewnie nie żyje - Leith przekręcił głowę.
Aurora przekrzywiła głowę, po czym podeszła do Leitha. Chwyciła jego łapę w swoją dłoń.
- Marco. Mój ojciec nazywa się Marco i z tego co wiem ma się dobrze. On i matka nigdy nie byli parą. Po prostu... no sam chyba zauważyłeś, że większość skrzydlatych nie jest monogamiczna, nie ogranicza się do jednego partnera. Mówi się, że to właśnie też po to, by zwiększyć szansę na zapłodnienie. Mówiłam ci, że dzieci w naszej rasie to rzadkość. Dlatego, jeśli jakieś już się pojawia... rodzice dzielą się opieką, można powiedzieć, że wręcz walczą o nią, ale... rzadko są parą. Gdy byłam dzieckiem pół roku mieszkałam z ojcem, a pół z matką. A gdy złożyłam ofiarę w świątyni i otrzymałam swój prawdziwy kamień... no cóż, musiałam wybrać do którego dworu chcę przynależeć. Ojciec... nie był zadowolony z powodu mojego wyboru. Rzadko się widujemy. Prawie nigdy.
Leith po prostu dawał trzymać się za łapę i trzymał z wzajemnością dłoń kobiety. Informacja została przekazana, jego komentarze nie były teraz do niczego potrzebne, nie były też chyba pożądane.
- To gdzie idziemy?
- W sumie to nie wiem... - Aurora wesoło pomachała ich złączonymi dłońmi - Kiedyś tu mieszkałam. Tak, tu też. - uśmiechnęła się - To chyba najspokojniejsze miejsce na planecie. Skrzydlaci zajmują się tu nauką, filozofią, sztuką... wszystkim, co wymaga kształtowania umysłu. Możemy pobłąkać się, a... możesz też powiedzieć co byś chciał zobaczyć.
Leith rozejrzał się.
- Sztuką? czyli czym?
- Wiesz, ktoś musiał napisać te książki, które tak cię ciekawią. Ułożyć wiersze, baśnie, opowieści... Ale sztuka to też inne dziedziny. Malarstwo, rzeźbiarstwo, śpiew, gra na instrumentach. Wszystko co można w efekcie uznać za piękne. I do uzyskania tego nie trzeba nikogo krzywdzić. To główne prawo Dworu Ducha. Żadne osiągnięcie czy odkrycie nie może być czynione kosztem bliźniego.
Mężczyzna słuchał z uwagą.
- Słyszałem kilkadziesiąt piosenek. Może nawet więcej. Większość o kobietach, trochę o przemijaniu i cierpieniu, ileś tam o bóstwach i państwach, nigdy nie istniejących bohaterach. Nigdy nie rozumiałem sensu ale widziałem jak potrafiły zmieniać nastrój ludzi. Czasem żwawiej ruszali walczyć, a czasem zwyczajnie trochę lżej im było umierać. Ale ponad to, to raczej nic. Może po prostu pokażesz mi coś co tobie się podoba a ja spróbuje zrozumieć.
Aurora zastanowiła się chwilę.
- Jest jedno miejsce... choć to coś więcej niż sztuka. - Powiedziała tajemniczo, po czym puściła dłoń Leitha. Rozwinęła swoje dwie pary skrzydeł i wyleciała na zewnątrz.
- Leć za mną.
Leith spojrzał za Aurorą po czym wzbił się w powietrze i pofrunął jej śladem.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 19-01-2020, 10:54   #65
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dzięki tej krótkiej wycieczce Leith zobaczył okolicę. Były to góry, lecz nie tak wysokie, jak w Krainie Snów. Tutaj kształty były znacznie łagodniejsze, choć również monumentalne. Gdzie okiem sięgnąć, było widać roślinność i zwierzęta. Jedynym ośrodkiem życia skrzydlatych zdawał się dwór i jego okolice.

[MEDIA]https://www.tokkoro.com/picsup/2872968-nature-landscape-sun-rays-mountain-valley-river-mist-clouds-forest-dirt-road-vietnam___landscape-nature-wallpapers.jpg[/MEDIA]

Od kiedy dostał swoje nowe skrzydła, odkąd zaczął latać, Leith miewał odczucia bycia jakimś drapieżnym ptakiem. Za każdym razem gdy przelatywał ponad naziemnymi stworzeniami. Gdzieś tam była myśl by spaść na jakąś sarnę i rozszarpać ją własnymi szponami by potem delektować się jej wciąż ciepłym mięsem.
Aurora zatrzymała się na półce skalnej koło dużego, górskiego wodospadu. Uśmiechnęła się tajemniczo, po czym zniknęła swoje ubranie i naga oczekiwała aż Leith wyląduje koło niej.
Tak też mężczyzna uczynił, po czym powoli złożył skrzydła, zastrzygł uszami i pociągnął nosem. Przyglądał się tej pięknej kobiecie.
- Mogę cię rozebrać? - zapytała z psotnym wyrazem twarzy, po czym wiedziona odruchem praworządności, dodała - za chwilę będziemy mokrzy.
- Jasne… - powiedział Leith - tylko się nie potnij… - dodał z uwagi iż wciąż miał na sobie sporo aurorzego żelaza.
Skrzydlata nawet nie mrugnęła okiem, po prostu w jednej chwili wszystko co Leith miał na sobie, zniknęło. Oczywiście poza pierścieniem, który nałożono mu w burdelu.
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - to rzekłszy wzięła oddech i... wbiegła w wodospad, znikając mężczyźnie tym samym z oczu.
Leith wyszczerzył zęby i rzucił się biegiem za księżniczką. Poruszał się szybko ale… nie “tak szybko” jak mógł. Nie zamierzał przecież rzucać się za bardzo w oczy. Choć wydawało się, że nikogo tu poza nimi nie ma. Jaskinia za wodospadem nie była wysoka, stając na palcach i wyciągając dłoń do góry, Leith był w stanie dotknąć sklepienia. Mimo to pogłos, jaki niósł się od chlupoczącej wody, zdawał się bardzo długo odbijać od ścian. Jaskinia musiała być naprawdę głęboka. I choć nawet przy wodospadzie było ciemno, Aurora chwyciła dłoń Leitha i poprowadziła go dalej, brodząc po kolana w wodzie.
Leith lubił takie miejsca, nawykł do jaskiń w czasie dekady spędzonej w kopalni. Mógłby spędzać w tunelach większość czasu… nawet teraz, kiedy miał już prawdziwe, pozwalające latać skrzydła. Pewne rzeczy się zmieniają, a pewne nie…
On też lepiej niż księżniczka widział w ciemności, pozwalał się jednak prowadzić. Szli kilka minut, a woda sięgała im czasem do kostek, a czasem do pasa. Wreszcie jednak pojawiło się coś na kształt podestu. Aurora wspięła się nań, chwytając czegoś, co kształtem przypominało słup lub... niewielką latarnię.
- Spójrz na wodę, a potem w górę - powiedziała księżniczka, gdy magiczny ogień powoli zaczął rozświetlać podziemną komnatę.
Powierzchnia podziemnej rzeki zalśniła odbijanym światłem setek, a może nawet tysięcy kolorowych gwiazd. Kiedy bękart podniósł spojrzenie, zobaczył, że całe sklepienie wysadzane jest szlachetnymi kamieniami. Nie były to jednak zwykłe szafiry czy rubiny, ich blask zdawał pochodzić nie tylko ich powierzchni, ale też z wnętrza.
- To kamienie mocy tych, którzy ofiarowali je Dworowi Ducha. Mój też kiedyś się tu znajdzie. - Powiedziała Aurora.
Leith rozejrzał się przyswajając sens jej słów.
- To cmentarz… - powiedział nie przestając się przyglądać. - Ale zmieniony w coś co jest… - zastanowił się - to jest sztuka, prawda? - spojrzał na Aurorę.
- Cmentarz? - księżniczka zmarszczyła brwi, po czym jakby przypomniała sobie znaczenie słowa. - Nie, my nie mamy cmentarzy. Są sarkofagi, jeśli ktoś nie chce oddać skrzydlatego żywiołowi, zwykle jednak każdy dwór oddaje swoich zmarłych żywiołowi, któremu jest dedykowany. Na Dworze Wiatru jest to wiatr, jak łatwo się domyślić. Przy czym u nas rozrzuca się tylko pióra lub kawałki skrzydeł. Resztę palimy. - Westchnęła, jakby coś sobie przypominając. - Matka jest zła z powodu mojego wyboru, ja jednak... sam zobacz, jak tu pięknie. To dzieło mistrza Seana. I wciąż jest tworzone.
- Mhm - kiwnął głową bękart - aż do momentu gdy jego kryształ też tu nie trafi. Ludzie też to robią, wiesz… “planują” co stanie się z ich ciałami po śmierci. - Leith spojrzał jeszcze raz na sklepienie. - Myślę, że to faktycznie jest ładne miejsce... - usta mężczyzny mówiły ale jego myśli odbiegły dalej. Koncept cmentarzysk był dla Leitha zawsze irracjonalny, podobnie jak wszystkie obrządki czy wierzenia eschatologiczne. Obrządki czy wierzenia w ogóle. A jak on by się czuł jakby z martwego ciała Aurory ktoś wyłamywał by kryształ? jak pękały by przy tym jej żebra? Leith położył swoją wielką łapę na piersi kobiety A jeśli to on miałby sam to zrobić? bo by go o to poprosiła? czy zrobiłby? Te wszystkie myśli były dziwnie nieprzyjemne. Och ludzie i skrzydlaci… zadawali mu ból nawet rzeczami które jeszcze się nie wydarzyły, albo raczej nigdy nawet nie wydarzą.
Aurora jednak zinterpretowała jego dotyk na swój sposób. Odwróciła się nieco i przytuliła doń plecami i pośladkami. Ręką otoczyła zaś jego szyję, zerkając przy tym do góry.
- Czasem myślę, że to coś więcej niż sztuka, instalacja, że te klejnoty... resztki dusz... stworzyły coś w rodzaju bytu. Kiedy przesiadywałam tu godzinami, medytując, miałam wrażenie, że mówią do mnie, migocząc. To bardzo głupio brzmi, prawda?
Leith przekrzywił głowę.
- Znasz czary, nie są ci obce rzeczy “nadprzyrodzone” jak to mawiają ludzie. W odróżnieniu od nich widziałaś prawdziwe “cuda” a wiele z nich potrafisz sama czynić. To powiedziawszy, wnioskuję, że wciąż nie udało ci się skontaktować z czymś… kimś z “tamtej strony”. Gdyby bowiem było to możliwe, gdybyś potrafiła, już byś to zrobiła. Masz wystarczająco powodów. Dla kogoś takiego jak ty… jak wy, możliwość, że “tam” po śmierci nic już nie ma, musi być więc nawet bardziej przerażająca niż dla ludzi. - wyjaśnił - to powiedziawszy… chęć, życzenie, by było coś po śmierci, by życie nie kończyło się na śmierci ciała nie jest bardzo głupie. Nie jest głupie wcale. To jest normalne - dodał.
Przytulona do niego Aurora zaśmiała się.
- Prawdę mówiąc, nie myślałam o nich jako duchach, czy świadomościach. Klejnoty to nośniki naszej magii. Spójrz jak wiele jej tu mogłoby być, gdyby... nie były martwe. - Leith, choć nie widział jej twarzy, w jakiś sposób wyczuł jej smutek. - Może nawet byłyby potężniejsze niż Aya.
Leith spojrzał na swoją łapę leżącą na Aurorze. Na pierścieniu od królowej oraz tym drugim, który miał… w zasadzie nie wiedział nawet skąd, po prostu miał go zawsze, nawet w kopalniach, po prostu nigdy go nie nosił, aż do teraz, do tej wyprawy.
- Potężniejsze… - powtórzył. Zawsze chodziło o to samo. Wąż zjada własny ogon. Bękart wyciągnął spomiędzy palców drugiej ręki coś co znalazł w kopalniach, kolejny “przedmiot” który miał ze sobą od wielu lat, który zabrał w zasadzie z ciekawości, bez większego zastanowienia. Ten przedmiot nie “zniknął” z resztą ubrania i ekwipunku za sprawą magii Aurory i wyczuwając jego spadanie na ziemię po Leith odruchowo złapał go w locie przed przejściem przez wodospad. Bękart położył czerwony klejnot na kamieniach przed sobą.
- Tutaj chyba jest najlepsze miejsce, żeby to zostawić.
- Czy to... ? - Aurora złapała kryształ odrywając się od mężczyzny. Przyjrzała się dokładnie znalezisku.
- Czy ty... - niezadane pytanie zawisło w powietrzu między nimi.
- Nie tą osobę - wyjaśnił - szkielet był dziecka. Głęboko w jaskiniach w których pracowałem.
- W takim razie to ty powinieneś znaleźć mu miejsce. Przyłóż go tam, gdzie należy. Pomogę ci go wtopić w skałę. - Powiedziała z powagą księżniczka, oddając klejnot Leithowi.
Leith kiwnął głową. Mężczyzna rozejrzał się i zwęził źrenice, wypatrując koloru najbardziej odpowiadającemu odcieniowi klejnotu który sam trzymał w szponach.
- Tam - orzekł, gdy owe miejsce znalazł.
Aurora skinęła głową, a następnie przymknęła powieki i uniosła w górę ręce. Ponieważ była naga, naprawdę przywodziła na myśl jakąś mistyczną ofiarę, szczególnie z tym połyskującym na piersi ciemno-granatowym kryształem. Skrzydlata zaczęła nucić sobie tylko znaną pieśń. Leith nigdy wcześniej nie słyszał jej śpiewu.
Jego uszy poruszały się więc zupełnie jakby “przeżuwały” te nowe informacje na temat Aurory. Słuchanie głosu księżniczki było dla tego zmysłu tym samym co widok jej nagiego ciała dla oczu, czy dotyk dla… dotyku.
Tym samym nie zarejestrował w pierwszej chwili jak skała straciła swoją fakturę, zamieniając się w dziwnie plastyczną materię, która jakby sama wyciągnęła z palców Leitha klejnot. Powolutku oblała go dokładnie, a gdy kamień solidnie “wymościł” się wśród swoich braci znów skała stała się zwykłą zimną i twardą skałą. Nim Aurora zakończyła intonowaną pieśń czerwony kryształ zapulsował, jakby ostatecznie połączył się z układem pozostałych kamienie, ale... może to tylko była gra światła?
- Dziękuję. - Powiedziała Aurora i w nagłym spontanicznym zrywie rzuciła się Leithowi w ramiona. - Dziękuję, że go oddałeś.
Mężczyzna nie wiedział co miałby powiedzieć, wyczuwał stan kobiety i nic co mógłby rzec nie wydawało się pasować. Zachował więc milczenie odwzajemnił za to uścisk trzymając Aurorę przy sobie.
Stali tak więc chwilę, a może dłużej w morzu migoczących gwiazd, aż wreszcie skrzydlata podniosła głowę i spojrzała na Leitha.
- Chcesz lecieć gdzieś indziej?
- Athos walczy z tą… skrzydlatą. Może być ciekawe - zauważył Leith. Zimny dreszcz przeszedł mężczyźnie po plecach nie tylko gdy wypowiadał te słowa ale też dlatego jak je wypowiadał. Bękart zauważył, że po wizycie w świątyni nie tylko szybciej się porusza ale i… jest “bardziej” w wielu innych aspektach swojego psyche. Na widok, ale czasem nawet myśl o przemocy, niekoniecznie własnej, choćby czyjejś, zbierała mu się ślina w ustach. Czy chciałby też oglądać walki gladiatorów? tak naprawdę “chciał”? Czy gdyby miał taką możliwość to sam by takie walki dla swojej rozrywki organizował? Czy to by się stało po setkach lat? czy wcześniej? W takim razie jakim cudem Aurora opierała się temu pragnieniu? Księżniczka, choć zachowywała się normalnie, jakby straciła nieco rezonu.
- No to gaszę. - Powiedziała i znów spowiły ich ciemności, chowając przed ich oczami tysiące istnień, które przysłużyły się do stworzenia tego niezwykłego mauzoleum.
Leith zmrużył oczy pozwalając źrenicom przyzwyczaić się do ciemności i otworzyć je szeroko gdy stały się znacznie ciemniejsze.
Tak jak poprzednio Aurora chwyciła jego dłoń i zaczęła prowadzić, brodząc w wodzie, ku wyjściu. Musieli być gdzieś w połowie drogi, gdy Leithowi coś mignęło przed oczami, jakby odrywając się od załomu skalnego. Zresztą nie tylko jemu.
- Leith, uważaj! - krzyknęła Aurora, lecz to ona była celem. Przeciwnik natarł na nią, trzymając w dłoni jakąś broń, jednak księżniczka umiejętnie chwyciła jego ręce, uniemożliwiając atak. Bękart dostrzegł jak inny cień odłącza się od ściany, by też ruszyć w kierunku skrzydlatej.
Leith po prostu od razu “znalazł się obok” Aurory w tym miejscu, gdzie chciałby stanąć “cień” ze szponami wycelowanymi na wysokości szyi nieznanego przeciwnika. Tam gdzie powinna znajdować się grdyka, taka, w którą można się wbić i którą można wyrwać. Napastnik nie mógł być na to przygotowany. Leith rozszarpał jego gardło nieomal żałując, że jest takie delikatne i z taką łatwością mu to przyszło. W tym czasie Aurora kopnęła swojego przeciwnika i dodając siłę swojego rozpędu, do jego odrzutu, przyparła go do ściany i tam wbiła mu jego własny sztylet w oko, a potem dalej w mózg.
Leith wsadził to co mu zostało w pokrwawionej dłoni do swoich ust i przeżuł tak, by jeśli ktokolwiek jeszcze na nich patrzył, mógł to sobie dokładnie zobaczyć lub usłyszeć.... Zastrzygł uszami i rozpostarł skrzydła, jako dodatkowy bufor, wytężył węch.
Nagle cały korytarz rozświetlił blask bijący od Aurory. Księżniczka również rozwinęła skrzydła, które dodatkowo świeciły magicznym blaskiem. Była piękna, nawet z rękami i piersiami zachlapanymi krwią przeciwnika. A może dlatego.
- Nie znam ich - powiedziała - musimy zabrać ciała do mistrza. Może jemu się...au!
Odsunęła rękę od martwego skrzydlatego mężczyzny, którego skóra nagle zaczęła ruszać się i syczeć, jakby ktoś gotował w jej wnętrzu kwas. To samo działo się z tym, który zaatakował bękarta.
To wszystko jednak mimo iż działo się tak szybko, tak naprawdę działo się tak wolno… Leith przekrzywił głowę z zaciekawieniem “Ciekawe skąd to się zaczyna” W mgnieniu oka skoczył po broń napastnika i uciął mu głowę, chciał sprawdzić czy zarówno ona jak i reszta ciała rozłoży się tak samo. Tak też się stało. W ciągu kilku uderzeń serca zostały tylko dwa nie posiadające żadnych zdobień sztylety. Aurora podniosła je powoli, a potem bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia. Leith więc bez słowa podążył za nią.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, Aurora magicznie przywróciła ich ubrania - od razu na nich.
- Lecę do Mistrza Seana. Ty możesz zobaczyć jak tamci walczą. - Powiedziała i nie czekając odpowiedzi wzbiła się w powietrze. Leith więc wzbił się w powietrze za nią, wszak nie zaznaczyła, że ma tego nie robić a bękartowi nie wydawało się logiczne zrobienie czegokolwiek innego.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-01-2020, 20:26   #66
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Rozmyśliłeś się? - zapytała Aurora, zrównując się z Leithem w czasie lotu.
- W czasie zabijania nie ma czasu na zabijanie nudy - stwierdził.
Chwilę lecieli w milczeniu.
- Brakuje ci tego? Zabijania. Mam wrażenie, że ostatnio cię... nosi. - Ostrożnie zaczęła księżniczka.
- Zabijanie bez powodu nie ma żadnego sensu - Leith odpowiedział niemal z automatu, było to coś w co naprawdę wierzył - a okrucieństwo bez inspirowania strachu nie ma żadnej wymiernej korzyści. Jednak… to prawda, ma to pewne odurzające właściwości. Potrafi też uzależniać. Jestem tego świadomy i zawsze radziłem sobie z pociągiem. Ostatnio jednak… - mężczyzna przekręcił głowę - po prostu muszę okiełznać nową sytuację.
Aurora słuchała go z uwagą, na koniec jednak tylko skinęła głową i tak rozmowa się zakończyła. Dolecieli do Dworu, gdzie bez problemów księżniczka odnalazła Seana. Mnich, przeor, czy kim on tam był pisał coś właśnie przy lampce magicznego światła.
- Przylecieliście akurat na kolację - przywitał ich tym swoim dziwnie brzmiącym głosem. i faktycznie po chwili rozległ się dzwon, wzywający na posiłek.
- Musimy pilnie porozmawiać Mistrzu - rzekła księżniczka, po czym zwróciła się do Leitha - Możesz nas zostawić? Spotkamy się na dole przy posiłku, dobrze?
Mieszaniec kiwnął głową i ruszył z wolna ku sali biesiadnej.

O czymkolwiek Aurora chciała rozmawiać bez jego udziału, nie trwało to długo, nim Leith skończył własny posiłek, Aurora dołączyła do niego. Wtedy też do pary przysiedli się Athos i Selena, którzy także byli na sali. Ulva nie było nigdzie widać.
- Niech każdy przygotuje swój bagaż i przyniesie do mojego pokoju - poleciła księżniczka. - Podzielę prowiant i wodę tak, by zoptymalizować udźwig, mobilność oraz maksymalnie wydłużyć czas, jaki będziemy mogli przeznaczyć na wędrówkę.
- Naprawdę nie możemy latać? - zapytała Selene - Przecież to nie jest magia.
- Możemy, ale tylko nad ziemią i nie za szybko. O ile samo latanie to nie magia, o tyle kontrola wiatru, opływowość i ewentualne unikanie spadania - owszem. - Wyjaśniła Aurora.
- Mmm… - Leith pracował właśnie wykałaczką w kłach. - nie macie koni? - zapytał - nie żeby jakikolwiek kiedyś pozwolił mi na siebie wsiąść, ale zawsze to lepsze niż lektyki… - bękart nie wątpił, że taka myśl przemknęła już przez głowę na przykład Ulva.
- Konie łatwo usłyszeć, lecąc nisko przy ziemi nie będziemy od nich wiele wolniejsi.
- Nie lepiej wytropić i zabić? Po co to wszystko? - warknął Athos.
Leithowi podobne pytanie cisnęło się na usta od dłuższego czasu więc ciekawie czekał odpowiedzi.
- A skąd wiesz, że tym razem będzie sam? Nie możemy wykonać magicznego zwiadu. Poza tym nie da się go wytropić, nie zbliżając do niego, a to możemy osiągnąć tylko bez użycia magii. - Odparła Aurora.
- Jeśli można spytać, wasza miłość… - Leith zaczął oficjalnie pytanie do Aurory - za co inny skrzydlaty, cała ich frakcja może, tak bardzo cię nienawidzi?
Usta księżniczki zacisnęły się w wąską kreskę.
- Nie wiem. - Odpowiedziała wreszcie, a Athos uderzył pięścią w stół i spojrzał na Leitha.
- To się zaczęło od kiedy ty tu jesteś, plu... - nie dokończył, napotkawszy wzrok Aurory.
Leith przekrzywił głowę nie dlatego, że jakieś słowa go dotykały tylko z powodu autentycznego zainteresowania.
- Czy to prawda? dobrze byłoby mieć jakieś pojęcie o motywach naszego wroga, nie po to by go usprawiedliwić lecz zwyczajnie by mieć lepszą szansę na wygraną. - wyjaśnił swój punkt widzenia.
- To trochę nie trzyma się kupy. Vasco znałam przelotnie i nawet nie walczyłam w tym samym rejonie co on, gdy... został złamany. - Odpowiedziała skrzydlata, a ich towarzysze wyraźnie poczuli się nieswojo.
- On nawet nie był z naszego dworu. - Dodała Selena.
- Złamany? - dopytał Leith, bogowie jedni wiedzieli cóż to mogło oznaczać…
Aurora westchnęła.
- Mówiłam ci o Rafie. Czasem... gdy skrzydlaty umiera, dopada go szaleństwo. Sięgając do najgłębszych pokładów mocy Vasco strzaskał swój klejnot magii, jednak w przeciwieństwie do większości, którzy... zdecydowali się na coś takiego, on przeżył. I sam pozbawił się magii oraz...
- ... oszalał. - Dopowiedział Athos.
- To jednak dalej nie tłumaczy czego chce od nas, czy od księżniczki - podsumowała Selene.
- Hmm… - mruknął Leith - nie ma żadnych dowodów, że chce czegokolwiek od kogokolwiek innego. Mnie nawet chciał puścić wolno i nie… - zerknął na Athosa - moja “sława” nie dotarła do niego gdyż nawet nie miał pojęcia kim jestem. Za to bardzo nienawidzi księżniczki. To jest zagadka, której rozwiążanie mogłoby nam pomóc. No chyba że zabijemy go wcześniej…
- Założenie dobre. Tylko jak chcesz to zrobić? - zapytała Selena.
- Nie latanie jest dobrym pomysłem bo wybaczcie ale… - Leith uśmiechnął się mimowolnie na wojenne wspomnienie - bez “czary mary” nie ma chyba łatwiejszego celu na niebie do zestrzelenia. Jednak jakiekolwiek specjalne krycie się też chyba niewiele daje. Mam wrażenie, że ktoś atakuje księżniczkę i zawsze wie gdzie ona jest, zupełnie jakby śledził ją właśnie po tym całym czarowaniu. Nie ufam, by którykolwiek z was był w stanie dobrowolnie wyzbyć się czarowania, nawet tyłka nie potraficie sobie podetrzeć bez jakiejś sztuczki… - mężczyzna przewrócił oczami - jeśli nie chcemy polecieć w jego rodzinne strony i zwyczajnie mordować wszystkich jego bliskich do momentu aż któryś wreszcie zacznie mówić, to chyba też nie ma sensu specjalnie się kryć.
Zapadło milczenie. Athos i Selena wyglądali jak dwie gradowe chmury.
- Konie to dobre rozwiązanie - powiedziała w końcu - ale jeśli zapach Vasco powiedzie nas w wyższe góry, będą bezużyteczne.
Leith kiwnął głową, bo dyskusja była raczej zakończona. Mężczyzna cieszył się, że wzmocnił ostatnimi czasy swoje i tak imponujące mięśnie nóg. Nie było mowy, żeby koń z własnej nieprzymuszonej woli pozwolił mu się dosiąść, to było próbowane już wielokrotnie. Udomowione zwierzęta zawsze źle na niego reagowały, konie się płoszyły, psy ujadały, raz nawet bękart został przepędzony z wioski bo ponoć krowom mleko kisło a kury jajek nie niosły…
Cóż… to będzie uroczy trucht…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 22-01-2020, 11:44   #67
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Trudno ich było nazwać zgraną ekipą. Właściwie nie żarli się tylko wtedy, gdy milczeli, więc z zasady rozmawiali rzadko. Zresztą tempo też narzucali sobie takie, iż ciężko było komentowanie widoków czy lekkie pogawędki. Właściwie jedyne, co ich ograniczało to zdolności powonienia Leitha - w normalnych warunkach wyjątkowe, w obecnych - frustrujące dla przywykłych do łatwych (magicznych) rozwiązań skrzydlatych.
Nieliczne postoje wyglądały też dość ponuro. Aurora i Ulv siadali nad mapą, której opisów Leith nie rozumiał, zaś Selena i Athos zajmowali się przyrządzaniem posiłków oraz legowisk. Bękart nie miał więc niczego do roboty - poza przygotowaniem własnego leża. Niestety, zapach Vasco wciąż był słaby, można było więc spodziewać się kilku, jeśli nie kilkunastu dni podróży.
Bękart byłby ostatnim, do narzekania na brak rozmów. Wszystko wydawało się idealne. “Polowe” warunki, nie były aż takie ciężkie, ot trochę ćwiczeń dla ciała. No i miał rozrywkę patrząc na cierpienia egzystencji bez magii w wykonaniu Ulva, któremu nawet ochota na “zabawne” komentarze odeszła. Niestety, on wciąż miał swoje karty w ręku, jak choćby wołanie “chodź psie, złap trop” za każdym razem, gdy wchodził do umysłu Leitha, by zostawić w nim wrażenie zapachowe. Póki co nie komentował jednak “wyznaczonej” strefy, jaką bękart nauczył się mu robić w tym celu.
Leith też miał swoje teksty w stylu “tędy tędy, dobrzy ludzie...” Mieszaniec przykrywał garby po złożonych skrzydłach szerokim, spuszczonym z głowy ale opadającym na plecy kapturem. Kiedy spoglądał na swoich towarzyszy wszyscy w zasadzie wyglądali “normalnie” nie licząc podobnych garbów na plecach i chyba to ich najbardziej przerażało.
Nawet Aurora wydawała się pozbawiona humoru, czy wręcz rozdrażniona sytuacją.


3 dni później...

Selena grzebała patykiem w znalezionej kupce popiołu. Wszyscy bardziej się ożywili zresztą, bo oto potwierdziła się rzeczy, o której bękart poinformował ich tego ranka - są blisko. Wreszcie zapach, który tropił niósł ze sobą też ciepło żywej istoty, prawdziwej zwierzyny. Niestety, jak na złość pogoda, która dotychczas była bardzo stabilna, popsuła się. Urywane, mocne opady deszczu raz po raz moczyły ich ubrania, choć nie to nawet było irytujące, co wiatr - silny i zmienny, przez co nawet czując zapach, ciężko było stwierdzić, gdzie mają iść dalej.
- To gdzie dalej, piesku? - zagadnął Ulv, choć czuć było, że warunki pogodowe irytują go i z trudem zachowuje swój irytujący ton.
Leith odwrócił się by spojrzeć na Ulva.
- W ekscytacji zdradzi mnie merdanie ogonem. Tak mój drogi panie, będziesz wiedział, to oczywiście oznacza, że będziesz musiał obserwować mój zad ale pamiętam, że takie widoki mogą być ci miłe… - to powiedziawszy ruszył szybkim sprintem za urywanym tropem.
Athos zaklął i chyba już chciał ruszyć za nim, gdy Aurora dość głośno rzekła:
- Leith, czekaj!
Mężczyzna wyhamował stopy na mokrej ziemi
- hm?
- Myślę, że wiem dokąd on się wybrał. W końcu dokądś zmierzać musi, a to wygląda na dostatecznie dobry cel. - To mówiąc wskazała palcem gdzieś w dal.
Trudno było coś dostrzec przez zacinający z boku deszcz, ale gdy Leith skupi wzrok, dostrzegł na zboczu jednej z gór dość regularnie wyglądające formacje skalne, które zaraz potem okazały się nie być tworem natury, lecz ruinami jakiegoś kompleksu.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/7d/d9/11/7dd91121f7fbc78919fe71a3dfb01d84.jpg[/MEDIA]

- Cholera, świątynia Tezeusza. To miejsce jest przeklęte - splunęła Selena.
- Mhm… - Leith kiwnął głową mało przejęty “przeklętością” spojrzał za to na Aurorę.
- Czyli dlatego że to “przeklęte” miejsce, na pewno będzie tam nasz “przeklęty” wróg? … - mężczyzna uniósł brew.
- A myślisz, że zapuścił się tutaj, bo lubi oglądać górskie pejzaże? Czegoś szuka albo z kimś zamierza się spotkać. To jest miejsce, gdzie żaden normalny skrzydlaty się nie zapuszcza, więc spokój gwarantowany.
- Szkoda, że my normalni nie jesteśmy - burknął Athos, a Selena mu przytaknęła. Ulv wyjątkowo zachowywał milczenie, wyraźnie odpływając gdzieś myślami.
- Idziemy tam, chyba że w międzyczasie poczujesz na pewno, że zapach dochodzi z innej strony. - Postanowiła Aurora, zwracając się do Leitha, po czym ruszyła przed siebie.
Leith rozejrzał się po towarzyszach po czym ruszył za księżniczką. Mężczyzna poruszał niecierpliwie nadgarstkami, obracając swoimi szponiastymi łapami jak jakimiś ostrymi, rządnymi ofiary narzędziami. Miał przy sobie więcej broni z żelaza, ale jego własne kły czy pazury były równie dobre.
- Naprawdę musimy tam wchodzić? - zapytała Selena, zbliżając się do Aurory w trakcie ich marszu. Księżniczka nawet na nią nie spojrzała.
- Dwie osoby powinny zostać na czatach. Możesz mi towarzyszyć. - Odpowiedziała.
- Och, księżniczko, nie chcesz dorwać tego rudego chujka osobiście za to, co ci zrobił? - zapytał Ulv, wysilając się nawet na swój szelmowski uśmiech.
- Wystarczy mi świadomość, że misja zostanie wykonana, a Vasco nie wymknie się tym razem. - Odburknęła skrzydlata.
Umysł Lietha był już skupiony zadaniu, a nie głupich gadkach skrzydlatych, gdzieś tam mógł być ktoś kto bardzo potrzebował być zabitym i bękart zamierzał zrobić wszystko co w jego mocy by mu w tym pomóc.
Podzielili się u podnóża góry, tam skąd roztaczał się doskonały widok na ruiny miasta, czy raczej ewentualne drogi ucieczki z niego. Selena i Aurora zostały, choć ta druga wydawało się, że robi to wbrew sobie. Ulv, Athos i Leith ruszyli dalej. Bez zbędnego ekwipunku nagle stali się szybsi i żwawsi.
- No dobra, panienki, musimy się tam przekraść nie zwracając na siebie uwagi. Jeśli ktoś zobaczy rudego, obserwuje go i czeka na pozostałych. Żadnego bohaterstwa Athos. Ani popisów głupoty... Athos i Leith. - Powiedział półgłosem ciemnowłosy piękniś.
Leith miał zjeżony kark i pozwolił sobie tylko na kiwnięcie głową, naprawdę nie miał żadnej ochoty na gadanie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-01-2020, 12:21   #68
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy znaleźli się w obrębie ruin, rozdzielili się, by lepiej przeszukać to - jak się okazało - dość rozległe miejsce. Było to zresztą Leithowi na rękę, bo jako “pies” najlepiej był w stanie powiedzieć w której części Vasco może się znajdować i tym samym ukatrupić go własnymi rękami.
Nie było łatwo w zetknięciu z coraz gorszą pogodą, ale wreszcie bękartowi udało ustalić się, że zapach bezsprzecznie pochodził z zawalonego częściowo budynku. Pytanie tylko czy powinien powiedzieć o tym pozostałym, czy... sprawdzać je na własną rękę?
Efektywne zabijanie polegało na wykorzystywaniu każdej możliwej przewagi, toteż Leith machnął ręką dając towarzyszom znak, gdy kierował się ku powalonej konstrukcji.
Tak oto w trójkę dotarli do ukrytej w zgliszczach kopuły - bo chyba to tylko tutaj ocalało.
[MEDIA]http://media.wizards.com/images/magic/daily/arcana/1066_overgrowntomb2.jpg[/MEDIA]
Niestety, kopuła ta - z kamienia czy innego tworzywa wykonana była szczelnie zamknięta. Leith był jednak pewien, że to pod nią zniknął Vasco. Nos nigdy go nie mylił.
Całą tą myśl przekazał towarzyszom dotykając swojego nosa a następnie wskazując na ścianę kopuły. Jeśli Ulv się do czegoś nadawał, teraz miał okazję błysnąć…
Pierwszy błysnął jednak Athos, który jako potwierdzenie znalazł odciski stóp, prowadzące do kopuły. Ulv przykucnął przy nich a potem przyjrzał się dokładnie kopule. Właściwie nie trzeba było mieć sokolego wzroku, bo zauważyć, że część kurzu została pospiesznie starta, odsłaniając wygrawerowany napis:
Ljęez Nąulą Ńóć źąśzqją ą Ókćjęć Eźjęo śjf cveźj, nókę kęśu qąńóxąńję, nókę lspłęśuxó. Qóxjęeź kęhó jnjf x nójn kfźzlv, ą xqvśźćźf ćjf eó tsóelą.

Leith popatrzył na reakcję swoich towarzyszy. Jego własne doświadczenia z czytelnictwem były ograniczone i jeśli skrzydlaci mogli się do czegoś przydać, to było choćby to.

- No to mamy zagadkę. Nie znam tego języka - wyjawił niechętnie Ulv. Tymczasem sfrustrowany Athos zamierzał chyba rąbnąć swoją wielką pięścią w powłokę kopuły.
Leith przekrzywił głowę.
- A ile znasz języków?
- Dość dużo, żebyś nie umiał się doliczyć. - Warknął Ulv. W okolicy rozniosło się zaś echo potężnego uderzenia Athosa. Aż ptaki wzbiły się ze swoich kryjówek, woląc wydac sie na pastwę nielitościwej pogody.
- Pięknie. I to tyle z motywu zaskoczenia. - Westchnął piękniś, przyglądając się efektowi działania olbrzyma. Niestety, poza lekkim odkształceniem, powłoka kopuły miała się wciąż dobrze.
Leith popatrzył na odkształcenie.
- No cóż… skoro powiedziało się “A” trzeba chyba powiedzieć i “B”... - to rzekłszy sam też zaczął napieprzać w to samo miejsce.
Po chyba godzinie czasu obaj byli zmachani, a z ich pięści kapała krew. Efekt był jednak daleki od zadowalającego. Odkształcenie, które udało im się wspólnie pogłębić nie miało nawet rysy świadczącej o tym, że zaraz pęknie.
Z każdym uderzeniem Lieth zastanawiał się nad słowami Ulva coraz bardziej. Kiedy bicie okazało się daremne jeszcze raz zwrócił się do skrzydlatego.
- Może to nie jest żaden język tylko litery są przestawione?
- Obawiam się, że... masz rację. - Powiedział Ulv i odczytał:
‘Kiedy Matka Noc zasypia a Ojciec Dzień się budzi, moje jest panowanie, moje królestwo. Powiedz jego imię w moim języku, a wpuszczę cię do środka’.
- Tezeusz? - zapytał Athos, po czym wrócił do lizania ran na rękach.
- Nie, geniuszu. - Fuknął Ulv. - Myśl bardziej plastycznie. Co jest między nocą a dniem?
- Świt? - rzucił Leith.
Ulv kiwnął głową, choć nic się nie stało.
- Tezeusz był heretykiem, bo uznawał więcej niż święte małżeństwo bogów. - Powiedział piękniś, który odsunął się kilka kroków i rzekł:
- Cóż za niechybnie celowy zbieg okoliczności... bogini świtania miała mieć wszak na imię Aurora.
Na te słowa jedna z pokryw kopuły zadrżała, a potem zaczęła się odchylać, ukazując schody do wnętrza.
Athos splunął i poprawił wielki topór, który niósł na ramieniu.
- Przeklęte miejsce! - warknął i nie oglądając się na pozostałych ruszył ku nowo odkrytym schodom.
Leith pozwolił by skrzydlaci weszli pierwsi, zawsze mógł powiedzieć, że osłania plecy Ulva gdyby „zdradziecki wróg zdecydował się zaatakować z tyłu”... A po prawdzie, skoro nikt od niego nic nie chciał i we wszystkim tym wielkim wojownikom przeszkadzał… po prostu zdecydował, że nie będzie przeszkadzał. W tym zdradzieckim miejscu każda pozycja i tak miała swoje ryzyko. Leith nie wyciągnął jeszcze żadnej broni bo i po co - przecież wiedział gdzie jest.

Kiedy zeszli ze schodów, w półmroku objawił im się korytarz. Ciężko było odgadnąć dokąd prowadzi, dość często bowiem skręcał. To irytowało Athosa, który wściekle parł do przodu. Nieuwaga, na którą sobie pozwoliła miała wysoką cenę. Nagle uderzenie spadło nań z góry, Broń - szabla chyba, wbiła się w ramię tak głęboko, że skrzydlaty wypuścił z ręki topór. Co gorsza - jego gabaryty całkowicie uniemożliwiały dwóm pozostałym mężczyznom włączenie się do starcia. Ulv i Leith patrzyli jak przeciwnik zeskakuje z góry, wykorzystując siłę pędu, by całkiem odrąbać ramię wyjącego z wściekłości i bólu pół-olbrzyma.
Kiedy obalony Athos padł na kolana, pozostali dwaj mogli zobaczyć jego oprawcę. Rudzielec wyszczerzył się, po czym rzucił w głąb korytarza, niknąc po chwili w ciemnościach.
- Kurwa. - warknął Ulv, klękając koło Athosa, który przestał krzyczeć, tracąc przytomność. Albo i gorzej.
Leith zrobił krok ponad powalonym Athosem i klęczącym Ulvem i ruszył za rudzielcem. Przeciwnik nie używał czarów, bękart też ich nie potrzebował. Jaskinie, tunele, ciemność, to było jego powietrze. Miał swój węch, miał swój słuch.
- Zniszcz artefakt, wtedy nam nie ucieknie - rzucił za nim Ulv.

Mroczne korytarze zawijały. Pięły się to w dół, to w górę. Leith spodziewał się zasadzki, jak na Athosa, ale na żadną nie natrafił. Rudzielec widać postanowił zwiewać, a nie się na niego zasadzać.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 23-01-2020, 17:38   #69
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Tym sposobem bękart dotarł do większej komnaty - grobowca, sądząc po wielkim, stojącym na środku sarkofagu. Jego wieko zostało niedawno uchylone, sądząc po śladach kurzu.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/ff/d6/d2/ffd6d22668443089f6431bf71c695302.jpg[/MEDIA]

Rudzielca nie było nigdzie widać, mógł jednak gdzieś się schować - za sarkofagiem, którąś z kolumn lub w pomniejszych grobowcach.
Leith trzymał się blisko ścian. Nie było czarów, tutaj decydowały zmysły a o wiele łatwiej było słuchać, węszyć i obserwować niż być bezdźwięcznym, bezzapachowym i nie poruszać się wcale. Leith krążył więc, czekał. Przesuwał się powoli w głąb pomieszczenia, gdy... uchwycił ruch kątem oka. Rudzielec przemknął pomiędzy kolumnami, jakieś 10 metrów dalej.
- Może damy sobie spokój? - zapytał Vasco - Ona mówi, że jesteś częścią proroctwa i mam cię nie zabijać. Zróbmy więc tak, ty mnie puścisz, a ja nikogo więcej nie ukatrupię. Jeśli nie będę musiał, oczywiście.
- hmpf… - Leith po prostu przewrócił oczami i rzucił się w kierunku rudzielca zamachując się łańcuchem. Vasco trochę za późno usłyszał o swoich „proroctwach”, zaatakował Leitha tam w strażnicy i musi zginąć. Tak jak Milena, tak jak gladiatorzy. Różnica była tylko taka, że Vasco był tu, teraz, a okazja była świetna.
Drugi mężczyzna uskoczył bez trudu. Zrobił to jeszcze raz, a potem kolejny. Leith dewastował łańcuchami otoczenie, nie czując się w żaden sposób osłabionym. A jednak nie potrafił dosięgnąć rudzielca. I nawet nie chodziło o szybkość, ale o cholerną zręczność i precyzje skoków tej ryżej wiewóry.
- Ej, zaczynasz mnie złościć, wiesz? - powiedział mu tamten bezczelnie, odbijając się od kolumny i bokiem umykając kolejnemu atakowi.*
Leith spróbował więc inaczej. Natarł na skrzydlatego rzucając w niego kolejnymi sztyletami, każdą ręką. Walka z bardziej gibkim przeciwnikiem sprowadzała się zawsze do jednego: trzeba go było po prostu raz złapać… a potem już nie puścić.
Pokłady cierpliwości Vasco najwyraźniej jednak się wyczerpały, bo rudzielec zaczął odpowiadać tym samym, korzystając z sześcioramiennych gwiazdek do rzucania, które choć nie zadawały śmiercionośnych ran, wchodziły w ciało jak w masło i to nawet przez skórzaną kurtę. W efekcie po kilku minutach walki Vasco został draśnięty w ramię, a Leith miał w swoim ciele trzy gwiazdki, z czego jedna trafiła wyjątkowo paskudnie w udo, powodując, że utykał. Rudzielec wyraźnie próbował ustawić się teraz tak, żeby to on miał za plecami przejście i mógł czmychnąć z komnaty.
Leith rozpiął skrzydła i wfrunął w przeciwnika, planując objąć go uściskiem pary tych trzecich kończyn gdy dosięgnie celu. A wtedy rwać i szarpać ciało rudzielca… Niestety pomiędzy kolumnami nie było to za dobrym pomysłem, gdy przeciwnik jest niezwykle szybki. Leith wpadł na ścianę, gdy Vasco uskoczył i nim się odwrócił, ten ugodził jego plecy nożem o szerokim, zakrzywionym ostrzu. Bękart poczuł ogromny ból przechodzący od lewego skrzydła po środkowy pas kręgosłupa.
Mężczyzna zawył i kopnął na odlew do tyłu. Rudzielec zawył, jednak nie puścił. Wykorzystując atak Leitha, sam kopnął go w goleń drugiej nogi, przewracając na brzuch. Teraz, gdy siedział na nim okrakiem, znów wbił nóż w ciało bękarta, tym razem między prawą łopatką a kręgosłupem - z chirurgiczną precyzją wybrał miejsce, powodując błyskawiczny paraliż prawej ręki przeciwnika. Sytuacja naprawdę nie wyglądała dobrze dla Leitha.
Bękart harcząc z bólu zaczął wierzgać wściekle skrzydłami by zrzucić przeciwnika. Wciąż był silny, ale nie tak jak Vasco - trenowany przez setki lat. Naprawdę Leith chciał teraz mieć swoją magię, naprawdę tylko ona była w stanie dać mu zwycięstwo.

Nagle usłyszał znajomy gwizd, a zaraz po nim syk bólu. Rudzielec zeskoczył z jego pleców i odskoczył na bok - już nie tam zwinnie, zataczając się z bólu. W jego szyi tkwiło wąskie, przypominające szpikulec ostrze. Więcej bękart nie potrafił dostrzec, nie umiał się wszak podnieść.
- Leith - usłyszał znajomy głos Ulva, który wyraźnie się zbliżał - której części “zniszcz pierdolony artefakt” nie rozumiesz?
Piekący ból w momencie, gdy piękniś wyjmował blokujące jego splot nerwowy ostrze, nieomal sprawił że bękart zemdlał. Jednak... nie od dziś wiadomo, że nie tak łatwo się go pozbyć.
- Puść mnie - odezwał się chrypiącym, wściekłym głosem Vasco - ten bękart wykrwawi się, jeśli nie skorzystacie ze swojej drogocennej magii. A dopóki jestem w pobliżu... - zawiesił celowo głos.
- … wciąż trzeba cię zabić. - dokończył przez zaciśnięte zęby Leith podnosząc się z ziemi i ściskając łapę na końcu łańcucha. Chwilę później zamachnął się nim na skrzydlatego i rzucił. Vasco mógł próbować uskoczyć, mogło mu się to nawet udać, ale nie mógł zrobić tego w innym kierunku niż zbliżając się bardziej do Ulva, oraz dalej od drogi ucieczki.
Leith nie planował umierać, wiedział dokładnie jak chce żyć: robiąc wszystko by wszyscy, którzy próbowali go zabić, kończyli martwi. Jeśli w tym procesie sam zginie… nie będzie się musiał już sam nad tym zastanawiać nieprawdaż?
Mimo poważnej rany na szyi, Vasco uskoczył przed łańcuchem Leitha, a potem przed kilkoma cięciami miecza Ulva. Było jednak widać, że w obecnej sytuacji to tylko kwestia czasu, zanim w końcu go dorwą. Rudzielec skrzywił się, po czym spróbował samobójczego niemal biegu w stronę wyjścia z komnaty, odsłaniając przeciwnikom swoje plecy.
Za którymi, póki adrenalina nie wylała się jeszcze z dziur w jego ciele, rzucił się gończo Leith, i w które ten sam bękart posłał jeszcze dwa sztylety.
Jeden minął cel, drugi jednak trafił pod łopatką, a dwa kolejne kolca Ulva utkwiły w ramionach Vasco, który wyrżnął jak długi.
- Kurwa... - wycharczał, lecz nie poddawał się, czołgał się dalej, mimo że Ulv i Leith praktycznie już nad nim stali.
Mieszaniec w poślizgu zatrzymał się przed leżącym mężczyzną i z całej siły “depnął” obcasem jego szyję…
… po raz pierwszy…
Usłyszał chrupnięcie, chlusnęła krew z ust, ale Vasco wciąż poruszał palcami, jakby próbował pełznąć dalej. Nawet teraz się nie poddał.
Leith, nawet sam prawdopodobnie właśnie konając, mimowolnie kiwał głową, w czasie gdy raz po raz deptał szyję skrzydlatego. To był wola życia! to było dokładnie tak jak będzie wyglądała jego własna śmierć, myślał bękart. Nigdy się nie poddawać nawet w obliczu śmierci. Vasco nie konał teraz dlatego, że zrobił coś źle, po prostu dokonał swoich wyborów.
- Dość. Nie żyje. - stwierdził bez emocji Ulv, patrząc na krwawą papkę, która pozostała z karku rudzielca. Zapewne, gdyby teraz podnieść jego głowę, ta bez problemu oderwałaby się od reszty ciała.
- Musimy zniszczyć artefakt, wtedy Aurora przyleci uleczyć swojego bohatera - powiedział piekniś, uśmiechając się krzywo.
Leith wypuścił powietrze i chyba z pół litra krwi w tym samym momencie. coraz bardziej trzęsącą się ręką rozwinął jedną ze stalowych linek i zarzucił ją sobie przez plecy, ścisnął sycząc agonalnie. Zawsze to trochę zamykało ranę. Podpierając się jedną ręką o ścianę, bękart szturchnął butem ciało Vasca odwracając je na plecy.
- No ponoć… - sapnął - ma go przy sobie.
Ulv spojrzał na niego, przewrócił oczami, jakby chciał powiedzieć “też sobie znalazłeś wytłumaczenie, że to ja muszę robić”, po czym zaczął przeszukiwać odzież Vasco. Za pazuchą kurtki znalazł wyjątkowo dobrze zamykaną kieszeń. Gdy wreszcie udało mu się do niej dostać, piękniś wyciągnął ze środka duży, lekko zakrzywiony przedmiot... podobny do niczego. Przedmiot był ciężki, mimo nie tak znowu wielkich rozmiarów, a jego kształt najprościej dało się określić, jako podłużny odłamek... czegoś. Ulv zważył go w dłoni, po czym zmarszczył brwi.
- No jest to bezsprzecznie magiczne, ale czy.... AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Potężny krzyk rozdarł jego gardło. Ulv odrzucił przedmiot i skulił się, chwytając za głowę, jakby właśnie oberwał w nią czymś ciężkim.
Leith zastrzygł uszami i trzymając się ściany podszedł w stronę centralnego sarkofagu. Przedmiot który chwycił Ulv albo był zabezpieczony, albo w ogóle nie był tym, czym miał być. Pułapka, coś co sam by zrobił. Mieszaniec mordując Vasco uświadomił sobie jego do siebie podobieństwo, dlatego też cieszył się gdy to Ulv zdecydował się przeszukać ciało tego węża.
Bękart siadł, w zasadzie to bardziej upadł na kolana przed płytą grobowca, która wcześniej zdawała mu się niedawno odsunięta. Patrzył na agonię pięknisia, który wyglądał, jakby siłował się z czymś we własnej głowie, po czym padł zemdlony.
Ulvowi udało się nigdy naprawdę nie zasłużyć by znaleźć się na liście Leitha więc mieszaniec pozostawił go samego swojemu losowi, skrzydlaty wszak był jednak dupkiem. Bękart miał naprawdę niewiele czasu nim osunie się w sen z którego, bardzo prawdopodobne, że się nie obudzi. Zaryzykował więc napięcie tej mniej poranionej kończyny i zajrzenie do sarkofagu. Gdyby sam spodziewał się konfrontacji ukryłby coś we wnętrzu. Nic tam jednak nie było poza szczątkami jakiegoś skrzydlatego ważniaka - sądząc po kosztownościach, które wokół niego leżały. Leith poczuł, jak kręci mu się w głowie, a nogi chwieją się pod nim.
- Mmrr… - Leith warknął, słaniając się na nogach zgarnął z podłogi spory kamień i odwrócił się w kierunku zmacanego przez Ulva “czegoś”
- której części “zniszcz pierdolony artefakt” nie rozumiesz?... - wymamrotał mijając nieprzytomnego pięknisia. Wywracając się po drodze dwa razy i potykając trzy, Leith wylądował z przedmiotem wprost przed nim. Zebrał siły po czym, ujął kamień oburącz, zamachnął się z nad głowy i wykurwił w “to coś”. Stracił przytomność z myślą, że jego ostatni wysiłek nic nie dał.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-01-2020, 18:24   #70
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Obudził się na wielkim łożu. Znał je, tak jak i pokój, w którym się znalazł - to była komnata, którą przydzielono mu na Dworze Snów.
Nie był w niej jednak sam. Na fotelu, ze skrzyżowanymi nogami siedziała piegowata, ryża dziewczynka, skądinąd znana mu jako Królowa.

- Och Leith, naprawdę jesteś jak wrzód na tyłku. - Powiedziała, wzdychając przy tym. - Dałam ci moc, dałam ci spokój, dałam ci twoją słodką księżniczkę... a ty zamiast pomagać, jak mówi proroctwo, tylko przeszkadzasz.
Leith przetarł oczy, dzięki czemu mógł nie tylko sprawdzić czy ma oczy, ale też, że ma rękę, oraz w ciele czucie. Wszystko funkcjonowało bez zarzutu, jakby do walki z Vasco nigdy nie doszło.
- Może to zła przepowiednia? - powiedział w końcu bo nie było powodu by milczeć a to była myśl która naprawdę mu się malowała. - Nie znam tej o której mówisz i w ogóle nie przywiązuje uwagi do proroctw. Ale z tego co słyszałem, raczej nie spełniają się tak jak by się chciało. Skąd wiesz, że przeszkadzam? ja nie czytam o własnym życiu w jakiejś księdze napisanej przez wieszcza, ja je żyje tu, teraz i dziś. Więc zamiast mówić do mnie jak do postaci z bajki, po prostu powiedz mi czego chcesz. - zaproponował.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
- Czego chcę... chcę złożyć ci propozycję, Leith. Widzisz, ty i Ulv wybraliście zły przedmiot. Po prawdzie właśnie leżysz w kałuży krwi i umierasz. Athos ci nie pomoże, bo Ulv go zabił. Vasco ci nie pomoże, bo nie żyje. No i nie miałby powodu, a ten idiota Ulv właśnie wpuścił do swojej głowy wielkiego robala i sam ma kłopoty. Twoja księżniczka też nie przyjdzie ci z ratunkiem, dopóki artefakt działa. Wszystko wskazuje na to, że umrzesz. Chyba że zawrzesz ze mną... układ.
Aya podparła pyzate policzki dłońmi.
- Propozycja jest prosta. Nie dam ci tam zginąć, a w zamian ty, bez względu czy będzie to za tydzień, za rok, czy za sto lat, zjawisz się bezzwłocznie na moje wezwanie i przez jedną dobę będziesz słuchał tylko moich rozkazów. A zatem - ofiaruję ci przeżycie w zamian za jeden dzień służby u mnie. To chyba nie jest taka zła cena, co?
- Przyjmuję. - powiedział Leith patrząc się na Królową.
Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie.
- Cieszę się, że zachowałeś zdrowy rozsądek. A zatem wracaj i wołaj swoją księżniczkę. Bariera Vasco już wam nie będzie przeszkadzać.
To rzekłszy, skierowała wewnętrzną stroną dłonie w kierunku Leitha, jakby go popychała. I faktycznie poczuł się wepchnięty w swój ból, zmęczenie, poranione, krwawiące ciało. A jednak czuł się znów żywy, jakby ktoś tchnął w niego siły. Kamień lśnił na jego piersi tak, że jego blask przenikał nawet odzienie.
Leith zdążył powiedzieć tylko jedno słowo, w jego umyśle pojawiło się tylko jedno miejsce, tam, gdzie ostatnio ją widział. Tam, gdzie chciał teraz się znaleźć.
- Aurora.
Pojawił się w ich prowizorycznym obozie. Nie widział Seleny, ale zobaczył ją - księżniczkę. Siedziała na ziemi, oparta plecami o skałę, z mieczem na kolanach, jakby na coś czekała. Jej wzrok był zwrócony w kierunku ruin. A jednak, gdy Leith zupełnie bezgłośnie zmaterializował się niedaleko z boku, wiedziona jakimś impulsem obróciła głowę w jego stronę. Złociste oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia i pełne troski.
- Leith? Leeith! - krzyknęła, rzucając się w jego stronę.
Mężczyzna zdążył jeszcze machnąć ręką na “powitanie” nim jego twarz zaczęła opadać, by wtulić się w piach i żwir. Zamiast nich jednak znalazła się na kolanach Aurory. I choć zbroja nie należała do najwygodniejszych poduszek, ta wydawała się idealna.
Dłonie księżniczki same odnalazły najgorsze rany bękarta, poruszając się po jego ciele nerwowo, ale precyzyjnie. A gdy zatrzymały się, Leith poczuł bijące odeń ciepło, wręcz gorąco, jakby ktoś przyłożył mu do pleców i szyi rozgrzane węgle. Tylko, że te zamiast palić, leczyły go.
- Mmmm… - mruknął mężczyzna gdy kojące czary zasklepiły jego rany. Wciąż nie stawał się silniejszy, ale przynajmniej nie stawał się już bardziej słaby.
- Rudy leży… - udało mu się powiedzieć.
- A Ulv, Athos? - zapytała, lekko nim potrząsając, by jeszcze nie odpłynął.
- Leżą, Athos w dwóch częściach, Ulv…
- Odpoczywaj. - powiedziała miękko Aurora, a on czuł ogromną chęć, by poddać się jej poleceniu. I tylko fakt, że jego głowa została złożona na jakimś materiale, a nie kolanach księżniczki burzył tę cudowną perspektywę osuwania się w niebyt.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172