Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-02-2020, 19:27   #81
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nadszedł dzień planowanego ślubu, a Leith po prawdzie dalej za bardzo nie ogarniał, na czym ma on polegać. Co więcej, nie wiedział kiedy ich świadek - najpotężniejsza skrzydlata - zjawi się, by wziąć udział w uroczystości. Poza tym więc, że miało się to odbyć przy pełni księżyca - nie wiedział nic.
- To co, masz jakieś specjalne życzenia? - zapytała go Aurora koło południa, gdy wreszcie wylegli z prowizorycznego posłania i zjedli na śniadanie resztki wczorajszej kolacji.
Leith poruszył uszami co było objawem tego iż pytanie go zaskoczyło.
- O co ci chodzi? - spytał odkładając wykałaczkę.
- No, czy jest coś, czego sobie życzysz... kwiaty, określone stroje, polewanie się wzajemne krwią wrogów... żartowałam! - dodała przezornie.
- Aha… - Leith zastanowił się - wiesz… ja nigdy nie byłem, na żadnym ślubie, nie mam pojęcia jak to powinno wyglądać. Przecież dwie osoby nie potrzebują obrzędów by ze sobą być. Jeśli to jakiś rodzaj magicznego rytuału to wolę zdać się na twoje doświadczenie, a co jeśli coś źle wybiorę i zamienisz się w żabę? albo kamień? - Leith mówił zupełnie poważnie, takie rzeczy przecież podobno zdarzały się czarodziejom…
- To raczej zależeć będzie od mojego ojca, a nie od nas. A jeśli już kogoś zmieni w żabę, to... - spojrzała znacząco na partnera, przysiadając obok z podwiniętą pod pupę sztuczną nogą. - Oprawa natomiast zależy od nas. Może nie być żadnej, możemy kazać wszystkim przyjść w strojach z wodorostów. To jest nasz wieczór, wedle tradycji.
Leith zastanowił się.
- Czy… czy wy w jakiś sposób się “poprawiliście”? wiesz… wygląd, coś sobie zmieniłaś? nos? kształt rąk? takie tam?
Aurora spojrzała na niego zdziwiona.
- Nie, no co ty? Chociaż wiem, że niektórzy tak robią. - Przyjrzała mu się z troską. - Czemu pytasz?
- W takim razie “wszyscy” mogliby wyglądać “prawdziwie” - powiedział.
- Co masz na myśli?
- Twój ojciec, czy królowa, mogliby po prostu wyglądać tak jak wyglądają, wyglądaliby naprawdę, bez upiększeń, czy zmian. - zaproponował. - nie wiem jak inaczej można zasymbolizować szczerość.
- Z tego, co wiem ojciec niczego nie zmieniał. Aya jest chyba za młoda. Ale owszem, możemy sobie tego zażyczyć. Tylko... co z moją nogą? Sam wiesz, że to... w dużej mierze iluzja. - zmartwiła się.
Leith złapał ją za rękę.
- Widzę jak ci przeszkadza, Twój ojciec pewnie też, o królowej nawet nie ma co wspominać. Niczego nie ukrywasz. Ale jeśli nie czujesz się z tym dobrze, zrób jak uważasz, chcę, żebyś była szczęśliwa. - powiedział.
Aurora westchnęła.
- Jak pojawia się okazja, będę chciała żeby Kira i Kai zrobili faktycznie to samo dla mnie. Bo to już nie chodzi o wiedzę, że jestem ułomna, ale o poruszanie się, funkcjonowanie. To strasznie irytujące, że muszę o tej nodze myśleć prawie przy każdym ruchu. Niestety o ile Kirę może zastąpić każdy uzdolniony uzdrowiciel, o tyle zdolności Kaia polegające na formowaniu materii, w której można zbudować system krwionośny, układ nerwowy i... wszystko to, co zawiera się w ciele - jest to dość unikalne. Nie znam drugiej takiej osoby. Choć po prawdzie, zastanawiam się czy kiedyś ty nie będziesz tego umiał. To co widziałam, co parę razy robiłeś ze swoim ciałem... masz do tego talent. - Powiedziała, odgarniając włos z jego czoła.
Leith zastanowił się nad jej słowami, po czym coś go tknęło. Spojrzał kobiecie w oczy a następnie przymknął powieki.
- Po ślubie… będziesz umiała to co ja? - spytał jednocześnie skupiając się na swojej dłoni. Nie chciał wydłużyć pazurów czy ich skrócić, chciał zapuścić… szóstego palca. Ten rósł powoli, ale zauważalnie.
- Nie, to akurat tak nie działa. Po prostu będziemy mogli sięgnąć do większego źródła mocy, co rozwinie nasze osobiste talenty, ale nie to że się ich wzajemnie nauczymy. - Wytłumaczyła Aurora patrząc na poczynania mieszańca.
Mężczyzna kiwnął głową i skupił się by cofnąć efekt.
- Znajdziemy sposób. Kaia, Kirę, czy jakoś inaczej - zapewnił.
Kobieta skinęła głową, po czym zmrużyła oczy, nie przestając się uśmiechać.
- To w co się ubierzemy? Może... zbroję? - zachichotała.
- Wiem, że zawsze ją wybierasz. Jeśli to jest dla ciebie najbardziej naturalne, czemu nie. Nie można też wykluczyć, że nasze małżeństwo zapewne zacznie się od choćby małej wojny - powiedział mężczyzna.
Aurora przewróciła oczami.
- No nie, myślę, że to jednak nie wypada. Chociaż jak coś zawrzyjmy układ. Ja nie założę zbroi, a ty nie będziesz miał przy sobie więcej broni niż masz rąk. - mrugnęła do niego.
- Mmmm… - poważnie zastanowił się Leith - no dobrze - zgodził się.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 07-02-2020, 19:02   #82
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Ceremonia okazała się nie być tak wyjątkowa i obciążająca, jak mogła wcześniej się jawić. Leith i Aurora stanęli na plaży, srebrzystej od mocnej poświaty księżyca w pełni. Naprzeciwko nich stanął Marco - odziany w długą szatę ze znakiem słońca i księżyca. Nieco z tyłu stały dwie, wizualnie podobne sobie wiekiem dziewczynki. przy czym o ile Vanja starała się ignorować Ayę, Królowa przyglądała jej się co rusz z lekkim uśmieszkiem.
Po prawdzie jednak obecność Ayi nie była jakaś przytłaczająca - może dlatego, że dziewczynka odmówiła udziału w kolacji po ceremonii, wymawiając się faktem, iż jej dłuższa nieobecność mogłaby już zostać zauważona przez Caspra czy innych podwładnych.
Sama ceremonia niczego nowego nie wniosła - nie było wielkiego bum mocy, nie było magicznej poświaty czy... czegokolwiek. Przez to Leith zastanawiał się czy w ogóle się udała. Marco twierdził jednak, że wszystko poszło tak, jak powinno i od teraz są z Aurorą małżeństwem.
W środku nocy więc, po małej uczcie małżonkowie wrócili do niewielkiego domku, trzymając się za ręce.
- Jutro chyba musimy wrócić do Dworu Wody - powiedziała księżniczka, poprawiając obcisłą, długą i chyba niezbyt wygodną sukienkę - Jeśli księżna podtrzyma deklarację wspierania nas jako władców Dworu Wiatru, wyślemy stamtąd posła do matki, aby... umówił nas na rozmowę.
Po ostatnich słowach odetchnęła ciężko.
- Mają na dworze Wody jakieś więzienie? może wysłać jakiegoś skazańca, na wypadek gdyby posłowi miało się coś stać... - zaproponował Leith.
- W ten sposób byśmy ją obrazili. poza tym... myślałam, że nie jesteś zwolennikiem kastowości. - odparła Aurora, rozsiadając się na werandzie.
- Bo nie jestem. - odparł Leith, zajmując miejsce po prawicy żony. - Myślałem raczej o łasce. Jeśli ktoś popełnił naprawdę straszną zbrodnię, wykonując niebezpieczną misję mógłby osiągnąć szansę na uniewinnienie - zauważył mężczyzna - staram się być miłosierny, wasza wysokość - wyjaśnił uśmiechając się, po czym dodał poważniej - ktokolwiek poleci posłować w naszym imieniu ryzykuje co najmniej zdrowie.
- Nie mamy prawa decydować o takich rzeczach nie będąc na swoim dworze. Pamiętaj, że teraz każdy komentarz, bójka... mogą być odczytane jako działanie... no nie twoje prywatne, tylko polityczne - Aurora odchyliła głowę w tył i westchnęła ciężko. Wydawało się, że ceremonia zamiast przynieść jej radość, przysporzyła tylko trosk. A może po prostu urealniła cel?
- Matka nic nie zrobi posłowi, są pewne zasady, których nawet ona musi przestrzegać - powiedziała bez przekonania w głosie.
Leith kiwnął głową. Czuł emocjonalne obciążenie swojej partnerki. Żony swojej, by być precyzyjnym. Nie zamierzał teraz dokładać jej trosk.
- Dobrze - powiedział mężczyzna kładąc opuszki na ramieniu kobiety - to jutro.

***

O dziwo, choć Leith i Aurora nie zostali jakoś ciepło powitani na wyspie, o tyle pożegnanie przebiegało w bardzo sentymentalnej atmosferze. Księżniczka i jej ojciec przytulili się nawet do siebie, a czy to wiedziona ich przykładem, czy też własnymi uczuciami Vanja rzuciła się w ramiona Leitha.
Dzięki swoim wyostrzonym zmysłom i magicznej szybkości bękart zdążył zareagować i złapać dziewczynkę w ręce. Gdyby nie te zdolności zwyczajnie stałby pewnie jak wryty przez dłuższą chwilę. Mieszaniec nigdy nie był tak blisko dziecka. Tak naprawdę był tak blisko przy zaledwie kilku osobach przez całe swoje życie a pomijając jego matkę czy Aurorę, to chyba… chyba nigdy nie przytulał się do kogoś z kim właśnie nie walczył, nie zabijał lub cóż… nie pieprzył z czyjegoś kaprysu.
Vanja była szczerym stworzeniem, przypominała mu o wiele bardziej zwierzęta inne od ludzi czy skrzydlatych. A to była dobra rzecz.
Tym razem też dostali instrukcję jak mają lecieć przez barierę burz, aby nie narazić się. Lot oczywiście wciąż nie należał do przyjemnych, ale przynajmniej tym razem nic im już nie zagrażało. Zupełnie inaczej rzecz się miała, gdy nowożeńcy opuścili krainę potworów. Kiedy przelatywali pomiędzy dwoma skałami, które Marco nazywał bramą do Krainy Wód, nagle coś wbiło się w szyję Leitha, a po chwili również w łydkę Aurory. Księżniczka szarpnęła się.
- Co do... - krzyknęła zaalarmowana, po czym wypuściła sondę magiczną. W ten sposób odkryli przyczajonego do jednej ze skał skrzydlatego mężczyznę. Jasnowłosy spanikował, gdy został odkryty, jednak wyraźnie na coś czekał.
- To były środki usypiające... - powiedziała Aurora, słabnąc z każdą chwilą i z trudem utrzymując się w powietrzu. Leith też czuł, że zaraz straci przytomność. Chciał złapać księżniczkę, lecz nagle wraz z dwoma kolejnymi skrzydlatymi spadła na niego siatka, przypominająca sieć rybacką. Mógł uciekać sam lub zostać zostać pojmany razem z Aurorą.
Leith nie zamierzał uciekać, intensywnie modyfikował kształt i przepustowość układu nerwowego by poradzić sobie z trucizną.
Szyja była jednak newralgicznym miejscem, a nim Leith zaczął świadomie wpływać na swoje ciało minęło kilka cennych sekund. W efekcie więc, choć udało mu się usunąć nieco trucizny - część dostała się do krwioobiegu, czego skutkiem były problemy z zachowaniem równowagi, koordynacją, ale nie utrata przytomności, jak w przypadku Aurory, która obecnie została pochwycona przez jednego z napastników, nim zemdlona spadła do morza. Leith miał nad sobą dwóch kolejnych, z czego jeden pilnował, aby bękart nie wywinął się z siatki, zaś drugi wyraźnie zamierzał się rękojeścią miecza, by dać Leithowi w łeb.
Gdyby nie był taki struty, Leith powiedziałby mężczyźnie, że zamiast ogłuszać, ten powinien go zabić. Drugiej okazji może nie mieć…
Leith jednak nie miał ani czasu ani siły na mielenie jęzorem, skupił się na Aurorze, koło której chciał się znaleźć.
Udało mu się to, choć już czuł na głowie ciężar klingi. Na szczęście w porę się teleportował. Oszołomiony skrzydlaty, który trzymał kobietę, spojrzał na niego przez otwory czarnej maski. Pozostali dwaj krzyknęli coś, znajdując się teraz za plecami mieszańca.
Leith zignorował otoczenie, zacisnął tylko ramiona na żonie mocno i pomyślał o lesie… Tam też się znalazł poza murem w ludzkim lesie, a wraz z nim Aurora i również trzymający ją napastnik. Skrzydlaty zamachnął się i ciął ramię Leitha ostrym, zakrzywionym nożem.
Leith nadział się na ostrze mocniej zmuszając jednocześnie własną skórę i mięso by obrosły broń. Tak się też stało. Zabolało, ale nie był to nawet ból, który zmusiłby Leitha do wypuszczenia nieprzytomnej Aurory. Napastnik spróbował wyrwać ostrze i spojrzał nań zdębiały.
Wtedy dopiero Leith pozwolił opaść księżniczce na leśne runo, by zacisnąć wolną dłoń na szyi mężczyzny i pozwolić pazurom wrosnąć głęboko w jego ciało, kując, raniąc i więżąc.
Działo się to jednak zbyt wolno. Napastnik puścił broń i wyrwał się z poranioną szyją.
- Cholerny kundel... - warknął, a w jego dłoni pojawiła się halabarda - nie taka zwykła, lecz posiadająca płonące ostrze. Skrzydlaty rzucił się na Leitha.
Bękart zamrugał i potrząsnął ociężałą od trucizny głową. przygotował szpony do zaciśnięcia się na szyi napastnika z tym że, najpierw skupił się, by pojawić się za jego plecami.
To mu się udało nim broń go dosięgnęła. W międzyczasie jednak przeciwnik zmienił pozycję. Leith musiał improwizować, choć bezapelacyjnie miał go wystawionego do zadania ciosu. Przynajmniej na razie.
Leith rozcapierzył szpony obu rąk i tym sposobem zagłębił dziesięć ostrzy w okolicach nerek skrzydlatego.
Ten krzyknął boleśnie, machając na odlew halabardą. Nim broń wypadła z jego rąk, mężczyzna zdążył skaleczyć i poparzyć udo Leitha. Potem był już tylko jego zabawką.
Leith jęknął od obrażeń jak zranione zwierzę. Gdy mieszaniec przewrócił się w końcu na skrzydlatego przyciskając go do runa swoim ciałem, wycharczał mu do ucha.
- Właśnie cię zabijam. Ale mogę jeszcze wcześniej zacząć jeść twoje mięso. Po prostu powiedz mi jaki był rozkaz?
Mężczyzna charczał i krztusił się. Najwyraźniej próbował coś powiedzieć, jednak miał w tym prawdziwą trudność. Jedyne o opuszczało jego gardło to szepty w towarzystwie charków i świstów. Może gdyby Leith pochylił się, zrozumiałby coś z tego.
Mężczyzna przybliżył głowę, pozwalając by jego włosy owinęły się wokół szyi ofiary niczym macki ogromnej ośmiornicy (którą widział ostatnio)
Ogień buchnął z paszczy skrzydlatego paląc włosy Leitha i dopadając jego twarzy. Wokół rozniósł się swąd palonej skóry.
Leith wrzasnął i poderwał się do góry rozpruwając tym samym zupełnie płonącego mężczyznę. Bękart zaczął wściekle tarzać skwierczącą twarz w liściach, mchu i leśnej ziemi. Na szczęście w przeciągu kilku dni musiał padać deszcz, bo ziemia była przyjemnie wilgotna, gasząc pożar i łagodząc nieco poparzoną skórę.
Leith był tak pijany wściekłością i bólem, że zupełnie nie zauważał swojego odurzenia trucizną. Musiałoby strasznie komicznie (lub upiornie) wyglądać, dla jakiegoś miłośnika grzybów, czy jagód, przechadzającego się lasem, gdyby dane mu było zobaczyć jak zataczający się mieszaniec o popalonej twarzy i ramieniu z wrośniętym nożem, kopie raz po raz dymiące się kawałki mięsa.
Dopiero kiedy Leith wywrzeszczał nieco irytacji, poczłapał po Aurorę. Jego małżonka, która słodko przespała całą groteskową walkę, teraz zaczęła coś mruczeć i najwyraźniej budzić się. Dłonią czegoś szukała po lewej stronie paska zbroi, ale ruchy były wciąż nieskoordynowane.
Leith przelotnie rzucił… jednym… okiem w tym kierunku i to tak, by to jedno oko mu przypadkiem w czasie tego “rzutu” nie wypadło…
- Kie...szeń... - wymruczała jego prywatna, złotooka wiedźma.
Leith zmusił zmęczone ciało do podźwignięcia kobiety z ziemi. Mężczyzna spojrzał w górę i przeniósł się wraz z towarzyszką wysoko na rozłożystą gałąź starego dębu. dobre dziesięć metrów nad dnem lasu. Tam dopiero bękart zaczął szperać w poszukiwaniu owej kieszeni i jej zawartości.
Znalazł po dwa niewielkie, przypominające tabletki przedmioty - dwa okrągłe i dwa podłużne. Starając się utrzymać przytomność, jasnowłosa sięgnęła po podłużną. Podniosła ją do twarzy i zgniotła koło nosa. Woń orzeźwiających ziół doleciała nawet do nozdrzy Leitha, rozjaśniając mu umysł. Aurora podniosła teraz dużo przytomniejsze oczy i... bękart zobaczył w nich strach. Chyba jednak nie wyglądał zabawnie.
- Le...Leith? Co ci się... stało?
- Mrrr… - warknął na wpół z niezadowolenia na wpół z bólu bękart odwracając głowę.
- Pozwoliłem sobie na słabość rozmawiania z kimś kogo najpierw powinienem zabić.
Aurora zrobiła zmartwioną minę i przystawiła dłonie do oblicza mężczyzny. Nie dotykała go, czuj jednak mimo to promieniujące od jej skóry przyjemne ciepło. Rany nie paliły już żywym ogniem, choć cały czas były odczuwalne.
- Nie potrafię tego całkiem wyleczyć. - wyznała kobieta i dopiero teraz rozejrzała się. Znów w jej oczach zagościł strach. - Czy my... - niewypowiedziane pytanie zawisło między nimi.
- Tak… zaraz stąd znikamy, masz pomysł gdzie? - odpowiedział jej szybko, trzymając ją za ręce uspokajająco… przy czym dyskusyjne było czy bardziej uspokajało to Aurorę lękającą się ludzkich ziem czy Leitha piekącego się jak ogień który dopiero co spalił mu skórę.
- Dasz radę przenieść nas na Dwór Wody? Najlepiej od razu do tej poczekalni, co za pierwszym razem. Ja w sumie bym mogła, ale potrzebuję chyba jeszcze chwili, żeby wyczarować stabilny portal. Głowa mi pęka. - przyznała księżniczka.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 16-02-2020, 21:12   #83
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Leith objął szczelnie Aurorę i pomyślał o poczekalni. Możliwość chłodnej kąpieli w tym wodnym miejscu nie jawiła się tym razem jakoś źle.
Znaleźli się po chwili w upatrzonym, chłodnym i pełnym wody pomieszczeniu. Po chwili zjawił się też Eryk.
- Widzę, że podróż nie przebiegła bez przygód. Czy mogę jednak pogratulować państwu małżeństwa?
- Owszem, możesz Eryku. - na twarzy księżniczki zagościł delikatny uśmiech. Tak ciepły, że nawet stary sługa musiał odwrócić głowę, by ni wyjść ze swojej roli.
- Gratuluję zatem i życzę wielu setek lat szczęśliwego i zgodnego pożycia.
Popatrzył teraz oceniająco na Leitha.
- Rany szanownego gościa wymagają opatrzenia, a ciało obmycia przed audiencją u księżnej. - mówił, jakby deklamował jakąś formułkę. - Proszę odpocząć w tamtej sadzawce - wskazał dłonią odgrodzony zbiornik. - Zaraz przyślę uzdrowiciela. Czy potrzeba państwu też nowej odzieży?
- Nie, przywołamy swoją. Dziękuję Eryku. - odparła zmęczonym głosem Aurora. Skrzydlaty spojrzał na nią.
- Nie ma za co, pani. Naprawdę nie ma za co. - Powiedział, skłonił się i odszedł.
- Twoje proszki… pomagają ci - spytał Leith starając się odczytać odpowiedź swoimi zmysłami, które wciąż albo były otępiałe, albo wręcz uszkodzone.
- To nie była trucizna magiczna. - wyjaśniła Aurora, gdy Eryk wyszedł - Mówiłam ci, na tym polu mogłaby mi zrobić krzywdę chyba tylko matka czy królowa. I tobie też.

Leith sam położył się na wznak we wskazanej sadzawce i pozwolił swojemu ciału opaść na dno. Minęły by całe minuty, zanim zabrakłoby mu powietrza. Woda zdawała się mieć jakieś właściwości lecznicze - siedzenie w niej leczyło oparzenia. Ten czas Leith spędził na obcowaniu w głębi siebie, wychodząc jakby naprzeciw swojemu otępiałemu organizmowi. W umyśle wyraźnie wyobraził sobie swój wygląd i dobrze go zapamiętał. Zapamiętał go, bo zamianował wprowadzić pewne zmiany… Po pierwsze, pierwsze minuty mężczyzna spędził na eksperymentowaniu z budową i umiejscowieniem skrzeli. Mieszaniec zdecydował się ukryć je za uszami, w gąszczu swoich długich włosów… czy tego co z nich zostało.. Gdy wreszcie mu się udało i czas jaki mógł spędzić pod wodą nie był już w żaden sposób ograniczony, mężczyzna przeniósł uwagę na powierzchnię swojego ciała. Leith nie chciał przywoływać żadnej odzieży…
Przez powierzchnię wody widział zniekształconą falami wodę.
Od stóp po szyję, tam gdzie mogłaby go zakrywać odzież, mężczyzna zapuścił… łuski, które przecież rosły tak samo jak włosy. Skoro zaś włosy Leitha były czarne, takie też były jego łuski. Mężczyzna pozwolił stwardnieć rozrosnąć się płatom łusek znacznie bardziej w newralgicznych miejscach tak tworzyły prawdziwą kościstą zbroję. Najważniejsze było jednak to, że to było jego własne ciało i jego ruchy w żaden sposób nie były ograniczone. Gdy Leith uznał swoje dzieło za zakończone, wynurzył się z wody.
Ciężar ciała jakby uległ zmianie, musiał też dokonać pewnych poprawek, by wyrównać ośrodek równowagi. Mimo to czuł różnicę i zrozumiał przywiązanie Aurory do jej zbroi.
- Nieźle... - powiedziała księżniczka, a w jej głosie słyszał faktyczne uznanie - To chyba tyle w temacie spontanicznych pieszczot. - uśmiechnęła się lekko.
Leith podszedł bliżej kobiety i “uśmiechnął się”.
- Zamknij oczy - powiedział gdy ich ciała już niemal się stykały.
Zmrużyła oczy, przyglądając mu się podejrzliwie, ale nie zaprotestowała. Opuściła powieki.
Kątem oka Leith spojrzał na najbardziej niewinnie wyglądającą część swojego ciała to jest opadającą z głowy na ramię kępkę włosów. Pozwolił więc by zaplotła się w gruby warkocz, podobny teraz do czarnej macki. Tą że macką właśnie bękart przesunął po karku księżniczki, delikatnie badając jej ciało.
To ją zaniepokoiło, widział to po napięciu jej szyi, jednak po chwili rozluźniła się nieco.
- Ciekawe... choć mam nadzieję, że to tylko alternatywa. - Uśmiechnęła się do Leitha.
- Jasne, w tej skórze wolałbym się też za bardzo nie rozgrzewać, szybko zrobiło bi mi się… ciasno. - wyznał. - na pierwszy sygnał, że zrzucisz ciuchy ja zrzucę skórę, możesz być tego pewna - zapewnił.
- Byle nie nazb...
Aurora nie dokończyła, bo drzwi do sali audiencyjnej otworzyły się same, niejako zapraszając ich do środka.
Leith chwycił dłoń Aurory.
- Chyba uznano nas za godnie przysposobionych…
Im bliżej jednak podchodził do drzwi, tym bardziej czuł, że coś tu nie gra. Właściwie, gdy stanęli w obrębie ciężkich wrót, był tego pewien.
Leith ścisnął mocniej dłoń Aurory i zatrzymał się.
- Nie podoba mi się to…
Jego małżonka nie wydawała się zaskoczona tym spostrzeżeniem. Skinęła głową i rozejrzała się uważnie po sali, do której mieli wejść. Po chwili uczyniła przed sobą gest dłonią, jakby zdejmowała z czegoś zasłonę. Nagle Leith zobaczył jakieś 10 metrów przed sobą Milenę w otoczeniu dwóch zbrojnych skrzydlatych.
- Mmrr…- Leith skoncentrował uwagę na szyi kobiety. Miejscu na którym jego łapy mogły leżeć w każdym od teraz momencie. Choć jeszcze nie teraz. Tak czy siak mężczyzna upewnił się, że łuski między jego kciukiem a szponem wskazującym jest na tyle ostre by ciąć jak nożyce…
- No proszę, kundel faktycznie nauczył się nowej sztuczki - powiedziała z uśmiechem czerwono-włosa - Na kolana, psie. - rozkazała, wskazując na niego palcem... lecz tym razem żaden przymus się nie pojawił.
- Mówisz do mojego męża. - Pouczyła ją zimno Aurora. - Za taką obrazę ma prawo wyzwać cię...
- Daj spokój, Auroro - weszła jej w słowo wyraźnie niezadowolona Milena, odruchowo poprawiając obcisłą, złocistą suknię - To jest farsa a nie małżeństwo, nigdy nie dostaniesz błogosławieństwa matki.
Leith przekrzywił głowę, wciąż analizująć tylko słowa osoby która wyjdzie z tej sali żywa, czyli jego żony, a nie przyszłego trupa w obcisłej sukni.
- Wyzwać?
Milena roześmiała się perliście, podczas gdy usta Aurory zacisnęły się tak, że Leith usłyszał zgrzytanie jej zębów.
- Czego chcesz? - zapytała księżniczka, najwyraźniej starając się zmienić temat.
Skrzydlata odgarnęła z ramion swoje ognistoczerwone włosy i przyjęła wyzywającą pozę.
- Księżna chce z tobą rozmawiać, księżniczko. Na czas dyskusji gwarantuje bezpieczeństwo tobie i twojemu... - pokręciła głową - temu tutaj. O ile sam nie zaatakuje. Rozmowa ma się jednak odbyć między wami w cztery oczy.
Leith miał już co do tego pomysł lub sześć, lecz wstrzymał się z komentarzem do momentu otrzymania jakiegoś werbalnego czy też nie znaku od Aurory.
Aurora spojrzała na niego pytająco.
- ‘Myślę... że możemy spróbować. Co myślisz?’ - zapytała wprost, odzywając się w jego głowie.
- Powiedz nam… Mileno… - zaczął powoli Leith - w jaki sposób Księżna proponuje zagwarantować nam “bezpieczeństwo”? nie widzę tu nikogo do tego zdolnego… - uniósł brew. - z uwagi na niebezpieczeństwa, jakie czyhają na nas ze strony różnych latających stworzeń wymagam pewnej… “demonstracji” zanim powierzę “bezpieczeństwo” swoje, czy też tym bardziej, mojej żony komukolwiek. Jeśli bowiem, nie jesteś w stanie zapewnić tego “bezpieczeństwa” oznacza to, że nie jesteś w ogóle w stanie wypełnić woli swojej księżnej, nieprawdaż?
Rudowłosa przewróciła oczami, jakby była zniecierpliwiona słowami Leitha.
- Radzę pamiętać o tym, jaką macie inną opcję. Lub jej nie macie. Ale Księżna pomyślała o was gołąbki, dlatego zaprasza was na rozmowę do komnat Ulva. Będziecie mogli widzieć się przez szybę, a jednocześnie rozmowa między Księżną i jej córka pozostanie ich własną sprawą.
- Przypomnisz nam proszę tą inną opcję z łaski swojej? - przekrzywił głowę Leith - jak już zauważyłaś, nie każdy tutaj ma tak przenikliwy umysł… - dokończył bękart stwierdzeniem, które nie było do końca nieprawdą. Ktokolwiek był w jego głowie wiedział, że przepatrzeć było tam ciężko.
- Zostaniecie oficjalnie uznani za wrogów Księżnej i Dworu Wiatru, pieseczku. Nigdzie się nie ukryjecie, bo Tula spuści za wami swoje ogary. A gdy już was dorwiemy... - uśmiechnęła się okrutnie - Księżniczka zapewne trafi do Więzienia na Wyspie, po nocy zadośćuczynienia oczywiście. - Leith kątem oka zanotował, że z twarzy księżniczki odpływają kolory, choć stała sztywna i pozornie niewzruszona. - Z tobą będziemy mieć zapewne więcej zabawy po tym, jak Księżna usunię z twej piersi tą błyskotkę.
Leith kiwnął głową i spojrzał teraz na Aurorę. Opuścił głowę tak, że jego czoło zanurzyło się w jej włosach.
“Jedyne co czuję do potworów to nienawiść, nigdy strach którego tak pragną” - pomyślał tak klarownie by można to było wyczytać niemal odruchowo.
- Cesarzowa Nieskalana zaprasza… - zdążył jeszcze wyszeptać do ucha księżniczki zanim zmaterializował się za plecami Mileny wystrzeliwując łapę w kierunku jej szyi.
- Ej, zostałaś wyzwana.
- Leith, nie rób tego! - krzyknęła przerażona Aurora. Tymczasem Milena rozwiała się niczym dym i pojawiła kilka metrów dalej.
- To że nie masz pierścienia, nie znaczy, że nie mogę cię wdeptać w ziemię, bękarcie. - rzuciła z pogardą. - Możesz mnie wyzwać, ale to wymaga określenia stawki, co otrzyma zwycięzca.
- Ona ma rację... - podpowiedziała Aurora cicho.
- A ty w ogóle coś masz? - droczył się Leith przechacając się między dwójką skrzydlatych (którzy jeszcze przed chwilą stali obok Mileny, nim ta znikła).
Obstawa skrzydlatych stała nieruchomo, nie reagując na prowokacyjne zachowanie Leitha.
- Możliwość zabicia mnie nie jest dla ciebie wystarczającą nagrodą? Chyba za mało się postarałam, by namieszać ci w głowie. - Milena uśmiechnęła się zmysłowo.
- Nagroda? - Leith uniósł brew - no tak, dość przewidywalne, że tak to odbierasz. - Mężczyzna rozprostował szyję. - czy to więc ci nie wystarcza za stawkę? własne życie nie jest już odpowiednio precyzyjne?
- Skoro chcesz mi odebrać coś najcenniejszego, kundlu, ja mam prawo żądać tego samego. Dasz mi swoją żonę. Na jedną noc. - oblizała się lubieżnie, patrząc na zdziwioną Aurorę. - Oczywiście, jeśli księżniczka jest gotowa wspierać cię w każdej decyzji i... ponosić konsekwencje.
Leith przekręcił głowę wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.
- Przeceniasz wartość swojego życia. Chcę cię zabić z… litości. Nie tylko dla siebie samego, ale i dla… świata. Dlaczego miałbym ci cokolwiek obiecywać, zwyczajnie skończę cię przy okazji, w swoim czasie. - wyjaśnił.
- No proszę, wygląda jak najbrzydszy okaz górskiego trolla, a w głębi ducha marzyciel... - Milena uśmiechnęła się kpiąco.
“Co robimy?” - Leith usłyszał w głowie głos Aurory, który był niczym powiew bryzy morskiej na jego nerwy.
Umysł mężczyzny zaciągnął się rześkością świadomości swojej kobiety.
Leith zaśmiał się, przynajmniej powierzchownie zmieniając swoją postawę.
- To czyni nas zatem podobnymi w co najmniej dwóch aspektach - odbił w stronę Mileny - Marzycielka na pewno, zaś co do aparycji… po tylu stuleciach “upiększania” aż strach pomyśleć jak wyglądałaś w młodości. Jeśli to słowo nawet jeszcze pamiętasz. Brzydzą mnie wasze gry, zakłady. Twoja propozycja jest niedorzeczna, potworze. - powiedział po czym przelotnie spojrzał na Aurorę i kontynuował - Jeśli księżniczka chce rozmawiać, ze swoją matką, pomogę jej. Na czas owej rozmowy powstrzymam chęć zakończenia twojej bezsensownej egzystencji - obwieścił na głos Milenie Leith w myślach dodając iż nie oznacza to “nie uszkodzenia” skrzydlatej w jakiś sposób. - nie mam też powodu by zabijać tych tutaj mężczyzn - wykonał gest w stronę obstawy MIleny - jeśli nikt mnie nie zaatakuje odpowiem tym samym - zapewnił, choć szczerze wątpił by tak to właśnie miało się rozegrać.
- Chcemy spotkać się z matką. - Aurora przeszła do konkretów. - Mogę z nią nawet rozmawiac sama, choć nie zamierzam decydować o niczym bez mojego małżonka. Spotkamy sie jednak na neutralnym gruncie, czyli tutaj lub innym niż Dwór Wiatru miejscu.
Milena zaśmiała się.
- Obawiam się kochana, że nie masz opcji renegocjowania warunków. Propozycja jest i tak wyjątkowo łaskawa. Gdyby to zależało ode mnie... - zrobiła wymowną przerwę, po czym dodała - A wasz - pożal się Matko Noc ślub - nie został zaakceptowany, toteż mówienie o jakimś mężu jest... żałosne. Żałośniejszy od tego jest tylko ów ‘mąż’.
Leith ze zniecierpliwieniem poruszył palcami obu dłoni dzwoniąc przy tym szponami o szpony.
- A ja obawiam się, że starsza pani nie zrozumiała: Aurora nie renegocjonuje warunków, ona je podaje.
- Dwór Wody chętnie udostępni szanownym krewniakom stosowne komnaty i zadba o spokojny przebieg rozmów. - Nagle spod ściany wyszedł ku nim Eryk. Leith po raz kolejny nie zarejestrował jego obecności. Podobnie jak pozostali - sądząc po minach.
Milena skrzywiła się.
- Niech będzie. Jutro w południe. Ale spotkanie dotyczy tylko Księżnej i księżniczki. Ten tutaj, jeśli ma brać udział w rozmowach, musi dowieść, że małżeństwo zostało zawarte. - prychnęła, po czym zaczęła wyczarowywać sobie portal.
Leith poczekał aż Milena skończy czarować a kiedy skrzydlata zaczęła go przekraczać bękart pojawił się za jej plecami
- Ostrożnie… - wyszeptał jej do ucha, czując jak zimna stal dotyka jego karku.
Leith roześmiał się głośno przesuwając karkiem po brzegu stali.
- No już… bo jeszcze ktoś spanikuje… - ponaglał gości do odejścia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-02-2020, 13:28   #84
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Kiedy posłańcy z Dworu Wody odeszli, o dziwo bez rozlewu krwi, ramiona Aurory wyraźnie się rozprężyły.
- Dziękuję, Eryku - powiedziała cicho, po czym spojrzała zmęczonym, smutnym wzrokiem na Leitha - Przynajmniej nie musisz martwić się o los reprezentującego nas posła. - spróbowała się uśmiechnąć.
Mężczyzna kiwnął głową.
- Definitywnie czyjeś życie zostało ocalone.
Księżniczka nie skomentowała tego, wydawała się jednak czymś strapiona. Milczała przez całą drogę do przydzielonego im apartamentu.Tam zaś opadła na łóżko i zakryła twarz dłońmi.
Leith rozejrzał się nieporadnie po pomieszczeniu. Nie czuł się dobrze kiedy jego żona pozwalała sobie na słabość. Takie momenty sprawiały, że się denerwował.
- Ej… - zaczął ostrożnie przy siadając na podłodze koło łóżka - chcesz… mi o czymś powiedzieć? - mężczyzna celowo dobrał słowa w ten sposób. Co prawda mógł zaproponować “rozmowę” ale przypuszczał, że to raczej będzie monolog tak czy siak… Nie ważne jak bardzo Leith nie lubił rozmawiać, czy nawet mówić sam, zdawał sobie sprawę, że ludzie czy skrzydlaci nie tylko to robią, ale wręcz tego potrzebują. Leith zamierzał zaś zapewnić Aurorze wszystko co tylko mógł.
Nawet “rozmowę”...
Podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Mam wątpliwości... - powiedziała i usiadła na łóżku. - Odpowiedz mi na pytanie. Skoro sam wyrażałeś obawy, że mogliby zrobić coś posłańcowi od nas, dlaczego sam chciałeś ich skrzywdzić? Nie jestem głupia. Prowokowałeś ją. Prowokowałeś ich wszystkich.
- Mówisz jakby ona nie próbowała skrzywdzić przynajmniej mnie, czy sprowokować ciebie. - przypomniał - Odpowiedziałem im tak jak sobie zasłużyli. Słyszałaś na własne uszy “plany” twojej matki, nic nie daje mi podstaw by wątpić w szczerość wypowiedzianych ustami Mileny gróźb. “Emisariuszka” twojej matki prowadziłaby nas teraz na łańcuchu gdyby tylko mogła. To na pewno był plan maksimum z którym tu przybyła.
- Była posłem. - nie ustępowała Aurora. - Jeśli nie podobało ci się jej zachowanie, mogłeś ją po prostu odesłać. Ale nie chcieć zabić. Mam wrażenie, że tu twoje własne animozje wchodziły w grę a nie to, co... chcemy stworzyć, co chcemy reprezentować. Jeśli będziesz kierował się swoimi osobistymi odczuciami, a nie tym co dana sytuacja może przynieść nam i w domyśle przyszłemu dworowi, który chcemy reprezentować, czym różnisz się od mojej matki?
- Nie staram się krzywdzić innych? - zaproponował. - więzić czy upokarzać. I tak… nie zależy mi jak moi wrogowie zginą, to nie musi być specjalnie brutalne. - tłumaczył.
- Tylko wiesz, że wkrótce twoi wrogowie będą wrogami całego dworu? Twoje decyzje niedługo przestaną być tylko twoje Leith. Już teraz są... nasze.
Aurora wstała i podeszła do okna.
- Muszę trochę pobyć sama. - Powiedziała, otwierając je i ukazując swoje skrzydła.
- Mhm - mruknął Leith i odszedł by usiąść w rogu przy ścianie.

***

To była ich pierwsza kłótnia małżeńska. I właściwie pierwsza w ogóle. Trudno było więc osądzić ile Aurora będzie potrzebować tej całej samotności. Niemniej na dworze zaczęło się już robić ciemno, w brzuchu Leitha zaburczało kilka razy, a księżniczka jak wyfrunęła, tak wciąż nie wracała.
Leith wytrzymał rozłąkę jakiś czas… a potem zaczął niespokojnie chodzić i fruwać po Dworze Wody. Zwyczajnie martwił się, a to powodowało w nim napływ złości i… głodu. Widział przy okazji zarówno skrzydlatych jak i syreny, przedstawiciele obu ras albo kłaniali mu się lekko, albo udawali, że go nie widzą. Nikt nie wydawał się jednak otwarcie agresywny. Nie zmieniało to jednak faktu, że nigdzie Leith nie natrafił na swoją żonę czy choćby jej w miarę świeży zapach.
To sprawiało też, że narastająca frustracja powoli odbierała mężczyźnie zdrowy rozsądek. Świadomy tego stanu rzeczy, mieszaniec postanowił “odreagować” i przytłoczyć się czymś… co będzie w stanie ostudzić jego emocje. Lecąc blisko morskiego brzegu Leith wbił się w wodę i zaczął płynąć, płynąć, płynąć w głąb.
W ten sposób dotarł do podwodnej części Dworu Wody, która tak naprawdę była tak rozległa, że tworzyła niemal osobne miasto - miasto syren.

[media]https://lh5.googleusercontent.com/proxy/VLSJmlFOXuW6d-POa71N7FRaGWK6rrYpiu14WPBwNaICbJTAahvgZGMgWAt9Cyu8 Bq4FIpUPBDq3xVu4qapS3ocboDfs0dc0_a5P_vvLIX0alXIUbJ WnAFPWvatnv6-dOslt4g[/media]

Leith dzięki stworzonym wcześniej skrzelom nie musiał się spieszyć z podziwianiem kompleksu budynków, między którymi pływały stworzenia morskie wszelkiej maści, kilkanaście syren i kilkoro człekokształtnych (prawdopodobnie korzystających z magiii skrzydlatych).
Tak jak przypuszczał, na takiej głębokości ciśnienie wody przyciskało jego nienawykły umysł do wnętrza czaszki i pozwalało nie myśleć o rzeczach na które nie miał w danym momencie wpływu. Nie wiedział przecież gdzie Aurora mogła się udać. Nie wiedział więc gdzie jej szukać. Chciała pobyć sama, była wspaniałym wojownikiem i mogła poradzić sobie z większością problemów sama. Nie powinien się martwić… - tłumaczył sobie, płynąc na coraz niższe poziomy podwodnego księstwa. Aż dotarł do dna. Tutaj przyglądało mu się już kilkanaście ciekawskich rybek, dwa raki i jedna ośmiornica, która przezornie wcisnęła się w głąb jakiejś opuszczonej muszli.
Leith położył się plecami na dnie i spojrzał na setki tysięcy ton wody nad sobą. Następnie, mężczyzna zaczerpnął dłonią nieco piachu i zreflektował się nad jego materią - tyle na nim ciążyło a wciąż pozostawał niezmienny. Mężczyzna leżał tak na tyle długo, by móc łudzić się, że dostrzeże dobijające się z powierzchni światło księżyca, lub gwiazd.

Gdy tak się stało, Leith pomyślał o dzielonym z Aurorą pokoju. Po chwili znalazł się w tym pomieszczeniu, leżąc na środku podłogi - ociekający wodą, piaskiem i mułem. Poza tym jednak nikogo w pomieszczeniu nie było.
- Mmrrr… - burknął Leith z niezadowoleniem przecierając oczy i otrząsając się z wody jak jakieś zwierze. Ile to mogło być “wystarczająco czasu”? czy ktoś mógł to wiedzieć? Mężczyzna westchnął i z racji iż nie był w stanie tak po prostu zasnąć postanowił wyżyć się na jakimś jedzeniu, w poszukiwaniu którego też wyruszył.
Pamiętał w końcu, gdzie znajdowały się pomieszczenia kuchenne. Nim jednak opuścił pokój poczuł coś... poczuł strach. Nie swój, nie pochodzący z jego wnętrza, lecz z innego miejsca, źródła. Tętno bękarta samoistnie przyspieszyło, by po chwili wrócić do normalnego tempa. Wrażenie strachu ulotniło się, jakby ktoś odciął mężczyznę od niego.
Czy to było to… “połączenie” o którym tak opowiadała Aurora w kontekście tego całego rytuału zaślubin? Leith nie mógł wiedzieć ale jego czarno myślący umysł zaczął już pisać własny scenariusz. W chwili złości mężczyzna zmiażdżył w dłoni jakiś słoik do którego wnętrza właśnie zamierzał się dostać.
Bękart skupił całą swoją uwagę, wszystkie mentalne siły jakie był w stanie zgromadzić, na odnalezieniu wewnątrz własnej głowy tego uczucia, którego nić zdawałą się właśnie przerywać.
Nic tam jednak nie znalazł. Nawet cienia czegoś, co mógłby uznać za trop. Był to moment, kiedy naprawdę wszystkie jego zdobyte moce, doświadczenie i wiedza... okazały się nie wystarczać, bo odnaleźć żonę.
To co stało na stole pofrunęło ku ścianie, stół i krzesło podążyły niebawem. Leith wydał z siebie ryk wściekłości po czym zmaterializował się na futrynie okna z którego wyfrunęła wcześniej Aurora, mężczyzna frunął z desperacką determinacją w czarną noc.
Niewiele z niej potem pamiętał, niewiele jeśli chodzi o otoczenie. Pamiętał jednak frustrację i wściekłość, które dosłownie niemal przysłoniły mu świat, zasnuwając go czerwoną płachtą żądzy mordu. Gdzieś tam zobaczył bryłę Dworu Wiatru, błysk srebrzystych oczu, a potem... potem wszystko to zniknęło, a świadomość Leitha została strącona w sen.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 20-02-2020, 18:36   #85
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudził się w pokoju pełnym luster - lustrzana była podłoga, sufit, lustrzane były ściany, lustrzane meble, i były też lustra - stojące w różnych miejscach, wiszące na lustrzanych ścianach. Gdziekolwiek Leith nie spojrzał - widział siebie - takiego, jakim był przed “ofiarą”, przed poznaniem Aurory - brudnym, topornym, paskudnym człekokształtnym stworzeniem w bladym kamieniem na piersi i karykaturą skrzydeł - przyczepioną do pleców.
- Próbowałem cię ostrzec - usłyszał nie wiadomo skąd głos. Głos Ulva, który był zarazem głosem jego ojca. - Oni zabiorą ci wszystko, co pokochasz, co ma dla ciebie wartość. Jeśli chcesz ich pokonać, musisz wszystko odrzucić, wszystko traktować jak pionki w grze. Łącznie z sobą.
- Mam być taki jak wy? - Leith rzucił z wyrzutem w pustą przestrzeń mając gdzieś na świadomość bezsensowności tego działania. Tu nic nie było prawdziwe, wszystko było jakąś magiczną machinacją. Bękart nigdy niczego od nikogo nie oczekiwał, niczego nie potrzebował i nie chciał.
No może poza jedną rzeczą, która kiedyś, wydawała mu się czymś, o co nawet nie powinien musieć nikogo prosić czy zabiegać.
Leith zawsze chciał tylko by zostawiono go w spokoju.
Zabrano mu wiele, dano chyba równie tyle, ale nigdy, nigdy nie mógł osiągnąć tej jednej rzeczy.
- Czy naprawdę nie macie ani krztyny instynktu samozachowawczego? - mężczyzna krzyczał do luster wymachując przy tym swoim pokrytym bliznami ramieniem, celując szponiastą dłonią. - Czy naprawdę myślicie, że możecie wiecznie wsadzać but w każde napotkane mrowisko? coś kiedyś w końcu dobierze wam się do tych pojebanych czaszek! może za sto lat, może za tysiąc! - w tej dziwnej, lustrzanej rzeczywistości Leithowi udało się zapluć. - A może właśnie ja to zrobię!
- Więc jeśli ktoś postawi cię przed wyborem życie Aurory a zniszczenie tych, jak to powiedziałeś, pojebanych czaszek... nie cofniesz się? - mówił głos z luster - Nie zawahasz? Synu... stałeś się miękki, dałeś się owinąć. Naprawdę myślisz, że ścieżka twoja i księżniczki połączyła się kaprysem księżnej? Powiem ci coś. Tula znała proroctwo. Znała je zanim się narodziłeś. I przypomniała sobie o nim, gdy cię ujrzała. To wszystko, co ty nazywasz uczuciem, jest tylko grą. Pytanie, które powinieneś zadać, to kto jest graczem, a kto pionkiem. I kim jesteś ty sam?
Leith fuknął.
- To, że czuję nie oznacza, że jestem miękki. Moją siłą nie jest znieczulenie, bestialstwo, żądza mordu, wprawa w zabijaniu czy teraz magia. Moją siłą jest moja świadomość, moje przekonania, to że mogę podjąć właściwą decyzję wtedy gdy jest to konieczne. To wasze knucia czynią was słabymi, analizowanie po tysiąckroć. Kiedy rzeczy dzieją się przed moimi oczami wiem co mam zrobić. Wiem co jest właściwe. Kiedy muszę decydować decyduję. Czy to właśnie tego nie możecie znieść? że nie można wszystkiego zaplanować? Nie respektuje gier bo nie respektuje ich zasad, nie wszystko jest zapisane w kartach, nie wszystko można przewidzieć a próbowanie tego jest stratą czasu. Ale trzeba być śmiertelnym, żeby to wiedzieć - wycedził z kpiną i politowaniem dla swojego “niby” rozmówcy - trzeba być w stanie czuć ból, smutek i tak… czasem także i radość, może nawet nadzieję.
- I dlatego jak idiota zaatakowałeś bez przygotowania jakiegoś planu księżną Dworu Wiatru? I dlatego straciłeś ukochaną żonę nim minął wasz miesiąc miodowy? - kpił zeń lustrzany rozmówca.
Leith zastrzygł uszami.
- Tak… - otarł usta i strząsnął dłoń. - Muszę użerać się z tym co zostawili mi rodzice… - uśmiechnął się krzywo - masz zamiar rządzić w mojej głowie? to nie sprawia bym nagle nabrał więcej szarej masy a i moja opinia o tobie jakoś przecież i tak się nie polepszy. Choć zawsze może opaść niżej. Podobno otchłań nie ma dna…
- Mógłbyś też spróbować mnie wykorzystać. Doprawdy nie rozumiem jak mój syn może pomijać tak istotną kwestię. Posłuchaj mnie teraz uważnie - Leith zauważył jak w lustrach odbija się cień - cień kogoś, kto najwyraźniej stał tuż przed nim. Nic jednak więcej - tylko cień.
- Ty i Aurora, jeśli naprawdę zostaliście sobie poślubieni, dzielicie to samo wiadro mocy. Gdyby umarła, poczułbyś to. Gdyby cierpiała katusze - również. Jeśli więc nic nie czujesz, znaczy, że nic jej nie grozi. Na razie. Rozegraj to więc. Przyczaj się i poczekaj. Ktoś porwał ją? Być może. Jeśli tak... czemu to zrobił? Czy chce na ciebie wpłynąć? A jeśli tak jest w istocie, to... czy nie powinien się objawić? Szukaj wroga wśród przyjaciół, chłopcze. To chyba jedyna ojcowska rada jaką ci mogę udzielić.
Leith pokiwał głową. To wszystko miało sens…
...choć oczywiście nie do końca miało.
- Czy ty… jak to możliwe, że mamy tą pogawędkę? - mężczyzna był ciekawy a skoro to wszystko było irracjonalne to czemu miałby tłamsić tą myśl niewypowiedzianą.
- To dobre pytanie - pochwalił cień, niczego jednak nie wyjaśniając. - Czas na ciebie Leith. Leeeith.
Leeeith...
Leith!
- Leith, obudź się! - znajomy głos. Trudno jednak było skupić myśli. Dopiero solidny plaskacz w policzek pomógł. Bękart otworzył oczy, gotów do wyrwania komuś flaków. Przed nim stał Kai, który na sam widok jego wzroku cofnął się.
- Wy...wybacz. Ale musiałem cię obudzić. To może być jedyna okazja. Musisz uciekać Leith. Teraz! - powiedział błagalnie chłopak. Znajdowali się w lochu, wszędzie były kraty i kajdany. Leith wciąż miał skute nogi i ręce, jednak coś, co najwyraźniej więziło jego świadomość zostało teraz zdjęte przez Kaia - ta rzecz wyglądała jak broszka, tylko taka, którą przyczepiało się bezpośrednio do skóry za pomocą małych haczyków. Ból w czole podpowiadał mieszańcowi, że to tak wsadzono mu ową blokadę.
Leithowi nie trzeba było powtarzać dwa razy o konieczności ucieczki, bękart spojrzał na swoje skute dłonie, chwycił Kaia za nadgarstek i bardzo intensywnie pomyślał o tym jak bardzo chciałby teraz być daleko w lesie.
Tam też się znalazł. Kai rozejrzał się zdezorientowany wokół.
- Coooo? Czemu? Nieeee. Ja muszę wrócić... ja nie mogę... - zaczął jęczeć z narastającą paniką.
Leith zignorował chłopaka zamiast tego skupiając uwagę na swoich skutych kajdanami ramionach. Chciał spróbować czegoś nowego a sytuacja wydawała się jak najbardziej odpowiednia. Zamiast przenosić się cały o kilkadziesiąt centymetrów skupił się mocno na tym by jego dłonie uniosły się nad metalowymi klamrami. Co się zaś tyczy biadolącego skrzydlatego, Nie ważne jak duży był ten las, dla Kaia teraz nie było żadnej szybkiej drogi ucieczki więc równie dobrze mógł sobie polatać czy pobiegać.
Niestety, nowa sztuczka nie wychodziła tak, jak sobie planował. Był w stanie zmieniać obwód swoich dłoni, był w stanie ‘wchłonąć” w skórę nieco metalu kajdan, lecz nie był w stanie ich przeniknąć. Tymczasem Kai. Zaczął krążyć gdzieś za jego plecami.
- Nie powinieneś był mnie zabierać! Ona by się nie zorientowała, a teraz uzna mnie za spiskowca! Pozabija moją rodzinę! Leith, musisz mnie natychmiast odstawić! Leith, słyszysz? Proszę cię, Leith, noooo...
Chłopak był dość przewidywalny w tym skamleniu. Właściwie nawet bardzo.
- Kai Kai Kai… - Leith zaczął w czasie gdy zapuszczał dodatkowe partie mięśni, jakich zamierzał użyć do rozerwania kajdanów - czemu przypuszczasz, że mam z tym coś wspólnego. Masz w ogóle pojęcie gdzie możemy się znajdować? tak czy siak, skoro już tu jesteśmy… możesz zacząć opowiadać co się właściwie stało. Mam bardzo dobry słuch.
- Pomogłem ci, Leith! - Kai biadolił jednak dalej - Myślałem, że... się kumplujemy. Czemu mi to zrobiłeś? Ona ich pozabija... pozabija... nawet moją młodszą kuzynkę... Leith, błagam, odstaw mnie!

Kajdany pękły.
- Kai - Leith odwrócił się przodem do skrzydlatego. - Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina, jeśli twoja księżna, twoja krajanka, postanowi zamordować twoją rodzinę, za to, że ty uwolniłeś spętane stworzenie? Jesteś młody, twój umysł nie może być jeszcze tak zdegenerowany.
Chłopak stał chwilę, po czym opadł na jakiś zwalony pień i zakrył dłońmi twarz.
- Stary... mnie to przeraża. Nie chcę się mieszać.
- Hmm… - Leith zamyślił się.
- Wiesz… nie mieszanie się, też jest wyborem. Każdej jednej osobie, która była albo ciągle jest w takim lochu odpowiada jeden młody Kai, który nie chce się mieszać. Każdej rodzinie Kaia wymordowanej za nic przez księżną, odpowiada rodzina sąsiadów, która nie chce się mieszać, którą to przeraża. Jak dla mnie to mieszasz się całe życie, dokonałeś wyboru każdego dnia, po prostu dziś to był trochę inny wybór. - podsumował. - A teraz po prostu powiedz mi wszystko co jest pożyteczne a jeśli zależy ci na czasie, mów to szybko.
- Ja nie wiem... nie wiem... nie było mnie przy tym. - chłopak wciąż trzymał dłonie na twarzy - Podobno zaatakowałeś Tulę, zjawiając się znikąd. Obezwładniła cię i uwięziła. Szykowała dla ciebie nowy pierścień posłuszeństwa. Że to jednak trochę trwa, to postanowiłem przekraść się i pomóc ci uciec. Widziałem przecież jak się teleportujesz. Wystarczyło cię obudzić... To tyle, naprawdę. Nie wiem o co chodzi!
Leith powiedział jedno słowo, dając jasno do zrozumienia czego chce się dowiedzieć:
- Aurora.
- Aurora? - Kai spojrzał na niego ze zdziwieniem - Ona też tam była?!
- Kai…- zaczął Leith choć już wiedział, że od skrzydlatego nie dowie się niczego więcej - gdy ktoś cię zaatakował, to powiedz mi szczerze. Jeśli miałbyś możliwość go obezwładnić, co byś zrobił? po prostu go zabił? czy szykował nowy pierścień posłuszeństwa? a jakbyś go już przyszykował to w jakim celu? Cokolwiek jest w planach dla Aurory, o losie takim jak mój może sobie tylko pomarzyć. - Leith podszedł do chłopaka narastając sobie dodatkowe warstwy łusek na ciele - zabiorę cię tam jeśli naprawdę tego chcesz, ale zostać tam to… też jest wybór.
Chłopak patrzył na niego, ale nie podniósł się. Siedział chwilę z przygryzioną wargą bujając się lekko w przód i w tył.
- Aurora... ma kłopoty? - zapytał w końcu.
- Tak, te ogniste pojeby dalej na nią polują a teraz jeszcze jej własna mać. A Aurorze… cóż, przydałaby jej się twoja pomoc Kai, dlatego wolałbym byś nie umierał - zauważył dwuznacznie.
Młodzieniec przełknął ślinę.
- Ja... nie wiem, co ja mogę... ale dla księżniczki... zrobię wszystko. Znaczy nie że ją kocham, znaczy kocham, ale... - zawiesił się, po czym znów rozejrzał. - To co mam robić?
Leith już chciał odpowiedzieć ale słowa chłopaka zaintrygowały go:
- Właściwie… dlaczego Kai? kim ona jest dla ciebie? tylko nie mów że Księżniczką… co sprawia, że to dla niej chcesz zrobić wszystko?
O ile wcześniej chłopak wyglądał na przestraszonego, teraz wydawało się, że zaraz zejdze z nerwów.
- No bo jest... w porządku... i ty też jesteś. Po tym, co się dowiedziałeś... wciąż ze mną gadasz... lubię was oboje. - jąkał się. Było to w sumie trochę dziwne, bo o ile Leith pamiętał, nastolatek nigdy tego nie robił. Oczywiście, był teraz wyrwany ze swojej złotej klatki i to mogło wpływać na jego zachowanie, niemniej wcześniej... wydawał się odważniejszy, żeby nie powiedzieć mądrzejszy.
- Mmm… słucham słucham… - Leith czuł, że coś jest nie tak. Bękart podejrzliwie strzygł uszami i poruszał nosem.
- No... nie ma już nic. No dobra. Tylko się nie złość. Twój ojciec, Ulv, chciał, żebym wam pomagał. - wyznał w końcu Kai, łypiąc na Leitha ze strachem. - Możemy już zająć się szukaniem Aurory?
Leith przykucnął przy Kaiu i potarł brzegiem pazurów swoje skronie.
- Kai… chcesz mi powiedzieć, że zdecydowałeś się narazić swoje życie i życie swojej rodziny z obawy przed trupem?
Chłopak wyglądał jak ryba złapana na haczyk. Spróbował się uśmiechnąć, choć wyszło to bardzo sztucznie.
- Po prostu was lubię... no.
- Mhm… - kiwnął głową Leith również się uśmiechając po czym lekko wstał, wyciągnął szpony do skrzydlatego jakby chciał mu pomóc wstać i zapytał jakby nigdy nic dzwoniąc pazurami:
- To kto ci kazał mnie wypuścić?
- Leeeith, weź się nie wygłupiaj, co? To nie jest śmieszne. - Kai patrzył na niego ze strachem. Coś tu jednak nie grało. Czy ten strach... nie był czasem udawany? Im dłużej Leith obserwował chłopaka, tym więcej różnic względem jego wcześniejszego zachowania dostrzegał. Subtelnych - jakby ktoś znał prawdziwego Kaia i udawał go... choć nie dość doskonale.
Szpony Leitha z niemożliwą prędkością wyskoczyły do przodu zamykając się wokół szyi skrzydlatego i wzrastając z drugiej strony, ostra krawędź dotyka skóry z każdej strony.
- Jeśli to ma nie mieć sensu, nawet nie otwieraj ust. - wyjaśnił.
Chłopak tylko pokiwał lekko głową. Wyraz jego oczu zmienił się, jakby obserwował teraz z zainteresowaniem do czego jest zdolny mieszaniec.
- Mm… - Leith przekrzywił głowę - sami nie wiecie gdzie ona jest, zgadza się?
Kai potwierdził znów lekkim skinieniem.
Leith uśmiechnął się jakby o czymś sobie przypomniał.
- No dobrze, posłuchaj… mogę cię stąd zabrać gdzieś indziej, albo zostawić, twój wybór. To jak?
Chłopak nie mógł odpowiedzieć, więc zrobił po prostu słodką, pełną niewinności minkę.
- Zabrać gdzie indziej? hmm?
Kai potwierdził skinieniem głowy.

Leith uśmiechnął się, kiwnął głową i przeniósł siebie wraz z tym co miał “pod ręką” na dno morza…
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-02-2020, 11:57   #86
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Oczy chłopaka zrobiły się wielkie jak spodki. Pospiesznie zacisnął usta, aby zachować w nich powietrze, jakie wchłonął wraz z ostatnim oddechem. Odruchowo próbował się szamotac, jednak raniąc skórę o szpony Leitha, szybko tego zaprzestał. Zmrużył oczy, patrząc na mieszańca z irytacją.
Ale nie ze strachem - nie uszło uwadze Leitha. Mieszaniec trzymał „Kaia” na wyciągniętym ramieniu i obserwował. Miał czas.
Wzrok jego i chłopaka krzyżowały się i... nagle bękart został wciągnięty do znajomego pomieszczenia. Tego, które widział w swoich snach - sali luster. Z tym że nie był tym razem sam. Jakieś 5 metrów od niego na lustrzanym leżaku siedział mężczyzna odziany w czarny garnitur bez ozdób. To nie był jednak Kai. Czarne włosy barwą przypominały te, które miał na swojej głowie Leith - z tą różnicą, że włosy mężczyzny wydawały się starannie ufryzowane. Ulv uśmiechnął się szeroko na widok syna.
- Chyba nie zabijesz mnie po raz drugi, co chłopcze?
- Nie, jeśli miałbyś od tego nie umrzeć… - zauważył Leith - jakie jest znaczenie tego spotkania?
Ulv westchnął.
- Nie liczyłem na okrzyk radości, ale mógłbyś się chociaż zdziwić. No nic. W każdym razie zaprosiłem cię tutaj, bo mam małą prośbę. Nie zabijaj mojego nowego ciała, co? Naprawdę je polubiłem, fajnie jest znów być młodym. No i tego. My też szukamy Aurory. Dlatego Tula zgodziła się wypuścić cię, choć miała ogromną ochotę poszatkować twoje nowe pokrycie, sprawdzając jego twardość. Swoją drogą, świetna sprawa, wiedziałem, że zajdziesz daleko, synu. - Ulv uśmiechnął się ponownie, po czym wstał i wyciągnął przed siebie rękę. - To co? Zawieszenie broni dla większego celu?
Leith przewrócił oczami.
- Skoro postanowiłeś zmarnować swoją szansę na nieżycie… Jedna śmierć wydaje się adekwatna, nie mam powodu by zabijać cię znów. Jak na razie… - zgodził się mieszaniec.
Ulv cofnął rękę i wzruszył ramionami.
- To miło. Nie chciałbym znów przenosić się do innego ciała i zabijać świadomość jakiegoś biedaczka, dla którego zabrakło w tym ciele miejsca. A teraz może pokażesz mi sytuację, w której zaginęła księżniczka? Jestem pewien, że coś przegapiłeś. Bez obraz, ale wiesz, bywasz niechlujny. To jednak przychodzi z wiekiem.
- Mmm… - mruknął Leith - jeśli chcesz zacząć opowiadać o tym jak to nabrałeś wprawy w robieniu dzieci przez ostatnie pięćdziesiąt lat myślę, że moje uszy jakoś wytrzymają bez tej wiedzy. A tak w ogóle... jeśli to prawda, powinieneś chyba zastanowić się czy faktycznie jest to powód do świętowania, mniej niechlujny potomek może nie być taki “niezdarny” w zabijaniu cię.
- Niestety, wiem tylko o tobie. - Powiedział Ulv, a potem zamknął się, gdy Leith zaczął odtwarzać swoje wspomnienie.
O dziwo, skrzydlaty oszczędził sobie komentarzy na temat sporu Leitha i Aurory, za to powiedział:
- Pokaż mi jeszcze te ataki, o których wspominałeś. - nie tyle poprosił, co rozkazał.
Leith mruknął coś po czym pokazał napadaczy-usypiaczy o bardzo “wybuchowej” naturze i “ognistym” temperamencie.
- Dwór ognia to mocny sojusznik księżnej. To nie ma sensu i wygląda na prowokację. Trzeba to przemyśleć, niemniej... może w jakichś bardziej cywilizowanych warunkach?
I nie czekając na odpowiedź on i Leith znów wrócili do swoich ciał. Duszący się Kai mrugnął spoufale do mieszańca.
Leith mruknął coś w odpowiedzi wypuszczając zamiast słów nieco bąbelków i przeniósł ich w miejsce bardzo dalekie morskim głębinom. W zasadzie najbardziej odległe od możliwości utopienia się jak tylko mieszaniec mógł pomyśleć: Na ośnieżonych szczytach u podnóży świątyni Matki Nocy Leith zdmuchnął z łusek na ramieniu płatek śniegu. Mieszaniec zwolnił teraz też uchwyt na szyi swojego towarzysza.
Kai, czy raczej Ulv, zaczął trząść się od wiatru, który smagał jego mokre ubranie.
- Czy... ty... nie znasz... żadnej... gospody? - wyszczękał zębami.
Leith strzepał tylko sopelki lodu zrastające się na jego łuskach, które jednak nie przepuszczały temperatury do środka.
- Chyba nie. - wyznał - raczej mnie do nich nie wpuszczano, z uwagi na pochodzenie… - uśmiechnął się - korzystaj tato… twojemu nowemu młodemu ciału przyda się nieco hartu, nieprawdaż? Chodź w środku nie wieje... aż tak bardzo.
Nie musiał Ulvowi tego powtarzać. Skulony, otulony skrzydłami młodzieniec pomknął pod dach świątyni na tyle szybko, na ile pozwalały mu na to zesztywniałe członki.
- Chyba nie chcesz... wchodzić do środka? - zapytał cicho. - Matka Noc... nie jest typem opiekuńczej mamuśki. I bez prezentu czy ofiary lepiej jej nie odwiedzać.
Leith opierając się o drzwi i zakładając ramiona uśmiechnął się do młodzieńca tak paskudnie jak tylko pozwalała mu na to jego potworna fizjonomia.
- Kto powiedział, że ja wszedłbym bez jednego czy drugiego… nie wchodziłbym przecież sam. Co się stało tato? obawiasz się, że tym razem mógłbyś nie dać rady opętać nowego ciała? - uniósł brew i pobawił się tak jeszcze moment po czym jedną łapę położył na klamce, drugą zacisnął na ramieniu Kai-Ulva i… znaleźli się w ciepłym basenie tego ostatniego.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 23-02-2020, 18:23   #87
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Umiesz grać o wysoką stawkę... dobrze - powiedział Ulv, znikając swoje ubranie i z wyraźną przyjemnością zanurzając się w wodzie. Tymczasem Leith poczuł coś jakby pukanie do swojego umysłu, delikatny, ledwo wyczuwalny dotyk świadomości…
- Mrr… - odruchowo warknął mieszaniec zwyczajnie nie lubiąc gości w swojej głowie, nawet tych pukających. Mężczyzna usiadł na brzegu basenu trzymając w wodzie jedynie stopy. W tym samym czasie “uchylił przed” gościem swoje gorące i żrące wnętrze.
- Leith... - usłyszał cichy szept, tak cichy jak tchnienie wiatru, a jednak rozpoznał ten cichy głos. To była Aurora.
Mieszaniec natychmiast skupił całą mentalną uwagę na głosie żony.
- Aurora! - wyszedł jej na spotkanie.
- Leith... - usłyszał ulgę w jej głosie, a po chwili zobaczył jakby zarys jej ciała. Wyglądała jak cienisty kształt. Siedziała na kamienistej posadzce. Wokół były tylko gołe, kamienne ściany i podobny sufit. Obraz był strasznie niewyraźny, toteż Leith nie potrafił dostrzec żadnych szczegółów, które uznałby za charakterystyczne. Nie widział nawet drzwi czy okien - choć być może ich tam nie było.
- To... wysysa ze mnie magię... - cień Aurory wskazał na swoją szyję, na którą coś miała nałożone - jakby obrożę. - Zaraz pewnie znów... zasnę... z wyczerpania…
- Kto? gdzie?… - Leith automatycznie zadał dwa pytania które w pierwszej kolejności oddzielały go od żony. Widmowe uszy mężczyzny opadły czując cierpienie kobiety a serce ogarniała już żądza mordu.
- Nie wiem... nikogo nie...
Połączenie urwało się. Leith miał wrażenie, że Aurora faktycznie zasnęła. Przed nim natomiast stał nagi Kai, który zaintrygowany chyba dziwnym zachowaniem bękarta, machał mu przed oczami ręką.
- To ona? - zapytał.
Leith ze złością machnął pazurami nad ręką skrzydlatego.
- Jesteście mało kreatywni, serwują jej tą samą gościnność od której mnie zwolniłeś.
- Zwolniłem?
Leith przewrócił oczami
- Jest uwięziona.
- A jakieś szczegóły erudyto? - westchnął zniecierpliwiony golas.
- Ma obrożę, która wysysa z niej magię, ciągle śpi i nie wie ani gdzie jest ani w czyjej gościnie.
Ulv wzbił się w powietrze, przez chwilę prezentując swoje nagie młodzieńcze ciało, by zaraz potem przywdziać czarny garnitur. Trochę nie pasował on do tak młodego chłopaka, ale widać gusta się nie zmieniają wraz z ciałem. Skrzydlaty opadł na fotel niedaleko basenu, wskazując miejsce naprzeciw Leithowi. Stolik między fotelami zaś nakrył się jedzeniem.
- Nie powinieneś tu dłużej zostawać. Tolerancja Tuli ma swoje granice, niemniej... nawet ona nie jest gotowa stracić córkę w imię walki o władzę w domenie. Jedz i otwórz swój umysł. Chcę zobaczyć dokładnie to, co widziałeś.
- Jasne tato… - zmrużył oczy Leith - tylko najpierw ty zrobisz coś dla mnie, pokaż mi jak wygląda dwór ognia i inne w których nie byłem oraz jak tam trafić, chyba że… w twoich wspomnieniach jest coś czego wolałbyś nie pokazywać dzieciom…
Nastolatek, do którego mówił, parsknął śmiechem i sięgnął po bagietkę nadziewaną dżemem.
- Dobra młody... trzymaj się mocno. - powiedział i zaczął przeżuwać jedzenie, a Leitha znów wciągnęło do wizji.

[media]https://i.pinimg.com/originals/fa/7c/d2/fa7cd272aeb3777998a3ab03c4991e95.jpg[/media]

To jeszt dwórh ognia. Rządzi nim stary lis Vardalos i jego czterech synów.

[MEDIA]https://s6.ifotos.pl/img/byronbyfu_qaewxhs.jpg[/MEDIA]

Było ich sześciu, ale jeden przeniósł się na dwór królowej, a Vasco... sam zabiłeś.
Dwór Wiatru, to wiesz. Dwór Wody też. Dwór Ducha również... przy czym on nie ma księcia ani księżnej, jedynie radę pięciu starszych, której przewodzi Sean. Dwór Snów oficjalnie wciąż rządzony jest przez Caspra, ale w praktyce to Królowa rozdaje tam karty. Dwór Ziemi... sentyment cię bierze, co? Rządzą nim Byron i Asarah, jako małżonkowie. O, czyżbyś nigdy nie widział ich chaty? No tak, wolałeś ziemne zapasy. Nic specjalnego. Zero fantazji. Jak to na Dworze Ziemi.

[MEDIA]https://i.etsystatic.com/17832180/r/il/fd9b0f/1818821295/il_570xN.1818821295_dva6.jpg[/MEDIA]

- tą wizją zakończył, a Leith znów wrócił do lustrzanej łaźni i swojego ciała.

Leith przyskoczył do skrzydlatego i zniknął z nim na drzewo na przełęczy za dworem Wiatru.
- Jestem pewien że stąd trafisz tato - wytłumaczył po czym dodał.
- Sprawdzaj… - Leith pozwolił Ulvowi trochę popatrzeć w swoich myślach.
- Nie byłoby tych wszystkich problemów gdyby nie wasze gierki… - pomarudził jeszcze przed tym.
- Pomieszczenie bez drzwi i okien, sama skała... to może być wszędzie. Nie mogłeś się lepiej przyjrzeć? - westchnął nastolatek. Najwyraźniej marudzenie było u nich rodzinne.
- A ile osób stworzy obrożę która zablokuje Aurorę? - kombinował Leith.
Mężczyzna zastanowił się.
- Wiem, o co ci chodzi, ale pamiętaj, że jest sporo artefaktów sprzed naszych czasów, stworzonych przez moce tych, których dziś już nie ma... No ale tak z żyjących, to oczywiście Królowa, Syrena, Sean, Vardalos i może Tula. No i jeszcze są ci, co siedzą w Więzieniu, ale nimi nie trzeba się...
Nagle Ulv zbladł. Dosłownie zbladł. Po raz pierwszy jego twarz odwzorowała tak żywą i szczerą emocję.
- A w więzieniach są cele… - zauważył Leith - chcesz wyjaśnić?
- Nie rozumiesz... Z Więzienia się nie wychodzi. Nie wchodzi się tam też, jeśli nie ma się odsiadki. Klucz do bramy Więzienia, wydaje się tylko w szczególnych sytuacjach. Bramy otwiera się tylko za zgodą co najmniej czterech przedstawicieli dworów, a ostatni raz było to robione chyba z dziesięć lat temu. - Ulv aż usiadł na gałęzi. - Ale twój opis... cele bez drzwi i okien, magiczna obroża, która więzi nawet kogoś takiego jak Aurora, spijając z niej moc... to pasuje do tego, co wiem o Więzieniu. To miejsce jest samowystarczalne, ponieważ strażnicy używają magii więźniów do zasilania go. Tylko jak... nie, wydaje mi się, że to niemożliwe. Musimy wymyślić inną opcję.
- Ktoś kto oszukał własną śmierć musi się bardziej postarać - zauważył Leith - nie przyjmuje twojego „niemożliwe” o czym myślałeś?
- Nie wiem jak miałaby się tam dostać, ale... możemy sprawdzić czy nikt nie ukradł klucza. Jest na Dworze Ducha.
Leith kiwnął głową ale nie wykonał jeszcze żadnego ruchu.
- To samo pytanie, tylko teraz już nie do Kaia tylko ciebie: Co ty z tego masz?
Nastolatek parsknął.
- Jeśli ci powiem, nie uwierzysz mi. Może sam to kiedyś rozkminisz. W każdym razie moja motywacja nie jest dla ciebie problemem. Mam pomagać ci z rozkazu Tuli odzyskać jej córkę, do tego momentu jesteśmy wszyscy po tej samej stronie, młody, czy ci się to podoba czy nie.
Leith pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jesteście szaleni… - stwierdził, po czym wzruszył ramionami - gotowy?
- Z tego, co wiem, twoje podróże nie trwają na tyle długo, by trzeba było pakować prowiant. - uśmiechnął się chłopak w charakterystyczny dla Ulva sposób. To niezwykłe jak osobowość potrafi wpłynąć na fizjonomię…
- Nie mogłeś zamordować jakiejś gorszej osoby? znośni skrzydlaci powinni być pod ochroną… - westchnął po czym złapał ojca by pojawić się na innym dworze, w okolicach wodospadu, który pokazała mu Aurora.
- Sam mi się podłożył, otworzył umysł... ta jego młodość była zbyt nęcąca - o dziwo Ulv zaczął się tłumaczyć - Poza tym to ty mogłeś mnie nie... - urwał, bo zobaczył miejsce, do którego się przenieśli.
Chłopak otworzył szerzej oczy, w których odbijała się teraz łuna pożaru, jaki trawił Dwór Ducha.
- Matko Noc... - szepnął.
Biblioteka, te wszystkie zwoje i księgi płonęły teraz, by bezpowrotnie zmienić się w kupkę prochu.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 23-02-2020 o 18:25.
Mira jest offline  
Stary 04-03-2020, 11:18   #88
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Chyba szukanie klucza można już sobie odpuścić… - zauważył Leith strzygąc uszami - jakie jest prawdopodobieństwo, że to nie płonie właśnie z tego powodu…. - mieszaniec dodał retorycznie. - ten cały… Sean… gdzie go znajdę? - Leith wskazał na kształty skąpanych w płomieniach budowli.
- Tam gdzie klucz. Leć za mną! - powiedział Ulv, a na jego ciele pojawiła się czarna zbroja. Rozwinął czarne, błoniaste skrzydła.
Podlecieli do budowli, wydawało się, że większość mieszkańców zebrała się przy strumieniu, jednak nie było widać tam Seana. Ktoś prowadził też akcje ugaszania pożaru za pomocą magii. Ulv podleciał do tej osoby - jak się okazało smukłej, białowłosej kobiety.
- Greta! Gdzie jest Sean?
- Kai? A co ty tu chłopcze... - kobieta chyba chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz nagle zmieniła ton na rzeczowy - Nie wiemy. Mówił, że postara się ocalić z komnaty myślenia co się da.
- A kto was napadł?
- Nie wiemy, byli zamaskowani, ale... wiedzieli czego szukają.
- Klucza do więzienia?
- Nie - kobieta wydawała się zdziwiona tym przypuszczeniem - chodziło o część kotła.
- Komnata… - Leith zatrzymał się w powietrzu nad dyskutantami trzepocząc skrzydłami - gdzie ona? - spytał po prostu skupiony na zadaniu.
Ulv podłapał wątek.
- Byliśmy w bocznej komnacie, gdy rozmawialiśmy z nim raz. Tam, gdzie w cieniu biblioteczki była namalowana naga baba, kojarzysz?
O dziwo, Leith kojarzył, choć opis był bardzo skąpy, ale też zwrócił uwagę na tą “ukrytą” atrakcję.
Leith zaoferował szponiastą dłoń Ulvowi po czym pojawił się przed “atrakcją”. Płomienie strzeliły w ich kierunku.
- Spalimy się zaraz, zabierz nas stąd! - krzyknął jego ojciec, osłaniając się skrzydłami. Faktycznie wszystko wokół trawiła wściekła pożoga. Nie było możliwości, aby ktoś tu przeżył…
Leith zdążył coś mruknąć w niezadowoleniu nim pojawił się wraz z trzymanym za rękę Ulvem z powrotem kilka metrów nad fontanną.
- Inne pomysły?
Nastolatek namyślił się chwilę, po czym spojrzał na stojącą niedaleko skrzydlatą.
- Greto, kochanie, możesz zrobić wokół nas barierę z wody?
- Nie na odległość.
- W takim razie chodź, kochana, pomożesz nam.
- Ale przecież ja tu gaszę pożar!
- To potrwa tylko chwilę.
Białowłosa patrzyła przez moment n Ulva, jakby toczyła jakąś wewnętrzną walkę, jednak po chwili podeszła do mężczyzn i otoczyła ich bańką wodną.
- Teraz nas przenieś - powiedział z satysfakcją Ulv.
Leith zapuścił łuski nawet na twarzy.
- Mam nadzieję, że lubicie pęcherze… - to powiedziawszy chwycił skrzydlatych i znów pojawił się w płomieniach.
Woda naokoło nich syczała wściekle, ale bariera faktycznie chroniła przed ogniem. I dymem.
- Tylko szybko - syknęła Greta, skupiona na swoim dziele.
- Tam są drzwi do komnaty - Ulv wskazał otwarte przejście.
Kiedy trzymając się razem przeszli do następnego pomieszczenia, Greta jęknęła ze zgrozy. Na ziemi wciąż palił się trup czegoś, co wyglądało na skrzyżowanie człowieka i jaszczurki - obecnie pieczonej jaszczurki.
Ulv butem odtrącił truchło, by odsłonić trzymaną przezeń szkatułkę.
- No i znaleźliśmy klucz...
- Jak śmiesz?! - oburzyła się Greta, lecz wystarczył jeden gest dłoni młodzieńca, by zobojętniała.
Ulv, który miał teraz na dłoniach grube, skórzane rękawice, podniósł szkatułę, przyjrzał się jej.
- Dobra, jeszcze pieczęć Dwory Wiatru. Sean miał ją na szyi. Do roboty, synku - wskazał leżącego na brzuchu trupa.
Leith wybadał szponami szyję umarłego. Srebrny łańcuch wtopił się w spaloną skórę, jednak wciąż dało się go oderwać, zaś tkwiący na jego końcu kryształ wydawał się zupełnie nienaruszony.
Mieszaniec wyszarpał wisior za łańcuch.
- Mam wszystko. - powiedział doń Ulv. Leith bezceremonialnie chwycił ojca a w przelocie nim zniknęli również Grete. Pojawili się znów nad fontanną.
- Teraz?
Ulv nie odpowiedział. Odesłał Gretę do gaszenia pożaru, po czym odciągnął syna na bok. Dziwnie to musiało wyglądać, biorąc pod uwagę, że sięgał mu teraz zaledwie do połowy piersi i wyglądał tak, jakby to on był dzieckiem swego potomka.
Skrzydlaty podniósł skrzynię z kluczem i pokazał ją Leithowi. W zdobionym pojemniku nie trudno było dojrzeć trzy otwory.
- Potrzebne nam trzy pieczęci Dworów, żeby to otworzyć. Jedną pożyczyliśmy już od Seana, Matko Noc prowadź go ku gwiazdom, drugą załóżmy, że zdobędę od Tuli... zostaje trzecia. Masz pomysł od kogo można by ją wziąć/pożyczyć, nie wywołując przy tym konfliktu krain?
- Wolałbym już nie prosić o nic królowej. Można ewentualnie spróbować na dworze wody albo… Skoro dwór ognia uważa, że to wszystko prowokacja… to niech pożyczają. - zauważył zgryźliwie. - Co się zaś tyczy Dworu Ziemi, wiesz kto go trzyma?
- Raczej Byron. No ale Dwór Ognia to faktycznie ciekawy, choć ryzykowny typ. Jeśli mają czyste łapy, powinni nam pomóc, żeby zmyć hańbę jaką były działania Vasco.
Leith kiwnął głową po czym wyciągnął przed siebie łapę:
- No to prowadź do tych “sojuszników”.
Ulv westchnął.
- No tak. Jeszcze tam nie byłeś. Zatem przenieś nas na Dwór Wiatru. Zaniosę nowiny Tuli i spróbuję ją przekonać, żeby użyczyła nam klucza. Potem poproszę ją o stworzenie portalu. Choć uprzedzam... pewnie będzie chciała czegoś za to. - Nastolatek dodał ciszej. - pytanie tylko który z nas zapłaci jej cenę.
Leith przewrócił oczami.
- Jeśli ktokolwiek poza samą Tulą porwał Aurorę, to na pewno jest to z winy właśnie samej Tuli. Jeśli księżna nie potrafi być zadowolona, że kto inny wykonuje całą brudną robotę za nią, mogłaby przynajmniej zauważyć, że ten ktoś nie zabił jej zabawki po raz drugi. Odstawię cię na dwór, ale jeśli jaśnie pani będzie próbowała kupczyć to niech wyczaruje sobie portal we własnej dupie. - obwieścił po czym pojawił się wraz z ojcem w komnacie Kaia.
- Nie wiesz do czego jest zdolna - odparł Ulv, odsuwając się - Ale to dobry punkt wyjścia w negocjacjach z nią. Choć przypuszczam, że to o portalu uzna jako zaproszenie do analnego seksu. No nic, spróbuję to załatwić...
Nastolatek rozprostował skrzydła po czym ruszył ku wyjściu z komnaty.
- Poczekaj tu na mnie. Lepiej żebyś nie rzucał się w oczy mieszkańcom dworu. - Powiedział, oddalając się.
Leith pokiwał głową po czym usiadł w rogu na podłodze. Po kilku godzinach, wnikliwej obserwacji wnętrza, mieszaniec uznał iż pozostawanie w pałacu nie jest już chyba bezpieczne. Przynajmniej ciągłe w nim przebywanie. Leith pojawił się więc w okolicach skał, tam gdzie ćwiczył kiedyś z Aurorą. Mężczyzna przysiadł na kamieniu i obserwował leżący na tle wieczornego nieba dwór.
Gdy nastała noc, Leith zdecydował się “wskoczyć” ponownie do komnat Kaia, a potem Ulva. Bękart ponawiał te wizyty mniej więcej co godzinę aż do nastania świtu. Wraz z nadejściem jutrzenki znalazł wreszcie swojego ojca na ogromnym łożu. Szczupłe ciało nastolatka było od pasa w górę nagie i poranione - w większości paznokciami, ale nie tylko. Kilka ran wyglądało jak zadanych ostrzem - płytkich na szczęście. Ulv wydawał się spać, nawet gdy obok zjawił się mieszaniec. Zdradzał to jego głęboki oddech.
Leith, który sam skradł w międzyczasie kilkadziesiąt minut drzemki tu i tam, pojawił się na balustradzie nad łożem ojca i czekał, wisząc tak jak miecz nad głową rodzica. Po jakiejś godzinie obserwacji, Leith trzymając się nogami balustrady opuścił się do dołu jak jakiś ogromny nietoperz tak, że jego twarz niemal stykała się z twarzą ojca.
- Pospałeś?
Nagle poczuł jak wielka fala złości, jakby zmasowany atak potworów naciera na jego umysł, chcąc rozszarpać go na strzępy.
- Mrrr - warknął druchowo mieszaniec gdy łuski zjeżyły mu się na karku. Mężczyzna zniknął by pojawić się na wysokiej sosnie - miejscu znacznie bardziej komfortowym niż „leże zła” jakim było leże jego ojca. Tutaj też mężczyzna czuł się lepiej przygotowany na mentalną agresję, gdy jego ciału groziło jedynie obsranie przez wystraszone ptaki.
O dziwo, atak czy co to to było, okazało się działaniem terytorialnym. Umysł Leitha był teraz wolny.
Leith potrząsnął kilka razy głową, po czym wrósł trochę swoje szpony w korę drzewa i postanowił sam przespać się z tym wszystkim kilkadziesiąt minut. Kiedy się wybudził, skoczył ostrożnie do pokoju Ulva gotowy w każdym momencie stamtąd czmychnąć.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 18-03-2020, 21:25   #89
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nastolatek czekał na bękarta tym razem - odziany w czarny garnitur z ulizanymi włosami, gładki i pachnący. Spojrzał na Leitha znad trzymanej w rękach książki.
- No wreszcie, myślałem, że całkiem spieniłeś…
Leith wzruszył ramionami.
- Nie miałem powodu walczyć, włażenie do wilczego gniazda niesie ze sobą oczywiste ryzyko, trzeba zwyczajnie wiedzieć kiedy z takiego miejsca czmychnąć. - wyjaśnił - jak tam w wyzszych sferach? jakkolwiek słodko pachnie twoja krew pomiń nieistotne szczegóły - zaznaczył.
Ulv prychnął.
- Mamy dwa klucze, został ostatni. Jesteśmy zaproszeni na wieczerzę u starego Lisa. Mamy więc czas do zajścia słońca. Wtedy ktoś od Tuli stworzy nam portal. A póki co... rozgość się. - machnął ręką w kierunku stołu, na którym znajdowała się zastawa dla dwojga i jakieś przykrywane tace.
Leith poczłapał w tym kierunku i zaczął wyżywać całą nagromadzoną złość na jedzeniu, które mściwie połykał.
W pewnym momencie znów poczuł coś jakby stukanie do bram swojego umysłu, delikatne drapanie małej, złocistookiej myszki…
Mężczyzna odruchowo potrząsnął głową, lecz jednocześnie ostrożnie uchylił bramę swojego ja.
- Leith... - usłyszał znajomy, pobrzmiewający wysiłkiem głos żony. Jej jestestwo wślizgnęło się do jego umysłu niby wiatr i owinęło wokół, otulając sobą niczym najcieplejszy koc.
- Nic ci nie jest?
- Nie - Leith aż upuścił rozerwane właśnie jagniątko na podłogę - gdzie jesteś? kto? znajdę cię! znajdę i… - mężczyzna starał się “nie myśleć na głos” co ma zamiar zrobić z tym kimś, zamiast tego przelał swoją uwagę na obserwację wszystkiego co towarzyszyło emanacji Aurory.
- Ciemne... zimne miejsce... - docierały do niego ni to słowa, ni wrażenia. - Najgorzej... słońca... ale nie sama... coś czai się... patrzy... czeka... znów zasypiam... - powoli przekaz słabł.
- przyjdę! - Leith starał się mentalnie zakrzyknąć obietnicę swojej żonie i…
czemukolwiek co jej towarzyszyło.
Połączenie urwało się. Świadomość Leitha wróciła do rzeczywistości, gdzie oczywiście Ulv nie mógł nie zauważyć, co się stało. Choć nic nie mówił, na jego twarzy pojawił się irytujący uśmieszek.
- Dobrze się bawisz?... - wycedził Leith sięgając łapą do półmiska pełnego wątróbki, mężczyzna wepchnął ją sobie do ust po czym chwycił inne naczynie z którego zaczął wsysać flaczki - tato… - dodał z pełnymi ustami.
Ulv zamknął książkę i z pełną powagą (a więc i sarkazmem) zapytał:
- Tak, synu?
- Tak sobie myślę… - zaczął mężczyzna odsuwając nieco misek robiąc na stole miejsce na swoje nogi - co tam się stało z tym artefaktem… który tak bardzo lubiłeś dotykać zanim, cóż… mieliśmy to nasze małe pojednanie?
Ulv warknął obnażając kły na samo wspomnienie.
- To część artefaktu, a nie artefakt. Część jakiegoś w chuj starego kotła życia czy innego magicznego naczynia. Wiesz, skądś te bajki o czarownicach gotujących mikstury w kotłach się wzięły. Podobno niektórzy ludzie wierzą, że to oni są jedyną rasą myślącą, a my, skrzydlaci, zostali wyczarowani przez jakąś grupkę czarodziejów. Dobre... w każdym razie ta część została gdzieś zakopana przez Tulę. I mam nadzieję, że głęboko.
Leith pokręcił głową w geście jakby przewracał właśnie oczami, w rzeczywistości jednak, jego wzrok pozostawał nieruchomo zakleszczony na sylwetce swego ojca.
- Ja z kolei staram się nie myśleć o tym, że może marnuje tylko czas a Aurora w rzeczywistości spoczywa nie dalej niż kilkaset metrów pod nami w towarzystwie podobnego “urządzenia” jakie księżna zdołała zakopać na przestrzeni lat. Staram się też nie myśleć o tym, że może nie pomagam w wyciągnięciu kogoś z więzienia, a raczej wsadzeniu kogoś do niego.
Ulv wzruszył ramionami.
- Czy ja cię zmuszam? Pewności nie mam. Nawet ze mną Tula nie chce o tym gadać, czytaj, broni mi dostępu do tej części swojego zwichrowanego łebka. Wiem tylko, że te części kotła czy co to jest ostatnio są na językach książąt. Ktoś chyba usiłuje je zbierać, ale czy to ma jakiś związek z Aurorą? Cóż, ja go nie widzę. Może ty, mój genialny potomku, wiesz coś więcej…
- Mam gdzieś ten kocioł - powiedział zgodnie z prawdą Leith - po prostu chcę znaleźć Aurorę.
- Jakbyś nie zauważył stanu, w jakim byłem... czynię co w mojej mocy. Potrzebujemy jeszcze jednego klucza, żeby dostać się do Więzienia i sprawdzić czy nie ma tam Aurory. Naprawdę nie mam pomysłu, gdzie indziej mogłaby ta złotooka dupeczka być. Takich artefaktów, wysysających magię, nie sprzedają na straganach.
- Wiesz… - Leith czasowo stracił zainteresowanie swoim ojcem bo przeniósł spojrzenie z powrotem na jakąś miskę. - mógłbyś mi powiedzieć, że sprzedają a i tak nie wiedziałbym czy to prawda. Masz tu więcej jedzenia? do zmierzchu może nie starczyć… - mówił mieszaniec w czasie gdy pod łuskowatą skórą zapętlały się nowe warstwy mięśni a żebra klatki piersiowej zrastały się w jednolity pancerz. Leith wiedział, że gdziekolwiek wchodzi, wchodzi w paszcze lwa, starał się więc być najbardziej twardym kąskiem jak to tylko możliwe.

***

Kiedy zapadł zmrok do komnaty Ulva faktycznie została przysłana skrzydlata, którą Leith mętnie kojarzył ze Święta Wiosny jako jedną z obleganych przez wielbicieli. Dla niego samego była to typowa jasnowłosa, niebieskooka szlachetna, czy jak tam zwali się ci wyżej postawieni.
Kiedy kobieta tworzyła portal - znacznie wolniej niż Aurora, Tula czy nawet Milena, Ulv postanowił zdobyć się na kilka ojcowskich rad.
- Przede wszystkim trzymaj jęzor za zębami. Stary Lis jest typem, który choć głupi jak but, wszystko wie najlepiej. Jest w swojej domenie, więc też nikt nie wyprowadza go z tego typu myślenia. Też staraj się nie pokazywać swojego związku z Aurorą. Lis boi się kobiet, bo ich magia jest uniwersalna, więc młode dziewczęta na jego dworze z mocnymi kamieniami... no cóż, albo uciekają, albo są “łamane”. Raczej to drugie. I... nam nic do tego, rozumiesz?
- Rozumiem to co mówisz. - uściślił Leith. Mieszaniec wciąż myśląc o sobie samym uważał siebie przede wszystkim za “siebie” a nie na przykład “mężczyznę”. Akceptował samczą fizjonomię jaka została mu przypisana jeszcze w fazie embrionalnej i wynikające z tego implikacje na budowie ciała czy umysłu, cała jednak czy tu ludzka czy skrzydlata idea “męskości” była dla Leitha irracjonalna. - Nigdy nie staram się mieszać w waszych sprawach, albo ja jestem taki nieporadny albo wy tacy dobrzy w pierdoleniu sobie życia. To daje oczywiście w zasadzie ten sam efekt, różnica jedynie jest w tym czy wolicie słuchać pochlebstw o sobie czy obelg o innych...
Ulv przewrócił oczami.
- Po prostu masz mu nie podpaść. On wie po co przychodzimy. Zada nam pewnie kilka pytań, ale sprawa klucza właściwie została już ustalona. Proszę cię więc tylko o jedno, synku... nie spierdol tego. Dla Aurory.
- Dla Aurory. - powtórzył Leith upewniając samego siebie.
- Zatem szable w dłoń... czy jak tam się mówi. - Powiedział nastolatek i przeskoczył portal.
Leith zmierzył otoczenie spojrzeniem po raz ostatni i postąpił za ojcem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-03-2020, 09:44   #90
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Ulv i Leith przenieśli się do sali, gdzie pierwszym co uderzyło ich zmysły, była wszechobecna woń kadzideł. Pomieszczenie miało kształt idealnego kwadratu z wszechobecnymi tkaninami - dywanami, arrasami, poduszkami i materacami. Przez chwilę byli tu sami, lecz bardzo szybko w drzwiach pojawił się rudowłosy mięśniak w stroju dandysa.
[MEDIA]https://www.kathrynwhiteford.com/wp-content/uploads/kwhiteford2019_elf03_redhead.jpg[/MEDIA]
- Witajcie na Dworze Ognia, wędrowcy - powitał ich, a Leith wyłowił w jego tonie sarkazm. - Niech mnie Ojciec Dzień, słyszałem, że masz nową powłokę Ulvie, ale nie myślałem, że możesz wyglądać tak słodko i niewinnie.
- Chcesz powiedzieć, że ci się podobam, Are?
Rudowłosy mięśniak zaśmiał się, choć nie wydawał się rozbawiony.
- Do kobiety ci jednak daleko, Ulvie. - Odparł, po czym przeniósł wzrok na Leitha. - A zatem to twój potomek... no cóż, nie dziwię się się, że tak długo utrzymywałeś jego istnienie w tajemnicy. Bez urazy, oczywiście.
Leith, który całą wymianę zdań skrzydlatych spędził na obserwacji otoczenia westchnął w odpowiedzi.
- Oczywiście… - kiwnął - gdybyś takową miał, zachowałbyś ją dla siebie… - zaproponował.
Are popatrzył krzywo, ale chyba nie zrozumiał tego, co mieszkaniec chce mu powiedzieć.
- Chcecie się odświeżyć czy wbijacie od razu na ucztę? Tatulo zaprasza.
Leith zerknął na ojca.
- skoro do kobiet ci daleko, może pudrowanie nosa też sobie odpuścimy? Tato…?
- Moja samoocena jakoś to zniesie - odparł Ulv - nie wiem jak twoja. Synu.
- Taaa - Are zerkał to na jednego, to na drugiego - Wybornie, proszę za mną.
To rzekłszy poprowadził mężczyzn krętymi korytarzami i jeszcze bardziej krętymi schodami do sali, której projektant, tudzież zleceniodawca zdawał się być fanem kształtu okręgu.
Sklepienie miało kształt rotundy, półokrągłe były okna, okrągły stół, siedziska i sofy, na których oczekiwały piękne niewiasty z idealnie krągłymi piersiami. Sof było w sumie osiem, z czego dwie były wolne. Are wskazał je gościom.
- Wybierz sobie synku, którą wolisz - powiedział Ulv i nie wiadomo czy chodziło mu o umiejscowienie sofy, jedna bowiem znajdowała się bliżej władcy, zwanego Lisem, druga, umiejscowiona zaraz za nią - nieco dalej. Czy też chodziło mu o przypisane tym miejscom niewiasty - ta bliżej starego Lisa była wszak typową jasnowłosą, niebieskooką skrzydlatą, druga zaś miała włosy koloru mleka i równie niemal jasną skórę, a do tego złote oczy, które kogoś Leithowi przypominały...
Leith usiadł koło złotookiej nie poświęcając jej jednak specjalnej uwagi. Nie wiedział kto z obecnych oraz czy w ogóle zdawał sobie sprawę, że łuski które bękart miał na sobie nie były zbroją czy stylowym wdziankiem, to było jego ciało więc to Leith pozostawał najbardziej nagą osobą w pomieszczeniu.
- To co jest do jedzenia? - wypalił niemal natychmiast.
Zapadła cisza. Nagle rozbrzmiał śmiech starego Lisa.
- Bezpośredni, podoba mi się. Nie tam pierdolenie o tytułach i konotacjach, które i tak wszyscy znają. Wnieście jadło! - zarządził mężczyzna, odziany w luźny, bogato zdobiony szlafrok.
- Leith, prawda? - zwrócił się do mieszańca, odsuwając niedbałym ruchem dłoni ciemnoskórą piękność, która nieopacznie zasłoniła mu pole widzenia - Powiedz mi, na co masz ochotę?
- Fajnie jak macie mięso - zaczął znów konkretnie Leith - fajnie jak nie jest już surowe, świetnie kiedy już się nie rusza i wybornie jak nie ucieka. Ale jeśli nawet… poradzę sobie - zapewnił.
- Zatem myślę, że powinieneś być zadowolony. Przynieście najlepsze mięsiwa, podane na sposób rodu Redhotów! - rozkazał mężczyzna. Leith kątem oka zauważył jak jego ojciec przewraca oczami, choć pozornie był całkiem zajęty dobieraniem się do wdzięków swojej panny.
- Nie jest ci gorąco, mój panie? - zapytała zaś słodko białowłosa, klejąc się do pleców Leitha - Może trochę się rozodziejesz... albo ja ci w tym pomogę? - zaproponowała, szepcząc mu do ucha.
Tymczasem do komnaty zaczęto wnosić, czy raczej “przylatywać” coś na kształt przenośnych palenisk, po jednym dla każdej sofy.
“To się nazywa grill” - podpowiedział w głowie Leitha nieproszony Ulv.
Leith poruszał uszami i nosem by lepiej rozeznać się w otoczeniu, do siedzącej obok kobiety powiedział:
- Rób co chcesz, przynajmniej na razie.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, a bękartowi przez moment wydawało się, że zamiast prezentowanej usłużności, usłyszał w tym śmiechu szyderstwo. Białowłosa siadła za nim okrakiem, mimo iż pod krótką spódniczką nie miała bielizny i otaczając go w pasie nagimi udami, zaczęła tulić się do zbroi na plecach, jakby mimo wszystko czerpała z tego jakąś przyjemność.
Leith nawet na moment nie potrafił wyprzeć z pamięci, że jego Aurora jest gdzieś tam skuta kajdanami. Nie… to nie była prawda, on mógł to wyprzeć z pamięci, ale nie chciał. To sprawiało że bardzo chciał dotykać ciał… ale po to by rwać je swoimi szponami w morderczym szale!
Pozostałe kobiety zachowywały się zresztą podobnie, jeśli nie bardziej zmysłowo, tudzież wulgarnie, przez co niektórzy synowie Lisa zamiast patrzeć na wniesionego oskórowanego dzika, patrzyli raczej na powabne żywe mięsko przed sobą, co Leith zanotował w pamięci. Poza Lisem. Ten przyglądał się z jakiegos powodu Leithowi przez cały niemal czas.
- Polubiłem cię chłopcze, czyń honory. Wybierz każdemu z nas część dzika, którą dostanie. - powiedział, a wokół nagle wszyscy zamarli.
“ Nie wiem co on knuje - odezwał się w głowie Leitha Ulv - ale to kurewskie wyróżnienie. Zwykle to pan domu rozdziela mięso. Pamiętaj, że Lis powinien dostać najlepsze mięso. Jego synowie, to od prawej: Dag, Liv, Are, Kol i kuzyn Guin.”
Leith wstał i stanął naprzeciw dzika. Rozczapirzył swoje ostre jak nożyce pazury. Przy ich pomocy mieszaniec wypruł wszystkie kości, ostentacyjnie rzucając je na jedną stronę. Po chwili uformowały się dwie kupki: mięsa i kości.
Leith wybrał najtłustsze mięso dla Lisa, najtwardsze dla siebie, dalej po kolei dla każdego natomiast kości, chrząstki i tym podobne pozostałości zostawił dla wszystkich biesiadników którzy od początku bardziej interesowali się dziewczynami niż jedzeniem.
Ten wybór jeszcze bardziej rozbawił starego Lisa, szczególnie że on dostał najlepsze mięsiwo. Słudzy zaczęli zabierać się za pichcenie, zaś pan domu skinął na siedzącego po prawicy syna.
- Dag, zamień no się z naszym gościem. Chciałbym z nim trochę pogadać, a tobie widzę pozycja obojętna. Byleby jakaś była. - zachichotał obleśnie.
Wybrany syn nawet się nie skrzywił, spojrzał jedynie ciężko na Leitha i zaczął unosić się ze swego miejsca.
Leith usiadł we wskazanym miejscu.
Białowłosa podążyła za nim i znów go “obsiadła”, tym razem z boku, błądząc dłońmi po zbroi, jakby szukała jej zapięć. Paradoksalnie jednak mimo grubej powłoki ochronnej Leith czuł, że reaguje na ten dotyk - nie tyle podnieceniem, co rozluźnieniem, ospałością, jakby już zdążył się obeżreć, choć mięso dopiero skwierczało na grillu.
- Powiedz mi - zagadnął do niego Lis unosząc do ust pełny wina puchar, i gestem nakazując swojej ciemnoskórej służce, by osobiście nalała go również Leithowi - czemu nie okazałeś szacunku swemu ojcu? Zgodnie z tradycją to on powinien dostać najlepsze kawałki zaraz po gospodarzu domu.
- Nie znam tej tradycji. - odpowiedział Leith chwilę po tym gdy pokazał kły niezadowolenia białowłosej, dał jej się zastanowić czy na pewno chce używać na nim czarów. Znów kątem oka dostrzegł ten ironiczny uśmieszek, ale przynajmniej przestała. - mój ojciec chyba “zapomniał” mnie jej nauczyć.
- Taaa... - Lis strzelił w tyłek powracającą służącą - Ulv podobnie jak moi synowie za bardzo skupia się na dupach, a za mało na powinnościach. No ale trudno mu się dziwić, tyle lat pod pantoflem... Spójrz na mnie chłopcze, trzeba mieć to poukładane. Dupy są ważne, bo bez nich jesteśmy gotowi za byle spojrzenie skakać sobie do oczy, ale muszą znać swoje miejsce. I my musimy znać to miejsce. Ich oczy powinny być zawsze na wysokości chuja. Nigdy wyżej. Zgadzasz się?
Leith rozważył słowa Lisa po czym zaczął:
- Nie mam tysięcy lat doświadczenia, czy “choćby” setek. Nie mam też edukacji, jedynie własny rozum i nim operując, twoje słowa brzmią sensownie. Tyle że mnie czyjeś problemy nie obchodzą, zaś to na jakiej wysokości są czyjeś oczy interesuje mnie tylko wtedy gdy zamierzam je już wyjąć z oczodołów własnymi szponami. To prawda, że fajnie by było gdyby samice nie wpierdalały się nieproszone w moje życie, bo wtedy musiałbym przejmować się tylko robiącymi to samcami.
Skrzydlaty kiwał głową, gdy tylko nie opróżniał kielicha. Wydawał się już nieźle wstawiony.
- Taaa... zastanawia mnie jednak czemu pomagasz Ulvowi. Bo że nie okazujesz mu szacunku, to mnie jakoś nie dziwi, wali od niego cipą na kilometr. Widzisz, to takie pierdolenie, że skoro baby mają wszechstronną magię, to powinny rządzić. Ja ci powiem czemu ta ich magia jest wszechstronna... żeby spełniać wszystkie nasze życzenia! - Lis wybuchnął rubasznym śmiechem.
- To ma sens. - zgodził się Leith, bo przecież spełnianie wszystkich życzeń było najlepszym narzędziem kontroli… - Jeśli zaś chodzi o mojego tatę… pomagając mu będę miał okazję zabić bliżej nieokreśloną liczbę osób, które zabrały coś, co zwyczajnie jest moje. Kto wie, może wśród tej grupy będzie ostatecznie sam Ulv? to nie ma zbyt dużego znaczenia, to nie byłby pierwszy raz kiedy mi coś zabrał, ani pierwszy gdy go zabiję.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172