Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2019, 22:49   #1
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
[autorski] Szaleństwo w złocie [+18]



PROLOG


Królestwo Namerii, Kaltenhofen, sala tronowa

Drzwi otworzyły się cicho i płynnie, co wydawało się wręcz niemożliwe biorąc pod uwagę ich rozmiar. Mężczyzna niepewnie podniósł wzrok i spojrzał w głąb pomieszczenia, które ukazało się jego oczom. Zamarł. Nigdy wcześniej nie widział takiego przepychu: złoto zdawało się kapać z każdego fragmentu ogromnej sali, tak, że niemal ślepnął od promieni słonecznych odbijanych przez ozdoby. Momentalnie poczuł się maleńki, jakby stanowił jedynie ziarenko piasku wobec ogromu wszechświata…
- Roderick, posłaniec z zamku Fridlant, mój panie - został zaanonsowany przez postawnego jegomościa, którego tubalny głos, po przebyciu długiej drogi spod tronu do jego uszu, stanowił jedynie cichutki szmer - Przynosi ważne wieści.
Poczucie przytłoczenia wzrastało w piersi młodego mężczyzny. Dyskretnie spojrzał w bok natrafiając na rzeźby z kości słoniowej i złota, wysadzane brylantami, na witraże sięgające od podłogi aż po sam sufit imitujący nocne niebo. Gwiazdy zastąpiły diamenty, z których najmniejsze były rozmiaru kurzych jaj, zaś księżyc… nigdy w życiu nie widział, ani nawet nie słyszał o tak ogromnym opalicie. Kamień lśnił, nęcił, zachwycał…


Speszony spuścił wzrok, lecz również to nie dodało mu pewności, gdyż w idealnie wypolerowanej posadzce z mlecznego marmuru zobaczył swoje odbicie okalone drogimi klejnotami. Chyba tylko król w swojej ekstrawagancji mógł wpaść na pomysł tworzenia mozajek z szafirów, szmaragdów, rubinów i dziesiątek innych kamieni, których nawet nie znał. Potrząsnął głową próbując się otrzeźwić. Przybył tu z ważną misją, do cholery!
- Wasza wysokość! - zawołał, nie będąc pewnym, czy król usłyszy jeśli powie to normalnym głosem. Ruszył szybko na przód - Mój pan potrzebuje pomocy. Jego ziemie są nękane! Ludzie są masowo mordowani! Ci, którzy dają radę umknąć chronią się w zamku, jednak brakuje już miejsca, a przede wszystkim jedzenia! - mówił szybko, czując jak wzbiera w nim ta sama panika, którą czuł odjeżdżając z Frydlant - Mój pan wysłał rycerzy, ale… to nie wystarczy… nie dajemy rady… - urwał bezradnie
Król, mężczyzna wiekowy lecz bardzo zadbany i dostojny, utkwił w nim swój wzrok i podrapał się po siwej brodzie poprzetykanej w niektórych miejscach pozostałościami czerni. Doradcy otaczający jego gigantyczny tron zaszemrali
- Co was niepokoi? Nie powiedziałeś mi tego, chłopcze - odezwał się wreszcie i utkwił spojrzenie w Rodericku.


Posłaniec obawiał się tego momentu chyba najbardziej z całej rozmowy… Jak ma to wyjaśnić?
- Nie wiem Wasza Wysokość… - powiedział cicho próbując z ledwością powstrzymać się przed wyłamywaniem sobie knykci w spoconych dłoniach
- Nie wiesz? - monarcha poprawił się na swoim miejscu, na tronie wykonanym z setek dziwnych, metalowych szpikulców. Mówiono, że kazał posrebrzyć kości swych wrogów i wykonać z nich ten pomnik potęgi, jednak czy była to prawda?
- Ja… - posłaniec zacharczał czując suchość w ustach - To coś… oni… to tylko cienie… kształty… Ale… ludzie przez nie umierają w męczarniach. Nie wiemy jak z tym walczyć! - padł na kolana - Błagam! Błagam! Pomóż nam Wszechmocny! - czuł, że jedynie chwila dzieliła go od stanu, gdy zacznie łkać, rozrywać szaty, cokolwiek, byle tylko…
Zimno marmuru dało mu chwilową ulgę, jakieś otrzeźwienie i powrót odwagi, które nagle zniknęły jak zdmuchnięty płomień gdy usłyszał… śmiech… Podniósł wzrok na władcę, który zanosił się chichotem przybierającym na sile i przeobrażającym się stopniowo w rechot szaleńca.
- Gerg - gdy król odezwał się był już poważny. Jego rozbawienie minęło z sekundy na sekundę co jeszcze bardziej przestraszyło posłańca, jakby widział dwie zupełnie inne osoby - Zabij go. I wszystkich strażników w tym pomieszczeniu. To co powiedział zostanie na zawsze w tej sali.
Niesamowicie wysoka i umięśniona postać w zbroi ruszyła w kierunku Rodericka. Mężczyzna zerwał się na równe nogi, musiał uciekać, ale dokąd?! Nim zdecydował się na cokolwiek poczuł w piersi dziwne ciepło, a kiedy szok minął przekonał się, że to ostrze, które przebiło go na wylot. Osunął się na marmurową posadzkę, jego szkarłatna krew zmieszała się z blaskiem rubinów, gdy posoka, niczym widmo wojny zalewała biel podłogi. Nim uszło z niego życie usłyszał tylko ostatnie słowa króla
- Gdy przybędą następni zabijajcie ich od razu, jak śmiecie marnować mój czas?!

 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski

Ostatnio edytowane przez Erissa : 20-01-2019 o 22:52.
Erissa jest offline  
Stary 23-01-2019, 23:28   #2
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I

Królestwo Namerii, kupiecki trakt leśny, szlak w kierunku zamku Frydlant

Dni w kupieckiej karawanie mają to do siebie, że wszystkie są łudząco podobne, różnią się jedynie twarzą klienta, pogodą i rozmiarami obsługującej w zajeździe dziewki. Nie jest to jednak wysoka cena za złoto, które można zbić na tym interesie. Takie właśnie zdanie miał Kruger Getenbah, rudy krasnolud o krzaczastych brwiach, który przez kolor swej czupryny i posturę wyglądał niczym płonąca beczka tocząca się pomiędzy tłumem jadących przez las osób. Kerbah, bo tak nazywali go przyjaciele, zajmował się podróżowaniem przez trzy braterskie kraje i handlowaniem tam ze swoimi wspólnikami. Interes kręcił się doskonale, a tajemnicę sukcesu stanowiła różnorodność usług świadczonych przez jego kontrahentów: od zarządców kopalń, przez kowali, skupujących broń możnowładców czy nawet wytwórców dżemów, cukierników i wielu innych. Cokolwiek ktoś miał w posiadaniu ten krasnolud potrafił sprzedać lub kupić.


Na fali łaski fortuny przedsiębiorczy Kruger założył wreszcie Getenbah & S., znane w całej centralnej części kontynentu. Wielu zastanawiało się nad pochodzeniem tajemniczego "S.", po kilku głębszych można było jednak usłyszeć, że jego historia była bardzo trywialna… Nazwa "Getenbah & Synowie" nie zmieściła się na wozie, a obcięta do "Syn" powodowała niepotrzebne konflikty między latoroślami rudzielca. W czasie jednej z niezliczonych awantur senior zdrapał farbę pozostawiając samo "S.".
Bez względu na nazwę kontrakt dotyczący ochrony karawany Kerbaha był czymś bardzo dużym, takiej okazji się nie przepuszczało. Obecnie mijał już dwudziesty trzeci dzień owej okazji, piąty w lesie, a humory całej zbieraniny wozów i osobowości znacznie się popsuły z dala od miękkiego łóżka oraz kufla zimnego ale. Najbliższy przystanek kompania ustaliła na zamek Frydlant, dlatego też zgodnie przyznano, że najlepiej będzie ruszyć traktem leśnym, który pozwalał zaoszczędzić znacznie na czasie. Getenbah, jako grubsza ryba w stawie, już dawno przestał kusić się na zatrzymywanie w pomniejszych wioskach, zysk tam zwykle był niewielki, więc w myśl zasady "czas to pieniądz" wolał drogi krótsze, omijające rozkrzyczanych wsiowych natrętów. Tym razem miało być jednak inaczej
- Dupa mnie już boli… - mruknął rudzielec poprawiając się ostentacyjnie na koźle - Mam dość tego bzyczącego dziadostwa - odgonił wielką dłonią latającego przy nim insekta - Odbijamy na północ, niedaleko stąd powinna być wieś. I niech mi przodkowie świadkami, jeśli nie będą mieli porządnej karczmy… - towarzystwo nie usłyszało jednak co się wtedy stanie, bo koń ciągnący wóz zarżał głośno skierowany na rozwidleniu w ścieżkę wiodącą ku przerzedzeniu drzew.

***

Wczesnojesienne słońce powoli kierowało się ku zachodniemu krańcowi widnokręgu gdy najemnicy jadący na czele karawany zaczęli zauważać majaczące w oddali zabudowania. Widok ten wywołał na twarzy każdego mimowolny uśmiech. Wszyscy, zmęczeni spaniem na wilgotnych posłaniach z szyszkami wbijającymi się w plecy, tęsknili za odrobiną cywilizacji. W bezgłośnym porozumieniu całe towarzystwo przyspieszyło widząc oczami wyobraźni nęcące zapachem pieczyste i piwo stawiane na stole.


Kapitan Fergus Westfir stał na czele kompanii od wielu lat. Zasłużony i doświadczony przez liczne walki stanowił dla swych podwładnych wzór rycerza, budził szacunek samą swoją postawą. Każdy z podległych mu najemników wiedział, że liczyli się dla niego wszyscy, jako grupa i jako jednostki, nigdy nie wysłałby ich na pewną śmierć. Traktował ich jak rodzinę i, choć nie była to grupa wcale mała, próbował z każdym nawiązać nawet niewielką znajomość. Lata spędzone w drodze odcisnęły na nim mocne piętno: siwy, poznaczony bliznami i ze zmęczonym spojrzeniem wyglądał na znacznie starszego niż był w rzeczywistości, nie umniejszało to jednak jego umiejętnościom. Niczym hartowane przez czas dębowe drewno wciąż wykazywał zwinność ciała jak i umysłu.
Odsuwając od ust fajkę stanął w strzemionach i z uwagą przyjrzał się celowi podróży.
-Jerdis - zwrócił się do młodzika strzegącego boku wozu Getenbaha, kawałek za jego plecami - Jedź przodem, powiadom mieszkańców, że przybędziemy.
Chłopak skinął jedynie głową i popędził konia wzbijając kurz na wydeptanej przez wielu podróżnych drodze.
- Chaty wyglądają okazale, widać mieszkańcy nie biedują - kompania usłyszała ponownie niski głos kapitana
- Oczywiście, że nie. Przebiega tędy szlak kupiecki, potrafili to wykorzystać, psubraty - krasnolud splunął, choć nie do końca było wiadomo co miał na myśli. Fergus, uznając, że charakterny krasnolud najprawdopodobniej wplątał się w jakiś konflikt, przestał drążyć temat.
Dookoła rozmowy rozbrzmiewały coraz głośniej, czuć było radosną ekscytację, którą podszyte były obietnice co kto zrobi gdy tylko zsiądzie z konia, gdy…
- Kapitanie! - Jerdis wyprysnął galopem spomiędzy budynków zatrzymując się dopiero przy dowódcy
- Meldujże! - na spokojną do tej pory twarz wtargnął lekki przebłysk niepokoju
- Wieś… ona jest… pusta - oczy młodzika przeskakiwały w dziwnej mieszance emocji po kolejnych osobach - Tam nie ma nikogo, ani żywej duszy. Pukałem do drzwi, zaglądałem przez okna. Pusto. Nic.
Zatroskany Fergus spuścił spojrzenie marszcząc brwi, zawsze to robił gdy się nad czymś zastanawiał.
- Wy - zatoczył okrąg dłonią - zostajecie z wozami, pilnujcie ich jak oka w głowie, pozostali za mną! - ruszył w kierunku osady
Centralny punkt wsi stanowił mały placyk, na którym stały trzy stragany, najprawdopodobniej sprzedawano tam jakieś wyroby, kiedyś, gdy jeszcze byli tu jacyś ludzie. Teraz, zgodnie z wcześniejszymi słowami Jerdisa, było tu zupełnie pusto, lecz całość wydawała się utrzymana w doskonałym stanie
- Musieli opuścić wieś bardzo niedawno - Fergus czujnym okiem oceniał każdy szczegół otoczenia - Ale dlaczego? I gdzie są? - powoli przeszedł wzdłuż ciągu straganów - Rozglądnijmy się, ale dyskretnie - przestrzegł kładąc dłoń na rękojeści ukrytego w pochwie miecza.
 
__________________
"Wczoraj wieczór myślałem o ratowaniu świata. Dziś rano o ratowaniu ludzkości. Ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I ratować to, co można."
A. Sapkowski
Erissa jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172