Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2019, 17:05   #21
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wstawanie o świcie, a często i przed, do łatwych nie należały, ale Bogna aż takim wielkim śpiochem nie była. Nie jest łatwo opuścić ciepłą pierzynę, ale jak mus, to mus. Podobnie jak Nawoja, przemyła twarz wodą, trochę doprowadziła włosy do jako takiego ładu, ubrała się, po czym za radą piekarzowej, poszła obudzić Światożara.

Ten zaś wstawać nie chciał, burczał jedynie na nią pod pierzyną, no to najpierw Bogna okno otwarła, wpuszczając rześkie powietrze do izby, a potem... wsadziła rękę pod pierzynę piekarczyka. Młodzian momentalnie otwarł ślipia, przetarł je dłońmi, po czym na jego gębie pojawił się lisi uśmiech.
- Wstajesz? Drewna trzeba nanieść, Nawoja kazała - Spytała Bogna, nie wyciągając ręki spod pierzyny.
- Mmmhhmmm... - Zamruczał Światożar, niby to potakująco, ale chyba i z zadowolenia?
- Juuuuuż - Dodała dziewoja, i gwałtownie zszarpnęła pierzynę w kierunku nóg młodziana, odkrywając go całego. Uśmiechnęła się przelotnie, na moment ze wzrokiem wbitym między jego uda, po czym odstąpiła już od łoża, kierując się ku drzwiom.
- No wstawaj! - Powiedziała na odchodne.
- A żeby cię... - Mruknął już nie tak uroczo piekarczyk.

***

Bogna poszła krowę wydoić, a potem pomagała w kuchni Nawoji, pomagali i obaj jej bracia. Krzątano się o świtaniu to tu, to tam. Dom ożył, izby wypełnił zapach jadła, brzęczały garnki i miski. Wkrótce pojawił się i Racimir, przywitał z każdym z nich po kolei, a w pewnym momencie Bogna ze szklącym się wzrokiem zatrzymała się tak w pół kroku, rozglądając po nich wszystkich. Jakoś tak zakuło, a potem ciepło jej się na sercu zrobiło, widząc to wszystko przed sobą. Poczuła się jak w rodzinie...




***

W świątyni nie odstępowała Racimirów na krok, słuchając nabożeństwa ze wzrokiem wbitym w posadzkę. Nie lubiła tylu ludzi na raz, takiej ciasnoty, nie chciała nikomu spoglądać w twarz. Wiedziała, że pewnie ktoś się jej przypatruje, że trącają się łokciami ją sobie pokazując. A później, pewnie będą na jej temat gadali, może i nie tak jak dzieci, ale pewnie słowa miłe raczej nie będą...

Wtargnięcie jakiegoś męża, wszystko przerywające, aż nią zatrzęsło. Krzyczał o nadciągających jeźdźcach na wielkich koniach, z wielkimi mieczami, a Bognie aż jelita wykręciło. Nie pomogły słowa Kapłana, nie pomógł fakt, iż najpierw wyszedł ze świątyni Żyrosław, za nim Światożar, potem i Nawoja... ludzie się poruszyli? Zaczynali uciekać?

- Nie... - Szepnęła przerażona, trzęsąca się niczym osika Bogna, zalewając się łzami.
- Nie!! - Krzyknęła, nie bacząc na miejsce, w jakim się znajduje i ludzi, po czym wybiegła na dwór, i... rzuciła się do ucieczki. Tam gdzie ją nogi poniosą, najlepiej do lasu, z dala od wsi. Dopadło ją przerażenie, prawie odbierające wszelkie zmysły.

Powrócili Sargoni.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 03-08-2019 o 17:16.
Buka jest offline  
Stary 03-08-2019, 22:12   #22
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Grolschowie, choć jako jeden z najstarszych rodów nie siedział z przodu, ani z tyłu, ale gdzieś mniej więcej w dwóch trzecich. Tak, mogliby przesiąść się bliżej i nikt by nie robił rabanu, ale to miejsce było idealne. Ludzka potrzeba pokazania się była zgubna i pamiętał to ze słów swego dziada. "Kto na Pana się przoduje i to ochoczo pokazuje tego Włodarz batem szczuje". A że bata lepiej unikać...

"Tss..." zawitała myśl u Horsta, ale po chwili w jego umyśle rozkwitł nikły uśmiech. Tak... Henryk miewał problemy, ale był do szpiku kości religijny... to oznaczało jedno, problemy. Wierzał mu jednak. Takiej bajki raczej trudno byłoby mu wymyślić, nawet jeśli by baaaardzo mocno zapił. Tak, zawsze istniał ten cień szansy... Gdzie był jego 'brat' Widzący, gdy był potrzebny?

Wtem dzieciarnia młynarczyków zdecydowała opuścić świątynię! Doskonale! Nie musiał wysyłać swojego potomstwa na czaty w próg. Jeśli rzeczywiście zbliżało się zagrożenie to je wypatrzą i przy odrobinie szczęścia wrócą ostrzec, lub krzyki i piski przerażenia będą na tyle głośne, by je usłyszeć!

Teraz jednak nie zaprzątał sobie tym głowy. Słuchać i obserwować. Zbierać najmniejsze skrawki wiedzy o ludziach i istniejących między nimi zależnościach. To była jedna z pierwszych lekcji jakie dał dzieciakom i wpajał im ją do głów niczym kowal napieprzający młotem w kawał żelastwa na kowadle. Najmniejszy ruch mięśni, przejęzyczenie, nuta emocji... to wszystko stanowiło człowieka, a ten co potrafił takiego człeka czytać miał w ręku potężną broń. Mógł grać na najskrytszych lękach, pragnieniach i potrzebach by osiągnąć własne cele. Największą nadzieję miał w Lutherze. Wszak to on po nim miał przejąć schedę...

Iście piękne było gdy starzec w kiecce podszedł do Henryka i przemówił. Piękne, bo oto zaczynał stawać się cierniem w boku tych co wciąż wierzyli w Dawne Ścierzki i tych co widzieli wojnę. Wojnę w której ścierały się dwie siły wierzące w tego samego Stwórcę... pytanie więc po której stronie był ten fałszywy bożek, skoro nawet wiernych w świątyniach nie oszczędzali żołdacy? Oczywiście, były to śladowe zdarzenia, ale nasłuchał się dość o okrucieństwach i tego jak tyn bóg i jego kapłani modlili się o dobre dla siebie rzeczy... sprzeczne rzeczy, bo inny modlił się o to samo. Temat rzeka! Tak czy inaczej, po kilku ukradkowych spojrzeniach wiedział, że nie był sam w tej myśli. Był jednak inna myśl. Bardziej... niepokojąca. Oto bowiem starzec miał ciągotki do władzy i wyręczania się boskim mandatem by podporządkowywać sobie ludzi... wielce niepokojące. Tak, będzie musiał mieć na niego baczenie!

Ze spokojem zdecydował się jednak nie przerywać tej farsy... Widział za mało. Dużo za mało by interweniować. "Znaj swego wroga, Horst." Mawiał dziadek "I wiedz, że przyjaciel to nikt inny niż wróg który jeszcze się nie ujawnił!" To co powie Henryk i jak zareaguje kapłażyna zadecyduje o tegoż parcha losie. Chce władzy? Dostanie ją, ale nikt nie stanie Grolschom na drodze do wielkości!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 03-08-2019, 22:16   #23
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację

Nadejście wiosny zawsze było przyjmowane z optymizmem. Ostatni śnieg już dawno stopniał, dni były słoneczne i zdecydowanie cieplejsze, a ptaki wróciły z dalekiego południa i ćwierkały radośnie. Same powody do zadowolenia - przynajmniej zdaniem Marysi.
Koniec zimowania oznaczał też więcej pracy, ale to jej samej nigdy nie przeszkadzało. Ot codzienność, którą nie tylko akceptowała, ale wręcz lubiła.
Rutyna ta miała jednak ulec pewnej zmianie. Oto bowiem, po paru latach nieużytkowania, ponownie otwarto kaplicę.

Nie była to zwykła msza - nie mogła taką być. Było to wyjątkowe wydarzenie, na które zebrali się wszyscy mieszkańcy wsi. Na wspólne modły będą się spotykać co tydzień, ale tego dnia byli tam przede wszystkim aby uhonorować świętą kaplicę, oraz złożyć uszanowanie nowo przybyłym kapłanom.


Marysia oczywiście zadbała, aby na tę specjalną okazję ubrać się jak należy. Nie tylko ubrać się w czyste odzienie, które chwała Stwórcy zdążyło dobrze wyschnąć na czas, ale przede wszystkim w to odświętne. Bo czymże było oddanie kaplicy do użytku jak nie świętem, przynajmniej dla tej skromnej wsi.

Choć dziewczyna szykowała się dość długo - za długo zdaniem jej brata, efekt był niczego sobie.


Jakby mało było uroku jej odświętnego stroju, Marysia postanowiła założyć także swój naszyjnik, który został jej po mamie. Z uwagi na tę wyjątkową okazję.
Oczywiście Marysia zadbała też o wygląd brata, co by nikt nie powiedział że sama się wystroiła, a o rodzinę nie dba.

- Siostro, na pewno chcemy dać po miedziaku? - Spytał Patryk, po tym jak dała mu do ręki monetę.
- Na pewno. Tak trzeba - powiedziała stanowczo.
- Ale sama parę dni temu mówiłaś, że nie mamy pieniędzy, aby dawać je do misy. - chłopak nie odpuszczał i widać po nim było że sam też podzielał tę opinię. - Chcesz się upodobać temu młodemu kapłanowi, co? - dodał.
- Nie mamy i nie będziemy dawać co tydzień. Ale to jest otwarcie kaplicy dla ludzi, to wyjątkowa okazja i trzeba się odpowiednio zachować - wytłumaczyła... pomijając drugą kwestię.
Młode rodzeństwo samo musiało gospodarować pieniędzmi, których wiele nie mieli, ale gdy chodziło o wiarę w stwórcę, nie poskąpili.


Gdy niepokojące wieści przerwały nabożeństwo, Marysia odruchowo złapała brata za rękę. Zbrojni jeźdźcy mogli zwiastować różne rzeczy, a nawet wojnę - nową lub tą samą, w każdym bądź razie nic dobrego.
Powstało niemałe zamieszanie, a panujące dotąd głosy modlitw, zastąpił gwar jak w dzień targowy. Marysia nie chciała dokładać nic od siebie i martwić innych swoimi obawami.
Jeśli zbrojni tylko przejadą, to w porządku. Mogą też zbierać rekrutów, ale ona nie chciała aby jej ostatni brat odszedł i zginął na wojnie. Mogli też chcieć ich ograbić, lub nawet zabić... Natychmiast się pomodliła, a raczej poprosiła Stwórcę aby obeszło się bez nieprzyjemności.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 04-08-2019 o 08:08.
Mekow jest offline  
Stary 04-08-2019, 00:10   #24
 
avvsugar's Avatar
 
Reputacja: 1 avvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputacjęavvsugar ma wspaniałą reputację
Franciszka nigdy nie była osobą, która regularnie uczęszczała na nabożeństwa w kościele. Właściwie to nikt nigdy nie zaszczepił w niej wiary w cokolwiek. Przez wszystkie lata nauczyła się, że ufać może tylko sobie, że jedyną osobą do której może zwrócić się w razie potrzeby jest ona sama. Dlatego właśnie nie rozumiała, dlaczego niektórzy ludzie z każdym, nawet najbardziej błahym problemem zwracają się do kapłana.
Zauważyła, że przyjazd kapłana wywołał poruszenie wśród wieśniaków. "Pójda, co by ino z czystej ciekawości." Zajęła miejsce w ostatnim rzędzie, tak co by nie zwracać na siebie większej uwagi i słuchała o co, zawsze było tyle krzyku. Zastanawiała się, czy pewnego dnia zacznie odnajdzie w sobie wiarę w coś, co na dzień dzisiejszy wydaje się jej niepojęte. Może był to początek jakiejś większej zmiany, którąś chciała zaprowadzić w swoim życiu. Z rozmyślań wyrwało ją nagłe poruszenie
 
avvsugar jest offline  
Stary 04-08-2019, 00:50   #25
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Do kościoła chodziła z rodziną jak tylko miała na to czas. Nie raz się przecież zdarzało, że sprawy pilne kazały jej zostać w domu, czy też pędzić do sąsiada nieść ratunek dla zdrowia.
Lecz kiedy już miała sposobność to zawsze całą rodziną przychodzili i zajmowali jedną ławę całą rodziną.

Trudno było więc określić gorliwość wiary znachorki, która w dość heretyckich warunkach wychowana została.

Publicznie, przed sąsiadami, Arnika nigdy nie sprzeciwiła się zdaniu wypowiedzianemu przez jej męża. Zawsze go wspierała i do niego należało decydowanie o wszystkim.
A to jak było w domu to już tylko piątka dzieci wiedziała. Faktem jednak było, że gdy pani Grolsch swoimi pracami przy chorych się zajmowała, to nie raz potrafiła porządnie opieprzyć nieposłusznego pacjenta.

Nie mniej poza swoją dziedziną, Arnika nie wypowiadała się. Nawet nie szczególnie garnęła się do towarzyskich pogaduszek z innymi gospodyniami w Drzewcach...

***

Tego dnia wypadało znaleźć czas i przybyć na mszę do kościoła. Rzadkim widokiem była sylwetka znachorki bez jej roboczego płaszcza i obszernego kaptura. Każde z Grolschów ubrało się w odświętne ciuchy i całą rodziną poszli do świątyni. Zajęli swoje miejsca i wraz z całą społecznością wioski uczestniczyli w obrządkach.
Podczas mszy można było się wyciszyć i pomyśleć. Arnika głównie rozmyślała tego dnia o zapasach suszonych ziół, jakie zostały po zimie oraz o nasionach lawendy, których nie mogla znaleźć już drugi dzień. Podejrzewała, że najmłodsza córka mogła je zgubić w zabawie, ale zgodnie z przewidywaniem, Malwina nie przyznała się do niczego. Pozostawało jej udać, że zapomniała o sprawie i wtedy dzieci za jej plecami naprawią to co narozrabiają, unikając przy okazji kary.

Z zamyślenia wytrąciło ją wpadnięcie do kościoła Heńka. Ile to już razy mówiła temu pijakowi, żeby się miarował w piciu, bo kolejnego roku nie dożyje...
To co powiedział sprawiło, że przeszedł Arnice zimny dreszcz po plecach. Moczymorda nie raz gadał od rzeczy, ale to co wykrzykiwał i tak ją przeraziło. Okazała to jedynie spoglądając na męża.
Ten pokręcił głową, dając do zrozumienia, że zostają. Znachorka objęła jedną ręką najmłodsze dziecko, a drugą ścisnęła dłoń męża. Poparzyła po swoich dzieciach.
- Siedźcie. Nie wychodźcie nigdzie - powiedziała, a te pokiwały głowami.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-08-2019, 01:18   #26
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- A to jest “Łe” - Luther kontynuował wieczorną lekcję. Zadatków na bakałarza młody piwowar nie miał. Owszem we mieście pobrał naukę podstawową za ciężką krwawicę rodzicieli. I nawet ostatnim safandułą we grupie Magistera Aroniusa nie był, choć liniałem przez łeb oberwał kilka razy. Zwyczajnie nie do końca rozumiał czemu to całe nauczanie miało służyć i najlepiej z całego pobytu w mieście zapamiętał samo miasto i ludzi, których w nim spotkał... Ale póki sztuka się składania liter tyczyła to dawał chłopak radę objaśniać rodzeństwu co i jak - Zaczyna takie słowa jak “łopata”, czy “łowad” i “łojciec”.
- A co to łowad? -
dopytywała się mała Malwina, oczko w głowie pani matki. Luther zawsze lubił tę dziewuszkę. Nie migała się od obowiązków jak Ulfi i Rutka i często brała jego stronę gdy rodzeństwo się kłóciło. Szczególnie zaś gdy Luther się brał za łby z Madsem, który szczególnie się matuli podlizywał i kędy mógł na Luthera skarżył. Za co, i prawda to, zbierał pod stołem kuksańce.
- Łowad, przez nieuków robokiem zwany - oznajmił mądrze najstarszy z Grolschy, a Malwina w zamyśleniu potaknęła główką - Łowad to mucha, mrówka, giez… Ino nie glizda. Glizda to nadal robok.
- A ślimak? -
spytał Mads, który zawsze drażniąco pilnie słuchał lekcji Luthera choć nie w taki sposób w jaki Luther by sobie tego życzył - Ślimak to robok, czy glizda? Glizdowaty jest to pewno glizda?
- Ślimak… -
odparł odrobinę niepewnie Luther - ślimak to ni łowad ni glizda. To... muszlak.
- Bo ma muszlę! -
Rutka uznała, że też się powinna odezwać w tej dyskusji i wyczekałą moment, w którym uznała, że nie palnie głupstwa.
- Tak - najstarszy z Grolschy szybko odzyskał mądry ton głosu.
- Ale kędy jabłka opadną to wyłażą te brązowe wielki ślimaki i one muszli nie mają - dumał dalej Mads - Znaczy to nadal muszlaki, czy już glizdy?
Luther zgrzytnął zębami wbijąjąc w młodszego brata niechętne spojrzenie.
- Ślimaki są na “eś”! I będziemy o nich prawić kędy do “eś” dojdziemy. A nynie każde mi tu pół tuzina słów na “łe” gada!

***

Tako jak i pana ojca, tak i Luthera cały ten stwórcowy obrządek jakoś specjalnie do siebie przekonać nie mógł. Owszem w dzień święty cała rodzina poza wujem, a i czasem Ulfim tuptała do świątyni z Rutą na czele. Owszem, Luther i od tego obowiązku się nie migał. Ale dla młodego piwowara była to raczej okazja do późniejszych pogadanek z kolegami kiedy to kmiecie pod świątynią po nabożeństwie na ogół prawią o wszystkiem bo nikomu do chałup nie śpieszno. Miał nawet na tę okoliczność za pazuchą skitraną flaszunię tatowego samogonu. A i dziewuchy w dzień ony zawsze takie wycacane… Nawojka Racimirówna, Marysia, Boguśka… Wdowa Maryna... czy na onego Racimira chyba zerkała?… Nawet Vaida Rozsierdzonówna po przekroczeniu kościelnych wrót jakby się zmieniała. I gdzieś spod jej buhajowych ślepiów zaczynało spozierać coś co… chyba… było... dziewczyną?
Wszystko to Luther zapamiętywał i sam już nie wiedział, czy dlatego, że ciekaw był, czy dlatego, że ojciec zawsze mu powtarzał, żeby to właśnie robił.
Tak czy owak, nic nie zapowiadało obrotu spraw jaki zainagurowało przybycie pijanego Henia. I iście powiało grozą. Jeszcze jeźdźcy jak jeźdźcy. I że duże konie to tyż żadna rzecz, bo to w okolicy jeno same duże. Ale jak z mieczami.... Musi woje… Chyba, że z miasta jacy. Tak. Tak przeca po mieście zbrojni po mieście co dzień się szwendali. I chyba jeszcze im za to płacono. Oni musi być. Taką przeca rzecz jak wojnę, to by wuj wywróżył i panią matkę ostrzegł.
Ojciec jednak ani okiem mrugnął. A ino tężej łypie na tych co ostali w kościóle. W tem i na kapłana. Inne tymczasem wyłazić poczęły z kościoła, co bo zobaczyć kogóż to licho nadało. Ot i młynarczyki. A z nimi Boguśka. Choć ta ze krzykiem. Luther powiódł za nią spojrzeniem. Już go Żyrko obśmiał, że sam chustę Boguśce oddał. A rechotali przy tem ze Światkiem, że mało się ozorami ne zakrztusili. Ha! Nosił wilk razy kilka...
- Łojciec… obce jakie do wsi zajadą… ze miasta musi być… i to racimirowi ich witać będą? Wyjdę i ja.
Co rzekłszy zaczął się cofać z ławy, by mimo matczynego polecenia, również świątynię opuścić...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 04-08-2019, 13:32   #27
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Stary Grolsch posłał synowi surowe spojrzenie dezaprobaty. Ta chęć do wyrywania się przed szereg z własnej inicjatywy nie była drogą rodu Grolschów. Horst ją znał i miał wrytą w sercu, taj jak jego dziad, a pradziad Luthera. Niestety, widocznie syn wdał się w swojego dziada, a ojca aktualnej głowy Rodu... co za ironia. Niestety pas tu już niewiele zdziała, będzie musiał inaczej wziąć go w obroty i przypomnieć Kodeks...

- Siedzisz. - warknął cicho gorzelnik i było to jedyne słowo które opuściło jego usta. Gdyby nie to, że byli wśród ludzi! Niechybnie jakąś dziewkę sobie upatrzył, a z tego nigdy pożytku! Luther był młody, Horst też kiedyś był młody... tylko dlaczego miał przeczucie, że ta dziewka to sam problem ino? Tak, będzie na spytki go musiał wziąć i wybić z głowy, choćby pałą, głupie pomysły, oraz przypomnieć mu kim jest.

Kim byli Grolschowie? Monolitem. Głazem obmywanym przez wody strumienia losu i przeznaczenia. Tymi którzy byli i będą. Niewzruszeni i obojętni. Grający emocjami i słowami, by uzyskać własne cele. Tymi których woda może pozornie złagodzić, z zewnątrz obmywając kształty i ostre krawędzie, ale kamień nadal ciężki i przyłożyć może czaszkę rozbijając niechybnie. Czy to w narzędzie potężne się przerobić po obróbce. Tak. Grolschowie byli ty kamieniem. Zwracali uwagę na rzeczy nieistotne i grali nikogo dbając o jak najwięcej osób ile się dało. Idiotą był ten co pragnął się pokazać i we władzę wejść oficjalnie. Do tego trzeba było sprytu... Być jak cień który nigdy nie znika, bo nawet słońce za chmurami niesie cień chmur. Cień raz jest dłuższy raz krótszy, ale bez względu na wszystko zawsze jest! Szczególnie w nocy. Czasu wielkiego Cienia spowijającego świat. Wszak niech twoja prawa dłoń nie wie co czyni ta lewa!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-08-2019 o 14:59.
Dhratlach jest offline  
Stary 04-08-2019, 18:23   #28
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
W świątyni
Wieści, które przynosił Henryk wzbudziły trwogę wśród zgromadzonych mieszkańców. Ludzie rozglądali się nerwowo, nie wiedząc co czynić. Wydawało się, że w każdej chwili mogła wybuchnąć panika - tak się jednak nie stało. Nieprawdopodobny spokój Eugeniusza najwyraźniej udzielał się również otoczeniu. Niespieszne ucałowanie ołtarza, pełen dostojeństwa krok oraz opanowany głos - wszystko to utwierdzało zgromadzonych w świątyni w przekonaniu, że to wszystko wina cholernego Heńka. Znowu upił się ten zawszony moczymorda...
- Pijus jeden francowaty... Nie dość, że dziecko zabił, to jeszcze nabożeństwo rujnuje. Pasowałoby zrobić z nim porządek w końcu - pomstowała siedząca obok Franciszki starsza kobieta, wyraźnie wzburzona całą sytuacją.
Henryk tymczasem przywarł do nóg Eugeniusza w błagalnym geście. Kapłan nie wyczuwał od niego piwa.
- Ojcze Wielebny przebacz mi! Przebacz mnie, grzesznemu! Błagam, spraw bym nie błąkał się po lodowej pustyni, gdy już wyzionę ducha! Niechaj Stwórca przyjmie mnie do siebie!
- Ciebie pijaku to tylko w rzyć Stwórca kopnie, a nie... Paszoł won stąd hultaju! - pyskowała siedząca obok Franciszki baba.

Z tyłów świątyni dobiegł dźwięk głośno trzaskających i ryglowanych drzwi. Niebawem oczom zgromadzonych ukazał się zaaferowany Mieszko.
- Są jeźdźcy. Stal aż błyszczy! - krzyknął chłopak do kapłana, nie zdając sobie sprawy że te wieści nie działały zbyt kojąco na zgromadzone w świątyni owieczki Stwórcy.
- On jest taki dzielny! - westchnęła siedząca obok Arniki Ruta, wpatrując się w młodego kleryka jak w obrazek. Tymczasem gruba baba siedząca w rzędzie przed nimi złapała się za klatkę piersiową i zaczęła ciężko oddychać, jakby lada moment miała paść na zimną posadzkę.

Zamieszanie narastało z każdą chwilą. Trzymana na rękach Maryny Sławcia zaczęła głośno płakać. Spanikowana Bogna wybiegła ze świątyni na złamanie karku. Niedługo po niej do wyjścia ruszyli również młynarczykowie.
- Wracać mi tu, szczeniaki! Do mnie, już! - krzyczał bezsilnie Racimir, cały przerażony, bojąc się że Stwórca całkowicie pozbawi go potomków i rodziny. Był jednak już zbyt stary i niedołężny, żeby ganiać za młodzieżą. Pozostało mu tylko bezsilnie kląć na czym świat stoi.
- Też chcę zobaczyć - rzucił Albert do Gawaina, po czym nie czekając na zgodę ojca, zaczął kuśtykać w stronę wyjścia.
- Stwórco kochany, trza wiać... - wysapała siedząca obok Franciszki, pyskata baba. Starała się czym prędzej wygramolić z ławy, przy okazji trącając pechowe dziewczę dupskiem w twarz. Cholera wiedziała gdzie chciała uciec, ale najwyraźniej gdzieś jej się spieszyło. Panika i logika nigdy nie chodziły w parze.

W najbardziej nieciekawej sytuacji znalazł się prawdopodobnie Luther. Pomijając fakt, że lada moment wszyscy mogli zginąć z rąk plądrującego żołdactwa, to jego reputacja znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Z jednej strony wiedział, że młynarczykowie będą mu docinać przez najbliższy rok, jaki to z niego tchórz. Oczyma wyobraźni już widział Żyrosława machającego rękami i wydającego odgłosy jak kurczak, by kpić z młodego Grolscha. Z drugiej strony... Stanowczy głos Horsta przypominał o tym, że ojciec ma ciężką rękę. Choć stary Grolsch miał już swoje lata, to jednak z wadliwym biodrem Luthera, mógłby go dogonić.
Niezależnie od tego na jakę decyzję zdobyłby się młody Grolsch, ta chwila niepewności uniemożliwiła ucieczkę. A konkretnie: uniemożliwił ją Henio.

- Ludzie ratujmy się!!! - ryknął nagle ogarnięty amokiem Henryk, rzucając się w stronę wyjścia. Wpadł przy tym na Vaidę, omal nie wywracając dziołchy. Czym prędzej zaczął zamykać potężne drzwi za młynarczykami i ryglować je.
- Durniu, co robisz?! Tam są moje dziatki! - wrzasnął Racimir, szarpiąc się z Henrykiem. Ten jednak odepchnął go silnie i nie dawał za wygraną. Oczy mężczyzny ogarniało istne szaleństwo.
- Święty Mamoniaszu! Dopomóż! - ryczał na całe gardło Henryk, mocując się z drzwiami.

Marysia poczuła jak Patryk silniej ściska jej dłoń.
- Nie powinniśmy się gdzieś schować? - zapytał młodszy brat, zerkając nerwowo w stronę kotłujących się przy wejściu chłopów.




Bogna

Nie wiedziała jak długo biegła. Panika całkowicie odebrała Bognie zdolność racjonalnego rozumowania. Nawet wzrok nie działał jak należy... Przytłaczający stres powodował drastyczne zawężenie pola widzenia. Wybiegając nie dostrzegła żadnych jeźdźców. Miała przed oczami tylko potężne drzewa Lasu Mgieł, w stronę których się kierowała. Właściwie... To nie tylko one.


Pamiętna noc, kiedy Sargoni najechali jej rodzinną wieś, nadal stawała przed oczami. Przebyta trauma nie pozwalała o sobie zapomnieć - zwłaszcza w sytuacjach takich jak ta. Bogna traciła poczucie czasu. Zatracała się, pędząc między drzewami. Zupełnie straciła świadomość przebytego dystansu, aż wreszcie wystarczył jeden, wystający konar...

Bogna wyłożyła się jak długa. Zaraz potem zaczęła staczać się po pochyłej ściółce. Ostatnie co zapamiętała, nim uderzyła głową o pień, był widok koron potężnych dębów. Straciła przytomność.


Nie wiedziała ile czasu minęło, gdy ponownie otworzyła oczy. Głowa bolała niemiłosiernie. Widoczność była ograniczona, choć nie zdążyło się jeszcze ściemnić. Las spowijała gęsta mgła...




Jeremi "Czarny"

Jeremi w pośpiechu maszerował do świątyni, wyłącznie sobie znanymi ścieżkami. Od dawna we wsi nie było aż tak cicho... Odkąd wieśniacy ponownie zaczęli uczestniczyć w nabożeństwach, co niedzielę Drzewce wyglądały na wymarłe - bo wszyscy zamykali się w świątyni, by tam czcić Stwórcę.

Gdy już niemal wstąpił na żwirowy trakt prowadzący na wzgórzę, o mały włos nie wystawił się na widok niewielkiej kolumny jeźdźców, zmierzających w tym samym kierunku. Choć Jeremi nie był pierwszej młodości, to jednak wrodzone szelmostwo pozwoliło mu niepostrzeżenie ukryć się za chatą kowala. Przeżył zbyt wiele zim i zbyt wiele wojen, by chętnie witać kolumny zbrojnych.


Jeremi dostrzegł siedmiu jeźdźców błyszczących od stali. Ciężko było przyjrzeć się dokładnie, ale wyglądali na uzbrojonych po zęby rycerzy. Za nimi ciągnęło się kilka wozów. Na jednym z nich siedziały dwie bogato odziane damy. Przy końskim zadzie jadącego na czele, swobodnie spoczywała tarcza.

Jeremi dostrzegł na niej znajomy herb - wieżę na błękitnym tle.




Nawoja

Kiedy Nawoja wraz z braćmi wypadli ze świątyni, ich oczom ukazał się rycerski orszak. Światożar i Żyrosław momentalnie zatrzymali się i rozdziawili gęby w niemym zachwycie. Lśniące pancerze, miecze, ogromne, bojowe rumaki pokryte kolorowymi kropierzami... Najwyraźniej wjazd zbrojnych zrobił na braciach dziewczyny piorunujące wrażenie. Fakt, że na wozach z tyłu siedziały dwie młode, bogato odziane damy, wcale im nie pomagał w odzyskaniu chłodnej głowy.

- Kmioty, wezwijcie do mnie kogoś, kto potrafi czytać - rozbrzmiał szorstki głos jadącego na czele zastępu mężczyzny.


Kiedy ściągnął hełm, oczom Nawoji ukazała się grubo ciosana gęba, ozdobiona czarną brodą i potężnym nosem. Wściekłe spojrzenie zbrojnego oraz jego gwałtowne ruchy znamionowały kogoś, kto nie słynie z cierpliwości. Tymczasem zarówno Żyrosław, jak i Światożar gapili się jak sroka w gnat.
- Dziewko, macie tu kogoś czytatego, czy tylko te dwa cymbały? - rzucił rycerz bezpośrednio w stronę Nawoji.




Jeremi "Czarny"

Gdy zbrojni zajęci byli rozmową z młynarczykami, przyczajony wiedźmiarz mógł ich dokładniej zlustrować. Jeden z koni dosiadanych przez rycerzy zadreptał w miejscu niespokojnie, obracając się bokiem. Oczom Jeremiego ukazał się herb w całej swej okazałości. Raz jeszcze potwierdził własnym oczom, iż była to wieża na niebieskim tle. Od herbu poprzedniego pana wsi odróżniał ją jednak mały szczegół.

Z obu stron otaczały ją rozłożyste, orle skrzydła.
 
Bardiel jest offline  
Stary 04-08-2019, 23:48   #29
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kłamstwem by było, gdyby rzec, że Eugeniusza nie ścięła trwoga na wieść o jeźdźcach. Co prawda nie wyczuł od Heńka alkoholu, jednak nadal mężczyzna mógł bredzić. Mieszkowi za to uwierzył, zapominając przy tym, że rozkazał młodzieńcowi nie ruszać się z miejsca.

Jeźdźcy. Napad? Łupieżcy? Stary wielebny był świadkiem ogromnego kataklizmu, jaki zniszczył miasto, ale jeszcze nigdy nie przeżył najazdu grabieżców. Był świadom, z czym to się miało wiązać. Kradzież kosztowności i zapasów jedzenia oraz trzody, podpalenie chat, gwałty i mordy. Coś, o czym kiedyś pisał w Klasztorze Górskiego Płomienia, spisując kroniki splądrowanych wiosek w czasie wojny.

Panika zaczęła udzielać się i jemu. Bał się, oczywiście, że się bał. To była naturalna reakcja każdej żywej istoty. Jednak w chwilach trwogi Eugeniusz nawykł oddawać swój los w ręce Stwórcy. Gorliwie wierzył, że cokolwiek by się nie działo, jest to przewidziane w boskich planach. On został wybrany na pasterza tych owiec i był za nie odpowiedzialny. Wiedział, że kiedy przyjdzie moment, stanie w ich obronie a sił doda mu sam stwórca.

Wielebny szybko przeanalizował sytuację. Jeśli to byli grabieżcy, świątynia będzie ich pierwszym celem, ponieważ to tutaj trzymano kosztowności, a przynajmniej trzymano, zanim nie rozkradli je osadnicy. Choć świątynia była zbudowana na modłę małej twierdzy, jej stan pozostawał wiele do życzenia. Wrota nie odeprą najeźdźcy w nieskończoność, a w najgorszym wypadku ten mógł zwyczajnie podpalić strzechę razem ze wszystkimi zebranymi wiernymi.

Nie, siedzenie tutaj i czekanie na cud nie było rozwiązaniem. Oczywiście Eugeniusz wierzył w cuda, jednak był świadom tego, że Stwórca często oczekiwał, by ludzie sami sobie pomogli. Wszak obdarzył ich wolną wolą. I taka polityka najbardziej odpowiadała wielebnemu.

- Mówisz, że stal aż błyszczy? Wojna się już zakończyła, więc nie mogą to być wojska Sargonii, a zbójcy nie dbają o to, by ich rynsztunek błyszczał - odezwał się głośno wielebny, odzyskując trzeźwość osądu. - Mówże, kogo żeś widział, chłopcze. Czy to nie byli rycerze? Może panowie Remy przybyli ustalić porządek na dworze? - Eugeniusz rozmyślał na głos.

- Nie będę narażał nikogo z was, dlatego pójdę sam pomówić z przybyszami. Należy spróbować pertraktacji - dodał po chwili namysłu. - Panie Grolsch, rozumiem, że obawiacie się o swój ród, jednak nie odmówię, jeśli zechcecie mi mimo wszystko towarzyszyć. Wasz dom jest najstarszy i największy, cieszycie się autorytetem, który może pomóc w rozmowach - wielebny zwrócił się do Horsta.

Następnie pokuśtykał do Heńka i położył mu stanowczo rękę na ramieniu.
- Opanuj się, synu! Odwagi! Stwórca nie przyjmie w swe progi tchórza! Odstąp - warknął mu do ucha.

Kolejno obejrzał się na Mieszka.
- Chłopcze, zbierz wszystkich przy palenisku. Każdy, kto będzie czuł na sobie żar ognia zostanie oszczędzony! - zawołał do młodego sługi. Kłamstwo było perfidne, ale wielebnemu zależało na opanowaniu paniki.

Z czy bez Horsta, Eugeniusz miał zamiar wyjść na spotkanie przybyszy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-08-2019, 03:40   #30
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Nawoja podeszła dwa kroki do przodu bardziej zaciekawiona niż wystrachana. A na pewno nie zamurowało ją tak jak jej starszych braci. Skłoniła się pokazując że zdecydowanie uznaje wyższość owego człowieka w hierarchii świata nad nią, nawet jeśli był to ukłon jednak wiejskiej dziewuchy.

- To albo do kapłana Niemysła, albo do młodego Groscha. Obaj są w kościele. - Odpowiedziała przyglądając się mężczyźnie. - Tyle, że taki jeden wpadł chwile temu bo się wać Państwa przestraszył i uznał żeście oddziałem armii która zaczynie chaty palić. Pewnie się uspokoją i wyjdą jak się im powie kim Wać Panowie i Wać Panny są. - Nawoja nie była obyta w etykietach ale wiedziała, że z szlachtą trzeba grzecznie i układnie bo rzeczywiście mogą zacząć chaty palić.


Koń, na którym siedział czarnowłosy mężczyzna prychnął niespokojnie, jakby również się niecierpliwił. Nawoja niewątpliwie postąpiła roztropnie, kłaniając się rycerzowi, jednak treść słów nie była dla niego satysfakcjonująca. Świadczyła o tym marsowa mina.

- Kto wie, może i coś podpalim! - rzucił jeden z rycerzy, rechocząc wesoło. Rychło jednak przestał się cieszyć, gdy czarnowłosy zgromił go spojrzeniem. Zaraz potem srogi mężczyzna wciągnął głośno powietrze i ponownie skoncentrował wzrok na Nawoji.

- To leć po któregoś, ino gibko - rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Nawoja ruszyła w stronę drzwi kościoła ale cokolwiek chciała powiedzieć było nieistotne. Ich własny wioskowy bezbożnik pojawił się niby znikąd i sam już obwieścił nowiny zamkniętym w kościele.
Nawoja tylko zdąrzyła powstrzymać Światożara by nie oddał Jeremiemu za tego kuksańca.
-Teraz to reszta już wie, mości panie. - powiedziała do rycerza który jak ona widział zachowanie Jeremiego. - Wybaczcie teraz ale z bratem po jedną z naszych co uciekła przed 'armią' do lasu zanim ją wilki znajdą. - Nawoja pociągnęła młodszego z braci w stronę lasu. Zostawiając Żyrosława który na spokojnie reprezentowałby rodzinę.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 05-08-2019 o 07:04.
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172