lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Fantasy (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/)
-   -   [Bestie i Barbarzyńcy] Bestie Barbarzyńcy i Piraci (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-fantasy/18140-bestie-i-barbarzyncy-bestie-barbarzyncy-i-piraci-18-a.html)

Fenrir__ 30-09-2018 21:56

[Bestie i Barbarzyńcy] Bestie Barbarzyńcy i Piraci (18+)
 
Grzmot niósł się głębokim dudnieniem przez wzburzone morze. Statek Wspinał się na fale by opaść po drugiej stronie niemal zanurzając dziób w słonej wodzie. Pierwsze krople deszczu spadały na twarze marynarzy. Skłębione czarne chmury za rufą okrętu zdawały się być żywą istotą kotłującą się i wypluwającą z siebie raz po raz ogniste języki błyskawic.
- Nie zdążymy! - krzyknęła Marica, trzymając się kolumny masztu. Rzeźbiarka okrętowa, autorka wykrzywionego w przeraźliwym grymasie wizerunku wiedźmy zdobiącego galion okrętu. Nigdy do końca nie przywykła do morskiego stylu życia...
- Zdążymy - mruknął nawigator, patrząc na kłębiące się za nimi czarne burzowe chmury. Podszedł na rufę, gdzie urodziwa sternik poprawiała sznur, którym przewiązała się w pasie. Koło sterowe wyrywało się już jak szalone na wzburzonym morzu, mimo to piratka zgrabnie radziła sobie i z nim i z liną.
- Wrona! Tak jak mówiłem, mijamy ten cypel i zaraz za nim mocno na sterburtę. - Nawigator obrócił się w kierunku pokładu, gdzie kapitan przy wydatnej pomocy olbrzymiego czarnego bosmana posłali załogę na maszty przygotowując się do skrętu.
- Wiem... - Odwarknęła i splunęła pod nogi nawigatora gęstą śliną - Nie pierwszy raz do rogatych demonów stoję tutaj! Spieprzaj i nie przeszkadzaj. - Mówiąc to ujęła mocniej ster.
- TERAZ!!! - poniósł się donośny krzyk kapitana. Wrona szarpnęła i zakręciła kołem starowym. Marynarze momentalnie zabrali się za luzowanie i wybieranie lin a statek pochylił się gwałtownie podczas skrętu, targany teraz silnym bocznym wiatrem. Nawigator niemal stracił równowagę w ostatniej chwili łapiąc się liny.
Statek wspinał się pod kątem przez wysoką falę by przebić jej szczyt i z łoskotem opaść po drugiej stronie. Do uszu nawigatora dobiegł krzyk kapitana.
- Wy skundlone... wybierać te żagle… A w dupe ladacznicy! Jak… - resztę urwał szum wiatru.
Linia brzegowa cypla przewijała się w szybkim tempie. Mocny boczny wiatr naciskał żagle z taką siłą, że aż skrzypiały maszty. Był to ciasny skręt. Marynarze już ciągnęli następne liny. A kolejna wysoka fala przetoczyła się po pokładzie okrętu.
Ciasnym zwrotem Morska Wiedźma minęła cypel i kierowała się do sporej zatoki przy Wyspie Skrzeczących Małp.
Gdy tylko skierowali dziób w stronę zatoki. Wiatr jakby trochę zelżał. Wewnątrz cypla będą musieli płynąć na wiosłach pod wiatr. Kapitan wydał już rozkazy by zwijać żagle. Z zadumy nawigatora wyrwał ryk gdzieś z dziobu.
- Statki przed nami…
Nie minęło 5 uderzeń serca a kapitan nawigator i bosman stali na dziobie statku wpatrując się w wnętrze zatoki, gdzie przed nadciągającym szkwałem skryły się dwa statki, szczepione burtami obracały się wolno. Jeden był dużym statkiem kupieckim drugim mniejszy, wydał się kapitanowi znajomy.
Minęła chwila zanim zrozumiał na co patrzy. To piracka łajba zwana rogiem demona. Jej kapitan zazwyczaj nie grasował w tej okolicy Paluchów… A teraz przyssał się jak pijawka do wystraszonego kupca.

Mike 16-10-2018 12:11

Grzmot niósł się głębokim dudnieniem przez wzburzone morze. Statek Wspinał się na fale by opaść po drugiej stronie niemal zanurzając dziób w słonej wodzie. Pierwsze krople deszczu spadały na twarze marynarzy. Skłębione czarne chmury za rufą okrętu zdawały się być żywą istotą kotłującą się i wypluwającą z siebie raz po raz ogniste języki błyskawic.
- Nie zdążymy! - krzyknęła Marica, trzymając się kolumny masztu. Rzeźbiarka okrętowa, autorka wykrzywionego w przeraźliwym grymasie wizerunku wiedźmy zdobiącego galion okrętu. Nigdy do końca nie przywykła do morskiego stylu życia...
- Zdążymy - mruknął nawigator, patrząc na kłębiące się za nimi czarne burzowe chmury. Podszedł na rufę, gdzie urodziwa sternik poprawiała sznur, którym przewiązała się w pasie. Koło sterowe wyrywało się już jak szalone na wzburzonym morzu, mimo to piratka zgrabnie radziła sobie i z nim i z liną.
- Wrona! Tak jak mówiłem, mijamy ten cypel i zaraz za nim mocno na sterburtę. - Nawigator obrócił się w kierunku pokładu, gdzie kapitan przy wydatnej pomocy olbrzymiego czarnego bosmana posłali załogę na maszty przygotowując się do skrętu.
- Wiem... - Odwarknęła i splunęła pod nogi nawigatora gęstą śliną - Nie pierwszy raz do rogatych demonów stoję tutaj! Spieprzaj i nie przeszkadzaj. - Mówiąc to ujęła mocniej ster.
- TERAZ!!! - poniósł się donośny krzyk kapitana. Wrona szarpnęła i zakręciła kołem sterowym. Marynarze momentalnie zabrali się za luzowanie i wybieranie lin a statek pochylił się gwałtownie podczas skrętu, targany teraz silnym bocznym wiatrem. Nawigator niemal stracił równowagę w ostatniej chwili łapiąc się liny.
Statek wspinał się pod kątem przez wysoką falę by przebić jej szczyt i z łoskotem opaść po drugiej stronie. Do uszu nawigatora dobiegł krzyk kapitana.
- Wy skundlone... wybierać te żagle… A w dupe ladacznicy! Jak… - resztę urwał szum wiatru.
Linia brzegowa cypla przewijała się w szybkim tempie. Mocny boczny wiatr naciskał żagle z taką siłą, że aż skrzypiały maszty. Był to ciasny skręt. Marynarze już ciągnęli następne liny. A kolejna wysoka fala przetoczyła się po pokładzie okrętu.
Ciasnym zwrotem Morska Wiedźma minęła cypel i kierowała się do sporej zatoki przy Wyspie Skrzeczących Małp.
Gdy tylko skierowali dziób w stronę zatoki. Wiatr jakby trochę zelżał. Wewnątrz cypla będą musieli płynąć na wiosłach pod wiatr. Kapitan wydał już rozkazy by zwijać żagle. Z zadumy nawigatora wyrwał ryk gdzieś z dziobu.
- Statki przed nami…
Nie minęło 5 uderzeń serca a kapitan nawigator i bosman stali na dziobie statku wpatrując się w wnętrze zatoki, gdzie przed nadciągającym szkwałem skryły się dwa statki, szczepione burtami obracały się wolno. Jeden był dużym statkiem kupieckim drugim mniejszy, wydał się kapitanowi znajomy.
Minęła chwila zanim zrozumiał na co patrzy. To piracka łajba zwana rogiem demona. Jej kapitan zazwyczaj nie grasował w tej okolicy Paluchów… A teraz przyssał się jak pijawka do wystraszonego kupca.

Zaraan, wysoki i ubity czarnoskóry mężczyzna, za ubranie miał jeno przepaską biodrową i dwa pasy biegnące na krzyż przez tors. Zwisały z nich dwa krzywe miecze. Na udzie szerokim niczym konar drzewa miał sztylet. Mimo potężnych rozmiarów poruszał się on z gracją pantery. Czarnej rzecz jasna. Odwrócił się i zawołał przez ramię:
- Zmęczeni? To może zaraz niektórzy odpoczną… w piekle! Bo przed nami dwie krypy. Co rzekniesz kapitanie? - zapytał gromkim głosem. Zdając się nie zważać na chłostający jego nagi tors deszcz i wiatr.

- Och, wszakże znam ten okręt - zasępił się Heist na słowa Zaarana. - Rzadko bywał na tych wodach. Ciekawym, cóż Róg Demona może robić tutaj…?

Kapitan Wilhelm Heist posiadał srogie wejrzenie. Jego wielka, brązowa broda niknęła w zetlałym płaszczu, pod którym znajdowała się krzywa szabla. Czapka kapitańska spoczywała na bujnej pomimo wieku czuprynie, a długie włosy wylewały się przez kołnierz zrabowanej przed laty od pewnego szlachcica koszuli. Mimowolnie, jego oblicze zdawało się układać w pełen gniewu grymas, w którym jednak nie zabrakło chytrości.

- Bliżej, bliżej no - rzekł w końcu Heist, zdecydowawszy się. Jego głos był głęboki i groźny. - Nawigator, przepatruj, jak im idzie z tym stateczkiem kupieckim. Każ ludziom się przygotować. Wpadniemy z krótką wizytą, będą na pewno zajęci tamtymi. Pomóżmy tym durniom z tym statkiem. Jeśli uporają się, zbierzemy nieco wieści… Lub złota.

Heist zamierzał podpłynąć bliżej, żeby zbadać sytuację. Spodziewał się, że załoga Rogu Demona może być zmęczona walką ze statkiem kupieckim. W takim wypadku zamierzał po prostu napaść na nich, zabierając to, co pieczołowicie odebrali kupcom.

Santorine 17-10-2018 16:10

Nawigator i zarazem pierwszy był wysokim mężczyzną. Uzbrojony był tylko w lekki półpancerz, puklerz i sztyet ze zbroczami. Niektórzy mogliby powiedzieć, że wymoczkowatym, lecz nie było wielu, którzy potrafili by to potwierdzić po pewnym czasie.

Nie warto było zadzierać z Dariem Giakomsonem, Mścił się za to okrutnie. Razu pewnego, w pewnym porcie cesarstwa, wszedł w spór z rosłym kapitanem korsarzy. Obity zemścił się aplikując truciznę. Ciało oponenta samo odchodziło tygodniami od kości nim skonał. Postara się by plotka o jego zemście by znana wszystkim. Każdy z załogi wiedział, iż jego mikstury niosą śmierć czy to w ognistym wybuchu, czy to powolną lub szybką zależnie od jego zamiarów.
Z sakwy przy pasie wyjął lunetę. Szybko zlustrował pokład.
- Podchodzimy od bakburty psubratów. Balista na sterburtę. Ładować. Celowniczy namiar na koło sterowe “Roga Demona” - z krzyknął, z bandoletów wyjął jedna falaszkę. Gdy balista była już załadowana Pierwszy podszedł do balisty, do grotu przymocował flaszkę z miksturą. Wszyscy na pokładzie wiedzieli jaką śmierć zapewni ich nawigator, tym, w których poblirzu uderzy pocisk balisty.
Dario ponownie wyjął lunetę i przygląda się uważnie pokładom.
- Teraz. Niech spłoną.

- Ruszać się psy! - wrzasnął Zaraan - Do wioseł, albo wam w dupy je powsadzam i będziecie mogli robić za jebany teatrzyk kukiełkowy!

Nim się obejrzeli marynarze dopadli do wioseł, a te równo opadł w dół zagarniając wodę, by po chwili unieść za sobą pióropusze wody. Na pokładzie zawrzało. W pokrzykiwaniach marynarzy czuć już było euforię na myśl o zbliżającej się walce. Nawet Marica odkleiła się od masztu i pomagała dwóm marynarzom przetaczać balistę na bakburtę.

Woda zatoki falowała delikatnie, a dziób Wiedźmy ciął ją z coraz większą werwą. Bosman widział w oczach swoich podkomendnych rosnące podekscytowanie zbliżającą się walką. Nawet nie zauważył kiedy u jego boku wyłoniła się Czarna Mamba. Jej obfity biust opinała jedynie czarna skórzana kamizelka. Długie czarne włosy, w które wplecione zostały rzemienie, pióra i kości opadały falami na plecy i odkryte ramiona. Duże ciemne oczy wbijały skupiony wzrok w szybko zbliżające się okręty.
- Mam złe przeczucia Zaraan - szepnęła, kładąc rękę bosmanowi na ramieniu.
Bosman ufał przeczuciom Mamby, nie dając po sobie poznać by nie niepokoić ludzi, że się tym przejął zapytał półgłosem:
- Możesz coś konkretnego powiedzieć? Na co uważać?
Wiatr zmienił kierunek i nagły podmuch poruszył włosami pokładowej uzdrowicielki. Ta jakby nie słyszała głosu swojego kompana. Cały czas niemal z nienaturalnym skupieniem wpatrywała się przed siebie...

Kapitan nie odrywał oczu od Rogu Demona, splecionego z kupieckim statkiem niczym gladiatorzy spleceni w zapaśniczym uścisku powoli kręcący się po arenie - dziób w rufę. porwany takielunek kupieckiej łajby furkotał nad pokładem niczym widmo śmierci. Heist nie znał na tyle kapitana Rogu, ani nawet nie kojarzył jego imienia. Nie wiedział, czego się po nim spodziewać.

Do ich uszu dochodziły już odgłosy walki na statkach, zagłuszane jedynie głośnym chlupotem raz po raz opadających wioseł.

Z tej odległości widzieli już pokłady wyraźnie. Piracki okręt był niemal opustoszały. Przy rufie stało paru łuczników mierzących w pokład kupiecki z prostych krótkich łuków. Większość zabawy miała miejsce na pokładzie kupieckim, ale ten był odwrócony teraz do nich dziobem a zabawa pewno skupiła się na tylnym kasztelu.

- Łuki w dłoń i zrobić jeże z tych na rufie. Balista wal w rufę, gdy tylko będziecie gotowi - zawołał do marynarzy. Podszedł do kapitana i rzekł mu:
- Czarna mamba ma złe przeczucia. Coś tu jest nie tak. Sam mówiłeś kapitanie, że nie powinno tu być tego statku.

Łucznicy na wrogim okręcie wypuścili salwę. Cały czas skupieni tylko na ich kupieckiej ofierze.

Dwóch marynarzy wiedźmy stało już z łukami. Słowa bosmana niczym grom poniosły się po pokładzie. Cięciwy jęknęły a strzały pomknęły nad błękitnymi wodami i uderzyły jedna w burtę, druga pomknęła wyżej i wbiła się metr od wrogiego łucznika. Sekundę później zawtórował im głośny jęk balisty plującej długim drzewcem. Drzewce uderzyło niemal prosto w wodę, wyrzucając do góry gejzer wody wywołany wybuchem, wszystko wzbogacił zaś straszliwy huk eksplozji i wielki kłąb pary wodnej.
Przez całą wiedźmę przetoczyła się fala przekleństw. Na statku pirackim zawrzało i w stronę wiedźmy co rusz odwracały się kolejne parszywe gęby z Rogu Demona.


- Chujki szukają zaczepki, próbują, jak daleko mogą się wypuścić na nasze wody – mruknął złowrogo kapitan, oderzekłszy na słowa bosmana. - A, strach cię obleciał, panie Zaaran? Wszakże niewiele ryzykujemy naszym małym wypadem na okręt. Bogowie dają, szybciutko urobimy się z Rogiem i wypytamy się drabów, cóż to ich tutaj sprowadza. A i nieco ostrożności nie zaszkodzi, a?

Heist kalkulował naprędce. Róg Demona wdał się już w walkę ze statkiem kupieckim, więc ichniejszy siepacze uderzali w załogę kupców, lub też – co było bardziej prawdopodobne – dokonywali regularnego mordu na nieobeznanych w walce. W każdym razie, pierwsza linia była zajęta statkiem kupieckim, a to oznaczało ich przewagę, jeśli tylko będą potrafili wedrzeć się na pokład i zarżnąć wszystkich łuczników.

- Nawigator! - wykrzyknął Heist. - Przepatruj, ilu ich jest na okręcie. Walczą? Chcę to wiedzieć, na wszystkie kurwy portowe!

- Napiąć balistę raz jeszcze – wykrzyknął do marynarzy. - W rufę, kurwa, w rufę strzelać! Rozmińcie się jeszcze raz, a sam pokażę wam, jak strzela się z tej pierdolonej balisty!

Po czym zwrócił się do bosmana:

- Wyszykujemy ludzi, wejdziemy na okręt. Łucznicy zostają tutaj. Niech pilnują haków i lin, jeśli to zaiste pułapka, będą nam pilnować dupy, kiedy cofniemy się. Rozsmarujemy łyczków i podetniemy tych, którzy będą próbowali wrócić na Róg Demona. Jak nam się uda, może i zastaniemy od razu kapitana. Kapitana nie mordować, chcę go żywego, rozumiesz? Kto mi kapitana zarżnie, tego ze skóry obedrę.

Po czym skierował się, by kmiotki marynarskie tym razem dobrze dopilnowały strzelania. Sam dobył łuku, chcąc spróbować swojego celu.

Cedryk 17-10-2018 21:36

Pierwszy obserwował wybuch w wodzie.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/53/ca/13/53ca13bc3d3435cde11a9f93a934daaf.jpg[/MEDIA]
- Następnym razem tobą załaduję balistę. Wtedy nauczycie się celować. Ładować jeszcze raz.
Potem znowu przyłożył lunetę do oka. Na pokładzie trwa walka, lecz część piratów zauważyła zbliżająca się Morską Wiedźmę. Część by zszokowana. Dario w międzyczasie wyjął kolejną butelkę z miksturą. Wylał na sztylet.
- Walczą skurwysyny Kapitanie, część jest zaskoczona i zszokowana wybuchem przy ich burcie
- zameldował w międzyczasie
-Dwójka, z tarczami do mnie. Osłaniać, gdy będą rzucał. Czekajcie na wybuch, będzie sygnałem do abordażu. Wy dwaj torujecie mi drogę do ich oficera. Jak się nie sprawdzicie to tak wysmarowny sztylety znajdzie się w waszych dupach. Bynajmniej nie będziecie tak szybko umierali jak ich pierwszy. - zapowiedzia piratom którzy przytaszczyli pawęże.
Nawigator - Pierwszy przypiął puklerz do lewego przedramienia. Ujął w lewą dłoń sztylet wysmarowany miksturą. Prawą wyjął z bandoletu kolejna miksturę wybuchu i oczekiwał na dogodną okazję do rzutu w największy tłum wrogów.

Krzyki z Rogu Demona i kupieckiego okrętu były już idealnie słyszalne. To już ostatnie ruch wioseł. sekunda i wsunęły się na pokład. Przy nawigatorze momentalnie wyrosło dwóch rosłych marynarzy z tarczami żelaznych falang. Nagle na całej wiedźmie zapadła cisza. Statek przesuwał się powoli niemal burta w burtę z Rogiem Demona. Na rogu około 10 sukinsynów wpatrywało się w skupiającą się przy burcie wiedźmy jej obszarpaną załogę. Na wszystkich twarzach zamarło skupienie. W rękach kilku kręciły się liny z hakami… Czekając na jakiś znak. Giakomson wyrwał do przodu podbiegł do burty i całej siły zamachnął się rzucając miksturę. Butelka zatoczyła w powietrzu łuk i uderzyła w pokład pirackiego okrętu rozbłysk płomieni ogarnął część statku pochałaniając 3 piratów. Jeden zatoczył się ogarnięty płomieniami i runął przez burtę. Dwóch zaczęło się tarzać po pokładzie próbując ugasić płomienie.
Dwóch załogantów doskoczyło z tarczami do nawigatora osłaniając go.
- Ruszać się psy, do ataku! - zawołał Zaraan wyciągając dwa krzywe miecze. I sam dając przykład ruszył do ataku przeskakując na pokład wrogiej łajby. Od razu ruszył na najbliższych przeciwników.
Rosły czarnoskóry wojownik dwoma susami dopadł burty i wybił się w powietrze w jego dłoniach lśniła naga stal. Wzniósł się ponad burtę wrogiego okrętu, przesłaniając słońce kilku stojącym najbliżej przeciwnikom. Bosman widział w nich strach… Uderzył. Ciął dokładnie w momencie lądowania z przerażającą siłą. Przeciwnik przerażony odskoczył w ostatniej chwili. Pióro szabli wgryzło się w deski okrętu. Bosman nie czekał. Krok do przodu półobrót i cięcie w brzuch rozpłatało wroga. A krople krwi skropiły wszystkich do okoła.
Dopiero wtedy ożyli pozostali przeciwnicy. Pozostali na nogach łucznicy odpowiedzieli strzałami. Jeden z pocisków z zdumiewającą nawet bogów precyzją pomknął w szczelinę miedzy pawężami trafiając stojącego na prawo od Giakomsona marynarza prosto w oko. Paskudne mlaśnięcie i struga krwi obryzgująca kompanów zakończyła jego życie.
Do bosmana dopadł marynarz z prawej strony pchając go włócznią. Bosman wywinął się jednak nieznacznym unikiem skracając dystans do napastnika.
Wrona zaśmiała się okrutnie. Blokując koło sterowe chwyciła jedną ręką linę obcięła węzeł i wyfrunęłą w powietrze przelatując nad wodami runęła na sternika wrogiego okrętu trzymając w dłoni długi zakrzywiony sztylet.
Zafurgotały liny z hakami. Marynarze naprężyli wszystkie siły i statki zwarły się burtami.
Z przerażającym wrzaskiem na pokład wrogiego statku wdarł się Kabo wrzeszcząc swoim przerażającym zachrypniętym głosem:
- MIĘĘĘĘĘSSOOOO!!! - zamachnął się swoim wielkim tasakiem.
Kapitan odtrącił opieszałego marynarza siłującego się z katapultą chwycił za kolbę i nacisnął spust. Balista jęknęła wypluwając długie, grube drzewce. Z przerażającą siłą uderzyło w pokład pirackiego okrętu rozrywając pokład i burtę poniżej. W powietrze uniosły się drzazgi i jęk rannych. Pocisk trafił w nadbiegające z kupieckiego statku posiłki. Posyłając jednego na deski drugiego w odmęty zatoki.


- Dobrze! – skinął z zadowoleniem na słowa pierszego kapitan. - Obserwować okręt kupiecki, kiedy zaczną zawracać, uderzyć na przeciwną burtę Rogu Demona! – zawołał.

Wyciągnął łuk. Zamierzał szyć z niego parę razy, próbując osłonić bosmana i nawigatora. Nie chciał też już więcej strzelać z balisty – wolał, żeby okręt został mniej więcej nienaruszonym stanie, kiedy zdobędą go już.

- Załadować mi balistę. A potem poniechać, osłaniać naszych ludzi na Rogu. Pilnować drugiej burty, niech nikt stamtąd nie przejdzie.

Heist gwizdnął na chłopca okrętowego.

- Ty! - weźmiesz ze sobą drugiego takiego, macie pilnować prawej burty Morskiej Wiedźmy. Niech mnie diabli wezmą, jeśli kto mi w takiej sytuacji w dupę wjedzie. Zobaczysz kogo, raportować do mnie. Jeśli jaki statek nas zaskoczy tutaj, wierz mi, chłopcze, pójdziesz na dno. A teraz ruszać![/i]

Po czym napiął łuk i wypuścił strzały we wrażych piratów.

Zamierzał krążyć w okolicach balisty, której, przeczuwał, będzie niedługo zapewne potrzebować.

Kapitan naciągnął swój łuk. Strzała zakończona czarną lotką dotknęła policzka. Wrona uwielbiała dawać bratu użyteczne prezenty. Kapitan wziął na cel łucznika. Jego strzała świsnęła w powietrzu i uderzyła z siłą pioruna powalając wroga na deski pokładu.

Zaraan ruszył na nadciągających piratów.
- Chodźcie jeśli spieszno wam do piekła! - zaryczał krzesząc iskry ostrzem o ostrze.

Skry z ostrzy posypały się na pokład. Stojący przed nim pirat zamarł z przerażenia, stał niczym posąg. Długie ostrza Zaraana zatańczyły w powietrzu i ponownie się skrzyżowały tym razem jednak na karku pirata oddzielając jego głowę od reszty ciała, która w konwulsjach opadła na coraz to bardziej zakrwawione deski pokładu.

Dario podążał za torującymi mu drogę piratami w kierunku pierwszego oficera wrogiem statku. Dotarłszy tam zaatakował zatrutym sztyletem.

Nawigator wskoczył na okręt szybko zlustrował sytuację. Wrona dobiła sternika, śródokręcie opanował skąpany w krwi wrogów bosman. Na dziobie szalał Kabo. Pozostałymi zajęli się kompani. Kapitana piratów ani pierwszego nie było widać. Musiał być na kupieckiej łajbie. W kilku krokach dopadł przeciwnej burty i stanął oniemiały. Po chwili dołączył do niego bosman strzepując krew z swoich długich ostrzy, Wrona rozchełstana z paskudnym uśmiechem i dziwnie skupiona Czarna Mamba.

Statek kupiecki był już niemal w całości opanowany, wszędzie walały się trupy. Jedynym punktem oporu był kasztel rufowy. Przy samej burcie przez grupę sześciu piratów naciskała ostatnią dwójkę ocalałych. Ubrany w pomarańczową szatę łysy człowiek zamarł bez ruchu w dziwnej, wręcz nienaturalnej pozycji, na szeroko rozstawionych nogach, w niskim przysiadzie. Jedną rękę wystawiał do przodu drugą trzymał długi kij wsparty na jego karku tak, że jego koniec sterczał w stronę napastników. Tuż za dziwnym wojownikiem o burtę opierała się młoda kobieta. Jej suknia była podarta, obiema rękami próbowała ją zbierać tak by osłaniała chociaż częściowo jej ciało. A było na co patrzeć. Szczupła, niewysoka, piękność o długich prostych kasztanowych włosach, bladej cerze, dużych zielonych oczach i niewinności w każdym geście. Jej twarz pokryta brudem i delikatną strużką krwi. każdym spojrzeniem błagała o ratunek.

Jeden z piratów wypatrzył dogodną okazję i skoczył do ataku. Jednak nisko ustawiony wojownik mimo, że mrugnięcie okiem temu stał niczym posąg ożył z zdumiewającą szybkością. Wyrzucił kij do przodu. Trafiając pchnięciem prosto w twarz pirata. Ten zamarł w pół kroku powoli przechylając się do tyłu. Dziwnie ubrany wojownik płynnym ruchem zahaczył kij o kolano przeciwnika i pociągnął je w bok. Ciało napastnika obrócił się i gruchnęło o ziemię. Wojownik stanął na jednej nodze, a kij stał się przedłużeniem osi jego ciała, ale tylko na ułamek sekundy bo zawirował w dziwnej pętli i opadł prosto w dół na kark napastnika. Gruchot łamanych kości dotarł aż na pokład wiedźmy.

Wojownik nie czekał, zupełnie jakby korzystając z impetu uderzenia, wybił się w powietrze i wykonał szeroki zamach kijem trzymanym za sam koniec trafiając jednego z przeciwników w twarz. Ten zawrócił się i upadł bez świadomości. Wojownik miękko wylądował i ponownie zamarł bez ruchu niczym kolorowy posąg. Znów nisko na nogach, tym razem jednak nie trzymał kija, jednym końcem opierał się on o ziemię, drugim o jego kark. Wojownik szeroko rozstawił ręce w nienaturalny sposób ustawiając dłonie.


Wówczas to dopiero dostrzegli że u stóp dziwnego wojownika kłębi się już stos ciał. Giakomson był niemal pewny, że statek kupiecki okazał się zbyt twardym orzechem do zgryzienia dla kapitana Rogu, który zapewne razem z oficerem leżą tam u stóp wojownika.

Zaraan wraz z piratami atakuje tych 6 wrogich piratów.

Zaraan nie czekając na nikogo, zdawałoby się pogrążony w bitewnym transie przeskoczył na kupiecki okręt i dopadł tylnego kasztelu. Pierwszy pirat niczego się nie spodziewający nadział się na jego długie ostrze. Drugi w ostatniej chwili się zasłonił, a mimo to na jego czole pozostało głębokie rozcięcie po szybkim cięciu lewą ręką czarnoskórego olbrzyma.


Dario ruszył na pozostałych piratów. Zatruty sztylet trzymał w lewej do której przypięty był puklerz. W prawej nie zatruty, na zwykłych piratów szkoda było trucizny. Zaatakował bez słowa najbliższego.

Nawigator wyłonił się zza postawnego bosmana i pchnął. Przeciwnik się nie spodziewał, jednak ostrze sztyletu ugrzęzło w sprzączce pasa przewieszonego przez pierś pirata. Obaj pirat i Giakomson zamarli na moment zaskoczeni.

Heist przeskoczył przez burtę Wiedźmy na Róg Demona, by mieć lepszy cel, po czym napiął łuk jeszcze raz, tym razem w pozostałych piratów. Przepatrywał, czy któryś z nich nie wyglądał kapitana, czy być może kapitan poległ także z pozostałymi.

- Nie atakować wojownika z kijem - krzyknął do pozostałych. - Junak może się przydać, kobitka przyda nam się tak czy inaczej, he!

Kapitan ponownie przytulił policzek do odzianej w czerń strzały. Nabrał powietrze i wstrzymał oddech. Jedno uderzenie serca, drugie.. Rozluźnił delikatnie palce i czarnoopierzona strzała pomknęła prosto w gardło najbliższego stojącego na nogach wroga. Ten zatoczył się delikatnie i runął na deski pokładu.

Zaraz za nawigatorem wyrosła mamba, która zwinnie doskoczyła i pchnęłą swoim długim nożem. Jednak przeciwnik bosmana był na tyle przytomny, że zdążył uskoczyć.

Tyle szczęścia nie miał jednak przeciwnik Nawigatora. Którego zaskoczenie powiększyło się jeszcze bardziej gdy jego policzek ujęła Wrona, która jakimś cudem wyrosła za jego plecami. Zaskoczenie zgasło jednak szybko, razem z życiem, które wyciekało przez głęboką ranę w plecach.
W oczach pirata ranionego przez Bosmana i zaatakowanego przez Mambę zagościło szaleństwo. Uniósł swój krótki miecz oburącz i runął do przodu z głośnym okrzykiem. Czarnoskóra wojowniczka zeszła mu jednak z drogi i zatrzymał się przy burcie.
Jego dwaj kompani w przeciwieństwie do szaleńca odwrócili się i rzucili przez burtę prosto w wody laguny.

Jakby na ten sygnał rozległ się grzmot, a z nieba lunął deszcz.

Ostatni z piratów zawahał się sekundę po czym rzucił broń i podniósł ręce do góry.

Dziwny wojownik jak się zatrzymał, tak stał dalej, nieporuszony, mierząc nowych przeciwników twardym spojrzeniem. Tylko niewiasta przerażona grzmotem piszczała jakby głośniej…


- Ha!- zaśmiał się Heist, przechodząc w końcu na statek kupiecki. - Dobra robota. Tego tutaj pod pokład, wypytamy się, co i jak w stosownym czasie. Zebrać paru ludzi i przeszukać ładownię Rogu Demona i statku kupieckiego, brać, cokolwiek wartościowego, na Wiedźmę. Pardonu nie dawać, chyba, że wyglądają na takich, co na pytania mogą odpowiadać. Tedy pod pokład.

- A wy, kmiotki – skinął brodą w stronę dziwnego wojownika i kobiety – gadać, coście za jedni i skąd żeście się urwali. I gdzie podziewa się kapitan statku, który właśnie przejęliśmy. Głupiec przypadkiem nie zginął od tego kijaszka? Gadać mi prawdę, kurwa!

Zaraan szybko porozdzielał zadania by żaden z piratów nie czuł się pokrzywdzony lub pominięty. Chłopaki zakrzątneli się sprawdzając rannych i zabitych, inni zbiegli pod pokład. Zarówno na kupieckim statku, jak i na Rogu. Paru zostawił na Wiedźmie, by mieli baczenie, czy aby ktoś im nie chce wyciąć takiego numeru jak oni Rogowi.Bosman, otarł ostrza o odzienie jednego z martwych kończąc jak na razie pracę. Stał przy burcie o obserwował dziwacznego osobnika z kijem.

Dario schował sztylety do pochwy. Wiedział, iż budowa broni i pochew pozwoli zachować świeżość trucizny póki jej nie użyje, lecz zawsze wolał zatruwać sztylet tuż przed walką, by mieć jeden zatruty a drugi czysty. Uśmiechnął się do kobiety.
- Lepiej mówić niż pływać w morzu Pani. Zważcie na to, że nasz kapitan do przesadnie cierpliwych i wyrozumiałych nie należy. Gdzie skrył się kapitan bo chyba nie pod twoją kiecka Pani. Chłopcy z ochotą by tam go poszukali. Więc, jak będzie? Mówicie czy przechodzimy do scen drastycznych, śmierci od trucizny, wybuchu, gwałtów i innych nieprzyjemności dla Was.
Pierwszy odszukał wzrokiem Marice by upewnić się, że podczas abordażu nie ucierpiała.

Cedryk 18-10-2018 22:09

Wojownik widząc, że nowi napastnicy nie rozpoczęli spotkania od ataku. Podniósł się na proste nogi i dalej stojąc w pełnej gotowości do walki odpowiedział:
- Nazywają mnie Huai Ren. Jestem mnichem i sługą wyższych celów - mówił ze specyficznym, charakterystycznym dla Lhobańczykow akcentem i zaśpiewną intonacją.
Mnich rozglądnął się dookoła widząc coraz większe zbiegowisko gapiów, częściowo rozganianych szorstkimi poleceniami bosmana. Przeniósł spojrzenie na nawigatora, którego słowa wywołały kolejny spazmatyczny pisk kobiety za plecami mnicha, spojrzenie miało wagę solidnego topora abordażowego. Nie odwracając wzroku od nawigatora kontynuował.
- Kapitanie mam wrażenie, że jesteś osobą inteligentną i honorową. Liczę również, że pragnie Pan zachować w jak najlepszym zdrowiu i liczebności Pańską załogę. - Przeniósł swoje chłodne spojrzenie na kapitana. - Mam propozycję. Za obietnicę nietykalności dla mnie i tej damy, zdradzę wam pewne możliwości znacznego wzbogacenia. Jeśli jednak mylę się co do Pańskiego charakteru możemy spróbować zakończyć to kontynuując to co zaczął poprzedni kapitan, którego ciało leży gdzieś na spodzie tego stosu - wskazał końcem kija najliczniejszy stos ciał pod burtą. Po czym zakręcił nim i stanął ponownie w pozycji gotowości.
W między czasie obok kapitana wyrosła Mamba i sucho zrelacjonowała
- Mamy jednego martwego, tego co dostał strzałą w oko, trzech rannych, jeden ciężko, reszcie nic nie będzie.
Obok Mamby zmaterializowała się Marica i powiedziała cicho
- Kapitanie chyba nas znosi na skały. - wskazała ręką kołyszące się może 200 metrów od nich skały wyrastające zaraz przy linii brzegowej i wgryzające się w morze przy ujściu z zatoki. Był odpływ i naprawdę znosiło ich na te przeklęte skały. Kapitan błyskawicznie obejrzał powiązaną konstrukcję trzech złączonych na przemian ze sobą statków. Jedno wiedział od razu, taką konstrukcją nie da się sterować, a już na pewno nie z ograniczoną załoga na pokładach śliskich od krwi!
- Gadasz o złocie, chłopcze, mówisz moim językiem – zainteresował się Heist, puściwszy mimo uszu wzmiankę o honorze. - Rzeknij mi co więcej o tych możliwościach znacznego wzbogacenia się. Jeśli uznam, że to prawda, to szanse, że nie zostaniesz na tej opuszczonej krypie znacznie wzrosną..

Zwrócił się do Mamby:

- Ranni niech wracają na Wiedźmę, może się wyliżą. Ze statku Rogu weźcie skrzynię i włóżcie do niej trupa. Jak kto z załogi jest kaznodzieją, niech odklepie modły czym prędzej i może iść na zimne, ciemne i błotniste dno. Znaczy się, do miejsca, gdzie wszyscy w końcu się znajdziemy.

Na uwagę Marici, skinął głową i zwrócił się do pierwszego:

- Gówniarz z tyką zaraz zdecyduje się, czy idzie z nami, czy nie. Do tego czasu trzeba zebrać ludzi z powrotem na Wiedźmę. Statki zostawić, rozbiją się na skałach. Cośmy zdołali splądrować, to nasze. Jeńców dodać do załogi, jeśli zechcą pracować. Jeśli nie, pod pokład, sprzedamy ich w niewolę, kiedy dobijemy do portu.

- Wrona! - krzyknął Heist. - Złap za ster, zaraz się odhaczymy i zrobimy zwrot.

Kapitan, wydawszy rozkazy, sam począł wolno iść w stronę burty statku kupieckiego. Odwrócił się w końcu w stronę dziwnego wojownika i zapytał:

- No? Gadaj szybko o tym złocie, albo zostawiam was tutaj. Warunki mam proste: jesteś na moim pokładzie, zostawiasz moją załogę w spokoju.

- To nie jest rozmowa przy wszystkich. Im mniej uszu słyszy tym lepiej Kapitanie - odrzekł spokojnie przyciszonym głosem mnich. - Moja osoba jest oazą spokoju Panie. - ukłonił się usłużnie - Jeśli Twoi ludzie nie będą nastawać na mnie ani na tych, których biorę pod swoją opiekę z mojej strony nic im nie zagrozi.

- Niech będzie - rzekł Heist. - Zaaran, miej oko na tego tutaj. Co do ciebie, masz moje słowo, że ty i twoja panna nie będziecie nękani na Wiedźmie. A teraz rusz dupę, bo zaraz rozbijemy się.

Dario rozejrzał się. Trzeba było zbierać się.
- Zaraan zagnaj te leniwe psy do roboty. Co to jeszcze na zime cycki robią. Dobra przenosić mi zaraz na “Morska wiedźmę”, a który będzie się obijał pozna mój “gniew”.
Wymownie wskazał na flaszki wiszące na bandolecie.
Sam ruszył by przejrzeć kajuty kapitańskie, w końcu tam musiały być ukryte znaczne łupy. Cenne też były logi, przyrządy nawigacyjne mapy.

- Każdy niech się zajmie swoją robotą - odparł pierwszemu - Jeśli ktoś ma im łby poopierdalać to tylko ja, bo to mój obowiązek. Odwrócił się do załogi i ryknął:
- Ruszać się leniwe małpy, zaraz zniesie nas na skały.

Nawigator ruszył błyskawicznie w kierunku rufy statku kupieckiego. Szarpnął i otworzył drzwi kajuty kapitana. W środku było ciemno. Wpadł i zdarł kotarę zasłaniająca okienko. Światło zalało zakurzone pomieszczenie. Zawalane butelkami, resztkami posiłku i zapchlonymi łachami. Pod ścianą wisiał hamak. Większość pomieszczenia zajmował dość duży stół, a na nim parę map. Jednak były w tragicznym stanie i nie zauważył na pierwszy rzut oka na nich nic nadzwyczajnego. Poziom bałaganu mógł wskazywać na to, że ktoś z załogi wiedźmy wpadł już na ten pomysł, albo kapitan był niechlujem. Ponaglany okrzykami wycofującej się załogi Nawigator wyskoczył z powrotem na pokład i ruszył biegiem w kierunku drugiej kajuty. Kajuta na Rogu Demona była otwarta, w środku również panował solidny rozgardiasz. Kufer był otwarty a ciuchy porozrzucane dookoła. Na mapę na stole wylana została potrącona butelka wina. Nagle Dario usłyszał odgłos rąbanych lin i ponaglające wrzaski bosmana. Nawigator w paru susach dopadł burty i wybił się w powietrze lądując na pokładzie wiedźmy razem z ostatnimi maruderami opuszczającymi szczepione okręty. Marynarze odpychali bosakami burtę rogu starając się wyjść z wartkiego prądu pchającego na coraz bliższe skały. Wiosła wylądowały w dulkach a głos bosmana zlał się w jedno z potężnym grzmotem. Piorun uderzył gdzieś niedaleko wywołując przerażające echo, deszcz ciął coraz mocniej. Tak że marynarze musieli osłaniać oczy by cokolwiek zobaczyć.

- Wrona, zrób zwrot do środka cypla – rzekł kapitan do siostry. - Wody nie będą zbyt niespokojne tam.

Po czym zwrócił się do bosmana:

- Wyciągnij żagle pod sztorm, zresztą, sam, kurwa, wiesz. Chcę przetrzymać sztorm we wnętrzu cypla. Pewnie gówno i tak rozgoni wiatr, zanim rozpęta się cośkolwiek poważnego. Znajdź Mambę, niech doglądnie rannych, jeśli już tego nie robi. Wypytam młodzika o te bogactwa, co niby dostaniemy.

Heist spodziewał się, że Huai Ren był strażnikiem dziewczyny, wysłanym na misję. Po co i przez kogo, tego zamierzał się dowiedzieć zaraz. Kapitan nie miał żadnych skrupułów, żeby posłać ich do piachu, jednak bezsensowna strata życia ludzkiego nie była mu w smak. Ostatecznie, mogli się wzbogacić.


Zwrócił się do pierwszego:

- Dopilnuj, żeby psubraty rozumiały, że dziewczyny ruszać nie można. Mnich pewnie wszcząłby burdę. Strzał by nie umknął, ale dobry z niego wojownik. Kij w grdykę tak samo dobry jak sztylet w serce. Ludzi tracić nie chcę.

I dodał, przysunąwszy się bliżej:

- Jeśli będzie się stawiał, użyczę sobie jednego z tych twoich flakonów.

W końcu, zawołał:

- Kabo! Daj nieco żarcia i wina do moich kwater, mamy gości wszakże. Trzeba mi wyszykować jedną z kajut dla damy i mnicha. Ruszać dziewczyny nie może nikt, a kto ruszy, temu pozwolę, by dostał w mordę od Huai.

Skok był trudny, lecz wyszedł. Nawigator pewnie wylądował na nogach. Maricia zajmowała się już drobnymi naprawami. Po abordażu zawsze jest coś do naprawy. Asystowała jej z wypiekami na twarzy Sara. Nawigator szybko sprawdził kierunek wiatru. Mieli szczęście. Prąd spychał ich na skały, lecz mieli pełny wiatr od strony skał.
- Zaraan pogoń tam ich mamy pełen wiatr, lecz prąd silny, resztę daj do wioseł. Potem łupy ze statków na kupę do podziału. Twoja głowa w tym, by nikt niczego cennego nie ukrył.
Potem przypatrzył się młodej kobiecie i jej obrońcy.
- Nie ma takowej, lecz kobieta może zamieszkać ze mną i Maricą, Taki wątły kwiatuszek pewnie będzie musiał za każdym razem wymykać się na pokład, gdy zapragnę pofiglować z ukochaną. Phyy. Dobre wychowanie. Dla jej obrońcy nie ma miejsca już w kajucie, może spać pod drzwiami.
Potem podszedł do kobiety.
- Macie wybór panno albo ze mna i moją ukochaną tu wskazał na pracującą z Sarą, przy uszkodzonym nadburciu, Marice. - I jej wychowanicą Sarą, albo pod pokładem lub na pokładzie wśród marynarzy, lecz ze swoim obrońcą. Wybierajcie.
Po tych słowach wskazał na barwną zbieraninę, korsarzy, piratów, morderców i gwałcicieli, stanowiącą załogę statku.
Czekając dłuższą chwilę, nie uzyskasz odpowiedzi od kobiety zwrócił się do mnicha.
- Czy twoja pani to niemowa, jeśli tak to ty zdecyduj. Mam nadzieję, że w sprawie złota to ty nie będziesz niemową, bo jak nas oszukasz źle skończysz. Poza tym głupiś. Jak faktycznie złota nie ma, lepiej ci było by dołączyć do naszej wesołej gromadki, zwłaszcza, że mamy brak jednego załoganta. Na pokładzie nikt się nie leni, twoja pani też by coś użytecznego robić, choćby łatać żagle.

Poganiana przez bosmana załoga ruszyła na maszt i do wioseł.
- Na twój znak sterniku - gdy sternik dał znak Zaran uderzył w bęben nadając rytm wioślarzom.

Mike 18-10-2018 23:07

Kolejny grzmot zagłuszył wszelkie rozmowy. Wysokie fale zachwiały pokładem. Morska Wiedźma wspięła się na jedną z nich i opadła wbijając się w wodę, która obryzgała wszystkich dookoła. Marynarze biegali jak szaleni wyciągając żagle sztormowe i ściągając te, które wisiały na rajach. Wioślarze machali wiosłami jak opętani ponaglani uderzeniami grzmotów bardziej niż potężnym bębnieniem bosmana. Deszcz ciął bez litości. Wrona stała za kołem sterowym na szeroko rozstawionych nogach mokra od stóp do głów niczym demon walczący z bogiem żywiołów. Kapitan chwycił się lin wychylając za burtę wrzasnął
- TERAZ!!
Dwóch marynarzy runęło z rej z linami wciągając żagiel, który momentalnie napełnił się przerażającym podmuchem wiatru.
Ciasny zwrot przez rufę, zaraz przy skałach, z sztormowym wiatrem w plecy. To SZALEŃSTWO!... Tak pewno będą wspominać tą historię w karczmach…
Maszt zaskrzypiał w proteście. Marynarze wyciągali liny dając z siebie resztkę sił. A statek pchnięty uderzeniem wiatru pochylił się na lewą burtę i z każdą chwilą pochylał się jeszcze bardziej.
- WSZYSCY NA STERBURTĘ! - wrzasnął kapitan samemu wychylając się jak tylko się odważył.
Praktycznie cała załoga dopadła lin, próbując przeciążyć statek. Ten mimo rozpaczliwych działań załogi pochylał się jeszcze bardziej. Po pokładzie zaczęły zsuwać się niezabezpieczone beczki i porzucone wiosła. Marynarze widzieli ostre spienione kły skał mijane niemal o włos. Statek wychylał się coraz mocniej. Fale niemal lizały już pokład. Tylko Wrona stała jak zaklęta w kamień ściskając koło sterowe. Nagle żagle szarpnęły maszt, który przestał skrzypieć i zaczął trzeszczeć w głośnym wyrazie sprzeciwu.
- ŻAGLE LINOŻUJE!!! - warczał kapitan, a zaraz za nim jeszcze głośniejszy bosman!..

Wyszli z manewru cali. Ściągnęli żagle i na samych wiosłach doczołgali się do wnętrza zatoki, gdzie rzucili kotwicę.

Przemoknięty mnich na śliskim i mokrym pokładzie dopadł do nawigatora, pomagającego zabezpieczać reje i powiedział.

- Pan wybaczy, ale propozycja by moja podopieczna pozostała w Pańskich rękach jest nie do pomyślenia. Wolę zatrzymać się pod pokładem. Znajdziemy sobie miejsce.

Gdy tylko sytuacja się opanowała spod pokładu wynurzył się Kabo trzymając w rękach dwie zakorkowane butelki z jakimś mętnym winem. Uśmiechał się szeroko - a był to zaiste przerażający widok. Jego spiłowane, żółte zęby nadawały jego paskudnej twarzy zwierzęcy wygląd. Stanął przed kapitanem i wymamrotał swoim gardłowym głosem.
- Kabo znalazł mięso… - widząc niewyraźną minę kapitana dodał - Świeże mięso… - dodał z entuzjazmem jeszcze szerzej się uśmiechając - na pokładzie.. Kabo przyniesie.. świeże…

Mnich zwrócił się do kapitana, który kończył doglądać zabezpieczania okrętu.
- Czy możemy teraz pomówić. Im szybciej tym lepiej. Jeśli Kapitan sobie życzy niech kapitan weźmie ze sobą zaufanych ludzi, nie będę się w razie czego musiał powtarzać. - Dodał.

Deszcz bębnił o deski pokładu. Wszyscy byli już przemoczeni a zimny wiatr wyciągał z ludzi siły szybciej niż wielogodzinne wiosłowanie.

Marynarze, pod czujnym okiem bosmana, pomału znosili na pokład zdobycze, które udało im się zrabować. Zaraan już kiedyś zadbał o to, by nikt nigdy więcej nie oszukiwał przy dzieleniu łupów.

Dario popatrzył bykiem na wojownika.
- Posłuchaj narwańcze, ten jeden raz wyjaśnię ci zasady nasze, zasady korsarzy. Cały łup należy do załogi i jest zgodnie z stanowiskiem dzielony. Wy dwoje jesteście łupem wszystko co przy was znajdziemy to łup, wy jesteście łupem. Kapitan nakazał zapewnić twojej podopiecznej bezpieczeństwo a tego nie da się przeprowadzić bez jej odosobnienia.
Zostawię kabinę kobietom, my zaś dwaj spać będziemy w hamakach przed kabiną. A teraz lepiej dla ciebie i twojej podopiecznej byście oddali wszelkie złoto i kosztowności.


Mnich nieco obniżył postawę pochylając delikatnie kij do przodu i rozstawił szerzej nogi, ewidentnie szukając lepszej pozycji na śliskim pokładzie. Marszcząc brwi powiedział
- Ja i moja podopieczna jesteśmy gośćmi a nie łupem. A przynajmniej tak zrozumiałem deklarację Twojego Kapitana Piracie! - jakby oczekując odpowiedzi spojrzał na kapitana. - Moja podopieczna jest dla nas wszystkich cenniejsza niż ci się wydaje... Narwańcze. - ewidentnie próbował naśladować akcent i wymowę obelgi, którą przed chwilą poczęstował go nawigator.
- A co do złota i kosztowności, to jestem tylko skromnym mnichem, mam tylko moją wiarę, wolę i umiejętności. A moja podopieczna zdążyła zabrać z pokładu tylko to co ma na sobie. A jak sam widzisz ma niewiele.

Rzeczywiście przemoczona, urodziwa dziewczyna, cały czas przerażona łypała na wszystkich, z trudem podtrzymując podarte proste ubranie. Absolutnie nie wyglądała na majętną osobę.

- Jestem człowiekiem rozsądnym zaproponowałem rozwiązanie zapewniające bezpieczeństwo twojej podopiecznej. To statek korsarski, gość niewiele różni się od jeńca. Chyba nie sądzisz, że moja ukochana lub Sara zgwałcą ci pannę. - Dario roześmiał się wojownikowi w twarz.

- Poniechaj, Dario – rzekł w końcu kapitan. - Jeśli Huai chce pilnować swojej podopiecznej, to jej dopilnuje. Jak już mówiłem, dałem znać psubratom, że dziewczyny dotykać nie mają, tedy masz przyzwolenie, żeby strzelić im w mordę, jak dotykać zaczną. Racz się powstrzymać przed zabijaniem ich wszakże, potrzebuję ludzi na okręcie.

Kapitan gwizdnął na chłopca okrętowego.

- Znajdź w jednym z kufrów jaką kieckę albo jedne z naszych koszul, dziewka potrzebuje się odziać, wygląda jak siedem nieszczęść. Gadają, że baba na pokładzie to pech, ale półnaga baba to zła krew.

Po czym zwrócił się do mnicha:

- Dziewka dostanie ubranie. Ogarnij podopieczną i siebie jak najszybciej, będę oczekiwał cię w moich kwaterach. Pogadamy o tym, ktoś zacz i dokąd zmierzacie.

Skinął na Zaarana.

- Ciebie i bosmana także tam chcę, jak mnich gadać będzie. Jak Wrona chce, to też niech przyjdzie, ino by statek płynął. Powstrzymajcie się panie Zaaran przed napastowaniem mnicha, być może co o złocie zna.

- Chłopcze, zajmij się swoją robotą a kiecki zostaw babom. Marica, Sara zajmijcie się panną by wyglądała przyzwoicie i nie kusiła towarzystwa. Kapitanie obcy wojownik jest przegrany, jeśli stanie w obronie panny i spowoduje, iż którykolwiek z braci będzie niezdolny do pracy, walki, zapłaci za to krwią. Stanie przy gretingu i zostanie wychłostany. Czterdzieści kotów. Zgodnie z prawami, bo nie jest jednym z nas. Oczywiście ten, który będzie się dobierał do panny otrzyma dwadzieścia kotów. - Dario spojrzał z kpiącym uśmiechem.

- Pasowałbyś do nas masz w sobie bunt. Jednak wybrałeś opcję zapłaty, więc dla twojego dobra i dobra tej panny, lepiej byłoby, żeby to złoto istniało i było łatwe do uzyskania. Przedstawiam ci opcje wojowniku, zrobisz co zrobisz, a ja zrobię co będę musiał zrobić. Nadal twoja pannna może zmieszkać z Maricą i Sarą, na czas jej pobytu przeniosę się na hamak przed drzwi kabiny. W ten sposób twoja panna będzie podwójnie strzeżona, bo ja będę miał na nią oka i ty. Wiedz też, że robię to z sympatii, w końcu większość z nas kiedyś walczyła przeciwko całemu światu, zdawać by się mogło.
Popatrzył z czułością na podchodzącą, wraz z Sarą, Marice.

Kapitan skinął głową.

- Pierwszy dobrze gada - rzekł. - To jak będzie?

Zaraan pokręcił głową słysząc i kapitana i pierwszego. Na arenie wiedział takich jak ich gość. Wiedział, że wyegzekwowanie batożenia będzie kosztowało o wiele więcej niezdolnych do walki niż obaj myśleli. Niezdolnych permanentne. Cóż, jak zawsze musiał być na posterunku i nie pozwolić oficerom wyrządzić większych szkód nie niezbędne. Może i kapitan wydał rozkaz załodze, ale to Zaraan sprawi, że go chętnie wykonają.

Tajemniczy osobnik zmrużył oczy. Przypatrując się po kolei wszystkim po kolei. Po czym rozluźnił się, wyprostował i powiedział.
- Niech będzie tak jak uważają Panowie. Omówmy wszystko na osobności, wtedy będziecie wiedzieć skąd wynika mój niepokój.
Ruszył w kierunku kajuty kapitana, zaś Marice zawołana przez Nawigatora zabrała nieszczęśliwą kobietę do kajuty by się osuszyła.

Fenrir__ 26-10-2018 14:52

Kajuta kapitana była ciasnym ciemnym pomieszczeniem, pośrodku którego stał stół. Pod ścianami, wbite w nieprzeniknione cieniem stały kufry i szafa. Na stole walały się mapy i dokumenty trzymane w miejscu przez wbity na rogu długi nóż oraz dwie butelki z mętnym winem, które przyniósł Kabo. Gdy w pomieszczeniu znalazło się 5 osób, zrobiło się ciasno. Jedyne źródło światła stanowił świecznik z ledwie tlącym się ogarkiem oświetlający jedynie sam środek pomieszczenia. Statek kołysał się niespokojnie. Na zewnątrz burza rozpętała się z pełną siłą. Deszcz falami chłostał pokład. Wiatr jęczał wgryzając się szczeliny i przenikając zimnem aż do kości przemoczone ciała. Niebo przesłonił czarny całun chmur. Zapadła ciężka cisza, przerwał ją nagle huk grzmotu i rozbłysk błyskawicy, rozświetlający całe pomieszczenie.
Kapitan jakby czekał na ten znak, pochylił się nad stołem i zwrócił się w kierunku mnicha, który jakby zmalał oblepiony cieniami, które na powrót zalegały w pomieszczeniu. Twarz kapitana oświetlił słaby refleks w oczach zaszkliła się niebezpieczna niecierpliwość.
Jednak mnich nie przestraszył się podszedł również do stołu, zrównał się wzrokiem z kapitanem i powiedział spokojnym głosem.

- Czy znacie historię Karchedona Czarnego..? - zawiesił głos wpatrując się dalej bez mrugnięcia w oczy kapitana.

Dario zamyślił się. Znał to nazwisko z młodzieńczych lat. Był to zuchwały pirat, łowca niewolników schwytany przez Kanibali. Szalony awanturnik, który w każdym porcie zostawił rozkochane księżniczki i zabitych przeciwników.
Kapitan z kolei zmarszczył mocniej brwi. Kojarzył Karchedona - Pirat - czarownik, postrach paluchów sprzed 30 lat. Ponoć był księciem z Tricarnii. Jego nazwisko kojarzyło się tylko z odrażającym słowem. Kraken… Ponoć Karchedon spętał tego potwora potężnymi czarami i zmuszał do zatapiania wrogich okrętów. Ale to legendy. Morskie bajędy i opowieści spitych marynarzy. Bo, żadnego krakena od lat nie widziano na wodach morza grozy. Te potworności pojawiały się tylko daleko od brzegu na bezkresnym oceanie.

- Przyszliśmy tu opowiadać historie? - zapytał Zaraan, wziął butelkę i zębami wyrwał korek po czym puścił butelkę w obieg zaczynając od kapitana. - Tedy nie ma co o suchym pysku stać. A ty mów, bo ja nie znam tego czarnego.

- Brednie opowiadane przez chłopców portowych – Wilhelm Heist pociągnął potężnego łyka z butelki podanej przez bosmana. - Takoż gadki o krakenie. Bajania wróżek i staruch.

Heist rzucił długie spojrzenie na mnicha.

- Pływam wszakże po tych wodach już jakiś czas. Widziałem wiele rzeczy. A i zdarzyć się może, że pod bajdą gminu coś więcej się kryć może. Dokończ więc swoją historię, mnichu. I co ma do tego wszystkiego ta dziewczyna, co z nią byłeś na pokładzie kupieckim.

- Może znamy może nie, co to ma do rzeczy, pewnie teraz opowiesz nam o haczyku, o którym wcześniej nie wspomniałeś. Posłuchamy potem zdecydujemy co z wami zrobić. - Dario Wszak objaśnił mnichowi co się stanie gdy będzie nadto z nimi igrał, a legendarne skarby to było właśnie takie igranie.

- By wam wyjaśnić skąd wziąłem się tu ja i dziewczyna musimy cofnąć się wiele lat wstecz. Gdy na tych wodach pływał okręt pod czarnymi żaglami dowodzony przez Karchedona, którego przydomek wziął się właśnie od tych żagli… - Kolejna błyskawica rozświetliła zasnuwające kajutę ciemności ukazując zamyśloną twarz mnicha.

***

Niewielki okręt o czarnych żałobnych żaglach parł do przodu przecinając spokojną toń. Przed nim ostatnich manewrów dokonywały 3 tricarnijskie gallery, każda po 100 wioseł. Majestatycznie ustawiając się dziobami w stronę nadpływającego statku. Na dziobie czarnoskrzydłego okrętu stał niski odziany w czarną powłóczystą szatę mężczyzna. Jego wychudzona postać i czarne chorobliwie rzadkie włosy opadały wokół twarzy, wyglądała niczym upiorny galion samej śmierci. Upiór uśmiechał się szyderczo wpatrując w prężącą muskuły potęgę morza grozy. Szarpnął i przyciągnał do siebie kobietę. Była młoda, brudna rozczochrana i przerażona na granicę szaleństwa. Na jej brudnej twarzy łzy wyżłobiły już głębokie wąwozy. Ręce miała związane, gdyby miała siły wrzeszczała by z przerażenia. Teraz ledwie stała na związanych w kostkach nogach. Upiór złapał ją mocniej i jednym ruchem ręki dobył noża i ciął ją głęboko w szyję. Krew trysnęła dookoła. Obryzgując twarz mężczyzny. Ten zaczął rechotać i wypchnął dziewczynę poza burtę. Lina się naprężyłą a dziewczyna zawisła nad falami wykrwawiajac się do wody. Nagle ruszył się silniejszy wiatr. A woda jakby zabulgotała i zaczęła wręcz parować. Dziwnym gryzącym dymem. Gdzieś spod tafli rozległ się dziwny ni to pisk ni to wrzask. Na Tricarnijskich galerach uderzono na alarm. Okręty zaczęły łamać szyk. Ale było za późno. Gdzieś z odmentów wystrzeliła jedna czarna oślizgła macka i uderzyła w pokład pierwszej gallery łamiąc deski. Zaraz za nią wystrzeliła kolejna i kolejna, było ich tuziny jeśli nie setki. Oplotły okręt i głośnym łoskotem, zagłuszającym wrzaski rannych i umierających, złamały go na pół. Jedynie upiór na dziobie okrętu z czarnymi żaglami zanosił się diabolicznym śmiechem.

***

- … Prawda jest po stronie Kapitana, to nie był Kraken! Karchedon był czarownikiem i zawarł pakt z demonem odmętów zmuszając go do służby. Na jego rozkazy niszczył i zatapiał jego wrogów. Spychał na rafy kupieckie okręty. Ale jak każdy pakt i ten miał swoją drugą stronę. Kachedon płacił za usługi demona nie tylko krwią, ale także swoim życiem i szaleństwem. Wiedział, że z każdym, gdy przywoływał okropieństwa stawał się słabszy. Trwało to latami, ogarniała go słabość i do szczętu postradał zmysły. Zaczął chorobliwie gromadzić bogactwa, przeświadczony, że wszyscy chcą mu je odebrać. Zebrał więc swoje wszystkie skarby i je ukrył. Kazał demonowi zabić całą swoją załogę. Sam zaś ukrył skarb i zaklął pieczarę tak by tylko ktoś jego krwi mógł do niej wejść. Był przeświadczony, że jest ostatnim ze swojego rodu i w ten sposób zapewni, że skarb będzie jego i tylko jego na wieki.

- Moja Babka opowiadała straszniejsze bajki o piratach i skarbach... Przez tyle lat, na pewno ktoś by ten skarb odnalazł - wtrąciła się Wrona - bujdy, zabobony i strata czasu.

Niezrażony mnich jednak kontynuował:

- I tu docieramy do mnie i mojej towarzyszki. Jestem Lhobańskim mnichem, wasi mędrcy zwykli nazywać takich jak ja Pogromcami Demonów. Mam szczególny dar pozwalający wykryć w moim otoczeniu zło. A ta dziewczyna jest skażona piętnem demona odmętów. Odkryłem ją przypadkiem w jakimś podrzędnym porcie, gdy próbowała mi ukraść sakiewkę. Jest córką jakieś portowej dziwki i jak przypuszczam Karchedona. Dziewczyna jest częściowo opętana i nie panuje do końca nad tym co znajduje się w jej krwi. Musiała to coś odziedziczyć po rodzicach. A jedyne wzmianki o tym demonie dotyczą właśnie Karchedona. Moje zdolności potrafią wytłumić demoniczną obecność. Dlatego nalegałem na to by być blisko niej… - zamilkł na chwilę obserwując zgromadzonych przy stole - To dzięki niej ustaliłem, gdzie znajduje się pieczara Karchedona. W tym miejscu zaczyna się zaś moja propozycja. Chce byśmy razem dotarli do grobowca Karchedona. Dziewczyna jest kluczem, który nas tam wpuści, ja zajmę się demonem, a wam pozostawiam cały skarb… - zamilkł na chwilę ponownie wpatrując się w oczy kapitana. Po chwili wyprostował się i dodał innym tonem. - Już zbyt długo czasu pozostawiłem Blankę bez mojej aury. Zastanówcie się nad moją propozycją i dajcie mi znać…
Jakby na potwierdzenie słów mnicha gdzieś zza zamkniętych drzwi dobiegł paniczny krzyk przerażonej kobiety.

Mike 26-10-2018 14:56

Gdy mnich wyszel bosman pociągnął łyk z butelki i rzekł:
- Przynajmniej on wierzy w to co mówi. Albo to prawda albo jest szalony. - pomyślał chwilę i dodał - W każdym z tych dwóch przypadków jest szalony. Pytanie czy my jesteśmy na tyle popieprzeni by pójść za szaleńcem.

- Złoto i demony? - zapytał Heist. - Wolę złoto od demonów. Potrzeba mi będzie wypytać, czy gdzie ten grobowiec Karchedona się znajduje. Wolałbym, żeby gdzieś na wodach, gdzie pływają statki kupieckie. Jak przyszłoby co do czego, moglibyśmy wyrzucić mnicha na ląd i odpłynąć, jeśli ten grobowiec ma się okazać tylko cmentarzykiem. Choć przyznać trzeba, walczy zbyt dobrze, by być zwyczajnym wariatem.

Kapitan w zamyśleniu skubał swoją długą brodę.

- Moglibyśmy choć rzecz sprawdzić. - rzekł w końcu. - Pewnie to wszystko bujda, ale potrzeba mi jakoś się go pozbyć z pokładu. Jeśli ten grobowiec nie jest daleko, podpłynęlibyśmy… Co ty na to, Wrona? Dario?

Dario zaniepokojony wsłuchał się w krzyk, próbując ustalić kto to krzyczał.
- Mnichu to strach dziewki, czy jest groźna przez swoją naturę. Jeśli zagrozicie załodze to pozbędziemy się Was już tu. Nie bardzo wierzę w takie skarby, zbyt dobrze samych siebie znamy. Będziecie normalnie pracowali na tym pokładzie, nie pozwolę na lenienie się, jakaś prac zawsze się dla Was znajdzie. Zaś o skarbach zawsze można porozmawiać. Wszak nie musimy się decydować zaraz chyba, że już ich za burtę wywalamy.

- Jeśli to prawda, że dziewczyna ma w sobie splugawiona krew to lepiej pozbyć się ich od razu jeśli nie piszemy się na poszukiwanie skarbu - powiedział bosman. - Mamba mówiła, że ma złe przeczucia jak tylko zobaczyła statek. I raczej nie chodziło jej o bój orężny.

- Rzecz ze skarbem warta byłaby sprawdzenia - rzekł Heist. - Jeśli okaże się, że mnich kłamie, zostawimy jego i dziewkę na wyspie. Mus nam wywiedzieć się, gdzie dokładnie jest ta wyspa.

Drzwi do kajuty otwarły się z hukiem a do środka wpadła blada, przemoczona i przerażona Marice. Nawigator poczuł dreszcz… to ona przed chwilą krzyczała!
- Dario! - jęknęła przerażona - Ta... dziewczyna..!!
Jak na komendę wszyscy wypadli na zewnątrz kajuty. Deszcz lał gęstymi strugami, wiatr zawodził między takielunkiem targając poluzowanymi linami. Mimo to wszyscy obecni na statku jakby zamarli bez ruchu. Naprzeciw nich, w okolicach dziobowego kasztelu stopę nad pokładem unosiła się dziewczyna. Jej ciało otaczał dziwny widomy nimb energii, a członki szarpały się w niewidzialnych okowach. Nagle uniosła twarz i spojrzała w stronę stojących przy kapitańskiej kajucie.Oczy miała czarne jak węgle i płynęły z nich czarne łzy. Pod skórą pulsowały czarne żyły układające się w bluźniercze symbole.



Kolejny grzmot przetoczył się po pokładzie, a usta dziewczyny wykrzywiły się w niemym skowycie. Nikt nie słyszał tego głosu, ale wszyscy go poczuli. Niczym fala chłodu rozlała się po pokładzie skręcając w strachu wnętrzności całej załodze.

Jedynie mnich zdawał się niewrażliwy, wymamrotał coś pod nosem i ruszył biegiem w kierunku dziewczyny.

Bosman zobaczył, że u stóp dziewczyny leży Mamba. Rosnący w sercu gniew natychmiast roztopił skuwające go okowy.

Nawigator i kapitan stali sparaliżowani strachem. Czuli jakby coś lodowatego i śliskiego zakorzeniało się w ich sercach.

- Precz do piekła demonie! - krzyknął Zaraan i wyrwawszy z pochwy zakrzywione miecze ruszył na ratunek swojej kobiecie. Nie myślał czy aby dobrze robi, czy stal da radę piekielnemu pomiotowi. Działał tak jak potrafił najlepiej.

Stopy czarnoskórego barbarzyńcy uderzające o pokład rozchlapywały na boki pióropusze wody. Z każdym susem zbliżał się coraz bardziej. Jego zacięta mina wróżyła niechybną śmierć wrogom. Jeszcze jeden krok i wybił się unosząc nad głowę broń. Ciął w locie. Jednak targana niewidzialnymi sznurkami kobieta szarpnęła się w bok, jej członki bezwładnie zamłuciły powietrze. Bosman wylądował gładka na pokładzie sunąc jeszcze kawałek po mokrym pokładzie. Zasłonił plecami Mambę odgradzając ją od istoty. Rękojeści broni ślizgały się, trudniej było utrzymać równowagę na mokrym, chwiejącym się pokładzie, wiatr chlastał strugami deszczu po oczach. Zaaran stał jednak niewzruszony. Zza nim kobieta poruszyła się i powiedziała cichym zbolałym głosem.
- To... moja wina.
Z drugiej strony natychmiast wyrósł mnich. Dzierżył swój kij. Odgradzał się nim od opętanej kobiety trzymając w jednej ręce kij, drugą obracał raz za razem drewniane paciorki nanizane na rzemyk. Paciorki zdawały się żarzyć w ciemnościach.
Kobieta syknęła na niego i wycharczała coś w języku którego nikt nie rozumiał.. Nikt, poza mnichem, który odpowiedział coś kobiecie…
Mamba zaś jęknęła próbując się podnieść.
- To ja przebudziłam w niej tego potwora…

Wszyscy poczuli, jakby złowrogi lodowaty napór na wnętrzności jakby osłabł.

Cedryk 26-10-2018 16:09

Dario chwilę trwał zmartwiały.
Nie było czasu na wyjaśnienie trzeba było zająć się potworem.
Wyrwał zatruty sztylet z pochwy.
- Nie na mojej wachcie demonie! - podbiegł szukając w pamięci informacji o demonach i ich słabych punktach. Pierwszy - Nawigator - Alchemik miał zamiar w taki punkt wpakować zatruty sztylet.

Alchemik minął maszt, próbując uporządkować sobie to co wiedział i widział. Nagle przyszło olśnienie. Kiedyś czytał o tym! Pakt z demonem potwierdzony przymierzem krwi. Krew jako nośnik esencji duchowej. Któryś z wielkich alchemików Gis wysunął wniosek jakoby, krew miała być 9 elementarną esencją. Co świat uczony odrzucił oczywiście. Ale zgodnie z jego teorią pakt mógłby być przeniesiony na dziedzica razem z krwią. Taki pakt gwarantował moc, za cenę życia i szaleństwa, bowiem demon, żerował na ciele nosiciela. Mnich miał w tym aspekcie racje - wszystko się zgadza. Ta dziewczyna na pewno związana jest z jakimś demonem, a mnich w jakiś dziwny sposób jakoś zaczął hamować przepływ mrocznej demonicznej aury. Myśli alchemika biegły równo z nim, a demon był już niemal na wyciągnięcie sztyletu.

Huai Ren postąpił krok do przodu. Cały czas mamrocząc i obracając połyskujące paciorki w dłoni spychał demona w kierunku kasztelu. Demon szarpiący ciałem kobiety zdawał się być zamknięty w coraz ciaśniejszej klatce. Szamotał się i warczał. Wypluwał pogmatwane słowa w nieludzkiej mowie. A chłód ściskający słabł coraz bardziej. Kobieta dotknęła plecami kasztelu, tuż obok drzwi do laboratorium. Dario odetchnął z ulgą, w porę się zreflektował, że wybuch w tym miejscu mógłby być ostatnim, jaki miał miejsce na Morskiej Wiedźmie.

Dario również lecz po trafieniu czytaj zatruciu prowadzącym końcu do śmierci wycofał się. Imadło na mnicha to jemu narażone jeszcze zależy na dziewce, bo tak ogólnie to mu na niej nie zależy takie wrażenie odniósł.

- Więc opowieści mają w sobie prawdę? - zawołał kapitan. - Niech Huai Ren ogarnie demona, zna się na tym najlepiej. Zostaw dziewuchę, Zaaran. Nie chcemy jej zabijać.

Po czym wysupłał zza pasa szablę i przesunął się bliżej, osłaniając mnicha.

Dario po okrzyku kapitan Dario postanowił poczekać na rozwój wypadków. Potem zaś porozmawiać z mnichem i Czarną Mambą.

Zaraan niechętnie, ale zatrzymał się. Jeśli tylko mnichowi powinie się noga chciał być gotowy do działania.

Już po chwili Demon został otoczony z każdej strony w dziewczynę mierzyło ostrze. Mnich zaś dalej powoli kręcił swoimi paciorkami, mamrocząc coś pod nosem. Dziewczyna przestała się szarpać przechyliła głowę i wymamrotala parę słów w dziwnym języku
- Maxaad iyaga... u bixin weydeen...
- Weli maaha taliye... - odpowiedział spokojnym tonem mnich, biegle posługując się tym dziwnym językiem, by dodać po chwili - Anigu waxaan u keenay gurigaaga halkaas


Dziewczyna zaczęła poruszać się jakby ospale. W odpowiedzi mamrotanie mnicha się wzmocniło i przeszło w cichy zaśpiew. Paciorki przyspieszyły, przepływając między palcami jak rozpędzone koło u wozu. Nagle zastygły rozległ się cichy trzask i jeden z kamyków w bransolecie pękł i rozsypał się w pył w odpowiedzi dziewczyna zwiotczała i opadała na ziemię. Mimo to nikt z załogi się nie poruszył. Deszcz orał pokład bez ustanku. Jako pierwszy wystąpił do przodu mnich i podszedł do dziewczyny. Położył jej twarz na swoich kolanach i delikatnie otarł czarne smugi po łzach.
- Żyje… Jest nieprzytomna, ale chyba będzie cała - stwierdził Mnich po czym dodał - potrzebuje teraz odpoczynku.

- Pilnuj tę dziewkę, żeby przypadkiem nie opętała kogoś z mojej załogi - rzekł kapitan. - Wydaje się, że gadasz prawdę, chociaż ciężko w nią uwierzyć. Rzeknij no, jak daleko stąd jest ta wyspa i jakich niebezpieczeństw możemy się spodziewać w grobowcu? No i wreszcie, po co czarownik miałby gromadzić złoto? Ile tego jest?

- Niepotrzebnie zostawiłem ją bez opieki… - mamrotał bardziej do siebie, aniżeli do kapitana. Podniósł zmęczone spojrzenie i powiedział. - To wyspa martwych.

Kapitan i nawigator zamarli słysząc tą nazwę. Obaj doskonale wiedzieli, gdzie leży i czym jest wyspa martwych. To jedna z wysp oszpeconych. To miejsce przeklęte, w którym każdy kto tam umrze wstaje z grobu. To miejsce, do którego się nie pływa…Jest ono dwa dni drogi stąd przy dobrych żaglach. Ale najodważniejsi mijają tą piękną wyspę dalekim łukiem.

- Karchedon był szalony. Gromadził niezmierzone skarby. Pławił się w złocie, kamieniach szlachetnych... Wszyscy się go bali się go i nikt nie zwrócił się przeciwko niemu... Bali się go i czcili niemal jak boga… Był szalony, i gromadził bogactwa tylko dla ich posiadania i by cieszyć się nimi na wieki... Tak, dobrze myślicie udał się na wyspę martwych bo wierzył, że tam będzie nieśmiertelny… Umarł tam, tak jak jego załoga, która dalej mu towarzyszy… - Podniósł wzrok na kapitana i rzekł smutnym tonem - co zaś się tyczy opętania Pańskiej załogi kapitanie, obawiam się, że może być już za późno. Demon dotknął ich dusz... Nie mają wiele czasu. - mówiąc to wskazał ręką na pokład.

Mamba, Heri, Kira, Marice, Sara... - nie wyglądały dobrze. Były blade, nie miały siły stać na nogach. Najgorzej było z najmłodszymi. Ich ciała drżały jak w wysokiej gorączce.

- Teraz musimy razem dopłynąć do wyspy i zabić demona. To jedyne wyjście by uratować Pańską załogę Kapitanie…

- Wiedz przeklęty mnichu, iż ty na pewno nie pozostaniesz przy życiu. Za zdradę każemy śmiercią. - Dario był wściekły. Walka z demonem, gdy nie ma się pewności nagrody, mu się nie uśmiechała. Zdradziecki mnich zapłaci bólem każdego dnia, gdy trucizna będzie go trawiła a przygotuje taką by męka trwała miesiącami.

Heist założył szablę na ramię.

- Kurs tedy jasny - rzekł do Wrony. - Czy tego chcemy, czy nie, musimy zniszczyć maga, który zesłał na nas tą plagę. W dupę mu pikę włożyć i na rufę zmontować dla parady. Dają bogowie, obłowimy się przy tym jeszcze.

- Poniechać Huai Ren i dziewczynę. Zabicie ich może wypuścić demona na pokład, a jak mi kto demona wypuści, tego pod kilem przeciągać każę.

Kapitan schował szablę.

- Dario, poniechaj. Rzecz pewnie niezależna od mnicha. Płyńmy na wyspę… I zabawmy się nieco, w piekle.

Schowawszy broń przyklęknął przy Mambie.
- Co mam robić, kobieto? Czy pozbycie się tej dwójki z pokłady pomoże ci? - zapytał półgłosem biorąc ją na ręce niczym dziecko. - Złożymy dotkniętych przez demona w twojej kajucie nawigatorze.

Dario zamyślił się próbując przypomnieć co wiedział o samych demonach. Musiał chwilę pomyśleć by przypomnieć sobie co wiedział o przebywaniu demonów na świecie. Kołatało mu się, że demon nie mógł się materializować na świecie bez ciała śmiertelnika, które mógł opanować, ewentualnie tylko na chwilę przyzwane przez czarnoksiężnika w kręgu. Tedy zabicie dziewki zniszczy powłokę demona odsyłając go do piekieł.

***

Wszyscy rozeszli się ze zwieszonymi głowami. W kajucie nawigatora stworzyła się izba chorych. W kajucie znalazło się 5 kobiet. Jedynie Wrona wyszła z próby nietknięta. Najbardziej ucierpiała Sara, która nie odzyskała przytomności. Pozostałe osłabione nie były w stanie funkcjonować. Zaraan kierowany przez Mambę, która z wszystkich dotkniętych czuła się najlepiej, przygotował wywar. Według słów mamby uspokoił poranione dusze. Wszystkie kobiety usnęły. Jedynie Mamba odmówiła sama swojego eliksiru. Poprosiła jeszcze Kapitana i Nawigatora i słabym głosem wyjaśniła.

- To moja wina… Ja sprowadziłam na nas to zło.. - Westchnęła ciężko, mówienie musiało jej sprawiać ból - kobieta była przerażona, chciałam jej pomóc. Miałam liście Ajaska ich żucie uspokaja i wycisza. Jednak jak mawiają szamani to pędy duchów. Ułatwia im komunikację i zbliża do świata duchów.. - przerwała by wyrównać i uspokoić oddech.

Nawigator od razu zaczął się domyślać, że to być może to jakaś odmiana lotosu. Już od pewnego czasu podejrzewał, że Mamba praktykuje jakieś sztuki. Szybki tok myślenia przerwała mu jednak Mamba, która podjęła.

- Momentalnie to coś wyrwało się na zewnątrz. Ta bestia żywi się kobietami. Sięga do ich dusz i wyrywa życie.Stary Mhawi mówił mi o takich duchach. Są talizmany, które mogą powstrzymać złego ducha, ale tylko ktoś potężny może zerwać więzi.

Giakomson nie był pewny tego co mówiła pokładowa lekarka. Wiele czytał na temat demonów. Tego akurat demona nie kojarzył, ale przypominał sobie co czytał na temat 9 esencji. Pakt trwa dopóki demon istnieje on jest bowiem źródłem esencji. Zabicie objętego paktem nie będzie skutkować zdjęciem innych opętań. Jedynie byt macierzysty - źródło esencji jest wrażliwym elementem układu. Jego odcięcie uwolni związanych. Alchemik wiedział jednak na pewno, że im dłużej to będzie trwało tym demon będzie silniejszy. Będzie karmił się energią ofiar.

- Przeszkadzanie mi w przyrządzaniu mi mikstur nie jest dobrym pomysłem kapitanie. Wybór jednak należy do załogi, wolą mieć wsparcie magii czy nie. To wolna kompania korsarzy. Lazaret możemy urządzić też w największej kabinie. Do was zależy czy wolicie mieć przy walce z demonem wsparcie magii czy nie.
Dario popatrzył po załodze w końcu byli wolnymi korsarzami. Sami wybierali Kapitana, Pierwszego i innych funkcyjnych. Pełen dostęp laboratorium w czasie pracy był ważny dla procesu tworzenia mikstur bez niego było trudniej, lecz mógł tworzyć mikstury nawet bez laboratorium. Głupotą było posiadanie laboratorium z którego nie można korzystać w celu łatwiejszego tworzenia mikstur.
- Mnichu za narażenie załogi na śmierć - śmierć, za narażenie statku - śmierć. Zdradą wymusiłeś na nas pomoc w twojej obłąkańczej misji. Za to też śmierć. Wyjdziesz z tego żywy tylko w przypadku gdy opętane pozbędą się wpływu demona i każdy z braci stanie się bogaty, jak udzielny cesarski szlachcic, tak jak obiecałeś. Załoga to jedyna rodzina jaką mamy. Statek to dom a ty złamałeś wszelkie święte prawa gościnności.
Szybko podszedł do mnicha i wymierzył mu siarczysty policzek.

Dario poczuł pieczenie w dłoni. Uderzenie było naprawdę solidne. Twarz mnich jakby nie drgnęła, zupełnie jakby nie poczuł uderzenia. Stał niewzruszony wpatrując się w Alchemika. Dario zobaczył przez jeden krótki moment żar gniewu w oczach mnicha i zobaczył jak jego dłonie zaciskają się na kiju. Jednak trwało to zaledwie ulotny moment. W oczach mnicha na powrót zagościł spokój i opanowanie, a jego ciało się rozluźniło… Opuścił z uniżeniem głowę cofnął się o krok i powiedział.
- Z pokorą przyjmuję wyrok Panie, mimo, że jak słyszeliśmy to nie ja winny byłem tego co się stało… Znasz Panie moją drogę, wiedz, że jest ona ważniejsza niż moje życie…

- Jakoś ci nie wierzę mnichu. Wiedziałeś, że coś takiego może się zdarzyć wcześniej, niż to się zdarzyło. Jesteś bardziej zdradliwy od krwiożerczego pirata.
Po tych słowach zbliżył się do mnicha i szepnął mu do ucha.
- Co ci zawiniły dzieci. Co zrobiła ci Sara, dla której ten statek jest domem a załoga rodziną. Żyj teraz ze świadomością, że to z winy Twojej zdradliwej natury, przez ciebie cierpi.

- Poniechaj mnicha, Dario – rzekł kapitan srodze. - Porachujesz sobie z nim później. Dobry wojownik z niego, przyda nam się na rejzie na grobowce. Niech ma oko na opętanych. Jeśli o złocie prawdę gada, to wzbogacimy się w po stokroć, jeśli nie, cóż, zawiśnie... Zdradzać mnie na Wiedźmie Mórz to śmierć. Tymczasem, pospieszmy się. Im szybciej dopłyniemy do wyspy, tym lepiej.

- Macie rację na wszystko przyjdzie pora.
Dario miał nadzieję, iż wyrzuty sumienia będą dręczyły mnicha.
- Ty zaś mnichu z dziewką pomagacie na statku. Masz się trzymać jej blisko, co nie znaczy, że pomagać w łataniu żagli czy kukowi lub myć pokład nie możecie. Pracujecie - jecie. Nie pracujecie - nie jecie. Powtarzać się nie będę.

***

Na pokładzie trwały prace. Gdy statek był już bezpieczny, załoga zabezpieczyła łup. Nie był on wielki widocznie nie wiodło się im ostatnio.
Nie było wiele czasu na przeczesanie obu okrętów. Wyszkolona załoga przywykła do szybkiego łupienia. Udało im się zdobyć jeden prawie pusty kuferek z klejnotami i monetami należący do kapitana piratów. Troszkę biżuterii, zdobionych drobiazgów, kilka szlacheckich strojów, ale bez przepychu, jakieś trunki, troszkę uczciwie wyglądającej broni. Całość to około 4000 syrantyjskich księżyców - łup dość ubogi, jak na ryzyko jakie podjęto.

Wiele skarbów było jeszcze w wyrzucanych na brzeg wrakach. Dario wiedział iż trzeba będzie po nie wrócić w odpowiedniejszym czasie. Najważniejsze było życie załogi. Naniósł miejsce na mapę. Wróci się po to później o ile mnich oszukał ich w sprawie skarbu. Miał wiele pracy , musiał stworzyć mikstury do walki z demonem oraz do żeglugi, nadzorować kurs, wydawać rozkazy dotyczące żeglugi. Oczywiście nadzorowanie wypełnienia rozkazów zostawiał w rekach bosmana. W wolnych chwilach Dario przesiadywał przy Marci i Sarze. Jak załoga był rodziną, tak one były dla niego najbliższą rodziną.

Fenrir__ 18-11-2018 17:00

Noc spędzili w zatoce. Morska Wiedźma chłostana deszczem i sztormowymi podmuchami znosiła to dzielnie. Poraniona załoga gorzej. Mimo to ranem kotwica poszła w górę, a na maszty wciągnięte zostąły żagle. Opuszczali w pośpiechu zatokę zostawiając chwiejące sie na falach skrzynie i resztki po 2 okrętach, które udało im się zdobyć..

Nawigator pochylił się nad mapą w kapitańskiej kajucie. Rozwinął ją na pełną szerokość i przybił sztyletem na rogu. Wskazał palcem na archipelag niewielkich wysepek podpisany czerwonym tuszem. “Wyspy Oszpeconych”...

Wiatr dawał się we znaki. Sztormowa pogoda cały czas się utrzymywała. Jedynie dzięki miksturom Alchemika udawało im się halsować. Pod ich wpływem żagle nabierały innej faktury lepiej układając się i wytrzymując nawet sztormowe podmuchy. Mimo to wymagało to sporych umiejętności i dużego wysiłku. Tak, że wieczorami załoga padała wymęczona.

Okazało się, że mnich nie stroni od pracy i mimo, że na żeglowaniu za grosz się nie znał, to był pojętnym uczniem i szybko zgrał się z załogą. Nie można tego jednak powiedzieć o jego towarzyszce. Blanka była wyobcowana, przerażona i absolutnie niekomunikatywna. Spała wciśnięta w najciemniejszy kąt.

Dario odstąpił swoje laboratorium, ale mimo to pracował w wolnych chwilach. Przygotowując się na cel podróży. Determinacja jest w jego przypadku chyba kluczowym pojęciem. Bo gdy na horyzoncie pojawiły się pierwsze wyspy był już w pełni przygotowany.

Dotknięte przez demona kobiety poczuły się lepiej. Większość z nich wstała, choć nie wyglądały najlepiej. Wszystkie co do sztuki miały podkrążone oczy. Były słabe i wymęczone zupełnie jakby wiele dni nie spały. Wszystkie za wyjątkiem Sary, która trawiona gorączką dalej nie była w stanie funkcjonować. Mogło być gorzej gdyby nie odstąpione przez Pierwszego laboratorium.

Zbliżało się południe gdy burzowe chmury wreszcie odpuściły, wiatr zelżał i zrobiło się cieplej. Byli na miejscu. Przed oczami rozpościerał się cudowny widok. Lazurowe wody opływały piękną zieloną wyspę wyrastającą z morza. Gęsty las porastał niemal całą wyspę, jedynie wąski pas białego piasku wyznaczał plażę, nie było widać żadnego śladu ręki człowieka. Gdyby nie ponura sława tego miejsca - wyspa wyglądała by jak raj na ziemi.

Do Kapitana, Pierwszego i Bosmana na dziobie dołączył mnich i powiedział:
- Jaskinia Karchedona znajduje się zapewne w centrum wyspy. Dotarłem do starych podań mówiących, że kiedyś istniała tam świątynia. Demony lubią takie miejsca, więc zapewne tam zaczniemy szukać. Myślę, że jak znajdę się na wyspie będę w stanie wyczuć to okropieństwo.



- Podaj mi kto patrzałkę – zawołał Heist. - Chcę się przyjrzeć nieco tej wyspie z bliska... Ha! Zaiste, Wyspa Oszpeconych. Nie martw się, Kabo, twoja morda nadal jest szpetniejsza od wszystkich durniów na tej wyspie.

- Zostawimy ludzi do pilnowania okrętu, sami podpłyniemy łodzią. Potrzebujemy wziąć najsilniejszych i najzaradniejszych. Reszta niechaj pilnuje kobiet w lazarecie. Lepiej będzie, jeśli będziemy poszukiwać jedną grupą... Kto wie, co czai się na Wyspie. Mnich i dziewka oczywiście idą z nami.

- Przygotować łodzie – zawołał Heist. - Wkrótce schodzimy na ląd!

- Słyszycie psy! - wrzasnął Zaraan. - Do roboty. Stary, obejmiesz komendę, gdy my zejdziemy na ląd.
Odwrócił się i wyłuskał wzrokiem ochotników z załogi.
- Żelaźni - obaj równocześnie skinęli głowami i uderzyli pięścią w lewą pierś, nawyki nie tak łatwo wykorzenić - Dzikus, przydasz się w tym lesie.
- Javolg, my firrer - keld wymamrotał coś pod nosem. Zaraan nawet nie zwrócił na to uwagi, przyzwyczaił się to bełkotu.
- Aulies, jak się dobrze sprawisz to zapłacę za wstawienie ci nowych zębów.
- Złotych?
- Srebrnych, w końcu nie chcemy by jakiś łotr wybił ci je w nocy skuszony zbytnim blaskiem twojego uśmiechu.
Wokoło załoga zarechotała.
- Caeldorne, tylko kurwa bez bębna. I Stein.
Spojrzał na kapitana.
- Wystarczą, czy kogoś jeszcze dobrać?

- Styknie na rekonesans - odparł Heist. - Nie chcemy władować wszystkich na wyspę. Weźmiemy nieco zapasów z okrętu i zaczniemy przeszukiwanie… Huai Ren wskaże drogę.

Wyrzekłszy to, kapitan podszedł do burty i intenstywnie obserwował wyspę. Wkrótce mieli zejść na łódź.

“Przeklęta wyspa, demony, pięknie’”. Dario nie lubił gdy się go w coś w manewruje. Zdrada, to zawsze zdrada. Szybko podszedł do Marcii, ich wargi złączyły się w długim pocałunku.
- Uważajcie na siebie, opiekuj się Sarą. Wrócę.
Dario pociągnął sztylety trucizną bojową. Demon nie demon padnie martwy. Jego trucizna działają zawsze do śmierci istoty. Być może będzie trwało to długo, dłużej niż wszyscy sądzą,w końcu demony są żywotne, lecz efekt zawsze jest taki sam - śmierć.

Dario myślał już o walce z demonem i o skarbach oraz zemście jeśli skarb będzie mniejszy niż oczekiwał. Zaś jego oczekiwanie były ogromne. W końcu tylko to mu zostało najbliższa rodzina oraz zagrożone przez działanie mnicha oraz skarby i łupy.*


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172