Kapitan Sci-Fi | Rogar, na widok barona, zerwał się z miejsca i położywszy rękę na piersi, głęboko się pokłonił. Natychmiast zapomniał o służce z tacą, której nawet nie zdążył odpowiedzieć. Teraz już mu nie wypadało, dlatego całą uwagę poświęcił swemu suwerenowi.
- Witaj, Rogarze - zaczął Lewengrove - Wybacz to nagłe najście, ale wszyscy próbują ze mną się umówić na jutro, kiedy nie wiem, gdzie ręce włożyć, a wieczór przed mam jeszcze chwilę spokoju, gdy to moja służba ma najwięcej obowiązków. A z kim mogłoby mi zależeć najbardziej na spotkaniu, jak nie z samym Rogarem Zeldanem, który mimo tragedii osobistej, nie odmówił mi przybycia na tak błahą ucztę.
- Prawdziwy to dla mnie zaszczyt otrzymać zaproszenie od jaśnie pana barona - odparł krótko szlachcic.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych okoliczności, ale są one właściwie tylko przypadkowe, bo wezwałbym ciebie niezależnie od nich do pewnej sprawy. Chociaż nie powiem, są one również na pewien sposób korzystne, bo unikamy podejrzeń osób, które widziałyby twoją nietypową wizytę w moich stronach. Bo zdecydowanie za rzadko wzajemnie się widujemy. Natomiast zanim zacznę, to wypada mi wysłuchać ciebie, w jakiej to sprawie sam za pomocą swojej znamienitej służby chciałeś naszego spotkania? Czy coś dodatkowego cię trwoży?
Przez chwilę Zeldan miał nadzieję, że wreszcie dowie się po co w ogóle tu przybył. Od paru dni wciąż wracał myślami do listu, jaki otrzymał, a który pozornie był zwykłym zaproszeniem na ucztę, chociaż autor nie omieszkał zawrzeć w nim niejasnej wzmianki o jakiejś kwestii, w której rozwiązaniu miałby pomóc Rogar. Po poznaniu zamiarów Wanza, przyszło mu do głowy, że może baron szuka sojuszników w rozprawie z niechętną mu szlachtą, ale szybko porzucił tę myśl. W pokonaniu takich idiotów nie potrzebował żadnej pomocy, co najwyżej pretekstu, dowodu ich spisku, a i o ten pewnie nie będzie trudno, skoro pałac pełen jest jego dodatkowych oczu i uszu, a tamci nawet nie próbują kryć się ze swymi zamiarami. Niestety Lewengrove, podobnie jak w liście, ograniczył się do wzmianki o tajemniczej sprawie, a następnie zmienił temat. Widać na odkrycie prawdy przyjdzie jeszcze poczekać. Można więc póki co zająć się chronieniem własnej szyi.
- Jaśnie panie, istotnie jest jedna taka rzecz, która mnie martwi - podjął. - Na chwilę obecną nie wydaje mi się niebezpieczna, dlatego też nie śmiałem prosić o posłuchanie dzisiaj, jednak zaniedbana, może się taką stać. Czy zechciałbyś mnie, panie, wysłuchać na osobności? - Rogar nawet nie zaszczycił spojrzeniem młodego towarzysza barona. - Oczywiście - skinął głową na swojego podwładnego, a ten z niezadowoloną miną opuścił pokój. Rogar mógł dosłyszeć, że kroki nie zaniosły go daleko, ale przy zamkniętych drzwiach, musiałby mieć bardzo dobry słuch, by dosłyszeć, o czym mówią. - Cóż to więc za sprawa? - zapytał baron, racząc się suszoną śliwką, jaką na tacy przed chwilą przyniosła jego służąca.
- Wasza miłość - Rogar mimo wszystko wolał nie mówić zbyt głośno. - [i]Mój ojciec, a przed nim mój dziad i pradziad, umiłowali sobie ciche życie na wsi. Wyżej cenili sobie spokój niż zaszczyty, za co większość panów braci krzywo na nich patrzyła. Pragnę kontynuować ten zwyczaj, jednakże nie mogę bezczynnie stać z boku, widząc jaka niegodziwość się dzieje. Moi przodkowie mieli bowiem jeszcze jedną zasadę, wierność swemu seniorowi, której i ja zamierzam dotrzymać. Dlatego też, choć brzydzę się donosicielstwem, muszę cię powiadomić, panie, o spisku, który w tych murach zawiązuje się, by pozbawić cię urzędu, a niewykluczone, że także i głowy.
Baron nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego tymi słowami. Dość długo jednak nie odpowiadał, zastanawiając się w bezruchu nad odpowiedzią. - A o kim to mówicie? Spiski, knowania mi nie obce, a wiele takich żmij zmuszony jestem i zapraszać w swoje progi, mimo szczerej niechęci. Ale być może odkryliście kogoś, kogo jeszcze nie znałem, więc jeśli możecie wskazać także personalia, to tym chętniej wysłucham.
Zeldan pokiwał smętnie głową, nie patrząc baronowi w oczy. No tak, pomyślał, stanowi rycerskiemu nie zabraknie w życiu tylko dwóch rzeczy: mocnych trunków i ochoty do spiskowania. Zazdrość i wygórowane ambicje wysysają chyba z mlekiem matki. Nawet po odniesieniu sukcesu, po zmiażdżeniu znienawidzonego rywala, po zagarnięciu jego ziemi i urzędu, zaraz znajdują sobie kolejnego wielmożego, którego miejsce chętnie by zajęli i który z tego powodu zostaje namaszczony na kolejnego największego wroga. Nierzadko takie animozje potrafią się ciągnąć przez całe pokolenia i dopiero wnuk oryginalnego pomysłodawcy dopnie swego, podciągając swój ród o jeden szczebel wyżej na społecznej drabinie. A najgorsze, że prócz narażaniu się temu z wyższego szczebla, trzeba jeszcze uważać na gremium tych z niższego, którzy zasadzają się na twoje miejsce. Ciekawe na kogo zasadza się taki Lewengrove?
- Nie znam wszystkich nazwisk - podjął po chwili milczenia Rogar, spoglądając w twarz gospodarzowi. - Dziś, wkrótce po moim przyjeździe, odwiedził mnie Kylian Wanz, który zaproponował mi dołączenie do spisku. O ile udało mi się zorientować, sprawa, zapewne w przeciwieństwie do niechęci do osoby waszej miłości, jest dość świeża i słabo zorganizowana. Najwyraźniej dopiero zbierają siły. Nie zdecydowano jeszcze ani jak to zrobić, ani kto powinien objąć w posiadanie baronię. Rozważają Wolchana, albo kogoś z rodu Falwittów, ale nie sądzę, by sami zainteresowani wiedzieli o spisku. Natomiast z całą pewnością do grona osób wtajemniczonych należą Erwyn Mousian i niejaki Wermud - Zeldan zamknął usta i czekał na reakcję barona.
- A więc to tak... - zamyślił się na chwilę baron. - Ta cała ekipa od zawsze coś knuła, ale niepokoi mnie to, że tak bardzo zaangażował się we wszystko Wanz, bo jak do grupy takich lawirantów dołącza ktoś ze sporą kasą, to zawsze jest to jakieś zagrożenie. Dziękuję za informację, przemyślę co z tym zrobić... Ale wezwałem cię tu do rzeczy nawet ważniejszych. Także dla twojego, jak to nazwałeś, cichego życia na wsi. Jak pewnie się choć trochę orientujesz, cały czas mamy spór z Redanią. Nam udało się sprzymierzyć z Cidaris, natomiast Redanii z Verden. I ci ostatni są tutaj problemem, bo jak wiesz, nasze kraje oddziela Brokilon. Z roku na rok również, coraz bardziej nasilają się spory z nieludźmi, czyjej strony to wina, nie wnikam. Ale nawet podejrzewam, że pewne sytuacje niedaleko twojej Dobroli, mogą być właśnie sprawką nieludzi. Postaramy się to wyjaśnić. Natomiast wracając do sedna, skurwysyny z Redanii, dysponując większymi... możliwościami niż Verden, tych nieludzi, których w okolicach Brokilonu stacjonuje więcej niż u nas, chce przerzucić na naszą stronę. Oraz oczywiście zadbać o to, by owi nieludzie nie byli zbyt spokojni. Niestety, również młodemu Foltestowi to jest nieco na rękę, bo on chciałby trochę... rozruszać wojsko przed możliwą wojną z Redanią. Tylko problem jest kurwa taki, że to my jesteśmy najbliżej Brokilonu i to u nas toczyłaby się wojna z nieludźmi. Nie mogę mieć pewności co do nikogo, po czyjej jest stronie, ale jeśli nie spróbujemy załatwić problemu sami, to tu nie będzie nawet po co rządzić, bo wszystko będzie spalone, rozkradzione i zgwałcone. Mam nadzieję, że tu jesteśmy zgodni? - zapytał, przerywając swój monolog i dając Rogarowi możliwość wyrażenia swojej opinii.
- Wojna służy interesom tylko, gdy primo, jest to wojna wygrana i secundo, toczy się na obcym terytorium - szlachcic zgodził się z baronem. - Cóż jednak można uczynić, skoro nawet jego wysokość król jej sprzyja?
Lewengrove wreszcie uchylił rąbka tajemnicy, ale tylko trochę. Na razie niewiele łączyło z całą sprawą Rogara, choć pana na Dobroli zaniepokoiła wzmianka o wyjaśnianiu niepokojów panujących w jego okolicy. Przez chwilę miał zamiar wspomnieć, że za spokój w jego włościach odpowiada on sam i nie potrzebuje niczyjej pomocy w jego zaprowadzaniu. Powstrzymał się jednak. Miał nadzieję, że to tylko baronowska obietnica, która miała nakłonić go do pomocy, a która nigdy nie miała zostać spełniona. - Z tego, co mi przekazano i jak na podstawie krótkich rządów mogę w to wierzyć, samego króla interesuje efekt, a nie to, jak do niego dojdzie. I to jest nasza szansa na działanie. Mamy też wsparcie pewnej grupy, której z racji własnych interesów, zależy na innym załatwieniu sprawy z Redanią. Przedstawili mi pewien plan, w ramach którego muszę powołać pewną specjalną grupę do wykonania, znów to powtórzę, pewnego zadania. Wśród osób, które mam do niej zrekrutować, mają być osoby nieznane w okolicy, by zbyt wielu nie mogło ich rozpoznać. Natomiast jeden członek grupy, ktoś miejscowy, z wpływami, również będzie niezwykle przydatny. Również dobrze, żeby nie był stałym bywalcem miejscowych spotkań. I tutaj zjawiasz się oczywiście ty, Rogarze. Ale zapewne zdajesz sobie sprawę, że to sprawa wysokiej wagi, możliwe będą spotkania z niebezpiecznymi ludźmi, może dojść nawet do walki. Dlatego mogę cię jedynie zapytać, czy weźmiesz w tym przedsięwzięciu, przedstawionym póki co ogólnie, udział. Bez żadnych nacisków.
Zaznaczył na koniec, jakby naprawdę nie miał zamiaru zmuszać Zeldana do udziału w swoim planie.
Bez żadnych nacisków, przynajmniej na razie. A gdyby śmiał się nie zgodzić, zaraz by się znalazły dokumenty, które jego prawa do majątku Zeldanów stawiałyby w bardzo niepewnym świetle, albo by się okazało, że w okolicy Dobroli grasuje zbrojna zbójecka banda, przypadkowo złożona z byłych żołdaków barona, albo wyszłoby na jaw, że Elisę kazał zamordować nie kto inny tylko Rogar. To ostatnie przynajmniej było prawdą.
Tak czy siak odmowa, choć była bardzo kuszącą alternatywą, niczego by nie zmieniła, poza wydłużeniem czasu “namawiania” go przez barona do udziału w tej tajemniczej misji. Lepiej było więc zgodzić się od razu. Po pierwsze mógł w ten sposób zaskarbić sobie, z braku lepszego słowa, wdzięczność barona, a po drugie wyszedłby na bezmyślne, ale wierne narzędzie, a takim nikt nigdy nie przygląda się bliżej.
- Jeśli można oszczędzić naszym ziemiom wojny i to wyjątkowo brutalnej, bo partyzanckiej i na wyniszczenie, zrobię co w mojej mocy - odparł gorliwie szlachcic. - Zresztą prośba seniora jest jak rozkaz, nie można odmówić. - Czy ja ci wyglądam na króla? - Rademud wyglądał na nieco poirytowanego odpowiedzią Rogara. - Bez żadnych konsekwencji możesz mi odmówić. Nie ma znaczenia, kim kurwa jestem wobec ciebie. Wręcz przeciwnie.
Rademud usiadł na chwilę na jednym z krzeseł, przez moment rozmyślając. Jednak Zeldan mógł być pewien, że zaraz zacznie mówić dalej. - Może w pewnym momencie przyjść rozkaz króla, by postępować zgodnie z jakąś jego wolą - kontynuował baron. I ja się nawet zgadzam, że wojsko trzeba trzymać w gotowości. Ale jeśli można obrać nieco trudniejszą ścieżkę, by to uzyskać, nie poświęcając przy tym naszych ziem, to chcę to zrobić w ten sposób. To może okazać się sprzeczne z rozkazami... wyższymi rangą niż moje. Ale chodzi tylko i wyłącznie o dobro tych ziem, bo do tego zostałem też zobowiązany, by zapewnić tu spokój. Dlatego pytam cię Rogarze jeszcze raz, czy dobrowolnie chcesz się podjąć zadania.
- Nie zwykłem cofać raz danego słowa - odparł butnie szlachcic. - Co do króla… Senior mojego seniora, nie jest moim seniorem. Chociaż rozumiem, że jeśli wspomniany rozkaz królewski nadejdzie, a nasza misja się nie powiedzie, będziemy pozostawieni samym sobie? Oficjalnie wasza miłość nie wyda żadnego rozkazu? - po krótkiej chwili dodał z lekkim uśmiechem. - Polityka... Na czym więc ma polegać owo zadanie? - Na ile będę mógł, będę rozmawiał z królem, jeśli przyjdzie taka okazja - odpowiedział lekko zmartwionym głosem baron. - Ale nie mam niestety jakieś szczególnie mocnej pozycji na dworze królewskim, w przeciwieństwie do innych osób, którym na tym zależy. Co do zadania, to generalnie będzie to misja polegająca na przekonaniu na zakładaniu swoich obozów nie po naszej stronie, zarówno samych nieludzi, jak i paru szlachciców z Verden, do czego szczególnie ciebie, jako również wyżej urodzonego, potrzebuję. Ja zapewnię też na to trochę zasobów, które powinno wam ułatwić negocjacje. Ale szczegóły wolałbym omówić również z resztą drużyny, która uda się w misję. A tych ostatecznie zbiorę na samej uczcie. Natomiast, większość z nich jest ludźmi z zewnątrz, więc chciałbym, żebyś również w miarę możliwości ich kontrolował. Ale czy zostaniesz ich dowódcą, to już będzie twoja sprawa. Mogę na ciebie liczyć?
- Tak, wasza miłość - obiecał już po raz trzeci Rogar. - Kogóż mam się spodziewać w tej kompanii? - Chciałem skorzystać z mojej gwardii, ale mocno mi tego odradzano, co po przemyśleniu sprawy muszę oddać, że jest mądrym posunięciem. Zrekrutowałem trochę ludzi z zewnątrz, ale sprawdzonych w warunkach bojowych. To znaczy… wprost jeszcze nie zgodzili się na udział, ale wszystkich tu wezwałem na ucztę. Nie ukrywam, że w kwestii dyplomacji najwięcej spodziewam się po twoich umiejętnościach, ale w razie potrzeby przejścia do użycia innych argumentów, to wsparcie siłowe będziesz miał zapewnione. Ale na pewno nie jedynie walka należy do ich talentów. Ale szczegółowo jeszcze nie mogę wszystkich podać, bo choć spływają do mnie informacje o tym, że niektórzy już się pojawili na miejscu, to jeszcze o wszystkich informacji nie mam. Czy może sam masz jakieś życzenia, aby kogoś o konkretnej profesji dołączyć do kompanii?
- Nie wiem na czym dokładnie ma polegać zadanie - zauważył Zeldan. - Na pewno jednak przydać się może cyrulik. Gdyby naszym celem miał być Brokilon, z pewnością dobrze byłoby mieć przy sobie kogoś, kto tam bywał. Może drwal z grup wycinających tamtejsze drzewa? Jakiś skory do współpracy półelf, albo nawet elf też nie zaszkodzi, gdybyśmy musieli nawiązać kontakt z dziwożonami. - Jeden z wojów, o których wspominałem, mocno zręczny w lecznictwie, więc o ile nie odmówi, to taka pozycja będzie zapewniona. Na pewno poślę też z wami kogoś z moich szpiegów, co tereny Brokilonu i nie tylko będzie znać bardzo dobrze. Z tym ostatnim już gorzej, ale dobrze że się widzimy dzisiaj, postaram się poruszyć na uczcie wśród nielicznych zaufanych, czy kogoś takiego znają. Czyli widzimy się jutro? - zapytał baron, uśmiechając się do Zeldana.
- Oczekuję tego momentu z niecierpliwością, wasza miłość - powiedział Rogar zgodnie z prawdą.
Rademud pokłonił się, następnie uścisnął dłoń Rogara i wyszedł. Szlachcic mógł dosłyszeć, że niedaleko od jego pokoju czekał na niego człowiek, z którym przyszedł. Odezwał się, ewidentnie oczekując rozmowy, jednak baron uciszył go krótkim “za chwilę”. Parę chwil później w pokoju Rogara pojawiła się także służka, która przyniosła poczęstunek, sprzątając brudne naczynia po baronie. |