Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-03-2019, 02:03   #41
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Pozostała cześć podróży statkiem nie przyniosła żadnych nieprzyjemnych zdarzeń, zatem Piwny Rycerz mógł w pełni wykorzystać ten czas na odpoczynek i regenerację. Na szczęście nie miał problemów z przebywaniem na wodzie i nie męczył się aż tak bardzo jak na przykład Kaelon, któremu choroba morska dawała się mocno we znaki. Czas na statku Zevran postanowił wykorzystać również na większe zaznajomienie się ze swoją kompanią. Długie godziny spędzone na grze w karty, czy rozważaniach odnośnie taktyki w razie ewentualnych potyczek idealnie się do tego nadawały. Jakkolwiek złapał dobry kontakt ze wszystkimi towarzyszami, to dalej uwierała mu obecność Ruth na pokładzie i kolejne dni nie sprawiały, żeby ta niechęć w jakiś nadmierny sposób się zmniejszyła. Co prawda reszta ekipy zdawała się jej ufać, a przynajmniej ją tolerować, mimo to Piwny Rycerz cały czas nie mógł się do niej przekonać. Starał się więc trzymać ją na dystans i bacznie obserwować. Sama dziewczyna nie wydawała się tym zbytnio przejmować, zwłaszcza że przyciągała żywe zainteresowanie całej reszty załogi.

Zevran był niezwykle ciekaw krainy do której płynęli. Świata zwiedził niemało, jednak Amaraziliję znał tylko z opowieści, niezwykle cieszył go fakt, że już za niedługo ten stan rzeczy zdecydowanie się zmieni. Co prawda oswoił się już z widokiem Khajity, jednak słyszał między innymi o wielkich słoniach zamieszkujących te ziemie, miał wielką nadzieję zobaczyć z bliska choć jednego osobnika. Opowieść o takim spotkaniu idealnie nadawałby się na anegdotę podczas sączenia piwa w każdej karczmie w centrum kontynentu.

***

...- Myśmy mieli przygodę z piratami, ale najpierw poznaj specjalnych kurierów od Edmunda Hantrela. Oto Zevran, Tanyr, Kaelon i Sher - przedstawił po kolej całą czwórkę.
- Witam panów - przywitał się chłopak.
- Panowie, poznajcie się - Amis zwrócił się tym razem do drużyny. - Oto Brodie Cabrera, mój syn - powiedział z dumą.
- Miło poznać.- rzucił Piwny Rycerz skinając porozumiewawczo głową, po czym odszedł na kilka kroków spoglądając na port. Było tam sporo statków, począwszy od skromnych łodzi rybackich, po wielkie okręty flagowe. Różne były też ich bandery, ale nie zabrakło przy tym pirackich. W samym porcie zaś, był naprawdę duży ruch. Widać było pracujących przy załadunkach lub rozładunkach, zarówno khajiitów jak i ludzi.
- Zatem jak rozumiem tutaj nasza wspólna przygoda się kończy kapitanie, to była ciekawa podróż - zagadnął z lekkim uśmiechem odwracając się w stronę Cabrery. Z upływem kolejnych dni podróży Piwny Rycerz zaczął postrzegać całe to zamieszanie wywołane przez piratów bardziej jako kolejne zwycięstwo do kolekcji, niż jako wyłącznie realne zagrożenie zawalenia zadania praktycznie na samym początku.
- Ależ panie Zavran. Jestem zobowiązany zagwarantować wam także transport powrotny - odpowiedział Amis z uśmiechem. - Rozładunek i załadunek trochę potrwa, ale możemy wypłynąć wraz z odpływem, zaraz po zachodzie słońca. Mam nadzieję, że wystarczy wam czasu na wszystko.
- Ja też mam taką nadzieję, ale najpierw musimy znaleźć pana Razora - odpowiedział Tanyr. - Gdzie jest... Loch, droga południowa numer cztery, numer trzydzieści sześć? Może trzeba by znaleźć jakiś środek transportu? - Spojrzał na Brodie'ego, który powinien się w tym lepiej orientować niż kapitan.
- Brzmi niedaleko, można pieszo - odparł chłopak. - Czwarta przecznica od portu, południowa to na lewo. Ale o lochu to nic nie wiem - powiedział.
- Znajdziemy bez trudu. Też się w tym orientuję - zauważył spokojnie Sher.
- Przy okazji chciałbym kupić jakieś mikstury czy składniki do ich wyrobu - powiedział Tanyr.
- Myślę, że będzie okazja do ich kupna w drodze do lub z posiadłości Razora. Ja jestem gotów do drogi - wtrącił z uśmiechem Piwny Rycerz, spoglądając w kierunku, w którym mieli się udać.
 
Aronix jest offline  
Stary 17-03-2019, 09:02   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- To chyba twoje. - Tanyr podał Ruth jej nóż.
- O, dzięki - odpowiedziała z uśmiechem, odbierając przedmiot. - Gdybym jeszcze miała majtki... - Puściła do czarodzieja oczko. Prawda była taka, że przez ostatnie trzy wieczory, jej brak bielizny w ogóle im nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie.
- Jeśli się z nami przespacerujesz kawałek, to ci kupię jakieś, w prezencie - zaproponował mag, uśmiechając się do niej.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze.
- Dzięki, ale wolę nasze - ludzkie. Khajjici mają ten ogon - odpowiedziała, nie chcąc się jednak wdawać w konkrety.
- A jak wyglądam? - spytała, prezentując się.
Rozcięte wcześniej rzemyki zastąpione zostały ciemnoszarymi sznurkami, usta podkreślone fioletową szminką, a całość prezentowała się nienagannie... chyba że ktoś prezentowałby nadmiernie rozwinięte poczucie moralności.
- Kusząco - zapewnił Tanyr. - Z pewnością dostaniesz lepszą cenę - stwierdził z przekonaniem, na co dziewczyna zareagowała szczerym uśmiechem.
- Aż żal, że się rozstajemy - dodał.
- Chcesz? Bo teraz to muszę zniknąć, ale potem to ja chętnie. Powiedz tylko gdzie cię szukać - powiedziała, z wyraźną iskrą nadziei w oczach.
- Może tam? - Tanyr wskazał na, wyglądającą w miarę porządnie, gospodę. - Za jakieś trzy godziny?
- Wino... jakieś tam - Ruth “przeczytała” szyld. - Brzmi obiecująco - ucieszyła się.
- Ale chodziło mi tak, o za tydzień, dwa. Bo jeśli nasi znajomi piraci tu zawitają, to muszę brać nogi za pas - zauważyła.
- Za tydzień, dwa, to ja będę po drugiej stronie morza - odparł Tanyr. - Załatwimy sprawę i nie zamierzam dłużej tutaj bawić.
- No... Dobrze, ale gdzie? - odpowiedziała Ruda. - Mówiłeś, że masz dom. Powiedz mi proszę gdzie, to cię znajdę - dodała, przybliżając się do Tanyra i spoglądając mu w oczy.
- W takim razie... Spotkajmy się w gospodzie "Trzy Korony". Paris. W samo południe, za trzy tygodnie od dziś. Zobaczymy, czy los nam będzie sprzyjać - zaproponował Tanyr.
- Trzy godziny tutaj, albo trzy tygodnie w trzy korony - powtórzyła dziewczyna. - Jasne, to nawet ja zapamiętam - dodała ze szczerym uśmiechem.
- Same trójki - z uśmiechem odpowiedział Tanyr. - Do zobaczenia.
Dla niej słowa nie były jednak wystarczające. Szybko objęła go za szyję i pocałowała namiętnie w usta.
- Do zobaczenia - powtórzyła szeptem.

* * *

Ekipa szła prosto do celu, ale zgodnie z postanowieniem Tanyra, mieli po drodze zrobić postój. Sher wypatrzył odpowiedni szyld i już po chwili weszli do jednego z budynków przy głównej ulicy.
Wewnątrz, od razu dało się wyczuć zapach chemikaliów, alkoholu i ziół. Sala sklepu była dość spora i wyglądała na dobrze zaopatrzoną, bo choć półki z miksturami i składnikami znajdowały się wyłącznie za ladą, to było tego dość sporo.
W pomieszczeniu urzędowało troje Khajjitów. Dwóch stało z boku o czymś rozmawiając, zaś kobieta podeszła do nich. Wyglądała niczego sobie.


- Witam w Eliksirach i alchemii Koresów. Jestem Jaranda Kores, w czym mogę pomóc? - zagadała do nich uprzejmie.
- Tanyr - przedstawił się mag. - Poszukuję paru mikstur i paru składników do tworzenia mikstur.
- Zatem trafił pan w odpowiednie miejsce - odpowiedziała khajjitka, teraz zwracając się już nie tyle do całej grupy, co raczej właśnie do Tanyra. - Jakich konkretnie eliksirów panu potrzeba? Interesuje pana hurt, czy raczej tylko na własny użytek? - spytała.
- Mikstury lecznicze i mikstury odnawiające ilość magicznej energii - odparł Tanyr. - Na własny użytek. I składniki do nich, bo chciałbym trochę poeksperymentować. Oczywiście interesują mnie również ceny...
- Oczywiście, mamy wszystko. Gotowe mikstury i składniki. Lecznicze, na rany lekkie i ciężkie, na rozcięcia lub na złamania kości, oraz na choroby i zatrucia. Do picia lub do nakładania na ranę - zachęcała kobieta. - Ceny mamy przystępne - dodała.


Zamienili parę zdań odnośnie efektów działania eliksirów, oraz ich cen, ale ostateczna decyzja została podjęta dość szybko.
- W takim razie kupię dwie mocne mikstury leczenia i trzy mocne oraz dwie średnie mikstury odnawiające ilość energii magicznej - powiedział mag.
- Oczywiście, już podaję - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni. - Jakieś składniki może? Korzeń kasksua jest tylko w Amaraziliji - zachęciła.
- Może ten korzeń to dobry pomysł. Za ile?
- Dziesięć srebrników za kilogram. Mogę podać mniejsze lub większe, dowolną ilość - odpowiedziała khajjitka. - Może sto gramów? Dla równego rachunku - zasugerowała z delikatnym uśmiechem.
- Dobrze. - Tanyr skinął głową, po czym położył na ladzie sztukę złota.
Khajitka uśmiechnęła się delikatnie i wystawiła odpowiednie eliksiry na ladę. Nie było mowy o pomyłce - czarodziej dobrze wiedział które mikstury były jakie. Następnie sprzedawczyni zabrała monetę i zważyła trzy niemałe korzenie. Ważyły one sto dwadzieścia gramów i szybko zostały zawinięte w skromną chustkę, co oznaczało, że Tanyr dostał mały bonus.
- To dla mnie jeszcze silniejszy eliksir leczący - powiedział Sher.

Po uregulowaniu rachunków i spakowaniu zakupów pożegnali uprzejmą sprzedawczynię i ruszyli dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-03-2019 o 09:15.
Kerm jest offline  
Stary 17-03-2019, 15:09   #43
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zeszli na ląd. Najbardziej uradowanym z tego faktu był Kaelon, który na morzu tracił nieco grunt pod nogami. Na szczęście gdy tylko postawili pierwsze kroki, elf od razu czuł się znacznie lepiej i mógł funkcjonować bez problemów.
W porcie nie brakowało ludzi - zarówno kupców i prostych marynarzy, jak i piratów. Nikt jednak nie sprawiał wrażenia osoby o złowrogich zamiarach. Drużynie rzucała się natomiast w oczy miejscowa populacja. A wśród licznie zgromadzonych w porcie khajiitów, panowała spora różnorodność.


O ile nie była to część armii, Khajiitów zawsze przedstawiano i wyobrażano sobie “pojedynczo” lub co najwyżej jako drobne grupy - najczęściej czteroosobowe. Zwykle byli gośćmi. Wiadomo też było, że mieszkali na terenach prawie tak dużych jak Wielka Dolina Zieleni i nie mieli przy tym ani jednego miasta, a jedynie wioski - podobnie zresztą jak śnieżne elfy. Trzymizi było jednak dość gęsto zamieszkane, a przynajmniej tak to wyglądało w jej portowej i centralnej części. To geografia i historia doprowadziły do niezwykłej rozbudowy portu i w efekcie połączenia trzech wiosek w jedną. Człowiek mógłby spokojnie nazwać Trzymizi miastem, ale tutaj jakoś nikt się na to nie zdecydował.
Oczywiście w polu widzenia nie zabrakło także Goryli. Swego rodzaju unikalność Amaraziliji polegała na tym, że była to kraina zamieszkiwana przez nie tylko różne szczepy khajiitów, ale przede wszystkim przez dwa zupełnie różne gatunki. Goryle i Khajiitci dzielili się krainą w zgodzie i pokoju - z tylko jedną wojną domową w historii, która była raczej niewielkim konfliktem w porównaniu z wojnami jakie toczyli między sobą nie różniący się od siebie nawzajem ludzie. Oczywiście, w Unii żyły wspólnie dżiny, ludzie i gremliny. Aczkolwiek w Amaraziliji działo się to od początku świata, zaś Unia wypracowała ten system dopiero kilkaset lat temu.

Drużyna ruszyła przed siebie, w ustalonym wcześniej szyku, z Sherem pełniącym rolę także przewodnika. Główna droga, którą szli, prowadziła ze wschodu na zachód i była bardzo szeroka, ale taka właśnie powinna być. Sher zdradził, że zwykle musiało wystarczyć przestrzeni, aby słoń mógł spokojnie przejść, jednak w Trzymizi musiała być dwukrotnie szersza - z uwagi na ruch istot który na niej panował oraz ilości transportowanych w obie strony towarów. A słoń wymagał więcej miejsca niż koń, co mieli nawet okazję zaobserwować, mijając je w między czasie.


Słoń był naprawdę wielki i zarazem piękny. Miał grubo ponad trzy metry wysokości i nawet z pięć metrów długości. Wyobraźnia sprawiała, że gdyby ustawić obok niego konia, wyglądałby on jak ratlerek u boku Novio. Może słoń ten nie pachniał jak kwiaty, ale musiał być niezwykle silny, a przez to przydatny i doceniany.
Dla Shera zobaczenie słonia nie było niczym specjalnym. Wszyscy inni nie omieszkali jednak przyjrzeć się zwierzęciu. Nawet Novio się zainteresował i zrobił chwilowy postój aby je powąchać. Zevran zapragnął lepiej przyjrzeć się stworzeniu. Stojący przed nim słoń służył zapewne do transportu, gdyż na grzbiecie miał zamontowaną ośmioosobową “ławkę” i przypuszczalnie na plecach nosił do tego jeszcze jakieś towary lub bagaże. Fakt, że oni mieli do celu blisko i transport nie był potrzebny, zostawił pewną nutę żalu niewykorzystanej okazji. Może innym razem... Zwierzę to jedno, ale zajmujący się nim khajiici to inna sprawa. Opieka tego tutaj nie była nikim specjalnym - ot przewoźnik. Zervan przypomniał sobie jednak dziennik Gajosa, opowiadający historie z czasów Drugiej Wojny Nekromanckiej, w jakich brał udział słoń Rudy i jego załoga - czterech khajiitów, zwanych pancernymi.
- Panie Zevran - głos towarzysza wyrwał Piwnego Rycerza z chwili zamyślenia. Nie zatrzymali się na więcej niż parę sekund.

Idąc dalej mijali różne domy, z czego chyba każdy był zadbany i ukierunkowany na handel. Sprzedawano duże ilości egzotycznych owoców, papugi w klatkach, oleje, egzotyczne kwiaty, przyprawy. Sher nie omieszkał na szybko kupić słoik jakiegoś czerwonego proszku, nawet się przy tym nie zatrzymując. Mężczyźni nie przybyli tu wszak na zakupy, tylko śmiało szli do celu... Dopóki oczywiście nie trafili na sklep alchemiczny, gdzie postój był w pełni uzasadniony. Tanyr zużył mikstury podczas walki z piratami, a ich posiadanie mogło się okazać kwestią życia i śmierci. Weszli więc do sklepu i dokonali odpowiednich zakupów. Najwięcej kupił czarodziej, ale i Sher nie omieszkał zaopatrzyć się w eliksir leczący rany.

Idąc dalej, nadal w ustalonym wcześniej szyku, bardzo szybko trafili na róg alei głównej i drogi południowej numer cztery. Skręcili zatem w lewo, aby dotrzeć do trzydziestego szóstego budynku - do Lochu. Wyglądało na to, że zgodnie z zapewnieniami Shera, znalezienie adresu docelowego będzie dość proste.
Szybko okazało się, że droga którą ruszyli, tylko z początku wiodła prostopadle do głównej alei. Już po minięciu kilku domów, zaczęła skręcać raz w jedną, raz w drugą stronę, a kilkakrotnie jeszcze pod kątem w górę. Natomiast odległości między chatami zmieniały się od kilku do nawet kilkunastu metrów, co niestety wydłużało im marsz.
- Aleja główna to podstawa. Potem najpierw stawia się chaty - tam gdzie nie ma drzew i jest w miarę równy grunt. A dopiero potem powstaje łącząca ją droga - wyjaśnił krótko Sher.
Przy takim upale, wycinanie drzew aby mieć miejsce na chatę było nierozsądne. Każdy wolał mieć cień zarówno nad głową jak i nad dachem, więc taka architektura zdawała się mieć najwięcej sensu.
Tutaj mijali już mniej osób niż przedtem, ale nadal niemałą ilość - choć co ważniejsze nikogo o złowrogich zamiarach. Choć spacer był dłuższy niż pierwotnie zakładano, dość szybko dotarli do celu.


Nie było tam żadnego budynku! Szyld przytwierdzony był do metalowego słupa, a obok znajdowały się kamienne spiralne schody prowadzące w dół. Jak widać, Loch był pod ziemią.
Idąc na dół, mężczyźni od razu odczuli różnicę temperatur. Na dworze było bardzo ciepło, lecz już w przedsionku Lochu panował przyjemny chłód. Spiralne schody sprowadziły gości około dziesięć metrów pod ziemię, a choć światło słonecznie nie miało prawa się tu dostać, drogę oświetlały umieszczone na ścianach pochodnie.

Dotarli do celu! W samym Lochu głównym źródłem światła była otoczona niewysokim murkiem sadzawka, z której bił wyraźny blask i oświetlał sporą część sufitu, a ten odbijał światło na prawie pół pomieszczenia. Cała sala była dość spora, zasadniczo o kształcie prostokąta, a w drugiej i “mniejszej połowie” głównym źródłem światła było palenisko w kominku. Dawało się usłyszeć ciche rozmowy, oraz wyczuć zapach wina, mięsa i palonego tytoniu.
Tutaj przewidywania Kaelona okazały się być prorocze. Jak mieli trzymać szyk, skoro atak mógł nastąpić z każdej strony?! Musieli uważać.
Trafili jednak pod właściwy adres, więc gdzieś wśród obecnych tam osób powinien być Doned Razor.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-06-2019, 13:22   #44
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post napisany wspólnnie

Wszyscy. Loch.

- Myślę, że najlepiej zapytać o Doneda Razora przy szynkwasie. Proponuję, aby Tanyr wszedł pomiędzy nas, tak powinno być najbezpieczniej. - zaczął Piwny Rycerz wodząc powoli po pomieszczeniu i siedzących przy stołach gościach.
Goryl siedział sam przy stoliku w rogu i podjadał owoce, których miał dość dużo. Trzech ludzi przy stoliku obok zajętych było jakimiś papierami. W innym rogu siedziały dwie czarnowłose kobiety, które z wyglądu miały bardzo bojowy charakter, a w połączeniu z tym co miały na stole... Gdy jedna z nich spojrzała na nowoprzybyłych, Zevran dyplomatycznie kontynuował rozglądanie się, nie dając się przyłapać na gapieniu się. Przy kolejnym stoliku para khajiitów i kobieta coś palili. Do tego goście pod ścianą po lewej, którzy spokojnie coś jedli. Były jeszcze osoby w głębi pomieszczenia, ale mieszały się ze sobą i z tej odległości ciężko było przyjrzeć im się dokładnie. Na jednej ze ścian widać za to było cztery tajemnicze zasłony, w różnych kolorach.
- Chyba, że wolicie dla bezpieczeństwa zostać tutaj przy wyjściu, a jeden z nas podejdzie i zapyta o Razora? - dodał Zevran odwracając wzrok na towarzyszy.
- Zajmijmy jakiś stolik - zaproponował Tanyr - a Sher może rozpytać o Doneda.
- Zgoda. Ja najlepiej się tu odnajdę, choć to miejsce zupełnie nie wygląda mi na karczmę, jakie mamy w Amaraziliji - odparł Sher i powoli ruszył w stronę lady po drugiej stronie pomieszczenia.
Zevran powiódł wzrokiem za Khajiitem.
- Brzmi sensownie - powiedział do reszty, po czym ruszył do jedynego wolnego stolika, który znajdował się tuż przy nich. Zajął jedno z miejsc, obracając je jednak nieco, tak aby móc wygodniej śledzić poczynania Shera.
Tanyr usiadł na sąsiednim krześle, a Novio rozłożył się na podłodze przy nogach maga.
Kaelon zajął wolne miejsce. Pozostawiając obserwację Shera Piwnemu Rycerzowi, rozejrzał się po otoczeniu, dając okazję swoim elfim oczom do popisania się.
Sher bez problemów dotarł do baru, gdzie zagadał do stojącej za ladą osoby.

Tymczasem do ich stolika podchodziła atrakcyjna kobieta w krótkiej i dość wyzywającej sukience.
- Witam panowie - powiedziała zbliżając się do drużyny i puszczając z ust dymka z palonego przed chwilą zioła.
- Wrrrrrr - Novio dał wyraźnie znać, że nie podoba mu się ta osoba, a słysząc jego warczenie kobieta natychmiast się zatrzymała.
- Jak pies... - zaczęła dość spokojnie, - To może porozmawiamy na osobności? - zaproponowała, kierując swoje tajemnicze spojrzenie na Zervana.
- Spokój, Novio - powiedział Tanyr. - Dostaniesz co innego na obiad. - Poklepał psa po łbie.
Kaelon początkowo nawet wstał od stołu, gdy zbliżyła się do nich tajemnicza postać. Chcąc pozostawić w miarę dobre wrażenie, uprzejmie skinął panience głową.
Zevran zmierzył dokładnie wzrokiem tajemniczą kobietę. Była ona dość blada jak na rezydenta słonecznej Amarariliji, ale za to szczupła i bardzo ładna.
- Nie jestem pewien czego można chcieć od trójki handlarzy z północy i Khajita, którzy nie mają planów aby zabawić w tym miejscu zbyt wiele czasu… - odpowiedział uśmiechając się uprzejmie i opierając się jedną ręką o blat stołu.
- No właśnie zabawić się - odpowiedziała kobieta, zalotnie kładąc jedną dłoń na swojej talii. Zmrużyła swoje błyszczące tajemniczym blaskiem oczy, patrząc na Zevrana podejrzliwie.
- Jeśli nie o to chodzi, to panowie w jakiej sprawie? - spytała podejrzliwie.

Ale zanim ktokolwiek zdołał jej odpowiedzieć:
- Hej drużyna! - z środka sali zawołał Sher i machnął do nich ręką aby podeszli. Stał obok kanapy w głębi sali, na której do niedawna siedziało troje osób. Między innymi wstał z niej raczej starszy już człowiek i z zadowoleniem spojrzał w stronę drużyny.
- Ach, panowie do pana Razora? Przepraszam panów najmocniej - zreflektowała się szybko kobieta, - zapraszamy zapraszamy - dodała od razu, kłaniając im się nieznacznie i gestem obu rąk zapraszając drużynę w głąb sali.
Tanyr podniósł się.
- Novio, idziemy - powiedział, po czym ruszył w stronę Shera.
- Wygląda na to, że faktycznie do tego Pana… - odparł z uśmiechem Piwny Rycerz również podnosząc się z miejsca. - ...być może jak załatwiamy swoje sprawy spotkamy się ponownie... - dodał do kobiety przechodząc obok niej i puszczając jej oko, po czym zanotowawszy jej uśmiech zadowolenia, skierował się w stronę kanapy, którą wskazał im Sher.
- Z przyjemnością - odpowiedziała z entuzjazmem.
Kaelon szedł na końcu grupy, starając się mieć na baczności na tyle, na ile pozwala mu jego percepcja. Wróg mógł czaić się wszędzie, przy każdym stoliku.

Gdy Tanyr, Zevran, Kaelon i niezadowolony Novio dotarli do centrum Lochu, starszy pan wyminął już kanapę, wychodząc im na spotkanie.
- Witajcie panowie, witajcie - powiedział uprzejmie.
Mężczyzna miał już swoje lata, o czym świadczyły jego siwizna i zmarszczki, ale widać było, że starcza niedołężność nie ma go w zasięgu swojej ręki.


- Panowie są kurierami od Hantrela, jak mniemam? - zagadał dla pewności.
- Zgadza się, termin dochowany, a przesyłka cała. - odpowiedział z uśmiechem Piwny Rycerz odwracając się do Tanyra i wskazując na niego. Zagadał szeptem do maga, nachylając się w jego stronę, po czym wrócił wzrokiem na Doneda, racząc go cały czas uprzejmym uśmiechem.
- Załatwimy wszystkie interesy - powiedział Tanyr - i możemy wracać do nas.
- To chwilę zajmie, ale nie musimy się spieszyć - odparł spokojnie Doned. - Choć faktycznie, przejdźmy lepiej do rzeczy. Macie dla mnie kuferek? - powiedział z nadzieją.
- Tak... ale może byśmy znaleźli jakieś bardziej zaciszne miejsce? - zaproponował Tanyr. - Mieliśmy po drodze pewne... przygody.
- O, chętnie posłucham. Ale tutaj nigdy nic się nie dzieje, wszyscy godni zaufania - odparł spokojnie mężczyzna. - Zrol i Zrock są właścicielami - Doned wskazał nieznacznie khajiita stojącego za nim, oraz drugiego za ladą. Obaj byli dobrze zbudowani i podobnie jak Sher pochodzili ze szczepu tygrysa. - Vern i Ołłkaa dostarczyli część towaru który zabierzecie - tym razem wskazał na parę siedzącą przy stoliku tuż obok, którzy raczyli się winem i aromatycznymi fajkami. - A moje panie... dotrzymają nam towarzystwa - uśmiechnął się nieznacznie.
Jego ostatnie zdanie rzucało nieco światła na obecność kobiet w tym miejscu, które nie były przecież khajiitkami.
- Najmocniej przepraszam - powiedział cicho Kaelon i omijając towarzyszy za ich plecami przeszedł kilka kroków, kierując wzrok w stronę siedzącej na kanapie białowłosej kobiety. Nikt nie zwrócił na to jakiejś specjalnej uwagi.
- Może zaczniemy od tego... - Tanyr podał list od Hantrela.
Doned przyjął list i spojrzał na kopertę z bliska - z bardzo bliska, gdyż podstawił ją sobie pod nos.
- Dziękuję, poznaję pieczęć Edmunda - odpowiedział, otwierając list.
Zaraz potem ustawił się półbokiem, aby złapać więcej światła od kominka i przeczytał list trzymając papier parę centymetrów od twarzy.
Przypomniało to niektórym słowa Edmunda, jakoby Donedowi wzrok już trochę niedomagał.

- Wszystko się zgadza... Prawie. Gdzie piąty konwojent? - spytał o Delamrosa.
- Uciekł - odparł Tanyr. - Podczas rejsu napadli na nas piraci - mówił dalej mag - i, jak się okazało, wspomniany konwojent dla nich pracował. Gdy piraci zostali pokonani, to wyskoczył, w ślad za nimi, za burtę.
Mężczyzna słuchał uważnie, jednak z wyraźnym niepokojem.
- Więc Edmund średnio się spisał dobierając waszą ekipę. Przynajmniej jeśli chodzi o tego jednego - skomentował. - Ale poradziliście sobie, dobra robota. Ufam, że dostarczycie więc kuferek z powrotem? - powiedział z nadzieją, przyglądając się drużynie.
- Skoro raz nam się udało, to pewnie i drugi raz się powiedzie - odparł Tanyr. - Wiemy już, czego możemy się spodziewać.
- Dokładnie. A zdrady już nie doświadczymy - poparł go Sher.
- Bez obaw, potrafimy się uczyć na błędach, przesyłka będzie bezpieczna w naszych rękach - zapewnił Zevran spoglądając badawczo na współpracownika Hantrela. Zauważył, że oczy Doneda zdawały się być dziwnie pozbawione wyrazu, ale ogólnie po mężczyźnie widać było, że bardzo zależy mu na przesyłce. Słysząc zapewnienia konwojentów, odetchnął z ulgą.
- No dobrze. Zatem... Najlepiej będzie jak zajmę się już pakowaniem - uznał spokojnie. - Poproszę skrzynkę.
Tanyr podał Donedowi przesyłkę.
Mężczyzna spojrzał uważnie na szkatułkę. Była dokładnie taka, jak wtedy gdy dał im ją Hantrel i zupełnie nie widać było, że ktoś ją otwierał, czy coś innego przy niej majstrował.
- To ten wyjec - skomentował Razor. - Ona tak wyje gdy ją się trzyma otwartą - wyjaśnił, co rzucało nieco światła na alarm jaki podniósł się wtedy na statku.
- Będę musiał ją co jakiś czas zamykać. Wzrok mam już zmęczony i nie chce aby mi jeszcze na słuch padło - dodał, odwracając się w lewo i ruszając powoli przed siebie, pomiędzy drużyną a kanapą.
- Wino i jedzenie dla panów kurierów. Na mój rachunek - zwrócił się do mijanego khajiita, będącego współwłaścicielem Lochu.
- Zapraszam panowie, odpocznijcie czekając na mnie. Kanapa jest wygodna, a panie... - namierzył wzrokiem siedzącą na kanapie białowłosą kobietę, drugą która już wcześniej do nich zagadała, oraz trzecią stojącą za plecami zgromadzonych.
- Panie dotrzymają wam miłego towarzystwa - polecił im, a zaraz potem przeszedł poza zieloną kotarę, znikając wszystkim z oczu.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-06-2019, 19:16   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podczas gdy spokojnie rozmawiali z Donedem, dość szybko padła kwestia przesyłki, Zevran nachylił się wówczas do Tanyra.
- Sher słyszy jakieś głosy za czerwoną kotarą, trzeba być w gotowości - powiedział szeptem i wyglądało to tak, jakby wspomniał właśnie o omawianej szkatułce.
- Za kotarą ktoś szepce. Trzeba uważać... - przekazał Tanyr Kaelonowi. Oczywiście cicho i dyskretnie, aby nie przerywać oficjalnej rozmowy.
Wyglądało na to, że Kaelon wziął tę uwagę na poważnie.
- Najmocniej przepraszam - powiedział Kaelon i przeszedł kilka kroków za plecami towarzyszy, aby znaleźć się bliżej zasłon i wykorzystać swój elfi słuch.

Tanyr oddał Donedowi najpierw list, a potem przesyłkę. Następnie starszy mężczyzna zniknął za zasłoną, aby wypełnić pojemnik towarem. Póki co nikt na nich nie nastawał.
- Wrrrrrr - Novio był niezadowolony, że znowu ktoś do nich podchodzi.
- Co podać? - spytał khajiit.
- Mięso dla psa, to go uspokoi - zamówiła czarnowłosa.


- Nie, nie... nie ma mowy - powiedział Tanyr. - On jada raz dziennie, inaczej by się stał za bardzo leniwy. - Pogłaskał Novio po głowie. - A dla mnie trochę wina i coś do zjedzenia.
Zebrawszy zamówienia, khajiit udał się pośpiesznie do baru.
- To może damy mu wina? Rozcieńczonego - zasugerowała kobieta. - Ja chętnie dotrzymam panu towarzystwa - powiedziała robiąc dwa skromne kroki do przodu i uśmiechając się delikatnie.
- Wrrrrrr. - Novio nie odpuszczał.
- Nie, dziękuję. - Tanyr pokręcił głową. - Może następnym razem skorzystam z tak miłego towarzystwa - dodał, odmowę osładzając miłym uśmiechem. - Gdy on ma kiepski humor, to lepiej z nim nie dyskutować. - Pogłaskał Novio po łbie, zastanawiając się, co w tej kobiecie nie spodobało się jego czworonożnemu przyjacielowi. Oczywiście nie ograniczył się do snucia pustych domysłów, tylko wykorzystał swoje magiczne zdolności.
W pierwszej kolejności Tanyr odkrył, że kobieta miała dwa magiczne przedmioty. Jednak zarówno jej miecz jak i amulet, nie były żadnymi artefaktami i posiadały tylko skromne, choć nadal nieznane czarodziejowi magiczne właściwości - miecz zapewne do ataku, a amulet wprost przeciwnie.
W drugiej kolejności, Tanyr potwierdził, że kobieta nie kryła się pod żadną iluzją, przebraniem, ani niczym takim. Dobra wiadomość była taka, że nie była ona piratem w przebraniu... a zła wiadomość była taka, że okazało się iż Novio nie lubi wampirów.....
- Zatem innym razem - odpowiedziała uprzejmie kobieta, odwzajemniając uśmiech. - Polecam się, na przyszłość - dodała skinąwszy głową.
Tanyr miał cichą nadzieję, że "inny raz" nie nastąpi. On sam, podobnie jak Novio, nie przepadał za wampirami.
No i pozostało rozejrzeć się dokoła i sprawdzić innych gości tego lokalu.
Kobieta odpuściła Tanyrowi. Chcąc jednak przejść do reszty, miała na drodze patrzącego wilkiem Novio, więc zdecydowała się wyminąć stolik. Czarodziej zaś zauważył, że jego rozmówczyni nie była jedynym wampirem w pomieszczeniu. Były co najmniej trzy wampirzyce, a Tanyr uznał, że jego kompani również powinni to wiedzieć. Nie wypadało jednak wskoczyć na stół z okrzykiem "Tu są wampiry!" To trzeba było zrobić nieco dyskretniej i Tanyr ponownie sięgnął po magię. Korzystając z niej wysłał do Kaelona wiadomość "Tu są wampiry, powiedz Sherowi".
Zervanem zainteresowały się aż dwie wampirzyce, więc i jego trzeba było poinformować, z kim ma do czynienia. "Te dwie kobiety to wampiry". Taką informację poniósł do uszu Piwnego Rycerza kolejny czar.
Kaelon przekazał informacje i wszyscy mężczyźni wiedzieli już z kim mają do czynienia... Choć póki co sytuacja wyglądała niegroźnie i cała drużyna zachowała spokój, nie podnosząc alarmu. Novio jednak wolał odsunąć się od kobiet i powarkując cicho znalazł się u boku Tanyra.
W międzyczasie, drugi z barmanów zrealizował zamówienie elfa, po czym podszedł do Tanyra z bogato zastawioną tacą. Butelka wina i metalowy kielich, półmisek z dwoma udami jakiegoś ptaka które zostały hojnie posypane przyprawami, oraz gotowe do spożycia owoce.
- Gdzie Panu podać? - spytał, lekko zdezorientowany.
- Usiądę tam, gdzie poprzednio. - Tanyr wskazał na stół znajdujący się koło schodów.
Khajiit skinął głową i ruszyli całą trójką w stronę wspomnianego stolika.
Mag zajął miejsce przy ścianie, tak, by widzieć i salę, i schody, a Novio, wyraźnie zadowolony z tego, że znaleźli się z dala od wampirzyc, położył się na podłodze obok niego.
- Dziękuję bardzo. - Tanyr podziękował barmanowi, a gdy ten się oddalił, mag rzucił na jedzenie zaklęcie pozwalające wykryć truciznę.
Dzięki tej magii, szybko stwierdził, że zarówno jedzenie jak i wino, nie zostały zatrute. Mógł więc śmiało jeść i pić.
Tanyr rozsiadł się wygodnie i zabrał się za jedzenie (ilości wina ograniczając do minimum), równocześnie obserwując otoczenie.
W zasadzie dokoła nic ważnego się nie działo, a część gości zajęta była tym, czym zajmował się Tanyr - czyli jedzeniem. Krasnolud zajadał się ogromną porcją mięsa, która starczyłaby dla Novio i Tanyra (a pewnie jeszcze coś by zostało na następny dzień), jakaś zakochana (zapewne) parka skubała jakąś rybę, mężczyzna, siedzący przy sąsiednim stoliku, odrabiał (sądząc po ilości jedzenia) tygodniowy post.
Parę osób rozmawiało z sobą, ktoś wymieniał poglądy z barmanem. Cisza i spokój. Można było ze spokojem jeść. I - oczywiście - czekać na przesyłkę.

W pewnym momencie, Razor wyszedł zza zielonej kotary ze szkatułką w dłoniach. Sher dostrzegł go od razu i natychmiast wstał w gotowości bojowej. Następnie podszedł do niego i przekazując sobie szkatułkę zamienili dwa słowa. Zaraz potem wyglądało na to, że ich drużyna zbiera się do wyjścia.
Zgromadzone w karczmie osoby nie reagowały na te wydarzenia, poza wampirzycą w rogu sali, która ewidentnie patrzyła w tamtą stronę, nawet mimo tego że ściana póki co zasłaniała jej widok.
Nie wypadało jednak rozpętywać awantury z powodu czyjejś ciekawości. Najwyżej zapamiętać, jak wygląda ciekawska wampirzyca i zwracać uwagę na to, czy jej zainteresowanie trwać będzie dłużej, niż by to wypadało.
- Nivio... zapamiętaj tamtą panią. - Wskazał psu kobietę. Dopił wino, po czym, w ślad za pozostałymi członkami drużyny, opuścił lokal.

- Warto by sprawdzić, czy ktoś z Lochu jest nami zainteresowany bardziej, niż powinien - powiedział, gdy odeszli parę metrów. Miał zamiar, za jakiś czas, sprawdzić, czy ktoś ich nie śledzi.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-06-2019, 12:35   #46
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Gdy spotkali się z Donedem, Sher nachylił się do najbliższego mu towarzysza.
- Głosy za czerwoną kotarą, podaj dalej - usłyszał szeptem Zevran.
Korzystając z okazji w trakcie oficjalnej rozmowy, Piwny Rycerz nachylił się w stronę Tanyra.
- Sher słyszy jakieś głosy za czerwoną kotarą, trzeba być w gotowości. - powiedział szeptem do maga. Ten zaś delikatnie przekazał wiadomość dalej - do Kaelona.
Elf zareagował, przechodząc za nimi na drugą stronę zgrupowania, aby znaleźć się bliżej zarówno zasłon jak i pięknej białowłosej kobiety siedzącej na kanapie.
Zevran powiódł za swoim towarzyszem wzrokiem, upewniając się, że nie wypłoszy on ewentualnych napastników ukrywających się przed nimi. Do niczego jednak nie doszło i Piwny Rycerz doszedł do wniosku, że jeśli ktoś miałby tu rzucać się na ich przesyłkę, zrobi to gdy ta będzie pełna. Wtedy będzie najlepiej i najłatwiej.

Tymczasem oddali szkatułkę, a Doned wiedział w czym rzecz, więc z pewnością trafili do właściwej osoby - nawet to o oczach zgadzało się z tym co mówił im Hantrel.
Doned zniknął za jedną z kotar, zająć się właśnie ich przesyłką, a oni zostali pod opieką właściciela karczmy oraz uroczych pań, z których jedna wymijając stolik szła już w ich kierunku. Do tego mieli otwarty rachunek!
- Co podać? - spytał khajiit.
Zevran zerknął na swoich towarzyszy, po czym odwrócił się w stronę khaita
- Co prawda Razor wspominał o winie, ale może serwujecie tu jakieś dobre piwo? - zapytał uśmiechając się lekko.
- Mamy takie jedno - odparł karczmarz, skinąwszy jednocześnie głową. A gdy ruszył zrealizować wszystkie zamówienia, jego miejsce zajęła kobieta, która już wcześniej zagadywała do Piwnego Rycerza.


- Zapraszam - powiedziała z uśmiechem, wskazując wolne miejsce na kanapie. - Wolisz abym usiadła obok ciebie, czy na kolanach? - spytała z uśmiechem i puściła do Zevrana oczko.
Piwnemu Rycerzowi nie umknął fakt ostrzegawczego zachowania psa Tanyra, zrobił kilka kroków do przodu, jednak zatrzymał się przy kanapie, odwrócił się tyłem do niej i oparł o jej oparcie zakładając ręce na piersi.
- Cóż..nasiedzieć się jeszcze zdążymy jak przyniosą piwo. No chyba, że Pan Razor uwinie się ze szkatułką i wtedy niestety obowiązki znów wezwą..- powiedział odwracając głowę w stronę piękności, która go zagadnęła i racząc ją miłym uśmiechem.
- To chwilę potrwa. Ma dużo towaru - powiedziała beztrosko, stając obok mężczyzny i delikatnie położyła dłoń na jego karku, obejmując go delikatnie.
Tymczasem Novio zawarczał na kolejną kobietę o długich czarnych włosach i czerwonych ustach. Tanyr kucnął do swojego psa i odmówił czarnowłosej towarzystwa, stawiając instynkt swego pupila za istotny wyznacznik. I lepiej dla Piwnego Rycerza, bo w tych okolicznościach kobieta rzuciła na niego okiem i wymijając stolik ruszyła w jego kierunku. Zevran spojrzał na psa i kucającego przy nim Tanyra. Postanowił wziąć poprawkę na zachowanie czworonoga i nie tracić czujności. Kobietę, która okrążała stolik uraczył tylko krótkim spojrzeniem.
- Dużo towaru? Nie sądziłem, że będzie chciał z nas zrobić tragarzy… - zagadnął wracając wzrokiem na kobietę przy nim. Nie mógł sobie odmówić przyjemności objęcia jej w talii i przyciągnięcia bliżej siebie. Jednocześnie lewą ręką dyskretnie sięgnął za plecy upewniając się, że nóż na lędźwiach znajduje się tam gdzie należy, tak na wszelki wypadek.
Kobieta uśmiechnęła się do niego zadowolona z bliskości mężczyzny, a jednocześnie rozbawiona jego słowami.
- To magiczna szkatułka. Nie będzie aż tak ciężka - zapewniła, obejmując Zevrana za szyję już obiema rękami i przytulając się nieomal całym ciałem. Mimo iż w pomieszczeniu było dość chłodno, mężczyźnie szybko zrobiło się gorąco.
- Opowiedz o tych piratach. O tym jak ich pokonaliście - zagadała z zainteresowaniem, dając mu niebywałą okazję do zaimponowania jej.
Tymczasem druga dama już do niego podchodziła, gdy do uszu Piwnego Rycerza dotarła wiadomość.
- "Te dwie kobiety to wampiry" - usłyszał szept.
Zevran wzdrygnął się słysząc znienacka szept, który brzmiał jak głos Tanyra. Zesztywniał lekko, puszczając obejmującą go kobietę. Nigdy nie miał okazji spotkać wampira, słyszał tylko o nich i nie były to przyjemne opowieści, niemniej nie spodziewał się, że mogą się aż tak bardzo upodobnić do zwykłych ludzi.
-Cóż...gdy kompania zgrana i wyćwiczona to piraci, czy bestie straszne nie są.- odpowiedział wymijająco, zerkając w stronę czarodzieja, chcąc się upewnić, że to właśnie jego głos usłyszał. Proste nawiązanie kontaktu wzrokowego upewniło Rycerza w jego przypuszczeniu - informacja pochodziła od Tanyra.
- Mmm - mruknęła z podziwem - jesteście bardzo dzielni - powiedziała, nie wypuszczając go ze swych delikatnych ramion.
- I na pewno nie zawiedziecie zaufania naszych wspaniałych pracodawców - dodała druga, która dołączyła do mężczyzny, kładąc dłoń na jego plecach. Pierwsza nie oponowała w podzieleniu się mężczyzną... Zwykle nie brakowało w karczmie kobiety, która zwróciła szczególną uwagę na Zevrana. Tym jednak razem mężczyzna nie wiedział, czy chodzi im o przyjemności cielesne, czy o picie jego krwi. Niepewność ta była bardzo ekscytująca.
Tymczasem wrócił barman z zamówionym litrowym kuflem piwa i dobrze doprawionym mięsem.
- Podać tutaj? - zagadał, sugerując kraniec ławy przy kanapie.
-Można postawić.- odpowiedział Piwny Rycerz zerkając na przyniesioną strawę i napitek, po czym objął obie stojące przy nim kobiety w talii i poprowadził bliżej ławy.
- Pracodawców? Myślałem, że pracujecie tutaj tylko dla Pana Razora…- zagadnął zerkając na swoje rozmówczynie, sięgając po kufel piwa. W normalnych warunkach Zevran na pewno myślałby tyle tylko oddał się w ręce nadobnych partnerek, jednak informacja od Tanyra cały czas gdzieś mu się tliła z tyłu głowy. Niemniej nie miał ochoty definitywnie zrywać znajomości, zwłaszcza że fakt, iż były one wampirami nie musiał od razu oznaczać, że ta cała przygoda skończy się źle.
- Tak, pracujemy dla pana Razora, odkąd kupił ten przybytek - odpowiedziała spokojnie kobieta.
- Naszych pracodawców, w sensie naszego i waszego - sprostowała druga, z delikatnym uśmiechem.
Zevran musiał przyznać, że brakowało mu dodatkowej pary rąk. Ciężko było obejmować obie panie, a jednocześnie pić i jeść... Na szczęście one też to zauważyły i nie zastanawiając się zbytnio zaczęły karmić i poić Piwnego Rycerza. Nadal mógł więc trzymać dłonie na ich smukłych ciałach. Całe doświadczenie okazało się naprawdę zmysłowe i Zevran czuł się jak król, lub przynajmniej książę. Tymczasem Sher zajął miejsce po przeciwnej stronie ławy, siadając na postawionym pod kominkiem krześle.
- Za tymi kotarami są prywatne sale? - spytał barmana, zaczynając posiłek.
- Do wynajęcia, dla osób ceniących sobie prywatność - odpowiedział mężczyzna i potwierdzająco kiwnął głową.
- Smacznego - z uśmiechem życzyła jedna z kobiet, trzymając udko które Zevran spokojnie ogryzał. Smak bardzo dobrze doprawionego mięsa połączony z niezgorszym piwem i tak miłymi okolicznościami zawładnął Piwnym Rycerzem. Dojadł jedno udko po czym postanowił zająć wolne miejsce na kanapie, oczywiście przyciągając do siebie obie towarzyszki aby usiadły po jego obu stronach. Fakt, że po drugiej stronie siedział Kaelon z jakaś białowłosą kobietą tylko zachęcił ich aby usiedli bardzo blisko siebie, co oczywiście Piwnemu Rycerzowi niezwykle odpowiadało. Dłonie z talii wampirzyc szybko przeniosły się na biodra, a następnie na ich uda, a te ani trochę nie protestowały. Kobieta, która podeszła do niego jako pierwsza zaczęła delikatnie całować go po karku, podczas gdy druga chwyciła na kolejne udko. Zevran wstrzymał na moment oddech ale nie poczuł żadnych ostrych zębów, tylko gładkie usta przesuwające się powoli po jego karku, wziął głęboki oddech i oddał się przyjemności racząc się kolejnymi kęsami kurczaka. Po kilku dłuższych chwilach ręka Piwnego Rycerza jakby mimowolnie wsunęła się wyżej na wewnętrzną stronę ud jego towarzyszek, co te skwitowały przyjemnym pomrukiem.

Ten jakże przyjemny poczęstunek mógłby jeszcze trwać długo i przerodzić się w jeszcze przyjemniejsze zakończenie, jednakże w pewnym momencie Zevran zauważył, że Sher wstał z miejsca.
- Panie Razor - powiedział przy tym, dostrzegając poznanego niedawno mężczyznę, który wyszedł zza zielonej kotary.
- Przesyłka gotowa - odpowiedział zadowolony Doned, prezentując gotową do zabrania szkatułkę.
Piwny Rycerz obrócił głowę aby móc spojrzeć na Razora, z miny mężczyzny można było wywnioskować, ze wszytko jest w porządku i będą mogli wyruszyć w drogę powrotną.
-No cóż piękne Panie...było mi niezmiernie miło ale niestety okazuje się, że obowiązki wzywają i nasz przygoda dobiega końca zdecydowanie za szybko.- powiedział zwracając się do swoich towarzyszek z lekkim uśmiechem i nieukrywanym zawodem w głosie.
- Przyjemność po naszej stronie - odpowiedziała jedna z kobiet, uśmiechając się z sympatią.
- Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy - nachylając się do mężczyzny powiedziała cicho druga z pań, dając mu przy tym całusa w policzek i przypadkiem kładąc dłoń na jego udzie. Zevran uśmiechnął się szeroko i zamruczał nieco dając wyraz swojemu zadowoleniu.
- Cóż i ja mam taką nadzieję...chyba, że któraś z was ma chęć wybrać się w moim towarzystwie w podróż powrotną.- odpowiedział zerkając na wszystkie panie - Bo jak mniemam na nas już pora?- zapytał spoglądając wpierw na Razora, a potem na Shera.
Khajiit nie tracąc czasu podszedł do kupca. Zevran zauważył, że ich towarzysz trzymał rękę niby na biodrze, ale tak naprawdę chciał mieć możliwość szybko sięgnąć za broń.
- Niestety trzymają nas tu obowiązki - odpowiedziała pierwsza z wampirzyc, a zaraz potem druga potwierdziła to kiwnięciem głowy.
- Obyśmy następnym razem mieli dla siebie więcej czasu - dodała niebieskooka, wpatrując się w Zevrana jak w obrazek.
Tymczasem Razor oddał Sherowi szkatułkę i mężczyźni zamienili parę słów.
- Dziękujemy za gościnę - Sher zwrócił się zarówno do barmanów jak i do towarzyszącym kolegom pań.
- Możemy iść - stwierdził spoglądając na Zevrana i Kaelona, łapiąc szkatułkę pod lewą pachą, zaś prawą dłoń nadal trzymając przy rękojeści maczety.
- No cóż, trudno się mówi.- odpowiedział Piwny Rycerz wyswobadzając się z objęć swoich towarzyszek i wstając z kanapy. Przeciągnął się lekko po czym gestem wskazał, aby Sher ruszył przodem w stronę wyjścia. Khajiit nie zwlekał ani chwili.
- Powodzenia i bezpiecznej podróży - pożegnał się jeszcze Doned, zaś panie odprowadziły bohaterów wzrokiem. Szybkim krokiem przedostali się do wyjścia, gdzie już czekał na nich Tanyr wraz ze swoim psem, wyglądało na to, że żadna nieprzyjemna niespodzianka ich w lochu nie spotka. Pozostało tylko wrócić na statek.

- Warto by sprawdzić, czy ktoś z Lochu jest nami zainteresowany bardziej, niż powinien – zagadnął do nich Tanyr chwilę po wyjściu z Lochu
- Mamy jeszcze trochę czasu, możemy zmienić trasę i sprawdzić, czy faktycznie mamy ogon.- odpowiedział Zevran poprawiając swój nóż na plecach.
 
Aronix jest offline  
Stary 07-07-2019, 22:02   #47
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Kaelon zajął wolne miejsce i rozejrzał się po otoczeniu, szukając wzrokiem ewentualnych innych wyjść. Nie dostrzegł on jednak potencjalnej drogi, którą można opuścić przybytek. Elf zauważył jednak jedne drzwi, które zdawały się być ogólnie dostępne - znajdujące się w głównej sali, obok wejścia do Lochu. Oraz aż trzy pary drzwi za ladą - raczej już tylko dla personelu. Przynajmniej jedne z tamtych trzech drzwi musiały prowadzić do kuchni, ale funkcja pozostałych pozostawała tajemnicą. Może z kuchni lub innego pomieszczenia była inna droga na powierzchnię, ale teraz Kaelon nie mógł tego sprawdzić.

Miejsce było nieznane i nie wyglądało przyjaźnie, więc Elf miał się na baczności. Profilaktycznie wstał od stołu, gdy zbliżyła się do nich tajemnicza postać i był to właśnie odruch obronny - pierwsze co by zrobił w razie ataku. Dopiero dostrzegając brak wrogich zamiarów, chcąc pozostawić w miarę dobre wrażenie, uprzejmie skinął panience, która podeszła do grupy, a potem wskazała im tego, kogo nazwała Razorem. Było w niej jednak coś dziwnego i chyba Novio też to wyczuł, ale ciężko było cokolwiek stwierdzić.
W ramach powitania z adresatem przesyłki, Kaelon ukłonił się.
Dokonywali transakcji z Donedem i wszystko zdawało się być w porządku.
- Za kotarą ktoś szepce. Trzeba uważać... - dyskretnie przekazał Tanyr Kaelonowi, nie mówiąc jednak o którą zasłonę chodzi, a były cztery różne. Należało uważać na wszystkie?*
Kaelon nie mógł zdradzić, że doszły go szepty, dlatego nie zareagował i Tanyr nie mógł mieć pewności, że jego słowa zostały usłyszane. Elf uznał, że chodzi o kotarę znajdującą się najbliżej grupy. Wyczulił swoje zmysły, chcąc rozpoznać, ile jest tam osób i co mogą planować, czy da się wyczuć ruchy gwałtowne, czy osoby za kotarą tkwią w jednej pozycji. Ponadto, powinien wyglądać na zainteresowanego sytuacją, na obecnego tutaj. Nagle, coś zdało się odwrócić jego uwagę. Po lewej stronie patrząc ze strony grupy, po prawej zaś stronie patrząc z perspektywy Doneda, siedziała kobieta o białych włosach. Po wielu latach był w stanie opanować emocje i nie spodziewał się, że odnajdzie tą białowłosą osobę, którą poszukiwał.
- Najmocniej przepraszam - przeszedł kilka kroków, trąc podbródek i kierując wzrok w stronę siedzącej na kanapie kobiety. W ten sposób ominął towarzyszy i mógł lepiej skupić się na dźwiękach za kotarą, udając, że zwraca uwagę na coś (kogoś) zupełnie innego.
Był niemal pewien, że za niebieską kotarą nie ma nikogo. Podobnie zresztą było z zieloną. Głosy, o których informowali towarzysze, musiały być tymi dochodzącymi zza kolejnej - czerwonej zasłony. Coś o obijaniu i kończeniu się wina - z tej odległości, przy rozmowach dookoła ciężko było podsłuchać co się tam dokładnie działo.
Białowłosa kobieta zaś, była bardzo piękna i interesująca.


Nie była raczej osobą której szukał - nie była nawet śnieżnym elfem. Włosy i cera pasowały do przedstawicielki jego rasy, uszy miała zakryte włosami, nie mniej jednak już na pierwszy rzut oka widział iż pochodzenie kobiety było inne, o czym świadczył pewien dość istotny szczegół - lub nawet dwa szczegóły. Mogła być co najwyżej półelfem.
Nie wyszło. Czy to dlatego, że skupił się za bardzo na odgrywaniu sceny mającej zapewnić mu alibi, czy to z powodu niekorzystnych warunków w otoczeniu. Nie zyskał żadnych informacji zza kotary - gdyby tego chciał, musiałby podejść bliżej. Sam szczegół, choć niebagatelny - białe włosy kobiety - wystarczyły by poruszyć sercem śnieżnego elfa. Właśnie z takich niebagatelnych szczegółów przychodzą wspomnienia, nie same obrazy ale i świadomość tego, kim się było kiedyś, w jakim miejscu, czasie, otoczeniu, co się przeżyło. Za to tęsknotę i melancholię należało trzymać na wodzy. Teraz Kaelon musiał wybrnąć z sytuacji i wyjaśnić swoje dziwne zachowanie.
Kaelon nie mógł ani wplątać się w rozmowę, ani załatwić sprawę tajemniczym uśmiechem, choć byłoby to lepszym rozwiązaniem. Jeśli kobieta spojrzała na niego, uśmiechnął się niezobowiązująco. Uderzył się lekko dłonią w głowę, przewrócił oczami, jakby zapomniał o czymś ważnym. Wrócił do towarzystwa, gdy dokonywało przekazania przedmiotów.
Oddanie szkatułki przebiegło zgodnie z planem i nikt im nie przeszkadzał. Oby tak pozostało już do końca. Tymczasem ich kupiec zajął się w osobności towarem, a ich zostawiono na czatach.
- Co podać? - spytał khajiit.
- Macie może miód pitny?
- Mamy, kasztelański. Jak za mocny to można rozcieńczyć mlekiem - odpowiedział karczmarz, gotów zrealizować zamówienie.
- Lepszy jest bez rozcieńczania i wcale nie za mocny. Też lubię miód pitny - wtrąciła białowłosa kobieta, nie spuszczając z elfa wzroku.
Kaelon powściągliwie wyraził przyznanie racji kobiecie, kiwając głową.
- Tu się zgodzę. Miód jaki znam z rodzinnych stron, pije się bez rozcieńczania. Jest ostry, ma posmak leśnych ziół, miesza się w nim gorycz i słodycz. Ale mało kto go lubi, poza mieszkańcami dalekiej północy. Z reguły uznaje się go za lekarstwo, nie za trunek.
Chętnie za to poznam, czym odznacza się napój dostępny tutaj.

Mówił z uśmiechem. Miał nadzieję, że monolog na tyle rozluźni atmosferę, że kobieta skłonna będzie zagłębić się we własnych myślach. I z tego co widział - podziałało. Białowłosa zastanowiła się przez naprawdę dłuższą chwilę.

Tymczasem Sher stanął na straży przy zielonej kotarze, za którą zniknął Doned, a kątem oka Kaelon dostrzegł że zza czerwonej wyłoniła się khajiitka.
- Jeszcze jeden dzban wina - zamówiła, odstawiając na ledę pusty dzbanek. Kotarę zostawiła lekko odsłoniętą, ale pod tym kątem elf niczego tam widział.
Być może jednak należało podjąć grę i zachowywać się w miarę swobodnie. Nie chcąc nadużywać gościnności, poprosił o ilość miodu która wystarczyłaby na spróbowanie.
W stronę kobiety, która lustrowała go wzrokiem, spojrzał badawczo. Ktoś mógłby stwierdzić że po prostu zainteresował go jej widok, on jednak próbował odszukać jakąś charakterystyczną cechę. Cechę, która pozwoliłaby coś więcej powiedzieć na temat tożsamości tej osoby. Khajiit dostarczył mu zamówiony napój, więc Kaelon, sącząc trunek, obserwował otoczenie.
Elf wyczuł w białowłosej kobiecie coś nieludzkiego, otaczającą ją mroczną naturę, która zdecydowanie mu nie odpowiadała.
- “Tu są wampiry, powiedz Sherowi” - Kaelon usłyszał poniesiony magią szept Tanyra. Wiedział że khajiici, tak samo tak jak elfy, nie mogą zostać zarażone wampiryzmem. To była wyłącznie ludzka przypadłość.
Kaelon odwrócił się do Shera i przekazał wiadomość, poruszając niemo wargami. Najważniejsze było słowo “wampiry”, był gotów powtórzyć je ale nie więcej niż raz, gdyby Sher nie zdołał odczytać bezdźwięcznie wypowiadanego słowa. Sam też spróbował namierzyć wykryte przez towarzysza wampiry, na tyle na ile pozwalałaby na to jego własna percepcja.
Sher mrugnął oczami, bardzo nieznacznie kiwnąwszy przy tym głową - odebrał wiadomość. Dla Kaelona zaś, ta informacja ostatecznie potwierdziła jego przypuszczenia - teraz dostrzegł już wyraźnie, że ta kusząca go kobieta była wampirem!
Zdając sobie sprawę z czym mają do czynienia, elf zdołał zaobserwować swymi zmysłami, że obie kobiety “łaszące się” do Zevrana także były wampirzycami. Mężczyzna miał się jednak na baczności, gdyż trzymał dłoń na broni, zamiast na którejś z intymnych części ciała kobiet.
Tymczasem nieomal bezbronna khajiitka odebrała pełny dzbanek i owszem - przyjrzała im się przez chwilę, ale zaraz potem zniknęła z powrotem za czerwoną kotarą.
Drugi z barmanów zaś, przyniósł Kaelonowi strawę, na którą składały się papudzie mięso i owoce.
Tymczasem Sher zajął miejsce po prawej stronie kominka, siadając na postawionym pod ścianą krześle.
- Za tymi kotarami są prywatne sale? - spytał barmana, zaczynając swój posiłek.
- Do wynajęcia, dla osób ceniących sobie prywatność - odpowiedział mężczyzna i potwierdzająco kiwnął głową.
Tanyr z Novio odeszli do ich poprzedniego stolika, ale to z uwagi na psa i wampirzyce. Zresztą wedle ich ustaleń strategii, czarodziej i tak miał się trzymać z tyłu.
Kaelon wolał się nie rozdzielać, więc trzymał się większości... Gdy się nad tym zastanowić, była to niepowtarzalna okazja na poznanie wampira. Zajął więc miejsce na wygodnej kanapie, obok białowłosej kobiety.*

-Proszę wybaczyć, obowiązki nie pozwolą mi zostać tutaj zbyt długo. Zmuszony jestem pozwolić sobie na ten nietakt i rozpocząć posiłek. Zgaduję jednak że pani nie czuła potrzeby aktualnie nic zamówić?
- Wystarczy mi kielich miodu, nie jestem głodna - odpowiedziała spokojnie kobieta. Wzniosła mały toast, do którego wypadało się przyłączyć. Miód pitny był znakomity, nawet jak na wyszukane elfie standardy. Jedzenie też bardzo mu smakowało. Musiał kontrolować się, by wszystkiego na raz nie pochłonąć. Nie tylko ze względu na kulturę. Dzięki temu przyjemność z posiłku trwała dłużej.
Wszystko co przypominało mu o pewnej osobie, budziło w nim sentymenty. Kobieta, którą miał na myśli, wyglądała zupełnie inaczej - ale kolor włosów i długość mniej więcej ta sama. Przez wszystkie lata nauczył się przeżywać tęsknotę. Uderzała mocno, ale cały świat wrażeń ograniczał się do krótkiego, intensywnego przeżycia. Przez chwilę wzrok Kaelona był nieobecny, ale dość szybko wrócił do zastanej rzeczywistości. Rzecz jasna przyłączył się do toastu.
W pewnym momencie, Kaelon usłyszał za sobą odgłos odsuwanej kotary, a Sher wstał z miejsca.
- Panie Razor - powiedział przy tym khajiit.
- Przesyłka gotowa - odpowiedział zadowolony Doned, prezentując gotową do zabrania szkatułkę.
Mogli, lub też musieli się zbierać.
-Dziękuję za miłe towarzystwo. Życzę powodzenia we wszelkich przedsięwzięciach.
- Dziękuję wzajemnie. Powodzenia w drodze powrotnej - uprzejmie odparła białowłosa.

Khajiit nie tracąc czasu podszedł do kupca. Kealon zauważył, że Sher trzymał rękę w pogotowiu, aby mieć możliwość szybkiego sięgnięcia za broń.
Razor oddał Sherowi szkatułkę i mężczyźni zamienili parę słów, z czego Kaelon usłyszał wzmiankę o liście, oraz niedopatrzeniu w postaci Delamrosa.
- Dziękujemy za gościnę - Sher zwrócił się zarówno do barmanów jak i do towarzyszącym kolegom paniom.
- Możemy iść - stwierdził spoglądając na Kaelona i Zevrana, łapiąc szkatułkę pod lewą pachą, zaś prawą dłoń nadal trzymając przy rękojeści maczety.
Zevran pożegnał się ze swoimi paniami i wstał z kanapy gotowy do drogi.*
Kaelon wstał, poczuł jak kręci mu się w głowie ale nic z tego sobie póki co nie robił. Dołączył do towarzyszy. Starał się dyskretnie patrzeć za siebie, tak żeby wiedzieć, co się dzieje za plecami grupy.
 
CHurmak jest offline  
Stary 10-07-2019, 17:51   #48
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Parę dni wcześniej.

Morska woda była zimna. Bardzo zimna! Delamros wypłynął na powierzchnię i gdyby nie potrzeba zaczerpnięcia powietrza, zapewne by krzyknął.
Choć osobiste relacje w ich drużynie były bez zarzutu, nowy punkt widzenia sprawił, że Tanyr posłał za Delamrosem magiczny pocisk. Cóż, pokazali mu i piratom, że byli nie tyle z kurierami potrafiącymi walczyć, ile z grupą najemników o wręcz morderczych zapędach.
Pocisk chybił, ale nie chcąc ryzykować trafienia kolejnym, Delamros zanurkował pod wodę - wystarczyło na chwilę, aż Maria Osete się oddali. Mężczyzna nie spodziewał się jednak, że tam pod wodą, jego oczom ukaże się... nietypowy widok.





Obecnie.

Spotkali się z Donedem Razorem, a ten napełnił szkatułkę towarem - nikt i nic im w tym nie przeszkodziło.
Owszem, na miejscu były wampirzyce, ale trzy z nich zachowywały się bardzo uprzejmie - szczególnie te czarnowłose, wobec Zevrana.
Tanyr trzymał się od nich z daleka, a o ile pozostałym z drużyny nowo poznane kobiety z pewnością zapadną w pamięci, on nie omieszkał przyjrzeć się i zapamiętać tej czwartej, która pozostała na uboczu.


Choć Tanyr widział ją tylko siedzącą, śmiało mógł stwierdzić że była to dobrze umięśniona, postawna osoba. Brudna, okopcona sadzą, z burzą zaniedbanych włosów i nieciekawą miną. Mimo iż z pewnością trzymała z pozostałymi wampirzycami, widać było po niej, że nie miała predyspozycji aby przyczynić się do miłego ugoszczenia drużyny w karczmie.

Najważniejsze było jednak to, że pomyślnie wykonali pierwszą połowę powierzonego im zadania! Napełnili szkatułkę i opuścili Loch bez problemów!
Teraz wystarczyło tylko wrócić z przesyłką na Marię Osete i do biura Edmunda.

* * *

Zaraz po wyjściu z podziemi, całą drużynę uderzyło panujące na powierzchni gorąco. Nie tylko przyzwyczaili się już do chłodu, ale ich pobyt w Lochu trochę zajął, a w tym czasie słońce na zewnątrz coraz bardziej dawało popalić. Była jednak dobra strona tego faktu - z całą pewnością, żaden wampir nigdy nie wyjdzie na takie słońce.

Oczywiście w karczmie byli też inni i to na nich drużyna postanowiła teraz uważać. Ktoś mógł ich bowiem śledzić z wrogimi zamiarami, a ostrożności nigdy za wiele.
- Odwróciłem się przed wyjściem, niby dla pożegnania. Nikt za nami nie wychodził - poinformował Kaelon, któremu panujący na dworze upał zdecydowanie nie odpowiadał.
- Trasę lepiej zachować tę samą, najkrótszą do celu... Idźcie szybciej, tutaj ja najmniej się rzucam w oczy, zostanę w tyle i upewnię się, że nikt nas nie śledzi - powiedział Sher, spoglądając na towarzyszy.
Plan był prosty, ale dobry. Zostawiając więc khajiita nieco na tyłach, ruszyli krętą drogą w stronę alei głównej, rozglądając się uważnie dookoła.

Wszystko zdawało się być w porządku. Idąc śmiało przed siebie, wypatrywali potencjalnych zagrożeń i co jakiś czas odwracali się, aby nawiązać kontakt wzrokowy z pilnującym tyłów Sherem. Wszystko wskazywało na to, że nikt ich nie śledził. Nie było też widać żadnych oznak potencjalnej zasadzki.
Zbliżali się powoli do alei głównej, gdy dostrzegli biegnącego w ich stronę człowieka.


Poznali go! Był to znany im młodzieniec z załogi Mari Osete. Był spocony i zziajany, wybiegł im na spotkanie i to dość daleko od portu.
- Piraci... Brodie.... zakładnik... A kapitan... - gadał bez ładu, łapiąc oddech między słowami.
- Spokojnie. Znalazłeś nas - uspokoił go Zevran.
- I nikt cię nie śledził - dodał Kaelon, wypatrując elfimi oczami potencjalnego pościgu.
- Co się stało? - spytał Tanyr.
Chłopak zebrał się w sobie i spokojnie przedstawił sytuację.
- Przysłał mnie kapitan Cabrera, tamci piraci zjawili się w porcie i pytali o was. Wzięli syna kapitana na zakładnika, ale nie tak jak nas w nocy że związali i posadzili w kącie, jemu to blondi siedzi na kolanach i zajadają owoce. Kapitan prosi aby uniknąć konfrontacji i aby panowie zaokrętowali się jakoś potajemnie - powiedział w pośpiechu.
Sher dołączył do towarzystwa, a jego mina zdradzała, że tyły mieli czyste... czego nie można jednak było powiedzieć o froncie.
 
Mekow jest offline  
Stary 23-07-2019, 11:17   #49
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
- Możesz uczynić nas niewidzialnymi? - spytał Kaelon, spoglądając na Tanyra. Mag przez moment spoglądał na pytającego.
- Mam taki czar jak przebranie - powiedział. - Nikt cię nie rozpozna, dopóki się nie odezwiesz. Można by go zastosować, byście się przemknęli na pokład na oczach tych piratów.
- Dobry pomysł, o ile jeden z nich nie postanowi do nas zagadać - odpowiedział Piwny Rycerz mierząc wzrokiem chłopaka z załogi statku. - Ilu ich jest? Obstawili jakoś szczególnie mocno wejście na statek? Wpuszczają każdego kto chce wejść na pokład? - zapytał szybko podchodząc bliżej niego.
- Ilu dokładnie to nie wiem, ale z dwieście może być - odpowiedział marynarz, dochodząc już do siebie. - Wejście nie jest mocno pilnowane, czekają na was tak... w około. Kto inny może wejść, za zgodą kapitana oczywiście.
- Mogę odwrócić ich uwagę - dodał Tanyr. - Gdyby na przykład zobaczyli naszą grupkę gdzieś daleko...
- Popieram iluzję dla odwrócenia uwagi, tak w razie czego - zgodził się Sher. - Proponuję się też rozdzielić. Skoro czekają na naszą czwórkę, to dwie pary będą mniej podejrzane. Ale co z Novio? Pies jest charakterystyczny, a jeden czy dwóch z pewnością go zapamiętali - zauważył khajiit.
- Szkatułkę też zamaskujesz? - spytał Kaelon, nadal skupiając swój elfi wzrok w stronę portu. - Sądzę, że bardziej zależy im na naszej przesyłce niż na nas samych - zauważył.
- Ktoś zawsze może się dostać na pokład na morzu - powiedział powoli Tanyr. - Może by się udało wynająć jakąś łódź i wypłynąć na morze, skąd podejmie nas statek? - Spojrzał na marynarza.
- Kapitan się zgodzi - powiedział Chłopak i pokiwał potwierdzająco głową.
- Pomysł dobry, o ile piraci pozostaną w porcie. Przesyłka jest najważniejsza, w ostateczności dwójka z nas może się ujawnić, narobić rabanu i spróbować zgubić pościg w mieście. W tym czasie pozostała dwójka ze szkatułką przemknie się na statek - dopowiedział Zevran.
- Ci piraci już raz dostali od nas łupnia - zauważył Kaelon. - Piraci nie będą ryzykować bez szansy na nagrodę. Gdy dowiedzą się, że gonili dwóch z nas na próżno, będzie już dla nich za późno. - zgodził się.
- Zatem postanowione - stwierdził Sher, a następnie spojrzał uważnie na chłopaka i na spokojnie zwrócił się do niego.
- Przekaż kapitanowi, że dwóch z nas przybędzie w przebraniu. Niech nas powita tak, jakby nas znał i się spodziewał. Wypłynie zgodnie z planem, a druga dwójka złapie jakąś łódź rybacką na północ od Trzymizi i spotkamy się na morzu, sto metrów od brzegu - podsumował Sher.
- Oczywiście panowie - powiedział młodzieniec.
- Tak więc wiesz już wszystko młody, możesz uciekać.- zwrócił się do chłopaka Zevran, klepiąc go po ramieniu, a ten pokiwał głową na zgodę i ruszył w stronę portu.
- No to teraz myślę, że możemy się podzielić. - podjął Piwny Rycerz, gdy marynarz oddalił się na odpowiednią odległość. – Sher zna teren i nie wyróżnia się z tłumu, więc jest naturalnym kandydatem, żeby tutaj zostać. Drugim śmiałkiem zapewne będziesz ty, Tanyrze, z uwagi na czworonoga.- powiedział spoglądając na Novio. – Mi i Kaleonowi zatem pozostaje przedostać się na statek w przebraniu i poczekać na was, dobrze mówię?
- Tak. Cabrera wypłynie o czasie i krótko potem zgarniemy was na morzu - powiedział Kaelon, spoglądając najpierw na Zevrana, a następnie na Tanyra i Shera. Khajiit kiwnął głową na zgodę.


- Zaklęcie potrwa jakąś godzinę. - powiedział Tanyr – macie więc dużo czasu, by się dostać na pokład.
Wypowiedział słowa zaklęcia, a chwilę później Zevran zamienił się w statecznego kupca, zaś Kaelon w jego służącego.
- Idźcie, a ja się postaram na parę chwil odwrócić ich uwagę.
- Iluzja bardzo dobra. Sam bym się nabrał - pochwalił Sher.
Zevran spojrzał na siebie, zwracając uwagę zwłaszcza na swój brzuch –No ale z tym brzuchem mogłeś się jednak powstrzymać…- rzucił niezadowolony, po czym jego wzrok przeniósł się na przebranego Kaelona. – Choć zawsze to ja mogłem być służącym.- dodał już uśmiechając się lekko. - No nic, to nie ma co tracić czasu w takim razie, trzeba się przedostać na statek. Wszyscy gotowi?
- Gotowi. - Tanyr skinął głową. – A my chodźmy się zabawić w chowanego z piratami - powiedział do Shera.
- Tylko nie dajcie się złapać, w końcu to wy macie szkatułkę – powiedział Kaelon.
- Chyba, że to zmienimy i my ją weźmiemy - zagadał, gdy cała czwórka w towarzystwie Novio ruszyła aleją w stronę portu.
- No po prawdzie to Kaleon ma trochę racji, jeśli odwrócicie uwagę piratów, to przejść w przebraniu nie powinno być ciężko, a wtedy szkatułka będzie już na statku w drodze do Razora. Natomiast gdyby was złapali, czy gdybyście nie zdążyli dopłynąć do statku i szkatułka była przy was to oznaczałoby niewykonanie zadania na czas - powiedział zatrzymując się jednocześnie Piwny Rycerz. – Oczywiście jeśli tak by się stało, że nie dotarlibyście na czas, to zaręczam, że gdy dostarczymy szkatułkę na miejsce, odbierzemy tylko swoją część nagrody, tak aby wasza działka czekała na was gdy już dotrzecie do Razora - dodał od razu, spoglądając to na Shera, to na Tanyra.
To, co powiedział Zevran, niezbyt się spodobało Tanyrowi. Z drugiej strony... trochę racji w tych słowach było.
- Zgoda - powiedział po chwili namysłu, po czym podał Zevranowi szkatułkę. – Przyjemności - dodał.
- No to chyba już wszystko mamy wyjaśnione- odpowiedział Zev przejmując szkatułkę. – A teraz pozostała robota do wykonania, oby wszystko poszło po naszej myśli- dodał uśmiechając się do towarzyszy, po czym ruszył w stronę portu.
 
Aronix jest offline  
Stary 27-07-2019, 00:03   #50
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Zevran i Kaelon ruszyli w stronę portu. Nie zwracali na siebie szczególnej uwagi, ale nie zachowywali się też jak zbiedzy. Ot, przypadkowi ludzie.
Piwny Rycerz wziął ze sobą kluczową dla całej misji szkatułkę, ale zdawał sobie sprawę z tego, że piraci od razu by ją rozpoznali. Połknięcie przedmiotu jest najlepszą formą jego ukrycia, ale mimo iż z uwagi rozmiary szkatułki Zevran nie mógł tego zrobić, to i tak znalazła się ona w jego brzuchu... To iluzja Tanyra, która zmieniła wygląd rycerza w kupca o dość dużym obwodzie w pasie, odegrała tu kluczową rolę. Dzięki niej Zevran trzymał przemycany przedmiot przyciśnięty do swojego własnego brzucha i klaty, a wyglądało to tak jakby opasły kupiec po prostu trzymał się za swój bandzioch. Szkatułki nie było widać.
Wraz z przemienionym w młodzieńca elfem, ustalili kim są i co robili w Amaraziliji. Krótka ale wiarygodna historia, aby w razie zatrzymania i pytań być przygotowanym.

Pośród innych statków w porcie, dość szybko zobaczyli Marię Osete i marynarzy Cabrery krzątających się wokoło, rozładowujących towary i ogólnie pracujących w pocie czoła. Piratów jednak jakoś nie było widać, a już na pewno nie w ilości opisanej przez pryszczatego młodzieńca. Ot kilkunastu ludzi, niekoniecznie nawet pochodzących z Mielizny, siedziało przed trapem prowadzącym na ich statek.

Zgodnie z planem Zevran i Kaelon szli dalej. Gdy minęli ostatnie sklepy, oczom ich ukazał się niemały tłumek piratów, którzy w dość przemyślany sposób usadowili się za ostatnimi budynkami, za skrzyniami, workami i innymi towarami i ogólnie gdzie tylko się dało, a tych najmniej podejrzanych oddelegowali do pilnowania samego wejścia na pokład Marii. Cóż to byłaby za zasadzka, gdyby wszyscy oni stali na widoku?... Dwustu ich raczej nie było, ale stu można by się doliczyć. Niektórych nawet rozpoznali. Choćby piękną blondynkę, która w otoczeniu kilku swoich kolegów trzymała syna Cabrery jako zakładnika - Brodie siedział na krześle, elegancko w cieniu, a panna siedziała mu na kolanach i razem zajadali owoce. Chłopak wydawał się dobrze bawić i zupełnie nie przejmować się tym, że kobieta nieustannie trzyma w dłoni sztylet, którym niewinnie kroiła tylko owoce.

Oczywiście Zevran i Kaelon mijali wszystkich z obojętnością. Nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy wśród piratów zabrzmiały głosy oznajmiające stan gotowości bojowej.


* * *


Tanyr, Sher i Novio zostali w tyle. Towarzyszyli im Kealon i trzymający szkatułkę Zevran, ale ci dwaj byli tam tylko iluzją. Cała piątka, powoli i bez przekonania szła w stronę portu, trzymając się prowadzącej tam alei. W sumie na widoku, ale bez specjalnego wystawiania się na pokaz - tak w sam raz.

Czarodziej i Khajiit nie widzieli tych dwustu piratów, o których była mowa. Właściwie w ogóle nie było widać żadnych piratów. Owszem, ludzi w porcie i przy statkach nie brakowało, ale mogli pochodzić z dowolnej innej załogi.

Trzymając się jednak planu, trzymali się w miarę na widoku, obserwując postępy swych kolegów daleko na przedzie. Brzuchaty kupiec i jego służący, bez przeszkód doszli pod wejście na pokład i tam dopiero zmuszeni byli się zatrzymać. Przy wejściu krzątało się kilku ludzi, którzy dość żwawo zainteresowali się nowo przybyłymi - przyglądając im się, wstając lub odwracając się w ich stronę. Piwny rycerz i elf musieli sobie jednak poradzić sami.


* * *


Zevran i Kealon dobrze wiedzieli co się święci, ale nie mogli nic z tą wiedzą zrobić - musieli zachować swoją przykrywkę i postarać się wejść na pokład ze szkatułką. Słyszeli jak piraci podnieśli alarm gdy ich dostrzegli, ale musieli zachować się wobec tego obojętnie.
- Stać! Nie ruszać się! - powiedział stanowczo mężczyzna w żółtej chuście, na tyle głośno aby słyszano go w panującym dookoła gwarze.
- Moja grupa, idziemy pod osłoną budynków! Obstawa Carmen i wejścia zostaje! - padły rozkazy. - Niech podejdą! Nie patrzcie na nich! Skupcie się... na tych dwóch tutaj! - polecił.
"Dostrzegli ich", tam, w głębi Trzymizi.
W ten oto sposób, krzątający się przy trapie Marii ludzie udawali że zainteresowali się Zevranem i Kaelonem. Kto tu odwracał uwagę od kogo? Udawanie jednak mogło się szybko przerodzić w prawdziwą kontrolę, prowadzącą nawet do przeszukiwania.

Obecność Amisa na pokładzie, oraz stojącego obok niego marynarza z czerwonymi kropkami na twarzy, świadczyły że ustalony przez nich plan wejścia pod przykrywką iluzji został przekazany bez trudu.
- Ahoj kapitanie Cabrera! Można wejść na pokład!? - krzyknął Zevran, starając się mówić nieco niżej, aby brzmieć inaczej niż zwykle.
- A witam witam! Zapraszam oczywiście! - odpowiedział zaraz Amis.

Mając pozwolenie kapitana, ruszyli przed siebie i nic nie mogło ich zatrzymać. Nawet ten pirat, który stał bezpośrednio przy trapie, sam z siebie ustąpił im z drogi. Wszystko wyglądało tak normalnie, że nikt nie podejrzewał iluzji - zwłaszcza że oczekiwane cele pojawiły się w zasięgu wzroku, zupełnie gdzie indziej.
Zevran i Kealon weszli na pokład, wnosząc ze sobą szkatułkę. Oczywiście od razu odczuli wielką ulgę i mogli już na spokojnie porozmawiać z Amisem.


* * *


Tanyr i Sher widzieli, że reszta drużyny jakoś wybrnęła z trudnej sytuacji i weszli na pokład. Mieli szczęście, czy talent, że im się to udało?
Jednak pilnujących wejścia było najwyżej tuzin. Nie widać było ani domniemanych dwustu piratów, ani syna Cabrery wziętego na zakładnika... Przynajmniej fortel się udał i przesyłka trafiła na statek.
- Przeszli... Co teraz? Ruszamy na północ? Nie będziemy odwracać ich uwagi przez parę godzin - zagadał Sher.
Tanyr wiedział, że jego iluzja nie utrzyma się tak długo, zaś do wypłynięcia istotnie mieli jeszcze sporo czasu.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 27-07-2019 o 17:05.
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172