Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2019, 23:18   #51
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Dziewczyna zaraz pozdejmowała z kołków odpowiednie pojemniki i podała ci.

– Czym jeszcze mogę służyć – Dziewczyna ubrana była tylko w przepaskę i wyglądała na dość sponiewieraną, co mogło świadczyć, że jej poprzednia właścicielka nie była zbyt miłościwa.

Dopiero gdy przełykałam wodę poczułam jak bardzo byłam spragniona. Na raz opróżniłam cały bukłak.
- Tak - odparłam odkładając puste naczynie. - Zacznij powoli szykować prowiant dla nas na drogę. Wyruszamy jutro o świcie.

– Tak… Pani – Powiedziała i zaczęła szykować torby. Niziołka wyglądała na wytrenowaną tak by niczemu się nie sprzeciwiać tylko natychmiast wykonywać polecenie.

Przerażało mnie patrzenie na nią. Zaraz przychodziły mi myśli o tym czy mnie też by tak "wyćwiczyli". Podejrzewałam, że przykład szedł z góry i wódz mógł więc być wyjątkowo podłym "panem".

Resztą wody z bukłaka obmyłam sobie ręce i wytarłam je o posłanie. Nie łatwo było wymyć zaschnięta krew, więc nadal dłonie miałam brudne od niej. Sięgnęłam po suszone mięso i zabrałam się do jedzenia, bo głodu nie czułam przez ściśnięty żołądek.

– Nie… Pani, nie to! – Powiedziała niziołka podchodząc prędko. – To jest mięso z niziołka – Powiedziała. – Wybacz mi, że ci je podałam...

Cisnęłam tym kawałkiem na ziemię. Wykrzywiłam się w przypływie wstrętu.
- A jest tu jakieś zwierzęce mięso? Albo po prostu coś roślinnego... - ponownie wytarłam ręce o posłanie. Miałam przeogromną ochotę zacząć uciekać z tego miejsca.

– Tak… – Podała natychmiast suszony udziec jakiegoś zwierzęcia kopytnego. – Podałam tamto, bo to było ulubione danie mojej poprzedniej Pani… Wybacz mi, Pani – Powiedziała z pokorą. Tylko mogłaś się domyślić jaki byłby przyszły los tej dziewczyny, gdyby nie to co zrobiłaś z elfką.

To było tak bardzo okrutne, że teraz wręcz byłam dumna z tego co zrobiłam w poprzednim namiocie. Powtórzyłabym to gdyby była konieczność.
- Nie, już nie będzie żadnego mięsa z niziołka. Nigdy - zapewniłam ją. Udziec przyjęłam bez wahania, bo przynajmniej widziałam, że nie jest to część ciała istoty rozumnej.

– Dziękuję… – Powiedziała z nieukrywaną radością.

Nagle jakiś kobiecy głos spoza namiotu coś zawołał. Niziołka zaraz spokorniała i przetłumaczyła.

– To Pani Valris… Zapytała, czy może zobaczyć się z tą która… – zawahała się, przełknęła ślinę i kontynuowała. – ...zabiła, tą brudną sukę… – Dokończyła.

Odłożyłam udziec i wzięłam w dłoń nóż, chwytając go jak do walki, a nie do krojenia jedzenia.
- Niech wejdzie - powiedziałam do niziołki.

Dziewczyna coś powiedziała, na co do namiotu weszła rudowłosa elfka wparowała do środka. Na twój widok uśmiechnęła się szeroko i coś powiedziała.

– Człowieku, jestem pod wrażeniem… żałuję tylko, że to nie ja poderżnęłam jej gardło. – Przetłumaczyła niziołka.

Wnikliwie przyjrzałam się nowo przybyłej.
- Cała przyjemność po mojej stronie - mruknęłam ponuro. - Czego chce? - zapytałam patrząc na niziołkę.

Niziołka zapytała, a tamta coś odpowiedziała.

– Ona pyta czego ty byś chciała… Pani. – Odpowiedziała. – Mówi, że ma u ciebie dług.

Zmrużyłam oczy. Zdziwiło mnie jej oświadczenie, ale szybko znalazłam sposób żeby wykorzystać jej wdzięczność.
- Powiedz jej, że chce odzyskać medaliony, które ukradł mi ten, który niczym tchórz podstępem mnie porwał. Może więc dla mnie je odzyskać - oznajmiłam.

Niziołka natychmiast powtórzyła twoje słowa. Elfka chwilę się zastanowiła i odpowiedziała.

– Mówi, że nie wie, kto to był, ale chciałaby, abyś udała się razem z nią, Pani… powiedziała, że jeśli zauważysz swoje amulety Pani, ona zadba aby do ciebie wróciły.

Trzeba mi było zapytać wodza jak ten osobnik się nazywa. Mogłabym pójść do niego i to nadrobić, ale wolałam z własnej woli się do niego nie fatygować.
- Powiedz jej, że zapraszam ją, żeby teraz zjadła ze mną - poprawiłam chwyt dłoni na nożu tak, żeby wygodnie mi się kroiło i zaczęłam dzielić udziec na paski.

Kobieta usiadła ze skrzyżowanymi nogami i coś powiedziała.

– Mówi, że twoja poprzedniczka Pani, nigdy z nikim się nie dzieliła… A do tego nieraz podczas polowań przywłaszczała sobie łupy. – Powiedziała niziołka.

Elfka uśmiechnęła się do ciebie szeroko.

Wyglądało na to że elfka nawet pośród swoich wychodziła na okropną osobę.
- Możesz ją zapewnić, że ja taka nie będę - powiedziałam. Byłam tego pewna, bo przecież lada chwila się stąd wyniosę.

Przez chwilę kroiłam mięso na paski, później podzieliłam je na trzy części, dwie były podobne, a jedna znacznie mniejsza. Pierwsze dwie części rozdzieliłam na siebie i elfkę, a ostatniej na razie nie ruszałam. Była dla niziołki, ale zdecydowałam się, że dam jej gdy będziemy same, bo nie wiedziałam jak tu patrzą na karmienie niewolników wspólnie z pozostałymi.

Niziołka powiedziała co miała przekazać. Wraz z elfką jadłyście chwilę w milczeniu, a później kobieta przemówiła, co zaraz przetłumaczyła niziołka.

– Wódz jest naprawdę nieprzewidywalny… dał człowiekowi prawo jednego z nas… choć nie dziwię się… bezbronna, naga… zabiłaś uzbrojonego łowcę, to naprawdę dokonanie, a wódz ceni tych co umieją wywalczyć własną wolność. – Elfka na chwilę przerwała i uśmiechnęła się, a potem kontynuowała, co systematycznie tłumaczyła niziołka. – Wielu z nas pochodziło z różnych plemion… plemion, które napadał i wybijał krwawy wąż… nieliczni przeżywali, ale trafiali w okrutną niewolę ludzi ze wschodu… tylko plemię krwawego znamienia nie dało się pokonać i przyjmowało z otwartymi ramionami, każdego uchodźcę, o ile dowiódł, że jest gotów walczyć z najeźdźcą. To prawda, że atakowaliśmy inne plemiona i wiele z nich siłą wcielaliśmy do nas… Ja sama nie urodziłam się w plemieniu krwawego znamienia… ale wiem, że tylko zjednoczeni mogliśmy walczyć z tą siłą, a każdy, kto stawiał opór nawet jeśli został pokonany, mógł dołączyć w nagrodę za swą waleczność… wódz nie szanował tylko tych co się poddawali… ich zabijał. Wiem, że brzmi to okrutnie, ale tchórze osłabiali ręce silnych, którzy mogli zapewnić nam wszystkim przetrwanie. Jedyne zwierze, które nie broni się przed łowcą… to owca. A nasz wódz nie chciał byśmy byli owcami.

Nie przerywałam jej... A raczej im, licząc że każde słowo musiało zostać przetłumaczone przez moją tłumaczkę. W czasie jak słuchałam, powoli jadłam mięso. Opowiedziały mi sporo ciekawych rzeczy. Moje szczęście oparło się na tym, że uniesiona dumą zaczęłam się bronić, wybierając zdawało się wtedy że pewną śmierć. Przy okazji dowiedziałam się jak sama reaguję w najgorszych możliwych sytuacjach. Zastanowiło mnie czy właśnie o tym mówili mój mentor i Morrisana wspominając, że mam w sobie ogień.

- Jutro opuszczę ten klan - powiedziałam i uniosłam spojrzenie na niziołkę w geście by tłumaczyła. - Zabiorę tylko jedzenie, dzidę, nóż oraz niewolnicę. Wszystko inne przekażę jej, Valris. Oczywiście pod warunkiem że wcześniej odzyskam medaliony - wzrok wróciłam na elfkę.

Kobieta spojrzała na ciebie zaskoczona. A potem coś powiedziała.

– Opisz mi te amulety, a dostaniesz je nim nastanie wieczór – Przetłumaczyła niziołka.

Rozejrzałam się po ziemi szukając jakiegoś patyka. Nie znalazłam więc użyłam kościanego noża. Na klepisku narysowałam kształt moich dwóch medalionów. Jeden z pobieżnym rysunkiem symbolu Toriela, obok naszkicowałam kształt tego drugiego.
- Ten - pokazałam palcem na medalion kapłański. - Szary metal, wypolerowany. A ten - przesunęłam palec. - Brzeg z szarego metalu i czerwony kamień w środku.

Elfka skinęła i powiedziała coś, co niewolnica natychmiast przetłumaczyła.

– Wyślę moją córę, żeby podejrzała kto ma amulety, a potem pójdę z nim porozmawiać. Do zobaczenia wieczorem wojowniczko. – Po tych słowach elfka wstała.

Powiodłam za nią spojrzeniem. Miałam nadzieję, że uda jej się odzyskać moją własność. Wyszło to całkiem ciekawie, bo ze mną każdy pewnie teraz chciałby walczyć, a nie mogłam już ryzykować życia dla przedmiotów. Po prawdzie to byłam na siebie zła, że tak mi zależało na ich odzyskaniu, tym bardziej że jeden z nich przypominał mi jedynie o tym co miałam i bezpowrotnie straciłam.

Zostałam sama z niziołką i wtedy podałam jej jedzenie.
- Zjedz. Musisz mieć na jutro siły, bo nie wiem jak długo będziemy wędrować - powiedziałam do niej.

– Dobrze moja Pani – Powiedziała i wzięła się za jedzenie. – A gdzie pójdziemy? – Zapytała.

- Zobaczysz gdy dotrzemy - odpowiedziałam jej. Wzięłam kość z udźca i zaczęłam zeskrobywać z niego resztki mięsa, które wkładałam sobie do ust. Próbowałam sobie przypomnieć jakie ustalenia poczyniłam z Darielem niż się rozdzieliliśmy. Ile drogi mieli do obozowiska Cesarza? Kiedy miał Garren wyruszyć by wyjść nam na spotkanie? Zmarszczyłam brwi. Zastanawiałam się co teraz robiły Evi i reszta. Czy mnie szukały? Czy druidka jest w stanie przewidzieć co planują dzikie elfy? Ja nie miałam jak je przestrzec.

Zachodziłam w głowę jak Garrenowi udało się samotnie pokonać tą trasę i nie zostać zaatakowanym. A może nie miał tak łatwo.

Niziołka rzetelnie wzięła się za swoją pracę, a ty miałaś kilka chwil na odpoczynek.

Zeskrobując mięso z kości zatopiłam się w myślach. Coś zaczęło mi się kojarzyć, że armia miała ruszyć przed wieczorem... Ale którym wieczorem? Mieszało mi się strasznie. Próbowałam ułożyć sobie to w głowie.
Przybyliśmy z rannym do druidki wczoraj... To by wychodziło, że o południu rozdzieliliśmy się z moimi braćmi. Późnym wieczorem wybudził się doktor... Później ja wyszłam i... Wtedy miał nastąpić atak, mieli spalić chatę uzdrowicielki, ale zamiast tego porwali mnie... Aż do późnego ranka byłam nieprzytomna...
- Dziś wyruszą... - szepnęłam pod nosem. Tylko czy armia będzie wyruszać nocą? Nie, raczej o świcie. Niedługo może poślą kogoś do druidki, bo powinniśmy już się pojawić w twierdzy. Tylko co zrobią, gdy dowiedzą się o porwaniu mnie? Wbiłam spojrzenie w szczyt namiotu. Dziś po zmroku będzie atak. Może uda mi się ich namówić, żeby przełożyli go na kolejny dzień? Może nie byłam w stanie ich ostrzec, ale może kupię im czas, by zwiększyć szansę, że będą miały kogoś do pomocy. Z tym, że wódz od razu będzie widział w tym podstęp.

Czas mijał powoli, czułaś, że zaczyna ci się dłużyć, a jak mogłaś sądzić po widoku nieba, w otwartej przestrzeni u szczytu namiotu, że zbliża się dopiero południe.

Moja jedyna rozrywka skończyła się, gdy kość była dokładnie wyskrobana z jadalnych części. Odłożyłam ją wraz z nożem nad głową posłania, tak, żeby mieć szybki dostęp do obu.
Co jakiś czas spoglądałam na niziołkę.
- Jak ci na imię? - zapytałam ją ponownie.

– Moja poprzednia Pani, mówiła na mnie… – Zająknęła się. – ...mówiła na mnie “mięso”... Podkreślała, że nie lubi nadawać cech osobowych swojemu pożywieniu… wiedziałam, że będę żyć, tak długo, jak będę posłuszna, a nie skończą się zapasy mięsa innych niziołków – Wyjaśniła, nie przerywając pracy.

- Miałaś jakieś imię zanim zrobili z ciebie niewolnika - drążyłam dalej.

– Amellie – Odparła dziewczyna.

- I tak będę cię nazywać. Nie masz na sobie cesarskiego piętna niewolnika więc... - ugryzłam się w język, żeby nie pozwolić sobie na planowanie tego co będzie gdy stąd odejdziemy. - Ale to później. Moje imię zdradzę ci dopiero gdy będziemy daleko stąd. Nie chcę by dzikusy je poznały - wyjaśniłam.

-- Oczywiście, moja Pani. -- Powiedziała niziołka. Jasnym było, że dziewczyna nie prędko, o ile kiedykolwiek zdoła odzyskać pełną samodzielność. Jej psychika, poprzez okrucieństwo jej poprzedniej Pani została złamana. Faktem było, że niziołka nie miała znamienia, ale jeśli nikt jej by nie szukał, a ona by się nie opierała, z łatwością mogła byś mieć ją na własność, całkiem legalnie… a gdyby do tego nauczyła się masażu, jak Gali… ta myśl nagle cię uderzyła.

Mogłabym tak zrobić i nie było w tym nic złego. Miałaby że mną dobrze. Tylko że kapłani nie mieli niczego na własność więc i posiadanie niewolnika przez takowego było niemożliwe. Już prędzej mogłaby usługiwać ogółowi zakonu, jako służba przy przyziemnych czynnościach. Też byłoby jej nie najgorzej.

Pokręciłam głową zła. Znów dawałam się ponieść by myśleć o przyszłości która była dla mnie samej niezwykle niepewna. Przydomek jaki nadał mi Garren był boleśnie pasujący do mnie.

Do twojego namiotu wpadła rudowłosa elfka.

Niziołka natychmiast zaczęła tłumaczyć jej słowa.

– Mam jeden z twoich amuletów. Wymieniłam go za skórę bawołu… – Pokazała ci twoją pamiątkę rodzinną. – Ale ten drugi… to będzie duży problem.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 29-11-2019, 11:03   #52
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Po raz pierwszy odkąd odzyskałam przytomność, szczerze się ucieszyłam. Wyciągnęłam rękę by mi go dała.
- A czemu ten drugi to problem? - zapytałam zdziwiona, bo w końcu mój rodowy miał sporą wartość, nieporównywalnie większa od kapłańskiego. Fakt że mogli to docenić jedynie kupcy z miast.

– Dwie sprawy… jedna ma go Arkhan, który nigdy nie oddaje swoich łupów… no i zabiłaś jego ulubienicę… Powiedział, że jak chcesz go spowrotem to albo masz dziś zastąpić tą którą zabiłaś w jego namiocie… albo zabić jego samego w pojedynku… ale to twardy wojownik. Ja nie miałabym odwagi go wyzwać, mój mąż też nie… Arkhan znany jest z nieuczciwych zagrań w walce. – Wyjaśniła poprzez tłumaczkę.

Nie wiem skąd uroiła mi się ogromna chęć by walczyć z nim i to dla samej zasady. Na bogów, działo się ze mną coś dziwnego, przecież do tej pory zawsze schodziłam z drogi ignorując zaczepki i nie miałam takich myśli. Nie. To wystarczy. Nie jest warte ryzykować życiem
Pokręciłam energicznie głową.
- To wystarczy - powiedziałam i potrząsnęłam dłonią w której miałam wisior z krwistoczerwonym kamieniem szlachetnym.

– Jasne, cieszę się, że mogłam pomóc. – Zrozumiałaś te słowa niemal bez tłumaczenia. Zaraz jednak elfka coś dodała, co zrozumiałaś dopiero gdy przetłumaczyła to niziołka.

– Może jak mój mąż wróci z polowania, przyjdziesz do nas na posiłek? Będzie tylko mięso zwierząt… wiem, że wy ludzie macie wstręt do mięsa orków i goblinów. Ah… mój mąż zna twój język.

Nie chciałam urazić jedynej na razie przyjaznej mi osobie w obozie więc nie mogłam odmówić.
- Będę - skinęłam głową, by bez tłumaczenia zrozumiała, że przyjęłam zaproszenie.

– Wyślę po ciebie córkę – Przetłumaczyła jej odpowiedź niziołka a kobieta wyszła z namiotu pozostawiając cię z twoim medalionem.

Zamknęłam w dłoni medalion czując się odrobinę lepiej. Chyba dlatego nigdy nie wyrzuciłam tego świecidełka, bo z jakiegoś powodu dodawał mi pewności siebie.
Położyłam się na powrót na posłaniu, na plecach i wbiłam spojrzenie w niebo widoczne przez dziurę na szczycie namiotu.
- Amelio, czy potrafisz szyć? - zapytałam.

– Tak Pani. – Odpowiedziała.

- To pomożesz mi uszyć dla mnie kamizelkę - powiedziałam. Do wieczerzy jeszcze było wiele czasu, więc z pomocą Amelii mogłam zdążyć zrobić dla siebie kawałek ubrania, który będzie normalnie mnie zakrywał, bo przepaska mnie irytowała tym, że niewiele okrywała.

– Oczywiście, moja Pani. Mogę się tym zająć, a ty Pani, możesz udać się nad strumień, aby się umyć… – Powiedziała. – ... oczywiście jeśli chcesz, moja Pani, ale tak wypada, jeśli tutaj się u kogoś gości.

- Mam zakaz opuszczania wioski do świtu. Wydany przez wodza - spokojnie odpowiedziałam jej na tą sugestię. - Gdzie jest ten strumień? - zapytałam.

– Na obrzeżach osady… po tej stronie ostrokołu, Pani – Wyjaśniła.

- Skoro tak... - byłam bardzo, ale to bardzo niechętna wychodzenia poza "swój" namiot. Niestety niziołka wytrąciła mi jedyny argument. - Zaprowadź mnie tam - wstałam. Mogłabym na pewno sama iść, ale bariera językowa mogła być źródłem spięć których nie potrzebowałam.

– Tak Pani – Powiedziała niziołka i wyszła przed tobą z namiotu. Gdy ruszyłyście przez osadę, zauważyłaś, że część elfów, patrzy na ciebie z niechęcią, ale inni, uśmiechali się do ciebie i ci machali… a jakiś mężczyzna nawet mijając ci, klepnął cię w plecy z sympatią. Jak mogłaś się domyślić… między tutejszymi panował jakiś podział.

Podejrzewałam, że to jak kto się do mnie odnosił zależało od tego czy elfka którą zabiłam była lubiana bądź nienawidzona. Dodawało mi to otuchy. Przynajmniej mogłam mieć nadzieję, że nie każdy pragnie mi wbić ostrze w gardło. Niezależnie od tego szłam wyprostowana, z dumnie uniesioną głową, by pokazać, że się ich wszystkich nie boję.

Dotarliście nad strumień, gdzie kilka elfich dziewcząt brało kąpiel, całkowicie nago. Dziewczęta pluskały się w wodzie i wygłupiały, mimo, że były dorosłymi kobietami. Wraz z nimi było również kilka młodszych dzieci, które również bawiły się w strumieniu. Niektóre kobiety rozmawiały, mając oko na swoje pociechy. Jedna natomiast zajęta była szorowaniem pleców swojej córeczki, która jak zauważyłaś, próbowała wyrwać się, aby dołączyć do reszty bawiących się dzieci.

Rozejrzałam się w koło. Nie dostrzegłam żadnego mężczyzny więc zajęłam sobie w miarę odosobnione miejsce i zaczęłam się opłukiwać z brudu, głównie krwi, jednak tak, by nie zmyć śladu jaki zostawił mi wódz, który miał mi zapewnić bezpieczeństwo bycia uznanym za członka plemienia. Wpierw obmywałam się pobieżnie, później zdecydowałam się zdjąć kolejno elementy mojego prowizorycznego odzienia.

– Czy mam wrócić do namiotu i zacząć szyć? – Zapytała niziołka.

- Tak - odparłam zachęcona brakiem interakcji ze strony okolicznych kobiet.

Niziołka ukłoniła się i poszła w stronę z której przyszłyście. Gdy się odwróciłaś, zauważyłaś małą dziewczynkę, które stała o pół metra od ciebie i przyglądała ci się z ciekawością.

Chwilę na nią patrzyłam, ale na mojej twarzy był tylko obojętny grymas, nie szczególnie zachęcający. Zignorowałam dziecko i zajęłam się sobą. Chciałam jak najszybciej uwinąć się z myciem. Również włosy musiałam wymyć.

Kiedy się kąpałaś, poczułaś malutką dłoń na swoim uchu.

No i niestety dziecko nie odpuściło. Czego ja się spodziewałam? Ignorowanie przecież nawet na dorosłych nie zawsze skutkowało.
- Nie mam spiczastych uszu. Mam normalne - powiedziałam nie odwracając się do dziewczynki.

Ta najwyraźniej nie zrozumiała i zawołała koleżanki, które też podeszły popatrzeć na twoje uszy.

Daj palec, a wezmą całą rękę. Jakie to było prawdziwe. Nie reagowałam. Byłam ciekawostką przyrodniczą i nie mogłam winić dzieci, że były zainteresowane tym co nowe. Zajmowałam się sobą, pozwalając dziewczynkom "podziwiać" moją odmienność.

Nagle usłyszałaś jakiś głos i dziewczynki się rozbiegły. Podeszła do ciebie kobieta z niemowlęciem u piersi.

– Wybacz im ciekawość… nigdy jeszcze nie widziały człowieka. – Powiedziała elfka.

Ulżyło mi, że w końcu któraś z matek zareagowała. Przez krótką chwilę przyglądałam się nieznajomej.

- Nie szkodzi. Rozumiem - odparłam odruchowo z wyuczonej uprzejmości. I chodź z dawnego własnego domu kojarzyłam, że za dziecka nie pozwolono by mi się tak zachowywać to w zakonie różne dzieciaki poznałam, z których wiele potrzebowało znacznie więcej nauki oglądu niż ja. Teraz przynajmniej mogłam w spokoju dokończyć się myć.

Zauważyłaś, że kobiecie wcale nie przeszkadzało stać nago w całej okazałości, jak na elfkę była dość gruba, jednak okrągłe policzki, dodawały jej twarzy nieco więcej łagodności. Miała długie czarne włosy.

– Jesteś niezwykle odważna – Powiedziała. – Jak ci na imię? Ja jestem Bunnak.

Wolałam, żeby mnie nie kojarzono z imienia, ale z drugiej strony... Gdyby któryś z dzikusów dostał się w ręce wojska cesarskiego gdy te wyruszy z twierdzy... To może by w ten sposób dowiedzieli się że żyje. Ale czy opowieści o mnie jakie tu będą się snuły po moim odejściu nie będą dla mnie problemem w przyszłości? Nie mogłam się zdecydować. Mogłam jeszcze nie mówić nic. Ale tu bez imion byli niewolnicy, a przynajmniej tak mi się zdawało.
- Marion - odpowiedziałam po długim wahaniu. Nie skomentowałam komplementu o mojej postawie, bo sama prędzej nazwałabym to desperacja niż odwagą.

– Niezwykłe imię… – Stwierdziła. – Pewnie oznacza coś pięknego.

- Dziękuję - odparłam i spojrzałam na swoje ręce by ocenić czy całą krew została zmyta.

– Wyszoruj piaskiem – Powiedziała, siadając obok na brzegu. – Jesteś odważna… ale te łobuzy od Arkhana pewnie ci nie odpuszczą… powinnaś trzymać się z dala od dzisiejszej uczty.

- Będę na wieczerzy bo wódz mnie zaprosił - stwierdziłam i sięgnęłam pod wodę po piasek, tak jak poradziła elfka. - Jeśli Arkhan będzie chciał się mścić to zawsze znajdzie ku temu pretekst. Nie boję się go - przyszło mi zaraz na myśl, że takie zamieszanie mogłoby opóźnić wyruszenie elfów by atakować druidkę. - Jak mnie wyzwie to tylko siebie ośmieszy.

– On nie… ale jego kobiety to co innego… – Powiedziała. Potem dodała ściszonym głosem. – Jego banda za nic ma honor…

- Zauważyłam - przestałam się szorować i spojrzałam na elfkę. - Dziękuję za ostrzeżenie - skinęłam jej głową z wyrazami szacunku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-12-2019, 23:17   #53
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Nasz wódz jest dobrą osobą… ale toleruje ich zachowanie, bo nikt nie ma odwagi na nich donieść… jak ktoś próbował, zawsze okrutnie się mścili. Byli tacy co nawet wyzywali Arkhana na pojedynek… ale nikt nigdy nie dał mu rady.

Na mojej twarzy wyrysowało się wyraźnie zainteresowanie.
- Jak mi powiesz jego przewinienia to niewykluczone, że je ujawnię, bez wskazywania na to skąd mam tą wiedzę - powiedziałam, bo skoro i tak byłam zagrożona atakiem ze strony grupy tego elfa to nie miałam nic do stracenia.

– Głos jednej osoby to za mało… – Powiedziała smutno. – Aby wódz mógł zwołać sąd trzeba by co najmniej trzech oskarżeń i wtedy… dowodów.

- To już wtedy będzie inicjatywa po waszej stronie. Wykorzystacie ją albo nie - wzruszyłam ramionami, bo ani trochę mnie nie zdziwiło, że będę musiała liczyć tylko na siebie jeśli dojdzie do konfrontacji. Z resztą w tym miejscu każdy był dla mnie potencjalnym zagrożeniem chętnym mnie zabić i pilnowałam się na każdym kroku, nawet teraz przy Bunnak, choć nie dawałam jej tego po sobie poznać.

– Chciałabym mieć tyle odwagi co ty… – Powiedziała ze szczerym smutkiem. – Ale co jak oni zdążą zrobić krzywdę moim dzieciom… – Pogładziła śpiące teraz niemowlę po twarzy. – Gdyby tylko ktoś zdołał zabić Arkhana… jego banda rozpadłaby się.

Zaśmiałam się jakby elfka opowiedziała wyjątkowo zabawny dowcip. To samo mogło się tyczyć ich wodza.
- Zobaczymy co da się zrobić - powiedziałam z rozbawieniem. - Szansę byłyby znaczne gdybym jakoś zdobyła ten wasz środek paraliżujący... - zasugerowałam cicho i zaczęłam się opłukiwać z piasku.

– To byłby straszny dyshonor… użyć tego w pojedynku… choć… – Zacięła się na chwilę. – Choć niektórzy podejrzewają, że ci z bandy Arkhana, użyli go kilka razy przeciw tym, co chcieli się z nim pojedynkować… Ale to tylko plotka… Tak naprawdę, Arkhan boi się tylko naszego wodza… gdyby nie to pewnie dawno wyzwałby go na pojedynek i przejął władzę nad plemieniem.

- Dla mnie jest on tchórzem i nie będę miała dla niego litości jeśli wystąpi przeciw mnie - wyjaśniłam swoje stanowisko co do tego konkretnego elfa. - Dlatego też w walce potraktuję go tak jak na to zasługuje.

– Porozmawiaj z Falrisem… – Powiedziała kobieta i wstała. – Powodzenia…

Westchnęłam i skinęłam jej głową na pożegnanie. Dokończyłam się myć i wyszłam z wody, wracając po swoje ubrania, które prędko na siebie założyłam. Stojąc tak na brzegu przyjrzałam się temu co rosło nieopodal. Próbowałam dostrzec cokolwiek co mogłoby mi się jakoś przydać.

Wokoło zostały wycięte wszystkie krzaki, by zrobić z nich ostrokół. Dopiero na horyzoncie widać było zarośla i niewielki zagajnik z kilku drzew.

Akurat tam gdzie nie mogłam iść... A może mogłam? Nie, tam na pewno by mnie ktoś zaatakował. Zabrałam się i poszłam do "swojego" namiotu.

Gdy weszłaś do środka zauważyłaś jak niziołka właśnie kończy szycie skórzanej kamizelki.

- Dobrze ci idzie Amelio. Właśnie czegoś takiego potrzebuję - powiedziałam od wejścia. Przeszłam do posłania i usiadłam na nim. Sięgnęłam pod skóry i wyciągnęłam wisior.

– Dziękuję… – Uśmiechnęła się. – Kiedyś byłam krawcową…

Nie chciałam jej pytać o życie jakie miała przed niewolą, bo to na pewno byłoby bolesne dla niej. Nie chciałam też rozmawiać o planach na przyszłość, bo nie chciałam robić jej nadziei kiedy nasz los był wciąż tak niepewny.
- Zdrzemnę się chwilę. Obudź mnie jeśli tylko ktoś będzie się kręcił u wejścia - powiedziałam do niziołki i ułożyłam się na posłaniu.

*** *** ***

Obudziłaś się nagle. Szybko zorientowałaś się, że leżysz na miękkiej skórzanej sofie, a na sobie masz dziwną, ale bardzo wygodną i elegancką sukienkę, całkowicie inną niż te noszone przez kobiety w Ballen. Suknia miała kolor głębokiego granatu. Na stopach miałaś eleganckie buty a na szyi naszyjnik z tęczowym klejnotem.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 16-12-2019, 09:10   #54
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Co do... - Raptownie usiadłam i obmacałam się w niedowierzaniu, że mam na sobie to co miałam. Następnie nieufnie rozejrzałam się po otoczeniu.

Ściany komnaty znikały w ciemnościach, jednak kilkanaście kroków przed sobą dostrzegłaś kominek i dwa fotele obrócone do ciebie plecami. Obok sofy na której siedziałaś stał stojak z kilkoma, wyjątkowo chudymi szablami.

- Jest tu ktoś? - rzuciłam pytanie w przestrzeń i wstałam z sofy. Ostrożnie stawiając stopy postanowiłam zbadać pomieszczenie, poszukać wyjścia z niego.

– Tutaj młoda damo – odezwał się męski głos od strony jednego z foteli. – Zechcesz napić się herbaty?

Zamarłam w bezruchu, gdy okazało się że nie jestem tu sama. Utkwiłam spojrzenie na fotelu, skąd dobiegł mnie głos.
- Co to za miejsce? - zapytałam niepewnym głosem, zdradzającym tylko że ciekawość przerosła wszystkie inne emocje jakie się we mnie kotłowały.

– Jak dużego poziomu szczerości i dokładności ode mnie oczekujesz Panienko Marion? – Zapytał głos.

Połączenie właściwego zwrotu osobowego z moim imieniem zadziałało na mnie odrobinę uspokajająco.
- Eee... - zawahałam się. - Dużego... - odparłam mocno nie przekonanym do tego tonem.

– No dobrze… a zatem znajdujesz się w niszy utworzonej przez twoją podświadomość wewnątrz przestrzeni względnej… dokładnie na poziomie trzeciego limbusu – Wyjaśnił.

Intensywnie zamrugałam oczami. Niewiele z tego zrozumiałam, więc jedynie próbowałam się domyślić.
- Czyli śnię... - ani nie brzmiało to jak pytanie ani tym bardziej stwierdzenie. Było to jednak jedyne wytłumaczenie. Tylko czemu było w tym śnie tak… Dziwnie. - Czemu tu jestem?

– Doskonała dedukcja, moja droga. – Mężczyzna wstał i odwrócił się w twoją stronę. Był to wysoki starzec z siwą brudką i wąsami. Na twarzy miał dziwne okulary o pomarańczowych szkłach przez które nie widać było jego oczu. Miał na sobie skórzany, brązowy płaszcz i kamizelkę a na głowie wysoki kapelusz z wmątowanym weń mechanizmem. Opierał się na zdobionej lasce. Mogłabyś przysiąc, że nigdy nie widziałaś takiego stroju… był tak obcy… jakby z innych czasów. – Jesteś tu bo zasnęłaś – Uśmiechnął się łagodnie.]

W ten sposób nic się nie wyjaśniło, a zarazem coś stało się jasne. Czy to przez strach i złość sen był taki rzeczywisty? Mogłam przysiąc że czuję zapach herbaty, którą pił ten niezwykły mężczyzna.
- Czy ty... Jesteś Torielem? - zapytałam, bo to pierwsze co przyszło mi na myśl.

Mężczyzna zaśmiał się szczerze.

– Nie… przykro mi. – Powiedział. – Na imię mi Dedal. Jestem… uczonym. Kiedyś co prawda obwołano mnie Deus Machinus, ale raczej nie lubię wracać do tych czasów…

Poczułam się głupio, ale za razem upewnienie się przeze mnie, że nie jest on bogiem sprawiło, że zniknęła moja nieśmiałość.
- Co robisz w moim śnie? - zapytałam i rozejrzałam się za wyjściem z tego pomieszczenia.

– Doskonałe pytanie… czytam "Przygody Guliwera" i raczę się herbatą. Na stepie jest dość chłodno o tej porze roku, a ty jesteś dość skromnie odziana… zechciej usiąść przy kominku. – Zaprosił cię, wskazując ci drugi fotel.

Faktycznie kiedy o tym wspomniał to zauważyłam, że od dłuższego czasu jest mi chłodno. Nie widząc nigdzie drzwi, w końcu powoli podeszłam do zaproponowanego fotela. Od kominka biło przyjemne ciepło, zachęcające by spocząć przy nim na dłużej. Usiadłam i wpatrzyłam się w ogień.
- Oszalałam, tak? - zapytałam, nie patrząc na Dedala. - Zdrowy umysł nie ma takich majaków.

– To nie majaki moja droga. – Usiadł na drugim fotelu. – Zwyczajnie nieświadomie otworzyłaś swoją niszę, a ja pozwoliłem sobie do niej zajrzeć i na chwilę się w niej rozgościć. Zapewniam cię, że nie jest to typowy sen, a rzeczywistość, jednak na całkiem innym poziomie, niż ten który znasz. W tym momencie śpisz w namiocie ale jednocześnie w równie cielesnej formie zasiadasz na wygodnym fotelu i grzejesz się przy kominku… dlatego jest to przestrzeń względna. – Wyjaśnił. Przed tobą wyrósł z ziemi stolik, na którym stał porcelanowy czajnik z herbatą, filiżanka i pojemnik z jakimiś białymi kostkami oraz małymi metalowymi szczypcami.

- Oszalałam - smutno podsumowałam to wszystko o czym mówił Dedal. Sięgnęłam po imbryk i nalałam naparu do filiżanki. Herbata pachniała pięknie, a jej aromat przywodził ciepłe wspomnienia wczesnego dzieciństwa, które spędzałam w dobrobycie. Napiłam się i patrząc w kominek delektowałam się smakiem.

– Wszyscy jesteśmy odrobinę szaleni… – Powiedział z życzliwym uśmiechem. – Dodaj cukru, to te białe kostki, w Ballen nie pojawi się on jeszcze przez najbliższe sto lat.

Jeśli próbował mnie tymi słowami pocieszyć, to niestety zawiódł. Nie dziwiłam się, że śniłam o tym miejscu. Odkąd dotarliśmy do wioski chcącej spalić gobliny, marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do zakonu, zająć się swoimi roślinami w ogrodzie albo siedzieć do nocy w pracowni przy warzeniu mikstur.
- A nie masz tu melasy winogronowej lub miodu ? - zapytałam, niechętnie spoglądając na białe kostki. - Ale bez tego też jest smaczna - pochwaliłam smak naparu.

– Oczywiście… mam miód – Pstryknął palcami i na stoliku pojawił się przezroczysty pojemnik z miodem. – Tak naprawdę nie dla wspólnej herbaty, zaprosiłaś mnie do swojej niszy… czuję, że potrzebujesz pomocy. A ja mogę ci odpowiedzieć na trzy pytania dotyczące twojego losu i życia… trzy holistyczne pytania, które mogą zmienić wszystko co cię otacza… Jednak tylko trzy, inaczej zmiany mogłyby być zbyt agresywne i mogłyby zdestabilizować kontinuum.

- Chcesz mi wróżyć przyszłość z fusów herbaty? - popatrzyłam na niego z politowaniem.

– To byłoby irracjonalne – Zaśmiał się. – Choć w całym systemie holistycznym, oczywiście fusy z herbaty mogą mieć wpływ na rzeczywistość w ten czy inny sposób, jest to jednak wpływ raczej znikomy na twoją osobę i wpisany w stabilność kontinuum. Nie… ja chcę naruszyć stabilność porządku rzeczy, oczywiście w bezpiecznych granicach, podając ci odpowiedzi na pytania, względem, których sama nie miałabyś możliwości uzyskać… mogą to być pytania o twoją przyszłość, jednak, jako, że na los mamy wpływ, taka odpowiedź pozwoli ci dowolnie zmienić procentowy układ szans na zaistnienie danego modelu przyszłości… bo widzisz… czas jest jak delta rzeki, rozwidla się na różne możliwości, i modele przyszłości, między którymi przeskakujemy podejmując decyzje… oczywiście nie znając możliwych opcji, robimy to w ciemno i nie wiemy nigdy jakim korytem płyniemy… jednak dzięki badaniom holistycznym, jesteśmy w stanie określić, te najbardziej i najmniej prawdopodobne opcje, a dzięki tej wiedzy… możesz wybrać opcję najmniej prawdopodobną i uczynić z niej główny nurt. Mogę ci również zdradzić informacje dotyczące twej teraźniejszości… osób i zjawisk które cię otaczają, a które mogą dać ci ogromną przewagę… a nawet sprawić, że w oczach innych staniesz się czarodziejem lub bogiem… Pozwól że ci to wyjasnię na przykładzie… Raz na jakiś czas słońce zostaje zasłonięte przez księżyc i wszystko okrywa ciemność… co pomyśleliby ludzie, gdyby ktoś wiedział dokładnie, co do sekundy, kiedy to się stanie i stając przed wszystkimi ogłosił, że może zabrać słońce z nieba i wykrzyknął jakieś zmyslone słowa, akurat gdy to naturalne zjawisko miałoby miejsce, a “odwołał” je, gdy akurat naturalnie się ono kończy? – Uśmiechnął się. – Mogę ci również odpowiedzieć na pytania dotyczące twej przeszłości… mogę ci zdradzić sekrety, które zmarli zabrali już ze sobą do grobu i rzeczy, których nikt już nie pamięta, albo sekrety, które znają tylko nieliczni…

Patrzyłam na niego starając się usilnie przyswoić to co mówił. Było mi wyjątkowo ciężko i nie miałam pojęcia czy to co zrozumiałam było tym o co mu chodziło.
Westchnęłam ciężko.
- Nawet nie wiem o co miałabym pytać... - jęknęłam żałośnie i opadłam na oparcie fotela. - Pytanie o to czy ktoś idzie mi na pomoć wydaje się zbyt trywialne w tej sytuacji... O przeszłość natomiast nie ma sensu, bo jej nie zmienię…

– Trywialne? Czy wtedy nie dostosowałabyś wszystkich swoich planów do tego faktu? – Uśmiechnął się. – A przyszłość… jeśli wiesz jaka może ona być, a raczej, jaka najpewniej będzie, masz władzę do tego nie dopuścić… właśnie dlatego holistyczne pytania są tak potężne. – Powiedział.

Zmrużyłam oczy w zamyśleniu.
- Trzy pytania nie wystarczą mi, żeby cokolwiek zmienić - odparłam z przekonaniem.

– Czasem wystarczy nawet jedno – Powiedział z przekonaniem.

Przewróciłam oczami i zaperzyłam się. Znów wbiłam spojrzenie w ognisko.
- Czemu w ogóle chcesz mi pomagać? - zapytałam.

– Bo mogę to zrobić… – Uśmiechnął się. – To chyba nie jest pierwszy akt zwyczajnej, ludzkiej życzliwości jakiej doświadczyłaś… czyż nie?

- Nie - przyznałam. - Czemu przyciąga do mnie te wszystkie dziwne sytuacje... - westchnęłam.

– To twoje pytanie? – Zaciekawił się i nachylił do ciebie bliżej.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że Dedal mógł to wziąć za właściwe pytanie, zamiast dopytywać się.
- Nie... Nie wiem... - odstawiłam filiżankę na stolik. Zamilkłam zastanawiając się gorączkowo, które pytania wybrać. Było mi ciężko, bo miałam ich znacznie, znacznie więcej niż trzy.

- Dobrze więc... - odezwałam się w końcu, po mocno przedłużającej się chwili milczenia. - Pierwsze pytanie. Czy przyjdzie ktoś na pomoc mi i osobom w chacie druidki, w ataku jaki szykują dzikusy? - wypowiedziałam to mając nadzieję że zostanie uznane za złożone, ale jedno pytanie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-12-2019, 01:43   #55
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Ktoś przyjdzie na pomoc tobie… ale czy ktoś pospieszy na pomoc druidce i jej gościom będzie zależeć od ciebie. To piękne, że martwisz się o innych. Ty jesteś całkowicie bezpieczna w wiosce… no chyba, że zdecydujesz się na walkę z Arkhanem, bez niezbędnej wiedzy. Pomoc dla ciebie jest już w drodze, ale nie będzie chciała wracać do druidki. Jeśli ty nie zechcesz zaryzykować i wrócić do chaty. Wszyscy tam obecni zginą. – Powiedział. – Nie znoszę przemocy, tak swoją drogą.

Dla mnie nie miało znaczenia czy lubię czy nie lubię rozwiązania siłowe. Były momenty, tak jak gdy prawie zrobiono ze mnie niewolnika, kiedy było to niestety jedynym rozwiązaniem. Ale niezależnie czy prawdą było to co mówił Dedal, czy nie, na pewno jego słowa dodały mi otuchy. Wzmocniło to moją nadzieję, że nie zostałam pozostawiona na pastwę losu. Że wojsko cesarskie poczeka na mnie.
- To czy ja się zdecyduję na walkę czy nie nie ma znaczenia. Jak odmówię to i tak stracę tą namiastkę bezpieczeństwa, bo dzikusy tylko prawo silniejszego uznają - skomentowałam. - Jak mnie wyzwie, będę musiała podjąć walkę. Wiem tyle, że daleko mu do bycia honorowym i nie cofnie się przed niczym…

– A zatem jakie jest twoje drugie pytanie? – Uśmiechnął się.

To chyba było już oczywiste o co zapytam.
- Czy możesz mi pokazać co przyszykuje o dla mnie przed walką i jak będzie wyglądać już sama walka? - zapytałam. - Gdybym wiedziała te rzeczy to mogłabym się przygotować oraz uprzedzić jego ruchy. Wtedy mogłabym go łatwo pokonać. A tym zwycięstwem zyskam przychylność wielu dzikusów w klanie, a pozostali będą się mnie bać. Może wtedy udałoby mi się odwlec atak na druidkę, który zapewne ma poprowadzić Arkhan.

– Mogę to zrobić, ale to nie zatrzyma ataku. Jeśli chcesz sprawię, że będziesz znała każdy jego ruch przed nim i zabijesz go bez kłopotu… ale mogę dać ci również wiedzę, która sprawi, że wyjdziesz z tego bez przemocy… jednak, nie zyskasz tym szacunku.

- Tam na stepie tylko szacunek, bądź strach jaki wzbudzam utrzymuje mnie przy życiu... - mruknęłam niepocieszona. Jeszcze bardziej się skrzywiłam uznając, że za trzy pytania to było dużo za mało. - Jak mogę uratować osoby w chacie druidki?

– To rozumiem, twoje drugie pytanie... Poprzednie nie otrzymało należytej odpowiedzi. Więc możesz do niego wrócić, albo wymienić je na inne. Jak możesz uratować osoby w chacie druidki, zmuś osobę, która po ciebie przyjdzie, abyście udały się tam i ostrzegły druidkę. Możesz również z jej pomocą zabić wodza… to okrutne rozwiązanie, ale sprawi, że plemię zrezygnuje z ataku. Jeśli udacie się z ostrzeżeniem, rozsierdzisz plemię, ale obejdzie się bez rozlewu krwi.

- Czemu tylko trzy pytania... - jęknęłam.

– Wciąż zostało ci jeszcze jedno. – Uśmiechnął się. – Mówisz tylko trzy, lecz nim otrzymałaś tą szansę, nie liczyłaś nawet na jedno, czyż nie? A zatem trzy to wciąż więcej, niż to czego oczekiwałaś.

Pokręciłam głową.
- To i tak tylko moje urojenia... - westchnęłam i pogładziłam miękki materiał sukienki, w którą byłam ubrana. Podobała mi się. - Spraw, więc żebym potrafiła przewidzieć ruchy Arkhana.

– A zatem wybierasz drogę krwi… – Westchnął. – No dobrze. - Powiedział i wstał, a potem dotknął palcem twojego czoła… w ciągu jednej sekundy przez twój umysł przeszły setki, jeśli nie tysiące umiejętności bojowych, którymi posługiwały się dzikie elfy… poczułaś, że umiesz walczyć jak one. – Tylko zachęcam cię, byś wyzwała go na pojedynek przed wieczorem… inaczej możesz nie zdążyć wrócić do chaty druidki. Pokonaj go w walce i czekaj w pobliżu strumienia. – Dodał. – Rozumiesz?

Czułam się mocno skołowana. Jak po całej nocy uczenia się na pamięć zastosowania różnych ziół...
Popatrzyłam Dedalowi w oczy. A raczej swoje własne, których odbicie widziałam w jego dziwacznych okularach.

Powoli pokiwałam głową.

– Dobrze… i jeszcze jedno… ode mnie. Nie wracaj do zakonu… Jeśli chcesz dalej być kapłanką Toriela, idź do innego zakonu… ale nie wracaj do tamtego miejsca. Porozmawiaj z Darielem o tym co działo się w obozie, ale nie wracaj do zakonu w Wolnych ziemiach. – Powiedział stanowczo, pochmurniejąc. – Rozumiesz? – Zapytał.

- Ale ... - zmarszczyłam brwi. - To mój jedyny dom.

– Każde miejsce, które uczynisz swym domem… nim będzie. – Powiedział.

Nagle zauważyłaś jak z ognia w kominku wychodzi kobieta o nienaturalnie bladej skórze. Jej oczy płonęły ogniem. Na sobie miała czarne spodnie, białą jak najczystszy śnieg koszulę oraz czarną kamizelkę zapinaną na guziki. Pod szyją miała jakiś wąski kawałek materiału chowający się pod kamizelką. Czarne jak smoła włosy związane miała w kitek, a na twarzy miała okulary ze złotymi oprawkami i czerwonymi szkłami. Jej wygląd budził grozę i przywodził na myśl najbardziej niebezpieczne drapieżniki.

– Szefie… znowu złamałeś zasady… – Powiedziała krzyżując ręce na piersi. – Ten sentymentalizm cię kiedyś zgubi.

– Pani doktor… – Powiedział cofając się. – Mój konsjerż jest w drodze?

– Owszem… Skurczybyka coraz ciężej namierzyć – Stwierdziła. – A ta, to kto?

– Młoda dama, która potrzebowała rady.

– Młoda dama… – Rzuciła i wyciągnęła przed siebie ręce, przed nią pojawiła się jakby tafla szkła wykonana z samego światła. Tafla zapisana była literami. Kobieta przesunęła po niej palcem, a obraz się zmienił. – Aha… spoko, wszystko wiem… mamy kolejną wynurzoną. Milutko. – Uśmiechnęła się od ucha do ucha, dosłownie, ukazując rząd ostrych niczym noże zębów. – Uciekaj szefie, a ja z nią dokończę… jak twój wrzód na dupie się pojawi, to go od ciebie pozdrowię.

– Bywaj, Panienko Marion – Ukłonił się i rozpłynął w powietrzu.

Demoniczna kobieta oparła się o bok oparcia sąsiedniego fotela. Wciąż miała skrzyżowane ręce. Pstryknęła palcami i w jej dłoni pojawił się szklany kielich z niebieską cieczą.

Czytałam kiedyś o ziołach, których zażycie wywołuje silne halucynacje. Grzyby też tak mogli działać. Może to wina pleśni w namiocie...

Widziałam demony. Stał jeden przede mną. Odsunęłam się od tego stwora na tyle na ile mogłam siedząc w fotelu.

– Nie pękaj… demonem nazywają mnie tylko moi studenci… – Napiła się łyk z kieliszka. – Ale wiem co se myślisz, jako ta… kapłanka… czy tam mniszka. W każdym razie stary Dedal cię polubił i mu się znowu instynkt tacierzyński włączył.

Nieufnie się jej przyglądałam.
- Co znaczy "wynurzona" ? - zapytałam.

– No tak… jak zawsze za dużo gadam. – Westchnęła. – Jakby ci to wyjaśnić, żeby twój prosty ssaczy mózg zrozumiał… Wynurzeni, to istoty, zdolne do świadomego wyjścia z własnej podświadomości do kolektywnej nieświadomości. Oczywiście do prawdziwie wynurzonej jeszcze ci daleko, bo na razie nie potrafisz opuścić nawet swojej niszy, ale i tak sporo osiągnęłaś… Dedal pracuje nad algorytmem pozwalajacym określić, kto i dlaczego staje się wynurzonym. Ale nie do każdego się odzywa… heh… najprościej rozpoznać, że się jest wynurzonym, kiedy podczas snu, możesz poczuć smak, ból albo coś przeczytać. Bo w normalnym śnie się tak nie da. Jakby to ująć… cholera nie jestem w tym specjalistką. Zwykły sen, to projekcja rzeczywistości względnej… taka jest nasza teoria… oznacza to, że jeśli coś ci się śni… cokolwiek, to gdzieś istnieje tak właśnie wyglądająca rzeczywistość. Wciąż badamy czy tak samo jest z wyobraźnią… to znaczy, że jeśli coś sobie wymyślisz, to tak naprawdę, nie ważne jak absurdalne by to nie było, to tak naprawdę, to gdzieś już istnieje… Gdzieś poza kolektywną nieświadomością. Inna teoria mówi, że to nasze sny i wyobraźnia kreują rzeczywistości… ale to też tylko teoria.

- Więc... - zmrużyłam oczy. - Będzie mi się to powtarzać? - rozłożyłam ręce wskazując na nasze otoczenie.

– Nie wiem… może? Niektórym dzieje się to raz na całe życie, innym co noc. – Wzruszyła ramionami. – A co podoba ci się?

Towarzystwo Dedala nie było złe, ale z nią wolałabym się już nie musieć nigdy spotykać.
- Jak mam się stąd wydostać? - zapytałam ją zamiast odpowiadać.

– Obudź się… – Powiedziała.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 12-01-2020, 23:49   #56
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
*** *** ***

Obudziłaś się nagle z poczuciem, że przyśnił ci się najdziwniejszy sen świata, ale nie pamiętałaś z niego wiele… co dziwne jednak, w ustach czułaś smak herbaty a na ciele ciepło ognia, mimo, że w namiocie nie paliło się ognisko.

Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się za niziołką.

– Coś nie tak moja Pani? – Zapytała dziewczyna, obecnie zajęta masowaniem twoich stóp. Dopiero teraz poczułaś jej dotyk, jakby twój sen był realistyczniejszy niż to co czuło twoje ciało.

- Mów mi po imieniu. Jestem Marion - odparłam i pociągnęłam nogi, żeby przestała mnie masować. - Skończyłaś nas pakować do drogi?

– Tak, Pa… Marion… – Skrępowała się. – Nie wypada by niewolnica mówiła do swojej właścicielki inaczej niż tytułują ją… Przepraszam jeśli zrobiłam coś źle… pomyślałam, że łatwiej będzie ci się zrelaksować… moja poprzednia Pani lubiła to… – zaczęła się tłumaczyć.

Pochyliłam się w jej kierunku i położyłam delikatnie dłoń na jej ramieniu, w pocieszającym geście.
- Wszystko jest w porządku - zapewniłam ją spokojnym tonem, patrząc jej prosto w oczy. - Nie zrobiłaś niczego złego i widzę, że się bardzo starasz.

– Dziękuję – Uśmiechnęła się, potem chwyciła twoją dłoń i pocałowała w jej grzbiet.

Wyprostowałam się.
- Mogę już ubrać kamizelkę? - zapytałam.

– Tak – Podała ci ubranie. Wykonane było ono z miękkiej skóry, zapewne młodej sarny i pasowało na ciebie idealnie. Zamiast guzików były kły, które mógłaś przełożyć przez pętelki. Zauważyłaś jednak, że kamizelka mocno uwydatnia twój biust.

Już miałam powiedzieć co o tym myślę, ale ugryzłam się w język.
- Bardzo dobrze na mnie leży. Świetna robota - wypowiedziałam zamiast. Ubrana od razu poczułam się pewniej. To mi tym bardziej mogło pomóc w nadchodzącej walce. Wstałam i umocowałam nóż przy spodniach. Podeszłam do włóczni i sprawdzałam która będzie mi najlepiej leżeć w ręce. Najlepiej radziłam sobie z bronią jednoręczną, niezależnie czy obuchową czy ciętą, ale w posługiwaniu się dwuręcznymi orężami oraz włóczniami też byłam szkolona.

Jednocześnie ustaliłam sobie kiedy dojdzie do pojedynku. Zaraz po spotkaniu z rudowłosą elfką i jej rodziną. Uśmiechnęłam się do siebie gdy do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
- Dziękuję za rady, Dedalu - mruknęłam do siebie pod nosem.

Gdy chwyciłaś włócznię, dosłownie poczułaś, jak doskonale leży w twoich rękach, jak gdybyś walczyła nią, od dnia, gdy zaczęłaś uczyć się walki. Wiedziałaś nawet która z tych ustawionych w namiocie, była najlepiej wykonana i wyważona. Cała ta wiedza była instynktowna...

- A więc to prawda... - byłam pod ogromnym wrażeniem. Do tej pory zamierzałam się przymusić do uwierzenia w to co było w moim śnie, dać się ponieść szaleństwu... Ale to nie były majaki. Nie oszalałam. Musiałam sprawdzić...
Stanęłam na środku namiotu i wykonałam kilka podstwaowych ruchów walki z włócznią. Wyszło mi to gładko i naturalnie jakbym niczego innego nie uczyła się tego całe życie... Zaśmiałam się. Poczułam jak z tego powodu ogarnia mnie euforia.

Było jednak coś o czym Dedal nie wspomniał. Gdy wykonałaś kolejne pchnięcie, dosłownie wyobraziłaś sobie, jak włócznia przebija ciało a ciepła krew tryska na ciebie… i poczułaś, że nie możesz opanować euforii. Wewnątrz chciałaś zabić… chciałaś znów poczuć tą siłę… nawet gdybyś miała przebić włócznią tą niziołkę… mogłabyś to zrobić… nikt by nie miał nic przeciwko… wycierpiała wiele… tak dałabyś jej szybką ulgę… te myśli jak stado os zaczęły kąsać twój umysł.

Aż świerzbiło mnie żeby ulec tej pokusie. Odwróciłam się w kierunku Amelii, zrobiłam krok ku niej i... Rzuciłam włócznię w skraj namiotu. Poszłam do wyjścia i stanęłam w nim, patrząc na zewnątrz i zaczęłam głęboko oddychać. Czułam się skołowana. Czy ja właśnie traciłam nad sobą kontrolę?!

– Moja Pani… – Dziewczyna zauważyła twoją gwałtowną reakcję i podeszła do ciebie zaniepokojona tym faktem.

Zacisnęłam ręce na materiale namiotu. Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić myśli. Myśleć o niczym…

W tym momencie złapałaś się na tym, że nie próbujesz nawet myśleć o Torielu czy kapłaństwie… Myślenie o niczym było jednak słabą metodą by odpędzić rosnącą w tobie rządzę krwi.

- Aaah... - jęknęłam i wyszłam z namiotu. Ruszyłam przed siebie. Do strumienia. Zimna woda mi może pomoże.

Gdy wychodziłaś, wpadłaś na małą elfią dziewczynkę o rudych włosach.

Zatrzymałam się tylko dlatego, bo wyglądała znajomo. Wyczekująco jej się przyjrzałam.

Dziewczynka była zdecydowanie podobna do matki, ubrana była w skórzaną tunikę i miała może ze cztery lata. Powiedziała coś, co stojąca opodal niziołka natychmiast przetłumaczyła.

– Mówi, że jej mama cię zaprasza, Pani.

Westchnęłam i zmusiłam się do uśmiechu. Tak, byłam zaproszona na posiłek u przyjaznych osób. Będzie tak jak przy herbacie z Dedalem, spokojnie i miło.
- Prowadź - powiedziałam i gestem ręki zachęciłam ją byśmy szły.

Dziewczynka zaprowadziła cię do jednego z pobliskich namiotów, z którego unosił się przyjemny zapach pieczonego mięsa.

W środku powitała cię ruda elfka uściskiem i wprowadziła cię do środka. Jej mąż, elf o ostrych rysach siedział w tyle namiotu i ostrzył właśnie nóż.

– Witaj w naszym domu, człowieku – Powiedział.

- Witajcie - skinęłam mu głową. - Miło mi u was gościć - dodałam uprzejmym tonem.

Mężczyzna odłożył nóż i wstał.

– Słyszałem co zrobiłaś. – Powiedział, patrząc ci badawczo w oczy. Jego żona w tym czasie poszła zdjąć mięso, które kończyło piec się nad ogniem na środku namiotu.

Nie spuściłam wzroku.
- Rozumiem że nieczęsto człowiek staje się członkiem klanu - odparłam mu na to.

– Przypuszczam, że wódz w jakiś sposób chciał cię wykorzystać, aby utrzeć nosa Arkhamowi – Stwierdził elf.

- Aha - uśmiechnęłam się. - Ciekawe że wśród osób nie lubiących go jest również wódz.

– Może i ciekawe… ale nie dziwne. Arkham i jego banda to łotry, są silnymi wojownikami, ale mają za nic honor, a wódz wie... – Wskazał ci miejsce przy ognisku, potem sam usiadł i kontynuował. – ...że, ten drań tylko czeka by przejąć władzę. Nasz wódz wie również, że kierunek w jakim Arkham poprowadzi plemię będzie samobójczy, więc chciałby się go pozbyć, lecz jako wódz nie może nikogo wyzwać na pojedynek, a Arkham jest zbyt cwany i czeka na chwilę słabości naszego władcy.

Słuchając go usiadłam w klęczki na przeznaczonym dla mnie miejscu.
- Więc wysłał Arkhama na druidkę licząc, że ta go zabije? - dopytałam przekrzywiając lekko głowę w zastanowieniu.

– Nie… z nią jest inna historia. Wódź wierzy, że każde nasze zwycięstwo to zasługa samej bogini. Natomiast głosem bogini w naszym plemieniu jest szamanka… niestety druidka nie tyle przeszkadza swą obecnością samej Seres, ale właśnie szamance, która dostrzegła w niej rywalkę jeśli chodzi o uzdrawianie… choć to jest powszechnie wiadome… wódz nigdy nie sprzeciwi się szamance – Wyjaśnił.

- Rozumiem - mruknęłam i zmarszczyłam brwi. W końcu poznałam prawdziwy powód, dlaczego życie Druidki było zagrożone. Ta szamanka stała za tym wszystkim. Na pewno musiałam teraz wziąć swoje plany pod rozwagę, uwzględniając nową wiedzę.
- Czyli szamanka zazdrości Druidce wiedzy i umiejętności? - zasugerowałam. - I drażni ją, że do tego ta nie jest pełnej krwi?

– Poprzednie plemię tych ziem leczyło się głównie u Druidki… bo oprócz tutejszych ziół i wiedzy szamanów, ma swoją magię i zioła z innych krain. Szamanka obawia się, że i nasze plemię będzie poddawać się tej obcej magii. No i właśnie półkrwistość… nasza szamanka wierzy, że elfy nie powinny mieszać swojej krwi z innymi ludami, bo to bluźnierstwo wobec bogini.

Więc okazało się, że była drobna szansa na to by plemię koegzystowało z Druidką, by było tu jak dawniej. Czy dlatego tu się znalazłam? By zaprowadzić porządek? Przynajmniej musiałam spróbować. Aby tego dokonać miałam tylko wiedzę jaką zdobyłam teraz i we śnie. Dedal ostrzegł mnie, że nie mogę wrócić do swojego zakonu, nie wiedziałam też czy po tym wszystkim będę miała siłę kontynuować życie w kapłaństwie... Więc równie dobrze mogłam wykorzystać poradę Morrisany... I naginać rzeczywistość wedle mojej woli.

- Chyba zaczyna się dla mnie stawać jasne to co widziałam w wizji - powiedziałam w tajemniczym tonie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-02-2020, 15:43   #57
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Wizji? – Zdziwił się elf. Nie zdążył jednak kontynuować tematu, bo jego żona przyniosła pieczeń w glinianej misie i zasiadła do posiłku.

Pokiwalam głową mężczyźnie, ale nie kontynuowałam tematu. Chciałam zobaczyć czy elf zainteresuje się tym bardziej z własnej woli.
Nie wiedziałam jakie zwyczaje panowały tu przy "stole" więc czekam na nich.

Mężczyzna wyjął nóż i zaczął dzielić mięso na części. Dziewczynka natomiast usiadła matce na kolanach, wtuliła się w nią i zaczęła ssać jej pierś. Było to zaskakujące, ponieważ u ludzi dzieci w jej wieku już dawno były odstawiane od piersi.

Elf podał ci kawałek mięsa bezpośrednio do rąk, a kolejną porcję podał swojej żonie. Sam poczęstował się na koniec.

– Miewasz wizje? – Podjął znowu temat.

- Odkąd wyruszyłam w podróż przez którą tu się znalazłam - zaczęłam przyglądając się kawałkowi mięsa. - To jest zwierzęce? - zapytałam żeby się upewnić.

– Dziki wieprz – Odparł. – Może bogini cię prowadzi – Zamyślił się.

Właśnie takiej reakcji chciałam. Ugryzłam kęs mięsa.
- Bardzo smaczne - pochwaliłam po przełknięciu tego co miałam w ustach. Chwilę milczałam z zamyśloną miną. Wahałam się ale w reszcie postanowiłam ciągnąć to do końca.

- Tak, to z boskiej woli wszystko się tak a nie inaczej potoczyło - powiedziałam i naprawdę widziałam w to. - Szamanka zaślepiona zazdrością zboczyła z drogi niesienia słowa Seres, by wypełniać własne ambicje.

Mężczyzna zaśmiał się.

– Nawet jeśli to prawda, same słowa nie przekonają wodza. – Powiedział, kładąc dłoń na plecach swojej żony i gładząc ją. W jego zachowaniu widać było wiele czułości i troski, nawet jeśli z wyglądu przypominał raczej bezlitosnego, dzikiego wojownika.

Pokiwałam głową, zgadzając się z nim.
- Same słowa nie. Ale czyny już tak - odparłam. - Otrzymałam boski dar by niewierzący uwierzyli.

– Oby przekonał wodza bardziej niż czyny szamanki – Powiedział mężczyzna bez cienia kpiny.

- Jak wielu półelfów spotkałeś w całym swoim życiu? - zapytałam niby bez związku.

– Nie wiem czy choćby jednego… słyszałem, że ta kobieta jest półelfem, ale nigdy nie potrzebowałem by patrzeć jej w twarz.

- Mawia się, że tylko za boskim zrządzeniem się rodzą - dodałam dla podkreślenia jak rzadkie są to przypadki. - Druidka jest tak samo dzieckiem Seres jak ty i twoja rodzina. A ja jestem świadkiem jak wielką mocą włada ta kobieta. I wiem, że bardzo rozgniewaliście Seres napaścią na druidkę.

– Jesteś pewna tego co mówisz. – Zaśmiał się. – Ale szamanka mówi dokładnie co innego. Ona przedstawia półkrwistych jako wynaturzenie i obrazę wobec bogini. Jak chcesz udowodnić, że Sares przemawia przez ciebie, skoro nawet nie jesteś elfem? Szamanka od ponad stu lat jest głosem bogini.

- Szamanka przedłożyła osobiste pragnienia ponad służbę swemu bogu. Wódz już został ukarany za ślepe podążanie za jej głosem, poprzez przelanie krwi jego własnej córki - mówiłam dalej z przekonaniem. - Ja ją zabiłam, a on o tym wie - zaznaczyłam. - W tym miejscu nie jestem po prostu człowiekiem. Jestem członkiem tego klanu jak każde z was, a dokonałam tego w nierównej walce, z tą która należała do grupy bluźniącej Seres swą postawą.

– Spokojnie… nie unoś się – Zaśmiał się szczerze. – Nie mnie musisz przekonać, lecz wodza.

- Wkrótce - odpowiedziałam mu krótko, pewna swego i po tej ożywionej dyskusji wróciłam do jedzenia.

– Chętnie to zobaczę – Uśmiechnął się.

- Nie wątpię, że widownia będzie liczna - w przeciwieństwie do niego, nie było mi do śmiechu. Słowa mężczyzny ze snu docierały do mnie z opóźnieniem. Niezależnie od tego czy mi się uda czy nie, to i tak nie powrócę do tego co miałam. Moja przyszłość była mglista. Okropnie mnie to irytowało.

Elfka widząc twoją konsternację i zauważywszy, że był to wynik rozmowy z jej mężem zaczęła ostro go strofować w swoim języku. Mogłaś się domyślić, że uznała, że to on sprawił ci jakąś przykrość albo coś w tym stylu.

Przyglądałam się im w milczeniu. Nawet gdyby chciała sprostować elfce o co chodziło to nie znała języka. Pozostawiła więc się nie wtrącać.

- Dziękuję za gościnę - powiedziała gdy skończyła jeść. - Czas na mnie, muszę się przygotować przed tym co ma nadejść - powiedziała i poczekała aż elf wytłumaczy ją przed swoją żoną.

Mężczyzna wyjaśnił żonie wszystko co zostało powiedziane, a potem skinął tobie głową. Kobieta spojrzała na ciebie ze smutkiem.

Wstałam, skinęłam im głową i wyszłam z namiotu. Udałam się prosto do siebie. Potrzebowałam odpocząć, a później, nim zacznie się uczta, pójdę do wodza i wyzwę Arkhana do walki. W drodze przypomniałam sobie, słowa kobiety poznanej przy strumieniu. Zawahałam się czy powinnam iść do Falrisa po trucizny. Teraz, po mojej wizji, nie wydawało mi się to być konieczne.

Gdy dotarłaś do namiotu zauważyłaś, że przed wejściem do niego stoi jakiś elf. Mężczyzna uśmiechnął się do ciebie.

Zatrzymałam się kilka kroków przed nim i obdarzyłam go pytającym spojrzeniem.

– Czyli to co mówiła Bunnak to prawda… wódz przyjął człowieka do plemienia – Uśmiechnął się. – Oszalał do reszty… Falris do usług – Powiedział lekko skłaniając głowę. – Znany w plemieniu tylko jako “syn szamanki”.

"Syn szamanki?" powtórzyłam w myślach, nie odrywając od niego swojego spojrzenia. Skoro za wroga obrałam sobie jego matkę, to tym bardziej nie miałam co szukać w nim sojusznika.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam go.

– Bunnak wspomniała, że możesz szukać pomocy w pozbyciu się ulubieńca mojej matki… – Rzucił ściszonym głosem. – ... co byłoby mi nadzwyczaj na rękę. Bo widzisz… Mój ojciec… wielki wojownik zginął w pojedynku z Arkhamem… mimo, że Arkham był znacznie młodszy, słabszy i mniej doświadczony… W tej wiosce nieograniczony dostęp do paraliżującej trucizny ma tylko moja matka…

Zmarszczyłam czoło. Motyw miał nie zgorszy by nie nawidzić mojego wroga. Poczułam do niego coś na kształt sympatii. Dlatego też nie zamierzałam ukrywać mojego prawdziwego celu.
- A co jeśli również twoją matkę dotknie z mojej ręki to co i Arkhama? - zapytałam go.

– Chcesz zabić moją matkę – Zaśmiał się. Zauważyłaś, że miał naprawdę uroczy uśmiech, a w oczach błysk inteligencji. Nie był osiłkiem, przywodził ci raczej na myśl, kogoś sprytnego, ale nie przebiegłego, raczej myśliciela. – Nie jestem potworem. Wejdźmy do twojego namiotu a wszystko ci wyjaśnię, abyś miała lepszy wgląd w sytuację.

Nie zaprzeczyłam co do moich intencji.
- Zapraszam więc - było to ryzykowne, bo w namiocie byłam tylko z nim... Ale przecież w tym miejscu prawie każdy był mi wrogiem. Wyciągnęłam rękę, wskazując mu, by wszedł pierwszy do mojego "domu".

- Mów więc co masz do powiedzenia - odezwałam się, gdy zasłoniłam kawałkiem płótna wejście do namiotu i odwróciłam się w jego stronę. Stałam ze skrzyżowanymi przed sobą rękami i skinęłam mu głową na miejsce przy palenisku, by spoczął przy nim.

– Pan Falris – Powiedziała niziołka na jego widok.

– Owszem – Powiedział siadając. – Jak widzę, już czujesz się dobrze.

– Tak… bardzo Panu dziękuję. – Ukłoniła się.

– No cóż… Zdarza mi się czasem pomagać niewolnikom. U nas jest tak, że jak niewolnik się rozchoruje to albo wyzdrowieje sam z siebie, albo zostanie zabity… ja czasem trochę zwiększam ich szanse. Nie jestem wojownikiem, mój ojciec umarł zanim zdążył mnie nauczyć walki, a nikt inny nie miał potem odwagi wziąć mnie pod swoje skrzydła, zwłaszcza po tym jak Arkhan go pohańbił podczas pojedynku. Nie mogę też zostać szamanem, bo głosem Sares w plemieniu może być tylko kobieta… a zatem jestem tylko “synem szamanki”. – Uśmiechnął się. – Znam się na ziołach i zwierzętach. Wiem jak mieszać ze sobą wyciągi by leczyć choroby, uśmierzać ból… albo zrobić komuś nieprzyjemny psikus. Niestety jest jedna rzecz do której mój dostęp jest ograniczony… jad węża różanego, z którego robi się truciznę paraliżującą. Kiedyś na stepie tych węży było mnóstwo… były niemal nie groźne dla elfów, orków czy ludzi, bo ich jad był zbyt słaby i powodował tylko lekkie oszołomienie, niestety jednak ich skóra o naturalnie różowej barwie była bardzo ceniona przez kupców z cesarstwa i teraz zostało ich niewiele, moja matka hoduje kilka z nich i z ich jadu sporządza truciznę. Trucizny używa się rzadko, tylko podczas łowów na szczególnie cenną zwierzynę albo egzotycznych niewolników, bo trzeba dużo jadu by zrobić choćby małą ilość do strzałki. Oczywiście pełna dawka jest w stanie uśpić nawet niedźwiedzia o ile dosięgnie jego skóry, mniejsza dawka jednak spowalnia refleks i powoduje stan jak po wypiciu zbyt dużej ilości sfermentowanego soku. A wystarczy lekkie zranienie albo zatrucie nią napoju, by osiągnąć pożądany efekt.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 23-02-2020, 21:48   #58
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zrobiłam obojętną minę, ale byłam zła, że wcale nie jest mi obojętnie. Stałam więc jak kołek, w bezruchu, gdy Falris opowiadał o sobie. Rozumiałam, że może nie cierpieć matki i nienawidzić Arkhama. Chyba powinnam się mu w rewanżu podzielić własną historią... Zamknęłam na chwilę oczy i zrobiłam kilka głębokich oddechów.

- A antidotum? - zapytałam go otwierając oczy. Mój ton nie był już taki wyniosły. - Przeciw toksyna - dodałam bo nie wiedziałam czy rozumie to określenie. Podeszłam do paleniska i usiadłam naprzeciw elfa. - Gdybym taką wzięła tuż przed walką to mogłoby to opóźnić zadziałanie trucizny. Jeśli mnie zdoła sięgnąć ostrzem.

– Nie ma antidotum – Stwierdził. – Arkhan jednak nigdy nie zatruwał nikogo w trakcie walki, ale zawsze przed. Gdybym wiedział co tak naprawdę łączy moją matkę z Arkhanem… dlaczego pomogła mu wygrać pojedynek, wiedząc, że w ten sposób skazuje na śmierć męża… Gdybym to wiedział, może dałoby się ukrócić panoszenie sią tego tyrana, bez rozlewu krwi… - Westchnął -… Nie pragnę krwi… nawet Arkhana, pragnę tylko tego, żeby oczyścić imię mego ojca z hańby i żeby moja matka przestała być głosem bogini… W tym plemieniu są bardziej szlachetne i godne tego kobiety. – Westchnął.

- Teraz już za późno na pokojowe rozwiązania - ucięłam jego gdybanie. - Dziś wszystko się rozstrzygnie - stwierdziłam z przekonaniem. - Arkham pojmał mnie na swoją i twojej matki zgubę. Nie okażę żadnemu litości - dodałam nie kryjąc swoich zamiarów. - Ale jeśli nadal chcesz mi pomóc, to możesz mi dostarczyć mikstury wzmacniające wytrzymałość i siłę lub chociażby zioła, z których będę mogła je sporządzić.

– Rozumiem, że chcesz zabić Arkhana, ale jak zamierzasz cokolwiek zrobić mojej matce? Sam wódz słucha każdego jej słowa i chyba nawet nie dociera do niego, że ona może pomagać Arkhanowi w przejęciu władzy… – Spojrzał ci w oczy.

- Wódz zadecydował o przyjęciu mnie do klanu - powiedziałam niby bez związku. - Co na to twoja matka? - zapytałam.

– Jakby to ująć… wódź mocno liczy się ze zdaniem szamanki, nie zrobiłby nic czego ona by zakazała… a zatem aby utrzeć nos Akhanowi zrobił coś, czego ona nie przewidziała. Matka jest wściekła, ale gdyby teraz zaczęła dementować decyzję wodza, pokazałaby, że głos Seres nie przewidział pojawienia się ludzkiego współplemieńca. To bardzo źle wpłynęłoby na jej pozycję… tak samo jak wpływa na to obecność druidki. Matka nie jest najlepszą osobą na świecie… – Westchnął – Po wszystkim dochodzę czasem do wniosku, że ślub z ojcem wzięła tylko dlatego, że był wielkim wojownikiem, a to pomogło jej w zostaniu szamanką… A ja jestem dla niej tylko porażką, złem koniecznym, które musi znosić.

- Twoja matka, jeśli miała kiedyś więź z Seres, to teraz całkowicie ją zatraciła. Ja natomiast już tu, w moim namiocie miałam wizję, że mam was, elfy, zawrócić z drogi, na którą zwiodła was twoja matka. Otrzymałam boski dar, dzięki któremu będę walczyć z Arkhamem tak jak wasi wojownicy - powiedziałam z pełną powagą wtajemniczenia.

– Nie wiem jaki masz plan, ale nie wierzę w to twoje boskie posłannictwo… zwyczajnie brzmisz, jakbyś kłamała. – Uśmiechnął się. – Ale nie będę wścibski, postaram się pomóc jak to tylko będzie możliwe.

- Jak na syna szamanki, głosu Seres, jesteś istotą o małej wierze - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. - Kolejny powód by bogini była niezadowolona ze swej służki...

– Szamani, kapłani… w nich nie wierzę. – Odparł z uśmiechem. – Czy będzie to głos Seres, czy kapłan bogów ludzi… bez znaczenia. To śmiertelne, grzeszne istoty obarczone brzemieniem egoizmu i niedoskonałości. Uważam, że wiele innych kobiet lepiej nadaje się na głos Seres… ale tylko dlatego, że nie są tak zakłamane. Czy wierzę w bogów? Wierzę, choć nie wiem, czy tym bogiem jest wielka matka, czy jakiś z bogów innych ludów. Nie wiem, wiem tylko, że istnieje jakiś bóg, który dał nam życie i początek. – Spojrzał ci w oczy. – Ale ten bóg, nie stworzył nas jako wolnych i niewolników, nie postanowił, że orkowie i elfy będą się zabijać, a ludzie będą żerować na jednych i drugich… nie. Bóg stworzył nas wszystkich równymi, różnymi ale równymi… to my wyparliśmy się go i stworzyliśmy sobie taki świat. Świat bólu, kłamstwa i przemocy. W to wierzę… wierzę, że stworzyliśmy sobie fałszywych bogów w miejsce tego prawdziwego.

- Masz wyjątkowe spojrzenie na świat jak na barbarzyńcę - podsumowałam jego wypowiedź. Nie wiedzieć czemu moja sympatia względem tego elfa rosła.

– Barbarzyńcę? – Uśmiechnął się. – To tylko punkt widzenia. Dla nas to wy jesteście barbarzyńcami. A jakie jest twoje spojrzenie… bo jakoś nie przekonuje mnie to o boskim powołaniu.

Westchnęłam i nawet chciałam go zbyć. Ale uległam pokusie podzielenia się tym o czym naprawdę myślałam.
- Coś kieruje mnie w miejsca, gdzie konieczna jest... interwencja - powiedziałam.

– Coś? – Zaciekawił się. – Dlaczego tutaj, dlaczego w dzikim stepie pełnym barbarzyńców… jak sama to określiłaś?

- Tak. Coś. Ale to - machnęłam ręką wskazując na to co mnie otacza. - Jest tylko kolejna rzecz, w ciągu innych dziwnych rzeczy. Choć tu zrobiło się najbardziej dziwnie - zmarszczyłam brwi.

– Czy mogę zapytać co masz na myśli? – Zapytał z zaciekawieniem.

- Nie sądzisz, że dziwnym może być uzyskanie w ciągu krótkiej drzemki wiedzy o sztuce walki, której się nigdy nawet nie widziało? - zapytałam w odpowiedzi.

– Och… – Zdziwił się. – Na to nie mam wyjaśnienia.

- No właśnie - pokiwałam głową na jego reakcję. - Czuję się tak, jakby to Coś siłą mnie wyciągnęło z mojego dotychczasowego spokojnego życia, żeby w końcu użyć mnie do tego co sobie umyśliło - nie wiedzieć czemu, zaczęłam mu się zwierzać.

– I jak się z tym czujesz? – Spojrzał na ciebie z zaciekawieniem i bystrością w oku.

- Było mi lepiej za murami zakonu - odparłam bez zastanowienia.

– Wiesz… ja wierzę, że czasem to co jest dla nas najlepsze nie jest tym co za najlepsze uważamy… Podam ci przykład. Pisklęciu jest dobrze w gnieździe, wysiadywanym przez swoją matkę. Jednak dopiero, gdy zostanie wyrzucone z bezpiecznego gniazda i rozpostrze własne skrzydła może poznać prawdziwy smak wolności i stać się potężnym orłem. – Uśmiechnął się. – Może właśnie dlatego… bóg, a może ktoś inny... dał ci tą możliwość. Może teraz uczysz się latać, a gdy spełnisz swoje zadanie będziesz orłem, którego nikt już nie zatrzyma.

- Jak z nauką pływania przez wrzucenie do jeziora - sarknęłam. - Albo się utopię albo dopłynę do brzegu - westchnęłam ciężko. - Na razie widzę tylko tyle, że zasady, które mi wpajano na niewiele zdają się w tym co mnie spotyka.

– Mówiłaś o zakonie… – uśmiechnął się. – To raczej trudne, żeby zasady sprawdzające się w zamkniętym, odosobnionym miejscu w którym mieszkańcy żyją wedle ściśle ustalonych norm sprawdzały się w szerokim świecie pełnym różnorodności ale również chaosu. Jeśli zastanawia cię skąd wiem o takich rzeczach jak zakony i inne takie to powiem ci tylko tyle, że moja matka gromadzi księgi z “plugawą wiedzą nieelfów” i nie wie, że nauczyłem się czytać. Kolejny dowód jej obłudy… przeklina druidkę za posługiwanie się obcą magią, a sama gromadzi księgi zrabowane obcym kupcom i je czyta.

Zaskoczył mnie tym wyznaniem, aż otworzyłam szerzej oczy.
- Zaradny z ciebie gość - skomentowałam.

– Jakoś muszę sobie radzić, skoro jestem w tym plemieniu nikim. Kiedy dotarło do mnie, że będę nikim… najwyżej darmozjadem przyczepionym do szamanki, zrozumiałem, że albo poradzę sobie sam, albo nie poradzę sobie wcale. Zrozumiałem również, że skoro siła fizyczna i umiejętności walki nigdy nie staną się moją mocną stroną, zostaje mi to co daje siłę mojej matce. Wiedza i rozum… Oczywiście dostęp do wiedzy miałem ograniczony… jednak z pomocą rozumu, którego mi nigdy nie brakowało dobrałem się również do wiedzy. Potem wystarczyło zachowując czujność i rozsądek zacząć zdobywać sobie przyjaciół, a co za tym idzie… również dłużników i osoby winne mi przysługi, a to pozwalało mi jakoś funkcjonować i choć trochę uniezależnić się od rodzicielki. Wiem, że nigdy nie stanę się tak sławny jak Arkhan, ale nie zależy mi. Chciałbym jednak kiedyś móc opuścić to plemię… ten step i zobaczyć co świat ma do zaoferowania.

- Ja tu na pewno nie zostanę. Wkrótce przyjdą po mnie. Odejdę wraz z moją niewolnicą - spojrzałam na niziołkę. - Możesz do nas dołączyć - zaproponowałam, bo chyba najlepiej go rozumiałam jeśli chodziło o chęć wyrwania się stąd. - Ale do tego czasu zrobię wszystko, żeby to plemię przestało nękać Druidkę. Samo zabicie Arkhama nie rozwiąże problemu, bo to twoja matka jest źródłem sporu. Znasz najlepiej to miejsce, poradź mi co mam zrobić, żeby pogodzić ten klan z Druidką.

– Hymmm… Najlepiej jakby w jakiś sposób podważyć władzę mojej matki… ale to i tak może nic nie zmienić, bo wódz podjął już decyzję, najlepiej byłoby chyba, żeby Druidka się stąd wyniosła… i tak nikomu już nie pomoże a i nasze plemię nie pozwoli dotrzeć do niej przybyszom. Przykro mi… jeśli natomiast chodzi o wspólną podróż z tobą… z radością, jednak niepokoi mnie to, że ktoś ma tu po ciebie przyjść… chyba, że masz na myśli armię cesarza.

- Druidka nie odejdzie stąd - pokręciłam głową pewna swoich słów. - Jeśli zabraknie twojej matki to klan będzie zmuszony ją tolerować, żeby przetrwać. Wódz dowiódł, że nie jest zaślepiony i może zmienić zdanie. Arkham by tego nie zrobił, poprowadziłby klan na zgubę. A kto po mnie przyjdzie? Mowa była o jednej osobie, ale może źle zrozumiałam…
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-02-2020, 12:49   #59
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Twoja misja wydaje się bardziej pokręcona i niebezpieczna niż to się wydaje na pierwszy rzut oka… Powiedz mi konkretnie jaki masz plan – Zaproponował.

- Dzięki za zrozumienie - mruknęłam. - Zamierzam wyzwać Arkhama na pojedynek, nie dać się mu nawet drasnąć, żeby nie miał okazji mnie zatruć. Jak już wygram, to idąc na fali zadziwienia, w jakie na pewno wprawię tym czynem cały klan, zwalić winę za wszystko co złe spotkało klan na szamankę - ogólnie opisałam swoje plany.

– Odważny plan… ale wątpię, czy popis umiejętności walki, od razu będzie świadectwem twego boskiego posłannictwa… Wódz wie, że umiesz walczyć. – Stwierdził.

- To wyzwę jego - rozłożyłam ręce. - Masz lepszy pomysł?

– Wodza? – Zadziwił się. – Moim zdaniem to przesada… wódz jest szalony ale nie jest zły… na razie zajmijmy się Arkhanem… a potem zobaczmy, kto po ciebie przyjdzie. Może wtedy ustalimy razem jakieś sensowne rozwiązanie.

- To twoim zdaniem, w którym momencie powinnam wyzwać Arkhama? - zapytałam go.

– Nie w czasie uczty… jeśli jesteś na to gotowa, to teraz kiedy się tego wcale nie spodziewa. Nie będzie miał czasu użyć trucizny… a może nawet nie będzie przy nim jego haremu… bo one na pewno nie dopuszczą cię do niego, a raczej nie chcesz musieć zabić ich wszystkich.

Nawet mi to odpowiadało, bo to całe czekanie, zastanawianie się i odwlekanie już mnie zaczynało męczyć bardziej niż myśl, że walka może się dla mnie być tragiczna w skutkach.
- Dobrze więc - skinęłam głową. - Gdzie go znajdę?

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – Spojrzał ci głęboko w oczy.

Skrzywiłam się.
- Wiem że muszę to zrobić, bo inaczej Driudka i osoby będące pod jej opieką zostaną zamordowane - odwróciłam spojrzenie od niego i podeszłam do stojaka z włóczniami, by wybrać najlepszą.

– Czy mogłabyś coś dla mnie zrobić? – Zapytał wstając. – Arkhan gdy walczył z moim ojcem nie zabił go od razu, ale upokorzył go. Bo u nas jeśli po wygranym pojedynku poderżniesz komuś gardło, dowiedzieś, że szanujesz go jako wojownika. Ci, którzy nie są godni takiej śmierci mają umierać długo i w agoni… tych, których chce się szczególnie upokorzyć, okalecza się… Arkhan odciął mojemu ojcu dłonie i stopy, aby przed nim klęczał, a potem rozpruł mi brzuch… Nie proszę cię jednak byś zrobiła mu to samo… chcę tylko byś, zamiast podciąć mu gardło, przebiła mu brzuch i pozwoliła umrzeć w ten sposób… to choć trochę zrekompensuje hańbę mojego ojca.

Moja wyobraźnia podsunęła mi scenę, w której mały chłopiec musi patrzyć jak jego rodzic zostaje w tak okrutny sposób zabity. Zemdliło mnie i aż się wzdrygnęłam.
- Zobaczę do czego okażę się być zdolna... - odparłam mu ponurym głosem.

– Nie chcę byś się nad nim pastwiła… nikt na to nie zasługuje, nawet on… ale chcę żeby poczuł choć część upokorzenia jakie zrzucił na pamięć mojego ojca. – Powiedział bardziej ze smutkiem niż z gniewem.

- Są osobniki które właśnie na pastwienie się nad nimi zasługują - powiedziałam mając w pamięci rozgrzeszenie jakiego udzielił Galadriel przed dzień mojego opuszczenia zakonu. - Na wypadek gdyby po śmierci nie czekało cierpienie za grzechy.

To co powiedziałaś byłoby pośród kapłanów Toriela uznane za istne bluźnierstwo, zwłaszcza gdyby padło z ust jednej z nich, a jednak tobie przyszło z tak wielką łatwością.

Gdy się odwróciłaś dzierżąc włócznię zauważyłaś, że Falris stoi tuż przed tobą.

– Dziękuję… – Powiedział szczerze. – Dziękuję, że mnie rozumiesz. – Dodał, a potem niespodziewanie, pocałował cię prosto w usta.

To był pierwszy raz w twoim życiu gdy pocałował cię mężczyzna. Jego usta były delikatne, a oddech ciepły. Przez twoje ciało przeszedł mimowolny dreszcz.

Zaskoczył mnie tym tak bardzo, że nie zareagowałam na to od razu i po prostu stałam zdezorientowana. Dopiero po chwili, pod wpływem nowych emocji jakie to we mnie wywołało, spanikowałam i odepchnęłam go od siebie. I nagle zrobiło się dziwnie.

- Chodźmy już... - mruknęłam o dziwo onieśmielona i zrobiło mi się gorąco, że aż piekły mnie policzki. - Wskażesz mi gdzie, a sam pójdziesz przypilnować, żeby twoja matka nie przyszła Arkhamowi z pomocą - czułam się tak bardzo zawstydzona, że miałam ochotę jak najszybciej stoczyć swoją walkę… Nawet gdybym miała ją przegrać.

– Wybacz… ja nie chciałem sprawić ci przykrości… – Teraz jemu zrobiło się głupio. – Chyba jednak w tych sprawach ludzie różnią się od elfów. Przepraszam… – Powiedział i wskazał ci drogę. Nic więcej nie powiedział, tylko poprowadził cię do jednego z najokazalszych namiotów w całym obozie. Przed nim stała dwójka elfów. Naga kobieta całująca się i ocierająca o wyjątkowo rosłego i potężnego jak na elfa mężczyznę z wygoloną połową głowy. Umięśnione ciało elfa pokrywały dziesiątki tatuaży i blizn. Arkhan, bo domyśliłaś się, że to właśnie on, nie zauważył was, ale zajęty był zabawianiem się ze swoją towarzyszką… widziałaś, jak agresywne były jego ruchy, jak nienasycony był w tym co robił. Jego zachowanie przywodziło na myśl agresywne, dzikie zwierze… zaś jego kochanka zachowywała się jak suka w rui.

Ten widok wywołał odrazę na mojej twarzy. Barbarzyństwo i zezwierzęcenie. Już w drodze tu zdusiłam w zarodku wszelkie wątpliwości, które teraz mogłyby mi już tylko przeszkadzać. Chciałam mieć czyste myśli, skupione tylko i wyłącznie na walce.
Poszłam prosto na niego.
- Wyzywam cię na pojedynek - powiedziałam do Arkhama. - Odebrać moją własność z twojego trupa.

Dziewczyna oderwała się od niego i rzuciła ci pełne pogardy spojrzenie.

– Czego chcesz ludzka suko… – Rzuciła. – Spieprzaj stąd bo wydrapię ci oczy.

– Lepiej ty stąd spieprzaj – Rzucił ostro potężny elf i uderzył swoją kochankę w tyłek. – I tak mi się już znudziłaś… twoja siostra jest w tym lepsza.

Dziewczyna odeszła urażona ale mijając cię splunęła ci pod stopy. Spojrzałam na nią tylko na wypadek gdyby chciała się na mnie rzucić.

– No, no… człowiek, którego wódz przyjął do plemienia i żałosna imitacja elfa… – Stwierdził Arkhan. – Chcesz swój amulecik? – Rzucił, a potem wysupłał go spomiędzy całego mnóstwa kościanych amuletów i innych fetyszy, które miał na szyi.

Arkham był większy ode mnie i zdecydowanie lepiej umięśniony. Jeśli miałam go pokonać i przy tym wyjść z życiem to musiałam wykorzystać dar od mężczyzny z wizji jak również moja wiedzę medyczną o punktach witalnych ciała. I nie mieć skrupułów.
- Nie kłopocz się - odparłam chłodno. Na widok amuletu jeszcze bardziej wezbrała we mnie złość, że nie mogę już wrócić do miejsca, które miałam za swój dom. - Sama go sobie wezmę - dodałam. - A teraz stań do walki!

– Nie wiem czy jesteś tak odważna… czy tak głupia… – Zaśmiał się. – Dobrze… ja byłem gotów oddać ci ten drobiazg za kilka chwil w moim namiocie… ale skoro za nic masz własne życie, wezmę sobie ciebie po tym, jak już cię zabiję nieelfie… najpierw wypruję ci flaki, potem cię zgwałcę we wszystkie otwory jakie znajdę, albo sam zrobię… a to co z ciebie zostanie upiekę i zjem – Rzucił szczerząc zęby. Włożył rękę do namiotu i wydobył włócznię zakończoną ostrzem z zadziorami.

Ustawił się w pozycji do obrony.
– Zaczynaj… – Rzucił jadowicie.

Zauważyłaś, że inne elfy węsząc walkę zaczęły schodzić się w jedno miejsce.

Falris nachylił ci się do ucha i powiedział.
– Nie traktuje cię poważnie… jeśli rzeczywiście masz wiedzę od boga, zdołasz go pokonać, a zgubi go jego własna pycha. – Położył ci dłoń na ramieniu i już głośno rzucił. – Wierzę w ciebie, wybranko bogów.

Rzuciłam blady uśmiech Falrisowi i ruszyłam ku Arkhamowi. Nie zamierzałam mu okazywać ani okrucha litości i chciałam w pełni oddać się temu uczuciu, które mnie ogarniało gdy czerpałam z wiedzy otrzymanej od mężczyzny ze snu.

W pełni skupiona zaatakowałam.

Pierwsze pchnięcie minęło elfa o włos… a dokładniej ledwie zdołał wykonać unik. Zdążyłaś zauważyć zdziwienie na jego twarzy. W odpowiedzi zamachnął się włócznią by trafić cię jej bokiem w głowę.

Atak zablokowałam swoją bronią, a dokładniej ustawiłam drzewiec pod takim kątem by jego włócznia prześlizgnęła się po nim nad moją głowę. Dopiero po tym uchyliłam się i wykorzystując jego własną siłę, uderzyłam tym samym końcem swojej włóczni prosto w jego krocze.

Teraz czułaś to o czym mówiła Morrisana, elastyczność… to był sekret sztuki walki elfów. Gładkie, gibkie ruchy i wykorzystanie każdej części broni w walce. Ruchy, które instynktownie prowadziły twoje ciało czyniły cię niemal nieuchwytną a to, że byłaś mniejsza i lżejsza od Arkhana momentalnie dało ci pełną przewagę. Uderzenie w krocze rozproszyło go na chwilę i zmusiło by zamiast kontrataku skupił się na gardzie, a to z kolei przeniosło na ciebie dominację w pojedynku. Czucie ziemi pod stopami dawało ci poczucie stabilności, a wyostrzone zmysły sprawiały, że każdy bodziec elektryzował twoje ciało… nigdy w swoim życiu nie miałaś takiego zespolenia z bronią i takiej… radości z walki. Czułaś jak wzbiera w tobie euforia… a wraz z nią żądza… mimowolnie na twoją twarz wpełzł drapieżny uśmiech. W tym momencie czułaś, że to ty jesteś teraz drapieżnikiem… zaś on, twoją ofiarą…

On też to poczuł. Widziałaś w jego oczach strach… widziałaś jak bardzo próbuje się przed tobą osłonić.

Nie miałam nawet najmniejszego powodu by się jakkolwiek powstrzymywać przed tym co mnie napędzało, ani tym bardziej ochoty się ograniczać. Arkhamowi należało się poniżenie i powolna śmierć, a ja, odsuwając nauki kapłanów Toriela, zamierzałam mu to właśnie dać.

Poczułaś to… poczułaś pełnię krwawej żądzy… nie była to ślepa furia, o nie… ty widziałaś i smakowałaś każdy moment… każdą chwilę swej dominacji nad dużo większym i silniejszym przeciwnikiem. Gdy pierwszy raz twoja włócznia zanurzyła się w jego ciele, ryk jego bólu, dosłownie przeszył twoje ciało podnieceniem. Wtedy już wiedziałaś, że wygrałaś, jego garda była słabsza, a kolejne pchnięcia rozrywały jego mięso ochlapując ciebie ciepłą posoką… czułaś jakbyś po raz pierwszy naprawdę żyła. Kolejne pchnięcie weszło głęboko w jego brzuch, a gdy wyszarpnęłaś grot włóczni, krew ochlapała twoją twarz, a potem zaczęła spływać po twojej szyi pod kamizelkę. Twój naszyjnik cały pokrył się szkarłatem.

Przez jedno mgnienie oka, zdawało ci się, że w tłumie ujrzałaś kobietę ze swojego snu. Stała tam w swoim czarnym stroju z założonymi rękoma i uśmiechała się, jednocześnie powoli kręcąc głową.

To na moment cię wyhamowała i sprawiło, że nie zdążyłaś rozszarpać Arkhana.

Twój przeciwnik padł na ziemię i, korzystając z twojego zawahania, próbował się odczołgać.

– DOBIJCIE MNIE! – Wrzasnął. – NIE POZWÓLCIE, ŻEBY ZABIŁA MNIE NIEELFKA!!! BŁAGAM! – Ryczał, charcząc i pełznąc jak robak w kierunku zebranych obserwatorów.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 27-02-2020, 14:04   #60
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Potrząsnęłam głową po tym przewidzeniu. Przelotnie zlustrowałam otoczenie, ale krzyki Arkhama przywróciły moje myśli na właściwy tor.

- Jesteś obrazą dla Seres - powiedziałam chłodnym i zadziwiająco spokojnym tonem głosu, ale też dość głośnym, by kto chętny, mógł usłyszeć. - Nigdy nie byłeś wojownikiem. Jesteś tchórzem, który wszystko osiągnął podstępem - mówiłam i skierowałam ostrzę swojej włóczni w dół. - Szamanka ci w tym pomogła i ją też spotka kara. Tym większa, bo zaserwowana rękami człowieka - stanęłam nad nim i wbiłam mu ostrze prosto między kręgi, na wysokości lędźwi.

Elf ryknął z bólu i padł oddychając z trudem i wykrwawiając się. Zauważyłaś jak z tłumu wypada jakaś elfka z nożem, widziałaś jednak, że nie próbuje zaatakować ciebie, ale rzuciła się aby dobić Arkhana. Dziewczyna miała łzy w oczach. Uświadomiłaś sobie, że była żadnym zagrożeniem a ty mogłaś z łatwością ją zabić. Tak naprawdę dziewczyna była młoda i nawet nie wyglądała na wojowniczkę.

Wyrwałam włócznię z ciała swojego przeciwnika i tępym końcem uderzyłam elfkę w przedramię, by wybić jej nóż z ręki. Nie szczędziłam w tym sił, więc złamanie kości było pewne.

- Kolejną osobę zabiję jak tu się zbliży! - zagroziłam do tłumu, wolną dłonią ocierając krew Arkhama z twarzy.

Dziewczyna chwyciła się za złamaną rękę i szlochając padła na kolana.

– Błagam… proszę… On uratował mojego brata przed ludźmi krwawego węża… – Powiedziała przez łzy. – Pozwól mi skrócić jego mękę.

Tylko ona z całego tłumu chciała pomóc wojowników. Jego banda… kobiety… wszyscy stali, gapiąc się ze strachem w oczach. Tylko ta jedna dziewczyna.

– Potem możesz zabić i mnie - łkała.

- I co dostał od was w zamian za tą pomoc? - pytając ją, stanęłam jej na drodze do Arkhama, a włócznie trzymałam nad nią w ostrzegawczym geście.

Dziewczyna nic nie powiedziała, spojrzała tylko na swoje stopy, a potem cofnęła się w tłum.

Wiedziałaś, że nie potrwa to długo. Zauważyłaś, że wódz, stojący na uboczu patrzy na ciebie z aprobatą. Na twarzy Falrisa, malował się podziw zmieszany z przerażeniem…

Był tu również elf u którego gościłaś, a który kiwał głową, jakby mówiąc "należało mu się". Tłum był podzielony, jedni wyglądali na zadowolonych, nieliczni na przestraszonych. Ale była też grupka, która wyglądała na zjadaną przez wstyd… to jak się domyśliłaś byli "przyjaciele" Arkhana.

Jednak najbardziej przykuwał twoją uwagę wzrok elfki w pióropuszu. Jej ciało pokrywały rytualne malutki. Spojrzenie szamankę było zimne i puste… jak spojrzenie samej śmierci.

Wyobrażałam sobie, że była wściekła. W końcu jej protegowany wił się na ziemi niczym robak, a jego krew wsiąkała w kurz, na uklepanej ziemi. Oderwałam w końcu od niej spojrzenie i wróciłam do swojego przeciwnika. Nie, to nie był już mój przeciwnik. Teraz to była ofiara i choć byłam świadoma, że jestem oprawcą, to nie było mi z tym źle.

Wróciłam do konającego Arkhama. Był blady, co znaczyło, że jeszcze kilka oddechów i wyzionie ducha. Odkopnęłam jego broń poza zasięg rąk elfa.
Przyklękłam przy nim, opierając się na swojej włóczni. Sięgnęłam do szyi elfa. Wysupłałam metalowy łańcuszek z pomiędzy innych wisiorów. Ostrożnie wypięłam medalion Toriela i objęłam go w dłoń.

- Twoje imię już na zawsze będzie kojarzone z porażką - powiedziałam do elfa na tyle cicho by było to skierowane tylko do jego uszu. - Bogowie potraktują ciebie jeszcze gorzej.

Zobaczyłaś, że jego oczy stały się szkliste. Wiedziałaś już, że Arkhan nie żyje.

– No, no… – Powiedział wódz. – Dziś dwa razy nasza nowa wojowniczka dowiodła, że mimo ludzkiej krwi, ma ona w sobie ducha stepu. – Przemówił do tłumów. – Pojedynki są dla nas świętym rytuałem. Drogą do oddzielenia silnych od słabych, drogą do zachowania pokoju w plemieniu. Wojowniczka dowiodła, że szanuje i rozumie nasze ideały i jest godna by nosić imię. Od dziś twe imię to Alarissen, Dzielna córka, uwolnionej duszy! – Powiedział w twoją stronę.

Wyprostowałam się. Udało się, ale czułam niedosyt, jakby ten elf nie był wystarczającym przeciwnikiem dla mnie. Odetchnęłam głęboko starając się zapanować nad sobą. Spojrzałam na wodza. Skinęłam w jego kierunku głową, choć myśli teraz miałam mocno rozkojarzone.

To było dziwne. Przyjął mnie do klanu i nadał imię. Dziwnie, bo pasujące mi imię. Ale wiedziałam, że powinnam się wziąć w garść i nie identyfikować z nimi. Wkrótce stąd odejdę. Jeszcze tylko opatrzę tą dziewczynę, której złamałam rękę.

A na razie stałam, ociekająca krwią i potem, nie wiedząc jak dalej powinnam postąpić.

– A zatem… – Przemówiła szamanka. – ...Pragnęłabym porozmawiać sam na sam z naszą nową siostrą, by przygotować ją do roli jaką nadało jej to imię.

– Oczywiście, głosie Seres… nasza wojowniczka, rzuciła dość poważne oskarżenie w twoją stronę – Zauważył wódź.

– Tym bardziej chciałabym wyjaśnić sytuację nie żywiąc urazy wobec kogoś, kto nie poznał jeszcze pełni naszych obyczajów. – Powiedziała, a ty uświadomiłaś sobie, że kobieta nie mówi w języku ludzi, lecz ty doskonale ją rozumiesz.

– Ja nie mam nic przeciwko, byście się spotkały i omówiły dzielące was różnice. – Powiedział wódz.

Zaskoczona odkryciem, że znam mowę elfów patrzyłam na nie w zdumieniu. Czy byłabym w stanie mówić w ich języku?

- Zgodzę się na to tylko jeśli spotkanie będzie miało miejsce w moim namiocie - wypowiedziałam.

– Zgoda – Odparła kobieta, odwróciła się na pięcie i odeszła.

Wódz podszedł do ciebie.

– Szybko się uczysz… – Powiedział. – ...Jednak nie rzucaj na głos oskarżeń, jeśli nie masz dowodów winy… zwłaszcza wobec głosu Seres. – Dodał surowo. – Jeśli chodzi o dobra Arkhana są twoje, zgodnie z prawem pojedynku, zwłaszcza, że nie miał on innych dziedziców. Jego ciało zostanie oddane ziemi wieczorem, przed ucztą.

Spojrzałam na wodza, a by to uczynić musiałam unieść głowę na wyższego ode mnie elfa.
- Dowodów winy powiadasz? - powtórzyłam po nim, ale cicho i spokojnie. Tylko do niego. - Mówię waszą mową, choć nigdy się jej nie uczyłam. Walczę jak wy, choć nigdy nie widziałam waszych wojowników w akcji. Otrzymałam boskie dary byś w końcu przejrzał na oczy, wodzu. Już zostałeś ukarany i Seres daje ci drugą szansę - pouczyłam go.

– Ukarany? – Zdziwił się. – Zostałem nagrodzony tak doskonałą wojowniczką. Jeśli Głos Seres jest winna, udowodnij to, a sama zajmiesz jej miejsce. Jeśli taka jest wola wielkiej matki. – Rzucił. – Teraz jednak nie czas na to. – Dodał odchodząc. – Dokończymy tą rozmowę jutro.

- Wiesz dobrze, że mówię o twojej córce - powiedziałam do jego pleców. - Żyłaby gdyby szamanka nie utraciła względów bogini.

– Moja córka umarła z rąk wielkiej wojowniczki… to największy zaszczyt jaki mógł ją spotkać – Rzucił zatrzymując się na chwilę.

No tak. Czego ja się innego mogłam spodziewać? Powiodłam za nim spojrzeniem, a następnie zaczęłam spojrzeniem szukać Falrisa w tłumie, który jeszcze otaczał miejsce walki.

Właściwie to tłum już się rozszedł. Został tylko Falris, który patrzył na ciebie z jakąś dozą niepewności. Czy się bał po tym jak pocałował cię bez twojej zgody?

Wciąż dzierżąc włócznię skierowałam ku niemu swoje kroki.
- Boisz się mnie? - zapytałam go wprost, gdy stanęłam przed nim.

Wypuścił powietrze z ust.
– A powinienem? – Zapytał odzyskując pewność siebie. – Jesteś jak dwie dusze w jednym ciele… z jednej strony wydajesz się być szlachetną, trochę zagubioną dziewczynką… a z drugiej… tak jak podczas tej walki, żądnym krwi demonem, który pragnie tylko niszczyć… a zatem, którą duszą jesteś teraz? Czy powinienem się ciebie bać, czy powinienem cię wspierać?

- Czy chcesz mnie wspierać to zależy tylko od ciebie - odparłam nie zamierzając podejmować decyzji za niego.

– Chcę… tak jak powiedziałem. – Stwierdził, krzyżując ręce na piersi. – Ale chcę wiedzieć kim tak naprawdę jesteś… ja wyznałem ci moją historię, teraz chcę poznać twoją.

Przez chwilę mu się przypatrywałam w milczeniu, zastanawiając się czy powinnam mu powiedzieć, czy tego chce...
- Zgoda - odpowiedziałam, choć wcale nie byłam co do tego w pełni przekonana. - Ale nie tu. Wpierw zaprowadź mnie nad strumień. Muszę zmyć z siebie posokę.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172