Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2020, 10:38   #81
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Westchnął i wrócił do masażu.

– Jasne… poczekam… a tak swoją drogą, masz naprawdę ładne stopy… choć w sumie cała jesteś ładna… – Powiedział posyłając ci uśmiech.

- Dziękuję... - poczułam się zmieszana tymi komplementami. - Dobrze że tu jesteś ze mną... Inaczej czułabym się tu naprawdę zagubiona.

– A co ja mam powiedzieć? – Rzucił. – Ostatnie sześćdziesiąt lat spędziłem na stepie. Nigdy nie byłem w żadnym budynku… kobiety nie dotykałem też już bardzo długo. Dla mnie dużo rzeczy też jest nowych.

- Ale myślę że w przeciwieństwie do butów to na przykład łóżka ci się spodobają - zażartowałam sobie. - Rozumiem że to dlatego czekałeś przed moimi drzwiami? - zapytałam już poważniejszym tonem.

– Głównie dlatego, że chciałem wiedzieć jak poszła ci rozmowa z cesarzem… może i jestem imitacją mężczyzny dla innych elfów, no ale wciąż jednak coś tam męskiego w sobie mam i martwię się o los kobiety, która jest mi bliska. A poza tym jesteś tu jedyną osobą, którą znam, a siedzenie samemu w komnacie nie należy do najciekawszych zajęć. Może gdybym dobrał się do tutejszej biblioteki nie miałabyś mnie na głowie – Zaśmiał się puszczając ci oko.

- Będziemy w tej twierdzy jeszcze jutrzejszy dzień. Planuję go spędzić na pomocy kapłanom w ich pracy, a jeśli będzie ciebie to nudzić to mogę dowiedzieć się czy pozwolą ci zajrzeć do tutejszych księgozbiorów... - zasugerowałam.

– No ja cię samej z tym nie zostawię. W takiej sytuacji chcę ci pomóc. – Powiedział.

- Będzie mi miło - ucieszyłam się. - Ale nie czuj się do tego przymuszony.

– Nie czuję się. Zwyczajnie chcę pomóc skoro mogę. – Stwierdził.

- A właśnie... Póki jeszcze nie wołają na wieczerzę to chcę ustalić jedną rzecz - spoważniałam. - Nie zamierzam wspominać tutaj, że zyskałam zdolności od istot ze snu. Na razie też zamierzam ukrywać się ze swoimi... umiejętnościami. I chciałabym, żebyś ty też trzymał to w tajemnicy.

– Oczywiście. Mówienie o tym mogłoby być… no nie wiem… uznane za szaleństwo? – Stwierdził.

- Dokładnie tak - pokiwałam głową. - Również nie będziemy wchodzić przy innych w szczegóły tego co działo się w obozowisku dzikich elfów, dobrze?

– A jak wyjaśnimy twój powrót, jak ktoś zapyta? – Rzucił chwytając twoją drugą stopę i wznawiając masaż. – Może ustalmy jakąś wspólną wersję… bo w to, że zabiłaś doświadczonego wojownika o własnych siłach, ciężko uwierzyć, ale… da się to zrobić… choć chyba o tym jak to zrobiłaś lepiej nie mówić.

- Wszyscy którzy wiedzą że zostałam porwana byli też odpowiedzialni za moje bezpieczeństwo w podróży, więc nie pytają o to co się działo, bo i bez tego czują się winni, że to się w ogóle wydarzyło - wzruszyłam ramionami. - Nie zostaje w zakonie, więc nawet nie mam obowiązku się z tego spowiadać. Chociaż ta wspólna wersja mogłaby się przydać…

– Ale tutejszy wódz może zapytać i co wtedy? – Stwierdził rozumnie. Masaż był rozkoszny, co kolidowało z dość niewygodnym tematem rozmowy.

- Mogę mu na przykład odpowiedzieć, że wolę zapomnieć o tym co się tam działo? - zaproponowałam odpowiedź.

– To po pierwsze rozbudza niezdrową ciekawość, a po drugie, skieruje uwagę wszystkich na mnie i to mnie będą pytać. Tego nie chcemy – Powiedział powoli masując kolejno każdy palec twojej stopy.

- Fakt nie wzięłam tego pod uwagę... - pokiwałam głową. - Mogłabym powiedzieć, że przeciwnik nie był tak silny na jakiego się malował. Że do przetrwania i pokonania Arkhama wystarczyły mi umiejętności wyuczone w zakonie. Bo z tą elfką co chciała mnie wywlec nagą z namiotu to wystarczyło.

– To ma sens… ale gdy zapytają, czy albo dlaczego ten elf chciał z tobą walczyć, będzie trzeba kłamać… z tego co pamiętam w myśl zasad twojego zakonu, nie możesz wyzwać kogoś do walki jako pierwsza, a jedynie walczyć z kimś kto dopuścił się zbrodni… on na twoich oczach nie zrobił nic złego… więc jak to wyjaśnimy, dlaczego z nim walczyłaś? – Zapytał.

- Czyli musimy iść w zaparte, że to on zaatakował mnie pierwszy - westchnęłam.

– Albo w ogóle przemilczeć, tą walkę i skupić się na tym jak przyjęto cię do plemienia… – Stwierdził. – Zrobić z twojej samoobrony główny wątek historii. A tak nurtuje mnie jedna kwestia… widok sześciu niewolnic przydzielonych do ciebie samej… sprawił, że coś mi się przypomniało. Czytałem kiedyś jedną z Balleńskich książek… “Hrabina Kallas” – wymienił nieznany ci, z oczywistych powodów, tytuł. – Mowa tam była o pewnej szlachetnie urodzonej kobiecie, nadwornych intrygach, pojedynkach rycerskich i jej romansie. Po tym jak hrabina zawarła ślub z Lordem Kallasem, niemal na początku powieści, była wzmianka, i tu cytat: “Uradowana hrabina, teraz z woli boskiej i królewskiej nosząca nazwisko Kallas wraz z nowo poślubionym mężem, poszła uczcić najszczęśliwszy dzień swego życia. I tak młodzi w towarzystwie kilku ulubionych niewolnic szlachcianki rozkoszowali się pierwszą nocą wspólnego życia”... U nas wielożeństwo było dopuszczalne i nikt nie widział problemów w uprawianiu miłości ze współmałżonkami innych członków plemienia, jeśli była na to zgoda. Do tego bez względu na płeć każdy lubił mieć jakiś “ogrzewacz do łóżka” na zimne wieczory… Nawet małżeństwa… Jak to jest u ludzi? Wiem, że wy nie uznajecie wielożeństwa, ale z książki wynikało, że inny stosunek macie do “zapraszania” niewolników do wspólnych igraszek. – Widać było, że przy tej wypowiedzi był skrępowany. To co mówił Falris było faktem, jeśli chodzi o prawa cesarstwa. Wielożeństwo było niedopuszczalne, a zdrada małżeńska uchodziła za grzech… jednak inaczej było z seksem z niewolnikami, tej kwestii nie poruszała żadna ze świętych ksiąg siedmiu kościołów, ani prawo świeckie, jako że, niewolnicy według najstarszych praw byli uznawani za przedmioty. Była to zatem kwestia pozostawiona całkowicie sumieniu każdego obywatela Ballen. Jedyne prawo zakazujące uprawiania miłości z kimkolwiek dotyczyło kapłanów i mnichów, gdyż na służbie mieli być oni oddzieleni od cielesnych pragnień.

Uniosłam brwi w zdumieniu wysłuchując jego słów. Otworzyłam usta z zamiarem zaprzeczania wszystkiemu, ale zauważyłam w tym okazję do pożartowania sobie.
- I z taką wiedzą mimo wszystko chciałbyś zostać moim mężem? - zapytałam go wysilając się na poważny ton.

– Mimo wszystko jestem dzikim elfem, zważywszy na moją kulturę, byłoby to obłudą osądzać twoją. Jeśli zechcesz w łóżku niewolnika albo niewolnicę nie będę w żadnym wypadku się temu sprzeciwiał, bo przecież jeśli zostanę twoim mężem, wiem, że to co w tobie jest najważniejsze i najpiękniejsze… twoje serce, będzie należeć tylko do mnie, tak jak moje serce już należy tylko do ciebie. – Powiedział, całkiem poważnie.

Temat był dziwaczny, ale jego odpowiedź sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na sercu jak jeszcze nigdy.
- Spokojnie - uniosłam dłonie w geście kapitulacji, by już się nie przejmował. - Nie wiem jakie są zwyczaje na dworach, ani co to była za książka, którą czytałeś...Nie wykluczone, że tak robią co niektórzy... Ale ja po pierwsze nie uznaję ani zwierząt ani niewolników za przedmioty - zaczęłam. - A po drugie wyznaję zasadę, że łoże dzielić mogą wyłącznie małżonkowie.

– Już chyba wiem, czemu się w tobie zakochałem… – Uśmiechnął się. – Może i walczysz jak bestia… ale serce i duszę masz na pewno prawe i czyste, a do tego myślisz inaczej niż większość. Jesteś inna niż wszyscy i to właśnie ta inność czyni cię wyjątkową i tak wspaniałą. – Zaraz po tych słowach zrobił złośliwy uśmiech. – A nie będzie cię zżerać ciekawość, żeby zobaczyć jak to robią inni szlachcice? W końcu wspomniałaś, że masz tytuł… Czy Lady Marion nie będzie chciała posmakować rozkoszy godnych ludzi jej stanu?

- W żadnym razie - fuknęłam na granicy oburzenia tymi insynuacjami. - Nie obchodzi mnie to co robią inni.

– I nigdy się nie zmieniaj. – Powiedział z uśmiechem. – A tak z ciekawości… gdybym hipotetycznie został twoim mężem… czego byś oczekiwała ode mnie?

- Nie wiem... - zagiął mnie. - Wierności, szczerości... Akceptowania mnie takiej jaka jestem... - wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia w tym temacie.

– Na to możesz liczyć, ale chcę wzajemności… zwłaszcza jeśli chodzi o szczerość… a zatem jeśli coś ci przyjdzie jeszcze do głowy, mów śmiało.

- Oczywiście - pokiwałam głową.

– A skoro o wzajemności mowa – Uśmiechnął się i uniósł swoją nogę i położył ją na oparciu twojego fotela.

- Ale to dopiero po ślubie - zaśmiałam się rozbawiona i poklepałam go po nodze. Wstałam i poszłam do szafy zobaczyć czy może jednak przeoczyłam coś i znajdę inne buty.

– Hej… ja chciałem tylko masażu… – Rzucił po tym jak zabrałaś swoją stopę z jego rąk. Przegrzebanie szaf niczego niestety nie dało. Gdy jednak podeszłaś do kolejnej, dało się słyszeć pukanie do drzwi.

- Proszę - rzuciłam przez ramię w kierunku drzwi i zabrałam się za kolejną szafę.

Do pomieszczenia weszła rosła kobieta w skórzanym fartuchu. Niosła ze sobą worek, a przy pasie miała narzędzia. Była niemal łysa, a jej głowę pokrywały blizny. Jedna z blizn rozcinała jej policzek i przechodziła przez usta aż na podbródek. Była człowiekiem, ale mięśnie miała godne orka.

– Pono, komu tu trza szewca! – Rzuciła od wejścia, kładąc worek na ziemi.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 20-05-2020, 13:20   #82
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Nie sądziłam, że tak szybko się uda - ucieszyłam się i od razu zostawiłam to co robiłam. Podeszłam po parę butów która tak mnie dręczyła. - Niemiłosiernie mnie obcierają - powiedziałam i pokazałam jej tą parę. - Chyba będę potrzebować nową parę.

– Siadnij się – Powiedziała i zaczęła oglądać twoje buty. – Dobre obówki… miętko wykładane – Oceniła, a potem wyciągnęła miarę. – Poka, mnie te twoje szkity. – Podeszła do ciebie.

Usiadłam i podniosłam stopę.
- O tu mnie obcierają - powiedziałam wskazując palcem.

– To pirsze obówki w twojem życiu? – Rzuciła oglądając twoje nogi. – Kamachy dla wojka ciem zabijo, trza by czego inszego… – Mruknęła i zaczęła mierzyć. – Paluchy masz szeroko, że widoczno łodraza, że nigdy w obówka nie wciskłe… najlepsiej jakby obówki noska nie mieły… Hymm, hymmm… sandałaki, jak u motojców by się szybsiej nadały… ale by ciem rzemienie ciełły… Nie za spóźno, na najpierwsiejsze obówki?

Ledwo rozumiałam słowa tej kobiety.
- Żadnych sandałów. Mają być pełne kryte buty, z cholewką za kostkę - pokazałam na nodze długość, żeby pokazać jak wysokie mają być.

-Byndzie trudno… ale ja żem lubieje trudno – Uśmiechnęła się. – Na jutro cosik dla ciem nasklecam. – Powiedziała. – Ze pare albo trojgo zrobie, co byś popróbowała. U nas dużo długouch, co to obówków nie nosiły, a teraz do munduru trza im czego, to mam kilka, cobyś na dzisiek miała co na szkity wzuć. – Powiedziała i wyjęła z worka parę dziwnych butów, a raczej, kawałki materiału z otworami na palce i piętę, zawiązywane od góry dwoma sznurkami, które następnie można by opleść powyżej kostki. – To dla długouch ze zawiadu obówki… nie gnioto szkity, nie przeszkadzajo po drzewach hasać i nie obcierajo. Albo to. – Pokazała dość masywnie wyglądające buty, a raczej coś co je imitowało, bowiem nie miało noska, odsłaniając palce, zaś od spodu miało tylko pas skóry, który osłaniał środek stopy, przód i piętę pozostawiając wolne. – To łorki noszo w armi, Mocna, góra, co jak co spadnie, to nie pokrzywdza, ale spody wolne, co by ziemie czuć i nie skrobać.

– Poważnie… – Powiedział Falris, który podszedł do was i zaczął oglądać wytwory szewczyni.

– A jakże, długouch siem podobać? – Zapytała kobieta z uśmiechem.

Miałam nadzieję, że kobieta mówi coś w stylu " tak zrobię dla ciebie buty jakie chcesz, ale zajmie mi to chwilę, więc na razie wez jedne z tych dwóch różnych, żebyś nie musiała biegać boso".
- Przygotuj więc mi buty jak najszybciej możesz. A na teraz wezmę te - wskazałam na pierwsze pokazane.

– Pokazać jak siem zakłada? – Rzuciła. – A ty długouch tyż chcieć?

– Może nawet przymierzył bym… ale niech najpierw Lady Marion spróbuje.

- Tak, chętnie zobaczę jak się to nosi... - odparłam.

Kobieta przyklękła i nałożyła ci “but”, od środka pokryty był wyjątkowo miękką skórą, na zewnątrz zaś znacznie wytrzymalszą. Kobieta zaciągnęła sznurki, tak, że materiał opasał twoją stopę. Materiał przylegał do skóry na tyle ściśle, że nie przemieszczał się, więc nie ocierał, a jednocześnie na tyle by nie gnieść stopy. Twoje palce swobodnie przeszły przez otwory i mogłaś nimi poruszać. Kobieta następnie sznurki wystające poza materiał lekko oplotła wokół twojej kostki i związała. Wyglądało to jak obuwie godne jakiegoś akrobaty, ale było stosunkowo wygodne, zwłaszcza, że nie ocierało newralgicznych miejsc i nie zaciskało palców.

– Wygodno? – Rzuciła kobieta.

– No właśnie… jak to się nosi? – Dociekał Falris.

Przyglądałam się odzianym w to stopom bez przekonania. Może i wygodne, ale według moich przyzwyczajeń zupełnie nieprzydatne.
- Jednak nie - pokręciłam głową niezadowolona z tej alternatywy butów.

– To wtedyk te drugi? – Zapytała kobieta pokazując drugą parę pseudobutów. – To zieloniaki noszo. – Rzuciła. – A i tak tylko do zjutra, wtedyk to ja ci nowe obówki dla ciem przyniese.

Pokręciłam głową.
- Przemęczę się z tym co mam - stwierdziłam.

– To ci siem szkity łobetro do jutera i żaden obówek ci wygodny nie bedzie. Lepiej przenoś dzisiak cosik inszego, a jutero dostaniesz porzondno obówek na swoje szkity. – Powiedziała kręcąc głową.

– A masz może jeszcze jedną parę tych o… – Wskazał na to co akurat miałaś na nodze.

– A no mom, ale tylko kobitkowe – Rzuciła wyjmując z worka podbną parę ale większą.

Miałam już się niezgodzić, stwierdzić, że wiele chodzić już tego dnia nie będę, ale przypomniałam sobie, że przecież miałam w planach po uczcie przejść się i chociażby zobaczyć co u Druidki. Na pewno bym sobie obtarła stopy, co nie było dobrym pomysłem, bo przecież w jeden dzień tego nie zaleczę i podróż stałaby się katorgą.
- No niech będzie... - mruknęłam z niezadowoleniem, decydując się ostatecznie na to co miałam już na nogach.

Falris przywdział drugą parę i spróbował zrobić kilka kroków.

– Nie tak źle… dziwnie… ale nie tak źle… Spróbuję dziś w tym pochodzić, żeby dotrzymać ci towarzystwa – Uśmiechnął się do ciebie.

– No to nadobna, że wam siem spodoba. Nazjutrz przyniese ci sporządne obówki. – Powiedziała rosła kobieta, spakowała swój worek i wyszła.

- Nie powiedziałam, że mi się podobają - westchnęłam, gdy pani szewc zostawiła nas samych. - Dzięki, że próbujesz mnie pocieszyć - rzuciłam do Falrisa.

– Jutro dostaniesz parę butów specjalnie dla ciebie – Rzucił. – Więc się nie zadręczaj, że dziś będziesz wyglądać jak… “dzikuska” – podkreślił ostatnie słowo.

- Ale jak widzisz rozsądek mam większy od dumy i rozwiązania praktyczne przekładam nad to co mi się podoba - zaśmiałam się. - Ah, kiedy będą prosić na tą ucztę... Cesarz mówił, że lada chwila, a wychodzi na to że spokojnie mogła jeszcze odwiedzić Druidkę... No i jestem już głodna.

– Może o nas zapomnieli? – Rzucił znowu siadając w fotelu, potem uniósł nogę i zaczął oglądać skórzany ochraniacz.

- Chyba nie szczególnie bym się tym przejęła... - odparłam w zamyśleniu. - Najchętniej bym sobie poszła zrobić to co chciałam, ale nie wypada nie stawić się na wieczerzy kiedy zaproszenie idzie od samego Cesarza…

– Z tego co wiem, zapraszał nie cesarz a tutejszy wódź. – Uśmiechnął się. – Skoro to coś noszą tutaj zwiadowcy leśnych elfów… czy raczej elfek… to ciekawe jak się ubierają… z tego co czytałem o moich “kuzynach” ich typowy ubiór to brak ubioru… to dopiero dzikusy… – Zaśmiał się. – Swoją drogą… męczy mnie jedna rzecz… pasują na mnie buty noszone zwykle przez kobietę… ubranie też dostałem kobiece, a Amelia stwierdziła, że nawet się nie napracowała przy przeróbkach… zwłaszcza, że zajęło jej to jakieś pół godziny… – Wstał i stanął prosto.. – Czy ja mam kobiecą figurę?

- Pocieszy cię jak powiem, że masz na pewno bardziej zadbane włosy niż zdecydowana większość kobiet? - odpowiedziałam na to, dusząc w sobie rozbawienie.

– A to akurat zasługa wiedzy o roślinach i mądrych książek… też mógłbym ci zrobić środek do pielęgnacji włosów – Powiedział przeczesując swoje długie lśniące włosy palcami.

Nagle znów rozległo się pukanie.

- Chętnie, przyda mi się zadbać o wygląd, żeby odzwierciedlał mój status - odparłam ze śmiechem. - Proszę - krzyknęłam do drzwi.

Drzwi otworzyły się, a w nich stała orcza ochmistrzyni.

– Wódz zaprasza na wieczerzę. – Powiedziała i cofnęła się za drzwi.

Ruszyłam w jej kierunku.
- Czy mój przyjaciel może mi towarzyszyć w niej? - zapytałam kobietę, dla pewności, że nie będzie to źle widziane.

– Pan Falris również został zaproszony, jednak jako, że nie było go w jego komnacie to bardzo fortunnie, że był u Pani. – Odpowiedziała.

Gdy ruszyliście za zarządczynią, zauważyłaś, że Amelia wraz z resztą niewolnic stoii na baczność pod ścianą obok wejścia do twojej komnaty, na twój widok dziewczyny lekko skłoniły głowy. Niziołka cały czas naśladowała pozostałe dziewczyny.

- Wejdźcie do środka i odpocznijcie - powiedziałam do niewolnic gdy je mijałam.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 21-05-2020, 22:25   #83
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Młode kobiety posłusznie wykonały polecenie.

Ochmistrzyni poprowadziła was do głównego korytarza, który był znacznie szerszy od pozostałych, zaś on za dużymi drzwiami kończył się wielką salą biesiadną.

Na samym środku sali na rożnach piekły się dzikie wieprze, doglądane przez orczych kucharzy, a wokół rozstawione były drewniane ławy tworzące półokrąg. Przy stole w samym środku półkola siedział potężnie zbudowany ork, który jak łatwo można było się domyśleć, był wodzem. Jego szyję zdobił naszyjnik zrobiony z zębów dzikich zwierząt na przemian ze złotymi koralikami. Na głowie miał coś w rodzaju korony zrobionej ze złota, kłów i rogów.

Po jego prawej stronie, przy stole siedział cesarz, tym razem ubrany iście po królewsku, w marynarkę przeszywaną złotem, miał na sobie szczerozłoty naszyjnik z godłem cesarstwa, ozdobiony klejnotami, jednak nie miał żadnej korony. Po lewej stronie siedziała żona wodza… jej córka miała rację, rzeczywiście jej ubiór przywodził na myśl raczej arystokratkę z Ballen, niż żonę orczego włodarza… oczywiście z różnicą, jaką stanowił wielki, sięgający pępka dekolt, po obu stronach zdobiony misterną koronką, dekolt, który ukształtowano tak by odsłaniał jej piersi i większość brzucha. Ona w przeciwieństwie do swojego męża i cesarza patrzyła na wszystkich z chłodem i wystudiowanym wręcz dostojeństwem… wódz i cesarz natomiast dyskutowali o czymś co chwila wybuchając śmiechem. Dalej siedziała księżniczka, którą spotkałaś, w sukni podobnej do tej, noszonej przez jej matkę… jej mina natomiast wskazywała, że dziewczyna czuje się jakby była na największych torturach, co chwila wierciła się poprawiając rękawy sukni, do których najwyraźniej nie była przywykła i teraz niemiłosiernie ją uwierały. Przy innych stołach zasiedli różni goście, zarówno orkowie jak i oficerowie cesarstwa… a raczej Panie oficer. Zauważyłaś również Morrisanę, która zajęła miejsce przy najbardziej oddalonym od centrum stole, po lewej stronie… Garren natomiast siedział dokładnie na drugim końcu całego półkola, opierając głowę na ręku. Sporo miejsc pozostało jeszcze wolnych.

- Tutejsza etykieta gdzie nakazuje nam zająć miejsca? - zapytałam ochmistrzynię, rozglądając się za miejscem dla siebie i Flarisa.

– Tutejsza etykieta nie wyznacza gościom wodza miejsc, za wyjątkiem najwyżej uprzywilejowanych, takich jak cesarz. – Odpowiedziała, ale nim zdążyłaś zapytać ją o coś więcej, kobieta ruszyła w kierunku jednej z posługaczek, która potknęła się, upuszczając tacę.

- Dobrze więc... - nie zamierzałam długo tak stać jak kołek i szybko podjęłam decyzję, kierując swoje kroki w stronę Garrena. Wybrałam tak, bo chciałam, żeby Falris poznał go zanim, zostawię go na jego pastwę.

– Witaj! – Zawołał ork na twój widok. Wyraźnie poprawiłaś mu sobą humor. – Miałem nadzieję, choć chwilę z tobą pomówić… ale Erik i Gugorrak nie dawali mi dziś spokoju – Rzucił. – Zechciejcie zasiąść obok mnie, i zechciej mi powiedzieć córko niepewnej drogi, kim jest twój towarzysz.

- Też się cieszę, że ciebie widzę - odparłam do orka uśmiechając się przyjaźnie, gdy dosiedliśmy się do stołu. - To Falris, razem ze mną opuścił klan dzikich elfów - po tych słowach spojrzałam na elfa. - Falrisie to jest Garren Wilczy Kieł - przedstawiłam ich sobie.

– Brat wszystkiej krwi… – Powiedział elf siadając z wrażenia. – Czytałem… słyszałem… – Zapowietrzył się.

- Co sądzisz o wyprawie Cesarza? - zapytałam orka, przejmując inicjatywę w rozmowei, żeby dać Falrisowi czas na oswojenie się w tym towarzystwie.

– Opowiedział ci jaki jest jej cel? – Uśmiechnął się. – Uważam, że oni pasują do siebie… jeśli chodzi o polityczne skutki… nie znam się na tym, jeśli o to pytasz.

- Tak, mówił mi dokąd zmierzają - pokiwałam głową w odpowiedzi. - Chce żebym ją poznała.

– Dobrze… choć jej sposób bycia na pierwszy rzut oka może wydać ci się skrajnie niewłaściwy. Możesz nawet uznać ją za osobę złą i pozbawioną zasad. – Stwierdził. – Ale doradzam, byś była gotowa wysłuchać racji obu stron.

- Spokojnie, Cesarz opowiedział mi o niej więc wiem czego mam się spodziewać - zapewniłam go.

– A powiedział ci, że jej posiadłość otacza pajęczy las? Że ma garnizon Drowich jeźdźców zmor… kobiet oczywiście… i grupę niewolnic, z których każda ma plecy pocięte batem, jak po najstraszliwszych torturach? – Zapytał poważniejąc.

- Przecież nie mogę się i tak wtrącać w to jak kto traktuje swoich niewolników - pokręciłam głową. - I podejrzewam, że ma zmory, pająki i inne drowie okropności, którymi straszy się dzieci.

– Jak mówiłem… aby mieć wgląd w rzeczywistą sytuację… trzeba poznać obie strony. Ja nigdy tego nie widziałem, ale Morrisana czasem odwiedzała dawną przyjaciółkę. Uwierz mi… niemal każda z obecnych tam niewolnic jest wdzięczna swojej pani, nawet mimo, że ta nie toleruje błędów i każe za nie bardzo surowo. Czy masz pomysł dlaczego, córko niepewnej drogi?

- Bo niewolnicy tak mają. Jedyne z czego się mogą cieszyć to, że przeżyli kolejny dzień - westchnęłam.

– A jeśli ona dała im coś czego nikt im nigdy nie dał… – Zapytał uśmiechając się tajemniczo.

- To nie jest takie trudne w przypadku niewolników - wzruszyłam ramionami. A że wiedziałam że ich pani była dawniej niewolnikiem to może traktowała ich lepiej ze względu na to co sama przeszła. Tego nie mogłam jednak powiedzieć, bo było to wielka tajemnicą. W tym momencie bardziej mnie zastanowiło czemu w ogóle Cesarz mi tak bardzo zaufał i o tym powiedział, niż los niewolników drowiej lady.

– Jak się okazuje… nie zawsze jest to takie proste. – Uśmiechnął się. – Może zrozumiesz to, gdy ją poznasz.

- Zobaczymy - odparłam na to. - A czemu Morrisana siedzi tak daleko? - zapytałam zmieniając temat.

– To już chyba pytanie, które sama powinnaś sobie zadać – Zaśmiał się głośno. – Bo jest tak za twoją sprawą. Choć jakże mógłbym, mieć to za złe, skoro ceną za trwałe szczęście, jest chwilowa zgryzota? Morrisana obiecała, że gdy tylko opuści zakon, przyjmie moje oświadczyny, lecz do tego dnia, by nie kusić ciała, będziemy pozostawać w odległości.

- Jak dla mnie to przesadza z tą ostrożnością... Ale skoro tak bardzo nie potrafi się opanować to tylko świadczy o mojej racji - odpowiedziałam na to. - Cieszę się że poszła po rozum do głowy - dodałam ucieszona że ork jest zadowolony.

– A jak poznałaś swojego milczącego przyjaciela? – Zapytał wskazując na Falrisa, który najwyraźniej podłamał się swoim występem.]

Spojrzałam na elfa i lekko poklepałam go po ramieniu. W sumie jego małomówność była mi teraz na rękę.
- Potrzebowałam środków do odkażenia skaleczeń i na złagodzenie efektu działania trucizny, którą mnie uśpiono by mnie porwać... - wymyśliłam naprędce, bo przecież nie mogłam powiedzieć prawdy. - Więc gdy wspomniał, że zawsze chciał opuścić klan i poznać świat to mu w podzięce za pomoc zaproponowałam, żeby wyruszył ze mną.

– Czyżbyś lękała się powiedzieć mi prawdę? – Pochylił się. – Nie brzmi to nazbyt spójnie… Jeśli dzikie elfy cię pojmały, nie przydzieliłyby ci medyka… jad, którego używają nie jest groźny dla życia i po kilku godzinach wietrzeje bez śladu… a jeśli chodzi o skaleczenia… nie czuję od ciebie zapachu twojej świeżej krwi… czuję natomiast zapach świeżej krwi elfów.

Szczerze zaskoczył mnie swoimi spostrzeżeniami, bo niestety nie wzięłam pod uwagę, że ma tak dobry węch.
- Zdecydowanie nie poczułeś na sobie działania tego jadu, bo mnie po tym straszliwie bolała głowa - mruknęłam. - Masz rację, niewolnikowi czy przyszłemu posiłkowi, bo tak kończą jeńcy, nie daliby medyka, ale okazało się, że walcząc w samoobronie o swoje życie, zaimponowałam wodzowi i mnie naznaczył członkiem klanu - nawet nie mijałam się w swojej wypowiedzi z prawdą.

– Znam wodza krwawego znamienia… to w jego stylu – Powiedział i nie kontynuował tematu.

– Znasz naszego wodza? – Zapytał wreszcie Falris.

– Znam większość wodzów na stepie. – Uśmiechnął się Garren.

– Ja tylko słyszałem opowieści o tobie… połowa z nich wydawała się wręcz nieprawdopodobna.

– Zapewniam cię, że większość jak nie połowa, jest nieprawdopodobna i nieprawdziwa – Powiedział.

– To i tak zaszczyt spotkać kogoś takiego.

Ucieszyło mnie zarówno to, że Garren nie drążył tematu, jak i to, że Falris zaczynał oswajać się w jego towarzystwie.
- To która z ballad bardów o tobie, twoim zdaniem najbardziej nie odpowiada prawdzie? - zapytałam Garrena.

– O tym, że w moich żyłach płynie smocza krew… – Rzucił ze śmiechem.

- Haha, faktycznie tego barda poniosła fantazja - zgodziłam się z nim.

– Też zawsze miałem jakieś wątpliwości co do tej plotki… a jak jest z twoim mieczem? – Zapytał Falris. – To też wymysły?

– Nie. Miecz naprawdę wykonano ze smoczej kości, choć wcale nie zabiłem żadnego smoka aby ją zdobyć. Podczas przemierzania tuneli królestwa dzieci pajęczej matki, znaleźliśmy szkielet jednej z tych bestii. Broń jest lżejsza niż stalowa, a tnie nawet lepiej.

- To prawdziwe szczęście mieliście znaleźć te kości - zainteresowałam się. Widziałam jego broń ale nie przyszło mi wtedy do głowy pytać jak została wykonana. - A spotkanie rzemieślnika który przerobił je na broń to tym bardziej.

– Pierwsze było zrządzeniem losu, drugie tylko tego skutkiem. Eric sam znalazł kowala, a raczej gdy ogłosił wśród gildii kowalskich z całego imperium, że mamy kość smoka, kowale sami zlecieli się jak pszczoły do pasieki. Wybrano potem pięciu najlepszych, którzy razem mieli znaleźć najlepszą metodę obróbki… no i potem Eric wręczył ten miecz mi.

- No tak, zapomniałam że w drużynie mieliście Cesarza - od razu przestało to być dla mnie takie dziwne jak wcześniej.

– Eric powiedział mi, że chciałby żebyśmy z Morrisaną udali się na powrót do wolnych ziem. Chce, żebyście z Morrisaną razem towarzyszyły mu u Aithane. – Powiedział. – To trochę koliduje z pierwotnym planem, ale jak moglibyśmy mu odmówić.

- Przykro mi, że to popsuło wasze plany. Miło mi jednak będzie móc spędzić z wami jeszcze chwilę czasu - odpowiedziałam, zastanawiając się czy Cesarz powiedział mu prawdę.

– Nie popsuło, a tylko oddaliło ich realizację. A co do spędzenia czasu, czyż po wszystkim razem z nami nie udasz się na południe? Z tego co wiem, rozdzielimy się dopiero po przebyciu stepu, a tam my udamy się w głąb cesarstwa do zakonu boga umarłych, zaś ty dalej na południe. Czyż nie? Spędzimy zatem jeszcze jakiś miesiąc.

- Faktycznie - pokiwałam głową. - Cesarz mówił wam, że posyła mnie bym spotkała się z moim bratem i przyniosła wieści o tym jak on sobie radzi?

– Wspomniał. Twój brat ma na imię Jonathan i miał spotkać się z panem południowego królestwa, aby pojednać jego kraj z cesarstwem, tak?

- Tak - skinęłam głową. - Mam nadzieję, że choć nie ma od niego wieści to jednak wszystko z nim w porządku - martwiłam się tym, choć starałam przynajmniej wmówić że nie ma ku temu powodów.

– A jaki jest twój brat? – Zapytał mężczyzna.

- Nie wiem, nie widziałam go całe lata - wzruszyłam ramionami.

– A jaki był? – Zapytał.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 22-05-2020, 10:42   #84
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Pamiętam, że jak jego instruktor fechtunku nie chciał mnie uczyć, bo byłam za mała, to czasem w przerwach od nauki, a wydaje mi się, że miał mnóstwo nauczycieli od różnych rzeczy, sam z chęcią mnie uczył i nawet nakazał służbie zrobić mi mały zabawkowy mieczyk - zamyśliłam się, bo wspomnienia były mało wyraźne po takim czasie. - W dniu kiedy wyprawiono mnie do zakonu dał mi na pamiątkę medalion - wyciągnęłam wspomniany spod tuniki, pokazując oszlifowany fioletowy szlachetny kamień.

– Miałem okazję poznać twego ojca i drugiego z braci, ale niestety nie Jonathana. – Powiedział Garren.

- I jak oceniasz Hamiltona? - zapytałam, z premedytacją pomijając wspomnienie o moim rodzicu.

– Człowiek o wielkim sercu i odwadze, lojalny wobec Erica. Podobny do ciebie, jeśli chodzi o gotowość do stawania po stronie tego co słuszne, jak wtedy w tej wiosce. Poznałem nawet jego narzeczoną.

- Ogromnie dużo mnie ominęło - westchnęłam zbolała tym faktem.

– Przykro mi. – Powiedział.

Zauważyłaś, że większość miejsc została już zajęta. Dostrzegłaś nawet gadatliwą Panią oficer, którą spotkałaś gdy tylko tu przybyliście. Wciąż nigdzie jednak nie było widać Baraii.

- Wiadomo kiedy zaczną podawać do stołu? - zapytałam cicho Garrena, bo już mnie ssało w żołądku, bo o ile siły po śnie mi wróciły to głód się tylko wzmagał i wypite wcześniej wino przestawało go zagłuszać.

– Z tego co wiem, gdy pojawią się wszyscy zaproszeni… a zostało już niewiele wolnych miejsc. – Powiedział Garren.

- Kapłanka Baraia się zjawi? - zaciekawiłam się. - Bo w związku z tym co się stało... Ja bym chyba nie była w stanie wyjść z komnaty jakiś czas.

Gdy to mówiłaś, kapłanka weszła do pomieszczenia, zlustrowała wzrokiem salę i wybrała jedno z niewielu już pozostałych miejsc… zaraz obok was.

Kobieta przechodząc obok ciebie posłała ci zmęczone spojrzenie i usiadła tuż obok Falrisa, który z jakiegoś powodu instynktownie poczuł wobec niej respekt, widać było to po jego gwałtownej reakcji.

Dzika elfka, w białej szacie spojrzała na niego obojętnie.

No i wywołałam wilka z lasu. Zaskoczyło mnie, że akurat przy nas zasiadła. Wychyliłam się zza elfa spoglądając na nią.
- Bardzo nam miło, kapłanko Baraio, że będziesz nam towarzyszysz w uczcie - powiedziałam, poczuwając się by z grzeczności ją powitać.

– Ta uczta to kpina… – Rzuciła. – Połowa z naszych ludzi walczy o życie w lazaretach, do tego straciliśmy najlepsze wojowniczki w bezsensowny sposób… a my ucztujemy… marnujemy czas. – Rzuciła.

I właśnie dlatego, gdybym sama była rozgoryczona, to zostałabym sama ze sobą w komnacie. Pożałowałam, że się odezwałam.
- Przez wzgląd na pamięć poległych i fakt, że wróg został pokonany, nie można mówić, że było to bezsensowne - odparłam nie mogąc się zgodzić z jej zdaniem.

– Skoro tak mówisz… – Rzuciła. – Gdyby cesarz od razu zabił obcinacza głów… moglibyśmy uniknąć choć kilku niepotrzebnych śmierci… – Mruknęła.

- Możliwe - pokiwałam głową. - Równie możliwe jak to że wtedy śmierć poniósłby Cesarz - dodałam z powagą.

– Nie zginąłby, jest zbyt… sprytny, a ona… – Zamknęła oczy i przygryzła wargę. – ...ona dałaby mu się pokonać, tak jak dała się pokonać mi… – Zacisnęła mocniej pięści.

- Może właśnie nie było takiej opcji, może tylko tobie na to mogła pozwolić... - zasugerowałam.

– Może… – westchnęła. – Już raz zginęła przeze mnie, najbliższa mi przyjaciółka… może bogowie skazali mnie na los tej, która kończy żywoty, tych na których mi zależy. – Powiedziała z mieszaniną rezygnacji i ironii.

- Garrenie, może nalejesz wina kapłance? - zasugerowałam uważając, że tylko tyle można dla niej teraz zrobić.

– Sama umiem nalać sobie wina. – Powiedziała i chwyciła stojącą na stole butelkę, by potem wychylić ją duszkiem. Gdy skończyła, powiedziała. – Ale trafiłaś w sedno… tego mi było trzeba. Nie powinnam była ruszać się z zakonu… Powinnam była odmówić, gdy chciano dać mi święcenia. Teraz zapewne w spokoju siedziałabym w klasztornym szpitalu i niosła pomoc chorym… zamiast ponownie nurzać się w krwi przyjaciół.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Byłoby łatwiej, ale czy byś usiedziała w jednym miejscu, wiecznie w tych samych ścianach całe swoje życie... - odparłam.

– Zanim trafiłam do zakonu, miałam okazję podróżować, walczyć… poznać trochę świata. Kiedyś ja i moja “towarzyszka” wdałyśmy się w walkę ze zwiadem mrocznych elfów… z tego drugiego królestwa, tego, które nie zawarło paktu z cesarzem. Przez moją głupotę… moja… ukochana… przyjaciółka, moja Wase, zginęła. Właśnie w klasztorze znalazłam schronienie i spokój ducha… tam znalazłam swoje miejsce. Tam powinnam była zostać. – Stwierdziła. Garren i Falris nie wtrącali się do rozmowy.

- Gdybyś potrafiła zostać, to byś została - zawyrokowałam.

– Pewnie masz rację – Wzruszyła ramionami.

Wyglądało tak jakbym trochę ją uspokoiła, choć nie miałam żadnej pewności czy moje słowa jej pomogły. Może to tylko wino tak na nią podziałało. Ciekawiło mnie czemu akurat do nas się dosiadła, ale o to pytać nie wypadało.
- Już wkrótce sala się zapełni - stwierdziłam tylko oczywistą oczywistość.

W ciągu kilkunastu minut sala się dopełniła i wódź powstał by zacząć ucztę.

– Pragnę powitać tu wszystkich dostojnych gości! Mamy zaszczyt gościć u nas wielkiego władcę i wojownika, Cesarza Erica z rodu Leadenrock, oraz wielu innych znamienitych wojowników. Witam was wszystkich dostojni goście i życzę smacznego – Powiedział a potem zasiadł, zaś służba zaczęła wydawać posiłki.

- Nareszcie - mruknęłam pod nosem, ciesząc się, że zaraz się najem.

Uczta trwała w najlepsze, a ty wreszcie mogłaś się najeść.

– W życiu nie pomyślałbym, że na uczcie może być tyle jedzenia… – Powiedział Falris. – Swoją drogą… mam lekkiego stracha.

- Spokojnie nie podadzą do jedzenia żadnego elfa, niziołka czy człowieka - odparłam chcąc go uspokoić, ale w sumie to tylko sama lekko zwątpiłam... Ważne że widziała, że pieczeń którą jadłam, przyszła prosto z rożna który rozstawiony był na widoku więc miałam pewność, że była to dzika świnia a nie nic z wymienionego przeze mnie.

– Nie tego się obawiam. – Zaśmiał się. – Chodzi o to, że chcę spróbować wina… a nigdy w życiu nie piłem alkoholu. Tylko czytałem jakie efekty może wywołać. Boję się, że będzie dziwnie…

- Nigdy? - uniosłam brew w zaskoczeniu. - To lepiej nie bierz przykładu z kapłanki... - zerknęłam w kierunku Barai. - Na początek nie więcej jak kielich, dobrze?

– Jasne… – Powiedział i nalał sobie. – Tobie też nalać? – Zapytał.

- Tak, poproszę - skinęłam głową. - Niewolnice nie proponowały ci wina w komnacie? - zdziwiłam się.

– Proponowały… ale odmówiłem… wolałem próbować tego w bardziej… bezpiecznym towarzystwie. – Wyjaśnił nalewając ci trunku. – Proponowały mi sporo różnych rzeczy za które podziękowałem.

- A co one biednie miałyby ci zrobić? - popatrzyłam na niego rozbawiona.

– Jakże zabawne… – Powiedział sarkastycznie i wychylił kielich wina, by zaraz skrzywić się niemiłosiernie. – Ale to mocne…

- Nie musiałeś pić wszystkiego na raz - pokręciłam głową i sama raptem upiłam jeden mały łyk.

– Mów mi takie rzeczy szybciej, proszę – Rzucił słabowicie. – I ludzie mają z tego przyjemność?

- Nie tylko ludzie - zaznaczyłam. - Picie wina i piwa czy innych trunków alkoholowych na terenach gęsto zaludnionych jest bezpieczniejsze, bo alkohol zabija zarazki, które w dużym skupisku łatwiej się rozprzestrzeniają.

– Jedzenie ziół o kwaśnym smaku też pozytywnie wpływa na zdrowie i odporność – Zwrócił uwagę. – Do tego regularne mycie się.

- Tak, ale jak masz duże zaludnienie to zarazą rozprzestrzenia się najłatwiej przez wodę pitną i żywność. Mój mentor mawiał że kapłani leczący chorych nie powinni odmawiać sobie trunków z alkoholem. Wspominał też że każdy organizm inaczej na niego reaguje i co co jednego upija to drugiemu niewiele zrobi. Podobno najmocniejsze głowy mają krasnoludy - powiedziałam i wróciłam do jedzenia.

– Jasne… – Powiedział i nalał sobie jeszcze wina, wziął dwa łyki. A potem padł czołem na blat i zaczął chrapać. Oczywiście zawartość kielicha wylał na blat.

- To było szybkie... - szturchnęłam go palcem w bok, z nadzieją że sobie żartuje.

Niestety zmęczenie po całonocnym biegu, lekko tylko podreperowane, krótką drzemką na barkach orka i pierwsza w życiu dawka wina, były wystarczającym środkiem nasennym i teraz elf spał jak zabity, a ze względu na niezbyt wygodną pozycję ciała chrapał jak niedźwiedź.

Pokręciłam głową bezradnie i spojrzałam na Garrena.
- Pomógłbyś mi go dostarczyć do jego komnaty? - poprosiłam.

– Oczywiście – Odparł ork wstając, potem chwycił Falrisa w pół i zarzucił go sobie na ramię. – Poprowadzisz?

– Pójdę z wami… też chyba się położę – Powiedziała Baraia i wstała.

- W takim razie chodźmy - skinęłam im głową i ruszyłam przodem. Sama miałam zamiar jeszcze wrócić na salę biesiadną, ale na razie trzeba było zająć się pijanym elfem. Co prawda nie wiedziałam dokładnie gdzie miał swój pokój ale zakładałam że mieści się gdzieś niedaleko mojego i też zamierzałam przy pierwszej okazji podpytać niewolników.

Gdy wychodziliście, zauważyłaś, że na środek sali wyszły akurat Evi i Gali. Bardki właśnie zaczynały swój występ.

Przed drzwiami do sali biesiadnej spotkaliście ochmistrzynię.

- Proszę nas zaprowadzić do jego komnaty - powiedziałam do orczycy.

– Oczywiście – Powiedziała i ruszyła przed siebie. – Czy wezwać medyka?

– Ja jestem medykiem – Rzuciła Baraia – I diagnozuję, upojenie alkoholowe, zalecam na to sen do rana. – Powiedziała kapłanka idąc za wami.

Zaśmiałam się rozbawiona tą sytuacją.
- Wystarczy żeby niewonice miały dzban z wodą gdyby go suszyło i ceber na wypadek gdyby chciał zwrócić wino - dodałam swoje zalecenia. - Kto by pomyślał, że elfy mają tak słabe głowy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 19-06-2020, 19:40   #85
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Oczywiście – Powiedziała orczyca i zaprowadziła was do komnaty, którą przydzielono Falrisowi. Gdy otworzyłaś drzwi ujrzałaś jak piątka wyjątkowo ślicznych elfich niewolnic ustawia się w rządku. Garren wszedł do pomieszczenia i bezceremonialnie zwalił chrapiącego Falrisa na łoże. Ten zaraz objął ramionami poduszkę obszytą delikatną wełną i wybełkotał coś, co na szczęście słyszałaś tylko ty oraz Garren.

– Marion… twoje włosy są jak najdelikatniejsze runo… to dla mnie zaszczyt, że mogę ich dotknąć…

Ork spojrzał na ciebie i się uśmiechnął.

Niewolnice zaraz podeszły do łóżka aby “ogrzać” tego, któremu je przydzielono.

Zaczerwieniłam się, ale przynajmniej zrobiłam minę jakbym nie wiedziała o co chodzi.
- Przynieście koc, dzban wody... Może dwa. I przygotujcie wiadro gdyby go naszły mdłości - nakazałam niewolnicom. - Przykrycie go ciepłym kocem i pod żadnym pozorem nie przeszkadzajcie w spaniu - dodałam władczym tonem, studząc ich zapędy. - Zrozumiano? - dodałam na koniec.

Dziewczęta zaraz zajęły się wykonywaniem poleceń, a ty z Garrenem wyszliście z komnaty. Baraia tam na was czekała.

– Wybacz mi… siostro… czy możemy chwilę pomówić na osobności? – Zapytała.

Zmarszczyłam brwi nie wiedząc czego się po niej spodziewać.
- Dobrze - zgodziłam się i spojrzałam na orka. - Później wrócę na wieczerzę, więc trzymaj dla mnie miejsce przy stole - poprosiłam Garrena.

– Dobrze – Powiedział wojownik i poszedł z ochmistrzynią na dół.

Kapłanka poprowadziła cię do swojej komnaty. W tej komnacie nie było żadnej służby. Kobieta usiadła na łożu i wyjęła kolejną flaszkę wina zza pazuchy.

– Siadaj… pogadamy – Powiedziała odkorkowując butelkę. W kącie pomieszczenia zobaczyłaś pozłacany, szeroki, dwuręczny miecz z grawerunkiem w kształcie znaku Toriela.

Po tym jak rozejrzałam się po jej komnacie, starając się to robić w jak najmniej nachalny sposób, skupiłam swoją uwagę na kapłance. Usiadłam na fotelu, naprzeciw niej.
- O czym chcesz rozmawiać? - zapytałam.

– Masz… napij się – Podała ci butelkę.

- Niech będzie... - Wzięłam od niej wino z lekkim wahaniem. Powąchałam zawartość i wypiłam symboliczny łyk, po czym oddałam jej butelkę.

Kobieta porządnie zaciągnęła z butelki, wytarła usta i znów ci podała.

– Zwinęłam ze stołu… z uczty. – Powiedziała z uśmiechem. – O czym chcę porozmawiać… sama nie wiem… jesteś tutaj jedyną osobą z mojego zakonu, może dlatego chce mi się z tobą gadać… choć mam wrażenie, że obie jesteśmy trochę na bakier ze swoją religią.

- Są jeszcze nasi bracia zakonni, z mojego macierzystego zakonu - odparłam wymijająco.

– Ten okularnik i jego banda… – Rzuciła. – No tak… wszyscy patrzą na mnie jak na żywe wcielenie Toriela… bo niby wybitna… najmłodsza kapłanka, która otrzymała święcenia za zasługi… ty za to patrzysz na mnie jak… na zwykłą kobietę z problemami. Już wiesz, że przez własną głupotę, straciłam najlepszą przyjaciółkę i schronienie znalazłam w zakonie… ta cała moja wybitność… to nic innego jak skutek tamtego wydarzenia… – spojrzała na ciebie. – Napijesz się? Nie dałam ci tego do potrzymania…

Ponaglona ponownie udałam, że upiłam łyk i oddałam jej butelkę.
- Dariel bardzo się stara i bierze na poważnie swoją posługę - dałam jej do zrozumienia, że szanuję jego osobę. - Ale rozumiem co masz na myśli. Z tym, że ja podjęłam decyzję o odejściu z zakonu.

– Twoja decyzja… ja żałuję, że z niego wyszłam… uczyłam się jak szalona, żeby nigdy nie popełnić tego samego błędu co z Wase… żeby nigdy przez mój brak wiedzy nie zginął nikt mi bliski. Jako dzieciak uczyłam się na szamankę w plemieniu… ale plemię napadli orkowie… tak… widok rozrywanych na strzępy i zjadanych żywcem, potrafi zapaść w pamięć… przeżyło niewielu… ja, jak się później dowiedziałam, moja siostra… taaa… fartowna suka… W każdym razie, jakoś tak nigdy nie ciągnęło mnie do nauki, więc wiedziałam tyle o ile… i jak Wase dostała zatrutym bełtem, to nie wiedziałam co robić… cholera… wyjąć bełt i patrzeć jak się wykrwawia, czy zostawić i patrzeć jak trucizna ją zabija… oczywiście, gdybym nie urżnęła łba kuszniczce, pwenie wyciągnęłabym od niej jakiego antidotum potrzeba… teraz wiem, że wtedy miałam wszystko, żeby ją uratować… mogłam to zrobić w kilka chwil… ale wtedy przez swoją ignorancję dałam jej umrzeć… – Znów się napiła. – Do dziś śnią mi się jej martwe oczy… do dziś… Królestwo zostało zastąpione przez cesarstwo… świat się zmienił… a ja wciąż widzę jej martwe oczy wpatrujące się we mnie…

- Nie mam pojęcia co musisz czuć po stracie przyjaciółki i po tym co w życiu przeszłaś, ale na pewno nie możesz się obwiniać za to, że lata temu nie wiedziałaś tego co wiesz teraz - odparłam na jej wyznania.

– Mogłam wiedzieć… szamanka mnie uczyła… tylko ja wolałam biegać z włócznią za moją starszą siostrą... – Mruknęła. – ...to była moja wina… A teraz… hołubiona przez wszystkich… a gdy ten… szaleniec wziął mnie ze sobą, żeby ukrócić nielegalne walki na arenie… i jedna niewolnica z mojej rasy zabiła człowieka, który groził cesarzowi… nie umiałam jej zabić… nie umiałam zrobić tego, czego wymagało ode mnie prawo Toriela… A ten… wariat… ten… człowiek… najpierw pokłonił się przed nią i podziękował za ocalenie życia, a później sam ją ściął… Ja nie umiałam zachować się jak trzeba… znowu. Stałam tam jak kołek i patrzyłam jak on sam brał na siebie cały ciężar...

- Mam nadzieję że mówiąc "ten wariat" nie odnosisz się do Cesarza, bo obraza jego wysokości jest karalna... - powiedziałam poważnym tonem, ale zaraz się uśmiechnęłam na znak, że tylko żartuję. - To normalne, że przydarzają się rzeczy, które cię przerastają. Ale przecież nie jest tak, że cały czas jesteś sparaliżowana i nie wiesz co robić, jak pełnić posługę? - zapytałam ją.

– Ta… jak wtedy gdy musiałam zabić przyjaciółkę… która przez idiotyczne tradycje zabiła inne moje przyjaciółki, żeby ratować potwora, który ją skrzywdził? – Zapytała z żalem.

- Też nie rozumie jej zachowania i uważam takie tłumaczenie za bezsensowne - podzieliłam jej rozgoryczenie tym jak zareagowała Yoriko.

– A jednak z jakiegoś powodu nie umiem być wściekła na nią… nie umiem nawet jej obwinić… ja znów się zawahałam… ja… powiedziałam, żeby uciekała. – Złapała się za twarz. – Ona zabiła cztery osoby… przyjaciółki bliskie nam obu… a ja byłam gotowa prosić aby uciekała… i wiesz dlaczego tego nie zrobiła… Ona zawsze mówiła tym ich wierszem… Kolejna rzecz, która na zawsze zostanie mi w głowie…
“Skrzyżowane ostrza i nieuchwytny wiatr,
Śmierć, czy zhańbiona przyjaciółka…
Śmierć znośniejsza”
Ona nie chciała uciec bo wtedy ja nie mogłabym już być kapłanką… gdyby kapłan Toriela wypuścił mordercę sam musiałby ponieść śmierć… tak jak cesarz, tak i ona… wzięli mój ciężar na siebie. Naprawdę wciąż uważasz, że nadaję się na kapłankę… na wychwalaną pod niebiosa bohaterkę… która zgładziła zdrajczynię i zadała ostateczny cios Odashiemu, Obcinaczowi głów… naprawdę zasługuję na to wszystko? – Zawołała a potem cisnęła butelką o ścianę. Szkło pękło z brzękiem, a ona ukryła twarz w dłoniach. – Gdybym to chociaż ja go zabiła...

Patrzyłam na nią nie wiedząc jak się zachować. Uderzyło mnie to, jak nieznajomi łatwo się przede mną otwierają. Słabo było z moją spostrzegawczością, skoro dopiero teraz rzuciło mi się to w oczy. Na pewno taka cecha była świetnym atrybutem dla kapłana Toriela. Szkoda tylko, że przestałam wierzyć w bogów i sens istnienia kapłaństwa.
- Ktoś inny na twoim miejscu mógłby, nawet pomimo jej słów, nie podołać temu co zrobiłaś. Yoriko zabiła inne swoje przyjaciółki, ale na szczęście przed tobą potrafiła się powstrzymać od walki. Z tego co o niej wiem, gdyby walczyła na poważnie to nikt nie miałby z nią szans - powiedziałam na pocieszenie jej. - Rozgoryczenie i uczucia jakimi darzyłaś ją przysłaniają ci widzenie, że Odashie nie żyje i to jest ważne. Zginął uciekając przed tobą, więc nie ma już znaczenia śmierć zadało mu twoje ostrze, czy pale na które się nabił. Yoriko też przestała cierpieć.

– Powiedz to moim snom, w których będą mnie prześladować… Yoriko może nie walczyła z całych swoich sił… ale ze mnie nie kpiła… tylko szczęście i trening pozwoliły mi przeżyć ten pojedynek… bo, że chronił mnie Toriel nie wierzę. Być może i z nimi walczyła tak jak ze mną… ale zabrakło im szczęścia… może umiejętności, a może zwyczajnie się zawahały chwilę dłużej niż ja… A może to moja kara, że to zawsze ja muszę nieść na sobie brzemię krwi bliskich mi osób… – Westchnęła. – Cholera… czasem żałuję, że elfy żyją tak długo… i będę musiała się z tym męczyć jeszcze tyle czasu. A do tego wszystkiego jeszcze spotkanie z moją siostrą… – Dodała ze zgryzotą.

- A co z nią? - zapytałam.

– Robiliśmy zwiad… podczas postoju w nocy, zaatakowali nas tutejsi… zabili pięć osób z naszego oddziału… oczywiście zaraz potem ich spacyfikowaliśmy… Przy życiu została czwórka. Pani generał… która najwyraźniej ma jakąś przykrą przeszłość związaną z plemionami stepu… to taka jednooka krasnoludka, pewnie widziałaś ją na uczcie. Kazała nabić ich na pale… zresztą… sporo tutejszych plemion stosuje ten rodzaj egzekucji… a żadne z nich nie chciało okazać żadnej formy skruchy, więc nie miałam jak uratować ich przed tym losem… a najbardziej wojownicza z czwórki była… moja siostra… której nie widziałam już od lat… koniec końców… zauważyłam, że jest w ciąży… w ten sposób udało mi się ją uratować przed śmiercią… w zamian za to ona nazwała mnie zdrajczynią Seres i plemienia… i powiedziała, że nie uważa mnie już za swoją siostrę… Zastanawiam się co jeszcze zmiażdży we mnie ta wyprawa… – Zaśmiała się ponuro.

- Chyba gorzej by było gdybyś nie była w stanie jej uchronić przed śmiercią? - zasugerowałam. - To już jej wina że nie potrafiła docenić tego miłosierdzia.

– Mało wiesz o naszej rasie… Dla nas to hańba, gdy wróg się nad tobą lituje… – Rzuciła z ironią. – głupia suka… a najgorsze było to, że jak dotarliśmy do jej obecnego plemienia… oni nawet nie chcieli z nami walczyć… udało się dogadać… a ta głupia pizda z powodu własnej dumy doprowadziła do tego, że jej bracia… moi bracia... musieli zdychać w męczarniach, nabici na pale…

- Trochę już wiem że macie nie po kolei w głowach - mruknęłam.

– Aleś powiedziała… – Zaśmiała się. – Dałabym ci się napić… ale niestety rozchrzaniłam butelkę o ścianę… Wszyscy mają niepokolei w głowach… i elfy, i orkowie, i ludzie… każda nacja ma jakieś kretyńskie zwyczaje i przekonania… w moim dawnym plemieniu nawet obrzezywano kobiety… a wiesz skąd wziął się tak idiotyczny pomysł? Od samozwańczych kaznodziejów, którzy przybyli na step z królestwa Ballen… Wszyscy jesteśmy szaleni… mniej lub bardziej… – Zaśmiała się.

- Wezwę niewolnice, żeby posprzątały szkło z podłogi, bo jeszcze zaczniesz się tu kręcić po pijaku i potniesz sobie stopy - skwintowałam z przyjaznym uśmiechem i ostrożnie wstałam z fotela, żeby na nic nie nadepnąć.

– Ja w przeciwieństwie do ciebie noszę prawdziwe buty – Rzuciła. – Sama posprzątam. – Powiedziała i wstała, a potem się zachwiała.

- Siedź w miejscu - rozkazałam jej. - Ja przynajmniej jestem trzeźwa i w pełni sił - dodałam idąc ostrożnie w kierunku drzwi. - Służba, do mnie - powiedziałam, gdy wychyliłam się na korytarz.

– Nie ma… wszystkie odesłałam na początku… – Rzuciła kładąc się. – Nie zostawiłam sobie żadnej do pomocy… czemu wciąż polegamy na pracy innych… dlaczego niektórzy rodzą się niewolnikami… to przecież niesprawiedliwe… To wszystko przez tego wariata… – Zaczęła wyrzucać z siebie informacje. Na nią alkohol i zmęczenie podziałały inaczej niż na Falrisa… z tym, że ona słabej głowy nie miała, bo na twoich oczach opróżniła sama niemal dwie butelki wina.

- Zaraz ten problem załatwię - odpowiedziałam. - Siedź na tym łóżku i masz się nie ruszać do mojego powrotu - nakazałam i zamknęłam za sobą drzwi. Ruszyłam do komnaty Falrisa. Jemu aż pięć nie było potrzebnych.

Gdy weszłaś do komnaty ujrzałaś jak wszystkie pięć dziewczyn siedzi wokół łoża Falrisa i coś komentuje. Udało ci się nawet usłyszeć słowa: “Wygląda jak małe dziecko… albo szczeniaczek”, gdy jednak usłyszały otwieranie się drzwi natychmiast wszystkie stanęły na baczność… wtedy też odsłoniły elfa, który leżał zawinięty w koc, i ssał własny kciuk. Przez to, że zwinął się w kłębek, rzeczywiście wyglądał jak jakieś małe, bezbronne zwierzątko. Do tego gdy spał, naprawdę jego i tak łagodna twarz, łagodniała bardziej, nadając mu wygląd tak roztkliwiający, że chyba nie byłoby na świecie kobiety, której ten widok by nie poruszył.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 22-06-2020, 22:45   #86
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Podeszłam do łóżka i przekrzywiłam głowę przyglądając się mu. Aż zapomniałam po co tu przyszłam. Opamiętałam się i potrząsnęłam głową, po czym spojrzałam na dwie niewolnice, piersze z brzegu.
- Wy dwie, natychmiast idźcie do kapłanki Barai i posprzątajcie w jej komnacie - rozkazałam.

– Tak Pani – Powiedziała jedna.

– Ale… gdzie jest jej komnata? – Zaraz zapytała druga. Kolejna za to szturchnęła tamtą w bok, jako, że ta nie zastosowała odpowiedniej formy wypowiedzi. – Przepraszam, Pani, gdzie, znajduje się komnata Pani Barai? – Poprawiła się. Czyżby przebywanie z Falrisem, przez tak, krótki czas sprawiło, że dziewczęta, zapomniały o swoim miejscu w hierarchii? Zdążyłaś zauważyć, że nawet Amelia, swobodniej czuła się przy Falrisie, niż przy tobie… a przecież to ty ją ocaliłaś.

Pokręciłam głową że nie wie, ale zaraz sobie uświadomiłam, że przecież nie musi tego wiedzieć.
- Zaprowadzę was - spojrzałam na jeszcze jedną. Opieka nad nieprzytomnym elfem nie była ciężka, więc dwie niewolnice mu spokojnie wystarczą, z kapłanką już może tak łatwo nie być. - Ty też idziesz z nami - wskazałam palcem. Wyszłam przodem z komnaty i zaprowadziłam je go kapłanki.

- Trzeba tu posprzątać i przynieść kapłance wody - wydzieliłam co jest do zrobienia, gdy stanęłam w progu pokoju Barai. - Uważajcie na szkło - ostrzegłam je.

– Tak Pani – Powiedziały chórem i zajęły się pracą.

– Widzieć inne elfy… jako niewolników… – Powiedziała Baraia, która teraz siedziała oparta plecami o ramę łóżka. – W czym ja jestem od nich lepsza… jako kapłanka… to ja powinnam służyć innym… – Rzuciła smutno.

Przewróciłam oczami.
- Jakbyś w klanie nie miała nigdy niewolników - prychnęłam. - Oficjalnie ogłaszam, że w użalaniu się nad sobą przebijasz mnie - rzuciłam do kapłanki. - Chcesz więcej wina? - zapytałam ją i spojrzałam na jedną z niewolnic. - Przynieś więcej wina - poleciłam jej nim Baraja miała okazję mi odpowiedzieć.

– Mój klan zjadał innych żywcem! Nie znaczy to, że teraz też mam tak robić! – Zawołała. – Chyba, że kręcą cię takie rzeczy… chodzisz jak dziki elf… może tak bardzo podoba ci się nasza “kultura” – Warknęła.

- Jakbyś się zachowywała jak twoi pobratymcy to byś nie była kapłanką Toriela - odparłam, niewzruszona jej słowami. - A jakby mi się podobała wasza barbarzyńska kultura to bym siedziała w namiocie i zajadała się mięsem z niziołka - prychnęłam.

– Fakt… – Powiedziała. – Ale przez tego wariata, zaczęłam mieć wstręt do niewolnictwa…

- To wyrażaj ten wstręt przez godne traktowanie niewolników i gardzeniem tymi którzy tak nie robią - stwierdziłam. - Wy trzy - popatrzyłam po niewolnicach. - Macie tu z nią zostać do ranka, jak zacznie was wyganiać to przyjdźcie po mnie i ją uspokoję - zaśmiałam się na koniec i spojrzałam na Baraię. - Niestety nie zostanę z tobą dłużej bo obiecałam Cesarzowi, że będę uczestniczyć w wieczerzy. Tobie zalecam natomiast wypicie tyle wina ile zdołasz. To Ci pomoże.

– Dla mnie już dość picia… ale się chętnie prześpię… – Powiedziała. – A wy… też odpocznijcie. Nie będę was wyganiać, bo mamusia przyjdzie i da mi w skórę… – Spojrzała na ciebie z wyrzutem.

- Dokładnie tak zrobię - pokiwałam głową z udawaną poważną miną.

Po wyjściu z pomieszczenia dotarło do ciebie, że właśnie “skarciłaś” wyższą od siebie stopniem osobę w twoim zakonie… czy jednak miało to teraz jakiekolwiek znaczenie? Tak czy inaczej, z jakiegoś powodu wiele osób chętnie ci się uzewnętrzniało. Co takiego, było w tobie, co sprawiało, że obcy ludzie i nieludzie… chcieli mówić ci swoje najskrytsze sekrety? A może było to, to samo, co sprawiło, że twój ojciec mógł wywrzeć tak ogromny wpływ na cesarza i co za tym idzie na cały kraj?

- Tego się nie dowiem, prawda? - powiedziałam do siebie samej idąc przez korytarz. Zatrzymałam się przed drzwiami komnaty Falrisa i zajrzałam do niego. Wiedziałam, że nie było to konieczne ale i tak chciałam sprawdzić jak się ma. Weszłam do środka i podeszłam do łóżka. Usiadłam na skraju i poprawiłam koc którym był przykryty. Nie wiedziałam czemu wzbudzał we mnie troskę i chęć zaopiekowania się nim. Miałam nadzieję, że to nie przez to co zrobił mi Dedal, bo wtedy oznaczałoby, że cokolwiek czułam do Falrisa, mogło nie być moimi uczuciami.

Nagle elf otworzył oczy. Spojrzał na ciebie półprzytomnie i powiedział.

– Jakie ja mam piękne sny po tym winie… – Powiedziawszy to uśmiechnął się.

- Wy elfy zdecydowanie nie umiecie pić - skomentowałam rozbawiona jego stanem. - Śpij - dodałam i odruchowo pogłaskałam go po głowie.

– Jak… nie umiemy… bierzesz i pijesz… – Odpowiedział niezbyt przytomnie.

- Niby takie proste a zobacz jak się sponiewierałeś - zaśmiałam się i poklepałam go po ramieniu. - Dobrych snów - dodałam i wstałam. Miałam wieczerzę w której musiałam uczestniczyć.

– Ale potem wrócisz… – Powiedział kokosząc się w posłaniu. – ...bo ja… ciebie… kocham. – Dodał w napędzanym odwagą w płynie przypływie szczerości.

Nawet jedna ze stojących na baczność niewolnic zachichotała, ale zaraz inna wbiła jej łokieć pod żebro.

- Trzy razy starszy ode mnie a zachowuje się jak dziecko - zaśmiałam się i wyszłam. Na korytarzu wpierw się rozejrzałam przypominając sobie jak stąd szło się do głównej sali i dopiero wtedy ruszyłam tam gdzie teraz powinnam była być.

Gdy wróciłaś do sali biesiadnej, Evi i Gali kończyły swój występ… znów robiły sztuczkę z nożami i jabłkami. Gdy zasiadłaś na miejscu, nóż własnie trafiał w przedostatnie jabłko i niziołka zmieniała pozycję aby wgryźć się w ostatnie i “niby” zostać trafioną nożem.

Ostrze poszybowało w powietrzu, a nie ma dziewczyna runęła na ziemię.
Nawet cesarz wstał z miejsca. A żona tutejszego wodza zasłoniła usta w przerażeniu. Księżniczka natomiast stanęła na równe nogi i oparła się o stół.

Ostentacyjnie przewróciłam oczami, niemo okazując co sama myślę o występie i podeszłam do stołu, wracając na swoje poprzednie miejsce.
- Położyłam elfy spać. Do rana nie powinny dokazywać - powiedziałam do Garrena jakbym wspominała o parze krnąbrnych małych dzieci.

Garren tylko się zaśmiał, jego sztuczka nie poruszyła, chyba zdołał ją przejrzeć. Po chwili Gali ku jeszcze większemu zaskoczeniu wszystkich wstała i pokazała jabłko z wbitym w nie sztyletem.

Ja natomiast powróciłam do jedzenia. Pieczona dzika świnia była bardzo dobrze doprawiona... W sumie to najlepsze danie jakie do tej pory jadłam.

Występ się zakończył i został uczczony salwą braw. Zaraz jednaki ujrzałaś jak bardka wraz ze swoją towarzyszką zmierza w twoją stronę… uświadomiłaś sobie nagle, że bez Falrisa i Barai obok ciebie były dwa wolne miejsca.

Ale jakoś tak nie przeszkadzało mi to. Może dlatego, że przyzwyczaiłam się do nich gdy razem jechałyśmy przez step z nieprzytomnym goblinem.

– No proszę, a już myślałam, że uciekasz z mojego występu. – Powiedziała siadając obok ciebie. Gali jak to miała w zwyczaju stanęła obok zamiast siadać. – Jak samopoczucie? Razem z Gali martwiłyśmy się jak zostałaś porwana… chciałam lecieć cię szukać, ale Druidka wybiła mi to z głowy… zamiast tego kazała lecieć do cesarza i organizować porządną pomoc… omal nie padłam jak usłyszałam, że chcą wysłać jedną smarkulę… jak widać myliłam się.

- Dobrze że się posłuchałaś Druidki i się nie pchałaś do dzikusów. Cesarz wiedział co robi posyłając tą drowkę - odpowiedziałam ale przemilczałam, że nie potrzebowałam tej pomocy. - Ja natomiast wyszłam na chwilę z wieczerzy, żeby zająć się elfami, które nie wiedzą, że wino trzeba pić z umiarem - zaśmiałam się.

– Uwierz mi na słowo… jedna z najlepszych zabaw w jakich brałam udział była efektem połączenia wina i elfów… choć ponoć… gdzieś tak w połowie biesiady, ponoć zaproponowałam współżycie kaktusowi… a najgorsze jest to, że za cholerę nie wiem, skąd myśmy wytrzasnęli kaktusa… – Powiedziała.

- Fuj - skomentowałam to krótko i dosadnie, krzywiąc się na twarzy.

– Spokojnie, spokojnie… obyło się bez żadnych ekscesów, bo jak mi opowiadano, potem chodziłam zapłakana i żaliłam się wszystkim, że ów kaktus mnie chciał. – Zaśmiała się. – Może to wszystko było spowodowane faktem, że oprócz wina i elfów… były tam jeszcze jakieś zioła…

- Taaak, jest kilka, które mącą w głowie... - popatrzyłam na nią z politowaniem. - Tu też zamierzasz się tak bawić? W razie czego zaczynam dochodzić do wprawy w opiece nad pijakami - zaśmiałam się.

– Jak wiesz… ja unikam alkoholu… tamto wydarzenie jest jednym z powodów. – Powiedziała nalewając sobie i Gali po kubku wody. – Ziół, których właściwości nie znam… również.

- Zdrowie - uniosłam w jej kierunku nieznacznie kielich w którym miałam wino i napiłam się mały łyk.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-10-2020, 23:31   #87
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Zdrowie – Odparła i napiła się wody. – Tak naprawdę to dość interesujące… – Powiedziała nagle. – Od wydarzenia z elfami, nie piję więcej niż jednego kubka wina jednego wieczoru, ale za czasów nauki w konserwatorium, zdarzało się, że upiłam się z żakami… kilka razy. Raz jeden z kolegów chciał namówić mnie na wspólną noc, no wiesz… po pijaku miałam być chętniejsza… ale mu odmówiłam, bo stwierdziłam, że mam już dziewczynę… a potem złapali mnie jak całuję główkę kapusty… innym razem po pijaku, oświadczyłam się kabaczkowi, a jeszcze innym uczepiłam się topoli rosnącej przed budynkiem i jak próbowali mnie zaciągnąć pod dach… bo padało, to darłam się wniebogłosy, że chcą mi odebrać moją miłość… Słowem… jak się upiję, zaczyna mnie ciągnąć do roślin… jesteś medykiem, masz jakąś diagnozę?

- Dobrze że przestałaś pić - odparłam jej na to. - Szaleństwo objawia się na zaskakująco wiele sposobów - dodałam żartobliwym tonem.

– Szaleństwo mówisz? – Spojrzała na ciebie spode łba. – Sugerujesz, że jestem szalona?

- Nie wykluczam tego - stwierdziłam z lekkim uśmiechem.

– Wiesz co mówił mój nauczyciel o szaleństwie? Że szaleństwo to robić to samo i oczekiwać innego efektu. Ja tak nie robię… jak coś nie działa, szukam nowej drogi… dlatego jak po pijaku romansowałam z zieleniną, to przestałam pić… Nie jestem szalona. – Powiedziała poważnie wyraźnie nie łapiąc twojego żartu.

- Szalony dokładnie by tak mówił broniąc się przed byciem nazwanym szaleńcem - odparłam w formie droczenia się z nią.

– Nic nie wiesz o szaleństwie… – Mruknęła i ucięła temat. Z jakiegoś powodu coś w całej tej rozmowie bardzo ją męczyło.

Nie ciągnęłam dalej tematu tylko dokończyłam swoje jedzenie.
- Długo trwają takie uczty? - zapytałam Garrena.

– Zwykle nie bywam na takich ucztach. – Odparł z uśmiechem. – Ale z tego co wiem, aż goście zasną z nadmiaru wina i strawy… a zatem nawet do białego rana.

- Uhh, tyle to nie wysiedzę na pewno... - mruknęłam. - Więc muszę się albo przejeść, albo upić, żeby nie urazić gospodarzy - zaśmiałam się i dołożyłam sobie jedzenia.

– Ja zamierzam niedługo udać się na spoczynek. – Powiedział ork.

- Ja się najpierw najem, bo dawno tak dobrych rzeczy nie jadałam - powiedziałam po przełknięciu kęsa i po tych słowach kontynuowałam jedzenie.

– Jesz za dwóch… – stwierdził. – Musiałaś zużyć dużo energii.

- Ostatnie dni miałam... wymagające - odparłam. - A to jest naprawdę smaczne.

– To dość niezwykłe, że tak ci smakuje nie solona, nie przyprawiona dziczyzna… – Stwierdził. – Zwykle ludziom nie smakuje tradycyjna kuchnia orków. – Gdy to powiedział, uświadomiłaś sobie, że wszyscy obecni na sali ludzie, przyprawiają swoje potrawy, dodają do nich sosy… a tylko orkowie i dzikie elfy, które należały do armii cesarza, oraz ty… jecie mięso bezpośrednio po tym jak zostało one podane.

- A jednak... - mruknęłam i zaprzestałam rozglądania się. - Kuchnia w zakonie nie jest najlepsza najwidoczniej, skoro to mi smakuje bardziej.

– Smakowała ci kuchnia Morrisany… już nic mnie nie zdziwi. – Stwierdził.

- A co ci w jej zupie przeszkadza? - zdziwiłam się.

– To, że jest niejadalna… kocham tą kobietę… ale nie jestem w stanie znieść jej kuchni… nikt nie był, tylko Ericowi smakowało… i tobie. – Wyjaśnił.

- Aaa to dlatego prawie się pobiliście o to, bo jemu smakowało, a dla reszty było niejadalne - roześmiałam się.

– Dokładnie… – powiedział.

- Wiesz, teoretycznie Cesarz i ja mamy bardziej wyrafinowane podniebienia - ciągnęłam dalej rozbawiona.

– Taaak… to pewne… – powiedział. – A opowiadałem ci jak jej zupa omal nie wywołała wojny? – Rzucił uśmiechając się.

- Ktoś przy Cesarzu obraził kunszt kulinarny Morrisany? - zgadywałam.

– Nie… Eric poczęstował kogoś, kunsztem kulinarnym Morrisany… no cóż… król Niziołków, uznał, że chciano go otruć… i omal nie zerwał sojuszu z cesarstwem. – Wyjaśnił.

Roześmiałam się.
- To musiało być ciekawe - skomentowałam gdy się opanowałam.

– Eric sam musiał zjeść ten posiłek, żeby przekonać króla, że to nie był zamach, tylko naprawdę kiepska kuchnia… niestety musiał, go zjeść również ktoś z towarzyszy syna złotego kręgu… Król bał się, że Eric mógł zażyć antidotum… no i padło na mnie… – Powiedział. – Myślałem, że go po wszystkim uduszę.

Z każdym kolejnym detalem historyjka ta bawiła mnie coraz bardziej.
- A jak w tym wszystkim odnajdowała się Morrisana? - zaciekawiłam się.

– Przemilczeliśmy sprawę… a ona nie dopytywała… choć wyraźnie ciekawiło ją czemu ze spotkania z królem Eric wrócił z podbitym okiem, a ja byłem bardziej zielony niż zwykle… – Powiedział i się wzdrygnął.

- Czyli nie ma pojęcia, że prawie rozpętała wojnę? - nie dowierzałam, śmiejąc się. - Ale ona jest świadoma tego co myślisz o jej gotowaniu?

– Oczywiście… Uwierz mi… ona nie zrobiłaby tego posiłku, gdyby on nie nalegał. Założę się, że ją też zszokowało jak usłyszała, że jej kuchnia ci smakuje. Czasem zastanawiam się… czy jej samej to smakuje… czy czas wojny w jakiej brała udział zmusił ją do tego by nauczyć się znosić ten smak. – Powiedział odrobinę poważniej.

- Albo ktoś wyolbrzymia problem... - popatrzyłam na niego wymownie. - Może wystarczy jej krótka nauka u dobrego kucharza?

– Z chęcią zatrudnię najlepszego na świecie… jeśli to miałoby pomóc. – Powiedział.

- A ja ci obiecuję, że nie będę prosić jej by gotowała, a jeśli Cesarz tak zarządzi to go odwiodę od takich pomysłów - zapewniłam go.

Dalsze rozmowy z Garrenem należały do błahych pogawędek o wszystkim i o niczym. Nie miałaś już okazji nawet porozmawiać z Evi, ponieważ ta zaraz wróciła do występów, a ty w tym czasie zaczęłaś odczuwać senność i nie wytrzymałaś już nawet do końca jej przedstawienia, tylko udałaś się do swojej komnaty.

Wewnątrz czekały na ciebie Amelia i reszta służących, gotowe spełnić każde twoje życzenie.

- Idźcie spać - rzuciłam do niewolnicy i idąc do łóżka zaczęłam się rozbierać. Rzuciłam swoje rzeczy na fotel i podeszłam do misy przy której obmyłam twarz. Odświeżona założyłam koszulę do spania i w końcu poszłam do łóżka.

***

“- Czy było im źle tam, gdzie byli przedtem? - Zawsze się wydaje,że w innym miejscu będzie lepiej - powiedział Zwrotniczy.” – Usłyszałaś głos rozchodzący się po ciemnym pokoju. Nie był to ani głos Dedala, ani Pani doktor. Był to inny głos… męski, lecz melodyjny. Twój strój był dokładnie taki w jakim położyłaś się spać. Gdy się rozejrzałaś ujrzałaś mężczyznę na fotelu, obok niego stało dziwne urządzenie, które dawało światło. Mężczyzna miał strój w kolorze ciemnego, bardzo głębokiego niebieskiego. W dłoni trzymał książkę z małym dzieckiem w zielonym stroju, stojącym na jakiejś kamiennej kuli, na okładce. Książka zasłaniała mu twarz. Mężczyzna na dłoniach miał czarne rękawiczki, a na głowie kapelusz w kolorze reszty stroju.

Zorientowałaś się, że ten przybysz do twojego umysłu, wcale nie zwraca na ciebie uwagi.

Pomyślałam sobie, że to przez wypite wino mam dziwny sen.
- Kim jesteś? - zapytałam z ciekawości i dokładnie rozejrzałam się, chcąc przyjrzeć najbliższemu otoczeniu.

– Och… – Mężczyzna uniósł głowę pokazując twarz… a raczej jej brak. Wyglądał jakby miał na sobie białą maskę tylko z lekko zaznaczonymi oczami, z jakiegoś jednak powodu całe twoje jestestwo niemal wrzasnęło, że jest on demonem, lub inną nieczystą siłą, odczucie było znacznie wyraźniejsze nawet niż przy pani doktor. – Czyli jednak Dedal miał rację… hymmm… chyba przegrałem zakład z Panią doktor… – Dodał i odłożył książkę. – Niestety ani Dedal, ani Pani doktor nie mogli się z tobą spotkać, dlatego poprosili mnie… możesz do mnie mówić Panie doktorze. – Powiedział i pstryknął palcami. Nagle wokół ciebie pojawiła się komnata… komnata, którą doskonale znałaś. Była to komnata z twojego rodzinnego domu, zaś ty na sobie miałaś suknię taką, jak zwykła nosić twoja matka. – Masz bardzo wyraźne wspomnienia.

Przyjrzałam się swojemu strojowi. Nie rozumiałam czemu mam tą sukienkę na sobie.
- Teraz już co noc będę mieć gości w swoich snach? - zapytałam go. Patrzyłam nieufnie na "Doktora", ale wspomnienie o osobach, które już znałam przynajmniej sprawiło, że nie cofnęłam się od niego.

– To twoje holistyczne pytanie? – Rzucił zakładając nogę na nogę. – Sądzę, że już nie muszę ci tłumaczyć co to jest holistyczne pytanie.

- Nie - przyjrzałam mu się podejrzliwie. Odniosłam wrażenie, że próbują je na siłę wyciągnąć ode mnie. - Nie mam jeszcze tego pytania.

– OK… Widzę po twoim “jeszcze”, że nie do końca rozumiesz jak to działa. Każdy z członków uniwersytetu ma prawo do odpowiedzenia na jedno holistyczne pytanie jednej osobie… oprócz Dedala… on może odpowiedzieć na trzy pytania, bo jest członkiem uniwersytetu, to raz, bo jest władcą emocji, to dwa i dlatego, że jest profesorem w dziedzinie holistyki, to trzy. Masz jedno pytanie ode mnie i jedno od Pani doktor… Jacyś biurokraci uznali, że tak będzie najlepiej… ale co mi do tego, jestem tylko doktorem metafizyki ogólnej i astrofizyki wielowymiarowej… nie rozumiem tak zawiłych kwestii jak prawo czy papierologia – Stwierdził. – Zdecydowanie wolę zajmować się czytaniem Ziemskich książek...

Pokręciłam przecząco głową.
- Nadal nie mam o co pytać - odpowiedziałam. - To zbyt ważne żeby użyć na pytanie o byle co.

– Oczywiście… choć jest pewna kwestia, którą musiałbym poruszyć. Dedal poprosił abym z tobą o tym porozmawiał. – Powiedział opierając się wygodnie w fotelu. – Chciałaś uczęszczać na nasz uniwersytet. Więc Dedal zaproponował rozwiązanie. Nasze obecne spotkanie będzie ostatnim spotkaniem w twojej osobistej niszy kolektywnej nieświadomości aż do dnia twojej śmierci… a raczej śmierci twojego ciała w twoim świecie… twoje drugie ciało… czyli to, które masz tutaj, oraz umysł będą bezpieczne. W praktyce staniesz się w pewnym sensie nieśmiertelna. Całe gremium przedyskutowało sprawę i uznaliśmy, że przyjęcie kogoś ze świata z twoim poziomem rozwoju, “za życia”, jest zbyt ryzykowne dla stabilności waszego społeczeństwa… no i byłoby olbrzymim złamaniem całej masy przepisów, zwłaszcza, że wszystko czego dowiesz się podczas nauki w pewnym sensie będzie jak dostanie odpowiedzi na holistyczne pytanie, całą masę holistycznych pytań. Jeśli zrezygnujesz z tej oferty, spotkania “we śnie” będą ci się zdarzać jeszcze pewnie nie raz, ale twoja śmierć, będzie permanentna i zgodna z naturą twojego gatunku. Jeśli przystaniesz na propozycję, twoje sny będą zwyczajne… znaczy będziesz wchodzić w swoją niszę, ale nigdy już nikogo tam nie spotkasz, ale za kilka… kilkadziesiąt lat, zostaniesz przyjęta na nasz uniwersytet, jako studentka holistyki ogólnej, a sam Dedal zostanie twoim promotorem… a potem, będziesz miała całą wieczność na badanie i zwiedzanie kolektywnej nieświadomości i innych wszechświatów. Jak dla mnie wybór jest oczywisty… ale to twoja decyzja… a z książek napisanych przez ludzi z innego wszechświata wiem, że wasz gatunek lubi być nieprzewidywalny.

- Ale to niesprawiedliwe! - oburzyłam się takimi warunkami. - Jeśli nie chcecie mnie przyjąć teraz tylko muszę umrzeć najpierw, to czemu nie mogą mi zostać te sny? Ja nie chce ich tracić.

– Chcieć, chcemy, ale nam nie wolno. Zgodnie z prawem nie możemy przyjąć na uniwersytet nikogo ze światów, w których cywilizacja nie osiągnęła jeszcze poziomu komputeryzacji… i to na poziomie zdolności tworzenia algorytmów obliczeniowych trzeciego poziomu. Twoja cywilizacja nie odkryła jeszcze nawet wszystkich kontynentów na własnej planecie… Więc fakt, że możemy cię przyjąć na uniwerystet jest precedensem i to wywalczonym osobiście przez samego Dedala, jednak rada prawna wieloświata, której od zawsze nie podobało się to, że Dedal zdobył uprawnienia do udzielenia aż trzech holistycznych odpowiedzi poszła na ustępstwo tylko pod warunkiem, że do końca swego życia w swoim świecie, nie będziesz niepokojona przez intruzje… cytując: “Jeśli chcecie tą prostą istotę zmusić do wieczności z dostępem, do wiedzy, której nigdy sama z siebie nie powinna uzyskać, oczekujemy, że choć jej okres życia w jej świecie, pozostawicie nienaruszony, by nie wyrządzać dodatkowych szkód jej samej i jej światowi”, koniec cytatu. Jeśli nie pójdziesz na to ustępstwo, nie będą mogli nam zakazać dalszych kontaktów, ponieważ wychodzą one spontanicznie z twojej strony. Słowem… mamy związane ręce, a Dedal nie może sobie pozwolić na kolejne zadzieranie z radą, bo nam zamkną uniwersytet. Już to, że podał ci cztery holistyczne informacje zamiast trzech ostro wkurzyło kilka osób… Jako władca emocji, jest odrobinę chroniony… bo w zasadzie władcy emocji są traktowani z dużą dozą wyrozumiałości… ale nie zmienia to faktu, że nawet on musi czasami powiedzieć dość własnym zapędom. Pocieszę cię jednak, że te kilkadziesiąt lat, wyda ci się zaledwie chwilką w porównaniu z wiecznością… no i sama z czasem uzyskasz możliwość udzielenia odpowiedzi na holistyczne pytanie komuś innemu, oczywiście, jeśli zdecydujesz się na udział w studiach… jeśli zostaniesz doktorem holistyki, to nawet dwa.

Nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam co do mnie powiedział.
- Zaraz zaraz... W takim razie skoro te sny i tak zależą ode mnie to nawet jak pójdę na ten układ, żeby mnie przyjęto po śmierci na uniwersytet, to nadal będę miała te sny i was będę w nich spotykać? - zapytałam.

– Nadal będziesz miała te sny, ale my nie będziemy do nich wchodzić, żeby nie naruszyć ugody z radą. – Poprawił cię.

Wyglądało na to że nie mam pola do negocjacji w tym temacie.
- Każda śmierć się liczy? - zapytałam. - Bo jeśli zostanę przyjęta tylko w przypadku śmierci naturalnej, ze starości, to mi się taka umowa nie opłaca - byłam realistką, moje życie z pewnością zakończy się gwałtownie i nim zaczną robić mi się zmarszczki.

– Każda – Odpowiedział. – Nie chcę ci tłumaczyć zawiłości technicznych… bo zwyczajnie ich nie zrozumiesz, ale powiem ci jak to działa, jeden z naszych superkomputerów, będzie poprzez czwartą ścianę monitorował twój stan i rejestrował wszystko, w momencie, gdy twój organizm zaprzestanie dalszego funkcjonowania, natychmiast, twój umysł… dusza jak wolisz, zostanie pobrana i przekierowana do ciała w niszy kolektywnej nieświadomości… czyli dokładnie w ten stan, w którym jesteś teraz… no może oprócz pokoju i sukienki, które z braku chęci na kreatywność skopiowałem z jakiegoś z twoich wspomnień. Tam będzie czekać na ciebie cały komitet powitalny.

- Rozumiem... - odparłam, choć nie miałam co do tego pewności. - A nie mogę po prostu obiecać że nie wykorzystam zdobytej wiedzy w swoim świecie? - ciągle nie było mi w smak, że stracę te sny, bo bardzo je lubiłam.

– Gdyby to zależało ode mnie to od razu dałbym wam technologię neurokomputera i podróży międzywymiarowych, bez bezsensownego marnowania czasu na ślepy zaułek silnika parowego i eksploatację paliw kopalnych czy komputerów analogowych, bo niby czemu trzeba najpierw doprowadzić swoją planetę na skraj katastrofy ekologicznej, żeby dokonać prawdziwych odkryć i wynalazków… ale komisja jest nieubłagana. Oni chcą, żeby cywilizacje rozwijały się we własnym tempie. Dedal jak mówiłem musi dostosowywać się do wytycznych komisji… zwłaszcza po tym jak nas Beyond Inc. pozwało za… nieuprawnioną ingerencję w ich eksperymenty… Władcy emocji nie są tak bezkarni jak bogowie chaosu, więc musimy się pilnować…

- Bogowie chaosu? - zainteresowałam się.

– Och… interesuje cię to. – Rzucił wesoło. – Najprościej tłumacząc uosobione emanacje entropii… Discord, Q, Klątwa Sheogoratha, Maska Stanleya Ipkissa… ja… – Powiedział. – Jako byty ukształtowane z czystego, żywego chaosu, zdolne do spontanicznego przekraczania czwartej ściany, którą ty znasz już jako kolektywną nieświadomość. Bogowie chaosu w pewnym sensie, żyją jednocześnie w każdym możliwym wszechświecie, co czyni z nich istoty skrajnie niestabilne psychicznie i zwyczajnie… szalone. Od władców emocji bogów chaosu różni w pierwszej kolejności źródło ich siły. Bogowie chaosu czerpią swą moc z nieograniczonej entropii wieloświata, władcy emocji to byty, które osiągnęły tak niewyobrażalny poziom samopoznania i zjednoczenia z własnymi emocjami, że zyskali możliwość dyktowania światu swoich warunków… może słyszałaś takie słowa… jeśli masz pozytywne nastawienie, to cały wszechświat ci sprzyja… w ich wypadku działa to tak: “Jeśli twoje pozytywne nastawienie jest absolutne, wszechświat nie śmie ci niczego odmówić”. Wracając do bogów chaosu… mimo, że ich źródło mocy jest nieograniczone, ich możliwości są. Jak mówiłem, są niestabilni i często szaleni, a wręcz zagubieni, wielu nigdy nie ma dostępu do pełni swego potencjału i aby utrzymać się w stanie funkcjonalności, trzymają się tylko kilku wszechświatów, albo nawet jednego, tylko czasem biorąc sobie coś z innego świata… Bogowie chaosu swe miano bogów zawdzięczają względnej nieśmiertelności. Są jeszcze naznaczeni przez chaos, śmiertelnicy dotknięci zwiększoną entropią… często szaleni, nieświadomie zdolni patrzeć czasami przez czwartą ścianę, a czasem wręcz zdolni wyciągnąć coś z innego świata… jest to jednak u nich całkowicie niekontrolowane i spontaniczne… aby podać przykład pasujący do twoich realiów… to ktoś naznaczony przez chaos, mógłby nagle wyjąć miecz z kieszeni… zwykle bogowie i naznaczeni przez chaos są do czegoś zdolni, gdy uznają, że będzie to zabawne, zaskakujące lub zwyczajnie głupie. – Wyjaśnił. – To chyba liczy się jako holistyczne pytanie.

- Nie liczy się, bo powinieneś mi to oznajmić przed odpowiedzią - zaśmiałam się. - Ale zaraz, jesteś bogiem chaosu i władcą emocji? - zdziwiłam się.

– Pierwszym tak, drugim nie… W praktyce jest to niemożliwe. W zespole Uniwersytetu tylko Dedal jest władcą emocji. Tylko on w trakcie swojego przesadnie długiego i zagmatwanego żywota, zdołał osiągnąć tą absolutną harmonię ze swoim wnętrzem. Bogowie chaosu natomiast to dyskordy rzeczywistości, jesteśmy przeciwieństwem harmonii, a nasze uczucia i emocje są zbyt nieogarnialne, nawet dla nas samych. Może siedząc tutaj ze mną, masz wrażenie, że niewiele mam wspólnego z chaosem. Siedzę w ciszy, czytam książkę… nawet nie chciało mi się tworzyć kreatywnej wersji twojej niszy… nie zalewam cię mlekiem czekoladowym z nieba, nie pojawiam się w kilku miejscach na raz i nie nawijam o serze… Jednak chaos ma różne oblicza… od takich przesyconych seksem, brutalnością i ohydą… do takich, które są nawet niezauważalne… lecz wywierają olbrzymi wpływ. Bo jak sama zauważyłaś… udzieliłem ci odpowiedzi na holistyczne pytanie, choć o tym nie wiedziałaś… a tym samym zaburzyłem porządek tego typu spotkań. A zatem moją specjalnością… moją boską mocą jest efekt motyla… tak bliski holistyce jak to tylko możliwe, lecz zawsze z efektem rozbicia stagnacji.

- Więc tacy jak ty nie stosują się do odgórnych zakazów? - ciągnęłam dalej.

– To duże uproszczenie, ale w większości wypadków tak. Ja mam jednak powody aby postępować inaczej, choć naturę trudno oszukać. – Wyjaśnił.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...

Ostatnio edytowane przez Dedallot : 07-03-2021 o 00:36.
Dedallot jest offline  
Stary 24-05-2021, 14:12   #88
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Hymmm czyli nie wykluczone, że ktoś taki jak ty nie będzie stosował się do zakazu tej całej rady, żeby mnie nie odwiedzać? - zapytałam wprost.

– Nie wiem czy spodobałyby ci się wizyty innych bogów chaosu… nie słyniemy z empatii…

- Ale skoro jestem podatna na takich "gości" w tej mojej niszy jak wy, to to, że wy się nie pojawicie, nie oznacza, że ci inni nie będą mnie nachodzić zamiast was? - próbowałam ocenić problem z jakim może przyjść mi się zmierzyć.

– Jest to niewykluczone, ale raczej mało prawdopodobne. Niewiele osób oprócz nas zajmuje się takimi “intruzjami”. Beyond Incorporated, nawet jeśli zrobią intruzję to zawsze kasują wspomnienia z takiego wydarzenia… a bogowie chaosu napastują tylko “interesujących” śmiertelników… a jako, że ty nie jesteś ani psionikiem, ani nie zostałaś naznaczona przez chaos… ani nawet nie postawiłaś swojego świata na głowie… a do tego nie jesteś nawet odrobinę szalona. W takim wypadku dla przeciętnego boga chaosu jesteś równie interesująca jak wypełnianie PIT’a.

Wymieniane przez niego warunki nie były przeze mnie spełnione... Jeszcze. Zastanowiło mnie czy zdawali sobie sprawę, że ich pojawienie się w moich snach zaczynało tworzyć zalążki tego o czym właśnie mówił. Dopiero co zaczęłam życie na "wolności", a bliskich szaleństwu zdarzeń było zdecydowanie w mojej opinii za wiele. Ale trudno, oni przecież byli mądrzejsi ode mnie.
- Pita? - popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc porównania, ale nie dociekałam bo były ważniejsze pytania. - A co z pytaniami, które zostały mi do tej pory obiecane i jeszcze nie miałam okazji ich zadać?

– Jakby to ująć. Masz teraz ostatnią szansę aby je zadać. Ja odpowiem na jedno a drugie… no cóż, nie ma tu Pani Doktor, ale coś wymyślimy. Potem pytania przepadną. A co do PIT'a to mogę wyjaśnić to dodatkowo. To zmyślny skrót wymyślony przez cywilizacje zaawansowane, określa papier, na którym petent musi opisać ile zarobił przez rok, żeby państwo wiedziało ile jeszcze można mu, zgodnie z prawem, zabrać w ramach podatków. Wasz świat też kiedyś to czeka. – Zaśmiał się grobowo.

Nie podobało mi się to, ale w sumie w życiu nie można było mieć wszystkiego. Lepiej było więc wykorzystać te holistyczne pytania, które dobrze zadane mogłyby mi dać w mojej rzeczywistości dużo dobrego. Tylko o co pytać?

- Muszę się zastanowić o co zapytać ... - powiedziałam zamyślając się.

– Masz czas. Herbaty, kawy, drinka? – Zapytał wracając do książki.

Kawę znałam tylko z opisów i szkiców w księgach o egzotycznych roślinach, słowo "drink" było mi zupełnie obce.
- Herbatę poproszę... - odpowiedziałam na propozycję. Tymczasem w głowie gorączkowo szukałam pytań, których odpowiedzi byłyby mi najbardziej pomocne.

– Oczywiście – Powiedział, a przed tobą w powietrzu pojawiła się filiżanka. – Może chcesz poznać prawdę o bogach swojego świata… albo dowiedzieć się jak wasz cesarz doprowadzi do czegoś co wasi historycy nazwą największą katastrofą w dziejach… albo do śmierci jak wielu niewinnych osób doprowadzi to, że namówiłaś Morrisanę do rezygnacji z kapłaństwa?

Otworzyłam usta, ale tylko zapowietrzyłam się.
- Nie ja ustalam zasady... - burknęłam odwracając spojrzenie, na wspomnienie o Morrisianie. - Z resztą... Swoje już zrobiła, należy jej się odpoczynek... I Garrenowi też - wyraziłam swoją opinię. - Wbiłam spojrzenie w lewitującą filiżankę. Przyglądałam się jej chwilę z nieufnością po czym ostrożnie sięgnęłam dłonią ku niej. - Nie jestem nikim ważnym i mogącym wpływać na cesarza, więc nie mi zamartwiać się jego decyzjami…

– Teoretycznie mogłabyś, gdybyś wiedziała co trzeba… ale jak widzisz przedstawiłem ci sprawy tylko z jednego punktu widzenia… Bo widzisz… każda decyzja i czyn niesie za sobą i dobre i złe skutki… Eric Leadenrock doprowadzi do czegoś co historycy nazwą największą katastrofą w dziejach, ale równocześnie, będą go nazywać pierwszym oświeconym władcą Ballen, a jego metody sprawowania władzy, będą uważane za wzór przez wielu polityków, nawet po tysiącach lat, niektórzy będą powoływać się na prawa, którym jego reformy dały początek… Namówienie Morrisany do rezygnacji z kapłaństwa owszem sprawi, że wielu niewinnych zginie, ale dzięki temu, że Garren nie zginie w ich obronie, po latach będzie mógł wziąć udział w bitwie, która przesądzi losy cesarstwa… Wszystko ma dwie strony… Powiedziałem ci to aby pokazać jak działa holistyka. Masz wiedzę, która mogłaby zmienić losy całego kraju… ba całego świata, ale czy użycie jej zawsze jest właściwe? To wielkie brzemię. – Powiedział z powagą.

Nagle znikąd pojawiła się dziewczyna w okularach, była w twoim wieku. Ubrana była dość obco… nie było w tym jednak nic dziwnego, zważywszy na to, że tu wszystko było obce, w dłoniach trzymała jakieś urządzenie. Dziewczyna była niesamowicie piękna… niemal doskonała, wyglądała jednak na zakłopotaną.

– Przepraszam, że przeszkadzam Panie Doktorze, ale Pani Doktor poprosiła, aby pilnie dostarczyć Panu te dokumenty. – Powiedziała dziewczyna. – Czułabym się niesmacznie gdybym od razu się za to nie wzięła.

– Och witaj, MGCLS6473, świetnie, że to akurat ciebie poprosiła o pomoc Pani doktor. – Ucieszył się wyraźnie byt. – Zechciej usiąść i wypić herbatę. – Powiedział i zaraz obok pojawił się fotel. – Poznajcie się Panie.

– Hej, Jestem Meatgirl, Class Super, numer 6473. – Powiedziała podając ci rękę. – Jestem studentką, Pana doktora.

– Chciałbym tylko wyjaśnić pewien szczegół na temat mojej prymuski… termin, którym się przedstawia oznacza, że w świecie, z którego pochodzi, była hodowana na równi z trzodą chlewną, a jej istnienie miało zakończyć się na czyimś talerzu. – Powiedział grobowym tonem. – Gdy cię obserwuję, czasem mam wrażenie, że uważasz się za mało znaczącą, że nie masz wielkiego wpływu na świat, który cię otacza… Pomyśl, przez chwilę, co musiała myśleć o sobie ona, gdy całym jej światem od dnia jej narodzin była jakaś odrażająca hodowla, a celem jej istnienia było stać się czyimś posiłkiem. A jednak teraz jest jedną z moich najlepszych studentek, jej badania codziennie rewolucjonizują wiedzę o rzeczywistości jako takiej… Nigdy nie lekceważ potencjału jaki mają w sobie ludzkie umysły, wystarczy, że sami ludzie go lekceważą. Ja… byt zdolny pstryknięciem palców, zburzyć cały ład waszego świata, zdolny wykrzywić rzeczywistość i samą istotę otaczających was rzeczy, zachwycam się waszą kreatywnością, waszym pragnienie poznania i wyobraźnią. Potencjałem jaki w sobie macie… a mimo to, wy się niewolicie, zabijacie, prowadzicie absurdale wojny, poświęcacie swoje umysły i ciała upadlaniu samych siebie… a nawet… jak w jej świecie robicie sami z siebie bydło… a ileż wspaniałych rzeczy moglibyście osiągnąć gdybyście zamiast tego w jedności współpracowali, gdybyście wspierali się wzajemnie i się o siebie troszczyli. Ty też masz w sobie ten sam błysk potencjału, moja droga.

– Wybacz, Panu Doktorowi – Powiedziała ci na ucho dziewczyna. – On strasznie mocno irytuje się na ludzkość za marnowanie potencjału. Jak wejdzie w ten temat, czasem trochę odpływa… ale mam nadzieję, że będę ci smakować… – Złapała się za usta. – A niech to… znowu to powiedziałam… wybacz… chciałam powiedzieć, że miło mi cię poznać. Uczyli mnie tej paskudnej frazy odkąd zaczęłam mówić... – Zawstydziła się. – Już minęły dwa lata, odkąd opuściłam tamto piekło… ale wciąż odruchy pozostają.

- Eeeee... - byłam zdumiona przeszłością tej ślicznej dziewczyny. Potrzebowałam chwili żeby się połapać i zdecydować na jaką kolejek reakcję ze swojej strony. - Witaj, miło mi ciebie poznać - zaczęłam od tego że trzeba się zachować kulturalnie. - Nazywam się Marion, dołączę do akademii po śmierci... - zmarszczyłam brwi gdy to powiedziałam, bo niezwykłym przecież jest planować, że cokolwiek będzie po śmierci. To wszystko było dla mnie szalone i dziwaczne.

– Świetnie… żałuję, że nie będziemy studiować równocześnie, na pewno zostałybyśmy przyjaciółkami. Mnie zaproszono do przystąpienia na kilka dni przed tym jak miałam stracić życie. Ale moja cywilizacja była bardziej zaawansowana technologicznie i dlatego nie musiałam przeżyć "do końca" swojego życia. Pewnie dziwi cię to, że nie wybrałam sobie żadnego normalnego imienia… ale zachowałam to "imię" bo uświadamia ono mi i innym skąd pochodzę, dowodzi jak podły może stać się świat, jeśli ludzie nie będą kierować się rozsądkiem.

– W świecie mojej prymuski, ludzka chciwość doprowadziła do wyniszczenia wielu gatunków zwierząt, te które były hodowlane, za pomocą nauki zmuszano do jak najszybszego wzrostu i dawania jak największej ilości mięsa, a to doprowadziło je do katastrofy… ich ciała zaczęły niszczeć i stawać się niejadalne. Ludzie, którzy nie chcieli jeść mięsa i obrońcy praw zwierząt przeforsowali prawo o zakazie hodowli i spożywania jakichkolwiek zwierząt. Ogółem wszystko byłoby w porządku, gdyby ludzie zaczęli odżywiać się roślinami… no ale niektórym nie podobało się, że będą musieli żyć bez kiełbasy i kotletów, a to doprowadziło do protestów. – Powiedział Pan Doktor.

– Dlatego pewna grupa naukowców, zaproponowała inne rozwiązanie… sztuczni ludzie. Nie kwalifikowani ani jako ludzie ani zwierzęta. Wyhodowani bez udziału rodziców. Najpierw tworzono i mężczyzn i kobiety, a potem nas rozmnażanie… ale z czasem okazało się, że kobiety wystarczą. Oczywiście byli tacy, którzy uważali ten pomysł za absolutne zło… ale rządy dla świętego spokoju, aby zakończyć protesty zgodziły się na to… no… i stąd wzięłam się ją… gdy tu trafiłam razem z Panią Doktor opracowałyśmy gatunek rośliny wytwarzającej tkankę identyczną jak mięso… i nawet podsunęłyśmy gotowy projekt kilku uczonym z mojego rodzinnego świata… jednak… – Posmutniała i przerwała.

– Jednak ludzie czują się dobrze tylko jak wiedzą, że to co jedzą oddychało, krwawiło i chciało żyć… to takie ironiczne, że tak rozwinięty gatunek ma w istocie tak barbarzyńskie zapędy… polowanie i zabijanie traktujecie jak rozrywkę, a świadomość, że planujecie nad życiem innych stworzeń daje wam satysfakcję… z jednej strony tworzycie najczystsze piękno… z drugiej najohydniejsze podłości. Uważasz orków i elfy za barbarzyńców, bo praktykują kanibalizm… i ja uważam, że to barbarzyńskie, lecz inaczej oceniam tych co zabijają by przeżyć, a inaczej tych co robią to dla własnej przyjemności. – Doktor wyglądał na coraz bardziej poirytowanego.

Abstrakcja zupełną było dla mnie to o czym mówili. Oczywiście wiedziałam że stosując hodowle selektywną można u zwierząt i roślin utrwalać pewne cechy, ale jak bardziej nauką mogli ingerować w innych światach, to ciężko było mi to sobie wyobrazić. Zaraz przyszło mi wspomnienie o tym jak prawie zjadłam mięso z niziołka.
Zemdliło mnie.
- Pozostaje mi się cieszyć, że w moim społeczeństwie tego nie ma... - mruknęłam. - A za sprawą obecnego cesarza niewolnictwo zaczyna być normowane i pragnie je w przyszłości ukrócić. Jest dużo do zrobienia…
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-07-2021, 19:14   #89
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Owszem. Dlatego jak na razie jesteś potrzebna w swoim świecie. Nawet w tym momencie masz więcej wiedzy niż wszyscy uczeni twego świata razem wzięci. Jak mówiłem… moją specjalnością jest subtelna ingerencja prowadząca do wielkich zmian, dlatego umiem dostrzec ogrom twojego potencjału. Bądź cierpliwa oczekując czasu naszego ponownego spotkania, nie ważne ile lat to zajmie, a teraz dobrze wykorzystaj czas, który ci dano. Ja pozwolę sobie zapoznać się z dokumentami od Pani Doktor, a ty zechciej pomyśleć, czy jednak nie zdecydujesz się zadać jakiegoś holistycznego pytania. Może MGCLS6473 pomoże ci coś wymyślić. – Powiedział i wziął urządzenie z rąk studentki.

- Nie chcę zmarnować tych pytań, które pozwolono mi zadać... - powiedziałam to bardziej do siebie niż do towarzyszącej mi dziewczyny. - Chciałabym wiedzieć gdzie jest mój brat, wykorzystać wiedzę dla swojego dobra, ale czuję, że powinnam pomyśleć o czymś co przyniesie pożytek dla ogółu mojego świata... - byłam w rozterce.

– Czasem jedno i drugie… to dokładnie to samo. – Stwierdziła dziewczyna.

- Chyba powinnam zapytać jak sprawić, żeby Cesarz mógł panować nad cesarstwem długo i pomyślnie, jak zapewnić bezpieczeństwo dla Cesarstwa... - gorączkowo rozmyślałam. - To chyba więcej jak jedno pytanie... - zmartwiłam się.

– Chcesz odpowiedzi na oba te pytania? – Zapytał zaciekawiony. – Mogę uznać, je za jedno. Ale musisz być pewna, że właśnie o to chcesz zapytać.

Patrzyłam długą chwilę na niego i wahałam się.
- Tak - odpowiedziałam krótko. I poczułam ulgę, że w końcu się zdedycowałam, nawet jeśli odpowiedź miałaby nie być dla mnie satysfakcjonująca.

– Te dwie rzeczy sobie zaprzeczają… to rozwidlenie na rzece. Jeśli nic się nie zmieni cesarz Eric, będzie panował, aż do śmierci ze starości, imperium za jego życia będzie kwitło, jednak na władcę wyznaczy człowieka, który w ciągu zaledwie kilku lat wykorzysta ogromną potęgę, jaką dał mu imperator, robiąc z imperium piekło, ludzie będą umierać na ulicach z głodu a wrogów imperium będzie tyle, że w ciągu niecałych czterdziestu lat imperium się rozpadnie na kolejne stulecia… Jeśli chcesz zapewnić imperium bezpieczeństwo i stabilność na stulecia… zabij cesarza i zrób to raczej szybko, jak na razie wskazany przez niego następca to najbardziej kompetentna z możliwych osób. Imperium znacznie spowolni swój rozwój, a niektóre odważne decyzje imperatora zostaną odwołane… ale imperium przetrwa stulecia stosunkowo stabilnego pokoju, a ty zaraz potem będziesz mogła dołączyć do naszego uniwersytetu… no bo nie dasz rady uciec po tym zabójstwie. – Wyjaśnił. – I jedna i druga opcja ma swoje zalety i wady.

- To nie lepiej w tej pierwszej wersji zmienić osobę naznaczoną na następcę Erika, niż zabijać cesarza teraz, żeby władzę przejął ktoś kto wprowadzi nas w stagnację? - zmrużyłam oczy. Jeśli już miałabym cokolwiek wybierać to wybrałabym rozwój, a nie stanie w miejscu, bo lepiej poprawić los słabszych szybciej niż później. - Erik powinien mieć potomka, a nie wyznaczać jakiś następców... Gorzej, że to się nie wydarzy z jego obecną wybranką - skrzywiłam się.

– Idealna dedukcja… jednak zauważ, że pytanie nie obejmowało tego, kto będzie następcą. Nie wiesz, czy osobą wyznaczoną nie będzie jego potomek… ważne jest, że ta osoba jeszcze się nie narodziła, więc jak mogłabyś sprawić, aby cesarz wybrał kogoś innego? Dlaczego mówię o zabiciu cesarza a nie proponuję nic innego? Bo nic innego co możesz zrobić ty osobiście i w tym konkretnym momencie nie zmieni toku wydarzeń… no chyba, że w jakiś sposób uda cię się trzymać go całe życie i kontrolować wszystkie jego decyzje i czyny, ale on sam raczej ci na to nie pozwoli. Gdybyś zabiła go nawet za rok… sytuacja mogłaby się znacznie pogorszyć. Więc masz w tym momencie dwie opcje, które są w twoim zasięgu, jeśli chodzi o wiedzę i możliwości… zabić, albo nie zmienić nic.

- Myślę, że jednak mi powiedziałeś, że to nie będzie potomek - nie zgodziła się Marion. - "Wyznaczył". Prawowity dziedzic nie jest wyznaczany tylko prawem swojego urodzenia przejmuje władzę po swoim ojcu. Poznałam cesarza na tyle, żeby wiedzieć, że w obecnej sytuacji nie dochowa się potomka. A skoro stworzy imperium to znaczy, że sojusz z drowami przetrwa, a więc uda się wyleczyć wybrankę cesarza na tyle by dożyła starości Erika. To znowu tłumaczy brak potomka - westchnęłam, bo nie widziałam jak miałby się w tej sytuacji pojawić na świecie prawowity dziedzic.

– Dobra dedukcja… niestety nie w pełni słuszna. Mogę cię jednak zapewnić, że Lady Arachnei nie da się wyleczyć… nie metodami, które zna wasza cywilizacja. Sojusz z Drowami przetrwa znacznie dłużej niż ona sama. A co do wyznaczania… wyznaczyć na władcę można również jednego ze swoich synów, jeśli nie jest on pierworodnym… to oczywiście nie jest odpowiedź holistyczna, a jedynie spostrzeżenie.

Przykro mi było wiedzieć jak skończy Arachnei, z rozmowy z Erikiem wydawało mi się, że dażył ją głębokim uczuciem. Za to dobrze było wiedzieć, że jej śmierć nie zaprzepaści sojuszu.
No i wyglądało na to, że istota chaosu była mocno rozgadana i chętna do dygresji w ramach jednego pytania, które przez to dawało mi wiele odpowiedzi.
- Nie przekonuje mnie to - pokręciłam głową na jego próby bym zwątpiła w swój tok myślenia co do następcy cesarza. Nie wyobrażałam sobie by potomek Erika mógł przyczynić się do tego co mówił profesor. - Ale nawet jeśliby tak było, to pozostanie mi przestrzec cesarza by przyłożył się z sercem do wychowania swoich latorośli - zaśmiałam się.

Doktor zaśmiał się.

– Już wiem czemu Dedal zaproponował ci aby zostać twoim promotorem. Gdy życie daje ci dwie opcje… ty wybierasz trzecią. A zatem dam ci twoją trzecią opcję. Nie zdołasz zmienić tego kto zostanie imperatorem, ale możesz zmienić to jak długo potrwa jego władza… to prezent od Pani Doktor, jej odpowiedź na twoje holistyczne pytanie… to którego nie wiedziałaś, że chcesz zadać, ale właśnie na nie chciałaś poznać odpowiedź. Obudzisz się z fiolką w dłoni. To lekarstwo, jeden z wynalazków Pani Doktor i mojej ulubionej uczennicy. – Skinął do studentki. – To mieszanina bardzo aktywnych organizmów mniejszych niż ostrze igły, gdyby je komuś zaaplikować pobudzą podział nawet martwe komórki, to coś z czego się składasz, do podziałów i namnażania… to lek, który jest zdolny zasklepić nawet najgorszą ranę i naprawić nawet najbardziej uszkodzone narządy… nie wskrzesza i nie likwiduje blizn, ale potrafi doprowadzić nawet Panią Aithane do stanu używalności… oraz… taki mały bonus, skalibruje jej płodność z ludzką. Czy rozumiesz co mam na myśli? – Zapytał.

Otworzyłam szeroko oczy i zaniemówiłam.
- Lekarstwo!? - wydusiłam z siebie po chwili. - Ale... - zrobiłam się zaraz nieufna. - To nie zmieni jej w jakiegoś potwora? Nie urodzi jakiegoś demonicznego pomiotu?

Doktor wybuchnął gromkim śmiechem.
– Naprawdę myślisz, że uniwersytet zaryzykowałby czymś takim? Już sam fakt, że dajemy ci lekarstwo to poważne balansowanie na granicy legalności… gdybyśmy jeszcze przy okazji stworzyli jakiegoś mutanta, to byśmy już z tego się nie wykręcili.

– Nie martw się. Razem z Panią Doktor testowałyśmy to, jest w stu procentach bezpieczne… choć ma pewne niepożądane właściwości… których jeszcze nie udało nam się wyelminować…

– A to tylko upiększa zadanie jakie przed tobą stoii, Marion… Pani Doktor dokładnie wszystko opisała. Po pierwsze, forma podania, fiolkę musisz przyłożyć do ciała chorej i nacisnąć spust, w tym momencie w jej ciało wejdzie, krótka igła, która wstrzyknie jej płyn. Po drugie… podstawą do stworzenia tego lekarstwa jest choroba, która wykończyła kiedyś życie na jednej planecie, co prawda teraz ratuje życie a nie je odbiera, ale organizm niosący chorobę wybrano dlatego, że błyskawicznie rozchodzi się po całym organizmie infekując sobą każdą komórkę, jest to, jak na razie, proces potwornie bolesny, robi wrażenie, jakby się umierało i pali całe ciało… boli dosłownie wszystko i stan ten utrzymuje się przez dobę, po tym bakcyl zabijał ofiarę doprowadzając do rozpadu komórek, ale po modyfikacji zaczyna działać odwrotnie, lecząc je i przywracając im sprawność i poprawiając efektywność.Stoi zatem przed tobą bardzo trudne zadanie, możesz ocalić Lady Aithane, szczęście Erica a nawet całe imperium, jednym zastrzykiem, jest to coś co każdy lekarz uznałby za swoje najwybitniejsze osiągnięcie, a ty jesteś przecież uzdrowicielem… jednak… musisz wymyślić jak podać chorej lekarstwo i nie zostać uznana za zabójczynię, po tym jak na jeden dzień życie Lady Aithane zmieni się w agonię, przy której niejeden człowiek by oszalał. Musisz też zadbać aby nikt, nie uznał za mądre skrócić jej cierpienie… bo po tej dobie, jej stan zdrowia gwałtownie się poprawi. Za przeciwników będziesz miała najlepszych lekarzy imperium, którzy uznają jednomyślnie, że Aithane nie da się pomóc w żaden sposób i wątpliwe aby zgodzili się by próbowała ją leczyć jakaś nowicjuszka. A zatem… życie dało ci dwie opcje, ty zażądałaś trzeciej… ale trzecia, choć najlepsza, jest najtrudniejsza. Bo gwarantuję ci, że łatwiej byłoby ci zabić teraz cesarza.

- Och... Coś wymyślę... - odpowiedziałam będąc pod wrażeniem tego co potrafili tu stworzyć. - Niewiarygodne, zmusiliście chorobę by leczyła... - skomentowałam z niedowierzaniem.

– Raka też tak wyleczyli. No a penicylina? Wykorzystanie pleśni, w zasadzie infekcji grzybowej, w walce z chorobą. – Stwierdziła dziewczyna.

– To to coś co otrzymujesz zagniatając chleb z pajęczyną. Pleśń na chlebie to grzyb, który wydziela toksynę… mówię to ku uproszczeniu, która zabija chorobotwórcze bakcyle. – Wyjaśnił Pan Doktor. – Wy to stosujecie, ba nawet szamani elfów i orków wykorzystują niektóre gatunki pleśni do leczenia.

- Fascynujące... - zaskoczyło mnie to wyjaśnienie. Ja uczyłam się tylko co mieszać z czym, ale nigdy nie było wytłumaczenia dlaczego w taki, a nie inny sposób trzeba coś przyrządzać. - Więc już więcej was nie spotkam? - trochę było mi przykro z tego powodu bo zaczynałam lubić te wizyty, senne spotkania.

– Spotkasz, przecież już to ustaliliśmy. Tylko musisz trochę poczekać. – Powiedział mężczyzna. – Być może gdy znowu się zobaczymy, moja prymuska będzie prowadzić ci jedne z zajęć. Kto wie.

- Tak, wiem... Ale następne spotkanie może być za całe moje życie później, mogę o was w tym czasie całkiem zapomnieć - zmartwiłam się. - Ale dziękuję wam za wszystko, szczególnie za lekarstwo. I… do zobaczenia kiedyś w przyszłości, po mojej śmierci - uśmiechnęłam się lekko do MG.

– To się tylko wydaje długo… gdy już tu trafisz… – Uśmiechnęła się dziewczyna. – ...będziesz mieć przed sobą wieczność na korzystanie z życia.

– Dokładnie, no i tak naprawdę, ty nie umrzesz, umrze tylko twoja powłoka w tamtym świecie, świadomość będzie żyć nadal, nieprzerwanie, twoja "śmierć" będzie dla ciebie wyglądać dokładnie tak jak teraz, jakbyś zasnęła i ocknęła się tu. – Wyjaśnił. – A tak poza tym nas nie da się zapomnieć.

- Pewnie masz rację - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie - dobrze że chociaż Falris uwierzy mi w to co tu przeżyłam - zaśmiałam się sama z siebie.

– Nic nie gwarantuję… ale może stworzysz precedens prawny swoją osobą i dzięki temu łatwiej będzie nam przyjmować studentów ze światów z twojego poziomu technologicznego. W takim wypadku, może ktoś z nas złoży wizytę Falrisowi… a może sama z czasem to zrobisz.

- Zaczynam czuć presję, żeby dobrze się sprawdzić w pokładanych we mnie nadziejach - to była ciekawa opcja, wyobrażałam sobie, że mój elfi towarzysz lepiej odnalazłby się w tym miejscu niż ja. - Kiedy się obudzę będę miała wiele do przemyślenia…

– Owszem… ale jeszcze mam do ciebie jedno ważne pytanie… To dla mnie szalenie ważne. – Powiedział Pan Doktor z całą powagą. – Możesz ocalić mi tym życie. Czy mogę ci je zadać?

Przekrzywiłam głowę w zdziwieniu, że jest coś czego on nie wie.
- Pytaj - odpowiedziałam.

– W sumie to pytanie do was obojga… bo mam dziś randkę z Panią Doktor… i nie wiem jaki prezent jej kupić, albo stworzyć… no właśnie… lepiej kupić czy stworzyć? – Pomóżcie, powiedział błagalnie.

- Z tym nie pomogę - rozłożyłam bezradnie ręce, rozbawiona.

– Jesteś kobietą… co chciałabyś dostać w prezencie, od mężczyzny, którego kochasz? – Zapytał.

- Eee... Nie wiem? Wychowywano mnie na kapłankę... Nie było mi pisane mieć kogokolwiek... - wytłumaczyłam się, czując się skrępowana tym pytaniem.

– Powinien Pan stworzyć dla niej nowy krawat, Pani doktor uwielbia krawaty… – Stwierdziła MG.

– Ale wszyscy zawsze dają jej krawaty… a ja chciałem być oryginalny… jestem bogiem chaosu, wcieleniem nieprzewidywalności… jak mogę dać jej coś czego się spodziewa. – Stwierdził ze smutkiem.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline  
Stary 09-07-2021, 08:40   #90
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Może słodkie ciasto? - dodałam od siebie pomysł, po chwili zamyślenia. - Raz do roku, w moje urodziny, mój mentor nakazywał upieczenie dla mnie słodkiego ciasta, takie jakie chciałam.

– To byłoby bardziej zaskakujące. Doskonały pomysł, z tym, że jej gatunek nie odczuwa smaku słodkiego… więc nadam ciastu smak gnijącego mięsa i świeżej krwi, będzie zachwycona. – Stwierdził z zadowoleniem. – Bo wiesz… to nasza pierwsza rocznica razem… chcę zrobić dla niej coś wyjątkowego.

Skrzywiłam się na wymienione składniki, ale nie mi było oceniać czyjegoś gustu.
- Gratulacje - powiedziałam nie wiedząc czy to dla nich długo czy nie.

– To chyba czas… – Stwierdził. – ...trzymaj się Marion i nie daj się.

– Do zobaczenia. – Powiedziała MG przytulając cię. – Będziemy na ciebie czekać.

Nie przywykłam do takiej wylewności w okazywaniu uczuć, dlatego zaskoczyło mnie to w wykonaniu dziewczyny.
- Do zobaczenia MG - powiedziałam i na koniec zdecydowałam się ją objąć.

***

Obudziłaś się czując na sobie ciepło, które pozostało tam po przyjaznym uścisku MG i twardą fiolkę w dłoni.

Zacisnęłam dłoń na przedmiocie i uniosłam rękę na linię wzroku. Chwilę przyglądałam się chwilę fiolce.
"To na pewno nie był tylko sen" pomyślałam. Byłam w posiadaniu najwspanialszego lekarstwa jakie widział ten świat. Musiałam gdzieś je schować. Na razie zaciągnęłam długi rękaw, by zasłaniał to co trzymałam w lewej ręce i uniosłam się na łokciach, żeby rozejrzeć za swoim plecakiem, próbując sobie Miprzypomnieć gdzie go zostawiłam.

– Pani już wstała. – Powiedziała Amelia do innych niewolnic w pomieszczeniu. – Pani, jak możemy ci służyć? – Zapytała stając na baczność obok twojego łóżka.

Popatrzyłam bezradnie na to, że chyba nigdy nie oduczę tej niziołki zachowania niewolnika.
Mi- Podaj mi proszę moją torbę... O albo rzemień, długi - przyszło mi do głowy jak zabezpieczyć fiolkę.

– Oczywiście moja Pani, czy przynieść Pani również śniadanie do łóżka.

- A jest przewidziane jakieś wspólne śniadanie dla gości? - zapytałam.

– Owszem, Pani… odbyło się dwie godziny temu. Była również Pani szewc z parą butów dla ciebie. – Powiedziała.

- Już było? - zmartwiłam się, że zaspałam, ale nie wyraziłam tego bezpośrednio, żeby niewolnice nie wystraszyły się, że je za to skarcę. - Tak, proszę o śniadanie.

– Oczywiście Pani. – Jedna z dziewcząt skinęła i opuściła pokój.

– Jeszcze jedno, Pan Falris nie przyszedł na śniadanie, bo jak twierdził "umiera", ale Pani Baraia powiedziała, że cierpi na "chorobę dnia następnego" i nic mu nie będzie, musi tylko pić dużo wody. – Amelia wyjaśniała co się działo gdy spałaś.

- To było do przewidzenia - mruknęłam sama do siebie i pokręciłam głową. - Wyjdźcie - powiedziałam i poczekałam aż niewolnice to zrobią. Kiedy wyszły wykorzystałam rzemień do owinięcia ściśle fiolki od sennych istot, tak by nie było widać czym ona jest. Na koniec przymocowałam to do łańcuszka z moim rodowym medalionem.

- Możecie wejść - rzuciłam w stronę drzwi, gdy wisiory były już schowane pod moją koszulą.

Dziewczęta weszły, jedna z nich miała już drewnianą tacę z jedzeniem, druga niosła parę dziwacznych butów… bardzo podobnych do tych, które widziałaś we śnie na nogach u dziewczyny, która cię ostatnio odwiedziła.

Skinieniem głowy wskazałam by tace położyć na łóżku obok mnie. Buty natomiast wzięłam do rąk, by je sobie dokładnie obejrzeć. Wydawały się być wygodne i solidnie zrobione. Po skończonych oględzinach położyłam je obok łóżka i zabrałam się za jedzenie, bo zgłodniałam przez te swoje sny.

Gdy dotknęłaś butów, uświadomiłaś sobie z czego je wykonano… owszem styl miały dosłownie “ze snów” ale wykonano je z tutejszego materiału… z pajęczego jedwabiu drowów… materiału, tak drogiego, że mogli sobie na niego pozwolić jedynie arystokraci i sam cesarz.

Miałam mieszane uczucia co do tego co dostałam. Przyjemnie było mieć coś tak starannie wykonanego, z niezwykłego materiału. Jednak czy miałam to potraktować jako podarunek na polecenie cesarza czy oczekiwano ode mnie, że za nie mam zapłacić. Z tym drugim miałabym spory problem. Z tymi myślami, w milczeniu jadłam swoje śniadanie.

Nim zdążyłaś dokończyć drzwi twojej komnaty otwarły się i przeszła przez nie Baraia.

– Widzę, że wypoczywasz siostro… – Rzuciła krzyżując ręce na piersi. – Ten twój elf ma kaca jakby w życiu nie pił. A tak poza tym wspominałaś, że mieliście pomóc z rannymi… zamiast tego grzejecie łoża… – Pokręciła głową.

Byłam tak bardzo pochłonięta swoimi myślami, że zupełnie nie wiedziałam czego ode mnie chciała kapłanka i chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam.
- Ach tak... - wszystko zaczęło do mnie wracać. Przez ostatnie senne spotkanie czas zdawał mi się rozciągać i wydawało mi się że wydarzenia z poprzednich dni miały miejsce tygodnie temu. - Tak, już tylko kilka chwil i będziemy gotowi - powiedziałam za naszą dwójkę, czyli też i w imieniu Falrisa.

– Nie. Imperator nam Miłościwie Panujący ma inne plany. Cała grupa jaka z tobą przyjechała zostanie tu na miejscu i będzie pomagać rannym. Cesarz, Ty, twój chłopak, ja i mały oddział ruszymy dalej w eskorcie wojowników tutejszego wodza. Najbardziej chorzy zostaną pod opieką medyczną na miejscu, ci w lepszym stanie z eskortą wyruszą powoli do twojego klasztoru. Z nimi wyruszy Garren i Morrisana. Kobieta zwana Druidką pomoże w opiece nad chorymi na miejscu… potem też zamierza udać się do klasztoru, jak twierdzi zamierza tam kogoś odwiedzić. Z nami wyruszą też te kuglarki. Nie wiem po co nam one. Po drodze orkowie zgarną z klasztoru jeszcze grupę medyków i wrócą tutaj z nimi jako eskorta. Wódz planuje zrobić tu tymczasowy szpital i doprowadzić rannych do stanu używalności, bez narażania ich w czasie podróży.

- Dzisiaj już ruszamy dalej? - wypaliłam zanim się zastanowiłam, bo przecież w żaden sposób nie robiło mi to różnicy. - To nie jest mój chłopak - dodałam mrukliwie po chwili, gdy doszedł do mnie kontekst.

– Dzisiaj… a co do twojego elfa… jest twój, bo go ze sobą przyprowadziłaś… – Zaśmiała się. – Ale skoro tak reagujesz na moje słowo, to chyba znaczy, że trafiam w czuły punkt. – Usiadła na twoim łóżku. – Dzięki za to, że wczoraj zachowałaś się w porządku wobec mnie. Bywam trudna w obyciu, a jak zaczynam rozmyślać o niektórych swoich decyzjach, zaczynam się zastanawiać nad tym czy nadaję się na kapłankę. Zanim zostałam kapłanką byłam zakochana w kobiecie… wyobrażasz to sobie? I nawet robiłyśmy różne rzeczy, które w twojej czystej, dziewiczej główce by się nie pomieściły, lubiłam zabijać… w końcu wychowałam się w plemieniu dzikusów. Ze mnie był żałosny materiał na duchowną… ale los pokierował moją ścieżką w tą stronę. Tak… czasem zastanawiam się czy nadaję się na kapłankę… ale gdy już otrzeźwieję, rozumiem, że właśnie to jest moja droga, że nie zamieniłabym swojej służby na nic innego, nawet gdy zawodzę… gdy popełniam błędy. Właśnie wtedy rozumiem, że Toriel jest bogiem miłosierdzia a nie tylko sprawiedliwości. Jednak… każdy wybiera swoją drogę… i nie każdy musi być zakonnikiem, żeby czynić dobro, a ty radzisz sobie świetnie w tym kim jesteś. Gadałam trochę z tym skacowanym chłopakiem… całkowicie się w tobie zauroczył, przypomina mi to mnie samą… jak byłam młoda. Ale on jest ode mnie znacznie mądrzejszy. Tak naprawdę sama nie mogłabym zakochać się w człowieku… – Uśmiechnęła się. – Szczerze… obrzydza mnie myśl o pożyciu z kimś kto tak bardzo się ode mnie różni… ale cóż… co mnie oceniać… po Imperatorze widzę, że ostatnio robi się to modne. Powiem zatem prosto i jasno co mam na myśli… Jeśli porzucisz zakon i zwiążesz się z tym chłopakiem, to masz moje błogosławieństwo. Jeśli porzucisz zakon, ale się z nim nie zwiążesz… również ci błogosławię… nie rób tylko jednego, nie działaj wbrew sobie… nie rób czegoś o czym nie jesteś w pełni przekonana, bo skrzywdzisz i siebie i innych. – Wstała. – Zaczynam gadać jak stara baba… – Uśmiechnęła się. – Imperator chce wyruszać wieczorem, żeby się nie rzucać w oczy, zwłaszcza, że rodzinka twojego przyjaciela, może się szwędać po stepie, a z orkami w nocy będziemy równie mobilni jak za dnia… ale mniej widoczni.

- Eee... - byłam przytłoczona wywodem i zrobiłam się czerwona na twarzy. Nie wiedziałam tylko czy tak zareagowałam, bo trafiła w sedno czy wręcz przeciwnie, czułam się zażenowana poruszaniem tematu. Może wszystko na raz. No i jeszcze nie wiedziałam co tak naprawdę czuję względem Falrisa. Czy jeśli coś do niego czułam to nie było jakieś zwariowane zawirowania związane z tym, że Dedal dał mi umiejętności ojca Falrisa...
- To jest za bardzo skomplikowane... - Mruknęłam na podsumowanie własnych przemyśleń, których oczywiście Baraia nie słyszała i teraz sobie musiała coś dziwnego wyobrażać. - Znaczy... - gorączkowo próbowałam znaleźć wytłumaczenie dla swoich słów, ale tylko westchnęłam. - Z resztą nie ważne. Będę gotowa kiedy trzeba, i tak mam niewiele bagażu.

– Nie przejmuj się, młoda jesteś. Ja już pierwszą miłość mam daleko za sobą… ty nawet jeszcze nie wiesz co to jest. – Uśmiechnęła się. – I nie przejmuj się gadaniem. To twoje życie i zrobisz z nim co chcesz. – Bądź gotowa na wieczór. I zbierz tego chłopaka… ma kaca, jakby pił pół nocy… Co jest dziwne, moje plemię pędziło własne trunki, więc jego pewnie też, a on zachowuje się jakby w życiu nie pił. – Wstała w każdym razie. – Wieczorem wyruszamy. Ja obejrzę pacjentów ostatni raz.

- Może to plemię było inne - odparłam krótko na jej domysły czemu Falris miał słabą głowę. - Dołączyć do ciebie i pacjentów? - zapytałam jeszcze.

– Nie. Poradzę sobie… to i tak tylko proforma. A co to za dziwactwo. – Powiedziała biorąc twoje nowe buty. – Pierwszy raz widzę takie… no i jaki materiał.

Spojrzałam na wspomniane.
- Poprosiłam o wygodne buty, więc oto i one - odpowiedziałam, ale na pewno nie zamierzałam wspominać, że już taki krój widziałam.

– Ta Cesarska szewc to ma wyobraźnię… kto by chodził w czymś takim… i te wcięcia poniżej kostki… i ta podeszwa… Jak to w ogóle jest zszyte… I ta dziwna runa… trzy pochyłe paski układające się w trójkąt… – Mruknęła przeciągając palcami po znaku, dokładnie taki sam symbol był na butach MG. – Mniejsza o to… zajmij się Falrisem i szykujcie się do wyprawy – Powiedziała i upuściła buty na podłogę.

- Idę więc od razu do niego - sięgnęłam po buty i przyjrzałam się owej "runie". Miałam dziwne przeczucie, że osoby z mojego sennego spotkania miały wpływ na to jak szewc uszyła mi moje buty. Niestety nie będę mogła już się dowiedzieć czy tak było, bo do śmierci i tak zdążę o takiej błahostce zapomnieć. Założyłam je.
- Amelio, spakuj nas do drogi - powiedziałam do niziołki wstając z łóżka i kierując się do wyjścia z komnaty.

Kapłanka uśmiechnęła się i wyszła. Buty okazały się tak wygodne, że czułaś jakby niemal pieściły twe stopy. Niziołka na twoje słowa od razu weszła do środka.

– Tak właściwie to chyba nawet nie zdążyłam cię rozpakować, Pani. – Powiedziała.

- To tym lepiej - ucieszyłam się. - Odpocznij dobrze przed drogą - poleciłam Amelii i wyszłam. Skierowałam się pewnym krokiem prosto do pokoju zajmowanego przez "mojego" elfa.

W środku niewolnice siedziały na łóżku Falrisa.

– Jeszcze wody, Panie?

– A może okład?

– Pomasować cię, Panie?

- Widzę że masz dość osób dbających o twoje samopoczucie - odezwałam się od progu, poważnym tonem, krzyżując ręce na piersi, gdy podeszłam do łoża.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172