Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-03-2020, 15:34   #41
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowy w drodze



Cassira nie zdawała się zauważać spojrzenia Sejanusa na sobie. Może dlatego, że obdarzał nim każdą przedstawicielkę płci pięknej mniej więcej po równi. Jechała na wybranym na siebie wierzchowcu… i wydawała się zamyślona. Choć po prawdzie była czujna. Jeszcze zanim wyruszyli rozpięła pasy krępujące jej miecz. Sięgnęła po rękojeść i wysunęła odrobinę sprawdzając czy broń gładko się porusza w pochwie. I czy łatwo ją będzie wydobyć. Wysunęła odrobinkę jeno, niemniej to wystarczyło by z rękojeści miecza wydobywać się poczęły smugi dymu. Broń jednak szybko została wsunięta i pozostała w pochwie.
Teraz zaś castanka czuwała rozglądając się bacznie, bo na tym polegała jej robota. Od czasu do czasu zerkała na Rybkę, czy aby za bardzo się nie oddaliła.
Długo sama nie jechała. Kupiec, najwyraźniej nudząc się w siodle, podjechał bliżej.
- I jak ci się wyspa podoba, moja droga? - zapytał, ustawiając wierzchowca tak by Cass znalazła się między nim, a wozem. Towarzyszka Sejanusa także podjechała bliżej, aczkolwiek nie odezwała się nawet słowem.
- Jest… ładna.- odparła castanka rozglądając się dookoła. - Acz nic wyjątkowego. Choć z drugiej strony nie widziałem jej zbyt wiele, a obozy wojskowe są wszędzie takie same.
Po czym spojrzała na Sejanusa i na jego towarzyszkę.
- A jak wam się podoba?
- Póki co jest tu zaskakująco spokojnie - odpowiedział castanic, wzrok swój skupiając bardziej na rozmówczyni niż na urokach otaczającej go natury. - Pomyśleć wręcz można, że znajdujemy się gdzieś na kontynencie, w jakiejś cichej okolicy. Nie żebym narzekał - dodał, szczerząc zęby. - Towarzystwo jest przednie więc i powodu do narzekania nie ma.
- Ale lasy to chyba nie jest miejsce wymarzone dla kupca? - odparła nieświadoma jego spojrzenia, lub całkowicie je ignorująca, Cass.
- Faktycznie, wolę miasta - potwierdził, a jego milcząca towarzyszka prychnęła. - Miasta jednak czasami są w stanie zbrzydnąć, a wtedy nie ma nic lepszego jak powiew świeżego powietrza na twarzy i towarzystwo pięknej kobiety u boku - wyjaśnił.
Castanka spojrzała na pilnującą kupca kobietę mówiąc.
- Masz rzeczywiście piękną kobietę u boku.
- Nie jego progi - odpowiedziała czarnowłosa, zdradzając że w najlepsze przysłuchuje się rozmowie. - Musiałabym chyba całkiem na głowę upaść.
- Ranisz me serce, Zilf. - Sejanus teatralnym gestem przyłożył sobie dłoń do piersi. - Okrutna.
- Najpierw byś je musiał mieć - padła natychmiastowa odpowiedź castaniczki.
- Widzisz z czym przyszło mi żyć? - Kupiec zwrócił się do Cassiry, robiąc przy tym minę cierpiętnika.
- Odrobina serca przyda się w stosunkach... z innym osobami - wtrącił się Gravaren, który podjechał przed chwilą i usłyszał ostatnie zdania. - A towarzystwo pięknej kobiety, i mądrej zarazem, to podwójna przyjemność. - Lekko się uśmiechnął.
- Wydaje się być profesjonalna. Pewnie jest miła prywatnie, ale pracodawca i pracownica powinny jednak trzymać dystans. To lepsze dla interesów - oceniła castanka zerkając na Zilf.
- Pracownica? - Zilf uniosła brew.
- Widzisz, droga Zilf, nawet nasi towarzysze uważają, że powinnaś wykonywać moje polecenia. - Sejanus uśmiechnął się do czarnowłosej w sposób wyraźnie złośliwy. - Opcja zwolnienia cię…
- Zamknij się
- wtrąciła się mu w słowo, mierząc go wzrokiem wskazującym na to, że mężczyzna działa jej na nerwy.
- Musicie jej wybaczyć, obawiam się że zaniedbano jej edukację w kwestii odpowiedniego zachowania w towarzystwie - skomentował kupiec, w najlepsze bawiąc się denerwowaniem Zilf, która w odpowiedzi tylko pokręciła głową.
- Przyganiał kocioł garnkowi - powiedział Gravaren, lekko się uśmiechając. - A ty, zamiast marudzić, bogom powinieneś dziękować, że ona nie znalazła sobie lepszego towarzystwa.
- Więc jeśli nie pracownica, to… wspólniczką jesteś? - zaciekawiła się Cass przyglądając Zilf.
- I ty przeciwko mnie. - Sejanus nie sprawiał wrażenia szczególnie zachwyconego pozycją, w której się znalazł. Wychodziło bowiem na to, że wszyscy się na niego zawzięli.
- Łączą nas więzy krwi - odpowiedziała Zilf na pytanie Cassiry. - I jest to jedyny powód dla którego znoszę jego towarzystwo - dodała.
- No tak, w końcu taki ze mnie potwór… - Kupiec rozłożył ręce w geście bezradności. - Żadna mnie nie chce, nawet rodzona siostra - poskarżył się żałośnie, spojrzenie kierując w stronę białowłosej pogromczyni, najwyraźniej nie spodziewając się współczucia od elfa.
- Jestem pewna że kiedyś znajdziesz dobrą partię na żonę. Tyle że ta wyspa to nie jest chyba dobrym miejscem na takie poszukiwania.- odparła pocieszająco Cassira, choć pewnie zdawała sobie sprawę że nie takiego pocieszenia oczekiwał. Albo i nie. Trudno było ocenić po jej minie.
- Interesy skarbie, cóż poradzić - odpowiedział jej, ponownie przybierając beztroski wyraz twarzy i podobną barwę nadając głosowi.
- Jego największa miłość - dodała czarnowłosa siostrzyczka.
- Czyli żona mu niepotrzebna - uśmiechnął się Gravaren. - No i jego miłość zawsze mu towarzyszy - dodał. - Prawdziwy szczęściarz. - W tych słowach zabrzmiała odrobina ironii.
- Może i nie jest to związek doskonały za to niezwykle tolerancyjny. - Sejanus podjął się obrony swego stylu życia. - Żona wszak chciałaby bym siedział w domu, był wierny, płodził wrzeszczące maluchy. - Skrzywił się na samą myśl, chociaż zaraz rozpogodził. - Nie żebym miał coś przeciwko towarzyszącym temu przyjemnościom. - Tu spojrzał wymownie na Cassirę.
- Wiemy - sarknęła Zilf.
- Był wierny... to brzmi szczególnie niemiło. - Elf roześmiał się. - Biedaczek...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-03-2020, 09:45   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grupa Tyrusa - pierwsze starcie

Uśmiech Cass robił się coraz szerszy i coraz bardziej drapieżny. Pierwsza zeskoczyła ze swojego wierzchowca i ruszył powoli ku wrogom oddalając się od karawany. Sięgnęła leniwie po miecz i dotykając rękojeści krzyknęła do towarzyszy.
- To ile wystarczy zabić, by reszta się rozpierzchła?
Gravaren poszedł w ślady Cass. Częściowo, bowiem zaraz po niej opuścił siodło, nie oddalał się jednak od karawany, ograniczając się do obserwowania okolicy i wypatrywania wrogów.
Rybka również zeskoczyła z wierzchowca. Nie ufała mu na tyle, by mieć pewność że w panice przed walką nie poniesie jej gdzieś w las. Przywiązała go do jednego z wozów. Po tym ściągnęła z pleców swoją kapłańską laskę.
Jeden po drugim, wszyscy zaczęli przygotowywać się do walki, która miała nastąpić. Uniknięcie jej nie wchodziło bowiem w grę. Zilf miała rację. Zarówno po bokach jak i z tyłu, słychać było zbliżających się wrogów. Szybko także okazało się, że nie są oni na tyle nieśmiali by kryć się w gąszczu zieleni. Jeden po drugim wychodzili na drogę, łącznie sześcioro terronosów, w tym jeden większy od pozostałych, liczący sobie prawie półtora metra. Wszystkie uzbrojone były w liściaste ostrza, które zastępowały im dłonie i rogate nasadki na głowę. Ten największy nosił także maskę na twarzy. Jego śmiech, który rozbrzmiał w chwilę później, wypełnił uszy bohaterów nieprzyjemnym, świdrującym dźwiękiem, który aż prosił się o to żeby go uciszyć. Jednocześnie z przodu, uparcie i zdawałoby się nie do powstrzymania, zbliżało się zagrożenie w postaci drzewca. Był on jednak nadal dość daleko. Zbyt daleko by stanowić bezpośrednie zagrożenie. Znacznie bliżej znajdowali się Wędrowcy, po jednym z obu stron drogi. Duże, mierzące sobie niecałe dwa metry, pękate potwory mogące atakować zarówno bezpośrednimi atakami fizycznymi jak i trudną do zneutralizowania trucizną.

Okuri zaatakowała jako pierwsza, puszczając strzałę w stronę wędrowca nadchodzącego z prawej strony. Mirin ruszyła w stronę nadjeżdżającej Tanelii i drzewca, zapewne zamierzając powstrzymać jego zbliżanie się na tyle długo by dać drużynie czas na pozbycie się pozostałych przeciwników. Tyrus ruszył na terronosy znajdujące się na plecach karawany.

Przeciwnicy sami przychodzili, więc Gravaren nie musiał się ruszać z miejsca, by móc stoczyć walkę. Prawdę mówiąc wolałby, by tamci wrośli w ziemię i nie ruszyli się do chwili, gdy wezmą nogi za pas.
Ale skoro byli, skoro pchali się tam, gdzie nie powinni, to należało zgotować im gorące powitanie.
Korzystając z tego, że trzy terronosy trzymają się blisko siebie, chwycił swój dysk, skoncentrował się i posłał w stronę tamtych bombę magmową.

Cassira uśmiechnęła się drapieżnie skupiając spojrzenie na najbliższym wędrowcu. Wyciągnęła całkowicie miecz z pochwy… Broń dość archaiczną z wyglądu, jednakże mając ją w dłoniach castanka stanęła w płomieniach. I to dosłownie. Ogień ogarnął jej ciało i włosy, płomyki wodziły po twarzy i płaszczu. Ona sama jednak na to nie zwracała uwagi, a i ni ciało ni ubranie nie ulegało temu żarowi. Niemniej nie była to iluzja, bo każdy krok jak czyniła pozostawiał po sobie ślad wypalonej ziemi. Cass ruszyła w kierunku wroga z każdym krokiem przyspieszając. Płomienie otaczały ją ognistą aurą, całą… z wyjątkiem czerwieniejącego od żaru ostrza jej broni. Pędziła z szaleńczym uśmiechem w kierunku wroga. Atak… szerokie cięcie po skosie, przetoczenie się obok, by uniknąć ataku wroga i ponowny zamach mieczem. Taki był jej plan.

- Yuriano, bogini Sprawiedliwości, moja opiekunko, powierzam się tobie, oświecaj mnie, chroń mnie, kieruj mną, bądź stróżem mojego życia, bądź opiekunką mojego życia, błogosław tym którzy chodzą po świecie, by szybko nie zamieszkali w niebie. - Rybka mrucząc pod nosem słowa modlitwy do bogini Yurian (lub boga Yurian, jak kto woli) podążyła za Mirin, najwyraźniej uznając, że ta wzięła się za największy kaliber. Trzymała się jednak w bezpiecznej odległości, nie atakując nic, ani nikogo.

Walka rozpoczęła się na dobre. Utworzona przez czarodzieja bomba wybuchła trafiając środkowego terronosa, który padł na miejscu. Jego bracia wydali z siebie wściekły, piskliwy krzyk. Był to wyraz zarówno gniewu po stracie jednego ze swoich jak i bólu. Ich skóra dymiła w kilku miejscach, tam gdzie trafiły odpryski magmy. Elf zdobył dwójkę nowych wrogów, którzy pałając chęcią zemsty ruszyli biegiem w jego kierunku.

Cassira także biegła, płonąc żądzą mordu i to dosłownie. Każdy jej krok pozostawiał na drodze żarzący się ślad. Wędrowiec, którego obrała sobie za cel, nie miał jednak zamiaru się zatrzymać czy uciekać w popłochu. Ruszył w jej stronę nabierając prędkości. Jego paszcza rozwarła się i w stronę pogromczyni pomknęła struga zgniłozielonej cieczy, która jednak tylko ją musnęła gdyż castaniczka wykonała wymijający uskok, a następnie cięła swym ogromnym mieczem trafiając przeciwnika w rozdęty brzuch. Kolejny uskok ochronił ją przed wylewającą się z rozcięcia cieczą, która to zdecydowanie krwią nie była, a biorąc pod uwagę czerniejące w kontakcie z nią rośliny, nie powinna także znaleźć swej drogi do skóry pogromczyni.

Szarżującą do przodu Mirin minęła Tanelia, w biegu zeskakując ze swojego wierzchowca i wypuszczając skrzącą się błękitnym światłem strzałę w stronę przeciwnika. Pocisk ugrzązł tam, gdzie powinno znajdować się jego serce jednak wydawało się, że nie wywarł pożądanego efektu. Ghilliedhus parł dalej do przodu wprost na spotkanie dzierżącej długą lancę kobiety. Podążająca za nią kapłanka póki co niewiele miała do zrobienia o ile nie zamierzała sama podjąć ataku. Przynajmniej do chwili w której za jej plecami rozległ się krzyk Tyrusa. Potężny aman ze swoim toporem nie zdołał uniknąć cięcia ostatniego ze swoich przeciwników. Pierwszy bowiem padł zanim zdążył uskoczyć przed ciosem.

Sejanus wycofał się by wskoczyć na środkowy wóz, na ten sam który Okuri wybrała sobie na swoje gniazdo. W dłoni trzymał swoje miecze, jednak nic nie wskazywało na to by miał zamiar włączyć się do walki. Kocia elinka wypuściła kolejną strzałę jednak ta nie trafiła w cel. Szybki unik największego z terronosów sprawił, że pocisk wylądował w pniu pobliskiego drzewa. Zilf, dzierżąc swoją glewię zaczęła biec w kierunku tego samego wroga. Nim znalazła się w jego zasięgu odbiła się od ziemi i wyskoczyła w powietrze lądując za jego plecami. Potężny zamach i cięcie później wydusiło z jego gardła wdzierający się w uszy skrzek będący wyrazem bólu. Na dźwięk ów odpowiedziały kolejne krzyki i chichoty, świadczące o tym, że nadciąga odsiecz. Zilf nie czekała aż terronos, którego zaatakowała, padnie. Jej uwaga przeniosła się na drugiego Wędrowca, tego, w którego ciele tkwiła już, wypuszczona na samym początku, strzała Okuri. Uczyniła to jednak zbyt wolno. Zignorowany przez nią wcześniej przeciwnik postanowił się zemścić. Fala zgniłozielonej cieczy zdołała, pomimo gwałtownej próby uniku, trafić castaniczkę w ramię i ochlapać jej prawy bok. Kobieta wykonała kolejny odskok, było to jednak wszystko co była w stanie zrobić. Opadając na jedno kolano znalazła się w bezpośrednim niebezpieczeństwie, wystawiona na kolejny atak Wędrowca.



Cass mocniej zacisnęła dłonie na rękojeści miecza, a ognista aura otaczająca ją się wzmogła. Castanka miała nadzieję, że kłopotliwa zazwyczaj właściwość jej miecza, tym razem przyniesie pożytek. I każda plugawa ciesz, która spróbuje dotknąć jej ciała, wyparuje w kontakcie z płomieniami. Natarła więc ponownie, tym razem unosząc ostry miecz do cięcia z pionu gotowa uskoczyć w bok, jeśli przeciwnik okaże się szybszy.

Bomba magmowa nie do końca spełniła pragnienia maga, ale należało się cieszyć z tego, co udało się zdziałać. Zostały jeszcze dwa stwory, z których zionęła nienawiść do osoby, która nie tylko ich poraniła, ale przede wszystkim zabiła ich brata.
Trzymając w dłoni dysk skupił się i ponownie przywołał magię. Jako że jej zapasy nie były bezdennym oceanem, Gravaren postanowił nie być zbyt rozrzutnym. Tym razem w stronę terronosów pomknęły dwie niezbyt duże kule ognia.

Znów ze słowami modlitwy na ustach, tym razem wypowiadanymi tak cicho, że nikt, zwłaszcza w wirze walki nie był w stanie ich usłyszeć, Rybka podbiegła kilka kroków w stronę gdzie usłyszała krzyk Tyrusa, jednocześnie zauważając ranną Zilf. Uniosła wysoko kapłańską laskę z której po chwili rozbłysło się światło. Miała zamiar uleczyć jego i ją jednocześnie.

Otoczona płomieniami castaniczka wyprowadziła swój atak odskakując zaraz po. Na szczęście, jak się chwilę później okazało. Z rozcięcia ponownie wypłynęła owa obrzydliwa i toksyczna ciecz. Wędrowiec zachwiał się na nogach, łapiąc za ranę, jakby chciał ją zasklepić. To, oczywiście, nic nie dało. “Krew” spływała na poszycie zabijając całą roślinność z którą się zetknęła. Jej właściciel nie ograniczył się jednak do samych prób utrzymania owej cieczy w ciele. Jego paszcza rozwarła się ponownie w efekcie czego w kierunku Cassiry popłynęła kolejna struga trucizny. Tym razem jednak pogromczyni uniknęła ataku, po którym potwór opadł na kolana, stając się tym samym łatwym celem dla jej miecza.

Terronosy biegły szybko na swoich małych nóżkach, zmierzając uparcie w stronę elfiego czarodzieja. Ten jednak nie miał zamiaru stać i przyglądać się jak przeciwnik nadchodzi. Dwie ogniste kule wystrzeliły w kierunku małych stworów. Obie trafiły, chociaż tylko jedna z efektem śmiertelnym. Drugiej nie brakowało wiele bowiem trafiony nią terronos padł na ziemię i wierzgał, próbując ugasić trawiące go płomienie. Skrzeczał przy tym i piszczał na tyle głośno, że zagłuszył wszelkie pozostałe odgłosy walki.

Różowowłosa elinka poczuła jak wypełnia ją boska moc. Moc ta, poddając się jej woli, pomknęła ku tym, którzy zostali jej wskazani. Tyrusa i Zilf spowiła delikatna, zielonkawa poświata, która szybko wniknęła w ich ciała. Aman natychmiast wyprowadził kolejny atak, zanim jego ofiara zdążyła odskoczyć. Jedno zamachnięcie się toporem później i lista śmiertelności wzrosła o kolejnego potwora.
Zilf miała większe problemy. Samo uleczenie, w jej przypadku nie wystarczało, jednak przywróciło jej dość sił by powstać i zaatakować wędrowca, a następnie odskoczyć. Trafiła, w efekcie czego na ziemię wylała się obrzydliwa ciecz, która natychmiast uśmierciła wszystkie rośliny, które zostały przez nią spryskane. Castaniczka odskoczyła, ponownie lądując na jednym kolanie, jednak nie musiała się już spieszyć. Strzała, wypuszczona przez Okuri trafiła bowiem w narośl, znajdującą się po prawej stronie piersi potwora i wniknęła głęboko w jego ciało. Wędrowiec zastygł w pół ruchu, a następnie zwalił się na ziemię bez życia.

Pozostał zatem już tylko jeden przeciwnik, największy z nich. Drzewiec dotarł w końcu do obu kobiet. Mirin wydała z siebie wojenny okrzyk, skupiając całą uwagę potwora, a następnie schroniła się za swoją tarczą. Tanelia odskoczyła do tyłu, by zwiększyć dzielącą ją od niego odległość, a następnie naciągnęła cięciwę łuku. W miejscu, w którym powinna się znajdować strzała zalśniła błękitna poświata, formując jej kształt. I kolejny i kolejny i tak aż do chwili, w której zebrało się łącznie siedem pocisków w jednym. Dopiero wtedy palce castaniczki zwolniły cięciwę, wypuszczając strzałę, która trafiła dokładnie w sam środek torsu drzewca. Ghilliedhus zatoczył się i cofnął o krok, a następnie zaczął unosić swoją ogromną łapę, szykując się do kontrataku.

Cass pognała na potwora, by jak najszybciej pozbawić go głowy gwałtownym cięciem miecza. Za długo wszak trwał jej pojedynek z Wędrowcem. Musiała się spieszyć, by wspomóc Mirin i Tanelię w walce.

Gravaren przez moment zastanawiał się, czy nie wspomóc walczącej z największym potworem dwójki, ale w tamtą stronę popędziła już Cassira. Na dodatek nie było rzeczą pewną, czy dogorywający terronos nie podniesie się nagle i ostatkiem sił nie zaatakuje swego zabójcy.
No i nie było rzeczą pewną, czy gdzieś w krzakach nie czają się jeszcze jacyś wrogowie. Z tego też powodu Gravaren nie ruszył się z miejsca, ograniczając swe działania do obserwowania okolicy.

Rybka zmniejszyła dystans między sobą samą a Mirim, by móc jej szybko pomóc w razie potrzeby.

Głowa potwora upadła z nieprzyjemnym plaśnięciem. Z jego szyi zaczęła wyciekać gęsta maź. Na końcu upadło samo ciało, przygniatając sobą leżącą już na poszyciu z liści, głowę. Przeciwnik Cassiry był jak najbardziej martwy, podobnie jak ostatni z terronosów Gravarena, który pozostawił po sobie jedynie kupkę popiołów.
Rybka, biegnąc w stronę Mirin stała się natomiast świadkiem uderzenia, jakie spadło na tarczę kobiety. Podmuch nim wywołany sprawił że pokrywające drogę kamyki, pył i liście, wzbiły się w powietrze. Na szczęście nikt nie znajdował się na tyle blisko by zostać trafiony jednym z kamieni, Mirin także nie sprawiała wrażenia rannej. Jej tarcza przejęła siłę ataku, chroniąc swoją właścicielkę przed jego skutkami. W międzyczasie Tanelia zdołała przygotować kolejną ze swoich potężnych, zwielokrotnionych strzał. Tym razem drzewiec zachwiał się mocniej, a po chwili opadł na jedno kolano, dając lansjerce szansę na wyprowadzenie ataku, co też zaraz zrobiła, odsuwając tarczę i uderzając lancą. Ghilliedhus wydał z siebie głośny okrzyk, świadczący o bólu oraz wściekłości. Nim jednak zdołał podnieść się z ziemi, kolejna strzała ugodziła go, trafiając w oko. Strzałę tę wypuściła Okuri, a jej efektem było zwalenie się drzewca na drogę. Teraz wystarczyło go tylko dobić i było po walce.
Cass ruszyła ku potworowi z wyciągniętym mieczem, zachodząc go z boku by wprowadzić silne cięcie mieczem i dobić potwora.
Zagrożenie minęło, Rybka pozwoliła sobie więc by na chwile dłużej zawiesić wzrok na Cass dobijającej aktualnie ostatniego potwora. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Był to krótki, tajemniczy uśmiech który towarzyszył jakiejś tylko jej znanej myśli.
- Siku! Moje siku - z lekką paniką w głosie wlepiła wzrok w pobliskie drzewa i krzaki. Ponieważ nic się tam nie ruszało, od razu pobiegła w ich stronę.
A Cass chowając miecz do pochwy, pognała za lisią elinką, bo okolica była zbyt niebezpieczna by Rybka mogła iść na stronę sama. Płomienna aura znikła jak tylko miecz został schowany.
Gravaren nie zamierzał się nimi zajmować. Był pewien, że ta dwójka da sobie radę, a poza tym istniały ważniejsze sprawy, niż naturalne potrzeby pewnej panienki.
Ruszył w stronę Zilf, która, jego zdaniem, najbardziej oberwała w tej potyczce. Prócz, rzecz jasna, potworów.
- Jak się czujesz? - spytał, podchodząc do castaniczki, która wyglądała zdecydowanie mniej kwitnąco niż przed starciem.
- Bywało lepiej - odpowiedziała, a następnie skorzystała z jego pomocy by wstać. - Chwila nieuwagi, to wszystko - dodała, kierując się w stronę wozów. Szła bez pomocy, chociaż bez dwóch zdań widać było iż siły ją opuszczają.
- Trzeba będzie pozbierać dowody na ich ubicie - Sejanus wyszedł naprzeciw Zilf, wyciągając w jej stronę fiolkę z zielonkawym płynem. - Ostrza i narośla z głowy terronosów i esencję z wędrowców. Tę ostatnią znaleźć można w tych naroślach, w których zbiera się trucizna - wyjaśnił. - Tylko trzeba być ostrożnym z tym. Nie mam zbyt wielu mikstur likwidujących jej działanie - ostrzegł.
Okuri zeskoczyła z wozu i podeszła do Tyrusa, który właśnie zabierał się za zebranie trofeum ze swoich przeciwników. Także Tanelia i Mirin powróciły do reszty, zostawiając truchło drzewca tam, gdzie padł.
Gravaren nie bardzo miał co zbierać, bowiem z jego przeciwników niewiele zostało, a kupka popiołu niezbyt się nadawała na trofeum.
- Z tego największego też są jakieś korzyści? - spytał.
- Korzyści są z każdego pokonanego potwora - odpowiedział mu Sejanus. - W końcu jednym z celów tej wyprawy jest także zbadanie istot, które zamieszkują wyspę. Jestem pewien że jak dostarczymy do miasta łapę tego drzewca to także coś za nią skapnie.
- To ja się zajmę jej odcięciem - zaproponował Tyrus, ruszając w stronę truchła.
- I trzeba by to usunąć z drogi, bo wozy nie przejadą - dodała Mirin, jak zwykle skupiając się na konkretach.
- Najlepiej spalić? - zaproponował Gravaren, który jednak nie wyglądał, jakby się palił do tej roboty. - Albo zaprząc konie i odciągnąć. *

W międzyczasie różowa elinka załatwiła naglącą potrzebę.
- Wybacz - powiedziała do Cass, gdy już skończyła i była gotowa na powrót - wybrałam kiepski moment. Siła wyższa. Możemy wracać do reszty. - Mówiąc to stanęła bardzo blisko castianki.
Pogromczyni obserwując otoczenie skinęła głową i spytała ciepło.
- Byłaś bardzo cichutka podczas tej podróży. Wszystko w porządku? - nie oparła się przy tym pokusie podrapania Rybki za uszkiem.
Kapłanka uśmiechnęła się, a podrapana za uchem cicho mruknęła.
- Jasne - odparła. - [/i]wszystko w porządku. Mogę cię teraz pocałować i szybciutko wracamy.[/i] - Mrugnęła przy tym do castianki okiem.
- Też masz pomysły. Ty mała figlarko. -zaśmiała się nieco rubasznie Cass, przyklękając na jedno kolano. Objęła Lavidę w pasie dociskając jej ciało do swego, drugą dłonią obejmując pierś elinki. Ugniatając ją lekko, przylgnęła ustami w namiętnym pocałunku do ust Rybki rozkoszując się chwilą.
Różowa elinka oddała namiętnie pocałunek. Zdjęła rękę Cass ze swojej piersi, po chwili odsuwając się.
- Chodźmy - powiedziała. Chociaż wcale nie miała ochoty przerywać, tu i teraz z Cass byłoby nieziemsko. Jednak rozum podpowiadał, że to nie czas na to.
Cassira wstała i podała dłoń kochance. I obie ruszyły ku reszcie drużyny.
A gdy wyszły z krzaków, castanka spytała.
- Co nas ominęło? Ktoś jeszcze potrzebuje uzdrowienia?
Wzrok Rybki od razu padł na Zilf, która w jej mniemaniu mogła źle się czuć. Przyglądała się jej uważnie.
Zilf faktycznie, nie wyglądała na pełnię zdrowia i sił, chociaż i tak było z nią lepiej niż jeszcze chwilę temu. W dłoni trzymała opróżnioną fiolkę po miksturze.
- Jedynie zbieranie łupów chociaż póki co nikt nie tknął wędrowców i ich esencji - na pytanie Cassiry odpowiedział Sejanus.
- Nic dziwnego… wyglądają jak chodzące worki trucizny - oceniła Cass i rozejrzała się po całej grupie.- Ktoś tu w ogóle wie jak się do tej esencji dobrać?
- Ostrożnie - odpowiedziała Zilf. - Trzeba naciąć narośl i poczekać aż trucizna wypłynie i dopiero wtedy wyjąć tkwiącą w środku esencję. Najlepiej nie zapomnieć przy okazji o rękawicach.
- Sejanusie, ty wyglądasz na kogoś o zwinnych łapkach. Może ty wykroisz pierwszy, by mi pokazać jak to się robi? - Cass zatrzepotała przy tym rzęsami, by go do tego zachęcić.
- Na bogów - jęknęła Zilf, której stan w tej chwili właśnie się pogorszył i wyglądało na to, że zaczęło się jej zbierać na wymioty.
- Oczywiście, moja droga. - Jej brat z kolei zareagował w zgoła przewidywalny sposób. Po chwili, która to upłynęła na przeszukaniu zawartości pierwszego wozu, powrócił z parą rękawic i szczypcami.
- Nie ma powodu by niepotrzebnie ryzykować - wyjaśnił, podając pogromczyni rękawice, samemu zatrzymując szczypce. - To kto jeszcze chętny na demonstrację? - zapytał.
- Chętnie popatrzę, ale chwilowo obserwacja mi wystarczy - powiedział elf.
- Popatrzę razem z Gravenkiem - zadeklarowała Rybka. Zresztą, para rękawic była tylko jedna.
Gravaren, jak zwykle, nie zareagował na to zdrobnienie.
- Więęęc bierzmy się do roboty - dodała z uśmiechem castanka, zakładając rękawice.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-03-2020, 02:46   #43
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Grupa Księżniczki - Bitwa

Nic nie zapowiadało zbliżającego się niebezpieczeństwa, aż do chwili, w której zza zakrętu wypadł spłoszony wierzchowiec Oktawa. Jeźdźca jednak nigdzie widać nie było.
- Raczej wątpliwe by spadł z siodła - stwierdziła Valeris, poprawiając swoje rękawice.
- Faran, pilnuj Hime - polecił Narsh, dobywając miecza. Drugi został na plecach.
- Do boju! - okrzyk księżniczki rozbrzmiał dosłownie w sekundę później. Jej pantera wyrwała do przodu zanim ktokolwiek zdołał zareagować.
- Cholera. - Wyrwało się z gardła Amana sięgającego już po buławę. Zaraz potem popędził za Hime, by pilnować postrzelonej księżniczki i mieć na wszystko oko.
- Jakoś mnie to absolutnie nie zaskoczyło - skomentowała Valeria, ruszając w ślady Farana, podobnie jak uczynił to Narsh oraz siostra kapłanki.

Nie ujechali daleko. Faran jako pierwszy dostrzegł problemy, z którymi mieli się zmierzyć. Na wąskiej ścieżce, która wiodła przez las, stała pantera, a zaraz za nią Hime. Przed nimi zaś, unosząc swoją wielką łapę, stał ghilliedhus. I nie było to jedyne zagrożenie. Krzaki po bokach zdawały się żyć własnym, niezależnym od lekkiego wiatru życiem. Złośliwy chichot dotarł do uszu amana. Jego źródło wydawało się znajdować zarówno po lewej, jak i po prawej stronie.
Ewidentnie się zaczęło. Faran zeskoczył z konia niedaleko księżniczki i wystrzelił z berła pociskiem mocy Sharan, starając się wycelować w oczy, o których była mowa na odprawie. Później miała przyjść pora na niewolnika zemsty, ale musiał oceniać sytuację na bieżąco.
- Biegnij mu za plecy Hime, za nami pewnie są terronsy! - Krzyknął w kierunku elinki.
- Ja chcę walczyć - oświadczyła Hime, po czym dodała coś więcej jednak jej słowa zniknęły w ryku wściekłości, jaki wydał z siebie drzewny potwór. Atak Farana trafił tam, gdzie mistyk celował, sprawiając że ghilliedhus przerwał swój atak i zasłonił się łapą.
Droga była zbyt wąska by pomieścił się na niej więcej niż jeden wierzchowiec. Gdy więc Narsh wraz z Val oraz resztą drużyny przybyli, musieli z konieczności wejść w roślinność porastającą jej pobocze. Wtedy też rozpoczęła się walka. Faran miał rację, chaszcze porastające pobocze kryły bowiem małe bestie zwane terronosami. Pierwsza stała się z nimi Valeris, biegiem ruszając w kierunku walczącego amana. Zaraz za nią, wybierając prawą stronę, ruszył Narsh. Oba wierzchowce, porzucone przez chętnych do walki wojowników, oddane zostały pod opiekę Valerii, która to wraz z Telryne została w tyle.
Kiedy posiłki nadeszły, Faran mógł się skupić na przyzywaniu stwora zza krawędzi. Jednego z tych, które zawsze łapczywie czekały na karmę z boskiej manny, której kanałem był mistyk. Po chwili, w pobliżu Amana, zaczął się materializować mroczny kształt l, spragniony krzywdy i bólu, które mógłby zadać wskazanym przez przyzywającego celom. Jako pierwszy z nich Faran wskazał ghilliedhusa.



Osadzona na piedestale kula czystej energii z wrednym uśmiechem zaczęła wystrzeliwać pociski w kierunku wybranego przez mistyka celu. Hime zaś, tak jak ogłosiła, także w wir walki się rzuciła. Jej bronią, co Faran mógł dostrzec z pewnym przerażeniem, względnie z pełną bezradności rezygnacją, okazały się piąstki. Wojownika księżniczka, całkiem jakby nie dostrzegała tego, że potwór z którym walczyli był od niej co najmniej cztery razy większy, ruszyłą biegiem w jego stronę.
- Faran! - aman usłyszał ostrzegawczy krzyk Narsha, który starł się z jednym z terronosów ale jakimś cudem dostrzegł manewr elinki.
Aman z kolei nie mógł za wiele zrobić, więc po prostu pilnował, by ożywione drzewo nie miało łatwej szansy na atak, teleportowanie jej z pola zagrożenia byłoby mało skuteczne.
W międzyczasie ciszę lasu wypełniły odgłosy walki. Tym zaś, który brzmiał najgłośniej był odgłos wypluwanych z niezwykłę szybkością pocisków, które opuszczały trzymaną przez Telrayne broń, będącą połączeniem sztuki inżynieryjskiej oraz magii.



Elfka trzymała się z tyłu, podobnie jak dbająca o konie Valeria, która póki co nie włączała się do walki. W przeciwieństwie do siostry, która zdawała się być wszędzie. Uderzenia jej uzbrojonych w metalowe rękawice pięści trafiały bezbłędnie w drobne ciała terronosów, z którymi walczyła. Z jej ręki padł już jeden, co w połączeniu z tym którego pokonał Narsh, dawało dwa trupy. Potężny drzewiec także zaczynał się cofać. Połączone ataki przywołańca oraz Hime, sprawiały że duże fragmenty jego ciała nosiły ślady obrażeń. W końcu upadł, trafiony kolejnym, magicznym pociskiem. W powietrze wzniosła się chmura suchych liści i fragmentów mchu. Na świętowanie zwycięstwa nie było jednak czasu bowiem wrogów zdecydowanie nie brakowało. Korzystając z chwili Faran mógł naliczyć ośmioro nadal żyjących i jak najbardziej aktywnych terronosów.
- Wędrowiec! - usłyszał nagle głos Rils, która pojawiła się przy nim jakby znikąd. - Na prawo. Kolejne zbliżają się z przodu - dodała, dołączając do walki.
- Utrzymam ich na dystans, wy się zajmijcie małymi - poleciła Telrayne, przenosząc uwagę na zbliżające się, atakujące trucizną potwory.
Hime, zajmij się terronsami! - Ryknął Faran, do elinki, mówienie jej, żeby się w nic nie wtrącała, mogło się skończyć tym, że jeszcze by pobiegła atakować wędrowców. Rozejrzał się dookoła i zbliżył do terronsów, upewniając najpierw, że Hime też ruszyła w ich stronę. Była pora użyć berła w bardziej fizyczny sposób i porozbijać nieco małych czaszek. A przynajmniej łoić je pociskami Sharan z bliższej odległości, żeby mieč księżniczkę na oku.
Walka trwała wśród dźwięku wystrzeliwanych pocisków i pisków oraz okrzyków terronosów. Te ostatnie, małe gnojki, zdawały się być wszędzie. Ich niewielkich rozmiarów nóżki bynajmniej nie wpływały negatywnie na szybkość, którą potrafiły rozwinąć ich właściciele. Do tego problematyczna stawała się także roślinność, która im głębiej w las, tym się stawała gęstsza, a co za tym idzie oferowała zwiększoną możliwość ukrywania się dla istot, które miały ledwie metr wysokości.
Nie pomagało to jednak aż tak, jak zapewne na to terronosy liczyły. Zarówno Narsh jak i Valeris dawali sobie radę z wycinaniem potworów. Ta druga, za każdym razem gdy jednemu z nich udało się trafić, jarzyła się złotym blaskiem.
Trzymani na dystans wędrowcy póki co nie sprawiali problemów. Pociski Telryane pilnowały by nie znaleźli się oni zbyt blisko pozostałych członków grupy. Dodatkowo Rils także zajmowała ich uwagę, co rusz znikając i lądując za ich plecami. W dłoniach białowłosej elinki znajdowały się ostrza niespotykane na co dzień.



Kimkolwiek była, nie należała do przedstawicieli profesji ogólnie spotykanych na polach bitwy czy też na drogach obu kontynentów. Radziła sobie także całkiem nieźle. Zielona maź wydobywająca się z ust wędrowców nie dosięgła jej ani razu.
Faran jednak miał własne problemy na głowie. Księżniczka faktycznie posłuchała jego rozkazu, z tym że rzuciła się na jednego z dwóch terranosów, którzy nosili maski i byli wyżsi od pozostałych. Ten, którego obrała sobie za cel, niemal dorównywał jej wzrostem, a uzbrojony był w stosownie większe od swoich braci, ostrza. Jedno z nich dosięgło elinki, pozostawiając na jej piersi krwistą pręgę. To z kolei w końcu skłoniło Hime do wycofania się poza zasięg ciosów, jednak bynajmniej nie zniechęciło jej przeciwnika, który szybko ruszył za nią. Ci zaś, których aman za cel obrał, chociaż ranni także zapału nie tracili.
Sytuacja nie była idealna, ale nie byla również tragiczna miał nadzieję. Valeris prawdopodobnie miała jakąś tarczę, więc był o nią w miarę spokojny, natomiast należało uleczyć Hime i w miarę możliwości przystopować terronsy. Dlatego też mistyk przesunął się nieco w bok, by wystrzelić ze swojego berła świetlisty bumerang energii. Zaklęcie o tyle dziwne, co skuteczne, bo jednocześnie leczyło sojuszników i raniło wrogów. - Ustawcie się pod nawrót! - Krzyknął, gdy już pocisk przeniknął księżniczkę i zbliżającego się ku niej stwora.
Kula energii wystrzeliła z berła amana i pomknęła ku swoim celom. Na jej drodze znajdowali się księżniczka oraz biegnący za nią terronos w masce. Gdy energia dotknęła elinki, tę otoczyła na krótką chwilę jasnozielona poświata. Kula jednak nie zatrzymała się tylko pędziła dalej by w końcu przeniknąć także przez potwora. Ten w efekcie spotkania z energią bogów, padł na ziemię niczym rażony ich gniewem. W powrotnej drodze, kula ponownie trafiła na Hime, w pełni uzdrawiając ranną księżniczkę, a następnie wniknęła z powrotem do berła.
Narsh i Valeris kończyli już zabawę ze swoimi przeciwnikami, podobnie sytuacja miała się z Telrayne i Rils. Valeria skorzystała ze swej mocy tylko raz, gdy trzeba było uleczyć Narsha z ciętej rany na przedramieniu. Biorąc pod uwagę żniwo jakie przyniosły działania całej grupy, trzeba było przyznać, że poszło im całkiem nieźle. No i księżniczka nadal wśród żywych przebywała, a o to przecież chodziło.
- Hime, przy wędrowcach, postaraj się trzymać z tyłu, tak, wiem, że chcesz im natłuc, ale trucizna jest niebezpieczna. - Rzucił Faran, odwracając swoją uwagę w stronę większego, chociaż bardziej powolnego zagrożenia.
Zagrożenie to właśnie nadchodziło, krok za krokiem, wprawiając ziemię w lekkie drżenie. Kolejny drzewiec wyłonił się zza zakrętu.
- Ale dlaczego? - Hime zdawała się nie dostrzegać ani nowego zagrożenia, ani też tego, że sama się w owe zagrożenie wpakowała jeszcze chwilę temu. - Lubię walkę - poinformowała butnie, odwracając twarz w stronę nadchodzącego potwora. Jej oczka wyraźnie się roziskrzyły na ów widok.
- Czasami jednak lepiej stanąć z tyłu i dać się wykazać innym - Valeria dołączyła do amana i elinki, a także do ich rozmowy. - Co to będzie za zabawa dla nas jeżeli wybijesz wszystkie te istoty sama?
- Ale przecież… - jęknęła księżniczka, której te argumenty wcale nie przypadły do gustu.
- Słuchaj się - wtrącił Narsh, a ton jego sugerował podwyższony poziom gniewu. Nie czekał także na jej odpowiedź, tylko biegiem ruszył w stronę nowego zagrożenia.
-Dlatego, że jednym z naszych głównych zadań, jest dostarczenie cię żywej. Co może kosztować życie kogoś innego. Narsha, mnie, Valeris, Rils. Każde ma jakąś broń, kiedy uporamy się z tymi wrogami, wytłumaczysz mi, czemu lubisz się rzucać na przeciwników dosłownie z gołymi pięściami. Nawet nie w pancernych rękawicach i dostosowanym pancerzu, tylko z gołymi pięściami.- Wyrzucił z siebie mistyk, obracając się ku nowym przeciwnikom, na których koncentrował się już Niewolnik Zemsty. Dał sobie chwilę na ocenę sytuacji i zastanowienie się, czy będzie musiał zacząć pić mikstury regenerującę moc, zanim skończy się to starcie.
- Ponieważ Narsh zabrał mój dysk - poskarżyła się płaczliwym głosem księżniczka. - A ja chcę walczyć. Umiem walczyć. To niesprawiedliwe - po tych słowach zwyczajnie i na całego się rozpłakała.
- Świetnie - westchnęła Valeria, a następnie uniosła swoją laskę która zaczęła promieniować mocą. Moc ta narastała aż w końcu wybuchła, posyłając na wszystkie strony pole świetlistej energii. Faran poczuł jak poziom jego many wzrasta.
W międzyczasie Narsh zmierzył się z drzewcem, wspierany atakami Niewolnika, oraz tymi, które pochodziły z broni Telrayne. Nic nie wskazywało na to aby ingerencja amana była w ogóle potrzebna. Tym bardziej, że do walki włączył się także podróżujący z nimi czarodziej.
- Proponuję zająć się zbieraniem esencji wędrowców i trofeów z pokonanych terronosów - zaproponowała Valeris, podchodząc do siostry, która uwagę swą skupiała na walczących.
- O tak, tak - Hime rozpromieniła się w jednej sekundzie. - Pozbierajmy esencję. Faran, ty idziesz ze mną - zarządziła władczo, jak na księżniczkę przystało, po czym ruszyła w stronę najbliższego potwora.
- Pewnie że pójdę. - Aman ledwo powstrzymał się od przewrócenia oczyma. - Dzięki Valeris. - Dodał jeszcze, zanim ruszył z Elinką zbierać esencję. Zdawało się, że część zadań na tą wyprawę, odbębnią niejako przypadkiem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 08-03-2020 o 02:48.
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-03-2020, 22:44   #44
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Grupa Tyrusa

Sejanus poprowadził swoją grupkę uczniów do najbliższego z potworów, których główną bronią była trudna do zneutralizowania trucizna.
- To w sumie jest łatwiejsze niż by się wydawało - wyjaśnił, przyklękając przy ciele wędrowca. Potwór upadł na plecy przez co jego narośl zawierająca truciznę była doskonale widoczna. Podobnie jak strzała która w niej tkwiła.
- Tu zadanie będzie banalne - kontynuował castanic. - Strzała utknęła w esencji, co oznacza że wystarczy ją wyjąć. Zwykle jednak najpierw trzeba naciąć narośl - tłumaczył, jednocześnie wyjmując nóż i wykonując nacięcie, z którego natychmiast wypływać począł zielony płyn. - Teraz trzeba by tylko było wsunąć szczypce do środka i wyłowić esencję. My tego robić nie musimy - co mówiąc pociągnął za strzałą, która gładko wyszła z ciała wędrowca. Jej grot tkwił w czymś, co wyglądało jak pomarszczony, ciemnozielony orzech wielkości małej brzoskwini. - Teraz trzeba to tylko włożyć do sakwy - wyjął takową z kieszeni. Była to zwyczajnie wyglądająca sakiewka z czarnej skóry. Otworzył ją jedną ręką, drugą umieszczając w niej strzałę, a następnie korzystając z ochrony jaką dawała skóra, zsunął z grotu esencję.
- I to by było na tyle - zakończył demonstrację. - Jak chcecie to drugim możecie się zająć sami - dodał, podając sakiewkę Cassirze.


Dalsza droga minęła w miarę spokojnie. Nie licząc tej pierwszej potyczki, na potwory natknęli się jeszcze tylko na dwie podobne grupy składające się głównie z terronosów. Cassira w pewnym momencie zaczęła się bardzo źle czuć, zmuszając pozostałych do przyspieszenia. Rybka wspomogła towarzyszkę leczącym czarem co oczywiście pomogło, jednak tylko tymczasowo. Nim nastał wieczór, pogromczyni ponownie podupadła na zdrowiu. Powodu takiego stanu nikt nie był w stanie dojść, jasnym jednak było, że trzeba coś z tym zrobić. Na szczęście dojeżdżali już do obozu, w którym mieli spędzić noc. Istniała szansa na to, że ktoś będzie w stanie zrozumieć co też się działo z białowłosą.

Sam obóz nie należał do dużych. Ledwie sześć namiotów otoczonych palisadą i dwie naprędce zbudowane szopy. Na ich powitanie wyszedł postawny, czarnowłosy mężczyzna w lekkiej zbroi.


- Witajcie w obozie Dulari - powitał ich, a następnie wskazał miejsce, w którym mogli postawić wozy oraz gdzie mogli złożyć swoje rzeczy na noc.
- Wkrótce podamy kolację więc jak już będziecie gotowi to zapraszam do siebie - ruchem dłoni wskazał ozdobiony seledynowo-czerwonymi proporcami namiot.





Grupa księżniczki

Faran wraz z Hime zabrali się do zbierania łupów z potworów. Najważniejsza oczywiście była esencja z wędrowców, która znajdowała się w naroślach jakie “zdobiły” ich piersi. Księżniczka zdawała się wiedzieć dokładnie co robić i za zadanie obrała sobie nauczyć tego samego amana. Faran otrzymał więc szczypce, rękawice i wykonaną z czarnej skóry sakiewkę po czym musiał cierpliwie wysłuchać pouczeń Hime, odnośnie bezpieczeństwa w trakcie wykonywania tej pracy. Stojąca obok i przyglądająca się temu wszystkiemu Valeria, sprawiała wrażenie jakby jej coś bardzo poważnego dolegało. Jedną dłoń trzymała na brzuchu, a drugą zakrywała usta.

Po skończonej robocie i po pokonaniu ostatniego drzewca, ruszono dalej. Wkrótce napotkali Oktawa, który właśnie dobijał ostatniego ze swoich przeciwników. Wokół leżały ciała terronosów, świadczące o zażartej walce, jaka się rozegrała między nimi, a młodym wojownikiem. Ten ostatni, chociaż zwycięski, nie wyszedł ze starcia bez ran, którymi jednak szybko zajęła się Valeria. Nim ponownie ruszono w drogę, do drużyny dołączyła Sintri, przekazując Narshowi podobny woreczek do tego, który znajdował się w posiadaniu Farana.

Ich dalsza droga usiana była takimi właśnie potyczkami, jednymi większymi, innymi mniejszymi. Zdawało się, że im bliżej miejsca katastrofy tym więcej potworów nabierało ochoty na to by utrudnić im życie. Nie była to jednak jedyna rzecz, którą zauważyli. Z każdym kolejnym starciem czuli jak ich wiedza i doświadczenie rosną. Było to widoczne gołym okiem, wystarczyło spojrzeć na czas w jakim pokonywali przeciwników. Gdy więc w końcu nadeszła noc, chociaż zmęczeni, byli także zadowoleni. Tym bardziej, że Hime udało się zasnąć w siodle pantery więc przynajmniej można było na chwilę odetchnąć od jej ciągłego gadania.


Na obóz wybrano niewielką polanę znajdującą się w pobliżu dróżki, którą podróżowali. Polana tworzyła z nią swoisty trójkąt gdzie jedną krawędzią była droga, drugą przepływająca rzeka, a trzecią fragment starego muru, który dochodził aż do wzniesienia i dopiero tam opadał, poddając się działaniu czasu. Mur ten nie miał ani miejsca, ani powodu by go budowano w lesie, nie zmieniało to jednak faktu, że istniał i że to pod nim rozstawiono namioty.
Valeris od razu zajęła się przygotowaniem ognia. Narsh wraz z Sintri oddalili się nieco i podjęli zażartą dyskusję. Hime zaś, gdy się w końcu obudziła, wcale nie sprawiała wrażenia chętnej do tego by brać udział w obozowym życiu więc poszła do swojego namiotu aby, jak oświadczyła wyjątkowo nadąsanym głosem, zaznać należnego jej odpoczynku. Rils z kolei oświadczyła, że idzie sprawdzić okolicę, po czym zniknęła wśród drzew. Elfi czarodziej postanowił jej towarzyszyć. Nikt im w tym nie przeszkadzał.


 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-03-2020, 06:45   #45
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację

Zbieranie esencji, nie miało zostać jednym z ulubionych zajęć Amana, ale starał się dokładnie wypełniać wskazówki księżniczki. Ta umiejętno ść miała się przydać w przyszło ści, a nie należał do osobników, które rezygnowały z nauki czego ś tylko dla tego, że niekoniecznie im to przypadło do gustu. Gdy już się z tym uporał, przygotował na szybko miksturę leczniczą dla Valerii. Nie miał za bardzo pojęcia, co jej jest. Nie wyglądała, jakby oberwała mocno w trakcie potyczki.

W trakcie kolejnych starć, starał się nieco oszczędniej używać mocy, a mimo to, musiał sięgnąć po jedną z podstawowych mikstur, które dostał wraz z ekwipunkiem jako czę ść eskorty księżniczki. Nie szło im to najgorzej, nawet powoli zaczynali się uzupełniać, niż każde działać na swoją rękę. Widać też było, że większo ść drużyny już ze sobą współpracowała. Kiedy nie był zajęty walką, Faran starał się wypatrywać miejsca, które chociażby nieco przypominało mu miejsce ze snu z bratem w tle, ale póki co, nie rzuciło mu się w oczy nic podobnego. Podejrzewał, że faktycznie będzie musiał zasięgnać pomocy u jednej z wiedżm szkolonych w Velicce.

Po całkiem solidnym zgraniu za dnia, rozkładanie obozu mogło nieco rozczarowywać. Nie chodziło o samo miejsce, bo to było dobrane w miarę rozsądnie, nie szło nawet o podział obowiązków. Co raczej rozproszenie, każdy poszedł w swoją stronę, mimo, że byli na obcym, niebezpiecznym terytorium. Skoro Valeria zajęła się ogniem, Faran wziął się za gotowanie. Lubił to i całkiem nieźle mu to wychodziło. W międzyczasie, miał też zamiar sprawdzić, co się działo z Valerią, nie wyglądała najlepiej i chciał się przekonać, czy to jakie ś zatrucie, rana, ciąża, czy sam wypaczający wpływ wyspy. Mieszając z wolna potrawkę w garnku, zastanawiał się, kto mógł pozostawić po sobie tutaj mur. Nie mógł się otrząsnąć z wrażenia, że Sojusz co prawda próbował przejąć te tereny, ale zadowoliłby się samą wyprawą rabunkową, po zapomniane relikty i wiedzę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172