Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2019, 14:00   #21
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Zaraan z rozpędu wpadł w stragan z rybami. Te srebrzystym potokiem rozsypały się po ulicy. Klnąc na czym świat stoi złapał wielki kosz i rozkręciwszy się rzucił nim w łuczników. Niestety na tyle niefortunnie, że na jego drodze znalazła się ubrana w skóry łuczniczka.
Ta jednak w pełnym biegu padła na kolana i kładąc się na piętach prześlizgnęła się na rozsypanych rybach pod lecącym koszem. Ledwie minął ją kosz błyskawicznie podniosła się na kolana i skręciwszy w biodrach strzeliła. Strzała rozszczepiła klin blokujący na wozie stertę beczek. Niestety to było za mało. Ale jej towarzyszka spostrzegła co planowała i błyskawicznie napięła łuk…

- Cholera. W co też ten narwaniec znowu wdepnął.. Załoga wnosiła właśnie ostatnie zapasy po trapie.
Dario chwycił srebrny gwizdek sygnałowy, długi i krótki gwizd powtórzony trzykrotnie wzywał załogę na pokład. Bitwa ni mniej ni więcej znaczył ten sygnał. Stała załoga wiedział co czynić, gdzie ich miejsca. Dzieciaki pokładowe kryły się, tak jak było w rozkazie. Marca przebiegła obok Daria uśmiechając się i gładząc po sznurze bursztynów, które wraz z bursztynowymi bransoletami były nowym prezentem od Pierwszego. Crrys wskoczyła na reję i stamtąd obserwowała zamieszanie. Ona też otrzymała skórzana obrożę z zdobieniami w fale ze srebra. Zreszta wszystkie “dziewczynki” Daria otrzymały prezenty, nawet wychownica Maricy Sara otrzymał srebrne kolczyki z bursztynem. W końcu pieniądz raz jest, raz go nie ma, trzeba korzystać z drobnych przyjemności, a życie, o czym niedawno ponownie wszyscy przekonali się, jest nadwyraz kruche.
- Obsadzić balistę! Strzelcy w gotowości! Pawężnicy do mnie, osłona balisty! Kapitanie co czynimy? Wychodzimy bojowo w morze. - Pierwszy podbiegł do balisty.

- Popędź ludzi, niech załadują czym prędzej ostatki i mogą zrywać cumy – zawołał kapitan. - Zbieramy dupy z portu, już za długo żeśmy tu zabawili, wąs mnie swędzi, jak za długo na Wiedźmie nie jestem.

Parę ostatnich dni w porcie oznaczało dla Heista nic innego niż ciągłe kurwienie się i opilstwo. Kapitanowi nadal nieco szumiało w głowie po wczorajszych hulankach, sam nie był do końca pewien, ile beczek, bowiem już nie antałów wypił, jednak wspomnienie zrozpaczonego wzroku podczaszego kazało mu przypuszczać, że spełnił swój obowiązek.

- Wyceluj no w ten klin – Heist wskazał klin podtrzymujący beczki, który próbowali usunąć Zaaran i jedna ziinzap proc kobiet, które przy nim były. - Nie chcemy wyrżnąć portu, oddać ino jedną salwę, a balistą w wóz. Zagrodzi im drogę, oporządzimy się i odpływamy w ślad za Karchedonem.
- Chyba jednak skarbem, załoga nie będzie zadowolona w pościgu za niczym - Dario poinstruował obsadę balisty i przyczepił do niej wybuchowy ognisty eliksir.
- Trochę wybuchów i ognia nie zaszkodzi. Celować tak by odgrodzić naszych od pościgu.

Potężny huk wstrząsnął portem. Wszędzie dookoła posypały się szczątki wozu i beczek i czarnej lepistej substancji… Kolejny potężny huk wstrząsnął całym portem… Posyłając na ziemię pierwszy rząd strażników podążających za uciekającymi.

- Jasna cholera! - Zaklął Nawigator - To była Smoła!

Kilku stojących najbliżej ludzi zapłonęło niczym żywe pochodnie.

Całe wybrzeże w jednym momencie stanęło w rzece płomienni oddzielając uciekających od pościgu. Ściana ognia sięgała już pierwszych dachów pobliskich domów, a deski pomostu pożar połykał cal po calu.
Rozległ się odgłos dzwonów, a ludzie zaczęli uciekać w panice!
Obie uciekinierki stanęły w przerażeniu. Widząc to Zaraan skoczył złapał je i pociągnął za sobą.
 
Mike jest offline  
Stary 14-02-2019, 19:36   #22
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
W momencie gdy ostatnia beczka wtoczyła się na pokład, ostatnie cumy wciągane były na pokład. Na pomost przy wiedźmie wbiegli Zaraan z obiema uciekinierami. Za nimi gęstniał już wściekły tłum. Chyba ktoś zauważył kto podpalił port… Na czoło tłumu przebił się niewielki oddział straży miejskiej. Może 10 ludzi pod dowództwem. Wysokiego młodego człowieka całego odzianego w czerń w ręce trzymał łuk.




Wyprzedził wszystkich poruszając się bardzo szybko. Stanął naciągając łuk, strzała o czerwonych piórach zalśniła w blasku płomieni pożerających port!

- Merri!! STÓJ!!! - wrzasnął!

- Celować w pomost za naszymi a przed pościg. Rozpieprzyć go w drobny mak! krzyknął pierwszy mocując do olbrzymiego bełtu kolejną miksturę lotosowego ognistego wybuchu.

- Sareen - wrzasnął Zaraan - ładuj zadek na pokład. - Złapał w pół Merri i rzucił ją na zwój lin leżący na pokładzie i sam skoczył.

- Kto na Wiedźmę nie zdąży, ten zostaje w porcie - krzyknął kapitan w stronę bosmana z krzywym uśmiechem. - Ej, postawić mi żagle! Odpływamy z tej zapchlonej dziury! Acz rzecz muszę, że kurwy dobre mieli…

Po czym wyciągnął swój łuk i napiął go, na odczepnego chcąc posłać strzałę w nogę albo w ramię.

Dario obejrzał się.
- A wy co w burdelu jesteście?! Cumy wybierać, żagle bojowe stawiać! Bojowe wyjście w morze!
Wydał rozkaz reszcie załogi.

Okrzyki załogi rozgorzały z nową siłą. Obsługa balisty naparła z całej siły obracając ją i przygotowując do strzału. Vallo wyczekał do ostatniej chwili i nacisnął spust. Potężna skręcona z 3 lin cięciwa zajęczała a bełt z przywiązaną miksturą pomknął w kierunku pomostu. Trafiając idealnie między uciekających a pościg. Eksplozja rozrzuciła dookoła deski pomostu. Pościg zastygł w miejscu, najbliżsi przewrócili się na ziemi.
Z kłębów dymu wyłonił się jednak młodzianin z łukiem przymierzył i wypuścił strzałę. Kapitan zobaczył grot i czerwone pierze po czym potężne szarpnięcie w lewym ramieniu rzuciło go na pokład

Strzały pofrunęły z pokładu zasypując gwardzistów . Kilku upadło jeden zawrócił się ze strzałą wystającą z oczodołu.

Młodzieniec uchylił się przepuszczając pocisk obok. Zarzucił sobie łuk na ramię i skoczył na pokład niewielkiej łodzi rybackiej zacumowanej obok. Przeskoczył szybko przez jej pokład i odbijając się od jej burty doskoczył do liny zwisającej z zacumowanej niedaleko większej jednostki. Zaczął się błyskawicznie po niej wspinać.

Kira stała już na reji odwiązując żagiel. Jej rude włosy falowały na wietrze niczym płomień pożogi rozpełzającej się po porcie.
- WYBIERAĆ PSIE SYNY! - Wrzasnęła.

Vallo i Ojo odskoczyli od balisty doskoczyli do krawędzi kasztelu i saltem zeskoczyli na pokład dobiegając do lin zaczęli je ciągnąć. Natychmiast doskoczyli do nich pozostali wybierając

Caledorn zaczął potężnym niskim głosem starą szantę przekrzykując rwetes i nadając rytm załodze.

Wypływamy bladym świtem
Przynosimy Ogień i Krew
Bitwa już tuż przed nami
Tak bardzo się nas boją
Już wznosimy naszą broń!
GOTOWI DO ATAKU!!


GOTOWI GOTOWI GOTOWI!! - Odpowiedział tłum

DO ATAKU!!! - Jak huk rozniosło się po porcie.

Płótno wybrzuszyło się i szarpnęło statkiem. Trap powoli zaczął się obsuwać. Sareen dopadła burty i przetoczyła się po pokładzie dysząc jak zagoniony koń.

Zaraan złapał w pasie Merri i pchnął z całych sił. Dziewczyna potknęła się ale złapała się burty. Dziewczyna była cięższa niż Zaran przypuszczał. brakło mu siły. Trap usunął się spod nóg. Czarnoskóry gladiator tylko zamielił rękami w powietrzu i runął w dół prosto w słone wody portu.

Kira już była w powietrzu przeskakując na drugi maszt. Tuż koło niej stał już Ojo i szybko rozwijali węzły. Płótno opadło.. Marynarze już biegli naciągać liny

Przy kapitanie była już Czarna mamba i Marice. Ta pierwsza uniosła delikatnie kapitana. Strzała utknęła w ramieniu. Wszędzie było sporo krwi.
Czarnoskóra szamanka powiedziała.

- Pomóż mi go odprowadzić do kajuty. To trzeba wyjąć - Wskazała na długie drzewce zakończone czerwonymi piórami.

Nawigator był już na dziobie. Widział, że będzie ciasno. Statek nabierał prędkości. Wyjście z portu było wąskie musieli skręcić mocno na bakburtę inaczej mocno przerysują wiedźmę!

Statek delikatnie skręcał. W tym czasie na drugim pomoście odcięci ogniem strażnicy zbierali się do oddania salwy w kierunku uciekającego okrętu.
 
kymil jest offline  
Stary 15-02-2019, 15:39   #23
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Dario szybko zlustrował sytuację.
- Kira dziesięciu doświadczonych do żagli! Chcę więcej żagli na sterburcie, luzować od strony bakburty! Wrona jak najciaśniejszy skręt na bakburtę! Caeldorn czterech wioślarzy na bakburtę, skręt na wiosłach, mają zrobić opór! Vallo rzuć linę bosmanowi! Balista w łódź rybacką! Aulies zdejmij tego goniącego! Hani, Hami, Herri powstrzymać wrogich strzelców!
Dario wydał rozkazy, samemu przygotowując miksturę wybuchu. Miał ją zamiar użyć w razie potrzeby.
Vallo lekko oszołomiony wydarzeniami, z opóźnieniem dostrzegł bosmana w topieli. Dopiero rozkaz Diakomsona zmusił go do działania. Dopadł do leżącej nieopodal na pokładzie równo zwiniętej liny. Wprawnym ruchem rozwinął i jej drugi koniec rzucił Ojjowi.
- Na wszystkich bogów Faberterry, trzymaj! - polecił kompanowi. Sam zaś z rozmachem rzucił linę w kierunku walczącego z wodą Zaraana.
Wielka dłoń bosmana zacisnęła się na linie. Potężnie mięśnie ramion ciężko pracowały by wywindować go na górę.
- Dzięki - skinął głową, a potem ryknął - Dosyć odpoczynku! Do roboty!
Sam doskoczył do burty i wciągnął wisząca tam dziewczynę na pokład.
- Zaraan twoja dama może jeszcze strzelać? Jeśli tak to zdjąć tego narwanego głupca ścigającego nas! - Pierwszy przypatrywał się sytuacji w porcie.
- Sareena, strąć tą wiewiórkę kicająca za nami. Bo chyba wciąż potrafisz strzelać? - Zaraan wyszczerzył zęby.
Dario w tym czasie szukał wzrokiem jakiegoś statku do zatarasowania wyjścia z portu, na tyle lekkiego, by można było go pociągnąć kawałek za “Wiedźmą”, na linach, a potem zatopić, tarasując na długo wyjście z portu.

- Kurwaa! - wrzeszczał Heist. - Dajcie mi no tego, co na mnie łuk podniósł, ze skóry obedrę!
Valloris zerknął z uśmiechem na kapitana, który ryczał niczym buhaj. - Złego diabły nie wezmę. Stary dzisiaj nie sczeźnie - splunął za burtę odganiając złe. - Dobra, Ojo, łapmy się za te żagle, pomóżmy chłopakom.

Ojo złapał jeden koniec liny drugi wylądował tuż obok Bosmana. Ten z trudem go chwycił łykając nieco wzburzonej słonej wody. Wtedy Ojo zawinął linę wokół siebie, naprężył ją i rzucił się z rei wykorzystując belkę niczym bloczek. Bosmana niemal wydarło z wody uderzył w burtę i pojechał po niej jak po windzie. Złapał się za krawędź i przeskoczył niemal w tym samym momencie Ojo wylądował na pokładzie uśmiechnięty. Bosman czuł, że będzie miał sine prawe ramię. Wypluł jednak wodę i uśmiechnął się do kompana.

Wtedy zaświszczały strzały. Vallo widział wyraźnie jak Heri przymierzająca się do rzutu dostaje w rękę z atlatlem. Niemal upuściła broń. Ale zamykając oczy szarpnęła się i wyrzuciła oszczep. Dopiero wtedy usiadła przy burcie chowając się i wydarła strzałę z ręki, wydawało się, że będzie z nią ok. Gorzej jednak z mocującym się z wiosłem młodym chłopakiem. Strzała trafiła go w ucho grzęznąc w czaszce. Opadł na ziemię bez życia. Caledorn wydarł z jego martwych dłoni wiosło i doskoczył do dulki.

Kira doskonale widziała stojąc na maszcie jak strzały wojowniczek Jani trafiają w cel. Szyk łuczników się niemal złamał. Widziała też Auliesa, który wymierzył w skupieniu i wypuścił strzałę. Ta pomknęła prosto w biegnącego po pokładzie niedalekiej łodzi odzianego na czarno młodzieńca. Trafiła go prosto w pierś. To był potężny strzał. Powinien przeszyć go na wylot. Kira pomyślała, że jak bosman nie ufunduje za ten strzał zębów Auliesowi to ona to zrobi… Wtedy strzała uderzyła w duży srebrny guzik zapinający kurtę wroga. Krzesząc iskry odbiła się w bok. Kira aż zamarła. Odziany w czerń cofnął się pod impetem uderzenia, ale nawet nie upadł. Podniósł łuk i strzelił. Kira zareagowała zbyt wolno. Strzałą ją dosięgła, a impet trafienia strącił ja z reji na której stała. W ostatniej chwili złapała się liny i zawisła. Tuż pod prawym obojczykiem sterczała strzała z czerwonymi lotkami.
Morska wiedźma rozpędzała się z każdą sekundą. Rozciągnięty drugi żagiel pod ostrym kątem ciągnął statek w mocny przechył. Wiosła opadły w wodę. Marynarze posinieli z wysiłku próbując stawiać opór. Drewno skrzypiało niezadowolone. Ale burta kupieckiego statku zbliżała się za szybko.

Zaran kończył wciągać Merri kiedy Wrona stojąca z tyłu wrzasnęła!

- JA PIERDOLĘ! TRZYMAĆ SIĘ!

Wtedy świat zachwiał się w posadach, a dwa statki zetknęły się burtami. Rozległ się huk pękającego drewna. Wszędzie posypały się drzazgi. Wstrząs niemal przewrócił statek. Żeglarze podnieśli wiosła oni byli bez podparcia. Caledorn wbił się w burtę i opadł na deski pokładu trzymając się za potłuczony brzuch. Jeden z jego podkomendnych nie miał tyle szczęścia siła uderzenia wyrzuciła go za burtę. Runął w wodę i już nie wypłynął.

Czas zamarł oba statki jęczały, drewno pękało dookoła fruwały drzazgi. Nagłego szarpnięcia nie wytrzymałą jedna z lin mocujących skrzynie. Ta się oderwała i z potężnym impetem ruszyła przez pokład. Herri Patrzyła właśnie na wyjątą z rany strzałę nawet nie spostrzegła zagrożenia. Skrzynia z przerażającym impetem wgniotła ją w burtę. Herri nawet nie zdążyła krzyknąć. Słychać było tylko głuchy dźwięk trzaskających desek.

Koło Balisty też było słychać krzyki. Przewrócił się stojak z bełtami przywalając Devyera.

Kolejne szarpnięcie wyrwało Wiedźmę na wolność.

Wrona jako jedna z niewielu ustała cały czas trzymając koło sterowe. Popatrzyła za siebie. Statek z którym się zderzyli oderwał się od na wpół połamanego pomostu, powoli dryfował na środek portu nabierając nieśpiesznie wody, Wszędzie dookoła było pełno desek.

Całą załoga poruszała się jakoś niemrawo ogłuszona hukiem zderzenia. Ktoś coś krzyczał ktoś coś wołał, ale ludzie nie reagowali.
- Wstawać, nie czas jeszcze, żeby umrzeć - zawołał kapitan, podnosząc się z pokładu. - Głowy nisko i spiąć dupy, bośmy jeszcze stąd nie wypłynęli. Pomóż mi kto z balistą, kto umie! Ustrzelę drania, co strzelać śmiał. Pracować dalej przy żaglach. Kontynuować ostrzał, ale defensywnie. Zaraz odpłyniemy, ludzie nie muszą przypłacić krwią więcej, niż powinni.
Po czym sprężył się i doskoczył do balisty, przy której chwilowo stał tylko Szczur. Zamierzał ją załadować i uderzyć w statek rybacki.

Vallo nieco oszołomiony uderzeniem, na komendę kapitana, podbiegł do balisty z pomocą. Sprawnymi ruchami razem ze Szczurem zaczął ładować machinę.
- Aj, aj, kapitanie - wyszczerzył zęby do Heista w uśmiechu. - Proszę sobie wybrać cel. Za chwilę będziemy gotowi na wystrzał.
- Trymować! Wyrównać fały, wiosła w górę! Balista rozwalić mi tą krypę rybacką! - Dario był wściekły, że banalnie prosty manewr nie wyszedł, w końcu nawet durnie z załogi powinni go wykonać, tak by nie zawadzić o statek.
- Vallo! - wrzasnął doskakując do balisty - Pomóż Kirze, ja zajmę się balistą. Szybko zanim ją ustrzelą.
Do załadowania użył bełtu przygniatającego Deveyera.
“Staruszek, jednak oberwał mocno. We łbie mu się kotłuje. Rozkazy zmienia jak rękawiczki” - pomyślał Valloris. Nie czas jednak było na dąsy. Skinął kapitanowi głową i ruszył w kierunku Kiry z pomocą.

Łucznicy przebiegli na rufę. Sarren krzyknęła na mój rozkaz i wszystkie naciągnęły cięciwy i zamarły na wdechu.
- TERAZ! - Grad strzał opuścił pokład wiedźmy i delikatnym łukiem opadł w kierunku strażników. Tym razem odziany w czerń młodzieniec nie miał tyle szczęścia. Aż troje łuczników wzięło go na cel i żaden nie spudłował. Jedna strzała utknęła w piersi, druga w nodze trzecia w prawej ręce. Młodzieniec zatoczył się do tyłu i runął ze schodów kasztelu okrętu na którym stał. Przekoziołkował ze schodów i padł bez przytomności na deski pokładu w powoli rozszerzającej się kałuży krwi.

Część gwardzistów również osunęła się bez życia na ziemię. Łuczniczki uśmiechnęły się złowieszczo. Żadna z nich nie zamierzała strzelać ostrzegawczo, nie wtedy kiedy oni strzelali do kapitana i ich załogi.

-KIRA! - zgiełk na pokładzie przekrzyczała Czarna Mamba w kilku susach dopadając przygniecionej skrzynią dziewczyny. Marice już przy niej była - Zostaw ją pomóż kapitanowi, niech nie zrobi nic głupiego. - Mówiąc to delikatnie odrzucała na bok szczątki skrzyni przygniatającej Kirę.

Marice podbiegła do kapitana szarpiącego się z balistą. Obok niej jak spod ziemi wyrósł rosły Zaraan zarzucając na łoże ciężki Bełt. Devyer leżący pod stelażem jęczał próbując wypełznąć spod ciężaru. Po chwili balista skierowała się w dobrą stronę gotowa do strzału.

Vallo w kilku skokach dotarł do masztu i niczym małpa wspiął się na reję by odwiązać linę, która powstrzymała Kirę przed upadkiem. Zdawał sobie sprawę, że wystawia się na strzał, ale szybko odwiązał linę skrył się za drzewcem masztu i zapierając się szeroko rozstawionymi nogami powoli opuścił piratkę. Która zeskoczyła na deski pokładu, przypadła do ściany kasztelu i opadła ciężko na beczkę przyglądając się swojej ranie.

Z brzegu posypały się strzały były jednak niegroźne.

Załoga na pokładzie uwijała się jak w ukropie. To byli doświadczeni ludzie na swoim miejscu. Żagle ustawione wiosła wciągnięte. Statek był na idealnym kursie i nabierał prędkości.

Morska wiedźma mimo uszkodzeń mknęła do przodu niczym strzała.

Mamba westchnęła z ulgą odrzucając na bok największy kawał skrzyni. Kira miała złamaną nogę, strzałę w ramieniu, leżała bez przytomności ale ta cała czerwona posoka to nie była jej krew. Mamba pociągnęła nosem.. Wino… i to parszywe. Ktoś w tej skrzyni przemycił na pokład gęste słodkie wino!

Mamba bez wahania szarpnęła za nogę nastawiając ją. Herri wrzasnęła z bólu wracając do życia w bardzo bolesny sposób. Wrzask ucichł w momencie, kiedy Mamba wepchnęła wrzeszczącej kobiecie garść czerwonawych, wysuszonych liści do ust.
- Żuj to! - Wrzasnęła tonem nie znoszącym sprzeciwu, by zaraz dodać łagodniej - Zaraz przestanie boleć. - Nie czekając na reakcję poszkodowanej medyczka złapała dwa kawałki połamanej skrzyni i przy pomocy kawałka tkaniny unieruchomiła kończynę.

Kira z każdym ruchem żuchwy odpływała w przyjemne czerwonawe majaki, rzeczywiście przestawało boleć.

W porcie trwało straszne zamieszanie. Płomienie ogarnęły już przynajmniej jeden budynek wiatr wiejący od lądu wszystko okrywał ciężkim gryzącym dymem. Statek uszkodzony przy karkołomnym manewrze wiedźmy powoli dryfował na środek portu coraz bardziej nabierając wody. Zaraz pewno zatarasuje wyjście z portu.

- GOTOWE - Wrzasnął bosman pomagając szczurowi dociągnąć cięciwę balisty kołowrotem. Kapitan przymierzył gotowy do strzału.
- A tam, kurwa, pospieszyli się łucznicy, ja chciałem sam gnojka ustrzelić z balisty. Trzymać ją w pogotowiu, Vallo, jeszcze kto może wypłynąć z portu.

Wygrzebawszy z głębokich kieszeni płaszcza piersiówkę, golnął potężnie i otarł usta.
- Medyk, trza mi wyjąć tą strzałę z dupy, znaczy się, z klaty. Niech ktoś wygrzebie Dveyera spod skrzyni, będzie potrzebował razem z cieślą ocenić zniszczenia Wiedźmy. Mamba, kiedy ogarnie mnie, niech rzuci okiem na resztę załogi - rzekł.
- Dario, jeśli okaże się, że statek jest uszkodzony, będziemy musieli wytyczyć drogę, aby bezpiecznie go poskładać. Mamy na to dość żarcia dla ludzi i zasobów. Tymczasem, ponawiamy rejs za skarbem.

Dario rozejrzał się. Statek, którym miał zamiar zatarasować wejście z portu na wiele dni toną, lecz jeśli miałby dobrą załogę mogli go jeszcze uratować. To pokrzyżowało by plany Pierwszego.
- Kapitanie tą krypę tonącą trzeba posłać na dno...

- Po co? - zapytał. - Niech im poprzeszkadza, jak będzie ktoś za nami chciał płynąć.

-Mogą jeszcze sprowadzić ją ze szlaku i zatonie w innym miejscu nie tarasując wyjścia z portu. A przy zatopionym w wyjściu z portu okręcie żaden statek nie wypłynie bo rozwali sobie kadłub. Zatopiony zapewni nam kilka dni spokoju. Najmniej.

- Niech będzie - rzekł kapitan, podchodząc do balisty.

-Na sygnał kapitana strzelać lekko poniżej linii wody. Posłać tą krypę na dno. - potem podszedł do Marici.
- Jak najszybciej sprawdź uszkodzenia. Daj znać czy Wiedźma wytrzyma Zefir.

Vallo skinął głową. Z balistą gotową do wystrzału, oczekiwał sygnału od kapitana.

Kapitan wymierzył z balisty i dał sygnał do strzału.
Balista jęknęła a gruby bełt przeciął powietrze uderzając w burtę rannego statku. Od siły uderzenia statek się aż pochylił, a przez wielką wyrwę do środka wlewała się już woda. Jeszcze chwilę a statek opadnie na dno.

Morska wiedźma z pełnymi żaglami cięła powierzchnię fal wypływając na pełne morze. Załoga na statku zaczęła wiwatować!

***

- Kapitanie - zaczęła Marice - Wiedźma ucierpiała tylko powierzchownie. Statek wytrzymał to uderzenie wręcz w sposób niezwykły. Ucierpiało tylko poszycie. Konstrukcja została wystawiona na potężną próbę ale wytrzymała. Kilka desek trzeba wymienić w poszyciu reszta powinna jeszcze wytrzymać. Wystarczy uszczelnić niewielkie pęknięcia. Jest to zaledwie parę godzin pracy, jak morze będzie spokojne można to zrobić nawet bez postoju.

Wszyscy zgromadzeni odetchnęli z ulgą, mimo że uśmiechnięta mina Marice wchodzącej do kapitańskiej kajuty wróżyła dobre wieści, oficerowie Morskiej Wiedźmy nie spodziewali się, aż tak dobrych wiadomości. W niewielkiej kajucie cisnęli się Nawigator, barczysty Bosman i kapitan, nad którym pochylała się Czarna Mamba próbując usunąć strzałę. Kapitan co rusz zaciskał mocno szczęki z bólu. W rogu stały jeszcze dwie kobiety przyprowadzone przez Zaraana Saraan i Merri. Nie odzywały się stojąc wyprostowane z delikatnymi uśmiechami na twarzach bardziej na sposób dworski aniżeli żeglarski.Chwiejąc się nazbyt mocno przy większym przechyleniu statku. Co nieco burzyło ich nienaganne pozy. Ewidentnie nie miały wielkiego doświadczenia z morzem.

- Rób co uważasz za słusz… ne - westchnął kapitan rwanym głosem, bo Mamba mocno przycisnęła okolice rany starając się wyczuć gdzie ugrzęzła strzała.

Cieśla okrętowa już odwracała się do wyjścia, gdy nagle kapitan wrzasnął przeraźliwie, bo Czarnoskóra lekarka wepchnęła strzałę z całej siły tak by wyszła z drugiej strony. Kapitan już się zrywał z ławy sięgając po sztylet. Ale Mamba kolanem przygniotła go sięgając ręką po duże kleszcze obcięła koniec strzały i wyciągnęła resztę strzały. Po tym drugim szarpnięciu kapitan się poddał i delikatnie zwiotczał. Po chwili doszedł do siebie. A obie rany były już zabandażowane. On zaś czuł się o niebo lepiej.
- Idę do Herri i Kiry - rzekła Mamba wycierając zakrwawione ręce w czystą szmatę opuściła kajutę z zasępioną miną. O ile statek jakoś to przetrwał o tyle załoga została pokiereszowana. Nie obyło się bez strat. Dwóch wioślarzy zginęło, Niewiele brakło by morze zabrało Herri nawet kapitanowi się nie upiekło.

Heist podniósł umęczone bólem spojrzenie na Zarrana i powiedział.
- Niech to ostatnia kurwa portowa oszcza! Co ci Zaraan odbiło! - Zaraan już miał coś odpyskować, gdy nagle na jego wysokim ramieniu oparła się dłoń Merri i odziana w drogi niebieski płaszcz młoda dziewczyna powiedziała.
- To nie wina… Bosmana - stwierdziła niepewna użytego tytułu - Tylko nasza. - Dodała skruszonym głosem, a miała w sobie coś takiego, że męska część załogi miała od razu ochotę zaprzeczyć i wziąć winę na siebie. - Mam nadzieję, że to zrekompensuje straty, które poniósł Pan i Pańska załoga dostojny Kapitanie - mówiąc to sięgnęła za pazuchę i rzuciła na stół, który rozdzielał towarzystwo błękitną sakiewkę.

Nawigator stojący najbliżej podniósł mieszek z barwionej delikatnej skóry. I rozwiązał rzemień. Na rękę wysypała się złota biżuteria ozdobiona mnóstwem topazów i szafirów.

- To i naszą służbę na statku - dodała Saraan, Jej ton nie był tak przejmujący. Był niski i szorstki, prawie męski. - Obie doskonale radzimy sobie z łukiem, Merri wygrała nawet największy konkurs łuczniczy, pokonując wszystkich królewskich instruktorów. - W zamian prosimy o azyl na tym statku.

Heist był w zgryźliwym nastroju.

- Jeśli tylko umiecie tak szyć z łuku, jak ten gówniarz, który do mnie strzelał tam w porcie, to możecie zostać - rzekł kapitan. - Wszakże przyda nam się więcej łuczników. Niech Kabo przyjdzie i da mi czego mocnego, od wczoraj jakoś w pysku mi zasycha. Zanim zaczniemy gadać o dalszym rejsie, Zaaran, opowiedz mi no, jakżeś się wpakował w to gówno, że gonił cię cały port.

- Tak po prawdzie - zaczął Zaraan wkładając kciuki za pas - to nie cały port … na początku... Spotkałem Sareen, na arenie byliśmy partnerami. Pomocy potrzebowała, bo ją i jej towarzyszkę gonili. Akurat dzban wina kończyłem jak wpadły w uliczkę. Za nimi kilku zbrojnych w lśniących napierśnikach, z drugiej strony takoż. Co miałem robić, wszak druhów w potrzebie się nie zostawia. Jednym pod nogi ławę rzuciłem, w drugich jebłem stołem. A potem… potem to już jakoś samo poszło.

Valloris nie był obecny podczas leczenia ran przez kapitana Heista, ale filował aż któraś z nowych pasażerek wyjdzie na pokład. Był gotów ofiarować im swoje usługi jako przewodnika na statku.
- Nóż widelec, a dostanę nagrodę - perorował Ojjowi, który jak zwykle wzniósł oczy ku niebu słysząc plany towarzysza.

Dario szybko przejrzał precjoza próbując oszacować ich wartość. Pokrywały koszty naprawy z nawiązką, na szczęście dla kobiet nie zginął nikt z głównej załogi “Wiedźmy”, jedynie świeżo najęci.
- Udział żeglarski w łupie półtora złotej monety od stu monet łupu, chyba, że jesteście medykiem lub cieślą, Drugi cieśla i medyk przydadzą się. Dla waszej wiadomości jesteśmy korsarzami z listami kaperskimi Tricarnijmu, Gis, Hillias i Teryerany. Nienawidzimy Cesarstwa. Zaraan wdróż nowych do ich obowiązków.

- Chodźcie, wygód nie ma, ale będzie gdzie głowę do snu złożyć - mówiąc to wyszedł oprowadzić nowe członkinie załogi. - Nie wolno okaleczać członków załogi pod karą chłosty. Tylko ja mam to prawo. jak ktoś będzie się do was przypierdalał, to mu przyjebcie, ale tak żeby mógł dalej pracować.Żadnego szlachtowania we śnie czy wbijania noża w plecy.
- Słuchajcie psy! - zawołał na pokładzie - Mamy dwie nowe łuczniczki, jakby komu głupie myśli przyszły do łba to wiedźcie, że Sareena ze mną ramię w ramię na arenie walczyła za dawnych czasów. Stoi tu teraz, więc wyciągnijcie wnioski. A Merri… - zaśmiał się złowieszczo kręcąc głową. - Nie ważne…

W drzwiach kapitańskiej kajuty minęli się wychodzący oraz Kabo niosący antałek dla kapitana. Gdy drzwi się za nimi zamknęły usłyszeli gardłowy, chrypiący głos kuka.
- Może świeże mięso?... Dobre na krew?

***

Bosman oprowadził nowych członków załogi po czym dołączył do Nawigatora przeglądającego się Marice, która opuszczona na linie za burtą próbowała uszczelniać nadwyrężoną burtę.
Nawigator odwrócił się do tyłu przyglądając się przechylonej przez burtę Merri wyrzucającej z siebie śniadanie przy akompaniamencie jęków i docinków męskiej części załogi na temat jej wypiętych krągłości.
- Dawno na tym pokładzie nie było nikogo aż tak zielonego - zaczął nawigator. Na niewiele się przydadzą.
- Dotrą się - rzucił krótko bosman patrząc w dół na skupioną na swej pracy Marice.
Jej stopy niemal dotykały wody, a ta nie zważała na to. Można jej było wiele zarzucić, ale odwagi tej dziewczynie nie brakowało. Podobnie jak Sarze, która podawała co rusz jakieś narzędzia wychylając się tak bardzo za burtę, że stopy oderwały się jej od pokładu.

Pokład już był uporządkowany. Załoga sprawnie się poruszała wykonując polecenia szantymenów. Kurs był wyznaczony, a statek żwawo ciął fale.

Do Merri i Saren z jednej strony powoli zbliżał się Aulies, którego uszy płonęły czerwienią, z drugiej Vallo z nonszalanckim uśmiechem na twarzy.

Kuśtykająca Herri dołączyła do Wojowniczek Jani zawzięcie o czymś dyskutując. Jakby wyczuwając ich spojrzenie Jani podniosła wzrok i uśmiechnęła się do nich serdecznie. Odwróciła wzrok i gestem ręki zaprosiła do ich grupy Kirę, która niespiesznie ale dołączyła do powiększającego się kręgu.

Morska wiedźma z pełnymi żaglami mknęła przed siebie, na spotkanie kolejnej przygody.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 15-02-2019 o 15:41.
Cedryk jest offline  
Stary 04-03-2019, 11:36   #24
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację


Zbliżało się popołudnie. Upał dawał się wszystkim we znaki. Wiatr nie sprzyjał, halsowali od rana. Godzinę wcześniej dotarli na miejsce. Archipelag podkowy. Nazwany na rzecz rafy otaczającej niemal półkolem zespół wysp dość ściśle rozrzuconych wewnątrz. Teraz musieli opłynąć rafę dookoła tak by bezpiecznie wpłynąć do środka.

Nawigator stał na dziobie trzymał mapy i próbował z kapitanem ustalić najlepsze podejście. Pot rosił mu czoło. Mieli wpływać pod słońce. Nie podobało mu się to, ale lepiej było zaktowiczyć w środku.

Caledorn odziany tylko w przepaskę biodrową i bandaże dowodził wybieraniem żagli przy ostatnim halsie. Statek płynął nieśpiesznie po spokojny morzu.

Stary zbliżył się do oficerów oparł się o burtę i powiedział.
- Byłem tutaj już kiedyś. Mieszkają tu dzicy nazywający się Da`ecran. Odziani w kolorowe pióra papug zamieszkujących te wyspy. Z tego co słyszałem to byli niewolnicy, którzy przeżyli ze statków, które rozbiły się na tych rafach. Nie przepadają za obcymi, którzy się tutaj zapuszczają, choć zdarza się im handlować.Pływają na dziwacznych statkach… - snuł bardziej do siebie niż do marynarzy w koło.

- To tutaj! - Wskazał nawigator na najwyższą z wysp. Porośniętą w całości zielenią. - Najlepiej wpłynąć między te dwie wyspy - wskazał, na dwie półokrągłe niewielkie wysepki przypominające wielkie, zielone skorupy żółwi.

- Wrona! - Wrzasnął Kapitan na sternika - Między żółwie!

- Na sterburtę! - poniósł się krzyk marynarzy przekazujących sobie polecenia.

Wybrali mocniej żagle i statek zgrabnie kładąc się na burtę wpłynął między wyspy.

Woda była tutaj jeszcze spokojniejsza. Archipelag był spory. Jednak usiany mniejszymi i większymi wysepkami. Miejsca do manewrowania było sporo, ale mimo wszystko trzeba było uważać by na coś nie wpaść.

- Według mapy ze skarbca Karchedona powinniśmy się kierować na największą wyspę. - powiedział nawigator nie odwracając wzroku od kilku map, którym się przyglądał. Nic się w nich nie zgadzało. Wyspy były inaczej rozłożone na każdej z nich. Ci którzy je rysowali musieli bardziej zgadywać lub rysowali z pamięci, a to nie wróżyło im za dobrze. Zwinął mapy i schował je do futerału przy pasie.

Kapitanowi też się te wyspy nie podobały.

- Zaraan! wybierzcie mocniej żagle, zwolnijmy nieco! Wrona delikatnie!

Kilka ostrych słów bosmana i po chwili statek zaczął zwalniać. Minęli dużą wyspę przypominającą śpiącego słonia i otwarła się przed nimi szeroka przestrzeń, na której swobodnie mogli dopłynąć do głównej wyspy.

Kapitan rozłożył swoją lunetę i rzucił okiem na port. Było tam klika prostych chałup i byle jaki pomost. Było też wiele dziwnych statków. Długich wąskich kadłubów z pojedynczym trójkątnym żaglem z przodu rozpiętym między dwoma tyczkami zamiast na reji, z tyłu kadłub był przedłużony mocno do góry i obciągnięty jakimś futrem z długim ogonem. Oraz jeszcze dziwniejsze okręty przypominające dwa poprzednie połączone przy pomocy pomostu na którym pośrodku wybudowano szałas oraz postawiono dwa cienkie maszty, z których spływały trójkątne żagle, a na szczycie jednego z masztów powiewał długi sznur z jakimiś kokardami powiewający zgodnie z kierunkiem wiatru.

Większość statków była wyciągnięta na piaszczysty brzeg wyspy. Jedynie parę jednostek kiwało się na łagodnych wodach.

Gdy kapitan wodził lunetą po wybrzeżu nagle zamarł z przekleństwem na ustach. W oku lunety zamarł obraz wraku na wpół wyciągniętego na piasek. Podarte czarne żagle, dziurawe, szczerniałe deski burt… Wszędzie by poznał ten przeklęty okręt!

W tym momencie musieli oni również zostać zauważeni z portu w ich kierunku oderwała się mała flota. 6 długich canoe i jeden katamaran. Wiatr im nie sprzyjał. Żagle mieli złożone i poruszali się na wiosłach. Mimo to doskonale dawali sobie radę.

Według szybkiego rachunku kapitana w każdej małej jednostce znajdowało się około 20 czarnoskórych na wpół nagich wojowników, zaś na większej jednostce było ich około 2 razy tyle.





 
Fenrir__ jest offline  
Stary 04-03-2019, 12:47   #25
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Kurrrrwa! Nasz przyjaciel zapewne zdołał przekonać tubylców o nas – Heist zacisnął zęby, wygrażając pięścią w stronę morza. - Na ich nieszczęście, sława Morskiej Wiedźmy nie dotarła tutaj! Dalej, załoga, przygotować się do pierdolonej bitwy!

- Załadować mi balistę i wziąć cel na katamaran! Kiedy tylko dranie wejdą w zasięg, posłać pocisk! Łucznicy na burtę, przygotować salwę! Poznamy, ile warte są łuki amazonek! Kto ma tarcze, osłaniać linię i baczyć, czy nie będą chcieli zarzucić haków. Pierwszy, miej mikstury w pogotowiu. Nie chcę mocować ich na balistę, ale pewnie mogą podpłynąć bliżej, to mogą się przydać.

- Ruszać się, wy wodne małpy! Kabo, nie zapomnij wyłowić parę świeżych trupów z morza, chcę mieć dziś porządny kawał gnata dzikusa na stole albo rozwalę tę pierdoloną kajutę!


Vallo ruszył w try miga kierunku balisty. Wskazał Ojo katamaran jako cel i poczęli ładować.
- Szybciej, Ojo. Może dwa razy się uda wystrzelić. Kapitanie! Na Pański znak strzelamy!

- Jeśli nie są wrodzy, strzelając na pewno ich rozwścieczymy.
- Powiedział bosman. - Ale z drugiej strony faktycznie mnich mógł ich przekabacić.

- Kapitanie Wiedźma ma mocniejszy kil od tych ich łodzi. Proponuje zatopić łodzie taranując je. Zaś z katamaranem pozbędziemy się go balistą z eliksirem lotosowym ognistego wybuchu. Kto ma najlepszy wzrok na czujkę i obserwować co robią może na tej podstawie dowiemy o co im chodzi. Na zimne cycki Wiedźmy, mówiłem najwyżej pół dnia postoju w porcie a nie dwa. - Pierwszy był wkurwiony jeśli dzikusy chcą wojny to szybko będą umierać.

- Słuszna uwaga Dario - rzekł kapitan. - Możesz dodać do pocisku z balisty eliksir. Co do drugiej rzeczy ząś, statki dzikusów wyglądają na zwrotne. Ominą kil i dranie mogą hakami wejść na pokład… Nie chcę do tego dopuścić. Weźmy ich najpierw na dystans.

Wiedźma pochyliła się w mocny zwrot kierując się w kierunku ujścia z archipelagu, balista zaskrzypiała obracając się w kierunku wroga. Statek zgrabnie złożył się w pierwszym halsie. Statki na wiosłach poruszały się szybciej. Kira na maszcie zawołała.
- Wrzeszczą coś i machają włóczniami. Raczej nie przybyli nas uroczyście przywitać.
Nie trwało to długo a pomału weszli w zasięg broni.

- Balista, na mój sygnał! - krzyknął kapitan. - Łucznicy, wyczekać. Po baliście odpłyńmy dalej, weźmy ich na dystans.

- Toporki w dłoń!
- zawołał bosman - jak zarzuca haki ciąć od razu.

- Wrona trenujemy małe łodzie, musimy je zatopić. Nie możemy im dać najmniejszej szansy na wejście na pokład, a tarnowianie jest najlepsze.
- Dario miał dość mnicha i jego knowań.

Bełt wystrzelił z balisty mijają catamaran szerokim łukiem. Obsługa rzuciła się kołowroty mruczały dobrze znanym wszystkim rytmem bojowym. Wiosła wysunęły się i opadły w nurt pomagając Statkowi.

- Wrona! Celuj między te wąskie skały, a później ostro z wiatrem. Kira żagle! - Kapitan zeskoczył na pokład i stanął w rzędzie razem z przygotowującymi się marynarzami.

- Teraz!

Jak na rozkaz wiosła uniosły się i opadły tylko z jednej strony żagle opuszczono i wybierano w błyskawicznym tempie statek ciął spokojne wody zostawiając za sobą szeroki kilwater.
Załoga catamaranu była zaskoczona tym manewrem. Wystawili sobie ich ludzie z wiedźmy jak kaczki na strzelnicy.

Kira stojąca na maszcie zakrzyknęła
- Dwie te małe jednostki się zderzyły zostały z tyłu!! Musieli wpłynąć na siebie jak opływali wyspę.

Kapitan jednak bardziej skupiał się na pierwszym okręcie. Widział na nim półnagich wojowników. Większość stała przy wiosłach. Na pokładzie łączącym obie łodzie stała grupka wojowników z oszczepami i wysokimi drewnianymi tarczami. Wśród nich stało dwóch wyróżniających się jegomościów. Jeden młody wysoki i barczysty górujący nad wszystkimi. Z wielkim złotym łańcuchem na piersi. Drugi niski przygarbiony opierający się na lasce z dziwną koroną splecioną z liści palmy i jakichś miejscowych kwiatów. Na szczycie jego kija przysiadła mała brązowa małpka, która darła się pewno głośniej niż marynarze wykrzykujący pewno obelgi w swoim dziwnym urywanym w pół głoski języku. To był najlepszy moment do oddania salwy. Przy burcie stały już amazonki. Aulies i nieco zielone Meri i Saren. Nawet herri zakładała oszczep na swój atlatl.

Ojo podniósł dwa kciuki i uśmiechnął się złowieszczo! Znaczy się balista była też gotowa.

Dario zamocował na bełcie balisty eliksir ognistego wybuchu.
“Pieprzone dzikusy teraz zobaczą co to żegluga.” Podszedł do żagli,szybko wylał na nie eliksir Zefiru.
- Balista strzał w pobliże sternika, niech się smażą. Strzelcy według uznania zdjąć mi tych dwóch wyróżniających się wyglądem. - w głosie Daria było słychać złość.


- Balista, szyć w katamaran, łucznicy oddać salwę zaraz po uderzeniu - zawołał kapitan. - Tak jak Pierwszy mówi, cel tych dwóch drabów na pokładzie katamaranu, reszta rozproszyć ogień pomiędzy dwa mniejsze.

Zaraan mając chwilowo sporo wolnego czasu wziął jedną z pawęży i przyklęknął przed łucznikami gotów wstać i zasłonić w razie ostrzału.

Balista wypluła pocisk który z impetem uderzył w tył jednostki. Siła uderzenia była tak duża, że dziób katamaranu uniósł się do góry. Eksplozja targnęła pokładem wzbijając tumany kurzu i rodząc zamieszanie.
- Mój jest ten wielki! - Wrzasnęli jednocześnie Aulies i Sareen oboje przymierzyli, jakby chcąc się ścigać.
- To ja biorę małego - sapnęła znacznie ciszej Merii
- Dziewczyny na mój rozkaz - wrzasnęła Jani. - TERAZ!!

Wszystkie strzały pomknęły jednocześnie do przodu. Trzech dzikusów stojących przed oficerami padło niemal zmiecionych impetem strzał. Otwierając drogę dla pozostałych strzał. Pocisk Auliesa trafił wielkiego dzikusa w oko. Aulies uśmiechnął się szeroko. Ale głowa dzikusa odskoczyła ponownie i w drugim oczodole pojawiła się strzała Sareen. Ta uśmiechnęła się szerzej od Auliesa, a wielki dzikus runął na deski pokładu. Niski staruszek zachwiał się od strzały sterczącej mu z ramienia. Ale nawet nie jęknął w przeciwieństwie do małpy na jego kiju. Która rozdarła się jakby to ją strzała trafiła.

Tubylcy odpowiedzieli spóźnieni. Ich oszczepy w większości odbiły się od burty wiedźmy. Jeden tylko ugrzązł w tarczy podniesionej przez Zaraana.

Nawigator dobiegł do głównego żagla wyszarpnął miksturę i chlusnął na żagiel. Zadymiło, żaglem szarpnęło, materiał zaskrzypiał niezadowolny z przeciążenia, a statek wyrwał do przodu.

Catamaran z trudem utrzymał kurs. Mimo zamieszania na statku udało im się wpłynąć między skały. Jednak podczas zwrotu statek wyniosło i uderzył bokiem w stromą skałę. Jęk pękających desek było słychać nawet na oddalającej się wiedźmie. Catamaran dryfował. Część załogi ucierpiała podczas zderzenia. Połamali na pewno wiosło. Mimo to jego załoga próbowała się przegrupować, lecz na razie catamaran był wykluczony.

Canoe rozdzieliły się na dwie grupy. Te wolniejsze skryły się za wąską wysoką skałą. Zachodząc wiedźmę od tyłu. Wiedźma zaś wzięła na cel większą grupę. Która usilnie starała się zbliżyć byli daleko, ale Wiedźma będzie musiała wykonać zwrot ze względu na podejrzanie wyglądające skały w pobliżu.


- Balista, ładuj i ponownie w katamaran. Pierwszy, przywiąż do pocisku miksturę, ta dryfująca wywłoka to żaden cel dla nas, podpalimy i sprzątniemy. Jani, oddać salwę na canoe! - zakomenderował kapitan. - Wrona, zwrot przez sztag i przyjmij pozycję dla balisty. Uważać na tamtych, będą chcieli wejść na abordaż. Jak podpłyną za blisko spróbujemy ich staranować i zatoczymy łuk.

Dario przyczepił kolejny eliksir szukając miejsca gdzie byłby najbardziej na pokładzie w tej chwili potrzebny.
Vallo wykonał kolejny rozkaz bez zająknięcia. Balista wystrzeliła w kierunku katamaranu.
 
Mike jest offline  
Stary 08-03-2019, 16:06   #26
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Balista jęknęła, jednak pocisk pofrunął daleko mijając cel. Vallo zaklął. Ale strzelanie na statku nie jest takie proste. Szkoda tylko mikstury, która utonęła z sykiem 20 metrów od katamaranu. Którego załoga dalej się kotłowała nie umiejejąc odzyskac kontroli nad uszkodzonym statkiem.

Zwrot przez sztag wyszedł lepiej niż książkowo. Żagle obróciły się, maszt stęknął a statek ustawił się w idealnej pozycji. Mogli teraz próbować przebić się przez wąski przesmyk między skałami i uderzyć prosto na canoe które próbowały je ominąć lub opłynąć je z drugiej strony i ostrzelać od tyłu.

- Co wy, śpicie przy tej baliście, kurwa!? - krzyknął Heist z przerażającym grymasem na twarzy. - Ładować mi to kurewstwo raz jeszcze i strzelać porządnie, inaczej bełty wam w dupy powsadzam! Załadować i zaraz strzelać!

- Wrona, prosto między skały i właduj się no w tych łyczków, zobaczymy, jak chujki wytrzymają pocałunek Wiedźmy, ha-ha-haaa! - kapitan zaśmiał się. - Jak się pomylisz, to nie jesteś moją siostrą. Moja siostra ładuje się między skały i łamie karki na kilu!

Wronie nie trzeba było powtarzać, zaparła się i zakręciła kołem starowym. Statek pochylił się i ruszył drapieżnie między skały, jak drapieżnik na ofiary. Żagle napięte do granic wytrzymałości pchały statek, który nabierał coraz większej prędkości. Wtedy nagle żagle zafalowały wiatr się zmienił i statek zaczęło znosić na skały.

Kapitan zeskoczył z mostka i dopadł na czwartego do wyciągania liny. Pot lał się wszystkim po czołach. Kira. Wiosła wysunęły się i uderzyły o wodę pomagając skręcić. Załoga dawała z siebie wszystko.

Skały zbliżały się sekunda za sekundą. Wreszcie zatrzymały się, były tak blisko że można było je dotknąć ręką stojąc przy burcie, statek oderwał się od nich i pomknął w kierunku zaskoczonych tubylców.

Kilku przestało wiosłować i wskazało w ich kierunku krzycząc coś. Galion Wiedźmy szczerzył się w przerażającym uśmiechu gdy z potężnym impetem Wiedźma uderzyła w kruche canoe. Kil wspiął się na burtę okrętu i wgryzł się w pokład łamiąc łódź na pół. Przerażeni tubylcy skakali do wody natychmiast wciągani w nurt przez tonący statek i prącą do przodu wiedźmę. Trzask łamanego drewna ucichł w przeciwieństwie do krzyków ludzi.

- TRZYMAĆ SIĘ!! - Wrzasnęłą wrona robiąc delikatny zwrot tak by wykorzystać w pełni impet.

Wiedźma wzięła na cel kolejne canoe tamci próbowali uciekać ich wiosła przyśpieszyły, ale ruchy przestały być skoordynowane. Wiedźma uderzyła w tył ich łodzi. Tym razem pod innym kontem i uderzenie szarpnęło solidnie wiedźmą i jej załogą. Kilka osób się przewróciło. Ale nikomu poza paroma siniakami nic się nie stało.

Gorzej było z canou uderzenie strąciło z pokładu połowę załogi. łódź nabierała błyskawicznie wody. W burcie była gigantyczna wyrwa. Reszta zbiła się na dziobie starając się powstrzymać przechył łodzi lub skakała do wody.

- Moja siostra tak przypierdolić umie - rzekł z dumą kapitan.

Dario widząc rozbitków pod władzą przeklętego mnicha, wydał jeden sensowny rozkaz.
-Strzelcy do przeklętych rozbitków bez rozkazu strzelać. Żaden z nich nie ma prawa dotrzeć do brzegu.

- Lepiej najpierw ustrzelić wrogów mogących nam zaszkodzić - powiedział Bosman. - Ci i tak szybciej nie popłyną niż my statkiem. Dopaść ich możemy potem. Bez sensu ludzi tracić.

- W pobliżu nie ma nikogo kto mógłby nam zaszkodzić, a marnowanie strzał na bardzo niepewny cel jest głupotą. Strzelcy wasze udział zostaną pomniejszone o dziesięć sztuk złota za każdego z łodzi, któremu uda się dotrzeć do lądu. Strzelać bez rozkazu póki celów starczy, do czasu zmiany rozkazu. Walka na brzegu z tymi których niewielkim wysiłkiem możemy zabić teraz jest głupotą bosmanów. Głupotą jest tracić ludzi jak właśnie zaproponowałeś na zabijanie na lądzie tych co bez problemu a tym bardziej bez straty naszych ludzi można zabić teraz gdy są bezbronni. - głos Pierwszego ociekał słodyczą a to oznaczało problemy dla każdego kto się bezwarunkowo nie zastosuje do rozkazów.

- Przejrzyj na oczy człowieku - bosman pokazał nawigatorowi dwa czółna pełne wrogów. - Każdy z nich może zabić któregoś z nas. Nie powinieneś po nocach siedzieć nad mapami, bo wzrok tracisz. Żeby strzelać do tych w wodzie, łucznicy muszą stanąć przy relingu. Kto ich osłoni przed oszczepami? Ty? Posmarujesz ich magiczną miksturą?

- Pomyliłeś bosmanie odbicie gwiazd w wodzie z gwiazdami. Mamy dwie grupy wrogów po dwóch burtach. Bezradnie pływających w wodzie, których można wybić, bo nikt nie odpowie ogniem. I dwie pozostałe łodzie. Naszych strzelców od tych na łodziach dzieli nie tylko cały pokład Wiedźmy, chroni wysokość pokładu Wiedźmy oraz burty. Wolisz z nim walczyć na lądzie, gdzie znają swój teren bosmanie? Z każdym, który wyjdzie na ląd przyjdzie nam walczyć na ich terenie. - Dario kręcił się pokładzie wspierają załogę, bosman może znał się na poganianiu ludzi, lecz nie był asem w żegludze i pokład nie był dla niego drugim domem, tak jak dla Dario.

- Dwie, trzy salwy w tonących, i tak drani nie zbierzemy wszystkich teraz. Zanim dopłyną do brzegu, będą zbyt zmęczeni, by dobrze walczyć – uciął sprawę kapitan. - Wrona! W międzyczasie zwrot, pozycja bojowa przed katamaran, tylko wolno, pozwól dokończyć dobić rannych.

- Wejść na pozycję i strzelać z balisty. Jak będzie w zasięgu, ustrzelcie mi tego starca, chcę jego głową jutro udekorować żagiel. Kabo, łów, kurwa, mięso.

Po chwili zastanowienia, dodał:

- Jak do tego czasu załadują balistę, to mogą dokończyć drugie canoe, i tak daleko nie uciekną.

Vallo z Ojjem ponownie załadowali balistę. Gdy statek wszedł na właściwą pozycję, padł kolejny strzał.

Obsługa statku była zdekoncentrowana, ale wykonała polecenie kapitana. Strzały uderzyły w tych, którzy wynurzyli się na powierzchnię. Strzelanie do bezbronnych, na wpół podtopionych ludzi może nie jest zbyt honorowe, ale za to skuteczne.

W odpowiedzi z 2 ostatnich łodzi posypały się oszczepy. Niemal wszystkie były drastycznie nieskuteczne. Nagle, gdy Hani się wychylała by strzelić w jednego z podpływających pod burtę wiedźmy oszczep trafił ją w pierś. Musiał nim rzucić ktoś nadzwyczaj silny i miał do tego dużo szczęścia. Hani upadla na deski pokladu. Obok niej natychmiast pojawiła się Jani.

Kapitan walczy dalej z tubylcami, oczywiście. Będzie walczył do końca, najpierw tubylcy, potem pożar.

- Na burt, noże w dłoń, kto może! - zawołał Heist wyciągając łuk. - Odcinać liny, zabić drani! Caeldorne, Vallo, weźcie ludzi i bronić burty! Szczur, weź dwóch, czterech chłopców okrętowych, ogarnij pożar! Jani, oddać salwę na tych w dole!

Po czym porwał łuk i zaczął szyć do ciągnących na pokład.

- Wrona, skocz do labu nawigatora, może zdrajca ma tam jeszcze jakieś mikstury. Wrzućmy całe to gówno na ich głowy.

Vallo wyciągnął szablę, którą miał u pasa. Z okrzykiem na ustach pobiegł bronić burty.

Za mną! Na pohybel! - wydarł się porywając za sobą załogę.

Zgodnie z instrukcją kapitana statek przyjął kurs na catamaran. Wrona zgrabnie wpłynęła między szeroko rozstawione wysokie skały. Statek zrobił zwrot nieco zwolnił. była to idealna pozycja do oddania strzału. Vallo nacisnął spust. Balista jęknęła i wypusciła bełt. Ten pomknął do celu. Kawał drewna wbił się w łączenie obu łodzi. To pękło z głośnym hukiem. Obie części załamały się do środka, i łódź błyskawicznie zaczęła tonąć.

- WAAAAAA!!! - Rozległ się tryumfalny okrzyk załogi widząc jak tonie wrogi statek

W tym momencie usłyszeli głuchy stukot kotwiczek z linkami zaczepiającymi się o burtę.

- DZIKUSY NA STERBURCIE! - Ktoś zakrzyknął, załoga momentalnie ruszyła w tamtą stronę, a na to czekał wróg. Posypały się oszczepy. Byli blisko. Jeden z marynarzy przy wiosłach, który doskoczył najszybciej dostał w otwarte usta, z taką siłą, że oderwało mu nogi od ziemi i rzuciło nim w tył. Na dziobie do haka pierwszy doskoczył kulejący Rufus, któremu oszczep odbił się od skroni, zalewając twarz krwią, nim ten nawet spróbował ciąć..

Dario, gdy łódź przybiła do burty, nim jeszcze dzikusy zaczęły się wspinać, cisnął eliksir ognistego wybuch, spokojnie w pewny cel, do łodzi pod nimi, tak by wybuch objął łódź i wszystkich dzikusów. Tego nie można było nie trafić.
- Ciąć liny - zawołał do najbliższych korsarzy.
Sam zaś przygotował kolejne mikstury ognistego wybuchu, chowając sie za dającym osłonę nadburciem statku. Czekał by cisnąć kolejne.

- Rzucaj w tych co wypadli z łodzi, głupcze. - Warknął Zaraan do nawigatora, tak by tylko on usłyszał - bo jeszcze, kurwa dopłyną do brzegu.
Zostawił pawęż i wyjął dwa zakrzywione miecze.
- Łucznicy, szyć w oszczepników. Reszta do broni. Ciąć liny. Wrona, gwałtowny skręt, może te ich czółno nabierze wody.
Normalnie taki manewr nie miałby znaczenia, ale przyczepiona lekka łódź przy gwałtownym skręcie mogła nabrać wody. a nawet jesli nie, to oszczepnicy będą mieli problem z równowagą.
- To bunt Bosmanie pogadamy o tym po walce. syknął do Bosmana. Gdy bosman przechodził obok niego, zahaczył go sztyletem namoczonym w wolnodziałające truciźnie.
Znając charakter nawigatora, gdy tylko poczuł cięcie sam uderzył. Wiedział, że ma mało czasu…
- Spróbuj tylko a wszystkie mikstury wybuchnął buntowniku! I wszyscy pójdziemy do bogów. Jani bosmana w pęta za bunt. krzyknął unikając ciosu. Ręką dał sygnał Crrys ta zaś skoczyła z reji nad nimi wprost na bosmana. *

Wszystko rozegrało się w mgnieniu oka. Nawigator dobył swojego zatrutego sztyleta i zmierzył się w stronę Bosmana. Zaraan nie spodziewał się tego ataku. Jedynie odruchy, które wpoił mu jego mistrz areny uchroniły go od niechybnej śmierci. Uchylił się odruchowo i ostrze przeleciało niecały cal od jego bicepsu. Bosman zawarczał jak dzikie zranione zwierze. Zdrada tak blisko obudziła w nim szalone zwierze. Jego ryk poniósł się echem po okolicy i odbił się od skał. Nawigator cofnął się o krok, a dziki czarnoskóry wojownik natarł, bardziej z furią niż z precyzją. Oba ciosy minęły doświadczonego pirata-alchemika zostawiając tylko drobne rozcięcie rękawa jego kurty. Kot na reji ruszył biegiem widząc zagrożenie swojego Pana. Jani słysząc krzyk nawigatora, rzuciła się do ataku wiedząc, że to idealna okazja by umocnić swoją pozycję na pokładzie. Nawigator widział szaleństwo w oczach buntownika. Wiedział, że zaraz zginie. Zerwał więc pas z piersi i rzucił się do przodu uderzając miksturami w pokład pod swoimi stopami.
- GIŃ BUNTOWNIKU!!
W oczach nawigatora było widać determinację. Wierzył w kodeks… którego na tym pokładzie chyba nikt nie wyznawał… A skoro tak trzeba to zmienić..

Fala ognia zalała statek.

Huk eksplozji zagłuszył zgiełk i okrzyki. Wszyscy na moment zamarli a ich spojrzenia koncentrowały się na poszerzającej się niszczycielskiej kuli płomieni.

Dym spowił okręt… Wiatr od morza rozwiewał go jednak szybko. Z dymu wyłoniła się stojąca postać bosmana. Chwiał się na nogach, ciężko oddychał, jednak nie wypuścił mieczy z dłoni. Jego ciało pokryte było krwią, ranami, poparzeniami i parującą furią zmieszaną z ogłuszającym bólem. Stał nad wielką dziurą w pokładzie otoczony porozrywanymi ciałami. Najbardziej zdewastowane były resztki ciała alchemika, którego głowa na wpół wypalona opierała się o buty barbarzyńcy. Obok leżało zwęglone ciało bagiennego kota.
Nadbiegająca Jani straciła prawą rękę i pół twarzy. Stojące obok Sareen i Heri leżały dalej odrzucone wybuchem, ich ciała powykręcane były w nienaturalny sposób, a ubrania płonęły. Kabo siedział oparty o maszt, a z jego czoła wystawała długa, gruba na palec drewniana drzazga wyrwana z desek pokładu. Po jego twarzy płynęły tylko wąska stróżka krwi.

Ojo stojący dużo dalej również otrzymał trafienie drzazgą, jednak niegroźne. Opadł na deski pokładu trzymając się za łydkę.

- Ty zdrajco!!! - Rozległ się krzyk Marice, która biegła w kierunku rannego bosmana trzymając w ręce długi wąski sztylet. Bosman był zbyt ogłuszony by móc zareagować podniósł tylko wzrok do góry w stronę nadbiegającej cieśli, na czas by dostrzec czarny cień który doskoczył do niej. Obie postacie zwarły się w uścisku i opadły na deski pokładu. Leżąca na wierzchu postać podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się serdecznie. Wtedy Bosman poznał Czarną mambę, która wyciągała właśnie swój nóż z piersi kochanki alchemika.

- Nie lubiłam tej suki!! - Warknęła patrząc z uznaniem na potężne, na wpół zmasakrowane ciało niezwyciężonego wojownika.

Płomienie jednak nie zgasły a wręcz przeciwnie. Objęły jeden z żagli i część pokładu.

Tymczasem przy burcie trwała zajadła walka. Łuki zagrały niosąc śmierć wśród załogi canoue. Ranni wpadali do wody.

Załoga wiedźmy doskonale znała się na robocie. Nie raz walczyli na morzu. Praktycznie wszystkie liny udało się odciąć.

Merri już miała na oku rosłego wojownika, który wspinał się po burcie. Gdy dostrzegła ciało swojej kochanki. Strzała wypadła jej niemal z ręki. Łuk upadł na deski pokładu a Merii dopadła do ciała łkając jak dziecko...

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 08-03-2019, 16:09   #27
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Bosman próbował się ruszyć, ale dalej szumiało mu w głowie oparł się o maszt. Próbując opanować ból i zawroty głowy. Mamba natychmiast do niego dopadła obmacując delikatnie rany i sprawdzając, czy któraś nie jest śmiertelna.

Devyer w towarzystwie starego rzucili się do ściągania płonącego żagla. Tnąc zawzięcie liny.

Kolejna salwa łuczników położyła pokotem kolejnych dzikusów. Vallo doskoczył do ostatniej liny i ciął swoją szablą. Ale z rozpędu nie wymierzył i ostrze minęło linę dosłownie o parę milimetrów. A dzicy byli już na burcie. Doskoczyli do nich kaled i caledorn. Dzikus zepchnął wyspiarza do defensywy serią uderzeń toporka, Caledorn machnął swoim toporem ale wojownik się uchylił wskakując na pokład wiedźmy Oddał, ale caledorn sparował bez wysiłku.

Od drugiej strony nadpływała długa łudź. z której wysokim łukiem poleciały oszczepy na dziób wiedźmy. Był tam jedynie Rufus , który nie mógł się podnieść po otrzymanych rana. Spadający oszczep ugodził go w zdrową nogą, było to ledwo draśnięcie mimo to Rufus zawył bardziej z wściekłości aniżeli ze złości.

Berch i Ferus osłonili łuczniczki tarczami. mimo to jeden z oszczepów sięgnął twarzy Hami. Ta na moment się cofnęła, otarła krew z policzka i już mierzyła ponownie z łuku.

Wrona zniknęła gdzieś w czeluściach laboratorium alchemika.

Kapitan puszczał strzałę za strzałą. NIemal udało im się ich powstrzymać. Gdy zorientował się, że druga burta jest bez obstawy! Musi podzielić siły by jakoś przetrwać.

Vallo rzucił okiem na starania załogi. Wpadł na genialny pomysł, minął łukiem walczącego Caledorna i tubylca doskoczył do lin mocujących reję. I ciął. Szarpnęło nim do góry. Na dole nadcięte liny puściły żagiel zaczął się osuwać, a reja obracać niczym ramię katapulty. Vallo wskoczył na nie i ruszył biegiem nie zważając na nic. Skoczył i w ostatniej chwili przeciął linę zawisając na jej resztce wolną ręką. Płonący żagiel wypełnił się powietrzem i powoli opadł prosto na napływające canoe. Rozległy się wrzaski jego załogi. Która przerażona machała wiosłami i rękami i zamiast ściągnąć żagiel na jedną stronę rozciągnęła go nad sobą. Vallo rozhuśtał się i zgrabnym wymykiem usiadł na reji. Zaśmiał się dziko i radośnie wznosząc szable w geście zwycięstwa.

Załoga wiedźmy odpowiedziała mu gromkim echem.

Chowając broń Zaraan ruszył do balisty i wziąwszy pocisk doskoczył do nie bronionej burty. Podniósł go nad głowę i cisnął ostrzem w dół, licząc że przedziurawi dno łódki dzikusów.
- Merri! - wrzasnął - opłaczemy Sareen jak tylko tu skończymy. Ona nie chciałaby byś zginęła siedząc nad jej trupem. Weź łuk i strzelaj!

Kapitan, krzycząc wyjątkowo szpetne przekleństwa, ponownie strzela z łuku. Kiedy mógł, zlustrował sytuacje po drugiej strony burty.

Bosman dokuśtykał do stojaka. Złapał za długie drzewce. Napiął mięśnie, poczuł jak pęka któraś ranka na brzuchu i po udzie cieknie mu ciepła krew… A przynajmniej miał nadzieję, że to krew...Jednak w obecnym stanie dźwiganie ciężkich przedmiotów jest niewskazane. Oparł się o balistę i spojrzał w dół. To była krew… Choć w sumie tak jak na to patrzył to może wolałby, żeby to nie była krew… A przynajmniej nie w takiej ilości.

Kapitan wychylił się mocno za burtę i strzelił. Trafił. Ale pod pachę i bełt utkwił w łodzi nie czyniąc najmniejszej krzywdy tubylcowi.

Żagiel płonący na canoe był nie do zdjęcia. Załoga łódki była już tak spanikowana, że część z nich wyskakiwała do wody.

Tubylcy walczyli zaciekle. Ten który mierzył się z kaledem pchnął swoją krótką włócznią raniąc go w odsłonięte udo. Walczący z kaledem zwarł się z nim tak, że spojrzeli sobie w oczy mierząc się chwilę. Kolejny na dole dopadł liny, pozostali rzucali oszczepami, które ewidentnie się im kończyły. Jeden omal nie trafił Auliesa w ostatniej chwili osłonił go Berch swoją tarczą. Chłopak zamrugał niepewny ogłuszony łomotem.

Hani dołączyła do łuczników podnosząc się i mimo krawiącej rany naciągnęła łuk. Poleciała kolejna salwa całą 4 przeciwników zwaliła się na deski pokładu. Jeden się podnosił.

Dzikus i Caledorn nie dawali sobie rady z wściekłymi tubylcami. Podbiegł do nich marynarz i ciął tego co walczył z dzikusem. Ciął tubylca przez pierś, ale zostawił na niej tylko cienkie nacięcie.

Za wojownikiem walczącym z Caledornem wyrosła czarna mamba, która wbiła przeciwnikowi sztylet w plecy aż po samą rękojeść. Szepcząc do ucha…

- Prosto w serce!!

W między czasie dzieciaki wraz z pozostałymi z trudem ugasili największe ogniska. Pokład jeszcze dymił ale nie było to nic zagrażającego wiedźmie.

Nagle usłyszeli dzwon. Wszyscy zobaczyli Ojo, który walił w dzwon jak oszalały pokazując coś na horyzoncie.

Odwrócili się zgodnie z jego sugestią i zobaczyli. Jak od brzegu odbija zrujnowany okręt z czarnymi żaglami.

Wtedy też dostrzegli skały, w których kierunku się zbliżali.

- Caeldorne, bronić burty! - zawołał kapitan, szykując już następną strzałę. - Pozostali strzelcy, strzelać za burt bez rozkazu! Kira, Valloris weźcie chłopców okrętowych i paru z wioseł! Ogarnijcie czym prędzej liny i rozłóżcie nowy żagiel, ten całkiem się sfajczył! Wrona, na pozycję! Odbić od canoe i skręt! Jak spróbują na nas wjechać, staranujemy łyczków!

Po czym wystrzelił kolejną strzałę w tubylców.

- Mamba - zwołał Zaraan - nie masz jakiegoś dekoktu co by mnie na nogi postawił? Przez tego piekielnego czarownika ledwo się na nogach trzymam.

W tym momencie z kajuty nawigatora wypadła Wrona niosąc w ramionach stos buteleczek. Widząc zamieszanie i zbliżające się skały upuściła wszystko i biegiem pognała do koła sterowego

Ludzie wyciągali żagle, łapali za wiosła. Nawet ci ranni krwawiąc nie zamierzali pozostawić wiedźmy!

WIedźma zaczęłą skręcać. Gdy udało się rozpiąć żagiel. Był mały, zbyt mały by dodać większej prędkości. Ale jego pomoc pozwoliła wiedźmie odzyskać sterowność. Załoga musiała złapać oddech. Odpływali nieco od wyspy. Balista kończyła się ładować. Mamba próbowała opatrzyć Zaraana. Meri dalej tuliła do siebie zwłoki Sareen. Nie spodziewały się zapewne takiego finału opowieści. Galana i Tori oplatały strzały, porwanymi kawałkami jakiegoś płótna i wrzucały do małej miski z oliwą.
Kapitan spojrzał w kierunku czarnego okrętu, który kierował się na wyjście z podkowy. Mają marne szanse by dogonić go na takich słabych żaglach. Ale wszystko miało swoje dobre strony. Załogi pozostałych canoe wyglądały na zmęczone, wiosłowali już wolno i nie krzyczeli złowieszczo. Wydawali się jacyś przymuleni…

Wrona zakręciła kołem sterowym biorąc kurs na wyjście z archipelagu. Po to w końcu tutaj przypłynęli żeby pokazać temu pomiotowi demona, że z wiedźmą się nie zadziera! Droga wydawała się prosta wiatr wiał delikatnie z boku. Nagle Kira stojąca na reji zawołała
- Skały są tuż pod powierzchnią!

Przez statek przelała się fala przekleństw.

Kapitan doskoczył do dziobu okrętu i zaczął wydawać rozkazy wpatrujac się w niebezpieczne wody tuż pod ich kilem.

Bosman i Vallo dołączyli do niego na dziobie i to czarnoskóry gladiator dostrzegł ich jako pierwszy. Zza pobliskiej skały nieco z boku wyłaniały się canoe. Wiedźma wpadła w pułapkę nie zmieni teraz kursu, nie zdążą wycelować balistę. Tubylcy dorwą ich jak nic!

Tubylcy zachowywali się jednak inaczej. Nie wrzeszczeli jak opętani. Wyglądali na mocno zdezorientowanych. NIe trzymali w rękach oszczepów ani innej broni. Natomiast rozglądali się po sobie jakby nie bardzo rozumiejąc co robią.

Wtedy dopiero spostrzegli, że czarny okręt opuścił archipelag, jego żagle były podarte, przegniłe i poszarpane, mimo to płynął pewnie i szybko. Wiedźma z obecnym ożaglowaniem i stanem załogi będzie miała olbrzymie trudności go dogonić. Chyba ponownie im uciekł.

Kapitan, zorientowawszy się w sytuacji, splunął.

- Zagrożenie minęło, dzikusy nie będą nas atakować - rzekł donośnie. - Dobra nasza, po tym cholernym wybryku Pierwszego, ciężko by było się pozbierać.

- Zebrać trupy z pokładu i owinąć je w całun, zrobimy im pogrzeb na morzu. Przysięgam, że jeśli jeszcze raz ktoś wywinie mi taki numer, to zarżnę jego i wszystkie jego dzieci wszystkich pokoleń. Jeśli coś zostało z trupa pierwszego oficera, można to przywiązać na przedni kasztel.

- Mamba, zacznij leczyć tych, którzy żyją. Dveyer, potrzebuję oszacować straty Wiedźmy od czasu, kiedy ten dureń postanowił wysadzić się w powietrze.

- Wrona, spróbujmy przycupnąć w porcie tych dzikusów, tylko powoli, zobaczmy, jak zareagują. Powiemy im, że zniewolił ich potężny czarownik, a my przybyliśmy z pomocą, aby ich wyzwolić. Być może te dzikusy będą miały dość zasobów, by odpocząc po walce i nieco naprawić wiedźmę.

Zaraan stanął koło kapitana i tak by tylko on słyszał rzekł:
- Nie wiem co wstąpiło w nawigatora. Musiał go chyba demon opętać. Chciał mnie dźgnąć zatrutym sztyletem. A potem… - bosman zaklął. Czarnoksięstwo od zawsze go mierziło. - Tylu ludzi straconych.
Pokręcił głową.
- trzeba nagrodzić Vallo, uratował statek, bez niego maszt i olinowanie szlag by trafił. A na dokładkę pozbył się łodzi pełnej dzikusów.

- Prawda - rzekł kapitan. - Co do zajścia, wierzę ci. Nie chcę więcej rozlewu krwi na pokładzie Wiedźmy. Kiedy tylko ogarniemy sytuację, jestem pewien, że załoga nabierze nieco więcej ducha. Być może nawet uniesiemy w rejs jednego z tych dzikusów?

- W każdym razie, wynagrodzę Vallo w stosownym czasie. Najpierw musimy uprzątnąć ten pierdolony bajzel, który zostawił pierwszy.

- Jego trupa radzę wyrzucić za burtę jak najszybciej, reszcie godny pochówek sprawmy. - Powiedział bosman.

Kapitan wzruszył ramionami.

- Chciałem go sprzedać dzikusom jako trupa czarownika, ale węgorze też mogą go zeżreć - kapitan uśmiechnął się ponuro. - Tymczasem odpocznij. Musimy ogarnąć się i ruszyć za czarownikiem. Co przypomina mi…

- Bacz za burt! - zawołał kapitan. - Czy mapy nawigatora poleciały w wodę? Potrzebujemy je wyłowić w międzyczasie.

- Racja - odparł i wydarł się - Szukać tuby z mapami, miał je nawigator. Mogły wypaść za burtę podczas wybuchu. Ruchy, kto nie zajęty żaglami.

Jeden z tubylców stojących na łodzi podniósł się i krzyknął
- Rzućcie Broń i płyńcie do portu łotry!

Załoga wiedźmy i tak go zignorowała biorąc kurs na największą wyspę.

Do płaczącej Merri. Podszedł Aulies i ukląkł obok niej. Ujął ją w ramiona i przytulił mocno. Tak by dziewczyna mogła się wypłakać w jego koszulę.

Po 15 minutach dno łodzi zaszurało o miękki piasek niedaleko pomostu na głównej wyspie.
Kapitan z bosmanem, vallo i większością załogi stali na dziobie okrętu

Reszta kończyłą zawijać ciała zmarłych. Auliesowi udało się trochę uspokoić Merri. Zaprowadził ją pod pokład, gdzie korzystając z braku Kabo dorwał się do jego zapasu rumu i dał jej solidny kubek mocnego napoju.

Mapy się znalazły w kajucie nawigatora.

Kapitan z niepokojem obserwował canoe tubylców, pojawiły się jeszcze 2. było ich teraz łącznie 4 i odcinały możliwość wypłynięcia na otwarte wody. Jednak tubylcy na nich byli spokojni choć nieco zdezoriętowani.

Również na brzegu zebrał się spory tłum pokazujących ich sobie i rozmawiających podniesionymi głosami w swoim nieco skrzekliwym języku. Zaraan słyszał tam naleciałości dialektów sawanny. Ale nawet zrozumienie kontektu szło mu słabo.

Nagle rozmowy przycichły. Tłum się rozstąpił wypuszczając na środek starca. Pokrzywiony staruszek opierający się na lasce, na której siedziała małpa. Jakim cudem stał tutaj wtłumie, skoro był ranny a jego katamaran został zatopiony…Morze to jego brat bliźniak, albo ktoś podobny - pomyślał kapitan. Jednak wtedy dostrzegł, że z jednej strony jego ubranie jest zakrwawione. W miejscu, gdzie trafiła go strzała!

- Witajcie wędrowcy! - powiedział donośnym głosem - Mimo, że podnieśliście rękę na nasz lud witamy was serdecznie albowiem, wy wygoniliście demona, który nękał nas od wielu lat. - mówił głośno i donośnie, głosem melodyjnym choć po brzegi wypełnionym mocnym akcentem - Okrutny człowiek w czasach moich przodków spętał nas byśmy strzegli jego skarbu. Z pokolenia na pokolenie klątwa dusiła nasz lud. Aż do przybycia czarnego okrętu z czarownikiem służącym demonowi. On złożył z naszych kobiet ofiarę! I uwolnił demona. Myśleliśmy, że nas zniszczy. Czuliśmy jak demon jeszcze mocniej wgryza się w nasze dusze. Jakby przybrał na sile. Dopiero gdy was zobaczył uciekł zabierając ze sobą demona i skarby których strzegliśmy. Gdy opuścił wyspy demon opuścił nasze dusze. Jesteśmy wam wdzięczni i prosimy abyście odpoczęli w naszych domach. Służymy wam wszystkim co mamy. Odpocznijcie i nabierzcie sił. Z naszej strony nie grozi wam niebezpieczeństwo. Polegli bracia naszego ludu byli pod wpływem demona, nie żądamy od was żadnej rekompensaty.

Mamba, która wyrosła obok kapitana szepnęła mu do ucha.
- Mówią, że nie chcą, ale się nie obrażą jak dostaną…- To zwyczaj niektórych plemion sawanny.

- Tako i my od was żadnej rekompensaty za naszego zabitego żądać nie będziemy. - odparł głośno Zaraan - Wiemy, żeście w mocy demona byli. Możecie nam rzec coście strzegli? Jaki to był skarb? Chcemy zniszczyć tego demona i każda pomoc się przyda.

Kapitan dał bosmanowi porozmawiać z tubylcami, sam wydając rozkazy.

- Wrona, rozkmiń te mapy nawigatora, czy będziesz mogła cokolwiek z tym zrobić – rzekł. - Na szczęście, głupiec spłonął bez map przy sobie, inaczej nie moglibyśmy wytopić statku mnicha. Musimy znaleźć, dokąd tym razem popłynął statek.

Kiedy Mamba szepnęła mu do ucha informacje, kapitan skinął głową.

- Wynagrodźmy ich za gościnę tak, jak w tawernie – rzekł. - Później dziś chcę pogrzebać martwych w morzu.

Po czym zwrócił się do bosmana i Wrony, polegając chwilowo na siostrze w chwili braku pierwszego oficera:

- Kiedy załoga odpocznie, dajmy nieco złota w łapy tubylców, uzupełnimy zapasy i pozwolimy Dveyerowi dokonać napraw wiedźmy. Chcę przywrócić do ładu nadpalony pokład. Poza tym, rozejrzyjmy się wokoło, może niektórzy z nich będą chcieli dołączyć do nas. Przydałoby mi się ze czterech albo pięciu do żagli i wioseł.
- Złoto może ich nie interesować. Ale narzędzia i broń pryjma z chęcią. Może w ładowni mamy coś na zbyciu. - wtrącił bosman.

- Później wyruszamy. Musimy dowiedzieć się, co tutaj robił demon i jaki jest jego następny cel. Jeśli nie uda nam się tutaj zrekrutować nikogo, potrzebujemy z czasem uzupełnić załogę. Tymczasem, do roboty.

Wyrzekłszy to, podszedł do starszego:

- Zaiste, rzeknijcie, co to był za skarb. Chcielibyśmy zawrzeć sojusz przeciwko demonowi, szukamy ludzi, którzy mogliby pomścić naszych i waszych.

- Najlepiej będzie jak zobaczycie sami co pozostawili. - wykrzyknął starzec - My do tej jaskini wchodzić nie zamierzamy! Popytam wśród ludzi czy któryś z nich chce wyruszyć z wami, ale nie będę na to naciskał. Mamy zbyt wielu rannych i zabitych by teraz uszczuplać plemię.

Załoga wiedźmy zaczęła się uwijać, próbując opanować zniszczenia wiedźmy. Dość niepewnie obchodząc się z tubylcami. Wiedźma zniknęła w kajutach nawigatora zabierając ze sobą nieco protestującego starego.

Zaraz za kapitanem na ląd zeszła Czarna Mamba. Podeszła ponownie do kapitana i powiedziała.
- Chciałabym zobaczyć tą jaskinię. - Jej wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego w kwestii odmowy.

Schodzący obok kapitana bosman dawno nie widział takiej determinacji u swojej towarzyszki.

- Pójdę z wami - oznajmił Zaraan.

- Tylko, jeśli pozostali zostali opatrzeni – rzekł protekcjonalnie kapitan. - Nie zapominaj o swoim darze leczenia. Załoga wiedźmy jest tego warta – kapitan zwrócił się do Mamby.

Tymczasem, kapitan wszedł na kasztel i zwrócił się do reszty załogi:

- Marynarze! - rzekł. - Przeszliśmy dziś przez wiele niebezpieczeństw i wiele naszych przyjaciół zginęło. Przeklęty zdrajca, pierwszy, dziś zaatakował Zaarana. Parał się czarną magią, tak jak Karchedon, którego ścigamy, a kto wie, czy tego dnia nie został opętany przez tego demona. Posłuchajcie, niech mnie morze pochłonie, ale wasza strata zostanie pomszczona, a wasze rany wynagrodzone! Osobiście odetnę głowę z karku tego przeklętego demona, nawet, jeśli będzie mnie to kosztowało życie. Tymczasem, odpocznijcie. Dziś dowiodliście, że jesteście godni żeglowania pod banderą Morskiej Wiedźmy.

- Z powodu śmierci Kabo, to Ojo zostaje nowym kukiem – rzekł. - Z powodu śmierci pierwszego, oficerem zostaje Wrona – oświadczył kapitan. - Wrona, jak spierdolisz, to ze skóry obedrę, znasz zasady. Funkcja nawigatora pozostaje wakatem, ale chcę, aby ją robił Stary – rzekł Heist, patrząc ogniście na żeglarza.

Odwrócił się do bosmana i Mamby.

- Możemy zobaczyć jaskinię.

 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 14-03-2019, 09:33   #28
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację

Zbliżało się późne popołudnie, gdy w towarzystwie starego tubylca i dwóch rosłych wojowników dotarło do jaskini skrytej, pośród wzgórz gęsto zarośniętej wyspy. Było gorąco do okoła latało mnóstwo uciążliwych owadów. Na czele pochodu obok tubylców szedł kapitan, obok niego szła Mamba i Aulies, który niechętnie opuszczał łódź. Kapitan nie ufał jednak nowym łuczniczkom na tyle by samotnie udać się z nimi w taką wyprawę. Całość pochodu zamykał Berch Ferus i Bosman.
Kapitan widział, że załoga jest mocno poturbowana bitwą i przeżywa wybuch i stratę towarzyszy. Nie mógł też wyjść z szoku w stosunku do bosmana. Jego zdewastowane ciało, które jakimś cudem przetrwało eksplozję, która niemal posłała wiedźmę na dno, dalej działało. Nadążał, za tubylcami. Choć widać już było po nim, że trudy podróży dają się mu jednak we znaki.
Bosman z kolei nie odrywał wzroku od Mamby. Coś się w jej posturze zmieniło. Była spięta i skupiona. Zupełnie niczym ogar, który trafi na jakiś trop.
Małpa zwiększająca kij dzikusa zapiszczała przeraźliwie. On sam drugą ręką odsunął szerokie liście zakrywające zejście wyłożone dużymi kamieniami prowadzące w dół do jaskini.
- Zejdźcie pierwsi. - Powiedział spokojnie starzec - Nikt z mojego ludu nie wejdzie już do tej przeklętej jaskini!

Kapitan ostrożnie zszedł w dół po śliskich kamieniach. Od jaskini ciągło swądem stęchlizny i grzyba.

Podszedł do jej wejścia. Jaskinia była na wpół naturalna na wpół wykuta. Było to jedno pomieszczenie, bardziej długie niż szerokie. Wydawała się założona różnorakimi towarami, które w większości zostały zabrane. Pod ścianami walały się kawałki desek i płótna.

Nagły błysk przykuł uwagę kapitana, który ostrożnie wszedł do jaskini i podniósł połyskującą złotą monetę.

Za kapitanem do jaskini wsunęła się reszta załogi.

Jaskinia była niemal pusta. Jedynie w rogu znajdowało się parę skrzyń opierających się o kamienny słup, na którym coś połyskiwało w skąpym świetle. Ruszyli do przodu ostrożnie.

- Stójcie - zatrzymał ich głos starca stojącego w wejściu do jaskini. Twarz miał ściągniętą jakby w wyrazie bólu. W ręce trzymał żagiew, którą podał. Berch wrócił po nią i po chwili wrócił z światłem. Starzec zaś słabnącym głosem mówił:

- Tam leży coś, co nie pozwalało się nam zbliżyć. Zabijało każdego, który się zbliżył choćby na krok. Sługa demonów, nawet na krok nie mógł się zbliżyć nawet do jaskini. Ja bym na waszym miejscu się tam nawet nie zbliżał. Widzicie te kości? - Dopiero w świetle rozpalającej się żagwi zobaczyli, że u podnóża podestu pod skrzyniami walają się dwa białe szkielety. - Gdy tylko się zbliżyli padli jak rażeni piorunem a po kilku chwilach zostało z nich tylko to!

Cała załoga cofnęła się o pół kroku. Jedynie Mamba podeszła do Bercha, zabrała z jego ręki żagiew i podeszła bliżej, zamarła bez ruchu. Już wydawało się, że padnie jak opisani przez dzikusa tubylcy. Lecz mamba się odezwała:

- To Tatch`Ra, jeden z prawdziwych Tatch`Ra - w jej głosie słychać było niezwykłe przejęcie.

Zainspirowana jej postawą załoga ruszyła nieśpiesznie do przodu. Zobaczyli na kamiennej kolumnie broszkę w kształcie żuka ze złotymi skrzydłami.

Zaraan widział już kiedyś podobne owady. Niektóre kobiety nosiły amulety przypominające takie żuki. Miały przynosić szczęście i płodność. Ale były mniej ozdobne zazwyczaj wykonane z piaskowca.


- Nie dziwne, że skażeni przez demona nie mogli się zbliżyć - westchnęła czarnoskóra zielarka. - Ten relikt pochodzi jeszcze sprzed początków mojego ludu i ponoć odstrasza wszystko co skażone śmiercią. To prawdziwy skarb! - Ludy sawanny ozłociły by każdego, kto zwróciłby im ten skarb, byłby dla nich bezcenny!

Kapitan spojrzał na 2 szkielety w okolicy kolumny, a później na bezcennego robala i ponownie na skrzynie, w których musiało być coś cennego.

- Co stąd zniknęło? -zapytał starca - Co zabrał sługa demona?

- Ten bibelot pomoże nam w walce z demonem
- kapitan brodą wskazał na broszkę w kształcie żuka. - Przeszukajmy skrzynie i okolice. Może coś się znajdzie. Mamba, zabranie tego nie zmiecie nas z powierzchni ziemi?

- Zabrali wszystko co tutaj było złożone. Kufry, skrzynie, bele, worki. Mnóstwo skarbów i świecidełek. Zostało tylko to co leży koło tej kolumienki. Ale nie oto chodziło demonowi. Po drugiej stronie wyspy była laguna, w której złożył ofiarę z naszych kobiet…
- Starzec urwał przełykając głośno ślinę i mimo usilnych prób ton jego głosu się zmienił - Poderżnął im gardła i spuścił ich krew w odmęty. Demon wtedy zawył zachwycony i przycisnął nas mocniej niż kiedykolwiek przedtem. - Z każdym słowem głos starca łamał się coraz bardziej.

- Nie wiem kapitanie… - odparła Mamba ściszając głos, ale nie odrywając wzroku od owada - Część załogi była dotknięta przez demona. Nawet ja… Ale nie możemy tego tutaj zostawić. Kapłanki mojego ludu oddadzą wszystko za ten skarb. - Mówiąc to postawiła krok do przodu kierując się w stronę amuletu - Może ten amulet kryje rozwiązanie w jaki sposób Karchedon zapanował nad demonem. - Mamba postąpiła kolejny krok do przodu…

- Czekaj - położył Mambie dłoń na ramieniu - Ja to wezmę. Sama mówisz, że demon was dotknął. Nie ma co ryzykować. Dajcie jakiś worek czy coś…

Bosman wziął worek od Bercha i ruszył do przodu. Spojrzenia wszystkich skupiły się na bosmanie. Słyszał tylko piach zgrzytający mu pod stopami i szum własnego oddechu. Postąpił jeszcze krok do przodu, przekraczając białe kości…
 
Mike jest offline  
Stary 15-03-2019, 05:47   #29
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Świat zawirował mu przed oczami, zafalował, rozmył i wyostrzył ponownie. Bosman z trudem ustał na nogach. Światło się zmieniło, zamrugał parę razy by przyzwyczaić oczy do panującego tu blasku. Znajdował się w obszernej komnacie. Czuł na skórze podmuchy wiatru i zapach oceanu. Widział przez wielkie okna w kamiennych ścianach morze otaczające go z każdej strony. Musiał być gdzieś wysoko, po chwili do jego uszu dotarł kojący dźwięk fal i odgłosy przybrzeżnych ptaków.
Zamrugał jeszcze kilka razy nim zorientował się, że znajduje się w czymś na kształt sali audiencyjnej, zbudowanej z idealnie prosto przyciętych kamiennych bloków, tak spasowanych, ze między nie nie wcisnął by się włos. Jasne i ciemniejsze bloki tworzyły niepokojącą i rozpraszającą mozaikę. Ciężko było określić gdzie kończy się podłoga, zaczynają ściany i sufit. Wszystko się zlewało, powodując jeszcze większe zmieszanie. Jedynie szeregi długich okien przez które wpadała morska bryza były jakimś oparciem dla oczu. Bosman obrócił się i spostrzegł, że przed nim znajdowały się 3 kamienne trony 2 z nich były puste. Po środku na największym z nich siedziała piękna, niemal naga kobieta. Odziana tylko w ciężkie, złote ozdoby wysadzane drogimi kamieniami. Oczy miała zamknięte trwała nieporuszona niczym posąg. Na jej głowie spoczywała duża złota korona, a długie ciemne włosy opadały na plecy.
Dłonie miała złożone na kolanach, a między nimi spoczywał żuk o złotych skrzydłach.


Zaraan poruszył się do przodu. Wtedy oczy kobiety otwarły się. Były Wściekle zielone. Uśmiechnęła się zalotnie przekrzywiając głowę i otwierając delikatnie usta. Idealnie równie białe zęby odcinały się na tle głębokiej czerwieni ust.

Zaaran zamarł wpatrzony w kobietę, która zdawała się ożywiać na jego oczach, cal za calem jej ciało zaczynało się poruszać. Smukła szyja, delikatne ramiona, zgrabne piersi, pięknie wyżłobiona talia, biodra, uda, łydki, aż po palce u stup. Wszystko zaczynało się poruszać w płynny hipnotyzujący sposób. Wszystko w ruchach kobiety i w jej spojrzeniu było przepełnione żądzą i propozycją namiętności.

Zaaran ruszył do przodu i nagle ponownie zwolnił. Bo żuk poruszył złotymi skrzydłami i ruszył po ciele kobiety wspinając się na jej ramię. Tam ponownie zamarł bez ruchu przypominając ozdobę wczepioną ostrymi odnóżami w ciało kobiety, której nie dość że nie sprawiało to bólu a wręcz przeciwnie, zaczynała promieniować rozkoszą.

- Kim jesteś kobieto? - zapytał Zaraan - i gdzie ja jestem? Byłem w jaskini, a teraz… mów szybko.

Kobieta zmrużyła swoje promieniujące zielenią oczy i zagryzła uwodzicielko wskazujący palec ozdobiony długim paznokciem.

- A czy to ważne gdzie jesteś, gdzie byłeś, może ważniejsze jest pytanie gdzie będziesz? - mówiąc to wyciągnęła palec z ust i przeciągnęła nim po swoim ciele wijąc się rozkosznie. - Powiedz po co tu przybyłeś? a ja być może mam to czego szukasz... - jej palec zawędrował w okolice jej podbrzusza, gdzie zatoczył krąg, przyciągając spojrzenie bosmana.
Bosman śledził uważnie palec. Coś mu mówiło, że kobieta długo nie miała towarzystwa. Sam jako marynarz powinien raz dwa pomóc jej rozprawić się z tym problemem. Ale raz, że ni ebył zwykłym marynarzem, a dwa Mamba nie pozwalała mu się poczuć samotnym.
- Szukam broni zdolnej zgładzić demona i myślę, że to coś - wskazął na żuka - może byc tym co szukam.

- Szukasz broni… - westchnęła, bardziej mrucząc słowa niż je wypowiadając wstała nagle i spojrzała w oczy Zaraana była niemal jego wzrostu. Kołysząc biodrami zeszła z podestu i zatrzymała się przed Bosmanem i dotknęła jego nagiej piersi swoim palcem. Zaraan czuł, jak ciepło promieniuje od niego, rozpływając się po całym jego ciele. - Taki silny mężczyzna a potrzebuje broni by zmierzyć się z tak niską istotą... - zaczęła go otaczać, cały czas wodząc palcem po jego nagiej skórze, wznosząc się na jego bark a później kark. Zaraan nagle się zorientował, że nie może się ruszać. Kobieta zakończyła pełen krąg. Zaraan poczuł, że miejsca w których go dotykała płoną żywym ogniem. Zatrzymała się patrząc mu prosto w oczy. Na jego piersi położyła otwartą dłoń. Żar stał się jeszcze potężniejszy.

- Powiedz mi mój wojowniku. Dlaczego chcesz zniszczyć tego demona?

- Bo ten psi syn wyciągnął łapy po nie swoje. On i jego sługus zapewne niedługo zechcą zawładnąć światem. A taki świat byłby do dupy. Nie byłoby miejsca dla prostego pirata i jego kobiety. No i pozbawił nas należnego skarbu. A my już za mniej zabijaliśmy. Zadowolona, dziewko?

Kobieta wybuchnęła perlistym śmiechem. Rozlał się on po przestrzeni i wypełnił każdy kąt pomieszczenia sięgając sklepienia i wracając z potęgującym niezwykłe wrażenie efektem. Chrząszcz na ramieniu kobiety zamachał złotymi skrzydłami i wzniósł się do góry. Kobieta zabrała rękę, a chrząszcz usiadł w tym miejscu. Zaraan czuł przejmujący ból w każdym miejscu, w którym dotknęła go kobieta. Najbardziej zaś paliła pierś w którą wszczepił się chrabąszcz swoimi ostrymi odnóżami. Kobieta cały czas śmiejąc się odwróciła się i kręcąc nagimi biodrami wspięła się na podest, odwróciła spowrotem do wojownika i powiedziała:

- Lubię młodych i zuchwałych - delikatnie uniosła brwi jakby sugerując drugie dno wypowiedzi - czyń więc swoją powinność wojowniku. Ciekawa jestem do czego to doprowadzi. Opadła na tron w wielce wyuzdanej pozycji…

Zaraan aż przełknął ślinę, z wrażenia aż zawirowało mu w głowie. Postąpił krok w bok by się nie przewrócić i spostrzegł przed sobą pusty kamienny cokół.

***

Minęło parę chwil zanim Zaraan zorientował się gdzie jest. Na szyi miał złoty łańcuch na którym wisiał skarabeusz. Łańcuch był gorący, podobnie jak skarabeusz, skóra paliła żywym ogniem. Ale wojownik wytrzymał.

- To musiało być niezwykłe wrażenie - sapnęła cicho Mamba obchodząc go dookoła. Chyba było już bezpiecznie, skoro mogła podejść tak blisko. Tylko czemu wpatrywała się w niego tak nisko..

Zaran podążył za jej wzrokiem w dół...

- Była tu naga kobieta - powiedział Zaraan - wypytywała co chcemy zrobić demonem i dała mi to. Wziął w rękę skarabeusza. Jakeś czarnoksięskie sztuczki. Tym razem diablica się nam objawiła? Jakby jednego czarta było mało.

W tym czasie Berch i Ferus razem z kapitanem podeszli do skrzyń. Były wypakowane starymi monetami i drogimi kamieniami. Uwagę Kapitana przyciągnęła natomiast jedna niewielka szkatułka ukryta zaraz za kolumną, tak, że nie było jej widać z jaskini. Ktoś ją ewidentnie ukrył w tym miejscu. Był to niewielki sześcian


Kapitan oglądnął go z każdej strony. Wyglądało to jak jakiś rodzaj pudełka, ale nie mógł go w żaden sposób otworzyć. Dziwne glify i symbole, które go otaczały budziły coraz większy niepokój im dłużej się w nie wpatrywał.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 08-04-2019, 16:51   #30
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Gdy ekspedycja wróciła obarczona skrzynkami ze skarbami. Zabawa przy ogniskach już trwała. Naród uwolniony spod władzy demona świętował hucznie, a załoga wiedźmy nigdy nie stroniła od świętowania, a zwłaszcza hucznego. Kapitan z Bosmanem i Mambą zatrzymali się na chwile na wzniesieniu i patrzyli na swoją załogę.

Bawili się, śpiewali, a jeszcze chwilę temu sprzątali krew najlepszych przyjaciół z pokładu. To byli zatwardziali ludzie morza. Jedynie osmolone resztki nawigatora dyndały u szczytu masztu.

Statek był oczyszczony. Ciała zawinięte w całuny i obciążone kamieniami czekały na wypłynięcie na pełne morze. Na reji czekał zwinięty nowy maszt - uwinął się Devyer szybko z tematem. Gorzej z pokładem. Którego wyszczepione, sczerniałe deski raziły niczym dziura w przednim zębie.

Ktoś kapitanowi wręczył kubek z jakimś miejscowsavagym alkoholem. Był słodki ale mocny. Kapitan pociągnął jeszcze jeden długi łyk. To będzie długi… ale przyjemny wieczór.

Bladym świtem wrzaski bosmana niczym grom w środku nocy postawiły wszystkich na baczność. Niektórzy zaspani inni na pół przytomni zbierali się z ciepłego piasku i prowizorycznych szałasów. Była nieludzka godzina. Słońce dopiero zaczynało majaczyć na horyzoncie ale kończył się przypływ. Statek był już otoczony wodą. Lada chwila będzie najlepsza okazja by go zwodować i ruszyć w dalszą drogę.

W nocy załoga opiła awans Wrony - która jak niektórzy mówią i tak się rządziła, teraz przynajmniej będzie miała powody. Zdziwił ich awans Ojo na kuka ale zupa, którą przygotował niemowa była wręcz niewymownie dobra, choć trzeba przyznać, że ostra. Awans Devyera był tak oczywisty, że nawet nie wzbudził żadnych komentarzy.

Udało się uzupełnić zapasy i nawet zdobyć kilka pni na przygotowanie desek na pokład. Devyer stwierdził, że spróbuje coś przygotować w trakcie podróży.

Gdy wszystko było już gotowe do odpłynięcia. Do kapitana i bosmana dyrygujących ostatnimi pracami na lądzie podszedł starzec na czele 6 rosłych tubylców.

- Zgodnie z pańską prośbą kapitanie zapytałem mój lud czy zechce dołączyć do walki z demonem. Ku mojemu zdziwieniu tych 6 młodzieńców zgłosiło się od razu chcąc pomścić siostry, które zostały złożone w ofierze demonowi. Zgodzili się dołączyć do załogi. Są młodzi, silni i sprawni. Znają się trochę na morzu i nie będą stanowić ciężaru.

Bosman zlustrował fachowym okiem przybyłych. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Normalni tubylcy. Uzbrojeni w krótkie włócznie, oszczepy i wysokie okrągłe drewniane tarcze obciągnięte skórą

Zaraan zlustrował nowych. Nie poddawał wątpliwości ich zdolności żeglarskich, gdzie indziej upatrywał problemów.
- Dobrze mówicie w naszym języku? - zapytał.

Przyszedł mu też jeszcze jeden pomysł do głowy zanim odpłyną.
- Daleko stąd do tego miejsca gdzie złożono ofiarę? Da się tam dopłynąć statkiem? Może jaki ślad pozostał, co nam zdradzi zamiary demona…

- Dobrze
- rzekł kapitan, kiwając głową. - Zaiste, Zaraan. Moglibyśmy wybrać się tam. Ostatecznie, nie mamy żadnych śladów, warto by zobaczyć.

Po czym zwrócił się do Mamby:

- Co sądzisz o tej skrzynce? - zapytał, mając na myśli skrzynkę znalezioną w grocie.

- Nie wiem co to może być pierwszy raz się z czymś takim spotkałam - odpowiedziała Mamba.

- W takim razie wypłyńmy z Zatoki Podkowy - rzekł kapitan do Wrony i bosmana. - Musimy znaleźć demona, być może więcej śladów znajdziemy, kiedy wypłyniemy. Nie możemy tu pozostać.


***

Statek opadł na fale. Wiosła uderzyły odciągając go od brzegu. Kapitan stanął na dziobie. Wrona stała za kołem sterowym rozpuściła włosy, które falowały mocno na wietrze. Kapitan spojrzał na dzikusów zapierających się o wiosła. Przy Caledornie stał obandażowany Bosman z swoim zdobycznym amuletem. Nowi wioślarze błyskawicznie złapali rytm i nie odstawali od załogi. Jeszcze zrobi się z nich ludzi.

Do kapitana dokuśtykał Devyer. Ostatnie przygody nadszarpnęły nowym cieślą okrętowym. Mimo wieku i ostatnich przygód zdawał się nabierać sił. Sięgnął do pazuchy i wyciągnął zawiniątko. Była w nim schowana kostka, znaleziona w jaskini. Przekazał ją kapitanowi i powiedział.
- Przyglądałem się temu długo i niewiele mogę powiedzieć. Część symboli wygląda jak runy pisma Tricarnijskich kapłanów. Ale wiem, że podobnym alfabetem posługują się alchemicy w Gis. Może to być jakiś czarnoksięski artefakt. Ale najbardziej prawdopodobne to jakiś relikt Keronian. W takim wypadku to prawdziwy skarb kapitanie. Każdy czarnoksiężnik od Tricarnii po Caledie odda ci za to królestwo, choć pewno najpierw spróbuje ci to odebrać siłą. Skoro było to ukryte przed demonem, to pewno może mu to zaszkodzić

- Kira, żagle!
- Warknęła Wrona z tyłu. Marynarze zaczęli uwijać się przy żaglach. Trochę im przeszkadzała osmolona dziura w pokładzie ale mimo w miarę prężnie dawali sobie radę.

- Kapitanie - Zaczął Devyer - mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. Devyer odwrócił się w kierunku kiry, która puściła mu oko i rozwiązała ostatnią linę trzymającą nowy żagiel, jej ludzie momentalnie zaczęli wybierać liny i z łopotem rozwijał się nowy żagiel wiedźmy. Na żaglu zaś pojawiła się rycina w postaci półnagiej kobiety z rozwianymi włosami przebijającej lewiatana włócznią. - Dar od plemienia. Gdy usłyszeli, że wiedźma poluje na demona, stwierdzili, że trzeba to uczcić. To żagiel z ich najlepszego płótna. Powinien przetrwać sztorm.

Żagiel napełnił się wiatrem i wiedźma szarpnęła do przodu pchana potężnym podmuchem wiatru. Maszt jęknął, statek przyspieszał zmierzając prosto do ujścia z rafy.

- Nie wiemy na pewno - odparł kapitan, z uznaniem kiwając głową na nowy żagiel. - Ten żagiel jest godny Wiedźmy, kiedy w końcu rozliczę się tym piekielnym pomiotem, zawieszę jego głowę na szpic masztu.

- Jestem pewien jednak, że musimy zbadać rzecz amuletu i kostk
i - rzekł Heist. - Upiór Karchedona zbyt długo tułał się po morzach, o ile przeklęty mnich był potężny wcześniej, teraz będziemy potrzebowali każdej pomocy, by móc się przeciwstawić. Któż wie, jakie są plany demona… Ale być może odkryjemy je, szukając rozwiązania pudełeczka - Heist splunął z obrzydzeniem na wzmiankę o demonie.

***

Wiedźma opuściła rafy. Momentalnie wpadając w większe fale. Pokład statku uniósł się i opadł gwałtownie. Wiosła wciągnięto na pokład. Wszyscy się rozluźnili. Wrona niechętnie przekazała ster staremu i ruszyła w kierunku kapitana, podobnie jak bosman. Zapewne chcieliby ustalić gdzie płynąć dalej. Z map, które zostawił nawigator niewiele udało się wyczytać, na pewno trzeba dłuższego czasu i walki z mapami. Na pewno przydałby się jakiś cwany nawigator, może jemu udałoby się wgryźć w te mapy. Kapitan nie wiedział za bardzo w którą stronę się udać…

- Żagle na horyzoncie - wrzasnął Vallo stojąc na szczycie masztu. -Wyłaniają się zza wysp. Idą z wiatrem, szybkie, wychodzą nam na rufę!

Wszyscy natychmiast wspięli się na tylni kasztel i przyjrzeli się okrętom.

- To flagi Bryterii i Martikeinu! - rozległ się głos z tyłu

Wszyscy odwrócili się w kierunku tego melodyjnego kobiecego głosu. To Meri stała oparta o nadburcie a jej długie płomienne włosy rozwiewał wiatr. W ręce trzymała swój łuk. Na jej twarzy malował się zacięty wyraz twarzy.

- Jakim cudem nas dogonili - krzyknęła Wrona - zatarasowaliśmy port, a do tego mieliśmy alchemika na pokładzie z miksturami wiatru! Takie krypy nie mogły nas tak szybko dogonić. Powinniśmy mieć przynajmniej 2-3 dni zapasu.

- Zbliżają się!
- krzyknął Vallo

- Spróbujmy najpierw ich zgubić - zakomenderował Heist. - Pełne żagle, kiedy uciekniemy im, zwrócimy się w stronę Gis - rzekł kapitan. - Jeśli okażą się szybsi, ster na burt. Przygotować łuczników, niech mają salwę w gotowości. Napiąć balistę w pogotowiu.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172