Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2019, 23:12   #31
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Dobrze… – potarł czoło z dezaprobatą, jakby uznał, że nie rozumiesz jak się mówi do ciebie po ludzku. – Powiem to najprościej w świecie… tak, żebyś zrozumiała. Pokaż mi materialny, wyraźnie zrozumiały nawet dla wieśniaków i niepodważalny dowód ich niewinności, albo odpuść, weź goblinkę i idźcie swoją drogą. Jeśli jednak nie odpuścicie aresztuję was wszystkich za utrudnianie nam pracy. – Powiedział do ciebie, a potem zwrócił się do Morriany. – Szczerze współczuję wrzoda na rzyci jako protegowanej, kapitanie.

- Ile więcej dowodów potrzebujesz?! Masz chorych i masz zatrutą studnię. I masz lekarza, który ma na to papier! - nie ustępowałam. - I przy nim też miałeś tak samo olewające zachowanie. Bo skoro mówił ci jaki jest problem to zamiast go przeganiać to trzeba było wziąć od niego wywar i kazać komuś ze swoich ludzi wlać to do studni! Własnymi decyzjami sobie tą samą pętlę zaciskasz na szyi, którą tak lekkomyślnie zasądziłeś goblinowi.

– Marion… przykro mi to mówić… ale on ma rację w jednym – Powiedziała Morrisana. – Nic z tych rzeczy nie jest rzeczywistym dowodem. Wiem, że to brzmi strasznie… ale wszystko to są domysły i przypuszczenia… – Przełknęła ślinę. – Według zasad sądownictwa, jeśli o jakiejś zbrodni zaświadczą świadkowie, jest to traktowane jako dowód w sprawie przestępstwa.

– Chyba, że udowodni się zmowę – Dodała szybko bardka.

– W każdym razie… fakt, że w studni pojawiła się pleśń nie jest jednoznaczne z tym, że mężczyzna podający się za lekarza nie chciał jej zatruć… Co więcej o prawdziwości dokumentu mógłby poświadczyć tylko notariusz cesarski albo urzędnik cywilny…

– A sprowadzenie takiego tutaj graniczy z cudem – Powiedział z wymuszonym uśmiechem Kapitan.

– A nawet jeśli dokument potwierdziłby się jako prawdziwy… wciąż zarzut nie dotyczył uprawnień do praktykowania medycyny, ale zamiaru zatrucia studni, który jest już traktowany jako zbrodnia, karana śmiercią.

Kapitan wstał.

– Możesz mi zarzucić nieczułość i ignorancję… ale powiem ci jak to wygląda… RAZ JESZCZE… Gdyby ten goblin ze swoim papierkiem pojawił się w cywilizowanym mieście, pewnie by mu stawiano piwo w gospodach. Ale miał nieszczęście trafić tu i nie posłuchać przyjacielskiej rady. Mówisz, że mogłem wziąć wywar i załatwić sprawę na okrętkę… mogłem, ale on tego nie chciał. Czy nie wspomniałem, że to idealista? On stwierdził, że lecząc wioskę zmieni stosunek ludzi do goblinów… Prostoduszny, oświecony idiota! Kazałem go zatem wygnać z wioski, zanim zrobi sobie krzywdę… ale on wrócił w nocy i próbował wlać swoje “lekarstwo” do studni… może gdyby byli tam moi żołnierze teraz mielibyśmy dowody… ale tam byli ciemni chłopi. Chłopi, którzy palą ogniem to czego się boją. Powiem więcej… to moi ludzie, którzy zwrócili uwagę na zamieszanie uratowali tą dwójkę przed stosem. I teraz ja stanąłem pod ścianą… ani jednego dowodu świadczącego o jego niewinności oprócz kawałka papieru, którego prawdziwości nie miałem możliwości sprawdzić i trzydziestu świadków zarzekających się na bogów i cesarza, że widzieli jak goblin chciał zatruć studnię i żądających jego skazania. Naprawdę mniszko widzisz tu jakąś podłość z mojej strony? – Spojrzał ci w oczy.

Morrisana spuściła głowę.

Wstałam, żeby mężczyzna nie patrzył na mnie z góry.
- Zeznania świadków można spokojnie wziąć w powątpiewanie i unieważnienie, bo znałeś profesję goblina jak i uprzedził ciebie o tym co zamierza zrobić nim przystąpił do działania, a twoi strażnicy są tego świadkami. Poza tym ocena eksperta ma znacznie większą wagę dla osądu od zeznań świadków, którzy nie mają pojęcia o zwalczaniu szkodliwych grzybów i pleśni, a do tego są rasistami, którzy zniszczyli wszelki dobytek jaki miały gobliny - odparłam. - Ponawiam więc moją prośbę. Przekaż tą dwójkę kapłanom Toriela, wymyśl sobie jaki chcesz pretekst, a my oczyścimy studnię, poświęcimy ją i odjedziemy stąd z problematyczną dla ciebie dwójką. Co więcej robiąc tak zachowasz czyste sumienie.

– I bandę niezadowolonych chłopów, z którymi będę się musiał użerać… – Westchnął, a potem ziewnął. – Dlaczego tak bardzo wierzysz w ich niewinność?

- Bo doskonale znam się na grzybach, pleśniach, ziołach i innych takich oraz tego co z nich da się zrobić - powiedziałam pewna co do swojej wiedzy. - I sam teraz przyznałeś, że mam rację co do ich niewinności - “po tym jak uparcie drążyłam temat” dodałam już w myślach.

– To wciąż nie jest żaden dowód… ale zawaliłem przez was noc i mam was dość. Niech przyjdzie do mnie kapłan Toriela… prawdziwy… a nie dziewczynka z mlekiem pod nosem, to przekażę mu tą dwójkę… niech on się tłumaczy chłopom i ma na głowie ten problem. Ja umywam ręce. – Powiedział i odwrócił się na pięcie. – Tylko ma czas do rana… a ty, lepiej uwarz to lekarstwo, bo naprawdę korci mnie, żeby zmienić zdanie.

Rzucił przelotne spojrzenie na Morrisanę i skinął.
– Kapitanie…

– Kapitanie… – Odpowiedziała kwaśno.

Mężczyzna nie czekał już na twoją reakcję tylko opuścił pomieszczenie.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 01-10-2019, 16:12   #32
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to że bycie upartym i upierdliwym też potrafiło doprowadzić do upragnionego celu. Musiałam to sobie zapamiętać.
Spojrzałam na starszą kapłankę i spojrzałam wymownie w kierunku z którego przyszliśmy do tego gabinetu, następnie ruszyłam przodem. Milczałam aż nie wyszliśmy z budynku.

- Morrisano, ty musisz pomówić z Darielem. Tobie będzie łatwiej, bo ciebie ubóstwia - zaczęłam. - Ja muszę poszukać ziół, a po ciemku jeszcze nie miałam okazji - skrzywiłam się.

– Dobrze. – Powiedziała starsza kapłanka. – Tak zrobię. – Natychmiast potem ruszyła do gospody.

Zostałaś sama z bardką.

– Ziół mówisz? – Zapytała Evi podpalając kolejne cygaro. To roztoczyło wokół kojący zapach mięty.

- Tak - skinęłam jej głową. - Na szczęście te których potrzeba są pospolite i jak tylko wezmę lampę olejową żeby cokolwiek widzieć to powinnam szybko się uwinąć. Później pożyczyć od karczmarza kociołek... - zaczęłam planować w drodze do wozu kapłańskiego, by wziąć z niego jakieś źródło światła.

– Mięta, rumianek… ogrze ziele – Stwierdziła bardka idąc za tobą. – Jakby to ująć, my… ludzie drogi musimy być gotowi na wszystko, więc nie możemy sobie pozwolić na to, aby ból gardła czy brzucha nas zatrzymały – Uśmiechnęła się. – Chyba jednak swoje kroki powinnaś skierować do mojego wozu.

Zatrzymałam się i spojrzałam na Evi. Jej sugestia była mi na rękę, bo szukanie ziół na pewno zajęłoby pół nocy, a jeszcze trzeba było to uwarzyć.
- Dziękuję, to dużo pomoże - pokiwałam głową. - Później postaram się po drodze uzupełnić twój zapas - zapewniłam.

– Nie ma problemu – Uśmiechnęła się wskazując ci drogę. – Wiem, że wczoraj w nocy poczułaś się, jakbym cię ośmieszyła. Przepraszam… – spoważniała. – Byłaś pierwszą osobą, która po tym numerze, ruszyła Gali na pomoc… dla większości śmierć niewolnicy była tylko ciekawym urozmaiceniem wieczoru. Może to tylko dlatego, że jesteś kapłanką i taki jest twój obowiązek, ale tak czy siak, podziwiam cię za to, i właśnie dlatego byłam gotowa dziś ci pomóc, nawet stawiając na szali własne życie.

Zaskoczyła mnie wpędzając w wyraźne zakłopotanie, bo zupełnie nie spodziewałam się po niej takiego wyznania. Co dziwne od razu przeszła mi ta uraza jaką do niej miałam, a co gorsze nawet poczułam się głupio, że tak się zachowałam. Przez chwilę milczałam nie wiedząc co powiedzieć.
- To... Nie twoja wina. Po prostu miałam fatalny dzień... - pokręciłam głową odwracając spojrzenie. - W każdym razie dziękuję, że mi teraz pomagasz - dodałam i po raz pierwszy moje słowa skierowane do Evi brzmiały przyjaźnie i serdecznie.

– Może coś w tym jest, że nie podchodzę do życia zbyt poważnie i lubię ryzykować… ba… czasem dosłownie stawiam wszystko na jedną kartę gdy uważam, że warto i może być to dla innych irytujące, ale naprawdę chcę ci pomóc. Jesteś porządną dziewczyną, która naprawdę czuje powołanie do tego co robi, nie jestem nazbyt religijna, bo nie raz spotkałam kapłanów, którym bardziej zależało na zbieraniu datków czy straszeniu wiernych niż na wskazywaniu im tego co słuszne, ale ty przywracasz mi wiarę… może nie w bogów, ale na pewno w przyzwoitość – Powiedziała gdy dotarliście do wozu. Zaraz też zapaliła krzesiwem jedną z oliwnych lamp podwieszonych pod zadaszeniem i zaczęła grzebać w zgromadzonych w wozie rzeczach.

Westchnęłam przeciągle. Evi miała chyba dar wprowadzania mnie w zakłopotanie. Dziwnie było słuchać pochwał jakim to świetnym materiałem na kapłana jestem, kiedy to w ostatnim czasie zbierałam głównie negatywne opinie.
- Dziękuję, to miłe co mówisz - powiedziałam tylko.

– Mam – Powiedziała wychodząc z wozu. W jednej ręce trzymała nawet kociołek. – Możemy zająć się od razu warzeniem. – Uśmiechnęła się.

- Doskonale - ucieszyłam się i wzięłam od niej rzeczy. - To teraz chodźmy do karczmy, tam skorzystam z paleniska.

– Chcesz teraz widzieć się z tym zadufanym w sobie okularnikiem? – Zapytała. – Możemy rozpalić ognisko tu, pod gwiazdami.

- Tak ... Lepiej żebym mu się na oczy nie pokazywała - zgodziłam się z nią. - Jeszcze tylko wody będę potrzebować. Ale wystarczy mi ta ze studni, bo i tak zagotuje ją. Rozpal proszę ognisko, a ja przyniosę wodę - powiedziałam biorąc do ręki kociołek.

Dziewczyna zajęła się krzesaniem ognia.

Ork i niziołka wciąż tkwili przy studni. Mężczyzna coś opowiadał, a dziewczyna siedząc mu na ramieniu uważnie go słuchała.

Podeszłam do nich i zatrzymałam się pod studnią. Postawiłam naczynie na ziemi i wzięłam wiadro z przywiązaną do niego liną, by je spuścić i nabrać nieco wody.

Przy napełnianiu wiadra usłyszałaś przelotnie fragment opowieści orka.

– I wtedy syn złotego kręgu uniósł miecz kierując ostrze na córkę pajęczej matki i powiedział: “Powołuję się na prawo jadu i krwi i wyzywam cię królowo pod sąd wiecznej matki”

Niziołka zareagowała szerokim otwarciem ust.

Wtedy jednak wojownik zwrócił na ciebie uwagę i przerwał historię.

– Córko niepewnej drogi… jakieś wieści? – Zapytał.

- Nic pewnego - wzruszyłam ramionami i zaczęłam wciągać wiadro. - Ale przynajmniej jest szansa że zadzieje się to po naszemu. A jednym z warunków żeby tak się stało jest również uzdatnienie tej przeklętej studni - wyjaśniłam pokrótce.

– Potrzeba wam jakiej pomocy? – Zapytał, gdy skończyłaś napełniać naczynie.

Pokręciłam przecząco głową.
- Na razie sobie radzimy. Ale nie wykluczone, że gdy się uda to będzie potrzebna pomoc przy pacyfikowaniu gniewnej gawiedzi... Nie wyprzedzamy jednak faktów - powiedziałam i wzięłam w ręce kociołek. Z wodą był znacznie cięższy, ale nie brakowało mi sił, żeby go zatargać do ogniska.

Wróciłam do Evi i czekałam aż ona skończy ustawiać stelaż do zawieszenia kociołka nad ogniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-10-2019, 14:08   #33
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Szybko się uwinęłaś… – Powiedziała odbierając od ciebie naczynie i podwieszając je nad ogniem. – Gali dalej jest przy studni z tym wielkoludem? – Zapytała uśmiechając się.

- Tak, wciąż pilnuje Garrena - pokiwałam głową i sięgnęłam po sakiewki z ziołami. Kolejno je otwierałam i wąchałam zawartość by upewnić się, że jest w nich to co miało być. Ułożyłam sobie sakiewki w kolejności w jakiej miałam zamiar użyć ziół. - Dla pewności użyję wszystkich twoich zapasów - przestrzegłam.

– Oby to wystarczyło – Powiedziała. – A co do Garrena… – uśmiechnęła się. – Wiesz, że napisano kilka pieśni o nim? Sama znam cztery, a wiem, że jest ich więcej. Nie spodziewałam się, że dane będzie mi wędrować z “Wilczym kłem”, dzikim herosem i wojownikiem, który sam w pojedynkę ocalił szpital polowy podczas najazdu plemienia krwawej strzały na granice cesarstwa… Dla Gali on jest tylko dużym, miłym orkiem… nie zna i nie rozumie kim jest dla cesarstwa, dla historii… – Oparła się o wóz. – Za to tak bardzo ją lubię, za to naiwne, niewinne spojrzenie, które zachowała mimo potworności, które przeżyła.

- Pewnie Garrenowi nie przeszkadza, że widzi go właśnie takim jak opisałaś - skomentowałam. Dołożyłam kilka patyków, żeby zwiększyć ogień i by woda szybciej się zagotowała. - Gali ma szczęście, że ma ciebie. Dla niewolnika dobry pan to najlepszy los jaki może trafić.

– Dobry Pan… – Zaśmiała się. – Brzydzę się niewolnictwem. Moja rodzina miała setki niewolników… i nim mój ojciec zdecydował posłać mnie do konserwatorium bym uczyła się u najlepszego muzyka cesarstwa, nie przeszkadzało mi to. Byłam jak każda rozwydrzona, zapatrzona w siebie młoda arystokratka… ale uwierz mi… to za co najbardziej jestem wdzięczna moim rodzicielom to fakt, że się mnie wyrzekli. Dzięki temu nie muszę nosić tej odrażającej zmazy, jaką było ich nazwisko.

Dziubając ostatnim patykiem jaki mi został, te patyki które się paliły, uniosłam spojrzenie na bardkę.
- Póki Cesarz nie zdelegalizuje niewolnictwa to ono będzie istniało - powiedziałam, nie podejmując przejścia na tematy prywatne. - Osobiście mi ono nie przeszkadza, byle panowie godnie traktowali tych, którzy im służą.

Woda nareszcie zaczęła wrzeć, a ja zaczęłam wsypywać zioła, mieszając przy tym łyżką, uważając by nic się nie ulało.

– Jak wyjaśnił mi to mój mentor… cesarz nie ma takiej władzy by znieść niewolnictwo. Musiałby mieć władzę nad umysłami i sercami… – Westchnęła. – Gdyby zrobił to teraz, doszłoby do wojny domowej… nasz kraj jest silny, lecz wciąż ma zbyt wielu wrogów i jego siła jest zbyt zależna od spójności wewnętrznej, żeby można było sobie pozwolić na tak wielki rozłam społeczny i ekonomiczny… Na taką zmianę trzeba będzie pokoleń… no cóż… ale on przynajmniej zaczął regulując to prawami. A ja mogę choć buntować się porządkowi rzeczy traktując Galinett jak partnerkę, a nie służącą.

- Dokładnie tak - pokiwałam głową, odkładając pusty woreczek na ziemię i podnosłam drugi. I ponownie zaczęłam starannie wsypywać susz do wody. - Nikt nie lubi gdy diametralne zmiany, takie wpływające mocno na styl życia, nadchodzą nagle.

– A ty? Co ciebie wiedzie naprzód? – Zapytała nagle.

Zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia co jej odpowiedzieć. Szczególnie po tym co ostatnio się wydarzyło. Nawet nie wiedziałam czy chce iść naprzód. Było mi przecież całkiem dobrze za świątynnymi murami... No ale był jeszcze ten, którego nie chciałam zawieźć.
- Na razie po prostu staram się nie przynieść wstydu mojemu mistrzowi i postępować zgodnie z dogmatami mojego boga - odpowiedziałam w końcu.

– I to ci wystarczy? – Zdziwiła się.

- Marzę na miarę moich możliwości - stwierdziłam ze wzruszeniem ramion, nie przerywając mieszania ziółek.

– Chyba nisko je oceniasz – Uśmiechnęła się. – Po tym jak działasz spodziewałam się, że powiesz, że marzysz by otworzyć własny szpital pod egidą Toriela… albo, że zamierzasz stać się przyboczną felczerką cesarza.

Zaskoczyło mnie to stwierdzenie, co Evi zapewne zauważyła. Miała rację, faktycznie mogłabym coś takiego chcieć. Miałam przecież wykształcenie i umiejętności, żeby iść w tym kierunku. Nawet naszła mnie głupia myśl, że może taki był plan mojego ojca... Ale przecież wtedy by o mnie pamiętał, wiedziałabym o tym co chce bym osiągnęła i chociaż pisał jakieś marne listy z bzdetnymi pytaniami co u mnie. A tu nic. No dobrze, może nie takie konkretnie nic, bo mam jeszcze chętnych do wydalenia mnie z zakonu lub zamknięcia w nim. Ale moje tematy nie były czymś o czym mogłam rozmawiać z bardem.

- Aż tak daleko nie planuję, bo jeszcze wiele wiedzy i umiejętności mi na to brakuje - odezwałam się po bardzo długiej przerwie poświęconej na własne dogłębne przemyślenia. Zorientowałam się że przestałam mieszać napar. Sięgnęłam więc po kolejną sakiewkę i wyspałam jej zawartość z miną jakby ten przestój był czymś celowym, a nie zwykłym zagapieniem z mojej strony. - Ale jak wyciągniemy z lochu goblina to miałabym już pierwszego lekarza do tego mojego szpitala - dodałam żartobliwie.

– To tak bardzo nas przeraża… – Stwierdziła jak gdyby nie na temat.

Popatrzyłam na nią jak na obłąkaną, ale powstrzymałam się od komentarza. Wbiłam spojrzenie w rozgwieżdżone niebo i zdałam sobie sprawę,że najbliższy poranek oraz dzień po nim będą ciężkie, tym bardziej, że Dariel na pewno da mi popalić za to co teraz wyprawiam. Ale nie żałowałam, że się w to wszystko wmieszałam. Przypomniałam sobie przy okazji, że jestem głodna, więc sięgnęłam do swojej torby i wyciągnęłam suchy prowiant. Przegryzając suchar z serem, skupiłam się na naparze i sięgając do własnej pamięci, sprawdzałam czy wszystko już mam gotowe.

Dziewczyna dostrzegła twoje spojrzenie i brak zrozumienia. Uśmiechnęła się tylko i ziewnęła. Stała w milczeniu, patrząc w niebo. Po kilku chwilach wywar był już gotowy.

Bardka spojrzała na ciebie raz jeszcze i rzuciła.

– O marzenia mi chodziło… o to, jak bardzo przeraża nas snucie swoich marzeń. I sama już nie wiem co bardziej przeraża, że się nie spełnią i pozostanie bolesny zawód… czy tego, że właśnie się spełnią, i że nie zdołamy temu podołać. Mój nauczyciel zawsze mówił, żeby sięgać daleko i odrzucać strach, żeby marzyć o rzeczach wielkich, a potem dążyć do nich małymi krokami, ciesząc się z każdego z nich… ale wiesz co? Jest to jedyna jego nauka, której nie umiem sprostać… Czasem zwyczajnie boję się marzyć o czymś wielkim… – Zaśmiała się. – ...pewnie stwierdzisz, że kłamię, skoro idę z wami żeby wystąpić przed cesarzem i nie daję się przepędzić. Tyle tylko… że to nie było moje marzenie… a jedynie okazja. Zbieg okoliczności, który dał mi pewną szansę, a ja zdecydowałam się z niej skorzystać. Ale to wciąż tylko moja praca, nie wielkie marzenie, o którym boję się mówić głośno. A jednak… nie uważam, że marzenia to głupota. Mój mistrz był w stanie spełnić każde ze swoich marzeń.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 05-10-2019, 16:34   #34
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- To jakie jest twoje marzenie? - zapytałam i nawet było w tym szczere zainteresowanie. - Możesz mówić szeptem, mam dobry słuch - mrugnęłam do niej.

– Moje marzenie… – Uśmiechnęła się. – Chciałabym przebyć świat wzdłuż i wszerz… ale nie tylko nasz kontynent i ten na południu… tam już byłam. Chciałabym zobaczyć co jest za oceanem. Czy o tam – Wskazała na wschód – Gdzieś jest jeszcze jakiś nieodkryty ląd… i jeśli tak, zobaczyć, kto tam żyje. To jest moje prawdziwe marzenie… ale jak widzisz nie jestem marynarzem, ani tym bardziej kapitanem okrętu. Nie mam fortuny by kupić okręt i nająć załogę, no i z opowieści wiem, że żadna ekspedycja, która wyruszyła tak daleko nie powróciła, więc byle okręt nie wystarczy, a i nie każda załoga się odważy na taką wyprawę.

Sama nie najpewniej czułam się poza murami zakonu, więc marzenie Evi było dla mnie czystym szaleństwem.
- Może nie musisz być kapitanem ani mieć majątku, bo może wystarczy że zarazisz swoją pasją odpowiednich ludzi? - zasugerowałam.

– Zaraziłam cię? – Zapytała z uśmiechem.

Pokręciłam głową przecząco.
- Nie mogę tak daleko wyjechać, bo mam przecież ten szpital do upilnowania - mrugnęłam do niej.

– Szpital mógłby być przecież na wodzie – Zaśmiała się. – Ale, twoja zupka chyba się już ugotowała. – Stwierdziła nagle.

Pochyliłam się odrobinę nad parującym naparem by powąchać dla upewnienia się.
- Tak, wystarczy - zgodziłam się z nią i wzięłam garść piachu którym sypnęłam pod kociołek, żeby przygasić ogień. - Teraz czekamy aż się to trochę przestudzi i na wieści od Morrisany.

– Morrisana Trey, rzeźnik północy… kapłanka śmierci… albo ptak nadziei… – Uśmiechnęła się. – Naprawdę niezwykłe osoby się ciebie trzymają… a nawet słuchają twoich poleceń. Kim ty jesteś? – Zapytała.

"Pewnie ma to związek z tym, że mój ojciec jest ważną osobistością cesarstwa i z tego powodu sam cesarz chce ze mną rozmawiać" skomentowałam w myślach.
- To zapewne jakiś sprawdzian, który przygotował mój mistrz, z którym Morrisana się dobrze zna - odparłam starając się nie wyjść na nikogo ciekawego.

– A jednak mam wrażenie, że czujesz wobec niej jakiś dystans… – Stwierdziła.

"Bo nakryłam ją na łamaniu ślubów kapłańskich po czym nakłoniłam do odejścia z posługi" przeszło mi przez myśl.
- Jest pierwszą osobą, która zastępuje mojego mistrza, który jest mi bliski niczym ojciec i ciężko mi się przestawić - stwierdziłam.

– Wiesz, że gdy kłamiesz, na moment się zawieszasz? – Zapytała po chwili. – Nie martw się… nie musisz odpowiadać, jak nie chcesz. Ale jak na kapłankę sporo kłamiesz.

Przekrzywiłam lekko głowę.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jestem kapłanką. Do święceń jeszcze mi daleko - sprostowałam ją, ale nie przejęłam się oskarżeniem o bycie kłamcą, bo mówiłam coś co nie było kłamstwem, a częścią prawdy, możliwym powodem, ale nie jej sednem, którym nie zamierzałam się dzielić z bardką. Odwróciłam od niej spojrzenie, próbując wypatrzyć Morrisany w ciemności.

– Jak mówiłam… nic nie musisz mi mówić. – Spojrzała w stronę gospody. – Coś długo nie idzie…

- Teraz wszystko w rękach Toriela - mruknęłam, bo tylko bóg mógł zesłać na Dariela rozwagę, by ten przestał być zaślepiony zazdrością o mnie.

– Chodźmy zobaczyć co tam się dzieje… po drodze załatwimy studnię – Stwierdziła Evi zdejmując z haka jedną z lamp olejowych, które oświetlała okolice jej wozu. – No i poproszę Gali, żeby zajęła się naszym koniem, bo nie było czasu go nakarmić ani napoić…

- No dobrze ... - odparłam niepewnie, bo wolałabym nie spotykać kapłana dowodzącego. - Jak chcesz to idź do karczmy, ja i tak zostanę przy studni.

– Boisz się tego okularnika? – Zdziwiła się widząc twoje opory. Zapewne zauważyła jak traktował cię Dariel podczas drogi.

- Lepiej dla wszystkich będzie, gdy będę mu schodzić z oczu - westchnęłam.

– Naprawdę chcesz dać mu sobą pomiatać? – Spojrzała na ciebie z wyrzutem. – Hej… ty masz sięgać daleko. Walczysz o sprawiedliwość… nie pozwól, żeby jakiś bubek w pinglach stał ci na drodze.

- Owszem, dam sobą pomiatać, jeśli to będzie konieczne, żeby wyciągnąć tamtą dwójkę z więzienia - wyjaśniłam, żeby dała już spokój. - Więc proszę, nie drażnij go bardziej niż już to zrobiłam.

– Jak na razie uporem zdziałałaś więcej niż dawaniem sobą pomiatać… więc i teraz powinnaś wesprzeć Morrisanę, zamiast chować się za jej plecami – Powiedziała. – Zrobisz jednak jak wolisz.

Przewróciłam oczami.
- On ją szanuje, dlatego specjalnie poszła mówić z nim sama - podkreśliłam, żeby ją uświadomić, że nie jest to z mojej strony miganie się od konfrontacji, tylko celowo tak zaplanowane, żeby zwiększyć szanse na to by sprawy potoczyły się po mojej myśli.

– Jak wolisz… ja idę sprawdzić co się dzieje – Powiedziała ruszając w kierunku gospody.

- Pamiętaj żeby go nie drażnić - powiedziałam z naciskiem. Zagasiłam ogień do końca i ostrożnie podniosłam kociołek za rączkę, tak by się nie poparzyć. Uniosłam wszystko i powoli ruszyłam do przeklętej studni.

– Niech on lepiej nie drażni mnie… te sztylety lubią czasem wypadać mi z rękawa – Powiedziała a ty nie mogłaś być pewna czy żartuje. Dziewczyna zostawiła cię przy studni, o którą oparty siedział teraz Garren. Gali spała obok niego korzystając z jego ciepła, zwłaszcza, że noc zrobiła się dość chłodna.

Westchnęłam bezradnie w komentarzu do słów Evi. Uśmiechnęłam się przyjaźnie do Garrena, gdy go minęłam i postawiłam kociołek pod studnią. Wzięłam wiadro którym uprzednio nabrałam wody i po postawieniu go na ziemi, chwyciłam kociołek i przelałam jego zawartość do wiadra. Następnie to ostatnie, chwytając za linę, powoli zaczęłam opuszczać w dół studni, aby po jego zanurzeniu w skażonej wodzie, zawartość zaczęła się z nią mieszać.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-10-2019, 22:46   #35
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
- Spokojna noc… – Powiedział ork, co biorąc pod uwagę wszystkie wydarzenia wydawało się niemal ironią… a jednak, mówił on szczerze, zaraz też dodał. – Dzięki tobie… na drzewie wiszą jedynie liście, a nie umarli. – Powiedział w zamyśleniu.

Spojrzałam na niego kątem oka.
- Ja będę świętować to dopiero gdy gobliny będą wolne - stwierdziłam, skupiając wzrok na czarnej pustce wnętrza studni.

– Ja wolę się cieszyć każdym, nawet najmniejszym zwycięstwem, córko niepewnej drogi… bo każde, nawet największe zwycięstwo, jest tylko efektem, wielu małych… – Powiedział spoglądając na ciebie. – ... syn złotego kręgu mógłby to potwierdzić. Całe jego imperium to efekt setek niewielkich zwycięstw, które odniósł, i tysięcy porażek, z których się podniósł.

Puściłam linę bo wiadro opadło do wody na całą jej długość.
- Ciężko tak myśleć kiedy od powodzenia własnego działania zależy czyjeś życie - odparłam i skrzyżowałam ręce przed sobą. - Ale też łatwiej nastawiać się pesymistycznie i później miło się zawieść. Eh, nie byłoby tego gdybym nie miała na pieńku z kapłanem dowodzącym - skrzywiłam się.

– Co go dręczy? – Zapytał.

- Zazdrość - wyjaśniłam.

– Od zazdrości gniją kości… – Rzucił starym przysłowiem. – Czy ma jakieś powody by ci zazdrościć?

Usiadłam na brzegu studni i zamyśliłam się, spoglądając w niebo.
- Twierdzi, że mam wszystko to co on chciałby mieć - stwierdziłam. - Cóż, ja się o to nie prosiłam i po prostu staram się nie być bezużyteczna, ale... Jestem w sumie w stanie zrozumieć jego irytację. Inna sprawa, że jako kapłan nie powinien tak reagować... Tak mi się wydaje.

– To w ludziach jest zdumiewające… – Powiedział. – Jestem wojownikiem bo dzierżę miecz i walczę, jestem herosem, bo zwalczam zło i chronię bezbronnych… Nie miano mnie czyni, lecz ja czynię swe miano… jakże inaczej jest u was. Jest kapłanem, więc mu się nie godzi… jesteś mniszką więc nie powinnaś… – Westchnął. – O ileż lżej by wam było gdyby zamiast tego było… jego wiara jest silna a oddanie wielkie… będzie kapłanem.

- Nie, nie twierdzę, że jest złym kapłanem - pokręciłam głową. - Jest jednym z najbardziej zdolnych. Po prostu mój mistrz mawia, że nie należy zazdrościć innym tego, że mają lepiej tylko współczuć tym, którzy mieli mniej szczęścia w życiu. Mam tylko nadzieję, że zazdrość nie zaślepi go na tyle by nie widział, że przewodzi nam wspólny cel.

– Piękne słowa z tym współczuciem – Usłyszałaś nagle głos Evi, która podeszła do was bezszelestnie. – Kapłan dowodzący cię woła. – Powiedziała uśmiechając się szeroko, gdy weszła w krąg światła, pochodni, którą obok studni wbił w ziemię Garren.

Jęknęłam, bo nie było to coś co chciałam wypowiedzieć przy bardce. Szczerze to już byłam zbyt zmęczona, żeby się przejąć i nawet perspektywa rozmowy z Darielem już mnie z tego powodu nie zniechęcała.
- Będzie jak będzie - mruknęłam pod nosem i wstałam. - Wyczyszczę twój kociołek jak wrócę - zapewniłam i ruszyłam w kierunku gospody, szykując się na batalię.

– Nie łam się… będzie całkowicie inaczej niż się tego spodziewasz. – Powiedziała towarzysząca ci kobieta.

Gdy tylko weszłyście do gospody ujrzałaś owiniętą kocem goblinkę, siedzącą przy jedenej z ław i Dariela, który ją badał. Obok stała Morrisana.

– Poturbowali cię… ale nie masz żadnych złamań… – Oceniał mężczyzna. – Jesteś trochę odwodniona i niedożywiona… zapewne nie wiodło wam się za dobrze, a ostatnie dni, tylko pogłębiły ten stan. – Westchnął. – Siostro Morrisano, czy mogłabyś rozejrzeć się w kuchni za czymś do picia i czymś lekkim do jedzenia... ze względu na stan tutejszej wody… w tej sytuacji do picia może być wino, nawet jeśli zostało rozwodnione, alkohol powinien zminimalizować ryzyko zatrucia, które w obecnym jej stanie mogłoby być nawet śmiertelne… jutro rozliczymy się z gospodarzem – Mężczyzna był zbyt zajęty by cię zauważyć.

Morrisana dostrzegła cię jednak, ale tylko się uśmiechnęła i poszła do kuchni, do której wejście było za szynkwasem.

Gospoda była oprócz was całkiem pusta, jako że było już daleko po północy.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 16-10-2019, 21:06   #36
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie wiedziałam jak się zachować. Pochwyciłam spojrzenie kapłanki śmierci i wzięłam się w garść. Podeszłam do kapłana dowodzącego.
- Przepraszam - powiedziałam do niego. - Nie powinnam była mówić tego co powiedziałam - dodałam z pokorą, nawiązując do tego co wypowiedziałam w złości na jego pretensje do mnie.

– Jednak miałaś rację... – Rzucił nawet się nie odwracając od pacjentki. – ...a ja się myliłem. – Westchnął a potem wstał i spojrzał na ciebie. Poprawił okulary. – Przepraszam… – powiedział z rezygnacją, jakby świadom, że jakakolwiek próba obrony nie ma sensu. – Może naprawdę ciebie Toriel wybrał do wielkich rzeczy, zaś mnie do mniejszych.

Zaniemówiłam z wrażenia. Otworzyłam usta, ale nic nie byłam w stanie powiedzieć. Patrzyłam na niego, czując rosnącą niezręczność tej sytuacji. Odwróciłam spojrzenie, kierując je na goblinkę i przyglądałam się jak kapłan wprawnie i pewnie dogląda jej obrażeń.

- Co będzie dalej? - wydusiłam z siebie w końcu. - Ja w studnię wlałam środek na jej uzdatnienie... Za jakieś dwa, trzy dni powinno wytruć glewnika - dodałam gdy odzyskałam władzę nad językiem.

– Świetnie… kapitan obiecał wypuścić lekarza Garwaga, o poranku, jeśli uzdatnisz wodę. A zatem… no cóż, uratowałaś sytuację – Westchnął raz jeszcze, jakby miał na piersi wielki ciężar. – Gdy ty poszłaś ich ratować, ja nie mogłem spać tylko się modliłem… modliłem aby Toriel dał mi znak, co jest słuszne… i ten znak otrzymałem. Jak widać Toriel uczy nas wszystkich według swej wielkiej mądrości i dobroci… ja potrzebowałem nauki pokory, bowiem dziś pokazałem jak bardzo mi jej brakowało. Wiem… że idąc tą drogą wzgardziłbym wszystkim czego tyle lat się uczyłem i zaszczytem bycia kapłanem… a do tego pokazałbym, że za nic mam wolę naszego Pana.

Poczułam się jakby kamień spadł mi z serca. Uśmiechnęłam się lekko. Ale byłam też speszona tym, że się przede mną tłumaczył. Co powinnam teraz na to powiedzieć!? Zdecydowałam się zmienić temat...
- Dobrze by to wyglądało jak rankiem, przy wieśniakach pobłogosławisz studnię i pouczysz ich kiedy będą mogli z niej czerpać - zaproponowałam.

– Szczerze wątpię czy się nam to uda… kapitan ostrzegł mnie, że wieśniacy mogą chcieć nas obrzucić kamieniami. – Stwierdził. Wyglądał na bardzo zmęczonego.

- I ściągnąć na siebie gniew boży? Nie sądzę - pokręciłam głową. - Ale spokojnie, nie będę już na nic nalegać. Wszyscy teraz potrzebujemy odpoczynku.

– Doskonały pomysł – Stwierdziła bardka. – Gali pewnie słania się już na nogach.

– I mi może Toriel da sen jeszcze tej nocy – Powiedział Dariel ziewając.

Morrisana wróciła z bukłakiem i bochenkiem chleba i postawiła je przed milczącą zielonskórą. Ta jednak nie chciała jeść.

Widząc to przysiadłam się do niej.
- Zjedz, rankiem wróci do ciebie mąż i będzie potrzebował cię w pełni sił - zachęciłam ją, podsuwając bliżej niej jedzenie. Miałam nadzieję że rozumie język którym do niej mówiłam.

– Jesteście dla nas tacy dobrzy – Powiedziała kobieta. – Ale nie jestem w stanie jeść, jeśli wiem, że mój ukochany wciąż tkwi w lochu głodny i niepewny swego losu. Mówiłam mu, że zbyt szybko chce przekonać do siebie ludzi. – Westchnęła. – Garwa ukończył Cesarską akademię medyczną i mógł dostać pracę w stolicy… ale wolał wrócić tutaj, chciał pokazać ludziom, że czasy się zmieniły… chyba zwyczajnie się mylił.

– Cesarską akademię? – Zdziwił się Dariel. – Czy twój mąż był czeladnikiem doktora Adriela? – Zapytał.

– Tak… znałeś go wielebny? – Zapytała zaskoczona.

– Adriel jest moim starszym bratem – Powiedział kapłan. – Gdy ostatnim razem go widziałem ponad dziesięć lat temu, wspomniał coś o jego niezwykle utalentowanym uczniu, goblińskiego pochodzenia, ale nie spodziewałem się, że dotrą aż do stolicy. Czy wiesz co teraz robi Adriel?

– Niestety nie… mój mąż tylko mi o nim opowiadał. Może on będzie wiedział coś więcej. – Odparła.

– Chętnie go o to zapytam, gdy już go uwolnimy.

To było zaskakujące zrządzenie losu, że brat mojego przełożonego był nauczycielem zamkniętego goblina.

- Idźmy już spać - powiedziałam, uznając że nie ma sensu przymuszać goblinki do jedzenia.

– No i najmądrzejsze słowa tej nocy właśnie padły – Rzuciła bardka. – Idę po Gali i widzimy się o poranku – Powiedziała i wyszła z gospody.

– Dla ciebie Marion, przygotowano łóżko we wspólnej sali, gdzie śpią wszyscy mnisi, zaś dla siostry Morrisany jest osobna kwatera – Powiedział Dariel.

– Ja jednak wolałabym spać razem z mnichami, zaś niech siostra Marion weźmie ze sobą naszą nową towarzyszkę i spocznie z nią w osobnej kwaterze – Powiedziała kapłanka.

Dariel chciał już coś wtrącić ale się zatrzymał, wziął głęboki oddech, a potem powiedział.

– Dobrze… Pani lekarzowa zawdzięcza życie Marion, więc będzie się przy niej czuła swobodniej i bezpieczniej. To dobry pomysł.

Byłam już na tyle zmęczona tym dniem, że nie miałabym nic przeciw gdybym miałą spać w stajni obok z konia, który ciągnął nam wóz. Dlatego też po prostu pokiwałam głową. Wyciągnąłam rękę w zapraszającym geście do goblinki, a gdy ta wstała, razem poszłyśmy do pokoju.

- Jak ci na imię? - zapytałam gdy znalazłyśmy się same, bo teraz do mnie dotarło, że będę dzielić siennik z nieznajomą.

– Gorjana – Odpowiedziała kobieta. – Dziękuję ci kapłanko… bardzo ci dziękuję… – powiedziała niemal ze łzami w oczach.

Zrobiłam to, bo uważam, że sprawiedliwy osąd należy się każdemu i po czułam że coś jest źle w tym wszystkim, ale naprawdę poczułam się teraz jak dobra osoba. Wdzięczność tej kobiety była czymś co wynagrodziło mi wszystkie trudy tej nocy.
- Dziękuj Torielowi, bo to on skierował nas w to miejsce w tym czasie - odpowiedziałam na jej słowa. Usiadłam na taborecie i powoli zaczęłam się rozbierać, zaczynając od najbardziej wierzchniej warstwy czyli pancerza.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-10-2019, 12:40   #37
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Goblinka uklękła w rogu pokoju i szeptem zaczęła się modlić nie chcąc ci przeszkadzać.

Teraz zmęczenie uderzyło we mnie że zdwojoną siła. Musiałam się mocno wziąć w garść, żeby zdołać rozebrać się ze wszystkiego. Po tej mozolnej czynności zostałam w samej koszuli. Pobierznie obmyłam się w misie zostawionej na stoliku i nareszcie padłam na posłanie. Zrobiłam miejsce dla Gorjany i okryłam się kocem.

Zielonoskóra kobieta zakończyła modły i wyjrzała przez okno. Utkwiła wzrok w nocnym niebie… ty jednak już nie dałaś rady powstrzymywać senności i zaraz twój umysł odpłynął.

***

Obudziło cię pukanie w drzwi, czułaś się jakbyś dopiero zasnęła. Przez chwilę po przebudzeniu czułaś się nieprzytomna i przez chwilę nie docierało do ciebie gdzie jesteś.

Wstałam, trochę za szybko i zakręciło mi się w głowie. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi i złapałam równowagę dopiero jak się oparłam o framugę. Uchyliłam drzwi, żeby zobaczyć kto to.
- Tak? - mruknęłam zaspanym głosem.

– Siostro Marion – Powiedział jeden z mnichów, którzy towarzyszyli wam w podróży. – Już poranek, kapłan Dariel prosił, abyśmy wszyscy byli gotowi do drogi.

- Już, już... - powiedziałam starając się powstrzymać ziewnięciem. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się by rozejrzeć po pokoju.

Goblinka spała zawinięta w koc w kącie pokoju, twoje rzeczy zaś leżały tak jak je pozostawiłaś.

Westchnęłam widząc gdzie śpi kobieta. Podeszłam i obudziłam ją.
- Czas się zbierać - powiedziałam do niej zaspanym głosem i podeszłam do swoich ubrań, które zaczęłam na siebie zakładać. Zajęło mi to trochę czasu, ale miałam nadzieję że coś ze śniadania jeszcze zostanie dla mnie.

Goblinka owinęła się szczelniej kocem, który był jej jedynym okryciem. Nic nie mówiła… zapewne wciąż martwiła się o swojego męża.

Widząc ją w takim stanie stwierdziłam, że nie godzi się, żeby tak podróżowała. Zajrzałam dla swojej torby podróżnej i wygrzebałam tunikę którą dała mi wcześniej Morrisana. Choć była noszona, to złożona była schludnie. Podeszłam do goblinki i podałam jej.
- Wiem że to niewiele, ale proszę, ubierz się w to - powiedziałam do niej.

Kobieta ubrała się w sukienkę, która była dla niej o wiele zbyt duża, jednak twój gest przyjęła z prawdziwą wdzięcznością. Sukienkę, która tobie sięgała do kostek, ona musiała podwinąć, żeby móc w niej chodzić.

- Chodźmy więc - stwierdziłam i nie wyszłam pierwsza z pokoju, by dołączyć do reszty.

Mnich zaczekał na was i razem ruszyliście do wyjścia, w głównej sali karczmarz odprowadził was niechętnym wzrokiem..

Przed wejściem do gospody uformowała się już cała wasza wyprawa. Tym razem wóz Evi i Gali był zaraz obok waszego wozu, a mnisi wraz z Garennem rozstawili się w formacji bojowej. Dariel ledwie trzymał się na nogach, ale mimo to rzetelnie pilnował porządku.

Po chwili zauważyłaś dlaczego wszyscy byli w takiej gotowości… cała osada zeszła się i stojąc w pewnej odległości od was posyłała wam pełne nienawiści spojrzenia. Zapewne tutejsi czekali na poranną egzekucję i sromotnie się zawiedli, zaś kapitan całą ich uwagę skierował na was.

Widząc to, zaczęłam się w myślach modlić do Toriela o to, żebym miała rację, co do tego, że prości chłopi w akcie całkowitej głupoty nie zaatakują sług bożych. Przeklinałam przy tym, jak nigdy nikogo wcześniej, kapitana, który zdawał się chcieć właśnie tego, co ja miałam nadzieję, że się nie stanie. Na pewno nie zamierzałam dać się zastraszyć i szłam wyprostowana, z wysoko podniesionym czołem, kryjąc w swoim cieniu goblinkę.

– Dałem wam trochę pospać… ale teraz trzeba iść do strażnicy po goblina i liczyć, że tłum nie uzna nas za heretyków i nie ukamienuje… – Powiedział Dariel podchodząc do ciebie.

Morrsisana i Garren trzymali się świetnie i nie wyglądali jakby bezsenna noc ich ruszyła. Za to Evi siedząc na koźle swojego wozu wyglądała jakby zaraz miała zasnąć i z niego spaść.

- Dziękuję - odparłam i ugryzłam język, żeby nie powiedzieć "nie trzeba było". Byłam zmęczona i humor miałam raczej nie najlepszy. Gdy przelotnie spoglądałam po twarzach gawiedzi, cichy podszept w moich myślach zdawał się chcieć by ktoś rzucił się na mnie, a ja wtedy miałabym na kim wyładować irytację... Pokręciłam głową i skupiłam się, by ochraniać goblinkę.

Ruszyliście a tłum ruszył za wami. Jakimś cudem udawało im się zachować grobowe milczenie. Być może wciąż wierzyli, że dane będzie im zobaczyć śmierć goblinów.

Bóg był z nami. Żywiłam wielkie nadzieje, że dalej będzie podobnie.

Dotarliście do posterunku. Nikt nic nie mówił. Kapitan już na was czekał, dał znać i jego ludzie wyprowadzili więźnia. Tłum wydał pomruk.

– Jak wam wiadomo! – Zawołał dowódca. – Sąd boski zawsze góruje nad sądem ludzkim, a zatem, na polecenie jego ekscelencji kapłana Dariela, sługi miłosiernego pana, Toriela, wydaję więźnia by stanął przed sądem tych, których sama wola bogów powołała, by sądy wydawali. – Mówił kapitan a tłum pomrukami dowodził swojego niezadowolenia. – Nam ludziom nic do tego, by się woli najwyższych przeciwstawiać! Woli, której emisariuszami są kapłani i mnisi. – Zakończył, a potem ciszej zwrócił się do Dariela. – Teraz to wasz problem… zrobiłem co mogłem.

Strażnicy przekazali skutego kajdanami zielonoskórego mnichom.

Zbliżyłam się do orka i starszej kapłanki.
- Garren, idź z Morrisaną przodem, chłopi bardziej boją się wojowników i kapłanów boga śmierci, więc dwa razy zastanowią się nim zastąpią nam wszystkim drogę - zaproponowałam i wyjaśniłam swój pomysł.

Strażnicy wycofali się do wieży.

– Kapłanie! Wydaj wyrok i zgładź trucicieli! – Wrzasnął ktoś z tłumu.

Zaraz poparli go inni.

Morrisana i ork poszli naprzód. Goblin nie bardzo wiedział co robić, ale jego żona zaraz do niego podeszła.

– Ich wina nie została udowodniona! – Zawołał Dariel w kierunku tłumu.

– Kłamstwo! – Wrzasnął ktoś odważniejszy.

– My ich widzielim jak truli! – Zawołał ktoś inny.

Tłum trochę się do was zbliżył.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 22-10-2019, 16:33   #38
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Śmiecie wątpić w boską wolę!? - wtraciłam się wyniosłym i srogim głosem, by zbić gawiedź z tropu i napełnić ich serca niepewnością co do własnych obserwacji.

Tłum na chwilę zamilkł. Ale byli i tacy co nie zamierzali ustąpić.

– Wola boska to bić zielonych! – Wrzasnął jakiś osiłek wychodząc na przód.

– Bić zielonych! – Po chwili zaczął skandować tłum wznosząc pięści w górę.

"Że też ten gobliński lekarz musiał sobie wybrać najbardziej rasistowską wioskę w całym cesarstwie" przeszło mi przez myśl ze złością.

- Tylko kapłani Toriela mają prawo osądzać - powiedziałam gromko. - Bluźnicie samemu bogu.

Po prawdzie to grałam tylko na czas, żebyśmy zdarzyło opuścić wioskę.

Ruszyliście ale tłum szedł za wami i skandował. Zauważyłaś że twoje słowa tylko ich prowokują.

Przestałam więc się odzywać i po prostu czujnie szłam przed siebie.

Zbliżyliście się już do końca zabudowań i wydawało się, że opuścicie wioskę obrzucani jedynie obelgami… gdy nagle poleciał pierwszy kamień.

Jako że gobliny były otoczone przez mnichów, kamień uderzył Garrena w głowę. Ork nawet nie drgnął, parł przed siebie ignorując wieśniaków. Zaraz jednak poleciały kolejne kamienie i tłum zaczął was dosłownie zasypywać kamieniami.

Pozostało nam już tylko utrzymać szyk i liczyć, że wieśniacy poza obrzeżami swojej wioski stracą zapał i rozejdą się.

Z nagła poczułaś jak jeden z kamieni trafił cię prosto w głowę. Poczułaś jak ugięły ci się nogi. Pierwszą osobą jaka się przy tobie znalazła był goblin, który zawdzięczał życie twojemu uporowi. Zielonoskóry wrzasnął, żeby inni się zatrzymali, jednak pozostali zakonnicy musieli osłaniać się przed nadlatującymi kamieniami.

Czułaś, że krew spływa ci po skroni, byłaś jednak świadoma.

– Widzisz mnie? – Zapytał goblin patrząc ci w oczy. – Oczy reagują… wszystko powinno być w porzą… – Nie dokończył gdyż kolejny kamień dosięgł i jego. Zielonoskóry padł na ziemię obok ciebie.

Słyszałaś jak przez mgłę jak Dariel coś krzyczy. A zaraz potem usłyszałaś rozrywający ryk, godny ryku legendarnego smoka.

Zaraz potem straciłaś przytomność.

*** *** ***

Ocknęłaś się gwałtownie i poczułaś potworny ból w głowie. Tym razem naprawdę nie wiedziałaś gdzie jesteś, a wszystko zdawało się falować.

Złapałam się za głowę i zaczęłam się podnosić.

Wszystko wciąż falowało, ale powoli zaczęłaś dostrzegać szczegóły otoczenia. Zorientowałaś się, że jesteś wewnątrz jakiegoś powozu. Nagle poczułaś na ramieniu czyjąś dłoń.

Odwróciłam się raptownie w kierunku tego kogoś. Nie dobrze zrobiłam, bo zakręciło mi się w głowie i zemdliło tak, że... Dobrze, że miałam pusty żołądek.

- Co się stało? - mruknęłam w boleściach.

Zobaczyłaś przed sobą Gali, która z wiadomych przyczyn nic nie powiedziała, zamiast tego zwinęła dłoń w pięść i udała, że uderza się nią w głowę a potem wskazała na ciebie.

- I to jeszcze jak... - syknęłam i zaczęłam ostrożnie obmacywać sobie głowę.

Na głowie miałaś założony opatrunek, pod nim jednak czułaś potężnego guza.

- Dałabym wszystko za susz złocienia maruna... - jęknęłam. Wspomniane zioło miało właściwości uśmierzające bóle migrenowe i teraz miałabym z niego pożytek. Położyłam się na powrót na podłogę wozu i zwinęłam na boku.

Po chwili niziołka podsunęła ci kubek pachnący wspomnianym ziołem, był w nim dawno wystygnięty wywar.

Zamrugałam oczami i popatrzyłam na kubek z przymrużonych oczu, a moja mina wyrażała niedowierzanie.
- Ratujesz mi życie - stwierdziłam i opierając się na jednej ręce, drugą sięgnęłam po napar. Łapczywie napiłam się gorzkiej cieczy, prędko opróżniając naczynie.

Dziewczyna pokręciła głową, potem zrobiła gest okularów, a potem wskazała na kubek i na ciebie.

- Dariel... - powiedziałam. Teraz to miało sens. Odstawiłam kubek na podłogę i znowu położyłam się. Zamknęłam przy tym oczy, żeby osłabić bodźce podsycające ból głowy.

Gali usiadła obok ciebie. Wóz kołysał się w rytm wybijany przez koła i wyboje na drodze.

Z całych sił starałam się zasnąć. Wyboje na drodze mi w tym nie pomagały. Ale przynajmniej głową jakby mniej mnie bolała. Może tylko sobie to wyobrażałam i zwyczajnie przyzwyczaiłam się do tępego łupania w skroniach.

Po chwili do wozu ktoś zajrzał. Zauważyłaś twarz Morrisany. Kobieta wyglądała na zmartwioną.

Uniosłam nieco głowę.
- Długo byłam nieprzytomna? - zapytałam starszą kapłankę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-10-2019, 22:16   #39
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Obudziłaś się… dzięki bogom… – Powiedziała i wsiadła na wóz. – Już jest po południu… Jak się czujesz? – Zapytała z troską.

- Żyję - odpowiedziałam nie wdając się w szczegóły. - Co się stało? Co z parą goblinów?

– Wydostaliśmy się z osady, jak Garren chwycił miecz i z rykiem ruszył na tłum. Zamachnął się kilka razy w powietrzu i odpuścili, ale raczej nie liczyłabym, że kiedykolwiek przyjmą jakiegoś nieczłowieka albo kapłana gościnnie… Mnisi są dość mocno poobijani… brat William ma zwichnięty nadgarstek, ale wszyscy idą o własnych siłach… no cóż, celowali głównie w Garrena i w gobliny, a ty stałaś najbliżej, dlatego trafili cię w głowę… no i gobliny… on jeszcze się nie obudził. Niestety nie ma pewności, czy przeżyje… – Powiedziała smutno.

Spuściłam wzrok. Zabrakło mi sił i położyłam się.

Gali wstała i przez przednią część wozu wyszła na kozioł. Morrisana przysunęła się do ciebie i położyła ci rękę na ramieniu.

- Wciąż żyje, to może mu się poprawi... - powiedziałam z tą nikłą nadzieją jaka się jeszcze we mnie tliła.

– Zrobiliśmy co mogliśmy aby pomóc… – Powiedziała. – Bogowie to wiedzą.

- Eh... Trzeba było nam wyjechać pod osłoną nocy i nic by się nie wydarzyło... - stwierdziłam.

– Nie zamartwiaj się tym… Dariel prosił abyś z nim porozmawiała gdy będziesz czuła się na siłach.

Westchnęłam. Nie czułam się na siłach, ale nie zamierzałam się też nad sobą użalać.
- Rozmawiać mogę - odparłam.

– Zawołać go, czy chcesz wyjść?

Lekko pokręciłam głową.
- Chcieć to sobie mogę... Jak stąd wstanę to znowu narobię problemów i zmartwień - westchnęłam. Wiedza medyczna powstrzymywała mnie przed wygłupianiem się w udawanie, że czuje się lepiej niż było faktycznie.

– Słusznie… zawołam go – Powiedziała i odsunęła się, a potem zeskoczyła z wozu.

Po chwili do środka zajrzał kapłan w okularach.

– Jak się czujesz? Masz zawroty głowy? Nudności? Jak widzenie? – Zapytał konkretnie, choć w jego głosie pobrzmiewało zmartwienie.

Za dużo tych pytań było jak na moje obecne możliwości.

- ...Tak - odpowiedziałam po krótkiej chwili. - Jeszcze chwilę mi zajmie zanim mi przejdzie, ale będę żyć - uśmiechnęłam się do niego blado.

Westchnął.

– To nie jest odpowiedź na moje pytania… ale zdam się na twoją opinię… – Powiedział idąc za wozem. – Inaczej jest z doktorem… jego życie nie jest tak pewne. Kamień rozłupał mu czaszkę. Leży teraz na drugim wozie… ale mam obawy, że nie dożyje do twierdzy orków, w której mamy spotkać się z cesarzem. Wstrząsy wozu go wykończą.

- Rozumiem... - mruknęłam smutno. - Morrisana mówiła mi co się stało - dodałam, by nie musiał się powtarzać.

– Rozmawiałem w tej sprawie z Garrenem i co dość nietypowe… z bardką. Potwierdzają, że tutaj niedaleko mieszka pustelniczka, znana jako druidka… – Ostatnie słowo wypowiedział z odrazą. I ty wiedziałaś z historii o pogańskich druidach, z dawnych czasów, którzy składali ofiary z ludzi i czcili drzewa. – W każdym razie, jest to znacznie bliżej niż twierdza i byłyby to lepsze warunki dla chorego by doszedł do zdrowia, niż podskakujący na wybojach wóz.

- Oh... - to było dość dobre rozwiązanie w mojej opinii, bo dla mnie rekomendacja wojownika i barski były w tej sytuacji wystarczające. - Więc trzeba tak zrobić. Zostawicie mnie tam z nim. Będę nad nim czuwać. Wtedy się na coś przydam i nie będę wam przeszkadzać - zaproponowałam.

– Też pomyślałem, żebyś to ty zaopiekowała się rannym… jednak, jest pewno ale… Druidka mieszka na terenie łowieckim jednego z niechętnych ludziom plemion. Jak wyjaśniła bardka, nie ruszają kupców, ani kuglarzy, bo sami nieraz handlują albo lubią posłuchać muzyki, jednak nie znoszą kapłanów i wojowników… W związku z tym jedynym wyjściem jest przeniesienie go do tego wozu… i rozdzielenie się. – Westchnął. – Marion… miałem obowiązek cię chronić i doprowadzić na spotkanie z cesarzem, więc… – zająknął się. – ...chcę abyś wiedziała na co się piszesz.

Nie było innego wyjścia, pozostali kapłani byli potrzebni cesarzowi.
- To tak robimy - pokiwałam głową.

– Bardka zgodziła się tam udać z goblinami i z tobą. Gdy tylko zrobisz wszystko co się da dla rannego i będzie on już bezpieczny, dołączycie do nas w twierdzy. Bardka zna drogę… jak się okazuje sporo podróżowała i zna tutejszych. Proszę cię nie narażaj się i nie wychylaj z wozu jeśli to nie będzie konieczne, dobrze? – Zapytał patrząc ci w oczy.

Zamrugałam oczami.
- Czy jak obiecam to w takim stanie jak teraz jestem będę brzmieć choć trochę wiarygodnie? - zapytałam z rozbrajającą szczerością.

– Ufam ci… ufam, że zrobisz to co jest najlepsze dla osoby, którą chcesz ratować, więc nie zrobisz nic brawurowego, co by was naraziło. – Westchnął. – Naprawdę jesteś gotowa zaryzykować?

Do wyboru było to, że goblin wykończy się na wybojach albo ja wybiorę się z grupą nieznajomych i dam mu szansę na przeżycie.
- Zrobię to - westchnęłam. Najwyżej później będę sobie tłumaczyć, że za mocno oberwałam w głowę.

– Może powinienem kogoś jeszcze z tobą wysłać – Stwierdził z wątpliwością. I tak nikt więcej oprócz ciebie i dwójki goblinów nie zmieściłby się w wozie, a mnich obok wozu ściągałby nadmierną uwagę.

- Taki skład wystarczy - skinęłam lekko głową.

– Dobrze… Zaraz zrobimy postój na popas. Zjemy posiłek… nie jadłaś chyba od wczorajszego obiadu… pewnie umierasz z głodu. Wtedy przeniesiemy rannego i dostaniecie zapasów na drogę… – Powiedział kapłan. – ...jak tylko pacjent będzie bezpieczny i stabilny natychmiast udajcie się do twierdzy, nie wiem ile czasu będziemy tam z armią cesarską, ale wydaje mi się, że nie wyruszymy przed jutrzejszym wieczorem, więc bez kłopotu powinniście zdążyć.

- A jak mu się nie polepszy do tego czasu? - zapytałam o najgorszą sytuację.

– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie… wtedy wyślemy kogoś do was z informacją co i jak. Może sam Garren po was przyjdzie.

- Rozumiem - pokiwałam głową.

– Na razie odpoczywaj. Mamy jeszcze kawałek drogi. – Powiedział i odszedł od wozu zasłaniając zasłonę.

Przychyliłam się do jego zaleceń i zwinęłam się na boku, na podłodze wozu. Czułam się potwornie zmęczona, choć przecież jedynie rozmawiałam. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, żeby odpocząć.

Zapadłaś w półsen… jego wspomnienie o głodzie, zaczęło powoli przebijać się przez ból głowy poważnym bólem brzucha… być może tylko wywar zaczął działać i migrena ustępowała, a organizm przypomniał sobie o pustym żołądku, jedynie podrażnionym napojem. Tak czy siak burczenie w brzuchu skutecznie uniemożliwiało ci zaśnięcie.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 24-10-2019, 11:17   #40
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Nie byłaś w stanie określić kiedy wasza karawana się zatrzymała.

Powoli podniosłam się wpierw do pozycji siedzącej, a później ostrożnie skierowałam się do tyłu wozu, by z niego wyjść. Było mi niedobrze i kręciło się w głowie, ale podejrzewam że w tym momencie było to spowodowane ogromnym głodem.

Od frontu do wozu zajrzała Evi.

– Jak się masz pasażerko? – Zawołała z uśmiechem. Po chwili, widząc co robisz dodała. – Czekaj, jesteś blada jak trup. Jak ci czegoś trzeba to ci przyniosę, nie szalej z tym bieganiem.

Zaprzestałam swoich działań i zostałam na miejscu. Popatrzyłam na Evi.
- Jeśli nie jest waszym planem dobicie mnie przez zagłodzenie... To zjadłabym cokolwiek - odpowiedziałam nie mogąc się powstrzymać od sarkazmu przez ból głowy i głód.

– Masz – Rzuciła ci zawiniątko z sucharami. – Zaraz załatwię ci coś bardziej treściwego, bukłak z wodą masz na kołku po swojej lewej.

Znikoma koordynacja ruchowa sprawiła, że nie zdołałam złapać w locie pakunku. Dobrze że upadł przy mnie i go podniosłam. Rozwinęłam i wyciągnęłam suchar, który zaczęłam sobie gryźć małymi kęsami.

Bardka zeskoczyła z wozu i poszła gdzieś, a tymczasem do ciebie dołączyła Gali, która usiadła obok i objęła ramionami własne kolana, a potem zaczęła się w ciebie wpatrywać.

Przez suchar zachciało mi się pić. Jednak, żeby sięgnąć do wody musiałabym się podnieść, a na to nie miałam ochoty.
- Podasz? - poprosiłam Gali wskazując na bukłak.

Dziewczyna przewróciła się na plecy, a potem wyprostowała nogę chwytając rzemień na którym wisiał bukłak palcami stopy. Podrzuciła go, chwyciła w dłoń i podała tobie.

- Dziękuję - wzięłam do ręki i zaczęłam pić małymi łykami, pomiędzy kęsami suchara.

Dziewczyna znów usiadła w poprzedniej pozycji i utkwiła w tobie wzrok.

- No co? Wiem, nie wyglądam najlepiej - powiedziałam do niej.

Pokręciła głową. Puściła kolana, stanęła i przyjęła pozycję jakby prężyła muskuły. Spojrzała z dumą w górę, a potem wskazała palcem na ciebie.

Przekrzywiłam głowę, patrząc na nią pytająco.
- Jestem zarozumiała? Rządzę się? - zapytałam.

Zrobiła zaniepokojoną minę, a potem gwałtownie pokręciła głową.

Chwilę się zastanowiła a potem odsłoniła przód wozu i znalazła wzrokiem Garrena, który pomagał przy rozpalaniu ogniska, a potem znów wskazała na ciebie.

Na nieszczęście niziołki, nie miałam teraz głowy do zgadywanek, tym bardziej że samo myślenie mnie dosłownie bolało tępym łupanej w skroniach.
- Nie, on na pewno z nami nie jedzie - lekko pokręciłam głową.

Dziewczyna rozłożyła ręce z dezaprobatą i posmutniała. Zauważyłaś, że jej niemożność porozumiewania się tak jak inni naprawdę ją frustrowała. Dziewczyna znów usiadła obejmując rękoma swoje kolana i opuściła głowę.

- Wybacz, że słaby ze mnie rozmówca - westchnęłam. Położyłam bukłak i pustą szmatkę obok siebie i oparłam plecami o burtę wozu.

Po chwili wróciła wysoka kobieta i weszła do wozu, zrobiło się dość “przytulnie”, podała ci kawałek wędzonego mięsa.

– Gawędzicie sobie? – Zapytała wyjmując swoje własne racje żywnościowe.

Na sam zapach mięsa głód wzmożył mi się jeszcze bardziej, a nie sądziłam, że to możliwe. Bez słowa wgryzłam się i długo przeżuwałam pierwszy kęs.

– Widzę, że czujesz się lepiej. Apetyt dopisuje – Stwierdziła bardka.

Skinęłam lekko głową. W końcu przełknęłam.
- Kiedy ruszamy do tej... Druidki? - zapytałam.

– W ciągu godziny. Chcą żeby goblin trochę odpoczął, zanim znów władują go na wóz.

- Nadal nie odzyskał przytomności? - zapytałam z nadzieją, że w międzyczasie coś się zmieniło.

– Budzi się i traci świadomość na nowo. Czasem coś majaczy. Niestety gobliny nie mają najtwardszych głów. Garren dostał kilkoma kamieniami po głowie i nawet się nie zachwiał… goblinowi makówka pękła jak jajko po jednym trafieniu – Westchnęła.

- Oby nie dostał obrzęku... - skomentowałam i mimowolnie zaczęłam myśleć o sposobach na przeciwdziałanie tego. Rozbolała mnie głowa jeszcze bardziej, aż uniosłam ręce do skroni żeby je rozmasować.

– Gali, czy mogłabyś? – Zapytała Evi. W tym momencie poczułaś małe dłonie na swoich skroniach. Dziewczyna zaczęła masaż, który niemal natychmiast przyniósł ci ulgę.

– Na południowym kontynencie uczą tego przyszłe konkubiny. – Uśmiechnęła się bardka. – szejkowie lubią sobie popić, a rano, ktoś musi pomóc im poradzić sobie z “udręką dnia następnego” – Zaśmiała się.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam Gali działać. Było mi naprawdę dobrze i przeszło mi przez myśl, że gdyby nie oddano mnie do zakonu to miałabym takiego niewolnika pod ręką.
- Znam wiele przydatnych naparów na kaca - odparłam i na powrót zaczęłam zajadać się wędzonym mięsem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172