Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2018, 14:43   #21
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Isak miał szczerze gdzieś spowiadanie się ze swoich czynów, ale skoro dziad był tak miły i nawet ich bronił, postanowił brnąć w tą farsę. W razie czego wyrąbie sobie drogę do wyjścia mieczem. A jakby miał skonać, to zabierze tych dwóch prowodyrów ze sobą.
- Czterech męzczyzn otoczyło dziewczynę, wyciągając przy tym broń. Powiedz mi mój miły karczmarzu, jak by to się potoczyło dalej? Bo jasnowidzem nie jestem, jestem zabójcą jakich mało. Z tego miecza... - tu Isak poklepał rękojeść swojego półtoręcznego miecza. -...padło tylu, że nawet nie jestem w stanie Ci powiedzieć przybliżonej liczby. A uwierz mi, było ich od cholery. Nikt kto wyciąga broń na kobietę nie ma dobrych zamiarów. Nie wiem czego od chcej cieliście, ale jeśli wymagało to użycia orężą, cóż, było trzeba przemyśleć sprawę. A do barona możecie mi wskazać drogę, bowiem udaję się na urządzaną przez niego ucztę wraz z moim towarzyszem, z jego osobistego zaproszenia. Chętnie poznam Pana tych ziem. Moranie, chcesz coś dodać od siebie? - tu zwrócił się do towarzysza.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 25-09-2018, 22:21   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Być może powinni zacząć znajomość z tą czwórką od spokojnej rozmowy, podczas której tamci by ich obrzucili wyzwiskami i kazali się wynosić... co skończyłoby się dokładnie tak samo. A tak po prostu poszli na skróty...

- Chyba wszyscy widzieli, że czterech mężczyzn napadło na jedną kobietę. - Moran spojrzał w zgromadzonych. - I że nie wyglądali na takich, co chcą jedynie zamienić kilka słów i wręczyć tej kobiecie kwiaty. W takiej sytuacji trzeba reagować szybko.

- A do barona, tak jak powiedział mój przyjaciel, własnie się wybieramy
- dodał. - Mam nadzieję, że paru świadków zechce się z nami wybrać. Pan baron z pewnością zechce ich przesłuchać.
 
Kerm jest offline  
Stary 28-09-2018, 21:38   #23
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Ah gdzieżby, pani - żachnął się Łucznik, starając się wyglądać na zakłopotanego. - Przypadek sprawił, że akurat do miasta w ten czas trafiłem, zajęcia szukając. Zima się skończyła tak jak i zapasy. Póki co jednak, jedyne zajęcie to tamta banda - machnął ręką za siebie - mi dostarczyła. Alem rad strasznie - skłonił trochę głowę żałując, że nie potrafi na twarz przywołać na zawołanie rumieńca. - Lepiej nie wychodźcie, pani, sama wieczorem. Na mój rozum, to jak uczta na dworze się rozkręci, to na ulicach będzie więcej pijanych.
- Widzicie, sprawni, uczynni zbrojni, jak wy, bez pracy błądzą, a takie łachudry, co tu pewnie za niemałe pieniądze pracują, tak… szkoda gadać
- kobieta zaczynała się otwierać przed Wilhelmem, także z biegiem rozmowy zdawała się nabierać do niego większego zaufania. - Taką to ochronę nam zapewnia podczas uczty Rademud! To znaczy… chciałam powiedzieć, że baron mógłby trochę bardziej się przyłożyć! Wiecie, rozumiecie...
Ewidentnie zmieszała się pod koniec wypowiedzi, zdając sobie sprawę, że niepotrzebnie wyjawiła swoją znajomość, a nawet zażyłość z miejscowym władcą i na głos wypowiedziałą nieznajomemu swoje obiekcje. Patrzyła zdenerwowana na reakcję rozmówcy.
- Nie jestem tu miejscowy, nie będę pochopnie oceniał. Pewnie ciężko zarządzać takim dużym miastem - zawinął ręką dookoła. - Każdy musi radzić sobie sam. Jeżeli pani potrzebujesz eskorty, to za posiłek możesz nająć moje ramię. Oboje na tym możemy skorzystać - uśmiechnął się delikatnie, zerkając ukradkiem na rozmówczynię
- Eskorty… ja po prawdzie uczestniczę w jutrzejszej uczcie, jednak raczej jako służba… choć to nieco skomplikowane - odparła pochmurnie, szybko jednak nieco się rozpromieniła i dodała. - Ale jeśliście głodni, to już za samo uratowanie mnie winnam jestem! Możecie u mnie zaczekać, a ja postaram się coś… jak najszybciej! Jeśli tylko chcecie!
Zaproponowała, wyglądając na dość zadowoloną, że znalazła jakiś sposób na odwdzięczenie się.
- A, kimże bym był, aby odmówić - ucieszył się Wilhelm w myślach, że być może nadarzy się okazja na obadanie domostwa. - A co do uczty i eskorty… roboty innej nie mam, a obwiesie po ulicach krążą. Moja oferta będzie aktualna jeszcze jutro, ale nie chcę być niegrzeczny i nie będę się narzucał.
- Proszę, wejdź do środka
- Vinga zaprosiła Wilhelma do wnętrza mieszkania. Chociaż sporą część udało mu się dojrzeć już wcześniej, to teraz skupiając się na szczegółach, mógł dostrzec charakterystyczną rzecz - skromne, ubogie elementy wystroju i mebli mieszały się z wręcz niepasująco drogimi przedmiotami. Na brzydkim, odrapanym drewnianej szafce w przedpokoju potrafiła stać bardzo starannie wykonana statuetka rycerzyka, czy zdobiony stół potrafił być pokryty obszarpanym obrusem, by znowu podany łucznikowi w oczekiwaniu na posiłek kubek wina być zdobiony w ładne, tradycyjne temerskie wzory.
- Gulasz jeszcze potrzebuje paru chwil - odezwała się kobieta, gdy w końcu mogła oderwać się na chwilę od garów w kuchni. - Co do oferty ochrony, to jak powiedziałam, ja i tak jestem w służbie… jutro i tak z samego rana ruszam do pałacu, by doglądać przygotowań. To wieczory są niebezpieczne, gdy jeden z drugim tutaj się spiją. A ja teraz chciałam tylko w… pewnej prywatnej sprawie do pałacu, ale i tak już zrobiło się na to za późno.
Wilhelm milczał i myślał. Widać było, że Vindze leży coś na wątrobie, co by chętnie chciała z siebie zrzucić. Mogłyby to być pożyteczne informacje ale niekoniecznie. Czy kobieta spanikuje, że się przed nieznajomym zbytnio otworzy, czy obdarzy go większym zaufaniem. Podniósł kubek do ust i obserwował pomieszczenie szukając czegokolwiek, co wskazywałoby na obecność dziecka w domostwie. Postanowił dać jej na razie więcej czasu i nie naciskać zbytnio. Odstawił kubek i przyjrzał mu się.
- Ładne naczynie - wskazał kubek. - Ale dla zwykłego łucznika starczyłby zwykły kubek - uśmiechnął się. - Myślę, że i Tobie przydałby się łyk na uspokojenie nerwów, po tym co dziś przeszłaś.
- A dostałam ten kubek w prezencie…
- odpowiedziała ostrożnie. - Wybaczcie, nie będę pić wina, w końcu jutro od rana muszę być w pełni gotowa do działania przy uczcie…
Ostatnie zdanie zabrzmiało dość sztucznie, jakby nie był to powód przeważający za tym, by nie dotykała się za wino.
- Sprawdzę gulasz… - dodała, udając się z powrotem do kuchni. W tym czasie łucznik mógł już z całą pewnością stwierdzić, że dzieciaka nie ma w domu. Z obserwacji wynikało, że gdy tylko oboje byli w domu, mały Redwald dość dużo się odzywał, a Vinga chętnie spędzała z nim prawie każdą chwilę. Natomiast podczas trwającego już jakiś czas pobytu nie dosłyszał nawet najcichszego dźwięku dzieciaka. Także medalion nie dawał znać o jego obecności. Widocznie dalej, zgodnie z wcześniej usłyszaną rozmową Vingi z baronem, chłopcem zajmowali się medycy w pałacu.
- Proszę, tyle udało mi się przygotować - kobieta wróciła z kuchni, podstawiając głęboki talerz ze sporą ilością potrawy oraz pieczywo. Całość prezentowała się jak raczej dość ubogi, domowy posiłek, niż kucharskie dzieło.
Wilhelm podziękował i zaczął jeść. Nie szkolono go ani w sztuce dyplomacji, negocjacji, zdobywania informacji ani uwodzenia. Miał zabrać ze sobą dziecko, a nie uwieść kobietę. Na razie czuł, że idzie mu kiepsko, a nie przychodził mu do głowy żaden znak, którego mógłby teraz użyć. Postanowił sprawdzić, czy inne podejście zmieni coś w nastawieniu gospodyni.
- Swoją drogą, może baronowi brakuje ludzi na służbie, żeby o porządek zadbać? Skoro służycie na dworze, może coś wiecie? Może znacie kogo, żeby zapytać lub szepnąć to i owo? Z łuku szyję jak mało kto. Mogę lasów pilnować przed kłusownikami, spiżarnię w dziczyznę zaopatrzyć, szkolić lub w szeregach służyć - zerknął na kobietę.
- Jak na moje, to zbrojnych zarówno tu, jak na i całym świecie, za dużo… - odpowiedziała, choć po chwili się speszyła, zdając sobie sprawę, że nie były to zbyt miłe słowa względem swojego dzisiejszego wybawiciela. - Ale oczywiście nie mam wam za złe, że jesteście, tylko jako kobieta… być może tak na to patrzę. Niestety nie wiem, czy baronowi kto jeszcze potrzebny. Ale mogę spróbować was z kimś umówić, może nie od razu z baronem, ale z jakimś wyżej postawionym wojskowym na tutejszym dworze myślę, że nie będzie problemu.
Spojrzała na konsumującego co najwyżej średni w smaku gulasz Wilhelma, oczekując, czy będzie oczekiwał od niej umówienia takiego spotkania.
- Jeżeli to nie kłopot - przytaknął znad miski, dojadając resztki. - Bardzo dziękuję za posiłek. Czy mogę zajść jutro wieczorem zapytać, czy moje usługi mogą być komuś potrzebne?
- Jutro na uczcie raczej będę, więc wieczorem u siebie mnie nie będzie. Ale w razie załatwienia czegoś, znajdę jakiegoś posłańca, by wam przekazał… tylko gdzie? Zatrzymaliście się gdzieś tutaj?
- „Pod sznurem” nocuję. Tanio tam
- dodał, starając wyglądać się na kogoś, kto próbuje się usprawiedliwić. Nie musiała wiedzieć, że miał stamtąd najlepszy punkt widokowy na jej dom. - Jeszcze raz dziękuję za poczęstunek i życzę spokojnej nocy - ukłonił się lekko.
- Ach, to całkiem blisko stąd
- odparła z pewną sympatią w głosie Vinga. - To ja jeszcze raz dziękuję za przegonienie tych… Jak tylko uda mi się z kimś was umówić, to dam znać.
Pokłoniła się lekko na pożegnanie i zajęła się sprzątaniem po posiłku.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 10-10-2018 o 21:36.
Gladin jest offline  
Stary 11-10-2018, 10:12   #24
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Rogar, na widok barona, zerwał się z miejsca i położywszy rękę na piersi, głęboko się pokłonił. Natychmiast zapomniał o służce z tacą, której nawet nie zdążył odpowiedzieć. Teraz już mu nie wypadało, dlatego całą uwagę poświęcił swemu suwerenowi.

- Witaj, Rogarze - zaczął Lewengrove - Wybacz to nagłe najście, ale wszyscy próbują ze mną się umówić na jutro, kiedy nie wiem, gdzie ręce włożyć, a wieczór przed mam jeszcze chwilę spokoju, gdy to moja służba ma najwięcej obowiązków. A z kim mogłoby mi zależeć najbardziej na spotkaniu, jak nie z samym Rogarem Zeldanem, który mimo tragedii osobistej, nie odmówił mi przybycia na tak błahą ucztę.

- Prawdziwy to dla mnie zaszczyt otrzymać zaproszenie od jaśnie pana barona - odparł krótko szlachcic.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych okoliczności, ale są one właściwie tylko przypadkowe, bo wezwałbym ciebie niezależnie od nich do pewnej sprawy. Chociaż nie powiem, są one również na pewien sposób korzystne, bo unikamy podejrzeń osób, które widziałyby twoją nietypową wizytę w moich stronach. Bo zdecydowanie za rzadko wzajemnie się widujemy. Natomiast zanim zacznę, to wypada mi wysłuchać ciebie, w jakiej to sprawie sam za pomocą swojej znamienitej służby chciałeś naszego spotkania? Czy coś dodatkowego cię trwoży?

Przez chwilę Zeldan miał nadzieję, że wreszcie dowie się po co w ogóle tu przybył. Od paru dni wciąż wracał myślami do listu, jaki otrzymał, a który pozornie był zwykłym zaproszeniem na ucztę, chociaż autor nie omieszkał zawrzeć w nim niejasnej wzmianki o jakiejś kwestii, w której rozwiązaniu miałby pomóc Rogar. Po poznaniu zamiarów Wanza, przyszło mu do głowy, że może baron szuka sojuszników w rozprawie z niechętną mu szlachtą, ale szybko porzucił tę myśl. W pokonaniu takich idiotów nie potrzebował żadnej pomocy, co najwyżej pretekstu, dowodu ich spisku, a i o ten pewnie nie będzie trudno, skoro pałac pełen jest jego dodatkowych oczu i uszu, a tamci nawet nie próbują kryć się ze swymi zamiarami. Niestety Lewengrove, podobnie jak w liście, ograniczył się do wzmianki o tajemniczej sprawie, a następnie zmienił temat. Widać na odkrycie prawdy przyjdzie jeszcze poczekać. Można więc póki co zająć się chronieniem własnej szyi.

- Jaśnie panie, istotnie jest jedna taka rzecz, która mnie martwi - podjął. - Na chwilę obecną nie wydaje mi się niebezpieczna, dlatego też nie śmiałem prosić o posłuchanie dzisiaj, jednak zaniedbana, może się taką stać. Czy zechciałbyś mnie, panie, wysłuchać na osobności? - Rogar nawet nie zaszczycił spojrzeniem młodego towarzysza barona.

- Oczywiście - skinął głową na swojego podwładnego, a ten z niezadowoloną miną opuścił pokój. Rogar mógł dosłyszeć, że kroki nie zaniosły go daleko, ale przy zamkniętych drzwiach, musiałby mieć bardzo dobry słuch, by dosłyszeć, o czym mówią. - Cóż to więc za sprawa? - zapytał baron, racząc się suszoną śliwką, jaką na tacy przed chwilą przyniosła jego służąca.

- Wasza miłość - Rogar mimo wszystko wolał nie mówić zbyt głośno. - [i]Mój ojciec, a przed nim mój dziad i pradziad, umiłowali sobie ciche życie na wsi. Wyżej cenili sobie spokój niż zaszczyty, za co większość panów braci krzywo na nich patrzyła. Pragnę kontynuować ten zwyczaj, jednakże nie mogę bezczynnie stać z boku, widząc jaka niegodziwość się dzieje. Moi przodkowie mieli bowiem jeszcze jedną zasadę, wierność swemu seniorowi, której i ja zamierzam dotrzymać. Dlatego też, choć brzydzę się donosicielstwem, muszę cię powiadomić, panie, o spisku, który w tych murach zawiązuje się, by pozbawić cię urzędu, a niewykluczone, że także i głowy.

Baron nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego tymi słowami. Dość długo jednak nie odpowiadał, zastanawiając się w bezruchu nad odpowiedzią.

- A o kim to mówicie? Spiski, knowania mi nie obce, a wiele takich żmij zmuszony jestem i zapraszać w swoje progi, mimo szczerej niechęci. Ale być może odkryliście kogoś, kogo jeszcze nie znałem, więc jeśli możecie wskazać także personalia, to tym chętniej wysłucham.

Zeldan pokiwał smętnie głową, nie patrząc baronowi w oczy. No tak, pomyślał, stanowi rycerskiemu nie zabraknie w życiu tylko dwóch rzeczy: mocnych trunków i ochoty do spiskowania. Zazdrość i wygórowane ambicje wysysają chyba z mlekiem matki. Nawet po odniesieniu sukcesu, po zmiażdżeniu znienawidzonego rywala, po zagarnięciu jego ziemi i urzędu, zaraz znajdują sobie kolejnego wielmożego, którego miejsce chętnie by zajęli i który z tego powodu zostaje namaszczony na kolejnego największego wroga. Nierzadko takie animozje potrafią się ciągnąć przez całe pokolenia i dopiero wnuk oryginalnego pomysłodawcy dopnie swego, podciągając swój ród o jeden szczebel wyżej na społecznej drabinie. A najgorsze, że prócz narażaniu się temu z wyższego szczebla, trzeba jeszcze uważać na gremium tych z niższego, którzy zasadzają się na twoje miejsce. Ciekawe na kogo zasadza się taki Lewengrove?

- Nie znam wszystkich nazwisk - podjął po chwili milczenia Rogar, spoglądając w twarz gospodarzowi. - Dziś, wkrótce po moim przyjeździe, odwiedził mnie Kylian Wanz, który zaproponował mi dołączenie do spisku. O ile udało mi się zorientować, sprawa, zapewne w przeciwieństwie do niechęci do osoby waszej miłości, jest dość świeża i słabo zorganizowana. Najwyraźniej dopiero zbierają siły. Nie zdecydowano jeszcze ani jak to zrobić, ani kto powinien objąć w posiadanie baronię. Rozważają Wolchana, albo kogoś z rodu Falwittów, ale nie sądzę, by sami zainteresowani wiedzieli o spisku. Natomiast z całą pewnością do grona osób wtajemniczonych należą Erwyn Mousian i niejaki Wermud - Zeldan zamknął usta i czekał na reakcję barona.

- A więc to tak... - zamyślił się na chwilę baron. - Ta cała ekipa od zawsze coś knuła, ale niepokoi mnie to, że tak bardzo zaangażował się we wszystko Wanz, bo jak do grupy takich lawirantów dołącza ktoś ze sporą kasą, to zawsze jest to jakieś zagrożenie. Dziękuję za informację, przemyślę co z tym zrobić... Ale wezwałem cię tu do rzeczy nawet ważniejszych. Także dla twojego, jak to nazwałeś, cichego życia na wsi. Jak pewnie się choć trochę orientujesz, cały czas mamy spór z Redanią. Nam udało się sprzymierzyć z Cidaris, natomiast Redanii z Verden. I ci ostatni są tutaj problemem, bo jak wiesz, nasze kraje oddziela Brokilon. Z roku na rok również, coraz bardziej nasilają się spory z nieludźmi, czyjej strony to wina, nie wnikam. Ale nawet podejrzewam, że pewne sytuacje niedaleko twojej Dobroli, mogą być właśnie sprawką nieludzi. Postaramy się to wyjaśnić. Natomiast wracając do sedna, skurwysyny z Redanii, dysponując większymi... możliwościami niż Verden, tych nieludzi, których w okolicach Brokilonu stacjonuje więcej niż u nas, chce przerzucić na naszą stronę. Oraz oczywiście zadbać o to, by owi nieludzie nie byli zbyt spokojni. Niestety, również młodemu Foltestowi to jest nieco na rękę, bo on chciałby trochę... rozruszać wojsko przed możliwą wojną z Redanią. Tylko problem jest kurwa taki, że to my jesteśmy najbliżej Brokilonu i to u nas toczyłaby się wojna z nieludźmi. Nie mogę mieć pewności co do nikogo, po czyjej jest stronie, ale jeśli nie spróbujemy załatwić problemu sami, to tu nie będzie nawet po co rządzić, bo wszystko będzie spalone, rozkradzione i zgwałcone. Mam nadzieję, że tu jesteśmy zgodni? - zapytał, przerywając swój monolog i dając Rogarowi możliwość wyrażenia swojej opinii.

- Wojna służy interesom tylko, gdy primo, jest to wojna wygrana i secundo, toczy się na obcym terytorium - szlachcic zgodził się z baronem. - Cóż jednak można uczynić, skoro nawet jego wysokość król jej sprzyja?

Lewengrove wreszcie uchylił rąbka tajemnicy, ale tylko trochę. Na razie niewiele łączyło z całą sprawą Rogara, choć pana na Dobroli zaniepokoiła wzmianka o wyjaśnianiu niepokojów panujących w jego okolicy. Przez chwilę miał zamiar wspomnieć, że za spokój w jego włościach odpowiada on sam i nie potrzebuje niczyjej pomocy w jego zaprowadzaniu. Powstrzymał się jednak. Miał nadzieję, że to tylko baronowska obietnica, która miała nakłonić go do pomocy, a która nigdy nie miała zostać spełniona.

- Z tego, co mi przekazano i jak na podstawie krótkich rządów mogę w to wierzyć, samego króla interesuje efekt, a nie to, jak do niego dojdzie. I to jest nasza szansa na działanie. Mamy też wsparcie pewnej grupy, której z racji własnych interesów, zależy na innym załatwieniu sprawy z Redanią. Przedstawili mi pewien plan, w ramach którego muszę powołać pewną specjalną grupę do wykonania, znów to powtórzę, pewnego zadania. Wśród osób, które mam do niej zrekrutować, mają być osoby nieznane w okolicy, by zbyt wielu nie mogło ich rozpoznać. Natomiast jeden członek grupy, ktoś miejscowy, z wpływami, również będzie niezwykle przydatny. Również dobrze, żeby nie był stałym bywalcem miejscowych spotkań. I tutaj zjawiasz się oczywiście ty, Rogarze. Ale zapewne zdajesz sobie sprawę, że to sprawa wysokiej wagi, możliwe będą spotkania z niebezpiecznymi ludźmi, może dojść nawet do walki. Dlatego mogę cię jedynie zapytać, czy weźmiesz w tym przedsięwzięciu, przedstawionym póki co ogólnie, udział. Bez żadnych nacisków.

Zaznaczył na koniec, jakby naprawdę nie miał zamiaru zmuszać Zeldana do udziału w swoim planie.

Bez żadnych nacisków, przynajmniej na razie. A gdyby śmiał się nie zgodzić, zaraz by się znalazły dokumenty, które jego prawa do majątku Zeldanów stawiałyby w bardzo niepewnym świetle, albo by się okazało, że w okolicy Dobroli grasuje zbrojna zbójecka banda, przypadkowo złożona z byłych żołdaków barona, albo wyszłoby na jaw, że Elisę kazał zamordować nie kto inny tylko Rogar. To ostatnie przynajmniej było prawdą.

Tak czy siak odmowa, choć była bardzo kuszącą alternatywą, niczego by nie zmieniła, poza wydłużeniem czasu “namawiania” go przez barona do udziału w tej tajemniczej misji. Lepiej było więc zgodzić się od razu. Po pierwsze mógł w ten sposób zaskarbić sobie, z braku lepszego słowa, wdzięczność barona, a po drugie wyszedłby na bezmyślne, ale wierne narzędzie, a takim nikt nigdy nie przygląda się bliżej.

- Jeśli można oszczędzić naszym ziemiom wojny i to wyjątkowo brutalnej, bo partyzanckiej i na wyniszczenie, zrobię co w mojej mocy - odparł gorliwie szlachcic. - Zresztą prośba seniora jest jak rozkaz, nie można odmówić.

- Czy ja ci wyglądam na króla? - Rademud wyglądał na nieco poirytowanego odpowiedzią Rogara. - Bez żadnych konsekwencji możesz mi odmówić. Nie ma znaczenia, kim kurwa jestem wobec ciebie. Wręcz przeciwnie.

Rademud usiadł na chwilę na jednym z krzeseł, przez moment rozmyślając. Jednak Zeldan mógł być pewien, że zaraz zacznie mówić dalej.

- Może w pewnym momencie przyjść rozkaz króla, by postępować zgodnie z jakąś jego wolą - kontynuował baron. I ja się nawet zgadzam, że wojsko trzeba trzymać w gotowości. Ale jeśli można obrać nieco trudniejszą ścieżkę, by to uzyskać, nie poświęcając przy tym naszych ziem, to chcę to zrobić w ten sposób. To może okazać się sprzeczne z rozkazami... wyższymi rangą niż moje. Ale chodzi tylko i wyłącznie o dobro tych ziem, bo do tego zostałem też zobowiązany, by zapewnić tu spokój. Dlatego pytam cię Rogarze jeszcze raz, czy dobrowolnie chcesz się podjąć zadania.

- Nie zwykłem cofać raz danego słowa - odparł butnie szlachcic. - Co do króla… Senior mojego seniora, nie jest moim seniorem. Chociaż rozumiem, że jeśli wspomniany rozkaz królewski nadejdzie, a nasza misja się nie powiedzie, będziemy pozostawieni samym sobie? Oficjalnie wasza miłość nie wyda żadnego rozkazu? - po krótkiej chwili dodał z lekkim uśmiechem. - Polityka... Na czym więc ma polegać owo zadanie?

- Na ile będę mógł, będę rozmawiał z królem, jeśli przyjdzie taka okazja - odpowiedział lekko zmartwionym głosem baron. - Ale nie mam niestety jakieś szczególnie mocnej pozycji na dworze królewskim, w przeciwieństwie do innych osób, którym na tym zależy. Co do zadania, to generalnie będzie to misja polegająca na przekonaniu na zakładaniu swoich obozów nie po naszej stronie, zarówno samych nieludzi, jak i paru szlachciców z Verden, do czego szczególnie ciebie, jako również wyżej urodzonego, potrzebuję. Ja zapewnię też na to trochę zasobów, które powinno wam ułatwić negocjacje. Ale szczegóły wolałbym omówić również z resztą drużyny, która uda się w misję. A tych ostatecznie zbiorę na samej uczcie. Natomiast, większość z nich jest ludźmi z zewnątrz, więc chciałbym, żebyś również w miarę możliwości ich kontrolował. Ale czy zostaniesz ich dowódcą, to już będzie twoja sprawa. Mogę na ciebie liczyć?

- Tak, wasza miłość - obiecał już po raz trzeci Rogar. - Kogóż mam się spodziewać w tej kompanii?

- Chciałem skorzystać z mojej gwardii, ale mocno mi tego odradzano, co po przemyśleniu sprawy muszę oddać, że jest mądrym posunięciem. Zrekrutowałem trochę ludzi z zewnątrz, ale sprawdzonych w warunkach bojowych. To znaczy… wprost jeszcze nie zgodzili się na udział, ale wszystkich tu wezwałem na ucztę. Nie ukrywam, że w kwestii dyplomacji najwięcej spodziewam się po twoich umiejętnościach, ale w razie potrzeby przejścia do użycia innych argumentów, to wsparcie siłowe będziesz miał zapewnione. Ale na pewno nie jedynie walka należy do ich talentów. Ale szczegółowo jeszcze nie mogę wszystkich podać, bo choć spływają do mnie informacje o tym, że niektórzy już się pojawili na miejscu, to jeszcze o wszystkich informacji nie mam. Czy może sam masz jakieś życzenia, aby kogoś o konkretnej profesji dołączyć do kompanii?

- Nie wiem na czym dokładnie ma polegać zadanie - zauważył Zeldan. - Na pewno jednak przydać się może cyrulik. Gdyby naszym celem miał być Brokilon, z pewnością dobrze byłoby mieć przy sobie kogoś, kto tam bywał. Może drwal z grup wycinających tamtejsze drzewa? Jakiś skory do współpracy półelf, albo nawet elf też nie zaszkodzi, gdybyśmy musieli nawiązać kontakt z dziwożonami.

- Jeden z wojów, o których wspominałem, mocno zręczny w lecznictwie, więc o ile nie odmówi, to taka pozycja będzie zapewniona. Na pewno poślę też z wami kogoś z moich szpiegów, co tereny Brokilonu i nie tylko będzie znać bardzo dobrze. Z tym ostatnim już gorzej, ale dobrze że się widzimy dzisiaj, postaram się poruszyć na uczcie wśród nielicznych zaufanych, czy kogoś takiego znają. Czyli widzimy się jutro? - zapytał baron, uśmiechając się do Zeldana.

- Oczekuję tego momentu z niecierpliwością, wasza miłość - powiedział Rogar zgodnie z prawdą.

Rademud pokłonił się, następnie uścisnął dłoń Rogara i wyszedł. Szlachcic mógł dosłyszeć, że niedaleko od jego pokoju czekał na niego człowiek, z którym przyszedł. Odezwał się, ewidentnie oczekując rozmowy, jednak baron uciszył go krótkim “za chwilę”. Parę chwil później w pokoju Rogara pojawiła się także służka, która przyniosła poczęstunek, sprzątając brudne naczynia po baronie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 15-10-2018, 11:56   #25
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Zevran uniósł się na łokciach spoglądając na niewyraźny kształt kobiety przy swoim łóżku
- Jolene? To Ty? Co Ty tu robisz?!- odpowiedział wręcz jednym tchem prawdziwie zaskoczony, mimowolnie przyciszając odpowiednio głos. Nie spodziewał się, że tak łatwo jest się dostać nieproszonym, po nocy do domu chorążego.
- Brawo - wzdychnęła. - Nie będę powtarzać głośniej, bo mnie znajdą. Jestem tu po to, by dać ci ostatnią szansę na zmianę wyboru.
- Jak się tu dostałaś?- zapytał, zły na siebie że dał się tak podejść. Jego ręka jednak mimowolnie wsunęła się na udo Jolene, którym jeszcze kilka godzin wcześniej tak ochoczo go nęciła. Jolene nie dość, że tym razem nie była tak wyzywająco ubrana, to jeszcze w zachowaniu czekała na Piwnego Rycerza różnica. Odtrąciła jego rękę ze swojego uda, nie pozwalając póki co na igraszki.
- Maritha to moja dobra znajoma, bywam tu nie raz, więc to nic szczególnego, że wiem, jak się niezauważona tutaj dostać - wyjaśniła ze spokojem. - To, że masz jeszcze szansę pójść ze mną na ucztę, nie zwalnia cię z faktu, że przyrzekłeś to również mojej znajomej. Będziesz też musiał pogłówkować i mi wyjaśnić, jak to chcesz przeprowadzić, by śmiertelnie jej teraz nie obrazić?
Jolene skrzyżowała ręce na piersiach i z rozbawieniem na twarzy zerknęła na Zevrana, oczekując odpowiedzi. Piwny Rycerz przetarł oczy i uniósł się wyżej, po czym usiadł na krawędzi łóżka
- Cóż jeżeli taka z Ciebie dobra znajoma, to nie powinnaś kopać dołków pod przyjaciółką. Ja tu jestem tylko przejazdem i jedna urażona dama wielkiego bólu mi nie sprawi-odpowiedział z przekąsem spoglądając na Jolene.
- No właśnie nie chcę kopać tych dołków i dlatego teraz musisz się wysilić, przedstawiając mi swój plan. Bez tego nie będzie… nagrody - zakończyła, sugestywnie łapiąc się obiema dłońmi za pośladki. Piwny Rycerz odetchnął głęboko, po pobudzeniu spowodowanym nagłym wybudzeniem i obecnością powabnej Jolene nie było już śladu. Wróciło natomiast zmęczenie, spotęgowane faktem, że pierwszy raz po długiej podróży Zevran miał szansę wyspać się w wygodnym łóżku.
- Cóż, poza zabiciem Twej przyjaciółki i jej domowników nie widzę sposobu abym mógł się wymówić z towarzyszenia Marithcie podczas uczty bez urażenia jej, a przede wszystkim jej ojca - odpowiedział siląc się na żartobliwy ton.- Jednakże to raczej postawiłoby moją osobę w złym świetle w oczach barona jak i całej okolicy, tak więc raczej będę zmuszony odstąpić od tego pomysłu.- dodał uśmiechając się lekko.
-Wychodzi na to, że sprawy będą musiały pozostać niezmienione, a mnie niestety ominie nagroda.- dopowiedział po chwili przecierając sobie twarz ręką.
- Zawiedziona jestem - odparła smutnym głosem Jolene. - Miałam nadzieję, że masz większą wyobraźnię. Ale czegóż to można się spodziewać po podróżnym rębajle…
Zakończyła wypowiedź, przez chwilę jeszcze nie wychodząc, ale widząc brak reakcji Zevrana, odwróciła się na pięcie i bardzo cichym krokiem opuściła pokój.
 
Aronix jest offline  
Stary 16-10-2018, 22:04   #26
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Trójka oglądała wnętrze kiwając głowami nad wystawnością i zagospodarowaną przestrzenią. Co bogacze potrafią zrobić ze swoim majątkiem, to jednak nie w kij dmuchał... Mimo, że wszyscy mieli na twarzach wymalowane uznanie, nawet i Rota coś nie zachowywała się tak, jak zwykle. Razem z Diego była coś małomówna. Jedynie Hans podzielił się swoimi spostrzeżeniami na głos.

- No powiem, cholercia, że nieźle się im tu wiedzie, nieźle... Jak te stoły będą tak napchane jadłem, to nawet nikt nie zauważy jak się poczęstujemy... Aż to nawet ciekawy jestem jak tutaj przyprawiają... Mnie to tamte nasze zioła już zbrzydły... A rybki jakieś bym pojadł...

I tak to były drwal spojrzał na swoich towarzyszy, co nawet pyska nie otworzyli i podrapał się po zaroście mieląc w głowie tego powód. Nie widział on paru sińców rękach Roty, ani zadrapań na twarzy Diega. A to długi rękaw robił swoje, a to pysk zakapiora maskował nowe ślady. Nie tylko żołdakom przyszło na wieczorne amory. Nie widział, jak po nocy towarzysząca parka posprzeczała się, a kafar z młotem został odesłany "do swojej cycatej lafiryndy", jak określiła to obrażona blondyna. Za dnia gęby do siebie nie otworzyli, a sami byli nie w sosie.

Nie mniej bez większego przejęcia każdy rozlazł się w swoją stronę. Diego zajrzał w kierunku wyjścia na ogrody, jakoby pamiętając, że tam "piękni będą się dupczyć". Hans stwierdził, że obejrzy część sali przy przystawkach. Rota natomiast, mająca wbitą drzazgę w postaci czaromiotki, skupiła się w miejscu, gdzie będą siedzieć goście. Jako, że Rota sama lubiła czasem prochem wydupić coś w powietrze, to za czasów kopalnianych, coś samoistnie wydupiało w powietrze. Nie były to rzeczy widoczne gołym okiem, a raczej pochowane. To też miast oglądać blady z góry... Zanurkowała pod stół oglądając, czy jakiś przebiegły lis czegoś tam nie zostawił. Podobnie zrobiła z częścią prawą - umeblowaniem gospodarzy.

Przy dziwnych spojrzeniach krzątającej się dookoła służby, Rota zaglądnęła pod stoły. Nie czekało tam wiele ciekawego, poza wiadomością, że ewidentnie z jednej strony ktoś odstawił fuszerę, nie czyszcząc dokładnie spodów mebli, podczas gdy od strony okna ktoś ewidentnie się przyłożył i meble nawet od tamtej strony imponowały czystością. Jedynym elementem, który zwrócił uwagę Roty, była karteczka, dyskretnie przyczepiona do dolnej części siedzenia jednego ze środkowych krzeseł. Szybko odwijając papier, dostała się do jego treści.

Cytat:
Droga Illaro, najmocniej Cię ponownie proszę, byś nie poruszała przy Gedryku tematu Twojego syna. Przypomnij sobie, jak to skończyło się ostatnim razem.
Proszę, Rademud
- Na litość Melitele! - zakrzyknęła jakaś mocno starsza kobieta, zajmująca się sprzątaniem sali. - Proszę nie czytać korespondencyji barona! Na litość! Wyłazić i schować! - krzyczała, wymachując groźnie miotłą, prawie zahaczając o ciało Roty. Zdecydowanie wyglądała na kogoś, kto w przypadku nieposłuszeństwa użyje swego prowizorycznego oręża.

- Babo, gdzie mnie miotłą?! - odezwała się obronnie blondynka chowając wszystko na swoje miejsce. Wychodzić nie planowała po stronie uzbrojonej babiny, przemknęła zatem na drugą stronę stołu, przeruszając ustawione krzesła podczas przeciskania. Powstała na nogi i z wyrzutem ponowiła. - Zamiataniem się się zajmij, a nie mnie w moją robotę się wpieprzasz! Polecenie było, nie do mnie z gębą!
Poprawiła na sobie ubranie jak i pancerz mierząc wzrokiem kobiecinę.

- Babo?! Babo?! Babo?! - kobieta zapowietrzyła się i wręcz zapętliła w swoich krzykach. - Czterdzieści lat w służbie i jakaś młoda siksa nazwie mnie babą! Patrzcie ją!

- Już patrzymy! - Rota usłyszała znajomy głos, za chwilę zza filaru, widząc także twarz mężczyzny, mogła zidentyfikować dowódcę ochrony. - Pani Heleno, proszę się nie denerwować, zatrudniliśmy paru ludzi z daleka, u nich trochę inne obyczaje...

Helena burknęła mu w odpowiedzi, jednak widocznie znała się z nim i nie zamierzała dalej komentować złego zachowania przyjezdnej z Mahakamu.

- Nie dość, że spóźnieni, to jeszcze zlokalizować można was tylko po hałasie - odezwał się tym razem już wkurwiony dowódca. - Gdzie masz tych pozostałych dwóch? I kurwa, jak będziecie tak pyskować do każdego po kolei, to gówno będzie z całego zadania, które wam dałem!

Krzyczał, mocno wymachując rękoma, na koniec wpatrując się w Rotę z żądaniem odpowiedzi.

- Szef się uspokoi - blondynka zapewniła rozjemczym tonem zerkając jeszcze na staruszkę. - Wszystko pod kontrolą. Jeden tu - wskazała w kierunku Hana przy stolikach. - A drugi tam - wskazała w kierunku wyjścia na ogrody. - Zapamiętują każdy szczegół sali i okolicy. A ja właśnie sprawdziłam stoły i krzesła. Nikt nie podłożył niczego... niebezpiecznego. Widzi szef? Kto by szefowi takie rzeczy sprawdzał? My sprawdzamy - chwaliła się nad wyraz starając się wykręcić z sytuacji. - A co do tego zadania... To już od wczoraj się nim zajmujemy, szef może być spokojny. Wyłapiemy wszystko - zapewniła, choć tak naprawdę chciała zrypać wąsacza za sytuację z łaźni, która była efektem jego opieszałości. Nic tylko gadał i kurwił na wszystkich. Już brodate karły były od niego bardziej strawne.

- A co niby by mieli pod krzesła podkładać, ha ha? - zaśmiał się ignorancko szef, jednak profesjonalna odpowiedź Roty wprawiła go w lepszy humor i zdenerwowanie szybko mu minęło. - Ciągle nie wiem, co o was myśleć, bo mam jakieś głupie wrażenie, że albo pójdzie wam zajebiście i dostaniemy dzięki temu w cholerę hajsu, albo wszystko spierdolicie i mnie wywalą z roboty. No ale wyboru już nie mam, nie zmienię was. Coś chcecie, czegoś potrzebujecie? Bo niedługo już nie będę miał chwili, by chociaż mrugnąć.

- No... - zawiesiła się nie mając pomysłu na żadne pytanie. Musiała zmusić szare komórki, by wykrzesać cokolwiek, co niestety trwało. Z drugiej strony nie chciała dawać szefowi kolejnego argumentu na swój nieprofesjonalizm. Wyciągnęła przed siebie palce i poczęła udawać, że liczy kolejne zagadnienia, które ma opanowane i które nie potrzebują dodatkowych pytań. Tak doliczyła do siedmiu, a myślami wróciła do czaromiotki. - No - powtórzyła bardziej pewnie - Imiona, albo nawet lista gości i ich miejsc. Wie szef, jak będzie się do kogo odzywać, by było wiadomo jak... zaraportować - wymieniła dosztukowując na siłę jakiś powód. Doliczyła do ośmiu. - Z jaką tam świtą przyjechała ta cytata, by wiedzieć czy śle swojego parobka. - Palce sztucznie doliczyły do dziesięciu po czym po głębokim skinięciu głową schowały się a wzrok Roty spoczął na osobie mogącej udzielić odpowiedzi.

- Już wam tam lista będzie potrzebna - odparł dowódca, drapiąc się po głowie. - I co, w parę godzin się nauczycie niby na pamięć? Czy będziecie pół godziny czytać przed raportem, szukając właściwej osoby? Wystarczy, że będziecie pamiętać wygląd, głos i takie duperele. A damy se radę, hehe. A co do obstawy, “cycatej”... to jednak wolałbym, byś nauczyła się jej imienia, Lynatta. Obstawy jako takiej mieć nie będzie, przy niej powinien pojawić się tylko jeden typ, Anques. Niski facet w średnim wieku, łysiejący, ma taką szramę na czole, jakby mu kto obuchem porządnie przeciągnął. Bo może i ktoś mu przeciągnął, strasznie śliski to typ. Ale też niby zacny gość na uczcie, więc też mi go kurwa nie obrażać. Ale pilnie słuchać. Coś jeszcze? I te twoje ziomki wszystko wiedzą, czy z nimi też mam gadać?

- Eee... Wiedzą, wiedzą - potwierdziła w ciemno. - I wiem przecież jak ma na imię. W końcu szef płaci za chodzenie za nią. Co ja, nie wiem, jak ma na imię? Oczywiście, że wiem - obróciła kota ogonem, gdzie właściwie jej słowa nie do końca pokrywały się z sytuacją. Splotła ręce pod biustem i zbliżyła się do boku pracodawcy ściszając mocno głos. - Imionami to po cichu, wie szef. A tak swoją drogą - Rota wykonała konspiracyjny rzut oka dookoła i podobnym tonem wtrąciła. - A Illara... To co za jedna?

- Taka miejscowa stara baba… to znaczy szlachcianka! - szybko poprawił się dowódca. - Skłonna do kłótni, zwłaszcza, że została już sama w swoim rodzie, jak jej syn zginął na wojnie. A już mocno za stara, by mieć już kolejnego potomka. A czemu się nią tak interesujecie? Nie mów, że już zdążyłaś się z nią pokłócić!? - zapytał się nerwowo mężczyzna.

- Szef to uparty, co? W końcu płaci za ciekawość - odpowiedziała nieco przekornie nie dając po sobie nic poznać. - Nie widziałam jej nawet. To to właśnie ktoś gadał o tych jej... No, kłótniach. Tak. Że żre się z tym... No... Go... de... rykiem...? Jak burdy tu robić będzie, to... No, ten.. Cycata od razu zwęszy chwile na te swoje gusła, o - ratowała się ucieczką do głównego tematu.

- To przecie całe twoje zadanie, by jej przerywać - odparł zdziwiony dowódca. - Czasem nie wiem, czy wy głupi jak podeszwa, czy mądrzy jak… tamte, no. W każdym bądź razie macie jeszcze jakie pytania? Bo dużo roboty mam.

- Się szeeeeeef nie maaaartwi... Poradzimy sobie, poradzimy. Jeszcze szef będzie tęsknił, jak się z chłopami zabiorę dalej - zapewniła, by nie wyjść na totalną olewaczkę. - Szef się zajmie swoimi sprawami, my się zajmiemy swoimi sprawami... Znaczy się... Szefa sprawami oczywiście.

Następny plan był dość mniej oczywisty. Trzeba było ruszyć szarymi komórkami i mieć w głowie przynajmniej jakiś pomysł, co do odwrócenia uwagi, lub przeszkodzenia Cytatej. W normalnych warunkach można było dać w mordę... Choć niekoniecznie w takowym miejscu było mile widziane. Wydarcie się "e, ty, kurwa!" również było opcją nieakceptowalną. Blondynka przebimbała trochę czasu na tym, by dojść, do jakiegoś sensownego planu. W sumie nie wymyśliła nic nowatorskiego, a jedynie stwierdziła, że najlepszym sposobem będzie naśladowanie. Obmyśliła zatem, że w odpowiedniej chwili zostanie listonoszką i wręczy jej jakiś liścik. Gdy zastanawiała się nad treścią pojawił się Hans.

- No powiem tobie, że rybkę ma~ - nie dokończył gdyż od razu przerwała mu Rota.

- Weź mi znajdź jakiś kawałek papieru z piórem. Wiesz, sprawy służbowe.

- E...? - odezwał się unosząc brwi.

- No, sprawy służbowe. Wiesz... Szef kazał - wciskała kit, by nie musieć łazić nigdzie i za nikim.

- Ale to... A dobra... - wzruszył ramionami stwierdzając, że jest mu to w sumie obojętne. - Diego dalej na zewnątrz? - zapytał na co Rota bez żadnej refleksji kiwnęła twierdząco głową. Widząc towarzyszkę jawnie pochłoniętą myślami westchnął i rozpoczął poszukiwania wolnego pomagiera, mogącemu pomóc mu w realizowaniu "rozkazów szefa".
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172