18-11-2018, 23:26 | #11 |
Reputacja: 1 | Szalupa po raz drugi obróciła na statek i z powrotem. Na mokry jasny piasek zeskoczył bosman i razem z żelaznymi wyciągnął szalupę na brzeg i przywiązał ją do wystających korzeni. Byli w komplecie. Kapitan z Wroną, która za grosz nie wyobrażała sobie, że zostawią ją na statku, dołączył do nich wysiadający również Alchemik. Dzikus stał już na krawędzi lasu i pochylony wąchał liście. Obok niego stał Aulies z strzałą założoną na cięciwie i przypatrywał się czerni lasu. Caledorne dyskutował o czymś zawzięcie ze Steinem. Znając ich na pewno się zakładali, kto z nich ubije więcej wrogów. Żelaźni wyciągali plecaki z zapasami. Bosman z mnichem i dziewczyną podeszli do kapitana, który przypatrywał się małemu oddziałowi. Sami zaprawieni w bojach wojownicy, z którymi nie raz stawał ramię w ramię. Tylko to wilki morskie. Nie wiele znające się na lądzie poza tym, jak trafić do najbliższej gospody. - Ruszajmy jak najszybciej kapitanie - powiedział mnich obracając cały czas w lewej ręce swoje koraliki, prawą trzymając swój kij. - Wolałbym się nie błąkać po ciemku w tej dżungli. Uwagę wszystkich przykuł jednak dzikus, który nagle się poderwał i począł tłumaczyć coś zawzięcie łucznikowi. Ten tylko odwrócił się w kierunku głównej grupy i rozłożył ręce w geście bezradności. Z jego blekotu niewiele można było wywnioskować. W kółko powtarzał: - wald... stinkg… - Słowa które wplatał pomiędzy te brzmiały jak mało wyszukane przekleństwa. Wrona dobyła broń i powiedziała. - Jesteśmy w komplecie idziemy. Mamy jakiś plan? czy po prostu idziemy za Lhobańczykiem i dziewczyną? - Zaraza i wszyscy mroczni bogowie na twój ród, przeklęty keldzie - warknął Zaraan. - Nauczyłbyś się w końcu gadać po ludzku. Cóżeś tam wypatrzył? - zapytał nie bardzo jednak wierząc, że odpowiedź zrozumie, nie mówiąc już nawet że zadowoli. Widząc brak zrozumienia Dzikus urwał liść i podstawił pod nos łucznikowi. Ten odskoczył przekonany, że dzikus będzie chciał dołączyć jego głowę do swojej kolekcji. Zaraan podszedł do obu sadząc wielkie kroki. - Co wy, kurwa, odpierdalacie za szopki? - zapytał - Co jest Dzikus? W odpowiedzi dzikus podsunął liść pod nos Zaraana. Liść wyglądał normalnie tak jak wszystkie inne. Zaraan zaciągnął się domyślając się intencji Kaleda. Liść pachniał.. jak cały ten przeklęty las obok. Intensywnie, był to zapach drzewny lekko słodki, pełny wilgoci. Dzikus nie widząc efektu potarł liść w dłoni mnąc go tak by puścił soki. Wtedy Zaraan to począł. Smród… delikatny zapach zgnilizny i trupa… Widząc minę bosmana Kaled się uśmiechnął, swoimi nierównymi żółtymi zębami. Po czym ruszył przed siebie mamrocząc coś co Zarran mógłby przysiądz zabrzmiało jak: - “Nauczyłbyś się w końcu gadać po ludzku...” Ale raczej mu się wydawało… - To wyspa martwych - mruknął bosman - też żeś odkrycie zrobił. - To postarajmy się do nich nie dołączyć. Zaraan wyznacz szpicę, tylną straż i zwiadowców po bokach. - Dario rozejrzał się po lesie. - Gówno z tego będzie, poza Dzikusem reszta lasu niezwyczajna. Tylko się pogubią, albo do jakiej jamy wlecą. - Odparł bosman. - Idźmy jeden za drugim, lżej przez las się będzie szło. A w razie ataku w kupie będziemy. - Bosman gada dobrze, wyspa to jedna z takich, gdzie ktoś odejdzie na parę chwil i już nie wraca. Niech Dzikus i Huai Ren prowadzą, Aulies na tyłach. Czuj duch, konfraternia. Nie żreć niczego, bo zejdziecie. Dobrze, żeśmy zapasy wzięli ze statku. Woda na tej wyspie pewnie zatruta będzie. - Wrona, przy mnie, bez pierdolenia. Huai, prowadź. Idziemy czym prędzej. Po czym podążył za mnichem, rozglądając się. Nie lubił schodzić na ląd. Trzymał rękę na głowni szabli, węsząc niebezpieczeństwo. Zagłębili się w gęsty las. Dookoła nich zapadła niemal natychmiast ciemność. Przez skłębione powykręcane konary koron drzew przebijało się niewiele światła. Było duszno i gorąco. Każdy krok grzązł w gęstej ściółce. Długie kolczaste pędy łapały się nóg i ubrania. Było duszno, pot pozlepiał im włosy. Po pół godzinie marszu w takich warunkach zaczynali odczuwać zmęczenie. Mieli wrażenie, że ten las wydziera im z każdym oddechem cząstkę życia. Uczucie potęgował brak odgłosów. Nie raz byli na tropikalnych wyspach. Zawsze towarzyszyło im piszczenie małp i odgłosy ptaków. Tutaj było aż za cicho. Dzikus szedł czujnie, za nim mnich, obaj wydawali się najmniej przytłoczeni tym niegościnnym miejscem. Zeszli właśnie z dość stromego wzniesienia i mieli się już wspinać na następne. Gdy do odgłosów towarzyszących ich zdyszanym oddechom dołączył inny. Zupełnie jakby coś szurało po gruncie i ocierało się o omszałe kamienie. Odruchowo część załogi przystanęła wyczulona. Nagle ciszę przerwał wrzask Auliesa, którego ciało pofrunęło do góry. Wszyscy poza totalnie zaskoczonymi Kapitanem i Zaranem rzucili się w bok. Z ciemności wyłowili ruch. Jedno z drzew się poruszało. Jego skręcone martwe głęzie wiły się teraz wokół nich, a nad nimi pochylała się przerażająca na wpół ludzka na wpół roślinna martwa poczwara, spróchniała, obrośnięta lianami i porostami. Jej kora się rozwarła ukazując gardziel ociekającą dziwnym zielonym śluzem i warknęła. To była jednak załoga Morskiej Wiedźmy. Zaprawieni w bojach piraci nie boją się niczego! Zareagowali błyskawicznie. Aulies mimo przerażenia malującego się na jego twarzy upuścił łuk i wyszarpnął sztylet próbując się odciąć, jednak ostrze ześlizgnęło się twardej korze.. Obaj żelaźni ruszyli z podniesionymi tarczami atakując krótkimi ostrzami. Jednak grunt był zdraliwy. Pierwszy potknął się o gałąź i upadł. Drugi zatrzymał się w pół kroku osłonił go tarczą i pomagał towarzyszowi wstać. Wrona ruszyła biegiem w las starając się zajść wroga z drugiej strony. Stein z Caledornem rzucili sobie porozumiewawcze spojrzenia i bez jakiejkolwiek taktyki rzucili się do straceńczego ataku wymachując toporami. Jednak ich uderzenia nie robiły na potworze żadnego wrażenia. Raz za razem odbijając się od twardej jak kamień kory. Nawigator dostrzegł. Jak Dzikus z przerażeniem cofa się gąszcz mamrocząc coś pod nosem i drżącymi rękami wyszukuje jeden z talizmanów, którymi był obwieszony. Nad wyraz czujny mnich momentalnie złapał swoją towarzyszkę i zaczął ją odciągać z dala od potwora. |
19-11-2018, 15:57 | #12 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! Ostatnio edytowane przez Santorine : 19-11-2018 o 16:00. Powód: * |
19-11-2018, 16:05 | #13 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
02-01-2019, 13:03 | #14 |
Reputacja: 1 | Tunel był ciemny i wąski. Opadał delikatnie w dół. Poruszali się jeden za drugim na czworakach. Dłonie ślizgały się na wilgotnej skale. Powietrze było stęchłe, a im schodzili niżej tym było bardziej wilgotno, duszno. W niektórych przejściach tarcze musiały być przepychane niemal na siłę. Po paru minutach przeciskania się wąskim tunelem zaczął się on rozszerzać by wyprowadzić wszystkich do obszernej pieczary. Było to wysoko sklepione pomieszczenie. Gdzieś w szczycie był naturalny świetlik dość dobrze oświetlający jeziorko na którym stał przycumowany stary okręt. Jego żagle zgniły i rozpadły się. Deski zbutwiały a liny. pokryły się porostami. - Statek Karchedona! - Powiedział Ren wychylając się by rzucić okiem w dół z półki na którą wyszli. W pieczarze panowała cisza. Zakłócana tylko przyspieszonymi oddechami załogantów. Reszta ruszyła za Mnichem rozglądając się po pieczarze.. Na dole pod ścianą jaskini stała niewielka sterta beczek i skrzyń zbutwiałych i spróchniałych. Nigdzie nie było widać hałd złota i drogich kamieni… Mnich złapał za rękę dziewczynę i zaczął z nią schodzić wąską ścieżką w dół. - Uważajcie - rzekł do swoich ludzi bosman - Skoro tam trupy chciały nas dopaść, tu też mogą być. I prośmy bogów by było ich mniej niż na górze. Powiedziawszy to ruszył za mnichem. - Cóż, okrytych złotem pałaców się nie spodziewałem - rzekł Heist, który z pogardą splunął w kierunku okrętu. - Czy to tutaj Karchedon ukrył swoje złoto, mnichu? Powinniśmy uważać… Okręt wygląda na jeden, co mają pułapki, jeśli wierzyć opowieściom o czarowniku… - Tak jak rozkazałem pawężnicy przy mnie. Jeszcze parę wybuchowych niespodzianek mam. Zaran ktoś z naszych zna się na pułapkach, jeśli tak to go pogoń na szpicę. - Dario szybko przeliczył mikstury. Zejście było strome i śliskie. Schodzili powoli ostrożnie stawiajac kroki. Jedynie mnich zdawał się być zniecierpliwiony. Dario domyślał, się, że wyczuwa zapewne demona, który zgodnie z opowieściami gdzieś w tym miejscu miał się kryć. Z dołu statek robił jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie. Spróchniałe deski straszyły. Pod linią wody kadłub porośnięty był skorupiakami, które na pewno przeżarły deski. Sterta potencjalnych skarbów w pod ścianą jaskini wydawała się jakaś taka mała. Mnich przyśpieszył kroku kierując się w stronę przegniłego trapu. Powiedział: - Skarb może być ukryty za jakimś tajnym przejściem lub iluzją. Część może być jeszcze na statku. Ja idę na pokład i spróbuję załatwić swoje sprawy.. W jaskini dalej panowała cisza, nie było widać, żadnego wroga. - Nie rozłazić się na razie - powiedział rozglądając się - Jak mnich znajdzie demona to na pewno przyleci tutaj. Nie po pomoc rzecz jasna, tylko byśmy zajęli uwagę demona. Najlepiej się upewnić, że demon sczeźnie i dopiero wtedy szukać skarbów. Nic mam po zlocie, jak będziemy musieli uciekać z demonem na karku… wprost do lasu gdzie trupy czekają. Skoro skarb czekał tyle lat to i jeszcze chwilę może poczekać. Heist pokiwał głową. - Bosman dobrze gada. Odczekajmy nieco na Huai Ren, niech sprawdzi, czy są pułapki… Potem wejdziemy w paru ludzi na pokład. - Ruszajmy tu i tak nic nie zrobimy. Zarzucić liny i wchodzimy. - Dario był coraz bardziej poirytowany obawa o los i zdrowie najbliższych. Załoga zwlekała chwilę, zanim nawigator w obstawie dwóch tarczowników wyszedł na czoło i ruszył za mnichem. Mnich poruszał się pewnie i szybko. Nawigator nie wierzył zbutwiałym deskom trapu i był znacznie ostrożniejszy. Z bliska okręt wyglądał jeszcze gorzej. Był dziurawy jak sito. Musiał się wspierać na jakiś skałach pod wodą inaczej by się nie utrzymał na powierzchni. Pokład był w nieco lepszym stanie niż trap, ale również porośnięty porostami i zbutwiały. Było cicho, aż za cicho. Nie było wiatru, nie było słychać szumu morza. Mnich ruszył w kierunku dziobu wraku. Pokład skrzypiał przy każdym jego kroku. Cała załoga weszła na okręt stąpając ostrożnie. Trzymała się razem z bronią gotową rozglądali się czujnie, a z tego miejsca był widok na całą jaskinię. Jezioro było wąskie i długie, a jego dalszy koniec tonął w mroku. Był to stary okręt z resztkami czarnych żagli. Zniszczonym olinowaniem i tylko jednym kasztelem z tyłu okrętu. Mnich dotarł na miejsce rozpostarł szeroko ręce i rozpoczął zaśpiew w dziwnym języku, w którym rozmawiał z demonem już wcześniej. Jego głos rozlewał się po jaskini wzmacniany dziwną akustyką tego miejsca. Dziewczyna niemal bezwładnie upadła u jego stóp. Wszyscy zamarli na moment oczekując, że coś się wydarzy, jednak nic się nie stało. Aulies już miał wygłosić jakąś komiczną jego zdaniem uwagę. Gdy mnich nagle poderwał dziewczynę na nogi w jego ręce zalśniło krótkie, pofalowane zielonkawe ostrze, szybkim gestem poderżnął jej gardło po czym wychylił ją przez burtę by jej krew spływała do wody. - Wzywam Cię o Briachridemusie. Władco czarnych odmętów. Zatapiający wyspy. Pożerający statki. Przyjmij tą ostatnią kroplę twojej krwi, którą ukradł ci przeklęty Karchadeon. Bądź wolny mój władco! Uwolnij się z okowów śmiertelnych i zadaj im cios! Panie mój!!! - kłos mnicha przeszedł w głośny charkot - DAAAAJ MI MOCC BYM MÓGŁ WALCZYĆ DLA CIEBIE!!!!! Gdy tylko pierwsza kropla krwi dziewczyny dotknęła wody. Ruszył się potężny wiatr, a ziemia zdawała się drżeć w posadach. Trap rozpadł się w momencie a załoga zachwiała się na nogach. Gdy tylko stało się jasne, że mnich zdradził. w momencie, gdy podrzynał gardło dziewczynie, Pierwszy cisnął alchemicznym flakonem wybuchu, tylko on jako jedyny z załogi nie wierzył zdradliwym mnichowi i zawsze miał baczenie na jego działania. - Zapłacisz za to! - ryknął Heist, wyjmując łuk - Zadarłeś ze mną po raz ostatni! Kapitan wypuścił strzałę w kierunku mnicha. Ledwie śmignęła strzała z łuku kapitana, Zaraan z zakrzywionymi mieczami w dłoniach runął na zdradzieckiego mnicha. - Caeldorne, reszta! - zakrzyknął kapitan. - Pilnować tyłów! Wrona, przy mnie. Zaaran, ostrożnie z bastardem! Weźmiemy go tylko ty, ja i pierwszy! |
04-01-2019, 17:21 | #15 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
08-01-2019, 23:23 | #16 |
Reputacja: 1 | Bosman mimo odstręczającego zapachu miał ochotę się tej stercie śmieci przyjrzeć. Woda w jeziorze była słona. Musiało więc być jakieś połączenie z otwartym morzem. Zapewne wylot jaskini krył się gdzieś w mroku. - Miejmy się na baczności - powiedział bosman - coś za łatwo nam poszło. To bydle z wody zabrało tylko trupa. Może nabrać ochoty na więcej mięsa, bo mnich był żylasty. - Przeprawa z powrotem na górę będzie forsowna - rzekł kapitan, przyglądając się stercie śmieci. - Odpocznijmy nieco i opatrzmy rany. - Wrona do roboty.Opatrzyć rannych. Reszta przeszukać ostrożnie statek. - wydał rozkaz Pierwszy. Sam też ostrożnie ruszył na przeszukiwanie statków nasłuchując i obserwując niebezpieczeństwa. Załoga sprawnie zaczęła się organizować. Bosman razem z Ferusem i Dzikusem ruszył w kierunku sterty śmieci. Podniósł pierwszą beczułkę. Była zbyt lekka. Potrząsnął ją przy uchu. Nic w środku nie chlupało. Rzucił ją na bok. Uderzyła w skałę i roztrzaskała się w drzazgi z głuchym hukiem. Była pusta. Widząc miny towarzyszy bosman był pewny, że oni również nic nie znaleźli. Kapitan widział, że załoga była wyczerpana, poobijana i zmęczona, a brak jakichkolwiek zarobków zrodzi na pewno frustrację. Pogoń za tym skarbem wyjątkowo się im nie udała. Kapitan opadł na mokry piach. Sam był przemoczony a na dodatek stracił kapelusz. Zaklął pod nosem i kopnął nogą piach. Bosman przysadził się do dużej skrzyni spodziewał się, że będzie pusta. Jednak nie była, poczuł ból w przeciążonym barku. Ta skrzynia była cięższa. Gestem ręki zawołał kompanów. Dzikus wsadził sztylet pod wieko uderzył kilka razy i podważył spróchniałe wieko. Cała trójka momentalnie zaglądnęła do środka i chyba całą jaskinie przeszedł głośny jęk zawodu. Cała skrzynia wypełniona była gruzem. - Sprawdźcie co pod kamieniami - zakomenderował bosman. - Może tylko dla niepoznaki po wierzchu jest to gówno. Kapitan skinął głową na słowa bosmana. Sam zastanawiał się, jak wybrnąć z tej sytuacji, rozglądając się tu i ówdzie. Nie był do końca pewien, czy pozory ich nie myliły. Marynarze niechętnie zabrali się za opróżnianie skrzyni. Była ona chyba największa z wszystkich jakie podstawione były pod ścianą. Gdy byli w połowie bosman zauważył, że poza stertą głazów, którą z mozołem wyrzucają jego kompani w jaskini nie wala się tyle gruzu. Frustracja w marynarzach rosła. Wizja, że może coś jest tylko przykryte tym gruzem znikała z każdą warstwą gruzu którą wyciągali. Frustracja sięgnęła jednak zenitu, kiedy Caledorn wyciągnął ostatni większy głaz i zobaczyli dno skrzyni było puste. Wściekłość targnęła wojownikiem złapał pierwszą rzecz jaką miał pod ręką, a była to wielka pusta skrzynia i rzucił nią o skałę. Rozbryzła się na wióry w głośnym trzasku. Stojący dookoła skulili się w ostatniej chwili unikając zmiażdżenia. Caledorn oddychał ciężko, mięśnie miał napięte. Błysnęły ostrza dobywanych sztyletów. Kapitan już miał wkroczyć do akcji i uspokoić towarzystwo. Gdy nagle zamarł. W ścianie jaskini w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stała skrzynia znajdował się otwór a w nim coś złociście połyskiwało. Ignorując towarzystwo przypadł do otworu i przyglądał się mu. Otwór był niemal wielkości skrzyni. Mężczyzna mógł na klęczkach wejść do środka. Wyglądało na to, że ktoś wykuł przejście do mniejszej pieczary. Zaś gruz dla niepoznaki wpakował do wielkiej skrzyni zasłaniającej wejście. Idealna kryjówka!... W środku było bardzo ciemno, jednak w bladym świetle wpadającym z jaskini coś tam w środku połyskiwało złociście.. Kapitan był pewny. Zmrużył oczy i przyglądnął się uważniej… To było coś niewielkiego okrągłego… MONETA! ZŁOTA MONETA!! Dario przyglądał się poczynaniom kapitana. - Kapitanie i jest tam coś wartościowego. Heist wyciągnął szablę, pełen niepokoju. - Idziemy - rzekł Heist. - To pewnie nie koniec niespodzianek, jakie ma ta przeklęta wyspa. Bądźcie uważni, komitywa! Choć błyszczy się jak złoto, kto wie, jakie pułapki może skrywać? - Pierwszy, ze mną. Za nami Zaaran. Zrobimy rekonesans, jeśli będzie bezpiecznie, zwołamy resztę drużyny. - Słyszeliście psy? Może jeszcze się obłowimy. Pilnujcie by nam nikt drogi nie odciął. - powiedział Bosman i wyciągnął jeden miecz gotując się do wejścia. |
23-01-2019, 18:37 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
24-01-2019, 09:35 | #18 |
Reputacja: 1 | - Aulies! - wrzasnął kapitan. - Otrząśnij się, do używanej przez dwudziestu chłopa kurwy portowej! Wioślarz, jak będziesz płynąć z powrotem, przytachaj łuk! Po czym wymierzył w najbliższego i wypuścił kolejną strzałę. - Niech spieprza do łodzi - odrzekł Zaraan - nic tu po nim. Wróci z łukiem i będzie osłaniał nas, gdy szalupa będzie przybijać do brzegu. Dario wyczekiwał aż nieumarli podejdą na odległość celnego rzutu. Potem dopiero miał zamiar rzucić bombę , lecz gdyby towarzyszom udało się powstrzymać na odległość nieumarłych do czasu wejścia do łodzi miał zmar cisnąć eliksirem wybuchu dopiero na samym końcu przy odpływaniu aby zniechęcić nieumarłych do zbliżania się do łodzi.* Nawigator widząc nadciągająca czwórkę przeciwników, trzymali się razem, to była idealna okazja. Podbiegł ponownie do przodu wziął zamach i wyrzucił butelkę delikatnym łukiem. Upadła idealnie tam gdzie chciał. Potężna eksplozja wstrząsnęła jaskinią. To musiała być jakaś bardziej esencjonalna mikstura… Nawigator sam był zaskoczony, gdy zobaczył jak po wybuchu dwójka wrogów była niemal rozdarta na strzępy a pozostałe dwa płonęły jasnym płomieniem. Kapitan miał już naciągnięty łuk, a teraz jego cel był ładnie oświetlony. Uśmiechnął się wypuszczając strzałę. Ta trafiła prosto w pierś stwora, ale najwyraźniej nie zrobiło to na nim wrażenia… Aulies opadł na ziemię nie mogąc opanować bólu… Najwyraźniej uderzenie cięciwą było mocniejsze niż wydawało się wszystkim dookoła. Wioślarz nie czekał kilkoma ruchami już zaczął odpływać od brzegu zawracając lekkim łukiem w stronę Wiedźmy. Kapitan czuł, że w tym tempie wypuści jeszcze tylko parę strzał… Nawigator cofnął się do tyłu i dobył swój sztylet. Zombi biegli, ale ten najbliżej potknął się i runął płonąc mocniejszym światłem. Po jaskini rozszedł się już przerażający swąd palonego mięsa… Kapitan ponownie naciągnął strzałę i wypuścił, ta ponownie zaświstala w powietrzu i wbiła się w korpus płonącego zombi. Ten zaś dalej niewzruszony brnął do przodu. Aulies drżącymi rękami dobył z worka przy pasie zapasową cięciwę wstał i próbował naciągnąć łuk. Twarz mu spuchła, praktycznie nie widział na jedno oko. nagiął łuk docisnął go kolanem i z trudem naciągnął cięciwę. Sapnął ciężko. Widać było, że ta przygoda wiele go kosztowała. Zombi rozpędzony nacierał szeroko rozkładając ręce. Ferus przygotował się i gdy płonący stwór był już blisko sam wyskoczył do przodu pochylając się i uderzając tarczą. Cios był potężny, Ferus zatrzymał się niemal w miejscu. Tarcza trafiła rozpędzonego Zombi prosto w twarz. Zombi odrzuciło do tyłu, a z jego głowy została wgnieciona do środka, zmiażdżona papka. Zapadła na chwilę niczym nie zmącona cisza. Ferus stanął sam nie wierząc z jak wielką siłą uderzył stwora, którego ciało pochłaniały magiczne płomienie. Spokój nie trwał długo. Z wrzaskiem wyłonił się kolejny stwór zbiegając na dół. Zarówno kapitan jak i Aulies strzelili ponownie. Obaj chybili, Ręce kapitana drżały już ze zmęczenia. Mimo to naciągnął ponownie łuk i strzała trafiła prosto w oko nieumarłego. Mrugnięcie oka później strzała Auliesa poprawiła w pierś potwora. Nawigator spojrzał w tył i zobaczył jak szalupa dotarła do Wiedźmy i ludzie zaczynali się wspinać po drabinkach. Nastała ponownie cisza...Szalupa odbija i już wracała. Wydawało się już że sprawa jest załatwiona. Gdy z otworu wylała się kolejna fala potworów. Kapitan i Aulies ponownie unieśli łuki. Ale tym razem bogowie im nie sprzyjali. Jedna z poczwar przedarła się i uderzyła w Ferusa, który ponownie próbował swojej sztuczki. Ten jednak uskoczył przed uderzeniem tarczą i sam uderzył szponami w twarz Ferusa. Uderzenie było solidne. Były żołnierz cofnął się krok do tyłu pod impetem uderzenia a na twarzy pojawiły się 3 krwawiące linie. Kapitan ryknął z wściekłości, po czym wyciągnął szablę i natarł na zombie. Zaraan także nie pozwolił na siebie czekać. Oba zakrzywione miecze zatoczyły świetliste łuki. Dario schylił się po kamienie podniósł od razu kilka. Skor nie mógł więcej na razie zrobić miał zamiar ukamienować wszystkie zombi w pobliżu. Pierwszy z kamieni nawigatora skrzesał jedynie iskry na ścianie obok nadbiegających stworów. Kapitan w tym czasie doskoczył i ciął a głowa zombii poleciala łukiem w górę i wpadła z pluskiem do wody. Bosman spóźnił się dosłownie o mrugnięcie okiem ale stanął w równym rzędzie. Sekundę później dołączył do niego Caledorn z toporem. W drugiej linii pozostali Aulies ponownie naciągający łuk i Nawigator z kolejnym kamieniem w ręce. |
27-01-2019, 14:25 | #19 |
Reputacja: 1 |
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 27-01-2019 o 14:27. |
11-02-2019, 14:21 | #20 |
Reputacja: 1 | Byrteria - piękne miasto, piękny port i Sukces jakiego się kapitan nie spodziewał. W dwa dni udało mu się spieniężyć sporą część łupu i uzupełnić niemal całą załogę. Stał teraz na ksztelu rufowym koło koła sterowego o które. opierała się Wrona i patrzyli na uwijającą się załogę. Pierwszy stał na śród pokładzie i nadzorował załadunek, tuż koło jego stóp spała zwinięta w wielką,czarną futrzaną kulę Crrys, która ostatnio coraz śmielej sobie poczynała. Beczki z wodą i worki z prowiantem trafiały błyskawicznie pod pokład. Koło pierwszego stał Dveyer, poprawił okulary i notował coś w kajecie wykłócając się o coś zawzięcie z nawigatorem, najwyraźniej obandażowany bok przestał mu przeszkadzać. Wzrok kapitana przesunął się na ich nowe nabytki. Oddział wojowniczek pod wodzą amazonki Jani. Ich spojrzenia się skrzyżowały Miała blade bystre oczy, piękne umięśnione ciało wojowniczki nie stroniącej od przemocy. W jej ruchach było coś niebezpiecznego. Spojrzenie trwało zbyt długo i było w nim coś magnetycznego. Kapitan pokręcił głową i wtedy dotarły do niego słowa siostry, której mina rzedła z każdą chwilą obecności tych kobiet na pokładzie. Wrona śledziła cały czas wzrokiem Czarną Mambę oprowadzającą nowy narybek po pokładzie i tłumacząc co gdzie jest i jakie na pokładzie panują zasady. - Ja wiem, że załoga nam jest potrzebna, ale powtarzam ci, że te baby to nic dobrego na pokładzie, szczególnie ta cała Amazonka. Jest w niej coś złego. - odezwała się nagle Sterniczka - To dobrze wyszkoleni ludzie, którzy potrafią pływać i walczyć, a tego nam teraz trzeba - odpowiedział kapitan. - Wiem... kurwa.. i to mnie najbardziej wkurwia! - Mruknęła Wrona odrywając się od steru. W tym czasie podszedł do nich pierwszy. - Mamy już wszystko co było nam potrzeba. Załoga jest w komplecie brak tylko bosmana. Nie wiecie gdzie ten olbrzym polazł? - Wczoraj w tawernie narzekał, że miał znajomą z areny w okolicy. No wiesz, może poszedł rozprostować kości, nie każdy ma tak dobrze jak niektórzy na tym statku - warknęła ewidentnie rozeźlona Wrona. Koło nich z liny zsunęła się rudowłosa Kira obwieszona nożami. Zeskoczyła miękko na pokład podbiegla do rufy i wskazała w stronę portu. - Tam coś się dzieje! - krzyknęła i oczy wszystkich momentalnie zwróciły się w tamtą stronę. Ktoś wytoczył się zza rogu przekoziołkował i zatrzymał na samej krawędzi pomostu podrywając się do góry i unosząc broń. W tym momencie zza rogu wyłoniła się potężna figura bosmana. Który w dwóch susach doskoczył do jak się wydawało strażnika miejskiego i potężnym kopnięciem posłał go w przybrzeżne wody. Machnął ręką i ruszył biegiem w ich stronę. Zaraz za nim wyłoniły się dwie postacie. Jedna odziana w piękny niebieski płaszcz obszyty złotą nicią. Obok niej biegła odziana w skóry wojowniczka w biegu naciągając łuk. Zaraz za nimi wyłoniła się grupa strażników miejskich z obnażoną bronią. Ubrana w skóry wojowniczka nagle wybiła się do przodu przetoczyła się przez ramię i wylądowała klęcząc na jedno kolano z napiętym łukiem i nie celując posłała strzałę prosto w strażników. Jeden z nich dostał w oko i runął tarasując drogę kolegom. Wojowniczka nie czekała nawet na to by strzała dosięgła celu ruszyła sprintem. - Co za strzał... - szepnął z rozmarzeniem Aulies stojący ze swoim łukiem tuż przy Kirze. Zaraan w tym czasie niczym taran rozbijał ludzi kłębiących się przy przystani. Jeden z chłopaków portowych potrącony przez Zarrana wywalił się na ziemię przewracając taczki i wywalając beczki pod nogi kobiet biegnących za gladiatorem. Ta odziana w skóry zgrabnie przeskoczyła nad beczkami. Ta druga zawahała się sekundę. Po czym skoczyła w stronę taczek. Odbiła się od nich przeskakując nad przerażonym chłopakiem. Podmuch wiatru zdarł z jej głowy kaptur, a fala rudych włosów rozlała się po jej ramionach okalając piękną twarz aureolą ognia. Kobieta odbiła się od straganu robiąc w powietrzu salto. w jej rękach nie wiadomo skąd pojawił się łuk i strzała pomknęła w stronę nadbiegających strażników. Jeden z nich dostał w gardło i osunął się na ziemię. A odziana w niebieskości łuczniczka zakończyła salto miękko lądując i ruszyła biegiem za towarzyszami. - O ja… - szepnął Aulies z okrągłymi z podziwu oczami. Kilku ze strażników miejskich też miało łuki i widząc, rannych towarzyszy wypuściły strzały. Te ominęły uciekających. - NASZYCH BIJĄ! - wrzasnął kapitan a cała załoga stała już w gotowości przy burcie i ku największemu zdziwieniu kapitana pierwsze napięte łuki wystawiły wojowniczki Jani! Gdzieś z tyłu odezwał się Kabo - A mięso? |